czytaj fragment

Transkrypt

czytaj fragment
ROZDZIAŁ 3
Krumme! Obudź się! Słyszysz to samo co ja?
Erlend tak długo potrząsał ramieniem Krumme, aż ten otworzył
oczy.
– Boże Święty, jest niedziela rano, czyż nie…?
– Oczywiście – potwierdził Erlend.
– To chyba mogę sobie pospać dłużej. Mam dyżur wieczorem,
zapomniałeś o tym? I mam teraz w firmie stolarzy, pracują wiertarką
pneumatyczną. Nie miałem pojęcia, że stolarze używają… sądziłem,
że oni…
– Ależ czy ty nie słyszysz, Krumme! Posłuchaj!
Oczy Krumme były czerwone i bardzo niewielkie.
Nadsłuchiwali razem przez kilka sekund.
– Nie słyszę absolutnie niczego – rzekł Krumme, zamykając
ponownie oczy, naciągając podwójną kołdrę mocno w swoim kierunku i odwracając się na bok. Erlend gwałtownie pociągnął kołdrę
w przeciwną stronę.
– Nie! Ależ właśnie o to chodzi, Krumme! Nie słychać zupełnie
niczego! Ani jednego dźwięku!
– No to śpijmy.
– Krumme. Jest wpół do dziesiątej.
– Wielkie nieba. A ty mnie budzisz.
40
N A
PAS T W I S K A
ZI ELON E
– …a Birte miała przyjść o dziewiątej! Taka była umowa! Już powinniśmy słuchać szumu odkurzacza! I zmywarek! Dźwięku lecącej
z kranu wody! Szeleszczących rękawiczek gumowych! Klekotania
worków z pustymi butelkami i śmieciami, wynoszonych do hallu!
Takich odgłosów, których kocham słuchać, śpiąc sobie w niedzielne
przedpołudnie! Zastrzelę się, jeśli ona nie przyjdzie.
– Dzięki Bogu, że mam dyżur dopiero wieczorem. Mogę zatem
zostać w łóżku do chwili, kiedy będę mógł opuścić miejsce zdarzenia.
– Wtedy ciebie też zastrzelę.
– Pomyśl, jaka robota spadnie wtedy na policję. A już teraz są przepracowani. Zdaje się, że mieszkanie wygląda jak teren po katastrofie.
Będą potrzebowali specjalnego zastępu komandosów, odpornych na
traumatyczne przeżycia.
Zasadniczo impreza miała być tylko zwykłym sobotnim spotkaniem dziesięciu osób, ale przed godziną dwunastą przyłączyły się do
nich dwie inne wesołe grupy i kiedy Erlend w pewnym momencie
zamierzał policzyć, ile osób chciałoby napić się koniaku, doliczył
się ponad czterdziestu ludzi. Oczywiście większość z nich to byli
znajomi, może z wyjątkiem jakichś siedmiu–ośmiu osób. Ale często
tak to się kończyło. Wszyscy wiedzieli, że tutaj czeka ich serdeczne
przyjęcie, pełen barek i dźwiękoszczelne ściany, dzielące zabawę od
mieszkań sąsiadujących poniżej.
– Ale ja muszę się wysikać! – powiedział teraz.
– To idź i sikaj, ty głupolu.
– Nie mam odwagi otworzyć drzwi.
– Idź zatem z zamkniętymi oczami. Chyba dasz radę znaleźć swoją
własną wygódkę? Kiedy poszli ostatni goście?
– Nie mam pojęcia. W sumie możliwe, że ktoś nadal tu jest. Ta
cholerna Birte! Zadzwonię do niej, jak tylko znajdę telefon.
Erlend przeszedł nago przez hall do toalety, ze spojrzeniem utkwionym w podłogę. Zdążył jednak po drodze zauważyć korkociąg
z korkiem w środku i kawałkiem ciasta nadzianym na sam czubek.
Cała ta beznadziejna dekoracja leżała na jednym z empirowych foteli.
RO Z D Z IA Ł
3
41
Chwycił korkociąg szybkim ruchem, aż ciasto spadło, i dokładnie
obejrzał aksamitne obicie, sprawdzając, czy zostały na nim ślady po
winie. Coś tam było widać, ale nie na tyle wielkiego, żeby miał siłę
wpadać w histerię. Reakcje histeryczne zamierzał sobie zostawić na
resztę mieszkania. Zakładał, że będzie mu to bardzo potrzebne, jak
tylko zacznie szukać telefonu.
Z niezadowoleniem zerknął na drzwi od windy. Winda stała na
parterze i żadna Birte nie wjeżdżała nią w tej chwili do góry. Miała
obiecaną potrójną zapłatę oraz zabranie wszelkich możliwych resztek
pysznego jedzenia. Naprawdę było wyszukane, w sumie powinni
chyba korzystać z cateringu nieco częściej. Krumme miał o wiele
za dużo roboty w pracy, żeby zostały mu siły na pichcenie, a on
sam nie potrafił akurat skoncentrować się tak, jak tego wymagało
robienie koreczków. Wszystko, o czym obecnie myślał, to rozwój
płodu, prawdę mówiąc, zjawisko to osiągnęło już takie rozmiary, że
odbijało się na jego pracy. Jedyny wyjątek stanowiły wystawy mające
cokolwiek wspólnego z małymi dziećmi, wtedy był pewien, że okaże
się jak zwykle źródłem genialnych pomysłów. Ale jedyna okazja,
jaka do tej pory się nadarzyła, to wystawa z najnowszymi modelami wózków dziecięcych firmy Teutonia. Były niestety przerażająco
szpetne, musiały zostać zaprojektowane przez jakiegoś człowieka
z głębokimi zaburzeniami. Zupełnie nie był w stanie pojąć, jak można
było odłożyć na bok wszystkie myśli związane z estetyką na rzecz
funkcjonalności i bezpieczeństwa. Wózki dziecięce, z którymi można
było biegać po lesie! Po cóż, do cholery, człowiek miałby chodzić
z wózkiem do lasu?!
Usiadł na muszli, żeby się wysikać, zawsze robił to rano w ten sposób, to była dobra zasada, której dawno temu nakazał przestrzegać
również Krumme. Plamy z moczu na podłodze były takie prostackie.
Był pewien, że jeśli w tej sekundzie zbadałby dokładnie podłogę
wokół kibla, znalazłby ich całe mnóstwo. Plam o wysokim stężeniu
alkoholu. Na jego wyszukanych, dębowych panelach. Na szczęście
zostały pokryte pięcioma warstwami solidnego lakieru okrętowego
42
N A
PAS T W I S K A
ZI ELON E
z połyskiem. I pomyśleć, że można było nadać wózkom dziecięcym
nazwę łudząco podobną do nazwy zatopionego statku! Dlaczego
w sumie nie zainstalowali sobie stałego łącza telefonicznego tutaj
w toalecie, mógłby teraz zadzwonić do Birte, a potem bezpiecznie
wskoczyć znów pod kołdrę! Tych bezprzewodowych nigdy nie
można było znaleźć. Mieli cztery, które nigdy nie leżały na swoich
miejscach, a potem nagle wszystkie odnajdowały się na jednym metrze kwadratowym. Nie miał zielonego pojęcia, gdzie może leżeć jego
komórka, przebłyskiwało mu jakieś słabe wspomnienie nakręconej
rozmowy, którą z kimś w nocy przeprowadził, nie pamiętał jednak
z kim i dlaczego. Będzie musiał sprawdzić zarówno rozmowy przychodzące, jak i wysłane elementy, a to było absolutnie najgorsze,
co przychodziło mu robić następnego dnia, kiedy zimny ze strachu
zastanawiał się, czy nie przekroczył istotnych granic w rozmowie
telefonicznej. Nie pamiętał już, ile razy ostatnio prosił Krumme, aby
przed imprezą schował przed nim komórkę, tylko po to, aby następnie w daleko posuniętym stanie upojenia błagać go na kolanach o jej
udostępnienie, grożąc przy tym surowymi sankcjami; w najgorszym
wypadku ciskając groźbę rozdziału od łoża i stołu. I pomyśleć, że
Krumme w swej prostocie wierzył w te groźby o odmowie kochania
się, a przecież to w takim samym stopniu dotknęłoby jego samego.
Czuł, jak wzbiera w nim niepohamowana chęć wypicia lodowatego
szampana. Ale to było oczywiście wykluczone, bo nie odważyłby
się wejść teraz do kuchni. Może uda mu się znaleźć butelkę w małej
lodówce w łazience? Wymknął się z toalety dla gości i ruszył do
drzwi łazienki, otworzył je i głośno krzyknął. Jacuzzi było pełne
wody, w której pływały kawałki sera i nasiąknięte tosty, na podłodze
leżał stłuczony kieliszek, ale, dzięki Bogu, nie widać było śladów
krwi. Przeliczył puste butelki po szampanie i doliczył się czterech.
Resztki niegdyś wspaniałego dania serowego leżały wepchnięte do
połowy pod ręcznie tkany koc Esti Barnes. Rozgniecione na płasko
czarne oliwki tworzyły wokół psychodeliczny wzór, bez wątpienia
nie przyczyniając się do podniesienia poziomu ogólnej estetyki.
Drzwi do lodówki stały otwarte na oścież, a w środku było pusto
RO Z D Z IA Ł
3
43
jak na liście gości starej panny. Z zamrażalnika w lodówce spływała
rosa. Przyniósł ręcznik, wytarł starannie wilgoć i zamknął drzwi.
Jeśli można będzie mówić o odrobinie szczęścia w nieszczęściu, to
jest nadzieja, że teraz na dobre zepsuł się już termostat i będzie mógł
natychmiast wymienić lodówkę na całkowicie nową, supercichą lodówkę w stylu retro, którą widział w „Elle Decoration”. Naprawdę
bardzo męczące było słuchanie lodówki, która w kółko włączała
się i wyłączała, kiedy człowiek leżał sobie obok w gorącej wodzie,
usiłując wyzerować swoje chaotyczne wnętrze.
W ogromnym, słonowodnym akwarium, które wypełniało całą przestrzeń wzdłuż jednej ściany łazienki, ryby spokojnie pływały z uchylonymi pyszczkami, poruszając leniwie ogonami i płetwami.
– Możecie być teraz naprawdę kurewsko zadowolone, że mieszkacie sobie w odrębnej, szczelnie zamkniętej części – wymamrotał.
– Inaczej dostałybyście dziś w nocy zarówno sera, jak i Bollingera.
Dysze w jacuzzi nie tolerowały żadnych ciał obcych, trzeba będzie
sitkiem akwariowym wyłowić wszystkie resztki jedzenia, zanim się
je opróżni. Koniecznie. Ale nie on! To była robota Birte! A co jeśli ktoś
tam uprawiał seks?! A teraz trzeba będzie tam usiąść i za pomocą
sitka grzebać się w wydzielinach intymnych innych ludzi! W tym
momencie zauważył telefon, ciśnięty niedbale na fotel stojący w rogu.
Numer Birte zapisany był pod ósemką i nacisnął na nią tak mocno,
że poczuł, jak krew odpłynęła mu z kciuka.
Odpowiedziała po pierwszym dzwonku.
Złamała sobie nogę w kostce, wysiadając w nocy z taksówki, teraz leżała na sofie u siebie w domu, tak nafaszerowana tabletkami
przeciwbólowymi, że po prostu, niestety, zapomniała zadzwonić.
– Ale cóż takiego, do diabła, miałaś po nocy do roboty w taksówce,
skoro o dziewiątej miałaś być tutaj i usunąć ślady po tsunami?! Co?
Zrobiłaś to specjalnie?
Wracała z urodzin swojej siostry. Miał pamiętać, że nie wypisała się
jeszcze z rodziny tylko dlatego, że płacił jej potrójnie. I że dodatkowo
dostawała pyszne resztki.