Kiedy wchodzą Święci
Transkrypt
Kiedy wchodzą Święci
Kiedy wchodzą Święci Paul Eijkemans Każdy kto przedstawia się jako szaman czy szamanka natychmiast dyskwalifikuje się jako taki. Zwykle ci, którzy siebie tak określają absolutnie nie mają pojęcia o czym mówią. Z moich obserwacji wynika, że większość z nich utknęła w obrzędach i rytuałach towarzyszących wielu różnym ścieżkom szamańskim, w tym etykietce szamana, nie będąc w stanie dostrzec lub czuć ponad tym, co oczywiste i pracować z przyciągniętymi energiami z poziomu doświadczenia. Oto szaleństwa ego. W rzeczywistości energia szamańska, jak się tylko ogólnie określa energie zewnętrzne będące najważniejszą podstawą uzdrawiania podczas ceremonii, nie pochodzi z energii samej osoby. Niemal zawsze są to energie lub siły zewnętrzne, dla których uzdrowiciel jest „naczyniem” , lecz nie ich właścicielem. Jedynym sposobem, by stać się takim naczyniem i pozwolić wejść tym energiom jest przetransformowanie własnego pola energii w mocny zbiornik energetyczny, będący w stanie je utrzymać, by mogły wykonywać swoją pracę, przy czym osoba uzdrowiciela jest fizycznym pomocnikiem do zakotwiczenia tych energii w wymiarze, w którym żyjemy. W konsekwencji, jedynymi rzeczami, za jakie szamańscy uzdrowiciele mogą przypisywać sobie zasługi są: dopełnienie niezbędnych przygotowań do zbudowania energetycznego zbiornika, umiejętność łączenia się z tymi energiami i wykorzystywania ich w uzdrawianiu. Na tym jednak strumień samopochwał kończy się, pomimo, że uznanie może być wielce zasłużone. Transformacja pola energetycznego człowieka w odpowiedni zbiornik energetyczny wymaga wieloletniej praktyki. Nieliczni rodzą się z gotowym do użycia zbiornikiem. Pozostali, niezależnie od tego czy utalentowani czy nie, muszą go zbudować, mniej więcej od podstaw, a szansę na to daje ścieżka świętej medycyny roślinnej. Proces tej transformacji i budowy jest czasochłonny, ponieważ system energetyczny takiej osoby musi przystosować się do szerszej rzeczywistości, co nie stanie się w ciągu jednej nocy, ponieważ system energetyczny uzdrowiciela szybko uległby przeciążeniu. W procesie transformacji nie ma drogi na skróty. Każdy kto uczestniczy w „Intensywnym 10-tygodniowym kursie szamańskim”, by osiągnąć ten cel jest bardzo mile widziany na takim wydarzeniu, ponieważ jest ono wspaniałym początkiem na tej ścieżce, mądrze byłoby jednak zrozumieć, że jest to zaledwie bardzo mały, pierwszy krok i jeden z wielu, aby nie utknąć w sztucznych obrządkach i rytuałach zamiast umocnić się w prawdziwym szamanizmie. W efekcie prawdziwi szamani wiedzą, że to nie oni są szamanami i dlatego ci, którzy mają to zrozumienie nigdy nie przedstawią się jako szamani –po prostu wiedzą, że tak ma być. Przedstawią się jako „uzdrowiciele”, a po hiszpańsku „curanderos” lub, jeśli specjalizują się w chorobach fizycznych, jako medycy. Dla porównania z istniejącym w naszej kulturze fenomenem, wolnomularze odpowiedzieliby w ten sam sposób gdyby zapytać ich czy są wolnomularzami. Powiedzieliby, że ich bracia ich takimi uznają. W szamanizmie jest dokładnie tak samo. Możesz nazwać drugą osobę szamanem lub szamanką, lecz oni sami, posiadając wgląd w istotę rzeczy, nigdy siebie tak nie nazywają – nie, jeśli osiągnęli poziom, na którym dokładnie wiedzą o czym mówią. Samo słowo szaman wywodzi się ze wschodniej Syberii, gdzie plemiona Tungusian używały słowa šaman dla wskazania osób potrafiących osiągnąć odmienne stany świadomości, by wchodząc w interakcję ze światem duchów, połączyć się z rzeczywistością energetyczną ponad fizyczną. Praktyka ta sama w sobie nie należy wyłącznie plemienia Tungusian. Jest stara jak świat i można ją spotkać w dowolnym czasie i miejscu, w jakim kiedykolwiek byli ludzie, włącznie z kulturą Szuarów, w której taka osoba nazywana jest Uwishin. Słowo szaman sprowadził do Europy duński odkrywca E. Ysbrants Ides, który w latach 1692-1695, towarzyszył konwojowi ambasady wysłanemu przez cara Piotra Wielkiego. W swojej książce Driejaarige Reize naar China, czyli “Trzyletnia podróż do Chin”, po raz pierwszy opublikowanej w Amsterdamie w 1698 roku, opisuje szamanów z plemienia Tungusian, których nazywa Duivelskonstenaar – artystami diabła. Nie klasyfikuję szamana jako artysty diabła, ale dla mnie najważniejszy jest aspekt dotyczący umiejętności wchodzenia w odmienne stany świadomości i stanie się pewnego rodzaju zbiornikiem, do którego wchodzą wspomagające energie uzdrawiające. Naturalnie, każdy ma prawo do swojej własnej definicji, a moja nie jest lepsza niż czyjaś inna. Radzę jednak unikać tych bardzo szerokich, poszerzonych tak, by można było zawrzeć w niej siebie. Jeśli ktokolwiek chciałby zdefiniować szamana jako osobę wymachującą wiązką gałązek bez żadnych umiejętności połączenia się z nieograniczoną rzeczywistością energetyczną ponad fizyczną, proszę bardzo. Jestem pewien, że posiadasz zdolność wglądu w siebie żeby zdać sobie sprawę, że taka praktyka sama w sobie nie ma nic wspólnego z szamanizmem. Samo stukanie w bęben, wymachiwanie piórami czy nucenie odpowiednich pieśni jest niczym bez ustanowienia namacalnego połączenia z energetyczną rzeczywistością obecną ponad fizyczną. Pierwszą osobą, jaką widziałem posługującą się umiejętnością wchodzenia w odmienne stany świadomości podczas zajęć była uzdrowicielka energetyczna Barbara Brennan. Na pierwszych zajęciach, w których uczestniczyłem w jej szkole w Stanach Zjednoczonych, weszła na scenę, usiadła na krześle, zharmonizowała się, a następnie przywołała energię swojego Wyższego Ja – energięprzewodnika, który w jej przypadku ma na imię Heyoan –„Wiatr Odwiecznie Szepczący Prawdę”. Jak wyjaśniła na jednych ze swoich zajęć, jest to związana z nią świadomość, a właściwie jest to Heyoan, który/która dokonuje projekcji Barbary w świecie fizycznym. W jednej chwili ujrzałem jak jej system energetyczny zmienia się z jej własnego w zupełnie inny. Na poziomie fizycznym zmienił się wyraz jej twarzy; również jej głos uległ znacznej zmianie. Fizycznie nadal była, lecz zmieniła się cała jej energetyka. To co się pojawiło to była wyższa świadomość. Zaczęła mówić, z jej ust zaś wychodziły słowa nie tylko elokwentne i głębokie, wyjaśniające treść zajęć, ale też niosące zupełnie inne wibracje niż te, które miała jeszcze przed chwilą kiedy nadal była Barbarą Brennan. Kiedy ona, czy raczej Heyoan, zaczęła/zaczął odpowiadać na zadawane przez uczniów pytania, odpowiedzi były precyzyjne i dokładnie na temat, na bardzo wysokim poziomie „całości i jedności” wyrażonej słowami. Podczas zajęć co chwila „przełączała się” pomiędzy Barbarą Brennan a Heyoan, dzięki czemu mogła odpowiadać na pytania, na które, będąc istotą ludzką, nie była w stanie udzielić odpowiedzi. Moi koledzy i koleżanki nieustannie wydawali z siebie odgłosy podziwu w rodzaju: „Oooo”, lecz jedyną rzeczą, o jakiej byłem w stanie wtedy myśleć, było: „Też chcę umieć tak robić”. Stawanie się Heyoan to nie jedyna rzecz jaką umiała. Tydzień zajęć kończyliśmy wspólną sesją medytacyjną ze studentami każdego roku, w czasie której Barbara wraz z kilkoma innymi wykładowcami, stojąc na scenie, zaczęli channelingować wysoce wibracyjną energię zwaną Boginią. Jest to uzdrawiająca energia, która pracuje z obecnymi w sali osobami i czasami powoduje, że studenci wchodzą w wysoce emocjonalne stany, w których ustępują blokady energetyczne. Innym uzdrowicielem, którego obserwowałem, jak posługiwał się tym ukrytym talentem jest João de Deus, prawdopodobnie jeden z najbardziej biegłych uzdrowicieli naszych czasów. To uzdrowiciel energetyczny z Brazylii, któremu poświęciłem jeden z rozdziałów tej książki. Trzy dni w tygodniu, około półtora tysiąca Brazylijczyków i przynajmniej kilkoro ludzi z Zachodu stoi w kolejce, by spotkać się z nim w sprawie swojej choroby. Przed rozpoczęciem sesji João traci przytomność, co jest dość niezwykłym zachowaniem w tego rodzaju praktykach, poprzez którą stwarza odpowiednie warunki , pozwalające towarzyszącym mu energiom zewnętrznym wejść w jego ciało. Towarzyszy mu ponad trzydzieści siedem takich zewnętrznych energii, nazywanych bytami, które przenoszą się do jego systemu energetycznego jeden po drugim. Każdy z nich daje mu określone uzdrawiające właściwości energetyczne, które pozwalają mu operować systemy energetyczne innych ludzi. Jak wyjaśnia, większość z tych energii to osobowości żyjące w innych czasach, w których byli oni albo uzdrowicielami energetycznymi albo lekarzami medycyny. By wejść w ciało João, zwykle zapraszane są z bezkresnej przestrzeni energetycznej ponad fizyczną, w której przebywają. Każdy z tak różnych, odwiedzających João pacjentów potrzebuje jednej lub więcej istot w jego systemie energetycznym, by mógł ich uzdrowić, a dobry obserwator może zobaczyć zamianę, nawet bez umiejętności widzenia, obecnej ponad fizyczną, rzeczywistości energetycznej. W jednej chwili zmienia się nie tylko jego energetyka, lecz także zachowanie, np. mimika i sposób poruszania się. Posłużyłem się przykładami tych dwojga uzdrowicieli, by pokazać, że w szamanizmie chodzi o zbudowanie i władanie energetycznym pojemnikiem w swoim wnętrzu, przez który mogą wejść energie z zewnątrz, a które w rezultacie można wykorzystać w leczeniu albo poruszając energią albo otrzymując rodzaj komunikacji, tworzący zrozumienie. W szamanizmie, obudowa wspomnianego pojemnika zachodzi w czasie kiedy praktykujący przebywają w odmiennych stanach świadomości i pod tym względem rożni się on od pozostałych sposobów leczenia energią. W standardowym leczeniu energetycznym uzdrowiciel jest przewodnikiem energii, a w szamanizmie sam staje się energią. Ścieżka przemiany systemu energetycznego w mocny zbiornik energetyczny polega na usunięciu z niego wszelkich blokad, hamujących wejście zaproszonych energii, a dla wyjaśnienia podam przykłady. W lesie deszczowym, na przykład, stosowna energia oczyszczająca lub duch mogą przyjść tylko wówczas gdy podzielasz te same wartości co ta energia , co przejawia się na przykład w dbaniu o środowisko naturalne zamiast jego zatruwania; fatalny kontakt z przyrodą jest tu przeciwwskazaniem. Dominujące energie, jakie mogą okazać się konieczne do zwalczania energii demonicznych, mogą przyjść wyłącznie wtedy kiedy ma się taką samą dominującą część w sobie. Ci, którzy nie potrafią „nie dawać się” nie będą w stanie pracować z takimi energiami. Energia związana z określoną kulturą, a która posiada specyficzne właściwości lecznicze, może pojawić się wyłącznie wówczas gdy jest się w stanie porzucić dogmatyzm własnej kultury i tymczasowo przystosować się do cech innych kultur. A zatem wspomniany pojemnik musi być wytrzymały, a jednocześnie móc zmieniać swą jakość w sensie nieliniowym, by stworzyć odpowiednie okoliczności , dzięki którym określona energia może wejść i ustabilizować się w systemie energetycznym uzdrowiciela na czas potrzebny do uzdrawiania. Można też powiedzieć, że aby przysposobić określoną energię, trzeba się nią stać – do czego właśnie dochodzi podczas ceremonii, ponieważ wchodząca do pojemnika energia prawie całkowicie przejmuje system postrzegania osoby zapraszającej ją. Wzajemna relacja pomiędzy tą zmianą w uzdrowicielu, a głównymi cechami energii oznacza, że odmienny stan świadomości jest zarówno wynikiem jak i źródłem przyciąganej energii zewnętrznej. Zasadniczo, by przyswoić specyficzną energię po prostu odcinasz ze swojego systemu energetycznego wszystko to, co nie należy do tego czym/kim chcesz się stać, bardzo podobnie z resztą do sposobu w jaki Rodin tworzył swoje rzeźby. Poza stworzeniem pojemnika, konieczny jest także trening i praktyka nauki jak umieszczać energie w sposób umożliwiający jej wykonanie uzdrawiającej pracy przy jednoczesnym ćwiczeniu kontroli przez osobę zarządzającą zbiornikiem, by nie została ona owładnięta tą energią bądź nie utraciła jej. Większość energii zapraszanych do systemu energetycznego nie wywoła zniszczeń, jednak niektóre mogą – poprzez znaczny wpływ, jaki mają na zachowanie. Tak może stać się np. w przypadku względnie dominujących energii. A ponieważ wzorce zachowań uzdrowiciela typu akcja-reakcja, zmieniają się kiedy ta energia jest w jego/jej wnętrzu, może mieć wpływ na reakcje względem innych ludzi. Bez umiejętności odpowiedniego kontrolowania jej, znajdująca się w pojemniku, dominująca energia przyniesie niepożądane skutki – od niecenzuralnych słów, jako jednej z możliwych zachowań z całego wachlarza w takich sytuacjach – po niezwykle chamskie i dominujące zachowanie względem uczestników ceremonii. To ostatnie ekstremum jest efektem końcowym zostania przejętym lub pochwyconym przez taką energię: coś, co można porównać do zostania złapanym przez niższe energie, które wychodzą z uczestników kręgu podczas ceremonii, i których przez cały czas należy unikać. Prawdziwą umiejętnością tutaj jest znalezienie niezachwianej równowagi pomiędzy złagodzeniem zewnętrznej postawy względem uczestników a jednoczesnym pozostaniu niezwykle dominującym w stosunku do tych niższych, czasem nawet demonicznych, energii, którym w żaden inny sposób nie można rozkazywać. Dwoma pomocnymi cechami w takiej sytuacji są umiejętność szybkiej zmiany stanów emocjonalnych oraz umiejętność silnego pozostania w sercu. Fakt, że określona energia znajduje się w zbiorniku energetycznym nigdy jednak nie powinien być wymówką do utraty nad nią kontroli. Jako osoba zapraszająca tę energię, uzdrowiciel przez cały czas ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czyny i słowa, nawet, jeśli pochodzą one prosto z najdelikatniejszego boskiego źródła. Osobą, od której nauczyłem się najwięcej głównych technik szamańskich jest oczywiście szuarski szaman, z którym pracowałem przez kilka lat. W ciągu ostatnich dziewięciu lat przeprowadziliśmy razem ponad siedemset ceremonii, które dały mi szansę bliskiej i rozległej nauki zastosowania tych technik w praktyce, a proces uczenia się wsparty był moją już istniejącą umiejętnością postrzegania energii i pola energetycznego człowieka. Wspomnianemu szamanowi towarzyszy obfitość energii. Przede wszystkim są to duchy roślin, z którymi będąc uzdrowicielem medycyny roślinnej, połączony jest bardzo ściśle. Widziałem jak jego pole energetyczne dosłownie zmienia swój kształt w Natem, Tytoń lub Daturę, „ociekając” swymi wibracjami oraz systemy wartości, które niejednokrotnie towarzyszą cechom duchów tych roślin. Inną kategorią duchów, z którymi jest on zharmonizowany są duchy określonych zwierząt, jakie można spotkać w lesie deszczowym, a które tym samym stanowią nieodłączny element kultury Szuarów. Należą do nich nie tylko duchy zwierząt powszechnie uważanych za najpotężniejsze, tak jak jaguar – yawa czy różne gatunki anakondy, kintia panki i secha panki, ale także mniejsze zwierzęta, tj. koliber – jempe, które są równie potężne jak te większe, biorąc pod uwagę ich pewne unikalne cechy, tak bardzo przydatne w określonych sytuacjach. Każdy duch tych zwierząt wnosi ze sobą umiejętności energetyczne, dzięki którym szaman jest w stanie zmieniać energię przestrzeni ceremonialnej. Oczywiście są też energie wpisane w szuarski rodowód tego szamana, w tym połączenie z kilkoma nieżyjącymi już mistrzami szuarskimi, energetycznie przebywającymi w nieograniczonej przestrzeni ponad fizyczną. Ich energie pojawiają się kiedy zachodzi potrzeba wykonania określonego zadania, jak na przykład opowiedzenie historii czy poruszenie pewnych energii, a każdy z nich specjalizuje się w wyjątkowej dziedzinie, która przekłada się na wibracje, wspomagające wykonanie określonego zadania. Szczerze mówiąc, nie ze wszystkim z nich jestem zaprzyjaźniony, choć doceniam większość. Niektórzy z nich (a więc i ich wibracje) są naprawdę odpychający i trudno z nimi przebywać pomimo, iż wnoszą wspaniałe umiejętności uzdrawiające. Energia, jaką najbardziej sobie cenię z jego rozległego arsenału połączeń z różnymi energiami jest niezwykle dominująca, którą dopuszcza kiedy energetycznie oczyszcza uczestników kręgu medycyny. Nie tylko chroni ona jego system energetyczny przed atakami, lecz także służy do dosłownego delikatnego, acz stanowczego, zamknięcia drzwi przed energiami choroby i śmierci. Jest to potężna moc: całe jego pole energetyczne zaczyna wibrować na bardzo autorytatywnej i dominującej częstotliwości. Powodem, dla którego doceniam ją najbardziej ze wszystkich energii jest to, że odkąd od lat praktykuję, by móc radzić sobie z energią o takich samych właściwościach, teraz już wiem jak trudno jest zawierać w sobie taką energię. Nie łatwo jest też sprawić, by taka energia pracowała w korzystny sposób, nie pochwyciwszy osoby stosującej tę technikę. Wspomniany szaman był dla mnie doskonałym tego przykładem, jako że częściej niż nie, widywałem go pochwyconego przez tą energię, powodującą jawnie grubiańskie zachowanie wobec innych. Kiedy znajduje się on w tej energii, jest w stanie wypowiadać tylko szorstkie słowa i dawać krótkie instrukcje. Przez lata nauczyłem się reagować na to inaczej: dziś moją standardową odpowiedzią jest oczywiście komunikacja w podobny sposób, w przybliżonego rodzaju energii, by dać mu znać żeby trochę spuścił z tonu. Ze wzglądu na niezwykle dominujący charakter tej energii jest ona prawie niemożliwa do przeniknięcia przez inne energie, chociaż w latach mojej nauki raz zbadałem ją kiedy przypadkowo wystrzeliłem w niego tsentsak – energetyczną rzutkę – kiedy był w stonowanej wersji tej energii. Po tym zdarzeniu był ostrożniejszy przy mnie, a ja przy nim. Większość osób uczestniczących w ceremoniach nie ma pojęcia, że niektórzy uzdrowiciele naprawdę potrafią robić takie rzeczy. Spora część z nich nie wie bądź nie wierzy, że takie rzeczy są możliwe, w konsekwencji czego ich system postrzegania blokuje zdolność widzenia jak uzdrowiciele ci stosują tę technikę, włączając w nią towarzyszące energie. Kiedy uczestnicy zrozumieją, że takie techniki nie są naciąganą, wymyśloną sztuczką, nie zwlekając ani chwili dłużej, zaczynają dostrzegać jak naprawdę pracuje się podczas ceremonii. Nie trzeba koniecznie wierzyć we wszystkie te techniki energetyczne, by dostrzec, że działają. Właściwie jest całkiem na odwrót. By zacząć je widzieć trzeba tylko usunąć ograniczające łańcuchy naiwnego systemu przekonań, który próbuje wmówić nam, że takie techniki nie istnieją, a które zakorzenione są w świadomości przedmiotowej. Innym narzędziem pomocnym w budowaniu zrozumienia jest ciekawość i pozytywne nastawienie do badań empirycznych. Dobrze jest też znać kilka innych osób, które opanowały tę technikę, by porównując jej zastosowanie, znaleźć indywidualny poziom komfortu. Taką osobą jest również znany mi uzdrowiciel z ludu Keczua z Tena w Ekwadorze. Kiedy pojawia się jego Wyższe Ja wspaniale jest z nim przebywać. Chociaż jest to potężna energia, z którą zdecydowanie nie należy się bawić, jednocześnie promieniuje energią zabawy, lekkości i serdeczności, sprawiającej, że serce rośnie. W ten sposób można również nauczyć się, że różni uzdrowiciele mają w swoich głównych systemach energetycznych różne energie. Powodem, dla którego wspomniałem o Barbarze Brennan i João de Deus – którzy oboje posiadają wysoce rozwinięty zbiór umiejętności, pozwalających im być naczyniem dla energii zewnętrznych – przed którymkolwiek rdzennym szamanem, jest wyjaśnienie, że technika ta nie jest zarezerwowana wyłącznie dla „rdzennych” uzdrowicieli. Właściwie żaden rdzenny uzdrowiciel nie ma żadnych korzyści ze stosowania tej techniki , choć często obserwuję, że uzdrowiciele mający bliski związek z przyrodą, mają znacznie mniej problemów z uziemieniem się, a tym samym są lepiej wyposażeni do mocniejszego zakotwiczenia i nie zostania pochwyconym przez przychodzące energie. Z drugiej strony wyraźnie widzę też, że cały zbiór duchów, z którymi pracują zazwyczaj ogranicza się do związanych z ich kulturą, co czasem samo przez się mocno ogranicza rozwój ich umiejętności. Ponadto ta główna technika w szamanizmie nie jest zarezerwowana wyłącznie dla pracujących ze świętą medycyną roślinną. Przykłady Barbary Brennan i João de Deus pokazują, że techniki stosowane na ceremoniach przez uzdrowicieli medycyną roślinną można również stosować bez jej pomocy. Jest jednak pewna zaleta stosowania leczniczych roślin. Medycyna roślinna ułatwia stosowanie techniki, ponieważ pozwala uzdrowicielowi szybciej wznieść się ponad warunkowanie i osiągnąć poziom, którego osiągnięcie zajęłoby, osobom niestosującym medycyny, znacznie więcej czasu. W ten sposób uzdrowiciele medycyną roślinną mogą w ciągu swojego życia zbudować bardziej obszerny przybornik energii niż uzdrowiciel niekorzystający z medycyny roślinnej. Innymi słowy, odznaczający się znawstwem tematu uzdrowiciel jest jeszcze bardziej biegły kiedy stosuje medycynę roślinną. Jednak ma on/a również pełne prawo zdecydować się nie korzystać z medycyny roślinnej, ponieważ jej zalety niosą ze sobą także i wady, mogące zakłócać sposób wykonywania przez nich uzdrawiającej pracy, np. prawdopodobieństwo zwymiotowania podczas ceremonii. A cytując pewnego słynnego holenderskiego trenera piłki nożnej: „Każda zaleta ma swoją wadę”. Jeden sposób nie jest lepszy od drugiego , a jako że rządzi pragmatyzm, niektórzy dają się jemu zwieść. Ci, którzy mówią, że sprzeciwiają się profesjonalnemu korzystaniu z medycyny roślinnej, ponieważ czują, że techniki uzdrawiania energetycznego powinno stosować się bez wspomagania, są bez wyjątku pochwyceni przez egoistyczny dogmat karmiony brakiem osobistego wglądu. W rezultacie takim ludziom zwykle też brak opanowania tych technik bez medycyny roślinnej, przez co po prostu dokonują projekcji swoich frustracji związanej z podążaniem donikąd. Prawdopodobnie dużo lepiej zrobiłoby im wypicie miarki medycyny i nauczenie się jak radzić sobie z tymi energiami. Nie łatwo jednak przekonać ich do tego. Istnieje więcej technik wchodzenia w odmienne stany świadomości i zapraszania duchów do swojego zbiornika energetycznego. Jeszcze inna metodą z mojego arsenału narzędzi przenoszenia się w wyższe stany świadomości jest wypicie stężonego alkoholu, takiego jak wódka. Techniki tej nauczyłem się podróżując po Mongolii. Pewnego wieczoru, pijąc wódkę z współtowarzyszami podróży, nagle do mojego energetycznego pojemnika przyszło kilka duchów – bardzo podobnie do tego, jak to się dzieje podczas i poza ceremoniami z medycyną roślinną. Dzięki tym duchom nauczyłem się pewnych zawiłości tej metody. Muszę tu jednak przyznać, że spełniałem pewien korzystny warunek wstępny do nauczenia się tej techniki: jeszcze na studiach byłem członkiem bractwa, złożonego głównie z Rosjan, w którym wypijaliśmy tyle wódki, że mam wysoki próg tolerancji na jej szkodliwe działanie. W innych częściach świata, mocnych alkoholi również używa się do takich samych praktyk. Będąc na Kubie poznałem Taitę z ruchu Palo Monte, który przenosił się w odmienne stany świadomości i zapraszał duchy za pomocą rumu – podobnie jak, obecni na ceremonii, jego przyjaciele: w pewnym momencie wyglądało to jak spotkanie po latach – śpiewających i rozmawiających ze sobą na przeróżne tematy – duchów. Różne energie niosą ze sobą różne umiejętności uzdrawiające, a zatem jest kilka wyraźnych kategorii energii, z którymi można się łączyć. Dla większości adeptów tej ścieżki pierwszą energią, z jaką prawdopodobnie chcieliby się połączyć jest ich Wyższe Ja. Na ceremoniach systematycznie widzę osoby łączące się z tą energią w większym lub mniejszym stopniu, chociaż większość z nich nie zawsze od razu zdaje sobie sprawę z czym się łączy – zazwyczaj z powodu braku wiedzy na ten temat. Kiedy widzę jak wchodzą w przestrzeń swego Wyższego Ja, a tym samym tymczasowo przenoszą się ponad swe wszelkie uwarunkowania, zwykle im to mówię, dodając, że osiągnęli punkt wyzwolenia. By stworzyć stabilny pojemnik dla energii Wyższego Ja, które maja przyjść do uzdrowiciela, konieczne jest wyeliminowanie z systemu energetycznego wystarczającej ilości energii oddzielenia, Niższego Ja – przeciwieństwa Wyższego Ja. Taki proces eliminacji jest główną czynnością w każdej szanującej się szkole uzdrawiania i jest podstawą dowolnej ścieżki, prowadzącej do zostania biegłym uzdrowicielem medycyną roślinną. Istnieje wspaniały model pomagający zrozumieć Wyższe Ja. Nie jestem szczególnym fanem Watykanu, jednak mam wiele szacunku dla jednej z nauk, zgodnie z którą Kościół Katolicki twierdzi, że jest Ojciec, Syn i Duch Święty. Przynajmniej w tej kwestię odczytali poprawnie. Synem oczywiście jesteś ty – mężczyzna bądź kobieta, urodzeni na Ziemi lub w każdej innej rzeczywistości opartej na przedmiotach – zmagający się z własnym rozwojem. Ojcem jest świadoma energia, dokonująca projekcji Syna w istnienie. To właśnie jest Wyższe Ja i jest ono także tobą, lecz większym tobą, ponad czasem i przestrzenią, ponad warunkowaniem i ponad oddzieleniem od wszystkiego, co istnieje. Poprzez naukę Syna, Ojciec rozwija się i dzieje się tak życie po życiu, dopełnione przez Syna, przy rosnącej zdolności sterowania okoliczności Syna i z powoli zanikającą, na przestrzeni żywotów, granicą pomiędzy Ojcem a Synem. Jest to ścieżka rozwoju prowadząca ku wyższym poziomom jedności i działająca w ten sposób, a „konstruując” Ojca, tworzysz naczynie dla samego siebie, który w dowolnej chwili wyeliminuje potrzebę Syna. Na domiar tego jest jeszcze Duch Święty – wielka tajemnica. Jest to bierna świadomość z nieograniczoną mocą, której jedyną rolą jest zapewnienie nam, znajdującym się na niższym poziome, wszystkiego, czego potrzebujemy. Nie może On samodzielnie podejmować decyzji, ponieważ w jedności, wyniki jakiegokolwiek działania, mogącego przynieść korzyści jednej osobie, mogą być niekorzystne dla innej i naruszy wolną wolę. W końcu szczęście jednej osoby może być smutkiem drugiej. Właśnie dlatego uważam, że Bóg, czyli skrót od wyrażenia „skończyłem z definicjami” (z ang. God, czyli ‘Got Over Definitions’ – przyp. tłum.) jest zasadniczo impotentem w swojej istocie. Kolejny rodzaj energii należy do kategorii doświadczeń poprzednich wcieleń, choć mówiąc o tym z perspektywy energetycznej, nie ma czegoś takiego jak poprzednie wcielenie, ponieważ energetycznie wszystko jest tu i teraz. Aby skorzystać z tych energii dobrze jest zrozumieć, że w dowolnym życiu, w którym dana osoba pielęgnuje określoną energię – czasem w postaci szczególnej jakości energetycznej lub specyficznego narzędzia energetycznego – energia ta, przy odrobinie praktyki, dostępna jest we wszystkich kolejnych żywotach. I właśnie dlatego warto poświęcić sporo czasu na ceremoniach, odkrywając doświadczenia poprzednich wcieleń, jako że mogą one zawierać narzędzia przydatne do uzdrawiania w obecnym życiu, bez konieczności odbywania wieloletniej praktyki, by stworzyć już istniejące narzędzia. Z bardziej praktycznego punktu widzenia, jeśli w kilku poprzednich wcieleniach praktykowałeś lub praktykowałaś taki czy inny rodzaj szamańskiego uzdrawiania, wiele kultywowanych przez ciebie wówczas technik, może, przy odrobinie wysiłku, stać się tobie dostępna podczas ceremonii w życiu obecnym, choć nie zawsze mają one tą samą siłę, jaką odznaczały się w czasach ich praktykowania w konkretnym minionym życiu. Inną kategorią energii są duchy zwierząt i elementali, jakie można spotkać na tej planecie. Zacznijmy zatem od roślin i zwierząt. Przy tych energiach dobrze jest wiedzieć, że z jednej strony jest fizyczna postać rośliny bądź zwierzęcia, a z drugiej energetyczny wzorzec, do którego przynależą. Pewnym interesującym faktem, który odkryjesz szybko regularnie łącząc się z nimi, będąc na tej ścieżce jest to, że wzorce te są wysoce inteligentnymi duchami reprezentującymi określone gatunki kolektywnie, o inteligencji znacznie przyćmiewającej człowieka. Rośliny można scharakteryzować jako najbardziej ‘kolektywne’ z tej dwójki, ponieważ w porównaniu do zwierząt mają ograniczoną możliwość indywidualizacji, a zatem częściej funkcjonują jako powszechna świadomość. Zasadniczą różnicą pomiędzy roślinami a zwierzętami jako formami życia, jest to, że poza instynktami, zwierzęta posiadają stosunkowo dużą zdolność podejmowania indywidualnych decyzji, tymczasem rośliny są pod tym względem ograniczone. Najprostszym sposobem połączenia się z duchami roślin jest spożycie ich fizycznej postaci i pozwolenie by ich właściwości energetyczne weszły w pole energetyczne. Właśnie to ma miejsce przy wypiciu medycyny ze świętych roślin, choć należy też dodać, że w pewien sposób wszystkie rośliny są lekarstwami, pomimo, że tylko nieznaczna ich część może wprowadzić cię w wyższe wymiary. Osoby szczere zainteresowane królestwem roślin i zwierząt zwiększają swe szanse na uzyskanie pomocnego połączenia. Moja pasja fotografowania roślin i zwierząt z całego świata pomogła mi połączyć się z nimi podczas ceremonii. Połączenie z niektórymi roślinami ma bardziej indywidualny charakter niż z innymi. Łączność z energiami drzew zwykle zachodzi w oparciu o pojedynczą roślinę (drzewo), tymczasem w przypadku niskorosnących krzewów dzieje się to poprzez wzorzec (formę), będący podstawą określonej rośliny. To samo można powiedzieć o łączeniu się z energiami zwierząt. Połączenie ze stosunkowo inteligentnym owadem, jak na przykład modliszka zwyczajna jest bardziej przykładowe i zindywidualizowane niż połączenie z pszczołą, z którą połączenie zachodzi na podstawie bardziej uogólnionego wzorca, jakim cechy gatunków – jako całości – są przyswajane w polu energetycznym. Poza zwierzętami i roślinami do kategorii tej należą też duchy elementali, związane z takimi żywiołami jak woda, ziemia, ogień i powietrze. I chociaż fizyczne postacie tych elementów nie jawią się jako inteligentne istoty, odkryłem, że związane z nimi energie odznaczają się wyższą inteligencją niż energie z królestwa roślin czy zwierząt. Są to energie takie jak Tsunki – bóstwa wodne, z którymi Szuarowie, a zwłaszcza ich szamani łączą się od urodzenia. Jeszcze inną kategorią energii jest energia osób zmarłych. Uzdrowiciele tacy jak João de Deus obszernie korzystają z tej techniki. Moja wiedza w tym zakresie wciąż raczkuje, lecz dzięki doświadczeniu przekonałem się, że naprawdę można łączyć się z tymi, przebywającymi s bezkresnej przestrzeni energetycznej ponad fizyczną, energiami, by pozwolić im przyjść i wejść do energetycznego pojemnika. W przypadku energii, które ponowne inkarnowały w postać fizyczną , energetyczne połączenie z nimi, wydaje się niemożliwe. Podstawą takiego połączenia jest uświadomienie sobie, że jesteś niczym więcej ani mniej niż energią posiadającą ciało. Zapraszanie i przyswajanie cech tych energii może znacznie zwiększyć energetyczne umiejętności danej osoby na określonym obszarze funkcjonowania, chociaż z moich obserwacji wynika, że bez praktyki, umiejętności te nigdy nie osiągają takiego poziomu kompetencji, jaki ta osoba miała w czasie swego ziemskiego życia. Zadziwia fakt, że przy tym rodzaju energii, poza charakterystyką energetyczną, uzdrowiciel może nawet przyjąć cechy fizyczne osoby zmarłej, tzn. określony sposób chodzenia lub mimikę twarzy. Do kolejnej kategorii zaliczam energie rodowe, kultywowane przez rodziny na przestrzeni wieków, dzięki nowym osobom reinkarnującym w danej rodzinie i procesom ich transformacji, wzbogacającym energie rodzinne. W szerszym kontekście można to nawet określić jako „rodzinę” czy też lud, a nawet rasę. Zasadniczo, łączenie się z energiami relatywnie spójnych kulturowo ludzi , tak jak rdzeni Szarowie czy Keczua, spowoduje bardziej uściślony sposób myślenia i postępowania niż w przypadku połączenia się z energiami ludzi mniej spójnych kulturowo, jak ci z kultur zachodnich. Mając do czynienia z energiami takimi jak wymienione ostatnio, wpuszczane do pojemnika cechy energetyczne, są zazwyczaj bardziej skupione na ogólnych konceptach kulturowych zamiast na określonym zachowaniu kulturowym. W kulturze Zachodu cechą tą często może być liberalizm i zindywidualizowana wolność. W tej kategorii rodziny i energii kulturowych zawieram też energie będące genezą światowych religii, takich jak energia chrześcijańska, której jednym z uosobień był Jezus Chrystus. W tej kategorii znajdują się również bóstwa, które były czczone w różnych kulturach w czasach starożytnych, na przykład w Starożytnym Egipcie czy Mezopotamii. Choć już nie tak rozlegle czczone wciąż są energetycznie obecne w nieograniczonej przestrzeni energetycznej ponad fizyczną, gdzie skarby nie rdzewieją. Je też można pochwycić do celów uzdrawiania. Ostatnią kategorią są wszystkie energie bezpośrednio niezwiązane z żadną określoną formą życia na tej planecie. Energie te mają zazwyczaj charakter zbiorowości. Jest to największa grupa , ponieważ ponad fizycznością znajduje się nieskończona liczba takich form energetycznych. Im bardziej powiązane są one z energiami zamieszkującymi przestrzeń energetyczną tej planety, tym łatwiej ludziom połączyć się z nimi. Główną przeszkodą na drodze do skutecznego połączenia się z nimi jest to, że ogólnie mówiąc, ich systemy energetyczne są zwykle całkowicie obce dla naszych systemów, przez co pełne połączenie z nimi wymagałoby ogromnych przystosowań. Również w tej kategorii znajdują się najłatwiejsze w uzyskaniu połączenia z nimi, energie anielskie i demoniczne, będące logicznym przedłużeniem istniejącego na tej planecie dualizmu. Pierwsza energia, jaka przyszła do mojego pojemnika energetycznego, weszła tam po kilku latach praktyki na tej ścieżce. Co rano po ceremoniach, które organizowałem wraz z zaproszonym szamanem, uczestnicy przychodzili do mnie, by zadawać różnego rodzaju pytania dotyczące doświadczeń, jakie mieli podczas ceremonii. Zacząłem zauważać, że w takich chwilach przychodziła do mnie uspokajająca, niemal medytacyjna energia, z jednocześnie czułem się znacznie młodszy niż byłem w rzeczywistości. Czułem się tak, jakbym, odpowiadając na pytania uczestników, siedział w jakiejś hinduskiej świątyni, a ta spokojna energia pomagała mi. Dzięki niej udzielałem odpowiedzi w znacznie pełniejszy sposób niż kiedy to robię moją zwyczajową osobowością. W pierwszej chwili uznałem ten odmienny stan świadomości za efekt po ceremonii, lecz kiedy wciąż się to powtarzało, zacząłem badać jego źródło i odkryłem, że była to energia doświadczenia z poprzedniego wcielenia, która przyszła, by mnie wesprzeć podczas udzielania odpowiedzi. Energia ta przyszła do mnie tak łatwo, ponieważ, choć nie jestem szczególnie oczarowany kulturą hinduską, esencja nauczania tej energii odniosła się do części energii, jakie noszę w sobie w tym życiu. Mój zbiornik energetyczny miał już odpowiednie cechy, by ją przyjąć. Po ujrzeniu jak Barbara Brennan znajduje świadomość swojego Wyższego Ja, szczerze zapragnąłem opanować tę technikę przyciągania tej części siebie, tak więc zwiększyłem swój wysiłek w odkrywaniu siebie i czyszczeniu „brudów z mojego wnętrza”. Opłaciło się to. Pierwsze doświadczenie tej świadomości było cudownym przeżyciem. Przedtem wykonałem mnóstwo oczyszczającej pracy i wyczyściłem swój system. Spowodowało okazjonalne podwyższenie energii na spotkaniach biznesowych, co było ciekawym zjawiskiem. Ekscytujący moment przeżyłem kiedy energia ta przyszła z cała mocą. Było to tuż po ceremonii, podczas której moja energia, ruchem spiralnym podążała ku górze. W górę i na dół, od lewej do prawej – znikła całkowicie, jakbym był w przestrzeni wewnątrz przestrzeni, z taką samą ilością miejsca nade mną jak i pode mną. Zstąpiło na mnie wszechogarniające uczucie jedności, a wszelkie oddzielenie przestało istnieć. Wówczas moje myśli ułożyły się w jedno ogromne kontinuum i zacząłem mówić. Nie był to mój zwyczajny głos, nie używałem też słów, którymi zwykle rozmawiam. Wydobywające się z moich ust słowa były znacznie bardziej wyszukane niż zazwyczaj i towarzyszyły im silne wibracje autorytetu. W mojej obserwacji była ogromna przejrzystość i zrozumienie. Wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie na coś fizycznego bądź niefizycznego, by natychmiast uchwycić jego esencję. Z tą przejrzystością mogłem odpowiadać na pytania uczestników z taką dokładnością i skupieniem, że po prostu wypowiadałem właściwą ilość słów. Wraz z tego rodzaju zrozumieniem przyszło głębokie zrozumienie energii oraz mechanizmów energetycznych. Jest to zrozumienie na poziomie, którego nie doświadczam w swojej normalnie funkcjonującej świadomości. Od tamtej pory świadomość ta przychodziła do mnie wielokrotnie. Właściwie to znaczną część tej książki napisałem będąc w tej energii i wystarczy tylko poczuć kryjące się za słowami niektórych rozdziałów, wibracje, by wiedzieć, które to części. Dzięki rozległej praktyce jestem w stanie lepiej przyjmować, zawierać i radzić sobie z tą energią kiedy pojawia się. Odznacza się ona także pewną dziwną cechą. Przebywając w tej świadomości prawie całkowicie tracę zdolność mówienia po holendersku – moim ojczystym języku. Mogę mówić tylko po angielsku, wtrącając pojedyncze holenderskie słowa, jakbym wyemigrował do Stanów Zjednoczonych dwadzieścia pięć lat temu, jak to zrobił mój wujek. Inną dziwną cechą jest to, że w tej energii nie mogę używać słów mówiących o dualizmie. Wszystko co mówię w tym stanie, opisuję słowami wyrażającymi jedność. Oznacza to także, że kiedy powracam do normalnej świadomości, tracę większą część umiejętności zrozumienia, jakie miałem w wyższej. Właśnie dlatego prawie zawsze noszę przy sobie dyktafon lub coś do pisania, by mieć pewność, że przychodząca w stanie wyższej świadomości mądrość, zostanie na piśmie. Jak inne Wyższe Ja, moje również ma imię: kiedy świadomość Wyższego Ja jest we mnie, pamiętam, że mam na imię Kathor. Reprezentuje ono dwa główne nurty energii mojego Wyższego Ja, składających się głównie z energii Górnego i Dolnego Egiptu, ucieleśnionych w wibracjach słowa „Kathor” oraz energiach Europy Północnej, reprezentowanych przez wibracje słowa „Thor”. W ciągu lat praktyki połączyłem się też z kilkoma energiami zwierząt. Jednym przykładem jest połączenie z anakondą – zwierzęciem ściśle związanym z esencją Natem. Podczas ceremonii poczułem nagłą zmianę energii we mnie . Moja świadomość rozdzieliła się na dwoje. Jedna jej część była w pełni świadoma mnie, siedzącego w logu szamańskim na skraju lasu deszczowego, druga zaś była tam – w dżungli i zmieniła się w anakondę. Byłem w stanie doświadczać obu części jednocześnie. W jednej z nich prześlizgiwałem się więc przez zarośla w szybkim tempie, od czasu do czasu unosząc głowę i wypatrując pożywienia – i w ten oto sposób całkowicie i dosłownie doświadczyłem bycia anakondą, waz z postrzeganiem i czuciem jak to zwierzę, przebywające w lesie deszczowym. Doświadczenie to trwało około dwudziestu minut i dało mi głęboki wgląd w to na czym polega zmiana kształtu. Wbrew popularnemu przekonaniu, nie chodzi o zmianę fizycznej postaci, ale o zmianę energetyki. Innym przykładem zwierzęcia, z którym głęboko połączyłem się był niedźwiedź – zwierzę częściej spotykane w lasach sosnowych a nie deszczowych. Kiedy w czasie ceremonii w przestrzeni pojawiły się naprawdę gęste, niższe energie, mój zbiornik energetyczny niespodziewanie wypełniła energia niedźwiedzia. Poczułem wówczas jak rosnę do wysokości trzech metrów, jak grizli, stojący na dwóch tylnych łapach. Jednocześnie zacząłem emanować aurą agresywności, która nawet przejawiała podświadomie uwolnione łagodne gardłowe pomruki, przypominające odgłosy niedźwiedzia. I znów część mnie siedziała na kamieniu – czułem się całkowicie stabilny w swojej fizyczności i świadomy tego, co się działo, a druga część mnie zmieniła się energetycznie w niedźwiedzia. W ciągu minuty jego energia odstraszyła niższe energie z przestrzeni, przynosząc uczestnikom atmosferę spokoju i pokoju. Zasadniczo, przy wystarczającej ilości praktyki, każdy może połączyć się z energetycznymi wzorami dowolnego zwierzęcia i użyć jego zdolności energetycznych w przestrzeni ceremonialnej. Kiedy pragnienie tego jest szczere, nie trzeba wiele czasu, by połączyć się z duchami świętych roślin. Pierwszą rośliną, z którą połączyłem się było Natem. Podczas pewnej ceremonii w mojej wizji pojawił się fragment pnącza. Kiedy się na nim skupiłem, wyrosły mu ręce i nogi i stał się prostym ludzikiem, takim, jakie rysują małe dzieci. Ludzik przybliżał i przybliżał się bardzo szybko i stawał się coraz większy, aż osiągnął pełny rozmiar i był bardzo blisko mnie. Następnie natarł na mnie i od tamtej pory jestem bardzo silnie połączony z tą rośliną. Inna święta roślina Tsaank – Tytoń (tabaka) w ciągu lat mojej pracy ukazywała mi się wielokrotnie. Najbliższy związek z nią miałem kiedy w czasie ceremonii paliłem Tytoń z lasu deszczowego. Z energią Tsaank zaczerpnąłem w siebie energię świadomości, którą właściwie jest nazwać “Człowiekiem Malboro”. Była to energia bardzo męska, wręcz „kowbojska” – tak samo krzepy jak odwagi. Zaskoczyło mnie to, ponieważ wszystkie rośliny zawierają w sobie energię męską i żeńską, w związku z czym nie spodziewałem się, że energia Tsaank emituje tak silne męskie wibracje kiedy znajdzie się w polu energetycznym człowieka. Z trzecią z trzech głównych świętych roślin Szuarów, Maikiuą trudniej było się połączyć, a to przede wszystkim dlatego, że zażyłem ją zaledwie kilkakrotnie. Prawdziwe połączenie z tą rośliną uzyskałem uczestnicząc w rytuale Maikiuamamu, w którym uczestników wprowadza się w stan śpiączki pod wpływem roślin, w czasie której odbywa się podróże energetyczne przez królestwa duchowe. Ze względu na jego charakter udział w przygotowaniach do tego rytuału może wziąć każdy, lecz jest on przeznaczony wyłącznie dla osób szczerze zainteresowanych odkryciem siebie, i którzy nie boją się nawet umrzeć w tym procesie. Tsunki to wodne bóstwa, które spotkałem wiele razy. Spotkania te pomogły mi stworzyć z nimi głęboką i wręcz intymną więź, pomimo że nie jestem Szuarem z urodzenia. Pierwszy raz spotkałem je na ceremonii na plaży. W wizji zobaczyłem duży, zamglony ekran, a po chwil z jego drugiej strony, stworzenia podobne owadom, zaczęły przecierać ekran do czysta, dzięki czemu mogłem je wyraźnie widzieć i kontaktować się z nimi. Następnie wyjaśniły mi istotę energii Tsunki. Bardzo jasno wrażały się o wadze czystej wody. Powiedziały mi, że wycinanie drzew i zarośli nad wodą jest niewłaściwym działaniem, ponieważ w czasie deszczu gleba zostaje zmyta do rzek, które stają się bardzo brudne. Przez takie zanieczyszczenie woda nie zawiera wystarczającej ilości energii, co ma ogromny wpływ energetykę środowiska życia Tsunki. A z utratą Tsunki zachodzi też utrata przynoszonej przez nie uzdrawiającej energii. Energie Tsunki bardzo się przydają w różnych sytuacjach. Na przykład, kiedy prowadzę ceremonię lub asystuję przy niej i moje pole energetyczne dozna poważnego uszkodzenia niższymi energiami, pochodzącymi od uczestników, Tsunki przychodzą, by je naprawić. Muszę się wtedy tylko położyć w pozycji „nieboszczyka”, przez miłośników jogi zwanej Shavasaną, a wówczas wchodzą, przejawiając się jako setki małych światełek, które przyczepiają się do mojego pola energetycznego. I już po pięciu minutach ich oczyszczająco-energetyzująca praca jest skończona, a moje pole energetyczne całkowicie odnowione. Podczas ceremonii Natem czy Natemamu, odbywających się w lesie deszczowym, zawsze zabieramy uczestników na plażę, by połączyli się z Tsunki i niektórym naprawdę się to udaje. Tsunki zawsze mają dla nich wiadomość jak zmienić ich życie na lepsze. Większość uczestników jest tym tak podekscytowana, iż nie zdają sobie sprawy, że mogą uzyskać z nimi nawet wyższy stopień połączenia, łącznie z energetycznym staniem się Tsunki. Taka energetyczna transformacja przytrafiła się także mi. Podczas ceremonii na plaży energia Tsunki zstąpiła do mojego pojemnika energetycznego i energetycznie zmieniłem się w jedną istotę Tsunki, funkcjonując z poziomu tej świadomości. Obserwując jednocześnie swoje myśli i uczucia mogłem zbadać ich główną energię, która jest delikatna i słodka, a jednocześnie nie „wciśnie im się kitu”, mają bowiem ogromne poczucie granic. Przezabawny był moment kiedy jeden z uczestników ceremonii na plaży z entuzjazmem zaczął relacjonować pozostałym wiadomość, jaką otrzymał od Tsunki, nie mając pojęcia, że w tamtej chwili stało za nim Tsunki w postaci mnie. Stanie się Tsunki było jednym z moich pierwszych doświadczeń połączenia i transformacji w energię elementali. Połączenie z energiami poprzednich wcieleń i korzystanie z narzędzi, jakie ze sobą niosą, jest możliwe. Osobiście tego doświadczyłem w czasie, prowadzonej w Europie, ceremonii kiedy w moją przestrzeń energetyczną wleciał nagle sokół i usłyszałem słowa: „Oto dar od króla Syrii”. Nie usłyszałem dosłownie „Syrii”, ale energia zasłyszanych słów wskazała tę właśnie część świata oraz energie, jakie ma ten obszar i jego mieszkańcy. Kiedy to usłyszałem zstąpiła na mnie energia z zewnątrz. Była to energia królewska, a dokładniej, książęca z równowagą zacności i rycerskości pomiędzy pierwiastkiem męskim i żeńskim. Energia ta miała związek z jednym z doświadczeń z moich poprzednich wcieleń, w których byłem członkiem dworu królewskiego na wspomnianym terytorium. Po chwili zacząłem automatycznie pstrykać palcami i w ten sposób z łatwością mogłem usuwać pewne blokady z pól energetycznych uczestników, obchodząc przestrzeń ceremonialną z energią, która wtedy pojawiła się we mnie. Bez niej nie mam tej umiejętności kiedy pstrykam palcami. Ta umiejętność energetyczna została mi udostępniona przez energię z zewnątrz, która spłynęła na mnie. Inną energią, jaka zstąpiła na mnie kiedyś była ta związana z głębokim połączeniem, które mam z energiami Górnego i Dolnego Egiptu. Badając je odkryłem, że spędziłem wiele wcieleń w tej kulturze, praktykując wiele różnych energii uzdrawiających. Wiele osób pracujących z energią w Europie i Stanach Zjednoczonych ma połączenie tego typu. Odkrycie ich zwiększa potencjał takiej praktyki. Energia, która wówczas na mnie zstąpiła była najwyraźniej bóstwem, które przedstawiło się jako Amon Ra, lecz nie było mi przyjazne. Ewidentnie w jednym z moich poprzednich wcieleń piastowałem urząd państwowy o znacznej władzy w zakresie spraw państwowych. Arogancja oraz duma spowodowała podjęcie złej decyzji, która z kolei wywołała głód i śmierć wielu osób. Bóstwo to energetycznie pchnęło mnie na kolana i jedyną rzeczą, jaką mogłem wtedy zrobić było ukorzenie się przed nim, jawiącym się przede mną jako potężny garnitowy posąg. Jedynym sposobem, w jaki mogłem wyjść z tej sytuacji cało było udostępnienie mu mojego pola energetycznego i pokazanie, że obecnie energetycznie wygląda zupełnie inaczej niż w tamtym czasie, co było wynikiem oczyszczania, które przechodziłem w późniejszych wcieleniach. Dopiero wówczas Amon Ra uwolnił mnie z energetycznych więzów. Po tym doświadczeniu spostrzegłem, że lepiej mi idzie zapraszanie do mojego zbiornika energetycznego kilku energii ze starożytnego Egiptu, by z nimi pracować nad polami energetycznymi uczestników ceremonii. Nauczyło mnie ono też, że niektóre pojawiające się energie mogą mieć niewyobrażalną moc. Na świecie jest wiele znaczących kultur, a każda z nich niesie ze sobą specyficzne energie, nie licząc tych wspólnych dla wielu innych, jeśli nie wszystkich, kultur. Dużo podróżuję, by zapoznać się z tymi energiami i móc zaprosić je do swojego pojemnika energetycznego. Objechałem cały świat, by połączyć się z różnymi kulturami i zbadać jakie energie mają dane cechy, by móc korzystać z nich w mojej pracy uzdrowiciela, czy to na ceremoniach czy w środowisku biznesowym. W Azji odkryłem słodkie i delikatne energie, podobne do tych nadal obecnych na wciąż stosunkowo dziewiczej ziemi Laosu. W całej Ameryce Łacińskiej połączyłem się z energiami machismo, które zdają się mieć wiele wspólnego z silnym przyciąganiem płci przeciwnej, jeśli tylko właściwie się je stosuje. Są to doskonałe energie do przekazania w pola energetyczne niepewnych siebie mężczyzn, mających z powodu swej niepewności trudności z przyciągnięciem partnera. Przez rok mieszkałem i pracowałem w Tanzanii – kraju o zupełnie odmiennym systemie wartości od europejskiego. Pobyt tam umożliwił mi połączenie z energiami Masajów – rdzennego ludu zamieszkującego duże, wyludnione obszary sawanny za terenami miejskimi. Jest to niezwykle skromny lud, lecz przy tym bardzo dumny i silny. Mają oni wewnętrzne połączenie ze zwierzętami zamieszkującymi bezkresne tereny równiny Serengeti, na odległych obszarach Tanzanii – zwłaszcza z lwami. Ze względu na swe nawyki żywieniowe Masajowie mają zupełnie inny zapach niż inni ludzie, który zapobiega spotkaniu lwa z Masajem: spotkaniu, które biorąc pod uwagę nieustraszoność tego ludu, najpewniej skończyłoby się porażką lwa. Jednak najczęstszą obcą energią, pojawiającą się w moim zbiorniku energetycznym jest energia Mongołów. Są to mili ludzie, lecz jednocześnie bywają bardzo nieuprzejmi i gburowaci. Energia ta bardzo się przydaje w energetycznym przyborniku do walki z bytami i wydobywania ich z ludzi i przestrzeni – boją się one tych energii i schodzą im z drogi. Podróżowanie i łączenie się z energiami innych kultur jest dobrym sposobem na stworzenie zbiornika energetycznego w swoim wnętrzu, jako że nie ma innego sposobu na bliski związek z różnymi kulturami niż przystosowanie do nich swojego systemu energetycznego – i właśnie to ma miejsce kiedy zapraszasz energie do swojego wnętrza podczas ceremonii. Podczas prowadzonych przeze mnie ceremonii regularnie pomagają mi energie zmarłych szuarskich mistrzów. Moi szuarscy nauczyciele mają z nimi wiele połączeń, a więc mistrzowie Szuarów towarzyszą im w prawie każdym aspekcie ceremonii. Mój arsenał jest średniej wielkości. Czasem pomagają mi przy niewielkich zadaniach, jak na przykład w grze na tumanku – harfie ustnej czy kaerze – tradycyjnych skrzypcach Szuarów. Kiedy pojawiają się w mojej przestrzeni nie chodzi o to, że nagle gram na skrzypcach jak Yehudi Menuhin – to znaczy oczywiście kiedy żył. Dzięki nim mam większe wyczucie tonalności i popełniam mniej błędów niż bez tej energii. jest jeden szuarski mistrz, który nieustannie towarzyszy mi podczas ceremonii i jest zawsze obecny w moim polu energetycznym. Połączenie z nim uzyskałem po ciężkiej, ale otwierającej oczy, ceremonii picia medycyny, w czasie której pobierałem nauki od Pradziadów na temat poszczególnych chorób i przeszedłem szczegółową próbę charakteru. Tamten nocy jeden z nich przedstawił się jako Chumpi. Rano rozmawiałem o tym z moim nauczycielem, by uzyskać jakieś wskazówki na temat tego skąd pochodziła ta energia. Okazało się, że Chumpi to nieżyjący już dziadek mojego nauczyciela. Energia Chumpi łączy mnie z głębszymi aspektami kultury Szuarów, przychodzi do mnie i pomaga z trudniejszymi elementami ich społeczeństwa, zwiększając możliwość zrozumienia i dostarczając obrazów moich wizji. Większość energii wchodzi we mnie przez siódmą czakrę – korony, jednak przy niektórych energiach, zazwyczaj opowiadania historii, dzieje się to przez czakrę pępka, umiejscowioną dokładnie w pępku. Nie należy mylić jej z drugą czakrą, będącą częścią systemu siedmiu czakr. Kiedy nowa świadomość pojawia się po raz pierwszy w systemie energetycznym człowieka, umieszcza w nim małą kotwiczkę, by było jej łatwiej powracać. Kiedy badam swój system energetyczny widzę te znaczniki w niższych częściach swojego brzucha, skierowane do środka ciała. W moich wizjach wyglądają one trochę jak przezroczyste, samoprzylepne wieszaczki na ręczniki kuchenne. Kiedy ostatni raz liczyłem miałem osiemnaście takich „wieszaczków” w swoim systemie energetycznym – wszystkie powstały w ciągu ostatnich dziewięciu lat „treningu” tą techniką, chociaż nie wszystkie energie związane z tymi „wieszaczkami” przychodzą regularnie. Im bardziej przydają się na ceremoniach, tym częściej przychodzą. Mówiąc o energiach zstępujących do mojego systemu energetycznego regularnie używam słów „zapraszam” i „przyciągam”, by to o czym mówię było jasne, jednak w rzeczywistości wygląda to troszkę inaczej. Kiedy ustanowi się połączenie z takimi energiami, jeśli zachodzi taka potrzeba w przestrzeni uzdrawiania, wchodzą one wraz ze swoimi cechami do zbiornika energetycznego, co całkowicie kojarzy się z naszym zwyczajowym zachodnim tokiem myślenia, że jeśli posiadamy jakieś narzędzie, jesteśmy jego panami i możemy nad nim dominować. Żadnej z tych energii nie da się zdominować. Oczywiście, że nie da się – w przeciwnym razie nie mogłyby one zrobić tego, po co pojawiły się na ceremonii. A więc sztuka polega na tym, by im nie dyktować ani nie rozkazywać niczego, lecz pozwolić im wejść do systemu energetycznego i jednocześnie przyjąć je w stopniu najwyższym z możliwych, poprzez przyjęcie ich wartości w siebie. W pewien sposób już jesteś częściowo nimi nawet zanim w ciebie wejdą, choć musisz na chwilę przystosować swoje jestestwo do wchodzącej energii, by wspomóc ją przy ostatnich przeszkodach. Kiedy w ciebie wchodzą, stajesz się nimi, lecz także tymczasowo one stają się tobą i musi to być dla nich do zniesienia. Nie są głupie, by skazać się na wejście w system energetyczny, który stwarza im problemy. Łączenie się z energiami jest w pewnym sensie zawarciem umowy. Jej dotrzymanie polega na pielęgnowaniu zasad, z którymi są ściśle powiązane. A zatem nie ma szamana czy szamanki z identycznym zbiorem energii zewnętrznych, na których może polegać podczas ceremonii. Wszystkie one mają związek z indywidualną osobowością i postrzeganiem życia, z umiejętnościami tych energii ściśle dotyczącymi oczyszczania, jakiemu miały służyć. Być może niektórzy chcieliby zrozumieć jak to jest na poziomie doświadczenia kiedy przychodzą energie. By zapoznać się z tą techniką pomocnym może być poznanie uczucia kiedy energia z zewnątrz wchodzi do systemu energetycznego. Pomoże ci w tym przypomnienie sobie uczucia kiedy ostatni raz owładnęła i porwała cię energia określonej emocji. Być może zdarzyło się to kiedy oglądałeś bardzo smutny film lub kiedy byłeś naprawdę zły na kogoś. Prawdopodobnie zauważyłeś lub zauważyłaś, że w tym momencie mogłeś/mogłaś myśleć, czuć i działać tylko według tej energii, że zostało bardzo niewiele miejsca na podejmowanie decyzji. W pewien sposób możesz odczuwać to jako ograniczające, lecz z drugiej strony, energia ta doda ci takich umiejętności jak odczuwanie większej empatii w czasie oglądania smutnego filmu lub podejmowania szybkich decyzji służących samoochronie , w sytuacji gdy ktoś ci zagraża. W istocie dokładnie tak działa ta szamańska technika w praktyce: pozwalasz, by zewnętrzne energie tymczasowo zmieniły twoje postrzeganie, a więc i sposób myślenia, czucia i działania. Wraz z tą tymczasową zmianą pojawia się określona umiejętność energetyczna. Różnica pomiędzy energią emocji, a energią z zewnątrz jest taka, że ta ostatnia jest w stanie funkcjonować niezależnie, jest świadoma i zazwyczaj odczuwana jest bardziej jako rozwój, nie zaś ograniczenie. Jeśli jakąś grupę ludzi można porównać do szamanów korzystających z tych umiejętności, to są to aktorzy, choć posługiwanie się tą zdolnością w szamanizmie nie ma absolutnie nic wspólnego z grą aktorską. Nie mam tu na myśli celebrytów z głównych stron prasy brukowej, ale tych prawdziwych: takich, którzy w pełni stają się tymi, których grają. Robią to w taki sposób, że gra aktorska przestaje być grą. W sztukach dramatycznych technika ta nazywa się Metodą Stanisławskiego (ang. Method Acting)i sprawia, że gra aktorska jest tak prawdziwa, że staje się nie do odróżnienia od rzeczywistości. Każdy kto przejdzie w wyższy stan percepcji, przy użyciu lub bez medycyny roślinnej, może z łatwością odróżnić dobrego aktora od kiepskiego. Wiele lat temu wraz z przyjacielem Walterem poszliśmy do kina po spożyciu grzybków. Wybór padł na Poznaj moich rodziców; żarty w nim były nieskończenie bardziej zabawne, poza tym obaj śliniliśmy się za każdym razem kiedy na ekranie pojawiał się wydatny biust Barbary Streisand. Z łatwością dostrzegliśmy też, że Robert de Niro należy do tej grupy aktorów: nawet po zażyciu medycyny roślinnej nie byliśmy w stanie wyczuć nawet śladów gry aktorskiej w jego grze. Pozostali aktorzy tego typu to Al Pacino, ze swoją niezapomnianą I prawdopodobnie najlepszą rolą Tony’iego Montany w Człowieku z blizną oraz Jack Nicholson. Wszyscy ci aktorzy skrupulatnie ćwiczą, by stać się postacią, którą mają zagrać, czasem nawet mieszkają w odpowiednim środowisku żeby myśleć i czuć jak grany przez nich bohater. Istnieją nawet pewne techniki zapobiegające przedostaniu się efektom tej metody do życia aktora w sposób destrukcyjny. Całkowite stanie się granymi przez nich postaciami czyni tych aktorów wielkimi. Są też aktorzy, którzy pomimo, iż nie posiadają tej umiejętności i tak są wspaniałymi aktorami: Robert Redford jest jednym z nich. W każdej otrzymanej roli może grać siebie i tylko siebie i robi to jak nikt inny. A zatem nie martw się, jeśli jeszcze nie opanowałeś szamańskiej umiejętności zapraszania duchów do swojego zbiornika energetycznego: nadal możesz być wspaniałym uzdrowicielem/uzdrowicielką energetyczną będąc po prostu sobą. Jeśli poświęcisz odpowiednio dużo czasu ścieżce świętych roślin, automatycznie ukażą ci się różnego rodzaju wspomniane przeze mnie energie, by pomagać ci na ceremoniach, choć pomocne w ukazywaniu się energii jest wyrażanie silnej intencji połączenia się. Wówczas możesz połączyć się z nimi. Oczywiście ukazują się tobie i przychodzą z pomocą. Prawdopodobnie zrobiłbyś to samo dla nich, a ponieważ w znacznym stopniu już przyjąłeś ich wartości, robisz to kiedy przychodzą do ciebie. Konieczna jest zatem całkowita szczerość twoich intencji. Dobrze wiedzą kogo wybrać i żadną miarą nie ukryjesz przed nimi swego prawdziwego charakteru. Oto dlaczego opierającym się na ego szamanom brak tych połączeń lub też łączą się z niższymi energiami, które wymagają osoby z rozdętym ego. Tak więc podstawowym celem osoby na każdej ścieżce szamańskiej jest szczera praca nad sobą. Inną przysługą, jaką możesz sobie wyświadczyć jest zmiana swojego systemu przekonań na temat energii. niezwykle istotne jest, by wyjść poza oparte na przedmiotach i zbudowane na doświadczeniach w rzeczywistości fizycznej rozumowanie i zacząć uzmysławiać sobie, że energia jest z definicji świadoma, a zatem można ją zaliczać do żyjących, chociaż, podobnie jak u istot fizycznych są różne poziomy inteligencji, tak i energia ma różne poziomy świadomości. Rodzaje energii, z którymi można się połączyć są wielce różnorodne i mądrzy uzdrowiciele łączą się tylko z wyższymi energiami, przynoszącymi wyłącznie uzdrowienie. Jednakże spora część szamanów woli łączyć się z niższymi energiami – są to tak zwani czarni szamani. Nie trudno jest dostrzec dlaczego to robią. Przede wszystkim energie te mają moc, którą można wykorzystać, by spełnić osobiste potrzeby uzdrowiciela: sam w sobie jest to jeszcze jeden dobry powód do skrupulatnej pracy nad szaleństwami własnego ego, by nie podejmować już takich decyzji. Czasem do takiego wyboru dochodzi nieświadomie kiedy uzdrowiciel dopuści strach, wątpliwość czy nienawiść do decyzji z jakimi energiami ma się połączyć. Raz ustanowione połączenie z określonymi energiami i moc, jaką ze sobą niosą, można wykorzystywać do manipulacji sytuacji lub pól energii innych ludzi bez jakiegokolwiek względu na tę osobę. Dla niektórych takie działanie warte jest sporych pieniędzy i czarni szamani zarabiają bardzo dużo łącząc się i korzystając z niższych energii, przynoszących innym szkodę. Naturalnie, po jakimś czasie wszyscy zainteresowani zdadzą sobie sprawę, że to pułapka. Cechy tych energii są takie, że nie mają one problemu z wyrządzaniem krzywdy innym i w końcu czarni szamani czy szamanki przekonają się, że dotyczy to także jego/jej. Co wychodzi – wraca. Oto dlaczego jestem niezwykle ostrożny łącząc się z energiami. Z pojawiającymi się przede mną energiami zawieram kontakt i pozwalam im zakotwiczyć się w moim polu energetycznym wyłącznie po bardzo wnikliwym zbadaniu ich natury, ponieważ po pierwsze, absolutnie nie chcę nikogo skrzywdzić, a po drugie, nie chcę zrobić krzywdy sobie. Dla wyjaśnienia swojej ostrożności posłużę się przykładem. Nie tak dawno, podczas ceremonii pojawiła się przede mną energia, wyjaśniając, że jest energią doświadczeń z poprzednich wcieleń, co mogłem potwierdzić, ponieważ jej ślady były zgrane z częścią mojego systemu energetycznego. Było to wcielenie, w którym ja, a raczej ta energia, co prawda, nie praktykowała czarnego szamanizmu, ale dokonywała kontrataków wywodzących się z niego i korzystających z jego technik, bardzo zbieżnych z zasadą „oko za oko”. Energia ta miała znamiona XVIII-wiecznego Północnego Meksyku w stylu Enrico Morricone, co spowodowało, że nazwałem ją „Meksykaninem”. Wiedziałem i rozumiałem też, że wiedza i zrozumienie, że „Meksykanin” działał w oparciu o czarny szamanizm, ponieważ doświadczenie tego wcielenia było rozległe. Dla mnie w obecnym wcieleniu taka wiedza mogłaby okazać się przydatna, jako że coraz więcej osób cierpiących z powodu ciemnych sztuk „namierza” mnie prosząc o pomoc. Wiedząc więcej na ten temat mógłbym im skuteczniej pomóc, ponieważ banki wspomnień należące do takiej energii otwierałyby się stopniowo podczas ceremonii, przynosząc mi zrozumienie tych tematów. A jednak zawahałem się przed połączeniem się z tą energią i umieszczeniem jej kotwicy we mnie. Po pierwsze dlatego, że nieszczególnie podobały mi się jej cechy, które w mojej wizji przybrały postać wychudzonego i bladego mężczyzny ubranego na czarno, a po drugie, doskonale wiedziałem, że jeśli ta energia była znacznie bardziej unurzana w czarnej energii niż byłem w stanie to zobaczyć, wówczas z całą pewnością stworzę sobie niepotrzebne, ogromne problemy: podobne przyciąga podobne. Więc wymyśliłem pewną sztuczkę. Przyjąłem zaproszenie, by połączyć się z tą energią, a kiedy już umieściła ona we mnie „kotwiczkę”, automatycznie poleciłem swojemu systemowi energetycznemu zwymiotować ją wraz z towarzyszącą jej energią przedział czasowy jednego roku, niezależnie od tego, co mogłoby się wtedy wydarzyć i zamknąłem to polecenie tak głęboko w swoim systemie, że nie mam do niego dostępu ani też nie mogę go cofnąć. Takie działanie można nazwać „dobrym zaklęciem”. Gdyby bowiem okazało się, że połączenie z tą energią byłoby niekorzystne dla mnie i dla innych, lub jeśli nawet stopniowo pochwyciłoby mnie, wówczas automatycznie zostałoby usunięte z mojego systemu energetycznego. Rozumowałem, że jeśli okazałoby się, że połączenie z tą energią jest jednak korzystne, w ciągu roku, energia ta wykaże zainteresowanie staniem się częścią mojego arsenału energetycznego. Sama ta energia wydawała się nie mieć nic przeciwko takiemu zachowaniu, co było dobrym znakiem, a jej przydatność potwierdziła się później na ceremonii, kiedy jakieś ciężkie energie, wychodzące z uczestników, torturowały mój system energetyczny. „Meksykanin” poniósł we mnie swoją głowę i zaledwie trzy sekundy upłynnił te gęste energie. Wykorzystał technikę manipulacji energią, która prawdopodobnie kosztowałaby mnie dziesięć lat intensywnej nauki i praktyki opanowania jej, a teraz mogłem z niej otwarcie korzystać dzięki połączeniu z tą zewnętrzną energią. Najtrudniejszą częścią techniki pracy z przychodzącymi do systemu energetycznego energiami z zewnątrz jest ich uwolnienie po ceremonii. Trzymanie ich w sobie spowodowałoby ogromny dyskomfort, ponieważ dopóki są w tobie, nie jesteś „sobą”, szczególnie, jeśli chodzi o energie dominujące. Dlatego watro wyraźnie zaznaczyć koniec ceremonii, w którym wszystkim towarzyszącym energiom dziękuje się i uwalnia się je. Jeśli ciężko jest im wyjść, można im pomóc kilkuminutowym spacerem na świeżym powietrzu i połączeniem z przyrodą. Uspokajające energie natury pomagają ci uwolnić się od energii towarzyszących podczas ceremonii. Poza tym, można podjąć te same kroki jak przy ataku niższych energii, np. wziąć zimny prysznic, płynny Tytoń czy pójść do sauny. Czasami jest to tylko kwestia „wysiedzenia” i uznania tych niedogodności za oczywiste. Zdarza się, że trudno jest dostrzec, że jakaś energia po ceremonii została jeszcze w środku, ponieważ może ona blokować postrzeganie. Raz przydarzyło się to jednemu z moich nauczycieli, pomimo jego biegłości w tej technice. Wyszedł na zewnątrz, by oczyścić się z dominującej energii oczyszczającej, lecz kiedy ponownie przyszedł na miejsce ceremonii nadal miał większość jej w sobie. Mój system energetyczny natychmiast wychwycił to i dał mu wibracyjną wskazówkę, którą natychmiast odebrał i jeszcze raz wyszedł na świeże powietrze. To co napisałem w tym rozdziale o tej technice może brzmieć dla ciebie trochę schizofrenicznie i w pewnym sensie czuję, że rzeczywiście jest tu pewien związek z tą chorobą. Według mnie jedyna różnica pomiędzy osobą cierpiącą na schizofrenię a uzdrowicielem szamańskim jest taka, że ta pierwsza nie ma kontroli nad zbiornikiem energetycznym, do którego zstępują energie z zewnątrz, tymczasem odznaczający się znawstwem uzdrowiciel szamański posiada taką kontrolę. Dlaczego jest ona istotna zostało mi ukazane podczas jednego rytuału oczyszczającego Natemamu, odbywającego się w Ekwadorze, w którym uczestniczył jeden z tych, którzy nazywają siebie szamanami. Wcześniej powiedział uczestnikom, że będąc dzieckiem miał papugę i że całymi dniami bawił się przy domu z różnymi papugami, głaskając i karmiąc je. Wieczorem, na ceremonii, z energią medycyny stało się nieuniknione. Połączył się ze standardowym wzorcem energetycznym papugi, ale ponieważ jego zbiornik energetyczny był niezwykle słaby, zamiast poradzić sobie z nim, został pochwycony przez tę energię. Najpierw przykucnął, stojąc na ławce w okrągłym domku, w którym odbywała się ceremonia, po kilku minutach zaczął machać rękoma jakby były skrzydłami, a po chwili już zeskakiwał i wskakiwał na ławkę jak ptak, będąc przy tym całkowicie tego nieświadomym. Jego zachowanie wywołało mnóstwo uciechy wśród pozostałych uczestników, ze zdziwieniem patrzących na rozgrywające się przed nimi wydarzenie. W końcu ławka załamała się i „szaman” runął na ziemię. Następnego dnia, rzecz jasna, nie pił medycyny. Teraz już wiesz, że kiedy zapraszasz mnie bym poprowadził ceremonię w kręgu, nie przychodzę sam, lecz z wieloma przyjaciółmi. Kiedy podaję ci medycynę, przychodzi do mnie energia doświadczeń z poprzedniego wcielenia – szamana z Amazonii, w pełnej okazałości, włącznie z pióropuszem. To on podaje ci medycynę do wypicia, z wszystkimi wibracjami zawartymi w niej. Ja tylko obserwuję ten proces. A kiedy oczyszczam cię miotełką szamańską, przez Szuarów zwanej shishink, jest przy tym moc, która „zarządza” miotełką i usuwa blokady z twojego pola energetycznego, ja tylko pozwalam tej energii prowadzić moje ruchy. Na ceremonie przychodzę z przyjaciółmi, wśród których są uzdrowiciele, muzycy i gawędziarze. Pochodzą oni z różnych kultur i wchodzą w mój system energetyczny, by działać przeze mnie. Zdarza się, że gawędziarze opowiadają historie, których sam wcześniej nie słyszałem. Tym, którego zobaczycie najczęściej jest wyższa część mnie, będąca w jedności z pełną miłością do innych i do siebie, ponieważ wie , że jest też tą drugą. Jest to część będąca mistrzem ceremonii. Ta część jest prawdziwym szamanem i samouzdrawia się. Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami Górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować się drogą e-mailową: [email protected] lub przez stronę internetową: www.Tsunki.com. Autor pozostaje otwarty na pytania i konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej. Serdecznie zaprasza też do dzielenia się linkiem do tego artykułu z innymi.