Zimbabwe Sukces gospodarczy w cieniu konfrontacji politycznej

Transkrypt

Zimbabwe Sukces gospodarczy w cieniu konfrontacji politycznej
KOMENTARZE
Zimbabwe: Sukces gospodarczy w cieniu konfrontacji
politycznej
Robert Mugabe, właśnie wybrany na kolejną kadencję
prezydent Zimbabwe, przez lata podobnie jak Nelson
Mandela w RPA uchodził za symbol walki z apartheidem.
Przez długi czas, także po objęciu przez Mugabego
prezydentury, obaj szli tą samą drogą. Potem jednak
różnice stały się tak istotne, że o ile Mandela uczynił ze
swojego kraju lidera regionu, Mugabe zmienił Zimbabwe
w pariasa.
Błędy ojca narodu
Naprawdę poważne problemy rozpoczęły się dla
Zimbabwe w momencie, gdy Mugabe ruszył do walki z
białymi farmerami. Zarządzane przez nich farmy
stanowiły o sile tamtejszego rolnictwa. Tymczasem
polityka lidera rządzącej partii ZANU wprawiła dawną
Rodezję w potężne tarapaty. Najgorszy był rok 2008.
Inflacja przekroczyła próg biliona procent, a bezrobocie
sięgnęło 80%. De facto oznaczało to upadek państwa.
Przestały działać jakiekolwiek urzędy. Ci spośród
obywateli, których było na to stać, jeździli na zakupy do
sąsiedniej RPA. W tych warunkach odbyły się w 2008 roku
wybory prezydenckie. Prezydentowi Mugabemu odważył
się przeciwstawić lider opozycji Morgan Tsvangirai. Już
wcześniej zbudował on własną partię MDC, która stała się
w Harare czołową siłą opozycyjną. Wobec upadku
państwa od Mugabego zaczęli się odwracać nawet jego
najwierniejsi sojusznicy, a Tsvangirai wygrał w cuglach
pierwszą turę (prawdopodobnie - bo komisja odwlekała
w nieskończoność ogłoszenie wyników). Zwolennicy
Mugabego i aparat państwowy dali jednak do
zrozumienia, że w żaden sposób nie zamierzają
akceptować porażki swojego przywódcy. W całym kraju
rozpoczęły się zamieszki, wierne prezydentowi bojówki
napadały na zwolenników opozycji. Tsvangirai,
uświadomiwszy sobie, że nie wygra z aparatem
przemocy, zdecydował się wycofać z drugiej tury. Zawarł
porozumienie z Mugabem i stanął na czele koalicyjnego
rządu.
Cud państwowy
Można zaryzykować twierdzenie, że ostanie pięć lat to
jeden z najpomyślniejszych okresów w historii
niepodległego Zimbabwe. Gospodarkę udało się nie tylko
opanować, ale wręcz osiągnąć jeden z najwyższych
wskaźników wzrostu PKB w 2012 roku. Zagadką pozostaje
jednak, w jaki sposób te wskaźniki osiągnięto. Na pewno
trafnym posunięciem była dolaryzacja i związanie
miejscowej waluty (skądinąd także dolara) z dolarem
amerykańskim.
Ważnym
czynnikiem
było
też
podwyższenie cen eksportowanych przez Harare
surowców naturalnych. Największą niewiadomą wciąż
jest jednak sposób, w jaki Zimbabwe osiągnęło swój
wzrost, dysponując gospodarką prawie całkowicie
podporządkowaną
państwu.
Wskaźniki
wolności
gospodarczej były tu jednymi z najgorszych na świecie.
Pewną rolę mogła odegrać pomoc Chin. Zasadniczo
jednak, jeśli chodzi o prognozy dla Zimbabwe, rysują się
dwa stanowiska: według pierwszego wzrost taki jest na
dłuższą metę nie do utrzymania i model ten musi się
zawalić, zwłaszcza przy widocznym powiększaniu się
deficytu budżetowego. Według drugiego mamy kolejny
po Chinach dowód, że liberalizm gospodarczy, wolność na
rynku i prywatna własność nie są jedyną drogą do
osiągnięcia sukcesu. Nie negując trafności pierwszego
stanowiska, trzeba zaznaczyć, że w ostatnich pięciu latach
Zimbabwe osiągnęło naprawdę imponujące wyniki.
Niemal całkowicie udało się zdusić hiperinflację,
radykalnie spadło bezrobocie. Przede wszystkim zaś, po
tym jak w okresie kryzysu 2008 roku przestały działać na
przykład szkoły (mimo iż Harare ma najlepiej
wyedukowane społeczeństwo w Afryce - zaledwie około
10% analfabetyzmu), państwo zaczęło normalnie
1
KOMENTARZE
funkcjonować. Ten sam problem dotyczył wówczas służby
zdrowia. Dzięki dolaryzacji mieszkańcy nie są już
trylionerami, ale przynajmniej stać ich na kupno
podstawowych produktów. Pytanie jednak, czy bez
choćby minimum wolności gospodarczej taki model po
prostu się nie zawali. Co więcej, bez reform trudno będzie
uzyskać jakiekolwiek wsparcie MFW.
Wierny uczeń Łukaszenki
Mimo umowy koalicyjnej pomiędzy Mugabem a
Tsvangiraiem doszło tylko do zawieszenia broni.
Rywalizacja rozgorzała na nowo, gdy lider opozycji
zdecydował się na start w tegorocznych wyborach
prezydenckich. W okresie, gdy pełnił urząd premiera, na
jego wizerunku zaciążyły skandale obyczajowe, jednak
ciągle ucieleśnia on nadzieje wielu swoich rodaków na
demokrację i normalne państwo. Tymczasem Mugabe,
mimo że ma już 89 lat, nie zamierza łatwo oddawać
władzy. Jednak o popularności lidera MDCZANU
świadczyć może wiec w stolicy tuż przed wyborami, na
którym zgromadziło się ponad 100 tysięcy jego
zwolenników. Tsangirai zapowiadał odważne reformy i
demokratyzację przypisywał sobie natomiast poprawę
sytuacji gospodarczej i obiecywał kontynuację polityki
ostatnich pięciu lat.
Nadużycia przy głosowaniu kłują w oczy. Dopuszczano się
ich zwłaszcza w okręgach wiejskich, stanowiących bastion
obecnej głowy państwa. Do stosowanych praktyk
należało wpisywanie na listy wyborcze „martwych dusz”;
masowe powoływanie (w kraju z minimalnym odsetkiem
analfabetów!) asystentów, rzekomo pomagających
głosować osobom niepiśmiennym, a ogromną ilość
głosów unieważniono. Oficjalnie Mugabe uzyskał 64%
głosów, jego rywal 31%. Jako że z elekcją prezydencką
były połączone wybory parlamentarne i samorządowe,
rządząca Partia ZANU okazała się ich absolutnym
triumfatorem.
Perspektywy
Ewidentne fałszerstwa wyborcze postawiły pod znakiem
zapytania proces stabilizacji politycznej dawnej Rodezji.
Opozycja już zapowiada, że nie uzna wyników. Nie
brakuje jej determinacji, a MDC może liczyć na poparcie
społeczności wielkich miast. Wątpliwe jednak, by obecnie
możliwa była pierwsza w Afryce kolorowa rewolucja. W
rękach Mugabego pozostają aparat przemocy, ludowe
milicje i, co najważniejsze, poparcie sporej i
zdeterminowanej części społeczeństwa, dla której
pozostaje on „ojcem narodu”. Opozycji także
determinacji nie brakuje a MDC może liczyć na poparcie
społeczności wielkich miast. W tej sytuacji możliwy jest
powrót politycznego impasu. Tym bardziej, że do wielkiej
koalicji i podziału stanowisk między dwóch politycznych
oponentów raczej nie ma powrotu. Sam Mugabe od
dawna nie jest już politykiem, który mógłby stabilizować
kraj. Dla Tsvangiraiego najlepszym wyjściem byłoby
prawdopodobnie
wykorzystanie
zbliżającej
się
nieuchronnie śmierci prezydenta i sięgnięcie po władzę w
momencie kryzysu sukcesyjnego. Pytanie, czy sędziwy
dyktator nie zdecyduje się wcześniej na ostateczną
konfrontację. Już teraz oskarża lidera MDC o działanie z
inspiracji kolonialistów. A to w Harare (wydaje mi się, ze
może3 zostać Harare to stolica Zimbabwe) najcięższe
oskarżenie i ciągle silny argument w rękach administracji.
Co do gospodarki, to nie lekceważąc cudu gospodarczego
i jej wyników w ostatnich pięciu latach, wydaje się, że
pewne reformy są niezbędne. Historia zna przykłady
sukcesów gospodarczych państw socjalnych, nie zna
jednak dobrze zarządzanych krajów socjalistycznych. Stąd
też konieczne jest minimum wolności gospodarczej. Ale
na to rozochocony osiągnięciami kolejnego już
afrykańskiego socjalizmu dyktator tak łatwo się nie
2
KOMENTARZE
zgodzi. Podsumowując: wszystko wskazuje na to, że w
Zimbawe dobrze już było. Oby tylko wynik wyborów nie
oznaczał powrotu do najgorszych koszmarów przeszłości.
Łukasz Kołtuniak
3