7/2005 (29) - Magazyn Muzyki Elektronicznej ASTRAL VOYAGER
Transkrypt
7/2005 (29) - Magazyn Muzyki Elektronicznej ASTRAL VOYAGER
Numer 7/2005 (29), Wrzesień 2005 Wstępniak Witam No i kolejny numer, mimo (niemal bez przerwy), sygnalizowanych przeze mnie problemów z materiałami. Jak widać jakoś się „kręci” (choć osobiście wolałbym aby „kręciło się” lepiej). Od tego numeru zmiana oprawy graficznej (tak aby była podobna do oprawy witryny AV). Mam nadzieję, że się spodoba. Kolejny numer (30-sty z kolei) ukaże się w październiku (być może już pod koniec września). redaktor koordynujący Grzegorz 'El-Skwarka' Skwarliński Wieści z 'el-frontu' 1. Po Koolfang III - Be Aware (wydanym w kwietniu 2005) i dziesiątym Dark Side Of The Moog, Pete Namlook zaprezentuje w 2005 r. dwie kolejne ze swoich licznych kolaboracji. Po pierwsze będzie to Russian Spring (okładka poniżej) nagrane wspólnie z The New Composers z Sankt Petersburga, a po drugie The Art Of Love, ósma płyta we współpracy z Move D (a tym samym już 11sta z Davidem Moufangiem). Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 1 2. Wydawnictwo gb-productions oferuje (głównie dla miłośników ambientu i muzyki eksperymentalnej – red. AV) bezpłatne płyty. Aktualnie są to Chmury i Eta Carinae 3 (recenzja w tym numerze), docelowo mają być wszystkie z katalogu wydawnictwa. Wystarczy na adres gbproductions wysłać zaadresowaną kopertę bąbelkową ze znaczkiem za 2 zł. Oczywiście przy takiej formie sprzedaży-rozdawnictwa płyty posiadają skromną oprawę (koperta i 1-sza strona okładki w B&W). Jeśli ktoś byłby zainteresowany pełnymi wersjami „pudełkowymi” i wspomóc finansowo gbp, krążki są do nabycia po 25 zł. Szczegóły na stronie wydawnictwa. 3. Andrzej DUDEK DÜRER - TRANSMUTATION II Dwupłytowy album TRANSMUTATION II ukazał się w kontekście instalacji multimedialnej prezentowanej we wrocławskiej galerii 'Entropia' w styczniu 2004 roku. Twórczość tego muzyka wyrasta z filozofii integracji różnorodnych form wypowiedzi artystycznej. Performance, instalacja dają tą szczególną możliwość, są rozszerzeniem tradycyjnych form wypowiedzi (grafika, malarstwo, rzeźba...) i stwarzają zarazem nowe jakości. Album Transmutation II składa się z 10 kompozycji trwających łącznie 120 minut. Istotna cecha tych poszukiwań dźwiękowych to stan medytacji, kontemplacji i refleksji. Andrzej Dudek-Dürer buduje dźwięk od podstaw przez programowe samplowanie i edytory dźwiękowe. Jest to praca nad barwą, brzmieniem i rezonansem dźwięku. Muzyczna twórczość Dudka-Dürera odwołuje się do różnych tradycji; jego wiara w reinkarnację, podróże w czasie i przestrzeni to istotna energia sprawcza wzbogacająca jego muzykę stylistycznie, harmonicznie i melodycznie. Andrzej DudekDürer nie jest artystą konwencjonalnym schlebiającym określonym modom i gustom. Transmutation II budzi różne opinie i kontrowersje. W recenzji Adama Domagały z Gazety Wyborczej dowiadujemy się, że jest to „ ...muzyka śmiertelnie nudna”. Może jest to rzeczywiście prawda - ale czy medytacja i kontemplacja dla „zjadaczy” muzycznej papki nie będzie ZAWSZE NUDNA? Na płytach zdarzają się też utwory zdecydowanie bardziej dynamiczne stanowiące istotny kontrapunkt w tej dwugodzinnej podróży w ukryty wymiar reinkarnacji. 2 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) Wydawnictwo można nabywać w KSIĘGARNI ARTYSTYCZNEJ Zamek Ujazdowski, Al. Ujazdowskie 6, 00-461 WARSZAWA, tel. 022/ 628 12 71 w.201 oraz w KSIĘGARNI ARTYSTYCZNEJ- BUNKIER SZTUKI GALERIA SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ, Pl. Szczepański 3a, 31-011 KRAKÓW, tel.012/ 423 12 43 źródło: serwis 'Elektromuzyka' Relacje Elektroniczny Woodstock Kruszwica, 19 - 22.07.2005 Długo oczekiwany dzień 22 lipca 2005, miejsce: Kruszwica, impreza: Elektroniczny Woodstock zaskoczył wszystkich niespodziewanie deszczową aurą. Staranne przygotowania na szczęście nie poszły na marne, zmieniło się jednak miejsce. Wstępnie koncerty miały odbyć się pod Mysią Wieżą, pogoda pokrzyżowała plany i impreza odbyła się, nie pod gołym niebem jak wstępnie planowano, lecz w miejscu bardziej kameralnym. I stało się. Pierwsza tego typu impreza w Polsce wystartowała w Domu Kultury „Ziemowit” o godz 20. Przez 4 dni zaproszeni muzycy grali wspólnie po to aby w sobotę zagrać koncert finałowy. Czy im się udało? O tym poniżej. Sama idea koncertu narodziła się po Ricochet Gatchering 2004, który miał miejsce w Polsce i polega na spontanicznych występach kilku muzyków, którzy nie grając ze sobą wcześniej, tworzą "na żywo". Do Elektronicznego Woodstocku Jarek Degórski zaprosił: Daniel Blooma, Marcina Bocińskiego, Konrada Kucza, Jerzego Jędrę, Jakuba Kmiecia (Polaris), Karola Tejchmana, Krzysztofa Rzeźnickiego, Konrada Jakrzewskiego, Dariusza Pielacińskiego (Daro). Niestety dwóch muzyków nie dotarło na te imprezę a szkoda. Nie zagrał Daniel Bloom oraz perkusista Jerzy Jędra. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne Dom Kultury „Ziemowit” w przeddzień remontu powitał Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 3 uczestników i gości wnętrzem przytulnym, scena „zmieściła” sprzęt nagłaśniający i występujących artystów. Na scenie rozpoczął sie występ. Pierwszy zagrał organizator imprezy Jarosław Degórski (syntezatory) wraz z Konradem Jakrzewskim (syntezatory) z duetu Remote.Spaces oraz Karol Tejchman na gitarze elektrycznej. Na pierwszy ogień usłyszeć można było kompozycje z płyty Global, wersje koncertowe wzbogacone gitarowymi solówkami i riffami były bardzo ciekawe, publiczność reagowała bardzo spontanicznie. Koniec występu to kompozycje z płyty, która miała swoją premierę właśnie na Elektronicznym Woodstocku Organix i dynamiczny utwór Electronic View był zaproszeniem do wspólnych dźwiękowych wypraw. Niestety był i jeden zgrzyt akustyk (czy to już ma być normą na tego typu imprezach?) ustawił poziom głośności gitary zbyt wysoko i nie dostosował „mocy głośników” do poziomu ogólnie uważanego za bezpieczny, przez co odbiór w pierwszych rzędach muzyki był bardzo utrudniony. Na szczęście zmiana miejsca pomogła. Na scenie pojawił się Konrad Kucz - zagościła szkoła berlińska. Konrad grał kompozycje ze swojej płyty Tracks sekwencerowe pasaże. „Kręcenie gałami” oraz kosmiczny klimat podkręcił atmosferę, było naprawdę gorąco. Kolejni muzycy, berliński występ, moim zdaniem bardzo udany, elektroniczne dźwięki wprowadzały w swoisty trans. Jakub Kmieć (Polaris) i Krzysztof Rzeźnicki (połowa duetu Remote.Spaces) dali mocny występ. Na scenie można było usłyszeć również premierową kompozycję, która dopiero 4 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) będzie wydana na CD, na 10-lecie zespołu Remote Spaces. Marcin Bociński to artysta wcześniej mi nie znany, jednak jego występ podobał mi się bardzo. Ambientowa, drapieżna muzyka, dynamiczna, „rozkręcająca się” kompozycja wprawiła mnie w osłupienie. Niesamowite dźwięki wydobywające się z głośników powoli, lecz skutecznie, wraz z pojawiającym się dynamicznym podkładem zawładnęły moją wyobraźnią. Darek „Daro” Pielaciński pokazał co można wydobyć z Korga. Jego kompozycje rytmiczne, żywiołowe, bardzo melodyczne, podkłady, dodatkowo gościnny występ Karola Tejchmana na gitarze zrobiły swoje. Bardzo ciekawy występ, bardzo miłe zaskoczenie. Muzyka wcześniej mi nie znana, odkryła przede mną mnogość emocji. Darek zagrał utwory z płyty "Future Eye", którą wydał własnym nakładem. Po tych występach nastąpiła przerwa 10 minutowa. Na scenie pojawili się wszyscy zaproszeni artyści, aby zagrać kompozycję „danie główne' wieczoru, spontaniczny utwór, który powstał właśnie w Kruszwicy, podczas prób oraz sesji wspólnego grania kilka dni przed koncertami. Przyznam się byłem bardzo ciekawy, jak uda się współpraca muzyków. Każdy wykonywał inny rodzaj el-muzyki, mnogość stylów muzycznych, rozpiętość brzmieniowa, gatunkowa, dodatkowo występy - pobudziły moją ciekawość. Kompozycja była porywająca, spokojne dźwięki, przerodziły się w najczystszą elektronikę lat 70-80, by ambientowo zakończyć Elektroniczny Woodstock. Utwór porwał mnie bez reszty, nie wiem ile trwał minut, to nieistotne, zapamiętam ten występ na bardzo długo. Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 5 Podczas wspólnych sesji zostało nagrane około 5 godzin materiału, podczas koncertu dodatkowo 3 godziny. Czekam z niecierpliwością na „wybór” materiału i wydanie dla szerszego grona na CD (być może i na DVD). Krótko podsumowując: Impreza bardzo udana, występy ciekawe, mnogość artystów, stylów - wieńcząca wspaniała wspólna kompozycja. Można też było zakupić wydawnictwa występujących artystów. Narodziła się kolejna impreza, mam nadzieję, iż na Elektroniczny Woodstock wybiorę się w przyszłym roku. Kto nie był, nie wie co stracił. Yaroo, 25 lipiec 2005 relację uzyskano z serwisu MOOZA za zgodą autora fotografie: Krzysztof Wiśniewski Elektroniczne Pejzaże Muzyczne Olsztyn, 31.07.2005 Przygotowania. Dawno nie byłem na koncercie el-muzyki. Więc kiedy Jacek 'JotDe' uczynnie zaproponował mi transport swoim samochodem, skwapliwie skorzystałem z oferty. Pomyślałem sobie: skoro el_visowi i Michałowi Bukowskiemu chciało się przyjechać z drugiego krańca kraju, aby zagrać, to mi te 40 km ... tak, to proste, jedziemy i już ! W samochodzie, zadowolony z siebie, uznałem że to w sumie dobrze się rozerwać, żona też zobaczy innych ludzi, sama świeżość - tak niezbędna w codziennej szarzyźnie. Dojechaliśmy pod dziedziniec olsztyńskiego zamku, bez większych problemów dostaliśmy się do środka (powołując się na znajomość z wykonawcami, a że wirtualną ... hi hi, to nikt nie musiał wiedzieć), zajęliśmy miejsca. Atmosfera. Niedzielny wieczór kilka minut przed 21.00. Oczywiście parę rzeczy mnie irytowało. Masa obcych, dziwnych zapachów, które częściowo uznałem za kobiecą kosmetyczną chemię, częściowo płynących z produkcji sztucznego 6 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) dymu. Niemniej, budowałem w sobie pozytywną atmosferę. Jacek koniecznie chciał przed koncertem pogadać z artystami i udało mu się to w przypadku Adama Bórkowskiego, który stremowany orzekł, że ciężko mu czekać w kolejce jako ostatniemu z grających. Ja w tym czasie starałem się chłonąć klimat otoczenia, identyfikując płynącą z głośników muzykę Bjork i bacznie obserwując przybyłych słuchaczy i muzyków. Zdziwiłem się, widząc spory odsetek osób po 40, 50 i 60-tym roku życia. W sumie myślę, że na początku programu było trochę ponad 100 osób, co biorąc pod uwagę specyficzny charakter muzyki można uznać za sukces. Punktualnie o 21 do mikrofonu podszedł mistrz ceremonii. Ha ! Niesamowitą siłę przekazu miał ten człowiek! Prosta historia rodem z seriali s-f opowiadała o wyprawie z przygodami w kosmos, której sukces zapewniła 4-ka wybitnych indywidualności (patrz: nasi wykonawcy ). Oczywiście muzycy traktowali to z przymrużeniem oka, jako pretekst do ujawnienia swoich własnych fascynacji. Maestro podziękował też sponsorom i obecnemu prezydentowi Olsztyna za wsparcie i muszę przyznać, że było to jak najbardziej wskazane. Siedziałem dokładnie za prezydentem miasta i z podziwem stwierdzam fakt: człowiek ten był obecny do końca koncertu ! To nie jest wcale naturalne w przypadku VIP-ów, czyli uznałem że to po prostu „nasz człowiek”. Muzyka. Jako pierwszy zagrał Michał Bukowski czyli Bookovsky. Jego postać jest już dobrze znana i lubiana w kraju. Czterdziesto-minutowy program jaki popłynął z głośników nie odbiegał treścią od płytowych wydawnictw. Muzyka dynamiczna, konkretna, zwarta, mocna i klarowna. Podobała się słuchaczom, co wyrażono brawami w stosownych momentach. Nie wnikam jaka część muzyki była grana z dysku a jaka na żywo, ważne że zyskała uznanie. Na początek wieczoru, dla rozgrzania atmosfery - jak najbardziej. Kolejny występ był udziałem Andrzeja Mierzyńskiego, olsztyńskiego muzyka i grafika. Charakter jego muzyki najbardziej odbiegał od popularnej elektroniki cenionej na tym forum. Słychać w niej było inspiracje muzyką Marka Bilińskiego, J.M.Jarre'a i archaizmy dźwiękowe w stylu Larry Fasta. Serio. Dziwna i niepokojąca mieszanka stylów. Również Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 7 applause widowni dającej wyraz uznania rodzimemu wykonawcy. OK! El_vis: W komentarzu prowadzącego określono go jako mózg tego projektu. Dawka muzyki jaką zapodał nam Piotr Lenart to kontrolowana próbka przystępnej el-muzy, niesamowicie profesjonalnej i wyważonej. Doskonały warsztat i obróbka. Lekkość z jaką grał mówiła niejako: „zagram wam wszystko co chcecie”. Ta część najbardziej podobała się mojej żonie. I ja poczułem się kontent, jako że kilka lat temu zagrzewałem Piotra do grania, czując ten wielki potencjał jaki ma on w sobie. Adam Bórkowski. Był ostatnim ze wspaniałej czwórki i uwaga: zgodnie z moją i Jacka opinią zagrał to co el-tygrysy lubią najbardziej. Tym bardziej się cieszę, że zostałem do końca za namową Jacka, bo deser smakował najlepiej. Adam zagrał na dziwnym instrumencie, który wyglądał na samoróbkę. Muzyka, która wydobywała się z tego tajemniczego pudełka wyróżniała się niebanalną formą, rozchwianą ekspresją i dużą dawką psychodeliki, jednym słowem trudno było ująć ją w jakieś opisywalne ramy. Zagrał momentami jak Mandarynki z lat 70-tych, gdzie emocje i fakturę poddano przypadkowi a harmonię chwilowemu kaprysowi. Niesamowite ... Nie miałem czasu poznać dokonań zespołu Endorphine, w którym grywa Adam, ale rzecz na koncercie wyglądała wielce zachęcająco. Do końca pokazów muzycznej mobilności wytrwało może 30 % publiczności, co akurat mnie nie dziwi. I tak jest - uważam - dobrze. Oprawa graficzna koncertu. Propozycja organizatorów to ekran, na którym tradycyjnie do rozpoczęcia koncertu wyświetlano reklamówki sponsorów, w trakcie koncertu wizualizacje mające być uzupełnieniem muzyki. Cóż można o tym powiedzieć? Kompozycje podobne były do tego co generuje ekran programu Windows Media Player 10, miały mniej więcej ok. 20 minut, co oznacza że można było je obejrzeć ok. 8 razy. Jasna więc rzecz, że po pewnym czasie uwaga widza skupiała się raczej na osobie muzyka niż tła. Statyczny charakter wykonywanej muzyki zachęca do „uczłowieczenia” takich wizualizacji. Ciekawe efekty mógłby dać pokaz slajdów z różnych miejsc ziemi czy kosmosu. Byłoby jeszcze ciekawiej - ale w sumie było naprawdę frapująco. Ponieważ cała impreza zakończyła się w niedzielę po 8 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) północy, więc niezwłocznie po ostatnich dźwiękach muzyki Adama udaliśmy się w podróż powrotną. Widziałem, że Jacek miał chęć porozmawiać z naszymi muzykami, ale pamiętał, że muszę następnego ranka udać się do pracy - nie naciskał. Mi też było żal, że nie porozmawialiśmy po fakcie z muzykami, dlatego prośba na następny raz sobota 20.00 - to też doskonały czas na rozpoczęcie koncertu. [...] W pomieszczeniach zamkowych były dostępne darmowe kasety które rozprowadza Michał Bookovsky oraz płytki muzyków (od 10zł. do 30zł. za sztukę). Kto nie kupił - niech żałuje ! [...] Damian 'DiKey' Koczkodon Wszystkie prawa zastrzeżone, publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia autora zabronione Recenzje Eta Carinae 3 rok wydania: 2005 Nie lubię terminu 'el-muzyka', choć czasami go stosuję (staram się coraz rzadziej). Kojarzy mi się on z niezbyt ambitną muzyką instrumentalną. Wiem, został wymyślony dla niejakiego „oddzielenia” od nadużywanego terminu 'muzyka elektroniczna' wciskanego przez popularne media (szczególnie polskie) gdzie tylko jakiś artysta (najczęściej jednak Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 9 pseudoartysta) użył elektronicznego instrumentu klawiszowego. Pozostanę przy nazewnictwie 'muzyka elektroniczna', może trochę zbyt szerokim (dzięki wspomnianym mediom), ale za to oddającym właściwie to, co nieudolnie spróbuję opisać poniżej. Eta Carinae to przedsięwzięcie-projekt, za którym kryje się Grzegorz Bojanek. Kiedy muzyka elektroniczna (i instrumenty) rozwijała się, często używano terminu 'rock elektroniczny', czasami usłyszało się o 'awangardzie' lub 'ambiencie'. Teraz, w dobie mieszania nazewnictwa poszczególnych gatunków muzycznych, termin 'muzyka elektroniczna' pasuje niemal idealnie do twórczości GB. Od samego początku umiejętnie jest budowany mroczny klimat czasami łagodzony nieco lżejszym brzmieniem (That number will rise) rodem z 'nowej elektroniki' (ale bez przesady). Nie usłyszymy na płytce jakiś zaskakujących eksperymentów dźwiękowych (przynajmniej moje „zwichrowane” ucho takich nie wyłapało). Jednakże mogą one (np. w utworze Pad) niemile zaskoczyć nieprzygotowanego słuchacza. Kolejne utwory mile zaskakują swoją fakturą, miejscami lekko kakofonicznymi brzmieniami i klimatem. Podczas słuchania niespodziewanie przychodzi na myśl niecodzienna twórczość zespołu Future Sound of London (utwór Kö), ale w wydaniu nieco mniej agresywnym. Nie jest to jednak moim zdaniem żadne naśladownictwo, myślę nawet, że nie jest to żadna inspiracja. Wyszło niejako przypadkiem (próba budowania zamierzonych nastrojów kończy się zbliżonym efektem). Po dokładniejszym zapoznaniu się z muzyką jaką prezentuje Eta Carinae śmiało umieściłbym prezentowane kompozycje gdzieś pomiędzy ambientem a muzyką eksperymentalną. Ogólnie krążek godny polecenia, szczególnie dla słuchaczy otwartych na nowości, nowe brzmienia (nie mające nic wspólnego z tak usilnie wciskaną do muzyki elektronicznej twórczością techno, hip-hop itp.) i eksperymenty dźwiękowe. Miłośników ambientu też nie powinien rozczarować. El-Skwarka 10 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) Tangerine Dream Space Flight Orange rok wydania: 2005 Każdego, kto kręcił nosem na „nowe' produkcje Tangerine Dream, zachęcam do zdobycia i wysłuchania tego singla. Idąc drogą Mota Atma i Dante's Trilogy panowie EF i JF skonstruowali muzykę udanie łączącą stare z nowym z przewagą romantycznej przeszłości. Na jubileuszowy koncert ku czci Phaedry dali fanom pokłon ku dawnym dobrym czasom poprzez soczewkę nowych instrumentów i obecnych doświadczeń obu panów F. nieodzowne stało się sięgnięcie po stare brzmienia. W pierwszym kawałku naprawdę obłędna perkusja wciąga w ocean lat siedemdziesiątych ... Czyżby tylko „wybryk”? Przekonamy się. Na razie warto poświęcić czas na posłuchanie tego co oferuje nam singielek. Lord Rayden Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 11 Z archiwum Klaus Schulze EN=TRANCE Klaus Schulze zawsze zaskakiwał swoją „słabością” do neologizmów. Tytuły kompozycji jego autorstwa miały (i mają) za zadanie wzbudzać w potencjalnym słuchaczu określone emocje, wyznaczać pewien kierunek, w którym podążał kompozytor, tak aby odbiór muzyki był jak najbliższy intencjom twórcy. Jest oczywiste, że zamierzenia autora, co do odbioru jego dzieł, nie pokryją się w pełni z wrażeniami odniesionymi przez słuchaczy, ale nazwa danego utworu zawsze będzie jakąś sugestią (często podświadomą). Krążek En=trance jest dobitnym przykładem stosowania tego typu zabiegów wobec potencjalnych odbiorców. Już sam tytuł płytki jest swoistą „zabawą” ze słuchaczem. Entrance to wejście, trance - trans. Czyżby wejście do transu? (okładka też coś sugeruje). Może jednak zupełnie coś innego? Interpretacji może być tak wiele, jak wielu fanów, którzy zetknęli się nie tylko z tym przedsięwzięciem KS. Tytuły kompozycji zgromadzonych na srebrnym dysku też nie są „zwykłe”. Zabawa słowna trwa w najlepsze, poczynając od En=trance, a kończąc na Velvet System. Wszystkie kompozycje są dość długie (po ok. 20 min.). Jest to posunięcie słuszne. Transowa stylistyka nagrań, w połączeniu z ich czasem trwania, ma za zadanie wywołanie odpowiedniego efektu (w domyśle transowego). Jaki jednak rzeczywiście wywrze na słuchaczu, trudno powiedzieć. Podejście zawsze będzie bardzo 12 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) indywidualne, więc i skutki będą różne. Choć istnieje pewne pokrewieństwo, forma kompozycji nie przypomina za bardzo dokonań Richarda Wanhfrieda (grupa stworzona przez KS). Stylistyka jest spokojniejsza, ale też i bardziej monotonna, co akurat nie wydaje się wadą. Płyta jest pewnym „odsunięciem się” od wcześniejszych dokonań, ale tym samym otrzymujemy wspaniały obraz jak wielcy artyści bywają wszechstronni bez uszczerbku na tworzonej muzyce. Już po latach (i napisaniu tej recenzji) spotkałem się z opinią, że to jedna z gorszych płyt KS, wręcz „wypadek” przy pracy. Nie jestem jakimś fanatykiem twórczości tegoż artysty, ale w przypadku wyżej opisanej płyty nie zgodzę się z tą opinią. El-Skwarka (wrażenia spisane w 1999, uzupełnione w 2005) Santic Kiedyś w zamierzchłej przeszłości miałem cichą nadzieję, że rock elektroniczny (później el-muzyka, choć termin całkowicie mi nie odpowiada) będzie gatunkiem muzycznym odróżniającym się znacznie od pozostałych nurtów swoją oryginalnością, świeżością (czyt. nowymi pomysłami) i polotem. Moja „wiara” została jednak ostatnio mocno zachwiana. Postęp techniczny w elektronice spowodował znaczną dostępność instrumentów generujących sztuczne dźwięki, co doprowadziło do sytuacji, że oddzielenie ziarna od plew stało się dość pracochłonne. Dodając do tego popularność muzyki określanej mianem techno, tworzonej przy pomocy wspomnianych instrumentów, otrzymujemy niezły „szum umysłowy”. Na usta ciśnie się pytanie - Co jest nadal muzyką elektroniczną, a co już nie? Odpowiedź jest niestety coraz trudniejsza. Jawnym przykładem zasygnalizowanego wyżej „problemu” jest kaseta polskiego artysty (przynajmniej tak mi się wydaje, skoro został zaprezentowany w TOP-TLEN), ukrywającego się pod pseudonimem Santic (swoją drogą okładka kasety jest uboga w informacje, może podany Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29) 13 adres internetowy byłby pomocny?). Co spotkamy na taśmie? Urozmaiconą, ale dość niespójną mieszankę. Pierwszy utwór, prawdę mówiąc, zniechęca (jeśli się nie mylę tą odmianę techno zalicza się do drum'n'bass). Dalej jest na szczęście nieco lepiej. Kompozycje Diplo, Ada-dey-wha i Ayza wprowadzają klimat, kojarzący się po części z dokonaniami zespołu Aya RL z płyty Nomadeus. I byłoby całkiem nieźle, gdyby tak trwało do końca (mam na myśli pierwszą stronę). Niestety tak nie jest. Wtręt w postaci I will die psuje budowany nastrój. Za to druga część kasety przynosi interesujące niespodzianki w postaci 77, Gambie i N.Y. Kilkakrotne wysłuchanie tego wydawnictwa nie rozwieje wątpliwości zasygnalizowanych wcześniej. Zgromadzone utwory są na tyle odmienne, a zarazem w pewnym sensie zbliżone, że zdecydowany rozdział staje się niemożliwy. Przemieszanie zaś nastrojów niesionych przez kompozycje (i powtórzenie jednej z nich) sprawia wrażenie jakby artysta nie miał jasno sprecyzowanej koncepcji. Ot, zachciało się mu zrobić sesję nagraniową, coś zrodziło się w głowie i przypadkiem znalazł wydawcę. Na zakończenie postawię pytanie. Czy opisana pokrótce kaseta, to próba stworzenia "pomostu muzycznego" pomiędzy muzyką elektroniczną a techno? Nie byłaby to miła perspektywa. A może niepotrzebnie się czepiam i doszukuję się problemu tam gdzie nie istnieje? El-Skwarka (wrażenia spisane w 1999, przeredagowane w 2005) Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” Redaktor – Grzegorz Cezary Skwarliński Kontakt: [email protected] FB:http://www.facebook.com/pages/Magazyn-Muzyki-Elektronicznej-AstralVoyager/315548031957 14 Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 7/2005(29)