zygzak - 7-9/2013(171)

Transkrypt

zygzak - 7-9/2013(171)
Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach – Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu
Wyd. 171 LIPIEC-SIERPIEŃ-WRZESIEŃ 2013 Rok XVI
s. 22
ŚWIAT ZNANY
I NIEZNANY
Z PRZYJACIELSKĄ WIZYTĄ
NA UKRAINIE
JUBILEUSZ sm JOACHIMY
WYSTAWA, KTÓRA ZAWSZE
ZASKAKUJE s. 4
WSPÓŁPRACA PRZYNOSI
WIDOCZNE EFEKTY s. 9
SERDECZNE ŻYCZENIA
OD CHORYCH I PERSONELU s. 13
Wojewódzki Specjalistyczny
Zespół Neuropsychiatryczny
Wojewódzki
Specjalistyczny
Wojewódzki
Specjalistyczny
im.
św. Neuropsychiatryczny
Jadwigi w Opolu
Zespół
Zespół
Neuropsychiatryczny
im.
im. św.
św. Jadwigi
Jadwigi w
w Opolu
Opolu
Specjalistyczny
Samodzielny Wojewódzki
Szpital
dla Nerwowo
i Psychicznie
Samodzielny
Wojewódzki
Samodzielny
Wojewódzki
Chorych
im.Nerwowo
ks. bp. Józefa
Nathana
Szpital dla
dla
Nerwowo
Psychicznie
Szpital
ii Psychicznie
w
Branicach
Chorych
im.
ks.
bp.
Józefa
Chorych im. ks. bp. Józefa Nathana
Nathana
w
w Branicach
Branicach
Samodzielny Wojewódzki
Spis treści
WYDARZENIA
Wystawa, która zawsze zaskakuje – Iwona Kapral....4
Warsztaty w Błotnicy... – JM.........................................7
Jabłuszka, jabłuszka... – Beata Brzostowska................8
Z przyjacielską wizytą na Ukrainie – Alicja Argier....9
Cieplej i taniej – Władysław Lenartowicz.................10
Jubileusz SM Joachimy – Hieronim Śliwiński............13
Wizyta Gości z Niemiec – Hieronim Śliwiński..........16
Niespodzianka dla Pani Izy – Celina Zacharska.......17
Śluby wieczyste Sióstr Maryi – H. Śliwiński..............17
Pasjonat modelarstwa – Hieronim Śliwiński.............18
Hawajska wyspa... – Maria Nikolczuk........................22
REFLEKSJE
Zdrowie nie jest towarem – Ks. Marcin Kulisz...........3
Ora et Labora... – Piotr Radiměřský...........................12
Witamy na Hawajach – Magdalena Wiącek..............16
Mam swój zakątek – Belka..........................................19
Moja Babcia, TA JOJ! – Jacek Robinson Różycki.......20
Zdrowia się nie kupi – Kinga Miziołek-Łudczak......22
Zdrowie nie
jest towarem
Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Obchody Dnia Solidarności z Osobami
Chorującymi Psychicznie skłaniają do refleksji nad powyższym tematem.
Pojęcie usług medycznych sugeruje,
że zdrowie osiąga się za pomocą środków
technicznych i pieniędzy. Sami medycy
mają na ten temat odmienne zdanie, podkreślając znaczenie profilaktyki, obejmującej nie tylko żywienie, leki, lecz styl życia i pielęgnowanie zdrowych relacji z innymi ludźmi, co nie jest bez znaczenia dla
naszego duchowego samopoczucia. Brak
zdrowia może mieć szereg różnych przyczyn, niekoniecznie mających podłoże
w organizmie ludzkim. Dotyczy to zarów-
TWÓRCZOŚĆ
skierowaną w stronę lekarza, jego kompetencji, wrażliwości i życzliwości. Każdy
z nas, kto znalazł się w sytuacji zagrożenia zdrowia, zna to doświadczenie, znane także lekarzom i pielęgniarkom w codziennym trudzie i pełnej napięcia pracy.
Współcześnie chorujący zarówno
psychicznie i fizycznie posiadają ten sam
stan prawny. Należy ufać, iż za tym pójdą środki, organizacja i warunki leczenia
oraz rehabilitacji tych osób.
W tym wypadku tzw. „usługi medyczne” posiadają odmienne znaczenie, wymagają innych kompetencji i metod leczenia. Jednak i w tym wymiarze trudno
mówić o zdrowiu jako towarze, ponieważ
naczelnym celem terapii jest sam człowiek w swoim swoistym samopoczuciu.
Dzień Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie zachęca nas wszystkich do postawienia sobie pytania: kim są
wśród nas i jakie miejsce zajmują ludzie
psychicznie chorzy, niepełnosprawni?.
Dotyczy ono w równej mierze pracowników zakładów leczniczych,
Kuszenie i inne wiersze – Andrzej Iwanowicz...........10
Wiersze – MAK i Andrzej Iwanowicz........................11
Baśń OWSZEM – EWA...............................................14
Znowu sama i inne wiersze – Belka...........................16
Wiersze – P. Włodarczyk i Z. Brożek..........................17
Wiersze zebrane – Belka i MAK.................................18
Wiersze zebrane – Belka i MAK.................................19
List pisany do szuflady – Jacek Robinson Różycki.....25
Wiersze zebrane – Belka i Jacek Robinson Różycki...25
STAŁE RUBRYKI
SŁOWO KAPŁANA
Za czym goni współczesny człowiek?
– ks. Marian Kluczny....................................................11
PAMIĘTNIKI
Z pamiętnika pacjenta – Janusz Hoffman.................26
REDAKCJA
Redaktor naczelny: Hieronim Śliwiński,
Koordynator w WSZN Opole: Iwona Kapral.
Adres redakcji: Redakcja Miesięcznika
ZYGZAK, Pracownie Terapii Zajęciowej,
48-140 BRANICE, ul. Szpitalna 18,
e-mail: [email protected],
Internet: www.zygzak-branice.pl,
Druk: Zakład Aktywności Zawodowej
im. Jana Pawła II w Branicach.
(...)Trudno mówić
o zdrowiu jako towarze, ponieważ
naczelnym celem terapii jest
sam człowiek w swoim swoistym
samopoczuciu.
no zdrowia fizycznego, jak i psychicznego.Należy pamiętać, że podmiotem usługi medycznej jest człowiek z jego lękiem,
obawą, niepewnością, ale też nadzieją
personelu pomocniczego,
duchownych, jak i ogółu
społeczeństwa. Od odpowiedzi na to pytanie
zależy, czy jesteśmy zwolennikami, czy
przeciwnikami usług medycznych i zdrowia jako towaru. To zaś jednocześnie jest
obiektywną miarą wartości duchowej naszego społeczeństwa. Stosunek do ludzi
najsłabszych jest miarą kultury danej społeczności.
Ks. Marcin Kulisz
kapelan szpitalny
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
3
WYDARZENIA
Wystawa ,
która zawsze
zaskakuje
W
poniedziałek 2 września o godzinie 18.00 tłumnie zebranych gości w Wojewódzkiej
Bibliotece Publicznej powitał jej Dyrektor Tadeusz Chrobak. Zapewniał, że jest
bardzo zadowolony z goszczenia naszej
wystawy w murach biblioteki. Dla pracowników odpowiedzialnych za planowanie imprez i wystaw na cały rok wiadomym jest, że wrzesień to czas wystawy prac pacjentów z Wodociągowej,
która jest zawsze atrakcją dla zwiedzających i jak zwykle zaskakuje ilością prac
i ich różnorodnością oraz sposobem ich
eksponowania.
Następnie Dyrektor szpitali w Opolu i Branicach Krzysztof Nazimek przywitał zebranych, opowiedział o licznych
atrakcjach związanych z obchodami
Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie na terenie szpitala
4
ZYGZAK
w Opolu zapraszając jednocześnie na nie
wszystkich zebranych. Z dumą mówił
o trzydziestej szóstej już wystawie prac
pacjentów szpitala opolskiego i czwartej wspólnej już ze szpitalem branickim.
Podziękował twórcom tej wystawy czyli
chorym i wszystkim terapeutom zaangażowanym w jej powstanie.
Ania Dudziak tegoroczny jej kurator zaprosiła zebranych do oglądania
wystawy, która jak zawsze jest efektem całorocznej pracy terapeutycznej
z pacjentami szpitalnymi w różnych
pracowniach. Odnosząc się do jej tytułu – „Światy znane i nieznane” powiedziała, że prezentowane prace obejmują
wszystko to co realne, ale także i chorobowo zmienione. Jest przekonana, że
prace są tego dowodem i dzięki działaniom artystycznym oraz terapeutycznym można próbować dotrzeć do świa-
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
ta drugiego człowieka – jego wyobraźni,
marzeń, obaw, doznań psychotycznych
– a przez to lepiej go poznać i leczyć.
W ten sposób można liczyć na zrozumienie, pomimo inności i odrębności. Empatia i tolerancja zawsze poszerza granice świata w którym jesteśmy, otwiera je
dla siebie wzajemnie. Pacjentom pozwala wracać do świata znanego i zdrowego,
nam lepiej poznawać świat choroby.
Muzycznie wernisaż oprawiła
Agnieszka Weiner muzykoterapeutka
z Branic. Przy muzyce jeszcze milej
było zwiedzać kolejne sale z dziełami
chorych.
Wystawa jest czynna przez cały miesiąc wrzesień. Wszystkich ciekawych
światów znanych i nieznanych zachęcamy do jej zwiedzania. To na pewno nie
będzie czas stracony!
Iwona Kapral
fot. Iwona Kapral, Barbara Zawada
Świat znany
i nieznany
Od prawej stoją: Anna Dudziak komisarz wystawy, Krzysztof
Nazimek dyrektor szpitali, Tadeusz Chrobak dyrektor WBP,
Celina Zacharska i Beata Brzostowska instruktorzy
Alicja Argier
udziela wywiadu
Radiu PLUS
Muzyka w wykonaniu Agnieszki Weiner
była znakomitym dopełnieniem wystawy
WYDARZENIA
Warsztaty w Błotnicy Strzeleckiej
D
nia 14 czerwca 2013 r. odbyły się
po raz kolejny warsztaty teatralne
pod przewodnictwem Pana Sławomira Kuligowskiego. Ja miałam przyjemność uczestniczyć w wyjeździe po raz
pierwszy.
Na początek warto przedstawić historię tegoż miejsca, w którym gościliśmy od
14 do 16 czerwca br. Błotnica Strzelecka
mieści się w województwie opolskim,
w powiecie strzeleckim około 40 km od
Opola. Warsztaty odbywały się w pałacu,
który przed wojną należał do rodziny von
Pasadowsky-Wehner, po wojnie mieścił
się w nim również Uniwersytet Ludowy.
Dziś w budynku tym znajduje się siedziba
mniejszości niemieckiej. Pałac otoczony
jest parkiem, który niestety uległ dewastacji w czasie nawałnicy w 2008 r. Pomimo zniszczeń miejsce to posiada swój
charakterystyczny urok.
Wracając do warsztatów, które uczą
gry aktorskiej, wyrażania emocji – pomagają bliżej poznać samego siebie, swoich
reakcji, odczuć… Zajęcia odbywały się
na scenie, którą pałac ten posiada. Przyznam, że one do najłatwiejszych nie należały, gdyż oprócz tego, że wymagały zna-
„Jeśli dwóch ludzi rozmawia, a reszta
słucha ich rozmowy – to już jest teatr.”
G. Holoubek
jomości tekstu, należało włączyć emocje,
gesty, mimikę. Ciekawe to było doświadczenie. Ciężka praca uwieńczona była relaksem przy wieczornym akompaniamencie w wykonaniu Wojtka oraz pozostałych
uczestników. Swoją obecnością uraczyła
nas Pani instruktor terapii zajęciowej Alicja wraz ze swoją mamą, częstując nas
wyśmienitym ciastem z truskawkami. Atmosferę wieczoru podgrzewało i umilało
ognisko palące się do późnych godzin.
P.S. Dla mnie to był szczególny wieczór, gdyż tego dnia 14 czerwca obchodziłam swoje imieniny. Pozostaną one
długo w pamięci.
Reasumując, każdy kto chce lepiej się
poznać, mieć ze sobą lepszy kontakt powinien spróbować uczestniczyć w zajęciach teatralnych. Warto zastanowić się
i podjąć takie wyzwanie, bo dzięki sztuce
aktorskiej można to osiągnąć.
JM
„Teatr to aktywna refleksja człowieka nad samym sobą” Novalis
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
7
WYDARZENIA
Jabłuszka, jabłuszka pełne... lata
P
że zjedliśmy je z apetytem
na surowo. To była wielka…
„jabłkowa wyżerka”. Osobiście nie znam osoby, która
nie lubiłaby jabłek. Słodkie,
deserowe, winne… każdy ma
swój ulubiony smak, ale jabłka lubimy wszyscy. Można
by powiedzieć, że jabłko to
nasz „narodowy owoc”.
Nie ma chyba ogrodu, czy
działki w których nie rosłaby jabłoń. Jabłka świetnie się
przechowują nie tracąc walorów smakowych i odżyw-
twardych jabłek znakomicie
wpływa na dziąsła. Zawierają one również tak potrzebny
organizmowi błonnik, który
działa na organizm wielokierunkowo „wymiatając” z organizmu resztki pokarmowe
i szkodliwe produkty przemiany materii zapobiegając
ich zaleganiu i fermentacji
w jelitach. Błonnik znakomicie oczyszcza organizm z metali ciężkich, wolnych rodników i toksyn pomagając wydalić je z organizmu.
Niezaprzeczalną zaletą
jabłek jest ich niska kaloryczność np. średnie jabłko
(ok. 100g) to tylko 52 kcal.
Statystycznie każdy Polak
zjada rocznie ok. 13 kg jabłek, a powinniśmy zjadać
ich zdecydowanie więcej, bo
wtedy mniej pieniędzy wydawalibyśmy na zakup różnych
suplementów diety.
Anglicy mają takie powiedzenie: „One apple a day,
keeps the doctor away.” czyli po naszemu „Jedno jabłko
dziennie i lekarz niepotrzebny.”
Dużo zdrowia wszystkim
czytelnikom życzy
Beata Brzostowska
fot. Anna Dudziak
ani Teresa, ogrodniczka dbająca o skwery
i klomby w branickim
szpitalu, ofiarowała naszym
Pracowniom wielką torbę dojrzałych jabłek-papierówek. Co robić z taką ilością jabłek? Początkowo zamierzaliśmy upiec szarlotkę
i ugotować kompot dla chorych w ramach zajęć w Pracowni Kulinarnej, bo jabłka
były trochę poobijanymi tzw.
spadami. Jednak ich zapach
i apetyczny wygląd sprawił,
czych. Można się nimi raczyć
przez cały rok, a wielość odmian gwarantuje, że każdy
znajdzie swój ulubiony gatunek.
Jabłka, to niezwykłe owoce, których spożywanie znakomicie wpływa na nasze
zdrowie. Spożycie 2 jabłek
dziennie to znakomita profilaktyka, gdyż w ten sposób
dostarczamy naszemu organizmowi niezbędnych witamin,
błonnika i innych substancji
wzmacniających układ odpornościowy. Niegdyś uważano, że jedno jabłko jemy
dla zdrowia, a drugie dla urody i coś w tym jest na rzeczy.
To prawdziwa skarbnica węglowodanów prostych, które
są znakomicie przyswajane
przez organizm i stanowią zastrzyk energii dla zmęczonego organizmu.
W jabłkach występuje
również unikalna kombinacja witamin C i P oraz magnezu, które uelastyczniają i uszczelniają naczynia
krwionośne zapobiegając np.
miażdżycy. Obecne w nich
składniki mineralne jak żelazo i potas mają właściwości odkurczające. Gryzienie
8
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
WYDARZENIA
Z przyjacielską wizytą
na Ukrainie
Wizyta u wice gubernatora Lwowa Iriny Romaniv – 3 lipca 2013 r.
W
dniach 2-6 lipca
2013 roku delegacja z Wojewódzkiego Zespołu Neuropsychiatrycznego w Opolu przebywała na zaproszenie Partnerów
z Ukrainy we Lwowie i Iwno-Frankiwsku w zaprzyjaźnionych szpitalach psychiatrycznych. W delegacji uczestniczył poseł na Sejm Pan
Ryszard Galla – przewodniczący Rady Społecznej naszego szpitala. Szpital reprezentowali: Krzysztof Nazimek, Krystyna Sobota, Anna
Bieniasiewicz, Joanna Halicka i Alicja Argier. Zgodnie
z planem wizyty na Ukrainie,
odbyło się spotkanie z wicegubernatorem miasta Lwowa
Iryną Romaniv. Na spotkaniu
podsumowano naszą dotychczasową współpracę i omówiono kierunki współpracy
i pomocy na przyszłość.
Odwiedziliśmy
także
Szpital Psychiatryczny na
Kulparkowie we Lwowie,
gdzie można było zauważyć efekty dotychczasowej
współpracy – pracownie terapii zajęciowych na oddziałach, Dzienny Oddział Rehabilitacji Psychiatrycznej
w oddzielnym wyremon-
towanym budynku. Oferta
i program zajęć w tym oddziale jest zbliżona do naszego opolskiego oddziału – jest
społeczność lecznicza, prowadzone są zajęcia z muzykoterapii, choreoterapii, psychorysunku, terapii zajęciowej, psychoterapia grupowa,
indywidualna, różne treningi
umiejętności społecznych.
Zostaliśmy też zaproszeni
5 lipca do Iwano-Frankiwska
na otwarcie Oddziału Dziennego i tzw. „odcinka ostrego” tamtejszego szpitala.
W uroczystości tej uczestniczyli również goście z Francji z o. Michaelem na czele, którzy od 13 lat przycho-
dzą z pomocą humanitarną
w postaci darów rzeczowych.
W oficjalnym otwarciu oddziału i uroczystej mszy wziął
udział gubernator obwodu
(odpowiednik naszego województwa) Iwano-Frankiwska Mykhailo Wyszywaniuk,
który uhonorował o. Machaela i Pana Dyrektora Krzysztofa Nazimka odznaczeniem
Zasłużony dla Podkarpacia.
Po uroczystości zostały zasadzone drzewka przyjaźni
i partnerstwa. Nasza delegacja zawiozła z Polski czerwonego buka, delegacja ukraińska zasadziła klon.
Wizytę na Ukrainie można podsumować następująco
– zmiany w tamtejszych szpitalach psychiatrycznych idą
w dobrym kierunku. Może
jest skromniej ale widać, że
to, co zobaczyli lekarze, psychologowie, terapeuci podczas swoich staży i warsztatów w naszym szpitalu ze dobrym skutkiem wprowadzają
w życie na swoich oddziałach.
Alicja Argier
Pamiątkowa tablica przy
drzewkach.
Pamiątkowe zdjęcie – 5 lipca 2013 r.
Sadzenie drzewek partnerstwa i przyjaźni.
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
9
Kuszenie
pójdź ze mną
a nie gardź moim zaproszeniem
otulę cię słońcem rozbiorę spojrzeniem
ułożę na trawie miękkiej i pachnącej
gdzie mieszkają świerszcze,
stokrotki, zające
będziemy wdychali
zapach świeżej łąki
puszczali dmuchawce liczyli biedronki
będę mówił słodkie i gorące słowa
o wielkiej miłości i rajskich ogrodach
o niebieskich oczach lśniących
jak diamenty
o czerwonych ustach
w namiętność zaklętych
o piersiach w których moc i siła drzemie
co w męskich hormonach
roznieca płomienie
o okrągłych biodrach
i jedwabnych włosach
o kobiecie
której imię brzmi...
wieczna tęsknota
a gdy zasłuchana puścisz łezkę rzewną
ubiorę w pieszczotę leciutką i zwiewną
uczynię królową i prawem natury
skończę konwenanse
wyjdę z owczej skóry
i jak na samca jurnego przystało wezmę cię
a niebo będzie nam sprzyjało
kiedy Jan „na lipę” ja wolę na słowo
uwierz w obietnice a będziesz królową
Gdy zapada noc
wspinam się księżycową ścieżką
na szczyt nieba
szukając naszej gwiazdy
Cieplej i taniej
S
ekcja Energetyki Cieplnej zaopatrująca w ciepło pawilony Szpitala
w Branicach intensywnie przygotowuje się do sezonu grzewczego. Zakończono modernizację instalacji odpylania
w Kotłowni w ramach której wymieniono odpylacze cyklonowe, zamontowano odpylacz wstępny zwiększający
skuteczność odpylania spalin oraz wymieniono wentylator wyciągowy. Prace te znacząco zmniejszą emisję pyłów
do atmosfery. Koszt modernizacji to
60 tyś. zł. z czego dotacja z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej w Opolu to
29 tyś. zł., zaś 31 tyś. zł. to udział Szpitala w formie wykonania montażu przez
pracowników Kotłowni.
Kończone są rozpoczęte na początku lata prace przy modernizacji nitki ciepłowniczej doprowadzającej ciepło do pawilonów D i A. Instalacje te
po części przebiegały na powierzchni,
a obecnie nowe rury zostały położone
w wykopach. Planowany koszt wymiany sieci wyniesie około 110 tyś. zł. Na
ten cel zaciągnięta została pożyczka na
kwotę 80 tyś. zł. z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Opolu, a 30 tyś. zł. to
udział własny Szpitala w formie prac
wykonanych przy ułożeniu i przyłączeniu sieci przez pracowników Kotłowni.
Zmodernizowany fragment sieci został
również lepiej zaizolowany, co przyczyni się do mniejszej straty ciepła, a tym
samym będzie bardziej ekonomicznie
i ekologicznie.
Proces modernizacji systemu energetycznego Szpitala, to praca rozłożona na
lata i w tym roku kolejny jej etap został
pomyślnie zakończony. W przygotowaniu jest wniosek na wykonanie modernizacji wszystkich wymiennikowni na terenie Szpitalu oraz przygotowujemy się
do modernizacji kotłowni.
Władysław Lenartowicz
kierownik SEC
by zapisać w sercu
kolejny wers niekończącej się miłości
zaglądam do jej wnętrza
w srebrnym ogrodzie
kwitną czerwone róże
to uczucia zamienione w kwiaty
posadzę następne róże
karmiąc cię strofami
jak chlebem powszednim
mojej żonie
Andrzej Iwanowicz
10
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
Za niedługo z krajobrazu Szpitala w Branicach
znikną zewnętrzne instalacje grzewcze
fot. H. Śliwiński
każdy płatek to wiersz
napisany dla ciebie
tyle jeszcze miejsca
miłość rozkwita
Za czym goni
współczesny
człowiek?
Z
nany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce,
gdy do brzegu przybiła skromna łódka
z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczyków. Amerykanin, podziwiając ryby, spytał Meksykanina:
– Jak długo je łowiłeś?
– Tylko kilka chwil.
– Dlaczego nie łowiłeś dłużej – złapałbyś
więcej ryb?
– Te, które mam całkiem wystarczą na
potrzeby mojej rodziny.
Amerykanin pytał dalej:
– Na co więc poświęcasz resztę czasu?
– Śpię długo, trochę połowię, pobawię się
z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię
wino i gram na gitarze z moimi amigos
– pędzę wypełnione zajęciami i szczęśliwe życie.
Amerykanin zaśmiał się ironicznie
i rzekł:
– Jestem absolwentem Harvardu i mogę
ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej
czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł
kupić większą łódź, dzięki niej będziesz
łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka
łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli.
Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać
bezpośrednio do sklepów, potem założysz
własną sieć sklepów. Będziesz kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję.
Będziesz mógł opuścić tę małą wioskę
i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jor-
ku, skąd będziesz zarządzał swoim wciąż
rosnącym biznesem.
Meksykański rybak przerwał:
– Jak długo to wszystko będzie trwało?
– 15, może 20 lat.
– I co wtedy?
Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził:
– Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz
mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie
i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów.
– Milionów? I co dalej?
– Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na
meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać
sjestę ze swoją żoną, wieczorem wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał
wino i grał na gitarze ze swoimi amigos...
A wtedy uśmiechnął się ów prosty rybak i odpowiedział: ty każesz mi tyle lat
gonić za bogactwem, abym w końcu mógł
cieszyć się tym szczęściem, które już
mam dziś dzięki temu, że niewiele chcę
od życia? To co ty mi obiecujesz ja dawno
mam i to stanowi moje szczęście….
Współczesny człowiek, a więc i wielu z nas goni niesamowicie by jeszcze
coś zrobić, jeszcze trochę zarobić, jeszcze jedna budowa, jeszcze jeden kontrakt,
jeszcze jedne studia, a potem mamy być
szczęśliwi? Zobacz, ile szczęście już jest
wokół ciebie? Zobacz, ile szczęście odkryć możesz mając niewiele, a dostrzegając tak wiele, wzrokiem nie zmąconym
bogactwem?
Nie trać czasu na gonienie za szczęściem, które już masz, mając wokół siebie bliskich, przyjaciół, Boga w sercu
i posiadając tyle by wystarczało do jutra,
na podstawowe potrzeby. Zobacz to i odkryj w tym najlepsze jakie możesz mieć
na ziemi….
Ks. Marian Kluczny
kapelan
Dla mnie jeden plus
jeden zawsze trzy
wychodzi
Einsteinem nie będę
ja kocham przestrzenie
nawet prosty nawias
to dla minie więzienie
pierwiastki potęgi plusy i minusy
sieją zamęt w głowie
jak w sieci wirusy
trzymają w miejscu
jak korzenie drzewo
a ja kocham horyzont
i bezkresne niebo
cenię wyobraźnię i słowne swawole
liczby są konkretne ja ulotność wolę
nie zamknę we wzorach
motyli i ptaków
szumu liści i morza ani róż zapachu
plotka głosi że Einstein
wyśnił swoje wzory
ja śnię o amorach
w majowe wieczory
chociaż panią cenię
i podziwiam szczerze
nie będę jak Albert algebry rycerzem
pani rumak jest czarny
i godny królowej
ja dosiadam pegaza
bliżej gwiazd noszę głowę
więc nie będę uczonym
i nie krzyknę eureka
siodłam konia – gdzieś wiatrak
na mą kopię już czeka
tak już proszę pani
w życiu się układa
że jeden liczydłem
drugi piórem włada
Andrzej Iwanowicz
Jest
Srebrzystą rosą poranka
I słońca zachodu legendą
Jest Początkiem i Końcem
Łzą szczęścia
Biegnącą korytarzami zmarszczek
Twarzy staruszki
Powiewem delikatnego wiatru
Dłonią wyciągniętą w Twoją stronę
Jest...
Miłość.
MAK
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
11
ORA ET LABORA,
czyli moje najpiękniejsze wakacje
P
kościół jest na szczycie, po jego lewej stronie
klasztor, a po prawej – dom dla gości. Kto zdecyduje się podążyć w górę brukowaną, lekko krętą
drogą i zastukać do drzwi klasztoru, niech uważa! Wielu ludzi zapadło już na rodzaj choroby,
która każe im tu wracać.
Postaram się wam przybliżyć ten mój pobyt
tutaj. Do Nysy przyjechałem pociągiem, a stamtąd podjechałem kawałek autobusem. A następnie, aby poczuć się jak prawdziwy pielgrzym
przeszedłem około sześć kilometrów do miejscowości Biskupów czyli celu mojej podróży. Droga wznosiła coraz wyżej, a wokół roztaczały się
przepiękne górskie widoki. Przybyłem na miejsce i dopiero z góry mogłem podziwiać przepiękną górską panoramę.
fot. Piotr Radimirsky
o 37 latach życia mogę stwierdzić, że dopiero w tym roku miałem okazję przeżyć
moje najpiękniejsze wakacje, których nie
zapomnę do końca życia. Szczególnie rozmowa
z Ojcem Krzysztofem na długo będzie w mej pamięci. Spędziłem je około 50 km od miejsca,
gdzie mieszkam w przepięknie położonej (wokół
roztacza się piękny widok na góry) miejscowości
BISKUPÓW – około 15 km od Nysy na Rekolekcjach Indywidualnych u Benedyktynów. Zakonnicy tutaj mają własną pasiekę. Hodują kury,
a także owce. Cała wspólnota benedyktyńska
w Biskupowie liczy 11 osób. Zakonnicy produkują własny miód, sery, mają jajka. Zakonnicy
wszystko robią sami – także przyrządzają posiłki. W tym jakże urokliwym miejscu barokowy
12
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
Przywitał mnie bardzo serdecznie jeden z zakonników i pierwsze kroki skierowaliśmy do kaplicy. Tam pomodlił się on za mój pobyt u nich
i prosił o obfite łaski dla mnie. Nie będę się tutaj
rozpisywał o warunkach jakie miałem, ale były
one rewelacyjne, wręcz królewskie i doskonale
się tam czułem. Jako, że akurat w godzinie mojego przyjazdu zakonnicy mieli czas na pracę, to
po obmyciu się po podróży ochoczo zabrałem
się do pracy – pomocy w budowie wybiegu dla
kur. O 12:00 odmówiliśmy wspólnie modlitwę
Anioł Pański (którą tam się odmawia indywidualnie w miejscu którym go zastanie godzina
12:00 czyli czas tej modlitwy). O 12:45 udaliśmy się do kaplicy na modlitwy południowe,
a z niej wezwał nas na obiad do refektarza dzwonek
– który był takim stałym znakiem wzywającym
z kaplicy na każdy posiłek.
Po obiedzie był w zakonie czas, tzw. „SACRUM SILENCIUM” czyli „ŚWIĘTA CISZA”. Czas na poobiedni odpoczynek do godziny 15:00. A od godziny 15:00 do 17:40 było tak
zwane „STUDIUM” czyli dla zakonników czas
na naukę. Ja wykorzystywałem tą porę na krótki spacer po okolicy i robienie zdjęć. O 17:30
spotykaliśmy się wszyscy w kaplicy na Adoracji
przed Najświętszym Sakramentem, a 18:00 był
kulminacyjny punkt dnia czyli Msza Święta, a po
niej kolacja. Po kolacji był czas tzw. REKREACJI, więc przez 2 dni zrobiliśmy krótki spacerek po okolicy, a trzeciego dnia oglądaliśmy film
o Janie Pawle II. O 20:00 mieliśmy modlitwę na
zakończenia dnia, a po niej do 7:30 „SACRUM
SILENCIUM”. Tak więc marsz do łóżka.
Modlitwy poranne czyli JUTRZNIA o godzinie 6:00 czyli o 5:30 pobudka, kawa na roz-
Jubileusz SM Joachimy
O
byśmy mieli jak najwięcej oddanych przyjaciół, a żadna bieda nas
nie dosięgnie. To prawda znana
i sprawdzająca się w życiu. Przyjaźń nie
jest nam dana ot tak sobie, nie bierze się
znikąd. To serca muszą wzajemnie odpowiedzieć na swoje wołanie, a gdy już tak
się stanie, to trzeba pamiętać i dbać, by ten
serdeczny odzew nie usechł. Przyjaciele to
dar losu i wie o tym każdy, kto takiej bezinteresownej przyjaźni doświadcza.
Szpital w Branicach, a szczególnie
chorzy mają taką Przyjaciółkę, która zawsze o nich pamięta w czynie i modlitwie. SM Joachima (s. Anna Marzec) ze
Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej
od wielu lat wspiera branicki Szpital. Od
2005 roku jest prezesem Stowarzyszenia
CARITAS CHRYSTI, które powołali do
życia sympatycy branickiego Szpitala, aby
powstrzymać proces jego likwidacji. Gdy
to niebezpieczeństwo zostało zażegnane,
to nadal wspierają Szpital, dbając by odzyskał on swoją tożsamość historyczną
i w miarę swoich możliwości wspierając
chorych i Pracownie Terapii Zajęciowej.
Ta dbałość jest widoczna i doceniana przez pracowników i chorych Szpitala
w Branicach, a szczególnie z Pracowni Terapii Zajęciowej. Postanowili oni złożyć
s. Joachmie życzenia z okazji 50. rocznicy
Jej ślubów zakonnych. „Silna grupa” chorych i personelu pracowni na czele z Anną
Dudziak jej kierownikiem udała się do
Domu Zakonnego, by zrobić Siostrze niespodziankę. Zaskoczona, ale szczęśliwa
s. Joachima ze wzruszeniem powitała niespodziewanych gości, wysłuchała piosenki zaśpiewanej na jej cześć i serdecznych
życzeń, przyjęła prezenty, na które złożyły
się prace chorych. Jak zawsze serdeczna,
skromna i cicha – prawdziwa Przyjaciółka
całego świata.
„(…)Błogosławieństwa Bożego, zdrowia, aby Siostra miała siły nadal, jak do
tej pory wspierać Dzieło Biskupa Nathana oraz opieki Matki Bożej na każdy dzień
życia. Dziękujemy za wszelkie dobro okazane tym najbiedniejszym, cierpiącym na
ciele i duszy. Z darem modlitwy życzą
Siostrze wszystkiego co najlepsze Twoje duchowe dzieci.” – to fragment życzeń
złożonych s. Joachimie. Znamienne jest
w nich ostatnie zdanie: „Twoje duchowe
dzieci”, który daje świadectwo temu, że te
wartości, jakie swoim życiem i działaniem
Siostra propaguje trafiają na podatny grunt
i stają się drogowskazem dla innych.
Hieronim Śliwiński
fot. Barbara Zawada
budzenie i marsz do kaplicy. Po skończeniu modlitw czas na LECTIO DIVINA czyli rozważanie Słowa Bożego. O 7:30 dzwonek wzywał nas
z kaplicy na śniadanie spożywane w milczeniu.
Po śniadaniu od 8:30 praca. No i tak przez 3 dni
mojego pobytu. Jedynie czwartek z racji tego,
że była to uroczystość Świętego Benedykta założyciela Zakonu Benedyktynów nie było pracy.
A tak to od lat właśnie tak wygląda dzień Benedyktynów. Cały czas to samo z jakimiś drobnymi zmianami. Właśnie coś takiego bardzo, ale to
bardzo mi się podoba. Takie poukładane i rozplanowane życie.
Jak widać z tego mojego krótkiego opisu
w zakonie jest czas na wszystko. Modlitwę, pracę oraz rozrywkę. Przecież to właśnie Benedyktyni mają swoje słynne motto „ORA ET LABORA” czyli „MÓDL SIĘ I PRACUJ”. Ja bardzo
miło wspominam pracę tutaj. Była to doskonała
okazja do porozmawiania z zakonnikami. Lepszego poznania się i także nawiązania kontaktów. Oprócz tego w wolnym czasie zakonników można było z każdym z nich porozmawiać,
szczególnie z którymś z Ojców Zakonnych.
W zakonie do takich rozmów służy specjalny
pokój zwany ROZMÓWNICĄ. Mój pobyt tutaj
to był piękny czas.
Powrócę teraz do wspomnianej na wstępie
rozmowy z Ojcem Krzysztofem którą odbyłem
ostatniego dnia. Porozmawialiśmy na wiele tematów. Jednak ja głównie zapamiętam jego słowa związane z moją samotnością, a także moim
wielomówstwem. Naprawdę te jego słowa na te
tematy są dla mnie bardzo ważne. Rozmowa ta
pozwoli mi na pewne sprawy patrzeć z zupełnie
innej perspektywy.
Na zawsze też zapamiętam tę przepiękne
górskie widoki. Doskonałym komentarzem do
tego cudnego miejsca mogą być słowa pewnego dziennikarza „Miejsce jest niezwykłe. A jest
ono niezwykłe przez swoją zwyczajność.” Co do
ich gościnności to już ich założyciel Święty Benedykt napisał „Wszystkich przychodzących do
klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: «Byłem gościem i przyjęliście mnie». Więc oni tak właśnie starają się
przyjmować każdego przybysza u siebie. Ten
mój pobyt tam choć krótki to był bardzo owocny i bogaty w wrażenia. Dużo czasu spędziłem
w Kaplicy modląc się we wszystkich Intencjach,
z którymi tam przybyłem. Polecam pobyt w tym
miejscu – piękne widoki, ale chyba najważniejsza możliwość rozmów, które mogą pomóc nam
inaczej patrzeć na wiele spraw. A także doskonała forma wyciszenia się od tego szalonego
i pędzącego świata. Ja najprawdopodobniej już
w sierpniu tu powrócę wraz ze swoim kolegą. Bo
to miejsce ma w sobie coś takiego, że kto raz tu
przyjedzie to na pewno jeszcze tu powróci.
Piotr Radiměřský
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
13
TWÓRCZOŚĆ
Baśń
Fotel i koc
OWSZEM
Ni z gruszki ni z pietruszki
Wielbłądzi koc
Moja mieść to siedzieć wygodnie
Trzymając koc to pled
Temu służy fotelik
Dopasowany do mojego fizis
Pestka zażyłości
Czujny, bezwzględny mebel
I oczekiwanie z dnia na dzień
Forsycje się obudzą
To będzie piękna zima
Będzie ciepło, będę pracowała
Jedyne, czego mi będzie brak
Dokuczać mi będzie robaczek światła
Będę się śmiać
Jestem buńczuczna
Mam uniesienia tragiczne
Mam koc
Koc mam
Koc to nie z tej ziemi pled.
Naprawdę.
K
ręcę się w koło, strumyk obok, jego pętle i szmer. Warkocz wody przecieka między palcami. Przezroczysty
bardzo. Myjemy w surowej wodzie menażki. Kłopot
zimnej wody nie do użytku. Tylko w taki sposób płuczemy, bo to
obozowisko. Woda na przymiarkę. W naczyniach jest, bo musi
być oszczędnie, a i wystarczającej kubatury. Bardzo nieszczególne zajęcie.
Czym mam zachwalać, ciebie się szanuje. Młyn, wiatrak obraca chęć do mielenia mąki. Godne politowania nie cenić, to jest
pozostałość osady – archeologia, znalezisko, rów głęboko w ziemi. Wzór jest podstawowy. Dawniej niż w skansenie.
Oto w jaki sposób się pracuje. Och, to duch tego miejsca.
Mam do kąpieli stosunek zbożny. Woda się kręci i fajnie jest. Po-
cieszenie, to w parze, albo w skąpym gronie. Być samotnym, to stukać palcem, wyprowadzać na prostą, regulować. Bawimy się wesoło. Jaki urodzaj! Owoce się najpierw płucze. Kropki wody karmicielki. Napotne zioła. Namiętne wypowiedzi dotyczą intymności.
Nie brudź naszego związku. W biegu się sapie, ale to na końcu.
Bieg – sportowa dyscyplina. Czas to pośpiech. Wskazuje i gdy się
płacze, gdy łkam toczą się po twarzy. Łzy po stoku mojego policzka. Ryby transoceaniczne, ichtiologia, tajemnica podwodnej oazy.
Najgłębiej piasek. Gdy wyruszam na przechadzkę sugeruję się, kiedy, właściwie kiedy to nastąpi. Kiedy powrócę do domu? Kasz-
tanowiec, to drzewo, które czaruje. Kasztany to owoc ziemniaka,
a jakie ma piękne liście i kwiaty, jako zawiązek. Jak świece, długie
i proste. Buty robią kaszel, służą do tego aby wypić syrop. Mam
z przechadzki powrócić w domowe pielesze. Prędko wsunąć stopy
– konieczność. Serdecznie brykać.
Umiejscawiam się w fotelu. W tym miejscu jest mi błogo–
miękki. Wyłącznik – spoidło z drewnem. Są też same pluszowe.
Kanapa w tym samym fasonie. Pogadanka, iluzja jest nieuczciwa.
Powodują ją symptomy. Mam upodobanie w refleksji, jeżeli chodzi
o wachlarz możliwości, jest on różnorodny. To akordeon wdzięku.
14
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
Czynność zaznaczona udziałem ręki. W kartach do gry, skupiona
czynność różnych możliwości, bądź maniera. Trzeba się rozerwać.
Ale to brzydko powiedziane. Jeszcze zanim nastąpiła telewizja grywaliśmy w karty. Ta gra nazywała się banalnie „tysiąc”, a i remik,
remibrydż, kanasta, poker. Gry dla dzieci to w wojnę i Czarny Piotruś. Miła rozrywka, bardzo przemyślana. Dla graczy są gry w bile,
giełda, różne giełdy. Sytuacja stresująca, którą się przezwycięża.
Radość z wygranej. Czas jest jak piana, wychodzi poza naczynie.
Tworzę, aby napawać pewności. Uczę, poskramiam nieśmiałość. Dajesz kierować na rozdrożu. Uczę się codziennie. Lubię się
uczyć, bardzo współcześnie, jakie to inaczej. Mam swój balast codzienny. Pisze dla tych, którzy tworzą każdy w swoim imieniu. Myślę, że naprawdę pisze się głaszcząc swój nowy strój. Czy pomożesz
mi nie upadać na duchu. Tu jest miejsce właściwej obecności.
W życiu bywa różnie. Dobre dni przysparzają szczęśliwego
kształtu trwania. Jest czymś radosnym zapał, śmiech. Zanadto nie
myślę o tym teraz, lecz w czasie kiedy się wypełnia czas teraźniejszy. Zastanawiam się jakim cudem jestem w teraźniejszości. To te-
mat, który ma się odświeżyć. Po co tyle przejść? Zsyłka – o tym
wiedzą wszyscy Rosjanie na swój sposób. Katowanie mrozem. Sutka matki jest brązowym skurczem. I wyobrazić sobie, że urodziło
się w czasie wojny. Jej okrucieństwa. To jest na twarzy. Rumień, odmrożenie dotyka uszu. Zazwyczaj występuje na policzku czerwień
bolesna. Wypieki na policzkach. Perska chusta i bez rachityków.
W czasie wojny się kombinuje. Trzeba być przebiegłym, by niezwłocznie ratunku wołam. Jaka kara – Sybir, okrucieństwo, ale to
było tak dawno. Ogromna temperatura, szpilki śnieżne. Skośne płatki śniegu. Dobrodziejstwo innych stopni termometru.
Lubię określać położenie przeze mnie doznanych. Rodzaj zajęcia świadczy o możliwościach. Tak się cieszę, że mam pyszny rodzaj pracy – zrobić na przykład tort – tak drogo kosztuje. Lubię czas
wolny. Przybywają do mnie wieści. Moja kondycja jest ambarasem.
W tej materii. Przytyki, sprzeczki, chwalić to znaczy kochać siebie.
Gdy kocha się siebie, to jest się niewymownie wdzięcznym podziękowaniem. Czy to jest tak nobilitowane, jak wstręt i obrzydzenie.
Wiem, że to chodzi o stopy, które depczą laicy. Czy bulwersuję?
Czy to kolejna propozycja? Daj mi choć niewiele.
Kalectwo, to ja ci powiem, to jest rodzaj trudu jeżeli chodzi
o powinności. Rodzaj zainteresowań określa zadanie do spełnienia.
Oczekiwanie męczy. Mam splecione dłonie. Dołek w ręku, małą
garstka. Rodzaj błagania, dowód drobnych monet. Gdy zależy mi,
abym odebrała dzięki, gratis, to oferta uczciwa. Mam bardzo osła-
bioną kondycję na czas spotkania chwiejnej myśli. Dziwactwa, to
moje zapiski. Nie krzywdź! Perlista chmura, rozpruta i bardzo zaniedbana praca. Jestem rozrzutna. Klisza dobija i jest mi srogo na
zdrowiu. No cóż mamy podyktować w sposób niemożliwy. Zapatrzyć się. Mieć oczy deszcze. Słyszeć uśmiech. Rozwydrzenie
i wszystko leci z rąk. No wykrztuś to! Jak bawisz się w ruletę. Jak
dorośleje błąd. Jak się sierdzi i pomstuje. Delegat nie mojej plakietki, który był mi człowiek siejącej maciejki. Człowiek z książki
w sposób dwukrotny zachorował na słoneczny ogród. A jakie dawał
szczepionki. Drzewa długo rosną. Świat złożony z pomsty. Bogactwo, zapomnieć byłoby szkoda.
Nie wiem skąd mam tyle miłości. Mam dwa przylepce. Człowiek – kobieta minorowa, czyli baryton. Mogłaby głosem zbić naczynia, mogłaby być wstydliwością. Ja się po prostu taka narodziłam. Te strzępy prozy wykrzyczę. Ależ nie umiem w ten i w ten
sam sposób. Moja świadomość literacka poszukuje nowych sformułowań. Moje ciągi dalsze, mój sposób na przymiotnik. Moje
zerwanie się z logiki. Wystawiona na pokaz nakarmiona, utajona,
otoczona bo to rzecz, moja głębokość. Jestem sama tak boleśnie,
tak mocno. Płaczę. Za plecami odbywają się suche łzy. Daj mi tyle
aby nie zwątpić. Maskować się, jest to wydrążone bezpieczeństwo.
Trzeba się posilić, proza klasyczna. Nie zawsze to musi być. Mieć
taki sposób na życie, aby nie przeszkadzać. Nie mówię przecież
przez tubę. Czas jest zwyrodniały. Ludzkość podzielona. A płacz,
to iskry na niebie. Na około tematu z użyciem wszystkich znaków
interpunkcyjnych i innej natury błędów. Na co masz ochotę? Lubię
drożdżówki.
Tekst i grafika EWY
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
15
Moje wrażenia
Znowu sama
Piorun trzasnął
promyk zgasł
nadziei
już po niedzieli
uczuć
w mrok zapadam
w swoją myśl
odchodzę
po co mi uczucia
tylko radość
szczęście skróca
było dobrze
a jest źle
teraz już
nie ma Cię
już nie będziesz
w sercu moim
ja odchodzę
raczej Ty
zostawiłeś mnie
Witamy na Hawajach
W
piękny wrześniowy ciepły dzień przenieśliśmy się
w rytm muzyki na słoneczne Hawaje. Gdzie w ogrodach Szpitala Wojewódzkiego Specjalistycznego
Zespołu Neuropsychiatrycznego im.
św. Jadwigi odbył się 6 września 2013
r. z okazji Dnia Solidarności z Osobami
Chorującymi Psychicznie ,,Piknik Hawajski.” Wszyscy uczestnicy, zaprosze-
ni goście, rodziny pacjentów i terapeuci
mieli na sobie przepiękne kolorowe stroje z bibuły, girlandy kwiatów na szyi,
i ozdoby we włosach . Papierowe kwiaty, łańcuchy zdobiły drzewa i stoiska ze
,,swojskim jadłem.”
Uczestnikom pikniku smakowała pyszna grochówka, kiełbasa z grilla,
chleb ze smalcem i kiszonymi ogórkami. Każdy po tańcach i pląsach mógł napić się zimnych napojów, kawy, herbaty
i zasmakować słodkich ciast.
Atrakcjom nie było końca. Pacjenci, terapeuci i goście wesoło bawili się
w rytm muzyki. Jola i Marek swoim
śpiewem umilali uczestnikom pikniku
pobyt na świeżym powietrzu. Pacjenci mogli korzystać z jazdy konnej, szukać muszelek wśród traw dzięki którym
można było otrzymać nagrody. Wspólne
zabawy, gry, zawody, pląsy przy muzyce, dostarczyły wszystkim wielu wrażeń
i niezapomnianych chwil.
Będziemy czekać by na słoneczne Hawaje lub w inne rejony naszego
świata powrócić znów za rok.
Wszystkim organizatorom i uczestnikom bardzo dziękujemy.
Magdalena Wiącek z mamą
Wizyta Gości
z Niemiec
W dniu 9 września br. do Szpitala w Branicach przybyła wycieczka z Niemiec.
Goście nie tylko zwiedzali szpital, ale
mieli również okazję spotkać się i porozmawiać z Marią Krompiec wójtem Gm.
Branice. H. Śliwiński
Żałość
Ogień pali
ciało trawi
wody dajcie
niech nie płonie
żar, tęsknota
żałość, ból
już skowyczę
wyję w głos
boli każdy cios
tu kuksaniec
a tam nóż
w serce samo
już zadane
znajdę kogoś
kto obroni
ogień życia
mi ochroni?
A tymczasem
sama muszę
łapać oddech
łapać swój
taka kolej
takie życie
o miłości
myślę skrycie
o miłości
i radości
a na razie
jest jak jest
Belka
16
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
Niespodzianka dla Pani Izy,
czyli nagroda za dzielność
P
ani Izabela P. podopieczna Pracowni Terapii Zajęciowej, a zarazem pensjonariuszka Zakładu
Opiekuńczo-Leczniczego w Branicach
od dłuższego czasu marzyła o uzupełnieniu uzębienia. Wybrała się w tej sprawie
do Gabinetu Stomatologicznego prowadzonego przez SM Małgorzatę. Bardzo
się obawiała tej wizyty i ten lęk spotęgo-
Szczęśliwa Pani Izabela
ze swoim Gościem – s. Małgorzatą
wał się jeszcze, gdy już usiadła na fotelu
dentystycznym. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo w tym miejscu większości
klientów cierpnie skóra.
Pani Iza jednak dzielnie wytrwała do końca zabiegów i dostała swoje
nowe ząbki. Teraz mogła olśniewająco się uśmiechać do wszystkich w Pracowniach. W rozmowie z s. Małgorzatą
wspomniała, że zbliżają się jej urodziny.
Informacja padła mimochodem, ale była
brzemienna w skutki.
Kiedy nadszedł dzień urodzin p. Izy
siostra Małgorzata ze swoją asystentką
postanowiły zrobić jej niespodziankę
i przyszły z wizytą niosąc tort urodzinowy.
Solenizantka była ogromnie tym
prezentem zaskoczona i uszczęśliwiona. Serdecznie i wylewnie podziękowała niezwykłym Gościom. Później tort został uroczyście pokrojony
i zjedzony ze smakiem wraz z gośćmi
i przyjaciółmi Pani Izabeli.
Jak widać z powyższego: „Nie taki
dentysta straszny, jak go malują”.
Celina Zacharska – instruktor
Śluby wieczyste Sióstr Maryi
Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny obrały sobie 3 siostry ze Zgromadzenia Sióstr Mari Niepokalanej w Branicach: SM Aneta,
SM Daniela i SM Maksymiliana, by złożyć śluby wieczyste.
Uroczystość odbyła się w Bazylice Św. Rodziny w Branicach.
Przypomnijmy, że siostry ze
Zgromadzenia SMN były
tymi, które przez kilkadziesiąt lat opiekowały się chorymi
w branickim szpitala. Obecnie żadna z Sióstr nie pracuje
już w Szpitalu, ale związki ze
szpitalem są nadal silne, więc
cieszy fakt, że nowe powołania
umacniają to zasłużone dla chorych Zgromadzenie.
Jestem jednym z wielu
Jestem jednym z wielu
Na tym tu oddziale,
który szuka celu
by czuć się wspaniale.
Życie jednak kręte
Los wciąż wszystko plącze
A nasze wyczyny
były bardzo tępe.
Chcemy Was przeprosić
za swoje wyczyny
Przyznajemy szczerze
znamy swoje winy.
Choroba nas gnębi.
Wy nam pomagacie
Może los pomoże
Wam szczerze odpłacić.
Praca Wasza z nami
to walka bez granic
Wiemy o tym dobrze
trzeba więc to zmienić.
Wybaczcie nam mili
my się poprawimy
Mówię to za wielu
Nie robię już kpiny.
Paweł Włodarczyk
Sen
Widziałem cię w kolorach tęczy
W czerwonych makach,
które płoną
Schodziłaś z nieba ku przełęczy,
jak anioł bliska moim dłoniom.
W mgielnych obrazach na dnie dolin
I w sennym szumie ich radości
Byłaś jak zjawa, co nadchodzi
W piękniejszym cieniu
swej piękności.
W otwartych oczach miałaś płomień,
Na ustach białej róży czerwień
Schodziłaś z nieba, gdzie me dłonie
Przenikły przez twej duszy głębię.
Widziałem cię w baśniowej gali
Niesionej wiatrem przed ołtarze.
Byłaś jak ogień, który palił
Miłością miłość naszych twarzy.
W splątanych głosach ponad ziemią
W niezrozumiałych, bez imienia
Schodziłaś z nieba ku marzeniom,
Bo byłaś tylko snem wspomnienia.
Zbigniew Brożek
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
17
Jego Śladem
Ludzie mówią, szepczą słowa
krzywią się, prychają
ona jest gotowa rzucić wszystko,
pójść przed siebie
liczyć gwiazdy na niebie
nie ogląda się już na nic
słów zazdrości też nie słucha
poszła za nim, jego śladem
obsypana spojrzeń gradem
a on idzie, nie ogląda się za siebie
nic nie widzi, nic nie słyszy
ona w biodrach się kołysze
lekko się porusza za nim
gdyby tylko się obejrzał
zerknął kątem oka
to by dostrzegł jak to ona
serce niesie w swoich dłoniach
z różą w włosach za nim pędzi
tańczy za plecami jego
on nie widzi tego
zapatrzony w swoją przeszłość
dawną miłość zostawioną
tak przegrany szedł przed siebie
ona płacze, tańczy, skacze
jak piłeczka odbijana
idzie, idzie ciągle za nim
tą miłością połamana
uskrzydlona jednocześnie
lecz dla niego to za wcześnie
przyjąć jej starania
Pasjonat modelarstwa
P
oniżej prezentujemy zdjęcia modelu pawilonu A Szpitala w Branicach
wykonanego przez Zdzisława Kołodę z rybnickiego Stowarzyszenia EDUKACJA I MODELARSTWO.
Model przedstawia pawilon A pomiędzy rokiem 1903 (wtedy został oddany do użytku) a rokiem 1934, gdy wybuch w nim pożar. Spłonęła wówczas
górna kondygnacja i dach. Pawilon został szybko odbudowany, ale nie odzy-
skał już tak „bajkowego” wyglądu, jaki
widzimy na modelu. Został on również
bardzo poważnie uszkodzony w czasie
II wojny światowej. Odbudowano go
w 1959 roku w kształcie jaki obecnie
znamy.
Zdzisław Kołoda jest od wielu lat
zaprzyjaźniony z Pracowniami Terapii
Zajęciowej branickiego Szpitala. Wielokrotnie też gościł w branickim szpitalu.
Hieronim Śliwiński
Belka
Przeczytaj
– to do ciebie
w bólu i cierpliwości
rodzi się ideał
w upadku i namiętności
umiera nadzieja
i choć ideałów nie ma
to po coś to słowo istnieje
a nadzieja
choć zawsze umiera ostatnia
kiedyś odchodzi
i nadzieja martwa
w duszach jeszcze żyjących
pozbawionych wiary
w pełni życia konających
MAK
18
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
fot. H. Śliwiński
w sercach przekonanych
o ideałów nieistnieniu
nie zrodzi się siła
do osiągnięcia celu
Mam swój
M
zakątek
am kawałek swojego terenu.
Przebywanie z dala od ludzi
jest dla mnie przyjemną sprawą. Po tak dużym natłoku zajęć, tak absorbujących jak dwójka małych dzieci,
przebywanie w ciszy, w zakątku zieleni jest ukojeniem i pozwala na wyciszenie. Zdradzę tajemnicę: jestem na RODOS czyli Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką.
Fantastyczny nabytek moich tegorocznych wakacji. W ciszy i spokoju siedzę, popijam kawę, delektuję się
zielenią. Jak mam ochotę, to pracuję,
nie mam, to odpoczywam, a i drzemka
mi się przydarzy. Perspektywa uprawy
ziemi jest obiecująca. Taki sobie kawałeczek w mieście, a jednak tak daleko
od ludzi. Bardzo jest mi to potrzebne.
A skąd dwójka małych dzieci? Moje
wnuczęta: Oliwia i Kamal wraz z córką byli u mnie przez dwa miesiące. Czy
mieli wakacje? Dzieci tak, córka robiła kurs prawa jazdy. Zdała, zdała i to za
pierwszym podejściem. Gratuluję córci!
Jest fantastyczna! Zdać w Polsce prawo
jazdy nie jest łatwe. Trzeba doskonale
znać przepisy, być inteligentnym i wykazać się umiejętnościami manualnymi.
Poza tym, prowadzenie samochodu to
nie igraszka, to duża odpowiedzialność.
Powiem Wam, że im człowiek starszy,
tym większe ma poczucie odpowiedzialności i świadomości zagrożenia. A
moja córka jest odpowiedzialna i potrafi
zachować się za kierownicą. To dobrze
i jest szansa, że nabierze szybko wprawy
w prowadzeniu samochodu. Napracowałam się w trakcie tych wakacji, wręcz
ponad siły moje, bo i remont w domu,
który trwa do tej pory. A ja uciekłam
z domu na RODOS i jest mi dobrze. Córka w domu swoim daleko, daleko, syn
korzysta z resztek wakacji, a ja wreszcie zaczęłam pisać. Wszystkiego zaniechałam na czas wakacji, teraz jest czas
dla mnie. Jeszcze kilka dni wolnego
i do pracy. Cały zespół aktorski pracuje, a ponieważ nie potrafię śpiewać, to
przedłużyły mi się wakacje na czas nauki piosenek do spektaklu „Psiakość II”.
Tak więc LABA, LABA, LABA...
Pozdrowienia z RODOS przesyła
Belka
Nowe Życie
Nowy świat
nowe życie
Bóg mi podarował
pół mojego życia
tajemnicę chował
przeszłam trudy
życia swego
teraz świat
stanął otworem
więc przyjmuję
to z pokorą
cieszę się każdą
porą dnia i nocy
niechaj gwiazdy
świecą tłumnie
sięgać po nie
będę dumnie
a właściwie tylko
jedna mi wystarczy
co ogrzewa moje dłonie
serce moje
sięgnę po nią
w Twoje ręce
ją położę
to wystarczy
mrok rozświetlić
Tobie dam połowę
tej jasności
niechaj miłość
w nas już gości
Oszukać siebie
nieprawda!
ta łza brzegiem policzka biegnąca
nie moja
niemy krzyk z piersi wyrwany
nie do mnie należy
myśli a w nich
o dwa słowa za dużo
nie w mojej głowie się kołaczą
to nie ja!
nie chce
nie będę
nie mogę
płakać krzyczeć myśleć
za tobą do ciebie o tobie
`MAK
Zdrada
Gdy ją zdradził
chichy krzyk
wydała z siebie
potem błagał
i przepraszał
prosił, szeptał
czułe słowa
kłamał ciągle
już gotowa
przyjąć jego
przeprosiny
podarować
wszystkie winy
jednak zdanie
swe zmieniła
żyć z nim
już nie potrafiła
tak codziennie
dnia każdego
wyszedł z domu
co miał zrobić
sama w kącie
dzisiaj płacze
nie wybacza
myśl ta trudna
do niej wraca
i pogodzić
nie potrafi
myśli swoich
swoich uczuć
jakże trudnych
taka kolej
zdarzeń durnych
Belka
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
19
(...)Babcia Lucy czyli Ludmiła przeżyła na tym padole osiemdziesiąt
cztery lata. Mimo to mało mówiła o burzliwych losach swojego
żywota. Do życiorysu sięgał nader często Dziadek Rudolf, a miał o czym
opowiadać, gdyż o dziewięć lat wcześniej od Babci się urodził i po
męsku interesował się historią i polityką...
Moja Babcia, TA JOJ!
M
oja Babcia była piękną kobietą
i pięknie starzejącą się babcią. Jej
dostojnie przygarbiona sylwetka,
niczym francuskiego zamyślonego filozofa z XVIII wieku, spowodowana nawarstwionymi trudami egzystencji, czyniła ją
aż nadto charakterystyczną dla mikrokosmosu lokalnych postaci. Zebrane, jak urodzajne żniwo zmarszczki na jej twarzy budziły respekt nawet wśród nie liczących się
z nikim partyjnych urzędników u których po peerelowsku, jak każdy obywatel tamtych czasów załatwiała stos spraw.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że ten czas
w naszym wspólnym życiu (tzn w babci
i moim) który chciałbym opisać przypadł
na okres schyłkowego komunizmu w Polsce.
Aby jednak zaprezentować pełniejszy
wizerunek Babci i uchwycić tę impresję,
ten jej portret, jaki się zarysował w mojej
pamięci z wczesnego dzieciństwa, muszę
powrócić do dziejów dawniejszych. Na
fakt bowiem, że Babcia dumnie się nosiła, będąc prostą i skromną jednocześnie
osobą, wpłynęło niewątpliwie wychowanie w rodzinie wywodzącej się ze szlachty.
I to szkockiej szlachty! Robinsonowie byli
ludźmi zamożnymi o liberalnych i demokratycznych poglądach, solidnie wyedukowanymi i dobrze wychowanymi. Promowali gromadny styl życia czyli miłość
do dzieci oraz do zwierząt. Jakub i Emilia
– moi pradziadkowie – byli posiadaczami
obfitej progenitury – moja Babcia Lucy,
siostra Mery, bracia Willy i Alex – jak
i przybocznej sfory przemiłych piesków
łownych. Jakub, syn Jamesa (prapradziada) był przewodniczącym koła łowieckiego. Z zawodu ogrodnik – pielęgnował on
ogrody w całej Europie – między innymi
w Wiedniu i w samym podparyskim Wersalu. Była połowa XIX wieku, kiedy
20
ZYGZAK
członkowie rodu Robinsonów spłynęli
z falą szkockiej emigracji na wschód. Ówczesna emigracja szkocka była niemalże
„wielką”. Ludzie stamtąd sunęli masowo
na wschód, tam gdzie nieznane, natrafiając
na polski liberalizm w kwestiach przynależności narodowej i na polską tolerancję
religijną. Ponadto można było na polskich
Kresach wschodnich, odnotować prężnie
działającą inteligencję z licznymi ośrodkami naukowymi. Z racji też takiej, że
były tam dwie główne warstwy społeczne
– chłopstwo i inteligencja – istniało zapotrzebowanie na specjalistów – rzemieślników, takich jak ogrodnik, cieśla, etc. I tak
Robinsonowie osiedlili się na Kresach.
Zamieszkane przez nich miasta to Stanisławów i Lwów. Tam właśnie przyszła na
świat moja Babcia, ta joj!
Babcia Lucy czyli Ludmiła przeżyła
na tym padole osiemdziesiąt cztery lata.
Mimo to mało mówiła o burzliwych losach
swojego żywota. Do życiorysu sięgał nader często Dziadek Rudolf, a miał o czym
opowiadać, gdyż o dziewięć lat wcześniej
od Babci się urodził i po męsku interesował się Historią i polityką. To od niego dowiedziałem się o realnych okrucieństwach
wojny, którą przeżył jako jeden z walczących o wolność i właściwy ustrój Polski.
Jako zdeklarowany antykomunista, Dziadek Rudolf do końca życia nosił w pamięci
obrazy bestialstwa jakiego dopuszczali się
Ukraińcy i Białorusini względem polskiej
ludności kresowej. Już po pierwszej „historyjce”, pokazującej nieziemskie formy
uśmiercania bliźnich, ciarki mnie przechodziły. Wystarczyły owe opowieści z wojny
aby i mnie wciągnąć w nurt antyradziecki
i zjednać sobie poplecznika we wspólnym
piętnowaniu ustroju. Bo epizodem wręcz
katastroficznym w życiu moich Dziadków była ucieczka przed bolszewikami
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
i w przypadku rodziny ze strony Babci, ponowne osiedlenie się na „nie znanych terytoriach (tym razem na Śląsku, w Opolu).
Trzeba jednak zaznaczyć, że nigdy nikt nie
był u nas radykałem. Żyło się normalnym
tokiem codziennych spraw i obowiązków,
a rekwizyty „zbrodni i sprzeniewierzeń”
schowane były pod głęboką warstwą zakurzonych bibelotów. Dziadek chodził
do pracy, a Babcia pilnowała gospodarstwa domowego jako, że wychowana była
w duchu szlacheckim, wedle którego kobieta winna zajmować się jedynie sprawami domowymi. Dzięki temu Babcię miałem non stop i była ona obecna w moim życiu w sposób szczególny.
Babcia Ludmiła, zdrobniale Lusia,
była w moim życiu wszechobecna. To
z nią oraz z moim Dziadkiem Rudolfem
spędzałem często wakacje. Z nimi zbierałem w lasach dzikie maliny, z których Babcia preparowała słodkie i klarowne soki
wypijane przeze mnie regularnie. Z nimi
zjeździłem sieć tras jak kraj długi i szeroki liniami Polskiej Kolei Państwowej, mając poczucie bezpieczeństwa i czując jedynie smak przygody bez tych wszystkich
późniejszych pojękiwań na brak komfortu, ustawiczne spóźnienia i brak czystości tychże linii. Jadąc, ogarniał mnie totalny spokój zwłaszcza gdy kołysał mnie do
snu terkot rozpędzonych kół pociągu. Babcia z Dziadkiem kładli na półeczce termos
z gorącą słodką herbatą i własnego wyrobu
ciasto cytrynowe.
Aż się chciało jechać! Z nimi poznałem
góry latem, jadłem placki ziemniaczane
z cukrem, poznałem zapach górskich lasów.
To jednak w mieście rodzinnym, przy ulicy
Podhalańskiej, kwitło życie „salonowo –
sielankowe” choć momentami przybierało
ono barwy mistycznych i posępnych przeżyć emocjonalnych. Dom Dziadków był jak
WSPOMNIENIA
chatka Baby Jagi, raz zaczarowana studnia
z Alicji w Krainie czarów innym razem, to
znów jak mroczne zamczysko z opowiadań
Edgara Allana Poe. Latem znajdowaliśmy
ukojenie w pięknym ogrodzie, obficie porośniętym drzewami owocowymi oraz bzem.
W gęstym sitowiu liści i gałęzi uginających
się od dojrzałych i wielkich śliwek, jabłek,
wiśni, czereśni, tudzież kasztanów można
było poczuć się jak w innym świecie, z bajek lub z „Wiśniowego sadu” Czechowa.
Chociaż może w moim przypadku z bajek,
gdyż ja, dzięki Babci i mojemu wiekowi,
wierzyłem długo w istnienie magicznego, bajkowego świata. Drzewa, które wyrosły silne o rozłożystych koronach sadził
i pielęgnował sam Dziadek. A ja sam, kiedy
trzeba było, czmychałem po ich konarach
strącając z nich owoce. Słodkie życie prowadziliśmy w tamtejszym ogrodzie.
W chłodne dnie, a zwłaszcza w zimowe, spędzałem czas w pokoju Babci. Tam piec rozgrzany jak w hucie, buchał szkarłatnymi jęzorami ognia, a Babcia lub ja, jak Jaś i Małgosia karmiliśmy
go wielkimi porcjami węglowych brył.
W międzyczasie, ugrzeczniony ciągłymi
opowieściami Babci Ludmiły o strasznej
i groźnej dla dzieci Babie Jadze, mogącej w każdej chwili zapukać w drzwi pokoju, w piżamce, kryłem się pod wielką
i ciężką puchową pierzyną Babci. Nasz pokój, oświetlony jedynie owym żarzącym
się węglem i lampką z abażurem stojącą
na stole, która zasłonięta była jednak grubą warstwą chust zza których tliła się ledwie że na pomarańczowo mała żaróweczka, był niczym kabina w wehikule czasu,
niczym kajuta statku pirackiego podczas
sztormu... był smokiem który wyzwalał
we mnie najdziksze uczucia, od zauroczenia do prawdziwej grozy. Całe szczęście
że oprócz pierzyny Babci miałem na tym
wielkim gorącym piecu kaflowym swoją
kryjówkę. Korzystałem z niej kiedy tylko
mogłem wbrew zakazom Dziadków, ale
z nakazu wewnętrznego mówiącego mi:
<<Ratuj się kto może! >>. Pół biedy jeszcze, kiedy to Baba Jaga lub wilk z Czerwonego Kapturka, Baba z bajki „O rybaku
i złotej rybce” czy Król z bajki „O Królu
co mleko pił”, byli rozsierdzeni i zdenerwowani... Kiedy jednak to moja Babcia
z Dziadkiem, sami, byli na mnie zdenerwowani, piec musiał być zaliczony.
Bo trzeba powiedzieć, że całe domostwo potomków szkockiej szlachty było
przyciemnione niczym średniowieczne zamczyska z gotyckich opowieści Waltera
Scotta. Już mury domu – poniemieckiego
– w którym przyszło im mieszkać od końca
ostatniej wojny, miały grubość blisko jednego metra. Chłodna dusza w nich uwięziona, pozostawiająca na człowieku efekt gęsiej skórki, udzielała się i mnie. Wynikało to
z ich tajemniczości i braku możliwości odkrycia co się za nimi kryło. Większość przejść
z pokoju do pokoju była wręcz zabita deskami obłożonymi kolorowymi materiałami, za którymi nawarstwionych stało mnóstwo zagadkowych, ba!, kuriozalnych dla
mnie, młodego przedszkolaka, przedmiotów, rupieci, których nie tykała się nawet
rodzina.
Prócz tamtych „rekwizytów zbrodni i sprzeniewierzeń”, w obszernym domostwie Dziadków stało multum wielkich
szaf, z których unosił się amalgamat zapachów babcinych kwiatowych perfum i wykrochmalonej bielizny. Tak chciałem, tak
mnie ciągnęło aby tam zajrzeć i zaglądałem gdzie tylko mogłem sięgnąć i gdy tylko nikogo nie było w pokoju. Wyższe partie bieliźniarki Babci oraz jej szafa garderobiana stanowiły dla mnie nieuchwytny
cel. Szafy Dziadka niczym mennice rozbudzały najskrytsze me zaciekawienie. Maszyna do szycia Singera, na mosiężnych
wzorzystych czarnych podstawach budziła
respekt i stanowiła obiekt nocnych koszmarów. Nawet szereg szafek i szafeczek, ulokowanych w rozjaśnionej kuchni, z garnkami i wielkimi puszkami z amerykańskich
darów w których trzymana była mąka, cukier etc powodowały że czułem się jak
w jakim sezamie. Tak, to właśnie tam rozbudziły się moje zmysły oraz bujna, choć
tłumiona przez ciągły podziw i romantyczną fascynację wyobraźnia.
W takim właśnie sezamie pojawiał
się cały mikrokosmos lokalnych postaci.
Osób z kręgu znajomości moich Dziadków.
Schodziły się w tamte progi osoby mieszkające na ulicy Podhalańskiej oraz ludzie
z dalszych okolic. Pani Jasia co miała wielkiego doga w krowie łaty, pani krawcowa,
daleka ciotka z Ameryki, lokatorzy, sąsiedzi, rodzina. Wszyscy, do późnych godzin
nocnych, w pokoju Dziadka grali zacięcie w brydża. A kto wodził prym? Babcia! Była obrotna, potrafiąca pertraktować
i negocjować w sposób bezkompromisowy.
A do tego była bardzo głośna.
Przy brydżu i ogólnie rozmawiało się
w domu o polityce, Historii i poruszało się
niewygodne tematy. Pomstowało się i weseliło się. Od czasu do czasu wuj Jerzyk,
syn Dziadka i brat Mamy, zagrał coś skocznego na starym poniemieckim pianinie
Dziadków, a Stryj Władek na gitarze. Jak
na starych kresowych dworach szlacheckich, gdzie kwitła kultura i rozbrzmiewały
patriotyczne pieśni. To była, mimo komunistycznej zawieruchy, inna jakość życia
i wzajemnych relacji. Wtedy się spotykało,
rozmawiało. Razem.
Razem się też świętowało. Przypomniała mi się powieść Roberta Gravesa pod tytułem „Żona pana Miltona”. Jak
w tejże, cały dom tętnił radością, pulsował
świąteczną atmosferą. Świąteczne ingrediencje, zapachy dziadkowych pierników,
opary gorących zup, świąteczny zgiełk
krzątających się po pokojach domowników tworzyły coś niepowtarzalnego. Wtedy dopiero dom się rozjaśniał i znikały nocne mary, znikała posępność a pozostawała
radość zarysowana na twarzach domowników. Cóż tu więcej mówić. Minęły te czasy
jak wszystko mija. Bezpowrotnie...
Moje sielankowe dzieciństwo skończyło się, gdy wyjechałem do Francji, na
twardy obcy grunt. Z Babcią korespondowałem przez cały trzyletni pobyt w Paryżu. Zarówno Ona jak i ja wylaliśmy, nie
widząc siebie, wiele łez tęsknoty i wzruszenia. Po moim powrocie, byłem już doroślejszy i niejako zniszczony przez cywilizację zachodu. Z tym większą melancholią i nostalgią kontemplowałem i zmysłami
chłonąłem zapach tutejszych, zwiędłych,
palonych liści. Z francuska owe zwiędłe
liście to LES FEUILLES MORTES. Słowa francuskiej piosenki pod takim tytułem (Śpiewa Yves Montand, kompozycja
i słowa – Joseph Kosma i Jacques Prevert) brzmiące jak prośba o pamięć szczęśliwych minionych chwil respektuję, jak
gdyby, pisząc ten tekst. Wiele faktów
z życia, czy z historii życia mojej Babci
z domu Robinson, i mojego Dziadka noszącego nazwisko Pollak naświetliła mi moja
Matka, ich córa, za co jej dziękuję. Pozostałe, moje skromne wspomnienia emocjonalne są jak najbardziej autentyczne.
Chęć powrotu do tamtych czasów towarzyszyła mi długo. Dopiero od niedawna uświadomiłem sobie że, jest to nie możliwe. Po prostu uniezależniłem się od przeszłości. Stwierdziłem że trzeba budować
nową jakość życia, do przeżyć minionych
powracając po to aby wyciągnąć pozytywne wnioski oraz aby się czegoś nauczyć
o życiu teraźniejszym. A może w przyszłości jak nas zabraknie, ktoś o nas
wspomni czy napisze, z równie wielkim
sentymentem konstatując że poznał nas
w „lepszych” czasach i że byliśmy my,
tymi „lepszymi” ludźmi?
Jacek Robinson Różycki
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
21
Zdrowia się nie kupi
WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) już po wojnie
w 1948 roku stworzyła ogólną definicję zdrowia psychicznego
rozumianego jako: „pełny dobrostan fizyczny, psychiczny
i społeczny człowieka”.
Z
drowie nie jest towarem – to hasło towarzyszące tegorocznym obchodom Światowego Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie.
Świat w którym żyjemy nie sprzyja nam. Szybkie tempo życia, brak czasu na odpoczynek, życie w tzw. „ciągłym
biegu”, konieczność ciągłych wyborów
i podejmowania decyzji, niekorzystnie
wpływa na nasze zdrowie fizyczne oraz
psychiczne. Zdrowie nie jest towarem!!!
Każdy z nas nie raz przekonał się o tym,
że zdrowia nie można kupić, choć czasami bardzo byśmy tego chcieli. Zdrowie
nie jest towarem, przedmiotem, dobrem
które możemy posiąść! Dlatego tak ważne jest abyśmy nauczyli się o nie dbać,
szanować je, cieszyć się nim, doceniać.
W życiu każdego człowieka pojawiają się stany zmęczenia, smutku, senności,
lęku czy niepokoju. Często odczucia te
pojawiają się w związku z konkretną sytuacją, jakimś wydarzeniem życiowym.
Być może nie nasilają się zbytnio i nie
dezorganizują naszego życia. Nie należy
jednak lekceważyć tych objawów, ponieważ ich dłuższe utrzymywanie może prowadzić do poważnych zaburzeń. Walka ze
stresem i napięciem musi być skuteczna.
Jest wiele prostych sposobów na polepszenie nastroju, polepszenie kondycji fizycznej oraz poprawę samopoczucia.
Po Pierwsze! Jedz zdrowo – dbanie
o prawidłową dietę i dostarczanie organizmowi niezbędnych substancji odżywczych to jedno, ale liczy się też atmosfera w jakiej spożywamy posiłek. Wspólny
posiłek z bliskimi, lub jego wspólne przygotowanie, może przynieść nam dużo relaksu i radości.
Po drugie! Korzystaj ze światła słonecznego – przy braku światła słonecznego
wzrasta w naszym organizmie poziom
melatoniny co może powodować senność,
obniżenie koncentracji a także może spowodować stany depresyjne. Warto więc
zacząć spacerować.
Po trzecie! Śmiej się – Pozytywne nastawienie do świata, innych ludzi i otaczającej nas rzeczywistości, powoduje, że
22
ZYGZAK
mózg lepiej sobie radzi z trudnymi sytuacjami. „radować się to sens życia. Ciesz
się przede wszystkim życiem”!
Po czwarte! Ruszaj się – systematyczne
uprawianie sportu wpływa na jakość naszego życia, chroni przed chorobami m.
in: przed otyłością. Pamiętajmy, ze aktywność fizyczna redukuje poziom stresu.
Po piąte! Pomagaj – pomaganie jest bezcenne. Nie ważne czy jest to pomoc materialna czy pomoc duchowa – każda
z nich może stanowić dla nas samych źródło szczęścia.
Po szóste! Mów NIE – stanowczo
i uczciwie wyrażaj swoje zdanie, uczucia,
postawy, pragnienia. Odmawiaj bez lęku
i poczucia winy. Pozostawaj w zgodzie ze
sobą.
Po siódme! Dbaj o relacje z innymi ludźmi – utrzymywanie dobrych relacji drugim człowiekiem ,jest podstawowym warunkiem zachowania zdrowia psychicznego. Ważne jest rozwijanie komunikacji,
asertywności i empatii. Rozmowa z drugim człowiekiem, pozwala dostrzec inne
spojrzenie na ważne problemy lub dylematy.
Ta więc ZDROWIE TO NIE TOWAR,
nie możemy go kupić, ale możemy sami
o siebie zadbać! Wystarczy tylko troszkę wysiłku i chęci, aby dać sobie szansę
na lepsze zdrowie, samopoczucie i lepsze
Życie!
Do dzieła zatem!!!
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
Kinga Miziołek- Łudczak
HAWAJSKA
WYSPA
w opolskim
Szpitalu
Zdrowie chętniej powraca, gdy ciało
tańczy, gdy buzia się śmieje, niż gdy
smutnym okiem na świat patrzysz.
W
rzesień jest co roku miesiącem wyjątkowym w życiu naszego szpitala
i zaprzyjaźnionego szpitala w Branicach, wtedy to odbywają się obchody Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie.
Wtedy to mają miejsce różne wydarzenia – wystawa prac pacjentów, pikniki, konferencje, które są niezmiernie ważne zarówno dla pacjentów,
ich rodzin oraz przyjaciół, jak i dla pracowników
szpitala.
Tegoroczny opolski piknik, który odbył się
6 września przeniósł wszystkich na hawajską wyspę. Dzięki wspólnej pracy pacjentów ze wszystkich oddziałów psychiatrycznych ogród został
przyozdobiony kolorowymi kwiatami, a każdy
gość otrzymał girlandę na szyję, jaką się nosi na
prawdziwej hawajskiej wyspie. O dobrą zabawę
zadbał zespół muzyczny umożliwiając udział pacjentów w karaoke, a klimat Hawajów przybliżyły swoim tańcem terapeutki w strojach hawajskich. Pogoda była również niczym z Hawajów
ciepła i słoneczna, czym zachęcała do udziału
w konkursach m. in. w poszukiwaniu ukrytych
w trawie muszelek. Za ich znalezienie można
było otrzymać nagrodę w postaci jednej z wielu
prac wykonanych przez pacjentów na zajęciach
terapeutycznych.
Ciekawą atrakcją spotkania była również
możliwość zapisania własnego imienia w języku
hawajskim. Nie zabrakło także nutki rywalizacji
– w wyścigu hawajskim brały udział dwie drużyny: gości i gospodarzy. Wygrali goście czyli pacjenci i personel szpitala branickiego nieznaczną
przewagą.
Atrakcją była także wspaniała kuchnia. Menu
przygotowane na ten czas to: pieczone kiełbaski,
grochówka, chleb ze smalcem o czterech smakach, kiszone ogórki, kołacze, owoce i do tego
napoje – kawa, herbata, soki i woda mineralna.
W tym dni każdy bez wyjątku bawił się świetnie... i o to chodziło.
Maria Nikolczuk – instruktor
fot. Anna Dudziak, Iwona Kapral, Barbara Zawada
Refleksja w Dzień Solidarności
Taniec hawajski w pięknym
wykonaniu terapeutek
opolskiego Szpitala,
wprowadził wszystkich
w znakomity nastrój
Gry i zabawy
Przejażdżki konne
Tańce, tańce, tańce...
Zawody sportowe, są zawsze mile widziane
Można wygrać nagrodę
Stół z przysmakami przyciągał jak magnes
Pan Mirosław Wieczorek (w środku) z siostrą i bratem, którzy
przybyli, by się z nim spotkać na pikniku.
Ostatnie zdjęcie i grupa z Branic rusza w drogę powrotną.
List pisany do szuflady,
bądź przeznaczony do spalenia
(pisany przez całe życie, napisany
przez życie i wbrew życiu)
P
zykalne, seanse lecznicze, lub treningi
osiągania orgazmu.
Odnaleziono w dryfującej
otrzebuję takiej kobiety, z którą mie- butelce
libyśmy wspólnych tajemnic multum.
Bylibyśmy jak dwa małe misie pośród
zgliszcz i pożogi. Na sam widok jej twarzy
ogarniałaby mnie powszechna radość i melancholia, rozmarzenie i podniecenie.
Ona słuchałaby moich opowiadań
o muzyce klasycznej, o literaturze,
i o Francji i razem zdawalibyśmy sobie
relacje z przeczytanych lektur. Czytalibyśmy poetów wyklętych , literaturę zakazaną
a może nawet uchylilibyśmy wrota wiedzy
tajemnej. Razem uprawialibyśmy jogging.
Grałbym jej na pianinie lub gitarze Chopina, Jarre’a, Eltona Johna, Louisa Armstronga i Doorsów.
W domu mielibyśmy artystyczny nieład który sami byśmy pielęgnowali. Chodzilibyśmy razem po kawiarniach i koncertach filharmonicznych. Siadalibyśmy
z tyłu oparci o siebie i rozkoszowalibyśmy się dobrym ciastkiem, kawą i muzyką.
Czasem poszlibyśmy do klubu aby potańczyć i się po obejmować.
Robilibyśmy „to” przy czerwonej lampie. Kochalibyśmy siebie za wygląd i charakter i nie kłócilibyśmy się nigdy na serio. Na wszystko byśmy sobie nawzajem
pozwalali.
Razem chodzilibyśmy po drzewach,
całowalibyśmy się pod wodą, kojarzylibyśmy pary, organizowalibyśmy koncerty
charytatywne, wieczorki poetycko – mu-
PS.: Odnalazłem list. Ktoś – nie – autor musiał go również odnaleźć i włożyć
do butelki. I wysłać, chociaż kto wie czy
nie zrobiła tego jeszcze inna osoba po tym
jak go przeczytała. Teraz tyle jest samotnych...Wzruszył mnie do łez ten list i zasmucił. Utożsamiam się w pełni z autorem
i z wszystkimi pośrednikami którzy czuli
podobnie... List odnaleziony stanowi dokument biblioteczny.
Oryginał
Historia listu – nieznana. Prawdopodobnie ten co go wyłowił z oceanu i dopisał
o swoim wzruszeniu na przełomie wieków
XX i XXI z samolotu rozrzucił kilkaset
kopii. Losy jego jak i autora pierwotnego
listu pozostają niezbadane. Powiadają że
szczęście się do nich uśmiechnęło. Z badań
sondażowych wynika że list przeczytało
kilka milionów czytelników. List przyczynił się do powstania kilkunastu manifestacji. Skandowano hasła takie jak: „PRECZ
Z SAMOTNOŚCIĄ I ZE ZNIECZULICĄ SPOŁECZNĄ” oraz „CHCEMY BYĆ
RAZEM”. Dzięki listowi powiększyła się
liczba szczęśliwych związków damsko –
męskich, spadła przemoc oraz odnotowaliśmy na naszym Uniwersytecie duży wzrost
prac dyplomowych traktujących o szczęściu i miłości. Odnalazłszy szczęście,
Jacek Różycki Robinson
Twoim być
chciałbym...
Twoim być chciałbym
Wiecznym strażnikiem
Twoim się stałbym
Dzikim wojownikiem
O ciebie na wojnie
Jak o mą Egerię
Ginąłbym dostojnie
A walczyłbym wiernie
Dla ciebie bym padł
Jako cień zza drzew
Zanim by mnie zjadł
Na pustyni lew
Przy tobie bym zmężniał
Walcząc o twój świat
Nim bym zniedołężniał
Pod naporem lat
Unoszę się w górę
Duchowo, cieleśnie
Przepędzam wichurę
Która jakby we śnie
Budzę się bez sił
Bez miecza, bez zbroi
Tak jak bym ja był
Niewolnikiem twoim
A gdy ranna jeszcze pora
Już twym chciałbym być strażnikiem
I znów dzisiaj, znów z wieczora
Dzikim stać się
wojownikiem
Jacek Robinson Różycki
Łopot serca
Gdy serce załopoce,
gdy ciało drży
a w głowie szumi
jak po szampanie
na dodatek nie wiesz
czy śnisz czy śpisz
czy na jawie jesteś
gdy w niebo spoglądasz
szukając tam odniesienia
swoich emocji
gdy kręcisz się otoczony
ciepłem
miejsca Ci brak
na Cię jak wiatr
bądź pewien, że
miłość puka do
Twych drzwi
Belka
ZYGZAK
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
25
PAMIĘTNIKI
Z pamiętnika pacjenta
Branice, 2 listopada 2011 rok. Środa
– Dzień Zaduszny. Praca czyni wolnym
od cierpień wszelakich umysłów i ciał
Ludzi i Cywilizacji Kosmicznych takich
jak Dewy i Asury i Ludzie i Zwierzęta
i Rośliny i Głodne Upiory i Piekła
Gorące i Zimne i Raje Buddyjskie takie
jak Raj Buddyjski Buddy Amitaby
i Raj Buddy Lapis Lazuli i Raj Buddy
Maitrei i Raj Buddy Wadżrashathwy
i Raj Buddy Amogashidhi i Raj Buddy
Ratnasambhawy i czysta kraina Dakiń
Udijany i inne czyste raje buddyjskie.
Do 5:55 obudził Mnie Janusza Hoffmana
Cesarza całej Ziemi Mirosław P. Siostra Medyczna pobrała Moją przenajświętszą krew
z żyły lewej ręki na wysokości łokcia lewej ręki. Postawiłem parzyć herbatę w termosie na okienku w jadalni. Do 12:12 rano
wypróżniłem się do muszli porcelanowej
z plastikowym sedesem. Następnie rano wykąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem w płynie „Oliwkowym” i gąbką do
kąpieli z plastiku. Wytarłem się w ręcznik
bawełniany 100% (frote 100%) kąpielowy
niebieski. Najsampierw ogoliłem Oblicze
Święte i Czcigodne pianką do golenia „Gillette” i maszynką do golenia „Gillette”. Do
12:33 opłukałem Oblicze Święte i Czcigodne ciepłą i zimną wodą (water`s). Zdezynfekowałem Oblicze Moje Święte i Czcigodne wodą po goleniu „Wars”. Wrzuciłem do
kosza butelkę po wodzie do golenia „Wars”.
Pustą. Na Śniadanie zjedłem pastę z jaja
„Kurzego” i zupę z grysu „Pszennego” oraz
Moją margarynę i Moją musztardę. Były leki
w wodzie rozpuszczone.
Była wizyta Lekarska. Kupiłem w „Malince” bułkę drożdżową z makiem i polewą
lukrową z cukru pudru. Bułkę i „Pączka” zjedliśmy na pół z Kolejarzem Aleksandrem Sz.
Z rana nakremowałem Oblicze Moje Święte
i Czcigodne kremem „Nivea”. Ewa J. skroiła
Mi w kostkę „Cebulę”. Pączka dałem Iwonie
XYZ. Zjedliśmy z Kolejarzem Aleksandrem
Sz. Połowę chrupek „Kukurydzianych”. Do
14:31 na Obiad zjedliśmy zupkę „Żurek”
z Moim „Pieprzem czarnym” mielonym
w pył. Na drugie danie były łazanki z „Kapustą” kiszoną. Po Obiedzie spałem trochę.
Byłem na EKG serca Mojego szczerozłotego
z Siostrami Medycznymi. EKG odbywało się
gdzieś z minutę. Do EKG rozebrałem się do
połowy.
26
ZYGZAK
Do 20:42 sen Mój: „Spałem z całą Rodziną Hoffmanów przy ogniskuw Rodzinnym
Ogródku.” Koniec snu Mojego Cesarza Całej
Ziemi. Do 20:50 obsikałem slipy i gacie oraz
spodnie „Jedwabne”. Wypłukałem w misce
ciepłej wody slipy i gacie oraz skarpety. Dostałem leki „Psychotropowe”. Siostra Medyczna Danka pobrała Moją przenajświętszą
krew strzykawką bez znieczulenia. Z Janem
K. zjedliśmy Moją „Cebulę” skrojoną przeze
Mnie w kosteczki. Włożyłem czyste „Pampersy” i na nie czyste slipy i czyste gacie
i również czyste skarpety i podkoszulkę czystą i bluzę szarą. Do:21:15: Dariusz L. oddał
Mi Januszowi Moją najgrubszą igłę i kordonek niebieski (blue). Na Wieczerzę zjadłem
kaszę gryczaną z kefirem ocukrzonym cukrem „Buraczanym”. Leki popiłem napojem
„Pomarańczowym” gazowanym CO2.
KONIEC DNIA ZADUSZNEGO. Los
wszystkich Śmiertelnych po krótszym lub
dłuższym czasie życia w danej cywilizacji zależnej od dobrej lub złej Karmy czyli
Prawa Przyczyny i Skutku aż pokonuje nas
śmierć i rozpad ciał w proch, do których już
nie wracamy w żaden sposób tylko krążymy
i odradzamy się w 6 Sferach Cierpienia aż się
wyzwolimy i osiągniemy Raj Buddyjski któryś z możliwych i osiągniemy stan poza cierpieniem w Sanskrycie nazywanym Nirwaną.
Branice, dnia 4 listopada 2011 roku.
Praca czyni wolnym od cierpień
wszelakich umysłów i ciał Ludzi i
Cywilizacji Kosmicznych.
Do: 6:00: Obudziłem się. Wysikałem się
do pisuaru. Porcelanowego. Opłukałem
dłonie ciepłą wodą z Ciepłowni Branice. Wypiłem zimną herbatę ziołową
z kubka prywatnego „Glinianego”.
Do 6:20 złożyłem jak codziennie pościel po Sobie Cesarzu Całej Ziemi
elegancko. Wykąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem w płynie
„Migdałowym”. Gąbką do kąpieli.
Ogoliłem Oblicze święte i Czcigodne
pianką i maszynką do golenia „Gillette”. Do 8:05 opłukałem Oblicze Święte i Czcigodne ciepłą wodą. Odkaziłem
Oblicze Święte i Czcigodne wodą po goleniu „Brutal”. Włożyłem czyste slipy i gacie i „Polo” czarne i skarpety i bluzę szarą,
którą ofiarowała Mi Kierowniczka PTZ Pani
Ania. Na Śniadanie zjedliśmy zupę mlecz-
LIPIEC-SIERPIEŃ 2013
ną (krowią) z kaszą „Jęczmienną”. Gotowaną. Do 8:42 było Zebranie Społeczności
Męskiej. Wziąłem Rejon klatkę Schodową.
Potem rozmieniłem 100 zł na 10 x po 10 zł.
Za 14 zł w Aptece (chemistry) kupiłem zioła.
Do 9:30 piorę bieliznę w misce ciepłej wody
i proszkiem. Tlenowym. Włożyłem czyste
„Pampersy” i slipy i gacie oraz podkoszulkę szarą z długimi rękawami. Do 20:20 Siostra Medyczna zalała Mi Cesarzowi Januszowi wrzątek do termosu. Zakręciłem termos.
Dostaliśmy leki psychotropowe rozpuszczone we wodzie. Popiłem kefirem truskawkowym. Mirosław P. wziął ode Mnie Janusza
4 łyżeczki cukru „Buraczanego” biały kryształ. Prane slipy i skarpety rozłożyłem na ciepły kaloryfer. Przywieźli pianego Kryminalistę Grzegorza. Włożyłem czyste skarpety.
Ukryłem do szafy czysty ręcznik kąpielowy
niebieski który później Mi Januszowi ukradli. Pod zamek i klucz. Na Wieczerzę zjedliśmy 2x po 2dkg dżemu „Brzoskwiniowego”
i chleb z margaryną. Chleb biały „Żytni”.
Markowi W. dałem 1 „Jabłko” dojrzałe.
KONIEC DNIA
PRZEPISANEGO
NA TYM KOMPUTERZE.
Janusz
Hoffman
9.45 – Powitanie
10.00 – SeSJa i
– Siedem grzechów głównych pSychiatrii
prof. dr n. med. Jacek wciórka – I Klinika
Psychiatrii IPiN w Warszawie;
– Siedem grzechów głównych pSychoterapii
prof. dr n. med. Bogdan de Barbaro – Katedra
Psychiatrii Collegium Medicum UJ w Krakowie;
– Siedem grzechów głównych w farmakoterapii
prof. dr n. med. Przemysław Bieńkowski
– Zakład Farmakologii Układu Nerwowego IPiN
w Warszawie.
13.00-14.00 – Przerwa na lunch
14.00 – SeSJa ii
– pobudzenie u oSób w wieku podeSzłym
dr agnieszka Borzym – II Klinika Psychiatrii IPiN
w Warszawie;
– Szafran w pSychiatrii
dr n. med. tomasz Szafrański – III Klinika
Psychiatrii IPiN w Warszawie.
15.00-15.30 – Przerwa na kawę
15.30 – SeSJa iii
– prawo – ochrona czy pułapka? – najczęStSze
zarzuty wobec lekarzy pSychiatrów
dr agnieszka Szaniawska-Bartnicka
– III Klinika Psychiatrii IPiN w Warszawie;
– icd-11, dSm-V, czy czekają
naS duże zmiany?
dr kamila Pierzgalska – III Klinika Psychiatrii
IPiN w Warszawie.
16.30 – DYSkuSJa i zakoŃczenie
konFerencJi
Prosimy o potwierdzenie uczestnictwa pocztą
elektroniczną na adres:
[email protected]
Ilustracje
duszy
fot. Anna Dudziak
T
o tytuł wystawy prac pacjentów Samodzielnego Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych, którą od września do października br. można
oglądać w Muzeum Ziemi Głubczyckiej w głubczyckim Ratuszu. W pomieszczeniach muzeum ukazany został przekrój technik artystycznych jakie stosowane są w Pracowniach Terapii Zajęciowej branickiego szpitala w pracy z osobami chorującymi psychicznie i nerwowo. Różnorodność barw
i kształtów, niejednokrotnie wysoki kunszt wykonania, artyzm
i niesztampowość w widzeniu świata przydaje tej wystawie niezwykłego uroku.
Pracownie zostały również zaproszone do wyeksponowania prac pacjentów w trakcie Konferencji: ZAMKI I PAŁACE ŚLĄSKA i towarzyszącemu jej Jarmarkowi pałacowemu w Wysokiej
w dniach 21-22 września 2013 r.
Takie wystawy – choć ich przygotowanie i realizacja wymagają sporo czasu i wysiłku – dają znakomitą okazję do pokazania, że
ludzie chorzy psychicznie mają duży potencjał i potrafią tworzyć
rzeczy piękne i nietuzinkowe.
Hieronim Śliwiński