dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ

Transkrypt

dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
KRAKÓW Lipiec-Sierpień 2013 (214-215)
Rok szkolny dobiegł końca i wreszcie możemy w pełni nacieszyć
się pięknym słońcem, ciepłym powiewem wiatru, śpiewem ptaków.
Odpoczywamy po ciężkiej umysłowej pracy, po to, by nabrać sił. Zostajemy jednak
z zadaniem domowym, żeby nie utracić duchowej i fizycznej mocy: MAMY CZERPAĆ ZE ŹRÓDŁA, KTÓRYM JEST EUCHARYSTIA, BY MIEĆ SIŁĘ DO RADOŚCI I RADOSNEGO MIŁOWANIA.
Na czas wakacji życzę Wam: uśmiechu na twarzy i radości w sercu, bez względu
na okoliczności. Dobrego słowa dla tych, których spotkacie w czasie wakacyjnych
podróży. Słuchających uszu dla niewysłuchanych, miłości miłosiernej dla potrzebujących pomocy. Chwil pełnych nadziei. Dużo spokoju, bo BÓG JEST!!!
Siostra Krystyna
2
Okruszyna
Okruszyna
Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości,
w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość.
Ps 51, 3
KRÓL DAWID. Pierwszy raz spotykamy go na kartach Pisma Świętego w Pierwszej Księdze Samuela i od tego miejsca ciągle autorzy do niego wracają. A my wiemy, że przecież
potomkiem Dawida jest sam Pan Jezus. Bóg odrzucił Saula jako króla za brak wierności
Jego poleceniom. W związku z tym prorok Samuel otrzymał misję namaszczenia nowego
króla. Miał on pochodzić z Betlejem, z domu Jessego. Prorok, widząc dobrze zbudowanych i pięknych synów Jessego, pomyślał, że na pewno wśród nich znajduje się przyszły
wódz Izraela. Ale Bóg udziela nam pierwszej lekcji. Patrzy na serce, a nie na to, co zewnętrzne i miłe dla oka. Dawid pod żadnym względem nie pasował po ludzku na króla,
a jednak nim został. Autor tak scharakteryzował Dawida: był on rudy, miał piękne oczy
i pociągający wygląd (1Sm 16,12). Kompletnie nie umiał posługiwać się mieczem ani chodzić w zbroi. A jednak to on pokonał Goliata, przed którym drżeli pozostali. Dawid na
życzenie Saula zamieszkał w jego domu, bo pięknie grał na cytrze. I choć z czasem Saul
zaczął Dawidowi zazdrościć i go nienawidzić, ten w nigdy w życiu nie podniósł ręki na
Pomazańca Pańskiego. Dawid może nas nauczyć prawdziwej przyjaźni. Sposób, w jaki
opisana jest przyjaźń Dawida i syna Saula, Jonatana, może poruszać. Cenili sobie tę relację
bardziej niż życie, sukcesy jednego z nich były zarazem sukcesami drugiego.
Jednak wybrałam postać króla Dawida na te wakacyjne rozważania z innego powodu. Dawid pozostaje dla mnie osobiście wzorem prawdziwej pokuty za swoje grzechy
i przyjęcia bez skargi wszystkich konsekwencji, jakie one niosą ze sobą.
Dawid uwiódł żonę swego najlepszego żołnierza Uriasza.
Batszeba poczęła dziecko, a Dawid zaczął kombinować. Nie chciał się
przyznać. Sprowadził Uriasza, ale ten, zwyczajem żołnierza będącego
na wojnie, nie wstąpił do swej żony. Upił go, a mimo to Uriasz do żony
nie wstąpił. Dawid więc napisał list do dowódcy Joaba, obmyślając plan
tak, żeby mąż Batszeby zginął. I tak się stało. Uriasz zawiózł wyrok na
swoje życie.
Ale postępek króla nie spodobał się Bogu. Przysłał mu proroka Natana. Ten opowiedział Dawidowi historię bogacza, który
wziął i zabił jedyną owcę ubogiego człowieka. Król Dawid oburzył się postępkiem owego bogacza, a prorok Natan
powiedział mu: Ty jesteś tym człowiekiem…
(2Sm 12,1nn). I od tego momentu zaczęła
się pokuta Dawida. Żałował, pościł, błagał
Boga, żeby nie odbierał mu dziecka Batszeby, ale Pan postanowił inaczej. Dawid
wszystko przyjął. Kochał Boga. Popełnił
grzech z ludzkiej słabości, ale sposób jego
3
pokuty był wielki. Nie kłócił się z Bogiem, nie zwątpił, nie odszedł, ale zrozumiał, że trzeba przyjąć wszystkie konsekwencje grzechu. Choć przez długi czas musiał uciekać przed
własnymi synami, choć go przeklinano i obwiniano, Dawid pozostał wierny Bogu. Płakał
po śmierci syna Absaloma, który przecież spowodował mu tyle bólu i cierpienia. Płakał,
żałował i myślał tylko o Bogu. Chciał zbudować Mu dom.
A co my z tego możemy zaczerpnąć? Łatwo jest popełnić grzech, ale o wiele trudniej jest się do niego przyznać i pokutować. A jeszcze trudniej uwierzyć, że Bóg mi przebaczył. Jeżeli jednak wyznałem wszystko szczerze, to tak się dzieje. Czasem jednak trudno
uwierzyć nam w Boże przebaczenie, bo sami nie potrafimy przebaczyć sobie. A Dawid
pokazuje inną drogę. Polecam lekturę Ksiąg Samuela na czas wakacyjnego wypoczynku.
I uwierzmy w Boże miłosierdzie!
Siostra Angela
,
,
Duchowosc
,
Dominikanska
Błogosławiony Reginald z Orleanu
Jakie czynniki mają wpływ na to, jacy jesteśmy? Bez wątpienia bardzo dużą rolę
odgrywa w tym względzie to, co oglądamy. W każdej chwili jesteśmy wprost bombardowani ogromną ilością informacji i obrazów. Udział w kształtowaniu naszego sposobu
myślenia ma to, co słyszymy – muzyka, audycje radiowe czy przypadkowo usłyszane fragmenty rozmów. Myślę jednak, że największy wpływ na naszą formację mają spotkania
z innymi ludźmi. Przysłowie „z jakim przestajesz, takim się stajesz” niesie w sobie wiele
mądrości. To nasze otoczenie ma wpływ na to, jakie prezentujemy poglądy czy w jaki
sposób się zachowujemy. Bywają spotkania, które odmieniają całe nasze życie – ktoś swoim przykładem sprawi, że zainteresujemy się czymś i stanie się to naszą pasją, ktoś inny
poprzez zdecydowane wyrażenie swojego poglądu sprawi, że przyjmiemy daną myśl za
swoją i będziemy zgodnie z nią postępować. Takie spotkania miały miejsce także w życiu
świętych. Jednym z naszych braci, którego życie zmieniło się po spotkaniu z drugim człowiekiem, był bł. Reginald z Orleanu.
4
Okruszyna
O dzieciństwie i młodości Reginalda nie wiemy dużo. Urodził się prawdopodobnie
ok. 1183 r. w Saint-Gilles na południu Francji. Kolejna sprawdzona informacja, jaką posiadamy o naszym bohaterze mówi, że był wykładowcą prawa kanonicznego w Paryżu.
Oznacza to, że od najmłodszych lat musiał szczególnie umiłować naukę. Jeżeli tę informację połączymy z kolejną, a mianowicie, że Reginald został mianowany dziekanem kapituły katedralnej w Orleanie, możemy wywnioskować, że pochodził z zamożnej, rycerskiej
rodziny. Tego wszystkiego dokonał przed ukończeniem 40 roku życia, co oznacza także,
że musiał być bardzo zdolny i pracowity. W 1218 r. wraz ze swoim biskupem udał się na
pielgrzymkę do Rzymu. Pragnął tam odwiedzić groby Apostołów i świętych męczenników. Rzym miał być jednym z przystanków w planowanej przez niego pielgrzymce do
Ziemi Świętej. Plany Reginalda uległy jednak zmianie – spotkał się tutaj bowiem z pewnym zakonnikiem, który przedstawił mu się jako Dominik Guzman.
Jak podają źródła, jeszcze przed rozmową z Założycielem Zakonu Kaznodziejskiego Reginald zastanawiał się, czy nie porzucić zajmowanego stanowiska, by wybierając
dobrowolne ubóstwo, zająć się tylko głoszeniem
Słowa. Kiedy dostrzegł, że św. Dominik naprawdę pragnie go wysłuchać i spróbować mu pomóc
w rozeznaniu powołania, otworzył swoje serce.
Opowiedział mu o swoich przemyśleniach i dylematach. Słysząc takie słowa, Dominik ucieszył
się i obiecał Reginaldowi, że gdyby faktycznie
był gotów wybrać takie życie, to chętnie przyjmie go w szeregi braci kaznodziejów. Krótko
po tym Reginald bardzo ciężko zachorował.
Zawołani do niego medycy rozkładali bezradnie
ręce – choroba, na którą zapadł, była śmiertelna.
Usłyszawszy tę smutną wiadomość, Dominik
natychmiast rozpoczął pełną wiary modlitwę,
prosząc o uzdrowienie, choćby tylko na krótki
czas, nowo przyjętego brata. Kiedy trwał przy łóżku chorego, do Reginalda przybliżyła się Matka Boża
w towarzystwie męczennic – św. Cecylii i św. Katarzyny
Aleksandryjskiej. W swych rękach niosła długi, prostokątny kawałek wełnianego, białego
materiału. Dotknęła wszystkich zajętych chorobą części ciała Reginalda i wskazała mu
na trzymany materiał. Maryja wskazała mu, że jej życzeniem jest, by taki szkaplerz stał
się elementem dominikańskiego habitu. Następnie widzenie zakończyło się, a Reginald
faktycznie został uzdrowiony. Opowiedział natychmiast czuwającemu przy jego łóżku św.
Dominikowi o swoim przeżyciu, prosząc, by Dominik nie mówił o tym braciom. Święty
Dominik spełnił prośbę Reginalda i nie powiedział braciom o tym, że to właśnie brat
Reginald zobaczył, jak ma wyglądać habit kaznodziejski. Podjął jednak decyzję o zmianie
stroju – od tego momentu wełniany szkaplerz, jaki Matka Boża pokazała Reginaldowi,
zastąpił lnianą komżę noszoną przez braci wzorem Kanoników Regularnych.
Okruszyna
5
Po przyjęciu dominikańskiego habitu Reginald zrealizował plany swojej pielgrzymki
do Ziemi Świętej. Kiedy powrócił do Europy, założył konwent dominikański na Sycylii.
Kolejnym etapem jego życia było zarządzanie młodym Zakonem w czasie podróży św.
Dominika do Hiszpanii. W tym czasie założył także klasztor w Bolonii. Przez cały okres
działalności głosił Słowo Boże wszelkimi możliwymi sposobami. Pamiętał, jak wielką rolę
odegrało w jego życiu spotkanie ze św. Dominikiem i z tego powodu sam starał się z dużą
otwartością słuchać napotkanych ludzi. Był też świadomy tego, że spotkanie z nim może
być dla tych ludzi jedyną okazją poznania ogromu Bożej Miłości. Starał się tę szansę
wykorzystać. Elementem jego działania było także niestrudzone głoszenie kazań. Jego
praca, poświęcenie oraz przede wszystkim nieustanne otwieranie się na Ducha Świętego
przynosiło bardzo konkretne owoce. W ciągu sześciu miesięcy jego pobytu w Bolonii, pod
wpływem głoszonych przez niego kazań, o biały, dominikański habit poprosiło ponad
stu mężczyzn. Powstało nawet popularne w tym czasie powiedzenie, że jeżeli nie chce się
zostać bratem kaznodzieją, to mało bezpieczne jest iść i słuchać brata Reginalda.
Kolejnym miejscem pobytu brata Reginalda był Paryż. Tutaj w dalszym ciągu działał
jako bardzo aktywny kaznodzieja. Efektem głoszonych przez niego homilii było wstąpienie do zakonu późniejszego dominikańskiego błogosławionego – Jordana z Saksonii.
Często zdarzało się, że decyzja o wstąpieniu do dominikanów zapadała bardzo spontanicznie. Wydawać by się mogło, że Reginald bardzo długo był zakonnikiem. Pozory te
są jednak bardzo mylące – dominikański habit nosił przez 2 lata. W lutym 1220 r. zmarł
w wyniku śmiertelnej choroby. Opinia o jego świętości trwała od tego momentu w całym
Zakonie, a oficjalnie została potwierdzona przez papieża Piusa IX dopiero w drugiej połowie XIX w.
W życiu bł. Reginalda dużą rolę odegrało spotkanie ze św. Dominikiem. Każde
nasze spotkanie z drugim człowiekiem może odegrać taką rolę. Dlatego spróbujmy zastanowić się nad swoistym „katalogiem cech pożądanych” dobrego rozmówcy. Na myśl
przychodzi kilka – na pewno nie są to wszystkie, ale wydaje się, że wypracowanie ich
wystarczy na dobry początek. Po pierwsze – otwartość na drugiego i wypływająca z niej
umiejętność słuchania. Otwartość zakłada, że przyjmujemy drugą osobę taką, jaka jest
– ze wszystkimi zaletami, ale także i wadami. Co nie znaczy, że jeżeli nie podoba nam
się zachowanie drugiej osoby albo jeżeli widzimy, że swoją postawą krzywdzi innych, to
mamy temu przytakiwać. Konieczne jest jednak wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia, by spróbować znaleźć przyczynę takiego właśnie zachowania czy sposobu myślenia.
Słuchanie nie może ograniczać się jedynie do zamilknięcia – naszą uwagę musimy skupić
na treści, jaką nasz rozmówca próbuje przekazać. Jeżeli posługuje się jakimiś pojęciami,
nie wyjaśniając ich, to dobrze jest poprosić o wytłumaczenie, co pod nimi rozumie. Kiedy
z czymś się nie zgadzamy i chcemy wyrazić własny punkt widzenia, musimy to uczynić
z ogromnym szacunkiem i odpowiednio go uargumentować. Nie wolno nam natomiast
na siłę i za wszelką cenę próbować przekonać drugą osobę do naszego zdania. Możemy
prowadzić, pokazywać, ale nie możemy zmuszać. Warto spróbować wykorzystać okazję
do głoszenia Słowa Bożego. Nie znaczy to, że musimy w naszej rozmowie nawiązać bezpośrednio do prawd wiary czy do ostatnio rozważanego fragmentu Ewangelii. Wystarczy,
6
Okruszyna
Okruszyna
że każde nasze słowo wypełnimy miłością. Wtedy wypowiadane przez nas wyrazy po pierwsze lepiej trafią do słuchacza, po drugie poprzez przykład mogą zaintrygować czy pokazać,
że życie Ewangelią jest możliwe. Mówiąc krótko – nasza postawa powinna mówić zamiast
nas. Jeżeli natomiast okoliczności są sprzyjające, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wprost
mówić o Chrystusie. Tak więc cechy, o których koniecznie trzeba pamiętać w czasie rozmowy, to otwartość, umiejętność słuchania, szacunek, przemyślane argumentowanie oraz
wypełnianie każdego słowa miłością.
Trwają wakacje. Obok zasłużonego odpoczynku po całym roku nauki i pracy to czas
licznych spotkań. Spotkań, które odbywają się w gronie przyjaciół oraz często przypadkowych – w czasie podróży, pobytu na plaży czy postoju w czasie górskiej wędrówki. Spróbujmy zastanowić się, jakie są nasze spotkania i czy umiejętnie dobieramy to, co może mieć
wpływ na nasze postawy i myślenie. Najpierw przyjrzyjmy się temu, co oglądamy, czytamy
i czego słuchamy – czy służy to naszemu rozwojowi, czy wręcz przeciwnie: szkodzi i powoduje, że zapominamy, kim jesteśmy? Później pomyślmy o naszych spotkaniach – czy są pełne
szacunku i miłości do drugiej osoby, czy raczej mają na celu „zmiażdżenie przeciwnika” poprzez mocną argumentację czy bezlitosne żarty. Niech te wakacje będą czasem prawdziwie
ewangelicznej radości i dzielenia się miłością, tak byśmy mogli we wrześniu, z odnowionymi
siłami fizycznymi i duchowymi, podjąć trud kolejnego roku poszerzania wiedzy i zdobywania nowych umiejętności.
Siostra Kazimiera
Piszą Siostry Misjonarki ...
Jestem więc tutaj, aby kontynuować dzieło Siostry Lidii
List Siostry Tadeuszy, misjonarki z Kamerunu.
Garoua Boulai, 5 marca 2013 r.
Moi Drodzy!
Znów jestem w Garoua Boulai... To była moja pierwsza misja po przylocie do Afryki i tutaj
pracowałam przez moje pierwsze pięć lat, aż do wyjazdu do Ngaoundere, na północ... Garoua Boulai to była moja pierwsza miłość i bardzo bolałam, kiedy ją opuszczałam. Później
się okazało, że inne placówki także pozwoliły mi dobrze pracować i coraz bardziej otwierały
7
mnie na inne wymiary i równie dobrze jak tutaj, zapuszczałam w następnych miejscach swoje głębokie korzenie i przywiązywałam się do spotkanych ludzi...
Wróciłam do Garoua Boulai, tak niespodziewanie, bez żadnych planów ni dalszych
ni bliższych. Wystarczyła śmierć siostry Lidii, aby je wywrócić! Jestem więc tutaj, aby kontynuować dzieło s. Lidii. W poprzednim liście opisałam wam dużo z działalności s. Lidii, bo
ją bardzo szanowałam i podziwiałam. Teraz ją zastępuję.... Czy to łatwo? Bogu niech będą
dzięki, że pracowałam razem z s. Lidią w wielu dziedzinach i prowadziłyśmy obydwie pracę
pastoralną na naszych misjach, często wymieniając się opiniami czy nowymi spojrzeniami na
różne tematy. Zasadniczo nic z tego, co robiła s. Lidia, nie jest mi obce. Wróciłam na moje
dawne śmieci i do dawnych obowiązków. Ludzie przyjęli mnie bardzo serdecznie, mówili mi,
że po śmierci s. Lidii modlili się, abym to ja do nich wróciła. Widzę ich otwarcie i życzliwość,
a ja ze swojej strony często im przypominam o planach i zamierzeniach s. Lidii i jej oczekiwaniach. A oni tak lubią, gdy im wspominam o ich siostrze, bo ona była ich do końca...
Zrobiłam niedawno kalendarze na rok 2013 i umieściłam tam zdjęcie s. Lidii, och mówię
wam, jak każdy chciał go mieć!
Moje najgłówniejsze trzy obowiązki w pracy pastoralnej to:
1. Katechizacja
2. Cop’Monde i Młodzież Dominikańska
3. Legion Maryi
Ad.1. Katechizację mam w 7 wioskach, które zasadniczo należą do dwóch parafii.
3 wioski są w kierunku północnym, 4 wioski w południowym, więc robię tak. Wyjeżdżam
w środę w kierunku północnym i zbieram dzieci po drodze do samochodu, aby je uczyć
w najdalszej wiosce i tak samo robię w piątek w kierunku południowym. Och mówię wam,
bardzo lubię te momenty, kiedy wjeżdżam do wioski, klaksonuję i dzieci zbiegają się aby
wsiąść do samochodu. A jak już wsiądą, to od razu śpiewają. Dzieci z ostatnich wiosek patrzą zawsze okiem smutnym, bo one nigdzie nie jadą... zostają zawsze na miejscu...
W tym roku prowadziłam katechezę ogólną, nie przygotowywałam do I Komunii św.,
bo i późno zaczęłam to raz, a po drugie wiedziałam, że zaraz po świętach wylatuję do Polski.
Jak wrócę, zaczniemy z niektórymi dziećmi bezpośrednie przygotowanie do I Komunii św.
Ad. 2. Cop’Monde to parafialna organizacja dziecięca. Skupia ona około 100 dzieci
z parafii. Starsze dziewczęta pomagają mi je prowadzić. Spotykają się zaraz po niedzielnej Mszy św. Przed Bożym Narodzeniem przygotowali Jasełka, byliśmy też pieszo w jednej
z wiosek, aby spotkać się z innymi dziećmi, przygotowaliśmy wieczorek pogodny z występami przed Świętem Młodości, śpiewają też często na Mszy św. niedzielnej. Są żywe i radosne!
Młodzież Dominikańska to grupa młodych, która chce trwać w duchowości dominikańskiej i głosić Jezusa w swoim otoczeniu. W tej chwili przygotowujemy Pasję Jezusa
i chcemy ją zagrać w Niedzielę Palmową w centrum miasta! Tydzień po świętach Wielkanocnych pójdą na diecezjalną pielgrzymkę młodzieżową do Betare – Oya (110 km od nas). To
tyle o nich na dzisiaj, bo chcę się skupić więcej na innej grupie zrzeszającej dorosłych.
Ad. 3. Najwięcej pracy na razie pochłania mi praca z grupami Legionu Maryi. Jest
to międzynarodowa organizacja kościelna, pragnąca zbliżyć ludzi poprzez Maryję do Jezusa, wzorująca się na wielu zasadach dawnych oddziałów rzymskich i stąd u nich tyle słów
8
Okruszyna
Okruszyna
zapożyczonych od Rzymian... jest Legion, Senatus, są patrycjusze, jest Vexilium, itd. Wytrwała praca s. Lidii sprawiła, że na terenie, gdzie pracowała z tymi grupami (obecnie
5 parafii) został utworzony 3 lata temu zarząd nad tymi grupami, Comitium.
Wszystkich grup Legionu Maryi na terenie naszego regionu jest 23. Te pojedyncze
grupy zostały zgrupowane (od 5 do 7 grup) w tzw. Curie. Czyli mamy 4 takie Curie. Z każdą
Curią spotykam się raz w miesiącu i to ciągle w innej wiosce, tak żeby się spotkać ze wszystkimi od czasu do czasu. Grupa, która przyjmuje, musi być obecna w komplecie, z innych
grup są tylko przedstawiciele. A raz na 3 miesiące organizujemy zjazd biur tych Curii, aby się
coraz lepiej organizować i pracować. Bardzo mi się to podoba. Wszystko jest mobilizujące
i zachęcające do pracy wszystkich członków, bo jak się spotykamy, to wszystkie grupy zdają
raporty ze swojej pracy. Ja także jestem bardzo zmobilizowana do tych wyjazdów i spotkań,
bo zdaję sobie sprawę, że jeśli ja nie wyjadę swoim dużym samochodem i nie pozbieram ich
po wioskach czy nie odwiozę, to oni sami nie będą mieli tyle środków na opłacenie transportu, czyli zwyczajnie nie pojadą na spotkanie... Moja obecność i samochód odgrywają tutaj
wielką rolę, dlatego to idzie, choć teren pracy tych grup to ponad 120 km...
Właśnie w ten piątek i sobotę zorganizowaliśmy dla legionistów pielgrzymkę na górę
„Gadi Wan” koło miejscowości Borongo, 80 km od mojego Garoua Boulai. Program tego
marcowego zgrupowania dużej ilości legionistów (było nas około 150 osób) był bardzo
napięty, bo zaczął się w piątek 1 marca o godz. 15.00 Drogą Krzyżową, potem obrady i dyskusje zakończone czuwaniem modlitewnym i Mszą świętą (o godz. 23.00), a rano w sobotę
zgromadziliśmy się już o 5.30, aby z błogosławieństwem Bożym wyruszyć na szlak. Niedługi, bo tylko 15 km, ale szliśmy pieszo, modląc się cały czas po drodze. Na górze Gadi Wan
była spowiedź i Msza św. i potem powrót. Na głodniaka. Legioniści mówili, że tak chcą,
że zjedzą dopiero po powrocie do miejscowości, czyli po południu. Ale ja wzięłam małą
kanapkę, tyle trudu, marszu, czasu, bałam się, że będzie mnie boleć głowa.... a może to było
tylko moje tłumaczenie? Mimo wszystko podziwiałam moich ludzi... Babcie i dziadkowie,
którzy wdrapali się sami na tę wysoką górę, zeszli i jeszcze trochę maszerowali w powrotnym
kierunku, zanim ja wróciłam samochodem po kolejną grupę. A ja do dzisiaj (trzeci dzień)
odczuwam bóle łydek i ciężko mi chodzić, wstawać, siadać... Jeszcze wdrapać się na tę górę,
to jakoś poszło, gorzej z zejściem, bo było bardzo stromo i bardzo szybko łydki mi się rozdygotały...
Po pielgrzymce, jeszcze w marcu, pragnę spotkać wszystkie grupy, bo zaraz po świętach Wielkanocnych, 4 kwietnia odlatuję do Polski na urlop. Już trzeci rok upływa, jak ostatni
raz byłam w Ojczyźnie.
Życzę wam wielu sił, poczucia mocy od Zmartwychwstałego Chrystusa! Niech was
uzbroi w swoją potęgę i żywą obecność całej Trójcy Świętej! Niech wam wynagrodzi każdy
dobry odruch waszego serca, za to wszystko co czynicie dla dzieci i młodych w Kamerunie!
Niech wam Bóg błogosławi we wszystkim, co czynicie i sam będzie dla was nagrodą!
Z obietnicą modlitwy,
Siostra Tadeusza – misjonarka
9
Festiwal Teatralny
Pokój był mały i duszny. Naprzeciw mnie siedziało kilka Mądrych Głów. Dzieci
w tym czasie, pod opieką jednego bohaterskiego dziadka i dwóch nieocenionych babć,
które pojechały wraz ze mną na ten festiwal, przebierały się po przedstawieniu. Zapadła
ciężka od wyczekiwania cisza. Za oknem szczebiotały w najlepsze ptaki, nie zdając sobie
sprawy z powagi sytuacji.
— Kto jest autorem tego scenariusza, który siostra zaprezentowała?
— Aktor Teatru Bagatela w Krakowie. To jest człowiek, który oprócz swojej pracy
zajmuje się dziecięcymi i młodzieżowymi zespołami teatralnymi i ma ogromne wyczucie sceny, ale także potrzeb młodych artystów.
— Ach, tak.
W tym „ach, tak” było wszystko. Pobłażliwość, dobroduszna dezaprobata dla siedzącej przed nimi i zapewne nie mającej pojęcia o teatrze i pracy z dziećmi katechetki
(początkującej wszakże) i chłodna uprzejmość. Tak chłodna, że, pomimo wybuchającej
wokół wiosny, powiało Narnią – tą sprzed zwycięstwa Aslana.
— No cóż, siostro. Aktorzy nie zawsze znają się na pisaniu scenariuszy. Historia
zarozumiałego gwiazdora, który udaje Jamesa Bonda, a potem nagle dostaje w filmie
rolę Jezusa i staje się dobry, jest, z przeproszeniem, naiwna i trąci banałem.
Chciałam im powiedzieć, że nie wybrałam tego tekstu dlatego, że autor jest aktorem
(jak dla mnie, mógłby równie dobrze pracować, na ten przykład, w Urzędzie Skarbowym),
tylko dlatego, że tekst mi się podoba. Że najczęściej sama piszę scenariusze i, jeśli decyduję
się zrealizować czyjś tekst, to musi mnie naprawdę przekonywać, i że moim zdaniem to nie
jest banał, lecz historia o nas wszystkich. Spotkanie z Jezusem ma moc przemiany ludzkiego serca i daje odwagę do wybrania w swoim życiu DOBRA. Ale nie zdążyłam. Chyba
też straciłam poczucie, że to ma jakikolwiek sens, kiedy usłyszałam:
— Jak się domyślamy, siostra jest katechetką i po prostu chciała przygotować
z dziećmi jakiś pobożny obrazeczek zamiast lekcji religii.
Więc grzecznie odpowiedziałam, że nie mam zwyczaju robić czegokolwiek ZAMIAST. Chciałam jeszcze dodać, że teatr jest dla mnie formą ewangelizacji, uzupełnieniem i dopełnieniem katechezy, ale nie funkcjonuje zamiast niej, lecz NIEZALEŻNIE
od niej. Jest czymś, co kocham. Formą, w jakiej najpiękniej mogę opowiedzieć dzieciom
o Panu Bogu. Sposobem na pokochanie uczniów, do których Pan Bóg mnie posyła. Bo
dzielę się z nimi czymś, co jest dla mnie bardzo cenne i bardzo osobiste. I w ten sposób
10
Okruszyna
Okruszyna
zdobywam ich zaufanie. Chciałam opowiedzieć o uśmiechu na twarzach dzieci, kiedy zaczynamy próby do nowego przedstawienia. O esemesie od pewnej mamy wieczorem, po
przyjeździe z wycieczki do Teatru Śląskiego w Katowicach, gdzie dzieci miały możliwość
obejrzenia spektaklu, spotkania z aktorami i wędrówki po kulisach teatru: SIOSTRO,
MOJE CÓRKI NIE MOGĄ ZASNĄĆ, TAK SĄ PRZEJĘTE. O rozmowie z dziećmi na
lekcji religii właśnie o tym misterium Męki Pańskiej (które, według festiwalowej komisji,
trąci banałem) i mojej radości, że uczniowie klas pierwszych, drugich i trzecich bardzo
dobrze zapamiętali treść i zrozumieli przesłanie. O chłopcu z kółka teatralnego, którego
udało mi się zachęcić także do bycia ministrantem w naszej parafii; o dziewczynie, która
chciała zrobić kilka zdjęć z naszych prób, bo inna siostra katechetka, która ze mną pracuje, zadała w klasie szóstej zadanie domowe: zrobićalbum zatytułowany „Moje życie
wiarą”…
— … Kostiumy ładne. No i oczywiście dobrze, że dzieci mają jakieś zajęcie, bo być
może siedziałyby całymi dniami przy komputerze.
Zrozumiałam, że trzeba się uśmiechnąć. Powiedzieć: dziękuję. Szczęść Boże.
I wyjść, cicho (!) zamykając drzwi.
Czy żałuję, że byliśmy na Festiwalu Teatralnym? Ani trochę. Dzieci zagrały na
porządnej scenie. Takiej ogromnej, z dobrą akustyką, przepastnymi kulisami, oślepiającym blaskiem reflektorów, skrzypiącymi deskami, charakterystycznym zapachem kurzu
upchniętych za kulisami elementów dekoracji, a nawet prawdziwą garderobą. To bardzo
wiele, zważywszy, że na co dzień mamy do dyspozycji salę gimnastyczną i podczas prób
jestem zmuszona ściągać moich młodych artystów z drabinek, na których radośnie dyndają.
Ufam, że mali aktorzy wyciągnęli z tego doświadczenia co najmniej kilka lekcji.
Pierwsza to lekcja odwagi. Stanięcie w pełnym świetle przed Komisją wymaga pokonania
strachu i wiary, że DAM RADĘ – bezcennej w dorosłym życiu. Druga – lekcja spokojnej
pewności, że nasz wysiłek miał sens. Że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Powiedziałam im (już po tej rozmowie w dusznym pokoju), że dali z siebie wszystko i jestem
z nich dumna. Trzecia to lekcja twórczego przegrywania. Takiego, które każe cierpliwie
czekać na owoce wysiłku. Wymaga żmudnej pracy. Każe słuchać głosu własnego serca
i bronić go przed oceną innych ludzi.
Kiedy piszę te słowa, nie wiem jeszcze, jakie są wyniki tego konkursu. Mam jednak głębokie przekonanie, że, niezależnie od werdyktu Mądrych Głów, wyjechaliśmy jako
zwycięzcy. Widziałam to w spojrzeniu moich dzieci. Kiedy obejrzały
dwa konkurencyjne przedstawienia, powiedziały: „E tam, my i tak
byliśmy najlepsi!”. I tego będziemy się trzymać. Bardzo bym chciała, żeby pojechały z tym zdaniem na wakacje. I wróciły w przyszłym roku szkolnym na kółko teatralne.
Siostra Benedykta
11
Pierwsze myśli o zakonie pojawiły się, gdy kończyłam trzecią klasę technikum, ale wtedy skutecznie te myśli od siebie odpierałam.
Twierdziłam, że się nie nadaję, marzyłam raczej o rodzinie, chciałam mieć duży, otwarty
dom, w którym zawsze będzie pełno ludzi. Na pierwszym planie była matura i wymarzone studia. Ale to był mój plan, a Jezus najwyraźniej chciał ode mnie czegoś
więcej… Po wakacjach wpadłam w wir nauki, przygotowania do studniówki
itd., ale myśli o klasztorze były gdzieś głęboko ukryte w mojej głowie.
Pojawił się chłopak, któremu na mnie zależało i choć tak bardzo
chciałam, żeby coś z tego wyszło, to nie potrafiłam się tak do
końca zaangażować. Czułam, że to nie to. Czynnie udzielałam się w parafii, w grupach młodzieżowych, byłam blisko
Jezusa, ale nie dostatecznie blisko… Klasa maturalna szybko
zleciała, zrobił się maj, matura, egzaminy na studia, a ja nadal biłam się z myślami. W moim krótkim życiu przeżyłam
wiele trudnych rzeczy. Był kiedyś nawet czas, w którym odwróciłam się od Boga, nie umiałam zrozumieć, dlaczego
mnie tak doświadcza. Ale Pan Bóg jest tak niesamowity w swej
miłości, że i do mnie znalazł drogę, postawił na niej wspaniałych ludzi i przyciągnął z powrotem do Siebie. Myślałam, że ktoś taki jak ja nie nadaje się do
zakonu, ale Bóg ma odwrotną logikę, On nie szuka ludzi idealnych, w końcu
to do mnie dotarło. Pod koniec lipca pojechałam na rekolekcje do Górki
Klasztornej. Podczas wieczornej adoracji, klęcząc przed Jezusem, zadałam Mu pytanie:
„czego Ty ode mnie chcesz, jaką drogę wybrać?”. W tym momencie w sercu miałam tylko
jedne słowa: „ŻYJ DLA MNIE”. A potem otworzyłam Pismo Święte na słowach: „Nie
lękaj się, bo jestem z tobą” (Iz 43,5 ). Wtedy odeszły już obawy. Pod koniec adoracji zadałam Mu jeszcze jedno pytanie: „Panie, dlaczego ja?”. I w tym momencie zaczęli śpiewać
piosenkę, która zaczynała się od słów: „Bo jesteś moim ukochanym dzieckiem”. Już nie
miałam więcej pytań… Po powrocie do domu dałam sobie jeszcze trochę czasu, żeby nie
działać pod wpływem chwili. Nadal biłam się z myślami, ale pod koniec sierpnia podjęłam decyzję. Stwierdziłam, że jeśli teraz nie spróbuję, to nigdy nie przekonam się, czy to
jest to i będę się męczyła. Pojechałam do Krakowa, umówiłam się na rozmowę, poprosiłam o przyjęcie – no i jestem. Choć wiele osób nie rozumie, jak można żyć w zakonie,
to ja mogę szczerze powiedzieć, że dopiero tu poczułam, że prawdziwie żyję. Dopiero
niedawno odkryłam, że Jezus jednak spełnił moje marzenia, może troszkę inaczej, niż to
sobie wtedy wyobrażałam, ale je spełnił, bo mieszkam w wielkim domu, w którym ciągle
jest pełno ludzi.
Siostra Sylwia – postulantka
12
Okruszyna
Okruszyna
13
DNI SKUPIENIA dla dziewcząt w krakowie:
DLA DZIEWCZĄT I CHŁOPCÓW
W czerwcu zakończyły się czuwania w Białej Niżnej. Od pierwszej soboty października rozpoczynamy je na nowo. Czuwanie rozpoczyna się o godz. 19.00
w sobotę, a kończy ok. godz. 3.30 nad ranem. W czasie nocy jest niedzielna Msza św.,
adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa, możliwość skorzystania
z Sakramentu Pojednania, są konferen-cje, śpiewy... Jest też przerwa na nocną herbatę
– nie zapomnij wziąć ze sobą kanapek, w nocy jest się jeszcze bardziej głodnym. Należy wziąć ze sobą legitymację szkolną lub dowód tożsamości. Przypominamy o zabraniu ze sobą ciepłej odzieży, w nocy i nad ranem jest bardzo chłodno. Dojazd do
klasztoru w Białej Niżnej pociągiem z Tarnowa w kierunku Nowego Sącza i Krynicy
do stacji Stróże. Z dworca dochodzi się pieszo szosą, około 15 minut.
Na nocne czuwania modlitewne do Białej Niżnej zapraszamy młodzież żeńską
i męską poszukującą ciszy i skupienia, pragnącą pogłębić lub odnowić swoją przyjaźń
z Jezusem, zastanowić się nad swoim życiem lub po prostu – być z Jezusem i doświadczyć modlitwy we wspólnocie.
Planowane terminy spotkań są następujące:
Rok 2013: 5/6 października
2/3 listopada
7/8 grudnia
31 grudnia 2013 - 1 stycznia 2014
ӤӤ11-13 października
ӤӤ8-10 listopada
ӤӤ28-31 grudnia – Dni Kolędowe w Krakowie. A dla chętnych jeszcze Noc Sylwestrowa
w klasztorze w Białej Niżnej.
ӤӤStyczeń – Luty – rekolekcje zimowe dla dziewcząt. Terminy podamy bliżej czasu ich rozpoczęcia.
ӤӤ7-9 marca
ӤӤ17-19 kwietnia TRIDUUM PASCHALNE
ӤӤ9-11 maja
ӤӤ13-15 czerwca Dni Wdzięczności
Serdecznie zapraszamy!
(Czuwanie Sylwestrowe połączone z zabawą noworoczną)
Rok 2014: 1/2 lutego
1/2 marca
5/6 kwietnia
3/4 maja
Dokładną datę czerwcowego czuwania podamy w późniejszym terminie.
Dojazd do klasztoru w Krakowie przy al. Kasztanowej 36:
Dojazd z Dworca Głównego PKS I PKP, autobus nr 292 – kierunek Port Lotniczy.
Przystanek z dolnej płyty Dworca PKS, obok ruchomych schodów.
14
Okruszyna
Okruszyna
ZAPRASZAMY DZIEWCZĘTA NA REKOLEKCJE WAKACYJNE
ӼӼ
ӼӼ
ӼӼ
ӼӼ
ӼӼ
ӼӼ
01-06. 07 – Biała Niżna k/Nowego Sącza
08-13. 07 – Orzysz/Mazury
15-20. 07 – Kraków
22-27. 07 – Mielżyn
01-06. 08 – Kraków
19-24. 08 – Biała Niżna k/Nowego Sącza
ӼӼ
02-07. 09 – Zakopane, rekolekcje dla studentek
Koszt rekolekcji:
ofiara pieniężna, oprócz Zakopanego.
Siostra Krystyna
Al. Kasztanowa 36
30-227 Kraków
*
Duszpasterstwo Młodzieży
email: [email protected]
nr tel. 12 425 24 05
kom. 728429903 – nie odpowiadam na smsy ☺
*
Podajemy również numer telefonu do Siostry Anny, która prowadzi
Duszpasterstwo Młodzieży w Białej Niżnej:
Dojazd do miejsc rekolekcyjnych:
Biała Niżna: pociągiem z Tarnowa w kierunku Nowego Sącza i Krynicy do stacji
Stróże. Z dworca dochodzi się pieszo szosą, około 15 minut.
Kraków: Dojazd jest podany na str. 13, przy informacji o Dniach skupienia.
Mielżyn: pociągiem do Gniezna i z Gniezna autobusem do Mielżyna, lub pociągiem
do Strzałkowa i autobusem do Mielżyna.
Orzysz: dojazd z Warszawy Zachodniej bezpośrednio autobusem jadącym w kierunku Giżycka. Można też dojechać autobusem z Olsztyna lub Ełku. Spotykamy się
w domu zakonnym, obok małego kościoła, ul. Ełcka 19a.
Zakopane: ul. Za Strugiem 37a. Dojazd spod Dworca autobusem lub busem jadącym
w kierunku Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach (należy wysiąść
w połowie drogi, najlepiej o ul. Za Strugiem dopytać kierowcę). Koszt: 150 zł + ok.
50 zł na przejazdy i wejścia na górskie szlaki.
Co ze sobą zabrać:
śpiwór lub bieliznę do ubrania pościeli, Pismo Święte, różaniec, coś do pisania, PESEL,
ważną legitymację szkolną lub studencką!!!
W Białej Niżnej i Zakopanem przewidujemy przechadzki po górach – weźcie tam
dobre obuwie do chodzenia oraz ubranie przeciwdeszczowe.
Udział w rekolekcjach należy zgłaszać do Siostry Krystyny, najpóźniej na tydzień
przed rozpoczęciem.
Rozpoczęcie rekolekcji o godz. 17.00; Zakończenie ostatniego dnia rano.
Rozjazd po śniadaniu. Adres do zgłoszeń jest podany na str. 15.
15
kom. 728429910 – Siostra też nie odpowiada na sms ☺
*
A wszystkim zainteresowanym misjami podajemy adres mailowy
do Siostry Eriki – Referentki Misyjnej ☺: [email protected]
SERDECZNIE ZAPRASZAMY!
rekolekcje, dni skupienia, spotkania i rozmowy indywidualne
ZAPRASZAMY również wszystkich chętnych i pragnących pogłębić swoją wiarę,
szukających odpowiedzi na ważne życiowe pytania, praktykujących i tych, którzy
zwątpili w drodze… – wszystkich – do udziału w comiesięcznych Katechezach.
Katechezy odbywają się w każdą trzecią sobotę miesiąca o godz. 16.00 w naszym
klasztorze przy al. Kasztanowej 36 (wejście od ul. Kopalina).
Po każdej katechezie istnieje możliwość dyskusji, stawiania pytań prelegentom.
Można też pozostać na adoracji Najświętszego Sakramentu.
TERMINY KATECHEZ:
✳✳ 20 lipca
✳✳ 17 sierpnia
✳✳ 21 września
✳✳ 19 października
Nadszedł wreszcie czas wakacji. Zapraszamy do nas na wakacyjne rekolekcje.
Informacje znajdziesz wewnątrz numeru na str. 14. Czekamy na Twoje zgłoszenie!
Zapraszamy!
ӥӥ Dla naszego Zgromadzenia czas wakacyjny jest szczególnie bogaty w uroczystości:
ӥӥ 20 lipca odbędą się jubileusze profesji zakonnej: 60-lecia, 50-lecia i 25-lecia.
ӥӥ 8 sierpnia, w Uroczystość św. Dominika, Siostry Junioratu w Tarnobrzegu-Wielowsi
złożą wieczystą profesję zakonną.
ӥӥ 16 sierpnia Siostry Postulantki otrzymają zakonne habity i rozpoczną nowicjat
w Białej Niżnej.
ӥӥ 17 sierpnia Siostry Nowicjuszki złożą pierwszą profesję zakonną w naszym klasztorze w Białej Niżnej i rozpoczną dalszy etap formacji zakonnej, którym jest juniorat,
w naszym Domu Generalnym w Krakowie.
ӥӥ 17 sierpnia wspominamy pierwszego polskiego dominikanina – św. Jacka. Jest on
uważany za szczególnego patrona rodzin, zwłaszcza rodzin oczekujących potomstwa. W tym dniu jest odpust w Bazylice Świętej Trójcy, u Ojców Dominikanów
w Krakowie i w kaplicy naszego Domu Generalnego.
Dziewczęta pragnące w najbliższym czasie rozpocząć życie
w naszej wspólnocie zakonnej oraz te, które pragną to uczynić w przyszłości
zapraszamy do nawiązania z nami kontaktu,
do przyjazdu na rekolekcje i dni skupienia.
Informacje o życiu i misji apostolskiej dominikanek uzyskasz pisząc pod adres:
Zg r o m ad z en ie Sió str św. D om i ni ka
D usz p aster stwo M ło d z i eż y
A l. K asz t an owa 3 6
3 0 -2 2 7 Kr ak ó w
tel. 0 -1 2 / 4 2 5 -2 4 -0 5
Internet: http://www.dominikanki.pl; email: [email protected]
Serdecznie dziękujemy za pomoc w wydawaniu i przesyłce „Okruszyny”.
Informujemy, że na ten cel można nadesłać znaczki lub przekazać ofiarę.
Nasze konto: BANK PeKaO. S.A. I ODDZIAŁ w Krakowie,
NR 49 1240 1431 1111 0000 1047 9988 z dopiskiem „Okruszyna”
Na to samo konto można przekazać ofiary na misje z dopiskiem: „Misje”.