czarna madonna z czestochowy

Transkrypt

czarna madonna z czestochowy
PRZECIWNOŚCI ŻYCIOWE SĄ JAK DŁUTA W RĘKU BOSKIEGO RZEŹBIARZA
O. Kornelian Dende
8 września 1985
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Każdy z nas dotknął cierpienia: zarówno tego, które było konsekwencją naszych złych decyzji, grzechu. Istnieje jednak
cierpienie, które jest tajemnicą. Dlaczego? Bo w nim, paradoksalnie, mogę spotkać Boga. „Dotąd Cie znałem ze słyszenia, teraz
ujrzało Cie moje oko” ( Hi 42,5). Te słowa, które mogą zgorszyć, przerazić, wypowiada udręczony Hiob. Nie ma sensu
licytować się, czyje cierpienia są większe, a czyje mniejsze. Są one zaproszeniem do rozmowy z Bogiem.
– Czy w moich cierpieniach, niepowodzeniach próbuje wołać do Boga?
– Czy widzę w nich zaproszenie by wejść do tajemniczego Namiotu Spotkania, w którym czeka na mnie sam Bóg?
– Czy mam odwagę przyjmować i oddawać Panu Bogu na modlitwie to wszystko, co mnie krzyżuje i sprawia ból?
– Czy w Bogu szukam siły do przyjęcia moich cierpień?
– Czy są one dla mnie wezwaniem do rozmowy z Bogiem, czy okazją do złorzeczenia i zerwania z Nim wszelkich więzi?
– Czy odkrywam, że cierpienie przemienia mnie, pozwala mi zauważać i cenić to, co do tej pory w moich oczach było
mało ważne?
Lekarstwem najbardziej skutecznym na przeciwności życiowe jest silna wiara oraz świadomość, że jesteśmy w ręku Boga,
i że bez Jego wiedzy nic nam się nie stanie.
O. Kornelian Dende: Chorobą naszego wieku są stresy, napięcia psychiczne powodowane przeciwnościami życiowymi, jakimi
są trudne, a czasem niezrozumiałe sytuacje, niepomyślne zdarzenia, a zwłaszcza choroby. Ale przeciwności nie powinny nas
łamać. Życie zawsze w nie obfitowało. Dlaczego wielu ludzi czuje się wobec nich bezradnymi, dlaczego pozwala, że napięcia
psychiczne stają się przewlekłe, prowadzą do zaburzeń, a nawet pozostawiają w psychice trwałe ślady, a nierzadko powodują
organiczne choroby?
Lekarstwem najbardziej skutecznym na przeciwności życiowe jest silna wiara. Świadomość, że jesteśmy w ręku Boga, i że
bez Jego wiedzy nic nam się nie stanie. Ale na ten temat powiem szerzej w dzisiejszej pogadance, którą tytułuję: „Przeciwności
życiowe są jak dłuta w ręku boskiego rzeźbiarza”.
Szokująca rada
W pierwszych słowach swego Listu święty Jakub Apostoł daje dziwną, a nawet szokującą na pozór radę. Posłuchajmy!
„Bracia! Za pełną radość poczytujcie to sobie, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą
wiarę na próbę rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w
niczym nie wykazując braków” (Jk 1, 2-4).
Dla uwypuklenia kontrastu zawartego w słowach świętego Jakuba powtórzę je w innej formie, bez naruszenia sensu.
„Drodzy Bracia! Życie wasze obfituje w przeróżne trudności i doświadczenia. Skoro tak, poczytujecie to sobie za pełną
radość. Uważajcie się za szczęśliwych, że przeciwieństwa was spotykają, a droga życia staje się bardziej ciernista i stroma.
Wiedzcie, że jest to dla was sposobność do duchowego wzrostu i dojrzewania. Przeciwności bowiem wystawiają waszą wiarę
na próbę, a próba rodzi wytrwałość, cierpliwość. Zatem ćwiczcie się w wytrwałości, abyście byli przygotowani na życiowe
doświadczenia. Choć nie możecie ich uniknąć, przezwyciężajcie je, abyście mogli wzmocnić swój charakter i stać się ludźmi
bez skazy, doskonałymi”.
Czyż to nie dziwny zestaw sprzeczności? Radujcie się wśród trudności, doświadczeń i cierpień? Czy taka postawa jest w
ogóle możliwa? Czy nie jest przeciwna naturze ludzkiej? Czyż radość i smutek, radość i cierpienie nie są tak sobie przeciwne
jak ogień i woda? Dlaczego religia chrześcijańska nie pozwala nawet w przeciwnościach tracić radości? Czy to nie ponuractwo,
nieżyciowość, nieludzkość, i nie dziwaczność?
Nie potępiajmy z góry i bezkrytycznie ewangelicznych zasad postępowania. Wejdźmy głębiej w ten temat. Apostoł wcale
nie każe nam miłować przeciwieństw. Radzi je tylko cierpliwie znosić, a nawet radośnie je przyjmować, mając na myśli
duchowe dobro jakie nam one przyniosą. Prawdą jest, że nikt nie lubi znosić przeciwieństw. Ale cieszymy się, gdy je potrafimy
znieść. Tak pewien nasz rodak w sowieckim obozie koncentracyjnym, wyniszczony głodem i katorżniczą pracą chełpił się
niejako przed swymi kolegami mówiąc radośnie: „Wiecie? Człowiek jest twardszy niż stal”! Lecz choćby człowiek najbardziej
był rad, że potrafi znosić cierpienia, choroby i inne doświadczenia życiowe, wolałby przecież, żeby ich wcale nie było, żeby nie
musiał ich znosić.
Przy różnych okazjach życzymy sobie wzajemnej pomyślności, żeby nam służyło zdrowie, żeby nie brak było pieniędzy na
chleb, na wyższe studia dla dzieci, żeby nikt z nas nie był prześladowany i szczuty. Ale czy nie jest tak, że gdy pomyślność nam
sprzyja lękamy się przeciwności? Pomyślność zawsze jest zagrożona i to podwójnie. W pomyślności boimy się
nieprzewidzianych nowych przeciwności i przejmujemy się, że radość jest nietrwała.
Nikt nie jest wolny od przeciwności
Nikt nie jest wolny od przeciwności. Nikt ich nie uniknie. Jeśli się ucieknie od jednej, wpadnie się w drugą, jak w
przysłowiowym powiedzeniu – „uciekamy z deszczu pod rynnę”! Jeśli komuś dzisiaj się świetnie powodzi, jeśli służy mu
doskonale zdrowie i cieszy się dobrobytem, kochającą rodziną, to nie na zawsze. Przemija świat! Dziś cierpią jedni, jutro
drudzy. Zmienne są tylko okoliczności. Piętnaście lat temu mieszkańcy małego, uroczego i zasobnego Libanu szczycili się, że
do nich, potomków starożytnych Fenicjan wojna nigdy nie przyjdzie, że nic ich ze światem arabskim nie łączy. Dziś ten
przepiękny kraj jest podobny do wulkanu, który niemal co dzień wybucha siejąc wokoło śmierć i zniszczenie.
Przeciwności tego świata przynoszą wieloraką niedolę. Po pierwsze boleśnie pragniemy zmiany na lepsze jak w sytuacji
uciemiężonej Polski. Po drugie same przeciwności są trudne do udźwignięcia. Po trzecie – lękamy się załamania naszej
odporności… Słowem, życie ludzkie na ziemi jest bojowaniem, jak się wyraził starożytny mędrzec Izraela (Mdr 8, 21). Czy
chcemy, czy nie chcemy, przeciwności życiowe ciągle będą nas nękać, wystawiając naszą wiarę na próbę.
Pan Bóg wie czy nasza wiara jest mała czy duża. I on wcale na nas nieszczęść nie zsyła. To my sami się w nie pakujemy na
skutek własnych lub cudzych grzechów. Pan Bóg szanując naszą wolę, dopuszcza nieszczęścia, by służyły ku naszemu
duchowemu pożytkowi. Święty Jakub mówi: „Próba wiary rodzi wytrwałość. Bóg pragnie, abyśmy się stali wytrwałymi,
zahartowanymi w pełnej mierze, tak abyśmy byli doskonali i nienaganni, w niczym nie uchybiając” (por. Jk 1, 4).
Pozorna sprzeczność
Powtórzmy raz jeszcze. Święty Jakub nie każe nam przeciwności miłować, natomiast każe nam się z nich cieszyć ze
względu na pożytek, jaki nam one przynoszą. Apostoł niczego nie nakazuje przeciwko naturze. Sprzeczność jest tylko pozorna.
Przeciwności nam wszystkim sprawiają ból, ale najbardziej tym, którzy nie mają wiary, nie kochają Boga. Tylko wiara
rozwiązuje pozorne sprzeczności, ukazuje bowiem najpierw duchowe dobro doczesne jakie z przeciwności i doświadczeń
wynika, mianowicie silny charakter, odporność życiową na nowe próby i krzyże, utwierdzenie w doskonałości chrześcijańskiej.
Wiara też budzi tęsknotę za wiecznością szczęśliwa – za niebem.
Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze: „Cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w
nas objawić” (8, 18). Opisując zaś tę chwałę, mówi o niemożliwości jej pojmowania ludzkim rozumem: „Ani oko nie widziało,
ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (2, 9).
Jeśli więc wśród przeciwności mamy się radować, to na sposób rodzącej matki, która cieszy się wizją dziecka, jakie rodzi. W
tym sensie święty Paweł pisze do Kolosan: „Raduję się w cierpieniach za was”, bo was rodzę dla Boga (1, 24). Święty Piotr
znajduje inny powód do radowania się w przeciwnościach: „Cieszcie się (bracia) – im bardziej jesteście uczestnikami cierpień
Chrystusowych” (1 P 4, 13), bo będziecie uczestnikami Jego zmartwychwstania.
Paradoksy Pisma świętego
Pismo święte zawiera wiele paradoksów, pozornych sprzeczności. Zwłaszcza w Kazaniu na Górze. „Błogosławieni, czyli
szczęśliwi, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni; błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię;
błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni; błogosławieni, którzy cierpią
prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie; błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam
urągają; gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was” (Mt 5).
Pozorną sprzeczność przeciwności musimy sobie rozwiązać przy pomocy wiary, jak to uczynili Apostołowie. Gdy Jezus
żegnał się z nimi we Wieczerniku wypowiedział twarde dla nich słowa: „Lepiej dla was, żebym odszedł” (J 16, 7). Możemy
sobie wyobrazić ich zdumienie. Miłość dąży przecież do zjednoczenia, a nie do rozłąki. Tego się właśnie najbardziej obawiali,
że kiedyś będą pozbawieni widoku i obecności swego Mistrza; że zostaną sami, osieroceni, bezradni w obliczu ogromnych
trudności, i z trwogą o tym myśleli. Tymczasem Jezus tłumaczy im, że jego odejście wyjdzie im na pożytek.
Dopiero później zrozumieli pożytek, jaki wszyscy z tego odnieśli. Jezus odszedł od nich w widzialnej postaci, która Go
ograniczała, miejscem, czasem i warunkami ziemskimi. Dzięki temu, że odszedł, stał się obecny dla wszystkich. Przybliżył się
do każdej duszy. Utożsamił się niejako z każdym z nas. Gdyby nie odszedł do chwały Ojca, byłby gdzieś daleko, w małej
krainie, która zwie się Palestyną i niewielu byłoby szczęśliwców, którzy by Go mogli spotkać. Dziś natomiast jest nam bliski
zarówno w Eucharystii, która się mnoży bez naruszania jedności Jezusowej osoby i Jego Ciała, jak w postaci ludzkiej, w postaci
bliźniego, która jest jeszcze bliższa i bardziej dostępna, aniżeli obecność Eucharystyczna.
Dzięki temu właśnie, że Jezus odszedł z tej ziemi w swej widzialnej postaci, odnosimy wszyscy ogromny pożytek. Tak
blisko jest Pan Jezus! Zbyteczną jest nawet rzeczą Go szukać. To On raczej nas szuka. Jesteśmy Chrystusem otoczeni zewsząd i
nawet gdybyśmy chcieli, nie możemy wyrwać się z kręgu jego obecności.
Przed odejściem Chrystusa z tej ziemi Apostołowie byli targani sprzecznymi uczuciami, bo jeszcze byli ludźmi małej
wiary. Nie umieli pogodzić służby Bożej z dźwiganiem krzyża. Nie rozumieli nawet pewnych nauk Jezusowych. Wydawały się
im nieżyciowe i niewykonalne. Ale Chrystus pozostał z nimi i przez Apostołów, ułomnych ludzi, spełniał dalej swą Boską misje
w świecie. Spełnia ją i dziś. Szerzy królestwo Boże na ziemi.
Przeciwna, choć tajemnicza obecność Chrystusa, uzupełnia i nasze ludzkie siły. Przeciwności życiowe służą Bogu jak dłuta
i młotek rzeźbiarzowi. Gdyby bryła kamienia, której artysta chce nadać jakiś piękny kształt umiała czuć, każde uderzenie młota,
każde rycie dłuta sprawiłoby jej dotkliwy ból. Im większe arcydzieło, tym więcej wymaga poprawek i szlifów. Jest dużo prawdy
w powiedzeniu, że kogo Bóg miłuje – doświadcza, bo chce go uczynić wielkim i świętym.