1 - Informedia
Transkrypt
1 - Informedia
niezależny dwutygodnik rozdawany bezpłatnie • nr 334 poniedziałek 25.08.2014 • ISSN 1509–4731 1 RO • poniedziałek 25.08.2014 R O Z M A I T O Ś C I O S T R O Ł Ę C K I E W numerze dodatek „Gdzie do szkoły” Str. 4 Cena cenie nierówna Chyba każdy znalazł się w sytuacji gdy cena towaru przy kasie okazała się wyższa niż cena na półce. Pomyłka? Tylko dlaczego zawsze na niekorzyść klienta? Str. 9 Obóz zdolnej młodzieży W latach 80. władze województwa ostrołęckiego organizowały twórczy wypoczynek młodym ludziom odznaczającym się szczególnymi uzdolnieniami Uczyć się życia od umierających Str. V Siostra Michaela Rak na przekór wszystkim przeciwnościom prowadzi hospicjum w Wilnie. Do Ostrołęki przyjechała po… pocztówki, dzięki którym ma zarobić na utrzymanie nieuleczalnie chorych str. 10-11 MICHAELA RAK POGODNIE ŻARTUJE ZE SWEGO NAZWISKA, ŻE ZOBOWIĄZUJE JĄ DO POMOCY LUDZIOM CHORYM NA NOWOTWORY, DLA KTÓRYCH DOSTĘPNA WIEDZA MEDYCZNA NIE PRZEWIDUJE JUŻ RACHUNKU Więcej informacji pod numerem 693 113 060 FOT. MICHAŁ PIERSA Studia bez matury Niż demograficzny doprowadził do tego, że można zapisać się na wyższą uczelnię nie mając świadectwa dojrzałości. Kontrowersyjne, ale prawdziwe 2 Co się działo na „Rozmaitości Ostrołęckie” ukazują się co dwa tygodnie. Rozmaitosci.com – Ostrołęcki Serwis Opinii - aktualizowany jest codziennie. W tym miejscu możemy jedynie zasygnalizować co działo się w serwisie między wydaniami gazety. ■ Uaktywnili się uczestnicy obu konkursów: „Wy- RO • poniedziałek 25.08.2014 mach „Subiektywnej fotokroniki województwa Ostrołęckiego” Sławomir Olzacki przypomina słowem i obrazem jak przebiegało u stóp pomnika pułkownika z bitwy od Ostrołęką (późniejszego generała) zakończenie spływu kajakowego poświęconego jego pamięci. Trzeba przyznać, że amatorzy to kiedyś mieli krzepę. Spłynąć z Augustowa do Ostrołęki w trzy dni a w międzyczasie na biwakach wieść standardowe wieczorne życie towarzyskie… A na koniec pod pomnikiem Bema, władze wojewódzkie i miejskie wręczały nagrody kajakarzom. ■ Coraz więcej użytkowników naszego serwisu zabiera glos w sprawach kuchni, potraw, kultury jedzenia i picia. Dyskutujemy więc czy lawenda jest jadalna i gdzie ją można dostać w Ostrołęce, żeby była taka aromatyczna jak na południu Europy. Są też głosy o nadmiernym lenistwie kucharzy, zbyt daleko posuniętej mechanizacji w kuchni i o tym, graj tablet zachowaj wspomnienia”, w którym nagrody funduje Centrum Edukacji Żak w Ostrołęce i „Ogrodowe inspiracje” z bonami na zakupy w Centrum Ogrodniczym przy rondzie Niedziałkowskiej. Zasady konkursów znajdą Państwo w serwisie Rozmaitosci.com. Tu możemy tylko przypomnieć, że zgłoszenia na oba konkursy przyjmujemy do końca wakacji. A co poza tym w Ostrołęckim Serwisie Opinii? ■ Leży sobie w muzeum taki przyrząd, który na pierwszy rzut oka nie wiadomo do czego służy. Ale dzięki niemu można dowiedzieć się dlaczego opłatki do komunii świętej mają okrągły kształt. Kiedy podobno byliśmy komunikantowym zagłębiem. Było to w czasach, gdy opłatki liturgiczne cięło się specjalnymi nożykami na takie właśnie niewielkie krążki . Dziś robi się to maszynowo, ale jeszcze 40-50 lat temu siostry benedyktynki z diecezji łomżyńskiej z benedyktyńską cierpliwością wycinały materialną postać Najświętszego Sakramentu. Nożyk do komunikantów – jako oryginalny gadżet Muzeum Kultury Kurpiowskiej ogłosiło „obiektem miesiąca”. że niejednokrotnie leniwego kucharza mogą wyręczyć… siły natury. I jeszcze jedna ważna rzecz: wróciła moda na domowe przetwory. I to w jakim momencie! Deflacja na rynku żywności. Nadwyżka owoców i warzyw na rynku z powodu rosyjskiego embarga. Stragany aż uginają się pod ciężarem wszelkiego dobra. Nic tylko przetwarzać! ■ Z mód, które z natury są zmienne, ta aku- rat mogłaby być niezmienna. Coraz więcej solenizantów, panów i panien młodych, dostojnych gości i jubilatów nie chce być obdarowywanych kwiatami. Proszą swoich gości o przyniesienie zamiast kwiatów konkretnych dóbr, które potem ofiarują dobroczynnie ku ogólnemu pożytkowi. Do grupy takich ludzi dołączyli ostatnio Emilia i Mateusz Zyśkowie oraz Iza i Rafał Sodórowie, którzy swoich ślubnych gości poprosili o nieprzynoszenie kwiatów, tylko o zabawki. Podarowali je następnie na rzecz akcji PomagamyMikolajowi.pl. ■ TM Wygraj tablet zachowaj wspomnienia To już ostatnie dni, by wziąć udział w naszym wakacyjnym konkursie. Jedyne co musisz zrobić to wysłać nam swoje wspomnienie z wakacji w postaci kolażu zdjęć lub krótkiego tekstu z jednym zdjęciem. W konkursie przewidujemy dwie nagrody główne – tablety. Każdy o wartości 500 złotych. ■ Choć według nauki Kościoła wiara we wróżby i korzystanie z wróżbiarstwa jest grzechem, nasze miejscowe wróżki w Ostrołęce i okolicach na brak klientów nie narzekają. Kiedyś na łamach „Rozmaitości Ostrołęckich” Paweł Trzemkowski cytował jedną z klientek wróżki, że chodzi ona (klientka) i do kościoła, i do wróżki – w myśl zasady: „i panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek”. Wróżek jest więc dużo. Ale skonstatowaliśmy z pewną dozą zdziwienia, że są takie które na potrzeby usług dla ludności przybierają imię… Kasandra. No tu to samo imię wróży jakiej treści będzie przepowiednia. Dlaczego? Niektórzy na pewno już wiedzą. Zarówno wiedzących, jak i nieświadomych zapraszamy do lektury serwisu Rozmaitosci.com. Nagrodę otrzyma najlepsza, najciekawsza i najbardziej kreatywna praca z każdej grupy. Zwycięzców wyłoni niezależne jury złożone z członków redakcji Rozmaitości oraz wydawnictwa Informedia. Zgłoszenia przyjmujemy do końca sierpnia. Projekty możecie wysyłać drogą elektroniczną na adres: [email protected], pocztą tradycyjną lub przynosić osobiście do siedziby naszej redakcji w Ostrołęce, ul. Hallera 13. Szczegóły na rozmaitosci.com. Sponsorem nagród jest Centrum Nauki i Biznesu Żak z Ostrołęki. ! S R NKU ■ Było też o tym, że brud na dachu kolejowej cie- ciówki na ostrołęckim osiedlu Stacja tak się nagromadził, że zaczął robić za żyzną glebę. Ogrody na dachu są teraz szalenie modne, ale ten, który wyrósł na kolejowym brudzie wydaje się wyjątkowo zachwaszczony. ■ Ale co tam kolej, kto ma klasę, ten jeździ samo- chodem! Przynajmniej w pojęciu części ostrołęczan, których emocje rozpala deliberowanie kto był sprawcą kolizji rozgłoszonej w Internecie, kto źle parkuje, a kto nie umie jeździć po rondzie. Na tym zamiłowaniu do motoryzacji i pchania się z samochodami jak najbliżej wejścia, jak najbliżej sklepu, jak najbliżej centrum, zarabia (dużo!) firma administrująca strefą płatnego parkowania oraz miasto (mniej!). Dotarliśmy do dokumentu, a nawet go opublikowaliśmy ile bierze za swój trud firma zarządzająca parkometrami i pracownikami śledzącymi kierowców unikających opłat. Policzyliśmy też jakie dochody z płatnego parkowania ma miejska kasa. Po szczegóły zapraszamy na Rozmaitosci.com ■ A były czasy gdy na Starym Mieście w Ostro- łęce nie było kłopotów z zaparkowaniem, a i plac Bema (ten z pomnikiem!) był jakby żywszy. W ra- KO Pokaż nam swój ogród i zgarnij kasę na zakupy! Wystarczy, że zrobisz zdjęcie i krótko opiszesz co rośnie na twojej zielonej działce. W konkursie mogą wziąć udział wszystkie tereny zielone które znajdują się na terenie Ostrołęki i powiatu ostrołęckiego. Aby rozdzielić te aktywności przewidujemy pięć kategorii konkursowych: 1. Najpiękniejsza posesja; 2. Najpiękniejszy balkon; 3. Najpiękniejsza działka; 4.Najpiękniejszy ogródek przyblokowy; 5. Najpiękniejszy ogródek w powiecie. Dla najlepszych mamy kasę na zakupy! Są to bony o wartości 300, 250 i 200 zł do wykorzystania w Centrum Ogrodniczym. Dodatkowo przewidzieliśmy także nagrodę czytelników. Więcej szczegółów na rozmaitosci.com. 3 RO • poniedziałek 25.08.2014 Kurs kurpiowskiej mowy raz jeszcze Nauka dialektu chwyciła. Właśnie rozpoczął się kolejny kurs. Taka forma edukacji stała się możliwa, gdy Jerzy Rubach z Uniwersytetu Warszawskiego opracował zasady zapisywania mowy Kurpi. To, co do tej pory było rozumiane intuicyjnie, zostało skodyfikowane i rozłożone na głoski. Podstawą kursu jest opracowanie „Zasady pisowni kurpiowskiego dialektu literackiego”. W przygotowaniu materiału profesorowi Rubachowi pomagali liczni Kurpie. Gwara kurpiowska po opracowaniu zasad pisowni została uznana za dialekt. Ozna- cza to, że można już dokonywać transkrypcji („przetłumaczenia”) wypowiedzi w mowie Kurpi w ustalony, jak najdokładniejszy sposób. To ułatwi zachowanie tekstów literackich i poprawne ich odczytywanie. Kurpie jako drudzy w Polsce, po Kaszubach, doczekali się tego typu opracowania. Wkrótce dołączyli do niego „Słownik wybranych nazw i wyrażeń kurpiowskich”, opracowany przez Henryka Gadomskiego, Mirosława Grzyba oraz Tadeusza Greca, członków Związku Kurpiów. Zawiera 3650 haseł, które w dialekcie kurpiowskimi brzmią inaczej, niż w języku polskim i MÓWIĆ I PISAĆ PO KURPIOWSKU MOGĄ TERAZ WSZYSCY KTÓRZY POZNAJĄ TEN DIALEKT. FOT. MICHAŁ PIERSA jest już dostępny na stronie internetowej zwiazekkurpiow.pl. Związek Kurpiów skorzystał z tego opracowania i zaczął organizować kursy. W ubiegłym roku ok. 50 osób uczyło się zapisywać mowę Kurpi oraz prawidłowo odczytywać zapis. Nie jest to łatwe, zwłaszcza dla osób, które nie wyrastały wśród tej gwary. Byli wśród kursantów i tacy, np. z Ostrołęki, pasjonaci. Dla nich wykłady i ćwiczenia były trochę jak nauka języka obcego. Teraz Związek Kurpiów zwołuje swoich „absolwentów” na kurs doszkalający. We współpracy z Mazowieckim Samorządowym Centrum Doskonalenia Nauczycieli z Wydziałem w Ostrołęce oraz w porozumieniu z Kuratorium Oświaty w Warszawie Delegaturą w Ostrołęce organizuje kurs pod nazwą „Dialekt kurpiowski z historią i kulturą Kurpiów”. Przeznaczony jest on dla nauczycieli, którzy prowadzić będą dodatkowe zajęcia edukacyjne. W kursie mogą wziąć udział, w miarę wolnych miejsc także inne osoby zainteresowane problematyką. Zajęcia kursu będą się odbywać w Kadzidle. Celem jest przygotowanie nauczycieli do prowadzenia zajęć dotyczących dialektu kurpiowskiego oraz historii i kultury Kurpiów.■ ANNA WOŁOSZ Pionierzy na dzikiej rzece Szesnastu śmiałków w różnym wieku, różnych profesji i z różnych miejscowości dokonało wspólnego wyczynu. Jako pierwsi w historii pokonali Rozogę kajakami od źródeł aż do ujścia rzeki do Narwi. Większość uczestników pochodziła z Myszyńca, a koordynacją i organizacją spływu zajął się Michał Parda. Trasę udało się pokonać w trzy dni. W wielu miejscach trzeba było przenosić kajaki, w niektórych uważać, by kajak nie osiadł na mieliźnie. Czasami można było natrafić na stare drewniane progi wodne. Wszystko okazało się jednak przeszkodami do pokonania. A Rozoga zachwycała uczestników swoim naturalnym pięknem i fascynującą dzikością. Organizatorzy spływu, którzy planują już kolejne podobne przedsięwzięcia przysłali nam bogato ilustrowaną relację z trasy, którą w całości zamieszczamy w serwisie Rozmaitosci.com. Tu na zachętę jedna fotka. Do spływu chętnie dołączały okoliczne krowy. Zdjęcie uczestnika spływu. 4 Hipermarkety i supermarkety kuszą klientów atrakcyjnymi promocjami i obniżkami. Ostrołęki ten szał cięcia cen też nie ominął. Co więcej, jest to skuteczny wabik na oszczędnych Kurpiów. Nie ma się co dziwić temu trendowi, bo każdy chce kupić więcej za mniej. Ale należy być ostrożnym. Często cena na paragonie nie ma nic wspólnego z metką towaru umieszczoną na półce sklepowej. Na pewno niejednemu czytelnikowi przytrafiła się taka oto historia: po odejściu od kasy wydawało się, że za zakupy skasowano nas na większą kwotę, niż wynikało z obliczeń. Każdy odruchowo w takiej sytuacji zerka na paragon. Przychodzi wówczas na myśl przypuszczenie, że cena na sklepowej półce była inna niż ta, która jest przed oczami. Reklama wprowadza w błąd – Miałam niedawno bardzo przykrą sytuację w ostrołęckim supermarkecie – opowiada Ewa, trzydziestopięciolatka, matka trójki dzieci w wieku szkolnym, dla której każdy grosz jest ważny i skrupulatnie wyliczony. – Na stoisku mięsnym zobaczyłam reklamę krokietów ze szpinakiem w bardzo atrakcyjnej cenie 9,99 zł za kilogram. Poprosiłam ekspedientkę o zapakowanie pięciu krokietów. Otrzymałam zamówiony towar i poszłam dalej robić zakupy. Dopiero przy kasie zobaczyłam, że cena na opakowaniu jest inna – za kilogram wskazano 12,99 zł, a nie 9,99 zł. Oczywiście wróciłam do stoiska mięsnego z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego wprowadzono mnie w błąd. Otrzymałam informację, że panie sprzedające nie potrafią zmienić ceny, a w sklepie nie ma kierownika, który mógłby to zrobić. Spytałam więc, dlaczego klienci są oszukiwani, bo przecież reklama krokietów wprowadza w błąd. Ekspedientka potraktowała mnie obcesowo, stwierdziła donośnym głosem przy innych kupujących, że jeśli nie chcę, nie muszę kupować „tych krokietów”. Poczułam się bardzo niekomfortowo – opowiada. Historia pewnego wina Takie i podobne zdarzenia wcale nie należą w Ostrołęce do rzadkości. Nie chodzi tu wyłącznie o wprowadzenie konsumenta w przeświadczenie, że kupuje coś taniej, podczas gdy musi zapłacić „normalną” cenę, ale także o kulturę obsługi. Pracownicy sklepów wielkopowierzchniowych nie mają niestety nawyku przeproszenia za błąd swojego zakładu pracy. Zazwyczaj reakcja na zwrócenie uwa- RO • poniedziałek 25.08.2014 Kasjer każe płacić więcej niż wynosi cena na półce? Nie martw się. Nie jesteś bezbronny Cena cenie nierówna gi o niewłaściwej cenie kończy się obrazą majestatu ekspedienta, który stara się zrobić wszystko, aby klientowi zrobiło się głupio. Najlepiej, kiedy całą scenkę obserwują inni kupujący. Ale od tej reguły są na szczęście wyjątki. – W ostatni weekend kupowałem wino mołdawskie półwytrawne, moje ulubione – opowiada Łukasz Przychodzeń z Ostrołęki, młody przedsiębiorca. – Zazwyczaj cena tego trunku waha się w granicach 17–20 zł za butelkę, dlatego bardzo zdziwiłem się, że jest aż tak wielka obniżka. Na półce naklejona była cena 13,99 zł, pomyślałem więc, że to super okazja i bez wahania wziąłem jedną butelkę, myśląc już o zakupach na zapas. Po podejściu do kasy moje nadzieje szybko pękły jak bańka mydlana. Pani obsługująca to stoisko zażądała zapłaty 16,99 zł. Zwróciłem jej uwagę, że na półce jest inna cena. Z niedowierzaniem podeszła do regału i stwierdziła, to samo, co ja. Powiedziała, że nie wie, jak to się mogło stać, ale cena tego wina na pewno wynosi 16,99 zł. Przeprosiła mnie kulturalnie, po czym w ramach rekompensaty za zaistniałą sytuację dała mi w gratisie szklankę do napojów – mówi. To i tak sklep dla biedoty Z traumatyczną sytuacją spotkała się Katarzyna Florek z Ostrołęki. – Wiadomo, dla mnie jak dla każdego, każdy grosz w portfelu się liczy. Ogólnie nikomu się nie przelewa i chce wydawać na życie jak najmniej. Ja też należę do takich osób, nie z wyboru, ale z konieczności – opowiada trzydziestoparolatka. – Przyzwyczaiłam się przez lata robić zakupy w dyskontach. Kilka lat wstecz można tam było kupić produkty naprawdę o jedną trzecią taniej, niż gdzie indziej. Teraz trochę się to zmieniło, ale nadal ceny w tej sieci są konkurencyjne. Mnie, wierną i oddaną klientkę, spotkało jednak niemiłe rozczarowanie. Robiąc standardowe zakupy zwróciłam uwagę na promocyjną cenę ryb. Zazwyczaj nie stać mnie na ich zakup, ale pomyślałam, że w promocji kupię i zrobię dzieciakom na obiad. Z miasta Niezadowolenie z otaczającego świata, jest podobno naszą, polską specyfiką. Niezadowolenie to jest zazwyczaj nie tylko niekonstruktywne, bo nie prowadzi do wyciągnięcia wniosków na przyszłość, ale też trąci megalomanią, bo zawsze prowadzi do wskazania jakichś „innych”, którzy są winni złego stanu rzeczy. Tymczasem, gdy chodzi o nasze własne podwórko, a zwłaszcza jego wygląd, winy rozkładają się mniej więcej po równo: między władzę, prywatny biznes i społeczeństwo, czyli nas. Od czasu PRL-u pokutuje w nas przeświadczenie, że jeśli miasto źle wygląda, marnie funkcjonuje i robi na przyjezdnych fatalne wrażenie, to jest to wina jego władz. Ale dziś to tylko przeświadczenie. Ży- jemy w prawdziwie demokratycznym ustroju, więc jeśli władza źle rządzi to i my mamy w tym pewien udział – taką władzę wybraliśmy a później na złe rządy pozwoliliśmy. W naszym ustroju wiele sfer miejskiego życia jest praktycznie całkowicie nieregulowana i opiera się na swobodzie obrotu gospodarczego. W krajach o ugruntowanym kapitalizmie obrót gospodarczy nie jest ukierunkowany wyłącznie na ekonomiczny zysk. Uwzględnia też potrzeby społeczności, w której się działa. W Nowym Jorku, Paryżu albo Londynie bogaci ludzie, będący właścicielami znacznych fortun czują się jakoś odpowiedzialni za wygląd miasta i stworzenie jego mieszkańcom lepszych warunków życia. Stąd fundowane przez nich gmachy użyteczności publicz- ślił w art. 543, że rzeczy wystawione w miejscu sprzedaży na widok publiczny z oznaczeniem ceny uważa się za ofertę sprzedaży. Kupujący na tej podstawie mają prawo żądać sprzedaży artykułu po cenie, która została umieszczona na półce przy interesującym nas towarze. Gdy wrzucamy go do koszyka, godzimy się tym samym na przyjęcie proponowanej oferty i mamy prawo oczekiwać, że sprzedawca wywiąże się ze swojego obowiązku, a przy kasie wydamy dokładnie tyle pieniędzy, ile określone zostało na półce przy towarze – tłumaczy. Sprzedawca nie może stosować spychologii Karolina Piotrowska dodaje także, że ekspedient czy kasjer nie może zbyć klienta stwierdzeniami: „nie wiem”, „obowiązuje cena podana na towarze”, „nie ma kierownika”, „nie musi pani tego kupować”. Do jego obowiązku należy takie załatwienie sprawy, aby konsument mógł zakupić oferowany towar w oferowanej cenie. PANI KATARZYNA Z OSTROŁĘKI BYŁA ZASKOCZONA GDY Z PARAGONU DOWIEDZIAŁA SIĘ ŻE ZWYKŁA MARCHEWKĘ SKASOWANO JEJ JAKO KILKAKROTNIE DROŻSZĄ “MŁODĄ WŁOSZCZYZNĘ” FOT. P. DUREUIL; Przy kasie prawda wyszła na jaw. Cena diametralnie różniła się od tej, która była przyklejona nad lodówkami. Zwróciłam kasjerowi uwagę, a on rubasznym głosem odpowiedział: „Obowiązuje cena na opakowaniu. To i tak tanio. To sklep dla biedoty” – mówi. Nie jest to jednak koniec historii. Kilka dni później ta sama klientka znowu robiła zakupy w tym samym sklepie. – Byłam zszokowana wysokością nabitego rachunku. Poszłam kupić tylko kilka potrzebnych na obiad warzyw, jabłka i wodę. Planowałam wydać około dziesięciu złotych. Kiedy kasjerka powiedziała, że mam do zapłacenia ponad dwadzieścia, przeanalizowałam paragon. Wynikało z niego, że jabłka, które kupiłam w worku, policzone zostały jako granaty czy inne egzotyczne owoce, a marchewka jako „młoda włoszczyzna”. Zwróciłam uwagę, że to nie są moje zakunej, parki, ogrody, fontanny. W wielu krajach istnieje też system stypendiów wypłacanych z odsetek od zdeponowanych w bankach fundacji, dzięki którym najzdolniejsi mogą kształcić się za darmo w najlepszych szkołach. To oczywiście tylko przykłady, ale pokazujące, że współczesny kapitalizm funkcjonujący w demokratycznych społeczeństwach polega jednak także na odpowiedzialności za wspólną przestrzeń miejską, kulturalną, artystyczną, oświatową itp. Odpowiedzialność tę, w nierównym co prawda stopniu ale jednak dzielą między siebie formalna władza, kapitaliści i społeczeństwo. Tę drogę – kształtowania się odpowiedzialności kapitalistów - przechodzimy też w Ostrołęce. Kilka lat temu inwestor budujący nową handlową galerię Alius z dumą podawał do publicznej wiadomości, że w jego lokalu będą pierwsze w Ostrołęce schody ruchome i kli- py. Kasjerka skomentowała to aroganckim zdaniem: „Pomyłki się zdarzają. Raz na korzyść, raz na niekorzyść klienta” – opowiada. Nie bać się sprzedawcy Osoby prowadzące sklepy mają obowiązek dokładnego oznaczenia ceny produktu wystawionego na sprzedaż. – Towary, które oferowane są kupującym w miejscu sprzedaży, muszą być oznaczone wywieszkami zawierającymi informacje wskazujące cenę oraz jednostkę miar, do których odnoszą się uwidocznione ceny. Gdy na półce znajdują się towary podobne, określić należy również nazwę producenta lub informację pozwalającą na identyfikację ceny z konkretnym produktem – mówi Karolina Piotrowska, prawnik zajmujący się sprawami konsumentów w Stowarzyszeniu Pro Bono w Warszawie. – Interes klienta chronią także zapisy Kodeksu cywilnego. Ustawodawca okrematyzacja, a niedawny inwestor innej galerii – Bursztynowej – podkreślał wielokrotnie, że wydał dodatkowo kilka milionów złotych żeby nowa galeria wyglądała z zewnątrz atrakcyjnie. Każda galeria handlowa bez trudu poradzi sobie bez schodów ruchomych a na wielkość obrotów w niej nie wpływa przecież wygląd elewacji. Jednak inwestorzy ci czuli się w obowiązku nie szpecić miasta, ale je na swój sposób upiększyć. To oczywiście tylko przykłady. Można dorzucić też inne: hali targowej, której budowa już się rozpoczęła, niedawno wybudowanego gmachu WSAPu, czy przykłady prywatnych właścicieli budujących okazalsze domy, jak chociażby neomodernistyczny „fortepian” przy Gorbatowa. To są oznaki, że powoli także do ostrołęckich kapitalistów przebija się świadomość współodpowiedzialności za wygląd przestrzeni, w której żyją. To ważny moment, – Prawo jednoznacznie wskazuje zasady postępowania w przypadku rozbieżności ceny – mówi. – I to prawo stoi po stronie konsumenta, bowiem zgodnie z art. 66 Kodeksu cywilnego oświadczenie drugiej strony woli zawarcia umowy stanowi ofertę, jeśli określone zostaną istotne postanowienia tej umowy. Jeśli chodzi o umowę sprzedaży, będzie to określenie jej przedmiotu oraz wskazanie ceny. Dodatkowo należy wskazać, że zgodnie z art. 70 Kodeksu cywilnego umowę uznaje się za zawartą w chwili otrzymania przez składającego ofertę oświadczenia o jej przyjęciu, a więc zabranie towaru do koszyka i chęć zapłacenia za niego jest już wystarczające – wyjaśnia Nie jesteśmy osamotnieni w walce z nieuczciwymi sprzedawcami. Zawsze można zwrócić się o pomoc do miejskiego lub powiatowego rzecznika praw konsumenta lub inspekcji handlowej. – Raz zdarzyła się nam klientka, która poskarżyła się na nasz sklep do inspekcji handlowej – opowiada sprzedawczyni w jednym z ostrołęckich marketów, prosząca o zachowanie imienia i nazwiska do wiadomości redakcji. – Kiedy szef dostał mandat, oduczył się szybko wpisywania innych cen na półkach i kodowania innych na kodach kreskowych – dodaje. ■ PAWEŁ TRZEMKOWSKI od którego – miejmy nadzieję zacznie się budzenie współodpowiedzialności także wśród reszty obywateli miasta. I nie mam tu wcale na myśli mądrego głosowania w czasie wyborów samorządowych. Od nas samych często zależy znacznie więcej niż sądzimy. Podobno na Śląsku goroli i ślązaków rozpoznaje się po tym co mają na balkonie. Czy jest to rupieciarnia i sznur na bieliznę (gorole) czy foteliki, stolik i kwiatki (ślązacy). Gdy kiedyś, w jednym z mazowieckich miast spytałem burmistrza jak udało mu się zmusić mieszkańców żeby wybudowali nowe ogrodzenia swoich posesji i zadbali o ogródki powiedział, że po prostu zrobił przy ulicy ładne chodniki, latarnie i kwietniki. O swoje posesje mieszkańcy zadbali wtedy sami, przez nikogo nie zmuszani. Podobno człowiek ma wrodzone poczucie piękna, czasem potrzeba mu tylko przykładu. ■ TED 5 RO • poniedziałek 25.08.2014 Pątnicy z Ostrołęki, wyznali nam z jakimi intencjami poszli na Jasną Górę Co można wymodlić na pielgrzymce Sierpień to miesiąc pielgrzymek. W grupie pątników podążających do Częstochowy od wielu lat znajduje się liczna grupa mieszkańców Ostrołęki i powiatu ostrołęckiego. Idą z różnymi intencjami. Czują, że znoszenie bólu i cierpienia zbliża ich do Boga. Co jeszcze pociąga naszych sąsiadów w pielgrzymkach? Anna z Ostrołęki ma 35 lat i na pielgrzymkę idzie już kolejny raz. Kiedy kilka lat temu jej matka poważnie zachorowała, przewartościowało to jej życie. Ciężka droga do zdrowia – Na początku było ciężko – przyznaje Anna. – Szłam pierwszy raz, więc nie byłam dobrze przygotowana. Miałam wprawdzie ubrania – Mam takie poczucie, że jak się potknę, to ktoś mi pomoże mówi mi 45–letnia pątniczka z Ostrołęki. – Wiem, że jak dostanę uczulenia od asfaltu, to otrzymam wsparcie. Wiem, że mogę tu zawsze znaleźć oparcie w pasterzu duchownym i jakimś koledze czy koleżance z grupy. Takie poczucie jedności i wspólnoty przyciąga. Od wielu lat jestem samotna i zmagam się z trudną sytuacją życiową. Dzięki tym pielgrzymkom wiem, że żyję. Przez całą drogę proszę tylko o jedno. Proszę, abym mogła to przeżyć za rok. łam się za siebie wiedziałam, że będzie tam okrągła twarz z kudłatą głową i wielkim uśmiechem na twarzy pytająca – czym mogę służyć pani. Tak mój mąż uwodził mnie na pielgrzymce. Kiedy nie miałam wody, dostawałam ją z tyłu. Kiedy miałam otartą nogę, plasterek przywędrował z tyłu. Kiedy się potknęłam, podtrzymał mnie kolega z tyłu. Po kilkudziesięciu przebytych kilometrach zaczęliśmy rozmawiać i wymieniać poglądy. Okazało się, że Dominik jest bardzo podobny do mnie, do tego jego doświadczenie zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. W czasie, kiedy się spotkaliśmy, był w tragicznej sytuacji życiowej, pomimo tego nie poddał się i zawsze z uśmiechem na twarzy pomagał innym. Tym zaskarbił sobie moje serce. Pielgrzym z dziada pradziada Matka mnie pocieszy. – Moi rodzice i ja jesteśmy bardzo religijni – mówi Monika. – Zawsze chodziliśmy też na pielgrzymki. Rodzice pakowali plecaki i zabierali wszystkie niezbędne rzeczy na podróż. Pamiętam przygotowania oraz same pochody pielgrzymkowe. Pamiętam noclegi na sianie u kogoś w stodole, czasami w domach lub pod namiotem. Głównie przez wzgląd na mnie rodzice starali się, aby warunki były dobre. Zawsze znaleźli się jacyś dobrzy ludzie, którzy nas przygarnęli. W niektórych miejscowościach są rodziny, które biorą po kilka osób na nocleg do domu. Zanim przyjdziemy już wszystko jest przygotowane. To są miłe wspomnienia oraz przygody z dzieciństwa. Kiedyś pamiętam, jak u jednego z gospodarzy uczyłam się doić krowę. Chciałam mleka, więc powiedział mi „jak wydoisz, to się napijesz” . Więc próbowałam – dodaje z uśmiechem. Udoiłam całą szklankę. – Idę poprosić Matkę Najświętszą o wytrwanie mojego męża w trzeźwości – mówi. Henryk to dobry człowiek i przeżyłam z nim kilkanaście wspaniałych lat, ale kiedy stracił pracę, popadł w depresję i zaczął pić. Jest alkoholikiem, traci zdrowie i pieniądze, w okresach swojego ciągu bywa agresywny i nie przypomina tego człowieka, za którego wychodziłam 24 lata temu, też w sierpniu. W tym roku powiedziałam mu, że już nie wytrzymam i musimy się rozstać. Wtedy podjął próbę leczenia, nie pije od trzech miesięcy. Więc idę do Matki Boskiej po pociechę, z dziękczynieniem za postępy Henryka i z nadzieją, że tym razem terapia będzie skuteczna i nie skończy się tak, jak dwie poprzednie próby jego wyjścia z nałogu. Monika to 26-letnia pracownica sektora bankowego, która chodzi na pielgrzymki odkąd pamięta. Idę w intencji dziękczynnej – Wszystko działo się tak szybko, było mnóstwo zmartwień na głowie – mówi Anna. – W chorobę zaangażowana była cała nasza rodzina, każdy pomagał jak mógł. Ja się modliłam co dzień o zdrowie mamy. Może komuś to się wyda śmieszne, że człowiekowi od chleba czy podania wody bardziej potrzebna jest modlitwa, ale w tamtym czasie moja mama miała wszystko prócz właśnie modlitwy. Kiedy rozmawiałam z mamą, powiedziałam jej, że na pewno jej stan zdrowia się poprawi, bo co dzień się o to modlę. Mamie po policzku spłynęła tylko jedna łza. Powiedziała: „Dziękuję, tego mi potrzeba”. Wtedy postanowiłam pójść na pielgrzymkę w intencji zdrowia mamy. Wyruszając płakałam, bałam się, czy mama dożyje mojego powrotu. Idąc ciągle dzwoniłam do domu, dopytując co się dzieje. Zabrałam kilka baterii do telefonu i kiedy jedna mi padła, wkładałam następną. dzimy w kilka osób. Zobaczy pan, ilu tu jest młodych ludzi. Tu nie tylko się idzie. My tu mnóstwo rozmawiamy, śpiewamy. Prowadzimy kapitalne rozmowy z księżmi. To naprawdę wiele daje człowiekowi. FREKWENCJA NA PIELGRZYMKACH I ZAANGAŻOWANIE PĄTNIKÓW WYRAŹNIE PRZECZĄ OBIEGOWYM OPINIOM O KRYZYSIE WIARY WŚRÓD POLAKÓW. i inne rzeczy, ale tu najważniejsze okazały się buty. Niestety, te moje nie były dobrze dobrane, dlatego szybko zaczęły robić mi się rany na nogach. To było straszne. Poszłam, bo chciałam pomóc mamie i bałam się nie skończyć tej pielgrzymki. Szłam, płakałam i modliłam się. Pomogli mi dobrzy ludzie, pielgrzymi bardziej doświadczeni powiedzieli jak uśmierzyć ból i znieść te trudy. Spotkałam tu ludzi podobnych do mnie, z którymi mogłam porozmawiać i się wyżalić. To pomogło mi, a modlitwa mojej mamie. Było ciężko, ale wytrwałam do końca i dałam radę. Nie, to nie był cud. Mama nie ozdrowiała zaraz po moim powrocie i nie rzuciła mi się na szyję uradowana. Najpierw jej stan ustabilizował się, co było wielkim sukcesem. Po kilku miesiącach jej organizm zaczął zwalczać chorobę. To było wspaniałe. Wierzę, że mój trud i modlitwa przyczyniła się do poprawy zdrowia. Od tamtej pory na pielgrzymki chodzę regularnie. Idę po pracę Dwudziestopięcioletni pielgrzym Adam to mieszkaniec okolic Ostrołęki, który skończył wyższe studia i od pewnego czasu ma problem ze znalezieniem pracy, dlatego postanowił iść na pielgrzymkę. – Uważam, że intencje, z którymi się idzie, nie muszą być nie wiadomo jak górnolotne – oznajmia Adam. – Kilka lat temu szedłem w intencji dziękczynnej, bo dostałem się na studia. Potem, bo zaliczałem kolejne semestry i myślę, że czasem było tam dużo Bożej pomocy. Teraz idę w intencji pracy. Nie ukrywam, że to dla mnie ważne i mam nadzieję, że Bóg mi w tym pomoże. Pielgrzymki fajne są – Pielgrzymki fajne są – dodaje Adam. – Poszedłem kiedyś jako młody chłopak ze swoją dziewczyną. To ona mnie namówiła i tak zostało do dziś. Teraz jest jeszcze lepiej, bo mamy już zgraną ekipę, cho- Miłość z wiary – Oboje z mężem jesteśmy wierzący i od kilku lat uczestniczymy w pielgrzymkach – mówi Ola, 30letnia nauczycielka z Ostrołęki. Kiedy po raz pierwszy poszłam na pielgrzymkę zauważyłam, że podąża za mną mężczyzna i mnie zaczepia. Na początku bardzo mnie to wtedy drażniło. Mój obecny mąż po prostu chodził, chodził, aż mnie wychodził – śmieje się Ola. – Kiedy nie obejrza- Irenka ma ufne spojrzenie i pogodny uśmiech, chociaż jej życie nie jest usłane różami. Moi rozmówcy mają różny bagaż życiowych doświadczeń, różne historie i intencje. Łączy ich wiara i niecodzienna pogoda ducha. Ci ludzie podczas wędrówki do Częstochowy przebywają w innej rzeczywistości. Są bliżej Boga, czują Jego moc, ufają w pomoc. Czują też jedność z innymi pielgrzymami obecnymi i dawnymi, tymi sprzed wieków, bo wiedzą, że stają się kolejnym ogniwem długiego łańcucha polskiej tradycji. I buduje świadomość, że na pielgrzymkowych szlakach z pewnością nie widać wieszczonego zewsząd kryzysu polskiej wiary. ■ BARTOSZ PODOLAK 6 RO • poniedziałek 25.08.2014 Niespełna trzy miesiące do wyborów Maciej Kleczkowski Facebook.com/maciej.kleczkowski Za niecałe trzy miesiące wybierzemy prezydenta Ostrołęki i nową radę miasta. To doskonała okazja do podsumowania obecnej kadencji Janusza Kotowskiego oraz koalicji PiS i TPO rządzącej Ostrołęką. Cofnijmy się do roku 2010 r. Wówczas to obecny włodarz miasta obiecał ostrołęczanom m.in. nową halę sportową przy ul. Witosa, budowę wału przeciwpowodziowego chroniącego os. Leśne, kompleksowe zmodernizowanie wszystkich wylotowych ulic z miasta, budowę rond na skrzyżowaniu ulic Żebrowskiego, Goworowskiej i Pomian oraz Stacha Konwy, Słonecznej i Padlewskiego, modernizację kortów przy ul. Hallera, powstanie w każdej części mia- sta punktów zajmujących się pomocą osobom najbardziej potrzebującym, nową syntetyczną nawierzchnię na stadionie miejskim oraz nową szatnię wraz z modernizacją trybun na ok. 4 tys. widzów, wprowadzenie projektu „Przedszkole dla dziecka, praca dla mamy” (zapewnienie dzieciom bezpłatnego pobytu w przedszkolach miejskich na czas aktywnego poszukiwania pracy przez mamy), a zaległości czynszowe ostrołęczanie mieli odpracować pomagając innym. To tylko część niespełnionych obietnic. Mało już kto pamięta, ale w 2010 r. prezydent Janusz Kotowski przekonywał, że powstanie również amfiteatr na Narwią, obserwatorium astronomiczne (!), a całe miasto zostanie pokryte bezprzewodowym internetem. To tylko część niespełnionych obietnic. Kiedy spytałem prezydenta Ostrołęki, czemu nie realizuje inwestycji, które obiecał mieszkańcom, otrzymałem odpowiedź: „swój program zaprezentowałem mieszkańcom miasta i tylko przed nimi gotów jestem się rozliczać”. Taka doskonała okazja nadarzy się już 16 listopada. Przypomnę również najważniejsze dane dotyczące funkcjonowania ratusza. Zacznę od jednego z najważniejszych wskaźników tj. wydatków majątkowych czyli inwestycji (w mln zł): 2010 r. – 59,3, 2011 r. – 29,2, 2012 r. – 25,3, 2013 r. – 33,7 Na inwestycje w 2012 r. przewidziane było 45 mln zł, a wykonano zaledwie za 25,3 mln zł. Ratusz dwa lata temu nie zrealizował zapowiadanych robót na poziomie blisko 20 mln zł (!). Przejdźmy teraz do długu miasta (w mln zł): 2010 r. – 46,8, 2011 r. – 58,4 2012 r. – 79,8, 2013 r. – 81,6 2014 r. – 108,5 (prognoza) Jak widać jedynie 2010 r. był w miarę przyzwoity. Przy budżecie miasta ok. ćwierć miliarda zł (!) wydatki roczne rzędu 30 mln zł są delikatnie mówiąc wyjątkowo niskie. Tylko w tym roku ratusz planuje zadłużyć się na blisko 27 mln zł czyli każdy z nas, ostrołęczan, i to niezależnie od wieku, weźmie pożyczkę na kwotę ponad 500 zł. Biorąc pod uwagę całą kadencję jest to blisko 62 mln zł. To ogromna suma. W tym czasie nie zrealizowano jakichkolwiek spektakularnych miejskich inwestycji, a zwiększający się dług został po prostu przejedzony. Kolejny wskaźnik to zrealizowane inwestycje (w proc.): 2010 r. – 90,4, 2011 r. – 78,9, 2012 r. – 56,3, 2013 r. – 78,0 W ub. roku ratusz zrealizował inwestycje na poziomie 78 proc. zakładanego planu. Na szczęście widać poprawę, gdyż 2012 r. był fatalny. Wówczas inwestycje zostały wykonane na poziomie 56,3 proc. czyli urząd miasta zrealizował zaledwie praktycznie co drugą zaplanowaną budowę. Warto przy tej okazji podsumować roczne wydatki na spłatę rat (w mln zł): 2010 r. – 4,5, 2011 r. – 6,2 2012 r. – 6,5, 2013 r. – 11,1 W 2013 r. było to prawie 1 mln zł miesięcznie (!). Koszt budowy niedu- żej ulicy to ok. 0,5 mln zł. Łatwo policzyć. Zamiast budować rocznie ponad 20 osiedlowych uliczek, miasto wydaje to na spłatę zaciągniętych zobowiązań. Kolejne podsumowanie związane z długiem miasta tj. wysokość odsetek od zaciągniętego kredytu (w mln zł): 2010 r. – 1,1, 2011 r. – 2,4 2012 r. – 3,4, 2013 r. – 4,2 Ostatnie dane to zatrudnienie w urzędzie miasta (ilość etatów): 2010 r. – 225,3, 2011 r. – 228,3, 2012 r. – 234,3, 2013 r. – 240,3 Przez 4 lata przybyło w ratuszu 15 urzędników, a co się z tym wiąże wzrosły wydatki na administrację publiczną (w mln zł): 2010 r. – 15,8, 2011 r. – 15,9, 2012 r. – 18,4, 2013 r. – 18,9 Porównując początek i koniec kadencji, wydatki na miejskich urzędników wzrosły o ponad 3 mln w skali roku. Powyższe wyliczenia to suche fakty dostępne w miejskim Biuletynie Informacji Publicznej. Zdaję sobie sprawę, że niewiele osób tam zagląda. Warto sobie powyższe dane przypomnieć przed czekającymi nas wkrótce wyborami. ■ By żyło się lepiej – czyli o pozyskiwaniu pieniędzy Wojciech Dorobiński Idą dużymi krokami wybory samorządowe, więc redakcja zadecydowała, że jako reprezentanci określonych poglądów politycznych znikamy z łamów Rozmaitości do czasu opublikowania wyników przez Państwową Komisję Wyborczą. Zatem od następnego numeru zastąpią nas artykuły sponsorowane i wyborcze reklamy. Zacznie się sezon stroszenia piórek i wyborczego tokowania. Zakładam, że sylwetki i osiągniecia prezentowane przez kandydatów na burmistrzów, prezydentów i radnych wzbudzą u niejednego z czytelników nie tylko zdziwienie, ale i zmuszą do głębszej refleksji przy wybor- czej urnie. Ujrzymy zapewne panie i mężów roztropnych, godnych zaufania i pełnych pomysłów, których innym nie udało się zrealizować. Lista obiecanych działań sięgnie zenitu, a słynna czarna teczka Tymińskiego okaże się pustym bagażem w porównaniu do niektórych programów wyborczych. Warto, zatem dobrze się zastanowić i przyjrzeć realnym osiągnięciom dotychczasowych władz i aspirujących do samorządowych stanowisk. Tak się akurat składa, że w okresie urlopowym odwiedziłem południe Polski i przyjrzałem się działaniom niektórych samorządów. Patrząc na nie i porównując z Ostrołęką mogę pokusić się o stwierdzenie, że ostatnie dwie kadencje były dla naszego samorządu naprawdę udane. Stanu obiektów sportowych, placówek oświatowych, budynków socjalnych i wielu osiedlowych ulic mogą nam pozazdrościć mieszkań- cy podobnych miast, w tym byłych województw. Dobrze mają się firmy budujące mieszkania, pojawiają się coraz to nowe propozycje developerskie. Bolączką jest niewątpliwie rynek pracy, ale tu akurat samorząd ma niewiele do powiedzenia. Nie mamy na swoim terenie kopalni węgla brunatnego, jak najbogatsza gmina Kleszczów pod Bełchatowem, nie mamy centrów zaopatrzeniowych wielkich marketów, jak podpoznańskie Tarnowo Podgórne. Liczyliśmy na budowę III bloku elektrowni, ale 400 milionów poszło w powietrze, a rządowa decyzja zastopowała inwestycję istotną dla przyszłości naszego regionu i krajowej energetyki. Jako powiat grodzki musimy sami utrzymywać przebiegające przez Ostrołękę drogi krajowe i wojewódzkie. Przywoływany często przykład budowy dróg w Ciechanowie – to właśnie efekt tego, że jest to powiat ziemski. A z byłych miast wojewódzkich tylko trzy wybrały taką drogę. Nie leżymy też na ścianie wschodniej, by mieć dostęp do unijnych programów przeznaczonych dla tego obszaru. Nie bardzo też mieścimy się w rządowej wizji rozwoju średnich miast, od co najmniej siedmiu lat pomijanych na rzecz aglomeracji. A mimo to, kontynuując politykę niskich podatków lokalnych potrafimy zachęcić przedsiębiorców do inwestycji. Związani z obozem rządzącym politycy wszelkiego szczebla zarzucają władzom Ostrołęki, że nie potrafią ściągnąć unijnych pieniędzy. Tradycyjnie już pytam ile im udało się tej kasy do naszego miasta przywieźć, jakie inwestycje im zawdzięczamy. I lista ta wypada blado, co warto wziąć pod uwagę przy wyborczej urnie. Ale to nie do końca prawda, bo trochę pieniędzy panowie ci do Ostrołęki przyciągnęli. A dokładnie nieco ponad dwa miliony złotych. Tyle bowiem przez ostat- TKM czyli budowaliśmy dobrobyt dowanie kilku tysięcy miejsc pracy w swojej stoczni i zamianę ich na szklany dom dla garstki wybrańców. Mirosław Augustyniak Zbliża się 34 rocznica zakończenia strajków 1980 r. Zapowiada się wielka feta, bo ma nastąpić otwarcie „Centrum Solidarności” czyli pięknego, szklanego domu. Wykonawcy się spieszą, aby zdążyć do końca sierpnia. Lech Wałęsa odwiedził budowę, w przeznaczonym dla niego saloniku po kowbojsku założył nogi na stolik i orzekł, że fotel jest niewygodny. Oglądałem to w telewizji z wielkim niesmakiem i zadawałem sobie pytanie: czy ci, co wówczas strajkowali, aby na pewno walczyli o zlikwi- Solidarność tamtych czasów to był 10–cio milionowy ruch społeczny, największy w Europie. Przywódcy strajków, którzy ciągle uważają się za najbardziej pokrzywdzonych są lub byli posłami, senatorami, ministrami, premierami, a nawet prezydentami. Brylują na salonach, niektórzy nawet na salonach europejskich. Wzięli sobie sowitą rekompensatę za tamte lata. A co z resztą? Co z tymi, którzy na własnych barkach wynieśli ich na piedestał? Jaki ma do nich stosunek ta elita? Mówi im: „bujajcie się! wywalczone przez was 21 postulatów to anachronizm – można im się sprzeniewierzać.” W polskim neokapitalizmie robol jest od roboty, a jak mu się nie podoba może jej nie mieć. Wielki solidaryzm międzyludzki, wielką umiejętność współdziałania zamieniono na rywalizację prawie na śmierć i życie. Ci, co dla ideałów tamtych czasów oddali życie muszą przewracać się dziś w grobach. ko, zostały tylko lasy i kopalnie. Straciliśmy ponad 2 mln miejsc pracy i pewnie już ich nigdy nie odzyskamy. Gdyby ponad 2 mln rodaków nie wyjechało do pracy za granicę, pewnie, przy naszej woli zaciętej rywalizacji zadziobalibyśmy się nawzajem. Wszystko miała załatwić gospodarka wolnorynkowa, najpierw przedsiębiorstwa państwowe obłożono wielkimi obciążeniami podatkowymi (40% dochodowego, popiwek) co doprowadziło je do bankructwa, aby otworzyć wrota dla wielkich korporacji, które ze zwolnień podatkowych korzystają do dziś. A ci, którzy podjęli wezwanie Lecha Wałęsy „bierzcie się za interesy”, są obłożeni takimi obciążeniami podatkowymi, że nie są w stanie konkurować z wielkimi korporacjami. Wyprzedaliśmy wszyst- Ciągle czekam na mądrą refleksję rządzących i na wnioski na przyszłość. Zamiast tego ciągle słyszę bełkot albo sprytnie zakamuflowane, a w istocie mrożące krew w żyłach pomysły. Gdy się mówi o emeryturach obywatelskich, to znaczy dla wszystkich po równo, próbuje się zrobić w konia obecnych 50–latków, którzy ciężko pracując wpłacali na wyższe emerytury do ZUS, później do OFE, teraz znów do ZUS. Gdy się mówi o odwróconej hipotece na mieszkania, pachnie to tym, nią kadencję zarobili na poselskich i dyrektorskich stanowiskach, które dzięki partyjnej przynależności obsadzili. Policzyłem tu tylko gołe pensje i emerytury (bez diet radnych). I tak najwięcej pieniędzy ściągnął do Ostrołęki radny Mirosław Dąbkowski, dyrektor Meditransu , ponad 650 tys. plus 267 tys. zł. emerytury, mniej poseł Andrzej Kania, bo 523 tysiące złotych, ale nie dziwię się, ponieważ tyle razy głosował przeciw naszym inwestycjom. Wicedyrektor WORD, Maciej Kleczkowski przez cztery ostatnie lata zdobył 471 tysięcy, a najmniej skuteczny w pozyskiwaniu okazał się Mariusz Popielarz, który przywiózł tylko 361 tysięcy złotych. Nie można zatem mówić, że nic dla Ostrołęki nie zarobili. Koalicjanci z PSL też nie byli gorsi. Ale w końcu zgodnie z hasłem PO – „By żyło się lepiej” nie wszyscy muszą się w tę definicję wpisywać. I to pod ocenę państwa poddaję tę przed wyborczą decyzją. ■ że będziemy musieli pozbyć się naszych mieszkań, a jeżeli będzie to powszechne, spadną ceny mieszkań, czyli spadną też emerytury wypłacane z tej odwróconej hipoteki. Jeśli się mówi o budowie mieszkań na wynajem, to znaczy, że zakłada się, że będziemy biedakami i nie będzie nas stać na własne. Szczytem są zaś ostatnie propozycje fiskalne, w których prawo ma zadziałać wstecz. Skandal! Błędy popełnione przez ostatnie 25 lat będą nam dokuczać jeszcze przez dziesięciolecia. Mimo to jednak, można mieć też z nich jakichś pożytek – wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość. Wyścigowi szczurów, który nas niszczy od 25 lat można się przeciwstawić, tak jak można się było przeciwstawić w 1980 roku nierealnemu ustrojowi. Polacy potrafią jednoczyć się, współdziałać i zmieniać swój świat, co udowodnili w ostatnich dziesięcioleciach. W końcu to my, nie kto inny, wznieśliśmy na wyżyny ideał Solidarności. ■ 7 RO • poniedziałek 25.08.2014 Czemu Janusz Kotowski NIE WYGRA po raz trzeci ? Silny PiS ? Fikcja … Łukasz Kulik Kandydat na Prezydenta Ostrołęki Witam Państwa po raz ostatni, ponieważ od września znikam z Rozmaitości na 3 miesiące ze względu na wybory samorządowe i okres kampanii. Co będzie później, czas pokaże, jednak mam wrażenie że na łamach naszej gazety pojawią się całkiem nowe osoby. W ostatnim felietonie pisałem o tym jak naprawdę wyglądają wybory do Rady Miasta, jak są układane listy, i o tym że najwięcej na tym korzystają duże partie polityczne. Ponieważ to ostatni felieton, to i temat musi zamykać pewien etap w polityce, stąd też dziś rozprawiam się ze stereotypami. W Ostrołęce panuje fałszywe przekonanie że wszyscy wkoło głosują na PiS lub są zwolennikami tej partii. Jest to iluzja świadomie powtarzana szczególnie przez władze miasta po to, żeby dławić inne inicjatywy. Nie będę pisał o argumentach moralnych czy programowych, bo to zupełnie inna kategoria, ale chcę pokazać Wam liczby, gdyż matematyka jest dziedziną w której nie da się oszukiwać. W 2010 roku PiS zdobył w Ostrołęce 5.650 głosów do Rady Miasta. Wszyscy byli pod wrażeniem, ale jak już pisałem we wcześniejszym felietonie wynika to ze znajomości ordynacji, właściwego obsadzenia list, a także – co jest chyba najistotniejsze – z obsadzania stanowisk po kluczu politycznym. Jeśli policzymy wszystkie etaty w Urzędzie Miasta, spółkach miejskich i instytucjach zależnych, dodamy do tego wszystkich członków rodzin tam pracujących to wychodzi liczba około 3.500 tysiąca osób uzależnionych materialnie od obecnej władzy. Może nam się to nie podobać, ale te osoby głosują za PiSem z obawy przed stratą pracy i środków – co samo w sobie jest argumentem nie do przeskoczenia… niestety. Dochodzi do tego 2.000 głosów w postaci elektoratu własnego i mamy wynik wskazany na początku. Pewnie stwierdzicie że to dużo, ale ja uparcie będę pokazywał, że w Ostrołęce jest blisko 43.000 osób uprawnionych do głosowania, co daje PiSowi lekko ponad 13%. Jak by nie liczyć, te 13% głosujących nie jest większością i nie reprezentuje jej poglądów. Kotowski po raz trzeci ? Skoro już napisałem o PiSie, to nie mogę pominąć Prezydenta, który w ostatnich wyborach wziął 10.500 głosów, czyli wynik który dał zwycięstwo w pierwszej turze. Osiągnął taki wynik dlatego, że w pierwszej kadencji wcale nie był złym Prezydentem. Miał kilka wpadek, ale budowa Aquaparku okazała się skutecznym zabiegiem marketingowym. Doszło do tego ogromne poparcie twardego elektoratu, oraz fakt, że żaden z kontrkandydatów nie był wystarczająco dobrze przygotowany. To miało swoje odzwierciedlenie w wyniku, który pokazuje, że tylko połowa osób które głosowały na niego, głosowało również na listy PiS do Rady Miasta. Pozostałe 5.000 zagłosowało na inne komitety, czyli pokazali, że Kotowski – TAK, ale PiS – już nie. Teraz nie powtórzy tego wyniku, bo zostanie oceniony za drugą kadencję w której nie może pochwalić się „żadnym” znaczącym projektem. Do tego podjął kilka decyzji uznanych za skandalicz- ne, co w konsekwencji spowodowało jego bardzo negatywną ocenę wśród osób, które jeszcze cztery lata temu na niego głosowały. Kto wygra wybory ? Wybory wygra ten kandydat, który zdoła do siebie przekonać przede wszystkim osoby niezdecydowane, oraz te, które nie chodzą na wybory. W drugiej turze – która na pewno będzie – wszystkie komitety które wystawią swoich kandydatów na Prezydenta i tak poprą przeciwnika Janusza Kotowskiego. Kto będzie jego przeciwnikiem, zobaczymy za trzy miesiące, ale czuję, że wynik zaskoczy wszystkich. Póki co pozdrawiam, życzę udanej końcówki urlopu i do zobaczenia wkrótce, gdyż dziś już mogę podpisać się oficjalnie. Łukasz Kulik Kandydat na Prezydenta Ostrołęki. ■ Tu nie Rozogi Jasiu. W Ostrołęce była okupacja Tadeusz Chabudziński „Choć miałem zaledwie 6 lat pamiętam tę datę. Walki były bardzo ciężkie . Nad naszymi głowami przez długie dni i noce latały pociski. W obie strony. Z przerażeniem słuchaliśmy dzień i noc świstu pocisków artyleryjskich . Niemcy najbardziej bali się „katiusz”. Robiły wrażenie , zwłaszcza przy nocnym ostrzale...\ Gdy Rosjanie weszli do Ostrołęki cieszyli się wszyscy. Rosjanie traktowali nas dobrze. PiSu nie rozumiem, są tam ludzie przepełnieni nienawiścią i kłamstwem.. „ – wspomina Pan Stanisław. Problem ignorowania daty 6 września 1944 roku od czasu przejęcia władzy w Ostrołęce przez PiS poruszam co roku. Nie muszę, ale chcę. 70 lat temu tego dnia Ostrołęka po 5 latach hitlerowskiego terroru została po ciężkich walkach wyzwolona. W Ostrołęce pozostały ślady tego wydarzenia. Mamy ulicę 6 Września, mamy też ulicę Aleksandra Gorbatowa, który dowodził wojskami wyzwalającymi Ostrołękę. Jest też wojskowa nekropolia z grobami ponad 10.000 żołnierzy poległych w tym okresie z rąk faszystów. Niezależnie jak trudna jest historia Polski i jej relacje z sąsiadami, to podłością jest zakłamywać fakty, a te są takie, że niejednokrotnie biliśmy się z sąsiadem by za chwilę wspólnie z nim bić innego. Dlatego w przeddzień 70 rocznicy wyzwolenia Ostrołęki z faszystowskich rąk pragnę przypomnieć fragmenty mojej opinii w tej sprawie. „6 września. Historia niechciana”. Od czasu, gdy w Ostrołęce siłą przewodnią jest jedynie słusz- na partia PiS, spotykam się co rok z niecodzienną sytuacją. Okazuje się bowiem, że w historii Ostrołęki znajduje się „biała plama”. Obejmuje ona czas od 9 września 1939 r. do 6 września 1944 r. Pisowscy interpretatorzy historii z lubością oddają się procesjom i wiecom z każdej okazji, niezależnie czy jest ona obwarowana klimatem święta państwowego, kościelnego, lub w ramach walki z nudą. Generalnie obchody pisowskiej smuty i pseudopatriotyzmu obchodzone są w Ostrołęce 10 kwietnia, za przyczynkiem jak twierdzą, zamachu na rządowego Tupolewa. To jednak niewiele w porównaniu z corocznymi obchodami ku chwale napadających po wojnie na konwoje z wypłatami wyklętymi. Tak czy inaczej poświęca się im pomniki, banery, muzea, organizuje gale, festiwale i piesze wycieczki. Początek „białej plamy” datowany na 9 września 1939r. to począ- tek okupacji hitlerowskich Niemiec w Ostrołęce, który to okres kosztował nasze miasto i okolice tysiące ofiar ludzkich. To w naszym mieście do czerwca 1940 roku szefem gestapo był jeden z największych oprawców hitlerowskich SSman Wilhelm Boger, twórca wymyślnych tortur tzw. huśtawka Bogera, współorganizator obozu zagłady w Oświęcimiu. Reżim hitlerowski trwał do 6 września 1944r. Ostrołękę wyzwoliła Armia Radziecka , a dokładnie żołnierze 3 Armii 2 Frontu Białoruskiego pod dowództwem gen. płka Aleksandra Gorbatowa. Nie Francuz, nie Brytyjczyk, nawet nie oświecony Niemiec, a „ruski”! Wystarczy to ratuszowym rusofobom by 6 września nie pojawiła się nawet najkrótsza wzmianka o fakcie wyzwolenia Ostrołęki. Na flagi czy uroczyste obchody nie ma co liczyć. Dyrektorzy szkół którzy prześcigają się w organizowaniu uroczystych apeli na potrzeby domorosłych historyków z PiS doprowadzili do tego, że ostrołęckie dziecko nie wie kiedy wyzwolono jego rodzinne miasto spod hitlerowskiej okupacji. Niezależnie od zaszłości i trudnej historii między sąsiadami nie wolno lekceważyć tak ważnego okresu w dziejach miasta. Historycznym nietaktem, jeśli nie głupotą jest ignorowanie ważnych dla historii miasta dat w tym daty jego wyzwolenia. Czy to się podoba PiSowi czy nie 6 września 1944 r. ostrołęczanie z radością witali uwolnienie od hitlerowskich rzeźników. Panie prezydencie Januszu Kotowski, panie pośle Arkadiuszu Czartoryski apeluję też do Was. Ostrołęka to nie Rozogi i nie Czartoria. W Ostrołęce była okupacja. Hitlerowska okupacja pełna ofiar i cierpienia, a nie tylko wyklęci i bezpieka. Uszanujcie to.” ■ Najlepsza siłownia w Ostrołęce Centrum Kulturystyczne Genetic ul. Piłsudskiego 40 / Ostrołęka TRENINGI PERSONALNE PORADY DIETETYCZNE SKLEP tel: 515 919 440 10 RO • poniedziałek 25.08.2014 Odmieniona Narew na nowy sezon oknie transferowym ekipę niebiesko-czerwonych opuścił również podstawowy golkiper Andrzej Łyziński. 34-letni zawodnik po odniesionej kontuzji w meczu z Wisłą II Płock leczy kontuzję ręki i w rundzie wiosennej nie wróci na boisko. Niezwykle doświadczony bramkarz został nowym szkoleniowcem ostrołęckiej Korony, która po spadku do IV ligi mazowieckiej, chce ponownie wrócić na wyższy poziom rozgrywkowy. Ostatnim ubytkiem kadrowym w ekipie niebiesko-czerwonych jest Piotr Dawidzki. Powracający po kontuzji zawodnik w nowym sezonie wybiegnie na boisko w barwach ostrołęckiej Korony. Transferowa ofensywa MARCIN GAŁĄZKA MA BYĆ WZMOCNIENIEM LINII POMOCY Piłkarze ostrołęckiej Narwi na starcie nowego sezonu rozbili w wyjazdowym spotkaniu MKS Ciechanów 4:0. Podopieczni trenera Dariusza Narolewskiego mocnym akcentem rozpoczęli walkę o awans do III ligi. Sam szkoleniowiec podkreśla, że chce zbudować silny zespół, który stać będzie na skuteczną batalię o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Początek okresu przygotowawczego dla niebiesko-czerwonych nie był wymarzony. Prezes Robert Bartkowski i trener Dariusz Narolewski rozpoczęli go od urlopu, a treningi oficjalnie prowadził dyrektor sportowy Piotr Wiski. Kilku czołowych zawodników Narwi zaczęło się wówczas rozglądać za nowym klubem. Nie chcieli grać w Narwi Na przejście do ligowego rywala z Ostrowi Mazowieckiej zdecydował się pomocnik Mateusz Pełtak, który w ubiegłym sezonie był jednym z filarów drużyny z Witosa. Ten sam kierunek obrał również Dominik Dzwonkowski. Działacze Ostrovii mieli ponownie zakusy na kapitana Narwi Piotra Strzeżysza. Niezwykle doświadczony zawodnik rozegrał nawet jeden sparing w barwach ostrowskiego klubu, jednak ostatecznie postanowił pozostać w klubie z Witosa. Już na początku okresu przygotowawczego było wiadomo, że w Ostrołęce nie zostaną dwaj bardzo utalentowani młodzieżowcy. Bramkarz Norbert Dobkowski przeniósł się do Znicza Pruszków, z kolei obrońca Jakub Parzych będzie kontynuował swoją piłkarską karierę w SMS Łódź. W nowym sezonie w barwach ostrołęckiej Narwi nie zobaczymy również Adriana Walendziewskiego, Karola Pietrasiaka i Michała Lelujki, którzy obecnie szukają sobie nowych klubów. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Ukraińca Wołodymyra Khomyna, który początkowo miał kłopot z uzyskaniem wizy na pobyt w Polsce. Obecnie szuka klubu i raczej w Narwi już go nie zobaczymy. W letnim Mimo, że Narew opuściła grupa ponad dziesięciu zawodników nie można powiedzieć, że klub w nowym sezonie ma słabszą kadrę. Największym problemem jest jednak pozycja bramkarza. O tym, że zastąpić w bramce Andrzeja Łyzińskiego nie będzie łatwo, nikogo nie trzeba przekonywać. Jednym z piłkarzy, którzy mają powalczyć o pozycję numer jeden ma być Krzysztof Myśliński. 23-letni golkiper ostatnią rundę spędził w zespole Forty Piątnica i zbierał za swoje występy dobre recenzje. Jego rywalem o miejsce w wyjściowym składzie jest Kamil Rymek. 17-letni bramkarz wcale nie stoi na straconej pozycji w walce o wyjściowy skład, bo ma jeden zasadniczy atut. - W sytuacji, kiedy wystawię Kamila Rymka, mam możliwość wystawienia jednego młodzieżowca mniej w polu - podkreśla trener Narwi Dariusz Narolewski. - Wcale nie jest powiedziane, że to Krzysztof Myśliński będzie cały czas pierwszym bramkarzem. Mamy dodatkowe rozwiązania, z których możemy skorzystać. Trzecim z golkiperów w ekipie niebiesko-czerwonych jest 17-letni Michał Kruczkow. To zawodnik, który już wiosną trenował z pozostałymi bramkarzami Narwi, ale wówczas nie był zgłoszony do rozgrywek. Kontuzje dwóch środkowych obrońców – Piotra Dawidzkiego i Jakuba Zalewskiego sprawiły, że zarząd klubu musiał zacząć rozglądać się za nowymi zawodnikami. Do klubu już na początku okresu przygotowawczego przyszedł zawodnik ŁKS Łomża 25-letni Robert Cychol. To zawodnik, który może występować zarówno w formacji defensywnej, jak i pomocy. Drugim z zawodników, który ma wzmocnić linię obrony jest 24-letni Piotr Prusinowski, który ostatnio był zawodnikiem Orła Kolno. W linii pomocy nową twarzą w ostrołęckiej Narwi jest z kolei 25-letni Marcin Gałązka. To kolejny zawodnik z Łomży, który dołącza do ekipy niebiesko-czerwonych w letnim okienku transferowym, ale z pewnością jeszcze nie ostatni. Marcin Gałązka ostatnio występował w barwach Wissy Szczuczyn, a wcześniej reprezentował jeszcze barwy SMS Łódź, ŁKS Łomża i Orła Kolno. W drużynie ostrołęckiej Narwi ma występować w środku pola i stworzyć świetny duet rozgrywających wraz z Piotrem Strzeżyszem. W rundzie jesiennej w Narwi zobaczymy również utalentowanego 18-letniego pomocnika Krzysztofa Majewskiego, który trafił na Witosa na zasadzie wypożyczenia z ostrołęckiej Korony. Istotnym wzmocnieniem linii pomocy lub ataku powinien być Adrian Mleczek. Utalentowany 21-letni zawodnik miał w przyszłym sezonie grać w zespole Płomienia Ełk. Mimo, że uzgodnił warunki indywidualnego kontraktu, postanowił ostatecznie wybrać grę dla ostrołęckiego klubu. Gra w niebiesko-czerwonych barwach rozpoczęła się dla niego pechowo, bo w sparingowym spotkaniu z Koroną Ostrołęka doznał kontuzji. W najbliższych dniach powinien być jednak już do dyspozycji trenera Dariusza Narolewskiego. Ciekawym nabytkiem Narwi jest również 20-letni napastnik Damian Drężewski. To wychowanek ostrołęckiej Korony, który w swojej karierze grał już m.in. w barwach Wisły Płock, a ostatnio Calisii Kalisz. W nowym sezonie do kadry seniorów zostali dołączeni również zawodnicy z drużyn młodzieżowych: Grzegorz Knap, Bartosz Pędzich i Mateusz Kaczyński. Budują drużynę na awans Trener ostrołęckiej Narwi Dariusz Narolewski podkreśla, że chce konsekwentnie budować drużynę, która ma powalczyć o awans do III ligi. Zarząd klubu nie stawia przed szkoleniowcem konkretnych celów, ale wszyscy liczą na wysokie miejsce w rozgrywkach. - Ten zespół stać na miejsce w pierwszej piątce IV ligi - uważa szkoleniowiec Narwi. - To taka liga, w której ze wszystkimi zespołami możemy powalczyć o zwycięstwo. Chcemy konsekwentnie budować drużynę, która wywalczy awans do III ligi. Początek sezonu jest bardzo obiecujący, bo Narwianie na starcie rozgrywek odnieśli wysokie zwycięstwo nad MKS Ciechanów 4:0. Na listę strzelców wpisywali się: Damian Drężewski, Piotr Kubat, Mateusz Sowa i Daniel Wargulewski. W spotkaniu nie mogli wystąpić jeszcze kontuzjowani: Jakub Zalewski i Adrian Mleczek. To wszystko sprawia, że w kolejnych meczach trener Dariusz Narolewski może mieć do dyspozycji jeszcze silniejszą kadrę. Najbliższe starcie ostrołęckiej Narwi przed własną publicznością w sobotę, 30 sierpnia na stadionie przy ulicy Witosa. Rywalem niebiesko-czerwonych będzie Ostrovia Ostrów Mazowiecką. Początek starcia zaplanowane jest na godz. 14.00. TEKST I FOT. ARKADIUSZ DOBKOWSKI RO • poniedziałek 25.08.2014 Droga do doskonałości Przepis na sukces jest prosty: talent i ciężka praca. Przy czym praca to cztery piąte całego wysiłku. Talent się przydaje. Jednak bez pracy jest na nic. Str. II – IV EMILIA PŁASZCZYŃSKA, NAJLEPSZA OSTROŁĘCKA KARATECZKA, OPOWIEDZIAŁA NAM O ROLI KONSEKWENCJI, SYSTEMATYCZNOŚCI I WYTRWAŁOŚCI W DRODZE DO SUKCESU FOT. MICHAŁ PIERSA II Ostrołęcki karate mistrz Na pierwsze zajęcia Emilia Płaszczyńska poszła w wieku dziewięciu lat i już została. Dziś walczy z najlepszymi karatekami na świecie. Jest jedyną w swoim klubie dziewczyną z czarnym pasem, ale jak mówi nie ma z tego powodu forów. Choć początki nie były łatwe, ciężką pracą i wyrzeczeniami osiągnęła sukces. Pierwszy trening W trzeciej klasie szkoły podstawowej zobaczyłam plakat na drzwiach szkoły mówiący o zapisach na karate. Tata początkowo nie pozwalał mi pójść. Marudziłam dobre trzy tygodnie. W końcu zaprowadziła mnie mama. Od tamtej pory ćwiczę już bez żadnych przerw. Tata myślał chyba, że to jakaś moja kolejna zachcianka i marudzenie. A nic konkretnego. Dlatego nie chciało mu się mnie zaprowadzić. Byłam mała i sama bym tam nie dotarła. Nie było przekonania, że karate to walka i coś złego. Mój pierwszy trening odbył się w Szkole Podstawowej nr 6. Zaczęłam trenować u syna i córki mojego dzisiejszego trenera Wiesława Orzoła. To była sobota. Pojechałam tam z kolegą, z którym znam się do dziś. Było mnóstwo dzieci, ja strasznie się bałam. Niby chciałam iść, ale stres był ogromny. Wszyscy wydawali mi się groźni, bo my by- CHOĆ UPRAWIA MĘSKI SPORT ZAWSZESTARA SIĘ BYĆ KOBIECA. liśmy w dresach, a oni w zielonych kimonach. Dla mnie wtedy to był kosmos. No ale po rozgrzewce były zabawy i jakoś to poszło. Ale na początku ogromny strach czułam w sercu. Kiedy będziemy walczyć? Naprawdę dużo dzieciaków z Ostrołęki i okolic chodzi na zajęcia karate. Od najmłodszych po już zaawansowanych. Ja prowadzę zajęcia w przedszkolu. Tam miałam jedną dziewczynkę, która miała 3,5 roku, ale są dzieci nawet do pięciu więc rozbieżność jest ogromna. Poza przedszkolem, czyli powyżej piątego roku życia dzieciaków jest już naprawdę bardzo dużo. Potem już ograniczeń wiekowych nie ma, bo mamy grupę oldbojów, którzy są FOT. MICHAŁ PIERSA już bardzo zaawansowani. Ogromnym problemem jest to, by przyciągnąć dzieciaki do tego sportu. Pierwsze pytanie to właśnie kiedy się będziemy bić albo czy ja mogę uderzyć w głowę, w brzuch, czy on padnie? I z dzieciakami to jest tak, że trzeba trochę odciągnąć od tego uwagę. U dorosłych trening wygląda tak, że stajemy i ćwi- RO • poniedziałek 25.08.2014 czymy jakieś uderzenie. I możemy ćwiczyć naprawdę długo, żeby ono było naprawdę idealne. Bo w karate do tego się dąży - do perfekcji. Dzieciaki za to szybko się nudzą. Trzeba je zabawiać, wymyślać zwariowane rzeczy. Muszę się wcielać w jakieś aktualne postacie z bajek, żeby to miało ręce i nogi. Najtrudniejsze jest właśnie to wymyślanie. Na początku to są tylko zabawy, ale już wtedy staramy się im wpoić dyscyplinę i szacunek, bo tego właśnie uczy karate. Część dzieciaków trafia na pierwszy trening z własnej woli, zafascynowana bajkami, część przyprowadzają rodzice, którzy chcą spożytkować jakoś tę energię. Często mama przyprowadza jakiegoś łobuziaka na trening i prosi żeby go porządnie wymęczyć, żeby on już w domu, wieczorem nie rozrabiał. Zawsze na treningu powtarzamy taką zasadę, że nie będziemy rozpowszechniać sztuki karate poza tą salą. Kiedyś przyszła do mnie mama z prośbą, by powiedzieć jej synowi, że on może pokazać rodzicom w domu to czego się nauczył. Tata poprosił go w domu, żeby pokazał mu jakieś chwyty ale on nie chciał, no bo takie są zasady. Mówił "tato ale ja nie mogę, przyjdź na trening to zobaczysz". I mama poprosiła bym, powiedziała, że rodzicom może. Kiedy w telewizji leciała bajka “Kung Fu Panda” dziewczynki pytały mnie na treningach czy one kiedyś kopną tak z wyskoku jak ta panda. Na początku zastanawiałam się jaka panda? Nie pamiętam wszystkich bajek. III RO • poniedziałek 25.08.2014 PO WALCE Z MISTRZYNIĄ ŚWIATA WIE, ŻE TERAZ NIE MA JUŻ ŻECZY NIEMOŻLIWYCH. Myślę, że wszystkie są dobre jeśli nie namawiają do niczego złego. Bo najgorsze w tych współczesnych bajkach jest to, że są dalekie od sielanki. Kiedyś nie było takiej agresji w kreskówkach. Sądzę, że właśnie nadmiar tej agresji to nic dobrego. Nie od razu przychodzą sukcesy Pierwszy raz na zawodach startowałam w Przasnyszu. Młode Lwy – tak się nazywał ten turniej. Nie wiem czy byłam z niego specjalnie zadowolona, chyba nie. Bo ja przez pierwsze lata nic nie zdobyłam, byłam zupełnym beztalenciem jeśli chodzi o karate. Jak mam zdjęcia z tego okresu i widzę dziś swojego nogi i ręce takie wykręcone to widzę, że naprawdę byłam słaba. Mój trener nawet mówi, że Emilka swoją pracą zmieniła to co było na początku. Ja jestem takim dobrym przykładem tego, że nawet jeśli się nie ma talentu i jest strach przed tym co by się chciało, ale nie wiadomo czy się podoła to nie ma się czego bać, bo wszystko można wypracować. Talent to jest jakieś 20%, reszta to ciężka codzienna praca. Każdy start dla mnie jest ważny, bo każda zawodniczka jest inna. Jedna z moich najważniejszych jeśli chodzi o moje zadowolenie walk, choć nie przełożyło się to na wynik to była moja ostatnia walka na Mistrzostwach Europy w Bułgarii. Walczyłam tam z mistrzynią świata mistrzynią Rosji. Byłam FOT. MICHAŁ PIERSA bardzo przestraszona. Jak zobaczyłam wyniki losowania to pomyślałam, że mam największego pecha na świecie. Na trzydzieści zawodniczek akurat ona. Od razu łzy w oczach, bo ja jestem z tych co to się stresują, płaczą. Przed samą walką mój trener mnie zmobilizował, powiedział, że to ona ma coś do stracenia, a nie ja. Wyszłam i zawalczyłam. Doprowadziłam do dogrywki. Potem co prawda on a wygrała, ale nie znacząco. Po prostu sędziowie tak zdecydowali. Także sądzę, że to jest mój największy sukces. po studiach wróciłam z Warszawy do Ostrołęki. Japonia to zupełnie inny kraj, inna kultura. Taki porządek, harmonia. U nas jest bałagan, i na chodnikach i między nami ludźmi. Wszyscy się przepychają. Tam ludzie w metrze ustawiają się w kolejce. Mieliśmy takie śmieszne zdarzenie. Postawiłam butelkę z wodą mineralną pod takim drzewem przy wejściu do parku z pięknymi roślinami. Robimy sobie fotki, a ta butelka tam stała. W pewnym momencie podszedł strażnik i wyrzucił ją do kosza. Gorycz porażki w kraju kwitnącej wiśni Było mi przykro kiedy sędziowie ogłosili, że przegrałam drugą walkę w Japonii. Nie było dogrywki, a ja nie czułam się po- Japonia jest piękna, ale do zwiedzania. Ja jestem zwolenniczką mniejszych miast, dlatego bita. Nie pojechałam do Japonii wygrać, bo nie czułam się aż tak wspaniała, że jadę i wygrywam wszystko. To jest błędne myślenie. No ale kiedy kończy się walka ma się świadomość czy się dostało łomot czy nie. Ja się nie czułam przegrana. Wręcz sądzę, że te ostatnie dwadzieścia sekund było dla mnie. Dostałam porcję mocy i czułam, że to jest ten moment kiedy mogę coś wywalczyć, ale wynik sędziów był inny. Niestety musiałam się z tym pogodzić . Jak to ja, siadłam w kącie, łzy w oczach się pojawiły. Ale myślę sobie, że gdybym wtedy wygrała to może obrosłabym w piórka i myślała, że już jestem wspaniała. Trochę mnie to postawiło do pionu. Choć począt- IV RO • poniedziałek 25.08.2014 Ostrołęcki karate mistrz dokończenie ze stron II i III kowo sądziłam, że to karate to takie niesprawiedliwe, dopiero potem przyszło myślenie, że następnym razem to ja im pokaże. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to już w 2015 roku. Zależy od sezonu. Jedyna taka z czarnym paskiem Czarny pas zdobyłam już cztery lata temu. Myślę, że niedługo przymierzę się do kolejnego dana. Fizycznie było trudno, ale fizycznie byłam przygotowana. Egzamin był pod koniec wakacji więc lato poświęciłam na przygotowania. Codziennie byłam w klubie z laptopem. Wszystkie techniki, układy, które trzeba znać. Trenowałam i sama i z trenerem. Najgorsze było chyba chodzenie na rękach. To było też duże wyzwanie psychiczne. Bo jednak nie zdaje się tego przed polskim trenerem, ale przyjeżdża osoba z Japonii i ona jest obiektywna, nie ma co liczyć na to, że ktoś przymknie oko. Ja przed egzaminem byłam bardzo zdenerwowana, powiedziałam wręcz, że ja go nie zdaje, nie chce. Myślę, że gdyby nie trener to bym nie poszła. Czy pas coś zmienił? No już nie nazywają mnie sempai tylko sensei. Poza tym dla mnie to chyba niewiele. Może raczej dla tych, którzy widzą że ja go mam. Traktują mnie poważniej. Może też chodzi o to, że mam większą motywację. Już nie mogę sobie pozwolić na obijanie się, niestaranność. Nie chcę żeby ktoś pomyślał, że mam czarny pasek a oszu- kuje. Nie chcę żeby ktoś miał wątpliwości czy on mi się należy. Chociaż jestem jedyną dziewczyną z czarnym paskiem, u facetów z klubu nie mam forów. A powinnam. Ja się ich wręcz domagam, a oni mi ich nie dają. Są mili, ale forów nie mam. Nie wiem czemu. Jedyne co to nie noszę ciężarów jak trzeba coś przenieść, ale z tego się cieszę. Z Warszawy do Ostrołęki na trening Jeśli ktoś robi to co kocha to nie czuje się wyrzeczeń. Ja nie stosuje jakiejś specjalnej diety, słodyczami też nigdy się nie opychałam. To co najbardziej u mnie ucierpiało przez treningi to życie towarzyskie. Jak u każdego sportowca. Dla znajomych jest czas tylko wtedy jak nie ma zawodów. Ja trenuje najczęściej wieczorem. Po półtoragodzinnym wycisku ja już nie ma siły iść na imprezę. Jak przychodzi sobota i trenuje do 22 to też nie mam siły wyjść. No więc moje przyjaciółki na to narzekają. Na studiach też tak było, że dziewczyny wychodziły na miasto, a ja na trening. Na szczęście mam takich znajomych i narzeczonego, którzy to doskonale rozumieją. Oni wiedzą, że gdybym tego nie robiła byłabym bardziej sfrustrowana. Kiedyś chciałam być nauczycielką wf-u, myślałam że będę uczyć i prowadzić karate. Ale chyba nawet rodzice nie chcieli. Poza tym pomyślałam, że jeśli przytrafi mi się jakaś kontuzja to koniec. Wtedy nie zostanę nawet nauczyciel- ką. Dlatego wybrałam biologię. W razie gdyby mi coś, kiedyś nie wyszło. Tam kontuzje nie przeszkadzają. To była druga opcja na życie. Czy to pasja? Okaże się kiedy zacznę pracę. Na razie jej szukam. Studiowałam dziennie w Warszawie. Nie chodziłam tam do klubu, wiec musiałam dojechać do Ostrołęki i jakoś to pogodzić. Na szczęście trener pracuje pod Warszawą więc dojeżdżaliśmy też tam, ale w każdy weekend musiałam być w moim klubie. Przed zawodami częściej. Czasem było tak, że kończyłam zajęcia na uczelni brałam kimono i jechałam do Ostrołęki. Na drugi dzień rano wracałam. To zabiera bardzo dużo czasu, szczególnie, że jeździłam autobusem a nie samochodem. Najgorszy jest ten czas. Nauka w nocy, albo rano, bo mam trening. Jak się chce coś osiągnąć to trzeba się liczyć z tym, że coś ucieknie. Chcę mieć czas dla dzieci i męża Chciałabym zostać w Ostrołęce. Ale to zależy od tego czy znajdę pracę. Teraz skończyłam studia, obroniłam się i daję sobie czas na poszukiwania. Nie lubię Warszawy. Tego pośpiechu, zgiełku. Tam w metrze jeśli mamy czekać trzy minuty to się denerwujemy czemu tak długo, czemu nie minuta, ja już chcę jechać. Poza tym wydaje mi się, że tam nie ma miejsca na rodzinę, męża, dzieci. W Ostrołęce jest. Widzę to po mojej mamie, która umiała to wszystko pogodzić i zawsze miała dla nas czas. Taki typ rodziny chciałabym mieć, że ja jestem dla rodziny, dla męża, dla dzieci a nie tylko dla pracy. ■ WYZNANIA EMILII PŁASZCZYŃSKIEJ SPISAŁA ANNA SIUDAK KARATE NAUCZYŁO JĄ SAMOKONTROLI I WYTRWAŁOŚCI. TAM WSZYSTKO MUSI BYĆ PERFEKCYJNE.A FOT. MICHAŁ PIERSA V RO • poniedziałek 25.08.2014 Wolny słuchacz bez matury Studia bez matury? Do niedawna było to absolutnie niemożliwe. Okazuje się, że zdany egzamin dojrzałości to już nie przepustka do życia studenckiego. Uczelnie niepubliczne wpadły na pomysł żeby zarabiać na tych, którym noga się powinęła. A jest ich niemało. 85 tysięcy potencjalnych studentów Już od kilku lat nie ustaje w Polsce dyskusja o zasadności przeprowadzania matur w takim trybie jak obecnie. Jedni narzekają, że za trudne, inni, że to kpina z tego najważniejszego w życiu oficjalnego egzaminu. Nowe matury, obowiązujące od kilku lat, miały uczyć przede wszystkim logicznego myślenia, a okazuje się, że uczą myślenia szablonowego. Egzaminatorzy nie patrzą już na kreatywność ucznia, ale na to czy napisał to co znajduje się w arkuszu odpowiedzi. Jeśli nie, punktów nie ma. Do zdania matury potrzeba tylko 30% właściwych odpowiedzi. Często jednak okazuje się, że nawet to minimum jest trudne do osiągnięcia. W tym roku taki problem miało aż 30% maturzystów, czyli około 85 tysięcy potencjalnych studentów. Nie zdałeś? Zostań wolnym słuchaczem Co robić przez kolejny rok kiedy czekamy na poprawkę? Rówieśnicy idą na studia, o pracę trudno. Zostają ewentualne kursy czy staże. Losem tych 85 tysięcy młodych ludzi zainteresowały się ostatnio uczelnie niepubliczne, które proponują rok zerowy studiów. Są to odpłatne kursy, gdzie ci, którzy nie zdali matury mogą chodzić na wszystkie zajęcia z wybranego kierunku studiów, zdawać egzaminy i zdobywać zaliczenia. Przyszli studenci dostają status wolnego słuchacza. Chodząc na zajęcia mogą cały czas poszerzać swoją wiedzę i nie tracą roku siedząc w domu. bierze pod uwagę, że nie wszyscy są uzdolnieni w każdym kierunku. Ktoś kto bez problemu zda język polski może mieć problem z matematyką. 30% to niewiele, ale jednak wymaga znajomości podstaw. Część tych, którzy nie zdali to też ci, którym mimo wiedzy powinęła się noga. Może stres, może choroba. Oni także mogą trafić na dodatkowe kursy. Wolny słuchacz to nie to samo co student. Nie dostaje legitymacji, nie może też korzystać ze zniżek dla studentów. Mimo wszystko pomysł daje możliwości. Ci, którym uda się zdać maturę w kolejnym podejściu mogą złożyć papiery i dostać się od razu na drugi rok studiów. Teoretycznie. Nie ma się co dziwić uczelniom prywatnym, że szukają coraz to nowych rozwiązań na przyciągnięcie studentów. Tych z każdym rokiem jest coraz mniej. Jeszcze w zeszłym roku duża grupa tych, którzy matur nie zdali nie mogła zostać potencjalnym klientem. Teraz otwierają się zupełnie nowe rynki. A 85 tysięcy takich potencjalnych klientów to już naprawdę sporo. Ofertę roku zerowego przygotowały między innymi Niepubliczna Wyższa Szkoła Medyczna, Wyższa Szkoła Gospodarki Euroregionalnej im. Alcide De Gasperi w Józefowie, Ligwistyczna Szkoła Wyższa w Warszawie czy Wyższa Szkoła Biznesu w Nowym Sączu. Ta ostatnia uczelnia została szczególnie dokładnie skontrolowana, ale mimo to nie zamierza rezygnować z pomysłu. Twarde prawo, ale prawo Dlaczego pomysł budzi więc tak wiele kontrowersji? Otóż chodzi o to, że polskie prawo nie przewiduje takiej sytuacji i zabrania przyj- Demograficzne tsunami UCZELNIE CORAZ CZĘŚCIEJ KSZTAŁCĄ DLA DYPLOMU A NIE WIEDZY mowania wolnych słuchaczy od razu na drugi rok. Ponieważ pomysł jest nowy, ewentualne kary mogą być nałożone na uczenie dopiero po roku, czyli wtedy kiedy wolni słuchacze zaczną naukę od drugiego roku. Ci, którzy zdecydują się na studia przed zdaniem matury będą zapewne zmuszeni do ponownego zdawania egzaminów. Pomijając kwestie prawne pomysł takiego zerowego studiowania może być ciekawą alternatywą dla tych, którzy chcą sprawdzić czy dane studia są właśnie dla nich. Ciężko to stwierdzić powołując się na opinie znajomych czy innych studentów. Najlepiej ocenić wszystko samodzielnie. Roczny kurs podczas którego nic nie tracimy, a możemy jedynie zyskać mógłby rozwiać wiele obaw. Nawet jeśli będą oni musieli powtórzyć rok to przecież zawsze można zapisać się do innego wykładowcy. Studia dla dyplomu, nie wiedzy Problem studiów bez matury zwrócił też uwagę na inną kwestię. W Polsce studiuje się dla dyplomu, a nie dla nauki. Nikt nie pyta młodych ludzi czy chcieliby się czegoś przez ten rok nauczyć czy też liczy się dla nich zdobycie papierka. Jeśli to drugie to faktycznie nie ma po co robić dodatkowych kursów. Chociaż te, dobrze poprowadzone mogłyby przybliżyć niedoszłych maturzystów do zdania egzaminu. Dodatkowym problemem jaki widzi wiele osób, jest obniżenie standardów. No bo jeśli ktoś nie zdał matury to jak może być gotowy na podjęcie studiów. Niewiele osób Oferta to też efekt niżu demograficznego, który sprawia, że coraz mniej jest chętnych na studia płatne. A jak wynika z raportu "Demograficzne tsunami" przygotowanego przez Instytut Rozwoju Kapitału Intelektualnego im. Sokratesa. z każdym rokiem będzie ich coraz mniej. Okazuje się, że liczba studentów może spaść tak gwałtownie, że wszyscy znajdą miejsce na uczelniach państwowych. Czy pomysł się przyjmie zobaczymy zapewne za rok. ANNA SIUDAK VI RO • poniedziałek 25.08.2014 Studenci wielkiego przełomu Fugazi był miejscem z zupełnie innej bajki, bo zajmował się na poły misyjnym promowaniem muzyki alternatywnej i rockowej. Co tu się nie działo! Ale klub też szybko został zamknięty. Właściciele zdecydowali, że nie będą płacić gangsterom za wymuszoną ochronę. A działając dalej nie chcieli narażać bezpieczeństwa klientów. ZDJĘCIE Z ZASOBÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO FOT. G. RUTKOWSKA Może to zabrzmi dziwnie, ale Ostrołęka miała kiedyś środowisko studenckie. Środowisko było liczne i wielkomiejskie. Spotykało się regularnie - w zmiennym składzie. Raz na tydzień, po południu w niedzielę. Miejscem spotkań był ostrołęcki dworzec kolejowy. Dopóki odjeżdżały stąd pociągi do Warszawy, Olsztyna i Białegostoku, korzystali z nich studenci. Za komuny i do połowy lat 90. studenci mieli prawo do ulgowych biletów na pociągi, a na pekaesy już nie. Akademicka młodzież z naszego małego miasta tłumnie więc korzystała z pociągów, gdy po weekendzie w rodzinnym domu trzeba było wrócić na studia. Potem sytuacja zaczęła stopniowo się zmieniać. Odwracać. Rosnąca konkurencja na drogach i wciskający się na rynek prywatni przewoźnicy zmusili pekaesy do wprowadzenia promocji i zniżek dla studentów. Jednocześnie nieruchawa i niewydolna kolej, w starym bolszewickim stylu, zamiast przyciągnąć odpływających do autobusów pasażerów, zrobiła im na złość likwidując połączenia z Białymstokiem i Olsztynem, a w kierunku Warszawy zmuszając do kłopotliwych przesiadek w Tłuszczu. Kiedyś jednak było inaczej. Około piętnastej kilka miejskich autobusów zwoziło studencką brać na plac Dworcowy, przy dwóch otwartych kasach (naprawdę były wtedy otwarte kasy!) ustawiały się kolejki młodych ludzi z wypchanymi ponad dopuszczalną fabryczną objętość plecakami ze stelażami. W plecakach pobrzękiwały słoiki. Na peronach i w okolicach dworcowego budynku kwitło życie towarzyskie. Zwłaszcza gdy pociągi się spóźniały, albo między przyjazdem czerwoniaka (bo w Ostrołęce były kiedyś czerwone autobusy) a odjazdem pociągu było więcej niż kwadrans czasowgo zapasu. Na papierosie, przy flaszce piwa, bądź naprędce skręconego wina omawiało się sprawy bytowe: gdzie można wynająć mieszkanie, jak wkręcić się do modnego klubu w Warszawie (które kiedyś były zupełnie innymi instytucjami niż obecnie), jak znaleźć dorywczą pracę albo martwą duszę do akademika. Bo już wtedy na początku lat 90. posmakowaliśmy nieco dobrobytu. Na kredyt i na wyrost poczuliśmy się Zachodem i częścią wolnego świata. Trzyosobowy pokój w akademiku uznawało się za kołchoz. Niektórzy meldowali więc do trzyosobowego pokoju martwą duszę czyli fikcyjnego lokatora z autentycznymi danymi, której czynsz pospołu finansowali i mieszkali w jednym pokoju po dwie osoby, jak paniska. W dzisiejszym opresyjnym państwie na pewno byłaby z tego duża afera gospodarcza a studentów meldujących martwe dusze zamkniętoby w więzieniu. Wtedy jednak trwały w najlepsze pierwsze złote lata wolności a organy ścigania walczyły z prawdziwymi przestępcami. Na pijących alkohol pod chmurką, samotne matki przewożące dzieci w bagażniku samochodu i studentów kreujących w akademikach alternatywną rzeczywistość, organom od ścigania nie starczało wtedy czasu. Wspomniane modne kluby nie były jak dziś dyskotekami techno, które nazwały się klubami, bo dyskoteka zaczęła uchodzić za synonim wieśniactwa. Najbardziej oblegane warszawskie kluby to były Dekadent i Fugazi. Dekadent miał bardziej popowy i egalitarny charakter. Choć opinię zszargał mu przestępczy skandal, gdy w połowie lat 90. okazało się, że w towarzystwie rozebranych nastolatek bawią się tam wspólnie dziennikarze publicznej telewizji i gangsterzy z uważanego za najgroźniejszą zorganizowaną grupę przestępczą w powojennej historii Polski - gangu pruszkowskiego. Ten skandal na tyle zapsuł opinię Dekadentowi, że wkrótce klub ten został zamknięty. I dziś pozostał we wspomnieniach (w tym również tych spisanych) gangsterów. Bo telewizyjni showmani, ówcześni studenci i rozebrane nastolatki woleliby, żeby im o tym dziś nie przypominać. Są wszak na stanowiskach. Klubowe i akademikowe życie było głównym tematem poddworcowych, peronowych i przedziałowych rozmów studentów z Ostrołęki, którzy kursowali między swoimi rodzinnymi domami, a miejscami studiowania. Początkowo były to kursy regularne, cotygodniowe, co weekendowe. Później coraz rzadsze aż w końcu ustały w wielu przypadkach w ogóle. Dawni studenci z Ostrołęki, zasilili szeregi wyższej kadry naukowej na uczelniach i w instytutach medycznych, centralę NBP, zarządy firm budujących Stadion Narodowy, centrale marketingowe międzynarodowych korporacji. Do miejsca swego pochodzenia mało kto wrócił, uznając że - o ile nie jest się w jakimś układzie - nie ma tu perspektyw na godne życie. Szczęśliwie jednak generacja studentów przełomu lat 80. i 90. trafiła na wielkie ssanie młodych talentów przez krajowy rynek pracy. Tylko niektórzy wyjechali za granicę. SENIOR MERCHANDISER VII RO • poniedziałek 25.08.2014 Kiedyś o miejsce na studiach toczył się bój Studia bez matury - oferta prywatnych wyższych uczelni podytkowana niżem demograficznym i nadwyżką miejsc w stosunku do kandydatów, skłaniają do refleksji na temat tego jak bardzo zmieniła się rzeczywistość. I to w bardzo krótki czasie - w ciągu zaledwie ćwierćwiecza wolności, które w tym roku część środowisk politycznych, naukowych i artystycznych z mniej lub bardziej udawaną radością świętuje. Dziś to uczelnie zabiegają o studentów, a nie kandydaci o miejsce na uczelni. Zresztą z tego powodu samo słowo kandydat w starym dobrym słownikowym znaczeniu przestaje mieć sens przy rekrutacji na studia. Bo to nie młody człowiek ubiega się o studia, tylko uczelnie ubiegają się o jego względy. Czy to złe? Czy to dziwne? Niekoniecznie. Edukację na poziomie wyższym kształtują zasady rynku. Koncesjonowanego przez komisję akredytacyjną, ale jednak rynku. Działa na nim prawo popytu i podaży, które głosi między innymi, że na rynku nad nadwyżką podaży warunki dyktuje klient. Jeżeli jednak ktoś myśli, że niezdrowa dla poziomu nauczania nadwyżka miejsc na studiach i umizgiwanie się do studentów dotyczy tylko prywatnych uczelni, ten jest w błędzie. Szkołom wyższym publicznym również bardzo zależy na jak największej liczbie studentów, bo od liczebności studiujących zależy wprost wysokość dotacji, jaką otrzymują z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Na kierunkach, które nie gwarantują absolwentom dochodowej pracy (a takich jest większość) kadra dydaktyczna doświadcza, wprawdzie owiniętej w bawełnę, ale dość stanowczej presji ze strony władz instytutów i wydziałów, by nie stawiać studentom dwój. Czasami odbywa się to w najgorszym aparatczykowskim stylu sprzed pół wieku. "Wicie, rozumicie doktorze, oczywiście macie prawo postawić studentowi dwóję, zwłaszcza jak nie umie materiału, ale zanim tą dwóję postawicie zastanówcie się co będzie jeżeli ten student wyleci z uczelni. No co? Będziemy mieli mniej pieniędzy. I z czego wam wypłacimy pensję?" Dla niezorientowanych wyjaśnienie. W normalnej rzeczywistości student z niezaliczonym przedmiotem nie może przejść na kolejny, wyższy rok (no chyba, że uprosi dziekana o możliwość warunkowego studiowania i w krótkim czasie zaliczy niezdany egzamin). Jeżeli nie może przejść wyżej, zostaje skreślony z listy studentów, bo na wyższej uczelni nie ma powtarzania klas. Są oczywiście kierunki, gdzie władze wydziałów nie muszą zabiegać o studentów, bo kandydaci pchają się drzwiami i oknami. Do takich należą te potencjalnie dochodowe: czyli niezmiennie od dziesięcioleci - medycyna i prawo. Albo te z niezrozumiałych przyczyn modne - psychologia, dziennikarstwo i inne. Tak czy inaczej wielość uczelni i kurcząca się z roku na rok liczba kandydatów zmienia akademicką rzeczywistość nie do poznania. Zwłaszcza dla tych, którzy studiowali na przełomie lat 80. i 90. Chociaż wtedy też mówiło się, że idzie nowe i to nowe jest niedobre. Kończyła się komuna, zaczynała się wolność. Wolne, albo świeżo uwolnione, media grzmiały że jesteśmy w ogonie Europy pod względem liczby studentów na sto tysięcy mieszkańców. Te medialne prawdy powtarzali potem w Sejmie politycy. Powtarzali do znudzenia aż rząd musiał zareagować. Została otwarta furtka do zakładania prywatnych szkół wyższych, a państwowe szkoły dostały cichy prikaz, by zwiększać limity przyjęć, uwzględniać wszystkie odwołania, przyjmować kandydatów z list rezerwowych. Bo wtedy nie było rekrutacji na podstawie wyników matury. Były egzaminy wstępne, czyli dość bezwzględna selekcja. Bo nawet rozdęte do granic wytrzymałości na mocy odgórnych nakazów limity przyjęć nie były w stanie skonsumować olbrzymiego i powszechnego głodu studio- ROK 1996, WARSZAWA. GRUPA STUDENTÓW W CENTRUM MIASTA. BYŁ TO JESZCZE CZAS DOMINACJI PUBLICZNYCH UCZELNI NAD PRYWATNYMI . ZDJĘCIE Z ZASOBÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO FOT. G. RUTKOWSKA wania. Pięciu-sześciu kandydatów na jedno oferowane miejsce na średnio popularnych kierunkach to była wtedy norma. Statystyczna liczba kandydatów do jednego indeksu była wtedy miarą jakości i atrakcyjności kierunku. W tamtych czasach nie było internetu, ale wieści o tym ile osób startowało na jaki kierunek na której uczelni rozchodziły się po Polsce lotem błyskawicy. Sztuczne rozdęcie limitów przyjęć i próba wtłoczenia w ciasne akademickie mury ludzkiej nadwyżki z wyżu demograficznego lat 70. już wtedy miała swoje negatywne konsekwencje. Studenci nie mieścili się w salach wykładowych, na egzaminy czekało się w strasznych kolejkach (bo kadry naukowej przecież nie przybyło), a na niektórych kierunkach dochodziło do gorszących scen przy zapisywaniu się na zajęcia do co bardziej znanych naukowców. Były kolejkowe listy społeczne, szturmowanie drzwi bez kolejki, a czasami i walka wręcz. Jednocześnie duża część kandydatów, którzy nie przeszli wstępnej selekcji, pozostawała poza murami uczelni. Szukali szczęścia w szkołach pomaturalnych, rozglądali się za pracą, a o mężczyzn upominało się wojsko, bo był wtedy powszechny pobór do armii. Co bardziej zdeterminowani zapisywali się do szkół pomaturalnych. O mężczyzn upominało się wojsko. Obowiązywał wtedy powszechny pobór do armii. Niektórzy z podziwu godną konsenwencją przystępowali do egzaminów wstępnych na wymarzony kierunek w kolejnych latach. Czasami nawet po kilka razy. Naturalną konsekwencją tej determinacji były dość duże różnice wiekowe między studentami w obrębie jednego roku na studiach. Dochodziły nawet do dziesięciu lat. Dziś te różnice bardzo się spłaszczyły. Bo praktycznie każdy posiadacz świadectwa dojrzałości (a ostatnio nawet to nie jest konieczne) znajdzie sobie miejsce na jakiejś uczelni. Jak nie tej, to innej. TM VIII Og³oszenia sms w Rozmaitoœciach Ostro³êckich – gazecie o najwiêkszym nak³adzie w powiecie – kosztuj¹ ju¿ od 3 z³otych netto Wyœlij sms na jeden z numerów. P³acisz tylko za tyle znaków ile chcesz wykorzystaæ! Jeœli chcesz zleciæ og³oszenie drobne to wyœlij sms na jeden z numerów: nr tel. 73480 – Og³oszenia SMS – za 3,69 z³ netto do 35 znaków (1 linia) nr tel. 75480 – Og³oszenia SMS – za 6,15 z³ netto do 70 znaków (2 linie) nr tel. 79480 – Og³oszenia SMS – za 11,07 z³ netto do 150 znaków (4 linie) nr tel. 91900 – Og³oszenie SMS – za 23,37 z³ netto do 70 znaków (2 linie, og³oszenie wyró¿nione) Wpisz w telefonie komórkowym SMS z treœci¹ og³oszenia. Pamiêtaj o podaniu prefiksu naszej gazety MPLR0 i numeru rubryki, w której ma siê znaleŸæ og³oszenie, np. 01, a dalej – po spacji – jego treœæ np. sprzedam M3 w centrum miasta, tel. 1234567. Treœæ SMS powinna wygl¹daæ tak: MPLR0.01 sprzedam M3 w centrum miasta. Tel. 1234567 Wyœlij SMS z treœci¹ og³oszenia na jeden z trzech podanych numerów. Otrzymasz potwierdzenie przyjêcia og³oszenia, które sprawdzi czy jest ono zgodne z zasadami okreœlonymi w regulaminie przyjmowania og³oszeñ. Twoje og³oszenie znajdzie siê w najbli¿szym wydaniu Rozmaitoœci, jeœli wyœlesz sms do wtorku 2.09.2014 r., do godz. 12.00. Prefiksy z numerami rubryk: nieruchomoœci MPLR0.01 budownictwo MPLR0.02 finanse MPLR0.03 gastronomia MPLR0.04 komisy, lombardy MPLR0.05 komunikaty MPLR0.06 komputery MPLR0.07 maszyny, urz¹dzenia MPLR0.08 matrymonialne MPLR0.09 meble MPLR0.10 motoryzacja MPLR0.11 naprawa, serwis MPLR0.12 nauka MPLR0.13 agd/rtv MPLR0.14 ogrodnictwo MPLR0.15 poligrafia/reklama MPLR0.16 praca MPLR0.17 rozrywka MPLR0.20 ró¿ne MPLR0.21 transport MPLR0.22 turystyka MPLR0.23 ubezpieczenia MPLR0.24 uroczystoœci MPLR0.25 uroda MPLR0.26 weterynaria MPLR0.27 zabawki MPLR0.28 zdrowie MPLR0.29 zguby MPLR0.30 OGŁOSZENIA drobne UWAGA! Wszelkie reklamacje są przyjmowane w ciągu 14 dni od ukazania się numeru wyłącznie w siedzibie redakcji.Adres: Ostrołęka, ul. Hallera 13, tel. 029 760 91 92 PRACA – dam Potrzebna pomoc domowa na stałe z zamieszkaniem. Tel. 29 761 45 36. Zatrudnię tokarza frezera metalowca CNC. Łomża. Tel. 606 416 991. Samotną kobietę do prowadzenia domu. Prawo jazdy, obsługa komputera, wiek 40-55 lat. Tel. 608 320 160 Firma tynkarska zatrudni tynkarza/ydelegacja. Tel. 511 529 965 Dam pracę na umowę-zlecenie kobiecie w wieku 50 lat z Ostrołęki, dyspozycyjną, chętną do pracy. Tel. 502 574 583 Dam pracę kobiecie ok. 40 lat w pralni w Ostrołęce. Dyspozycyjną, chętną do pracy. Tel. 502 574 583 PRACA – szukam Posprzątam dom, mieszkanie, umyję okna, wyprasuję, drobne prace w ogrodzie, doświadczenie, 9zł/godz. Tel. 728 245 634 Podejmę opiekę do dziecka lub gotowanie, zakupy. Tel. 884 804 038 NAUKA Korepetycje z matematyki. Tel. 606 170 099 ANGIELSKI. OSTRÓW. TEL. 888 752 692 NIERUCHOMOŚCI Zamienię dom w Ostrołęce w doskonałej lokalizacji na gospodarstwo lub ziemię. Tel. 693 113 060. Świadectwa energetyczne, audyty. Tel. 510 370 041, www.zador.pl. Świadectwa energetyczne. Pomiary elektryczne. Tel. 509 961 824. Wynajmę lub sprzedam gospodarstwo rolne w gminie Pułtusk, 8ha. Tel. 660 231 465, 691 528 242 NIERUCHOMOŚCI – kupię Kupię gospodarstwo rolne. Możliwa zamiana na mieszkanie po remoncie 1 piętro. Tel. 693 113 060. Kupię małą kawalerkę w starym budownictwie. Tel. 505 260 762 NIERUCHOMOŚCI – sprzedam Sprzedam piękną działkę w Białobrzegu Dalszym, tel. 693 113 060 Sprzedam dom w Ostrołęce, doskonała lokalizacja, Śródmieście, zielony zakątek, stan surowy. Tel. 693 866 200 Sprzedam wyposażenie lokalu gastronomicznego, Ostrów. Tel. 602 253 045. Sprzedam mieszkania: ul. Gorbatowa- 48m2, ul. Broniewskiego48m2 z działką. Tel. 509 442 236 Sprzedam dom jednorodzinny w Ostrołęce. Tel. 501 155 109, 501 155 021 Zrobię taras od zaraz. Tel. 502 216 789 Halę ok. 300m2, 7m wysokości, działka 500m2, 1000zł/m2. Tel. 608 320 160 Sprzedam dom z działką 39 arów. Grabowo, 6 km od O-ki. Tel. 786 939 543 Sprzedam działkę 3015m2 nad zalewem w Wykrocie. Tel. 793 335 949 Sprzedam mieszkanie 32,30 m2 w Ostrołęce. Tel. 600 648 803 Sprzedam mieszkanie w Ostrołęce 57m2, 4 ost. piętro. Tel. 694 106 874 po godz. 17. Sprzedam działki budowlane w Goworkach, wszystkie media, w 2015 roku- kanalizacja. Tel. 535 405 105 Sprzedam działkę 7900 m2 Białebłoto Tel. 510 494 621 Sprzedam mieszkanie ul. Hallera, IV piętro, 62m2. Tel.790 722 215 WWW.GENERATOR-OGLOSZEN.PL dodaj ogłoszenie na 250 portali nieruchomości Sprzedam mieszkanie centrum Ostrołęki! 78m2 Tel. 535 867 456 TRANSPORT Busy 9-cio osobowe Wynajemprzewozy po kraju i do Niemiec pod adres. Tel. 693 369 159. Transport - bus. Tel. 503 499 176. Usługi transportowe, ziemia, drewno, piasek itp. Tel. 608 615 268. AGD / RTV Złom AGD, RTV odbiór. Tel. 503 499 176 Sprzedam telewizor kineskopowy Thomson. Tel. 530 069 306 KOMPUTERY NIERUCHOMOŚCI – wynajem Wynajmę powierzchnię magazynowo-biurową od 20- 150 m2 przy ul. Hallera. Tel. 693 113 060 Do wynajęcia kawalerka 31m2 1 pokojowa. Warszawa, 5 min od metra Ursynów. Tel. 510 482 708 lub 29 764 24 56 Internet bezprzewodowy, korzystne ceny dla firm. Tel. 516 224 222. „NET – PLANET” Ostrołęka, ul. Gomulickiego 22, Tel. 609 504 307. e-mail: [email protected] MATRYMONIALNE BUDOWNICTWO Szamba betonowe, szczelne, z atestem. Zapewniam transport. Montaż gratis, tanio. Tel. 698 775 552 Żwir, piasek Tel. 506 347 111 Kowal – kute balustrady schodowe, balkonowe, bramy wjazdowe, kominki, elementy dekoracyjne. Tel. 506 187 560. Elektryk. Tel. 503 163 260. Czarnoziem, piach, ziemia, żwir, transport. Tel. 29 761 30 07. Świadectwa energetyczne. Tel. 503 163 260. Odkurzacze centralne.Tel. 503 163 260 Glazura, terakota, wykończenia wnętrz. Tel. 510 821 264 MEBLE Sprzedam meble biurowe i ekspozytory telefonów komórkowych. Tel. 693 866 202 Sprzedam wersalkę rozkładaną, kolor bordo w bardzo dobrym stanie. Cena do uzgodnienia. Tel. 29 766 85 17 MOTORYZACJA – różne Awaryjne otwieranie drzwi (mieszkania oraz samochody) RYGIELEK – Tel.: 29 767 40 75, 503 010 174. Autoholowanie tel. 603 125 886. Przyczepy kempingowe – wypożyczalnia. Tel.: 29 764 96 10, 603 125 886. Skup katalizatorów. Tel. 503 499 176. Sprzedam opony do UAZA, oryginalne, rosyjskie. Tel. 530 069 306 Samotna pozna samotnego miłego pana do 63l, finansowo niezależnego. Tel. 692 746 331 Poznam przyjaciółkę do lat 60 o dobrym sercu. Tel. 880 922 969 Poznam panią po 50. Tel. 694 702 520 Pani pozna pana emeryta, wiek 58-68 l. Chętnie ze wsi. Tel. 884 804 038 Poznam pana do 55l, uczciwego. Kontakt SMS. Tle. 532 399 570 Wdowa pozna samotnego Pana do 60l, finansowo niezależnego. Tel. 723 054 145 Miły 34 l pozna dziewczynę, SMS. Tel. 882 391 348 POLIGRAFIA, REKLAMA Druk zaproszeń, ulotek, wizytówek, folderów, plakatów, projekty graficzne i wiele innych. www.informedia.pl, Ostrołęka, ul. Hallera 13. Tel. 29 760 91 92 MOTORYZACJA – sprzedam Mercedes C-200, rok 2002, poj. 2L, moc 116KM, kupiony w polskim salonie, srebrny metalic, kombi. Tel. 663 883 812 GASTRONOMIA SMAKOSZ zaprasza na zestawy obiadowe – każdy TYLKO 10 zł! Dowóz do klienta – catering dla osób indywidualnych i firm, wynajem sali na imprezy okolicznościowe. Benzol,ul. Graniczna 7, codziennie 11.00-19.00, tel. 516 729 716 OGRODNICTWO Zbiorniki szczelne na gnojówkę, deszczówkę, tanio. Tel. 86 217 99 99 Meble ogrodowe, altany, huśtawki, sztachety itp. Tel. 608 615 268. Zakładanie Ogrodów. Tel. 793 100 422 UBEZPIECZENIA Ubezpieczenia komunikacyjne OC i AC promocje. Tel. 29 764 63 82. Autoryzowany Agent Ubezpieczeniowy Antoni Krupka, 4-krotny zwycięzca konkursu na najlepszego agenta Warty w kraju. Ostrołęka ul. Papiernicza 7/8. Tel. 29 766 60 31, 502 054 120, ubezp. OC, AC, NW, majątkowe, mieszkania, domy jednorodzinne, 15 firm ubezp. do wyboru. Możliwość uzyskania największych promocji. UROCZYSTOŚCI KOMISY/LOMBARDY Lombard Dukat, pożyczki pod zastaw, skup, sprzedaż, złoto, srebro, telefony komórkowe. ul. Kilińskiego 33, Tel. 29 764 61 68, ul. Bogusławskiego 32, Tel. 29 694 30 30 FINANSE Kredyty - oferta wielu banków. Tel. 29 764 63 82. Windykacja długów. Tel. 504 257 386. Atrakcyjne kredyty hipoteczne na zakup mieszkania, domu, działki, oferta wielu banków. Tel. 504 257 386. Chwilówka na dowód. Tel. 504 257 386. MOTORYZACJA – kupię Kupię każde AUTO. Stan techniczny bez znaczenia. Starsze i nowsze. Przyjazd i odbiór własnym transportem. Gotówka i umowa od ręki. Tel. 533 730 695 Kupię lekką przyczepkę do remontu. Tel. 660 341 041 Kupię każde zboże. Min 24t. Płacę w dniu odbioru. Tel. 509 942 079 Sprzedam wózek widłowy Linda 2002r. Stan bardzo dobry. Tel. 660 341 041 Sprzedam fotel do masażu rozkładany. Tel. 504 528 683 Sprzedam zrzyny tartaczne dąb, olcha i sztachety z dowozem. Tel. 604 276 423 Zawiozę do ślubu Peugeot 508. Tel. 608 341 184. Foto Expres „Kupiec”, ul. Kopernika 7 lokal 10 zaprasza na zdjęcia do dokumentów. Najtaniej w mieście!!! Fotografia ślubna i okolicznościowa. Tanio. Tel. 506 950 173 WETERYNARIA Gabinet weterynaryjny. lek. wet. Jacek Antoszewski: Tel. 606 609 095. lek. wet. Joanna Komuda - Pruszko: Tel. 606 450 212. ul. Goworowska 5. Tel. 29 764 21 77. Codziennie 9 - 19, sobota 9-14. www.kameleon-wet.pl ZDROWIE RÓŻNE Sprzedam maszyny do szycia z gwarancją, tel. 606 924 053 Firma sprzątająca Clean-Service oferuje tanie, profesjonalne i szybkie sprzątanie. Wystawiamy faktury VAT. Ostrołęka, ul. Szpitalna 19A. Tel. 795 660 683. Moskitiery okienne i drzwiowe. Żaluzje, rolety. Tel. 662 773 228 Sprzedam pawia Szeki 2 letniego. Tel. 512 146 799 Sprzedam pawia szmaragdowego 4 letniego. Tel. 512 146 799 Gabinet stomatologiczny Remigiusz Makowiecki, ul. Kurpiowska 5. Tel.: 29 760 81 32, 29 764 29 72, kom. 600 815 380. Badania psychologiczne - kierowcy, operatorzy, broń, ochrona, odszkodowania, renty. Wsparcie psychologiczne, porady mgr Agata Demska. Ostrołęka, ul. Cicha 10. Tel. 603 251 801.\ Agata Polańska-Jaksina specjalista psychiatra. Wizyty domowe (także odtruwanie alkoholowe). Tel. 503 556 571 11 RO • poniedziałek 25.08.2014 Spotkanie po latach Był początek grudnia roku 2011. Na poligonie pod Toruniem trwały obchody święta artylerzystów. Dzień był mglisty, ale nie padało. Na niewielkim pagórku zebrali się oficerowie i goście. Szykowano pokaz startu drona. Jeden z pułkowników przyglądał mi się bardzo uważnie, aż wreszcie podszedł i zapytał, czy ja jestem ja. Wróciły wspomnienia. Ostatni raz widzieliśmy się niemal ćwierć wieku temu, w sierpniu 1987 roku. Pan pułkownik Adaś wypoczywał wtedy zuchem i wraz z siostrą był na obozie harcerskim w Ostrymkole. Był to obóz dla uzdolnionych artystycznie dzieci. Ja opiekowałem się tam grupą kandydatów na dziennikarzy, wydawaliśmy obozową gazetkę. Była w tej grupie siostra Adasia. Nie pamiętam do któego zastępu należał Adam, ale często przychodził do naszego namiotu i brał udział także w pracach redakcyjnych. Robiliśmy nie tylko gazetkę. Urządzaliśmy sobie zawody kajakowe, w czym Adam wykazywał się wielką ambicją. Najlepiej zapamiętaliśmy jednak nocny alarm i marsz przez ciemny na las na polanę, na której odbyło się uroczyste przyrzeczenie harcerskie. Po latach okazało się, że dym obozowych ognisk, chlupot wody z wioseł i zapach namiotu na trwałe zapisuje się w pamięci i wiąże ludzi na lata. Z wieloma uczestnikami mojej grupy przez kilka lat utrzymywałem kontakt, później, naturalną rzeczy koleją, oni wydorośleli i rozeszli się po świecie. Mam nadzieję, że wszyscy zachowali w tak miłej jak Adam pamięci tamten czas, który spędziliśmy razem. Adam zostawił mi swój adres mailowy, ale wysłane zdjęcia odbiły się od serwera. Pewnie źle zapisałem jakąś literkę. Może te zdjęcia i wspomnienie dotrze do niego – i innych uczestników tamtego obozu – poprzez „Rozmaitości”. Dajcie znać, jeśli tak się stanie. I pomyślcie: niedługo minie 30 lat od czasu kiedy byliśmy w Ostrymkole. Może to dobra okazja, by się spotkać po latach i znów ogrzać struny gitary przy ognisku? Na zdjęciach: Adam jako pułkownik WP, obchody święta artylerii pod Toruniem w 2011 i obóz w Ostrymkole. Na grupowym zdjęciu przed namiotem Adam w harcerskiej czapce przykucnięty z prawej. ■ 8 Przełożona Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Bożego z Wilna przyjechała do Ostrołęki by odebrać w wydawnictwie Informedia, z którym od lat współpracuje, trzydzieści tysięcy pocztówek. Mają one posłużyć za cegiełki w dobroczynnej akcji “Kocham Wilno i wspieram hospicjum”. Siostra Michaela Rak – choć zasady dobrego wychowania zabraniają żartowania z nazwisk – żartuje ze swojego. Mówi, że nazwisko zobowiązuje. Siostra Michaela pomaga nieuleczalnie chorym na nowotwory przejść – jak to sama określa – na drugą stronę życia. RO • poniedziałek 25.08.2014 w telewizji litewskiej. Po tym programie rozpoczęła się między nimi dyskusja. Jeden z nich był już bardzo słaby. Mieli różne zdania na temat programu, jeden z nich w końcu mówi: „a dajmy już spokój, jutro po śniadaniu pogadamy“. A ten słabszy wtedy mówi: „słuchaj, ja mogę jutro nie żyć. Dokończmy dziś.” Czy to nie jest lekcja? Bardzo często śpieszymy się, albo blokujemy, zamykamy. Oni dokończyli tę rozmowę i rzeczywiście tej nocy ten człowiek umarł. Nie tak dawno była u nas dziewczynka przywieziona z domu dziecka. Miała jeszcze dwoje rodzeń- na wola życia, że oni nie myślą o śmierci, oni myślą o życiu. W pewnym momencie dochodzi taki etap świadomości, że zaczynają przegrywać. Jest pięć etapów odchodzenia. Na początku człowiek zaprzecza, wmawia że lekarz się pomylił, potem etap walki o życie, a potem czas kiedy choroba wygrywa. Wtedy pojawia się depresja, próby samobójcze. Człowiek czuje się bardzo samotny. Od tego właśnie są hospicja, by uświadomić człowiekowi, że nie jest sam. My mu zapewniamy wszystko. Kiedy czuje pewność, że wszystko jest pod kontrolą zaczyna sam wszystko porządkować i przychodzi etap Czy Siostra nigdy nie spotkała się z prośbą o śmierć? Przez wiele lat kiedy pracowałam w hospicjum w Gorzowie nigdy nikt nie poprosił o to. Zawsze było „chcę żyć”. W oczach, w gestach, w słowach. Natomiast na Litwie już wielokrotnie słyszałam: ja już nie mam siły, może wy lepiej mnie zabijcie. Ale w tych słowach tak naprawdę było rozpaczliwe wołanie o pomoc. Macie za mało miejsc w siedzibie hospicjum, więc odwiedzacie też chorych ludzi w domach. Jak odbywa się finansowanie tej działalności? li mi bilet. Zbierałam też pieniądze za tańce, po 10 dolarów. W pewnym momencie podeszła kobieta, w pięknej czerwonej sukni i dała mi 100 dolarów za taniec. Wzięłam do ręki mikrofon i mówię do ludzi – kto w tej parze ma być mężczyzną. Jeden z panów odpowiedział, że ja, bo mam czarny garnitur. Teraz dzięki wydawnictwu Informedia, które przygotowało dla nas pocztówki z Wilna będziemy prowadzić akcję „Kocham Wilno i wspieram hospicjum”. Każdy będzie mógł wziąć kartkę i wrzucić ofiarę. Ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Czy staracie się żeby ludzie przebywający w hospicjum choć na chwilę zapomnieli, że umierają? Anna Siudak: Siostro, czy to prawda, że najwięcej można się nauczyć od umierających? S. Michaela Rak: Tak. Człowiek, który stoi na granicy tego życia i przyszłego, już nie ma makijażu, nie zakłada masek. On jest w pełni prawdziwy, w pełni pokazuje jakie wartości w życiu są tymi głównymi, z których nie mamy prawa rezygnować, i których nie mamy prawa rozmieniać na drobne. To na pewno będzie rodzina, ktoś najbliższy, słowo prawdy, przeproszenie, prośba o wybaczenie, przyznanie się do własnych błędów. Po prostu prawda, miłość i wierność to są te wartości, które u kresu życia są najważniejsze. My często zakłamujemy, tuszujemy, ja to określam właśnie makijażem i maską. Żyjemy w takim wewnętrznym zniewoleniu, które sobie nakładamy. Czy śmierć może spowszednieć, kiedy obcuje się z nią na co dzień? Nie. Każde życie jest inne i każda śmierć jest inna. Nie tak dawno dwóch mężczyzn w sali hospicyjnej oglądało program publicystyczny stwa, czternaście lat. Mówi do mnie: siostro ja przed śmiercią, mam takie pragnienie. Niech mi siostra pomoże spełnić. Chciała przejechać się ulicami Wilna taką limuzyną jak pary do ślubu jadą. Żeby była czadowa muzyka, popcorn i coca–cola. I żeby w tej limuzynie były najbliższe jej osoby, rodzeństwo, opiekunka z domu dziecka, ja i jedna z pielęgniarek. Wtedy ja do niej mówię: „kochanie, a twoja mama?“ Mama siedziała pod ścianą, na taboreciku. I ona patrząc w oczy tej mamie mówi: „ale ja nie mam mamy“. Więc ja ją przycisnęłam do serca i tłumaczę: „kochanie masz mamę“, a ona: „Nie, ja nie mam mamy“. Matka była pijana. Miała kilku mężów, z każdym dziecko. Potem zżarły ją wyrzuty sumienia i zaczęła pić. Dzieci zostały jej zabrane. Na pogrzebie też była pijana. Trzeba było zrozumieć ból tej dziewczynki. Jak reagują ludzie na wyrok, jakim jest diagnoza rak bez szans na wyleczenie? Nie wszyscy są świadomi. W człowieku jest zawsze taka przeogrom- pogodzenia się ze śmiercią. Łatwiej się umiera osobom wierzącym, one najłatwiej przechodzą te trudne, pierwsze etapy. To jest to piękno, że człowiek kiedy nie jest sam żyje do końca. Jeśli jest, moment otrzymania diagnozy jest początkiem umierania. A hospicjum sprawia, że od tego momentu zaczyna się życie. Założyła Siostra pierwsze i jak dotąd jedyne hospicjum na Litwie. Jak Siostra myśli, dlaczego wcześniej nie było takiej instytucji? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Nasze hospicjum jest jak dotąd jedyne. Teraz przechodzimy trudny etap, bo do parlamentu litewskiego wpłynął oficjalny wniosek o legalizację eutanazji. Nasza nowa minister zdrowia w wypowiedzi dla mediów powiedziała, że trzeba podjąć ten temat i że ona wyznaje zasadę że osoby starsze, chore, niepełnosprawne, biedne i chore dzieci powinny być poddawane eutanazji. To jest coś dla mnie nie do przyjęcia. Eliminacja tego co jest trudne, nie jest dobrą drogą. Dlaczego zostałam zakonnicą? To nie była decyzja w powszechnie rozumianym znaczeniu. Po prostu poczułam wewnętrzny głos, który mówił, że to jest moja droga. Bo tak po ludzku w planach, kiedy byłam jeszcze młoda, po szkole, miałam zupełnie inne plany, ale nie dawało mi to poczucia spokoju, bezpieczeństwa. Dopiero po kilka latach takiego wewnętrznego zmagania się sama ze sobą wiedziałam, że życie zakonne to moja droga. Zawsze mnie fascynowało właśnie to poświęcenie swojego życia dla drugiego człowieka. W wymiarze życia zakonnego uznałam, że to jest właśnie to kiedy przedstaje istanieć ja na rzecz innych. I troszeczkę zmieniać ten świat na lepsze. Zawsze marzyłam, że będę żoną, matką co najmniej piątki dzieci i na pewno będę lekarzem. I żadne z tych moich zamierzeń się nie spełniło, bo nie zostałam lekarzem, a prawnikiem, bo nie mam pięciorga dzieci a po prostu trzeba do tej liczny dopisać wiele, wiele zer, bo wszystkich moich podopiecznych tak traktuję. I jestem szczęśliwa. I jeśli miałabym drugi raz wybrać, wybrałabym tak samo. W życiu zakonnym jest tak, że nie od razu zostaje się zakonnicą. Są najpierw lata takiego starannego przygotowania. Postulat, nowicjat, później składamy śluby zakonne ale składa się je tylko na rok i odnawia przez pięć lat. Każdy rok jest takim czasem spojrzenia wstecz i do przodu i takiego wewnętrznego pytania: czy idę właściwą drogą? Jeżeli jest wewnętrzne tak, to śluby się ponawia. Po pięciu latach składa się śluby wieczyste. W mojej rodzinie zakonnej symbolem tego jest złota obrączka. Kiedy mówię Bogu: „ślubuję na zawsze czystość, ubóstwo i posłuszeństwo muszę być pewna”. Ja przed ślubami wieczystymi miałam takie wewnętrzne rozdarcie czy w swojej ludzkiej słabości jestem w stanie powiedzieć Bogu ślubuję na zawsze. Bo ślubuję nie tylko Bogu, ślubuję drugiemu człowiekowi. Ja po prostu się tego bałam, bo gdzieś chyba z mlekiem mamy wyssałam poczucie odpowiedzialności. I nie chciałam podejmować decyzji tak wielkich. Akurat wtedy była pielgrzymka do ziemi świętej. Byłam tam Część środków zapewnia nam państwo, na Litwie jest to kasa chorych. Ale to kropla w morzu potrzeb. Co miesiąc – w przeliczeniu na polskie pieniądze – potrzebujemy 140 tysięcy złotych. Państwo daje 38–39 tysięcy. Pozostałe sto muszę uzbierać. Robię wszystko co jest możliwe, żeby je znaleźć. Parafie w Polsce, księża w Polsce, osoby fizyczne z różnych krajów. Do listopada tego roku mamy zapewnioną płynność finansową. Co będzie potem, nie wiem. A akcje takie jak wymyślone przez siostrę „Pola nadziei”? To jest już teraz akcja ogólnopolska. Sadzimy symboliczne żonkile, a dochód ze sprzedaży cebulek idzie na hospicja. Na Litwie ruszyliśmy z tym w tym roku, ale to jeszcze bardzo wczesny etap. Powoli rozwijamy zbiórki publiczne. Czasem dzieci organizują akcje w szkołach, tak jak w Legnicy, albo w kościołach są akcje wielkopostne. Polonia amerykańska zorganizowała w Nowym Jorku bal walentynkowy, na który zostałam zaproszona. Oni kupi- z ekipą telewizji polskiej jako asystent. Cały czas tak się targowałam z panem Bogiem na żydowsku, jak to mówię. Mówiłam „daj mi dowód”. Przez całą pielgrzymkę, we wszystkich miejscach była cisza. Dopiero w ostatnim dniu pielgrzymki przy Sadzawce Betesda ten znak dostałam. W Biblii jest opis tego miejsca. Siedział tam człowiek chory i zawsze kiedy następowało w sadzawce poruszenie wody pierwsza osoba doznawała uzdrowienia. Ten człowiek co roku chciał wejść jako pierwszy i nie mógł. I wtedy Jezus go zapytał dlaczego nie wszedł. A on odpowiedział: Panie, bo ja nie ma człowieka, który by mnie wprowadził. I kiedy ja odczytałam te słowa z ewangelii, nad tą sadzawką to po prostu poczułam wewnętrznie, nie potrafię tego określić, że to ja jestem tym człowiekiem, który będzie na swojej drodze spotykał ludzi, których trzeba wprowa- Nie. Chcemy żeby cały czas były świadome swojej sytuacji. Ale jednocześnie nie chcemy żeby świadomość tej choroby przygłuszała inne aspekty ich życia. Dlatego wymyśliliśmy akcję „Roczek dla hospicjum”. Były tańce, śpiewy. Kobieta, która była na wózku inwalidzkim mówi: jak ja bym chciała zatańczyć. Nie mogła, ale ja jestem taką mocną siostrą, więc objęłam ją wpół i podniosłam. Zaczęłyśmy tańczyć. Potem na ręce wzięli ją wolontariusze. Trzeba było widzieć radość w oczach tej kobiety. Z kolei w święta na stole pojawił się koniak. Każdy dostał po kieliszku. W takich sytuacjach on ma zupełnie inny smak. Wyjątkowy. Czy ludzie boją się śmierci? Tak. Może nie samej śmierci, ale tego jak to będzie. Pamiętam sytuację pacjenta, który umierał i ja z rodziną, z pielęgniarką siedziałyśmy przy nim. Wtedy ważna jest ta bliskość, mówienie, głaskanie, trzymanie za rękę. To było spokojne pożegnanie. Za chwilę ten pacjent zmarł. Kilka godzin później pacjent z łóżka obok pyta mnie: „siostro, a kiedy ja będę umierał będzie tak samo?”. Odpowiedziałam, że sądzę że tak. On na to: “to dobrze, to już mi jest lżej, ale wiesz co kiedy ja będę umierał ty odejdź ze mną”. Wytłumaczyłam, że nie mogę tej prośby spełnić, bo każdy ma swój czas ale będziemy razem. Za jakiś czas ten pacjent umierał. Przez kilka dni nie było z nim kontaktu. Wyciągał ręce przed siebie czując niepokój. Poszłam do lekarza, bo sądziłam, że coś go boli. Okazało się, że nie. Pytałam księdza. Wtedy przypomniało mi się, że obiecałam, że będę z nim. I rzeczywiście poszłam, dzić do sadzawki życia. I tak się staram przez trzydzieści lat życia zakonnego. Kiedy po raz pierwszy - jeszcze jako nastolatka - byłam w zakonie na rekolekcjach, uciekłam stamtąd. To było zupełnie inne zgromadzenie niż teraz moje. W przerwie obiadowej stałyśmy na korytarzu z innymi, młodymi siostrami i była taka sytuacja, kiedy korytarzem szła siostra przełożona. Inne siostry wtedy uklękły przed nią. We mnie zrodził się taki bunt, że ja przed człowiekiem klękać nie będę. Ja nie będę siostra zakonną. Ale to był tylko chwilowy bunt. Właśnie w tym okresie poszukiwania. Teraz niejednokrotnie klękam. Bo chcąć wprowadzić chorego do sadzawki życia trzeba się pochylić, żeby go objąć. MICHAELA RAK PRZEŁOŻONA ZGROMADZENIA SIÓSTR JEZUSA MIŁOSIERNEGO W WILNIE 9 RO • poniedziałek 25.08.2014 ROT. MICHAŁ PIERSA objęłam go wpół, żona z drugiej strony. Powiedziałam mu, że go kochamy i chociaż nie umrzemy z nim, to z nim jesteśmy. Że żegnamy się nie na zawsze, ale tylko na moment. I rzeczywiście to drżenie ustało, on się wyciszył i za chwilę nastąpiło przejście do wieczności. My pomagamy pokonać ten lęk przed niewiedzą. Pamiętam też kobietę, która całe życie była zawodowym żołnierzem. Chciała przyjąć śmierć na stojąco. I też długo nie było z nią kontaktu, ale była niespokojna. Nie mogła odejść. Podnieśliśmy ją. Wiedziałam, że ona umiera. Trwało to kilka minut, my ją trzymaliśmy i ona w takiej pozycji zmarła. Potrzebowała naszej siły, żeby odejść tak jak chciała. I po to właśnie są hospicja. A co z takimi ludzkimi potrzebami jak fryzjer, kosmetyczka? Czy ludzie przed śmiercią o tym myślą? Tak, ale nie muszą prosić. My na stałe zatrudniamy panią, która maluje paznokcie oraz fryzjera. Pan, który chciał pojechać motorem, ale nie potrafił, pojechał nim. Chłopiec, który chciał przelecieć się wojskowym samolotem zrobił to. Zawsze realizujemy te marzenia. Czy zdarza się, że ktoś kto trafił do was, by odejść jednak przeżył? Czy jest czasem nadzieja? Nadzieja jest zawsze. My w hospicjum nie dajemy fałszywej nadziei, ale też nie zabijamy tej która jest. Zdarza się, że coś co z medycznego punktu widzenia jest niemożliwe się zdarza. Wyzdrowienie. Pamiętam dwie takie sytuacje, zbliżone czasowo. 21-letnia dziewczyna przywieziona ze szpitala. Właściwie choroba nowotworowa nie była aż tak rozwinięta, była szansa na wyzdrowienie. Po terapiach. Ona jednak nie chciała jeść, wyjść, leczyć się. Jej mama powiedziała mi, że ona miała chłopaka, ale rzucił ją kiedy dowiedział się o chorobie. Ja go odnalazłam. Mówię do niego – przyjdź, nie mów, że ją kochasz, nic nie musisz jej obiecywać, tylko przyjdź, zapytaj jak się czuje. On mi odpowiedział: „co pani, ja potrzebuje żony, a nie trupa”. I wiedziałam, że on już umarł, duchowo, że już nie ma w nim ludzkich odruchów. On nie przyszedł i ta dziewczyna bardzo szybko zmarła. Bo nie miała miłości, tam była taka niechęć do życia. W tym samym prawie czasie podobna historia. Młoda para, w sierpniu miał być ślub, w maju u niej stwierdzono nowotwór, więc ślub odwołany. Są lata walki, jedna, druga, trzecia operacja, jeden, drugi, trzeci szpital. W końcu trafia do hospicjum. Pamiętam sytuację, że ona leżała w łóżku, po jej policzku chodziła mucha i ona była tak słaba, że nie miała siły jej odgonić. Do niej codziennie przychodził narzeczony. Szedł do pracy, potem do hospicjum, wychodził koło północy. Szedł się przespać i kolejnego dnia to samo. Któregoś dnia, kiedy z nią już było naprawdę źle, szłam korytarzem i słyszę ich rozmowę. On mówił – „weźmy ten ślub”. Ona nie chciała, mówiła, że przecież umiera. A on na to – ale umrzesz jako moja żona. Wzięli ślub w kaplicy hospicyjnej. Pielęgniarki zrobiły składkę na suknię ślubną. W naszej salce było wesele. Podczas przyjęcia goście poprosili, żeby włączyć jakąś muzykę, cokolwiek. Wzięłam pierwszą, lepszą płytę. To była Anna Jantar. Zamarłam kiedy z głośników popłynęły słowa „Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los, trzeba bę- dzie stracić. Nic nie może przecież wiecznie trwać, za miłość też kiedyś przyjedzie nam zapłacić”. Pan młody wziął pannę młodą na ręce, zaczęli tańczyć. Po kilku tygodniach ona zaczęła siadać, zaczęła jeść. Cały personel na baczność. Rehabilitacja. Po kilku miesiącach wypisaliśmy ją. Mają w tej chwili dziecko, mają dom. Ona żyje! Od strony medycznej to było niemożliwe ale miłość, którą dostała, dała jej siłę. Cud? To jest cud kiedy człowiek staje przy człowieku i pojawia się miłość. I to jest cud. ■ Wileńskie hospicjum można wesprzeć wpłacając pieniądze/ „Hospicjum bł.ks. Michała Sopoćki“ul. Rossa 4, LT–11350 Wilno, Litwa Nordea Bank Finland Plc Lietuvos skyrius Kod Banku: 21400, Kod BIC, SWIFT: NDEALT2X LT83 2140 0300 0285 6355 LTL, LT23 2140 0300 0285 6368 EUR LT39 2140 0300 0285 6371 USD, LT76 2140 0300 0285 6384 PLN 12 RO • poniedziałek 25.08.2014 Pięcioro ostrołęczan na motocyklach w Rumunii Kierunek Transfogardzka i Transalpina a silniki gorące, co daje niemiłe uczucie siedzenia na piekarniku. Jednak malownicze tereny i myśl o tym, że zbliżamy się do pierwszej z tras (Transfogardzkiej) powodowały, że jechaliśmy bardzo podekscytowani. Trasą Transfogardzką jechaliśmy dzień później. Jest to droga wybudowana na początku lat 70 przez sam środek rumuńskich Karpat. Jedna z najdroższych inwestycji drogowych w historii komunistycznej Rumunii, okupiona życiem czterdziestu żołnierzy budujących tę trasę. Choć na Transfogardzkiej było pochmurno, zdecydowaliśmy się wjechać w góry (choć nam odradzano) i zaczęło lać. Droga - po rumuńsku zwana Transfogaraska - to najwyżej po Transalpinie położona droga Rumunii – osiąga 2034 m n.p.m. Widoki były piękne, nie do opisania. Bardzo kręte drogi i spory ruch. Przez pięć godzin dosłownie pluliśmy wodą, gdyż z powodu ulewy, by coś widzieć musieliśmy mieć podniesione szyby w kaskach. Deszcz, wzniesienia, zakręty. Bylo niebezpiecznie. ORGANIZATOR WYPRAWY I AUTOR RELACJI PIOTR GRZYB W PODKARPACKIEJ SCENERII W Rumunii spędziliśmy siedem dni. Od dawna marzył nam się dalszy wyjazd na motocyklach. Jednak zawsze coś stało na przeszkodzie. Na początku jechać mieliśmy w trójkę. Ja z Bożeną na Varadero 1000 i Patryk „Puchatek” na Kawasaki Z 750 S. Im bliżej wyjazdu, tym więcej było chętnych i ostatecznie w podróż wybraliśmy się w pięć osób. Oprócz nas pojechali Andrzej na BMW 1200 GS i Wiesław na Afryce Twin 750. Wyjechaliśmy 25 lipca o szóstej rano. Po jedenastu godzinach doje- chaliśmy do pierwszego noclegu w Koszycach na Słowacji gdzie po kilku godzinach dotarła reszta ekipy. Następnego dnia Rumunia przywitała nas deszczem, jednak było bardzo ciepło. Na granicy wymieniliśmy gotówkę, a konkretnie euro na leje (150 euro = 600 lei, w głębi Rumunii to już 640 lei za 150 euro) Ceny w Rumunii są takie same jak w Polsce. Benzyna jednak droższa. I to prawie o złotówkę na litrze. Po południu dotarliśmy do miasta Oradea. Nazajutrz wy- ruszyliśmy do miasta Medias. Dotarliśmy tam po ponad siedmiu godzinach jazdy w prawdziwym upale. Jazda w taką pogodę jest bardzo ciężka, wystarczy sobie wyobrazić nas ubranych dla bezpieczeństwa w grube ubrania, kaski, rękawice, ciężkie buty. Z nieba 32 stopnie, SEZONOWA OBNIŻKA CEN NA OGRZEWACZE Kolejnym etapem była trasa Transalpina. Transalpina to potoczna nazwa drogi krajowej DN67C . Najwyżej położona droga Rumunii, osiąga 2145 m n.p.m (przełęcz Urdele). Transalpina jest nieprzejezdna zimą. Od roku 2010 droga ma częściowo asfaltową nawierzchnię, przez co stała się ogólnodostępna. Jednak nawierzchnia nie jest już taka dobra jak na Transfogardzkiej. Drogę przecinają strumyki, w których na dnie są kamienie. Ruch na tej trasie jest bez porównania mniejszy. Co ciekawe w wielu miejscach nie ma barierek zabezpieczających i można łatwo spaść w przepaść, szczególnie, że dużą część trasy jedzie się w chmurach i widoczność jest bardzo słaba, a temperatura z 30 spada do 10 stopni. Na trasie tej mieliśmy niebezpieczną przygodę, gdyż Wiesław nie wyrobił się na jednym z zakrętów i zjechał z trasy przewracając się. Na szczęście w tym miejscu nie było przepaści tylko kamienista łączka. Oprócz kilku siniaków i małych zarysowań na motocyklu nic się nie stało. Jednak wszyscy uświadomiliśmy sobie jak to mogło się skończyć. Na szczęście w tym dniu nie padało i gdy zjeżdżaliśmy poniżej chmur widoki były cudowne. ■ PIOTR GRZYB Lista obecności, daty, liczby Piotr Grzyb „Grzybek” i Bożena – Honda Varadero 1000 Patryk – Kawasaki Z 750 S Andrzej – BMW GS 1200 Wiesław – Africa Twin 700 Wyjazd 25 lipca 2014, Powrót 3 sierpnia 2014 Trasa łącznie 3100 km, Paliwo – 1000 zł (Varadero 1000 z pasażerem i 70 kg bagażu) Hotele łacznie dziewięć noclegów ok. 1000 zł osoba Łączny koszt wyprawy 4.200 zł KOMENTARZE DO ZDJĘĆ: 1. DROGA STAROMIEJSKA 2. RUMUNIA - KRAJ UNII EUROPEJSKIEJ. JEDNAK NA GRANICY NA OSTROŁĘCZAN NA MOTOCYKLACH CZEKAŁA KONTROLA 3. W RUMUNII I NA WĘGRZECH NATKNIEMY SIĘ NA LICZNE STRAGANY Z ARBUZAMI STOJĄCE PRZY DROGACH. 4. TRASA TRANSFOGARASKA - RELIKT KOMUNISTYCZNEJ RUMUNII I WYZWANIE DLA MOTOCYKLISTÓW 13 RO • poniedziałek 25.08.2014 Jak przetrwać w kryzysie Bartosz Podolak Wykładowca prawa Jestem średnim przedsiębiorcą z terenu naszego miasta, który popadł w tarapaty finansowe. Mój główny problem polega na tym, że firma odnotowuje bardzo duży spadek zamówień. To wszystko przekłada się na finanse i zatrudnienie. Już od dwóch miesięcy zatrudniam zbyt dużo ludzi, ale cały czas mam nadzieję na poprawę sytuacji bo nie chcę nikogo zwalniać. Niestety już nie Grzegorz Milewski Egzaminator WORD www.word–ostroleka.pl Mirosław Augustyniak Egzaminator Nadzorujący Kierowniki Wydziału Egzaminowania www.word–ostroleka.pl Mam prawo jazdy na samochód osobowy od trzech lat. Słyszałem, że mają wejść w życie przepisy umożliwiające jazdę motocyklem w oparciu o taki dokument. Chciałbym uzyskać szczegółowe informacje w tej sprawie. W dniu 24 lipca 2014r. została opublikowana Ustawa z dnia 26.06.2014r. o zmianie ustawy o kierujących pojazdami (Dz. U z mam z czego dokładać, a nie ma horyzontów na leprze czasy dlatego postanowiłem zwolnić część załogi. Proszę mi napisać jak to zrobić, aby wszystko było zgodne z przepisami. Może jest jakieś inne rozwiązanie. Chcę uratować przynajmniej część firmy i etatowych pracowników. Jeżeli zatrudnia Pan mniej niż 20 pracowników to wypowiedzenia będą dokonywane na zasadach wynikających z Kodeksu pracy. Nie będą tu miały zastosowania przepisy mówiące o zwolnieniach grupowych. Oznacza to konieczność stosowania szeregu przepisów kodeksowych, które w sposób szczególny chronią określone grupy pracowników lub opisują pro- cedury dokonywania wypowiedzeń, aby nie narazić się na zarzut, że wypowiedzenie jest nieuzasadnione lub narusza przepisy o wypowiadaniu umów o pracę. Zgodnie z powyższym mogę przytoczyć przepis artykułu 38 k.p. zgodnie z którym o zamiarze wypowiedzenia pracownikowi umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony pracodawca zawiadamia na piśmie reprezentującą pracownika zakładową organizację związkową, podając przyczynę uzasadniającą rozwiązanie umowy. Dopiero po rozpatrzeniu stanowiska zakładowej organizacji związkowej lub w razie niezajęcia stanowiska w terminie 5 dni, pracodawca może podjąć decyzję w sprawie wypowiedzenia. Ważne jest to, że przyczyna wypowiedzenia umowy o pracę musi być zawsze uzasadniona, prawdziwa i konkretna. Zmniejszenie zatrudnienia w zakładzie pracy, który chyli się ku upadkowi jest uzasadnioną przyczyną wypowiedzenia umowy. W takim przypadku pracodawca sam decyduje o kryteriach zwolnienia. Należy zwrócić uwagę, że kryteria te powinny być obiektywne i klarowne. Powinno się brać pod uwagę m.in. poziom kwalifikacji pracownika, sytuację rodzinną, sumienność wykonywanych obowiązków. Innym rozwiązaniem pozwalającym na przeczekanie kryzysu, a które mogę wskazać jest zmiana obowiązujących umów o pracę polegająca na zmniejszeniu czasu pracy pracowników przy odpowiednim zmniejszeniu ich wynagrodzenia. Takie rozwiązanie można uzyskać dwutorowo, albo w drodze porozumienia stron albo wręczając pracownikowi na piśmie wypowiedzenie zmieniające warunki pracy i płacy. W razie odmowy przyjęcia przez pracownika zaproponowanych warunków pracy lub płacy, umowa o pracę rozwiązuje się z upływem okresu dokonanego wypowiedzenia. Godne uwagi jest to, że przez tak długi czas dokładał Pan do swojego zakładu po to aby utrzymać zatrudnienie i nie zwalniać pracowników. Przy całej rozwadze proszę o zwrócenie uwagi na zmniejszenie godzin poszczególnym pracownikom poprzez aneksy do umowy. To pozwoli nie zwalniać większej liczby osób i utrzymać stan załogi, przynajmniej na jakiś czas. Trzymam kciuki za zamówienia bo wiem, że to przełoży się na utrzymanie zatrudnienia w Pańskiej firmie. ■ Kto może jeździć lekkim motocyklem 2014r. poz. 970), która wprowadziła do art. 6 ust. 3 dodatkowy punkt 4. Z punktu tego wynika, że „kategoria B uprawnia do kierowania motocyklem o pojemności skokowej silnika nieprzekraczającej 125 cm3, mocy nieprzekraczającej 11kW i stosunku mocy do masy własnej nieprzekraczającym 0,1 kW/kg pod warunkiem, że osoba posiada prawo jazdy kategorii B od co najmniej 3 lat”. Ww. przepis wchodzi w życie po 30 dniach od dnia ogłoszenia tj. z dniem 25.08.2014r. Oczywiście dodatkowe uprawnienie dla posiadacza kategorii B prawa jazdy, umożliwia kierowanie motocyklem wyłącznie na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej. Niezależnie od przyznanych uprawnień, posiadacze prawa jazdy kategorii B zanim zdecydują się na jazdę motocyklem, powinni pamiętać, że specyfika kierowania samochodem osobowym w bardzo istotny sposób różni się od jazdy motocyklem. Poza bardzo widocznymi różnicami w budowie pojazdu, nie można również nie wspomnieć o kwestii zachowywania się pojazdu podczas jazdy w niekorzystnych warunkach atmosferycznych. Brak umiejętności utrzymywania równowagi na motocyklu, pokonywania łuków drogi, hamowania w sytuacja awaryjnych i nie tylko, może doprowadzić do dużego zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego jak również samego kierującego. W związku z tym każdy, kto zdecyduje się na jazdę motocyklem powi- PRZESIADAJĄC SIĘ NA MOTOR, BEZ DODATKOWEGO SZKOLENIA, NALEŻY BYĆ NIEZWYKLE OSTROŻNYM FOT. ARCHIWUM nien ocenić swoje do tego predyspozycje, wykazać się dużą rozwagą i odpowiedzialnością na drodze. O ile uzna, że nie posiada właściwych umiejętności powinien podjąć decyzję, czy aby na pewno warto korzystać z przysługującego uprawnienia, czy też należałoby uzyskać dodatkowe prawo jazdy np. kat A1, czy A2 i przed przystąpieniem do egzaminu ukończyć profesjonalne szkolenie w zakresie danej kategorii prawa jazdy. Z pewnością ukończenie odpowiedniego szkolenia oraz uzyskanie pozytywnego wyniku z egzaminu praktycznego pozwoli na poprawę umiejętności do kierowania motocyklem. ■ Naturalnie w garniturze Małgorzata Laskowska Personal Shopper, Stylistka www.blacksand.pl 609 504 308 Garnitur to strój wyjątkowy, który zapewne znajduje się w szafie każdego mężczyzny. To niemała inwestycja w strój, który po zaledwie kilkakrotnym użyciu w ciągu roku, zalega w szafie wyczekując następnej, godnej siebie, wyjątkowej chwili. Pora więc złamać stereotyp, że to strój na weselny obiad! A jak? To proste! Przede wszystkim sprawdź, czy twój garnitur, leży na tobie idealnie. Czy długość nogawki nie zakrywa zbyt mocno butów, rękaw nie jest za długi a ramiona wyglądają proporcjonalnie do reszty sylwetki. To podstawowe zasady by zawsze wyglądać dobrze. Unikaj zbyt obszernych rękawów oraz odstających poduszek! To najczęściej popełniane błę- dy przez mężczyzn w naszym społeczeństwie! Jeżeli wahasz się przy zakupie mniejszego lub większego garnituru, zawsze skuś się na ten pierwszy! Jeżeli jesteś szczupły, wybierz model slim, z lekko zwężaną talią. Z dobrze dobranym krojem, możesz już robić niemalże wszystko, w zależności oczywiście od garniturowej okazji! A oto najprostsze sposoby na złagodzenie tego nieco sztywnego stroju; Rozepnij mankiety Rozepnij i podwiń mankiety koszuli, zawijając tym samym nieco, rękaw marynarki. Może nie jest to najbardziej naturalny odruch dla kogoś, kto chce dobrze wypaść, ale ten trik sprawi, że będziesz wyglądał na pewnego siebie lecz z poczuciem kontrolowanego luzu, mężczyznę. Przy wyprostowanych rękawach najważniejsza jest odpowiednia długość mankietu koszuli: nie pozwól, żeby dochodził do połowy długości kciuka, bo będziesz wyglądał, jak chłopiec w koszuli taty. Mankiet powinien się kończyć na nadgarstku, wystając z rękawa marynarki na 5-7 milimetrów. Trzymając się tej zasady wywrzesz najlepsze wrażenie. Będziesz wyglądał stylowo, bo przecież nosisz garnitur, ale nabierzesz nonszalancji i poczujesz się bardziej zrelaksowany. Zapomnij o czarnych skarpetach Tak tak. To z pewnością nieco przełamie jego sztywny wizerunek. I nie chodzi tutaj wcale o wykorzystanie trendu sprzed 15 lat, kiedy zakładałeś białe skarpetki do komunijnych lakierek, ale o odrobinę ekstrawagancji, na którą możesz sobie pozwolić nawet w garniturze. To, jakie skarpetki nosisz jest naprawdę bardzo istotne! Skuś się na kolor a nawet ciekawy, dobrany kolorystycznie print. Choćbyś chciał stworzyć najbardziej luźną i weekendową stylizację z pomocą garnituru, zapomnij o sportowych stopkach oraz nie świeć gołą łydką. Pamiętaj, że chociaż cały strój musi być dość stonowany, to ze skarpetami możesz nieco poszaleć, wybierając różne wzory i kolory. Niektó- WSPÓŁCZESNY GARNITUROWY STRÓJ TO NIECO NONSZALANCJI, KTÓRA WCALE NIE MUSI BYĆ NA BAKIER Z ELEGANCJĄ FOT. FACEBOOK/MĘŻCZYŹNI W GARNITURACH rzy dobierają je pod kolor krawata, inni wolą zupełnie się tym nie przejmować. Pokażesz w ten sposób, że czujesz się pewnie i męsko oraz dodasz nieco energii do klasycznego szyku. ■ 14 RO • poniedziałek 25.08.2014 Strażnicy Galaktyki Przez ostatnie dwa tygodnie w ostrołęckim kinie „Jantar” mogliśmy zobaczyć kolejną adaptację komiksu Marvela „Strażnicy Galaktyki”. Jako, że jestem fanem serii udałem się do kina. Po lekkim poślizgu, jakim było nieuruchomienie dźwięku, spędziłem dwie godziny, które nie wiadomo kiedy minęły, oddając się znakomicie zrealizowanemu kinu. Film Jamesa Gunna opowiada o drużynie wyrzutków. Jest to raczej coś nowego w Marvelu, gdyż poprzednie filmy traktowały o super bohaterach, o nieziemskich mocach. Ale Strażnicy także nie są bandą zwykłą, ale kosmiczną, ponieważ opuszczamy planetę Ziemię i udajemy się w rozległe połacie kosmosu. W tej podróży towarzyszą nam: Peter Quill, pochodzący z Ziemi „legendary outlaw”, każący mówić na siebie Star-Lord; Gamora, doskonale wyszkolona zabójczyni; Drax, nazywany Niszczycielem, który szuka zemsty za zabicie jego rodziny; Rocket genetycznie zmodyfikowany szop, z zamiłowaniem do ciętego języka i wszelakiej broni - im większa tym lepsza; i Groot (Vin Diesel), chodzące drzewo. Tak, dobrze przeczytaliście, Groot jest chodzącym drzewem, który do tego potrafi mówić. A to dopiero początek zabawy. Użyłem słowa zabawa, gdyż właśnie to czeka nas przez dwie godzinny spędzone w kinie. Prawdziwa zabawa. Konwencją, schematami, nawiązaniami. A wszystko to doprawione potężną dawką humoru i muzyki z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych słuchanej namiętnie z zapomnianego dziś walkmana. Te dwa elementy, humor i muzyka sprawiają, że człowiek podczas seansu śmieje się do rozpuku. Oczywiście jest to również zasługa obsady. Chris Pratt jest Star-Lordem. On go nie gra, on nim po prostu jest. Jego zachowanie, teksty, zwłaszcza sposób wyrażania, naprawdę potrafią rozbawić, niezależnie od sytuacji. I do tego jest wielkim fanem muzyki. Zoe Saldana grająca Gamowe, kolejny raz udowadnia, że sprawdza się w roli kosmitek (Awatar, W ciemności: Star Trek). Zagrała co miała do zagrania i co dostała w scenariuszu. Nie było najgorzej, ale mogło by być lepiej. Dave Bautista filmowy Drax pozytywnie zaskoczył, ponieważ nie spodziewano się po nim wiele, a udowodnił, że potrafi. Swoje momenty w filmie miał, jak choćby bawiąca do rozpuku nieznajomość metaforycznych i kulturowych odniesień. Osobny akapit należy poświęcić na dwie postacie, które w całości zostały stworzone przez komputer, bo to do nich należał ten show. Rocket wyglądał rewelacyjnie. Stworzenie go, to prawdziwy majstersztyk, dopracowany do pojedynczego włoska na pysku. Do tego jego postawa i cięty język którym się posługuje. I tu należy pochwalić Bradleya Coopera, ponieważ taki właśnie powinien być Szop. Byłby on gwiazdą tego filmu, gdyby nie jego wielki kumpel Groot. Mógłbym się powtórzyć, ale Groot zrealizowany jest jeszcze lepiej. Na uwagę zasługuje mimika twarzy, po której nie raz głośno zaśmiałem się w kinie. Zaś to co Vin Diesel zrobił ze zwykłym I am Groot jest perełką tego filmu. Różnicę przy wypowiadaniu tego zdania słychać za każdym razem i chyba ani razu nie brzmi tak samo. Ponieważ Strażnicy Galaktyki są kolejną adaptacją komiksową Marvel Studios, to nie mogło zabraknąć odniesień i smaczków, i oczywiście Stana Lee, tym razem jako starego zboczeńca, powiązanych z samymi komiksami. Trzeba przyznać, że trochę tego jest. Podsumowując pozwolę sobie na prosty język, jakim posługiwał się Groot, który w tym filmie świetnie się sprawdzał i użyję trzech słów: IDŹCIE DO KINA.■ MAREK SACHMATA Film Dawca pamięci 3D Wakacje Mikołajka Poranki filmowe Niezniszczalni 3 26–28.08, godz. 18.00 Magia w blasku księżyca 26 – 28.08, godz. 20.15 29–31, godz. 20.00 Dzwoneczek i tajemnica piratów 29.08, godz. 16.00 3D napisy 30–31.08, godz. 14.00 2D dubbing, 16.00 3D napisy Nasza zabawa polega na wskazaniu czterech różnic w zamieszczonych poniżej fotografiach. Odpowiedzi należy przesłać do środy 03.09.2014 r. na adres mailowy: [email protected] w tytule wpisując hasło "Pod lupą" oraz imię i nazwisko, adres zamieszkania i nr kontaktowy. Wśród wszystkich Czytelników, którzy nadeślą prawidłowe odpowiedzi wylosujemy podwójne zaproszenie do kina "Jantar". Od strony technicznej Strażnicy Galaktyki to najwyższa półka. Już nawet pomijając stworzenie Rocketa i Groota, to przedstawienie kosmosu oraz efekty specjalne zostały świetnie zrealizowane (Knowhere, kosmiczne pościgi i walki). Dzięki temu możemy chłonąć wzrokiem piękne widoki Xandaru i kilku innych miejsc z kosmicznych zakątków. Drużyna 26–28.08, godz. 16.00 Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie Rozmaitości Ostrołęckich „Pod lupą”. KONKURS Co do reszty obsady to powiedzmy sobie szczerze, robią za tło. Większe lub mniejsze, ale tło. Zwłaszcza główny przeciwnik Ronan The Accuser, którego gra Lee Pace. Niby ma stanowić wielkie zagrożenie, ale tego po prostu nie czuć. Yondu Udonta, Nebula i Kolekcjoner byli wyłącznie dodatkami. Przyznaję jednak, że swoje pięć minut każde z nich miało, zwłaszcza Yondu. Kino Jantar 25.08 godz. 17.00, 18.40, 20.15 Pod lupą 29–31.08, godz. 18.00 Smerfy 2 27.08, godz. 10.00 Uniwersytet Potworny 28.08, godz. 10.00 FOT. ADAM WOŁOSZ Nagrodę wylosował: Cezary Stachowicz z Ostrołęki Co w kulturze piszczy Kultura 28.08, godz. 19.00 30 sierpnia 2014r KONCERT Ostatnie spotkanie pod wierzbą będzie nie lada gratką dla fanów kina i muzyki. Zobaczymy drugą wersję filmową „Pana Tadeusza” w wersji niemej, ale z muzyką graną na żywo. Pierwsza premiera filmu miała miejsce 9 listopada 1928 roku i była ogromnym wydarzeniem kulturalnym ówczesnej Warszawy. Na ekranie przewijała się czołówka ówczesnych gwiazd kina. Tadeusza grał Leon Łuszczewski, Zosię - Zofia Zajączkowska, Telimenę - Helena Sulima, księdza Robaka - Jan Szymański, zaś w Napoleona wcielał się legendarny Stefan Jaracz. W czasie II wojny światowej kopie filmu zostały wywiezione z Polski, a ich znaczna część zaginęła. W latach 50. Do zbiorów Filmoteki Narodowej powróciło 40 minut filmu trwającego pierwotnie niemal trzy godziny. Dopiero w 2006 udało się odnaleźć część taśm – we Wrocławiu przypadkowo odkryto zniszczone IMPREZA RODZINNA Swojsko, rodzinnie, bez parasoli piwnych i sklepów z alkoholem w tle. „Trzeźwa rodzina to szczęśliwa rodzina”. Imprezę organizuje Ostrołęckie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia i Trzeźwości „ARKADIA” przy współudziale Komendy Miejskiej Policji oraz Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Ostrołęce. Odbędzie się ona w godzinach od 13.00 do 20.00 przy ul. Celnej 11. Organizatorzy zapewniają wszystkim uczestnikom darmową zabawę, jak również bezpłatny posiłek w postaci zupy, kiełbasek z grilla oraz słodkości i inne atrakcje. Każda rodzina biorąca udział w rożnych konkurencjach będzie nagrodzona. W programie przewidziano: Turniej Rodzin, występy muzyczne, konkursy i gry sprawnościowe. Każde dziecko będzie mogło skorzystać ze zjeżdżalni, ścianek wspinaczkowych, trampolin. Na koniec zaplanowano koncert zespołu Vinyl. PIKNIK TRZEŹWOŚCI OSTATNI ART CZWARTEK FOT. KADR Z FILMU i niekompletne kopie filmu. Po latach prac rekonstrukcyjnych udało się odtworzyć blisko 120 minut filmowego oryginału. W Ostrołęce dodatkową atrakcją będzie muzyka grana na żywo przez Marcina Pukaluka. Jego fascynacja niemym kinem sprawiła, że postanowił on tworzyć do nich muzykę graną na żywo podczas pokazu. Tworzy między innymi pod filmy niemieckich ekspresjonistów tu takie produkcje jak „Nesferatu – symfonia grozy”. 15 RO • poniedziałek 25.08.2014 Zagniatanie ciasta To jakiś hinduski fast food? – pyta ze skwaszoną miną właścicielka znakomitej francuskiej restauracji. Baraninę mojego taty przyrządza się trzy dni – odpowiada Hassan. Mimo nienajlepszych początków, tych dwoje połączy wielka przyjaźń. Dojdą do niej po moście zbudowanym ze smaków, zapachów, faktur i kolorów. Odlegli kulturowo, porozumieją się dzięki jednemu z tajemnych kodów ludzkości. Te kody to rytm, taniec i jedzenie. Film „Podróż na sto stóp” wg książki Richarda C. Moraisa wpisuje się w nurt mody na powrót do kuchni. Oczywiście, Polaków ten powrót dotyczy w niewielkim stopniu, bo my nadal gotujemy i umiemy zrobić zakupy na straganach z warzywami. Jednak dla kopii Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”, które zamieniają kuchnie w garderoby, scenariuszowe pomysły wyglądają egzotycznie. Mnie spodobał się specjalny piec do pieczenia określonego rodzaju kurczaka. Poza tym, zaskoczeń miałam mało. Ponieważ jestem kucharką kształconą tak, jak opowiada o swojej edukacji filmowy Hassan, czyli w kuchni, przy garach. Nie wiem, jak to działa, ja tylko umiem to robić. Przykładowo – pewnego dnia, podczas zagniatania setnej porcji kruchego ciasta, dłonie zaczynają rozróżniać i decydować, czy wchłonie jeszcze trochę krupczatki czy wręcz przeciwnie, trzeba smutnego, twardego gluta ratować kwaśną śmietaną. Wszystko na oko, na rękę, na nos. Mam w domu wehikuł czasu. Przybrał postać zielonego zeszytu. To zbiór przepisów. Jego strony są zatłuszczone, poplamione, z obszarpanymi brzegami, zlepione ciastem. Jako zakładki służą kartki świąteczne, niektóre z podpisami osób już nieżyjących. Część przepisów fruwa na karteczkach luzem, powtykanych za okładkę. Część jest wycięta z gazet, na któ- rych zachowały się daty, zatem wiadomo,że pochodzą z lat 70. Część przepisano na maszynie, w zaciszu laboratorium w Centrali Nasiennej, gdzie zresztą w służbowym piecyku od razu je sprawdzano. Najciekawsze są przepisy zaopatrzone w adnotację: np. masa do wafli cioci Eli (w odróżnieniu od masy Iwony), pieczonka Ewy Grzybowej, ciasto pani Lutrzykowskiej, piernik tykociński Matyldy, babka Wołoszów (a jakże, to autentyczny hit w domach wszystkich Wołoszówien), pierniczki pani Zającowej, sernik Darka, napój nogawski, ciastka Tereski, buraczki Krysi, tort Artura. Gdyby nie udała mi się „babka Luńki”, to niestety nie mam już do kogo zwrócić się z reklamacją, bo pochowaliśmy autorkę przepisu parę miesięcy temu. Podanie czyjegoś imienia przy przepisie było jak przyznanie gwiazdki Michelin. Gwarancja jakości i doskonałej harmonii smaków. Miało doprowadzić pamięć do tego zapachu, wyglądu, konsystencji, jakie się odkrywało, jedząc tę potrawę pierwszy raz. Jeśli Krysia robi burczaki z papryką, które są ponad wszystkie inne buraczki, to po co szukać dalej? Trzeba zanotować proporcje i naśladować. Jeśli pierniczki pani Zającowej mogą stać w metalowej puszcze latami, to trudno, nie ma wyjścia, piecze się ponadkilogramową porcję co roku i rozdaje znajomym. Żadne blogi tego nie zastąpią. Blog, jak każda inna zawartość internetu, jest substytutem. Co innego popatrzenie na filmik z zagniatania ciasta na pierogi a co innego umiejętność wyczucia, że już jest gotowe. Jak wyjaśnić tę złożoną, aksamitno–lepko–puchatą konsystencję, która gwarantuje sukces przy lepieniu uszek? Dlatego przepędzanie dzieci z kuchni, bo wysypią czy rozleją, powinno być kostytucyjnie zabronione. Niech rozsypują. Za rok czy dwa będą zagniatać ciasto w misce a nie w całej kuchni. Za dwadzieścia lat mama będzie tylko od podawania produktów, co niech będzie celem wszystkich rodziców. ■ Adres redakcji: ul. Hallera 13, 07–410 Ostrołęka, tel./fax: 29 760 91 92 e–mail: [email protected] Rozmaitości Ostrołęckie – niezależny dwutygodnik rozdawany bezpłatnie, wydawany w Ostrołęce. Wydawca: Agencja Informedia. Redaktor naczelny: Tomasz Decyk, tel. 609 609 019. Współpracownicy: Sławomir Olzacki, Kinga Sawicka, Paweł Trzemkowski, Adam Wołosz, Anna Siudak, Arkadiusz Dobkowski, Mirosław Dylewski, Barbara Kalinowska, Wojciech Kulas–Boćkowski, Małgorzata Laskowska, Marta Mierzejewska, Anna Wołosz, Aneta Gumkowska, Michał Piersa. Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania. Korespondencję, rozwiązania konkursów prosimy kierować na adres redakcji lub e–mailem: [email protected]. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Reklamacje przyjmowane są w ciągu 14 dni od ukazania się numeru. Biuro ogłoszeń: [email protected] Pobierz aktualne wydanie Rozmaitości Ostrołęckich – www.rozmaitosci.com W wesołym PeGeErze (250) Panią Joasię z zamyślenia wyrwało pukanie do drzwi. Stanowcze, a jednocześnie delikatne. Pewne siebie, a jednocześnie nie narzucające się. Jednym słowem – światowe. No, może tylko stołeczne, w każdym razie Pani Joasia wiedziała, że tak może pukać tylko jedna osoba. Dlatego, zanim powiedziała „proszę”, szybko poprawiła fryzurę i bluzeczkę na piersiach. Gość za drzwiami czekał cierpliwie. – Proszę – Pani Joasia wypowiedziała to proste słowo niemal uroczyście. – Witam – Aruś Diabelski, bo wą, głęboką i bezinteresowną przyjaźń, która jak wiadomo może być udziałem tylko mężczyzn. Ten idealny obraz nie mógł jednak trwać w nieskończoność. Jasio i Aruś w końcu westchnęli głęboko i mrugając do siebie porozumiewawczo, przeszli do gabinetu. Pani Joasia oddałaby wiele za to, żeby móc pójść tam za nimi. Wiedziała jednak, że nie może zakłócać narady tak ważnych osobistości. Dlatego pozwoliła sobie jedynie na przyłożenie ucha do drzwi. Sekundę potem odskoczyła od nich przerażona tym co usłyszała. on to przekroczył próg gabinetu, odpowiedział dość oschle. Po czym rzucił krótkie żołnierskie pytanie – Jasio jest? Pani Joasia w naiwności swojej miała cichą nadzieję, że Aruś rzuci się na nią. Musiała się jednak pogodzić z tym, że rzucił tylko krótkie żołnierskie pytanie. Nie tylko pogodziła się z tym, ale też odpowiedziała równie krótko i po żołniersku. – Nie ma! – Jestem! – ułamek sekundy później jej słowa okazały się nieaktualne. Jasio Pieski właśnie przekroczył próg gabinetu. – Ty, jak widzę, też już jesteś – zauważył przytomnie zauważając w gabinecie Arusia. – Jestem! – potwierdził Aruś. W tej chwili można już było uznać, że obaj przyjaciele potwierdzili ponad wszelką wątpliwość swoją obecność. Najwidoczniej jednak chcieli się tym jak najdłużej nacieszyć, bo przez czas pewien nic nie mówili jedynie patrząc sobie głęboko w oczy. Śliczna Pani Joasia patrzyła zaś na nich podziwiając tę prawdzi- – Dupa tam! – Aruś Diabelski do narady z Jasiem przystąpił konkretnie i rzeczowo. – Znaczy, że niedobrze? – dopytał Jasio nie do końca rozumiejąc co ma na myśli jego przyjaciel. A mówiąc prawdę, nic nie rozumiejąc. – Mówię przecież. Kamieni kupa – Aruś nieco rozwinął swoją myśl. Nie na tyle jednak, żeby cokolwiek rozjaśnić w umyśle Jasia. Ten wiedział, że tylko prawda go wyzwoli. I szczerość, na którą akurat w obecności Arusia mógł sobie pozwolić. – Nic nie rozumiem. – To akurat wiem – Aruś też pozwolił sobie na szczerość. – Dlatego zostałeś wyznaczony na skromną placówkę w PeGeeRze, a ja zostałem wysłany do stolicy, gdzie dzieją się rzeczy ważne, a nawet ważniejsze. Jasio przełknął tę zniewagę z godnością i spokojem. – Ale może jednak zechcesz wytłumaczyć skąd w tobie tyle defetyzmu i zniechęcenia? O ile oczywiście dobrze zrozumiałem twoje słowa. – To akurat dobrze zrozumiałeś – Aruś westchnął ciężko. – Przepraszam, za to co powiedziałem przed chwilą, ale rzeczywiście mamy pewne kłopoty... – My? – No, my. Znaczy partia. Jasio spojrzał swojemu przyjacielowi głęboko w oczy. – Dobrze się czujesz? – Bywało lepiej. – Ale przecież nasza partia ma się jak nigdy. Sondaży nie widziałeś? Ani się człowiek obejrzy i będziemy rządzić. – No właśnie. I w tym jest problem... – A to nie o to chodzi? – Jasio znów poczuł, że tylko prawda go wyzwoli. – Nie rozumiem. – Co trzeba mieć, żeby rządzić? – Aruś odpowiedział pytaniem. Jasio zastanowił się chwilę. Ale tylko chwilę. – Trzeba mieć wizję, ideę, śmiałość, wiernych poddanych i parę etatów do obsadzenia tymiż – wyrecytował. Aruś machnął ręką jakby odpędzał się od natrętnej muchy. Albo jakby ciął szablą Moskala. – To w PeGeeRze. A my mówimy o prawdziwym rządzeniu. A do prawdziwego rządzenia potrzebne są dwie rzeczy: pieniądze i ludzie. – I? – tym razem to Jasio zadał pytanie. – I pieniądze to nie problem... – To o co chodzi? – Jasio zadając pytanie oddychając jednocześnie z ulgą. Doświadczenie nauczyło go bowiem, że pożyczanie pieniędzy partyjnym kolegom może kończyć się różnie. – O ludzi! Jasio po raz kolejny zmuszony był powiedzieć prawdę. – Nie rozumiem. – Nie mamy ludzi. – Jak nie mamy? A ty? – Ja się niestety na ministra nie nadaję – Aruś też wiedział, że tylko prawda go wyzwoli. – Raz byłem i starczy. – No to klops – teraz nawet Jasio musiał przyznać, że sprawa jest poważna. – Dlatego musimy zmienić plany. Odwołujemy cię z PeGeeRu. Zostaniesz ministrem – Aruś zakomunikował to tonem nieznoszącym sprzeciwu. Dlatego Jasio Pieski nie sprzeciwił się. – Jak trzeba, to trzeba. Ale czego? – Jasio zadał pytanie, i nie czekając odpowiedzi zaczął snuć wizję swojego przyszłego ministrowania. – Mogę być ministrem obrony, przecież niedawno zabiłem wielkiego Portorykańczyka, i to dwa razy. Mogę być też ministrem kultury, bo jak wiadomo mam wielką wizję wielkiego muzeum. A nawet od biedy mogę być ministrem infrastruktury. Wprawdzie cały kraj to nie jedno osiedle w PeGeeRze, ale na tym osiedlu najlepiej widać, że jak chcę, i akurat przypadkiem mieszkam niedaleko, to i ulicę potrafię zbudować. – Dobra, dobra, nie fantazjuj – Aruś Diabelski przerwał przyjacielowi dość obcesowo. – Wyznaczono dla ciebie już konkretne zadanie. Będziesz ministrem handlu. – Handlu? – Jasio zdziwił się. – Handlu. Jak wiesz musimy bronić naszego handlu. A przecież nikt tak jak ty nie potrafi walczyć z wielkimi zachodnimi, wrogimi hipermarkatami. – No tak – Jasio jakby coś sobie przypomniał. ■ 16 RO • poniedziałek 25.08.2014 Nielimitowany internet do domu już zainternet 29,99 zł Nielimitowany do domu już za 29,99 zł 11 od od TYLKO SIM TYLKO SIM INTERNET PRZENOŚNY MODEM PRZENOŚNE WiFi DOMOWE WiFi PRZENOŚNY PRZENOŚNE WiFi DOMOWE WiFi MODEM BEZ LIMITU W CAŁYM ZASIĘGU PLAY PRZEZ 6 MIESIĘCY INTERNET BEZ LIMITU W CAŁYM ZASIĘGU PLAY POTEM PRZEZ MIESIĘCYNA ZAWSZE (0:00–9:00) PAKIET 25 GB / NOCE BEZ6 LIMITU POTEM PAKIET 25 GB / NOCE BEZ LIMITU ZAWSZE (0:00–9:00) RABAT 50% NA ABONAMENT DLA NA OBECNYCH KLIENTÓW PRZEZ 3 MIESIĄCE RABAT 50% NA ABONAMENT DLA OBECNYCH KLIENTÓW ABONAMENT PRZEZ 3 MIESIĄCE ABONAMENT ABONAMENT ABONAMENT 29,99 zł 49,99 zł 59,99 zł 69,99 zł ABONAMENT ABONAMENT ABONAMENT ABONAMENT 29,99 zł 49,99 zł 59,99 zł 69,99 zł Po 6. miesiącach możesz nadal korzystać z INTERNETU BEZ LIMITU za dodatkowe 20 zł miesięcznie. Po 6. miesiącach możesz nadal korzystać z INTERNETU BEZ LIMITU za dodatkowe 20 zł miesięcznie. Wyjątkowa oferta dla Ciebie 1 zestaw za1zł za 69,99 zł Huawei E5372 LTEw ofercie Samsung Galaxy Wyjątkowa oferta dla Ciebie zestaw za zł w ofercie za 69,99 zł przenośny router WiFi tablet przenośny router WiFi Tab 3 8” WiFi tablet Huawei E5372 LTE Samsung Galaxy Tab 3 8” WiFi domowy router WiFi zł Huawei domowyE5170 routerLTE WiFi zł Huawei E5170 LTE