9/2004 (20) - Magazyn Muzyki Elektronicznej ASTRAL VOYAGER

Transkrypt

9/2004 (20) - Magazyn Muzyki Elektronicznej ASTRAL VOYAGER
Numer 9/2004 (20), Październik 2004
Wstępniak
Witam.
W tym miesiącu bardzo skromnie. Jakoś drygu do pisania nie ma (ani do
szperania w sieci) a i artykuły nie spływają w takiej ilości jaką sobie
wyobrażam. Wbrew pozorom jeszcze nie załamuję rąk. Jak widać jakoś się
kręci :) (choć raczej kręci się tak sobie).
redaktor koordynujący
Grzegorz 'El-Skwarka' Skwarliński
Relacje ...
... fanowskie wspomnienia z Ricochet Gathering, Jelenia Góra 09-10.09
2004r.
[...] Wyruszyliśmy z Jackiem z Wrocławia około jedenastej. Przyjechaliśmy
po około półtora-dwóch godzinach. Przed schroniskiem Bartek czekali już
na nas Ania i Bart. Za chwilę dojechał Tangerinus. Zadomowiliśmy się w
schronisku i poszliśmy na miasto coś zjeść, już w większej grupie. A po
pizzy, przemieściliśmy się w kierunku Teatru. Tam spotkaliśmy Witka Reka,
część osób odebrała bilety. Powitaliśmy też osoby z listy dyskusyjnej Moo
z Warszawy (Millennium i Palacz) przybyłych z hotelu z centrum Jeleniej
Góry. Koncert opóźnił się z przyczyn różnych (technicznych). Sala nie była
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
1
pełna, przeważaliśmy my, fani muzyki elektronicznej. Mogliśmy
swobodnie przemieszczać się po rzędach. Jako pierwsi zagrali Star Sound
Orchestra z towarzyszeniem Józefa Skrzeka i Paula Lawlera (Steve
Schroyder nie dojechał). Grali nieźle, choć mnie nie porwali zbytnio. Po
nich wystąpił samotnie, rewelacyjny, moim zdaniem, Paul Lawler (Arcane,
Max van Richter, Paul Lawler), który wspaniale zagrał seta złożonego z
muzyki znanej z jego płyt i nowszej. Łysy i niski Paul stał za swoim
sprzętem patrząc dziwnie w sufit i mając „ciekawą” minę. Ucieszył się
jednak przyjęciem jego mandarynkowo - energetycznej muzyki. Po Paulu
wystąpiła grupa Sunya Beat - Grosskopf na bębnie, Heilhecker na gitarze i
Baltes za syntezatorami. Dali świetny show. Grali muzykę nieco a'la Ashra,
z motywami hinduskimi, doskonale brzmiącą. Byli w sumie pozytywną
sensacją wieczoru. A po przerwie inna „sensacja” - Marek Biliński z
zespołem (MB synth., poza tym perkusista, „przeszkadzajkowiec” i
gitarzysta). Marek zaczął dawać show, poczynając od ubioru a'la Matrix
(dla nas bardziej wiarygodny byłby w t-shircie), po zachowanie na scenie.
Dyrygował swoją orkiestrą. Zagrał stare swoje kawałki, bardzo
uwspółcześnione. W sumie trudno było orzec czy gra hard rocka z
elementami Pink Floyd czy też elektronikę. Jak dla mnie za głośno i
rockowo. Czyżby zapatrzył się na Shreeva z lat 80-tych? Nasi ludzie (fani
el-muzyki z listy Moo - przyp.red.) kręcili nosami. MB najlepszy okazał się
gdy zagrał sam, jedynie z perkusistą-przeszkadzajkowcem, na końcu. Po
koncercie grupa Bartkowa zawadziła o sklep Żabka i wróciła do schroniska,
gdzie spędziliśmy nieco czasu na rozmowach z sali jadalnej. Jednak główny
laptopowiec Bart przykimał i nie było muzyki mechanicznej. Więc
rozeszliśmy się po naszych „celach”.
W sobotę, ludzie się porozchodzili, część gdzieś połazić po górach, część
„włóczyła się” po mieście. Właśnie ta część natknęła się na ekipę
warszawską (Millennium i Palacz) i opowiedzieli nam co działo się w piątek
w Komarnie, gdzie muzycy stacjonowali i grali jamy.
2
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
Potem ekipa krakowsko-łódzko-warszawsko-wrocławska udała się na
samochodową wycieczkę do Karpacza. Pojechałem jako pierwszy. Niestety
okazało się, że w Karpaczu odbywa się jak co roku zakończenie Tour de
Pologne, co powoduje paraliż komunikacyjny miasteczka i okolic. [...] Ania,
Bart i Stacja Mir udali się do Zgorzelca/Goerlitz, odebrać Wolframa der
Spyrę z dworca. Ja z Jackiem i napotkanym po drodze Markiem
przeszliśmy się po Jeleniej Górze przed koncertami. Ania z Bartem nieco
spóźnili się na pierwszy występ (dowóz Spyry). Problemy mieli też turyści
górscy, których Tour de Pologne zablokowało w Karpaczu. Tymczasem
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
3
Witek chciał rozpocząć punktualnie. Jako pierwszy wystąpił Dave Brewer z
dwoma kolegami (w tym Polak). Zagrali poprawny tradycyjny „berlin”,
aczkolwiek wydawało mi się, że mieli problemy z dźwiękiem. Po nich nasz
człowiek z listy Moo - Remote Spaces Project - Horneusz. Zagrał
REWELACYJNY set, bardzo dobrze brzmiał, ciekawa muzyka. Był to bardzo
bogaty „berlin” w stylu Remotowym. Towarzyszył mu człowiek z Star
Sound Orchestra "obsługujący" talerze-gongi. Po nich - niespodzianka.
Artysta zupełnie nietypowy dla naszej Moo -społeczności. Volker Koenig
(Ololiuqui). Gra on jakiś psychedelic-trans czyli muzę spod znaku „umpaumpa”. Towarzyszyli mu jednak inni artyści - Józef Skrzek, Bill Fox (gitara),
gość z Kanady i Jens Zygar na jakiś instrumencie perkusyjnoelektronicznym. W sumie bardzo się podobali, choć jak mówił Bart „w
domu bym tego nie dał rady słuchać”. Ciekawy był muzyczny pojedynek
Skrzeka z Koenigiem, który wypadł na korzyść Polaka. Set bardzo
rozrywkowy. Po krótkiej przerwie Steve Joliffe, znany zarówno z
występów w Tangerine Dream (Cyclone), jak i z solowej działalności.
Zagrał solo - miał jakiś syntezator czy sekwencer, odgrywający jego
podkłady, a sam grał na fortepianie i flecie. Nieco trudniejsza muzyka ale
znakomita. Steve improwizował, prezentował śpiewogrę na flecie. Czasem
jakby się gubił, czasem był romantyczny, czasem dziki. Kawał dobrej
muzyki koncertowej. Po dłuższej przerwie wystąpili ci na których czekano
tego wieczoru - para Detlef Keller i Mario Schönwälder z kolegami - Basem
Broekhiusem (perkusja elektroniczna), Wolframem der Spyrą (synth) i
Billem Foxem (gitara z efektami). Na początek zaczęła podstawowa trójka
(MS,DK i BB) - ustawieni w swoistą piramidę z Basem na czele. Bas miał do
dyspozycji komputer perkusyjny - grał na małej tabliczce a dźwięk
odtwarzany był na kolumny i na jego słuchawki. Grali materiał podobny w
nastroju do tego z płyt Concerts i Reason Why (ale nie Noir). O razu
wzbudziło to nasz zachwyt. Potem dołączyli do nich Spyra, który niestety
ukryty był za fortepianem Joliffea i na czym grał, nawet nie wiem. Miał
pewne problemy z rozpoczęciem i podczas setu Trójki, jego sprzęt był
sprawdzany. Potem dołączył Bill Fox z gitarą (też podłączoną do efektów).
Zagrali wspaniale, wejścia Spyry i Foxa witane były oklaskami. Po udanym
secie, wezwano ich do bisów i wtedy zaczęła się zabawa. Zaczęli od
podgrywania Jarrem aby wtrącać kawałeczki Oldfielda, Vangelisa, Schulza.
4
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
Mario oderwał się od klawiatur i zaczął tańczyć najpierw sam a potem ze
Spyrą. Zatańczyli amerykańską polkę. Mario rozwalił swój stołek. W końcu
bębnił już tylko bas i grał sekwencer a panowie najpierw wachlowali Basa
szmatką aby w końcu zatańczyć kankana. Widać było, że dobrze się bawią,
podobnie jak klaszcząca publika. W czasie bisu Bas zagrał też na swoistej
„gitarze peruksyjnej” towarzysząc Foxowi. Koncert był extra i jak mówi
Bart, „przyjechali i wymietli wszystkich - inna liga”. W końcu zakończyli i
podziękowali publice i Witkowi wspólnymi ukłonami. Potem weszliśmy na
scenę, rozpoczęło się polowanie na autografy i wspólne zdjęcia.
Żegnaliśmy się z muzykami i Witkiem. Skończyło się około 23-ciej chyba
albo i 23.30. Poszliśmy do domu, część kolegów szukała jakiś sklepów i
MacDonaldów. Siedzieliśmy jeszcze w Bartkowej jadalni, Bart uruchomił
laptopa, zgrywaliśmy fotki, słuchali muzyki i gadali. W końcu około 2.30
padłem i poszedłem spać. A rano były już pożegnania i powroty.
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
5
Dziękuję Witku za wspaniały Ricochet Gathering! Na Wyspach
Kanaryjskich nie będzie już tak fajnie. Dziękuję koleżankom i kolegom,
którzy dojechali do Jeleniej Góry [...] za wspaniałe towarzystwo i wspólną
zabawę. Oby jeszcze kiedyś taka impreza się powtórzyła!
Lord Rayden
wszystkie fot. Lord Rayden
Recenzje płyt
6
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
Tangerine Dream
Near Dark
Któż nie ma z „wielkich” el-muzyki w swojej dyskografii ścieżki dźwiękowej
do filmu. Soundtracki często nie są doceniane przez słuchaczy - zupełnie
niepotrzebnie. Płytka którą zaliczam do kanonu muzyki elektronicznej
towarzyszy filmowi Near Dark i nagrana została przez zespół Tangerine
Dream w 1987 roku. CD został wydany przez dwa wydawnictwa i troszkę
szkoda iż europejska wersja wydana przez Silva Screen Records nie
posiada tak sugestywnej okładki jak wersja amerykańska. Tyle jeśli chodzi
o okładkę którą nie należy się kierować przy odbiorze muzyki...
Krążek zawiera 11 kompozycji, które w sposób wspaniały nadają koloryt
obrazowi. Muzyka zawarta na krążku jest groźna i tajemnicza, budująca
nastrój i choć utwory nie należą do najdłuższych (wada wszystkich
soundtracków), zapadają w pamięć przez długi czas. Album rozpoczyna
„wesoły” Caleb's Blues. Skojarzenia całkiem złowieszcze, moje obawy
spełniły się w kolejnym utworze Pick up at High Noon. Muzyka pełna
skojarzeń, nocnych lęków, ale to przecież muzyka z horroru. Kolejny
okraszony dźwiękiem gitary utwór rozpędza album na chwilę. Bus
Station/Mae's Transformation klimatyczny nocny track, w który wkrada
się odrobina melancholi. Następne ścieżki tworzą zmienne nastroje z
przewagą „mrocznej” mocnej muzyki gitarowo-sekwencyjnej z lekkim
beatem.
Płyty słucha się świetnie i bez obrazu. Album cechuje zmienność
nastrojów. Dopasowanie muzyki do filmu uważam za swoiste dzieło
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
7
sztuki. Doskonały przykład, w jaki sposób można wykorzystać „dźwięki
generowane sztucznie” do budowania tak sugestywnych obrazów. Album,
mimo iż miejscami nierówny, warty bliższego poznania.
Yaroo
recenzja uzyskana z serwisu MOOZA za zgodą autora
Klaus Schulze
In Blue
Twórczości Klausa Schulze nie da się zaklasyfikować do żadnego z nurtów,
częsty eksperymentator, napisać niespokojna dusza muzyki elektronicznej
to zdecydowanie zbyt mało. W roku 1995 ukazuje się dwupłytowy album
In Blue. Mimo, iż album nie należy do najnowszych zdecydowanie wart
jest częstego słuchania. Na krążkach znajdują sie trzy kompozycje, które
na szczęscie do najkrótszych nie należą, jest to swoista wizytówka Klausa
Schulze - długie kilkuczęściowe suity.
Pierwsza kompozycja to Into the Blue słychać szum wiatru, chóry, dźwięki
stonowane, po około 15 minutach następuje eksplozja muzyki i tu już
wyraźnie słychać swoisty styl muzyczny wypracowany na przestrzeni
trzech dekad, sporo „pozornie chaotycznych rytmów i struktur
dźwiękowych” na pierwszy plan przedziera się solówka zagrana na
„trąbce” by po kolejnym mocnym akcencie zwolnić, zmienić nastrój i
przygotować miejsce dla sekwencera. Kolejno mamy smyczkowe akordy,
8
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
dynamiczny podkład perkusyjny i te wspaniałe szaleństwa po klawiszach
Klausa godnie kończące pierwszy krążek. Suita otwierająca drugi krążek
Return of the Tempel to popis Klausa Schulze i gościnny występ na gitarze
elektrycznej kolejnego giganta muzyki elektronicznej Manuela
Göttschinga. Po wstępie stonowanym sekwencer dźwięki „fletu” i
„dynamika” Klausa zostaje doładowana przez solówki Manuela na gitarze i
jest to jak najbardziej pożądany zabieg wprowadzając w stan
hipnotycznego „transu”. Track może zostać uznany za chaotyczny nic
bardziej mylnego. Serenade In Blue najkrótsza suita trwająca „tylko”
ponad 34 minuty to powrót do łagodnych brzmień nawiązujących do
poprzednich kompozycji podszytych lekkim sekwencerem i pastelowymi
barwami syntezatorów i kunsztu Klausa.
Płyta dla początkujących słuchaczy może za pierwszym razem zaszokować
nieładem. CD jak większość albumów elektronicznych zyskuje po bliższym
poznaniu i to jak zyskuje! Osobiście - jedna z moich ulubionych płyt z elmuzyką.
Yaroo
recenzja uzyskana z serwisu MOOZA za zgodą autora
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
9
Z archiwum
Władysław Komendarek
Poławiacze sumień
Jest to druga płyta pana Władysława, którą miałem przyjemność
wysłuchać. Do dziś mam do niej pewien sentyment, ale dlaczego to trudno
powiedzieć.
Mimo, że zbytnio nie przepadam za twórczością w/w artysty, to
Poławiacze sumień zasługują na kilka ciepłych słów. Na płycie dominują
nagrania bardziej „konwencjonalne” niż to miało miejsce na starszych
produkcjach kompozytora. Prawdopodobnie twórca uznał, że swoimi
eksperymentami nie przysparza sobie zwolenników. Warto zaznaczyć, że
właśnie z tego krążka pochodzi nagranie 35 śmietnik atomowy (w
późniejszych latach znane z wielu dość różnych wersji). Doskonały utwór o
charakterze medytacyjnym, który w 1993 roku dzięki głosom fanów zajął
pierwsze miejsce w plebiscycie TOP TLEN. Oczywiste jest, że pan
Władysław nie byłby sobą, gdyby nie przedstawił kilku rytmicznych
nagrań. Niektórym może to nie odpowiadać, ale moim zdaniem powodują
one, że płyta staje się na swój sposób oryginalna.
El-Skwarka (przeredagowane w 2004)
10
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
Władysław Komendarek
Kupcy czasu
Od ukazania się Poławiaczy sumień minęło sporo czasu zanim doczekałem
się kolejnych kompozycji Władysława Komendarka. Materiał został
zebrany na taśmie Kupcy czasu i choć miałem przyjemność wysłuchać
wcześniej Szafirowej Chimery myślę, że warto poświęcić czas na
zapoznanie się z wymienioną kasetą. Dlaczego?
Już sam fakt, że kasetę otwiera druga część 35-go śmietnika atomowego
może służyć za odpowiedź. Dochodzą do tego inne kompozycje utrzymane
w zbliżonych klimatach. Nie brak też rytmicznych nagrań tak
charakterystycznych dla pana Władysława. Twórczość artysty, tak bardzo
„eksperymentalna” na poprzednich płytach i kasetach, ulega tutaj
niejakiemu stonowaniu (do tego stopnia, że niektóre kawałki na pierwszy
„rzut ucha” trudno przypisać WK), co tylko wychodzi na dobre utworom.
Pierwsze odznaki obrania nieco odmiennej ścieżki twórczości można było
już zauważyć w Poławiaczach sumień. Kupcy czasu to jakby dalszy krok na
tej „nowej drodze”. Nie twierdzę, że zostały porzucone wszystkie
„urozmaicenia” pana Władysława i bardzo dobrze. Gdyby tak się stało,
nagrania z pewnością straciłyby swoją dotychczasową oryginalność. Jaki
argument może przekonać ewentualnych oponentów? Trudno
powiedzieć, ale nawet pobieżne przesłuchanie tej taśmy może
spowodować zmianę zdania, choćby w części. W jakim kierunku nastąpi ta
zmiana zależy wyłącznie od słuchającego. Na zakończenie malutka
przeznaczona dla kompozytora uwaga. Panie Władysławie, proszę nie
przesadzać z tymi głosami. Rzadko, ale zdarza się, że są trochę
denerwujące (ale jeśli miały przynieść taki efekt, no cóż ...).
Niestety obrana przez kompozytora wspomniana „droga” została
porzucona za rzecz mało ciekawych klimatów „techno-eksperymentalnotłucznych” (szczególnie po 2001), trochę szkoda.
El-Skwarka
(wrażenia spisane w 1998, przeredagowane w 2004)
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
11
Vangelis
Voices
Wielbiciele Vangelisa powinni być zadowoleni z tej płyty. Styl, który
określiłbym mianem monumentalnego, jest znany wielu fanom el-muzyki.
Wszystkie kompozycje umieszczone na krążku są utrzymane w spokojnej
tonacji, wyjątek stanowi pierwszy utwór, wręcz „porażający”
ewentualnego słuchacza swoim nastrojem. Mimo swej odmienności nie
sprawia wrażenia „doklejki”. Staje się raczej ozdobą krążka. Głosy
towarzyszące większości kompozycji nie zmieniają el-muzycznego
charakteru płyty. Nie uświadczymy tutaj lekkich piosenek ale prawdziwe
pieśni, które tworzą swoisty niezapomniany nastrój. Cóż można napisać na
zakończenie? Tej płyty słucha się z przyjemnością, choć momentami
można popaść w nostalgię. Ale czyż tak nie miało być?
El-Skwarka (wrażenia spisane w 1996)
Andrzej Szymalski
Sudetony
Mimo sporej liczby polskich twórców el-muzyki trudno jest znaleźć wśród
nich interesujących kompozytorów, którzy skutecznie pobudzają uszy
słuchaczy brzmieniami określanymi jako medytacyjne. Palców jednej ręki
starczyłoby aby ich wymienić. Twórcą z tego kręgu jest Andrzej Szymalski.
Muzyka zarejestrowana na taśmie powstała w wyniku zafascynowania
Sudetami. Góry zawsze przyciągały miłośników piękna natury
nieożywionej. Każdy z nich odbierał je inaczej. Przeżycia z tymi związane
są zawsze bardzo osobiste, przez co kaseta nabiera niezwykłej
oryginalności. Muzyka zapisana na taśmie trafnie oddaje (przynajmniej dla
12
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
mnie, a wiele razy bywałem w Sudetach) urok górskich wędrówek i
widoków roztaczających się ze szczytów, a mało zrozumiałe (np. Liaibaato)
tytuły utworów wzbogacają nastrój. Nic tylko słuchać i patrzeć (na góry).
To sprzyja uzyskiwaniu stanów medytacyjnych. Dla niektórych słuchaczy
twórczość pana Andrzeja może wydać się trudna do odbioru. Może o to
chodziło, aby przedstawione zestawienia el-dźwięków były przeznaczone
dla wybrańców?
Jeśli dobrze orientuję
kompozytorskiej
się
pan
Andrzej
zaprzestał
działalności
El-Skwarka (przeredagowane w 2004)
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager”
Redaktor – Grzegorz Cezary Skwarliński
Kontakt: [email protected]
FB:http://www.facebook.com/pages/Magazyn-Muzyki-Elektronicznej-AstralVoyager/315548031957
Magazyn Muzyki Elektronicznej „Astral Voyager” 9/2004(20)
13