marzec2014 10 010,36 kB
Transkrypt
marzec2014 10 010,36 kB
Marzec 2014 Nr 3 (62) ISSN 2080 - 4121 Firma „Pellowski” w gdyńskiej hali P ierwszy swój punkt handlowy w Gdyni, w Miejskiej Hali Targowej przy ul. Wójta Radtkego 36/40, uruchomiła znana gdańska Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" Grzegorz Pellowski. Dotychczas jej produkty, pieczywo i wyroby cukiernicze, można było kupować w Gdańsku. Oferowane są one w różnych gdańskich placówkach handlowych i w 11 firmowych punktach sprzedaży, w sklepach oraz na stoiskach w kawiarniach i na oddzielnych stoiskach, m. in. przy ul. Podwale Staromiejskie 82, w Galerii Handlowej Medison przy ul. Rajskiej 10 czy przy ul. Długiej 40/42. - Gdyńskie stoisko otworzyliśmy w tym roku - mówi Łukasz Pellowski z firmy „Pellowski”. Teraz możliwość nabywania naszych wyrobów piekarniczych i cukierniczych mają także gdynianie. Od niektórych klientów dowiedzieliśmy się, że je znają, bo niegdyś mieszkali w Gdańsku. Zatem nie jesteśmy w Gdyni zupełnie nieznaną firmą. Na stoisku w gdyńskiej hali, w boksie 204, oferujemy podstawowe rodzaje chleba i bułek oraz ciast i ciastek. Sprzedaje je Barbara Ciosańska. Hale Targowe w Gdyni czynne są od poniedziałku do piątku w godz. 8 - 18 i w sobotę - w godz. 8 - 15. Zarządza nimi Administracja Budynków Komunalnych nr 4 Zakład Budżetowy w Gdyni. W halach, na stoiskach i na otwartej, zadaszonej przestrzeni oferowane są pieczywo i wypieki cu- Piekarnia-Cukiernia “Pellowski” poleca Pieczywo: chleb oliwski, graham; chleby wiejski, kaszubski, orkiszowy, z siemieniem lnianym i żurawiną; chleby żytni trójkątny i żytni trójkątny z amarantusem oraz deskowy, wypiekane z ciasta na zakwasie; chleby żytnio-razowy, razowy na miodzie, razowy połnoziarnisty, razowy fitness oraz ze słonecznikiem czy śliwką; chleby musli, wieloziarnisty i morski, o wydłużonym okresie przydatności do spożycia; chleb litewski z kminkiem, wypiekany w oparciu o tradycyjną recepturę i technologię piekarzy z Litwy. Chleb z żurawiną z firmy „Pellowski” Na zdjęciu Łukasz Pellowski i Barbara Ciosańska na stoisku firmy „Pellowski” w gdyńskiej hali targowej Fot. Jacek Sieński kiernicze, warzywa i owoce, nabiał, mięso i wędliny, drób, ryby, kwiaty, artykuły przemysłowe i odzież. Funkcjonują w nich także punkty usługowe różnych branż. Hala targowa w Gdyni jest już budowlą historyczną, wpisaną do rejestru zabytków architektury. Jej początkiem było targowisko miejskie, zlokalizowane na Kaszubskim Rynku, w rejonie dzisiejszego Szpitala Miejskiego im. J. Brudzińskiego w Gdyni, przy ul. Wójta Radtkego 1. W roku 1925 zbudowano tam drewnianą halę targową ze stoiskami handlowymi. Trzy lata później strawił ją pożar. Wkrótce handlarze otrzymali plac, przy skrzyżowaniu ulic 10 Lutego i Władysława IV, zwany Rynkiem Warzyw- Hala główna kompleksu Hal Targowych w Gdyni w okresie międzywojennym Fot. archiwum nym. W rozwijającej się Gdyni, w której z roku na rok przybywało mieszkańców i zwiększała się liczba odwiedzających ją gości, potrzebny był duży obiekt handlowy. W 1931 roku Związek Towarzystw Kupieckich na Pomorzu wystąpił z petycją do władz Gdyni, wskazując na potrzebę zbudowania nowej hali targowej, na miarę nowoczesnego miasta. W 1935 roku architektom Jerzemu Mullerowi i Stefanowi Reychmanowi zlecono opracowanie jej projektu. Kompleks handlowy wzniesiono dwuetapowo, w latach 1937 - 1938, w listopadzie 1937 roku uroczyście oddając do użytku samą halę. Tworzą go trzy obiekty - hala główna, boczna i oddzielna - rybna. Halę główną, mającą powierzchnię 2845 m kw., przykrywa dach o konstrukcji łukowej, wsparty na profilach stalowych systemu Forstera z wypełnieniem górnym płytami ceramicznymi i na obu spadach - z przeszkleniem. Stalowe profile dostarczyła Huta Piłsudski w Chorzowie. W piwnicach hali znajdowały się chłodnie, windy towarowe i urządzenia systemu wentylacyjnego. Niższa hala boczna o powierzchni 1923 m kw., zwana mięsną, posiada wypłaszczony dach dwuspadowy, rybna zaś ma żelbetową konstrukcję nośną i płaski dach. Prof. Maria Sołtysik z Politechniki Gdańskiej uważa, że architektura hali głównej nawiązuje formą do hangaru lotniska Orly z 1916 roku, zaprojektowanego przez Le Corbusiera, architekta światowej sławy i czołowego reprezentanta modernizmu. Po opanowaniu Gdyni przez wojska niemieckie kompleks hal był wykorzystywany jako magazyn części samolotów Luftwaffe. W 1945 roku zajmowała go jakiś czas armia sowiecka. W tym samym roku w halach rozpoczęto działalność handlową, najpierw hurtową, a później - detaliczną. W okresie PRL gdyńskie hale stały się miejscem, w którym nabywano odzież i inne artykuły niedostępne w sklepach, które przywozili marynarze i rybacy. W późniejszych latach halę remontowano i modernizowano. Na początku lat 90. ubiegłego stulecia przylegający do niej teren, od strony ul. Wójta Radtkego, zadaszono. Oprac. (JAS) Firma „Pellowski” Wyroby cukiernicze: serniki, babki i placki drożdżowe; babki piaskowe; pierniki, krajanka piernikowa i gdańskie brukowce; makowce z bakaliami oraz rolady i strucle z makiem, keksy, torty i kostki tortowe o różnych smakach; pączki z różnymi nadzieniami, faworki (chruściki), polukrowane gniazdka drożdżowe; zwiebacki, będące tradycyjnymi sucharkami gdańskimi. Zapraszamy do sklepów i kawiarni firmowych "Pellowski" w Gdańsku przy ulicach: a a a a a a a a a a a Podwale Staromiejskie 82 Długa 40/42 Rajska 5, Rajska 10 Długie Ogrody 11 Nowe Ogrody 36 Kartuska 132 Podwale Grodzkie (tunel do dworca PKP) Łagiewniki 8/9 Hallera 133 plac Dominikański (hala targowa) w Gdyni przy ul. Wójta Radtkego 36/40 (hala Targowa, boks 204) Przyjmujemy zamówienia na nasze wyroby piekarskie i cukiernicze we wszystkich naszych sklepach. Zamówienia można składać również telefonicznie - tel. 58 301 45 20 Piekarnia-Cukiernia"Pellowski" GrzegorzPellowski ul.PodwaleStaromiejskie82, 80-844Gdańsk tel.583014520,fax3010424 e-mail:[email protected] 2 marzec2014 Śladamipewnegoapokryfu tym, że tematyka gdańska zaskakiwać może w najmniej oczekiwanych miejscach na świecie, miałem okazję przekonać się niejednokrotnie. Tak było również w Wiedniu, gdzie badałem sobiesciana wówczas, gdy obchodzono tu trzechsetną rocznicę pamiętnej odsieczy. Zwycięstwo nad Turkami odniesione dzięki polskiemu królowi Janowi III upamiętniała wówczas wielka wystawa w tamtejszym Muzeum Narodowym, którego to budowli nadano kształt namiotu wezyra. Taka dekoracja zapowiadała, oczywiście, tematykę wystaw tam prezentowanych jesienią roku 1983. *** Na wystawie zgromadzono między innymi liczne druki okolicznościowe i teksty ku chwale polskiego monarchy. Były one pisane w wielu językach nie tylko tuż po wiedeńskiej wiktorii, ale i z okazji okrągłych rocznic. Zwróciłem szczególną uwagę na tekst opublikowany z okazji 100 rocznicy odsieczy wiedeńskiej przez uczonego z Wilna - Marcina Poczobutta-Odlanickiego („Pamiątka stoletnia zwycięstwa pod Wiedniem przez Jana III króla polskiego nad Turkami otrzymanego r. 1683”, jak również na utwór literacki Hieronima Derdowskiego pod tytułem „Kaszube pod Widnem” z roku 1883. W drugim z wymienionych tu tekstów bohaterem jest rzecz jasna król (tu z kaszubska - Sobkiem zwany), jednakże ogromną rolę powierzył kaszubski poeta niejakiemu Kulczykowi. To przecież tajne misje szpiegowskie owego Kaszuby (!) - Jerzego Franciszka Kulczyckiego (polskiego kupca z kozackiej rodziny) przesądzają o zwycięskiej dla chrześcijan bitwie pod Kalenbergiem. On również obdarowany przez Sobieskiego łupem w postaci ziaren kawy zakłada pierwszą w Europie kawiarnię. Wróćmy jednak do Wiednia roku 1983. Wtedy to goszczący tu papież Polak Jan Paweł II poświęcił tablicę ku czci Jana III. Swoistym zaś rodzajem hołdu złożonego Kulczyckiemu było odsłonięcie tablicy pamiątkowej. Zawiera ona taki oto tekst: „Wohn und Sterbehaus von Franciszek Jerzy Kulczycki Franz Georg Kolschitzky 1640 - 1694 Hofkurier O Fragment arrasu (Brugia) pokłon III Króli und Kundschafter während der Belagerung Wiens 1683. Ihren Landesmann gestiftet von Warschauer Konditoren 1983” (miejsce zamieszkania i śmierci...). Ufundował ją warszawski Cech Cukierników. Płyta zdobi fasadę kamienicy przy Domgasse 8, znajdującej się tuż przy słynnej katedrze św. Szczepana. *** Był już późny wieczór, gdy tuż za mną pojawił się jakiś wysoki starszy mężczyzna. Zapytał po niemiecku, dlaczego fotografuję właśnie tę płytę z brązu. Gdy dowiedział się, że interesują mnie sobiesciana oraz, że przybyłem do Wiednia z Gdańska, przedstawił się jako… Poczobutt-Odlanicki i zaprosił do jednej z najstarszych w mieście kawiarń. Długo rozmawialiśmy o jego sławnym przodku, o goszczącym w stolicy Austrii papieżu i okolicznościach tego, co się tu wydarzyło w roku 1683. Jednak mojego rozmówcę najbardziej interesowała sytuacja w Polsce okresu stanu wojennego, a także rola, jaką w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej przyszło odgrywać Gdańskowi. Starszy pan przypominał sobie dokładnie pobyt w grodzie nad Motławą. Odwiedził go tylko raz w życiu, i to tuż przed wybuchem II wojny światowej. Zapamiętał dokładnie wrażenie, jakie wywarła na nim tutejsza bazylika Mariacka. Chcąc zwiedzić jej wnętrze, Fot. Christian Samp musiał wykupić bilet wstępu. Trafił jednak nie do grupy turystów, którym przewodnik opowiadał jakieś banalne opowieści. Miał bowiem szczęście wysłuchać nietypowej opowieści o niektórych ze zgromadzonych, tym kościele skarbów. *** Zdziwił mnie fakt, iż ten młody wówczas człowiek nie zapamiętał wrażeń, jakie wywarł na nim „Sąd Ostateczny“ Memlinga ani też Zegar Astronomiczny, czy rzeźba „Pięknej Madonny“. Dla niego ważniejsze były szaty liturgiczne zgromadzone w szafach i gablotach tutejszej zakrystii. Szczególnie zaś jedna z nich zapadła mu głęboko w pamięć. Był to rodzaj arabskiego kobierca, być może podobnego do tych, jakie zdobiły wnętrze namiotu Kara Mustafy pod Wiedniem. Jednak zdaniem mojego rozmówcy zafascynowanego sztuką Orientu, tamta lekka tkanina pochodziła z czasów o wiele dawniejszych. Tylko nieliczni opiekunowie tego skarbu przekazywali sobie z ust do ust opowieść dotyczącą jej genezy. Zbiór ornatów, przedmiotów okryć ołtarzowych oraz szat liturgicznych budzić musiał zainteresowanie już w pierwszej połowie XIX wieku. Większość z nich poukrywana była w rozmaitych zamurowanych przez wieki zakamarkach kościoła. Zachowały się w wystarczająco dobrym stanie, by mogły być wystawione na widok publiczny w Sali Rady. To niewielkie pomieszczenie dobudowane zostało do bazyliki od strony południowej. Służyło władzom miasta zgromadzonym na modlitwie, kiedy nagle dotarła do nich ważna i wymagająca od nich natychmiastowej decyzji wiadomość. Wspomnianą szatę można było podziwiać właśnie w tej zabytkowej „dobudówce”, po czym wraz z innymi klejnotami trafiła do zakrystii. To tam właśnie oglądał ją poznany przeze mnie arystokrata, który przy okazji dowiedział się od opiekunki mariackich kosztowności, jak bogate są dzieje arabskiej szaty. *** Wedle przekazów, szata powstała jako niezwykle delikatny rodzaj tkaniny już w czasach Chrystusa. Wedle tej tradycji, jeden z trzech Mędrców ze Wschodu do Betlejem przybył wraz z czterema młodziutkimi niewiastami. Były one prawdziwą ozdobą jego karawany. Na widok dziwnie ubranych przybyszów, ich kolorowych szat, koron i turbanów Dziecię (Jezus) tak się rozpłakało, że nie sposób było niemowlę uspokoić. Wówczas jedna z dziewczyn rozłożyła na ziemi wspaniały kobierzec w kształcie kwadratu, i z biegnącym wokół arabskim napisem, ułożyła na środku Jezuska i wszystkie cztery zaczęły go kołysać. Dzieciątko natychmiast się uciszyło, na Jego ustach pojawił się uśmiech, maleństwo wkrótce usnęło. Arabki nie przestały jednak kołysać pustego już kobierca, a ten niebawem uniósł je wysoko ponad dach stajenki. Widzący to pasterze nie mogli się nadziwić, że niewiastom urosły skrzydła, a one same przemieniły się w anioły. Jedwabista, purpurowej barwy tkanina długo jeszcze unosiła się niczym latający dywan w powietrzu. W końcu opadać zaczęła i zawadziła o wysoki maszt przepływającego właśnie przez jezioro Genezaret żaglowca. Marynarze ściągnęli ów „dar niebios” na pokład, a następnie sprzedali go kupcom weneckim. Ci, widząc, jak cenna przytrafiła im się zdobycz, odstąpili ją samemu doży. Tłumacze radzili mu, by nie naruszać biegnącego u krawędzi napisu, a wyciąwszy w samym środku kwadratowej tkaniny otwór na głowę, używać odtąd kobierca jako wyjątkowo wytwornej szaty. Gdy już tak uczyniono, okazało się, że wyeksponowane przez nowo powstałe fałdy litery arabskiego alfabetu układają się w napis: „ku czci jedynego Mesjasza”. *** Wieść o szacie weneckiego doży dotarła szybko do Gdańska. Rządził tu książę Świętopełk II zwany Wielkim. W jego grodowej kaplicy była już jedna świętość z okresu wczesnego chrześcijaństwa, przechowywana przez długie lata w Wenecji. To głowa świętej Barbary przywiezionej tu z Konstantynopola. Męczenniczkę czczono na Pomorzu już od XIII w. jako patronkę tych ziem. Teraz Świętopełk, którego prestiż był tym większy, im więcej książę posiadał relikwii, gotów był zapłacić ogromną sumę za szatę z arabskim napisem. W końcu udało mu się wejść w posiadanie tego skarbu. I tak oto w Gdańsku, jeśli uwierzyć kolejnej opowieści apokryficznej, pojawił się jeszcze jeden przedmiot o jakże tajemniczym rodowodzie. Mój wiedeński informator nie był jedyną osobą, którą zainteresowały eksponowane w gdańskim kościele Mariackim tkaniny. Oto już w roku 1843 Wilhem Ferdynand Zernecke napisał w swoim przewodniku, iż odnalezione dwadzieścia lat wcześniej w kościelnych schowkach zabytkowe tkaniny z jedwabiu i aksamitu nie uległy zniszczeniu. Szczególnie zainteresowała go stara szata z obiegającym ją i „powtarzającym się napisem, który według jednogłośnej opinii tak znanych orientalistów jak prof. Frähn z Petersburga, prof. von Bohlen z Królewca i tajny radca, bibliotekarz Wilken z Berlina jest arabski”. Wyszywany purpurą i złotem klejnot to, zdaniem Zerneckego, bardzo stara tkanina pochodząca najwyraźniej jeszcze z czasów dawniejszych niż same szaty. Jerzy Samp marzec2014 3 WokółStaregoPrzedmieścia(5) pacer zaczniemy od Baszty Atutowej (tzw. Pod Zrębem), ciągle pozostającej w ruinie, mimo że od jej zawalenia się upłynęło ponad ćwierć wieku. Imponująca to ruina! W zachowanym do wysokości czterech kondygnacji ceglanym złomie widać resztki działobitni, a wysoko na zewnętrznej ścianie charakterystyczne stalowe kółko, przez które przewieszano linę do „rychtowania” dział na cel. *** Basztę, mającą pierwotnie 5 kondygnacji, wieńczył wysoki dach z lukarnami, pod którym otaczał ją nadwieszony ryglowy ganek (hurdycja) ze strzelnicami i otworami w podłodze, przeznaczonymi do rażenia śmiałków, którzy by próbowali się wspiąć na jej ściany. Na pierwsze piętro wchodzono po schodach wewnątrz ściany, górne były dostępne za pomocą drabin. Pozostawienie tej niezwykłej baszty w tzw. trwałej ruinie byłoby absurdem (o trwałe ruiny też trzeba ciągle dbać). Czy nie lepiej ją odbudować, by służyła ludziom? Zwiedzanie wnętrza, wypełnionego interesującymi eksponatami, np. kopiami dawnych dział, które można by nastawiać na cel, byłoby wielką atrakcją. Wiele zachowanych lub zrekonstruowanych średniowiecznych budowli militarnych S Widok z mostu Popielnego na świecie tak właśnie się zagospodarowuje (przepraszam, zapomniałem, że u nas obowiązuje dogmat niedopuszczalności rekonstrukcji!). Wyjdźmy na ulicę Żabi Kruk, której nazwa wbrew pozorom i wymyślonym już po wojnie legendom nie pochodzi od kruka, tylko od kruczenia (głosu) żab. Pierwotną nazwą - od 1367 roku - był Poggenpfuhl, czyli Żabia Kałuża. W Krakowie podobne miejsca określano jako Żabikruk, więc przyjęto (moim zdaniem, słusznie) tę nazwę dla naszej ulicy jako staropolski odpowiednik poprzedniej. Co jednak pewnie będzie zaskoczeniem dla Czytelników, ten odcinek ulicy (od Pod Zrębem do Toruńskiej) długo do niej nie należał. W roku 1376 były tu ogrody o nazwie Krupowy Gaj (Gruttenhagen), pochodzącej od nazwiska Grutt, które znaczy tyle co Krupa. Zapotrzebowanie na drewno ze strony sąsiedniej stoczni na Lastadii, o której jeszcze będzie mowa, spowodowało wykorzystanie ich na jego składowanie i handel, stąd nazwy Targ na Dyle (1430: Dielenmarkt) i Pole Dylowe (Dielenfeld) używane zamiennie aż do roku 1853, w którym ostatecznie przyłączono je do Żabiego Kruka, nadając parcelom numery od 43 do 59. W tym czasie znikła stara funkcja składowa i teren w stronę Motławy przekształcono w Plac Ćwiczeń (1869: Exercierplatz) dla koszar Wiebego, z szopą na sprzęt, a na rogu ul. Pod Zrębem stanął zachowany budynek z żółtej cegły należący do Zarządu Fortyfikacji, który przed I wojną mieścił m.in. „stację gołębi pocztowych” oczywiście wojskowych (mundurów raczej im nie zakładano…). Na dawnym Placu Ćwi- czeń wzniesiono po ostatniej wojnie trzy tzw. punktowce. *** Idąc wzdłuż skrzydła koszar, a ściślej Unimoru, bo skrzydło koszar mocno rozbudowano, dochodzimy do łączącej Żabi Kruk z Rzeźnicką ulicy Wilczej. Nazwa jest wprawdzie historyczna, ale związana nie z nią, tylko z ulicą Rzeźnicką, zwaną na początku Wilczym Gajem – zresztą od nazwiska, nie od zwierzęcia. Ta ulica, dziś wewnętrzna w zespole byłego Unimoru, nosiła od jej przeprowadzenia w 1454 roku imię św. Gertrudy. Już wcześniej, co najmniej od roku 1429, był tu Dwór św. Gertrudy. A że święci Pańscy nie byli w komunistycznej Polsce mile widziani, więc od 1945 roku mamy ulicę Wilczą. Za nią, po lewej stronie, stało jeszcze po wojnie kilka nie całkiem zniszczonych kamieniczek i ruina budynku wzniesionej w 1850 roku nowej szkoły św. Piotra, po jej przeniesieniu w roku 1904 do gmachu na Wałowej (dzisiejszej jedynki”) mieszczącego kolejne szkoły średnie. Na dziedzińcu miała jeszcze jedną „nowość” - halę gimnastyczną. Przez ten teren przeprowadzono po 1945 roku przedłużenie ul. Toruńskiej, kończącej się przedtem na Żabim Kruku. Ulica powstała na Dolnym Mieście notowaną od roku 1763 nazwę wzięła od mostu Toruńskiego, przy którym miały miejsce postoju barki z Torunia. W 1643 roku była to Mostowa (Brückengasse), a jej przedłużenie na spichlerzach Druga Mostowa (Zweite Brückeng.). Od roku 1763 nosiła nazwę Toruńskiej Drogi (Thornischer Weg), od 1805 roku Toruńskiej Mostowej (Thornsche Brückengasse), chociaż odcinek na spichlerzach nazywano Ruiny Baszty Atutowej Do Mostu Toruńskiego (nach der Thornschen Brücke). W 1817 roku skrócono to wszystko na Toruńską (Thornsche Gasse lub Thornscher Weg). Dopiero teraz dołączono do niej odcinek na Starym Przedmieściu (od Motławy do Żabiego Kruka), który powstał ze znacznie starszej drogi, oddzielającej Targ Na Dyle od należącego do stoczni na Lastadii Pola Łodziowego (Kahnfeld). W 1617 roku nazywano ją niezbyt pięknie Na Rynsztoku (uff der Trumme). *** Na rogu stoi dom mieszkalny z lat międzywojennych, a za nim pamiętający czasy Placu Ćwiczeń przebudowany budynek pralni wojskowej z połowy XIX wieku. Warto przejść na most Popielny, prowadzący na Spichlerze. Pierwszy most, oczywiście zwodzony, powstał tu równocześnie z Toruńskim po drugiej stronie wyspy w 1643 roku. Na należący do spichlerzy teren po prawej stronie przeniesiono w roku 1494 składy popiołu - tzw. Dwór Popielny, od którego pochodzi nazwa mostu. W 1852 roku ulokowano tutaj pierwszy gdański dworzec kolejowy. Ruiny głównego budynku rozebrano po wojnie, przetrwała część budynków pomocniczych. Obecnie powstaje tu osiedle mieszkaniowe. Na lewo roztacza się z mostu piękny widok na przestwór Motławy i mocno wyszczerbioną przez wojnę, lecz nadal imponującą ścianę spichlerzy. Na lewym brzegu powstały apartamentowce, solidnie odgrodzone od wody, na której - jak to tu bywało przez wieki - powinno się roić od wszelkiego rodzaju jednostek wodnych. Miejsce na brzegu to dawna Lastadia, na której budowano i remontowano statki od 1361 roku! Określenie zachowało się do dziś w nazwie ulicy, której w roku 1945 nie spolszczono na Łasztownię (jak np. w Szczecinie), tylko utrzymano w dawnym brzmieniu, rozpowszechnionym w miastach portowych od Holandii po Łotwę. Teren przy Toruńskiej, to dawne Pole Łodziowe, osiedle stoi na Polu Masztowym, dalej w stronę Podwala Przedmiejskiego rozciągała się Lastadia właściwa. Miło pomyśleć, że budowano tu statki także dla zagranicy, np. dla króla Anglii Henryka VIII. Mogły wypływać na morze, bo wszystkie mosty po drodze były (aż do ostatniej wojny) zwodzone. Andrzej Januszajtis Fot. Andrzej Januszajtis Pierwotny wygląd Baszty Atutowej 4 marzec2014 Wiosennydetokspodstawązdrowejdiety ie musimy wydawać wielkich pieniędzy na wyszukane kuracje oczyszczające. Nasz organizm świetnie, w naturalny sposób, radzi sobie sam, byle mu nie przeszkadzać. Można go porównać do pieca, choć zamiast węgla czy drewna wrzuca się do niego pokarm, płucami dostarczamy tlen, po czym pokarm zostaje „spalony”, a my jesteśmy zaopatrzeni w solidną dawkę życiowej energii. W żaden sposób jednak nie potrafimy spalić wszystkiego, co zjadamy, więc w jakiś sposób musimy usunąć „popiół” - czyli produkty uboczne naszych przemian metabolicznych - substraty trujące - jak i substancje, które wprowadziliśmy do organizmu, połykając je, wdychając lub wstrzykując. *** Wizja zalegających w organizmie złogów, trucizn, odpadów, toksyn jest tak plastyczna, że chciałoby się chociaż raz na jakiś czas porządnie ciało wyszorować, w tym - także od środka. Przemiany metaboliczne są procesami, które sprawiają, że to, co spożyliśmy, zostaje przetworzone i wykorzystane przez nasz organizm. Natomiast to, co jest niepotrzebne, a więc wszelkie resztki i odpady, zostaje z niego szybko usunięte. Pracuje nad tym wiele narządów wewnętrznych, w tym żołądek, jelita, wątroba, trzustka, soki trawienne i woreczek żółciowy. Lepsza przemiana materii w potocznym rozumieniu jest szybszym rozkładaniem i przyswajaniem składników odżywczych. Dzięki niej organizm otrzymuje energię niezbędną, aby utrzymywać właściwą temperaturę ciała, aktywność mózgu, pracę jelit, nerek, a także - do wykonywania wszelkich codziennych obowiązków. Chcąc zachować stałą, idealną masę ciała, najlepiej byłoby jeść tylko tyle, ile jesteśmy w stanie spalić. A na to, jak szybko radzimy sobie z „przetwarzaniem” posiłków, mają wpływ między innymi nasz wiek, płeć, ciężar ciała, styl życia. Ale tempo metabolizmu zależy również od innych czynników, N głównie genetycznych, i naszego stanu zdrowia, prawidłowej pracy tarczycy, właściwej perystaltyki jelit, składu ciała. Na tempo metabolizmu mamy wreszcie wpływ my sami! Im bardziej siedzący tryb życia prowadzimy, im konsekwentniej unikamy aktywności fizycznej, tym przemiana materii jest wolniejsza. Zatem warto popracować nad tym, by ją przyspieszyć i każdego dnia wyjść na spacer (chociaż na pół godziny), wsiąść na rower, a może zapisać się na kursy tańca, basen czy aerobik. *** Na naszą przemianę materii wywiera ogromny wpływ codzienna dieta, nasze nawyki i przyzwyczajenia, a zdrowa dieta przede wszystkim powinna być racjonalna, właściwie skomponowana. Organizm ludzki dąży do równowagi i niczego bardziej nie potrzebuje, jak ustalonego rytmu. Zanim zdecydujemy się na spektakularne i bardzo medialne oczyszczenie organizmu, przypomnijmy sobie lekcje biologii, na których uczyliśmy się o nerkach, jelitach, płucach, wątrobie, żołądku, o skórze. Jeśli naprawdę chcemy się oczyścić i przeprowadzić zdrowy detoks, to właśnie te wszystkie narządy do tego służą, a my musimy tylko zapewnić im odpowiednie warunki do pracy i nie eksploatować ich nadmiernie. Ważnym filtrem naszego organizmu są nerki. Oczyszczają one krew w taki sposób, aby zostało w niej to, co jest nam niezbędne glukoza i aminokwasy, a usuwają - toksyny i zanieczyszczenia me- taboliczne, takie jak mocznik, nadmiar sodu, amoniak. Największym zagrożeniem dla prawidłowej pracy nerek są cukrzyca i nadciśnienie, będące najczęściej przyczyną ich niewydolności. A najskuteczniejszym sposobem zadbania o nerki jest aktywność fizyczna (około 45 minut dziennie) i dieta o obniżonej zawartości tłuszczów. Przy okazji obniży ona podwyższone ciśnienie i zagrożenie wystąpieniem cukrzycy typu 2, nawet o 38 proc. Najważniejszym filtrem naszego ciała jest wątroba, przekształcająca węglowodany w glukozę i glikogen, a białka - w tłuszcze. Zajmuje się ona przemianą substancji toksycznych w obojętne. Neutralizuje dodatki do żywności, przyjmowane przez nas leki - często w nadmiarze, musi sobie poradzić z kolorowymi napojami, barwionymi dodatkami spożywczymi, a również - z alkoholem. Nasze płuca stanowią istotny wentylator toksyn, dostarczają tlen do krwi, usuwając z niej tlenek i dwutlenek węgla, pod warunkiem, że nie zatykamy ich osadem z dymu nikotynowego. Kolejnym ogniwem, które wpływa na stan naszego organizmu, jest nasza skóra, w całości wykorzystywana w procesie oczyszczania ustrojowego. Pozwala ona wraz z potem pozbyć się szkodliwych substancji, toksyn i nadmiaru ciepła. Niemal najważniejsze procesy filtrujące zachodzą w naszych jelitach. Często traktujemy je jako „poskręcane rury” służące do wydalania resztek niestrawionego pokarmu, a to w nich zachodzą bardzo istotne dla zdrowia procesy absorpcji niezbędnych składników odżywczych. Jak o nie dbać w sposób naturalny? Wystarczy, że będziemy spożywać odpowiednią ilość warzyw i owoców, najlepiej w stanie surowym, porcję produktów pełnoziarnistych każdego dnia i dużą ilość płynów. *** Nasz organizm musi radzić sobie z różnymi toksynami. Zwykle są to związki chemiczne, które przedostają się do organizmu ze środowiska i żywności, przez skórę, płuca, układ pokarmowy, to składniki naszego najbliższego otoczenia. Do najczęściej spotykanych substancji toksycznych należą: pestycydy, polichlorowane węglowodory oraz dioksyny, które powstają podczas spalania śmieci. Zawierają je też odpady przemysłu metalowego, chemicznego, tekstylnego, poligraficznego. Trujące działanie toksyn polega na akumulowaniu się ich w tkance tłuszczowej, a następnie - powolnym uwalnianiu, co wpływa na procesy regulacyjne organizmu i pracę narządów wewnętrznych: płuc, nerek, wątroby, rdzenia kręgowego lub kory mózgowej. Wśród toksyn, które możemy spotkać w najbliższym otoczeniu, można wymienić także metale: glin (aluminium), kadm czy ołów. Źródłem glinu są warzywa pochodzące z zakwaszonych gleb, niektóre leki, żywność pieczona w folii aluminiowej, puszkowane napoje, konserwy, paczkowane pieczywo o długim terminie przydatności do spożycia. Kadm, którego źródłem są między innymi: dym papierosowy, spaliny samochodowe i odpadki przemysłu elektronicznego, doprowadza do zaburzenia czynności nerek, metabolizmu wapnia, funkcji rozrodczych, a nawet zmian nowotworowych. Natomiast ołów znajdziemy w niektórych kosmetykach, farbach do włosów, środkach do polerowania mebli, a nawet w winach. Jego zwiększone stężenie w organizmie działa toksycznie, uszkadzając nerki, wątrobę, szpik kostny, mózg, prowadzi również do chorób nowotworowych. Różnego rodzaju substancje toksyczne znajdują się w codziennie konsumowanych przez nas produktach spożywczych. Są to: barwniki syntetyczne, konserwanty, substancje zakwaszające, żelujące i zagęstniki. Dzięki nim żywność ma ładniejszy kolor, lepszy wygląd, aromatyczny smak i zapach, a dodatkowo przedłużony termin ważności produktu. *** Organizm możemy skutecznie oczyścić z toksyn, stosując diety owocowo-warzywne, oparte na sokach; kuracje ziołowe, głodówki i korzystając z sauny. Mieszan- kami ziołowymi, wspomagającymi oczyszczanie organizmu, są: zielona herbata, będąca najbogatszym źródłem polifenoli, wymiatających toksyczne wolne rodniki tlenowe; brzoza biała, działająca łagodnie moczopędnie; łopian większy, fiołek trójbarwny, wiązówka błotna o działaniu napotnym i moczopędnym; powidlnik indyjski - tamaryndowiec, stymulujący pracę przewodu pokarmowego, działający łagodnie przeczyszczająco; koper włoski, działający rozkurczowo na przewód pokarmowy i łagodnie przeczyszczająco; mniszek lekarski, pobudzający wydzielanie soku żołądkowego; karczoch, regulujący komórki wątrobowe i usprawniający ich działanie; morszczyn, pobudzający metabolizm i wzmacniający działanie pozostałych ziół. Bardziej rygorystyczną metodą oczyszczania organizmu jest głodówka, którą należy przeprowadzić pod kontrolą lekarza, odpowiednio się do tego przygotować i obserwować własny organizm, aby go nie oslabić. Maria Fall – Ławryniuk Aby bezpiecznie oczyścić organizm, najlepiej jest zastosować 6-8, a nawet14-dniowądietęwarzywno-owocową,opartąnadużejilościświeżychwyciskanychsokówzwarzywiowoców,najlepiejwypijaćsokiowocowewpierwszejczęścidnia-zewzględunadawkęcukru,asokiwarzywnewdrugiejczęścidniazewzględunazawartośćbłonnika,która przyspieszy perystaltykę jelit i usprawni wydalanie toksyn. Poza tym wszelkieformyspożywaniawarzywsązalecane,zarównowpostacisurowej,jakosałatki,surówki,pokrojonedochrupania,jakiprzygotowane naparze,zpieca,serwowanejakozupy,leczo,gulaszwarzywny.Wtaki sposób oczyścimy organizm, pozbędziemy się nadprogramowej tkanki tłuszczowej, wydalimy nadmiar wody zatrzymanej w organizmie, a co najważniejsze-niebędzienamtowarzyszyłociągłeuczuciegłodu. Jeślizdecydujemysięnagłodówkę,tooczywiściepodkontroląspecjalisty. Głodówka jest przede wszystkim drastyczniejszą metodą oczyszczenia, odtrucia, odmłodzenia całego organizmu. Jest to także dobrysposóbnapozbyciesięnadmiernychkilogramów,azewzględu na jej wyjątkową siłę działania musi być przeprowadzona zgodnie z przemyślanymiściśleokreślonymplanem,najlepiejpodkontrolązaprzyjaźnionegolekarza,któryznanas,przebytechorobyiprzyjmowaneleki.Mechanizmgłodówekjestprosty,gdyżorganizmpozbawiony dostawypożywieniazzewnątrzprzechodzinaodżywianiewewnątrzustrojowe.Wpierwszejkolejnościzużywa,spalawszystko,costanowi zbędny balast utrudniający sprawne funkcjonowanie na co dzień. W komórkach, jelitach, uchyłkach zalega mnóstwo, tak zwanego białka złogowego,którewtrakciegłodówkiulegazużyciuwpierwszejkolejności, pochłaniane są także wszelkiego rodzaju ogniska zapalne, obumarłefragmentytkanek,resztkiprzemianmetabolicznychzalegające wprzestrzeniachmiędzykomórkowych. Substancjenajczęściejdodawanedożywności Barwniki syntetyczne: E-110- znajduje się w marmoladach, żelkach, gumach do żucia, powłokach leków - może wywoływać reakcje alergiczne, pokrzywkę, liszaje, duszności. E-133 - dodawany do warzyw konserwowych - może być szkodliwy dla osób z zespołem jelita wrażliwego i innymi schorzeniami przewodu pokarmowego. E-210 (kwas benzoesowy - konserwant) - występuje w galaretkach, sokach, napojach kolorowych, margarynie, konserwach rybnych, wywołuje wysypki, podrażnia śluzówkę żołądka i jelit. E-249iE-250, czyli azotyny potasu i sodu, są powszechnie stosowane w peklowaniu mięsa. Mogą one prowadzić do zmian rakotwórczych w organizmie. E-220doE-228 (siarczany), znajdują się w konserwach, sokach, cukierkach, winie, produktach ziemniaczanych, u osób wrażliwych wywołują one nudności i bóle głowy, a to tylko niektóre z długiej listy dodatków do żywności. WydaWca: Piekarnia-cukiernia “Pellowski” Grzegorz Pellowski ul. Podwale Staromiejskie 84, 80-844 Gdańsk RedaktoR naczelny: Jacek Sieński, tel. kom. 692 005 718 dRuk: drukarnia B3Project 80-216 Gdańsk Wrzeszcz ul. Sobieskiego 14 nakład 1500 egz. “kuryer Gdański” w internecie na portalu trojmiasto.pl: www.trojmiasto.pl/kuryer-gdanski lub wpisując w wyszukiwarkę Google: kuryer gdański