Karol Kubala Pochodzę z rodziny robotniczej, w której pradziadek

Transkrypt

Karol Kubala Pochodzę z rodziny robotniczej, w której pradziadek
Karol Kubala
Pochodzę z rodziny robotniczej, w której pradziadek, dziadek i ojciec pracowali
w ustrońskiej Kuźni. Mój ojciec dość często opowiadał o roli tego zakładu, dającego
pracę i zarobek. Uważał, że należy pracować w jednym przedsiębiorstwie do
emerytury. Nieraz mi mówił: "Dobrze by było, jak byś został zeichnerem (kreślarzem)
w Biurze Konstrukcyjnym, którego szefem jest dyrektor Jarocki, a pracownicy
posiadają wysokie kwalifikacje. Z uwagą słuchałem ojca, ale myślałem swoje. Nie
zamierzałem wcale pracować w przyszłości w tej fabryce. Interesowałem się plastyką i
w tym kierunku podjąłem naukę, najpierw w Liceum Plastycznym w Bielsku – Białej,
a potem w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Po ukończeniu studiów powróciłem
w moje rodzinne strony do Ustronia. Chciałem wykonywać wolny zawód plastyka, ale
niełatwo było na tzw. prowincji znaleźć pracę.
W tym czasie przyszli do mnie przedstawiciele Związku Zawodowego
Metalowców proponując mi pracę w Kuźni w charakterze plastyka zakładowego.
Powoływali się na zalecenia odgórne jak również na fakt, że cieszyńska "Celma" od
dwóch lat zatrudnia plastyka i Kuźnia jako wiodący zakład w powiecie nie może być
gorsza. Ja zaś zgodziłem się na ich propozycję, nie mając w tym czasie wyboru. W
1964 r. podjąłem pracę w Kuźni i to w Biurze Konstrukcyjnym, a moim przełożonym
został inż. Jarocki, który mawiał: „Wszystko, co technicznie doskonałe jest piękne”.
Najbardziej ucieszył się mój ojciec. W biurze panowała miła i serdeczna atmosfera, a
spotkania pracowników tego działu miały charakter prawie rodzinny. Wiele osób z
innych wydziałów odwiedzało nasze biuro. Przychodzili po dokumentację i często
wymieniali poglądy na sprawy techniczne. Współpracowałem z nimi i dużo się od
nich nauczyłem, a niektórych pracowników Kuźni nadal spotykam.
Gdy inż. Jarocki przeszedł na emeryturę, to nadal prowadził bibliotekę
techniczną, która mieściła się w tym samym budynku, co Biuro Konstrukcyjne.
Interesował się on powstaniem zakładowego muzeum. Był jego inicjatorem i
przygotowywał wiele projektów. Mnie również zaangażował w tą działalność, więc
przygotowywałem rysunki wizyjne przyszłej placówki. Na podwórzu muzeum miał
powstać pawilon wystawowy, lecz do realizacji tych planów nie doszło. Z okazji
jubileuszu 200 – lecia Kuźni w podziemiach Zakładowego Domu Kultury „Kuźnik”
postała Izba Tradycji i Perspektyw, z której materiały przeniesiono w latach 80. do
organizującego się muzeum.
Po kilku zmianach na stanowisku dyrektora Kuźni został nim mianowany
długoletni pracownik zakładu inż. Jan Podżorski. Od razu przystąpił do estetycznego
uporządkowania całego terenu, humanizacji miejsc pracy, stołówek i pomieszczeń
socjalnych. Dostawałem zlecenia opracowania projektów plastycznych i często
uczestniczyłem w naradach na ten temat. Przyjęto regułę, że każdy wydział sam będzie
realizował wystrój swoich pomieszczeń zgodnie z przedstawionym przeze mnie
projektem, a Biuro Konstrukcyjne przygotowywało rysunki realizacyjne. Powstały w
tym czasie efektowne lokale – pokoje śniadań, salki spotkań, gdzie robotnik mógł w
godziwych warunkach spożyć posiłek.
W latach 70. nastąpiły zmiany organizacyjne i zostałem przydzielony do Działu
Administracyjno – Gospodarczego. Dało się odczuć wiodącą rolę PZPR i rola plastyka
polegała w tym czasie na realizacji propagandy wizualnej, na wykonywaniu dekoracji
z okazji świąt państwowych, setek haseł i plansz graficznych. Były to zajęcia bardzo
wyczerpujące. Czas pracy, ze względu na dużą ilość zleceń, systematycznie
przekraczałem a nadgodzin nie honorowano. Był to również okres czynów
społecznych. Kuźnia jako największy zakład w mieście włączała się w wiele takich
przedsięwzięć m.in. w budowę amfiteatru, który powstał w 1976 r. dzięki
zaangażowaniu wielu ustrońskich przedsiębiorstw. Kuźnia spełniała tam rolę
szczególną, projektując i realizując zadaszenie amfiteatru w czynie społecznym. Brała
też udział przy wykonawstwie scenografii Festiwalu Piosenki Czeskiej i Słowackiej
oraz innych imprez.
W połowie lat 60. zakład zakupił od Parafii Ewangelickiej obiekt „Prażakówki”
i działalność Zakładowego Domu Kultury poszerzyła się. Od początku pracy w Kuźni
współpracowałem z Janem Nowakiem, kierownikiem tej instytucji, który był bardzo
energiczny i miał wiele ciekawych inicjatyw.
Pamiętam sporo zdarzeń z mojej działalności w Kuźni. Oto jedno z nich.
Zbliżał się jubileusz 200 lecia zakładu, który posiadał środki finansowe na
modernizację Domu Kultury i znajdującej się w tym obiekcie gospody. Dyrektorem do
spraw gospodarczych Kuźni był wówczas Henryk Lupinek, który planował
zrealizować szatnię w jednej sali restauracyjnej. Dyrektor pozostawił nam wolną rękę,
lecz my wraz z Janem Nowakiem postanowiliśmy urządzić tam kawiarnię.
Zaangażowało się w to dużo osób, przedstawicieli poszczególnych wydziałów.
Wszyscy byli jednomyślni. Gdy wnętrze kawiarni ukończono, zaproszono dyrektora
Lupinka oraz gości. Dyrektor był bardzo zaskoczony, bo on liczył na wykonanie
szatni, a w ten sposób powstała kawiarnia, która funkcjonowała tam pod
kierownictwem Zofii Brody do początku lat 80.
Następne zdarzenie dotyczy bezpośrednio Domu Kultury. Po jego remoncie, w
latach 70. funkcjonowała na piętrze sala wystawowa. Trzeba było urządzić wystawę
książek. Jan Nowak dzień przedtem zakupił enerdowski czerwony chodnik, bardzo
drogi i efektowny. Po północy zakończyliśmy przygotowanie wystawy, a byliśmy
bardzo zmęczeni i Jasiu Nowak chcąc uprzątnąć puszkę z farbą emulsyjną podniósł ją,
lecz wieczko nie było zamknięte, więc farba wylała się na nas i ten nowy dywan. On
uklęknął i został w bezruchu, lecz ja starałem się go zachęcić do działania. Ubrania
moczyliśmy w wodzie, a dywan czyściliśmy do rana. Byliśmy tak wykończeni, że ja
po powrocie do domu nie mogłem podnieść szklanki z herbatą.
Na początku lat 70. połączono 12 zakładów i powstała Fabryka Samochodów
Małolitrażowych z siedzibą w Bielsku – Białej, a ja zostałem przeniesiony służbowo
na stanowisko kierownika fabrycznego zespołu pracowni plastycznych. Zarządzałem
pracowniami w poszczególnych zakładach. W tej wielkiej fabryce wykonywaliśmy
ogromną pracę w zakresie propagandy wizualnej i reklamy. Przygotowywaliśmy
kilometry plansz, znaki graficzne, dekoracje budynków fabrycznych, wystroje sal,
wystawy fabryczne, itp. Mimo zaangażowania wielu dekoratorów nie można było tych
zleceń wykonać w normalnym czasie pracy, ale zawsze staraliśmy się ukończyć
zadania terminowo. Znajdywałem też jeszcze wolne chwile na twórczość artystyczną.
Na tym stanowisku przepracowałem do 1990 r. Nastąpiła wówczas reorganizacja
fabryki, zlikwidowano Dział Reklamy i w ten sposób zakończyłem pracę w zakładzie.
Chciałbym podkreślić, że moja działalność w Kuźni miała charakter
zbiorowego wysiłku, bo dzięki zaangażowaniu wielu osób można było moje projekty
plastyczne zrealizować. Powszechnie twierdzono, że ludzie zajmujący się techniką nie
mogą spełniać zadań z dziedziny kultury. Okazuje się, że jest to twierdzenie mylne, co
jest zgodne z moimi odczuciami. Ja spotkałem się z ludźmi, którzy byli po prostu
humanistami. Zawód technika jest trudny, wymagający bardziej matematycznego
podejścia niż fantazjowania. Dzięki takiej współpracy robotnika, technika i plastyka
można było wiele tematów z powodzeniem wykonać.
Fot. 01.
Karol Kubala podczas realizacji scenografii w amfiteatrze – lata 70.
Fot. ze zbiorów MHiK