Wycieczka do lasu Szósta rano, jest pochmurnie i wilgotno ale

Transkrypt

Wycieczka do lasu Szósta rano, jest pochmurnie i wilgotno ale
Wycieczka do lasu
Szósta rano, jest pochmurnie i wilgotno ale ciepło, w powietrzu unosi się zapach
żywicy z pobliskiego lasu sosnowego. Jedziemy w las. Słońca brak nieco, by robić
jakieś sensowne foty, ale za to klimat jest wspaniały, opodal drogi
przechodzą daniele, samica z dzieckiem. Nie śpieszą się, ale trzymają krzaków, o
zdjęciach nie ma co marzyć. Jedziemy w las dalej, zwierzyny brak, ale widoki coraz
wspanialsze. Przez chwilę zapominam gdzie jestem, wyobraźnia nie daje spokoju.
Czuję się jakbym podróżował po Kanadzie pachnącej żywicą z Arkadym Fiedlerem.
Moi towarzysze na pewno nie są gorsi w oprowadzaniu i tropieniu, za co im gorąco
dziękuję. Widzimy tropy, i czujemy zapach psiej sierści, mokrej psiej sierści, to wilki.
Nie, zdjęć nie mam, bo wilka z samochodu, ech, nie da się chyba. Oglądamy tropy
które zostawiły, zmysły moje szaleją, wyobrażam sobie całą tą piątkę, jak się bawią.
Normalnie "Kanada".
Podróżując po puszczy widzimy krzyże, mogiły, kapliczki które upamiętniają
miejsca, ludzi i wydarzenia minionych niespokojnych lat II wojny światowej.
O Kruku
Jest noc, niebo rozgwieżdżone. Oglądam wszelkie konstelacje z podziwem i marzę.
Za kilka godzin kończę nocną zmianę, i modlę się o piękną pogodę. Spoglądam w
niebo tuż przed odjazdem, nie podoba mi się to co widzę. Dojeżdżam do domu i
wiem że prędzej się wyśpię niż pojadę do czatowni. Wstaję wyspany, niebo za
chmurami. Słonko przepraszając za jego brak o poranku nieśmiało wychyla się zza
chmur, dopijam ekspresem kawę i w drogę, niemal biegiem. Ostrożnie dochodzę do
kładki i widzę żerujące sójki, tłuka się o byle co, ale one tak mają. Zmierzam młodą
brzeziną do czatowni, sójki bezgłośnie opuszczają żerowisko, a mi w głowie
zaświtało. Przecież one odleciały bezgłośnie. Hura udało się zmylić strażnika lasu. Po
chwili sprzęt już jest gotowy do pracy. W powietrzu słychać głośne krakanie, ale nie
takie alarmowe "ktoś tu jest" tylko zachęcające, "podali do stołu" i po chwili w
wizjerze pojawia się kruk, dostojnie ląduje na uschniętym konarze i ciekawie się
rozgląda. Wtem jakby od niechcenia spogląda w moim kierunku i przechyla
przekornie głowę. Chciałoby się rzec, widzę cię. Słyszę szum skrzydeł nad
czatownią, to ląduje Myszołów zwyczajny. Obok drą się i kłócą sójki przekupki.
Wracając do kruków, to te ptaki potrafią się bawić, posługiwać narzędziami, oraz
porozumiewać się ze sobą w ponad siedemdziesięciu dźwiękach. Ach, to był piękny
dzień.
O sójce słów kilka
Każda zasiadka w czatowni to oczekiwanie na myszołowa, kruka, czy bielika. Ale,
jest ptak który który nam uprzyjemnia pobyt w czatowni, ale potrafi też często
przeszkodzić w podejściu do zwierza. Tym ptakiem jest pospolita sójka, czyli
strażnik lasu. swego czasu miałem czatownię w bardzo trudnym terenie, pomimo że
blisko do wsi to bagna naprawdę wciągały. Działy się tam naprawdę ciekawe historie.
O jednej z nich chciałbym Wam opowiedzieć.
Za oknem zimno jak nie wiem co, cztery litery ciążą w stronę łóżka, ale ja jestem
nieugięty, podnoszę się i pędzę do kuchni robić kawę.
Był to czas gdy o samochodzie tylko marzyłem. Torby ciężko zwieszają się na
rowerze, sprzętu dziś nie biorę bo, to jeszcze nie pora. W torbie mam kości, warzywa
ziarno wszelakiego rodzaju. Piłuję więc rowerem przez śniegi Roztocza. Dobrze ;)
jadę tylko na Rudkę i tylko kilometr. Będąc na miejscu zakładam wodery i biorę
torby, ale cały czas pozostaję w lesie. Wtem wrzask straszny się podniósł, ale na
krótko. Patrzę a tu sójki siedzą jak kury na grzędzie. Nie uciekały tylko siedziały i
patrzyły się na mnie, już nie skrzeczały. Ruszam na bagno patrząc uważnie pod nogi.
W tym miejscu już kiedyś wpadłem do wody i też zimą. Słyszę łopot skrzydeł po
lewej stronie. Patrzę, a te dwie sójki co siedziały na gałęzi lecą na wysokości mojej
głowy i patrzą się na mnie z taką uwagą jakiej nigdy wcześniej nie widziałem.
Doszedłem do miejsca wykładania karmy, sójki siadły na pniu dwa metry ode mnie,
czekają. Po opróżnieniu toreb, robię krok w tył, i zdziwienie. Sójki nie czekając aż
odejdę zlatują i zaczynają żerować, Ktoś lub coś zagwizdało za plecami, szum
skrzydeł zakomunikował przybycie dzięcioła dużego, tyle wspaniałych przeżyć i
obserwacji w jednym miejscu i na raz.
Na drugi dzień jestem już z aparatem. Wszedłem do czatowni w nocy. Ptaki więc
mnie nie widziały. Pierwsze ptaki to sójki które nawiedzają nęcisko. Przykładam oko
do wizjera aparatu i podglądam sójki. Ciekawość jest obopólna, sójka z wytrwałością
niezwykłą przekrzywia główkę to w jedną to w druga stronę, wtem słyszę głos
myszołowa potocznie zwanego myszaka. Drapieżcy nie widzę, przyglądam się
uważnie sójce, a ona piszczy, jeszcze raz i jeszcze raz. Dotarło w końcu do mnie że
ten ptak tak świetnie udaje myszołowa, zerkając w stronę wystającego obiektywu.
Wydaje się że sójki bardzo dobrze odczytują nasze zamiary i nasze podejście do
zwierząt. Na koniec, takie spostrzeżenie, sójka jak zlatuje do pokarmu to wygląda
jakby spadała na głowę, ona dopiero tuż nad ziemią rozpościera swe skrzydła.