grzegorza turnaua
Transkrypt
grzegorza turnaua
40-44 Turnau SK2:Layout 1 2009-02-20 17:17 Page 40 gość specjalny Alfabet GRZEGORZA TURNAUA „STARAM SIĘ TAK ŻYĆ, ABY DĄŻĄC DO WŁASNEGO CELU, NIE KRZYWDZIĆ INNYCH LUDZI. JEST TAKIE STARE POWIEDZENIE PRZYPISYWANE ANTONIEMU SŁONIMSKIEMU: »KIEDY NIE WIESZ, JAK SIĘ ZACHOWAĆ, NA WSZELKI WYPADEK ZACHOWAJ SIĘ PRZYZWOICIE«. I TA DEWIZA JEST MI NAJBLIŻSZA” – WYZNAŁ GRZEGORZ TURNAU. 40 WITTCHEN 40-44 Turnau SK2:Layout 1 2009-02-20 17:17 Antosia Jak to jest być młodym ojcem i mieć dorosłą córkę? Zapytała mnie pani o dość fundamentalne sprawy. Nieczęsto, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, spotyka się czterdziestolatka z dorosłą już córką studentką. Antosia jest najbliższym mi człowiekiem. Mamy ze sobą bardzo dobrą relację – ona mnie wspiera, jest dla mnie partnerem, a nie tylko kimś, o kogo się troszczę. W dodatku jest dziewczyną, więc nie muszę z nią rywalizować, co zapewne nie byłoby już tak oczywiste w przypadku syna. Antosia kojarzy mi się z wielkim szczęściem. Bracka Czy na Brackiej zawsze pada deszcz? W zeszłym roku minęło 20 lat od dnia, w którym po raz pierwszy w mieszkaniu przy tej właśnie ulicy spędziłem noc. Wstałem rano i wyszedłem na Rynek. Wydawało mi się to nieprawdopodobne – byłem przecież dzieckiem wychowanym na osiedlach, wśród bloków. Na Bracką trafiłem przez miłość mojego życia – żonę Marynę. Bracka to prawdziwa ulica, a nie zmyślona, jak Słowicza u Brzechwy. Tutaj od pięciu lat Maryna razem z przyjaciółką prowadzą kawiarnię Nowa Prowincja, w której właśnie rozmawiamy. Wszystko, co ważne dla mnie, naprawdę wydarzyło się na Brackiej. To bardzo miłe, że dziś coraz częściej, nawet osobom z młodszego pokolenia, Bracka kojarzy się z piosenką, którą napisałem do słów Michała Zabłockiego. A deszcz, o którym pani wspomniała, niech pozostanie fragmentem pewnej mitologii lokalnej. To bardzo sympatyczne, kiedy ktoś zaczepia mnie – na przykład na dworcu w Malborku – i pyta: co tam słychać w Krakowie, czy na Brackiej pada deszcz? Fot. Tomek Sikora/EMI Cechy charakteru Pana najmocniejsze strony… Możliwe, że po tym, co powiem, nie będzie mnie pani traktować poważnie, ale najmocniejszą moją stroną jest umiejętność robienia dobrej miny do złej gry. Staram się nie zamartwiać przyjaciół własnymi kłopotami, nie psuć innym ludziom nastroju swoją melancholią. A cechy charakteru… To jest pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Z jednej strony chcę przecież zaprezentować się w jak najlepszym świetle, a z drugiej – nie przepadam za sobą. Najlepiej więc byłoby zadać to pytanie mojej rodzinie i współpracownikom. Dewiza życiowa Czym kieruje się Pan na co dzień? Nikt z mojej rodziny ani spośród znajomych nigdy nie zastanawiał się nad tym, co wypada Page 41 robić, a czego nie. Naturalne było to, że się nie psuje, nie kradnie, nie oszukuje… Kieruję się więc tym, co wyniosłem z domu. Staram się tak żyć, aby dążąc do własnego celu, nie krzywdzić innych ludzi. Nie wiem, z jakim skutkiem... Jest takie stare powiedzenie przypisywane Antoniemu Słonimskiemu: „Kiedy nie wiesz, jak się zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie”. I ta dewiza jest mi najbliższa. Egzamin Ten najtrudniejszy w Pana życiu, z którym poradził Pan sobie śpiewająco… Chyba cały czas jest jeszcze przede mną... Kiedy jesteśmy młodzi, wydaje nam się, że wszystko wiemy. Z wiekiem przybywa nam nowych doświadczeń, ale też i niepewności. Łatwiej zdaje się egzaminy, kiedy ma się osiemnaście lat, niż po czterdziestce, gdy trzeba stanąć wobec życiowej próby. Podejrzewam, że egzaminy, które mam już za sobą, były dość proste w porównaniu z tymi, których nieśmiałym i niechętnym wszelkim eksperymentom, więc kiedy w sierpniu zorientowałem się, że już za miesiąc znajdę się w całkiem obcym środowisku, postanowiłem nie podejmo wać ta kie go ry zy ka. Po my śla łem, że przecież mogę pójść do szkoły, w której uczy ciocia. I to jest właśnie ta okrutna prawda na mój temat – zacząłem grać na fortepianie, bo to było dla mnie najmniej dokuczliwe. Później okazało się, że w tej szkole interesuje mnie wszystko… poza muzyką. Pod koniec edukacji miałem serdecznie dość fortepianu i tylko przez przypadek i samotność nie zrezygno wa łem z niego zupeł nie. Kiedy wyje chałem z tatą do Anglii, myślałem, że już nigdy nie wrócę do fortepianu, ale właśnie tam, w obcym kraju, nie znając dobrze języka i dotkliwie odczuwając osamotnienie, zacząłem grać na pianinie. W ten sposób stworzyłem sobie własny, zamknięty świat, w którym czułem się bezpiecznie. I ten romans, bo trudno to, co robię, nazwać profesją, skoro nie skończyłem szkoły muzycznej, wciąż trwa. AB DFH „Piotr powiedział mi kiedyś, że jeśli w ciągu dnia posłucha się muzyki, przeczyta wiersz i porozmawia z przyjacielem, to dzień nie będzie stracony. Najważniejsze więc – nie tracić dnia”. można się spodziewać, osiągając wiek dojrzały. Dlatego z uwagą przyglądam się moim rodzicom i nie lekceważę myśli o starości. Sądzę, że to będzie ten najważniejszy egzamin. Fortepian Sam Pan wybrał ten instrument czy pomogli rodzice? Niektórzy uważają, że w wywiadach powinno się trochę nakłamać. Po pierwsze, ma się wtedy barwniejszą biografię. Po drugie, ponoć jest to godne twórczych umysłów. Ja jednak znów muszę powiedzieć prawdę. Do gry na fortepianie skłoniła mnie nieśmiałość. Siostra mojej mamy była nauczycielką fortepianu. Ostatnie beztroskie lato spędzałem w Piwnicznej (nomen omen, bo po jedenastu latach trafiłem do Piwnicy...). Po wakacjach miałem pójść do szkoły sportowej, do której zapisali mnie rodzice, i to nie dlatego, że przejawiałem szczególne skłonności, po prostu była to szko ła re jo no wa. By łem dziec kiem dość Grechuta Płytę „Historia pewnej podróży” zadedykował Pan Markowi Grechucie. Jaką rolę odegrał on w Pana życiu? „Odegrał rolę” brzmi zbyt arogancko w tym wy pad ku. Ma rek Gre chu ta wy stę po wał – że tak powiem – we własnym teatrze, a ja byłem tylko widzem. Czasem, szczególnie w okre sie wcze snej mło do ści, je ste śmy zdolni do silnych fascynacji, w wyniku których podejmujemy nieodwołalne decyzje. I dopiero z czasem zdajemy sobie sprawę z konsekwen cji tych wy bo rów. Wy da je mi się, że właśnie za spra wą Mar ka Gre chu ty w 1982–83 roku postanowiłem, że muszę znaleźć się w takim świecie, jaki on tworzył. Mi mo iż nie da ło się z te go utrzy mać – choć przyszły pierwsze drobne sukcesy – a na świecie pojawiła się córka, to ani przez chwi lę nie do pu ści łem do sie bie myśli, że mógłbym przestać grać na fortepianie, śpiewać i pisać. Gdyby nie spotkanie WITTCHEN 41 40-44 Turnau SK2:Layout 1 2009-02-20 17:17 Page 42 gość specjalny jest mi obce, ale że akurat japońskie? Nigdy w życiu nie byłem w Japonii. Ostatnio łączy mnie z nią jedynie marka samochodu i oczywiście fantastyczne centrum sztuki i techniki japońskiej Manggha w Krakowie, gdzie nagrywałem płytę. Jeśli więc chodzi o japońskie sprawy, to bardziej interesuje mnie doskonałość formy. Kraków Jaki jest Kraków w Pana oczach? Moja część rodziny Turnauów nie jest stricte krakowska. Pochodzimy z Moraw i Lwowa, mieszkaliśmy we wschodniej Galicji i trafiliśmy do Krakowa po wojnie. Od strony mamy – Warszawa i Kujawy. Czasem nawet myślę sobie, że tym moim Krakowem mógł być Lwów, gdyby dziadka nie wyrzucono z majątku pod Przeworskiem. Nie traktuję więc Krakowa jako czegoś oczywistego, ale jako dobry dar od losu. Niestety, nie wykorzystałem potencjału i bogactwa tego miasta – nie skończyłem uniwersytetu, a przecież mogłem, bo miałem go pod nosem; nie zrobiłem też tysiąca innych pożytecznych rzeczy. Ale z pewnością przyjemniej jest spędzać czas tutaj niż gdzie indziej i to nawet wtedy, kiedy do końca nie jest się zadowolonym z siebie. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że nie przyniosłem temu miastu wstydu. Ostatnio poproszono mnie, abym zapowiadał przystanki w tramwajach. To bardzo przyjemne wyróżnienie. Teraz, kiedy jestem gdzieś w świecie i nie czuję się najlepiej, to przypominam sobie, że w tym czasie w Krakowie jeździ przynajmniej kilka tramwajów, w których występuję. Los z twórczością i postacią Grechuty, zapewne robiłbym dziś coś zupełnie innego. Grechuta jest więc dla mnie postacią inicjacyjną. Hobby Jak spędza Pan wolny czas? Gdyby kilka lat temu zapytała pani o to moich znajomych, wszyscy zgodnie odpowiedzieliby, że uwielbiam bawić się autami. I byłaby to prawda, bo bardzo lubię maszyny, kiedyś startowałem nawet w rajdach terenowych. Mu szę jed nak przy znać z pew ną do zą melancholii, że mi to pomału przechodzi. Coraz częściej w wolnym czasie zajmuję się czymś niesłychanie banalnym – czytaniem za le głych ksią żek. Sta ram się nad ro bić stracony czas. Ale do auta oczywiście wciąż bardzo chętnie wsiadam – sądzę, że jestem nie najgorszym kierowcą. 42 WITTCHEN Czyją ma twarz? Bardzo obawiam się takich sformułowań, bo dla mężczyzny najczęściej ideałem kobiety jest matka i nie ma na to żadnej rady. Nigdy nie trafi się już nikt lepszy. Przeciwna płeć fascynuje mnie z bardzo wielu powodów, trudno więc określić jeden zestaw cech – czasem są one bardzo zaskakujące, a nawet przeciwstawne. Jedna kobieta jest czarująca, dlatego że jest promienna, a druga, bo jest powściągliwa. Nie umiem powiedzieć, czemu tak się dzieje. W tym sensie nie mam więc ideału kobiety. Wierzy Pan w przeznaczenie, a może wszystko jest dziełem przypadku? Codziennie mam inne zdanie na ten temat. Z jednej strony nie mam szczęścia głębokiej wiary, a z drugiej nie mam też poczucia, że wszystko jest chaosem. Miotam się więc pomiędzy wątpliwościami. Akurat dzisiaj jestem jednak przekonany, że pewne rzeczy zdarzyły się w moim życiu nieprzypadkowo. Może to palec boży? Jedną z nich jest na pewno spotkanie w odpowiednim czasie Michała Zabłockiego. Współpracowaliśmy ze sobą bardzo blisko przez jakieś 5–6 lat. Wtedy wydarzyły się ważne rzeczy zarówno u mnie, jak i u niego, plonem tej znajomości jest kilka dobrych piosenek. Japonia Łzy Po dob no jest Pan sma ko szem kuch ni japońskiej… O, to jakaś nowość. Owszem, bardzo lubię wszelkie wycieczki kulinarne i nic, co ludzkie, nie Po dob no praw dzi wi fa ce ci nie pła czą. A Pan? Mam swoje rytualne motywy do płaczu. Wszyscy wiedzą, że jak włączam pewną piosenkę, Ideał kobiecości 40-44 Turnau SK2:Layout 1 2009-02-20 17:17 Page 43 to koniec. Nie wstydzę się tego jednak, bo to mnie odświeża. To nie jest płacz z żalu czy z tęsknoty, ale dlatego, że coś jest piękne, dobrze zrobione w sensie artystycznym. Jestem też typowym skrytopłaczkiem kinowym – jak zapalają się światła, udaję katar. Łzy towarzyszą też śmiechowi, proszę o tym nie zapominać. Marzenia Te najskrytsze, które wciąż czekają na spełnienie… Marzę o tym, aby wreszcie znaleźć równowagę pomiędzy tym, co muszę, a co chciałbym robić. Otrzymuję sporo propozycji pracy, ale nie wszystkie są tak naprawdę zbieżne z moimi oczekiwaniami. Nie marzę więc o konkretnym koncercie czy płycie, wolałbym raczej mniej występować i mieć więcej czasu na pi sa nie. Oczy wi ście nie wspo mnia łem tu w ogóle o zdrowiu czy powodzeniu, bo wiadomo, że wszyscy tego pragniemy. Nowa Prowincja Skąd pomysł na kawiarnię? Tu, gdzie teraz siedzimy, pięć lat temu była kompletna ruina – klepisko, gruz i resztki zakładu stolarskiego. Sama kamienica jest jedną z najstarszych w obrębie Plant. To XIII-wieczny budynek, który niegdyś pełnił funkcję bursy węgierskich żaków. Nowa Prowincja powstała przede wszystkim dzięki znajomości z naszymi wspólnikami, którzy mieli doświadczenie w prowadzeniu kawiarni. Dziś wiem, że była to dobra decyzja. Nasi przyjaciele, pisarze i aktorzy bardzo lubią to miejsce, można spotkać tu i studentów, i seniorów. To, czym stała się Nowa Prowincja, jest przede wszystkim zasługą Maryny. Fot. Tomek Sikora/EMI Odznaczenie Od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego otrzymał Pan Złoty Krzyż Zasługi. Jakie on ma dla Pana znaczenie? A inne nagrody? Mój tato, który jest profesorem matematyki i ma 77 lat, otrzymał takie właśnie odznaczenie chyba 30 lat temu. Pękał ze śmiechu, jak się dowiedział, że i ja dostałem Złoty Krzyż Zasługi. Wcale mu się nie dziwię, bo też uważam, że jest to dość zabawne w kontekście mojej frywolnej działalności. Myślę, że to odznaczenie było gestem prezydenta wobec pewnego środowiska, pewnej formacji pokoleniowej, a nie wobec mojej osoby. To było z jego strony bardzo uprzejme, że zauważył i docenił w ten symboliczny sposób pracę wielu osób. Wszystkie pozostałe nagrody były już branżowe, m.in. Fryderyk, Wiktor, Mateusz. One przede wszystkim przypominają o tym, że ktoś akceptuje to, co robię, ale też motywują do dalszych działań. To bardzo ważne. Jednego GRZEGORZ TURNAU Pianista, kompozytor, wokalista i poeta. W latach 1973–1980 uczył się grać na fortepianie w podstawowej szkole muzycznej. Wyjechał na rok do Wielkiej Brytanii, skąd powrócił i ukończył V Liceum Ogólnokształcące w Krakowie. Debiutował na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie utworem „Znów wędrujemy”, będąc jeszcze uczniem III klasy liceum. Zdobył pierwszą nagrodę, a dzięki niej trafił do Piwnicy pod Baranami. Nagrał dwie płyty poświęcone twórczości innych artystów: Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego oraz Marka Grechuty. Jego najbardziej znane i lubiane utwory to: „Bracka”, „Naprawdę nie dzieje się nic”, „Cichosza”, „Między ciszą a ciszą”, „Liryka”. Jest mężem flecistki Maryny Barfuss, ojcem Antoniny. Fryderyka dałem cioci Krysi, o której wcześniej wspomniałem, na 70. urodziny, bo przecież gdy by nie ona, to nie grał bym w ogó le albo jeszcze bardziej koślawo. Dwa inne Fryderyki ofiarowałem na cele charytatywne. Poezja śpiewana Kontynuuje Pan tradycję krakowskiej piosenki literackiej, krocząc śladem Jana Kantego Pawluśkiewicza i Marka Grechuty. Dlaczego wybrał Pan ten typ muzyki? Nie przepadam za sformułowaniem „poezja śpiewana”, dlatego że się go nadużywa. Zarówno Piwnica, Marek Grechuta, jak i Jan Kanty Pawluśkiewicz sięgali po klasykę, po Mickiewicza, Tuwima czy Gałczyńskiego. Jednak większość piosenek Grechuty to teksty jego i współczesnych mu autorów, jego rówieśników. To były po prostu piosenki pisane przez dobrych, literacko przygotowanych i obdarzonych wyobraźnią ludzi. Wolę już określenie „piosenka poetycka” czy „literacka”. Przynajmniej wiadomo, że nie biesiadna. Rarytasy Niebawem ukaże się nowa Pana płyta „Rarytasy”. Co się na niej znajdzie? Po pierwsze, album wcale nie będzie się tak nazywać, to był tylko tytuł roboczy. Właściwy brzmi: „Do zobaczenia”. Wziął się stąd, że zawartość płyty to przede wszystkim teledyski, a oprócz tego nigdy niepublikowane lub mało znane piosenki. Po drugie, premierowy materiał przygotowywuję na jesień. A więc – do zobaczenia... Uznałem, że warto na przełomie roku, najlepiej pod choinkę, przygotować taki właśnie album. Niestety, choinki już zgubiły igły... Ale płyta ukaże się niebawem. Skrzynecki Czym była dla Pana Piwnica pod Baranami? Czy Piotr Skrzynecki wziął Pana pod swoje skrzydła po wygranej na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie? Z tymi skrzydłami nie przesadzałbym, bo choć miał bardzo wiele ujmujących cech, to nie zauważyłem, żeby posiadał skrzydła, raczej WITTCHEN 43 40-44 Turnau SK2:Layout 1 2009-02-20 17:17 Page 44 gość specjalny różki i ogonek. Był jednak fantastycznym człowiekiem, który w dużej mierze utwierdził mnie w przekonaniu, że warto robić to, co robię. Właściwie były cztery takie osoby w moim życiu, kiedy miałem kilkanaście lat: wspomniani wcześniej Marek Grechuta i Jan Kanty Pawluśkiewicz oraz tłumacz i pisarz Maciej Słomczyński i właśnie Piotr Skrzynecki. Odejście Piotra odczułem bardzo boleśnie. Był człowiekiem bliskim i życzliwym. Talent Artysta może wszystko wypracować czy jednak konieczna jest odrobina iskry bożej? Talent bardzo łatwo można zgubić. Dwadzieścia lat temu właśnie Piotr powiedział: „Uważaj, bo talent w każdej chwili może ci wyfrunąć przez okno”. Kto wie, czy już nie wyfrunął... Talent to nie jest przedmiot, który masz dany raz na całe życie, to nie walizka zawsze z tą samą zawartością. To rodzaj predyspozycji, a stracić ją można bardzo łatwo, chociażby na skutek choroby, lenistwa, pijaństwa, zaniedbania, braku dyscypliny czy złego charakteru. Trzeba więc o niego bardzo dbać. Urlop Gdzie i jak najlepiej Pan wypoczywa? Już od dawna moją ulubioną formą spędzania urlopu jest nieruszanie się z domu. Niestety, niezbyt podoba się to mojej rodzinie i dlatego od czasu do czasu daję namówić się na kolej- ną podróż. Skutek? Podróżuję bez przerwy. Występy i wakacje. Skoro jednak ta rozmowa jest dość szczera – naprawdę mało w niej kłamię – to przyznam się, że jeśli dzisiaj miałbym zadecydować, jak spędzę najbliższy urlop, to marzę o tym, aby nikt nie kazał mi nigdzie wyjeżdżać. No, chyba że do Męćmierza, nad zamarzniętą Wisłę. To ma sens. Wartości Najważniejsza w Pana życiu jest… Piotr powiedział mi kiedyś, że jeśli w ciągu dnia posłucha się muzyki, przeczyta wiersz i porozmawia z przyjacielem, to dzień nie będzie stracony. Najważniejsze więc – nie tracić dnia. OU NS R „Z jednej strony nie mam szczęścia głębokiej wiary, a z drugiej nie mam też poczucia, że wszystko jest chaosem. Miotam się więc pomiędzy wątpliwościami”. Zakochany Anioł Dziękuję za rozmowę i życzę, aby nikt nie kazał Panu w tym roku nigdzie wyjeżdżać, chyba że do… Męćmierza. Rozmawiała Katarzyna Wierzba 44 WITTCHEN Fot. Tomek Piotr Ku cia Fot. Sikora/EMI Komponuje Pan muzykę teatralną i filmową. Dlaczego? Często decyduję się na jakiś projekt, dlatego że robi to ktoś, kogo lubię. I nie zastanawiam się wtedy nad tym, czy to będzie mniej, czy bardziej wybitne dzieło. Tak było choćby w przypadku „Żab” Arystofanesa wystawionych w Teatrze Narodowym przez moich przyjaciół Zamachowskiego i Malajkata. Często też przyjmuję wyzwanie z czystej ciekawości. Akurat przy „Zakochanym Aniele” po raz pierwszy zaproponowano mi napisanie muzyki do pełnometrażowej fabuły. Czymś naturalnym było więc, że chcę spróbować. Tym bardziej że grali tam sympatyczni aktorzy, np. moja koleżanka z podstawówki Ania Radwan. Niekiedy chcę się po prostu sprawdzić. Dlatego właśnie zrobiłem muzykę do „Balladyny” i „Zemsty”. Skoro od wielu lat piszę muzykę, to nie mogę rezygnować z takich propozycji tylko w obawie przed porównaniem z panem Kilarem.