Wiadomości Polonijne

Transkrypt

Wiadomości Polonijne
NR 613
LUTY 2013
ROK ZAŁ. 1948
ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU
Szanowni Państwo!
CENA: R 35,Na moim drzewie figowym dojrzały owoce. „Latoś obrodziło” w figi. W ostatnim roku było
wiele niespełnionych obietnic, czyli „Figa z makiem, z pasternakiem” jak mówi stare
przysłowie o czymś, co jest nieosiągalne. Kryzys, który zawładnął światem, miał zniknąć.
Miały polepszyć się warunki ekonomiczne nie tylko krajów, ale rodzin, a jednak bezrobocie
światowe rośnie i tylko naiwni twierdzą, że problem nie istnieje.
Na naszych oczach dokonuje się walka mocarstw o surowce i dominację na rynkach
światowych. Następuje przetasowanie i dotychczasowe kolosy zachwiały się w swych
podstawach.
- Czy to jest koniec świata? Świata jaki jest nam znany?
Niezauważalnie dla zwykłych śmiertelników, na rynku światowym następuje kumulowanie metali szlachetnych: złota,
platyny, uranu. Według badania niezależnego konsultanta GFMS (Gold Fields Mineral Services), w roku 2012 banki
centralne na całym świecie kupiły więcej sztabek złota niż kiedykolwiek w ostatnich 50. latach. Złoto jest częścią
rezerwy walutowej.
Na świecie największymi rezerwami złota dysponują USA. Większość z nagromadzonych 8133 ton jest składowana w
skarbcu w Fort Knox w stanie Kentucky. Mniejsze ilości są trzymane w kilku mennicach, m.in. w Denver i Filadelfii.
Złoto w USA nie było audytowane od ponad 60. lat i może się okazać, że „wyparowało”. Znawcy są pewni, że złoto USA
nie istnieje, a sam kraj jest zadłużony nie do oszacowania.
Niemcy dysponują drugimi co do wielkości rezerwami złota na świecie. Pod koniec 2012 roku rezerwy złota
Bundesbanku wynosiły 3391 ton, jednak 96 procent własnych rezerw trzymają poza krajem. Sprawa jest tajna, ale jak
powszechnie wiadomo, większość złota Niemcy składują w skarbcach Rezerwy Federalnej w USA, Banku Anglii i Banku
Francji. Niemiecki Bank Centralny zapowiedział częściowe zlikwidowanie depozytu złota za granicą. Padają pytania o
taki krok Bundesbanku. Niektórzy sugerują, że inspekcja ma związek ze skandalem ze sztabkami wolframu wtopionymi
w złoto. Amerykański Fed od lat 50. nie wpuścił audytorów do Fortu Knox, więc nie wiadomo, ile złota fizycznie się w
nim znajduje.
Przypomina się PRLowski dowcip: - ile cukru jest w cukrze? Teraz Niemcy mają nie lada problem, aby sprawdzić
- ile złota jest w złocie? Będą musieli przetopić sztabki, odebrane z depozytu z USA w celu stwierdzenia ich próby i
ilości. Problem jednak jest istotny, gdyż Niemcy kilka miesięcy temu poprosili o przetransportowanie złota z Nowego
Yorku do Frankfurtu. Do chwili obecnej ich prośba trafia w próżnię. „Figa z makiem!”
Holandia, też wywiozła swoje złoto do USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, niebagatelną ilość 612 ton. Miało to dać
zabezpieczenie przed wojną w latach 30. XX wieku. W Amsterdamie znajduje się nieco ponad 10 procent miejscowych
zasobów. Polska trzyma swój złoty depozyt oceniany na 103 tony w Bank of England.
W razie jakiejś sytuacji krytycznej jak wojna, w której jesteśmy po przeciwnych stronach z krajem depozytariusza,
możemy usłyszeć: -„Figa z makiem!"
Narzuca się wręcz stwierdzenie, że jeśli kogoś stać na złoto, to stać i na dobry sejf. Zasada przechowywania złota w nie
swoim skarbcu jest conajmniej dziwna. Ale to są pozostałości zimnej wojny. Teraz układ partnerski przetasował się w
świecie i przechowywanie złota poza krajem może budzić nie tylko wątpliwości, ale i niepokój związany z ryzykiem
utraty kontroli nad zasobami i odzyskaniem zdeponowanej własności.
Rosja i Chiny budują rezerwy w swoich państwach. Rosja ma w swoich rezerwach aż 10 procent w złocie. Chiny, poprzez
zakupy chcą zwiększyć udział złota do ponad 2 procent. Oficjalne rezerwy złota posiadane przez Chiny wynoszą 1.054
ton i są to informacje z czerwca 2009. Prezes rządu chińskiego postuluje, aby zwiększyć rezerwy złota do 6.000 ton w
ciągu 3-5 lat oraz do 10.000 ton w ciągu 10 lat. Oznacza to konieczność skupowania 40% światowej produkcji złota do
roku 2020. Zaprzestano jednak upubliczniania danych, może z obawy, iż może to wpłynąć na poszybowanie cen złota.
Tylko dyskrecja jest w stanie zapewnić sukces skupu przez Chiny jak największej ilości złota.
W złoto zaczynają inwestować inni gracze rynków finansowych. W sytuacji kompletnego rozpadu systemu monetarnego
nie ma innego wyjścia jak powrót do złota w tej czy innej formie i wygląda na to, iż to właśnie Chiny są najbardziej
zaawansowane we wdrażaniu nowego systemu. Innym państwom, jak na razie to się nie udało, przewroty polityczne i
zamieszki unicestwiły plany. Przy obalaniu prezydenta Tunezji była mowa o tym, że uciekał ze złotem. W przypadku
Kadafiego i rewolucji w Libii, temat złota bardzo mocno był akcentowany. Jest więcej niż pewne, że nowe rządy
zdeponowały złoto tych krajów w bezpiecznym miejscu, czyli za granicą...
Jak uważają analitycy, złotego kruszcu na całej Ziemi jest wielokrotnie mniej, niż zapisano w papierach wartościowych
czy wirtualnie. To jest gigantyczna bańska spekulacyjna, która jak pęknie to może pogrzebać całą światową gospodarkę.
Banki centralne jak dotąd są w stanie manipulować stopami procentowymi, co pozwala rządom na obsługę swojego
zadłużenia przy niskich kosztach. Jednak nagły duży wzrost zainteresowania metalami szlachetnych może zwiastować,
że w perspektywie kilkunastu miesięcy, świat może doznać "katastrofy finansowej."
Wszyscy się czają, ale jak ktoś powie: - sprawdzamy rezerwy w złocie!
– Och, to może się wszystko zawalić jak domek z kart. Posypią się figi, jak z mojego drzewa, które „latoś obrodziło”.
Póki co, zakrojone są na szeroką skalę akcje ratowania firm z Wall Street oraz zacierania śladów. Sekretarz skarbu
uważa, że podjął prawidłowe kroki mające nie dopuścić do upadku systemu finansowego.
Nad moim domem w Johannesburgu zajaśniała tęcza. Idę do ogrodu zbierać figi...
Barbara M. J. Kukulska
Adres:
ZJEDNOCZENIE POLSKIE W JOHANNESBURGU
P.O.BOX 2474
PARKLANDS 2121
POLISH ASSOCIATION IN JOHANNESBURG
Republic of South Africa
☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼☼
WIADOMOŚCI POLONIJNE:
Redaktor naczelna:
Barbara M.J.Kukulska
tel./fax.+27 11 793 3851(dom)
mobile: +27 82 4011 793
email: [email protected]
Współpraca:
Janek Kopeć
tel: +27 11 616 1005 (dom)
Magdalena Liberda
tel. +27 11 795 4252(dom)
ZARZĄD ZJEDNOCZENIA:
Prezes
Barbara M.J.Kukulska
tel/fax. 011 793 3851
mobile: 082 4011 793
email: [email protected]
Wiceprezes
Tomasz Kühn
tel. 011-615 4860(dom)
mobile: 083 6444 706
Wiceprezes/ Skarbnik
Andrzej Tlaga
tel. 011-849 0385(praca)
fax: 011 849 3343
tel. 011-849 2572(dom)
Sekretarz
Marek Kukulski
tel. 011-793 3851 (dom)
Fotoreporter
Jan Kopeć
tel. 011-616 1005(dom)
Zbigniew Skrzypczak
tel. 011- 462 6943
082 891 5986
KOMISJA REWIZYJNA:
Przewodniczący:
Tomasz Kurek
tel.011-616 1987 (dom)
Członkowie Komisji:
Jadwiga Kopeć
tel. 011 – 616 1005
Krzysztof Jabrzemski
tel. 011 -615 6700
POLISH ASSOCIATION ACC. NO.: 10 351 60 805
Bank: ABSA
Branch: 508-005
SKŁADKI CZŁONKOWSKIE :
K.Płaskociński(2011-2012) R500,W.Radaelli (2012-2013)
R340,A.Korzeniewska (2012)
R250,L.Tumiel (2012)
R170,J.J. Grzywacz (2013)
R250,B.T.Rogoża (2013)
R250,B.M.Kukulscy (2013)
R170,M.Liberda (2013)
R200,M.A.Misiewicz (2013)
R170,G.S.Adamscy (2013)
R250,Cz.H.Zdziarscy (2012-2013) R500,REKLAMA:
KRISCO TRAVELS
FUNDUSZ PRASOWY:
K.Płaskociński
R 100,W.Radaelli
R 110,L.Tumiel
R 30,E.Szymańska (Londyn) R 650,Dr.H.Skorla
R 100,B.T.Rogoża
R 50,B.M.Kukulscy
R 80,E.Z.Moczarny
R 50,M.A.Misiewicz
R 30,B.A.Mańko
R 150,Dr J.Pielichowska
R1.000,-
R750,-
PROŚBA: Przy wpłacie na konto, prosimy o podanie nazwiska!
ZAPISUJCIE SIĘ DO ZJEDNOCZENIA POLSKIEGO
W JEDNOŚCI SIŁA!
v
h
„Największą mądrością jest umieć jednoczyć, a nie rozbijać.”
Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński
Kochani Moi,
Doznaję od Was tylu dowodów życzliwości, że aż nie starcza słów na
podziękowanie. Otrzymałam mnóstwo życzeń, które napewno spełnią się w
2013 roku i będą siłą napędową dla mojej pracy społecznej. Jesteście
wspaniali, że regulujecie składki członkowskie i możemy kontynuować
wydawanie „Wiadomości Polonijnych”, na które idzie gros pieniędzy przez
Was wpłacanych. Listów i maili jest tak dużo, iż z żalem widzę, że nie ma
miejsca, aby je zamieścić; może w następnym numerze. Wybrałam teraz
życzenia, które są wyjątkowe::
Niestrudzona, Szanowna, Kochana, Niedościgniona Pani Prezes,
Składamy ogromne podziękowania za trud w swojej roli. Słowa nie oddadzą
oceny skutków Pani działalności.
Inspiracja Ducha św i Łaska Boża są widoczne w Pani słowach i pracy
dla dobra społeczności, na którą Pani oddziaływuje.
Z głębi serca prosimy Stwórcę o błogosławieństwa potrzebne do
wykonania Jego woli, ku Jego chwale a ludziom przynoszący pożytek.
Z pokorą, admiracją i szacunkiem – (...)
Moi Drodzy, czuję się zaszczycona taką oceną i ze swej strony dołożę
wszelkich starań, aby nie zawieść Waszego zaufania. Oby tylko dopisywało
zdrowie i starczyło sił! Przed nami JUBILEUSZ 65. lecia naszej
organizacji i planujemy uroczyste obchody w maju br.
Wasza całym sercem
W jednej osobie - Redaktor i Prezes - Basia
Z życia Polonii ~ w telegraficznym skrócie
* W styczniu br. rozpoczęła pracę nowej kadencji J.E. Ambasador Anna Raduchowska-Brochwicz.
Delegacja Zarządu Zjednoczenia Polskiego w Johannesburgu oficjalnie przywitała Panią Ambasador i
życzyła konstruktywnej współpracy z Polonią.
* Ambasada RP w Pretorii witryny: http://www.pretoria.msz.gov.pl strony w jęz.polskim i jęz.angielskim.
* Wydział Promocji Handlu i Inwestycji w Johannesburgu, 56 Sixth St., Houghton:
www.johannesburg.trade.gov.pl Przypominamy o spotkaniach biznesowych. Zgodnie z zapowiedzią uruchomione
zostały w Wydziale trzy programy współpracy w zakresie stałego kontaktu ze środowiskiem biznesowym Polonii w
RPA realizowane przez comiesięczne spotkania w siedzibie WPHI Johannesburg. Terminy w I kwartale: 1/02 i 1/03.
Info w numerze 612 Wiadomości Polonijnych lub mailowo: [email protected]
* Czesława B.Zdziarska pracuje od wielu lat w firmie ESCOM. Otrzymała DYPLOM UZNANIA za
osiągnięcia w dziedzinie inżynierii i technologii, przyznany przez WiEBE, Women in Engineering and the
Built Environment University of Johannesburg. GRATULUJEMY !
* Msza Św. w każdą niedzielę o godz. 9:30, w kościele polskim św. Józefa przy Wolfgang & Ivy w Norwood,
Proboszcz parafii - Ks. Faustyn Jankowski tel./fax.: 011 882 6644. Spowiedź św. przed każdą Mszą św. i po Mszy św.
* Biblioteka Polska czynna w niedzielę od 8:30 do godz.11:45 (z przerwą na Mszę św. pomiędzy 9:30 do 10:30)
JUBILEUSZOWE
à à à
WALNE ZGROMADZENIE
W NUMERZE:
SPRAWOZDAWCZE
ZJEDNOCZENIA POLSKIEGO W JOHANNESBURGU
65. LAT ! È
9 MARCA 2013 ROKU (sobota)
godz. 15:00; quorum 15:15
miejsce: Wydział Promocji Handlu RP; Houghton, 56, 6th Street
Zapraszamy Członków Zjednoczenia i Sympatyków!
Zapraszamy: J.E. Ambasador Annę Raduchowską-Brochwicz
Panią Konsul Irenę Juszczyk,
Pana Radcę Ryszarda Nowosielskiego i Pana Sławka Sonarskiego.
Oprócz części oficjalnej, będzie otwarta
WYSTAWA ARCHIWALNYCH ZDJĘĆ i WIADOMOŚCI POLONIJNYCH
SMAKOWITE POLSKIE CIASTA,
LAMPKA WINA DO WYBORU I KOLORU – BIAŁE I CZERWONE
Zarząd Zjednoczenia
* Ks. Stanisław Jagodziński cell: 083 468 6985 kaplica Miłosierdzia
Bożego w Walkerville. Msza św. w każdą niedzielę o godz.8 rano w
jęz. angielskim Wpłaty na budowę kościoła miło widziane, za darczyńców
odprawiana jest Msza św. dziękczynna. Standard Bank-Meyerton,
branch:01 4537, Divine Mercy Church Building Fund Acc No. 02 801 7382.
Artykuł wstępny - B.M.J.Kukulska
Zarząd Zjednoczenia Polskiego
Składki członkowskie; Słowo - Basia
Z życia Polonii – skrót. (bmj)
Powstanie Styczniowe 150.rocznica - B.M.J.Kukulska
Dzień św. Walentego, wiersze –
L.Komaiszko z Belgii
Jadwiga Kaczyńska-Matka Prezydenta
RP i Premiera RP – B.M.J.Kukulska
Kardynał Józef Glemp nie żyje –
B.M.J.Kukulska
W 20 lat przez Polskę- J.Szlechta
Nowy York
Wiatr wieje tam, gdzie chce... B.M.J.Kukulska
Z mrozów Syberii pod słońce Afryki.
W 70.rocznicę polskich Sybiraków –
dr H.Chudzio z Krakowa
Znaki pamięci na tułaczym szlaku –
D.Sedlak z Katowic
Polacy na końcu świata - Dzieci z
Pahiatua – T.Augustyniak; onet.pl
Pamiętnik Sybiraczki, Jubileusz
70.lecia przyjazdu do Oudtshoorn –
H.Cieślakówna
* Zespół Tańca „Orzeł Biały” pod kierunkiem Tomka Kühn’a zaprasza Polesie – ślady polskiej kultury i
chętnych na lekcje tańca. Zgłoszenia do Kierownika Zespołu Tomka Kühn’a.
polskiej historii – tekst: B.Wika,
zdjęcia: S.Wika; koresp. z Tych
* Brydż Towarzyski w każdy piątek o godz. 18.30 w Sali Parafialnej
przy kościele w Norwood na rogu ulic: Wolfgang & Ivy dzielnica Norwood. REKLAMY:
Szczegóły: Andrzej Bona-Wysocki 082 857 6746 lub Andrzej Marek 082 576 9854.
- Krisco Travel,
- Aero travel Tours,
• Polskie Smaki: serniki, makowce, pączki, pasztety, biały ser,
- Tłumaczenia: polski, angielski,
zimne nóżki, sałatki jarzynowe, pierogi z owocami itd., kapusta
afrikaans.
kiszona i... wiele atrakcji smakowych wyrobów delikatesowych!
Zamówienia: Maria tel. 011 482 2138, cell. 082 263 6989
Sprzedaż po Mszy św. w Norwood, róg ulic: Wolfgang & Ivy
Na wesoło: Jaś urwis.
(bmj)
Barbara M.J. Kukulska
POWSTANIE STYCZNIOWE
150. rocznica
Powstanie Styczniowe, to polski zryw narodowy
Imperium
Rosyjskiemu,
ogłoszone
przeciwko
MANIFESTEM 22 STYCZNIA 1863 roku wydanym
w Warszawie przez Tymczasowy Rząd Narodowy,
spowodowane narastającym rosyjskim terrorem wobec
polskiego biernego oporu (Wikipedia).
Wybuchło 22 stycznia 1863 w Królestwie Polskim i 1
lutego 1863 w byłym Wielkim Księstwie Litewskim,
trwało do lata 1864. Zasięgiem objęło tylko zabór
rosyjski: Królestwo Polskie oraz ziemie zabrane –
Litwę, Białoruś i część Ukrainy.
Wybuch powstania został poprzedzony kilka lat
wcześniej wieloma manifestacjami patriotycznymi na
terenie Warszawy (m.in. obchodami rocznicy wybuchu
powstania listopadowego 1830-1831, procesjami,
pochodami o charakterze patriotyczno-religijnym),
krwawo tłumionymi przez władze rosyjskie.
Uformowały
się
dwa przeciwstawne obozy:
czerwonych – dążących do wybuchu powstania oraz
białych – przeciwników jakichkolwiek zrywów
zbrojnych. Powstanie Styczniowe zostało przyspieszone
przez pobór do wojska rosyjskiego ludności polskiej –
tzw. branka. Brankę przeprowadzono w Warszawie
niespodziewanie w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r.
Branka dała sygnał do wybuchu powstania.
Tymczasowy Rząd Narodowy ogłosił Manifest
powstańczy w dniu 22 stycznia 1863 roku, w którym
wzywał do walki z zaborcami: Polska nie chce, nie może
poddać się bezspornie temu sromotnemu gwałtowi, pod
karą hańby przed potomnością powinna stawić energiczny
opór.
Zastępy
młodzieży
walecznej,
młodzieży
poświęconej, ożywione gorącą miłością Ojczyzny,
niezachwianą wiarą w sprawiedliwość i w pomoc Boga,
poprzysięgły zrzucić przeklęte jarzmo lub zginąć. Za nią
więc, Narodzie Polski, za nią! (...)Do broni więc, Narodzie
Polski, Litwy i Rusi, do broni, bo godzina wspólnego
wyzwolenia już wybiła, stary miecz nasz wydobyty, święty
sztandar Orła, Pogoni i Archanioła rozwinięty.
Herb powstańczy:
Polska (Orzeł Biały),
Litwa (Pogoń)
i Ruś (Michał
Archanioł)
Wybuch powstania styczniowego podważył rodzący się
sojusz francusko-rosyjski.
Cesarz Francji Napoleon III Bonaparte zwrócił się do
cesarza Aleksandra II z odręcznym pismem, w którym
zażądał przywrócenia Królestwu Polskiemu statusu
konstytucyjnego z 1815. O poparcie swych starań
zwrócił się do ambasadora brytyjskiego. Jednocześnie
za pośrednictwem cesarzowej Eugenii nawiązał
negocjacje z ambasadorem austriackim Richardem
Klemensem, księciem von Metternich-Winneburg.
Zaproponował mu odbudowanie Polski pod berłem
jednego z habsburskich arcyksiążąt. Austria
odzyskałaby wtedy Śląsk i hegemonię w Niemczech,
Włosi Wenecję, Francja zagarnęłaby lewy brzeg Renu.
Władze carskie zaleciły Francji nie wtrącanie się w
kwestię polską, o ile życzy sobie ona zachować
przyjaźń z Rosją. Rządy brytyjski i austriacki wyrażały
gotowość dyplomatycznego popierania sprawy polskiej
bez uciekania się do wojny.
15 lutego 1863 Napoleon III powiadomił przywódcę
Hôtelu Lambert ks. Władysława Czartoryskiego, że
powstanie polskie powinno trwać, bowiem sprawa
polska staje się europejską. To skłoniło 16 lutego
stronnictwo białych do poparcia insurekcji.
We Francji powstańcy zyskali sympatię środowisk
katolickich, liberalno-masońskich, socjalistycznych.
Zbierano składki na rzecz powstania, sprawa polska
stała się jednym z tematów agitacji przedwyborczej w
zmaganiach rządu francuskiego z opozycją. Uliczne
wystąpienia antyrosyjskie tłumiła francuska policja.
Londyńscy demokraci zorganizowali wyprawę morską
na pomoc polskim powstańcom. W nocy z 21 marca na
22 marca 1863 wyruszył z Londynu wynajęty parowiec
Ward Jackson, wiozący na pokładzie 185 ochotników
różnej narodowości, 2 działa, tysiące karabinów.
Organizatorami wyprawy byli Giuseppe Mazzini,
Aleksander Hercen, Nikołaj Piotrowicz Ogariow, w
Danii wszedł na pokład Michał Bakunin. Wywiad
rosyjski był o wszystkim od początku poinformowany,
Flota Bałtycka postawiona została w stan pogotowia.
Rząd szwedzki pod naciskiem Rosji internował statek w
porcie Malmö.
W brytyjskiej Izbie Gmin, parlamencie włoskim w
Turynie, nawet w Sejmie pruskim w Berlinie w czasie
debat przeważały głosy przychylne dla sprawy polskiej,
nie łączyło się to jednak z podejmowaniem konkretnych
działań tych państw.
Wspólny nacisk mocarstw spowodował, że już na
początku marca 1863 Otto von Bismarck i Aleksander
Gorczakow zrezygnowali ze stosowania zapisów
konwencji Alvenslebena. 17 kwietnia tego roku Wielka
Brytania, Francja i Austria wystąpiły równocześnie z
notami w sprawie polskiej w Sankt Petersburgu.
Dyplomacji francuskiej udało się skłonić państwasygnatariuszy traktatów wiedeńskich do podobnego
wystąpienia. Swoje noty wysłały: Szwecja, Dania,
Królestwo Niderlandów, Hiszpania i Portugalia.
Podobnie postąpiły Włochy i Imperium osmańskie.
Trzy mocarstwa przedstawiły 17 i 18 czerwca wspólny
plan uregulowania kwestii polskiej. Tzw. sześć
punktów, zakładało: amnestię, przedstawicielstwo
narodowe, polską administrację, sądownictwo i
szkolnictwo, swobodę wyznaniową, praworządny
system poboru do wojska.
Dla przeprowadzenia tych postulatów mocarstwa
proponowały
zwołanie kongresu sygnatariuszy
traktatów wiedeńskich, a na czas jego trwania
zamierzały narzucić stronom zawieszenie broni. Rząd
Narodowy (Karola Majewskiego) zastrzegł, że
postulaty te powinny być rozciągnięte także na ziemie
zabrane, a nadzór nad wykonywaniem tych
postanowień powinien być sprawowany przez
międzynarodową komisję kontrolną.
Odrzucając to ultimatum Rosja ryzykowała wybuch
wojny z koalicją brytyjsko-francusko-austriacką. Mimo
to car odrzucił te warunki 7 lipca 1863. Osamotniona
przez swych sprzymierzeńców Francja 7 sierpnia
podjęła decyzję o nie wszczynaniu działań zbrojnych
przeciwko Imperium Rosyjskiemu.
Jeszcze 5 listopada 1863 Napoleon III postulował
zwołanie konferencji międzynarodowej w związku z
sytuacją w Polsce. W 1864 po wybuchu wojny o
Szlezwik Austria ostatecznie powróciła do sojuszu
państw zaborczych. 29 lutego tego roku władze
austriackie proklamowały w Galicji stan oblężenia.
8 marca w Paryżu zawarto układ polsko-węgierski o
jednoczesnych powstaniu zbrojnym przeciwko Austrii.
Parafowali go: gen. György Klapka i Józef Ordęga.
Romuald Traugutt zatwierdził go 7 kwietnia 1863 roku.
Dla stanów Unii w Ameryce Północnej pogrążonych w
wojnie secesyjnej wybuch powstania styczniowego
oznaczał odsunięcie groźby interwencji Francji i
Wielkiej Brytanii po stronie Skonfederowanych Stanów
Ameryki.
Dyplomaci unii odcięli się od wspólnego wystąpienia
francusko-austriacko-brytyjskiego w sprawie polskiej,
popierając we wszystkim „liberalną Rosję przeciwko
reakcyjnej, katolickiej i despotycznej Polsce”.
Nie nadeszła żadna pomoc z zagranicy, na jaką liczono,
zwłaszcza z Francji.
Mocarstwa zachodnie poprzestały na wydaniu bardzo
ogólnych deklaracji dyplomatycznych, uważając polską
insurekcję za wewnętrzną sprawę Imperium
Rosyjskiego.
Jedynie papież Pius IX w swojej mowie tronowej z 24
kwietnia 1864 ostro wystąpił w obronie Polaków:
sumienie mnie nagli, abym podniósł głos przeciwko
potężnemu mocarzowi, którego kraje rozciągają się aż do
bieguna... Monarcha ten prześladuje z dzikim
okrucieństwem naród polski i podjął dzieło bezbożne
wytępienia religii katolickiej w Polsce.
Powstanie ze względu na znaczną dysproporcję sił stron
walczących przybrało formę wojny partyzanckiej.
Stoczono 1229 rozproszonych potyczek i mniejszych
bitew, w tym 956 w Kongresówce, 236 na Litwie,
pozostałe na Białorusi i Ukrainie. Oddziały polskie
unikały walnej bitwy, która mogła się zakończyć totalną
porażką powstania.
W wojskach powstańczych służyło łącznie ok. 200
tysięcy ludzi. Mimo początkowych sukcesów
zakończyło się klęską powstańców, z których szacuje
się 20 tysięcy zostało zabitych w walkach, blisko
1 tysiąca straconych, ok. 38 tysięcy skazanych na
katorgę lub zesłanych na Syberię, a ok. 10 tysięcy
wyemigrowało.
Powstanie trwało wyjątkowo długo (przyjmuje się, że
walki trwały ponad 15 miesięcy). Ocenia się, że tak
długi i zażarty opór możliwy był wyłącznie dzięki
fenomenowi istnienia dobrze zorganizowanego i
funkcjonującego polskiego państwa podziemnego.
Istotną rolę, jeśli chodzi o działania zbrojne odegrał
Romuald Traugutt, który zyskał wielką sławę jako
dyktator powstania. Dowodził on jednym z oddziałów,
a wszystkie swoje działania poświęcił ratowaniu tego
zrywu, do końca walczył o niepodległość. Traugutt
starał się wciągnąć do walk ludność chłopską, głosząc
hasło działania „z ludem i przez lud”. Faktycznie udział
chłopów w oddziałach partyzanckich znacznie wtedy
wzrósł. Lecz opuścili je oni, po ogłoszeniu 2 marca
1864 r. dekretu carskiego o uwłaszczeniu i przyznaniu
chłopom na własność użytkowaną przez nich ziemię.
Działalność rosyjskich komisji śledczych doprowadziła
wkrótce do rozbicia organizacji powstańczej.
W nocy z 10 na 11 kwietnia 1864 roku na skutek
denuncjacji rosyjska policja aresztowała Traugutta w
jego warszawskiej kwaterze. Więziony na Pawiaku,
następnie przewieziony do X Pawilonu Cytadeli
Warszawskiej, podczas śledztwa nie zdradził
towarzyszy.
Rosyjski sąd wojskowy skazał go na śmierć przez
powieszenie. Wyrok wykonano na stokach Cytadeli
Warszawskiej 5 sierpnia 1864 roku o godz. 10.
Tuż przed egzekucją, której świadkiem był 30.
tysięczny tłum, dyktator ucałował krzyż. Razem z
Trauguttem stracono innych uczestników powstania:
Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego, Romana
Żulińskiego i Jana Jeziorańskiego.
Rosjanie rozpoczęli represje natychmiast po stłumieniu
powstania – wiele tysięcy ludzi przypłaciło życiem
udział w powstaniu – zginęli podczas potyczek lub
zostali zamordowani przez wojska rosyjskie.
Kilkadziesiąt tysięcy uczestników walk zesłano na
Syberię. Władze rosyjskie przystąpiły też do
wzmożonej rusyfikacji społeczeństwa polskiego,
mającej na celu upodobnienie Kongresówki do innych
prowincji Imperium Rosyjskiego.
Szczególnie krwawo Rosjanie rozprawili się z
powstaniem na Litwie, którą terroryzowały egzekucje
Michaiła
Murawjowa
generał-gubernatora
„Wieszatiela”. Rozstrzelali bądź powiesili 700 osób, ok.
40 tys. wysłano etapami na katorgę na Sybir.
Skonfiskowano 1660 majątków szlacheckich, oddając
je na licytację lub obdarowując nimi oficerów
rosyjskich. W ramach represji miastom, które czynnie
popierały powstanie odebrano prawa miejskie,
powodując ich upadek, skasowano również wszystkie
klasztory w Królestwie, które były głównymi
ośrodkami polskiego oporu.
Epilogiem tego zrywu narodowego był wybuch
powstania
zabajkalskiego
w
czerwcu
1866,
zorganizowanego przez polskich zesłańców.
Po upadku powstania Kraj i Litwa pogrążyły się w
żałobie narodowej.
W roku 1867 zniesiono autonomię Królestwa
Polskiego, jego nazwę i budżet, w 1869 zlikwidowano
Szkołę Główną Warszawską, w latach 1869–1870
setkom miast wspierających powstanie odebrano prawa
miejskie doprowadzając je tym samym do upadku, w
roku 1874 zniesiono urząd namiestnika, w 1886
zlikwidowano Bank Polski.
Rozpoczęto intensywną rusyfikację ziem polskich. Po
stłumieniu powstania znaczna część społeczeństwa
Królestwa i Litwy uznała dalszą walkę zbrojną z
zaborcą rosyjskim za bezcelową.
Klęska powstania była ogromnym wstrząsem dla
Polaków.
Wśród znacznej części społeczeństwa zapanowało
przeświadczenie o beznadziejności wszelkiej walki
zbrojnej. Rząd carski stopniowo likwidował resztki
autonomii Królestwa Polskiego, którego nazwę
zmieniono na Kraj Nadwiślański.
Największe powstanie wolnościowe, pozostawiło
trwały ślad w polskiej literaturze: Eliza Orzeszkowa –
Nad Niemnem, Maria Dąbrowska – Noce i dnie, Stefan
Żeromski – Wierna rzeka.
Wybitni malarze polscy uwiecznili na swoich obrazach
bitwy Powstania Styczniowego, powstańców.
Byli to: Jan Matejko (1838-1893), Wojciech Kossak
(1857-1942), Henryk Pillati (1832-1894), Aleksander
Lesser (1814-1884), Aleksander Sochaczewski (18431923), Juliusz Kossak (1824-1899), Józef Chełmoński
(1849-1914), Michał Elwiro Andriolli (1836-1893),
Maksymilian Gierymski (1846-1874), Tadeusz
Ajdukiewicz (1852-1916), Jan Rosen (1854-1936),
Władysław Malecki (1836-1900), Stanisław Witkiewicz
(1851-1915), Jacek Malczewski (1854-1929).
Dzieła te zdobią muzea w krajach europejskich.
Obraz namalowany w 1865 r. przez
Juliusza Kossaka, Bitwa pod Ignacewem
-bitwa pod Ignacewem rozegrała się 8 maja 1863 r.
W 70. rocznicę wybuchu powstania w 1933 roku,
odbyła się manifestacja patriotyczna pod krzyżem
Traugutta w Warszawie. Przemawiał wówczas generał
Edward Rydz- Śmigły: W przemijających stuleciach
dziejów narodu są wielkie daty i wielkie pokolenia,
oddzielające od siebie przestrzeniami czasu, epokami,
pozornie zaprzeczającymi wielkości, próchniejącej w
mogiłach. Zdawałoby się, że nie ma ciągłości, że jest tylko
przypadek i każdy dzień jest nowy, bez wczoraj i bez jutra.
Nie, tak nie jest. Poprzez dzieje naszego narodu dąży
niestrudzona, nieśmiertelna sztafeta pokoleń, niosąc honor
i wielkość narodu. Dąży ona od początku istnienia Polski.
W 150. rocznicę wybuchu powstania Prezydent RP
Bronisław Komorowski zamieścił na website
prezydent.pl referat: Powstanie Styczniowe, którego 150.
rocznicę obchodzimy w tym roku, to jedno z najbardziej
dramatycznych i ważnych wydarzeń w naszej historii
nowożytnej. Podjęto tę walkę w skrajnie trudnych
warunkach i była ona świadectwem wielkiej narodowej
determinacji w dążeniu do odbudowania własnego,
suwerennego państwa polskiego. I choć Powstanie
zakończyło się porażką, to płynące z niego doświadczenia
Polacy wykorzystali w dalszych działaniach na rzecz
niepodległości, uwieńczonych sukcesem w listopadzie
1918 roku. „Dla nas, żołnierzy wolnej Polski – stwierdził
w rozkazie z 21 stycznia 1919 roku Józef Piłsudski –
powstańcy 1863 roku są i pozostaną ostatnimi żołnierzami
Polski, walczącej o swą swobodę, pozostaną wzorem
wielu cnót żołnierskich, które naśladować będziemy.”
Były minister kultury Kazimierz Michał Ujazdowski
podkreśla, że powstańczy zryw, w którym ramię w
ramię walczyli mieszkańcy byłej Rzeczypospolitej
różnych narodowości, wynikał z umiłowania wolności.
Z okazji rocznicy w całym kraju odbędą się
uroczystości okolicznościowe: apele, składanie
kwiatów na mogiłach Powstańców, Msze św. w
kościołach, modlitwy ekumeniczne, apele poległych,
oraz rekonstrukcja historyczna walk powstańczych.
Zostały wybite dwie monety okolicznościowe
upamiętniające 150. rocznicę Powstania Styczniowego
– srebrna dziesięciozłotówka oraz 2 zł ze stopu Nordic
Gold, które Narodowy Bank Polski wprowadza do
obiegu.
Rok 2013 na Litwie, został ogłoszony Rokiem
Powstania Styczniowego. Otwarta zostanie wystawa
prac Artura Grottgera w Muzeum Sztuki Użytkowej w
Wilnie. „Wiedza o powstaniu styczniowym na Litwie nie
jest wystarczająca, dlatego też rozpoczynające się
obchody są dobrą okazją do pogłębienia tej wiedzy i
nowego spojrzenia na wydarzenia 1863 roku” powiedział doradca
premiera
Litwy
Vilius
Kavaliauskas.
W ubiegłym roku na dziedzińcu tego Muzeum
odsłonięto
tablicę
upamiętniającą
uczestników
powstania. Wybito też monetę pamiątkową. Rządowy
program obchodów na Litwie przewiduje wydanie
znaczka upamiętniającego powstanie, nakręcenie filmu
dokumentalnego o wydarzeniach lat 1863-1864, a także
przygotowanie specjalnego programu edukacyjnego w
litewskiej telewizji.
Oprac. na podstawie artykułów z Internetu:
Barbara M.J. Kukulska.
- W czasach komunistycznych PRLu podręczniki do
historii zamieszczały tylko lakoniczne wzmianki
dotyczące Powstania Styczniowego.
Temat był drażliwy, gdyż dotyczył ucisku „naszego
Wielkiego Brata” na Narodzie polskim.
Czasy były podobne i nie należało się „wychylać”,
gdyż groziło to represjami i prześladowaniami.
Dzień św. Walentego
Dla Pań i Panów: Walentynek i Walentych (14 lutego każdy nosi to imię!),
dedykujemy poezję autorstwa Leokadii Komaiszko, zaprzyjaźnionej z nami z
Międzynarodowych Forum Mediów Polonijnych.
Leokadia to poetka, dziennikarka, literatka, fotografik. Urodzona na Litwie na
Wileńszczyźnie, studia dziennikarskie skończyła w Mińsku na Białorusi, a w latach 90.
zeszłego stulecia osiedliła się w Liege w Belgii. Włada językami: polskim, litewskim,
rosyjskim, białoruskim, francuskim, niemieckim, angielskim. rozumie języki włoski i
niderlandzki. Stworzyła, redaguje i wydaje w języku polskim „Listy z daleka”, czasopismo
Ogólnoświatowego Korespondencyjnego Klubu Emigrantów (1996), które zostało włączone
do Biblioteki Klasycznych Tekstów Literatury Świata, realizowanej w ramach projektu
UNESCO. Jako poetka ma w swoim dorobku pięć indywidualnych tomików poetyckich: „W
stronę światła” (1992), „Motyle na łąkach dzieciństwa” (1993), „Zielonosenne kaktusy”
(2003), „Tajemny kwiat ruty”(2008) oraz „Leodium qui sera à moi” (grudzień 2010) – po
francusku. Jest autorką tomu reportaży o krzyżowych drogach Polaków na Wschodzie pt.: Zdjęcie wykonał Aleks.
Piotrowski z Kubani w Rosji
„Nawet ptaki wracają”(1999) i tegoż tomu w języku francuskim „Même les oiseaux – ŚFMP;
reviennent” (2006) oraz zbioru szkiców literackich o losach Polaków starszego pokolenia w
Leokadia Komaiszko
Niemczech: „Wiatr z Hamburga” (2005).
W domów wnętrzach
W domów wnętrzach
ludzkie serca mieszkają.
Ciasnotę jednych rozpycham.
Zimnicę innych nagrzewam.
Dzień na dzień się nakłada,
akceptację wznosi.
Aż znów uścisnę uniwersum
progu własnego. Doba za dobą,
się sobą upojnie nasycać
będziemy.
Pełnię naszą scaloną przypilnuje
mąż zaskoczony.
wrzesień 2010, Liège, Belgia
Oczyszczanie
Zielone rośliny w domu
i brunatne w ogrodzie
Rozmarza jesień. I deprymuje.
Taki gość
Kiedy wiersz rytmem powietrza
w ciszy zgęszczonej zapuka,
odkładam wszystko, nawet sen
i drzwi pospiesznie otwieram
Wiem:
drugi raz się nie zjawi - taki
gość !
2004, Belgia
Żyjemy... Poziom trawy.... Pszczół
pracujących. .. Żyjemy... Poziom
zwierząt.
Miłość ich futerkowa .. Żyjemy...
W poprzek snów, w zatarciu marzeń
Lato 2012 (1)
Zjeść trochę poziomek we
własnym ogrodzie
Na trawniku świeżo przyciętym
obok kota rozleniwionego
poleżeć.
Pachnie sianem.
W różach Walonii i dzięcielinie,
w Wileńszczyzny piwoniach
złote slońce chciwie pobierać
Kolorowe me synonimy.
Nie martwić się o nic,
o nikogo się nie bać. Płynąć.
W melodiach liści
i listów powiewnie płynąć.
Wznosić Świadome Święto.
czerwiec 2012, Belgia
Przez szyby trwa oczyszczanie
Moich linii co wewnątrz .
I tej siatki - na zewnątrz.
listopad 2011, Belgia
Żyjemy
Czas jak otwarta walizka, co ją
czymkolwiek zapelniać należy.
Bo jakże – gdy pusta?
Bo jakże tak iść ... bez bagażu?
A Olimp bogów za nami tęskni.
grudzień 2011, Liège, Belgia
Planeta się zmienia
Planeta się zmienia… lub może
ewoluje jak przez wieki wieków ?
Postrzegamy – uświadamiany
ze skorup ciasnych wyzierając.
Na nasz rozwój czekamy jak na
wiosnę. 16 grudnia 2011
Kalimera* (j.grecki: dzień dobry)
Witajcie mi porannie
aloesy, cytrusy i pelargonie.
Gniazdo jaskółcze i jaszczurcze,
ciche gaje oliwne.
Na znanym mi
skądinąd balkonie
wschodni ludzie kawę piją.
Na paluszkach stając
szklankę wody podnoszę:
za Przyrody zdrowie!
2011, Corfu, Grecja
Razem
Nie respektując ludzi nie szanujemy siebie.
Wszyscyśmy tu srebrną nicią powiązani.
Razem się podnosimy. I opadamy wspólnie.
Pojąć - falowanie !
październik 2011, Belgia
Wszystko dojrzewa
Żeby dobrze rozmawiać – trzeba zatęsknić
I odczekać by właściwie napisać
By pojąć że kocham – nie muszę tracić.
04 luty 2012, Belgia
Tak blisko
Jesteśmy tak blisko absolutnego spełnienia.
Słyszę gołębich skrzydeł muzykę, kiedy wachlując
poranne powietrze za oknem sypialni, lądują
w ogrodzie. Ciekawe traw nocą urosłych?..
Z nieśmiałym uśmiechem róże się budzą - całowane
namiętnie przez pracujące od świtu pszczoły.
Poziewa kot szary, półdziki, na śniadanie czekając w jego oczach zielonych tkwi przywiązanie.
O ziemio, cudownie piękna,
o życia doskonały artyzmie !
I tylko jedno pytanie się cieniem wydłuża:
czy po to by piękno było coraz pełniejsze
- przechodzą próg życia zbyt wcześnie
- niewinne dziewczynki, delikatne kobiety,
dusze wrażliwe?..
Raj utracony ludzkich serc i umysłów.
Zapokrzywiliśmy nasze cudowne onegdaj ogrody.
Społeczeństwo śpi chore.
Wykrzywione patrzą obrazy.
Siła, co zamiast chronić, nas niszczy.
Mój Ojciec za...
Progiem. Mój Brat. I dwie Babcie.
Znałam ich. I kochałam.
...Tak blisko spełnienia jesteśmy.
A jednak coś nie gra !..
2006, Belgia
układ strony:
Barbara M.J.Kukulska
Barbara M.J.Kukulska
Jadwiga Kaczyńska - Matka Prezydenta RP i Premiera RP
Matka, która pracowała wtedy jako polonistka w
jednym z warszawskich liceów, zrezygnowała z
pracy na pół roku i towarzyszyła synom podczas
kręcenia filmu.
W synach obudziła pasję poznawania świata
poprzez lektury, czytała im do 13. roku życia.
Chłopcy też interesowali się książkami, czytali
bardzo dużo i to zostało im na całe życie. Pani
Jadwiga chodziła z synami do teatru i do kina,
rozbudziła w nich zainteresowanie literaturą i sztuką.
Pytana w jednym z wywiadów, czy ma poczucie,
że dobrze wychowała synów, tak odpowiedziała:
"Myślę, że nieźle. Bo ja ich po prostu bardzo lubiłam,
oprócz miłości do nich. Oni są bardzo mili, mają
poczucie humoru. A jako bracia kochają się bardzo.
Obaj są uczuciowi. A dziećmi byli naprawdę
przezabawnymi. No i ważne, że mimo ich posiadania
mogłam też zrobić wiele zawodowo. Nie byli tacy
zaborczy, jak niektóre dzieciaki".
W domu rodzinnym, który stworzyła pani
Jadwiga, było wielkie przywiązanie do poważnej,
prawdziwej historii. Bracia opowiadali potem
wielokrotnie o swoim tradycyjnym, patriotycznym
domu, o tym, jak wielki wpływ miał na nich i ich
dalsze losy. "To był przede wszystkim dom
starannego wychowania. W którym głośno się czyta
ważne lektury, rozmawia z dziećmi o świecie" mówił Lech Kaczyński prezydent RP.
Pani Jadwiga, absolwentka wydziału polonistyki
na Uniwersytecie Warszawskim, oprócz miłości do
synów, nie zrezygnowała z pochłaniania książek.
Znała wszystkie nowości, wszystkie wznowienia,
zawsze bardzo ją ciekawiło, co dzieje się na rynku
wydawniczym.
Wychowanie Lecha i Jarosława spoczęło głównie
na jej barkach. Mąż Rajmund Kaczyński pracował na
kilku etatach: wykładał na tzw. Sorbonie przy
Politechnice Warszawskiej, potem na Wydziale
Inżynierii Sanitarnej PW, dorabiał w biurach
projektowych.
Jadwiga Kaczyńska po urodzeniu synów, a Lech i
Jarosław Kaczyński przyszli na świat, kiedy była na
trzecim roku studiów, napisała pracę magisterską u
profesora Juliana Krzyżanowskiego. Potem przez osiem
lat pracowała w szkole i w Instytucie Badań Literackich
PAN. Opracowała monografię bibliograficzną Leona
Kruczkowskiego, autora "Niemców".
W Instytucie poznała też Jana Józefa Lipskiego,
publicystę,
opozycjonistę,
założyciela
KOR.
Zaprzyjaźnili się, a po śmierci Jana J.Lipskiego w 1991
roku - Jadwiga Kaczyńska opracowała bibliografię
Chłopcy byli do siebie podobni i zostali wybrani wszystkich jego publikacji.
do roli bliźniaków w filmie "O dwóch takich, co
Była także współautorką "Słownika pseudonimów
ukradli księżyc", który stał się kinowym przebojem w pisarzy polskich XV wieku - 1970 rok".
roku 1961.
Jadwiga Kaczyńska z domu Jasiewicz urodziła
się 31 grudnia 1926 r. w Starachowicach. Zmarła
w Warszawie po długiej chorobie w dniu 17
stycznia 2013 roku.
Imię otrzymała po matce ojca - Jadwidze Jasiewicz,
lecz nie lubiła tego imienia. Mówiono do niej Dada. Jej
rodzicami byli Aleksander Jasiewicz i Stefania z
Szydłowskich. Ojciec, z zawodu inżynier budownictwa,
pochodził z rodu Jasiewiczów herbu Rawicz.
W czasie II wojny światowej była sanitariuszką
Szarych Szeregów na Kielecczyźnie. Wstąpiła do
konspiracyjnego harcerstwa w 1941 r., miała wówczas
14 lat. Nadano jej pseudonim Bratek, należała do
zastępu
Zioła,
zrzeszającego
łączniczki.
Po
przyspieszonym kursie medycznym skierowano ją do
pracy w starachowickim szpitalu, gdzie trafiali
żołnierze ranni w akcji Burza.
Matka, a nie ojciec Rajmund Kaczyński (żołnierz
Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego)
stała się dla braci Kaczyńskich - rodzinnym bohaterem
wojennym. Miała dar opowiadania i synowie chłonęli z
wielkim zainteresowaniem jej opisy wojny, konspiracji,
walk, w jakich uczestniczyli jej starsi koledzy, wreszcie
jej własne zaangażowanie w konspirację.
Jadwiga wyszła za mąż za Rajmunda w 1948 r.
Poznali się
podczas balu karnawałowego na
Politechnice Warszawskiej. Rajmund starszy o pięć lat,
był studentem wydziału mechanicznego Politechniki
Łódzkiej. Jadwiga miała 20 lat, studiowała polonistykę
na Uniwersytecie. „Rajmund - jak wspominała oświadczył się jej po sześciu miesiącach. Rok po ślubie
- 18 czerwca 1949 r. - na świat przyszli chłopcy”.
Wcześniej miała narzeczonego Leszka Jastrzębskiego i
drugiemu synowi, z powodu sentymentów dała imię
Lech.
Dzień urodzin Jarosława i Lecha zawsze był dla niej
świętem. Rodziła w domu, gdyż panowała wtedy
epidemia pęcherzycy i lekarka uważała, że tak będzie
bezpieczniej. Nie orientowała się chyba, że miały być
bliźniaki. O tym, że została matką dwóch synów
dowiedziała sie od położnej. Najpierw zobaczyła Jarka,
a jakiś czas później urodził się Leszek.
W 2005 roku została uhonorowana tytułem
Człowieka Roku "Życia Warszawy" za "stworzenie
domu, w którym rodził się świat wartości
zmieniających Polskę".
Jadwiga Kaczyńska wśród koleżanek w pracy
wyrobiła sobie opinię osoby cichej, spokojnej, ze
specyficznym, melancholijnym poczuciem humoru.
Lubiła gotować i dużo w kuchni eksperymentowała.
Towarzyska, zawsze otoczona wianuszkiem przyjaciół.
Była bardzo życzliwa ludziom, otwarta na nich.
Pomimo, że była tak czynna zawodowo, to ona, matka,
miała więcej czasu dla dzieci niż mąż. A Jarosław i
Lech chodzili czyści, doprasowani, wyedukowani,
nawet w czasach, kiedy ciężko było związać koniec z
końcem.
Bracia Kaczyńscy nigdy nie ukrywali, jak bliska
więź łączy ich z matką, podkreślali przywiązanie do
niej niemal na każdym kroku, o ojcu Rajmundzie
wspominali rzadko. "Zawsze byłem trochę bliżej z
mamą. Ojciec całe dnie spędzał w pracy, miał mniejszy
wpływ na moje życie. Później jako młodzieniec miałem
pewne trudności w kontaktach z ojcem, jego wyróżniał
bardzo stanowczy charakter. No i jego opiekuńczość!” wspominał w wywiadach Lech Kaczyński prezydent
RP.
To Jadwiga Kaczyńska pozwalała synom na
wakacjach konstruować tratwy i pływać nimi po stawie
albo spuszczać z łańcuchów wszystkie psy w okolicy i
gonić do wody, aby wypłukały z sierści skaczące po
nich stada pcheł. Była młodą matką i pewnie wciąż
tkwiła w niej ta odrobina beztroski i szaleństwa, tak
typowa dla każdego młodego człowieka.
Karierę polityczną Lecha i Jarosława obserwowała z
boku, ale bracia podkreślali, że miała wpływ na ich
decyzje, a oni sami zawsze liczyli się z jej zdaniem.
Cały czas mieszkała z Jarosławem w ich mieszkaniu na
Żoliborzu. Ale nawet kiedy Jarosław wyjeżdżał gdzieś
w teren, codziennie kontaktował się z matką.
Wypytywał o zdrowie, zbierał recenzje swoich
publicznych wystąpień. Podobnie brat bliźniak Lech.
Ta więź rodzinna dziwiła niektórych polityków i
dziennikarzy, którzy nie mogli tego zrozumieć i
wyrażali się lekceważąco i złośliwie o tej wyjątkowej
przyjaźni łączącej dorosłych synów z matką. A przecież
powinno to budzić uznanie i szacunek, że w obecnym
nowomodnym świecie, niszczącym wartości i więź
rodzinną, są jeszcze polskie domy, gdzie uznawane są
tradycje polskiej kultury.
Rzadko udzielała wywiadów, ale w roku 2007
powiedziała: „Jestem dumna z moich synów, ale staram
się mieć dystans. Bez dystansu to ja bym w ogóle nie
wytrzymała tego wszystkiego, chociaż jestem chyba
dosyć twarda. Oglądam telewizję, czytam prasę.
Niektóre komentarze, ataki mnie bolą".
Męża Rajmunda, zmarłego w 2005 roku, tak
wspominała: „Przeżyliśmy razem 56 lat, głównie w
harmonii. Nie myśleliśmy nigdy o tym, że któreś z nas
odejdzie pierwsze. Wychowaliśmy razem dzieci,
przechodziliśmy przez różne, także trudne chwile.
Mąż do końca był o mnie zazdrosny. To mnie
bardzo bawiło, ale naprawdę czułam się ciągle kobietą.
W tej chwili bardzo mi go brak".
Pięć lat później, 10 kwietnia 2010 roku zginął w
katastrofie pod Smoleńskiem syn Leszek, prezydent
Polski wraz z żoną Marylką. Przebywała wtedy w
szpitalu i dowiedziała się o tym nieszczęściu dużo
później. Bardzo to przeżyła. Jeszcze większą matczyną
miłością starała się otoczyć syna Jarka, który opiekował
się nią troskliwie, pomimo wielu obowiązków
zawodowych.
Przez ostatnie lata chorowała, a syn Jarosław, aby
mieć Ją bliżej przy sobie, w ich mieszkaniu stworzył
komfortowe warunki dla chorej. Jednak potrzebna była
stała opieka lekarska i co jakiś czas matka przebywała
w szpitalu. Tam też zmarła w dniu 17 stycznia 2013
roku w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul.
Szaserów w Warszawie.
Uroczystości
pogrzebowe
zgromadziły
kilkutysięczną grupę ludzi: przedstawicieli rządu i
Sejmu, polityków różnych partii i przedstawicieli PiSu
z całej Polski oraz licznych organizacji pozarządowych
i stowarzyszeń, którzy przybyli do Warszawy
autokarami.
Mszy świętej pogrzebowej, która odbyła się w dniu
23 stycznia 2013 roku, w Bazylice Świętego Krzyża w
Warszawie przewodniczył metropolita warszawski
arcybiskup Kazimierz Nycz; obecni byli
m.in.:
metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź, biskup
diecezji drohiczyńskiej Antoni Dydycz.
Bp Antoni Dydycz wspomniał, że Jadwiga
Kaczyńska pięknie wypełniała posłannictwo matki.
Przytoczył jej słowa: - "Muszę jeszcze trochę pożyć
dla Jarka, codziennie odmawiam różaniec, mam swoje
modlitwy, one ochraniają Jarka tu na ziemi. Pani
Jadwiga - mama, babcia i prababcia - zasłużyła w
swoim ziemskim życiu na wielką nagrodę, na
zamieszkanie w Domu Ojca, obok męża, rodziców,
syna i wielu innych bliskich osób. Życie Jadwigi
Kaczyńskiej było życiem matki i Polki, życiem
człowieka nauki i pracy. Dziękuję ci, mamo Jadwigo za
wspaniałe wychowanie synów: prezydenta Polski - już
męczennika, i premiera Rzeczypospolitej Polskiej.”
Pogrzeb odbył się na warszawskich Starych
Powązkach. -„Mama pobożnie żyła i święcie
umierała. Proszę Boga, żeby dostąpiła szczęścia
wiecznego”. – powiedział Jarosław Kaczyński podczas
uroczystości pogrzebowych swojej mamy.
Kardynał Józef Glemp nie żyje
Barbara M.J. Kukulska
Za swoją dewizę Józef Glemp obrał zawołanie: Caritati in iustitia - czynić sprawiedliwość w miłości.
Ksiądz kardynał Józef Glemp urodził się 18 grudnia 1929 r. w
Inowrocławiu, w rodzinie robotniczej. Zmarł w Warszawie 23
stycznia 2013 roku. Miał 83 lata.
Jego ojciec Kazimierz był powstańcem wielkopolskim.
Józef Glemp podczas okupacji został zmuszony do pracy w
niemieckim gospodarstwie rolnym. Po wyzwoleniu, w marcu
1945 r., rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum i Liceum
im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, które ukończył w roku
1950. Po maturze zgłosił się na polonistykę.
Jednak przed rozpoczęciem studiów zaczęło w nim kiełkować
powołanie, wstąpił więc do seminarium duchownego w
Gnieźnie. Odbył tam dwuletnie studia filozoficzne, a studia
teologiczne kontynuował w Arcybiskupim Seminarium
Duchownym w Poznaniu. Święcenia kapłańskie otrzymał 25
maja 1956 r. w Gnieźnie, z rąk biskupa Franciszka
Jedwabskiego, który udzielił ich w zastępstwie internowanego
wówczas kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Był to okres ingerencji władz państwowych w sprawy
wewnętrzne Kościoła, dlatego Józef Glemp nie otrzymał
zgody na podjęcie pracy w wyznaczonej przez władze
kościelne parafii. Dopiero po zmianie sytuacji politycznej,
podjął obowiązki kapelana sióstr dominikanek w Mielżynie
pod Gnieznem. W tym okresie był również kapelanem sióstr
Sacré Coeur w Polskiej Wsi koło Pobiedzisk. Stamtąd został
przeniesiony do parafii Wniebowzięcia NMP w Węgrowu.
Następnie został wysłany do Rzymu, gdzie zrobił doktorat z
prawa kościelnego i świeckiego. W 1964 otrzymał również
tytuł adwokata Roty Rzymskiej.
1 grudnia 1967 roku rozpoczął pracę w Sekretariacie Prymasa
Polski w Warszawie. Stał się jednym z najbliższych
współpracowników i powierników kard. Wyszyńskiego.
Pracował jako referent do spraw prawnych i przez pewien
czas pełnił także obowiązki rzecznika prasowego Sekretariatu.
Jako kapelan i sekretarz Prymasa towarzyszył mu podczas
wielu uroczystości kościelnych na terenie Polski, a także w
licznych podróżach do Rzymu - uczestniczył w audiencjach u
papieża Pawła VI, mógł z bliska obserwować prace synodów
biskupów w Rzymie i brał udział w wielu ważnych rozmowach
z przedstawicielami rządu PRL.
W 1975 r. ks. dr Józef Glemp został powołany na stanowisko
sekretarza Komisji Episkopatu Polski do spraw instytucji
polskich w Rzymie i został członkiem Komisji Episkopatu do
spraw rewizji prawa kanonicznego. Pełnił także obowiązki
kuratora Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża
i Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Imienia Jezus. W tym
czasie był duszpasterzem warszawskich prawników. W 1972
roku otrzymał godność kapelana honorowego, a cztery lata
później kanonika gremialnego Kapituły Prymasowskiej w
Gnieźnie.
W latach 1972-1979 prowadził zajęcia z prawa rzymskiego, a
później ćwiczenia z prawa małżeńskiego na Wydziale Prawa
Kanonicznego Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W
marcu 1975 zrobił na tej uczelni doktorat.
W marcu 1979 r. Józef Glemp został mianowany biskupem
diecezji warmińskiej. Święcenia biskupie otrzymał w bazylice
prymasowskiej w Gnieźnie 21 kwietnia 1979 r., z rąk
kardynała Prymasa Stefana Wyszyńskiego.
7 lipca 1981 roku ks. biskup Józef Glemp został mianowany
przez papieża Jana Pawła II arcybiskupem metropolitą
warszawskim i gnieźnieńskim, Prymasem Polski. Został wtedy
opiekunem
duszpasterstwa
Polonii
zagranicznej
i
ordynariuszem na terenie Polski dla Kościołów obrządku
grekokatolickiego i ormiańskiego. Przez 23 lata (do 2004 r.)
przewodził Konferencji Episkopatu Polski i polskiemu
Kościołowi. 2 lutego przypadłaby 30. rocznica nadania
prymasowi seniorowi godności kardynalskiej przez Jana
Pawła II.
W grudniu 2009 r. przestał pełnić funkcję prymasa Polski.
Tytuł ten powrócił do gnieźnieńskiej stolicy biskupiej, z którą
jest historycznie związany, Ks. Glempowi zaś przysługiwał
dożywotni tytuł prymasa seniora.
Był wielkim inicjatorem powrotu do idei budowy Świątyni
Opatrzności Bożej w Wilanowie w Warszawie. Znajduje się w
niej Panteon Wielkich Polaków. Prymas senior był
honorowym obywatelem Warszawy.
Był członkiem watykańskiej Kongregacji dla Kościołów
Wschodnich, Papieskiej Rady do spraw Kultury, Najwyższego
Trybunału Sygnatury Apostolskiej i honorowym członkiem
Papieskiej Międzynarodowej Akademii Maryjnej. Pełnił
również funkcje wielkiego kanclerza Uniwersytetu Kardynała
Stefana Wyszyńskiego i Papieskiego Wydziału Teologicznego
w Warszawie
Był doktorem honoris causa m.in. Akademii Teologii
Katolickiej w Warszawie, Villanova University w Filadelfii,
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, University of Santo
Tomas w Manili na Filipinach, Universita degli Studi di Bari we
Włoszech, Seton Hall University w South Orange NY w USA,
Loyola University w Chicago i Uniwersytetu Kardynała
Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Postawa prymasa przyczyniła się do beatyfikacji ks. Jerzego
Popiełuszki.
Ksiądz
Stanisław
Małkowski,
kapelan
„Solidarności” wspomina, że kardynał Glemp w sprawach
ojczyzny był wyważony i odpowiedzialny. Kontynuował linię
prymasa Wyszyńskiego, który rozróżniał racje głowy i racje
serca. Kiedyś powiedział, że skoro głowa jest wyżej niż serce,
to racje serca winny ustąpić wobec racji głowy.
W marcu ubiegłego roku kard. Glemp poinformował, że
przeszedł operację płuca związaną z usunięciem zmian
nowotworowych. "Nie mam nic do ukrycia, a nawet
mniemam, że podanie szczegółów o kondycji fizycznej ułatwi
skierowanie myśli do Dawcy życia i do Tej, którą nazywamy
Uzdrowieniem chorych" - napisał wtedy kard. Glemp w
oświadczeniu.
Pomimo choroby w ostatnich miesiącach kard. Glemp
uczestniczył w najważniejszych uroczystościach kościelnych.
Ks. Stanisław Małkowski, kapelan Solidarności stwierdza: „Dziś, gdy nasza ojczyzna jest zagrożona w swojej wierze, w
kulturze, w swej tożsamości, w suwerenności - ufam, że śp.
prymas Glemp dołączył do grona orędowników, którzy
wstawiają się u Boga w jej intencji. Ta walka o Polskę ma
bowiem wymiar widzialny i niewidzialny - fizyczny i duchowy.
Jestem wdzięczny, że dołączył do Krucjaty Różańcowej za
ojczyznę. Wśród kilkunastu biskupów ofiarowywał codzienny
różaniec, by Polska była wierna, by spełniły się Śluby
Jasnogórskie z 1956 roku”.
Kardynał senior Józef Glemp zmarł 23 stycznia 2013 roku w
Warszawie w szpitalu przy ul. Płockiej w wieku 83 lat.
Zostanie pochowany w krypcie pod Katedrą Warszawską na
Starym Mieście – poinformował kardynał Kazimierz Nycz.
Uroczystości pogrzebowe potrwają trzy dni. Pożegnanie
kardynała Glempa ma rozpocząć się 26 stycznia br. (sobota).
„W sobotę trumna zostanie od godz. 11 do wieczora
wystawiona w kościele sióstr wizytek przy Krakowskim
Przedmieściu. W niedzielę 27 stycznia 2013 r. trumna trafi do
kościoła św. Krzyża, o godz.16 zacznie się msza żałobna. W
poniedziałek odbędzie się Msza święta pogrzebowa i
odprowadzenie trumny do krypty pod Archikatedrą
Warszawską, gdzie pochowani są królowie, prezydenci, a
przede wszystkim arcybiskupi warszawscy” - zapowiedział
ksiądz kardynał Kazimierz Nycz.
Autor: JANUSZ M. SZLECHTA
Nowy York - USA
W 20 lat przez Polskę
Rozmowa ze Stanisławem Lisem – prezesem Małopolskiego Forum Współpracy z Polonią w Tarnowie,
dyrektorem biura organizacyjnego XX Światowego Forum Mediów Polonijnych
W tym roku po raz 20. odbyło się Światowe Forum Mediów polskiej historii. Efektem Forum było podpisanie wielu
Polonijnych. Tym razem na trasie Tarnów – Rzeszów – porozumień i kontraktów dotyczących współpracy
Kraków – Warszawa.
gospodarczej, kulturalnej i turystycznej przez polskie firmy i
gminy z partnerami w Europie i świecie. Na przykład miasto
Tarnów nawiązało współpracę z partnerskim miastem w
obwodzie archangielskim w Rosji – Kotłasem. Innym
przykładem wymiernych korzyści płynących z Forum jest
wybudowanie sali gimnastycznej w Smęgorzowie (gmina
Dąbrowa Tarnowska, woj. małopolskie) dzięki wsparciu
finansowemu Polonii z Kanady. No bo jak kiedyś powiedział
Karol Szymanowski: "dziennikarze na najwyższym poziomie
Jest pan pomysłodawcą i twórcą tego niezwykłego nadają barwę i wyraz epoce, w której żyją".
wydarzenia. I po raz dwudziesty wiele osób zadawało XX Światowe Forum Mediów Polonijnych jak zwykle zaczęło
pytanie: czy warto organizować takie "zbiegowisko"? Kto ma się w Tarnowie – 10 września. Zakończyło się 17 września
z tego korzyść oprócz uczestników, którzy mają do dyspozycji spotkaniem w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Jaka była
eleganckie hotele, autobusy, wożą się tam i z powrotem po pierwsza pana refleksja po powrocie do Tarnowa?
Polsce?
– Miałem poczucie satysfakcji i ulgi, że jednak udało się
– Odpowiem wprost i zdecydowanie – warto! Tylko ktoś, kto doprowadzić Forum szczęśliwie do końca i zakończyć
zupełnie nie rozumie idei tych spotkań, może mieć sukcesem – bo dla mnie nie ulega wątpliwości, że był to
wątpliwości. Co roku przyjeżdża do Tarnowa około 150 sukces organizacyjny, programowy i merytoryczny. I
dziennikarzy polskich i polonijnych z blisko 30 krajów, pomyślałem sobie, że te 20 lat to był czas ogromnej pracy,
m.in.: z Australii, Austrii, Argentyny, Białorusi, Czech, która nie poszła na marne. I że te 20 lat pozostało w sercach i
Danii, Egiptu, Francji, Grecji, Holandii, Izraela, Kanady, umysłach blisko tysiąca polskich dziennikarzy, którzy
Mołdawii, Niemiec, Rosji, RPA, Słowacji, Szwecji, Ukrainy, pracują w mediach w kilkudziesięciu krajach świata.
USA i Wielkiej Brytanii. W tym roku zaproszenie przyjęło Niektórzy są stałymi uczestnikami Forum, uczestniczyli w 12
130 dziennikarzy z 27 krajów. Oznacza to, że we wszystkich czy nawet 15 spotkaniach. I oczywiście zadałem sobie
20 spotkaniach uczestniczyło w sumie 3250 dziennikarzy pytanie – co dalej?
polonijnych i krajowych.
No właśnie, już w trakcie trwania XX Forum wielu
Owocem obecności dziennikarzy polonijnych na Forum jest uczestniczących w nim dziennikarzy z niepokojem zadawało
co roku od 3 do 5 tysięcy faktów medialnych w postaci po cichu bądź głośno pytanie: co dalej, czy Forum będzie
artykułów w prasie polonijnej i na ponad 200 portalach trwać?
internetowych, a także audycji radiowych i programów – Musimy zdawać sobie sprawę z dwóch faktów: po
telewizyjnych. Oznacza to, że Forum ma olbrzymią moc pierwsze – Forum organizowane jest przez organizację
oddziaływania promocyjnego. Nieprzypadkowo Instytut społeczną, przez ludzi sprawnych i mobilnych, ale bez
Obserwatorium Mediów w Strasburgu we Francji, już przy żadnego zaplecza finansowego; po drugie – kryzys
realizacji XV ŚFMP, uznał to wydarzenie za największe gospodarczy w Polsce od paru lat dawał się nam we znaki,
przedsięwzięcie w dziedzinie mediów w Europie i świecie. ale w tym roku odczuliśmy go w sposób wręcz dramatyczny
Dotychczas uczestnicy Forum odwiedzili 12 regionów w – nie ma pieniędzy publicznych, nie mają pieniędzy
Polsce, pokonując trasę autokarami; tylko raz pojechaliśmy samorządy... Ważnymi sponsorami Forum są duże
pociągiem – z Tarnowa na Pomorze. W 1999 roku przedsiębiorstwa prywatne i nagle okazało się, że rozmowa o
pokazywaliśmy dziennikarzom polskim ze świata uroki 20 czy 10 tysiącach złotych stała się bardzo trudna. W ciągu
Małopolski i królewskiego Krakowa, a rok później – ostatnich lat zniknęło z rynku w Polsce wiele firm,
Podkarpacia i Rzeszowa. W 2001 roku byliśmy w Łodzi i samorządy mają coraz większe obciążenia – i coraz trudniej
województwie łódzkim, a w 2002 podziwialiśmy pozyskać nam sponsora, który chce wyłożyć pieniądze. Kilka
województwo świętokrzyskie i jego stolicę – Kielce. W 2003 dużych firm oczywiście nas wsparło, ale to już jest inny
roku byliśmy w Lublinie i woj. lubelskim, a w 2004 - w świat.
Trójmieście i na Pomorzu. W 2005 roku gościły nas Również nastąpiło zakłócenie w kwestii wydawania środków
Katowice i kilka miast woj. śląskiego. Rok później udaliśmy na Polonię. Dotychczas dysponentem tych środków był Senat
się na Mazury, oczywiście nie omieszkaliśmy odwiedzić RP, ale pieniądze te – na mocy nowej ustawy – przejęło
Olsztyna. W 2007 r. przyszedł wreszcie czas na dokładne Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Okazuje się, że w nowej
poznanie woj. mazowieckiego i Warszawy. W 2008 roku sytuacji mniejsi organizatorzy, którzy robią mniejsze
wróciliśmy do Małopolski, a w 2009 - na Śląsk. W 2010 projekty, praktycznie zostali wyłączeni z dofinansowania.
wybraliśmy się do gospodarnej Wielkopolski, a w roku Poza Stowarzyszeniem Wspólnota Polska, Fundacją Pomoc
ubiegłym dziennikarzy ze świata zawieźliśmy do Polakom na Wschodzie i kilkoma jeszcze innymi
województwa zachodniopomorskiego. Jubileuszowe, XX organizacjami pozostałe praktycznie straciły możliwość
Forum, postanowiliśmy przeżyć w miejscach znanych i dofinansowywania
swoich
projektów.
Dlatego
lubianych, czyli w Tarnowie i okolicach, w Rzeszowie, organizowanie Forum przychodzi nam z coraz większym
Krakowie
i
na
koniec
w
Warszawie. trudem. Ja jestem zwolennikiem kończenia projektu w
W ten sposób uczestnicy corocznych spotkań odwiedzili momencie, kiedy osiąga on największy sukces. Forum jest
ponad 130 miast, gmin i miejsc ważnych dla Polaków i organizowane od roku 1993. Jest znakomitą platformą
promocji gospodarczej, kulturalnej i turystycznej różnych
regionów Polski - to nie podlega dyskusji. Wypracowana
przez nas formuła znakomicie zdawała egzamin, ale powoli
ulega wyczerpaniu. Nie mogę dzisiaj powiedzieć
jednoznacznie co dalej – czy Forum będzie, czy też nie...
Pracujemy nad nową formułą, która z całą pewnością
wykorzysta dorobek 20 lat Światowego Forum Mediów
Polonijnych, ale programowo i organizacyjnie w przyszłości
powinno ono wyglądać inaczej. Jak? Szukamy pomysłów
oraz sojuszników i mam nadzieję, że do końca roku 2012
będę w stanie dać odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli Forum w
nowym kształcie dojdzie do skutku to na pewno odbędzie się
we wrześniu 2013 roku – a więc zachowamy ten sam termin.
Skoro mówimy o pieniądzach – to ile kosztuje Forum i skąd
macie pieniądze na jego organizację?
– Całe przedsięwzięcie kosztuje około 500 tysięcy złotych, a
więc ponad 160 tysięcy dolarów. W tym roku mieliśmy
ponad stu partnerów – włącznie z Parlamentem Europejskim,
Senatem RP, kilkoma ministerstwami, kilkoma wojewodami
i marszałkami województw, prezydentami i burmistrzami
miast – którzy wsparli nas finansowo. Były to wpłaty w
wysokości minimum 500 złotych, ale także pomoc finansowa
w postaci pokrycia kosztów obiadów, kolacji, transportu czy
występu artystów... Chciałbym podkreślić, że Senat – mimo
zmiany zasad finansowania działalności na rzecz Polonii –
wsparł nas w tym roku dużą kwotą, bo dał nam aż 80 tysięcy
złotych.
Nasze finanse są bardzo przejrzyste, co roku dokładnie się
rozliczamy ze wszystkimi partnerami i dokładnie jest
wiadomo kto i jaką kwotą wsparł organizację kolejnego
Forum. Jeśli nie uda nam się zebrać wystarczającej kwoty
pieniędzy, to musimy ją dozbierać w ciągu kolejnych
miesięcy, realizując inne projekty. Jest to największe
partnerstwo publiczno-prywatne w Polsce i w Europie, a
chyba i w świecie. Na plakatach i w różnych wydawnictwach
widać, że mamy za każdym razem ponad stu partnerów,
dzięki którym udaje się zrealizować tak ogromne
przedsięwzięcie.
Na co dzień dostrzegamy, że zmienia się sytuacja Polaków na
Wschodzie, ale także na Zachodzie – nie zawsze, niestety, na
lepsze. To zapewne też ma wpływ na koszty i kształt Forum...
– Oczywiście. Spora grupa dziennikarzy, głównie ze
Wschodu, w tym roku nie przyjechała do Tarnowa, bo nie
udało im się uzyskać dofinansowania ze strony Wspólnoty
Polskiej czy innych organizacji na pokrycie kosztów
podróży, co w latach minionych było niemal regułą.
Na pewno jest większa otwartość środowisk polskich na
Wschodzie i władz tych krajów, w których żyją Polacy,
aniżeli kiedyś, łatwiej też o dostęp do informacji. Ale kryzys
dotyka wszystkich. Nieprzypadkowo pojawiła się w Europie
fala emigracyjna Polaków za chlebem. A ponadto internet
sprawia, że coraz mniej jest gazet, natomiast przybywa
portali internetowych - co wymaga innego podejścia do
organizowania Forum.
Ale przecież Forum to nie tylko pieniądze, czy też konkretne
umowy na pieniądze przeliczalne... W Tarnowie narodziła się
"forumowa rodzina", dzięki której istnieje pozaforumowe
życie, objawiające się nie tylko w postaci spotkań
towarzyskich, ale i wzajemnej pomocy finansowej,
dziennikarskiej czy w rozwiązywaniu różnych życiowych
problemów. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że zaraz
po przetoczeniu się huraganu Sandy nad wschodnimi stanami
USA otrzymałem kilkadziesiąt telefonów i e-maili z całego
świata. Tadziu Urbański ze Sztokholmu, Leokadia Komaiszko
z Brukseli czy Julia Skidan z Krasnojarska z dalekiej Syberii,
pytali: "a co u ciebie, nie zalała cię woda? Nie potrzebujesz
pomocy?"
– To pokazuje, że warto Forum organizować. Światowe
Forum Mediów Polonijnych jest dla mnie przede wszystkim
wielką i fantastyczną przygodą, nie mógłbym bez niego
normalnie oddychać. Co roku na nowo odkrywam jego
niesamowity smak. W moim przekonaniu największym jego
sukcesem jest fakt, iż stało się własnością nie tylko
organizatorów, ale i wszystkich jego uczestników. Forum jest
ważnym miejscem debaty, wyrażania opinii w sprawach
istotnych dla Polaków mieszkających poza granicami Polski,
które trafiają potem do polskiego parlamentu i rządu. Tutaj
też rodzą się pomysły i sposoby ich realizacji w zakresie
promocji Polski i tworzenia jej pozytywnego wizerunku w
świecie.
Należy pamiętać, że w czasach, kiedy narodziło się Forum, a
więc w roku 1993, tak naprawdę niewiele wiedzieliśmy o
Polakach mieszkających na Wschodzie. Forum stało się
wydarzeniem przyciągającym rodaków z Ukrainy, Gruzji,
Kazachstanu, Białorusi, Litwy, Łotwy czy Rosji. Z drugiej
strony Forum stało się płaszczyzną pomocy dla dziennikarzy
i ludzi tworzących polskie organizacje i media w krajach
byłego Związku Radzieckiego. Wszyscy będziemy pamiętać
o pomocy, jakiej udzielał "Nowy Dziennik" z Nowego Jorku
dla Polskiego Radia Lwów.
Na Forum narodziło się wiele przyjaźni, które owocują
odwiedzinami w krajach zamieszkania czy realizacją
wspólnych projektów. Dzięki Forum Sabina Giełwanowska z
Wilna poznała Irka Lemansa z Winnipegu i dzisiaj są
małżeństwem. Mieszkają w Winnipegu w Kanadzie i razem
prowadzą tam polskie radio. Na Forum narodził się też
jedyny w swoim rodzaju kabaret "dEFEKT".
Każdemu z nas, zarówno uczestnikom, jak i organizatorom,
coś dobrego Światowe Forum Mediów Polonijnych wniosło
do naszego życia. Każdy ma do opowiedzenia swoją historię
z nim związaną.
Grono tych, którzy pracują przy organizacji Forum, nie jest
wielkie. Komu zatem należą się podziękowania za jego
organizowanie,
a
szczególnie
za
zorganizowanie
dwudziestego spotkania?
– Jolancie Kwiek i jeszcze raz Jolancie Kwiek, która pełni
funkcję wiceprezesa Małopolskiego Forum Współpracy z
Polonią. Gdyby nie Jola, która wzięła na siebie prowadzenie
biura
i
koordynację
wszystkich
przedsięwzięć
organizacyjnych związanych z Forum, to ja absolutnie bym
sobie nie poradził.
Stanisław Lis – i
jego prawa ręka Jolanta Kwiek,
Foto: Janusz M.
Szlechta
Wielkie podziękowania należą się również Iwonie Surman,
która zajęła się przygotowaniem oprawy graficznej,
wszystkich wystaw i wydawnictw związanych z Forum oraz
Małgosi Sajdak, która – jako wiceprezes stowarzyszenia –
poświęciła mnóstwo czasu i wysiłku na załatwienie różnych
spraw.
Dziękuję także pracownikom biura stowarzyszenia:
Magdalenie Ogieli i Pawłowi Kwiekowi, którzy wykonywali
czarną, niewidoczną na co dzień robotę. Dziękuję Halinie
Wojtanowskiej, Magdalenie Lis i Józefowi Komarewiczowi którzy prowadzili biuro prasowe; Jackowi Krasowi, który
prowadził ekipę filmową, utrwalającą kamerami to, co działo
się na Forum. Reginie Cyganik i jej córce Kai należą się
słowa uznania za przygotowanie i wydanie świetnej książki o
Forum i jego uczestnikach, zatytułowanej "Ja to mam
szczęście… 20 lat Światowego Forum Mediów Polonijnych
1993-2012". Książka ta dokumentuje przeżycia, radości i
refleksje uczestników Forum. Wydana została przez
Stowarzyszenie Małopolskie Forum Współpracy z Polonią,
przy wsparciu finansowym prezydenta miasta Gdyni.
Kamil Cyganik znakomicie – jak co roku – wydawał "Wici",
czyli gazetę, która na co dzień towarzyszyła nam podczas
Forum.
W Tarnowie odbywają się ciekawe wydarzenia: Europejskie
Forum Inwestycyjne i Europejskie Forum Kultury
organizowane przez Tarnowską Fundację Kultury. Dochodzi
oczywiście Światowe Forum Mediów Polonijnych. Są to
wydarzenia dużej rangi, które wyrastają ponad miasto i
region. Dlaczego akurat w tym mieście są organizowane
takie wydarzenia? Czy mają one wpływ na życie
mieszkańców?
– Tarnów ma szczęście do ludzi, którzy mają świetne
pomysły, są kreatywni i potrafią swoje pomysły realizować.
Miasto dowodzone jest przez mądrych ludzi, którzy potrafią
wykorzystać te pomysły. Na przykład Krzysztof Głomb, też
tarnowianin, prowadzi projekt "Miasta w internecie".
Tarnowska Fundacja Kultury, która powstała w roku 1990 i
jest jedną z najstarszych fundacji w Polsce, realizuje wiele
świetnych projektów, które mają duży wpływ na
kształtowanie wizerunku Tarnowa. Europejskie Forum
Inwestycyjne - to z kolei jest oczko w głowie prezydenta
miasta Ryszarda Ścigały. Tarnowskie Azoty wyrastają na
jeden z największych i najnowocześniejszych zakładów
chemicznych w Europie. Tak więc w Tarnowie jest dobry
klimat do realizacji różnych projektów. Dzięki temu miasto
buduje swój wizerunek, a to się przekłada na ewidentne
korzyści dla mieszkańców.
Podczas naszej wspólnej podróży, trwającej 20 lat, wiele
przeżyliśmy i wiele nauczyliśmy się. Dziękuję panu za tę
piękną podróż. Chciałbym, aby wciąż trwała... Czekamy na
wiadomość, czy mamy się szykować do kolejnego jej etapu.
– No cóż, zobaczymy... Dodam, że na zakończenie XX
Forum, w dowód uznania dla wielu jego uczestników, dla
naszych przyjaciół, partnerów i współorganizatorów,
wręczyliśmy
60
"Aniołów"
–
pięknych
figur
zaprojektowanych i wyrzeźbionych w drewnie przez
tarnowską artystkę Małgorzatę Sajdę. Fundatorami nagród
byli: Małopolskie Forum Współpracy z Polonią, prezydent
Tarnowa, Wydział Marki Miasta Tarnowa i Ministerstwo
Środowiska.
Uczestnikom Forum życzę pięknej weny dziennikarskiej.
Życzę także, aby starali się wykorzystywać i przenosić do
swoich środowisk w krajach, w których żyją, tę atmosferę,
która zawsze jest na Forum: koleżeństwa, przyjaźni,
serdeczności i wzajemnej pomocy.
Dziękuję panu za rozmowę i mam nadzieję, że jednak Forum
będzie trwać.
ROZMAWIAŁ: JANUSZ M. SZLECHTA
REDAKCJA „WIADOMOŚCI POLONIJNYCH” Z ostatniej chwili: Odbędzie się Forum 4. dniowe we
wrześniu 2013 roku!
Felieton Barbary M.J. Kukulskiej zamieszczony w książce „Ja to mam szczęście... - 20 lat
Światowego Forum Mediów Polonijnych” – autorki: Regina Cyganik, Kaja Cyganik.
Wiatr wieje tam, gdzie chce...
Nieoczekiwanie zostałam zaproszona na XIII
Światowe Forum Mediów Polonijnych.
Była połowa 2005 roku, wybierałam się wówczas po
raz kolejny do Polski i planowałam podróż na wrzesień.
Właśnie termin mojego wyjazdu spowodował, że padła
propozycja, abym nieomal przy okazji reprezentowała
Republikę Południowej Afryki na Forum Mediów
Polonijnych. Po raz pierwszy usłyszałam wtedy o Forum,
choć od kilku już lat wydawałam pismo Wiadomości
Polonijne w Johannesburgu.
Entuzjastycznie natychmiast zgłosiłam swój udział
oraz napisałam pracę na konkurs im. Henryka Cyganika
Powroty do źródeł. Miałam wielką tremę, gdyż nigdy nie
brałam udziału w konkursach literackich. Studia
techniczne i praca zawodowa spowodowały, że
przedmioty ścisłe to była moja mocna strona. W napisanie
reportażu Moje serce zostało w Polsce relacjonującego
pierwszą wycieczkę do Polski Sybiraków z RPA i w
przygotowania do Forum, włożyłam wiele wysiłku. Pełna
emocji oczekiwałam na rozpoczęcie zjazdu w Tarnowie.
Nie znałam środowiska dziennikarzy polonijnych, ale
od zaraz po wyjściu z pociągu w Tarnowie spotkałam
uczestników udających się też na Forum i w zupełnie
niekonwencjonalny sposób poznałam Agnieszkę Budę Rodriguez z Kanady, kilkakrotną laureatkę pierwszych
nagród w konkursach. Również w hotelu podczas
zakwaterowywania, poczułam się, że jestem oczekiwanym
gościem miło przyjętym przez organizatorów. Ta
serdeczna atmosfera od początku spowodowała, że wśród
grupy Polaków przybyłych z całego świata, nie czułam się
wyobcowana ani osamotniona, pomimo że sama
przybyłam z kraju springboka spod Krzyża Południa.
Liczne spotkania i bardzo napięty program Forum nie
przeszkadzał mimo wszystko w integracji, wymianie
wizytówek. Rozmowy z dziennikarzami, z reporterami
radiowymi i telewizyjnymi,
w których
byłam
reprezentantką
Polonii
z
egzotycznego
kraju,
spowodowały zbliżenie i wymianę doświadczeń oraz
publikacje o mojej Polonii w różnych krajach. Na uwagę
zasługiwał ciekawy felieton Janusza M.Szlechty Jak
trwoga, to do Basi.., który ukazał się w gazecie Nowy
Dziennik w Nowym Jorku.
Kontakty z uczestnikami Forum zaowocowały i
przydały się w mojej pracy prezesa organizacji polonijnej.
W roku 2008, z okazji 60.lecia założenia Zjednoczenia
Polskiego w Johannesburgu, przyjechała do RPA redaktor
Regina Cyganik z Krakowa z ekipą TVP Polonia.
Przeprowadzono wiele wywiadów z nauczycielami i
dziećmi Szkoły Polskiej im. Jana Pawła II, sfilmowano
występy młodzieży z Zespołu Tańca Ludowego, nagrano
koncert Orkiestry Symfonicznej pod batutą Bernarda
Woźny. Rozmawiano z Sybirakami, Polakami z emigracji
solidarnościowej, seniorami Polonii m.in. z moją matką
Marią Dulską, której brakowało wtedy kilku miesięcy do
skończenia stu lat. Powstały interesujące filmy: Polska
pod Krzyżem Południa, Saga Rodu Kukulskich –
Czteropokoleniowa rodzina w RPA, które były emitowane
w TVP Polonia na cały świat.
Wizyta koleżanki z Forum, reprezentującej Telewizję
Polonia wywarła na nas wszystkich duże wrażenie. Ale
nie tylko, my mieszkańcy Johannesburga wspominaliśmy
z łezką w oku jej pobyt, ona też po powrocie do kraju
myślała o nas ciepło. Basiu kochana, Dziś u nas
pochmurnie, deszczowo, zimno i listopadowo. Tęsknię za
słońcem. Tęsknię za Afryką i za Wami. To rzeczywiście
była przygoda życia i dziękuję Bogu, że mi się zdarzyła.
Całuję serdecznie Was wszystkich. Zajmujecie szczególne
miejsce w moim sercu. Regina Cyganik.
Emisje filmów wywołały eksplozję kontaktów
mailowych, telefonicznych z różnych stron świata.
Polonia z Południowej Afryki budziła zainteresowanie i
zaczęła być dostrzegana w świecie. Podczas rozmowy na
żywo z Radiem Toronto w grudniu, otrzymałam od Ilony
Girzewskiej z Kanady wirtualnie śnieg w termosie, aby się
schłodzić w upalny letni dzień. Natomiast ode mnie
słuchacze w Toronto dostali promienie słońca mieniące się
tęczą w kroplach rosy.
Wybierałam się na XVI Forum, ale w ostatniej chwili
zrezygnowałam, gdyż moja stuletnia wówczas matka
niezbyt dobrze się czuła. Każdego dnia odbierałam
informacje i pisałam maile do organizatorów:
Kochani! Nie udało mi się przyjechać na Forum Mediów
Polonijnych, ale dzięki Waszym komunikatom w internecie i
mailom - jestem z Wami i choć dzielą nas tysiące kilometrówuczestniczę na żywo w spotkaniach Forumowców. Z wielkim
zainteresowaniem
prześledziłam
nazwiska
osób
nagrodzonych podczas obecnego zjazdu Forum. I okazało
się, że Moi Przyjaciele - bliskie mi osoby zostały przez Was
wyróżnione:
Regina Cyganik, Alek Fiszer - otrzymali nagrody państwowe;
Agata Lewandowska i Janusz Szlechta - nagrody za złożone
prace na konkurs. Gratuluję! Tą drogą pragnę przekazać
moje najwyższe uznanie i zapewnienie, że choć przebywam
na drugiej półkuli, gdzie teraz budzi się wiosna- jednak
całym sercem jestem z Wami! Mam również słowa uznania
dla Biura Prasowego.
Moi Drodzy, Wasze komunikaty to dla mnie przebywającej w
Johannesburgu „raj dla dusz”!
Czytam Wasze reportaże i wiadomości z olbrzymim
zainteresowaniem. Doceniam Waszą niezmordowaną pracę
polegającą na tym, aby przelać na papier to co w danym
dniu wydarzyło się, a także zamieścić wywiady z wybitnymi
osobami, które gościnnie odwiedziły Forum. Dziękuję
serdecznie i życzę niezmordowanej energii do twórczej
pracy. Czekam każdego dnia na kolejne informacje.
Przesyłam dla Wszyskich Forumowców - promienne,
słoneczne pozdrowienia z Johannesburga. Basia.
Dla mojej matki w prezencie, zapisałam w maju 2009
roku, historię jej życia. Tekst Nestorka Polonii – Stuletnia
Jubilatka w RPA wraz z archiwalnymi zdjęciami ukazał
się w pismach polonijnych w wielu krajach m.in.: Polsce,
Belgii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Australii i
Południowej Afryce. Życzenia dla Nestorki przyszły od
braci forumowej z całego świata. Ilość listów
elektronicznych była tak duża, że blokowała się skrzynka
komputera. Maile przesyłali nie tylko znajomi z Forum,
ale ich przyjaciele, którzy oglądali film o
czteropokoleniowej rodzinie i pragnęli dołączyć do kręgu
bliskich osób.
Ta więź z dziennikarzami i kontakty poprzez
wymianę listów inspirują do nowych wyzwań. Wywiązuje
się współpraca i wzajemna pomoc. Wynikiem tego są
reportaże, wywiady telewizyjne, audycje radiowe
publicystyczne z Polakami zamieszkałymi w różnych
krajach: Niemczech, Kanadzie, Anglii, Stanach
Zjednoczonych, Szwecji, Ukrainie, Białorusi, Słowacji,
Czechach.
Na zamówienie Agaty Lewandowskiej z Berlina
przed świętami Bożego Narodzenia powstał cały zbiór
felietonów o świętowaniu, zakończeniu roku w różnych
kulturowo krajach. Artykuły te ukazały się nie tylko w
piśmie Kontakty wydawanym w Niemczech, ale w
Wiadomościach Polonijnych w Johannesburgu oraz w
pismach polonijnych w odległych krajach. W roku 2010,
dla Monitora Polonijnego wydawanego w Republice
Słowackiej, redaktor naczelna pisma Małgorzata
Wojcieszyńska zainicjowała cykl publikacji pt. Rozsiani
po świecie, którego autorami byli znajomi z Forum. Mój
tekst nosił tytuł Tęczowy naród.
Nawiązałam przyjaźń z redaktor naczelną Listów z
daleka wydawanych w Belgii w Liege, z Leokadią
Komaiszko, która widzi otaczający świat oczami poetki.
W Wiadomościach Polonijnych redagowanych przeze
mnie wielokrotnie umieszczałam wiersze Leokadii, które
były pozytywnie oceniane przez moich czytelników.
Leokadia natomiast w swoim piśmie, zamieszcza moje
felietony, eseje poetyckie, zdjęcia z Johannesburga.
Piszemy do siebie często i czasem właśnie Leokadia
pobudza mnie do rozwinięcia tematu i tak powstały m.in.:
Afrykańska zima, Dżakarandy oszałamiające fioletem.
Wymieniamy między sobą życzenia imieninowe,
świąteczne. Kochani, przesyłam życzenia szczęśliwego
Nowego Roku. Oby był obfity we wszystko co najlepsze. A
także by więzy między Polakami mieszkającymi w różnych
krajach świata stały się bliższe, życzliwsze i bardziej
przyjazne. Z serdecznością - Leokadia Komaiszko Listy z
daleka.
Tworzymy rodzinę Forumowców, wspieramy się w
trudnych sytuacjach, nawzajem sobie pomagamy. Moje
XIX ŚFMP było jak spotkanie po kilku latach w gronie
rodzinnym, serdeczne i ciepłe.
Rutynę codziennych dni uatrakcyjniają komunikaty
od Miodzia Gajowego ze Szwecji. I choć Tadeusz
Urbański mieszka w Sztokholmie a ja w Johannesburgu,
nie ma to żadnego znaczenia. Wróciliśmy z Forum do
domu, ale nie całkiem. W naszej pamięci snują się osoby,
krajobrazy i przeżycia. Codzienność już nie tak bardzo
doskwiera, ale Forum nie daje o sobie zapomnieć. Tak
niestety będzie do grudnia. Wtedy, rzucimy się po zakupy,
głowy będziemy mieli zajęte organizacją Bożego
Narodzenia i planami sylwestrowymi. To chyba dobrze,
gdyż teraźniejszość musi mieć za pożywkę kromkę naszego
zagranicznego czy powszedniego chleba, a nie obrazy ze
Skansenu Chleba, który odwiedziliśmy miesiąc temu.
Pozdrawiam serdecznie - Wasz Gajowy po Sezonie.
Informacje przekazywane przez Tadzia - Gajowego w
lekko ironicznej formie, są zawsze na czasie i bliskie.
I to jest ważne. Ta więź pomiędzy nami, ponad
barierami czasowymi i przestrzennymi.
To jest piękne i daje radość! Świadomość, że jest
ktoś, kto na drugiej półkuli, czy na odległym kontynencie
pomyślał przez chwilę o mnie mieszkającej w
Południowej Afryce, daje chęć do pracy, uskrzydla,
powoduje lekkość wiatru, który wieje tam, gdzie chce, i
szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd
podąża.
Barbara M.J. Kukulska
dr Hubert Chudzio
korespondencja z Krakowa
Z mrozów Syberii pod słońce Afryki.
W 70. rocznicę przybycia polskich Sybiraków do Afryki Wsch. i Płdn.
– dr Jan Ciechanowski oraz prof. Andrzej Kunert swoją
Misja Uniwersytetu Pedagogicznego w Ugandzie
W dniach 28 października – 6 listopada 2012 roku obecnością uświetnili uroczystość otwarcia odbudowanego
w Ugandzie gościła misja Uniwersytetu Pedagogicznego z cmentarza.
Krakowa. Pracownicy Instytutu Historii oraz Centrum
Dokumentacji
Zsyłek,
Wypędzeń
i
Przesiedleń
zorganizowali w Namugongo pod Kampalą międzynarodową
konferencję naukową: „Polscy Sybiracy w Afryce
Wschodniej w latach 1942-1952”.
Wzięło w niej udział ponad 40 osób z czterech kontynentów.
W sesji między innymi czynnie uczestniczyli ministrowie:
prof. Andrzej Kunert (Rada Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa) oraz dr Jan Ciechanowski (Urząd ds.
Kombatantów i Osób Represjonowanych). Powodem
wyjazdu do Ugandy było uroczyste otwarcie cmentarza
polskich Sybiraków w Koji, którego odbudowę zainicjowali
w 2009 r. pracownicy UP.
4 listopada 2012 r. odbyła się uroczystość otwarcia
odbudowanego polskiego cmentarza w Koji nad Jeziorem
Wiktorii w Ugandzie. Nekropolia ta jest jedyną pozostałością
po istniejącym na tym terenie w latach 1942–1951 polskim
osiedlu (ok. 3 tys. mieszkańców). Koja była jednym z 22
ośrodków w Afryce Wschodniej i Południowej, w których
schronienie po opuszczeniu Związku Sowieckiego znalazła
polska ludność cywilna (w liczbie ok. 18 tys.). W osiedlach
dobrze funkcjonowało polskie szkolnictwo, prężnie rozwijało
się harcerstwo, kwitła polska kultura. Dziś ślad po Polakach
na Czarnym Lądzie znaczą wybudowane przez nich kościoły,
a także pozostałe tam cmentarze.
W 2009 r. do Afryki Wschodniej wyruszyła misja naukowa z
Uniwersytetu Pedagogicznego, którą kierował dr Hubert
Chudzio. Celem misji była dokumentacja i renowacja
istniejących tam trzech największych polskich cmentarzy w
Tengeru (Tanzania), Koji i Masindi (Uganda). O ile dwa z
nich zachowane były w dobrym stanie, o tyle nekropolia w
Koji była bardzo mocno zdewastowana. Stąd, podczas
rozmów uczestników misji UP z salezjaninem ks. Ryszardem
Jóźwiakiem, narodziła się idea jej odbudowy.
Środki na ten cel przekazali przede wszystkim sami Sybiracy
(a także ich znajomi, w tym pracownicy UP) – dawni
mieszkańcy osiedla Koja, mieszkający obecnie w Polsce, ale
także w Kanadzie, USA, Wielkiej Brytanii, czy Australii.
Idea uzyskała również wsparcie ze strony Urzędu ds.
Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz Rady Ochrony
Pamięci Walki i Męczeństwa. Przedstawiciele tych instytucji
Na nekropolii postawiono 97 betonowych symbolicznych
krzyży. Odnowiono pomnik znajdujący się w centralnym
punkcie cmentarza, alejkę główną, wyremontowano mur
otaczający nekropolię. Pracami budowlanymi kierował
polski ksiądz, salezjanin, Ryszard Józwiak, który
w nieodległym Namugongo prowadzi ośrodek dla chłopców
z ulicy. Uroczystej Mszy Świętej przewodniczył kardynał
Emmanuel Wamala. Uroczystość uświetniły występy dzieci z
miejscowych szkół oraz orkiestry i grupy akrobatycznej z
salezjańskiego ośrodka w Namugongo. Minister Jan
Ciechanowski odznaczył medalem „Pro Memoria” dr.
Huberta Chudzio.
W związku z intencją zachowania cmentarza w dobrym
stanie na dalsze lata, narodziła się idea wybudowania w Koji
szkoły imienia Polskich Sybiraków. Byłby to żywy pomnik,
świadczący o losach polskich Sybiraków na Czarnym
Lądzie, a także krok w przyszłość w sferze stosunków
polsko-ugandyjskich. Pierwsze wpłaty na budowę szkoły
zadeklarowali już obecni na uroczystościach polscy Sybiracy
z kraju, a także z Australii i Kanady.
Sześcioosobową misję UP w składzie: dr Hubert Chudzio, dr
Adrian Szopa, mgr Anna Hejczyk, mgr Alicja Śmigielska,
mgr Mariusz Solarz i student Krzysztof Śmigielski gościł w
Ugandzie ks. Ryszard Jóźwiak.
Piękne przyjęcie wysłannikom
Na zdjęciu od
prawej: dr Hubert
Chudzio, dr Adrian
Szopa, mgr Anna
Hejczyk, mgr Alicja
Śmigielska, mgr
Mariusz Solarz,
student Krzysztof
Śmigielski.
UP przygotowała także ambasada polska w Nairobi, na czele
z ambasadorem Markiem Ziółkowskim i panią konsul
Katarzyną Jaworowską. W konferencji i otwarciu cmentarza
w Koji wzięli udział Sybiracy (10 osób), byli mieszkańcy
Koji.
Przyjechali
z Polski,
Kanady
i
Australii.
Danuta Sedlak
Prezes Związku Sybiraków Katowice
ZNAKI PAMIĘCI NA TUŁACZYM SZLAKU
W 70. rocznicę przybycia do Afryki – 4 listopada 2012
roku – dokonaliśmy otwarcia odnowionego cmentarza
polskich tułaczy w Koji nad jeziorem Wiktorii. Było to
możliwe dzięki ogromnemu zaangażowaniu inicjatorów
tego pomysłu: dr Huberta Chudzio, o. salezjanina
Ryszarda Jóźwiaka, a także dawnych mieszkańców
osiedla rozsianych po całym świecie, którzy wspomogli
finansowo realizację projektu.
Otwarcie cmentarza odbyło się w obecności
miejscowych władz, przedstawicieli władz polskich w
osobach ministrów: prof. Andrzeja Kunerta, dr Jana
Ciechanowskiego, ambasadora i konsula RP z Nairobi. W
uroczystości uczestniczyli dawni mieszkańcy osiedla: z
Polski, Kanady, Australii oraz tłumy odświętnie ubranych
tubylców. Przy ołtarzu tonącym w biało-czerwonych
kwiatach mszę św. celebrował ugandyjski kardynał
Emmanuel Wamala w asyście miejscowych kapłanów i
misjonarza o. Ryszarda Jóźwiaka,
Namioty udekorowane w nasze narodowe barwy, chroniły
przed żarem równikowego słońca.
Po mszy, osoby szczególnie zasłużone dla sprawy
odnowienia cmentarza uhonorowano medalami „Pro
Patria”. Część oficjalną zakończyły krótkie przemówienia
naszych gości. Minister dr Jan Ciechanowski–kierownik
Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych –
powiedział, że ci którzy spoczywają na afrykańskiej ziemi
nie doczekali wolnej Ojczyzny, więc wolna Polska
przybywa do nich w pielgrzymce. Koja nad jeziorem
Wiktorii to kolejne święte dla Polaków miejsce na
tułaczym szlaku armii gen. Władysława Andersa.
Generała, który uratował tysiące ofiar totalitaryzmu od
niechybnej śmierci. Zdaniem ministra wszystkie drogi
tułaczy należy poznać i upamiętnić.
W imieniu dawnych mieszkańców Koji – p. Józef
Czemierzewski z Australii zwrócił uwagę na to, iż
„Ważne jest dla nas, aby pamięć o tych, którzy tu zostali
nie wygasła. Należy nawiązać stały kontakt pomiędzy
lokalną szkołą i polską społecznością, by następne
pokolenia chciały odwiedzać miejsca gdzie ich
przodkowie znaleźli ocalenie.” Na zakończenie w
bogatym repertuarze artystycznym wystąpiła młodzież z
okolicznych szkół.
Dla podkreślenia szczególnej wagi uroczystości
otwarcia
odnowionego
cmentarza
naukowcy
z
Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie pod kier. Dr
Hurbert Chudzio zorganizowali sesję naukową: „Polscy
Sybiracy w Afryce w latach 1942 – 1952.”
Uczestnikom spotkania pokazano filmy: „Wyszli z ziemi
niewoli”, „Pamiętamy. Polskie cmentarze w Afryce
Wschodniej”, „Afryka mojego dzieciństwa”.
Pracownicy
Uniwersytetu
Pedagogicznego
zreferowali
następujące zagadnienia:
- Czasopisma polskie na terenie Afryki w latach 40-tych - mgr
A. Hejczyk
- Polskie szkolnictwo w Afryce w latach 1942 – 1952 - dr A.
Szopa
- Efekty prac dokumentujących polskie cmentarze w Afryce mgr M. Solorz
- Sybiracy – Afrykańczycy w Kanadzie - mgr A. Śmigielska
A teraz pozwolę sobie na osobiste refleksje związane z
naszym pobytem w gościnnej Ugandzie.
Przygarnął nas o. Ryszard Jóźwiak na misji Don Bosco.
W pięknym nowym Domu Pielgrzyma zostali
zakwaterowani dawni mieszkańcy osiedla. Grupa ta
powiększyła się o najmłodsze pokolenie. Koledzy
przywieźli swoje dzieci i dorosłe wnuki, by pokazać im
fragment swojego tułaczego szlaku. Potomkowie Bronka
Szołopiaka z Kanady, Józka Czemierzewskiego i Michała
Chłopickiego z Australii szybko nawiązali bliski kontakt.
Przyjemnie było patrzeć na nich – tacy urodziwi,
roześmiani, rozgadani, chętni do pomocy, zwłaszcza w
kuchni pod okiem szefowej Angeli – żywej reklamy sztuki
kulinarnej.
Po oficjalnych uroczystościach czas mieliśmy
wypełniony rozmowami, spotkaniami trwającymi do
późnych godzin nocnych. Do szczególnie interesujących
zaliczam informacje o organizacji życia w osiedlu
przekazane nam przez prof. A. Dobrońskiego. Profesor
będąc w muzeum im. W. Sikorskiego w Londynie,
zapoznał się z dokumentacją Koji i był zdumiony
rzetelnością i bogactwem prowadzonych kronik.
My kilkuletnie dzieci nie zdawaliśmy sobie sprawy z
tego, że żyjemy w małym miasteczku w którym istnieje
podział pracy, gdzie wszystko jest przemyślane i
zaplanowane, w którym działa służba zdrowia,
szkolnictwo, harcerstwo i kwitnie życie kulturalne. A było
tak dlatego, że mimo zróżnicowania środowisk z których
wywodzili się mieszkańcy osiedla – wszyscy harmonijnie
współdziałali, by dobrze nam się żyło. Drobne konflikty
zdarzały się, lecz działała służba porządkowa, która
reagowała natychmiast. Rytm dnia wyznaczały nam
obowiązki szkolne lub zabawy, gdy nie było nauki.
Jakich
wspaniałych
mieliśmy
nauczycieli
i
wychowawców! Wspominamy ich ze wzruszeniem i
wdzięcznością, bo na stałe zapisali się w nasze j pamięci.
A oto dowód: Michał Chłopicki opowiadał jak kiedyś
nauczycielka wyznaczyła im zadanie domowe: „przedstaw
w skali domek w którym mieszkasz”. Michał zapamiętał
wymiary domku, teraz po latach wykonał go w skali 1:20 i
z dumą nam zaprezentował. Z uznaniem i rozrzewnieniem
oglądaliśmy chatkę w jakiej spędziliśmy kilka lat.
Zwłaszcza podziw budził dach – do złudzenia imitujący
strzechę z trawy słoniowej z którego na nasze moskitiery
spadały jaszczurki, a czasami zabłąkał się jakiś wąż.
Ktoś wpadł na pomysł, że eksponat, który został
przywieziony przez Michała z Australii – mógłby być
zalążkiem izby pamięci. No tak, ale izba pamięci nie może
mieścić się w byle baraku, jakim jest obecna szkoła. I tak
narodził się plan wybudowania nowej szkoły.
I popłynęły marzenia – ta szkoła – Pomnik nosiłaby im.
„Zesłańców Sybiru”, a uczniowie byliby opiekunami
naszego cmentarza, bo przecież wysiłek związany z
odnową nie można zniweczyć zaniedbaniem. Stanęło na
tym, że wszyscy uczestnicy zjazdu w Ugandzie
zaakceptowali projekt i postanowili, że Komitet
odbudowy Cmentarza przekształci się w Komitet Budowy
Szkoły. Z optymizmem przystępujemy do pozyskiwania
sojuszników dla zdobycia środków umożliwiających
realizację projektu i z nadzieją, że znowu za dwa lata
spotkamy się na misji by przeciąć wstęgę otwarcia
kolejnego znaku pamięci na tułaczym szlaku.
Na zdjęciu: wśród uczniów szkoły, dr Halina Machalska (od
lewej) oraz mgr prawa Danuta Sedlak- Sybiraczki, rodzone
siostry, które przyjechały w roku 1942 do Afryki środkowej
i spędziły tam swoje dzieciństwo.
Polacy na końcu świata - Dzieci z Pahiatua
Dzieci z Pahiatua to najważniejsza i jedna z najbardziej
zapomnianych fal polskiej emigracji do Nowej Zelandii.
Teraz ostatni z nich nie wiedzą, jak przekazać swoje tradycje
innym Polakom na Antypodach.
- Ci, którzy przyjeżdżają tu teraz, chcą rozpocząć nowe życie
i trzymają się jak najdalej od polskich spraw – wzdycha John
Roy-Wojciechowski. Ten 79-latek przypłynął do Nowej
Zelandii pod koniec II wojny światowej z grupą kilkuset
Polaków, głównie dzieci. Dziś jest konsulem honorowym w
Auckland i prowadzi tam polonijne muzeum. Wojenne losy
rzuciły Wojciechowskiego najpierw ze wschodnich kresów II
RP na Syberię, a później – razem z armią Andersa – do
Persji.
Stamtąd, wraz z innymi sierotami, dotarł na drugą stronę
globu. Kiedy zaproszone przez nowozelandzki rząd dzieci
dorosły, zapoczątkowały prężną polonijną działalność, ale
być może wkrótce nie zostanie już nikt, kto mógłby je
zastąpić.
Z Polski do Persji. Wojciechowski został deportowany z
rodzinnego Polesia w lutym 1940 roku. O wywiezieniu go
wraz z matką, starszym bratem i trzema siostrami na mroźny
wschód zadecydowały sowieckie władze. Ojca rozstrzelano z
polecenia NKWD.
Podobny los spotkał wiele rodzin z Kresów Wschodnich.
Ponad rok później pukanie do drzwi usłyszała Krystyna
Skwarko. Jej mąż już wcześniej został wysłany do kopalni na
północy Rosji. Teraz uzbrojeni w rewolwery funkcjonariusze
kazali jej się spakować. Razem z dwójką kilkuletnich dzieci
załadowano ją na ciężarówkę i nad ranem odwieziono na
stację, a później towarowym pociągiem wyprawiono w drogę
do jednego z kołchozów. Kobiety musiały tam pracować w
polu, tłocząc się z dziećmi w niewielkich chatach. I tak było
to znacznie lepsze, niż praca przy wyrębie lasu. John RoyWojciechowski zapamiętał, że jego matka miała lżejsze
zajęcie, w piekarni.
– Mieszkaliśmy w barakach, zupełnie nie było w nich
prywatności, ale dzięki mamie mieliśmy trochę więcej
jedzenia, niż inni – wspomina. Był za mały, żeby pracować,
ale nie uniknął sowieckiej edukacji. – Uczyli nas, że Stalin
jest bogiem – mówi.
Krystyna Skwarko, która swoją tułaczkę opisała w
książce "The Invited", wspomina, że zesłanym do łagrów
zapowiedziano, że zostaną w nich do końca życia. Dlatego
początkowo nie uwierzyli w postanowienia traktatu SikorskiMajski. Kiedy hilterowskie Niemcy zaatakowały ZSRR,
Stalin uznał, że polscy żołnierze mogą mu się przydać,
dlatego postanowił uwolnić ich z obozów pracy. To samo
dotyczyło cywilów. Tworzone przez generała Andersa
polskie oddziały pomogły im w opuszczeniu Rosji i udaniu
się
do
Uzbekistanu.
Skwarko,
nauczycielka
z
dwudziestoletnim stażem, zajęła się tam sierotami. Samotni
ojcowie, którzy chcieli przyłączyć się do armii formowanej
nad Morzem Kaspijskim zostawiali swoje dzieci w
sierocińcu, w którym pracowała.
Wielu z nich zginęło później pod Monte Cassino i w
innych bitwach zachodniego frontu.
Drogą morską, razem z żołnierzami, dzieci trafiły do
Persji, gdzie zajęli się nimi Brytyjczycy. Ciągle przyjeżdżały
kolejne transporty. W jednym z nich był Wojciechowski. Po
przyjeździe do Persji jego matka trafiła do szpitala z
zaawansowaną gruźlicą, której nabawiła się na Syberii.
Wkrótce zmarła. Brat wstąpił do polskiego wojska, a przy
małym Janku zostały tylko dwie starsze siostry.
W irańskim Isfahanie mieli spędzić zaledwie osiemnaście
miesięcy, bo wkrótce Anglicy nie byli już w stanie
utrzymywać tam tysięcy dzieci.
Nowozelandzki eksperyment. Nowy dom dla części z nich
znaleziono dzięki pomysłowi polskiej arystokratki. Hrabina
Maria Wodzicka, żona polskiego konsula w Wellington, w
1943 roku odwiedziła grupę polskich uchodźców z Persji,
płynących przez Nową Zelandię do Meksyku. Sprawą sierot
wojennych zainteresowała żonę nowozelandzkiego premiera,
który zaoferował pomoc dla kilkuset osób.
W ten sposób grupa 733 dzieci i ponad stu opiekunów z
Isfahanu dotarła nad Zatokę Perską i popłynęła do
Bombaju. Tam wsiadła na amerykański okręt USS General
Randall i wypłynęła w rejs do Wellington. Młodzi
podróżnicy, którzy w Iranie nabrali nowych sił, bardzo
chcieli odkryć nieznany, fascynujący kraj. Słowo
"Antypody" i wyczytane w książkach informacje o kulturze
Maorysów stały się nagle bardzo popularne.
Statek wpłynął wreszcie do portu 31 października 1944
roku. Następnego dnia pasażerowie zeszli na ląd. Na
południowej półkuli listopad oznacza późną wiosnę, a
soczyście zielona Wyspa Północna w oczach przybyszów,
przyzwyczajonych do pustynnego irańskiego krajobrazu,
wyglądała jak baśniowa kraina. Był ciepły, słoneczny dzień.
Zachował się materiał filmowy pokazujący małych
Polaków schodzących po trapie na ląd. Taszczący wielkie
torby kilkulatkowie byli zadbani. Mieli na sobie dziecinne
płaszczyki, skautowskie mundurki i berety.
Na filmie widać stos pakunków i kobiety pomagające
dzieciom po zejściu na ląd.
Wkrótce dwoma specjalnymi pociągami Polacy zostali
przewiezieni do miejsca przeznaczenia. Na stację zwieziono
kilkuset uczniów stołecznych szkół, którzy machali małym
imigrantom polskimi nowozelandzkimi flagami.
Wreszcie nowoprzybyli dotarli ciężarówkami do
specjalnego obozu koło miejscowości Pahiatua.
Planowano, że po wojnie wraz z opiekunami wrócą nad
Wisłę, ale obóz miał być ich domem dłużej, niż się
spodziewali. Po konferencji jałtańskiej wschodnia część
Polski, z której pochodziły dzieci, została przyłączona do
ZSRR.
Nie było już domu, do którego można byłoby wrócić.
Chociaż rząd Polski Ludowej dwukrotnie domagał się
przysłania dzieci do kraju, to Nowozelandczycy odmówili.
Premier Peter Fraser zaoferował jednak dzieciom możliwość
powrotu do Polski na koszt rządu w Wellington, jeśli wyrażą
taką chęć. Większość nie wyraziła.
Intensywnie przygotowywano dzieci do życia w nowym
domu, kładąc nacisk na naukę angielskiego. Języka
gospodarzy zaczęli się uczyć także dorośli opiekunowie,
zwłaszcza, że nieporozumienia w sklepach i urzędach
zdarzały się nierzadko. Mina pewnego sprzedawcy, którego
zamiast o pół tuzina poproszono o pół tysiąca jaj, musiała
być bezcenna.
Drugie dzieciństwo. Polski rząd na uchodźstwie w końcu
szybko przestał współfinansować działalność obozu w
Pahiatua. Trzeba było obniżyć koszty, więc opiekunowie
zaczęli hodować własne warzywa, sami zajęli się także
kuchnią i pralnią. Po szkolnych zajęciach dzieci sprzątały i
zajmowały się roślinami. Ale rozrywek nie brakowało.
- Stalin zabrał moje dzieciństwo – Roy-Wojciechowski mówi
o tym, jak o najbardziej naturalnej rzeczy na świecie.
– Ale w Nowej Zelandii znalazłem je znowu – dodaje. W
weekendy Pahiatua odwiedzały setki Nowozelandczyków i
potomkowie polskich imigrantów z XIX wieku.
Mieszkańcy z ciekawością poznawali tradycje
nowoprzybyłych i oglądali tańce ludowe, w zamian
organizując koncerty i maoryskie pokazy taneczne. Czas
wolny od lekcji wypełniały też zajęcia harcerskie i śpiewy
przy ognisku, a niedziele i międzyszkolne zawody były dla
dzieci okazją do sportowych zmagań z urodzonymi na
tutejszych wyspach rówieśnikami. Chłopcy grali najpierw
głównie w krykieta, ale później bardziej popularne stały się
koszykówka i rugby.
Boże Narodzenie 1944 roku mieszkańcy obozu spędzili w
dobrych humorach. Wszyscy wychowankowie i opiekunowe
dostali od Czerwonego Krzyża prezenty. W kolejnym roku
część dzieci została przeniesiona do lokalnych szkół:
państwowych i katolickich. Wcześniej mogły spędzić dwa
tygodnie u nowozelandzkich rodzin. Zaczęło się to, co
ostatecznie musiało się stać.
Trzeba było stanąć przed trudnymi wyborami. Po wojnie
niektórzy
krewni
mieszkańców
obozu,
w
tym
zdemobilizowani żołnierze, zaczęli z różnych stron świata
ściągać do Wellington, by zabrać swoich bliskich. Co
najmniej kilkadziesiąt osób opuściło w ten sposób gościnny
kraj, ale większość związała się z nim na stałe.
Ostatnia grupa dzieci opuściła obóz 15 kwietnia 1949
roku. Wkrótce większości przyznano nowozelandzkie
obywatelstwo, z dumą opisując ich jako pierwszych
uchodźców wojennych przyjętych przez Nową Zelandię.
Niespełna dwumilionowy kraj potrzebował rąk do pracy,
dlatego z otwartymi ramionami przyjął nowych obywateli.
Polonia na Antypodach. W latach sześćdziesiątych
zrealizowano film dokumentalny, mający pokazać, jak
polscy imigranci wrośli w nowozelandzkie społeczeństwo.
Jego autorzy rozmawiali ze studentem ostatniego roku
medycyny, kobietą pracującą w jednej z agend UNESCO,
właścicielami firmy budowlanej, kasjerem i elektrykiem.
Z zebranych później szczegółowych danych wynika, że
wielu polskich mężczyzn znalazło pracę w portach i
fabrykach, część została hydraulikami i urzędnikami. Znalazł
się też introligator, geolog, dziennikarz i zegarmistrz oraz
dwóch artystów-malarzy. Kobiety najczęściej znajdowały
pracę w sklepach i fabrykach, ale również jako recepcjonistki
i urzędniczki.
Większość nie zapomniała o swoich korzeniach.
Już w 1948 roku powstało pierwsze polskie stowarzyszenie,
a dziś istnieje 11 polonijnych instytucji. Polonia zajmowała
się organizowaniem spotkań i promocją swojej kultury.
W 1975 roku z jej inicjatywy odsłonięto pomnik
przypominający o Dzieciach z Pahiatua. Jednak peerelowski
rząd o nich nie pamiętał.
Dopiero od niecałych dwunastu lat Dzieci z Pahiatua
mogły bez problemu dostać polskie paszporty, choć
niektórym udało się to wcześniej.
Stanisław Manterys, dziś 77-letni emerytowany
księgowy, po opuszczeniu obozu w Pahiatua chodził do
katolickich gimnazjów, najpierw w Oamaru, później w
Wellington. Wziął ślub z Haliną Polaczuk, Polką z
powojennej emigracji, z którą wychował trójkę dzieci. W
1994 roku para zdecydowała się na powrót do kraju i
zamieszkanie w Warszawie, jednak więzy z nową ojczyzną
okazały się zbyt silne: po siedmiu latach państwo
Manterysowie wrócili na przedmieścia nowozelandzkiej
stolicy, nadal redagowali jednak książki o historii polskiej
emigracji w Nowej Zelandii.
Więzów z Polską nie zerwał także John RoyWojciechowski. Został prawdopodobnie najbogatszym wśród
imigrantów, ożenił się z Nowozelandką, która urodziła mu
szóstkę dzieci. Pracował jako dyrektor w kilku dużych
firmach, działał społecznie i sfinansował powstanie studium
kultury i języka polskiego na uniwersytecie w Auckland. W
1999 roku został polskim konsulem honorowym w tym
mieście. Co roku kilka letnich tygodni spędza w domu pod
Lublinem, chętnie odwiedza też szkoły.
Daleko od Polski. W 2009 roku Dzieci z Pahiatua
świętowały kolejną rocznicę swojego przybycia do nowego
kraju. Zdaniem doktora Dariusza Zdziecha, prezesa
towarzystwa naukowego badającego region, to najbardziej
zjednoczona grupa nowozelandzkiej Polonii. Po 1989 roku
do Nowej Zelandii zaczęli ściągać zupełnie inni Polacy.
– Najnowsza emigracja nie czuje nadmiernej potrzeby
tworzenia Polski w Nowej Zelandii – wyjaśnia doktor
Zdziech.
Dzięki internetowi kontakt z pozostawioną rodziną i
informacje o kraju są o wiele łatwiej dostępne, niż dawniej.
Wśród nowych emigrantów można się spotkać z
deklaracjami, że nie po to opuszczali Polskę z jej wadami i
problemami, żeby przypominać sobie o nich w kręgu
miejscowej Polonii.
– Szukają głównie pracy, nowych możliwości, łatwiejszych i
mniej biurokratycznych procedur, innego stylu życia –
wylicza badacz.
Podczas spisu powszechnego w 2006 roku około dwóch
tysięcy osób przyznało się do polskich korzeni. Liczba ta
pozostaje niezmienna od kilkudziesięciu lat, a w masowej
imigracji przeszkadzają ograniczenia prawne.
Sławomir Stoczyński, konsul RP w Wellington: - „Jeśli
nawet przepisy imigracyjne uznamy za rygorystyczne, nie
przeszkadza to w osiedlaniu się Polaków będących
partnerami obywateli Nowej Zelandii. Dotyczy to głównie
młodych Polek, przyjeżdżających z mężami, narzeczonymi i
partnerami poznanymi w Anglii lub Irlandii”.
To jednak nie wystarcza i Polacy są coraz mniej widoczni w
ojczyźnie kiwi, a polskość staje się domeną starszych.
- To duży problem – mówi Roy-Wojciechowski. Wkrótce
może zabraknąć chętnych do prowadzenia muzeum i
organizowania spotkań kulturalnych.
Na razie polonijni działacze aktywnie pracują i planują
kolejny zjazd Dzieci z Pahiatua na 2014 rok, w
siedemdziesiątą rocznicę ich pojawienia się na
Antypodach. – Nie wiem, ilu staruszków przyjdzie na
uroczystości.
Ja będę na pewno – uśmiecha się polski konsul
honorowy.
Autor: Tomasz Augustyniak; Źródło: Onet
ZWIASTUN...
JUBILEUSZ
70.LECIA
W KWIETNIU 2013 r. PRZYPADA
PRZYJAZDU DZIECI POLSKICH DO OUDTSHOORN.
Zaczynamy druk wspomnień Sybiraczki. Dziękujemy córce - Krysi Jaworskiej - za udostępnienie
przepisanego na komputerze tekstu. Opracowanie: Barbara M.J.Kukulska
Pamiętnik Sybiraczki
Ze wzruszeniem przerzucam kartki zeszytu spisane 70. lat temu. Pożółkły papier, gdzieniegdzie
zniszczony, zapis ołówkiem kopiowym w zeszytach. W opracowaniu, zachowany został oryginalny styl.
Odtworzone wspomnienia koszmarnych wydarzeń wysiedlenia z domu rodzinnego w roku 1940.
Spisała te wspomnienia Helena Cieślakówna, która w grupie 500. Dzieci Polskich wraz z nauczycielami
dotarła do raju, jakim określano wówczas Południową Afrykę.
W Oudtshoorn dzieci znalazły opiekę i godziwe warunki życia.
(bmj)
Pamiętnik - Heleny Cieślakówny, pisany w 1943 roku (urodzonej 8 maja 1925r.)
Mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem we wsi
Bucniów pow. Tarnopol. Tatuś mój był kierownikiem
szkoły, było nas sześcioro rodzeństwa. Najstarszy brat
Józef chodził już do trzeciej gimazjalnej. Chorował bardzo
często. W tym czasie skręcił sobie kręgosłup, nowe z nim
zmartwienie. Siostra Zosia, młodsza od niego, a starsza
ode mnie ukończyła siedem klas, dalej nie mogła się
uczyć, gdyż była chora na serce.
Zdjęcie z archiwum rodzinnego:
13. letnia Helena Cieślakówna, 1938 rok Tarnopol
Ja zaś zaczęłam chodzić do gimnazjum. Do szkoły
chodziłam w Tarnopolu, codziennie jeździłam
pociągiem. Romcia również chodziła do szkoły w
Tarnopolu. Adaś chodził na wsi do szkoły. Kazio zaś
jeszcze nie chodził. Dnie przechodziły na nauce i
rozrywkach, było nam dobrze, chociaż czasami były
dnie, o których nie warto wspominać.
W 1939 r. zupełnie się zmieniło. Tatuś wrócil
spowrotem do Bucniowa i inne życie nastąpiło. Ale nie
trwało to długo. W jesieni wybuchła ta straszna, o której
tylko słyszałam a nie widziałam, WOJNA. Słowo „wojna”
było dla mnie straszne, ale jeszcze straszniejsze było dla
nas Polaków, gdy Sowieci wkroczyli do Polski i zajęli
ziemie nasze. Działo się coś okropnego. Od pierwszego
dnia zaczęły się aresztowania. W Tarnopolu walka trwala
przez trzy dni; Moskale spalili kościół dominikański.
Straszna to była chwila, gdy bolszewicy wkroczyli,
Ukraińcy nie dawali nam spokoju. Folwark rozgrabili w
jednym dniu. Bolało mnie to bardzo, że wyrośli na
polskiej ziemi, a teraz mówią, że im było źle. Tatuś nie
nocował w domu, ukrywał się. Jednego dnia mamusia
pojechała do bliskiego miasteczka, Mikulińce, gdyż
chciała nieco kupić. Było już ciemno, a mamusia nie
przyjeżdżała. Tatuś posłał mnie do stróża szkoły, żeby
przyszedł.
Gdy wracałam zobaczyłam gromadę ludzi koło
naszego domu. Struchlałam, gdy zobaczyłam dwóch
bolszewików, zaś tatusia opartego o bramę. Na piersiach
miał przyłożone dwie lufy rewolwerowe. Widziałam, że
tatusia aresztują. Sama nie wiem co mam robić. Zosia
dostała ataku serca. Biegnę do niej, podałam jej krople,
chcę ją uspokoić, a ona ciągle mówi, że tatę aresztują i co
będzie, gdy mamy nie ma. Poszłam na podwórko
zobaczyć co się dzieje. Bolszewicy już odjechali.
Tatuś stał na podwórku i coś mówił do jednego
Ukraińca. Usłyszałam tylko tyle, żeby poszedł i pokazał,
gdzie mieszka sołtys. Zrozumiałam, o co chodzi. Chodziło
o rewolwer. Tatuś oddał na przechowanie rewolwer do
sołtysa, a teraz oni żądali rewolwer. Byłam bardzo
ucieszona, że tatusia nie aresztowali. Za kilka minut
przyjechala mama, siostra zupełnie się uspokoiła. Tatuś
chciał żebyśmy pojechali do Przeworska, ale myśmy nie
chcieli i tatuś musiał ustąpić, chociaż bardzo chciał jechać.
Na jakiś czas rozstałam się wtedy z rodzicami, gdyż
musiałam zacząć naukę. Przez miesiąc nie widziałam się z
rodzicami i rodzeństwem. Tęskno mi było za nimi.
Pierwszy raz w życiu rozstałam się z nimi. Jednego dnia
przyszedl brata kolega i powiedział, że nas wysiedlają. Do
25 grudnia 1939 roku, mamy opuścić mieszkanie. Znowu
nowe zmartwienie. Za wszelką cenę chciałam dostać się
do domu. Zaczęły pociągi jeździć. Pojechałam do domu.
Gdy weszłam do mieszkania, witano mnie jak gdyby
dawno nie widzieli.
Kuchnia nasza była duża, a teraz nie było którędy się
obrócić. W jednym pokoju mieszka nauczycielka
Żydówka. Drugi pokój pusty. Narazie dali nam spokój.
Pozwolili mieszkać w kuchni. Tatuś nie uczył gdyż, nie
chciał. Mało kiedy nocował w domu. Ciągle się ukrywał.
Święta Bożego Narodzenia spędziłam w domu. Dali nam
wolne. Święta spędziłam nie bardzo wesoło. Nie biegałam
tak jak dawniej z pokoju do pokoju. Nie cieszyła mnie
nawet choinka. Cóż mnie mogła cieszyć, kiedy okna
musiały być zasłonięte.
Trzeba było uważać, żeby coś nie powiedzieć i każdy
stuk wprowadzał mnie w odrętwienie. Ciągle myślałam,
że pod oknami i drzwiami stoją bolszewicy, żeby tatę
aresztować. Po kolacji wigilijnej tatuś wyszedł. Całą noc
tatusia nie było w domu.
Przez całe święta chodziłam jak nie ta. Nic mnie nie
mogło rozweselić. Jedyne słowo, mogłoby rozweselić to,
że Polska nasza biedna Ojczyzna jest wolna.
Jednego dnia, a było przed nowem rokiem, mamusi nie
było w domu. Tatuś pojechał do rejestracji oficerów. Było
to wieczorem, ktoś silnie zapukał do drzwi. Pobiegłam
otworzyć. Myślałam, że mamusia albo tatuś. Tymczasem,
nie przyszli rodzice, ale milicjant Ukrainiec. Zapytal mnie,
gdzie jest tatuś. Powiedziałam mu, ale nie chciał wierzyć i
kazał nam poszukać tatusia i zaraz, żeby poszedł na
milicję. My jemu powiedzieliśmy, żeby sam poszukał jeśli
tatuś jest potrzebny. On zezłościł się i poszedł. Za kilka
minut, ktoś zaczął znowu walić w drzwi. Wiedziałam, że
znowu, któryś z Ukraińców. Rzeczywiście przyszedl drugi
milicjant, który u nas pracował i tylko z tego żył, co u nas
zarobił, a teraz przyszedl po tatusia. Wszedl do
mieszkania, ale gdy przekonał się, że tatusia nie ma,
poszedł.
Jednak, gdy odchodził pogroził nam. - Jeżeli tatuś
natychmiast nie przyjdzie, to zobaczycie co wam zrobią!
Za jakiś czas przyszła mamusia. My zaczęliśmy
opowiadać. Mamusia domyślała się o co chodzi i
powiedziała, że napewno tatusia chcą aresztować. Czem
prędzej wysłała wujka Ludwika do Tarnopola. Wujek
poszedł i ostrzegł tatę, żeby nie przychodził do domu.
Tatuś uparł się i chciał wracać, ale dał się uprosić i nie
wrócił do domu.
dalszy ciąg w następnym numerze...
) ) )
Wpisy koleżanek i kolegów do PAMIĘTNIKÓW Heleny Cieślakówny w:
Isfahan (Persja), na statku „Dunera” i w Oudtshoorn.
Zamieszczam tylko niektóre z licznych zapisów „dla Heli na pamiątkę”.
tekst: Bożena Wika
zdjęcia: Stanisław Wika
korespondencja z Polski
Polesie – ślady polskiej kultury i polskiej historii
Parafia Miłosierdzia Bożego w Ostrowie Wlkp.
zorganizowała w sierpniu 2012 roku wyjazd za wschodnią
granicę Polski, do Białorusi. Proboszcz ks. Andrzej
Szudra, wraz z właścicielem ostrowskiego Biura Podróży
Travel&STYL oraz Pani Basia Twardosz-Droździńska z
Łodzi, byli naszymi przewodnikami.
Przed wyjazdem słyszałam, że Białoruś to kraj, gdzie
każdy znajdzie coś dla siebie. Ja, z tej podróży
przywiozłam
wspomnienia:
nowoczesne
miasta,
odrestaurowane przedwojenne domki i kamieniczki,
czystość i spokój na ulicach, a przede wszystkim
atmosferę naszej polskiej historii. Właściwie mogę śmiało
powiedzieć, że mimo swej nazwy „Śladami św. Andrzeja
Boboli”, była to wycieczka śladami kultury i historii
Polski. Wizyta na tych ziemiach była dla mnie źródłem
ogromnych wzruszeń.
Byliśmy na terenach, które w wyniku Unii polskolitewskiej przez 500 lat, stanowiły wschodnie rubieże
Polski. Tu rozgrywała się również polska historia, tu
ginęli polscy żołnierze broniąc tych terenów przed
Krzyżakami,
Szwedami,
Moskalami,
Czerwonogwardzistami, a także przed Niemcami.
Podróż po Białorusi rozpoczęliśmy od Grodna.
Jest to bardzo stare miasto leżące nad Niemnem, któremu
przywileje i prawa miejskie nadał już w XV wieku król
Władysław Jagiełło. Przez lata było często niszczone,
palone i rabowane. Pokazano nam stary i nowy zamek
królewski. Stary zamek, zbudowano na wysokiej skarpie
nad samą rzeką, był świadkiem wielu wydarzeń ważnych
w historii obu narodów. Tu zmarli trzej królowie polscy:
w roku 1492 Kazimierz Jagiellończyk, św. Kazimierz
królewicz i w 1586 roku Stefan Batory, który najbardziej
przyczynił się do rozbudowy i znaczenia tego miasta.
Nowy zamek, usytuowany bardzo blisko starego,
pamięta chwile ostatniego sejmu rozbiorowego i zgody
króla Stanisława Augusta Poniatowskiego na rozbiór
Polski. Tu też podpisał on własną abdykację w 1795 roku i
przebywał przez dwa lata, aż do śmierci Carycy
Katarzyny, kiedy to został wezwany do Petersburga, gdzie
w krótkim czasie zmarł. W czasie ostatniej wojny zamek
był całkowicie zniszczony; została tylko brama wjazdowa,
która daje wyobrażenie o wspaniałości budowli. Za
czasów radzieckich zamek odbudowano, ale już, jako
nowoczesną budowlę z przeznaczeniem na siedzibę
Komitetu Centralnego Partii. Teraz mieści się w nim
Muzeum oraz Biblioteka Publiczna.
W Grodnie zwiedzaliśmy też dworek, w którym przez
16 lat, mieszkała Eliza Orzeszkowa. Ta polska pisarka
poświęcała wiele czasu na akcje filantropijne i społeczne.
Po śmierci swego drugiego męża Stanisława Nahorskiego,
w swoim domu prowadziła bibliotekę i szkołę dla
dziewcząt. Odegrała w życiu społecznym Grodna dużą
rolę; grodzianinie nie zapomnieli jej. Pochowana została,
wspólnie z mężem, na starym cmentarzu parafialnym.
Byliśmy tam. Grób jest zadbany mimo, że minęło już od
jej śmierci przeszło 100 lat. W okresie międzywojennym,
staraniem Zofii Nałkowskiej, został wykonany biust
pisarki. W czasie II wojny światowej pomnik ukryto, a w
1949 roku ponownie ustawiono go na skwerze przy ul.
Orzeszkowej, nieopodal jej domu.
W dworku widzieliśmy też rękopis powieści „Nad
Niemnem". Był nam bardzo bliski, gdyż wcześniej
odwiedziliśmy, we wieś Bohatyrewicze, grób Jana i
Cecylii, zbiorową mogiłę powstańców z 1863 roku, a
również parę chwil spędziliśmy na brzegu rzeki Niemen,
gdzie oczami wyobraźni, spotkaliśmy postacie Justyny
Orzelskiej i Jana Bohatyrowicza.
Wieś Bohatyrowicze - grób Jana i Cecyli
Droga nasza wiodła również przez Nowogródek. Tam
na wzgórzu widzieliśmy ruiny zamku z czasów
pierwszych władców Litwy (Mendog 1253), w którym
często przebywali również polscy królowie. Król
Władysław Jagiełło w nowogrodzkiej farze (chyba jeszcze
w poprzedniej–drewnianej) brał ślub ze swą czwartą żoną
Zofią Holszańską zwaną Sonką (późniejszej matki
Jagiellonów). Inscenizację teatralną pt. „Ślub Jagiełły”
młodzi białoruscy artyści pokazali nam na zamku w Lida.
Przedstawienie chyba dobrze oddawało nastrój takich
uczt.
Oczywiście będąc w „nowogródzkiej stronie” należy
podążać śladami Adama Mickiewicza. Zawędrowaliśmy
do domu wieszcza, wybudowanego przez jego ojca, na
kilka lat przed urodzeniem Adama. Mieści się tam
Muzeum imienia poety. Tamtejsza przewodniczka z
wielką pasją opowiadała o jego dzieciństwie w
Nowogródku, latach spędzonych na obczyźnie wśród
emigracji polskiej i jego twórczości. Opowiadanie
przeplatała deklamacją wierszy o jeziorze Świteź, o
młodzieńczej miłości do Maryli oraz mickiewiczowskich
ballad.
Odwiedziliśmy nowogródzką Farę, gdzie na ścianie
znajduje się informacja, że „W murach tego kościoła
został ochrzczony dnia 12 lutego 1799 roku Adam
Mickiewicz”. Modliliśmy się przed obrazem „Panny
Świętej”, która wysłuchała próśb płaczącej matki
Mickiewicza i cudem przywróciła jej syna do zdrowia.
Wysłuchaliśmy dziejów męczeńskiej śmierci 11 sióstr
polskich karmelitanek, które w 1943 roku zostały
zamordowane przez Niemców. Opowiedziała nam je
młoda białoruska zakonnica po polsku.
W Nowogródku, choć jest to miasto już od dwustu lat
związane z Mickiewiczem, dopiero w 1992 roku
postawiono jego pomnik. Za to obok wzgórza zamkowego
znajduje się Kopiec Mickiewicza usypany przez naród w
hołdzie poecie już w okresie II Rzeczypospolitej (19241931).
Radziwiłła „Panie Kochanku”; och, gdyby mury mogły
mówić. Dziś zamek jest świeżo po renowacji i
udostępniono do zwiedzania 36 sal, które zachwycają
wystrojem, złoceniami, ozdobnymi sufitami i myśliwskimi
trofeami.
Muzeum pamięci
Czesława Niemena
w Starych
Wasiliszkach
Byliśmy też w miejscowości Stare Wasiliszki, gdzie
w 1939 roku urodził się i mieszkał do 1958 roku, inny
znany polski artysta Czesław Niemen. Pisał piosenki,
które wzruszały oraz utwory muzyczne, które nikogo nie
pozostawiały obojętnym. Miejsce jego urodzenia, mały
drewniany domek, cały w kwiatach, jest obecnie
zamieniony na Muzeum jego imienia. Byliśmy wzruszeni
opowieścią opiekuna tego obiektu o dzieciństwie i
młodości Niemena. Dowiedzieliśmy się, że pochodził z
bardzo muzykalnej rodziny; rodzice, jak i jego
rodzeństwo, od młodych lat grali na różnych
instrumentach i śpiewali w chórze kościelnym. Wizyta w
tym miejscu pobudziła moją pamięć; po głowie chodziły
mi jeszcze długo słowa i melodia moich ulubionych
utworów w jego wykonaniu: „Dziwny jest ten świat” i
„Czy mnie jeszcze pamiętasz”
Nie zachowując chronologii zwiedzania wymienię
bardzo dla mnie ciekawe miejsca - mianowicie
radziwiłłowskie zamki w Mirze i Nieświeżu.
Mir – zamek Radziwiłłów
Mirski zamek jest najcenniejszym zabytkiem
gotycko-renesansowym na Białorusi. W 2000 roku został
wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO w dziedzinie
kultury. W ręce Radziwiłłów przeszedł on już w roku XVI
wieku, i to oni nadali mu charakter budowli pałacowej. A,
że pałac był piękny, widzieliśmy sami. Dotąd jeszcze
wspomina się o wystawnych ucztach organizowanych
przez wojewodę wileńskiego Karola Stanisława
Dziedziniec pałacowy w Nieświeżu
Osobiście zachwycił mnie, jeszcze bardziej,
znajdujący się od roku 2005 na Liście Światowego
Dziedzictwa Kultury UNESCO, zamek w Nieświeżu. Ta
jedna z najwspanialszych magnackich rezydencji
usytuowana jest nad rzeką Uszą. Dostać się do niej można
tylko przez sztucznie usypaną groblę. Jest to zamek w
dosłownym tego słowa znaczeniu. Posiada fosy,
zwodzony most, baszty i inne architektoniczne cuda
starych siedzib magnackich.
Zbudowany został w drugiej połowie XVI wieku „z
pańską fantazją”, przez Mikołaja Krzysztofa RadziwiłłaSierotkę, znanego pamiętnikarza i podróżnika po Ziemi
Świętej. Zamek miał 170 sal, z których najpiękniejszymi
były: Królewska, Złota, Marmurowa i Myśliwska. Były w
nich cenne kolekcje broni, malarstwa, monet oraz bogata
biblioteka. Oprócz okresów wspaniałości i sławy, zamek
miał również momenty tragiczne. Duże zniszczenia
poczynili Szwedzi; grabili go także Rosjanie i Niemcy.
Jednak najgorzej z zamkiem obeszła się władza radziecka.
W pałacu urządzono szpital dla partyjnej i państwowej
„nomenklatury" oraz kołchozowe sanatorium. Przerabiali,
przemalowywali i przestawiali. Po zmianach ustrojowych,
gdy Nieśwież znalazł się w granicach Białorusi, na
szczęście dla zamku, na szczeblu prezydenckim zapadła
decyzja o odbudowie dawnej rezydencji. To, co
zobaczyłam w Nieświeżu obecnie, budzi uznanie.
Jakże bardzo ucieszyłam się, przeczytawszy
niedawno, że Książę Antoni Radziwiłł z Antonina koło
Ostrowa Wlkp. otrzymał, od cara Aleksandra, Mir i
Nieśwież. Było to w 1813 roku, po śmierci Księcia
Dominika Radziwiłła, zmarłego z ran odniesionych w
armii napoleońskiej. Czytając tę informację natychmiast
myśl moja pobiegła do przepięknego dziedzińca
nieświeskiego, z herbem radziwiłłowskim w tympanonie
nad frontem pałacu.
Janów Poleski i Pińsk to miasta związane z życiem i
męczeńską śmiercią św. Andrzeja Boboli zwanego
„Apostołem Pińszczyzny”. Gdy przybyliśmy do Janowa
przywitała nas tam wielka ulewa; istne oberwanie chmury.
Nie wychodziliśmy nawet z autokaru. Staszek zrobił tylko
zdjęcie dwom krzyżom (prawosławny i katolicki), które w
miejscu pojmania świętego przez kozaków, postawiły nie
tak dawno władze białoruskie nazywając je krzyżami W wyniku tych walk twierdza została poważnie
zniszczona.
pojednania.
Krzyże pojednania
(prawosławny i
katolicki) w miejscu
pojmania Andrzeja
Boboli w Janowie
Poleskim.
Monumentalna brama wejściowa do Twierdzy Brzeskiej
Wspominając Pińsk zawsze będę miała w pamięci
Panią Tatianę – przewodniczkę, która zwracała się do nas
z uszanowaniem „Szanowni goście”. Opowiadała bardzo
ciekawie o prawie tysiącletniej historii miasta, która
często przeplatała się z historią Polski i tak np.:
usłyszałam i zapamiętałam, że król Zygmunt Stary nadał
mu liczne przywileje i podarował Bonie, której reformy
przyśpieszyły rozwój miasta.
Pińsk szczyci się między innymi tym, że w nim
urodzili się biskup, historyk i poeta Adam Naruszewicz
oraz pisarz i reporter Ryszard Kapuściński. W przeszłości
mieszkało tu także wielu innych sławnych ludzi, jak
wspomniany już św. Andrzej Bobola, szambelan
królewski Mateusz Butrymowicz, (którego pałac
oglądaliśmy), jego wnuk grafik Napoleon Orda, oraz wiele
osobistości pochodzenia żydowskiego.
Przewodniczka zwracała uwagę na to, że dla miasta
okres, gdy był pod rządami sowietów „to okres dramatów
ludzi i zabytków”. Komuniści likwidowali, lub
przeznaczali na inne cele, świątynie i klasztory. A dumę
miasta, XVII - wieczny kościół św. Stanisława, w krypcie
którego był grób św. Andrzeja Boboli, wysadzili w
powietrze w 1953 r. na rozkaz Nikity Chruszczowa.
Pani Tatiana z dumą pokazała nam zabudowania
uniwersyteckie, gdzie ona sama była wykładową
krajoznawstwa. Starym mostem przejechaliśmy rzekę
Pinę. Zwrócono nam uwagę na pozostałości po zabudowie
portowej oraz miejsce, gdzie łączy się Pina z Prypecią.
Tatiana zapraszała nas też do odbycia, w sezonie letnim,
rejsu po obu rzekach, nad którymi leży Pińsk.
Przemieszczając się między tymi miastami mijaliśmy,
wytyczone w końcu XVIII wieku staraniem
Butrymowicza i Michała Ogińskiego kanały: Królewski i
Ogińskiego. Podniosły one bardzo znaczenie Pińska, jako
miejsca przeładunkowego towarów. Obecnie ich
gospodarcze znaczenie jest żadne; stanowią zarośnięte
trawą i oczeretami rowy.
Ostatnim miejscem na drodze naszych wojaży po
białoruskich ziemiach był Brześć, położony nad Bugiem
przy ujściu Muchawca, tuż przy granicy z Polską.
Zwiedzaliśmy największą atrakcję turystyczną miasta Twierdzę Brzeską, która jest zespołem fortyfikacji
obronnych. W zaciętych walkach we wrześniu 1939 r., z
rąk Niemców ginęli tam żołnierze polscy, a w 1941 r. za
sprawą tych samych Niemców ginęli żołnierze radzieccy.
Młodziutka przewodniczka, wydawała się znać tylko
historię walk żołnierzy radzieckich, gdyż ani razu nie
wspomniała o bohaterskiej obronie Twierdzy przez
Polaków. Zachowane fragmenty fortów stanowią dziś
muzeum-mauzoleum chętnie odwiedzane przez ludność z
całego byłego Związku Radzieckiego.
Pomnik bohatera radzieckiego w Twierdzy Brzeskiej
Na zdjęciu pod parasolką, autorka reportażu: Bożena Wika
Trasa naszej wycieczki wiodła przez jeszcze wiele
innych miejscowości, w których odwiedzaliśmy kościoły
katolickie z licznymi Sanktuariami Maryjnymi oraz
prawosławne cerkwie. Ale opowieści o tych miejscach
posiadałyby całkiem inny klimat; też bardzo ciekawy.
Biorąc pod uwagę wiadomości, które dotąd
posiadałam o Białorusi, oparte na informacjach
podawanych w polskich mediach, byłam przekonana, że
zastanę tam krajobraz zdewastowany, zniszczony przez
kołchozy i reżim Łukaszenki. Lecz nie taka jest
rzeczywistość. Zauważyłam, że nadal najbardziej
charakterystycznym elementem poleskiego krajobrazu są
bagna, choć już mocno przesuszone przez meliorację,
którą na wielką skalę, stosuje się tu już od ponad 50 lat.
Ziemia, dobrze nawodniona, uprawiana jest w 100%;
nigdzie żadnych odłogów. Budynki w wioskach, choć w
dużej mierze drewniane i pokryte eternitem, stoją w
małych ogródkach pełnych kwiatów.
Jeżdżąc dobrymi drogami zauważa się wiele
symptomów dbania o kraj i ludzi. np.: czyste, świeżo
pomalowane przystanki autobusowe widziane na całej
trasie naszej podróży.
Będę zapraszała moich znajomych na wyprawę po
Polesiu, bo z tymi ziemiami, nierozerwalnie, wiąże się
nasza historia.
rok założenia 1991
OFERUJE BILETY LOTNICZE
każdymi liniami lotniczymi.
NOWOŚĆ: SANATORIA W POLSCE
wycieczki zagraniczne i lokalne,
Nasza najlepsza polska tenisistka
Agnieszka Radwańska, 4. w rankingu światowym,
w 2013 roku pokazała swoje najwyższe umiejętności i
wygrała kolejno 13. meczów, jednak w 14. natrafiła na
Chinkę Na Li i pomimo gry „na całość”, nie udało jej się
dojść do finałów Wielkiego Szlema w Melbourne w
Australii. Mecz rozpoczął się o godz. 1 w nocy z 21 na 22
stycznia 2013 r. i trwał do 3 nad ranem.
Pod sportowym komentarzem zostawił swój wpis w
internecie miłośnik gry naszej „Isi”:
Jaś urwis:
Moja Ty tenisowa Księżniczko, dlaczego tak mnie dziś w nocy
zawiodłaś??!
To ja dla Ciebie moja Ty Perełko nie poszedłem spać i postawiłem u
buka całego tysiączka, a Ty co? Znów zagrałaś pokazując swoje stare
Szybko, tanio i solidnie.
oblicze?
Na co moja Ty Myszko liczyłaś, że z Na Li w Australia Open to tak sobie
Wszystko zalatwiamy telefonicznie albo emailem
wygrasz czekając jedynie na jej błędy? Skowronku Ty mój tenisowy, no
przecież Ty już dorosłaś i wiesz, że to tak się nie da z taką tenisistką, jak
Na Li.
tel:
012-329
1526
Halina Bojara
fax: 086210 6439
No rozumiem, gdybyś nie potrafiła, Ty moja Konwalijko grać aktywnie i
[email protected] Cell 082 324 8808
skutecznie, ale Ty przecież potrafisz i to z roku na rok coraz to lepiej!
Skype: halusia595
Kociątko moje Ty serdeczne, no dlaczego Ty mi taki zawód
zafundowałaś w chwili, gdy ja tak mocno w Ciebie wierzyłem.
www.kriscotravel.co.za
Ty wiesz, mój Ty Kurczaczku, że ja obstawiałem co najmniej pól finał z
www.limohire.co.za
Twoim udziałem... a po cichu to i nawet sam finał!
www.krisco.pl (polska strona)
No, kurcze pieczone, a tutaj zawód, a tutaj ból!
Bo i tysiączek poszedł do Żyda i nie wrócił, bo i nadzieje rozbudziłaś
okrutnie.
Ale już dobrze, moja Ty śliczna Dziewczynko, już nie
wymawiajmy sobie tych naszych błędów, jutro też jest dzień, a
TŁUMACZENIA:
polski, angielski, afrikaans.
po nim następny, i następny i przyjdzie czas na kolejnego
Anna Netherlands i
Katarzyna Znatowicz
szlema, gdzie, ja wiem, w końcu zaskoczysz i zrobisz to, na co
082 350 2562
076 248 0924
Cię stać, moja Ty Lamparciczko cudna, moje Ty drop shot'owa
piękności, moje Ty serce!
[email protected]
[email protected]
No już, główka do góry i pójdźmy w końcu pośpiochać, bo
wypocząć też trzeba, nabrać sił. Dobranoc, moja Ty Królewno.
Tłumaczki przysięgłe Sądu Najwyższego w RPA
wypożyczanie samochodów, ubezpieczenia
podczas podróży, zakwaterowanie.
Już od ponad 20 lat
Aero Travel Tours
oferuje najwyższej jakości serwisy turystyczne:
Bilety lotnicze krajowe i zagraniczne,
• Zwiedzanie Afryki dla osób indywidualnych i grup,
• Wycieczki pobytowe i objazdowe w każdy zakątek
świata,
• Rezerwacje hotelowe i w parkach narodowych,
• Wynajem samochodów,
• Ubezpieczenia turystyczne,
• Transfery lotniskowo-hotelowe.
Nasz pełny zakres usług na stronie:
www.aerotraveltours.com
Zapraszamy firmy i organizacje do współpracy - oferujemy specjalne stawki dla klientów korporacyjnych.
Tel: 011 791-1771/3
Fax: 011 791-1775
Cell: 082 9010 896
Unit D13.
Lifestyle Riverfront Office Park.
Bosbok Rd. Randpark Ridge 2156.
Informacji udzielają: Viola, Beata i Kasia
e-mail: [email protected]