Przed wojną krążył po Warszawie żart, że na ciepłe miesiące

Transkrypt

Przed wojną krążył po Warszawie żart, że na ciepłe miesiące
Przed wojną krążył po Warszawie żart, że na ciepłe miesiące Nalewki przenoszą się do Otwocka.
Było w tym sporo prawdy. Otoczone sosnowym lasem podwarszawskie uzdrowisko, zdrewnianymi
pensjonatami i sanatoriami budowanymi w wymyślonym przez malarza Michała Elwiro Andriollego
„stylu nadświdrzańskim”, przyciągało głównie żydowskich mieszkańców stolicy. Do Otwocka jeździli
ludzie niezbyt zamożni, których nie stać było na pobyt w Krynicy czy Truskawcu. Jedni szukali tu
wypoczynku, inni w zachwalanym przez lekarzy otwockim mikroklimacie leczyli choroby płuc. Z roku
na rok miejscowość stawała się coraz popularniejsza: 20-tysięczny Otwock przyjmował nawet 30 tys.
letników i kuracjuszy. Sam też był w znacznej mierze żydowski. W chwili wybuchu wojny starozakonni
stanowili trzy czwarte ogółu mieszkańców Otwocka. Po jednej stronie linii kolejowej zajmowali się
handlem i rzemiosłem, po drugiej - prowadzili pensjonaty. Lata 30. były ostatnią dekadą tamtego
świata.
KLIMATY OTWOCKA
Z Warszawy do Otwocka najlepiej dojechać podmiejskim pociągiem kursującym z Dworca
Zachodniego i zatrzymującym się na przystankach: Ochota, Śródmieście, Powiśle, Stadion oraz
Dworcu Wschodnim. Wysiadamy z pociągu na stacji Otwock I kierujemy się w stronę budynku dworca
(ul. Orla). Powstał w1910r., gdy przecinającą Otwock linią Kolei Nadwiślańskiej jeździły pociągi z
parowozami. Pamiątką po tamtych czasach jest wieża służąca do napełniania wodą lokomotyw.
W1936r. między Warszawą a Otwockiem zaczął kursować pociąg elektryczny. Jego wagony wymagały
podwyższenia peronów do obecnej wysokości. Wzdłuż linii otwockiej powstały przystanki z pawilonami
na peronach. Przez hol dworca wychodzimy na plac przed stacją, dziś zastawiony samochodami. Przed
wojną na przyjezdnych oczekiwali tu przedstawiciele prywatnych pensjonatów. W1936r. wmieście było
oficjalnie 66 pensjonatów. Do tego jeszcze około 50 niezarejestrowanych.
Idziemy prosto wzdłuż placu aż do jezdni przebiegającej pod torami. Mamy do wyboru: skręcić
w lewo lub wprawo. W latach 30. była to decyzja zasadnicza. Linia kolejowa oddzielała od siebie dwa
różne światy: na wschód od niej (czyli na lewo) rozciągał się Otwock pensjonatów i sanatoriów, na
zachód zaś (za zakrętem wprawo) –zamieszkany głównie przez żydowską biedotę Otwock handlowy i
rzemieślniczy. My skręćmy w lewo. Przechodzimy pod wiaduktem kolejowym. Za nim chodnik biegnie
łukiem w lewo. Na najbliższym przejściu dla pieszych przekraczamy jezdnię i po stopniach w górę
dochodzimy do ul. Warszawskiej. Tu znów po pasach przechodzimy na drugą stronę jezdni i skręcamy
w lewo.
Po prawej widzimy dwa zdewastowane przez kwaterunek piętrowe drewniane domy
(ul. Warszawska 24 i 23a). Interesujący jest zwłaszcza ten zwrócony frontem do ulicy, z
werandami
przeszklonymi kolorowymi szybami na parterze i otwartymi na piętrze. Na tej samej
posesji stoją resztki murowanej willi Julia (ul. Warszawska 23), niegdyś jednego z symboli
Otwocka. W końcu XIX w. postawił ją Maurycy Karstens, właściciel przedsiębiorstwa budowlanego w
Warszawie. „Posiada obszerne pokoje dobrze umeblowane i często późną jesienią bywa jeszcze
zamieszkiwany. Pomieścić może 2—3 rodziny i w części lub w całości jest do wynajęcia” –pisał o domu
pierwszy monografista Otwocka Edmund Diehl. W XX w. kolejny właściciel Julii –dr A. Kowalski –
założył na tym terenie inhalatorium, zakład hydropatyczny i pijalnię wody mineralnej Motor. Obecna
ruina figuruje w rejestrze zabytków, ma prywatnych właścicieli i jest zdewastowana.
Mijamy odchodzącą od ul. Warszawskiej ul. Kościelną, na którą wrócimy w dalszej części
wycieczki. Na drugim rogu Warszawskiej i Kościelnej, za biało-zielonym kioskiem, stoi niski pawilon ze
sklepem warzywniczym i barem piwnym. Zwraca jednak uwagę szyld: „Adamkiewicz. Rok założenia
1892”. Przypomina o działającej przy ul. Kościelnej najlepszej przed wojną otwockiej cukierni
Franciszka Adamkiewicza. Mieściła się w nieistniejącym dziś domu bliżej kościoła. Wyroby rozsyłała do
miejscowości wzdłuż linii kolejowej Warszawa –Otwock. –Słyszałam od mamy, że były tu pyszne
ciastka. Mama narzekała, że w Tel Awiwie nie potrafią takich zrobić –mówi Hanale Farber-Kishik,
urodzona w Izraelu córka przedwojennej mieszkanki Otwocka Marysi Cynamon, która w1948r.
wyjechała do Palestyny. Warzywniak i bar w pawilonie prowadzą potomkowie Adamkiewicza.
Idziemy Warszawską, wzdłuż osiedli bloków. Za ostatnimi blokami skręcamy wprawo w ul.
Dłuskiego. Przeciwległy narożnik Warszawskiej i Dłuskiego zastawiony jest komórkami i garażami. Zza
nich wyłaniają się dwa drewniane domy. Niegdyś mieściły pierwsze w Otwocku sanatorium dla Żydów
doktora Władysława Przygody (ul. Warszawska 5 i ul. Dłuskiego 1). Kurowali się w nim wyłącznie
żydowscy pensjonariusze, dla których przygotowano 52 pokoje i - jak reklamowano –„specjalną
kuchnię dla izraelitów”. Sanatorium założył w końcu XIX w. felczer Józef Przygoda. Jego syn
Władysław studiował medycynę w Monachium, a praktykował we Włoszech jako asystent prof. Carla
Forlaniego, wynalazcy leczenia gruźlicy przy pomocą sztucznej odmy. Dr Przygoda jako pierwszy
zastosował tę metodę w Polsce. Kierował swoim szpitalem do 1937r., gdy nagle zmarł. Jego
sanatorium funkcjonowało jeszcze do wojny. Podczas okupacji urządzono tu siedzibę żydowskiej
administracji otwockiego getta –Judenratu.
Ul. Dłuskiego kończy się na ul. Reymonta i tu trasa naszego spaceru skręca w lewo.
Kilkadziesiąt metrów od zakrętu, w sosnowym zagajniku, ustawiono pomnik w formie kamienia. Tu
zamknęła się historia otwockich Żydów. W sierpniu 1942r. Niemcy zlikwidowali tutejsze getto.
Większość jego mieszkańców wywieźli do Treblinki. Pozostałych rozstrzelali. Największa egzekucja
odbyła się właśnie tu przy ul. Reymonta. Niemcy zabili i pochowali w dołach wzdłuż ulicy od 1,5 do 3
tys. Żydów. Ciał po wojnie nie ekshumowano.
Przy kamieniu zawracamy i idziemy w drugą stronę ul. Reymonta. Mijamy wylot ul. Dłuskiego i
zaraz za nim skręcamy wprawo w wyłożoną betonowymi płytami ul. Kościuszki (biegnącą między
osiedlem bloków a blaszanym parkanem otaczającym plac budowy).
Po lewej stronie ulicy widzimy wyjątkowej urody duże drewniane domy z werandami i
bogactwem wycinanych w deskach dekoracji (ul. Kościuszki 5 i 7). W latach międzywojennych cała
nieruchomość nazywała się willa Nowość i należała do Pinkasa Kacenelenbogena, prezesa zarządu
gminy żydowskiej w Otwocku. W budynkach były czynszowe mieszkania. Pod piątką mieszkał
Bronisław Marchlewicz, podczas okupacji komendant tutejszej policji, który za ratowanie żydowskich
dzieci otrzymał medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Dochodzimy do skrzyżowania ulic Kościuszki i Kościelnej. Jesteśmy w sercu kuracyjnego
Otwocka. To również prawdziwe zagłębie drewnianych domów nazwanych przez Konstantego
Ildefonsa Gałczyńskiego „świdermajerami”. Przyjrzyjmy się budynkom wokół skrzyżowania. Dom przy
ul. Kościelnej 23 z dwupoziomową werandą od zachodu, powstał w 1924r. Mieścił pensjonat
doktora Martyszewskiego z jego gabinetem i cukiernię Luksus. Przed samą wojną w budynku
działał Hotel Polski. Po tej samej stronie ulicy Kościelnej, za współczesnymi białymi domami ukryła się
niska drewniana willa z pięknym gankiem (ul. Kościelna 19), zbudowana dla słynnego lekarza
bakteriologa. Odona Feliksa Bujwida, twórcy polskiej mikrobiologii. W latach międzywojennych obok
była wspomniana już cukiernia Franciszka Adamkiewicza.
Cztery drewniane domy po przeciwnej stronie ulicy Kościelnej – od narożnego ze sklepem
(ul. Kościelna 18) aż do zdewastowanego „świdermajera” (ul. Kościelna 12) – należały przed
wojną do bogatego żydowskiego kupca Oszera Perechodnika, którego syn Calel był autorem
wstrząsającego pamiętnika z otwockiego getta. Posiadłość miała wspólną nazwę willa Szeliga.
Mieszkania połączone z werandami Perechodnik wynajmował letnikom i kuracjuszom. Tylko w
narożnym budynku handlowano galanterią. Była też filia znanego warszawskiego sklepu kolonialnego
braci Pakulskich, a na piętrze – klub inteligencji Spójnia. Perechodnik z rodziną zamieszkał w domu nr
14. Na szczycie nad werandą tego budynku zachowały się inicjały dawnego właściciela –„O.P.” – oraz
rok wzniesienia domu: 1924.
Na szczytach willi przy Kościuszki 19 należącej niegdyś do generała Michała Jacymirskiego
dostrzec można wyciętą datę: 1890, imonogram właściciela pisany cyrylicą.
Na kolejnym narożniku stoi drewniana willa Podole (ul. Kościuszki 15), zbudowana w końcu
XIX w. przez Franciszka Podolskiego, założyciela pierwszej w Otwocku apteki działającej nieprzerwanie
do 1994r. Apteka ta sama produkowała lekarstwa. W latach 30. XX w. obok willi założono ogród, który
w tym samym kształcie pozostał do dziś. Projektantem ogrodu – jak czytamy w piśmie „Mazowsze” z
1994r. – był warszawski planista Nagay, a jego dzieło wyróżniono na wystawie w Częstochowie. Ul.
Kościelną zmierzamy do widocznego na jej końcu kościoła.
Kościół pw. św. Wincentego à Paulo (ul. Kopernika 1) o modernistycznej bryle powstał w
latach 30. ze składek społeczeństwa. Zastąpił stojącą tu wcześniej niedużą neogotycką świątynię.
Wykorzystując część starych murów, architekt Łukasz Wolski, projektant m.in. praskiej bazyliki
Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Kawęczyńskiej, stworzył właściwie nowy kościół o trzech
nawach. Do Otwocka ściągnął go brat, który był tu wtedy proboszczem. Gotową świątynię poświęcił
w1935r. biskup Stanisław Gall. Podczas wojny kościół został uszkodzony. Odrestaurowano go według
projektu Edgara Norwertha, twórcy budynków AWF na Bielanach i sanatorium wojskowego w
Otwocku.
Przejdźmy na tyły świątyni, by zobaczyć stojące za ul. Reymonta małe brązowe domki (ul.
Reymonta 29). Należały niegdyś do Jakuba Schatzschneidera, a na wypoczynek przyjeżdżał tu jego
zięć –Władysław Reymont. Sprzed kościoła skręcamy w lewo w ul. Kopernika, a następnie w prawo w
ul. Chopina.
Widoczny po lewej drewniany budynek pomalowany na wrzosowo to dawne sanatorium F.
Wiśniewskiego (ul. Kościuszki 21). Zakład posiadał m.in. obszerne przeszklone leżalnie dla
chorych, wielką salę zabaw, bibliotekę i łaźnię. Sanatorium prowadził m.in. dr Stanisław Krzyżanowski,
ojciec Ireny Sendlerowej. Zaraził się od pacjentów tyfusem i zmarł. W latach międzywojennych
nieruchomość stała się własnością Magistratu m.st. Warszawy, który urządził w budynku dom
wychowawczy dla sierot.
Z ul. Chopina skręcamy w lewo w ul. Kościuszki. Przy skrzyżowaniu stoi pomnik upamiętniający
wizytę Józefa Piłsudskiego w Otwocku w1915r. Spacerując ul. Kościuszki, spójrzmy na nowe osiedle
bloków po prawej. Zajęło teren najstarszego otwockiego sanatorium, otwartego w1893r. przez dr
Józefa Geislera, odkrywcę walorów tutejszego klimatu. Skręcamy w lewo w ul. Geislera. Dochodzimy
nią do ul. Reymonta. Skręcamy w prawo, by dotrzeć do skrzyżowania z ul. Żeromskiego. Po drugiej
stronie ul. Żeromskiego, na pustym narożniku zdrewnianym domem w głębi, wyłania się z ziemi
fragment betonowego fundamentu. Jest pamiątką po stojącej tu przed wojną synagodze.
Modernistyczny budynek z elementami zaczerpniętymi z architektury wczesnego baroku zaprojektował
Marcin Weifeld, twórca najwyższego wieżowca w Polsce przedwojennej warszawskiego Prudentialu
(obecnego hotelu Warszawa). Synagogę wzniesiono w1930r. na placu Małki Weinberg przy ówczesnej
ul. Mlądzkiej 30. Miała dwie kondygnacje. Na parterze posiadała prostokątne sale: większą letnią i
mniejszą zimową wyposażoną w piece. Nad tą drugą znajdował się babiniec, czyli pomieszczenie dla
kobiet, które mogły uczestniczyć w modlitwach tylko dzięki wybitemu w podłodze otworowi. Na
przełomie lat 20. i 30. w sanatoryjnej części Otwocka powstała jeszcze inna duża synagoga –na placu
Szlamy i Chawy Goldbergów przy ul. Warszawskiej. Zaprojektowana przez Eugenię Jabłońską była
wstanie pomieścić aż 650 wiernych.
PIĘCIU CADYKÓW
Przed wojną w Otwocku mieszkało aż pięciu cadyków, czyli ortodoksyjnych chasydzkich
rabinów. - Każdy miał swoją willę i bóżnicę. Przy Staszica mieszkał cadyk zwany Otwockim, choć był z
Warki. Przy Karczewskiej stał dwór cadyka z Parysowa. Gdy ten rabin umarł, zjechali się chasydzi i
uroczyście ukoronowali na cadyka jego syna ,który miał wtedy 17 lat. Przy Górnej mieszkał znany
cadyk z Amszynowa. Przy Niecałej willę miał cadyk z Dęblina. Uciekł przed Holocaustem. Jest znany
na świecie, bo pięknie śpiewał i komponował chasydzkie melodie. Jego pieśni do dziś są nagrywane i
sprzedawane w Ameryce i Kanadzie. A przy Reymonta mieszkał cadyk z Kozienic. Zbierali się u niego
tragarze i furmani, a on ich policzkował i mówił, że to dobry znak. Umarł w otwockim getcie. A jeszcze
czasem przyjeżdżał do Otwocka słynny cadyk z Góry Kalwarii. Ciągnął ze sobą wielką świtę –wspomina
pisarz Symcha Symchowicz, który wychował się w Otwocku.
Jeśli poszlibyśmy dalej ul. Reymonta, po pokonaniu dystansu 1,5 km dotrzemy do kompleksu
wielkich przedwojennych sanatoriów leczących choroby płuc: Sanatorium m.st. Warszawy,
żydowskiego sanatorium Brijus oraz całkowicie zrujnowanego sanatorium dla umysłowo i
nerwowo chorych Żydów Zofiówka od strony ul. Kochanowskiego. Na ich teren najlepiej
wejść bramą od ul. Reymonta (nr 83/91). To jednak długa wycieczka. Proponujemy zawrócić ul.
Żeromskiego do linii kolejowej. Żółty drewniany dom u zbiegu ulic Żeromskiego i Kościuszki z werandą
przeszkloną różnokolorowymi szybami to willa Róża (ul. Kościuszki 32). W niej również mieściła się
żydowska modlitewnia, prywatna, założona przez pochodzącego z Litwy talmudystę Jabłońskiego.
Ul. Żeromskiego doprowadza nas do przejazdu kolejowego. Przechodzimy na drugą stronę
torów, do zachodniej części Otwocka. Idziemy nadal prosto – ul. Filipowicza. Pierwszy budynek za
przejazdem po prawej stronie jest jednym z najważniejszych w Polsce zabytków architektury
drewnianej. Pomalowane na zielono skrzydła z balkonami i werandami o koronkowych dekoracjach do
ostatniej wojny mieściły Uzdrowisko Abrama Gurewicza (ul. Armii Krajowej 8). Nie było to
sanatorium , ale luksusowy pensjonat. Nie mieli tu wstępu obłożnie chorzy ani cierpiący na gruźlicę,
lecz „rekonwalescenci i osoby poszukujące wypoczynku”. Preferowano inteligencję – artystów, pisarzy
czy dziennikarzy. Sam budynek o nieregularnym kształcie powstawał etapami od 1906r. do lat 20.,
rozrastając się o kolejne skrzydła (w sumie ma ich sześć), by w końcu osiągnąć powierzchnię
użytkową 2,7 tys. m kw. W latach 30. obok ratusza i kasyna był najbardziej reprezentacyjnym
obiektem Otwocka. Mógł przyjąć 80 gości. Do ich dyspozycji oddawano „prócz pięknych pokojów
imponującą stylowością dekoracji salę jadalną, obszerną bawialnię, zaciszną ze smakiem urządzoną
czytelnię (dla niepalących), salkę na piętrze” –zachwalano w informatorze o pensjonacie. W bawialni
organizowano koncerty i dansingi. W jadalni i czytelni pobyt umilały malowidła ścienne pędzla Józefa
Toma. Budynek posiadał nie tylko elektryczność i kanalizację, ale też doprowadzoną do każdego
pokoju bieżącą wodę. Miał też już centralne ogrzewanie. Pensjonat posiadał wreszcie znakomicie
urządzony park. Szkoda, że od dawna wszystko to jest zamknięte na kłódkę.
Idziemy wzdłuż porośniętego sosnami dawnego parku uzdrowiska Gurewicza. Przy najbliższym
skrzyżowaniu przechodzimy po pasach najpierw przez ul. Filipowicza, następnie przez ul.
Poniatowskiego. Wchodzimy do Parku Miejskiego, który w latach 30. wyglądał ponoć wspaniale, ale
do dzisiejszych czasów mocno podupadł. Wciąż jednak wrażenie robi wzniesiony na skraju parku
okazały gmach Kasyna (ul. Filipowicza 9) ukończony po ośmiu latach budowy w 1934r. Od frontu
ma monumentalne schody i kolumnowy portyk, od ogrodu –wypoczynkowe tarasy. Budowa kasyna
omal nie doprowadziła miasta do bankructwa. Władze Otwocka zaciągnęły drogi kredyt w
amerykańskiej firmie ubezpieczeniowej Ulen & Co. Planowały wiele inwestycji: budowę wodociągów i
kanalizacji, hal targowych, łaźni, rozbudowę ratusza. Ostatecznie postanowiły za pożyczone pieniądze
zbudować tylko Dom Uzdrowiskowy, który miał zarobić na pozostałe przedsięwzięcia. Nawiązujący do
klasycyzmu gmach zaprojektował Władysław Leszek Horodecki. W środku znalazły się pokoje do
wynajęcia, restauracja, kawiarnia, sala balowa. Kwitło tu życie towarzyskie Otwocka. Mimo to zamiast
zysków inwestycja przyniosła straty. Z powodu kryzysu koszt budowy znacznie przekroczył zakładane
2 mln zł. W dodatku miasto nie uzyskało zgody na otwarcie w kasynie salonu gier hazardowych. Do
1939 r. dług nie został spłacony. Obecnie w budynku mieści się zespół szkół ogólnokształcących.
Po obejrzeniu kasyna wracamy do skrzyżowania ulic Filipowicza i Poniatowskiego. Skręcamy w
lewo w ul. Poniatowskiego. Idziemy chodnikiem po prawej stronie jezdni. Dochodzimy do bloku z
dobrze widoczną tablicą adresową „Poniatowskiego 3”. W tym miejscu nasza trasa odbija wprawo i
biegnie chodnikiem wzdłuż budynku. Nigdzie nie skręcając, przecinamy na ukos całe osiedle bloków.
Chodnik doprowadza do otwockiego ratusza. Zwieńczony wysoką wieżą niewielki eklektyczny
budynek ratusza (ul. Armii Krajowej 5a) wyglądem przypomina kapitanat portu. Planowano
większy gmach, ale na przełomie lat 20. i 30. miasto stać było tylko na skromną siedzibę magistratu.
Ratusz powstał w wyniku przebudowy istniejącej tu wcześniej willi inż. Stanisława Sierakowskiego.
Projekt przypisywany jest Eugenii Jabłońskiej, ówczesnej architektce miejskiej.
Sprzed frontu ratusza idziemy dalej ul. Armii Krajowej. Po lewej, za skwerem Szarych Szeregów,
dostrzegamy podłużny budynek przedwojennego kina Oaza (ul. Armii Krajowej 4). Jego
właścicielami była rodzina Nusfeldów. Konkurowało w Otwocku z dwoma innymi przybytkami X Muzy,
w tym kinem Mojżesza Łopaty. W chwili wybuchu wojny Oazą kierowała Anna z domu Nusfeld, żona
wspomnianego wcześniej Calela Perechodnika. Po wojnie do budynku wprowadził się Amatorski Teatr
im. Stefana Jaracza działający w Otwocku już od 1926r.
Przed kapliczką z figurą Matki Bożej i zielonym domkiem kolejowym nasza trasa skręca w lewo
w ul. Powstańców Warszawy. Widząc po drugiej stronie jezdni sklep Wiklinka, przechodzimy tam po
pasach, a następnie chodnikiem biegnącym na skos w lewo przemierzamy porośnięty sosnami i
akacjami skwer. Wchodzimy w ul. Andriollego. Jesteśmy w dawnej dzielnicy handlowej, pełnej niegdyś
żydowskich sklepików i warsztatów. Tutaj język jidysz słyszało się częściej niż polski. Z prawej mijamy
krótką uliczkę Pod Zegarem biegnącą w kierunki wieży wodnej. Wzdłuż niej stoi hala kupiecka z
początku lat 30. (ul. Andriollego 20).
Ul. Andriollego dochodzimy do ul. Świderskiej. W piętrowym domu po drugiej stronie ulicy, o
pomarańczowo-zielonych elewacjach, spędził dzieciństwo i młodość pisarz Symcha Symchowicz (ul.
Kupiecka 2/4), mieszkający od 60 lat w Kanadzie autor autobiograficznej powieści „Pasierb nad
Wisłą”, której akcja toczy się międzywojennym Otwocku. W jego dawnym mieszkaniu znajduje się
teraz solarium Kleopatra. Rodzina Symchowiczów –ojciec, matka i sześcioro dzieci – należała do
typowej w tej okolicy żydowskiej biedoty. Ojciec Mojżesz Symchowicz prowadził w mieszkaniu
warsztat kaletniczy, a gdy interes przestał iść, otworzył restaurację. –Mieszkaliśmy w jednym pokoju,
ale nie byliśmy najbiedniejsi. Nie głodowaliśmy. Luksusów też nie było. Na cały dom – jakieś 20 rodzin
– była jedna ubikacja na podwórku. Tylko gospodarz miał kanalizację – opowiada pisarz.
Na ul.
Kupieckiej kończy się nasz spacer. Do stacji można dotrzeć, idąc ul. Orlą koło wieży wodnej, a
następnie przechodząc pod wiaduktem kolejowym.
GWAR NA KUPIECKIEJ
„Na zewnątrz, przy ulicy Kupieckiej, było wesoło i gwarno. Na chodnikach przed budynkami
wystawali młodzi rzeźnicy z odkrytymi głowami, w białych koszulach z zawiniętymi rękawami, głośno
rozmawiając. Z narożnej restauracji Popowera na rogu niosły się ożywione głosy ludzi, którzy
ucztowali przy kuflach piwa. Przed restauracją na rogu ulicy debatowali robotnicy i czeladnicy,
członkowie partii i organizacji młodzieżowych, zajęci politycznymi dyskusjami. Piłkarze z różnych
klubów i ich kibice sprzeczali się o rezultat ostatniego meczu i powtarzali osiągnięcia drużyn i ich
graczy.” (Symcha Symchowicz, „Pasierb nad Wisłą”, Więź 2005).
Tomasz Urzykowski, Spacerownik. Warszawa lata 30., „Gazeta Wyborcza”, 15 maja 2008, s. 8 – 16.