Recenzje CZY NOWY DIALOG Z NATURĄ? Renee W e b e r
Transkrypt
Recenzje CZY NOWY DIALOG Z NATURĄ? Renee W e b e r
286 Recenzje CZY NOWY DIALOG Z NATURĄ? Renee W e b e r : P oszukiwanie jedności. Nauka i m isty ka. T łum aczył K. Środa, W y daw nictw o P u sty Obłok, W arszaw a 1990, s. 216. H istoria n a u k i dowodzi, że p ragnienie poznania tajn ik ó w przy ro d y nie n a ro dziło się jedynie z u ty lita rn y c h potrzeb ludzkich. W praw dzie żyjący n a przełom ie szesnastego i siedem nastego w ieku F rancis Bacon po ró w n y w ał uczonych do o p raw ców zm uszających n a tu rę do u ja w n ian ia jej sekretó w p rzy pom ocy ek sp ery m en tu pełniącego rolę koła to rtu r, ale fizyka now ożytna nigdy by nie pow stała, gdyby jej tw ó rcy nie w ierzyli w możliwość odsłonięcia harm on ii p rzen ik ającej każdy b adany w dośw iadczeniu szczegół. Chęć u jrze n ia piękna uk ry teg o za zw ykłym n ag ro m a dzeniem danych zm ysłow ych b yła w przeszłości jed n y m z głów nych czynników um ożliw iających kon stru o w an ie coraz ogólniejszych m odeli teoretycznych, przy po mocy k tó ry ch usiłow ano w yrazić u n iw ersa ln y porząd ek zjaw isk. Czy je d n a k w iara ta je st n ad a l żyw a? Czy w yostrzona św iadom ość ograniczonej w ażności każdego obrazu przyrody, ja k i stw orzono w dotychczasow ym rozw oju p rzyrodoznaw stw a, nie prow adzi do p rag m aty k ą jedynie dyktow anego 'trzym ania się cząstkow ych m etod oraz rezygnacji z p ragnienia zrozum ienia praw , ja k ie rządzą całością? A u to rk a książki staw ia te py tan ia, by w ykazać, iż trad y c y jn ie p o jm ow ana n a u k a nie je st już w stan ie zaspokoić poznaw czych potrzeb, ja k ie w espół z tra d y c y jn ą m e tafizy k ą niegdyś rozbudziła, i że dlatego w ym aga uzupełnienia. J a k p o d ty tu ł p racy w skazuje, tym , czego dzisiejszem u podejściu do n a tu ry b ra k u je — zarów no n a te r e nie nauki, ja k i poza jej obrębem — je st elem ent m istyczny. W eber doskonale zdaje sobie sp raw ę z w ieloznaczności oraz ze złej sław y n aro słe j w okół znaczenia te rm i nu m istyka. Toteż w sw ych w yw odach n ad a je m u bardzo ogólny, m e tarelig ijn y sens. M istycyzm — czytam y w e w stępie — jest dośw iadczeniem jedności z rzeczy w istością. K siążka nie zaw iera analitycznego stu d iu m treściow ej zaw artości użytego w ty m sform ułow aniu słow a „jedność” . Je st bow iem zbiorem w yw iadów i dyskusji z w y b itnym i przedstaw icielam i w spółczesnego p rzy ro d o zn aw stw a (D. Bohm em , R. S h eld rak e’em, I. P rigogine’em, S. H aw kingiem ) oraz ze znanym i n a Zachodzie E uropy i w S tan a ch Z jednoczonych m istykam i i m ęd rcam i (L. A. G ovindą, X IV D a lajlam ą, B. G riffithsem , K rish n am u rtim ). G łów nym te m atem w iększości zapisanych przez au to rk ę rozm ów je st zagadnienie m ożliw ych podobieństw treśc i n au k i i m i R ecenzje 287 stycyzm u. Ale w iele z nich k ry je w sobie rów nież w ażne p rzesłan ie etyczne. W eber chce n am bow iem uśw iadom ić, iż przekroczenie granic trad y c y jn ej n au k i oraz zm ia n a n astaw ie n ia do biopsychicznego otoczenia człow ieka są m ożliw e i w skazane tylko w tedy, gdy tow arzyszy im p ostaw a czci d la b y tu i poczucie odpow iedzialności za całość. Nie w szyscy p o jaw iający się w książce rozm ów cy podzielają te n pogląd. Jed y n ie Bohm je st przy k ład em uczonego, k tó ry zdaje się w pełni doceniać i rozum ieć zw ią zek m iędzy n au k ą a m istycyzm em . P odejście słynnego belgijskiego chem ika P rirogine’a do tej kw estii je st znacznie bardziej w yw ażone, a stanow isko fen o m en aln e go fizyka angielskiego H aw kinga — jednoznacznie niep rzy ch y ln e wobec m istyki. T akże in d y jsk i filozof i m ędrzec K irsh n a m u rti podaje w w ątpliw ość zasadność łą czenia ze sobą dw u tych n u rtó w m yśli. Ale m im o isto tn y ch różnic w ocenie m ożli w ości znalezienia p u n k tó w w spólnych m iędzy racjo n aln y m i a p o n ad racjo n aln y m i sposobam i k o n ta k tu z n a tu rą — rozm ów ców R. W eber łączy w ia ra w w yzw olenie n ieznanych mocy u k ry ty ch w pokładach ludzkiej św iadom ości oraz przekonanie, że sztyw ny racjo n alizm dotychczasow ej nau k i m usi u stąp ić m iejsca podejściu procesu aln em u i dynam icznem u. Skąd bierze się u w spółczesnych uczonych ów nie sk ry w an y , lecz w sy tu acji przeżyw anego przez n a u k ę kry zy su jakże osobliw y optym izm poznaw czy? W czytu jąc się w treść w ypow iedzi poszczególnych w spółautorów książki n ie tru d n o znaleźć odpow iedź na to p ytanie. N auka pierw szej połow y naszego stu lecia sw oje n ie zw ykłe sukcesy w dużej m ierze zaw dzięczała pow szechnem u stosow aniu red u k cjo nistyczno-m echanistycznego m odelu w y jaśn ian ia nowo o d krytych faktów i procesów, rzy li — ja k pow iada D avid Bohm — zasadzie częściowości, w y k luczającej z ro zw a żań n aukow ych w szelki holizm . Lecz w chw ili obecnej jesteśm y św iadkam i ogro m nych trudności, na ja k ie n ap o ty k a to spraw dzone, ja k do n ied aw n a w ydaw ać się mogło, podejście. T rudności te n ajłatw iej dostrzec w biologii, ale fizyka i chem ia też nie są od nich w olne. O kazuje się bow iem , iż uznane przez m echanicystów za m etafizyczne pojęcie całości stanow i nieodzow ny elem ent w y jaśn ian ia w ielu p o d sta w ow ych zjaw isk w przyrodzie. I tak, zdaniem angielskiego biologa R u p e rta S h eld rak e’a (au to ra w ydanej w 1981 roku głośnej ro zp raw y A N ew Science oj Life: T h e Hypothesis of Form ative Causation), u p raw ia n a przez zw olenników red u k cjo n izm u em briologia nie p o trafi na p rzy kład w yjaśnić, ja k to się dzieje, że w trak c ie rozw oju zarodka w zrasta coraz b ardziej złożoność stru k tu ry , że form a złożona w y ra sta z m niej złożonej. W yjaśnienie tego fa k tu je st tru d n e, poniew aż fo rm a organizm u nie jest w ielkością zachow ującą się podczas jego p rzem ian i nie d aje się w yrazić przy pomocy fo rm u ł m atem atycznych. Nie podlega więc ani znanym z fizyki p raw om zachow ania, an i nie u k azu je jasno przyczyn pow odujących je j p o jaw ianie się w tra k c ie form ow ania się s tru k tu ry o rg a nizm u. Nie jest bow iem um iejscow iona w k o n k retn e j czasoprzestrzeni, a jej od działyw anie nie m a c h a ra k te ru energetycznego w fizycznym tego słow a znaczeniu. Pom im o tego, zdaje się w yw ierać pew ien m orfogenetyczny w pływ m odelujący „ k s z ta łt” rozw ijającego się w czasie system u organicznego. Na podobne w sw ej ostatecznej w ym ow ie osobliwości n a tra fia rów nież d zi siejsza fizyka. J e d n ą z podstaw ow ych p rzesłan ek klasycznej m echaniki było tw ie r dzenie, że m a teria zbudow ana je st z gęstego tw orzyw a, leżącego u p odstaw tró jw y m iarow ego św iata przedm iotów i dającego się w pełni zrozum ieć jed y n ie przez odniesienie do sam ego siebie. Z m atem atycznych opisów teorii k w an to w ej w yp ły w a je d n a k zgoła odm ienny w niosek. Z achow ania m ikrocząsteczek m a ją niew iele w sp ó l nego z m ech an ik ą i są bardzo subtelne. C ząstki subatom ow e nigdy bow iem nie w y stę p u ją oddzielnie. Są zaw sze pow iązane z rozciągającym i się w p rzestrzen i polam i, k tó ry m w jak iś tajem n iczy sposób p rzy słu g u ją k w an ty energii. Co je d n ak n a jb a r dziej zadziw iające, oddziaływ ania ow ych pól nie zależą od ich n atężenia, lecz od form y, w jak iej się jaw ią, od początkow ej k o n fig u racji zespołów cząstek. Z m iany ty ch pól nie w y w ierają więc w pływ u m echanicznego na to, z czym się s ty k a ją, lecz d ziałają raczej jak o przepływ in fo rm acji d eterm in u jącej pow staw an ie w zajem nych relacji m iędzy obiektam i. W p rzek o n an iu Bohm a, fak ty te p o dw ażają tra d y c y jn ą w iarę w pro sty ch a ra k te r elem e n ta rn y c h sk ład n ik ó w m aterii. B adanie coraz m niejszych części składow ych b y n ajm n iej nie prow adzi do u jęcia rosnącej p ro sto ty ich zachow ania, lecz sk łan ia do przypuszczenia, że m ikrocząsteczki oto czone są polam i sensu w yposażonym i w złożony zasób inform acji, pozw alających im reagow ać n a zachow ania innych obiektów , a naw et pozostaw ać w zw iązku R ecenzje R ecenzje z rzeczam i odległym i w czasie i przestrzeni. M ówiąc inaczej, zdaniem Bohm a, za chow anie m ikroobiektów zależy od stan u sensow nie u fo rm o w an ej całości, przy czym zależność ta nie daje się w yjaśnić w yłącznie w te rm in ac h p ierw o tn y ch w łasności części. Z zanotow anych w pracy rozm ów w ynika, iż pytanie, czym ow a całość jest, s ta nowi w chw ili obecnej przedm iot spekulatyw nych dom ysłów i dociekań, k tó ry ch nau k o w ą w arto ść zdecydow anie podw ażają przeciw nicy holizm u. D latego k siążka W eber je st godnym uw agi św iadectw em osobliw ej sy tu acji, w ja k iej znalazło się dzisiejsze przyrodoznaw stw o. Bo oto z jednej strony, rozw ażania dotyczące p o stu lo w an ej przez niektórych uczonych całości, ja k chyba nigdy w cześniej, u w y p u k lają znaczenie dobrze znanego historykom nau k i fak tu , że badania naukow e, w brew w szelkim scjentystycznym ideologiom, są w sw ej najgłębszej istocie przedłużeniem oderw anej od em pirii — i zw ykle ją poprzedzającej — sp ek u lacji m etafizycznej. Cele m etafizyki i nau k badających poszczególne w ycinki rzeczyw istości są bow iem w sw ojej teoretycznej w ym ow ie podobne. W szak i tu, i tam chodzi o zrozum ienie — lub p rzy n ajm n iej rozjaśnienie — tego, co jest. Różnice polegają ty lk o n a sposobie ujęcia przedm iotu i na w ytyczeniu granic tem u, co chce się badać. W iadom o jednak, że jedność n au k i i filozofii nigdy nie była faktem , a jed y n ie nieśm iało głoszonym po stu latem — czymś, w co łatw o było zw ątpić. Z takiego w ątp ien ia w ziął początek n u rt m yślow y izolujący badania naukow e od k o n te k stu kulturow ego, u siłu jący je sprow adzić do zw ykłej ru ty n y , działalności czysto p rak ty czn ej, n ak iero w an ej na d ostarczanie narzędzi przew idyw ania i kontroli procesów n atu ra ln y ch . Otóż w spo m n ian a osobliwość obecnego sta n u rozw oju przyrodoznaw stw a w y d aje się polegać n a tym , iż te dw a przeciw staw ne sposoby ujm o w an ia zw iązku m iędzy n au k am i szczegółowymi a filozoficzną sp ek u lacją ■ — zn ajdujące dotąd dla siebie ujście głów nie w teo rii poznania i m etodologii — zostały obecnie w łączone w obręb sam ej nauki, stając się — być może bardzo w ażną — siłą napędow ą jej rozw oju. P rz e m iana ta dokonała się je d n ak w m om encie, kiedy w ia ra w w artość i trafn o ść e u ro pejskiego sposobu postrzegania i rozum ienia rzeczyw istości uległa pow ażnem u n a d w ątleniu. S tąd w łaśnie drugi elem ent opisyw anej sy tu acji: poczucie całkow itej n ie m al nieadekw atności dotychczasow ych, racjo n aln ie w ypracow anych m odeli w y ja ś niania. S tąd chęć w ejścia w k o n ta k t z czymś całkow icie now ym , m istycznym , w y kraczającym poza obręb pojęć u k ształtow anych przez m yśl zachodnią. Być może w iększość czytelników książki nie dostrzeże w te j n agłej zm ianie zain teresow ań niczego szczególnego. W szak dzieje poznania przeżyły już n iejeden z pozoru dziw ny zw rot, z czasem uznany za rzecz oczyw istą. W yjątkow ość obecnie zaistniałej sy tu acji polega je d n ak na tym , iż w spółcześni uczeni u siłu ją w ykorzystać in sp irację płynącą z m istyki w ykształconej w k u ltu ra c h pozaeuropejskich, zw łaszcza z m istyki buddyjskiej. W sp ekulacjach Bohm a i S h eld rak e’a, a także w p racach dw u innych znakom itych biologów la u re ató w N agrody N obla, G eorge’a W alda i B a rb a ry M cClintock (W eber kreśli ich naukow e sylw etki w epilogu książki), odżyw ają za pom niane m ity w schodnich religii opartych na w ierze w odw ieczne w spółistnienie m aterii i św iadom ości, dw u ostatecznych i niew yw odliw ych z siebie elem entów w szechrzeczy. U zasadnieniem tych niespotykanych jeszcze przed k ilk u n a stu laty p ra k ty k je st podkreślenie w agi zastan aw iający ch analogii m iędzy w schodnim m isty cyzmem a zachodnią nauką. A nalogie te — uczeni ci tw ierdzą ■ — są bow iem w y raźne. Na przykład subtelne w łasności m ikroobiektów w spółczesnej fizyki p rzy p om inają cechy cząstek przestrzeni, z k tó ry ch — ja k kosm ologia buddyzm u ty b e tańskiego u trzy m u je — skład a się w szechśw iat. T akże względność czasu, niem ożność podania opisu pojedynczej, w yrw anej ze swego otoczenia m ikrocząstki, hipoteza oddziaływ ań poprzez przekaz inform acji, dom inująca rola w ew n ętrzn ej p rzy p a d kow ości procesów n atu ra ln y ch (zagadnienie to od w ielu la t bada P rigogine) — każde z ty ch odkryć zn ajd u je odzw ierciedlenie w podstaw ow ych zasadach m yśli b u d dyjskiej. N atu raln ie, otw arty m problem em pozostaje pytanie, czy podobieństw o treści przeżyć m istycznych do niek tó ry ch tw ierdzeń w spółczesnej n au k i upow ażnia uczo nego do n ad aw an ia tym tw ierdzeniom sensu zgodnego i relig ijn ą in te rp re ta c ją m i tów czy zasad w iary. Z relacji w ielu m istyków w y n ik a bowiem, że poznanie m i styczne je st czynnością um ysłu odbyw ającą się bez sądów , zrodzoną z „p rzy sw o je n ia” sobie czegoś, co nad b u d o w u je się nad zw ykłą w iedzą, a jednocześnie konsoli d u je i duchow o ubogaca, zaspokajając głębokie potrzeby podm iotow e. F u n k cji tak ich nie pełni i pełnić nie może teoria naukow a. W eber jest, ja k się w ydaje, św iadom a tej różnicy. Toteż nie kończy sw ych w yw iadów jednoznacznie brzm iącym i w n io sk a mi, choć w w ielu m iejscach jej fascy n acja m yślą W schodu przesądza o ty p ie s ta w ian y ch p y ta ń i zm usza d y sk u tan tó w do w yp o w iad an ia się w k w estiach, k tó ry ch nie chcieliby podejm ow ać. Te su b iek ty w n e p red y lek cje a u to rk i nie są je d n a k n a ty le silne, by m ogły odebrać książce c h a ra k te r ciekaw ie sporządzonego rep o rtaż u . G dyby rep o rtaż te n był zupełnie bezstronny, pew nie w iele by stra c ił n a sw ej atrak cy jn o ści. Czy z ra c ji czysto m eryto ry czn y ch podejście ta k ie je st słuszne — niech osądzi sam C zytelnik. W strzym ując się przed zajęciem jednoznacznego stan o w isk a w te j spraw ie, od n o tu jm y zatem u k azan ie się n a polskim ry n k u w ydaw niczym jeszcze jed n ej pozycji p rzy b liżającej n u rt m yślow y n azw any niegdyś „now ą św iadom ością kosm iczną”, a całkiem niedaw no — przez F ritjo fa C ap rę — „p u n k tem zw ro tn y m ”. 288 289 Janusz Jusiak