ŻYWOT I MĘKA PIĘCIU BRACI MĘCZENNIKÓW PIERWSZEJ
Transkrypt
ŻYWOT I MĘKA PIĘCIU BRACI MĘCZENNIKÓW PIERWSZEJ
ŻYWOT I MĘKA PIĘCIU BRACI MĘCZENNIKÓW PIERWSZEJ DIECEZJI POLSKIEJ W POZNANIU Od Redakcji W zw iązku z R okiem T ysiąclecia B iskupstw a P oznańskiego w y sta w iono w B azylice A rc h ik a ted raln ej P o znańskiej M isterium R elig ijn e pt.: „Ż yw ot i m ęk a P ięciu B raci m ęczenników pierw szej diecezji polskiej w P o zn an iu ”. S cenariusz sztu k i na pod staw ie opisu żyw otu i śm ierci P ięciu B raci, dokonanego przez św. B ru n o n a z K w erfu rtu , o pracow ała Ire n a B yrska. M isteriu m to podajem y dla up am iętn ien ia m ęczeństw a P ięciu B raci, k tó re m iało m iejsce w ro k u 1003 w M iędzyrzeczu na te re n ie ów czesnej D iecezji P oznańskiej (do 1925 r.). Część pierwsza D zw ony. W chodzą: H erold, za n im B runon z K w e rfu rtu . B ru n o n za tr z y m u je się w śro d ku naw y. H erold podchodzi do p re zb iteriu m , w rę k u trzym a księgę. H e r o l d : Rozpoczyna się przygotow anie do dziejów i m ęk i św iętych B en ed y k ta i J a n a oraz ich tow arzyszy, pochodzące od b isk u p a B ru n o n a z K w e rfu rtu , którego zwą też Bonifacym . B runon podchodzi do prezb iteriu m , H erold składa ukło n , oddaje księgę, B ru n o n w chodzi na am bonę, rozkłada księgę. B r u n o n : W im ię O jca i S yna i D ucha Świętego. H e r o l d : Amen. B r u n o n : Dopomóż Boże, abym przy m ałym talen cie w ielk ie sp raw y opow iedzieć zdołał. N iech się w zniesie m ow a, rozum i myśl. N iech u sta m oje m ów ią o św iętym życiu św iętych, k tórzy za niew inność serca i do b re uczynki w k rw aw y m m ęczeństw ie osiągnęli chw aleb n y k res. N ie k iedy n ie je st rzeczą pożyteczną m ów ić o doskonałości, lecz zaw sze w ielk i je st pożytek z jej rozw ażania. P rzypom ina to o zbaw ieniu ty m , k tó rzy s ta ra ją się żyć uczciwie. Trąby. W chodzi orszak. Ś ro d k iem n a w y idą A niołow ie, Ś w ięci, B isk u p z orszakiem , K ról z orszakiem , Z abójcy, Chór. U staw iają się w p rezb i teriu m . P ieśń: S ek w e n cja 112 część I. H e r o l d : Rozpoczyna się opis błogosław ionego żyw ota św. B en e dy k ta i św. Ja n a. Ś w ięci u sta w ia ją się na I poziom ie p re zb ite riu m po obu stronach. B r u n o n : Ten, o k tó ry m sam a nazw a w skazu je, św iadczy, że p rz y szedł dla dobra, św ięty te n pochodził z B en ew en tu ; B en ed y k t, o k tó ry m koniec głosi, że szczęśliw ie kroczył i że dobrze żył. B e n e d y k t : To Bóg postanow ił, ażebym został zakonnikiem i O n to sp raw ił, żem znalazł m a tk ę reg u łę w klasztorze Św iętego Z baw iciela. Pod jej tw a rd e nak azy i ciężką służbę tym chętn iej poddałem k a rk , że przekonałem się, iż w ychow uje ona sługi Boże odznaczające się w ielk ą słodyczą. D ziękow ać będę N iebu za zgodę o p ata na m oje życie w tej pu stelni, gdzie k iedyś k ry ł się św. S y lw ester odd ając się czytaniu. „W i dzisz, ja k w głębokim śniegu stoi b ia ła S o ra k te ”. O to odw ieczna p u sz cza kłoni się do m oich stóp, a m orze potężnym szum em w ielb i swego Tw órcę. Czegóż m i jeszcze trzeba? Bóg w szechobecny i p rzy ro d a w okół, k tó ra Go chw alić będzie w ra z ze m n ą niegodnym . O by D uch Ś w ięty ro zpalił w e m nie niezw yciężoną żarliw ość, k tó ra nie dozw oli m i znosić słabości, an i letniego sposobu życia. B r u n o n : A na M onte Cassino p rzebyw ał starzec im ien iem Ja n , k tó ry znalazłszy upodobanie w rzeczach doskonalszych, su k n ię zakonną p rz y ją ł z ta k ą żarliw ością, iż od sam ego początku o b rał sobie życie p u stelnicze. J a n : S praw , o P an ie, abym nie u n ik a ją c tru d u , w y b ierał zaw sze co lepsze i rozpoczął w alk ę przeciw w szelkiem u złu. A bym b y ł do b ro tliw y i cierpliw y, a każd y dobry uczynek z a p raw iał pokorą. A bym p o lu b ił gorycz, a trud n o ści chętnie znosił. N aucz m nie p ałać p ię k n ą m iłością k u Tobie, o Boże, i k u b liźniem u zgodnie ze słow am i apostoła: „D la m nie życiem je st C hrystus, a śm ierć zyskiem ”. W ielkiego bow iem po k o ju zaznają, k tórzy m iłu ją Jezusa i nie m asz d la nich zgorszenia. D wugłos. P ieśń m łodzieńców w piecu ognistym . B r u n o n : W ieść o rozum ie i rozw adze J a n a bardzo w zruszyła dobrego B en edykta i zw ykł b y ł często odw iedzać go w jego erem ie. Bracia podchodzą k u sobie. B e n e d y k t : P rzybyw am do ciebie w odw iedziny, Jan ie, ab y m i w olno było nazyw ać cię b rate m . A zw ierzyć się p rag n ę z ta k ie j oto tro sk i: Radość trw a n ia w ulubionej m ojej p u ste ln i za tru w a m i lęk, aby nie błądzić z pow odu polegania na w łasnym tylko w idzeniu. Pow ziąłem m yśl, i chyba nie głupią. Oto p rag n ę przebyw ać pod tw o ją opieką w tw oim erem ie. J a n : W ykroczyłbym przeciw pokorze przy n au czan iu o drodze zb a w ienia, gdybym nie w yznał, że rad y m oje i słow a pochodzą od dosko nałego nauczyciela R om ualda, którego pięk n e i w zniosłe życie o p arte n a C ollationes P a tru m poucza nas, k tó ra droga je st w łaściw a. B e n e d y k t : P ięk n y i w ielki przy k ład skrom ności d ajesz m i ty, k tó ry sam m ogąc być m istrzem , ta k szczerze w yznajesz, iż m asz nauczyciela. S łuszna w ięc b y ła m oja m yśl. Pozw ól m i zostać. J a n : Amen. B r u n o n : K ilk a la t trw a li w złotej p u ste ln i sw ojej. Z aczęły k w itn ą ć w ow ej p u ste ln i stu d ia filozofii, a serca b raci pod w p ły w em D ucha Św iętego w y d aw ać liście cnót i ow oce św iętości. Śpiew : M agnificat. Nie d an e było błogosław ionym m ężom cieszyć się długo sw ą doskonałą sam otnością. Ja, do którego na m ocy p rzy w ileju m ieli zw yczaj m ów ić „m ój b ra c ie ”, pom iędzy h o ram i p o d d ałem im ta k ą oto m yśl. B ru n o n m ó w i w stro n ę braci, k tó rzy zw racają się k u niem u. J e s t k ra j n a pograniczu G erm an ii b o gaty w sk arb y , b ardzo potężny dzięki zb ro jn y m zastępom w alecznych m ężów, k tó ry m ieszk ań cy n azy w ają S ław onią. I je st to za zgodą, a w ięcej za w olą k sięcia tej k rain y , B olesław a, ab y b ra c ia zakonni, a p ełn i zapału, ta m gdzie p ięk n y las n ad a w ałb y się n a sam otnię, n a ziem i ch rześcijań sk iej w pobliżu pogan zbudow ali k lasztor. S tąd będą p ły n ą ć tro ja k ie korzyści: dla szukających drogi p ań sk iej, a w ięc d la now icjuszy, u p rag n io n y k laszto r, d la d o jrz a łych d oskonała sam otnia, d la og arn ięty ch duchem ap o sto lstw a w ielk a sposobność głoszenia E w angelii. U m yśliłem w as, jak o n ajb ard zie j g o d nych ta k ie j m isji, n akłonić do jej podjęcia. B e n e d y k t : K sięże biskupie, a b rac ie m ój, niech m i w olno będzie z m iłością i p o k o rą ta k cię nazyw ać. To nie lekkom yślne, czego się w ielce obaw iać m uszę. Bardzo bow iem tru d n o kiero w ać duszam i innych tem u, k tó ry n ie u m ie u strzec w łasn ej duszy. J e d y n ie w iek dojrzały, d łu g o trw ała św iątobliw ość, a p o nadto zrów now ażona m ąd ro ść zdolnym i do tego czynią. Obcy m i d uch tu ła c tw a i m am to n a w zględzie, aby p rzy p ad k iem siebie sam ego nie zgubić, a innych nie móc pozyskać. Jak że w ięc rzu cać u lu b io n ą naszą sam otnię. B r u n o n : N iebezpieczne je st to m iejsce, szkodliw e to bagno, k tó re je otacza. Czy je st ktoś, k to b y tu nie chorow ał? I to je st cud Boży, iż m im o ta k w ielk iej niem ocy, n ik t nie u m iera. J a k i zaiste poży tek z czy ta n ia m oże odnieść um ysł, lu b ja k a m o d litw a może p ły n ąć z duszy tego, któ reg o chore członki nie zd o łają dźw ignąć z łoża? Z w ażcie w ciszy w aszych serc, czy z cierpień i śm ierci d la chw ały Bożej i dobra bliźnich w iększego nie uzyskać pożytku? O dwraca się, pochyla nad księgą. J a n : R ozum iem . Słuszność je st w słow ach b isk u p a i b ra ta naszego, B runona. Z anim bez istotnego pow odu um rzem y w ty ch b agnach, czem u nie pójdziem y raczej tam , gdzie będziem y mogli dostąpić jednego i d r u giego. T eraz obaw iajm y się um rzeć, gdy idąc za upodobaniem jeno, od d ajem y się rozm yślaniom w erem ie, abyśm y, skoro sp raw a tego w ym aga, głosząc E w angelię poganom , nie lę k a li się śm ierci. Benedykt: W ielki skok zrobiłeś, m ój bracie. A jako że m y dw aj po w inniśm y być je d n y m człow iekiem , z chw ilą tw ego odejścia i ja tu nie pozostanę. Z w róćm y serca nasze ku N iebu, aby Ten, k tó ry nam i k ie ru je, n ap e łn ił nas prześw iadczeniem o słuszności naszego p o stan o w ienia. M odlitw a. G ł o s : „W y jesteście solą ziemi. A jeśli sól zw ietrzeje, czym solona będzie? W y jesteście św iatłością św iata. T ak n iech aj św ieci św iatłość w asza przed ludźm i. A by w idzieli uczynki w asze dobre i chw alili Ojca waszego, k tó ry je st w niebiesiech”. B r a c i a : Bądź w ola T w oja, jako na niebie ta k i n a ziemi. Amen. B e n e d y k t : D aj m i obuw ie. O dejdźm y stąd. Część druga Śpiew : dalsza część se kw e n cji 112. H e r o l d : Z aczyna się opis m isji św. B en ed y k ta i św. Ja n a . B r u n o n : I ta k poszli pod w spólną gw iazdą, aby otrzym ać kró lestw o Boże i św ietny los w k ra ju Słow ian, m ianow icie m ąż Boży B enedykt, k tó ry gorzał m iłością do Jezusa, jak d rw a w ogniu ożyw iony p ro sty m dążeniem do życia w iecznego oraz J a n ta k że po słan y od Boga. N ie odznaczał się ta k ą żarliw ością, był pow ażny w sw oich obyczajach i p a nu jący nad sobą. N ieskory do zm ian, pow oli czynił p o stanow ienia, n ie p ierw je d n ak u staw ał, aż je w ykonał. O baj byli bardzo dobrzy. Je śli k tó ry był gorszy, i ta k był bardzo dobry. Śpiew : dalszy ciąg sekw e n cji, chór. B r u n o n : O dbyw szy drogę przez A lpy, długą i k rę tą , w eszli do k ra ju P o lan i zastali księcia zw anego B olesław em . B r a c i a : Im ieniem Boga, k tó ry nas tu k ie ru je, pozdraw iam y cię, do sto jn y książę. Im ię tw o je znaczy „górujący ch w a łą”. Tyś jedyny w n a szym w ieku zasłużył na to, żeś m ęczennika W ojciecha, tego rzadkiego p tak a, i w y słał na m isję, i zam ordow anego pochow ał w sw oim p ań stw ie. W ięc zgodnie ze sw y m 'zw y czajem , przy jm ij sługi Boże. nych w ielk ich udręczeń, przez k tó re trzeb a w ejść do K ró lestw a n ie bieskiego. B i s k u p U n g e r : Błogosław ię w as: W im ię O jca i S yna i D ucha Św iętego. B r a c i a : Am en. Idą na środek w y ższe j części p rezb iteriu m , chór śpiew a IV część se kw en cji. B e n e d y k t : Choć żal za d aw n y m erem em i m iłym i b raćm i p rzep ełn ia m i serce, m yślę, że i tu Bóg zezw oli n am sta ra ć się o jego łaski. J a n : B ogata to k ra in a i p ię k n a p o n ad m iarę. O byśm y zdołali p rz y czynić się sw ą p racą, ab y b y ła k ra in ą ład u i radości, n ie zaś k ra in ą k rw i i łez. B e n e d y k t : Rzekłeś, m ój bracie. I z a a k i M a t e u s z : podchodzą. Pozw ólcie n am o trząsn ąć p roch z n a szych stóp i w ypocząć w cichości w aszego erem u. S tru d z en i jesteśm y n ad m iarę. B r a c i a : I co spodziew acie się tu znaleźć? M a t e u s z : M ieliśm y w ielk i i sław n y ród, m ieliśm y dom i pole. N ie b rak ło chleba, m iodu i m lek a. Z ostała p u stk a, zgliszcza i sm utek- J e dyne dw ie sio stry schroniły się za b ra m ą k laszto ru . W y m ów icie do w aszego Boga „obdarz nas p o k o jem ”. O pokój n a ziem i chcę prosić w ra z z w am i. B r a c i a : „W k ró lestw ie n ieb a je st nasze m ieszkanie i odpoczynek na w iek i”. Z ostań. A im ię tw o je M ateusz. A ty, bracie, czego od n as żą dasz? I z a a k : N auczcie m nie przebaczać. B r a c i a : Im ię tw o je Izaak. P ozostań z nam i. Nie jesteście już gośćmi i p rzechodniam i, ale m ieszkańcam i dom u, k tó rego k am ień w ęgielny — sam C hrystus. B r a c i a : Oby nadzieje w nas pok ład an e Bóg zezw olił nam ziścić. A teraz, prosim y, w skaż nam drogę do siedziby dostojnego b isk u p a U ngera, abyśm y p rac ę zaczęli pod jego błogosław ieństw em . K siążę w ska zu je drogę. Chrzest. Chór rozpoczyna śpiew , starą m elodię ludow ą, g ru p u je się, bracia zapalają cztery św iece. Chór przechodzi w pochodzie przed braćm i; zapalają sw oje św iece biorąc ogień od palących się w kla szto rze. O dchodzą, śpiew ając h y m n „Bogurodzica”. Z pochodu w yłącza się pięciu zbójów ; u sta w ia ją się z lew ej strony, patrzą w stronę klasztoru. Jed en z chóru wraca. K r y s p i n : Im ię m oje K ryspin. U m iem sta ra n ie m ieć o w yżyw ienie. D ozw ólcie zostać z w am i i całym życiem dow ieść gorliw ości. J a n : Z ostań. U fam y tobie. B e n e d y k t : Oto dziś dzień szczodrobliw ego i łaskaw ego M arcina. W edług zw yczaju chrześcijańskiego, p anującego n a okręgu ziemi, b ę dziem y śpiew ać n o k tu rn y i m odlić się o siłę w y trw an ia. B r a c i a : klęk a ją . Do stóp tw oich sk łan iam y się, Ojcze. S zlachetna zachęta przy g n ała nas w te strony. O byśm y należycie trw a li w służbie Bożej i nie zakończyli życia w sposób niesław ny, nie doznaw szy żad M odlitw a. W y s ł a n n i k : zbliża się grając na rogu, p rzeryw a , m ó w i w stroni; zbójców . H ej! dobrzy ludzie! czy znacie drogę do k laszto ru ? Wiozę K s i ą ż ę B o l e s ł a w : W itam w as, albow iem oczekiw ałem z w ielkim up ragnieniem . We w szystkim okażę w am łaskaw ość. W zacisznej p u steln i z w ielk ą gotow ością zabuduję m iejsce, k tó re sam i jak o g o dne upatrzycie, i dostarczę w am środków do istn ien ia bez tru d u . przesłan ie od p an a naszego, księcia B olesław a, do św iątobliw ych b raci w erem ie. Z b ó j I: C hętnie w skażę w am n ajk ró tszą drogę. Z n am k laszto r dobrze. Służyłem przy budow ie. W y s ł a n n i k : Chodźmy! D m ie w róg. Bracia podchodzą. W y s ł a n n i k : P rzy b y w am z poselstw em niezm iern ej w agi. Oto p an nasz, książę B olesław , prosi w as usilnie, aby b r a t B en ed y k t u d ał się do Rzym u i w y jed n ał zezw olenie na koronację. K ra j n asz p rzen ik a D obra N ow ina. S łuszne w ięc, aby książę pogan m iał praw o zw ać się k ró lem ch rześcijań sk im nie ty lk o w edług w oli ludzkiej, ale i w ed łu g w oli Boga. Podróż to w ielce kosztow na, w ięc p rosi książę, abyś p rz y ją ł to oto sreb ro i nie szczędził tru d u i mowy. W ręcza szk a tu łk ę . A p onadto m am polecenie gorąco w as nak łan iać, abyście zechcieli zam ieszkać bliżej książęcej osoby. Czas się czyni groźny i szlak n a ty m p u stk o w iu b ardzo niebezpieczny. J a n : P ow iedział P an : „K tórych m i dałeś, żadnego z nich n ie stra c i łe m ”. P atrz, oto dolina zalana św iatłem w iary. K to w ierzy, nie chodzi w -ciem ności i ciem ności się nie lęka. L ud nam zau fał i m y m u ufajm y. A jeśli podoba się Bogu nas dośw iadczyć, m odlić się będziem y o w y trw an ie. Z bójca odchodzi do sw ych tow arzyszy. B e n e d y k t : Z nam ja m ożliw ości te j w y p ra w y i w iem , że m nie ona oddali od braci, a innego pożytku nie przyniesie. Tam , w Rzym ie, je st k to ś m ożniejszy ode m nie, k to o sp raw ę księcia m a sta ran ie. S am rzekłeś, że czas te n w ielce niebezpieczny, w ięc gdybym ru szy ł w drogę, to sk a rb ta k w ielki m ógłby być stracony. D zięki w ięc sk ład am księciu za ufność ja k ą m n ie obdarza, a że m isji pod jąć nie w idzę sposobu, w ięc i d aru p rzy ją ć nie mogę. Z w raca szk a tu łk ę. W y s ł a n n i k : Ż egnam w as i oby Bóg błogosław ił w asze dzieło. O d chodzi. J a n : Dzień chyli się k u zachodowi. D okończm y i m y naszej m odlitw y i dziękujm y S tw órcy za w szystko, co nas z w oli Jego spotkało. D alszy ciąg n o ktu rn u . Część trzecia H e r o l d : Rozpoczyna się opis m ęki św iętych B en ed y k ta i J a n a oraz ich tow arzyszy. B r u n o n : Tego w ieczora odczuw ali w łaśnie podczas nieszporów ta k w ielk ie zm ęczenie i sm utek, ja k nigdy przedtem . O puścili sw ą ojczyznę i w eszli w obcy k ra j, leżący pod innym niebem . Z w ielkim tru d em nauczyli się nieznanego języka, aby orężem C hrystusow ym rozproszyć m ro k i pogaństw a. N ie raczyły ukazać się żadne zn ak i św iadczące, że o d d a li się służbie apostolskiej. N ik t z b raci nie p rzy b y w ał z pomocą. O dczuw ali p rzejm u jący sm u tek , że nie mogli w ta k ie j m ierze, ja k to p rzy sto i gotow ym do czynu m ężom , dokonać p o d jętej p racy . O! gdyby zechciał Bóg podać im kielich zbaw ienia! S y g n a tu r k a — bracia m ó w ią „Anioł P a ń sk i”. B r u n o n : G dy późną nocą u d ręczen i i zm ęczeni spoczyw ali w głębo k im śnie, przyszli niegodziw cy, przyszli źli chrześcijanie, żądni ła k o m eg o grosza. Je d en z bezecnej zgrai, te n oto przew odnik, zn ający do b rze k laszto r, te n znał drogę do p u ste ln i i w iedział o p rzy sła n iu sz k a tu łk i, k ie ro w a ł w y p raw ą. P od b łogosław ieństw em sz ata n a w y p ili po d w a kielich y , aby bezbożne serca n ie zadrżały przed zbrodnią. I niosąc w lew ej ręce pochodnię, a w p ra w e j miecz, sta n ęli nagle p rzed zb u d zonym i św iętym i, każdy ze straszn ą tw arz ą — złow rogi k at. Ja n , syn cierpliw ości, k tó ry lepiej zn ał język, zaczął m ów ić ty m i słowy. J a n : P rzy jacielu ! Po co przyszedłeś? i czego chcą ci u zb ro jen i ludzie? Z b ó j I: P an te j ziemi, B olesław , p rzysyła nas, abyśm y w as bez litości zw iązali. J a n : N igdy tak ieg o rozkazu nie w y d ał dobry książę, k tó ry dla m iłości Boga b ard zo nas kocha. Z b ó j I: Chcem y w as zabić. Oto dlaczego przyszliśm y. J a n : „N iech Bóg w as w spom aga i n a s ”. B e n e d y k t : k ie d y zbój ch w yta go za ram ię. „W ieżą n ajm ocniejszą Im ię P ań sk ie, do którego u ciek n ę się i będę ocalony”. C onfiteor ... I z a a k : „B łogosław cie p rześlad u jący m w as i przebaczcie im. A lbo w iem n ie w iedzą co czynią”. M a t e u s z : O! Ja k że d o b rą znalazłem noc i ta k szczęśliw ą godziną! K r y s p i n : żałośnie w stronę Jana. B racie, w spom agaj! B racie, w sp o m a g aj! Ojcze nasz, k tó ry ... Z b ó jc y podnoszą m iecze, św iatła w s zy stk ie gasną, chór cicho śpiew a „ R eąuiem ". Z b ó jcy bez m ieczó w idą na sw oje m iejsce. Ś w ięci porzucają opończe i w albach, niosąc m iecze, idą w stronę aniołów . W szystko to pow oli. Ś w ięc i pow tarzają słow a psalm u. Ś w ia tło w górnej części p re z b ite riu m rozjaśnia się. Ś w ięc i ze słow am i „i odpuść n am nasze w iny, ja k o i m y odpuszczam y naszym w in o w ajco m ” — skła d a ją m iecze na o łta rzu . O d zyw a się d zw o n ek m in istra n ta . G ł o s : „Ju ż nie nazw ę w as sługam i, jeno przy jació łm i”. W ty m sa m ym czasie zb ó jcy w racają na sw o je m iejsce. Z b ó j I: Jakiegoż to czynu dokonaliśm y! Z b ó j II: A niśm y się bali, an i zw lek ali ochoczo zabić spraw iedliw ych! Z b ó j III: N ie znaleźliśm y nic z tego, cośmy spodziew ali się znaleźć. M ianow icie pieniędzy. Z b ó j IV : Przyszliśm y zabić ludzi, k tó rzy się cieszą, że ich m o rd u ją i obyczajem n ieznanym u ludzi, błogosław ią sw oich zabójców. Zbój V: A m yśm y strac h em zdjęci i żalem , uciekli żw aw iej n iż przyszli. Z b ó j I: O! Ja k że złą stoczyliśm y w alkę. N ie m a przed Bogiem ucieczki! Z b ó j II: S tra szn a to rzecz w paść w ręce Boga! Z b ó j III: S plugaw ione są drogi nasze na każdy czas. Z a k ry w a ją tw arze p o k u tn y m i ka p tu ra m i, biorą la ski p o ku tn e, śp iew a ją c „Dies irae” na kolanach czołgają się w stronę klasztoru. S y g n a tu rk a . Ś w ia tło się rozjaśniło zupełnie; na ciem nych opończach, któ re św ięci zo sta w ili na ziem i, leżą szka rła tn e róże. B r u n o n : G dy n ad znękanym i śm ierteln ik am i w sta ł w sp an iały dzień, spostrzeżono podw órze zam knięte i ciało K ry sp in a leżące p o środku. Spieszą w ieśniacy na okropne w idow isko. N ie ośm ielają się b ru d n y m i ręk a m i i z nieczystym sercem dotknąć ciał św iętych. Podczas tego czytania chór zm ienia m iejsce, otacza „ciała” św ięty ch . D opiero trzeciego dnia doniesiono o tym biskupow i. Zeszło się dosyć, ja k na m łode chrześcijaństw o, duchow nych i zakonnic n a szczęśliw y pogrzeb n iew innych św iętych. Sędziw y b isk u p U nger, p ełen dobrej w oli, o d p raw ił M szę św iętą oraz uroczyste m odły. B i s k u p : Do w as się zw racam , którzyście tu przyszli, aby cześć od d ać braciom um ęczonym . C iała ich legły na m atce-ziem i. Dusze w eszły do żyw ota. Z ludzkiego łez padołu przejdźcie, o szczęśliwi święci! do szczęśliwego g rona aniołów . I jeszcze dalej. Do K ró la m ęczenników , do Żyw ego Z baw iciela i m ów cie tw arz ą w T w arz, ja k człow iek do sw ego p rzyjaciela. N ajlepszy Boże! zlitu j się n ad nieszczęściam i naszego św iata. Uczyń, coś uczynił staw szy się prochem z litości, przelaw szy k re w z n ad m iaru m iłości. U króć ro zb ie ra ją ce błędy chciw ości tych, k tó rzy m iłość ku Bogu zm ieniają na żądze św iata! M ów ią o szczęściu — w końcu przynoszą nieszczęście. O biecują rozw eselić — a każą cierpieć. Z ap o w iadają, że pom ogą — a um ieją tylko szkodzić. W zyw a Cię s k r u szone serce. W zyw a bezgraniczny obłęd naszych czasów. Jeżeli możesz, a raczej poniew aż możesz, ulecz nasze rany! Ś p iew : „Ś w ię ty Boże, Ś w ię ty m ocny!” Po skończonych su plikacjach n ie któ rzy z chóru p rzynoszą pięć m a r, u kła d a ją płaszcze na m arach, chór je bierze na ram iona. B r u n o : Ze czcią najw yższą ułożyli zw łoki na m a ra ch i w edług w oli Bożej pochow ali w ew n ątrz kościoła w jednym rzędzie, gdyż zarów no życie, ja k i grób nie pow inny ich rozdzielać w edług ow ych słów : „W szyscy w C hry stu sie jedno je ste śm y ”. Chór unosi m a ry w górę. W stań w ietrze z p ołudnia I p rzy jd ź w ietrz e z północy P rzew iej ogród mój. O p rzy jdź D uchu Ś w ięty, nap ełn ij dusze nasze, ja k ich napełniłeś. „Na k im że spocznie D uch m ój, m ów i P an , jeśli nie na p o k o rn y m i cichym i tym , k tó ry się boi słow a m ojego”. O ni p o stęp o w ali pokornie, w m iłości nie rozłączali się, p ra w d ę w cielali w czyn, dobrze żyli, jeszcze lep iej skończyli. D la siebie zachow ali A lle lu ja . N am zostaw ili K yrie E lejson. O rsza k śp iew a ją cy K y rie w yn o si m a ry przez boczną n aw ę. O dzyw ają się d zw o n y. N iech i n am zbaw ienia użyczy Żyw y Bóg, k tó ry dla nas stw o rzy ł w szel k ie d o bra, Jezu s C h ry stu s, Syn Boży, k tó ry nasze grzechy K rw ią S w oją o d k u p ił, D uch Św ięty, k tó ry n as uczy dobrze m ów ić i sp raw ia, że do b rze żyjem y. J a k był, je st i m a przyjść N asz Bóg przez n ieśm ierteln e w ieki u p rag n io n y ch czasów. Am en. A n io ło w ie schodzą p rzy d zw o n ka ch m in istra n tó w , adorując p u ste m ie j sce m ię d zy n im i. Za aniołam i idą św ięci, B isku p , K siążę z orszakiem , C hór. D zw ony. Chór śpiew a radosne A llelu ja , Idą śro d k iem n a w y g łó w n ej.