Zwyczajne Ludzkie Historie
Transkrypt
Zwyczajne Ludzkie Historie
.es.pl.pt.lv.cz.uk Zwyczajne Ludzkie Historie Hiszpania Polska 1 Polska 2 Portugalia Łotwa Czechy Inma Garcia jest nauczycielką angielskiego z południowej Hiszpanii. Niedawno spędziła dziewięć miesięcy ucząc hiszpańskiego w szkole średniej w Newry w Irlandii Północnej. Jej przyjaciółka i koleżanka z pracy, Michelle Morgan, wychowywała się w Newry i jest bibliotekarką w tej samej szkole. Brat Inmy, Rafael Garcia, pracuje jako weterynarz w Utrera w Hiszpanii. Justyna Pers jest z Poznania i pracuje w Północnej Irlandii jako tłumaczka ustna dla służby zdrowia. Jej przyjaciółka Ann Beattie jest studentką z Newtownstewart w hrabstwie Tyrone w Irlandii Północnej. Siostra Justyny, Ewelina Pers, jest studentką z Poznania. Emilia Kosińska jest z Poznania i pracuje w Irlandii Północnej jako tłumaczka ustna. Jej przyjaciółka Sinead Dorris jest z Belfastu w Irlandii Północnej i pracuje dla lokalnej firmy medialnej. Martyna Płotnicka, przyjaciółka Emilii, pracowała w Belfaście, obecnie wróciła do Poznania i wychowuje córkę, a następnie planuje wrócić na uczelnię. Ana Maria Silva pochodzi z Lizbony w Portugalii i pracuje jako asystentka na uniwersytecie w Belfaście. Jej przyjaciel, Chris Clenaghan, wychowywał się w Lurgan i pracuje dla Linii Kolejowych Irlandii Północnej. Portugalski przyjaciel Anny, Alexandre Caetano, jest biznesmenem w Caldas da Rainha w Portugalii. Junona Baleisa pochodzi z miasta Bauska na Łotwie i pracuje w Newry w Irlandii Północnej jako asystentka nauczyciela oraz sprzątaczka. Jej przyjaciółka i koleżanka z pracy Oonagh Magee pracuje w tej samej szkole jako nauczycielka sztuki. Łotewska przyjaciółka Junony, Jelena Bahvalova, pracuje w księgarni w Rydze. Karel Kucera pochodzi z Pragi i pracuje w dziale marketingu w fabryce w Lurgan w Irlandii Północnej. Jego przyjaciel i kolega z pracy Sean Duffy pracuje w tej samej fabryce. Lucie Soupkova, przyjaciółka Karela z Kolina w Czechach, spędziła rok pracując w Londynie, a obecnie wróciła do domu, do Predhradi koło Pragi, gdzie pracuje jako nauczycielka w szkole średniej. .es.pl.pt Zwyczajne Podziękowania Chcielibyśmy podziękować następującym osobom i ich rodzinom oraz przyjaciołom za cenny wkład, jakim było ich uczestnictwo w projekcie British Council Zwyczajne Ludzkie Historie. Junona Baleisa Jelena Bahvalova Anne Beattie Alexandre Caetano Chris Clenaghan Sinead Dorris Sean Duffy Inma Garcia Rafael Garcia Emilia Kosińska Karel Kucera Oonagh Magee Michelle Morgan Ewelina Pers Justyna Pers Martyna Płotnicka Ana Maria Silva Lucie Soukupova Chcielibyśmy również podziękować pisarzowi Malachiemu O’Doherty za jego artykuł wstępny, fotografowi i dziennikarzowi przeprowadzającemu wywiady Christopherowi Tribble oraz projektantowi Paul’owi Khera z pkmb. Jesteśmy wdzięczni Kenowi Fraserowi z Pionu Dobrych Stosunków i Pojednania (Good Relations and Reconciliation) Biura Premiera i Wicepremiera za wsparcie oraz radę. .lv.cz.uk Ludzkie historie Przedmowa Colma McGiverna Przedmowa Zwyczajne Ludzkie Historie, Malachi O’Doherty 6 tercetów Hiszpania Polska Portugalia Łotwa Czechy Przedmowa Dzisiaj tworzymy nową Irlandię Północną: politycznie stabilną, coraz silniejszą gospodarczo, kulturowo ambitną i bardziej zróżnicowaną społecznie niż kiedykolwiek wcześniej. Nasz dom zmienił się na lepsze pod wieloma względami tak, jak wielu z nas uważałoby za niemożliwe jeszcze dziesięć lat temu. Irlandia Północna zaczęła intrygować a następnie przyciągać coraz większą liczbę ludzi z innych krajów, skuszonych możliwością rozpoczęcia nowego życia oraz pogłoskami o niewiarygodnych zmianach, jakie tu zaszły. Każda z tych osób odegrała następnie rolę w naszej zbiorowej przemianie. Projekt Zwyczajne Ludzkie Historie przedstawia losy europejskiej migracji widzianej oczami 18 osób z Czech, Łotwy, Irlandii Północnej, Polski, Portugalii i Hiszpanii. British Council żywo interesuje się międzykulturowym dialogiem, jaki wyłonił się, gdy ludzie z tej części naszej wyspy zaczęli nawiązywać bliższe relacje z wieloma różnymi krajami z całej Europy, oraz próbuje zrozumieć skutki migracji z punktu widzenia osób, które postawiły na przyjazd tutaj, tych, którzy zaprzyjaźnili się z nimi po przybyciu oraz tych, których zostawili w swoich krajach. Niniejsza publikacja prezentuje „tercety” opowieści, splatające się z sobą historie życia i doświadczeń, które dają nam wgląd w złożoną problematykę życia młodych ludzi we współczesnej, szybko rozwijającej się gospodarce. Będą to także piękne opowieści o starych i nowych przyjaźniach. Emigracja nie obywa się bez kosztów, a przepływ ludzi i idei może być napotykać trudności. Niektórzy zastanawiali się, na ile dobrze radziliśmy sobie ze stałym napływem nowych języków, nacji, sposobów postrzegania i działania. Mamy nadzieję, że ten projekt wpisuje się w poszukiwanie odpowiedzi na te pytania. W wielu przypadkach nie ma niczego zwyczajnego w wycinkach z życia, które ujrzycie w tym projekcie. We wszystkich tercetach dostrzegam atrakcyjną, nienarzucającą się skromność, która łagodnie odpiera argumenty tych, którzy wzburzeni podnoszą głos, gdy rozmowy kierują się na napływ imigrantów do Irlandii Północnej. Ludzie u nas mają długą pamięć. Rodziny niektórych nas zostały rozdzielone, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, bracia i siostry wyjechali szukając lepszego życia, podczas gdy my mieliśmy nadzieję, że spotkają się z dobrym przyjęciem. I oczywiście pamiętamy również, że to, co nam pomogło na drodze ku obecnej stabilizacji to wpływ i pomoc innych krajów. Próba choć częściowego odwzajemnienia się to coś więcej niż tylko kwestia dobrego smaku ‐ to nasz obowiązek. Colm McGivern Dyrektor British Council, Irlandia Północna Przedmowa Ministra W naszym Programie Rządowym, zatwierdzonym przez Zgromadzenie pod koniec miesiąca, jasno stwierdziliśmy, że Irlandia Północna wkracza w bardziej optymistyczną i obiecującą erę, a my jesteśmy zdeterminowani, by wykorzystać tę okazję do zapewnienia wspólnej i lepszej przyszłości wszystkim naszym mieszkańcom. Pierwszym formalnym zadaniem dla nas jako Premiera i Wicepremiera była organizacja spotkania dla mniejszości etnicznych oraz tych wszystkich osób, które przybyły z całego świata pomóc nam wykorzystać możliwości, jakie się przed nami otworzyły, oraz stawić czoła stojącym przed nami wyzwaniom. Korzyści gospodarcze, które przyniosła naszemu społeczeństwu rosnąca liczbie imigrantów, którzy zdecydowali się żyć i pracować tutaj, są dobrze udokumentowane. Osoby te są tu mile widziane nie tylko ze względu na ich wkład gospodarczy, ale także coś więcej. Wnoszą one bowiem do naszego społeczeństwa świeże pespektywy, nowy sposób myślenia oraz dynamizm. W związku z tym z radością wsparliśmy i podpisaliśmy się pod ideą projektu „Zwyczajne Ludzkie Historie”. Projekt umożliwia nam tak zdobycie tak potrzebnej wiedzy na temat wymiaru ludzkiego wyłaniającego się zza statystyki i nagłówków gazet. Historie opowiedziane w tym projekcie mówią o sieci relacji międzyludzkich, powiązań z lokalnymi społecznościami, które stanowią ważny element doświadczenia emigracyjnego dla tych, którzy przybyli tu mieszkać, dla tych, którzy pozostali w domu, i dla tych z nas, którzy stają przed wyzwaniem powitania nowo przybyłych. To zachęca nas do tego, by przyjrzeć się korzyściom płynącym z całego naszego kulturowego dziedzictwa, równocześnie wykorzystując rozwój wspólnego, zróżnicowanego i opartego na równości społeczeństwa ze wszystkimi jego wyzwaniami i możliwościami. RT HON DR I R K PAISLEY MP MLA MARTIN McGUINNESS MP MLA Premier Wicepremier Zwyczajne Ludzkie Historie Odnalezienie się w nowym kraju rozpoczyna się od rzeczy podstawowych: pracy i dachu nad głową, jakkolwiek kolejność może być odwrotna, jeżeli znasz już kogoś na miejscu. Siostra Any Marii zaoferowała jej nocleg w swoim domu w Portadown i trochę czasu, żeby oswoiła z tutejszym życiem zanim podejmie pracę. Malachi O’Doherty Przyjechała z matką i ojcem, by w ten sposób spędzić razem wakacje. Mąż siostry odebrał ich z lotniska w Dublinie i zawiózł na północ. Co ta portugalska rodzina myślała wówczas o Irlandii i mieście Portadown? Pod koniec wakacji Ana Maria zaczęła urządzać swoją sypialnię w domu siostry. Kupiła nową poszwę na kołdrę i kilka obrazków na ścianę z B&Q. Na początku miała nadzieję, że uda jej się znaleźć pracę zgodną z jej kwalifikacjami, ale dość szybko ostrzeżono ją, żeby się na to nie nastawiała. Że raczej będzie to praca za płacę minimalną w szpitalnej stołówce. Miejscu, w którym jej siostra pracowała jako kucharka. Jak już będzie miała tę pracę i stały dochód, może pojawią się inne możliwości. Karel przybył do Irlandii Północnej z miasta w pobliżu Pragi i pracuje w fabryce. Jego żona i dzieci są teraz razem z nim, chociaż jej angielski jest odrobinę mniej płynny, ponieważ nie wychodzi z domu tak często jak on. Może rozmawiać po angielsku jeżeli widzi rozmówcę, ale rozmowa przez telefon sprawia jej trudności. On miał dobrą pracę w Czechach zanim przybył do Irlandii Północnej. Chce podkreślić, że nie ucieka przed biedą chwytając się byle jakich okazji. Wie jak są postrzegani przez miejscowych emigranci zarobkowi ‐ że chwytają się jakiejkolwiek pracy żeby zaoszczędzić i wrócić do domu. Chce uświadomić ludziom, że jest tutaj w poszukiwaniu lepszego życia, czego dowodem jest to, jak zorganizował tu dom rodzinny. “Chcę żeby moje dzieci były dwujęzyczne, żeby nauczyły sie angielskiego i żeby miały większe możliwości.” Jest świadom ogromnego wzrostu cen mieszkań w latach poprzedzających jego przybycie do Irlandii Północnej, co sprawiło, że kupno domu/mieszkania jest poza jego zasięgiem. Czy zatem nie będzie musiał wiecznie wynajmować? „Zobaczymy.” Według Karela ani boom mieszkaniowy ani jego dochody nie są ustalone raz na zawsze. Emigranci przybywający do Irlandii Północnej osiedlili się wśród nas szybciej i liczniej niż ktokolwiek z nas przypuszczał. Spis Szkół w roku 2006 wykazał, że 2400 dzieci ze szkół podstawowych używało jako pierwszego języka innego niż angielski. Jest to o 600 więcej niż w roku poprzednim, a procentowy udział dzieci z innym pierwszym językiem niż angielski wzrósł do 1,5%. W ciągu trzech lat, do marca 2007 roku, w Irlandii Północnej pracowało 24000 emigrantów zarejestrowanych w Programie Rejestracji Pracowników. Ale jak dobrze znamy tych emigrantów i jak dobrze oni znają nas? Łatwo by było pogratulować sobie tu, w Irlandii Północnej, tego, że zapewniliśmy emigrantom ze Wschodniej Europy nowe możliwości, podczas gdy w ich kraju doskwierałaby im bieda, ale problem jest bardziej złożony. Zbyt łatwo jest sobie wyobrazić, że wszyscy oni przybywają tu zdesperowani i żyją wdzięczni losowi. Aby otrzymać wyraźniejszy obraz doświadczenia emigrantów, British Council stworzyło model trójstronny. Rozmawiał z poszczególnymi emigrantami, z przyjacielem, którego zostawili w kraju oraz z przyjacielem, którego poznali na miejscu. „Tercety” te mają dostarczyć wiedzy na temat kraju imigrantów, ich podróży i nowego domu. Badanie odkrywa kilka niezwykle interesujących punktów widzenia. Nie pod wszystkimi osoby je reprezentujące chętnie podpisałyby się z nazwiska. Wielu imigrantów powiedziało coś w rodzaju: „Ja nie jestem jak inni”. Podobnie jak osoby z uprzedzeniami stąd, niektórzy emigranci sami wyrażają negatywne stereotypy dotyczące większej liczby przybywających tu emigrantów. Polska nauczycielka, zapytana czy ma tu polskich przyjaciół, odpowiedziała: „Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Za dużo piją i za dużo się biją”. Ale skąd mogła to wiedzieć skoro przebywała w Irlandii Północnej zaledwie od tygodnia? Ludzie emigrują z różnych powodów. Niektórzy przybywają na krótko żeby odłożyć pieniądze, inni z chęcią osiedlają się tu i zostają na dłużej. Ci pierwsi są jak Brytyjczycy i Irlandczycy, którzy pracują na polach naftowych Libii czy Arabii Saudyjskiej przez kilka lat a potem wracają do domu. Gromadzą oszczędności, ale jednocześnie odgradzają się od ojczyzny być może bardziej niż mają zamiar. Nie mają w ogóle zamiaru osiedlać się za granicą. Inni są jak Brytyjczycy i Irlandczycy, którzy wyemigrowali do Kanady i Australii dokładnie z mocnym postanowieniem zostania tam. Jedyna różnica jest taka, że wielu emigrantów z lat 50‐ 60‐tych nigdy nie oczekiwało, że będą w stanie odwiedzić rodziny częściej niż raz lub dwa razy w ciągu swojego życia, podczas gdy tanie loty umożliwiają dziś emigrantom wizytę w Polsce lub Czechach dwa lub trzy razy w roku. Mamy tu oba rodzaje emigrantów i nie jesteśmy w stanie wyraźnie ich rozróżnić. Jednak żaden z nich nie był zmuszony zerwać ostatecznie więzi z rodziną tak jak to miało miejsce w przypadku emigracji poprzednich pokoleń. Niektórzy z tych, którzy mają zamiar zostać jedynie na chwilę, zbudują więzi i urządzą się tutaj. Inni, którzy mieli nadzieję zostać, stwierdzą, że jest im zbyt ciężko lub że nie podoba im się tu, i wrócą do domu bądź wyjadą do innego kraju. Justyna sądziła, że znalazła swoje miejsce w Londynie. Teraz mieszka w Belfaście. Często jeździ do domu. Celnicy zawsze się mnie pytają:, „ Dlaczego pani wyjeżdża?” Flirtują z nią. Uważają, że powinna zostać i dać szansę jakiemuś polskiemu chłopakowi. Podobnie jak Ana, obecnie ma pracę wymagającą bardziej specjalistycznych kwalifikacji niż ta, od której zaczynała. Jest tłumaczką, a w chwili obecnej występuje duży popyt na tłumaczenia z jej ojczystego języka polskiego. Justyna uważa, że Irlandczycy są bardziej przyjaźni niż Polacy. Obcy ludzie uśmiechają się do ciebie, mówi. „Potem, kiedy jestem w Polsce, też uśmiecham się do nieznajomych, którzy pewnie myślą, że jestem trochę nienormalna.” Nawet się czasem zastanawia czy nadal jest Polką. Czuje się odosobniona będąc nieznacznie lepiej sytuowaną, poprzez niepewność w używaniu języka polskiego, co jest dla niej nowością, przez to wreszcie, że zauważa zrzędliwość u Polaków, którzy napotykają większe trudności. Pytanie zadane ankietowanym brzmiało: co cię zaskoczyło w Irlandii Północnej? “Żywopłoty”, odpowiada Karel. „Kiedy siedzę w samochodzie i jadę ponad godzinę, czuję się jakbym był w tunelu.” I mówi, że ciężko jest wyrazić to, jak tęskni za krajobrazem swojego kraju. Starał się powiedzieć przyjacielowi o swojej awersji do żywopłotów, ale ten go nie zrozumiał. „Wyraziłem swoje uczucia a on zaczął bronić swojego kraju”. Jednak „Nie mamy lepszego narzędzia niż język, by wyrazić to, co czujemy.” Karel widzi wszechobecność żywopłotów jako część naszej troski o bezpieczeństwo. Wydaje mu się dziwne i irytujące, że tak wiele budynków ma ogrodzenia z drutu kolczastego, nawet Biuro Pośrednictwa Pracy. Miłym zaskoczeniem jest dla niego natomiast duża ilość placów zabaw dla dzieci. „Zawsze jest gdzie pójść”. Jego żona mówi, że zaskoczyło ją to, że kiedy idziesz z dzieckiem do lekarza to zajmuje się nim ten sam lekarz, który leczy dorosłych. W Czechach, mówi, byłby to lekarz pediatra. Karel już awansował w pracy. Ana Maria również zmieniła pierwszą niewdzięczną i niskopłatną pracę, którą podjęła w szpitalnej stołówce, gdzie pracuje jej siostra. Zaprzyjaźniła się tam z ludźmi i wyróżniała swoją urodą, urzekającą dla ludzi z Północy. I ma już chłopaka. Czasami on czuje się jak obcy, kiedy bawi z siostrzeńcem Any Marii, który rozmawia ze swoją mamą po portugalsku. Pojawiły się nowe oferty pracy dla Any Mari. Służba zdrowia potrzebowała Portugalczyków jako tłumaczy, aby zaznajomić rosnącą społeczność portugalską ze swoimi usługami. Ana Maria dostała pracę w lokalnym programie edukacyjnym, który powstał, aby pomóc rodzinom z małymi dziećmi. Wtedy, poprzez Uniwersytet w Belfaście, odkryła zapotrzebowanie na nauczycieli języka i teraz prowadzi tam zajęcia. Justyna wykonuje podobną pracę. I w ten sposób jej krąg poszerza się również. Justyna pochodzi Polski która jest katolickim krajem, podobnie jak spora część Irlandii, i była zdeklarowaną katoliczką zanim wyjechała. Irlandia powoli traci jednak zainteresowanie religią i wiele kościołów zapełniło się znowu tylko dzięki napływowi wierzących zza granicy. Co sądzi o tym Justyna? Mówi, że nie jest już taką katoliczką jak kiedyś. Ponownie przemyślała swoje poglądy religijne. Ale dla innych sytuacja wygląda inaczej: niektórzy Polacy, którzy nie chodzą za często do kościoła w Polsce, tu chodzą, ponieważ jest to szansa na spotkanie innych ludzi. Obecnie organizuje się polskie msze w wielu miastach. Kiedy w listopadzie 2007 roku ludzie w Omagh przybyli tłumnie do kościoła, aby pomodlić się za rodzinę, która zginęła w pożarze domu, to poszli właśnie na polską mszę. Justyna mówi, „Kiedy dorastałam w Polsce uczono mnie na lekcjach religii, że nie pójść do kościoła na niedzielną mszę to grzech śmiertelny i jako dzieci traktowaliśmy to bardzo poważnie. Nie było prostą sprawą zmienić to, co zostało mocno zakotwiczone w mojej głowie przez Kościół ‐ to była walka pomiędzy moimi dorosłymi przemyśleniami na temat Boga i tym, czego nauczyli mnie w dzieciństwie katoliccy księża. Czy uważa, że Irlandia Północna bardzo różni się od Polski? „Jeżeli dziewczyna zaszła w ciążę zanim wyszła za mąż, mogła sprowadzić wielki wstyd na rodzinę.” Justyna jest zafascynowana tempem zmian w Irlandii. Tutaj, wiele dzieci rodzi się kobietom niezamężnym. W ciągu jednego pokolenia stało się to zupełnie normalne. Nasuwa się pytane, czy emigranci, którzy przybyli tu staną się tacy jak ci, którzy się tu wychowali, czy też wniosą nowe wartości, lub też przywrócą dawne. Ale Justyna obawia się, że życie w Irlandii Północnej zmieni ją tak bardzo, że nie odnajdzie się, kiedy wróci do Polski. To było doświadczeniem emigrantów z Dalekiego Wschodu, którzy oszczędzali duże sumy pieniędzy na zakup domu a następnie, kiedy powracali, tracili poczucie przynależności gdziekolwiek i musieli mozolnie tworzyć nowe kręgi znajomych. Jednym ze sposobów, żeby dowiedzieć się jak sobie poradzić z uczuciami, które występują u powracającego emigranta, jest Sinead. Sinead jest jedną z północnoirlandzkich członków „tercetów”. Sama ma doświadczenie z podróżowania zdobyte podczas wolontariatu w Afryce i jako studentka uczestnicząca w wymianie na Litwie. Mówi, że zaskoczyło ją to, jak ciężko pracują ludzie na Litwie oraz ich znajomość angielskiego oraz że postanowiła więcej pracować i nauczyć się drugiego języka ale przyznaje, że jak dotąd nie dotrzymała danej sobie obietnicy. Sinead tworzy tercet z Emilią. Emilia była studentką na uniwersytecie na Litwie, na który również uczęszczała Sinead. Obecnie mieszka w Irlandii Północnej z Markiem, mężczyzną stąd, który również przebywał wówczas na Litwie. Sinead mówi: „To musiało być naprawdę trudne dla Emilii przenieść się tutaj. To musiało być naprawdę skomplikowane. Nigdy tak naprawdę nie spytałam, Może ci pomóc? Nie myślałam o tym wcześniej aż do momentu, w którym zajęłam się tym projektem.” Ale Sinead jest świadoma, że nie każdy podziela jej podziw dla uporu i odwagi imigrantów. „Jest tu mała grupa ludzi, która nie potrafi spojrzeć poza ich własną religię i politykę. I ludzi przybywających do kraju traktują jako kolejne cele. Nie każdy jest taki, zwłaszcza młodsze pokolenie. Dla większości młodych ludzi, takich jak ludzie w moim wieku, religia nie jest problemem. Jak większość moich przyjaciół, nie wiem jakiego są wyznania.” Anne jest kolejną północnoirlandzką kobietą w tercecie. Tak jak Sinead łączy nową falę emigracji z kulturalnymi i politycznymi zmianami jakie tu zachodzą; „Bardzo się z tego cieszę. To jest to, czego Irlandia Północna potrzebuje: odrobinę świeżego powietrza, aby usunąć zatęchły zapach przeszłości.” Ale jak dużo o przeszłości wiedzą imigranci i jak dużo chcieliby wiedzieć? Na początku Justyna była zainteresowana czytaniem o konflikcie ale teraz nie chce zaprzątać sobie tym głowy. Sinead mówi „nie zmieniłam się”. Osoba z Czech mówi, ”Wiem, że są niepisane zasady w tym społeczeństwie. Wydaje ci się, że jesteś wolny i masz spokój ale gdyby tak było, nie byłoby tych zasad. Wiem również, że nie znam wszystkich niepisanych zasad. Mieszkam tu zbyt krótko. Więc, jakkolwiek nie chcę wiedzieć o podziałach religijnych, nadal nie zawsze wiem czego się ode mnie oczekuje.” Justyna poczuła, że niespodziewanie dotknęła czułego punktu, kiedy w autobusie w Belfaście otwarcie rozmawiała z siostrą o konflikcie. „Mówiłam tylko o Katolikach i Protestantach. Obejrzałam film Krwawa Niedziela a ona otworzyła szeroko oczy i uciszyła mnie, Ciii!” A kilka lat później uczyła koleżankę z Holandii tych samych niepisanych zasad na temat publicznego prowadzenia rozmów o podziałach religijnych. „Jest bardzo otwarta i mówi to, co myśli a przebywałyśmy w nieciekawej okolicy i ona mówiła a ja ją uciszałam: Ciiii, nie mów tego. Tak więc są sprawy, których się nie mówi, miejsca, do których się nie chodzi”. Czy uważa, że przebywa tu dostatecznie długo, aby znać różnicę pomiędzy katolikami a protestantami? Tak, odpowiada. Miała katolickiego i protestanckiego chłopaka. „Nigdy nie zauważałam/rozumiałam różnic, ale po dwóch latach mieszkania tutaj zaczynam sobie zdawać z nich sprawę. Katolicy mają większe rodziny i są bardziej otwarci, podczas gdy Protestanci mogą być bardziej zainteresowani lepszym statusem i posiadaniem rzeczy.” Ale czy sama wpadła na ten stereotyp, czy też nauczyła się go od nas? Jeżeli więcej ludzi niż kiedykolwiek przedtem przybywa pracować w Północnej Irlandii, są i inni, którzy zostali w kraju, i wahają się czy nie zrobić tego samego. Ewelina z Polski ma tu dwie siostry, które odwiedziła ale wątpi, żeby się tu osiedliła. Jej świeże spojrzenie jest naiwne ale też fascynujące: „Irlandczycy są bardziej odważni nosząc ‘wygrzebane gdzieś’ lub odjechane ubrania, nie przejmując się, czy to się komuś podoba czy nie”, mówi. Była zaskoczona tym, że jesteśmy ‘zaaferowani i podekscytowani’ w sklepach ‘jakby je zaraz mieli zamknąć i nigdy już nie otworzyć’. Jelena Bahvalova mieszka w Rydze na Łotwie i jest jedną z osób z tercetu. Mówi: „Chciałabym pojechać do Irlandii Północnej ale coś mnie powstrzymuje. Nowy kraj oznacza, że musisz się dostosować do nowego społeczeństwa.; to oznacza, że musisz wszystko zacząć od nowa.” I dla niektórych ludzi, być może nawet dla większości, to zbyt wielkie wyzwanie, by podejść do niego niefrasobliwie. Projekt Zwyczajne Ludzkie Historie przedstawia losy europejskiej emigracji widzianej oczami młodych ludzi z Czech, Łotwy, Irlandii Północnej, Polski, Portugalii i Hiszpanii. Są to historie tych, którzy podjęli decyzję o wyjeździe do Irlandii Północnej, tych, których poznali po przybyciu oraz tych, którzy zostali w kraju. Ta niewielka grupa przedstawia proces międzykulturowego dialogu i wpływu emigracji na społeczności doświadczające zarówno wyjazdów jak i przyjazdów. 6 tercetów Hiszpania / Irlandia Północna Rafael Garcia / Inma Garcia / Michelle Morgan Polska / Irlandia Północna Ewelina Pers / Justyna Pers / Anne Beattie Polska / Irlandia Północna Martyna Płotnicka / Emilia Kosińska / Sinead Dorris Portugal / Irlandia Północna Alexandre Caetano / Ana Maria Silva / Chris Clenaghan Łotwa / Irlandia Północna Jelena Bahvalova / Junona Baleisa / Oonagh Magee Czechy / Irlandia Północna Lucie Soukupova / Karel Kucera / Sean Duffy Hiszpania / Irlandia Północna Rafael Garcia Hiszpania Przez wiele lat wszystko, co udało mi się zobaczyć na temat Irlandii Północnej to były bomby, zbrodnie i ogólna nienawiść. Nie wiem czy tak wyglądała rzeczywistość ale to jest jedyna jej wizja jaką miałem. Ponadto, kiedy mamy podobny problem w Hiszpanii, powszechnie ukazują się artykuły w prasie na temat sytuacji w Irlandii Północnej: na temat jej problemów pokojowego współistnienia katolików i protestantów i tym podobne. Gdybym miał powiedzieć prawdę, te historie wydają mi się trochę głupie; wydaje mi się, że to zabawne, że ktoś się złości bo ludzie przemaszerowali z pomarańczową flagą po wyznaczonej trasie, myślałem sobie ‐ dlaczego nie pomaszerują sobie gdzie indziej i wszystko będzie dobrze? A literatura, kino itd. tylko wyolbrzymiają tę całą sytuację. Pokazują nam jedynie straszliwych terrorystów, skorumpowaną policję i mnóstwo nienawiści. Ale stopniowo wszystko stało się jasne. Dzięki rozpoczętemu procesowi pokojowemu, poglądy, jakie docierają do Hiszpanii są o wiele bardziej czytelne. W dodatku, kiedy moja siostra spędziła tam rok, postanowiłem się dowiedzieć czegoś więcej o tym kraju. Obecnie już nie uważam Irlandii Północnej za kraj tak pełen przemocy, że nie możesz tu przyjechać żeby nie trafić w sam środek strzelaniny. Postrzegam ją jako spokojny kraj, pełen zrelaksowanych i uroczych ludzi, gdzie możesz poznać przyjaciół, z którymi można pogadać. I nie jest to jakieś zupełnie odmienne miejsce, jak to się mogło wydawać, lub jak to zostało mi przedstawione dziesięć lat temu. Inma Garcia Hiszpania Nazywam się Inma i pochodzę z południa Hiszpanii. W kraju przez 10 lat zajmowałam się uczeniem hiszpańskich nastolatków angielskiego, a w zeszłym roku zdecydowałam, że nadszedł czas, żeby zrobić sobie przerwę w nauczaniu i zastanowić się co do tej pory udało mi się osiągnąć i co jeszcze mnie czeka ‐ to był również sposób na podładowanie baterii. Bycie nauczycielem bywa trudnym zadaniem, zwłaszcza jeśli twoi uczniowie nie są zainteresowani przedmiotem, którego starasz się ich nauczyć. Ponieważ zawsze lubiłam podróżować i zmieniać tryb życia, praca lektora stwarzała mi takie możliwości równocześnie pozwalając mi podszlifować angielski i sposoby nauczania. Chciałam się dowiedzieć jak inni nauczyciele radzą sobie z uczniami niechętnymi do nauki; być może pokażą mi inne podejście do nauczania języka. Po szkole zdecydowałam się na specjalizację z języka angielskiego nie tylko dlatego żeby móc się utrzymać w Hiszpanii czy gdziekolwiek indziej, ale również ponieważ był to sposób na poznanie innych kultur. Zawsze moim marzeniem było móc spędzić przynajmniej rok w angielskojęzycznym środowisku żeby podłapać te wszystkie niuanse językowe, których nie nauczysz się w szkole ani z książek czy filmów. O pracę za granicą starałam się już wcześniej kilkakrotnie, ale udało mi się w 2006. W dniu, w którym przeczytałam email od Dyrektora Wydziału hiszpańskiego Szkoły Średniej St. Paul, poczułam, że moje marzenie wreszcie się spełniło. Byłam częścią grupy hiszpańskich lektorów, którzy każdego roku są wysyłani do Irlandii i Wielkiej Brytanii w ramach rządowego programu koordynowanego przez hiszpański władze oświatowe i British Council. Nie wybrałam sobie miejsca, do którego pojadę, wysłano mnie do Irlandii Północnej, co odrobinę martwiło moją rodzinę ze względu na panującą tam przez lata sytuację polityczną. Ja jednakże myślałam o tym, że wyjazd ten umożliwi mi zwiedzenie wielu miejsc, w których jeszcze nie byłam. W przeciwieństwie do ludzi, którzy wyjeżdżają pracować za granicą, nie ryzykowałam wiele, otrzymując tymczasowy urlop z mojej pracy w Hiszpanii, bo w momencie kiedy przyjadę do Irlandii Północnej zarówno British Council jak i hiszpańskie władze pomogą mi na wypadek jakichś problemów. Oni stanowili moje zabezpieczenie. Czułam się jednak odrobinę zaniepokojona ze względu na rok przerwy na pobyt za granicą i nie mogłam nic na to poradzić. Mój nauczyciel prowadzący powiedział mi gdzie mam się udać, w której szkole miałam pracować i co wchodziło w zakres moich obowiązków, załatwili mi tymczasowe lokum i nawet przyjechali po mnie na lotnisko. Jednakże, spędzić cały rok za granicą, w nowym środowisku było prawdziwym wyzwaniem. W trakcie studiów spędziłam kilka miesięcy w Anglii i ze względu na moją pracę bywałam już rozdzielona z rodziną i przyjaciółmi wiele razy, ale odwiedzałam ich co dwa tygodnie. Nie mogę powiedzieć żebym teraz tęskniła, raczej jestem sfrustrowana, że nie mówię płynnie po angielsku i nie potrafię tak dobrze wyrazić swoich uczuć jak w języku ojczystym. Przez pierwsze tygodnie w St. Paul’s byłam raczej zestresowana ponieważ nie mogłam w pełni uczestniczyć w przygotowaniach związanych z początkiem roku, którymi zazwyczaj zajmuję się w Hiszpanii sama. Musiałam się przestawić i dopasować do życia szkolnego w St. Paul’s. Ostatecznie okazało się to nie być zbyt trudne, ponieważ ludzie tacy jak Michelle byli dla mnie bardzo wyrozumiali i pomocni. Teraz czuję się o wiele bardziej swobodnie i to dla mnie wielka ulga, że nie jestem Dyrektorem Wydziału lub wychowawcą! Wszystko było załatwione za mnie, a ponieważ nie znam tutejszego systemu edukacyjnego, niewiele mogłam zrobić, aby pomóc pozostałym nauczycielom z mojego wydziału. Teraz pracuję na pół etatu, od wtorku do piątku. Normalnie zaczynam zajęcia w szkole o 9 rano i kończę o 13. To bardzo odbiega od mojej pracy na etat w Hiszpanii. W kraju pracuję od poniedziałku do piątku 30 godzin tygodniowo, ucząc sześć grup uczniów i dość często organizuję spotkania z rodzicami. W Hiszpanii żaden z moich uczniów nie jest całkowitym początkujący, a niektórzy z nich podchodzą do egzaminów na uniwersytet. W St, Paul’s spotykam się ze studentami przez określony czas, większość z nich będzie zdawała jeden egzamin końcowy, i jestem tu po to, aby poprawili swoje umiejętności w mówieniu i słuchaniu, a także pomagam im w pracy semestralnej. Omawiamy sprawy bieżące według listy tematów, którą dostałam od ich nauczyciela. Czasami rozmawiamy o kulturze irlandzkiej i to mi bardzo pomaga, ponieważ studenci opowiadają mi o tradycjach, o których nigdy wcześniej nie słyszałam. Tak jak w Hiszpanii, ludzie wydają się tu być bardzo rodzinni. W czerwcu wszystko wróci do normy, wrócę do Hiszpanii i do swojej pracy w szkole średniej Castillo de Cote. Będzie mi trochę przykro bo naprawdę podoba mi się tutaj i jednocześnie czuję, że wiele się nauczyłam o Irlandii i ludziach stąd. Chciałabym jeszcze kiedyś wrócić jako turystka albo etatowy nauczyciel, kto wie! Bycie częścią tego projektu pomogło mi spojrzeć na emigrację z innego punktu widzenia. Pochodzę z Hiszpanii, kraju, do którego każdego roku przybywa do pracy wielu ludzi, głównie z Afryki Północnej i Ameryki Łacińskiej. Obecnie Hiszpania ma być drugim krajem Unii Europejskiej pod względem liczby przyjmowanych imigrantów. To oznacza, że poza terroryzmem, emigracja stała się jedną z najistotniejszych spraw. Podobnie jak Irlandia Północna, Hiszpania przeszła drogę od kraju, który wysyłał emigrantów do kraju przyjmującego ich. W latach 60 i 70 wielu Hiszpanów podróżowało po kraju lub po świecie w poszukiwaniu pracy. Wielu emigrantów przybywa każdego roku do Hiszpanii ale dopiero kiedy sama wyjechałam do Irlandii Północnej i zostałam emigrantką zrozumiałam jak w ciągu tych lat zmieniła się emigracja. Obecnie każdy może zostać emigrantem a czynnik finansowy odgrywa tylko częściową rolę. Teraz ludzie opuszczają swoje kraje z wielu powodów; czasami ponieważ chcą odpocząć od swojej pracy, inni chcieliby zacząć od nowa i szukają bardziej ambitnego zawodu. Mój przypadek był tym pierwszym. Zanim przyjechałam do Irlandii Północnej należałam do społeczności przyjmującej, w której emigracja jest zazwyczaj łączona z nielegalnością: ludzie doświadczają trudnych chwil starając się dostać do Hiszpanii, bardziej to przypomina targ niewolników niż emigrację, albo są odsyłani do swoich krajów z powodu braku paszportu albo pozwolenia na pracę. Nie wiedziałam jak wygląda życie obcokrajowców starających się wpasować w życie społeczności goszczącej emigrantów. Teraz doświadczyłam tego, czego wielu emigrantów doświadcza każdego dnia w Hiszpanii. Jak trudne może być życie dopóki się nie pozna języka. I tu nie chodzi tylko o osobiste frustracje, ale również o zyskanie społecznej akceptacji, jako że nie każda narodowość jest równie dobrze odbierana społecznie. Poza tym nie jest łatwo pogodzić się z tym, że oddalamy się od korzeni a jednocześnie utrzymywać przyjacielskie stosunki w nowym środowisku. Byłam tylko krótkoterminową emigrantką i mój pobyt wynosił zaledwie dziewięć miesięcy, ale sądzę, że ten rodzaj emigracji jest najistotniejszy w XXI wieku. Ponieważ jesteśmy członkami UE, podróżowanie po Europie i zatrzymanie się na jakiś czas w różnych krajach stało się o wiele łatwiejsze dla pracowników i naukowców. Obecnie życie nabrało tak gorączkowego tempa, że nie wiesz czy osiedlisz się w kraju, który początkowo wybrałeś. Niektórzy uczestnicy tego projektu myślą, że Irlandia Północna to idealne miejsce, do momentu, w którym coś lepszego się pojawi w innej części świata, inni myślą o powrocie do kraju prędzej czy później, a jeszcze inni zmienili zdanie na temat powrotu ponieważ Irlandia Północna została ich domem. Wrócę do Hiszpanii do mojego zawodu ale zawsze będę wspominać mój pobyt w Newry jako dający wiele satysfakcji, jedyny taki moment w życiu. Michelle Morgan Irlandia Północna Nazywam się Michelle Morgan i mieszkam w Newry, w hrabstwie Down. Jestem mężatką, mam czteroletnią córkę i mieszkam niedaleko mojej matki. Mam siostrę, która ma troje dzieci w wieku 23, 19 i 13 lat. Moja rodzina żyła w tej okolicy od pokoleń i ja również tu wróciłam po 12 latach pracy w Londynie. Podoba mi się życie w Newry i zaobserwowałam wiele zmian na lepsze po tym jak proces pokojowy wkroczył w swą fazę ostateczną. Miasteczko rozrosło się w miasto i teraz jest mnóstwo możliwości zdobycia wykształcenia oraz pracy dla tutejszych młodych ludzi bez ruszania się z domu. Jest ogromny kontrast pomiędzy Newry, które ja opuszczałam w latach 80 kiedy to konflikt uniemożliwiał rozwój przedsiębiorczości i studenci musieli szukać zatrudnienia gdzie indziej. Teraz jesteśmy w stanie zaoferować emigrantom pracę i dach nad głową w okresie ożywienia gospodarczego. Przejście się główną ulicą Newry stało się dziwnym doświadczeniem, ponieważ nie rozpoznaję już twarzy mijających mnie ludzi. Rozpoznaję natomiast wyraz twarzy młodych ludzi, którzy przybyli do Irlandii rozpocząć nowe życie. Na ich twarzach odmalowuje się nadzieja. Wielu z nich zostawiło za sobą trudne sytuacje, wielu chce po prostu ciężko pracować, dobrze zarabiać, dobrze żyć z sąsiadami i wysyłać pieniądze do domu. Ponieważ sama tak robiłam, świetnie ich rozumiem. Jestem bibliotekarką szkolną w szkole średniej St Paul’s w Bessbrook, w hrabstwie Armagh i pracuję tam od 1999. Studiowałam angielski oraz informatykę na Uniwersytecie Queen w Belfaście w latach 1984‐1987 a następnie przeprowadziłam się do Londynu, aby podjąć pracę jako analityk w LWT. Następnie przeniosłam się do Shepherd’s Bush do pracy w BBC w dziale Informacji i Archiwów. W 1998 zdecydowałam się wrócić do Newry częściowo ponieważ mój ojciec zmarł i chciałam wesprzeć mamę a częściowo ponieważ czułam, iż nadszedł właściwy moment na założenie rodziny. Zostałam przeniesiona do BBC w Belfaście ale po roku odeszłam z powodów rodzinnych. Właściwie praca w St. Paul’s pojawiła się przez przypadek a ja akurat złożyłam podanie i w listopadzie 1999 dostałam tę pracę. Biblioteka wówczas była małym pokoikiem z kilkoma komputerami a obecnie jest to najnowocześniejsza, specjalnie przystosowana biblioteka oferująca niesamowite możliwości. Kocham swoją pracę i mam ogromną satysfakcję widząc jak uczniowie stają się młodymi ludźmi i opuszczają gniazdo! Moim zadaniem w St Paul’s jest otworzyć przed uczniami świat literatury i zachęcić ich do czytania i literackich poszukiwań. Poznałam Inmę Garcia, moją europejską przyjaciółkę, w czasie jej zapoznawczej wizyty w szkolnej bibliotece. Inma przybyła do St. Paul’s jako lektorka hiszpańskiego i prowadzi zajęcia z komunikacji hiszpańskiej dla uczniów poszczególnych przedmiotów jak również tych, którzy przygotowują się do egzaminów A‐level. Wydaje się, że każdy, kto pracuje w St Paul’s w końcu trafia do biblioteki! W zeszłym roku lektorem hiszpańskiego był Juan Flores z Peru i był on stałym gościem biblioteki, gdzie mógł w spokoju pracować/wyszukiwać informacje i pisać emaile do domu. Wiem, że Inma pochodzi z sewilskiego obszaru Andaluzji a ponieważ byłam tam na wakacjach więc wiem co nieco na temat kultury i klimatu jakie tam panują. Klimat Irlandii Północnej różni się tak bardzo od klimatu Hiszpanii, że jestem pewna, że Inma nigdy w życiu nie doświadczyła tylu deszczowych dni. W Irlandii mamy wszystkie pory roku. Wiem, że Inma pracuje w Hiszpanii jako nauczycielka angielskiego, tak więc obydwie pracujemy w szkole i obie kochamy język angielski i angielską literaturę. Chciała zrobić sobie przerwę żeby popracować za granicą, ale sądzę, że podobnie jak w moim przypadku, jej serce pozostało w kraju. Obie jesteśmy bardzo związane z rodzinami i gdybyśmy przebywały poza domem zbyt długo, strasznie brakowałoby nam przyjaciół! Pracowałam w Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych i Anglii i dlatego rozumiem inne kultury. Wiele podróżowałam po całym świecie i lubię poznawać ludzi i uczyć się innych języków. Nie wykluczałabym tego, że kiedyś wyjadę i będę pracować w innym kraju ale na razie zakorzeniłam się w Newry. Myślę, że Australia i Nowa Zelandia najbardziej do mnie przemawiają. We wrześniu 2007 moja córka rozpoczyna szkołę a to oznacza zobowiązanie się do tego, że zaoferuję jej możliwie najbardziej stabilne wykształcenie. Ponieważ pracuję w szkole, wakacje trwają długo, wobec czego mogę wyjeżdżać za granicę na długie wakacje. Na razie mi to bardzo odpowiada! Jeżeli mam być szczera to pomimo tego, iż zauważyłam zwiększony napływ emigrantów do Irlandii Północnej to niespecjalnie się nad tym zastanawiałam, do momentu, gdy zaangażowałam się w projekt British Council. Inma spytała się mnie czy nie wzięłabym w nim udziału i w kwietniu spotkaliśmy się jako grupa. Wówczas zaczęłam zauważać liczbę obcokrajowców zatrudnionych obecnie w mojej szkole czy innych miejscach, takich jak supermarkety, sklepy czy szpitale. Wydawało się, że głównie byli to młodzi ludzie z silną motywacją rozpoczęcia nowego życia w Newry. Ciężko jest opuszczać swój kraj rodzinny ale byłam zmuszona uczynić to samo w latach 80‐tych ponieważ po skończeniu uniwersytetu nie mogłam znaleźć pracy. Przeniosłam się do Londynu, który na wiele lat stał się moim domem i czasami doświadczenie bycia obcym w obcym kraju było bardzo samotnym doświadczeniem. Ludzie są na ogół bardzo podejrzliwi jeśli chodzi o sprawy, których nie rozumieją lub którym nie poświęcili dość czasu. Dopiero dzięki spotkaniu z członkami społeczności emigracyjnej jestem świadoma ich trudnego położenia i problemów z jakimi spotykają się na co dzień. To, co mnie uderzyło najbardziej w ciągu kilku ostatnich lat, to liczba osób, których nie rozpoznawałam, kiedy chodziłam po mieście. W przeszłości mogłeś przejść z jednego końca Hill Street na drugi i rozpoznać 70% mijających mnie ludzi. Obecnie przybywa tu wiele osób z krajów takich jak Litwa, Łotwa i Polska. W Newry zawsze istniało poczucie społeczności a widok różnych kultur przybywających tu do pracy oraz chcących rozpocząć nowe życie jest bardzo ożywczy. Pamiętam, że było tu kilka chińskich rodzin, które przybyły do Newry w latach 60‐tych otworzyć restauracje a następnie zostały i stały się dynamicznym elementem naszego miasta. Poza tym nie pamiętam żadnych innych ludzi pochodzących z innych kultur, które by były na tyle odważne aby przenieść swoje rodziny do miejsca, które w gruncie rzeczy do 1969 roku zamieniło się w strefę wojenną. Jednym z głównych powodów, dla których ludzie nie chcieli mieszkać w Irlandii Północnej była istniejąca sytuacja polityczna, co doprowadziło do niskiego poziomu inwestycji w kraju i wysokiego bezrobocia. Osobiście cieszę się z napływu imigrantów do tego regionu i ogólnego przyczyniania się do rozwoju naszej gospodarki i społeczeństwa. Ostatni raport w wiadomościach mówił, że w zeszłym roku rekordowa ilość ludzi przybyła do Irlandii Północnej oraz, że populacja 1,7 miliona ludzi wzrosła o ponad 15.000, co oznacza dwa razy więcej niż średnia w ciągu 10 lat. Zdecydowanie to emigracja jest odpowiedzialna za napędzanie wzrostu populacji. Emigranci z mojej dzielnicy pochodzą z różnych środowisk poczynając od pracowników fizycznych a kończąc na wysoko wykwalifikowanych pracownikach medycznych. Są zatrudnieni w sektorach, w których brakuje pracowników. Na przykład wielu wykwalifikowanych i zmotywowanych lekarzy z Polski, Bułgarii i Czech ma znaczny wkład w leczenie na terenie całej Irlandii Północnej. W naszej okolicy nadal brakuje wykwalifikowanych lekarzy, anestezjologów, radiologów, i pediatrów. Moja siostra jest pielęgniarką na oddziale pediatrycznym i również cieszy się ze wzrostu liczby emigrantów na swoim oddziale. Pielęgniarki z Filipin pracują razem z nią na Oddziale Dziecięcym i pracują ciężko, są zmotywowane i są bardzo cenionymi członkiniami personelu. Większość emigrantów stara się zapewnić swoim rodzinom lepsze życie w krajach ojczystych, jak również, w pewnym momencie stara się sprowadzić rodziny tutaj. Populacja emigrantów zawsze wpływała pozytywnie na gospodarkę. Włączając w to dostarczanie usług, napływ wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych pracowników, utrzymanie miejscowych fabryk oraz usług, które w przeciwnym razie musiałyby zostać sprowadzone z zewnątrz oraz dodatkowe pieniądze wydane w lokalnych sklepach. Z drugiej strony istniała również negatywna strona emigracji, taka jak niskie płace czy wyzysk. Zauważam, że w naszych lokalnych gazetach pojawiają się cotygodniowe rubryki po polsku i rosyjsku, a w biuletynie miejscowej parafii imiona dzieci, które narodziły się w społeczności emigracyjnej. Miejscowa filia St. Vincent De Paul dwa razy w tygodniu organizuje bezpłatne lekcje języka angielskiego dla tych, którzy chcą się go nauczyć. Także, w tym roku członkowie społeczności emigracyjnej poprowadzili coroczną paradę w Dniu Św. Patryka ubrani w tradycyjne stroje. W szkole widać kilkoro nowych uczniów z Rosji, Litwy i z właściwym podejściem możemy pomóc tym młodym ludziom polepszyć ich znajomość angielskiego i stać się dobrymi obywatelami naszej społeczności. Ogólnie rzecz biorąc, mieszkańcy Newry powitali napływ pracowników emigracyjnych a Newry i Rada Regionu Mourne robią co mogą aby zintegrować nowoprzybyłych w ramach różnych inicjatywami. Przed nami wiele wyzwań i możliwości w momencie gdy Newry i Irlandia Północna przybliżają się w stronę włączającego, wielokulturowego społeczeństwa. Kiedyś to my byliśmy emigrantami w innych krajach, ponieważ populacja irlandzka była przez wieki w ciągłym ruchu. Teraz nadeszła nasza kolej aby otworzyć kraj dla tych ludzi, którzy starają się podnieść swój standard życia, a w zamian otrzymać różnorodne i społecznie solidarne społeczeństwo. Irlandczycy zawsze byli postrzegani jako przyjacielscy i otwarci ale niewielka część naszego społeczeństwa jest nadal zamknięta w sobie i chce zatrzymać napływ emigrantów do Irlandii Północnej. To spowodowało wzrost napięć wśród zubożałych mieszkańców śródmieścia i skończyło się wezwaniem policji do rozwiązania sporu. Ogólnie mówiąc, sądzę, że ludność Newry dobrze poradziła sobie ze społecznością emigrantów i przyjęła stanowisko „żyj i pozwól żyć innym”. Pamiętam jak w 2004 roku 10 krajów dołączyło do Unii Europejskiej ‐ Berti Ahern powiedział do nowoprzybyłych, którzy chcieli zamieszkać w Irlandii. „Witamy ich z dumą. Witamy ich z nadzieją”. Myślę, że każdy z nas użyć odrobiny z tych sentymentalnych kwestii dla dobra całej wyspy. Mamy taki piękny kraj, z takimi pięknym krajobrazem i wspaniałymi ludźmi. Przy tej sposobności Seamus Heaney, zdobywca nagrody Nobla, przeczytał wiersz stworzony na tę okazję. Był zatytułowany ”Latarnie w dniu Bealtaine” (Bealtaine po irlandzku oznacza Dzień Majowy i jest tradycyjnie znany jako Uczta Celtycka w pierwszym dniu lata). Uważa się również, iż jest to dzień, w którym pierwsi magiczni mieszkańcy Irlandii przybyli na wyspę! Wiersz zawiera wersy: „Tak więc w dniu, w którym pojawią się nowi przybysze… niech to będzie przyjazd do domu.” Życzyłabym sobie, aby wszyscy emigranci, którzy znajdą się w naszym kraju, czy to przez przypadek czy celowo, byli powitani i traktowani jak równi. Jestem taka zadowolona, że zaangażowałam się w ten projekt ponieważ dał mi możliwość przedyskutowania bezpośrednio wpływu jaki emigracja wywiera na nasze społeczeństwo. Spotkałam się twarzą w twarz z grupą osób, które tymczasowo zdecydowały się uczynić Irlandię Północną swoim domem. Życzę im powodzenia we wszystkim, czego się podejmą i wiem, że kiedyś zatrzymają fragment Irlandii Północnej na zawsze w swoich sercach. Chciałabym podziękować tym wszystkim, którzy przyczynili się do sukcesu tego projektu i mam nadzieję, że chociaż w minimalnym stopniu wyciągnęłam przyjazną dłoń i wypowiedziałam Céad Míle Fáilte (tradycyjne irlandzkie powitanie) do naszych nowoprzybyłych. Polska 1 / Irlandia Północna Ewelina Pers Polska Poznań jest moim miastem rodzinnym w Polsce. Mieszkałam w nim przez 19 lat, od kiedy się urodziłam. W miarę jak dorastałam mogłam obserwować zmiany i nowe obiekty, które pojawiały się tu każdego roku. Myślę, że atmosfera tego miasta, ludzie i kultura sprawiły, że moje życie jest tak niezwykłe. Chodzę do liceum, ale za miesiąc kończę szkołę i zaczynam egzaminy. Jestem w klasie o profilu biologiczno‐chemicznym i właśnie z tymi przedmiotami wiążę swoją dalszą edukację. Byłoby dobrze dostać się na uniwersytet i studiować medycynę lub biotechnologię, ale zobaczymy co będzie po egzaminach. Życie szkolne nie ogranicza się tylko do nauki. Mamy wiele możliwości spędzenia czasu wolnego na zajęciach sportowych, lekcjach rysunku czy kółku filozoficznym… Nauczciele są niesamowici i pełni pasji, co powoduje, że czas spędzony w szkole jest o wiele bardziej ciekawy dla uczniów. Szkołę współtworzy także uczniowska społeczność. Jest tu tylu ambitnych, utalentowanych otwartych młodych ludzi! Mogę powiedzieć, że wielu przyjaciół, których spotkałam tutaj to przyjaciele na całe życie. Może wydawać się, że jestem miłośniczką nauki. Tak, do jakiegoś stopnia jestem. Ale jak to się mówi o ludziach spod znaku Ryb, mam drugi obszar zainteresowań. Uwielbiam kulturę i sztukę. Spędzam wolny czas rysując, malując, tańcząc, lub chodząc na koncerty. I w tym przypadku moje miasto oferuje różnorodne imprezy kulturalne. Sądzę, że to, co warto zobaczyć w Poznaniu to Stary Browar, który jest nie tylko centrum handlowym ale również miejscem wydarzeń kulturalnych i życia biznesowego. Znajdziecie tu mnóstwo galerii przedstawiających prace młodych współczesnych artystów, wystawy malarzy zagranicznych, sztukę na żywo (włączając w to widowiska teatralne i taneczne) i wiele innych. Gdyby nie moje siostry nie przyjechałabym do Irlandii Północnej tak szybko i nie poznałabym jej w sposób, w jaki ją znam teraz. Moje siostry, Kinga i Justyna, mieszkają w Belfaście. Kinga jest artystką a Justyna pracuje jako tłumaczka. Wcześniej czy później musiałam je odwiedzić. Pojechałam tam w 2006 roku. Zobaczyłam również Dublin. I czym różni się życie w Irlandii Północnej od mojego kraju? Jak dotąd zauważyłam kilka różnic. Pierwsza z nich jest taka, że Irlandczycy są bardziej odważni nosząc ‘wygrzebane gdzieś’ lub odjechane ubrania, wygłaszają swoje (często kontrowersyjne) opinie i mniej zwracają uwagi na to, co inni o tym sądzą. Po prostu ‘robią swoje’, czy to się komuś podoba czy nie. Również ich podejście do obcych jest inne. W Polsce nadal dla wielu ludzi trudno jest otworzyć się na pierwszym spotkaniu, a w Irlandii Północnej ludzie są bardziej skłonni żeby przywitać się z uśmiechem. Ogólnie rzecz biorąc, Irlandczycy są bardziej na luzie. Myślę, że w jakimś stopniu jest to spowodowane polityczną i gospodarczą sytuacją, która jest, jak sądzę, lepsza. Na przykład, szukanie pracy, płac, ubezpieczenie zdrowotne itd. Co mnie zaskoczyło, to ogromny ruch w sklepach w Irlandii Północnej. Kiedy chodziłam po ulicach Belfastu byłam trochę zaskoczona tym, jak wielu ludzi tłoczyło się na ulicach, wszyscy tacy podekscytowani, przechodząc obok wystaw jakby wszystkie te sklepy miały zaraz zostać zamknięte na zawsze. Architektura w centrum jest ciekawa i bardzo mi się podobają kafejki i puby ze względu na ich niesamowite wnętrza (jak w Polsce). Byłam zachwycona pięknymi krajobrazami Giants Causeway na północnym wybrzeżu. Po prostu olśniewające! W obecnych czasach wielu Polaków wyjeżdża do Irlandii Północnej do pracy. Jeżeli mówisz po angielsku to wyjazd za granicę nie jest problemem. Kraje zachodnie oferują Polakom pracę a dla nich to często jedyna możliwość utrzymania się. Moi przyjaciele i rodzina pytają mnie czy myślę o wyjeździe z Polski do pracy i na studia w Irlandii Północnej. Na razie wiem, że chcę skończyć studia tutaj, w Poznaniu ale potem, czemu nie? Bez wątpienie emigracja stała się symbolem naszych czasów. Emigracja może być spowodowana czynnikami politycznymi, napięciami religijnymi, problemami finansowymi. Wydaje się, że granice się zacierają. W jakimś stopniu kraje tracą swoją wyjątkowość. Unia Europejska sprawiła, że ta tendencja stała się jeszcze bardziej widoczna. Oczywiście większość ludzi emigruje aby polepszyć swój status materialny. Kusi ich blask „europejskiego marzenia”. Kiedy w 2004 roku mój kraj przyłączył się do UE, ludzie wierzyli, że nadejdzie lepsze jutro. Po trzech latach możemy stwierdzić, że jakieś zmiany zaszły. Wielu młodych i wykształconych ludzi wyjeżdża z kraju na studia, podnieść swoje umiejętności/podszlifować język i znaleźć dobrą pracę. I ten fakt niepokoi nasz rząd i pracodawców. Coraz więcej potencjalnych pracowników, lekarzy, techników i robotników opuszcza kraj. Śmiejemy się, że za kilka lat nie będzie miał nas kto leczyć w szpitalach. Polska traci wykwalifikowanych pracowników, tak bardzo potrzebnych w procesie rozwoju systemu kulturowego, oświatowego i gospodarczego. Ludzie z mojego miasta po ukończeniu uniwersytetu często decydują się na pracę w Wielkiej Brytanii. Jeżeli drzwi są dla nich otwarte, dlaczego nie spróbować? Szanuję ich decyzje ponieważ wiem jak trudno jest czasem znaleźć pracę zgodną z kierunkiem studiów. Oczywiście, poza pieniędzmi, nauką angielskiego, poznawaniem obcokrajowców, ich kultury i stylów życia, są jeszcze negatywne strony. Dla niektórych nie jest łatwo rozstać się z przyjaciółmi, krewnymi, najbliższą rodziną, czasami z dziećmi. Również na początku może im być ciężko się zaaklimatyzować. Ale jednej rzeczy nie potrafię zrozumieć. Słyszy się w radiu, że niektórzy Polacy jadą do Wielkiej Brytanii z planami, ale bez znajomości języka. Że ich znajomość języka kończy na „dzień dobry” i tym podobne. Robi mi się smutno kiedy słyszę takie rzeczy. Czasami ludzie myślą, że dostaną pracę nawet jeśli nie mówią po angielsku. Czy to nie jest oszukiwanie samego siebie? Zabawne, jak emigracja zmienia życie. Kiedy pierwszy raz przybyłam do Belfastu w 2006 roku, otaczała mnie polska mowa. Przybyłam do obcego kraju a jednak na początku słyszałam mój ojczysty język. Niektórzy mówią z uśmiechem, że Polacy są wszędzie. Czy to dobrze czy źle? Być może dla Irlandczyków to może zacząć być irytujące, ale nadal dla wielu Polaków to szansa na rozpoczęcie lepszego życia. Kiedy myślę o przyszłości, chciałabym oczywiście zostać w Polsce kiedy skończę studia. Mam nadzieję, że za kilka lat sytuacja się polepszy tak, że będę mogła pracować w zawodzie i mieszkać tutaj. Ale myślę też, że nawet jeśli zwiążę swoją przyszłość z Polską, to praca w Wielkiej Brytanii daje szansę na nowe doświadczenia i nauczenie się czegoś. Tak więc chciałabym dostać szansę na pracę w Wielkiej Brytanii przez jakiś czas, kilka lat, żeby pomieszkać w innym środowisku, poznać nowych ludzi i tak dalej. A potem wrócić z bagażem zawodowych i społecznych doświadczeń. Justyna Pers Polska Jest 1 kwietnia i siedzę w swojej sypialni położonej na zaadaptowanym poddaszu starej kamienicy w Belfaście. Jest piękne niedzielne popołudnie. Minęły prawie dwa lata odkąd wyjechałam do Irlandii Północnej, i prawie cztery odkąd wyjechałam z Polski. Zanim wyjechałam, studiowałam w Warszawie ‐ iberystykę; pracowałam również przy trasach koncertowych polskich zespołów rokowych i popowych, jako asystentka fotografa mody i stażystka w gazecie. Prowadziłam dość aktywne życie w Polsce. Mam dwie siostry, jedna z nich wyemigrowała do Wielkiej Brytanii w 1997 roku ‐ jej historia to temat na powieść! Kiedyś postanowiłam ją odwiedzić w Belfaście podczas letnich wakacji. To właśnie wtedy poznałam młodego Irlandczyka z Londynu, z którym pozostałam w kontakcie przez ponad rok. Po tych 12 miesiącach postanowiłam spróbować szczęścia w Londynie, zacząć nowe życie, zobaczyć na czym polegał WIELKI ŚWIAT. Londyn wydawał mi się miejscem pełnym nowych możliwości ‐ ale musiałam zacząć od zera, jak wszyscy inni. Najpierw pracowałam we francuskim barze kawowym, gdzie poznałam ludzi, którzy do dziś są moimi najlepszymi przyjaciółmi, następnie przeniosłam się do pięciogwiazdkowego hotelu w Centralnym Londynie, aż wreszcie zaczęłam pracować jako tłumaczka dla służby zdrowia ‐ praca, którą naprawdę uwielbiałam. Jakiś czas później zdecydowaliśmy z moim chłopakiem przenieść się do jego kraju rodzinnego – Irlandii Północnej. To była ogromna zmiana, nie tylko dla mnie, ale również dla niego. Z ruchliwej, wielkomiejskiej dżungli, do miasta Belfast ‐ bardzo specyficznego miejsca, którego nie umiałam na początku ugryźć. Zaraz poi przybyciu rozstaliśmy się i wypadliśmy z bezpiecznego gniazda jakim była nasz związek. Zaczęłam się rozglądać za pokojem do wynajęcia, starając się określić siebie na nowo w nowym miejscu. Było mi ciężko. Miałam bardzo niewielu przyjaciół w Belfaście i jakoś trudniej mi było znaleźć nowych w Belfaście niż w Londynie. Kiedy słyszeli obcy akcent, każdy się pytał skąd jestem, podczas gdy w Londynie nigdy nie usłyszałam tego pytania. Po raz pierwszy poczułam co to znaczy być ‘obcokrajowcem’. Deszczowy, ponury klimat wcale mi nie pomagał! To, że miałam starszą siostrę na miejscu był jak łódź ratunkowa ‐ jej obecność sprawiała, że nie oszalałam. Ale wkrótce znowu zaczęłam pracować jako tłumaczka i poznałam polskich emigrantów zarobkowych, a ich historie często otwierały mi oczy. Zdałam sobie sprawę, że wcale nie byłam w takiej złej sytuacji. Mówiłam płynnie po angielsku, miałam już wcześniej trochę doświadczenia z kulturą brytyjską/irlandzką i przeniosłam się do Irlandii Północnej ponieważ taki był mój wybór, nie ponieważ byłam to tego ZMUSZONA. Dzień po dniu, wszystko zaczęło się układać. Po półtora roku mogę powiedzieć, że prawie przywykłam do klimatu, kierowcy w autobusach lepiej rozumieją mój akcent, zarabiam na własne utrzymanie i mogę również pomagać rodzicom w Polsce. Poznałam nowych przyjaciół i nauczyłam się nowych umiejętności: jestem niezależna. Nigdy bym nie przypuszczała, że będę mieszkała w Irlandii Północnej ale teraz mieszkam i nauczyłam się doceniać to, co mam. Ludzie są tu bardzo przyjaźni, życie jest bardziej na luzie i prostsze. Tak, mam zamiar wrócić do Polski ponieważ tęsknię za rodziną i kulturą, polskim jedzeniem i porami roku! Wrócę we właściwym czasie ‐ kiedykolwiek on nadejdzie. Emigracja dotyczy najważniejszych zmian w życiu, to jak skok w nieznane w poszukiwaniu lepszego życia, emigracja to zwalczanie własnych słabości i wykraczanie poza granice. Gdyby ktokolwiek mi powiedział kilka lat temu, że będę mieszkała w Irlandii Północnej, kraju, o którym niewiele wiedziałam, byłabym co najmniej zaskoczona. Jestem przekonana, że większość emigrantów, którzy przyjechali w przeciągu ostatnich trzech lat mieszkać i pracować w Irlandii Północnej, powiedziałoby to samo. Nie przybyłam tu z powodów ekonomicznych. Prowadziłam wesołe studenckie życie i miałam ciekway zawód, natomiast dla wielu decyzja o przyjeździe tutaj była kwestią sekund, może dni. To była konieczność. Jako środowiskowa tłumaczka ustna pracująca dla brytyjskiego odpowiednika NFZ poznaję wielu polskich emigrantów i poznaję ich historie. Charakter mojego zawodu sprawia, że mogę ich poznać lepiej. W poczekalni szpitalnej albo przychodni ludzie często się otwierają i opowiadają mi o tym jak to się stało, że przyjechali mieszkać/pracować do Irlandii Północnej. Dla niektórych było to dość proste, innym było ciężko i przeszli przez piekło. Zauważyłam, że emigracja zarobkowa jest reakcją łańcuchową ‐ potrzeba jednej odważnej (albo szalonej czy też zdesperowanej) osoby, która wyjedzie z kraju. Kiedy przyjeżdża zazwyczaj nie ma gdzie się zatrzymać i często mieszka w trudnych warunkach, licząc na ludzkie dobre serce i hojność. Jak tylko dana osoba jako tako stanie na nogi w obcym kraju (znajdzie pracę, mieszkanie, zrozumie jak to wszystko ogarnąć), następna osoba (członek rodziny, przyjaciel) idzie w jej ślady. Potem następna i następna…. Dla większości osób, z którymi rozmawiałam, wyjazd z Polski był koniecznością. Utrzymanie w kraju było prawie niemożliwością, więc szansa ucieczki przed trudną rzeczywistością było czymś, czego nie mogli przepuścić. Początki są zazwyczaj trudne. Jako emigrant najpierw zauważasz różnice: inne jedzenie, klimat, język, mentalność, otoczenie, kultura, i tym podobne. Te różnice nie pomagają w zadomowieniu się ponieważ czujemy się bezpieczniej obracając się wśród znanych nam rzeczy (wiemy czego się po nich spodziewać). Przyzwyczajenie się do tych różnic i włączenie ich w życie jest dla niektórych łatwe, a dla innych nieosiągalne. Na tym etapie wielu ludzi rozważa powrót do domu, niektórzy zaczynają narzekać, niektórzy chwytają za alkohol. Jest duża presja i widziałam już kilka rodzin przechodzących poważne trudności. Na tym etapie/będąc w takiej sytuacji ludzie się załamują i jestem pewna, że istnieje wielu ludzi, którzy mają depresję, zwłaszcza wśród mężczyzn. Znam kilka przypadków samobójstw ‐ zazwyczaj są to mężczyźni. Brak wsparcia (ze strony rodziny, mówiącego po polsku lekarza, przyjaciela), oraz ukrywanie swoich uczuć, ponieważ zostałoby to uznane za porażkę ‐ to niektóre z czynników, które mogą spowodować, że ludzie zachorują. Zauważyłam że ci, którzy przybyli tu z jasno wytyczonym celem, radzą sobie najlepiej. Ustalenie konkretnego celu pomaga przebrnąć przez początkowe trudności. Niektórzy ludzie wyjeżdżają z kraju uciekając przed osobistymi problemami. Po wyjeździe uświadamiają sobie, że problem nadal istnieje i muszą się z nim uporać sami, z dala od domu. Z kolei niektórzy wyjeżdżają ponieważ po prostu nie mają nic do roboty. Jeżeli nowy kraj nie zaoferuje im „tego czegoś”, czego szukali, zaczynają wdawać się w bójki i łamać prawo. Problem poleg na tym, że ludzie wierzą, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Zderzenie z rzeczywistością może być bolesne. Życie w obcym kraju jest łatwiejsze dla emigrantów kiedy pewne fragmenty rzeczywistości odpowiadają ich własnej kulturze. Dlatego rośnie liczba sklepów sprzedających polskie jedzenie. Tesco i Dunne’s Stores oferują wybór polskich produktów. Prawie każda polska rodzina ma dostęp do polskiej telewizji, przynajmniej raz w miesiącu ludzie mają możliwość pójścia na polską mszę, w niektórych barach są organizowane polskie wieczory, rośnie liczba polskich organizacji społecznych. Jeśli chodzi o moją pracę, pacjenci mogą poprosić o tłumacza jeżeli nie mówią wystarczająco dobrze po angielsku. Trudno sobie wyobrazić jakim ogromnym stresem jest dla pacjenta nie móc wytłumaczyć co sięz nim dzieje, jego dzieckiem lub członkiem rodziny. Możliwość skorzystania z usług tłumacza wiele dla nich znaczy. I tak dochodzimy do jednego z głównych problemów emigracji: bariery językowej. Emigracja przychodzi łatwiej tym, którzy znają język drugiego kraju. Łatwiej się asymilują, angażują w życie społeczne, poznają miejscowych.W pracy umieją poprosić o podwyżkę, sprawdzić, czy ich prawa są przestrzegane. Mogą ubiegać się o lepszą pracę; są bardziej niezależni i to o wiele. Tak łatwo jest wykorzystać pracowników, którzy nie mówią po angielsku. Nie znać języka, to być jakby społecznie upośledzonym: nie możesz pogawędzić ze sklepikarzem ani listonoszem przynoszącym ci każdego ranka pocztę. Chciałbyś sprawić sąsiadowi komplement na temat jego ogrodu, ale proste słowo „ładny” wydaje się brzmieć tak infantylnie. Zwłaszcza kobiety są w trudnej sytuacji ‐ te, które zostają w domu opiekując się dziećmi. Przez większość czasu nie mają do kogo się odezwać przez cały dzień: mężowie dużo pracują, od poniedziałku do soboty. Mówią, że nieznajomość języka sprawia, że czują się samotne i odizolowane. Pielęgniarka środowiskowa składająca wizytę razem z tłumaczem jest jedną z rzadko nadarzających się okazji do porozmawiania z kimś. Nie zdajemy sobie sprawy jak wiele w naszym życiu opiera się na komunikacji. Jeżeli nie znasz angielskiego, ta komunikacja jest poważnie ograniczona a twoje życie wydaje się monotonne. Ludzie rozwijają umiejętności społeczne, uczą się być niezależni i samowystarczalni przez całe swoje życie.Wyjazd do nowego kraju oznacza pozbawienie się wszystkiego co się osiągnęło w tej kwestii. Ale pomoc jest dostępna. Ludzie z Irlandii Północnej okazali się być wrażliwi na potrzeby rodzin emigrantów. Kościoły lub wyższe szkoły techniczne prowadzą zajęcia z języka angielskiego. Istnieje organizacja o nazwie Pewny Sart, która wspiera rodziny z obszarów w niekorzystnej sytuacji: robią wiele dobrego starając się zrozumieć i wyjść naprzeciw potrzebom emigracyjnych rodzin z dziećmi. Ostatnie zmiany społeczne w Irlandii Północnej nastąpiły bardzo szybko i muszę przyznać (opierając się na moich własych obserwacjach i doświadczeniu), że w większości przypadków miejscowa ludność robi wszystko, co w jej mocy, aby nowi mieszkańcy czuli się w Irlandii Północnej mile widziani i jak u siebie w domu. Gdziekolwiek się udasz na świecie znajdziesz rasizm, dyskryminację i przemoc w stosunku do emigrantów zarobkowych. Tak jak powiedziałam na początku: ludzie boją się niewiadomego, i ten strach, karmiony uprzedzeniami i stereotypami, może prowadzić do przemocy i dyskryminacji ‐ jakikolwiek kraj będziemy rozważać. Jeśli chodzi o moje życie, przechodziłam przez wszystkie fazy adaptacji w obcym kraju. Początki były trudne i skarżyłam się na jedzenie, mentalność, klimat, tęskniłam za powrotem do kraju. Dzisiaj wiem, że tak długo jak jestem w zgodzie sama ze sobą i akceptuję zmiany, które zaszły w moim życiu, dopóki mam przyjaciół wokół siebie, nie ma dla mnie większego znaczenia to, gdzie mieszkam. Nadal chcę wrócić do Polski ponieważ myślę, iż styl życia tutaj, w Irlandii Północnej nie odpowiada stylowi życia jaki chcę prowadzić. Ale dopóki będę tutaj, będę się z tego cieszyła i będę się uczyć od miejscowych tych rzeczy, których nie mogłabym się nauczyć w swoim kraju. Tyle drzwi stoi tu otworem a ludzie są tacy przyjaźnie nastawieni. To są moje przemyślenia na temat emigracji, chociaż czuję się, jaknym zaledwie dotknęła tych spraw, o których chciałam napisać. Im więcej o tym myślę, tym więcej przychodzi mi do głowy. To niekończąca się historia. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że kolejnym ciekawym tematem byłoby to, jak czują się ludzie, którzy mieszkali za granicą kilka lat kiedy wracają do swojego kraju rodzinnego. Właśnie byłam w Polsce i muszę powiedzieć, że część mnie czuła się tam obco. To jak wchodzić z jednej rzeki do drugiej. To jak żonglerka tożsamością, dopasowywanie swojego zachowania do rzeczywistości, w której przebywasz. Mówię po polsku, ale z mniejszą pewnością niż kiedyś. Czy Polacy uważają mnie za obcokrajowca ponieważ stałam się bardziej otwarta, towarzyska i szczęśliwa? Czy opuszczając kraj straciłam ich zaufanie? Czy mam zbyt wiele entuzjazmu i optymizmu (i być może odrobinę więcej pieniędzy w kieszeni), aby być uważną za prawdziwą Polkę? Anne Beattie Irlandia Północna Nazywam się Anne Beattie i wynajmuję mieszkanie w Stranmillis w Belfaście w Irlandii Północnej. Mam 26 lat i trzy duże siostry. Nie są wcale starsze, tylko po prostu wyższe! Moja najstarsza siostra w maju wyszła za mąż i mają z mężem dom. Moja druga siostra mieszka w domu ze swoim chłopakiem, a najmłodsza wyjechała na rok do Edynburga. Mój dom jest tam, gdzie moje serce, czyli w Newtonstewart, w hrabstwie Tyrone. Odwiedzam moją rodzinę która tam mieszka tak często jak się da. To przepiękne miasteczko, a ludzie rozmawiają z tobą jakby cię znali. Mieszkam w Belfaście już niemal pięć lat i podoba mi się życie tutaj. Mam wspaniałych przyjaciół z różnych zakątków świata. Jednym z nich jest Justyna. Poznałam Justynę, kiedy wynajmowała od mojej siostry w Finaghy. Jest urocza i ma świetną pracę jako tłumacz ustny. Od czasu gdy skończyłam college w Cardiff w Walii pracowałam w sklepie ze zdrową żywnością, aptece, sklepie z firanami, a nawet w telefonicznym centrum obsługi, czego nie polecam. Teraz jestem urzędnikiem państwowym – jest to praca biurowa, która stawia wysokie wymagania. Bardzo lubię chodzić z przyjaciółmi do pubów, rozmawiać i tańczyć. Zaprosiłam raz moich hiszpańskich, włoskich, chilijskich i polskich przyjaciół na wielką ucztę. Lubię klasyczne i ekscentryczne kino. Mam teraz w mieszkaniu nową, świetną koleżankę, która jest z Polski, ale mieszkała w Hiszpanii. Uczy mnie gotować tradycyjne hiszpańskie/polskie dania a także uczy mnie hiszpańskiego. Niestety kiedy ja gotuję, staram się włączać alarm przeciwpożarowy. Zauważyłam, że w Belfaście i w moim rodzinnym Newtonstewart jest wiele osób z różnych krajów, które przyjechały uczyć się angielskiego lub pracować. Myślę, że to wzbogaca kulturę Irlandii Północnej, a ludzie których poznałam są bardzo interesujący i mili. Za dużo nie podróżowałam, ale sądzę, że wiem więcej o innych krajach słuchając, jak moi przyjaciele o nich rozmawiają. Jestem szczęściarą, bo ma wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Kiedy pytają mnie co myślę o emigrantach, pierwsza myśl to „ratunku!”. Nie ma wiele do dodania, co różniłoby się od tego, co już powiedzieli inni. Tylko jedna rzecz w zasadzie – imigracja to pozytywna ścieżka dla Irlandii Północnej. Nasz kraj ma, jak wiadomo, problem z religią, itd. Wydaje mi się jednak, że dzięki procesowi pokojowemu ten problem da się przezwyciężyć. Przykro mi, że o tym mówię, ale jest to bardzo gorący temat tutaj i zawsze tak będzie. Bardzo się cieszę, że przyjechały do nas osoby z tylu różnych krajów. To wspaniały, ciekawy i rozwojowy czas dla Irlandii Północnej i jej mieszkańców. Tego właśnie potrzebuje Irlandia Północna – odrobiny świeżego powietrza, które zabierze stęchły zapach przeszłości. Polska 2 / Irlandia Północna Martyna Płotnicka Polska Mam na imię Martyna i mam 23 lata. Pochodzę z Polski. Studiuję litewski na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (mieście, w którym się urodziłam i gdzie obecnie mieszkam), ale teraz mam przerwę (urlop dziekański, ponieważ w październiku 2006 roku urodziła się moja córka Nel). Spędziłam 14 miesięcy w Belfaście. Pracowałam jako gosposia. Na początku chciałam zostać w Belfaście na czas porodu i urlopu macierzyńskiego, ale ostatecznie zdecydowałam się wrócić do kraju, tak więc teraz przebywam na urlopie macierzyńskim i opiekuje się małą. Mieszkam z rodzicami. Chciałabym skończyć studia ale być może będę musiała znaleźć pracę. W styczniu zaczęłam uczęszczać do szkoły stylizacji i wizażu. Kiedy jestem na wykładach, mama pomaga mi z Nel. Szkoła trwa tylko rok, więc mam trochę czasu zanim podejmę decyzję czy chcę wrócić na uniwersytet czy też skończyć tę szkołę i poszukać pracy. Praca i życie w Irlandii Północnej przez ponad 14 miesięcy nauczyło mnie dorosłości. Wielu moich przyjaciół oraz rodzina zostali w Polsce, więc po raz pierwszy w życiu musiałam podejmować decyzje i radzić sobie z wieloma rzeczami bez ich pomocy czy rady. To mnie nauczyło odpowiedzialności. Po prostu w Irlandii Północnej wydoroślałam. Sądzę, że to było bardzo dobre doświadczenie. Poza tym byłam finansowo niezależna, co było wielką zaletą. Myślę, że moje życie w Polsce różni się odrobinę od życia mojej życia przyjaciółki z Irlandi Północnej. Tak jak napisałam wcześniej, mieszkam z moimi rodzicami ponieważ jako studentka z małym dzieckiem nie mogę sobie pozwolić na wynajęcie mieszkania, nawet bez dziecka to byłoby trudne dla mnie i dla wielu młodych ludzi w moim kraju. W Irlandii Północnej było mnie na to stać. Wynajmowałam pokój i pracowałam. Nie wiem czy było coś, co mnie zaskoczyło na początku, być może fakt, że ludzie są tu tacy otwarci. W Polsce jest inaczej, ludzie są zamknięci, a w Irlandii Północnej wydają się uśmiechać cały czas. Jest wielu Polaków, Słowaków, Litwinów, którzy wyjeżdżają do krajów bardziej rozwiniętych gospodarczo żeby znaleźć lepiej płatną pracę, i w Wielkiej Brytanii jest wiele osób z mojego kraju. Wyjechałam do Belfastu latem 2005 roku z przyjaciółką ze studiów; tylko na dwa miesiące żeby zarobić trochę pieniędzy a następnie wrócić do Polski. Obie znalazłyśmy pracę. Pod koniec lata ona wróciła żeby skończyć studia a ja zdecydowałam się zostać dłużej. Wróciłam we wrześniu 2006 roku. Poznałam tam wielu miłych Polaków. Większość z nich zdecydowała się wyjechać do Wielkiej Brytanii na okres przynajmniej dwóch lat. Większość z nich jest dobrze wykształcona, ukończyła uniwersytet, ale nie znali zbyt dobrze angielskiego. Więc na pocztąku pracowali, na przykład jako pomoc domowa. W tym roku na początku maja odwiedziłam Belfast z moją córką i okazało się, że większość z moich polskich przyjaciół z Belfastu poznajdowała lepsze zajęcia, ponieważ zaczęli się uczyć angielskiego. Teraz mogą się porozumiewać bez problemów. Warto było się pomęczyć. Sądzę, że naprawdę są dzielni, silni i ambitni. Gdyby w Polsce była lepsza sytuacja ekonomiczna, nie wyjeżdżaliby, ale Polska gospodarka jest słabo rozwinięta więc nie dziwi mnie, że chcą pracować tam, gdzie płace są lepsze. To są ciężko pracujący ludzie. Chcą coś osiągnąć. Są mili i inteligentni ale jest również w Wielkiej Brytanii grupa Polaków, którzy nie dają dobrego przykładu. Przyjechali do Wielkiej Brytanii sądząc, że praca sama do nich przyjdzie. Są leniwi i, prawdę mówiąc, wstydzę się za nich. Wielu moich polskich przyjaciół też się ich wstydzi. Kiedy przyjechałam do Belfastu w maju, pogadałam z przyjaciółmi na ten temat i powiedzieli mi, że nie chcą się identyfikować z ludźmi, którzy postępują niewłaściwie, nawet jeśli pochodzą z naszego kraju. Ukazują nas, wszystkich Polaków, w złym świetle. Nie zdziwiłabym się gdyby ludzie z Wielkiej Brytanii byli źli, że tak wielu ludzi z innych krajów osiedla się tu, ale ostatnio miałam miłą rozmowę z przyjaciółką ze Szkocji i ona powiedziała mi coś naprawdę mądrego: że nie powinniśmy uogólniać. Wszędzie są ludzie mili i nieuprzejmi, i powiedziała, że obcokrajowcy w Wielkiej Brytanii to bardzo interesujące zjawisko ponieważ sprawiają, że kraj staje się bardziej kosmopolityczny. Emilia Kosińska Polska Mam na imię Emilia i jestem z Polski. Mam 24 lata. Obecnie mieszkam w Belfaście i nadal uważam mieszkanie tutaj za sytuację tymczasową, pomimo tego, że minęło już prawie dwa lata. Pracuję jako tłumaczka środowiskowa (nazwa brzmi poważnie) i jestem zadowolona z tej pracy. Różne godziny, różne miejsca, to mi pasuje. Zanim dostałam pracę jako tłumaczka miałam kilka prac, które powodują, że zaczynam płakać z żalu nad sobą w tym czasie: zbieraczka szkła z sali (lub zwyczajna kelnerka, jeśli wolicie), pomoc sklepowa, sprzedawczyni (jakby była jakaś różnica), kelnerka. Naprawdę ich nie lubiłam, a myśl o tkwieniu za kasą lub barem nie wydawała się kusząca. Tak więc uczęszczałam na kurs tłumaczy środowiskowych, który był dość trudny i czasochłonny, Zaawansowany Kurs Języka Angielskiego w Instytucie w Belfaście i jednocześnie praca. Wspominam to jako niezbyt miły czas i cieszę się, że się już skończyło. Nigdy w zasadzie nie wyglądało na to, że wyląduję w Belfaście, ani też nie był to żaden plan. Trzy lata przed przybyciem tutaj zaczęłam studia o poważnie brzmiącej (przynajmniej dla mnie) nazwie Filologia Litewska na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Poznałam tu wspaniałych ludzi, zarówno wykładowców, nauczycieli, pracowników uniwersyteckich, jak i studentów. Żałuję, że nie mam z nimi większego kontaktu. Program studiów obejmował obowiązkowy semestr na Litwie i wyjechałam do Kowna. Myślę, że gdyby nie Kowno, nigdy bym nie wyjechała do ‘Norn Iron’ (potoczna, żartobliwa nazwa Irlandii Północnej powstała na podstawie przerysowanej wymowy z Ulster). Poza tym, że poznałam tam wielu nowych ludzi, takich, jak odnosząca sukcesy i nastawiona na karierę dziewczyna Sinead, oraz prowadziłam życie bardzo studenckie (nie ma nic lepszego niż bycie międzynarodowym studentem! i poziom nauczania był odrobinę niższy niż w Poznaiu), poznałam tam Marka i on jest powodem, dla którego zdecydowałam się porzucić wszystko i przyjechać tutaj. Na szczęście nadal jesteśmy razem i jest po prostu coraz lepiej. Muszę powiedzieć, że obecnie prowadzimy dość szczęśliwe życie tutaj, pomimo tego, że nie podobało mi się na początku. Udało nam się sprowadzić tu naszych przyjaciół, których poznaliśmy na Litwie, innych studentów międzynarodowych, i doprowadzić do ich zamieszkania tu.Wydaje mi się to dość zabawne. Jednakże oboje staramy się wyjeżdżać stąd tak często, jak tylko się da, ze względu na ilość emisji węgla. Teraz skupiam się głównie na dwóch egzaminach, które czekają mnie wkrótce, moim zeznaniu podatkowym (kwoty prawie jak w Skandynawii, jaka szkoda, że poziom życia nieco niższy) oraz permanentnym braku czasu, żeby się z tym wszystkim uporać. Nie mam zamiaru nikogo szufladkować, ale nigdy nie myślałam o sobie jako emigrantce zarobkowej. Czuję się bardziej takim cyganem (tak, właśnie tego politycznie niepoprawnego słowa używam z premedytacją). Nie wiem gdzie będzie mój dom i czy w ogóle będę jakiś mieć. Emigrant zarobkowy jest osobą, “która się przemieszcza z jednego regionu lub kraju do innego, rutynowo zmieniając miejsca, zwłaszcza w poszukiwaniu sezonowej pracy ”‐ to definicja znaleziona w internecie. Ale dzisiaj emigranci zarobkowi, zwłaszcza ci z Polski, szukają nie tylko sezonowej pracy; szukają pracy stałej i jest to głównie spowodowane sytuacją ekonomiczną w ich własnych krajach. Pracując jako tłumaczka dla Służby Zdrowia i Opieki Społecznej miałam możliwość przyjrzeć się z bliska życiu codziennemu polskich emigrantów. Wyjzad z kraju oznacza ogromny stres, zwłaszcza jeśli rozważasz opcję wyjazdu z rodziną. Wiele osób jest nieświadomych przepisów i praw obowiązujących w ich własnym kraju i w ten sam sposób żyją w Irlandii Północnej. Ostatnio zetknęłam się z wieloma problemami, które ludzie mieli ze swoimi pracodawcami. Niektóre z tych historii były szokujące. Jednakże, ludzie, z którymi rozmawiałam sądzą, że tak po prostu musi być.Na przykład pewna młoda kobieta od dwóch lat pracowała w Irlandii Północnej bez Krajowego Numeru Ubezpieczeniowego po prostu dlatego, że jej pracodawca ją zapewnił, że jej go załatwią. Na szczęście (po dwóch latach!) postanowiła udać się do Biura Pośrednictwa Pracy aby się o niego ubiegać. W praktyce oznacza to, że przez dwa lata pracowała w Irlandii Północnej bez prawa do emerytury państwowej, opieki zdrowotnej, i nie płacąc podatków. Są również polscy pracownicy całkowicie świadomi swoich praw i wiedzą, że ich pracodawca łamie prawo nie egzekwując go. Boją się zrobić z tym cokolwiek ponieważ słabo mówią po angielsku i nie czują się pewnie omawiając kwestie płac, godzin pracy, przerw w pracy i tym podobne. Czują się również dyskryminowani ale mówią, że nic nie można zrobić żeby to zmienić, bo miejscowa ludność traktuje ich jako zagrożenie albo coś gorszego. Istnieje kilka organizacji, których celem jest pomoc emigrantom zarobkowym, więc nie zostawia się ich samym sobie, i zazwyczaj otrzymują oni tam prawdziwą pomoc. Jednakże słyszałam, że niektóre z nich są fatalnie zorganizowane. Na przykład pracownicy tych organizacji mogą być bardzo nieuprzejmi i niekompentntni w stosunku do swoich klientów, zwłaszcza jeżeli klient nie jest ich kolegą lub jakimś znajomym. Urzędnicy spóźniają się na umówione spotkania, ich własna znajomość angielskiego wydaje się być niewystarczająca (na przykład źle tłumaczą i interpretują pisma z urzędu podatkowego). Wymieniać można tu długo. To tylko ponure przykłady tego, jak może wyglądać życie imigranta zarobkowego w Irlandii Północnej. Całe szczęście nie są one normą. Sinead Dorris Irlandia Północna Nazywam się Sinead Dorris. Mam 24 lata, prawie całe życie mieszkałam w Belfaście. Mieszkam z przyjaciółmi, ale jestem blisko z moją rodziną i często ich odwiedzam, szczególnie moją bliźniaczkę Marie. Skończyłam studia tego lata, mam dyplom studiów medialnych i cały ostatni rok spędziłam szukając dobrej pracy w niewielkiej i cechującej się dużą konkurencją branży medialnej w Irlandii Północnej. Po zakończeniu tymczasowego zatrudnienia na potrzeby lokalnego festiwalu filmowego w Belfaście kilka miesięcy pracowałam jako wolontariuszka dla kilku film produkcyjnych w okolicach Belfastu aby podnieść swoje kwalifikacje i dodać nowe pozycje do życiorysu zawodowego. Żeby to wszystko opłacić musiałam pracować wieczorami w teatrze/barze w rozwijającej się dzielnicy Belfastu Cathedral Quarter, za którą przepadam. Belfast w tej chwili naprawdę się rozwija i dzieje się tu mnóstwo interesujących rzeczy: co tydzień jest nowy festiwal lub inne interesujące wydarzenie, a Cathedral Quarter jest w centrum tego wszystkiego. Praca w teatrze dała mi możliwość przyglądania się niezwykle szybkiemu wzrostowi zainteresowania sztuką w Irlandii Północnej. Myślę, że w przeszłości problemy Irlandii Północnej uniemożliwiły rozwój sztuki i odgrywanie przez nią roli w życiu naszego społeczeństwa, ale w chwili obecnej zaczynamy wykorzystywać artystyczny potencjał wokół nas i z wielką przyjemnością obserwuję tę zmianę w Belfaście. Uważam, że rozwój kultury i sztuki to przekonujący dowód na to, że zmiany polityczne i gospodarcze w Irlandii Północnej zaczynają przynosić rezultaty. Zawsze uwielbiałam podróżować, a na drugim roku studiów dostałam szansę studiowania za granicą przez jeden semestr. Wybrałam Litwę, bo byłam ciekawa jak rozwija się Europa Wschodnia i myślałam, że będzie to bardo pouczające i cenne doświadczenie. Studiowałam w Kownie, które jest cudownym miastem, mieszkając w akademiku z wieloma studentami z całej Europy. Bardzo szybko odnalazłam się tam i zaczęłam poznawać nowych ludzi. Tam właśnie spotkałam Emilię. Mimo tego, że studiowałyśmy co innego i bardzo się od siebie różnimy, odkryłyśmy wspólne zainteresowania i wkrótce narodziła się nasza przyjaźń. Wydaje mi się, że wybierając studia w innym kraju obie chciałyśmy być niezależne, doświadczyć innego stylu życia, spotkać ludzi z innych krajów i zobaczyć coś nowego. Emilia poznała studenta z Irlandii Północnej, który również studiował wtedy w Kownie. Zbliżyli się do siebie i Emilia postanowiła przenieść się do Belfastu, żeby mogli być bliżej siebie. Pozostałyśmy przyjaciółkami i bardzo się cieszę, że ona tu jest. Emilia bardzo ciężko pracuje i mam dla niej mnóstwo szacunku. Z własnego doświadczenia wiem, jak ciężko jest rozpoczynać karierę zawodową po studiach, a Emilia robiła to w obcym kraju, znając bardzo niewiele osób. Nauczyło mnie to jak ważna jest znajomość języków innych niż ojczysty. Dowiedziałam się od Emilii, że w Polsce kładzie się duży nacisk na naukę języków, dzięki czemu Polacy mają łatwość odnajdywania się w innych krajach europejskich. Wydaje mi się, że nie doceniamy jak ważna jest wielojęzyczność, a po pobycie na Litwie i poznaniu ludzi z całej Europy naprawdę czuję się w pewnym sensie upośledzona, że nie umiem porozumiewać się w żadnym języku oprócz angielskiego. To jest coś, co zamierzam zmienić. Chciałabym mieć odwagę przenieść się do innego kraju i pracować tam, ale z doświadczeń Emilii i innych imigrantów w Irlandii Północnej wiem, że to nie jest wcale łatwe. Jak już wspomniałam, uwielbiam podróżować. Przed studiami spędziłam kilka miesięcy jako wolontariuszka w Namibii w południowej Afryce. Bardzo mi się tam podobało. Było to prawdopodobnie najbardziej otwierające oczy doświadczenie jakiego w życiu doznałam i doznam. Zakochałam się w Afryce i wróciłam tam następnego roku, podróżując z plecakiem od Capetown w RPA do Nairobi w Kenii. Będąc na Litwie wybrałam się z Emilią i kilkoma innymi studentami przez Łotwę do Rosji. To dopiero preludium do przygód jakie mam nadzieję jeszcze przeżyć. W przyszłości bowiem zamierzam podróżować o wiele więcej, poznawać wielu nowych ludzi i doświadczać tego, co świat ma mi do zaoferowania. Zanim wzięłam udział w tym projekcie, muszę przyznać że nie myślałam zbyt wiele o imigrantach w Irlandii Północnej. Oczywiście zauważyłam rosnącą liczbę obcokrajowców, ale nie zastanawiałam się dlaczego to się dzieje i jakie będzie miało skutki dla regionu oraz dla tych, którzy tu przybyli. Dużo czasu spędzam z Emilią, którą uważam za swoją dobrą przyjaciółkę, ale przed tym projektem nie myślałam o tym jak ona się czuje mieszkając i pracując w Irlandii Północnej, oraz jakie problemy napotyka ona, oraz ci którzy się tu przeprowadzili. Patrząc w przeszłość, jako młoda osoba dorastająca w Belfaście nie miałam wielkich szans poznania kogoś spoza Irlandii Północnej. Będąc na wakacjach jako dziecko w nadmorskiej miejscowości czasami spotykałam turystów i pamiętam, że myślałam jakie to było świetne rozmawiać z kimś z innego kraju, słuchać obcego języka i akcentów oraz dowiadywać się skąd są. Nigdy nie byłam na wakacjach poza Irlandią, więc spotykanie osób spoza kraju było dla mnie nowością. Od małego chciałam podróżować za granicę, nie tylko po to, by dowiedzieć się jak wygląda świata poza Irlandią Północną, ale także żeby nauczyć się czegoś o innych kulturach i tradycjach, oraz dowiedzieć się jacy są ludzie poza Belfastem. Dziś z kolej praktycznie nie ma dnia, bym nie rozmawiała z kimś kto nie jest stąd. Ciężko uwierzyć w to jak szybko ta zmiana zaszła. W przeciągu kilku lat ludność Irlandii Północnej stała się mocno zróżnicowana. Ja chyba przyjęłam to dość bezrefleksyjnie, nie zastanawiając się co tak naprawdę się dzieje, myśląc jedynie, że to wspaniale, że ludzie z innych krajów chcieli przyjechać do Irlandii Północnej by tu zamieszkać. Po odwiedzeniu kilku krajów Zachodniej Europy jako nastolatka zauważyłam, jak Irlandia Północna różni się od innych krajów ze względu nasze problemy. Spacerując po ulicach Paryża, Amsterdamu, czy nawet Dublina spotykałam ludzi z całego świata, słyszałam wiele obcych języków i widziałam ludzi różnych kultur. Bardzo mi to odpowiadało i zaczęłam rozumieć, że Belfast ominęły te niesamowite fluidy obecne w innych miastach Europy. Niedawno jednak miasto zaczęło żyć coraz intensywniej, dzięki wielości kultur, które wtopiły się w społeczeństwo Irlandii Północnej. Dzięki wejściu nowych stylów w muzyce, teatrze, poezji, sztukach wizualnych, modzie, itd. region stał się dużo ciekawszy. Wszystko to stało się chyba dzięki stabilizacji politycznej, wzrostowi gospodarczemu i rozwojowi regionu w ostatnich latach. Turyści czują się tu bezpieczniejsi, a dla kogoś kto szuka miejsca, do którego można się przeprowadzić, pracować i mieszkać, Irlandia wydaje się odpowiednim miejscem. Zawsze chyba uważałam to za coś dobrego, dzięki temu Belfast stał się bardziej podobny do innych miast europejskich, dzięki temu również zaczęłam myśleć o Irlandii jako o wiele bardziej interesującym, pięknym i atrakcyjnym miejscu do mieszkania, co stanowiło kontrast z postrzeganiem jej jako regionu, który lepiej unikać ze względu na historię i problemy. Myślę że był to romantyczny i naiwny pogląd na obecną sytuację w Irlandii Północnej. Rzeczywistość nie jest taka prosta, a zmiany nie zostały aż tak dobrze odebrane przez wielu ludzi z Irlandii Północnej. W kraju podzielonym przez tak wiele lat, w którym toczyła się walka o religię i politykę, niestety nie dziwi, że niektórzy chcą podzielić ten region znowu, tym razem na podstawie kryterium pochodzenia. Przybycie imigrantów zarobkowych do Irlandii Północnej stało się tak nagle, że region nie był prawdopodobnie na to gotowy, pod wieloma względami wciąż liżąc rany po trudnej przeszłości. Myślę, że większość społeczeństwa uważa, że nie jest to dobre dla rozwoju kraju, ale ja osobiście sądzę, że ludzie w Irlandii Północnej muszą wykazać więcej akceptacji i otwartości, zamiast zastępować podziały na katolików i protestantów podziałami etnicznymi. Kwestia migracji do Irlandii Północnej nie spotyka się jednak wyłącznie z negatywnym odbiorem. Jest tu wiele osób którym ta zmiana się podoba. Wielu imigrantów którzy się tu przenieśli uważa, że ludzie w Irlandii Północnej są bardzo przyjaźni dla nowo przybyłych, a oni sami znaleźli tu dom dla siebie i swoich rodzin oraz pozawierali przyjaźnie. Sądzę jednak, że musimy wiele jeszcze zrobić, by imigrantom żyło się u nas lepiej. Nigdy nie jest łatwo opuścić swój dom i rodzinę i próbować utrzymać ją pracując w obcym środowisku, dlatego my jako społeczeństwo musimy osobom tym ułatwić adaptację. W ciągu ostatnich paru lat zaprzyjaźniłam się z wieloma ludźmi którzy przyjechali tu szukając pracy i poprawy własnego losu i dla których trudnością okazały się nawet takie rzeczy jak otwarcie konta w banku, nie mówiąc nawet o zdobyciu pracy odpowiedniej dla ich wykształcenia i doświadczenia. Słyszałam o wielu przypadkach, gdzie imigranci zarobkowi musieli przyjmować prace poniżej ich kwalifikacji, otrzymując niskie wynagrodzenie. Nie wspominając nawet o jaskrawych przypadkach rasizmu, które też miały miejsce. Kwestia imigrantów w Irlandii Północnej jest stosunkowo nowa, więc jak to dalej się rozwinie możemy tylko zgadywać. Mam jednak nadzieję, że region będzie dalej się rozwijał i zmieniał na lepsze, a jego wielokulturowe społeczeństwo odniesie sukces. Od mieszkańców Irlandii Północnej zależy teraz w którą stronę pójdziemy. Portugalia / Irlandia Północna Alexandre Caetano Portugalia Nazywam się Alexandre Caetano i jestem biznesmenem. Pracuję dla firmy dystrybuującej muzykę (na CD/DVD) na terenie całego kraju. Prawie codziennie podróżuję by uzupełnić zapasy dla moich klientów. Prowadzę także badania rynku w celu pozyskania nowych klientów. Kiedy tylko mogę pomagam również w zakresie strategii i marketingu, czyli dziedziny którą studiowałem na uniwersytecie. Różnice między życiem w Portugalii i Irlandii? Myślę, że są olbrzymie, dlatego wielu młodych Portugalczyków emigruje do Irlandii. Z tego co wiem, Irlandia bardzo ceni dobrze wyszkolonych pracowników z proaktywnym podejściem. Firmy w Portugalii (może nie wszystkie, ale na pewno większość) wolą zatrudniać młodzież studiującą, dzięki czemu nie muszą jej tyle płacić. Takie podejście ma poważne konsekwencje dla wzrostu gospodarczego Portugalii, której PKB jest zawsze niższy niż średnia europejska. Rok po roku Portugalia staje się coraz mniej konkurencyjna, a jej społeczeństwo ma coraz mniejszą siłę nabywczą. Pod względem gospodarczym, w Irlandii występuje wysoki poziom wzrostu, a kraj oferuje dobre wynagrodzenia. Tutaj natomiast musimy więcej płacić za te same rzeczy i zarabiamy mniej. Dlatego wolniej się rozwijamy. Kolejny problem który prowadzi do emigracji młodych ludzi to brak szans tu, w Portugalii. Bezrobocie szybko rośnie w wyniku przeniesienia się dużych firm do innych krajów i dla wielu ludzi istnieje tylko jedno rozwiązanie – wyjechać. Jeszcze jeden czynnik który sprawia, że Portugalia jest mniej atrakcyjna, związany jest z podatkami, które są za wysokie. Po latach złego zarządzania, jedyny sposób na zmniejszenie deficytu sektora publicznego jaki rząd potrafi znaleźć to podnieść podatki. I wreszcie wprowadzenie euro, mimo korzyści jakie pod wieloma względami oferuje, podniosło ceny towarów ‐ w niektórych przypadkach cena wzrósł dwukrotnie, a jednocześnie wynagrodzenia nie wzrosły o zbyt wiele. Codziennie jeżdżę i widzę jak zamykane są kolejne firmy. Ludzie pozaciągali kredyty i nie mają pieniędzy na niektóre wydatki, a nawet na to, by coś odłożyć. Przed Portugalią stoją wielkie wyzwania. Jednym z nich jest zmiana sposobu myślenia, jeśli chodzi o wykwalifikowaną siłę roboczą. Młodzi Portugalczycy są coraz lepiej wykształceni, jednak bez szans na karierę na miejscu, w związku z czym muszą szukać szczęścia w krajach, w których mogą realizować swoje aspiracje. Po latach spędzonych na nauce chcą bowiem spełniać się zawodowo. Jasne, że Portugalia ma wiele pozytywów: to piękny kraj jeśli chodzi o turystykę, kuchnia jest świetna, a ceny przyciągają ludzi z innych krajów. Jesteśmy krajem przyjaznym i zazwyczaj umiemy odpowiednio podjąć odwiedzających nas gości. Z tego co czuję i widzę, ci, którzy przenieśli się do Irlandii uważają, że ich głos jest tam słyszalny, ceni się ich podejście, mogą rozwijać się i szybciej osiągać swoje cele. Wiele osób nie chce wracać i doskonale rozumiem dlaczego. Za dużo problemów jak na nasz mały kraj. W Portugalii rynek pracy jest zbyt mały. Wydaje mi się, że Portugalczycy w Irlandii są wystarczająco szczęśliwi by móc ułożyć tam sobie życie na nowo. Tak jest na pewno z Ana Marią, która po latach walki o lepsze życie zdecydowała, że warto spróbować wyjechać za granicę. Ja tego nie zrobiłem, bo mam tu swoje zobowiązania i swoje wydeptane ścieżki, już się urządziłem i mimo wszystko, nie bez trudu oczywiście, osiągam tu sukcesy. Irlandzka kultura i mentalność zaskoczyły mnie. Z tego co widziałem w telewizji, ludzie w Irlandii są zjednoczeni. Jeśli mają jakieś problemy, rozwiązują je wspólnie, zapraszając do współpracy tych, którzy chcą im pomóc. W Portugalii, kraju niewielkim pod niemal każdym względem, każdy walczy dla siebie, nie wizualizując sobie jednocześnie dobrej przyszłości dla wszystkich. Tutaj liczy się teraźniejszość, a o przyszłości pomyślimy później. Patrząc na nowe pokolenia, zaczyna być widać pewną różnicę, ale wciąż dużo pracy przed nami. Wiele lat temu emigracja pozwalała ludziom na lepsze warunki życia. Ci, który są niezadowoleni z tego co oferuje im ich kraj, śnią o lepszym życiu w innym miejscu. Wielu z nich żyje w niezwykle trudnych warunkach mając nadzieję, że dokonają przeskoku do lepszego życia gdy wyjadą do innego kraju. Wielu jednak nie udaje się, a dotykająca ich bieda czyni z nich ludzi bez nadziei i z poważnymi problemami. Dla nich powrót do domu jest nieuchronny. Wiele osób gotowych jest podjąć duże ryzyko, jakim jest wyjazd do innego kraju, nie znając języka i nie wiedząc czego się spodziewać. A są też tacy, którzy wykorzystują sytuację i wyzyskują imigrantów. I to mnie naprawdę martwi. Znam także wiele historii tych, którym się udało. Ludzie z Europy Wschodniej którzy przyjechali do Portugalii dziś mają poważane zajęcia, prawo do legalnego pobytu, pozakładali rodziny i kupują nawet samochody. Jest to oznaka społecznej integracji. Czasem kierunek jaki obiera emigracja jest niezwykle interesujący: nie chodzi o przybycie jednego Brazylijczyka czy jednego Ukraińca, ale przyjeżdża tu wielu ludzi którzy osiadając w Portugalii, tworzą swoje własne społeczności promujące kulturę ich ojczyzn. Ogólnie rzecz biorąc są umotywowani by pracować, uprzejmi i mają otarte umysły. Wielu ukończyło wyższe uczelnie, lecz ponieważ ich kwalifikacje nie są tu uznawane łapią się każdego zajęcia by zarobić tyle samo lub więcej niż w kraju z którego pochodzą. Chciałbym powiedzieć, że jeśli chodzi o imigrację, portugalski rząd jest tolerancyjny i stosunkowo elastyczny. Uznaje się, że imigranci mieszkający w naszym kraju przyczyniają się do jego rozwoju wykonując prace, których Portugalczycy nie chcą wykonywać. Wiem, że wśród tych Portugalczyków którzy wyjechali są osoby gotowe pracować w ten sam sposób. Portugalia ma 15 milionów ludzi, z czego 5 milionów stanowią emigranci rozsiani po całym świecie. Jesteśmy odważnym i ambitnym narodem. Ana Maria Silva Portugalia Mam na imię Ana Maria i pochodzę z Portugalii. Mieszkam w Irlandii Północnej od około dwóch lat i obecnie pracuję jako asystentka prowadząca zajęcia z języka portugalskiego na uniwersytecie w Belfaście. Moja ostatnia praca w Portugalii to było kierownicze stanowisko u operatora telefonii komórkowej, co nie miało nic wspólnego z moimi kwalifikacjami naukowymi. Mam dyplom psychopedagoga, ale nie mogłam w Portugalii znaleźć pracy zgodnej z moimi kwalifikacjami. To był główny powód dla którego zaczęłam myśleć o wyjeździe do innego kraju. Nie czułam się spełniona w Portugalii i miałam wrażenie, że cała moja inwestycja w kształcenie nie miała sensu, jeśli nie byłam w stanie znaleźć sobie lepszej pracy. Wydaje się, że w Portugalii nie liczy się tak bardzo to co wiesz, ale kogo znasz. Tak naprawdę gospodarka portugalska nie oferuje dużych możliwości zatrudnienia nawet osobom po studiach, a raczej właśnie wśród nich bezrobocie rośnie. Powody dla których wybrałam Irlandię Północną to: po pierwsze moja siostra, szwagier i siostrzeniec już tu mieszkali, więc wiedziałam, że będę miała gdzie się zatrzymać. Mogłam ewentualnie jechać do Anglii, bo tam mieszka moja przyjaciółka, która podobnie jak ja nie mogła znaleźć pracy w Portugalii i wyjechała do Anglii, gdzie udało jej się znaleźć pracę w zawodzie weterynarza. Zdecydowałam jednak zostać z siostrą, ponieważ dla niej przebywanie z dala od całej rodziny było trudnym doświadczeniem. A po drugie uczęszczałam na kurs języka angielskiego, więc nie było bariery językowej. Na początku życie w Irlandii Północnej nie było szczególnie łatwe. Miałam pewne trudności ze znalezieniem pracy. Zarejestrowałam się w wielu agencjach pośrednictwa, prawdopodobnie we wszystkich w Portadown. Próbowałam opowiadać o moich umiejętnościach i pokazywać świadectwa zdobytych kwalifikacji, przetłumaczone na angielski, ale nikt się tym nie interesował. Wydaje się, że dla tych agencji imigranci nadają się jedynie do pracy w fabryce. Bez doświadczenia w pracy w Irlandii Północnej oraz bez referencji stąd nie mogłam być szczególnie wybredna, więc zaczęłam pracować w fabryce, a potem w szpitalu jako pomoc w stołówce. Od września pracuję jako asystent nauczający języka. Dowiedziałam się o tej pracy od Konsula Generalnego Portugalii w Irlandii Północnej, który stara się pomagać portugalskim imigrantom z kwalifikacjami znaleźć tu lepszą pracę. Uwielbiam uczyć portugalskiego, szczególnie na tym uniwersytecie. Otworzyło mi to też możliwości wykonywania dodatkowych prac od czasu do czasu, na przykład byłam degustatorem na imprezie w Belfaście, oprócz tego wykonuje też czasem tłumaczenia ustne i pisemne. Chciałabym wrócić do mojego kraju, ale dwie rzeczy przychodzą mi do głowy kiedy o tym myślę: mój chłopak jest przecież stąd, a Irlandia Północna oferuje mi lepsze perspektywy na przyszłość niż Portugalia. Więc przez jakiś czas jeszcze tu zostanę. W Irlandii Północnej jestem już od ponad dwóch lat i nigdy nie miałam problemów związanych z moim statusem imigranta. Wiem że dla niektórych imigrantów pobyt w Irlandii Północnej nie był tak spokojny jak dla mnie i że naprawdę zdarzają się przypadki rasizmu i dyskryminacji. Jedna z takich sytuacji zdarzyła się nie tak dawno temu, w popularnym sklepie. Kilku sprzątaczy (którzy okazali się Portugalczykami) było notorycznie przeszukiwanych na koniec zmiany przez dwóch kierowników, którzy nie tylko kazali im opróżnić kieszenie, ale także sprawdzali, czy niczego nie ukryli pod ubraniem. Działo się to w obecności innych pracowników, a nawet klientów. Nigdy nie podawano przyczyny takiego przeszukiwania i nigdy nic nie znaleziono. Trwało to do czasu, gdy przeszukiwani pracownicy zwrócili się o poradę i pomoc do związków zawodowych. W wyniku tego najpierw złożono formalną skargę do zarządu, a tym dwóm kierownikom polecono złożyć formalne przeprosiny. Wiem także o wielu innych sytuacjach które niestety występują w Irlandii Północnej i które ujawniają uprzedzenia rasowe względem pracowników‐imigrantów. Wiem też, że niektórzy imigranci nie prowadzą się najlepiej, co napędza uprzedzenia względem tej grupy, ale wierzę, że wszędzie są ludzie źli i dobrzy, niezależnie od narodowości. Dlatego też nie powinno przyczepiać się etykietek całym grupom na podstawie zachowania jednostek, które nie mają z nimi nic wspólnego poza tym, że pochodzą z tego samego kraju. Kiedy zastanawiam się nad tym co widziałam w Irlandii Połnócnej, nawet nie coś związanego ze mną samą, to zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi w Irlandii Północnej ma następujący obraz imigranta: Osoba która słabo mówi po angielsku lub nie mówi w ogóle. Osoba, która nie jest uczciwa i próbuje dostać tyle zasiłków ile się da. Osoba, która nie płaci podatków. Osoba, która mieszka w przepełnionym domu. Osoba, która pracuje za mniej. Osoba która ma związek z przestępczością. Osoba, która prowadzi samochód bez ubezpieczenia. Osoba o słabym wykształceniu. Z drugie strony są tu również ludzie którzy nie podzielają tego uproszczonego poglądu na imigrantów. Są przyjaznymi, ciepłymi, po prostu dobrymi ludźmi, którzy nie oceniają przed bliższym poznaniem i naprawdę chcą nas poznać. Miałam wielkie szczęście spotkać takich ludzi. Oni wiedzą, że stanowię całkowite przeciwieństwo obrazu który opisałam przed chwilą. Mój opis to: Osoba, która płynnie mówi po angielsku. Osoba, która pracuje i nie pobiera żadnych zasiłków. Osoba, która płaci wszystkie podatki. Osoba, która żyje w normalnej rodzinie. Osoba, która pracuje za takie same pieniądze jaki inni Irlandczycy na podobnym stanowisku. Osoba, która nie ma nic wspólnego z przestępczością. Osoba, której samochód jest opodatkowany i ubezpieczony. Osoba wykształcona. Mam nadzieję, że Irlandczycy którzy mają uprzedzenia względem imigrantów zaczną widzieć w nas poszczególne osoby, a nie wrzucać nas do jednego worka, bo wszyscy różnimy się od siebie. Chris Cleneghan Irlandia Północna Nazywam się Chris Clenaghan. Mam 23 lata i całe życie mieszkam w Irlandii Północnej. Jestem drugim z ośmiorga dzieci moich rodziców. Mam dwóch braci i pięć sióstr. Urodziłem się w Lisburn, w Lurgan mieszkałem zanim poszedłem do szkoły, bo wtedy moja rodzina wyprowadziła się na wieś, na farmę mojej babci, gdzie budował się nasz nowy dom. Do szkoły chodziłem do czerwca 2000, kiedy zdałem egzaminy GCSE (egzamin końcowy szkoły średniej, przyp. tłum.). Od tego czasu wykonywałem różne, nie cieszące się zbytnią popularnością prace, takie jak mycie, ważenie, zakładanie zawieszek i mrożenie zwierząt w rzeźni, praca w 24‐godzinnej stacji benzynowej jako sprzedawca, pracownik załadunku, konserwator i pracownik nocny. Pracowałem w barach i restauracjach, w pewnym momencie w szpitalu, w klubie golfowym jako barman, kelner, pomoc kuchenna, osoba na zmywaku. Obecnie pracuję jako dozorca nocny na północnoirlandzkiej kolei i jestem jedynym członkiem ekipy, który pochodzi z Irlandii, reszta moich współpracowników to imigranci. Pracuję z pięcioma Portugalczykami, którzy dobrze mówią po angielsku, możemy normalnie komunikować się bez większych problemów. Mimo tego, że zostawiłem naukę zaraz po skończeniu szkoły średniej, cały czas czegoś się uczyłem. Zapisałem się na dzienny kurs komputerowy tworzenia oprogramowania, gdzie zaliczyłem serię egzaminów z projektowania serwisów internetowych. Otrzymałem też „Europejskie Komputerowe Prawo Jazdy”. Cieszę się, że mogłem podróżować po świecie i poznać zwyczaje, styl życia, mody, kuchnię, itd. wielu różnych kultur. W moim obecnym paszporcie mam pieczątki z Kalifornii, Kanady, Cypru, Egiptu, Izraela i Turcji. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku dodam Portugalię, a w następnych latach może Włochy. Czasami zadaję sobie pytanie, jakie byłyby różnice między moim życiem teraz, a życiem gdybym wychowywał się albo wyjechał do innego kraju. Wakacje dają mi możliwość szybkiego poznawania nowych miejsc, ale nie na tyle, żebym wiedział, czy mógłbym tam sobie ułożyć życie. Podróżowanie dało mi też szansę na wiele sposobów poszerzyć horyzonty. Na przykład moje poglądy na temat mniejszości narodowych w lokalnej społeczności: poprzez eksperymentowanie jak i co gotować nauczyłem się próbować na wakacjach nowych, często niesamowitych potraw. Dwa lata temu wyprowadziłem się z domu moich rodziców i kupiłem razem z bratem dom zaraz za miastem. Teraz mieszkam w tym domu sam. Uczę się tego wszystkiego o hipotekach, ubezpieczeniach i rachunkach (trzeba uczciwie powiedzieć, że trochę to wszystko groźnie wygląda). Moja dziewczyna jest Portugalką, przyjechała do Irlandii dwa lata temu. Poznaliśmy się, gdy oboje pracowaliśmy w szpitalu Craigavon jako pomoc w restauracji. Świetnie mówi po angielsku i uczy mnie trochę mówić po portugalsku. Przez ostatnich sześć lat blisko współpracowałem z ludźmi z Francji, Polski, Portugalii i Brazylii. W większości bardzo dobrze mi się z nimi pracowało i rozmawiało, choć zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie szukał kłopotów. Zauważyłem, że w mojej obecnej pracy niektórzy imigranci mówią o mnie w mojej obecności w swoim języku, myśląc, że w swojej głupocie nie będą wiedział co mówią. Niektórych rzeczy nie potrafię wychwycić z rozmowy, bo mówią bardzo szybko, ale czuję się jak autsajder w moim własnym kraju. Mój portugalski jest słaby i nie potrafię swobodnie rozmawiać w ich języku. W Irlandii większość ludzi mówi jednak po angielsku, więc dlaczego miałbym zmieniać go na inny? Jedna z osób z którymi pracuję nie mówi po angielsku w mojej obecności ‐ umie mówić płynnie ale nie robi tego, zadaje mi pytania po portugalsku i mówi jak mam pracować też po portugalsku. Niedawno byłem z dziewczyną tydzień w Portugalii i robiłem wszystko, żeby wykorzystać to, czego się nauczyłem i rozmawiać z jej przyjaciółmi i rodziną, i choć nie było łatwo pytać o wszystko w sklepach, restauracjach, itd. po portugalsku, dałem radę. Ja mówiłem w ich kraju w ich języku, dlaczego ich nie stać na podobną grzeczność? Wiele osób szufladkuje emigrantów na podstawie uprzedzenia do osób innej narodowości. Dowiedziałem się o tym, kiedy moja dziewczyna opowiedziała mi, jak zaniosła swój życiorys do lokalnych agencji rekrutacyjnych mając nadzieję, że znajdzie zatrudnienie w swojej dziedzinie, czyli w psychologii, do czego ma wszelkie kwalifikacje, ale zaproponowano jej tylko pracę w fabryce/przy linii produkcyjnej, zupełnie nie patrząc na jej kwalifikacje zawodowe, a tylko na jej narodowość, i dając pracę prowadzącą donikąd, bez żadnych perspektyw czy szans na awans. Słyszeliśmy od naszych portugalskich znajomych o tym jak traktują ich ludzie. Jeden przykład który szczególnie dobrze pamiętam, to pewna dziewczyna, która pracowała na kasie w dużym supermarkecie. Do jej kasy podeszła kobieta w średnim wieku i bardzo niegrzecznie zapytała: „Dlaczego wy przyjeżdżacie tu i zabieracie nam pracę?”. Na co ona odpowiedziała: „My pracujemy tam, gdzie wy byście nie chcieli”. O tym jak uczynni i pomocni potrafią być ludzie, przekonałem się kiedy pracowałem na polu golfowym niedaleko stąd. Na zmywaku pracował tam Polak, który mówił bardzo słabo po angielsku, a raczej nie mówił w ogóle, ale to nie przeszkadzało mu pracować i śmiać się z resztą załogi. Ponieważ szef kuchni i kelnerka byli Polakami, mogli pomagać w tłumaczeniu, a jedno z nich zawsze pracowało na tej samej zmianie co on, żeby pomagać mu zrozumieć, co się do niego mówi, kiedy są jego przerwy, i tak dalej. Łotwa / Irlandia Północna Jelena Bahvalova Łotwa Nazywam się Jelena Bahvalova. Mieszkam w Rydze na Łotwie. Pracuję w księgarni, w tym roku skończyłam studia, socjologię. Teraz będę szukała pracy związanej z moją specjalizacją. Yuna to moja przyjaciółka ze szkoły. W Irlandii Północnej mieszka dość długo. Podoba jej się życie tam ze względu na dobre zarobki i interesującą pracę. Zawsze była bardzo aktywną osobą, więc cieszy się, że może jednocześnie pracować i uczyć się. Główną różnicą między Łotwą a Irlandią Północną są zarobki i to jest główny powód dla którego wiele osób z Łotwy wyjeżdża do Irlandii Północnej czy Anglii. Mnie podoba się Łotwa, ale chciałabym znaleźć inną pracę i dostawać za nią więcej pieniędzy. Wielu pracodawców w moim kraju pyta młodych ludzi o doświadczenie zawodowe, a jeśli nie jest wystarczające, nie dostaniesz dobrej pracy. Chciałabym wyjechać do pracy do Irlandii Północnej, ale coś mnie powstrzymuje. Moja rodzina i przyjaciele mieszkają na Łotwie, a nowy kraj wymaga adaptacji do innego społeczeństwa. Oznacza to, że wiele rzeczy trzeba rozpocząć od nowa. Więc jeśli zdecyduję się tam pracować, to tylko na jakiś czas, nie na zawsze. Junona Baleisa Łotwa Nazywam się Junona Baleisa. Mam 27 lat. Pochodzę z Łotwy, z małego przygranicznego miasteczka Bauska. Jestem jedynym dzieckiem moich rodziców. Mój ojciec zmarł, gdy miałam 13 lat. Od tego czasu moja rodzina to były mama i babcia. Babcia zmarła w to Boże Narodzenie. To bardzo smutne, ale mam nadzieję, że teraz jest w lepszym miejscu. Ciężko powiedzieć jakiej jestem narodowości. Ojciec mojej mamy był Mołdawianinem, jej matka Rosjanką. Matka mojego ojca jest Łotyszką, a jego ojciec Litwinem. Między innymi ze względu na tę mieszankę jestem teraz tutaj. Skończyłam studia licencjackie z teologii. Pracowałam jako misjonarka, zakładając nowe kościoły na wschodzie Łotwy. Przez 3 lata byłam liderką nowego kościoła w Aluksne, pracowałam też jako kapelan w wojsku. Wyjechałam z rodzinnego miasta w wieku 17 lat i nigdy nie wróciłam tam mieszkać. Zawsze lubiłam podróżować i odkrywać nowe miejsca. Myślę, że to wielkie wyzwanie. Lubię podróżować po świecie, widzieć nowe miejsca i kraje, oraz mieć szansę poznawać nowych ludzi i nowe kultury. Nigdy nie bałam się nowych zadań i wyzwań. W wieku 17 lat pojechałam do Szwecji zarobić w czasie wakacji zupełnie nie znając angielskiego. Tak, zrobiłam to. Z zarobionych pieniędzy opłaciłam rok nauki w szkole wyższej i pomogłam mamie zapłacić rachunki. Tutaj już się jakoś urządziłam. Cztery lata jestem w Irlandii Północnej. Tak, jestem szczęśliwa. Były czasy złe i bardzo złe. Dobre też byłt. Ale o tych złych nie chcę mówić, przynajmniej nie w tej opowieści. Pracuję w szkole w Newry jako asystentka nauczyciela i po lekcjach sprzątam tam. Pracuję tu już ponad trzy lata. Na początku sprzątałam, potem dostałam pracę w szkolnej kuchni. W pewnym momencie pracowałam w pięciu miejscach (czy to nie wariactwo?). Sprzątałam w dwóch sklepach w centrum handlowym od 8 do 10 rano. Potem autobus do szkoły, zaczynałam pracę w kuchni o 10.20 i kończyłam o 12.30, o 12.30 zaczynałam pracę jako asystentka nauczyciela i kończyłam ją o 2.30, i wreszcie o 2:30 zaczynałam sprzątać i kończyłam o 5.45. Ale to nie wszystko, bo potem sprzątałam w sklepie od 10.30 wieczorem do 00.30. Jakoś udawało się to wszystko połączyć. Urodziłam się na Łotwie kiedy była częścią Związku Radzieckiego. W Związku było szesnaście różnych krajów. Więc wyobraźcie sobie jaki to był wielki kraj. Ludzi mogli pracować, podróżować i przemieszczać się między republikami. Jestem więc przyzwyczajona do społeczeństwa wielokulturowego. Prawdopodobnie dlatego tak łatwo przyszło mi znaleźć sobie miejsce tu w Irlandii Północnej, która od niedawna też jest społeczeństwem wielokulturowym i wielorasowym. Cieszę się, że jestem tutaj i traktuję Irlandię Północną jak mój dom. Pracuję, uczę się, spotykam z ludźmi i cieszę życiem jak wszyscy. Jak wielu emigrantów zarobkowych nie planuję powrotu do Łotwy, bo wraz z upływem lat coraz bardziej oddalam się od mojego kraju. Mam nadzieję na lepszą pracę, albo przynajmniej stałą, żeby móc kupić dla siebie jakieś miejsce do mieszkania, nauczyć się prowadzić samochód i oczywiście zobaczyć jeszcze więcej ze świata! Nie miałam nic przeciwko pracy jako sprzątaczka czy kelnerka, bo pracowałam bardzo ciężko. Były trudne momenty, ponieważ niektórzy moi pracodawcy nie płacili mi. Czułam się dyskryminowana prze niektórych z nich i byłam traktowana nieuczciwie przez innych. Nauczyłam się jednak jakie są moje prawa i co należy robić. Byłam twarda i myślę, że wszyscy imigranci są twardzi – musimy tacy być! Teraz chciałabym spróbować w moim życiu zawodowym czegoś innego, czegoś bardziej odpowiedniego do mojego potencjału intelektualnego, umiejętności i wiedzy. Nie czekam na łut szczęścia by tak się stało, bo na to wszystko co mam dziś ciężko pracowałam. Przed przyjazdem do Irlandii Północnej nie znałam angielskiego, jednak bardzo szybko się go nauczyłam, także dzięki kursowi kluczowych umiejętności językowych w angielskim. Dostałam pracę jako asystentka nauczyciela i postanowiłam, że zdam egzamin kwalifikacji zawodowych NVQ3 z opieki nad dziećmi, nauczania i wspomagania ich rozwoju, ponieważ obecnie pracuję z dziećmi i młodzieżą specjalną. Mam mnóstwo roboty, bo pracuję w szkole średniej St. Paul’s High School jako asystentka nauczyciela w godzinach nauczania, a potem sprzątam tam. Nie mam nic przeciwko wykonywaniu obu zajęć. Dlatego czuję się pewnie szukając lepszej pracy, płacy i lepszego życia – ciężko pracuję i jestem gotowa dalej ciężko pracować i być tak dobra jak tylko potrafię. Od dwóch lat spotykam się z Irlandczykiem i bardzo dobrze nam się układa. Spędzamy z sobą dużo czasu. Około 15 lat temu on wyjechał do Anglii jako emigrant zarobkowy, podobnie jak większość jego rodziny w tamtym okresie. Niektórzy wrócili do Irlandii, niektórzy zostali, ale wszyscy dobrze ułożyli sobie życie. Myślę, że Irlandczycy nas rozumieją. Mam dwójkę przyjaciół z mojego kraju, z którymi spotykam się regularnie na kawie lub na zakupach. Obie te osoby bardzo dobrze ułożyły sobie życie i nawet kiedy wszyscy jesteśmy bardzo zajęci, znajdujemy czas żeby się spotkać. Wiem, że wiele osób z mojej części świata mieszka tutaj, bo często proszą mnie o pomoc w trudnych sprawach, jak np. tłumaczenia ustne lub pisemne. Za zachowanie niektórych jest mi wstyd, ale nic na to nie poradzę. Po prostu staram się jak mogę najbardziej i mam nadzieję, że ludzie nie oceniają mnie na podstawie narodowości lecz tego, jaką osobą jestem. Spotykam się też z przychylnością ze strony wielu Irlandczyków, co sprawia, że czuję się tu mile widziana. To dla mnie bardzo ważne, nawet bardziej niż myślą! Miło byłoby spotkać się za rok i dowiedzieć jakimi ścieżkami potoczyły się nasze życiowe losy i jak wszyscy radzą sobie w krajach, w których żyją. Oonagh Magee Irlandia Północna Moje rodzinne strony to Mayobridge, niewielka, tradycyjna wieś niedaleko Newry. Mieszka tam 925 osób, 471 mężczyzn i 454 kobiety. Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej, wszyscy pochodzili z okolicy, wszyscy byli katolikiem i wszyscy mówili po angielsku. Ostatnio pozmieniało się, w naszej społeczności przybyło obcokrajowców, niektórzy radzą sobie coraz lepiej! W chwili obecnej w szkole podstawowej nie ma dzieci‐obcokrajowców. Ale i to wkrótce może się zmienić. Jest wiele pozytywów jeśli chodzi o naszych przybyłych z daleka przyjaciół, którzy weszli w naszą społeczność. Ja sama zauważam to w mojej pracy – teraz jest większa różnorodność. Kiedyś w dziennikach klasowych królowały nazwiska z Mc, O’, czy Murphy, a teraz mamy np. Chan, Mannariono, Pudinskine, Samsonik, Ahmed i Zerai. Jest to taki interesujący dodatek do zajęć. U nas w St. Paul’s mamy uczniów pochodzenia chińskiego, włoskiego, litewskiego, rosyjskiego, dzieci wielokulturowe i muzułmańskie. Dla wszystkich tych dzieci z wyjątkiem jednego pierwszym językiem nauczania jest angielski. Szkoła pomaga im oferując co tydzień dodatkowe lekcje angielskiego po zajęciach. W tej chwili nie ma u nas etatowych nauczycieli spoza kraju, choć mamy asystentów nauczycieli z Francji i Hiszpanii, oraz asystentkę zajęć z Łotwy i mnóstwo osób sprzątających i pracowników stołówki z innych krajów. Niektóre szkoły w regionie promują różnorodność obchodząc np. chiński Nowy Rok, zmieniając na ten dzień szkolne menu. Od wielu lat dzieci w klasie pytają mnie, rysując portrety, jakiego koloru użyć do narysowania skóry. Odpowiadając na to pytanie dziś należy się dobrze zastanowić! W mojej lokalnej społeczności mieszka wielu obcokrajowców, którzy pozakładali działalność gospodarczą i którzy zaczynają odnosić sukcesy. Lokalny sklep uwzględnia teraz potrzeby kulinarne całej, różnorodnej społeczności. Wydaje się, że istnieje coraz większa świadomość wielokulturowości społeczeństwa i naprawdę rosnąca akceptacja dla różnic. Próbując zagłębić się w ten temat skontaktowałam się ze stowarzyszeniem Saint Vincent de Paul (największa irlandzka instytucja charytatywna, przyp. tłum.). Oferuje ono obcokrajowcom świetny system wsparcia, szczególnie zaraz po przybyciu. Jednym z jego przejawów są zajęcia z języka. Cztery lata temu, stowarzyszenie proponowało jedne zajęcia w tygodniu. Obecnie zapotrzebowanie jest tak ogromne, że zajęcia odbywają się popołudniami cztery razy w tygodniu, na trzech różnych poziomach zaawansowania. Ciężko podać szacunkową liczbę imigrantów mieszkających w okolicy, ponieważ nie wszyscy podają numer ubezpieczenia społecznego, a wielu wraca do domu po kilku latach spędzonych tutaj. Niemal wszyscy wynajmują domy i mieszkania u prywatnych właścicieli nieruchomości, a wiele rodzin mieszka razem, by zmniejszyć koszty. Może to prowadzić to przepełnienia lokali i kiepskich warunków życia. Dane z Newry i Mourne mówią, że w zeszłym roku w regionie przebywało 584 obcokrajowców, którzy osiedli się tu na stałe. Wydaje mi się jednak, że liczba ta nie oddaje stanu faktycznego. Osobiście uważam, że ludzie z różnych krajów przybywający w te okolice to czynnik pozytywny, bo zbyt długo żyliśmy w społeczeństwie, w którym istniały tylko dwie społeczności. Niestety jednak nie wszyscy myślą tak samo. Wciąż istnieje sporo uprzedzeń wobec mniejszości etnicznych i wiele osób w naszej społeczności ma poglądy oparte na stereotypach. To prawda, że niektóre dzieci w szkole używają słowa „lithos” (pejoratywne, slangowe określenie imigrantów z Europy Środkowo‐ Wschodniej, np. Litwinów, Estończyków, Polaków, itd., przyp. tłum.) mówiąc o obcokrajowcach. Widać także dyskryminację i nierówne traktowanie, szczególnie w miejscach pracy, gdzie obcokrajowcy wykonują prace które nie wymagają kwalifikacji, za niewielkie pieniądze. Niektórych oskarża się o włamania w okolicy, wielu też społeczeństwo po prostu nie ufa. Jest wiele przypadków wykluczenia społecznego mniejszości narodowych, wynikającego z głęboko zakorzenionych podziałów. Wszyscy obcokrajowcy z którymi się spotkałam, czy to w mojej społeczności czy to w pracy, to ludzie którzy ciężko pracują by zarobić na życie. Wielu z nich chce wrócić do ojczyzny i zniosło bardzo wiele, by zapewnić dodatkowe środki swoim rodzinom. Niedawno rozmawiałam z Victorem z Mołdawii, który w domu zostawił żonę i dziecko – nie widział ich od dwóch lat! Ja nie mogłabym funkcjonować bez wsparcia mojej rodziny i mam głęboki szacunek dla tych, którzy muszą sobie bez tego radzić. Czechy / Irlandia Północna Lucie Soukopova Czechy Długo myślałam o tym co powiedzieć na temat mojego życia za granicą i tutaj, w mojej ojczyźnie – Czechach. Wiem od czego powinnam zacząć. Kiedy podjęłam decyzję o wyjeździe za granicę miałam tylko dwadzieścia lat i byłam dziewczyną z małej wioski na północno‐wschodnim krańcu Karkonoszy. Wyjechałam z kilku powodów. Po pierwsze, po ukończeniu liceum nie mogłam znaleźć pracy, ponieważ w tej części Czech bardzo trudno było, zresztą wciąż jest, ją znaleźć. Drugi powód to taki, że czułam, że koniecznie muszę coś w swoim życiu zmienić. Musicie wiedzieć, że wszyscy moi znajomi wyjechali zagranicę, zaczęli studia, lub po prostu opuścili dom rodzinny żeby znaleźć pracę w innym mieście lub innym kraju. Zostałam sama i czułam się coraz bardziej przygnębiona. Nie chciałam mieć dzieci i ciężko pracującego męża – na takie życie nie byłam gotowa. Chciałam czegoś więcej, czegoś nowego. Tak więc przyczyny dla których wyjechałam za granicę to chęć podszkolenia angielskiego i pragnienie poznawania nowego stylu życia, nowej kultury, nowych ludzi oraz chęć stania się inną kobietą. Przez rok pracowałam jako opiekunka w rodzinie żydowskiej na północnych przedmieściach Londynu. To było bardzo ciekawe zajęcie, ale mieszkanie tam było momentami ciężkie. Nie tylko ze względu na tęsknotę za domem, ale także na różnice wynikające z mentalności i religii. Tamte doświadczenia to było dla mnie coś zupełnie nowego, ponieważ w moim kraju większość ludzi nie wyznawała żadnej religii. Być może ze względu na ustrój, zwany potocznie komunizmem, który rozpadł się niedługo przed moim wyjazdem za granicę, ludzie w Czechach nie pociągnęła za sobą żadna religia. Po drugie były różnice w stylu życia i chciałabym powiedzieć kilka słów na temat stylu życia kobiet w Anglii i Czechach. Nie chcę kłamać czy być niesprawiedliwa, bo uważam że rodzina u której mieszkałam to była, tak myślę, dobrze sytuowana rodzina angielska, a nie mam porównania między angielską rodziną z klasy średniej i kimś z tej klasy w moim kraju. Ale mimo to chcę powiedzieć kilka słów o życiu kobiet tam i tu. Mój największy problem wynikał z tego, że planowałam podszkolić swój angielski. Wydawało mi się, że moja praca to będzie przede wszystkim zajmowanie się dziećmi, bo przed przyjazdem dość dużo z nimi pracowałam, ale na miejscu okazało się inaczej. Moja praca to było po prostu sprzątanie domu. Opiekę nad dziećmi zlecano mi czasami, trzy razy w tygodniu na przykład, przede wszystkim w soboty. Nie było żadnych szans na to by lepiej nauczyć się angielskiego, więc zaczęłam płacić za naukę angielskiego dla opiekunek do dzieci w jednej z lokalnych szkół językowych. Cała sytuacja była dla mnie wielkim rozczarowaniem, bo rozmawianie z ludźmi na co dzień mogło dać mi trochę więcej niż chodzenie do szkoły dwa razy w tygodniu. Mimo to nie martwiłam się zbytnio. Poznałam znajomych, też spoza Anglii, z którymi mogłam rozmawiać. Nie mogłam zrozumieć dlaczego Anglicy czuli do nas niechęć. Teraz wiem czemu tak się czułam. Po prostu myśleli, że dziewczyny ze Wschodu przyjechały żeby ożenić się, wzbogacić i wygodnie żyć. Uważali, że zabieramy im pracę i pieniądze. Po prostu bali się ludzi z Europy Środkowo‐Wschodniej i ciężko się im dziwić, bo nic o nas nie wiedzieli. Dla niektórych byliśmy więc po prostu złodziejami i problemem. Ale kto tak naprawdę nim był? Nie mogę oczywiście mówić o wszystkich Anglikach i dziś widzę, że podobny problem występuje w każdym kraju. Ale wróćmy do tego, o czym chciałam mówić na początku. W moim odczuciu życie kobiet w Czechach jest nieco cięższe niż w Wielkiej Brytanii. Jeśli chcesz radzić sobie i odnosić sukcesy w Czechach musisz robić wszystko. Mam na myśli to, że musisz mieć dobrą pracę, być dobrą kucharką, sprzątaczką, matką, kurtyzaną i żoną. To dosyć trudne, jest duża presja i zmęczenie. W Anglii, z tego co wiem, jest inaczej. Moja chlebodawczyni zdradziła mi swój sposób na to, jak osiągnąć sukces. Przede wszystkim mieć oczy szeroko otwarte i dobrze wyjść za mąż. Pierwsza z tych rad była bardzo dobra i stosuję ją od czasu gdy wróciłam do Czech. Z drugiej strony więcej zrobić nie mogę, bo jeśli chcesz wyjść bogato za mąż, musisz mieć jakiś majątek, a ja go nie miałam. Więc po powrocie studiowałam sztuki piękne i po zakończeniu studiów zaczęłam pracować jako nauczycielka w szkole średniej niedaleko Pragi. Ale w tym kraju nauczyciele nie zarabiają wiele, nigdy nie zarabiali. W tym samym czasie poznałam Toma. To mój chłopak, pracuje w firmie zajmującej się klimatyzacją. Jego praca jest lepiej płatnia niż moja, więc po dwóch latach z sobą kupiliśmy mały domek tylko trzy kilometry od miejsca w którym pracuję. Ale to był dopiero początek. Kupić dom, czy żyć bez pomocy rodziców nie jest tak prosto jak się wydaje. Jeśli nie masz pieniędzy, ani rodziców którzy ci pomagają, start nie jest wcale taki łatwy. My mieliśmy szczęście. Tom i ja mieliśmy jakieś oszczędności, rodzice Toma pomogli nam kupić wiele rzeczy kiedy zaczęliśmy odnawiać nasz ponad stuletni dom. Musieliśmy także zapożyczyć się na następne dwadzieścia pięć lat. Nie jest to dla nas łatwe, bo tak jak mówiłam nasze zarobki nie są szczególnie wysokie, mamy długi i jeszcze nie wykończyliśmy domu. To będzie jeszcze sporo kosztować, zarówno wykończenie jak i eksploatacja, i może jeszcze pojawią się dzieci. Ale o tym na razie nie myślę. Myślę, o tym jak zarobić więcej pieniędzy by dokończyć budowę naszego domu. Wierzcie lub nie, ale muszę wybierać między wakacjami za granicą a budową domu. W życiu widziałam tylko kilka obcych krajów, bo moi rodzice nie byli bogaci, ja sama nie jestem i wiem że nigdy nie będę. Ale nie przeszkadza mi to, bo kocham swoją rodzinę, przyjaciół i psa, jestem szczęśliwa gdy oni są szczęśliwi i myślę też, jest wielu ludzi którzy mają o wiele mniej ode mnie, nawet jeśli mają dużo pieniędzy i wszystko o czym zamarzą. Kiedy jesteś zdrowa i cieszysz się drobnymi rzeczami które ci się przytrafiają, nie martwisz się o to gdzie mieszkasz, czy kim jesteś. Staram się więc żyć zgodnie ze swoim sumieniem, ale kiedy jest coś bardzo drogiego do kupienia, mam wybór – czekać, aż spadną ceny, lub wybrać coś tańszego, i tak dalej. Jedną rzecz natomiast robię cały czas – mam oczy szeroko otwarte. Ludzie pracujący za granicą Kim są imigranci zarobkowi? Ciężko odpowiedzieć w jednym zdaniu. Według mnie wyjeżdżają z wielu powodów. Od stuleci ludzie wyjeżdżają, prawda? Robią to bo chcą zdobyć nowe doświadczenia, nauczyć się angielskiego i innych rzeczy, zarobić dodatkowe pieniądze, znaleźć nową pracę i lepszą ścieżkę kariery, albo po prostu spędzają w ten sposób wolny czas i chcą się dobre bawić, poznać nowych przyjaciół i posmakować nowych wrażeń, podróżowania bez ograniczeń. Niektórzy ludzie próbują wykorzystać okazję, żyć i pracować za granicą, bo nie mogli tego robić przez wiele lat wcześniej. Z drugiej strony wielu ludzi jest po prostu ciekawych innego stylu życia, krajobrazów, zwyczajów, kuchni. Czasami wszystkie te powody występują razem i ludzie zostawiają swój dom, wyjeżdżają do obcego kraju, gdzie nie znają nikogo. Wielu moich znajomych wyjeżdża do Wielkiej Brytanii tylko w miesiącach letnich. Wielu z nich zarabia wykonując prace całkiem inne niż to, co robią w Czechach. Mam na myśli pracę nieco poniżej ich godności. Ale wykonując je za granicą zarabiają więcej niż gdyby robili to samo na miejscu. Dla wielu moich znajomych wyjazd za granicę to jedyna szansa na to by zrobić coś dla siebie, nauczyć się angielskiego, poznać nowy styl życia i nowych przyjaciół. Zarabianie to konieczność by przeżyć, więc jeśli masz jakiś wyższy cel, na początku bierzesz co ci dają. Inni wyjeżdżający z Czech to studenci, którzy pogłębiają swoją wiedzę językową pracując na farmach, dorabiając by poprawić nieco swój byt, a także zobaczyć atrakcje turystyczne na miejscu. Ostatnia grupa osób wyjeżdżających które znam, to ci wykorzystujący możliwość podróżowania i pracy w różnych warunkach, i którzy mówią, że takiej szansy wcześniej nie było. Najczęściej zaczynają od zera i jeśli byli przyzwyczajeni do wygodnego życia, często są zaskoczeni zmianą jaką zastają, uważając ją za zmianę na gorsze. W ostatecznym rozrachunku wiele osób, niemal wszyscy, wracają na stałe do Czech. Nieważne jak dużo czasu spędzili za granicą. Są bardziej otwarci na świat, lepiej mówią po angielsku, mają nowych przyjaciół, a przede wszystkim szereg doświadczeń na resztę życia. Całe ich życie znowu się zmienia, a to coś, co wielu ludziom jest po prostu potrzebne. Wielu z nas cieszy się, że może znowu coś zacząć gdzie indziej, lub prynajmniej spróbować. Wydaje mi się, że każdy powinien mieć taką szanse, nie uważacie? Karel Kucera Czechy To, że jestem tutaj to w dużej mierze przypadek. W Czechach pracowałem jako dyrektor marketingu w firmie międzynarodowej z siedzibą w USA. Mam dyplomy ukończenia studiów i chciałem pracować za granicą. W mojej korporacji nie było jednak w najbliższych latach realnej szansy na to. Któregoś dnia na wakacjach z rodziną zobaczyłem ogłoszenie w gazecie. Firma z Irlandii Północnej szukała ludzi do pracy w fabryce w charakterze operatorów. Praca manualna, dwunastogodzinne zmiany, dniówki i nocki. Złożyłem podanie, zdałem coś w rodzaju egzaminu i wybrano mnie. Po trzech tygodniach od mojej decyzji byłem w Irlandii Północnej. Firma zorganizowała wszystko co było potrzebne, a ja zacząłem z kolei organizować przyjazd mojej rodziny. Miałem wtedy syna i córkę, bliźniaki, prawie roczne. Pomogli ludzie z fabryki. Prawdopodobnie najważniejszą dla mnie rzeczą w tym czasie był zakup samochodu. Jeden chłopak wszystko mi wyjaśnił, pokazał gdzie mogę kupić wóz i poszedł ze mną do firmy ubezpieczeniowej. Doradzono mi też gdzie mogę kupić wózki i krzesełka dla dzieci. Miesiąc po moim wyjeździe moja rodzina była już ze mną. Muszę powiedzieć, że szczęście nie opuszczało mnie. Firma zorganizowała grupowe zakwaterowanie i mieszkałem z innym ojcem, który miał taki sam plan jak ja – sprowadzić rodzinę. Kolega ten jest ode mnie pięć lat młodszy, a jego syn miał wtedy trzy lata. On także bardzo nam pomógł. Miałem też jedną niezbyt przyjemną sytuację tutaj, a mianowicie wypadek samochodowy. Na szczęście byłem ubezpieczony i nic poważnego się nie stało. Było to w Newcastle i tam też spotkaliśmy bardzo miłych ludzi, którzy bardzo nam pomogli. Ponieważ moja żona była w szoku, zabrali ją oraz dzieci do swojego domu, poczęstowali zupą i słodyczami, a na koniec odwieźli żonę i dzieci z powrotem do Lurgan. Nie chcieli niczego za tę pomoc. Myślę, że nie zdarza się to zbyt często (przynajmniej w moim kraju). Latem, kiedy nasze dzieci były u swoich dziadków, podróżowaliśmy po Irlandii. To były naprawdę udane wakacje. Mieszkaliśmy na kempingach, więc nie było żadnych ustalonych z góry godzin wyjazdów i przyjazdów. Miało to posmak przygody, ponieważ do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy znajdziemy jakiś kamping czy nie. Zwiedziliśmy wtedy niemal całą wyspę. Jesteśmy tu już niemal 15 miesięcy. W zasadzie urządziliśmy się już. Cały czas pracuję w tej samej firmie, choć na innym stanowisku. Dałem sobie rok na awans lub znalezienie lepszej pracy. Zaraz po rozpoczęciu pracy spytałem, czy mogę pomagać przy projekcie dotyczącym jakości. Firma nie ma działu marketingu z prawdziwego zdarzenia, a ja wcześniej zajmowałem się już jakością. W skrócie, po roku zostałem wybrany jako osoba którą skierowano na szkolenie z zakresu six sigma (procedury podnoszące wydajność produkcji, przyp. tłum.) Myślałem o tym w Czechach, ale nie było zbyt wiele możliwości w tym zakresie. Nawet dziś nie jest łatwo znaleźć dobrego trenera, a moje szkolenie odbywało się w Holandii. Muszę przyznać, że było prowadzone doskonale. Studiowałem także w Belfaście marketing (w Chartered Institute of Marketing), rachunkowość (Chartered Institute of Management Accountants) oraz angielski. Nie mam zbyt wiele czasu wolnego. To normalne. Moja żona także ma wiele pracy. W poniedziałki ma zajęcia w lokalnej świetlicy. We wtorki i środy ma lekcje angielskiego w Belfaście. Dzieci chodzą tam do przedszkola. W środy wieczorem ma zajęcia z angielsku tu w Lurgan. W czwartek znowu świetlica, a w piątki angielski w Belfaście, kiedy dzieci są w przedszkolu. Tak więc ona również ma pełny grafik. Weekendy w całości poświęcamy dzieciom. Muszę powiedzieć, że mają tutaj dużo więcej możliwości niż w Czechach. Mam na myśli przede wszystkim place zabaw. Są tu fantastyczne, a dzieci są takie szczęśliwe. A kraj też jest piękny. W każdy weekend staramy się zabierać je gdzieś, a one tak wszystko przeżywają. Choć pamiętam, że byłem zdziwiony, kiedy nie przeżywały tak bardzo jak ja swojego pierwszego spotkania z morzem. Wzięły je po prostu za coś w rodzaju dużej kałuży. Uważają to za coś normalnego, a przecież nie jest tak. Dzieci nie zdają sobie sprawy, że pochodzą z kraju, który nie ma dostępu do morza. Mimo pewnej bariery w komunikacji, już teraz mają dużo przyjaciół w okolicy. Nie mówią za dużo po angielsku (w zasadzie nie mówią w ogóle), ale wydaje mi się, że nie ma to dla nich znaczenia. Nie potrzebują słów, mają swój świat. My natomiast wciąż mamy przed sobą jeszcze jedno wyzwanie. Moja żona ma wykształcenie chemiczne i doświadczenie w pracy w firmie farmaceutycznej. Dzieci pójdą do szkoły, a od września żona będzie chciała pójść do pracy. Już teraz zaczęliśmy się rozglądać za czymś i mam nadzieję, że coś nam się uda znaleźć. Kilka słów o kulturze, emocjach i wolności ducha. Można zauważyć wiele, jeśli patrzymy na różnice między kulturami kraju z którego pochodzę i kraju w którym żyję teraz. Każdy ma swoje poglądy i może to właśnie punkt widzenie zmienia wszystko. Prawdopodobnie każdy napisze o tym jak dobrze jest tutaj, że kraj jest piękny, a ludzie cudowni. Problem w tym, że mówi się jedno, a czuje co innego, Czasem można zdziwić się widząc, jak ktoś zachowuje się zupełnie inaczej niż oczekujemy, na plus lub na minus. Co gorsza, czasem wcale nas to nie dziwi. Chodzi o to, że tam, gdzie są ludzie, jest komunikacja, a gdzie jest komunikacja, pojawiają się problemy. I nie ma znaczenia, czy są tak małe, że niemal niewidzialne, czy tak duże, że sprawiają ból. Chcę powiedzieć o prawdopodobnie całkowicie nowym sposobie komunikacji związanym z wolnością poglądów. Rozpocznę jednak od wspomnienia. Pamiętam wizytę przyjaciół moich rodziców gdy byłem dzieckiem. Przyjaciele ci pochodzili z południa Czech, miejsca, gdzie było dużo wzniesień. Takie małe góry. My natomiast mieszkaliśmy w regionie całkowicie płaskim. „Ciocia”, tak ją nazwijmy, bo dla dzieci każda osoba to ciocia albo wujek, powiedziała, że nie może oddychać bez widoku tych swoich gór, czyli czegoś, co jest jej bliskie. Wtedy tego nie rozumiałem, a teraz tak. Mimo tego, że mieszkałem w sporej dolinie, gdzie wzniesień praktycznie nie było, zawsze jadąc samochodem widziałem pola, stawy, lasy. Jeśli dorastasz w miejscu, które daje ci tę wspaniałą możliwość oglądania tego wszystkiego, pozostaje to głęboko w tobie. Kształtuje twoje postrzeganie świata. Tutaj sytuacja jest zupełnie inna. Kraj ma wspaniałe krajobrazy, z małymi górkami i wieloma dolinkami. Ale tego nie widać. Żywopłoty po obu stronach drogi nie pozwalają dostrzec tego, co jest za nimi. Jeśli siedzę w samochodzie, jadąc gdzieś dłużej niż godzinę, czuję się jakbym był w tunelu i nie wiem, gdzie tak naprawdę jestem. Ktoś może powiedzieć, że wcale nie, że są też drogi, przy których nie ma żywopłotów, ale takie są moje wrażenia, bo mam porównanie. Mówiłem o tym kilku osobom tutaj i prawdopodobnie najlepsza odpowiedź jaką usłyszałem to: „to dobre dla ptaków”. Zgadzam się, ale ta odpowiedź do komunikat, którego nie da się łatwo przełożyć na słowa. Ja wyraziłem swoje uczucia, a on bronił swojego kraju. Tam gdzie występuje komunikacja, tam rodzą się problemy, ponieważ nie mamy nic lepszego niż język, co pozwoliłoby nam wyrazić to, co czujemy. Nie jest to oczywiście tylko problem występujący między krajami, czy między językami. Może wystąpić także między osobami z tego samego kraju. Wokół nas jest bowiem mnóstwo żywopłotów. I od nas zależy, czy nauczymy ptaki siadać na polnych drzewach. Wtedy wszyscy podróżujący drogą będą mogli zobaczyć jak śpiewają. Sean Duffy Irlandia Północna Świt nowej Irlandii Północnej Północ Irlandii przyjęła ostatnio falę emigracji zarobkowej – chwała im za to, że przybyli. Ze względu na swą trudną historię, ta część Europy była strefą zakazaną tak długo, że nikt nie miał okazji zakosztować szerokiego spektrum kulturowego i różnorodności krajobrazów, którą oferuje nasza ziemia. W tej chwili gospodarka jest w rozkwicie, co wraz z ustanowieniem naszego własnego rządu zwiastuje świetlaną przyszłość dla Irlandii Północnej. Z pewnością pojawi się opór wobec naszych przyjaciół z zagranicy, ale jedynie ze strony zdecydowanej mniejszości ludzi o wąskich horyzontach, którzy muszą zrozumieć, że społeczeństwa wielokulturowe na dłuższą metę prosperują lepiej. Możliwości zatrudnienia i niedrogie mieszkania są tu w ilości nieporównywalnej z żadnym innym miejscem, a transparent z napisem „Witamy” wywieszamy dla wszystkich, którzy będą chcieli przestąpić nasz próg. Utrera, Hiszpania Poznań, Polska Lurgan, Irlandia Północna Caldas da Rainha, Portugalia Ryga, Łotwa Kolin, Czechy