dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ

Transkrypt

dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
KRAKÓW Grudzień 2013 (219)
Czekali na Mesjasza???
nikt nie czekał tej nocy
aż z nieba wysokiego
w ciemność ludzkiej egzystencji
gruchnęło Słowo
i przyszło w ciszy stajenki
tylko pasterze przybiegli
miłość przychodzi
nawet niechciana
nie może milczeć
nie może czekać
miłość przychodzi
nawet niechciana
taki jest Bóg
nasz Pan
Ona przelana w małą Dziecinę
przychodzi pośród ludzkich burz
wielu powiada, że to nie czas…
lecz Bóg wybiera czas na zbawienie
i daje życie wszystkim przez przyjście
i odkupienie
Nad Betlejem tej nocy
nikt nie miał mocy
zatrzymać Boga
Z Jego miłością.
Nie pozostawia nas
nie pozostawia człowieka
nie pozostawia Ciebie i mnie.
/Ks. Edward Kobos/
Ze słowami tej współczesnej kolędy chcemy się udać do Waszych serc, do Waszych
domów, do miejsc, w których żyjecie
i pracujecie – z życzeniami pokoju, radości i miłości. Łamiąc się białym opłatkiem
zapewniamy o naszej modlitwie przed
Nowonarodzonym, który rodzi się tu i teraz, bez czekania na „lepsze czasy”, bo
MIŁOŚĆ NIE ZNA GRANIC.
Redakcja OKRUSZYNY
wraz
ze wspólnotą Sióstr Dominikanek
2
Okruszyna
Szczęśliwy ten,
komu została odpuszczona nieprawość,
którego grzech został puszczony w niepamięć.
Ps 32, 1
Boże miłosierdzie. Kochani, w tym grudniowym miesiącu chcę podjąć refleksję o sa-
kramencie pokuty i pojednania. Jednak celowo rozpoczęłam artykuł: Boże miłosierdzie, bo Pan jest dobry. A naprawdę szczęśliwy człowiek, który doświadczył na sobie
Bożego miłowania. Bardzo by mi zależało, żeby każdy z nas potrafił spojrzeć na historię
swojego życia z ogromną wdzięcznością. Dlaczego? Bo wtedy i na grzech spojrzymy
inaczej. Dla kogoś, kto Pana Boga trzyma na dystans, spowiada się od święta, grzech
zawsze będzie tylko przekroczeniem przykazania. Bóg zaś surowym sędzią, który
skrupulatnie odnotowuje przewinienia. Natomiast każdy, kto trwa i przeżywa relację
z Jezusem, grzech i przebaczenie będzie odbierać jako miłosierdzie Boga i uświadomienie sobie, że kocha za mało. Ale ponieważ kocha, przeprasza. Przeprasza, bo zależy mu, żeby relacja z Panem była bez skazy. Dlatego trzeba spojrzeć z wdzięcznością
na całe swoje życie, bo wtedy okaże się, że grzech pomaga zwrócić serce ku Bogu.
Nie mówię, że grzech jest błahostką, ale często doświadczenie grzechu, jakiegoś dna,
staje się powrotem w otwarte, czekające i miłujące ramiona Boga. Jezus przecież powiedział: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało
się odpuszcza, mało miłuje (Łk7, 47). Naprawdę szczęśliwy ten człowiek, któremu Pan
odpuścił grzechy; który wie i czuje, że jest kochany i piękny. Zresztą sama formuła rozgrzeszenia przypomina nam historię miłości Boga do człowieka. Przytoczę jej
słowa: Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze Sobą przez śmierć i zmartwychwstanie
swojego Syna i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech Ci udzieli przebaczenia
i pokoju. Przez posługę Kościoła i ja odpuszczam tobie grzechy w Imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego. Szczęśliwy człowiek, który odkrył, że Bóg jest miłosierny. Szczęśliwy człowiek, który uwielbia Jezusa za Jego dzieło zbawienia. Szczęśliwy człowiek, który prosi
Ducha Świętego o rozpoznanie swoich grzechów i żałuje za nie. Szczęśliwy człowiek,
który doświadczył przebaczenia i pokoju. Szczęśliwy człowiek, który doświadczył
tego w Kościele. Szczęśliwy człowiek, który wie, że nie spowiada się przed kapłanem,
ale po drugiej stronie konfesjonału oczekuje go tęskniący za nim Bóg. Popatrzmy jak
piękny i niesamowity jest nasz Bóg, który nawet z naszych grzechów wyprowadza
dobro. I daje się spotkać właśnie wtedy, kiedy ogarnia nas największy wstyd. I dlatego
spróbujmy spojrzeć na nasze życie z wdzięcznością. Sama tego doświadczam. Dziękuję, bo wyzwolił mnie z nędzy grzechu, a teraz nie przestaje dotykać mego serca swoją
miłością. Tylko On może przemienić i skłonić do nawrócenia. Warto przygotować
właśnie w ten sposób serce rodzącemu się Jezusowi. Oby znalazł w nim ciepły Dom.
Siostra Angela
,
,
Duchowosc
Okruszyna
3
,
Dominikanska
św. Jan z Kolonii
Jak daleko sięga nasza zdolność do poniesienia męczeńskiej śmierci w obronie
wiary? Pisząc „śmierć” mam na myśli nie tylko tę fizyczną, ale raczej tę społeczną –
odrzucenie przez kolegów, koleżanki, może nawet rodzinę. Granica jest jedna – jest
nią Chrystus. To musimy uświadomić sobie na samym początku. Niezależnie od sposobu, w jaki oddajemy swoje życie za wiarę, zawsze czynimy to przyznając się do Pana
Jezusa. Musimy jednak zauważyć, że czasem ta granica wymaganego męczeństwa jest
tak jasno określona, jak przy przejściu granicznym – wyraźny pas przygraniczny, budki celników czy widoczne z daleka szlabany. Kiedy dojeżdżamy do takiej granicy i ktoś
wymaga od nas deklaracji – jedziesz dalej za cenę wyrzeczenia się Chrystusa – to jesteśmy w stanie odpowiednio zareagować. Niestety, nie zawsze ta granica tak wygląda.
Czasem, jak na południu naszego kraju, przebiega w górach, gdzie bardzo łatwo jest,
idąc wyznaczonym szlakiem przejść na terytorium innego państwa, nawet nie zdając
sobie z tego sprawy. Czasem nawet gdybyśmy chcieli się zatrzymać to nie możemy,
bo tabliczkę informującą, że tutaj przebiega granica, ktoś przed nami jednym kopnięciem zrównał z ziemią i musimy się naprawdę wysilić, żeby ją zobaczyć. Czasem ta
granica rozmywa się jak ta na morzu – wszyscy wiedzą że jest, ale bez odpowiednich
przyrządów trudno stwierdzić gdzie. Takie trudniejsze do rozpoznania granice w odniesieniu do pytania o gotowość do poniesienia męczeństwa obrazują pytania: Jak
reaguję, kiedy ktoś w mojej obecności znieważa papieża? Kiedy ktoś przy mnie próbuje głosić, że „Chrystus tak, Kościół nie”? Gdy mój rozmówca otwarcie i bezlitośnie
krytykuje decyzje czy wypowiedzi biskupów lub kapłanów, nie próbując nawet ich
zrozumieć? Myślę, że dzisiaj, na naszej szerokości geograficznej, raczej nie spotykamy
się z otwartą pogardą tylko dlatego, że ktoś jest chrześcijaninem. Natomiast wszystkie
pozostałe wypadki widzimy każdego dnia i praktycznie na każdym kroku. Ta sytuacja
nie jest nowa w Kościele. Naszego dzisiejszego bohatera nie zabito dlatego, że wierzył
w Chrystusa. Zabito go, ponieważ nie chciał wypowiedzieć posłuszeństwa papieżowi
i nie chciał uznać twierdzenia, że Pan Jezus jest nieobecny w Eucharystii. Św. Jan
z Kolonii, bo o nim mowa, wraz z 19 towarzyszami oddał swoje życie w obronie
Chrystusa, którego odnalazł w Kościele Katolickim i w Tabernakulum.
O życiu naszego świętego nie wiemy wiele. Właściwie tylko tyle, że był Niemcem, studiował na Uniwersytecie w Kolonii i był dominikaninem. Gdyby nie wydarzenia z 1572 roku, to całkiem możliwe, że nie usłyszelibyśmy o nim wcale. Dla lepszego
4
Okruszyna
zrozumienia jego śmierci zaznajomimy się najpierw z tłem historycznym męczeństwa
św. Jana i jego towarzyszy.
W XVI w. sytuacja w Europie była bardzo napięta. Szerzyła się reformacja,
która oprócz zamieszania w życiu duchowym wielu chrześcijan pociągnęła za sobą
liczne wojny. Niektórzy walczyli, ponieważ byli przekonani, że to ich wizja wiary jest
słuszna. Inni natomiast próbowali skorzystać z sytuacji tak, aby osiągnąć określone
cele polityczne. Wielcy władcy europejscy rządzili często bardzo odległymi od swoich
siedzib ziemiami. Tak było także w przypadku króla Hiszpanii – w jego władaniu
znajdowały się tzw. Niderlandy Hiszpańskie, czyli tereny dzisiejszej Holandii i Belgii.
Hiszpania w tym czasie uchodziła za ostoję katolicyzmu. Ludność Niderlandów zaś
poparła tezy głoszone przez protestantów. Ponadto Niderlandczycy dążyli do wyzwolenia się spod panowania hiszpańskiego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę te informacje, to
trudno się dziwić, że podstawą dla rozróżnienia zdrajcy ojczyzny od patrioty stało się
wyznanie. W oczach tych ludzi protestant uchodził za człowieka godnego szacunku,
walczącego o wolność, katolik natomiast uznawany był za zdrajcę i jeżeli nie chciał
zmienić wyznania – był mordowany. Król hiszpański, Filip II, stwierdził, że jedynym
rozwiązaniem sytuacji będzie wprowadzenie na teren Niderlandów inkwizycji hiszpańskiej. Niestety, nie była to już wtedy do końca instytucja kościelna. W Hiszpanii
pełniła raczej rolę swoistej policji politycznej, której zadaniem było wyłapywanie wrogów króla. Mieszkańcy Niderlandów sprzeciwiali się, ale pomimo pisemnej prośby
Filip II nie wycofał się ze swojego postanowienia. W Niderlandach wybuchło powstanie, które obok wielu ofiar poległych w regularnych bitwach, pociągnęło za sobą po
obu stronach tych, którzy umarli jedynie dlatego, że byli wierni swojej wierze. Jednym
z miast, które doświadczyły tragedii tego czasu, było Gorkum.
Na początku 1572 r. w Gorkum było więcej katolików niż protestantów. Przed
wybuchem powstania żyli oni spokojnie, utrzymując dość przyjazne stosunki. Kiedy
jednak wojska powstańcze zaczęły zbliżać się do miasta, nikt nie miał wątpliwości,
że społeczność katolicka stanie przed wyborem – protestantyzm albo życie. W nadziei, że uda im się dotrwać do przybycia wojsk hiszpańskich, grupa katolików na
czele z mieszkającymi tam braćmi kapucynami postanowiła zamknąć się w lokalnej
twierdzy. W czerwcu doszło do udanego zajęcia miasta i 15 księży, z których większość była kapucynami, zostało uwięzionych. Miastem sąsiadującym z Gorkum było
miasteczko Horner. Tam właśnie sprawował swoją posługę brat Jan. Kiedy usłyszał
o wydarzeniach, które miały miejsce w Gorkum, postanowił, że zaniesie więźniom
pocieszenie w postaci sakramentów. Był świadom, że może to być równoznaczne
z jego aresztowaniem i prawdopodobną śmiercią męczeńską. Przez kilka dni, wraz
z trzema innymi kapłanami, realizował swoje postanowienie. Ostatecznie został jednak złapany i dołączył do 15 uwięzionych wcześniej. Więźniów poddawano bardzo
brutalnym przesłuchaniom – próbowano ich zmusić do wyznania, gdzie ukryli rzekome wielkie skarby. Mnisi, zgodnie z prawdą, odpowiadali, że są ubodzy i nie posiadają
Okruszyna
5
zupełnie nic. Głównym celem tych przesłuchań było jednak skłonienie tych wiernych
katolików do wyrzeknięcia się wiary w Sakrament Eucharystii oraz do wypowiedzenia
posłuszeństwa papieżowi. Więźniowie jednak nie chcieli się na to zgodzić. Sposób
traktowania uwięzionych nie podobał się mieszkańcom Gorkum. Niezależnie od wyznania postanowili oni, że postarają się o uwolnienie katolickich księży. Wysyłano
odpowiednie prośby, zbierano złoto i srebro z przeznaczeniem na okup za przetrzymywanych w miejskiej cytadeli. Ten trud nie przyniósł spodziewanego efektu.
Spowodował natomiast, że 5 lipca wczesnym rankiem wszyscy więźniowie zostali
obudzeni i przetransportowani na statek. Noc była bardzo zimna, zakonnikom jednak – nawet tym, którzy byli już starzy – nie pozwolono zabrać nic, czym mogliby
się okryć. Zostali przewiezieni do Dordrechtu, by dalej popłynąć do miejscowości La
Brille. Przez cały czas tej podróży ich pokarmem był bochenek chleba, otrzymany
wieczorem, po wielu godzinach uciążliwej podróży, którym mieli się podzielić. Okazało się, że to był cel ich podróży. Nie był to jednak koniec upokorzeń i cierpień.
Cała grupa zmuszona była do marszu na miejsce kaźni, znajdujące się poza miastem.
Dowódca ich prześladowców stwierdził jednak, że jego ofiary nie cierpiały dostatecznie. Z witek wierzbowych sporządził bicz i kazał zawrócić całej grupie – mieli iść ze
śpiewem na ustach, uderzani nieustannie przez otaczających ich żołnierzy. Ich śpiew
był modlitwą – tematem pieśni była prośba do Maryi o opiekę i pomoc. Wchodząc
do La Brille zaintonowali z mocą Te Deum. To rozwścieczyło miejscowych protestantów – wraz z oprawcami rzucali w męczenników kamieniami, oblewali ich brudną
wodą. Następnie kapłanów przeprowadzono do więzienia, gdzie jeszcze przez kilka
dni byli poddawani brutalnym torturom, pozbawieni wystarczającej ilości wody, chleba i odzienia. Ich męka zakończyła się 9 lipca 1572 r. Z polecenia przywódcy buntu
antyhiszpańskiego Wilhelma Orańskiego wszyscy kapłani zostali
skazani na śmierć przez powieszenie. Jedynym sposobem uratowania życia było wyrzeknięcie się wiary katolickiej i przejście na
protestantyzm. Żaden z nich nie przystał na taki układ. Dzięki
temu Kościół katolicki wzbogacił się o 19 nowych męczenników.
Św. Jan z Kolonii nie musiał umrzeć. Wystarczyłoby, aby nie starał się wypełnić do końca
swojej posługi – on jednak wiedział, jak wielką
moc i siłę daje sakrament Eucharystii, dlatego postanowił pójść do uwięzionych w Gorkum. Nawet
kiedy dołączył do nich, nie znaczyło to, że musi
umrzeć. Wystarczyło stwierdzenie, że papież się myli – dlatego
nie trzeba go słuchać oraz że Chrystus nie mieszka w Kościele,
że nie jest utajony pod postacią chleba i wina. Nikt nie wymagał od niego, żeby wyparł się Chrystusa. On wiedział jednak, że
nieposłuszeństwo papieżowi oraz wyrzeczenie się sakramentów
6
Okruszyna
to tak naprawdę odrzucenie Chrystusa. Dlatego zdecydował się umrzeć. Za jego przykładem postarajmy się zawsze stawać w obronie Kościoła i jego pasterzy. Powinniśmy wymagać tego od siebie szczególnie teraz, kiedy Kościół jest zewsząd atakowany
w imię niewłaściwie rozumianej tolerancji, braku szacunku dla wolności i godności
drugiego człowieka. Kiedy wypowiedzi papieża, biskupów i kapłanów są nieustannie
krytykowane i potępiane, niezależnie od treści, którą niosą. Krytyka jest potrzebna,
to prawda, ale tylko taka, która ma za swój cel wskazać błędy po to, by zbudować coś
mocnego i trwałego, a nie zniszczyć to, co sprawia, że świat czuje wyrzuty sumienia.
Dobra krytyka to krytyka poparta wytrwałą modlitwą. Dlatego zanim zaczniemy wraz
z innymi narzekać „na Kościół i na księży”, najpierw uklęknijmy i pomódlmy się za
nich. Wtedy okaże się zapewne, że nasze zarzuty często były przesadzone, a może nawet zupełnie bezpodstawne. Prośmy też św. Jana z Kolonii i jego towarzyszy, by swoją
modlitwą wypraszali nam łaskę wierności i wytrwałości w pracy dla dobra Kościoła.
Siostra Kazimiera
KILKA SŁÓW O PEWNEJ SZOPCE
Było to parę lat temu, tuż po świętach Bożego Narodzenia. Spacerowałam po
warszawskiej Starówce i oglądałam szopki w różnych kościołach. Kiedy zobaczyłam
jedną z nich, stanęłam jak zaklęta. Żadnych pasterzy i mędrców, osiołków i baranków,
żadnych aniołków w różowych sukienkach. To jeszcze nie byłoby może tak dziwne,
bo każdy z nas w swoim życiu widział przeróżne szopki. Szopki – manifesty polityczne, szopki – reklamy społeczne, szopki – plakaty ewangelizacyjne ze zgrabnie wyciętymi w styropianie literkami układającymi się w okolicznościowe hasło wzywające a to
do lektury Pisma Świętego (w Roku Pisma Świętego), a to do modlitwy o powołania
(w Roku Kapłańskim), a to do większej wiary (w Roku Wiary). W tle – zamiast Betlejem – dajmy na to, zdjęcie całkiem współcześnie oświetlonej architektury lokalnej
miejscowości i „nowoczesna” szopka gotowa. Prawda, że proste? Zawsze jednak jest
stały element, trzy Postacie, których, jako żywo, w żadnej szopce zabraknąć nie może:
Święta Rodzina. Głęboko w to wierzyłam – aż do tej pory. Popatrzyłam i przetarłam oczy, sądząc, że nadmiar wykładów na uczelni spowodował w mojej skołatanej
głowie zaburzenia percepcji. Dzieciątko leżało na gołej ziemi zupełnie samiuteńkie.
Obok walały się jakieś gruzy. Nie, to nie gruzy. To rozbite tablice Dekalogu. W tle,
Okruszyna
7
zamiast Betlejem lub choćby Pałacu Kultury, tłum ludzi. Wszyscy odwróceni plecami
do małego Jezusa.
Obok mnie przyklęknął mężczyzna z malutkim, około trzyletnim, chłopczykiem. Dzieciak patrzył okrągłymi ze zdumienia oczami na tę niecodzienną szopkę.
Obserwowałam z rosnącym zainteresowaniem dalszy rozwój wypadków. Mały przybliżył się do Dzieciątka. Potem wyczekująco popatrzył na tatę. Byłam pewna, że za
chwilę padnie obowiązkowe pytanie: „A gdzie aniołki i zwierzątka?”. Maluch jednak
zachował pełne godności milczenie. Potem raz jeszcze obszedł Dzieciątko i rozbity
Dekalog, aż w końcu się odezwał, tak głośno, że rozniosło się to echem po całym
kościele, a może nawet i ulicy:
– Tatusiu, kto to rozwalił? - wskazał na Tablice.
– Źli ludzie, synku.
– A nie da się tego odbudować?!
– Da się.
– A kto to odbuduje?
– Ty i ja. Jak będziemy kochać Pana Boga i pomagać innym ludziom. Jak nie będziemy
robić im krzywdy.
– Aha.
W tym „aha” było wszystko: zadziwienie, że tak wiele mogą zrobić dwie osoby
– „ty i ja”. Współczucie dla samotnie leżącego Dzieciątka. Żal z powodu rozbitych
tablic Dekalogu. I poczucie misji: to JA mogę być tym, który buduje zamiast niszczyć.
To JA mogę być tym, który kocha zamiast egoistycznie myśleć tylko o końcu własnego nosa. To JA mogę wyłamać się z tłumu i odwrócić do Dzieciątka twarzą…
To krótkie spotkanie w kościele było najlepszą katechezą o Bożym Narodzeniu,
z jaką się w życiu spotkałam. Dzieci są jak dobry rachunek sumienia. Zadają pytania,
które nas, dorosłych, wprawiają w zakłopotanie, zbijają z tropu, niepokoją, a potem
natrętnie wracają. Zmuszają do tego, żeby
zmierzyć się z prawdą o sobie. Dlatego Jezus mówi: „Jeśli nie staniecie się jak dzieci,
to nie wejdziecie do Królestwa Bożego”
i … sam staje się dla nas Dzieckiem. Zadbajmy o to – ty i ja – żeby nie leżał zapomniany i opuszczony wśród tłumu ludzi.
Siostra Benedykta
8
Okruszyna
DOM
W misji Zgromadzenia jest miejsce dla świeckich. Nie byłoby bez nich naszej posługi. Z tym większą radością zamieszczamy świadectwo naszej Wolontariuszki Kasi. I zapraszamy do współpracy.
Siostra Błażeja
Sobotni poranek; podekscytowana i lekko zdenerwowana wysiadłam z auta brata
mojej koleżanki.
– No, chodź! Przekonasz się, jak tu jest super! – zachęca mnie Karolina. „Super? Hmm,
zobaczymy” – pomyślałam.
Moim oczom ukazał się potężny i bardzo ładny jasny budynek. Przy głównych
drzwiach wejściowych widniał napis „DOM POMOCY SPOŁECZNEJ im. Błogosławionej Siostry Julii Rodzińskiej, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr św. Dominika
w Mielżynie”. W samych drzwiach powitała nas jedna z Mieszkanek – Karolina! Karolina!
Długo będziesz? – powtarzała. Poczułam lekkie zmieszanie. Dokonałam analizy owej
kobiety. Na oko mogła mieć z 40 lat, miała założoną przewiewną spódnicę do kostek
i elegancką bluzkę. Spojrzałam na stopy – różowe, dziecięce kapcie, włosy spięte z warkocz, związane różową gumeczką z kotkiem. – Dziumdzia, musimy już iść – powiedziała
Karolina po krótkiej konwersacji. – A ty jak masz na imię? – zwróciła się do mnie nowo
poznana Dziewczyna. Uśmiechnęłam się przyjaźnie i przedstawiłam. – Kasia! Dziumdzia,
musi kosiać, musi kosiać! – odrzekła, po czym mnie mocno przytuliła, a w ten sposób
gorąco powitała i wdrożyła, jak się potem okazało, w moim nowym Domu.
Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z wolontariatem w DPS w Mielżynie. Niedługo miną 2 lata od owego dnia. Jestem przekonana, że każda chwila spędzona tam była
niezwykle wartościowa. Ów Dom nie jest zwykły, ba, on jest NIEZWYKŁY, wyjątkowy.
Nie tylko dlatego, że znajduje się tam gabinet pielęgniarski, niebywale duża kuchnia, pracownie rehabilitacyjne, plastyczne czy techniczne; nie tylko dlatego, że mamy salę teatralną
czy gimnastyczną; nie dlatego, że mieszka tam ok. 80 osób; przede wszystkim dlatego, że
jest przepełniony miłością, a każdy z Mieszkańców wnosi ogromną dawkę radości. Są to
osoby z niepełnosprawnością intelektualną, której niejednokrotnie towarzyszy również
fizyczna, ale potrafią One, jak nikt, cieszyć się każdym nowym dniem, każdą chwilą i tą
pozytywną energią zarażają każdego, kto z Nimi przebywa.
Wolontariat, jest to „dobrowolna, bezpłatna i świadoma praca na rzecz kogoś lub
czegoś, wykraczająca poza związki koleżeńsko – rodzinno – przyjacielskie”. Dlatego właśnie nie lubię mówić o sobie, iż jestem wolontariuszką. Z biegiem czasu poczułam, jak
wrastam w Ten Dom, staję się jego częścią, nie jest to dla mnie praca. Jak podkreśla większość osób, które już przez pewien czas pomagają w Mielżynie, przyjeżdżając tam po raz
Okruszyna
9
pierwszy mamy nastawienie „będę dawać”. Szybko jednak się okazuje, że tak naprawdę to
my otrzymujemy i to bardzo dużo. Dla naszych „Dzieci” nie jest ważne to, jak jesteśmy
ubrani, jak wyglądamy, ile mamy lat. Nie interesuje ich nasza sytuacja materialna. Najważniejsze jest to, że po prostu z nimi jesteśmy, poświęcamy im swój czas, „poczytamy książkę”… Nie ma nic wspanialszego, po wyczerpującym tygodniu w szkole, kiedy przychodzę
do siebie na grupę i już od progu jestem witana uśmiechem i radością jednej z Dziewcząt
oraz słowami „Kasiu! Przyjechałaś! Nareszcie! Jak długo zostajesz?”. To wspaniałe, że bez
wzglądu na to, co się dzieje, mogę się zawsze wyżalić tym osobom. W Ich oczach można
odnaleźć prawdziwe zrozumienie i wsparcie. Oni nie zawsze potrafią wyrazić to słowami,
ale wszystko, co chcą przekazać zapisane jest właśnie w Ich uśmiechu, mimice twarzy,
a przede wszystkim w Ich sercu. Wiele z tych osób wszystko rozumie, ale w wyniku różnych dysfunkcji nie będzie im dane odpowiedzieć, czy nawet się poruszyć.
W Mielżynie znajdują się osoby z niepełnosprawnością w stopniu lekkim, umiarkowanym, znacznym i głębokim. Każda z nich jest wyjątkowa. My, jako wolontariusze,
mamy za zadanie wspomagać ich w codziennych czynnościach – podczas posiłku, higieny
osobistej, ale przede wszystkim wypełniać Im czas wolny. Czasami wystarczy, że po prostu
jesteśmy, trzymamy za dłoń, wesprzemy krótką rozmową, otoczymy swym ramieniem.
Nas nic to nie kosztuje, a radość, jaka pojawia się potem na Ich twarzach, jest po prostu
bezcenna.
W naszym DPS-ie, w Mielżynie, pracuje bardzo dużo ludzi. Wszyscy mają swoje
wyznaczone zadania. Pracownicy dbają o to, aby do życia domu i lekkich prac włączać
Domowników, w ten sposób rozwijając ich oraz wzmacniając poczucie bycia potrzebnym.
– Dla naszych „Dzieci” jest to ogromna radość, kiedy mogą wraz z nami, czy Paniami coś
przygotować, a nawet posprzątać. Czynności, które na co dzień nie są przez nas zbyt lubiane, z nimi stają się naprawdę przyjemne! Ostatnio, na przykład, sprzątaliśmy i myliśmy
basenik z piłeczkami. Pomagało nam kilka Dziewcząt, więc zajęło to o wiele mniej czasu,
a przy okazji dużo się pośmiałyśmy, porozmawiałyśmy, a nawet… pośpiewałyśmy! – mówi
jedna z wolontariuszek. – To ciekawy sposób na wspólną integrację. Możemy wzajemnie
zbliżyć się do siebie.
Często nie tylko my uczestniczymy w życiu podopiecznych DPSu, ale także oni
w naszym. Dziewczęta, które nawiążą szczególną więź z wolontariuszami, są przez nich
zapraszane do domów, na święta, ważne uroczystości, czy nawet koncerty i inne wydarzenia kulturowe. Dzięki temu stają się naszymi przyjaciółmi. Za każdym razem oczekują,
aż znowu je odwiedzimy, aż przywieziemy nowe wieści od już wspólnych znajomych. Ich
radość ze wspólnego przebywania jest bezcenna.
Jedno z najczęstszych pytań, stawianych nam, wolontariuszom brzmi: „Ale dlaczego? Co nas skłoniło do tego, aby tam jeździć?”. Tak naprawdę trudno odpowiedzieć na
to pytanie. Często jest tak, iż nowe osoby przyjeżdżają za czyjąś namową, nieraz same
poszukują miejsca, gdzie mogłyby pomagać, czasami znajdują się tam po prostu przez
przypadek; i zostają. W pewnym momencie życia większości z nas pojawiło lub wydarzyło
się COŚ, co skłoniło nas do podjęcia decyzji o przybyciu do Mielżyna, ale nie da się zdefiniować czy opisać tego „CZEGOŚ”. Większość wolontariuszy jest w większym lub mniejszym stopniu wierząca. Pomoc bliźnim jest jednym z obowiązków chrześcijan, a u nas,
10
Okruszyna
w Mielżynie, można go spełniać z prawdziwą przyjemnością! Tak naprawdę pomóc może
każdy – bez względu na wiek, płeć, emocjonalność. Wystarczy trochę inicjatywy, wystarczy chcieć! Oni potrafią się odwdzięczyć jak nikt. Oni potrafią, nawet w trudnych chwilach, wywołać uśmiech na twarzy. Oni dają powody do tego, aby prawdziwie cieszyć się
życiem. Tam prawdziwie da się odczuć, iż „dobro, które dajemy, wraca do nas z podwójną
siłą!”.
Bardzo trudno opisać w paru zdaniach coś, co stało się częścią życia, coś co jest niemal najważniejsze, coś co wpisało się głęboko w serce. Każdy, kto miał kontakt z Mieszkańcami naszego DPSu, długo go wspominał. Dziewczęta potrafią odmienić życie na
lepsze. Wiem, że zawdzięczam im bardzo wiele. Wiem, że już na zawsze to będzie mój
DOM.
K.K.
Chcąc napisać parę słów o moim powołaniu, zacznę niechronologicznie, od lata 2012
roku. Piesza pielgrzymka na Jasną Górę. Moją wielką intencją było, by Bóg dopomógł
mi spełnić moje wielkie marzenie o tym, bym wyszła za mąż i miała gromadkę dzieci. To
był mój plan na życie. Było już bliżej Częstochowy niż dalej i tematyka konferencji dotknęła powołania do życia kapłańskiego i zakonnego. Chciałam, by mi to było obojętne,
nie chciałam tego słuchać. Msza Święta Prymicyjna w Dzielnej i modlitwa o powołania.
Znowu o tym powołaniu, a ja chciałam posłuchać czegoś o małżeństwie. Po apelu poszłam spać na swoją karimatę. Nie mogłam zasnąć, ciągle myślałam, że Bóg może mieć
dla mnie inny plan. Tłumaczyłam sobie, że wcale tak nie jest. Męczyłam się. Mówiłam
sobie: chcę woli Boga, a Bóg chce, bym była szczęśliwa, więc spełni moje marzenie. Mając
dosyć tego całego rozmyślania, pomyślałam: „Dobrze, Boże, jeżeli Twoją wolą jest, bym
była zakonnicą, to niech tak będzie. Może ja niepotrzebnie uciekam od myśli, że mogę
być powołana. Jeśli to nie to, to samo zniknie. Idąc dalej pielgrzymim szlakiem, zmieniłam
trochę swoją modlitwę, w której było więcej miejsca na wolę Bożą. Doszłam na Jasną
Górę, dostrzegłam urodę tego miejsca, której wcześniej nie widziałam. Wakacje również
minęły, a ja poszłam na studia. Mimo, że nigdy w życiu nie miałam świadectwa z paskiem
i jestem prawdziwą dyslektyczką, studiowałam przez rok prawo w Białymstoku. Poznałam
fantastycznych ludzi i ogólnie było dobrze. Nie mówiąc już o mojej współlokatorce ☺,
z którą nie mogłam się nudzić. Poznałam ją w Liceum Sióstr Nazaretanek w Warszawie,
do którego obie uczęszczałyśmy. Muszę przyznać, że nie lubiłam mówić, do jakiej szkoły
chodzę, by przez pomyłkę ktoś nie pomyślał, że szykuję się na zakonnicę. W tej szkole
były osoby, które mówiły, że mogłabym się do tego nadawać, oczywiście zaprzeczałam.
Okruszyna
11
W liceum chyba ze dwa razy miałam momenty, w których podobnie jak w Dzielnej męczyłam się myśląc o tym, że mogę mieć powołanie do klasztoru, ale na siłę kończyłam te
rozmyślania: „Bóg chce mojego szczęścia i będę miała męża i dzieci. KROPKA!”
Wracając do okresu rozpoczęcia studiów. Mimo tego, co stało się w Dzielnej, postanowiłam znaleźć sobie chłopaka i znalazłam, nawet zainteresowanego mną. Przez cały
rok męczyłam biedaka, nawiązując i kończąc z nim kontakt bez powodu. Nasza relacja
ostatecznie nie wykroczyła poza koleżeńską. Przed świętami poszłam na roraty i było tam
coś niezapomnianego, coś o powołaniu i gdy tak sobie spokojnie stanęłam w tym kościele,
to nagle poczułam jakby napływ emocji. Taki wielki stres. Ciężko to nawet nazwać. I tak
po jednym kroku do przodu, a potem nierzadko dwa do tyłu i znowu do przodu, myśl
o zakonie gruntowała się w moim życiu. Po pierwszym semestrze studiów miałam dwie
poprawki i bałam się, że jak nie zdam, to będzie to znaczyło, że to już czas. Bóg jednak
był dla mnie delikatny i poprawiłam obie. W czerwcu pojechałam na Lednicę. Tam zobaczyłam siostry dominikanki. Zapytałam się kogoś, albo ktoś mi powiedział, że te siostry
w białych habitach są z tego zgromadzenia. Większość habitów ma ciemny odcień. Biel
jest pięknym kolorem, czystym, radosnym. Ja zawsze marzyłam o przepięknej ślubnej
sukience. Boże, a może chcesz, bym chodziła w białym na co dzień? Widząc siostry dominikanki pomyślałam, że tam mogłabym pójść. Po powrocie z Lednicy poszukałam w internecie informacji o tym zgromadzeniu. Pierwsze wrażenie dobre. Aczkolwiek konspiracja na maksa – wykasowałam z historii wchodzenie na tę stronę. Podczas swojej drugiej
pielgrzymki na Jasną Górę myślałam o różnych zakonach. Chciałam, by było wedle woli
Boga (bałam się, że to źle, że podoba mi się habit dominikański…). Jednocześnie prosiłam Go o więcej czasu. Nie byłam na 100% pewna. Zupełnie też nie wyobrażałam sobie,
jak ta zmiana mojego życia o 180º ma wyglądać. Chciałam odwlec jakiekolwiek działania
na za rok. Pojechałam do Lichenia na autokarową pielgrzymkę. Oddałam to wszystko
Matce Bożej – obawy, że nie wiem jak, kiedy, gdzie, co… Ostatnie dni przed rozpoczęciem roku akademickiego, a ja udałam się na kurs „Nowe Życie” w Drohiczynie. I dzięki
Duchowi Świętemu teraz jestem tutaj. Mogłabym jeszcze dużo napisać, ale czas kończyć.
Bóg zaprasza mnie w piękną podróż – niespodziankę. Zobaczę co będzie. Smutno mi, że
często w moich myślach powołanie jawiło się jako poświęcenie, a jest darem, którego nie
doceniałam.
Siostra Agnieszka – postulantka
12
Okruszyna
REKOLEKCJE ZIMOWE DLA DZIEWCZĄT 2014
ӼӼ Wielowieś: 20-25.01.2014
ӼӼ Piotrków Trybunalski: 27.01-1.02.2014 (Koszt 100 zł)
ӼӼ Biała Niżna: 3-8.02.2014
ӼӼ Kraków: 10-15.02.2014
ӼӼ Kraków: 17-22.02.2014
DOJAZDY:
Tarnobrzeg – Wielowieś
Trzeba dojechać do Tarnobrzega lub
Sandomierza i wsiąść w autobus nr 11 lub
4. Jeśli wsiądziesz do autobusu nr 11, trzeba
wysiąść na przystanku o nazwie Wielowieś,
przy głównej drodze. Klasztor znajduje się
blisko przystanku. Jeśli autobusem nr 4, to
trzeba wysiąść w Wielowsi przy kościele,
który jest naprzeciw klasztoru. Ważna wiadomość: klasztor w Wielowsi jest naszym
domem macierzystym, tu powstało nasze
Zgromadzenie, tutaj też została pochowana nasza Założycielka Sługa Boża Matka
Kolumba Białecka.
Piotrków Trybunalski
Dojazd pociągiem lub autobusem, a z dworca pieszo około 10 minut do Klasztoru
Panien Dominikanek, ul. Rycerska 3.
Kraków – str. 14
Biała Niżna – str. 13
Udział w rekolekcjach należy zgłaszać do siostry Krystyny telefonicznie lub mailowo,
str. 15, najpóźniej na tydzień przed rozpoczęciem.
Koszt: Ofiara dobrowolna, oprócz Piotrkowa Trybunalskiego – 100 zł.
Okruszyna
13
DLA DZIEWCZĄT I CHŁOPCÓW
Od pierwszej soboty października na nowo rozpoczęliśmy czuwania nocne w naszym klasztorze
w Białej Niżnej. Czuwanie rozpoczyna się o godz. 19.00 w sobotę, a kończy ok. godz. 3.30
nad ranem. W czasie nocy jest niedzielna Msza Święta, adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa, możliwość skorzystania z Sakramentu Pojednania, są konferencje,
śpiewy... Jest też przerwa na nocną herbatę – nie zapomnij wziąć ze sobą kanapek, w nocy
jest się jeszcze bardziej głodnym. Należy wziąć ze sobą legitymację szkolną, studencką lub
inny dowód tożsamości. Przypominamy o zabraniu ze sobą ciepłej odzieży, w nocy i nad
ranem jest bardzo chłodno.
Dojazd do klasztoru w Białej Niżnej pociągiem z Tarnowa w kierunku Nowego Sącza
i Krynicy do stacji Stróże. Z dworca dochodzi się pieszo szosą, około 15 minut.
Na nocne czuwania modlitewne do Białej Niżnej zapraszamy młodzież żeńską i męską poszukującą ciszy i skupienia, pragnącą pogłębić lub odnowić swoją przyjaźń z Jezusem,
wynagradzać Matce Bożej wszystkie zniewagi, wyrządzane Jej przez różnych ludzi, zastanowić się nad swoim życiem lub po prostu – być z Jezusem i doświadczyć modlitwy we
wspólnocie.
Planowane terminy i tematy spotkań:
Rok 2013:
ӼӼ 7/8 grudnia – Wieżo ku Niebu
ӼӼ 31 grudnia 2013/1 stycznia 2014 – Syna Bożego
Czuwanie Sylwestrowe połączone z zabawą noworoczną
Matko
Rok 2014:
ӼӼ 1/2 lutego – Wzorze Pokory
ӼӼ 1/2 marca – Lekarstwo duszy, zdrowaś
ӼӼ 5/6 kwietnia – Pod Krzyżem w łzach
ӼӼ 3/4 maja – Matko Pana i Boga
ӼӼ Dokładną datę czerwcowego czuwania podamy w późniejszym terminie.
Błogosławiona
14
Okruszyna
DNI SKUPIENIA dla dziewcząt w krakowie:
✳✳ 28-31 grudnia – Dni Kolędowe w Krakowie, a dla chętnych jeszcze
Noc Sylwestrowa w klasztorze w Białej Niżnej.
✳✳ Styczeń – Luty – rekolekcje zimowe dla dziewcząt. Terminy podane na
stronie 12.
✳✳ 7-9 marca
✳✳ 17-19 kwietnia – TRIDUUM PASCHALNE
✳✳ 9-11 maja
✳✳ 13-15 czerwca – Dni Wdzięczności
Serdecznie zapraszamy.
Dojazd do klasztoru:
Od Dworca Głównego, zarówno PKP jak i PKS, najlepiej dojechać autobusem nr
292 kierunek: Port Lotniczy. Przystanek znajduje się na dolnej płycie dworca PKS
(Dworzec Główny Wschód) obok ruchomych schodów, który jest obok dworca PKP.
Czas dojazdu do nas: ok. 20-30 minut. Trzeba wysiąść na drugim przystanku przy
al. Kasztanowej, przystanek nosi nazwę Kopalina i jest to przystanek na żądanie, po
lewej stronie jest nasz klasztor. Wejście od ul. Kopaliny.
Podczas dni skupienia uczestniczymy w Eucharystii, rozważamy Słowo Boże,
można uczestniczyć w modlitwach naszej wspólnoty. Zależnie od potrzeby, służymy
także rozmową.
Opłatę za pobyt stanowi ofiara pieniężna. Trzeba przywieźć ze sobą śpiwór lub
bieliznę pościelową, Udział w dniach skupienia należy zgłaszać do Siostry Krystyny,
najpóźniej na tydzień przed rozpoczęciem. Rozpoczynamy o godz. 17.00 – można
przyjechać później, zależnie od połączeń. Dni skupienia kończą się niedzielnym obiadem. Można też wyjechać wcześniej, zależnie od połączeń.
Czekamy na Twój przyjazd.
Okruszyna
Siostra Krystyna
Al. Kasztanowa 36
30-227 Kraków
*
Duszpasterstwo Młodzieży
email: [email protected]
nr tel. 12 425 24 05
kom. 728429903 – nie odpowiadam na smsy ☺
Podajemy również numer telefonu do Siostry Anny, która prowadzi
Duszpasterstwo Młodzieży w Białej Niżnej:
kom. 728429910 – Siostra też nie odpowiada na sms ☺
*
A wszystkim zainteresowanym misjami podajemy adres mailowy
do Siostry Eriki – Referentki Misyjnej ☺: [email protected]
SERDECZNIE ZAPRASZAMY!
rekolekcje, dni skupienia, spotkania i rozmowy indywidualne
15
✳✳ Grudzień obfituje w radości. Jedną z nich jest dzień św. Mikołaja (6 XII), spróbuj obdarzyć dobrocią lub upominkiem kogoś, nie oczekując nic w zamian.
✳✳ Szczególną patronką Adwentu jest Maryja. To właśnie Ją symbolizuje adwentowa świeca
RORATKA. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (8 XII)
kierujemy nasze serca ku Maryi, by przy Jej boku wciąż na nowo rodzić się dla Chrystusa. Warto znaleźć sposób na to, by każdego dnia uczcić Maryję – można to uczynić
przez udział w RORATACH, a także przez modlitwę do Maryi.
✳✳ Pomyśl o świątecznych porządkach również w swoim sercu. Przystępując do spowiedzi
pozwól, by Jezus przebaczył ci grzechy i na nowo się w tobie narodził. Ze spowiedzią nie
czekaj do ostatniej chwili, im bliżej świąt, tym będą większe kolejki, a w Wigilię może
już nie być spowiedzi, lepiej jest do niej przystąpić przed 24 grudnia.
✳✳ 24 grudnia – Wigilia Narodzenia Pańskiego
✳✳ 25 grudnia – Narodzenie Pańskie
✳✳ 27 grudnia – Święto św. Jana Apostoła i Ewangelisty
✳✳ 30 grudnia – Święto Świętej Rodziny
✳✳ Zapraszamy Dziewczęta do przyjazdu na Dni kolędowe:28-31
grudnia do naszego Klasztoru w Krakowie, a także na dni skupienia oraz rekolekcje zimowe. Szczegóły na str. 12–15.
Informacje o życiu i misji apostolskiej dominikanek uzyskasz pisząc pod adres:
Zg r o m ad z en ie Sió str św. D om i ni ka
D usz p aster stwo M ło d z i eż y
A l. K asz t an owa 3 6
3 0 -2 2 7 Kr ak ó w
tel. 1 2 / 4 2 5 -2 4 -0 5
Internet: http://www.dominikanki.pl; email: [email protected]
Serdecznie dziękujemy za pomoc w wydawaniu i przesyłce „Okruszyny”.
Informujemy, że na ten cel można nadesłać znaczki lub przekazać ofiarę.
Nasze konto: BANK PeKaO. S.A. I ODDZIAŁ w Krakowie,
NR 49 1240 1431 1111 0000 1047 9988 z dopiskiem „Okruszyna”
Na to samo konto można przekazać ofiary na misje z dopiskiem: „Misje”.