l:\ps_in\1110DLOOL005-1awp.ps guid: {49711165-F750
Transkrypt
l:\ps_in\1110DLOOL005-1awp.ps guid: {49711165-F750
Olsztyn Reklama 5 l olsztyn.gazeta.pl wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Czwartek–piątek 10–11 listopada 2011 l l 1 OLL Edukacja kluczem do bezpieczeństwa energetycznego Energetyka nie ogranicza się do Gazpromu i łupków. Wiele problemów z tej dziedziny można rozwiązać z poziomu lokalnego. Trzeba tylko konsekwentnej polityki państwa. A tej trochę brakuje – oceniają eksperci, zaproszeni do debaty przez Towarzystwo Amicus. Amicus: Czy Unia Europejska jest obecnie energetycznie bezpieczna? Michał Drozdek, ekspert ds. energetyki: Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Unia ma wiele problemów, z którymi się boryka i które to bezpieczeństwo zmniejszają lub zwiększają. Ogólnie rzecz biorąc to jeden z tych dobrze zabezpieczonych w źródła i infrastrukturę energetyczną regionów, natomiast w przypadku różnych wydarzeń mogą się pojawiać problemy. I ropa, i gaz w znacznej mierze pochodzą z miejsc, które są ogniskami zapalnymi. Każde z potencjalnych złych wydarzeń w tych miejscach mogą skutkować perturbacjami energetycznymi w samej Unii. Natomiast prawdopodobieństwo wystąpienia wydarzenia na taką skalę, która mogłaby zagrozić całej Unii, jest nieduże. Amicus: W chwili obecnej, nawet patrząc na naszego największego partnera handlowego, czyli Niemcy, trudno mówić o wspólnej, unijnej polityce energetycznej. Jako państwa mamy w tej materii zbyt rozbieżne interesy. Czy w ogóle istnieje pomysł na wspólną politykę energetyczną całej Unii? Bartłomiej Wolfram, Fundacja Zielone Płuca Polski: Wystarczy wspomnieć o Pakcie Muszkieterów, projekcie porozumienia forsowanym przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który miał gwarantować wzajemne dostawy energii pomiędzy poszczególnymi państwami Unii. To był dobry pomysł, tyle że do jego realizacji Polska przystąpiła w nie najlepszy sposób, niezapraszając do rozmów wszystkich. Zapomniano o tym, że nasze interesy nie zawsze są zbieżne z interesami innych krajów Unii, np. jej południowej części, tudzież Francji. Druga sprawa to Rosja. To duży partner Unii, jeśli chodzi o dostawy gazu, ale sam premier Putin kilka razy powtarzał, że Unia robi mu krecią robotę. Bo w końcu po wielu bólach udało się podpisać porozumienie w sprawie budowy gazociągu Nabucco, czy gwarancje z Azerbejdżanem, jeśli chodzi o ropę. Także z bólem, ale jakaś tam wspólna polityka w tej materii jest realizowana. Andrzej Koniecko, prezes Warmińsko-Mazurskiej Agencji Energetycznej: Znajdujemy się w ciekawym i bardzo trudnym okresie, obfitującym w dramatyczne wydarzenia. Mam tu na myśli m.in. trzęsienie ziemi w Japonii i będącą jego skutkiem awarię elektrowni atomowej w Fukushimie. Z tego wyniknęły deklaracje kolejnych rządów w kwestii wycofywania się z energetyki jądrowej. Nie wiadomo więc, co z nią w przyszłości będzie. Druga rzecz, już pozytywna: osobiście wiążę duże nadzieje z gazem łupkowym. Jeśli potwierdzą się prognozy, to przed energetyką w Europie, ale przede wszystkim w Polsce, rysuje się dość ciekawa perspektywa. Amicus: W kontekście długoterminowych umów na dostawy gazu, jakie wiążą Polskę z Gazpromem, trochę się obawiam, że w pewnym momencie może się okazać, że mamy tego surowca zbyt wiele. Andrzej Koniecko: Jeśli źródło energii znajduje się na naszym terytorium, to siłą rzeczy znajdujemy się w znacznie bezpieczniejszej sytuacji niż wówczas, gdy musimy ową energię sprowadzać. Nawet jeśli gaz stamtąd jest tani, czy łatwo dostępny. Jesteśmy więc na pewnym zakręcie i myślę, że w ciągu pięciu lat powinien się wykrystalizować pewien generalny kierunek gospodarki energetycznej. Amicus: Z tego, co panowie mówią, wynika taka niepokojąca konkluzja, że trudno mówić o długofalowej polityce energetycznej, bo podlega ona zbyt wielu mało przewidywalnym zmiennym. Michał Drozdek: Niestety, trochę tak jest. Bartłomiej Wolfram: Dlatego tak ważna jest dywersyfikacja źródeł energii. Stanisław Kwiatkowski, kierownik wydziału rolnictwa warmińsko-mazurskiego urzędu wojewódzkiego: Jako rolnik mogę powiedzieć, że wspólna polityka rolna Unii lepiej lub gorzej zdaje egzamin. Ale wspólnej polityki energetycznej nie ma. Michał Drozdek: Rzeczywiście, nie ma jeszcze wspólnej polityki energetycznej, tak jak wielu innych wspólnych, unijnych polityk. Unia zawsze była, jest i jeszcze długo będzie jednością w różnorodności, gdzie stratedzy próbują budować interes wspólny całości, ale nie da się ominąć interesów poszczególnych państw. W tej chwili więc Unia dzieli się w kwestiach energetycznych na starą piętnastkę i przyjęte niedawno kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Ale podejmuje pewne działania, które już są wspólne. I na dwa takie priorytety polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej chciałbym zwrócić uwagę. Pierwszym z nich jest budowanie rynków, a więc to wszystko co łączy się z usprawnieniem przesyłów na terenie Europy Środkowo-Wschodniej i całej Unii, zarówno w gazie, jak i elektroenergetyce. Czyli zarówno budowanie połączeń transgranicznych, jak i w znacznej mierze zrealizowany już postulat udostępniania tych linii przesyłowych na zasadach komercyjnych każdemu. Do tego budowa magazynów i innych mechanizmów pomagających neutralizować kryzysy. To są działania wspólne Unii Europejskiej popierane przez Polskę. I drugie, znacznie trudniejsze działanie, ale też dojrzewające, czyli wspólna polityka Unii. Żebyśmy w stosunku do Rosji, czy krajów Afryki Północnej, istotnych dla Francuzów czy Włochów wspólnie jako Unia występowali. I coś takiego też powoli jest realizowane. Są dokumenty, są rozmowy, są koncepcje. Andrzej Koniecko: Zostawmy na boku te wszystkie złoża, dużą energetykę, niech ona się rozwija tak jak pozwoli natura. Na dzisiaj zacznijmy racjonalniej zagospodarowywać to, co mamy już do dyspozycji. Pod względem infrastruktury przesyłowej zarówno województwo podlaskie, jak i warmińsko-mazurskie są pustynią energetyczną. Nie ma tu też praktycznie własnych źródeł energii. Zaledwie cztery procent zużywanej energii wyprodukowano na miejscu, wyłącznie ze źródeł odnawialnych, czyli farm wiatrowych i elektrowni wodnych. Mamy tu około 100 wiatraków i bez mała 100 elektrowni wodnych. Bezpośrednim skutkiem takiej sytuacji jest to, że inwestor zainteresowany nowoczesnymi technologiami, np. Produkcją sprzętu komputerowego, tu nie przyjdzie. Nasz prąd nie spełnia żadnych norm i jest go za mało. Do tego jesteśmy na końcu linii przesyłowych. Wciąż nie są one zamknięte w pętle, więc jakikolwiek problem np. w Gdańsku czy Ostrołęce, z których bierzemy prąd, skutkuje tym, że u nas go po prostu nie ma. Dlatego jestem orędownikiem wykorzystywania lokalnych źródeł energii. W północno-wschodniej Polsce mamy możliwości i rezerwy, by minimum 30 procent zużywanej tu energii produkować na miejscu, za pomocą małych i rozproszonych instalacji. Bartłomiej Wolfram: Jako gorący zwolennik biogazowni, szczególnie na terenach rolniczych, takich jak nasze, chciałem spytać, ile takich instalacji, doskonale się wpisujących w definicję rozproszonych źródeł energii, jest w Warmińsko-Mazurskiem. Stanisław Kwiatkowski: Niewiele, ponieważ ich budowa zawsze spotyka się z niesamowitymi protestami. Żeby było ciekawiej, protestują wyłącznie „Mazurzy” z meldunkami w Warszawie czy Łodzi. Rolnicy nie. Bartłomiej Wolfram: Ale dla takich protestów nie ma żadnego racjonalnego powodu. Przecież to czysta technologia. Jerzy Szczepanik: W tej materii trzeba wiele edukacji ze wsparciem mediów. Bartłomiej Wolfram: Rządu. Dlaczego Szwajcarzy mogli 20 lat temu przenieść tiry na tory? Bo była konsekwentnie realizowana wola państwa. Póki nie będzie takiej woli, rozwiązania, za którymi nie stoi wielki kapitał, a za biogazowniami nie stoi, nie mają szans na przebicie się. Andrzej Koniecko: Z wyliczeń specjalistów wynika, że w województwie warmińsko-mazurskim bez szkody dla rolnictwa na cele energetyczne można przeznaczyć 330 tysięcy ton słomy, co odpowiada 165 tysiącom ton węgla. Na dzień dzisiejszy słomy się właściwie nie pali. Chociaż są tu wyjątki. Cały Frombork od prawie dziesięciu lat ogrzewany jest kotłownią, która spala rocznie 4 tysiące ton słomy. Tyle że, aby rozpowszechnić taką energetykę, potrzebna jest edukacja, promocja i demonstracyjne instalacje, nawet na siłę dotowane. Przecież na tego rodzaju działania są pieniądze. Społeczeństwo jest z natury konserwatywne, czego nie zna, czego nie może dotknąć, tego nie chce. Stanisław Kwiatkowski: Pamiętam w przypadku takiej instalacji na północy województwa największy problem był z wiarą. Mieszkańcy nie mogli uwierzyć, że słomą można coś ogrzać. Druga sprawa – musi być taniej. Jeśli nowe źródło energii będzie tańsze od starego, społeczeństwo da się przekonać. Bartłomiej Wolfram: Tutaj trzeba rozwiązań systemowych, które może wprowadzić wyłącznie państwo. Np. ulg podatkowych dla producentów energii z tego rodzaju źródeł. Andrzej Koniecko: Weźmy kwestię ustawy o odnawialnych źródłach energii. Przecież jej pierwszy projekt był gotowy w 2003 roku. Osiem lat później wciąż nie mamy tej ustawy, mamy za to, z powodu jej braku, wszczęte przez Unię Europejską w lipcu tego roku postępowanie przeciwko Polsce. Jeszcze latem rząd zapewniał, że ustawa zostanie uchwalona przez Sejm, którego kadencja się właśnie zakończyła. I co? I oczywiście nie została uchwalona. Amicus: To co panowie mówią, niestety pokazuje, że chociaż w ubiegłym roku rząd przyjął strategię energetyczną do roku 2030, to żadnej spójnej strategii się, niestety, nie realizuje. Przecież odnawialne źródła energii to dokładnie taka sama energetyka jak gaz łupkowy, gazoporty czy elektrownie atomowe. Andrzej Koniecko: Dlaczego nie ma wciąż pełnomocnika rządu ds. odnawialnych źródeł energii i energetyki rozproszonej, chociaż stworzenie takiego stanowiska postulowane jest od dawna? Posłużę się dobrymi przykładami z Europy Zachodniej. W Danii 40 procent energii elektrycznej produkowanych jest w rozproszonych źródłach energii. W latach 60. ubiegłego wieku mapa producentów energii w tym kraju prezentowała dziesięć dużych kropek. Podobnie to wygląda obecnie w Polsce. Jeśli spojrzeć na taką mapę Danii dzisiaj, to jest cała piegowata. Trzy, cztery duże kropki, a reszta to rozproszeni producenci. I to jest właśnie bezpieczeństwo energetyczne. Dla odmiany w Szwecji 15 procent ciepła produkowane jest z odpadów komunalnych. Tylko tu znów wracamy do kwestii edukacji. Ludzi trzeba do takich rozwiązań przekonywać. Amicus: No tak, tyle że każda z metod pozyskiwania Debata nt. bezpieczeństwa energetycznego została zrealizowana przez Towarzystwo Amicus w ramach projektu współfinansowanego ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych . energii wiąże się z takimi czy innymi negatywnymi skutkami dla środowiska. Andrzej Koniecko: Nie ma takich działań człowieka, które nie wywierałyby wpływu na jego otoczenie. Michał Drozdek: Od tej reguły jest jeden wyjątek – efektywność energetyczna. Trzeba działać na rzecz oszczędności i racjonalnego gospodarowania energią. O tym zresztą mówi pierwszy rozdział strategii energetycznej Polski do roku 2030. Andrzej Koniecko: Oczywiście, niewyprodukowany megawat nie szkodzi i nie kosztuje. Bartłomiej Wolfram: Nasze zużycie energii jest niewspółmiernie wysokie. Podnosząc efektywność energetyczną spokojnie możemy oszczędzić 15 procent tego, co zużywamy obecnie. Andrzej Koniecko: To słuszne założenie i wcale go nie neguję. Ale samorządy generalnie, z małymi pozytywnymi wyjątkami, nie czują tego tematu. Najlepszym dowodem na to są gminne plany zaopatrzenia w ciepło, energię elektryczną i paliwa gazowe. Poza pomorskim, gdzie takie palny posiada większość samorządów, coś takiego występuje w całym kraju nader sporadycznie. Amicus: Co powinno być priorytetem w polskiej polityce energetycznej? Bartłomiej Wolfram: To o czym tutaj mówiliśmy. Wykorzystując fundusze unijne, a w następnej perspektywie finansowej Unii na „zielone źródła” energii będzie dwukrotnie więcej środków, powinniśmy się skoncentrować na tym, co możemy zrobić sami. Nie szukać aliansów energetycznych na zewnątrz. Tym bardziej że Polski nie będzie stać na niespełnienie limitów udziału energii z tych źródeł, dzisiaj to 3,5 procent, a niebawem powinno być 12. Michał Drozdek: Powtórzę się, bo to istotne. Zawsze jako Polska będziemy się domagali tworzenia rynku, co jest bardzo trudne, bo w energetyce, szczególnie w krajach Europy Środowo-Wschodniej tego rynku właściwie nie ma. A bez tego bezpieczeństwo energetyczne będzie fikcją, Gazprom może sobie hulać. Przeciwko temu są zresztą inne wielkie firmy, które mają tu monopole, np. PGNiG, które obecnie kontroluje 99 procent polskiego rynku. Podobnie w energetyce, gdzie mamy cztery wielkie monopole produkcyjno-sprzedażne. A to dla bezpieczeństwa energetycznego zjawisko bardzo niebezpieczne. To nie koniecznie muszą być podmioty prywatne, chodzi o to, żeby była konkurencja, żeby był wybór. Żeby odbiorca mógł wybrać, czy chce kupić gaz od Gazpromu, czy z zachodu, tudzież południa. Rynek polega też na tym, że wydziela się operatorów do sieci przesyłowych, którzy mają obowiązek wpuścić do nich każdego, kto się w nich zmieści. Rynek musimy budować zarówno w znaczeniu otwartych sieci przesyłowych, jak i całej obudowy prawnej i technologicznej do tego niezbędnej. Jak i obudowy mentalnej, przyzwyczajenia odbiorców indywidualnych i biznesu do tego, że jest rynek, że nie jesteśmy skazani na jednego dostawcę. Na dłuższą metę z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego to jest kto wie czy nie najważniejsza sprawa. Tyle że ten rynek nie może się ograniczać do naszego kraju, musi być budowany w całej Europie Środkowo-Wschodniej i doskonalić w pozostałej części Unii. To jest jedna z głównych rzeczy, o jakie trzeba walczyć. I jedno z zadań polskiej Prezydencji. Olsztyn, 3 listopada 2011 r. 31296175