dziennik nastolatki

Transkrypt

dziennik nastolatki
Tytuł oryginału
DIARY OF A TEENAGE GIRL
Originally published in English under the title:
Diary of a Teenage Girl - Becoming Me by Melody Carlson
Copyright © 2000 by Melody Carlson
Published by Multnomah Books
an imprint of The Crown Publishing Group
a division of Random House, Inc.
12265 Oracle Boulevard, Suite 200
Colorado Springs, Colorado 80921 USA
International rights are contracted through:
Gospel Literature International
P.O. Box 4060, Ontario, California 91761-1003 USA
This translation published by arrangement with
Multnomah Books, an imprint of The Crown Publishing Group,
a division of Random House, Inc.
Polish edition © 2010 Wydawnictwo WAM
Redakcja
Anna Piecuch
Współpraca
Anna Poinc
Projekt okładki
Andrzej Sochacki
ISBN 978-83-7505-572-6
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003
e-mail: [email protected]
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-256 • faks 12 43 03 210
e-mail: [email protected]
Zapraszamy do naszej
KSIĘGARNI INTERNETOWEJ
http://WydawnictwoWAM.pl
tel. 12 62 93 260 • faks 12 62 93 261
Drukarnia Wydawnictwa WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
wydawnictwowam.pl
1
Poniedziałek, 1 stycznia
(Nowy Rok, w którym, jak na razie,
nic się nie dzieje)
Gdzieś słyszałam, że pisanie pamiętnika przypomina
pisanie listów do bliskiej przyjaciółki, do kogoś zaufanego, kto nigdy nie wyśmieje. Próbuję w to uwierzyć,
żeby przekonać samą siebie do zwierzeń na papierze,
bo, prawdę mówiąc, trochę zabawne wydaje mi się powierzanie historii swego życia zeszytowi. To dziwne,
ale mam ten pamiętnik od dawna, a teraz nagle zdałam
sobie sprawę, że skończyłam już szesnaście lat! Niektórzy twierdzą, że w tym wieku przechodzi się jeden
z najważniejszych etapów w życiu, który na zawsze
zapada w pamięć. Natomiast ja nie mam pewności, czy
chcę zapamiętać wszystko, przez co teraz przechodzę,
chociaż z drugiej strony, skoro czuję, że coś zaczyna się
zmieniać na lepsze, może miło będzie kiedyś przypomnieć sobie, jak to było. Tym bardziej że pierwsze miesiące po urodzinach były dość nudne. Najpierw jednak
muszę stanowczo stwierdzić, że bycie szesnastolatką nie
jest wcale takie łatwe. Co więcej, wcale nie jest intere-
6
Melody Carlson
sujące, w każdym razie nie dla mnie (chociaż wiem, że
niektórzy moi rówieśnicy naprawdę dobrze się bawią).
Na przykład wczoraj wieczorem chciałam iść z moją
przyjaciółką, Beanie Jacobs, na sylwestra. Myślisz, że
mi pozwolili? Tak, jasne! W ramach buntu przesiedziałam cały wieczór w swoim pokoju, aż mama zaczęła
mnie dosłownie błagać (mówiąc, że przecież zaraz jest
Nowy Rok i obiecując ciasteczka z podwójną czekoladą), żebym tylko „dołączyła do rodziny”. Wszystko
po to, żeby obejrzeć denny film o głupich dzieciakach
zgubionych w lesie. Potem czekaliśmy do północy, żeby popatrzeć, jak sąsiedzi odpalają fajerwerki (co podobno jest niezupełnie legalne). Wielkie mi rzeczy!
Wracając do bycia nastolatką i tego, że to wcale nie
takie fajne. Ludzie nie rozumieją, ile ma się w tym wieku problemów. Na przykład kurs na prawo jazdy. Tak
się cieszyłam, gdy pod koniec zeszłych wakacji go zdałam (i to dokładnie w dniu urodzin), bo myślałam, że
dostanę od rodziców samochód. Oczywiście nie nowy,
tego się nie spodziewałam (chociaż nie obraziłabym się
za jednego z tych nowoczesnych garbusów z ozdobioną kwiatkami deską rozdzielczą – mógłby być niebieski albo żółty), ale w sumie każde cztery kółka, nawet
stare, byle sprawne, byłyby O.K. Ale myślisz, że pełni entuzjazmu rodzice obdarowali mnie autem (choć
cierpliwie im tłumaczyłam, że nie będą musieli mnie
już wszędzie wozić, a nawet zaproponowałam, że będę
zabierać mojego młodszego brata na te jego głupie mecze)? No, pomyśl! Usłyszałam na to słodki głos mamy:
„Na pewno nie chciałabyś jeszcze brać na siebie takiej
Dziennik nastolatki
7
odpowiedzialności, Caitlin Renee” (o ile pamiętam, to
nawet pogłaskała mnie po głowie!).
Szczerze? Rodzice czasem traktują mnie, jakbym
miała dziesięć lat! No i oczywiście twierdzą, że to dlatego, że mnie kochają, ale ja sądzę, że nie mają do mnie
zaufania. Pewnie myślą, że gdyby mi trochę odpuścili,
to od razu zaczęłabym szaleć: zrobiłabym tatuaż, zaczęła palić trawkę albo jeszcze coś gorszego! Dlaczego
nie mogą mi choć trochę zaufać? Przecież nigdy ich nie
zawiodłam (a już na pewno nie w ważnej sprawie). To
nie w porządku! Chętnie pozwalają mi jedynie chodzić
na spotkania grupy młodzieży kościelnej, nie wiedząc,
jakie tam chodzą osoby, co do których na pewno mieliby zastrzeżenia. No, może nie są to te „złe wzorce”,
jak tato nazywa moich rówieśników (na przykład moją przyjaciółkę Beanie, ale o niej później), co do których ma wątpliwości. Nie wspominam im więc nawet
o tych, którzy palą, piją i Bóg wie co jeszcze robią,
chodząc na te spotkania, bo gdyby wiedzieli, na pewno
nie puściliby mnie nigdzie zanim skończę dwadzieścia
jeden lat!
Teraz spróbuję opowiedzieć coś miłego o rodzicach
(na wypadek gdyby to czytali). Chociaż, jeżeli czytają,
to odwołam każde słowo i nigdy się już do nich nie
odezwę! No dobrze, zwykle moi rodzicie są całkiem
w porządku (i nie są takimi, co to czytają cudze pamiętniki!). Przede wszystkim, po prawie dwudziestu latach
nadal są małżeństwem (to całkiem niezłe osiągnięcie,
gdy wszyscy inni się rozstają). Tata ma ciekawą pracę w centrum miasta, w firmie zajmującej się reklamą,
8
Melody Carlson
a mama uczy w podstawówce. Myślę, że mogłabym
trafić gorzej, jak na przykład moja najlepsza przyjaciółka Beanie Jacobs, której tato był uzależniony od
kokainy i zostawił jej mamę wraz z rachunkami do zapłacenia, gdy Beanie była jeszcze malutka. Na dodatek
jej mama jest trochę zwariowana i nieodpowiedzialna;
za dużo pije i stale zapomina czegoś zapłacić. Wiem,
że wcześnie wyszła za mąż, ale też mam wrażenie, że
przez te wszystkie lata nigdy nie dorosła do swojej roli.
W sumie to Beanie często gra rolę rodzica, co, gdyby
mnie ktoś pytał o zdanie, jest dosyć dziwne.
Oczywiście są i plusy sytuacji Beanie: może robić
co chce i kiedy chce. Tego jej zazdroszczę. Wiem, że
ma to wszystko i złe strony, bo Lynn Jacobs (mama
Beanie) potrafi być okropna i traktować Beanie jak
psa, jakby nie zasługiwała na ludzkie traktowanie. Ja
w każdym razie staram się na nią nie natknąć, gdy jest
w złym humorze (choć wydaje mi się, że zawsze jest
w takim). Cóż, Beanie jest moją przyjaciółką od szóstej
klasy (kiedy to odkryłyśmy równocześnie, że jesteśmy
beznadziejne w grze na skrzypcach). Od razu dostrzegłam w niej błyskotliwą dziewczynę o specyficznym
poczuciu humoru. Poza tym spodobało mi się, że potrafi bez ogródek powiedzieć, co myśli (w każdym razie,
jeśli nie ma w pobliżu jej mamy).
Będę teraz chyba pierwszą osobą, która przyzna, że
Beanie Baby (świruje, gdy tak ją nazywam, ale robię
to rzadko, tylko gdy mnie czymś zaskoczy) jest oryginalna w kwestii ubioru (czytam Jane Austen i czasem
chciałabym, żebyśmy znowu rozmawiali tamtym języ-
Dziennik nastolatki
9
kiem). Ale wracam do Beanie i jej szczególnego stylu
(cóż, jej mama nigdy nie daje jej pieniędzy na ciuchy,
więc sama musi w sposób kreatywny wykorzystać to,
co kupi, najczęściej w używanej odzieży, albo uszyje,
kompletując stroje z przeróżnych elementów). Dodatkowo Beanie farbuje włosy na zwariowane kolory, jak
wiśniowy czy granatowy. Jej naturalny kolor to czarny.
Do tego jej włosy są bardzo kręcone, co ma podobno
po tacie, który jest żydem (ale Beanie nie praktykuje
jego religii).
W sumie mam świetną kumpelę i cieszę się z tego.
Z początku moi rodzice jej nie lubili. Ale potem, gdy
zaczęła chodzić ze mną na spotkania młodzieży w kościele, powoli ją zaakceptowali, chociaż nadal uważają,
że jest dziwna, i chyba nie do końca jej ufają. Zauważyłam, że Beanie jest bardzo ładna (na swój osobliwy
sposób) i kiedyś moja mama (chcąc pomóc) zaproponowała, że zrobi jej makijaż, ale to inna historia. Krótko mówiąc, kiedy skończyły, moja przyjaciółka wyglądała jak z plakatu Mary Kay, tyle że w wersji dla dzieci.
Biedna Beanie.
Cóż, myślę, że wystarczy jak na jedną noc. Przekonałaś się teraz, jakie pasjonujące życie prowadzę. Nadaje się jedynie na scenariusz kiepskiego filmu! Niestety!
Środa, 3 stycznia (znowu do szkoły)
Muszę się przyznać, że przeczytałam jeszcze raz, to co
napisałam wczoraj, i nieźle się uśmiałam. Zabrzmiało
10
Melody Carlson
to jak paplanina. To do mnie niepodobne, gdyż jestem
uważna za osobę małomówną i niezbyt otwartą. Babcia twierdzi, że to jak najbardziej pozytywne cechy, ponieważ wierzy w prawdziwość powiedzenia, że mowa
jest srebrem, a milczenie złotem. Jak by nie było, myślę, że zupełnie inaczej wyrażamy siebie na papierze,
a inaczej w życiu codziennym (i zauważyłam, że tutaj
używam sporo nawiasów). Mimo wszystko sądzę, że
pisanie jest fajne. A wracając do mojego życia...
Dzisiaj zastanawiam się nad wszystkimi „za” i „przeciw” dotyczącymi bycia osobą popularną w szkole
(głównie nad wszystkimi „za”). I możesz mi wierzyć,
że zdałam sobie sprawę (na tyle, na ile można w wieku
szesnastu lat), że z tą popularnością to gruba przesada
i dla mnie nigdy nie była najważniejsza w życiu. Jednak za nic nie chciałam być uważana za nieudacznika
i kujona! Wcale nim zresztą nie jestem. Niezupełnie.
No dobrze, nie jestem popularna, ale też nie jestem
całkowitym nieudacznikiem. Nie jestem ani tym, ani
tym. Właściwie nie mogę się zaliczyć do żadnej grupy
w szkole: ani do kujonów, ani do indywidualistów, ani
do „naukowców”, ani tym bardziej do tych przebojowych! Zwykle trzymamy się razem z Beanie i czasem
z kimś z młodszych klas (ale oni pajacują i wtedy nie
chcemy, by nas ktoś z nimi widział, chociaż w sumie
i tak nikt na nas nie zwraca uwagi, bo przecież nie jesteśmy nikim ważnym).
To, że jesteśmy takie „nijakie”, nie znaczy, że ktoś
ma nas poniżać i dołować tylko dlatego, że czuje się
ważny. To znaczy, ja sama nie poniżam nikogo (tylko
Dziennik nastolatki
11
dlatego, że uważam go za kujona), ale jeśli mam być
całkiem szczera (a takie było założenie, gdy zaczynałam pisać pamiętnik, więc lepiej będę się tego trzymać),
uważam, że mogłabym zachowywać się odrobinę bardziej wyniośle. To nie znaczy, że czuję się lepsza od
innych czy coś w tym rodzaju, ale mogłabym traktować innych nieco bardziej „z góry”, a zwłaszcza wtedy, kiedy obawiam się, że to ktoś chce mnie zdołować.
Wiem, że to niefajnie, ale tak to funkcjonuje w szkolnej
rzeczywistości.
Wracam do sprawy bycia osobą popularną w szkole.
Muszę przyznać, że kiedy byłam młodsza, święcie wierzyłam, że jestem urocza i że będę najbardziej lubianą
dziewczyną w szkole. Podobnie jak moja ciocia Annie
Stephie, młodsza siostra mojej mamy, na tyle młodsza,
że mogłaby być moją starszą siostrą. W każdym razie
pamiętam, jak babcia narzekała, że telefon w domu
dzwonił w dzień i w nocy, zawsze do cioci. Ciocia była
cheerleaderką i miała cudownego chłopaka, który wyglądał zupełnie jak Tom Cruise (wtedy, kiedy Tom był
jeszcze bardzo popularny, choć według mnie nadal jest
super).
Cały ten szum z byciem popularną jest fajny, jak się
na to patrzy z boku, mając osiem lat. Pamiętam, jak
wtedy myślałam, że gdy sama będę w szkole średniej,
to będę dokładnie taka jak ciocia. Co prawda w dorosłym życiu już jej się tak dobrze nie powiodło, w każdym razie w opinii babci (która zawsze bierze stronę
biednej Stephie). Jednak i ja muszę przyznać, że nie
obyło się bez poważnych problemów, jak choćby fakt,
12
Melody Carlson
że Stephie ma dziecko, ale nie ma męża, czy to, że
wykorzystuje babcię do opieki nad swoim dzieckiem.
Podsumowując: uważam, że, z perspektywy czasu, cała ta popularność nie wyszła jej na dobre. Mimo tego
czasami chciałabym być najpopularniejszą dziewczyną
w szkole. Czy nie jestem zbyt szczera?
Jednocześnie chciałabym wierzyć, że jestem bardziej dojrzała niż moi rówieśnicy, i przyznaję, że razem
z Beanie czasem naśmiewamy się z „popularnych”
(oczywiście gdy tego nie widzą!). Jak już pisałam, nie
jestem całkowitym nieudacznikiem, na przykład jesienią poradziłam sobie z trądzikiem i teraz nie mam problemów z cerą. W czasie przerwy na święta Bożego
Narodzenia ścięłam włosy w taki sposób, że gdy chodzę, poruszają się razem ze mną do przodu i do tyłu.
Ciocia Stephie powiedziała, że wyglądam jak Gwyneth
Paltrow (co prawda chciała wtedy, żebym popilnowała
Oliwiera, i była gotowa powiedzieć wszystko, aby tylko
osiągnąć swój cel). Jednak wzięłam gazetę ze zdjęciem
Gwyneth i przestudiowałam swoją twarz w lustrze, po
czym doszłam do wniosku, że istnieje niewielkie podobieństwo. W każdym razie, odkąd mam obcięte włosy,
wydaje mi się, że nawet całkiem fajni ludzie się za mną
oglądają (chyba że to tylko moja wyobraźnia). Jeśli nawet, to dobrze się z tym czuję. Przez wszystkie wcześniejsze lata czułam się, jakbym była niewidzialna (co
w sumie nie było takie złe, a w każdym razie lepsze niż
wyróżniać się w tłumie).
Wiem, że to może brzmieć nieprzekonywająco i trochę rozpaczliwie (a nawet powierzchownie i niepoważ-
Dziennik nastolatki
13
nie), jakby mi zależało na akceptacji kilkorga – w sumie niezbyt miłych – dzieciaków. No i nie jest przecież
tak, że zupełnie nie mam przyjaciół, mam w końcu Beanie i kilkoro innych. No dobrze, przyznaję, są w większości z młodszych klas! Ale przynajmniej mogę na
nich liczyć w najgorszym razie. Przynajmniej na tych
fajniejszych. Naprawdę, szczerze wątpię, czy ci popularni mogliby ich zastąpić. Pewnie nigdy nie będę miała okazji się przekonać. Z drugiej strony chciałabym się
przekonać, gdybym miała taką szansę.
No dobrze, czy to takie złe? Czy jest coś złego
w tym, że czasem chcielibyśmy poznać też innych i zaprzyjaźnić się z nimi? Chcieć w życiu trochę odmiany
i więcej emocji? W zeszłym tygodniu animator naszej
grupy kościelnej powiedział, że jeśli nie ma w naszym życiu nic takiego, czego byśmy naprawdę bardzo
chcieli, to powinniśmy się o coś takiego pomodlić. Zastanawiam się, czy byłoby w tym coś złego, gdybym
pomodliła się o możliwość stania się osobą popularną.
Najgorsze co może mnie spotkać, to że Bóg na moje
modlitwy odpowie – „nie”. Może więc warto spróbować. Nie wiem dlaczego Bóg mógłby chcieć, żebym
nie miała więcej przyjaciół, tym bardziej że uczymy
się, żeby być otwartymi na innych. Hej, ja zamierzam
się właśnie otworzyć!
Cóż, całe to zastanawianie wydaje się jedną wielką
startą czasu, bo odnoszę wrażenie, że dzieciaki, które
są popularne, nie bardzo chcą się ze mną zadawać. Już
kiedyś słyszałam, jak nabijali się z kujonów, indywidualistów i pierwszorocznych, jakbyśmy wszyscy byli
14
Melody Carlson
głusi i tego nie słyszeli albo jakby nie zdawali sobie
sprawy, że można nas zranić. Teraz, kiedy o tym myślę, dotarło do mnie, że nie rozumiem, jak mogłam
się w ogóle zastanawiać nad taką możliwością, żeby
się z nimi zadawać. Ale przecież mam być tu szczera.
A prawda jest taka, że chętnie bym się z nimi zaprzyjaźniła, gdyby tylko mi na to pozwolili. Powiedz, czy
to takie okropne?