zygzak - 7-9/2013(171)
Transkrypt
zygzak - 7-9/2013(171)
Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach – Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu Wyd. 171 LIPIEC-SIERPIEŃ-WRZESIEŃ 2013 Rok XVI s. 22 ŚWIAT ZNANY I NIEZNANY Z PRZYJACIELSKĄ WIZYTĄ NA UKRAINIE JUBILEUSZ sm JOACHIMY WYSTAWA, KTÓRA ZAWSZE ZASKAKUJE s. 4 WSPÓŁPRACA PRZYNOSI WIDOCZNE EFEKTY s. 9 SERDECZNE ŻYCZENIA OD CHORYCH I PERSONELU s. 13 Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny Wojewódzki Specjalistyczny Wojewódzki Specjalistyczny im. św. Neuropsychiatryczny Jadwigi w Opolu Zespół Zespół Neuropsychiatryczny im. im. św. św. Jadwigi Jadwigi w w Opolu Opolu Specjalistyczny Samodzielny Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Samodzielny Wojewódzki Samodzielny Wojewódzki Chorych im.Nerwowo ks. bp. Józefa Nathana Szpital dla dla Nerwowo Psychicznie Szpital ii Psychicznie w Branicach Chorych im. ks. bp. Józefa Chorych im. ks. bp. Józefa Nathana Nathana w w Branicach Branicach Samodzielny Wojewódzki Spis treści WYDARZENIA Wystawa, która zawsze zaskakuje – Iwona Kapral....4 Warsztaty w Błotnicy... – JM.........................................7 Jabłuszka, jabłuszka... – Beata Brzostowska................8 Z przyjacielską wizytą na Ukrainie – Alicja Argier....9 Cieplej i taniej – Władysław Lenartowicz.................10 Jubileusz SM Joachimy – Hieronim Śliwiński............13 Wizyta Gości z Niemiec – Hieronim Śliwiński..........16 Niespodzianka dla Pani Izy – Celina Zacharska.......17 Śluby wieczyste Sióstr Maryi – H. Śliwiński..............17 Pasjonat modelarstwa – Hieronim Śliwiński.............18 Hawajska wyspa... – Maria Nikolczuk........................22 REFLEKSJE Zdrowie nie jest towarem – Ks. Marcin Kulisz...........3 Ora et Labora... – Piotr Radiměřský...........................12 Witamy na Hawajach – Magdalena Wiącek..............16 Mam swój zakątek – Belka..........................................19 Moja Babcia, TA JOJ! – Jacek Robinson Różycki.......20 Zdrowia się nie kupi – Kinga Miziołek-Łudczak......22 Zdrowie nie jest towarem Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz. Obchody Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie skłaniają do refleksji nad powyższym tematem. Pojęcie usług medycznych sugeruje, że zdrowie osiąga się za pomocą środków technicznych i pieniędzy. Sami medycy mają na ten temat odmienne zdanie, podkreślając znaczenie profilaktyki, obejmującej nie tylko żywienie, leki, lecz styl życia i pielęgnowanie zdrowych relacji z innymi ludźmi, co nie jest bez znaczenia dla naszego duchowego samopoczucia. Brak zdrowia może mieć szereg różnych przyczyn, niekoniecznie mających podłoże w organizmie ludzkim. Dotyczy to zarów- TWÓRCZOŚĆ skierowaną w stronę lekarza, jego kompetencji, wrażliwości i życzliwości. Każdy z nas, kto znalazł się w sytuacji zagrożenia zdrowia, zna to doświadczenie, znane także lekarzom i pielęgniarkom w codziennym trudzie i pełnej napięcia pracy. Współcześnie chorujący zarówno psychicznie i fizycznie posiadają ten sam stan prawny. Należy ufać, iż za tym pójdą środki, organizacja i warunki leczenia oraz rehabilitacji tych osób. W tym wypadku tzw. „usługi medyczne” posiadają odmienne znaczenie, wymagają innych kompetencji i metod leczenia. Jednak i w tym wymiarze trudno mówić o zdrowiu jako towarze, ponieważ naczelnym celem terapii jest sam człowiek w swoim swoistym samopoczuciu. Dzień Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie zachęca nas wszystkich do postawienia sobie pytania: kim są wśród nas i jakie miejsce zajmują ludzie psychicznie chorzy, niepełnosprawni?. Dotyczy ono w równej mierze pracowników zakładów leczniczych, Kuszenie i inne wiersze – Andrzej Iwanowicz...........10 Wiersze – MAK i Andrzej Iwanowicz........................11 Baśń OWSZEM – EWA...............................................14 Znowu sama i inne wiersze – Belka...........................16 Wiersze – P. Włodarczyk i Z. Brożek..........................17 Wiersze zebrane – Belka i MAK.................................18 Wiersze zebrane – Belka i MAK.................................19 List pisany do szuflady – Jacek Robinson Różycki.....25 Wiersze zebrane – Belka i Jacek Robinson Różycki...25 STAŁE RUBRYKI SŁOWO KAPŁANA Za czym goni współczesny człowiek? – ks. Marian Kluczny....................................................11 PAMIĘTNIKI Z pamiętnika pacjenta – Janusz Hoffman.................26 REDAKCJA Redaktor naczelny: Hieronim Śliwiński, Koordynator w WSZN Opole: Iwona Kapral. Adres redakcji: Redakcja Miesięcznika ZYGZAK, Pracownie Terapii Zajęciowej, 48-140 BRANICE, ul. Szpitalna 18, e-mail: [email protected], Internet: www.zygzak-branice.pl, Druk: Zakład Aktywności Zawodowej im. Jana Pawła II w Branicach. (...)Trudno mówić o zdrowiu jako towarze, ponieważ naczelnym celem terapii jest sam człowiek w swoim swoistym samopoczuciu. no zdrowia fizycznego, jak i psychicznego.Należy pamiętać, że podmiotem usługi medycznej jest człowiek z jego lękiem, obawą, niepewnością, ale też nadzieją personelu pomocniczego, duchownych, jak i ogółu społeczeństwa. Od odpowiedzi na to pytanie zależy, czy jesteśmy zwolennikami, czy przeciwnikami usług medycznych i zdrowia jako towaru. To zaś jednocześnie jest obiektywną miarą wartości duchowej naszego społeczeństwa. Stosunek do ludzi najsłabszych jest miarą kultury danej społeczności. Ks. Marcin Kulisz kapelan szpitalny ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 3 WYDARZENIA Wystawa , która zawsze zaskakuje W poniedziałek 2 września o godzinie 18.00 tłumnie zebranych gości w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej powitał jej Dyrektor Tadeusz Chrobak. Zapewniał, że jest bardzo zadowolony z goszczenia naszej wystawy w murach biblioteki. Dla pracowników odpowiedzialnych za planowanie imprez i wystaw na cały rok wiadomym jest, że wrzesień to czas wystawy prac pacjentów z Wodociągowej, która jest zawsze atrakcją dla zwiedzających i jak zwykle zaskakuje ilością prac i ich różnorodnością oraz sposobem ich eksponowania. Następnie Dyrektor szpitali w Opolu i Branicach Krzysztof Nazimek przywitał zebranych, opowiedział o licznych atrakcjach związanych z obchodami Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie na terenie szpitala 4 ZYGZAK w Opolu zapraszając jednocześnie na nie wszystkich zebranych. Z dumą mówił o trzydziestej szóstej już wystawie prac pacjentów szpitala opolskiego i czwartej wspólnej już ze szpitalem branickim. Podziękował twórcom tej wystawy czyli chorym i wszystkim terapeutom zaangażowanym w jej powstanie. Ania Dudziak tegoroczny jej kurator zaprosiła zebranych do oglądania wystawy, która jak zawsze jest efektem całorocznej pracy terapeutycznej z pacjentami szpitalnymi w różnych pracowniach. Odnosząc się do jej tytułu – „Światy znane i nieznane” powiedziała, że prezentowane prace obejmują wszystko to co realne, ale także i chorobowo zmienione. Jest przekonana, że prace są tego dowodem i dzięki działaniom artystycznym oraz terapeutycznym można próbować dotrzeć do świa- LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 ta drugiego człowieka – jego wyobraźni, marzeń, obaw, doznań psychotycznych – a przez to lepiej go poznać i leczyć. W ten sposób można liczyć na zrozumienie, pomimo inności i odrębności. Empatia i tolerancja zawsze poszerza granice świata w którym jesteśmy, otwiera je dla siebie wzajemnie. Pacjentom pozwala wracać do świata znanego i zdrowego, nam lepiej poznawać świat choroby. Muzycznie wernisaż oprawiła Agnieszka Weiner muzykoterapeutka z Branic. Przy muzyce jeszcze milej było zwiedzać kolejne sale z dziełami chorych. Wystawa jest czynna przez cały miesiąc wrzesień. Wszystkich ciekawych światów znanych i nieznanych zachęcamy do jej zwiedzania. To na pewno nie będzie czas stracony! Iwona Kapral fot. Iwona Kapral, Barbara Zawada Świat znany i nieznany Od prawej stoją: Anna Dudziak komisarz wystawy, Krzysztof Nazimek dyrektor szpitali, Tadeusz Chrobak dyrektor WBP, Celina Zacharska i Beata Brzostowska instruktorzy Alicja Argier udziela wywiadu Radiu PLUS Muzyka w wykonaniu Agnieszki Weiner była znakomitym dopełnieniem wystawy WYDARZENIA Warsztaty w Błotnicy Strzeleckiej D nia 14 czerwca 2013 r. odbyły się po raz kolejny warsztaty teatralne pod przewodnictwem Pana Sławomira Kuligowskiego. Ja miałam przyjemność uczestniczyć w wyjeździe po raz pierwszy. Na początek warto przedstawić historię tegoż miejsca, w którym gościliśmy od 14 do 16 czerwca br. Błotnica Strzelecka mieści się w województwie opolskim, w powiecie strzeleckim około 40 km od Opola. Warsztaty odbywały się w pałacu, który przed wojną należał do rodziny von Pasadowsky-Wehner, po wojnie mieścił się w nim również Uniwersytet Ludowy. Dziś w budynku tym znajduje się siedziba mniejszości niemieckiej. Pałac otoczony jest parkiem, który niestety uległ dewastacji w czasie nawałnicy w 2008 r. Pomimo zniszczeń miejsce to posiada swój charakterystyczny urok. Wracając do warsztatów, które uczą gry aktorskiej, wyrażania emocji – pomagają bliżej poznać samego siebie, swoich reakcji, odczuć… Zajęcia odbywały się na scenie, którą pałac ten posiada. Przyznam, że one do najłatwiejszych nie należały, gdyż oprócz tego, że wymagały zna- „Jeśli dwóch ludzi rozmawia, a reszta słucha ich rozmowy – to już jest teatr.” G. Holoubek jomości tekstu, należało włączyć emocje, gesty, mimikę. Ciekawe to było doświadczenie. Ciężka praca uwieńczona była relaksem przy wieczornym akompaniamencie w wykonaniu Wojtka oraz pozostałych uczestników. Swoją obecnością uraczyła nas Pani instruktor terapii zajęciowej Alicja wraz ze swoją mamą, częstując nas wyśmienitym ciastem z truskawkami. Atmosferę wieczoru podgrzewało i umilało ognisko palące się do późnych godzin. P.S. Dla mnie to był szczególny wieczór, gdyż tego dnia 14 czerwca obchodziłam swoje imieniny. Pozostaną one długo w pamięci. Reasumując, każdy kto chce lepiej się poznać, mieć ze sobą lepszy kontakt powinien spróbować uczestniczyć w zajęciach teatralnych. Warto zastanowić się i podjąć takie wyzwanie, bo dzięki sztuce aktorskiej można to osiągnąć. JM „Teatr to aktywna refleksja człowieka nad samym sobą” Novalis ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 7 WYDARZENIA Jabłuszka, jabłuszka pełne... lata P że zjedliśmy je z apetytem na surowo. To była wielka… „jabłkowa wyżerka”. Osobiście nie znam osoby, która nie lubiłaby jabłek. Słodkie, deserowe, winne… każdy ma swój ulubiony smak, ale jabłka lubimy wszyscy. Można by powiedzieć, że jabłko to nasz „narodowy owoc”. Nie ma chyba ogrodu, czy działki w których nie rosłaby jabłoń. Jabłka świetnie się przechowują nie tracąc walorów smakowych i odżyw- twardych jabłek znakomicie wpływa na dziąsła. Zawierają one również tak potrzebny organizmowi błonnik, który działa na organizm wielokierunkowo „wymiatając” z organizmu resztki pokarmowe i szkodliwe produkty przemiany materii zapobiegając ich zaleganiu i fermentacji w jelitach. Błonnik znakomicie oczyszcza organizm z metali ciężkich, wolnych rodników i toksyn pomagając wydalić je z organizmu. Niezaprzeczalną zaletą jabłek jest ich niska kaloryczność np. średnie jabłko (ok. 100g) to tylko 52 kcal. Statystycznie każdy Polak zjada rocznie ok. 13 kg jabłek, a powinniśmy zjadać ich zdecydowanie więcej, bo wtedy mniej pieniędzy wydawalibyśmy na zakup różnych suplementów diety. Anglicy mają takie powiedzenie: „One apple a day, keeps the doctor away.” czyli po naszemu „Jedno jabłko dziennie i lekarz niepotrzebny.” Dużo zdrowia wszystkim czytelnikom życzy Beata Brzostowska fot. Anna Dudziak ani Teresa, ogrodniczka dbająca o skwery i klomby w branickim szpitalu, ofiarowała naszym Pracowniom wielką torbę dojrzałych jabłek-papierówek. Co robić z taką ilością jabłek? Początkowo zamierzaliśmy upiec szarlotkę i ugotować kompot dla chorych w ramach zajęć w Pracowni Kulinarnej, bo jabłka były trochę poobijanymi tzw. spadami. Jednak ich zapach i apetyczny wygląd sprawił, czych. Można się nimi raczyć przez cały rok, a wielość odmian gwarantuje, że każdy znajdzie swój ulubiony gatunek. Jabłka, to niezwykłe owoce, których spożywanie znakomicie wpływa na nasze zdrowie. Spożycie 2 jabłek dziennie to znakomita profilaktyka, gdyż w ten sposób dostarczamy naszemu organizmowi niezbędnych witamin, błonnika i innych substancji wzmacniających układ odpornościowy. Niegdyś uważano, że jedno jabłko jemy dla zdrowia, a drugie dla urody i coś w tym jest na rzeczy. To prawdziwa skarbnica węglowodanów prostych, które są znakomicie przyswajane przez organizm i stanowią zastrzyk energii dla zmęczonego organizmu. W jabłkach występuje również unikalna kombinacja witamin C i P oraz magnezu, które uelastyczniają i uszczelniają naczynia krwionośne zapobiegając np. miażdżycy. Obecne w nich składniki mineralne jak żelazo i potas mają właściwości odkurczające. Gryzienie 8 ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 WYDARZENIA Z przyjacielską wizytą na Ukrainie Wizyta u wice gubernatora Lwowa Iriny Romaniv – 3 lipca 2013 r. W dniach 2-6 lipca 2013 roku delegacja z Wojewódzkiego Zespołu Neuropsychiatrycznego w Opolu przebywała na zaproszenie Partnerów z Ukrainy we Lwowie i Iwno-Frankiwsku w zaprzyjaźnionych szpitalach psychiatrycznych. W delegacji uczestniczył poseł na Sejm Pan Ryszard Galla – przewodniczący Rady Społecznej naszego szpitala. Szpital reprezentowali: Krzysztof Nazimek, Krystyna Sobota, Anna Bieniasiewicz, Joanna Halicka i Alicja Argier. Zgodnie z planem wizyty na Ukrainie, odbyło się spotkanie z wicegubernatorem miasta Lwowa Iryną Romaniv. Na spotkaniu podsumowano naszą dotychczasową współpracę i omówiono kierunki współpracy i pomocy na przyszłość. Odwiedziliśmy także Szpital Psychiatryczny na Kulparkowie we Lwowie, gdzie można było zauważyć efekty dotychczasowej współpracy – pracownie terapii zajęciowych na oddziałach, Dzienny Oddział Rehabilitacji Psychiatrycznej w oddzielnym wyremon- towanym budynku. Oferta i program zajęć w tym oddziale jest zbliżona do naszego opolskiego oddziału – jest społeczność lecznicza, prowadzone są zajęcia z muzykoterapii, choreoterapii, psychorysunku, terapii zajęciowej, psychoterapia grupowa, indywidualna, różne treningi umiejętności społecznych. Zostaliśmy też zaproszeni 5 lipca do Iwano-Frankiwska na otwarcie Oddziału Dziennego i tzw. „odcinka ostrego” tamtejszego szpitala. W uroczystości tej uczestniczyli również goście z Francji z o. Michaelem na czele, którzy od 13 lat przycho- dzą z pomocą humanitarną w postaci darów rzeczowych. W oficjalnym otwarciu oddziału i uroczystej mszy wziął udział gubernator obwodu (odpowiednik naszego województwa) Iwano-Frankiwska Mykhailo Wyszywaniuk, który uhonorował o. Machaela i Pana Dyrektora Krzysztofa Nazimka odznaczeniem Zasłużony dla Podkarpacia. Po uroczystości zostały zasadzone drzewka przyjaźni i partnerstwa. Nasza delegacja zawiozła z Polski czerwonego buka, delegacja ukraińska zasadziła klon. Wizytę na Ukrainie można podsumować następująco – zmiany w tamtejszych szpitalach psychiatrycznych idą w dobrym kierunku. Może jest skromniej ale widać, że to, co zobaczyli lekarze, psychologowie, terapeuci podczas swoich staży i warsztatów w naszym szpitalu ze dobrym skutkiem wprowadzają w życie na swoich oddziałach. Alicja Argier Pamiątkowa tablica przy drzewkach. Pamiątkowe zdjęcie – 5 lipca 2013 r. Sadzenie drzewek partnerstwa i przyjaźni. ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 9 Kuszenie pójdź ze mną a nie gardź moim zaproszeniem otulę cię słońcem rozbiorę spojrzeniem ułożę na trawie miękkiej i pachnącej gdzie mieszkają świerszcze, stokrotki, zające będziemy wdychali zapach świeżej łąki puszczali dmuchawce liczyli biedronki będę mówił słodkie i gorące słowa o wielkiej miłości i rajskich ogrodach o niebieskich oczach lśniących jak diamenty o czerwonych ustach w namiętność zaklętych o piersiach w których moc i siła drzemie co w męskich hormonach roznieca płomienie o okrągłych biodrach i jedwabnych włosach o kobiecie której imię brzmi... wieczna tęsknota a gdy zasłuchana puścisz łezkę rzewną ubiorę w pieszczotę leciutką i zwiewną uczynię królową i prawem natury skończę konwenanse wyjdę z owczej skóry i jak na samca jurnego przystało wezmę cię a niebo będzie nam sprzyjało kiedy Jan „na lipę” ja wolę na słowo uwierz w obietnice a będziesz królową Gdy zapada noc wspinam się księżycową ścieżką na szczyt nieba szukając naszej gwiazdy Cieplej i taniej S ekcja Energetyki Cieplnej zaopatrująca w ciepło pawilony Szpitala w Branicach intensywnie przygotowuje się do sezonu grzewczego. Zakończono modernizację instalacji odpylania w Kotłowni w ramach której wymieniono odpylacze cyklonowe, zamontowano odpylacz wstępny zwiększający skuteczność odpylania spalin oraz wymieniono wentylator wyciągowy. Prace te znacząco zmniejszą emisję pyłów do atmosfery. Koszt modernizacji to 60 tyś. zł. z czego dotacja z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Opolu to 29 tyś. zł., zaś 31 tyś. zł. to udział Szpitala w formie wykonania montażu przez pracowników Kotłowni. Kończone są rozpoczęte na początku lata prace przy modernizacji nitki ciepłowniczej doprowadzającej ciepło do pawilonów D i A. Instalacje te po części przebiegały na powierzchni, a obecnie nowe rury zostały położone w wykopach. Planowany koszt wymiany sieci wyniesie około 110 tyś. zł. Na ten cel zaciągnięta została pożyczka na kwotę 80 tyś. zł. z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Opolu, a 30 tyś. zł. to udział własny Szpitala w formie prac wykonanych przy ułożeniu i przyłączeniu sieci przez pracowników Kotłowni. Zmodernizowany fragment sieci został również lepiej zaizolowany, co przyczyni się do mniejszej straty ciepła, a tym samym będzie bardziej ekonomicznie i ekologicznie. Proces modernizacji systemu energetycznego Szpitala, to praca rozłożona na lata i w tym roku kolejny jej etap został pomyślnie zakończony. W przygotowaniu jest wniosek na wykonanie modernizacji wszystkich wymiennikowni na terenie Szpitalu oraz przygotowujemy się do modernizacji kotłowni. Władysław Lenartowicz kierownik SEC by zapisać w sercu kolejny wers niekończącej się miłości zaglądam do jej wnętrza w srebrnym ogrodzie kwitną czerwone róże to uczucia zamienione w kwiaty posadzę następne róże karmiąc cię strofami jak chlebem powszednim mojej żonie Andrzej Iwanowicz 10 ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 Za niedługo z krajobrazu Szpitala w Branicach znikną zewnętrzne instalacje grzewcze fot. H. Śliwiński każdy płatek to wiersz napisany dla ciebie tyle jeszcze miejsca miłość rozkwita Za czym goni współczesny człowiek? Z nany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce, gdy do brzegu przybiła skromna łódka z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczyków. Amerykanin, podziwiając ryby, spytał Meksykanina: – Jak długo je łowiłeś? – Tylko kilka chwil. – Dlaczego nie łowiłeś dłużej – złapałbyś więcej ryb? – Te, które mam całkiem wystarczą na potrzeby mojej rodziny. Amerykanin pytał dalej: – Na co więc poświęcasz resztę czasu? – Śpię długo, trochę połowię, pobawię się z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię wino i gram na gitarze z moimi amigos – pędzę wypełnione zajęciami i szczęśliwe życie. Amerykanin zaśmiał się ironicznie i rzekł: – Jestem absolwentem Harvardu i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł kupić większą łódź, dzięki niej będziesz łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli. Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać bezpośrednio do sklepów, potem założysz własną sieć sklepów. Będziesz kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję. Będziesz mógł opuścić tę małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jor- ku, skąd będziesz zarządzał swoim wciąż rosnącym biznesem. Meksykański rybak przerwał: – Jak długo to wszystko będzie trwało? – 15, może 20 lat. – I co wtedy? Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził: – Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów. – Milionów? I co dalej? – Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę ze swoją żoną, wieczorem wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał wino i grał na gitarze ze swoimi amigos... A wtedy uśmiechnął się ów prosty rybak i odpowiedział: ty każesz mi tyle lat gonić za bogactwem, abym w końcu mógł cieszyć się tym szczęściem, które już mam dziś dzięki temu, że niewiele chcę od życia? To co ty mi obiecujesz ja dawno mam i to stanowi moje szczęście…. Współczesny człowiek, a więc i wielu z nas goni niesamowicie by jeszcze coś zrobić, jeszcze trochę zarobić, jeszcze jedna budowa, jeszcze jeden kontrakt, jeszcze jedne studia, a potem mamy być szczęśliwi? Zobacz, ile szczęście już jest wokół ciebie? Zobacz, ile szczęście odkryć możesz mając niewiele, a dostrzegając tak wiele, wzrokiem nie zmąconym bogactwem? Nie trać czasu na gonienie za szczęściem, które już masz, mając wokół siebie bliskich, przyjaciół, Boga w sercu i posiadając tyle by wystarczało do jutra, na podstawowe potrzeby. Zobacz to i odkryj w tym najlepsze jakie możesz mieć na ziemi…. Ks. Marian Kluczny kapelan Dla mnie jeden plus jeden zawsze trzy wychodzi Einsteinem nie będę ja kocham przestrzenie nawet prosty nawias to dla minie więzienie pierwiastki potęgi plusy i minusy sieją zamęt w głowie jak w sieci wirusy trzymają w miejscu jak korzenie drzewo a ja kocham horyzont i bezkresne niebo cenię wyobraźnię i słowne swawole liczby są konkretne ja ulotność wolę nie zamknę we wzorach motyli i ptaków szumu liści i morza ani róż zapachu plotka głosi że Einstein wyśnił swoje wzory ja śnię o amorach w majowe wieczory chociaż panią cenię i podziwiam szczerze nie będę jak Albert algebry rycerzem pani rumak jest czarny i godny królowej ja dosiadam pegaza bliżej gwiazd noszę głowę więc nie będę uczonym i nie krzyknę eureka siodłam konia – gdzieś wiatrak na mą kopię już czeka tak już proszę pani w życiu się układa że jeden liczydłem drugi piórem włada Andrzej Iwanowicz Jest Srebrzystą rosą poranka I słońca zachodu legendą Jest Początkiem i Końcem Łzą szczęścia Biegnącą korytarzami zmarszczek Twarzy staruszki Powiewem delikatnego wiatru Dłonią wyciągniętą w Twoją stronę Jest... Miłość. MAK ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 11 ORA ET LABORA, czyli moje najpiękniejsze wakacje P kościół jest na szczycie, po jego lewej stronie klasztor, a po prawej – dom dla gości. Kto zdecyduje się podążyć w górę brukowaną, lekko krętą drogą i zastukać do drzwi klasztoru, niech uważa! Wielu ludzi zapadło już na rodzaj choroby, która każe im tu wracać. Postaram się wam przybliżyć ten mój pobyt tutaj. Do Nysy przyjechałem pociągiem, a stamtąd podjechałem kawałek autobusem. A następnie, aby poczuć się jak prawdziwy pielgrzym przeszedłem około sześć kilometrów do miejscowości Biskupów czyli celu mojej podróży. Droga wznosiła coraz wyżej, a wokół roztaczały się przepiękne górskie widoki. Przybyłem na miejsce i dopiero z góry mogłem podziwiać przepiękną górską panoramę. fot. Piotr Radimirsky o 37 latach życia mogę stwierdzić, że dopiero w tym roku miałem okazję przeżyć moje najpiękniejsze wakacje, których nie zapomnę do końca życia. Szczególnie rozmowa z Ojcem Krzysztofem na długo będzie w mej pamięci. Spędziłem je około 50 km od miejsca, gdzie mieszkam w przepięknie położonej (wokół roztacza się piękny widok na góry) miejscowości BISKUPÓW – około 15 km od Nysy na Rekolekcjach Indywidualnych u Benedyktynów. Zakonnicy tutaj mają własną pasiekę. Hodują kury, a także owce. Cała wspólnota benedyktyńska w Biskupowie liczy 11 osób. Zakonnicy produkują własny miód, sery, mają jajka. Zakonnicy wszystko robią sami – także przyrządzają posiłki. W tym jakże urokliwym miejscu barokowy 12 ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 Przywitał mnie bardzo serdecznie jeden z zakonników i pierwsze kroki skierowaliśmy do kaplicy. Tam pomodlił się on za mój pobyt u nich i prosił o obfite łaski dla mnie. Nie będę się tutaj rozpisywał o warunkach jakie miałem, ale były one rewelacyjne, wręcz królewskie i doskonale się tam czułem. Jako, że akurat w godzinie mojego przyjazdu zakonnicy mieli czas na pracę, to po obmyciu się po podróży ochoczo zabrałem się do pracy – pomocy w budowie wybiegu dla kur. O 12:00 odmówiliśmy wspólnie modlitwę Anioł Pański (którą tam się odmawia indywidualnie w miejscu którym go zastanie godzina 12:00 czyli czas tej modlitwy). O 12:45 udaliśmy się do kaplicy na modlitwy południowe, a z niej wezwał nas na obiad do refektarza dzwonek – który był takim stałym znakiem wzywającym z kaplicy na każdy posiłek. Po obiedzie był w zakonie czas, tzw. „SACRUM SILENCIUM” czyli „ŚWIĘTA CISZA”. Czas na poobiedni odpoczynek do godziny 15:00. A od godziny 15:00 do 17:40 było tak zwane „STUDIUM” czyli dla zakonników czas na naukę. Ja wykorzystywałem tą porę na krótki spacer po okolicy i robienie zdjęć. O 17:30 spotykaliśmy się wszyscy w kaplicy na Adoracji przed Najświętszym Sakramentem, a 18:00 był kulminacyjny punkt dnia czyli Msza Święta, a po niej kolacja. Po kolacji był czas tzw. REKREACJI, więc przez 2 dni zrobiliśmy krótki spacerek po okolicy, a trzeciego dnia oglądaliśmy film o Janie Pawle II. O 20:00 mieliśmy modlitwę na zakończenia dnia, a po niej do 7:30 „SACRUM SILENCIUM”. Tak więc marsz do łóżka. Modlitwy poranne czyli JUTRZNIA o godzinie 6:00 czyli o 5:30 pobudka, kawa na roz- Jubileusz SM Joachimy O byśmy mieli jak najwięcej oddanych przyjaciół, a żadna bieda nas nie dosięgnie. To prawda znana i sprawdzająca się w życiu. Przyjaźń nie jest nam dana ot tak sobie, nie bierze się znikąd. To serca muszą wzajemnie odpowiedzieć na swoje wołanie, a gdy już tak się stanie, to trzeba pamiętać i dbać, by ten serdeczny odzew nie usechł. Przyjaciele to dar losu i wie o tym każdy, kto takiej bezinteresownej przyjaźni doświadcza. Szpital w Branicach, a szczególnie chorzy mają taką Przyjaciółkę, która zawsze o nich pamięta w czynie i modlitwie. SM Joachima (s. Anna Marzec) ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej od wielu lat wspiera branicki Szpital. Od 2005 roku jest prezesem Stowarzyszenia CARITAS CHRYSTI, które powołali do życia sympatycy branickiego Szpitala, aby powstrzymać proces jego likwidacji. Gdy to niebezpieczeństwo zostało zażegnane, to nadal wspierają Szpital, dbając by odzyskał on swoją tożsamość historyczną i w miarę swoich możliwości wspierając chorych i Pracownie Terapii Zajęciowej. Ta dbałość jest widoczna i doceniana przez pracowników i chorych Szpitala w Branicach, a szczególnie z Pracowni Terapii Zajęciowej. Postanowili oni złożyć s. Joachmie życzenia z okazji 50. rocznicy Jej ślubów zakonnych. „Silna grupa” chorych i personelu pracowni na czele z Anną Dudziak jej kierownikiem udała się do Domu Zakonnego, by zrobić Siostrze niespodziankę. Zaskoczona, ale szczęśliwa s. Joachima ze wzruszeniem powitała niespodziewanych gości, wysłuchała piosenki zaśpiewanej na jej cześć i serdecznych życzeń, przyjęła prezenty, na które złożyły się prace chorych. Jak zawsze serdeczna, skromna i cicha – prawdziwa Przyjaciółka całego świata. „(…)Błogosławieństwa Bożego, zdrowia, aby Siostra miała siły nadal, jak do tej pory wspierać Dzieło Biskupa Nathana oraz opieki Matki Bożej na każdy dzień życia. Dziękujemy za wszelkie dobro okazane tym najbiedniejszym, cierpiącym na ciele i duszy. Z darem modlitwy życzą Siostrze wszystkiego co najlepsze Twoje duchowe dzieci.” – to fragment życzeń złożonych s. Joachimie. Znamienne jest w nich ostatnie zdanie: „Twoje duchowe dzieci”, który daje świadectwo temu, że te wartości, jakie swoim życiem i działaniem Siostra propaguje trafiają na podatny grunt i stają się drogowskazem dla innych. Hieronim Śliwiński fot. Barbara Zawada budzenie i marsz do kaplicy. Po skończeniu modlitw czas na LECTIO DIVINA czyli rozważanie Słowa Bożego. O 7:30 dzwonek wzywał nas z kaplicy na śniadanie spożywane w milczeniu. Po śniadaniu od 8:30 praca. No i tak przez 3 dni mojego pobytu. Jedynie czwartek z racji tego, że była to uroczystość Świętego Benedykta założyciela Zakonu Benedyktynów nie było pracy. A tak to od lat właśnie tak wygląda dzień Benedyktynów. Cały czas to samo z jakimiś drobnymi zmianami. Właśnie coś takiego bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Takie poukładane i rozplanowane życie. Jak widać z tego mojego krótkiego opisu w zakonie jest czas na wszystko. Modlitwę, pracę oraz rozrywkę. Przecież to właśnie Benedyktyni mają swoje słynne motto „ORA ET LABORA” czyli „MÓDL SIĘ I PRACUJ”. Ja bardzo miło wspominam pracę tutaj. Była to doskonała okazja do porozmawiania z zakonnikami. Lepszego poznania się i także nawiązania kontaktów. Oprócz tego w wolnym czasie zakonników można było z każdym z nich porozmawiać, szczególnie z którymś z Ojców Zakonnych. W zakonie do takich rozmów służy specjalny pokój zwany ROZMÓWNICĄ. Mój pobyt tutaj to był piękny czas. Powrócę teraz do wspomnianej na wstępie rozmowy z Ojcem Krzysztofem którą odbyłem ostatniego dnia. Porozmawialiśmy na wiele tematów. Jednak ja głównie zapamiętam jego słowa związane z moją samotnością, a także moim wielomówstwem. Naprawdę te jego słowa na te tematy są dla mnie bardzo ważne. Rozmowa ta pozwoli mi na pewne sprawy patrzeć z zupełnie innej perspektywy. Na zawsze też zapamiętam tę przepiękne górskie widoki. Doskonałym komentarzem do tego cudnego miejsca mogą być słowa pewnego dziennikarza „Miejsce jest niezwykłe. A jest ono niezwykłe przez swoją zwyczajność.” Co do ich gościnności to już ich założyciel Święty Benedykt napisał „Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: «Byłem gościem i przyjęliście mnie». Więc oni tak właśnie starają się przyjmować każdego przybysza u siebie. Ten mój pobyt tam choć krótki to był bardzo owocny i bogaty w wrażenia. Dużo czasu spędziłem w Kaplicy modląc się we wszystkich Intencjach, z którymi tam przybyłem. Polecam pobyt w tym miejscu – piękne widoki, ale chyba najważniejsza możliwość rozmów, które mogą pomóc nam inaczej patrzeć na wiele spraw. A także doskonała forma wyciszenia się od tego szalonego i pędzącego świata. Ja najprawdopodobniej już w sierpniu tu powrócę wraz ze swoim kolegą. Bo to miejsce ma w sobie coś takiego, że kto raz tu przyjedzie to na pewno jeszcze tu powróci. Piotr Radiměřský ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 13 TWÓRCZOŚĆ Baśń Fotel i koc OWSZEM Ni z gruszki ni z pietruszki Wielbłądzi koc Moja mieść to siedzieć wygodnie Trzymając koc to pled Temu służy fotelik Dopasowany do mojego fizis Pestka zażyłości Czujny, bezwzględny mebel I oczekiwanie z dnia na dzień Forsycje się obudzą To będzie piękna zima Będzie ciepło, będę pracowała Jedyne, czego mi będzie brak Dokuczać mi będzie robaczek światła Będę się śmiać Jestem buńczuczna Mam uniesienia tragiczne Mam koc Koc mam Koc to nie z tej ziemi pled. Naprawdę. K ręcę się w koło, strumyk obok, jego pętle i szmer. Warkocz wody przecieka między palcami. Przezroczysty bardzo. Myjemy w surowej wodzie menażki. Kłopot zimnej wody nie do użytku. Tylko w taki sposób płuczemy, bo to obozowisko. Woda na przymiarkę. W naczyniach jest, bo musi być oszczędnie, a i wystarczającej kubatury. Bardzo nieszczególne zajęcie. Czym mam zachwalać, ciebie się szanuje. Młyn, wiatrak obraca chęć do mielenia mąki. Godne politowania nie cenić, to jest pozostałość osady – archeologia, znalezisko, rów głęboko w ziemi. Wzór jest podstawowy. Dawniej niż w skansenie. Oto w jaki sposób się pracuje. Och, to duch tego miejsca. Mam do kąpieli stosunek zbożny. Woda się kręci i fajnie jest. Po- cieszenie, to w parze, albo w skąpym gronie. Być samotnym, to stukać palcem, wyprowadzać na prostą, regulować. Bawimy się wesoło. Jaki urodzaj! Owoce się najpierw płucze. Kropki wody karmicielki. Napotne zioła. Namiętne wypowiedzi dotyczą intymności. Nie brudź naszego związku. W biegu się sapie, ale to na końcu. Bieg – sportowa dyscyplina. Czas to pośpiech. Wskazuje i gdy się płacze, gdy łkam toczą się po twarzy. Łzy po stoku mojego policzka. Ryby transoceaniczne, ichtiologia, tajemnica podwodnej oazy. Najgłębiej piasek. Gdy wyruszam na przechadzkę sugeruję się, kiedy, właściwie kiedy to nastąpi. Kiedy powrócę do domu? Kasz- tanowiec, to drzewo, które czaruje. Kasztany to owoc ziemniaka, a jakie ma piękne liście i kwiaty, jako zawiązek. Jak świece, długie i proste. Buty robią kaszel, służą do tego aby wypić syrop. Mam z przechadzki powrócić w domowe pielesze. Prędko wsunąć stopy – konieczność. Serdecznie brykać. Umiejscawiam się w fotelu. W tym miejscu jest mi błogo– miękki. Wyłącznik – spoidło z drewnem. Są też same pluszowe. Kanapa w tym samym fasonie. Pogadanka, iluzja jest nieuczciwa. Powodują ją symptomy. Mam upodobanie w refleksji, jeżeli chodzi o wachlarz możliwości, jest on różnorodny. To akordeon wdzięku. 14 ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 Czynność zaznaczona udziałem ręki. W kartach do gry, skupiona czynność różnych możliwości, bądź maniera. Trzeba się rozerwać. Ale to brzydko powiedziane. Jeszcze zanim nastąpiła telewizja grywaliśmy w karty. Ta gra nazywała się banalnie „tysiąc”, a i remik, remibrydż, kanasta, poker. Gry dla dzieci to w wojnę i Czarny Piotruś. Miła rozrywka, bardzo przemyślana. Dla graczy są gry w bile, giełda, różne giełdy. Sytuacja stresująca, którą się przezwycięża. Radość z wygranej. Czas jest jak piana, wychodzi poza naczynie. Tworzę, aby napawać pewności. Uczę, poskramiam nieśmiałość. Dajesz kierować na rozdrożu. Uczę się codziennie. Lubię się uczyć, bardzo współcześnie, jakie to inaczej. Mam swój balast codzienny. Pisze dla tych, którzy tworzą każdy w swoim imieniu. Myślę, że naprawdę pisze się głaszcząc swój nowy strój. Czy pomożesz mi nie upadać na duchu. Tu jest miejsce właściwej obecności. W życiu bywa różnie. Dobre dni przysparzają szczęśliwego kształtu trwania. Jest czymś radosnym zapał, śmiech. Zanadto nie myślę o tym teraz, lecz w czasie kiedy się wypełnia czas teraźniejszy. Zastanawiam się jakim cudem jestem w teraźniejszości. To te- mat, który ma się odświeżyć. Po co tyle przejść? Zsyłka – o tym wiedzą wszyscy Rosjanie na swój sposób. Katowanie mrozem. Sutka matki jest brązowym skurczem. I wyobrazić sobie, że urodziło się w czasie wojny. Jej okrucieństwa. To jest na twarzy. Rumień, odmrożenie dotyka uszu. Zazwyczaj występuje na policzku czerwień bolesna. Wypieki na policzkach. Perska chusta i bez rachityków. W czasie wojny się kombinuje. Trzeba być przebiegłym, by niezwłocznie ratunku wołam. Jaka kara – Sybir, okrucieństwo, ale to było tak dawno. Ogromna temperatura, szpilki śnieżne. Skośne płatki śniegu. Dobrodziejstwo innych stopni termometru. Lubię określać położenie przeze mnie doznanych. Rodzaj zajęcia świadczy o możliwościach. Tak się cieszę, że mam pyszny rodzaj pracy – zrobić na przykład tort – tak drogo kosztuje. Lubię czas wolny. Przybywają do mnie wieści. Moja kondycja jest ambarasem. W tej materii. Przytyki, sprzeczki, chwalić to znaczy kochać siebie. Gdy kocha się siebie, to jest się niewymownie wdzięcznym podziękowaniem. Czy to jest tak nobilitowane, jak wstręt i obrzydzenie. Wiem, że to chodzi o stopy, które depczą laicy. Czy bulwersuję? Czy to kolejna propozycja? Daj mi choć niewiele. Kalectwo, to ja ci powiem, to jest rodzaj trudu jeżeli chodzi o powinności. Rodzaj zainteresowań określa zadanie do spełnienia. Oczekiwanie męczy. Mam splecione dłonie. Dołek w ręku, małą garstka. Rodzaj błagania, dowód drobnych monet. Gdy zależy mi, abym odebrała dzięki, gratis, to oferta uczciwa. Mam bardzo osła- bioną kondycję na czas spotkania chwiejnej myśli. Dziwactwa, to moje zapiski. Nie krzywdź! Perlista chmura, rozpruta i bardzo zaniedbana praca. Jestem rozrzutna. Klisza dobija i jest mi srogo na zdrowiu. No cóż mamy podyktować w sposób niemożliwy. Zapatrzyć się. Mieć oczy deszcze. Słyszeć uśmiech. Rozwydrzenie i wszystko leci z rąk. No wykrztuś to! Jak bawisz się w ruletę. Jak dorośleje błąd. Jak się sierdzi i pomstuje. Delegat nie mojej plakietki, który był mi człowiek siejącej maciejki. Człowiek z książki w sposób dwukrotny zachorował na słoneczny ogród. A jakie dawał szczepionki. Drzewa długo rosną. Świat złożony z pomsty. Bogactwo, zapomnieć byłoby szkoda. Nie wiem skąd mam tyle miłości. Mam dwa przylepce. Człowiek – kobieta minorowa, czyli baryton. Mogłaby głosem zbić naczynia, mogłaby być wstydliwością. Ja się po prostu taka narodziłam. Te strzępy prozy wykrzyczę. Ależ nie umiem w ten i w ten sam sposób. Moja świadomość literacka poszukuje nowych sformułowań. Moje ciągi dalsze, mój sposób na przymiotnik. Moje zerwanie się z logiki. Wystawiona na pokaz nakarmiona, utajona, otoczona bo to rzecz, moja głębokość. Jestem sama tak boleśnie, tak mocno. Płaczę. Za plecami odbywają się suche łzy. Daj mi tyle aby nie zwątpić. Maskować się, jest to wydrążone bezpieczeństwo. Trzeba się posilić, proza klasyczna. Nie zawsze to musi być. Mieć taki sposób na życie, aby nie przeszkadzać. Nie mówię przecież przez tubę. Czas jest zwyrodniały. Ludzkość podzielona. A płacz, to iskry na niebie. Na około tematu z użyciem wszystkich znaków interpunkcyjnych i innej natury błędów. Na co masz ochotę? Lubię drożdżówki. Tekst i grafika EWY ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 15 Moje wrażenia Znowu sama Piorun trzasnął promyk zgasł nadziei już po niedzieli uczuć w mrok zapadam w swoją myśl odchodzę po co mi uczucia tylko radość szczęście skróca było dobrze a jest źle teraz już nie ma Cię już nie będziesz w sercu moim ja odchodzę raczej Ty zostawiłeś mnie Witamy na Hawajach W piękny wrześniowy ciepły dzień przenieśliśmy się w rytm muzyki na słoneczne Hawaje. Gdzie w ogrodach Szpitala Wojewódzkiego Specjalistycznego Zespołu Neuropsychiatrycznego im. św. Jadwigi odbył się 6 września 2013 r. z okazji Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie ,,Piknik Hawajski.” Wszyscy uczestnicy, zaprosze- ni goście, rodziny pacjentów i terapeuci mieli na sobie przepiękne kolorowe stroje z bibuły, girlandy kwiatów na szyi, i ozdoby we włosach . Papierowe kwiaty, łańcuchy zdobiły drzewa i stoiska ze ,,swojskim jadłem.” Uczestnikom pikniku smakowała pyszna grochówka, kiełbasa z grilla, chleb ze smalcem i kiszonymi ogórkami. Każdy po tańcach i pląsach mógł napić się zimnych napojów, kawy, herbaty i zasmakować słodkich ciast. Atrakcjom nie było końca. Pacjenci, terapeuci i goście wesoło bawili się w rytm muzyki. Jola i Marek swoim śpiewem umilali uczestnikom pikniku pobyt na świeżym powietrzu. Pacjenci mogli korzystać z jazdy konnej, szukać muszelek wśród traw dzięki którym można było otrzymać nagrody. Wspólne zabawy, gry, zawody, pląsy przy muzyce, dostarczyły wszystkim wielu wrażeń i niezapomnianych chwil. Będziemy czekać by na słoneczne Hawaje lub w inne rejony naszego świata powrócić znów za rok. Wszystkim organizatorom i uczestnikom bardzo dziękujemy. Magdalena Wiącek z mamą Wizyta Gości z Niemiec W dniu 9 września br. do Szpitala w Branicach przybyła wycieczka z Niemiec. Goście nie tylko zwiedzali szpital, ale mieli również okazję spotkać się i porozmawiać z Marią Krompiec wójtem Gm. Branice. H. Śliwiński Żałość Ogień pali ciało trawi wody dajcie niech nie płonie żar, tęsknota żałość, ból już skowyczę wyję w głos boli każdy cios tu kuksaniec a tam nóż w serce samo już zadane znajdę kogoś kto obroni ogień życia mi ochroni? A tymczasem sama muszę łapać oddech łapać swój taka kolej takie życie o miłości myślę skrycie o miłości i radości a na razie jest jak jest Belka 16 ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 Niespodzianka dla Pani Izy, czyli nagroda za dzielność P ani Izabela P. podopieczna Pracowni Terapii Zajęciowej, a zarazem pensjonariuszka Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Branicach od dłuższego czasu marzyła o uzupełnieniu uzębienia. Wybrała się w tej sprawie do Gabinetu Stomatologicznego prowadzonego przez SM Małgorzatę. Bardzo się obawiała tej wizyty i ten lęk spotęgo- Szczęśliwa Pani Izabela ze swoim Gościem – s. Małgorzatą wał się jeszcze, gdy już usiadła na fotelu dentystycznym. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo w tym miejscu większości klientów cierpnie skóra. Pani Iza jednak dzielnie wytrwała do końca zabiegów i dostała swoje nowe ząbki. Teraz mogła olśniewająco się uśmiechać do wszystkich w Pracowniach. W rozmowie z s. Małgorzatą wspomniała, że zbliżają się jej urodziny. Informacja padła mimochodem, ale była brzemienna w skutki. Kiedy nadszedł dzień urodzin p. Izy siostra Małgorzata ze swoją asystentką postanowiły zrobić jej niespodziankę i przyszły z wizytą niosąc tort urodzinowy. Solenizantka była ogromnie tym prezentem zaskoczona i uszczęśliwiona. Serdecznie i wylewnie podziękowała niezwykłym Gościom. Później tort został uroczyście pokrojony i zjedzony ze smakiem wraz z gośćmi i przyjaciółmi Pani Izabeli. Jak widać z powyższego: „Nie taki dentysta straszny, jak go malują”. Celina Zacharska – instruktor Śluby wieczyste Sióstr Maryi Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny obrały sobie 3 siostry ze Zgromadzenia Sióstr Mari Niepokalanej w Branicach: SM Aneta, SM Daniela i SM Maksymiliana, by złożyć śluby wieczyste. Uroczystość odbyła się w Bazylice Św. Rodziny w Branicach. Przypomnijmy, że siostry ze Zgromadzenia SMN były tymi, które przez kilkadziesiąt lat opiekowały się chorymi w branickim szpitala. Obecnie żadna z Sióstr nie pracuje już w Szpitalu, ale związki ze szpitalem są nadal silne, więc cieszy fakt, że nowe powołania umacniają to zasłużone dla chorych Zgromadzenie. Jestem jednym z wielu Jestem jednym z wielu Na tym tu oddziale, który szuka celu by czuć się wspaniale. Życie jednak kręte Los wciąż wszystko plącze A nasze wyczyny były bardzo tępe. Chcemy Was przeprosić za swoje wyczyny Przyznajemy szczerze znamy swoje winy. Choroba nas gnębi. Wy nam pomagacie Może los pomoże Wam szczerze odpłacić. Praca Wasza z nami to walka bez granic Wiemy o tym dobrze trzeba więc to zmienić. Wybaczcie nam mili my się poprawimy Mówię to za wielu Nie robię już kpiny. Paweł Włodarczyk Sen Widziałem cię w kolorach tęczy W czerwonych makach, które płoną Schodziłaś z nieba ku przełęczy, jak anioł bliska moim dłoniom. W mgielnych obrazach na dnie dolin I w sennym szumie ich radości Byłaś jak zjawa, co nadchodzi W piękniejszym cieniu swej piękności. W otwartych oczach miałaś płomień, Na ustach białej róży czerwień Schodziłaś z nieba, gdzie me dłonie Przenikły przez twej duszy głębię. Widziałem cię w baśniowej gali Niesionej wiatrem przed ołtarze. Byłaś jak ogień, który palił Miłością miłość naszych twarzy. W splątanych głosach ponad ziemią W niezrozumiałych, bez imienia Schodziłaś z nieba ku marzeniom, Bo byłaś tylko snem wspomnienia. Zbigniew Brożek ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 17 Jego Śladem Ludzie mówią, szepczą słowa krzywią się, prychają ona jest gotowa rzucić wszystko, pójść przed siebie liczyć gwiazdy na niebie nie ogląda się już na nic słów zazdrości też nie słucha poszła za nim, jego śladem obsypana spojrzeń gradem a on idzie, nie ogląda się za siebie nic nie widzi, nic nie słyszy ona w biodrach się kołysze lekko się porusza za nim gdyby tylko się obejrzał zerknął kątem oka to by dostrzegł jak to ona serce niesie w swoich dłoniach z różą w włosach za nim pędzi tańczy za plecami jego on nie widzi tego zapatrzony w swoją przeszłość dawną miłość zostawioną tak przegrany szedł przed siebie ona płacze, tańczy, skacze jak piłeczka odbijana idzie, idzie ciągle za nim tą miłością połamana uskrzydlona jednocześnie lecz dla niego to za wcześnie przyjąć jej starania Pasjonat modelarstwa P oniżej prezentujemy zdjęcia modelu pawilonu A Szpitala w Branicach wykonanego przez Zdzisława Kołodę z rybnickiego Stowarzyszenia EDUKACJA I MODELARSTWO. Model przedstawia pawilon A pomiędzy rokiem 1903 (wtedy został oddany do użytku) a rokiem 1934, gdy wybuch w nim pożar. Spłonęła wówczas górna kondygnacja i dach. Pawilon został szybko odbudowany, ale nie odzy- skał już tak „bajkowego” wyglądu, jaki widzimy na modelu. Został on również bardzo poważnie uszkodzony w czasie II wojny światowej. Odbudowano go w 1959 roku w kształcie jaki obecnie znamy. Zdzisław Kołoda jest od wielu lat zaprzyjaźniony z Pracowniami Terapii Zajęciowej branickiego Szpitala. Wielokrotnie też gościł w branickim szpitalu. Hieronim Śliwiński Belka Przeczytaj – to do ciebie w bólu i cierpliwości rodzi się ideał w upadku i namiętności umiera nadzieja i choć ideałów nie ma to po coś to słowo istnieje a nadzieja choć zawsze umiera ostatnia kiedyś odchodzi i nadzieja martwa w duszach jeszcze żyjących pozbawionych wiary w pełni życia konających MAK 18 ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 fot. H. Śliwiński w sercach przekonanych o ideałów nieistnieniu nie zrodzi się siła do osiągnięcia celu Mam swój M zakątek am kawałek swojego terenu. Przebywanie z dala od ludzi jest dla mnie przyjemną sprawą. Po tak dużym natłoku zajęć, tak absorbujących jak dwójka małych dzieci, przebywanie w ciszy, w zakątku zieleni jest ukojeniem i pozwala na wyciszenie. Zdradzę tajemnicę: jestem na RODOS czyli Rodzinne Ogródki Działkowe Ogrodzone Siatką. Fantastyczny nabytek moich tegorocznych wakacji. W ciszy i spokoju siedzę, popijam kawę, delektuję się zielenią. Jak mam ochotę, to pracuję, nie mam, to odpoczywam, a i drzemka mi się przydarzy. Perspektywa uprawy ziemi jest obiecująca. Taki sobie kawałeczek w mieście, a jednak tak daleko od ludzi. Bardzo jest mi to potrzebne. A skąd dwójka małych dzieci? Moje wnuczęta: Oliwia i Kamal wraz z córką byli u mnie przez dwa miesiące. Czy mieli wakacje? Dzieci tak, córka robiła kurs prawa jazdy. Zdała, zdała i to za pierwszym podejściem. Gratuluję córci! Jest fantastyczna! Zdać w Polsce prawo jazdy nie jest łatwe. Trzeba doskonale znać przepisy, być inteligentnym i wykazać się umiejętnościami manualnymi. Poza tym, prowadzenie samochodu to nie igraszka, to duża odpowiedzialność. Powiem Wam, że im człowiek starszy, tym większe ma poczucie odpowiedzialności i świadomości zagrożenia. A moja córka jest odpowiedzialna i potrafi zachować się za kierownicą. To dobrze i jest szansa, że nabierze szybko wprawy w prowadzeniu samochodu. Napracowałam się w trakcie tych wakacji, wręcz ponad siły moje, bo i remont w domu, który trwa do tej pory. A ja uciekłam z domu na RODOS i jest mi dobrze. Córka w domu swoim daleko, daleko, syn korzysta z resztek wakacji, a ja wreszcie zaczęłam pisać. Wszystkiego zaniechałam na czas wakacji, teraz jest czas dla mnie. Jeszcze kilka dni wolnego i do pracy. Cały zespół aktorski pracuje, a ponieważ nie potrafię śpiewać, to przedłużyły mi się wakacje na czas nauki piosenek do spektaklu „Psiakość II”. Tak więc LABA, LABA, LABA... Pozdrowienia z RODOS przesyła Belka Nowe Życie Nowy świat nowe życie Bóg mi podarował pół mojego życia tajemnicę chował przeszłam trudy życia swego teraz świat stanął otworem więc przyjmuję to z pokorą cieszę się każdą porą dnia i nocy niechaj gwiazdy świecą tłumnie sięgać po nie będę dumnie a właściwie tylko jedna mi wystarczy co ogrzewa moje dłonie serce moje sięgnę po nią w Twoje ręce ją położę to wystarczy mrok rozświetlić Tobie dam połowę tej jasności niechaj miłość w nas już gości Oszukać siebie nieprawda! ta łza brzegiem policzka biegnąca nie moja niemy krzyk z piersi wyrwany nie do mnie należy myśli a w nich o dwa słowa za dużo nie w mojej głowie się kołaczą to nie ja! nie chce nie będę nie mogę płakać krzyczeć myśleć za tobą do ciebie o tobie `MAK Zdrada Gdy ją zdradził chichy krzyk wydała z siebie potem błagał i przepraszał prosił, szeptał czułe słowa kłamał ciągle już gotowa przyjąć jego przeprosiny podarować wszystkie winy jednak zdanie swe zmieniła żyć z nim już nie potrafiła tak codziennie dnia każdego wyszedł z domu co miał zrobić sama w kącie dzisiaj płacze nie wybacza myśl ta trudna do niej wraca i pogodzić nie potrafi myśli swoich swoich uczuć jakże trudnych taka kolej zdarzeń durnych Belka ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 19 (...)Babcia Lucy czyli Ludmiła przeżyła na tym padole osiemdziesiąt cztery lata. Mimo to mało mówiła o burzliwych losach swojego żywota. Do życiorysu sięgał nader często Dziadek Rudolf, a miał o czym opowiadać, gdyż o dziewięć lat wcześniej od Babci się urodził i po męsku interesował się historią i polityką... Moja Babcia, TA JOJ! M oja Babcia była piękną kobietą i pięknie starzejącą się babcią. Jej dostojnie przygarbiona sylwetka, niczym francuskiego zamyślonego filozofa z XVIII wieku, spowodowana nawarstwionymi trudami egzystencji, czyniła ją aż nadto charakterystyczną dla mikrokosmosu lokalnych postaci. Zebrane, jak urodzajne żniwo zmarszczki na jej twarzy budziły respekt nawet wśród nie liczących się z nikim partyjnych urzędników u których po peerelowsku, jak każdy obywatel tamtych czasów załatwiała stos spraw. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że ten czas w naszym wspólnym życiu (tzn w babci i moim) który chciałbym opisać przypadł na okres schyłkowego komunizmu w Polsce. Aby jednak zaprezentować pełniejszy wizerunek Babci i uchwycić tę impresję, ten jej portret, jaki się zarysował w mojej pamięci z wczesnego dzieciństwa, muszę powrócić do dziejów dawniejszych. Na fakt bowiem, że Babcia dumnie się nosiła, będąc prostą i skromną jednocześnie osobą, wpłynęło niewątpliwie wychowanie w rodzinie wywodzącej się ze szlachty. I to szkockiej szlachty! Robinsonowie byli ludźmi zamożnymi o liberalnych i demokratycznych poglądach, solidnie wyedukowanymi i dobrze wychowanymi. Promowali gromadny styl życia czyli miłość do dzieci oraz do zwierząt. Jakub i Emilia – moi pradziadkowie – byli posiadaczami obfitej progenitury – moja Babcia Lucy, siostra Mery, bracia Willy i Alex – jak i przybocznej sfory przemiłych piesków łownych. Jakub, syn Jamesa (prapradziada) był przewodniczącym koła łowieckiego. Z zawodu ogrodnik – pielęgnował on ogrody w całej Europie – między innymi w Wiedniu i w samym podparyskim Wersalu. Była połowa XIX wieku, kiedy 20 ZYGZAK członkowie rodu Robinsonów spłynęli z falą szkockiej emigracji na wschód. Ówczesna emigracja szkocka była niemalże „wielką”. Ludzie stamtąd sunęli masowo na wschód, tam gdzie nieznane, natrafiając na polski liberalizm w kwestiach przynależności narodowej i na polską tolerancję religijną. Ponadto można było na polskich Kresach wschodnich, odnotować prężnie działającą inteligencję z licznymi ośrodkami naukowymi. Z racji też takiej, że były tam dwie główne warstwy społeczne – chłopstwo i inteligencja – istniało zapotrzebowanie na specjalistów – rzemieślników, takich jak ogrodnik, cieśla, etc. I tak Robinsonowie osiedlili się na Kresach. Zamieszkane przez nich miasta to Stanisławów i Lwów. Tam właśnie przyszła na świat moja Babcia, ta joj! Babcia Lucy czyli Ludmiła przeżyła na tym padole osiemdziesiąt cztery lata. Mimo to mało mówiła o burzliwych losach swojego żywota. Do życiorysu sięgał nader często Dziadek Rudolf, a miał o czym opowiadać, gdyż o dziewięć lat wcześniej od Babci się urodził i po męsku interesował się Historią i polityką. To od niego dowiedziałem się o realnych okrucieństwach wojny, którą przeżył jako jeden z walczących o wolność i właściwy ustrój Polski. Jako zdeklarowany antykomunista, Dziadek Rudolf do końca życia nosił w pamięci obrazy bestialstwa jakiego dopuszczali się Ukraińcy i Białorusini względem polskiej ludności kresowej. Już po pierwszej „historyjce”, pokazującej nieziemskie formy uśmiercania bliźnich, ciarki mnie przechodziły. Wystarczyły owe opowieści z wojny aby i mnie wciągnąć w nurt antyradziecki i zjednać sobie poplecznika we wspólnym piętnowaniu ustroju. Bo epizodem wręcz katastroficznym w życiu moich Dziadków była ucieczka przed bolszewikami LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 i w przypadku rodziny ze strony Babci, ponowne osiedlenie się na „nie znanych terytoriach (tym razem na Śląsku, w Opolu). Trzeba jednak zaznaczyć, że nigdy nikt nie był u nas radykałem. Żyło się normalnym tokiem codziennych spraw i obowiązków, a rekwizyty „zbrodni i sprzeniewierzeń” schowane były pod głęboką warstwą zakurzonych bibelotów. Dziadek chodził do pracy, a Babcia pilnowała gospodarstwa domowego jako, że wychowana była w duchu szlacheckim, wedle którego kobieta winna zajmować się jedynie sprawami domowymi. Dzięki temu Babcię miałem non stop i była ona obecna w moim życiu w sposób szczególny. Babcia Ludmiła, zdrobniale Lusia, była w moim życiu wszechobecna. To z nią oraz z moim Dziadkiem Rudolfem spędzałem często wakacje. Z nimi zbierałem w lasach dzikie maliny, z których Babcia preparowała słodkie i klarowne soki wypijane przeze mnie regularnie. Z nimi zjeździłem sieć tras jak kraj długi i szeroki liniami Polskiej Kolei Państwowej, mając poczucie bezpieczeństwa i czując jedynie smak przygody bez tych wszystkich późniejszych pojękiwań na brak komfortu, ustawiczne spóźnienia i brak czystości tychże linii. Jadąc, ogarniał mnie totalny spokój zwłaszcza gdy kołysał mnie do snu terkot rozpędzonych kół pociągu. Babcia z Dziadkiem kładli na półeczce termos z gorącą słodką herbatą i własnego wyrobu ciasto cytrynowe. Aż się chciało jechać! Z nimi poznałem góry latem, jadłem placki ziemniaczane z cukrem, poznałem zapach górskich lasów. To jednak w mieście rodzinnym, przy ulicy Podhalańskiej, kwitło życie „salonowo – sielankowe” choć momentami przybierało ono barwy mistycznych i posępnych przeżyć emocjonalnych. Dom Dziadków był jak WSPOMNIENIA chatka Baby Jagi, raz zaczarowana studnia z Alicji w Krainie czarów innym razem, to znów jak mroczne zamczysko z opowiadań Edgara Allana Poe. Latem znajdowaliśmy ukojenie w pięknym ogrodzie, obficie porośniętym drzewami owocowymi oraz bzem. W gęstym sitowiu liści i gałęzi uginających się od dojrzałych i wielkich śliwek, jabłek, wiśni, czereśni, tudzież kasztanów można było poczuć się jak w innym świecie, z bajek lub z „Wiśniowego sadu” Czechowa. Chociaż może w moim przypadku z bajek, gdyż ja, dzięki Babci i mojemu wiekowi, wierzyłem długo w istnienie magicznego, bajkowego świata. Drzewa, które wyrosły silne o rozłożystych koronach sadził i pielęgnował sam Dziadek. A ja sam, kiedy trzeba było, czmychałem po ich konarach strącając z nich owoce. Słodkie życie prowadziliśmy w tamtejszym ogrodzie. W chłodne dnie, a zwłaszcza w zimowe, spędzałem czas w pokoju Babci. Tam piec rozgrzany jak w hucie, buchał szkarłatnymi jęzorami ognia, a Babcia lub ja, jak Jaś i Małgosia karmiliśmy go wielkimi porcjami węglowych brył. W międzyczasie, ugrzeczniony ciągłymi opowieściami Babci Ludmiły o strasznej i groźnej dla dzieci Babie Jadze, mogącej w każdej chwili zapukać w drzwi pokoju, w piżamce, kryłem się pod wielką i ciężką puchową pierzyną Babci. Nasz pokój, oświetlony jedynie owym żarzącym się węglem i lampką z abażurem stojącą na stole, która zasłonięta była jednak grubą warstwą chust zza których tliła się ledwie że na pomarańczowo mała żaróweczka, był niczym kabina w wehikule czasu, niczym kajuta statku pirackiego podczas sztormu... był smokiem który wyzwalał we mnie najdziksze uczucia, od zauroczenia do prawdziwej grozy. Całe szczęście że oprócz pierzyny Babci miałem na tym wielkim gorącym piecu kaflowym swoją kryjówkę. Korzystałem z niej kiedy tylko mogłem wbrew zakazom Dziadków, ale z nakazu wewnętrznego mówiącego mi: <<Ratuj się kto może! >>. Pół biedy jeszcze, kiedy to Baba Jaga lub wilk z Czerwonego Kapturka, Baba z bajki „O rybaku i złotej rybce” czy Król z bajki „O Królu co mleko pił”, byli rozsierdzeni i zdenerwowani... Kiedy jednak to moja Babcia z Dziadkiem, sami, byli na mnie zdenerwowani, piec musiał być zaliczony. Bo trzeba powiedzieć, że całe domostwo potomków szkockiej szlachty było przyciemnione niczym średniowieczne zamczyska z gotyckich opowieści Waltera Scotta. Już mury domu – poniemieckiego – w którym przyszło im mieszkać od końca ostatniej wojny, miały grubość blisko jednego metra. Chłodna dusza w nich uwięziona, pozostawiająca na człowieku efekt gęsiej skórki, udzielała się i mnie. Wynikało to z ich tajemniczości i braku możliwości odkrycia co się za nimi kryło. Większość przejść z pokoju do pokoju była wręcz zabita deskami obłożonymi kolorowymi materiałami, za którymi nawarstwionych stało mnóstwo zagadkowych, ba!, kuriozalnych dla mnie, młodego przedszkolaka, przedmiotów, rupieci, których nie tykała się nawet rodzina. Prócz tamtych „rekwizytów zbrodni i sprzeniewierzeń”, w obszernym domostwie Dziadków stało multum wielkich szaf, z których unosił się amalgamat zapachów babcinych kwiatowych perfum i wykrochmalonej bielizny. Tak chciałem, tak mnie ciągnęło aby tam zajrzeć i zaglądałem gdzie tylko mogłem sięgnąć i gdy tylko nikogo nie było w pokoju. Wyższe partie bieliźniarki Babci oraz jej szafa garderobiana stanowiły dla mnie nieuchwytny cel. Szafy Dziadka niczym mennice rozbudzały najskrytsze me zaciekawienie. Maszyna do szycia Singera, na mosiężnych wzorzystych czarnych podstawach budziła respekt i stanowiła obiekt nocnych koszmarów. Nawet szereg szafek i szafeczek, ulokowanych w rozjaśnionej kuchni, z garnkami i wielkimi puszkami z amerykańskich darów w których trzymana była mąka, cukier etc powodowały że czułem się jak w jakim sezamie. Tak, to właśnie tam rozbudziły się moje zmysły oraz bujna, choć tłumiona przez ciągły podziw i romantyczną fascynację wyobraźnia. W takim właśnie sezamie pojawiał się cały mikrokosmos lokalnych postaci. Osób z kręgu znajomości moich Dziadków. Schodziły się w tamte progi osoby mieszkające na ulicy Podhalańskiej oraz ludzie z dalszych okolic. Pani Jasia co miała wielkiego doga w krowie łaty, pani krawcowa, daleka ciotka z Ameryki, lokatorzy, sąsiedzi, rodzina. Wszyscy, do późnych godzin nocnych, w pokoju Dziadka grali zacięcie w brydża. A kto wodził prym? Babcia! Była obrotna, potrafiąca pertraktować i negocjować w sposób bezkompromisowy. A do tego była bardzo głośna. Przy brydżu i ogólnie rozmawiało się w domu o polityce, Historii i poruszało się niewygodne tematy. Pomstowało się i weseliło się. Od czasu do czasu wuj Jerzyk, syn Dziadka i brat Mamy, zagrał coś skocznego na starym poniemieckim pianinie Dziadków, a Stryj Władek na gitarze. Jak na starych kresowych dworach szlacheckich, gdzie kwitła kultura i rozbrzmiewały patriotyczne pieśni. To była, mimo komunistycznej zawieruchy, inna jakość życia i wzajemnych relacji. Wtedy się spotykało, rozmawiało. Razem. Razem się też świętowało. Przypomniała mi się powieść Roberta Gravesa pod tytułem „Żona pana Miltona”. Jak w tejże, cały dom tętnił radością, pulsował świąteczną atmosferą. Świąteczne ingrediencje, zapachy dziadkowych pierników, opary gorących zup, świąteczny zgiełk krzątających się po pokojach domowników tworzyły coś niepowtarzalnego. Wtedy dopiero dom się rozjaśniał i znikały nocne mary, znikała posępność a pozostawała radość zarysowana na twarzach domowników. Cóż tu więcej mówić. Minęły te czasy jak wszystko mija. Bezpowrotnie... Moje sielankowe dzieciństwo skończyło się, gdy wyjechałem do Francji, na twardy obcy grunt. Z Babcią korespondowałem przez cały trzyletni pobyt w Paryżu. Zarówno Ona jak i ja wylaliśmy, nie widząc siebie, wiele łez tęsknoty i wzruszenia. Po moim powrocie, byłem już doroślejszy i niejako zniszczony przez cywilizację zachodu. Z tym większą melancholią i nostalgią kontemplowałem i zmysłami chłonąłem zapach tutejszych, zwiędłych, palonych liści. Z francuska owe zwiędłe liście to LES FEUILLES MORTES. Słowa francuskiej piosenki pod takim tytułem (Śpiewa Yves Montand, kompozycja i słowa – Joseph Kosma i Jacques Prevert) brzmiące jak prośba o pamięć szczęśliwych minionych chwil respektuję, jak gdyby, pisząc ten tekst. Wiele faktów z życia, czy z historii życia mojej Babci z domu Robinson, i mojego Dziadka noszącego nazwisko Pollak naświetliła mi moja Matka, ich córa, za co jej dziękuję. Pozostałe, moje skromne wspomnienia emocjonalne są jak najbardziej autentyczne. Chęć powrotu do tamtych czasów towarzyszyła mi długo. Dopiero od niedawna uświadomiłem sobie że, jest to nie możliwe. Po prostu uniezależniłem się od przeszłości. Stwierdziłem że trzeba budować nową jakość życia, do przeżyć minionych powracając po to aby wyciągnąć pozytywne wnioski oraz aby się czegoś nauczyć o życiu teraźniejszym. A może w przyszłości jak nas zabraknie, ktoś o nas wspomni czy napisze, z równie wielkim sentymentem konstatując że poznał nas w „lepszych” czasach i że byliśmy my, tymi „lepszymi” ludźmi? Jacek Robinson Różycki ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 21 Zdrowia się nie kupi WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) już po wojnie w 1948 roku stworzyła ogólną definicję zdrowia psychicznego rozumianego jako: „pełny dobrostan fizyczny, psychiczny i społeczny człowieka”. Z drowie nie jest towarem – to hasło towarzyszące tegorocznym obchodom Światowego Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie. Świat w którym żyjemy nie sprzyja nam. Szybkie tempo życia, brak czasu na odpoczynek, życie w tzw. „ciągłym biegu”, konieczność ciągłych wyborów i podejmowania decyzji, niekorzystnie wpływa na nasze zdrowie fizyczne oraz psychiczne. Zdrowie nie jest towarem!!! Każdy z nas nie raz przekonał się o tym, że zdrowia nie można kupić, choć czasami bardzo byśmy tego chcieli. Zdrowie nie jest towarem, przedmiotem, dobrem które możemy posiąść! Dlatego tak ważne jest abyśmy nauczyli się o nie dbać, szanować je, cieszyć się nim, doceniać. W życiu każdego człowieka pojawiają się stany zmęczenia, smutku, senności, lęku czy niepokoju. Często odczucia te pojawiają się w związku z konkretną sytuacją, jakimś wydarzeniem życiowym. Być może nie nasilają się zbytnio i nie dezorganizują naszego życia. Nie należy jednak lekceważyć tych objawów, ponieważ ich dłuższe utrzymywanie może prowadzić do poważnych zaburzeń. Walka ze stresem i napięciem musi być skuteczna. Jest wiele prostych sposobów na polepszenie nastroju, polepszenie kondycji fizycznej oraz poprawę samopoczucia. Po Pierwsze! Jedz zdrowo – dbanie o prawidłową dietę i dostarczanie organizmowi niezbędnych substancji odżywczych to jedno, ale liczy się też atmosfera w jakiej spożywamy posiłek. Wspólny posiłek z bliskimi, lub jego wspólne przygotowanie, może przynieść nam dużo relaksu i radości. Po drugie! Korzystaj ze światła słonecznego – przy braku światła słonecznego wzrasta w naszym organizmie poziom melatoniny co może powodować senność, obniżenie koncentracji a także może spowodować stany depresyjne. Warto więc zacząć spacerować. Po trzecie! Śmiej się – Pozytywne nastawienie do świata, innych ludzi i otaczającej nas rzeczywistości, powoduje, że 22 ZYGZAK mózg lepiej sobie radzi z trudnymi sytuacjami. „radować się to sens życia. Ciesz się przede wszystkim życiem”! Po czwarte! Ruszaj się – systematyczne uprawianie sportu wpływa na jakość naszego życia, chroni przed chorobami m. in: przed otyłością. Pamiętajmy, ze aktywność fizyczna redukuje poziom stresu. Po piąte! Pomagaj – pomaganie jest bezcenne. Nie ważne czy jest to pomoc materialna czy pomoc duchowa – każda z nich może stanowić dla nas samych źródło szczęścia. Po szóste! Mów NIE – stanowczo i uczciwie wyrażaj swoje zdanie, uczucia, postawy, pragnienia. Odmawiaj bez lęku i poczucia winy. Pozostawaj w zgodzie ze sobą. Po siódme! Dbaj o relacje z innymi ludźmi – utrzymywanie dobrych relacji drugim człowiekiem ,jest podstawowym warunkiem zachowania zdrowia psychicznego. Ważne jest rozwijanie komunikacji, asertywności i empatii. Rozmowa z drugim człowiekiem, pozwala dostrzec inne spojrzenie na ważne problemy lub dylematy. Ta więc ZDROWIE TO NIE TOWAR, nie możemy go kupić, ale możemy sami o siebie zadbać! Wystarczy tylko troszkę wysiłku i chęci, aby dać sobie szansę na lepsze zdrowie, samopoczucie i lepsze Życie! Do dzieła zatem!!! LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 Kinga Miziołek- Łudczak HAWAJSKA WYSPA w opolskim Szpitalu Zdrowie chętniej powraca, gdy ciało tańczy, gdy buzia się śmieje, niż gdy smutnym okiem na świat patrzysz. W rzesień jest co roku miesiącem wyjątkowym w życiu naszego szpitala i zaprzyjaźnionego szpitala w Branicach, wtedy to odbywają się obchody Dnia Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie. Wtedy to mają miejsce różne wydarzenia – wystawa prac pacjentów, pikniki, konferencje, które są niezmiernie ważne zarówno dla pacjentów, ich rodzin oraz przyjaciół, jak i dla pracowników szpitala. Tegoroczny opolski piknik, który odbył się 6 września przeniósł wszystkich na hawajską wyspę. Dzięki wspólnej pracy pacjentów ze wszystkich oddziałów psychiatrycznych ogród został przyozdobiony kolorowymi kwiatami, a każdy gość otrzymał girlandę na szyję, jaką się nosi na prawdziwej hawajskiej wyspie. O dobrą zabawę zadbał zespół muzyczny umożliwiając udział pacjentów w karaoke, a klimat Hawajów przybliżyły swoim tańcem terapeutki w strojach hawajskich. Pogoda była również niczym z Hawajów ciepła i słoneczna, czym zachęcała do udziału w konkursach m. in. w poszukiwaniu ukrytych w trawie muszelek. Za ich znalezienie można było otrzymać nagrodę w postaci jednej z wielu prac wykonanych przez pacjentów na zajęciach terapeutycznych. Ciekawą atrakcją spotkania była również możliwość zapisania własnego imienia w języku hawajskim. Nie zabrakło także nutki rywalizacji – w wyścigu hawajskim brały udział dwie drużyny: gości i gospodarzy. Wygrali goście czyli pacjenci i personel szpitala branickiego nieznaczną przewagą. Atrakcją była także wspaniała kuchnia. Menu przygotowane na ten czas to: pieczone kiełbaski, grochówka, chleb ze smalcem o czterech smakach, kiszone ogórki, kołacze, owoce i do tego napoje – kawa, herbata, soki i woda mineralna. W tym dni każdy bez wyjątku bawił się świetnie... i o to chodziło. Maria Nikolczuk – instruktor fot. Anna Dudziak, Iwona Kapral, Barbara Zawada Refleksja w Dzień Solidarności Taniec hawajski w pięknym wykonaniu terapeutek opolskiego Szpitala, wprowadził wszystkich w znakomity nastrój Gry i zabawy Przejażdżki konne Tańce, tańce, tańce... Zawody sportowe, są zawsze mile widziane Można wygrać nagrodę Stół z przysmakami przyciągał jak magnes Pan Mirosław Wieczorek (w środku) z siostrą i bratem, którzy przybyli, by się z nim spotkać na pikniku. Ostatnie zdjęcie i grupa z Branic rusza w drogę powrotną. List pisany do szuflady, bądź przeznaczony do spalenia (pisany przez całe życie, napisany przez życie i wbrew życiu) P zykalne, seanse lecznicze, lub treningi osiągania orgazmu. Odnaleziono w dryfującej otrzebuję takiej kobiety, z którą mie- butelce libyśmy wspólnych tajemnic multum. Bylibyśmy jak dwa małe misie pośród zgliszcz i pożogi. Na sam widok jej twarzy ogarniałaby mnie powszechna radość i melancholia, rozmarzenie i podniecenie. Ona słuchałaby moich opowiadań o muzyce klasycznej, o literaturze, i o Francji i razem zdawalibyśmy sobie relacje z przeczytanych lektur. Czytalibyśmy poetów wyklętych , literaturę zakazaną a może nawet uchylilibyśmy wrota wiedzy tajemnej. Razem uprawialibyśmy jogging. Grałbym jej na pianinie lub gitarze Chopina, Jarre’a, Eltona Johna, Louisa Armstronga i Doorsów. W domu mielibyśmy artystyczny nieład który sami byśmy pielęgnowali. Chodzilibyśmy razem po kawiarniach i koncertach filharmonicznych. Siadalibyśmy z tyłu oparci o siebie i rozkoszowalibyśmy się dobrym ciastkiem, kawą i muzyką. Czasem poszlibyśmy do klubu aby potańczyć i się po obejmować. Robilibyśmy „to” przy czerwonej lampie. Kochalibyśmy siebie za wygląd i charakter i nie kłócilibyśmy się nigdy na serio. Na wszystko byśmy sobie nawzajem pozwalali. Razem chodzilibyśmy po drzewach, całowalibyśmy się pod wodą, kojarzylibyśmy pary, organizowalibyśmy koncerty charytatywne, wieczorki poetycko – mu- PS.: Odnalazłem list. Ktoś – nie – autor musiał go również odnaleźć i włożyć do butelki. I wysłać, chociaż kto wie czy nie zrobiła tego jeszcze inna osoba po tym jak go przeczytała. Teraz tyle jest samotnych...Wzruszył mnie do łez ten list i zasmucił. Utożsamiam się w pełni z autorem i z wszystkimi pośrednikami którzy czuli podobnie... List odnaleziony stanowi dokument biblioteczny. Oryginał Historia listu – nieznana. Prawdopodobnie ten co go wyłowił z oceanu i dopisał o swoim wzruszeniu na przełomie wieków XX i XXI z samolotu rozrzucił kilkaset kopii. Losy jego jak i autora pierwotnego listu pozostają niezbadane. Powiadają że szczęście się do nich uśmiechnęło. Z badań sondażowych wynika że list przeczytało kilka milionów czytelników. List przyczynił się do powstania kilkunastu manifestacji. Skandowano hasła takie jak: „PRECZ Z SAMOTNOŚCIĄ I ZE ZNIECZULICĄ SPOŁECZNĄ” oraz „CHCEMY BYĆ RAZEM”. Dzięki listowi powiększyła się liczba szczęśliwych związków damsko – męskich, spadła przemoc oraz odnotowaliśmy na naszym Uniwersytecie duży wzrost prac dyplomowych traktujących o szczęściu i miłości. Odnalazłszy szczęście, Jacek Różycki Robinson Twoim być chciałbym... Twoim być chciałbym Wiecznym strażnikiem Twoim się stałbym Dzikim wojownikiem O ciebie na wojnie Jak o mą Egerię Ginąłbym dostojnie A walczyłbym wiernie Dla ciebie bym padł Jako cień zza drzew Zanim by mnie zjadł Na pustyni lew Przy tobie bym zmężniał Walcząc o twój świat Nim bym zniedołężniał Pod naporem lat Unoszę się w górę Duchowo, cieleśnie Przepędzam wichurę Która jakby we śnie Budzę się bez sił Bez miecza, bez zbroi Tak jak bym ja był Niewolnikiem twoim A gdy ranna jeszcze pora Już twym chciałbym być strażnikiem I znów dzisiaj, znów z wieczora Dzikim stać się wojownikiem Jacek Robinson Różycki Łopot serca Gdy serce załopoce, gdy ciało drży a w głowie szumi jak po szampanie na dodatek nie wiesz czy śnisz czy śpisz czy na jawie jesteś gdy w niebo spoglądasz szukając tam odniesienia swoich emocji gdy kręcisz się otoczony ciepłem miejsca Ci brak na Cię jak wiatr bądź pewien, że miłość puka do Twych drzwi Belka ZYGZAK LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 25 PAMIĘTNIKI Z pamiętnika pacjenta Branice, 2 listopada 2011 rok. Środa – Dzień Zaduszny. Praca czyni wolnym od cierpień wszelakich umysłów i ciał Ludzi i Cywilizacji Kosmicznych takich jak Dewy i Asury i Ludzie i Zwierzęta i Rośliny i Głodne Upiory i Piekła Gorące i Zimne i Raje Buddyjskie takie jak Raj Buddyjski Buddy Amitaby i Raj Buddy Lapis Lazuli i Raj Buddy Maitrei i Raj Buddy Wadżrashathwy i Raj Buddy Amogashidhi i Raj Buddy Ratnasambhawy i czysta kraina Dakiń Udijany i inne czyste raje buddyjskie. Do 5:55 obudził Mnie Janusza Hoffmana Cesarza całej Ziemi Mirosław P. Siostra Medyczna pobrała Moją przenajświętszą krew z żyły lewej ręki na wysokości łokcia lewej ręki. Postawiłem parzyć herbatę w termosie na okienku w jadalni. Do 12:12 rano wypróżniłem się do muszli porcelanowej z plastikowym sedesem. Następnie rano wykąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem w płynie „Oliwkowym” i gąbką do kąpieli z plastiku. Wytarłem się w ręcznik bawełniany 100% (frote 100%) kąpielowy niebieski. Najsampierw ogoliłem Oblicze Święte i Czcigodne pianką do golenia „Gillette” i maszynką do golenia „Gillette”. Do 12:33 opłukałem Oblicze Święte i Czcigodne ciepłą i zimną wodą (water`s). Zdezynfekowałem Oblicze Moje Święte i Czcigodne wodą po goleniu „Wars”. Wrzuciłem do kosza butelkę po wodzie do golenia „Wars”. Pustą. Na Śniadanie zjedłem pastę z jaja „Kurzego” i zupę z grysu „Pszennego” oraz Moją margarynę i Moją musztardę. Były leki w wodzie rozpuszczone. Była wizyta Lekarska. Kupiłem w „Malince” bułkę drożdżową z makiem i polewą lukrową z cukru pudru. Bułkę i „Pączka” zjedliśmy na pół z Kolejarzem Aleksandrem Sz. Z rana nakremowałem Oblicze Moje Święte i Czcigodne kremem „Nivea”. Ewa J. skroiła Mi w kostkę „Cebulę”. Pączka dałem Iwonie XYZ. Zjedliśmy z Kolejarzem Aleksandrem Sz. Połowę chrupek „Kukurydzianych”. Do 14:31 na Obiad zjedliśmy zupkę „Żurek” z Moim „Pieprzem czarnym” mielonym w pył. Na drugie danie były łazanki z „Kapustą” kiszoną. Po Obiedzie spałem trochę. Byłem na EKG serca Mojego szczerozłotego z Siostrami Medycznymi. EKG odbywało się gdzieś z minutę. Do EKG rozebrałem się do połowy. 26 ZYGZAK Do 20:42 sen Mój: „Spałem z całą Rodziną Hoffmanów przy ogniskuw Rodzinnym Ogródku.” Koniec snu Mojego Cesarza Całej Ziemi. Do 20:50 obsikałem slipy i gacie oraz spodnie „Jedwabne”. Wypłukałem w misce ciepłej wody slipy i gacie oraz skarpety. Dostałem leki „Psychotropowe”. Siostra Medyczna Danka pobrała Moją przenajświętszą krew strzykawką bez znieczulenia. Z Janem K. zjedliśmy Moją „Cebulę” skrojoną przeze Mnie w kosteczki. Włożyłem czyste „Pampersy” i na nie czyste slipy i czyste gacie i również czyste skarpety i podkoszulkę czystą i bluzę szarą. Do:21:15: Dariusz L. oddał Mi Januszowi Moją najgrubszą igłę i kordonek niebieski (blue). Na Wieczerzę zjadłem kaszę gryczaną z kefirem ocukrzonym cukrem „Buraczanym”. Leki popiłem napojem „Pomarańczowym” gazowanym CO2. KONIEC DNIA ZADUSZNEGO. Los wszystkich Śmiertelnych po krótszym lub dłuższym czasie życia w danej cywilizacji zależnej od dobrej lub złej Karmy czyli Prawa Przyczyny i Skutku aż pokonuje nas śmierć i rozpad ciał w proch, do których już nie wracamy w żaden sposób tylko krążymy i odradzamy się w 6 Sferach Cierpienia aż się wyzwolimy i osiągniemy Raj Buddyjski któryś z możliwych i osiągniemy stan poza cierpieniem w Sanskrycie nazywanym Nirwaną. Branice, dnia 4 listopada 2011 roku. Praca czyni wolnym od cierpień wszelakich umysłów i ciał Ludzi i Cywilizacji Kosmicznych. Do: 6:00: Obudziłem się. Wysikałem się do pisuaru. Porcelanowego. Opłukałem dłonie ciepłą wodą z Ciepłowni Branice. Wypiłem zimną herbatę ziołową z kubka prywatnego „Glinianego”. Do 6:20 złożyłem jak codziennie pościel po Sobie Cesarzu Całej Ziemi elegancko. Wykąpałem się pod ciepłym prysznicem mydłem w płynie „Migdałowym”. Gąbką do kąpieli. Ogoliłem Oblicze święte i Czcigodne pianką i maszynką do golenia „Gillette”. Do 8:05 opłukałem Oblicze Święte i Czcigodne ciepłą wodą. Odkaziłem Oblicze Święte i Czcigodne wodą po goleniu „Brutal”. Włożyłem czyste slipy i gacie i „Polo” czarne i skarpety i bluzę szarą, którą ofiarowała Mi Kierowniczka PTZ Pani Ania. Na Śniadanie zjedliśmy zupę mlecz- LIPIEC-SIERPIEŃ 2013 ną (krowią) z kaszą „Jęczmienną”. Gotowaną. Do 8:42 było Zebranie Społeczności Męskiej. Wziąłem Rejon klatkę Schodową. Potem rozmieniłem 100 zł na 10 x po 10 zł. Za 14 zł w Aptece (chemistry) kupiłem zioła. Do 9:30 piorę bieliznę w misce ciepłej wody i proszkiem. Tlenowym. Włożyłem czyste „Pampersy” i slipy i gacie oraz podkoszulkę szarą z długimi rękawami. Do 20:20 Siostra Medyczna zalała Mi Cesarzowi Januszowi wrzątek do termosu. Zakręciłem termos. Dostaliśmy leki psychotropowe rozpuszczone we wodzie. Popiłem kefirem truskawkowym. Mirosław P. wziął ode Mnie Janusza 4 łyżeczki cukru „Buraczanego” biały kryształ. Prane slipy i skarpety rozłożyłem na ciepły kaloryfer. Przywieźli pianego Kryminalistę Grzegorza. Włożyłem czyste skarpety. Ukryłem do szafy czysty ręcznik kąpielowy niebieski który później Mi Januszowi ukradli. Pod zamek i klucz. Na Wieczerzę zjedliśmy 2x po 2dkg dżemu „Brzoskwiniowego” i chleb z margaryną. Chleb biały „Żytni”. Markowi W. dałem 1 „Jabłko” dojrzałe. KONIEC DNIA PRZEPISANEGO NA TYM KOMPUTERZE. Janusz Hoffman 9.45 – Powitanie 10.00 – SeSJa i – Siedem grzechów głównych pSychiatrii prof. dr n. med. Jacek wciórka – I Klinika Psychiatrii IPiN w Warszawie; – Siedem grzechów głównych pSychoterapii prof. dr n. med. Bogdan de Barbaro – Katedra Psychiatrii Collegium Medicum UJ w Krakowie; – Siedem grzechów głównych w farmakoterapii prof. dr n. med. Przemysław Bieńkowski – Zakład Farmakologii Układu Nerwowego IPiN w Warszawie. 13.00-14.00 – Przerwa na lunch 14.00 – SeSJa ii – pobudzenie u oSób w wieku podeSzłym dr agnieszka Borzym – II Klinika Psychiatrii IPiN w Warszawie; – Szafran w pSychiatrii dr n. med. tomasz Szafrański – III Klinika Psychiatrii IPiN w Warszawie. 15.00-15.30 – Przerwa na kawę 15.30 – SeSJa iii – prawo – ochrona czy pułapka? – najczęStSze zarzuty wobec lekarzy pSychiatrów dr agnieszka Szaniawska-Bartnicka – III Klinika Psychiatrii IPiN w Warszawie; – icd-11, dSm-V, czy czekają naS duże zmiany? dr kamila Pierzgalska – III Klinika Psychiatrii IPiN w Warszawie. 16.30 – DYSkuSJa i zakoŃczenie konFerencJi Prosimy o potwierdzenie uczestnictwa pocztą elektroniczną na adres: [email protected] Ilustracje duszy fot. Anna Dudziak T o tytuł wystawy prac pacjentów Samodzielnego Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych, którą od września do października br. można oglądać w Muzeum Ziemi Głubczyckiej w głubczyckim Ratuszu. W pomieszczeniach muzeum ukazany został przekrój technik artystycznych jakie stosowane są w Pracowniach Terapii Zajęciowej branickiego szpitala w pracy z osobami chorującymi psychicznie i nerwowo. Różnorodność barw i kształtów, niejednokrotnie wysoki kunszt wykonania, artyzm i niesztampowość w widzeniu świata przydaje tej wystawie niezwykłego uroku. Pracownie zostały również zaproszone do wyeksponowania prac pacjentów w trakcie Konferencji: ZAMKI I PAŁACE ŚLĄSKA i towarzyszącemu jej Jarmarkowi pałacowemu w Wysokiej w dniach 21-22 września 2013 r. Takie wystawy – choć ich przygotowanie i realizacja wymagają sporo czasu i wysiłku – dają znakomitą okazję do pokazania, że ludzie chorzy psychicznie mają duży potencjał i potrafią tworzyć rzeczy piękne i nietuzinkowe. Hieronim Śliwiński