Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
porka – amanta o ubeckim rodowodzie. Koszmar PRL-u był jej koszmarem i dzięki niemu ma dziecko, które kocha bez względu na drogę jaką obrało. Bohaterka filmu nie stara się wymazać przeszłości, owszem ukrywa ją skrzętnie przed synem, ale ta przeszłość do niej wraca za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Musiały minąć dwie dekady III RP, aby twórcy pozwolili sobie na swobodną polifonię w filmach głównego nurtu. Styl Rewersu wpisuje się w nową narrację o polskim zbiorowym doświadczeniu poprzedniej epoki. Z debiutem Lankosza ko- Scena obściskujących się gejów na cmentarzu jest dla mnie symbolem sprzeciwu wobec obowiązującego do tej pory kanonu. 242 responduje inny zwycięzca ostatniego festiwalu w Gdyni – Dom zły Smarzowskiego. W obu wypadkach zrezygnowano uprawiania publicystyki na rzecz skupienia się na lokalnych historiach ujętych w osobiste ramy. Co więcej, na zerwanie z dotychczasowym ujęciem PRL-u zdecydował się również Jacek Dukaj, czego efektem jest oniryczna powieść Wroniec. U każdego z nich widać nieskrępowaną chęć wadzenia się z neosienkiewiczowską narracją historyczną. W Rewersie nie ma miejsca na rycerskich bohaterów przybywających na białym koniu, to kobiety biorą odpowiedzialność za losy i dzięki nim możliwe jest przetrwanie. Lankosz umiejętnie wbija szpilki i polemizuje z mitologią polityki historycznej. Scena obściskujących się gejów na cmentarzu wykorzystanym również jako tło dla patriotycznego larum w Katyniu, jest dla mnie symbolem sprzeciwu wobec obowiązującego do tej pory kanonu. Wydaje się, że starzy mistrzowie nie dostrzegli estetycznej zmiany oczekiwań publiczności, która nastąpiła w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Nowy widz wychowany na festiwalach filmowych i licznych retrospektywach stał się wymagającym odbiorcą, który ma nieograniczony dostęp do światowego kina i nie uznaje taryfy ulgowej ze względu na temat poruszany w rodzimych produkcjach. Lankosz zdaje sobie z tego sprawę i umiejętnie wodzi widza, choćby w scenie pijatyki z partyjnymi apostołami, w której dygnitarze popisują się znajomością dorobku zakazanych poètes maudits przed publiką złożoną z wystraszonych kobiet i jeszcze bardziej przerażonego gospodarza (nawiasem mówiąc, ta scena ogniskuje w sobie dorobek pisarski Marci Shore: poetyka przekazu, w którym pod nową sztuką trup się rozkłada i późniejszy styl prac malarskich brata głównej bohaterki filmu, przypomina losy zbyt wielu nadal tworzących artystów). Ten właśnie subiektywny klucz do odczytywania historii Polski w wielobarwnej perspektywie, potwierdza przyszły projekt tandemu Barta i Lankosza, dotyczący realizacji filmu na podstawie kolejnej powieści Barta Fabryka muchołapek, poświęconej kontrowersyjnemu szefowi łódzkiego Judenratu, Chaimowi Rumkowskimu – postaci łączącej w sobie jednocześnie cechy bohatera i kolaboranta. Po obejrzeniu Rewersu można mieć nadzieję, że autorskie podejście wspomnianego tandemu do historii „króla łódzkiego getta” ma szanse wzbudzić debatę, której zasięg wyjdzie poza granice Polski. Dominik Skorupa reż. Steve McQueen Głód Hunger scen. Enda Walsh, Steve McQueen wyst. Michael Fassbender, Liam Cunningham muz. Paul Davies Irlandia/Wielka Brytania 2008 96 min. Głód, zdobywca wielu prestiżowych nagród, pojawił się w polskich kinach półtora roku po swojej premierze. Podnosi on trudną i wciąż drażliwą tematykę. Opowiada o autentycznych wydarzeniach, które miały miejsce w 1981 roku w więzieniu Maze, gdzie po pięciu latach bezskutecznego protestu członków IRA, domagających się przyznania im statusu więźniów politycznych, Bobby Sands zdecydował się na rozpoczęcie strajku głodowego i zmarł po 66 dniach. Film nie opowiada jednak tylko jego historii. Bohaterów jest kilku: strażnik w więzieniu Maze, uczestnicy „brudnego protestu”. Gdzieś w tle miga sylwetka wysokiego, szczupłego blondyna – Bobby’ego Sandsa. Widz poznaje go bliżej dopiero wtedy, gdy rozmawia z rodzicami podczas widzenia, ale nie od razu staje się on centralną postacią filmu. Wszystko zmienia się podczas kluczowej dwudziestodwuminutowej sceny rozmowy Bobby’ego z księdzem (17 minut bez cięć, sfilmowane ze statycznej kamery). Z tym intensywnym, świetnie napisanym dialogiem, kontrastuje pierwsza część filmu, rozgrywająca się niemal bez słów i sfilmowana w wysmakowany sposób. Pod koniec patrzymy na umieranie wychudzonego Sandsa. Widzimy, Najdrastyczniejszą sceną nie wydała mi się wcale wykonana z zimną krwią egzekucja, lecz wyjście głównego bohatera z wanny. jak powoli uchodzi z niego życie. Najdrastyczniejszą sceną nie wydała mi się wcale wykonana z zimną krwią egzekucja, lecz wyjście głównego bohatera z wanny. Niezwykle interesująca a zarazem wymagająca jest współgrająca z zamysłem i obrazem całości wizualna strona filmu. Steve McQueen opowiada przede wszystkim za pomocą obrazu. Długie sceny, często rozgrywające się bez słów, każą zwracać uwagę na gesty, mimikę, powtarzające się mechaniczne ruchy. Kamera bardzo często jest statyczna, nie tylko we wzmiankowanej powyżej scenie. Jedno z ujęć przedstawia pracownika więzienia myjącego korytarz, zbliżającego się nieuchronnie do znajdującej się u kresu szeregu drzwi kamery. Kiedy indziej obiektyw śledzi przez długi czas ruchy oczu i spierzchniętych ust skrajnie wycieńczonego Sandsa. Kompressje 243 244 Film nie jest ani gloryfikacją bojowników IRA, ani ich potępieniem. Angażując widza emocjonalnie, dzięki niezwykle subtelnym, artystycznie wysmakowanym ujęciom, zwraca uwagę na szczegóły, pozostaje jednak nieco na uboczu, nie zajmując żadnego stanowiska. Sam temat wymusza bliższe przyjrzenie się irlandzkim więźniom, jednak strażnicy nie są jedynie nieludzko okrutnymi bestiami. Wykonują swoją pracę, wciąż obawiając się o swoje życie. McQueen nie wyjaśnia, dlaczego bohaterowie filmu znaleźli się w Bloku H więzienia Maze – zakłada, że widz tę wiedzę posiada. Kontekst przedstawianych wydarzeń wyjaśnia kilka linijek tekstu na początku filmu. Reżyser zaufał inteligencji i wiedzy tego, kto zdecydował się zobaczyć ten niezwykle trudny obraz. Nawet Bobby Sands nie jest pokazany jednowymiarowo, o czym świadczy wspomniana rozmowa z księdzem. Sposób, w jaki jest sfilmowana zmusza do skupienia uwagi na rozmawiających postaciach i tym, co mają do powiedzenia. Rozprawiają oni o swoim życiu, o łączącej ich religii i narodowości, o pobudkach popychających Sandsa do rozpoczęcia strajku. Ksiądz Don zwraca uwagę bohaterowi, że decydując się na tak bezkompromisowe rozwiązanie w praktyce dąży z premedytacją do popełnienia samobójstwa. Uświadamia mu, że musi także wziąć odpowiedzialność za innych uczestników protestu, którzy pójdą w jego ślady, ponieważ tylko on może odwołać strajk. Zarzuca mu brak szacunku dla życia. Pyta, czy Bobby nie działa kierowany pragnieniem męczeństwa i zapisania się w podręcznikach historii. Sands przedstawiając swoje racje odwołuje się do tego, że wciąż są armią, więc muszą zachowywać się jak żołnierze. Muszą złożyć ofiarę w obronie swoich ideałów. „It’s the right thing” − mówi. Głód jest przede wszystkim opowieścią o tym, jak daleko można posunąć się w obronie swoich racji, brnąc w coraz poważniejsze deklaracje, z których nie można się już wycofać. Jak nieustępliwość jednej ze stron polaryzuje reakcje drugiej, prowadząc do eskalacji przemocy i drastycznych środków, dehumanizujących i niemal uniemożliwiających osiągnięcie kompromisu. Obrazują to pojawiające się w tle filmu słowa Margaret Thatcher: „There is no such thing as political murder, political bombing or political violence. There is only criminal murder, criminal bombing and criminal violence. We will not compromise on this. There will be no political status” i słowa wypowiedziane przez Dona pod adresem Bobby’ego − „If you’re not willing to negotiate, you’re looking for them to capitulate”. Pokazuje to, jak jedne ideały są porzucane dla innych, budząc tym samym skojarzenia z filmem Michael Collins, opowieścią o powstawaniu IRA. Maestria subtelnych zdjęć i świetnej reżyserii Steve’a McQueena nie wywarłyby tak ogromnego wrażenia, gdyby nie jedna z najmocniejszych stron filmu: niesamowita gra aktorów. Nie chodzi tylko o zaangażowanie grającego tytułową rolę Michaela Fassbendera, który na potrzeby ostatniej części filmu schudł do 59 kg i fenomenalnie zagrał wycieńczonego, umierającego Sandsa. Błyszczą nawet aktorzy drugo- i trzecioplanowi, zaś podczas kluczowej dla filmu rozmowy nie można oderwać oczu zarówno od Cunninghama, jak i od Fassbendera, choć przecież tylko siedzą, palą papierosy i rozmawiają. Głód nie jest filmem, który ma się podobać, nie można też powiedzieć, że się go lubi. Jest to trudne dzieło sztuki. Jego reżyser wykazał się ogromną intuicją, wrażliwością i wiarą w widza. Stworzył film przejmujący, wywierający ogromne wrażenie – zarówno pod względem artystycznym, jak i emocjonalnym. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych, najbardziej wartościowych filmów ostatnich lat. Anna Markwart „Arcana” 2010, nr 1 „Zaczynamy szesnasty rok, dziesiątą dziesiątkę w numeracji naszego pisma. Jest lepiej czy gorzej?” – tak brzmią pierwsze słowa wstępu do nowego numeru. Redakcja nie stawia odpowiedzi na to pytanie, zamiast tego apeluje, aby mimo pozornej beznadziei, „rąk nie zakładać”. To słowo wstępne znajduje swe rozwinięcie w kolejnych tekstach numeru, szczególnie chyba w eseju Marioli Jankun-Dopartowej O czym szumią chorągwickie modrzewie albo jak zabija cywilizacja miłości. Na podstawie mikrokosmosu, jakim jest życie małej miejscowości, przedstawia autorka analizę atrofii poczucia podstawowych społecznych więzi i obywatelskiego obowiązku. I pokazuje, że aby to naprawić, wystarczy czasami jedna osoba na odpowiednim stanowisku, która będzie kierowała się kilkoma prostymi zasadami i dobrą wolą – społeczne zło bierze się bowiem z inercji i bezmyślności. Z problemów małych społeczności do problemów na skalę geopolityczną prowadzi niezmiernie ciekawy i mocny tekst Szczepana Twardocha Aksolotl narodów, zawierający tezę, że podmiotowość na arenie międzynarodowej pozwoli Polsce uzyskać rezygnacja z „wymachiwania trupami” i celebrowania klęsk, a pamięć i kontynuacja tego, co w polskiej historii opierało się na sile, brutalnej i bezpardonowej, jeśli wymagała tego racja stanu. Analizę tego, jak prowadzenie takiej podmiotowej polityki wygląda w praktyce – u naszych wschodnich sąsiadów – przynosi historiograficzny tekst Bohdana Cywińskiego. Jest to analiza rosyjskiego imperializmu, który – według autora – korzeniami sięga podboju Nowogrodu przez Moskwę w 1478 roku. Ostatecznie to prowadzące imperialną politykę Księstwo Moskiewskie zjednoczyło Ruś – ruskich księstw było wiele, ale dzisiejsza Rosja jest spadkobierczynią i kontynuatorką właśnie Moskwy. Innym, ciekawym szczególnie z polskiego punktu widzenia, aspektem tekstu jest omówienie postępowania Rosji z „państwami-zawalidrogami”, którymi oprócz Polski były Szwecja i Turcja. Z tekstów zamieszczonych w nowych „Arcanach” (nie tylko ze wspomnianego tekstu Twardocha, ale i np. z artykułu Po co Polsce armia? Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego) przebija postulat i pragnienie, aby Polska stała się jednak czymś więcej niż „państwem-zawalidrogą”. Adam Leszkiewicz Kompressje 245