Towaroznawstwo - recenzja kierunku
Transkrypt
Towaroznawstwo - recenzja kierunku
Towaroznawstwo - recenzja kierunku Wpisany przez Jakub Łoginow sobota, 14 kwietnia 2012 01:27 Mało który kierunek studiów jest tak mało znany i wywołuje tak dużo zapytań u potencjalnych pracodawców, jak towaroznawstwo. Tym bardziej, że wbrew pospolitej nazwie jest to kierunek dość elitarny: można go studiować jedynie na kilku uczelniach w Polsce, a i za granicą nie jest on zbyt rozpowszechniony. Czy warto studiować towaroznawstwo i czego pracodawca może oczekiwać od absolwenta tego kierunku – o tym w poniższej recenzji. // Ja osobiście towaroznawstwo studiowałem na dwóch, a właściwie trzech uczelniach. Studia pierwszego stopnia (inżynierskie) ukończyłem na Akademii Ekonomicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny), a magisterskie – na Akademii Morskiej w Gdyni. Oprócz tego, na trzecim roku w ramach studiów w Krakowie wyjechałem na półroczną wymianę studencką do Kijowa, na Wydział Towaroznawstwa Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Handlowo-Ekonomicznego. Oprócz wymienionych uczelni ten kierunek można studiować jeszcze tylko na kilku innych polskich uczelniach, m. in. na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu czy SGGW w Warszawie. Kierunek oparty na chemii i laboratoriach Wiele nieporozumień wśród osób nie zorientowanych w temacie wywołuje fakt, że towaroznawstwo jest kierunkiem technicznym, inżynierskim, opartym głównie na chemii i zajęciach laboratoryjnych, ale studiuje się go na uczelniach ekonomicznych. Dlatego podczas studiów na Akademii Ekonomicznej w Krakowie i Uniwersytecie Handlowo-Ekonomicznym w Kijowie czuliśmy się jak dziwolągi – inżynierowie pośród ekonomistów. Wszyscy nasi koledzy z 1/6 Towaroznawstwo - recenzja kierunku Wpisany przez Jakub Łoginow sobota, 14 kwietnia 2012 01:27 innych kierunków rozmawiali o ekonomii, finansach, rachunkowości i ekonometrii, a nas zajmowały zaliczenia z chemii, wykrywanie kationów w roztworach wodnych, oznaczanie absorbancji i długości fali elektromagnetycznej czy sprawozdanie z chromatografii. Jednym słowem: chemia, chemia i jeszcze raz chemia (i trochę fizyki) w samym sercu kampusu na ekonomicznej uczelni. A do tego takie przedmioty, jak mikrobiologia, biochemia, biotechnologia, ekologiczne projektowanie wyrobów czy inżynieria opakowań. Oczywiście oprócz przedmiotów związanych z chemią, fizyką, mikrobiologią czy rysunkiem technicznym, mieliśmy również zajęcia z przedmiotów ekonomicznych, ale w okrojonym wymiarze w porównaniu z ekonomistami. Nie oznacza to jednak, że nie trzeba było się ich uczyć: wykładowcy przedmiotów ekonomicznych nie przyjmowali do wiadomości, że studiujemy na kierunku inżynierskim, a nie ekonomicznym. Stąd też z przedmiotów takich jak makroekonomia czy finanse musieliśmy umieć niemal tyle samo, co nasi koledzy ekonomiści, mimo o połowę mniejszego wymiaru godzin. Jak w kilku słowach scharakteryzować istotę tego kierunku? Jest to trudne, bo towaroznawstwo jest kierunkiem wybitnie interdyscyplinarnym, ale spróbujmy. Towaroznawstwo jest nazywane inaczej nauką o jakości wyrobów, inżynierią jakości – zresztą, „Zarządzanie jakością” jest jedną z najpopularniejszych specjalności na tym kierunku. Towaroznawstwo ma też dużo wspólnego z farmacją i jest dobrą opcją do studiowania dla osób, które na farmację się nie dostały. To i to jest oparte na chemii, z tą różnicą, że farmacja dotyczy lekarstw i suplementów diety, a towaroznawstwo – między innymi produktów spożywczych (ale także wyrobów użytkowych, opakowań, relacji konsument – producent – środowisko). Innymi pokrewnymi kierunkami są też: technologia żywności, ochrona środowiska, a także transport i logistyka. Problemem, a zarazem zaletą towaroznawstwa jest jego interdyscyplinarność. Towaroznawca musi się znać praktycznie na wszystkim, co łatwo wytłumaczyć jeśli weźmiemy pod uwagę, że przedmiotem zainteresowania tego kierunku jest szeroko rozumiany TOWAR. A z pojęciem towaru wiąże się tak naprawdę wszystko. Towar w każdym jego aspekcie Towaroznawca musi mieć wiedzę i umiejętności, które pozwolą mu zająć się towarem dowolnej branży, na każdym etapie jego „cyklu życia” i w każdym aspekcie. Przy czym oczywiście nie można być równocześnie specjalistą od żywności, suplementów diety, wyrobów stalowych i samochodów – znajomość tajników konkretnej branży to już kwestia wyboru pracy inżynierskiej, a później praktyki zawodowej. Pierwszym aspektem podejścia do towaru są jego cechy fizykochemiczne i mikrobiologiczne. Niezależnie od branży, towaroznawca musi umieć zbadać skład chemiczny towaru - niezależnie od tego, czy jest to proszek do prania, mąka, mleko czy wyrób z plastiku. Pod tym względem blisko nam do farmaceutów – nam również bliska jest „aptekarska precyzja” i znajomość technik laboratoryjnych. Na studiach uczyliśmy się określać skład chemiczny, analizować ilościowo zawartość zanieczyszczeń, zawartość tłuszczu w mleku czy kofeiny w kawie. Badaliśmy również towary pod kątem sanitarnym, czyli obecności w produkcie bakterii lub grzybów. Zajęć laboratoryjnych było naprawdę bardzo dużo i były one na wysokim poziomie, tak że studia 2/6 Towaroznawstwo - recenzja kierunku Wpisany przez Jakub Łoginow sobota, 14 kwietnia 2012 01:27 przygotowały nas np. do pracy w laboratoriach kontroli jakości, ochrony środowiska czy w Sanepidzie. Absolwent towaroznawstwa bez problemu, po krótkim wdrożeniu w obowiązki, będzie potrafił na przykład zbadać wodę w Wiśle pod kątem występowania w niej zanieczyszczeń, albo określić, czy dany wyrób spełnia wymagania sanitarne oraz czy skład chemiczny podany na opakowaniu jest zgodny z rzeczywistością. Kultowe już badanie „poziomu cukru w cukrze” czy badania laboratoryjne, wykazujące czy słynna sól przemysłowa jest szkodliwa dla zdrowia czy nie – to właśnie robota dla nas. Drugi aspekt pracy z towarem – to rynek i wszystko co z nim związane. Produkcja towaru ma sens wtedy, gdy uda się ten towar sprzedać. A do tego potrzebna jest wiedza z zakresu ekonomii i marketingu. Dlatego towaroznawca musi mieć wiedzę ekonomiczną i znać się na marketingu i zarządzaniu. Przy czym istnieje zasada, że każdy towaroznawca może być dobrym marketingowcem, ale absolwent marketingu czy rachunkowości nie może być towaroznawcą, bo nie ma wiedzy z zakresu chemii, biologii i fizyki, która jest podstawą tego zawodu. Trzeci aspekt – to opakowania, które w dzisiejszych czasach odgrywają bardzo ważną rolę. Nawet najlepszy towar nie będzie się sprzedawał, jeśli będzie miał kiepskie opakowanie. Towaroznawca interesuje się opakowaniem w dwóch aspektach – fizykochemicznym oraz marketingowym. Na laboratoriach z inżynierii opakowań czy towaroznawstwa przemysłowego pracowaliśmy z różnymi tworzywami (papier, plastik, stal, szkło) pod kątem ich przydatności w opakowalnictwie, analizowaliśmy ich właściwości fizykochemiczne. Uczyliśmy się, jak zaprojektować dobre opakowanie, czyli takie, które będzie odpowiednio chronić produkt, a przy tym będzie lekkie i funkcjonalne. A równocześnie interesowało nas to, by opakowanie spełniało swoją funkcję marketingową: a więc było ładne, przyciągające uwagę i skłaniające do zakupu. Bardzo miło wspominam zajęcia (wykłady i laboratoria) z wzornictwa przemysłowego, gdzie nasz kierunek wręcz ocierał się o sztukę (jak widać, interdyscyplinarność pełną gębą). Do tego dochodziły również aspekty prawne zarówno opakowania, jak i produktu, w tym wymagania Unii Europejskiej i kwestie ochrony praw konsumenta. Uczyliśmy się, jakie informacje muszą się znaleźć na opakowaniu (np. skład, data przydatności), w jaki sposób muszą być wyrażone i co z tego wynika. I wreszcie czwarty aspekt, czyli ochrona środowiska. Ale nie ta w wydaniu pseudoekologów-oszołomów, przypinających się do drzew w proteście przeciwko wszelkim inwestycjom, tylko ochrona środowiska w profesjonalnym wydaniu. Tutaj na towar spoglądaliśmy całościowo, zgodnie z koncepcją cyklu życia produktu. Nauczono nas podejścia, że każdy towar przechodzi następujące fazy: - faza pomysłu, rozpoznawania potrzeb, analizy rynku, badań marketingowych, - faza projektowania i tworzenia prototypów, - faza produkcji, - wypuszczenie na rynek, dystrybucja, sprzedaż, marketing, logistyka, - faza użytkowania przez konsumenta, - faza poużytkowa – czyli co dzieje się z towarem po wyrzuceniu go na śmietnik. Nas jako towaroznawców interesuje nie tylko to, jaki jest towar w momencie użytkowania i jak zachęcić do jego zakupu, ale też jak będzie wpływał na środowisku po jego zużyciu. Na 3/6 Towaroznawstwo - recenzja kierunku Wpisany przez Jakub Łoginow sobota, 14 kwietnia 2012 01:27 zajęciach z ekologicznego projektowania wyrobów uczyliśmy się tak zaprojektować towar, by sprawiał najmniej kłopotów człowiekowi i środowisku zarówno na etapie produkcji, jak i po wyrzuceniu go na śmietnik. Chodzi o to, by o takich rzeczach myśleć już na samym początku, zanim towar powstał. Mówiąc w skrócie, należy zaprojektować go z przyjaznych środowisku materiałów, w niskoemisyjnej i niskoodpadowej technologii, w taki sposób, by jego transport był możliwie „ekologiczny” (np. by nadawał się do przewozu barkami rzecznymi – najbardziej przyjaznym środowisku środkiem transportu) i by po jego wyeksploatowaniu dało się go zutylizować (stąd np. nie powinno się łączyć plastiku z papierem). Przebieg studiów Jak widać z powyższego opisu, studia wymagały od nas wszechstronnego podejścia – musieliśmy być dobrymi chemikami i ekonomistami, znać się na marketingu i na niektórych aspektach prawnych, mieć wiedzę z zakresu ochrony i inżynierii środowiska, być sprawnym manualnie (zajęcia laboratoryjne), poznać podstawy rysunku technicznego, a przy tym nawet liznąć trochę sztuk pięknych (zajęcia ze wzornictwa) i psychologii (klient i jego motywacje). Niestety, konsekwencją tego było ogromne obciążenie materiałem, zwłaszcza na pierwszym i drugim roku. Przez pierwszy rok nie dosypiałem i po nocach pisałem sprawozdania z fizyki, wkuwałem analizę kationów, liczyłem całki i pochodne na matematyce. Stosunkowo najprostsze były przedmioty ekonomiczne (mikroekonomia, makroekonomia, finanse), ale tu z kolei musieliśmy się zmierzyć z wykładowcami z nastawieniem rodem z kawałów o studentach (w stylu: podrzucanie kartek z kolokwiami i te które spadną na stół to zdały, a pozostałe nie). Mieliśmy, hmm… bardzo specyficznych wykładowców z niektórych przedmiotów ekonomicznych (mikro, makro, rachunkowość), którzy za punkt honoru uznawali pokazanie „towarom”, kto tu rządzi. Rzecz w tym, że nas, przyszłych inżynierów, wielu na uczelni (bądź co bądź ekonomicznej, a nie technicznej) traktowało jak „obcych”, „dziwolągów” i uznawało za gorszych – przez to, że nasz kierunek jest bardziej skoncentrowany na chemii, niż na problematyce deficytu, inflacji i wzrostu PKB. Jednym słowem, niektórzy wykładowcy przedmiotów ekonomicznych nas gnębili i byli do „towarów” uprzedzeni, wymagając od nas takiej samej wiedzy ekonomicznej, jak od pozostałych studentów (np. tych z zarządzania, rachunkowości czy finansów). Z perspektywy czasu jednak uważam, że wyszło mi to na dobre, ale wtedy na 1 i 2 roku studiów miałem do tego inne podejście (już nad samą chemią i fizyką musiałem ślęczeć po nocach, a co dopiero mikro czy makroekonomia). Pierwszy rok – to przede wszystkim chemia, chemia i jeszcze raz chemia. A do tego fizyka, fizyka i jeszcze raz fizyka (z bardzo wymagającymi i „specyficznymi” prowadzącymi). Do tego matematyka, mikroekonomia, biochemia, encyklopedia prawa, rysunek techniczny, inżynieria procesów przemysłowych, technologia, analiza instrumentalna – jednym słowem, przedmioty ogólne, jak to na 1 roku. Na drugim i trzecim roku były już przedmioty kierunkowe na bazie chemii, fizyki i biochemii (głównie laboratoria), takie jak inżynieria opakowań („pudełka”), towaroznawstwo przemysłowe, towaroznawstwo żywności, wzornictwo, przechowalnictwo i transport towarów. Plus kolejne przedmioty ekonomiczne: finanse, zarządzanie, marketing. Na trzecim roku studiowaliśmy już według specjalności: zarządzanie jakością, handlowo-celna, lub ekologia wyrobów. Ja wybrałem tą trzecią, gdzie uczyłem się m. in. mikrobiologii, biotechnologii, gospodarki odpadami, ekologicznego projektowania wyrobów, prawa w ochronie środowiska, 4/6 Towaroznawstwo - recenzja kierunku Wpisany przez Jakub Łoginow sobota, 14 kwietnia 2012 01:27 czy podstaw systemów zarządzania jakością ISO-14000. Ogólna ocena Generalnie studia na AE w Krakowie wspominam bardzo miło. I nie tylko ze względu na przyjemne aspekty życia studenckiego, imprezy itp. Na pierwszym i drugim roku nauki co prawda było bardzo dużo, bez porównania więcej niż u naszych kolegów z kierunków ekonomicznych, ale mieliśmy poczucie, że uczymy się przydatnych rzeczy, które nawet jeśli nie będą przez nas wykorzystane w przyszłej pracy, to przynajmniej rozszerzą nam horyzonty. Co ważne, było nas mało (tylko 140 osób na roku), a przez to mieliśmy osobisty kontakt z wykładowcami. Prowadzący kojarzyli każdego studenta i nie byliśmy anonimowi tak jak ekonomiści. Druga ważna sprawa, to dobrze wyposażone laboratoria. Co prawda nie było szału, sprzęt nie był najnowszej generacji, ale w porównaniu z laborkami na UJ, AGH czy Politechnice mieliśmy o wiele lepsze warunki do nauki – po prostu było nas dużo mniej w przeliczeniu na ilość stanowisk laboratoryjnych czy wykładowców, wszystko mogliśmy robić sami, podczas gdy nasi koledzy z UJ czy AGH często nie mogli się po prostu dopchać do laboratorium. Studia były też o wiele bardziej komfortowe, niż na wspomnianym już UJ czy AGH – lepsze sale dydaktyczne, wyższe stypendia naukowe, nowoczesny basen. Przez całe studia miałem dość wysokie stypendium za wyniki w nauce, mimo że nie byłem kujonem – a moi koledzy z AGH czy UJ mogli o czymś takim tylko pomarzyć. Koledzy z innych uczelni mieli problemy z zapisaniem się na odpowiadającą im godzinę zajęć z Wychowania Fizycznego, gdy tymczasem ja chodziłem na basen praktycznie kiedy chciałem. Bardzo fajnie zorganizowana była biblioteka – książki wypożyczało się jak w supermarkecie (chociaż na najważniejsze skrypty trzeba było polować). No i wykładowcy, dziekani i panie z dziekanatu – bardzo przychylni, elastyczni, traktujący studenta jak partnera. Mogłem się o tym przekonać szczególnie wtedy, gdy starałem się o wyjazd na stypendium do Kijowa (2003 rok). Na innych uczelniach w Polsce pracownicy uczelni pukali się w głowę, jak można chcieć pojechać na wymianę studencką na Wschód zamiast na Zachód, a na mojej uczelni taki wyjazd mi umożliwiono, przy czym wykładowcy, dziekan, panie z dziekanatu i pracownicy biura współpracy zagranicznej wykazali się dużym zaangażowaniem i elastycznością. Perspektywy pracy Jak widać, plusów jest wiele. Ale są też minusy. Z tym, że te minusy leżą przeważnie poza uczelnią – chodzi głównie o to, że towaroznawcy nie mają w Polsce dobrej prasy. Zacząć należy od tego, że w Polsce tak naprawdę nikt nie wie, kim jest inżynier towaroznawstwa i czym jest ten kierunek. Sama zaś nazwa brzmi bardzo pospolicie i nieprestiżowo. O wiele lepszy wydźwięk mają obcobrzmiące nazwy kierunków, takie jak Public Relations, marketing czy kojarzące się z zachodnim dobrobytem „studia europejskie”. Towaroznawstwo przy tych wszystkich „prestiżowych” nazwach brzmi jak Kopciuszek. Istnieje pogląd, że gdyby nasz kierunek nazywał się „Inżynieria jakości”, jego odbiór w społeczeństwie byłby o wiele lepszy, mimo że towaroznawstwo i inżynieria jakości to synonimy. 5/6 Towaroznawstwo - recenzja kierunku Wpisany przez Jakub Łoginow sobota, 14 kwietnia 2012 01:27 Mimo całego szacunku wobec swojej uczelni, mam żal wobec Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie o to, że za słabo działa na rzecz poprawy wizerunku towaroznawstwa. Inżynierowie są na UEK traktowani jak dziwolągi i w zasadzie wszystko jest podporządkowane ekonomistom. Szczególnie widoczne jest to w uczelnianym biurze karier – towaroznawca nie ma co szukać tam pomocy w znalezieniu pracy czy praktyk po swoim kierunku, czyli np. w laboratorium chemicznym czy w Sanepidzie. W finansach, księgowości – to i owszem, mimo że nie tego nas na studiach uczyli. Na niekorzyść towaroznawstwa przemawia też to, co jest w sumie zaletą i istotą tego kierunku – czyli interdyscyplinarność. Jesteśmy specjalistami od wszystkiego, a znane powiedzenie głosi, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Nie jesteśmy ekonomistami, mimo że studiowaliśmy na uczelni ekonomicznej i mamy dość solidne podstawy wiedzy o gospodarce. Natomiast jako pracownicy laboratoriów chemicznych, laboratoriów ochrony środowiska czy Sanepidu bylibyśmy świetni, gdyby tylko ktoś chciał nas tam zatrudnić. Tymczasem niewiedza o tym, czym jest nasz kierunek, powoduje, że kierownik danego laboratorium widząc nazwę „Akademia Ekonomiczna” automatycznie nastawia się, że przecież przymiotnik „ekonomiczna” i słowo „chemia” się wykluczają. Dlatego większe szanse na pracę w laboratorium mają absolwenci AGH, UJ czy Politechniki, mimo że merytorycznie to my bardziej nadajemy się do tej pracy. Kolejny problem, to trudność w sprecyzowaniu naszych oczekiwań zawodowych. Jak ktoś kończy prawo, to wiadomo, że będzie prawnikiem i na tej sferze się koncentruje. Jak ktoś kończy medycynę, myśli tylko o karierze lekarza lub ewentualnie przedstawiciela medycznego, absolwent rachunkowości czy weterynarii również szuka pracy w tym konkretnym fachu. Tymczasem absolwent towaroznawstwa jest kształcony w taki sposób, by był zarówno świetnym laborantem, jak i ekonomistą, marketingowcem, inżynierem jakości lub doradcą finansowym. Mamy za dużo opcji do wyboru, przez co zbyt często zmieniamy branże, a to później jest źle odbierane przez pracodawców. Żeby nie być gołosłownym: ja sam w swojej krótkiej karierze zawodowej pracowałem już w takich branżach, jak: media, branża morska, turystyka, ochrona środowiska, żegluga śródlądowa oraz tłumaczenia językowe (polsko-ukraińskie). W każdej z tych sytuacji przydała mi się wiedza wyniesiona ze studiów, co jest ogromnym plusem, gdyż w większości innych przypadków taka wiedza okazuje się zbyt szczegółowa i bezużyteczna. Tak więc z jednej strony studia przygotowały mnie do częstej zmiany branży i zawodu (co niby w dzisiejszych czasach jest koniecznością), a z drugiej strony społeczeństwo i pracodawcy takie zmiany branż odbierają negatywnie, jako przejaw braku świadomości, co człowiek chce robić w życiu. Tak więc teoria teorią (że niby zmiana zawodu to pozytyw), a życie życiem – okazuje się, że towaroznawcy są pod tym względem bardziej papiescy od papieża, czyli swoją interdyscyplinarnością i mobilnością wychodzą przed szereg. A to mimo wyświechtanych sloganów okazuje się być niemile widziane, wskutek czego inżynierowie towaroznawstwa często nieświadomie stają się zakładnikami swoich młodzieńczych wyborów, ze szkodą dla swojej kariery. 6/6