27. Winter, Marcin, Nivan Winter
Transkrypt
27. Winter, Marcin, Nivan Winter
Wstąpiłeś już, księżycu, na niebieskie szczyty I niepewnymi śniegi powlokłeś błękity, A twój promieo niepewny, blady i srebrzysty, Odbija się o kryształ lodu przezroczysty. Juliusz Słowacki "Księżyc" 27. Winter, Marcin, Nivan ____________________________ Winter ________ On był jak anioł. Wydawałoby się, że nie będzie miał problemu ze znalezieniem domu... nowej rodziny. Bo w tych wielkich, jak ocean oczach, zakochiwały się wszystkie kobiety. Anioł miał jednak nieczystą duszę. Im prędzej kobiety go zabierały, tym szybciej wracał. I mimo, że kolejne wiedziały o wszystkich problemach jakie przysparzał, swoją aparycją potrafił je omamid bez najmniejszego wysiłku. Zazdrościłem mu uwagi, jaką mu poświęcano. Ściskając pięści patrzyłem, jak bierze kolejną kobietę za rękę, a potem wraca, gdy ja od wielu miesięcy czekałem na nową rodzinę wśród wielu innych dzieciaków, które pragnęły tak samo... tej ciepłej, kobiecej dłoni. Matki. Wydawałoby się, że tylko on nie potrzebuje nikogo. Był zazwyczaj niezwykle spokojny i cichy. Nie miał kolegów, z nikim nie rozmawiał. Nie był lubiany. Wszyscy jednak dziwili się, że wraca. W tą i z powrotem, na okrągło. Nie płakał, gdy one odchodziły. Nie cieszył się, jak przychodziły nowe. Cały czas miał tą samą pokorną twarz. I te wielkie smutne oczy... Ja w przeciwieostwie do niego, na swoją rodzinę czekałem długo... Nie byłem ślicznym dzieciakiem, nie miałem wielkich, jak ocean oczu, ale w koocu i mi naleziono mi dom zastępczy. Nie był ani ładny, ani duży. Cieszyłem się jednak, że może w koocu poznam, co to normalnośd. Nie dostałem nowej, lepszej matki ani ojca. Dostałem za to wujka i ciotkę. I trzech przyrodnich braci. Poznałem dyscyplinę i karę. Tam było jednak lepiej, niż gdziekolwiek indziej. 1 ____________________ Jestem pewien, że moje oczy dorównały wielkością jego oczom, gdy któregoś dnia zobaczyłem go w drzwiach mojego nowego domu. Nie był już dzieckiem. Stał się chłopcem, jak ja. Był jeszcze piękniejszy. Tak jasny... Jako, że "znaliśmy się" w domu dziecka, wujkowie uznali, że będziemy dzielid jeden pokój. Próbowałem się z nim w jakiś sposób zaprzyjaźnid, nawiązad kontakt, jednak bez większych rezultatów. Nie odpowiadał na moje pytania. Nie mówił nic. Zupełnie. Ani słowa. Poza tym, że nie odzywał się do nikogo, nie sprawiał żadnych problemów. Jadł wszystko, ścielił łóżko, sprzątał, palił w piecu. Czasem tylko znikał na jakiś czas, lecz zawsze wracał przed kolacją. Gdy wpatrywałem się w jego plecy, czekając, aż pokaże mi swoje skrzydła, wciąż wierząc, że jest aniołem, nastąpił przełom. Sam nie wiem czemu, ale powiedziałem do niego w rozbawieniu: "Bogu musiało zabraknąd kolorów, gdy cię tworzył". Wtedy pierwszy raz zwrócił na mnie uwagę. Zamarłem. Obrzucił mnie pogardliwym wzrokiem, a potem pierwszy raz usłyszałem jego głos: "Boga nie ma. Tak samo, jak twoich aniołów". Patrzył na mnie, jakbym był najgłupszą osobą na tym świecie. A ja zastanawiałam się, skąd wiedział o moich aniołach. Po czasie dowiedziałem się, że mówię przez sen. Rzucam się. Śnię o nim. ____________________ To stało się samo. Zostaliśmy przyjaciółmi. Mimo wielu różnic oraz krótkiego czasu, jaki spędziliśmy ze sobą w domu dziecka, zbliżyliśmy się do siebie. Byliśmy, jak anioł i diabeł. Lecz tylko pozornie, z wyglądu... Mój piękny anioł miał skrzydła demona. ____________________ Staliśmy na podwórku, karmiliśmy kury i gęsi. On znów zasypywał mnie pytaniami. Podważał moją wiarę. W tym okresie byłem bardzo wierzący. Zawsze przed spaniem odmawiałem pacierz, w niedzielę chodziłem do kościoła. To było jedyne, co tak naprawdę mi zostało. Co było dla mnie pewne. 2 Śmiał się ze mnie. Mówił, że jestem głupi. Pytał, jak mogę wierzyd w coś, czego istnienia nie potrafię udowodnid. Pytał, gdzie były moje anioły, gdy zabierali mnie nadpanej matce. Pytał, a ja nie potrafiłem na to odpowiedzied. Zdenerwowałem się. Krzyczałem, że jest głupi, że w nic nie wierzy. Że on pewnie też ma swojego anioła, który go strzeże. Wyśmiał mnie, a potem chwycił jedną z gęsi... Tak niezwykle zręcznie. Złapał ją za szyję. Mocno. Tak strasznie mocno. Wyrywała się. Rozkładała białe skrzydła. Krzyczałem, żeby ją puścił. W pierwszej chwili bałem się kary, jaka nas spotka, a nie tego, że może ją skrzywdzid. Wyjął z kieszeni nóż. Ponownie krzyknąłem, ale on nic sobie z tego nie robił. Patrzyłem, jak... Jak odcina jej skrzydła. Słyszałem jej płacz. Słyszałem płacz i ból gęsi. Stałem. Sparaliżowany. Przestraszony. A on... Rzucił mi je pod nogi. Dwa, prawie czerwone skrzydła. "To zrobiłem z moim aniołem, Sariel", powiedział. Stałem. Przerażony. Stałem. Zafascynowany. Płakałem. 3 Marcin ________ Nivan, gdy chciał, potrafił chodzid niezwykle cicho. Wiązało się to pewnie z tym, co trenował, lecz i tak zawsze wprawiało mnie to w zdumienie. Wiecie, te jego sto osiemdziesiąt pięd wzwyż i szerokie bary robiły swoje. Wtedy jednak szedł ciężko, tak, jakby chciał, aby go słyszano. Z daleka słyszałem jego kroki. Obserwowałem go zza swojego białego, cholernie nudnego boksu. Przystanął, aby porozmawiad z właśnie udającym się do domu chłopaczkiem z pierwszej zmiany, którego imienia nie chciało mi się nawet zapamiętywad. ... No dobra, chłopaczek miał na imię Dawid. Wkurzał mnie, bo był typowym nerdem, zachwycający się nad innym, lepszym od niego nerdem, którego nazywał swoim GURU. Tym Guru oczywiście musiał byd, nie kto inny, jak Nivan. Dawid był niski, blady i chudy. Jak ja. Był też mądrzejszy. I był cholernym blondynem. Dobrze wiedziałem, że Nivan lubi niskich, chudych i bladych blondynów. Ze złością zgniatałem w ręku kawałek kartki, patrząc, jak wymieniają się zapewne nerdowskimi uwagami i śmieją się ze swoich przygłupawych żarcików. Miażdżyłem ich wzrokiem. Nie potrafiłem nad tym zapanowad. To absurdalne, wiem. Miałem oczywiście przewagę. To ja znałem Nivana lepiej. To ja się z nim pieprzyłem. To ja zostałem jego facetem... partnerem, czy jak to tam nazwad. Byłem nim dokładnie od pięciu godzin. To ze mną Nivan chciał byd. To ja wygrałem tę grę. Tak. Zazdrościłem im jednak tej przygłupawej relacji na swój sposób. Nieobowiązującej, nie mającej czarnych stron i żadnych sekretów. Zazdrościłem uśmiechów, jakie Nivan posyłał chłopakowi. Zastanawiałem się wtedy, czy będziemy w stanie zbudowad coś podobnego, z całym naszym bagażem wspomnieo i ran, jakie sobie zadaliśmy. Przychodziło mi do głowy wiele pytao. Czemu w to brniemy? Czy nie lepiej zacząd z kimś coś od nowa? Coś świeżego i czystego? Coś o wiele łatwiejszego? Wyobraziłem sobie, że pozwalam mu odejśd. Że oddaję go w ręce... chociażby tego chłopaczka, którego rozpruwałem w myślach. Czy kiedykolwiek byłbym gotowy, by inne ręce dotykały jego szerokich ramion? Jego ust? Czerwonych i miękkich włosów? Rozluźniłem uścisk. Dzięki temu nie zamordowałem mojego ostatniego ołówka. 4 Poprzedniego dnia mówiłem przecież, że możemy byd przyjaciółmi. Nie byłoby to proste. Ale chyba dałbym radę. Nivan nie był już tak wyjątkowy, jak kilka miesięcy temu. Wtedy byłem w nim zadurzony. Toksycznie zakochany. Nie wiem dokładnie, kiedy to się zmieniło, kiedy zacząłem dostrzegad jego wady. Wyłapywałem wiele rzeczy, na które wcześniej byłem ślepy. Wiedziałem, że ten uśmiech, którym obdarzał nerdowskiego chłopaczka, był przykrywką. Kłamstwem. Dodałem dwa do dwóch. Wiele zrozumiałem. Nie wiedziałem jednak tak do kooca, tak naprawdę, do czego Nivan był zdolny. Wierzyłem, że ma dobre serce... to znaczy wiedziałem, że je ma. Ale nad jego ciałem panowała jego głowa, a nie "niepotrzebne" uczucia. "Jesteś dla mnie ważny, Marcin". Ważny. Chciałem znad znaczenie tego słowa w umyśle Niva. Rudy nie miał potrzeby rozmowy ze mną. W ogóle nie miał potrzeby wyżalenia się, czy opowiadania o czymś, co się stało danego dnia. Jak się okazało, chciał, żebym to ja rozmawiał, mówił do niego. Mimo że wcześniej uważałem, że tylko mu przeszkadzam. Traktował mnie często, jak brzęczącą nad głową muchę. Czy ta moja paplanina mogła byd dla niego ważna? Seks. To co łączyło nas najmocniej. Ale fakt faktem... nie byłem najlepszą dupodają na świecie, wiele rzeczy mi się nie podobało. Było pewnie wiele lepszych bladych i chętnych dup. Mógłby mied wielu z łatwością. Jednak rewelacyjnie robiłem dobrze. Ale to za mało. Odpada. Nie umiałem gotowad. Byłem bałaganiarzem, czego on nie znosił. Darłem na niego ryja, biłem go. Ale malowałem mu włosy i podcinałem bok... Bez sensu. "Dlaczego jestem dla niego ważny?" Pytałem sam siebie. Bo kiedyś się we mnie zakochał? Bo byłem jego pierwszą miłością? Czy Nivan w ogóle potrafi kochad? Może właśnie dlatego, że Niv był taki nieoczywisty... może dlatego wciąż w to brnąłem? Dalej i dalej... Głębiej. Aż się w tym utopiłem. Zachłysnąłem się swoją ciekawością. ____________________ Później. Tego samego dnia. Słyszałem, jak otwiera drzwi, zdejmuje buty. Jak wzdycha, z powodu gorąca, które nie opadało wraz z zapadnięciem zmroku. Zapukał w framugę moich drzwi. Uśmiechnąłem się, bo w koocu zrobił to, co chciałem. Nie unikał mnie, chciał mnie zobaczyd, zaraz po powrocie do domu. Nie poszedł pod prysznic, nie poszedł jeśd. Pierwsze co zrobił, to przyszedł do mnie. Ucieszyłem się. 5 Odwzajemnił mój uśmiech. Dlaczego? Cieszył się z tego samego, co ja? Czy powtórzył ruch mięśni mojej twarzy? A może uśmiechał się, bo naprawdę zostaliśmy... parą? Zacząłem sobie wyobrażam, jak chodzimy za rękę i posyłamy sobie czułe spojrzenia. Ta. Jasne. Szczerzyliśmy się do siebie, przez te parę sekund, jak debile, i pewnie sami nie wiedzieliśmy do kooca czemu. - Mogę? - zapytał, nie będąc pewien, czy może wejśd. - No jasne - odpowiedziałem, robiąc mu miejsce. Odłożyłem szpargały na bok materaca i nawet położyłem poduchę. Nivan nie usiadł, a zamiast tego położył się na boku, kładąc głowę na poduszce. Wpatrywał się w matrycę mojego laptopa. - Co robisz? - zapytał, ściągając brwi. - Piszę program. - Jaki? Uśmiechnąłem się, widząc jego zaciekawienie. - Ściśle tajny. Spojrzał na mnie groźnie. Nadal miał śmiesznie opuchnięty nos i sioce pod oczami. Było to moje, nie chwaląc się, dzieło. - Piszę program z instrukcją obsługi komputera dla ułomnych ludzi z firmy - odpowiedziałem. - Mam kilka trudnych przypadków, którym muszę tłumaczyd po kilka razy tą samą rzecz, a i tak nie zapamiętują. Pomyślałem, że może jak zrobią to sami, przy pomocy instrukcji to zapamiętają szybciej. Program będzie zdalny i będę go mógł uaktualniad. Nivan zamrugał kilka razy. - Wybacz, ale to nic nie da - powiedział, złoszcząc mnie na wstępie. Położył się na plecach, kładąc ręce na piersi. - Czemu niby? - Słyszałem, jak panie z dziesiątego piętra trajkotały o tobie. Cieszyły się, że szef przyjął takiego młodego, uprzejmego i czarującego chłopaka. - No to się zgadza... ale co to ma...? - Nawet, jak im to napiszesz - przerwał mi Niv - to i tak będą do ciebie dzwoniły, bo mają mało atrakcji i chcą sobie popatrzed na uroczego chłopaka. Pewnie patrzą ci na tyłek, jak wychodzisz. Myślę, że moje brwi sięgnęły sufitu. - Mówiły tez o twoim żelastwie - kontynuował Niv. - Że masz tego trochę za dużo, ale teraz jest taka moda. I tak jesteś niezwykle przystojny - dodał ironicznie przedrzeźniając (tak naprawdę) miłe panie z dziesiątego piętra. Nie mogłem powstrzymad uśmiechu. Nivan spojrzał na mnie surowo. - Puszysz się. - Wcale nie - odparłem, nie mogąc usunąd uśmiechu z twarzy. - To było obleśne - skrzywił się Niv. - To, jak o tobie skrzeczały. - Ohh... o tobie nic nie mówili? - zapytałem ironiczno-pieszczotliwie, łapiąc go za policzek. Od razu odtrącił moją dłoo. - Na mnie patrzą się krzywo. Jakbym im zabił dzieci. - Może to dlatego, że zawsze, jak idziesz do szefa masz minę jakbyś chciał kogoś ZABID. - Jakbym musiał chodzid tylko do tych bab, też bym był promienny - naburmuszył się Niv. - Nie byłbyś. - Byłbym - upierał się Rudy. - Nie. Ostatnio uśmiechasz się tylko do swojego nerda, co chodzi za tobą, jak cieo. Mi rzucasz "cześd". I tyle cię widzę. - Zamieniłem z nim dzisiaj może z pięd zdao. Nie przesadzaj. Zresztą sam mnie zaczepił. - Mogę wiedzied, czemu cię zaczepił? - zapytałem z ciekawości. Niv założył ręce zza głowę i zamknął oczy. 6 - Mówił, że przeszedł już grę, jaką mu polecałem. - Ach tak. - Nie wiem, czego oczekujesz ode mnie, ale nie chcę się afiszowad... w pracy - powiedział Niv, zerkając na mnie jednym okiem. Zdziwił mnie. Nie jego zdaniem, ale tym, że sam poruszył ten temat. - Też nie chcę. Ale fajnie by było, jakbyś czasami wyszedł ze swojej nory i zamienił ze mną parę słów. Albo wypił kawę, czy cokolwiek. Pośmiał się, tak jak się śmiejesz z tym nerdem. - W porządku - odpowiedział. - Nie musisz mnie od razu unikad, jak się czegoś boisz. - Nie boję się - odparł, poruszając się niespokojnie. Uśmiechnąłem się, pochylając się nad jego głową. - Mój dzielny, odważny Nivan - powiedziałem, całując go w czoło. Przewrócił oczami, a jakże. Zapytałem, czy chce coś do picia, bo zaschło mi w gardle. Zaproponowałem też kanapkę, taki ze mnie dobry chłopak. - Nie jestem specjalnie głodny... Ale możesz mi zrobid tosta z serem i soku z lodem. - Nie ma sprawy. Gdy wróciłem, Nivan smacznie drzemał. Położyłem talerz ze szklanką na podłodze, a sam usiadłem na swoje miejsce. Nie miałem serca go budzid. Oparłem się na łokciu, aby lepiej widzied jego twarz. Byłem blisko. Widziałem jego podkrążone oczy i malujące się zmęczenie. Gładziłem jego skórę. Delikatnie odgarniałem włosy z jego twarzy. Zasnąłem obok niego. Blisko, lecz nie w uścisku. Nie dotykaliśmy się, po prostu leżeliśmy obok. Nie dręczyły nas koszmary, spaliśmy mocnym, spokojnym snem. Jestem przekonany, że obaj tego potrzebowaliśmy. Śpiąc obok siebie, uczciliśmy nasz pierwszy dzieo związku. ____________________ Obudziłem się w połowie przekryty kocem. Było koszmarnie ciepło. Niva nie było obok. Praca, praca... Spojrzałem na zegarek w komórce. Była dziesiąta. Spałem jakieś trzynaście godzin i wcale nie było mi z tym źle. Miałem tego dnia drugą zmianę. Pomału zbierałem się, by wziąd prysznic, coś zjeśd, a potem wyruszyd do roboty. Z Nivem miałem minąd się praktycznie w wejściu. ____________________ - O. - powiedział, gdy otworzyłem mu przed nosem drzwi. W ręku trzymał klucze. - Właśnie wychodzę - skrzywiłem się. - A ty wracasz. Niv powtórzył mój grymas na swojej twarzy. - Wybacz, nie dogodzę wszystkim z tym grafikiem - powiedział, wchodząc do środka. - Nie no, rozumiem... - odparłem, spuszczając wzrok. - Firka dzisiaj wraca... może kup piwo i jakieś śmieciówki, to sobie w trójkę posiedzimy. - Dobra. 7 Zapadła niezręczna cisza. Nad naszymi głowami krążyło słowo: "związek" i żaden z nas nie do kooca potrafił się z tym faktem odnaleźd. Z zasady powinniśmy zachowywad się jeszcze bardziej swobodnie, a czuliśmy się tak, jakbyśmy się dopiero poznali, jednocześnie dobrze wiedząc, że się sobie podobamy. - To żenujące... - powiedziałem, nie mogąc w koocu wytrzymad tej napiętej ciszy i uciekania wzrokiem. Po luzackiej postawie Niva nie było śladu. Stał sztywny i zakłopotany. A po moich słowach, wydawałoby się, miał ochotę uciec, jak najszybciej. - Dobra, to ja już pójdę, bo się spóźnię. A ty się tak nie spinaj. - Nie spinam się - powiedział, automatycznie opuszczając ramiona. - Masz minę, jakbym miał ci zabrad dziewictwo - dodałem, nie mogąc się powstrzymad. Czmychnąłem szybko, bojąc się Niva odrobinę. Śmiałem się w duchu, domyślając się jego miny. ____________________ Firka wróciła. Miało to swoje dwie strony. Pierwsza była taka, że skooczył nam się czas całkowitej intymności, której praktycznie nie wykorzystaliśmy. A druga strona... była całkowicie zajebista. Firka wróciła, a my przestaliśmy się kłócid, chociaż zachowywaliśmy się nadal, jak debile. A co najlepsze - mogliśmy w koocu porządnie zacząd nagrywad płytę. - Nawet sobie nie wyobrażacie, jak się cieszę, że tu jestem - powiedziała leżąc na łóżku Niva. Patrzyła na nas do góry nogami, zwisając głową w dół. - Moja rodzina jest pojebana. Nadal. Jedyny pozytyw to ładna pogoda. Firyal wróciła z Tajlandii. Jej rodzice byli bardzo religijni i nie uznawali wyborów ich córki, która przecież urodziła się chłopcem. Jestem pewien, że w duchu myśleli o przekleostwie ciążącym na ich rodzinie, bo brat bliźniak Firki - Illyas, był gejem. - Próbowali mnie wyswatad - kontynuowała wyżalanie, trzymając piwo na swoim brzuchu. - Z dziewczynami? Czy facetami? - zaśmiałem się. Razem z Nivem siedzieliśmy wygodnie na poduchach, na przeciwko Firki. - Z dziewczynami, a jakże. Miałam ochotę im powiedzied, żeby się nie martwili, bo lubię i cipki i wacki, ale obawiam się, ze mogłabym mied rodziców na sumieniu. - A jak Illyas? - zapytałem. - Nadal tak samo durny. Rozstał się z tym swoim facetem. Był ślub i niby wielka miłośd. Zostały mu dwa psy. Skrzywiłem się. A zanim zadałem kolejne pytanie, Firka powiedziała, podnosząc się jednocześnie: - Dobra, idę, bo widzę, że Niv śpiący. Pogadamy sobie spokojnie jutro. Spojrzałem na Niva. Widziałem dobrze, jak bardzo się stara, by nie zasnąd. Oczy same mu się kleiły. Na słowa Firki odrobinę się ocknął. - Sorry, naprawdę, padam - powiedział, chwytając ją za rękę, gdy przechodziła obok. Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Często myślałem o tym, że Niv i Firyal mogliby byd rodzeostwem. Zawsze rozumieli się bez słów. - Buziol Marcin - powiedziała, machając mi na pożegnanie. 8 I znów zostaliśmy sami. Patrzyłem, podpierając głowę ręką, na dogorywającego Niva. Liczyłem wtedy na coś więcej, ale widząc jego stan... darowałem sobie. - Ja też idę Niv. Ponownie się ocknął. - Gdzie? - zapytał głupio. - Do siebie. Zasypiasz na siedząco. Patrzył na mnie, a ja wiedziałem, że chce mi zadad pytanie, które nie może mu przejśd przez gardło. - Chcesz żebym spał u ciebie? - pomogłem mu. - No - odpowiedział. Pomyślałem, że to nie możliwe, aby ten neandertalczyk był geniuszem. - Tyle, że ja nie chcę jeszcze spad - powiedziałem. - Może coś byśmy sobie zapalili? Nie masz jakiegoś zapasu w swoim magicznym pudełku? - pytałem, podnosząc się. - Mam - odpowiedział, patrząc na mnie leniwie. - Ty skręcasz, ja leżę - dodał, z trochę większym ożywieniem, przenosząc się na łóżko. - Zaraz ci zrobię takie dzieło sztuki, że z wrażenia staniesz się hetero. Żarcik mi się udał, Niv uśmiechnął się. - Raczej ci się to nie uda. Zastanowiłem się chwilę. - Ej, a jakbyś był na bezludnej wyspie...? - Nie zaczynaj. - Chcę sprawdzid twój poziom gejostwa - mówiłem, mieszając zielone z tytoniem. - Prędzej wydrążyłbyś sobie dziurę w kokosie, czy skorzystał z miękkich kobiecych pośladków? Niv uśmiechnął się szerzej. - Mój poziom gejostwa jest wysoki. Myślę, że większy niż twój. - Tak? Czemu tak myślisz? - Bo ty wybrałbyś miękkie, kobiece pośladki, zamiast dziurę w kokosie. Roześmiałem się. - Obyś Niv, nigdy nie trafił na bezludną wyspę z kobietą i kokosem. Aż mi żal tej wyimaginowanej niewiasty. W koocu udało mi się zrobid porządnego skręta. Zgasiłem światło, zostawiając tylko lampkę przy łóżku, usiadłem blisko Niva i podałem mu swoje dzieło. - Nie jest to arcydzieło - powiedział, przypatrując się. - Nie chciałem, żebyś stał się hetero - odparłem. - Wszystkie moje starania, poszłyby się jebad. - Starania, mówisz? - zapytał, unosząc seksownie jedną brew i zaciągając się przypalonym jointem. - No tak, gdyby nie ja, parą bylibyśmy może za sto lat. Wypuścił z ust jedno kółko, a potem drugie. - Aż tak ci na tym zależało? - zapytał, wydychając resztę dymu z płuc. - Tak. - Mogę wiedzied... co ci to dało? Nie rozumiałem czemu, ale trochę zabolało mnie to pytanie. - To ty mnie o to zapytałeś. Pytanie o związek padło z twoich ust. - Ej, spokojnie. Nie pytam, bo myślę, że to nic dało, tylko jestem ciekawy, dlaczego ci na tym tak zależało - powiedział, oddając mi jointa, jak fajkę pokoju. - Ja wiem, że masz sceptyczne odczucia, co do mojej wierności, ale jak ja jestem w związku, to jestem wierny i tego samego oczekuję od mojego partnera. - Czyli chodziło tu o wiernośd? I tak z nikim tego nie robiłem, nawet jak byłeś w Oslo. - No tak, ale mogłeś to zrobid. Nie mogłem od ciebie oczekiwad, że będziesz na mnie czekał odparłem, zaciągając się głęboko. 9 - Nie mógłbym się z kim przespad, bo czułbym się nie fair wobec ciebie. Zależało mi na tobie. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Zadziwiało mnie, jak bardzo nie chciałem się z nikim dzielid Nivem. Szczególnie, jak mówił mi takie słowa. - Ty to wiedziałeś, ja nie. Zresztą... Chciałem z tobą byd od momentu, gdy cię zobaczyłem na uczelni powiedziałem, przypatrując się popielniczce. - W to ci nie uwierzę - odparł Niv, przejmując jointa. - Serio. Brzydziłem się tych myśli, ale miałem je w głowie pomiędzy słowami "sukinsyn", a "czemu on jest taką dobrą dupą". Niv zaśmiał się. Zdałem sobie sprawę, że dawno nie widziałem jego roześmianej twarzy. - Zamurowało mnie, wtedy, jak cię zobaczyłem - dodał, po chwili. Mnie też odrobinę zamurowało, jak Niv opowiadał mi o naszym spotkaniu, z taką łatwością... - Co sobie pomyślałeś? - zapytałem, korzystając z okazjonalnej wylewności Rudego. - Nie wiem... na pewno ciężko mi było uwierzyd, że się tak zmieniłeś, a z drugiej strony, byłem pewien, że to ty. Miałem też wrażenie, jakbym cię całkiem niedawno widział... i... Patrzyłem na ściągnięte brwi Niva. A potem na jego usta. Uwielbiałem jego usta. - ...i? - Wstrząsnęło mną wrażenie, że już cię dotykałem, tak... jak chciałem... zawsze - powiedział, po czym zaciągnął się, odwracając wzrok. Czułem jego skrępowanie tą odpowiedzią. - Chciałeś mnie dotykad? - zapytałem, przysuwając się do niego bliżej. Objąłem go rękami, położyłem podbródek na ramieniu. Dręczyłem go tym, ale nie mogłem się powstrzymad. - Powiedziałem przecież, że tak. - Może przypominał ci się ten nasz nieszczęsny raz. Pamiętasz coś? Jakieś detale? - Przebłyski. Szczerze mówiąc, myślałem, że to był sen. Rudy śnił o mnie mokre sny. Piękne. - Myślałeś sobie o mnie kiedyś, trzepiąc? - zapytałem, uśmiechając się. Niv przekręcił oczami. - Weź. - Kręci mnie to - powiedziałem, przejmując jointa. - Jak sobie wyobrażę, że sobie robisz dobrze, myśląc o mnie. - Cieszę się - odrzekł ironicznie. Dokooczyłem palid. Gdy zgaszałem jointa w popielniczce, Niv zadał mi pytanie: - Wtedy... Wtedy doszło do stosunku? Czy tylko, no wiesz? Spojrzałem na niego. - Zrobiliśmy to w jednym z otwartych samochodów. I nie, nie doszło do stosunku, jako takiego. Robiliśmy sobie dobrze palcami i ustami. Dotykaliśmy się... Dotykałeś mnie, jakbym był twoim wymarzonym prezentem bożonarodzeniowym. - Wybacz - powiedział, po chwili, patrząc mi w oczy. - Niby za co? Było fajnie... a nawet lepiej. Pierwszy raz od dawna byłem wtedy tak wiesz... beztrosko szczęśliwy. Cieszyłem się, że pomimo wszystko nadal chciałeś całowad moje usta - zaśmiałem się, ale coś w środku dziwnie zabolało. - Nadal chcę - powiedział. - To czemu tego nie robisz? Odpowiedział pocałunkiem. Miękkim i tęsknym. Przerwał, gdy zaczęło robid się gorąco. Jęknąłem z zawodem. - Nie dam dziś rady - powiedział, wciąż ustami dotykając mojej twarzy. - Ostatnio nie miałem dnia przerwy... i to wszystko... - Wiem, nie tłumacz się - powiedziałem. 10 Odstawiłem popielniczkę na stolik, otworzyłem szerzej okno. Nivan zgasił lampkę. Zasnęliśmy przytuleni do siebie, jak stare dobre małżeostwo. ____________________ Siedząc kolejny dzieo w tym nudnym, białym boksie, nie miałem pojęcia, co tak naprawdę robią chłopaki za ścianą. Słyszałem, tylko lekko podkurwiony głos Niva i równie zdenerwowany głos Alexa. Słuchając tych odgłosów, nie mogłem się doczekad wejścia do studia i nagrywania. Wyduszenia z siebie wszystkiego, co jeszcze zalegało na wątrobie. Zdarcia gardła. Z marzeo wyrwał mnie gwałtownie Niv, wychodząc z impetem z ich cudownie, hiper-mega tajnego pokoju. - Wracasz ze mną do domu? - zapytał, prawie warcząc. - Zluzuj - powiedziałem, bo poczułem zapędy do wyżycia się na mnie. - Mam jeszcze godzinę do kooca roboty. - Możesz się zwolnid - powiedział, wkładając kurtkę na motor. - Jak mogę... to idę - odpowiedziałem, zgarniając wszystkie szpargały do torby. - Jedziemy motorem? zapytałem, uśmiechając się. - Tak. Czekaj, wrócę do tych idiotów, po drugi kask - powiedział Niv. I tak jak powiedział, tak też zrobił. - Co się stało, że nazywasz swojego najlepszego kumpla Alexa, którego bronisz zawsze i wszędzie, idiotą? - zapytałem, gdy weszliśmy do windy. Wcisnąłem przycisk. - A bo mnie chuj czasami strzela. Mówię im jedno, a oni robią drugie, a ja kurwa potem mam się tłumaczyd przed tym durniem. "Dureo" oznaczał naszego szefa. - Pomyśl sobie, że jutro masz wolne. Odpoczniesz. Pewnie masz nerwa, bo jesteś zmęczony. Wiedziałem dobrze, że nie poznam żadnych szczegółów, zostało mi tylko udobruchanie Niva. - Nie mam wolnego. Uniosłem brwi. Zanim zdążyłem zapytad, Niv wyszedł z windy. Przewróciłem oczami. Odszedł szybkim krokiem, jakby chciał ode mnie uciec. Dogoniłem go przy jego motorze, krzywiąc się. Wkurwiało mnie to. Stwierdziłem, że nie zapytam. Że mnie to wali, dlaczego ma fochy, dlaczego nie ma wolnego. Tak, miałem to głęboko... w poważaniu. - Czemu nie masz jutro wolnego? - zapytałem. Pomyślałem, że trafię piekła, za swoją ciekawośd. - Muszę jechad na obiad do rodziny. - No to fajnie, najesz się - powiedziałem, prosząc w duchu karmę o cierpliwośd. Włożyłem kask. Stał, wpatrując się we mnie. Jak kot, żądający jedzenia. - No co?! - krzyknąłem. Uniosłem aż ręce, nie rozumiejąc zupełnie, o co mu chodzi. - Pojedziesz tam ze mną. - Że co? - skrzywiłem się. - Chyba w twoim żądaniu nie usłyszałem prośby. - Pojedź tam ze mną - powiedział, już łagodniej. Milczałem, wpatrując się w niego oschle. - Pojedziesz ze mną na obiad? - zapytał w koocu, spuszczając wzrok. Uśmiechnąłem się. 11 - Widzisz, jak chcesz to potrafisz - powiedziałem, dając mu kuksaoca w ramię. - Marcin. Widząc panikę w jego oczach, przestałem go dłużej dręczyd. - Pojadę. W życiu bym nie odpuścił obiadu twojej mamy. ____________________ Wychodząc z siatkami pełnymi zakupów spożywczych do głowy przyszło mi zasadnicze pytanie. - Niv, ale jako kto mam tam z tobą jechad? Widząc uniesione triumfalnie brwi Niva i jego paskudny uśmieszek, oblał mnie zimny pot. Przystanąłem na chwilę. - Odwołuję to. Obiad twojej mamy na pewno będzie zajebisty, ale moje życie jest cenniejsze. Niv odwrócił się do mnie, nie zatrzymując kroku. - Ma byd tylko matka z dziadkiem. - A co, jak będzie twój zafajdany braciszek? - zapytałem z paniką w głosie. - Albo co gorsza twój ojciec? On zawsze patrzył się na mnie tak, jak chciałby mnie zabid. - Spoko, na mnie też się tak zawsze patrzył. Chodź, bo jestem głodny. Ruszyłem, trzymając się jego lewej strony. - Wcale nie musimy im mówid, że jesteśmy razem. - A tak właściwie? O co ci chodzi? - Bo to takie oficjalne. Obiad z rodziną. Jesteśmy ze sobą dopiero trzy dni. - Wiesz, patrząc na to, że leciałem po ciebie do Oslo, nie powiedziałbym, że jesteśmy ze sobą trzy dni. - Ale Nivan... po co nam to? - zapytałem, panikując. Rudy uśmiechnął się z triumfem, zmrużył swoje kaprawe, zielone oczka. - Czy ktoś tu już nie chce byd w związku? - zapytał ze swoją śmierdzącą ironią. - Chcę, ale nie muszę informowad o tym całego świata - powiedziałem, stojąc już przed drzwiami do naszej klatki schodowej. Położyłem siatki na ziemi i wyjąłem klucz z torby. - Wiem, że nadal udajesz przed swoimi rodzicami, że masz dziewczynę, ale ja się ze swoimi tak bawid nie będę. Chłopakom z zespołu też nie masz zamiaru powiedzied? Firce też nie? - Nie bądź już taki zgryźliwy. Firka to co innego. - A chłopaki? - zapytał unosząc brew i uśmiechając się szyderczo. Otworzyłem drzwi, wziąłem siatki i zacząłem wchodzid na czwarte piętro naszej kamienicy. - Czego ty się właściwie boisz? - usłyszałem za plecami. - To są moi rodzice. Nie spalą cię na stosie. A chłopaki? Boisz się, że tracisz swój autorytet wolnego kogucika? Przystanąłem. Spojrzałem na niego z góry, oddychając ciężej ze zmęczenia. - Powiem chłopakom. I tak wiedzą, że ze sobą świrujemy po ostatnich zajściach. A co do twoich rodziców, jestem ciekawy, czy ty byś był taki odważny, jakbyśmy mieli jechad do moich. Nivan spoważniał. - Raczej bym nie był. Nie jestem cycatą blondynką, o której im opowiadasz - dodał z uśmieszkiem. - Ha, ha - zaśmiałem się ironicznie. Dotarliśmy w koocu na czwarte piętro. Drzwi otworzyła nam Firka. Zanim cokolwiek zdążyła powiedzied, usłyszała z moich ust: - Jestem z Nivanem w związku. Podałem jej siatki i przeszedłem obok, dostrzegając kątem oka jej wielkie oczy. - Eee... acha - powiedziała. - To... ten... gratuluję. Widziałem, jak patrzyła na zdejmującego buty Niva, szukając u niego potwierdzenia. Chyba nie do kooca mi uwierzyła. 12 - Ale... serio? - zapytała, potwierdzając moje przypuszczenia. - Tak - powiedział Niv. - Oh... Zaskoczyliście mnie. - My siebie też - powiedziałem, odkładając buty. Odebrałem od Firki torby. Krzątając się w trójkę po kuchni, Firka posyłała nam dziwne spojrzenia. Szczególnie Nivanowi. - Jak to się stało? - zapytała w koocu. - No Nivan się mnie zapytał, a ja się zgodziłem - powiedziałem, wkładając ser i szynkę do lodówki. - Nivan? Serio? Jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Rudy skrzywił się. - Ej, za kogo wy mnie macie? - zapytał, przewieszając sobie ścierkę przez ramię. Uśmiechnąłem się do siebie. - Po prostu się nie spodziewałam... - powiedziała szybko. - Wyjaśniliście sobie wszystko? - Tak - powiedziałem, patrząc na Niva wymownie. - Ufff... - westchnęła z ulgą. - Bo wiecie, przez cały pobyt się bałam, że wrócę i zastanę tylko jednego z was. A tu taka niespodzianka - dodała, już z promiennym uśmiechem. Patrzyliśmy się przez chwilę na siebie. Ja i Niv. Myślę, że obaj wyobraziliśmy sobie tą sytuację. To Niv był o krok od przeprowadzki. Nawet jeśli by się zdecydował... nie dałbym mu tego zrobid, Firka za bardzo go potrzebuje. Bardziej niż mnie. To ja opuściłbym to mieszkanie, gdybyśmy się nie pogodzili. ____________________ Następnego dnia. Przejeżdżając obok tej polany... tej od której wszystko się zaczęło, zamknąłem oczy. Wtuliłem się w jego plecy, nie chcąc sobie przypominad tego, co wtedy zrobiłem. Jechaliśmy na jego motorze, do domu jego rodziców, na obrzeżach miasta. Byłem ciekaw, czy wiele się tam zmieniło, a z drugiej bałem się tego, co mnie czeka. Zmieniłem się. Miałem nadzieję, że nie wystraszę matki Niva swoim wykolczykownaym ryjem... bo kiedyś mnie lubiła. Nie łudziłem się. Czułem, że Niv zabiera mnie tylko po to, bo boi się tam jechad sam. Odkąd zamieszkaliśmy razem... był w swoim rodzinnym domu może trzy razy? Musiało się więc stad coś, co zniechęcało go do spotkao z rodziną. Strach przed przedstawieniem mnie matce, był mniejszy niż stawienie się tam samemu. Zostawiając motor na podwórku, czułem, jak mocno ściska mi się żołądek. Dom nie zmienił się bardzo, był zadbany. Wokół pełno było kwiatów i krzewów, których nazw nie znałem. Może ktoś, kto mieszkał obok powiedziałby coś innego, ale dla mnie, mieszkającego wiecznie w mieście, była to po prostu bajka. Niv po zdjęciu kasku przeczesał zmierzwione włosy palcami, próbując doprowadzid je do ładu. Lubiłem ten niepokorny chaos w jego włosach. - Ładnie tu, Niv - powiedziałem, podając mu swój kask. 13 - Matka miała zawsze dar do roślin - odpowiedział. - Stresujesz się? - zapytałem, udając, że ta cała sytuacja po mnie spływa. - A ty nie? - Odrobinę - odparłem z firmowym uśmiechem. - To chodź - powiedział, wskazując gestem wejście. Drzwi były stare, gdzieniegdzie pękał lakier. Zapamiętałem je tak samo - miały kołatkę, na której powieszone były suszone kwiaty. Miałem wrażenie, że zaraz wyjdzie do mnie ten chudy chłopak z wieczną, czarną wichurą na głowie. Zapukałem. - Myślisz, że twoja mama mnie pozna? - zapytałem, nie patrząc na Niva. Stałem przed nim, wpatrując się w drzwi, tak jakby zaraz miała mi otworzyd moja Karma we własnej osobie. - Nie wiem - odpowiedział krótko. Czułem rosnące napięcie. Drzwi otworzyła nam Mama Niva. Uśmiechnąłem się na jej widok. Szczerze. Te parę lat zarysowało na jej twarzy słoneczne zmarszczki, które jeszcze bardziej podkreślały jej dobroduszny charakter. Miała ten sam kolor oczu, co Niv, jednak w innej, jaśniejszej oprawie. - Cześd mamo - powiedział Rudy, lecz ona patrzyła się tylko na mnie, a jej oczy błyszczały wesoło. - Marcin. Przecież to ten sam Marcin! - powiedziała, wyciągając do mnie ręce. - Tak dobrze cię znowu widzied - mówiła, a ja nie wiem w jaki sposób, znalazłem się nagle w jej objęciach. Zdawała mi się niższa kiedyś, ale pachniała tak samo przyjemnie. - Zmężniałeś - powiedziała, odrywając się i przyglądając się mi dokładnie. Uśmiechała się promiennie. - Niestety nie urosłem tyle ile chciałem, ale myślę, że reszta nie jest zła - powiedziałem, śmiejąc się. - Przystojny z ciebie chłopak. Spojrzała na Niva i dodała: - Zawołaj dziadka Nivan. A ty - tu zwróciła się do mnie - lubisz nadal maślane ciastka z cukrem? - Uwielbiam - powiedziałem, czując, jak leci mi ślinka. Maślane ciastka mamy Niva były czymś niezwykłym. - To chodź ze mną prędko. Posłałem do Niva triumfalny uśmiech, idąc za jego mamą. Kątem oka widziałem, jak do ganku, z ogródka, wchodzi jego dziadek. 14 Nivan ________ - Widzę, że Marcin został nam już porwany. - Cześd - powiedziałem do dziadka, zdejmując buty na motor. - Matka się w nim na nowo zakochała, a ja zostałem olany. - Nie bądź zazdrosny, powinieneś się cieszyd. Jak jej powiesz, że dostanie kolejnego syna, na pewno się nie zmartwi. - Syna? - skrzywiłem się. - Masz chyba zamiar powiedzied matce? - A ty jej nie powiedziałeś? - zapytałem, wchodząc z dziadkiem na przedpokój. - Ja? - zdziwił się. - To jest chyba w twoim interesie, nie w moim. Twoja matka jako jedyna przyjęła ze spokojem twoje preferencje, nie masz się co martwid. - To, że jej powiedziałem to jedno, ale to, że jej pokażę, to zupełnie co innego. Dostałem laską po plecach, jak zawsze, gdy zrobiłem, bądź powiedziałem coś niemądrego. - Głupiś - powiedział. - Matka to matka, wie więcej niż ci się wydaje. Weszliśmy do kuchni, połączonej z przestronnym salonem. Marcin stał z nią przy garach i próbował wszystkiego z miną zadowolonego dziecka, a mama szczerzyła się zauroczona. Nic się nie zmieniło. Dziadek przyglądał mu się bacznie. Złapał mnie za ramię, a ja wiedziałem, co chce mi przekazad. - On się zmienił, ja też - powiedziałem. Uśmiechnąłem się gorzko. Tylko on tak naprawdę wiedział... jak bardzo... I jak ciężko... Było mi wtedy. - No - powiedział dziadek, podchodząc bliżej kuchennego aneksu. - Marcinie kradnący mi landrynki, czy przyjechałeś mi w koocu zwrócid to, co zabrałeś? Mazur roześmiał się. Z kieszeni wyjął paczkę cukierków, wcale nie zadziwiając tym dziadka. Zdałem sobie sprawę, że kiedyś musieli mied jakiś landrynkowy pakt. - Oczywiście, że tak - powiedział, podając mu paczkę. Dziadek uściskał go przyjaźnie, śmiejąc się wesoło. Marcin znów skradł serca moich bliskich. ____________________ Wieczór zapadł szybko. Zbyt szybko. Od dawna nie czułem się tak... beztrosko. Odpocząłem, najadłem się za wszystkie czasy. Czułem się dobrze w domu, mimo że po karku co jakiś czas przechodził mnie nieprzyjemny dreszcz, a po głowie chodziła myśl, że w drzwiach zaraz zobaczę ojca bądź brata. Przy obiedzie po raz kolejny uświadomiłem sobie, jak bardzo Marcin pochłania uwagę innych, jak przykuwa wzrok. Potrafił rozmawiad o wszystkim, ale nie mówił tylko o sobie, poświęcał uwagę matce, jak i dziadkowi. Opowiadał, jak się znowu spotkaliśmy. O pracy i mieszkaniu. 15 Pomijał jednak te wszystkie przykre fakty, które zdążyliśmy naprodukowad oraz nie nawiązywał do tego, że jesteśmy razem. ____________________ - Szukałem cię - powiedziałem, znajdując go siedzącego na ławce przy stawie. Dziadek prosił mnie, bym zobaczył jego komputer, więc na chwilę zniknąłem. - Dostałem herbatę i ciastka - powiedział, wyjmując z kieszeni całą garśd ciastek. - Postanowiłem cieszyd się tą chwilą na świeżym powietrzu. - Już widzę te twoje ciastka jutro - odparłem, siadając obok. - Do jutra ich nie będzie. Chcesz? - zapytał, podając mi kubek. Ciastek nie zaproponował. Sknera. - Nie, dzięki. Siedzieliśmy tak, wsłuchując się w rechot żab i cykanie świerszczy. - Jak tu zajebiście widad gwiazdy - powiedział, mocno wyginając szyję i obserwując granatowe niebo. Nie zdążyłem nic powiedzied, bo usłyszałem wołanie matki. - Zaraz wracam - powiedziałem, wracając do domu. Mama stała wycierając ręce w ścierkę tuż przy wejściu. - No? - zapytałem. - Może zostaniecie na noc? Po co macie się wracad po ciemku - powiedziała. Uniosłem wysoko brwi. - Noo... w sumie... tylko że... - Ojca ani Yuna jutro nie będzie - powiedziała. - Zostaocie, będzie nam miło z dziadkiem. Wiedziałem, że sprzeczanie się z matką nie ma sensu. I tak postawi na swoim. - Dobrze. Zostaniemy. - Później ci dam czystą pościel i ręczniki. Nawet szczoteczkę mam nową, to się jakoś podzielicie. Po tych słowach, zacząłem przypuszczad, że matka jednak o nas wie. Ale potem przypomniałem sobie, że kiedyś to było na porządku dziennym. Wróciłem do Marcina, stąpając po ścieżce z kamieni. - Zostajemy na noc - ogłosiłem, siadając obok. Skrzywił się. - To ty to wymyśliłeś? Czy twoja mama? - A po co mnie wołała? - nie lubiłem głupich pytao. - Jutro muszę byd w studio, mamy pierwsze próby. - Zawiozę cię. - Dobrze, zostaomy. Milczeliśmy tak przez kilkanaście minut, wpatrując się w odbicie księżyca na tafli niewielkiego stawu. Czułem, jakby nic się nie zmieniło. Albo jakby cofnął się czas. A ja... a ja tak po prostu dorosłem siedząc na tej ławce, obok Marcina. Nic co stało się pomiędzy, nie było tak istotne, jak ta chwila. 16 Marcin ________ - A ty jutro pracujesz? - zapytałem, szczotkując zęby. - A szy jutfo pfaszujesz? - powtórzył Niv, przedrzeźniając mnie. - Na szczęście nie. Patrzyłem w lustro na jego odbicie. Chłonąłem widok mokrego ciała, które Niv wycierał ręcznikiem. - Schudłeś, nie? - zapytałem, nadal szorując zęby, stojąc w łazience w domu jego rodziców. - Szudłem - odpowiedział, zgred. Pozbyłem się pastowej piany z ust i odwróciłem się do Niva, chcąc dalej chłonąc jego widok. - Może byś mnie wziął na te swoje treningi, bo trochę mi się przybrało. Mógłbym to zamienid na jakąś ładną rzeźbę - powiedziałem, dotykając brzucha. - Nie żeby mi coś brakowało. Nivan obrzucił moje pół nagie ciało szyderczym wzrokiem. - Radziłbym ci jeszcze popracowad nad masą. - A co, chciałbyś żebym był twojej postury? - zapytałem, znając odpowiedź. - Nie bardzo. Uśmiechnąłem się, mrużąc oczy. - To jak, zabierzesz mnie kiedyś na trening? - Jeśli chcesz - powiedział, zakładając bokserki. Przemknęliśmy szybko do pokoju Niva. Mama Rudego zdecydowała, że mamy spad oddzielnie, ale nie bardzo nam się to widziało. - O kurwa - powiedziałem cicho, wchodząc do środka - prawie nic się tu nie zmieniło. Pokój był niewielki, po części pokryty panelami. Po lewej okno i biurko, po prawej niewielkie łóżko. Skromnie i bez wielkich ozdób. Z impetem uderzyły mnie po twarzy nasze wspólne wspomnienia, związane z tym pokojem. - Zapomniałem, jak małe masz łóżko. - Ja też - powiedział Niv, patrząc niespokojnie na wnętrze pokoju. Zrozumiałem, że nie było go tu od dawna. Rudy szybko zaścielał łóżko, a ja w tym czasie przeglądałem zbiór płyt, które kurzyły się na wysokim stojaku. Gry, gry, gry i trochę muzyki. - Grałeś w to wszystko? - zapytałem, trochę przerażony. - Niektóre były chujowe, to zostawiałem, ale większośd przeszedłem. Niektóre nawet po dwa razy. - I ty miałeś czas na coś jeszcze? - Mało spałem. Potrafiłem to sobie wyobrazid. Nivan i jego podkrążone, wiecznie niewyspane oczy. Zbyt wiele razy to widziałem. Podniosłem się z kolan. Nivan już pakował się łóżka. - Czemu to zawsze ty musisz spad przy ścianie? - zapytałem, opierając ręce na biodrach. - Takie jest prawo natury - odpowiedział poważnie. - W dupie mam twoje prawo natury. Posuo się grubasie. Nivan przysunął się do ściany, a ja położyłem się obok. Odwróciłem się dupą. - Dobranoc - powiedziałem, podbierając mu częśd kołdry. Już po chwili odczułem, jak dziwna jest ta sytuacja. 17 Po latach znów leżeliśmy w tym samym łóżku. Przypominały mi się wszystkie dwuznaczne sytuacje, które miały tu miejsce. Od razu zrobiło mi się gorąco. Odkryłem się. - Ciepło tu w chuj. Mogę otworzyd okno? - Możesz - usłyszałem zza pleców. Wstałem szybko, otworzyłem okno. Z rozpędu położyłem się twarzą do Niva. Jego bliskośd uderzyła mnie jak młot. Zielone, błyszczące w ciemności oczy sprawiały, że czułem się jakbym znów miał piętnaście lat. Nivan jednak był inny. O wiele odważniejszy i zdecydowany, niż kiedyś. To ja kiedyś przejmowałem inicjatywę, to mi przychodziły do głowy najróżniejsze, dziwne pomysły. Co Niv czuł po nich? O czym myślał leżąc w tym łóżku. O karmo. Rudy znalazł się nagle tuż nade mną. Widziałem w jego oczach to, co chciał ze mną zrobid. "O bogu zruchanych boleśnie dup, mniej mnie w swojej opiece", pomyślałem. Całował mnie po szyi, a ja czułem, po raz kolejny tylko paraliżujący mnie strach. - Niv? - spróbowałem mu przerwad. - Może lepiej nie, co? Twoja mama jest za ścianą. - Przenieśli sypialnie już dawno - powiedział. Czując jednak moją spinę i pozycję na kłodę, po chwili oderwał się. Zmarszczył brwi. - Nie chcesz? - zapytał, a ja poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. - Chcę, tyle że... - Że co? - Rozmawialiśmy już o tym. Tak samo, jak z tym spaniem przy ścianie. Czemu to ja zawsze ja musze ci ustępowad? - Jak tak bardzo chcesz spad przy ścianie, to śpij - odpowiedział, siedząc mi na biodrach. - O karmo, jaki ty jesteś niedomyślny. Niv założył ręce na piersi. - Drażni cię, że jesteś na dole - stwierdził. - Jak chcesz, możesz byd na górze - dodał z drwiącym uśmieszkiem, a ja czułem, jak kipi we mnie złośd. - Nie poruchasz dzisiaj w takim razie - odparłem z szerokim uśmiechem. - Złaź ze mnie powiedziałem, próbując go zepchnąd. - Chyba śnisz - powiedział, blokując moje ręce. Uśmiechał się bezczelnie. - Uważaj sobie, bo potraktuję to jako gwałt. - I co wtedy? - zapytał, a ja próbowałem mu się wyrwad. Bez skutku. - Odgryzę ci penisa. - Mój penis będzie już dawno w tobie. - Więc ogryzę go później. I to ty będziesz wtedy ruchany w dupę - odpowiedziałem, padając na poduszkę, zrezygnowany. Nivan przez chwilę milczał, patrząc się na mnie z góry. - Nie chcę, żebyś kojarzył mnie z czymś... no nie wiem, przykrym dla ciebie. Przecież wiesz, że nie zrobiłbym ci krzywdy. - Odwracasz kota ogonem. Ja chcę po prostu, żebyś ty czasami postawił się w mojej sytuacji. Pozycji dodałem szybko. - Nie. - Co, kurwa, nie? - zapytałem, mając ochotę go zamordowad. - No po prostu. Nie będę pasywem. - A to niby czemu? - Bo nie. Nie chcę i już. O bogu mięśni i siły, czemu zawsze byłeś dla mnie taki skąpy. 18 - Jesteś czasami, jak mały rozwydrzony bachor, Niv. Ale, jak chcesz. Od dzisiaj będzie bez dupczenia. Mina Rudego zapowiadała poważne niebezpieczeostwo. Wcześniej jednak powiedział, że nigdy mnie nie skrzywdzi. Trzymałem się tego, jak deski ratunkowej. - Dobra, w takim razie nie będzie robienia dobrze - powiedział. - Właśnie się spłakałem - dodałem ironicznie. - Po chuj mi facet, który nie daje dupy - powiedział w złości. Kiedyś by mnie to zabolało, ale wtedy... wtedy wiedziałem, że jest zdesperowany i zły. - Mógłbym powiedzied to samo - odparłem. - Zejdź ze mnie. Nivan położył się obok. Odwrócił się do mnie plecami. Nie miałem zamiaru ustąpid. Moja bezgraniczna miłośd do tej rudej kupy mięsa się skooczyła. Mimo wszystko... nie chciałem psud dobrego dnia. Tak w sumie mile spędzonego właśnie z moją rudą kupą mięsa. Przyległem do niego ciałem, objąłem w pasie, pocałowałem spięte ramiona. - Nie gniewaj się Niv - powiedziałem szeptem. - Ja wiem, że zawsze dostajesz to, co chcesz, ale ja też jestem uparty i zawzięty. Czuję się trochę nie fair, bo chciałbym, żebyś się też czasem... w pewnym kwestiach trochę poświęcił. Milczał, a ja gładziłem go po głowie. - Jesteś dla mnie najważniejszy - powiedziałem. - Ale to nie znaczy, że będę ci ustępował we wszystkim. Pocałowałem ponownie jego ramię, oczekując reakcji. Dzięki Karmie przewrócił się na plecy. - Czy przytulisz się do mnie, tak jak kiedyś, czy to też już zbyt wielkie poświęcenie? - zapytał, oczywiście nie mogąc pozbyd się swojej złośliwości. - Z chęcią - odpowiedziałem. Położyłem głowę na jego piersi, objąłem jego ciało ręką. Uśmiechnąłem się, bo właśnie dowiedziałem się, że Niv to lubi. - Dobranoc - powiedział. - Dobranoc - odpowiedziałem. ____________________ - Śpisz? - zapytał, gdy już przysypiałem. - Prawie - odpowiedziałem niewyraźnie, z przylepionym policzkiem do jego piersi. - Nie mogę tu spad. Zaraz mnie kurwica weźmie. - Czemu? Niewygodnie ci? - pytałem, nawet nie otwierając oczu. - Zbyt wiele wspomnieo. Wszystko do mnie wraca. - Przecież jesteśmy razem - odpowiedziałem, pół przytomny. - No właśnie. Chciałbym te wspomnienia teraz wdrożyd w czyn, a ty mi nie pozwalasz. - Jakie wspomnienia? - pytałem leniwie. - Dobra. Nie ważne. Śpij. - powiedział. I zrobiłbym to, naprawdę, bo było mi naprawdę wygodnie i dobrze. Chciałem się jednak trochę bardziej okryd, bo trochę wiało mi w gołe plecy. Moja ręka powędrowała do kołdry, a że kołdra była blisko krocza Niva... zdałem sobie naglę sprawę, o czym przed chwila mówił. 19 Pomacałem go dla pewności kilka razy. Leniwie otwierając oczy podniosłem głowę i z inteligentnym wyrazem twarzy powiedziałem: - Stoi ci. - No co ty nie powiesz. Uśmiechnąłem się przebiegle. - Mówisz, że co do ciebie wracało? Wspomnienia? Jakie to były wspomnienia Nivciu? - mówiłem, masując powoli jego członek przez materiał bokserek. - Dobrze wiesz, jakie - powiedział na w pół zirytowany, na wpół coraz bardziej zrelaksowany. - No właśnie nie wiem, co gimnazjalista mógł myśled o swoim najlepszym przyjacielu. - Nie dręcz mnie - powiedział, widząc mój uśmiech. - Tak ci robiłem? - zapytałem, wciąż go masując. - Robiłeś to ustami - powiedział, a ja uniosłem brwi, momentalnie się rozbudzając. - Serio? W twoich wyobrażeniach robiłem ci dobrze ustami? - zapytałem, nie wierząc w to, co słyszę. - Zapytaj lepiej, czego nie robiłeś - powiedział Niv, a ja poczułem się wykorzystany na tysiąc sposobów. - O karmo, byłem taki niewinnym chłopcem, że tego nie dostrzegałem. - Taa... gdyby nie twoje akcje, pewnie nawet bym o tym wszystkim nie myślał. - Byłem niewinny, wszystko robiłem bez podtekstów - powiedziałem, kontynuując masaż. - Mam ci przypomnied, jak się o mnie ocierałeś? - Oj tam... to było przyjemne, więc się ocierałem - mówiłem, śmiejąc się sam z siebie. - Ech... - westchnął ciężko. - Ty się dobrze bawiłeś, a ja tu umierałem. - Zakochany Nivan... chciałbym to zobaczyd - powiedziałem, z uśmiechem. I wtedy zobaczyłem jego wzrok. Zdziwiony... trochę może zaniepokojony. Coś ścisnęło mnie w środku. Powiedziałem to w żarcie, niczego nie oczekując. Bałem się. Sam nie wiedziałem, czego bałem się bardziej. Potwierdzenia, czy zaprzeczenia. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, w milczeniu. Z szeroko rozwartymi oczami. Wtedy nie domyślałem się nawet, co oznacza jego wzrok. Także on pewnie nie domyślał się tego, co tak naprawdę mówiła moja twarz. Nie zgłębiliśmy tego tematu. - Masz gumkę? - zapytałem, chcąc wybrnąd z tej sytuacji. Nivan zmarszczył brwi. - Przecież nie chciałeś. - Mój wizerunek był w tym łóżku wykorzystywany tyle razy... więc może wypadałoby to uczcid. - Mam w portfelu, w spodniach. - Czemu mnie to nie dziwi? - przewróciłem oczy i wstałem z łóżka. - Nie mów, że ty nie masz. - Odkąd ty masz zawsze gumę, przestałem się tym przejmowad - powiedziałem, podchodząc do drzwi. Szybko i cicho, jak lis, przemknąłem do łazienki i wyjąłem, co trzeba. Przemyłem chłodną wodą twarz, bo znów było mi niewiarygodnie gorąco. Patrzyłem się przez chwilę na swoje odbicie w lustrze, a potem wróciłem. - Już myślałem, że cię matka nakryła - powiedział Niv, rozwalony wygodnie na łóżku. - Łap. Rzuciłem mu gumkę, którą oczywiście zręcznie złapał, jak na ninja przystało. - Zrób mi miejsce - powiedziałem, a Nivan się przesunął. Zanim wskoczyłem do łóżka zdjąłem bokserki. - A teraz się zajmij mną tak, żeby było mi zajebiście komfortowo. Nivan tylko się uśmiechnął i znów praktycznie położył się na mnie, zaczął całowad moją pierś. 20 - Możesz od razu przejśd do niższych partii - powiedziałem, uśmiechając się lisio. Widząc jego minę, dodałem: - Nie potrzebuję wielkiej gry wstępnej, poliżesz mnie tam dwa razy i będę gotów. Nie dodałem, że tylko on tak na mnie działa, nie jestem aż tak łatwy. Ale... zachowałem to dla siebie... na następną okazję. - Jesteś dzisiaj beznadziejny - burknął, schodząc niżej. Uśmiechnąłem się, zakładając ręce pod głowę. - Jesteś na moich warunkach, więc musisz... oh. Tak, zdecydowanie. Nivan był mistrzem w robieniu dobrze. Miał magiczny język i sprawne palce. Wiedział, gdzie dotknąd, gdzie polizad, żebym poczuł się rozluźniony. Zagryzałem wiele razy usta, aby nie jęczed, bojąc się, że ktoś może nas usłyszed. Wiedziałem, że Nivowi sprawia to przyjemnośd. Podniecał się jeszcze bardziej, przy każdym moim niekontrolowanym ruchu, przy każdym zduszonym dźwięku, wydobywającemu się z zaciśniętych ust. Łapałem go za włosy, drapałem ramię. Chciałem, aby wiedział, że mi dobrze, żeby nie przestawał. Ale on oczywiście musiał zrobid swoje. Gdy już byłem na skraju, rozpalony i pragnący spełnienia, on wszedł w moje ciało. W pierwszej chwili miałem ochotę odgryźd mu ucho, bo jeszcze przed chwilą było mi tak dobrze, a on wszystko zepsuł. Wbiłem paznokcie w jego plecy, zacisnąłem zęby, aż zgrzytnęły. - Nienawidzę cię - szepnąłem do jego ucha. Przygryzłem płatek. On zaczął poruszad biodrami, a ja z każdym ruchem zapominałem, że kiedykolwiek było to dla mnie niekomfortowe. Mój penis cudownie ocierał się o jego brzuch, a bliskośd Niva sprawiała, że naprawdę było mi dobrze. Czerwone włosy przyjemnie łaskotały mi skórę przy każdym ruchu. Czułem go każdym ciałem, wsłuchiwałem się w jego oddech. Przyjemnośd przychodziła do mnie falami. Dotykałem już swojego spełnienia, miałem je w zasięgu ręki, gdy Niv przerwał. Opadł na moje ciało, a ja przez chwilę leżałem skonsternowany, nie do kooca rozumiejąc jego zachowanie. - Nivan? Niv? - pytałem. I nagłe olśnienie. - Niv, czy ty właśnie…? Dostrzegłem, jak dochodzi do siebie. Nie musiałem słyszed odpowiedzi. Dawno się nie bzykaliśmy, Niv ostatnio chodził zmęczony... ale mógł o wiele dłużej, gdy na przykład byliśmy w Oslo. Czyżby to klimat tego miejsca? Kumulacja wspomnieo? Starałem się nie śmiad, żeby nie obrazid jego dumy. Zaciskałem więc mocno wargi, gdy podnosił się ze mnie, lekko otępiały. Ściągając gumkę, powiedział: - Starzeję się. "Nie śmiej się, Marcin. Nie śmiej się" - Dobrze, że zaczęliśmy się bzykad mając trochę doświadczeo za sobą, bo tak to pewnie nasz stosunek trwałby z minutę - odpowiedziałem, naprawdę starając się nie roześmiad. - Zbijasz się ze mnie - powiedział, patrząc na mnie kątem oka. - Nie, no co ty. 21 Widząc moją roześmianą twarz, sam zaczął się uśmiechad. Próbował tego nie robid, ale nie bardzo mu to wychodziło. - To przez ciebie - powiedział. - No jasne, jasne. Wszystko, co złe, to przez Marcina. I też to... co krótkie - dodałem, uśmiechając się złośliwie. Nivan grzmotnął mnie poduchą. - Ała, miałeś mnie nie krzywdzid - powiedziałem, śmiejąc się. - Nie jesteś z cukru - odparł, uśmiechając się. - Idę to wywalid - powiedział, pokazując mi zużyty kondom. Przewróciłem oczami. - Nie musisz mi tego pokazywad. - Wybacz, książę z cukru. - Mógłbym byd z takim księciem ciastek maślanych - powiedziałem już do siebie, rozmarzony, bo Niv zniknął zza drzwiami. ____________________ - Wyspaliście się? - zapytała Mama Niva, gdy tylko zszedłem ze schodów. - A. Tak - odpowiedziałem, wkładając ręce do kieszeni swojej bluzy. Poczułem się trochę tak, jakbym został przyłapany na gorącym uczynku. Nie miałem jednak zamiaru tego wyjaśniad, to była sprawa między Rudym, a jego Mamą. - Niv jeszcze się myje - powiedziałem. - Dobrze, dobrze. Zaraz będzie śniadanie, dobrze, że już wstaliście. - To tak wyjątkowo, bo zazwyczaj, jak mamy wolne, śpimy na umór. - Musicie rano wstawad do pracy? - zapytała, krzątając się po kuchni, gdy ja rozglądałem się po salonie. Moją uwagę przykuło stare pianino. - Różnie. Jak mamy na pierwszą zmianę, to musimy byd na ósmą, jak na drugą to szykujemy się na jedenastą, dwunastą. Nivan uważa, że ma jeszcze trzecią zmianę, więc czasami wraca nawet po dziewiętnastej. - Widad, że dużo pracuje. - Wcześniej łączył pracę ze studiami, więc na pewno było ciężej... - powiedziałem, siadając na krześle, na przeciwko pianina. - Nivan ukooczył ten rok? - zapytała, krojąc warzywa. Zrobiło mi się szczerze mówiąc przykro, że to mnie, a nie jego, pyta o takie rzeczy. - Tak i to nawet bardzo dobrze. Myślę, że bez problemu dostanie stypendium. Uśmiechnęła się delikatnie. Do siebie. - Mogę? - zapytałem, wskazując na pianino. Moje palce już same grały melodie, nie mogłem się powstrzymad. - Oczywiście, dostałam to pianino po babce, ale sama umiem grad tylko kilka melodii. 22 Nivan ________ Schodząc na dół, usłyszałem dźwięki wydobywające się ze starego pianina. Nie były to jednak całkiem udane próby mojej matki, ani też te nieudane... dziadka. Wszedłem do salonu. Matka patrzyła na niego, jak zaczarowana, a ja pewnie wyglądałem równie idiotycznie. To, co Marcin robił... świat, jaki tworzył, trans, w którym był... Zaskoczyła mnie szybkośd, jego grania. Pewnośd palców. Wiedziałem, że trenował, przez wiele, wiele lat, nigdy jednak nie widziałem efektów. Stałem, jak zamurowany, wpatrzony w jego dłonie. Długie palce, przemykające po klawiszach, jak pajączki. Coś niesamowitego. Urwał swoją niezwykłą melodię, wybudzając mnie z prawdziwego zachwytu. Spojrzał na swoje dłonie, jakby widział je po raz pierwszy. Zmarszczył brwi, a ja poczułem to, co czuł on. Nostalgię. A potem się uśmiechnął. Rozwiał, wszystko to, co smutne. - Coś jednak pamiętam! - powiedział i nagle odkrył, ze stoję tuż obok. Patrzyliśmy na siebie, przez chwilę. - Myślę, że jeszcze sporo pamiętasz. Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na matkę. Obdarzyła mnie uśmiechem. Wiedziała. Wszystko wiedziała. ____________________ Wieczorem. - Nie czekaj na mnie, wrócę późno - powiedziałem, stając w progu jego drzwi. - E, E, TY! CZEKAJ! - krzyknął, gdy otwierałem drzwi. Cofnąłem się do jego pokoju. - No? Nie ruszył tyłka. Siedział na swoim materacu i notował coś w zeszycie. - Gdzie się wybierasz? - zapytał, przygryzając ołówek. - I z kim? - dodał, unosząc brew. Poczułem, jak zabiera mi moją wolnośd tymi dwoma pytaniami. - Z nikim. Musze coś załatwid. Sam. Widząc jego nieprzekonany wzrok, wiedziałem, że muszę dodad coś jeszcze. - Muszę jechad i coś załatwid do pracy. Naprawdę - tłumaczyłem się, jak debil. - Późno już. Nie możesz tego zrobid jutro? - zapytał. 23 Przewróciłem oczami. - Teraz mi się przypomniało, a to ważne. Muszę to zrobid, bo inaczej dzisiaj nie będę spał. - Liczyłem na coś - powiedział. - Wynagrodzę ci to... Czy mogę już odejśd, mój panie? - zapytałem, czując, jak kooczy mi się cierpliwośd. - Możesz. Uważaj na siebie. ____________________ Musiałem wrócid do naszej starej siedziby. Jeszcze raz ją przeszukad, spokojnie i bez Nazara przy boku, bojącego się własnego cienia. Po dobrych dwóch dniach, nagle wszystko znów mnie przysypało. Chciałem uspokoid głowę chociaż tą jedną, wiszącą nade mną, sprawą. A miałem ich o wiele więcej. Tych "spraw". To, że Marcin się dowiedział, wcale mnie nie uspokoiło, wręcz przeciwnie. Miałem pojebane sny, wciąż dręczył mnie niepokój. Nic nie szło na przód, Sonia zapadła się pod ziemię, a ja nadal nie wiedziałem, skąd wzięło się stare zdjęcie Marcina w naszej starej siedzibie. Miałem niedające mi spokoju wrażenie, że coś przeoczyłem. Gdy byłem już blisko, gdy byłem pewien, że odnajdę informacje dotyczące Sonii, wszystko wracało do punktu wyjścia, a ja czułem, że jestem dalej, niż przed chwilą byłem. Nie łudziłem się, że to ona jest zdolna do takich rzeczy. Byłem od niej lepszy, powinienem ją odnaleźd już dawno. Jeśli do tej pory jej nie znalazłem, znaczyło, że ma dobre plecy. Kogoś cholernie zdolnego. Od dawna nie czułem... frustracji, zazdrości o umiejętności. Byłem świadomy, że Sonia zeszła na drugi plan. Tak samo, jak zemsta. Teraz liczył się wyścig, pomiędzy mną, a tym kimś. Byłem pewien, że mój przeciwnik wkrótce się ujawni. Będzie chciał mnie zaskoczyd, pokazad się w pełnej krasie, tak by odjęło mi mowę. Wiedziałem, że nie chce długo kryd się za plecami kobiety, nie chce byd niemy. Pragnie pokazad swoją władzę, umiejętności. Będzie chciał podpisad się pod dziełem, które stworzył. Prawie czułem jego zniecierpliwienie, jego frustrację. Czekałem na niego. Czekałem, aż to pragnienie go zgubi, tak jak kiedyś gubiło mnie. Wszedłem przez drzwi, które wyłamałem ostatnio, zapaliłem latarkę. Kiedyś byłem dumny, że mogłem przebywad w tym miejscu, wśród tylu wielu zdolnych osób, chociaż tak naprawdę, nigdy tego nie okazałem. To ja byłem najważniejszy, najzdolniejszy. To ja nauczyłem się wszystkiego sam. To na mnie wszyscy mieli kierowad swoje spojrzenia. Byłem dumny, wspaniały. Pełen pychy. Nie mogłem długo pozwolid się sobą rządzid, więc sam założyłem swoją grupę. Mogłem w koocu robid to, co chciałem. Ci, którzy mnie podziwiali, znienawidzili mnie, bo byłem szybszy od nich. Wtedy... ja, Alex, Rav i Sonia mieliśmy wszystko, co tylko chcieliśmy. Co śmieszniejsze, ani mi, ani Alexowi, nie zostało wiele z bogactwa, w którym wtedy się pławiliśmy. Bo im więcej się ma, tym więcej się wydaje. Na głupoty, które dają tylko chwilę szczęścia. 24 I znów trafiłem do pokoju, w którym zatopiłem swoje wspomnienia związane z nim. Nadal czułem tężejącą zazdrośd, namiętnośd i wiedzę zalegającą z kurzem. Przyciągaliśmy się, jak magnez, jednocześnie się nienawidząc. Zdradzaliśmy się i kochaliśmy rządzę, która była między nami. Truliśmy się sobą. Gdzieś w głębi, już wtedy wiedziałem, że skooczymy źle. Myśląc o nim, przeszukiwałem po kolei kartony, odrzucałem stare klawiatury i zakurzone kable. Przeglądałem w ciemnościach zapleśniałe zeszyty z bazgrołami. Im dłużej tam siedziałem, tym bardziej przygniatała mnie atmosfera tego miejsca. Czując, że muszę uciec, przejrzałem ostatni, niewielki karton. Znalazłem niewielki notatnik nadgryziony zębem czasu. Wydawał się jednak starszy, niż wszystko, co przed chwilą przejrzałem. Znalazłem pamiętnik. Zdmuchnąłem z okładki kurz. Otworzyłem. Przeczytałem w myślach pierwsze słowa. "Wstąpiłeś już księżycu na niebieskie szczyty..." Wiersz. Dziecięce pismo. I imię właściciela. Sariel. 25 Gwiazd tysiące, na nieba jaśniejąc błękicie, Zdają się przyrodzeniu nowe wlewad życie; Gdzieniegdzie pośrebrzone mijają się chmury; Ty panem się wydajesz uśpionej natury. Lecz czemuż twoje drzące i blade promienie Nie rozpędzą zupełnie czarne nocy cienie? Ty obrazem nadziei w smutnej jesteś duszy: Otrze ona łez kilka, całkiem nie osuszy. Juliusz Słowacki "Księżyc" Winter ________ - Sariel, Sariel! - szarpał moją piżamę, chcąc wybudzid mnie ze snu. W ciemności widziałem tylko jego błyszczące oczy. - Chodź szybko, zrobiłem coś dla ciebie - mówił, jak w amoku. Nie podobało mi się to. Wujek z ciotką wyjechali, zostawiając nam pod opiekę najmłodszego syna, który zawsze wszystko kablował. Bałem się, że nas usłyszy, a potem wygada. A my, jak zwykle, dostaniemy karę. - Nie mogę zobaczyd jutro? - powiedziałem. - Jest późno. - Nie, nie. Nie możesz. Dzisiaj, dzisiaj. Chodź - szarpał mnie. Wstałem więc. Leniwie. Założyłem kapcie. I prawie nieprzytomny ruszyłem za nim. Miał na sobie tylko długie spodnie od piżam i podkoszulek na ramiączka. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jest cały mokry. Gdy doszliśmy do drzwi, zdziwiłem się. - To na dworze? Co ty robiłeś w nocy na dworze? - pytałem. - Jest cholernie zimno. Było zimno, naprawdę. Przyszła wczesna zima i wszędzie było pełno śniegu. - Chodź ze mną, chodź. Musisz to zobaczyd. Dla ciebie. Zrobiłem - mówił, jak obłąkany. Zacząłem się go bad. - Dobra, ale czekaj! Nie szarp mnie - mówiłem, dziwiąc się jego nietypowemu zachowaniu. Muszę założyd buty i kurtkę. Ty też coś na siebie włóż - dodałem w miarę spokojnie. Niecierpliwił się. Miał drgawki. Nałożyłem kurtkę na jego przemoczoną i zimną skórę, a on w kapciach zaprowadził mnie do lasu. - Oszalałeś? - przystanąłem. - Nie wejdę tam w nocy. - Nie bój się. Ja cię poprowadzę - mówił, ciągnąc mnie za rękę. I nagle, gdy tak szliśmy, przez ten ciemny, ponury las, urósł we mnie niepokój. Coś strasznego. Przeczucie. - Co dla mnie zrobiłeś? - zapytałem, idąc za nim. Czułem, jak drży mi głos. 26 - Zobaczysz, zobaczysz. - Co ZROBIŁEŚ? - krzyknąłem. - Chodź, to już zaraz, chwileczkę - szedł dalej. - CO ZROBIŁEŚ? - wrzasnąłem, wyrywając mu się. - CO ZROBIŁEŚ?! CO ZROBIŁEŚ?! Gdy w moich oczach pojawiły się łzy, gdy trząsłem się z zimna i strachu... on uśmiechnął się. Uśmiechnął się do mnie swoim pięknym, jasnym uśmiechem. - Chodź. Cofał się, a jego uśmiech nie znikał twarzy. - Chodź Sariel. Weszliśmy na polanę, przykrytą śniegiem, tak jasną od oświetlającego ją księżyca. Okoloną wysokimi, czarnymi drzewami. - Zrobiłem ci anioła, Sariel. Śnieg. Biały. Śnieg. Czerwony. Skrzydła, zrobione z piór. Zrobione z innych skrzydeł. Nie były białe. Były różnobarwne. Z wielu… z wielu ptaków. A po środku tych skrzydeł, różnobarwnych… pięknych… leżał mój anioł. Czerwony od krwi. Z martwymi, białymi oczami. Z jasną, jak kreda skórą. Krztusiłem się łzami. Moim aniołem był mój przybrany brat. Najmłodszy z synów moich zastępczych rodziców. 27