Zielone szkiełko
Transkrypt
Zielone szkiełko
akleiponoK Zielone szkiełko Osoby: Wodzirej, Zosia, Ktoś, Każda Scenografia przypomina las. Jako pierwszy na scenie pojawia się WODZIREJ, za jego plecami, niewidoczna dla niego – w głębi lasu – ZOSIA podgląda, co robi WODZIREJ, który: trochę przypomina klauna, stawia wielkie kroki, bystro patrzy przed siebie, pewny siebie, w kieszeniach ma cukierki (lepiej, żeby nie były czekoladowe – mogą się rozpuścić). Wodzirej wchodząc na scenę, udaje, że się potyka (zachowuje się tak, jakby chciał rozśmieszyć publiczność) do publiczności: Wodzirej: Czeko-czeko-czekoladki. Mniam! Kto z was nie lubi słodyczy? Czeko-czeko-czekoladki. Ile bym dał za kolejny kilogram cuksów. Wywraca kieszenie, zdziwiony, z rozpaczą w głosie Aaaaaa! Moje czeko-czeko-czekoladki... się kończą. Już was nie poczęstuję. Nie mogę, choćbym nawet chciał. A kto tu jest? Rozgląda się, zauważył Zosię Kto to? Czy mnie moje oczy nie mylą? To jakaś dziewczynka. Ale to niemożliwe! Hahahaha! Ona, ona... Czy to widzicie? Ona... Ona, haha! Ona nie jest ruda! Hahaha! Zosia zbliża się do Wodzireja, smutna. Wodzirej leży na ziemi i się śmieje, ciągle pokazuje na Zosię palcem. Czy wy to widzicie? Ona... w dodatku... no nie wytrzymam... Za chwilę pęknę ze śmiechu. Mało tego, że ona nie jest ruda, to jeszcze nosi spodnie. I żółtą bluzkę. Żółta bluzka! Hahahaha! To was nie bawi? Nie jest ruda, nosi spodnie i żółtą koszulkę, nie białą, żółtą. Zosia stąpa z nogi na nogę, patrzy w ziemię, jakby miała za chwilę płakać, kreśli coś patykiem na ziemi. Zosia: A ja za to nie jem czekoladek. Wodzirej: Kłamiesz! Wszyscy lubią czeko-czeko-czekoladki! Zosia: A ja nie. Wodzirej: To niemożliwe! Nie jesz czeko-czeko-czekoladek, bo mama tobie nie pozwala. Zosia: Nieprawda. Mama pozwoliłaby mi jeść tyle czekoladek, że nawet twój pękaty brzuch by ich nie pomieścił. Wodzirej: To twój tym bardziej by ich nie pomieścił. O! To pewnie dentysta ci zabronił. Zosia: Nie, ja po prostu nie mogę jeść czekoladek. Ale nie dlatego, że mi nie pozwalają. Wodzirej: Wiedziałem. Zosia: Ale nie wiesz, dlaczego nie mogę ich jeść. Wodzirej: No, powiedz. Powiedz. Zobacz, z ciekawości urósł mi już nos. Przykłada do nosa patyk, którym rysowała po ziemi Zosia. Zosia: Nos rośnie z kłamstwa! Powiem pod jednym warunkiem. Najpierw ty mi powiedz, dlaczego się śmiejesz, że nie jestem ruda, że noszę spodnie i żółtą, nie białą koszulkę. Co w tym zabawnego? Wodzirej: Hahaha! To nie wiesz? Ty nie udawaj takiej. No weź. Hahaha! Jak możesz nie wiedzieć? Ty lepiej powiedz, gdzie zaparkował twój statek kosmiczny. Zosia: Statek kosmiczny? Nie przyleciałam statkiem kosmicznym. Wodzirej: A tak się zachowujesz, jakbyś była nie z tej planety. Zosia: Bo ja tutaj się nie urodziłam. Wodzirej: To pewne, bo gdybyś się tutaj urodziła. jakby deklamował, wymienia To: miałabyś rude włosy. Bo tutaj wszyscy mają rude włosy. Zosia: Ale ty nie masz. Wodzirej: Wszyscy ci, którzy są dziewczynkami. A ja jestem chłopcem. I gdybyś była stąd, to: miałabyś rude włosy, nosiłabyś czarną spódniczkę, nie spodnie. Zosia: I ty masz spodnie. Wodzirej: Bo jestem chłopcem. Ty weź mi nie przeszkadzaj, bo nie pamiętam, o czym mówiłem. Do publiczności. O czym mówiłem? A! Spodnie... I gdybyś była stąd, to: miałabyś rude włosy, nosiłabyś czarną spódniczkę, nie spodnie i białą, nie żółtą koszulkę. A, że wyglądasz jak wyglądasz... krótka pauza ...to nie możesz być stąd. Zosia: Bo ja czegoś szukam... i trafiłam aż tutaj... Wodzirej: Ty nie zmieniaj tematu, tylko mów, dlaczego nie możesz jeść czeko-czeko-czekoladek. Zosia: Bo mam cukrzycę! I nie zawsze, kiedy tylko chcę, wolno mi jeść te przedrzeźniając czeko-czeko-czekoladki. Wodzirej: Nie może być! Tutaj nikt nie choruje na cukrzycę. Nawet nie słyszałem o takiej chorobie. Cukrzyca... Hm... Próchnica, to wiem, co to jest, ale cukrzyca... Zosia: To już dużo wiesz. Z cukrzycą, jest prawie jak przy próchnicy. Też trzeba ograniczać cukierki. I tyle. Wodzirej: I tyle? Tyle? No nie... Ciii! Słyszysz? Słyszycie? Zbliża się KTOŚ, Chyba jakaś osoba tu idzie. Ej, dziewczynko chowamy się... Zosia: Mam na imię Zosia. Wodzirej: Dobrze. Zosiu chowaj się, Wodzirej już w krzakach bo kiedy ktoś ciebie zobaczy. Taką nie rudą... Uciekaj. Za późno.. Zosia: Ale ja go znam. Cześć Ktosiu! Ktoś: Zosiu, nie znalazłem go nigdzie. Zosia: Dziękuję za pomoc. Idziemy szukać dalej. Wodzirej: Hola, hola. Stójcie. Ktosiu, dlaczego nie powiedziałeś Zosi, że jest... no wiesz..., że jest – jak na dziewczynkę - nie ten tego? Ktoś: A dla mnie Zosia jest tak samo miła jak i inne dziewczynki z naszego lasu. Wodzirej do Zosi Wodzirej: Zosiu, Ktoś powinien ciebie ostrzec. A nie zrobił tego. Jeśli jakaś osoba ciebie spotka, taką nie rudą... Aż strach pomyśleć! Ktoś: Wodzireju, przeszkadzasz nam w poszukiwaniach. Wodzirej: Nie możecie iść dalej. Zosia: Możemy. Ktoś: Możemy. Wodzirej: Ale to niebezpieczne. Dobrze. Niech tak będzie. Dobrze. Skoro mnie prosicie. Przestańcie mnie błagać. Dobrze. Jestem gotów na takie poświęcenie. Idę z wami. Tylko taki heros jak ja może was uchronić przed niebezpieczeństwem. Dobrze. Idziemy. Zosia: Dziękuję Wodzireju. Kolejna para oczu na pewno się przyda. Wodzirej: Para oczu? Zosia: No, dwoje oczu. A ile ich masz? Dwa to para. Dwoje oczu, to para oczu. Twoje oczy pomogą nam w poszukiwaniach. Wodzirej: Dobrze, to szukajmy. W czasie, kiedy Zosia mówi kwestię niżej, Wodzirej, znów poruszając się jak klaun, rozgląda się dokoła, kręci się coraz szybciej. Nie słucha Zosi, bardzo zajęty poszukiwaniami. W tym czasie Ktoś spokojnie się rozgląda, wzrusza co jakiś czas ramionami na znak niepowodzenia poszukiwań. Zosia: Nieznany świat oglądałam w zielonym szkiełku/ W groźne noce ukryte w babcinym pudełku/ Czekało na mnie jeszcze przez poranek cały/ by móc w południe przez nie patrzeć na zło, lęki,/ które w szkiełku zmniejszały się, wreszcie znikały/ teraz, gdy zginęło, mój strach jest taki wielki./ Szkiełko, szkło zielone/ Nie ma! Kamień w wodę. Wodzirej: No nie ma! Faktycznie kamień w wodę. Tylko... Czego właściwie szukamy? Zosia: Mojego zielonego szkiełka. Kiedy przez nie patrzyłam, czułam się bezpiecznie. Niemili dla mnie ludzie wydawali mi się wtedy jacyś, jacyś, jacyś... No nie wiem. Wodzirej się wyraźnie niecierpliwi, Ktoś ciągle szuka. Wodzirej: To musiało być magiczne szkiełko! Patrzyłaś przez nie i wszystko wydawało się takie, takie... Ktoś przestaje szukać, wtrąca w rozmowę Wodzireja i Zosi. Ktoś: Wydawało się radosne, przyjazne, budzące zaufanie. Czy nie? Zosia: Tak! Właśnie tak. Teraz słuchajcie. Wodzirej szuka po kieszeniach czekoladek Wodzirej: O! Moja czeko-czeko-czekoladka. Po niej też wszystko stanie się radosne. Ktoś: Ciii! Zosia chce nam coś opowiedzieć. Teraz będzie o magii szkiełka. Wodzirej: Magia, magia czeko-czeko-czekoladki. Zosia: Z wyrzutami Dobrze, że słuchacie. To wyglądało tak: Pewna dziewczynka ode mnie ze szkoły chodzi tak Zosia prezentuje na swój sposób chodzenie Dziewczynki, a ja no wiecie jak. Ja chodzę tak Zosia prezentuje jak ona chodzi. Na wuefie ta dziewczynka biega tak Zosia jak wyżej, prezentuje na swój sposób bieg Dziewczynki, a ja nie zawsze mogę biegać. I ta dziewczynka wszystko zawsze rozumie w szkole, ja niekoniecznie... Kiedy ta dziewczynka rozwiąże kosmicznie trudne zadanie na tablicy i wraca do ławki, to patrzy na mnie tak Zosia na swój sposób pokazuje spojrzenie Dziewczynki. (Najlepiej, żeby każde z prezentowanych zachowań Dziewczynki było przedstawiane przez Zosię w bardzo przerysowany sposób), a to nie jest wcale miłe. Jeśli tylko nasze spojrzenia się spotykają, ja wyciągam szkiełko i patrzę na nią o tak. No, nie pokażę jak na nią patrzę, bo nie mam szkiełka... Szkiełko, szkło zielone/ Nie ma! Kamień w wodę. Ktoś: To ciekawe. A kiedy patrzyłaś przez swoje zielone szkiełko to ta dziewczynka nie chodziła już tak? Przedrzeźnia sposób chodzenia Dziewczynki przedstawiany przez Zosię. Biegała nie w ten sposób? Jak wyżej I jej spojrzenie w twoją stronę nie było, o takie? jw. Wodzirej: Nie może być! To musiały być czary. Czyli ta dziewczynka, kiedy patrzyłaś na nią przez zielone szkiełko, chodziła, biegała i spoglądała na ciebie ze zdziwieniem na zielono? Zosia: Ty niczego nie rozumiesz. Ktoś: Wodzireju, ta dziewczynka nie stawała się zielona, ale przyjaźnie nastawiona. Wodzirej: A kto powiedział, że o, takie chodzenie: przedrzeźniania, bieganie takie: jw i patrzenie na innych w ten sposób, o: jw. jest nieprzyjazne? Krótka pauza Może ta dziewczynka chodzi, biega i patrzy inaczej. I może to wszystko się tylko tobie, Zosiu wydaje. A czy ty rozmawiałaś kiedyś z tą dziewczynką? Zaczyna szukać czekoladek. Ktoś: To bardzo dobry pomysł. Zosia: Musimy szukać szkiełka. Bez niego nie mogę nawet patrzeć w stronę tamtej dziewczynki. Ona na pewno wyśmiewa się, że mam cukrzycę, uwielbiam marchewkę z groszkiem Wodzirej się krzywi nie mam najnowszych zabawek i moją jedyną zabawką jest szkiełko. Bo to wszystko mnie różni od innych dziewczynek i pewnie przez to wszystko tamta dziewczynka tak na mnie reaguje. Wodzirej: A mnie się wydaje, że bardziej niebezpieczne jest to, Zosiu, że nie jesteś ruda, nosisz spodnie i żółtą, nie białą koszulkę... Słychać krzyk Co to? Pewnie ktoś tu jest. Ktoś: No jestem. Wodzirej: Nie ty. Ktoś krzyknął. Ktoś: To nie ja. Wodzirej: Wiem, że nie ty. Ktoś: Ale mówiłeś... Zosia: Wodzirejowi chodziło o kogoś innego niż ty. Jakaś inna osoba. Ten sam krzyk Wodzirej: Proponuję się schować. Nie wiadomo, kto to może być. Wodzirej już w ukryciu. Zosia: A ja proponuję pomóc temu biedakowi. Ten sam krzyk. Ktoś: Ale ten głos... Przyznam szczerze, że trochę się boję. Zosia: W takim razie idę sama. Ten sam krzyk – głośniej. Zosia jakby się trochę przestraszyła. Wodzirej całą sytuację obserwuje z ukrycia. Ktoś: Ale ta osoba się tutaj zbliża. Zosia: Do zbliżającej się postaci Nie bój się, chodź do nas. Pomożemy tobie. Z lasu wychodzi KAŻDA. Dziewczynka z rudą peruką, w czarnej spódniczce i białej koszulce. Każda: Ałaaaałaałałaaaa. Moja noga. Zosia: Co się stało. Każda: Aaaaa! Chowa się. Ktoś: Każda, chodź do nas. Zosia: Wy się znacie? Ktoś: To moja koleżanka. Ma na imię Każda. Każda nie bój się. Każda przestraszona, ze strachu i z bólu się trzęsie, wychodzi z ukrycia, zbliża się do Zosi, pokazuje na nią palcem. Wyraźnie kuleje na jedną nogę. Podchodzi do Zosi, dotyka jej włosów. Każda: Nie są rude! Ałaaaaaaaałaaaaa. A może to chłopiec w przebraniu? Bo ma na sobie spodnie. Chwila, chwila... A ten kolor? Czemu masz żółtą koszulkę? Przez cały czas w ukryciu Wodzirej szczęka zębami. Ktoś: Ona nie jest stąd. Każda: Aaa! Łaaaaa! Wszystko rozumiem. Gorzej, gdybyś była stąd. Ale tak. Jesteś bezpieczna. I te włosy... Nie rude! Eh... Wodzirej wyskakuje z ukrycia. Wodzirej: Od samego początku mówiłem, że jesteś bezpieczna. Dobrze, że nie spanikowaliśmy. Mówiłem, że w naszym leśnym królestwie nic tobie nie grozi, bo jesteś przyjezdna. Też wiedziałem, że z lasu zbliża się do nas Każda. Poznałem. Po krzyku. Każda: Ałaaaaaaa! Zosia: Wodzireju, Wodzireju, lubisz się przechwalać. Ktoś: Wszyscy go tutaj znamy. Wodzirej: A kto mnie błagał, żebym wam pomagał? I żebym was chronił? Każda: Ałaaaa! Zosia: Teraz zajmijmy się Każdą. Ktoś: Powiedz nam, co się Tobie stało? Każda: Moja noga! Wodzirej: Gdyby to był ząb, pomyślałbym, że to próchnica. Każda: To tylko stopa. Zosia. Potrzebny jest lekarz. Każda: Właśnie od niego wracam. Wodzirej: A mówiłem, że lekarz nie pomaga? I tylko bardziej boli! Każda, Zosia: Nieprawda! Każda: Ma mnie jeszcze boleć przez kilka godzin. Bo się skaleczyłam. Ktoś: Skaleczyłaś? Wodzirej: Skaleczyłaś w nogę? Każda: Nie! W stopę. Eh... To z pośpiechu. Zosia: Wodzireju, pośpiech nie popłaca. Wodzirej: Dlatego czas na czeko-czeko-czekoladki. Szuka po kieszeniach. Gdzie one są? Zosia: A moje szkiełko? Gdzie ono jest? Szkiełko, szkło zielone/ Nie ma! Kamień w wodę. Każda: Zielone szkiełko? Zosia: Zielone, magiczne. Każda: Aaaa! Łaaaa! Niedobrze, niedobrze. Ktoś: Każda, wytrzymasz, już niedługo przestanie ciebie boleć. Każda: Ale ja chyba wiem, co się stało z twoim szkiełkiem, Zosiu. Zosia: Moje szkiełko, szkło zielone?! Ktoś: Ogłaszam koniec poszukiwań. Wodzirej: To dzięki mnie. Jakby żuł cukierki. Od razu wiedziałem, że trzeba zawołać Każdą, a ona wszystko wyjaśni. Zosia i Ktoś: Wodzireju! Każda: Już teraz muszę wszystko wyjaśnić. Ktoś ma rację. Koniec poszukiwań. Zosia: Znalazłaś moje szkiełko. Każda: Ałaaaa! Niestety nie, ale wiem, co się z nim stało. Wodzirej: Ale numer! Opowiadaj. Jeśli go nie masz, a poszukiwania należy zakończyć, to to oznacza, że czas na czeko-czeko-czekoladki! Każda: Z przekąsem Ja też byłam tak łakoma zanim skaleczyłam stopę. Wodzirej: Phi! Ja bym nie stracił apetytu. Lepiej mów, co zrobiłaś z szkiełkiem. Zosia: To dla mnie bardzo ważne! Wodzirej: Do Każdej Niech zgadnę: znalazłaś szkiełko i komuś je oddałaś. Każda: Nie! Wodzirej: To pewnie je zjadłaś! Ktoś: Wodzireju! Każda: Nie zjadłam szkła! Ale je przez przypadek, ałaaaa! Zniszczyłam. Zosia: Nie! Szkiełko, szkło zielone/ Nie ma! Kamień w wodę. Ktoś: Zosiu, lepiej dowiedzmy się, co się wydarzyło. Zosia: Masz rację. Wszyscy zaciekawieni Każda: U nas jest mało błyszczących przedmiotów. W naszym królestwie, jeśli coś się błyszczy, to jest to opakowanie po słodyczach. Wodzirej: O, to prawda. Zobaczcie, jak się w słońcu błyszczą papierki. Wyciąga z kieszeni papierki i się im przygląda, pokazuje publiczności. Każda: Spacerowałam przez nasz las, biegłam do Ktosia. Ktoś: To prawda, czekałem na ciebie. Mieliśmy się pobawić. Każda: …i kiedy tak biegłam, widziałam coś błyszczącego w trawie. Pomyślałam, że to kolejny papierek po słodyczach. Zosia: I? Każda: I zamiast podnieść ten papierek i wyrzucić go do śmieci, wdepnęłam w niego. Tylko to nie był papierek. To było twarde, lecz kruche zielone szkiełko. Zosia: Pewnie sroka zabrała moje szkiełko, kiedy byłam na dworze i przyniosła je aż tutaj. Każda: To bardzo możliwe... Zosiu, twoje szkiełko pękło pod moją stopą. Stąd moje skaleczenie. Jestem taka na siebie zła. Gdybym tak się nie spieszyła i gdybym chciała podnieść ten papierek.... Bardzo wiele osób pozostawia papierki po słodyczach w lesie. A przecież należy po sobie sprzątać. Patrzy na Wodzireja. Wodzirej zaczyna zbierać pozostawione po sobie papierki. Zosiu, byłam przekonana, że to błyszczące to zwykły śmieć... Zosia: A to było niezwykłe, zielone szkiełko... Co ja teraz zrobię? Ktoś: Zosiu, zastanów się, czy szkiełko jest tobie potrzebne? Wodzirej: żując Właśnie! Dotarłaś do obcej Krainy, w której wszystkie dziewczynki muszą być rude, nosić białe koszulki i czarne spódniczki. Wyśmiewałem się z ciebie. Zosia: To prawda. Wodzirej: Straszyłem ciebie. Zosia: To prawda. Wodzirej: I czy patrzyłaś na naszą krainę przez zielone szkiełko? Zosia: No nie. Ktoś: No właśnie. Chyba szkiełko nie jest już tobie potrzebne. Każda: Zosiu, jesteś na mnie zła? Zosia: A niby dlaczego mam być zła? Dzięki poszukiwaniom okazuje się, że szkiełko nie jest mi już do niczego potrzebne. Ktoś: A ta Dziewczynka ze szkoły, która chodzi tak prezentacja, biega tak prezentacja i po rozwiązaniu zadania patrzy na ciebie w ten sposób prezentacja. Co z nią? Zosia: Wodzirej ma rację. Może ta Dziewczynka wcale nie jest źle do mnie nastawiona. Przecież w ogóle z nią nie rozmawiałam... Wcale jej nie znam. Może ona po prostu tak się porusza i patrzy w ten sposób na innych ludzi. Ja jestem zupełnie inna od dziewczynek z tego lasu. Nie jestem ruda, noszę spodnie i żółtą, nie białą koszulkę. Mimo to pomogliście mi, nie pozostawiliście mnie. Tak samo może być z tą Dziewczynką ode mnie ze szkoły. Może ona jest zupełnie inna ode mnie, dlatego wydaje mi się bardzo dziwna. Wodzirej: Ty dla nas też byłaś dziwna i ciebie polubiliśmy! Ktoś: Bo jesteś bardzo rozsądna. Zosia: Dziękuję. Każda: Bo nie jest ważne jak ktoś wygląda, w jaki sposób mówi albo, że lubi coś zupełnie innego niż my. Najważniejsze jest to, żeby siebie wzajemnie szanować. Zosia: I żeby uczyć się od siebie nawzajem. Wodzirej: Poznawanie nowych ludzi może być niesamowitą przygodą... Już wiem, że nie każdy musi uwielbiać jedzenie czeko-czeko-czekoladek. Są tacy, którzy nie chcą ich jeść. Ktoś: Jak ja! Wodzirej: Albo nie zawsze mogą jeść słodycze. Jak ty, Zosiu. I też wiem, że nie należy śmiecić w lesie. Gdybym nie pozostawiał po sobie tylu papierków, Każda nie pomyślałaby, że leżące szkiełko jest śmieciem. I też wiem, że nadmierne jedzenie czeko-czeko-czekoladek równa się PRÓCHNICA i nadwaga. Jakie ja mam zęby! I pękaty brzuch! Zosia: A ja już wiem, że nie należy bać się ludzi zanim ich nie poznamy. Sami możemy tworzyć niesamowite historie o innych, które wcale nie muszą okazać się prawdziwe. Każda: To prawda. Ktoś: Tak jest w naszym lesie z nierudymi dziewczynkami. Każda: Zdejmuje perukę. Tak naprawdę moje włosy są takie. Zosia: Ojej! Wodzirej: Nie może być! Każda: Wszystkie dziewczynki w naszym lesie, jeśli nie są rude, to noszą peruki. Wodzirej: Ale jak to? Każda: Podobno bardzo dawno temu córki króla naszego lasu były rude. I inne dzieci się z nich śmiały, dlatego król rozkazał, żeby każda dziewczynka w naszym lesie była ruda i ubierała się jak jego córki, czyli powinny nosić czarną spódniczkę i białą koszulkę. Ktoś: Ależ córki króla były bardzo miłe. Pomagały innym przy odrabianiu lekcji, tłumaczyły trudne zadania i chętnie bawiły się z najmłodszymi. Wodzirej: No właśnie, więc dlaczego się z nich śmiano? Każda: Legenda mówi, że nikt się z nich nie śmiał. Wymyślono to po to, żeby wszystkie dziewczynki naśladowały córki króla. Zosia: Już chyba rozumiem. Mało osób jest rudych, dlatego córki króla mogły źle czuć się z tym, że są inne. Stąd królewski rozkaz. Każda: Ale im więcej różnorodności, tym ciekawiej. Kończę z noszeniem peruki. Będę zakładać spodnie, jeśli mi się spodoba. I nie muszę nosić tylko białych koszulek. To nie prawda, że inni są gorsi. Ty Zosiu, jesteś zupełnie inna niż my. Jesteś inna i dobra. Inny, nie znaczy zły lub gorszy. Śpiewają. Zosia: Mogę być inna niż ty, ty i on, i ona, Moja bluzka może być biała lub zielona Nie każdy musi uwielbiać cuksy w nadmiarze Ważne, co swoją postawą innym pokaże. Wodzirej: Czy zabiera ze sobą z lasu śmieci? Czy szanuje i dorosłych, i dzieci? Czy nie naśmiewa się z różnych od siebie? Czy pomaga, jeśli może, w potrzebie? Ktoś: To zachowanie, czyny świadczą o nas samych Nieważne, czy nowe, drogie zabawki mamy. Każda: Nieważne, czy jesteśmy szkolnymi orłami Nieważne ile osób przyjaźni się z nami. Wszyscy: Ważne, żeby siebie innego akceptować i innych, nie takich jak my, różnych szanować. Wodzirej: Pytając dzieci z publiczności Kto zabiera ze sobą z lasu śmieci? Kto szanuje i dorosłych i dzieci? Kto nie naśmiewa się z różnych od siebie? Kto pomaga, jeśli może, w potrzebie? (x2) Zosia: Pewnie ty, ty, i ty, i on, i ona Nasza opowieść dla was już skończona.