ROW_26-31_JAPONIA_Rower final

Transkrypt

ROW_26-31_JAPONIA_Rower final
wyprawa numeru » Japonia
Podróż do krainy
uprzejmości
87
dni
Droga wzdłuż
rzeki Shimanto
uchodzi za jedną
z najbardziej
malowniczych
na wyspie Sikoku
To miała być i była podróż, a nie wyścig. Zaplanowałam tylko termin
(wiosna, aby doświadczyć czasu sakury, czyli kwitnienia wiśni) i czas trwania
wyprawy (trzy miesiące) oraz start i metę. Celem było pokonanie całej
Japonii wzdłuż i przejechanie przez cztery główne wyspy: Kiusiu, Sikoku,
Honsiu i Hokkaido.
Tekst i zdjęcia Ewa Świderska
O
kreśliłam azymut – miejsca, które chciałabym
odwiedzić lub ominąć,
co do reszty panowała
ogólna dowolność. Zakładałam, że będzie to samotna wyprawa, ale jako że koleżanka Zofia miała ochotę dołączyć, w rezultacie przez
niemal miesiąc pedałowałyśmy razem.
Bez żalu pożegnałyśmy polską,
śnieżnobiałą wiosnę i po niemal dobie
w podróży wylądowałyśmy w Osace.
Przenocowałyśmy w pensjonacie,
a następnego dnia kontynuowałyśmy
podróż tanimi liniami do miasta Kagoshima, położonego na samym południu
Japonii i wyspy Kiusiu, gdzie to przesiadłyśmy się na rowery, z ulgą stwierdzając, że działają mimo trudów po-
26 | rowertour | wrzesień 2013
dróży. Zakochałam się w Japonii
od pierwszego wejrzenia. Pokutująca
opinia, że jest to kraj drogi, industrialny i zatłoczony, odstręcza wielu amatorów podróży na rowerze.
Okazało się, że jest zupełnie inaczej.
Kiusiu i pierwsze wrażenia
Pierwsze dni mijają nam w sielskiej
atmosferze. Nie ma końca zachwytom... ciepłem, nadmorskim krajobrazem z palmami w tle, uprzejmością Japończyków, która jest wręcz
trudna do zrozumienia ludziom
z naszego kręgu kulturowego, ofertą sklepów i lokalnymi specjałami.
Trasa wiedzie wokół wulkanu Sakurajima, który jest jednym z największych czynnych wulkanów w Japo-
nii, wszystko dookoła pokryte jest
z lekka czarnym pyłem. W hostelu
poznajemy Totsuke, miejscową nauczycielkę języka angielskiego, która – kiedy orientuje się, że w okolicy są dwie „żywe” cudzoziemki
– przywozi do nas czwórkę swoich
nieco przerażonych uczniów, aby
mogli sobie z nami pokonwersować.
Niestety, znajomość angielskiego
wśród Japończyków jest naprawdę
znikoma i nie co ma za bardzo liczyć
na dogadanie się w tym języku.
Za to Totsuke w podziękowaniu zaprasza nas do siebie do domu. Bardzo jesteśmy rade z możliwości odwiedzenia japońskiego domu, nie
mówiąc już o frajdzie z przymierzania kimon.
Naszym celem jest nadmorski kurort Ibusuki, miejscowość położona na samym południu wyspy, słynącej z kąpieli w gorącym piasku i gorących źródeł. Zostajemy zakopane
po szyję w czarnym, mokrym, wulkanicznym piachu – istna sauna. Doświadczenie to zaliczam do kategorii
przeżyć: bezcenne. Gdy odbijamy
znad wybrzeża w głąb wyspy, na trasie od razu robi się spokojniej, a ciągnące się wzdłuż dróg uprawy herbaty i ryżu dodają pejzażowi egzotycznego charakteru. Pogoda stabilizuje
się jednak na zimnym i wietrznym poziomie – wieje tak, że ciężko jest
utrzymać się na rowerze. Muszę przyznać, że moja wizja Kiusiu jako wyspy
wiecznego słońca nad Pacyfikiem była zdecydowanie zbyt stereotypowa.
Dojeżdzamy na wyspy Amakusa
– to archipelag na Morzu Wschodniochińskim u zachodnich wybrzeży
Kiusiu. Romantyczne widoki i panujący spokój – oto, czego w podróży
szukam najchętniej, dlatego tak bardzo mi się tu podoba. Wyspy to także
japońskie centrum chrześcijaństwa
– taka ilość kościołów w tym buddyj-
Spotkanie tradycji
z nowoczesnością
na ulicach Osaki
sko-sintoistycznym kraju nie zdarzy
się już nigdzie później.
Nie daje się przemierzać wyspy
w szybkim tempie, gdyż co chwila
czekają na nas kolejne atrakcje.
W Kumamoto – jednym z największych miast na Kiusiu – zwiedzamy
okazały zamek. Niestety, pomimo że
bryła prezentuje się imponująco,
wnętrza są jedynie betonowym muzeum i rozczarowują. Tak jak większość zamków w Japonii, tak i ten
został zniszczony i spalony. Odbudowano go, co prawda, ale stosując betonową, nie zaś drewnianą konstrukcję. Lokalne centrum informacji turystycznej dostarcza nam jednak dobrodziejstwa w formie darmowego
internetu i Wi-Fi, co – jak się później
przekonuję – w Japonii jest dobrem
reglamentowanym.
Następną atrakcją jest Aso-san
– największy aktywny wulkan w Japonii i jeden z największych na świecie. Jego kaldera ma średnicę około 30 kilometrów, ponad 120 kilometrów w obwodzie, a wewnątrz znajdują się cztery mniejsze stożki wulkaniczne. Wjazd na punkt widokowy
dymiącego krateru jest uzależniony
od emisji dymu i siły wiatru – my
mamy szczęście. Wszędzie czuć siarkę, a widoki są iście księżycowe, jest
co podziwiać. Na zakończenie dwutygodniowego przemierzania Kiusiu
odwiedzamy jeszcze miasto Beppu,
które słynie z niezliczonych gorących
źródeł (tzw. jigoku, czyli piekiełek)
do tego stopnia, że nad miastem widać unoszącą się parę.
Nad Pacyfkiem
Promem przeprawiamy się na najmniejszą i najmniej znaną z głównych wysp Japonii – Sikoku. Wyspa
wyciska z nas siódme poty, ale też
wynagradza pięknem przyrody – górami, rwącymi lub płynącymi leniwie rzekami, w końcu spokojnym
wybrzeżem Pacyfiku. W kwestii włóczęgostwa nie czujemy się samotne.
Sikoku odwiedzają rokrocznie tysiące pielgrzymów, idących dookoła wyspy szlakiem 88 świątyń, założonych
w VIII wieku. Codziennie spotykamy
na biało ubrane, sunące postacie, nie
tylko narodowości japońskiej i pozdrawiamy się wzajemnie. Mamy
wrzesień 2013 | rowertour | 27
wyprawa numeru » Japonia
też możliwość skorzystania z gościny
Toyamy, chłopaka z rowerowej społeczności Warmshowers. Toyama pochodzi z Tokio, a jako że praca 20 godzin na dobę przestała go bawić,
wsiadł na rower, przejechał pół świata i osiadł na wybrzeżu Sikoku, gdzie
prowadzi farmę pomidorów. To lubię!
Zamek
Matsumoto
w Alpach
Japońskich to
jeden z pięciu
zachowanych
w oryginale
zamków Japonii
Niekończąca się wspinaczka
Miesiąc mija jak z bicza strzelił. Zocha
poleciała do domu, a ja przeprawiam
się do miasta Wakayama na wyspie
Honsiu i rozpoczynam nowy, samodzielny (ale nie samotny) etap podróży. To właśnie tu, na półdzikim półwyspie Kii w okolicach Osaki, znajdują się dwa najważniejsze święte miejsca Japonii. Jest to kompleks świątyń
buddyjskich na górze Kōya-san oraz
najważniejsze dla religii shintō sank-
Czas kwitnienia
wiśni, mali
Japończycy
i obowiązkowe
zdjęcia
tuarium w Ise. Postanowiam odwiedzić oba miejsca i, zgodnie z ideą wyprawy, ominąć zatłoczone Kioto.
Kōya-san, na którą prowadzi ponaddwudziestokilometrowy, wijący
się podjazd, wita mnie ogromną tablicą z temperaturą, która wynosi 5,8
stopni Celsjusza. Nie dziwi mnie już
wcale, że pomimo podjazdu po drodze zmieniam garderobę i przepraszam się z pełnymi butami. Nawet
bardzo się na kilka dni z nimi przeprosiłam. I jeszcze bardziej przeprosiłam czapkę i rękawiczki.
Kōya-san to ogromna liczba starych buddyjskich świątyń. Miejsce to
kojarzyć mi się również będzie z cyklistą Toshio, którego spotykam
w punkcie informacji turystycznej
i który przejęty moją podróżą proponuje mi gościnę u siebie w domu
w pakiecie z kolacją, prysznicem
i praniem na dokładkę, z czego
– i owszem – korzystam. Jest potwornie zimno, a poza tym trzeba się
bratać z narodem japońskim.
Świątynie shintō w Ise to najwspanialsze sanktuaria w Kraju Kwitnącej Wiśni i duchowa mekka Japończyków. Shintō to ich tradycyjna religia – politeistyczna i oparta na japońskiej mitologii. Świątynie w Ise
istnieją od niemal dwóch tysiącleci,
a co 20 lat są restaurowane i właśnie
w tym roku przypada ta uroczystość!
Nowe świątynie są skrzętnie skrywane za parkanami i przyznam, że
udziela mi się ten nastrój nowości
i zmiany. A udziela mi się też dlatego,
że dzielę go z dziesiątkami tysięcy Japończyków. Kończy się tzw. Złoty Tydzień, który można porównać z polskim długim majowym weekendem
i nawet przypada w tym samym czasie. Tłumy są nieprzebrane.
Po wjeździe w Alpy Japońskie droga wije się w poziomie i w pionie. Widoki są obłędne, ale skądś je już
znam: jakby trochę bałkańskie, potem już typowo alpejskie, a kwiatki
w ogródkach bardzo swojskie – bratki, łubin, irysy. Aż tu nagle na mojej
drodze pojawia się małpa… i od razu
mi się przypomina, że jestem w Alpach, ale Japońskich.
Na odpoczynek po wielodniowej
wspinaczce wybieram Matsumoto,
przyjemne miasto w górach, słynące
z najstarszego oryginalnego zamku
w Japonii – z uwagi na ten fakt postanowiam go zwiedzić. Przed wejściem
zaczepia mnie przewodnik wolonta-
riusz Mitsuto, który nie tylko oprowadza mnie po zamku, ale też zaciekawiony moją podróżą zaprasza
na lunch. Bardzo to jest miłe i chętnie
rozmawiam z Mitsuto oraz próbuję
lokalnego specjału, jakim jest wyrabiany z mąki gryczanej makaron soba, który jada się, maczając w sosie
sojowym. Na zakończenie Mitsuto
kilkakrotnie dziękuje mi za towarzystwo i możliwość rozmowy po angielsku. Nie po raz pierwszy myślę, że
byłoby wspaniale, gdyby choć odrobina japońskiego wyrażania wdzięczności stała się polskim zwyczajem.
Japonia praktycznie
Po ponad miesiącu w drodze nabieram już obycia w trampingu na rowerze „po japońsku”. Kluczowe kwestie, to jest noclegi, toaleta i jedzenie,
nie sprawiają z reguły problemu. Ceny gotowych obiadów w sklepach
okazują się być przystępne, do tego
wszędzie można je sobie na miejscu
podgrzać i zrobić herbatę, zatem nie
ma potrzeby gotować. Inna sprawa
to ilość i jakość tutejszych toalet – jest
ich tyle i są tak czyste, że nie nadążam ze wszystkich korzystać. Japońskie toalety z mnóstwem guziczków
i bidetowymi wodotryskami niezwykle pomagają w utrzymaniu higieny
rowerzysty. Na dokładniejszą kapiel
najlepiej wybrać się do łaźni publicznych, zwanych onsen lub sent są
one powszechne i niedrogie (100-500
jenów). Należy jednak poznać i stosować się do zasad korzystania z takich
przybytków. Podstawowa brzmi:
kąpiemy się tylko nago i nie
MARIUSZ MAMET/MAC MAP
Skansen Ajnów
nad jeziorem
Akan na Hokkaido
W PIGUŁCE
G Trasa – Kagoshima > Ibusuki > wyspy Amakusa >
Kumamoto > wulkan Aso > Beppu > Uwajima >
Kōchi > Tokushima > Wakayama > Kōya-san > Ise >
Toba > Matsumoto > Nagano > Niigata > Tsuruoka
> jezioro Towada > Hirosaki > Aomori > Hakodate
> jezioro Onuma > jezioro Toya > Chitose > Furano
> Biei > Asahikawa > Bifuka > Wakkanai >
przylądek Sōya > Abashiri > jezioro Akan > Sapporo
G Czas – 87
G Dystans – ok. 5000 km
G Dojazd – leciałam liniami Emirates (2500 zł), gdyż
mają największy limit bagażu, tj. 37 kg. Na trasie Osaka
– Kagoshima i Sapporo – Osaka korzystałam z tanich
linii Peach, ceny 300-400 zł za lot z bagażem
i rowerem.
G Kiedy jechać – wiosną lub jesienią; na Hokkaido także
latem, od czerwca do września na innych wyspach jest
deszczowo i gorąco.
G Rower – crossowy, 10-letni Wheeler 2600, po wielu
tuningach (np. nowe koła, przerzutka, bagażnik,
siodełko).
G Teren – 90 procent powierzchni kraju stanowią góry,
warto się do tego psychicznie i kondycyjnie
przygotować, ale widoki wynagrodzą wszelkie trudy.
G Bezpieczeństwo – Japończycy szanują innych i ich
własność, to kraj bardzo bezpieczny.
G Ceny i jedzenie – Japonia dla podróżnika
rowerowego nie jest krajem drogim. Największe koszty
generują transport i zakwaterowanie – gdy jedziemy
na rowerze i nocujemy w namiocie, te dwa składniki
odpadają. Wszędzie można dostać gotowe, niedrogie
(kilkanaście złotych) dania na wynos, które możemy
sobie na miejscu podgrzać. Drogie są owoce i warzywa
oraz nabiał. Woda z kranu nadaje się do picia.
G Noclegi – głównie nocowałam na dziko. Kempingi:
najwięcej jest ich na Hokkaido i w górach. Ceny:
od bezpłatnych (!) do 1000 jenów (3,5 zł = 100
jenów). Rozbijanie namiotu nie stanowi zazwyczaj
problemu, choć w plenerze o miejscówkę jest raczej
trudno, każdy skrawek ziemi jest wykorzystywany.
Hostele – są powszechne, ale drogie – ceny od 2000
do 4000 jenów za łóżko. Hotele – od 3000 jenów
za pokój.
G Język – znajomość angielskiego wśród Japończyków
jest słaba, warto przyswoić sobie kilka słów
po japońsku.
G Dostęp do internetu – nie jest prosty. Niemal nie ma
miejsc z darmowym Wi-Fi. Najlepiej liczyć na lokalne
centra informacji turystycznej.
G Przewóz roweru pociągiem – rower można
przewozić koleją tylko w torbie, bez dodatkowej opłaty.
G Mapy – najlepiej kupować na miejscu.
wrzesień 2013 | rowertour | 29
wyprawa numeru » Japonia
można się namydlać w basenie! Kempingów nie było, ale nikt za bardzo
nie zwracał uwagi na stawiany
w różnych miejscach namiot i mnie
nie niepokoił. Regułą jest jednak to,
żeby miejsce było terenem publicznym, nie prywatnym. Szukanie noclegu powoli staje się nie tylko koniecznością, ale wręcz wieczorną
rozrywką. Najłatwiej o trawiasty zakątek jest na wybrzeżu, a najgorzej
w głębi lądu. Na terenie miasta najczęściej rozglądam się za ustronnym
skwerem, parkiem lub... placem zabaw. Dwukrotnie przypadkowo postawiłam namiot na terenie prywatnym, co zdenerwowało właścicieli.
Sadzenie ryżu.
W tle Alpy
Japońskie
Z każdym dniem gromadzę też
więcej obserwacji dotyczących Japonii i jej mieszkańców. Prześcigają się
oni w niesieniu pomocy, nie chodzą,
tylko biegają truchtem. W sklepie
sprzedawcy zgadują twoje życzenie
i biegną w podskokach w stronę półki. Szanowny klient musi być zadowolony. Każdy zakup przybiera formę zgrabnego pakuneczku i zostaje
klientowi wręczony oburącz z odpowiednim ukłonem. Słowo „dziękuję”
nie schodzi z ust. Utrzymanie porządku wydaje się w Japonii kwestią
priorytetową, a znalezienie papierka
czy innego skrawka śmiecia graniczy
z cudem.
Przypadek to czy też nie, ale gdy
tylko docieram nad Morze Japońskie,
które oblewa północne wybrzeże Japonii, pogoda zmienia się na taką
– nazwijmy to – średnią nadbałtycką.
Wieje mocno, a niebo zasnuwają
ciężkie, ołowiane chmury. W porównaniu z Bałtykiem jest tylko jedna zasadnicza różnica…, niemal z plaży
wyrastają ośnieżone, górskie szczyty
dwutysięczników. W Polsce góry
i morze dzieli jednak wiele setek kilometrów.
Wypadek i gościna u Kou
Na wyspach Amakusa u wybrzeży Kiusiu owoce morza
doczekały się pomników
Pewien dzień wybitnie obfituje
w atrakcje. Zaczyna się źle. Potrącił
mnie samochód – jedynie otarł o sakwę, ale w rezultacie przewróciłam
się i nieźle wystraszyłam. Nic się
na szczęście nie stało, ale dziwi mnie
fakt, że nikt na drodze się nie zatrzymał, nie mówiąc już o tym, że nie
zrobił tego sprawca potrącenia. Jest
to pierwszy duży minus dla Japończyków. Ale dzień kończy się nad wyraz dobrze. Nieopodal miasta Tsuruoka, pod sklepem podchodzi do mnie
młody człowiek, zachwyca się moją
podróżą i po kilku minutach zaprasza
do domu na nocleg. Tak poznaję Kou.
To młody nauczyciel w szkole podstawowej, ale jego pasją są podróże
i nauka języka angielskiego – od razu
pomyślałam, że to bratnia dusza. Rodzina mojego nowego kolegi jakoś nie
jest przerażona moim przybyciem
i gości tak, że szkoda wyjeżdżać. Nadal utrzymujemy kontakt i spotkanie
to uważam za najważniejsze podczas
podróży.
Podążam dalej wzdłuż wybrzeża,
ale jazda po płaskim staje się nudna.
Odbijam w głąb wyspy, za cel obierając mało spotykaną tu atrakcję
przyrodniczą, jaką jest jezioro. Jezioro Towada leży na wysokości 400
metrów n.p.m. w niecce krateru
wulkanu i aby się do niego dostać,
trzeba najpierw wdrapać się na jego 700-metrową krawędź. O ile
zjazd z nadmorskiej drogi mi się podobał, to aura nad jeziorem już nie
bardzo... Szybko stamtąd uciekam.
Brrr! Ale ziąb! Pięknie jest tam bardzo, ale to destynacja raczej na lipiec lub sierpień.
Hokkaido – nareszcie!
W Aomori żegnam się z Honsiu
i płynę na wymarzone Hokkaido. To
wyspa, którą zamieszkuje jedynie
pięć procent populacji Japonii. Są
tam łąki, pola uprawne i dużo przestrzeni. Pierwsze dni jazdy jednak
rozczarowują i to bardzo. Jazda
wzdłuż zatoki Uchiura drogą krajową nr 5 jest koszmarna, ale nie ma
alternatywy. Jakbym znalazła się
w innym kraju – gdzieś zniknęły
wypielęgnowane dotychczas domy
i obejścia, a drogą pędzą dziesiątki
ciężarówek. Wrażenia wizualne
i węchowe są niezapomniane i jest
to najgorszy odcinek podczas całej
wyprawy po Japonii.
Po wjechaniu w głąb wyspy od razu robi się lepiej, a dzięki poprawie
pogody wręcz wakacyjnie. Przewodniki rozpływają się nad pięknem
krajobrazu centralnego Hokkaido,
w szczególności zaś nad lawendowymi wzgórzami w regionie Furano
i Biei. Postanowiam przez jeden
dzień zabawić się w turystkę i podążać opisywanym w ulotkach szlakiem. Pani w informacji turystycznej ułatwia mi sprawę, dokładnie
nakreślając, w którą stronę jechać
i gdzie skręcić, aby uzyskać najlepszy widok. Widok na… samotne
drzewo…, dwa samotne drzewa…,
trzy drzewa, które wyglądają jak rodzina… No, to już mnie przerasta.
Czy ktoś u nas wpadłby na to, żeby
opisać na mapie dojazd do drzew,
zakładając, że nie jest to dąb Bartek?! Daję sobie spokój z szukaniem
drzew, bo jazda po wzgórzach jest
i tak przyjemna, a że widoki jak
w Beskidach połączonych z widokiem na Tatry to już inna sprawa.
W drodze na północ Hokkaido krajobraz staje się coraz bardziej surowy,
dookoła pustka i wiatr. Wieje jednakże głównie miło w plecy, więc kilometry tylko śmigają. W 68. dniu podróży, mając w pedałach 3900 kilometrów, docieram do przylądka Sōya,
który jest najdalej na północ wysuniętym miejscem w Japonii. Odległość od rosyjskiego Sachalinu to tylko 43 kilometry. Misja zakończona!
Odznaczam się medalem i jadę dalej.
Trasa moja wiedzie teraz przez kilkaset kilometrów wzdłuż wybrzeża
Morza Ochockiego. Na sam dźwięk
Spotkania
w drodze.
Nad Morzem
Ochockim
na wyspie
Hokkaido
tej nazwy robi mi się zimno, a tu zaskakują mnie piękna pogoda i ładne,
choć wąziutkie plaże i wymarzone
wręcz na rozbicie namiotu kempingi i miejsca widokowe. Ludzie są
przyjaźni, często mnie pozdrawiają
– czy to z ulicy, zza kółka samochodu,
czy też kierowcy motoru. Jeden
z nich, nawet nie zatrzymując się,
a zwalniając jedynie, podaje mi torebkę czekoladek. Słowem, rowerowy raj! Jadę w góry nad jezioro Akan
(wspinając się przez cały dzień
i z wiatrem w twarz), bo jest to miejsce, w którym mieszkali i jeszcze
mieszkają japońscy indianie – Ajnowie (jednym z głównych badaczy Ajnów był Bronisław Piłsudski, brat
Józefa). Obecnie ich wioska to tylko
komercyjny skansen, natomiast jezioro Akan, nad którym mieszkali, ma
w sobie coś magicznego.
Droga powrotna do Sapporo prowadzi przez dość pokaźne pasmo
górskie. Niestety, drogę tę także
upodobali sobie kierowcy ciężarówek. Tak naprawdę wspinanie się nie
jest problemem, tylko te sapiące
WYCIĄG Z PRZEPISÓW DROGOWYCH DLA ROWERZYSTÓW:
G na drogach obowiązuje ruch lewostronny
G obowiązkowe wyposażenie roweru to: dzwonek, tylne światło odblaskowe i lampa przednia
G dzieci do 13. roku życia muszą jeździć w kaskach
G nie wolno jeździć po chodnikach, jednak część z nich funkcjonuje jako drogi pieszo-rowerowe, o czym informują odpowiednie znaki;
na takich drogach zawsze należy ustępować pierwszeństwa pieszym
i nie należy używać dzwonka; w praktyce Japończycy łamią ten przepis równie często jak w Polsce
G w części prefektur (japoński odpowiednik województw) nielegalne są
tandemy; co prawda policja przymyka na zakaz oko, lecz takie absurdalne prawo wciąż istnieje
G Japończycy muszą rejestrować swoje rowery, ale obowiązek nie dotyczy obcokrajowców; rejestracja jest darmowa i nie wiąże się z obowiązkowym ubezpieczeniem – chodzi o ułatwienie poszukiwania
skradzionego sprzętu
G w pociągach i autobusach wolno przewozić rowery wyłącznie po złożeniu i spakowaniu
za plecami rzęchy… Mogę, co prawda, nadrobić 100 kilometrów i jechać
wzdłuż wybrzeża, ale w Japonii to
wcale nie oznacza, że będzie płasko.
Tutejsze pasma górskie można porównać do grzebienia, którego zęby
prostopadle wpadają do morza, zatem jadąc wybrzeżem, jedzie się
po hopkach. Po ominięciu przełęczy
droga na szczęście staje się spokojna,
a przełomy rzeki i inne okoliczności
przyrody spektakularne. Środkowe
Hokkaido to kwintesencja uroku tej
wyspy.
W Sapporo goszczę u Kenichi
z Warmshowers, który jest podróżnikiem rowerowym ze światowym dorobkiem i przemiłym gospodarzem.
Tego dnia nocuje u niego także para
rowerzystów z Kanady – wszyscy
kończymy swoją rowerową podróż
po Japonii zachwyceni.
Czas wracać…
Po urokach japońskiej prowincji
i pustkowiach Hokkaido znalezienie
się w Osace, jednym z największych
miast Japonii, jest dość trudne. Osaka uosabia obraz japońskiego miasta
– betonowego, migoczącego światłami, głośnego i zatłoczonego. Gdy odwiedzamy tylko takie miejsca, trudno jest uwierzyć, że to także kraj spokoju i oszałamiającej przyrody. Wszędzie jednak spotykam przyjaznych
i uśmiechniętych, choć wiecznie zapracowanych ludzi.
Dalej nie ma już wyjścia…, samolot nie poczeka. Po niemal trzech miesiącach i 5000 kilometrów w pedałach opuszczam tę gościnną ziemię.
Japonia okazuje się pięknym i bezpiecznym krajem, łatwym logistycznie w podróżowaniu. G
wrzesień 2013 | rowertour | 31