Sen Dwunasty Christopher był nieco upierdliwym chłopcem. Draco
Transkrypt
Sen Dwunasty Christopher był nieco upierdliwym chłopcem. Draco
Sen Dwunasty Christopher był nieco upierdliwym chłopcem. Draco nie mógł się skupić, zebrać myśli czy nawet westchnąć cicho, gdyż mały krwiopijca podążał za nim niczym za mentorem. - Musisz tak za mną łazić? – Mruknął blondyn – obiecałem ci pomóc znaleźć lekarstwo, nie zamierzam być niańką. Chłopiec zmarkotniał. - Kiedy ja nie mam dokąd pójść! Mama nawet nie wie, że istnieję. A taty nie znam. A z panem Ronem boję się rozmawiać. - Dlaczego..? Chłopiec zawstydził się. Draco nie zamierzał ciągnąć tematu. No tak, Ron będzie jego ojczymem… czy czymś w tym rodzaju. To może być krępujące dla takiego malucha. - No dobrze, skoro już tu jesteś, poszukajmy tego całego lekarstwa. Opisz objawy choroby. Draco i Christopher szli wąską alejką, jesienne liście szeleściły pod ich stopami. No tak, to koniec listopada. Niedługo spadnie śnieg… czy w Waszyngtonie spada śnieg? Draco nie był pewien, nigdy nie interesowała go ani geografia ani pogoda w USA. Szedł szybko, jego płaszcz powiewał na wietrze, laseczka raz po raz uderzała w bruk. Christopher truchtał za nim trzymając w ręku srebrny zegarek. - Mama śpi. Draco stanął w miejscu, Chris wpadł na niego z impetem. - Nie zatrzymuj się tak nagle! Draco nie zwrócił uwagi na marudzenie chłopca, który zderzył się z jego plecami. - Śpi? Tak po prostu? - No – Chris zaczął masować swój nos – leży w łóżku i nie może się obudzić! Ale ja wiem, że tutaj jest lekarstwo! Draco spoważniał. - Niby skąd to wiesz? Christopher zaczął się niespokojnie kręcić. Stracił część odwagi i wpatrywał się teraz raczej w swoje buty niż w oczy Draco. Ten chwycił nagle malca za rękę i potrząsnął nim jak lalką. - Skąd? – Powtórzył. - Podsłuchałem… - Od kogo podsłuchałeś? - Od pana i od pana Rona… rozmawialiście wtedy szeptem, w pokoju… Draco kucnął przy malcu. - Słuchaj no. Nienawidzę gierek. Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! Chris spojrzał na niego. Miał łzy w oczach. - Nie becz. Mazgai też nie cierpię. Masz mi opowiedzieć wszystko, co wiesz o tej sprawie, jeśli w ogóle mam ci pomagać. Chris pociągnął nosem. - No dobrze – westchnął Draco – zaczniemy jeszcze raz. Hermiona śpi, tak? - Tak… - Ron i ja uważamy, że gdzieś w tych czasach znajduje się dla niej lekarstwo. Czy to oznacza, że… zachorowała w tych czasach..? Draco podniósł się z kucek i zamyślił się. To ma sens. Być może wydarzyło się coś w tych czasach, co odbije się na Hermionie za kilkanaście lat… - Jak długi śpi? – Spytał Draco. - Już trzeci dzień. - Tylko trzy dni? – Malfoy był zdumiony, oczekiwał innej odpowiedzi – sądziłem, że sprawa ciągnie się tygodniami… - Pan Ron od razu wiedział, że coś się stało, jak tylko mama zasnęła. - Chodźmy – Draco skinął na malca – po pierwsze trzeba porozmawiać z Ronem oraz z Wiktorem. Chris zatrzymał się. - Jak to..? - Podejrzewam, że są w to zamieszani. „Ten dzieciak do bachor jednego lub drugiego. Trzeba ich obserwować…” * Ronald i Wiktor znajdowali się, ku uciesze Draco, w tym samym miejscu. Na komisariacie. - Proszę, oto pana przyjaciele – posterunkowy zaprowadził Draco do niewielkiego pokoju – proszę zadbać, aby nie urządzali więcej walk w miejscu publicznym. - Ależ oczywiście panie władzo – Draco oparł się nonszalancko o swoją laseczkę, po czym zerknął to na Ron a to na Wiktora. Rudzielec miał rozciętą wargę, Wiktor podbite oko. Oby dwoje byli potargani. Siedzieli na krzesłach w dwóch końcach sali. - No dobrze dzieciaki, czas iść – powiedział w końcu. Ronald i Wiktor spojrzeli na niego spod byka. - Nigdzie nie idę z tym gadem – warknął Ron. - A ja z tym… szaleńcem! – Wiktor aż wstał – rzuca się na Bogu ducha winnych ludzi! Ronald podskoczył do niego niczym pantera. Draco szybko interweniował. - Nie mamy teraz czasu na wasze zabawy. Musimy pogadać, mamy poważny problem. Ta sprawa dotyczy nas trzech! - Jaka to niby sprawa mogłaby nas łączyć? – Parsknął Wiktor. - Hermiona – rzucił ozięble Draco. To słowo wystarczyło. Podziałało na nich jak magnes, jak tajemnicze zaklęcie. * Christopher siedział w przytulnej kawiarni nieopodal komisariatu. Czekał na Draco – miał zjawić się lada moment. Kupił mu gorąca czekoladę, poinformował kelnerkę, że zaraz wróci do malca, poprosił, aby mieć na niego oko. Dziewczyna nawet nie myślała o jakimkolwiek proteście, Draco uśmiechnął się do niej szarmancko i puścił nawet oczko. Chris znał te sztuczki na pamięć, spędzał w pracowni Draco sporo czasu w przyszłości. Draco pragnął zostać Ministrem Magii, jednak nagle odkrył w sobie smykałkę do prowadzenia eksperymentów, zapragnął budować niezwykłe maszyny… wehikuł czasu to jego najnowszy wynalazek, jeszcze nieopatentowany. Draco podobno nie zamierza tego zrobić. Zbiłby na wehikule fortunę. „Fortunę już mam” mówił zawsze Draco w przyszłości, „ale nie zamierzam brać odpowiedzialności za tych wszystkich idiotów, którzy użyją mojego wehikułu do błahych celów”. - Chłopczyku – zaświergotała kelnerka, podając Chrisowi koktajl truskawkowy, a odbierając pustą filiżankę po czekoladzie – proszę, to dla ciebie, tyle czekasz, pewno ci się nudzi… - O, dziękuję! Jak tata wróci to zapłaci! Kelnerka zdębiała. - Ten… ten przystojny pan, to twój tata..? - No pewnie – Chrisowi nawet nie drgnęła powieka – jest bardzo bogaty i jeździ ze mną po świecie w poszukiwaniu przygód… W tej chwili Draco, Ron i Wiktor weszli do pomieszczenia. Chris zauważył ich. Uśmiech znikł z jego twarzy. Chłopiec chciał uciec, wybiec, zniknąć. Zeskoczył z krzesła, Draco zauważył to, podniósł swoją laskę i stuknął jej końcem w posadzkę kawiarni. - Retineo! Po tych słowach wszystko ustało. Kelnerka, która nalewała kawę do filiżanki grubego gościa kawiarni, czarny płyn, który napełniał filiżankę, skowronki w klatce, nawet mucha przelatująca przed nosem Wiktora. Sam Wiktor, Ron, Christopher, wszyscy oni zastygli w bezruchu. Cały świat stracił barwę i był teraz szaro biały, jak film z dawnych lat. Tylko Draco mógł się poruszać, tylko on, jego płaszcz i laseczka zachowały barwy. - Żebym dla takiego głupiego powodu zdradzał Ronowi moje najnowsze zaklęcie – westchnął Draco – no nic, nie było innego wyjścia. Draco uderzył Rona i Wiktora swoją laseczką. Nagle ich policzki zaczęły nabierać kolorów, tak samo jak i ich ubrania. Przebudzili się i dopiero po chwili spostrzegli, że zegar na ścianie stanął. - Niesamowite – Wiktor aż krzyknął ze zdziwienia – zatrzymałeś czas! - Jesteś… niesamowity! – Powiedział Ron. Draco zarumienił się, wpatrywał się w swoje buty. Nie potrzebował ich pochwał. Sam dobrze wiedział, że jest zdolny i wyjątkowy! - Nie czas na głupie gadanie – wymamrotał – siadamy przy tamtym stole, tam, gdzie ten malec z rozdziawioną gębą. Uważajcie na kelnerkę, odchodzącą od stołu, jeśli ją przypadkiem popchniecie roztrzaska się na milion kawałków, a ja będę musiał ją z powrotem poskładać. - Potrafisz także takie rzeczy?! – Wiktor nie ukrywał swojego podziwu. - Ten malec – Ronald skierował swoją uwagę w inną stronę – był wtedy w parku. Jest taki ważny? Draco westchnął. - Ważniejszy niż myślisz. Nie wolno mu uciec. To dlatego zatrzymałem czas. Ta rozmowa trochę potrwa. Draco, Wiktor i Ron zasiedli przy stoliku Chrisa. Byli gotowi na jego ewentualną ucieczkę. Draco dotknął jego czoła laseczką. Nie minęła chwila, a chłopiec zaczął się poruszać. - Ach! – Krzyknął Chris, – co się dzieje, dlaczego tu jesteście? Po czym kichnął. - Malec ma uczulenie na stresujące sytuacje - powiedział Wiktor. - Mniejsza z tym – Draco zmarszczył brwi – ten chłopiec to niejaki Christopher, pochodzi z przyszłości. Zarówno Ron, jak i Wiktor, ale także i sam Chris podskoczyli ze zdziwienia. - Dlaczego im powiedziałeś?! – Jęczał Chris. - Nie przypominam sobie, żebym obiecał zachować milczenie – odpowiedział Draco. - Ty… ty… nienawidzę cię tato! – Krzyknął Chris. Ron i Wiktor podskoczyli ponownie. - Że…że co proszę? – Wycharczał Draco. Starał się zachowywać spokój – „tato”? - Oszukałeś mnie… - Chris zanosił się łzami. Ronald przełknął ślinę. - To twój dzieciak? - Ma wehikuł czasu, który ja skonstruowałem – Draco starał się poukładać myśli – to logiczne, zabrał go ojcu! - Ale jaką rolę gra tutaj Hermioninka..? Pytanie Wiktora zmroziło Ronowi krew w żyłach. - Nie chcesz mi powiedzieć, że ty i ona… - Przykro mi – Draco nie pozwolił mu dokończyć, poklepał go tylko po ramieniu – czas uleczy twoje rany. Mój syn twierdzi, że w przyszłości nawet się lubimy. Ale, ale, moment! – Draco nagle przypomniał sobie o pewnym drobnym fakcie, – dlaczego Ronald tyle przesiaduje u Hermiony w przyszłości? Chris, mówię do ciebie! - Bo umarłeś! – Krzyknął chłopiec i ponownie kichnął. - Ja… ja umarłem..? - Ty kanalio! – Ronald wstał z krzesła – to ja ci się zwierzam z moich uczuć do Hermiony, a ty za moimi plecami będziesz z nią romansował?! - Ja umarłem idioto! – Draco także wstał – to chyba poważniejsza sprawa niż jakieś tam twoje miłosne fanaberie! - Hermionina kocha mnie! – Wiktor także postanowił wstać – tylko jeszcze o tym nie wie. Ten chłopak ma brązowe włosy i niebieskie oczy, równie dobrze może być moim synem! - Z tobą to ja się jeszcze policzę! – Ron pogroził Wiktorowi pięścią – gwałciciel! - Nie wyrażaj się tak przy moim dziecku! – Krzyknął Draco. - Nawet nie wiemy, czy to naprawdę twój syn! – Warknął Ron. - Gwałciciel?! – Oburzył się Wiktor – ostatni raz widziałem się z nią w supermarkecie, kilka dni temu! Miałbym się do niej przystawiać przy półce z nabiałem?! - Nie gadaj bzdur! – Krzyknął Ron – najpierw zwabiasz ją jakimiś dzwoneczkami, a kiedy przyszła do ciebie do domu… jak mogłeś! Cudem ci uciekła! - Ona nawet nie wie, gdzie mieszkam! Gdyby użyła dzwonka, usłyszałbym to! - Zamknijcie się w końcu! – Draco uderzył pięścią w stół – najpierw wysłuchajmy Chrisa, bo ma ważne wieści z przyszłości… Chris? Malec zniknął. - No pięknie, uciekł! – Jęknął Draco – wykorzystał fakt, że się kłócimy! - Nic dziwnego, drzwi zostały otwarte – zauważył Wiktor. Draco rzucił się do wyjścia. Wiktor podążył za nim, Ron stał jak wryty. - Zamierzasz się ruszyć, czy nie? – Krzyknął Draco. - Najpierw muszę poznać prawdę. I zwrócił się do Wiktora. - Czy chciałeś mnie otruć trucizną? Wiktor nabrał powietrza. - A jakie to ma teraz znaczenie? Malec ucieknie nam jeszcze bardziej, może najpierw powinniśmy go odnaleźć? - Fakt, i tak nie uwierzyłbym w żadne twoje słowo – Ronald przeszedł obok Wiktora, zatrzymał się przy nim na moment i dodał – ale jeśli skrzywdziłeś Hermionę… - Wyluzuj! – Warknął Bułgar – nawet nie jesteś jej mężem! - Ale będę! - Idziecie czy nie?! – Draco tracił cierpliwość – tak się składa, że Hermiona w przyszłości zachoruje na jakieś świństwo! Skoro tak bardzo ją kochacie, dlaczego się kłócicie zamiast szukać dla niej pomocy! Ron spochmurniał. - Zachoruje? - Dokładnie, ten malec zna szczegóły! - Zaraz, zaraz – Wiktor zatrzymał Draco ruchem ręki – skąd masz pewność, że chłopak nie wciska nam kitu? Dał ci jakiś dowód, że jest z przyszłości? - Ma zegarek, taki sam jak ten – i pokazał towarzyszom swój srebrny zegarek – jego jest bardziej zniszczony przez czas. Widziałem jak działa. - Ja wierzę Draco. Ma rację, pospieszmy się – Ron wymówił te słowa z wielkim trudem. Draco nie zainteresowałby się byle jaką sprawą. Skoro jest aż tak zaangażowany tą historią, to musi być ona prawdziwa. Ronald posmutniał. Draco kocha Hermionę? - No dobrze, ale jak my go niby znajdziemy, pewnie jest już daleko! – Zauważył Wiktor. Draco wyszedł na zewnątrz. Wszyscy ludzie zastygli, byli niczym woskowe figury lub porcelanowe rzeźby… nagle dostrzegł stertę potłuczonych kawałków szkła. Zaraz obok leżała druga, trzecia i czwarta sterta… Chris musiał tędy biec, potrącał ludzi, jednego po drugim, zostawiając tym samym widoczny ślad. - Będę miał sporo pracy po tym całym zamieszaniu – szepnął sam do siebie Draco – panowie, idziemy. Trzeba odnaleźć tego chłopaka – dodał głośno blondyn. * Nie wiedzieli, ile trwały poszukiwania. Czas wciąż stał w miejscu i jedynie Draco wiedział, jakim sposobem wprowadzić go w ruch. Potłuczone kawałki szkła doprowadziły ich do starej, opuszczonej kamienicy. - To mały chłopiec – zauważył Ron – boi się. Kiedy ja byłem mały chowałem się na strychu, aby pozbierać myśli. Może on zrobił to samo..? Nie mając lepszego pomysłu Draco i Wiktor podążyli tym tropem. Kiedy weszli do środka kamienicy ujrzeli stertę gruzu, kilka starych mebli i porozrzucane szmaty. - Chris? – Zawołał Draco. Odpowiedziała mu cisza oraz… kichnięcie. - Jest tu – szepnął Wiktor – jest tu i kicha. Jest uczulony na kurz! - Zatrzymałem czas, kurz nie unosi się w powietrzu – powiedział Draco – może ma uczulenie na skórę, mój płaszcz jest skórzany. Ronald nie słuchał dyskusji pozostałych, skupił się na odnalezieniu epicentrum kichania. Zalazł je w końcu w rogu pokoju pod stertą kartonowych pudeł. - Tu jesteś… - szepnął miękko – nie bój się mnie. Ronald sam był zaskoczony swoim delikatnym tonem. Chłopiec spojrzał na niego. Te oczy… - Ty… Chris kichnął. - Ty masz moje oczy – szepnął Ron. Chłopiec kichnął ponownie, po czym jeszcze raz i jeszcze. Draco i Wiktor podeszli. Chłopiec kichał jak oszalały, drżał na całym ciele, trząsł się i niemal podskakiwał. Nagle, z powodu tego całego kichania, z jego włosów zaczął prószyć brązowy był. Po ostatnim, najmocniejszym kichnięciu zamiast brązowych, ukazały się rude włosy. Brązowy proszek okalał ramiona chłopca. - Kurczę… - szepnął chłopiec i pociągnął nosem. To, co działo się później jest trudne do opisania. Draco przyglądał się wszystkiemu z daleka. Wiktor czuł się nieco nieswojo, nie przeżywał całej tej sytuacji tak jak Ronald czy Draco. Największego szoku doświadczył Ronald. - Kim do cholery jesteś..? – Spytał po chwili. - Ja… ja… - Odpowiadaj! – Krzyknął nagle Draco. Był wzburzony, zaciskał pięści na swojej laseczce. Nie patrzył przy tym na nikogo, wlepił swój wzrok w ścianę. Wiktor zauważył to od razu. - Przepraszam! – Chłopiec nagle rozpłakał się, zrobił to jednak inaczej niż poprzednio, wydawał się być niezwykle kruchym malcem. Rzucił się na Rona, zupełnie jakby chciał ukryć się w jego ramionach. Ron zaczerwienił się i ostrożnie pogłaskał go po głowie. - Chyba musimy porozmawiać – zaproponował. Chłopiec zgodził się, potrząsając głową. * Wyszli na zewnątrz. Znaleźli pustą ławkę i usiedli na niej – Ron, Wiktor i chłopiec. Draco nie zamierzał siadać, był niezwykle cichy i skupiony. Kilka gołębi zastygło w trakcie walki o kawałek chleba. - Dzisiaj się spotkaliśmy – zaczął Ron, gdyż chłopiec sam nie wiedział, od czego zacząć – zderzyliśmy się, pamiętasz? - Tak… - odrzekł mały – musiałem uciekać – i pociągnął nosem. - Dlaczego? – Spytał Wiktor. - Moje zaklęcie jest bardzo słabe. Gdybym się bardziej przykładał… Wiktor chciał o coś zapytać, ale Ron powstrzymał go ruchem ręki. Wyczuł, że mały potrzebuje chwili na zaczerpniecie powietrza. - Nazywam się Philip – szepnął i zerknął na Draco. Blondyn nawet nie drgnął – Philip Ronald Weasley. Mam osiem lat i – tu wtarł nos o rękaw swetra – i mieszkam z tatą i mamą w Londynie. Mój tata nazywa się Ronald a dziadek Artur – spojrzał nieśmiało na Rona. Ten zadrżał nieznacznie – tata zawsze mówił, że moja mama bardzo mnie kocha. Ale ona nigdy mi tego nie powiedziała. Mama zasnęła, gdy się urodziłem. - Zasnęła..? – Wykrztusił Ron – Hermiona zasnęła? - Mama śpi cały czas… ma otwarte oczy i patrzy jakby w dal. Uśmiecha się – z oczu Philipa popłynęły łzy wielkie jak zielony groszek – mruga powoli, oddycha cichutko. Nic nie mówi, nigdy. Tata z nią rozmawia, opowiada o mnie, pokazuje mnie…, ale ona nawet na tatę nie patrzy. Byłem taki zły na mamę… Trzeba było przerwać opowieść. Philip musiał wydmuchać nos, na szczęście Wiktor służył chusteczką. - Miałem iść do szkoły, do Hogwartu. Tata zawsze mówił, że mama była taką dobrą uczennicą, że ja też powinienem już teraz się przykładać…, ale ja nie chciałem być czarodziejem – kontynuował Philip – czarodziei zawsze spotyka coś złego. Tak jak wujka Harrego, on stracił mamę. Ja też nie mam mamy. Czarodzieje zawsze są nieszczęśliwi, dlatego się nie uczyłem. Pewnego dnia do domu przyszedł pan Draco. Draco spojrzał na Philipa pierwszy raz, od kiedy zaczął mówić prawdę. - Pan Draco zajmował się podróżami w czasie. Razem z tatą i wujkiem Harrym chcieli cofnąć się w czasie, aby pomóc mamie. I podłuchałem ich… tata myślał, że śpię, a ja słuchałem… pan Draco wynalazł wehikuł, ale dla jednej osoby i ten wehikuł zadziała tylko raz. Długo rozmawiali i myśleli, kto ma polecieć. Chciał tata, ale wujek Harry mu nie pozwolił. Bali się, że się nie urodzę, jeśli mama pozna przyszłego tatę. Więc miał polecieć albo wujek Harry albo pan Draco. I ja wtedy pomyślałem, że to przeze mnie mama śpi. Bo zasnęła, gdy ja się urodziłem, to ukradłem zegarek, gdy wszyscy poszli spać… pan Draco i wujek nocowali u nas, bo dyskutowali do bardzo późna… i ja się zaczarowałem, żebym był podobny tylko do mamy. Ale zaczynałem kichać, jak byłem blisko taty, bo nie umiem utrzymywać zaklęć. I jak tu przyleciałem, to chciałem, żeby pan Draco mi pomógł, ale nie chciałem, żeby wiedział, kim jestem, to skłamałem… - Bardzo skrzywdziłeś Draco, wiesz o tym? – Powiedział nagle Ron, zupełnie, jakby pozostała część opowieści nie miała dla niego znaczenia – uwierzył, że jesteś jego dzieckiem. - Bo ja… ja… - Philip ponownie się rozpłakał – ja nie chciałem, żeby pan Draco mi nie pomagał… ja zacząłem kręcić zegarkiem… trafiłem tu, ale nie wiem jak wrócił… - Myślę, że powinieneś go przeprosić – dokończył Ron – Wiktorze, zostawmy ich. Wiktor zdziwił się, postanowił jednak odejść. Draco nie był zachwycony obrotem sytuacji, postanowił jednak zachować się jak dorosły. - Czy masz mi coś do powiedzenia? – Spytał ozięble. - Przepraszam pana – Philip bał się na niego spojrzeć – powiedziałem, że pan umrze, bo byłem zły na pana, ale pan nie umrze… - Domyśliłem się – przerwał mu Draco – jesteś okropnym kłamcą. - Wiem… - Philip rozpłakał się ponownie – tata zawsze mnie za to gani… ja się bałem, że jak powiem prawdę, to pan mi nie pomorze… to najpierw powiedziałem, że nie wiem, kim jest mój tata, bo pana to zaciekawiło i chciał mi pan pomóc. A potem się bałem, że pan porozmawia z moim tatą i jemu każe mi pomóc, a tata nie potrafi posługiwać się wehikułem, to powiedziałem, że pan jest moim tatą, żeby pan chciał mi pomagać… Draco westchnął. Pokręcony malec. Wdał się w Rona. I trochę w Hermionę, bo jakby nie patrzeć sprytnie to sobie obmyślił. - Mogłeś, chociaż imię podać prawidłowe. - Podałem – szepnął Philip – pan na mnie mówi „Chris”. Przychodzę do pana często do pracowni, pan ma taką książkę o wynalazcach. I zawsze każdy z nich miał pomocnika, a pan najbardziej lubi Chrisophera Cookera, on wynalazł samoczyszczący się kociołek. Pan się zawsze śmieje, że najprostsze pomysły są najlepsze… a ja kiedyś wymyśliłem ołówek, co sam się ostrzy. I pan wtedy powiedział do mnie, że jestem taki Chris. Draco poczuł dziwne uczucie w sercu. Czy to oznacza, że w przyszłości nie jest już aż tak samotny? Ale przyjaźnić się z Ronem, z Harrym? Nie potrafił sobie tego wyobrazić… chociaż… kto wie? - Przynajmniej to była częściowa prawda. Chodźmy, czas obudzić twoją mamę. Draco odwrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku Rona i Wiktora. Philip wiedział, że nie oszukiwał Draco w stu procentach. Jedno było prawda od samego początku – Draco kochał Hermionę nie mniej niż Ron. Kochał ją do tego stopnia, że nigdy nie wyznał jej miłości i nigdy nie przeszkolił Ronowi w pielęgnowaniu ich uczucia. Pisywał do Hermiony setki listów, których nigdy nie wysłał. Philip znalazł je kiedyś w jego domu. Wszystkie były pozaklejane i zapieczętowane. Draco chował swe uczucia tak jak schował te listy. Kurtyna.