GRA W ZIELONE - Melina Magdy
Transkrypt
GRA W ZIELONE - Melina Magdy
Dwutygodnik społeczno-literacki oparty silnie na chwiejnych zasadach moralnych ___________________________________________________ GRA W ZIELONE ✾ Tegoroczna wiosna zachowuje się jak nieśmiała dziewica: chętna do flirtu, ale niepewna jak daleko wypada się jej posunąć. Od czasu do czasu rzuca spod rzęs zalotne spojrzenia, wabi uśmiechem, daje chłopcu nadzieję, że ma u niej szanse, ale jak tylko biedaczyna, przepełniony rozbudzoną żądzą, rozpina pasek, ściąga koszule i zaczyna się na dobre obnażać, dziewczyna umyka w gąszcz pozostawiając biedaka w stanie ogłupienia i odzianego tylko w gęsią skórę. Nie zliczę ile razy w tym roku ściągałam z siebie zimowe bety i składałam je na zasłużony odpoczynek po to tylko, żeby już po dwóch-trzech dniach przeprosić się z nimi. Chodzę teraz w oparach naftaliny, których nie są w stanie rozpędzić połączone siły Diora i Givenchy. Od czasu do czasu budzi się we mnie bunt: nie będę w lecie nosić watowanej kurtki! Wtedy wciskam się w szorty, zakładam T-shirt i wychodzę z domu z pieśnią na ustach. Wracam po kwadransie skostniała i resztę dnia spędzam przy kominku, pojąc się gorącą herbatą z rumem. Nie jestem zresztą jedyną ofiarą naiwnej nadziei: wszystko, co żyje, jest zmarznięte i zdezorientowane. Wydawałoby się, że taki stan rzeczy zniechęci przyrodę do uprawiania igraszek natury seksualnej, ale nic z tego. W zmaganiach z popędem seksualnym ginie zdrowy rozsądek, a wszelkie stwory: dwunogi, czworonogi i stonogi zabierają się entuzjastycznie do rozmnażania, ... angażując w to imponujący arsenał środków. nr 6/2013 MELINA W rytuałach godowych celują ptaki, których samce bystrze obserwując i naśladując ludzkie zachowania stroją się w wytworne piórka, wyśpiewują serenady, znoszą swoim wybrankom kwiaty, budują dla nich pałace, a kiedy to wszystko zawodzi, odwołują się do starej jak świat, niezawodnej metody: Człowiek jest istotą mniej sezonową, jako że potrafił stworzyć wokół siebie mikroklimat umożliwiający mu rozbieranie się w dowolnym stopniu, o każdej porze roku. Dawniej bywało inaczej i dlatego według powszechnego mniemania Eskimosi uprawiali seks przeciętnie raz na miesiąc, podczas gdy afrykańskie plemiona oddawały się tym rozrywkom na okrągło. Teraz mamy centralne ogrzewanie i klimatyzację - nawet w samochodach - więc jedynym co nas odciąga od seksu jest telewizja. Sięgając pamięcią do czasów szkolnych przypominam sobie grę w zielone. Uprawiały ją przeważnie dziewczęta, a polegała na tym, że z nastaniem wiosny obowiązywało noszenie przy sobie jakiegoś listka, czy trawki i okazywanie ich na żądanie. Ofiara złapana bez tego rekwizytu musiała się okupić, a charakter tego okupu zależał od zwycięzcy. Jeśli był nim chłopak, to gra mogła się łatwo zamienić w strip-pokera wymagającego zdejmowania po kolei poszczególnych części garderoby. W miarę dorastania zarzuciliśmy potrzebę noszenia przy sobie trawy czy siana i wykorzystywaliśmy je jedynie w charakterze podściółki. Starszym pokoleniom zieleń dostarczała zgoła innych skojarzeń. Mój dziadek stryjeczny grywał w zielone na krakowskim rynku, linii A-B . Uprawiany przez niego proceder nie był sezonowy: ciągnął go na okrągło przez cały rok, pozwalając sobie tylko na krótkie przerwy w święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Oferowane przez niego (po przystępnych cenach) zielone stanowiły wówczas bilet do raju zwanego Pewexem, pełnego zagranicznych ciuchów, owoców tropikalnych i alkoholi gatunkowych. Niektórym mogły także pomóc opóźnić wstęp do Raju, umożliwiając im zakup leków z importu, niedostępnych w zwykłych aptekach. Tego typu gra w zielone kończyła się często w pierdlu. Na szczęście dziadek, jako były kombatant, pozostawał w dobrej komitywie z wyższej rangi oficerami MO, którym dawał hojny upust, a często także prezenty w formie francuskiego koniaku. Teraz dziadek spoczywa snem wiecznym, pod zieloną murawą, a MO pogrzebano na wieki, jeszcze głębiej. Na linii A-B królują wytatuowane i wykolczykowane okazy, a dolar nie jest wart liścia koniczyny... Nauka w służbie głupoli GŁUPIEJEMY! To, że ja z wiekiem głupieję nie stanowiło nigdy tajemnicy dla mojego otoczenia. Który zresztą rodzic nie dowiaduje się w pewnym momencie od swoich dzieci, że jest opóźnionym w rozwoju, zacofanym wapniakiem, niezdolnym do pojmowania najprostszych spraw? Niegdyś można było takie stwierdzenia składać na karb młodzieńczego buntu i braku doświadczenia. - Wyrośnie z tego - mówiliśmy, machając ręką. Teraz nie jest już to takie proste. Nie ulega wątpliwości, że w dziedzinie technologii jesteśmy zakute pały, niezdolne do zgłębienia tajników działania pilota do TV, nie mówiąc już o IPadach, BlackBerries, Facebookach i plejadach gier komputerowych, które dla naszych potomków stanowią chleb codzienny. Dorastaliśmy w czasach, kiedy obszary mózgu wykorzystywane teraz do nawigowania w cyberprzestrzeni zapełniano ortografią i tabliczką mnożenia, nie pozostawiając miejsca dla przyszłej zaawansowanej wiedzy i skazując nas tym samym na chroniczne niedouczenie. Co nam pozostaje czynić w takiej sytuacji? Najprościej jest udawać, że nas to wszystko nie interesuje: programy TV są żenująco prymitywne i nudne, nad Facebooka przedkładamy kontakty osobiste, a gry komputerowe to strata czasu. Trudno byłoby zresztą odmówić racji takim stwierdzeniom. Niemniej pozostaje faktem, że wielu z nas gnębi dotkliwe poczucie technologicznej niższości. Ale nie traćmy ducha! W sukurs przychodzi nam ostatnio nauka, a jej rewelacyjne odkrycia przeważają wreszcie szalę mądrości na naszą stronę: okazuje się, że jesteśmy mądrzejsi od naszych dzieci, znacznie mądrzejsi od wnuków, a już pra-prawnuki to w porównaniu z nami głąby kapuściane. Ewolucja gatunku homo sapiens przeszła od jakiegoś czasu na bieg wsteczny i prowadzi ludzkość ku zidioceniu. Ta teoria to nie mętne bredzenia starego pryka, wręcz przeciwnie: Gerald Crabtree jest profesorem na Stanford University, uczelni liczącej tak wielu noblistów, że trzeba było zarezerwować dla nich specjalne miejsca parkingowe, pomalowane na niebiesko. Otóż prof. Crabtree twierdzi, że proces dobru naturalnego - motor napędowy ewolucji - już od dawna przestał działać na naszą korzyść. Geny rządzące intelektem uległy mutacji i stały się bezwartościowe. "Łowca-zbieracz, który nie pojął zasad zdobywania pokarmu i znajdowania schronienia długo nie pożył i szybko opuszczał świat wraz z całym swoim potomstwem", pisze prof. Crabtree, "podczas gdy dyrektor banku wykazujący ten sam stopień ignorancji jest hojnie wynagradzany i staje się bardziej atrakcyjnym rozpłodowcem". Tym, czym zdecydowanie górujemy nad naszymi przodkami, jest arogancja. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć fakt, że współczesny geek komputerowy o tunelowej wizji czuje się mądrzejszym od jaskiniowca, który wynalazł koło i ujarzmił ogień? Wątpię jednak, czy nam ona pomoże na dłuższą metę. Bardziej dalekowzroczni wśród nas dostrzegają nadciągającą apokalipsę i starają się jej zapobiec, albo przynajmniej ją odwlec. Do ich grona zalicza się Wendy Northcutt, fundator słynnej Nagrody Darwina przyznawanej osobnikom schodzącym ze świata w najbardziej kretyński sposób, eliminującym tym samym swój wkład w zanieczyszczanie puli genowej. W szeregach laureatów znajduje się wiele imponujących okazów, zdolnych do nietuzinkowego myślenia. Oto kilka przykładów: Cyrkowy połykacz mieczy z Bonn pragnąc zademonstrować publice nową sztuczkę wsadził sobie w gardło parasol i niechcący nacisnął otwierający go spust. Podpite grono kolesiów na prywatnej imprezie w mieszkaniu na szóstym piętrze zdecydowało się zorganizować wyścig: kto najszybciej zjedzie na dół zsypem do śmieci? Pierwszy zawodnik z łatwością pobił windę, którą zjeżdżała reszta towarzystwa, ale nie danym mu było nacieszyć się zwycięstwem: u wylotu z zsypu wpadł głową prosto w ubijarkę śmieci. Autopsja dokonana na zwłokach mężczyzny znalezionych w pokoju o szczelnie zamkniętych drzwiach i oknach wykazała, że przyczyną zgonu było zatrucie metanem: nad łóżkiem zmarłego unosiła się gęsta chmura trującego gazu jego własnej produkcji. Dochodzenia ujawniły, że dieta denata składała się głównie z dużych ilości grochu, fasoli i kapusty. Badania historyczne sugerują, że proces rozwoju i doskonalenia się ludzkiego mózgu osiągnął szczyty około 2000-6000 lat temu i od tego czasu jedzie z górki. Wiele wskazuje na to, że przeciętny Ateńczyk żyjący 3000 lat temu, przywrócony cudem do życia, górowałby nad nami inteligencją, pamięcią, szybkością reakcji, zdolnością pojmowania abstraktów, kreatywnością. Tym, co nas w tej chwili ratuje, jest informatyka. W miarę kurczenia się naszych mózgów, rozwija się gigantyczny, globalny super-komputer zdolny myśleć, liczyć, przewidywać, kierować naszymi zachowaniami, wyszukiwać nam partnerów do rozmnażania... Ale co się stanie, jak mu się wyczerpią baterie? Czy będzie żył wtedy jeszcze ktoś, kto je potrafi wymienić? Nie jest wcale wykluczone, że ludzkość zostanie kiedyś zmuszona powrócić do starych, prymitywnych metod komunikacji i obróbki danych, korzystając tylko z własnych mózgów. Wtedy zatęsknią za nami, ludźmi z przełomu XX-XXI wieku. Być może że za 500 lat zdecydują się odkopać nasze zmurszałe szczątki i wydobyć z nich DNA do przeszczepów i klonowania. Bo inaczej kto będzie w ich stanie nauczyć ortografii i tabliczki mnożenia? Sztuka na golasa STRÓJ CZYNI CZ ŁOWIEKA Z nastaniem wiosny ogarnia człowieka nieprzeparta chęć do zdzierania z siebie powłok wykonanych z wełny, bawełny, akryliku i innych sztucznych wymysłów i ograniczania się wyłącznie do noszenia skóry. To znaczy własnej. Pędu tego nie są w stanie poskromić nawet wskazania termometru, usiłującego nas przywieść do rozsądku. Zwycięża kalendarz i nadzieja. Tegoroczna aura, nie sprzyjająca nagości, nie jest zjawiskiem nowym. Wygląda na to, że lato AD 1863 było podobne, bo jak inaczej wytłumaczyć sobie Śniadanie na trawie? Faceci, ciepło okutani w żakiety, długie portki, a nawet kapelusze, z widoczną rozkoszą delektują się widokiem nagich dziewoi. Czy jest to wyłącznie private viewing? Czy, być może zostało zainscenizowane w miejscu publicznym, w celu zareklamowania nadchodzącej wystawy? Kto wie? Tak czy owak zostawiono potomności trwały testament męskiego egoizmu i braku empatii... W Anglii sprawy nagości wysunęły się ostatnio na czoło zainteresowań publicznych. Zaczęło się od zamknięcia plaży nudystów w Holkham, w Norfolk. Jej właściciele uzasadnili to faktem, że tamtejsi plażowicze nie zadawalając się samym ekshibicjonizmem wykraczali coraz częściej poza granice dobrego smaku, w rejony lubieżności i sprośności. Nie sposób negować faktu, że nagość sprzyja lubieżności, a golizna zachęca do sprośności. Niemniej w tym roku zamknięcie plaży wydaje się być pustym gestem. Przy temperaturach rzadko przekraczających 15ºC i silnych wiatrach rodem z bieguna wygląda na to, że same niebiosa mając dość tych szpetnych widoków zdecydowały się wkroczyć w sprawy. Nieco inaczej przedstawia się historia z Tesco. Ten słynny moloch handlu detalicznego wprowadził ostatnio w swoich sklepach kodeks ubioru, zabraniający nadmiernego obnażania ciała. Wnikliwe badania wykazały bowiem, że widok nie osłoniętych niczym obwisłych brzuchów i pośladków zniechęca innych klientów do kupowania masła, sera, wędzonki i czekolady. Maleją obroty, kurczą się zyski. Nie samym jednak chlebem żyje człowiek; dusza ludzka domaga się bardziej wyszukanej strawy, którą dostarcza jej sztuka. Ta z kolei nie jest w stanie obyć się bez golizny. Już najstarsze malowidla jaskiniowe, a także postacie wyryte na zboczach angielskich kredowych wzgórz przedstawiają nagusów, często podkreślając ich atrybuty seksualne w sposób wręcz lubieżny. Z upływem lat lat sztuka wysublimowała się; greckie posągi, choć często gołe jak święty turecki, nie przywołują na myśl sprośnych skojarzeń (abstrahując już od faktu, że w wielu wypadkach czas pozbawił ich niektórych członków przydatnych do gier miłosnych). Nie ulega wątpliwości, że ludzkie ciało odziane w formę marmuru, brązu czy gliny z biegiem czasu nabiera patyny, pięknieje, staje się obiektem podziwu i pożądania. Jego wysublimowana uroda czyni go stosownym do powszechnej konsumpcji; wystawia się je na pokaz nawet w Watykanie! Nie tak, niestety, dzieje się w życiu codziennym nas, żywych istot. My zamiast patyną obrastamy celulitem. Ciało nam nie jędrnieje na wzór greckiego marmuru... Przyglądając się teraz tym minionym, a wiecznie pięknym i młodym istotom kusi nas niekiedy, aby idąc za ich przykładem pozbyć się tu ówdzie nadmiaru ciała, drogą chirurgiczną. Nie dotyczy to oczywiście ramion czy nosów, ale wycięcie, przycięcie i podciągnięcie zbędnych nawisów i podwisów uczyniłoby może nasze sylwetki bardziej zbliżonymi do antycznych wzorów doskonałości? Z drugiej strony, patrząc na dzisiejszą modę, wszystkie te Afrodyty i Wenusy uważano by taraz za grube i żaden szanujący się dom mody nie wypuściłby ich na wybieg w swoich kreacjach. Pocieszajmy się tą myślą. Pokochajmy swoje ciała i pogódźmy się z faktem, że nie wpuszczono by nas na golasa nie tylko do Watykanu, ale nawet na plażę nudystów, czy do Tesco... Naga dusza cierpiącego ciała Ciało jest gatunku pedagogicznego, a cierpi obecnie z powodu matur. Bliska Melinie przedstawicielka sfer belferskich, Ania P., zgodziła się obnażyć przed nami swoją duszę. KLUCZ DO WARIACKIEJ POTĘ GI Kwitnienie kasztanów to, jak wiadomo, ostatni sygnał do intensywnego wkuwania przed maturą. Ostatnimi czasy jednakowoż kasztany zachowują się dziwnie – kwitną późno, albo wcale… Matka Natura zastanawia się pewnie, jak ma się ustosunkować do tego, co się dzieje na niwie edukacji narodowej. Tak czy owak, z jej pomocą czy bez, matury dobiegły końca - przedostatnie przeprowadzane według Nowej Reformy, która jako przestarzała wymaga pilnego zreformowania. Twórcy, propagatorzy i zacięci zwolennicy „kryterialnego oceniania”, popularnie zwanego ocenianiem „pod klucz”, ze zdumieniem spostrzegli, że poziom wyedukowania młodzieży spadł, zamiast wznieść się na przewidywane i postulowane przez nich wyżyny. Oczywiście, jak zwykle okazuje się, że winni są temu nauczyciele, którzy za mało pracują, nie rozumieją idei etc., etc. To prawda. Ja na przykład, jestem typową przedstawicielką tępej części kadry pedagogicznej, bo sensu zarówno starej Nowej Reformy, jak i nowej Nowej Reformy nie pojmuję, idei nie ogarniam – cóż, jestem prostą, starą i widać niereformowalną polonistką. No bo jak pojąć ideę „matury pod klucz”? Wprowadzając reformę programu nauczania języka polskiego w liceach, przede wszystkim ograniczono listę lektur, bo dotychczasowy program był zbyt przeładowany, a po co biedni uczniowie mają ślęczeć nad dawno już nieaktualnymi dziełami przebrzmiałych wieszczów i łamać głowy próbując dociec „co autor miał na myśli”? Właściwie postulat słuszny – niech przeczytają mniej, ale za to ze zrozumieniem. Tylko co mają zrozumieć? Jest taka legendarna lektura szkolna, która od momentu wprowadzenia na listę dzieł obowiązkowych (a było to w XX–leciu międzywojennym !), uchodzi za „nieprzeczytywalną” Absolwenci liceów polskich oczywiście natychmiast zorientują się, że idzie o „Nad Niemnem”. Aby ulżyć doli nieszczęsnych żaków, wymyślono, że od tej pory obowiązywać będą tylko dwa fragmenty powieści, w których bohaterowie snują wynurzenia na temat swych życiowych postaw. Zamiast więc, jeśli już uznano dzieło niezrównanej Orzeszkowej – pewnie i słusznie – za nudną, niemożliwą do ogarnięcia młodocianym umysłem piłę, usunąć je po prostu z listy lektur, każe się uczniom zrozumieć ideę utworu (wymóg zapisany w podstawie programowej!) po przeczytaniu jakichś kawałków, w których bliżej niezidentyfikowani bohaterowie ględzą coś o swoich życiowych porażkach. W podobny sposób „przerabia się” „Kordiana”, „Ferdydurke”, „Chłopów”… Uczniowie liceów głupi nie są – czytają streszczenia i opracowania i dzięki temu wiedzą, o czym z grubsza traktują te teksty. Czytanie oryginałów nie jest im wszak do niczego potrzebne. A najmniej do zdania matury… Każdy uczeń liceum wie, że polonistyczny proces edukacyjny ma sens tylko wtedy, kiedy pozwoli mu „wstrzelić się w klucz” i tego powinnam ich uczyć. Tylko, na Jowisza, jak? Klucz, według którego ocenia się maturalne wypracowania, to zbiór hasłowo podanych treści, które uczeń powinien dostrzec w analizowanym przez siebie, podanym w arkuszu maturalnym fragmencie utworu. Klucz ów, opracowywany przez ekspertów przez rok, jest podstawową, jedynie słuszną interpretacją dzieła. Zaczynając karierę nauczycielską w czasach PRL-u, znałam szczegółowe wytyczne, według których we wszystkich dziełach literatury należy wskazywać słuszne i niesłuszne ideologicznie treści – i to była podstawa interpretacji. Wszystko było przynajmniej jasne i łatwe do przekazania. A teraz? Co jest jedyną niepodważalną prawdą o tekście? Gdyby twórcy klucza ograniczyli się do streszczenia fragmentu! Niestety, żądają od ucznia, aby zinterpretował tekst, tak jak oni. A zaiste, niełatwe są owe „kluczowe” zadania! Nasza nieodżałowanej pamięci noblistka Wisława Szymborska poproszona o interpretację wiersza, który pojawił się kiedyś w arkuszu maturalnym, zdobyła zaledwie kilka z 25 punktów klucza. Właściwie nie byłoby w tym nic dziwnego – w końcu poeta jest od pisania, a nie interpretowania wierszy – gdyby nie fakt, że ów nieszczęsny utwór był jej autorstwa… Dwaj znani uczeni, których nazwisk nie podam z wiadomych względów - jeden historyk, drugi teoretyk literatury - również przegrali tę nierówną walkę – pierwszy nie zdał matury w ogóle, drugi ledwo, ledwo. Historyk literatury nie potrafił prawidłowo zinterpretować podanego fragmentu, a teoretyk poległ na tak zwanym „czytaniu ze zrozumieniem”. A biedny prosty polonista (taki jak ja ) morduje siebie i literaturę próbując wymyślić i wbić uczniom do głów nie tylko „co autor miał na myśli”, ale co ewentualnie może mieć na myśli układający „klucz”. W rezultacie uczeń już w ogóle nie sięga po książki, i słusznie. Przecież gdyby coś przeczytał, nie daj Boże przemyślał i samodzielnie zinterpretował, tak mu się wszystko pomiesza, że matury nie zda na pewno. Ciekawe, jakie oszałamiające efekty przyniesie kolejna reforma? Wygląda na to, że będzie jeszcze ciekawiej… Wiosna dla nauczyciela liceum to czas zaiste bolesnych refleksji… Szczególnie wtedy, gdy czytając wypracowania maturalne, ogląda efekty swej ciężkiej pracy, dowiadując się na przykład, że „Jagna dążąc do zaspokojenia naturalnych potrzeb prowadziła niebanalne życie erotyczne, ingerując je w wielu chłopów”1. Czego sobie i wszystkim polonistkom niemłodym i młodym życzę… 1 Przytoczone zdanie jest autentyczne. Uczniowi przyznano zań punkt z klucza. Powyższy lament poruszył nasze serca. Po odbyciu spotkania meliniarskiej Rady Pijacko-Pedagogicznej postanowiliśmy jednogłośnie pospieszyć w sukurs naszej zgnębionej koleżance. Na początek pragniemy ją zapewnić, że klucz to narzędzie przestarzałe. W naszych kręgach korzystamy na ogół z wytrycha, który jak dotąd doskonale się sprawdza we wszystkich zastosowaniach. Uważamy zatem, że w zmowie z innymi zgnębionymi belframi powinna zabrać się bezzwłocznie do zaprojektowania takiego narzędzia. W tym przypadku byłoby ono jedną, wspólną, uniwersalną interpretacją myśli i uczyć bohatera, opartych na jego przeżyciach i doświadczeniach. Pasowałoby niezmiennie do wszystkich dzieł i wszystkich czasów i w tym celu składałaby się wyłącznie z niepodważalnych truizmów takich jak "lepiej być zdrowym i bogatym, niż biednym i chorym"; "uczciwość nie popłaca", "jedyną szczerą miłością jest samouwielbienie"... i jeszcze garść innych w tym sensie. Niemniej, nie ignorujemy faktu, że wytrych w swojej tradycyjnej formie zagiętego gwoździa przestaje być przydatnym w epoce kart czipowych, używanych do otwierania wszelkich możliwych drzwi. W związku z tym może okazać się przydatnym wszczepianie młodym latoroślom czipów, które za dotknięciem dłoni połączą ich z internetem, stronami Ministerstwa Edukacji, zawierającymi żądane interpretacje. Nie ulega jednak wątpliwości, że najlepszym przygotowaniem do życia jest odbywanie studiów w Melinie. Nasz program obejmuje wszystkie istotne przedmioty, a panująca u nas atmosfera sprzyja pracy naukowej w zakresie poznawania ludzkiej psychiki i wzbogacania ducha o najwyższe ludzkie wartości. Kącik liryki sztubackiej ❀ Lament licealisty Ballada złowieszcza (drobny plagiat z Wieszcza) Gdy cię nie widzę wzdycham wciąż i płaczę, Choć przecież jutro w szkole cię zobaczę. Jednak pozbawion twojego widoku Dostaję pryszczy, trzęsę się w amoku I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Jak znieść kolejne bolesne rozstanie? O tobie myślę wieczory i ranki Wcale nie kręcą mnie już koleżanki. Chociaż ich podaż wciąż ostatnio wzrasta Żadna do pięt ci nawet nie dorasta. Mniejsza o umysł, o mój Boże drogi, Żeby choć któraś miała takie nogi! Choć z oczu znikniesz nie mogę ni razu Z myśli Twojego wymazać obrazu. Gdy widzę ciało twe pedagogiczne Czuję sensacje wręcz fizjologiczne I na plan dalszy odsuwam pytanie: Jeżeli nie zdam, co się z nami stanie? Śni mi się czasem, żem ci stał się drogi Więc mnie zapraszasz w domu Twego progi I mówisz do mnie a ja się nie bronię: „Chodź dzięcię połóż głowę ma memłonie”. I tu dramatu kolejna odsłona Gdzie, kurczę, szukać mam tego memłona ? Cierpiałem nieraz, kiedym cię podglądał, Widząc jak palisz i jak się zaciągasz A dymu kłąb cię wcale nie odrzuca… To musi strasznie szkodzić ci na płuca! Lecz choć do fajek mam stosunek wrogi To akceptuję wszystkie twe nałogi. Wiem – nie masz lekko - życie cię nie pieści. Ze mną by było łatwiej wszystko znieść ci. Rodzinny grajdoł, wnuków całe stada… Tkwić w takim bagnie to gruba przesada. A już najgorsze, rzecz to niepojęta, Jak możesz znosić męża abstynenta?! Lecz ja cię porwę stąd na koniec świata. Już załatwiłem pożyczkę u brata. Gdy już cię wyrwę złemu społeczeństwu Będziemy mogli oddać się szaleństwu I w naszym gniazdku na wyniosłej górze Podyskutować o literaturze. O nic się nie martw – utrzymam rodzinę Znalazłem pracę – mam 6 za godzinę. Jak do roboty dobrze się przyłożę Na jacht dla ciebie kiedyś też odłożę. Jedno mnie tylko nurtuje pytanie: Czy dotrwasz chwili kiedy to się stanie? Dalczego miłośc musi być udręką? Wystarczy przecież byś skinęła ręką. Czy to naprawdę ponad twoje siły Dać znać, że tobie także jestem miły, Zamiast zadawać brutalne pytanie: Czy odrobiłeś domowe zadanie? Ani P. z najlepszymi życzeniami JL 17-04-2011 BAROWA GABLOTKA OSOBLIWOŚCI OGŁOSZENIA PARAFIALNE Z tablicy ogłoszeń: "Dzisiejszy temat: Czy wiesz jak jest w piekle? Przyjdź i posłuchaj naszego organisty". Po południu w północnym i południowym końcu kościoła odbędą się chrzty. Dzieci będą chrzczone z obu stron. W czwartek o 1600 wspólne lody. Panie dające mleko prosimy przyjść wcześniej. W środę spotkanie żeńskiego kręgu literackiego. Pani Johnson zaśpiewa "Połóż mnie do łóżeczka" razem z pastorem. W podziemiu panie zrzuciły wszelkiego rodzaju ubrania. Można je oglądać w każdy piątek po południu. W ostatnią niedzielę odbyło się poświęcenie nowych dzwonów. Najważniejsze osoby w wiosce - ksiądz i sołtys - bardzo pięknie mówili. Potem zostały one powieszone. Od tamtej pory jest we wsi o wiele przyjemniej." Żegnajcie! Do zobaczenia za 2 tygodnie! Uwagi i komentarze (wyłącznie pochlebne) oraz materiały do wykorzystania w nadchodzących numerach prosimy przesyłać na adres [email protected]