marzec2014 10 010,36 kB

Transkrypt

marzec2014 10 010,36 kB
Marzec 2014 Nr 3 (62)
ISSN 2080 - 4121
Firma „Pellowski”
w gdyńskiej hali
P
ierwszy swój punkt
handlowy w Gdyni, w
Miejskiej Hali Targowej
przy ul. Wójta Radtkego
36/40, uruchomiła znana gdańska Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" Grzegorz Pellowski. Dotychczas jej produkty, pieczywo i
wyroby cukiernicze, można było
kupować w Gdańsku. Oferowane
są one w różnych gdańskich placówkach handlowych i w 11 firmowych punktach sprzedaży, w
sklepach oraz na stoiskach w kawiarniach i na oddzielnych stoiskach, m. in. przy ul. Podwale
Staromiejskie 82, w Galerii Handlowej Medison przy ul. Rajskiej
10 czy przy ul. Długiej 40/42.
- Gdyńskie stoisko otworzyliśmy w tym roku - mówi Łukasz
Pellowski z firmy „Pellowski”. Teraz możliwość nabywania naszych wyrobów piekarniczych i
cukierniczych mają także gdynianie. Od niektórych klientów
dowiedzieliśmy się, że je znają,
bo niegdyś mieszkali w Gdańsku.
Zatem nie jesteśmy w Gdyni zupełnie nieznaną firmą. Na stoisku w gdyńskiej hali, w boksie
204, oferujemy podstawowe rodzaje chleba i bułek oraz ciast i
ciastek. Sprzedaje je Barbara Ciosańska.
Hale Targowe w Gdyni czynne
są od poniedziałku do piątku w
godz. 8 - 18 i w sobotę - w godz.
8 - 15. Zarządza nimi Administracja Budynków Komunalnych nr 4
Zakład Budżetowy w Gdyni. W
halach, na stoiskach i na otwartej, zadaszonej przestrzeni oferowane są pieczywo i wypieki cu-
Piekarnia-Cukiernia
“Pellowski” poleca
Pieczywo: chleb oliwski, graham; chleby wiejski, kaszubski, orkiszowy, z siemieniem lnianym
i żurawiną; chleby żytni trójkątny i żytni trójkątny z amarantusem oraz deskowy, wypiekane z
ciasta na zakwasie; chleby żytnio-razowy, razowy na miodzie, razowy połnoziarnisty, razowy
fitness oraz ze słonecznikiem czy śliwką; chleby
musli, wieloziarnisty i morski, o wydłużonym
okresie przydatności do spożycia; chleb litewski
z kminkiem, wypiekany w oparciu o tradycyjną
recepturę i technologię piekarzy z Litwy.
Chleb z żurawiną z firmy „Pellowski”
Na zdjęciu Łukasz Pellowski i Barbara Ciosańska na stoisku firmy „Pellowski” w gdyńskiej hali targowej
Fot. Jacek Sieński
kiernicze, warzywa i owoce, nabiał, mięso i wędliny, drób, ryby,
kwiaty, artykuły przemysłowe i
odzież. Funkcjonują w nich także
punkty usługowe różnych branż.
Hala targowa w Gdyni jest już
budowlą historyczną, wpisaną
do rejestru zabytków architektury. Jej początkiem było targowisko miejskie, zlokalizowane na
Kaszubskim Rynku, w rejonie
dzisiejszego Szpitala Miejskiego
im. J. Brudzińskiego w Gdyni,
przy ul. Wójta Radtkego 1. W roku 1925 zbudowano tam drewnianą halę targową ze stoiskami
handlowymi. Trzy lata później
strawił ją pożar. Wkrótce handlarze otrzymali plac, przy skrzyżowaniu ulic 10 Lutego i Władysława IV, zwany Rynkiem Warzyw-
Hala główna kompleksu Hal Targowych w Gdyni w okresie międzywojennym
Fot. archiwum
nym. W rozwijającej się Gdyni, w
której z roku na rok przybywało
mieszkańców i zwiększała się
liczba odwiedzających ją gości,
potrzebny był duży obiekt handlowy.
W 1931 roku Związek Towarzystw Kupieckich na Pomorzu
wystąpił z petycją do władz Gdyni, wskazując na potrzebę zbudowania nowej hali targowej, na
miarę nowoczesnego miasta. W
1935 roku architektom Jerzemu
Mullerowi i Stefanowi Reychmanowi zlecono opracowanie jej
projektu. Kompleks handlowy
wzniesiono dwuetapowo, w latach 1937 - 1938, w listopadzie
1937 roku uroczyście oddając do
użytku samą halę. Tworzą go
trzy obiekty - hala główna, boczna i oddzielna - rybna. Halę
główną, mającą powierzchnię
2845 m kw., przykrywa dach o
konstrukcji łukowej, wsparty na
profilach stalowych systemu Forstera z wypełnieniem górnym
płytami ceramicznymi i na obu
spadach - z przeszkleniem. Stalowe profile dostarczyła Huta Piłsudski w Chorzowie. W piwnicach hali znajdowały się chłodnie, windy towarowe i urządzenia systemu wentylacyjnego.
Niższa hala boczna o powierzchni 1923 m kw., zwana mięsną, posiada wypłaszczony dach dwuspadowy, rybna zaś ma żelbetową konstrukcję nośną i płaski
dach. Prof. Maria Sołtysik z Politechniki Gdańskiej uważa, że architektura hali głównej nawiązuje formą do hangaru lotniska Orly z 1916 roku, zaprojektowanego
przez Le Corbusiera, architekta
światowej sławy i czołowego reprezentanta modernizmu.
Po opanowaniu Gdyni przez
wojska niemieckie kompleks hal
był wykorzystywany jako magazyn części samolotów Luftwaffe.
W 1945 roku zajmowała go jakiś
czas armia sowiecka. W tym samym roku w halach rozpoczęto
działalność handlową, najpierw
hurtową, a później - detaliczną.
W okresie PRL gdyńskie hale stały się miejscem, w którym nabywano odzież i inne artykuły niedostępne w sklepach, które przywozili marynarze i rybacy. W
późniejszych latach halę remontowano i modernizowano. Na
początku lat 90. ubiegłego stulecia przylegający do niej teren, od
strony ul. Wójta Radtkego, zadaszono.
Oprac. (JAS)
Firma „Pellowski”
Wyroby cukiernicze: serniki, babki i placki
drożdżowe; babki piaskowe; pierniki, krajanka
piernikowa i gdańskie brukowce; makowce z bakaliami oraz rolady i strucle z makiem, keksy,
torty i kostki tortowe o różnych smakach; pączki
z różnymi nadzieniami, faworki (chruściki), polukrowane gniazdka drożdżowe; zwiebacki, będące tradycyjnymi sucharkami gdańskimi.
Zapraszamy do sklepów i kawiarni firmowych "Pellowski" w Gdańsku przy ulicach:
a
a
a
a
a
a
a
a
a
a
a
Podwale Staromiejskie 82
Długa 40/42
Rajska 5, Rajska 10
Długie Ogrody 11
Nowe Ogrody 36
Kartuska 132
Podwale Grodzkie (tunel do dworca PKP)
Łagiewniki 8/9
Hallera 133
plac Dominikański (hala targowa)
w Gdyni przy ul. Wójta Radtkego 36/40
(hala Targowa, boks 204)
Przyjmujemy zamówienia na nasze wyroby
piekarskie i cukiernicze we wszystkich naszych
sklepach. Zamówienia można składać również
telefonicznie - tel. 58 301 45 20
Piekarnia-Cukiernia"Pellowski"
GrzegorzPellowski
ul.PodwaleStaromiejskie82,
80-844Gdańsk
tel.583014520,fax3010424
e-mail:[email protected]
2
marzec2014
Śladamipewnegoapokryfu
tym, że tematyka
gdańska zaskakiwać
może w najmniej
oczekiwanych miejscach na świecie, miałem okazję
przekonać się niejednokrotnie.
Tak było również w Wiedniu,
gdzie badałem sobiesciana wówczas, gdy obchodzono tu trzechsetną rocznicę pamiętnej odsieczy. Zwycięstwo nad Turkami
odniesione dzięki polskiemu
królowi Janowi III upamiętniała
wówczas wielka wystawa w tamtejszym Muzeum Narodowym,
którego to budowli nadano
kształt namiotu wezyra. Taka dekoracja zapowiadała, oczywiście,
tematykę wystaw tam prezentowanych jesienią roku 1983.
***
Na wystawie zgromadzono
między innymi liczne druki okolicznościowe i teksty ku chwale
polskiego monarchy. Były one pisane w wielu językach nie tylko
tuż po wiedeńskiej wiktorii, ale i
z okazji okrągłych rocznic. Zwróciłem szczególną uwagę na tekst
opublikowany z okazji 100 rocznicy odsieczy wiedeńskiej przez
uczonego z Wilna - Marcina Poczobutta-Odlanickiego („Pamiątka stoletnia zwycięstwa pod
Wiedniem przez Jana III króla
polskiego nad Turkami otrzymanego r. 1683”, jak również na
utwór literacki Hieronima Derdowskiego pod tytułem „Kaszube pod Widnem” z roku 1883.
W drugim z wymienionych tu
tekstów bohaterem jest rzecz jasna król (tu z kaszubska - Sobkiem zwany), jednakże ogromną
rolę powierzył kaszubski poeta
niejakiemu Kulczykowi. To przecież tajne misje szpiegowskie
owego Kaszuby (!) - Jerzego Franciszka Kulczyckiego (polskiego
kupca z kozackiej rodziny) przesądzają o zwycięskiej dla chrześcijan bitwie pod Kalenbergiem.
On również obdarowany przez
Sobieskiego łupem w postaci ziaren kawy zakłada pierwszą w Europie kawiarnię.
Wróćmy jednak do Wiednia
roku 1983. Wtedy to goszczący tu
papież Polak Jan Paweł II poświęcił tablicę ku czci Jana III. Swoistym zaś rodzajem hołdu złożonego Kulczyckiemu było odsłonięcie tablicy pamiątkowej. Zawiera ona taki oto tekst: „Wohn
und Sterbehaus von Franciszek
Jerzy Kulczycki Franz Georg Kolschitzky 1640 - 1694 Hofkurier
O
Fragment arrasu (Brugia) pokłon III Króli
und Kundschafter während der
Belagerung Wiens 1683. Ihren
Landesmann gestiftet von Warschauer Konditoren 1983” (miejsce zamieszkania i śmierci...).
Ufundował ją warszawski Cech
Cukierników. Płyta zdobi fasadę
kamienicy przy Domgasse 8,
znajdującej się tuż przy słynnej
katedrze św. Szczepana.
***
Był już późny wieczór, gdy tuż
za mną pojawił się jakiś wysoki
starszy mężczyzna. Zapytał po
niemiecku, dlaczego fotografuję
właśnie tę płytę z brązu. Gdy dowiedział się, że interesują mnie
sobiesciana oraz, że przybyłem
do Wiednia z Gdańska, przedstawił się jako… Poczobutt-Odlanicki i zaprosił do jednej z najstarszych w mieście kawiarń.
Długo rozmawialiśmy o jego
sławnym przodku, o goszczącym
w stolicy Austrii papieżu i okolicznościach tego, co się tu wydarzyło w roku 1683. Jednak mojego
rozmówcę najbardziej interesowała sytuacja w Polsce okresu
stanu wojennego, a także rola, jaką w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej przyszło odgrywać Gdańskowi. Starszy pan
przypominał sobie dokładnie
pobyt w grodzie nad Motławą.
Odwiedził go tylko raz w życiu, i
to tuż przed wybuchem II wojny
światowej.
Zapamiętał dokładnie wrażenie, jakie wywarła na nim tutejsza bazylika Mariacka.
Chcąc zwiedzić jej wnętrze,
Fot. Christian Samp
musiał wykupić bilet wstępu.
Trafił jednak nie do grupy turystów, którym przewodnik opowiadał jakieś banalne opowieści.
Miał bowiem szczęście wysłuchać nietypowej opowieści o niektórych ze zgromadzonych, tym
kościele skarbów.
***
Zdziwił mnie fakt, iż ten młody wówczas człowiek nie zapamiętał wrażeń, jakie wywarł na
nim „Sąd Ostateczny“ Memlinga
ani też Zegar Astronomiczny, czy
rzeźba „Pięknej Madonny“. Dla
niego ważniejsze były szaty liturgiczne zgromadzone w szafach i
gablotach tutejszej zakrystii.
Szczególnie zaś jedna z nich zapadła mu głęboko w pamięć. Był
to rodzaj arabskiego kobierca,
być może podobnego do tych, jakie zdobiły wnętrze namiotu Kara Mustafy pod Wiedniem. Jednak zdaniem mojego rozmówcy
zafascynowanego sztuką Orientu, tamta lekka tkanina pochodziła z czasów o wiele dawniejszych.
Tylko nieliczni opiekunowie
tego skarbu przekazywali sobie z
ust do ust opowieść dotyczącą jej
genezy. Zbiór ornatów, przedmiotów okryć ołtarzowych oraz
szat liturgicznych budzić musiał
zainteresowanie już w pierwszej
połowie XIX wieku. Większość z
nich poukrywana była w rozmaitych zamurowanych przez wieki
zakamarkach kościoła. Zachowały się w wystarczająco dobrym
stanie, by mogły być wystawione
na widok publiczny w Sali Rady.
To niewielkie pomieszczenie dobudowane zostało do bazyliki od
strony południowej. Służyło władzom miasta zgromadzonym na
modlitwie, kiedy nagle dotarła
do nich ważna i wymagająca od
nich natychmiastowej decyzji
wiadomość. Wspomnianą szatę
można było podziwiać właśnie w
tej zabytkowej „dobudówce”, po
czym wraz z innymi klejnotami
trafiła do zakrystii. To tam właśnie oglądał ją poznany przeze
mnie arystokrata, który przy
okazji dowiedział się od opiekunki mariackich kosztowności,
jak bogate są dzieje arabskiej szaty.
***
Wedle przekazów, szata powstała jako niezwykle delikatny
rodzaj tkaniny już w czasach
Chrystusa. Wedle tej tradycji, jeden z trzech Mędrców ze
Wschodu do Betlejem przybył
wraz z czterema młodziutkimi
niewiastami. Były one prawdziwą ozdobą jego karawany. Na widok dziwnie ubranych przybyszów, ich kolorowych szat, koron
i turbanów Dziecię (Jezus) tak się
rozpłakało, że nie sposób było
niemowlę uspokoić. Wówczas
jedna z dziewczyn rozłożyła na
ziemi wspaniały kobierzec w
kształcie kwadratu, i z biegnącym wokół arabskim napisem,
ułożyła na środku Jezuska i
wszystkie cztery zaczęły go kołysać. Dzieciątko natychmiast się
uciszyło, na Jego ustach pojawił
się uśmiech, maleństwo wkrótce
usnęło. Arabki nie przestały jednak kołysać pustego już kobierca, a ten niebawem uniósł je wysoko ponad dach stajenki.
Widzący to pasterze nie mogli
się nadziwić, że niewiastom urosły skrzydła, a one same przemieniły się w anioły. Jedwabista,
purpurowej barwy tkanina długo jeszcze unosiła się niczym latający dywan w powietrzu. W
końcu opadać zaczęła i zawadziła o wysoki maszt przepływającego właśnie przez jezioro Genezaret żaglowca. Marynarze ściągnęli ów „dar niebios” na pokład, a następnie sprzedali go
kupcom weneckim. Ci, widząc,
jak cenna przytrafiła im się zdobycz, odstąpili ją samemu doży.
Tłumacze radzili mu, by nie
naruszać biegnącego u krawędzi
napisu, a wyciąwszy w samym
środku kwadratowej tkaniny
otwór na głowę, używać odtąd
kobierca jako wyjątkowo wytwornej szaty. Gdy już tak uczyniono, okazało się, że wyeksponowane przez nowo powstałe
fałdy litery arabskiego alfabetu
układają się w napis: „ku czci jedynego Mesjasza”.
***
Wieść o szacie weneckiego
doży dotarła szybko do Gdańska. Rządził tu książę Świętopełk II zwany Wielkim. W jego
grodowej kaplicy była już jedna
świętość z okresu wczesnego
chrześcijaństwa, przechowywana przez długie lata w Wenecji.
To głowa świętej Barbary przywiezionej tu z Konstantynopola.
Męczenniczkę czczono na Pomorzu już od XIII w. jako patronkę tych ziem.
Teraz Świętopełk, którego
prestiż był tym większy, im więcej książę posiadał relikwii, gotów był zapłacić ogromną sumę
za szatę z arabskim napisem. W
końcu udało mu się wejść w posiadanie tego skarbu. I tak oto w
Gdańsku, jeśli uwierzyć kolejnej
opowieści apokryficznej, pojawił się jeszcze jeden przedmiot o
jakże tajemniczym rodowodzie.
Mój wiedeński informator nie
był jedyną osobą, którą zainteresowały eksponowane w gdańskim kościele Mariackim tkaniny. Oto już w roku 1843 Wilhem
Ferdynand Zernecke napisał w
swoim przewodniku, iż odnalezione dwadzieścia lat wcześniej
w kościelnych schowkach zabytkowe tkaniny z jedwabiu i
aksamitu nie uległy zniszczeniu. Szczególnie zainteresowała
go stara szata z obiegającym ją i
„powtarzającym się napisem,
który według jednogłośnej opinii tak znanych orientalistów
jak prof. Frähn z Petersburga,
prof. von Bohlen z Królewca i
tajny radca, bibliotekarz Wilken
z Berlina jest arabski”. Wyszywany purpurą i złotem klejnot
to, zdaniem Zerneckego, bardzo
stara tkanina pochodząca najwyraźniej jeszcze z czasów
dawniejszych niż same szaty.
Jerzy Samp
marzec2014
3
WokółStaregoPrzedmieścia(5)
pacer zaczniemy od
Baszty
Atutowej
(tzw. Pod Zrębem),
ciągle pozostającej w
ruinie, mimo że od
jej zawalenia się upłynęło ponad ćwierć wieku. Imponująca
to ruina! W zachowanym do
wysokości czterech kondygnacji ceglanym złomie widać
resztki działobitni, a wysoko
na zewnętrznej ścianie charakterystyczne stalowe kółko,
przez które przewieszano linę
do „rychtowania” dział na cel.
***
Basztę, mającą pierwotnie 5
kondygnacji, wieńczył wysoki
dach z lukarnami, pod którym
otaczał ją nadwieszony ryglowy
ganek (hurdycja) ze strzelnicami i otworami w podłodze,
przeznaczonymi do rażenia
śmiałków, którzy by próbowali
się wspiąć na jej ściany. Na
pierwsze piętro wchodzono po
schodach wewnątrz ściany,
górne były dostępne za pomocą
drabin. Pozostawienie tej niezwykłej baszty w tzw. trwałej
ruinie byłoby absurdem (o
trwałe ruiny też trzeba ciągle
dbać). Czy nie lepiej ją odbudować, by służyła ludziom? Zwiedzanie wnętrza, wypełnionego
interesującymi eksponatami,
np. kopiami dawnych dział,
które można by nastawiać na
cel, byłoby wielką atrakcją.
Wiele zachowanych lub zrekonstruowanych
średniowiecznych budowli militarnych
S
Widok z mostu Popielnego
na świecie tak właśnie się zagospodarowuje (przepraszam, zapomniałem, że u nas obowiązuje dogmat niedopuszczalności rekonstrukcji!).
Wyjdźmy na ulicę Żabi Kruk,
której nazwa wbrew pozorom i
wymyślonym już po wojnie legendom nie pochodzi od kruka,
tylko od kruczenia (głosu) żab.
Pierwotną nazwą - od 1367 roku
- był Poggenpfuhl, czyli Żabia
Kałuża. W Krakowie podobne
miejsca określano jako Żabikruk, więc przyjęto (moim zdaniem, słusznie) tę nazwę dla
naszej ulicy jako staropolski
odpowiednik poprzedniej. Co
jednak pewnie będzie zaskoczeniem dla Czytelników, ten
odcinek ulicy (od Pod Zrębem
do Toruńskiej) długo do niej nie
należał. W roku 1376 były tu
ogrody o nazwie Krupowy Gaj
(Gruttenhagen), pochodzącej
od nazwiska Grutt, które znaczy tyle co Krupa.
Zapotrzebowanie na drewno
ze strony sąsiedniej stoczni na
Lastadii, o której jeszcze będzie
mowa, spowodowało wykorzystanie ich na jego składowanie i
handel, stąd nazwy Targ na Dyle (1430: Dielenmarkt) i Pole
Dylowe (Dielenfeld) używane
zamiennie aż do roku 1853, w
którym ostatecznie przyłączono je do Żabiego Kruka, nadając
parcelom numery od 43 do 59.
W tym czasie znikła stara funkcja składowa i teren w stronę
Motławy przekształcono w Plac
Ćwiczeń (1869: Exercierplatz)
dla koszar Wiebego, z szopą na
sprzęt, a na rogu ul. Pod Zrębem stanął zachowany budynek z żółtej cegły należący do
Zarządu Fortyfikacji, który
przed I wojną mieścił m.in.
„stację gołębi pocztowych” oczywiście wojskowych (mundurów raczej im nie zakładano…). Na dawnym Placu Ćwi-
czeń wzniesiono po ostatniej
wojnie trzy tzw. punktowce.
***
Idąc wzdłuż skrzydła koszar,
a ściślej Unimoru, bo skrzydło
koszar mocno rozbudowano,
dochodzimy do łączącej Żabi
Kruk z Rzeźnicką ulicy Wilczej.
Nazwa jest wprawdzie historyczna, ale związana nie z nią,
tylko z ulicą Rzeźnicką, zwaną
na początku Wilczym Gajem –
zresztą od nazwiska, nie od
zwierzęcia. Ta ulica, dziś wewnętrzna w zespole byłego
Unimoru, nosiła od jej przeprowadzenia w 1454 roku imię św.
Gertrudy. Już wcześniej, co najmniej od roku 1429, był tu
Dwór św. Gertrudy. A że święci
Pańscy nie byli w komunistycznej Polsce mile widziani, więc
od 1945 roku mamy ulicę Wilczą. Za nią, po lewej stronie,
stało jeszcze po wojnie kilka nie
całkiem zniszczonych kamieniczek i ruina budynku wzniesionej w 1850 roku nowej szkoły
św. Piotra, po jej przeniesieniu
w roku 1904 do gmachu na Wałowej (dzisiejszej jedynki”)
mieszczącego kolejne szkoły
średnie. Na dziedzińcu miała
jeszcze jedną „nowość” - halę
gimnastyczną. Przez ten teren
przeprowadzono po 1945 roku
przedłużenie ul. Toruńskiej,
kończącej się przedtem na Żabim Kruku. Ulica powstała na
Dolnym Mieście notowaną od
roku 1763 nazwę wzięła od mostu Toruńskiego, przy którym
miały miejsce postoju barki z
Torunia. W 1643 roku była to
Mostowa (Brückengasse), a jej
przedłużenie na spichlerzach Druga
Mostowa
(Zweite
Brückeng.). Od roku 1763 nosiła
nazwę Toruńskiej Drogi (Thornischer Weg), od 1805 roku Toruńskiej Mostowej (Thornsche
Brückengasse), chociaż odcinek na spichlerzach nazywano
Ruiny Baszty Atutowej
Do Mostu Toruńskiego (nach
der Thornschen Brücke). W
1817 roku skrócono to wszystko
na Toruńską (Thornsche Gasse
lub Thornscher Weg). Dopiero
teraz dołączono do niej odcinek na Starym Przedmieściu
(od Motławy do Żabiego Kruka), który powstał ze znacznie
starszej drogi, oddzielającej
Targ Na Dyle od należącego do
stoczni na Lastadii Pola Łodziowego (Kahnfeld). W 1617 roku
nazywano ją niezbyt pięknie
Na Rynsztoku (uff der Trumme).
***
Na rogu stoi dom mieszkalny
z lat międzywojennych, a za
nim pamiętający czasy Placu
Ćwiczeń przebudowany budynek pralni wojskowej z połowy
XIX wieku. Warto przejść na
most Popielny, prowadzący na
Spichlerze. Pierwszy most,
oczywiście zwodzony, powstał
tu równocześnie z Toruńskim
po drugiej stronie wyspy w 1643
roku. Na należący do spichlerzy teren po prawej stronie
przeniesiono w roku 1494 składy popiołu - tzw. Dwór Popielny, od którego pochodzi nazwa
mostu. W 1852 roku ulokowano
tutaj pierwszy gdański dworzec
kolejowy. Ruiny głównego budynku rozebrano po wojnie,
przetrwała część budynków
pomocniczych. Obecnie powstaje tu osiedle mieszkaniowe. Na lewo roztacza się z mostu piękny widok na przestwór
Motławy i mocno wyszczerbioną przez wojnę, lecz nadal imponującą ścianę spichlerzy. Na
lewym brzegu powstały apartamentowce, solidnie odgrodzone od wody, na której - jak to tu
bywało przez wieki - powinno
się roić od wszelkiego rodzaju
jednostek wodnych. Miejsce na
brzegu to dawna Lastadia, na
której budowano i remontowano statki od 1361 roku! Określenie zachowało się do dziś w nazwie ulicy, której w roku 1945
nie spolszczono na Łasztownię
(jak np. w Szczecinie), tylko
utrzymano w dawnym brzmieniu, rozpowszechnionym w
miastach portowych od Holandii po Łotwę.
Teren przy Toruńskiej, to
dawne Pole Łodziowe, osiedle
stoi na Polu Masztowym, dalej
w stronę Podwala Przedmiejskiego rozciągała się Lastadia
właściwa. Miło pomyśleć, że
budowano tu statki także dla
zagranicy, np. dla króla Anglii
Henryka VIII. Mogły wypływać
na morze, bo wszystkie mosty
po drodze były (aż do ostatniej
wojny) zwodzone.
Andrzej Januszajtis
Fot. Andrzej Januszajtis
Pierwotny wygląd Baszty Atutowej
4
marzec2014
Wiosennydetokspodstawązdrowejdiety
ie musimy wydawać
wielkich pieniędzy
na wyszukane kuracje oczyszczające.
Nasz organizm świetnie, w naturalny sposób, radzi sobie sam,
byle mu nie przeszkadzać. Można go porównać do pieca, choć
zamiast węgla czy drewna wrzuca się do niego pokarm, płucami dostarczamy tlen, po czym
pokarm zostaje „spalony”, a my
jesteśmy zaopatrzeni w solidną
dawkę życiowej energii. W żaden
sposób jednak nie potrafimy spalić wszystkiego, co zjadamy, więc
w jakiś sposób musimy usunąć
„popiół” - czyli produkty uboczne naszych przemian metabolicznych - substraty trujące - jak i
substancje, które wprowadziliśmy do organizmu, połykając je,
wdychając lub wstrzykując.
***
Wizja zalegających w organizmie złogów, trucizn, odpadów,
toksyn jest tak plastyczna, że
chciałoby się chociaż raz na jakiś
czas porządnie ciało wyszorować, w tym - także od środka.
Przemiany metaboliczne są procesami, które sprawiają, że to, co
spożyliśmy, zostaje przetworzone i wykorzystane przez nasz organizm. Natomiast to, co jest niepotrzebne, a więc wszelkie resztki i odpady, zostaje z niego szybko usunięte. Pracuje nad tym
wiele narządów wewnętrznych,
w tym żołądek, jelita, wątroba,
trzustka, soki trawienne i woreczek żółciowy.
Lepsza przemiana materii w
potocznym rozumieniu jest
szybszym rozkładaniem i przyswajaniem składników odżywczych. Dzięki niej organizm
otrzymuje energię niezbędną,
aby utrzymywać właściwą temperaturę ciała, aktywność mózgu, pracę jelit, nerek, a także - do
wykonywania wszelkich codziennych obowiązków. Chcąc
zachować stałą, idealną masę
ciała, najlepiej byłoby jeść tylko
tyle, ile jesteśmy w stanie spalić.
A na to, jak szybko radzimy sobie
z „przetwarzaniem” posiłków,
mają wpływ między innymi nasz
wiek, płeć, ciężar ciała, styl życia.
Ale tempo metabolizmu zależy
również od innych czynników,
N
głównie genetycznych, i naszego
stanu zdrowia, prawidłowej pracy tarczycy, właściwej perystaltyki jelit, składu ciała.
Na tempo metabolizmu mamy
wreszcie wpływ my sami! Im bardziej siedzący tryb życia prowadzimy, im konsekwentniej unikamy aktywności fizycznej, tym
przemiana materii jest wolniejsza. Zatem warto popracować
nad tym, by ją przyspieszyć i każdego dnia wyjść na spacer (chociaż na pół godziny), wsiąść na
rower, a może zapisać się na kursy tańca, basen czy aerobik.
***
Na naszą przemianę materii
wywiera ogromny wpływ codzienna dieta, nasze nawyki i
przyzwyczajenia, a zdrowa dieta
przede wszystkim powinna być
racjonalna, właściwie skomponowana. Organizm ludzki dąży
do równowagi i niczego bardziej
nie potrzebuje, jak ustalonego
rytmu.
Zanim zdecydujemy się na
spektakularne i bardzo medialne
oczyszczenie organizmu, przypomnijmy sobie lekcje biologii,
na których uczyliśmy się o nerkach, jelitach, płucach, wątrobie,
żołądku, o skórze. Jeśli naprawdę
chcemy się oczyścić i przeprowadzić zdrowy detoks, to właśnie te
wszystkie narządy do tego służą,
a my musimy tylko zapewnić im
odpowiednie warunki do pracy i
nie eksploatować ich nadmiernie.
Ważnym filtrem naszego organizmu są nerki. Oczyszczają one
krew w taki sposób, aby zostało w
niej to, co jest nam niezbędne glukoza i aminokwasy, a usuwają
- toksyny i zanieczyszczenia me-
taboliczne, takie jak mocznik,
nadmiar sodu, amoniak. Największym zagrożeniem dla prawidłowej pracy nerek są cukrzyca
i nadciśnienie, będące najczęściej
przyczyną ich niewydolności. A
najskuteczniejszym sposobem
zadbania o nerki jest aktywność
fizyczna (około 45 minut dziennie) i dieta o obniżonej zawartości
tłuszczów. Przy okazji obniży ona
podwyższone ciśnienie i zagrożenie wystąpieniem cukrzycy typu
2, nawet o 38 proc. Najważniejszym filtrem naszego ciała jest
wątroba, przekształcająca węglowodany w glukozę i glikogen, a
białka - w tłuszcze. Zajmuje się
ona przemianą substancji toksycznych w obojętne. Neutralizuje dodatki do żywności, przyjmowane przez nas leki - często w
nadmiarze, musi sobie poradzić z
kolorowymi napojami, barwionymi dodatkami spożywczymi, a
również - z alkoholem.
Nasze płuca stanowią istotny
wentylator toksyn, dostarczają
tlen do krwi, usuwając z niej tlenek i dwutlenek węgla, pod warunkiem, że nie zatykamy ich
osadem z dymu nikotynowego.
Kolejnym ogniwem, które
wpływa na stan naszego organizmu, jest nasza skóra, w całości
wykorzystywana w procesie
oczyszczania ustrojowego. Pozwala ona wraz z potem pozbyć
się szkodliwych substancji, toksyn i nadmiaru ciepła. Niemal
najważniejsze procesy filtrujące
zachodzą w naszych jelitach.
Często traktujemy je jako „poskręcane rury” służące do wydalania resztek niestrawionego pokarmu, a to w nich zachodzą bardzo istotne dla zdrowia procesy
absorpcji niezbędnych składników odżywczych. Jak o nie dbać
w sposób naturalny? Wystarczy,
że będziemy spożywać odpowiednią ilość warzyw i owoców,
najlepiej w stanie surowym, porcję produktów pełnoziarnistych
każdego dnia i dużą ilość płynów.
***
Nasz organizm musi radzić sobie z różnymi toksynami. Zwykle
są to związki chemiczne, które
przedostają się do organizmu ze
środowiska i żywności, przez
skórę, płuca, układ pokarmowy,
to składniki naszego najbliższego
otoczenia. Do najczęściej spotykanych substancji toksycznych
należą: pestycydy, polichlorowane węglowodory oraz dioksyny,
które powstają podczas spalania
śmieci. Zawierają je też odpady
przemysłu metalowego, chemicznego, tekstylnego, poligraficznego. Trujące działanie toksyn polega na akumulowaniu się
ich w tkance tłuszczowej, a następnie - powolnym uwalnianiu,
co wpływa na procesy regulacyjne organizmu i pracę narządów
wewnętrznych: płuc, nerek, wątroby, rdzenia kręgowego lub kory mózgowej.
Wśród toksyn, które możemy
spotkać w najbliższym otoczeniu, można wymienić także metale: glin (aluminium), kadm czy
ołów. Źródłem glinu są warzywa
pochodzące z zakwaszonych
gleb, niektóre leki, żywność pieczona w folii aluminiowej, puszkowane napoje, konserwy, paczkowane pieczywo o długim terminie przydatności do spożycia.
Kadm, którego źródłem są między innymi: dym papierosowy,
spaliny samochodowe i odpadki
przemysłu elektronicznego, doprowadza do zaburzenia czynności nerek, metabolizmu wapnia, funkcji rozrodczych, a nawet
zmian nowotworowych. Natomiast ołów znajdziemy w niektórych kosmetykach, farbach do
włosów, środkach do polerowania mebli, a nawet w winach. Jego
zwiększone stężenie w organizmie działa toksycznie, uszkadzając nerki, wątrobę, szpik kostny, mózg, prowadzi również do
chorób nowotworowych.
Różnego rodzaju substancje
toksyczne znajdują się w codziennie konsumowanych przez
nas produktach spożywczych. Są
to: barwniki syntetyczne, konserwanty, substancje zakwaszające, żelujące i zagęstniki. Dzięki
nim żywność ma ładniejszy kolor, lepszy wygląd, aromatyczny
smak i zapach, a dodatkowo przedłużony termin ważności
produktu.
***
Organizm możemy skutecznie
oczyścić z toksyn, stosując diety
owocowo-warzywne, oparte na
sokach; kuracje ziołowe, głodówki i korzystając z sauny. Mieszan-
kami ziołowymi, wspomagającymi oczyszczanie organizmu, są:
zielona herbata, będąca najbogatszym źródłem polifenoli, wymiatających toksyczne wolne
rodniki tlenowe; brzoza biała,
działająca łagodnie moczopędnie; łopian większy, fiołek trójbarwny, wiązówka błotna o działaniu napotnym i moczopędnym; powidlnik indyjski - tamaryndowiec, stymulujący pracę
przewodu pokarmowego, działający łagodnie przeczyszczająco;
koper włoski, działający rozkurczowo na przewód pokarmowy i
łagodnie przeczyszczająco; mniszek lekarski, pobudzający wydzielanie soku żołądkowego;
karczoch, regulujący komórki
wątrobowe i usprawniający ich
działanie; morszczyn, pobudzający metabolizm i wzmacniający
działanie pozostałych ziół.
Bardziej rygorystyczną metodą oczyszczania organizmu jest
głodówka, którą należy przeprowadzić pod kontrolą lekarza, odpowiednio się do tego przygotować i obserwować własny organizm, aby go nie oslabić.
Maria Fall – Ławryniuk
Aby bezpiecznie oczyścić organizm, najlepiej jest zastosować 6-8, a
nawet14-dniowądietęwarzywno-owocową,opartąnadużejilościświeżychwyciskanychsokówzwarzywiowoców,najlepiejwypijaćsokiowocowewpierwszejczęścidnia-zewzględunadawkęcukru,asokiwarzywnewdrugiejczęścidniazewzględunazawartośćbłonnika,która
przyspieszy perystaltykę jelit i usprawni wydalanie toksyn. Poza tym
wszelkieformyspożywaniawarzywsązalecane,zarównowpostacisurowej,jakosałatki,surówki,pokrojonedochrupania,jakiprzygotowane
naparze,zpieca,serwowanejakozupy,leczo,gulaszwarzywny.Wtaki
sposób oczyścimy organizm, pozbędziemy się nadprogramowej tkanki
tłuszczowej, wydalimy nadmiar wody zatrzymanej w organizmie, a co
najważniejsze-niebędzienamtowarzyszyłociągłeuczuciegłodu.
Jeślizdecydujemysięnagłodówkę,tooczywiściepodkontroląspecjalisty. Głodówka jest przede wszystkim drastyczniejszą metodą
oczyszczenia, odtrucia, odmłodzenia całego organizmu. Jest to także
dobrysposóbnapozbyciesięnadmiernychkilogramów,azewzględu
na jej wyjątkową siłę działania musi być przeprowadzona zgodnie z
przemyślanymiściśleokreślonymplanem,najlepiejpodkontrolązaprzyjaźnionegolekarza,któryznanas,przebytechorobyiprzyjmowaneleki.Mechanizmgłodówekjestprosty,gdyżorganizmpozbawiony
dostawypożywieniazzewnątrzprzechodzinaodżywianiewewnątrzustrojowe.Wpierwszejkolejnościzużywa,spalawszystko,costanowi
zbędny balast utrudniający sprawne funkcjonowanie na co dzień. W
komórkach, jelitach, uchyłkach zalega mnóstwo, tak zwanego białka
złogowego,którewtrakciegłodówkiulegazużyciuwpierwszejkolejności, pochłaniane są także wszelkiego rodzaju ogniska zapalne, obumarłefragmentytkanek,resztkiprzemianmetabolicznychzalegające
wprzestrzeniachmiędzykomórkowych.
Substancjenajczęściejdodawanedożywności
Barwniki syntetyczne: E-110- znajduje się w marmoladach, żelkach,
gumach do żucia, powłokach leków - może wywoływać reakcje alergiczne, pokrzywkę, liszaje, duszności.
E-133 - dodawany do warzyw konserwowych - może być szkodliwy
dla osób z zespołem jelita wrażliwego i innymi schorzeniami przewodu
pokarmowego.
E-210 (kwas benzoesowy - konserwant) - występuje w galaretkach,
sokach, napojach kolorowych, margarynie, konserwach rybnych, wywołuje wysypki, podrażnia śluzówkę żołądka i jelit.
E-249iE-250, czyli azotyny potasu i sodu, są powszechnie stosowane w peklowaniu mięsa. Mogą one prowadzić do zmian rakotwórczych w
organizmie.
E-220doE-228 (siarczany), znajdują się w konserwach, sokach, cukierkach, winie, produktach ziemniaczanych, u osób wrażliwych wywołują one nudności i bóle głowy, a to tylko niektóre z długiej listy dodatków do żywności.
WydaWca: Piekarnia-cukiernia “Pellowski”
Grzegorz Pellowski ul. Podwale Staromiejskie 84, 80-844 Gdańsk
RedaktoR naczelny: Jacek Sieński, tel. kom. 692 005 718
dRuk: drukarnia B3Project 80-216 Gdańsk Wrzeszcz ul. Sobieskiego 14 nakład 1500 egz.
“kuryer Gdański” w internecie na portalu trojmiasto.pl: www.trojmiasto.pl/kuryer-gdanski lub wpisując w wyszukiwarkę Google: kuryer gdański