NUMER 10. GRUDZIEŃ ROK 1936.

Transkrypt

NUMER 10. GRUDZIEŃ ROK 1936.
Pawlikowice. Zapał swój chłodzą śnieżkami.
t
NUMER 10.
GRUDZIEŃ
r
e
m
ROK 1936.
HASŁO MŁODYCH!
Miłości bliźniego pokażesz dowo­
dy, jeżeli będziesz umiał litować się
nad cierpieniem drugich, bez względu
na ród, stan, przekonania, wiek i płeć
cierpiącego współczłowieka.
J ÓZEF
J E Ż OWS KI
Fi l a r e t a .
T R E Ś Ć MIESIĘCZNIKA:
str.
J u b il e u s z J. E. Ks. Metropolity Adama Stefana Sapiehy
218
Ż y c z e n ia n o w o r o c z n e
219'
•
Co mówi h i s t o r i a zakład ow a i pow szech na o Herodach
220
A j e d n a k było; to p ię k n e .
223
.
.
* • .
Czar wigilii zakład ow ej
227
Wigilia 1914 r ...................................
2301
Dzieje n as ze j kolędy .
231
Wiersz: Szczęście
238
Odpowiedzi R e a k c j i
234
.
235
K w ad r at m ag ic zn y
Kronika
.
.
Wykaz s k ł a d e k .
.
.
.
.
.
236
.
240'
Z A POZWOLENIEM WŁADZY DUCHOWNEJ.
D rukarnia
„ P o w ściąg liw o ść i P ra ca”, Kraków, ul. Kazimierza Wielkiego 95>
Kok XIII. Nr 10.
GRUDZIEŃ
1
9
3
6.
Zakład Wychów
w Pawlikowicach
p. Wieliczka.
MIESIĘCZNIK ILUSTROWANY MŁODZIEŻY ZAKŁADÓW
WYCHÓW. TOW. „POWŚCIĄGLIWOŚĆ I PRACA"
P O D R E D A K C J Ą : KS. E D W A R D A T O M Z Y
J. E. ksicjżą Metropolita
Ks. Dr. A d a m S a p i e h a
arcybiskup krakowski-
Konto czekowe.
P. K. O. 404.854.
Tel ef on 54.
s
I
i
i
i
Jubileusz
J. Eksc. Ksi?cia jYtetropolity kraK0WSk.
KS-
yidama Sapiehy,
R
|
i
■r=r]
g r u d n i u br, m ija l a t 25 od chw ili, g d y
. .
O jc ie c św . P iu s X udzieli! o so b iście
l ę c e n b i s k u p i c h o b e c n e m u M e tro p o licie
r a P i s k i e m u J. E. Ks. A r c y b i s k u p o w i A d a o w i S t e f a n o w i Sapieże. D w a d z ie ś c ia pięć
a r z ą o w N a jc z c ig o d n ie js z e g o A r c y p a s t e r z a
a s o lcy ś w . S t a n i s ł a w a , to p o tę ż n y o d ła m
z a s u w y p e ł n i o n y J e g o a p o s to ls k im tr u d e m .
U jm u jąca p ostać A rcybiskupa zapadła
g ł ę b o k o w s e r c a w s z y s t k i m w i e r n y m D iec ezji
a i Z a k ł a d y w y c h o w a w c z e Ks. Br. M a r k i e ­
w i c z a m i a ł y s z c z ę ś c ie z e tk n ą ć się o so b iście
z D o s t o j n y m Arcypasterzem.
r+
P.° 0(f w i e d z i n a c h K s ię cia M etro p o i y m ło d zież Z a k ład u w P aw likow icach wyr a z a a s w ó j z a c h w y t , bo też p r a w d z i w y m
z d o b y w c ą s e r c o k a z a ł się J. E. Książę M e tro p o i a n a s w y m A p o s t o ls k i m u rzęd zie , z k tó nug k a T o li c k ie g o 2 a W S Z e
d°
p o z 3' t 5' w n e 8 °
cz>"
wi
E
S
§
§
®B
Z ą k ! a d y w y c h o w a w c z e Ks. Br. M ark iey ’s fuż4 c w y c h o w a n i u k a t o l i k ó w czynu,
p r z y ą c z a j ą s ię d o o g ó ln e g o h o łd u p o l s k i c h
l
i ‘> t ^ ! .
V 3 śląc źy cze n ia , by B óg do• aj <^0 s ^ ° J n ie js ze m u J u b i l a t o w i dzierżyć
K - n ć iw 0 - Sta P.astorał św. Stanisława dla
oła i Polski, a radości wiernych.
REDAKCJA.
2
7eś rękę, Boże Dziecię
Błogosław krainę miłą
W dobrych radach , w dobrym bycie
Wspieraj jej siłę, Twą siłą,)%
Dom nasz i majętność całą,
/ wszystkie wioski z miastami .
A słowo ciałem się stało,
I mieszkało między nami.
Fr. Karpiński.
Wszystkim Szanownym i Kochanym
Dobrodziejom Zakładu oraz Czytelnikom
„ N a s z e g o Ż y c i a " , śle staropolskim
zwyczajem najserdeczniejsze życzenia
Wesołych Świąt
i Szczęśliwego Nowego Roku!
Redakcja.
■
219
m ó w i historia zakładowa i powszechna
o Herodach.
A ż e b y na to pytanie odpowie­
pozorach tylko żydowskich, by­
dzieć, muszę przenieść się my­
ły powodem, że chciałem się cze­
ślą do r. 192.1, kiedy (w Pawli­
goś więcej dowiedzieć o ich
k o w ica ch pierwszy raz po W iel­
protoplastach palestyńskich. Po­
kiej w ojnie odegrano Jasełka.
szukałem więc źródeł historycz­
W o jn a światowa była grobem
nych i po ich przeczytaniu do­
dla świetnie rozwijającego się
szedłem do wniosku, że najbar­
teatru pawlikowickiego z dwóch
dziej groźni z pośród pawlikopow odów . Z abrała najlepsze ta­
wickich Herodów, bledną wo­
len ty aktorskie, zniszczyła wspa­
bec tamtych — z P alestyn y.'
n ia ły dorobek dekoracyjny. T ra ­
Nic dziwnego, żydzi sprowa­
d y c ji je d n a k zgnębić nie potra­
dzili ich na bezdroża, jak i to
fiła. W b r e w rachubom ożył na
zresztą czynią dziś 'z polskim
now o te atr zakładowy. Zaczęto
ludem i całym światem.
od Ja s e łe k . Trudno mi dziś w y­
Przeciętnym ludziom, z po­
razić zap a l i ciekawość, z jaką
śród kilku Herodów, których
sp o g lą d a liśm y na „króla Hero­
żydzi mieli zaszczyt być podda­
d a ". B y ł to niewielki mężczy­
nymi, najbardziej jest znanym
zna, zw in n y i energiczny, sam
Herod Wielki, morderca dzia­
in icja to r, reżyser, dyrektor te­
tek betlejemskich, panujący
atru. C óż, kiedy zadarł z (ży­
w Judei od 37 r. 'przed Chry­
d am i i m arnie zginął. Takie by­
stusem do 4 r. po 'Chr. Żyjący
ło przekonanie najm łodszych wi­
w IV. w. ’po Chryst. 'historyk
dzów, liczących sobie lat 12 i ni­
Kościoła Euzebiusz podaje, że
żej. P o nim, już w (nieprzerwa­
dziadek Heroda był sobie zwy­
n ym do dziś ciągu dynastycz­
kłym ^ kapłanem Apollina w Inym , w stęp ow ał zawsze na tron
dumei (pin. Arabii), ojciec zaś
po rocznym bezkrólewiu, jakiś
i założyciel dynastii Herodów
H e ro d m niej lub więcej sławny.
Antipater wychowywał się mię­
W y r a z e m tej jego popularności
dzy rozbójnikami idumejskimi,
b y ły
,,drugie Ja se łk a ", jakie
którzy porwali go ojcu w (czasie
w śc isły m gronie i na zaprosze­
napadu rabunkowego. Milczy
nia tylk o imienne odgrywała
o
szczegółach aynasrycz
dynastycz­
- tych MLzcguiacn
n a jm ło d sza generacja zakłado­
nych największy
naiwieH 7 v historyk
]*ncfor\rLr ży
71/ny-ch
w y c h wychowanków w piwnicy,
dowski, żyjący w I. w. (po Chr.
w k tó re j była piekarnia. Tam
— Józef Flawiusz i dobrze robi,
to so b o w tó r Heroda, liczący so­
bo nie ma się czem (chwalić.
bie conajm niej 1,30 m wysokoś­
H e ród A
c i, odtw arzał do 'najdrobniej|sz ych szczegółów rolę. popular­
n e g o m onarchy.
^yuuwsKiego jtiyiKana
Rzymian, dzięki którym otrzy­
D z ie je naszych jasełkowych
mał nawet wysoki urząd zarząd­
H e ro d ó w , o krwi lechickiej a
cy Judei. Synowi zaś swemu,
220
p ó źn ie jsz e m u k ró lo w i H e ro d o w i
w y je d n a ł stan o w isk o p refek ta
G a lile i. P o śm ie rci o jc a H ero d ,
w s k u te k b u n tu żyd ów , m usi ue h o d z ić z P a le s ty n y i szukać po­
m o c y w R z y m ie u Antoniusza.
Z a " je g o p o p a rc ie m zostaj-e d e ­
k re te m se n a tu m ian o w an y k ró ­
le m Ju d e i. B y ł to rok ?3 7 prz.
C h ry st. T r o n
je d n a k m usiał
z d o b y ć so b ie siłą. P o 5-miesię ez n y m oblężeniu, dzięki po­
m o c y le g io n ó w rzym skich, p a ­
d a Je ro z o lim a . H e ro d sk ła d a
p rz y teji sp o so b n o ści do w o dy li­
to ś c iw e g o se rca , k tó rego póź-
zw ycięskiego Oktawiana. Herod
dla odwrócenia od siebie nie­
szczęścia zdobył się na akt inie­
zw ykły. U d a ł się na wyspę R o ­
dos, gdzie chwilowo bawił Okta­
wian, zd jął z gło w y koronę [i
w postawie w inow ajcy prosił o
przebaczenie. Próbkę jego prze­
m ow y podaje Józef Flawiusz
w dziele p. t. -„W o jn a Żydow ­
sk a” : „C ezarze! Dzięki A nto­
niuszowi zostałem królem ; rzecz
tedy prosta, że starałem się
w zam ian być mu użytecznym.
O ile tylko m ogłem posyłałem
mu posiłki, zboże całym i tabo-
P ała c H ero d a w chw ili obecnej.
n iej ta k m a ło u niego widzim y.
G d y le g io n iś c i rzym scy g ra b ili
i m o r d o w a li w zd o bytym m ieś­
cie , H e r o d n a w szelki sposób
s t a r a ł się zap o b iec temu. R o b ił
w y r z u ty w o d zo w i rzym skiem u
S o su isz o w i, m ó w iąc, że „ g d y b y
m o ż n a z d o b y ć panow anie nad
ś w ia te m za k re w , k tóra się/tutaj
le je , to w o la łb y m się te g o 'p a n o ­
w a n ia zrze c” . W re sz cie z w ła ­
s n e g o s k a r b c a zaspokoił ch ci­
w o ś ć ż o łn ie rz y i tak u rato w ał
m ien ie i życie reszty m ieszkań­
c ó w . Z p o w o d u ' k lęsk i A n to ­
n i u s z a p o d A k c ju m g ro z iła H e ­
r o d o w i d e tro n iz a c ja ze strony
rami, a nawet po bitwie pod A k ­
cjum nie opuściłem m ego do­
broczyńcy... Teraz przyszedłem
do ciebie, gdyż sądzę, że ;cenisz
otwartość i że raczej będziesz
b rał pod uwagę, jakim a (nie
czyim potrafiłem być przyjacie­
lem ” . N a to odpowiedział mu
cezar: „ Ż y j szczęśliwie i króluj
jak najdłużej, bo kto tak (przy­
jaźń pojm uje, ten jest godzien
przewodzić ogółow i” . W póź­
niejszych rządach zasłynął H e­
rod jako znakom ity budowniczy.
W 15 roku swego panowania
przebudował świątynię jerozo­
limską. Potem wzniósł cały sze-
221
re g g m a c h ó w i miast w całym
sięgła go kara' Boża. „P o całe]
p a ń stw ie , nazywając je imiona­
skórze uczuwał dotkliwy swąd,
m i swoich rodziców, przyjaciół
i wielki ból na wnętrzu; nogi
i w ła s n y m . Do spisu wewnętrz­
zaś tak mu nabrzękły, . jak
n y c h czyn ów Heroda '.dołącza
w wodnej puchlinie... Prócz te­
J ó z e f F la w iu sz jego charaktery­
go cierpiał na brak oddechu,
s ty k ę : „ B y t znakomitym myśli­
że wcale nie mógł leżeć.;A choć
w y m , zw łaszcza dzięki temu, że
śmierć patrzyła mu z oczu, jesz­
św ietn ie dosiadał rumaka. Jako
cze wpadł na piekielny pomysł.
żołnierz b y ł niezwyciężony. N a
Wiedział, że zgon jego nie zo­
ig r z y s k a c h powszechną wzbu­
stawi ani cienia smutku na twa­
d z a ł w śró d zapaśników obawę,
rzy choćby jednego z podda­
g d y ż wiedziano, jak pewnie unych, dlatego chciał sztucznie
d e r z a ł dzidą i jak celnie w y­
wywołać
żałobę.
Rozdawszy
p u szczał strzałę“ . Jeśli więc wie­
swym żołnierzom po 50 drachm,
rzy ć m a m y Flawiuszowi, który
a oficerom bogate upominki,
w e w stę p ie do sw ej: „W o jn y
rozkazał im, by w razie jego
Ż yd o w sk ie j “ zaklina się, że do­
śmierci wycięli w pień najzna­
brze p o jm u je zadanie historyka,
komitszych żydów judzkich, uże m a św ięte postanowienie pi­
myślnie w tym celu uwięzionych
sa ć tylk o prawdę, a unikać fa ł­
w twierdzy. „Będzie, mówił,
szu, to ta k w yglądałaby jedna
żałoba po mej śmierci godna
stro n a ż y c ia króla H eroda —
króla“ . Wymieniając zbrodnie
m ian o w icie jego działalność pu­
Heroda, nie wspomina jednak
bliczna.
Józef Flawiusz ani o jego ‘za­
S z c z ę ś liw y w stosunkach na
sadzce na Trzech Mędrców ze
zew nątrz, b y ł nieznośnym dla
Wschodu, którzy złożyli po­
p o d d a n y ch , tyranem dla rodzi­
kłon Panu Jezusowi, ani o :mor­
ny. W in ą za to trzebaby obar­
derstwie dziatek betlejemskich.
czyć je g o doradców, żonę MaJasnym jest dla nas, że będąc
riam nę, rodowitą żydówkę, sio­
żydem i wrogiem chrześcijan,
strę S a lo m e i jego własną po­
pominął to, co mogło religię
d e jrz liw ą naturę. D rżał na myśl,
Chrystusową rozsławić i utwier­
że m ó g ł g o ktoś korony (pozba­
dzić.
w ić. Z n a li tę jego słabość p o ­
Po śmierci Heroda rządzili
c h le b c y dw orscy i niewinnych
jakiś czas w Palestynie jego/sy­
a n iew ygo d n ych sobie krewnych
nowie. B yli okrutni i niemoral­
H e r o d a przedstawiali jako nie­
ni jak ojciec, ale żaden (z nich
bezpiecznych spiskowców. M o r
nie doszedł już do tej potęg7
d o w a l w ięc Herod na kogo tylko
i znaczenia politycznego.
p a d ło podejrzenie. N ie liczył się
Rzymianie nie liczyli się z ni­
z tym , że to była ‘'żona, syno­
mi, ograniczali terytoria podle­
w ie, n a jb liż si krewni. Jeszcze na
5 d n i przed śmiercią kazał (ża­ głe ich władzy, detronizowah
ich tak, że .wkrótce po 'dynastii
rno rclow ać syna — Antypatra.
T e w strząsy, a także życie ‘roz­ idumejskiej nie pozostało .żad­
p u stn e sta ły się przyczyną stra­ nego śladu.
sznej, śmiertelnej choroby. Do-
222
W.B.
. W Z a k ła d z ie obok rze­
m io s ł i p ra k ty c z n y c h pow ołań
k w itły też sztuki piękne. D o
ty c h f o p ró cz n iep op raw n ego, a
ta k zaw zięcie ścig a n e g o b a z g ra ­
n ia po ś c ia n a c h przez m alców ,
n a le ż a ła p rzed e w szystk im m u­
z y k a i śp iew .
* O r k ie s tr a zak ład o w a roztręb y w a ł a s ła w ę naszej instytucji
i i
P aw lik o w ice.
n a w sz y stk ie stron y. U św ietn ia­
ł a n a sze u ro cz ysto ści w zak ła­
dzie,' a s y s to w a ła nam na w y ­
c ie c z k a c h , n a obchodzie 3 M a ­
ja w W ie lic z c e , p rzy ćw icze­
n ia c h g im n a sty c z n y c h w K r a ­
k o w ie i o k o lic y
— i słowem
w szęd zie. R a z , c z y d w a r a z y 'z a ­
p ę d z iła się n a w e t pod M osk ala
w p ie lg r z y m c e do Częstochow y.
W c z a sie jednej, takiej piel-
grzym k i jak iś poważny Moskal
prosił w wagonie, aby orkiestra
z a g ra ły , i coś innego, niekarne
pieśni religijne. W ię c sławna
orkiestra
urżnęła z. miejsca
„Jeszcze P olska nie zginęła".
M o sk al zbladł i począł prosić
i zaklinać na wszystkie święto­
ści, aby przestano, ale dzielni
trębacze przestali aż wtedy, gdy
Sanki aż furczą.
w ydm uchnęli z pietyzmem
ostatnią ósemkę, czy ćwiartówkę (m ówię o takiej w nutach,
a nie np. w piwie). (W ywołane
zajście się skrupiło na Moskalu
i czy się dobrze, albo źle skoń­
czyło dla niego, tego już 'hi­
storia nie zapisała. A le fakt jest
że dzielni b yli nasi muzykanci...
K a ż d y punkt program u pe­
dantycznie ćwiczyli. G dy się po
2 23
c a ły m zakładzie poczęły z róż­
n y c h k ą tó w rozlegać pojedyńcze w rz a sk i trąbek, piskliwe tre­
le k la r n e tó w i fletów, a później
b a s o w y r y k helikonów i bomb ąrdonójw
(ryki
wychodziły
p rze w ażn ie z piekarni, bo pie­
k arze zakładow i zawsze czuli
s ła b o ś ć do tych instrumentów),
to w ied zieliśm y wszyscy, że się
św ięci n o w y kawałek. I rzeczy­
w iście. N ie d łu g o potem zbiera
się. c a ł a orkiestra w parku, al­
bo pod kasztanam i przed do­
m em , i po paru próbach 'zbio­
row ych
słyszeliśm y
nowego
m arsza, polkę., mazura, czy wal­
ca.
O r k ie s tr a była stała, t.
j.
m ia ła s ta ły c h członków, ale za­
wsze ć w ic z y ł się dorost. Młodzi
u czyli się od starszych. G d y fso~
bie d o b rze przyswoili nuty i
i sztukę ich'O dtw arzania na któ­
ry m ś z instrumentów, wtedy
m o g li b r a ć udział w zbiorowych
p ro d u k c ja c h . Jak grali już dol3 rze, a ktoś ze stałych ‘człon­
ków w y je c h a ł np. do wojska,
to m ło d y adept zajm ował j,ego
m ie jsc e i staw ał się członkiem
sta ły m .
J a też należałem do orkie­
stry. G r a łe m na flecie.. A le ni­
g d y nie lubiłem tego instru­
m entu i nie wiem, jak doszło
do tego, że musiałem na mim
g r a ć . Z d a je się, że nakłonił
m nie d o tego mój; brat,'zaciekły
fle cista .
N a jp ie r w piszczałem na pi­
cco lo . G d y sfałszywiało od cze­
g o ś i usunięto je z ‘muzyki, otrz y m a le m duży i piękny, żółty
flet. M o je otoczenie musiało na
n o w o za ty k a ć uszy, bo c o fja nie
224
wyprawiałem z tym nieszczęs­
nym fletem? Co^ się naplułem
.do niego i z gorliwości i ze zło­
ści, to Bóg sam wie. Zacinał się
starowina w górnych pozycjach
i nie daj Boże było [wygrać
płynnie melodii. Może to była
i moja wina, ale ja wolę tw ie j|
dzić, że fletu. Zażyłem ja closc
wstydu przez ten flet. ^
Ćwiczyliśmy .
pamiętam —jakiś kawałek „W górach bał­
kańskich". Zdaje się, że to był
walc. W e wstępie przychodzi
passus, ‘ gdzie flet miał solo.
Ćwiczyłem to solo najsumien­
niej, żebym go może i ‘dzisiaj
z pamięci zagwizdał. Ale gdy
reszta orkiestry ścichła cał­
kiem, a ja na flecie wzbiłem
się wspaniałym trelem pod niebiosy i już
■ już'm iałem w ra­
cać w dół, nieszczęsny flet kwiknął ze dwa razy i oniemiał.
Chwilkę było cicho, a potem
jeden ryk śmiechu całej orkie
stry. Ja czerwony, jak burak, ma­
ło nie zapłakałem ze wstydu. B y ­
ły nowe próby. Raz się udało,
drugi raz nie.Dyrygent się wście­
kał, ale na próżno. Zdecydował
wreszcie, że solo będziemy grac
we dwóch.Graliśmy. Jedna melo ­
dia niosła się coraz wyżeji zklainet.u i fletu, ale g d y 'u mnie na­
stąpił na którymś popisie znany
kwik, a klarnecista nie m ógł
sam produkcji dokończyć ze
śmiechu i też mu klarnet 'kwiknął, przy tym ja, zamiast go
wesprzeć, wybuchnąłem nagle
głośnym śmiechem, który p ° r
wał i dalszych to w arzy szy , wte­
dy d y r y g e n t już n ie w y trz y m a ł
i wylał mnie z o rk ie s try . \
Tak nieszczęsny flet zw ich n ął
moją muzyczną karierę w or­
kiestrze. No, nie żałowałem te­
g o b a rd zo . S w o je zap ały mu­
zyczn e sk ie ro w a łe m cło h arm o ­
n ium , a p óźn iej, po pew nych
su k c e s a c h n a tym instrum en­
cie — za n a m o w ą w łaśn ie (tego
s a m e g o d y r y g e n t a — do fo rte ­
p ian u ...
D o m u z y k i zak ład ow ej było
d o s y ć tru d n o się dostać. T rze b a
b y ło m ieć p ro tek cje, bo kan-
nieczna potrzeba. M ądry to był
przepis, bo człowiek, albo raczej;
kan dyd at na człowieka, rozbierał
się w sypialni prędko i (właził
pod koc z zamkniętą gębą, (po­
słu ch ał jeszcze paru zdań z 'ży­
cio rysu świątobliw ego męża G e­
rarda M ajelli, o którym zawsze
było jakichś 5 — 10 minut przed
spaniem „czytan e ", a g d y czyta-
P aw likow ice. N arciarze teraz sp a c e ru ją
po p ark u .
iy d a t ó w b y ło dużo, a in stru ­
m entów m a ło . Z a to do K o ła
śp iew aczego całk iem łatw o, trze­
ba ty lk o b y ło m ieć głos. ' A
gło su m ie liśm y n a d m ia r i zdaje
>ię d la te g o zak ła d o w y regu la­
min p r z e p is y w a ł po dzwonku na
Adeczorne pacierze aż do śniala n ia ran o zupełne milczenie.
N ie w o ln o b y ło rozm aw iać, chy)a szeptem , g d y zachodziła ko­
ją cy zakończył prelekcję słow y:
„ T y zaś Panie zmiłuj: się nad nam i“ to „B o g u dzięki“ już nie'miał
kto odpowiedzieć. W szyscy już
spali pracowicie. Prelegent so­
bie odpow iadał sam i szedł za
naszym przykładem . Chodziliś­
m y sp ać: w zirnie o (2 i g. a
w staw ali o 5.30 g. w decie o
2 1.3 0 , a w staw ali rano o 5. W
niedziele i święta spało się 'o
225
pół albo i całą godzinę •dłużej'.
W ten. sposób można było za­ w trawkę, w grządkę, w 'dół
(głęboko), dalej zmykać na głę­
oszczędzić na glosie. Odbijało
binę, albo głową w muł (oj, to
się to znów w czasie irekreacji.
Park rozbrzmiewał od nas ych to). Cyt. Kumo, kumo, sza, cyt,
śpiewów i wrzasków. Przebiegli cyt“ . I chór milknął. Aż 'poprzełożeni, którzy brali udział potem, gd y bocian odleciał,
w. naszych zabawach albo krę­ znów radosne i triumfalne kum­
cili się gdzieś w pobliżu nas, kanie i głośny rechot niczym
wiedzieli z tego, jaldm kto (gło­ w dziesięciu naszych stawach.
Te nasze zbiorowe repro­
sem się rozkrzykuje. Gdy trzeba
było zestawić chór, to w fmig dukcje wprawiały w zdumienie
nas umieli rozdzielić: „ty pój­ obcych słuchaczy. Nie chciało
dziesz do sopranu, ty do (altuA się im wierzyć, aby „takie cos
Starsi sami zajmowali swoje można było wyśpiewać. Zbie­
miejsca i śpiewało się. Naj­ raliśmy na wycieczkach ^ okla­
pierw dyrygent chóru zagrał na ski nie mniejsze niż orkiestra.
skrzypcach, czy harmonium ca­ Ładne to były czasy.
Ale to były więcej urzędowe
łość, potem prześpiewał po ka->Wałku z każdym głosem z (osob­ produkcje naszego chóru. Niena. Poprawiał, co było trzeba, urzędowe wieczorami b yły F "
dał za uszy, gdy ktoś 'nie uwa­ szcze milsze. Bywało, w czasie
żał lub ogryzał paznokcie, a po­ największej zabawy wieczorem,
tem śpiewał cały zespół tak dłu­ w parku, nagle ktoś ze starszych
stanął wśród nas i zaintonował
go, dokąd to nie szło (dobrze.
W naszym repertuarze były jakąś pieśń. Wszystko rzucało
msze, pieśni religijne, mnóstwo zabawę i stawało razem. Szła
narodowych i innych. Z tych pieśń za pieśnią i niosła się
ostatnich podobał nam się wie­ potężna z młodych piersi ^na
niec melodii narodowych, zaczy­ pola, na lasy, między chaty po­
nających się od słów: „A fczy bliskich wiosek. A kobiety gw a­
znasz ty bracie młody te 'po­ rzące przed chałupami po pra­
krewne twoje rody“ i „Żaby‘\ cowitym dniu mówiły do sie­
„Ż a b y “ były rzeczywiście bie: „R an y gorzkie, kie sejcłointeresujące. Naprzód ogólne wiek pomyśli, ze to prawie (syćkumkanie żab, aż psy zaczyna- ko sieroty bez matki i bez ojca,
. ły na ten rajwach szczekać, a a jak to pielenie śpiewo. \Jest
potem stare żabska naśladując moc Bosko, .co sie •s i e r /o t a m i -or
bociana basem: „Słuchajcie ża­ piekuje i nie do im izaginąć.
by, idzie pan“, a my'młode ża- G ej co ludzie mówili, jak ten
zakłodnastoł a to przecie cło- .
by“ : „co, jaki <pan?“ . Stare:
„Ach, straszny pan, to pan bo­ brze się stało i ż e b y :takich za­
cian". M y: „Och, pan bociaa- kładów zakładali w ięcy“ ...
I prawdę mówiły gos]
aan“ . I wszyscy razem ze;straszme!! I
nym kumkaniem w popłochu:
D r, M . Cz,
„ Prędzej, prędzej, pod krzewinę,
226
Czar wigilii zakładowej.
K u c h w zak ład zie n ieb yw ały.
O sta tn ie p rz y g o to w a n ia w ig ilij­
n e d o b ie g a ją koń ca. C h ło p c y od­
św ię tn ie p rz y s tro je n i b ie g a ją we*
so lo po k u ry ta rza ch .
N a r e s z c i e ! S re b r n y g ło s
d z w o n k a , dziś tak i m iły, w z y ­
w a cło ja d a ln i.
w an ą grom adę wychowanków.
„ T a k — już są w szyscy" —
z cich a w ym ów ił jak b y sam do
siebie.
„ D r o g ie m oje dzieci!" zaczął
donośnym , lekko drżącym g ło ­
sem .
U m ilk ły szepty. W głębokich
- ■
m
' . -
"
m
% i w
D". Oi
: ■
1
:
.
■
••V ■ .. •»> • "
V. - ^
.
■
••
•
'.j
0.A%
', 1
■irJ
P aw lik o w ice. »Pom idorek« z paczkam i
św iątecznym i.
W i g i l i a ! N a p e łn ia się refek­
tarz ż y w y m ja k rtęć żyw iołem .
O cz y ich w jedno zapatrzone
m ie js c e , g d zie drzew ko w ig ilij­
nie d r ż y rad o śn ie od św iateł T ę ­
c z y i sło d k ich , n ę cą cy ch w isio r­
ków.
Za
sto łem ,
na pierw szym
m ie jsc u , sto i pow ażn y ks. D y ­
rek to r.
O b e jm u je w zrokiem rozrado-
szeregach młodzieży zapanowa­
ła cisza.
„ Z całej Polski B ó g was tu
zgrom adził, by po stracie gnia­
zda rodzinnego obdarzyć was opieką ludzi obcych .wam nazwi­
skiem i pochodzeniem, ale bli­
skich sercem. Chcem y .i stara­
m y się zastąpić wam rodziców
w a sz ych ".
227
W n ieje d n ych oczach chłopię­
c y c h b ły sz cz ą łzy.
naszych rodziców Adam a i Ewy. Przeto „Boże drzewko
B o ż e m ó j ! wzdycha Józio M.... zwraca naszą uwagę na drze­
daleko... n ad granicą sowiecką wo rajskie i drzewo krzyża .
m o ja strzecha rodzinna. Mała
przypomina nam naukę o upad­
i c ic h a ch ata, ale jakże miła, bo
ku i odkupieniu rodzaju ludz­
w niej m atka droga...
kiego. Świeczki i światło wyo­
M a ło je st jednak takich szczę­ brażają Dzieciątko Jezus, które
śliw có w . W iększość wychowan­ przyszło na ziemię, by rozpro­
k ó w w niebie szuka wspomnie­ szyć ciemności grzechu. W szyst­
n iam i sw oich rodziców.
kie inne ozdoby symbolizują je­
„D z ię k u jc ie Panu Jezusowi,
go łaski i dobrodziejstwa.
c ią g n ie dalej sędziwy kapłan,
Jakby w odpowiedzi na ten
że d la w a s puka do serc ludzi głęboki sens drzewka wigilij­
d o b re j w oli, którzy m yślą i o nego, płyną ku czci Pana Je ­
p o trze b ach waszych material­ zusa z chłopięcych piersi ko­
n ych . T o , co macie dziś na sto­
lędy jedna za drugą---’
ła ch , to jałm użną i pracą zdoby­
Przerwę w tej powodzi kolę­
te. U b o g o u nas, ale miło. W
dowej powodują Jasełka.
tak im położeniu znalazł vsię i
Tradycyjne w naszych zakła­
P a n św ia ta, gdy w szopie betle­ dach Jasełka.
je m sk ie j n a świat ^przyszedł. Ży­
I one m ają swe źródło w ser­
czę w ię c wam! z całej duszy, aby
decznym uczuciu miłości do Psło w a an ielsk ie: „C h w a ła na w y­ Jezusa. Nazwa ich stara, pol­
so k o ści B o g u , a na ziemi pokój
ska — początek jednak biorą na
ludziom do brej woli“ , nigdy nie
ziemi włoskiej. W yraz jasełka
m ilk ły w sercach w aszych“ .
pochodzi od słowa jasła, które
T e r a z obchodzi z białym odawniej oznaczało żłóbek z e zło­
pŁatkiem w ręku skupione przy
żoną w niej figurką Dzieciątka
sto ła c h szeregi chłopców. Języ­ Jezus, potem szopkę ustawioną
k i się rozwiązują i radość bije
w kościele na okres świąt B o­
z każdej: tw arzy.
żego Narodzenia.
Życzen io m nie ma końca.
W szopce umieszczano póź­
*
*
*
niej prócz Dzieciątka Jezus, N.
W ig ilia , pamiątka „uczt miP. M aryi i św. Józefa także fi­
ło ś c i“ urządzanych przez pier­ gurki pasterzy, Trzech M ędr­
w sz y ch ch rześcijan w przeddzień ców, żydów i wiele innych, _ a
św ięta lub niedzieli, jest w .za­ w epoce saskiej, dla podniesie­
k ła d a c h naszych chwilą, którą
nia ciekawości ludzi, zamienia­
się w sp o m in a przez całe życie.
no je na ruchome. Stąd już joP o sp o ży ciu wieczerzy grom a­
den krok do przedstawień sceni­
d zą się ch ło p cy koło drzewka,
cznych, w których ląolę m ar­
to n ą ce g o w powodzi świateł i otwych czy ruchomych figur od­
zclób. M o że nie wszyscy wiedzą
twarzań aktorzy.
•.
ile sym bolicznej powagi i myśli
Pierwszą szopkę i pierwsze ja­
k r y je w sobie polska choinka.
sełka, tylko nie w takiej formie
D zień 2 4 grudnia jest przecież
jak są dziś u nas, 'urządził we
p o św ię c o n y pamięci pierwszych
Włoszech św. Franciszek z As-
228
s y ż u w 1 3 w . Z a zezwoleniem p a ­
p ie ża u s ta w ił on w n o c y z 2 4 n a
2 5 g r u d n ia w lesie szopkę, a
w n iej żłó b e k , w o ła i osła, aże­
b y ty m sp o so b e m le p ie j u p rzy­
to m n ić lu d o w i tajem n icę B o ż e ­
g o N a ro d z e n ia . S a m z b raćm i
z a k o n n y m i śp ie w a ł p rzy tym
ż łó b k u p ie rw sz e kolęd y. O g o ­
dzinie 1 2 w n o cy k a p ła n zakon-
p n ieją lody obojętności i grze­
chu p o d w pływ em tego wieczo­
ru B o sk iej miłości.
N a chórze, w kaplicy zakła­
dow ej, rozlegają się melodie
przepięknych kolęd. G d y ogar­
nie się m yślą te w ra ż e n ia /'ja ­
kie pozostawia w duszy wieczór
w igilijn y, spędzony w zakładzie,
choć losy rzucą człowieka w
P a w lik o w ic e . „ W y tw ó r n ia ” n a rt.
nv o d p r a w ił na ołtarzu, zbudo­
w a n y m n a d szopką M szę św.
B y ł a to p ie rw sza pasterka.
A u n a s n a P a s te rc e ! Ile św ia­
teł p ło n ie p rzy żłóbku P. fTezusa, o cie n io n y m p olską sosną
i św ie rk iem . G ru b e p ła ty śnie­
gu
b ie le ją c e na gałęziach są
zn akiem , że w przyrodzie łuta
p a n u je zim a. L e c z w sercach to-
świat, daleko od tych drogich
'miejsc, jednak czar w igiłii za­
kładow ej zw raca serca w stronę
Z a k ła d u i każe m ówić: ^ Z a w ­
sze tęsknię za wami, w y (białe
m ury, w okół drzewam i o ciem nione, coście mi b y ły miłym
przytułkiem we wiośnie moich
la tr
VI/. B.
Wychowanie źle urządzone wystawi zastępy oszustów, nieuczciwe
bankructwa i annię Ludzi przewrotu . Uderzmy tedy głównie na źródło
złego, a nie na jego skutki .
Ks. Bronisław Markiewicz.
229
1914 r.
:
:
: l..
M o sk a le zajęli przełęcz du­
— Wilię jeść będziemy z Aukielską. Ju ż oswoiliśmy się z
striakami.
nimi. Ju ż nawet dobrze nam
Tymczasem stało się ina­
b y ło — zaczęliśmy i dokuczać
czej.
#<
.
tem u i owemu smoluchowi —
Moskale stawili zacięty opoi
dziegciarzow i. — Pomimo jed­
gdzieś kolo Iskrzyni.
Gwai
n a k w eso ło ści daw ał się od­
bitwy do nas dolata. ^
Na
czu w ać b r a k czegoś — zdawa­
święta szykują nam się fajeiło nam się jakoś nieswojsko. —
werki przepiękne, groźne, prze­
Św ięty M ik ołaj przeszedł su­
tkane świstem i hukiem.
cho. C ó ż zrobić — wojna. \Nie
Nie omyliliśmy się. — W so­
ch cian o g o
przepuścić przez
front. — N a śniadanie mieliśmy botę — w dzień wigilijny cof­
nęły się wojska austriackie —
barszcz z mocno przypalonymi
przyszli z powrotem Moskale. .
sucharam i. Zbliżają osię
święta
jl
v
^
/
o
w
ię
ia
Narodzenia
Wieczór. Zabłysła złota gwia­
-ze n ia Bożego. O Ja se ł­
zdka na niebie. Dzwonek^ uk ach trzeba myśleć.
derzył. Zeszliśmy się na wilię.
N a posadzce w refektarzu sie­
Siadamy za stolami.
Jakaś
dzi nas gro m ad a i radzimy nad
nie nasza — zakładowa ta wi­
ja s e łk a m i, przyczyni kłótnia —
lia. Jakoś ciszej — jak (zwy­
o m al nie bitka to o Heroda, to
kle — mniej życzeń, drzewko
o żyd a, c z y o innego Jędrka.
nie skrzy się świeczkami
bo
K rz y k ie m grzaliśmy się —
go nie ma.
bo b y ło zimno.
Przy pierwszym stole siedzi
M y śle liśm y o Jasełkach, ale
ksiądz. rektor, a z nim kilku
nie
r~y i • n a serio.
oficerów Moskali. M iał być mię­
_ś z g ię c i gór przełęczy
dzy nimi i oficer rosyjski
D u k ielsk iej dolatywał groźny
Polak. — Rozmawiano tam po­
p o m ru k armat. — Ruch wojsk
ważnie, a my spoglądaliśmy
m oskiew skich wiele dawał do
m yślenia. T a m w Karpatach za­ z jakąś nieufnością na nich.^ _
Wreszcie skończyła się wilia
żarte toczą się walki. — A z dnia
— uboga, b. uboga, chuda, zu­
n a dzień huk coraz potężniejszy
pełnie chuda i w jadło i w we­
sły ch a ć. — Moskale cofają się.
sołość.
W dom u ciągły niepokój. —
Wstaliśmy od stołów. — B rać
K tó ż w ięc na serio m ógł myśleć
o Ja se łk a ch .
młoda gromadzi się po kątach,
śpiewać kolędy. — K tórą za­
W reszcie Moskale zostali
rwyp a rc i z Dukli, a potem z M iej­ czynamy ?
sca Piastowego.
Pierwszą z kraja.
I kilkadziesiąt głosów zaśpie­
M ie liś m y znowu „naszych*‘ A u ­
stria k ó w ;
wało pierwszą kolendę: „Ja sz­
cze Polska nie zginęła**, a, za
In n y d u ch — sztywny, „swoi“
nią druga, trzecia... czwarta...
a ja c y ś nie swojscy, podejrzliwi.
Tłum Moskali nas otacza.
Z a tydzień święta. — Gody.
Śpiewamy z jakąś zuchwałością.
U c z o n o n a s, że ‘w R o s ji iśpie­
dusze młode rwą się do 'wesow a ć P o la k o m n a ro d o w y ch pie­
ś n i n ie w o ln o . 'W ię c śp iew aliś­
Tym czasem Bartosz idzie co­
m y , a le z <p e w n ą boj:aźnią. —
raz głośniej, lecz coraz fa łsz y ­
P a n K . (o b ecn ie .ksiądz) d y r y ­
wiej. — D obiegliśm y w pi05^
g o w a ł. — Śpiew an o, (ja k n ig ­
do słó w : „G łu p i M oskal m y sh
dy.. R e fe k t a r z się ożyw ił. —it . d. N asz d yrygen t c h c e nas
G w arn o . —
P io sn k a piosnkę
uciszyć. N a nic jego w ysiłek .
g o n iła , a ż h u k n ę ła zaw adiacko
Piosnkę ukończyliśmy. A s y s te n ­
m e lo d ia „B a rto s z u , Bartoszu...
c i nas rozpędzili. Dalej: śpiew ać
M o s k a le słu ch a ją , śm ieją się.
nie pozwolono. Rozeszliśm y sl<?*
O fic e r o w ie p rzysłu ch u ją się tej,
W esołości chcieliśmy, tym cza ­
d z iw n e j w e so ło ści. Dziwnej;, bo
sem za nami sunęły i f r o k i i j a ­
tu w o jn a . F r o n t od n as >2— 3
kieś dziwne przygnębienie.
k ilo m e try .
Ś w ie cić jasno nie
H. B.
m ożna. W i l i a tak a smutna, a
Dzieje naszej kolędy,
K o lę d a ! N a dźw ięk tego w y ­
razu ile to m iły ch wspom nień
b u d zi się w serca ch naszych. sPoło w y ra d o ś c i u b yło b y w naszym
za k ła d zie , g d y b y tak zabrakło
p ie śn i k o lęd o w e j, której, echa
z a p a d a ją w se rc a głęboko, na
c a łe życie... K o ch a m y w szyscy
k o lę d y , bo w nich życie (tętni,
w e s o ło ś ć p o ry w a , m iłość do B o ­
s k ie g o D z ie c ią tk a czaruję. Śpie­
w a m y je d la te g o z rozmachem
m ło d zie ń czym . N ie każdy o r­
g a n is t a p o tr a fi oblecieć palcam i
p o trze b n e klaw isze harm onijne,
g d y k tó r y ś z fnas zanuci (np.:
P rz y b ie ż e li do Betleem P aste­
rze... A le znana jest zasada, że
m iło ś ć w z ra sta , g d y przedmiot
jieji le p ie j się poznaje. Poznajm y
w ięc, c h o ć w krótkim zarysie,
h isto rię
p o lsk ie j kolędy, 1 do­
w ied zm y się w jak i sposób do­
szliśm y do p o siad an ia tak b o g a­
teg o s k a r b c a pieśni kolędowych.
S ło w o „ k o lę d a “ pochodzi od
w y ra z u
ła ciń sk ie g o
calendae,
którym Rzymianie oznaczali k aż­
dy pierwszy dzień miesiąca. P o ­
lacy przyswoili sobie ten w yraz
i mianem kolędy nazywali B o ­
że Narodzenie, opłatki w ig ilij­
ne, a także pieśni śpiewane ku
czci Boskiego Dzieciątka. P o ­
czątkowo kolędy, które p o ja ­
w iają się w Polsce w 13 w., lnie
były
pieśniami
kościelnymi.
Śpiewali je żacy szkolni, u rzą ­
dzając sobie zabawy w czasie
świąt Bożego Narodzenia, zw a ­
ne igrzyskami. Pieśni te, u k ła ­
dane w języku ludowym, pełne
żartów i swawoli, nie m ogły b yć
śpiewane w kościele. M u siały
przedtem spoważnieć i spobożnieć. Jako pieśni)kościelne p o ja ­
wiają się kolędy sdopiero w 15
w. B yło ich \wówczas podobno
8, tłumaczonych przeważnie z
języka łacińskiego lub czeskie­
go. Od tego'czasu pojawiają się
kolędy coraz piękniejsze 'i o ry­
ginalniejsze. W ystarczy wspom­
nieć, że w 116 w. było ich już
231
p rzeszło 40, zdctórych kilka jak:
„ K i e d y k ró l Herod królował",
„ Z B o ż e g o Narodzenia", „Aniol pasterzom mówił", dziś jesz­
cze śp iew am y w kościele. Złota
ep o k a w rozwoju polskiej kolę­
d y p rzyp ad a na okres upadku
lite ra tu ry naszej, na idrugą po­
ło w ę 1 7 w. .Kolęda z tego okre­
su przypom ina nam .zupełnie sto­
sunki polskie. W ystępujący niej
pasterze, w których każdy po­
zna ch ło p ó w i parobków pol­
skich. Dzieciątko Jezus witają
plem iona polskie, a nawet Betleem zd a je się, że... jest w Pol­
sce. L o giczn ym będzie pytanie
sk ąd tak i rozkwit twórczości kolędowej: w tym okresie i to w
ce ch a ch tak wybitnie polskich.
P rz y c z y n było wiele. Przede
w szystk im wzrosła u szlachty
pod w p ły w e m walki z Turkami
i T a ta r a m i pobożność i zamiło­
w anie do pieśni religijnych.
D a le j — szlachta polska, ży­
ją c w w iejskich dworkach, nie
zn ała teatrów , koncertów, czy
b aló w n a dzisiejszą miarę, choć
życie towarzyskie było u niej
bardzo rozwinięte. Zabawiano
się w ięc w gronie rodzinnym
bardzo c z ę i o 'śpiewaniem kolęd,
zw an ych w owych czasach pa­
sto rałk am i. Również przepis K o ­
ścioła, nakazujący w okresie Bo­
żego Narodzenia proboszczowi
w izyto w ać parafię, w płynął na
rozwój kolęd, gdyż towarzyszą­
c y proboszczowi organista z mi­
n istran tem śpiewał kolędy, nie­
rzadko
własnej
kompozycji.
P ró cz organistów autorami ko­
lęd b y li także nauczyciele szkó­
łek parafialn ych , pieśniarze wę­
drowali,
rymopisy z dworów
szlach eckich . Pastorałki 17 w.
są ko lęd am i, w których z humo­
232
rem przedstawione jiest życie pa­
sterzy i wszystkie momenty, ja­
kie p Tztiyli od chwili powołania
ich przez anioła, by szli ^powi­
tać Zbawcę świata, aż do '.opu­
szczenia przez nich ; stajenki.
Przerażeni zjawieniem się anio.a
pasterze, nie wiedząc co począć,
szukają rady:
„W ołają na B artosa
O11 tabakę pcha do nosa
A pilnie uw aża co się działa.
Po dobrym namyśle uchwa­
lają pójść do Betleem. W.szopie
początkowo, zachowują się po­
tulnie, jak mogą tak starają/się
pocieszyć i zabawić Boże Dzie­
cię. Składają dary i wysilają
swój dowcip, by P. Jezusa (roz­
weselić. Śpiewają, pląsają tak,
że Najśw. Panna i Jezus mały
cieszy się bardzo:
„Z atrzęsła się z radości c a ła sta je n k a
Cieszyło się Dziecię, śm iała ' Panienka
Tak, że !aż niebieskie Panie _ •
I rączkam i klaskało, nóżkam i tupało.
„Gdy Stach blisko czynił 'pląsy
P aniczyk go łap za w ąsy
Gdy 021 krzyczeć poczyna
Śmiała się Boża Dziecina14.
W końcu Józef św. pierwszy
otrząsa się z tego rozgardiaszu
i przypomina; pasterzom, że:
„Już dosyć tego
Idźcie pastuszkow ie do bydła swego
Jużeście się naskakali,
Mnieście głowę sturbow ali,
Marii także".
Te pastorałki 17 w. ze'zrozu­
miałych powodów nie m iały
wstępu do kościoła. A le prócz
nich powstały w tym czasie per­
ły polskich kolęd, np.: „ W 'ż ł o ­
bie leży11, „A ch witajże pożąda­
na", „A ch ubogi żłobie", „L u ­
lajże Jezuniu" i wiele innych.
W iek 18 nie sprzyja rozwojowi
kolęd, bo twórczość literacka
w ó w c z a s p ra w ie ustaje. R a c jo ­
n a liz m zaś okresu stan isław ow ­
s k ie g o w y z ię b ia uczucia relig ij­
ne. Z te g o czasu m am y tylko
je d n ą p ię k n ą ko lęd ę: „ B ó g się
r o d z i " , F r . K a rp iń sk ie g o . W iek
19 , w ie k p o lsk ie g o romantyzmu,
k tó r y ż y ł uczuciem i w yo b raź­
n ią , p o d n ió s ł n a nowo twórczość
k o lę d o w ą . Z tego czasu pocho­
d z ą k o lę d y : „M ę d r c y św iata",
się
C h rystu s
rodzi",
>)G d y
,W ś r ó d n o c n e j ciszy" i inne.
T e k ró tk ie , proste i szczere
utwory religijne przynoszą nie­
m ały zaszczyt narodowi p o ls k ie
mu i spełniają wielką rolę w
naszym życiu społecznym 1 rej
ligijnym . G d y w kościele cał>
lud zaśpiewa na pasterce z ano
cą i uczuciem: „W śró d nocnej
ciszy", wtedy czuje, że tw oizy
jedną rodzinę Bożą, która w
spuściznie po przodkach odzie­
dziczyła jedną wiarę, jeden ]§
zyk i jedną żywą naturę polską*
W. B.
Szczęście
Na
d n ie m e j d u s z y ko n a szczęście m o je złotopióre
s k r w a w i o n y m s k r z y d ł e m o ściany serca uderza
O p a l o n y p o b ly.sk oczu gaszą cienie p o n u re ,
W i l c z y c a bólu ch ciw e krw i zęb y wyszczerza...
G o r z k i g r y z ą c y p o p ió ł został z dążeń spa lonych
r o p i ą c e r a n y ciągłe ją tr zy i rozdziera...
B ic ze m
woli nie m o g ę w strzym ać w pow iekach łez
słonych.
S z c z ę ś c ie s k r w a w io n e w piersi leży i umiera...
B ł a g a l n e oczy biją w nieba sk ło n rozpaczą
b łą d zą
w p u s tk o w iu daw no zap o m n ia n ych przeżyć
I s p o w ia d a ją psa w ejrzeniem nią dolę sobaczą,
k t ó r e j nie m o ż n a naraz ogarnąć i zmierzyć...
Lecz
n a d a r e m n ie
szatan
wiesza
przed
w zro kiem
zasło n ę,
N a d a rem n ie me niebo kłębem mgieł zaw leka
J a w i e r z ę , że słońce na nowo rozbłyśnie, wskrzeszone,
r ą c z k ą m ałej dzieciny B oga i Człowieka.
233
Ktoby myślał, że Redakcja
„Naszego Życia" ma do czyniem a ^ przeważnie z prozaikami
sząc o wódce, papierosach ltp.
sprawach, o których zaledwie
słuchy cię doszły.
m y liłb y się srodze. Otóż odpewW ła d ysła w J
as. Piszesz ,
neg'o czasu odczuwa się wybit„Harcerz znowu napuszały
n 4 p rze w ag ę poezji nad prozą,
Tworzy piersią Polsce wały .
je st to przewaga, zastrzegamy
T o s ł u s z n e , ale w ciągaj się Wyorsię, ilościow a, a nie jakościotografię, która w wierszu jest
wa. Że tak jest zaświadczą sami
bardzo licha, bo Polska potrzepoeci, którzy się przedstawią
bujie walów z piersi harcerskich,
I oto:
gdyby przyszło jeji bronie, ale
M a rc in Zagłoba, uczeń i-szej: nie potrzebuje nieuków, a tych
k la s y gim n. nuci pieśń przyjaźzłośliwcy też lubią „w alam i nani P- t. „ M y koledzy":
zywać.
M ały poeta, który zareprezen„ S k o r o my się zapoznali
tował się w wakacyjnym nume­
R ę c e sobie my podali,
rze z gąskami, nie zrobił postę­
Że jesteśm y my zuchami
pów, a wierszyk swój kończy
Serd eczn ym i kolegami".
wiadomością, że poszedł spać.
O w szem , owszem Marcinku.
Śpij Stasiu, śpij, bo Redakcja
R e d a k c ja cieszy się, żeś zna­
boi się, że jak się obudzisz,
lazł p rzyjaciela, z którym ci się
znów wierszyk napiszesz.
m ile p racu je, pracuj w szkole
Jan C hm ielew ski. Wierszyk
„sz c z e rz e ", a kiedyś może napi­
ma momenty silniejsze: „Stuka
szesz ładniejszy wierszyk, bo do­ dzwoni,
wiesz się, że poezji potrzeba
Młot w m e j dłoni,
rytm u i rymu, potrzeba serca
Gdy żelazo w kuźni kuję"
i m yśli, narazie to masz tylko
ale po tych przebłyskach prze­
ciep łe serduszko.
chodzi w prozę, dlatego Redak­
W
in n ą nutę uderzył poeta,
m ło d y, sądzić należy z wiersza,
że bard zo miody, ukrywający
się pod pseudonimem: Antek
krakow ski, który pisze przy koń­
cu „u tw o r u ":
„C z a se m wódki skosztujemy
Po kieliszku choć łykniemy,
N ic nas zawsze nie obchodzi
B o jesteśm y wszyscy młodzi.
T e ra z kończę swoje słowa
B o m nie bardzo boli głow a".
O j b o la ła cię Antosiu głowa
i to w id ać w wątku wiersza, że
bardzo, bo też poczciwcze w y­
siliłeś fantazję nie byle jak, pi-
234
cja nie może Ci go wydrukować
w „N aszym Życiu".
W śród wierszy znajduje się
satyra na piłkarza Kądziołkę,
której:
autorem
je st Kura.
Wiersz kończy się słowami:
„A le już więcej śpiewał nie
będę,
Boby mię jeszcze wpędził na
grzędę".
Preisner. Szkoda, żeś na po­
czątku wiersza zamierzył się iimyć „do połowy", a przy koń­
cu tegoż piszesz, żeś nie umył
„ani głow y".
W ie sła w
o r y g in a ln y
ś p ie w a s z :
I r z ..M . C óż to za
zaw ód
0
kt6
y i
7 N A ęSleWSkl nasz kierownik
Zaw ód jego to fachownik“
M o z ę n a p iszesz do R e d a k c ji w y ­
ja ś n ie n ie , b o jesteśm y bardzo
c ie k a w i.
T e k a W ie r s z e lepsze od przy­
k w a d r a t
toczonych, prosim y o lepsze próby.
N a tym wyczerpuje się lista
poetów. Próbki talentów św iad­
czą, że Pmdakcja nie jest taką
sro g ą ".
Jan M a r n y : A rtyk u ł o ,ascezie
niezły,
*
R e d a k c ja .
m a g i c z n y
.
W powyższe 16 kwadracików umieścić wszystkie liczby od 1 do 16 tak, aby
suma czterech zawsze liczb we wszystkich kierunkach wynosiła 56
Ed).
Zwracamy
siędo wszystkich P.
nentów z gorącym wezwaniem, aby ze­
chcieli uiścić prenumeratę, I w ten spo­
sób poprzeć „Nasze Życie“
235
Abo
Pawlikowice.
ki, łyżwy... by nie zostać zaskoczo­
nymi generalnym atakiem „Białej
Pani41.
Kronikarz.
Kronika za listopad.
L istopad, miesiąc, w którym czci
się w szczególności sposób / naszych
Migawki.
braci z „tam tej strony“ 7nastroił
w szystkich poważnie. Każdy z nas
Warsztaty stolarskie trzęsą się
z serdeczną prośbą zwrócił się do sadach — nie od trzęsienia ziemi L ana nad Pany, by raczył się zlito­ spod których „wyłażą11 żółwim krow ać nad bliskimi naszym sercom...
tylko od ciągłego huku maszyn,
M e jednem u z nas łza stanęłfa w kiem. długie, wąskie płaskie „de­
oku, na wspomnienie matki, Vojca, chy41.
siostry, k tó rzy odeszli w zaświaty...
Całe okolice zaopatruje się u nas
Z siłą napłynęły prośby z mogił
w narty, tak, że nasi mistrzowie od
bohaterów , którzy w zamian za swoje
życie, dali nam wolną Ojczyznę. Bra­ hebli z trudnością dają sobie radę
do tego i zakładowe asy sportowe,
cia! w sw ych modlitwach nie zapom­
nieliśm y i o was. Zdaliśmy sobie* atakują kolegów-stolarzy, chcąc ko­
spraw ę, że dzięki wam mogliśmy ob­ niecznie chociażby półtorej narty do­
chodzić 18-stą rocznicę Niepodległo­ stać, ażeby móc badać swoim nosem
stan „miękkości i elastyczności11 zie­
ści P a ń stw a Polskiego. W tym dniu
mi...
D rużyna. H arcerzy w a z z P. W. uPonieważ jednak nie wszyscy mogą
dała się do Wieliczki, by wziąć udostąpić
tego szczęścia i mieć narty,
dział w obchodzie tak drogiej nam
a śnieg już obficie piószy, więc są I
rocznicy. H arcerze z właściwą sobie
saneczki
w robocie...
fan tazją, defilowali przed władzami,
Ptuch-em saneczkowym od „iks41 lat
jako d rużyna reprezentacyjna hufca
dowodzi
nieśmiertelny Jasio, któryby
wielickiego.
na stalowym rumaku (saneczki są że­
D oszły n as wieści, że orkiestra
lazne)
niewątpliwe i w biegu krynic­
z M iejsca Piastowego występowała i
kim
prym
dzierżył, .gdyby tylko tam
że podobno do domu wróciła w nie
bardzo dobrym stanie, z powodu pło­ się zna’azł. Kto zechce się nauczyć
chliw ych koni. I nasza orkiestra zdo­ tego szlachetnego sportu, niech sobie
byw ała ,.lau ry “ na „gościnnych wystę­ weźmie za trenera Jasia herbu Bieclrawa.
pach4, (nie deformując przy tym trąb).
Kto wreszcie w Zakładzie nie jeź­
Mianowicie, na zaproszenie dyrekcji
Państw ow ego Gimnazjum im. J. Ma­ dzi — ten ćwiczy się w strzelaniu do
celu. Cel — nos, nabój — kula śnieżte jk i w Wieliczce, grała podczas ana.
Zawodowcy ci doszli do takiej
kadem ii, urządzanej z okazji wyręcze­
wprawy, o dziwo 1 — że żaden z nich
nia buław y Marszałkowskiej Gen.
drugiego
nie trafi... Ot zmartwienie
Śmigłemu Rydzowi.
sportowców.
22-go Listopada — Zakład ob­
Jednak największe zmartwienie ma
c h o d z i potrójną uroczystość: pożeg­
i
iasz
milutki „pomidorek41 ...który z co­
n an ia d y rek to ra Zakładu ks. St. Ry­
mu zy, przywitanie nowfego dyrekto­ raz smutniejszą i posępniejszą miną
r a ks. F. Skrzypkowdaka oraz uro­ uprawia swój sport, a jakże, sport
przynoszenia paczek gwiazdkowych
czystość jego imienin.
Wieczorem
z poczty. Niema się co dziwić. Paczki
w ty m dniu odegrano na cześć 'Czci­
przychodzą
coraz rzadziej... a tu ko­
godnego Solenizanta sztuczkę p. t.
„S tańko bohater4'.
ledzy^ jeden w drugiego krzyczą...
„Pomidorciu złoty przynieś mi pacz­
Zim a w ysłała już swoje forpoczty
kę...
albo... „Pomidorciu, dcsfaniesz
znacząc drogi i pola śnieżnymi zna­
P°
kawałeczku,
jak mi przyniesiesz
kam i. Całe nasze bractwo sportowe
w yciąga z różnych kątów narty, san­ eosik... Łamie więc głowę biedny
1 nasz Pomidorek, jakby też kolegom
dogodzić...
m iR aw ek, a właściwie do noteź
^e.!
m ig a w k i- trzeb a z a lic z y ł odr
Ł t ó
Mlk ° ła ja w Zakładzie
MiKoła,] nadspodziewanie
w sz y s tk ic h obdarow ał, dzięki o f S
535*.
£ H™.trako„kh f is
ickich. W szystkim więc dalszym
.
i
bliższym D obrodziejom składam y ser­
deczne Bóg zapłać.
y
K raków — Józefici.
Z an im p rzy stąp ię do przedstawieni:la
o sta tn ic h w y d arzeń w Zakładzie kra
k ow sk im , pozwolę sobie zrobić male n k ą d y g resję .
Chcę m ianow icie odpowiedzieć m
iici
P y tan ie ; Czym różni się „Nasze Ży­
cie
p isan e dużą literą od naszego
życia m a łą lite rą ?
N asze życie pisane m ałą,literą sk ła­
d a s ię z sz ereg u przeróżnych czynno­
ści sz a ry c h , zwyczajnych, takich na­
p ra w d ę z 'm ałej litery.
N a to m ia st „N asze życie“ dużą li­
te r ą je s t ja k b y ekranem, na którym
w y św ietla się zdjęcia dokonywane
sp e c ja ln y m a p a ra te m fotograficznym.
O p erato r w y łap u je poszczególne mo­
m en ty naszego życia, utrw ala je na
ta śm ie b ia ły ch k a r te k t ftworzy z.nich
w sp a n ia ły film o bogatej treści.
A p a r a t te n m a ciekawe przymioty:
je s t niew idzialnym , utrw ala na swej
k liszy nie ty lk o kształty, 'kolory,
lecz n a w e t cudze myśli, plany i za­
m iary.
N iejed en chciałby się ukryć przed
jego czułym objektyw em , ale -gdzie­
k o lw iek pójdzie, zawsze go dosięgnie
i w sz y s tk ie 'jego czyny i 'ziamiary w y ­
św ietli.
C ałoroczne zdjęcia, które przesu­
w ają się p rzed oczyma długi film,
s k ła d a ją c y się z przeróżnych sy tu ­
acji życia zakładow ego, są do nabycia
w R e d a k c ji „Naszego Ż y cia , w ce­
nie 2.20 zł. 2a cały rocznik.
B o h a te r o w ie tego filmu przecho­
dzą do h isto rii. S ta ją się przedmiotem
za in te re so w an ia , a naw et
ze ^
pow iem — s tr a w ą miesięczną dla sze­
rokiej publiczności.
A te r a z zareprezentujem y Szanow­
nym C z y te ln ik o m k ilk a zdjęć z Za.
<i«by
*■-
ży ptzyrost ludności. — Przybyła bo­
w iem spora gromada nowych .chłop­
ców szczególnie w pierwszych dniach,
budzą tacy „nowi“ duże zaintereso­
wanie całego personelu zakładowego.
— Zasypują ich wszyscy stosem py
tań : Ja k się nazywasz, skąd jesteś,
czy masz jeszcze kogo z rodziców
i t. p.
I nic dziwnego; przecież każdy
chce wiedzieć z kim .m a do czynienia.
Ten chce mieć w .nim dobrego ko­
legę, tam ten przyjaciela, inny chce
go wciągnąć do zabawy, aby nie tę ­
sknił zbytnio za tymi, vz którymi do­
tychczas przebywał..
Zależnie od charakteru i usposo­
bienia, prędzej lub później, oswajają
się świeżo przybyli z nowymi wa­
runkam i życia 'i czują się zupełnie
dobrze, jak u siebie .w domu.
Zdarzają się czasem natury wraż­
liwsze, mało z ludźmi .obyte. T a k im
pierwsze dnie w Zakładzie sta ją się
ogromnie ciężkie. Aż litość bierze p a­
trzeć na tego chłopca zapłakanego;
nic go nie może pocieszyć. W s z y s t k o
tu obce: ludzie, pokoje, .przedmioty.
— Nie imoże mu :się pomieścić w gło­
wie jak w takim Zakładzie^ można
się bawić wesoło, można być szczę­
śliwym.
Pociesza go itelnj. i ów, nie szczędząc
ciepłych i czułych słówek ale i to
nie zawsze skutkuje.
Jeclen nie pamięta naw et swej mat ­
ki; drugi wie tylko tyle, że był
bardzo mały, gdy m atka .poszła do
.nieba, a on musiał .pozostać...
Po pewnym jednak czasie, .życie za­
kładowe porywa ich i .unosi
so­
bą jak wezbraną rzeka,^ i jeśli pod­
dadzą się temu prądowi^ płyną spo­
kojnie do portu wyzwolin *w jakim
'zawodzie, a czasem i m atury gim naz­
jalnej.
Lecz nie wszyscy płyną z prądem,
niektórzy przodują płynąc w bok
a nawet pod prąd. — W skutek tego
miają w życiu wiele urozmaicenia^
Doniosłym w skutkach zdarzeniem
zakładowym jest zmiana jaka zaszła
na drugim stopniu kierownictwa za'
kładowego. — Na miejsce dotychcza­
sowego prefekta kl. E. Wyrębskiego.
przybył z Miejsca Piastowego kl.
Grzenia.
.. , ,
Sądzimy wszyscy, że mu me bra
nie zapału1 i emergji w tej tak tru
237
hej pracy.
- .
O św. Mikołaju, który i do na*
wistą p ił, ja k na kryzysowe czasy, po*
d ark i, wspominani tylko urzędowo,
gdyż w artoby o nim osobno, szerzej
i szczegółowiej napisać. — Na prze­
szkodzie temu stoi brak miejsca
i czasu.
Kronikarz,
R Z E C Z Y C IE K A W E
Działanie magnetyzmu na żywe
organizmy.
J a k donosi ameryk. „Science1, po
raz pierw szy stwierdzono na drodze
naukowego doświadczenia wpływ ma­
gnetyzm u na żywe organizmy. Dr.
G race Kimball z Cornell Uniwersity
poddał ąwieże drożdże działaniu pola
m agnetycznego, wytworzonego przez
magnes w postaci podkow y,, względ­
nie sztab k i, przez krótki czas. Naj­
słabsze pole magnetyczne użyte do do­
św iadczenia było 25 razy silniejsze od
ziemskiego pola magnetycznego. Jako
re z u lta t było dostrzegalne wstrzyma­
nie pączkow ania. Ilość wypączkowanycli kom órek drożdżowycli, umie­
szczonych w obrębie pola magnetycz­
nego była) o 20 do 30. proc. mniejsza,
aniżeli bez działania magnesu. Gdy
magnes zo stał osłonięty ciałami, któ­
re nie w yw ierają wpływu na poLe
m agnetyczne, jak szkłem, cynkiem
czy parafiną, zjawisko zmniejszenia
pączkow ania w dalszym ciągu za­
chodź'ło, natomiast, gdy pole magne­
tyczne zostało odcięte przez żelazo,
żadna zm iana nie zachodziła w pącz­
kow aniu w porównaniu z normalnymi
w arunkam i w nieobecności magnesu.
Nowy rek o rd wysokości w samolocie.
Dnia 28 września b. r. Sąuaclron
L eader Swain, pilot królewskich za­
kładów lotniczych w Farnborough
(Anglia) ustanowił nowy rekord wy­
sokości na samolocie, .osiągając po­
ziom 49.987 stóp, czyli 15.230 metrów.
W edług relacji „The Times*1 z clnia
30 w rześnia b. r. Sąuadron Leader
238
i
Swain leciał na małym jednopłatow­
cu o rozpiętości skrzydeł 66 stóp.
(20,1 m)„ o długości 44 istóp (13,4 m),
zaopatrzonym w silnik Pegasus, dają­
cy przy starcie moc 370 KM., na
wysokości 40.000 stóp — 457 KM
i na wysokości 50.000 stóp — 380
KM. Pilot był ubrany w hermetycz­
ny garnitur, składający się z dwóch
części, z płótna impregnowanego, ogumowanego obustronnie. U góry ubranie zakończone było hełmem, za­
opatrzonym w okienko. Dopływ po­
wietrza odbywał się z prawej strony
hełmu, a odpiyw z lewej. Powietrze
wydychane wchodziło do pudla, w
którym redukowała się para wodna
i dwutlenek węgla, po czym reszta
powietrza wchodziła z powrotem do
obiegu. Kabina samolotu była rów­
nież zamknięta i ogrzewana spalinami
silnik a. Podobno lotnik nie miał
szczególnych trudności przy wzno­
szeniu się, lecz podczas zniżania się
okienka kabiny i hełmu zostały sil­
nie oszronione. Miał on także nie­
przyjemne uczucie, duszność i osła­
bienia i był zmuszony rozciąć nożem
okienko swego hełmu. Wylądował
bezpiecznie p,o dokonaniu lotu, trw a­
jącego około trzech i pół godzin. Osiągnieta wysokość była prawie o
3930 m, większa od te j, na którą
w poprzednim miesiącu wzniósł się
George Dćtze w YiHacoubley we
Francji. (Przyroda :i Technika, Nr.
10, 1936.)
P e w ie n mroety poeta, prosił, raz By1 ona, by pi ze j rzał i poprawił jego
w iersze. Po k ilk u dniach idzie po
rę k o p is, o tw ie ra i wola z radością:
ja k t o ? a n i jed n e go k r zy ży k a i nie ma, ?
— N a to B y ro n :-czy ż chciałeś że­
bym tw ó j ręk o p is zam ienił,na cmen­
ta rz ?
Anonimy.
— Jeżeli szef nie colnie tego, cc
powiedział, to odchodzę z biura •
— A co ci powiedział?
— Że mnie wyrzuci za drzw i!
W szkole.
R az k sią ż ę Hieronim
w kłótni
z N ap o leo n em III. zawołał: ty niem asz n ic napoleońskiego! — Na to
ta m te n : ow szem ! smiam imię i rodzinę.
^Nauczyciel: Jeśli ci dam 10 01 ^
cliów i .dodam do nich j e s z c z e
orzechów, ile będziesz miał?
Uczeń: Będę miał dosyć.
Gdzie pies?
J
Wykaz ofiar złożonych na Zagład sierot w Pawlikowicach.
W P. SkaLski Jan, Pińczów 3; WP.
Wyszyński Marian. Wr. 2; WP. -Jasz­
Św ieczka W iktor, Kielce 1; WP.
cz urowie z Stanisław, Wr. 10; WP.
B ru g g er Franciszek, Warsz. 10; WPJózef Jan, Rzesz. 5; WP. S. M. Fre­
Je lo n e k Eugenia, Kr. 2.80; WP. Bła­ drowie, Wr. 4; WP. Dr. Nowak Sta­
h a Alfred, Lw. 2.80; WP. J a n is z y k
nisław Adw., Kr. Zdrój 0.50; WP.
C eklestyn. Wr. 1.50; WP. KurkieZarząd Miejski, Jordanów 2; WP.
wicz A ndrzej, Kr. 2.80; Ks. Janicki
Frelichowie J. J., Wr. 5; WP. OhleJ.. Pz. 7.80; WP. Pożaryski Jan,
wicki Z., Kutno 1; WP. Jaszczyński
Wr. 2; W P. Bazańska Maria, Kr.
Feliks, Wr. 1; WP. Lacknik Jan,
2; W P. Rębalska Kazimiera, Wr.
Kielce 2; WP. Janicki, Msl.3; WP.
7.80; W P. Nachtlickt & Kamiński,
Kozicki Jan, em. Major, Kr. 1; WP.
W r. 7; W P. Baranowa Władysława,
Pensjonariusz willi „Stella“ Kr. Zd.
Kr. 3; W P. Kościanek Franciszek.
28; WP. Starożyńska, Biała 6; Ks.
W r. 2; W P. Misiórsld Benedykt.
Orzeł Józef, Bieżanów 10; Ks. Iwicki
Będz. 2; W P. Kostrzynek i Mości­ Zdzisław, Wr. 2; Ks. Fryc Paweł, J a ­
ska. W ysoka 2; WP. F-ka P o r c e la n y
worzno ‘2; WP. Frankiewicz Jan,
Sp. A.. Kr. 17.80; WP. Grotowski
Wr. 1; WP. Prof. Dr. Czockralski J ,
Erazm . Wr. 7.80; WP. Lenda Mi­
Wr.
5; WP. Grombecka Wiktoria,
chał, K ry n ica 1; WP. Laskowski A.,
Wr.
1; WP. Jałoszyńska Salomea,
Rogaszyce 5; WP. Dyr. Inż. Syslca,
Wr. 10; WP. Górski Konrad, Wilno
K r. 7.80; W P. Musiał Jan, Dąbr.
1; WP. Moroz Karol, Czrt. 5.50; Ks.
G. 2; W P. Remiszowa Bronisława
P. Kalicki, Kasina 0.50; PT. Dyrek­
S tan 1; W P. Geneza Marian, P. Pol.
cja Cukrowni, Opole 2; WP. SchreP. M ircze 2; WP. Prof. Dziewoń­ yer Otmar, Pak. Zdr. 2; Ks. Zagner
s k i K arol. Kr. 3; WP. MarkiewiStef. Wład.. Skr. 2.80; Ks. Lehman
czowa H. Lek..-dent., Grudziądz 4;
Józef, Lw. 2.80; WP. Ostrowski-Beł­
Ks. M ioduszewski Antoni, Krześliiió;
za, Lw. 2; WP. Karaś F. Gen. Bryg.,
WP. C ukrzyński Alojzy, Krośc. 1;
Stoł. 5; WP. Mgr. Doczekał Franc.
W P. Czerniakiewicz Zofia. cW r. 0.50;
Kr. i; WP. Jan Józef, Rzesz. 5; .
WP. G ęsiorow ski L., Wr. 1; WP. JaWP. Jezierski Florian. N. Sącz 10;
raczew ska. W., Wr. 1; WP. Dr. med.
WP. Dymsza Kazimierz, Chorz. 10;
Wł. Koczorowski, Dąbr. G. 1; WP.
WP. Janicki, Ms. 3; WP. Prof. Dr.
P lew iński Leon, Sł. 3; WP. WoźniaM. T. Hu ber, Wr. 5; WP. Moroz Ka­
kow a K inga, St. Sącz, 1; WP. So­ rol, Czrt. 5.20; WP. Frank Adam,
snow ski Józef, Sk. K. 3; WP. Mar­
Wr. 2; Ks. Franciszek Bi*omm-Prokow ski Bolesław, Kielce 3; WP. Dr.
boszcz Nowa wieś, Bralin 200; WP.
H ożejow ski Franciszek, Chrzan. 1.50;
Kozicki Jan, em. Major, Kr. 1; WP.
W P .' Dom agalski Kazim., Tucz. 1.50;
Pleszczyńska Róża, Slm. 5; WP. Re­
W P. S uska Zofia, Kr. 2; WP. Fuchs
wident Sk. Rodzynkiewicz Aleksan­
Franc. i Syn, Kr. 5; WP. Słabińska
der, Stryj 2.83; WP. Reszbowa Zo­
Maria. Mircze 4; . WP. Głodziński
fia. Wilno 1; WP. KaiTińska Stani­
Franciszek, Wr. 1; WP. Dr. Dzie­
sława, Wr. 2; WP. Ziemnicki Fau­
w oński Władysław, Kęty 1; WP.
styn. Wr. 0.50; WP. Dihm Maria,
Szlam ka Maria, Kr. 5; WP. GarbuKir. 5; WP. Bujak K., Kr. .5; WP.
siń sk a W iktoria, Kr. 2; WP. Adw.
Mańkowska Paula, Kłm. 5.
.
W s z y s t k im o fia r o d a w c o m n ie c h
t y m 1 p r z y s z ły m i y e l s . W M M
szyeh
P rsezaen ysh
D o b r o d t l.la t b .
Ft&n J e z n s
*
M „y
^
s o w ic i©
*«•
y
na-
s^ z m o W K
Dyrektor Z&kl&du-
FABRYKA
ŚWIEC KOŚCIELNYCH
POLECA ZNANE ZE SWEJ DOBROCI WYROBY
Kraków, ul. Sławkowska 20.
TELEFON NR. 121-74.
ROK ZAŁ. 1879,
ARTYSTYCZNI
POCZTÓWKI
BOŻEGO NARODZENIA
Wydaliśmy świeżo w sześciu ro­
dzajach artystyczne, wielobarwne
pocztówki Bożego Narodzenia.
Każdy nabywca tych pocztówek
składa temsamem ofiarę na nasze
zakłady sieroce.
Drukarnia
Kraków, ul.
Powściągliwość i Praca
Z.
Wielkiego 95, teł. 166-40
KftrsZTAt
PAROWA FABRYKA
CUKRÓW I CZEKOLADY
W I
POLECA
S W E J
RAKOWI !
ZNANE ZE
J A K O Ś C I
C d iy e it iy i
ezenoiADY
Adres Redakcji i Administracji:
PAWLIKOWICE, P. WIELICZKA, ZAKŁAD W YCHOW AW CZY
Pod tym a d resem n a le ż y p rzesy ła ć artykuły, sprawozdania,
materiały do różnych działów, listy i t. p.
Rękopisów Redakcja nie zwraca, lecz ważniejsze przechowuje.
P r e n u m e r a t a roczna w kraju zł. 2*20, kwartalnie 60 STt
C e n a pojedynczego egzemplarza 25 gr. — zagranicą 4 zł. P*
W szelkie wysyłki pieniężne należy przesyłać czekiem do P. K^O.
w Krakowie na konto Nr. 404.854.
W y d a w c a : Zakład Wychowawczy w Pawlikowicach.
Redaktor odpowiedzialny: Ks. S t a n i s ł a w Kot .