1 - Informedia

Transkrypt

1 - Informedia
niezależny dwutygodnik rozdawany bezpłatnie • nr 334
poniedziałek 25.08.2014 • ISSN 1509–4731
1
RO • poniedziałek 25.08.2014
R O Z M A I T O Ś C I
O S T R O Ł Ę C K I E
W numerze dodatek „Gdzie do szkoły”
Str. 4
Cena cenie nierówna
Chyba każdy znalazł się w sytuacji gdy
cena towaru przy kasie okazała się
wyższa niż cena na półce. Pomyłka?
Tylko dlaczego zawsze na niekorzyść
klienta?
Str. 9
Obóz zdolnej młodzieży
W latach 80. władze województwa
ostrołęckiego organizowały twórczy
wypoczynek młodym ludziom odznaczającym się szczególnymi uzdolnieniami
Uczyć się życia
od umierających
Str. V
Siostra Michaela Rak na przekór wszystkim przeciwnościom prowadzi hospicjum w Wilnie.
Do Ostrołęki przyjechała po… pocztówki, dzięki którym ma zarobić na utrzymanie
nieuleczalnie chorych str. 10-11
MICHAELA RAK POGODNIE ŻARTUJE ZE SWEGO NAZWISKA, ŻE ZOBOWIĄZUJE JĄ DO POMOCY LUDZIOM CHORYM NA NOWOTWORY, DLA KTÓRYCH DOSTĘPNA WIEDZA MEDYCZNA NIE PRZEWIDUJE JUŻ RACHUNKU Więcej informacji pod numerem
693 113 060
FOT. MICHAŁ PIERSA
Studia bez matury
Niż demograficzny doprowadził do
tego, że można zapisać się na wyższą
uczelnię nie mając świadectwa dojrzałości. Kontrowersyjne, ale prawdziwe
2
Co się działo na
„Rozmaitości Ostrołęckie” ukazują się co dwa
tygodnie. Rozmaitosci.com – Ostrołęcki Serwis
Opinii - aktualizowany jest codziennie. W tym
miejscu możemy jedynie zasygnalizować co
działo się w serwisie między wydaniami gazety.
■ Uaktywnili się uczestnicy obu konkursów: „Wy-
RO • poniedziałek 25.08.2014
mach „Subiektywnej fotokroniki województwa Ostrołęckiego” Sławomir Olzacki przypomina słowem i obrazem jak przebiegało
u stóp pomnika pułkownika z bitwy od
Ostrołęką (późniejszego generała) zakończenie spływu kajakowego poświęconego jego
pamięci. Trzeba przyznać, że amatorzy to kiedyś mieli krzepę. Spłynąć z Augustowa do
Ostrołęki w trzy dni a w międzyczasie na biwakach wieść standardowe wieczorne życie
towarzyskie… A na koniec pod pomnikiem
Bema, władze wojewódzkie i miejskie wręczały nagrody kajakarzom.
■
Coraz więcej użytkowników naszego serwisu zabiera glos w sprawach kuchni, potraw, kultury jedzenia i picia. Dyskutujemy
więc czy lawenda jest jadalna i gdzie ją można dostać w Ostrołęce, żeby była taka aromatyczna jak na południu Europy. Są też głosy
o nadmiernym lenistwie kucharzy, zbyt daleko posuniętej mechanizacji w kuchni i o tym,
graj tablet zachowaj wspomnienia”, w którym nagrody funduje Centrum Edukacji Żak w Ostrołęce i „Ogrodowe inspiracje” z bonami na zakupy w Centrum Ogrodniczym przy rondzie Niedziałkowskiej. Zasady konkursów znajdą Państwo
w serwisie Rozmaitosci.com. Tu możemy tylko przypomnieć, że zgłoszenia na oba konkursy przyjmujemy do końca wakacji. A co poza tym
w Ostrołęckim Serwisie Opinii?
■
Leży sobie w muzeum taki przyrząd, który na
pierwszy rzut oka nie wiadomo do czego służy.
Ale dzięki niemu można dowiedzieć się dlaczego
opłatki do komunii świętej mają okrągły kształt.
Kiedy podobno byliśmy komunikantowym zagłębiem. Było to w czasach, gdy opłatki liturgiczne cięło się specjalnymi nożykami na takie właśnie niewielkie krążki . Dziś robi się to maszynowo, ale
jeszcze 40-50 lat temu siostry benedyktynki z diecezji łomżyńskiej z benedyktyńską cierpliwością
wycinały materialną postać Najświętszego Sakramentu. Nożyk do komunikantów – jako oryginalny gadżet Muzeum Kultury Kurpiowskiej ogłosiło
„obiektem miesiąca”.
że niejednokrotnie leniwego kucharza mogą
wyręczyć… siły natury. I jeszcze jedna ważna
rzecz: wróciła moda na domowe przetwory.
I to w jakim momencie! Deflacja na rynku
żywności. Nadwyżka owoców i warzyw na
rynku z powodu rosyjskiego embarga. Stragany aż uginają się pod ciężarem wszelkiego
dobra. Nic tylko przetwarzać!
■ Z mód, które z natury są zmienne, ta aku-
rat mogłaby być niezmienna. Coraz więcej
solenizantów, panów i panien młodych, dostojnych gości i jubilatów nie chce być obdarowywanych kwiatami. Proszą swoich gości
o przyniesienie zamiast kwiatów konkretnych dóbr, które potem ofiarują dobroczynnie ku ogólnemu pożytkowi. Do grupy takich
ludzi dołączyli ostatnio Emilia i Mateusz Zyśkowie oraz Iza i Rafał Sodórowie, którzy swoich ślubnych gości poprosili o nieprzynoszenie kwiatów, tylko o zabawki. Podarowali je
następnie na rzecz akcji PomagamyMikolajowi.pl. ■ TM
Wygraj tablet
zachowaj wspomnienia
To już ostatnie dni, by wziąć udział w naszym wakacyjnym konkursie. Jedyne co musisz zrobić to wysłać nam
swoje wspomnienie z wakacji w postaci kolażu zdjęć lub
krótkiego tekstu z jednym zdjęciem.
W konkursie przewidujemy dwie nagrody główne
– tablety. Każdy o wartości 500 złotych.
■
Choć według nauki Kościoła wiara we wróżby
i korzystanie z wróżbiarstwa jest grzechem, nasze
miejscowe wróżki w Ostrołęce i okolicach na brak
klientów nie narzekają. Kiedyś na łamach „Rozmaitości Ostrołęckich” Paweł Trzemkowski cytował
jedną z klientek wróżki, że chodzi ona (klientka)
i do kościoła, i do wróżki – w myśl zasady: „i panu
Bogu świeczkę, i diabłu ogarek”. Wróżek jest więc
dużo. Ale skonstatowaliśmy z pewną dozą zdziwienia, że są takie które na potrzeby usług dla ludności przybierają imię… Kasandra. No tu to samo imię wróży jakiej treści będzie przepowiednia.
Dlaczego? Niektórzy na pewno już wiedzą. Zarówno wiedzących, jak i nieświadomych zapraszamy
do lektury serwisu Rozmaitosci.com.
Nagrodę otrzyma najlepsza, najciekawsza i najbardziej
kreatywna praca z każdej grupy. Zwycięzców wyłoni
niezależne jury złożone z członków redakcji Rozmaitości oraz wydawnictwa Informedia.
Zgłoszenia przyjmujemy do końca sierpnia. Projekty możecie wysyłać drogą elektroniczną na adres: [email protected], pocztą tradycyjną lub przynosić osobiście do
siedziby naszej redakcji w Ostrołęce, ul. Hallera 13.
Szczegóły na rozmaitosci.com.
Sponsorem nagród jest Centrum Nauki i Biznesu Żak
z Ostrołęki.
!
S
R
NKU
■ Było też o tym, że brud na dachu kolejowej cie-
ciówki na ostrołęckim osiedlu Stacja tak się nagromadził, że zaczął robić za żyzną glebę. Ogrody na
dachu są teraz szalenie modne, ale ten, który wyrósł na kolejowym brudzie wydaje się wyjątkowo
zachwaszczony.
■ Ale co tam kolej, kto ma klasę, ten jeździ samo-
chodem! Przynajmniej w pojęciu części ostrołęczan, których emocje rozpala deliberowanie kto
był sprawcą kolizji rozgłoszonej w Internecie, kto
źle parkuje, a kto nie umie jeździć po rondzie. Na
tym zamiłowaniu do motoryzacji i pchania się z samochodami jak najbliżej wejścia, jak najbliżej sklepu, jak najbliżej centrum, zarabia (dużo!) firma administrująca strefą płatnego parkowania oraz miasto (mniej!). Dotarliśmy do dokumentu, a nawet go
opublikowaliśmy ile bierze za swój trud firma zarządzająca parkometrami i pracownikami śledzącymi kierowców unikających opłat. Policzyliśmy
też jakie dochody z płatnego parkowania ma miejska kasa. Po szczegóły zapraszamy na Rozmaitosci.com
■ A były czasy gdy na Starym Mieście w Ostro-
łęce nie było kłopotów z zaparkowaniem, a i plac
Bema (ten z pomnikiem!) był jakby żywszy. W ra-
KO
Pokaż nam swój ogród i zgarnij kasę na zakupy! Wystarczy, że zrobisz zdjęcie i krótko opiszesz co rośnie na twojej
zielonej działce.
W konkursie mogą wziąć udział wszystkie tereny zielone
które znajdują się na terenie Ostrołęki i powiatu ostrołęckiego. Aby rozdzielić te aktywności przewidujemy pięć
kategorii konkursowych:
1. Najpiękniejsza posesja;
2. Najpiękniejszy balkon;
3. Najpiękniejsza działka;
4.Najpiękniejszy ogródek przyblokowy;
5. Najpiękniejszy ogródek w powiecie.
Dla najlepszych mamy kasę na zakupy!
Są to bony o wartości 300, 250 i 200 zł do wykorzystania
w Centrum Ogrodniczym. Dodatkowo przewidzieliśmy
także nagrodę czytelników.
Więcej szczegółów na rozmaitosci.com.
3
RO • poniedziałek 25.08.2014
Kurs kurpiowskiej
mowy raz jeszcze
Nauka dialektu chwyciła. Właśnie rozpoczął się kolejny kurs. Taka forma edukacji
stała się możliwa, gdy Jerzy Rubach z Uniwersytetu Warszawskiego opracował zasady zapisywania mowy Kurpi. To, co do tej
pory było rozumiane intuicyjnie, zostało
skodyfikowane i rozłożone na głoski.
Podstawą kursu jest opracowanie „Zasady pisowni kurpiowskiego dialektu literackiego”. W przygotowaniu materiału profesorowi Rubachowi pomagali liczni Kurpie.
Gwara kurpiowska po opracowaniu zasad
pisowni została uznana za dialekt. Ozna-
cza to, że można już dokonywać transkrypcji („przetłumaczenia”) wypowiedzi w mowie Kurpi w ustalony, jak najdokładniejszy sposób. To ułatwi zachowanie tekstów
literackich i poprawne ich odczytywanie.
Kurpie jako drudzy w Polsce, po Kaszubach, doczekali się tego typu opracowania.
Wkrótce dołączyli do niego „Słownik wybranych nazw i wyrażeń kurpiowskich”,
opracowany przez Henryka Gadomskiego, Mirosława Grzyba oraz Tadeusza Greca, członków Związku Kurpiów. Zawiera
3650 haseł, które w dialekcie kurpiowskimi brzmią inaczej, niż w języku polskim i
MÓWIĆ I PISAĆ PO KURPIOWSKU MOGĄ TERAZ WSZYSCY KTÓRZY POZNAJĄ TEN DIALEKT. FOT. MICHAŁ PIERSA
jest już dostępny na stronie internetowej zwiazekkurpiow.pl.
Związek Kurpiów skorzystał z tego opracowania i zaczął organizować kursy. W ubiegłym roku ok. 50 osób uczyło się zapisywać mowę Kurpi oraz prawidłowo odczytywać zapis. Nie jest
to łatwe, zwłaszcza dla osób, które nie wyrastały wśród tej gwary. Byli wśród kursantów i tacy, np. z Ostrołęki, pasjonaci. Dla nich wykłady i ćwiczenia były trochę jak nauka języka obcego. Teraz Związek Kurpiów zwołuje swoich
„absolwentów” na kurs doszkalający. We współpracy z Mazowieckim Samorządowym Centrum Doskonalenia Nauczycieli z Wydziałem w
Ostrołęce oraz w porozumieniu z Kuratorium
Oświaty w Warszawie Delegaturą w Ostrołęce
organizuje kurs pod nazwą „Dialekt kurpiowski
z historią i kulturą Kurpiów”.
Przeznaczony jest on dla nauczycieli, którzy prowadzić będą dodatkowe zajęcia edukacyjne.
W kursie mogą wziąć udział, w miarę wolnych
miejsc także inne osoby zainteresowane problematyką. Zajęcia kursu będą się odbywać w Kadzidle. Celem jest przygotowanie nauczycieli do prowadzenia zajęć dotyczących dialektu kurpiowskiego oraz historii i kultury Kurpiów.■
ANNA WOŁOSZ
Pionierzy na
dzikiej rzece
Szesnastu śmiałków w różnym wieku, różnych profesji i z różnych miejscowości dokonało wspólnego wyczynu. Jako pierwsi w historii
pokonali Rozogę kajakami od źródeł aż do ujścia rzeki do Narwi.
Większość uczestników pochodziła z Myszyńca, a koordynacją i organizacją spływu zajął się
Michał Parda. Trasę udało się pokonać w trzy
dni. W wielu miejscach trzeba było przenosić
kajaki, w niektórych uważać, by kajak nie osiadł
na mieliźnie. Czasami można było natrafić na
stare drewniane progi wodne. Wszystko okazało się jednak przeszkodami do pokonania.
A Rozoga zachwycała uczestników swoim naturalnym pięknem i fascynującą dzikością.
Organizatorzy spływu, którzy planują już kolejne podobne przedsięwzięcia przysłali nam bogato ilustrowaną relację z trasy, którą w całości
zamieszczamy w serwisie Rozmaitosci.com. Tu
na zachętę jedna fotka.
Do spływu chętnie dołączały okoliczne krowy. Zdjęcie uczestnika spływu.
4
Hipermarkety i supermarkety kuszą klientów atrakcyjnymi promocjami i obniżkami. Ostrołęki ten
szał cięcia cen też nie ominął. Co
więcej, jest to skuteczny wabik na
oszczędnych Kurpiów. Nie ma się
co dziwić temu trendowi, bo każdy chce kupić więcej za mniej. Ale
należy być ostrożnym. Często cena na paragonie nie ma nic wspólnego z metką towaru umieszczoną
na półce sklepowej.
Na pewno niejednemu czytelnikowi przytrafiła się taka oto historia: po odejściu od kasy wydawało
się, że za zakupy skasowano nas na
większą kwotę, niż wynikało z obliczeń. Każdy odruchowo w takiej
sytuacji zerka na paragon. Przychodzi wówczas na myśl przypuszczenie, że cena na sklepowej półce była
inna niż ta, która jest przed oczami.
Reklama wprowadza w błąd
– Miałam niedawno bardzo przykrą
sytuację w ostrołęckim supermarkecie – opowiada Ewa, trzydziestopięciolatka, matka trójki dzieci
w wieku szkolnym, dla której każdy
grosz jest ważny i skrupulatnie wyliczony. – Na stoisku mięsnym zobaczyłam reklamę krokietów ze szpinakiem w bardzo atrakcyjnej cenie 9,99 zł za kilogram. Poprosiłam
ekspedientkę o zapakowanie pięciu
krokietów. Otrzymałam zamówiony towar i poszłam dalej robić zakupy. Dopiero przy kasie zobaczyłam, że cena na opakowaniu jest inna – za kilogram wskazano 12,99 zł,
a nie 9,99 zł. Oczywiście wróciłam
do stoiska mięsnego z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego wprowadzono
mnie w błąd. Otrzymałam informację, że panie sprzedające nie potrafią zmienić ceny, a w sklepie nie ma
kierownika, który mógłby to zrobić. Spytałam więc, dlaczego klienci są oszukiwani, bo przecież reklama krokietów wprowadza w błąd.
Ekspedientka potraktowała mnie
obcesowo, stwierdziła donośnym
głosem przy innych kupujących, że
jeśli nie chcę, nie muszę kupować
„tych krokietów”. Poczułam się bardzo niekomfortowo – opowiada.
Historia pewnego wina
Takie i podobne zdarzenia wcale nie należą w Ostrołęce do rzadkości. Nie chodzi tu wyłącznie
o wprowadzenie konsumenta
w przeświadczenie, że kupuje coś
taniej, podczas gdy musi zapłacić
„normalną” cenę, ale także o kulturę obsługi. Pracownicy sklepów
wielkopowierzchniowych nie mają niestety nawyku przeproszenia
za błąd swojego zakładu pracy. Zazwyczaj reakcja na zwrócenie uwa-
RO • poniedziałek 25.08.2014
Kasjer każe płacić więcej niż wynosi cena
na półce? Nie martw się. Nie jesteś bezbronny
Cena cenie nierówna
gi o niewłaściwej cenie kończy się
obrazą majestatu ekspedienta, który stara się zrobić wszystko, aby
klientowi zrobiło się głupio. Najlepiej, kiedy całą scenkę obserwują
inni kupujący. Ale od tej reguły są
na szczęście wyjątki.
– W ostatni weekend kupowałem
wino mołdawskie półwytrawne,
moje ulubione – opowiada Łukasz
Przychodzeń z Ostrołęki, młody
przedsiębiorca. – Zazwyczaj cena
tego trunku waha się w granicach
17–20 zł za butelkę, dlatego bardzo
zdziwiłem się, że jest aż tak wielka obniżka. Na półce naklejona była cena 13,99 zł, pomyślałem więc, że
to super okazja i bez wahania wziąłem jedną butelkę, myśląc już o zakupach na zapas. Po podejściu do
kasy moje nadzieje szybko pękły
jak bańka mydlana. Pani obsługująca to stoisko zażądała zapłaty 16,99
zł. Zwróciłem jej uwagę, że na półce
jest inna cena. Z niedowierzaniem
podeszła do regału i stwierdziła,
to samo, co ja. Powiedziała, że nie
wie, jak to się mogło stać, ale cena
tego wina na pewno wynosi 16,99
zł. Przeprosiła mnie kulturalnie, po
czym w ramach rekompensaty za
zaistniałą sytuację dała mi w gratisie szklankę do napojów – mówi.
To i tak sklep dla biedoty
Z traumatyczną sytuacją spotkała
się Katarzyna Florek z Ostrołęki.
– Wiadomo, dla mnie jak dla każdego, każdy grosz w portfelu się liczy. Ogólnie nikomu się nie przelewa i chce wydawać na życie jak najmniej. Ja też należę do takich osób,
nie z wyboru, ale z konieczności –
opowiada trzydziestoparolatka. –
Przyzwyczaiłam się przez lata robić zakupy w dyskontach. Kilka lat
wstecz można tam było kupić produkty naprawdę o jedną trzecią taniej, niż gdzie indziej. Teraz trochę
się to zmieniło, ale nadal ceny w tej
sieci są konkurencyjne. Mnie, wierną i oddaną klientkę, spotkało jednak niemiłe rozczarowanie. Robiąc
standardowe zakupy zwróciłam
uwagę na promocyjną cenę ryb. Zazwyczaj nie stać mnie na ich zakup,
ale pomyślałam, że w promocji kupię i zrobię dzieciakom na obiad.
Z miasta
Niezadowolenie z otaczającego
świata, jest podobno naszą, polską
specyfiką. Niezadowolenie to jest
zazwyczaj nie tylko niekonstruktywne, bo nie prowadzi do wyciągnięcia wniosków na przyszłość,
ale też trąci megalomanią, bo zawsze prowadzi do wskazania jakichś „innych”, którzy są winni złego stanu rzeczy. Tymczasem, gdy
chodzi o nasze własne podwórko,
a zwłaszcza jego wygląd, winy rozkładają się mniej więcej po równo:
między władzę, prywatny biznes
i społeczeństwo, czyli nas.
Od czasu PRL-u pokutuje w nas
przeświadczenie, że jeśli miasto źle
wygląda, marnie funkcjonuje i robi na przyjezdnych fatalne wrażenie, to jest to wina jego władz. Ale
dziś to tylko przeświadczenie. Ży-
jemy w prawdziwie demokratycznym ustroju, więc jeśli władza źle
rządzi to i my mamy w tym pewien
udział – taką władzę wybraliśmy
a później na złe rządy pozwoliliśmy. W naszym ustroju wiele sfer
miejskiego życia jest praktycznie
całkowicie nieregulowana i opiera
się na swobodzie obrotu gospodarczego. W krajach o ugruntowanym
kapitalizmie obrót gospodarczy
nie jest ukierunkowany wyłącznie
na ekonomiczny zysk. Uwzględnia
też potrzeby społeczności, w której
się działa. W Nowym Jorku, Paryżu albo Londynie bogaci ludzie, będący właścicielami znacznych fortun czują się jakoś odpowiedzialni
za wygląd miasta i stworzenie jego mieszkańcom lepszych warunków życia. Stąd fundowane przez
nich gmachy użyteczności publicz-
ślił w art. 543, że rzeczy wystawione
w miejscu sprzedaży na widok publiczny z oznaczeniem ceny uważa się za ofertę sprzedaży. Kupujący
na tej podstawie mają prawo żądać
sprzedaży artykułu po cenie, która
została umieszczona na półce przy
interesującym nas towarze. Gdy
wrzucamy go do koszyka, godzimy
się tym samym na przyjęcie proponowanej oferty i mamy prawo oczekiwać, że sprzedawca wywiąże się
ze swojego obowiązku, a przy kasie
wydamy dokładnie tyle pieniędzy,
ile określone zostało na półce przy
towarze – tłumaczy.
Sprzedawca nie może stosować
spychologii
Karolina Piotrowska dodaje także,
że ekspedient czy kasjer nie może
zbyć klienta stwierdzeniami: „nie
wiem”, „obowiązuje cena podana na towarze”, „nie ma kierownika”, „nie musi pani tego kupować”.
Do jego obowiązku należy takie załatwienie sprawy, aby konsument
mógł zakupić oferowany towar
w oferowanej cenie.
PANI KATARZYNA Z OSTROŁĘKI BYŁA ZASKOCZONA GDY Z PARAGONU DOWIEDZIAŁA SIĘ ŻE ZWYKŁA MARCHEWKĘ
SKASOWANO JEJ JAKO KILKAKROTNIE DROŻSZĄ “MŁODĄ WŁOSZCZYZNĘ” FOT. P. DUREUIL;
Przy kasie prawda wyszła na jaw.
Cena diametralnie różniła się od tej,
która była przyklejona nad lodówkami. Zwróciłam kasjerowi uwagę,
a on rubasznym głosem odpowiedział: „Obowiązuje cena na opakowaniu. To i tak tanio. To sklep dla
biedoty” – mówi.
Nie jest to jednak koniec historii.
Kilka dni później ta sama klientka znowu robiła zakupy w tym samym sklepie.
– Byłam zszokowana wysokością
nabitego rachunku. Poszłam kupić
tylko kilka potrzebnych na obiad
warzyw, jabłka i wodę. Planowałam wydać około dziesięciu złotych. Kiedy kasjerka powiedziała,
że mam do zapłacenia ponad dwadzieścia, przeanalizowałam paragon. Wynikało z niego, że jabłka,
które kupiłam w worku, policzone
zostały jako granaty czy inne egzotyczne owoce, a marchewka jako „młoda włoszczyzna”. Zwróciłam uwagę, że to nie są moje zakunej, parki, ogrody, fontanny. W wielu krajach istnieje też system stypendiów wypłacanych z odsetek od
zdeponowanych w bankach fundacji, dzięki którym najzdolniejsi mogą kształcić się za darmo w najlepszych szkołach. To oczywiście tylko przykłady, ale pokazujące, że
współczesny kapitalizm funkcjonujący w demokratycznych społeczeństwach polega jednak także na odpowiedzialności za wspólną przestrzeń miejską, kulturalną,
artystyczną, oświatową itp. Odpowiedzialność tę, w nierównym co
prawda stopniu ale jednak dzielą
między siebie formalna władza, kapitaliści i społeczeństwo.
Tę drogę – kształtowania się odpowiedzialności kapitalistów - przechodzimy też w Ostrołęce. Kilka lat
temu inwestor budujący nową handlową galerię Alius z dumą podawał do publicznej wiadomości, że
w jego lokalu będą pierwsze
w Ostrołęce schody ruchome i kli-
py. Kasjerka skomentowała to aroganckim zdaniem: „Pomyłki się
zdarzają. Raz na korzyść, raz na niekorzyść klienta” – opowiada.
Nie bać się sprzedawcy
Osoby prowadzące sklepy mają
obowiązek dokładnego oznaczenia
ceny produktu wystawionego na
sprzedaż.
– Towary, które oferowane są kupującym w miejscu sprzedaży, muszą być oznaczone wywieszkami
zawierającymi informacje wskazujące cenę oraz jednostkę miar, do
których odnoszą się uwidocznione ceny. Gdy na półce znajdują się
towary podobne, określić należy
również nazwę producenta lub informację pozwalającą na identyfikację ceny z konkretnym produktem – mówi Karolina Piotrowska,
prawnik zajmujący się sprawami
konsumentów w Stowarzyszeniu
Pro Bono w Warszawie. – Interes
klienta chronią także zapisy Kodeksu cywilnego. Ustawodawca okrematyzacja, a niedawny inwestor innej galerii – Bursztynowej – podkreślał wielokrotnie, że wydał dodatkowo kilka milionów złotych
żeby nowa galeria wyglądała z zewnątrz atrakcyjnie. Każda galeria
handlowa bez trudu poradzi sobie bez schodów ruchomych a na
wielkość obrotów w niej nie wpływa przecież wygląd elewacji. Jednak inwestorzy ci czuli się w obowiązku nie szpecić miasta, ale je na
swój sposób upiększyć. To oczywiście tylko przykłady. Można dorzucić też inne: hali targowej, której budowa już się rozpoczęła, niedawno
wybudowanego gmachu WSAPu,
czy przykłady prywatnych właścicieli budujących okazalsze domy,
jak chociażby neomodernistyczny
„fortepian” przy Gorbatowa.
To są oznaki, że powoli także do
ostrołęckich kapitalistów przebija się świadomość współodpowiedzialności za wygląd przestrzeni,
w której żyją. To ważny moment,
– Prawo jednoznacznie wskazuje zasady postępowania w przypadku rozbieżności ceny – mówi.
– I to prawo stoi po stronie konsumenta, bowiem zgodnie z art. 66
Kodeksu cywilnego oświadczenie drugiej strony woli zawarcia
umowy stanowi ofertę, jeśli określone zostaną istotne postanowienia tej umowy. Jeśli chodzi o umowę sprzedaży, będzie to określenie
jej przedmiotu oraz wskazanie ceny. Dodatkowo należy wskazać, że
zgodnie z art. 70 Kodeksu cywilnego umowę uznaje się za zawartą
w chwili otrzymania przez składającego ofertę oświadczenia o jej
przyjęciu, a więc zabranie towaru do koszyka i chęć zapłacenia za
niego jest już wystarczające – wyjaśnia
Nie jesteśmy osamotnieni w walce z nieuczciwymi sprzedawcami.
Zawsze można zwrócić się o pomoc do miejskiego lub powiatowego rzecznika praw konsumenta lub inspekcji handlowej.
– Raz zdarzyła się nam klientka,
która poskarżyła się na nasz sklep
do inspekcji handlowej – opowiada sprzedawczyni w jednym
z ostrołęckich marketów, prosząca o zachowanie imienia i nazwiska do wiadomości redakcji. – Kiedy szef dostał mandat, oduczył się
szybko wpisywania innych cen na
półkach i kodowania innych na
kodach kreskowych – dodaje. ■
PAWEŁ TRZEMKOWSKI
od którego – miejmy nadzieję zacznie się budzenie współodpowiedzialności także wśród reszty obywateli miasta. I nie mam tu
wcale na myśli mądrego głosowania w czasie wyborów samorządowych. Od nas samych często zależy znacznie więcej niż sądzimy.
Podobno na Śląsku goroli i ślązaków rozpoznaje się po tym co mają na balkonie. Czy jest to rupieciarnia i sznur na bieliznę (gorole)
czy foteliki, stolik i kwiatki (ślązacy). Gdy kiedyś, w jednym z mazowieckich miast spytałem burmistrza jak udało mu się zmusić
mieszkańców żeby wybudowali nowe ogrodzenia swoich posesji i zadbali o ogródki powiedział,
że po prostu zrobił przy ulicy ładne chodniki, latarnie i kwietniki.
O swoje posesje mieszkańcy zadbali wtedy sami, przez nikogo nie
zmuszani. Podobno człowiek ma
wrodzone poczucie piękna, czasem
potrzeba mu tylko przykładu. ■
TED
5
RO • poniedziałek 25.08.2014
Pątnicy z Ostrołęki, wyznali nam
z jakimi intencjami poszli na Jasną Górę
Co można wymodlić
na pielgrzymce
Sierpień to miesiąc pielgrzymek.
W grupie pątników podążających
do Częstochowy od wielu lat znajduje się liczna grupa mieszkańców
Ostrołęki i powiatu ostrołęckiego.
Idą z różnymi intencjami. Czują, że
znoszenie bólu i cierpienia zbliża
ich do Boga. Co jeszcze pociąga naszych sąsiadów w pielgrzymkach?
Anna z Ostrołęki ma 35 lat i na pielgrzymkę idzie już kolejny raz. Kiedy kilka lat temu jej matka poważnie zachorowała, przewartościowało to jej życie.
Ciężka droga do zdrowia
– Na początku było ciężko – przyznaje Anna. – Szłam pierwszy raz,
więc nie byłam dobrze przygotowana. Miałam wprawdzie ubrania
– Mam takie poczucie, że jak się potknę, to ktoś mi pomoże mówi mi
45–letnia pątniczka z Ostrołęki. –
Wiem, że jak dostanę uczulenia
od asfaltu, to otrzymam wsparcie.
Wiem, że mogę tu zawsze znaleźć
oparcie w pasterzu duchownym i jakimś koledze czy koleżance z grupy.
Takie poczucie jedności i wspólnoty przyciąga. Od wielu lat jestem samotna i zmagam się z trudną sytuacją życiową. Dzięki tym pielgrzymkom wiem, że żyję. Przez całą drogę
proszę tylko o jedno. Proszę, abym
mogła to przeżyć za rok.
łam się za siebie wiedziałam, że będzie tam okrągła twarz z kudłatą
głową i wielkim uśmiechem na twarzy pytająca – czym mogę służyć pani. Tak mój mąż uwodził mnie na
pielgrzymce. Kiedy nie miałam wody, dostawałam ją z tyłu. Kiedy miałam otartą nogę, plasterek przywędrował z tyłu. Kiedy się potknęłam,
podtrzymał mnie kolega z tyłu. Po
kilkudziesięciu przebytych kilometrach zaczęliśmy rozmawiać i wymieniać poglądy. Okazało się, że
Dominik jest bardzo podobny do
mnie, do tego jego doświadczenie
zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. W czasie, kiedy się spotkaliśmy, był w tragicznej sytuacji życiowej, pomimo tego nie poddał się
i zawsze z uśmiechem na twarzy
pomagał innym. Tym zaskarbił sobie moje serce.
Pielgrzym z dziada pradziada
Matka mnie pocieszy.
– Moi rodzice i ja jesteśmy bardzo religijni – mówi Monika. – Zawsze chodziliśmy też na pielgrzymki. Rodzice pakowali plecaki i zabierali wszystkie niezbędne rzeczy
na podróż. Pamiętam przygotowania oraz same pochody pielgrzymkowe. Pamiętam noclegi na sianie
u kogoś w stodole, czasami w domach lub pod namiotem. Głównie
przez wzgląd na mnie rodzice starali się, aby warunki były dobre. Zawsze znaleźli się jacyś dobrzy ludzie, którzy nas przygarnęli. W niektórych miejscowościach są rodziny,
które biorą po kilka osób na nocleg
do domu. Zanim przyjdziemy już
wszystko jest przygotowane. To są
miłe wspomnienia oraz przygody
z dzieciństwa. Kiedyś pamiętam,
jak u jednego z gospodarzy uczyłam się doić krowę. Chciałam mleka, więc powiedział mi „jak wydoisz, to się napijesz” . Więc próbowałam – dodaje z uśmiechem. Udoiłam
całą szklankę.
– Idę poprosić Matkę Najświętszą
o wytrwanie mojego męża w trzeźwości – mówi. Henryk to dobry
człowiek i przeżyłam z nim kilkanaście wspaniałych lat, ale kiedy stracił pracę, popadł w depresję i zaczął
pić. Jest alkoholikiem, traci zdrowie
i pieniądze, w okresach swojego ciągu bywa agresywny i nie przypomina tego człowieka, za którego wychodziłam 24 lata temu, też w sierpniu. W tym roku powiedziałam mu,
że już nie wytrzymam i musimy się
rozstać. Wtedy podjął próbę leczenia, nie pije od trzech miesięcy. Więc
idę do Matki Boskiej po pociechę,
z dziękczynieniem za postępy Henryka i z nadzieją, że tym razem terapia będzie skuteczna i nie skończy
się tak, jak dwie poprzednie próby
jego wyjścia z nałogu.
Monika to 26-letnia pracownica sektora bankowego, która chodzi na
pielgrzymki odkąd pamięta.
Idę w intencji dziękczynnej
– Wszystko działo się tak szybko, było mnóstwo zmartwień na głowie –
mówi Anna. – W chorobę zaangażowana była cała nasza rodzina, każdy
pomagał jak mógł. Ja się modliłam co
dzień o zdrowie mamy. Może komuś
to się wyda śmieszne, że człowiekowi od chleba czy podania wody bardziej potrzebna jest modlitwa, ale
w tamtym czasie moja mama miała
wszystko prócz właśnie modlitwy.
Kiedy rozmawiałam z mamą, powiedziałam jej, że na pewno jej stan
zdrowia się poprawi, bo co dzień się
o to modlę. Mamie po policzku spłynęła tylko jedna łza. Powiedziała:
„Dziękuję, tego mi potrzeba”. Wtedy
postanowiłam pójść na pielgrzymkę w intencji zdrowia mamy. Wyruszając płakałam, bałam się, czy mama dożyje mojego powrotu. Idąc ciągle dzwoniłam do domu, dopytując
co się dzieje. Zabrałam kilka baterii
do telefonu i kiedy jedna mi padła,
wkładałam następną.
dzimy w kilka osób. Zobaczy pan,
ilu tu jest młodych ludzi. Tu nie tylko się idzie. My tu mnóstwo rozmawiamy, śpiewamy. Prowadzimy kapitalne rozmowy z księżmi. To naprawdę wiele daje człowiekowi.
FREKWENCJA NA PIELGRZYMKACH I ZAANGAŻOWANIE PĄTNIKÓW WYRAŹNIE PRZECZĄ OBIEGOWYM OPINIOM
O KRYZYSIE WIARY WŚRÓD POLAKÓW.
i inne rzeczy, ale tu najważniejsze
okazały się buty. Niestety, te moje nie były dobrze dobrane, dlatego
szybko zaczęły robić mi się rany na
nogach. To było straszne. Poszłam,
bo chciałam pomóc mamie i bałam
się nie skończyć tej pielgrzymki.
Szłam, płakałam i modliłam się. Pomogli mi dobrzy ludzie, pielgrzymi
bardziej doświadczeni powiedzieli
jak uśmierzyć ból i znieść te trudy.
Spotkałam tu ludzi podobnych do
mnie, z którymi mogłam porozmawiać i się wyżalić. To pomogło mi,
a modlitwa mojej mamie. Było ciężko, ale wytrwałam do końca i dałam radę. Nie, to nie był cud. Mama
nie ozdrowiała zaraz po moim powrocie i nie rzuciła mi się na szyję
uradowana. Najpierw jej stan ustabilizował się, co było wielkim sukcesem. Po kilku miesiącach jej organizm zaczął zwalczać chorobę.
To było wspaniałe. Wierzę, że mój
trud i modlitwa przyczyniła się do
poprawy zdrowia. Od tamtej pory
na pielgrzymki chodzę regularnie.
Idę po pracę
Dwudziestopięcioletni pielgrzym
Adam to mieszkaniec okolic Ostrołęki, który skończył wyższe studia
i od pewnego czasu ma problem ze
znalezieniem pracy, dlatego postanowił iść na pielgrzymkę.
– Uważam, że intencje, z którymi się
idzie, nie muszą być nie wiadomo
jak górnolotne – oznajmia Adam.
– Kilka lat temu szedłem w intencji dziękczynnej, bo dostałem się na
studia. Potem, bo zaliczałem kolejne semestry i myślę, że czasem było tam dużo Bożej pomocy. Teraz idę
w intencji pracy. Nie ukrywam, że
to dla mnie ważne i mam nadzieję,
że Bóg mi w tym pomoże.
Pielgrzymki fajne są
– Pielgrzymki fajne są – dodaje Adam. – Poszedłem kiedyś jako
młody chłopak ze swoją dziewczyną. To ona mnie namówiła i tak zostało do dziś. Teraz jest jeszcze lepiej, bo mamy już zgraną ekipę, cho-
Miłość z wiary
– Oboje z mężem jesteśmy wierzący i od kilku lat uczestniczymy
w pielgrzymkach – mówi Ola, 30letnia nauczycielka z Ostrołęki. Kiedy po raz pierwszy poszłam na pielgrzymkę zauważyłam, że podąża
za mną mężczyzna i mnie zaczepia.
Na początku bardzo mnie to wtedy
drażniło. Mój obecny mąż po prostu
chodził, chodził, aż mnie wychodził
– śmieje się Ola. – Kiedy nie obejrza-
Irenka ma ufne spojrzenie i pogodny uśmiech, chociaż jej życie nie jest
usłane różami.
Moi rozmówcy mają różny bagaż
życiowych doświadczeń, różne historie i intencje. Łączy ich wiara
i niecodzienna pogoda ducha. Ci ludzie podczas wędrówki do Częstochowy przebywają w innej rzeczywistości. Są bliżej Boga, czują Jego
moc, ufają w pomoc. Czują też jedność z innymi pielgrzymami obecnymi i dawnymi, tymi sprzed wieków, bo wiedzą, że stają się kolejnym
ogniwem długiego łańcucha polskiej
tradycji. I buduje świadomość, że na
pielgrzymkowych szlakach z pewnością nie widać wieszczonego zewsząd kryzysu polskiej wiary. ■
BARTOSZ PODOLAK
6
RO • poniedziałek 25.08.2014
Niespełna trzy miesiące do wyborów
Maciej
Kleczkowski
Facebook.com/maciej.kleczkowski
Za niecałe trzy miesiące wybierzemy prezydenta Ostrołęki i nową radę
miasta. To doskonała okazja do podsumowania obecnej kadencji Janusza
Kotowskiego oraz koalicji PiS i TPO
rządzącej Ostrołęką.
Cofnijmy się do roku 2010 r. Wówczas to obecny włodarz miasta obiecał ostrołęczanom m.in. nową halę sportową przy ul. Witosa, budowę wału przeciwpowodziowego
chroniącego os. Leśne, kompleksowe
zmodernizowanie wszystkich wylotowych ulic z miasta, budowę rond
na skrzyżowaniu ulic Żebrowskiego,
Goworowskiej i Pomian oraz Stacha
Konwy, Słonecznej i Padlewskiego,
modernizację kortów przy ul. Hallera, powstanie w każdej części mia-
sta punktów zajmujących się pomocą osobom najbardziej potrzebującym, nową syntetyczną nawierzchnię na stadionie miejskim oraz nową
szatnię wraz z modernizacją trybun
na ok. 4 tys. widzów, wprowadzenie
projektu „Przedszkole dla dziecka,
praca dla mamy” (zapewnienie dzieciom bezpłatnego pobytu w przedszkolach miejskich na czas aktywnego poszukiwania pracy przez mamy), a zaległości czynszowe ostrołęczanie mieli odpracować pomagając
innym. To tylko część niespełnionych
obietnic. Mało już kto pamięta, ale
w 2010 r. prezydent Janusz Kotowski przekonywał, że powstanie również amfiteatr na Narwią, obserwatorium astronomiczne (!), a całe miasto
zostanie pokryte bezprzewodowym
internetem.
To tylko część niespełnionych obietnic. Kiedy spytałem prezydenta
Ostrołęki, czemu nie realizuje inwestycji, które obiecał mieszkańcom,
otrzymałem odpowiedź: „swój program zaprezentowałem mieszkańcom miasta i tylko przed nimi gotów
jestem się rozliczać”. Taka doskonała okazja nadarzy się już 16 listopada.
Przypomnę również najważniejsze
dane dotyczące funkcjonowania ratusza. Zacznę od jednego z najważniejszych wskaźników tj. wydatków
majątkowych czyli inwestycji (w mln
zł): 2010 r. – 59,3, 2011 r. – 29,2, 2012 r. –
25,3, 2013 r. – 33,7
Na inwestycje w 2012 r. przewidziane było 45 mln zł, a wykonano zaledwie za 25,3 mln zł. Ratusz dwa lata
temu nie zrealizował zapowiadanych
robót na poziomie blisko 20 mln zł (!).
Przejdźmy teraz do długu miasta
(w mln zł): 2010 r. – 46,8, 2011 r. – 58,4
2012 r. – 79,8, 2013 r. – 81,6 2014 r. –
108,5 (prognoza)
Jak widać jedynie 2010 r. był w miarę
przyzwoity. Przy budżecie miasta ok.
ćwierć miliarda zł (!) wydatki roczne
rzędu 30 mln zł są delikatnie mówiąc
wyjątkowo niskie.
Tylko w tym roku ratusz planuje zadłużyć się na blisko 27 mln zł czyli każdy z nas, ostrołęczan, i to niezależnie od wieku, weźmie pożyczkę na kwotę ponad 500 zł. Biorąc pod
uwagę całą kadencję jest to blisko 62
mln zł. To ogromna suma. W tym
czasie nie zrealizowano jakichkolwiek spektakularnych miejskich inwestycji, a zwiększający się dług został po prostu przejedzony.
Kolejny wskaźnik to zrealizowane inwestycje (w proc.): 2010 r. – 90,4,
2011 r. – 78,9, 2012 r. – 56,3, 2013 r. –
78,0
W ub. roku ratusz zrealizował inwestycje na poziomie 78 proc. zakładanego planu. Na szczęście widać poprawę, gdyż 2012 r. był fatalny. Wówczas inwestycje zostały wykonane na
poziomie 56,3 proc. czyli urząd miasta zrealizował zaledwie praktycznie co drugą zaplanowaną budowę.
Warto przy tej okazji podsumować
roczne wydatki na spłatę rat (w mln
zł): 2010 r. – 4,5, 2011 r. – 6,2 2012 r. –
6,5, 2013 r. – 11,1
W 2013 r. było to prawie 1 mln zł miesięcznie (!). Koszt budowy niedu-
żej ulicy to ok. 0,5 mln zł. Łatwo policzyć. Zamiast budować rocznie ponad 20 osiedlowych uliczek, miasto
wydaje to na spłatę zaciągniętych zobowiązań.
Kolejne podsumowanie związane z długiem miasta tj. wysokość
odsetek od zaciągniętego kredytu
(w mln zł): 2010 r. – 1,1, 2011 r. – 2,4
2012 r. – 3,4, 2013 r. – 4,2
Ostatnie dane to zatrudnienie
w urzędzie miasta (ilość etatów):
2010 r. – 225,3, 2011 r. – 228,3, 2012 r. –
234,3, 2013 r. – 240,3
Przez 4 lata przybyło w ratuszu 15
urzędników, a co się z tym wiąże
wzrosły wydatki na administrację
publiczną (w mln zł): 2010 r. – 15,8,
2011 r. – 15,9, 2012 r. – 18,4, 2013 r. – 18,9
Porównując początek i koniec kadencji, wydatki na miejskich urzędników
wzrosły o ponad 3 mln w skali roku.
Powyższe wyliczenia to suche fakty
dostępne w miejskim Biuletynie Informacji Publicznej. Zdaję sobie sprawę, że niewiele osób tam zagląda.
Warto sobie powyższe dane przypomnieć przed czekającymi nas wkrótce wyborami. ■
By żyło się lepiej – czyli o pozyskiwaniu pieniędzy
Wojciech
Dorobiński
Idą dużymi krokami wybory samorządowe, więc redakcja zadecydowała, że jako reprezentanci określonych
poglądów politycznych znikamy
z łamów Rozmaitości do czasu opublikowania wyników przez Państwową Komisję Wyborczą. Zatem od następnego numeru zastąpią nas artykuły sponsorowane i wyborcze reklamy. Zacznie się sezon stroszenia
piórek i wyborczego tokowania.
Zakładam, że sylwetki i osiągniecia
prezentowane przez kandydatów na
burmistrzów, prezydentów i radnych
wzbudzą u niejednego z czytelników nie tylko zdziwienie, ale i zmuszą do głębszej refleksji przy wybor-
czej urnie. Ujrzymy zapewne panie
i mężów roztropnych, godnych zaufania i pełnych pomysłów, których
innym nie udało się zrealizować. Lista obiecanych działań sięgnie zenitu, a słynna czarna teczka Tymińskiego okaże się pustym bagażem w
porównaniu do niektórych programów wyborczych. Warto, zatem dobrze się zastanowić i przyjrzeć realnym osiągnięciom dotychczasowych
władz i aspirujących do samorządowych stanowisk.
Tak się akurat składa, że w okresie urlopowym odwiedziłem południe Polski i przyjrzałem się działaniom niektórych samorządów. Patrząc na nie i porównując z Ostrołęką mogę pokusić się o stwierdzenie,
że ostatnie dwie kadencje były dla
naszego samorządu naprawdę udane. Stanu obiektów sportowych, placówek oświatowych, budynków socjalnych i wielu osiedlowych ulic
mogą nam pozazdrościć mieszkań-
cy podobnych miast, w tym byłych
województw. Dobrze mają się firmy budujące mieszkania, pojawiają się coraz to nowe propozycje developerskie. Bolączką jest niewątpliwie rynek pracy, ale tu akurat samorząd ma niewiele do powiedzenia.
Nie mamy na swoim terenie kopalni węgla brunatnego, jak najbogatsza gmina Kleszczów pod Bełchatowem, nie mamy centrów zaopatrzeniowych wielkich marketów,
jak podpoznańskie Tarnowo Podgórne. Liczyliśmy na budowę III bloku elektrowni, ale 400 milionów poszło w powietrze, a rządowa decyzja
zastopowała inwestycję istotną dla
przyszłości naszego regionu i krajowej energetyki. Jako powiat grodzki musimy sami utrzymywać przebiegające przez Ostrołękę drogi krajowe i wojewódzkie. Przywoływany często przykład budowy dróg
w Ciechanowie – to właśnie efekt tego, że jest to powiat ziemski. A z byłych miast wojewódzkich tylko trzy
wybrały taką drogę. Nie leżymy też
na ścianie wschodniej, by mieć dostęp do unijnych programów przeznaczonych dla tego obszaru. Nie
bardzo też mieścimy się w rządowej
wizji rozwoju średnich miast, od co
najmniej siedmiu lat pomijanych na
rzecz aglomeracji. A mimo to, kontynuując politykę niskich podatków
lokalnych potrafimy zachęcić przedsiębiorców do inwestycji.
Związani z obozem rządzącym politycy wszelkiego szczebla zarzucają władzom Ostrołęki, że nie potrafią ściągnąć unijnych pieniędzy.
Tradycyjnie już pytam ile im udało się tej kasy do naszego miasta
przywieźć, jakie inwestycje im zawdzięczamy. I lista ta wypada blado, co warto wziąć pod uwagę przy
wyborczej urnie. Ale to nie do końca prawda, bo trochę pieniędzy panowie ci do Ostrołęki przyciągnęli.
A dokładnie nieco ponad dwa miliony złotych. Tyle bowiem przez ostat-
TKM czyli budowaliśmy dobrobyt
dowanie kilku tysięcy miejsc pracy
w swojej stoczni i zamianę ich na
szklany dom dla garstki wybrańców.
Mirosław
Augustyniak
Zbliża się 34 rocznica zakończenia
strajków 1980 r. Zapowiada się wielka feta, bo ma nastąpić otwarcie
„Centrum Solidarności” czyli pięknego, szklanego domu. Wykonawcy się
spieszą, aby zdążyć do końca sierpnia. Lech Wałęsa odwiedził budowę,
w przeznaczonym dla niego saloniku po kowbojsku założył nogi na stolik i orzekł, że fotel jest niewygodny.
Oglądałem to w telewizji z wielkim
niesmakiem i zadawałem sobie pytanie: czy ci, co wówczas strajkowali, aby na pewno walczyli o zlikwi-
Solidarność tamtych czasów to był
10–cio milionowy ruch społeczny,
największy w Europie. Przywódcy
strajków, którzy ciągle uważają się
za najbardziej pokrzywdzonych są
lub byli posłami, senatorami, ministrami, premierami, a nawet prezydentami. Brylują na salonach, niektórzy nawet na salonach europejskich.
Wzięli sobie sowitą rekompensatę za
tamte lata. A co z resztą? Co z tymi,
którzy na własnych barkach wynieśli
ich na piedestał? Jaki ma do nich stosunek ta elita? Mówi im: „bujajcie się!
wywalczone przez was 21 postulatów to anachronizm – można im się
sprzeniewierzać.” W polskim neokapitalizmie robol jest od roboty, a jak
mu się nie podoba może jej nie mieć.
Wielki solidaryzm międzyludzki,
wielką umiejętność współdziałania
zamieniono na rywalizację prawie
na śmierć i życie. Ci, co dla ideałów
tamtych czasów oddali życie muszą
przewracać się dziś w grobach.
ko, zostały tylko lasy i kopalnie. Straciliśmy ponad 2 mln miejsc pracy
i pewnie już ich nigdy nie odzyskamy. Gdyby ponad 2 mln rodaków nie
wyjechało do pracy za granicę, pewnie, przy naszej woli zaciętej rywalizacji zadziobalibyśmy się nawzajem.
Wszystko miała załatwić gospodarka wolnorynkowa, najpierw przedsiębiorstwa państwowe obłożono
wielkimi obciążeniami podatkowymi (40% dochodowego, popiwek) co
doprowadziło je do bankructwa, aby
otworzyć wrota dla wielkich korporacji, które ze zwolnień podatkowych
korzystają do dziś. A ci, którzy podjęli wezwanie Lecha Wałęsy „bierzcie
się za interesy”, są obłożeni takimi obciążeniami podatkowymi, że nie są
w stanie konkurować z wielkimi korporacjami. Wyprzedaliśmy wszyst-
Ciągle czekam na mądrą refleksję
rządzących i na wnioski na przyszłość. Zamiast tego ciągle słyszę bełkot albo sprytnie zakamuflowane,
a w istocie mrożące krew w żyłach pomysły. Gdy się mówi o emeryturach obywatelskich, to znaczy
dla wszystkich po równo, próbuje
się zrobić w konia obecnych 50–latków, którzy ciężko pracując wpłacali na wyższe emerytury do ZUS,
później do OFE, teraz znów do ZUS.
Gdy się mówi o odwróconej hipotece na mieszkania, pachnie to tym,
nią kadencję zarobili na poselskich
i dyrektorskich stanowiskach, które
dzięki partyjnej przynależności obsadzili. Policzyłem tu tylko gołe pensje i emerytury (bez diet radnych).
I tak najwięcej pieniędzy ściągnął do
Ostrołęki radny Mirosław Dąbkowski, dyrektor Meditransu , ponad 650
tys. plus 267 tys. zł. emerytury, mniej
poseł Andrzej Kania, bo 523 tysiące złotych, ale nie dziwię się, ponieważ tyle razy głosował przeciw naszym inwestycjom. Wicedyrektor
WORD, Maciej Kleczkowski przez
cztery ostatnie lata zdobył 471 tysięcy, a najmniej skuteczny w pozyskiwaniu okazał się Mariusz Popielarz, który przywiózł tylko 361 tysięcy złotych. Nie można zatem mówić,
że nic dla Ostrołęki nie zarobili. Koalicjanci z PSL też nie byli gorsi. Ale
w końcu zgodnie z hasłem PO – „By
żyło się lepiej” nie wszyscy muszą
się w tę definicję wpisywać. I to pod
ocenę państwa poddaję tę przed wyborczą decyzją. ■
że będziemy musieli pozbyć się naszych mieszkań, a jeżeli będzie to powszechne, spadną ceny mieszkań,
czyli spadną też emerytury wypłacane z tej odwróconej hipoteki. Jeśli się
mówi o budowie mieszkań na wynajem, to znaczy, że zakłada się, że będziemy biedakami i nie będzie nas
stać na własne. Szczytem są zaś ostatnie propozycje fiskalne, w których
prawo ma zadziałać wstecz. Skandal!
Błędy popełnione przez ostatnie 25
lat będą nam dokuczać jeszcze przez
dziesięciolecia. Mimo to jednak, można mieć też z nich jakichś pożytek –
wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość. Wyścigowi szczurów, który nas niszczy od 25 lat można się
przeciwstawić, tak jak można się było przeciwstawić w 1980 roku nierealnemu ustrojowi. Polacy potrafią jednoczyć się, współdziałać i zmieniać
swój świat, co udowodnili w ostatnich dziesięcioleciach. W końcu to
my, nie kto inny, wznieśliśmy na wyżyny ideał Solidarności. ■
7
RO • poniedziałek 25.08.2014
Czemu Janusz Kotowski NIE WYGRA po raz trzeci ?
Silny PiS ? Fikcja …
Łukasz
Kulik
Kandydat
na Prezydenta
Ostrołęki
Witam Państwa po raz ostatni, ponieważ od września znikam z Rozmaitości na 3 miesiące ze względu
na wybory samorządowe i okres
kampanii. Co będzie później, czas
pokaże, jednak mam wrażenie że
na łamach naszej gazety pojawią się
całkiem nowe osoby. W ostatnim felietonie pisałem o tym jak naprawdę
wyglądają wybory do Rady Miasta,
jak są układane listy, i o tym że najwięcej na tym korzystają duże partie polityczne. Ponieważ to ostatni
felieton, to i temat musi zamykać pewien etap w polityce, stąd też dziś
rozprawiam się ze stereotypami.
W Ostrołęce panuje fałszywe przekonanie że wszyscy wkoło głosują na PiS lub są zwolennikami tej
partii. Jest to iluzja świadomie powtarzana szczególnie przez władze miasta po to, żeby dławić inne
inicjatywy. Nie będę pisał o argumentach moralnych czy programowych, bo to zupełnie inna kategoria, ale chcę pokazać Wam liczby, gdyż matematyka jest dziedziną w której nie da się oszukiwać.
W 2010 roku PiS zdobył w Ostrołęce 5.650 głosów do Rady Miasta.
Wszyscy byli pod wrażeniem, ale
jak już pisałem we wcześniejszym
felietonie wynika to ze znajomości
ordynacji, właściwego obsadzenia
list, a także – co jest chyba najistotniejsze – z obsadzania stanowisk
po kluczu politycznym. Jeśli policzymy wszystkie etaty w Urzędzie
Miasta, spółkach miejskich i instytucjach zależnych, dodamy do tego
wszystkich członków rodzin tam
pracujących to wychodzi liczba
około 3.500 tysiąca osób uzależnionych materialnie od obecnej władzy. Może nam się to nie podobać,
ale te osoby głosują za PiSem z obawy przed stratą pracy i środków
– co samo w sobie jest argumentem nie do przeskoczenia… niestety. Dochodzi do tego 2.000 głosów
w postaci elektoratu własnego
i mamy wynik wskazany na początku. Pewnie stwierdzicie że
to dużo, ale ja uparcie będę pokazywał, że w Ostrołęce jest blisko
43.000 osób uprawnionych do głosowania, co daje PiSowi lekko ponad 13%. Jak by nie liczyć, te 13%
głosujących nie jest większością
i nie reprezentuje jej poglądów.
Kotowski po raz trzeci ?
Skoro już napisałem o PiSie, to nie
mogę pominąć Prezydenta, który w ostatnich wyborach wziął
10.500 głosów, czyli wynik który dał zwycięstwo w pierwszej turze. Osiągnął taki wynik dlatego,
że w pierwszej kadencji wcale nie
był złym Prezydentem. Miał kilka
wpadek, ale budowa Aquaparku
okazała się skutecznym zabiegiem
marketingowym. Doszło do tego
ogromne poparcie twardego elektoratu, oraz fakt, że żaden z kontrkandydatów nie był wystarczająco dobrze przygotowany. To miało swoje odzwierciedlenie w wyniku, który pokazuje, że tylko połowa
osób które głosowały na niego, głosowało również na listy PiS do Rady Miasta. Pozostałe 5.000 zagłosowało na inne komitety, czyli pokazali, że Kotowski – TAK, ale PiS
– już nie. Teraz nie powtórzy tego
wyniku, bo zostanie oceniony za
drugą kadencję w której nie może
pochwalić się „żadnym” znaczącym projektem. Do tego podjął kilka decyzji uznanych za skandalicz-
ne, co w konsekwencji spowodowało jego bardzo negatywną ocenę
wśród osób, które jeszcze cztery lata temu na niego głosowały.
Kto wygra wybory ?
Wybory wygra ten kandydat, który
zdoła do siebie przekonać przede
wszystkim osoby niezdecydowane, oraz te, które nie chodzą na wybory. W drugiej turze – która na
pewno będzie – wszystkie komitety które wystawią swoich kandydatów na Prezydenta i tak poprą
przeciwnika Janusza Kotowskiego.
Kto będzie jego przeciwnikiem, zobaczymy za trzy miesiące, ale czuję, że wynik zaskoczy wszystkich.
Póki co pozdrawiam, życzę udanej
końcówki urlopu i do zobaczenia
wkrótce, gdyż dziś już mogę podpisać się oficjalnie.
Łukasz Kulik
Kandydat na Prezydenta
Ostrołęki. ■
Tu nie Rozogi Jasiu. W Ostrołęce była okupacja
Tadeusz
Chabudziński
„Choć miałem zaledwie 6 lat pamiętam tę datę. Walki były bardzo ciężkie
. Nad naszymi głowami przez długie
dni i noce latały pociski. W obie strony. Z przerażeniem słuchaliśmy dzień
i noc świstu pocisków artyleryjskich .
Niemcy najbardziej bali się „katiusz”.
Robiły wrażenie , zwłaszcza przy nocnym ostrzale...\ Gdy Rosjanie weszli do
Ostrołęki cieszyli się wszyscy. Rosjanie
traktowali nas dobrze. PiSu nie rozumiem, są tam ludzie przepełnieni nienawiścią i kłamstwem.. „ – wspomina Pan Stanisław.
Problem ignorowania daty 6 września 1944 roku od czasu przejęcia
władzy w Ostrołęce przez PiS poruszam co roku. Nie muszę, ale
chcę. 70 lat temu tego dnia Ostrołęka po 5 latach hitlerowskiego terroru została po ciężkich walkach
wyzwolona. W Ostrołęce pozostały ślady tego wydarzenia. Mamy
ulicę 6 Września, mamy też ulicę
Aleksandra Gorbatowa, który dowodził wojskami wyzwalającymi
Ostrołękę. Jest też wojskowa nekropolia z grobami ponad 10.000 żołnierzy poległych w tym okresie
z rąk faszystów.
Niezależnie jak trudna jest historia Polski i jej relacje z sąsiadami,
to podłością jest zakłamywać fakty, a te są takie, że niejednokrotnie biliśmy się z sąsiadem by za
chwilę wspólnie z nim bić innego. Dlatego w przeddzień 70 rocznicy wyzwolenia Ostrołęki z faszystowskich rąk pragnę przypomnieć fragmenty mojej opinii
w tej sprawie.
„6 września. Historia niechciana”. Od czasu, gdy w Ostrołęce siłą przewodnią jest jedynie słusz-
na partia PiS, spotykam się co rok
z niecodzienną sytuacją. Okazuje
się bowiem, że w historii Ostrołęki znajduje się „biała plama”. Obejmuje ona czas od 9 września 1939 r.
do 6 września 1944 r.
Pisowscy interpretatorzy historii z lubością oddają się procesjom
i wiecom z każdej okazji, niezależnie czy jest ona obwarowana klimatem święta państwowego, kościelnego, lub w ramach walki z nudą. Generalnie obchody pisowskiej
smuty i pseudopatriotyzmu obchodzone są w Ostrołęce 10 kwietnia, za przyczynkiem jak twierdzą,
zamachu na rządowego Tupolewa.
To jednak niewiele w porównaniu
z corocznymi obchodami ku chwale napadających po wojnie na konwoje z wypłatami wyklętymi. Tak
czy inaczej poświęca się im pomniki, banery, muzea, organizuje gale,
festiwale i piesze wycieczki.
Początek „białej plamy” datowany na 9 września 1939r. to począ-
tek okupacji hitlerowskich Niemiec
w Ostrołęce, który to okres kosztował nasze miasto i okolice tysiące
ofiar ludzkich. To w naszym mieście do czerwca 1940 roku szefem
gestapo był jeden z największych
oprawców hitlerowskich SSman
Wilhelm Boger, twórca wymyślnych tortur tzw. huśtawka Bogera,
współorganizator obozu zagłady
w Oświęcimiu. Reżim hitlerowski
trwał do 6 września 1944r.
Ostrołękę wyzwoliła Armia Radziecka , a dokładnie żołnierze
3 Armii 2 Frontu Białoruskiego
pod dowództwem gen. płka Aleksandra Gorbatowa. Nie Francuz,
nie Brytyjczyk, nawet nie oświecony Niemiec, a „ruski”!
Wystarczy to ratuszowym rusofobom by 6 września nie pojawiła się nawet najkrótsza wzmianka o fakcie wyzwolenia Ostrołęki. Na flagi czy uroczyste
obchody nie ma co liczyć. Dyrektorzy szkół którzy prześcigają się
w organizowaniu uroczystych
apeli na potrzeby domorosłych historyków z PiS doprowadzili do tego, że ostrołęckie dziecko nie wie
kiedy wyzwolono jego rodzinne
miasto spod hitlerowskiej okupacji.
Niezależnie od zaszłości i trudnej
historii między sąsiadami nie wolno lekceważyć tak ważnego okresu
w dziejach miasta. Historycznym
nietaktem, jeśli nie głupotą jest
ignorowanie ważnych dla historii miasta dat w tym daty jego wyzwolenia. Czy to się podoba PiSowi czy nie 6 września 1944 r. ostrołęczanie z radością witali uwolnienie od hitlerowskich rzeźników.
Panie prezydencie Januszu Kotowski, panie pośle Arkadiuszu Czartoryski apeluję też do Was. Ostrołęka to nie Rozogi i nie Czartoria.
W Ostrołęce była okupacja. Hitlerowska okupacja pełna ofiar i cierpienia, a nie tylko wyklęci i bezpieka. Uszanujcie to.” ■
Najlepsza siłownia w Ostrołęce
Centrum Kulturystyczne Genetic
ul. Piłsudskiego 40 / Ostrołęka
TRENINGI PERSONALNE
PORADY DIETETYCZNE
SKLEP
tel: 515 919 440
10
RO • poniedziałek 25.08.2014
Odmieniona Narew
na nowy sezon
oknie transferowym ekipę niebiesko-czerwonych opuścił również podstawowy golkiper Andrzej
Łyziński. 34-letni zawodnik po odniesionej kontuzji w meczu z Wisłą
II Płock leczy kontuzję ręki i w rundzie wiosennej nie wróci na boisko.
Niezwykle doświadczony bramkarz
został nowym szkoleniowcem ostrołęckiej Korony, która po spadku do
IV ligi mazowieckiej, chce ponownie wrócić na wyższy poziom rozgrywkowy. Ostatnim ubytkiem kadrowym w ekipie niebiesko-czerwonych jest Piotr Dawidzki. Powracający po kontuzji zawodnik w nowym
sezonie wybiegnie na boisko w barwach ostrołęckiej Korony.
Transferowa ofensywa
MARCIN GAŁĄZKA MA BYĆ WZMOCNIENIEM LINII POMOCY
Piłkarze ostrołęckiej Narwi na starcie
nowego sezonu rozbili w wyjazdowym spotkaniu MKS Ciechanów 4:0.
Podopieczni trenera Dariusza Narolewskiego mocnym akcentem rozpoczęli walkę o awans do III ligi. Sam
szkoleniowiec podkreśla, że chce
zbudować silny zespół, który stać będzie na skuteczną batalię o awans do
wyższej klasy rozgrywkowej.
Początek okresu przygotowawczego dla niebiesko-czerwonych nie był
wymarzony. Prezes Robert Bartkowski i trener Dariusz Narolewski rozpoczęli go od urlopu, a treningi oficjalnie prowadził dyrektor sportowy Piotr Wiski. Kilku czołowych
zawodników Narwi zaczęło się
wówczas rozglądać za nowym klubem.
Nie chcieli grać w Narwi
Na przejście do ligowego rywala
z Ostrowi Mazowieckiej zdecydował
się pomocnik Mateusz Pełtak, który
w ubiegłym sezonie był jednym z filarów drużyny z Witosa. Ten sam
kierunek obrał również Dominik
Dzwonkowski. Działacze Ostrovii
mieli ponownie zakusy na kapitana Narwi Piotra Strzeżysza. Niezwykle doświadczony zawodnik rozegrał nawet jeden sparing w barwach
ostrowskiego klubu, jednak ostatecznie postanowił pozostać w klubie z Witosa. Już na początku okresu przygotowawczego było wiadomo, że w Ostrołęce nie zostaną dwaj
bardzo utalentowani młodzieżowcy.
Bramkarz Norbert Dobkowski przeniósł się do Znicza Pruszków, z kolei obrońca Jakub Parzych będzie
kontynuował swoją piłkarską karierę w SMS Łódź. W nowym sezonie
w barwach ostrołęckiej Narwi nie
zobaczymy również Adriana Walendziewskiego, Karola Pietrasiaka
i Michała Lelujki, którzy obecnie szukają sobie nowych klubów. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Ukraińca Wołodymyra Khomyna, który początkowo miał kłopot z
uzyskaniem wizy na pobyt w Polsce.
Obecnie szuka klubu i raczej w Narwi już go nie zobaczymy. W letnim
Mimo, że Narew opuściła grupa ponad dziesięciu zawodników nie
można powiedzieć, że klub w nowym sezonie ma słabszą kadrę.
Największym problemem jest jednak pozycja bramkarza. O tym, że
zastąpić w bramce Andrzeja Łyzińskiego nie będzie łatwo, nikogo nie
trzeba przekonywać. Jednym z piłkarzy, którzy mają powalczyć o pozycję numer jeden ma być Krzysztof
Myśliński. 23-letni golkiper ostatnią
rundę spędził w zespole Forty Piątnica i zbierał za swoje występy dobre recenzje. Jego rywalem o miejsce
w wyjściowym składzie jest Kamil Rymek. 17-letni bramkarz wcale
nie stoi na straconej pozycji w walce
o wyjściowy skład, bo ma jeden zasadniczy atut.
- W sytuacji, kiedy wystawię Kamila Rymka, mam możliwość wystawienia jednego młodzieżowca mniej
w polu - podkreśla trener Narwi Dariusz Narolewski. - Wcale nie jest powiedziane, że to Krzysztof Myśliński
będzie cały czas pierwszym bramkarzem. Mamy dodatkowe rozwiązania, z których możemy skorzystać.
Trzecim z golkiperów w ekipie niebiesko-czerwonych jest 17-letni Michał Kruczkow. To zawodnik, który
już wiosną trenował z pozostałymi
bramkarzami Narwi, ale wówczas
nie był zgłoszony do rozgrywek.
Kontuzje dwóch środkowych obrońców – Piotra Dawidzkiego i Jakuba Zalewskiego sprawiły, że zarząd
klubu musiał zacząć rozglądać się
za nowymi zawodnikami. Do klubu już na początku okresu przygotowawczego przyszedł zawodnik
ŁKS Łomża 25-letni Robert Cychol.
To zawodnik, który może występować zarówno w formacji defensywnej, jak i pomocy. Drugim z zawodników, który ma wzmocnić linię
obrony jest 24-letni Piotr Prusinowski, który ostatnio był zawodnikiem
Orła Kolno.
W linii pomocy nową twarzą
w ostrołęckiej Narwi jest z kolei
25-letni Marcin Gałązka. To kolejny zawodnik z Łomży, który dołącza do ekipy niebiesko-czerwonych
w letnim okienku transferowym, ale
z pewnością jeszcze nie ostatni.
Marcin Gałązka ostatnio występował w barwach Wissy Szczuczyn,
a wcześniej reprezentował jeszcze
barwy SMS Łódź, ŁKS Łomża i Orła
Kolno. W drużynie ostrołęckiej Narwi ma występować w środku pola
i stworzyć świetny duet rozgrywających wraz z Piotrem Strzeżyszem.
W rundzie jesiennej w Narwi zobaczymy również utalentowanego
18-letniego pomocnika Krzysztofa
Majewskiego, który trafił na Witosa
na zasadzie wypożyczenia z ostrołęckiej Korony.
Istotnym wzmocnieniem linii pomocy lub ataku powinien być Adrian Mleczek. Utalentowany 21-letni zawodnik miał w przyszłym sezonie grać w zespole Płomienia Ełk.
Mimo, że uzgodnił warunki indywidualnego kontraktu, postanowił
ostatecznie wybrać grę dla ostrołęckiego klubu. Gra w niebiesko-czerwonych barwach rozpoczęła się dla
niego pechowo, bo w sparingowym
spotkaniu z Koroną Ostrołęka doznał kontuzji. W najbliższych dniach
powinien być jednak już do dyspozycji trenera Dariusza Narolewskiego. Ciekawym nabytkiem Narwi jest
również 20-letni napastnik Damian
Drężewski. To wychowanek ostrołęckiej Korony, który w swojej karierze grał już m.in. w barwach Wisły
Płock, a ostatnio Calisii Kalisz. W nowym sezonie do kadry seniorów zostali dołączeni również zawodnicy
z drużyn młodzieżowych: Grzegorz
Knap, Bartosz Pędzich i Mateusz Kaczyński.
Budują drużynę na awans
Trener ostrołęckiej Narwi Dariusz
Narolewski podkreśla, że chce konsekwentnie budować drużynę, która ma powalczyć o awans do III ligi. Zarząd klubu nie stawia przed
szkoleniowcem konkretnych celów,
ale wszyscy liczą na wysokie miejsce
w rozgrywkach.
- Ten zespół stać na miejsce w pierwszej piątce IV ligi - uważa szkoleniowiec Narwi. - To taka liga, w której
ze wszystkimi zespołami możemy
powalczyć o zwycięstwo. Chcemy
konsekwentnie budować drużynę,
która wywalczy awans do III ligi. Początek sezonu jest bardzo obiecujący,
bo Narwianie na starcie rozgrywek
odnieśli wysokie zwycięstwo nad
MKS Ciechanów 4:0. Na listę strzelców wpisywali się: Damian Drężewski, Piotr Kubat, Mateusz Sowa i Daniel Wargulewski. W spotkaniu nie
mogli wystąpić jeszcze kontuzjowani: Jakub Zalewski i Adrian Mleczek. To wszystko sprawia, że w kolejnych meczach trener Dariusz Narolewski może mieć do dyspozycji
jeszcze silniejszą kadrę. Najbliższe
starcie ostrołęckiej Narwi przed własną publicznością w sobotę, 30 sierpnia na stadionie przy ulicy Witosa.
Rywalem niebiesko-czerwonych będzie Ostrovia Ostrów Mazowiecką.
Początek starcia zaplanowane jest na
godz. 14.00.
TEKST I FOT. ARKADIUSZ DOBKOWSKI
RO • poniedziałek 25.08.2014
Droga do doskonałości
Przepis na sukces jest prosty: talent i ciężka praca. Przy czym praca to cztery piąte całego wysiłku. Talent się przydaje.
Jednak bez pracy jest na nic. Str. II – IV
EMILIA PŁASZCZYŃSKA, NAJLEPSZA OSTROŁĘCKA KARATECZKA, OPOWIEDZIAŁA NAM O ROLI KONSEKWENCJI, SYSTEMATYCZNOŚCI I WYTRWAŁOŚCI W DRODZE DO SUKCESU
FOT. MICHAŁ PIERSA
II
Ostrołęcki karate mistrz
Na pierwsze zajęcia Emilia
Płaszczyńska poszła w wieku dziewięciu lat i już została.
Dziś walczy z najlepszymi karatekami na świecie. Jest jedyną w swoim klubie dziewczyną z czarnym pasem, ale jak
mówi nie ma z tego powodu forów. Choć początki nie były łatwe, ciężką pracą i wyrzeczeniami osiągnęła sukces.
Pierwszy trening
W trzeciej klasie szkoły podstawowej zobaczyłam plakat na
drzwiach szkoły mówiący o zapisach na karate. Tata początkowo nie pozwalał mi pójść. Marudziłam dobre trzy tygodnie.
W końcu zaprowadziła mnie
mama. Od tamtej pory ćwiczę już bez żadnych przerw. Tata myślał chyba, że to jakaś moja kolejna zachcianka i marudzenie. A nic konkretnego. Dlatego
nie chciało mu się mnie zaprowadzić. Byłam mała i sama bym
tam nie dotarła. Nie było przekonania, że karate to walka i coś
złego.
Mój pierwszy trening odbył się
w Szkole Podstawowej nr 6. Zaczęłam trenować u syna i córki mojego dzisiejszego trenera Wiesława Orzoła. To była sobota. Pojechałam tam z kolegą,
z którym znam się do dziś. Było mnóstwo dzieci, ja strasznie
się bałam. Niby chciałam iść, ale
stres był ogromny. Wszyscy wydawali mi się groźni, bo my by-
CHOĆ UPRAWIA MĘSKI SPORT ZAWSZESTARA SIĘ BYĆ KOBIECA.
liśmy w dresach, a oni w zielonych kimonach. Dla mnie wtedy to był kosmos. No ale po rozgrzewce były zabawy i jakoś to
poszło. Ale na początku ogromny strach czułam w sercu.
Kiedy będziemy walczyć?
Naprawdę dużo dzieciaków
z Ostrołęki i okolic chodzi na zajęcia karate. Od najmłodszych po
już zaawansowanych. Ja prowadzę zajęcia w przedszkolu. Tam
miałam jedną dziewczynkę, która miała 3,5 roku, ale są dzieci nawet do pięciu więc rozbieżność
jest ogromna. Poza przedszkolem, czyli powyżej piątego roku
życia dzieciaków jest już naprawdę bardzo dużo. Potem już ograniczeń wiekowych nie ma, bo
mamy grupę oldbojów, którzy są
FOT. MICHAŁ PIERSA
już bardzo zaawansowani.
Ogromnym problemem jest to,
by przyciągnąć dzieciaki do tego sportu. Pierwsze pytanie to
właśnie kiedy się będziemy bić
albo czy ja mogę uderzyć w głowę, w brzuch, czy on padnie?
I z dzieciakami to jest tak, że
trzeba trochę odciągnąć od tego uwagę. U dorosłych trening
wygląda tak, że stajemy i ćwi-
RO • poniedziałek 25.08.2014
czymy jakieś uderzenie. I możemy ćwiczyć naprawdę długo,
żeby ono było naprawdę idealne. Bo w karate do tego się dąży - do perfekcji. Dzieciaki za to
szybko się nudzą. Trzeba je zabawiać, wymyślać zwariowane
rzeczy. Muszę się wcielać w jakieś aktualne postacie z bajek,
żeby to miało ręce i nogi. Najtrudniejsze jest właśnie to wymyślanie. Na początku to są tylko zabawy, ale już wtedy staramy się im wpoić dyscyplinę
i szacunek, bo tego właśnie uczy
karate. Część dzieciaków trafia
na pierwszy trening z własnej
woli, zafascynowana bajkami,
część przyprowadzają rodzice,
którzy chcą spożytkować jakoś
tę energię. Często mama przyprowadza jakiegoś łobuziaka na
trening i prosi żeby go porządnie wymęczyć, żeby on już w
domu, wieczorem nie rozrabiał.
Zawsze na treningu powtarzamy taką zasadę, że nie będziemy rozpowszechniać sztuki karate poza tą salą. Kiedyś przyszła do mnie mama z prośbą,
by powiedzieć jej synowi, że on
może pokazać rodzicom w domu to czego się nauczył. Tata
poprosił go w domu, żeby pokazał mu jakieś chwyty ale on
nie chciał, no bo takie są zasady. Mówił "tato ale ja nie mogę, przyjdź na trening to zobaczysz". I mama poprosiła bym,
powiedziała, że rodzicom może.
Kiedy w telewizji leciała bajka
“Kung Fu Panda” dziewczynki
pytały mnie na treningach czy
one kiedyś kopną tak z wyskoku jak ta panda. Na początku
zastanawiałam się jaka panda?
Nie pamiętam wszystkich bajek.
III
RO • poniedziałek 25.08.2014
PO WALCE Z MISTRZYNIĄ ŚWIATA WIE, ŻE TERAZ NIE MA JUŻ ŻECZY NIEMOŻLIWYCH.
Myślę, że wszystkie są dobre jeśli nie namawiają do niczego złego. Bo najgorsze w tych współczesnych bajkach jest to, że są
dalekie od sielanki. Kiedyś nie
było takiej agresji w kreskówkach. Sądzę, że właśnie nadmiar
tej agresji to nic dobrego.
Nie od razu przychodzą sukcesy
Pierwszy raz na zawodach startowałam w Przasnyszu. Młode
Lwy – tak się nazywał ten turniej. Nie wiem czy byłam z niego specjalnie zadowolona, chyba
nie. Bo ja przez pierwsze lata nic
nie zdobyłam, byłam zupełnym
beztalenciem jeśli chodzi o karate. Jak mam zdjęcia z tego okresu i widzę dziś swojego nogi
i ręce takie wykręcone to widzę,
że naprawdę byłam słaba. Mój
trener nawet mówi, że Emilka
swoją pracą zmieniła to co było na początku. Ja jestem takim
dobrym przykładem tego, że nawet jeśli się nie ma talentu i jest
strach przed tym co by się chciało, ale nie wiadomo czy się podoła to nie ma się czego bać, bo
wszystko można wypracować.
Talent to jest jakieś 20%, reszta to
ciężka codzienna praca.
Każdy start dla mnie jest ważny, bo każda zawodniczka jest
inna. Jedna z moich najważniejszych jeśli chodzi o moje zadowolenie walk, choć nie przełożyło się to na wynik to była moja ostatnia walka na Mistrzostwach Europy w Bułgarii.
Walczyłam tam z mistrzynią
świata mistrzynią Rosji. Byłam
FOT. MICHAŁ PIERSA
bardzo przestraszona. Jak zobaczyłam wyniki losowania to pomyślałam, że mam największego pecha na świecie. Na trzydzieści zawodniczek akurat
ona. Od razu łzy w oczach, bo
ja jestem z tych co to się stresują, płaczą. Przed samą walką
mój trener mnie zmobilizował,
powiedział, że to ona ma coś do
stracenia, a nie ja. Wyszłam i zawalczyłam. Doprowadziłam do
dogrywki. Potem co prawda on
a wygrała, ale nie znacząco. Po
prostu sędziowie tak zdecydowali. Także sądzę, że to jest mój
największy sukces.
po studiach wróciłam z Warszawy do Ostrołęki. Japonia to
zupełnie inny kraj, inna kultura. Taki porządek, harmonia.
U nas jest bałagan, i na chodnikach i między nami ludźmi.
Wszyscy się przepychają. Tam
ludzie w metrze ustawiają się
w kolejce. Mieliśmy takie
śmieszne zdarzenie. Postawiłam butelkę z wodą mineralną
pod takim drzewem przy wejściu do parku z pięknymi roślinami. Robimy sobie fotki, a ta
butelka tam stała. W pewnym
momencie podszedł strażnik
i wyrzucił ją do kosza.
Gorycz porażki w kraju kwitnącej wiśni
Było mi przykro kiedy sędziowie ogłosili, że przegrałam drugą walkę w Japonii. Nie było dogrywki, a ja nie czułam się po-
Japonia jest piękna, ale do zwiedzania. Ja jestem zwolenniczką mniejszych miast, dlatego
bita. Nie pojechałam do Japonii wygrać, bo nie czułam się
aż tak wspaniała, że jadę i wygrywam wszystko. To jest błędne myślenie. No ale kiedy kończy się walka ma się świadomość czy się dostało łomot czy
nie. Ja się nie czułam przegrana. Wręcz sądzę, że te ostatnie
dwadzieścia sekund było dla
mnie. Dostałam porcję mocy
i czułam, że to jest ten moment
kiedy mogę coś wywalczyć, ale
wynik sędziów był inny. Niestety musiałam się z tym pogodzić . Jak to ja, siadłam w kącie,
łzy w oczach się pojawiły. Ale
myślę sobie, że gdybym wtedy
wygrała to może obrosłabym w
piórka i myślała, że już jestem
wspaniała. Trochę mnie to postawiło do pionu. Choć począt-
IV
RO • poniedziałek 25.08.2014
Ostrołęcki karate mistrz
dokończenie ze stron II i III
kowo sądziłam, że to karate to takie niesprawiedliwe, dopiero potem przyszło myślenie, że następnym razem to ja im pokaże. Jeśli
wszystko dobrze pójdzie to już
w 2015 roku. Zależy od sezonu.
Jedyna taka z czarnym paskiem
Czarny pas zdobyłam już cztery lata temu. Myślę, że niedługo przymierzę się do kolejnego dana. Fizycznie było trudno,
ale fizycznie byłam przygotowana. Egzamin był pod koniec wakacji więc lato poświęciłam na
przygotowania. Codziennie byłam w klubie z laptopem. Wszystkie techniki, układy, które trzeba
znać. Trenowałam i sama i z trenerem. Najgorsze było chyba chodzenie na rękach. To było też duże wyzwanie psychiczne. Bo jednak nie zdaje się tego przed polskim trenerem, ale przyjeżdża
osoba z Japonii i ona jest obiektywna, nie ma co liczyć na to, że
ktoś przymknie oko. Ja przed egzaminem byłam bardzo zdenerwowana, powiedziałam wręcz,
że ja go nie zdaje, nie chce. Myślę, że gdyby nie trener to bym
nie poszła.
Czy pas coś zmienił? No już nie
nazywają mnie sempai tylko sensei. Poza tym dla mnie to chyba
niewiele. Może raczej dla tych,
którzy widzą że ja go mam. Traktują mnie poważniej. Może też
chodzi o to, że mam większą motywację. Już nie mogę sobie pozwolić na obijanie się, niestaranność. Nie chcę żeby ktoś pomyślał, że mam czarny pasek a oszu-
kuje. Nie chcę żeby ktoś miał
wątpliwości czy on mi się należy.
Chociaż jestem jedyną dziewczyną z czarnym paskiem, u facetów
z klubu nie mam forów. A powinnam. Ja się ich wręcz domagam,
a oni mi ich nie dają. Są mili, ale
forów nie mam. Nie wiem czemu.
Jedyne co to nie noszę ciężarów
jak trzeba coś przenieść, ale z tego się cieszę.
Z Warszawy do Ostrołęki na trening
Jeśli ktoś robi to co kocha to nie
czuje się wyrzeczeń. Ja nie stosuje
jakiejś specjalnej diety, słodyczami też nigdy się nie opychałam.
To co najbardziej u mnie ucierpiało przez treningi to życie towarzyskie. Jak u każdego sportowca.
Dla znajomych jest czas tylko wtedy jak nie ma zawodów. Ja trenuje najczęściej wieczorem. Po półtoragodzinnym wycisku ja już nie
ma siły iść na imprezę. Jak przychodzi sobota i trenuje do 22 to też
nie mam siły wyjść. No więc moje przyjaciółki na to narzekają. Na
studiach też tak było, że dziewczyny wychodziły na miasto, a ja na
trening. Na szczęście mam takich
znajomych i narzeczonego, którzy
to doskonale rozumieją. Oni wiedzą, że gdybym tego nie robiła byłabym bardziej sfrustrowana.
Kiedyś chciałam być nauczycielką wf-u, myślałam że będę uczyć
i prowadzić karate. Ale chyba nawet rodzice nie chcieli. Poza tym
pomyślałam, że jeśli przytrafi mi
się jakaś kontuzja to koniec. Wtedy nie zostanę nawet nauczyciel-
ką. Dlatego wybrałam biologię.
W razie gdyby mi coś, kiedyś nie
wyszło. Tam kontuzje nie przeszkadzają. To była druga opcja na
życie. Czy to pasja? Okaże się kiedy
zacznę pracę. Na razie jej szukam.
Studiowałam dziennie w Warszawie. Nie chodziłam tam do klubu,
wiec musiałam dojechać do Ostrołęki i jakoś to pogodzić. Na szczęście trener pracuje pod Warszawą
więc dojeżdżaliśmy też tam, ale
w każdy weekend musiałam być
w moim klubie. Przed zawodami
częściej. Czasem było tak, że kończyłam zajęcia na uczelni brałam
kimono i jechałam do Ostrołęki.
Na drugi dzień rano wracałam. To
zabiera bardzo dużo czasu, szczególnie, że jeździłam autobusem
a nie samochodem. Najgorszy jest
ten czas. Nauka w nocy, albo rano,
bo mam trening. Jak się chce coś
osiągnąć to trzeba się liczyć z tym,
że coś ucieknie.
Chcę mieć czas dla dzieci i męża
Chciałabym zostać w Ostrołęce.
Ale to zależy od tego czy znajdę
pracę. Teraz skończyłam studia,
obroniłam się i daję sobie czas na
poszukiwania. Nie lubię Warszawy. Tego pośpiechu, zgiełku. Tam
w metrze jeśli mamy czekać trzy
minuty to się denerwujemy czemu tak długo, czemu nie minuta,
ja już chcę jechać. Poza tym wydaje mi się, że tam nie ma miejsca na rodzinę, męża, dzieci. W
Ostrołęce jest. Widzę to po mojej
mamie, która umiała to wszystko pogodzić i zawsze miała dla
nas czas. Taki typ rodziny chciałabym mieć, że ja jestem dla rodziny, dla męża, dla dzieci a nie tylko
dla pracy. ■
WYZNANIA EMILII PŁASZCZYŃSKIEJ
SPISAŁA ANNA SIUDAK
KARATE NAUCZYŁO JĄ SAMOKONTROLI I WYTRWAŁOŚCI. TAM WSZYSTKO MUSI BYĆ PERFEKCYJNE.A
FOT. MICHAŁ PIERSA
V
RO • poniedziałek 25.08.2014
Wolny słuchacz bez matury
Studia bez matury? Do niedawna było to absolutnie niemożliwe. Okazuje się, że zdany egzamin dojrzałości to już nie przepustka do życia studenckiego.
Uczelnie niepubliczne wpadły
na pomysł żeby zarabiać na
tych, którym noga się powinęła.
A jest ich niemało.
85 tysięcy potencjalnych studentów
Już od kilku lat nie ustaje w Polsce dyskusja o zasadności przeprowadzania matur w takim trybie jak obecnie. Jedni narzekają, że
za trudne, inni, że to kpina z tego
najważniejszego w życiu oficjalnego egzaminu. Nowe matury, obowiązujące od kilku lat, miały uczyć
przede wszystkim logicznego myślenia, a okazuje się, że uczą myślenia szablonowego. Egzaminatorzy nie patrzą już na kreatywność
ucznia, ale na to czy napisał to co
znajduje się w arkuszu odpowiedzi. Jeśli nie, punktów nie ma.
Do zdania matury potrzeba tylko
30% właściwych odpowiedzi. Często jednak okazuje się, że nawet to
minimum jest trudne do osiągnięcia. W tym roku taki problem miało
aż 30% maturzystów, czyli około 85
tysięcy potencjalnych studentów.
Nie zdałeś? Zostań wolnym słuchaczem
Co robić przez kolejny rok kiedy
czekamy na poprawkę? Rówieśnicy idą na studia, o pracę trudno.
Zostają ewentualne kursy czy staże. Losem tych 85 tysięcy młodych
ludzi zainteresowały się ostatnio
uczelnie niepubliczne, które proponują rok zerowy studiów. Są to
odpłatne kursy, gdzie ci, którzy
nie zdali matury mogą chodzić na
wszystkie zajęcia z wybranego kierunku studiów, zdawać egzaminy
i zdobywać zaliczenia. Przyszli studenci dostają status wolnego słuchacza. Chodząc na zajęcia mogą
cały czas poszerzać swoją wiedzę
i nie tracą roku siedząc w domu.
bierze pod uwagę, że nie wszyscy
są uzdolnieni w każdym kierunku. Ktoś kto bez problemu zda język polski może mieć problem z matematyką. 30% to niewiele, ale jednak wymaga znajomości podstaw.
Część tych, którzy nie zdali to też
ci, którym mimo wiedzy powinęła się noga. Może stres, może choroba. Oni także mogą trafić na dodatkowe kursy.
Wolny słuchacz to nie to samo co
student. Nie dostaje legitymacji, nie
może też korzystać ze zniżek dla
studentów. Mimo wszystko pomysł
daje możliwości. Ci, którym uda się
zdać maturę w kolejnym podejściu
mogą złożyć papiery i dostać się od
razu na drugi rok studiów. Teoretycznie.
Nie ma się co dziwić uczelniom prywatnym, że szukają coraz to nowych rozwiązań na przyciągnięcie
studentów. Tych z każdym rokiem
jest coraz mniej. Jeszcze w zeszłym
roku duża grupa tych, którzy matur
nie zdali nie mogła zostać potencjalnym klientem. Teraz otwierają się
zupełnie nowe rynki. A 85 tysięcy
takich potencjalnych klientów to już
naprawdę sporo.
Ofertę roku zerowego przygotowały między innymi Niepubliczna
Wyższa Szkoła Medyczna, Wyższa
Szkoła Gospodarki Euroregionalnej im. Alcide De Gasperi w Józefowie, Ligwistyczna Szkoła Wyższa w Warszawie czy Wyższa Szkoła Biznesu w Nowym Sączu. Ta
ostatnia uczelnia została szczególnie dokładnie skontrolowana, ale
mimo to nie zamierza rezygnować
z pomysłu.
Twarde prawo, ale prawo
Dlaczego pomysł budzi więc tak
wiele kontrowersji? Otóż chodzi
o to, że polskie prawo nie przewiduje takiej sytuacji i zabrania przyj-
Demograficzne tsunami
UCZELNIE CORAZ CZĘŚCIEJ KSZTAŁCĄ DLA DYPLOMU A NIE WIEDZY
mowania wolnych słuchaczy od razu na drugi rok. Ponieważ pomysł
jest nowy, ewentualne kary mogą być nałożone na uczenie dopiero po roku, czyli wtedy kiedy wolni
słuchacze zaczną naukę od drugiego roku. Ci, którzy zdecydują się na
studia przed zdaniem matury będą
zapewne zmuszeni do ponownego
zdawania egzaminów.
Pomijając kwestie prawne pomysł
takiego zerowego studiowania może być ciekawą alternatywą dla
tych, którzy chcą sprawdzić czy dane studia są właśnie dla nich. Ciężko to stwierdzić powołując się na
opinie znajomych czy innych studentów. Najlepiej ocenić wszystko samodzielnie. Roczny kurs podczas którego nic nie tracimy, a możemy jedynie zyskać mógłby rozwiać wiele obaw. Nawet jeśli będą
oni musieli powtórzyć rok to przecież zawsze można zapisać się do
innego wykładowcy.
Studia dla dyplomu, nie wiedzy
Problem studiów bez matury zwrócił też uwagę na inną kwestię.
W Polsce studiuje się dla dyplomu,
a nie dla nauki. Nikt nie pyta młodych ludzi czy chcieliby się czegoś
przez ten rok nauczyć czy też liczy
się dla nich zdobycie papierka. Jeśli to drugie to faktycznie nie ma po
co robić dodatkowych kursów. Chociaż te, dobrze poprowadzone mogłyby przybliżyć niedoszłych maturzystów do zdania egzaminu.
Dodatkowym problemem jaki widzi wiele osób, jest obniżenie standardów. No bo jeśli ktoś nie zdał
matury to jak może być gotowy na
podjęcie studiów. Niewiele osób
Oferta to też efekt niżu demograficznego, który sprawia, że coraz
mniej jest chętnych na studia płatne. A jak wynika z raportu "Demograficzne tsunami" przygotowanego przez Instytut Rozwoju Kapitału Intelektualnego im. Sokratesa. z każdym rokiem będzie ich coraz
mniej. Okazuje się, że liczba studentów może spaść tak gwałtownie, że
wszyscy znajdą miejsce na uczelniach państwowych.
Czy pomysł się przyjmie zobaczymy zapewne za rok.
ANNA SIUDAK
VI
RO • poniedziałek 25.08.2014
Studenci wielkiego przełomu
Fugazi był miejscem z zupełnie innej bajki, bo zajmował
się na poły misyjnym promowaniem muzyki alternatywnej
i rockowej. Co tu się nie działo!
Ale klub też szybko został zamknięty. Właściciele zdecydowali, że nie będą płacić gangsterom za wymuszoną ochronę. A
działając dalej nie chcieli narażać bezpieczeństwa klientów.
ZDJĘCIE Z ZASOBÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO FOT. G. RUTKOWSKA
Może to zabrzmi dziwnie, ale
Ostrołęka miała kiedyś środowisko studenckie. Środowisko było liczne i wielkomiejskie. Spotykało się regularnie - w zmiennym składzie.
Raz na tydzień, po południu
w niedzielę.
Miejscem spotkań był ostrołęcki dworzec kolejowy. Dopóki odjeżdżały stąd pociągi do
Warszawy, Olsztyna i Białegostoku, korzystali z nich studenci. Za komuny i do połowy
lat 90. studenci mieli prawo do
ulgowych biletów na pociągi,
a na pekaesy już nie. Akademicka młodzież z naszego małego miasta tłumnie więc korzystała z pociągów, gdy po weekendzie w rodzinnym domu trzeba było wrócić na studia.
Potem sytuacja zaczęła stopniowo się zmieniać. Odwracać. Rosnąca konkurencja na drogach
i wciskający się na rynek prywatni przewoźnicy zmusili pekaesy do wprowadzenia promocji i zniżek dla studentów.
Jednocześnie nieruchawa i niewydolna kolej, w starym bolszewickim stylu, zamiast przyciągnąć odpływających do autobusów pasażerów, zrobiła im
na złość likwidując połączenia
z Białymstokiem i Olsztynem,
a w kierunku Warszawy zmuszając do kłopotliwych przesiadek w Tłuszczu.
Kiedyś jednak było inaczej. Około piętnastej kilka miejskich autobusów zwoziło studencką brać
na plac Dworcowy, przy dwóch
otwartych kasach (naprawdę
były wtedy otwarte kasy!) ustawiały się kolejki młodych ludzi
z wypchanymi ponad dopuszczalną fabryczną objętość plecakami ze stelażami. W plecakach
pobrzękiwały słoiki.
Na peronach i w okolicach
dworcowego budynku kwitło
życie towarzyskie. Zwłaszcza
gdy pociągi się spóźniały, albo
między przyjazdem czerwoniaka (bo w Ostrołęce były kiedyś
czerwone autobusy) a odjazdem
pociągu było więcej niż kwadrans czasowgo zapasu. Na papierosie, przy flaszce piwa, bądź
naprędce skręconego wina omawiało się sprawy bytowe: gdzie
można wynająć mieszkanie, jak
wkręcić się do modnego klubu
w Warszawie (które kiedyś były zupełnie innymi instytucjami
niż obecnie), jak znaleźć dorywczą pracę albo martwą duszę
do akademika. Bo już wtedy na
początku lat 90. posmakowaliśmy nieco dobrobytu. Na kredyt
i na wyrost poczuliśmy się Zachodem i częścią wolnego świata. Trzyosobowy pokój w akademiku uznawało się za kołchoz.
Niektórzy meldowali więc do
trzyosobowego pokoju martwą
duszę czyli fikcyjnego lokatora
z autentycznymi danymi, której czynsz pospołu finansowali
i mieszkali w jednym pokoju po dwie osoby, jak paniska.
W dzisiejszym opresyjnym
państwie na pewno byłaby
z tego duża afera gospodarcza
a studentów meldujących martwe dusze zamkniętoby w więzieniu. Wtedy jednak trwały
w najlepsze pierwsze złote lata
wolności a organy ścigania walczyły z prawdziwymi przestępcami. Na pijących alkohol pod
chmurką, samotne matki przewożące dzieci w bagażniku samochodu i studentów kreujących w akademikach alternatywną rzeczywistość, organom
od ścigania nie starczało wtedy
czasu.
Wspomniane modne kluby nie
były jak dziś dyskotekami techno, które nazwały się klubami,
bo dyskoteka zaczęła uchodzić
za synonim wieśniactwa. Najbardziej oblegane warszawskie
kluby to były Dekadent i Fugazi.
Dekadent miał bardziej popowy i egalitarny charakter. Choć
opinię zszargał mu przestępczy
skandal, gdy w połowie lat 90.
okazało się, że w towarzystwie
rozebranych nastolatek bawią
się tam wspólnie dziennikarze
publicznej telewizji i gangsterzy z uważanego za najgroźniejszą zorganizowaną grupę przestępczą w powojennej historii
Polski - gangu pruszkowskiego. Ten skandal na tyle zapsuł
opinię Dekadentowi, że wkrótce klub ten został zamknięty.
I dziś pozostał we wspomnieniach (w tym również tych spisanych) gangsterów. Bo telewizyjni showmani, ówcześni studenci i rozebrane nastolatki woleliby, żeby im o tym dziś nie
przypominać. Są wszak na stanowiskach.
Klubowe i akademikowe życie było głównym tematem
poddworcowych, peronowych
i przedziałowych rozmów studentów z Ostrołęki, którzy kursowali między swoimi rodzinnymi domami, a miejscami studiowania. Początkowo były to
kursy regularne, cotygodniowe, co weekendowe. Później coraz rzadsze aż w końcu ustały
w wielu przypadkach w ogóle.
Dawni studenci z Ostrołęki, zasilili szeregi wyższej kadry naukowej na uczelniach i w instytutach medycznych, centralę NBP, zarządy firm budujących
Stadion Narodowy, centrale
marketingowe międzynarodowych korporacji.
Do miejsca swego pochodzenia
mało kto wrócił, uznając że - o
ile nie jest się w jakimś układzie
- nie ma tu perspektyw na godne życie.
Szczęśliwie jednak generacja
studentów przełomu lat 80. i 90.
trafiła na wielkie ssanie młodych
talentów przez krajowy rynek
pracy. Tylko niektórzy wyjechali za granicę.
SENIOR MERCHANDISER
VII
RO • poniedziałek 25.08.2014
Kiedyś o miejsce
na studiach toczył się bój
Studia bez matury - oferta prywatnych wyższych uczelni podytkowana niżem demograficznym
i nadwyżką miejsc w stosunku do
kandydatów, skłaniają do refleksji na temat tego jak bardzo zmieniła się rzeczywistość. I to w bardzo krótki czasie - w ciągu zaledwie ćwierćwiecza wolności, które
w tym roku część środowisk politycznych, naukowych i artystycznych z mniej lub bardziej udawaną
radością świętuje.
Dziś to uczelnie zabiegają o studentów, a nie kandydaci o miejsce na
uczelni. Zresztą z tego powodu samo
słowo kandydat w starym dobrym
słownikowym znaczeniu przestaje
mieć sens przy rekrutacji na studia.
Bo to nie młody człowiek ubiega się
o studia, tylko uczelnie ubiegają się o
jego względy.
Czy to złe? Czy to dziwne? Niekoniecznie. Edukację na poziomie wyższym kształtują zasady rynku. Koncesjonowanego przez komisję akredytacyjną, ale jednak rynku. Działa
na nim prawo popytu i podaży, które głosi między innymi, że na rynku nad nadwyżką podaży warunki
dyktuje klient.
Jeżeli jednak ktoś myśli, że niezdrowa dla poziomu nauczania nadwyżka miejsc na studiach i umizgiwanie
się do studentów dotyczy tylko prywatnych uczelni, ten jest w błędzie.
Szkołom wyższym publicznym również bardzo zależy na jak największej liczbie studentów, bo od liczebności studiujących zależy wprost
wysokość dotacji, jaką otrzymują
z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa
Wyższego. Na kierunkach, które nie
gwarantują absolwentom dochodowej pracy (a takich jest większość)
kadra dydaktyczna doświadcza,
wprawdzie owiniętej w bawełnę,
ale dość stanowczej presji ze strony
władz instytutów i wydziałów, by
nie stawiać studentom dwój. Czasami odbywa się to w najgorszym aparatczykowskim stylu sprzed pół wieku. "Wicie, rozumicie doktorze, oczywiście macie prawo postawić studentowi dwóję, zwłaszcza jak nie umie
materiału, ale zanim tą dwóję postawicie zastanówcie się co będzie jeżeli ten student wyleci z uczelni. No
co? Będziemy mieli mniej pieniędzy.
I z czego wam wypłacimy pensję?"
Dla niezorientowanych wyjaśnienie.
W normalnej rzeczywistości student
z niezaliczonym przedmiotem nie
może przejść na kolejny, wyższy rok
(no chyba, że uprosi dziekana o możliwość warunkowego studiowania
i w krótkim czasie zaliczy niezdany
egzamin). Jeżeli nie może przejść wyżej, zostaje skreślony z listy studentów, bo na wyższej uczelni nie ma
powtarzania klas.
Są oczywiście kierunki, gdzie władze wydziałów nie muszą zabiegać
o studentów, bo kandydaci pchają się
drzwiami i oknami. Do takich należą te potencjalnie dochodowe: czyli
niezmiennie od dziesięcioleci - medycyna i prawo. Albo te z niezrozumiałych przyczyn modne - psychologia, dziennikarstwo i inne.
Tak czy inaczej wielość uczelni i kurcząca się z roku na rok liczba kandydatów zmienia akademicką rzeczywistość nie do poznania. Zwłaszcza
dla tych, którzy studiowali na przełomie lat 80. i 90. Chociaż wtedy też
mówiło się, że idzie nowe i to nowe
jest niedobre. Kończyła się komuna,
zaczynała się wolność. Wolne, albo
świeżo uwolnione, media grzmiały że jesteśmy w ogonie Europy pod
względem liczby studentów na sto
tysięcy mieszkańców. Te medialne
prawdy powtarzali potem w Sejmie
politycy. Powtarzali do znudzenia
aż rząd musiał zareagować. Została otwarta furtka do zakładania prywatnych szkół wyższych, a państwowe szkoły dostały cichy prikaz, by
zwiększać limity przyjęć, uwzględniać wszystkie odwołania, przyjmować kandydatów z list rezerwowych.
Bo wtedy nie było rekrutacji na podstawie wyników matury. Były egzaminy wstępne, czyli dość bezwzględna selekcja. Bo nawet rozdęte do granic wytrzymałości na mocy odgórnych nakazów limity przyjęć nie
były w stanie skonsumować olbrzymiego i powszechnego głodu studio-
ROK 1996, WARSZAWA. GRUPA STUDENTÓW W CENTRUM MIASTA. BYŁ TO JESZCZE CZAS DOMINACJI PUBLICZNYCH UCZELNI NAD PRYWATNYMI . ZDJĘCIE Z ZASOBÓW
NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO FOT. G. RUTKOWSKA
wania. Pięciu-sześciu kandydatów
na jedno oferowane miejsce na średnio popularnych kierunkach to była wtedy norma. Statystyczna liczba
kandydatów do jednego indeksu była wtedy miarą jakości i atrakcyjności kierunku. W tamtych czasach nie
było internetu, ale wieści o tym ile
osób startowało na jaki kierunek na
której uczelni rozchodziły się po Polsce lotem błyskawicy.
Sztuczne rozdęcie limitów przyjęć i próba wtłoczenia w ciasne akademickie mury ludzkiej nadwyżki z wyżu demograficznego lat 70.
już wtedy miała swoje negatywne
konsekwencje. Studenci nie mieścili się w salach wykładowych, na egzaminy czekało się w strasznych kolejkach (bo kadry naukowej przecież
nie przybyło), a na niektórych kierunkach dochodziło do gorszących
scen przy zapisywaniu się na zajęcia do co bardziej znanych naukowców. Były kolejkowe listy społeczne, szturmowanie drzwi bez kolejki,
a czasami i walka wręcz.
Jednocześnie duża część kandydatów, którzy nie przeszli wstępnej selekcji, pozostawała poza murami
uczelni. Szukali szczęścia w szkołach pomaturalnych, rozglądali się
za pracą, a o mężczyzn upominało
się wojsko, bo był wtedy powszechny pobór do armii. Co bardziej zdeterminowani zapisywali się do szkół
pomaturalnych. O mężczyzn upominało się wojsko. Obowiązywał wtedy
powszechny pobór do armii.
Niektórzy z podziwu godną konsenwencją przystępowali do egzaminów wstępnych na wymarzony kierunek w kolejnych latach. Czasami
nawet po kilka razy. Naturalną konsekwencją tej determinacji były dość
duże różnice wiekowe między studentami w obrębie jednego roku na
studiach. Dochodziły nawet do dziesięciu lat. Dziś te różnice bardzo się
spłaszczyły. Bo praktycznie każdy
posiadacz świadectwa dojrzałości (a
ostatnio nawet to nie jest konieczne) znajdzie sobie miejsce na jakiejś
uczelni. Jak nie tej, to innej. TM
VIII
Og³oszenia
sms
w Rozmaitoœciach
Ostro³êckich
– gazecie o najwiêkszym
nak³adzie w powiecie
– kosztuj¹ ju¿
od 3 z³otych netto
Wyœlij sms na jeden z numerów.
P³acisz tylko za tyle znaków
ile chcesz wykorzystaæ!
Jeœli chcesz zleciæ og³oszenie
drobne to wyœlij sms na jeden
z numerów:
nr tel. 73480 – Og³oszenia SMS
– za 3,69 z³ netto do 35 znaków
(1 linia)
nr tel. 75480 – Og³oszenia SMS
– za 6,15 z³ netto do 70 znaków
(2 linie)
nr tel. 79480 – Og³oszenia SMS
– za 11,07 z³ netto do 150 znaków
(4 linie)
nr tel. 91900 – Og³oszenie SMS
– za 23,37 z³ netto do 70 znaków
(2 linie, og³oszenie wyró¿nione)
Wpisz w telefonie komórkowym
SMS z treœci¹ og³oszenia.
Pamiêtaj o podaniu prefiksu
naszej gazety MPLR0 i numeru
rubryki, w której ma siê znaleŸæ
og³oszenie, np. 01, a dalej
– po spacji – jego treœæ np.
sprzedam M3 w centrum miasta,
tel. 1234567.
Treœæ SMS powinna wygl¹daæ tak:
MPLR0.01 sprzedam M3
w centrum miasta. Tel. 1234567
Wyœlij SMS z treœci¹ og³oszenia
na jeden z trzech podanych
numerów.
Otrzymasz potwierdzenie
przyjêcia og³oszenia, które
sprawdzi czy jest ono zgodne
z zasadami okreœlonymi
w regulaminie przyjmowania
og³oszeñ.
Twoje og³oszenie znajdzie siê
w najbli¿szym wydaniu
Rozmaitoœci, jeœli wyœlesz sms
do wtorku 2.09.2014 r.,
do godz. 12.00.
Prefiksy z numerami rubryk:
nieruchomoœci MPLR0.01
budownictwo MPLR0.02
finanse MPLR0.03
gastronomia MPLR0.04
komisy, lombardy MPLR0.05
komunikaty MPLR0.06
komputery MPLR0.07
maszyny, urz¹dzenia MPLR0.08
matrymonialne MPLR0.09
meble MPLR0.10
motoryzacja MPLR0.11
naprawa, serwis MPLR0.12
nauka MPLR0.13
agd/rtv MPLR0.14
ogrodnictwo MPLR0.15
poligrafia/reklama MPLR0.16
praca MPLR0.17
rozrywka MPLR0.20
ró¿ne MPLR0.21
transport MPLR0.22
turystyka MPLR0.23
ubezpieczenia MPLR0.24
uroczystoœci MPLR0.25
uroda MPLR0.26
weterynaria MPLR0.27
zabawki MPLR0.28
zdrowie MPLR0.29
zguby MPLR0.30
OGŁOSZENIA drobne
UWAGA! Wszelkie reklamacje są przyjmowane w ciągu 14 dni od ukazania się numeru wyłącznie w siedzibie redakcji.Adres: Ostrołęka, ul. Hallera 13, tel. 029 760 91 92
PRACA – dam
Potrzebna pomoc domowa na stałe
z zamieszkaniem. Tel. 29 761 45 36.
Zatrudnię tokarza frezera metalowca
CNC. Łomża. Tel. 606 416 991.
Samotną kobietę do prowadzenia
domu. Prawo jazdy, obsługa komputera,
wiek 40-55 lat. Tel. 608 320 160
Firma tynkarska zatrudni tynkarza/ydelegacja. Tel. 511 529 965
Dam pracę na umowę-zlecenie
kobiecie w wieku 50 lat z Ostrołęki,
dyspozycyjną, chętną do pracy.
Tel. 502 574 583
Dam pracę kobiecie ok. 40 lat
w pralni w Ostrołęce. Dyspozycyjną,
chętną do pracy. Tel. 502 574 583
PRACA – szukam
Posprzątam dom, mieszkanie, umyję
okna, wyprasuję, drobne prace
w ogrodzie, doświadczenie, 9zł/godz.
Tel. 728 245 634
Podejmę opiekę do dziecka lub
gotowanie, zakupy. Tel. 884 804 038
NAUKA
Korepetycje z matematyki.
Tel. 606 170 099
ANGIELSKI. OSTRÓW.
TEL. 888 752 692
NIERUCHOMOŚCI
Zamienię dom w Ostrołęce
w doskonałej lokalizacji na
gospodarstwo lub ziemię.
Tel. 693 113 060.
Świadectwa energetyczne, audyty.
Tel. 510 370 041, www.zador.pl.
Świadectwa energetyczne.
Pomiary elektryczne. Tel. 509 961 824.
Wynajmę lub sprzedam
gospodarstwo rolne w gminie Pułtusk,
8ha. Tel. 660 231 465, 691 528 242
NIERUCHOMOŚCI – kupię
Kupię gospodarstwo rolne. Możliwa
zamiana na mieszkanie po remoncie
1 piętro. Tel. 693 113 060.
Kupię małą kawalerkę w starym
budownictwie. Tel. 505 260 762
NIERUCHOMOŚCI – sprzedam
Sprzedam piękną działkę
w Białobrzegu Dalszym, tel. 693 113 060
Sprzedam dom w Ostrołęce,
doskonała lokalizacja, Śródmieście,
zielony zakątek, stan surowy.
Tel. 693 866 200
Sprzedam wyposażenie lokalu
gastronomicznego, Ostrów. Tel. 602 253 045.
Sprzedam mieszkania: ul.
Gorbatowa- 48m2, ul. Broniewskiego48m2 z działką. Tel. 509 442 236
Sprzedam dom jednorodzinny
w Ostrołęce. Tel. 501 155 109,
501 155 021
Zrobię taras od zaraz. Tel. 502 216 789
Halę ok. 300m2, 7m wysokości, działka
500m2, 1000zł/m2. Tel. 608 320 160
Sprzedam dom z działką 39 arów.
Grabowo, 6 km od O-ki. Tel. 786 939 543
Sprzedam działkę 3015m2 nad
zalewem w Wykrocie. Tel. 793 335 949
Sprzedam mieszkanie 32,30 m2
w Ostrołęce. Tel. 600 648 803
Sprzedam mieszkanie
w Ostrołęce 57m2, 4 ost. piętro.
Tel. 694 106 874 po godz. 17.
Sprzedam działki budowlane
w Goworkach, wszystkie media, w 2015
roku- kanalizacja. Tel. 535 405 105
Sprzedam działkę 7900 m2 Białebłoto
Tel. 510 494 621
Sprzedam mieszkanie ul. Hallera,
IV piętro, 62m2. Tel.790 722 215
WWW.GENERATOR-OGLOSZEN.PL
dodaj ogłoszenie na 250 portali
nieruchomości
Sprzedam mieszkanie centrum
Ostrołęki! 78m2 Tel. 535 867 456
TRANSPORT
Busy 9-cio osobowe Wynajemprzewozy
po kraju i do Niemiec pod adres.
Tel. 693 369 159.
Transport - bus. Tel. 503 499 176.
Usługi transportowe, ziemia,
drewno, piasek itp. Tel. 608 615 268.
AGD / RTV
Złom AGD, RTV odbiór. Tel. 503 499 176
Sprzedam telewizor kineskopowy
Thomson. Tel. 530 069 306
KOMPUTERY
NIERUCHOMOŚCI – wynajem
Wynajmę powierzchnię
magazynowo-biurową od 20- 150 m2
przy ul. Hallera. Tel. 693 113 060
Do wynajęcia kawalerka 31m2
1 pokojowa. Warszawa, 5 min od metra
Ursynów. Tel. 510 482 708 lub 29 764 24 56
Internet bezprzewodowy, korzystne
ceny dla firm. Tel. 516 224 222.
„NET – PLANET” Ostrołęka,
ul. Gomulickiego 22, Tel. 609 504 307.
e-mail: [email protected]
MATRYMONIALNE
BUDOWNICTWO
Szamba betonowe, szczelne,
z atestem. Zapewniam transport. Montaż
gratis, tanio. Tel. 698 775 552
Żwir, piasek Tel. 506 347 111
Kowal – kute balustrady
schodowe, balkonowe, bramy
wjazdowe, kominki, elementy
dekoracyjne. Tel. 506 187 560.
Elektryk. Tel. 503 163 260.
Czarnoziem, piach, ziemia, żwir,
transport. Tel. 29 761 30 07.
Świadectwa energetyczne.
Tel. 503 163 260.
Odkurzacze centralne.Tel. 503 163 260
Glazura, terakota, wykończenia wnętrz.
Tel. 510 821 264
MEBLE
Sprzedam meble biurowe
i ekspozytory telefonów komórkowych.
Tel. 693 866 202
Sprzedam wersalkę rozkładaną, kolor
bordo w bardzo dobrym stanie. Cena do
uzgodnienia. Tel. 29 766 85 17
MOTORYZACJA – różne
Awaryjne otwieranie drzwi
(mieszkania oraz samochody)
RYGIELEK – Tel.: 29 767 40 75, 503 010 174.
Autoholowanie tel. 603 125 886.
Przyczepy kempingowe – wypożyczalnia.
Tel.: 29 764 96 10, 603 125 886.
Skup katalizatorów. Tel. 503 499 176.
Sprzedam opony do UAZA, oryginalne,
rosyjskie. Tel. 530 069 306
Samotna pozna samotnego miłego pana
do 63l, finansowo niezależnego.
Tel. 692 746 331
Poznam przyjaciółkę do lat 60 o
dobrym sercu. Tel. 880 922 969
Poznam panią po 50. Tel. 694 702 520
Pani pozna pana emeryta, wiek 58-68 l.
Chętnie ze wsi. Tel. 884 804 038
Poznam pana do 55l, uczciwego.
Kontakt SMS. Tle. 532 399 570
Wdowa pozna samotnego Pana do 60l,
finansowo niezależnego. Tel. 723 054 145
Miły 34 l pozna dziewczynę, SMS.
Tel. 882 391 348
POLIGRAFIA, REKLAMA
Druk zaproszeń, ulotek, wizytówek,
folderów, plakatów, projekty graficzne
i wiele innych. www.informedia.pl,
Ostrołęka, ul. Hallera 13. Tel. 29 760 91 92
MOTORYZACJA – sprzedam
Mercedes C-200, rok 2002, poj. 2L, moc
116KM, kupiony w polskim salonie,
srebrny metalic, kombi. Tel. 663 883 812
GASTRONOMIA
SMAKOSZ zaprasza na zestawy
obiadowe – każdy TYLKO 10 zł!
Dowóz do klienta – catering dla osób
indywidualnych i firm, wynajem sali
na imprezy okolicznościowe.
Benzol,ul. Graniczna 7, codziennie
11.00-19.00, tel. 516 729 716
OGRODNICTWO
Zbiorniki szczelne na gnojówkę,
deszczówkę, tanio. Tel. 86 217 99 99
Meble ogrodowe, altany,
huśtawki, sztachety itp.
Tel. 608 615 268.
Zakładanie Ogrodów. Tel. 793 100 422
UBEZPIECZENIA
Ubezpieczenia komunikacyjne
OC i AC promocje. Tel. 29 764 63 82.
Autoryzowany Agent
Ubezpieczeniowy Antoni Krupka,
4-krotny zwycięzca konkursu na
najlepszego agenta Warty w kraju.
Ostrołęka ul. Papiernicza 7/8.
Tel. 29 766 60 31, 502 054 120,
ubezp. OC, AC, NW, majątkowe,
mieszkania, domy jednorodzinne,
15 firm ubezp. do wyboru.
Możliwość uzyskania największych
promocji.
UROCZYSTOŚCI
KOMISY/LOMBARDY
Lombard Dukat, pożyczki pod zastaw,
skup, sprzedaż, złoto, srebro, telefony
komórkowe.
ul. Kilińskiego 33, Tel. 29 764 61 68,
ul. Bogusławskiego 32, Tel. 29 694 30 30
FINANSE
Kredyty - oferta wielu banków.
Tel. 29 764 63 82.
Windykacja długów. Tel. 504 257 386.
Atrakcyjne kredyty hipoteczne
na zakup mieszkania, domu, działki,
oferta wielu banków.
Tel. 504 257 386.
Chwilówka na dowód. Tel. 504 257 386.
MOTORYZACJA – kupię
Kupię każde AUTO. Stan techniczny
bez znaczenia. Starsze i nowsze.
Przyjazd i odbiór własnym transportem.
Gotówka i umowa od ręki.
Tel. 533 730 695
Kupię lekką przyczepkę do remontu.
Tel. 660 341 041
Kupię każde zboże. Min 24t. Płacę
w dniu odbioru. Tel. 509 942 079
Sprzedam wózek widłowy Linda
2002r. Stan bardzo dobry.
Tel. 660 341 041
Sprzedam fotel do masażu rozkładany.
Tel. 504 528 683
Sprzedam zrzyny tartaczne dąb,
olcha i sztachety z dowozem.
Tel. 604 276 423
Zawiozę do ślubu Peugeot 508.
Tel. 608 341 184.
Foto Expres „Kupiec”, ul. Kopernika 7
lokal 10 zaprasza na zdjęcia do
dokumentów. Najtaniej w mieście!!!
Fotografia ślubna i okolicznościowa.
Tanio. Tel. 506 950 173
WETERYNARIA
Gabinet weterynaryjny. lek. wet. Jacek
Antoszewski: Tel. 606 609 095.
lek. wet. Joanna Komuda - Pruszko:
Tel. 606 450 212. ul. Goworowska 5.
Tel. 29 764 21 77. Codziennie 9 - 19,
sobota 9-14. www.kameleon-wet.pl
ZDROWIE
RÓŻNE
Sprzedam maszyny do szycia
z gwarancją, tel. 606 924 053
Firma sprzątająca Clean-Service oferuje
tanie, profesjonalne i szybkie sprzątanie.
Wystawiamy faktury VAT. Ostrołęka,
ul. Szpitalna 19A. Tel. 795 660 683.
Moskitiery okienne i drzwiowe.
Żaluzje, rolety. Tel. 662 773 228
Sprzedam pawia Szeki 2 letniego.
Tel. 512 146 799
Sprzedam pawia szmaragdowego
4 letniego. Tel. 512 146 799
Gabinet stomatologiczny Remigiusz
Makowiecki, ul. Kurpiowska 5.
Tel.: 29 760 81 32, 29 764 29 72,
kom. 600 815 380.
Badania psychologiczne - kierowcy,
operatorzy, broń, ochrona,
odszkodowania, renty. Wsparcie
psychologiczne, porady mgr Agata
Demska. Ostrołęka, ul. Cicha 10.
Tel. 603 251 801.\
Agata Polańska-Jaksina specjalista
psychiatra. Wizyty domowe (także
odtruwanie alkoholowe). Tel. 503 556 571
11
RO • poniedziałek 25.08.2014
Spotkanie po latach
Był początek grudnia roku 2011. Na
poligonie pod Toruniem trwały obchody święta artylerzystów. Dzień
był mglisty, ale nie padało. Na niewielkim pagórku zebrali się oficerowie i goście. Szykowano pokaz
startu drona. Jeden z pułkowników
przyglądał mi się bardzo uważnie,
aż wreszcie podszedł i zapytał, czy
ja jestem ja. Wróciły wspomnienia.
Ostatni raz widzieliśmy się niemal ćwierć wieku temu, w sierpniu 1987 roku. Pan pułkownik Adaś
wypoczywał wtedy zuchem i wraz
z siostrą był na obozie harcerskim
w Ostrymkole. Był to obóz dla
uzdolnionych artystycznie dzieci.
Ja opiekowałem się tam grupą kandydatów na dziennikarzy, wydawaliśmy obozową gazetkę. Była w tej
grupie siostra Adasia. Nie pamiętam
do któego zastępu należał Adam, ale
często przychodził do naszego namiotu i brał udział także w pracach
redakcyjnych.
Robiliśmy nie tylko gazetkę. Urządzaliśmy sobie zawody kajakowe, w
czym Adam wykazywał się wielką
ambicją.
Najlepiej zapamiętaliśmy jednak
nocny alarm i marsz przez ciemny
na las na polanę, na której odbyło się
uroczyste przyrzeczenie harcerskie.
Po latach okazało się, że dym obozowych ognisk, chlupot wody z wioseł i zapach namiotu na trwałe zapisuje się w pamięci i wiąże ludzi na
lata. Z wieloma uczestnikami mojej grupy przez kilka lat utrzymywałem kontakt, później, naturalną
rzeczy koleją, oni wydorośleli i rozeszli się po świecie. Mam nadzieję, że wszyscy zachowali w tak miłej
jak Adam pamięci tamten czas, który spędziliśmy razem. Adam zostawił mi swój adres mailowy, ale wysłane zdjęcia odbiły się od serwera.
Pewnie źle zapisałem jakąś literkę.
Może te zdjęcia i wspomnienie dotrze do niego – i innych uczestników tamtego obozu – poprzez
„Rozmaitości”. Dajcie znać, jeśli tak
się stanie. I pomyślcie: niedługo minie 30 lat od czasu kiedy byliśmy
w Ostrymkole. Może to dobra okazja, by się spotkać po latach i znów
ogrzać struny gitary przy ognisku?
Na zdjęciach: Adam jako pułkownik WP, obchody święta artylerii pod Toruniem w 2011 i obóz
w Ostrymkole. Na grupowym
zdjęciu przed namiotem Adam
w harcerskiej czapce przykucnięty z prawej. ■
8
Przełożona Zgromadzenia Sióstr
Miłosierdzia Bożego z Wilna
przyjechała do Ostrołęki by odebrać w wydawnictwie Informedia, z którym od lat współpracuje, trzydzieści tysięcy pocztówek. Mają one posłużyć za
cegiełki w dobroczynnej akcji
“Kocham Wilno i wspieram hospicjum”. Siostra Michaela Rak –
choć zasady dobrego wychowania zabraniają żartowania z nazwisk – żartuje ze swojego. Mówi, że nazwisko zobowiązuje.
Siostra Michaela pomaga nieuleczalnie chorym na nowotwory
przejść – jak to sama określa – na
drugą stronę życia.
RO • poniedziałek 25.08.2014
w telewizji litewskiej. Po tym programie rozpoczęła się między nimi
dyskusja. Jeden z nich był już bardzo słaby. Mieli różne zdania na temat programu, jeden z nich w końcu mówi: „a dajmy już spokój, jutro po śniadaniu pogadamy“. A ten
słabszy wtedy mówi: „słuchaj, ja mogę jutro nie żyć. Dokończmy dziś.”
Czy to nie jest lekcja? Bardzo często
śpieszymy się, albo blokujemy, zamykamy. Oni dokończyli tę rozmowę i rzeczywiście tej nocy ten człowiek umarł.
Nie tak dawno była u nas dziewczynka przywieziona z domu dziecka. Miała jeszcze dwoje rodzeń-
na wola życia, że oni nie myślą
o śmierci, oni myślą o życiu.
W pewnym momencie dochodzi
taki etap świadomości, że zaczynają przegrywać. Jest pięć etapów odchodzenia. Na początku człowiek
zaprzecza, wmawia że lekarz się
pomylił, potem etap walki o życie,
a potem czas kiedy choroba wygrywa. Wtedy pojawia się depresja, próby samobójcze. Człowiek
czuje się bardzo samotny. Od tego
właśnie są hospicja, by uświadomić
człowiekowi, że nie jest sam. My
mu zapewniamy wszystko. Kiedy czuje pewność, że wszystko jest
pod kontrolą zaczyna sam wszystko porządkować i przychodzi etap
Czy Siostra nigdy nie spotkała się
z prośbą o śmierć?
Przez wiele lat kiedy pracowałam
w hospicjum w Gorzowie nigdy
nikt nie poprosił o to. Zawsze było „chcę żyć”. W oczach, w gestach,
w słowach. Natomiast na Litwie już
wielokrotnie słyszałam: ja już nie
mam siły, może wy lepiej mnie zabijcie. Ale w tych słowach tak naprawdę było rozpaczliwe wołanie
o pomoc.
Macie za mało miejsc w siedzibie hospicjum, więc odwiedzacie też chorych ludzi w domach. Jak odbywa się
finansowanie tej działalności?
li mi bilet. Zbierałam też pieniądze
za tańce, po 10 dolarów. W pewnym momencie podeszła kobieta,
w pięknej czerwonej sukni i dała
mi 100 dolarów za taniec. Wzięłam
do ręki mikrofon i mówię do ludzi
– kto w tej parze ma być mężczyzną. Jeden z panów odpowiedział,
że ja, bo mam czarny garnitur.
Teraz dzięki wydawnictwu Informedia, które przygotowało dla
nas pocztówki z Wilna będziemy
prowadzić akcję „Kocham Wilno
i wspieram hospicjum”. Każdy będzie mógł wziąć kartkę i wrzucić
ofiarę. Ale to wciąż kropla w morzu potrzeb.
Czy staracie się żeby ludzie przebywający w hospicjum choć na chwilę
zapomnieli, że umierają?
Anna Siudak: Siostro, czy to prawda, że najwięcej można się nauczyć od
umierających?
S. Michaela Rak: Tak. Człowiek, który stoi na granicy tego życia i przyszłego, już nie ma makijażu, nie zakłada masek. On jest w pełni prawdziwy, w pełni pokazuje jakie wartości w życiu są tymi głównymi,
z których nie mamy prawa rezygnować, i których nie mamy prawa rozmieniać na drobne. To na pewno będzie rodzina, ktoś najbliższy, słowo prawdy, przeproszenie, prośba
o wybaczenie, przyznanie się do własnych błędów. Po prostu prawda, miłość i wierność to są te wartości, które u kresu życia są najważniejsze. My
często zakłamujemy, tuszujemy, ja to
określam właśnie makijażem i maską. Żyjemy w takim wewnętrznym
zniewoleniu, które sobie nakładamy.
Czy śmierć może spowszednieć, kiedy
obcuje się z nią na co dzień?
Nie. Każde życie jest inne i każda śmierć jest inna. Nie tak dawno
dwóch mężczyzn w sali hospicyjnej
oglądało program publicystyczny
stwa, czternaście lat. Mówi
do mnie: siostro ja przed śmiercią, mam takie pragnienie. Niech
mi siostra pomoże spełnić. Chciała
przejechać się ulicami Wilna taką limuzyną jak pary do ślubu jadą. Żeby była czadowa muzyka, popcorn
i coca–cola. I żeby w tej limuzynie
były najbliższe jej osoby, rodzeństwo, opiekunka z domu dziecka, ja
i jedna z pielęgniarek. Wtedy ja do
niej mówię: „kochanie, a twoja mama?“ Mama siedziała pod ścianą, na
taboreciku. I ona patrząc w oczy tej
mamie mówi: „ale ja nie mam mamy“. Więc ja ją przycisnęłam do serca i tłumaczę: „kochanie masz mamę“, a ona: „Nie, ja nie mam mamy“.
Matka była pijana. Miała kilku mężów, z każdym dziecko. Potem zżarły ją wyrzuty sumienia i zaczęła pić.
Dzieci zostały jej zabrane. Na pogrzebie też była pijana. Trzeba było
zrozumieć ból tej dziewczynki.
Jak reagują ludzie na wyrok, jakim
jest diagnoza rak bez szans na wyleczenie?
Nie wszyscy są świadomi. W człowieku jest zawsze taka przeogrom-
pogodzenia się
ze śmiercią. Łatwiej się umiera
osobom wierzącym, one najłatwiej
przechodzą te trudne, pierwsze
etapy. To jest to piękno, że człowiek
kiedy nie jest sam żyje do końca.
Jeśli jest, moment otrzymania diagnozy jest początkiem umierania.
A hospicjum sprawia, że od tego
momentu zaczyna się życie.
Założyła Siostra pierwsze i jak dotąd jedyne hospicjum na Litwie. Jak
Siostra myśli, dlaczego wcześniej
nie było takiej instytucji?
Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Nasze hospicjum jest jak
dotąd jedyne. Teraz przechodzimy
trudny etap, bo do parlamentu litewskiego wpłynął oficjalny wniosek o legalizację eutanazji. Nasza
nowa minister zdrowia w wypowiedzi dla mediów powiedziała,
że trzeba podjąć ten temat i że ona
wyznaje zasadę że osoby starsze,
chore, niepełnosprawne, biedne
i chore dzieci powinny być poddawane eutanazji. To jest coś dla mnie
nie do przyjęcia. Eliminacja tego co
jest trudne, nie jest dobrą drogą.
Dlaczego zostałam zakonnicą?
To nie była decyzja w powszechnie
rozumianym znaczeniu. Po prostu
poczułam wewnętrzny głos, który
mówił, że to jest moja droga. Bo tak
po ludzku w planach, kiedy byłam
jeszcze młoda, po szkole, miałam
zupełnie inne plany, ale nie dawało mi to poczucia spokoju, bezpieczeństwa. Dopiero po kilka latach
takiego wewnętrznego zmagania
się sama ze sobą wiedziałam, że życie zakonne to moja droga. Zawsze
mnie fascynowało właśnie to poświęcenie swojego życia dla drugiego człowieka. W wymiarze życia
zakonnego uznałam, że to jest właśnie to kiedy przedstaje istanieć ja
na rzecz innych. I troszeczkę zmieniać ten świat na lepsze.
Zawsze marzyłam, że będę żoną,
matką co najmniej piątki dzieci
i na pewno będę lekarzem. I żadne z tych moich zamierzeń się
nie spełniło, bo nie zostałam lekarzem, a prawnikiem, bo nie
mam pięciorga dzieci a po prostu
trzeba do tej liczny dopisać wiele, wiele zer, bo wszystkich moich podopiecznych tak traktuję.
I jestem szczęśliwa. I jeśli miałabym drugi raz wybrać, wybrałabym tak samo.
W życiu zakonnym jest tak, że nie
od razu zostaje się zakonnicą. Są
najpierw lata takiego starannego
przygotowania. Postulat, nowicjat, później składamy śluby zakonne ale składa się je tylko na
rok i odnawia przez pięć lat. Każdy rok jest takim czasem spojrzenia wstecz i do przodu i takiego
wewnętrznego pytania: czy idę
właściwą drogą? Jeżeli jest wewnętrzne tak, to śluby się ponawia. Po pięciu latach składa się
śluby wieczyste. W mojej rodzinie zakonnej symbolem tego jest
złota obrączka. Kiedy mówię Bogu: „ślubuję na zawsze czystość,
ubóstwo i posłuszeństwo muszę być pewna”. Ja przed ślubami
wieczystymi miałam takie wewnętrzne rozdarcie czy w swojej ludzkiej słabości jestem w stanie powiedzieć Bogu ślubuję na
zawsze. Bo ślubuję nie tylko Bogu, ślubuję drugiemu człowiekowi. Ja po prostu się tego bałam,
bo gdzieś chyba z mlekiem mamy wyssałam poczucie odpowiedzialności. I nie chciałam podejmować decyzji tak wielkich.
Akurat wtedy była pielgrzymka do ziemi świętej. Byłam tam
Część środków zapewnia nam państwo, na Litwie jest to kasa chorych.
Ale to kropla w morzu potrzeb. Co
miesiąc – w przeliczeniu na polskie
pieniądze – potrzebujemy 140 tysięcy złotych. Państwo daje 38–39 tysięcy. Pozostałe sto muszę uzbierać. Robię wszystko co jest możliwe, żeby je znaleźć. Parafie w Polsce, księża w Polsce, osoby fizyczne
z różnych krajów. Do listopada tego roku mamy zapewnioną płynność finansową. Co będzie potem,
nie wiem.
A akcje takie jak wymyślone przez
siostrę „Pola nadziei”?
To jest już teraz akcja ogólnopolska.
Sadzimy symboliczne żonkile, a
dochód ze sprzedaży cebulek idzie
na hospicja. Na Litwie ruszyliśmy z
tym w tym roku, ale to jeszcze bardzo wczesny etap. Powoli rozwijamy zbiórki publiczne. Czasem dzieci organizują akcje w szkołach, tak
jak w Legnicy, albo w kościołach są
akcje wielkopostne. Polonia amerykańska zorganizowała w Nowym
Jorku bal walentynkowy, na który zostałam zaproszona. Oni kupi-
z ekipą telewizji polskiej jako asystent. Cały czas tak się targowałam z panem Bogiem na żydowsku, jak to mówię. Mówiłam „daj
mi dowód”. Przez całą pielgrzymkę, we wszystkich miejscach była cisza. Dopiero w ostatnim dniu
pielgrzymki przy Sadzawce Betesda ten znak dostałam. W Biblii jest opis tego miejsca. Siedział
tam człowiek chory i zawsze kiedy następowało w sadzawce poruszenie wody pierwsza osoba doznawała uzdrowienia. Ten
człowiek co roku chciał wejść jako pierwszy i nie mógł. I wtedy Jezus go zapytał dlaczego nie
wszedł. A on odpowiedział: Panie, bo ja nie ma człowieka, który by mnie wprowadził. I kiedy
ja odczytałam te słowa z ewangelii, nad tą sadzawką to po prostu poczułam wewnętrznie, nie
potrafię tego określić, że to ja jestem tym człowiekiem, który będzie na swojej drodze spotykał
ludzi, których trzeba wprowa-
Nie. Chcemy żeby cały czas były
świadome swojej sytuacji. Ale jednocześnie nie chcemy żeby świadomość tej choroby przygłuszała inne
aspekty ich życia. Dlatego wymyśliliśmy akcję „Roczek dla hospicjum”.
Były tańce, śpiewy. Kobieta, która była na wózku inwalidzkim mówi: jak ja bym chciała zatańczyć. Nie
mogła, ale ja jestem taką mocną siostrą, więc objęłam ją wpół i podniosłam. Zaczęłyśmy tańczyć. Potem na
ręce wzięli ją wolontariusze. Trzeba
było widzieć radość w oczach tej kobiety. Z kolei w święta na stole pojawił się koniak. Każdy dostał po kieliszku. W takich sytuacjach on ma
zupełnie inny smak. Wyjątkowy.
Czy ludzie boją się śmierci?
Tak. Może nie samej śmierci, ale tego jak to będzie. Pamiętam sytuację pacjenta, który umierał i ja z rodziną, z pielęgniarką siedziałyśmy
przy nim. Wtedy ważna jest ta bliskość, mówienie, głaskanie, trzymanie za rękę. To było spokojne
pożegnanie. Za chwilę ten pacjent
zmarł. Kilka godzin później pacjent
z łóżka obok pyta mnie: „siostro,
a kiedy ja będę umierał będzie tak
samo?”. Odpowiedziałam, że sądzę
że tak. On na to: “to dobrze, to już
mi jest lżej, ale wiesz co kiedy ja będę umierał ty odejdź ze mną”. Wytłumaczyłam, że nie mogę tej prośby spełnić, bo każdy ma swój czas
ale będziemy razem. Za jakiś czas
ten pacjent umierał. Przez kilka dni
nie było z nim kontaktu. Wyciągał
ręce przed siebie czując niepokój.
Poszłam do lekarza, bo sądziłam,
że coś go boli. Okazało się, że nie.
Pytałam księdza. Wtedy przypomniało mi się, że obiecałam, że będę z nim. I rzeczywiście poszłam,
dzić do sadzawki życia. I tak się
staram przez trzydzieści lat życia
zakonnego.
Kiedy po raz pierwszy - jeszcze jako nastolatka - byłam w zakonie
na rekolekcjach, uciekłam stamtąd. To było zupełnie inne zgromadzenie niż teraz moje. W przerwie obiadowej stałyśmy na korytarzu z innymi, młodymi siostrami i była taka sytuacja, kiedy
korytarzem szła siostra przełożona. Inne siostry wtedy uklękły
przed nią. We mnie zrodził się taki bunt, że ja przed człowiekiem
klękać nie będę. Ja nie będę siostra
zakonną. Ale to był tylko chwilowy bunt. Właśnie w tym okresie poszukiwania. Teraz niejednokrotnie klękam. Bo chcąć wprowadzić chorego do sadzawki życia
trzeba się pochylić, żeby go objąć.
MICHAELA RAK
PRZEŁOŻONA ZGROMADZENIA
SIÓSTR JEZUSA MIŁOSIERNEGO W WILNIE
9
RO • poniedziałek 25.08.2014
ROT. MICHAŁ PIERSA
objęłam go wpół, żona z drugiej
strony. Powiedziałam mu, że go
kochamy i chociaż nie umrzemy
z nim, to z nim jesteśmy. Że żegnamy się nie na zawsze, ale tylko na
moment. I rzeczywiście to drżenie
ustało, on się wyciszył i za chwilę nastąpiło przejście do wieczności. My pomagamy pokonać ten lęk
przed niewiedzą.
Pamiętam też kobietę, która całe życie była zawodowym żołnierzem.
Chciała przyjąć śmierć na stojąco.
I też długo nie było z nią kontaktu, ale była niespokojna. Nie mogła
odejść. Podnieśliśmy ją. Wiedziałam, że ona umiera. Trwało to kilka minut, my ją trzymaliśmy i ona
w takiej pozycji zmarła. Potrzebowała naszej siły, żeby odejść tak jak
chciała. I po to właśnie są hospicja.
A co z takimi ludzkimi potrzebami
jak fryzjer, kosmetyczka? Czy ludzie
przed śmiercią o tym myślą?
Tak, ale nie muszą prosić. My na
stałe zatrudniamy panią, która maluje paznokcie oraz fryzjera. Pan,
który chciał pojechać motorem, ale
nie potrafił, pojechał nim. Chłopiec, który chciał przelecieć się wojskowym samolotem zrobił to. Zawsze realizujemy te marzenia.
Czy zdarza się, że ktoś kto trafił do
was, by odejść jednak przeżył? Czy
jest czasem nadzieja?
Nadzieja jest zawsze. My w hospicjum nie dajemy fałszywej nadziei,
ale też nie zabijamy tej która jest.
Zdarza się, że coś co z medycznego punktu widzenia jest niemożliwe się zdarza. Wyzdrowienie. Pamiętam dwie takie sytuacje, zbliżone czasowo. 21-letnia dziewczyna przywieziona ze szpitala.
Właściwie choroba nowotworowa nie była aż tak rozwinięta, była
szansa na wyzdrowienie. Po terapiach. Ona jednak nie chciała jeść,
wyjść, leczyć się. Jej mama powiedziała mi, że ona miała chłopaka,
ale rzucił ją kiedy dowiedział się
o chorobie. Ja go odnalazłam. Mówię do niego – przyjdź, nie mów,
że ją kochasz, nic nie musisz jej
obiecywać, tylko przyjdź, zapytaj jak się czuje. On mi odpowiedział: „co pani, ja potrzebuje żony, a nie trupa”. I wiedziałam, że
on już umarł, duchowo, że już nie
ma w nim ludzkich odruchów. On
nie przyszedł i ta dziewczyna bardzo szybko zmarła. Bo nie miała
miłości, tam była taka niechęć do
życia. W tym samym prawie czasie podobna historia. Młoda para,
w sierpniu miał być ślub, w maju
u niej stwierdzono nowotwór,
więc ślub odwołany. Są lata walki,
jedna, druga, trzecia operacja, jeden, drugi, trzeci szpital. W końcu
trafia do hospicjum. Pamiętam sytuację, że ona leżała w łóżku, po jej
policzku chodziła mucha i ona była tak słaba, że nie miała siły jej odgonić. Do niej codziennie przychodził narzeczony. Szedł do pracy,
potem do hospicjum, wychodził
koło północy. Szedł się przespać
i kolejnego dnia to samo. Któregoś dnia, kiedy z nią już było naprawdę źle, szłam korytarzem
i słyszę ich rozmowę. On mówił –
„weźmy ten ślub”. Ona nie chciała, mówiła, że przecież umiera.
A on na to – ale umrzesz jako moja żona. Wzięli ślub w kaplicy hospicyjnej. Pielęgniarki zrobiły
składkę na suknię ślubną. W naszej salce było wesele. Podczas
przyjęcia goście poprosili, żeby
włączyć jakąś muzykę, cokolwiek.
Wzięłam pierwszą, lepszą płytę.
To była Anna Jantar. Zamarłam
kiedy z głośników popłynęły słowa „Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba bę-
dzie stracić. Nic nie może przecież
wiecznie trwać, za miłość też kiedyś przyjedzie nam zapłacić”. Pan
młody wziął pannę młodą na ręce, zaczęli tańczyć. Po kilku tygodniach ona zaczęła siadać, zaczęła jeść. Cały personel na baczność.
Rehabilitacja. Po kilku miesiącach
wypisaliśmy ją. Mają w tej chwili
dziecko, mają dom. Ona żyje! Od
strony medycznej to było niemożliwe ale miłość, którą dostała, dała jej siłę.
Cud?
To jest cud kiedy człowiek staje
przy człowieku i pojawia się miłość. I to jest cud. ■
Wileńskie hospicjum można wesprzeć wpłacając pieniądze/
„Hospicjum bł.ks. Michała Sopoćki“ul. Rossa 4, LT–11350 Wilno, Litwa
Nordea Bank Finland Plc Lietuvos skyrius
Kod Banku: 21400, Kod BIC, SWIFT: NDEALT2X
LT83 2140 0300 0285 6355 LTL, LT23 2140 0300 0285 6368 EUR
LT39 2140 0300 0285 6371 USD, LT76 2140 0300 0285 6384 PLN
12
RO • poniedziałek 25.08.2014
Pięcioro ostrołęczan na motocyklach w Rumunii
Kierunek Transfogardzka
i Transalpina
a silniki gorące, co daje niemiłe uczucie siedzenia na piekarniku. Jednak
malownicze tereny i myśl o tym,
że zbliżamy się do pierwszej z tras
(Transfogardzkiej) powodowały, że
jechaliśmy bardzo podekscytowani.
Trasą Transfogardzką jechaliśmy
dzień później. Jest to droga wybudowana na początku lat 70 przez
sam środek rumuńskich Karpat. Jedna
z najdroższych inwestycji drogowych w historii komunistycznej Rumunii, okupiona życiem
czterdziestu żołnierzy budujących tę trasę.
Choć na Transfogardzkiej
było pochmurno, zdecydowaliśmy się wjechać w góry
(choć nam odradzano) i zaczęło lać. Droga - po rumuńsku zwana Transfogaraska - to
najwyżej po Transalpinie położona droga Rumunii – osiąga 2034 m n.p.m.
Widoki były piękne, nie
do opisania. Bardzo kręte
drogi i spory ruch. Przez
pięć godzin dosłownie
pluliśmy wodą, gdyż
z powodu ulewy, by coś
widzieć
musieliśmy
mieć podniesione szyby w kaskach. Deszcz,
wzniesienia, zakręty.
Bylo niebezpiecznie.
ORGANIZATOR WYPRAWY I AUTOR RELACJI PIOTR GRZYB W PODKARPACKIEJ SCENERII
W Rumunii spędziliśmy siedem
dni. Od dawna marzył nam się dalszy wyjazd na motocyklach. Jednak zawsze coś stało na przeszkodzie. Na początku jechać mieliśmy w trójkę. Ja z Bożeną na Varadero 1000 i Patryk „Puchatek” na
Kawasaki Z 750 S. Im bliżej wyjazdu, tym więcej było chętnych
i ostatecznie w podróż wybraliśmy
się w pięć osób. Oprócz nas pojechali Andrzej na BMW 1200 GS
i Wiesław na Afryce Twin 750.
Wyjechaliśmy 25 lipca o szóstej rano. Po jedenastu godzinach doje-
chaliśmy do pierwszego noclegu w
Koszycach na Słowacji gdzie po kilku godzinach dotarła reszta ekipy.
Następnego dnia Rumunia przywitała nas deszczem, jednak było
bardzo ciepło.
Na granicy wymieniliśmy gotówkę, a konkretnie euro na leje (150 euro = 600 lei, w głębi Rumunii to już
640 lei za 150 euro) Ceny w Rumunii
są takie same jak w Polsce. Benzyna
jednak droższa. I to prawie o złotówkę na litrze. Po południu dotarliśmy
do miasta Oradea. Nazajutrz wy-
ruszyliśmy do miasta Medias. Dotarliśmy tam po ponad siedmiu godzinach jazdy w prawdziwym upale. Jazda w taką pogodę jest bardzo
ciężka, wystarczy sobie wyobrazić
nas ubranych dla bezpieczeństwa
w grube ubrania, kaski, rękawice, ciężkie buty. Z nieba 32 stopnie,
SEZONOWA OBNIŻKA CEN
NA OGRZEWACZE
Kolejnym etapem była trasa Transalpina. Transalpina to potoczna nazwa drogi krajowej DN67C . Najwyżej położona droga Rumunii, osiąga 2145 m n.p.m (przełęcz Urdele).
Transalpina jest nieprzejezdna zimą. Od roku 2010 droga ma częściowo asfaltową nawierzchnię, przez co
stała się ogólnodostępna. Jednak nawierzchnia nie jest już taka dobra jak
na Transfogardzkiej. Drogę przecinają strumyki, w których na dnie są
kamienie. Ruch na tej trasie jest bez
porównania mniejszy. Co ciekawe w
wielu miejscach nie ma barierek zabezpieczających i można łatwo spaść
w przepaść, szczególnie, że dużą
część trasy jedzie się w chmurach
i widoczność jest bardzo słaba,
a temperatura z 30 spada do 10 stopni. Na trasie tej mieliśmy niebezpieczną przygodę, gdyż Wiesław nie
wyrobił się na jednym z zakrętów
i zjechał z trasy przewracając się.
Na szczęście w tym miejscu nie było przepaści tylko kamienista łączka. Oprócz kilku siniaków i małych
zarysowań na motocyklu nic się nie
stało. Jednak wszyscy uświadomiliśmy sobie jak to mogło się skończyć.
Na szczęście w tym dniu nie padało
i gdy zjeżdżaliśmy poniżej chmur
widoki były cudowne. ■
PIOTR GRZYB
Lista obecności, daty, liczby
Piotr Grzyb „Grzybek” i Bożena
– Honda Varadero 1000
Patryk – Kawasaki Z 750 S
Andrzej – BMW GS 1200
Wiesław – Africa Twin 700
Wyjazd 25 lipca 2014,
Powrót 3 sierpnia 2014
Trasa łącznie 3100 km,
Paliwo – 1000 zł (Varadero 1000
z pasażerem i 70 kg bagażu)
Hotele łacznie dziewięć noclegów
ok. 1000 zł osoba
Łączny koszt wyprawy 4.200 zł
KOMENTARZE DO ZDJĘĆ:
1. DROGA STAROMIEJSKA
2. RUMUNIA - KRAJ UNII EUROPEJSKIEJ. JEDNAK NA
GRANICY NA OSTROŁĘCZAN NA MOTOCYKLACH
CZEKAŁA KONTROLA
3. W RUMUNII I NA WĘGRZECH NATKNIEMY SIĘ NA LICZNE
STRAGANY Z ARBUZAMI STOJĄCE PRZY DROGACH.
4. TRASA TRANSFOGARASKA - RELIKT KOMUNISTYCZNEJ
RUMUNII I WYZWANIE DLA MOTOCYKLISTÓW
13
RO • poniedziałek 25.08.2014
Jak przetrwać w kryzysie
Bartosz
Podolak
Wykładowca
prawa
Jestem średnim przedsiębiorcą
z terenu naszego miasta, który popadł w tarapaty finansowe.
Mój główny problem polega na
tym, że firma odnotowuje bardzo duży spadek zamówień. To
wszystko przekłada się na finanse i zatrudnienie. Już od dwóch
miesięcy zatrudniam zbyt dużo
ludzi, ale cały czas mam nadzieję
na poprawę sytuacji bo nie chcę
nikogo zwalniać. Niestety już nie
Grzegorz
Milewski
Egzaminator
WORD
www.word–ostroleka.pl
Mirosław
Augustyniak
Egzaminator
Nadzorujący
Kierowniki Wydziału
Egzaminowania
www.word–ostroleka.pl
Mam prawo jazdy na samochód
osobowy od trzech lat. Słyszałem, że mają wejść w życie przepisy umożliwiające jazdę motocyklem w oparciu o taki dokument. Chciałbym uzyskać szczegółowe informacje w tej sprawie.
W dniu 24 lipca 2014r. została opublikowana Ustawa z dnia
26.06.2014r. o zmianie ustawy o
kierujących pojazdami (Dz. U z
mam z czego dokładać, a nie ma
horyzontów na leprze czasy dlatego postanowiłem zwolnić część
załogi. Proszę mi napisać jak to
zrobić, aby wszystko było zgodne z przepisami. Może jest jakieś
inne rozwiązanie. Chcę uratować
przynajmniej część firmy i etatowych pracowników.
Jeżeli zatrudnia Pan mniej niż
20 pracowników to wypowiedzenia będą dokonywane na zasadach wynikających z Kodeksu pracy. Nie będą tu miały zastosowania przepisy mówiące
o zwolnieniach grupowych.
Oznacza to konieczność stosowania szeregu przepisów kodeksowych, które w sposób szczególny chronią określone grupy
pracowników lub opisują pro-
cedury dokonywania wypowiedzeń, aby nie narazić się na zarzut, że wypowiedzenie jest nieuzasadnione lub narusza przepisy o wypowiadaniu umów
o pracę. Zgodnie z powyższym
mogę przytoczyć przepis artykułu 38 k.p. zgodnie z którym
o zamiarze wypowiedzenia pracownikowi umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony pracodawca zawiadamia na piśmie
reprezentującą pracownika zakładową organizację związkową, podając przyczynę uzasadniającą rozwiązanie umowy.
Dopiero po rozpatrzeniu stanowiska zakładowej organizacji
związkowej lub w razie niezajęcia stanowiska w terminie 5 dni,
pracodawca może podjąć decyzję w sprawie wypowiedzenia.
Ważne jest to, że przyczyna wypowiedzenia umowy o pracę musi być zawsze uzasadniona, prawdziwa i konkretna. Zmniejszenie
zatrudnienia w zakładzie pracy,
który chyli się ku upadkowi jest
uzasadnioną przyczyną wypowiedzenia umowy. W takim przypadku pracodawca sam decyduje o kryteriach zwolnienia. Należy
zwrócić uwagę, że kryteria te powinny być obiektywne i klarowne. Powinno się brać pod uwagę
m.in. poziom kwalifikacji pracownika, sytuację rodzinną, sumienność wykonywanych obowiązków.
Innym rozwiązaniem pozwalającym na przeczekanie kryzysu,
a które mogę wskazać jest zmiana obowiązujących umów o pracę
polegająca na zmniejszeniu czasu pracy pracowników przy odpowiednim zmniejszeniu ich wynagrodzenia. Takie rozwiązanie
można uzyskać dwutorowo, albo
w drodze porozumienia stron albo wręczając pracownikowi na piśmie wypowiedzenie zmieniające
warunki pracy i płacy. W razie odmowy przyjęcia przez pracownika zaproponowanych warunków
pracy lub płacy, umowa o pracę
rozwiązuje się z upływem okresu
dokonanego wypowiedzenia.
Godne uwagi jest to, że przez tak
długi czas dokładał Pan do swojego zakładu po to aby utrzymać zatrudnienie i nie zwalniać pracowników. Przy całej rozwadze proszę o zwrócenie uwagi na zmniejszenie godzin poszczególnym
pracownikom poprzez aneksy
do umowy. To pozwoli nie zwalniać większej liczby osób i utrzymać stan załogi, przynajmniej na
jakiś czas. Trzymam kciuki za zamówienia bo wiem, że to przełoży się na utrzymanie zatrudnienia
w Pańskiej firmie. ■
Kto może jeździć
lekkim motocyklem
2014r. poz. 970), która wprowadziła do art. 6 ust. 3 dodatkowy
punkt 4. Z punktu tego wynika,
że „kategoria B uprawnia do kierowania motocyklem o pojemności skokowej silnika nieprzekraczającej 125 cm3, mocy nieprzekraczającej 11kW i stosunku
mocy do masy własnej nieprzekraczającym 0,1 kW/kg pod warunkiem, że osoba posiada prawo
jazdy kategorii B od co najmniej
3 lat”. Ww. przepis wchodzi w życie po 30 dniach od dnia ogłoszenia tj. z dniem 25.08.2014r. Oczywiście dodatkowe uprawnienie
dla posiadacza kategorii B prawa jazdy, umożliwia kierowanie
motocyklem wyłącznie na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej.
Niezależnie od przyznanych
uprawnień, posiadacze prawa
jazdy kategorii B zanim zdecydują się na jazdę motocyklem,
powinni pamiętać, że specyfika kierowania samochodem osobowym w bardzo istotny sposób różni się od jazdy motocyklem. Poza bardzo widocznymi
różnicami w budowie pojazdu,
nie można również nie wspomnieć o kwestii zachowywania się pojazdu podczas jazdy
w niekorzystnych warunkach
atmosferycznych. Brak umiejętności utrzymywania równowagi
na motocyklu, pokonywania łuków drogi, hamowania w sytuacja awaryjnych i nie tylko, może doprowadzić do dużego zagrożenia dla bezpieczeństwa
ruchu drogowego jak również
samego kierującego. W związku z tym każdy, kto zdecyduje
się na jazdę motocyklem powi-
PRZESIADAJĄC SIĘ NA MOTOR, BEZ DODATKOWEGO SZKOLENIA, NALEŻY BYĆ NIEZWYKLE OSTROŻNYM FOT. ARCHIWUM
nien ocenić swoje do tego predyspozycje, wykazać się dużą rozwagą i odpowiedzialnością na drodze. O ile uzna, że nie
posiada właściwych umiejętności powinien podjąć decyzję, czy
aby na pewno warto korzystać
z przysługującego uprawnienia,
czy też należałoby uzyskać dodatkowe prawo jazdy np. kat A1,
czy A2 i przed przystąpieniem
do egzaminu ukończyć profesjonalne szkolenie w zakresie danej
kategorii prawa jazdy. Z pewnością ukończenie odpowiedniego szkolenia oraz uzyskanie pozytywnego wyniku z egzaminu
praktycznego pozwoli na poprawę umiejętności do kierowania
motocyklem. ■
Naturalnie w garniturze
Małgorzata
Laskowska
Personal Shopper,
Stylistka
www.blacksand.pl
609 504 308
Garnitur to strój wyjątkowy, który zapewne znajduje się w szafie każdego mężczyzny. To niemała inwestycja w strój, który po
zaledwie kilkakrotnym użyciu
w ciągu roku, zalega w szafie
wyczekując następnej, godnej
siebie, wyjątkowej chwili.
Pora więc złamać stereotyp,
że to strój na weselny obiad!
A jak? To proste!
Przede wszystkim sprawdź, czy
twój garnitur, leży na tobie idealnie. Czy długość nogawki nie zakrywa zbyt mocno butów, rękaw
nie jest za długi a ramiona wyglądają proporcjonalnie do reszty
sylwetki. To podstawowe zasady
by zawsze wyglądać dobrze.
Unikaj zbyt obszernych rękawów oraz odstających poduszek!
To najczęściej popełniane błę-
dy przez mężczyzn w naszym
społeczeństwie! Jeżeli wahasz
się przy zakupie mniejszego lub
większego garnituru, zawsze
skuś się na ten pierwszy! Jeżeli
jesteś szczupły, wybierz model
slim, z lekko zwężaną talią.
Z dobrze dobranym krojem, możesz już robić niemalże wszystko, w zależności oczywiście od
garniturowej okazji!
A oto najprostsze sposoby na
złagodzenie tego nieco sztywnego stroju;
Rozepnij mankiety
Rozepnij i podwiń mankiety koszuli, zawijając tym samym nieco, rękaw marynarki. Może nie
jest to najbardziej naturalny odruch dla kogoś, kto chce dobrze
wypaść, ale ten trik sprawi, że
będziesz wyglądał na pewnego
siebie lecz z poczuciem kontrolowanego luzu, mężczyznę. Przy
wyprostowanych rękawach najważniejsza jest odpowiednia
długość mankietu koszuli: nie
pozwól, żeby dochodził do połowy długości kciuka, bo będziesz
wyglądał, jak chłopiec w koszuli
taty. Mankiet powinien się kończyć na nadgarstku, wystając
z rękawa marynarki na 5-7 milimetrów. Trzymając się tej zasady
wywrzesz najlepsze wrażenie.
Będziesz wyglądał stylowo, bo
przecież nosisz garnitur, ale nabierzesz nonszalancji i poczujesz
się bardziej zrelaksowany.
Zapomnij o czarnych skarpetach
Tak tak. To z pewnością nieco
przełamie jego sztywny wizerunek. I nie chodzi tutaj wcale
o wykorzystanie trendu sprzed
15 lat, kiedy zakładałeś białe skarpetki do komunijnych lakierek, ale o odrobinę ekstrawagancji, na którą możesz sobie pozwolić nawet w garniturze. To,
jakie skarpetki nosisz jest naprawdę bardzo istotne! Skuś się
na kolor a nawet ciekawy, dobrany kolorystycznie print. Choćbyś chciał stworzyć najbardziej
luźną i weekendową stylizację
z pomocą garnituru, zapomnij
o sportowych stopkach oraz nie
świeć gołą łydką. Pamiętaj, że
chociaż cały strój musi być dość
stonowany, to ze skarpetami możesz nieco poszaleć, wybierając różne wzory i kolory. Niektó-
WSPÓŁCZESNY GARNITUROWY STRÓJ TO NIECO NONSZALANCJI, KTÓRA WCALE NIE MUSI BYĆ NA BAKIER Z ELEGANCJĄ
FOT. FACEBOOK/MĘŻCZYŹNI W GARNITURACH
rzy dobierają je pod kolor krawata, inni wolą zupełnie się tym
nie przejmować. Pokażesz w ten
sposób, że czujesz się pewnie
i męsko oraz dodasz nieco energii do klasycznego szyku. ■
14
RO • poniedziałek 25.08.2014
Strażnicy Galaktyki
Przez ostatnie dwa tygodnie
w ostrołęckim kinie „Jantar” mogliśmy zobaczyć kolejną adaptację komiksu Marvela „Strażnicy Galaktyki”. Jako, że jestem fanem serii udałem się do kina. Po
lekkim poślizgu, jakim było nieuruchomienie dźwięku, spędziłem dwie godziny, które nie wiadomo kiedy minęły, oddając się
znakomicie zrealizowanemu kinu.
Film Jamesa Gunna opowiada
o drużynie wyrzutków. Jest to
raczej coś nowego w Marvelu,
gdyż poprzednie filmy traktowały o super bohaterach, o nieziemskich mocach. Ale Strażnicy także
nie są bandą zwykłą, ale kosmiczną, ponieważ opuszczamy planetę Ziemię i udajemy się w rozległe
połacie kosmosu.
W tej podróży towarzyszą nam:
Peter Quill, pochodzący z Ziemi
„legendary outlaw”, każący mówić na siebie Star-Lord; Gamora, doskonale wyszkolona zabójczyni; Drax, nazywany Niszczycielem, który szuka zemsty za
zabicie jego rodziny; Rocket genetycznie zmodyfikowany szop,
z zamiłowaniem do ciętego języka i wszelakiej broni - im większa tym lepsza; i Groot (Vin Diesel), chodzące drzewo. Tak, dobrze przeczytaliście, Groot jest
chodzącym drzewem, który do
tego potrafi mówić. A to dopiero
początek zabawy.
Użyłem słowa zabawa, gdyż właśnie to czeka nas przez dwie
godzinny spędzone w kinie.
Prawdziwa zabawa. Konwencją, schematami, nawiązaniami.
A wszystko to doprawione potężną dawką humoru i muzyki z lat
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych słuchanej namiętnie z zapomnianego dziś walkmana. Te
dwa elementy, humor i muzyka
sprawiają, że człowiek podczas
seansu śmieje się do rozpuku.
Oczywiście jest to również zasługa obsady.
Chris Pratt jest Star-Lordem. On
go nie gra, on nim po prostu jest.
Jego zachowanie, teksty, zwłaszcza sposób wyrażania, naprawdę
potrafią rozbawić, niezależnie od
sytuacji. I do tego jest wielkim fanem muzyki. Zoe Saldana grająca
Gamowe, kolejny raz udowadnia,
że sprawdza się w roli kosmitek
(Awatar, W ciemności: Star Trek).
Zagrała co miała do zagrania i co
dostała w scenariuszu. Nie było najgorzej, ale mogło by być lepiej. Dave Bautista filmowy Drax
pozytywnie zaskoczył, ponieważ
nie spodziewano się po nim wiele, a udowodnił, że potrafi. Swoje
momenty w filmie miał, jak choćby
bawiąca do rozpuku nieznajomość
metaforycznych i kulturowych odniesień.
Osobny akapit należy poświęcić na dwie postacie, które w całości zostały stworzone przez komputer, bo to do nich należał ten
show. Rocket wyglądał rewelacyjnie. Stworzenie go, to prawdziwy majstersztyk, dopracowany do
pojedynczego włoska na pysku.
Do tego jego postawa i cięty język
którym się posługuje. I tu należy
pochwalić Bradleya Coopera, ponieważ taki właśnie powinien być
Szop. Byłby on gwiazdą tego filmu, gdyby nie jego wielki kumpel
Groot. Mógłbym się powtórzyć,
ale Groot zrealizowany jest jeszcze lepiej. Na uwagę zasługuje mimika twarzy, po której nie raz głośno zaśmiałem się w kinie. Zaś to
co Vin Diesel zrobił ze zwykłym
I am Groot jest perełką tego filmu.
Różnicę przy wypowiadaniu tego
zdania słychać za każdym razem i
chyba ani razu nie brzmi tak samo.
Ponieważ Strażnicy Galaktyki są
kolejną adaptacją komiksową Marvel Studios, to nie mogło zabraknąć odniesień i smaczków, i oczywiście Stana Lee, tym razem jako
starego zboczeńca, powiązanych
z samymi komiksami. Trzeba
przyznać, że trochę tego jest.
Podsumowując pozwolę sobie na
prosty język, jakim posługiwał się
Groot, który w tym filmie świetnie
się sprawdzał i użyję trzech słów:
IDŹCIE DO KINA.■
MAREK SACHMATA
Film
Dawca pamięci 3D
Wakacje Mikołajka
Poranki filmowe
Niezniszczalni 3
26–28.08, godz. 18.00
Magia w blasku księżyca
26 – 28.08, godz. 20.15
29–31, godz. 20.00
Dzwoneczek i tajemnica
piratów
29.08, godz. 16.00 3D napisy
30–31.08, godz. 14.00 2D dubbing,
16.00 3D napisy
Nasza zabawa polega na wskazaniu czterech różnic
w zamieszczonych poniżej fotografiach.
Odpowiedzi należy przesłać do środy 03.09.2014 r.
na adres mailowy: [email protected] w tytule wpisując hasło "Pod lupą" oraz imię i nazwisko, adres zamieszkania
i nr kontaktowy.
Wśród wszystkich Czytelników, którzy nadeślą prawidłowe
odpowiedzi wylosujemy podwójne zaproszenie do kina
"Jantar".
Od strony technicznej Strażnicy
Galaktyki to najwyższa półka. Już
nawet pomijając stworzenie Rocketa i Groota, to przedstawienie
kosmosu oraz efekty specjalne zostały świetnie zrealizowane (Knowhere, kosmiczne pościgi i walki). Dzięki temu możemy chłonąć
wzrokiem piękne widoki Xandaru i kilku innych miejsc z kosmicznych zakątków.
Drużyna
26–28.08, godz. 16.00
Zapraszamy do wzięcia udziału
w konkursie Rozmaitości Ostrołęckich
„Pod lupą”.
KONKURS
Co do reszty obsady to powiedzmy
sobie szczerze, robią za tło. Większe lub mniejsze, ale tło. Zwłaszcza
główny przeciwnik Ronan The Accuser, którego gra Lee Pace. Niby
ma stanowić wielkie zagrożenie,
ale tego po prostu nie czuć. Yondu
Udonta, Nebula i Kolekcjoner byli wyłącznie dodatkami. Przyznaję jednak, że swoje pięć minut każde z nich miało, zwłaszcza Yondu.
Kino Jantar
25.08 godz. 17.00, 18.40, 20.15
Pod lupą
29–31.08, godz. 18.00
Smerfy 2
27.08, godz. 10.00
Uniwersytet Potworny
28.08, godz. 10.00
FOT. ADAM WOŁOSZ
Nagrodę wylosował: Cezary Stachowicz z Ostrołęki
Co w kulturze piszczy
Kultura
28.08, godz. 19.00
30 sierpnia 2014r
KONCERT
Ostatnie spotkanie pod wierzbą będzie
nie lada gratką dla fanów kina i muzyki.
Zobaczymy drugą wersję filmową „Pana
Tadeusza” w wersji niemej, ale z muzyką
graną na żywo. Pierwsza premiera filmu
miała miejsce 9 listopada 1928 roku i była ogromnym wydarzeniem kulturalnym
ówczesnej Warszawy. Na ekranie przewijała się czołówka ówczesnych gwiazd kina. Tadeusza grał Leon Łuszczewski, Zosię
- Zofia Zajączkowska, Telimenę - Helena
Sulima, księdza Robaka - Jan Szymański,
zaś w Napoleona wcielał się legendarny
Stefan Jaracz. W czasie II wojny światowej
kopie filmu zostały wywiezione z Polski,
a ich znaczna część zaginęła. W latach 50.
Do zbiorów Filmoteki Narodowej powróciło 40 minut filmu trwającego pierwotnie niemal trzy godziny. Dopiero w 2006
udało się odnaleźć część taśm – we Wrocławiu przypadkowo odkryto zniszczone
IMPREZA RODZINNA
Swojsko, rodzinnie, bez parasoli piwnych
i sklepów z alkoholem w tle. „Trzeźwa
rodzina to szczęśliwa rodzina”. Imprezę
organizuje Ostrołęckie Stowarzyszenie
Promocji Zdrowia i Trzeźwości „ARKADIA”
przy współudziale Komendy Miejskiej
Policji oraz Komendy Państwowej Straży
Pożarnej w Ostrołęce. Odbędzie się ona
w godzinach od 13.00 do 20.00 przy ul. Celnej 11. Organizatorzy zapewniają wszystkim uczestnikom darmową zabawę, jak
również bezpłatny posiłek w postaci zupy,
kiełbasek z grilla oraz słodkości i inne atrakcje. Każda rodzina biorąca udział w rożnych konkurencjach będzie nagrodzona.
W programie przewidziano: Turniej Rodzin,
występy muzyczne, konkursy i gry sprawnościowe. Każde dziecko będzie mogło
skorzystać ze zjeżdżalni, ścianek wspinaczkowych, trampolin. Na koniec zaplanowano koncert zespołu Vinyl.
PIKNIK TRZEŹWOŚCI
OSTATNI ART CZWARTEK
FOT. KADR Z FILMU
i niekompletne kopie filmu. Po latach prac
rekonstrukcyjnych udało się odtworzyć
blisko 120 minut filmowego oryginału.
W Ostrołęce dodatkową atrakcją będzie
muzyka grana na żywo przez Marcina
Pukaluka. Jego fascynacja niemym kinem sprawiła, że postanowił on tworzyć
do nich muzykę graną na żywo podczas
pokazu. Tworzy między innymi pod filmy
niemieckich ekspresjonistów tu takie produkcje jak „Nesferatu – symfonia grozy”.
15
RO • poniedziałek 25.08.2014
Zagniatanie
ciasta
To jakiś hinduski fast food?
– pyta ze skwaszoną miną właścicielka znakomitej francuskiej
restauracji. Baraninę mojego taty przyrządza się trzy dni – odpowiada Hassan. Mimo nienajlepszych początków, tych dwoje
połączy wielka przyjaźń. Dojdą
do niej po moście zbudowanym
ze smaków, zapachów, faktur
i kolorów. Odlegli kulturowo,
porozumieją się dzięki jednemu
z tajemnych kodów ludzkości. Te
kody to rytm, taniec i jedzenie.
Film „Podróż na sto stóp” wg
książki Richarda C. Moraisa
wpisuje się w nurt mody na powrót do kuchni. Oczywiście,
Polaków ten powrót dotyczy
w niewielkim stopniu, bo my
nadal gotujemy i umiemy zrobić
zakupy na straganach z warzywami. Jednak dla kopii Carrie
Bradshaw z „Seksu w wielkim
mieście”, które zamieniają kuchnie w garderoby, scenariuszowe
pomysły wyglądają egzotycznie. Mnie spodobał się specjalny piec do pieczenia określonego rodzaju kurczaka. Poza tym,
zaskoczeń miałam mało. Ponieważ jestem kucharką kształconą tak, jak opowiada o swojej
edukacji filmowy Hassan, czyli
w kuchni, przy garach. Nie
wiem, jak to działa, ja tylko
umiem to robić. Przykładowo –
pewnego dnia, podczas zagniatania setnej porcji kruchego ciasta, dłonie zaczynają rozróżniać
i decydować, czy wchłonie jeszcze trochę krupczatki czy wręcz
przeciwnie, trzeba smutnego,
twardego gluta ratować kwaśną
śmietaną. Wszystko na oko, na
rękę, na nos.
Mam w domu wehikuł czasu.
Przybrał postać zielonego zeszytu. To zbiór przepisów. Jego
strony są zatłuszczone, poplamione, z obszarpanymi brzegami, zlepione ciastem. Jako zakładki służą kartki świąteczne,
niektóre z podpisami osób już
nieżyjących. Część przepisów
fruwa na karteczkach luzem,
powtykanych za okładkę. Część
jest wycięta z gazet, na któ-
rych zachowały się daty, zatem
wiadomo,że pochodzą z lat 70.
Część przepisano na maszynie,
w zaciszu laboratorium w Centrali Nasiennej, gdzie zresztą
w służbowym piecyku od razu
je sprawdzano. Najciekawsze są
przepisy zaopatrzone w adnotację: np. masa do wafli cioci Eli
(w odróżnieniu od masy Iwony),
pieczonka Ewy Grzybowej, ciasto pani Lutrzykowskiej, piernik
tykociński Matyldy, babka Wołoszów (a jakże, to autentyczny
hit w domach wszystkich Wołoszówien), pierniczki pani Zającowej, sernik Darka, napój nogawski, ciastka Tereski, buraczki Krysi, tort Artura. Gdyby
nie udała mi się „babka Luńki”,
to niestety nie mam już do kogo zwrócić się z reklamacją, bo
pochowaliśmy autorkę przepisu parę miesięcy temu. Podanie
czyjegoś imienia przy przepisie było jak przyznanie gwiazdki Michelin. Gwarancja jakości
i doskonałej harmonii smaków.
Miało doprowadzić pamięć do
tego zapachu, wyglądu, konsystencji, jakie się odkrywało, jedząc tę potrawę pierwszy raz.
Jeśli Krysia robi burczaki z papryką, które są ponad wszystkie
inne buraczki, to po co szukać
dalej? Trzeba zanotować proporcje i naśladować. Jeśli pierniczki pani Zającowej mogą stać
w metalowej puszcze latami, to
trudno, nie ma wyjścia, piecze
się ponadkilogramową porcję co
roku i rozdaje znajomym. Żadne
blogi tego nie zastąpią. Blog, jak
każda inna zawartość internetu,
jest substytutem. Co innego popatrzenie na filmik z zagniatania ciasta na pierogi a co innego umiejętność wyczucia, że już
jest gotowe. Jak wyjaśnić tę złożoną, aksamitno–lepko–puchatą konsystencję, która gwarantuje sukces przy lepieniu uszek?
Dlatego przepędzanie dzieci
z kuchni, bo wysypią czy rozleją, powinno być kostytucyjnie
zabronione. Niech rozsypują. Za
rok czy dwa będą zagniatać ciasto w misce a nie w całej kuchni.
Za dwadzieścia lat mama będzie
tylko od podawania produktów,
co niech będzie celem wszystkich rodziców. ■
Adres redakcji:
ul. Hallera 13, 07–410 Ostrołęka, tel./fax: 29 760 91 92
e–mail: [email protected]
Rozmaitości Ostrołęckie – niezależny dwutygodnik rozdawany bezpłatnie, wydawany w Ostrołęce.
Wydawca: Agencja Informedia. Redaktor naczelny: Tomasz Decyk, tel. 609 609 019. Współpracownicy: Sławomir Olzacki,
Kinga Sawicka, Paweł Trzemkowski, Adam Wołosz, Anna Siudak, Arkadiusz Dobkowski, Mirosław Dylewski, Barbara Kalinowska,
Wojciech Kulas–Boćkowski, Małgorzata Laskowska, Marta Mierzejewska, Anna Wołosz, Aneta Gumkowska, Michał Piersa.
Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania.
Korespondencję, rozwiązania konkursów prosimy kierować na adres redakcji lub e–mailem:
[email protected]. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń.
Reklamacje przyjmowane są w ciągu 14 dni od ukazania się numeru. Biuro ogłoszeń: [email protected]
Pobierz aktualne wydanie Rozmaitości Ostrołęckich – www.rozmaitosci.com
W wesołym PeGeErze (250)
Panią Joasię z zamyślenia wyrwało pukanie do drzwi. Stanowcze, a jednocześnie delikatne. Pewne siebie, a jednocześnie
nie narzucające się. Jednym słowem – światowe. No, może tylko stołeczne, w każdym razie Pani Joasia wiedziała, że tak może
pukać tylko jedna osoba. Dlatego, zanim powiedziała „proszę”,
szybko poprawiła fryzurę i bluzeczkę na piersiach. Gość za
drzwiami czekał cierpliwie.
– Proszę – Pani Joasia wypowiedziała to proste słowo niemal
uroczyście.
– Witam – Aruś Diabelski, bo
wą, głęboką i bezinteresowną
przyjaźń, która jak wiadomo może być udziałem tylko mężczyzn.
Ten idealny obraz nie mógł jednak trwać w nieskończoność. Jasio i Aruś w końcu westchnęli głęboko i mrugając do siebie
porozumiewawczo, przeszli do
gabinetu. Pani Joasia oddałaby
wiele za to, żeby móc pójść tam
za nimi. Wiedziała jednak, że nie
może zakłócać narady tak ważnych osobistości. Dlatego pozwoliła sobie jedynie na przyłożenie ucha do drzwi. Sekundę
potem odskoczyła od nich przerażona tym co usłyszała.
on to przekroczył próg gabinetu, odpowiedział dość oschle. Po
czym rzucił krótkie żołnierskie
pytanie – Jasio jest?
Pani Joasia w naiwności swojej miała cichą nadzieję, że Aruś
rzuci się na nią. Musiała się jednak pogodzić z tym, że rzucił tylko krótkie żołnierskie pytanie. Nie tylko pogodziła się
z tym, ale też odpowiedziała
równie krótko i po żołniersku.
– Nie ma!
– Jestem! – ułamek sekundy później jej słowa okazały się nieaktualne. Jasio Pieski właśnie przekroczył próg gabinetu. – Ty, jak
widzę, też już jesteś – zauważył
przytomnie zauważając w gabinecie Arusia.
– Jestem! – potwierdził Aruś.
W tej chwili można już było
uznać, że obaj przyjaciele potwierdzili ponad wszelką wątpliwość swoją obecność. Najwidoczniej jednak chcieli się tym
jak najdłużej nacieszyć, bo przez
czas pewien nic nie mówili jedynie patrząc sobie głęboko w oczy.
Śliczna Pani Joasia patrzyła zaś
na nich podziwiając tę prawdzi-
– Dupa tam! – Aruś Diabelski do
narady z Jasiem przystąpił konkretnie i rzeczowo.
– Znaczy, że niedobrze? – dopytał
Jasio nie do końca rozumiejąc co
ma na myśli jego przyjaciel. A mówiąc prawdę, nic nie rozumiejąc.
– Mówię przecież. Kamieni kupa – Aruś nieco rozwinął swoją
myśl.
Nie na tyle jednak, żeby cokolwiek rozjaśnić w umyśle Jasia.
Ten wiedział, że tylko prawda
go wyzwoli. I szczerość, na którą
akurat w obecności Arusia mógł
sobie pozwolić.
– Nic nie rozumiem.
– To akurat wiem – Aruś też pozwolił sobie na szczerość. – Dlatego zostałeś wyznaczony na
skromną placówkę w PeGeeRze,
a ja zostałem wysłany do stolicy, gdzie dzieją się rzeczy ważne,
a nawet ważniejsze.
Jasio przełknął tę zniewagę
z godnością i spokojem.
– Ale może jednak zechcesz wytłumaczyć skąd w tobie tyle defetyzmu i zniechęcenia? O ile
oczywiście dobrze zrozumiałem
twoje słowa.
– To akurat dobrze zrozumiałeś
– Aruś westchnął ciężko. – Przepraszam, za to co powiedziałem
przed chwilą, ale rzeczywiście
mamy pewne kłopoty...
– My?
– No, my. Znaczy partia.
Jasio spojrzał swojemu przyjacielowi głęboko w oczy.
– Dobrze się czujesz?
– Bywało lepiej.
– Ale przecież nasza partia ma
się jak nigdy. Sondaży nie widziałeś? Ani się człowiek obejrzy
i będziemy rządzić.
– No właśnie. I w tym jest problem...
– A to nie o to chodzi? – Jasio
znów poczuł, że tylko prawda go
wyzwoli. – Nie rozumiem.
– Co trzeba mieć, żeby rządzić? –
Aruś odpowiedział pytaniem.
Jasio zastanowił się chwilę. Ale
tylko chwilę.
– Trzeba mieć wizję, ideę, śmiałość, wiernych poddanych i parę etatów do obsadzenia tymiż –
wyrecytował.
Aruś machnął ręką jakby odpędzał się od natrętnej muchy. Albo
jakby ciął szablą Moskala.
– To w PeGeeRze. A my mówimy
o prawdziwym rządzeniu. A do
prawdziwego rządzenia potrzebne są dwie rzeczy: pieniądze i ludzie.
– I? – tym razem to Jasio zadał
pytanie.
– I pieniądze to nie problem...
– To o co chodzi? – Jasio zadając
pytanie oddychając jednocześnie
z ulgą. Doświadczenie nauczyło go bowiem, że pożyczanie pieniędzy partyjnym kolegom może
kończyć się różnie.
– O ludzi!
Jasio po raz kolejny zmuszony
był powiedzieć prawdę.
– Nie rozumiem.
– Nie mamy ludzi.
– Jak nie mamy? A ty?
– Ja się niestety na ministra nie
nadaję – Aruś też wiedział, że
tylko prawda go wyzwoli. – Raz
byłem i starczy.
– No to klops – teraz nawet Jasio
musiał przyznać, że sprawa jest
poważna.
– Dlatego musimy zmienić plany. Odwołujemy cię z PeGeeRu.
Zostaniesz ministrem – Aruś zakomunikował to tonem nieznoszącym sprzeciwu. Dlatego Jasio
Pieski nie sprzeciwił się.
– Jak trzeba, to trzeba. Ale czego?
– Jasio zadał pytanie, i nie czekając odpowiedzi zaczął snuć wizję swojego przyszłego ministrowania. – Mogę być ministrem
obrony, przecież niedawno zabiłem wielkiego Portorykańczyka,
i to dwa razy. Mogę być też ministrem kultury, bo jak wiadomo mam wielką wizję wielkiego muzeum. A nawet od biedy
mogę być ministrem infrastruktury. Wprawdzie cały kraj to nie
jedno osiedle w PeGeeRze, ale na
tym osiedlu najlepiej widać, że
jak chcę, i akurat przypadkiem
mieszkam niedaleko, to i ulicę
potrafię zbudować.
– Dobra, dobra, nie fantazjuj –
Aruś Diabelski przerwał przyjacielowi dość obcesowo. – Wyznaczono dla ciebie już konkretne zadanie. Będziesz ministrem
handlu.
– Handlu? – Jasio zdziwił się.
– Handlu. Jak wiesz musimy bronić naszego handlu. A przecież
nikt tak jak ty nie potrafi walczyć z wielkimi zachodnimi,
wrogimi hipermarkatami.
– No tak – Jasio jakby coś sobie
przypomniał. ■
16
RO • poniedziałek 25.08.2014
Nielimitowany internet
do
domu już zainternet
29,99 zł
Nielimitowany
do domu już za 29,99 zł
11
od
od
TYLKO SIM
TYLKO SIM
INTERNET
PRZENOŚNY
MODEM
PRZENOŚNE WiFi
DOMOWE WiFi
PRZENOŚNY
PRZENOŚNE
WiFi
DOMOWE WiFi
MODEM
BEZ
LIMITU W CAŁYM
ZASIĘGU
PLAY
PRZEZ 6 MIESIĘCY
INTERNET BEZ LIMITU W CAŁYM ZASIĘGU PLAY
POTEM
PRZEZ
MIESIĘCYNA ZAWSZE (0:00–9:00)
PAKIET 25 GB / NOCE
BEZ6 LIMITU
POTEM
PAKIET
25 GB
/ NOCE BEZ LIMITU
ZAWSZE (0:00–9:00)
RABAT
50%
NA ABONAMENT
DLA NA
OBECNYCH
KLIENTÓW
PRZEZ 3 MIESIĄCE
RABAT 50% NA ABONAMENT DLA OBECNYCH KLIENTÓW
ABONAMENT
PRZEZ 3 MIESIĄCE
ABONAMENT
ABONAMENT
ABONAMENT
29,99 zł
49,99 zł
59,99 zł
69,99 zł
ABONAMENT
ABONAMENT
ABONAMENT
ABONAMENT
29,99 zł
49,99 zł
59,99 zł
69,99 zł
Po 6. miesiącach możesz nadal korzystać z INTERNETU BEZ LIMITU
za dodatkowe 20 zł miesięcznie.
Po 6. miesiącach możesz nadal korzystać z INTERNETU BEZ LIMITU
za dodatkowe 20 zł miesięcznie.
Wyjątkowa oferta dla Ciebie
1
zestaw
za1zł
za 69,99
zł
Huawei E5372
LTEw ofercie
Samsung
Galaxy
Wyjątkowa oferta dla Ciebie
zestaw za zł w ofercie za 69,99 zł
przenośny router WiFi
tablet
przenośny router WiFi
Tab 3 8” WiFi
tablet
Huawei E5372 LTE
Samsung Galaxy
Tab 3 8” WiFi
domowy router WiFi
zł Huawei
domowyE5170
routerLTE
WiFi
zł Huawei E5170 LTE