Wojciech Szczerbacz EGZYSTENCJALIZM WCZESNYCH FILMÓW
Transkrypt
Wojciech Szczerbacz EGZYSTENCJALIZM WCZESNYCH FILMÓW
Uniwersytet Jagielloński Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej Instytut Sztuk Audiowizualnych Wojciech Szczerbacz EGZYSTENCJALIZM WCZESNYCH FILMÓW WOJCIECHA JERZEGO HASA Promotor: Recenzent: prof. dr hab. Grażyna Stachówna prof. dr hab. Tadeusz Lubelski Kraków 2004 Spis treści Spis treści ___________________________________________________ 2 Wstęp ______________________________________________________ 3 W POSZUKIWANIU KONTEKSTÓW POLSKIEGO EGZYSTENCJALIZMU ______________________________________ 3 Rozdział 1 __________________________________________________20 „PĘTLA”: W STYLISTYCE „CZARNEGO REALIZMU” ____________20 Rozdział 2 __________________________________________________39 „POŻEGNANIA”: W NIEWOLI MASKI _________________________39 Rozdział 3 __________________________________________________55 „ROZSTANIE”: MELODRAMAT BEZ MIŁOŚCI __________________55 Rozdział 4 __________________________________________________72 „JAK BYC KOCHANĄ”: NIEZGODA MIĘDZY AKTOREM I DEKORACJĄ_______________________________________________72 Rozdział 5 __________________________________________________92 „NIECIEKAWA HISTORIA”: ŚWIADOME „BYCIE-KU-ŚMIERCI” ___92 Zakończenie_________________________________________________107 BUNT PRZECIW ABSURDOWI: IRONIA I GROTESKA ___________107 Bibliografia _________________________________________________116 PRACE DRUKOWANE _____________________________________116 ŹRÓDŁA I OPRACOWANIA NIEPUBLIKOWANE_______________125 Filmografia _________________________________________________126 PEŁNOMETRAŻOWE FILMY WOJCIECHA JERZEGO HASA _____126 2 Wstęp W POSZUKIWANIU KONTEKSTÓW POLSKIEGO EGZYSTENCJALIZMU Twórczość filmowa Wojciecha Jerzego Hasa nie doczekała się dotychczas opracowania, które sprostałoby wymogom kompletności ujęcia stawianym aktualnie przed monografiami. Filmom Hasa poświęcono dotychczas trzy książki [Eberhardt, 1967; Orłowski, 1974; Słodowski, 1994], jednak żadna z nich nie realizuje tych oczekiwań. Książka Eberhardta jest najbliższa dorównaniu standardom współczesnej monografii filmoznawczej, jednak nie spełnia ich z przyczyn niezależnych od jej autora. Do pisarstwa Konrada Eberhardta wydaje się mieć w pełni zastosowanie uwaga filmoznawcy, sformułowana pod adresem pisarstwa Bolesława Michałka, debiutującego w roli krytyka filmowego kilka lat przed Eberhardtem: Dodajmy, że w latach pięćdziesiątych, gdy polska myśl filmowa daleka była od rygorów akademickich, „unaukowiony esej” (określenie Aleksandra Jackiewicza) plasował się na szczytach ówczesnej refleksji nad kinem [Helman, 2002: 89]. Dzisiaj, szczególnie po powstaniu wzorcowych monografii twórczości kinowej Ingmara Bergmana [Szczepański, 1999] czy Agnieszki Holland [Jankun-Dopartowa, 2000], kryteria i oparte na nich oceny są już inne. Monografia sprzed bez mała czterdziestu lat, chociaż ukształtowała spojrzenie na twórczość krakowskiego reżysera chyba wszystkich następców Eberhardta aż do chwili obecnej, jest dziś niewystarczająca. Kolejna przyczyna wypływa z samej chronologii: książka Eberhardta została ukończona jesienią 1966 roku, ostatnim filmem nią objętym są „Szyfry”, 3 ósmy z czternastu pełnometrażowych obrazów fabularnych Wojciecha Hasa. Po opublikowaniu monografii krytyk śledził z uwagą dalszą twórczość Hasa, o czym świadczą chociażby jego wartościowe recenzje „Lalki” (1968) i „Sanatorium pod Klepsydrą” (1973), jednak do drugiego wydania książki już nie doszło, zaś sam Eberhardt wkrótce zmarł na raka. Warto dodać, że Has, skrzętnie śledzący głosy krytyki skierowane pod adresem jego filmów i odnoszący się do nich w wywiadach, przyznał, że jedynie pisarstwo Konrada Eberhardta inspirowało go i było dla niego stymulującym bodźcem [Kornatowska, 1983: 1011]. Praca Władysława Orłowskiego „Z książki na ekran” to opublikowana z drobnymi zmianami praca doktorska z zakresu filmoznawstwa, którą autor obronił w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Trzeba jednak na wstępie zauważyć, że twórczość Hasa nie jest jej głównym tematem, autor analizuje tylko dwa filmy reżysera: „Pożegnania” (1958) i „Wspólny pokój” (1960). W dodatku interesują go one jedynie jako egzemplifikacja teoretycznych tez, za pomocą których autor ujmuje relacje zachodzące między pierwowzorem literackim a jego ekranizacją. Powyższa perspektywa badawcza, zawężająca opisywanie działań reżysera do poszukiwań w języku filmowym efektów będących ekwiwalentami ekranowymi części składowych dzieła literackiego, nieuchronnie skutkuje krytyczną oceną wprowadzonych do filmu zmian i udziwnień. Twórczość Hasa widziana w tej perspektywie badawczej – aczkolwiek w pełni uprawnionej – została zredukowana do literackich odniesień i, w konsekwencji, zubożona. Pomimo tego, że ujęcie twórczości Hasa w tej książce jest wycinkowe, nie sposób usunąć jej z kręgu inspiracji i z zestawienia bibliograficznego. Drobiazgowe analizy zachowują pełną aktualność, ponadto badacz w opisie „Wspólnego pokoju” wyraźnie wskazuje na skutki, jakie przynoszą zmiany wprowadzone przez reżysera na płaszczyźnie poetyki i filozofii, pozwalające na 4 usytuowanie filmu w nurcie egzystencjalizmu [Orłowski, 1974: 214-216]. Film ten ze względu na chronologię i na cele, jakie postawił sobie reżyser, w pełni mieści się w zakresie tematycznym niniejszej pracy, jednak analiza Władysława Orłowskiego, której wnioski są w dużym stopniu zgodne z moimi przekonaniami, wtórnymi względem niej, pozwala mi na pominięcie „Wspólnego pokoju”. Dodatkowe argumenty przeciwko obecności w mojej pracy analizy tego filmu, przedstawione w dalszej części wstępu, wypływają z konstrukcji rozprawy i przyjętych w niej założeń. Publikacja Jana Słodowskiego, stale bardzo przydatna ze względu na swe niezmienne walory dokumentacyjne (obszerny wywiad z reżyserem, wybór tekstów prasowych, pełny opis filmograficzny), zawiera także ważny szkic interpretacyjny twórczości Hasa, ale sposób ujęcia oraz jego objętość, nieprzekraczajaca dwóch arkuszy wydawniczych, decydują, że pozostaje on jedynie ogólnym szkicem. Dotychczas nie została opublikowana zapowiadana kilka lat temu książka autorstwa Piotra Wojciechowskiego, pisarza, który poświęcił twórczości Hasa kilka artykułów [Wójcik, 1999]. Spośród innych autorów, którzy przez wiele lat z uwagą śledzili i komentowali twórczość artysty, na uwagę zasługują szczególnie Maria Kornatowska i Tadeusz Sobolewski, dwójka krytyków odtwarzających dwa różne światy filmów Hasa: jeden przesycony surrealizmem, drugi – siłą wypływającą z artystycznej kreacji ocierającej się o metafizyczną tajemnicę. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy, a więc równolegle z powstawaniem mojej rozprawy, pojawiło się w prasie filmowej i kulturalnej oraz w czasopismach filmoznawczych kilka artykułów młodej badaczki związanej z ośrodkiem poznańskim, historyka sztuki Iwony Grodź. Przydatność artykułów tej autorki, ze względu na zawarte w nich dociekliwe analizy ikonograficzne i stylistyczne, pozwalające na poszerzenie kręgu inspiracji ideowych i artystycz- 5 nych twórczości Hasa, spowodowała, że część zamkniętych już części pracy została poddana poszerzeniu i aktualizacji. O filmach Hasa, zwłaszcza początkowo, wiele pisała krytyka filmowa. Po odwilży 1956 roku pojawiły się lub zostały reaktywowane liczne tygodniki, niemające obecnie – niestety – odpowiedników pod względem ukierunkowania na sprawy kulturalne, w których o każdym pojawiającym się na ekranach filmie Hasa pisali słynni krytycy. Dochodziły do tego artykuły i wywiady z tygodników ściśle filmowych, recenzje w adresowanej do inteligencji prasie codziennej, sporadycznie emigracyjnej, a w późniejszych latach także zagranicznej, zwłaszcza francuskiej. Wynikiem wstępnej kwerendy przeprowadzonej przeze mnie jest zbiór około trzystu adresów bibliograficznych. Niestety, weryfikacja ich zawartości w dużej mierze rozczarowała mnie. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy była zapewne bezradność intelektualna piszących. Niezależność reżysera sprawiała, że jego filmy – usilnie wciskane w schematy ekspresjonizmu, polskiej „szkoły” filmowej, kina gatunków, filmu psychologicznego, umykały recenzentom. Jeżeli przytaczali dla objaśnienia jego twórczości konteksty, to najczęściej lokalne, sprowadzone do „tu i teraz”, które Hasa nie obchodziły. Drugim powodem były przyjmowane apriorycznie założenia ideologiczne i uległe dostosowanie się krytyków do sytuacji politycznej. Has ostro, ale nie bez racji, mówił w wywiadzie: Drugim [po państwowym mecenasie – W. S.] czynnikiem eksterminacji była krytyka. Tu wyjątkowo z mecenasem zgodna: od szkoły polskiej po dzień dzisiejszy krytyka zajmowała się wszystkim tylko nie estetycznym kształtem polskiego kina. Pasjonowały ją spory polityczne (...) [Bajer, 1981: 7]. Obrazu piśmiennictwa na temat filmów Hasa dopełniają artykuły pojawiające się w ostatnich latach w „Kwartalniku Filmowym”, które jednak podejmują analizę dział – poza „Pętlą” i „Pożegnaniami” – nieobjętych ramami mojej pracy, oraz niezbyt liczne i prawie wcale niepublikowane, nawet we 6 fragmentach, prace magisterskie, których zestawienie, doprowadzone jednak tylko do lat osiemdziesiątych XX wieku, znajduje się w Polskiej Bibliografii Filmowej, wydawanej ze znacznym, niestety, opóźnieniem przez Filmotekę Narodową. Ten niezadowalający stan badań wydaje się wymowny. Mimo że zakończona już definitywnie twórczość reżysera zdaje się sprzyjać podejmowaniu trudu pisania monografii i opracowania tematów przekrojowych, nie są one realizowane. Pojawiły się ostatnio w księgarniach monografie filmowców młodszych od Hasa o całe pokolenie, których twórczość nie jest jeszcze zamknięta, zaś działania zakulisowe, mogące rzucić na nią dodatkowy i pomocny badaczowi snop światła, nie zostały jeszcze odkryte. Wygląda na to, że bliższe zainteresowaniom dzisiejszych filmoznawców jest tak zwane kino moralnego niepokoju, zaś przesłanie Hasa przemawia do nich słabiej. Jednym z aspektów twórczości reżysera, niezauważany lub niedoceniany w literaturze przedmiotu, jest wyrażany przez nią egzystencjalizm. Moja praca ma za zadanie częściowo wypełnić lukę w piśmiennictwie na ten temat i stać się przyczynkiem do ogólniejszych opracowań poświęconych kinu Wojciecha Hasa. Podstawowym założeniem mojej rozprawy jest obecność w twórczości Wojciecha Jerzego Hasa światopoglądu, który nazywam egzystencjalistycznym. W całej pracy używam rzadziej stosowanego przymiotnika „egzystencjalistyczny”, zamiast powszechniejszego „egzystencjalny”, ponieważ „egzystencjalny” pojmuję jako kwalifikator odnoszący się do każdej egzystencji, nie tylko ludzkiej, i nie wiążę go ściśle z egzystencjalizmem. Pod pojęciem „egzystencjalistyczny” rozumiem „zgodny z filozofią egzystencjalizmu”, a dokładniej – z jej współczesnym nurtem powstałym we Francji przed drugą wojną światową i rozwijającym się szczególnie silnie w pierwszych latach po jej zakończeniu, za której głównych przedstawicieli uważam Jean-Paula Sartre’a i Alberta Camusa. 7 Definicja ta nie jest w pełni zgodna z etykietami, które przybierali bądź porzucali sami twórcy. Z jednej strony można podać przykład Camusa, który – chcąc się odróżnić od Sartre’a i jego otoczenia – określał się mianem „absurdalisty”, nie przykładał najmniejszej wagi do – kluczowych dla Sartre’a – rozważań ontologicznych, a nawet spotkał się z niewybrednymi atakami na łamach „Les Temps Modernes” [Szydłowska, 2002: 15-23], z drugiej – myślicieli chrześcijańskich, którzy pretendowali do miana egzystencjalistów, zaś ich postawę określa się w literaturze za pomocą oksymoronu „egzystencjalizm teistyczny” [Copleston, 1981]. Pomimo zamieszania terminologicznego, na które uskarżał się już w 1945 roku twórca kierunku [Sartre, 1998: 22-23], uważam termin „egzystencjalizm” za znaczeniowo na tyle wyrazisty, bym mógł nim operować w pracy bez niebezpieczeństwa objaśniania za jego pomocą postaw ze sobą sprzecznych. Pełna ostrość terminu nigdy nie została osiągnięta, nie jest też konieczna w pracy historycznofilmowej. Z tego też powodu nie odwołuję się do największych prac filozofów, jak „L’être et le néant” Sartre’a, ograniczając się do popularyzatorskiego zapisu konferencji prasowej „Egzystencjalizm jest humanizmem” oraz do kilku opracowań polskojęzycznych. Nie zakładam bowiem, że twórczość Hasa jest wierną egzemplifikacją filozofii egzystencjalistycznej, nie szukam w rzeczywistości pozafilmowej argumentów wzmacniających moje założenie. Dlatego też nie prowadziłem kwerendy i nie prezentuję źródeł, które by jednoznacznie wskazywały, że Has czytał dzieła Sartre’a czy Camusa i wyrażał identyfikację z zawartymi w nich poglądami. Bodźcem, który spowodował przyjęcie przeze mnie podstawowego założenia, są same filmy Hasa rozpatrywane na ogólnym tle kultury polskiej lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Kontekst popaździernikowej odwilży narzucał egzystencjalizm z wielu stron. W 1957 roku, kiedy Has kręcił na Dolnym Śląsku swój pierwszy film 8 pełnometrażowy, Konrad Eberhardt, przyszły monograf jego twórczości, młody absolwent filologii romańskiej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wrócił do Polski z pierwszego długiego pobytu we Francji i wydał w PAX-ie swoją pierwszą książkę, zbiór esejów – jeszcze literackich i teatralnych a nie filmowych – naznaczonych piętnem egzystencjalizmu. Esej „Cień buntownika” poświęcony filozofii Camusa, nie bez powodu użyczył swojego tytułu całemu tomowi – cień tego buntownika rozpościerał się bowiem nad niemal całą francuską kulturą artystyczną. W zamieszczonym w prasie filmowej doniesieniu produkcyjnym z realizacji „Pętli” we Wrocławiu można było przeczytać symptomatyczną charakterystykę statystów, dobrze oddającą nastroje młodzieży, bynajmniej nie tylko wrocławskiej: W tym mieście co drugi młody człowiek nosi obecnie bródkę i brodacze przeważali także wśród statystów, których czarne swetry i niedbały sposób bycia wyraźnie świadczyły o ich egzystencjalistycznych upodobaniach [Peltz, 1957]. Reporter, choć jeszcze nie mógł napisać nic pewnego o powstającym dopiero filmie, przenikliwie zapowiedział swoim tekstem egzystencjalistyczną wymowę filmu, nakładając na widziane sceny i dekoracje znany sobie kontekst. Oprócz tłumu statystów najwymowniejszym jego elementem był pojawiający się z rzadka na planie filmowym scenarzysta, Marek Hłasko. Proza Hłaski zapowiadała powstanie filmu egzystencjalistycznego. Już pierwsze jego opowiadania, a zwłaszcza „Baza sokołowska”, mogły być zasadnie uważane za polski odpowiednik „Ceny strachu” (1953) Henri-Georgesa Clouzota, reżysera-egzystencjalisty. Ta sama brutalność i szorstkość prostych, ciężko pracujących szoferów, ta sama męska solidarność i odpowiedzialność za siebie i kolegów. Pomimo wyrazistości kontekstu i wymowy światopoglądowej filmów Hasa zadziwiające jest pomijanie w większości analiz obecnego w nich egzystencjalizmu, albo wymienianie jedynie jego „ech” na samym końcu długiego szeregu pobieżnych inspiracji stylistycznych [Kornatowska, 1984: 3]. Stosun9 kowo rzadko zwraca na niego uwagę nawet Konrad Eberhardt, który – jako autor pisanych we Francji esejów o egzystencjalizmie i filozofii absurdu – wydawałby się najlepiej przygotowanym do dostrzeżenia ich w filmach Hasa. Późniejsi interpretatorzy ignorują pryzmat egzystencjalizmu i próbują do jego twórczości dobrać inne klucze, nowsze i chyba modniejsze, obecnie częściej przywoływane w całej polskiej filozofii i humanistyce: postmodernistyczny i dialogistyczny. Małgorzata Jakubowska [1998] przykłada do dialogów Kuby z Krystyną, bohaterów „Pętli”, schemat interpretacyjny Levinasa, Bubera czy Rosenzweiga; Maria Kornatowska [1996: 40; 1998 b: 12], odnotowawszy obecność intertekstualności, irracjonalizmu i subiektywizmu w dziełach Hasa, traktuje go jako – być może mimowolnego – postmodernistę. Pomimo odwoływania się do różniących się znacznie między sobą tradycji filozoficznych, stanowiska obu autorek wiele łączy. Po pierwsze, interpretacje te – czego nie ukrywają same autorki – polegają na próbie opisu i wyjaśnienia filmów za pomocą teorii zewnętrznych względem kontekstu intelektualnego, w którym przyszło tworzyć Hasowi, zaś w przypadku jednej z nich – postmodernistycznej – na zewnętrzność ujęcia nakłada się wyraźnie jego dostrzegalna anachroniczność. Stanowisko takie jest metodologicznie dopuszczalne, jednak rodzi niebezpieczeństwo błędnego przełożenia rzeczywistości Hasowskiej na nową rzeczywistość, powstałą po zabiegu transpozycji, z nieodzownym użyciem kluczy zewnątrzkontekstowych. Stanowisko takie powinno być zajmowane przez badacza dopiero w momencie, gdy klucze interpretacyjne, dotyczące pierwotnego kontekstu nie przynoszą zadawalających rezultatów. Na ten moment autorki jednak nigdzie nie wskazują, a co więcej, uzasadnione wydaje się być przypuszczenie, że w przypadku odbioru twórczości Hasa zjawisko takie nie powinno mieć miejsca. Twórczość reżysera, zapewne za sprawą samodzielności artysty i stałego pozostawania poza głównym nurtem kina polskiego – tak pod względem podejmowanej tematyki, jak i stylistyki niepodrabialnej i przyrównywanej do charakteru pisma – może pro10 wokować do podejmowania poszukiwań abstrahujących od tego kontekstu i wybiegających znacznie wprzód pod względem chronologii. Dziwi jednak taka postawa w sytuacji, gdy nie istnieją prace wyczerpująco opisujące filmy Hasa w powiązaniu z ich pierwotnym kontekstem. Po drugie, oba stanowiska, ignorując pierwotny kontekst, prowadzą do konkluzji, które stoją z nim w trudnej do usunięcia sprzeczności. Jakubowska, opisując „Pętlę” przez pryzmat dzieł dialogistów, prezentuje motywacje Kuby, a w istocie ich brak, w opozycji do możliwych wyjaśnień działań bohatera odwołujących się do egzystencjalizmu. Autorka wznosi mur między egzystencjalistami a dialogistami, stosując uproszczoną (i nieuwzględniającą zawartości esejów filozoficznych Camusa) prezentację zapatrywań obydwu grup filozofów na problem samobójstwa [Jakubowska, 1998: 127]. Te same uwagi krytyczne odnoszą się do zamieszczonej w tymże samym artykule analizy „Popiołu i diamentu” (1958) Andrzeja Wajdy. Dzieło to doczekało się jednak niemal równocześnie innej analizy umiejętnie i zgodnie łączącej wątki egzystencjalistyczne i dialogistyczne, pozwalającej dodatkowo lepiej wydobyć motywacje Maćka Chełmickiego i jego relacje z innymi bohaterami. [Szydłowska, 1997: 79-82]. Z perspektywy dialogisty, którą przyjmuje Małgorzata Jakubowska, samobójstwo Kuby należałoby postrzegać w kategoriach grzechu, natomiast odczytanie filmu przedstawione w pierwszym rozdziale niniejszej pracy odeśle czytelnika do z gruntu odmiennej kategorii: tragicznej pomyłki czy raczej po Camusowsku odczytanej absurdalnej pułapki. Także potraktowanie Hasa jako postmodernisty automatycznie unieważniłoby kontekst egzystencjalistyczny, a przynajmniej sprowadziło go do roli cytatu lub konwencji. Wprawdzie postmodernizm wyrósł na katedrach literatury amerykańskich uniwersytetów, bazując, między innymi, na Sartre’owskim egzystencjalizmie, który – za sprawą przedstawienia jednostki ludzkiej jako nieograniczenie wolnej – zyskał w Stanach Zjednoczonych popularność niepo- 11 równywalną z żadnym innym francuskim nurtem filozofii [Kuklick, 1995: 178179], ale zarazem zakwestionował rdzeń egzystencjalizmu. Punkt wyjścia jest zbliżony: poczucie bezsensowności ludzkiej egzystencji zanurzonej w świecie, w którym dawne wartości wyrodziły się, jak w doświadczeniu dwudziestowiecznych totalitaryzmów, którym częstokroć dawały legitymizację, a następnie obumarły. Artyści, uchodzący za twórców postmodernistycznych i odwołujący się do tych samych co polski reżyser mitów, symboli i klisz kulturowych, prowadzą jedynie z nimi grę, manifestując swą biegłość nie pozbawioną odrobiny cynizmu. Has w obliczu umierania tych wartości, który to fakt przedstawia za pomocą środków zbliżonych do postmodernistycznych, ukazuje autentyczny dramat człowieka. Badaczka słusznie pisze: [Has – W. S.] bywa, zgodnie z niepisanym kanonem postmodernizmu, prowokacyjnie teatralny, autoironicznie kiczowaty, tandetny. Chętnie buduje w swoich filmach sceniczną przestrzeń, przesadnie sztuczne sytuacje. Gromadzi staroświeckie, dekoracyjne rekwizyty. We wcześniejszych filmach często powraca wątek knajpy, dancingu, kawiarenki z nieodłącznym podziałem na scenę baru i widownię sali. Ten instynktowny niemal układ przestrzenny jest bardzo znamienny dla wizji reżysera, dla jego sposobu widzenia świata. Wrażenie sztuczności, spektaklu w spektaklu, potęguje jeszcze zamierzony kabotynizm postaci, które zmieniają co chwila maski, przybierają pozy, wcielają się w najrozmaitsze role, wykonują błazeńskie gesty, recytują wyszukane kwestie. Zgrywają się, by zakamuflować brak własnej tożsamości, niezgodę na siebie, frustrację, marazm, niemoc [Kornatowska, 1996: 40]. Jednak diagnoza Kornatowskiej nie jest jedynym możliwym rozpoznaniem. Intencją mojej pracy jest, między innymi, wskazanie, że „dekoracyjne rekwizyty” czy „postaci, które zmieniają co chwila maski” można zadowalająco objaśnić przy pomocy odmiennego niż postmodernistyczny paradygmatu, bez wątpli- 12 wości o zasadność powyżej przedstawionych propozycji badawczych i wypływających z nich konsekwencji. Na niedocenianie perspektywy egzystencjalistycznej w filmach Hasa nakłada się zapewne kilka przyczyn. Jedną z nich może być nieobecność egzystencjalizmu we współczesnej polskiej filozofii (za wyjątkiem prac Walerii Szydłowskiej i niektórych książek Cezarego Wodzińskiego), literaturze, humanistyce, a nawet w dyskursie politycznym i społecznym. Trafnie, choć przekornie, zauważa badaczka filozofii, pisząc: Zaiste, nie było polskiego egzystencjalizmu... [Szydłowska, 1997: 9] Dziś egzystencjalizm jest już niemodny, wydaje się światopoglądem dawno przebrzmiałym, do tego słabo zakorzenionym na polskim gruncie i skompromitowanym za sprawą wstydliwych, silnych związków z marksizmem i sympatii jego twórców dla stalinowskiego totalitaryzmu. Zdarza się, że badacze dokonują nadmiernych uproszczeń stanowiska zajmowanego przez egzystencjalistów i, co za tym idzie, skłonni są podkreślać w filmach Hasa inne postawy [Orłowski 1969: 121; Jakubowska 1998: 127]. Egzystencjalistyczne wytłumaczenie i rozwiązanie tragicznej sytuacji bohatera dla wielu badaczy jest trudne do przyjęcia, bowiem uniemożliwia im odwołanie się do tracącej walor oczywistości (...) kleinerowskiej teorii tragizmu, przyznającej życiu najwyższą cenę. W adaptacji filmowej [„Wspólnego pokoju” – W. S.] Hasa śmierć to alternatywa bezsensownej egzystencji, to amnestia dla skazanych na życie [Orłowski, 1974: 215]. Powyższa przyczyna wyrasta z powierzchowności polskiego egzystencjalizmu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Na słabą recepcję egzystencjalizmu w Polsce powołują się krytycy i badacze, którzy starają się przejawy polskiego 13 egzystencjalizmu uznać za inne niż egzystencjalizm, swoiście polskie zjawiska kulturowe. Takie stanowisko zajął między innymi Bolesław Michałek: Przez poprzednich 40 lat istnienia kina polskiego (...) w filmach o pewnej klasie panowała charakterystyczna tonacja: niebo było zachmurzone, głosy ludzkie zwykle zduszone, twarze zatroskane, naznaczone rozterką, często cierpieniem; ruchy postaci ociężałe, jakby jakiś ciężar przygniatał świat przedstawiony na ekranie. Demonstrowane losy ludzkie nie tak się układały, jak by postacie na to zasługiwały; okoliczności towarzyszące postaciom – i te codzienne, i te wielkie, historyczne – nie tak funkcjonowały, jak by można tego oczekiwać. Gdybym jednym słowem miał określić ten klimat polskiego filmowego universum, powiedziałbym, że był to klimat rozczarowania. Postacie były rozczarowane swoim losem, autorzy rozczarowani rzeczywistością, która ich inspirowała. Nie ironizuję. Ton rozczarowania stanowił o odrębności naszego kina, był jego swoistą siłą, doprowadził do powstania licznych, prawdziwie wielkich filmów. Odbijał pewien stan ducha. Sądzę (chociaż nie wykluczam innych interpretacji), że źródłem tej tonacji nie były motywy egzystencjalne, jak u Bergmana, czy filozoficzne, jak u Camusa. Motywem był pewien ogólny stan zniechęcenia, poniekąd i zniewolenia, rozczarowania kolejnymi epizodami najnowszej historii (...). Stan rozczarowania stawał się powoli trwałą przesłanką egzystencji. A w kinie się to po prostu zapisało [Michałek, 1996]. W mojej pracy odczytuję twórczość Wojciecha Jerzego Hasa wbrew tezie przedstawionej przez krytyka. Poza dużym, wykluczającym przypadkowe podobieństwo, stopniem zgodności treści analizowanych przeze mnie filmów z poglądami egzystencjalistów, można się powołać na niezależność Hasa, jego odmienność od głównego nurtu polskiej filmografii, najdobitniej zaprezentowaną w podejmowaniu problematyki wojennej poza ramami „szkoły” polskiej. Wielokrotnie przyznawano Hasowi samodzielność i umiejętność czynienia odwołań 14 do wielu wątków kultury europejskiej ponad sprawami polskimi, co miało być jednym ze źródeł jego zagranicznych sukcesów. Uważam za uprawnione sięgnięcie także do tych argumentów w sporze o egzystencjalizm filmów Hasa. Inną z prób występujących w literaturze ograniczeń pochopnego odczytania polskich filmów z czasów gomułkowskich w kontekście egzystencjalizmu jest wskazanie na ich możliwe prekonteksty, zwłaszcza romantyczne [JankunDopartowa, 1996: 45, 51-52]. Podobna kreacja bohatera romantycznego i egzystencjalistycznego oraz podobieństwo wypływającej z poczucia sprzeczności ironii romantycznej [Łaguna, 1984: 31] i boleśniej od niej brzmiącej ironii zawartej w absurdzie [Łaguna, 1984: 60] kazałoby odczytać owe postaci i ironię w zgodzie z pierwotnym kontekstem jako romantyczne. Sceptycyzm Marioli Jankun-Dopartowej jest słuszny, jednak w przypadku dzieł Hasa jedynie częściowo funkcjonalny. Powtórnie kontrargumentem może być samodzielność Hasa i niezależność od polskich mitów romantycznych. Nie znaczy to, że reżyser nie sięgał po repertuar pochodzący z tej epoki; najczęściej jednak przekorny artysta nie czerpał z charakteryzowanego przez badaczkę romantyzmu „polskiego”, „walczącego”, „epickiego”, lecz z odmiennego od niego nurtu romantyzmu strachów, baśni, dziwów i niesamowitych nastrojów [Malatyńska, 1978: 12]. „Rękopis znaleziony w Saragossie” jest przykładem zainteresowań artysty romantyzmem grozy, odsuniętym przez polskich romantyków po klęsce powstania listopadowego na drugi plan w ich twórczości. Przykładem wyraźnej obecności preegzystencjalistycznego, romantycznego kontekstu w filmach Wojciecha Hasa mogą być „Szyfry” (1966), które jednak wykraczają poza ramy chronologiczne mojej pracy. Film, powszechnie postrzegany jako spóźnione nawiązanie do tematyki filmów „szkoły” polskiej, odwoływał się do polskiej tradycji romantycznej. Niektóre kadry filmu odczytywano za sprawą zbliżonej kompozycji jako repliki kadrów „Popiołu i diamentu” [Malatyńska, 1978: 14-15], inne zestawiano – jako cytaty malarskie – z ilustracjami 15 Artura Grottgera [Kornatowska, 1998 b: 13]. Romantyczne inspiracje zostały dopełnione wizyjnymi, apokaliptycznymi cytatami z „Anhellego” Juliusza Słowackiego. Ostatnia z wymienianych przeze mnie przyczyn niedostrzegania egzystencjalizmu w filmach Hasa wynika z konsekwentnej wizji reżysera. Swoich bohaterów umieszcza w starych, często XIX-wiecznych domach i mieszkaniach, bogato wyposażonych w zabytkowe przedmioty, bardzo często każe im nosić albo mundury czy kostiumy historyczne, albo zapomniane już prawie w latach pięćdziesiątych surduty, żakiety, fulary, kapelusze, kardigany, peleryny i laski. Jeżeli zakładają strój współczesny, to – poza Władysławem Kowalskim czy Zbigniewem Cybulskim – najchętniej obrosły po wojnie legendą emblemat angielskiej elegancji, trenczowy płaszcz burberry [Przybora, 2003]. Górują smakiem nad otoczeniem nawet wtedy, gdy poobijani, zataczający się od nadmiaru wódki, podnoszą się z rynsztoka. Są wykreowani wbrew modzie i wyobrażeniom ikonograficznym wywoływanym pospolicie przez egzystencjalizm, stąd noszony przez nich w umysłach światopogląd jest skryty, trudniej rozpoznawalny. Nietypowość stylistyczna Hasowskiego egzystencjalizmu najdobitniej przejawia się w dokonanym w ostatnim rozdziale zestawieniu „projektów egzystencjalnych” realizowanych przez Zbigniewa Cybulskiego i Gustawa Holoubka. Drugim po „egzystencjalizmie” terminem z tytułu mojej rozprawy wymagającym objaśnienia są „wczesne filmy” Hasa. Oba wyznaczają odpowiednio zakres przedmiotowy i chronologiczny mojej pracy. Niezadowalający stan badań nie pozwala na komfort przyjęcia jednej, powszechnie uznanej periodyzacji twórczości filmowej Wojciecha Hasa, bowiem taka periodyzacja nie istnieje. Konrad Eberhardt nie miał jeszcze sposobności, by odnieść się do tej kwestii. Współcześni autorzy zdają się dzielić twórczość Hasa pod względem kryterium chronologicznego na dwa okresy – „główny” oraz „późny” – i wskazywać jako cezurę niemal dziewięcioletnią przerwę w latach 1973-1982 [Sobolewski, 1990: 16 17; Wojciechowski, 1997: 130]. Przyznają jednak, że różnicy między twórczością Hasa z obydwu okresów upatrują raczej nie w samych filmach, świadczących o niezmienności zainteresowań reżysera, będących płynną kontynuacją, lecz w silnie zmienionej w latach osiemdziesiątych zewnętrznej względem nich sytuacji, tak w wymiarze technologicznym (zwycięstwo telewizji) oraz kulturowym (zalew polskich kin kiepskimi filmami akcji i azjatyckimi produkcjami o sztukach walki), jak i w politycznym, rzutującym na odbiór filmów Hasa. Zewnętrzna w dużej mierze wobec Hasowskiego świata zasada podziału nakazywałaby poszukiwanie innej próby periodyzacji. Zastosował ją w swoim szkicu Jan Słodowski, pisząc o trzech wizjach świata w kinie Hasa: realnym, nadrealnym i pękniętym [Słodowski; 1994]. Referując systematykę Jana Słodowskiego dla potrzeb mojej pracy, przyjmuję, że filmem, w którym nastąpiło przejście do świata nadrealnego, był „Rękopisie znalezionym w Saragossie”. Przybliżoną cezurę stanowiłby rok 1962, w którym Has zrealizował swój ostatni film należący do poprzedniej grupy, czyli „Jak być kochaną”. Na przełomowość „Rękopisu znalezionego w Saragossie” wskazywano także ostatnio, przywołując wypowiedź samego reżysera [Grodź, 2004: 131-132]. Granica ta pokrywałaby się z granicą 1962 roku, którą – pomimo całej jej umowności – przyjął zespół autorów i redaktorów powstającej w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk wielotomowej Historii filmu polskiego, rozdzielając nią tomy czwarty i piąty oraz nakładałaby się na kwestionowaną dziś, ale nadal często używaną, datę końcową polskiej „szkoły” filmowej. W filmach Hasa zbiegałaby się ona z porzuceniem kameralnych realizacji na rzecz wielkich superprodukcji kostiumowych czy historycznych. Podział ten jest jednak w tej postaci zbyt mechaniczny i wciąż niezadowalający, bowiem zmusza do pozostawienia poza obrębem wcześniejszej chronologicznie grupy przynależących do niej w istocie „Szyfrów” [Słodowski, 1994: 44-46] i „Nieciekawej historii” [Słodowski, 1994: 22]. Argumentację pozwalającą mi włączyć „Nieciekawą historię” do kategorii „wczesnych” filmów Hasa, która bazuje na genezie dzieła i „projekcie egzystencjalnym” Gustawa Ho17 loubka, przedstawiam dokładniej w ostatnim rozdziale pracy, poświęconym temu filmowi. Padające tam argumenty wiążą się na tyle silnie z analizą filmu, że przenoszenie ich do wstępu nie odbyłoby się bez szkody dla interpretacji przeprowadzonej w piątym rozdziale. Włączywszy „Szyfry” i „Nieciekawą historię” do wspólnej przestrzeni dzieł kameralnych, prezentujących świat pęknięty i metaforyczny, ale wciąż jeszcze realny, świat filmów „wczesnych” i naznaczonych piętnem egzystencjalizmu, muszę dokonać ze względu na konstrukcję tej pracy kolejnej, tym razem wyłączającej, modyfikacji. Stosunkowo łatwo jest wytłumaczyć wyłączenie z tego kręgu „Złota” (1961), nietypowej dla Hasa opowieści produkcyjnej, filmu powszechnie ocenianego jako słaby, dzieła, które nawet jego obrońca określił mianem „kina prowokacyjnego” [Eberhardt, 1967: 47]. Nieobecność w tej pracy analiz „Wspólnego pokoju” i „Szyfrów” naznaczona jest piętnem większego subiektywizmu. Uwzględnienie w mojej rozprawie interpretacji „Szyfrów”, filmu późniejszego i zdominowanego przez kontekst polskiego romantyzmu, zmąciłoby nadmiernie przejrzystość przyjętej koncepcji. Przy uzasadnieniu doboru filmów zasługuje na podkreślenie fakt, że w filmach Hasa obserwuje się stałość światopoglądu, a nie ewolucję czy dający się przedstawić liniowo rozwój. Wskazują na to często opisywane podobieństwa w ukształtowaniu przestrzeni scen filmowych czy klamry i powtórzenia motywów. Metoda, którą przyjąłem do opisu tego świata, służy ukazaniu w analizach kolejnych dzieł Hasa, prezentowanych według chronologii, przede wszystkim zastosowanych w nich formuł, stylistyk i środków wyrazu filmowego, za których pośrednictwem manifestuje się egzystencjalistyczny światopogląd reżysera. W tym ujęciu „Wspólny pokój”, chociaż ważny i wyrazisty w ukazaniu egzystencjalistycznych bohaterów żyjących i umierających w absurdalnym świecie, wnosi niewiele samodzielnych i nowych formuł przydatnych do pogłębienia charakterystyki Hasowskiego języka filmowego. 18 O niedoskonałości przyjętych cezur i podziałów niech świadczy relacja zachodząca między dwoma bohaterami „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Kreowany przez Zbigniewa Cybulskiego Alfons van Worden podąża stale za kolejnymi przewodnikami, którzy zachęcają go, by szedł wskazywaną przez nich drogą życia. Stale wpada w tarapaty, bowiem wszyscy przewodnicy mają na uwadze jedynie swoje interesy, a nie dobro szukającego człowieka. Gdy spotyka przewodnika doskonałego, don Pedro Velásqueza i pyta go o drogę, ten swoją postawą zdaje mu się mu odpowiadać – a nieprzypadkowo role wyrażające najpełniej w całej twórczości Wojciecha Jerzego Hasa światopogląd egzystencjalistyczny odgrywa Gustaw Holoubek – że sam musi wyruszyć w dalszą drogę. 19 Rozdział 1 „PĘTLA”: W STYLISTYCE „CZARNEGO REALIZMU” „Pętla”, pełnometrażowy debiut fabularny Wojciecha Jerzego Hasa, który wszedł na ekrany polskich kin 20 stycznia 1958 roku, nie miał szczęścia do krytyków. Już w sprawozdaniach produkcyjnych powstający film został obwołany „dramatem alkoholika” [Szaniawska, 1957: 18]. Większość recenzentów – zapewne skuszonych porównywaniem filmu z pierwowzorem literackim, opowiadaniem bardzo poczytnego w latach pięćdziesiątych Marka Hłaski – także poszła początkowo tym tropem interpretacyjnym, nie znajdując racji bytu dla odmienności stylistycznej czy wręcz „nieprawdopodobieństw artystycznych” filmu, w przypadku „dramatu antyalkoholowego” rzeczywiście trudno wytłumaczalnych [Jackiewicz, 1958; Pijanowski, 1958; Toeplitz, 1959: 12-14]. Uchronili się przed tym, co było wyjątkiem wśród pierwszych prób odczytania Hasowskiego debiutu, tylko recenzenci „Nowej Kultury” [Michałek, 1958] i „Życia Literackiego” [Kydryński, 1958]. Także poszukiwania wśród kontekstów tego obrazu głośnego wówczas „Straconego weekendu” (1945) Billy’ego Wildera można podsumować zasadnie słowami samego reżysera: Dopatrywano się też w „Pętli” wpływów „Straconego weekendu”. O ile ja wiem coś na ten temat, to ich nie było. „Stracony weekend” ma inną poetykę, a przede wszystkim inny temat, inną filozofię [Kornatowska, 1998: 70]. Alkoholizm w „Pętli” Hasa jest eksponowany, nie stanowi jednak tematu filmu. Nałóg Kuby, jako symptom innych problemów, nie ma samoistnego znaczenia. Krytycy nie mylili się jednak, podkreślając dojrzałość artystyczną i swoistość stylistyczną debiutu, spóźnionego za sprawą wrogich Hasowi decydentów z Centralnego Urzędu Kinematografii oraz niezgody reżysera na realizowanie filmów według wytycznych socrealizmu. Tę dojrzałość można zaobserwować w 20 całej okazałości – trudno bowiem pisać o wyraźnej ewolucji czy dojrzewaniu wątków, tematów czy postaci w filmach artysty – w charakterystycznym dla całej twórczości krakowskiego wizjonera przedstawieniu świata o różnych stopniach nasycenia realnością i bohaterów naznaczonych egzystencjalistyczną niemożnością życia. Z kolei swoistość stylistyczna jest wyzwaniem dla prób klasyfikacji jego dzieł, a także – co bardziej istotne od suchej typologizacji – dla odczytania ich we właściwym kontekście czy kręgu bezpośrednich inspiracji. Problematyczne jest już samo wpisanie wczesnych filmów Hasa w nurt polskiej „szkoły” filmowej. Pozostawiając na marginesie rozważań bynajmniej nie marginalną i żywą w nowszej literaturze przedmiotu kwestię wytyczenia granic, a tak naprawdę ponownego zdefiniowania tego terminu [Nurczyńska-Fidelska, 1995; Hendrykowski, 1997], należy skonstatować, że – nawet traktując Hasa jako współtwórcę tej formacji – umieszcza się go na jej peryferiach, w ramach nurtu nazywanego „rozprawą o samotności” [Toeplitz, 1959: 11-15], „nurtem psychologiczno-egzystencjalnym” lub – najtrafniej i najprecyzyjniej wśród dotychczasowych propozycji klasyfikacji – „czarnym realizmem” [NurczyńskaFidelska, 1998: 33-34]. W ramach poetyki „czarnego realizmu” powstały wszystkie trzy adaptacje prozy najpopularniejszego spośród „pryszczatych” – obok „Pętli” są nimi „Baza ludzi umarłych” (1959) Czesława Petelskiego i „Ósmy dzień tygodnia” (1958/1983) Aleksandra Forda – oraz pionierski wobec dokumentów „czarnej serii” „Koniec nocy” (1957) Juliana Dziedziny, Pawła Komorowskiego i Walentyny Uszyckiej, film dyplomowy studentów łódzkiej filmówki z dialogami pisanymi przez Marka Hłaskę [Lubelski, 2000: 121, Pazyra, 2002: 83-84]. Poetyka ta stanowiła, historycznie rzecz ujmując, reakcję na narzuconą z zewnątrz i jedyną obowiązującą przez kilka lat poetykę socrealizmu, co tłumaczy jej zewnętrzną wielostylowość, mieszczącą w sobie zarówno odległy od realizmu ekspresjonizm, jak i elementy surrealizmu. Socrealizm, na zasadzie zaprzeczenia i 21 zastąpienia „białego” „czarnym”, stał się punktem odniesienia dla twórców polskiego „czarnego realizmu”. To uwarunkowanie genetyczne pociągnęło za sobą nadspodziewanie szybką i wrogą reakcję władzy i przyczyniło się, obok własnych ograniczeń tego nurtu, do jego śmierci, wyprzedzającej o kilka lat koniec „szkoły” polskiej [Nurczyńska-Fidelska, 1998: 35]. Kolejnym, szczególnie widocznym w „Pętli”, punktem odniesienia dla polskich twórców była formuła amerykańskiego „czarnego filmu” (film noire), ucieleśniona w „Sokole maltańskim” (1941) Johna Hustona. Jasny, pracowicie cerowany przez sąsiada-krawca płaszcz oraz amerykański kapelusz, w którym bohater „Pętli” wychodzi z domu i wędruje przez miasto, to czytelne zapożyczenie wizerunku Humphreya Bogarta, pochodzącego najpewniej z „Casablanki” (1942) Michaela Curtiza. Has wspomina: Zaproponował mi go [Gustawa Holoubka – W. S.] mój przyjaciel, Andrzej Cybulski, który robił kostiumy do „Pętli”. Znał go dobrze. Nawiasem mówiąc, ubrał Holoubka w płaszcz i kapelusz à la Humphrey Bogart. Nie ubierano się wtedy u nas w tym stylu. Taki kostium przywoływał klimat amerykańskiego czarnego kina, wyróżniał Kubę z tłumu, nadawał mu indywidualność [Kornatowska, 1998: 68]. Kuba w tym stroju staje się centralną postacią, wręcz jedynym realnym bohaterem „Pętli”. Można uznać, że stosując zabieg zapożyczenia image’u, Has zamanifestował niczym nie skrępowaną swobodę twórczą przynależną reżyserowi i zaproponował widzom gwiazdorski wizerunek Gustawa Holoubka charyzmatycznie debiutującego tą rolą – jako swoją pierwszą wielką rolą – na ekranie kinowym. Wielokrotnie pisano o ekspresjonizmie „Pętli” Hasa. Na wiele lat kanon interpretacyjny ustalił Konrad Eberhardt [1967: 14-21] swoją – do dziś niezastąpioną – monografią twórczości Wojciecha Jerzego Hasa. Opisuje on nasilającą 22 się w polskiej kinematografii w latach 1957-1958 tendencję stylistyczną, którą nazywa „nawrotem ekspresjonizmu” [Eberhardt, 1967: 18]. Niefortunne jest, w odniesieniu do kina polskiego, samo użycie terminu „nawrót ekspresjonizmu”, ekspresjonizm zaś, czy raczej uzyskana dzięki jego swoistym środkom wyrazu artystycznego subiektywizacja świata, nie pojawia się w polskich filmach drugiej połowy lat pięćdziesiątych jako estetyka bezpośrednio zaczerpnięta z dzieł artystów czeskich i niemieckich sprzed bez mała czterdziestu lat, lecz jako już zapośredniczona. Zapośredniczenie to odbywało się co najmniej dwiema drogami. Jedną z nich stanowiły filmy niemieckie późniejszego okresu, w których nadal utrzymywały się pozostałości stylistyki ekspresjonistycznej. O zależności tej wypowiadał się reżyser następująco: Myślę, że fakt, iż w naszych pierwszych filmach ulegaliśmy wyraźnie wpływom ekspresjonistycznej poetyki, był w jakimś stopniu efektem owych projekcji na Józefitów [w willi przy krakowskiej ulicy Józefitów 16 mieścił się w latach 1945-1947 oddział łódzkiego Instytutu Filmowego, bazujący na zbiorach uprzednio tamże usytuowanej niemieckiej placówki „Film und Propaganda” – W. S.]. Nasiąkliśmy tą atmosferą i tym sposobem widzenia świata [Prafilmówka krakowska, 1998: 90; zobacz też: Słodowski, Wijata, 1994: 7]. Inne drogi zapośredniczenia stylistyki ekspresjonistycznej wspomina artysta w rozmowie z Marią Kornatowską: Z okazji „Pętli” mówiło się dużo o ekspresjonizmie. Ja się z tym nie zgadzam. Film opowiada przy pomocy intensywnych obrazów, wykorzystuje grę symboli, itd., ale to wcale nie znaczy, że zaraz jest ekspresjonistyczny. Jeżeli jest w nim ekspresjonizm, to przefiltrowany przez surrealizm. Widzenie nadrealistów od początku mnie fascynowało. Pochłaniałem ich poezję. Surrealistyczne muśnięcie – na tym mi zależało, to chciałem uzyskać. Zmiany, jakich dokonałem w opowiadaniu Hłaski, szły w tym właśnie kierunku [Kornatowska, 1998: 66]. 23 W wypowiedzi tej, z którą wypada się tylko częściowo zgodzić, bowiem przeczy jej nie tylko powyżej przytoczona inna wypowiedź Hasa, ale – co rozstrzyga sprawę – samo jego dzieło, istotne wydaje się wskazanie na istnienie „filtru”. Oprócz „filtru” surrealizmu obecny w filmie ekspresjonizm przeszedł przez „filtr” amerykańskiego filmu czarnego oraz dzieł Brytyjczyka Carola Reeda [Nurczyńska-Fidelska, 1998: 36-37]*. Warto dodać, że na wpływy kina angielskiego w czasie swych prac nad „Pętlą” wskazywał sam reżyser w rozmowie z Janem Słodowskim i Tadeuszem Wijatą [Słodowski, Wijata, 1994: 9]. Automatyczne wpisanie „Pętli” w nurt ekspresjonistycznych w swej stylistyce polskich filmów z drugiej połowy lat pięćdziesiątych, będących reakcją na uprzednio obowiązujący socrealizm, jest o tyle poprawne, że przez usytuowanie w ogólniejszej tendencji, obecnej w polskiej kinematografii tego okresu, nadaje filmowi kontekst historyczny. Nie przynosi ono jednak w pełni zadowalającego wyjaśnienia właśnie w przypadku Hasa, w którego twórczości ekspresjonistyczna poetyka obecna jest od samego początku, od lat czterdziestych, kiedy w Polsce jeszcze nie powstawały filmy socrealistyczne [Górski, 1985: 63-64]. Wskazanie na powyższe „filtry”, oddziałujące na artystę na początku jego twórczości, pozwala zbliżyć się do wyjaśnienia źródeł Hasowskiej odrębności. W opowiadaniu Hłaski podczas rozmowy Kuby z jego dawną ukochaną przypomniane zostaje ich wspólne wyjście do kina, właśnie na film Carola Reeda „Niepotrzebni mogą odejść” (1947). Zarówno pisarz, zapraszany na pokazy zachodnich produkcji filmowych do ambasad krajów-producentów w Warszawie, jak i reżyser, mający do nich dostęp w zbiorach łódzkiej szkoły filmowej, oglądali film Carola Reeda i obaj wykorzystali w pracach nad scenariuszem wiele elementów zbieżnych z fabułą „Niepotrzebnych...”, tkwiących już w opowiadaniu Hłaski. Zapewne Carola Reeda ma na myśli autorka w zdaniu: „Tak czynił Wiene, Murnau i Lang, później Huston, Wilder i R e a d [zaznaczenie moje – W. S.], a jeszcze później Bergman, Wajda, Has i Lenartowicz”. * 24 Johnny, którego kocha oddana mu Kathleen, przypomina Kubę, będącego obiektem troski Krystyny. Obie kobiety to osobowości silne i energiczne, gotowe do poświęceń dla mężczyzn, którzy – jak się zdaje – nie są w stanie odwzajemnić ich uczuć. Obaj bohaterowie, wyrzutkowie społeczeństwa, zostali naznaczeni popełnioną zbrodnią, cechuje ich skrajne wyobcowanie ze wspólnoty, wzmocnione napiętnowaniem nałogiem alkoholowym. Obaj wędrują przez zimne, ciemne i nieprzyjazne miasto, w którym pada śnieg („Niepotrzebni mogą odejść”) lub deszcz („Pętla”), zaś labirynt pustych ulic wzmacnia poczucie wyobcowania i zarazem osaczenia. Dla obu bohaterów wędrówka ta jest ich ostatnią drogą w życiu, ich postaci budzą skojarzenia z figurą zbitego i poranionego Jezusa, któremu towarzyszy w dźwiganiu krzyża człowieczeństwa Weronika, opatrująca rany i troszcząca się o podarte ubranie. Skojarzenie to jednak odnosi się jedynie do poziomu ludzkiego, pozbawione jest odniesień zawierających nadzieję na życie wieczne czy zbawienie, jest bowiem skojarzeniem egzystencjalisty. Oba filmy rozpoczyna scena z zegarem: w „Niepotrzebnych...” paczka Johnny’ego reguluje zegarki przed napadem na kasę, w „Pętli”, zaraz po ożywieniu czołówkowej stop-klatki, słychać bicie zegara. Oba dzieła kończą się też o dokładnie oznaczonej godzinie domykającej tak mijającą dobę, jak i osiągające kres życie głównych bohaterów. W obu akcja jest skondensowana, precyzyjnie ułożona i wyraziście zmierza do finału, który wydaje się być nieuchronny, a nawet posiadać z góry wyznaczony czas: północ, kiedy odpływa, zapowiadając to donośnym sygnałem dźwiękowym, barka, ostatnia nadzieja dla Johnny’ego i Kathleen, oraz ósma rano, kiedy wraca do Kuby Krystyna. Obaj bohaterowie zdają się przegrywać z fatum przedstawionym za pomocą nieubłaganego i głośno odliczanego czasu, tworzącego za pośrednictwem scen zegarowych klamrę o śmiertelnym i nieubłaganym przeznaczeniu. 25 Cień, który rzuca na odrapane mury kamienic Kuba, jest stylistycznie i – zapewne – genetycznie bliski cieniowi Johnny’ego z „Niepotrzebnych...”, podobnie jak rozjazd szyn tramwajowych, przed którym przystaje bohater „Pętli”, przypomina plątaninę szyn tramwajowych ze sceny pogoni policji za Johnny’m i jego paczką, uciekającymi ze zrabowanymi z fabrycznej kasy pieniędzmi. Zapośredniczenie to buduje atmosferę panującą w „Pętli”, a nawet „pesymistyczną, właśnie pełną niepokoju, pytań czy sprzeciwu wizję świata” [NurczyńskaFidelska, 1998: 37]. Istotnym składnikiem tej wizji jest filmowy wizerunek miasta. Widzowi trudno precyzyjnie ustalić czas i miejsce akcji. Toczy się ona w nieskonkretyzowanej współczesności. Anachroniczny ubiór głównego bohatera, wygląd telefonu wskazujący na archaizujące wzornictwo, reklamy za oknem czy drzwi do mieszkania-pracowni Kuby wzmacniają poczucie ahistoryczności. Cechą własną owego miasta są jego niewielkie rozmiary: skoro bohater nawet do nieznanych sobie zakątków udaje się pieszo, nie może ono być zbyt rozległe; skoro Kuba jest przez postronnych ludzi rozpoznawany jako konkretny pijak, którego czasem już widzieli w stanie upojenia alkoholowego i zapamiętali, nie zasługuje na miano metropolii zapewniającej pełną anonimowość. Wielkość miasta potwierdza także skala przedstawionych w filmie budowli, nie jest na tyle szczególna, by stanowiła o jego niezwykłości, ale powoduje, że Kuba odczuwa presję środowiska i słyszy komentarze drobnomieszczańskich przechodniów, jest zaczepiany na ulicach, gdy chce się uwolnić od ludzi, ich telefonów i zdawkowej wymiany zdań. W małym miasteczku silniej odczuwa prawdę Sartre’owskiego zdania „Piekło to inni”. Czując się osaczonym we własnym mieszkaniu, którego przezroczyste drzwi i okno nie odgradzają go od natrętnego wzroku innych, w którym nachodzi go budzący w nim lęk i poczucie winy krawiec, Kuba wychodzi z domu na ulice miasta. Trudno znaleźć w filmie pełne potwierdzenie koncepcji, rodem z 26 bajki magicznej, mieszkania Kuby jako „przestrzeni bezpiecznej”, której opuszczenie uruchamia zagrożenie [Górski, 1985: 68, 75]. W mieście jednak poczucie osaczenia tylko narasta, zmuszając Kubę do ucieczki do kawiarni. Wtedy dopiero rozpogadza się niebo, wychodzi słońce, zmienia się nastrój [Kuśmierczyk, 2000: 28-29]. Jednak zmiana ścieżki dźwiękowej w scenie kawiarnianej oraz jej teatralizacja (sprzątaczka rozsuwa za plecami Kuby wielkie drzwi, niczym kurtynę, odsłaniając scenę) sprawiają, że – chociaż nadal w ramach synchronicznego continuum – epizod kawiarniany jest najmniej realistyczną częścią filmu [Górski, 1985: 73-74]. Stanowi jedynie projekcję marzeń Kuby o dawnej, sentymentalnie wspominanej, miłości. Konwencjonalnie przedstawiona i skąpana w świetle słonecznym sekwencja poświęcona parze byłych kochanków łudzi swoją formą, wprowadza Kubę w romantyczną rolę nieszczęśliwego kochanka. Kuba jednak już nie ma złudzeń, nie idealizuje pierwszego zakochania i nie chce powrotu do ról, które szybko przekształciłyby się w równie banalne role dziwki i złodzieja. W „Pętli” istnieją jednak elementy dokładniej osadzone w czasie (jak słabo czytelne, małe i brzydkie graffito „Trzy razy tak”, świadek sfałszowanego referendum z 1946 roku, czerniejące na murze kamienicy obok wystawy jubilerskiej), które można traktować jako rozprawianie się Hasa na poziomie detali z zakłamaną wizją współczesnej mu historii oraz z socrealistycznym obrazem miasta. W ten sposób wytłumaczona zostaje obecność na ulicach miasta robotników murarskich, pracowników kładących linie telefoniczne i rozkopujących chodniki. W filmie socrealistycznym ludzie ci sprawialiby z uśmiechem na ustach, aby – jak w słowach piosenki z epoki – mury pięły się do góry, w „Pętli” są zgorzkniali i pełni pretensji do świata i przechodniów. Symptomatyczne jest też, że widz nie dostrzega pozytywnych efektów ani jakiejkolwiek celowości ich prac, miasto jest brzydkie, a prace te zdają się tylko spowalniać stale postępujące niszczenie i degradację infrastruktury urbanistycznej, zaś rozkopane ulice 27 wprowadzają chaos i dezorganizację ruchu miejskiego, stanowiąc zagrożenie dla pieszych. Obraz miasta w „Pętli” dobrze ilustruje zasadę panującą w filmach z nurtu „czarnego realizmu” z ich negatywowym wobec filmów socrealistycznych odwzorowaniem świata, jednak pozwala osiągnąć jeszcze jeden cel. Czerpiąc z ekspresjonistycznej wizji miasta, która z kolei wiele zawdzięcza Baudelaire’owskiej pesymistycznej koncepcji miasta jako monstrum dzikiego i wrogiego człowiekowi, stworzył Has miasto obce, zaniedbane, wręcz nie do życia, w którym rozpacz osoby znajdującej się poza nawiasem grupy społecznej jeszcze się pogłębia i potęguje uczucie pustki. Jerzy Toeplitz [1959: 14] miejsce akcji nazywa „księżycową krainą”. Nieprzypadkowo Ingmar Bergman, sięgający do tego samego co Has źródła, ekspresjonistycznego kanonu prezentacji miasta, zbudował niemal równocześnie z polskim reżyserem, w sennej wizji profesora Borga z „Tam, gdzie rosną poziomki” (1957), miasteczko mające wiele cech wspólnych z miastem Kuby: podobne, zupełnie puste ulice, osaczające przechodnia gmachy, zegar nieuchronnie odliczający ostatnie chwile życia bohatera i karawan zakładu pogrzebowego, przed którym na próżno stara się on uciec. Niemożność identyfikacji czasowej i przestrzennej miasta – Has starannie oczyścił „Pętlę” z obecnych w opowiadaniu warszawskich realiów, zaś partie plenerowe kręcił we Wrocławiu i w Kłodzku – pozwala uznać, że akcja może dziać się zawsze i wszędzie [Szaniawska, 1957: 18]. Sugestie Marii Kornatowskiej, że „dziwne miasto” z jego niszczejącą, przedwojenną dekoracją, ozdobnymi przepierzeniami w pracowni Kuby czy wszechobecnymi śladami działania czasu zżerającego ściany kamienic ma wiele wspólnego z ambiwalentnie przedstawianym, Hasowskim – bo nie realnym – Krakowem, pozostają jedynie sugestiami [Kornatowska, 1996: 36; 1998: 59]. Z analogicznym upodobaniem reżyser eksponuje brzydotę Powiśla dziewiętnastowiecznej Warszawy w swojej adaptacji „Lalki” (1968) i „panoramuje przez te cmentarne okolice” [Jac- 28 kiewicz, 1983: 159]. Spostrzeżenie to można uogólnić: liczne miasta w kolejnych filmach Hasa są także przedstawiane jako demoniczne, grożące bohaterowi (Wiktor, bohater „Jak być kochaną” całą okupację spędzi w ukryciu nie wychodząc na ulice Krakowa), wciągające go w labirynt swoich uliczek („Rękopis znaleziony w Saragossie”) lub zwyczajnie skarlałe i brzydkie („Nieciekawa historia”). Miasto staje się światem, niczym w etymologii łacińskiej – „urbs” pochodzącej od „orbis”. Z tego miasta nie ma ucieczki. Nawet słowa Krystyny: „Wyjedziemy z tego przeklętego miasta. Jutro wyjedziemy stąd i wszystko się zmieni, zobaczysz... Tam będziemy mogli mieszkać razem. Będziesz już tylko ze mną. Z dala od miasta, od tych ludzi, od tego wszystkiego”* służą oszukiwaniu samej siebie. O ile jednak miasteczko ze snu profesora Borga nie należy do świata realnego, miasto, w którym żyje Kuba, jest miastem realnym. Ewelina NurczyńskaFidelska, rozważając pozorną opozycję i głębsze współzależności między ekspresjonizmem a realizmem w filmach, w których spożytkowano estetyczne doświadczenie niemieckiego ekspresjonizmu, pisze: Ekspresjonistyczne „widzenie” świata, nie odwołuje się wprost do pozafilmowej rzeczywistości i nie przynosząc bezpośrednio odwzorowanej realności, odkrywa jednak jej „głębię”, w potocznym doświadczeniu codzienności nie zawsze dostrzeganą. Prawo do takiego „głębokiego” jej widzenia daje sobie sam twórca, a czyni to mniej lub bardziej ostentacyjnie, ukrywa się za postacią bohatera i swoje odczucie rzeczywistości czyni jego widzeniem. Dokonuje takiej konstrukcji świata przedstawionego, który zawierając nawet wysublimowany efekt autonomii, każe wierzyć w jego wiarygodność. Wszystko w tym świecie jest bowiem wewnętrznie spójne, istnieje obiektywnie, choć nie powiela doświadczenia potocznego [Nurczyńska-Fidelska, 1998: 36]. Wszystkie zamieszczone w pracy cytaty z wypowiedzi bohaterów – jeśli nie zaznaczono inaczej – pochodzą za ścieżek dźwiękowych filmów. * 29 Uwagi te można odnieść także do „Pętli”, której rzeczywistość nosi znamiona projekcji odczuć bohatera. Widz uznaje realność filmowego świata, bowiem został uprzednio przez reżysera w ten świat wprowadzony, uczestniczy w nim, utożsamiając się z Kubą [Nurczyńska-Fidelska, 1998: 45]. Współzależności między ekspresjonizmem a realizmem, subiektywnymi przeżyciami a obiektywnymi wydarzeniami powodują, że – opierając się na Jungowskiej zasadzie synchroniczności – oba elementy zlewają się w odbiorze widza w jeden i niepodzielny świat [Kuśmierczyk, 2000: 20]. Sen miesza się miejscami z jawą, jak w słowach Kuby rozmawiającego z Władkiem w barze „Pod Orłem”. Konsekwencją tych zabiegów jest też przyjęcie przez odbiorcę filmu wizji świata, który jest człowiekowi wrogi i obcy. Świat jawi się jako krańcowo różny od tego, który w naszym kręgu kulturowym jest dostępny w typowym sposobie postrzegania, zbudowanym na biblijnym, zawartym w Genesis opisie stworzenia świata i człowieka, nakazie „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Toeplitzowska metaforyka „księżycowa” jest nośna: ludzie zostali rzuceni na obcą im planetę, reprezentują porządek niemający nic wspólnego z rzeczywistością pozaludzką. Nieprzystosowanie rodzi w ludziach poczucie niemocy życia, które topią w alkoholu, stającym się nie tyle powszechnym nałogiem, co przejawem kondycji ludzkiej. W scenie dziejącej się w barze „Pod Orłem” niewidomy akordeonista odpowiada żalącemu się Kubie: „Niech się Pan napije wódki, przejdzie. Wszystko przechodzi. Nie ma gorszego snu jak życie i też przechodzi”. Ów grajekwieszczek, napiętnowany takim samym, jak mityczny Tejrezjasz, losem ślepca widzącego więcej niż inni, potrafi wskazać kieliszek wódki jako jedyny lek łagodzący ludzkie cierpienia. Szczególnie znaczące dla oceny postawy bohatera musi być napiętnowanie zrywającego z nałogiem Kuby przez pijące otoczenie jako pijaka. Celowe wydaje się wymienienie chociaż niektórych znaków, wskazujących dobitnie na powszechność picia w całym miasteczku. Enumeracja ta pozwoli uwypuklić niedostrzegany przez krytyków, bo niewygodny w próbach nadania filmowi optymistycznej wymowy, fakt picia przez inne postaci występujące w 30 „Pętli” oraz przedstawić płaszczyznę wspólną dla Kuby i innych bohaterów filmowych. W jednym z pierwszych ujęć na podwórzu kamienicy pojawia się obserwowany przez Kubę człowiek skupujący butelki. Na ciągniętym za sobą wozie, mimo wczesnej pory dnia, ma już ich wielką liczbę, co świadczy o masowej skali picia wódki w mieście a przy okazji wystawia dobrą ocenę przedsiębiorczości handlarza, odpowiadającego bezbłędnie na zapotrzebowanie rynku na tego typu usługę. Scena ta, chociaż wydaje się być przejawem wyostrzonej, bo obsesyjnie skupionej na alkoholu świadomości albo projekcją bohatera odczuwającego silny głód alkoholowy nie jest mniej realna od innych scen tego filmu. Krawiec odnosząc Kubie oczyszczony płaszcz, wspomina, że też kiedyś pił, bo zbyt wiele myślał o życiu. Zapewnia go, że to się już teraz skończyło, jednak informacja o obecności alkoholu w życiu innych postaci, podana w formie wyznania, zostaje przesłana widzom. Do wspólnego picia ze szwagrem namawia Kubę dozorca naprawiający zegar uliczny. Tak jak w filmie socrealistycznym wspólny cel potrafi zjednoczyć robotników i inteligencję techniczną, niwecząc bariery społeczne, tak w tej scenie zostaje on zastąpiony przez picie wódki. Obraz tej przewrotnej paraleli staje się czytelniejszy po odnotowaniu, że Kuba w pierwowzorze literackim jest właśnie inżynierem. Kolega telefonujący do Kuby z fałszywym zatroskaniem w głosie chce wydobyć od niego niepostrzeżenie nazwę środka „Antabus”, stosowanego w kuracji odwykowej – najwyraźniej ze skrytym zamiarem sprawdzenia jego skuteczności na sobie. Spotkany na ulicy inny znajomy Kuby także pije, co po jego nagłej śmierci w wypadku drogowym zostaje autorytatywnie potwierdzone przez powszechny sąd społeczności lokalnej. Wreszcie samo istnienie na każdym rogu ulicy barów, w których się podaje wódkę, znanych nawet małym dzieciom z sąsiedztwa, oraz cowieczorna obecność w nich licznej i stałej klien31 teli, są najlepszymi przykładami przemawiającymi za słusznością tezy o powszechności pijaństwa. Kuba, w odróżnieniu od innych pijących bohaterów „Pętli”, zostaje napiętnowany przez otoczenie etykietą pijaka. Dzieje się tak gdyż otoczenie chce go postrzegać przez pryzmat pełnionej przez niego lub przypisanej mu roli. Inne osoby zapewne nie piją mniej od Kuby, ale funkcjonują w społeczeństwie w czytelnych i łatwych w identyfikacji rolach: krawca, akordeonisty, dozorcy, lub chociażby szwagra, i dobrze je wypełniają. Ich picie nie jest niczym szczególnym, ponieważ oni sami niczym szczególnym się nie wyróżniają. Kuba nie pełni takiej roli i tym się od innych odróżnia. Jest artystą, ale nie wiemy już dokładnie czy malarzem (co mogłyby sugerować jakieś naczynia w pracowni i przyrządy rysunkowe na stole), fotografikiem (może próbuje jedno ze swoich zdjęć umieścić za szkłem), czy może rzeźbiarzem (w przestronnym pokoju stoją stelaże mających powstać figur gipsowych). Nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, czy jest etatowym pracownikiem szkoły, redakcji, akademii lub domu kultury, czy też pracuje na własny rachunek i z czego żyje. Otoczenie, które nie jest w stanie przyjąć niuansów i niedopowiedzeń, dostrzega jego pijaństwo i czyni z niego znak rozpoznawczy Kuby. We wszystkich kontaktach z innymi ludźmi jest on postrzegany przez pryzmat roli, na którą się nie godzi, ale bez niej, nieodzownej formy, nie może funkcjonować wśród ludzi. Symbolicznie zrywa kontakty przecinając kabel telefoniczny, unika ludzi, chcąc uciec przed narzuconą rolą [Górski, 1985: 69]. Odcina się także od własnej przeszłości i niszczy w sobie nadzieję na przyszłość, tworzy rozległą lukę w swojej świadomości [Jakubowska, 1998: 123-124]. Od formy tej jednak nie może uciec, nawet przed samym sobą i swoim ciałem, przymuszającym bohatera do pełnienia niechcianej roli. Egzystencjaliści traktowali samobójstwo jako wyraz najwyższej wolności jednostki ludzkiej, jako jej tylko przynależne prawo wyboru, chociaż zalecali he32 roiczne trwanie i stawanie twarzą w twarz z problemami istnienia. W tej optyce istotne staje się znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy Kuba w sposób swobodny wybiera swoją śmierć, czy też jest ona zależna od innych czynników krępujących jego wolność. Za postrzeganiem samobójstwa Kuby jako świadomego wyboru przemawia jego dążenie do porzucenia ról i masek oraz chęć zachowania wolności, manifestująca się już w fakcie, że Kuba jest artystą. Dokonując „awansu” filmowego Kuby z inżyniera, którym był w pierwowzorze Hłaski, na artystę, Has nadał filmowi wymiar dramatu egzystencjalnego [Kornatowska, 1998: 67-68]. Wyposażył bohatera w kwalifikacje, dzięki którym jest on w stanie w pełni świadomie odczuwać dramat towarzyszący ludzkiemu istnieniu i wyprowadzić z tej sytuacji wszystkie konsekwencje, takie jak zrzucenie masek, samotność i pełne wyobcowanie, oraz udźwignąć wewnętrzny nakaz poszukiwania czy raczej ustanawiania wolności. Kuba mógłby wspólnie z dozorcą i jego szwagrem pić wódkę, dźwigając w ten sposób ciężar istnienia – nie uchyla się zresztą przed ofertą dozorcy naprawiającego zegar – jednak zapewne nie wszyscy współpijący ogarnęliby myślowo swoją kondycję ludzką w tym samym stopniu co on i byliby dobrymi kandydatami na bohatera dramatu egzystencjalnego. Dostrzeżenie w każdym człowieku tak samo uciążliwego bólu istnienia, każącego szukać całemu miastu ukojenia w alkoholu, ma wymiar egalitarny, elitarne zaś jest wezwanie do odważnego i świadomego zmierzenia się z tym bólem. Bohater „Pętli” ma jednak świadomość, że jest mocno ograniczony w swojej wolności. Oprócz ludzi osaczających go telefonami i nękających zaczepkami oraz form i ról, z których niewoli na próżno próbuje się wyrywać, ogranicza go alkoholowy nałóg. Zestawianie wielu elementów rzeczywistości i kojarzenie ich z alkoholem (okładka tygodnika „Film” przedstawiająca mężczyznę z kieliszkiem, cieknący w mieszkaniu kran, opróżnione butelki po wódce) to próba oddania w języku filmu fizycznego doznania głodu alkoholowego, czy – szerzej – ograniczeń wyznaczanych przez cielesność. Kuba nie jest w pełni panem wła33 snego ciała, zaś w scenie próby dopasowania zbitej szyby do ramy obrazu jego rozedrgane ręce odmawiają mu posłuszeństwa. Kuba dąży do wyzwolenia się spod tyranii ról i masek, jednak jego ostatni gest jest gestem teatralnym, wystudiowanym pod względem czasu, miejsca i użytych atrybutów. Kuba wiesza się nie o świcie, ale dopiero o ósmej rano, dokładnie w chwili, kiedy Krystyna usiłuje się dostać do jego mieszkania. Być może bohater ma nadzieję, że zostanie odratowany. Podnosi tym samym efekt dramaturgicznego napięcia oraz zdaje się wypowiadać do Krystyny ostatnią, pełną wyrzutów kwestię: „Zostawiłaś mnie samego i nie zdążyłaś na czas. Spóźniłaś się o włos, moje ciało jest jeszcze ciepłe”. Czyni to we własnej pracowni, która posiada ścianę z drzwiami wejściowymi w formie półprzezroczystego przepierzenia, budzącego skojarzenia z teatrem cieni. Używa do tego celu rekwizytu stanowiącego leitmotiv filmu – zawiązanego w tytułową pętlę kabla telefonicznego [Górski, 1985: 75]. Upadając, zrywa jak kurtynę firanę okienną, odsłaniając przed widzami swe wiszące zwłoki, niczym w przedstawieniach tragedii greckich, gdzie drastyczne sceny rozlewu krwi odgrywano w budynku skene, a oczom widzów przedstawiano jedynie statyczne kompozycje martwych już ciał. Pozornie „ukartowane”, a w rzeczywistości po Camusowsku absurdalne, zwycięstwo dekoracji nad poszukującym wolności bohaterem oraz teatralizacja sceny samobójstwa Kuby z „Pętli”, podobnie jak jej powtórzenie po latach w geście Wiktora z „Jak być kochaną”, wydają się być ekranowymi ekwiwalentami podwójnej gry [Ziemba, 1984: 499-500]. Samobójstwo to gra człowieka ze śmiercią, próba naprawienia błędu narodzin i błędu śmierci: w zamierzeniu samobójcy oznacza niezgodę na zakończone śmiercią dalsze życie. Samobójca ma wrażenie zwycięstwa w toczonej grze, wszakże jego gest to wyzwanie rzucone śmierci, próba pomieszania jej szyków i przejęcia inicjatywy. Dla egzystencjalisty krok taki, chociaż stanowiący gorsze rozwiązanie niż postulowane przez Ca- 34 musa zdobycie świadomości tragicznej, jest zrozumiałą odpowiedzią na absurdalność życia [Ziemba, 1984: 496]. Co nie zmienia faktu, że samobójstwo (...) jest grą śmierci z człowiekiem, a nie grą człowieka ze śmiercią. Jest zamieszkiwaniem śmierci w tym, który został przeznaczony do samobójstwa. (...) Jest to oczywiście doświadczenie (...) zakończone tym, czego chciała śmierć: samobójstwem właśnie. (...) Na końcu człowiek zawsze zostaje przez śmierć oszukany – a śmierć przez człowieka nigdy [Ziemba, 1984: 500]. Manifestując świadomość przegranej walki Kuby ze śmiercią, reżyser wprowadza do ostatniej sceny filmu kolejną, być może kluczową osobę dramatu. Przez okno zdaje się ulatywać życie [Kornatowska, 1998: 68], zagląda zaś jeszcze jeden widz – zaproszona przez zerwanie firany kobieca postać wymalowana na ścianie przeciwległej kamienicy. Zasadne są wątpliwości, czy jest ona jedynie bezstronnym widzem tego spektaklu, czy może jednak czynnikiem sprawczym. Stale obecna, góruje nad miastem, wydaje się być Panią Labiryntu, w którym przyszło się znaleźć Kubie, i władczynią przedmiotów – rekwizytów, które kierują jego krokami [Górski, 1985: 76]. Być może panuje także nad innymi, surrealistycznymi elementami filmu, jak wszechobecne od samego początku dziewczynki ze skakankami, prefigurujące powieszenie Kuby. Skakanka, analogicznie, zwiastuje samobójstwo Don Jaime, wuja Viridiany, tytułowej bohaterki filmu Luisa Buñuela (1961). Zagadkowej postaci ze ściany zdaje się podlegać obecna w filmie sfera kobiecości, reprezentowana przez dziewczynki ze skakankami czy kelnerkę z baru „Pod Orłem”, której jedno słowo, „Osiem”, podliczające zamówione przez Kubę kieliszki wódki, brzmi jak wyrok wydany na bohatera. Postać kobieca z reklamy na murze jest także trzecią, obok dawnej kochanki i Krystyny, kobietą w życiu Kuby, powiązaną z nimi siecią wieloznacznych układów, budujących „dramaturgię śmierci” [Kornatowska, 1998: 66]. 35 Rozważania te jednak nie przesłaniają najistotniejszego aspektu związanego z finałem „Pętli”. Z egzystencjalistycznego punktu widzenia ocena etyczna ostatniej decyzji Kuby nie jest możliwa ani zasadna, bowiem nie istnieje system wartości, według którego można ocenić bohatera. Każdy człowiek swoim działaniem i swoimi wyborami dopiero tworzy wartości i jakąś wartość wytworzył także Kuba swoim samobójstwem. Można jednak stwierdzić, że Kuba od dramatu życia uciekł w dramat śmierci, bowiem nie osiągnął pełni wolności. Widząc w samobójstwie perspektywę wolności, nie dostrzegł, że zrealizował tym samym plan dopracowany w najdrobniejszych szczegółach i uprzednio już ukryty w osaczającej go scenerii [Górski, 1985: 76]. Przez finałową scenę reżyser wyraża przeświadczenie zawarte w „Micie Syzyfa” Camusa. Ilustrują to rozważania współczesnej badaczki nad absurdem związanym – według francuskiego myśliciela – z samobójstwem: Dążenie do śmierci przez samobójstwo – jest najbardziej własną możliwością egzystencji, możliwość ta jednak (...) wynika z doświadczenia absurdu. Camusowi w jego myśleniu nie chodzi o to, że śmierć zawsze może nadejść [na co kładł nacisk Heidegger – W. S.], lecz o to, że człowiek zawsze może zapragnąć umrzeć. Pragnienie śmierci wyraża negację życia jako radykalną negację absurdu, ostateczny bunt przeciwko absurdowi, którego egzystencja nie ma szans przekroczyć inaczej, niż przez śmierć. Camus w całym eseju o Syzyfie będzie się starał dowieść, że nawet to przekroczenie przez śmierć jest złudne – samobójstwo uzna za czyn, który nie tylko absurdu nie przekracza, a jest mu całkowicie podległy. W tym sensie pragnienie śmierci – spełnione jako samobójstwo – okazuje się najbardziej własną możliwością absurdu [Szydłowska 1997: 28]. Has w „Pętli” przedstawia bohatera zmagającego się z własnymi słabościami, opacznym osądem społecznym, żyjącego w obcym świecie, w którym nawet martwe przedmioty, jak skakanka i zegar, stanowią symboliczną groźbę dla ludzkiego istnienia, zaś we własnym mieszkaniu nie można czuć się bez36 piecznie. Umieszcza Kubę pośród tak samo nieszczęśliwych ludzi, a mimo to czyni go samotnym i wyobcowanym, ponadczasowym „outsiderem absolutnym” [Eberhardt, 1967: 31]. Każe mu bez celu błąkać się po ulicach brzydkiego i nieprzyjaznego miasta, po czym wrócić do tego samego miejsca, bogatszemu – jeżeli w ogóle – jedynie o świadomość bezsensu swego istnienia [Kornatowska, 1996: 37]. Konstruuje go jako człowieka słabego, rozdartego wewnętrznie i doprowadzonego do histerii. Pesymistyczną wizję świata Has przedstawia sugestywnie za pomocą stylistyki „czarnego realizmu”; jej zaczątki wypracował na samym początku swej drogi twórczej i może ją w pełni zademonstrować jedynie w krótkim czasie popaździernikowej odwilży. Tak ukonstytuowany świat będzie trwać także w następnych jego filmach, chociaż ukazywany już za pomocą innych poetyk. Odwołując się do obcych poprzedników polskiego „czarnego realizmu”, zwłaszcza do Carola Reeda, Has wprowadza tym filmem ulubiony typ swojego bohatera. Jego punkt widzenia, za sprawą zawartej w ekspresjonizmie i surrealizmie, a chętnie wykorzystywanej przez siebie tendencji do subiektywizacji świata, staje się punktem widzenia widza. Tyle że w „Pętli” bohaterowi nie starcza heroizmu, by otworzyć się na innych ludzi i trwać. Dzięki „Pętli” poznawalny jest taki świat, jakim go postrzega egzystencjalista, ukryty jednak pozostaje świat relacji międzyludzkich tworzonych przez egzystencjalistycznego bohatera. Bohater „Pętli” jest dopiero na początku drogi: odczuwa absurdalność istnienia, ale nie potrafi znaleźć na nią innej odpowiedzi niż samobójstwo. Egzystencjalistyczni bohaterowie następnych filmów Hasa starają się odnaleźć, odmienne od rozwiązania wybranego przez Kubę, pozytywne odpowiedzi wobec całkowitej samotności i poczucia absurdalności istnienia. Chociaż niektórzy z nich powtórzą gest bohatera „Pętli” (Student ze „Wspólnego pokoju”, obrazu bliskiego pierwszemu dziełu Hasa za sprawą swej pesymistycznej wymowy i prezentacji postaci bez protestu – a nawet z większą rezygnacją niż 37 Kuba – zmierzających ku śmierci [Słodowski, 1994: 22], Wiktor z „Jak być kochaną” czy Werter z przerwanego w trakcie realizacji projektu powstającego w latach siedemdziesiątych w koprodukcji z Niemcami [Słodowski, Wijata, 1994: 13]), to ich samobójstwa nie stawiają przed widzem pytania o rację ludzkiego istnienia z taką wyrazistością, z jaką to czyni debiut Hasa. Kolejni bohaterowie decydują się trwać w świecie i przemóc w sobie wszechogarniający stan alienacji, któremu uległ Kuba, dający swoim czynem ostateczny wyraz sprzeciwu wobec siebie samego (poczucie obcości własnego ciała), drugiego człowieka (niepozwolenie sobie na żywienie uczuć) i społeczeństwa (ignorowanie panujących w nim praw i zasad) [Fiut, 1993: 46]. „Pętla” Scenariusz według opowiadania „Pętla” Marka Hłaski: Marek Hłasko, Wojciech Jerzy Has Zdjęcia: Mieczysław Jahoda Muzyka: Tadeusz Baird Scenografia: Roman Wołyniec Kostiumy: Andrzej Cybulski Wykonawcy: Gustaw Holoubek (Kuba), Aleksandra Śląska (Krystyna), Teresa Szmigielówna (młoda kobieta), Tadeusz Fijewski (Władzio), Stanisław Milski (pijak), Władysław Dewoyno (starszy monter), Roman Kłosowski (młodszy monter), Tadeusz Gwiazdowski (dozorca), Juliusz Grabowski (dozorca), Marian Jastrzębski (krawiec), Emil Karewicz (kelner), Ignacy Machowski (starszy sierżant), Helena Makowska-Fijewska (bufetowa), Igor Przegrodzki (znajomy), Zygmunt Zintel (harmonista) i inni Produkcja: Zespół Autorów Filmowych „Iluzjon” Kierownik produkcji: Edward Zajiček Dane techniczne: czarno-biały, 35 mm standard, 2867 m/104’ Premiera: Warszawa, 20 stycznia 1958 roku 38 Rozdział 2 „POŻEGNANIA”: W NIEWOLI MASKI „Pożegnania”, drugi film kinowy Hasa, podobnie jak „Pętla”, jest adaptacją dzieła literackiego. Chociaż filmy te były kręcone jeden za drugim, a ich premiery dzieli niespełna dziewięć miesięcy – premiera „Pożegnań” miała miejsce 13 października 1958 roku – w istocie są bardzo różnymi obrazami. Różni je stylistyka i sposób podejścia do pierwowzoru literackiego. „Czarny realizm” z „Pętli” ustępuje innej kategorii – ironii. Podobnie wielka swoboda Hasa w postępowaniu z prozą Marka Hłaski, sygnalizowana zarówno przez krytyków, jak i przez badaczy reprezentujących odmienne stanowiska teoretyczne związane z problemem adaptacji [Górski, 1985; Kuśmierczyk, 2000: 21-23], ustępuje rzadko spotykanej u reżysera wierności wobec powieści Stanisława Dygata. Wierność tę odnotowali krytyczni recenzenci: Konrad Eberhardt i Władysław Orłowski, chociaż pierwszy nazwał ją „niedobrą” i pozostawił „bez nagrody” [Eberhardt, 1958], drugi zaś czyni mu z niej zarzut, pisząc: (...) do adaptacji przeniesiono całe płaty dialogu powieściowego niemal bez zmian [Orłowski, 1969: 117]. Wierności tej nie da się tłumaczyć tylko współpracą Stanisława Dygata nad scenariuszem filmu, gdyż argumentu o wpływie pisarza-scenarzysty na ostateczną wersję filmu Hasa trzeba by konsekwentnie użyć również w przypadku adaptacji „Pętli”, a także następnych dzieł: „Rozstania” Jadwigi Żylińskiej, „Jak być kochaną” Kazimierza Brandysa, „Szyfrów” Andrzeja Kijowskiego czy „Pismaka” Władysława Terleckiego. Zagadnienie rzeczywistego autorstwa scenariuszy filmów Hasa zostało podniesione już w opracowaniach teoretycznych [Orłowski, 1974: 127; Michałowska, 1999: 237-238], zaś sam reżyser w wywiadach kilkakrotnie tłumaczył jego mechanizm: 39 Nawiasem mówiąc, nie ma u nas i nie było dobrych scenarzystów. A już całkiem źle wychodziło, kiedy za scenopisarstwo brali się pisarze, nawet dobrzy. Ani Hłasko, ani Dygat, ani Brandys, ani Czeszko nie umieli pisać scenariuszy. Umieszczałem ich nazwiska w czołówce po to, by dać im satysfakcję i zagwarantować rekompensatę finansową. Stawki były przecież zawsze śmiesznie niskie. Ale w trosce o swój film sam pisałem scenariusze, najczęściej zatrzymując oryginalne dialogi lub niewiele je zmieniając [Kornatowska, 1998: 63; zobacz też: Słodowski, Wijata, 1994: 9-10]. Zgodność ta zostaje zachowana tak w najniższej warstwie dialogów, jak i na poziomie generalnej struktury fabularnej. Na tym ostatnim występują odstępstwa, na przykład opuszczenie całego epizodu paryskiego, jednak daje się je tłumaczyć jako skróty czy zabiegi adaptacyjne, nienaruszające konwencjonalnej wierności wobec pierwowzoru. Istnieje nawet interpretacja zakładająca, że piosenka „Pamiętasz, była jesień”, utwór autorstwa Andrzeja CzekalskiegoPlucińskiego (słowa) i Lucjana M. Kaszyckiego (muzyka), wykonywany przez Sławę Przybylską, przyszłą gwiazdę polskiej muzyki popularnej, posługującą się przy tworzeniu własnego wizerunku estradowego egzystencjalistycznym sztafażem, może (...) być traktowany jako ekranowy ekwiwalent ważnego wątku powieściowego, który dla filmu został odrzucony. Chodzi tu o pobyt głównego bohatera w Paryżu, przed wybuchem drugiej wojny światowej [Michałowska, 1999: 239]. Piosenka stanowiąca muzyczny leitmotiv „Pożegnań” zawdzięcza swe istnienie Hasowi, bowiem w powieści występuje inna, nieistotna dla struktury utworu; jest nią przedwojenny francuski szlagier „J’attendrais les jours et les nuits, j’attendrais toujours...” Wierność filmu Hasa wobec prozy Dygata wypływa ze wspólnej dla obydwu twórców dążności do zdejmowania masek, obnażania ról społecznych. 40 Postawy bohaterów „Pożegnań” można opisywać z wykorzystaniem jedynie potocznie rozumianego terminu „roli społecznej”, ale skupienie się przez artystę na problemie maski, manifestowanie przez Lidkę i Pawła prześmiewczych gestów, przedrzeźnianie się i powtarzanie wyszukanych zdań odsyła do głębszych wyjaśnień tego zjawiska, dla których właściwym kontekstem interpretacyjnym są Gombrowiczowskie „gęba” i „pupa”, używane dalej wymiennie z „maską” i „rolą”. Za emigracyjnym pisarzem Has zdaje się uważać, że poza narzucanymi „gębami” nie istnieje prawda o człowieku, którą można by dostrzec w świecie społecznym, „upupiającym” albo domagającym się przyprawienia nowej „gęby”. Warstwy masek i pokłady kiczu zdają się nie mieć końca. Nawet buntownik walczący z „pupą” zostaje upupiony: (...) powiela kicz prowokatora, kontestatora, dysydenta, czy po prostu rozrabiacza [Jankun-Dopartowa, 2000: 193]. Paweł, po „ucieczce” z domu czekający bezradnie na ławeczce przed fontanną Marconiego w Ogrodzie Saskim, zostaje zaczepiony przez prostytutki. Krótka rozmowa, która wywiązała się między młodzieńcem a prostytutkami, zapowiada przekomarzanie się z Lidką z następnej sceny. Jest to jednak swoista zapowiedź: Paweł, rozpoczynając rozmowę z Lidką, odnosi się do niej podobnie jak do prostytutek, traktując przygodę z nią niezobowiązująco. Gotów jest jednak postrzegać dziewczynę niestandardowo i abstrahować od pełnionej przez nią roli. Postawą tą Paweł spełnia warunek konieczny – choć niewystarczający – nawiązania z Lidką autentycznego kontaktu. Autentyzm stanowi jednak dla obojga bohaterów wówczas jeszcze zbyt trudne wyzwanie. Od momentu poznania w lokalu nocnym młodzi odgrywają role, bawiąc się nimi i sprowadzając rozmowę do poziomu – od pewnego momentu wręcz irytującego – surrealistycznego skeczu. Niepozbawiony jest on elementów flirtu, ale dla opisania go w kontekście Gombrowiczowskim istotniejszy jest inny aspekt rozmowy. Dialog, dotyczący zamawiania koniaku, a 41 następnie wódki przez studenta i fordanserkę, jest niemalże prefiguracją ich zamówienia obiadu następnego dnia w gospodzie w Podkowie Leśnej. Przy ladzie przerzucają między sobą bezsensowne słowa jak piłeczki, podobnie jak potem w gospodzie czyni to z nimi kelner. O ile ten drugi dialog był przez krytyków w najgłębszej warstwie powszechnie odczytywany jako ilustracja sytuacji, w której ludzie nie słuchają się nawzajem i nie rozumieją [Orłowski, 1969: 117], o tyle rzadziej odczytywano w ten sposób pierwszą rozmowę lub dostrzegano podobną sytuację komunikacyjną kochanków [Stachówna, 1999: 235]. Między oboma dialogami tkwi różnica wynikająca z odmienności kontekstu sytuacyjnego: młodzi tworzą od pierwszej chwili prywatny, zbudowany na flircie kod, który – nieczytelny dla osób postronnych – dla nich jest zrozumiały, zaś odpowiedzi kelnera poświadczają jego co najmniej postępujące roztargnienie czy demencję i jeżeli tworzą jakiś kod, to nieczytelny dla nikogo, poza – ewentualnie – jedynie jego twórcą. Paralelność obydwu dialogów, obok innych znamion porażki pierwszego spotkania Pawła i Lidki, skłania do zastanowienia, czy mówią oni rzeczywiście jednym kodem, czy też, odgrywając kicz randki, nie wpadają w jego pułapkę, przedstawiając dwie różne wersje niemające części wspólnej i niepozwalające na nawiązanie głębokiej więzi [zobacz: Jankun-Dopartowa, 2000: 189190]. Na nieautentyczność i bezwolność pary bohaterów zwraca uwagę widza uważnie i drobiazgowo odczytana przez Julię Michałowską scena wprowadzająca młodych do willi „Quo vadis”, w której stara właścicielka, w niezapomnianej kreacji Ireny Netto, układa karcianą wróżbę: damę trefl, waleta kier i asa kier [Michałowska, 1999: 240]. Zostawiając do późniejszego omówienia rolę ojca Pawła, którego można identyfikować z kierowym (tej samej barwy co walet) asem i „podkładając” pod damę Lidkę, a pod waleta Pawła, odczytać można ich zachowanie jako jednowymiarowe, konwencjonalne, wręcz dziecinne, czy z góry wyznaczone przez los. Przy ostatniej interpretacji, zakładającej działanie sprawcze losu albo innej instancji „wyższej”, będącej hipotezą tym bardziej kuszącą, 42 że łatwo dla niej odnaleźć poprzednik w postaci grabarza z „Pętli”, pytającego o godzinę Kubę, i rozmawiającego z nim znajomego [Górski, 1985: 70-71], szczególnie zalecana jest ostrożność i odczytanie obydwu „znaków” w perspektywie ironii charakterystycznej dla całej twórczości Hasa. Obecność tej kategorii jest bowiem w omawianych filmach niewątpliwa i zgodna z całościowym ich przesłaniem, czego o istnieniu losu – komunikującego ludziom swoje zamiary za pośrednictwem zrozumiałych znaków, chociaż nie zawsze odczytywanych przez nich w porę, oraz ingerującego w rzeczywistość ludzką – nie można z równą pewnością orzec. Proponowana ostrożność nie oznacza bynajmniej, że w tworzonym przez Hasa świecie nie ma miejsca na los czy przeznaczenie. Przeznaczeniem człowieka jest być rzuconym w obcą i absurdalną rzeczywistość, wywołującą w bohaterach poczucie alienacji. Fatum jednak milczy, bowiem niemożliwa jest komunikacja między absurdalnym losem a zanurzonym w nim człowiekiem. Z nieoczekiwaną pomocą przychodzi etymologia, bowiem *ab-surdus to tyle, co „głuchy”, „źle brzmiący” [Szydłowska, 2002: 102]. Odczytywanie przez widza zbiegów okoliczności jako „znaków” to normalny i przewidziany przez reżysera odruch nadawania znaczeń elementom rzeczywistości pozbawionej sensów. Przesłanie „znaków” jest jednak iluzoryczne. Wykalkulowana przez autora filmów iluzja wraz z etymologicznym dziedzictwem czasownika *in-ludere, znaczącego „wydrwić” [Szydłowska, 2002: 90], to przejaw ironii zawartej w dziele, jak się okazuje także w jego głębokiej warstwie znaczeniowej, tłumaczącej relację człowieka ze światem. Charakterystyczne wydaje się wybranie przez Hasa do ról kontestatorów osób młodych, wchodzących, trochę wbrew sobie, w świat dorosłych, manifestujących przy tym swój bunt. Młodzi z filmu „Pożegnania” buntują się, uciekając z domu (Paweł) lub lokalu (Lidka). Ich bunt sprowadza się jednak do przymiarki do jednej roli – roli osób dorosłych. W ramach gry próbują oni po- 43 spiesznie nadrobić stracone lata dzieciństwa, przywdziewają wiele masek jednocześnie (nie wyłączając maski przybranych w dziewicze wianki nowożeńców podczas wyjazdu do Podkowy Leśnej) i chcą być osobami już uformowanymi [zobacz: Jankun-Dopartowa, 2000: 189]. Spośród przeszkód, które napotykają na swojej drodze, najwcześniej zaczynają świadomie odczuwać presję ról społecznych, nakładanych masek i zadanych im przez społeczność form kamuflażu [Stachówna, 1999: 235]. W ich grze dostrzegalna jest głęboko skrywana rozpacz, lęk przed światem, niewiara w siebie i możliwość zmiany swej sytuacji (Lidka), poczucie braku własnej tożsamości i kamuflowane grą odczucie absurdalności świata. „Gęba”, jak w prozie Kundery, staje się zastępczym schronieniem przed światem a zarazem udręką [zobacz: Jankun-Dopartowa, 2000: 183]. Paweł każdorazowo udowadnia, przede wszystkim sobie, męską odwagę: w rozmowie z prostytutkami, oglądaniu strip-tease’u, piciu wódki czy manifestowaniu rzekomego obycia w nocnych lokalach. Ma przy tym jeszcze dużą swobodę w wyborze ról: jest studentem przepuszczającym czesne na uciechy zastrzeżone tylko dla dorosłych, które pokryją za niego zamożni rodzice. Gra Lidki jest mocno ograniczona przez rolę społeczną, którą dziewczyna już pełni i od której piętna nie uwolni się nawet po latach. Kamera bezlitośnie zestawia jej młodzieńczą twarz i jeszcze świeże, spontaniczne reakcje ze zniszczonymi i drapieżnymi wizerunkami starszych fordanserek i ich mechanicznymi zachowaniami wobec klientów. Lidka nie chce się do nich upodobnić, chociaż patrząc na starsze koleżanki ma świadomość, że stanowią one jej projekcję w przyszłości tak, jak w zestawieniach twarzy młodych i starych prostytutek, często matek i córek, dokonanych z geometryczną precyzją przez Toulouse-Lautreca w jego paryskich rysunkach. Dlatego rozpaczliwie próbuje grać rolę przeciwstawną wobec roli dziwki. Przed Pawłem chce „pokazać się” jako sentymentalna dziewczyna i zaprezentować swe walory intelektualne. Podchwytując w lot i rozwijając pozę Pawła jako buntownika, chce się do niego zbliżyć. Wariantem 44 tej samej antyroli jest późniejsza o niemal sześć lat poza hrabiny, którą Lidka stała się wychodząc za hrabiego Mirka. Charakterystyczne, że na potrzeby salonowego towarzystwa jej poprzednią rolę zinterpretowano oficjalnie jako aktorstwo. W rzeczywistości miota się w życiu zagubiona, odczuwając silnie nieadekwatność wszystkich ról i antyról. „Życie zrobiło z niej coś na kształt konika cyrkowego” – powie o niej Maryna. Gombrowiczowska „gęba” sprawia, że rzeczywistość traci przejrzystość, zaś wartości dla niej fundamentalne zamierają. Wielki portret Kościuszki umieszczono w rupieciarni willi „Quo vadis” jako – nawet bardziej bezużyteczną niż wstydliwą – pamiątkę po umarłym micie. W toczonej w odległym tle wojnie nikt nie myśli o wzorcach Naczelnika Insurekcji. Szkody, jakie „gęba” wyrządza w stosunkach międzyludzkich są jeszcze dotkliwsze, wynikają bowiem z przyzwolenia na uprzedmiotowienie drugiego człowieka [Jankun-Dopartowa, 2000: 183]. Dopuszcza się go wielu bohaterów filmu, także oboje młodzi wobec siebie wzajemnie. Analiza ponawianych prób usidlenia Pawła przez Lidkę, a poprzednio przez inne kobiety, odniesiona do szerszego kontekstu typów psychologicznych słabych mężczyzn i władczych kobiet dominujących w filmach Hasa i innych polskich filmach tego okresu doprowadziła do postawienia tezy o „uderzająco silnej mizoginicznej wymowie” filmu [Stachówna, 1999: 235]. Przyjmując tę interpretację, należy odnieść się także do elementów fabuły pozostających poza polem jej zainteresowania. Ukazane w filmie próby uwiedzenia Pawła, zganione za dosłowność przez krytyków [Eberhardt, 1958; Orłowski, 1969: 118], znajdują przeciwwagę, aczkolwiek w dwóch różnych wariantach, tak w powieści, jak i w filmie. W powieści Paweł po wywołaniu małego skandalu z Lidką zostaje wysłany przez ojca na dwa lata do Paryża. W tym czasie Lidka, za wstawiennictwem ojca Pawła, otrzymuje „uczciwą pracę”. Właściciel warsztatu i jego żona zostali jed45 nak uprzedzeni o „przeszłości” dziewczyny. Traktują ją wyłącznie przez pryzmat dawnej roli i redukują do niej. Pracodawca próbuje ją wykorzystać, co wywołuje kolejny skandal. „Uczciwi obywatele”, przekonani o winie dziewczyny, powszechnie oskarżonej o próbę uwiedzenia szefa, uzyskują pożądany „dowód”, że „takiej” nic nie wyrwie z moralnego bagna. Sama Lidka broni się nieprzekonująco: pisze do Pawła list, prostacki w formie, pełen pretensji do świata, sporządzony w gwarze warszawskiego, a dokładniej praskiego – LidkaGienia pochodzi właśnie z Pragi – lumpenproletariatu. Zastanawiają powieściowe niekonsekwencje: wszak język i stylistyka listu przykro zaskakują czytelnika, oceniającego pierwotnie dziewczynę znacznie lepiej, chociażby w oparciu o jej wcześniejsze wypowiedzi i ich prostą, ale poprawną stylistykę. Używając karcianej metaforyki, wywołanej sceną układania tarota przez właścicielkę willi „Quo vadis”, trzeba przyznać za Grażyną Stachówną [1999: 235], że „dama bije” – czy raczej podbija – „waleta”, ale nie można zapominać, że następnie „as bije damę”. Epizod powieściowej próby wykorzystania Lidki przez pracodawcę zastępuje w filmie – jeszcze dobitniejsza – niedwuznaczna i brzmiąca jak szantaż propozycja seksualna ze strony ojca Pawła, rzucona dziewczynie na stacji kolejowej w Podkowie Leśnej z dyskrecją nobliwego starszego pana. W logice roli odgrywanej z namaszczeniem przez niego, a rozpoznanej i wykpionej przez oboje młodych, mieści się ochrona syna przed zgubnym wpływem „Damy Kameliowej”, który to wpływ najwidoczniej ma być korzystny dla ojca. Zagubienie Lidki, wywołane nieoczekiwaną i uprzedmiotawiającą propozycją złożoną jej przez ojca Pawła, potęgowane jest w odbiorze widza przez nastrój wywoływany scenerią, w której tę propozycję usłyszała. Jednym z elementów współtworzących egzystencjalizujący wizerunek bohatera tamtych lat są wszechobecne filmowe obrazy pociągów i dworców. Obraz człowieka, jako pasażera oraz wizja niedostrzegających siebie nawzajem, spieszących się ludzi, są adekwatne wobec egzystencjalistycznej filozofii. (...) Tory kolejowe pro- 46 wadzą człowieka po wciąż tych samych, nakładających się na siebie szlakach, tworzą współczesny labirynt. (...) prowadzą niepewnych, zagubionych ludzi w nieznane lub wiozą zadowolonych z siebie mieszczan ku urlopowej Arkadii. Ta sama droga może być drogą śmierci, błądzenia, zapomnienia, poszukiwania, buntu [Jankun-Dopartowa, 1996: 54]. Odnosząc się do większej liczby epizodów filmowych i do porównań adaptacji z powieścią, których przytoczenie ma na celu pełniejsze zarysowanie kontekstu, uzasadniony wydaje się być pogląd, że w najogólniejszym planie nie tyle silne kobiety wykorzystują bezwolnych mężczyzn, co możniejsi ludzie uprzedmiotawiają słabszych. Wyrzucenie z filmu całego epizodu paryskiego prowadzi do niebagatelnych – chociaż wywiedzionych na podstawie wątpliwej metody analizy milczenia źródła – ustaleń. Współgra z tym zabiegiem rezygnacja z powieściowego sposobu prowadzenia narracji pierwszoosobowej. Paweł nie jest już wszechwiedzącym, potężnym bohaterem-narratorem, jego ranga i horyzonty poznawcze zostały obniżone. Has całkowicie rezygnuje z filmowych ekwiwalentów narracji pierwszoosobowej, takich jak głos z offu czy konsekwentnie prowadzone ujęcia z punktu widzenia bohatera (point of view). Wprowadza jedynie ich dużo słabszy, wieloznaczny i użyty tylko kilkakrotnie odpowiednik – „filtr deszczowej szyby” [Orłowski, 1969: 117]. Obniżenie rangi Pawła następuje równocześnie z podniesieniem rangi Lidki. Reżyser pokazuje tylko jeden – za to nie wystudiowany, ale autentyczny i ujmujący w swej bezbronności – wybuch złości hrabiny i zrównuje obie postaci, także pod względem poziomu intelektualnego. Daje im, dzięki temu zabiegowi, szanse bycia dla siebie partnerami, także partnerami w nieustannym wysiłku świadomości broniącej się przed przyjmowaniem masek. Bez przeprowadzenia przez reżysera powyżej przedstawionych zabiegów szanse na finałowy optymizm – przynajmniej z punktu widzenia konwencji melodramatu [Stachówna, 1998: 60] – byłyby bardziej wątpliwe i pozbawione podstaw. 47 Bunt przeciwko formom społecznym nie jest w „Pożegnaniach” wyłącznie przywilejem czy słabością młodości, z którego się szybko wyrasta. Nie musi też nieodwołalnie obracać się w swoje przeciwieństwo i stawać się ograną pozą kontestacji. Film prezentuje – nota bene jedynego poza Pawłem i Lidką – buntownika w pełni zasługującego na Camusowskie miano „l’homme revolté”. Bohaterką tą jest Maryna, której postawa nie jest kaprysem młodzieńczego wieku i zdaje się wymykać wszelkim formom: towarzyskim, politycznym, językowym (jest autorką kilku niebanalnych porównań i innych, odznaczających się świeżością, spostrzeżeń), a nawet tak nieuchronnym, zdawałoby się, jak wykuwane wspólnie przez naturę i kulturę role płciowe. Sprzyja ona parze młodych bohaterów, chociaż wyraża swoje wsparcie szorstko, nawet brutalnie, ale bez popadania w pułapkę arystokratycznych konwenansów z jednej, a pospolitego chamstwa, o które się jedynie ociera, z drugiej strony. Powieściowa Maryna jest bohaterką słabo zarysowaną, zaś jej niekonwencjonalność zdaje się być konwencją bardzo bogatej dziedziczki, której afronty i kaprysy są łaskawie tolerowane przez bywalców salonu z racji posiadanej przez nią fortuny, od której uzależnione jest samo istnienie „towarzystwa”. Okazywanie tolerancji wobec zachowań Maryny staje się nawet ochoczo praktykowanym rytuałem, usiłującym zamknąć w formę postawę stałego łamania konwenansów. Wojciech Has obsadził w tej roli Hannę Skarżankę, aktorkę o wielkiej charyzmie, władczym głosie, predestynowaną przez właściwości fizyczne do kreowania ról kobiet silnych, energicznych i niezłomnych. W filmie nosi – niczym mundur – garsonkę, zamiast pań ze swojego środowiska wybiera na współtowarzyszy niedoli okolicznych robotników, z którymi pije w knajpie wódkę i spędza każdą wolną chwilę. Zarazem żywi wobec Lidki gorące, chociaż głęboko skrywane, uczucie. Zaświadczają to jej własne, zapewne z trudem wypowiadane słowa w rozmowie, jaką prowadzi przy wódce z Pawłem: 48 Ja się panem wcale nie interesuję. A Lidka... (...) Lubię ją i żal mi jej. Życie wykołowało ją (...). Ja ją pamiętam jeszcze sprzed wojny. Nawet z daleka wydawała mi się coś warta. Być może dostrzegła Lidkę po raz pierwszy w lokalu, do którego przychodziła bawić się przed wojną z ówczesnymi kompanami-mężczyznami? Liryzm dostrzegalny jest też spod ironicznej maski w zdaniu: Zmartwiłam się, kiedy Mirek porwał ją z tej knajpy, jak błędny rycerz królewnę ze szklanej góry. Zdając się na domyślność i wrażliwość widzów i czytelników w wyborze, czy Maryna wyraża tymi słowy jedynie solidarność z Lidką, czy raczej swą miłość do niej, godzi się jednak odnotować, że opowiedziawszy się za drugą możliwością można właściwie zinterpretować niesłychanie mocno zaprezentowany, naznaczony niejednoznacznością płciową, wizerunek Maryny. W tej interpretacji schemat melodramatyczny, i tak już nieszablonowy, uzyskałby drugi, homoerotyczny, wymiar. Wymiar skrzętnie skrywany, z powodu jego niezgodności z powszechnie przyjmowanymi kanonami obyczajowymi, chociaż powracający jeszcze u Hasa niejednokrotnie w groteskowej formie wzajemnych czułości Eminy i Zibeldy, a zapewne także Cecylii i Inezylii z „Pamiętnika znalezionego w Saragossie”, oraz namiętnego pocałunku ojca głównego bohatera i zniewieściałego kelnera w restauracji z „Sanatorium pod klepsydrą” [Grodź, 2004 b: 16]. Maryna, kierując się miłością do Lidki, rezygnuje z prób realizacji swojego uczucia, usuwa się w cień i pozostaje samotna, mając nadzieję, że dziewczyna zazna radości z Pawłem i w ich przyszłym szczęściu upatrując drobiny własnego. Także czytelnik, zatrzymujący się jedynie przy pierwszej z zaproponowanych powyżej możliwości odczytania uczucia, może opisać więź łączącą Marynę z Lidką jako w pełni zgodną z postawą egzystencjalistyczną, zwłaszcza ukazaną 49 w „Dżumie” Camusa. Składnikiem cementującym ludzi ze sobą i będącym dla nich źródłem szczęścia jest, tak dla Camusa, jak i Hasa, przyjaźń: Prawdziwy przyjaciel nie chce posiadać tych, których kocha, ani nie chce nawet być przez nich kochany. Pragnie tylko, żeby oni byli; radość z tego, że są, to właśnie charakterystyka przyjaźni. (...) Camus podkreśla bezinteresowność i głębię przyjaźni [Szydłowska, 2002: 57]. Zwraca uwagę fakt, że już w drugim swoim filmie, zrealizowanym bezpośrednio po niewskazującej konstruktywnych rozwiązań „Pętli”, Has proponuje, chociaż tylko w roli postaci drugoplanowej, pozytywny przykład w pełni dojrzałego egzystencjalistycznego bohatera. Różnice między oboma filmami obejmują także sugerowane odczytania ich zakończeń. O ile w przypadku „Pętli” trudno popełnić rażący błąd opisując tonację nastrojową finału, o tyle zakończenie „Pożegnań” odczytywano niekiedy nazbyt optymistycznie. Czynili tak zwłaszcza krytycy piszący „po linii ideologicznej”, przeciwstawiający rozpadający się świat przedwojennej arystokracji „nowemu porządkowi społecznemu” [zobacz: Stachówna, 1999: 228]. Takie odczytanie mógł przed laty wzmocnić kontekst innych filmów, zwłaszcza równocześnie emitowanego w kinach i obszernie omawianego „Popiołu i diamentu” (1958) Andrzeja Wajdy, w którym – ponownie „po linii ideologicznej” – niepotrzebnemu już buntowi romantycznemu przeciwstawiano „dobrą” miłość, rokującą stabilizację w nowym świecie, której wybaczono nawet „niewłaściwą”, bo melodramatyczną formę [Stachówna, 1998: 58]. Zapewne intencje Hasa były odwrotne. Nadchodzący ze wschodu „Oni” mogą stać się dla kruchego, ledwie zawiązanego uczucia Pawła i Lidki zagrożeniem nie mniejszym niż dzielące ich różnice społeczne, kończąca się wojna oraz początkowa nieśmiałość Pawła. Charakterystyczne, że operujący mitami reżyser upodobnił w pierwszej fazie znajomość młodych do związku Tristana i Izoldy 50 Jasnowłosej, nieskonsumowanego (Tristan oddziela się od małżonki, kładąc do łoża między siebie a oczekującą spełnienia cielesnego kobietę nagi miecz), obarczonego wzajemną niedojrzałością kochanków i wyznaczonego rytmem powtarzających się pożegnań. W podjętej przez hrabinę Lidkę decyzji pozostania w kraju, którego nowy ustrój rodzi dla niej o wiele większe niebezpieczeństwo niż emigracyjna tułaczka z niekochanym mężem, obok zimnej kalkulacji [Stachówna, 1999: 234-235] dostrzegalny jest świadomy, chociaż przychodzący jej niełatwo, wybór życia z Pawłem. Dystans reżysera wobec nowej rzeczywistości wzmacnia dominujący w finale jawnie ironiczny, wygrywany na akordeonie motyw muzyczny, jakże różny od innych motywów obecnych wcześniej w filmie: sonaty Chopina i piosenki Kaszyckiego [Stachówna, 1999: 230]. Są także inne poszlaki przemawiające za interpretacją zakończenia jako pozostawiającego widza pełnym niepokoju o los młodych: sama otwartość, a więc i zagadkowość, ostatniej sceny, czy kasandryczne przepowiednie Maryny, że pomimo więzi łączącej młodych mają być oni „zgubieni”. „Pożegnania” różni od „Pętli” także stylistyka, która – chociaż odmienna od „czarnego realizmu” – również wyraża absurd świata i ludzkiej egzystencji. Warstwa estetyczna powtórnie stała się źródłem nieporozumień interpretacyjnych; wszak oba filmy połączyło powszechne niedocenienie i niezrozumienie przez recenzentów. To rozminięcie się odczytań filmu z programem wyrażanym konsekwentnie przez artystę stanie się także udziałem następnych dzieł i – być może – jedną z przyczyn późniejszego wieloletniego milczenia twórcy. „Pożegnania” zaczęły budzić ostrą krytykę i kontrowersje już na etapie scenariusza przedłożonego Komisji Ocen Scenariuszy w 1957 roku. Nie osłabły one po premierze, co zaświadczają ówczesne recenzje prasowe [Stachówna, 1999: 226228], a nawet odżyły ze zdwojoną siłą, trafiając na podatny grunt po premierze Hasowskiej „Lalki” w 1968 roku [Orłowski, 1969: 122]. Niebezpieczeństwu porównywania filmu do pierwowzoru literackiego i opierania na tym porównaniu 51 niepochlebnych dla filmu ocen uległ nawet w swej recenzji przyszły monograf Hasa, Konrad Eberhardt [1958]. Narzędziami, którymi posłużył się autor filmu, by ukazać zmagania z formą nie tylko bohaterów, lecz także swoje własne, są groteska i ironia. Niełatwo przeprowadzić ostry podział między nimi, cechy im przynależne odnajduje się także w komizmie i innych kategoriach estetycznych. Ich zapowiedzi, znamionujące, że na stałe wejdą w skład środków Hasowskiego obrazowania, dostarcza już „Pętla”. Groteska przeżywała w Polsce swój renesans po 1956 roku, związany z ponownym odczytaniem twórczości Witkacego, Schulza – którą w przyszłości przeniesie na ekran Wojciech Has – i Gombrowicza. W przypadku dzieła filmowego drugim, obok literatury i teatru, źródłem inspiracji groteską były operujące obrazem sztuki piękne. Niespokojna ornamentyka dekoracji „Pętli” jest przykładem groteskowego rodowodu i kolejnego filtru, przez który Has przetworzył ekspresjonistyczne motywy w swym debiucie [Jankun-Dopartowa, 1996: 48]. Za charakterystyczny wyznacznik czy nawet cel „przepoczwarzającej się” i wyzwalającej ze skostniałych form, podobnie jak bohaterowie „Pożegnań”, groteski, teoretyk: (...) uważa próbę zaklinania i w ten sposób okiełznania wszystkiego, co demoniczne [Jankun-Dopartowa, 1996: 47]. „Zaklinaniem demonów” zajmuje się wiele Hasowskich postaci. Demonem najczęściej zaklinanym jest czas: próbują go opanować zarówno obsesyjnie odmierzający godziny Kuba z „Pętli”, jak i słuchający zacinającej się płyty bohaterowie „Pożegnań”, wracający do przedziwnie opierającej się czasowi willi „Quo vadis”. Tam nawet zegary zamierają i po wielu latach pościel jest tak samo świeża, jakby czas stanął w miejscu [Michałowska, 1999: 240-243]. Natomiast we „Wspólnym pokoju” jego mieszkańcy używają magii, by ożywić czas ukonkretniony w postaci ściennego zegara pani Stukonisowej. Formuły wierszazaklęcia użyje także drżącym głosem umierający na suchoty Lucjan Salis, mający 52 świadomość, że tym magicznym zaklęciem przywołuje swoją śmierć [Eberhardt, 1967: 37-38]. Układająca karcianą wróżbę w „Pożegnaniach” właścicielka zaniedbanej willi w Podkowie Leśnej również wykonuje groteskową czynność. Wydaje się jednak, że ironia pełniej od innych kategorii określa estetykę filmu i właśnie jej podporządkowane są tak surrealizm i wyżej wspomniana groteska, będące dominantami stylistycznymi epizodu przedwojennego, jak i realizm czy wręcz paradokumentalizm ostatnich sekwencji filmu [Słodowski: 1994, 34-35]. Już w „Pętli” istotna dla wymowy finału filmu żeńska postać z reklamy na murze ironicznie uśmiecha się do Kuby. Ironicznie, chociaż nie bez wyrozumiałości i sympatii, traktuje Has parę głównych bohaterów, którzy ironią właśnie bronią się przed zatraceniem swych młodzieńczych indywidualności w świecie dorosłych. Ironiczny dystans do świata, dążenie do nieangażowania się w dziejącą się na jego oczach Historię to reakcja Pawła na absurdalność rzeczywistości zewnętrznej. Jego postawę wyraża – nieobcy także bohaterom innych utworów Hasa [Kornatowska, 1996: 37] – trzykrotnie wykonywany gest spoglądania przez okno. Niewolna od szczypty ironii jest też gra reżysera z formułą melodramatu, mającą zawrzeć w sobie opowieść o próbie, najpewniej nieudanej, podboju seksualnego młodzieńca dokonywanego przez dziewczynę [Stachówna, 1999: 231]. Ironia, zanim stanie się kategorią stylistyczną, jest już uprzednio dokonanym wyborem postawy życiowej w absurdalnym świecie. Jako kategoria stylistyczna jest próbą ucieczki przed nieuchronną konwencjonalizacją przedstawień, tak buntu, jak i cierpienia. Jako postawa życiowa jest wariantem – jednym z możliwych – opcji dokonanej po wyciągnięciu wniosków z sytuacji, w której, powtarzając za Ionesco, „człowiek dla człowieka stał się ścianą” [Szydłowska, 2002: 43]. Autentyczność – chociaż także z przyprawioną „gębą” kontestacji – zachowań Maryny, Lidki i Pawła to wyspa na morzu, na którym odbywa się przedstawienie rodem z teatru absurdu, w którym aktorzy obrzucają 53 się frazesami redukowalnymi do nonsensownych monosylab lub też bezsilnie, groteskowo próbują zaklinać głuchą i ślepą na ich magię rzeczywistość. Poniższy cytat, pomimo, że jest polemiczny wobec recept podanych przez Camusa na absurdalność istnienia, wypływa z tych samych źródeł egzystencjalistycznych i może być przytoczony w kontekście „Pożegnań”: (...) poczucie absurdu wynika z umiejętności zrozumienia naszych ludzkich ograniczeń. Nie musi być powodem śmiertelnej udręki, dopóki go czymś takim nie czynimy. Nie musi też rodzić buntowniczej pogardy dla losu, dającej nam poczucie odwagi czy dumy. Tego rodzaju postawa dramatyczna, nawet jeśli kultywowana w milczeniu, zdradza, że zabrakło zrozumienia błahości tej sytuacji w perspektywie kosmicznej. Jeśli sub specie aeternitatis nie ma powodu wierzyć, że cokolwiek ma znaczenie, to i to nie ma znaczenia, i zamiast heroizmu lub rozpaczy możemy w podejściu do naszego absurdalnego życia zdobyć się na ironię [Szydłowska, 2002: 36]. „Pożegnania” Scenariusz według powieści „Pożegnania” Stanisława Dygata: Stanisław Dygat, Wojciech Jerzy Has Zdjęcia: Mieczysław Jahoda Muzyka: Lucjan M. Kaszycki Scenografia: Roman Wołyniec Kostiumy: Janusz Krasowski, Wiesława Chojkowska Wnętrza: Leonard Mokicz Wykonawcy: Maria Wachowiak (Lidka), Tadeusz Janczar (Paweł), Gustaw Holoubek (Mirek), Stanisław Jaworski (profesor Janowski), Stanisław Milski (sprzedawca), Zdzisław Mrożewski (ojciec Pawła), Irena Netto (właścicielka willi), Józef Pieracki (profesor Michniewicz), Irena Starkówna (hrabina), Helena Sokołowska (Walerka), Hanna Skarżanka (Maryna), Jarema Stępowski (kelner), Saturnin Żurawski (Feliks) i inni Produkcja: Zespół Autorów Filmowych „Syrena” Kierownik produkcji: Wilhelm Hollender Dane techniczne: czarno-biały, 35 mm standard, 2810 m/102’ Premiera: Warszawa, 13 października 1958 54 Rozdział 3 „ROZSTANIE”: MELODRAMAT BEZ MIŁOŚCI „Rozstanie”, którego premiera kinowa odbyła się 23 marca 1961 roku, z pewnością nie jest jedynym filmem Wojciecha Hasa, jaki można zasadnie analizować z użyciem odniesień do wyznaczników gatunkowych melodramatu, pojawia się on bowiem w gronie kilku poprzedników i co najmniej jednego, wybitnego następcy: nieliczne i odsunięte na drugi plan elementy melodramatyczne występują już w „Pętli” [Stachówna, 1998: 52, 59], nasycone są nimi szczególnie „Pożegnania” [Stachówna, 2001: 183], nie jest od nich wolny także „Wspólny pokój”, zaś wzorce melodramatyczne reprezentują również „Jak być kochaną” i „Lalka”. Co więcej, „Rozstanie” uchodziło powszechnie wśród krytyki za jedno z mniej udanych dzieł autorstwa Hasa. Podzielając częściowo osąd wyrażany przez recenzentów, dostrzegam w „Rozstaniu” sposobność prześledzenia łatwiej czytelnej niż w przypadku innych dzieł reżysera struktury narracyjnej tego właśnie filmu pod kątem jej zgodności ze strukturą narracyjną melodramatu. Podobnie jak monograf Hasa, Konrad Eberhardt [1967: 40-41], widzę w czwartym filmie reżysera typowego reprezentanta całej jego wczesnej twórczości, i dlatego część moich uwag odnoszących się do tego utworu dotyczy też innych filmów. Porównanie „Rozstania” z wyznacznikami interesującego mnie gatunku filmowego oparte zostanie na opisie melodramatycznej formuły klasycznej, zawartej w wyczerpującej, współczesnej monografii gatunku [Stachówna, 2001: 34-48], rozwijającej klasyczny dziś model badawczy Charlesa T. Altmana odnoszący się do kina gatunków w ogóle i dopatrujący się w nim funkcji rytuału [Helman, 1990: 12]. Poniższa analiza przedstawia, otwierany już przez sam ty- 55 tuł filmu, szereg analogii do klasycznej formuły melodramatu, a następnie odstępstw od niej. Tytuł, zgodnie z konwencją, jest krótki i wyrazisty, dobrze spełnia rolę wizytówki filmu. „Rozstanie” – choć przez zaprzeczenie – jasno sygnalizuje istnienie uczucia, bliskiego związku dwojga ludzi, dodatkowo jest także nieodwołalnym zwiastunem jego zakończenia, jak przystało na melodramat – jednoznacznego. Dzięki tej okoliczności spełnia jednocześnie inny wymóg stawiany nie tylko przed melodramatem, ale przed każdą produkcją należącą do kina gatunków – przewidywalności. „Nieszczęśliwość” zakończenia świadczyć może dodatkowo o wysokiej jakości serwowanego koneserom produktu. Inne filmy Hasa również radzą sobie z tym wymogiem niezgorzej. „Pożegnania” są tak bliskie „Rozstaniu” pod względem tytułu, że krytycy [Peltz, 1960] skwapliwie wykorzystywali to podobieństwo do budowania Hasowskiej dylogii, a nawet – przez analogię tytułów – pisali o „Rozstaniu” w liczbie mnogiej [Kajewski, 1960]. Błąd ten, uparcie powielany, zagościł nawet na łamach poświęconego artyście hasła – rzekomo wzorcowej – „Wielkiej Encyklopedii PWN” [Dalczyński, 2002: 160]. Najpełniej spośród filmów Hasa powyższe kryterium spełnia „Jak być kochaną”, bowiem w tytule tego filmu występuje imiesłów utworzony od czasownika „kochać”. Od melodramatu oczekiwano, że fabule będzie towarzyszyć dopełniający ją nastrojowo motyw muzyczny, często piosenka, najlepiej taka, która odnosi sukces, lansuje film, a następnie, jako samodzielny utwór, przypomina słuchaczowi sentymentalną aurę niegdyś obejrzanego filmu. Zamierzenie to udało się w pełni osiągnąć „Pożegnaniom”, spełnia ten wymóg także „Rozstanie”, chociaż towarzyszącej temu filmowi piosence, śpiewanej przez Sławę Przybylską do słów Ludwika Jerzego Kerna, nie udało się odnieść sukcesu piosenkipoprzedniczki. Piosenka z „Pożegnań” pełni rolę talizmanu – analogiczną do roli na przykład kosmyka włosów ukochanej – przypominającego miłość po- 56 mimo rozstania kochanków. Talizman taki aktualizuje miłość, bowiem miłość melodramatyczna musi być unieśmiertelniona. W przypadku „Rozstań” wymóg ten został spełniony przewrotnie, z dużą dozą autoironii, przez użycie cytatu muzycznego z piosenki Pamiętasz, była jesień (scena rozmowy w pokoju hrabiny, do którego dobiega przez otwarte okno gwizdana – jak się później okaże, przez Iwonkę do Żbika – piosenka). Taka komplikacja motywów muzycznych nie jest już zapewne kanoniczna z punktu widzenia prawideł gatunku, ale podpowiada widzom kontekst sytuacyjny: gwizd Iwonki stanowi nowoczesną formę serenady, pieśni o wielowiekowej tradycji, przywołującej ukochaną osobę przez okno albo drzwi. Nastrój wywoływany u widza przez melodię gwizdanej piosenki każe widzieć w niej zapowiedź randki, spotkania kochanków. Dodatkowo jest ona niezwykle „hasowska”, stanowi jedną z wielu gier intertekstualnych reżysera, do tego wykonywana jest przez energiczną dziewczynę przywołującą mężczyznę. Reżyser osiągnął przez użycie autocytatu jeszcze jeden cel – wskazał widzowi kinowemu współczesność filmowanych zdarzeń, zasygnalizował, tak przezeń podkreślany w udzielanych wywiadach, a dotyczący „Wspólnego pokoju” [Eberhardt, 1960] i „Rozstania” [Peltz, 1960], prezentyzm swoich filmów. W pewne cechy bohaterów melodramatycznych wyposażeni są Małgorzata i Olek. Już w pierwszej sekwencji eksponuje się ich wyraźnie, by widz nie miał problemów z identyfikacją pary zakochanych. Olek cechuje się tak pożądaną przez widownię melodramatu odwagą, wszak jest skoczkiem spadochronowym. Tylko nieszablonowy i straceńczo odważny mężczyzna jest w stanie zainteresować sobą Magdalenę. Okoliczności, które sprawiają, że nie prezentuje widzom swej brawury, omówię później. Melodramatyczna jest też różnica wieku między kochankami, zwłaszcza że jest to dysproporcja „na niekorzyść” kobiety, stanowiąca potencjalnie jedną z przeszkód stawianych przez los parze kochanków. Grażyna Stachówna [1998: 59], pisząca o „Rozstaniu” jako o melodramacie, przedstawicielu gatunku, wskazuje na powyższą różnicę 57 jako na czynnik odpowiedzialny za niepowodzenie uczuciowe dwójki bohaterów. Obsadzając role kochanków, producenci i reżyserzy dążą do zaangażowania aktorów o znanych twarzach, rozpoznawalnych, wręcz uwielbianych, posiadających już ekranowy wizerunek amanta lub amantki. Dalekim echem zastosowania przez Hasa tej konwencji jest zaangażowanie do roli Magdaleny Lidii Wysockiej. Aktorka ta debiutowała już w 1935 roku i grywała przez kilka następnych lat role komediowe i melodramatyczne. Spośród jej ról melodramatycznych celowe wydaje się odnotowanie kreacji w filmie Michała Waszyńskiego „Gehenna” (1938), a zwłaszcza pozytywnie odebranej przez widzów głównej roli w „Złotej masce” (1939/1940) Jana Fethkego, filmu jeszcze przedwojennego, ale mającego swoją premierę dopiero 14 września 1940 roku w Krakowie. Z drugiej strony aktorka po odegraniu ostatniej z wymienionych powyżej ról nie pojawiała się przez kilkanaście lat na ekranach, co może tłumaczyć, dlaczego jej melodramatyczny wizerunek został prawie zupełnie – poza jednym wyjątkiem, Krzysztofa Teodora Toeplitza [1961: 19] – przeoczony przez krytyków po premierze „Rozstania” i mógł być mało czytelny dla młodej widowni kinowej wiosną 1961 roku. Cechą gatunkową melodramatu jest wyraźny dualizm bohaterów filmu. Dualizm – kolejny wyznacznik kina gatunków według Charlesa T. Altmana – dostrzegalny jest w dziełach Hasa już na płaszczyźnie układu: ona – on, ale w „Rozstaniu” jest wyraźniej dostrzegalny na tle społecznym. Przeniesienie dualizmu na szersze tło społeczno-obyczajowe jest zabiegiem swoistym, ważnym z punktu widzenia wymowy ideologicznej melodramatu. W omawianym filmie parze kochanków przeciwstawione jest obserwujące ich miasteczko, oboje są w nim do pewnego stopnia obcy, cechuje ich osłabiona więź ze wspólnotą lokalną, z której wyrośli. Przybyli do niej pociągiem, ulubionym – zapewne z racji ówczesnej dominacji transportu zbiorowego nad indywidualnym – środkiem 58 lokomocji polskiego bohatera egzystencjalistycznego [Jankun-Dopartowa, 1996: 54]. Melodramatyczna jest powtarzalność i przewidywalność struktury fabularnej filmu, zredukowanej do trzech etapów: zakochani spotykają się, następnie przeżywają perypetie, finał filmu wieńczy ich definitywne rozstanie. Hasowi w najwyższym stopniu udało się chyba nasycić film nastrojem melodramatycznej, choć czerpiącej nie tylko z tego jednego źródła, nostalgiczności. Magdalena wraca do rodzinnych Miłoszyc z bardzo odległej, zagranicznej podróży ze świadomością nieuchronnego pożegnania ze starym domem dziadka, z zamkniętym światem niemodnie ubranych starców, z krainą dziecięcych wspomnień. Nastrój wzmaga, pomimo osadzenia akcji filmu w teraźniejszości, stałe przywoływanie przeszłości za sprawą stylizacji wnętrz – autorstwa Jerzego Skarżyskiego, krakowskiego scenografa teatralnego, współpracującego stale z Wojciechem Hasem od „Pętli” – przeszłości tak silnej, że wywołującej wrażenie „zagmatwania w czasie” [Kornatowska, 1997: 166-167]. Bolesław Michałek [1961] dostrzegł w „Rozstaniu” jedynie ową stylizację niczym z „Desy”, co nieuchronnie rzutowało na całościową ocenę filmu przez krytyka. Bohaterka filmu chce z wizyty w Miłoszycach wynieść jakąś pamiątkę, by złagodzić ostateczność tytułowego „rozstania”. Pamiątką tą staje się dla Magdaleny wspomnienie romansu z Olkiem. Filmowe Miłoszyce, bez względu na rzeczywisty źródłosłów toponimu, przypominają swą nazwą o uczuciu dwojga głównych bohaterów. O niewątpliwej znaczeniowości nazwy świadczą okoliczności i zamiary, w jakich Olek ją wypowiada. Obwieszczenie jej na docelowej stacji kolejowej wydaje się truizmem, komunikowaniem Magdalenie oczywistości, chyba że zinterpretuje się zachowanie chłopaka jako flirt prowadzony językiem dwuznaczności, niedomówień i humoru językowego. Topografia filmu Hasa wydaje się być zbliżona do topografii noweli Jadwigi Żylińskiej i rzeczywistego położenia bardziej już dolnośląskiego niż wielkopolskiego miasteczka, ale warto odnotować, że w pierwowzorze literackim nazwa 59 miejscowości, w której rozgrywa się akcja, nie została nigdzie dosłownie wyrażona. Zebrane powyżej przykłady zapowiadają powstanie poprawnego gatunkowo – przynajmniej pozornie – melodramatu, z sympatią zapewne odbieranego przez szeroką widownię, chociaż już znacznie chłodniej przez krytykę. Warto podkreślić niedostatecznie eksponowaną w pracach opisujących twórczość Wojciecha Jerzego Hasa biegłość poruszania się przez reżysera po rejestrach kultury popularnej i swobodę w wyrażaniu na jej gruncie odmiennego niż właściwe melodramatom przesłania ideowego. Zasadnie o tych i innych filmach z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych napisano: (...) wszystkie udawały, że są czymś więcej niż tylko „zwykłymi i banalnymi” melodramatami, a więc: filmem autorskim, poetyckim (...) [Stachówna, 2001: 184]. Nie bez racji krytyk po obejrzeniu „Pożegnań” i „Rozstania” uważał za stosowne swoją recenzję z tego drugiego filmu opatrzyć tytułem-manifestem „Narodziny polskiego melodramatu” [Kałużyński, 1961]; widocznie najwyraźniej dostrzegł właśnie w tym filmie obecność wyznaczników gatunkowych filmu o miłości. Prawdą jest, że to nie „Pożegnania” czy „Rozstanie” – po raz pierwszy po długotrwałej posusze, spowodowanej przez przyjęcie ustaleń zjazdu w Wiśle w 1949 roku i zmianę preferencji autorów filmowych – w pełni zrealizowały melodramatyczny wzorzec, ale dopiero „Przerwany lot” (1964) Leonarda Buczkowskiego [Stachówna, 2001: 184], jednak swoimi wrocławskimi filmami Wojciech Has współtworzył zjawisko, dostrzeżone in statu nascendi przez Zygmunta Kałużyńskiego [1961], który w „Polityce” określił je mianem „polskiej szkółki melodramatu”. Nieczystość gatunkowa melodramatu w „Rozstaniu” była zamierzona: nie jest ona świadectwem porażki, pęknięcia stylistycznego, ale wyrazem konse- 60 kwentnej, zawartej także w poprzednich filmach postawy światopoglądowej reżysera. Z punktu widzenia konstrukcji tej pracy istotniejsza od opisu Hasowskich melodramatów jest analiza i interpretacja odstępstw od struktur kina gatunków, różnic tworzących korowód dłuższy niż szereg podobieństw. Has, tworząc „Rozstanie”, jedynie oszukał widownię, że stworzył melodramat, bowiem dał jej do obejrzenia produkt pozornie typowy, znajomy i przez nią pożądany. W istocie jednak zawiódł nadzieje i oczekiwania pokładane w „Rozstaniu” jako melodramacie. Reżyser ponownie zastosował swój ulubiony zabieg wiernego zachowywania form gatunkowych i struktur narracyjnych literackiego pierwowzoru i – równocześnie – wyposażenia tych struktur w wymowę odchodzącą od ideologii wykorzystanego substratu, a nawet zdecydowanie z nią sprzeczną. Aktualne pozostają ustalenia Władysława Orłowskiego dotyczące strategii adaptacyjnych w twórczości Hasa, chociaż trudno już dziś podzielać zapatrywania teoretyczne badacza na relacje zachodzące między obiektem adaptowanym i adaptacją jak i negatywną ocenę Hasowskiej strategii [Orłowski, 1969; 1974]. Reżyser celowo stworzył melodramat bez miłości, bez wszechmocnej Opatrzności, za to z odkrytymi mechanizmami sterującymi gatunkiem, które zazwyczaj są skrzętnie przed widzami skrywane pod maską prawdopodobieństwa, by mogli w naiwnej nieświadomości wzruszać się, łatwo płakać i równie łatwo odnajdywać pocieszenie [Helman, 1997: 34-36]. Has jest zgodny z konwencją na poziomie struktury, porzuca jednak konwencję na poziomie znaczących szczegółów. Pierwszym z nich jest podtytuł: „komedia sentymentalna”. Trudno jest go przekonywująco objaśnić, stojąc na stanowisku poprawności gatunkowej filmu. Wyrażenie stanowiące podtytuł nie jest jasnym terminem gatunkowym, zaś słowo „komedia” odsyła do zgoła innej poetyki niż melodramatyczna. Wprawdzie na melodramatyczność zdaje się wskazywać „sentymentalność”, ale, moim zdaniem, czyni to dość obcesowo jak na melodramat, bowiem podkreśla jego przynależność do królestwa romansu. Podtytuł 61 zdaje się wskazywać na nawias, w jaki reżyser bierze konwencję melodramatyczną i losy kochanków. Obniża rangę ich uczucia, jakby chcąc zakomunikować, by widz nie przejmował się nimi nadmiernie. Spotkaniem pary bohaterów melodramatu powinien kierować w sposób dostrzegalny przez widza nieunikniony Los, w melodramacie postrzegany zawsze jako siła wyższa, dlatego zapisywany z wielkiej litery. Można mieć wątpliwości, czy do spotkania Magdaleny i Olka przyczynił się Los czy tylko przypadek. Olek mógł nie zainteresować się walizką pasażerki z pociągu, a następnie nią samą, ewentualnie dziadek bohaterki mógł umrzeć w innym terminie i nie dać sposobności do spotkania dwojga ludzi. W moim odczuciu widz nie zostaje wyposażony przez reżysera w silne i jednoznaczne przeświadczenie, że do spotkania musiało dojść. Sami bohaterowie też są nie melodramatyczni, ale zwyczajni. Nie stanowią wcielenia obowiązujących kanonów piękna – chociaż może zachwycać nieomal nienaruszona przez upływający czas uroda Lidii Wysockiej – nie noszą na skroniach ani królewskich koron, ani książęcych mitr i diademów, ani nawet szlacheckich czy bojarskich lisich kołpaków. Akcja filmu zanurzona jest bardziej w zwyczajną codzienność niż w tak podkreślaną przez Hasa współczesność. Przeciętność może być wpasowana w scenerię melodramatu jedynie wtedy, gdy jej szarość napotyka na przeciwwagę w intensywności czy wręcz niezwyciężeniu i nieśmiertelności uczucia pary kochanków. Filmowi Olek i Magdalena nie wpisują się w taki obraz, nawet tradycyjne wzorce mężczyzny i kobiety realizują tylko częściowo. Magdalena nie jest już młoda, nie jest też w pełni stereotypowo kobieca. O jej drapieżności, tym wyraźniejszej, że zestawionej z chłopięcą delikatnością Aleksandra, jego nieśmiałymi uśmiechami i słabością do klawesynowych wykonań muzyki Schuberta, wydaje się świadczyć przynajmniej jeden spośród wielu zgromadzonych w domu starego kolekcjonera i archeologa przedmio- 62 tów. Jest nim leżąca w sypialni Magdaleny i pełniąca funkcję dywanika czy podnóżka skóra z dzikiego kota, być może lamparta. Eksponat ten Has wprowadził na plan filmowy samodzielnie, bowiem w noweli brak o nim wzmianki, chyba że uznać za zamiennik lamparta kota Wiktorii, wytwornego na podobieństwo zmarłego pana domu, bowiem czarnego z białymi łapami. Nagromadzone aż do przesytu na planach filmów Hasa rzeczy materialne, stanowiące niekiedy nie drugi, ale pierwszy plan, osaczające bohatera, traktuję jako niepodzielną całość, podkreślającą dojmującą obcość i samotność człowieka w świecie. Z tej perspektywy dążność do nadawania samoistnych znaczeń konkretnym elementom Hasowskiej „rupieciarni”, wybranym przez komentatora – sam bowiem autor w żaden sposób nie różnicuje przestrzeni, operator filmuje ją jakby bezwiednie, pozornie bezcelowo, rzadko skupiając się wyraźniej na jednym z przedmiotów, pełniącym rolę znaku czy symbolu – wydaje się być obarczona ryzykiem wybiórczej interpretacji. Lamparcie futro jednak – obok być może innych jeszcze eksponatów – wydaje się posiadać wartość znaczeniową, bowiem znajduje swój odpowiednik w stereotypie drapieżnej kobiecości, w eleganckiej garderobie panny Leopard ze „Wspólnego pokoju”. Chłód wyrazu twarzy, oszczędność gestu i mimiki, pewna zaciętość i upór, a nawet władczość i zaborczość wydają się być cechami nie tylko Magdaleny, ale i innych kobiecych postaci z filmów Hasa, począwszy od kochanki Kuby z „Pętli” [Stachówna, 1999: 235]. Znaczącą z punktu widzenia analizy gatunkowej filmu wydaje się być – w porównaniu z literackim pierwowzorem – istotna różnica fabularna. Has dokładnie oddał w filmie nowelowe dialogi, wizerunki postaci i generalną akcję, ale ocalił Olka przed śmiercią. W noweli śmierć chłopaka zostaje zapowiedziana czytelnikowi na samym wstępie, w jednej z pierwszych kwestii wypowiadanych przez dwójkę bohaterów. Chociaż złowieszcze słowa padają z ust chłopaka w trybie warunkowym: 63 Za skok dostaję trzysta złotych. A gdybym się zabił, rodzina otrzyma dwadzieścia tysięcy, to dużo, prawda? [Żylińska, 1960: 33], to jednak brzmią jak nieuchronny wyrok, wszak fatum – zgodnie z etymologią słowa – jest tym, co zostało wypowiedziane. Powyższe słowa skonfrontowane z powtórzoną sumą odszkodowania w końcowej części noweli: Pogrzeb odbędzie się pojutrze (...). Podobno na koszt państwa. A rodzina dostanie dwadzieścia tysięcy [Żylińska, 1960: 52] tworzą ścisłą ramę kompozycyjną, w której granicach rozgrywa się krótki miłosny epizod. Miłość zostaje melodramatycznie złączona ze śmiercią. Aleksander sam na siebie wydaje wyrok, nieświadomy zrządzeń podjętych uprzednio i odgórnie przez Los. W noweli Żylińskiej wszechwładnie panuje Przeznaczenie identyczne z tym, jakie panuje w filmowych melodramatach. Walka z istniejącymi układami społecznymi i brakiem akceptacji ze strony otoczenia, którą zapewne musieliby wspólnie stoczyć młodociany, ubogi student i podstarzała, zamożna i światowa scenografka teatralna, ustępuje z woli Losu przed śmiercią i rozstaniem. O miłości z noweli Jadwigi Żylińskiej można napisać, cytując słowa badaczki: Zagrożenie dla miłości stwarza więc nie sam człowiek, odpowiedzialny za swoje życie i dokonane wybory, czyli zawsze w jakiś sposób „winien” temu, co go spotkało, do czego doprowadził, lecz los, przeznaczenie, fatum, Bóg. Aby formuła melodramatyczna mogła się do końca spełnić, ofiara mściwego losu musi być zupełnie niewinna, a mechanizmy jego działania – całkowicie od człowieka niezależne. (...) Melodramat przekonuje nas jednak, że nie ma tu żadnej ich [kochanków – W. S.] winy, o wszystkim bowiem decyduje los (...). Miłość, wielka, wyjątkowa miłość jest wyzwaniem pod adresem zazdrosnych bogów i można być pewnym, iż nie dopuszczą do jej szczęśliwego spełnienia. (...) Melodramat „wyjaśnia”, dlaczego tak jest, realizując zarazem osobliwą funkcję 64 konsolacyjną. Rozgrzesza nas ze wszystkiego, co się nie udało, nie zrealizowało, przeciekło między palcami. To nie my jesteśmy winni, to wyrok losu zapisany w gwiazdach jeszcze przed naszym urodzeniem. Melodramat uwalnia od wszelkiej odpowiedzialności, dlatego też koi, mimo, że doprowadza do łez [Helman, 1997: 29, 33-34]. Film Hasa nie spieszy z łatwą pociechą, najpewniej nie przynosi uważnemu widzowi żadnej; niewątpliwie spośród funkcji melodramatu, których „Rozstanie” nie zamierzało pełnić, na pierwszym miejscu należy wymienić funkcję konsolacyjną, następnie dydaktyczną i perswazyjną. Oddech ulgi dziennikarza na wieść, że reżyser nie zamierza uśmiercać Olka [Kajewski, 1960] ostatecznie okazuje się przedwczesny. Ocalenie Olka to widomy znak odrzucenia melodramatycznej koncepcji losu. Doniosłość przeprowadzonej przez Hasa korekty scenariusza tkwi w przedstawieniu losu jako nieuchronnej konsekwencji wolnych wyborów, cechującej się podobieństwem do Sartre’owskiej „konieczności wolności”, która nie zwalnia z odpowiedzialności i nie spieszy z ulgą w dźwiganiu paradoksalnego jarzma swobody. Jedyną receptą na pisany z małej litery los jest jego zrozumienie i rzucenie mu wyzwania, postawa Syzyfa [Guze, 2004: 32]. Jeżeli przyjąć, że los ocalił Olka, to tylko w tym sensie, że bohater nie został zwolniony z konieczności dalszego kształtowania swojego indywidualnego losu. Bohaterowie czwartego filmu Hasa są ludźmi wolnymi, pomimo tego, że są bezsilni wobec przepisów meldunkowych czy niesprawiedliwych decyzji kwaterunkowych. Już nowelowa Magdalena, zmagając się z dyktatem biurokracji, wyposażona jest w spory ładunek niezależności charakterystycznej dla bohatera egzystencjalistycznego: Magdalena wypowiedziała to (...), wiedząc, z góry, że właściwie nie ma wyboru, co jednak nie uwalniało jej od podjęcia próby działania, bez względu na to, że wynik ostateczny był z góry przesądzony [Żylińska, 1960: 36]. 65 W filmie ten rys w wizerunku postaci został wzmocniony, co nie umknęło trafnej, choć niewolnej chyba od przerysowania uwadze krytyka: (...) jedna tylko Magdalena działa wedle własnej woli [Płażewski, 1961]. Magdalena chce żyć intensywnie, pełnią życia, wiele podróżuje, nie boi się zmierzyć z przeciwnościami i wychodzi im naprzeciw. Mocno zarysowana została decyzyjność bohaterów; nie tracą jej nawet wtedy, gdy rzeczywistość wydaje się nie zważać na ich usiłowania, ani wtedy, gdy – po Sartre’owsku – wolność jest nieunikniona, konieczna. Nie wpadają w pułapkę charakterystycznych dla całej twórczości filmowej Wojciecha Hasa stałych powrotów, autocytatów, kompozycji klamrowych, pętli [Kornatowska, 1996: 37]. Są podobni do Camusowskiego Syzyfa, który szczęśliwie wtacza za każdym razem głaz po stoku góry i w którym nie ma zwątpienia i rezygnacji człowieka złamanego przez życie. Bohaterowie „Rozstania” są niezależni od Losu i wolni. Olek nosi medalik i chciałby, żeby istniał Bóg (zapewne rozumiany jako Los, Opatrzność), ale w rozmowie z Magdaleną daje wyraz swojej niewierze, mówiąc: Jak skaczę, to wolę myśleć, że tam coś jest. Ale to oczywiście nie stanowi żadnego dowodu. Noszenie – pomimo niewiary w Boga – poświęconego medalika wydaje się być nieracjonalne i niekonsekwentne. Nie musi tak jednak być, można zwyczaj Olka tłumaczyć nawykiem albo traktowaniem medalika jak talizmanu, który posiada moc zaklinania rzeczywistości. Bohater, zagubiony w świecie, stara się odpowiadać na absurd świata czynnością równie absurdalną, w czym jest podobny do Lucjana Salisa powtarzającego magiczne zaklęcie wypowiadane nad zepsutym zegarem. Obaj bohaterowie wykonują czyny groteskowe w najgłębszym, abstrahującym od powierzchownych wyznaczników stylistycznych, sensie tego słowa, bowiem nowożytna groteska to jedna z 66 artystycznych odpowiedzi człowieka na absurd świata. Podniebny skok – odczytywany jako znak odważnego zanurzenia się w świat, poddania się próbie sytuacji granicznej, w której bezosobowe, Heideggerowskie „dzianie się” ustępuje miejsca świadomemu, jednostkowemu, Jaspersowskiemu „ja czynię” – wykonuje Aleksander w świecie pozbawionym Boga. Zawieszony na szyi chłopaka medalik to wzruszający w swej bezradności wyraz tęsknoty za utraconą pewnością, namiastka spadochronu towarzyszącego skoczkowi. Olek zapewne zgodziłby się – z powodu ogromu odpowiedzialności spoczywającej według egzystencjalisty na każdym człowieku w każdym momencie, w którym działa – z myślą wypowiedzianą przez czołowego egzystencjalistę-ateistę: (...) jest to bardzo kłopotliwe, że Bóg nie istnieje, gdyż wraz z nim znika cała możliwość odnalezienia wartości w świecie idei [Sartre, 1998: 37]. W przypadku chłopaka wolność przejawia się w młodzieńczej fantazji i pasji powietrznej, pozwalającej mu wzbić się wysoko nad mieścinę i unieważnić na moment prawa grawitacji i małomiasteczkowe normy zachowań. Nie zatraca przy tym ludzkiego wymiaru: żartują z niego na rynku młodsi koledzy, wywołując w nim zawstydzenie, spotęgowane obserwacją sceny przez kobietę, której pragnie zaimponować. Nieporadność w budowaniu miłosnego nastroju – a może cynizm i niewiarę w miłość – zdradza podsumowanie przez chłopaka pełnego liryzmu cytatu z „Romea i Julii” jako jednego z „kilku takich kawałków”. Widz nie ma możności przyjrzenia się napowietrznym akrobacjom Olka, rozbudzone zostają silne podejrzenia, że chłopak zmyśla i jest zwyczajnym blagierem: wszak nie ma w miasteczku żadnego lotniska, nie przychodzi też – jak ma to miejsce w noweli – śmierć, która by ostatecznie, chociaż poniewczasie, potwierdziła prawdziwość jego słów. Scena kawiarnianej rozmowy, w której Olek udaje lotnika, a Magdalena udaje, że mu wierzy, przypomina inne Hasowskie dialogi kochanków, prowadzone z użyciem humoru językowego i gier słownych. Jest w nich dużo 67 zalotności, flirtu, lekkości, ale wszystkie one zbliżają się niepokojąco do granicy absurdu, czystego nonsensu, sygnalizując niemożność przełamania samotności i nawiązania autentycznego kontaktu nawet między dwojgiem zakochanych w sobie ludzi. Głód kontaktu z ludźmi jest odczuciem ogarniającym bohatera filmów Hasa nawet wtedy, gdy są to w większym stopniu fantazmaty niż realni ludzie (Kuba w „Pętli”). Odczuwa go także Olek z „Rozstania”, który stale szuka kontaktu, zwracając się do wszystkich ludzi z dziecięcą niemal ufnością i radością, nie bacząc na to, że zakłóca niekiedy swą obecnością potrzebę intymności innych bohaterów, jak dzieje się to w scenie wieczornej randki Iwonki, siostrzenicy Walerii i Żbika, „pegeerowskiego” panicza-kawalerzysty. Spotyka się też z niechęcią ze strony kolejarza naprawiającego zegar na stacji, to znowu z bezinteresowną sympatią ze strony kierowcy – epizodycznej postaci nieposiadającej nowelowego odpowiednika i wprowadzonej do filmu przez Hasa na etapie scenopisu – który uprzednio podwiózł był Olka ciężarówką, a następnego dnia rozpoznał go i życzliwie pozdrowił. Nowelowa Magdalena jest scenografem, profesja filmowej Magdaleny nie jest dookreślona, można jedynie żywić przypuszczenie, że bohaterka jest zapewne aktorką, na co może wskazywać scena spotkania jej ze Zbyszkiem Cybulskim. Cybulski gra w tym filmie, jak i w innych filmach z lat sześćdziesiątych, samego siebie, czy raczej wyobrażenie Zbyszka Cybulskiego powstałe w społecznym odbiorze po jego wielkich kreacjach z lat pięćdziesiątych, zwłaszcza po roli Maćka Chełmickiego z „Popiołu i diamentu”. Jeżeli scena spotkania Magdaleny ze słynnym aktorem jest zbudowana na zasadzie symetrii obydwu postaci, za aktorkę można uznać także główną bohaterkę filmu. Pozostawiając na boku szerszą analizę modelu zachowań ludzkich, określonych – odwołując się do metafory – mianem „Aktora”, można zaryzykować twierdzenie, że Magdalena wykonuje swój filmowy zawód nieprzypadkowo i jego dobór można uzasadnić i przydać mu dodatkową wymowę na gruncie filozofii egzystencjalistycznej. Camus, w czasach algierskich aktor, stale zaś reżyser teatralny i autor 68 sztuk scenicznych, określił mianem „Aktora” człowieka ewoluującego od absurdu do buntu: (...) jego postać i związane z nią przeżycia biorą pod uwagę szersze tło, na jakim rozgrywa się proces egzystencji bytu ludzkiego. Tym tłem symbolicznym jest dekoracja. Symbolizuje ona fizykalny obraz świata, z którym człowiek pozostaje w ciągłej niekoherencji. Jest to tak zwana „niezgoda między aktorem i dekoracją” [Fiut, 1993: 57]. Kontynuując swobodniejsze rozważania zainspirowane Camusowskim modelem, można uznać, że potraktowanie Magdaleny – zgodnie z tekstem noweli – jako scenografki, oznaczałoby wyposażenie jej w atrybuty przekraczające zdolności człowieka. Scenografem jest twórca świata, w którym przyszło żyć ludziom, świata od nich obcego i odległego. Dlatego też w „Rozstaniu”, a także w innych filmach Hasa, stale obecna jest „rupieciarnia”, niemal teatralna rekwizytornia, która stale okala bohaterów i która może być postrzegana jako odpowiednik świata zewnętrznego otaczającego stale człowieka. Na dwupłaszczyznowość układu tło-bohaterowie nakłada się paralela przeszłość-teraźniejszość. Bohaterowie nie mają żadnej przeszłości ani przyszłości, jeden i drugi stan są tak samo enigmatyczne i ustępują całkowicie miejsca teraźniejszości. Przeszłość reprezentują zgromadzone przez dziadka Magdaleny „starożytności wielkopolskie”, teraźniejszość – Magdalena i Olek. Przyszłość jest mglista, bowiem – zgodnie z egzystencjalistycznym pojmowaniem czasu – przekuwana jest w każdej chwili na teraźniejszość. Jej reprezentantów można doszukiwać się obecnej na ekranie miłoszyckiej młodzieży szkolnej. Jedynym łącznikiem między dwiema płaszczyznami czasowymi, wzmagającym nastrój nostalgii panujący w filmie, jest scena, nazwana przez krytyka sceną „pocałunku pokoleń” [Płażewski, 1961]. Wiktoria przypomina w niej – przy okazji potańcówki czy już niemal dyskoteki, na któ69 rą udaje się jej siostrzenica – suknię Magdaleny uszytą z lekkiej, jedwabnej organdyny, w której panienka, jeszcze jako uczennica, wystąpiła przed dwudziestu laty na balu. Jest w tej scenie-łączniku więcej pogody niż w wyrażanej głośno, z goryczą, świadomości Żbika, że jest przedstawicielem wymarłej klasy i epoki. Konstrukcja czasu w filmie przypomina powieść Alberta Camusa „Obcy”, która – co jest ewenementem w całej bogatej literaturze francuskojęzycznej do 1942 roku – została napisana z użyciem jednego, jeżeli pominąć respektowaną przez pisarza gramatyczną zasadę następstwa czasów, czasu gramatycznego, passé composé [Szydłowska 2002: 83-84]. Analogicznie do „Obcego” w „Rozstaniu” związki przyczynowo-skutkowe ustępują prostemu następstwu wydarzeń, przez co nie znajdujemy w filmie przejawów psychologizmu, pozostają przed nami ukryte motywacje tak działań, jak i zaniechań bohaterów, a także sugestie interpretacyjne. W efekcie w filmie panuje poczucie obcości i osobności, z których to stanów emocjonalnych wyłania się więź powstająca między Magdaleną i Olkiem. Jest ona słaba, dość dziwna i tak bardzo nieprzypominająca namiętnej, gorącej, melodramatycznej miłości; bliżej jej raczej do doskonałej w swej obojętności relacji Camusowskiego „Obcego” – Meursaulta z innymi ludźmi. Sięgając po formułę melodramatyczną i równocześnie odchodząc od niej, Wojciech Jerzy Has mógł wydobyć na światło dzienne egzystencjalistyczne przesłanie filmu. Do melodramatycznej formuły podszedł ze znawstwem i szacunkiem. Gdy obnażył ją, zrobił to nie po to, by ją – a przy okazji naiwnego widza – wydrwić, lecz po to, by za jej pomocą przedstawić przesłanie dotyczące miłości i opatrzności diametralnie różne od melodramatycznego. Niekanoniczność czy odstępstwo od melodramatu pozwoliły mu – przez kontrast – dobitniej podkreślić swoje stanowisko. Nie pozwalając umrzeć Olkowi, reżyser nie rozwiązał stojących tak przed nim, jak i przed Magdaleną, a przede wszyst- 70 kim przed widzem, problemów. Zamiast zakończenia stanowiącego ingerencję w ziemski porządek ze strony Losu, finału nieszczęśliwego, a jednak przynoszącego ulgę, pocieszenie i potwierdzenie wyznawanych przez widzów wartości, reżyser proponuje trwanie w świecie, w którym nikt nie zdejmuje tak z postaci filmowych, jak i z widzów kinowych odpowiedzialności, konieczności bycia wolnymi oraz dokonywania wyborów i ciągłego podejmowania decyzji. Okazuje się ponadto, że wielka, romantyczna miłość nie musi być nagrodą za heroiczne trwanie w obcym świecie, że często bywa nieporadna, bezbarwna, obojętna. Okazuje się wreszcie, że jej tak naprawdę nie ma. „Rozstanie” Scenariusz według własnej noweli „Rozstanie” Jadwiga Żylińska Zdjęcia: Stefan Matyjaszkiewicz Muzyka: Lucjan M. Kaszycki Scenografia: Jerzy Skarżyński Wnętrza: Leonard Mokicz Wykonawcy: Lidia Wysocka (Magdalena), Władysław Kowalski (Olek), Gustaw Holoubek (Rennert), Irena Netto (Wiktoria), Adam Pawlikowski (Żbik), Danuta Krawczyńska (Iwonka), Zbigniew Cybulski (gość), Władysław Dewoyno (konduktor), Maria Gella (hrabina), Tadeusz Hoszowski (karawaniarz), Zofia Jamry (Klimczakowa), Marian Jastrzębski (emeryt), Bogumił Kobiela (kelner), Danuta Korolewicz (dziennikarka), Jadwiga Kurylukowa (dewotka), Stanisław Kwaskowski (Tomala), Ryszard Michalak (kolejarz), Irena Orska (Tosia), Halina Romanowska (kuzynka) i inni Produkcja: Zespół Realizatorów Filmowych „Kamera” Kierownik produkcji: Stanisław Zylewicz Dane techniczne: czarno-biały, 35 mm standard, 2157 m/78’ Premiera: Warszawa, 23 marca 1961 roku 71 Rozdział 4 „JAK BYC KOCHANĄ”: NIEZGODA MIĘDZY AKTOREM I DEKORACJĄ „Jak być kochaną” (polska premiera kinowa odbyła się 11 stycznia 1963 roku, w tym samym roku film, któremu towarzyszyła akcja promocyjna ze strony krajowej [Michałek, 1963], zaprezentowany został widzom na festiwalu w Cannes) jest tym filmem spośród wczesnych dzieł Hasa, w którym egzystencjalistyczna optyka jest szczególnie wyrazista. Dla jednego z recenzentów ta perspektywa wydawała się na tyle rażąca, że pisał o głównej bohaterce: Posługując się porównaniem, bohaterka Pańskiego [Kazimierza Brandysa – W. S.] opowiadania filozofuje tak jak pan Jourdain mówił prozą, podczas gdy pani Felicja z filmu w i e [podkreślenie autora], że uprawia modną filozofię [Zimand, 1963]. Dodać jedynie wypada, że pod epitetem „modna filozofia” kryje się właśnie egzystencjalizm, postawa – według recenzenta „Argumentów” – w wykonaniu Barbary Krafftówny nie tylko nieautentyczna, ale mająca zarazem dodatkową wadę – pospolitość. Zapewne oczywistość przywołanego kontekstu w połączeniu z banalnością traktowanej niechętnie postawy egzystencjalnej spowodowały, że autor recenzji nie uznał za stosowne, by nawet nazwać tę postawę. Nazwali ją jednak inni krytycy, najwyraźniej niepodzielający niechęci Romana Zimanda do tego nurtu filozofii współczesnej. Czynili to jednak, ulegając uproszczonemu jej obrazowi, polegającemu w skrajnej, aczkolwiek rozpowszechnionej wersji na jej utożsamieniu z pesymizmem. Wersja ta jest w istocie niezgodna z poglądami francuskich myślicieli na dążenie człowieka ku szczęściu, szansę jego osiągnięcia – wystarczy przywołać Camusowskiego szczęśliwego Syzyfa – i na samo szczęście. Bazując na uproszczeniach, błędnie 72 pozwalała usytuować poza egzystencjalizmem, a nawet w opozycji do niego, zawartą w opowiadaniu Brandysa i w filmie Hasa propozycję wyjścia z tragicznej sytuacji Felicji, a mianowicie pracę w słuchowisku radiowym, dającą pokrzepienie tysiącom radiosłuchaczy: O „Jak być kochaną” ktoś powiadał, że jest to film z ducha „egzystencjalistycznego”, ze względu na pesymizm w ocenie szans na szczęście. Niezupełnie; (...). Wartość, jaka pozostaje Felicji, to jej praca, do której wróciła i w której uzyskała popularność; podróż samolotem (...) wskazuje na powrót do równowagi wewnętrznej. Historia nie tyle egzystencjalistyczna, co polska [Kałużyński, 1963]. Postawę ideową, którą reżyser zawarł w „Jak być kochaną” – zgodną z własnymi, wyrażonymi we wcześniejszych filmach, przekonaniami – przejął od pierwowzoru literackiego, współczesnego opowiadania Kazimierza Brandysa. Brandys wcześnie zetknął się z twórczością Alberta Camusa i uległ jej urokowi, któremu od końca lat pięćdziesiątych – po uprzednim okresie twórczości socrealistycznej – dawał świadectwo w swoich opowiadaniach. Operował ironią, środkiem wyrazu często używanym przez egzystencjalistów, odpowiadających za jej pomocą na absurd świata. Pisarz dał temu wyraz, opatrując tom „Romantyczność”, z którego pochodzi opowiadanie „Jak być kochaną”, mottemmanifestem: Jesteśmy winni ironię temu, co wobec nas jest ironiczne [Brandys, 1960: 5]. Argumentem pośrednio przemawiającym za związkami Kazimierza Brandysa z egzystencjalizmem – ponieważ pochodzącym z okresu jego gościnnych wykładów na Sorbonie, a więc późniejszego o dziesięć lat od momentu pierwszego wydania opowiadania – jest jego współpraca z lewicującymi intelektualistami paryskimi i zamieszczanie artykułów w miesięczniku „Les Temps Modernes” [Współcześni polscy pisarze, 1994: 253], stworzonym w 73 1945 roku przez Jean-Paula Sartre’a, który miał wypowiadać się „zgodnie z określoną koncepcją człowieka” i rzeczywiście wyrażał program zgodny z poglądami filozoficznymi swego twórcy i wieloletniego redaktora naczelnego [Kurta, Meissner, 1972: 121]. W kontekście powyższych argumentów trafnym wydaje się być osąd Konrada Eberhardta, nie tylko krytyka literackiego i filmowego, ale i jednego ze znawców ówczesnej filozofii francuskiej: Nowela Brandysa (...) wyrasta z postawy moralnego heroizmu, a także ludzkiego humanizmu bliskiego myślowo filozoficznej refleksji Alberta Camusa. (...) Młoda kobieta nie otrzymuje żadnej satysfakcji za swe poświęcenia; a jednak żyje, nie wyrzekając się niczego ze swej przeszłości, świadoma, że uczyniła po prostu wszystko, czego wymagała od niej sytuacja. W świecie, w którym porozumienie między dwojgiem ludzi jest szczęściem rzadko osiągalnym – trzeba przecież żyć i trzeba być człowiekiem – to morał gorzkiej opowieści [Eberhardt, 1963: 4]. Odmienne stanowisko Romana Zimanda, uważającego egzystencjalizm za przeniesioną do filmu ingerencję na etapie scenariusza, przynoszącą szkodę wartości artystycznej dzieła, w istocie wzmacnia jedynie tezę o egzystencjalistycznej optyce Hasowskiego obrazu. Trudne do podtrzymania jest stanowisko krytyka o nieegzystencjalistyczności opowiadania, natomiast prawdą jest, że reżyser za pomocą zmian fabularnych w filmie – omówionych w dalszej części rozdziału – wzmocnił perspektywę egzystencjalistyczną. Zmiany te, choć są charakterystyczne, nie wydają się mieć takiego znaczenia jak zabiegi adaptacyjne z poprzednich filmów Hasa, skutkujące niekiedy wyrażeniem przez film treści dalece odbiegających od treści literackiego pierwowzoru. W filmie nie zastosowano nowej poetyki – jaką był czarny realizm w „Pętli” – ani kategorii estetycznych – jakimi stały się ironia i groteska w „Poże- 74 gnaniach” – które służyłyby ekspresji Hasowskiej filozofii. Artysta ponownie – po „Pożegnaniach” i „Rozstaniu” – posłużył się w tym celu konwencją gatunkową melodramatu; co więcej, powtórzył ją wraz ze zwodniczym chwytem polegającym na przemyceniu pod pozorem kanonicznej dla tego gatunku fabuły zgoła niekanonicznego przesłania. „Jak być kochaną” wraca do motywów, wizerunków psychologicznych postaci, a nawet rekwizytów z poprzednich pięciu filmów pełnometrażowych, a dodatkowo je pogłębia. Biorąc pod uwagę ową kumulację, jak również manifestacyjne wyrażenie właśnie w tym filmie egzystencjalistycznego przesłania, celowym zabiegiem wydaje się posłużenie w przypadku tego obrazu, jako głównym kluczem analityczno-interpretacyjnym, nie jedną z powyższych kategorii, nota bene posiadających rodowód starszy od dwudziestowiecznego egzystencjalizmu i jedynie wtórnie wykorzystanych dla dania wyrazu Hasowskim ideom, ale par excellence egzystencjalistyczną metaforą Aktora. Metafora ta – bliska jednej z przenośni Alberta Camusa opisującej człowieka ewoluującego od „l’homme absurde” do „l’homme revolté”, będącego w połowie drogi między postawami przedstawionymi za pomocą obrazów Don Juana i Syzyfa – ogarnia cały film Hasa. Podporządkowany jej został tytuł rozdziału, zaś poniższe rozważania mają przybliżyć Czytelnikowi koncepcję Hasowskiego bohatera jako rozumianego po Camusowsku Aktora. Wszechobecność aktorstwa w warstwie fabularnej lapidarnie wyraził krytyk, pisząc: Felicja jest aktorką, aktorem jest także człowiek, którego kocha, Wiktor; ich znajomość nawiązała się w teatrze. Klęska osobista Felicji zazębia się ściśle z jej nieudaną karierą aktorską. Klęska Wiktora wiąże się nierozerwalnie z jego niespełnionymi nadziejami [Eberhardt, 1967: 58]. Elementów aktorskich, teatralnych było wiele także w poprzednich filmach Wojciecha Jerzego Hasa. Stoliki kawiarniane, bary z wyszynkiem, a nawet bramy w kamienicach stawały się niemal scenami teatralnymi [Górski, 75 1985: 68-70], zaś Hasowscy bohaterowie na próżno starali się uwolnić od przybieranych masek i pełnionych ról. Katalog teatralnych kwestii, ról, scenerii i rekwizytów z pierwszych filmów reżysera zestawił monograf jego twórczości Konrad Eberhardt [1967: 60-62]. Wbrew jednak przewidywaniom badacza, że po kulminacji motywu życia jako roli w „Jak być kochaną” nastąpi jego przesilenie [Eberhardt 1967: 64], motyw wyraziście powrócił w nieobjętej już jego monografią „Lalce”. Bogactwo scenografii, przywołującej przepych salonów dziewiętnastowiecznej Warszawy sprawia, że: (...) nagromadzone przedmioty (...) momentami dominują nad człowiekiem, czyniąc z niego woskową kukłę przystrojoną w wytworny kostium [Słodowski, 1994: 27]. Tytułową „lalką” staje się w ostateczności każdy człowiek uwikłany w materię, ową metaforyczną dekorację. W kolejnych filmach, zachowując strukturalny podział między aktora i dekorację, artysta jeszcze silniej eksponuje rolę przedmiotu, jakim jest na przykład manekin w „Sanatorium pod Klepsydrą”. Manekin staje się aktorem w nie mniejszym stopniu niż człowiek, bowiem sugestywniej od żywego człowieka nieożywiona, butwiejąca i przeżarta przez mole materia oddaje upływ czasu i śmierć [Słodowski, 1994: 32]. Reżyser zdaje się, pozornie zamieniając role aktora i dekoracji, odrzucać egzystencjalistyczną perspektywę. Zachowuje ją jednak, ponieważ bliskie zestawienie człowieka i kukły wyostrza i zwiększa obrazowość tej perspektywy. Dodatkowo wydaje się, że w stworzonym przez artystę świecie czysty przedmiot, oderwany od człowieka, nieoswojony przez niego i niebędący świadkiem jego poczynań, pozbawiony jest jakiegokolwiek, nadawanego jedynie przez ludzi, znaczenia. Dostrzeżona przez Konrada Eberhardta, mimo powierzchownych podobieństw motywów, nieporównywalność aktorskiej metaforyki „Jak być kochaną” z przejawami „nurtu teatralnego” w innych filmach Hasa wypływa z braku wszelkich ograniczeń, które pozwoliłyby uchylić w czasie lub przestrzeni 76 dominację aktorskiej metafory [Eberhardt, 1967: 62]. Aktorom-bohaterom szóstego filmu Wojciecha Hasa przychodzi grać nie tylko w sytuacji braku porozumienia z kochaną osobą, sytuacji najwyraźniej dostrzegalnej za sprawą melodramatycznej struktury narracyjnej filmu, ale w kondycji szerzej pojmowanej, słynnej niezgody z dekoracją. Jak pisze interpretator antropologii filozoficznej Camusa: Podobnie [jak z Don Juanem – W. S.] ma się sytuacja z „Aktorem”, ale jego postać i związane z nią przeżycia biorą pod uwagę szersze tło, na jakim rozgrywa się proces egzystencji bytu ludzkiego. Tym tłem symbolicznym jest dekoracja. Symbolizuje ona fizykalny obraz świata, z którym człowiek pozostaje w ciągłej niekoherencji. Jest to tak zwana „niezgoda między aktorem i dekoracją”. Aktor natomiast symbolizuje bohatera absurdalnego, mającego jasność ludzkiego absurdu uświadomioną w dużym stopniu oraz posiada on wielką pasję życia [Fiut, 1993: 57]. Bezgraniczne zespolenie człowieka z rolą aktora jest wyraziście dostrzegalne na przykładzie problemu z ustaleniem imienia głównej bohaterki. Zasadne jest wyrażenie wątpliwości: czy jej „prawdziwe” imię to Felicja? Co w przypadku Felicji oznacza „prawdziwość” imienia? Bohaterka nigdzie w filmie, jak też i w opowiadaniu, nie występuje pod własnym imieniem, zaś brak imienia jest znakiem braku własnej tożsamości, a nawet samodzielnej egzystencji. Felicja Konopkowa to jedynie imię i nazwisko granej przez aktorkę postaci ze słuchowiska radiowego, odwołującego się do bijącej rekordy popularności w latach sześćdziesiątych radiowej „Rodziny Matysiaków”. Felicja-Ofelia nie jest jedyną Hasowską postacią posługującą się podwójnym imieniem, świadczącym o występowaniu w wizerunku danej postaci elementów autokreacji czy aktorstwa. Genowefa-Lidia z „Pożegnań”, rozdarta między dwa światy – brutalność i brzydotę realnej wegetacji na warszawskiej Pradze i nierzeczywiste piękno i sławę postaci z superprodukcji filmowych – zapowiada dwoistość Felicji. Sama 77 bohaterka następująco podsumowuje w czasie podróży samolotem swoje dotychczasowe życie: Jeżeli kiedyś napiszę pamiętnik, dam tytuł: „Od Ofelii do Felicji, czyli o tym, jak być kochaną”. Jedynymi wyznacznikami jej tożsamości są odgrywane role. Przybrane imiona nie gwarantują jednak trwałości fałszywej tożsamości. Tożsamość niekochanej bohaterki filmu Hasa jest rozpięta między dwie wielkie, różne role, wyraża ją zmienność i ukierunkowany ruch, mający odpowiednik w dwóch planach czasowych (teraźniejszość-retrospekcje) i przestrzennych (samolotKraków) filmu. Ruch ten wyznacza rozwój duchowy i proces dojrzewania Ofelii-Felicji. Imiona głównych bohaterów można odczytywać także zgodnie z ich łacińską etymologią, chociaż takie odczytanie nie może być wolne od szczypty ironii, programowej dla prozy Kazimierza Brandysa. Trudno bowiem, przywołując na pomoc starą polszczyznę, uznać filmową Felicję za niewiastę szczęsną, zaś Wiktora – za zwycięzcę. Tryumf, sława, odniesienie sukcesu, zwycięstwo były programem wpisanym w rolę Wiktora, jednak była to rola niemożliwa do odegrania, podobnie jak życiowe szczęście, błogość i ukojenie, którymi hojnie obdarowuje radiosłuchaczy Felicja Konopkowa, nie przekładają się na podobne uczucia w odgrywającej tę rolę aktorce. Pomimo wszystkich tragicznych przeżyć grana przez Barbarę Krafftównę postać jest bohaterką egzystencjalistyczną, pomagającą innym osiągnąć ich szczęście i dążącą samodzielnie do własnego szczęścia. Podróż w głąb siebie jest jednak dla niej nadal ciężkim przeżyciem, łagodzonym przez upływający czas, sześć kieliszków koniaku, troskliwą obecność stewardessy – w tej roli Jadwiga Krawczyk, przyszła żona Wojciecha Hasa – oraz przez nieznajomego towarzysza podróży (Wieńczysław Gliński). Zapewne nie opuściły jej jeszcze koszmarne sny, aktualizujące za każdym razem samobójczy skok Wiktora z okna w ciasnym, krakowskim 78 mieszkaniu [Słodowski, 1994: 43]. Felicję, podobnie jak i Wiktora, przerosła wybrana przez nią rola. Barbara Krafftówna stworzyła w tym filmie jedną z największych ról kobiecych w polskim kinie, której to kreacji poświęcono odrębne analizy [Czapińska, 1963]. Has długo przygotowywał się do wprowadzenia w swoim filmie wielkiej kobiecej roli. Zapowiada ją, uznana przez krytykę za nieudaną, próba wykreowania takiej właśnie roli przez Lidię Wysocką w „Rozstaniu”. Krafftówna, która pojawiła się u Hasa poprzednio w postaci drugoplanowej barmanki w „Złocie”, stworzyła w „Jak być kochaną” postać wymykającą się jednoznacznym ocenom i interpretacjom, chociaż pierwsi recenzenci wpadali niekiedy w pułapkę łatwych ocen, najczęściej powielając schemat pozytywnego waloryzowania bohaterki, ignorowali cienie na jej wizerunku i podkreślali negatywne oceny postaci Wiktora. Rozważania na temat motywacji głównej bohaterki, oceny i dywagacje, czy kierowały nią zaborczość i egoizm, pragnienie posiadania uległego mężczyzny, a więc cechy charakteru dostrzegalne już w kobiecych kreacjach z poprzednich filmów Hasa, czy też miłość, która sprowadziła na kochanka śmierć jedynie za sprawą fatum, wyrażonego w motywie Erosa i Tanatosa [Pyszny, 1976: 98-99], są drugorzędne wobec wyrażonego w filmie egzystencjalistycznego przekonania, że wina jest słowem pozbawionym znaczenia [Dolecki, 1963]. Podejmując próbę charakterystyki bohaterki, celowe wydaje się odwołanie do różnic wprowadzonych do filmu na etapie scenariusza. Nie pochodzą one jednak od Kazimierza Brandysa, wbrew przekonaniu krytyka Romana Zimanda [1963], który swoją recenzję, ujętą w formę epistolarną, błędnie zaadresował do pisarza. W rzeczywistości scenariusz jest wyłącznym dziełem reżysera. Sprawę autorstwa scenariuszy swoich filmów, w tym „Jak być kochaną”, Wojciech Has wyjaśniał kilkakrotnie w wywiadach z ostatnich lat swojego życia 79 [Słodowski, Wijata, 1994: 9-10; Kornatowska, 1998: 63]. Najistotniejsze w portrecie Felicji są dwie zmiany, opisane za pomocą poniższych cytatów: W opowiadaniu n i c [podkreślenie autora] się nie mówi o tym jakoby bohaterka od pierwszej chwili kochała owego aktora. (...) najpierw odwozi aktora pod adres wskazany przez ludzi z konspiracji i bierze go do siebie dopiero wówczas gdy owa konspiracyjna komórka zostaje zlikwidowana. Słowem mężczyzna ów spada na jej barki zrządzeniem losu a nie z wyboru [Zimand, 1963]. Bohaterka filmowa zakochana jest w Wiktorze od pierwszego wejrzenia, próbuje nawiązać z nim bliższy kontakt już przed wojną, w trakcie próby teatralnej „Hamleta”, następnie sama staje się sprawczynią swoich i jego problemów, gdy samowolnie zabiera zbiega do swojego mieszkania i chroni jego życie przez całe pięć lat okupacji. W wyniku korekty reżysera wzmocniona została aktywność, decyzyjność bohaterki. Zmiana ta zdaje się pogłębiać także melodramatyczność filmu, czyni to jednak w przewrotny, właściwy dla Hasa sposób. Film zachowuje ogólną strukturę melodramatu, podając jednak jako czynnik sprawczy nie Los, lecz konkretnych bohaterów i ich suwerenne decyzje. Reżyser rozumie ludzką potrzebę szukania w sztuce pocieszenia, także z powodu dawanej przez nią iluzji, że można zdjąć ciążącą na człowieku odpowiedzialność za własne uczucia i decyzje. Potrzebie tej wychodzi naprzeciw jedna z dwóch wielkich ról bohaterki filmowej. Jako młodziutka Ofelia z Szekspirowskiego „Hamleta”, nieustannie, w półobłędzie poszukuje odpowiedzi na pytanie: Ach, panie! Wiemy, czym jesteśmy, ale nie wiemy, co się z nami stanie. Następnie zaś wątpi w uprzednio wykształcone wyobrażenie o istocie człowieka, o tym, „czym jesteśmy”, zachowuje się jak filozof-egzystencjalista. Dochodzi do Sartre’owskiego przekonania, że – w przeciwieństwie do innych 80 rzeczy – człowiek najpierw istnieje, a dopiero potem tworzy swoją istotę, wyrażonego lapidarnie przez samego myśliciela w słynnym sformułowaniu, że „egzystencja poprzedza esencję” [Sartre, 1998: 23]. Z drugiej strony jako Felicja Konopkowa ze słuchowiska radiowego dostarcza milionom słuchaczy potrzebnej im iluzji pewności i bezpieczeństwa. Podobne potrzeby ma zaspokoić u widza kinowego właśnie melodramat. Has w „Jak być kochaną” uprawia trudną ekwilibrystykę, spajając fabularną strukturę melodramatu z – jakże odmiennym od melodramatycznego – egzystencjalistycznym przesłaniem, analogicznie do przeplatania się ról Ofelii i Felicji w osobie jednej aktorki. Obydwie postawy są do pewnego stopnia równorzędne, chociaż trudno mi się oprzeć wrażeniu, że bliższa poglądom reżysera jest rola Felicji. Istotną cechą Ofelii-Felicji, będącą udziałem bohatera egzystencjalistycznego, jest odczuwane przez nią przekonanie o braku Opatrzności. Doznaje go dotkliwie, zaś towarzyszący mu ból wypływa ze świadomości bohaterki, że fakt ten jest nieodwołalny, że nie można go zakwestionować i trzeba przyjąć jego konsekwencje, także te ostateczne, o braku nagrody i kary, a nawet winy i zasługi. Moment utraty złudzeń aktorki opisuje Zbigniew Dolecki, recenzent katolickiego, chociaż koncesjonowanego przez komunistyczne władze, tygodnika: Bohaterka czuje się jakby wydrążona, spustoszona, oszukana przez siebie samą i przez Los, przez to Coś, do czego by się chciała odwołać, a co nie istnieje. Przynajmniej w jej świadomości [Dolecki, 1963]. Wyraziwszy dobitnie sytuację człowieka w filmie Hasa, recenzent próbuje osłabić jego wymowę przez ograniczenie zawarte w drugim, dodanym zdaniu. Ograniczenie jest o tyle zasadne, że reżyser nigdzie nie przeprowadza dowodu na nieistnienie Opatrzności, z drugiej strony o tyle zbędne, że w świecie Hasowskich filmów to właśnie świadomość bohaterki jest ostateczną instancją, jedyną decydującą w tej materii. 81 W „Jak być kochaną” pojawia się świątynia, jedna z niewielu w filmach Hasa, a mianowicie któryś ze staromiejskich krakowskich kościołów. Znamienne jest, że pozbawiony został on znamion wszelkiej świętości, jest tylko punktem przerzutowym dla ukrywającego się Wiktora i miejscem konspiracyjnych schadzek. Podobnie odziera ze świętości przydrożną kapliczkę i wnętrze zrujnowanego kościoła z przewróconym krucyfiksem Andrzej Wajda w „Popiele i diamencie”. Kościół został wmieszany w „ziemską” intrygę, bowiem niczym nie wykracza poza sferę profanum. Wprawdzie spowity półmrokiem jest otoczony klimatem tajemniczości, ale jeżeli coś stoi za tajemnicą, to nie szacunek wobec sacrum, lecz aura magiczności. Jest ona charakterystyczna dla Hasa, przejawia się w funkcji medalika jako talizmanu noszonego przez Olka w „Rozstaniu”, następnie zostaje powtórzona w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” w postaci medalionu darowanego przez Eminę i Zibeldę van Wordenowi, będącego tylko skromną ilustracją wszechobecnej w filmie magii. Bohaterka, stykając się z zakonnicą, czuje obawę – być może mającą źródło w przesądzie – przed nieszczęściem przynoszonym przez kogoś odzianego w czarny habit. Drugie odstępstwo fabularne od opowiadania Kazimierza Brandysa skutkuje podkreśleniem pełnego osamotnienia Felicji. (...) bohaterka zostaje skazana m i m o t o [podkreślenie autora], że ów aktor zeznaje przed sądem koleżeńskim na jej korzyść, tj. mimo, że sąd w i e [podkreślenie autora] dlaczego i po co wzięła posadę w niemieckim teatrze [Zimand, 1963]. Szansę na przełamanie samotności mogłoby stanowić pojawienie się w życiu Felicji nowego mężczyzny, na przykład towarzysza lotu, amerykańskiego naukowca polskiego pochodzenia. Sugestia wyjścia z zamknięcia, oparta na analogii między Wiktorem a nieznajomym z samolotu, prowadzi jednak donikąd, jest pozorna [Płażewski, 1963]. Inny z krytyków dostrzega raczej 82 odmienną analogię, równie jednak pozbawioną nadziei, analogię tragedii doświadczanych przez Felicję i amerykańskiego bakteriologa. Felicja, przekonana o niezwykłości własnych doświadczeń, dowiedziawszy się o samobójstwie syna towarzysza lotu, nagle odkrywa, że cierpienie jest nie tylko jej udziałem: Te dwie rozedrgane twarze [Felicji i jej towarzysza lotu – W. S.] na przemian ukazane w kadrze – dwie tragedie tak różne i tak podobne. Nić sympatii, zapowiedź jakiegoś życiowego – może – happy endu, pęka nieodwołanie, coś się rwie, coś zamyka... [Walasek, 1963]. Felicja i jej towarzysz lotu są bohaterami egzystencjalistycznymi, podobnie doznali odrzucenia miłości: ona – erotycznej, on – ojcowskiej; podobnie przekuli doznawane cierpienia i osamotnienie w intensywną pracę dla dobra innych ludzi: ona – fonogenicznym głosem, on – odkrywanymi szczepionkami. Sztuka i nauka to dwie zgodne, ale nieschodzące się ze sobą – właśnie z powodu wzajemnej równoległości – sfery aktywności ludzkiej, w których pozytywny bohater egzystencjalistyczny może działać na rzecz innych ludzi i odnaleźć własne szczęście, szczęście bohatera Camusowskiego. Nie przekłada się ono w sposób prosty na potocznie pojmowane szczęście. Nie unieważnia też przeszłości, którą oboje bohaterowie przyjmują, do której wracają, aby ją lepiej zrozumieć i wziąć za nią pełną odpowiedzialność, nikogo nie oskarżać, przeciw nikomu się nie buntować [Janicki, 1963]. Najdobitniej chyba swoją sytuację uczuciową opisuje główna bohaterka w słynnej kwestii o lalkach. Wypowiada ją z łazienki do Wiktora, ma ta wypowiedź jednak wszystkie cechy monologu wewnętrznego. Od dawnego kochanka dzieli ją nie tylko ściana mieszkania – przegroda fizyczna, ale i ściana śmierci, bowiem Wiktor popełnił już samobójstwo w momencie wypowiadania przez nią słów o szmacianych lalkach, którym przecierała wielkie oczy, które w dzieciństwie czesała, ubierała i które jako jedyne odwzajemniały jej miłość. Z wypowiedzi Felicji, będącej głośno wyrażoną skargą, płynie wniosek o niemożliwości zaist83 nienia między dwojgiem ludzi odwzajemnionej miłości. Zbieżny jest on z Sartre’owską analizą zjawiska miłości, w której filozof podkreśla samotność i odosobnienie jednostki: Gdy dwoje ludzi kocha się, każde pragnie posiąść wolność drugiego, posiąść drugiego nie po prostu jako przedmiot, lecz jako pour-soi. Bowiem właśnie wolność drugiego oddziela kochającego od ukochanego. Ale w rezultacie okazuje się, że wszystko, co się posiada, to ciało drugiego, to drugi jako przedmiot, a fizyczne posiadanie drugiego jako przedmiotu nie jest posiadaniem drugiego jako wolności, jako subiektywności, co stanowi zawsze nieosiągalny cel. Proces, przez który kochający stara się osiągnąć swój cel, sam się udaremnia [Copleston, 1981: 183]. W tej scenie Has stawia najistotniejsze z pytań padających w jego melodramatach bez miłości: jak żyć, nie będąc kochanym. Bohaterka opowiadania zakreśla w urzędowym formularzu, w rubryce dotyczącej stanu cywilnego, wyraz „wdowa” [Brandys, 1960: 162], ponieważ ma poczucie, że przez pięć lat ukrywania Wiktora we własnym mieszkaniu była jego „nieślubną żoną”, a on jej „nieślubnym mężem”. Filmowa Felicja znikąd nie otrzymuje wsparcia ani potwierdzenia słuszności podjętych decyzji, w swoich wyborach jest wyobcowana, odległa od powszechnie uznawanych racji, które zresztą nie mają jakiegokolwiek przełożenia i zastosowania w jej sytuacji. Kieruje się nierozumianą przez otoczenie, a nawet niekomunikowalną, osobistą, intymną racją [Walasek, 1963]. Płaci za nią wysoką cenę, bowiem oprócz klęski osobistej spotyka ją kara ostracyzmu ze strony środowiska aktorskiego. W przypadku bohaterki „Jak być kochaną” jest ona czymś więcej, niż tylko przejawem czasowego, pięcioletniego – nota bene reżyser zaostrzył wymiar kary, który w opowiadaniu wynosił trzy lata – ostracyzmu. Felicja i Wiktor są przede wszystkim aktorami i zakaz czy niemożność wykonywania zawodu są dla nich 84 równoznaczne z zakazem istnienia, samorealizowania się przez sztukę, z pustą wegetacją. W kontekście wyroku sądu koleżeńskiego bohaterka wyznaje: Nie czuć na sobie niczyjego wzroku – to jest najgorsze [Brandys, 1960: 168]. Zdanie to może stanowić łącznik między charakterystykami postaci Felicji i Wiktora. Felicja, której nie opuszcza świadomość odgrywanej roli, która nawet podczas lotu w towarzystwie obcego pasażera analizuje każdy gest, najmniejszy szczegół ubioru, kontroluje tembr głosu i dobór francuskiego słownictwa, podobna jest w nieustanności swej gry do Wiktora. Wiktor pozostaje aktorem do końca, aż do samobójczego skoku. Potrzebuje wielkiej sceny i wielkiej widowni. Tymczasem przez pięć lat ukrywania się jedyną jego sceną był ciasny pokoik na poddaszu, a jedynym widzem – kochająca go Felicja. W swoim aktorstwie chętnie zadowalał się zachwytem publiczności wywołanym „wielką” rolą (Wiktor gra tytułową rolę w „Hamlecie”) czy łatwym, nawet fałszywym, gestem. Świadczyło to o ograniczeniach jego warsztatu, o braku gotowości do zmierzenia się z rolą i pustce wewnętrznej. Na tej płaszczyźnie można pokusić się o porównanie dwóch wypalonych artystów – bohaterów filmów Hasa: Kuby z „Pętli”, otoczonego w mieszkaniu, a zarazem pracowni przez puste ramy na ścianach [Grodź, 2003: 119] i Wiktora. O ile rola Ofelii, nawet jeśli debiutancka i nie do końca zrozumiała dla aktorki, była grana przekonująco i z uczuciem, o tyle Hamlet Wiktora był zblazowany, wewnętrznie pusty i niewolny od lekceważącej maniery czy pozy. Już przed wojną Wiktor przejawiał cechy, które ułatwiały mu zacieranie granicy między życiem a grą, prawdą a fikcją, zaś po ciężkich przeżyciach wojennych przyczyniły się do jego zawodowej i życiowej klęski. Aktorskim gestem, niemal kontynuacją przedstawienia szekspirowskiego, jedynie przeniesionym z desek teatru na parkiet Kawiarni Artystycznej, było rozlanie kawy na niemiecki mundur Petersa. Postępek Rawicza, dotychczas 85 bezczynnie przesiadującego w kawiarni, nie cechował się ani głębią, ani oryginalnością, krytyk pisze wręcz o dokonaniu: (...) dziecinnej demonstracji, jakich wówczas w Warszawie [sic] bywało wiele [Kałużyński, 1963]. Po zamordowaniu Petersa Wiktor został przez Niemców uznany za sprawcę tego czynu, zaś przez krakowską ulicę, jego pożądaną widownię, za wojennego bohatera. Jałowy i tani gest w połączeniu z niespodziewanym zbiegiem okoliczności został okrzyknięty bohaterskim czynem. Ewidentna fikcja stała się dla widowni niepodważalną – do czasu – prawdą, dlatego także Wiktor przyjął ją jako swoją prawdę. Inny z jego efektownych gestów, mających na celu pozyskanie sympatii widowni, miał miejsce w momencie zakończenia okupacji niemieckiej. Scena wyzwolenia, w której na miejskie ulice przysypane styczniowym śniegiem wjeżdżają ciężkie czołgi i towarzyszący im nieco groźni, ale przyjacielscy żołnierze sowieccy, przypomina końcową scenę „Pożegnań”. Obie, zwłaszcza zaś krakowska z „Jak być kochaną”, stanowią zapewne reminiscencje sceny wyzwolenia, jaką przeżył młody Wojciech Has w styczniu 1945 roku w Krakowie [Wojciechowski, 1995: 18-19]. O ile dopuszczalne jest doszukiwanie się oddającej obawy społeczeństwa polskiego, ambiwalentnej i dwuznacznej wymowy w finałowej scenie „Pożegnań”, o tyle takie odczytanie sceny wyzwolenia z „Jak być kochaną” [Jankun-Dopartowa, 1996: 37] nie wydaje się chyba być wystarczająco silnie ugruntowane w samym filmie. W omawianej scenie z „Jak być kochaną” dominuje atmosfera radości. Radość ta nie musi mieć nic wspólnego z wymową polityczną, od której Has zdaje się zupełnie abstrahować. Film ukazuje zwyczajną, ludzką radość Felicji, która opatruje zraniony palec żołnierza, a następnie zapał Wiktora, który po pięciu latach przymusowej przerwy ponownie może wyjść do ludzi, grać, być sławnym i lubianym. Sympatię swoich pierwszych widzów, sowieckich czołgistów, zaskarbia sobie łatwym ge86 stem: rozdaje im kupione przez Felicję papierosy. Tylko opuszczenie Felicji przez Wiktora, bez słowa pożegnania z jego strony, wprowadza dysonans do nastroju sceny wyzwolenia. Wiktor w swojej sytuacji, w której otoczenie odbiera go wyłącznie przez pryzmat roli, jest podobny do innych postaci Hasa, począwszy od Kuby z „Pętli”. Tyle, że poprzednie postaci, nawet jeżeli wchodziły w narzucaną im rolę, miały świadomość jej fikcyjności, i dlatego często zdobywały się na groteskowość lub ironię – jak Paweł i Lidka z „Pożegnań” – w czasie ich odgrywania. Wiktor Rawicz nie ma, poza rolą, nic do zaoferowania, przyjmuje ją więc bez należnego dystansu, na stałe. Gdy Ofelia-Felicja w swoim aktorstwie dopasowuje rolę do życiowych doświadczeń i przemyśleń, zastępując niespodziewanie, podczas nagrywanego słuchowiska i ku konsternacji współpracowników, przygotowane kwestie własnymi, to Wiktor całkowicie dopasowuje życie do zadanej mu roli. Rola, której Wiktor pada ofiarą, urasta stopniowo do rangi podwójnego mitu, wielkiego aktora i bohatera. Procesowi mitologizacji, według recenzenta „Polityki”, ulega także Felicja, o czym ma świadczyć nieprawdopodobna historycznie scena gwałtu dokonanego przez SS-manów [Kałużyński, 1963], na dodatek popełnionego przez Niemców na kobiecie nie będącej czystą Aryjką, wbrew surowym hitlerowskim przepisom o ochronie czystości rasy. Mitologizacja i równocześnie przeprowadzona demitologizacja postaci to zabiegi reżysera, w których przejawia się zbieżność „Jak być kochaną” z obrazami zaliczanymi do polskiej „szkoły” filmowej. Ukrywany w mieszkaniu kochanki Wiktor Rawicz jest złakniony wszelkich informacji o „sobie” przynoszonych z miasta przez Felicję. Zapamiętuje fałszywą plotkę, jakoby wyskoczył z okna mieszkania, w którym się ukrywał, zginął na miejscu, po czym został pochowany pod Bramą Straceń. Po wojnie nastała sytuacja, w której odmieniły się sympatie tłumu. Ludzie zaczęli dopa87 trywać się w Petersie podwójnego agenta, a więc bez mała romantycznego bohatera narodowego, niczym Mickiewiczowski Konrad Wallenrod, zaś w Wiktorze i w ukrywającej go kochance niemieckich zdrajców. Nikt z bywalców nocnych lokali nie był już zainteresowany opowieściami Wiktora o zabójstwie Tomasza Petersa, „udokumentowanymi” niemieckim afiszem z listem gończym rozesłanym za Wiktorem. Mówiono mu prosto w oczy, że bohaterowie leżą na cmentarzach, a „życzliwi” zaczęli mu podrzucać anonimowe listy z kalumniami. Wówczas Wiktor przypomniał sobie wojenną plotkę, według której był bohaterem, i postanowił zawartą w niej fabułę zagrać, zrealizować, uczynić w pełni prawdziwą [Waksmund, 1976: 56]: (...) Hamlet, który już rozstrzygnął pytanie: „być, albo nie być” i nikomu niepotrzebny, przez nikogo nie oklaskiwany – schodzi ze sceny [Grzelecki, 1963]. Trafna metafora, którą posłużył się krytyk, powinna być odczytywana jednak szerzej i obejmować także samobójstwo Wiktora. Jest ono bowiem nie tyle zejściem ze sceny, co odegraniem roli do końca. Gest opuszczenia przez aktora przerastającej jego wytrzymałość sceny życia przynależy w całości do sztuki, wbrew intencjom zrezygnowanego gracza wciąż podlega regułom, którymi rządzi scena teatralna. Ponownie, jak w przypadku samobójstwa Kuby, dekoracja zadaje kłam intencjom aktora. Kuba popełnił samobójstwo w momencie przybycia dziewczyny, spóźnionego – ale jej spóźnienie jest także elementem realizowanego scenariusza – widza ostatniego spektaklu. Łącznikiem obu scen jest motyw okna, który często pojawia się w filmach Hasa. Dla Wiktora Rawicza ma ono jednak wymiar szczególny, bowiem przez pięć lat było ono dla niego czymś zakazanym, granicą oddzielającą go od prawdziwego życia, od wolności [Słodowski, 1994: 43]. Wyskakując przez okno, zdaje się więc podejmować decyzję podyktowaną wolną wolą. Jest jednak w jego geście coś z konieczności, wewnętrznego przymusu, który zadaje kłam intencjom 88 bohatera, wprowadza do jego gry nutę nieautentyczności. Miejscem wybranym przez Wiktora dla dokonania samobójczego czynu jest mieszkanie Felicji, pełniące w filmie rolę sceny, posiadające niezwykłą właściwość czasową, dostrzeżoną w monografii Konrada Eberhardta. Mieszkanie to jest świadkiem zmian, przełomowych wydarzeń w życiu Felicji, a jednocześnie dowodem na niezmienność zasadniczej sytuacji w jej życiu [Eberhardt, 1967: 56]. Umożliwia powrót bohatera do mikroświata, w którym przez całe lata czas nie ruszał z miejsca, mającego swe odpowiedniki w willi „Quo vadis” w „Pożegnaniach” i w domu dziadka Magdaleny w „Rozstaniu”, do sceny: (...) małego pokoiku w Krakowie, na której byli w pełni sobą, co w tym przypadku znaczy także: w pełni aktorami [Eberhardt, 1967: 63]. Wiktor wraca do Felicji, swego jedynego wiernego widza, aby zakończyć rolę. Sytuacja Wiktora jest zbieżna z sytuacją Camusowskiego bohatera-Aktora: Rola, którą gra [Aktor – W. S.], jest kompletna i skończona. Całość, w której egzystuje i szuka swojego zwielokrotnienia, jest jednak paradoksalna, ponieważ ogranicza ją czas oraz przestrzeń fizykalnego świata. Wszystkie próby przekroczenia kończą się dla niego alienacją jego egzystencji, bowiem wypacza w ferworze gry zamiar autora dzieła i zawodzi oczekiwania widza. Ów symboliczny teatr, jak i rzeczywisty, przypomina pod wieloma względami ludzki świat absurdu, pod którego dachem egzystuje istnienie absurdalne. Dekoracja sceny stanowi metaforę fizykalnej rzeczywistości, która jest elementem sprawczym owej absurdalności w sensie bytowym. Końcowa kurtyna sugeruje nieuchronną śmierć ludzką oraz zapomnienie. Aktor ma świadomość tego faktu; chce więc przezwyciężyć pasją i kolejnym powieleniem swej roli (egzystencji) ów stan poprzez różne konfiguracje swych absurdalnych sposobów istnienia. Ograniczenia sceny powodują jednak, iż aktor szuka swej absolutności i nieograniczoności w tekście sztuki. Daje to jemu częściową swobodę i emocjonalne bogactwo innych przeżyć. W ten sposób zyskuje pewne natężenie uczuciowe, podnoszące wigor egzystencji. Możliwość wielości wcie89 leń aktorskich, którą odkrywa, a która jest skończona, powoduje właśnie owa scena – świat ludzki, zakorzeniony w świecie fizykalnym. Użyta tutaj metaforyka teatru, aktora i pewnego rodzaju maski, nakładanej na egzystencję, wyraziście ujmuje miejsce człowieka w świecie [Fiut, 1993: 57]. Wiktor i Felicja, aktorzy-bohaterowie filmu Wojciecha Hasa, realizując swoje życiowe role, spotykają się z niezrozumieniem ze strony widzów, jak chociażby w scenie sądu koleżeńskiego nad Felicją. Przestrzeń pokoju, układ znajdujących się w nim mebli odzwierciedla dwubiegunowy układ sali sądowej. Podział potęguje sposób filmowania postaci: Felicja kadrowana jest en face, zaś aktorzy-sędziowie ukazywani są najczęściej z tyłu, ich słabo widoczne twarze wydają się nieistotne, ponieważ są tylko wydającymi wyrok widzami. Bohaterowie zmagają się także z ograniczeniami pochodzącymi ze strony świata zewnętrznego, niekiedy dosłownymi, gdy naruszenie przestrzeni kryjówki grozi niebezpieczeństwem utraty życia przez Wiktora. Pełnią przy tym we własnym spektaklu, równocześnie albo wymiennie z rolą aktora, także rolę widza. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy nie zdobywają się na pełną realizację postawy Camusowskiego buntownika, raczej nie ingerują w bieg wydarzeń, jedynie na nie odpowiadają [Eberhardt, 1967: 58]. Żyją w świecie, który w całości jest sceną, z którego nie ma ucieczki do innego, chciałoby się rzec – realnego, świata. Symbolem świata bez wyjścia, powtórzonym przez reżysera w zwielokrotnionej skali w kolejnym jego filmie „Rękopis znaleziony w Saragossie”, opartym na powieści Jana Potockiego mającej kompozycje szkatułkową (szufladkową) – jest opowiedziany Felicji sen Wiktora. Odczytany dosłownie wyraża głód fabuły i pustkę człowieka odciętego od bodźców dostarczanych z zewnątrz, którego psychika stara się ten brak wypełnić, chociaż nie dysponuje potrzebnym do tego surowcem. W warstwie symbolicznej „odbitki z reprodukcji” i „sny osób wyśnionych” [Słodowski, 1994: 47], takie jak sen Wiktora i inne konstrukty 90 psychiki bohaterów, odzwierciedlają strukturę świata, w jakim przyszło im żyć, usytuowanego między jednoznacznym konkretem rzeczywistości zewnętrznej a halucynacją czy właśnie zjawą senną, między dosłownością a, tak przez Hasa cenionym, surrealizmem. „Jak być kochaną” Scenariusz według własnego opowiadania „Jak być kochaną”: Kazimierz Brandys Zdjęcia: Stefan Matyjaszkiewicz Muzyka: Lucjan M. Kaszycki Scenografia: Anatol Radzinowicz Kostiumy: Janina Koźmińska Wnętrza: Andrzej Płocki Wykonawcy: Barbara Krafftówna (Felicja), Zbigniew Cybulski (Wiktor), Artur Młodnicki (Tomasz), Wieńczysław Gliński (nieznajomy), Wiesław Gołas (feldfebel), Wiesława Kwaśniewska (kobieta z fleszem), Zdzisław Maklakiewicz (dziennikarz), Tadeusz Kalinowski (Peters), Alicja Bobrowska (blondynka), Bogusław Danielewski (chudy), Nina Grudnik (szczupła), Andrzej Hrydzewicz (młody esesman), Zofia Jamry (kelnerka), Kalina Jędrusik (dziewczyna), Mirosława Kwaśniewska (zakonnica), Jadwiga Krawczyk (stewardessa), Krzysztof Litwin (student), Alfred Łodziński (stary aktor), Wiktor Nanowski (Niemiec w cywilu), Irena Netto (żona nauczyciela), Irena Orska (redaktorka), Mieczysław Pawlikowski (gruby), Józef Pieracki (nauczyciel), Tadeusz Pluciński, Zdzisław Tobiasz (agenci) i inni Produkcja: Zespół Realizatorów Filmowych „Kamera” Kierownik produkcji: Ludgier Romanis Dane techniczne: czarno-biały, 35 mm standard, 2774 m/101’ Premiera: Warszawa, 11 stycznia 1963 roku 91 Rozdział 5 „NIECIEKAWA HISTORIA”: ŚWIADOME „BYCIE-KU-ŚMIERCI” Spoglądając jedynie na chronologię realizacji „Nieciekawej historii”, filmu powstałego w 1982 roku i mającego premierę na ekranach polskich kin 12 września 1983 roku, należałoby pominąć go w pracy, dla której podstawowym źródłem jest wczesna twórczość Wojciecha Jerzego Hasa. Wymowa dat jest bezdyskusyjna, lecz wydaje mi się, że nie stanowi ona rozstrzygającego argumentu przeciwko obecności w rozprawie analizy „Nieciekawej historii”. Wskazane jest sięgnięcie do genezy adaptacji opowiadania Antoniego Czechowa przez Wojciecha Hasa, odnotowanie tak stylistycznej odmienności tego obrazu w porównaniu z najbliższymi mu pod względem chronologii produkcjami, jak i zbieżności z pierwszymi filmami reżysera, a następnie wyciągnięcie wniosków płynących z zestawienia. „Nieciekawa historia” miała być czwartym długometrażowym filmem twórcy, zrealizowanym po „Pętli”, „Pożegnaniach” i „Wspólnym pokoju”. W wywiadzie poświęconym powstającemu właśnie na początku 1960 roku scenariuszowi, Has, będący jego autorem, wskazuje na nieprzypadkowość wyboru literackiej inspiracji swojego następnego filmu [Zdanowicz, 1960]. Mówi o wpływie wielkiej XIX-wiecznej prozy rosyjskiej, w tym opowiadań Antoniego Czechowa, na powieść Zbigniewa Uniłowskiego „Wspólny pokój” i – co za tym idzie – o pokrewieństwie problematyki obecnej w literackich pierwowzorach obydwu filmów. Zapowiada „Nieciekawą historię” jako: (...) kontynuację założeń formalnych, charakterystycznych dla „Wspólnego pokoju”.(...) Znów sprawa obrachunku z życiem – może nawet bardziej skomplikowana i głębsza, niż w tym, co już zrobiłem [Zdanowicz, 1960]. 92 W porównaniu z powstałym ponad dwadzieścia lat później filmem pierwotny, rysujący się dopiero w głowie reżysera zamysł wydaje się uderzająco podobny do efektu finalnego, niemal niezmienny. Jedynie liczba pojawiających się w filmie postaci została ostatecznie nieznacznie ograniczona, reżyser zaoszczędził staremu profesorowi wizyt kilku irytujących interesantów. Poza tą redukcją podstawowe elementy nie uległy zmianie. Has już na etapie wstępnego projektu, zgodnie z klasyczną zasadą jedności, skondensował czas akcji – w porównaniu z literackim pierwowzorem – do jednej doby. Należy jednak odnotować, że czasoprzestrzeń „Nieciekawej historii” cechuje się właściwościami, które można było już zaobserwować w „Pętli” [Kuśmierczyk, 2000]. Niektóre sceny, jak na przykład ostatnie, rozgrywające się w remontowanym zajeździe, będę rozpatrywał poza realnym czasem i realną przestrzenią. Można odnieść wrażenie, że dzięki wyrazistej grze aktorskiej Hanny Mikuć (Katarzyna) zostało również pogłębione „braterstwo dusz” profesora i jego przybranej córki, których już w pierwotnym zamyśle Hasa miał łączyć: (...) jakby cień miłości, klimat niespełnionego romansu, romansu bez faktów i słów [Zdanowicz, 1960]. Pomimo upływu niemalże ćwierćwiecza od powstania idei do jej realizacji nie zmieniła się koncepcja obsady głównej roli w filmie. Has od początku wskazywał na Gustawa Holoubka, i to z tak wielkim zdecydowaniem, że rozważając w 1960 roku możliwość nieudanego „postarzenia” aktora przez charakteryzatorów, brał pod uwagę nawet zmianę scenariusza. Przyznał w wywiadzie: Gotów jestem profesora o kilkanaście lat odmłodzić i ewentualnie „dodać” mu chorobę. Czego się nie robi... [Zdanowicz, 1960]. Nie doszło jednak wówczas nawet do prób charakteryzacji. Skończony scenariusz, powstały w Zespole Realizatorów Filmowych „Kamera”, z którym 93 wówczas współpracował reżyser, został odrzucony i, zamiast do realizacji, trafił w 1972 roku na półkę magazynu Filmoteki Narodowej. Ten sam los spotkał drugą wersję scenariusza, przygotowaną – tym razem w Zespole Filmowym „Kadr” – w 1975 roku, a więc wkrótce po realizacji uhonorowanego wieloma, także międzynarodowymi, nagrodami filmu „Sanatorium pod Klepsydrą” [Kornatowska, 1983: 11]. Porównanie dostępnych źródeł, przechowywanych w Filmotece Narodowej trzech wersji scenariusza – chociaż wszystkie, poza dialogami, jedynie zwięźle szkicują sceny i z konieczności nie mogą dać pełnego wyobrażenia o reżyserskiej wizji mającego powstać filmu – jednoznacznie wskazuje, że Has z uporem przedstawiał do zatwierdzenia jeden scenariusz i stale dążył do realizacji tego samego filmu. W wersji z 1975 roku uzupełnił jedynie wypowiedź Gnekkera o zachowany w filmie bełkotliwy i pozbawiony treści wywód krytyczno-muzyczny. Autor nie zmienił też ani słowa w krótkim wprowadzeniu, w którym odnosił swoją wersję „Nieciekawej historii” do opowiadania Czechowa, a właściwie do jego głównych, według siebie, elementów. Niepowodzenie drugiej próby realizacji „Nieciekawej historii” rozpoczęło w biografii Wojciecha Hasa dziewięcioletni okres bezczynności jako reżysera. Nie jest moim zadaniem odsłanianie kulisów ówczesnych działań skierowanych przeciwko wszelkim podejmowanym przez artystę próbom realizacji zamierzeń, ponieważ wymagałoby ono prowadzenia żmudnych kwerend archiwalnych i docierania do prywatnych relacji. Potrzeby tej pracy zaspokaja stwierdzenie, zgodne z relacją samego Hasa, że decydenci nie dostrzegali potrzeby realizacji filmu o śmierci [Kornatowska, 1983: 11], zaś i sam artysta – o czym świadczy jego upór, z jakim po trzykroć przedstawiał ten sam scenariusz – nie szedł na żadne ustępstwa. Sytuacja uległa przejściowej poprawie na początku 1981 roku, gdy Has został kierownikiem nowo powołanego zespołu „Rondo”. Wówczas, pod wpływem niestabilności polskiej sytuacji politycznej, koproducent francuski zawiesił współpracę nad przygotowywanym przez Ha94 sa, przy wydatnej pomocy Jadwigi Kukułczanki, „Osłem grającym na lirze” [Bajer, 1981: 6], więc reżyser po raz kolejny powrócił do próby realizacji „Nieciekawej historii”. Trzecie podejście zakończyło się sukcesem, jednak udzielając wywiadu wiosną 1981 roku, Has, nauczony przykrymi doświadczeniami swoich poprzednich prób, zapowiadał ją enigmatycznie: Sądzę, że wkrótce uda mi się zrobić film. Nie chciałbym mówić o szczegółach. Wybór na kierownika zespołu filmowego stanowi wydarzenie istotne w mojej biografii [Bajer, 1981: 7]. Determinacja reżysera w staraniach, by nakręcić „Nieciekawą historię”, konsekwencja i nieustępliwość stale przedsiębranych w tym celu działań świadczą o wadze nadawanej przez reżysera filmowi i zawartemu w nim przekazowi. Pośrednio wskazują na ciągłość, której zignorowanie, motywowane jedynie chronologią i budowaną na niej periodyzacją, pozostawiłoby poza moimi rozważaniami obszar przynależny do tej pracy. Poza przedstawioną już genezą filmu argumentem na rzecz włączenia „Nieciekawej historii” w obręb rozważań przemawia waga światopoglądu egzystencjalistycznego ukazanego w filmie. Perspektywy egzystencjalizmu Has nigdy nie zarzucił, jednak w „Nieciekawej historii” jej dominacja porównywalna jest jedynie z jej natężeniem we wczesnych, kameralnych filmach. Późniejsze wielkie widowiska, adaptacje powieści skupiają się na innych wątkach, z których „Nieciekawa historia” przejęła jedynie bogaty kostium historyczny. Wyrazicielem egzystencjalistycznego światopoglądu jest aktor kreujący rolę profesora. Powszechnie odbierany jako alter ego reżysera z jego pierwszych filmów, Gustaw Holoubek w „Nieciekawej historii” już samą swoją obecnością przywołuje w widzu nastrój i egzystencjalistyczną wymowę tychże dzieł. Has, wykorzystując naturalne predyspozycje tego aktora, wykreował jego wizerunek ekranowy, a pośrednio i sceniczny, jako bohatera egzystencjalistycznego. Wbrew powszechnym wyobrażeniom, dostrzegającym 95 „projekt egzystencjalny” w ekranowych rolach Zbigniewa Cybulskiego w filmach „szkoły” polskiej [Jankun-Dopartowa, 1995; 1996: 52-53; Kornacki, 1996], Has powołał do życia własny, specyficzny „projekt egzystencjalny” realizowany w rolach Gustawa Holoubka. O rolę Kuby w „Pętli” zabiegał u reżysera sam Cybulski, zapewne uznając, że będzie ona zgodna z realizowanym przez niego świadomie i konsekwentnie „projektem egzystencjalnym”. Swobodnie, młodzieżowo ubrany Cybulski pasowałby zapewne do brutalnego, dosłownego Kuby z opowiadania Marka Hłaski, jednak reżyser obrał inny – realizowany przez Holoubka – wariant, tworząc bohatera bardziej eleganckiego w języku i ubiorze, refleksyjnego, artystowskiego, odrealnionego. Swojemu „projektowi egzystencjalnemu” Has pozostał wierny przez długie lata, finalizując go rolą profesora w „Nieciekawej historii”. Ocalił i przywołał do istnienia typ bohatera skazanego w latach sześćdziesiątych, z woli politycznych decydentów, na wymarcie albo radykalną metamorfozę. Płacąc cenę wieloletniego milczenia, Has nie zgodził się na sentencję wyroku, gdy realizowany przez Cybulskiego „projekt egzystencjalny” padł jego ofiarą: Wciśnięcie się w marynarkę, zrzucenie ciężkich wędrownych butów i wytartych swetrów symbolizuje pełen przełom w karierze Cybulskiego – symbolizuje również zmiany w podejściu władz do problemu ekranowego bohatera. (...) żadnych brudnych szaletów, piwnic rodem z ruchu oporu (tego niewłaściwego), zaplutych dworców i zatłoczonych pociągów [Kornacki, 1996: 86]. Stanowiące podstawę scenariusza „Nieciekawej historii” opowiadanie Antoniego Czechowa odległe jest od potocznych wyobrażeń związanych z twórczością rosyjskiego pisarza. Stan ten dobrze ilustruje wtórnie wzmagająca te wyobrażenia niechęć wydawców do zamieszczania „Nieciekawej historii” w popularnych wyborach Czechowowskich nowel i opowiadań. Nie można tego faktu tłumaczyć jedynie znacznie większą objętością opowiadania, bowiem istotny powód tkwi raczej w jego treści. Manifestowany przez profesora pre- 96 egzystencjalizm nieprzyjemnie kolidowałby w odbiorze czytelniczym z pozornie lekkimi, iskrzącymi się humorem scenkami rodzajowymi z innych opowiadań. Profesor, główny bohater opowiadania Czechowa znajduje się bowiem w stanie Sartre’owskiego uświadomionego umierania. Przechodzi przez doświadczenie egzystencjalne, które dopiero znacznie później opisze dwudziestowieczny egzystencjalizm. W tej samej sytuacji, spotęgowanej poczuciem przegranego życia i bezradności w obliczu jego bliskiego finału, znajduje się bohater filmu, bowiem: (...) pasuje do portretów przegranych romantyków z „Pętli”, „Wspólnego pokoju”, „Złota” czy „Lalki”, których cały dramat życia brał się zwykle z braku możliwości dostosowania ich osobowości do obcej, zimnej rzeczywistości [Sobolewski, 1983]. Zachowując rezerwę wobec określenia w zacytowanej opinii bohaterów wymienionych powyżej filmów jako romantyków, wypada podkreślić znaczące umieszczenie portretu profesora Mikołaja Stefanowicza w galerii postaci pochodzących głównie z wczesnych filmów reżysera. Cechą wyróżniającą profesora z tego grona jest jego stosunek do śmierci. Poprzedni bohaterowie filmów Hasa umierają jako ludzie jeszcze młodzi i do ostatniej chwili żyjący intensywnie. Nawet jeśli źródłem tej intensywności jest rozpaczliwa chęć zagłuszenia pustki i chorobliwa, gruźlicza gorączkowość, jaką na przykład przejawia umierający Salis ze „Wspólnego pokoju”, śmierć przychodzi nagle, jest niezwykła i dramatyczna, mająca niewiele wspólnego z powolną śmiercią starego człowieka. Bohater „Nieciekawej historii” znajduje się w odmiennej sytuacji, wyrażającej się w Heideggerowskim, a następnie przysposobionym przez egzystencjalistów, „byciu-ku-śmierci”. Jest w pełni świadomy nadchodzącego wyroku, wszak jako lekarz, profesor medycyny bezbłędnie odczytuje symptomy poprzedzające umieranie. Zapowiadają je w filmie – już w pierwszym ujęciu – zegar i gaszona o świcie świeca w gabinecie 97 profesora, a następnie prosektorium, w którym odbywa się wykład z anatomii. Reżyser w wywiadzie potwierdził użycie zasady konstrukcyjnej polegającej na wielokrotnym powtórzeniu informacji o nadchodzącej śmierci, zwracającej uwagę widza na umieranie bohatera: Na samym początku pada informacją, że bohater wkrótce umrze. I ten motyw jest przez cały film rozbudowywany, dopowiadany. To daje wrażenie monotonii. Świadomie założonej. Film jest w zasadzie monotematyczny. Bohater wielokrotnie umiera [Kornatowska, 1983: 10]. Reżyser przyznaje, że postępuje niefilmowo, opowiada film „bez anegdoty” [Zdanowicz, 1960], a dodatkowo opatruje go: (...) antytytułem, na który w Hollywood nie zgodzono by się nigdy i który stanowi unikat w dziedzinie nazewnictwa kinowego [Kałużyński, 1983]. Prezentowana przez profesora postawa bierności i zgody na śmierć stanowi już element umierania, jeżeli nie fizycznego, to pojawiającego się w sferze psychicznej [Malatyńska, 1983]. Profesor z czułością odnosi się do licznie zgromadzonych w domowym gabinecie książek, pięknych mebli czy leżących na wielkim biurku drobiazgów i fotografii. Jednak przedmioty zgromadzone w gabinecie i dokładnie filmowane w słynnym pierwszym ujęciu filmu obywają się doskonale bez człowieka, którego wtargnięcie w osobny świat rzeczy burzy jego harmonię. Pomimo że przez lata były one gromadzone przez profesora i jego zapobiegliwą żonę i stanowią świadectwo ich zainteresowań i dobrego gustu, egzystują jednak w opozycji do świata, w jakim żyje profesor. Ich okazałości i bogactwu zadaje kłam aktualna sytuacja finansowa profesora, który nie prowadzi intratnej prywatnej praktyki lekarskiej i zwleka z płatnością poborów lokaja od niemal pół roku. Co istotniejsze, ich ładowi, wycyzelowaniu i organizacji przeczy nieporządek, wręcz ruina wewnętrzna i odczuwane przez profesora poczucie życiowej klęski. 98 Dodatkowo samo mieszkanie, podobnie jak w poprzednich filmach Hasa stanowiące – pozornie – miejsce zaciszne, oazę bezpieczeństwa, z każdą następującą sceną traci swe złudne właściwości i zaczyna, chociażby za sprawą wizyt interesantów, osaczać bohatera. Tak dzieje się zwłaszcza w scenie obiadu rodzinnego i dyrygowanej przez Gnekkera smyczkowej próby muzyki Josepha Haydna. Dlatego po obiedzie profesor ucieka z niego do przytulnego apartamentu Kasi. Po późnym, wieczornym powrocie w bohaterze narasta poczucie zagrożenia. Has powiela model mieszkania jako wizualizacji przestrzeni wewnętrznej postaci, równie konsekwentnie ukazany w „Pętli”. Jak w kinowym debiucie, mieszkanie traci stopniowo charakter „przestrzeni bezpiecznej” [Górski, 1985: 68], azylu, opuszczanego przez bohatera w celu odbycia wędrówki, w której krytyk widzi, nigdzie zresztą niedoprecyzowane, wtajemniczenie [Sobolewski, 1990: 17]. Ostatnia spędzona w nim noc jest nieprzerwanym pasmem sennych koszmarów, trwogi zapowiadanej przez niczym nieumotywowany płacz córki i tracącą wyznaczniki realności nocną wizytę Katarzyny, ukoronowanej sceną ptasiej rzezi – zadziobania piskląt w gnieździe. Widok i odgłosy dochodzące z gniazd uplecionych przez kawki na usychającym drzewie, stale widocznym z okien domowego gabinetu, stanowią leitmotiv filmu, ptasią rzeź zapowiada strącanie gniazd kijem przez stojącego na drabinie stróża, jednak kulminacyjna scena nie dzieje się w planie realnym, bowiem w filmie – inaczej niż w opowiadaniu, gdzie przychodzi pozytywnie nacechowane lato – panuje jesień, pora roku, w której bezbronne pisklęta żyjące w naszej strefie klimatycznej dawno zdążyłyby podrosnąć. Rozgrywający się przed oczyma bezradnego profesora spektakl tryumfu metafizycznego zła [Sobolewski, 1990: 17] to najdosłowniejsza z sennych zjaw zapowiadających jego śmierć. Odczuciom profesora towarzyszy postawa rezygnacji i obcości. Rezygnację uwydatnia częsty u Hasa, a dobrze opisany przez krytyków i badaczy, motyw okna. Profesor przeglądając się w oknie powtarza gest Kuby z „Pętli”, 99 mieszkańców „Wspólnego pokoju” czy Pawła z „Pożegnań”. Z tą różnicą, że o ile w poprzednich filmach reżysera: (...) za oknem rozgrywa się groźny i fascynujący spektakl rzeczywistości [Kornatowska, 1984: 5], o tyle w „Nieciekawej historii” – poza sceną ptasiej rzezi, która nie poddaje się prostej lokalizacji w realnym miejscu i czasie – za oknem również nie dzieje się nic ciekawego. Pod tym względem stanowi ono zwykłe przedłużenie świata przedstawionego, umożliwia jedynie poszerzenie perspektywy, w jakiej jest on prezentowany widzom. Nauczony długą obserwacją profesor bezbłędnie przewiduje, który z wychodzących z jego mieszkania gości się odwróci i prześle mu pożegnalne spojrzenie, który zaś w gniewie wyrazi w myślach niepochlebną opinię o gospodarzu: Rola okna jest ważna i wieloznaczna. Określa pasywność, voyeryzm postaci. Są widzami, a nie aktorami w teatrze życia. Tkwią po drugiej stronie rampy. Okno określa niemoc i samotność. Poczucie alienacji. Odsłania klaustrofobiczne lęki, wewnętrzny niepokój [Kornatowska, 1984: 5]. Wieloznaczność symbolu pozwala pojawiającym się w filmie oknom nosić liczne znaczenia. Okno z hotelowego pokoju zdaje się być wyposażone w treści odmienne od powyżej przedstawionych. Razem z bielą ścian, pozostawioną przez malarzy drabiną i niemal całkowitym brakiem wyposażenia remontowanego pokoju, podobnego wizualnie do prosektorium w klinice uniwersyteckiej [Kornatowska, 1983: 10], okno umieszczone symetrycznie w centrum ściany, kadrowane z dołu, z perspektywy leżącego bohatera, przez które wlewa się od góry silne światło, współtworzy istotny element ostatniej przestrzeni umierającego człowieka. Zapowiada znajdującą się przed nim bezbrzeżną pustkę. Wlewające się przez nie światło nie musi oznaczać jednak czegokolwiek, w tym innej rzeczywistości, może jedynie towarzyszyć osiągnię- 100 tej właśnie w tym momencie przez profesora pełnej autoświadomości, właśnie zdobytej jasności widzenia siebie i innych. Brak wszelkich przedmiotów odciągających uwagę widza i skupienie się przez cztery minuty jedynie na filozoficznym monologu wypowiadanym przez Gustawa Holoubka podkreślić ma raczej wagę konkluzji włożonej w usta bohatera. Autoświadomość ta jest niezwykle rzadko doświadczana przez bohaterów filmu. Jest ona absolutnie obca „płaskim pacanom” otaczającym głównego bohatera [Kałużyński, 1983]. Łatwo w odbiorze filmu jest nastawić się na krytykę otaczających profesora ludzi z ich małością i niesamodzielnością wyeksponowaną przez Czechowa. Jedną ze scen, w których te cechy rozmówców profesora są silnie podkreślone, jest scena domowej konsultacji udzielanej świeżo upieczonemu doktorowi, który aby cieszyć się pełnią praw i zaszczytów związanych z tytułem doktorskim potrzebuje napisać i opublikować dysertację. Pragnie on dopełnić przerastającej go intelektualnie formalności pod kierownictwem profesora i na zadany przez niego temat. Nie bez znaczenia może być uwaga, że rosyjski system stopni i tytułów naukowych, w którym funkcjonuje Mikołaj Stiepanowicz, różni się od obowiązującego obecnie w Polsce. W systemie rosyjskim doktorat jest najwyższym stopniem naukowym, do którego osiągnięcia potrzebne jest wykazanie się dorobkiem naukowym nie mniejszym niż polska czy niemiecka habilitacja. Naukowiec uzyskujący oba te stopnie akademickie powinien zaś wyzwolić się z grzechu niesamodzielności, przynajmniej w pracy naukowej. Po początkowej refutacji profesor godzi się prowadzić za rękę bezradnego doktora i nie zatrzymuje się dłużej małostkowo nad jego ograniczeniami. Zadaje mu jednak na odchodne pytanie retoryczne, które mógłby powtórzyć za nim każdy egzystencjalista: Czemu nie chcecie być samodzielni? Czemu tak nie lubicie swobody? Jedyną, oprócz profesora, postacią w filmie, która osiąga pełną samoświadomość, jest Kasia, wychowywana przez niego sierota, zastępująca mu 101 częściowo córkę, częściowo może idealizowaną kochankę. Podobnie jak profesor, żyje na uboczu głównego nurtu lokalnej społeczności, z tym, że w jej przypadku jest to w dużej mierze sprawą negatywnego napiętnowania obyczajowego. Dawna aktorka, a więc kobieta wykonująca zawód, nad którym nadal pod koniec XIX wieku powszechnie ciążyło społeczne odium, wędrująca z trupą podobnych do niej, podejrzanych indywiduów, rodząca dziecko jako panna, odbierana jest przez rodzinę profesora niemal jak kurtyzana. Elegancka, otaczająca się przepychem, ale jednak prostytutka. Czerwień sukni (zastępująca czerń z opowiadania Czechowa), w której odwiedza w ostatniej scenie profesora, jaskrawo wyróżniająca się na tle świeżo bielonej ściany pokoju i kontrastująca z brudną szarością miasteczka, jest plastycznym ekwiwalentem jej odrębności, zadawanych przez nią, bez szans na usłyszenie odpowiedzi, bolesnych pytań o sens życia, ale przede wszystkim czytelnym wyznacznikiem wyłączenia ze wspólnoty, jej zawodu czy zajmowanego statusu społecznego. Katarzyna, pomimo zajmowania niskiej pozycji społecznej, spełnia skryte marzenia swojego przybranego ojca, których nie spełniła Liza, naturalna córka profesora; świadczy o tym postawa Kasi – troskliwa kobieta spieszy w czasie choroby starego człowieka z ofertą pomocy finansowej. Jest też jedynym partnerem w filozoficznych rozważaniach naukowca. Opowiadanie Czechowa i film Hasa budują symetrię między obiema postaciami. Pozostawione bez odpowiedzi pytanie profesora o ars moriendi: Teraz pozostaje mi tylko nie zepsuć finału. Ale ja psuję finał. Tonę, przybiegam do ciebie [Kasi – W. S.], proszę o pomoc, a ty mi na to: niech pan tonie, tak właśnie być powinno znajduje swój odpowiednik w finałowym, również pozostawionym bez odpowiedzi, pytaniu Kasi o ars vivendi. Nadchodząca śmierć profesora znajdzie zapewne – na prawach symetrii – swój odpowiednik w samobójczej śmierci 102 Katarzyny. W „Nieciekawej historii” zostaje częściowo powtórzony, ale z charakterystycznym jego przełamaniem, schemat poprzednich filmów Hasa, zakładający asystę silnej kobiety przy śmierci słabego mężczyzny („Pętla”, „Wspólny pokój”, „Jak być kochaną”). Ogarniający Hasa pesymizm w „Nieciekawej historii” odwraca, bazujący na płci i temperamencie, dualizm ról z finałów wcześniejszych dzieł. Wszakże umierający bohater ma świadomość, że jest w lepszej sytuacji, niż jego przybrana córka, bowiem, uświadomiwszy sobie w pełni brak idei ogólnej i brak wartości swoich życiowych dokonań, nie musi już dłużej żyć z tą świadomością. Śmierć – chociaż przez niego niechciana, narzucona mu bez możliwości odwołania – zwalnia go z obowiązku nadawania życiu znaczenia, z konieczności bycia wolnym, przed którą staje każdy bohater egzystencjalistyczny. Katarzyna, bez względu na to, czy zdecyduje się na samobójstwo, czy też znajdzie w sobie argumenty za dalszym życiem, jest w mniej szczęśliwej sytuacji chociażby dlatego, że wcześniej zdobyła świadomość „braku idei ogólnej”, co przyznaje w swym monologu profesor: (...) a wszak dusza tej biedaczki nie znała i nie zazna ukojenia przez całe życie, całe życie [Czechow, 1979: 408]. Tak pytania, jak i odpowiedzi obojga bohaterów „Nieciekawej historii” przystoją bohaterom egzystencjalistycznym. Absolutna wolność wzbudza w człowieku skierowany ku sobie samemu lęk, stąd podejmowane przez niego próby rezygnacji z wolności i złożenia odpowiedzialności w czyjeś inne ręce. Pokusie tej ulegają obie postaci, początkowo profesor, następnie dostrzegająca nieuchronność jego nagłej śmierci i swojej samotności Katarzyna. Profesor, który zostawia bez odpowiedzi pytanie Katarzyny, zachowuje się – zgodnie z systemem stworzonym przez Sartre’a – jak filozof, który: (...) nie może powiedzieć człowiekowi, jak powinien działać, jeżeli przez powiedzenie komuś, jak powinien działać, rozumieć odniesienie możliwego 103 konkretnego czynu do powszechnie obowiązującego prawa moralnego czy do zbioru wartości absolutnych. Jednostka nie może uniknąć całkowitej odpowiedzialności za wybór, który na niej spoczywa [Copleston, 1981: 182]. Rezygnacja z roli aktywnego podmiotu działań, tak częsta u Hasowskich bohaterów, w przypadku profesora wiąże się z jego umieraniem. Z perspektywy relacji ze światem zewnętrznym i uczestniczenia w jego intrygach bohater „Nieciekawej historii” jest już martwy. Niczym nieograniczona wolność człowieka i tworzenie siebie przez ciągłe wybory są równoznaczne z autentycznym życiem. Z perspektywy egzystencjalistycznej szczególną własnością człowieka wynikającą z jego wolności jest otwartość, możliwość zmiany, przekraczania siebie [Copleston, 1981: 130]. Dzięki zrozumieniu ludzkiej wolności bohaterka „Jak być kochaną”, pomimo ciążącej na niej stale odpowiedzialności za trudne wybory z czasów niemieckiej okupacji, nie poddaje się ciężarowi wydarzeń z przeszłości, przekracza go swoją wolnością. Podobnie bohater „Nieciekawej historii” dokonuje na łożu śmierci najważniejszego odkrycia swojego życia, jednak nie ma już siły ani woli na działanie, pozwala, by identyfikować go z jego przeszłością, a więc zamknąć, uznać – pomimo tlącego się w nim jeszcze życia – za martwego. Profesora drażni bycie obiektem pustych akademickich rytuałów, jednostronnej – ze strony woźnego, studentów, asystenta – uniżoności, odgrywanie społecznej roli, bufonada Gnekkera, kandydata do ręki córki profesora, Lizy. Nawet jego organizm buntuje się przeciwko zmianie diety, będącej konsekwencją zdobycia najwyższych zaszczytów uniwersyteckich. Spożywanie „zupy purée, w której pływają jakieś sopelki i pulardy w maderze” jest przez niego odbierane jako katorga zadawana mu przez żonę i nadętego lokaja, rekompensowane w jednej z ostatnich scen przez podanie mu w zajeździe na obiad, niczym ostatni posiłek skazańca, ulubionych, prostych dań: kapuśniaku i pierogów. Służący w zajeździe, prowadzący z dostojnym gościem urywaną, 104 nielogiczną rozmowę o śniadaniu i kamienicy Gnekkerów w Kaliszu, przypomina kelnera z gospody w Podkowie Leśnej z „Pożegnań”. Nonsensowność rozmowy może sugerować „sen filmowy”, w którym pojawia się pętla, „węzeł czasowy” [Kornatowska, 1983: 11]. Rozpoczęta przez profesora wyprawa do Kalisza, chociaż ograniczona – jak się zdaje – jedynie do odwiedzin w pobliskim zajeździe z piwiarnią na parterze, z którym wiążą bohatera wspomnienia, to wędrówka w głąb pamięci, powrót do miejsc i przedmiotów związanych z młodością, jak skromny pokoik na trzecim piętrze zajazdu czy pochodzący z ludowej kuchni obiad. Nie jest to jednak pierwsza pętla czasowa obecna w ”Nieciekawej historii”. Poprzednia pojawia się w scenie porannej pieszej wędrówki profesora ciasnymi, nierówno wybrukowanymi uliczkami miasta, prowadzącymi go na wykład na uniwersytecie. Bohater, przemierzając tę samą drogę, którą chodził codziennie przez ponad trzydzieści lat, przypomina sobie własną młodość. Od początku filmu rozdziela swoją osobę na dwie, co przejawia się w przemienności narracji pierwszo- i trzecioosobowej – występującej także w całym opowiadaniu Czechowa – oraz w jej filmowym ekwiwalencie, czyli motywie lustra. Motyw ten zwracał uwagę krytyków rzadziej od zbliżonego do niego motywu okna, chociaż w lustro patrzą bohaterowie wielu filmów Hasa, począwszy od Kuby w „Pętli”. U podstaw zestawienia leży tak podobieństwo właściwości fizycznych, zwłaszcza optycznych, obu szklanych przedmiotów, jak i bliskość znaczeń metaforycznych w nich zawartych: oba motywy zwracają uwagę na bierność bohatera, zamknięcie się w sobie i gotowość do pełnienia przez niego roli widza. W późniejszej twórczości motyw lustra narastał, co przyznał w wywiadzie reżyser: Widzę w tym jakąś ewolucję: odbicie w lustrze, podwójność, sobowtóry... [Kornatowska, 1998 b: 12]. 105 W „Nieciekawej historii” proces ten nie jest jeszcze zaawansowany: przeglądanie się w lustrze oznacza wejrzenie w siebie. Profesorskie sobowtóry pojawiają się jedynie na moment i funkcjonują w planie realnym niemal niepostrzeżenie, właśnie w pętli czasowej, obejmującej około czterdziestu lat, najpierw w postaci młodego chłopaka przybyłego na studia z zawiniątkiem i w zniszczonym płaszczu, następnie – przesiadującego w piwiarni, zakochanego w przyszłej żonie początkującego naukowca. Scenę tę można odczytywać jako kolejną ilustrację zorganizowania czasoprzestrzeni filmu na wzór wstęgi Möbiusa [Kuśmierczyk, 2000: 20-21]. Spotkanie ma miejsce na wąskiej drewnianej kładce przerzuconej z powodu kałuż przez uliczkę. Chłopak odbija się w tworzonym przez kałużę lustrze wody, młodego lekarza profesor dostrzega za sprawą odbijania światła przez mającą cechy lustra witrynę, w oknie piwiarni. Poczucie obcości i obojętności wobec świata jest w profesorze tak wielkie, że rozciąga się nawet na samego siebie i wspomnienia z przeszłości. Obaj Mikołajowie Stiepanowicze przez chwilę mierzą się wzrokiem, po czym bez słowa stary profesor odrzuca wspomnienie, czyli spycha laską studenta w kałużę i toruje sobie drogę, jednocześnie wskazując młodemu należne mu miejsce. Pod warstwą zawartego w tej scenie komizmu sytuacyjnego kryje się jednak obcość wobec samego siebie, brak więzi zerwanych przez upływ czasu, równoznaczny z Sartre’owskim niebytem. „Nieciekawa historia” Scenariusz według opowiadania „Nieciekawa historia” Antoniego Czechowa: Wojciech Jerzy Has Zdjęcia: Grzegorz Kędzierski Muzyka: Jerzy Maksymiuk Scenografia: Andrzej Haliński Kostiumy: Marta Kobierska Wnętrza: Ewa Braun Wykonawcy: Gustaw Holoubek (profesor), Hanna Mikuć (Katarzyna), Anna Milewska (Weronika), Elwira Romańczuk (Liza), Janusz Gajos (Gnekker), Marek Bargiełowski (Michał), Janusz Michałowski (asystent Piotr), Władysław Dewoyno (woźny Mikołaj), Włodzimerz Musiał (służący profesora), Ewa Frąckiewicz (służąca Katarzyny), Jan Konieczny (doktorant), Jerzy Z. Nowak (kelner), Leszek Żentara (student) i inni Produkcja: Zespół „Rondo” Przedsiębiorstwa Realizacji Filmów Zespoły Filmowe Kierownik produkcji: Konstanty Lewkowicz Dane techniczne: kolorowy, 35 mm standard, 3065 mm/112’ Premiera: Warszawa, 12 września 1983 roku 106 Zakończenie BUNT PRZECIW ABSURDOWI: IRONIA I GROTESKA Uwagi końcowe odnoszą się do znaczeń ogólniejszych, wspólnych dla całej wczesnej twórczości Wojciecha Hasa, wydobytych przez zastosowany w pracy dobór analizowanych filmów. Od „Pętli” do „Nieciekawej historii” widz obcuje z podobnymi do siebie wzajemnie bohaterami żyjącymi w podobnych światach. Dziewiętnastowieczna Warszawa, Kraków podczas okupacji niemieckiej, prowincjonalne Miłoszyce, w których jedynym wyznacznikiem współczesności są ciężarówki wiozące materiały na wielką, socjalistyczną budowę, Podkowa Leśna i inne, często brudne i ponure miasteczka tworzą odmienne dekoracje, za którymi ukryty jest obcy wobec bohatera świat, często jedynie biernie obserwowany przez okno lub zgoła niewzbudzający zainteresowania filmowego outsidera. Słusznie pisze badaczka twórczości Hasa: Konkretne, „zewnętrzne” przyczyny egzystencjalnej rozpaczy nie mają w zasadzie większego znaczenia. (...) Pęknięcie tkwi wewnątrz bohaterów, niezależnie od okoliczności i kostiumu, zawsze i wszędzie to samo [Kornatowska, 1984: 4]. Postawiony w „Pętli” problem samobójstwa, będący radykalną wersją odpowiedzi na pytanie o sens życia, jest aktualny we wszystkich następnych filmach. Has obnaża nieautentyczność pozornych rozwiązań, pułapki fałszywych, aktorskich gestów bohaterów popełniających samobójstwo (Kuba, Wiktor), jednak nie znosi w ten sposób poczucia bezsensu i absurdalności życia. Co więcej, w kolejnych filmach Hasowski pesymizm zdaje się intensyfikować: o ile w „Jak być kochaną” pozytywnym rozwiązaniem wydaje się być służenie innym ludziom za pomocą sztuki (Felicja) i nauki (bakteriolog), o tyle w „Nieciekawej historii” przykłady losów profesora i Katarzyny pokazują, że 107 obranie takiej drogi życia nie chroni przed poczuciem niepowodzenia i klęski życiowej. Dlatego zdanie krytyka: Jeżeli więc mielibyśmy szukać w filmach Hasa morału, znaleźlibyśmy go w pochwale twórczości [Sobolewski, 1990: 16] należałoby opatrzyć komentarzem zawężającym jego stosowanie. Według Hasa zasadnie można w sztuce szukać pocieszenia i sensu życia, narracją – jak Szeherezada z „Księgi tysiąca i jednej nocy” – odwlekać wyrok śmierci [Sobolewski, 1978: 4], ale poszukiwania takie nie dają nic człowiekowi pozbawionemu talentu. Przypadłością tą naznaczeni są liczni w filmach Hasa bohaterowie-artyści, będący w istocie nie artystami, tylko pismakami czy pacykarzami dla których wyrzutem są puste ramy bez obrazów we własnej pracowni (Kuba), czy aktorami wyposażonymi w ambicję, ale pozbawionymi talentu (Wiktor, Katarzyna). Są oni w stanie tworzyć tylko iluzje, które natychmiast ulegają rozbiciu [Sobolewski, 1978: 3], są też raczej nie twórcami sztuki, ale odbiorcami profesjonalnie tworzonej iluzji superprodukcji filmowych (naśladowany przez Kubę image Humphreya Bogarta, wspominany przez Lidkę film „Quo vadis”) czy radiowych (miliony słuchaczy słuchowiska „Konopkowie”). Dwutorowość i równoprawność proponowanych przez Hasa rozwiązań współgra z dwoistością gatunkową jego realizacji, swobodnie wykorzystujących filmowe konwencje gatunkowe, zwłaszcza melodramatyczne oraz wyznaczniki stylistyczne czerpane z ekranizowanych pierwowzorów literackich, często zaliczanych do tak zwanej literatury popularnej. Niemal wszyscy bohaterowie filmów Hasa żyją bez miłości, chociaż podejmują niekiedy próby przezwyciężenia samotności. Obracają się one jednak przeciwko intencjom bohaterów przejawiających inicjatywę w walce o uczucia drugiej osoby. Najdobitniej pokazuje to nieszczęśliwa miłość Felicji do Wiktora, która chcąc stworzyć ukochanemu mężczyźnie schronienie na czas niemieckiego pościgu, stworzyła mu w istocie więzienną celę. Konsekwencją 108 miłosnego nieporozumienia, zgodną z opisami Jean-Paula Sartre’a czy Simone de Beauvoir, jest podkreślenie w filmach Hasa nieprzekraczalnej samotności człowieka. Próby jej przezwyciężenia sprawiają, że poczucie samotności jest jeszcze silniejsze. Kuba i Krystyna żyją z dala od siebie, więcej ich dzieli niż łączy, co potwierdziła szczegółowa analiza zabiegów oświetleniowych, dających efekt kontrastu i wzmacniających wrażenie oddalenia [Grodź, 2003: 113-114]. Para bohaterów „Pętli’’, podobnie jak i pary z innych filmów Hasa, nie okazuje sobie czułości. Jeżeli pojawia się czułość, to jednostronna i maskująca bezradność, jak chociażby w wykraczającej już poza ramy mojej pracy „Lalce” czułość okazywana przez Rzeckiego Wokulskiemu. Niekiedy bohaterowi nie daje się nawet szansy na wyznanie uczucia, jak w przypadku skrywanej miłości Maryny do Lidki. Nawet jedynej szczęśliwej – in spe – parze Hasowskich kochanków, czyli Lidce i Pawłowi z „Pożegnań”, niektórzy krytycy nie dają szansy na wspólne życie w przyszłości [Kornatowska, 1984: 4]. Postaciom brakuje też oparcia i miłości w rodzinie. Bohaterowie filmów Hasa wybierają najczęściej życie wolne od więzów rodzinnych (Paweł), rzadko tworzą stabilne małżeństwa i prowadzą domy rodzinne. Towarzysz lotu Felicji nie znalazł porozumienia z własnym synem, który popełnił samobójstwo, pozostawiając ojca do końca życia z bolesną zagadką, słaba więź łącząca profesora z jego córką, Lizą, od dawna nie ma nic wspólnego z miłością rodzicielską, podobnie jak miłością nie jest jego więź z żoną Weroniką pełna wzajemnej irytacji. Samotni bohaterowie nie znajdują pocieszenia także w kręgu przyjaciół, fałszywych i nieszczerych jak znajomi, przed którymi rozpaczliwie stara się uciec Kuba. Ważne dla egzystencjalistycznego światopoglądu filmów Wojciecha Hasa są postaci przewodników duchowych. Motyw rozpaczliwego, gorączkowego poszukiwania przewodnika można wyraźnie dostrzec w „Nieciekawej historii”, przewodnikiem dającym bezużyteczne, pełne komunałów rady jest policjant z 109 „Pętli”, ale z najczytelniejszymi postaciami przewodników styka się widz w „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, rozpisującym postawy światopoglądowe na oddzielne postaci. Jednak paradoksalnie – jak napisałem we wstępie – prawdziwie dobry przewodnik jest w swojej roli bezradny, co wydaje się wzmacniać dostrzeżone przez młodą badaczkę z Gdańska „melancholijne spojrzenie” i „niewidzące oczy” [Zagórska, 2003: 65]. Hasowscy bohaterowie, równie często jak nie są w stanie sprostać wymogom sztuki, miłości, przyjaźni i samodzielności w poszukiwaniu drogi życiowej, nie dorastają też do roli świadomych bohaterów egzystencjalistycznych, buntowników. Nie chcą brać współodpowiedzialności za świat i innych ludzi, zaś nie odnalazłszy w sobie prawdziwej motywacji kierują się w życiu rolą, której wypełnienia oczekują od nich inni. Konrad Eberhardt zwrócił uwagę: (...) na przestrzeni całej twórczości Hasa od „Pętli” do „Szyfrów” nie znajdziemy ani jednej postaci buntownika, człowieka ingerującego świadomie, bez względu na ryzyko osobiste, w bieg wydarzeń [Wojciechowski, 1995: 20]. Jeżeli jednak słowo „buntownik” pojmować zgodnie z Camusowskim znaczeniem, można zasadnie polemizować ze stanowiskiem Eberhardta. Wszyscy bohaterowie filmów Hasa rozmyślnie przyjmują odpowiedzialność za swoje decyzje bez względu na to, czy decydują się żyć dalej ze świadomością popełnionych błędów, jak Felicja, czy chcą zakończyć już swoje życie, jak Wiktor. Trudno mi zgodzić się z osądem heroicznej, odważnej i przełamującej powszechnie panujące stereotypy postawy Maryny czy Felicji, jako osób biernych, nieświadomych czy tchórzących przed wyzwaniem i ryzykiem. Pełną świadomość, dostępną dopiero Camusowskim buntownikom, poza powyższymi bohaterkami, posiedli profesor i Katarzyna. Bunt jest wyrazem wewnętrznych przekonań, nieulegania rozpaczy wobec bezsensu życia: 110 Stwierdzenie obecności absurdu w świecie (...) może prowadzić do poniechania; ale może też prowadzić do buntu i sprzeciwu (...). Absurd jest więc faktem; ale faktem jest też bunt. I jedyną na absurd odpowiedzią [Guze, 2004: 33]. Najpełniejszym przejawem buntu jest postawa Camusowskiego Syzyfa: jego bunt nie przejawia się w daremnych próbach rozbijania dźwiganej skały, ale w osiągniętym przez niego, wbrew wszelkim okolicznościom, poczuciu szczęścia. Bunt bohaterów filmów Wojciecha Hasa przejawia się w manifestowaniu ich wewnętrznej swobody, za pomocą sztuki, a także w przyjęciu dwóch pokrewnych postaw, które próbują przeciwstawić się absurdowi świata. Są nimi stale obecne w filmach: wzorzec Camusowskiego Aktora oraz groteska i ironia, pojmowane nie tylko jako środki wyrazu, ale i jako postawy światopoglądowe. Kontynuując rozważania niemieckiego eseisty na temat opozycyjnych związków między tragizmem (i komizmem) a ironią [Hilsbecher, 1972: 170-172], polski teoretyk pisze o ironii jako o postawie i równocześnie jej wyrazie: Aby zobaczyć porządek świata i obronić siebie (...) trzeba mu najpierw zaprzeczyć, strącić samego siebie w otchłań bezsensu, szaleństwa. Ale i to nie daje ukojenia, gdyż totalna negacja nie wyraża już niczego, człowiek zostaje uwięziony w bezsensie, tak samo jak niegdyś uwięziony był w murach pałacu Edypa czy Tezeusza (...). Nie ma więc wyjścia z sytuacji, która nadal jest tragiczna, tyle że na innym piętrze poznania, w zaprzeczeniu. Tutaj ujawnia się ironia w całej swej perfidii. Oto świat drwi z nas i naszych czynów, każe nam zburzyć wszystko po to jedynie, by wykazać, iż z kupy gruzów wynika dokładnie to samo co z przyjęcia swojej roli i podporządkowania się regułom gry z losem. Wszystko, tak czy inaczej, kończy się przegraną. Można iść, można stać, można siedzieć, i tak nić się nie stanie. Zupełnie jak u Becketta! [Łaguna, 1984: 60]. 111 Jeżeli nawet postawa światopoglądowa ironisty skazana jest na klęskę, to pasuje do stanowiska zajmowanego przez egzystencjalistów. Zbieżna z nią jest groteska, zwłaszcza jako postawa człowieka walczącego z absurdem świata, o której napisała Elżbieta Sidoruk*: U źródeł twórczości groteskowej leży zarówno czysto ludyczna potrzeba igrania z formą, jak i głęboko odczuwane poczucie absurdalności świata i niezgoda na rzeczywistość w jej kształcie zastanym. Groteska podejmuje grę z absurdem i w ten sposób usiłuje nad nim zapanować. W owym igraniu wyrażają się przeciwstawne dążenia ludzkiego umysłu. Z jednej strony pociąg do tego, co nielogiczne, uwolnione z pęt racjonalizmu, z drugiej – lęk przed tym, co irracjonalne i bezsensowne [Sidoruk, 2003: 8]. Charakterystyczne jest rozpatrywanie obydwu tych postaw jako niezależnych od tradycyjnych kategorii komizmu i tragizmu. Współczesna ironia i groteska, kładące nacisk na absurd świata, są postawami odrzucającymi wartości konstytucyjne dla tragizmu i komizmu, bowiem, wyrażając niezgodę na absurdalny świat, nie uchylają jednak jego absurdalności: I groteska, i komizm bazują na absurdzie, który jest potencjalnie śmieszny i tragiczny, z tym, że groteska dyskontuje go, nie eliminując, natomiast komizm, podobnie jak tragizm, powstaje w wyniku „unieszkodliwiania” absurdu, zredukowania go do jednego z aspektów. Komizm i tragizm opanowują absurd, groteska jedynie próbuje go oswoić. Czyni to przy tym w sposób bardzo przewrotny – potęguje, wykorzystuje jego potencjał znaczeniotwórczy [Sidoruk, 2003: 14-15]. Obie postawy i zgodne z nimi środki wyrazu artystycznego nie są środkami swoiście egzystencjalistycznymi, ale często bywały przez twórców, kojarzonych z egzystencjalizmem (jak Beckett czy Ionesco) stosowane. Mam nadzieję, że mój, dokonany na przykładzie filmów Hasa, opis ich użycia będzie pomocny * Składam podziękowanie Bibliotece IBL PAN za udostępnienie niepublikowanej pracy doktorskiej, której wstępny, teoretyczny rozdział, zawiera najnowsze zestawienie poglądów na temat groteski. 112 następnym autorom w ewentualnych poszukiwaniach metod wyrazu światopoglądu egzystencjalistycznego w polskim kinie. Jednocześnie żywię obawę, że taki sposób odczytania polskich filmów ma jednak niewiele możliwości poprawnego zastosowania. Nawet w późniejszych dziełach Wojciecha Jerzego Hasa perspektywa egzystencjalistyczna jest na tyle mniej wyraźna, że zostały one pominięte w mojej pracy. Zapewne także w filmach innych polskich reżyserów tego okresu wyraźnych przykładów obrania perspektywy egzystencjalistycznej jest niewiele. Odczytywanie filmów wyłącznie w tej perspektywie i w oderwaniu od ich bliższego, rodzimego kontekstu skutkować może takimi nadinterpretacjami i – co gorsze – rozminięciem się z intencjami autora, jak powszechne odczytanie przez krytykę i widownię francuską „Kanału” Andrzeja Wajdy jako egzystencjalistycznej metafory zachowania godności i solidarności ludzkiej w świecie bez wyjścia i ratunku. Odczytanie to cechuje świeżość, na jaką nie zdobyli się pierwsi polscy widzowie filmu, zjednało też ono zapewne filmowi Wajdy wielu nowych widzów przez wydobycie jego uniwersalnej wymowy, ale odbyło się to kosztem zignorowania rzeczywistego kontekstu przedstawionych przez czołowego twórcę „szkoły” polskiej wydarzeń powstania warszawskiego. Większą rolę, niż zakładałem początkowo, gdy rozpoczynałem lekturę opowiadań ekranizowanych przez Hasa, odegrało zestawienie filmów z ich pierwowzorami. Pozostawiając na boku tak rozważania teoretyczne dotyczące procesu adaptacji filmowej, jak i rozbieżność stanowisk na temat stosunku Wojciecha Hasa do inspirującej go literatury [Malatyńska, 1978], przyznaję, że odmienności fabularne, przede wszystkim te podkreślające samodecyzyjność bohaterów lub nadające ich wizerunkowi więcej ciepła i mające budzić sympatię widza (pominięcie w „Pożegnaniach” epizodu z listem Lidki) niespodziewanie wsparły moją argumentację. Zmiany niekiedy były daleko idące, jak w filmie „Rozstanie”, którego finał uchylił kluczową dla konstrukcji opowiadania Jadwigi Żylińskiej wszechwładzę losu, przy okazji broniąc Olka przed śmiercią. Dlatego uważam, że kierowanie się stanowiskiem absolutyzującym same filmy 113 Hasa i unieważniającym spojrzenie na nie jako na adaptacje utworów literackich [Słodowski, 1994: 19] nie jest godne polecenia. Uważam, że duże, jeszcze nie w pełni wykorzystane możliwości interpretacyjne kryją się w pochodzącej z pracy Jana Słodowskiego i przyjętej przeze mnie propozycji periodyzacji twórczości Wojciecha Hasa. Zastosowany podział jest próbą uporządkowania obszernej, liczącej czternaście filmów pełnometrażowych, twórczości, dostrzeżenia w niej mniejszych części, cechujących się – przy zachowaniu monolityczności Hasowskiego świata – odrębnymi znaczeniami wskazującymi na zmienność przyjmowanych przez reżysera priorytetów. Na obecnym etapie stanu badań nad twórczością reżysera klasyfikacja ta, nieodzwierciedlająca w sposób automatyczny podziałów opartych wyłącznie na chronologii, pozostaje jednak tylko propozycją. Niewykluczone, że moja praca powie też coś o samym Hasie, którego ironia, używana jako broń przed zbyt obcesowymi dziennikarzami i krytykami usilnie narzucającymi mu swoje jedyne słuszne wersje odczytania jego własnych filmów, wyczuwalna jest w wielu udzielanych przez niego wywiadach. Ironia z prasowych wypowiedzi artysty przypomina nieco ironię i dowcip obecne w każdym z jego filmów. Również czytelne w wywiadach zaangażowanie w sprawy bieżące, dotyczące wspólnoty, z której reżyser wyrósł i w której tworzył, przypomina postawę egzystencjalisty: stale zatroskanego i szukającego lepszych rozwiązań służących dobru ogółu. Dotyczyły one między innymi kondycji polskiej kinematografii, chętnie przedstawianych własnych prób zaradzenia problemom: a to powołania studia filmowego w Krakowie, a to nieprzenoszenia łódzkiej „filmówki” do Warszawy, to znów profesjonalizacji służb pomocniczych uczestniczących w produkcji filmów, zachowania autonomii zespołów filmowych, czy też niepokojącego stanu polskiej krytyki filmowej lub obawy o jakość warsztatową i estetyczną kina lat 70-tych, zarówno produkcji lojalnych wobec systemu, jak i szeroko pojętego kina moralnego niepokoju, porównywanego 114 wręcz przez Hasa do socrealizmu... Niewiele Hasowskich propozycji zrealizowano, oceny Hasa się nie rozpowszechniły, niektórych z nich trudno dziś bronić. Ponad trafność i skuteczność porad dawanych przez reżysera, szybko zresztą wyrzuconego poza główny nurt polskiej kinematografii, będącego w niej – trochę jak bohaterowie jego filmów – outsiderem ze względu na bezkompromisowość w smaku estetycznym oraz respekt dla tradycji i zgodności zachowań z głosem sumienia, wypada przedłożyć jego godną egzystencjalisty odpowiedzialność i pracę – choćby pedagogiczną – dla innych ludzi. 115 Bibliografia PRACE DRUKOWANE Bajer Lesław, 1981: Dlaczego Pan milczy? Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, „Kino”, nr 4, 1981: 4-7. Bolesław Michałek ambasador polskiego kina. Wspomnienia i artykuły, pod redakcją Alicji Helman, Rabid, Kraków 2002. Brandys Kazimierz, 1960: Jak być kochaną, w: tegoż, Romantyczność, Czytelnik, Warszawa 1960: 157-210. Copleston Frederick, 1981: Filozofia współczesna. Badania nad pozytywizmem logicznym i egzystencjalizmem, przełożył Bohdan Chwedeńczuk, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1981: 101-141, 175-214. Czapińska Wiesława, 1963: Ofelia wśród ludzi. Analiza jednej roli, „Ekran”, nr 18, 1963: 4. Czechow Antoni, 1979: Nieciekawa historia. Z notatek starego człowieka, przełożyła Maria Mongirdowa, w: tegoż, Opowiadania wybrane, tom 1, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979: 343-409. Człowiek z ekranu. Z antropologii postaci filmowej, pod redakcją Marioli Jankun-Dopartowej i Mirosława Przylipiaka, Wydawnictwo Arcana, Kraków 1996. Dalczyński Michał, 2002: Wielka Encyklopedia PWN, tom 11, Warszawa 2002: 160-161. Dolecki Zbigniew, 1963: Jak zwyciężyć własną klęskę?, „Kierunki” nr 5: 1963: 10. Eberhardt Konrad, 1957: Cień buntownika, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1957. Eberhardt Konrad, 1958: Wierność bez nagrody, „Ekran”, nr 49, 1958: 3 [przedruk: Konrad Eberhardt, 1982: 29-34]. 116 Eberhardt Konrad, 1960: O potrzebie dojrzałości warsztatowej i wielu innych problemach współczesnego filmu. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, „Ekran”, nr 31, 1960: 3. Eberhardt Konrad, 1963: Opowieść o czasie wewnętrznym, „Film”, nr 3, 1963: 4-5 [przedruk: Konrad Eberhardt, 1982: 79-83]. Eberhardt Konrad, 1967: Wojciech Has, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe (Biblioteka „X Muza”), Warszawa 1967. Fiut Ignacy Stanisław, 1993: Człowiek według Alberta Camusa. Studium antropologii egzystencjalnej, Krakowski Klub Artystyczno-Literacki, Kraków 1993. Górski Artur T., 1985: Jak jest zrobiona „Pętla” Wojciecha J. Hasa, w: Problemy teorii dzieła filmowego, pod redakcją Jana Trzynadlowskiego (Studia Filmoznawcze, IV), Wrocław 1985: 61-76. Grodź Iwona, 2003: Osobliwa fotogeniczność. O „Pętli” Wojciecha Jerzego Hasa, „Kwartalnik Filmowy”, seria nowa, nr 43, 2003: 108-129. Grodź Iwona, 2004: Misterium sztuki. O „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Wojciecha J. Hasa, „Kwartalnik Filmowy”, seria nowa, nr 44, 2004: 131-145. Grodź Iwona, 2004 b: Wszystko to blaga!, „Pro Arte. Pismo kulturalno-literackie”, nr 19, 2004: 15-17. Grzelecki Stanisław, 1963: Ofelia wśród ludzi, „Życie Warszawy”, nr 12, 1963: 4. Guze Joanna, 2004: Albert Camus: Los i lekcja, Fundacja „Zeszytów Literackich” (Zeszyty Literackie), Warszawa 2004. Helman Alicja, 1990: Film gangsterski, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1990: 5-29. Helman Alicja, 1997: Grzesznicy bez winy, w: Niedyskretny urok kiczu, 1997: 27-36 [przedruk: „Dialog” nr 1, 1997: 162-168]. 117 Helman Alicja, 2002: Bolesław Michałek o polskim kinie, w: Bolesław Michałek, 2002: 89-91. Hendrykowski Marek, 1997: Polska szkoła filmowa jako formacja artystyczna, „Kwartalnik Filmowy”, seria nowa, nr 17, 1997: 120-130 [przedruk: „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Scientiae Artium et Litterarum”, zeszyt 7, 1998: 5-22]. Hilsbecher Walter, 1972: Tragizm, absurd i paradoks. Eseje, przełożył Sławomir Błaut, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972: 170-177. Jackiewicz Aleksander, 1958: Dramat antyalkoholowy, „Trybuna Ludu”, nr 23, 1958: 6. Jackiewicz Aleksander, 1983: Kino polskie, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe (Moja filmoteka), Warszawa 1983: 153-165. Jakubowska Małgorzata, 1998: Funkcja dialogu w konstrukcji sytuacji tragicznej bohaterów „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy i „Pętli” Wojciecha J. Hasa, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Scientiae Artium et Litterarum”, zeszyt 7, 1998: 119-128. Janicki Stanisław, 1963: Felicja nikogo nie oskarża, przeciwko nikomu się nie buntuje. Rozmowa z Barbarą Krafftówną, „Film”, nr 3, 1963: 6-7. Jankun-Dopartowa Mariola, 1995: Wcielone szyderstwo losu (Szkic do portretu rozbitego), „Kino”, nr 9, 1995: 15-17. Jankun-Dopartowa Mariola, 1996: Formy przestraszone ogniem i zapachem krwi. Konteksty kulturowe kina artystycznego lat 1956-1970 a kreacja filmowego bohatera, w: Człowiek z ekranu, 1996: 27-61. Jankun-Dopartowa Mariola, 2000: Gorzkie kino Agnieszki Holland, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria (Artyści), Gdańsk 2000. Kajewski Piotr, 1960: To będzie komedia sentymentalna. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, „Odra” nr 35, 1960: 3. Kałużyński Zygmunt, 1961: Narodziny polskiego melodramatu, „Polityka” nr 13, 1961: 7. 118 Kałużyński Zygmunt, 1963: Barykada broniona przez jedną kobietę, „Polityka”, nr 3, 1963: 8. Kałużyński Zygmunt, 1983: W katedrze do góry nogami, „Polityka”, nr 38, 1983: 8. Konrad Eberhardt o polskich filmach, pod redakcją Ryszarda Koniczka, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1982. Kornacki Krzysztof, 1996: Bohater w przydeptanych kapciach. Zbigniew Cybulski w kinie „małej stabilizacji”, w: Człowiek z ekranu, 1996: 73-88. Kornatowska Maria, 1983: Kino trudne. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, „Film”, nr 48, 1983: 10-11. Kornatowska Maria, 1984: Kompletny świat. O twórczości Wojciecha J. Hasa, „Film”, nr 52, 1984: 3-6. Kornatowska Maria, 1996: ...lecz nie wiemy co się z nami stanie. O twórczości Wojciecha Hasa, w: Kino polskie w dziesięciu sekwencjach, pod redakcją Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1996: 35-43 [wersja angielska: „Bulletin de la Société des Sciences et des Lettres de Łódź”, vol. XLV (Recherches sur les Arts, VI), 1995: 3949]. Kornatowska Maria, 1997: Nostalgia – modny przedmiot pożądania. Refleksje amerykańskie, w: Niedyskretny urok kiczu, 1997: 163-175. Kornatowska Maria, 1998: Nie lubię niespodzianek na planie. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, w: Debiuty polskiego kina, tom 1, pod redakcją Marka Hendrykowskiego, Wydawnictwo „Przegląd Koniński”, Konin 1998: 52-71. Kornatowska Maria, 1998 b: Między pamięcią a wyobraźnią. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, „Kino”, nr 3, 1998: 12-14. Kuklick Bruce, 1995: Amerykańska myśl po 1945 roku, w: Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki, pod red. Donalda T. Critchlowa i Krzysztofa 119 Michałka, tom 5, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995: 157182. Kurta Henryk, Meissner Lucjan, 1972: Prasa za granicą, Ośrodek Badań Prasoznawczych RSW Prasa (Biblioteka Wiedzy o Prasie, Seria A, IX), Kraków 1972: 120-122. Kuśmierczyk Seweryn, 2000: Wstęga Möbiusa jako czasoprzestrzeń dzieła filmowego na przykładzie „Pętli” Wojciecha Hasa i „Zabicia ciotki” Grzegorza Królikiewicza, „Kwartalnik Filmowy”, seria nowa, nr 29-30, 2000: 20-30. Kydryński Juliusz, 1958: Hłasko, Has, Holoubek, „Życie Literackie”, nr 5, 1958: 8. Lubelski Tadeusz, 2000: Strategie autorskie w polskim filmie fabularnym lat 1945-1961, wydanie drugie poprawione, Rabid, Kraków 2000. Łaguna Piotr, 1984: Ironia jako postawa i jako wyraz. Z zagadnień teoretycznych ironii, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1984. Malatyńska Maria, 1978: Twórca uwiedziony literaturą?, „Kino”, nr 1, 1978: 10-17. Malatyńska Maria, 1983: Powroty, „Życie literackie”, nr 40, 1983: 12. Michałek Bolesław, 1958: W pogoni za stylem, „Nowa Kultura”, nr 6, 1958: 6 [przedruk: Bolesław Michałek, 2002: 109-111]. Michałek Bolesław, 1961: O co chodzi w tym „Rozstaniu”?, „Nowa Kultura”, nr 14-15, 1961: 10. Michałek Bolesław, 1963: A major film, „Polish Perspectives”, nr 4, 1963: 5862 [wersja francuska: Wojciech Has: « Comment être aimée », „Perspectives Polonaises”, nr 4, 1963: 67-73]. Michałek Bolesław, 1996: Co się w kinie polskim zmieniło, co się nie zmieniło. Zapis naszego losu, „Tygodnik Powszechny”, nr 51-52, 1996: 20 [przedruk: Bolesław Michałek, 2002: 228-232]. 120 Michałowska Julia, 1999: Chanson triste. O „Pożegnaniach” Wojciecha Jerzego Hasa, „Kwartalnik Filmowy”, seria nowa, nr 26-27, 1999: 237-243. Niedyskretny urok kiczu. Problemy filmowej kultury popularnej, pod redakcją Grażyny Stachówny, Universitas, Kraków 1997. Nurczyńska-Fidelska Ewelina, 1995: „Szkoła” czy autorzy? Uwagi na marginesie doświadczeń polskiej historii filmu, w: Kino – film: poezja optyczna? pod redakcją Jana Trzynadlowskiego (Studia Filmoznawcze, XVI), Wrocław 1995: 241-255 [przedruk: „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Scientiae Artium et Litterarum”, zeszyt 7, 1998: 23-32]. Nurczyńska-Fidelska Ewelina, 1998: „Czarny realizm”. O stylu i jego funkcji w filmach nurtu współczesnego, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Scientiae Artium et Litterarum”, zeszyt 7, 1998: 33-47. Orłowski Władysław, 1969: Wojciecha Hasa przygody z literaturą, „Dialog”, nr 11, 1969: 116-122. Orłowski Władysław, 1974: Z książki na ekran, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1974. Pazyra Joanna, 2002: Marka Hłaski dwie przygody z filmem – Koniec nocy i Baza ludzi umarłych, „Studia Filmoznawcze”, nr 23, 2002: 77-107. Peltz Jerzy, 1957: Film o człowieku skazanym na śmierć, „Film”, nr 29, 1957: 6. Peltz Jerzy, 1960: O swoich filmach mówi Wojciech Has, „Film”, nr 43, 1960: 6. Pijanowski Lech, 1958: Zabawa bez mety, „Polityka”, nr 6, 1958: 4. Płażewski Jerzy, 1961: Pułapki tonacji lirycznej, „Przegląd Kulturalny”, nr 13, 1961: 8. Płażewski Jerzy, 1963: * * * Bo w nas jest pustych ruin okrucieństwo zimne, „Przegląd Kulturalny”, nr 1, 1963: 8. 121 Polska szkoła filmowa. Poetyka i tradycja, pod redakcją Jana Trzynadlowskiego, Ossolineum (Prace Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego, Seria A, 182), Wrocław 1976. Prafilmówka krakowska 1945-1947. Nauczyciele – słuchacze – filmy, pod redakcją Jacka Albrechta, Kraków 1998. Przybora Jeremi, 2003: Płaszcz, „Gazeta Wyborcza”, „Duży Format”, 22 grudnia 2003: 24-25. Pyszny Joanna, 1976: Kobieta w filmach szkoły polskiej, w: Polska szkoła filmowa, 1976: 91-101. Sartre Jean-Paul, 1998: Egzystencjalizm jest humanizmem, przełożył Janusz Krajewski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, Warszawa 1998. Słodowski Jan, 1994: Rupieciarnia marzeń, Wydawnictwo „Skorpion” (Ludzie kina), Warszawa 1994. Słodowski Jan, Wijata Tadeusz, 1994: Projekty nie do zrealizowania. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, w: Słodowski, 1994: 5-16. Sobolewski Tadeusz, 1978: Reżyser z Krakowa, „Film”, nr 23, 1978: 3-5. Sobolewski Tadeusz, 1983: Rzeczywistość nieudana, „Kino”, nr 4, 1983: 9-12. Sobolewski Tadeusz, 1990: Obrona iluzji. O twórczości Wojciecha Hasa, „Film”, nr 5, 1990: 16-17. Stachówna Grażyna, 1998: Pożegnania czas już przekroczyć próg... Wątki melodramatyczne w filmach „szkoły polskiej”, „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Scientiae Artium et Litterarum”, zeszyt 7, 1998: 49-61. Stachówna Grażyna, 1999: Trzy spojrzenia przez okno. „Pożegnania” Dygata i Hasa, „Kwartalnik Filmowy”, seria nowa, nr 26-27, 1999: 226-236. Stachówna Grażyna, 2001: Niedole miłowania. Ideologia i perswazja w melodramatach filmowych, Wydawnictwo Rabid, Kraków 2001: 9-49, 182-186. Szaniawska Elżbieta, 1957: Pętla, „Dookoła Świata”, nr 27, 1957: 17-18. Szczepański Tadeusz, 1999: Zwierciadło Bergmana, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria (Artyści), Gdańsk 1999. 122 Szydłowska Waleria, 1997: Egzystencjalizm w kontekstach polskich. Szkic o doświadczeniu, myśleniu i pisaniu powojennym, Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 1997. Szydłowska Waleria, 2002: Camus, Wiedza Powszechna (Myśli i Ludzie), Warszawa 2002. Toeplitz Jerzy, 1959: O polskim filmie fabularnym (1957-1959), „Kwartalnik Filmowy”, seria stara, nr 2, 1959: 3-25. Toeplitz Krzysztof Teodor, 1961: „Klimaty” Hasa, „Świt”, nr 13, 1961: 18-19. Waksmund Ryszard, 1976: Symbolika w utworach szkoły polskiej (Zamiast monografii), w: Polska szkoła filmowa, 1976: 54-57. Walasek Mieczysław, 1963: Edukacja sentymentalna na sposób polski, „Ekran” nr 3, 1963: 7. Wojciechowski Piotr, 1995: Prorok naszych czasów, „Kino”, nr 4, 1995: 18-21. Wojciechowski Piotr, 1997: Sanatorium doktora Hasa, „Film”, nr 12, 1997: 126-130. Wójcik Jerzy [J.W.], 1999: Gry z czasem. Kino Wojciecha Hasa – laureata nagrody za osiągnięcie życia, „Rzeczpospolita”, 21 czerwca 1999: gazeta/Kultura. Współcześni polscy pisarze i badacze literatury. Słownik biobibliograficzny, pod redakcją Jadwigi Czachowskiej i Alicji Szałagan, tom 1, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1994: 251-257. Zagórska Aleksandra, 2003: Przestrzeń umykającego spojrzenia. Filmy Wojciecha Jerzego Hasa, „Panoptikum”, nr 8, 2003: 65-71. Zdanowicz Janina 1960: Film bez anegdoty. Rozmowa z Wojciechem Jerzym Hasem, „Ekran”, nr 3, 1960: 7. Ziemba Kwiryna, 1984: Kilka uwag o samobójstwie, w: Osoby, pod redakcją Marii Janion i Stanisława Rośka, Wydawnictwo Morskie (Konstelacje, 4), Gdańsk 1984: 491-503. 123 Zimand Roman [Hiv.], 1963: Kazimierz Brandys. Warszawa, „Argumenty” nr 3, 1963: 12. Żylińska Jadwiga, 1960: Rozstanie. Nowela filmowa, „Dialog” nr 4, 1960: 3153. 124 ŹRÓDŁA I OPRACOWANIA NIEPUBLIKOWANE Dział Dokumentacji Historyczno-Filmowej Filmoteki Narodowej Has Wojciech Jerzy, b.d.: Wspólny pokój, scenariusz filmu, Zespół Realizatorów Filmowych „Kamera”, Warszawa b.d., sygn. S-11277. Has Wojciech Jerzy, 1975: Wspólny pokój, scenariusz filmu, Zespół Filmowy „Kadr”, Warszawa 1975, sygn. S-18117. Has Wojciech Jerzy, 1982: Wspólny pokój, scenariusz filmu, Zespół Filmowy „Rondo”, Warszawa 1982, sygn. S-26419. Sekcja Zbiorów Specjalnych Biblioteki Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk Sidoruk Elżbieta, 2003: Groteska w poezji dwudziestolecia międzywojennego na przykładzie twórczości Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, praca doktorska, Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, maszynopis 5906, Warszawa 2003: 5-17. Filmografia PEŁNOMETRAŻOWE FILMY WOJCIECHA JERZEGO HASA „Pętla” 1957 „Pożegnania” 1958 „Wspólny pokój” 1959 „Rozstanie” 1960 „Złoto” 1961 „Jak być kochaną” 1962 „Rękopis znaleziony w Saragossie” 1964 „Szyfry” 1966 „Lalka” 1968 „Sanatorium pod klepsydrą” 1973 „Nieciekawa historia” 1982 „Pismak” 1984 „Osobisty pamiętnik grzesznika przez niego samego spisany” 1985 „Niezwykła podróż Baltazara Kobera” 1988 126