Przestrzeń publiczna – wspólne dobro mieszkańców
Transkrypt
Przestrzeń publiczna – wspólne dobro mieszkańców
Jacek Ochmiński Przestrzeń publiczna – wspólne dobro mieszkańców Pasywna postawa obywateli spędza sen z powiek wszystkim społecznikom, którzy chcą zmieniać swoje otoczenie. Co jest potrzebne, aby ludzie chcieli walczyć o swoje sprawy? Przecież w wielu przypadkach mogą zaangażować się w walkę o poprawę swojego najbliższego otoczenia – ulicy, osiedla, dzielnicy. Czy możemy wszystkie niepowodzenia złożyć tylko na karb braku czasu z powodu np. długich godzin pracy i obowiązków domowych? Oczywiście, to pierwsza wymówka, którą można usłyszeć, kiedy pytamy, dlaczego sąsiad nie zadzwonił w sprawie nieodśnieżonego chodnika, albo nie znalazł czasu aby zapoznać się z petycją. Nie można też bagatelizować niskiej wiary w skuteczności działań, do których chcemy zachęcać. Wszystko to jednak możemy zmienić, jeśli uda się nam osiągać małe, lokalne sukcesy. Apetyt na te większe niechybnie się pojawi. Co zatem będzie niezbędne, aby pomysł zmian żył wśród mieszkańców i był przekazywany 1|Strona w lokalnym środowisku? Oczywiście PRZESTRZEŃ PUBLICZNA. Pewną przestrzenią jest oczywiście Internet (np. dyskusyjne fora dzielnicowe i miejskie). Wielu obywateli niestety wrzuca moderowane fora internetowe do jednego worka z chaotycznymi i głupawymi komentarzami znanymi z portali internetowych. Z jakiegoś powodu uważają zaglądanie na nie za ujmę. Być może kluczem do zawiązywania się inicjatyw społecznych jest udostępnianie przestrzeni publicznej, gdzie ludzie będą mogli spędzać część wolnego czasu spotykając się ze sobą bez poczucia obowiązku, że idzie się na spotkanie interwencyjne w sprawie placu zabaw lub parkingu? Gdzie można spotkać się z sąsiadem i wymienić poglądy np. o estetyce osiedla, czy potrzebie lokalizacji boiska bliżej niż następna dzielnica? Niestety nie ma perfekcyjnie projektowanych osiedli. Często trudno tam nawet o chodniki, bo aby było taniej buduje się ciągi pieszo-jezdne, z minimalną ilością parkingów samochodowych. Efektem tego jest praktycznie odebranie pieszym ich chodników, bo przecież te wszystkie auta muszą się gdzieś pomieścić. Rozejrzyjmy się wokół: Gdzie można w lecie rozłożyć koc na trawie? Gdzie można urządzić dzieciom wyścigi z workach? Gdzie mieszkańcy osiedli mogą spotykać się na spacerze z psem lub nauczyć dzieci jazdy na rowerze? Gdzie powiesić ogłoszenie, że chce się oddać starą, choć jeszcze sprawną lodówkę? 2|Strona Wszystko to potrzebuje PRZESTRZENI – ale takiej, gdzie nikt nie postawi ogrodzenia z tabliczką „TEREN PRYWATNY”. Przestrzeni mającej gospodarza, który sprzątnie śmieci, skosi trawę czy postawi ławki. Kiedy piszę ten artykuł zbliża się właśnie NOC KULTURY i myślę, że mnóstwo ludzi ściągnie do centrum Lublina. Tam są główne sceny – place, deptaki. Narzekamy, że te place na Starym Mieście są zaniedbane, może niezbyt piękne, ale SĄ! Może zatem rozszerzyć akcję Gazety „OBUDŹMY MARTWE PLACE” o tworzenie przestrzeni publicznej w pozostałych dzielnicach Lublina? Czuby i LSM mają takie miejsca – przestronne wąwozy. Czy reszta dzielnic miejskich nie zasłużyła na takie miejsca? Oczywiście w większości pozostałych dzielnic nie ma już tak dużych niezagospodarowanych terenów, ale może warto poszukać mniejszych, żeby mieszkańcy nie uciekali z pracy od razu do domu lub za miasto, ale faktycznie mogli poczuć ten „POŚREDNI STOPIEŃ PRZESTRZENI” między swoim mieszkaniem a miastem jako całością. Jeśli poczują, że to ich przestrzeń, przestaną omijać wzrokiem nieskoszoną trawę przy drodze czy zapadnięty chodnik. Wierzę, że dając społeczności żyjącej na przestrzeni osiedla miejsce spotkań i informacji, lepiej poznają się i będą chcieli poprawić miejsce w którym żyją. Chciałbym, aby władze Lublina zachowywały się jak mądry rodzic w stosunku do swoich dzielnic. Każde dziecko jest oczywiście inne, ale każde wymaga uwagi. Trzeba starać się traktować sprawiedliwie – nie dawać tylko temu, które jest najbliżej, czy najgłośniej krzyczy. Trzeba także docenić samodzielność, aktywność, przyglądać się bacznie, czego brakuje najbardziej. Dając, pamiętać, że coś trzeba dać też pozostałym. Zarówno ze względów ekonomicznych, jak i warunków zastanych, nie da się zaoferować wszystkim dzielnicom wszystkich możliwych dóbr. Trzeba szukać rozwiązań, które nie pozwolą w przyszłości nikomu krzyczeć „MIASTO O NAS ZAPOMNIAŁO!” Jeśli nie w każdej dzielnicy może być zielony wąwóz czy basen, dajmy w zamian osiedlowe boiska czy małe zielone skwery. 3|Strona Aby jednak tak się stało, niezbędna jest zmiana polityki władz miejskich, które nie dostrzegają, że planowanie przestrzeni publicznej pomiędzy terenami zabudowanymi będzie z korzyścią nie tylko dla lokalnych społeczności, ale także dla budowania dialogu z samorządem, a przez to przyczyni się to skuteczniejszego zarządzania Lublinem. Mało tego, planowanie przestrzeni publicznej powinno być tak samo ważne jak układ komunikacyjny. Jeżeli ulice pozwalają na przemieszczanie się samochodów, to przestrzeń publiczna jest miejscem, gdzie informacja i aktywność krąży między ludźmi, kreuje dialog między grupami interesów i umożliwia rozwój inicjatyw obywatelskich. Na razie jednak urzędnicy skupiają się na tym, aby tworząc plany nowych terenów nie nadepnąć na odcisk żadnemu obecnemu właścicielowi, kiedy klasyfikują grunty pod drogę, edukację czy park. W ten sposób redukuje się planowanie terenów przeznaczonych na przestrzeń publiczną prawie do zera. Czyni się powstające osiedla dysfunkcyjnymi zarówno komunikacyjnie i nie uwzględnia się potrzeb poza mieszkaniowych. Jako przykład podam osiedle przy ul. Dożynkowej w dzielnicy Ponikwoda. Oto zestawienie: Wyjazd z osiedla wyłącznie przez ul. Dożynkową (trzeba stać każdego ranka w naprawdę długim korku). Będzie kiedyś ul. Strzembosza. Kiedyś. Miejskie place zabaw - ZERO (nota bene nie ma ich w całej dzielnicy). Boiska w odległości mniejszej niż kilometr – ZERO. 4|Strona Najbliższa szkoła podstawowa dopiero przy ul. Hiacyntowej, zaś gimnazjum przy ul. Lwowskiej. Planowane inwestycje typu - mały teren rekreacyjny w najbliższej okolicy – ZERO (bo nie pozostawiono w planie na to miejsca). Tereny zielone – ZERO (są wprawdzie w planach, ale działki są w rękach prywatnych i nie widać wysiłków urzędników żeby ten stan zmienić). Dodatkowo coraz częściej inwestycje drogowe czy mieszkaniowe degradują tereny publiczne nadające się do jakiejkolwiek rekreacji, czy też spotkań mieszkańców. Przykładem może być boisko przy zbiegu ul. Jagodowej i ul. Węglarza. Po zakończeniu budowy ul. Węglarza, przestało być atrakcyjne, nie tylko ze względu na bliskość arterii komunikacyjnej, ale także z powodu występowania problemu z odwodnieniem tego terenu. Można to zrozumieć, bo przecież to miasto i drogi trzeba budować. Problem w tym, że nie ma gdzie przenieść tego boiska w obrębie dzielnicy. 5|Strona Jeżeli ubolewamy zatem, że w naszym kraju brakuje postaw prospołecznych, to pamiętajmy, że rodzą się one w obrębie najmniejszych społecznościach – wspólnotach mieszkaniowych, spółdzielniach mieszkaniowych, oraz osiedlach, gdzie ludzie czują, że to ich miejsce. Jeśli będzie przestrzeń publiczna – wspólne dobro mieszkańców, pojawią się lokalni liderzy i społecznicy, którzy będą inspirowali do działań obywatelskich, i będzie o tym głośno. 6|Strona