Polscy nurkowie zdobywają wrak lotniskowca M2
Transkrypt
Polscy nurkowie zdobywają wrak lotniskowca M2
Polscy nurkowie zdobywają wrak lotniskowca M2 Autor: Beata Ziemba Czwartek, 19. Sierpień 2010 09:45 Niedziela, godzina 7 rano, port morski w Portland. To tu spotykamy się z ekipą polskich płetwonurków by towarzyszyć im w kolejnej wyprawie - tym razem na wrak brytyjskiej łodzi podwodnej - lotniskowca M2. Kanał La Manche to wymarzone miejsce dla płetwonurków. Choć woda nie jest tu ciepła i przeźroczysta jak w Egipcie, to właśnie w tym rejonie leży blisko 40 tysięcy wraków. Sporo z nich to namacalne pamiątki z czasów II wojny światowej. Polski klub płetwonurków "Waleń" sukcesywnie odkrywa to, co przez lata kryły w sobie morskie głębie. - Pogoda jest lekko sztormowa, zobaczymy czy w ogóle wypłyniemy w morze - rzuca na przywitanie Adam „Rekin”, który zasiądzie dziś za sterami klubowej motorówki. Faktycznie, niedzielnego poranka fale wydają się być wyjątkowo wysokie. Prognoza pogody również nie jest zbyt obiecująca - na morzu 5 stopni w skali Beauforta, jest jednak nadzieja na lekkie uspokojenie fal. - Płyniesz z nami? - Pyta mnie Adam. - Jasne. Pozostanie samej na parkingu przed hotelem Aquatica przez co najmniej 2,5 godziny wydaje się zdecydowanie gorszym pomysłem. Chwilę później chłopaki pożyczają mi sztormiak i kamizelkę ratunkową, a następnie wchodzimy na pokład. Do niedawna spokojne i senne miasteczko Portland, dziś ma szansę wybić sie do czołówki europejskich centrów sportowych. A wszystko za sprawą igrzysk olimpijskich w 2012 roku, które będą się rozgrywały również u południowych wybrzeży Anglii, w zatoce między Portland a Weymouth. O zbliżającym się wydarzeniu przypominają nie tylko nowo powstające hotele i centra konferencyjne - już w samym porcie słychać języki z całego świata. To sportowcy, którzy już teraz postanowili przenieść swoją bazę szkoleniową w miejsce, gdzie za dwa lata walczyć będą o olimpijskie medale. Ale uczestnicy wyprawy Polskiego Klubu Płetwonurków „Waleń” nie myślą o rywalizacji. Tu 1/4 Polscy nurkowie zdobywają wrak lotniskowca M2 Autor: Beata Ziemba Czwartek, 19. Sierpień 2010 09:45 liczy się przede wszystkim dobra współpraca i odpowiedzialność, bo nurkowanie zaliczane jest do jednego z najniebezpieczniejszych sportów. I choć oni sami zapewniają mnie, że przy zachowaniu rozwagi i przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa nie powinno wydarzyć się nic groźnego, to patrząc na wzburzone morze mam na ten temat zupełnie inne zdanie. - Warunki na morzu są bardzo trudne. Już teraz wiem, że pod wodę nie zejdą mniej doświadczeni płetwonurkowie - mówi stanowczym tonem sternik. I szczegółowo wypytuje o doświadczenie w nurkowaniu uczestników, którzy albo po raz pierwszy płyną z klubową ekipą albo pierwszy raz zamierzają nurkować na otwartym morzu. - Fale są wysokie, do tego silny prąd. Będzie wesoło - słyszę na pokładzie, który w tym momencie zalewa tafla wzburzonej wody.Motorówka płynie z prędkością 35 km/h a półtorametrowe fale wdzierają się do środka z każdej strony. Trzeba się naprawdę mocno trzymać żeby nie wypaść za burtę! Po 30 minutach od wypłynięcia z portu zatrzymujemy się na otwartym morzu. Choć pierwotnym celem wyprawy był wrak z czasów II wojny światowej, to ze względu na złe warunki pogodowe sternik zmienił plany. Tym razem nurkowie będą musieli zadowolić się podziwianiem ryb i podwodnych roślinności. Mija kilka minut, gdy członkowie ekipy są gotowi do zejścia pod wodę. Na sygnał wszyscy przechylają sie do tyłu i znikają w głębiach morza. - Dno jest niecałe 30 metrów pod nami. Wrócą za niecałą godzinę - tłumaczy Adam, płetwonurek z wieloletnim doświadczeniem. To on dowodzi dzisiejszym nurkowaniem i odpowiada za bezpieczeństwo wszystkich uczestników wyprawy. Po kilku minutach spod wody wynurzają się charakterystyczne, czerwone bojki. Jak się dowiaduję, każdy płetwonurek natychmiast po zejściu pod wodę wypuszcza na powierzchnie dmuchaną tubę, by z łodzi można było obserwować jego położenie. I słusznie - już po chwili silny prąd znosi płetwonurków kilkaset metrów od motorówki, a nadzorujący nurkowanie musi ogarnąć wzrokiem wszystkich razem. - Gdy są silne prądy i wysokie fale bardzo trudno „upilnować' nurków. Już kiedyś mieliśmy taką „przygodę”. Jeden z nurkujących za późno wystrzelił bojkę i na dobre zniknął nam z oczu. Z pomocą musiał przybyć wtedy helikopter - relacjonuje Adam. Faktycznie - pozbieranie wszystkich po zakończonym nurkowaniu trwa prawie pół godziny. Nurkowie oprócz ciężkiego sprzętu wrzucają na pokład worki z cennymi łupami - to dziesiątki znalezionych na dnie morza muszli św. Jacka i kilka krabów. Będą w sam raz na lunch. 2/4 Polscy nurkowie zdobywają wrak lotniskowca M2 Autor: Beata Ziemba Czwartek, 19. Sierpień 2010 09:45 Polscy płetwonurkowie mają szczęście - około południa warunki na morzu poprawiają się i jest nadzieja, że tym razem uda im się zanurkować na wrak. Za cel biorą brytyjski lotniskowiec M2, zatopiony w okolicach Portland w 1932 roku. W katastrofie zginęła 60-osobowa załoga, a ciał nigdy nie odnaleziono. To jeden z wielu podwodnych cmentarzy. Właz do łodzi jest zabetonowany i nie można wpłynąć do środka. W namierzeniu wraku pomaga Polakom zainstalowany na motorówce GPS i sonar. Dzięki tym wynalazkom wiadomo w którym momencie należy zrzucić kotwicę i zejść pod wodę. Ale odnalezienie obiektu, mimo najnowocześniejszych zdobyczy techniki, nie jest proste. Pierwsze zanurzenie okazuje się nieudane. - Schodziliśmy na dno po zrzuconej linie, ale nie trafiliśmy na cokolwiek, co przypominałoby wrak - mówi Tomek, płetwonurek od 17 lat. - Widoczność na dnie jest niemal zerowa, bez latarek ogarnęłaby nas ciemność. Wystarczy, że prąd przesunął motorówkę o metr czy dwa i już obiektu nie zauważymy - dodaje. Na szczęście drugie podejście okazuje się trafione. Wrak lotniskowca leży dokładnie 27 metrów pod naszą motorówką. Niestety tym razem zanurzenie nie będzie już tak długie - podczas pierwszego zejścia nurkowie stracili w butlach tyle powietrza, że kolejne zejście może potrwać maksymalnie 30 minut. Ale po powrocie na pokład wszyscy podkreślają, że warto było zobaczyć tak wielki i imponujący obiekt. - Przez chwilę myślałem, że znowu nie trafiliśmy, bo ukazała mi się ściana glonów i koralowców. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to naleciałość czasu, tak dziś wygląda poszycie wraku - wspomina Krzysztof, który nurkuje niewiele od ponad roku. Swoją przygodę z tym sportem rozpoczął w Londynie, właśnie w Polskim Klubie Płetwonurków „Waleń” założonym pięć lat temu przez Aleksandra „Ola” Foxa. Tej jednej niedzieli płetwonurkowie schodzą do morza aż trzy razy. Kilku członków ekipy 3/4 Polscy nurkowie zdobywają wrak lotniskowca M2 Autor: Beata Ziemba Czwartek, 19. Sierpień 2010 09:45 potrzebuje dłuższej przerwy między kolejnymi „nurkami” i kończy wyprawę na dwóch zejściach w otchłań morską. Każdy ma inne możliwości i najważniejsze żeby je właściwie ocenić. Drobny błąd może kosztować życie. Kolejna wyprawa już za dwa tygodnie, tym razem polscy płetwonurkowie wybierają się do Falmouth w Kornwalii, gdzie czekają na nich kolejne niezdobyte dotąd wraki. Fotografie: Beata Ziemba W ten weekend „Waleń”obchodzi swoje piąte urodziny. Z tej okazji klubowicze organizują w Portland wielki piknik. Wyjazd połączony jest oczywiście z nurkowaniem. Więcej informacji o Polskim Klubie Płetwonurków, kalendarium wypraw i galeria zdjęć znajduje się na stronie internetowej www.polishdivingclub.com. M2 zatonął podczas ćwiczeń z użyciem wodnosamolotu w styczniu 1932 roku wraz z całą załogą. Przypuszcza się, że drzwi wewnętrzne i zewnętrzne hangaru otworzyły się, nim okręt całkowicie wynurzył się na powierzchnię. M2 odnaleziono po ośmiu dniach. Podjęto próbę wydobycia go, która trwała nieomal rok. Wreszcie w trakcie podnoszenia, gdy kadłub był zaledwie 6 metrów od powierzchni morza, zerwały się wskutek wichury liny i ponownie opadł na dno. 4/4