Rerum gestarum Miodosytnictwo Pszczelarstwo Kuchnia

Transkrypt

Rerum gestarum Miodosytnictwo Pszczelarstwo Kuchnia
Konfrater 1
Pismo Wielkiej Konfraterni Zacnego Jadła, Napitku i Rekodzieła
www.konfraternia.org
W numerze m.in.:
Rerum gestarum
Miodosytnictwo
Pszczelarstwo
Kuchnia Konfratrów
Nalewkarstwo
2009
Spis treści
RERUM GESTARUM
Miody pitne w Polsce............................................................... 6
Egzotyczne miody pitne.......................................................... 9
Dzieje maliniaka......................................................................... 10
MIODOSYTNICTWO
Jak zrobić zacny trójniaczek owocowy............................... 12
Przydatne receptury................................................................. 20
Wyższy stopień wtajemniczenia.......................................... 26
Uniknąć zapachu zgniłych jajek............................................ 27
PSZCZELARSTWO
Pszczele dary............................................................................... 28
Niekorzystne tendencje rynkowe........................................ 34
Przechowywanie miodu.......................................................... 36
POŻEGNANIA
Maciej Kuroń................................................................................ 37
KUCHNIA KONFRATRÓW
Grillowanie na miodowo......................................................... 38
Miód na stole naszych przodków......................................... 41
Wspaniały dar natury................................................................ 42
NALEWKARSTWO
Drodzy Czytelnicy,
oddajemy w Wasze ręce pierwszy
numer „Konfratra” – pisma Wielkiej
Konfraterni Zacnego Jadła, Napitku
i Rękodzieła – prawie w całości poświęcony problematyce związanej
z miodem.
W kolejnych numerach będziemy poruszać między innymi tematy
związane z ekologią, smaczną i zdrową żywnością, ziołolecznictwem i rzemiosłem. Pełny zakres naszych zainteresowań zawarty jest w Arendze, którą
zamieszczamy na stronie 4.
Jeżeli macie jakieś uwagi, pomysły
lub propozycje, jeśli interesują Was jakieś konkretne zagadnienia, o których
chcielibyście poczytać w następnych
numerach – dajcie nam znać. To pismo powstało z myślą o Czytelnikach,
więc postaramy się, w miarę możliwości, uwzględniać na naszych łamach
wszystkie Wasze sugestie.
Z lekka już Wielkanocnie pozdrawiam Konfratrów oraz ludzi, dla których poruszane przez nas tematy nie
są obojętne. Życzę miłej lektury.
Zaczynamy robić nalewki.......................................................44
Michał Rosłoniec
Redaktor Naczelny
Fotografie: I strona okładki – Krzysztof Filipczak, II i IV strona okładki – Witold Dobroczyński
Konfrater
Pismo Wielkiej Konfraterni Zacnego Jadła, Napitku i Rekodzieła
Redaktor naczelny: Michał Rosłoniec, sekretarz redakcji: Witold Cyranowicz,
korekta: Anna Skibicka
Projekt graficzny © i łamanie: Michał Rosłoniec
e-mail: [email protected]
Wielka Konfraternia Zacnego Jadła, Napitku i Rękodzieła. Parpary 28a, 82-400 Sztum, tel: 055 267-31-84
www.konfraternia.org, e-mail: [email protected]
Konto: 83 8309 0000 0001 8239 2000 0010 Bank Spółdzielczy Sztum. KRS: 0000303396
www.konfraternia.org
3
Aktualności
Arenga Wielkiej Konfraterni
Zacnego Jadła, Napitku
i Rękodzieła
Fot. archiwum Autora
Polacy mogą zaistnieć w Europie i świecie, wnosząc
wiano swej historii i swe wyjątkowe umiejętności, bez
nich w Europie zginą. Naród bez historii i kultury narodowej nie istnieje.
Kanclerz Wielkiej Konfraterni Zacnego Jadła, Napitku i Rękodzieła
Kochani!
Powiem krótko – najwyższa była już pora, by pierwszy numer kwartalnika „Konfrater” ujrzał światło dzienne. No i stało się!
Na pierwszy ogień – nie mogło być inaczej! – poszły
miody. Nie tylko miody pitne, bo... w końcu z czegoś
one muszą się brać... Tak! Pszczelarstwo to pradawna,
ceniona do dzisiaj profesja. Zawód trudny, wymagający
mozołu, jak chyba żaden. A jednocześnie mamy tutaj do
czynienia z jakimś cudem – oto człowiek potrafi, jakże udatnie, współpracować z tak odległym biologicznie
stworzeniem, jakim jest pszczoła.
Miody pitne? Cóż, to jakby esencja polskości. W powszechnej opinii to nasza tradycyjna specjalność. Jak
wiele rzeczy – pracowicie odtwarzana po latach PRL-u,
i po tym okresie, w którym zalała nas... siwucha.
Mam wielką nadzieję, że w następnych numerach
redakcja sięgnie po tematykę naszego wspaniałego polskiego dziedzictwa kulinarnego. Nie tylko! Domagam
się, jakem Kanclerz Wielkiej Konfraterni Zacnego Jadła,
Napitku i Rękodzieła, by pisać, pokazywać i namawiać
do odrodzenia rzemiosła. Toż to też solidny kawał polskiej tradycji – dawnymi laty wyroby polskiego rzemieślnika było cenione w całej Europie.
Składam więc wielkie wyrazy uznania dla autorów
i innych osób, dzięki którym nasze pismo ma wspaniałą
formę.
Kanclerz Wielkiej Konfraterni Zacnego Jadła,
Napitku i Rękodzieła
4
Konfraternia jest duchem tradycji, ożywiającym dorobek, tożsamość i dziedzictwo potomków Piasta –
poprzez zachowanie naszej historii i obyczaju oraz
wspieranie działań prowadzących ku zdrowej i dostatniej przyszłości.
Konfraternia skupia ludzi wyjątkowych w swym zamiłowaniu do tego, co najlepsze z dorobku naszych
przodków i usiłowaniu zrównania się z ich kunsztem,
w nadziei na ich prześcignięcie.
Bronimy reliktów rzemieślniczej solidności przed zalewem tandety. Deklarujemy współpracę z każdym,
dla kogo od „więcej i taniej” ważniejsze jest „dobrze
i zdrowo”. Naszym sojusznikiem jest każdy, dla którego zdrowa przyszłość jest ważniejsza od doraźnego
zysku.
Wspieramy ekologię, zdrową żywność i zdrowy styl
życia, produkty regionalne i tradycyjne, lokalne tradycje kulinarne, szacunek dla praw Natury, ziołolecznictwo, agroturystykę i propagowanie świadomości
historii naszego narodu, różnorodność kulturową naszego kraju.
Promujemy zdrowe trunki i smaczne jadło, ogrodnictwo i zielarstwo, uprawę biodynamiczną i winogrodnictwo.
Podejmiemy działania prawne mające na celu ułatwienie działania wszelkim rękodzielnikom dziedzin
wyżej wymienionych.
Jako część dziedzictwa nam powierzoną – chronimy
środowisko naturalne i wspieramy działania popularyzujące szacunek dla Przyrody ojczystej.
Wyrazem naszego uznania dla poczynań mieszczących się w sferze działań Konfraterni będzie przyznany CERTYFIKAT ZACNOŚCI.
KONFRATER 1/2009
Aktualności
2009 Kalendarium imprez
21 lutego
Parpary
Mięsopust na Gapiorach – Bal Kanclerza
  
30–31 maja
Uśnice
II Pomorski Kongres Zielarzy
  
1–2 sierpnia
Karczowiska
VII Międzynarodowe Targi Pszczelarskie
i Tradycyjnej Żywności
„Miód i Natura w Twoim Domu”
(współorganizacja)
  
12–16 sierpnia
Dni Otwarte Wielkiej Konfraterni Zacnego
Jadła, Napitku i Rękodzieła „PARPARY 2009”

12 sierpnia
Zamek w Malborku
III Pomorski Konkurs Piw Domowych im. Sławomira Pahlke

13 sierpnia
Benowo
VI Ogólnopolski Konkurs Win Domowych

14 sierpnia
Parpary
VI Ogólnopolski Konkurs Domowych Miodów Pitnych

15 sierpnia
Zamek w Gniewie
III Pomorski Konkurs Nalewek

16 sierpnia
Parpary
Konkurs Grillowania im. Macieja Kuronia
  
11–15 listopada
Parpary
Bal Sylwestrowy w Drewutni na Gapiorach
dodatkowe informacje: [email protected]
www.konfraternia.org
Fot. archiwum
  
31 grudnia
Parpary
Konfraterni
VI Ogólnopolskie Warsztaty Miodosytnicze
5
Rerum gestarum
Miody pitne w Polsce
Miody wyrabiano na ziemiach polskich jeszcze w czasach słowiańskich, kiedy państwo polskie
nie istniało. Świadczą o tym liczne relacje kronikarzy i wykopaliska archeologiczne. To wtedy
arabski kupiec pochodzenia żydowskiego Ibrahim ibn Jakub napisał o Słowianach zachodnich,
że: „Ich wina i upajające napoje – to miód”.
Fot. archiwum Autora
Złoty wiek
Jednakże to XVI wiek, złoty wiek
kultury polskiej, okazał się również
złotym wiekiem dla miodów. Najlepszym tego dowodem jest, że w przeciwieństwie do pijącego tylko wodę
Władysława Jagiełły, jego synowie od
miodu wcale nie stronili... Biskup warmiński, Marcin Kromer w 1577 roku
pisał: (...) miód z chmielem i wodą uwarzony, w pospolitem jest użyciu, szczególnie na Rusi i Podolu, kędy jest pszczół
obfitość, a miód zbierany z wonnych
Drzeworyt z księgi Olausa Magnusa przestawiający
króla szwedzkiego Haralda, który ze zgryzoty utopił
się w wielkiej kufie miodu pitnego.
6
Fot. archiwum Autora
P
oczątkowo wyrabiano zapewne miody czyste, czyli składające się z miodu i wody oraz
miody pitne owocowe, ewentualnie
z dodatkiem ziół. W X i XI wieku pojawiły się na ziemiach polskich pierwsze winogrona, w XII wieku cystersi
wprowadzili chmiel, a rozwój handlu
w czasach Kazimierza Wielkiego dostarczył większych ilości korzeni. Za
Władysława Jagiełły w Krakowie można było już zakupić m.in.: anyż, cynamon, goździki, kminek, kubebę, imbir,
kwiat i gałkę muszkatołową, pieprz
czarny i szafran. Na przestrzeni kilkuset lat pojawiło się więc na rynku wiele nowych składników, które mogły
być wykorzystane w miodosytnictwie.
Branża rozwijała się i już u schyłku XV
wieku na ziemiach polskich rozróżniano miody w zależności od ich mocy –
w tym okresie pierwszy raz zapisano
nazwę „trójniak” i „czwórniak”.
Drzeworyt z 2 połowy XVII wieku przedstawiający
zabawę w karczmie
traw i kwiatów wyborny. Nie braknie
urządzonego tymże sposobem miodu
w Prussiech i Mazowszu, a szczególnie
w Warszawie, gdzie do miodów owych
dodają sok z wiśni lub malin, oraz wonności i inne stosowne zaprawy, od czego
ów napój zowie się kerstrangiem, maliniakiem i trojniakiem.
To w tym okresie zanotowano
pierwszy przepis na miód pitny wyrabiany w Polsce. Został podany Olausowi Magnusowi, szwedzkiemu biskupowi, przez duchownego Marcina
z Gniezna w 1543 roku. Przyrządzano go w następujący sposób: Brało się
pewną miarę dobrego, czystego i rzadkiego miodu, ilość przewidzianą przez
wytwórcę w przepisie, szacowaną w ten
sposób: 10 funtów miodu, 40 funtów
wody, mniej więcej, w zależności jak
mocną chciało się mieć brzeczkę. Wodę
ogrzewano w dużym miedzianym kotle,
dodawano miód, by dobrze się razem
przegotowały i oczyściły z piany i szumowin. Osobno, w podany powyżej sposób gotowało się również w małym woreczku chmiel, około 1 funta lub mniej,
odpowiednio do ilości wody i miodu.
Kiedy wywar z chmielu już był gotowy,
jak również woda z miodem była już
przegotowana i mętna, wszystko zdejmowano z ognia i pozwalano by trochę
ostygło, potem zaś woreczek z wywarem
z chmielu wkładano do wody z miodem,
dodawano osad z piwa lub drożdże. Cały
wywar dokładnie przykrywano i pozostawiano by stał przez dobę. Wreszcie
mieszaninę bardzo ostrożnie wlewano
do czystego naczynia i tak otrzymywano najwspanialszy i najzdrowszy napój, który zarówno mógł być podawany
z winem, jak i w nagłych wypadkach,
gdyby winnice zostały zdewastowane,
świetnie je zastępować, słusznie broniąc w ten sposób swego miejsca pośród
najznakomitszych napojów. Posiada on
mianowicie w swej naturze tak doskonałą barwę, smak i woń, jak również
tajemniczą moc leczniczą oraz zdolności wzmacniające ten krzepki lud,
że nawet wino w swej najwyższej doskonałości z ledwością go przewyższa.
Jeśli ktoś życzy sobie teraz mocniejszy
lub też słabszy pitny miód, zmniejsza
lub zwiększa dodatek miodu do wywaru. (tłum. ze szwedzkiego – Jarosław
Boberek).
O miodach pisali wówczas poeci,
a królowie domagali się, aby więcej
sprowadzać ich na dwór.
Jan Kochanowski, oprócz znanych
powszechnie fraszek o lipie czarnoleskiej napisał:
Do pszczół:
Powiedzcie, piękne pszczoły,
wszak wam na tym mało,
Co was tu pomimo ule
do izby wegnało?
Odpowiedź:
Dla pijanic źle się z tym
odkryć leda komu,
Tobie w ucho powiemy:
„Czujem tu miód w domu”.
KONFRATER 1/2009
Fot. archiwum Autora
Rerum gestarum
Oraz Jana Stanisławskiego z 1895 roku przedstawiający ule na Ukrainie
Tradycje miodosytnicze
Pijano w tym okresie miody pitne
owocowe, korzene, z dodatkiem ziół
i słodu, chmielu, soku brzozowego czy
pozbawione jakichkolwiek dodatków,
czyste miody lipowe, zwane lipcami.
Różnorodność smaków, barw i mocy
tego napoju była bardzo duża.
Sycenie miodów trwało od lipca
i sierpnia, po pierwszych zbiorach,
aż po późnej jesieni. Wyjątkowo, najprawdopodobniej w przypadku miodów z dodatkiem słodu, sycono je
w marcu wraz z piwami marcowymi.
Odbywało się to najczęściej w dworskim browarze, w tych samych naczyniach, które służyły do warzenia piwa.
Na budowę rzadkich na naszych ziemiach w tym czasie miodosytni mogli
pozwolić sobie tylko ci, którzy miód
sycili stale.
Pierwszy wstrząs
Pierwszy wstrząs nastąpił w XVII
wieku. W tym okresie do siły doszli
dwaj potężni konkurenci miodu pitne-
www.konfraternia.org
go, jakimi były nowa w Rzeczpospolitej
gorzałka i od dawna już sprowadzane
wina. Wojny i klęski zdziesiątkowały pasieki i ogołociły piwnice, które zawsze były łakomym kąskiem dla
wojsk. Do tego doszła jeszcze inflacja
i ochłodzenie klimatu.
Jednakże miody dzielnie stawiały czoła tym przeciwnościom i spór
o pierwszeństwo daleki był od rozstrzygnięcia. Relacje podróżników
świadczą o popularności miodów
w Rzeczypospolitej, a informacje te
potwierdzają Polacy.
Jan Chryzostom Pasek, wspominając okres wojen w połowie XVII
wieku, zanotował, że mając do wyboru wino hiszpańskie i miód, wybiera ten drugi. Miody pojawiały się
powszechnie na stołach zamożniejszych przedstawicieli staropolskiej
społeczności.
Kiedy Ossoliński, hetman wielki
koronny, urządził wystawne przyjęcie dla możnych polskich i posłów cudzoziemskich, chcąc im uzmysłowić
bogactwo polskiej kuchni, kazał podawać tylko polskie potrawy. Dlatego
z trunków serwowano kilka rodzajów
piw, wino z okolic Sandomierza oraz
dwa gatunki miodu: lipiec oraz maliniak.
Okres upadku
Oświecenie to czasy zupełnego
upadku miodosytnictwa. Tania wódka
i piwo zupełnie wymiotły miody z jadłospisu uboższych warstw społeczeństwa, a dobre, wysokiej jakości wódki
i importowane wina zastąpiły miody
w piwnicach najbogatszych. Miody
zaś były coraz słabsze, gdyż w celu obniżenia kosztów produkcji korzystano z niewiarygodnie rzadkiej brzeczki. Zdarzały się takie przypadki, kiedy
jedną część miodu zalewano jedenastoma częściami wody! Sycenie miodu
na brzeczce dwunastaka wymagałoby
wygotowania dwóch trzecich płynu,
aby dotrzeć do stężenia właściwego
najsłabszemu z miodów: czwórniakowi. Było to nierealne.
7
Rerum gestarum
Dlatego niektórzy twórcy i pisarze starali się promować i przywrócić
do łask miód pitny, podkreślając jego
związek z tradycją, niską cenę i wysoką jakość. Ignacy Krasicki w 1779 roku
napisał:
Fot. archiwum Autora
Rób, Polaku, miód, piwo,
a będziesz bogaty.
Tak nam nasi ojcowie
mawiali przed laty.
(...)
Nie słuchamy, jakeśmy
przedtem nie słuchali.
(...)
Stąd miód poszedł w pogardę,
piwo nie poważne,
A że go dostać można
i łatwo, i tanio,
Dla mody go nie piją,
dla mody go ganią.
(...)
Bracia, nie gardźmy miodem,
wróćmy się do piwa!
Teofil Ciesielski
wicz pisał: Polski pijemy miód, a Maria
Konopnicka w utworze „Pszczelarzom
Polskim”, tak wychwalała zalety zacnego trunku:
Miód pił Batory,
pił i Jan z Tarnowa,
Pił go pod Wiedniem bohater
Jan Trzeci,
I była Polska po tym miodzie zdrowa
Przez pasmo długich stuleci.
Bartnik, siedzący na leziwie, podbierający miód
– ilustracja z Encyklopedii Staropolskiej
Zygmunta Glogera
8
Henryk Sienkiewicz, który stworzył
najsłynniejszego w polskiej historii konusmenta miodu pitnego, pana Zagłobę, jest autorem wielu niezwykle cenych
i dowcipnych powiedzeń. Właściwie
każde z nich na swój sposób reklamowało miód pitny. Zostań Polakiem, pokochaj tę naszą ojczyznę, a zacną rzecz
uczynisz i miodu ci nie zabraknie! – mówił do Ketlinga pan Zagłoba.
W ślad za literaturą ruszyli naukowcy, pszczelarze i pasjonaci. Ich
celem było wskrzeszenie miodosytnictwa na ziemiach polskich. Najsłynniejszym z nich był Teofil Ciesielski,
profesor botaniki na Uniwersytecie
Lwowskim. W wielokrotnie wznawianej książeczce „Miodosytnictwo” dzielił się swoimi przemyśleniami i wiedzą.
Dzięki takim pracom miód zaczął powracać do łask. W okresie międzywojennym można już było nabyć stuletnie miody pitne, a liczba miodosytni
powiększała się. We Lwowie i okolicach było ich wówczas 34, w Krakowie i okolicach 20, a w Wilnie 15.
Fot. archiwum Autora
Fot. archiwum Autora
Próby renesansu
W wyniku zanikania tradycji miodosytniczych na terenach Rzeczpospolitej i stale pogarszającej się jakości miodu pitnego w XIX wieku doszło
do prób wskrzeszenia miodosytnictwa
w Polsce. W tym nieformalnym ruchu brali udział pisarze, poeci, a także
i technolodzy.
Korzystną atmosferę stworzyła literatura. W „Pieśni Filaretów” Mickie-
Drugi kryzys
Wybuch drogiej wojny światowej
i napaść dwóch sąsiadów na Polskę
położyły kres polskiemu miodosytnictwu. Grabieże i zniszczenia wojenne wyczerpały rezerwy starych miodów. Zdewastowane przez żołnierzy
Armii Czerwonej pasieki, wymagały dużego nakładu pracy, aby mogły
powrócić do poprzedniego stanu.
Po zniszczeniach wojennych drugi
poważny cios polskiemu miodosytnictwu zadała parcelacja majątków
ziemskich. W ten sposób unicestwiono największe potencjalne zagłębie
sycenia wysokiej jakości miodów.
Jednocześnie likwidacja prywatnych
przedsiębiorstw doprowadziła do
upadku bądź zamknięcia większości
miodosytni, które istniały w okresie
przedwojennym.
W Polsce Ludowej
W późniejszym okresie PRL wielu orędowników i propagatorów domowego winiarstwa i miodosytnictwa będzie starało się zainteresować
tą kwestią Polaków. Rolę dworów ziemiańskich i małych miodosytni miały przejąć spółdzielnie pszczelarskie.
Pierwsze próby były bardzo nieudolne, a krótko leżakowane butelki miodów nieraz wybuchały na półkach
sklepowych. Nieliczni pasjonaci, tacy
jak Jan Cieślak – autor „Winiarstwa
domowego”, czy Mieczysław Wojtacki – nauczyciel w Technikum Pszczelarskim w Pszczelej Woli próbowali
wskrzesić zainteresowanie miodosytnictwem, ulepszając i starając się rozwinąć wiedzę przekazaną przez Ciesielskiego – fragmenty ich książek są
obecnie najlepszym źródłem wiadomości o miodach pitnych.
Paweł Libera
[email protected]
Autor zajmuje się historią alkoholi i kuchni w dawnej Rzeczpospolitej.
Obecnie przygotowuje do druku książkę poświęconą historii i dziejom technologii miodosytnictwa w Polsce i na
świecie.
KONFRATER 1/2009
Rerum gestarum
Egzotyczne miody pitne
Myliłby się ten, kto myślałby, że miód pitny był znany jedynie
w Polsce. Prawda wygląda zupełnie inaczej... Historycy
twierdzą, że miód pitny jest pierwszym i najstarszym napojem
alkoholowym na świecie. Nie powinno to specjalnie nikogo
dziwić, gdyż w czasach prehistorycznych miód był jedynym
naturalnym źródłem cukru.
d Wikingów po Dickensa
O
Skoro miody znano w starożytności, to można się spodziewać, że obecne były również w innych regionach
Europy. Słynęła z nich Skandynawia,
gdzie miody pitne, zajmujące bardzo
istotne miejsce w mitologii nordyckiej, kojarzono jako napój Wikingów.
Patronką Irlandii jest święta Brygida,
która słynie z tego, że wymodliła cud
rozmnożenia miodu pitnego – podobny do tego, jaki miał miejsce w Kanie
Galilejskiej. W Szwecji miody pitne pijali król Gustaw Waza i jego syn
Eryk XIV, a typowo szwedzką specjalnością stały się miody z dodatkiem
pierwiosnków.
Sycono miody także we Francji,
w krajach celtyckich i germańskich.
Niemiecki biskup Thietmar wspomina w swej „Kronice” pożar Magdeburga, gdzie z braku wody ogień gaszono
miodem pitnym. Miody pitne wytwarzano również w Anglii, gdzie do
wielbicielek miodu pitnego zaliczano
królową Elżbietę I. Ślady ich popularności do dziś można odnaleźć na kar-
www.konfraternia.org
tach dzieł Chaucera, Szekspira czy powieści Dickensa. To przecież Pick­wick
miał w zwyczaju popijać miód pitny
przed snem!
Fot. Witold Dobroczyński
P
ierwsze informacje o alkoholach
miodowych pochodzą z okresu
starożytnego. Miód pitny znano
w starożytnym Egipcie i Mezopotamii,
a Grecy, zanim jeszcze zaczęli uprawiać winorośl, znali już i pili miody
pitne. Podobnie było w starożytnym
Rzymie, gdzie równocześnie wina dosładzano miodem i wyrabiano miody
pitne. Pierwszym z nich było wysoko
cenione i drogie mulsum, które w dzisiejszych czasach można by nazwać
miodem pitnym owocowym, a dokładniej winogroniakiem. Drugim był
hydromeli, czysty miód pitny.
Miody z Ameryki
Miodosytnictwo nie ominęło także obu Ameryk i Afryki. W Ameryce
Północnej pojawiło się z pierwszymi
Europejczykami, którzy na ten kontynent przywieźli kilka uli pszczoły
miodnej. Miody wyrabiali tam osadnicy francuscy – w Quebecu, i angielscy – w pozostałej części Nowego Świata. Dziś w Ameryce Północnej
istnieje około stu miodosytni, a liczne
grupy pasjonatów dzielą się własnymi osiągnięciami i doświadczeniem.
W Ameryce Południowej również nie
było pszczoły miodnej, dlatego też jedynym dostępnym był miód dzikich
pszczół. Miodobranie przeprowadza-
ne przez Indian trwało nawet trzy
miesiące, ze względu na małe rozmiary gniazd tych owadów. Później miód
fermentował z wodą w wysuszonych
naczyniach z tykwy bądź w skórach
rozpiętych na słońcu. Kiedy napój był
gotowy, spraszano mieszkańców sąsiednich wiosek na święto miodu. Niektóre plemiona Ameryki Południowej
do dziś odbywają co roku święta miodu, do których przygotowania trwają
3 miesiące.
iodosytnicy
M
z Czarnego Lądu
O wiele bardziej udoskonalone
metody wyrobu znano w Afryce. Ten
kontynent to prawdziwe zagłębie miodowe. Największym ich producentem
jest Etiopia. Jeszcze w XIX wieku misjonarze podawali przepisy na miody
pitne, które tam wyrabiano i poddawano niezwykle długiemu leżakowaniu.
Jak dowodzą wspomnienia podróżników, trunki pijane na dworze królewskim dawnej Abisynii miały często ponad sto, a nieraz i dwieście lat!
W pozostałych częściach Afryki również znano i ceniono miody. Musiały
jednak znosić konkurencję ze strony
innych napojów alkoholowych i islamu. Podobno w XVIII wieku nowy
król państwa Bambara, znajdującego się w dzisiejszym Mali, postanowił
zakazać wszelkiego kultu związanego
z animizmem i wyrabiania miodu pitnego. Nie wiadomo, który z zakazów
wywołał bardziej gwałtowne sprzeciwy, dość że króla bardzo szybko zamordowano...
Przykłady miejsc i tradycji miodosytniczych można mnożyć jeszcze
długo. Polskie miodosytnictwo ma
również piękne tradycje, ale to nie
w ten sposób może konkurować z innymi krajami. To nie historia, a wysoka jakość produktu i długi okres leżakowania mogą postawić miody pitne
z Polski na pierwszym miejcu.
Paweł Libera
[email protected]
9
Rerum gestarum
Dzieje maliniaka
Maliniaki to niezwykle cenione
miody pitne wyrabiane
z dodatkiem soku malinowego
lub samych malin. Obecnie,
kiedy miody wracają do łask
i wzrasta ilość amatorów
zainteresowanych wyrobem
i konsumpcją trunków
wysokiej jakości, warto
przypomnieć choć w kilku
słowach jak wyrabiano
dawniej maliniaki.
10
Fot. Zdzisław Strzelec
Z
anim jednak przejdziemy do
sedna sprawy, należy poświęcić
kilka słów technikom produkcji miodów pitnych owocowych. Otóż,
pierwotna forma wyrobu miodów pitnych owocowych polegała najczęściej
na zalaniu owoców samą patoką bądź
brzeczką miodową. Warto podkreślić, że w przeciwieństwie do innych
wzorców miodów pitnych, w przypadku miodów owocowych, dosyć
długo wyrabiano miody niesycone.
Tego typu przepisy spotykamy jeszcze
często w XVIII wieku. W późniejszym
okresie, w XIX i XX wieku zostaną zapomniane i odrzucone.
Jednakże ten sposób produkcji miał przynajmniej jeden minus.
Fermentujące wraz z miodem owoce wydostawały się na powierzchnię
brzeczki, zaczynały pleśnieć i psuły
całą zawartość naczynia. Aby się przed
tym ustrzec, od pewnego momentu
brzeczkę gotowano wraz z owocami.
Obecnie dla zwolenników tej pierwszej metody można polecić fermentację w pojemnikach zamkniętych rurką fermentacyjną, a jeśli mają już być
otwarte to warto chociaż utrzymywać
owoce pod powierzchnią płynu. Można to zrobić w prosty sposób, jak radził Cieślak, przykrywając „czapę”
drewnianą kratką, która będzie utrzymywana w płynie.
Druga forma wyrobu została zaproponowana, a raczej nagłośniona
przez Ciesielskiego. Polegała na stosowaniu soków owocowych i syconej
brzeczki. Najczęściej do uwarzonej
brzeczki dodawano określoną ilość
soku i całość poddawano fermentacji.
Bardziej szczegółowo zagadnienie to
rozwinął później, w XX wieku, autor
słynnej książki „Domowy wyrób win”
Jan Cieślak. Istnieją więc trzy sposoby
wyrobu miodów owocowych.
W pierwszym z nich do gotowej
i przegotowanej brzeczki dodaje się
sok owocowy pozyskany ze świeżych
owoców i całość poddaje fermentacji. Ten sposób umożliwia otrzymanie zharmonizowanego napoju, który
jednak nie posiada wyraźnie wybijających się cech użytych owoców. Nie
wyczuwa się w nim ani ich świeżości,
ani zapachu, ani smaku.
Druga metoda polega na dodaniu do przefermentowanego, młodego miodu pitnego soku owocowego.
Czasami warto jednocześnie wzmocnić całość niewielką ilością spirytusu,
usuwa to niebezpieczeństwo zbyt słabej zawartości alkoholu, i co za tym
idzie, zbytniej poddatności na choroby dotykające miody pitne. I choć
autor nie wspomina o tej możliwości,
metoda ta umożliwia zastąpienie soku
i spirytusu owocową nalewką. W przeciwieństwie do poprzedniej wersji, tutaj smak i zapach owoców jest wyraźnie wyczuwalny i mocniejszy.
Wreszcie ostatni sposób polega na
dodateku wina owocowego do gotowego już miodu pitnego. Tu w zależności od proporcji uzyskamy miód
pitny owocowy bądź wino miodowe.
W pierwszym przypadku do miodu
dodajemy 20–30% wina, a drugim
postępujemy odwrotnie dodając takąż ilość miodu do wina. W efekcie
powinniśmy otrzymać trunek przypominający w smaku ciężkie wina południowe.
Maliniak – jak sama nazwa wskazuje – jest to miód z dodatkiem soku
malinowego. Wśród występujących
określeń można spotkać zarówno nazwę „maliniak”, jak i nazwę „malinnik”. Trudno powiedzieć, od kiedy
znane są maliniaki, z pewnością wyrabiano je jeszcze w czasach, kiedy na
terenach dzisiejszej Polski zamieszkiwały plemiona słowiańskie, ale jako
pierwszy na ziemiach polskich wspomniał o maliniaku biskup warmiński
Marcin Kromer. W 1577 roku pisał:
Niemniej miód z chmielem i wodą uwarzony, w pospolitem jest użyciu, szcze-
KONFRATER 1/2009
Rerum gestarum
PRZEPISY
Teofil Ciesielski – maliniak „jest arcyłagodnym napojem i dlatego najchętniej piją go niewiasty.”
Tak jak inne miody owocowe maliniaki wyrabiano zarówno z owoców suszonych, jak i z owoców świeżych, a dodawano je w całości lub w postaci soku.
Obecnie mamy doczynienia z dwoma
rodzajami malin – leśnymi i ogrodowymi. Te pierwsze, choć mniejsze, preferowano zdecydowanie, a to z tej prostej
przyczyny, że były bardziej aromatyczne. Było to tak ważne, że proponowano
nawet roztarte maliny pozostawić tak
na kilka godzin, gdyż wówczas miały
nabierać mocniejszego zapachu. Pewne
znaczenie miała nawet pogoda danego
roku, gdyż w lata ciepłe i upalne maliny
miały być bardziej słodkie, podczas gdy
po okresie dżystym i chłodnym zawierały więcej kwasów.
Bardzo często autorzy przepisów
po opisaniu sposobu wyrobu na przykład wiśniaka, dodawali, że tak samo
wyrabia się i maliniak i dereniak. Ciesielski polecał sycić go na brzeczce
dwójniaka lub trójniaka. Po syceniu
dodawano sok z malin. Również temu
samemu autorowi zawdzięczamy obserwacje dotyczące przechowywania
i dojrzewania maliniaka: „z wiekiem
zyskuje bardzo na smaku, chociaż nieco traci na zapachu”. Z tego też względu nie nadaje się do potraw tłustych,
a raczej na koniec posiłku.
„Maliniak
jest równie dobry na brzeczce dwójniaka, jak i trzeciaka: w pierwszym
wypadku daje się na 100 litrów
brzeczki 25 litrów czystego soku,
w drugim zaś tylko 20 litrów”.
T. Ciesielski, Miodosytnictwo,
Lwów 1925, s. 27
„Maliniak polski.
100 kwart soku z malin leśnych,
100 kwart wody przegotowanej,
100 funtów miodu czystego”.
K. Niklewicz, Przemysł owocowy,
Warszawa 1894, s. 138
„Malinnik.
Weź kwart dojrzałych wybranych
malin, nalej na nie 10 kwart wody
rzecznej i postaw na miejscu chłodnem na dni 4, poczem przecedź
wszystko i wygnieć przez sukno,
a otrzymany płyn zlej do czystej beczułki, dodaj 2 kwarty białego zagotowanego i zszumowanego miodu potoki, skłóć wszystko i zmięszaj
należycie, wraz potem włóż do beczułki kawałek podrumienionego białego chleba, zmazawszy go
wprzódy w świeżych białych drożdżach; wkrótce nastąpi rojenie, które gdy się ukończy, zlewa się płyn
do innego naczynia, albo na butelki, aby się sklarował. Butelki niezatykają się zbyt mocno. Takowe
zlewanie i klarowanie ponawia się
jeszcze dwa razy; a gdy się żadnego osadu czyli mętów na dnie butelki nie okaże, wtenczas to butelki
równo szyi napełnione korkują się
mocno i chowają w chłodnej piwnicy do użycia. Jeśli czasu rojenia
doda się 2 kwarty dobrego francuzkiego albo reńskiego wina, smak
tego napoju bardzo będzie zbliżony
do wina burgundskiego i w każdym
względzie przyjemniejszy niźli win
zagranicznych fałszowanych”.
Paweł Libera
[email protected]
Fot. Zdzisław Strzelec
gólnie na Rusi i Podolu, kędy jest pszczół
obfitość, a miód zbierany z wonnych
traw i kwiatów wyborny. Nie braknie
urządzonego tymże sposobem miodu
w Prussiech i Mazowszu, a szczególnie
w Warszawie, gdzie do miodów owych
dodają sok z wiśni lub malin oraz wonności i inne stosowne zaprawy, od czego
ów napój zowie się kerstrangiem, maliniakiem i trojniakiem.
Niewiele więcej jednak wiadomo
o samym maliniaku. Wydawało by się,
że rzadziej wspominany od najpopularniejszego chyba miodu owocowego
– wiśniaka, powinien zajmować drugie miejsce tuż za nim. Nie jest to jednak takie pewne, gdyż w niektórych
przypadkach to właśnie maliniaków
trzymano w piwnicy więcej... Tak było
na przykład w piwnicy zamku w Podhorcach, gdzie maliniaków było dwa
razy więcej. Według inwentarza piwnic miodowych zamku podhoreckiego, w 1767 roku przetrzymywano
tam 93 butelki miodu „malinniku pod
czarną pieczątką” i do tego 9 butelek
starego malinniku. Warto zauważyć,
że drugi inwentarz zrobiony sześć lat
później podaje tę samą ilość butelek,
co może znaczyć między innymi, że
sześcioletniego maliniaku nie uważano jeszcze za stary...
Cóż to były za miody? Z dawnych
zapisków ręcznie notowanych można
dowiedzieć się, że maliniak jest napojem niezwykle delikatnym i ponoć bardzo lubianym przez płeć piękną. Podobnie wyrazi się u schyłku XIX wieku
KONFRATER 1/2009
J. Gerald-Wyżycki,
Zielnik ekonomiczno-techniczny, t. 1,
Wilno 1845, s. 188.
Oprac. PL
11
Miodosytnictwo
Jak zrobić zacny
trójniaczek owocowy
Fot. Archiwum
Często spotykam się z opinią doświadczonych
winiarzy robiących wina owocowe, że produkcja
miodów pitnych jest droga i że jest to „wyższa
szkoła jazdy”. Chciałbym, żeby niniejszy tekst,
w formie poradnika dla początkujących,
przekonał ich, że jest zupełnie inaczej.
W
edług mnie tworzyć owocowe miody pitne jest łatwo,
nawet bardzo! Jeśli oczywiście skorzystamy ze współczesnego
instrumentarium, które jest dostępne
choćby w drodze zakupów internetowych. No i jeśli nie ustawimy sobie na
samym początku wysoko poprzeczki
w rodzaju fermentowania ekstremalnych dwójniaków czy półtoraków.
Dlaczego miody pitne
Dlaczego miody, a nie wina?
W polskiej tradycji przyjęło się nazywać winem także trunki sporządzane z owoców, w których to napitkach
niedobory cukrów uzupełnia się sacharozą, czyli mówiąc bardziej ludzkim językiem – cukrem buraczanym.
12
Autor i jego królestwo – nie ma jak w piwniczce chłodny kąt...
Nie trzeba nikogo przekonywać, że ten
akurat cukier do rzeczy zdrowych nie
należy i zdecydowanie korzystniejsze
jest używanie w takim wypadku miodów pszczelich.
Mówiąc w pewnym uproszczeniu
– miody owocowe są tymi wspomnianymi wcześniej trunkami owocowymi,
w których miast cukru użyto miodu
pszczelego jako surowca uzupełniającego niedobór cukrów owocowych
do właściwej fermentacji. Godzi się
jednocześnie zauważyć, że proces fermentacji nie niszczy większości cennych substancji z miodu pszczelego.
Podobnie jak witaminy i sole mineralne z owoców, „przenoszą” się one do
finalnego produktu – do miodu pitnego. Można więc powiedzieć, że domo-
wy owocowy miód pitny jest podwójnie zdrowy – po pierwsze robimy go
z owoców uprawianych na ogół bez
żadnych środków chemicznych, po
drugie w naszym trunku pojawiają się
cenne substancje z miodu pszczelego.
Artykuł kieruję do tych twórców
trunków domowych, którzy są skłonni przedkładać zdrowy miód pszczeli
nad niezdrową sacharozę. Kieruję go
też do tych, którzy chcą znaleźć sposób na wytwarzanie trunków mogących konkurować z winami gronowymi, których rodzimi wytwórcy są
zmuszeni do borykania się z klimatem
niesprzyjającym uprawie winorośli.
W kolejnym artykule podaję także receptury na owocowe miody pitne:
miód z jagód oraz kwiatów czarnego
KONFRATER 1/2009
Miodosytnictwo
bzu i miód z dzikiej róży. W związku
z tym, że receptury są tekstami autonomicznymi, w przepisach tych, siłą
rzeczy, pojawiają się powtórzenia z niniejszego tekstu. Uważam jednak, że
jest to o tyle sensowne, że wielu czytelników będzie pewnie wolała skorzystać z samych przepisów, bez „przebijania” się przez długie dywagacje
o charakterze bardziej ogólnym.
Receptury na domowe miody pitne
zamieszczam na swym blogu, na stronie internetowej (parpary.pl), który to
blog jest dostępny także ze strony Konfraterni (konfraternia.org). Zamysłem
moim jest podawanie receptur owocowych miodów pitnych, stosownie do
tego, co niesie nam przyroda w kolejnych porach roku.
rójniak – niech nam żyje!
T
Zagłoba zwykł był mawiać u Sienkiewicza o przednich trójniakach.
I coś w tym jest, Szanowny Czytelniku! Dziś trójniak – pod warunkiem
stosowania drożdży aktywnych – jest
prosty w fermentacji. Dwójniaki i półtoraki – prócz często poważnych kłopotów z fermentacją – są „cięższe” dla
żołądka, no i... dla kieszeni, co w wypadku domowego wyrobu też ma niemałe znaczenie. Jednocześnie trójniak
można łatwo zaplanować w taki sposób, by oddał swym charakterem zamysł autora – może być bardziej wytrawny lub bardziej słodki.
Trójniak owocowy przez dobór
odmian miodu, składu owoców i swoistej pełni, zwanej niekiedy także ekstraktywnością, przyjemnie zaskoczy
niejednego amatora dobrych trunków,
w tym również zaprzysięgłych zwolenników win gronowych.
By nie pisać już samemu nic więcej na temat wyższości trójniaków
nad innymi miodami pitnymi, powołam się na niekwestionowany autorytet w przedmiocie – na Macieja
Jarosa (kojarzymy?), który w jednym
z magazynów „Wino” wyraził opinię,
że to właśnie trójniaki są – dla niego
– najlepszymi miodami pitnymi.
A jeśli już ktoś jest przekonany do
miodów pitnych może zapytać, a dlaczego nie dwójniaki czy półtoraki?
www.konfraternia.org
W końcu to już prawdziwa ekstraklasa. No tak, nie ulega kwestii! W tym
miejscu pominę niebagatelne kwestie
trudności technologicznych przy fermentowaniu tych ciężkich miodów,
a odwołam się do aspektu medycznego
i pośrednio związanego z nim aspektu praktycznego. Aspekt medyczny
jest taki, że dwójniaki i półtoraki są
bardzo słodkie, a cukry w dużych ilościach, choćby były to wyłącznie cukry proste, nie są największym dobrodziejstwem dla żołądka – szczególnie
w większych ilościach. No i tutaj dochodzimy do aspektu praktycznego,
który nie mówi o niczym innym, jak
o tym, że – po prostu – cięższe miody można serwować rzadziej, a lżejsze
trójniaki pozwolą nam częściej cieszyć
się pełnią aromatów i smaków owoców i samego miodu.
Dobór surowca
Osobiście wykorzystuję tylko 4 gatunki miodu: wielokwiatowy (niekiedy nazywany także wiosennym), lipowy, gryczany i... tani.
Miód wielokwiatowy jest zazwyczaj moim miodem bazowym. Stanowi
większość miodu w nastawie. Najbardziej cenię go za charakter i wiosenny
świeży powiew. Ma jeszcze dwie inne
zalety! Pszczoły robią go każdego roku
(każdego roku jest bowiem wiosna)
i jest najtańszy. Niestety, w dobie gwałtownego wzrostu areałów pod rzepak
na biopaliwa miody wielokwiatowe
tracą obecnie na jakości i zaczynają
być często odmianą miodu rzepakowego, który dla miodosytnictwa ma
mniejszą wartość. Inna rzecz, że jak
się nie ma co się lubi – to się lubi co
się ma. No i – powiedzmy to wyraźnie
– coraz częściej będziemy musieli zastępować miody wiosenne, o przebogatym przekroju aromatów, „płaskim”
miodem wielokwiatowym z przewagą
rzepaku. Chyba, niestety, musimy się
z tym pogodzić.
Miód lipowy bywa bardziej himeryczny – może go być niewiele i jest
wyraźnie droższy. Do tego w okresie
kwitnienia lipy pszczoły potrafią ją
często zdomieszkować jakimś przypadkowym pożytkiem (na przykład
spadzią), który dla nas – ogólnie –
jest nieprzydatny. Godzi się jeszcze
zauważyć, że silny i charakterystyczny aromat miodu lipowego może być
nie na miejscu w wypadku użycia go
do niektórych owoców o stosunkowo
słabym aromacie. Nasuwa mi się tutaj
choćby pigwa (nie pigwowiec, ale pigwa!) lub nawet jeżyny leśne.
Lipę – z uwagi na jej silny aromat
– bardzo często stosuję do dosładzania. Dosładzanie miodów pitnych już
po zakończonej fermentacji jest zabiegiem troszkę „niesportowym”, ale kto
powiedział, że miodosytnik o leniwym i niecierpliwym charakterze ma
być wyczynowym sportowcem?
Miód gryczany natomiast –
w moim wypadku – jest istotnym,
niekiedy koniecznym dodatkiem. Jego
zawartość to 10–20% całości miodu w nastawie miodów owocowych
(oczywiście nie wszystkich, ale o tym
później). Miód gryczany jest najdroższym z miodów, które stosuję, a do
tego jest trudniej od pozostałych osiągalny. Najlepszy jest z okolic Janowa
Lubelskiego; na północy Polski, gdzie
mieszkam, raczej słabszy i jaśniejszy.
Miód gryczany – statystycznie – jest
najczęściej chyba nielubianym miodem pszczelim. Warto o tym pamiętać, przy czym po przefermentowaniu
jego aromat się zmienia i jeśli się nie
przesadzi z ilością gryki – nawet najbardziej ortodoksyjni jej przeciwnicy
i tak będą cmoktać z zachwytem na
nasz miodek pitny!
No i wreszcie czwarty miód –
miód tani... Zdarza się, że w hurtowni miodu jest jakaś zapomniana beczka albo że w tej beczce jest ciemnawy
miód spadziowo-lipowy... Pamiętajmy, że miód pszczeli do wytwarzania
naszych miodów pitnych może być
nietypowy, pomieszany, a więc trudny
do sprzedania na rynku detalicznym,
gdzie zdecydowanie brylują czyste
miody odmianowe. Owszem, hurtownik potrafi taki tanio kupiony od nieszczęsnego pszczelarza miód „wkupażować” do innych miodów, ale równie
dobrze tanio go nam odsprzeda. Dla
naszych zastosowań miód taki może
być umiarkowanie zanieczyszczony –
13
Miodosytnictwo
wtenczas można sycić i/lub filtrować.
Tyle, że musi być wówczas tańszy.
Może jeszcze słówko o miodzie
akacjowym, który od czasu do czasu trafia się po całkiem znośnej cenie.
Jeśli jest okazja kupić go w cenie powiedzmy 13 zł/kg – brać! Targować,
jak będą chcieli drożej. Akacja może
zastąpić miód wielokwiatowy, ale najlepiej jednak wziąć ją samą do miodków na delikatnych owocach. Gdybym
miał dużo jeżyny leśnej i taką akację...
Jak kupować miód
Zapominamy, rzecz jasna, o zakupach w słoikach, a korzystamy z możliwości wspólnych zakupów pojawiających się często na naszych forach
internetowych – miodosytnictwo.pl
i konfraternia.org/forum. Są to zakupy
u sprawdzonych pszczelarzy lub z dużych, szanujących się hurtowni. W końcu 2008 roku ceny interesujących nas
miodów odmianowych pozyskiwanych
wspólnie zawierały się pomiędzy 9 a 13
zł/kg. Miody zakupione wspólnie w ilościach hurtowych trafiają do rąk zainteresowanych w czasie naszych spotkań
i przy okazji imprez. Imprezy te stwarzają też, co zrozumiałe, okazję do okazyjnych możliwości transportowych.
Coraz częściej, właściwie już prawie
zawsze kupujemy miód w poręcznych
wiaderkach 10- lub 30-litrowych.
Owoce
Miast zastanawiać się, jakie owoce nadają się do robienia miodów pitnych, można właściwie sporządzić listę tych owoców, które do tego się nie
nadają lub stwarzają – szczególnie początkującym – problemy. Na pierwszy
raz nie warto przymierzać się do jabłek. Po pierwsze mało jest dobrych,
przydatnych gatunków. Niezłe są glogierówki – ponoć to z nich robi jabłczaki sam Maciej Jaros (robiłem – są
dobre), być może nadają się antonówki (nie sprawdzałem), ale już taka złota reneta nie nadaje się. Być może szara reneta uważana za zdecydowanie
przerobową jest lepsza?
Drugą przyczyną względnej nieprzydatności jabłek jest trudność
pozyskiwania z nich soku przy jed-
14
noczesnej konieczności rezygnacji
z wygodnego w innych wypadkach
fermentowania w miazdze.
Gruszki? Och! Te same problemy
z pozyskiwaniem soku, a jeszcze większe z gatunkiem. Po prostu do wytwarzania miodów owoc – prócz swych
naturalnych cukrów – musi zawierać
także kwasy organiczne. Gruszki rzadko kiedy spełniają ten drugi warunek.
Oczywiście nie można uznać, że kwaśna, niedojrzała gruszka zawiera cenne dla nas kwasy!
warto pamiętać
Owoce do miodów pitnych muszą być
w pełni dojrzałe, zdrowe i pierwszorzędnej jakości. Pierwszorzędna jakość
nie oznacza, że owoce małe, zdrobniałe
są gorsze. Wcale nie – przecież o jakości
naszego miodu nie będzie decydować
wielkość owoców, ale jakość soku. Tylko
tyle, no i... aż tyle.
Jakie jeszcze owoce „na nie”? Nie piszę o borówkach i o poziomkach – bo to
chyba oczywiste – borówki mają kwasy
silnie hamujące fermentację, a z aromatu poziomki po fermentacji nie pozostaje kompletnie nic. Nie słyszałem też
o miodach z truskawek i mocno wątpię,
czy w ogóle miałyby sens.
Jakie owoce „na tak”? Porzeczki
(szczególnie czarna), wiśnie, jagody,
żurawiny, tarnina, jeżyny (także ogrodowa), dzika róża, głóg (pod warunkiem krótkiej fermentacji w miazdze)
i... wszystkie inne owoce, które dojrzewając na słońcu, są jednocześnie
i słodkie, i kwaśne.
J ak policzyć zawartość soku...
Mówiąc o soku owocowym nasuwa się pytanie, jak wyliczyć ilość soku
w stosunku do wagi owoców. Sprawa
jest dość banalna. Jeśli bowiem nie
chcemy za wszelką cenę od samego
początku naszej działalności miodosytniczej popaść w laboratoryjną dokładność, to przyjmijmy, że ilość soku
liczona w litrach to 2/3–3/4 wagi owoców w kilogramach. Przy czym, jeśli
koniecznie chcemy stosować „szkiełko i oko”, łatwo się domyślić, że wyższy wskaźnik zastosujemy w przy-
padku takich soczystych owoców jak
wiśnie, a niższy – jabłek lub gruszek.
A co z dziką różą lub głogiem? W drugim artykule podaję recepturę na miód
z dzikiej róży.
… i jak go wydobyć
Rzecz cała sprowadza się do odpowiedzi na pytanie, czy będziemy
fermentowali w miazdze, czy wytworzymy sok przy użyciu sokownika
parowego. Pomijam oczywistą opcję
otrzymania soku przez tłoczenie na
prasie, co w wypadku większości polskich owoców (prócz winogron i – powiedzmy – wiśni) jest zagadnieniem
trudnym technologicznie, raczej poza
zasięgiem możliwości amatorów. Skoro jestemy przy tłoczeniu soku na prasach, warto powiedzieć, że właściwości trunku jako produktu finalnego
fermentowanego umiejętnie w miazdze i fermentowanego z soku są bardzo zbliżone.
Co innego, jeśli mówimy o sokach,
które uzyskujemy z sokowników. Panuje opinia, że trunki uzyskiwane z takich
soków są gorsze niźli te fermentowane
w miazdze. Ja sam, mówiąc zupełnie
szczerze, nie widzę różnicy. Mało tego!
Są surowce (czarny bez), które wręcz
wymagają wstępnej termicznej obróbki z uwagi na konieczność rozłożenia
szkodliwych substancji. Wówczas wytwarzanie soku w zetknięciu z gorącą
parą wodną jest rozwiązaniem wręcz
idealnym. Kolejną zaletą wykonywania miodów owocowych z soków pochodzących z sokownika jest prostota
dalszych działań po rozpoczęciu fermentacji. O ile nastaw fermentowany
z samego soku wymaga tylko kolejnych
obciągów, to fermentacja w miazdze1
pociąga za sobą konieczność oddzielenia zbędnych części owoców (skórki, pestki etc.) z nastawu. Bywa, że jest
to czynność bardzo uciążliwa i pracochłonna. Pomieszczenie, w którym to
Fermentacja w miazdze to fermentowanie w brzeczce rozdrobnionych (ewentualnie także odpestkowanych) owoców. Taka
fermentacja pozwala „wyciągnąć” z miazgi
owocowej wszelkie substancje składające się
na sok. Po kilku dniach z resztek owoców
odcedza/odciska się fermentujący nastaw,
a same resztki się wyrzuca.
1
KONFRATER 1/2009
robimy, może uzyskać dość nieciekawy
wygląd, a że najczęściej jest to domowa
kuchnia – procesy te, mówiąc oględnie, bywają zarzewiem nieporozumień
rodzinnych. W sezonie letnim i jesiennym obrazu nieszczęścia mogą dopełnić muszki octowe, które na pewno nie
przepuszczą okazji...
Radziłbym więc stosować sokownik w przypadku owoców, które są
podatne do takiej obróbki (np. czarny bez, porzeczka czy aronia). Jasne,
że nie jest to metoda uniwersalna i remedium na wszystkie kłopoty związane z uzyskiwaniem soków do fermentowania pitnych miodów owocowych.
Owoce dzikiej róży wręcz wymagają
innej techniki i najczęściej fermentuje się je w całości. Głóg też nie nadaje się do sokownika. Czarna jagoda
– dla odmiany – świetnie fermentuje
w miazdze. Fermentacja ta może być
długa, przez co nie jest tak kłopotliwa, jak w przypadku owoców, których
pestki mogą dawać kiepskie posmaki
(tutaj podam przykład głogu – z jego
pestkami trzeba „uciekać” z nastawu
ledwie po paru dniach).
Ile soku
W wypadku szczególnego rodzaju
miodu pitnego, jakim jest miód owocowy, zamiast mówić o ekstraktywności, mówmy o procentowej zawartości
soku owocowego w brzeczce. Jak nietrudno się domyślić, im większy jest
udział soku, tym większa intensywność doznań smakowych. Wartość ta
zasadniczo zawiera się w przedziale od
15 do 25%, przy czym niższa wartość
odnosi się do soków o wyrazistym charakterze – takich, jak na przykład sok
z czarnego bzu. Osobiście w wypadku
tego akurat soku zalecałbym wartość
tylko 10%, nie każdy bowiem lubi jego
specyficzny smak i aromat. Nawiasem
mówiąc, sok z czarnego bzu charakteryzuje się wspaniałą, krótką i bezproblemową fermentacją.
J akie miody do jakich owoców
Mówiliśmy o trzech miodach: wielokwiatowym, lipowym i gryczanym.
Miód wielokwiatowy – jak wspomniałem – to podstawa. Jest on właściwie
www.konfraternia.org
Fot. Michał Rosłoniec
Miodosytnictwo
„Wiedział Pan Bóg dlaczego pszczoły stworzył” – zacne miody pitne z Parpar wyrobu Autora
zawsze, każdego roku i w dużej ilości.
Gryka trafia do moich nastawów nieco
rzadziej. A lipą zazwyczaj dosładzam
lub też dodaję ją na koniec fermentacji, kiedy widać, że drożdże mają jeszcze chęć fermentować, a nastaw już
zrobił się zanadto wytrawny.
O miodzie gryczanym napisałem,
że używam go nieco rzadziej i już mówię, kiedy go nie zalecam. Ogólnie
tam, gdzie jego ciężki, siermiężny nieco aromat i smak będą się kłóciły z delikatnymi owocami. Może na przykładzie: wiśnia – tak, to fajne wsparcie dla
tego owocu, przy delikatnym agreście
mocno bym się zastanawiał. Czarna
jagoda (w miodach pitnych jest owocem bardzo wyrazistym) „lubi” grykę, ale już przy delikatnej jeżynie leśnej, ostrożnie – najwyżej 10% całego
miodu pszczelego w nastawie. Dzika
róża, która z upływem lat dojrzewania
daje wspaniałe efekty, według mnie nie
musi „wspierać” się gryką. Czarny bez?
Ten miód oparty jest na tak charaktery-
stycznym smakowo surowcu, że nie ma
po co dawać gryki, szkoda, ona raczej
„utonie” w całości, a gdyby dać jej dużo,
kompozycja może być niewłaściwa dla
sporej części degustujących. Dlaczego?
Ano, czarny bez nie jest akceptowany
przez wszystkich i gryka także. Dwa
grzyby w tym barszczu mogą być pewną przesadą. Jabłczak? Jeśli już w ogóle
jabłczak, to według mnie gryka jest ok!
Kończąc o gryce, proponuję taki „myk”.
Kiedy mamy jakiś owoc i zastanawiamy się, czy gryka będzie pasowała to
pomyślmy, że mamy ten owoc na talerzu i obok słoiczki z miodami. I idźmy
za instynktem: pasuje miód gryczany,
czy raczej nie?
Miód lipowy jest miodem chyba
najdroższym i do tego dość trudno
dostępnym. Ma silny aromat, który nie
ginie nawet podczas sycenia. O tej sile
warto pamiętać, żeby nie spowodować takiej sytuacji, kiedy degustujący
będą rozpoznawali wyłącznie aromat
miodu lipowego, a umknie im nasz
15
Fot. Piotr Okniański
Miodosytnictwo
Bajkowe odcienie różnych odmian miodu. Dla jednych niebo w gębie, dla innych surowiec do dalszej obróbki
z trudem zdobyty, rzadki owoc. No to
co z tą lipą? Stosuję ją w niewielkich
ilościach do dosłodzeń, kiedy już okazuje się, że drożdże wyjadły z nastawu cukry tak dalece, że nie ma innego
wyjścia i ostateczny produkt musi być
nieco dosłodzony. W większości miodów owocowych nutka aromatu lipowego jest na miejscu. Ale tylko nutka,
a nie obezwładniająca – jak napisałem
wcześniej – dominanta. Może zróbmy
tak jak z gryką: talerzyk, nasze owoce i słoiki z miodami jako tzw. motyw
do zastanowienia się. Zawsze będę
powtarzał do znudzenia: jeśli sukcesu
swego miodu owocowego upatrujesz
w ścisłych recepturach – możesz przegrać, lepiej zdaj się na swój instynkt.
To żadna filozofia, bynajmniej!
W miodzie owocowym wszystko
zależy od aromatów i smaków spożytkowanych doń miodów pszczelich oraz owoców. A to nigdy nie jest
to samo! Nigdy! Każdy miód z tej samej odmiany może być skrajnie inny,
a i owoce różnią się często przeogromnie. Jak bardzo różnią się choćby między sobą maliny czy wiśnie! Ile są
warte nowoczesne, długoowocujące
odmiany przemysłowe malin od odmian starszych, które wymagają od-
16
mładzania, żeby w ogóle chciały cos
jeszcze rodzić, wie tylko ten, kto zna
smak tych drugich (nie mówiąc o malinach... leśnych). Nie będę wyszukiwał daleko. Przykład moich miodów
wiśniowych. W swej paroletniej karierze miodosytnika specjalizującego
się w miodach owocowych wiele już
razy popełniałem wiśniaki. I dopiero w tym roku trafiłem na taki owoc,
który dał zadowalające efekty! A jabłka? Jak bardzo różnią się poszczególne
odmiany? I jak bardzo znajduje to odbicie w jakości ewentualnych jabłczaków? Polecam nie próbować dociekań.
Szkoda czasu, miodu i nerwów.
Jeszcze akacja! Miód akacjowy jest
tworzywem o wyszukanym delikatnym
smaku i aromacie. Można – z grubsza
– powiedzieć, że jest świetnym substytutem miodu wielokwiatowego, ale...
jego wspaniałe walory mogą jednak
znikać „przykryte” mocnymi akcentami owocowymi w wypadku miodów
owocowych z charakterystycznych
owoców. Warto mieć to na względzie,
kiedy mamy do dyspozycji wielokwiat,
choćby „rzepakowaty”. Oczywiście, jeśli mamy akurat do dyspozycji owoc
o bardzo delikatnym i ulotnym aromacie jak na przykład jeżyna leśna – daj-
my właśnie akcję, wyłącznie akację! To
może być prawdziwy hit!
Tutaj konieczna jest dygresja. Opisane przeze mnie powyżej sposoby dobierania miodów pszczelich do
konkretnych owoców są oparte na
moich subiektywnych odczuciach.
A muszę się przyznać do tego, że lubię grykę, a za lipą nie przepadam. Nie
lubię czarnego bzu (kwiatów szczególnie), a dostaję fiksum-dyrdum na
samą myśl o czarnej jagodzie. To tylko
tak gwoli pokazania jakiegoś ułamka
spektrum zjawiska o nazwie: „wpływ
osobniczych przekonań okołoorganoleptycznych a dobór miodów odmianowych w owocowych miodach pitnych ze szczególnym uwzględnieniem
ekstraktywnych trójniaków o należytej ze wszech miar mocy”.
ycić, czy nie sycić?
S
Dawniej, kiedy miód pszczołom
podbierali w pocie czoła bartnicy, ten
miód do najczystszych nie należał.
Nie wnikając w arkana trudnej sztuki
ówczesnych pszczelarzy należy tylko
zauważyć, że miód miał bardzo wiele zanieczyszczeń – wręcz mechanicznych. Kiedy z tak zanieczyszczonego,
brzydkiego miodu robiono brzeczkę,
aż „prosiło się” ją sycić. Sycić – czyli
powoli gotować, i podczas tego powolnego gotowania zdejmować tzw. szum,
w którym znajdą się wszystkie zanieczyszczenia. Szumowiny, które ulegają względnemu zestaleniu nazywano
dawniej „kopcem”.
Kopiec można z powodzeniem spożytkować do podkarmiania pszczół,
a po usunięciu zanieczyszczeń mechanicznych nadaje się do wykorzystania
w kuchni, a właściwie w domowym
cukiernictwie. To tak, na marginesie.
Dzisiaj, kiedy podczas podbierania
miodu z uli, w sukurs pszczelarzom
przyszła technika, uzyskany surowiec
jest zdecydowanie lepiej oczyszczony. Z powodzeniem można z niego
robić brzeczkę bez sycenia, szczególnie w wypadku miodów owocowych,
kiedy będzie nam zależało na „uratowaniu” bogactwa aromatów, które ulatują z brzeczki w trakcie gotowania.
Nawiasem mówiąc, ma to mniejsze
KONFRATER 1/2009