Wszystkiego najlepszego

Transkrypt

Wszystkiego najlepszego
IzabelaSzolc
WSZYSTKIEGO
NAJLEPSZEGO
8CZERWCA
Telefonzadzwoniłwnajmniejodpowiednimmomencie.
Aleczegomożnasięspodziewaćpotelefonach?
„Zamknijplastikowydziób"modliłamsięinic.Dzwonił
dalej.
Próbowałamniesłyszećtegoprzeraźliwegodriiin,którezamieniałosięwdriiiiiiiiin,apotemwjeszcze
cośgorszego.
Najwyraźniej Bóg obraził się na mnie. To, że zesłał na mnie wszystkie plagi egipskie z wyjątkiem
przydatnej od czasu do czasu głuchoty, dowodziło, iż niebo jest na dobre pogniewane na moją biedną
osobę.Jednakzaco?
Otarłamłzy,któreniagarąrozpaczystaczałysiępomojejtwarzy.Powiedziałamcośnapróbę,abypozbyć
sięchrypyidodaćsobiefasonutwardziela.Brzmiałototak:
-Jasnacholera!
PotemsięgnęłamdopotworapanaBella.
-Halo?
-Cotyjeszczerobiszwdomu?
Właśnie?!Zamartwiamsię,histeryzuję,plujęsobiewbrodę,rozpaczam,wylewampotokiłez,wpadam
wdołek,łamięsię,uprawiamczarnowidztwo.Chcęumrzeć,chcęsięutopić(wtychłzachsięutopię,a
co!),rozdzieramszatyiposypujęgłowępopiołem.
-Ogłuchłaś?!
-Niestetynie...
-Przecieżczekamnaciebie!
„Jużwiem,żeczekasz.Żebymiurwaćgłowę".
- Yyyy... Ewa? A byłyśmy dzisiaj umówione? - Przez mój piłkarski stadion przeleciał jęk kibiców
gospodarzy:właśniestrzelonopięknegosamobója.
-Chceszpowiedzieć,żezapomniałaś?
Otóżto.Nawetnaprzyjaciółkęsięnienadaję.Próbujęniechlipaćwsłuchawkę.
-Miałyśmyiśćdokina.Czekampod...
Zmojegogardławyrywasięrykgodnyrannegosłonia.
Zwierzęuważaneponiekądzasymbolszczęściabuczy:
-Ewka,niktmnieniekocha!
Dojechałam do kina, starając się ignorować spojrzenia towarzyszy podróży. Jedno współczujące na
dziesięć zaciekawionych. Po trzech przystankach zaczęłam się zastanawiać, czy powodem tłumnego
zainteresowaniasąmojepiękneoczy:
a)czerwonejakuhodowlanegokrólikaangory,ajaprzypominamheroinękanałuRomantica;
b) przesadziłam z czarną kredką, którą chciałam zamaskować wściekły róż i teraz wyglądam jak
niewolnicazharemu,aspojrzenianależądofanówegzotyki.
Szkoda,żeniemogłamwysiąśćnapierwszymprzystanku.
-Wychodziszzaszejka?-spytałaEwa,nieprzerywającnerwowegodreptania.
Uff!WięcjednakniewyglądamjakfankaTrędowatej.
-Woodymawiał...-Ewkajakowiecznastudentkakulturoznawstwazgwiazdamijestpoimieniu-...że
jaksięniezobaczyłopoczątkufilmu,wogólemożnagoodpuścić.
Pauza.
-Alejanigdyniebyłamjegofanką.Pauza.
- Chodźmy. - Wzięła mnie za łokieć i wepchnęła do środka. - Chociaż... - przystanęła na moment i
cmoknęłamniewobapoliczki-...poradzimysobie.
Z życiem? Gdyby nie fakt, że obie jesteśmy zdecydowanie heteroseksualne, powinnyśmy zostać
małżeństwem.Alenawetjeślibyłybyśmyskłonnenagiąćniecoswojeseksualneprzekonania,toitaknici
z tego związku. Primo: po wspólnie spędzonym dzieciństwie byłby on tak kazirodczy, że obrażone
niebiosamusiałybywemnietrafićpiorunem.Secundo:Ewkawciążjestzakochanawswoimchłopaku.
-Puściłmniekantem.-Rumienięsię,lecznicnatonieporadzę.
-Zostałocicośponim?
Stanąłmiprzedoczamitestciążówy.
-Negatywny-mówię,starającsięrównocześnieniewybićzębównasztucznymmarmurzemultikina.
Ewceznowuzaczęłosiębardzośpieszyć.
Kiedyzagłębiamsięwciemnąsalęzdużymświatełkiemwtunelu(ekranemznaczy),zaczynampłaczliwie
wspominać.
Iżałować,żewyszłamitylkojednakreska.Byłabypamiątka(chociażniedopostawienianapółce).
- Dobrze... - Oddycha Ewa, wskazując na monstrualnie wielką butelkę coca - coli. - Wciąż są jeszcze
reklamy.
-Niemamypopcornu-jęczęgłośno,gorszącprzyokazjidwaściślewypełnionerzędywokółnas.
Siedzimy.
- Nie chodziło mi o dziecko, stara kretynko! - Brawo. I na który epitet się obrazić? - Czy znów sobie
czegośnie...
Aha.Otojejchodziło.
-Nie-odpowiadamzminąurażonejniewinności,którazawszeuczysięnabłędach.
Miałamwtedyosiemnaścielatibyłambardzozakochana.
Miłość znieczula (i robi inne takie); wiem że znieczula, bo heroicznie kazałam sobie wytatuować na
ramieniuimiękochankainieuciekłamzwrzaskiemspodigły.No,możeszarpnęłamsięrazczydrugi...
Literkiwyszłytrochękrzywo.
Krzywizna facetowi nie przeszkadzała, bo zmył się, nim zdołałam ją na tyle wygoić, by móc mu ją
pokazać.
Zostałamnalodzie,alezyskałamlegendę-obcychmężczyznstraszniekręcitakadziara.Nadymamsięna
imprezachimówię,żemojaukochanaaktorka-AngelinaJolie-teżwytatuowałasobieimiękochanka.
Tyle,żejejtatuażwciążjestaktualny.Alecowtymdziwnego?KtórymężczyznazostawiłbyAngie?
Filmsięzaczyna.
Tytułnaekranieinformuje:DZIENNIKBRIDGET
JONES.
Pięknie,Ewka,pięknie...
9CZERWCA
Budzę się raniutko niczym skowronek (mały, szary ptaszek). Nie wiem co prawda, po cholerę wstaję
bladymświtem,skoroniemamnicdoroboty.Niewychodzędopracy,botypowejpracynieposiadam,a
żadnejfuchynarazieminiezlecono.Głowabolimnietylkotroszeczkę-żadentokacpozalaniurobaka
dwoma piwami (Ewce śpieszyło się do domu, do narzeczonego). Mojego eks tak obłożyłyśmy
wiedźmowato
-chmielowymiklątwami,żepewnieobudziłsiędzisiajzklejnotamidwunastolatka.Jakonieopierzeniec.
Filmboski-dowódnato,cowpierwszej,mylącejchwili(miłośćodpierwszegowejrzenia,phi!)nie
wydajesięoczywiste:żedoskonałaksiążkaświetniewykorzystakino.
EwaprzezcałyseanskibicowałaBridget,aja-ozgrozoDanielowi.KiedyHughGrantwypadłzłódki,poczułam,żejestemrówniemokrajakon.
-Hm,Anka...Gdybyśmogła,któregobyśwybrała?-Niemogłasobiedarowaćprzyjaciółka.
Jeślibyłtotest,tojagonieprzeszłam.
-Wiedziałam.-Popatrzyłamigłębokowoczy,nimwogólezdążyłamsięodezwać.-Zawszewybierasz
nieodpowiednichfacetów.
Omamusiu,ratuj!Czymuszędodawać,żekochaśEwyjestprawnikiem?Nomenomenspecjalizujesięw
sprawachrozwodowych.Toznaczypomagapodzielićsięeksmałżonkomksiążkami,którychzawczasuprzezornieniepodpisali.
-Aproposfacetów,cotenbiletertaksięnaciebiegapi?
-Hę?
Tylkonieto.Chłopaknibytoniechcącypodchodzi,apotemjakniewrzaśnie:
-Pikachu!!!Hm.
Szczerzęsię,jakbymwygrałamilionuUrbańskiego,ajednocześnieprzybieramkolorpurpuryjakktoś,
ktoprzyporządkowałOslodopytania,cojeststolicąFinlandii.
-Wzeszłymtygodniubyłamtunakreskówce.No,nafilmieanimowanym...
-Wiem,cotojestkreskówka-mówicierpkoEwa-aleniewiem,cotoPikachu.
-Pokemon-wyduszam.-Małyżółtypokemon.
-Mojasiostratoogląda!
- Aha. Właściwie mój ulubiony kieszonkowy potwór to Meowth. Jest zły, ale trzeba dać mu szansę chaotyczniezmieniamsięwMarkaKotańskiego.
-Mojasiostratoogląda.
-No...
-Aleonamaosiemlat.Toodwadzie...
-Wiem,oiletowięcej.
Wychodzimyzkinaidrepczemydonajbliższegopubu.
-Zkimbyłaś?!
Oho,kroisięscenazazdrości?
-ZMoniką-wyznaję.Nakłamstwiedalekosięniezajedzie.-Tożonamojegoeks-(paskudnesłowo)naczelnego.
-A,ta!Przecieżonajestjeszczestarszaodciebie!Czyżbymwidziałajakiśgrymas?
-Wiesz,Ewka,nastarośćsiędziecinnieje.
-Rzeczywiście,mojababka...
Ubarmanazamawiamnajwiększeinajciemniejszepiwo.
-Ibezpiany!
Umyłamjużzęby.Przeglądamsięwlustrze:możetakasauteniepowinnam?Ech,powinnam,wkońcunie
brakmiodwagi.Więc...Otocowidzę:niezawysoka,aleiniezaniska.Blondynka-mężczyźniwolą
blondynki.Ablondynkiwoląbarbiturany...
Oczyzielone(trochętonaciągane-niechbędzie,żezielonewodpowiednimświetle).Dalejidzieciało:
szyja do noszenia głowy, bynajmniej nie łabędzia. Piersi... Error, nie ma piersi. Nie ma? Muszą być!
Muszą?! Dobrze, piersi... są (dwie dziecięce porcje lodów śmietankowych z rodzynką na szczycie
każdej).Brzuchraczejpłaski,cellulitis(patrzoczy).
Pupa-najlepszaczęśćwtejkonkretnejosobie.Mała,kształtnainabita.Zakolejnązłośliwośćboskiej
instancjimożnauznaćto,żenieurodziłamsięzniąnatwarzy.Alemiałabymrwanie
-przynajmniejteoretycznie.Gorzej,żewybranekmógłbymnienieprzedstawićteściom,aleskoroitak
żadentegoniezrobił,problemjestczystoakademicki.
Kłopotwtym,żejacałeżyciechciałamwyglądaćtakjakEwka.Śniada,cycatabrunetka.Matakąfigurę,
jakbyjejrodzicezapatrzylisięnajakiśfilmzGinąLollobrigidą.Ech,życie,jaktomawialiwstarych,
zbuntowanych czasach. Raz się żyje - nikt nie da mi szansy na powtórne narodziny w ciele seksownej
Włoszki.Jeżelijednakreinkarnacjaistnieje,tomamprzynajmniejpewność,żeodkądzrezygnowałamz
mięsa,nieodrodzęsiępośmierciwskórzeprosiaka.
Najważniejszetodbaćokarmę(przepraszam-dbaćoKarmę).
Taaa,zokazjiśniadaniakarmięsięwięcdzisiajpomidorem.
Żadne to co prawda wyrzeczenie: od pomidorów w każdej postaci jestem uzależniona (od tych w
Krwawej Mary również). I tylko ta zima... Zima to dla mnie traumatyczne przeżycie - adiós pomidory!
Adiós,adiós,adiós...
-Mapanichłopaka?
-Pomidor.
-Mapanipracę?
-Pomidor.
-Jestpaniszczęśliwa?
-Pomidor.
-JakzginęłaIndiraGandhi?
-Pomidor?!
PonieważzbrakukompanamożnapićdolusterkaKrwawąMary,zpodobnychprzyczynmogęteżjeśćdo
lusterkakanapkę.
Stawiam wszystko na kuchennym stole i zaczynam śniadanie. Przeżuwam (kurczę, naprawdę mam takie
wypchanepoliki?Jakchomik!).Wysmarowałamgórnąwargęmasłem.Pac-kawałekpomidoraspadłmi
nakoszulkę.Muszęsobiezakonotować,abywprzyszłości-kiedyznówbędęmiałachłopaka-nigdynie
jadaćznimśniadań.Toznaczyzaproszenianaśniadaniabędęoczywiścieprzyjmowała,alenadranem,
kiedy mój mężczyzna będzie jeszcze spał, ja zniknę cicho i po angielsku, pozostawiając za sobą tylko
dyskretnyzapachperfumGabrieliSabatini.Facecipodobnouwielbiajątakiekomedie.Tylkocobędzie,
jakonwprosisięnaśniadaniedomnie?
Cozrobićztakdoskonalerozpoczętąbladymświtemsobotą?
Odpowiedźnatopytanieprzychodzimizłatwością:wrócićdołóżkaijąprzespać.
10CZERWCA
Niedziela. Słowem - Dzień Pański. Dzień, który należałoby święcić, leżąc brzuchem do góry. Dzień
teoretyczniemiły,leczwpraktycenajwiększyupiórcałegotygodnia.Straszącyserialowymipowtórkami,
wśród których prastary „Domek na prerii" traktował zmysły jeszcze najłagodniej. Dzień teleturniejów,
których uczestnicy z mocno przesadzonym entuzjazmem reagują na taką wygraną jak plastikowy czajnik
elektryczny.Wzasadzieokreślenie
„przesadzony entuzjazm" nie oddaje w pełni euforii gospodyń domowych, które prosto z kuchni
teleportujesiędostudiatelewizyjnego.Ciesząsięztego,jakbyobjawionoimwnętrzeArkiPrzymierza.
Analizującdalejcieniesłonecznejniedzieli:wyprawadojedynegootwartegowpobliżusklepupojedną
jedyną butelkę wody mineralnej (niezbędnej do ulżenia zeschniętemu, skacowanemu podniebieniu)
kończysięstagnacjąwniemiłosiernymogonkudokasysupermarketu.Kolejkazakręca,wirujeizamienia
sięwstugębnegopotwora.Potwórkomentuje,obgaduje,poucza,syczyjakstotysięcyszerszeniikrzyczy
dziecięcym głosem: Ja chcę loda! Jak można się domyślać, lody lądują na rękawie czyjejś ulubionej
bluzki.
Kasjerkawrzeszczy,że„ono"zjadłoproduktprzedzapłaceniem,ataksięniegodzi,nawetkiedymasię
sześćlatisześcioletniapetyt.Obślinionypapiersłużyzadowódwiny,podobniejakibluzka...
Kiedywreszcieudajecisięuiścićopłatęzałykkrystalicznieczystejwody,czekacięjeszczeprzeprawaz
harcerzem,któryzawzięciepakującbutelkędofoliowejtorby,próbujezarobićnaobóz.Zbrakudrobnych
dajesz mu swojego szczęśliwego grosza, by nie zasłużyć na sprawność skąpca i nie poczuć na sobie
surrealistycznego spojrzenia spaniela przebranego w szary mundurek. To jednak i tak nie wszystko: w
drodze powrotnej może cię potrącić srebrzysta hulajnoga lub czyjś tatuś, który za dużo wypił do
świątecznegoobiadu.
Świątecznyobiad!Ha!Właśnie!Niedzielatodzieńzbieraniabłogosławieństwnacałyprzyszłytydzień.
WtymcelumożnasięudaćwgościdoPanaBogaiodwiedzićGowkościele.Generalniejesttojednak
pójścienałatwiznę,boBógjestmiłościąibłogosławikażdemu(no,niestety,prawiekażdemu).Oileż
bardziejkarkołomnym(czytaj:ambitnym)zadaniemjestpoprosićotosamowłasnąmatkę.
Mama,mamusia,matula,mameńka.Krępującesamowsobiejestjużto,żecięurodziła.Chceszczynie
chcesz,oglądałaśwyściółkęjejmacicy,onarzygałaprzezciebieisprawiłaśjejwielebólu.Aprzecieżte
dwieostatnierzeczynajczęściejniemijająwrazzporodem.Szczerośćtoszczerość,jakkolwiekbrzmi.
Ona od czasu do czasu sądzi, że albo jesteś podrzutkiem, albo musiała cię adoptować. Zapewnia to
spokójduszyprzynajmniejdonastępnejniedzieli.
Niedziela,domrodzinny,świątecznyobiad.
Mama:Kochanie,maszcośnabluzce.
Ty:O?
Mama:Zostanieplama.
Ty(wpanice):Niemożliwe!ToMorgan(coprawdazwyprzedaży,alezawsze...).
Mama:Dowyrzucenia.Dobrze,żetotylkozwykłaszmatka...
Ty (przypominają ci się wszystkie koszmarne wyprawy na tekstylne zakupy z matką. Białe bluzki z
koronkąispodniedzwony.Zaraz,zaraz-czydzwonyznowuniesąmodne?Są,inaczejniemiałabyśich
dzisiajnasobie.Wwiększymrozmiarze,rzeczjasna):podajeszzdumącenębluzki.
Mama:Ilezatozapłaciłaś?!
Ty:milczenie.
Mama:Toplamaodczekolady.
Mama:Niepowinnaśtyletegojeść.
Mama:Tyjeszodtego.
Mama:Robiącisiępryszcze.
Ty:Toniemojaczekolada!
Mama:prychnięcie.
Tato(tak,tak-maszjeszczetatę!):Dajdzieckuspokój!
Ty (znowu w głowie): Jak fajnie, że ludzie nie rozmnażają się przez pączkowanie (tu następuje wizja
twoichrodzicówrobiącychTO.Cholera,czujeszsięjakpodglądacz.Wdodatkuniewierzyszwto,co
widzisz.Chociażtotylkooczyduszy).
Tato:Sama?
Ty: zastanawiasz się, skąd już wiedzą, że jesteś puszczona kantem, skoro ty się ciągle jeszcze nad tym
zastanawiasz.
Tato:PrzyszłaśbezRoberta...
Uf.
Ty(kłamiąc):Poszedłdoswoichrodziców.
Tato:Powinniśmysięwkońcuwszyscyspotkaćrazem.
Mama:Myijegorodzice.
Tato:Postanowilibyściecoś...
Ty:Co?!
Mama:Latkalecą...Jawtwoimwiekujużcizmieniałampieluchy.
Ty:Serio,mamo?Ajamyślałam,żechodziłaśnawywiadówki.
Tato(dziwnie):Cóż...
Mama:Apraca?
Cisza.
Tato:Zrealizujsięwreszcie,dziewczyno.
Ijeszcze:Ilecipożyczyć?
Mama:ŁapRoberta,bowkońcucięzostawi.
Wtymmomencieplujeszrosołem.
Tatoimama(prawiechórem):Córeczko,stałosięcoś,oczympowinniśmywiedzieć?
Ty (ze świadomością, że za łganie z piekła nie wyjdziesz): To ta zupa. Mówiłam, że chcę rosół
warzywny.Przecieżwiecie,żeniejemmięsa.
Tato:spokojniesiępożywia.
Mama (również uspokojona): A cóż ja tutaj tego mięsa włożyłam. .. To jakby krówka zanurzyła tylko
kopytko(zachichotała).
Cholera,kopytko!Takwogóle-czykrowymająkopyta?
W każdym razie Poniatowski też zanurzył jedynie oficerek, ale się utopił. Zresztą krowa również nie
uszłazżyciem.
Kurczę,domoweobiadyzawszepsująmikarmę.Jestemwspółwinnamorderstwa!
Tato...
Mama...
Aaaaaa!
Niedzielawieczór:hopdołóżka.Pustego.
11CZERWCA
Niedobrze-toporannewstawaniewchodzimiwnawyk.
Wefekciezyskujęparędodatkowychgodzindospędzeniananiczym.Gdybymbyławlepszymnastroju
(lubwyciągnęłajakieścharytatywnepieniądzeodrodziców-alepoco?),możenapisałabymjakieśCV
albo... Albo podlała paprotkę. Gdybym oczywiście miała jakieś kwiaty... Cholera, nawet pomidory się
skończyły.Znowutrzebabędzieiśćdosklepu.
Nie, będę głodować i schudnę. Zagłodzę się do figury modelki, a potem zacznę się frustrować, że w
moimwiekunawetnajchudszejniktbyniewpuściłnażadenwybieg;zwyjątkiemtakiegodlapsów.
Wzwiązkuztymdzisiajwchodziwgrętylkowysiłekduchowy.Będęmyślećosensie-seksieżyciai
mantrować.
Ommm,ommm,ochchch...
Będęmyślećpozytywnieiwyobrażaćsobieróżnerzeczy...
Wyobrażę sobie osoby, które chciałabym, żeby do mnie zadzwoniły. Robi się to tak: wyobrażasz sobie
twarz kogoś takiego, a potem umieszczasz w myślach na jego czole gwiazdę i nadajesz przez nią
nazwisko,albojeszczelepiejimięszczęśliwca.Potembywa,żeondociebiezadzwonialbowejdziecie
na siebie w spożywczym... Mantrowanie imienia jest lepsze od mantrowania nazwiska, bo nazwisko
zawsze można przekręcić. Wiem, co mówię, nadawałam kiedyś przez gwiazdę do jednego faceta, a on
ożeniłsięzinnąkobietą.
Dopiero przy odczytywaniu przysięgi ślubnej okazało się, że on nazywa się Blusz, a nie Bluszcz, jak
nadawałam.Cholernapolszczyzna.
Driiiiiin.
Dzwoni?!Rozwiedlisię?Niemożliwe...
Jasne,cholera,żeniemożliwe!
-Halo,Anka?
-Akogosięspodziewałaśotejporze-mówiędoznajomejzdawnejredakcji.Redakcji,którakwartał
temuwyciągnęłakopyta,posyłająccałyzespółnazielonątrawkę.
-Pracujesz?-pytaMagda.
-Askądcitoprzyszłodogłowy?
-Jestwcześnie,atyjużnanogach...-Badasytuację.
-Totylkobezsenność.Aty?
-Właśniewtejsprawiedzwonię.Jestemterazw
„Trzydziestolatce"izastanawiałamsię,czynienapisałabyśnamjakiegośtekstu.Najlepiejcośokinie...
-Eee...Tytakzdobregoserca?
-Pomyślałam,żezrozumiesznaszeczytelniczki.
Trochępośpieszyłasięztymimoimiurodzinamiprezenciknatrzydziestkę.Jednaklepszywróbelwgarściniżorzełnadachu,jakmawiamojamatka.A
propos,czymówiącowróblu,miałanamyślitatę?
-Toco,wchodziszwto?
-Takjest!Jużsięmelduję.
-Nototekstnapiątek.Pa!-Rzuciłasłuchawką.
Tak. Stęskniłam się za płynem na wrzody żołądka prawie tak samo jak za terminami. To podobno
syndrombezrobotnych-najpierwchcecisięrobićabsolutniewszystko,apotemdługo,długoabsolutnie
nic.Czytałamotymchybaw
„Forum".Aterazpaniredaktor.„Trzydziestolatka".OK.OK.
OK. Lakierowana okładka, duże litery (żeby do czytania nie trzeba było używać okularów) i markowe
strojewstonowanychkolorach.Jakwidać,ktoranowstaje,temuPanBógdaje(prawaautorskierównież
powinnynależećdomojejmatki).Ha!Amyślałam,żeoddelegowanomojegoaniołastróża.Jasne,żenie
wolno jeszcze popadać w euforię ani przywoływać grymasu świętej Teresy z Avila, ale... Gdyby tak
jeszczemałebzykanko?Koniecznieosmakubananowychprezerwatyw(truskawkoweładniejpachną,ale
jamamuczulenienatruskawki).Możejednakznowuzdaćsięnagwiazdę?Wkońcutylemałżeństwsię
rozwodzi.
„Anno, zejdź na ziemię. Z ciebie jest egoistyczna i niewyżyta erotycznie świnia. Pokuta!" - twój anioł
stróż.
*
Kupiłam pomidory. Zrobiłam to w godzinach bardzo popołudniowych, kiedy skręty pustych kiszek
przypominały już skurcze wczesnoporodowe. To musiałoby być umuzykalnione dziecko (ciekawe po
kim),bozmojegobrzuchaautentyczniedobiegałyurywanedźwiękiIX
Symfonii.Kłopotwtym,żekiedyusiadłamdotete-a-tetezkanapkami,mójdomofondałgłos.
Brzęknąłtrzyrazyiuciszyłsię.Znałamtenszyfr.Znałamteżtenwarczącygłos:
-Złaźnadół!
EwapomachaładomniezbajeranckiejczerwonejfuryswojegopanaPorządnego.
-Cześć!-Uśmiechnąłsiędomnie,kiedyoparłamsięodrzwigestemJuliiRobertszPrettywoman.
-Poprawiłcisięnastrój?-zapytałaEwka,pociągającnosem.
Odpowiedziałamzgodniezprawdą,żerzeczywiście.Takjakby.
- Choroba dwubiegunowa - burknął facet bardziej do kierownicy niż do nas. I taki był zmartwiony...
OczywiściemartwiłsięoEwę,anieomnie.Hm,czytachorobadwubiegunowajestzaraźliwa?Jeślitak,
toniemasprawy.Toznaczyjest,aleznaczytoteż,żetonierak,czylichybatrzebasięcieszyć.
-Mamycośdlaciebie.-Uśmiechnęłasiędoswejdrugiejpołówkioimieniu...Zgadnijcie?
JakiśAdam?Nie!Wenecjusz!Tak!Aletoniejejwina.
Nieurodziłsięjeszczefacetidealny.
-Cotojest?-pytam,kiedyprzyjaciółkawyciągacośzkoszykastojącegopomiędzyjejstopami.
-Orany,tożyje!-mówię.-Ipiszczy.
Ewkawciskamiprzezsamochodoweoknociepłyijasnykłębeksierści.
-Niemogłaśzacząćodpaprotki?
-Zapewnicitowarzystwo.Będzieciękochać.
- My też cię kochamy - odzywa się Wenecjusz. - Ale sama rozumiesz, że siebie wzajemnie kochamy
bardziej.
Dostałamsunię!
Znaczyniecałkiem.Zastanawiałamsięnadtymdochwili,gdymójwzrokspotkałsięzewzrokiemtego
czegośzfutra.
Toniesunia,alemusiałamwypalićcośniezłegoinajwyraźniejotymzapomnieć.Cholera,trzymamna
rękachufoludka!
Jakiebłękitneoczy!
Piękne!
-Wporadnikachpiszą-mówiWenecjusz-żeswymmruczeniemkotyświetniewpływająnapsychicznie
chorych...
Wielkiedzięki.Alemamkoteczkę!
-Tozapachjejmamy.-Ewapodajemisłoiczekzeżwirkiem.-Wsypdokuwety,tonigdynieobszczaci
parkietu.
Zapachmamy!
Orany,aletośmierdzi!Nieważne.Czytenkotjestkrzyżówkąpumyzyeti?
- To kotka syjamska - informuje Ewka, podając jeszcze czerwoną kokardę. - Nie pozwoliła zawiązać
sobienaszyi.Macharakterek!
Zupełniejakpaprotka...Kwiatpaproci...Strażnikkwiatupaproci...
-Toprezentnaurodziny.-Ewakichaporazpierwszy.
Wszystkimcośsięśpieszydotychurodzin,tylkoniemnie.
Wenecjusz korzystając z okazji, dziękuje mi za prezent na jego trzydziestkę - oczywiście poradnik,
oczywiścieMarsjanieiWenusjankiwsypialni.Wszystkojesttakoczywistejakito,żetenfacetzarabia
osiemdziesiątbaniekwswojejfirmie.
TymczasemEwakichaikicha.
-Jedź!-Trzepienarzeczonegowramię.-Mamalergięnakoty...
Wynikaztego,żezyskałamkotazSyriusza-tej„psiejgwiazdy"-astraciłamprzyjaciółkę.Kotkęnazwę
Luna.
*
Mammniejwięcejdwumiesięcznegokota„madeinTaiwan",składanegowPolsce.
Pozbyłamsiętylkokokardki,łyknęłamplasterpomidora,bynieumrzećzgłodu,ipobiegłamdojedynej
czynnej o tej porze (godzina dwudziesta zero zero) księgarni, to jest paru półek z książkami w
hipermarkecieTesco.Musiałamsiędowiedziećczegośokimś,kogowpuszczonopodmójdach.
Obsługatrochęsiękrzywiła,żenibyzezwierzętamidoTesconiewpuszczają.Wtedyimodszczeknęłam,
żeLunatoniezwierzę,tylkoinnaformażycia.
Przystojniakzbiuraobsługiwpuściłmnieprzezsłużbowąbramkę:
-Wdrodzewyjątku,agentkoScully.Wiemjuż,jakwyglądapodrywnakota.
Wdziale„Książki"znalazłamtylkojakiścholerniedrogialbumokotachrasowych(czybroszurkidotyczą
tylko dachowców?), na który nie było mnie stać, więc ustawiłam się w cieniu gospodarczej kamery i
zaczęłam czytać notatkę o Syjamach. Na początek mogłam porównać wściekle miauczącą Lunę ze
zdjęciemprzedstawiającymdorosłegokotajejrasy.
- Popatrz, kochanie, nawet jeśli będziesz grzeczna, to i tak będziesz tak wyglądać, gdy urośniesz. - Od
razuzaczęłampopełniaćbłędywychowawczeswoichrodziców.
Kotzamilkł.
Zfotografiipatrzyłonanaszwierzęarystokratycznedoobrzydliwości.Miałomleczno-kawowąsierśćz
ciemnoczekoladowym
pyskiem
i
spiczastymi
uszami.
Dłuuugiekończyny,biczowatyogon-orientalnapiękność.
Piękność, która patrzyła w obiektyw kobaltowymi, lekko zezującymi oczami. I nic na tym defekcie nie
traciła.Ba!
Zyskiwała!Zyskiwałatajemnicę.
Dowiedziałamsię,żeLuna:
-należydonajstarszejrasyhodowlanejuszlachetnionejprzezczłowieka...(???)
jej
praprapra(...)
babki
(nieuszlachetnione?!)
wegetowaływogrodachzoologicznych...
-Lunabędziemiała„ognistytemperament"(wporęzmienićimięnaCarmen,Scarlett,Alexis?)...
-Lunę(czyzostanietoimię?)możnanauczyćaportować...
-pocieszymniewsmutkuichorobie(bomba!)......jeśliniebędęnatylechoralubwpodeszłymwieku,że
harcesyjamkimniezamęczą.
Kupiłamkoloroweplastikowemiseczki(słyszałam,żealuminiumjestszkodliwe,więcodpuściłamsobie
wszystkie miski w kolorze srebrzystym - pasowałyby do sierści, ale kto wie, czy to właśnie nie
aluminium?).Dozdobytegogdzieśnasaliwózkazaładowałamteżkuwetę,bymócwsypaćdoniej
„zapach mamusi". Do kompletu dodałam jeszcze potwornie ciężki worek ze żwirkiem, tuzin puszek z
karmą,atakżemnóstwopudełekipudełeczek.Nawieczkukażdegoznichgościłomałekocię.
Przykasiepomógłmisięspakowaćprzystojnyfan„Z
ArchiwumX".
Kiedy wyjmowałam i oglądałam każdą z zakupionych rzeczy (już w domu, w niemilknącej, drepczącej
asyście Luny), znalazłam wypisany na paragonie numer telefonu. Kot wie - może się z nim umówię?
Znaczyzowymmężczyzną.Z
tegocopamiętam,miałkręconewłosy.Możenależysiępomodlić,żebytoniebyłatrwała?
Opółnocyczułamsięzupełniejakkociamama!
Lunaśliczniejeipije,ikupkęrobi!
Oczywiście od razu wpuściłam ją do łóżka. Swoją drogą myślę, że mężczyźni nie lubią, jak dzieci
gramoląimsiędowyrka.No,chybażeskończyłyszesnaścielatisącudzymicóreczkami...Mojekocie
dzieckozostaniewmoimłóżkuchoćby...Choćby?!Choćby?!
„Trwała"niemachybanicprzeciwkokotom?
Janapewnonie.Lunawtuliłasięwmojąszyję.Niechciałamzasypiać,byniezrobićjejkrzywdyinie
zamykaćoczunapięknotegośpiącegoobrazka.
12CZERWCA
Obudziłsięwemniedziwnyinstynktbędącypołączenieminstynktumacierzyńskiegoiinstynktuhodowcy;
jaksiędobrzezastanowić,wychodzi,żetojednoitosamo.
Założyłam Lunie granatową (znaczy „rasowo" wyglądającą) obróżkę, która pasuje do koloru jej oczu.
Wyszczotkowałam ją czymś, co się nazywa „kocie zgrzebło" i obsypałam ładnie pachnącym (bzem?),
suchym kocim szamponem. Prawdę powiedziawszy, sierść Luny jest teraz napuszona i sterczy na
wszystkiestrony,cobardziejpasujedopersaniżdosyjama,aleprzecieżnieodrazuRzymzbudowano.
Narazieidęzkotkądoweterynarza.Pełnyprzegląd!
Oooo!Atokto?Przedlecznicązatrzymałsięczerwonysportowysamochód,zktóregowyskoczyłistny
Adonis.Facet,którywyglądałtak,eee,inaczejniżjakikolwiekdotądznanymifacet,żewogólebardzo
trudnobyłobymigoopisać.Użyjętylkojednegozłożonegoprzymiotnika:nieprawdopodobnieseksowny.
Mniam. Zaraz, zaraz, to zwierzę nie wyciągnęło z gabloty żadnej nieludzkiej istoty. Czyżby...
Juuuuhuuuu!!!Toweterynarz!
Poprzepuszczałam parę osób, aby w ostatecznym rozdaniu trafić na ten weterynaryjny ideał. Udało się,
ale Luna wcale nie była zadowolona z przedłużającej się obecności w tym miejscu. Obce koty nie
spuszczałyzniejoczuwielkichjakspodki,aprzedmomentemjakiświelkipies(dog?)wcisnął
łebdotorby,wktórejjąprzyniosłam.
-Comytutajmamy?-zapytałweterynarz,kiedyweszłamdogabinetu.
Już chciałam wyrecytować swój życiorys, wymiary i średnią ze studiów oraz to, że nie dotyczy mnie
żadneschorzeniegenetyczne(możezwyjątkiembabcinegoAlzheimera),alewporęochłonęłam:chodziło
tylkooLunę.
-Mamkota-mruknęłamiwyjęłammałąztorby.Jakośdziwnienamojegokotapopatrzył.
-Syjamka.
Kiwnęłamgłową.
Luna wydawała się taka malutka na wielkim metalowym stole, że wyrwało mi się z ofeliowym
przydechem:
-Paniedoktorze,aleczyonajeszczeurośnie?Roześmiał
się:
-Oczywiście.Wszystkorośnie.
Czy mówiąc to, miał coś na myśli? Robię się nieprzyzwoita, odkąd romantyczności w moim życiu za
grosz.
-Ślicznakotka,cudownymądrykoteczek.Obejrzymysobie...Jakazdrowa.Oho,chybacośsięzrobiłoz
uszami...
Ładniutkipyszczek.Ioczymatakieniebieskie...
MówiłdoLuny,ajarozpływałamsięzrozkoszywcaleniematczynej.
-Musipanibyćzniejbardzozadowolona?
- O tak. - Roztopiłam się w jego oczach, które wyglądały jak oczy Paula Newmana (tego od filmów i
majonezów-naopakowaniachtychostatnichlepiejwidaćjegooczyniżnastarymwyblakłymfotosie),co
powinnamchybapotraktowaćjakodobryznak.
13CZERWCA
...aleniepiątek!
W liceum miałam znajomego, no, prawie chłopaka... Tak, chłopaka... Znajomego, który „na wszelki
wypadek"nigdynieprzychodziłdoszkołytrzynastego.Wogóleniewychodził
wówczaszdomu,niegotował,niemyślałnawetoseksie.W
sumieemocjonalnypopapraniec.Łgałwychowawczyni,żetojazmuszamgodowagarów,abytylkonie
przyznaćsiędoswojegopotwornegozabobonu.Boteraz,podkoniecXX
wieku,totakiepasse(jegomatkauczyłafrancuskiego).Takczyinaczej,niekiedy-zczystegosentymentu
- brakuje mi tamtego chłopaka. Ilekroć sobie o tym przypominam, specjalnie przechodzę drogę, którą
przebiegłczarnykot,zamiastczekaćnaodczyniającegopechałysegowokularach.
Tym razem nie zwracając uwagi na datę, pobiegłam radośnie z kocicą do lekarza. Wyniośle minęłam
pielęgniarkęijakwdympodeszłamdoniego-osobistegoweterynarzaLuny.Pocichuzastanawiałamsię,
czygdybymzaczęłamiauczeć,teżbysięmnątakuroczozaopiekował.Wchwilępóźniejwszystkorunęło.
Kanaaał!
Dlaczegowcześniejniedojrzałamobrączkinatymuroczym,męskimpalcu?!
O żesz cholera, przecież przysięgałam sobie, że nigdy nie będę zadawać się z mężami, wyjąwszy
własnych. Nie będę suką i nie odbiję mężczyzny innej kobiecie! („Naprawdę?" - to głos wewnętrzny).
Siostry!Mymusimysięwzajemniewspierać!Cholerajasna,ajeślionzałożyłtęobrączkę,bozabardzo
siędoniegoprzystawiałam?Cozawstyd.
Wychodzimyzgabinetu:Lunazoklapniętymiuszami,jazoklapniętąduszą.
Postanawiamnadzisiaj:
-niewychodzić,
-niegotować,
-niepisać.
Postanowieńseksualnychniepodejmuję.
14CZERWCA
Święto-cooznacza,żeniemogęiśćzLunądoczyszczeniauszu.Zdrugiejstronypowinnamprzełamać
swoją egoistyczną postawę w obcowaniu z bliźnimi, nawet jeśli znajdują się oni na innym stopniu
drabiny ewolucyjnej, w związku z czym miauczą i chodzą na czterech kudłatych łapach. Nie ma się co
oszukiwać,odtegociągłegogmeraniawacikamiuszyLunyrozjechałysięnabokiiterazkotkawygląda
jakfenek,zwanyteżpieskiempustynnym.
Mrucząc,Lunaprzyszładomniedołóżka-poprzytulamysięchwilę.
ŚwiętoBożegoCiała.Jeślidobrzepamiętam,czternastolub trzynastowieczne. W katedrze Canterbury (a może była to bazylika w Cluny?) świętemu Hugonowi
(Hubertowi?)podczasmszyzaczęłakrzyczećhostia.Tenfaktrychłopostanowionouczcićiczczonyjest
dodziś.Tylkocoztego...
Niekiedy dziwi mnie (a nie powinno!), dlaczego nie można dogadać się z rodzicami. O naiwności przecież gdybym spróbowała porozumieć się z jakimś swoim trzynastowiecznym, naćpanym sporyszem
(brak nawozów sztucznych) przodkiem, ten spaliłby mnie na stosie za mój makijaż. Ha! Trudno byłoby
jednakmówićozaskoczeniukiedy którejś nocy, wracając z imprezy, zaczepiłam spojrzeniem o lustro, też zaczęłam wrzeszczeć:
świecącewciemnościcienieipomadkiManhattanutopoparudrinkachryzykownegadżety.
Wsumielubiętendzieńiposzłabymnaspacer-latarnieobwieszonekolorowymibibułkami,ulicetoną
wkwiatach.
Możnasięprzekonać,dlaczegożycieniejesttańcempopłatkachróż-zbytłatwosiępoślizgnąć.
Wkompleksywpędzająmnieteośmioletniedziewczynki:wbiałych,komunijnychsukienkachwyglądają
zupełniejakślubneoblubienice.Jasne,żekoronkowąbezętrzebabywciskaćnamniesiłą,aledoołtarza
jestemskłonnapobiecjakmaratończyk.Cotorobizczłowiekatradycyjnewychowanie...
- Włóż, kochanie, te skarpetki - cedziła moja matka, machając mi przed nosem dwoma kawałkami
dzierganejbawełny.
- Nie!!! - buntowałam się z całą mocą. Nie był to jednak bunt młodzieńczy dla samej zasady zagrania
starszymnanosie.Miałamjużbiałerajstopy.
-Będziecizazimno!Natychmiastproszęwłożyćteskarpety!
Wczasach,kiedyjadreptałamdoPierwszejKomuniiŚwiętej,skarpetkinałożonenarajstopywyglądały
naprawdęokropnie.NiebyłojeszczewtedysłynnegoGalliano,którynaFashionTVwytłumaczyłbymi,
że jest na odwrót: że to szczyt paryskiego, duchowego szaleństwa. Niedoinformowana więc,
zaprotestowałam
raz
jeszcze.
Wcześnie
nauczona
doświadczeniemniebawiłamsięjużwtakieniuanse,że
„wszystkie dziewczynki będą się ze mnie śmiały". Nikt nie bierze pod uwagę obserwacji społecznych
kogoś,ktodowolnemumężczyźniemożeprzejśćpodpachą.
-Anka!-matkadesperowała.-Spóźnimysiędokościoła.
Milczałam.
-Anula,jaknałożyszskarpetki,toniezakręcęcinaszczotceloczków.
Hm,ewidentneprzekupstwo.Wolęwyglądaćjakpudelczyjakwariatka?Takiepytaniemożezaważyćna
całymprzyszłymżyciu(głębokowierzę,żeczułamwtedytegoGallianoprzezskórę)!
-Dobra,mamo.Wkładamskarpetki.
Oczywiście wszystkie dziewczynki w kościele nabijały się z mojego ubraniowego ekscesu, a problem
noszeniaskarpeteknarajstopynatrwalezagościłwkatechetycznejświadomości.
Wypływał nawet w postaci docinków po wakacjach. Nie ma to jak niewinne istotki! Ja miłosiernie
odpuszczam, kiedy one dwadzieścia lat później próbują rozprostować swojego nadpalonego trwałą
pudla.
Tamte skarpetki spowodowały dyskusję tak palącą, że wyparły nawet mój wcześniejszy eksces: na
komunijnejpróbie,odurzonazapachemkwiatównieeleganckozaczęłamsiędusić,aprzeztorozpaczliwie
szamotaćprzedsamymołtarzem.Dostałamwtedyksywkę„DziewczynaEgzorcysty".
„DziewczynaEgzorcysty!"-wyośmioletniesamotnepudlice!
Idęjednaknaspacer.Zkotem!
15CZERWCA
Ludziedostająpiętnastegowypłatą,aja-okres.Jakjategonienawidzę!Toznaczy,żebyśmysięjasno
zrozumiałyjeszcze bardziej nienawidziłabym ciąży (przypuszczam, że moja niechęć do pierwszej fazy
macierzyństwawynikaztego,iżbędącwokresiepokwitania,ojedenrazzadużoobejrzałamObcegoÓsmego pasażera Nostromo). Czytałam ostatnio, chyba w „ELLE", że wymyślono już tabletkę
antykoncepcyjną dla wyjątkowych, zawodowo zapracowanych kobiet. Takich, co to są prezesami
wielkichkoncernówalbochoćbyfirm.
Menedżerami i maklerami, finansistami - takie babki pracują jak faceci i nie chcą, by co miesiąc im
przypominano,żewrzeczywistościsąkobietamiwprzebraniu(„Kobieto,puchumarny").
Chciałabymtakąpigułkę.
Mójżonatyznajomystwierdził,żetakapigułkabyłabydodupy,boonnaprawdębardzosięcieszy,kiedy
żonameldujemuokolejnejmiesiączce.„Wiesz,Anka,totakiwczesnysystemostrzegania"-powiedział.
Niemogłampojąć,czyonajest,czyteżjejniema?Wkażdymrazieuniejjest.Sąrównieżodpowiednio
wcześnieprzygotowanetamponynajmniejszyrozmiar.Najmniejszyizpotrzeby,izesnobizmu,idlabezpieczeństwa.Podobnosiostratego
znajomego,októrymwspomniałamwcześniej,poszłanabasen,zaaplikowawszysobienajwiększeOB.
NoijaktoOBzaczęłossaćchlorowanąwilgoć,todziewczynamałosięnieutopiła.
Dno!
Niewiem,dlaczegowłaśniepodczasokresuprzychodząmidogłowytakiekoszmarnetematy.Topewnie
hormony...
Błękitnawodazreklamrobiznasbezdzietneksiężniczki,amyjesteśmytylkosfrustrowanymisamotnymi
samicami.Iniektórzytowidzą.Aniektóre-teniesfrustrowanenienawidząnaszato.Nietakdawno,kiedyspokojniewsiadałamdojakiegośautobusu,wtarabaniłasię
przede mnie młoda matka z dwojgiem dzieci. Jedno, starsze, szło przed nią i robiło przejście. Drugie
niosłanarękach.Toniesionepopatrzyłonamnieoczamiewidentniejeszczeztamtejstrony.
Popatrzyłozobrzydzeniemizafascynowaniem,jakbymbyłaconajmniejkosmicznymrobalem,apotem
jakbynigdynicwsadziłomipalecwoko.Iniktzcałegoautobusumnieniepożałował.Tylkofukali,żeod
mojegowrzaskurównieżmałyLectereksięrozwrzeszczał.Ciekawecobybyło,gdybymtojazaczęłatak
epatowaćimachaćnadgłowąswoimMarvelonem.
Inna sprawa, że jeżeli dalej nic się nie zmieni w moim życiu osobistym, to z czystym sumieniem będę
mogłałykaćzamiastpigułkiwitaminęC.
Dodiabła,wtakichchwilachzawszemisięprzypominamojapierwszawizytauginekologa.Poszłamdo
niego właśnie po tabletki, bo wyraźnie miało do czegoś dojść w moim wczesnolicealnym związku.
WybrałamdoktoraPeonięprzekonana,żemusibyćkobietą,boktórynormalnymężczyznapogodzisięz
takimnazwiskiem.Oczywiściepomyłkanacałejlinii.
Peoniaokazałsięsympatycznym,siwymdziadkiem.
-Noco,kwiatuszku?-zapytał,kiedystałamnaprzeciwkopurpurowaiprzerażona.
Ztrudemwydukałam,ocomichodzi.
Popatrzyłrazjeszczenatomojecałelatpiętnaścieipół.
-Akwiatuszektoabyprzypadkiemniejestjeszczedziewicą?
Głębokapurpuranamojejtwarzyprzeszławinny,bliżejnieokreślonykolor.
-Spokojnie,kwiatuszku,toprzechodzi-uspokoiłmniedobroduszniedoktor.Zaprosiłnafotel.
-Nafotel,kochanie,nienaoparcie!-Terazjagowystraszyłam.
Kiedy w końcu schodziłam z tego narzędzia tortur przekonana, że jestem transseksualna, a ta trauma
sprawi, że moje dziewictwo utrzyma się znacznie dłużej, niż sądzi doktor (ba! dłużej nawet, niż ja
sądziłam),Peoniarzekł:
-Alety,kwiatuszku,maszładnenogi.
Wtamtejchwili-przynajmniejmentalnie-porazpierwszywżyciupoczułamsiękobietą.
Alewprzyszłościporeceptychodziłamdokogośinnego.
WitaminaCchybaniejestnareceptą?
16CZERWCA
Zajęta wczoraj swoją bezpłodną kobiecością (oraz zdołowana równie bezpłodnym wieczorem
piątkowym)zapomniałamodnotowaćpostępywswojejkarierze.
Więc(zpełnąświadomościązaczynamtozdanieod
„więc" - niektórzy mają własną interpunkcję i gramatykę) wysłałam wczoraj Magdzie do redakcji
filmowąrecenzję.
Dokładnie rzecz biorąc, wymailowałam ją supernowocześnie, jak nie przymierzając jakaś dziennikarka
„New York Observera" czy „Timesa". Weszłam do kawiarenki internetowej i położyłam dyskietkę na
blacie,przednosem
„interaktywnego"barmana:
-Proszę,czymógłbymipantowysłać,bowInternecieczujęsięjakdzieckowemgle.
Spojrzałnamójpłaskibiust,którynajwyraźniejjestzapóźnionywstosunkudoresztyciaławprocesie
dojrzewaniaimrucząccośointeligencjiblondynek,wziąłdyskietkę.
Gdybynieto,żenaprawdęzależałomi,abytenplikdotarłdoMagdy,przedstawiłabymtemumęskiemu
szowiniście najnowsze, statystyczne badania. Wykazują one jasno, że jedynie 13,3% osób uważa, że
blondynkisąmniejbystreodbrunetek.
36%mężczyznwolibrunetki,a35,2%-blondynki.O
cholerajasna,tracęprzewagę!
-Gotowe.-Wróciłbarmanioskubałmniezdziesięciuzłotych.Gentlemanpieprzony!
Ledwiezdążyłamdoczłapaćsiędodomu,atudzwoniMagda.
- Słuchaj, nie przypominam sobie, byśmy się umawiały na tekst o Bridget Jones! - naskoczyła, psując
wizję mnie jako recenzentki filmowej. A już widziałam siebie, jak siedzę na seansie i bazgrzę coś w
notesietakimspecjalnymrecenzenckimdługopisem.Zżaróweczkąnakońcu.
-Myzapowiadamyfilmy,anierecenzujemy!
Możepowinnamwysłaćjej„Calms"?StraszniesiętanaszaMagdazestresowaławtejnowejpracy.
-Atakwogóle,Anka,próbowałaśczytaćtogłośno?!
Nie?!Tojaciprzeczytam!
Oj!
Oj!
Magdazadzwoniłarazjeszcze,wpołudnie.Byławyraźnieprzygnębiona.
-Cześć,Aniu.
Mojaurażonagodnośćwzięłamnienazakładnikainiepozwoliłasięodezwać.
-Widzisz,Anka...Szefostwutwójtekstsięjednakspodobał...Noitego,maszzieloneświatło...Unas.
-Dziękuję-powiedziałam,bowiedziałam,ilemusiałojątokosztować.
Tak szybko się rozłączyła, że zapomniałam zapytać, gdzie kupuje się te recenzenckie długopisy. Hej, a
możemicośtakiegoprzyślezredakcji?!
RecenzjaDziennikaBridgetJones(fragment)Autor:Ja
„Eeee...CzyjatoBridgetJones?!Czytopytaniedowszystkichkinomanekczydowszystkichkobiet?Nie
wiem.
Itak,ciekawostka:Bridget-tęikonępopkultury-graAngielkaurodzonawTeksasie,którauczyłasię
mówić, jedząc amerykańską kukurydzę i słuchając przemówień Elżbiety, to jest Elżbiety II (znanej: a)
jakoprofilnabanknocie,b)jakozłateściowaDianySpencer,c)jakokrólowaAnglii).ReneeZellweger
(ta z Teksasu) musiała zjeść wyjątkowo dużo tych kolb kukurydzy, żeby przytyć do swojej roli. W
ogólnymrozrachunkuchybaprzesadziła-moiznajomiuznali,żejejłóżkowascena(afterłóżkowa)zHugh
Grantem wypadła niewiarygodnie. To znaczy, że nie znaczy to, iż niewiarygodnie. Bridget była dla
filmowegoDanielazagruba!
Możliwe,żegdybybyłagrubąAfroangielkązTeksasu,sprawawyglądałabyzupełnieinaczej,ataknie.
Wsumieśmiałamsięwkiniezzupełnieinnychrzeczyniżpozostaliwidzowie.Koniazrzędem,ktoto
zrozumie.
Awracającdotegotycia,to»Harper'sBazaar«,zewzględunazbytambitnąliczbęzbędnychkilogramów
odmówiłoRenee/Bridgetprawadozaistnienianaokładceitobyłoświństwooooooooooooo!!!
Ale odgryzła się, a właściwie nie gryzła już tej kukurydzy; schudła i sfotografował ją »Vogue«
(zamieszczającnaokładce!),atotytułbardziejliczącysięwświecie.BrawoZellweger!Carreyzaśto
dupekzmaskowatątwarzą(facet,któryrzuciłaktorkę,kiedytastałasięBridget.Takakarma).
ZfilmowychmężczyznbardziejpodobałmisięDaniel,coskłoniłomojąprzyjaciółkędowypowiedzenia
ważkich słów, że zawsze wybieram niewłaściwych mężczyzn. A co ja poradzę, że Hugh Grant, który
rozkosznieprzeklinając,wypadazłódki,wyglądalepiejniżColinFirth(obajwmokrejkoszuli-patrz
BBC:»Dumaiuprzedzenie«).
Dobra.Oddajęgłosdostudia".
17CZERWCA
Uwaga:
Kanał!
Ponieważ jest niedziela, a ja nadal nie mam faceta, u którego mogłabym ją spędzać, pojechałam do
rodziców. Na chwilę, bo skoro mam kota, to muszę być odpowiedzialna i nie mogę malutkiej
pozostawiaćzbytdługosamej.WdodatkuosamotnionaLunamatendencjędogłośnegomiauczenia,które
wkońcusprowadzinamojągłowędziałaczyStowarzyszenianaRzeczOpiekinadZwierzętami.Gdybym
jazaczęłapiszczećztakimnatężeniem,jedynecobymnieczekało,tomuskularnipielęgniarzezTworek.
Otoprzykładwyższościkotkinadkobietą.
Pojechałamdorodzicówijużkiedywysiadałamzwindy,miałamtoniepokojącewrażenie,żepomyliłam
piętra.Spoddrzwirodzicielskiegodomunajwyraźniejwświeciedobiegałoszczekaniepsa.Itopsanie
bylejakiego,jakmogłamsięprzekonaćnaocznie,kiedyojciecwkońcuusłyszałdzwonekimniewpuścił.
-Wiesz,Aniu,mamakupiłasobieszczeniaczka!Pitbulla!
Szczeniaczka? To przecież rasa, która już w psiej piaskownicy jest w stanie przegryźć ci gardło
(nawiasem mówiąc, pies wyglądał całkiem sympatycznie, jeśli w ogóle jest to dobry przymiotnik w
odniesieniudopsa).Byłamskłonnaprzypuszczać,żemamakupiłatozwierzę,abywawaryjnejsytuacji
(mojej,jakbyjeszczektośniewiedział)mogławykręcićsięodopiekinadLuną.Itomabyćbabcia!
- Mama kupiła tego pieska, bo nie możemy doczekać się od ciebie wnuka. - Spojrzał na mnie trochę
złośliwie,aletrochęzpretensją.-Atenpsiaktomaimetrykę,irodowód.
Czyżbymójwłasnyojciecinsynuowałcośaproposmojegoprowadzeniasię?
-Mamawie,żeunikampsów-burknęłamurażona.
Chodziłamkiedyśzpewnymfacetem,którypatologiczniebał
się tych stworzeń, więc kiedy spotykaliśmy jakiegoś na ulicy, chował się za moimi plecami - oto
przyczyna moich psich lęków. Nawiasem mówiąc, jego rodzice od zawsze hodowali jamniki i syn im
wyszedłteżjakiśtaki...jamnikowaty.Został
aktorem i się rozpił, kiedy w jakiejś popularnej sztuce co wieczór kazali mu grać z psem. Pies był
szkolonyinawetwzawodachpolicyjnychzdobyłmedalzanajwiększą„ciętość".
BiednyMariusz!
-Atakwogóle,togdzieonajest?
Tatowzruszyłramionamiipowróciłdorobieniazupyzpapierka.Zarazjednakdodał:
-Wyszłarobićkarierę.
- W niedzielę?! - Podskoczyłam, choć przecież wiedziałam, że mama miewa skłonność do przesady,
cyklofreniczkajedna...
-PoszłanaspotkaniekonsultantekAvonuczyjakośtak.
Pięknie,pięknie.Jaknicbędęterazzmuszanadoużywaniacud-fluidu.
-WogólechciałbymiśćzachwilędoTadka...SąważnezawodynaEurosporcie,aunasznówwywaliło
kablówkę.
„Oj,tato..."
-Zostałabyśmożeunasipopilnowałapsa?-poprosił.ŻonaTadkakupiłasobiepersa-dodałjakbynausprawiedliwienie.
„Tato, ja mam syjamkę" - chciałam warknąć, ale w porę przypomniałam sobie, że jest niedziela i nie
powinnamwprowadzaćzłejatmosfery.
Koniec końców wróciłam do domu, nie zobaczywszy mamy. Ojciec wziął Lorda (tak się wabi) do
Tadków.Lepiejniechodmałegoprzyzwyczajapotworadokotów...
18CZERWCA
Poszłamdoapteki.
-Poproszęcośodczulającego.
-Sierść,pyłki...?
-Amapanimagistercośnamężczyzn?Kobietapopatrzyłanamniedłuższąchwilę:
-Napewnomiałapaninamyśliodczulenie?
-Miałamnamyślifutrokota.
-Zyrtec.Małeopakowanie?
-Nailetowystarczy?
-Dużejestnareceptę.
-Notojapoproszętrzy,temałeoczywiście.
*
Ewkapowitałamniepotężnymkichnięciem.
-Jawiem,Ewa,jawiem.-Podałamjejopakowanialekarstwa.-Łykajto,niemogęprzezjakąśalergię
stracićprzyjaciółki!
-Teżcięlubię.-Kichnięcie.-Aodtegosięnietyje?
Cholerajasna,niepomyślałam,niezapytałam!
-Niemampojęcia.-Wlepiamwniąwzrokjakspaniel.
-Nieważne.Co?
-Czymjasobienaciebiezasłużyłam-znowusięrozklejam.
-Uspokójsię,tojamiałamfatalnąkarmę.Cisza.
-Hej,żartowałam!
Ciężkaatmosferajednaknarosła.Przezemnie.
-Ewa,dlaczegoRobertmniezostawił?
-Niemambladegopojęcia.
Nie wiem dlaczego, ale odpowiedź bardzo mnie rozśmieszyła. Nas obie. Tarzamy się po Ewkowej
kanapiejakpijanenorki.Tarzanieprzerywatelefon.
-Tak?-Ewapodnosisłuchawkę.-Nieprzeszkadzajnamteraz!
O,nakrzyczała,niezważającnasłuchawkowemanitou.
Znowudzwoni,nieodbieramy.Włączasięautomatycznasekretarka:„TuWenecjusz.Ewa,powiedzAnce
(cześć, Anka!), że głowa do góry. Że odpowiedź znajdzie w Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus
JohnaGraya.
Cholera,wydawałomisię,żeonajużtoczytała...Widaćniedokładnie...Taaa.Aterazmówięwprostdo
Anki:niechpamięta!»Mężczyźnisąjakfale,kobietyjaksprężynki«".
-Naodwrót!-krzyczę,mimożeWenecjuszmnieniesłyszy.
-Naodwrót-Ewkalitościwieodbiera,aleprzełączanapodsłuch.
-Coooo,mężczyźnisąjaksprężynki?!-grzmizgłośnika.
-Jestemfalą!Jestemfalą!-Przetaczamsięjakpijananorka,którazapatrzyłasięnamorze.Wstrętniejest
niemiećfaceta.Jakstraszniebybyło,gdybyzabrakłoprzyjaciółki?
Nawetniechcęotymmyśleć.
19CZERWCA
-AgentMulder?-zapytałambardzoseksownymgłosem.
Tak,tak.Wczorajzadzwoniłamwkońcudotegoprzystojniakazsupermarketu.
-Jaktwojakocica,agentkoScully?
Umówiłamsięnarandkę.Dzisiajwieczór.Najwyższapora,ostatnidzwonek.
Znowu musiałam iść z Luną do czyszczenia uszu, a że nie chciało mi się już później przebierać i od
początkumalować,wparowałamdoklinikiweterynaryjnejzrobionanabóstwo.
Pielęgniarka prychnęła pod nosem, a jakiś psiak się rozszczekał. Jako kobieta pewna swojej
atrakcyjnościzaczęłamintensywnieflirtowaćzwłaścicielemgłośnegopsa.
Po paru minutach, w czasie których zdążyły mnie już rozboleć nogi wciąż zakładane jedna na drugą,
byłamniemalpewna,żetakotospotkałamwswoimżyciudrugiegohomoseksualistę.
Napewno-mamczujadoludzi,choćpoprzednikmojegopoczekalnianegosąsiadapoprostusięujawnił,
ryczącnajakiejśimprezie,żekochainaczej.
Awłaśnie,gdzietysięterazpodziewasz,Filipie?
Nasza ławka poderwała się jednocześnie, kiedy w otwartych drzwiach gabinetu stanął Bardzo Żonaty
Weterynarz.
-Paniąpoproszę-powiedział,wskazującnaLunę,któraperwersyjniechowałasięwmoimimponującym
dekolcie.-Apan-dodałmiękko-niechjeszczepożegnasięzpieskiem.
Niemacosięśpieszyć.
Tamtenpociągnąłnosem.Poczułam,żesięczerwieniępodjegospojrzeniem.-BiednaDiana.Rak,niedo
zoperowaniarzuciłjakbyodniechcenia,alecierpiał.
Zachwiałamsięnaobcasach.
-Samjestemwrogiemusypianiazwierząt-mówiłdomniepochwiliweterynarz.
- Zawsze, to znaczy do jakiegoś jedenastego roku życia myślałam, że raka dostają tylko ludzie, którzy
połknęligowjakiejśwakacyjnejkąpieli.Ale,naBoga,niepsy...
-Psyteżmająswojeniebo.
Żałobnie kryłam pod papierowym ręcznikiem swoje nogi wyłażące całkiem bezwstydnie spod
minisukienki.Weterynarzczyściłuszykotki.
- Myślę, że ją zaszczepimy przeciwko świerzbowi, wtedy nie będzie pani musiała codziennie
przychodzić.
InadstawterazAnkadrugipoliczek...Ręcznikzsunąłmisięzdrżącychkolan.
-Bardzoładneuszy-powiedziałweterynarzznadgłowysyjamki.
Kiedy wychodząc, mijałam pana z Dianą, całkiem odeszła mi ochota na seks. Zatrzymałam się, by
maksymalnieobciągnąćspódniczkę.
-PanieAndrzeju,zdecydujęsięjednaknachemioterapięusłyszałamzzadrzwigabinetu.
Więcjeszczejestnadzieja!
NasypałamLuniedomiskitylekocichchrupek,żebynapewnostarczyłojejdoranaiposzłamnarandkę.
Przezchwilężałowałam,żeniewymyślonobaby-sitterdlakotów,alepotemuświadomiłamsobie,że
niezostawiłbymsyjamkizjakąśmałolatąprzechodzącąburzęhormonów.Oglądasiętefilmy...
Ze Sławkiem siedzieliśmy w jakimś, hm, futbolowym pubie. Nie chcąc, by gość źle o mnie pomyślał,
przesiedziałam te cholerne parę godzin przy jednym małym piwie, w dodatku zaprawionym sokiem.
Bleee.Zawieszonynadbaremtelewizorbuczałtakgłośno,żewogóleniesłyszałam,coMuldermówi.
Ciekawe,ilestraciłam?Żebyniestracićwięcej,nachylałamsiękuniemu,patrzyłamwoczy,araznawet
potarliśmysięnosami.WsumiezeSławkastrasznyszczawik.Jużmiałmniepocałować,kiedyrozległsię
wielkiryk:
-GOOOOOOOOOOOL!
Obróciłam się od gorących, spragnionych ust i mrużąc krótkowzroczne oczy (kontakty trzeba wyjąć po
parugodzinach,aokularówsięwstydzę-wkońcutoproteza),popatrzyłamuważnienaekran.Nojasne,
całypuboglądałzkasetyPiłkarskieMistrzostwaŚwiata1974.
-Wychodzimy-pociągnęłamMulderazarękę.-Mamochotęnacośświeższego.
Bezkompleksówzaprowadziłmniedoswojegomieszkania.
-Ciii-upomniałmnie,kiedywtejfazierandkowaniaudawałambardzopijaną.-Dziadekjestgłuchyjak
pień,alebabciamogłabycośusłyszeć.
Proszę,proszę,jużmniezacząłprzedstawiaćswojejrodzinie.
-Icowtedy?-zapytałamrezolutnie.
-Jaktoco?-zdumiałsię.-Ślub!
Przez parę kolejnych minut uporczywie milczałam i myślałam (nie wszystko naraz, w końcu jestem
blondynką).
Próbowałamznaleźćsięwsytuacji.JażonąMuldera?
Podobnowprzyszłychscenariuszach„ZArchiwumX"Scullymamiećdzieckozeswoimpartnerem,ale
nadaloślubieniematamżadnejmowy!ZresztąjaniejestemScully,tylkoAnia.OnnieMulder,tylko
Sławek.Itejegowłosy...Trwała?
Tupecik?Peruka?Wszczep?
-Najakąmaszochotę?-Zminąakwizytorarozsypał
przedemnązesto(sic!)opakowańprezerwatyw.Nieźlesięzaopatrzył,pracującwTesco.
-Aczymogłabymnajpierwzobaczyć?Oj!
Połowęnocyotwierałamgumki,oglądałamje,aonsprawdzałichszczelność,robiącznichkolorowe,a
nawetkolczatkowatebaloniki.Kiedysięobudziłam(wtakimsamymstaniejakpołożyłamsięspać),noc
bladła,awokółmniepodskakiwałyprzykażdymporuszeniudziesiątkibalonów.
Zupełniejaknadgłowąpannymłodejwsmętnejremizie.
20CZERWCA
Jestemniepocieszona-staramsięzapomniećocałymtym,no,incydencie.
Jestemniepocieszonaporazwtóry-zaszczepionokotkę.
Terazjaiświerzbniemamyżadnychszans.Pojutrzeostatniewejrzeniewuszyiserce.
Lunie rozbito jakąś ampułkę centralnie pomiędzy łopatkami (a przynajmniej tak to wyglądało). Kotka
próbowała wysuszyć sobie grzbiet, ale oczywiście nie sięgała do szczepionki językiem. W końcu
odrobinalekarstwaspłynęłapofuterkuiLunasiorbnęłajejęzykiem.Brrr,alemusiałobyćgorzkie.Teraz
ikociak,ijamamynosyspuszczonenakwintę.
Chybapobawięsięzniąnowąmyszką.Powyjściuodweterynarzakupiłamjejtakiemałefutrzanecoś.
Mysz
„zbyrczy".Oprócztego,żehałasuje,kiedysięjąpotrąci,jestjeszczejaskrawozielonaimaróżoweuszy.
Aaa, uszy. Lunie się to podoba - a to najważniejsze. Zresztą mnie kocia zabawka podoba się jeszcze
bardziej. W sumie cały ten gadżet wziął się ze wspominatozy - kiedy mnie szczepiono, zawsze
domagałamsięodmatkijakiegośprezentunaotarciełez.W
drodze z poradni dla dzieci zdrowych mijałyśmy tylko jeden osiedlowy supersam; no i nie należy
zapominać, że były to inne czasy. W sumie mogłam wybierać pomiędzy modelem rosyjskiego czołgu a
pokrewnąrakietnicą,tyleżekierowcyrakietnicydysponowalibarwnymi,rumianyminibytwarzami.Kiedymiałamjużobiezabawki,przyszłaporanawodnenaklejkizkwiatami,tzw.kalkomanie,
którymi wówczas upiornie zdobiono kafelki - częściej plastikowe niż porcelanowe. A kiedyś to nawet
dostałamprawdziwenalepkizSindbademŻeglarzem.
Wstanę, przywiążę do starej listewki długą gumkę, a do gumki - za ogon - myszkę. Rozruszam siebie i
kota.
Jabiegam,aLunagoniuciekającąmysz.Wszystkosobiezaplanowałam.
Orany,alesięzmęczyłam.Kotteżleżynabokuiciężkodyszy.Humorymamydużolepsze.
21CZERWCA
Pierwszy dzień lata i pierwszy dzień w Alcatraz. Kiedy wychodziłam rano do sklepu, ujrzałam, jak
dwóchsmętnychpanówdemontujedrewnianedrzwinaszejklatkischodowej.
W pierwszej chwili wzruszyłam ramionami - pomimo zainstalowanych domofonów i tak ciągle były
otwarte, bo ludziom (właścicielom dzieci i psów) nie chciało się wciąż biegać do słuchawki, by
otwieraćruchliwympociechom,niemówiącjużowarowaniuprzyokniewoczekiwaniunapuszczonego
bezpańsko
czworonoga.
Potem
jednak
zobaczyłamoparteomurstalowepotwory,któremiałyzastąpićprzaśnąpoczciwinę.Zaczęłamsięnawet
zastanawiać, jak lokatorzy poradzą sobie z tym „problemem" - zapałka w zamek? Cegła, aby się nie
zatrzasnęły?Rozkręceniewysięgnika,którysprawiał,żezamykałysięsame?
-Porządne-stwierdziłsąsiad,któryzciekawościwyszedł
przedblok.
-Rzeczywiście.
-Bardzoporządne-otaksował.-Alezłodziejdałbyradę.
Ja też - dodał z dumą. Oprócz niewyczerpanych pokładów wścibstwa miał też najwięcej dzieciaków i
kundlispośródnaszychlokatorów.
- O, nie wątpię - powiedziałam z przekąsem. Wieczorem okazało się, że wszyscy jesteśmy w
„więzieniu".
Wywrotowedziałaniapana(prawdopodobnie)Józkasprawiły,żezamekszlagtrafiłidrzwizacięłysię
nadobre.
-Trzebastolarza-burknął.
- A są na gwarancji? - Na klatce zrobił się zjazd jeszcze dwóch sąsiadek, których psy nerwowo
przestępowałyzłapynałapę-Noniewiem.
-Todzwońsobiepansam...Klara!Dlaczegosiusiasznaklatkę!Wiepani,tonigdyniebyłaczystasuka.I
zpyskajejśmierdzi...
Chrząknęłamgłośno.Mojakotkaniepotrzebowaławieczornychspacerów,alejaiowszem,lubiłamsię
przespacerować.PójśćdoEwki,któramieszkadwablokidalej.
-Tojakbędziemywychodzić?
-Panienkatotakanaiwna.Naraziestrychem,mapołączeniezdrugąklatką.
-Aniechjąszlag!...
Zniecierpliwionejsucezebrałosięnacośgrubszego.
-Przynajmniejniebędzieakwizytorów.-Zacisnęłampalcenanosie.
- A cóż pani od nich chce? Jak głupie to pracują. Panie Boże, proszę, niech Twoje Oko Opatrzności
spojrzynamnie.
Nieproszęodużo:tylkoofaceta,owięcejzleceńiomieszkaniewlepszejdzielnicy...Iżebytenpiesnie
miał
rozwolnienia.Zgórydziękuję,jakmawiałaBridget.
22CZERWCA
Huraszczepionkasięnieprzyjęła(przepraszamLuna!),więczkotkąwciążtrzebachodzićnaczyszczenie
uszu.
Zdecydowanietrzebazniąiśćnaponowneszczepienia,apotem,żebysprawdzić,czytymrazemjestjuż
dobrze...Czymożnakogoś„nadmiernie"zaszczepić?Tak,żemógłbysiępochorować?Dosprawdzeniaw
Encyklopediiblondynki.
Urauraura! Jest piątkowy wieczór, a ja znowu siedzę w domu. Chyba skończę to skrobanie i wciągnę
drinka,nadobrypoczątekweekendu.
Prosit!
Napohybelwszystkim!
Nazdrówko,Luna.
Dlaczeegowmoimdomaniemiamłazienki.Napaskudzenadywanchyba...
Trzwieźwieje?
Nieee.
23CZERWCA
„Wilią św. Jana niewiasty ognie paliły, śpiewały, diabłu cześć i modła czyniąc; tego obyczaju
pogańskiegodotychczasówwPolszczeniechcąopuszczać,ofiarowaniezbylicyczyniąc,wieszającpo
domachiopasującsięnią,czyniąsobótki,paląognie,krzeszącjedeskami"-koniecXVIwieku,Marcinz
Urzędowa.
Najważniejszawcelebracjinocyświętojańskiejjestpaprotka,dlategogdytylkowstałam,udałamsiędo
kwiaciarni po paprotkę. Inni celebrujący też musieli na to wpaść, bo w kwiaciarni został jeno jakiś
smętnydrapak,któregozpaprociąłączyłymożegeny,alenicpozatym;askorogentrudnozaobserwować
gołymokiem,toipaprotkowatośćdrapakanierzucałasięwoczy.Żalmisięgozrobiło(mojaurodai
inteligencja też nie rzucają się w oczy i co?), bo pomyślałam sobie o jego małym, sfrustrowanym
manitou. Zresztą i tak nie miałam wyjścia, skoro chciałam poświętować. „Kto kupuje ostatki, ten jest
ślicznyigładki".Kupiłamdrapaka.
Świętuję sama, bo w ostatniej chwili wystawiła mnie Ewka i śmignęła gdzieś z Wenecjuszem. A taki
odjazdowysabatmiałyśmyzrobić-czary,tajemniceinapojewyskokowe.
AleprzynajmniejwiedźmaEwamaszansęnaorgię,czegoniemożnapowiedziećomnie...
Kiedysięściemniło,puściłamMarlinMansona,bomójgłoszawodziniezależnieodwykonania:czymam
śpiewaćwkościelnymchórze,czywykrzykiwaćsprośnościdiabłuznikąd pomocy. Tak w ogóle, aby nie schrzanić, próbowałam wspierać sobótkowy rytuał fragmentami
kronikiMarcinazUrzędowa.Problemwtym,żeniewiem,cotojest„bylica"
ani„czynieniesobótki".Codokrzesaniaognia,tomusiałogozastąpićzapalenieantynikotynowejświecy.
Podwóchpiwachmogłamjużpląsaćwokółpaprociizasypywaćświecznikziołamiprowansalskimi.
-Osobótkuję,sobótkuję,sobótkuję!-wyłamodczasudoczasu.
-Moimżyczeniemjest-szepnęłam,wpatrującsięwpoglutowanązprzyprawamiświecę-miłość.
Cholerajasna,ognikzadrgałwgwałtownymprzeciąguizgasł!Aaaa,ajakcośpoplątałamiwywołałam
ducha?!
Duchu,duchu,czyjesteśtu?Jeślitak,stuknijraz,jeślinie
-dwa.
Zabrzmiały dwa stuknięcia. Znaczy był to przeciąg, a nie siła nadprzyrodzona; a ja już liczyłam na
towarzystwo-jeślinieCasanovytochoćbySkłodowskiej-Curie.
*
O, pierwsza w nocy, a tu telefon. Co mogło się stać? Coś złego? O nie, przecież życzyłam sobie dużo
dobrego.
- Cześć - ćwierknęła w ogóle niezaspana Ewa. Znowu robili „to" z Wenecjuszem. Albo, bo ja wiem,
puszczaliwiankinawodzie?-Noijak,siostrowiedźmo?
-„Dalej,dalejsiostrywiedźmy,czarodziejskikrągzawiedźmy"-przypomniałomisię.
- Właśnie o to chodzi. Bo widzisz, Anka, kiedy, eee, przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że
rezerwacjęmamydopieronajutro.Toznaczydostaliśmypokój,wiesz,niewieleosóbjeszczewyjeżdża.
Todopieropoczątekurlopów...
-Tak?-mamgłosKrólowejŚniegu.
- No bo wyszło na to, że noc świętojańska jest dwudziestego czwartego czerwca - odpowiada jednym
tchemEwa.-Przepraszamcię,alepomyliłam...
- W porządku - mamroczę, patrząc smętnie na wciąż rozkiwaną paprotkę, na palące się świeczki i
wdychamzapachparszywychziółek.
OK,niebędęsiędenerwować.Idęspać,ajutroniemamzamiarupowtarzaćtegocałegocyrku.Niechsię
dzieje,cochce!Niechsobieszukajątegojednorazowegokwiatupaproci
-jasięprzerzucamnafeng-shui.Onoprzynajmniejmadłuższy„terminspożycia".
Oooo,kwiatek!
Nie,totylkoćma,któraprzysiadłanapaprotce.
Ajednak...
Jesttu...
Jakiś...
Kwiatek.
Dziś...
To...
Się...
Chyba...
Nie...
Liczy.
Ojasnygwint!
Co,znowućma?!
Więcciąglemamyszansę,Luna!
Fe,Luna,skrzydłocisięprzykleiłodowąsów.Brrr.Czyzkotamożnazrobićwegetarianina?
24CZERWCA
Czuję się jak Kasandra - przynajmniej jeśli chodzi o moją matkę i Avon. Ledwie co skończyłam
malowanie ust jakąś ulepą w kolorze ogrodowych róż (jeśli wierzyć mojej rodzicielce), a już mama
zaczęłagorącogestykulowaćipokrzykiwać,jaktomiwniejdotwarzy.Cholera,zastanawiamsię,czy
onataksięangażuje,bonaprawdęchcewłasnejcórcetępomadkęzhandlować,zamiast,bojawiem...
Podarować!Skorodałamiżycie,tojednaszminkaniezrobijejróżnicy?
-Tatuśku,zobacz,jaknaszejmałejdotwarzywtymkolorze!-wydarłasięnaojcaprzezcałądługość
korytarza i Bóg wie jeszcze jakie wynikające z Einsteinowskiej teorii względności czasowo przestrzenne zawirowania. Ojciec oglądał Cyfrę Sport, co naprawdę umieszczało go w innym i bardzo
obcymwymiarze.
-Aha!-odkrzyknął.
CyfraSporttodlamojegotatuśka(ijej„tatuśka",jaksięokazuje!)formabakszyszuwzamianzato,że
zgodziłsiętolerowaćLorda.
-Widzisz,podobamusię!
-Mamo,ojciecnawetnamnieniespojrzał,chybażeposiadaumiejętnośćbilokacji.
-Czego?
-Nieważne.-Bezskuteczniepróbowałamwyjąćpsiłebspodswojejspódnicy.-Niemogłaśkupićsuki?
-Kochanie,tobyłobyjeszczegorzej,prawda?-Zaśmiałasię.-Lord,chodźdopani!
Komuśsiętudowcipwyostrzył,chybaoddługotrwałychspacerówzpsem.Pies-toznaczytlen-dobrze
wpływanaszarekomórki:dotleniająsię.
-Mała-ktośtupróbujezgrywaćsięnanastolatkęnaprawdęsuperciwtejpomadce!
Jezu,jakbympodsłuchiwaławidownięCzesławaNiemena.Apozatymjanaprawdęwyglądałamwtym
paskudnie.Wiem,żeprzeważającejczęściblondynekjestwróżowymdotwarzy.Namnieróżwyglądał
ohydnie. Od zawsze, począwszy od śpioszek. Ba! Nawet wcześniej - od szpitalnych opasek z opisem:
„Maria....(mama),...Anna....
(ja), ...urodzona: (tu data), godz. 17.15" (to też ja, a nie Teleexpress, choć przyszłam na świat w ich
tempie.Czychoćbyzatomamaniepowinnamniepolubić?).
-Wiesz,kiedyosiebiezadbasz,tocałkiemładnazciebiedziewczyna.Choćbyłobylepiej,żebyśażtak
niewdałasięwojca.-Czułam,żematkadopieroszykujesiędorozstrzygającegoszturmu,któryrozniesie
wpyłmojewątłesiły.
Kasandraodsiedmiuboleści!
-Aha,widziałamtegotwojegoRoberta...
Serceścisnęłomisięzżalu.
-Szedłzjakąśdziewczyną.Wydawałsięniąbardzozainteresowany,chociażonabyłatakaniepozorna...
Skurczyłosiędorozmiarówmałegonasionka.
-Powiedziałaśnamkiedyś,żenigdycięniezdradzi,żetotakiuczciwychłopiec.Więccozrobiłaś,żecię
rzucił?
Mamzawał.
A tak w ogóle pytam znowu: Dlaczego nie możemy rozmnażać się przez pączkowanie? Bo seks jest
przyjemny?
Ha,ktomiprzypomni,cotoseks,pytam?!Pytamteż,czemuwysnutotuwniosek,żetomężczyznamnie
zostawił?Czykobieta-znaczyja-niemożenikogopuścićwtrąbę?
-Zastanawialiśmysięzojcem,dlaczegonicnamniepowiedziałaś?
Właśniedlatego!
-TojazostawiłamRoberta-głosminawetniezadrżał.
-Niekłam,Aniu,bokurzycisięznosa.
-Ha!-pisnęłam.-Niepowiedziałam,aletyteżniepowiedziałaśmiopsie.
-Piestonietosamo.-PrzygarnęłaLordaobronnymgestem,jakbymchciałagozaszlachtowaćzsamej
zemsty.
-Owszem,tosamo.
-Nie.
- To samo! - wrzasnęłam. - Ty wzięłaś psa, bo byłaś samotna. I ja też tak bardzo pragnęłam czyjejś
obecności,żeuwiązałamdosiebieRobertanałańcuchu.Iwiesz,cozrobił
facet?Przegryzłłańcuchiuciekł!
-Niemusiszpodnosićgłosu...
-Naprawdęładniejejwtejpomadce!!!-ryknąłojcieczdrugiegopokoju.
-Widzisz,mniezojcemjakośwciążdobrzesięukłada.
Potarłamustawierzchemdłoni.
- Nie ścieraj makijażu, tylko rozmażesz. - Ostatnie słowo zabrzmiało jak „mackijage". - Aha, nie
zgadniesz,ktodzisiajprzyjdzienaobiad!
Mamastwierdziła,żepowinnamwziąćtęszminkę,bowłaśniejestpromocja,aOgrodoweRóżekosztują
tylko19,90.
-Napewnosobiekogośznajdziesz-dodała,kiedybeznadziejnie
wzburzona
wygrzebywałam
monetyz
portmonetki.
Chwilę później zadzwonił dzwonek. Na obiad przyszła nowa przyjaciółka mamy (poznana na
kosmetycznymsabacie)zsynem„nawydaniu".
-TojestPiotr-usłyszałam.-Jesteścieprawierówieśnikami.
Jeżeli przez chwilę liczyłam, że będzie wyglądał jak filmowy Mark Darcy, to potwornie się
rozczarowałam.Kanał.
25CZERWCA
LunaiLordbardzozaprzyjaźnieni.Więcej-Lunanajwyraźniejzaczynanaśladowaćpsa.Próbowałamsię
uspokajać,żetojejwystawianiejęzykaiintensywnedrapaniepouszachtotylkoprzedrzeźnianie.Alenie
-nieprzedrzeźniasięswojegoukochanego,bomiłośćjestślepa,aprzeztomałospostrzegawcza.
Tak w ogóle nie doszłoby do tej Lunowej psomanii, gdyby Avon nie produkował „smacznych"
kosmetykówwfikuśnychopakowaniach.Lordpoczęstowałsiępędzelkiemdocieni.
Mamatwierdziłacoprawda,żebyłtopędzelekdoróżu,alemójweterynarzpowiedział,żenie-bonie
wyszedłbyondrogą,którąwyszedł.Wzwiązkuzpowyższymmamdwawnioski:
1.MojąmatkąmożesięzainteresowaćTowarzystwoOpiekinadZwierzętami.
2.Weterynarzmusiałmiećsporodoczynieniazeswążoną(studenckamiłość?),skoropotrafirozróżnić
pędzelek do cieni od pędzelka do różu. Facetom mniej oswojonym sukienka potrafi się pomylić ze
spódnicą(ospodniachniewspomnę).
Tobyłotak.Matkazadzwoniładomnieranoiwpanicezaczęłajęczeć,żeLordumiera,atatuśjązabije.
Nie chciałam, żeby tato wylądował w więzieniu. Z jej opowieści wywnioskowałam, że pitbull wyjadł
mamie cały kuferek konsultantki. Dla ratowania szczęścia rodziny, honoru domu, własnego zdrowia
psychicznegoiinnychpierdół
zabrałamjąijego(tj.mamęipsa)dolecznicydlazwierząt.
Przepadło-przyokazjiwzięłamiLunę,adwamłodezwierzakipokochałysięodpierwszegowejrzenia.
CzysąjakieśWalentynkidlazwierząt,naprzykładwurodzinyśw.
Franciszka?
Lunadostałaszczepionkębis,apsuzrobionoUSG.TymrazemLordaspotkałfart.Orzeczono,żepsanie
trzeba
„otwierać",
wystarczy
go
naszpikować
środkiem
przeczyszczającym, a pędzelek wyskoczy niczym ifryt z wulkanu. I wyskoczył u stóp moich, mamy i
weterynarza.
Pochyliliśmysięwszyscynadwiadomymizaczęłasięiściekosmetycznadyskusja.Lordzbytniosięnie
przejął.
Odniosłamwrażenie,żemamabyłaskłonnajużzarazpołknąćcałązawartośćswojejkosmetyczki,byle
doktorsięniązajął.Pragnienietowydałomisiębardzoswojskie.
Jakbymsłuchaławłasnychmyśli.Apóźniejbyłojeszcze:
-Oczywiście,paniedoktorze.
-Tak,paniedoktorze.
-Pandoktormatakiesprawneręce.
-Mapantakiedobrepodejściedopiesków.
-Mapantakiedobrepodejściedokotów.
- Chciałabym bardziej zadbać o Lorda... Powinien chyba częściej odwiedzać lekarza, prawda?
Prewencyjnie...
-Ach.
-Och!
Doktorpoślizgnąłsięnapsiejkupieiwysyczał(bardzoseksownie!)tylkojednosłowo:
-Merde!
Ispojrzałnamobuwoczy,nierobiączeza.
TymczasemLunanauczyłasięaportowaćszczoteczkędocieni.Błeee...
Zabronięjejspotykaćsięzpsem,nawettakimolordowskichmanierach.
26CZERWCA
Kolejnydzieńupływapodznakiemmojejmatki.Takmatki!Ha!Matki.Matkiwyrodnej!
Jakonamogładaćmójnumertelefonutemuprzeklętemu
„Markowi Darcemu"?! W dodatku „Darcy" zadzwonił. Jak śmiał?! Całe moje ciało począwszy od
cebulekwłosów,askończywszynamałympalculewejstopy,wrzeszczało:„Niedlapsakiełbasa!".
Itowłaśniedzisiaj,kiedyzamierzałampoczytaćjakieśpoważneksiążki(zbioryesejówalbodzienniki).
-Halo?
-Cześć,Aniu.Dostałemtwójtelefonodtwojejmamy.
Witaj,rycerzuwsrebrzystejzbroi.Czekałamnaciebiecałeżycie.Twójnamiętnygłosjestjaktchnienie
wiosnywmychpszenicznychwłosach.Ach,achmojesercedrżyniczymwyrywającysięnawolnośćz
drapieżnychdłonigołąbek...
-Aha-burczędosłuchawki.
-Oszukałaśmnietroszeczkę,ha,ha.Powiedziałaś,żeniedaszminumerutelefonu,bogoniemasz.-To
byłsłodkigłospastoranapominającegoniegrzecznedziateczki.
Powiedziałamci,niedzielnyfiutku,żemamprzerwanąlinię.
-Alecinieuwierzyłem,bomusiszwiedzieć,żenieżyjemywdziewiętnastymwieku,ajazniejednego
piecachlebjadłem,więcbysięmniepozbyćpowiedziałaś...
Żemamuszkodzenienalinii.
- Że masz uszkodzenie na linii. Postanowiłem pomóc, a że mój znajomy pracuje jako informatyk w
telekomunikacji,wystarczyłojednokliknięciewklawiaturękomputera,bywyszłonajaw...
Tak,wiem„Darcy".
-Żeżadnegouszkodzenianiebyło.Jezuuuuu!
-Iconatopowiesz?
-Słuchaj...
-Zastanawiamsię,czywogóleprzyjąćteprzeprosiny...
Ojaciękręcę!Zkimchciałamnieumówićmojamatka?
-Twojamamastwierdziła,żezabardzoniemaszwyjścia.
-Słucham?-Chybasięprzesłyszałamprzeztetrzaskinalinii.
-...żesięstarzejeszinieukładacisięzfacetami.Atutik
-tak...
Nooooo,mamuśka...Jakmito,kurna,wytłumaczysz?!
Czyrzeczywiściebyłamtakązłącórką?Nienawidziszmnie?
Ajaciebie...Ha,zgadnij!
- Z reguły, no wiesz, nie podejmuję się przypadków beznadziejnych, ale twoja mama była taka
sympatyczna.
-Niechcemisięztobągadać.
-Słucham,Aniu?-pastorKnoxwrócił.
-Mówię:spadaj!Trzaskinalinii.
Głoszinnegomiejscaiprzestrzeni:
-Toznaczy,żesięniechceszspotkać?Japrzecieżżartowa...
-Znikaj,padalcu!Oj!
-Taknaprawdę,to...To...Tatwojapomadkabyławstrętna!-jęknął„MarkDarcy".
Odłożyłamsłuchawkę.
Tak,wiem.Iwszystkiemojeorgazmybyłyudawane.
Do kompletu brakuje mi tylko biura matrymonialnego. To niesprawiedliwe, że nie mam atrakcyjnego
kuzynawsamrazdopodrywaniananiedzielnychobiadkach,weselachistypach.
Zrezygnowałamzambitnychlekturibiłamsięzmyślami.
Nicprzyjemnego.
27CZERWCA
Awięcżegnaj,mójmiły!Szczepionkaprzyjęłasiędefinitywnie.
Oho, a co ty tu jeszcze, Luna, dostałaś? Kalendarzyk szczepień? Książeczkę szczepień? Popatrz, ile w
niejjeszczewolnegomiejsca...Otak,zamierzamdbaćoswojegokota.
Zaraz,zaraz.Wtejksiążeczcecośsięwypełniasamemu.
Hm:RYSOPIS.Gdziejamamcośdopisania...
Notobach:
RYSOPIS
Rodzaj:Człowiek
Imię:Anna
Dataurodzenia:pewnerzeczylepiejprzemilczećPłeć:Kobieta
Rasa:Biała
Kolor:?(kolorczego?Zaraz,Luna!Chodźnotutaj...
Cholera!)
Znakiszczególne:Nieprzeciętnagłupota!
Luna,kochanie.Takmiprzykro,żezapaprałamciksiążeczkę.
Czytoznaczy...?!
Luna:Miauuuuuu!
28CZERWCA
Awszystkoprzezto,żezwyczajniebyłamgłodna!
Zajrzałam do lodówki, gdzie napotkałam polarne pustki, przeciągi i kawałek zwiędniętego selera, z
któregokiedyśmiałamzrobićsałatkę.Wszafkachzostałytylkomrówkifaraonkipożywiającesięnatak
stęchłychherbatnikach,żetrzebabyćowadem,abyjeprzegryźć.Zresztą,coimbędęzabierać-przecież
to moje zwierzęta hodowlane. A o zwierzęta trzeba dbać. Luna podejrzanie spojrzała na mnie, kiedy
oglądałam jej kocie chrupki. Wydobywanie spośród kwadratowej jagnięciny i kulistej króliczyny
trójkącików, które miały być suszoną marchewką, wydawało mi się zbyt skomplikowane. Robota dla
współczesnegoKopciuszka.W
piekarnikuteżnicsięnieuchowało.Iabsolutnieniebyłatosytuacjaprzypadkowa.Unikamkupowania
jedzenia„nazapas"-toczęśćmojejniekończącejsięterapiiodchudzającej.
„Niemasz,niejesz!"-lepszehasłood„Masz,niejedz".
Koniec z podgryzaniem przy filmach, czytaniu, czy po prostu z nudów. Koniec z bulimiczką! Z dwojga
złegowolęjużanoreksję(cholera,znowujestemgłodna!)-owieletrudniejskościotrupiećniżprzytyć.
Tyjesięodsamegopatrzenianachipsy.Swojądrogąmojewrodzonelenistwojestnajlepszągwarancją
tejdiety.Rzadkokiedymamochotęnawędrówkipozaopatrzenie.Alekiedyjużpójdę,zachowujęsięjak
głodnywłóczykij.
Byłdośćpóźnywieczór(okołogodziny23),więcposzłamdoTesco.
Nawszelkiwypadekwzięłammałykoszyk:zbytwielesiędoniegoniezmieści.Tylkochleb,koniecznie
ciemny, i może butelka wody mineralnej (powinnam kupić filtr, bo zbankrutuję na zwykłej H20).
Promocjanabiszkopciki?Najajach,znaczytuczące...Alejataklubiębiszkopciki.Awięcbiszkopciki.
Pędem minęłam półki z cukierkami i lodówki z barwnymi tekturkami lodowych tortów. Uff, i oto
bezpieczny dział: zdrowa żywność. Do koszyka trafia paprykarz sojowy i sojowe flaczki (Moja Mona
Lizanaścianieteżjesttylkoreprodukcją,aledajemijakąśkonsumpcyjnąradość).
Kupiłam jeszcze dwa pomidory, kabaczka... Koszyk mi się zapełnił, ale mną targała już tylko jedna
ochota:nakonserwowegoogórka.Godnieudałamsiędodziałumarynat.
Stałytam(mnóstwo!)ogórkimarynowanenaostrozczereśniowymipapryczkamioraz„poprostu"ogórki.
Niecodalejznalazłamzezgroząprawdziweogórkoweniemowlęta.
Smakowite.Dreptałamwzdłużtychpółekiniemogłamsięnadziwić,żemożeistniećtylemarynowanych
wariacji.Słoikistałyniczymnawarcie,wszpalerach.Szpalerywartownikówniknęływcieniużelastwa,
zktóregozbudowanostojaki.
Stojaki,opróczrodzinmarynatwytrzymałybysiedzenienanich,skakanieponich,bieganie-wszystko!O
rany,takiepółkipowinnammiećwdomu!Naksiążki.Szerokie...
Zobaczyliśmysięrównocześnie:jaiMulder.Próbowałamobrócićsięnapięcieizniknąćwinnejczęści
marketu(przykosmetykach?),aleonjużmniedopadł.
-Czemuwtedyuciekłaś,Aniu?-zapytał.Atakpiękniemogłobyć...
-Wiesz,Sławek,tobyłagłupiasytuacja-powiedziałamdoMuldera.-Iwybacz,alejużmuszęiść.
-Tebaloniki,co?-Roześmiałsię,seksownymgestemodgarniającloczekzczoła.-Trzebabyćbardziej
zdecydowanym.
-Tak-potwierdziłam,myślącoogórkach.Gdybymzłapałapierwszylepszysłoik,tojużdawnobymnie
tuniebyło.
-Jestemtakipodniecony.-Chuchnąłmiwucho.
-Przepraszam?-Nawszelkiwypadekoparłamsiępośladkamiokawałekpustejpółki.
-Takbardzociępragnę...Usiadłam.
-Niewiesz,cotozarozczarowanieobudzićsię,kiedycięniemaprzymnie.
Oj,chybaodkryłam,pocokobietomspódniczki.
-Jesteśtakaniesamowita.Pococzekać,chodź...Cholera,czyjaczekałam?
-Hej!Ktośtuprzyjdzie...
Zamknąłmiustapocałunkiem.Potemwyciągnąłzkieszeni„balonik".Szybkoisprawnie.
Orany!
Nimsięzorientowałam,gryzłamgowucho.Półleżąc,pół
siedząc,opasywałamMulderaswoiminogami.Alejaja!
KochałamsięzMulderemwdzialemarynat.
Naszeruchywprawiłypółkiwmocnewibracje.
Uderzająceosiebiesłoikizaczęłygraćstaccato,cowtamtejchwilipodziałałonamniejakafrodyzjak.
-Och!Muuuuuulder!-jęknęłam,apotemrozbiłsiępierwszysłój.
Zanimposzłynastępne.
Pamiętacie„makowąscenę"wMagnacie?Japamiętam.
- Cali będziemy w ogórkach - jęczałam zachwycona tą perwersją. Słoiki spadały, ocet spływał po
stalowychpółkach.
Muldergniótłobcasamiogórkoweniemowlęta.
Cozaprzygoda!Cozasensacja!
-Gol!-wrzasnąłponiekądsłusznieSławek.„Chryste!Cobędzie,jakktośzarazprzybiegniezbadaćten
hałas?"Chwilępóźniejzorientowałamsię,żektośnamniepatrzyprzekrwionymokiem.
Byłtomałyobiektywprzemysłowejkamery.
29CZERWCA
Dzieńupłynąłpodznakiemdzwonów,dzwonkówidzwoneczków.
Na
przykład
takich
dzwonków
ostrzegawczych, rozlegających się w środku mojej głowy. Co ja zrobiłam! Przeze mnie Mulder straci
pracęibędziemusiał
zapłacićzamarynaty.Izaswojesłużboweubranie(wyjąwszyspodnie),któreocetspożywczycałkowicie
zniszczył.
Och!Jestemfemmefatale!Jestemkobietą,którejsięniemożnaoprzeć!Mójseksapilnakłaniamężczyzn
dozbrodni,eee,niechbędzie,żedowybuchówgwałtownejnamiętności.
Jestemzepsuta,jestemdzikimzwierzęciem.ZachowujęsięjakprawdziwaEwawraju...Niktmisięnie
oprze: Salome, Kate Moss i Teresa Orlovsky w jednym?! O jasna cholera! A jak taśma z tej kamery
pójdzie w obieg? Moim elektronicznym ciałem będą kupczyć handlarze porno na Stadionie
Dziesięciolecia.Mojetekturowewizerunkizagoszcząwsexshopach.BędęłatwadościągnięciawInternecie.Ajaktatuśmniezobaczy?
Nie,tatuśmnieniezobaczy.
Muszę się poddać operacji plastycznej! Zmniejszę nos, powiększę usta, trochę się podciągnę. Hm, to
będziecałkiem,całkiem...Nie!Niestaćmnienaoperację.Wdodatkubojęsięznieczulenia,anawidok
igły zemdleję. Mogłaby mnie przekonać tylko promocja, w której do zrobienia twarzy dorzucają
silikonowy biust. Inaczej - moja granica wstydu jest dość wysoka. Wiem, pójdę po taśmę jak dama.
Powiem:
- Proszą mi ją dać - zdecydowanie i wyniośle. Powiem, że to rozkaz. Postraszę ich policją. Padnę na
kolanaibędębłagaćkierownikazmiany,ochroniarzyikogotamjeszczetrzeba.
Nigdzieniepójdę,oniwszyscyjużmnienapewnowidzieliwtejkompromitującejsytuacji!
Aniechtoszlag:jakmożnamyśleć,kiedyktośtakgwałtowniedobijasiędodomofonu?Obyczajówka?
-Dzieńdobry.ZbieramydatkinaMatkęTeresęzKalkuty.Milczę.
-Zbieramy...
-Słyszałam-burczę,już,jużprawiewciskamprzyciskotwierającydrzwi(myślę:kupięsobieodpustod
rozwiązłości,zostanąmisjonarkąitp.),kiedycośmisięprzypomina.
-...MatkaTeresajestświętąosobą...
Zdajesię,żeJolantaKwaśniewskabyłanajejpogrzebie.
Atooznacza...
Krzyczędodomofonu:
-Naciągacze!MatkaTeresanieżyje!
Cośmisięprzypomina.Nabieramgłębokopowietrzawpłuca:
-IksiężnaDianaSpencerteżumarła.
Ludzietakdługootymmówili.Ludziemówili...Mówią,będąmówić...
Jakjamamwydobyćtonagranie?Jak?!Omamusiu...
Dzwonekdodrzwi.
-PrzyjdźciepoSądzieOstatecznym-gwałtownieotwieram.
Zadrzwiamistoijakiśpicuś-glancuśizaczynamiwtykaćwręceczajnikelektrycznyitoster,ikomplet
noży,ipluszowąpapugę...
-Wygrałapani.Gratuluję!Towszystkonależydopani,zadarmo.Cozaoszałamiająceszczęście.Musi
panitylkozapłacićpodatek.Idrobnasumadlakuriera...
Miotanie przedmiotami w durnego akwizytora uspokaja, ale nie na tyle, aby tę metodę stosować w
przyszłości.W
ogóletowłaśnietestresysprawiają,żestajęsiętakaniesympatyczna.Chybasięprzejdę,popatrzęsobie
natrawę,drzewa...
Przechodzęsię.
Dotarłam pod supermarket. Instynktowny przymus zawsze prowadzi przestępcę do miejsca zbrodni.
„Kaseta,kaseta,kaseta"-tłoczysięwmojejgłowie.Ajeślijużjąprzekopiowali?
Ktośklepiemnieporamieniu.Podskakujęjakoparzona.
-Cześć,Scully!Jaktamściganiemarynowanychformżycia?
-Toty?-piszczę.Smętniekiwagłową.
-Tegoodcinka„ZArchiwumX"niebędzie-patrzynamnie.-Kamerawysiadła.
Bożedrogi,ajednakszczęściegościnatymświecie.
-Zwolnilicię?-Chcębyćmiła,więcpytam,bomożeonteżmiałfart?
Mulderkręcigłową.
-Toświetnie-szczebioczę.
-Świetniejakświetnie.-Ponurak.-Cojasięchłopakomnaopowiadałem!Aoniniechcąuwierzyć,ale
jakbyco,toprosząopowtórkę.
Świnie!
Przerzucamsięnamałesklepy.
30CZERWCA
Comnieznowupodkusiłodozłego!Żebydozłego,aleznaczniegorzej-podkusiłomniedogłupoty.Bo
czyjestcośgorszegoniżpójścienazjazdszkolnywwiekudwudziestuośmiulat?Jasne,żetakieimprezki
są organizowane dla zramolałych pięćdziesięcioparolatków, którym skleroza łaskawie wymazała z
pamięci wspomnienia szkolnych upiorów. W spokoju ducha mogą się śmiać ze swoich łysin, chwalić
brzuchem i wnuczętami czy w wypadku kobiet wyrzucać z siebie na wyścigi nazwy specyfików
łagodzącychmenopauzę.Wwiekudwudziestuośmiulatnaschool-balumożnatylkosiędowiedzieć,że
znienawidzonakoleżankanazjazdnieprzyjechała,bo:
-Wiecie,zostałaaktorkąikrecifilm.WWenecji,noztymkontrowersyjnymreżyserem,nojakmutam...
Twójeks-chłopak,któregowciążwspominaszkażdegopierwszego
września,
przywiózł
narzeczoną.
Dwudziestoletnią,szczapowatąlaskęotwarzyWinonyRyderzesztucznymafro(amówiłci,jakkocha
twojejasne(!),proste(!)włosy.Takprzekonywał,żespotykającsięznim,przestałaśsypiaćwwałkach,
przezcogrzywkawciążzakrywałacioczy.Nieeeeeeeee).Ipobierająsięwsierpniu.
Klasowego kaszalota nie ma, bo klasowym kaszalotem byłaś ty - choć im trudno uwierzyć w to, że
wystarczydziesięćlat,byzkaszaloctwawyrosnąćniczymznocnychzmazów.
- Cześć, Anka! Nie myślałam, że przy twojej pracy stać cię na operacje plastyczne! Ha, ha! Świetnie
wyglądasz.
Podobnopracujeszwjakimśsklepie?
-Jejchłopak...-WypuszczamtakąsójkęwbokEwy,żetatracioddechiniekończy.
-Toniejestmójchłopak,niebyłinigdyniebędzie!
-Sama?-Znowutengłos.-Nieprzejmujsię,Aniu!
Zawszebyłaśotwartananoweznajomości.Takazbuntowana.
Nigdyniewybaczącinajładniejszychnógnastudniówce.
Ewkawciążspoglądanamnieobrażona.Kiedyjarobiłammaturę,onakociławpierwszejklasie.
„Amniewydawaliściesiętacysympatyczni".
Tak,tak,towłaśnieschool-bal.
Zaraz,kogośtubrakuje.Gdzieprzewodniczącamaturalnejklasy?Aha,jest!
-Milena!-woładozezującejblondynkiEwa.
-JednookonaMaroko-burczęizastanawiamsię,kiedyEwkazdołałasięzniąskumplować.
-Hej,tylkociętroszkędrażnię-szepczeEwa,widzącmojąminę.
Milenabrylujetak,byniktnieprzeoczyłosiłka,któryjejtowarzyszy.
-CotozaFranki-Frankenstein?Złodziejsamochodów?
- Och nie - prycha Ewa złośliwie. - To by się kłóciło z jego zręcznością. Ochroniarz. A jak chodzi o
„inne"sprawy,toszkoda,żeniewzięłazesobąprześcieradła...
Ewkawiewięcej,niżsięprzyznaje.
-GłupiomiećnaimięMilena(Ukochana),anikogoniemieć,co?
-Teżnikogoniemam-smętniemamroczęijużzazdroszczęEwceWenecjusza.
-Aletymaszinaczejnaimię.Tojużwinachrzestnych.
-Milenachciałatelefontwojegofacetaijakośsięzemnąpróbowałaspiknąć...
-Janiemamfaceta!
-Roberta.Widziaławaswpubie,apóźniejnasobie...
DZIWKA!DZIWKA!DZIWKA!DZIWKA!
-Dziwka.
KiedyMilenaprzechodzikołonas,manifestacyjniesięodwracam.
-PoznaliścieKubę?-pyta.
-Jazamiastprześcieradłamusiałabymnieśćzbutwiałedeski...
Ewkapatrzynamniezprzerażeniem.
-Dlaczegotytakmnienielubisz?-oburzasięMilena.
-Tomniezamknijiwyrzućklucz.-Odwracamsię.-IgratulujęprzebudzeniaŚpiącejKrólewny-rzucam
naodchodne.
Ewkaznajdujemnie,kiedywtempiekosmicznymopróżniambutelkęwina.
-Dajno,egoistko,spróbować.TenKuba-zaczynasnućjakbajkę-miałładnądziewczynę,aleonanie
chciałajużdłużejbyćzochroniarzem.Smutne.OchroniarznazłośćtamtejzacząłsięumawiaćzMileną.
Milenamadwadzieściadziewięćlat,boprzeztenrokbyłaopóźnionawobowiązkuszkolnymwzwiązku
zoperacjązeza.Madwadzieściadziewięćlatijeszczenigdy...Nowiesz...
-Nie,niewiem.
-MarokoiZgierz.
-Aha.
Pokładamysięześmiechu.
-Chodźmydomnie-mówię.-Wypijemywlepszymtowarzystwie.
Wypyłyśśśmy.
1LIPCA
Wynurzam się ze snu w rzeczywistość niczym nurek, któremu nie dane było skorzystać z kabiny
dekompresyjnej.
Rany,alemamtrampka!ObokmniepochrapujeEwka.
Obślinione,
zapuchnięte,
potargane
i
śmierdzące
przetrawionymwinemwyglądamyjaksiostrybliźniaczki.
Pić!
Niemogęchodzić!
Pełznęwięcdolodówki.
Chybazapomniałamkupićmineralną...
Jakidziśdzień?
Niedziela.
Nie,dosklepuniepójdę.
Umrę.
-Umieram!-ryczyEwazsypialni.-Jakmożnamiećtakiegokaca?!
Zachwilęobieskładamypanieńskieśluby,żenigdyjużniewypijemygramaalkoholu.
Ewkaposzładoubikacjirozmawiaćztygrysem.
Jasiękładę.
Dzwonitelefon.
Odbieragomojasiławoli:
-Słucham.
-Ania?Obudziłamcię?-pytazostrożnąnadziejąMagda.
Amnietadziewczynawydawałasiętakasympatyczna.
-Któragodzina?-pytaminteligentnie.
-Samopołudnie.Dopiero?
-Notomnieobudziłaś.
-Dzwonię,żebyzapytać...
- Magda, czy dzisiaj nie jest przypadkiem niedziela? Mam nadzieję, że odpowie mi, iż w istocie
prowadzimyponiedziałkowąrozmowęprzedsamymlunchem.
-Nibyjest.
W tym czasie krasnoludki otworzyły kopalnię nefrytu w mojej głowie. Mówcie o mnie Śnieżka. Nie,
mówcieSierotkaMarysia.
-Możeniepowinnamdzwonić...
Taktowniemilczę,atacholernaEwkazaczynasmażyćjajecznicę.Niedobrzemi.
- Chcę jutro złożyć materiały i zastanawiałam się, czy nie mogłabyś w drodze wyjątku oddać mi tekst
dzieńwcześniej.
Aaaa,jakitekst?
(Aleprzecieżjestniedziela!)
-DzieńPańskinależyświęcić.-Corazmocniejtrzymamsięsłuchawki.
-Proszę,zależymi.
-Kawiarenkainternetowabędziezamknięta-próbujęjeszcze,aletobeznadziejne.
-Nie!Wjakimświecietyżyjesz...
- Dobra, spróbuję - mój głos wewnętrzny wrzeszczy, że jestem nie tylko alkoholiczką, ale i
pracoholiczką.-Aleniczegonieobiecuję...
Jajecznicawystygła.
Bardzodobrze,itaknieprzełknęłabymanikęsa.Dziwnieniemamochotynajedzenie......aninapisanie.
Ewawychodzi.Dziwimnie,żejestjużdotegozdolna.
-Jestemspóźniona...-Notak,biegniedoWenecjusza.
Miłośćjestlekarstwemnawetnakaca.
-Ewka,niebędziezaskoczony,jakprzyjdziesznarandkęwtakimstanie?
Zatrzymujesięnachwilęwdrzwiach:
-Nocośty,przecieżwie,żewczorajbyłamztobą.
Najwyraźniejmójalkoholizmstajesięsekretempoliszynela.
Włączyłamkomputer.
Pijękranówę-nawetjaksięnałykamameb,toitakbardziejniebędziemniejużmdliło.
Ooo,Ewkawróciła.
Dejavu:Ewkapodajemijakiegośkota.Podobny...
-Lunausnęławmojejtorbie-mówi.
Odkryłam drugie oblicze niedzieli. Okazuje się, że w niedzielę można pracować i nie pojechać do
rodziców.
Kawiarenkiinternetowesączynne.Jednagrupaniedzielnychinternautów(chciałabymsklasyfikowaćją
jako tę poniżej wieku dojrzewania, ale nie mogę) gra w takie kolorowe, migoczące na monitorach
obrazki. Druga (wymykająca się generalnej klasyfikacji „po") przegląda strony internetowe, na których
przewijasięsłowo„sex"-wprzeważającejwiększościpozbawionejakiegokolwiekcudzysłowu.
Internetowybarmanwyraźnieucieszyłsięnamójwidok:
-Cześć,blondynka!Późniejwysłałto,comiałmiwysłać.
Zrobiłtozadychę.Czyjestemzdziwiona?
Kolejny niedzielny telefon Magdy przyjęłam już z większym zrozumieniem. Ba, nawet optymistycznie,
biorącpoduwagę,żezbliżałasięsiedemnasta,akaczorprawieodszedłzmojejsadzawki.
-Coznowu?
-(chrząknięcie)Czynaprzyszłośćmogłabyśbyćwswoichtekstachbardziej(chrząknięcie)naturalna?...
Wiesz,nieszukamyideału.
Oj,Magda,Magda.
Apotemzaczęłamiznowucytowaćgłośnoto,cowypłodziłam.
PigmaliogalateaAutor:Ja
„Jestemmłoda,ładnaimądra-przefaksowałamzaprzyjaźnionemunaczelnemu,niezdającsobiesprawy,
jaką burzę wywoła wydrukowanie tego zdania. Ostatecznie odnosi się ono do jakiejś astronomicznej
ilości kobiet na całym świecie. »Jestem młoda, ładna i mądra - poinformowała mnie przyjaciółka. Dlatego nie dostałam tej pracy! Będę rozpraszać klientów...« Ostatnim kontrkandydatem, który ją
pokonał,
był
dwudziestoparoletni
czaruś
z
IQ
predysponującym go do klubu MENSA. Zawiść najwyraźniej nie jest więc cechą męską, bo w komisji
kwalifikacyjnejbylisamifaceci...
KobiecejsamoświadomościwspółcześniPigmalionimówią»nie«,bogdybypowiedzieli»tak«,tonaco
byliby potrzebni?! Wciąż w dobrym tonie należy udawanie skromnisi i robienie swojego. Podnoszenie
przyłbicy stanowi dla kobiety czyn karygodny, to przywilej męskich rycerzy. Można się pogodzić z
istnieniembandyhipokrytek,aletakaJoannad'Arcskończyłanastosiezaotwartąprzyłbicęwłaśnie.Za
to,żepotrafiłagłośnokrzyczećoswojejprawdziwejnaturze.Jestniezaprzeczalnymfaktem,iżwymagato
siły,alekobietysąsilne.
»Tobyłarozmowakwalifikacyjna!Wymógwiekubyłjużwogłoszeniu!Nadodatekmiałamsiępaskudnie
krzywićiniepuszczaćparyzust?!«
»Czekaj,ażcięzapytają«-powiedziałabymojababka.To,żepytaćmogątylkomężczyźni,byłowtedy
oczywisteiniestałowsprzecznościzichwszechwiedzą.
»Jesteśmłoda,ładnaimądra?«-pokpiwalikoledzy.
»Udowodnij mi, że jest inaczej« - odpowiadałam. Nikomu się nie udało, bo nikt nie próbował. To
przecieżtychsamychfacetówzłościłowcześniej,żerobiękarieręzaszybkojaknaswójwiek;adorowali
mój kształtny tyłek niczym ministrant Najświętszy Sakrament i przychodzili z nabrzmiałym problemem
naturyjużintelektualnej.
Problem z tym, że w pierwszej chwili chciałam to wszystko odszczekać. Przestępując z nogi na nogę,
uśmiechnąćsięmilutkoiszepnąć,żetylkożartowałam...
Wyrwało mi się... Krótko mówiąc, zaprzeczyć faktom, ku radości męskiego ogółu, z którego (jak
dotychczas) startowałby co minutę jakiś początkujący Pigmalion, by nauczyć sierotkę mądrze mówić i
ładniewyglądać.Samspijałbytowarzyskąśmietankę(»Skądjąwziąłeś?
Niesamowita!«),apotembardzomożliwe,żezacząłbygrozić:
»Wszystkiegocięnauczyłem«,»Bezemniebędziesznikim!«,
»Jesteśmoimdziełem!«.Iuzależniał,uzależniał,uzależniał...
NieczekamnaprawdziwegoPigmaliona-tostrataczasu.
Jego oryginał można spotkać równie rzadko jak i tego Rycerza w Srebrnej Zbroi. Ich wciskające się
kopiesąbardziejniżtrefne.Dostworzeniadziełasztukizsamejsiebiewystarczymidużelustroi»chęć
szczera«.
Mantrujęcodzienniedoswojegoodbicia:»Jestemmłoda,jestemładna,jestemmądra«.Takaszczerość
na początku tylko wydaje się trudna - to co brałam za rumieniec zażenowania, przy bliższym poznaniu
okazywało się rumieńcem podniecenia. Miła przygoda we własnych czterech ścianach - nauczyć się
siebieoglądaćisiebiesłuchać.
Myślenieżyczeniowe?WłaśnieopuszczamICHkrainę,krainękompleksów.Jestemmłoda,jestemładna,
jestemmądra.
Pamiętamtylko,żebynigdyniepomylićtegoz
»lustereczkopowiedzprzecie,ktojestnajpiękniejszynaświecie«.Tozupełnieinnabajka.Dlaniektórych
kiepskosiękończy...
Odłóżcieterazmagazynibiegiemdolustra.
Jestemmłoda...
(wdech-wydech)
...jestemładna...
(wdech-wydech)
...jestemmądra!
Widzicie?Toszczeraprawda!"
-CzymogęliczyćwprzyszłościnaniesilikonowąAnię?zapytałaMagda.
Tak, możesz na mnie liczyć. Nie będę już tak cudownie pewna siebie jak nowojorska prawniczka.
Cudownierozsądnajakwiktoriańskapanna.PorzucęzenizdejmękoszulkęzWisznu.Niebędęwyciągać
wniosków i rozwiązywać zagadek wymagających logicznego myślenia. Porzucą uśmiech Mony Lizy i
tolerancjęorazmiłosierdzieMatkiTeresy.NiebędęKrólowąLudzkichSerc.Niezrobięsobiepeelingu.
Będęsięwściekaćiprzeklinać.Wystarczy?
-NaprawdęnapisałaśtakwswoimCV?
-Aoczywiście.
-Idostałaśtępracę?
-Aoczywiście,żenie.
2LIPCA
WzięłamsobiedosercaradęMagdy.Obudziłamsięranoiodrazupostanowiłamspuścićztonu,daćna
luz,byćmniejpoważnaitp.WtymceluwłączyłamtelewizoriprzełączyłamnaCartoonNetwork,aletam
zamiast spodziewanego Królika Bugsa, Toma, Jerrego i innych animków szumiało tylko na szaro.
Spróbowałamnanowozaprogramowaćtelewizor,alewciążznajdowałamwmiejscumojegoukochanego
kanałutensamposępnywidok.Zniesmaczonazadzwoniłamdobiuraobsługiklientakablówki.
-Zmieniamyprogramnaatrakcyjniejszy-powiedziałaniewiadomoczemuurażonapaniusia.
-AleCartoonbyłatrakcyjny-ośmieliłamsięwypowiedziećswojezdanie.
-Proszępani,dzwonilirodzice,aisamedzieci!WszyscyprosiliozmianęCartoona.Wedługwiększości
siałonprzemocidemoralizację.
O rany. Poczułam się, jakby otaczała mnie banda małych stalinowskich pionierów, którzy kablują na
swoichniepoważnychstarych,żesłuchająWolnejEuropy...
Z nudów włączyłam kanał informacyjny, a tam strzelanina i eksplozje, wojny i zamachy, burze i
ścierającesięfrontyatmosferyczne.Ibądźtuczłowiekumądry.
3LIPCA
Zrzucone kilogramy: 0, spożyte jednostki alkoholu: 0, wypalone papierosy: 0, satysfakcjonujące, sami
wiecie co: 0, niesatysfakcjonujące: 0, chwile pełne radości życia: 0, odebrane telefony 1 (ale średnią
poprawiajegowyjątkowadziwaczność).
Wsłuchawceusłyszałamrzężeniaitrzaski,jakbyktośpróbowałdodzwonićsiędomniezinnejplanetyitoniesąsiedniej,aletakiejzagubionejgdzieśwodległejgalaktyce.
Chciałamprzerwaćpołączenie,kiedyprzedarłsięwkońcudomojegousznegoślimakaikowadełkagłos
Augusta.
-Czołem,Anka!
-MiałeśbyćwSzwecji,aniewSwierdłowsku!odwrzasnęłam.
-Nigdyniezgadniesz,gdziejestem!
Cozamęska,szowinistycznapewnośćsiebie!
-Inigdyniezgadniesz,coterazrobię!
-Dzwonisz,August!!!
-Aletylkojednąręką!-Prawiemniezgorszył.
-Acozdrugą?
-Doję...Trrrr,piiiiiii,trrrr.
-Powtórz!-Odtejrozmowyzaczęłamniebolećnietylkogłowa,aleigardło.
-Dojęreniferzycę,nowiesz,klępę,paniąReniferową.
-Jak,docholery,znalazłeśsięnaAlasce?!Tampotrzebawizy.-Szczerzesięzdumiałam.
- Wizy - sryzy. Prrrr, malutka... - Tak się woła na renifera? - Jestem w Laponii. Może zostanę nawet
ŚwiętymMikołajem.Jakbędzieszgrzeczna,toprzyślęciserekzreniferowegomleka.
-Auguście,miałeśbyćwSzwecji.Najagodach!Słyszelimniechybasąsiedzi.
-Stara,wtymrokunajagodyniemaurodzaju.W
SzwecjiobrodziłotylkowbezrobotnychPolaków.Jednąjagódkędzielisięnaczteryczęści...
Przynajmniejzpopulacjąreniferówwszystkojestwporządku.JaktenAugustpotrafimnieuspokoić.
-Słuchaj,będękończył,bodzwonięzkomórki,chciałemcitylkopowiedzieć...
-August...-przerwałammu.-Kiedywracasz?
- I właśnie o to chodzi! - odwrzasnął mi. - - Ja nie wracam! Ja wybrałem kontakt z naturą! Porzuć tę
obrzydliwącywilizacjęiprzyjeżdżaj!TuniemaMcDonald'sów,aleistaropanieństwa!Anka,tylkoty,ja
irenifery...
Żżżżżżżżżżżż.
Przerwałopołączenie.
O Augusta się nie bałam - może egzystencjalny wydaje mu się brak hamburgerów, ale wróci, kiedy
posmakujelapońskiejzimy.Przyjedzienareniferze,zodmrożonąeldupą.
Będęczekać.
4LIPCA
DzieńNiepodległościwStanachZjednoczonych.Czycośtooznaczadlamnie?
Niepracujęwambasadzieamerykańskiej,aninieznamnikogostamtąd,więcchybanic.
Jestem...Jestembardzoniepodległa!
Muszę to uczcić - choć jest środek tygodnia, a wszyscy pracują - jakby to wcale nie było święto
Wielkiego Brata. Ja jako wegetarianka nie mogę skubnąć kawałka indyka, ale tak mocno wierzę w
stosunki zagraniczne, że wystarczy mi listek sałaty. Listek sałaty, piwo i oczywiście fajerwerki - może
zostałyjakieśzNowegoRoku?
Czyoniniemieliwtedyjakiejśkonstytucji?Powinnamlepiejsłuchaćnauczycielkinalekcjachhistorii,
alewtedyprzedmiottentakokropniemnienudził.Inaczejkiedyijastałamsięhistoryczna.Zadzwoniędo
Ewki,możeionabędziemiałaochotęnaświątecznegodrynia?
5LIPCA
Otwieramoko:orany,alejasno.Nietylkojestemsamotna,alewdodatkuzostałamchybaalkoholiczką,
aleczyjajużtegokiedyśniemówiłam?Isufittakibiały;namoimpodczas jakiejś awantury z Robertem - rozbił się słoik z musztardą. Machnęłam nim, by wyładować
złość.
Ooo,ktośukradłmiżyrandol.Ściany,ściany.Gdziejestmojatapeta?Mama,tato,Ewa?Chybaotworzę
drugieoko.
Niemogęgootworzyć.Niemamoka?!Cośnanimsiedzi.
Pomacajmy...Opatrunek?
- Gdzie ja jestem?! - wrzasnęłam i próbowałam wstać, ale wtedy natychmiast ktoś do mnie podbiegł i
ułożyłmniezpowrotem.
-CozLuną?-pisnęłam.
-JestzniąWenecjusz-odparłamiękkoEwa.Mojepalcepowędrowałyzpowrotemdotwarzy:
-Czyjajestemślepa?Niemamoka?Okaleczona?
-Nie.Tylkotrochęosmalona-odpowiedziałobcygłos.
Siłąspróbowałamszerzejrozewrzećślepie:aha,piguła.Nie,podłuższymskupieniupigułaokazałasię
lekarką.Nienosiłaczepka.
-Tojawychodzę.-Zaświeciłamprzednimiswoimgołymtyłkiem.
-Jutro.Musimycizrobićjeszczeparębadań.
-Córeczko...
- Wychodzą dzisiaj. Wracam do kota. - Łypnęłam groźnie swoim jednym przekrwionym okiem. Czy
czarnepirackieopaskisąseksowne?Starzygwiazdorzypodobalimisięwnich.
-Naszągwiazdątapani-lekarkawskazałanaEwkęprzywiozłatotalniezalaną.
-Wcelowałaśsobiefajerwerkiemprawiewśrodekoka.
-Prawie-powtórzyładoktorzaEwą.
-Czytysobiecośchciałaśzrobić,dziecko?-zapytałtato.
Matkapociągnęłanosem.
Cisza.
- Nie - odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu. - Nic nie chciałam. Wszystko w porządku. Nie
będziewięcejżadnychbadań.-Odwróciłamtwarzwstronąlekarki,któraprzesunęłasiępozamójkąt
wzroku.-Właśniesięwypisuję.
CzyLuna...
-Przestraszyłasię,alenietakbardzo.TociekawskikotodpowiedziałaEwa.
Znowutacisza.
- Co możemy dla ciebie zrobić? - Skarceni Bóg wie czym rodzice stali w kącie. Ojciec dreptał w
miejscu.
-Lordczekanatatąwsamochodzie?Chrząknięcie.
-OK-burknęłam.Wkońcumiałamkaca.
-Wyślęcięnawakacje.-Ojcieccmoknąłmniewobapoliczkiiwypadłzsali.
-Czemujestemwjedynce?Cisza.
Matkausiadłaprzymoimłóżku.
-Jużnigdymnienieswataj-poprosiłam.
-Dobrze-chlipnęła.
-Onajestzmęczona,askorochcedzisiajwyjść...Dziękici,BiałaDamo.
-Już,już.Tylkocośjejpokażę.-Wyciągnęłaztorby
„Hallo". Mignęła mi jakaś znana, przystojna twarz. - To twój kuzyn. Nie wiem, czemu w ogóle o tym
zapomniałam.Aletozdjęcie...Jegonapewnowciążboląnerkitaksamojakciebie.
Niedorozwój kłębuszków... Przystojny, co? Szkoda, że nikt nie wybiera się na tamten świat, bo...
Zmieszanazamilkła.
-Obiecałaśmnienieswatać,żywączymartwą.
-Chodźmypojejubranie.-Ewkapociągnęłamamęzałokieć.
Lekarkawciążtkwiłapodoknem.
-Czyfajerwerkiemmożnasięzastrzelić?
-Nie-odparła.
-Takwłaśniemisięwydawało.
-Maszfart,dziewczyno.-Niebyładużostarszaodemnie.Jejkomórkazadzwoniła.
Niepodsłuchiwałamtejrozmowy.
-Mąż?
-Pacjent.Niemammęża.
-Iwystarcza?
-Chcesz,żebymodpowiedziała:„musi"czy„toteżmiłość".
-Todrugie.
Poruszałasięcichojakcień.
-CzytałapanidoktorDziennikBridgetJones?krzyknęłam,kiedybyłajużwdrzwiach.
-Nie.
-Toproszęprzeczytać.
Pojakimśczasiezajrzaładomnieprawdziwapielęgniarka.
Oczymiałaszerokootwartezezdumienia,kiedysobiemniedobrzeobejrzała.
-Ażtakiejszopkinarobiłam?
-Myślałyśmynaoddziale,żetojużświęta.
Ewka powiedziała mi, że bredziłam (bardzo głośno) o podpisaniu Indyczej Konstytucji przez Dziadka
Mroza.Niewszystkimtosięspodobało.
Mamauparłasię,żeodprowadzinasdodomu.Kupiłateżstosczasopism(naraziemamsprawnejedno
oko, ale jak tam z jedną półkulą mózgu?) i chrupki. Chrupki nazywają się Smily's i są w kształcie
uśmiechniętychbuziek.
Chrupnęłam:
-Całkiemdobre.
-Otwoimulubionymsmaku.-Albomisięwydawało,albomatkapuściładomnieoko.-Bananowym.
Icotomaznaczyć?
6LIPCA
Czułamsięjakzombie,więcwzięłamsięzasprzątanie.
Szuruburu, szuruburu - nawet nie szło mi najgorzej. Od czasu do czasu sprzątanie bywa wysoce
odprężające,acoważniejszenieuzależnia.
PotemprzyszłaEwaicałyczassiędomniegłupkowatouśmiechała.
- Ludzie tracą swoich ukochanych. Cierpią, ale to nie znaczy, że od razu muszą zachowywać się jak
Werter.
-Aktototaki?-burknęłamznadmopa.
-Takiniepoukładanyfacet.
-Znam,alesłabopamiętam...
-Jużnieżyje.Zresztątobohaterksiążki.
-Ha!-odpowiedziałam.
-Tyoczywiściejesteśrzeczywista.
-Doprawdy?-wyrwałomisię.
-Życiemaswojeprawa.
Jużmilczałam.Ewasięgnęłaposwojątorbęipodałamipakunekwróżowympapierze.
-Ewa!Tojestwibrator!!!
-Właśnie.-Pokiwałagłowąjakpiesek.-Zabawka,zgłowąnadrucie,trzymanawsamochodzie.
-Dziękujęciwkontekście„prawżycia".-Rąbnęłamcałetosprzątanie.Poszłamrobićkawę.
-Niepodobacisię?-Podreptałazamnądokuchni.
-On?Ależnaprawdęmisiępodoba.Jestczarny,adotegotazłotagłówka...Uroczy.
-Tenwydałmisiętakielegancki...Zresztąmyślę,żewzabawkachniechodzionaturalność.
PomyślałamolalceBarbie.Usiadłyśmyprzyfiliżankach.
-Mamcośjeszcze.
-Baterie?
-Nie.Nowidzisz,zapomniałam!
-Wporządku,dzisiajsięjakośpowstrzymam.
-Mamto.-Tymrazemwyjęłaztorebkiczekoladoweserduszkowzłotympapierze.
Przełamałyśmy je na pół i zjadłyśmy, a potem analizowałyśmy różnice pomiędzy jednym a drugim
narządem,chichoczącjaknastolatki.
7LIPCA
EwkazałożyłajednoosobowyKomitetWalizkowy-zpozorudemokratyczny,wrzeczywistościabsolutnie
autokratyczny. Komitet przejrzał moją załadowaną już torbę urlopową, rozpakowując ją przy tym
całkowicie (nawiasem mówiąc, ekspres nie chciał się w niej zamknąć). Wszystko, co ja uważałam za
cennebądźważne,Komitetodrzuciłwkąt.
Całamasarzeczy,naktórejanieraczyłamspojrzeć,zostałaspakowana.Normalka!Widaćpisanemibyło
jechaćnaobózprzetrwania,morskisurvival.Ewkawyjęłamójukochany,wielgachnykostiumkąpielowy
i „pożyczyła" mi sznurowane czarne bikini. Cholera, czy ona jest szczęściarą, nie wiedzącą co to
cellulitis?Jawłożętobikini,aledlaspokojuwłasnegoducha(innemamwnosie,przynajmniejnarazie),
będęmusiaławyjąćzoczuszkłakontaktowe.Cozoczu,tozserca.
Aitakbędępokonywałaplażęrakiem,chowającrozległytyłek.
Ewkaspakowałamiteżparęniesamowicieseksownychkoronkowychstringów,cowkontekściefraszki
Sztaudyngera:
„Myjciesiędziewczyny,bonieznaciedniaanigodziny",oznaczadlamnieciągłepranie.
-Ijeszczejedno,Anka.Możeszzdjąćjużtenopatrunek.
Aokonieoprzemisięopoliczek,trzymającsiętylkonanerwiewzrokowym?
Ściągnęłam bandaż. Co za ulga: tylko brew mam trochę osmaloną. Świat widziany w nowej
perspektywie,
„dwuocznej", nabiera wymiarów (a przede wszystkim odległości). Nie jestem taka brzydka, właściwie
to...całkiemładna.Jaksiędobrzewpatrzeć.
8LIPCA
Chciałam,żebytylkoEwaodprowadziłamnienapociąg.
JechałamdoKołobrzegu.
-Zobaczysz,teparędniminiejakzbiczastrzeliłpowiedziała,widzącmojąminę.
-Więcjadętamtylkopoto,bysięrozpakowaćispakować.
-Och,wiesz,comiałamnamyśli.Musiszodpocząć.
Ocholera,grupkadzieciżegnającychsięzrodzicamidałamiwieledomyślenia-pociągkolonijny?Tak,
aleskoroturnusysątrzytygodniowe,to...?TO!
-Wciążodpoczywam.
-Jesteśsfrustrowana.Noiwkońcusięopalisz.Obejrzałamniekrytycznie.
-Mamuczulenienasłońce.
-Popatrzysznamorze,uspokoiciętoibędziesz„zen".
Rozglądałamsięzcorazwiększymniepokojem.Przybywaludziitobołków.
-Niematamżadnegofestiwalu?
-Jużnie,iżadnychżołnierzy.Zresztąitakbyśsięnienauczyłaśpiewać.No,chybażebyśbyłanamuszce.
-Perliściesięroześmiała.-Aha,prezentodWenecjusza.
Obejrzałam.
-ClarissaPinkolaEstesBiegnącazwilkami.Będęwyć.Zbierałomisięnapłacz.
-Teżbędziemytęsknić.Pociągwjeżdżałnaperon.
-Porasiępchać.
- Nigdzie nie chcę jechać bez Luny. - Już wiedziałam, czemu nigdy w życiu nie dałam się wkręcić w
jakiekolwiekkolonie.Koszmar.
-Dajkotuodpocząćodsiebie.ZresztąWenecjuszbędziecodzienniepokazywałjejtwojezdjęcie.
Jedynemojezdjęcie,któremiałaEwa,zostałozrobionenajakiejśuczniowskiejprywatce.Byłowielce
nieciekawejednak tym razem nie zaniepokoiło mnie to, że Luna będzie miała mnie za ekstrabrzydulę, co raczej za
degenerata (obrzucamy się na zdjęciu tortem, a bita śmietana maskuje doskonale pryszcze. No proszę możnatensposóbopatentować).Dedukowałam,żeskoroEwabierzeLunęnaczasmojegowyjazdudo
siebiedodomu,tomusiałanateparędniwziąćWenecjusza.Onimójkotjakopapużkinierozłączki?Nie.
AleoniEwa.Zaraz!
-Wprowadziłsiędociebie!-ryknęłam,kiedytorbąwpychałamniegoprzepełnionegowagonu.-Czemu
miniepowiedziałaś?!
-Niechciałamcirobićprzykrości.
-Wszyscyźleinterpretujecie!-wrzasnęłam.
-Co?!-zapytałaEwazperonu,kiedypociągruszał.
Wrzasnęłamdrugiraz.
-Tak!-odkrzyknęłaraźno.-Pójdędociebieipodlejękwiatki.
-Janiemamkwiatków!
-Co?!
-Niemamkwiatków!!!
-Tocikupię!
-Niechcęjechać!!!
-Mówiłamjuż,żecikupię!
- Obiecanki cacanki - stwierdził autorytatywnie jakiś ryży gnojek, którego na siłę wciśnięto do grupy
kolonijnej.
Postanowiłam wracać, kiedy tylko to stalowe pudło się zatrzyma. W moim postanowieniu utwierdził
mniesmródzWC(obokktóregonieszczęśliwiestanęłam)idziecięcewrzaski.Jacyśfaceciikonduktorzy
coiruszzaczepialisamotnąkobietę,czylimnie.Powinnomnietopodnieśćnaduchu,alejeszczebardziej
zdołowało.
DotarłamdoKołobrzeguwieczorem,wdodatkubardzozmęczona.Postanowiłamwrócićdostolicy,jak
odrobinkęodpocznę.Mamkwaterępośrodkuogromnegoblokowiska,zktóregonietylkoniewidać,alei
niesłychaćmorza.Prześpięsiętylkotroszeczkęiwracam.Dobranoc,Luna.
OLuno,takładnieświeciszzaoknem.
Niemogęspać.Policzęowcę:
-Owca.
9LIPCA
Poprostumorze.
10LIPCA
Morze,morzymniesenimarzę.Plaża.Gdzieśzgubiłamuczulenienasłońce.
Znalazłosię!Alepomarzyćwolno.
11LIPCA
DzieńWysyłaniaPocztówek-wzasadzietylkodwóch.
Dla rodziców wybrałam standardowy widoczek z morzem i jakimiś łódkami. Na kartce dla Ewy co
prawdateżjestiłódź,iBałtyk,alejestteżgrupkaumięśnionych,cycatych(skąpekostiumy)blondynek
śmiejących się od ucha do ucha. Ewa oficjalnie przeklnie mnie za tę kartkę, ale w głębi duszy ją to
rozbawi.Ischowają-namurbeton-przedWenecjuszem(uwaga:jestsamicą!).Znowuwyjdęupana
mecenasanaanalfabetkę.
Kochanirodzice!
Morzeciepłe.Wogólebardzoładnie.Opaliłamsobieplecy.
Pieniądzetuidąjakwoda.Odpoczywam.Całuję-Waszaczekoladka.
Ewka!
Sercawgórę!Pięknietuimarzymisięromantycznebara
- bara. Tak spaliłam plecy, że śpię na brzuchu. Czemu cię tu nie ma? Czemu nie ma tu Luny (dbasz o
mojegokota,co?)?
Czemuniemożebyćciągletakfajnie?PozdrawiamCiebieiWenecjusza(maszmupowiedziećokartce!),
Anka.
PS
Przypomniałamsobie,żewdomujednakmampaproć.
12LIPCA
Zapragnęłam dotknąć „tajemnicy", bo większej części swojego ciała i tak nie mogę dotykać - poszłam
więcdowróżki.
Opuściłam ją bardzo zniesmaczona: tej „wiedźmy" nie należałoby spalić na stosie, ale uciąć jej
szponiastąrękę(tipsy)zazłodziejstwo.
Zastanawiające,alemójhumorcorazlepszy.
13LIPCA
SpotkałamRęceKtóreLeczą.Chłopakpoderwałmnienaplaży-opalony,ostrzyżony.Ładnyitrochęza
młody,alewkońcuniewiem,kiedybędęmogłapozwolićsobienanastępnewakacje.Nieposzliśmyani
doniego,anidomnie.
Zostaliśmy nad morzem. Chciałam z Rękami Które Leczą (dotykał mnie, a tu zamiast bólu same
przyjemności)kochaćsięnapiasku.Totakieromantyczne,noiwidziałamnakasowymfilmie.
-Ech,turystko.Awieszcotojestpiasek?-zapytałmnietubylec.
Zmaterializował nie wiadomo skąd cienki śpiwór. Kiedy plaża opustoszała, rozłożył go tak, byśmy nie
tracilizoczumorza.
-Otrzepstopy.Apotem...
Chybarobięsięperwersyjna.
Obudziłamsięrano.Sama.Wcalemitonieprzeszkadzało(serio!),porzuciłamśpiwór(wduchuwierząc,
żeRęceKtóreLeczągoznajdzie)iposzłamsięwykąpać.Zaspokojoneciałowyglądaoświciecałkiem,
całkiem...Pierwsiplażowijoggingowcywpadlinataplającąsięgolaskęorozmarzonejjeszczetwarzy(o
ileoczywiściepatrzylinatwarz).
Aniechmnie!
Ztegowszystkiegozapomniałam,żedziśtrzynastegoipiątek-alewszystkozrobiliśmychybadobrze.
14LIPCA
Kurczę!Dopierocoprzyjechałam,ajużmuszęsiępakować!
15LIPCA
Uff,wróciłam.Wszędziedobrze,alewdomunajlepiej.
Home, sweet home. Dżungla znaczy (miejska - niemiejska): Ewka najwyraźniej się przejęła, bo całe
mieszkaniezastałamwkwiatach.Araczejwroślinachdoniczkowych.Takichjeszczeładnych,zielonychniezeschniętychanignijących.
Moja„sobótkowa"paprotkateżjakbyodżyła.Miłotubędzie,jaksobieuświadomię,żedużozieleninie
oznaczaodrazuporydeszczowej.
Brakujetylkomojejmałejpumy.
Białapumabiegładomnietakszybko,żetylnełapyślizgałyjejsiępoparkiecieiwyprzedzałyprzednie.
PrzynajmniejtaktowyglądałowEwkowymkorytarzu.Kotobwąchałmnieikichnął.
Ewkaniekichnęłatylkopowiedziała:
-Opaliłaśsię.AWenecjusz:
-Ładniewyglądasz.-Zamiastzwykłegozagadkowego
„dotwarzyciztym".-Dziękizakartkę.
Człowiekwyjeżdżanatydzień,atufruuu-życiegoomija.
-Byłamuwróżki-pochwaliłamsię.
-Ico?-spytałWenecjusz,robiącmiherbatę.
-WywróżyłamibrunetaalaDeląg.
-Lubisz?...-ToEwka.
-WolęŻebrowskiego.Jejzresztąteżtopowiedziałam.-Ico?-ToWenecjusz.
-Powiedziała,żebyćmożewyglądajakŻebrowski.Żemogławpierwszejchwilisiępomylić,botakto
polskichfilmównieogląda.Chyba,żeseriale.Jak„Czułościikłamstwa".
-NaprawdęwolałabyśtozrobićzŻebrowskimniżzDelągiem?-dopytywałasięEwa.
Cholera, nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. - Jak Boga kocham, nie wiem. Ale gdybym naprawdę
mogławybrać,to...
-Orany!-wybuchnąłWenecjusz.Ewauniosłabrewizmieniłatemat:
-Teżbyłamkiedyśuwróżki.
-Ico?Lubaszenko?
-Powiedziała,żewidzidziecko,aleniewidziślubu.W
tejchwiliręceEwyiWenecjuszaspotkałysię.
-Imiałarację.
-Słucham?-Nieuwierzyłam.
Tak,tak,mówiłyichminy.Miau-powiedziałkot.
-Chcemysiępobraćwewrześniu.Wpierwsząsobotę,pierwszego.
-Jużpierwszego?-Wpierwszejchwilikojarzyłomisięto...zobowiązkowością.-Niezabardzowam
sięśpieszy?
- Anka, to jemu się śpieszy. - Ewa połaskotała swój pępek. O rany, o rany, o rany! Moja najlepsza
przyjaciółkajestwciąży.Amnieniebyłoraptemparędni!
16LIPCA
Niektórednisąjaksen.Naprzykładtenwczorajszy.
Cholera,niepotrafiłamsiępowstrzymać,byniezadzwonićdonichrazjeszcze.
-Słucham?-Jestdobrze,odebrałaEwa.
-Toja.-Głosdrżałmizezdenerwowania,udawałamsamaprzedsobą,żekoncentrujęsięnadrapaniu
kociegoucha.
Luna,rozumiejącmojąsytuację,nieoponowałaprzeciwkotymdotkliwympieszczotom.
-No?
-Toniezręcznepytanie...
-Tak,jestempewna,żetociąża.
-Możecisięopóźnia?
-Nie.
-Możetogrypa?
-Nie.
-Jakiścholernywirus?
-Nie,Aniu,tociąża.
-Niestrawność,ciążaurojona?Jamnikitomają.
Przechodziłaśświnkę,możetozadawnionachorobawiekudziecięcego?
Wenecjuszwyrwałjejsłuchawkę:
-Tonieświnkatylkodziecko,Anka.Jakośmusiszsięztympogodzić.-Iodłożyłsłuchawkę.
Pogodzićsię,ha!Aontonibyjaktozrobił?Niedziecko,rzeczjasna,botowiemitooddawna'.Wiem
też,jaktegoniezrobić,oczymtamtychdwojenajwyraźniejzapomniało.
Ateraz-odpowiedzialnirodzice?
Acobędziezemną?
17LIPCA
Coś,kurna,nieprawdopodobnego...
Przez pół godziny oglądałam swoje sutki i próbowałam zbadać, czy ściemniały chociaż o ton, choć w
każdejchwilitejkontemplacjispodziewałamsięmlekatryskającegozmoichpiersi.CiążaEwywpędza
mnie w ciążę urojoną, bo skoro jej się mogła przytrafić, to czemu nie mnie? Rozsądnym argumentem
przeciwko byłby brak współżycia, ale nie o rozsądek tu chodzi, co raczej o pech, a ten jest zupełnie
nieuporządkowany. Po drugie - jak zaświadczą najwyższe autorytety - co najmniej jedno niepokalane
poczęcie już się odbyło... Żeby nie było wielkiego skandalu i niepotrzebnej cenzury: nie roszczę sobie
prawadozostaniamatkąBoga.Nieroszczęsobieprawadozostaniamatkąwogóle,anawetstaramsię
tego unikać, ale wszelkie nieszczęścia chodzą po ludziach, a z moich pleców to już zrobiły sobie
autostradę. Bo i przypadek pierwszy: mając wielkość łuskanej fasolki i wciąż jeszcze siedząc w łonie
matki,mogłamspotkaćjeszczemniejszegobraciszka,którego(jakietokrępujące...)połknęłam,aterazon
próbujewydostaćsięnazewnątrz,podwudziestudziewięciulatach,transformującsięzmojegobrataw
syna.Albo...
Podobno białe niedźwiedzice są zapładniane przez swoich partnerów polarną jesienią i przez całą
polarną zimę przechowują w swoich brzuchach małe embriony; wzrost małych misiów uaktywnia się
dopieronawiosnę.
Coróżniniedźwiedzicęodkobiety?
AjeślizaszłamzRobertem,onzdążyłmniejużrzucić,aterazdzieckomisięuaktywni,tocojazrobię?!
Zwykła ciąża urojona też może zaszkodzić, a jak mi się to mleko pojawi w towarzystwie albo brzuch
urośnie i dostanę rozstępów, albo ciągle będę biegać do klopa? Żeby się chociaż od tego włosy
poprawiałyischodziłypryszcze,alepodobnojestzupełnieodwrotnie...Jakjatoprzeżyję?JakEwkato
przeżyje? A taki poród to jest jak pójście na wojnę. I niech mi tylko Ewka nie mówi, że rodzi bez
znieczulenia.Wdech,wydechizenwmomencie,kiedy...Nie,niebędęotymmyśleć!
Jesteśmyzakładniczkamiswoichhormonów!Dodiaska!
SamaMurphyBrownzarzekałasię,żenigdyniezajdziewciążę,bolubispoglądaćnaswojebuty,abyw
kolejnym odcinku potuptać świńskim truchtem do kliniki sztucznych zapłodnień (co prawda incognito szczęściemdlaobojgarodziców).
Obiecałam,żepojadędodomurodzicówEwki-Ewkasiedzitamteraziuczysięodmatkijakdonosići
urodzić dziecko. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że ma nie przytyć, a przynajmniej nie przytyć
trzydzieścikilo-stanowitowiększywyczynniżsamo„wysmarkanieziemniaka",jakożeprzyszłababcia
próbujewEwkowympiecykutakutuczyćsweprzyszłewnuczęjak,nieprzymierzając,wiedźmaJasiai
Małgosię...
Orany,ajakbędąbliźnięta?!
Jechałam do niej takim dziwacznym autobusem, w którym byli. prawie sami faceci. Kiedy więc na
kolejnym przystanku pojazd otworzył swe wierzeje, by wpuścić do środka drobną matkę z wielkim
wózkiem,myślałam,żektóryśzpanówpomożejejchoćbywodruchusolidarnościzojcem.Dzwonek
- pośpieszacz przy drzwiach pobrzękuje, ale nikt się nie kwapił do jakiegokolwiek ruchu i wtedy ta
dziewczynakiwnęłanamnie.
Cosięnamęczyłyśmy,żebytenwózekwciągnąćdośrodka...
Ta część podróży godna była zapamiętania: mężczyźni milczą, ja milczę, a matka śpiewa dziecku
kołysankę i to jakąś dziwnie skuteczną, bo sama przy niej przysypia. Potem dziecko w ryk, a kobieta
pochylasiękonspiracyjniedomnieimówiznajwyraźniejmasochistycznąsatysfakcją,żeonomożetak
całenoce.Pomyślałamsobiewtedy:Ewka,kiedytysięwyśpisz?
WproguwitamniesiostraEwy,Alicja.AlicjazKrainyCzarów.Dziwnedziecko:oglądaPokemonyalbo
zaplatasobiedredy.Dzieckobezwieku(przynajmniejdlamnie)iniedozrozumienia(tojużchybadla
wszystkich).
-Oj-mówię,widzącpobłyskującywjejnozdrzachkolczyk.
-Aj-potwierdza.-Musiałamobkładaćlodem.
-Rozumiem.-Teżmusiałamlodamiobkładaćgardło,kiedybarbarzyńcyprofilaktykiwycielimizdrowe
migdałki.Byłdym?
- Trochę się ojciec czepiał. Matka mówi, że taka dziura to dla krowy, ale ja ich czkam! - zauważyła
wyniośle.
Korciłomnie,żebyzapytać:razemczyosobno,aleniepotopalisięzwodzemfajkępokoju,byzachwilę
krzyczeć,żebizonyśmierdząrówniemocnocostopywspomnianegowodza.
Przypomniałamisięprzeczytanaostatnioksiążkahinduskiegoautora,wktórejgłównabohaterkawrazz
całąrodzinaparadowałarówniepięknieprzyozdobiona,więcpalnęłam:
- Czy to ma coś wspólnego z indyjską filozofią? Alicja pokręciła głową z niesmakiem (oj, potrafi to
zrobić):
-Mojasiostrajestwciąży,aletobiecosięstało?!NaodsieczprzyszłamiEwa.
-Iconatowszystkomatka?-spytałam.
-Mówi,żemamponiejszerokiebiodra,więcwszystkobędzieOK.Aojciecnalega,żejakbędziesyn,to
mamgopodziadkunazwaćWłodzimierz.Alejachcę,żebytobyłKuba.
-Kuba?-powtórzyłamtępo.-Ajakbędziedziewczynka?
-Nocośty,Anka,terazsięsamichłopcyrodzą,bopodobnobędziewojna.
Pochichotałyśmychwilkę.
-Głupiprzesąd-stwierdziłam.-AgdzietenplakatzMickemJaggerem?
-Mamazdjęła,bobałasię,żesięjeszczezapatrzęiKubaprzyjdzienaświatztakimipaskudnymiustami,
nowiesz.Wykręciłasięwstrętnie.
-Jaggermacórkętopmodelkę-napomknęłam.
-AoglądałaśostatnioTVFashion?Znowuchichot.
-PoprosiliśmytegogościaodUSG,żebyniemówiłnam,jakiejpłcibędziedziecko.Takaniespodzianka
przyurodzeniu.
-Wyszczerzyłazęby.
-No!AjaksięKubazdziwi!Ico,zapisujeszsiędotejszkołyrodzenia,skoromaszszerokiebiodra?spytałamkąśliwie.
-Ech,gdybyktośtodzieckomógłurodzićzamnie.Klapnęłanakanapęipopatrzyłanamnieznadzieją.
-Chybadostanęciążyurojonej-pożaliłamsię.WidziałaśDzieckoRosemary?
Spojrzałanamniedziwnie.
-Nie...ZatowidziałamPierwszykrzyk...Oszlagbytotrafił!Alezemnieidiotka.
-Cociępodkusiło?-Usiadłamobokniejiprzytuliłam.
Ewkaszlochała.
- Ja, ja... - trzęsła jej się broda - brałam wtedy pigułkę i ciąża wydawała mi się równie realna co
kolonizacjaMarsa.
-CzerwonaPlanetakusi-powiedziałamautorytatywnie,jakożezostałamwychowananakiniesf.
-Skądwiesz?-Dostałaoczyjakspodki.
Wzruszyłamramionami:-Niewiem.Aleto,kurna,niemożliwe.
-Myślisz,żejasięztymnieoswajałam?-Nadąsałasię.
-Aletobiewaląhormony,ajażyjęztymnasuchoodszczeknęłam.
Potem przyszła mama Ewy z na wpół surową wątróbką na talerzu i Ewa tę wątróbkę na moich oczach
pochłonęła.W
tempiekosmicznym...
18LIPCA
Miałam straszny sen. Obudziłam się roztrzęsiona i mokra od potu, z mentalnym zawałem. Przyłożyłam
głowędopoduszki,żebynabraćsiłiuspokoićskołatanenerwy,atumasz!Cholera,żeteżpodpowiekami
możesięczaićtakiebadziewie.PowinnamzadzwonićdoEwki.Jednaknie...Terazalbowisinadtoaletą,
albonakładapantoflenaopuchniętestopyrozmiar40.Innasprawa,żeciekawimnie,jakirozmiarstanika
nosi obecnie? Wielkie balony to jedyny plus ciąży i tycia; ja jednak nie jestem skłonna aż do takich
poświęceńżebytylko„złapaćoddech".
Notak,ajawciążdyszęzprzerażenia.
Śniłmisiękosmos:wielki!Gwiazdyiterzeczy...Zregułytakiesnyodpoczątkumisięniepodobająwidokwszechświatawdosłownysposóbukazujemimojąmarność.
Dlategoteż-przynajmniejwieczorami-postępujęwbrewrozsądnejradzie:„Niepatrzwdół".
Zdrugiejstronysenmiałdrobnyaspektpozytywnyspełniało się w nim moje dziecięce marzenie: byłam astronautką jak taka ładniejsza Tiereszkowa albo
brzydsza Łajka... Od czasu do czasu spoglądałam w okno kokpitu, za którym widziałam kicające
pomiędzygwiazdamikróliki...
Ciekawe,poczymśniąsiętakierzeczy?
Ewka też była na pokładzie - obżerała się chlebem z cebulą i oliwkami. O ile jednak pierwszy
kanapkowyskładnikmógłpasowaćdoradzieckiejastronautki,otyletendrugiwogóleniepasowałdo
Ewy. Ewa nie cierpiała oliwek, zwłaszcza czarnych! Ponad wszystko! I wtedy zrozumiałam, że to nie
Ewa tylko Obcy. Natychmiast wychyliłam się za burtę i muśnięta przez królicze skoki przeczytałam, że
naszstatekkosmicznynazywasię„Nostromo".
Ewa jadła i jadła i już myślałam, że rychło jakiś potwór rozerwie ją i pacnie krwawym ryjem obok
talerza.Tymczasemona-wreszcienajedzona-głośnobeknęła.
-Wiem,zdarzamisięostatnio.Totaupiornanadkwasota...-Rozpięłakombinezonipokazałamibrzuch
zesterczącymfiluterniepępkiem-supełkiem.
-Orany!Jakmożeszztymżyć?-wymknęłomisięzewzględunamójjaknajbardziejwklęsłypępek.
-Samaniewiem...-Królikwzruszyłramionami.BrzuchEwy-królicyzrobiłsięprzezroczystyniczymw
jakimśopowiadaniuGretkowskiej.Wewnątrz,jakwkapsule,siedział
mały i nagi dzieciak z tak zielonymi oczami, że aż fosforyzowały niczym wskazówki budzika. Pociągał
razporaz(dzieciak,niebudzik)zapalecswojejgołejstopy(miał
dwie - normalnie). Pomyślałam wtedy, że koniecznie muszę wydziergać na drutach różowe buciki, aby
dziecko Ewki nie było bosą dziewczynką. I obudziłam się z wrzaskiem, kiedy uświadomiłam sobie
drastyczną prawdę: jestem beznadziejna w robótkach ręcznych. Z takiej niezdary jak ja ma być matka
chrzestna?
Mimowolnie zostaję chyba gwiazdą dziennikarstwa, bo co innego miałaby oznaczać ta rozmowa z
Magdą?Swojądrogąmuszęzacząćwychodzićirozmawiaćzludźmipyskwpysk,boniedługowmiejscu
dłoniwyrośniemisłuchawka...
-Niemiałabyśochotynaetat?-zaświergotałaMagda.
- A co, firma chce mnie kontrolować?! - ryknęłam i wybuchnęłam śmiechem, ale na przedłużającą się
ciszępodrugiejstronierówniegwałtownieprzestałamrżeć.
-Magda?...
-Wydawałomisię,żetodobrapropozycja-mruknęła.Wiesz,służbowylunch,ubezpieczenie,komórka,kartykredytowe...
-VISA?
-Myślę,żeprzytym,copłacimagazyn,mogłabyśwystąpićoVISĘdobanku.
„VISAVISĄ,acozWOLNOŚCIĄ?"-zajęczałocośwemnie.Żadnegoprzedłużającegosięleżakowania,
piciaodrana,telenowel,symbiozyzLuną...Prawiejakwszkole.
-Apółetatu?-napomknęłam.
-Phi!-parsknęła.-NajwyżejVISAElectron.
-Hm-chrząknęłam.Lunaocierałamisięokolana.Muszęsięzastanowić-stwierdziłamgodnie.
-Gdybyśwzięłapełnyetat,tomogłabyśdostaćkredytnamieszkanie-rozsądniezauważyłaMagda,kiedy
jamyślałamigłaskałamkota.
-Alejamammieszkanie.
-Niewynajmujesz?
- No wynajmuję, ale opłacam za pieniądze z mieszkania, które wypuszczam komuś innemu. Mam je po
babci (tak jak i skłonności do Alzheimera - dodałam w myślach), ale że mieszkanie znajduje się w
odległości wzrokowej od okien moich rodziców (dla niegdysiejszego bezpieczeństwa pożarowego),
stwierdziłam,iżpomieszkanietamsobiedaruję.
-Rozumiem-przytaknęłaMagda.-Aha,niepochwaliłamcisięjeszcze.KupiłamM-3.Nakredyt,alew
starejkamienicy.
-Ijak?
-Bardzoładne.Częściowojużspłaciłam.
-Spadek?-Poczułamgwałtownyprzypływintuicji.
-Takjakby-zgodziłasię.-Wmieszkaniuumarłajakaśstaruszka...
Oho...
-Noi?
-Nieznaleźlijejodrazu...
Przezkulturęniespytałam,czymiałaowczarkaalzackiego.
-Deskinapodłodze-tepodciałem-zdążyłysiętrochęwypaczyć...
-Tookropne!
- I tak kładę parkiet. Zresztą cały „spadek" to w istocie ta zepsuta podłoga. Kolega mojego męża, taki
alternatywnyartysta,wziąłodnastedeski.Oprawiłwramyinazwał
Osamotnienie.PoszłyodrękinaaukcjiwJaponii.Itozajakąsumę!Ażetorównygość,więcpodzielił
sięzyskiem.Niezłe,co?
Zatkałomnie,więcpostanowiłampowrócićdoprzerwanegotematu:
- No! A tak wracając do twojej propozycji, to dlaczego ja? - Musiałam o to zapytać dla świętego
spokoju.Nielubięniejasnychsytuacji.
-Wiesz,Anka...-odparłazeskupieniemwgłosie-będęszczera.Mnieteżtozastanawia.
Ha...Kupięsobieowczarkaalzackiego.
19LIPCA
DzwoniędoEwkiidzwonię,atamciąglezajęte.Czujęsięparszywieponaszejostatniejrozmowie.To,
że jej nie rozumiem, nie znaczy... Cholera wie, co nie znaczy! Jest po prostu ofiarą bliskich spotkań
trzeciegostopniazbocianem,ajajestemwścieklezazdrosna.Samazresztąniewiemdokładnieococzy czuję się jak skrzywdzona starsza siostra, która pewnego dnia wraca ze szkoły i natrafia na
wrzeszczącytobołek,nadktórymsięwszyscypochylająicmokająradośnie?Amożezazdrosnaociążę
pozostajemojagadziaczęśćmózgu-sterowanamacierzyńskimzegaremrychłowybuchniezestrachu,że
mojejajnikizamieniająsięwwysuszoneziarnkafasoli(gdzietobyło?).
Może jednak należałoby znaleźć lepiej płatną pracę? Nie żeby kupować kosmetyki, ale mieć kasę na
zamrożeniesobiejajeczka?
Nie,
to
nie
wypali:„czynsz"zatakie
przechowywaniejajkawbankupłodnościjestpewnieogromniedrogi.Będępłacićipłacić,ipłacić,a
kiedywkońcudzieciaksięurodzi,będziesięwstydził,żemazamatkęBabęJagę,którazoczywistych
przyczynniemiałapieniędzynakremprzeciwzmarszczkowy...Oj,jużmniebolitwarz.
Ewkawciążnieodpowiada,więcchybasięwkońcudoniejprzejdę.
Spotkałyśmysię!Telefonbyłciąglezajęty,boonadzwoniładomnie,ajadoniej.Uściskałyśmysięjak
szalone.
-Słuchaj,Anka!Miałamsen.
-Oprzezroczystymbrzuchuikróliczkach?!
-Nie.-Popatrzyłanamniedziwnieibardzopodejrzliwie.
-Aprzynajmniejnictakiegoniepamiętam.
-Notooczym?-zaciekawiłamsię.Możesamarozpocznękarieręwróżki„odsnów"albozrobiędrugi
fakultetizostanęfreudystą?Wpełniuzasadnionebędziewówczaswypytywanieznajomychoichżycie
seksualne czy zawieszenie nad łóżkiem reprodukcji obrazu Łempickiej (ulubiona malarka Madonny!) o
tytuleMarchewki:wszystkie
„warzywa"wyglądajątam,jakbydostałyerekcji-rządpenisów,grupapenisoidalna,martwanatura...
-Słuchaszmnie?-Ewkaszturchnęłamniepodżebro.
-Tak.Znaczyzamyśliłamsię.Alesłucham...Udała,żenicsięniestało:
-Pachniałojakwkuchni,tylkożetoniebyłakuchnia,leczgóra.Właściwiegórka,łysa,aty,niewiedzieć
czemu, spałaś na jej szczycie. To znaczy ja też tam byłam, przez chwilę (zabawne), ale zrobiło mi się
zimnoipowiedziałamci,żewodawdomumiwykipi.Apotemmójduchunosiłsięnadtągórkąipatrzył
na ciebie. Ty spałaś, aż nie weszła ci do śpiwora Skłodowska - Curie, tylko że ona była w tym śnie
facetem,noisamawiesz.Przystojnybyła,aisławny,tobabyleciały.KiedytenSkłodowskisięzmył,
nawetjeszczenieświtało,tyzaczęłaśświecićjakjakaśmiotłazCzarnobyla.
Świeciłaśiświeciłaś,mocniejchybaodsłońca,którewkońcuwzeszło.Inatocałeświecenieprzyszły
chłopy z cepami i powiedziały, że „wiedźmie dychać nie dozwolą". Zbudowali taki wysoki stos: dla
ciebie. I podpalili go. Wcale ci się nie podobało... Chciałam zgasić ogień przegotowaną wodą, bo od
surowej można dostać ameby i wtedy zorientowałam się, że w kwestii wody skłamałam i nie mam ani
kropelki.Więcpóźniejjużniemiałamprzyjaciółki...
Itensenuświadomiłmi,żetobieniemogękłamać.
-Niejesteśwciąży!-zagęgałamradośnie,alezarazpalnęłamsięwczoło,botakiełgarstwobyłojednak
nierealne.
-Istotniejestem-napuszyłasię.-Całarzeczwtym,żejająsprowokowałam.
Niebardzozrozumiałam,alesłuchałamzzapartymtchem.
-Waptecemożnadostaćtakiemałetestyciążowe...
-Dużeułatwienie-wyrwałomisięmentorsko.-Naszematkisikałydosłoików.Potemwymyślilijakiś
test,doktóregobyłapotrzebnakrólica.Wiesz,najednąkobietęjedenzwierzak.Powszystkimotwierało
siękrólicęisprawdzało,czypodwpływemkobietymazmiany-nibyciążyurojonej.
Jeślitak,zostawałaśmamuśką.Przynajmniejtaktozapamiętałam...
-Otwierałosiękrólicę-powtórzyłazezgroząta,któramójwegetarianizmuważałazafanaberię.
-Nowiesz,takiecesarskiecięcie...
Zbladłainawetjakbytrochęosunęłasięnachodnik.
Ludziezaczęlisięnanasgapić,więcczymprędzejzaprowadziłamjądoswojegomieszkania.
-Żartowałaś?-spytała,kiedyjużdoszładosiebie.
-Troszeczkę,doktorku.
- Mdli mnie - jęknęła. - Zupełnie jak na kacu... Aha, więc oprócz tych testów ciążowych są jeszcze
owulacyjne.
Sprawdzasz,czytwojejajeczkosięgrzeje.
-Sikasz?
-Nie,ślinisz...Ijaśliniłamtepaskizpremedytacją,żebywiedzieć,kiedymogęzajśćwciążę,apotem
udawałam, że to tak przypadkowo wyszło, bo bałam się, że moje jajniki wyglądają już jak zdechłe
rodzynki,aniejakieświnogrona...
-Jakziarenkasuchejfasoli...
-Inigdyniezostanęmatką.
-Noalejużjestwszystkowporządku.-Przytuliłamją.
-Apotemliznęłamwnocświętojańskąiwiedziałam,żetomusibyćto.Poprostugol!
-Eee,wnocświętojańską?-Popatrzyłamnajejbrzuchicałkiempoważniezaczęłamsięzastanawiać,co
wiedźmy robiły podczas tych sabatów i na ile to (ona czy on?) będzie podobne do Wenecjusza. Powiedziałaśmuotym?
-Ależ,Aniu,mężczyźniniemusząowszystkimwiedzieć.
Zastanawiamsię,czyodpowiedźdotyczyłalizaniaczynaprzykładznajomościfilmuOmen.
20LIPCA
D-Dayczy,jakktowoli,DzieńOperacjiJerzyk!
Udałam się na wyprawę po puszkę dla kota do osiedlowego sklepu, który nazywa się „Oaza" i
rzeczywiściejestoaządlaokolicznychżulików.
-Kopsniesz,panna,monetę?
Kopsnęłam dwa złote - chyba za tę „pannę". W drodze powrotnej zaś znalazłam ptaszka: bezbronne
pisklę,którebezzastanowieniawzięłamdodomu.Wzięłaminatychmiastschowałamwjakimśpudełku
przed kotką, która była bardzo głodna. Dla bezpieczeństwa od razu nakarmiłam Lunę whiskasem.
Zostawiłamjąnadmiską,żebysięniezorientowała,żeznówwychodzęizostawiamjąsamą(cholera,
jednakzachowujęsięjaktoksycznamatka).
Zadzwoniłampotaksówkęiodwiozłamptaszkadozoo...
Pisklęwyglądałonapustułkę.Tooczywiścietakżewspominatoza-kiedybyłamdzieckiem,rzeczywiście
znalazłyśmyzmamąpotworniezarobaczoneizabiedzonepisklętegogatunkuwstudnijakiegośpodwórka
(zusowski budynek obok był wysokim biurowcem, gdzie pustułki ostentacyjnie zakładały gniazda,
wspomagającswojąobecnościąegzotykęokolicy).Czymprędzejzawiozłyśmyjedomiejskiegoogrodu
zoologicznego,wiedząc,żejeślitegoniezrobimy,ptasiorskończywpyskujakiegośkota(widzisz,Luna,
jaką macie opinię?). Musiałyśmy wtedy niesamowicie wyglądać - dwie niewiasty przejęte swą misją
samarytanek.
Mamatrzymałapisklęwprawejręce,lewąkontrolowałamnie.Jatrzymałamsięmamyrękąprawą,aw
swejlewicytrzymałamzabawkę:rudegoliskazrobionegozprawdziwejskóryuprzednioukatrupionego
królika.Okropne!
Późniejbyłyprzyjemniejszeaspektycałegozdarzenia.
Mogłam zatrzymywać się przy klatce z pustułkami i zgadywać, która z nich jest moja. Konfabulując,
pokazywałam mojego ptaka swojej klasie (wszystko działo się jeszcze w podstawówce), z którą
bywałamwzoonaobowiązkowychwycieczkachpoznawczo-przyrodniczych.
Aterazbyłamtuznowu,abyoddaćwbezpieczneręcedrugąswojąpustułkę!Rozpierałamnieduma.
W budynku gospodarczo - hodowlanym (do którego wysłał mnie skacowany pracownik zamiatający
alejkę) nie było nikogo z wyjątkiem głodnego kota, który bezczelnie zwieszając się z dachu klatki dla
małychbocianiątek,najwyraźniejczekałnajedzenie...
Postanowiłamposzukaćjakiegośopiekunanawłasnąrękę.
Pokilkunastuminutachcorazbardziejchaotycznejbieganinynikogonieznalazłam.
Ażnaglewpadłampodrowerdosiadanyprzezpotężnąwalkirię.Walkiriaokazałasięszefempielęgniarzy
zwierząt,czylitym,kogoszukałam.Niestety,niebyłaosobąsympatyczną.
-Jakpanichodzi?!Boczneścieżkiniesądlazwiedzających,niewidzipanitabliczek?!
Wymruczałamjakieśprzeprosinyipowiedziałam,comnietusprowadza.
-Proszępokazaćptaka!-rozkazała.
-Ajakwyleci?-pisnęłam.
-Topokłopocie!
Miałamnadzieję,żetylkożartowałanaswójmałofinezyjnysposób.
-Toniepustułka-żachnęłasię-tylkojerzyk.
-Tak?-Przełknęłamślinęidentyczniejaknalekcjachbiologii.
-Chodźmydowiwarium.Proszęzamną.
Dowiwarium?Możeibyłamniedouczona,alewiwariumjakośkojarzymisięzwężami.
-Piotrek,zajmijsiętym!-Przekazałamniejakiemuśszczawikowi.-Tojerzyk.
Ów Piotr złapał za moje pudło - chciał je chyba włożyć pod pachę, ale ja wciąż ściskałam kurczowo
drugikonieciniepuściłam.Uśmiechnąłsięlekkozłośliwieiwzruszył
ramionami,alemojegoptakapuścił.Zrobiłomisiętrochęgłupio.
-Czyty...-niewiedziałam,jakzapytać-opiekujeszsięptakami?
-Nie,wężami.
Wężami,Anka!Wężetoniejerzyki!
-Najbardziejlubiępytony.
-Czytakiepytony...
-Otak,pytonybardzolubiąmałeptaki-odćwierknął
wesoło,niespuszczajączemnieswoichpytonowatychoczu.
„Niedamsięzahipnotyzować!-wrzasnęłocośwemnie.Zdrada!Niepotooderwałamjerzyka-pustułkękotomodpysków,byterazpożarłyjąwęże!"
Stanęłamniezdecydowanie,anawetjakbymzaczęłasięlekkowycofywać.Miłośnikwężyznowuspojrzał
jakośdziwnie,ajanaglepoczułam,żeopieramsięplecamiowalkirię...
-Nie!-ryknęłam.-Niedamptaszka!Jarozumiemkryzysekonomiczny...-Otoczona,starałamsięznaleźć
rozsądnekontrargumentydla„pożarcia".-Alewszystkomaswojegranice.
Nie byłam przekonująca. Byłam przerażona! Trafiłam na zakamuflowanych w zdrowym społeczeństwie
psychopatów.
Bestie!
-Hej,niechpanisięuspokoi!
-Niezamierzamniedammojegoptaaaaka.
-Żartowaaałem!Cisza.
-Comiałbydorosłypytonztakichparupiór?Wiem,tobyłopytanieretoryczne.Niejestemgłupia...
Piotr, który posiadał tytuł „pomocnik pielęgniarza zwierząt", zabrał mnie do swojej kanciapy za
„wypełzem" (no bo przecież nie wybiegiem?) dla pytonów. Stało tam duże akwarium, w którym aż
kotłowałosięodpiskląt-istnejerzykoweprzedszkole.
-Trzymamyjetutaj,botujestnajcieplej.Wężelubiąprzerwa-ciepło.
-Apotem?-Naprzerwędyplomatycznieniezwróciłamwiększejuwagi.
-Poodchowaniuwypuszczamyjenawolność.Niemożemytrzymaćwszystkich.
-Zadbapanomojegojerzyka?-zagruchałam.
- Tyle ich tutaj - odgruchał. - Ale zrobię, co mogę. Znowu zaczynałam się czuć jak heroina romansu.
Cholera,tochybajakaśchoroba?!Chociaż,czemunie...
„Bonie-stwierdziłkategoryczniemójgłoswewnętrzny.Niebędzieszflirtowaćzfacetem,któryjestopiekunemwęży!"
„Aleijerzyków".
„Opiekunemjerzyków,aleiwęży"-głosuznałdyskusjęzazakończoną.
-Takkarmimymaluchy.-Piotrwepchałpisklakowidogardławijącąsiędżdżownicę.Fuj!-Trzebaprzez
chwilęprzytrzymaćdziób,żebyjerzyknapewnopołknął.Potemmasujemylekkopodgardle.
Kiedywychodziłamzwiwarium,akuratpodjechaławalkiria,machającdużymtekturowympudłem:
-Wiozęjeszczedwa!Pytonyczyjerzyki?
Specyficznednitakłatwosięjednakniekończą.Kiedydreptałamwkierunkuwyjścia,otomoimoczom
ukazałsięweterynarzLuny.Wdodatkuniesam,ale-jaksiędomyślałam-zżoną.Nadchodzilipowoli
sąsiedniąalejką.
-Niedosyćmazwierzątusiebie?-mruknęłamzaskoczona.Aponieważwciążwstydmibyłozarobienie
maślanychoczudożonategomężczyzny,postanowiłamsięnieujawniać.Prawiemisiętoudało.
Szczupakiem rzuciłam się za drewniany, swojsko wyglądający domek. Zanim zorientowałam się, co
narobiłam,śmiertelnieprzerażonarodzinalamztupotemzaczęłamiotaćsiępowybiegu.
-Lamy?-Małżeństwowyrosłoprzedemnąjakspodziemi.
Bezodwrotu.
-Pustułki-odpowiedziałam.Comitam...
21LIPCA
Próbowałam jeszcze pospać, ale ostatnio nie ma na to szans. Odkąd bezrobocie skoczyło do piętnastu
procent,wszyscybudząsięjeszczewcześniejniżwtedy,gdywstawali,idącdoswoichfabrykczyinnych
zakładów.Chybapoto,abypozostawićsobiewspomnienie„normalności".Takaprzynajmniejjestmoja
teoria.Jednakżedzisiaj-jeślidobrzekojarzę-jestsobota,asobotychybazawszebyływolne?
Jasna cholera, w tej kakofonii dźwięków dobiegających z korytarza brakuje tylko stada pawianów.
Czyżbymprzeoczyłajakąśmasowąucieczkęzzoo?
Pójdętosprawdzić.Łup!
-Ożeszty!...
Potknęłamsięokotaijakdługagrzmotnęłamopodłogę.
Kotkaspojrzałazzaciekawieniem,corobięnajejwysokości...
Meblenauczyłamsięjużomijaćzzamkniętymioczami,aleLunajestmniejstabilna.
Dzwonek!
Dobrze,otwieram.Mamnasobiepiżamęwpajacyki,aletrudno...
- Nadal jesteś sama, jak widzę. - Mama błyskawicznie obrzuciła wzrokiem bazyliszka mój „singlowy"
strójnocny.
-Mamo,cotyturobiszotejporze?ILord...-Pieszamiastobwąchaćmnie,bierzesięzaobwąchiwanie
kotki.
Luna-ozgrozo!-wyglądanaszczęśliwą.
Rozglądamsiępoklatceschodowej:takmyślałam.Niemasąsiadówaniżadnegostadapawianów.Pusto,
nieliczącwalizki.Walizki?!
Matkawnosijądomojegomieszkania.
-Mamo?...
-Trzebatuzrobićjakiśremont.
-Mamawie,którajestgodzina?
Walizkalądujenaśrodkumojegopokoju(mamdwa„gabinet"i„sypialnię").
-Wprowadzamsiędociebie.Najakiśczas.-Aha,więcmamjużtylkosypialnię...-Nasztatusiekpuścił
sięzjakąśPudlicą!
Towłaśnienazywamciekawympoczątkiemdnia.
22LIPCA
Nie do pomyślenia - niedzielny obiad z moją matką w moim własnym domu! I to jaki obiad! Matka
wsuwachińskązupętrzyminutówkęiniekaprysi.Cud!Nieto,żebymojąrodzicielkęopuściłazłaenergia
-odkądsiętylkoobudziła,jestwyraźnieprzygaszona.Nicwtymjednakdziwnego:Cojabymzrobiła,
gdyby mój mąż - z którym jestem od trzydziestu pięciu lat - poszedł do innej? Najprawdopodobniej
wykastrowałabym go, zyskując krótkotrwałą sławę na pierwszych stronach dzienników, a nie
pociągałabymnosemnadYum-Yumką.
-Mamo,twierdziłaś,żejeślitatuśwykręcicijakiśnumer,topuściszgowskarpetkach,ajaknarazieto
tyzostałaśzjednązmianąbielizny-napomknęłam.
Ojej!Poconapomknęłam?!
Łyżkazatrzymałasięwpółdrogipomiędzytalerzemaustami.
-Wiesz,Aniu,dorosłyczłowiekwięcejrozumie.
-Jasne,atyrozumiesz?-Muszębrnąć.-Zresztąmyślałam,żenastarośćsiędziecinnieje,aniekoniecznie
przepoczwarzawsłowiańskiegoBuddę.
-Aniu!
-Rozumiesz?!-Ażbrzęknęłamtalerzem.
-Tak.
-Oooo?
-Aletocoinnego.
ZalałamwodądwieOpychy,drugiedanie.
-Czytałamksiążkę...
-Przeminęłozwiatrem-zaburczałam.
-MarsjanieiWenusjankiwsypialni.Boziu!
-Twierdzą,żedlakobietynajwiększaprzyjemnośćjestpo.Orany!Przecieżrozmawiamzeswojąmatką!
-Po?-Sprzątnęłamtalerze.-Kiedymożeszwreszciezapalićpapierosa?-Ażmnieścisnęłowdołkuna
samowspomnienie:palaczemialkoholikiemzostajesięjużnacałeżycie.Takiepiętno.
-Chodziłomioprzytulanie.-Zarumieniłasię.-Amężczyźnienajlepiejjestwtrakcie.
- Interesujące... - No proszę! Wcześniej mama nie próbowała mi tego tłumaczyć nawet na przykładzie
pszczółek,tylkoposzłanałatwiznąinapuściłanamnieszkolnąpielęgniarkę.Pielęgniarkapróbowałami
wmówić,żenajlepszymprzyjacielemdziewczynyjestirygator.ZupełniejakwŚwieciewedługGarpa...
-Podobnobywajednak,żekiedykobietaprzestajekochaćmężczyzną,toteżjestjejlepiejwtrakcieniż
po.
-Niewierzę-wyrwałomisię.
-Mówięci,dziecko,żetobardzomądraksiążka.
Bestseller.-Skubnęłaguzikbluzki.-Amnieostatnioztatusiemtojużbawiłotylkowtrakcie.
-Toprzykre.
-Jużgoniekocham.Naszeoczyspotkałysię.
-Toprzykre...
-Nowiesz,Aniu,„justsex".
-Iknow.
- You know? To dlaczego boli mnie to, że zostawił mnie dla tej pudlej zdziry?! - Rąbnęła moim
ukochanymkubkiemzkaczuszkąopodłogę.
Siławyższa-niestłukłsię.Szybkogopodniosłam,bomamanajwyraźniejzamierzałapoprawićbutem.
Naraziejednakrozpłakałasię.
-Niktmnieniekocha!Olala!
Kiedy zadzwonił telefon, matka poruszyła się nerwowo i stwierdziła, żebym nie odbierała, bo to na
pewnoon.
-Mamo-powiedziałamgłosembardzocierpliwegorodzica.-Tomożebyćteżktośdomnie.Pamiętasz,
żetomojemieszkanie?
Wydęławargi,alaobrażonaBrigitteBardotiskrzyżowałaręcenapiersiach.
-Tak?-Podniosłamsłuchawkę.
-Onajestuciebie?
-Tak,jest.
Matkazamachałagwałtownierękami.
-Iniechceztobąrozmawiać.
-Spodziewamsię.
-Tato,wcowysiębawicie?OburzenieB.B.sięgnęłozenitu.
-Powiedz,żebyoddałamipsa-stwierdziłojciec.-Lordzostajezemną!-Trzasnąłsłuchawką.
Przekazałam.
-Coto,tonie-napuszyłasię.-Psiedzieckojestmoje.
Dobrze,żeprzynajmniejomnieniemusząsiękłócić.
23LIPCA
Dzieńjakcodzień.Wczorajwogóleniepołożyłamsięspać(niepróbowałamtakichpraktykodczasu
studiów!),więckiedymatkajeszczepochrapywaławnajlepsze,wyszłamnaporannyspacerzLordem.A
ktoczaiłsięwkrzakachprzedmojąklatką?Wymiętytato.
-Cześć-wybąkał.-Przyszedłemzobaczyć,cosłychać.
-Opiątejtrzydzieścirano?-Popatrzyłamsmętnienazegarek.
-Właściwietooszóstej.-Złamałmamieserce,alesamteżwyglądałbardzonieszczęśliwie.
-Masz.-Podałammusmycz.-Idź,alemaszwrócić.
Rzeczywiście,byłzapółgodziny.SzczęśliwyLordlizałgoporęce.Ojcieckucnąłobokicmoknąłgow
roześmianypysk.
-Jakcisięterazmieszka?
-Zmamą?
Kiwnąłgłową.
Jak mieszkało mi się z mamą? Strasznie. Przywiozła ze sobą stertę psich misek i drobiazgów
gospodarstwadomowego.Zanimnakarmiłapsalubkotkę,oglądałapuszkędziesięćrazyzkażdejstrony.
Ciągle pichciła jakieś niesłychanie skomplikowane potrawy (co niekoniecznie szło w parze z ich
smakiem) i wyrzucała mnie sprzed telewizora, aby oglądać „Planete". A minęły dopiero dwa dni!
Wczoraj znalazła pustą folię po zabawce Whiskasa (nie wyrzuciłam jej, bo strasznie podobał mi się
zreprodukowany tam kot), a równocześnie zabrała Lunie jej ulubioną rybkę welonkę na wędce i z tym
wszystkimprzyszładomnie.
-Pozwalaszkotcebawićsięsamejzesobą,aspójrz,tunapisali,żejesttozabawkainteraktywna.Tyteż
powinnaśwtymuczestniczyć!
-Mamo...-Spojrzałamnaniąjaknararoga.
Ale ona już demonstrowała, na czym polega to współuczestnictwo i obie z Luną szalały po całym
mieszkaniu,dopókiniestraciłytchu.
-Więcjak?-ojciecponowiłpytanie.
-Dobrze.-Podniosłamgłowęizabrałam,musmycz.DlaczegojakaśPudlica?!-Niewytrzymałam.
-Aczemutwojamatkawogóleniemadomniezaufania?!-zadudnił.-Itomiałbyćzwiązek?!
Jestembardzociekawa,cotatkoostatnioporabiał,oprócz...Oprócztamtego...
-Poprośją,żebyjednakoddałamiLorda.Piesbardzotęskni.
Wszyscytęsknimy.
Wdomuczekałanamniemamazowsianką.
24LIPCA
Cholera! Muszę wstawać w środku nocy, jeśli nie chcę, by moja matka budziła mnie dyskretnym
stukaniemweframugę,połączonymznieznoszącymsprzeciwurykiem:
-Mlecznazupa!
Kiedyrozczochranawchodzęwpiżamiedokuchni,onajużtamsiedziumalowanaiubrana.Nadodatekw
butachnaobcasie-mojamatkanieznagorszejhańbyniżchodzeniepodomuwrozdeptanychkapciach.
- Chyba powinnam zrobić sobie lifting - mruczy, a ja pochylam się jeszcze niżej nad mlecznym
świństwem, które wmuszam w siebie jedynie dla zachowania dobrych stosunków. - Ty też powinnaś o
siebiezadbać.
-Mamo,mamdopierodwadzieściadziewięćlat.-Czynaprawdęprzezmojeustaprzeszłoto„dopiero"?
-Nowłaśnie.Niejesteśjużnastolatką,którejwszystkieekscesyuchodząbezkarnie.Wtymwiekużycie
odciskaswojepiętno...
Phi!Jakieekscesy?Marzenie...
-Niemożeszciąglesiedziećwdomu.Tocięniszczy.
NapiszjakieśCV,poszukajczegoś.MożedobrybyłbyAvon.
-Przyglądamisiębacznie.
-Jakokrem?
-Jakopraca.
-Mamo,japracuję.
-Dłubieszcośtaminicztegoniewyciągasz.Gdybymjamiałatwojelata...
Notak,przyokazjizupypołknęłamteżżabę.
-Wiesz-matkaciągnieswójmonolog,podkarmiającpodstołempsaszynką.-Jeśliniemożeszsięsama
zebrać,napiszęcitoCV.Potemnapiszępowieść.Jużdawnochciałam...rozmarzyłasię.
-Dobrze,mamo-mruczę.
-Dobrzeco?-Patrzyzdziwiona.
-No,ztąpowieścią.CVniejestmipotrzebne.
-Kochanie-nachyliłasiędomnie-mamprośbę.
Mogłabyś pójść na przeszpiegi i obejrzeć tę, no - prostuje się jak wielka cesarzowa Wszechrosji,
Katarzyna-tęPudlicę.
NawetLunaotwarłapyszczekzezdumienia.
-Aniu,zawszecipowtarzałam:zamknijbuzię,bopszczółkatamwleci.Pamiętasz?
25LIPCA
Niespodziewałamsię,żeżyciezmojąmatką,pozornieniezainteresowanąojcem(akcja„Pudlica"czeka,
aż padnie mój hart ducha i zgodzę się na tę szopkę) może być jednym wielkim przeglądem scenek
rodzajowych.Takprzyokazji:Jachcęodzyskaćswojeżycie!Mamdośćowsianki,harcówpsazkotem
i...ukochanejmatkinaringumojegomieszkanialiczącego36metrów!
„Przedzengórybyłygórami,adrzewadrzewami.
Wczasiezengórybyłytronamiduchów,adrzewagłosamimądrości.
Pozengórybyłygórami,adrzewadrzewami"-deklamujemama,wymachującBiegnącązwilkamipani
Estes.
-Bardzoładne-wzdycham.
-ApójdzieszdoPudlicy?
Dlaczego?Nodlaczegorodzicemusząbyćtakstraszniedziecinni?!
-Nie.
- „Dziesięć zasad rządzących życiem wilków: jeść, odpoczywać, wędrować, być lojalnym, kochać
dzieci,błąkaćsięwświetleksiężyca,nastawiaćbacznieuszu,pilnowaćkości,kochaćsię,częstowyć.
Auuu!"
-Może...-wyraźniemięknę.
-AjanapiszęciCV.
-Dobra!Toznaczy:nie!Pójdę,aleniemówjużoCV.
Zbieramsięwłaśniedowieczornejakcjiwywiadowczej,kiedywmoichdrzwiachzjawiasięEwa.
-Przepraszam,alemuszęzostawićwassame-mruczęniechętnie.
*
Kiedy wracam z wielką, napuchniętą od myśli głową, obie kobiety mojego życia siedzą naprzeciwko
siebie,pokazująsobiebrzuchyichichoczą:
-Iwtedypoczujesztakie...takiebąbelkowanie.Kiedydzieckosięporuszy.
-Bąbelkowanie-powtarzarozmarzonaEwa.Ups,chybaznalazłamsiępozaplemieniem.
-Aniu!-krzyczymojamatka.-Ewabędziemiaładziecko!Czytoniecudowne?!
-Pudlicateż.
-Ztatuśkiem?-jęczymama.
Wduchuperfidniezauważam,żeznowunależędoplemienia.Hipokrytkaiintrygantka-otoja.Córka.
26LIPCA
Pudlicarzeczywiściejestwciąży,chybażetojestjakiśnowyparyskistylpreferującynoszeniejaśkapod
sukienką.
Zresztąiwiek-rozpłodowy-potwierdzaprawdziwośćspostrzeżenia.Gdzietatoprzygwizdałsobietaką
małolatę?
Łkając,mamawyjaśnia,żetojakaśnowalokatorkazsąsiedniegobloku.Pudlicaoczywiściemapudlabiałegoitakiegowychapanegowparumiejscach,żebysięlepiejprezentował.Wychodziztympsemna
spacery.„Najedenustawicznyspacer"-tooczywiścieopiniamamy.Właśnienaspacerzepoznalisięz
tatuśkiem.OjcieczacząłwychodzićpopołudniamizLordem,bomatkanarzekała,żejej„Klan"
ucieka.Atunaglesiurpryza-zupełnieniepoklanowemuuciekłjejmąż.
Kiedybawiłamsięwdługieimęczącepodchody,obserwującPudlicę,najpierwprzyczepiłsiędoniej
jakiśobcy,dosyćmłodyfacet.Znaczyobcydlamnie,aledlaniejnajwyraźniejnie,boodrazulunęłago
w pysk. Młody się zmył, ale nie minęło kolejne pięć minut, kiedy z domu - o stałej porze spacerów z
Lordem-niczympiesPawłowawyszedłtatusiek!Najwyraźniejmiałneurologiczneproblemyzpustymi
rękoma,którymbrakowałosmyczyzakończonejpsem...
Tak,apotem-obrzydliwość!-nachyliłsiędoPudlicyipocałowałją!Wdodatkuztakimjęzyczkiem,że
musiałgoumoczyćwjejkwasachżołądkowych.
-Jamuumoczę!-ryknęłanawieśćotymmama(podługichrozterkachpostanowiłamjednakniczegonie
taić),cobyłolepszeodstuporu,wktórymdotądtrwała.-Zabijęgo!
Zabiję,anieoddamtejzdzirze!
Stara,dobramama...Wzruszyłamsię.Ewaszturchnęłamniedyskretniewbok:
-Wiesz,naprawdęcośztymtrzebazrobić,boonisągotowijeszczesięrozwieść.
Rozwieść się? To znaczy, że mama i jej pies (który znowu obżera moją kotkę na przemian z moją
lodówką)mielibyzemnązostaćnastałe?
- Tak, Ewka - przytaknęłam energicznie. - Koniecznie trzeba coś zrobić. Koniecznie. Tyle wspólnie
przeżytychlatniemożepójśćnamarne!
27LIPCA
RozmowaI:
-Tato-mówię-całowałeśją.Wzruszaramionami.
-Wepchałeśjejcałyjęzykdogardła!
-Błędnainterpretacja.
-AchceszjeszczezobaczyćmamęiLorda?Głuchacisza.
Mójojciecniemasumienia.
-Tato,onajestwciąży.Jakbysięwzdrygnął.
-WieszAniu,mynawetżebyzrobićciebie...Ranyboskie!Jakmaminterpretowaćto„nawet"?!
-...musieliśmysięstarać.Bywałyproblemy-pauza.
Mojeproblemy.Łatwosięstresuję.
Tasąsiadkagostresowała?
-Czystosunekoralnyjestzdradą?-pytanagle.
-ZpunktuwidzeniaClintonowskiego...-zaczęłammentorskoiraptemzatkałomniezprzerażenia.-Czy
ty?Z
nią?Mamacitegoniewybaczy!
-Ja?Znią?Nonie...Ciekawjestemtylko...Aztądziewczyną...
-Romans.
-Eee...nie.Totakasąsiedzkaprzysługa.Mamusiagojednakzabije.Będępółsierotą.
-Wiesz-mówi.-Odpocząłemtrochę,ateraztomijużnawetzaczęłobrakowaćtwojejmatki...
Nawetmójtatatoprzebrzydłysamiec.
RozmowaII:
SiedzimyzPudlicąprzyprawdziwejkawie,wprawdziwejkawiarni
niczym bohaterki jakiegoś francuskiego melodramatu. Ona (Pudlica) nerwowo skubie skórki przy
paznokciachiboleściwiespoglądawdal.
-Niewiem,dlaczegozgodziłamsięzpaniąspotkać...
-Dlajegodobra...
-Czyjego?-ożywiasię.
-Mojegoojca.
-Aha.
Pijetękawę,wyginającarystokratyczniemałypalec.Alejaja!
-Wiepani,jawkażdejchwilimogęurodzić...
-Wliceumprzeszłamkurspierwszejpomocy.Patrzynamnie.
-Alejaniebędęumierać,tylkorodzić.Gdybytobył
groźnywypadek-przerywa-bowzasadzietobyłwypadek,wpadka...-Zaczynapociągaćnosem.
-Możekawapanizaszkodziła?
-Myślipani...-„łamie"zgłośnymtrzaskiempalce,ignorującmojąuwagę-...żeonprzyjdziedoszpitala?
-Mójojciec?
-Nie,jego.-Klepiesiępobrzuchu.-Botochłopak.
- Być może. - Ale numer! Gram w jakiejś paranoicznej farsie! - Chciałam jednak panią prosić, żeby
zostawiłapanimojegoojcawspokoju.
-A!TotakiuroczyczłowiekitaklubimojąMisię.-?!
-Mojąpudliczkę.
-Aha.
-Taknaprawdę-znowupatrzymiprostowoczy-tojanicniewiedziałam.
Ho,ho.
-Związekmojejmatkiiojca...
-TenpieprzonyAndrzej!-Huknęłapięściąwblat,ażzaciekawionykelnerwychyliłsięzzaplecza.-Nie
dojrzałdoojcostwa.Chciałamwzbudzićwnimzazdrość!Paniojciecbył
tylko...Toznaczyjestbardzomiły,ale...
-Czytoznaczy-pytamznadzieją-żedoniczegopoważnegomiędzywaminiedoszło?
-Twójtatołatwosięstresuje...OmójBoże!
-Jednakbyłbyfajnymojcemchrzestnymdlamałego.
Myślisz,żesięzgodzi?
Tosięmamaucieszy!
-AtakwogóleIlonajestem...-Podajemirękę.
-Anka.
-Proszępana!Jeszczedwiekawyprosimy.Słyszałaścośorodzeniusiłaminatury?
*
-Mężczyźnisąjaksprężynki.
-Spiralki...
-Odpływyiprzypływyuczuć.
28LIPCA
Siedzę na murku przed własną klatką schodową i staram się nie reagować na dziwne spojrzenia
sąsiadów.Aonemająprawobyćdziwne,bo:
a) towarzyszy mi młody pitbull o imieniu Lord, starając się usilnie zahaczyć zębami każdego
przechodzącego.
Pomiędzymnąanimdrzemiemałasyjamskakotka,Luna,uwiązananapuszorku.Dlaczegodrzemie?
Bo:
b)siedzętujużtakdługo,żemisiębąbleporobiłynatyłku!
O!Otwarłosięmojekuchenneokno.
-Onie...-szepczę.
Zoknawychylasiętato,bardzosięwychyla...
Wiedziałam,żekochamamę,ależebyprzezczarnąpolewkępopełniaćsamobójstwo?
-Wracamydodomu!-krzyczy.-Koniecseparacji!Terazwokniepojawiasięmama.
OBoże!Wyprowadzamsię!Sąsiedzi...Mamajestwsamymstaniku.
Dlaczegowszyscymająperwersyjnyzwyczajgodzeniasięwłóżku?!Wmoimłóżku?!Quovadis,homo
sapiens...
-Tatusiekkochamamuśkę!-wrzeszczymama.Stądwidać,żejestróżowanatwarzy.
Namiłośćboską,prawiemusielisięrozstać,byojciecznalazłjejpunktG...
Aterazzmojegooknalecąkwiaty:pewniezbukietu,którymatkadostałaodtaty.O,ipaprotkaleci,imój
garnek...
Co?!!!Cooni,docholery,robiązmoimmieszkaniem!!!
29LIPCA
Kotwrazzpsemschowałysiępodłóżkoichoćkusząjewszystkim,comiprzychodzinamyśl,niechcą
wyjść!Wcaleimsięniedziwię.Zobiektywnychwzględówwolałabymdonichwtymkurzuiciasnocie
dołączyć.Alesięniezmieszczę!
Pozatymniktzobecnychwdomuosobnikówmnieniezrozumie...
Myślałam, że tylko ja jedna zorganizowałam oryginalny sabat czarownic (to znaczy sabat jednej
czarownicy), ale najwyraźniej nie doceniłam swojej matki. Bo jak inaczej nazwać to, co się dzieje w
moimmieszkaniu,jakniewściekłymibachanaliaminaŁysejGórze?
Boże,tebabskazachwiląrozwaląmiparkiet!
Korzystając do końca ze staropolskiej gościnności, mama postanowiła, że przed powrotem do tatuśka
zorganizujewmoim„intymnym"mieszkankumałeprzyjęcie„panieńskie"
dlaswoichkoleżanekzAvonu(własnasąsiadkaniezakablujeizmywaćposobienietrzeba-perfidia).
Ja zaś zgodziłam się na wypożyczenie rodzicielce chaty, bo byłam święcie przekonana, że na bibkę
przybędzie kilka starszych pań; usiądą przy kawie i koniaczku, aby poplotkować, a następnie wrócą o
rozsądnejporzedoswoichmężów,dzieciiwnukówprzewidywałamgodzinędziewiątąwieczorem.
Atutakiego!
Przyniosłyzesobąwięcejalkoholu,niżjawidziałamwżyciu.Żebychociażudawałymieszczki,alenieodrazuzaczęłyciągnąćprzyniesionewinojakbibuły-prostozbutelki!-iodstawiaćhołubcedowtóru
macareny(toniemojapłyta!Niemoja!).
Późniejzamówiłypizzę.Roznosicielpizzyspałprzezostatniągodzinąwmoimłóżku,urąbanywtrupa.Z
nagimtorsem.Omałogowszystkieniezgwałciły!O,właśniewstałpatrzynamnie,kiedypróbujęcośnapisać...
-Hej-mówi.-Cojesteśtakadrętwa?Wyrodziłaśsię?!
-Ażebyświedział.-Chociażjegomogęwyrzucićzadrzwi.
-Aniu,dlaczegosięniebawisz?-Namocnoalkoholowejfalipodpłynęładomniemama.
-Mamo...
-Totakiepokolenie-słyszęodkolebiącegosiętrójmasztowcaoimieniuMarta.-AniWoodstock,ani
Niemen,ani„Femigen",anikolejkipowatę.Niezrozumie.
-Stałamwtychzasranychkolejkach!-odgryzamsię.-
Stałam...
-Inadalstoisz,awszystkietańcząalboleżą.-NaczelnawiedźmaKowalskapodsuwamipodnospuszkę
zpiwem...
Oj,samaatmosferasprawiła,żesięnarąbałam.
Gdybytatuśtylkowiedział.
AEwa(którapewnieterazdelikatniekochasięzWenecjuszem!)uważa,żemojamatkajestCholernym
ChodzącymIdeałemMacierzyństwa!
Ludzie,japadamnapysk!
30LIPCA
Ja i moja matka; obie w mojej „sypialni", obie wyciągnięte na jednym, wąskim łóżku, obie ze
śmiercionośnymkacem.
Zielone,spoconeidrżące.
-Nigdynietknęgramaalkoholu-jęczę.
-Anija-matkapowtarzazamnąjakecho.-Zresztąjaprzecieżniepiję.
Istotnie, mama dość skutecznie zaprzysięgła abstynencję, odkąd na swoich czterdziestych urodzinach
zrobiłanastolestriptiz(naszczęścieniepełny-pozostaławbieliźnie),apotemzeswojąprzyjaciółkąz
latszkolnych-kuucieszemężówimężczyznprzypadkowych-jeszczestójkęimostek(amożetobyła
foka?). Matka nie wie do dzisiaj, że świadkowałam temu wydarzeniu. W końcu, zanim się urżnęła,
położyła mnie spać, a to już nie jej wina, że zamiast śnić o Bolku i Lolku, wolałam na żywo oglądać
rodzinnąsodomęigomorę.
-Pić!-jęknęłależącaobokmnieżonaLota.
-Mamyjużtylkowodęzkranu.
Matkazamilkła-zapewnedeliberowałanadproblememsurowejwodyzkranu.Późniejpowiedziała:
-Kochanie,przynieśmipustewiaderko.Masz?
Przyniosłam.
LordiLunazakryłychybałapamioczy.Zgroza!
31LIPCA
Ojciecprzyjechałpomamęzsamegorana.Starą,alewypucowanąnapołyskrenówkęzaparkowałprzed
klatką.
Wszedłdomieszkania,rozejrzałsięistwierdził,żeurządziłamtu„całkiemładnelokum"-zabrzmiałoto
dośćnaturalnie,borzeczywiściewcześniejumnieniebył(„Oczywiście,Aniu,odwiedzęcię,aletotak
potworniedaleko!").
StarannieodwracałwzrokodłaszącegosiędońLorda.
Najpierw pocałował mamę w rękę, a potem nasmarkał jej na szyję (naprawdę tak to wyglądało, gdy
płakał).Zabrałwalizkęiparęreklamówek,wktórejmojabyławspółlokatorkaunosiłamojeporadniki.
Matka
zgrywała
męczennicę,
by
za
moment
przepoczwarzyćsięwcesarzową.
-Pojedzieszznami,żebytatuśniezrobiłmiterazżadnegoświństwa.
-Niechcemisię!Niemamczasu,muszęposprzątać...
-Kochanie,jatobieświństwo?!-RobiłsięztegoFredrowadaptacjiWajdy.-Nigdy!
-APudlica?!
-Toznaczy,JUŻnigdy!
Przeprosiłam Lunę, że znowu ją zostawiam (Lord zapewne też ją przeprosił) i wgramoliłam się do
samochodu, nie chcąc myśleć o tym, że czeka mnie powrót metrem. Mam niejaką klaustrofobię, więc
jazda wagonikiem znajdującym się kilka metrów pod ziemią, ze średnio urozmaiconym krajobrazem za
szybą,niewydawałamisięnajlepszympomysłem.Zdrugiejstronynaprzepychaniesię„górą"przezcałe
miastowogóleniemiałamochoty.
Wreszciedojechaliśmy.Wysiadłamiruszyłamwstronęrodzicielskiejklatkischodowej.Stwierdziłam,że
przydamisiękubekporannejkawy.
-Córeczko-matkazłapałamniezarękaw-przepraszamcię,alefaktycznielepiejbędzie,jakwróciszdo
domu.Sątakiechwile,zwłaszczapodłuższymrozstaniu,kiedymężczyznaikobietapowinnizostaćsam
nasam.
Mocarstwoweambicjematkisprowadziłymnietu,gdziejestem,ajejchućwyrzucamniezpowrotem.
-Cześć,tato!Kiwnąłmiręką.
-Cześć,Lord.
-Cześć,mamo.
Patrzyłam,jakidą.Wyglądaliniczymjakzreklamygeriavitu.Trzymalisięzaręce.Onjejnadskakiwał,
zanimiujadając,biegłpies.
-Pięknie,prawda?
Tengłospoznałabymwszędzie.
-Cotyturobisz?
-Niepamiętasz?Mieszkam.
Przypomniało mi się właśnie, dlaczego przez długi czas wybierałam zabójcze i szybkie metro zamiast
autobusów.
-Arzeczywiście...Wybacz,aleśpieszęsiędokota.
Zostałsam.
-Maszkota?-Niewiedziećczemu,roześmiałsię.
-Kotkę.
-O!Ładna?
Wpadłamwpułapkęiopowiedziałamoswoimkocie.
PóźniejRobertodwiózłmniedodomu(miałpodrodzedopracy).
-Znowujestemsam-stwierdziłnagle,gdyjużwysiadałamprzedswoimblokiem.
-Nicmnietonieobchodzi.
-Niepojechałabyśzemnąjutronamałąwycieczkę?
-Ty,pracoholik,weźmieszjutrowolne?Takmnietozdumiało,żesięzgodziłam.Robertjestmaklerem
giełdowym.
1SIERPNIA
Pojechaliśmy w miejsce nazywane polskim Marconto, w którym pewien bardzo zdolny reżyser kreci
swoje baśniowe filmy o chodzącej wodzie. Pięknie było wokół i tak dobrze, że już w połowie drogi
tuliłamsiędoRobertowegoramienia.
Właściwie cały kłopot przy wycieczkach z byłymi partnerami polega na tym, że zbyt dosadnie potrafią
przypomnieć,jakbardzobyliściedosiebiedopasowani...
Albo,żebyłozupełnienaodwrót...
Zdziwiłamnieleżącatużprzedzjazdemdowsiwielkakupaobornika,alezrobiłosięjeszczeciekawiej,
kiedyRobertpostawiłnieopodalsamochódiposzliśmynaspacer.Ludziewychodziliprzedswojedomy,
żebynamsięprzyjrzećjakbyśmy byli Wiedźminem i Yennefer albo atakującymi Marsjanami. A kiedy zaczęła wyć trąba straży
pożarnej, od razu wyobraziłam sobie, że trafiliśmy do takiego dziwnego miejsca, gdzie w jeszcze
dziwniejszysposóbkończąturyści...
Naprzykładwgarnkach.Jaksięokazało,alarmniezostał
uruchomionyznaszegopowodu;gdzieśbyłpożariochotniczastrażpożarnadzielnieruszałanaratunek.
Robertpokazałminaniebiepięknegoptaka,którywyglądałjakpterodaktyl.
-Zobacz,czarnaczapla!
-Aha-powiedziałam.-Atamkrowy!Roześmiałsię.
-Byłaśkiedyśnawsi?
Jakośniepotrafiłamsobieprzypomnieć.
- Uważaj! - Złapał mnie za ramię i przytrzymał. - O mały włos rozdeptałabyś jelonka! - Wskazał na
jakiegośdużego,czarnegorobakasunącegoprzymoimbucie.
Naglewydałomisiętowszystkobardzośmieszne:jaznim,nawsi,razem.
-Torzućmyjelonkiemwkrowę!
Zaczął mnie przytulać i całować, a potem tuż koło nas przejechał bajerancki samochód terenowy z
przystojnym gościem za kierownicą; zatrąbił na nas - całkiem słusznie, bo staliśmy na drodze. Robert
pomachałdoniegoręką.
-Vivat,Marconto!TowłaśniejesttenREŻYSERpowiedziałdomniezjakimśszacunkiem,zupełniejaknieRobert.MuszęotegogościazapytaćEwę.Ja
nieoglądamambitnychfilmów,aonachybamusi-wkońcutakiemastudia.
-Cotamjest?-Wskazałamnadomokobaltowychokiennicach,któremiwpadływoko.
-Chodźmyizobaczmy!-Rany,jakfajniejestbyćturystką.Szkoda,żeniewzięłamaparatu...
Kolorowe okiennice należały do ośrodka unasienniania bydła. Kiedy przeczytaliśmy tę informację na
przybitejdobudynkutabliczce,Robertobjąłmniewpasie.
-Oglądałemtenfilm,naktórychciałaśiść,alejużniezdążyliśmy...
-Bomniezostawiłeś...
-Bozerwaliśmy.Cisza.
-OglądałeśDziennikBridgetJones?Kiwnąłgłową.
-Toktóregobyśwybrał?
-Słucham?
-Któregobyśwybrał,gdybyśbyłkobietą:MarkaDarcy'egoczyDaniela?FinchaczyGranta?
-Danieljestładniejszy.
-Aleonmógłbycięrzucić.
-O?
-No,gdybyśwziąłpoduwagęto,żeDanielmożecięrzucić,tokogobyśwybrał?
-Daniela.Aczyktośbyzrobiłinaczej?
-Cholera,wszyscyjesteścietacysami!
-Jacy?!
Poszliśmy w bok, w przaśne krzaki i zaczęliśmy się migdalić. Było tak przyjemnie jak za najlepszych
czasów.
-Och,Robert,nieprzestawaj!-Iwłaśniewtedyjaknazłośćprzestał.
Poderwałamsięjakoparzona.
-Cojest?
-Jatakniechcę.Towszystkojesttakiepłytkie...Płytkie?
-Tylkoseksiseks.Tencholernypośpiech.Naszemupokoleniuzabrakłoczasunamiłość.
-Jesteśodemniestarszyopięćlat,dodiabła!Spojrzałmiprostowoczy.
-Wybacz,alenicztegoniebędzie.Jeślipotrafiszmniekochać,toja...
-Przestań!-Conaszacywilizacjazrobiłatymchłopom?!
Każdeznasruszyłowinnąstronę.
-Chodź,odwiozęcię.
-Wypchajsię!
-Wporządku,tylkocięodwiozę...
-Spadaj!
-Anka,jacięnadalkocham.
-Pocałujmniegdzieś-warczałam,niezwracającuwaginato,codomniemówi.Poczekałam,ażzniknie
zazakrętemiwyszłamnaautostop.Myślałam,żemożefartemzatrzymasiętenreżyserek...Niktsięnie
zatrzymał;domiastawróciłamgęgającymikwiczącymautobusem.
Dziwnyjesttenświat.
2SIERPNIA
Mamdośćmęskich,szowinistycznychświń.Czujęsięjakburainiechcianasuka.Tak-towcalenieza
mocne stwierdzenie. Z drugiej strony sama chciałam pojechać na tę przeklętą (ocena osobista), choć
piękną(osobistaocenaprzyrody)wycieczkę...
Aleztego,cosobieprzypominam,zostałamohydniezmanipulowana!
Niebędęsięobwiniać,animartwić!Udowodnię,żeichświatwcaleniejestichświatem!Zadzwoniędo
Ewki!Alboniezadzwonię,gotowaporonić,jakusłyszyomojejgłupocie...
Ten jeden raz będę samodzielna. Wyczuję prąd życia i dam mu się ponieść. A jak za bardzo będzie
trzęsło,toiprądowipokażę.Ja,kobieta!KobietajakHilaryClinton!KobietajakCarlaBrani!Xena!
Kobietajak...mama?
IdępoReedsa,niemożnataknatrzeźwoprzyjmowaćżycia.
Ciekawe,czywnaszejwypożyczalnimająfilmytegoprzystojnegoreżysera.
W wypożyczalni mają filmy, tyle że ja nie mam magnetowidu, odkąd się zorientowałam, że Luna go
obsikała (przez co szlag go trafił!), tj. od teraz. Idę po jeszcze jedno piwo, ale najpierw łazienka, bo
samamogęniezdążyć...
Prawo...Prawopiwa?PartiaPiwa?Cośpodobnegodziałosiękiedyśwtymkraju.
Ciężkożyćfilozofom.
3SIERPNIA
Niemogęuwierzyćwto,ktodomniedzisiajzadzwonił!
Cholera,janawetniebyłampewna,żetoona,bosięnieprzedstawiła(ipotympowinnamjąpoznaćnigdytegonierobi).
Cześć,rybko,potrzebujętwojejpomocyzaszczebiotała.
Rybko? Czy dwudziestoośmioletnia kobieta, nie - prawie dwudziestodziewięcioletnia - powinna
pozwalać,byktośdoniejtakmówił?
-Zgódźsię,kochana,bardzomizależy...
No,przynajmniejjestemkomuśpotrzebna.Zdrugiejstronytopodłe,żeabymniewyzyskać,takzagrano
namoichkompleksach.
-Cześć,Isabelle,ocochodzi?-nadęłamsięispecjalnieprzekręciłamjejimię,gdytylkouświadomiłam
sobie,zkimrozmawiam.
-Tomiłe,alejeszczejestemtąIzabeląprzezjednol...
Niestety...
Jedyny kompleks, jaki miała dzwoniąca do mnie bogini, dotyczył pisowni jej imienia. Jako aktorka
zapatrzona w boską Isabelle Adjani pragnęła jak najbardziej upodobnić się do niej; z drugiej strony
ciągłemylenieakcentutegoimieniapozwalałojej...Pozwalałojejwłaśnienato.
-Wiesz,inaczejniżuAdjani...-Tupotrząsałazapewnegrzywączarnychwłosów(nastoprocentzrobiła
to teraz, rozmawiając przez telefon), które - trzeba przyznać - w obłędny sposób kontrastowały z jej
alabastrowąkarnacją.Nażywozawszenadstawiałasiędorozmówcytymprofilem,któryrzeczywiście
miałapodobnydofrancuskiejgwiazdy.
-Atakwogóletojużmogłabyśsięnauczyć...
-Atyczęściejdzwonić.
-Notak,alejaostatniodużograłam...
Niesposóbbyłosięnaniąobrazić,choćzwyklejejzachowanieprowokowałodozłapaniazatąwiotką
szyję i duszenia, duszenia, duszenia (brzmi to niekonsekwentnie, ale czy stłuklibyście wazę z dynastii
Mingtylkodlatego,żewkurzaływasjejkolory?)...
Jużwchwili,kiedyjąpoznałam(wtedyjeszczepracowałamwredakcjiiprzeprowadzałamznią-jakoz
aktorką-dużywywiad),miałamochotęwyzbyćsiękulturowo
- cywilizacyjnych naleciałości i stłuc tę Isabelle Ming tak, by żaden klej jej nie pomógł. Nie minęła
jednak godzina, a gwiazda rozsypała się sama... Wyłączyłam dyktafon i zajęłam się wyprowadzaniem
sobowtóraAdjanizotchłanirozpaczydzień wcześniej puścił ją w trąbę facet nie dość że przystojny, to w dodatku reżyser, co ponoć dla
robiącejkarieręaktorkijestpostokroćbardziejbolesne.Nieukrywam,żecałatasprawanadośćdługo
poprawiłamihumor(wiem,towstrętne!),boskoroktośzostawiłtakąIzę,toznaczy,żewszyscyfacecisą
fanatycznymizwiązkofobami,nietylkocimoi.
-Zagraszwfilmie-obwieściłaIza.CO?!Toznaczy,nie!
-Wzasadzietoniefilm,tylkoserial...
-Nie!
Telenowela?Która?Powiedziałami.
-Masznamyślimojąulubioną?-upewniałamsięjeszcze.
-Wiedziałam,żecisięspodoba.
Czymisięspodobało?Nodobrze,bandointelektualistówzachwycającychsięBergmanemiŻuławskim:
lubiłamtelenowele,oglądałamtelenowele,rajcowałymnietelenowele.
Co zresztą można robić w domu, będąc bezrobotną, jak nie oglądać - „Klan", „Na dobre i na złe",
„Złotopolskich",
„Plebanię",„Miasteczko",„Czułościikłamstwa"icokolwiektamjeszczebyło.
-Znaczy,mogępowiedziećreżyserowi,żeprzyjedziesznaplan...
-Tak-zgodziłamsięskwapliwie.
-Izagrasz?Pułapka!Pułapka!
-Nie.
-Anka,niezachowujsięjakdziecko!
-Niemamzkimzostawićkota!-wystękałam.
-Byłamprzekonana,żezawszenosiszgoprzysobie.
-Obrażamsię!-wykrzyknęłam,alezapobiegliwienieodłożyłamsłuchawki.Miałamprzeczucie,żebyłby
tobłąd.
-Wiesz,nakręciszscenęzM.
Grzeczneprzeczucie,dobreprzeczucie,podrapiemyprzeczuciezauszkiem...
M.Takiprzystojnyitakisamotny...
-Dobra,zrobiętodlaciebie.Akogomamgrać?
-Recepcjonistkę.
-Co?
-Widzisz,tesnobyzprodukcjimyśleli,żesięzgodzę.
Fakt,żedobrzepłacą,ale...
-Ile?
-Tobiemniejniżmnie.
Jakadelikatność!
-Muszęzapłacićzatelefon-głośnopomyślałam.
-Noiwtedyimpowiedziałam,żeznamdziewczynątrochępodobnąztwarzydomnie...
Tymmnieniecoujęła.
-Naprawdę?
-Troszeńkępodobną...Nowięcsłuchaj:maszbyćnaplaniejutro,osiódmejrano.Podyktujęciadres,
maszcośdopisania?
Naprawdęniemamzkimzostawićkota.
4SIERPNIA
Zostanęgwiazdą!Namurbeton!Obrzydliwąpewnośćdajemiogromnapraca,jakąwłożyłamwswoje
ciało (Luna siedziała przez cały czas na brzegu wanny i przyglądała mi się dziwnie... Potem uciekła).
Przypomniałamsobie,żebardzodobrzedeklamowałamwierszenaszkolnychapelach:atopierwszego
września,tonaPierwszegoMaja,DzieńMatki,Barbórkę...Wiem,żeja-zwyczajnyczłowiek-mampo
prostu światowy talent, który przemieni mnie z szarej dziewczyny w gwiazdę właśnie. Poćwiczyłam
nawetdykcję:
„stółzpowyła-powyła-powyłamywanyminogami".
„Chrząszcz brzmi w szczecinie". Podobno tym testują narybek w szkole teatralnej. Wstaje taki Englert
alboMachulskiikarzemówićtedziwnerzeczy.Chyba...
Wcalesięniedenerwuję-skorojestemskazananasukces...
Mamnadzieję,żedadząmijakiśseksownyciuchiumalujątak,żebymwyglądałajakMagdalenaCielecka
alboMichelle
Pfeiffer.Niemogęsiędoczekać!
*
Cholera,kotsięprzedemnąschował,kiedychciałamsiępożegnać!
Itylkojednegowtejcałejsławienierozumiem.
Myślałam,żegwiazdywylegująsięcałymidniamiwłóżku.Anatecholernezdjęciatrzebawstawaćw
środkunocy!
Będąmusielitodlamniezmienić.Niejestemnienormalna,aodhektolitrówpobudzającejkawymożemi
siępopsućcera.Iktozatozapłaci?Producent?
Czyoninaprawdęwyobrażająsobie,żeJAzagramrecepcjonistkęwczymśtakim?!Dalimiburąkiecęi
zrobilicośtakiegoztwarzą...Noniewyglądatoźlezpunktuwidzeniadawnejmnie,aledowizerunku
aktorki,którejpożądająwszystkiemęskieserca,trochębrakuje.Atakwogóletoczekamtuiczekam.O,
jakiśmłodyzekipyidzie(jakdotądaniśladuM.)...
Cooo?Co?!CzyjajestemwnuczkąHioba?!!!Wycięlimnie,zanimzdołalinakręcić!
-ScenarzystaireżyserzrezygnowalizrecepcjonistkipowiedziałMłody,uśmiechającsięniezręcznie.Jakbymmiałazemdlećalboco...
Miałam!
- Ale jakoś panią zagospodarujemy. O, proszę stanąć tam... Boże, jak my, aktorki, nie lubimy dawać
satysfakcjitymstatystom!Kręcisiętylkotakie,obgadujeiskamleoautograf...
Orany!PrzyjechałM.,możepodpiszemisięnachusteczce!Rzeczywiścieprzystojny...Tojesttalent!
Ranyboskie!Patrzynamnie!
Uśmiechasię.Anie,jużgra...Ijachybateżgram.Stojąc.
Teżsięuśmiechnę,comitam!
- Chmury! No chmury wychodzą! Stoooop! - wrzeszczy taki w militarnej kamizelce. - Czekamy na
światło!
Piękniesięteserialekręci...Gdybymtojabyłaproducentem...
-Oczympanimyśli?-M.odezwałsięnagle,wpędzającmniewpanikę.-Możepapierosa?
Rzuciłam palenie niecały rok temu i wciąż mam odwykowe problemy, ale w tej sytuacji... Żegnaj siło
woli!
JestempartnerkąpanaM.Orany!
Podrywamnie(toznaczynaprzerwach-wkońcujesteśmyprofesjonalistami).Cośsięświęci...Czyżby
mojeporanneablucjenieposzłynamarne?
5SIERPNIA
Aż wstyd się przyznać, ale wczoraj wieczorem zachowałam się jak cała banda rasowych,
rozwrzeszczanychgrupieswjednymciele.M.niezabrałmniedoknajpy,tawerny,restauracjiczypubu,
tylkoodrazudosiebie.Wcalemusięniedziwię-mojeustaprzemawiałyjakimiśpseudointelektualnymi
frazesami,alecałaresztamiałaochotęnazajęciapraktycznezKamasutry.Ktobypomyślał,żetakiznany
aktor ma takie małe mieszkanie... Jeszcze większe wrażenie jednak zrobił na mnie ogromny materac
rozwleczonyodścianydościanywkawalerce.Jużnaproguzaczęliśmysiędzikocałowaćiściągaćte
niepotrzebne „miejskie" ciuchy, kiedy do głosu doszły pierwotne instynkty. M. zdarł ze mnie bluzkę (a
mogłamsięnaZPTnauczyćprzyszywaniaguzików!)izmieszaninąsatysfakcjiirozbawieniaspojrzałna
mójfiszbinowystanik,któryrozmiaramiikonstrukcjąprzypominałpancernik„Potiomkin"...
Posekundziezostałambezswojejzbroi.Miałwprawę...
-Oszustka-uśmiechnąłsię,wyjmujączestanikabieliźnianepoduszki.-Niedobradziewczynka...
Pokilkusekundachdobrałsiędomoichmajtek.Rany,naprawdębyłwtymdobry!
-Przynajmniejtutajmożnanapatrzećsiędosyta!wychrypiał.
Kiedy gwałtownie zmieniałam swoją pozycją z pionowej na horyzontalną, zgubiłam szpilki. Byłam jak
malutkagruszka,caładlaniego.
Nie wiedziałam, że z gruszkami można wyrabiać takie rzeczy. Ha! A to jabłko miało być zakazanym
owocem.
Nad ranem, kiedy M. jeszcze spał, wymknęłam się do domu. Zrobiłam to po to, by kultywować swój
imagetajemniczej
kochanki.
Uprzednio
jednak...
Uprzednio
powyklejałamjegomieszkaniekartkamizeswoimtelefonem.
Przecież gdybym zostawiła tylko jedną gdzieś przy materacu, mógłby jej nie dostrzec, prawda?!
Nakleiłam więc na czajnik bezprzewodowy, lodówkę i mikrofalę. Później na prysznic i kubek ze
szczoteczkądozębów(naszczoteczceniewiedziećczemu,niechciałasiętrzymać).Kolejnązawiesiłam
na desce klozetowej, telewizorze i fikusie. Jeszcze jedną włożyłam mu do buta. Podpisałam się też
pomadkąnalustrze.Niewkładałamnicpodsamochodowąwycieraczkę,bouważałam,żetojużbyłaby
przesada.Seksualnenarzucaniesię,ajajestemprzyzwoitąkobietą.
Ciekawajestem,kiedyzadzwoni?
Kiedypróbowałamodespaćmiłosnyaerobik,zadzwoniłamama.
-Aniu,przyjdzieszdzisiajnaobiad?
-Właściwietoniebardzo.
-Jesteśchora?
-Nonie...-Ugryzieniaiobtarciasięnieliczą.
-Tocosięstało?Mieliśmynadzieję...
-Chybasięzakochałam.
Mama bardzo cicho odłożyła słuchawkę. Ciekawa jestem, czy rodzice uznają, że aktor to dobra partia.
Jakbymjużsłyszałatatę:„Córeczko,ajesteśpewna,żetoniejakiśkomediant?".
6SIERPNIA
Myślę, że powinnam znaleźć sobie jakieś hobby, to by mnie ubogaciło. I tak na przykład mogłabym
zbieraćznaczki.
Tylko z kim bym je oglądała? Albo kolekcjonować pocztówki z końskimi łbami. Zbieranie pustych
pudełek po zapałkach zrobiłoby ze mnie dziewczynkę, która nie potrafi wykrzesać z siebie ani wokół
siebieodrobinyciepła.Frygidajedna!
Takiehobbytocholernietrudnasprawa,odkądskończyłosiędwanaścielat...
Wiem! Zacznę kolekcjonować fotki z autografami aktorów, a jak mi się z nich ułoży niezła piramidka,
będęjedrzećidrzeć,idrzeć!!!Czemutendupekniedzwoni?!
Pójdęnazakupy.
Jestem
chora.
Jestem
zakupomaniczką
i
zakuponimfomanką.Dosklepuzeszkłem,któryprzecieżtylkomijałam,przyszładostawatakichfikuśnych
kubkówpomalowanychwróżnezwierzątka.Towłaśnieprzeztezwierzątkaniemogłamsięzdecydować,
który kupię. Bo, co wolę: lamy czy żyrafy? Krokodyla czy. hipopotama? Mewę czy boćka? Jak
niedźwiedzia, to w jakim kolorze? Lew czy tygrys? Żółw czy tapir (właściwie z tapira mogłabym
zrezygnować, bo ma nos zupełnie jak Milena, ale przecież to nie jego wina)? Kangur czy sroka? W
rezultacie mam nie jeden kubek ze zwierzątkiem, ale cały ogród zoologiczny. Oto moje przypadkowo
odkrytehobby-kolekcjonowaniekubków.
BędęmiałacorozbijaćnagłowieM.,podwarunkiemżetenpopapranieczadzwoni!
Wiecieco?Zadzwonił!
7SIERPNIA
Ochtak,tak,tak!Zadzwoniłiumówiliśmysię.Dzisiajumnie!Awięckolacyjkaprzyświecach,apotem
radosnefikimiki.Wtakichchwilachżałuję,żenieumiemgotowaćiżetencellulitisjesttakioporny.
-O,widzę,żelubiszceramikę-powiedziałM.nawidokmoichkubków.
-Tomojehobby.
- Hobby? Myślałem, że wolisz znaczki - i już ruszył do wyściskiwania. Może nawet nie musiałabym
kompromitowaćsięjakokucharka,alenagle:
Aaaapsik!
Ciiichhhk!
Cśśśśik!
Całasymfoniakichnięć.
-Nierozumiem,cosięstało-mruknął,wycierającartystycznienoswtrzywarstwowechusteczki.
PotemzobaczyłLunę.
-Niewiedziałem,żemaszkota!-wrzasnął.-Czytywiesz,żejajestemalergikiem?!Czytywiesz,żeja
mogę przez tego kota umrzeć?! - Wskazał myjącą sobie ucho kotkę z taką mocą, jakby była wściekłym
tygrysembengalskim.
-Zamknęjąwkuchni-powiedziałam,aleniewiem,czyusłyszał,kichając.
Wróciłam,starającsięniesłuchaćmiauczeniaLuny.
- Muzyczka? - Puściłam soundtrack z Niebieskiego: najbardziej snobistycznej płyty, jaką posiadam. Zamówićpizzę?
Aleonnieodpowiadał-płakałikichałjednocześnie.
-Tobyłtakismutnyfilm!Piękny...Kochajmysię,mojamała!Czymjestżyciebezmiłości.
Zawszechciałambyćpocieszycielkąwierzących,wątpiącychiprzewrażliwionych.
-Pijzkielichamegociała!-wyrecytowałam.
-Co?
-Nopocałujmnie.
Okazałosię,żeseksjestwybitnymśrodkiemantyhistaminowym.Aprzynajmniejbyłnimdoczasu,kiedy
wnocyLunawygryzłanajwyraźniejdziuręwkuchennychdrzwiachiwskoczyładołóżka.Popatrzyłamw
jejbłyszczące,pełneoburzeniabłękitneoczyizrozumiałam,żedladupyzdradziłamprzyjaciela.
8SIERPNIA
Maszcilos!Tencholernytelefonznowudzwoni(kiedyleżęwciśniętanosemwkudłatąklatkęM.).Moje
zadowolonemruczenieurywasięwjednejchwili.
Acomitam-nieodbiorę!
Driiiiiiiiiiiiiiiiiiiin!
Strasznienapastliwie...Całyaparatlekkodrży.
Driiiiiiiiiiiiiiiiiiiin!
M.otwierapijanesnem(i-mamnadzieję-seksem)oko.
-Apaszoł-mówi,widzącnadrzwiachcieńLuny.Słuchaj,możeodebrałabyśtentelefon,jeślijużumieściłaśgowsypialnizamiastbudzika.
Phi,wsypialni...Odebrałam.
-Mmm,cześć.-PodrugiejstronierozkoszniepomiaukujeIsabelle.
-Alesobieporęwybrałaś...
- Coś ty taka skwaszona? - mruczy niezrażona. - Czekam na rozpoczęcie zdjęć na jakimś kurewsko
zadupiastymplaniefilmowym-sapnięcie-więcpomyślałam,żetrochęsobieurozmaicęizadzwoniędo
ciebienakosztproducenta.
-Eee...
-Hej!Zkomórydzwonię,słyszysz!ZjakiejśdziurypodLubieniowem,atyzemnąniechceszrozmawiać.
-Jejgłos,choćgwiazdorski,brzmiałtrochępłaczliwie.-Opowieszmiotymplanie?Jakbyło?
-Wzasadzie...
-SwojądrogązM.jestniezłybufon,nonie?Milczę.
-Przyznasz?Zmieniłaśzdanieoswoimidolu?-pytazprzekąsem.
-Nie.
-Czymogłabyśwyłączyćtenkurewskibudzikiwrócićdołóżka!-wydarłsięnagleM.
Idiota!
- Cooo? Co?!!! - Od wężowego syku Izy zawibrowała mi czaszka. - Ta świnia tam jest? Ten cholerny
popieprzeniec?!
Tagnida?!!Tencienkifiutnakaczychłapach!!!Aniechgocholera!
-Iza-szepczęwsłuchawkę,żebyM.nieusłyszał.-Cośmisięwydaje...
-Gównocisięwydajeijemuteż!-pienisięiwścieka.Piesmumordęlizał.
-Kot-proponuję.
-Jakmogliściemitozrobić?!-OJezu,onaterazpłacze.
Naglewmoimskołatanymwczesnąporąmózgurozbłyskaatomoważarówka.
-Todlategozałatwiłaśtozastępstwo...
-Boionmniezastąpił!Gorzej,jegożeszmać,bodlazabawypuściłmniewtrąbę!!!Kutas.
Wodzęwzrokiemodtelefonudołóżkazezdradzieckimkochankiem.
-Jakdługotojużtrwa?-Izabelapociąganosem.Spotkamysięiwszystkomiopowiesz.Wszystko!Amożeciwybaczę-syczy.-Jemunieprzebaczęnigdy.
Chybażewróci.
-Gdybywrócił,tomusiałbyzostawićmnie,prawda?mówięzporażającąlogiką.
-Askądwiesz,czy„jest"czytylko„pociupciał"?-Ciosponiżejpasa.Jeszczesiętylkozbóluzwinę.Anka,spotkajmysięwpiątekwieczorem...
-Anka!-M.sięzirytował.
-Wpiątekidziemy...napremierę.Dokina-mówięcichoidrżącądłoniąodkładamsłuchawkę.
Po paru minutach, kiedy zatapiam się w tantrycznym seksie, którego M. jest mistrzem, aż trudno mi
uwierzyć,żeprzytakiejtechnice-toznaczyduszy-możnabyćpopaprańcem.Atakwogóle,cotojest
tantra?Jakaśodmianazen?TaoKubusiaPuchatka?GwaroweokreśleniepunktuG?
MożeIzabędziewiedzieć?
Brzydkiemyśli,brzydkiemyśli,bardzobrzydkiemyśli!
9SIERPNIA
Jakzłapać:
1)chłopa,
2)M.,
3)raz,adobrze,
4)raznazawsze.
To trudniejsze od pytań maturalnych z matematyki! I ważniejsze od całego egzaminu dojrzałości: bez
matury najwyżej nie dostałabym się na studia, a bez faceta czeka mnie psychopatologiczne, puste,
singlowe życie w czterech odrapanych ścianach (kto mi zrobi remont?), w ciemności (kto wkręci
przepalonążarówkęalbozmienikorek?),bezwodyigazu...
Czujęsiętakabezradna.
Muszęsięzdopingować.
Uwaga,dopingujęsię:
1)M.byłzIzabelą,
2)robiliTO(„pobożemu",,jeździec",„69",„nahuzara",
„rodeo", „na kobietę - nietoperza", „dwa w jednym", „na dziecioroba", „na pieska", „na supermana",
„wyrafinowany misjonarz", „łyżeczki", „leniwy suwnicowy", „na chybcika" i co tam człowiek jeszcze
wymyślił),
3)Izachcegoodzyskać,
4)żebyznowuTOznimrobić!
Oblałymniezimnepoty.
Och,znowumnieoblewają,kiedyuświadomiłamsobiewpełni,comuszęzrobić,żebyM.byłmójitylko
mój:1)schudnąć,
2)zblednąć,
3)przefarbowaćsięnaczarno,
4)poprawićdykcję,
5)zostaćaktorką,
6)zostaćgwiazdą,
7)zlikwidowaćcellulitis,
8)przeczytaćSzekspira,obejrzećFelliniegoorazKrólowąMargot,
9)zrobićsobieoperacjęplastyczną:
a)uwypuklićkościpoliczkowe,
b)zwęzićtalię(tj.usunąćdważebrajakCher).
Damsobieradę,prawda,PanieBoże?
10SIERPNIA
Recenzja
filmu
Tomb
Raider
(która
nie
ujrzy
prawdopodobnieświatładziennego)Autor:Ja
„Zgadnijcie,ktoto?
Oczy:piwne
Włosy:Szatynka(wwarkoczyku...)
Wzrost:176cm
Waga:54kg
Wymiary:91/61/86(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)Tak,toLara.
Lara Croft oczywiście: nieustraszony archeolog i koneser sztuki, dziewczyna z komputera, posiadaczka
takiegobiustu,żekiedysięnańpatrzy,łzyzazdrościsamenapływajądooczu.
Cudowna Angelina Jolie, która na srebrnym ekranie wcieliła się w postać Lary, powiedziała o tych
piersiach:»Sąnawetwiększeodmoich«.Zamiaststanikawnormalnymludzkimrozmiarzeaktorkanosiła
na planie zdjęciowym ten wielkości D super. Podobno jeszcze na długo przed rozpoczęciem zdjęć
wykonywała jakieś specjalistyczne ćwiczenia, po których schudła w żebrach, a przytyła trochę wyżej
(wymógproducenta)...DzisiajpaniJoliepomagadzieciomwKambodżyiwykłócasięowielkośćbiustu
plastikowychlaleczekLaryCroft.
„Tomb Raider" to gra komputerowa, w którą nigdy nie grałam. Prawdę powiedziawszy, filmu Simona
Westateżnieobejrzałamdokońca,choćnaprawdęsięstarałam.Niestarczyłomiczasu...
TakwogóletowszyscywtymTombRaiderzemająobsesjęnapunkcieczasu.Tik-tak,tik-tak-oto
zegar niejakich Illuminatów o tarczy odmierzającej minuta po minucie 5000 lat (czy jakoś podobnie mogłam oczywiście coś pokręcić). To chyba musi być zaskakująco dużo... Brrrr, przypomniały mi się
słowaKoholeta.Teomarności...
Prawdę powiedziawszy, Larze nie tylko zazdroszczę biustu, ale i tego, że ma jakiś swój system
ostrzegania, który uprzedza ją o katastrofie. Informuje ten głos na przykład, że do wielkiego bum
pozostało48godzinidodaje(coprawdabardzoogólnie),naczymtobummapolegać.Jaodrazudostaję
pogłowie,noinigdyniemogękupićstanikasupersexy,botakierzadkoprodukująwrozmiarze70A,jaki
torozmiarnosząopróczmnietylkonierozbudzoneseksualnietrzynastolatki(aprzynajmniejpowinnybyć
chybanierozbudzone-zamoichczasówbyły).
W filmie następuje pewien rozdźwięk, którego nikt w zasadzie nie zauważa: Angelina Jolie jest
seksbombą, a Lara Croft dziewicą. W Tomb Raiderze obie kręcą mężczyznami w dowolnie wybraną
stronę.Robiąimkołodupy,malowniczowaląpopyskachi...potrafiąchybabeztychmężczyznżyć!
Zupełnieinaczejniżja.
Niedająsięrolować.Dziewczynygórą,dziewczynywalczą.Więclepiejpozostańcieprzypodziwiedla
idolkiLaryCroft,aleniebierzcieprzykładuzemnie...Mamtylkonadzieję,żelubiciemniechoćtroszkę,
drogieczytelniczki,nawetjeślijestempłaskainiepotrafiępisać.Obiecuję,żenastępnyfilmobejrzęw
całości.
Inigdyjużniepójdędokinazżadnymfacetem.Nigdy!!!"
11SIERPNIA
Postanowiłam najpierw napisać recenzję, a dopiero później zastanowić się głębiej nad tym, co mnie
spotkało - w odwrotnej kolejności szlag mógł mnie trafić, a krew mogła zalać na samym wstępie,
wówczaszaśnicizkarierydziennikarskiej.
Atakjestemtylkobezfaceta:wsumieumnietostannormalny.
Pojechaliśmy z M. na tę premierę. Wokół blichtr, glamour i towarzyska śmietanka - ogólnie raj dla
łowcówautografów.
Kilkakrotnie mogłam się przekonać, że osoby, które oglądałam na ekranie telewizora i uważałam za
fikcyjne,istniejąnaprawdę.
-Tomojaznajoma...
-PoznajAnnę...
-Mojaznajoma.
-Tak,znajoma-powtarzałM.jakpapuga.
Dlaczego wmawiał, że jestem jego „znajomą", a nie przedstawił mnie tym wszystkim bossom i
bossównomjakPanBógprzykazał:„Tomojadziewczyna".Albo:„Kochamją,jesttakasłodka".Albo:
„Żenięsięznią.Cudownababka...".
Bardzota„znajomość"ubodłamojąkobiecądumę,alerychłoprzekonałamsiebie,żecałeteceregieleto
pewnie taki zabieg marketingowy. M. jako obiecujący, młody i przystojny aktor nie mógł pewnie
pozwolić sobie, żeby trwale kojarzono go z jakąś babką - mogłoby to zniechęcić jego fanki, które
przestałybychodzićnafilmyzulubionymamantemigłosowaćnańwtelerankingach.
Dobre,nie?
Postanowiłamwięcsięodprężyćizasiąśćwspokojuduchadooglądaniafilmu.
Jakaś kobieta za naszymi fotelami zaczęła kasłać. Kasłała i kasłała (co drażniło, bo film mnie nawet
wciągnął)corazgłośniejigłośniej.Pewniemiałajakąśalergięnakurzalboperfumy,bowkońcumusiała
wyjść.ChwilępóźniejM.
nachyliłsięiszepnął:
-Kochanie,wybacznachwilę...-Pokazałtrzymanąpaczkępapierosówiprzepraszającsiedzącychobok,
opuścił
rząd.
Niemożewytrzymać?!
Było mi trochę nieswojo siedzieć tak samej, a i chodziło mi po głowie, że coś tu nie gra. Sprawę
rozwiązałmójpęcherz,któryostatnioniedziałałzbytdobrze...Tymbardziejżeprzedseansemwypiłam
trzykubkicoca-coli(znerwów!).
PrzepraszającpodobniejakM.zniecierpliwionychwidzów,udałamsiędotoalety...
Hałastakichprzestraszył,żenamomentprzestaliwykonywaćteidiotyczneruchy...
M.miałopuszczonespodnie,Izasiedziałanamarmurowymblacieumywalki.
Zatrzymałamsięwproguigapiłam.Zamurowałomnie.Aposekundziewszystkiegomisięodechciało.
-Anka,poczekaj!Bądźmydorośli...Wytłumacząci!wykrzyknąłpatetyczniejakmamybrazylijskiaktorzyna.
Podciągnąłspodnieiruszyłwmoimkierunku,zapinającrozporek.
Aja...
Jauciekłam.
Boże,czyjazawszęmuszębyćtakagłupia?
12SIERPNIA
Upiornaniedziela.
Nie,naprawdęupiornaniedziela!
Nikogo nie ma w domu. To znaczy ja jestem, ale opustoszały domy wszystkich moich przyjaciół,
znajomych i wrogów. Skąd wiem? Obdzwoniłam z nudów wszystkich (w podanej kolejności) i nie
wydałamnawetzłamanejzłotówkinie odbierali. Właściwie mnie to nawet nie dziwi - lato przekroczyło półmetek i nadszedł czas
nadrabianiawakacyjnychwyjazdów.Bladymświtemromantycznebarabara,soczekpomarańczowyihop:parkawyjeżdżanawieśalbo„nadwodę".Poopalaćsię,pogruchać,
powypoczywać.
Przyjaciele,znajomiiwrogowiealbo:
a)niemająkomórek,
b)wyłączylije,
c)nieznamichnumerów(komórkowainformacjatelefonicznaoczywiścieniedziaławniedzielę).
W pierwszej chwili pomyślałam, że może poczuję się wyzwoloną kobietą i pójdę sama na spacer do
parku.
Wkładając buty, zrozumiałam jednak, że to jeszcze większy obciach niż samotne wyjście do kina. To
złamanie wszelkich konwenansów. Ludzie (nawet nastoletni) nie odbierają tego w kategoriach twojej
prowokacji, lecz porażki. Będziesz słyszeć przez cały seans/spacer, jak pytlują za twoimi plecami o
twojejsamotności.Idioci...
Tak na marginesie: kupowanie jednego biletu do kina (oczywiście kiedy jest się kobietą) to czynność
bardziej krępująca niż jednoczesny zakup fikuśnych prezerwatyw i ciążowego testu. Przeszłam przez
jednoidrugie,więcdysponujępewnąskaląporównawczą.Gumkizużyłam,testnegatywnieobsikałam,a
bilet?Niebyłamnastolatką,afilmbyłzBanderasem:Nigdynierozmawiajznieznajomym.Radawsam
razdlasamotnych.Kiedytużprzedseansemzobaczyłamwszystkieteobejmującesiępary,zakręciłamsię
napięcieiwyszłam.Tylkobiletercośzamnąkrzyczał...
Traumatyczneprzeżycie.
Ewkapowiedziała,żeprzynajmniejpowinnamoddaćbilet.
Dorodzicówteżniepojadę-wybralisięnawycieczkęrowerową(!!!)zamiasto.Ranokochankowie,a
późniejcykliści;uczestnicymałżeńskiegowyścigupokoju,którytrwajużwmniejlubbardziejdosłowny
sposóbodtrzydziestupięciulat.
-Wybacz,kochanie,alewtęniedzielęmusiszsięzatroszczyćosiebiesama-mama.
-Kupiłemmamieochraniacze-tato.
Tak,oniwciążsiękochają!
-Kupiłemjejteżkolarki.-Puściłdomnieoko.
Wciążniedzielaiwciążmożnapójśćdoparku.Żeobciach?Toco...
Nie można. Po dobiegającym z klatki schodowej ryku zarzynanego bawołu wywnioskowałam, że do
parkuwybrałasięmojasąsiadkazeswoimberbeciem.
Parkjestzbytmały.
Onamaprzynajmniejwymówkędlasamotnychspacerów.
Jej mąż wciąż przebywa na czymś, co w starych czasach nazywano „delegacją". A dziecko potrzebuje
tlenu.
Wrzeczysamejtodzieckopotrzebujeitlenu,ineurologa.
Ja przynajmniej bym go potrzebowała, gdyby matka uciszała moje wrzaski waleniem po głowie. No,
chybażetasąsiadkawymarzyłasobiesyna,którywprzyszłościzostaniebokseremwagisuperciężkiejtakiewytrząsaniemózguspokojniezastępujetreningzeskakanką.
Moja mama wymarzyła sobie, że będę taka jak moja sąsiadka - wyjdę za dzianego mężczyznę z
odpowiedzialnąpracą,będęmiałasamochódidziecko(wszystkowtejkolejności).Albodwojedzieci.
Dobrze,żewyszłotak,żeminiewyszło.
Wsumietoniemamnawetprawajazdy.
Anikartyrowerowej.
Niedziela.Ciągleniedziela.
Podjętepróbyprzespaniatejcholernejniedzielibyłynieudane.Ostatniozbrakuokazjidoseksuibraku
innychnocnychpomysłównażyciewysypiamsię.Apóźniejwogóleniejestemśpiąca.
ZaczynaimponowaćmipostaćŚpiącejKrólewny.Śpisztaksobie,śpisz,apotempojawiasięprzystojny
królewiczibudziciępocałunkiem...
Albodzwonkiemcięsukinsynbudzi!
Któratakwogólejestgodzina?Nazegarkumiga23.32.
Więcjeszczenieponiedziałek...
-Wpuśćmnie!-StojącypodmoimidrzwiamiM.silisięnastanowczyton.
Bezczelny.
-Hej,tęsknię!Wpuśćmnie,bocośzrobię!-Ożesz,mendajedna,kopnąłwmojedrzwi!
Nie mogę mu otworzyć, kiedy jestem taka spocona, potargana i mam nie umyte zęby. A tak w ogóle to
przecieżcholernypopapraniec!
Zdajesię,żepopapraniecpróbujewyważyćdrzwi!
-Dzwonięnapolicję!-warczę,zapominając,żetakieskandalesąaktoromniezbędnedoreanimowania
sławy.
-...!
Cośkrzyczy:„mojamiła"czymoże„tysuko"?Odkądprzemknęłamcichutkojakmyszkadoprzedpokoju,
bydlapewnościzamknąćdrugiedrzwi,przezdwiewarstwysklejki,listewekiskórygorzejsłyszę.
-...!
To chyba jednak: moja miła. Myślę: z moim miłym moglibyśmy w letnie niedziele wyjeżdżać do lasu
albo...
Czasnazastanowienieminął.Odstąpionoodoblężenia.
Nabudziku0.02.
Ostrożniewychodzęnaklatkęschodową.Namojejwycieraczceleżynajprawdziwszaróża.Czerwonai...
złamana.
Orany!
13SIERPNIA
Całydzisiejszydzień,
Mojeżycieuczuciowe,
Mojąpracę,
Stosunkirodzinneisamopoczucie,
Możnaokreślićjednym
Pulsującyminabrzmiałym
Słowem.
Słowemtymjest:
NIC.
ChybapójdędowypożyczalniiobejrzęsobieSeks,kłamstwaikasetywideo.
14SIERPNIA
Życie znowu serwuje mi jakiś koszmar! Najwyraźniej pod moim balkonem trwa cygańskie przyjęcie.
Chybanarzucęcośnasiebieisięwychylę...
Nie,Luna,tyzostajeszwmieszkaniu.
Ooo?
Kidiabeł?!
M.!
Najwyraźniej przyprowadził pod moje okna drużynę wędrownych skrzypków i jest z tego bardzo
zadowolony...
Tylkopocotozrobił?Cośdomniekrzyczy,aletrudnowtymhałasierozróżnić...
-Kurwa,napolicjęzadzwonię!-wyjesąsiad,którysięzorientował,żejestbliskopółnocy.
Zapalają się światła. Hej, ludzie, uspokójcie się. Czyżby w narodzie nie było już zapotrzebowania na
odrobinęromantyki?Zdrugiejstrony,kogojabronię?!
-Czegochcesz?!-krzyczędoM.
- Jesteśmy dla siebie stworzeni! - odkrzykuje. Stoi, pośród nocy, w dźwiękach miłosnej (prawie)
serenady.
- Ty, patrz! Czy to nie ten aktor? - Słyszę z góry. Nie wiem, do kogo sąsiadka kieruje to pytanie, bo
przecieżniedomnie.-Patrz,jakacwaniara,tatosięumieustawić.AprzecieżmojaDanusiaładniejsza...
Danka,chodźnabalkon!
-Aniu!Spróbujmyjeszczeraz!
Chyba dostrzegam światła radiowozu. Tak, te niebieskie to koguty... W zasadzie widownia powinna
zacząćklaskać,apowietrzerozbrzmiećnutamiMendelssohna.
-„Czteryrazypodwarazy...Nie?Gdybyrybkabyła..."próbowałpotężnyCygan.
-Jezu!Zacojapłacę?!-zirytowałsięM.-Miałybyćpiosenkiomiłości...
Tak,tomnierozbawiło.M.zadarłgłowę.
-Chciałbymporozmawiać.Wpuśćmnienagórę...
-Niesądzę...
-Niesprzeciwiajsięuczuciu!Kochamcię,kochaniemoje...Torozstaniaipowroty!Isercemipłonie...monorecytuje.
-Możecijeugaszę!-KtośzsolistówcygańskiejkapelinaglewaliM.popysku.
Toniesolista,toRobert!Coontu,docholery,robi?!
-Robert!-Prawiewypadłamprzezparapet.-Zgłupiałeś?!
Alemuprzyładował...
-Jakiśtwójznajomy?-M.trzymasięzaoko.
-Wserialubymutaknienakładli-powątpiewazgóryDanusia.
-Jesteśzkimś,adomniemaszpretensje!Idziemy!-M.
władczymgestemzagarniaorkiestrę.
-Hej,tonietak!Tojakiśwariat...
-Wariat?Jasne,żewariat!-Robertobrażasięiodchodzi.
WinnąstronęniżM.
*
Onie,gliniarzeichspisują.
Zostałyśmywedwie:jaiLuna.Takakarma.
15SIERPNIA
ŚwiętoWniebowzięciaNajświętszejMariiPanny,czylidzieńwolny,cowmojejparszywejsytuacjiitak
niewielezmienia.Alejasięniepoddam!Mamsercelwa,choćubolewam,zebrakujemilwiejgrzywy(a
kiedy jestem sfrustrowana, przydałyby się jeszcze kły i pazury). Idę na bibkę do znajomej małżeńskiej
pary.Onjestpisarzem,onajestcholernieatrakcyjna.Niemajądzieci,zatodwaczarnekoty.Będziemy
pić, jeść chińszczyznę, grać w gry komputerowe i malować napoleońskie żołnierzyki do rozgrywki
strategicznej.Możepoproszę,bywypożyczylijakiśfilmtakibardziej,hm,dladorosłych,boznowumam
wrażenie(strasznewrażenie!),żezapomniałam,jaktosięrobi.Ktotomnieprzekonywał,żezseksemjest
jakzjazdąnarowerze?
Gdybymsobietylkoprzypomniała...
Cipisarzetomająfajneżycie:siedzisobietakijedenzdrugimcałymidniamiwciepłymdomu,zżoną,z
cichymizwierzątkamiipisze.Potemwydajepowieśćijuż!
Alewracającdotematu-tenkolegapisarzobiecał,żekiedycałaPolskaprzejdzienaislam,tozostaną
jego drugą zoną. Obserwując dzisiejszą reakcję ludności pod kościołami, to jednak mam na to
małżeństwomarneszanse.
Aczymamszansęnajakiekolwiekwogóle?!
Chybapójdędonichtrochęwcześniej;łykwodyognistejprzywrócimiformę.
Jestemlwicą.Jestemlwicą.Walczęjakpłowabestia.Sekspustyni!
Ups,niedobrzemi.Ojzadużotej...tej...wody.Upiłamsiemwtrombe.Znaczywgrzywem...
16SIERPNIA
Hurra,dostałamprzesyłkę!
ZLaponii!
Wśrodkusąrękawiczkizreniferaikartka.
Nakartcekulfonamiwypisano:
„Toja.KochamCięwielkąromantycznąmiłością.
Nauczyłemsiędoićiwypasać.ZostańpaniąReniferową.
Gdzie mój renifer, tam serce Twoje, luba, choć Ty jeszcze o tym nie wiesz. Dam Ci stado trzydziestu
reniferów zamiast jednego fredrowsko - freudowskiego krokodyla, kiedy tylko zostaniesz moją żoną.
Obiecuję:żadnejintercyzy!Tosąoświadczyny-August.
PS:Pośpieszsięzodpowiedzią,botujużniedługozima,którawszystkoodcina".
PanieBoże,dlaczego?Czydlatego,żepapieżjestPolakiem?
17SIERPNIA
Poszłyśmywtango!Ja,Ewa,noiono,masięrozumieć.
Ewkawpadławdepresjęprzedporodową:żeteraztowszystkoskończoneinicjejsięnienależy,aona
biednawcalesobieniepożyła.Abyreanimowaćjejpoczuciewłasnejwartości,pojechałyśmydoŁodzitegozagłębiapubowego,gdziepostanowiłyśmyostatniraz(azarazempierwszywtymmieście)zaszaleć.
OstatnipociągzWarszawypełenbył
zmęczonychludzi,którzynanaszemaniakalno-depresyjnegębypatrzyliraczejniechętnie...
-Orany,alekosmos.
- O rany, ale dziura! - Zdecydowanie różniłyśmy się opiniami na temat miasta, kiedy wysiadłyśmy na
dworcuŁódź
Fabryczna.
- Anka, nie siej ziarnem defetyzmu - skarciła mnie Ewka i ruszyła w stronę ichniej ulicy głównej ó
nazwiePiotrkowska.
Chciałamcośodszczeknąćapropostegosiania,alepokrótkichprzemyśleniachdałamspokój.
Na Piotrkowskiej natychmiast przyczaiłyśmy się niczym dwie alkoholowe modliszki w najbliższym
pubie.Nazywałsię
„Łódź Kaliska", co brzmiało identycznie jak nazwa drugiego łódzkiego dworca. Łodzianie mają chyba
komplekswyjazdów.
Sprawiłyśmysiębłyskawicznie.
Na tyle skutecznie, że jedyną osobą, która chciała nas poderwać w tym biseksualnym świecie, był
mężczyzna z wężem (odniosłyśmy też dziwaczne wrażenie, że oprócz barmana i nas był to jedyny
człowiekzdowodemosobistym).
Pocałowałamogromnegoboadusicielawzimnągłówkęispławiłamnaszegowielbiciela,zasłaniającsię
ciążąkoleżanki.
-Świnia-wyrwałosięEwce,aleniewiedziałamwzwiązkuzczymidokogoskierowanybyłtenepitet.
Potym,jakkurczowotrzymałastolik,zorientowałamsię,żechybazadużowypiła.
-Ewka...
-Jestemwyrodnąmatką!Urodzęmutanta!
- Wyrzucą nas - mruknęłam, widząc niebezpiecznie zbliżającego się ochroniarza. - Wyrzucą albo i
zamkną.-
Przypomniałomisię,żechybawOmahaalbowjakimśinnymIdahozapuszkowanomatkęalkoholiczkęw
ciążyzaszkodywywołaneujejnienarodzonegodziecka.
-O,wmordę-stęknęłaEwka.-Wracamdodomu.
I wróciłyśmy - jeśli oczywiście domem można nazwać przypadkową bramę zarośniętą bluszczem, w
którejzaległyśmy.
-TotusięuczyłPolański?-burknęłaEwa(wciążjeszczestudentkakulturoznawstwa.Przeddziekanką).
-Tu.
Późniejrzygałyśmyjakłódzkie,podwórkowekoty.
-Jesteśmyzastarenatakieeskapady-biadoliłaEwa.Czypowinnamprzyznaćjejrację?Onabyłamatką,
jaczułamsięjakniechcianadziewica.
Wporannympociągukonduktorzyskasowalinaszabrakbiletów.
- Będziesz moją druhną - stwierdziła nagle Ewa, wciskając równocześnie łapówkę zezującemu
kontrolerowi.
Tenciężkowestchnął.-Spokojnie,niemusiszubieraćsięnaróżowo-dodała,widzącmojąpanikę.-A
kiedychlebeksięupiecze-poklepałaswójbrzuch-zostanieszmatkąchrzestną...
Konduktorwybiegłzprzedziału,trzaskającdrzwiami(cobyłosztuką-zasuwałysiębardzocicho).Moja
odpowiedzialnośćpobiegłazanim...
-Myślałamraczejokolorzelila...
CzekałamzutęsknieniemnastacjęWarszawaCentrum.
18SIERPNIA
Zgadnijcie,ktowłaśniestoizaprogiemmoichotwartychdrzwi?
-Anka,mogęwejść?-M.przygładzanerwowowłosy.
-Nie.-Jestembladajakjakaświktoriańskaheroina.
-Co?
-Niewpuszczęcię.
-Możemynegocjować?
-Nieprzyniosłeśkwiatka.
-Zostatniegosięnieucieszyłaś...
-Skądwiesz?
-Słuchaj...
-Niemasznawetbombonierki-stwierdzamodrobinęzagłośno.
-Przyniosłemserce.-Rozchylamarynarką.
-Całe?Całedlamnie?!
Milczyizzapamiętaniemoglądaczubkiswoichbutów.
-Aha,tylkokawałek...Idiotkazemnie.
-Słuchaj,dlaczegoniemoglibyśmysiędalejspotykać.Tolepszeniżsiedzeniecałydzieńwsamotności...
AwkońcuniejestembylejakimpanemNikt.Wiesz...innymtonawetimponowało.
-Powinno.
-Więcmogęwejść?
-Słuchaj,muszęzamknąć,bokotkagotowamiuciec...
Zamknąćztobąnazewnątrz...
-Aledlaczego?
-Samaniewiem-mówiłamszczerze.-Możeniechcęwciążgraćwserialu...
-Wporządku!Przytobiezrozumiałem,komumogędaćcałeserce.Aletoniejesteśty.
Mocnotrzymałamsięfutrynyidrżałam.Robiłomisięsłabo.Niebyłdelikatny...
-Inieproś,żebymwrócił!Nigdy!!!-OdszedłwkurzonyjakkaczorDonaldichybataki...samotny?
Cojanarobiłam?!
19SIERPNIA
Samarozkosz-niedzielnyobiadurodziców,którzyprzechodząuczuciowyrenesansswegomałżeństwa.
Tuląsię,ćwierkająipatrząprostowoczy.Jezu!Ojciecnajwyraźniejjestgotówskopulowaćmamęna
świeżo wykrochmalonym obrusie, a jedyne, co go powstrzymuje, to ogromna, odziedziczona po babci
wazazzupą,boprzecieżniejegopełnoletnialatoroślznieuregulowanymżyciemseksualnym,prawda?
Oilemoirodzicezachowująsięjakparaseksualnychbulimików,otylejawogólestraciłamapetytna
cokolwiek.
Mieszamwswoimtalerzugrubekluskiitępopatrzęwrosół.
-Niesmakujeci,kochanie?
-Mamo,kiedyzrozumiesz,żewegetarianizmniejestjakchwilowezauroczeniehrabiankiogrodnikiem?
Przypominaraczejwswejegzystencjalnejtrwałościdrugorzędowecechypłciowe...
- Buzia ci się nie zamyka, to i nie jesz! A nawet gdyby twoja teoria była słuszna, to co powiesz o
transwestytach?
Tumniema.
Tatusiek dusi się ze śmiechu, a i Lord ma taki wyraz pyska, jakby bawił się równie dobrze. Pięknie,
wszyscyprzeciwkomnie.
-Mamo,niebędętegojadła!-silęsięnastanowczośćiodstawiamtalerz.
-Torosółbezkury,wegetariański.Jakchcesz,topokażęciopakowanie...
Rosółtranswestyta?Naprawdęcośdziwnegostałosięzmojąmatką.Rosółbezkurytonierosół.
-OBoże,Aniu,jakmożeszbyćtakarasistowska-rzucatatoznadstołu.
Mamdość.Zaczynamsiębać.ZamiastobiaduzrodzicamijemCOŚzparąkosmitów.
-Byłunastwójchłopak-mówiodniechceniaojciec.
-COOOOOOOOOOOOO???
-Uspokójsię,nieprzyszedłprosićotwojąrękę...
-Niewiesz,tato,jakmiulżyło-mówięzprzekąsem.
-TenM.nażywojestjeszczeprzystojniejszyniżwtelewizji-zachwalamama.
Wtejchwilimojesercenajpierwagonalniesięzatrzymuje,byzamomentruszyćwtempieolimpijczyka.
Czuję,żejestemtakczerwonanatwarzy,jakbymmiałafazęplateau.
-Ibardzomiły...
Dobijcie!
-Zostawiłcośdlaciebie.
-Tomiałabyćniespodzianka.
Ojciecsięgadokredensuipodajemiksiążkęwczerwonejokładcezeskóry.
Otwieramnastronietytułowej:nic,żadnejdedykacji.
Tylkozłotydruk:WilliamSzekspirRomeoiJulia.
-Orany!-wyrywamisię.Rodzicetrzymająsięzaręce.
Boże,Boże,Boże,cojamamterazzrobić?
Ijakudałomusiętodzisiajprzynieść,skorownocymiał
jeszcze zdjęcia (problem znajomości adresu moich rodziców najmniej mnie nurtuje - może dlatego, że
żyjęwromansie,aniewpowieścisensacyjnej)?
-Kiedyontoprzyniósł?
-Wewtorek...
Nie!Wewtorek!Przedzerwaniem!Czyli„całatasprawa"
jestnieaktualna!
-Cośnietak?-Mamapatrzynamnieztroską.
- Skąd. Wiecie, to nawet niewiele zmienia. - Biorę się za zupę. W dodatku nawet im nie skłamałam.
Przecieżniebędęszukaćmiłościtam,gdziejejniema.
Teraz,skoroniemamnicdoroboty,awwieczornymkinieniemażadnegodobregofilmu,zobaczę,jaka
miłośćmnieominęła:
Dwa wielkie domy w uroczej Weronie, Równie słynące z bogactwa i chwały, Co dzień odwieczną
zawiśćodnawiały,Obywatelskąkrwiąbroczyłydłonie.
Lecz gdy nienawiść pierś ojców pożera, Fatalna miłość dzieci ich jednoczy I krwawa wojna, co z
wiekówsiętoczy,W
cichymichgrobienawiekiumiera.
Miłość, kochanków śmiercią naznaczona, Wściekłość rodziców i wojna szalona, Zerwana późno nad
mogiłądzieci,Przedwaszymokiemnascenieprzeleci.Jeślinassłuchaćbędzieciełaskawi,Błędyobrazy
chęćnaszanaprawi.
Cośmnietknęło-podchodzędookna,żebyzobaczyć,czyniemazanim...Wiecieokimmówię...Aletam
na zewnątrz nie ma nikogo oprócz nocy. Żadnej ludzkiej (męskiej) sylwetki. Pusto jak cholera - tylko
ciemność...
Klops,nawetintuicjamniezawodzi.Poczytamjeszczetrochę...
Kotusnąłminakolanach.
Taaa,tenRomeoiJuliatopotworniesmutnahistoria.
20SIERPNIA
Moja kochana Luna śpi i równocześnie pomrukuje - coś jej się śni. Jak słodko przebiera łapami. O!
Zamiauczała.
Pewniewłaśniezłapałajakiegośszczurawielkiegojakwieżowieciterazsię:
a)znimzabawia,
b)nimzabawia,
c)nadnimpastwi.Mojakrew!Łowczyni!
Przewróciłasięnagrzbietiodkryłaswójjasny,puchatybrzuszek.Muszęjąpocałować...
Ranyboskie!Chybapopędseksualnyprzerzuciłamnakota!
Toźledlakota.
21SIERPNIA
Jak pięknie pachnie w moim kibelku! Przesiedzę w nim cały dzień. Odprężę się. Na desce klozetowej
będęsiedziećichłonąćtajemnicebytuwszechświata...
Przypomniałamsobie,żepopijanemuwylałamtukroplelawendowe.Ajaodlawendyjestempoprostu
uzależniona; jestem uzależniona od tego kwiatka naszych prababek, które wymyśliły wielodzietność i
staropanieństwo.Amy,ichwnuczki,dokądidziemy?Skądprzychodzimy?Kimjesteśmy?
Ojkiepskozemną,kiepsko...
22SIERPNIA
-„Nawetbardzozakochanymężczyznaczasamimusinakrótkoodsunąćsięodpartnerki,nimznówsiędo
niejzbliży.
Mężczyźnisąjaksprężynki"-Wenecjuszwyrecytowałcytatz
„biblii"JohnaGrayaisięgnąłdoszklankiponastępnegopaluszka.
-Inibytym,żejestjakąścholernąsprężyną,mamusprawiedliwićto,żeporzuciłmniejużniejeden,ale
dwóchfacetów,wtymobydwaj...podwójnie?
- „Mężczyzna wciąż oscyluje między potrzebą bliskości i tęsknotą do niezależności" - znowu zaczął
recytować.
Swoją drogą, zawsze miałam wrażenie, że spotkania trzeciego stopnia kończą się katastrofą i miałam
rację!Jasne!
M.porzuciłmniedlaIzy,aprzynajmniejtakmyślę,choćwciążpróbujęsięoszukiwać,żemiejscejego
sprężynkijestprzymnie.Robertzaśdlapowietrza.
-„Będącprzezdłuższyczasbliskopartnerki,mężczyznadopewnegostopniazatracaswojątożsamość".
-Ha!Niewpadłamnato!BiednyRobert!-Sarkazmminiewychodził.
-NieczytałaśGraya?
-Jasne,żeczytałam.Lećmydalejztymiodkryciami...
-MówiłaśEwie,żecięodwiedzę?
Popatrzyłamnaniegouważnie.Wyglądałjakośdziwnieibyłspięty.
-Wiesz,onabywazazdrosna.
-Nicjejniemówiłam.Jeszcze.
-Toznaczy,żemaszzamiarpowiedzieć?
-Jestmojąprzyjaciółką.Przyjaciółkomsięniekłamie.
-Ajakimjestem?Jakbymbyłkimśinnym,tocobymuciebieterazrobił...-zjeżyłsięzupełniejaknie
Wenecjusz.
Pomyślałamprzezchwilę.
-Dobrze,niepowiem.Choćtogłupie...
- „Nastrój kobiety wznosi się i opada jak fala. Kiedy osiągnie dno, nadchodzi czas uczuciowych
obrachunków".
-Czyli,gorzejjużbyćniemoże.-Wzięłamgarśćpołamanychpaluchówiwcisnęłamjesobiedoust.
- „Mężczyźni walczą o prawo do wolności, a kobiety o prawo do niepokoju. Mężczyznom potrzeba
przestrzeni,kobietomzrozumienia".
-Atyjaksobieradziszztąciążą?
- Brakuje ci problemów? Chcesz cudze? Głowa mnie boli... - westchnął. - „Mężczyźni w swoich
związkachwciążsięoddalająizbliżają,akobietyodczuwająnaprzemianwzrostiopadaniegotowości
kochaniasiebieiinnych".
-Alejachcęmiłości!-Jejku,czyjaprzypadkiemwciążniejestemzakochana...
- „Mężczyznę bardzo obciąża świadomość, że jest dla partnerki jedynym źródłem miłości i pomocy" przerwał.-Ipomyśleć,żetoztejrasypochodziliOtelloiPiotruśPan.
Zrobiłasiędziesiątawieczór.
-Ewkajużpewnieczeka.Naprawdęjesttakazazdrosna?
Tujejnieznałam...
-„Kiedytłumiswojenegatywneuczucia,gasnąrównieżuczuciapozytywneimiłośćumiera".-Wenecjusz
szybkozebrałsiędowyjścia.Trąconaprzezniegoresztkapaluszkówwgryzłamisięwdywankumałpiej
ucieszekota.
-Tocojamamwkońcuzrobić?!-krzyknęłamzanim.
Odwrzasnąłzzaprogu:
-„Kiedyfinansowepotrzebykobietysązaspokojone,stajesięonabardziejświadomaswoichpragnień
emocjonalnych"!
-Co?Jestemjużdośćnieszczęśliwa,aterazmamjeszczeiśćdopracyirobićkarierę?!
Alejegojużniebyło.PewniegnałnazłamaniekarkudoEwki,ignorującczerwoneświatła.
- A więc ja już ci nie wystarczam! Chcesz porad Wenecjusza?! - Parę minut później pieniła mi się do
słuchawki.-Ikogojeszcze!Przestańsięoszukiwać!Przecieżtywciąż...
-Histeryzuję,szczęśliwamężatko?!-wrzasnęłam.
-KochaszRoberta-powiedziała.
UciekamnaKsiężyc.Przysięgam:doróżowychkróliczkówiTwardowskiegonakogucie.
23SIERPNIA
Wcaaaalesięniedenerwuję.
Przed chwilą, w dodatku przed samym nosem, środkiem jak najbardziej publicznego chodnika
przeparadowali objęci M. i Isabelle (brakowało tylko, by ktoś rzucił się do nich po autografy - na
przykładja).Bezczelnieudawali,żemnieniewidzą.Albo,cogorsza,bylisobątakzajęci,żenaprawdę
mnieniezauważyli!Dlaczegoakuratnamoimnieszczęściuonzrozumiał,żejąkocha,aonazrozumiała,
żekochajego?!
Jestem tylko statystką w ich porywającym, celuloidowym romansie. Celuloidowym do momentu, w
którymniepomyślęowymianiepłynówustrojowych...Syf!WychodzimihardpornozamiastPrzeminęło
zwiatrem!
Wcalesięniedenerwuję.
Jestem...
JestemZEN.
24SIERPNIA
Myślałam,żemojamatkapowienawieśćopracy:
„Jestemzciebiedumna,córeczko!",aleonatylkomruknęła:
-Najwyższyczas.Szkodatylko,żeniemyśliszopełnymetacie...
Adalej,żeskoronierealizujęsięwmiłości,topowinnamwrobocie.Żeonasamazabrałasiędopisania
książki:powieścioGeorgeSand(tobyłakobieta!AletenChopin...
Bladydupek!).Żemężczyźnitoświnie(nawetodzyskanytatusiek)iżetoprzeznich(anieprzezMatkę
Naturę) lądujemy na „przesłuchaniu", gdzie światło lampy bynajmniej nie świeci nam w oczy, ale jest
skierowanewpunktponiżejpasa.
-Onsięnacieszy,amymusimyTOurodzić!CzyjajestemtymCZYMŚ?
Usłyszałam,żeonanierozumienaszychdepresji.Idajciejejnasze(mojealboEwy)lata,tozobaczymy,
jakonapotrafijeimponującowykorzystać.
-Wy,dziewczyny-zżymałasię-jesteścieprzynajmniejmłode,ajawyglądamkażdegorankajakstara
nietoperzyca...
Chciałam wtedy tę „nietoperzycę" przytulić, ale w końcu jestem jej nieodrodną córką, więc burknęłam
tylko:
-Nieprzesadzaj,mamo...
Jednakpokraśniałazzadowolenia.Byłopołudnie...
Wczesnepołudnie...Wzasadzietorano...Przynajmniejzmojejperspektywy.
Tak.
Zdecydowałam
się
na
stałą
pracę
w
„Trzydziestolatce". W celu wymiany pierwszych plot redakcyjnych Magda zaprosiła mnie wreszcie do
siebie(swojądrogą,dlaczegoniepamiętałaomnie,robiącparapetówkę?).
Jejmieszkaniejesttakwielkieipiękne,żewciążoczekiwałam,kiedydrzwisięotworząiwpłynieprzez
nieduchdziewiętnastowiecznejsłużącejzpytaniem:„Panihrabinawzywała?".
Nic takiego jednak się nie stało i mogłam we względnym spokoju żłopać herbatę Cejlon z
poszczerbionych,wysłużonychkubków(zamiastszpanerskiejporcelanywielkościnaparstkaTociekawe
-wwyższychsferachhasłemobowiązującymwydajesię:„Nigdydosyta").Mówięo
„względnym" spokoju, bo Magda sprowadziła, Bóg wie skąd, kremową sofę, na której głupio mi było
usiąść w moich nie pranych od tygodnia czarnych sztruksach. Wciąż drżałam także, że poplamię ją
herbatąiMagdajużnigdymnieniezaprosi...
-O,atuznaleźlibabcię.Opowiadałamci...-Wskazałanakątpodogromnymoknem.Późniejobejrzałam
reprodukcjętegoobrazuzrobionegozwypaczonychklepek.
-Interesujące-wydukałam.
-Ech,Anka.Nigdyniedoceniałaśprawdziwejsztuki.
Zupełniejak...
Guzikmnieobchodzi,ktojesttakimniedoukiemjakja.
Zawszeuważałam,żeobraznietylkopowiniencośwyrażać,aleiprzedstawiaćfiguratywnie.Malowano
takprzezostatniedziewiętnaściestuleciiniktnienarzekał.ZresztąitakwolęvanGoghaodbeztalencia
Matejki,zacomoglibymnieskopaćnarodowcy.
- A tak babcia wyglądała przedtem... - No nie, jeśli Magda zamierza mi pokazywać zdjęcia na poły
rozłożonegotrupa,tojazwymiotujęnatejejmodneluksusy.
-Obejrzyj!Spodobacisię...Tozdjęciejestfiguratywne.Uśmiechnęłasięzłośliwie.-Iciepłe-dodałacicho.
Fotografiabyłaczarno-biała,niedowołanaimiałaoślerogi;aleaniprzezchwilęniezastanawiałamsię,
dlaczegoMagdajejniewyrzuciła.Niktbyjejchybaniewyrzucił...
Widniałananiejbabcia,któraniczymprzekornawnuczkasiedziałanaparapecie.Szerokouśmiechałasię
bezzębnymiustami,apoliczkimiałajakzwiędłerajskiejabłka.Spodchustkiwychylałsięzalotnysiwy
lok. Nie była to babcia z reklamy, tylko ktoś naprawdę bliski, ktoś, kogo na pewno znamy. Ale to nie
wszystko-fartuchstaruszkiobsypanybył
ziarnem, a przynajmniej przypuszczam, że to było ziarno, bo na jej podołku kłębiło się od gołębi
skalniaków.Siedziałyteżnaramionachiwyciągniętejbladejdłoni...
-Ktozrobiłtozdjęcie?Magdawzruszyłaramionami.
-Niemampojęcia...
Obróciłamje.Ztyłuwykaligrafowano:KlaraGołębiarka.
-Jakchcesz,tojezachowaj...-zaproponowałanagle.
-Ale...
-Weź,bomójmążwkońcuwyrzucijeprzyjakichśporządkach.Zresztąjamamtamtąreprodukcję.
-Aha-zgodziłamsię.
-Cozaśdo„Trzydziestolatki"...
Myślę,żeKlaraumarłapodoknem,boostatnirazchciałapopatrzećnaswojegołębie.Czujęsię,jakby
byłojakieśHalloween...
Ludzie się nie zmieniają: środek nocy, ja zaspana jak suseł. Po telefonicznym drucie biegnie do mnie
schrypniętygłosEwki:
-Nieuwierzysz,tymrazemprzyszedłzsiekierą!Nozsiekierąmówięci!Prawdziwą...Najprawdziwszą,
wielkąibłyszczącąjakudrwala.Jaktaztegofilmu...
-Teksańskamasakrapiłąmechaniczną-bredzę.
-Noprzecieżmówię,żezsiekierą.Siekierą!Niepiłą!!!
-Kto?
- No jak to kto? Facet od węża! - wyje przyszła mama, starając się przekrzyczeć jakiegoś ostrego i
głośnegohardrockaorazniewielecichsząbójkę.
-Ranyboskie,Ewa!Gdzietyjesteś?!
- Jak to gdzie? No, mówię ci, że ten od węża... - przerwa na nabranie oddechu - w Łodzi jestem, w
Łodzi!
-Sama?
-Co?!PewnieżezWenecjuszem.Acośtymyślała...Iontąsiekierą...
Zmieniamnumertelefonu.
25SIERPNIA
Serceniesługa.
Ciało też nie sługa; nigdy mnie tak nie strzykało w kościach, kiedy miałam piętnaście lat i byłam
dziewicą,adziś...
To zapewne efekt depresji przedurodzinowej (bo chyba nie mam tak zaawansowanego starczego
artretyzmu,anazłapaniegrypyjestzaciepło?),aleczujęsięprzeztopobolewanietakastara,stara,stara!
Czytomożliwe?
Nawet Luna mnie postarza - mój prezent urodzinowy, mój własny kot! Kiedy dostałam go od Ewy, był
prawiebiały,ateraznajegosierścipojawiająsięciemniejącecętki...Jaktoprzeżywająrodzice,kiedy
ichdzieckozaczynadojrzewać?
Mają chyba więcej czasu do zastanowienia... Niedługo (no, za parę miesięcy) Luna będzie brązowa
(ciemnastronaKsiężyca?)idorosła,ajabędęstara.Toznaczystarsza.
Straszne. Chociaż może nie do końca: kocham Lunę i ona też będzie mnie kochała, gdy zostanę już
trzydziestoletniąbabuleńką.
Alenajpierwdwudziestodziewięcioletnią...
*
Luna,mojapiękna,mojacudowna,mojakochana,mojabogini...
Codoświętychkrokodyliegipskich,tomogęsięniezgadzać,alecodoświętychkotów,tocikosmici
latającywpiramidachtrafiliwsedno-onesąjakbogowie.
O Wielka Luno, czy ty musisz rozrzucać po całym mieszkaniu swoje zabawki, bym ja, twoja nędzna
wyznawczyni, musiała się na nich poślizgnąć i wybić sobie kły?! Zgoda, przynajmniej wiem, dlaczego
mniestrzykawkręgosłupie,oWielkaLuno!
26SIERPNIA
„Naucz się oglądać znaki" - to hasło z amerykańskiej komedii romantycznej. Oczywiście nie pamiętam
tytułu.
Wiem jednak, że nią była piękna Meksykanka, Salma Hayek, a nim gostek z serialu „Przyjaciele" (nie
Włoch ani paleontolog, tylko ten trzeci). Kochali się i Hayek była nawet w ciąży, ale ich drogi
rozchodziłysię,ażniezrozumieli,jak
„czytaćznaki",bowtedywrócilidosiebie,aHayekrodziłanawetwramionachkochankanamościeprzy
granicy meksykańsko - amerykańskiej. Owe „znaki" (posłyszane rozmowy, rzeczy znalezione, żywe
symbole czy billboard, który akurat odnosi się do twojej sytuacji - niekoniecznie ten z pralką w cenie
promocyjnej) to taki interaktywny poradnik dla zakochanych i zagubionych od samego Pana Boga. Coś
takiegojakwierzgającykońdlaSzawła,zanimtenzostanieświętymPawłemzTarsu(samoświatłotojuż
cud - w końcu uważałam na religii). Ciekawa jestem, jaka transformacja czeka mnie. Podejrzewam
skromnie,żepewnieniejakaświelkaidoniosła,ale...
Oto idę dziś aleją Niepodległości. Pusto, od czasu do czasu przejadą tylko jakieś tramwaje, autobusy
albo samochody. Przejdzie ktoś skacowany albo zapracowany (naprawdę nie widać różnicy), któremu
kapitalizmbądź
mniejszydemonniepozwoliłwyrwaćsięzamiasto.Niebobłękitnenademną,ciepłoikojącaprzestrzeń
urbanistyczna.
O,jakaśkartkamałaipożółkłaprzyczepiłamisiędobuta.
Fruuu,noproszę!Wokółpolatujewięcejkartek,najwyraźniejodkompletu.Podnoszęjedną,drugą-żal
miich,takichpodartychizakurzonych;prowadząmniejakponitcedozamkniętegonagłuchokioskuz
gazetami.Obokkioskuleżyzaśksiążkaniewielka,rozklejonaigubiswojestrony.
Podnoszę ją, oglądam... A potem jak oszalała zaczynam zbierać resztki kartek. Możliwe, że wszystkich
nieznajdę,aleobybrakowałoichjaknajmniej.Wbiegamzaniminajezdnię,kurcgalopkiemskręcamw
przecznicę,bokilkaznichszybujepoNowowiejskiej,węszępotrawniku.
-Przepraszambardzo...-Jednąodklejamkomuśodbuta.
Trwatozpółgodziny,ażwydajesię,żemamprawie
„komplet".
Otwieramnachybiłtrafił:
„Youaredancingwiththeonlyhandsomegirlintheroom",saidMr.Darcy,lookingattheeldestMiss
Bennet...
Aniechto!ZnalazłamPrideandPrejudiceJaneAusten.W
dodatkuzprastarejserii„ThePocketLibrary".
Zachwycona,pozostawiamtenZNAKbezkomentarza.
Wogóletowyszłamzdomu,abypojechaćdorodzicówEwy.OdkądwprowadziłsiędoniejWenecjusz,
właśnieurodzicówtrzymarzeczy,októrychonniepowinienjeszczewiedzieć.
- Ale to obciachowe! - komentowała Alicja. - Może się nie żeń, rodzice nie są wieczni. W końcu
będzieszmusiaławszystkopozabierać...
-Alicja!-Ewazbladłazoburzeniaipopatrzyłanasiostręjaknaaniołkazagłady.
-Małżeństwateżniesąwieczne...-szepnęłamzjadliwieiEwkapopatrzyłataksamonamnie.
-Zresztąokobietachwtakiejsytuacjiniemówimy,że
"siężenią",tylkoże„wychodzązamąż"-dodałam.
-Wjakiejsytuacji?!-prychnąłaEwa.
-Mojepokoleniezmienitonatyleradykalnie,żebędziemysiężenić-stwierdziłazdeterminacjąAlicja
-Ijakmałąwychowałaś?-uśmiechamsięsłodko
- Martw się o kota... - Jednak nie dążyła do kłótni; chciała mi coś pokazać i oczekiwała jak najmniej
złośliwych„ochów"
i„achów"komentarzy.
-Podziwiaj!-huknęła.
Głośno szeleszcząc, suknia spłynęła na dywan. Tkanina błyszczała i wydawała się delikatna jak
pajęczyna. Tysiące kamyczków odbijały światło dnia. Koronki przy gorsecie przypominały skrzydełka
motyli,któreprzysiadłytutajtylkonachwilę...
-Itywtochceszwejść?-zarechotałaAlicja.
-Odwalsię,anorektyczko!-Ewkawycelowaławsiostrębiałą,ślubnąszpilkę.
-Jestpiękna-powiedziałamszczerze.
-Rzeczywiścierobiniejakiewrażenie-mruknęłapolubownieAlicja.
PóźniejEwaprzymierzyłaswojąślubnąsuknię.
Wyglądaławniejjakksiężniczkazdużolepszejbajki.
-Trzebabyłotroszkęprzerobić.Popuścićwpasie.Zaczerwieniłasięlekko.-Alejestdokładnietaka,jakchciałam.Bezkompromisowodługaizgłębokim
dekoltem.
Aleskorosięma...-Wybuchnęłyśmyśmiechem,kiedylekkouniosłaswójimponującybiust.
-Jakprzyklękniesz,dowiemysięwreszcie,czyksiężatogeje...
-ALICJA!-wrzasnęłyśmyjednocześnie.Miałanasgłębokownosie.
- Och nie bądźcie takie prukwy. A suknia byłaby jeszcze piękniejsza, gdyby była czerwona jak wozy
strażackie.
-Wiesz,siostro...-Ewaznowuweszławdydaktycznąrolę.-Tradycjanakazuje,bypannamłodaszłado
ślubuwbieli,botoznaczy...
-Ewa,acocizależy-przerwałaAlicja.-Przecieżtyjużitakniejesteśdziewicą!
W tym miejscu chciałam podziękować mamusi i tatusiowi, że wykazali się głębokim rozsądkiem,
dalekowzrocznością i znajomością podstaw antykoncepcji, dzięki czemu jestem egoistyczną i
denerwującą,alenaszczęścieniedenerwowanąjedynaczką.
-Pamiętasz,jakmalutkaAlicjazjadłacipomadkęochronnązwitaminąE?-zaćwierkałam.
-Chybaprzezte„witaminy"wyrosłatakawyszczekana.
Alicjaznudziłasięnaszymtowarzystwemiposzłagraćw
„TombRaidera".
27SIERPNIA
Poniedziałek.Pojechałampodpisaćumowęopracę.
Redakcja„Trzydziestolatki"znajdujesięnaostatnimpiętrzetakwysokiegobiurowca,żekiedytylkopod
nim stanęłam, zadzierając wzrok, już zaczynało mi się kręcić w głowie i do głosu dochodził mój lęk
wysokości.
Wfirmiewszyscybiegająjakmrówki,którymjakieśdzieckowepchałopatykdokopca,askoromowao
dziecku, to w samym centrum tego zamieszania stał wózek ze śpiącym maleństwem, na oko trzyletnim.
Małe się chyba zgubiło, a mój alarmowy wiek rozrodczy tak rzuca się w twarz, że jedna z biegnących
redaktorekprzystanęła,byzapytać:
-Twojebobo?
-Jakdlamnietozbytdużoszczęścia!-odparłam,niewiadomopoco.Naszczęściewtejsamejchwili
znalazłsięojciec-siedzącyobokistukającywlaptopafacet,któryobrzuciłmniewzrokiemzłośliwego
bazyliszka...
Wszyscysiętuznają.UroczyHubert,którypróbował
mnie zagadnąć i wyciągnąć na papierosa (byle choć na moment oderwać się od redagowania),
przedstawiłswąosobęjakopostaćredakcyjnegobłazna.PopatrującynamniedziwnieblondyntoKamil,
następcatronu-przynajmniejontakuważaiodczasudoczasugrzejetyłeknafotelunaczelnego,kiedy
tenniewidzi...Jeślichodzionaczelnego,tozdziwiłamsię,żeniejestnaczelną.Wgłowiesięniemieści,
że teraz Marsjanie piszą Wenusjankom, jak mają żyć... Sama Magda zmyła się akurat gdzieś „do
grafików"izacholeręniemogłamjejznaleźć.
Naczelnyokazałsięśniadym,potwornieskacowanymgościempoczterdziestce,którynajwyraźniejwcale
niechciał
zemnąrozmawiać.
-A,topani?
-Ja-potwierdziłamgrzecznie.Wkońcutoszef.
-Zdecydowałasiępani?
-Tak.
-Napółetatu?-Złapałsięzagłowę.Mamnadzieję,żezewzględunakaca,anienamojąosobę.
Kiwnęłamgłową,botobyłonajlepsze(czytaj:najcichsze),comogłamdlaniegozrobić.
-Tepanifelietonysądobre,ale...
-Ale?
-Zwiększymijajamiprosimy!Topismofeministyczne.
Cisza.Wibrującawredakcyjnymposzumiecisza.
-Próbowałpanalkaselzer?
-Copanisugeruje?-obruszyłsię.
-Nic.Myślęjednak,żesmakowałabypanusałatkazkiszonejkapusty-pisnęłam.
-Samarytanka?
-Nie,zwykłakapusta...
Roześmiał się, a potem jęknął. Gestem dał mi znać, że jestem wolna. Tylko z jego warg odczytałam:
„Witamynapokładzie".
Wkrótcemogłamsięprzekonać,wjakprzedziwnemiejscetrafiłam-dochoregosnuarchitekta.Tobyło
miejsce, w którym telefony komórkowe nagle milkną, a człowiek z pełnym pęcherzem musi
wprasowywaćsięwścianęklopa,abyniezaliczyćhigieniczno-septycznegotrafieniaod
„pluwaczki" zsynchronizowanej z mechanizmem otwierania drzwi (nawet nie potrafię dokładnie tego
wytłumaczyć)...
Odnaleziona
cudem
Magda
zabrała
mnie
na
bezalkoholowepiwodoredakcyjnegobaru.
-Spodobacisięunas-powiedziałaipomatczynemupoklepałamojądłoń.
JezusMaria!
28SIERPNIA
Pierwszydzieńwnowejpracy...
Niedowiary:stałamsięmałymtrybikiemwmaszynieświatowegokapitalizmu.Parzydełkiemnamacce
prasowejmeduzy.
Zamiast
pozostać
outsiderem,
zaczęłam
„przystawać", a przynajmniej mam nadzieję, że przystaję, bo widząc mnie obudzoną o siódmej pięć,
żadenszefbywtonieuwierzył-nawetskacowanyredaktornaczelny.
Nadobrypoczątekdniasporyglutwybielającejpastydozębówpacnąłminaspodnie.Kiedyścierałam
ją palcem, wraz z pastą zaczęła puszczać farba... Rany boskie, czym ja myję zęby?! Ha! A kupiłam
właśnie tę, bo pasta jest angielska, znanej i renomowanej firmy - miałam nadzieję, że tą samą marką
swojezębymyjeBridgetJones...Marzenie,przezktórewylądujęnatoksykologii.
Praca,pracaipopracy-zepsułamkomputer.
Zaproponowałamszefowi,żeskończęfelietonwdomu.
Zgodziłsię,podwarunkiemżebędęutrzymywałakontaktintemetowo-telefoniczny.
*
Cześć,Luna!Wróciłamzdalekiejwędrówki.
Jużprawiepółnoc,ajeszczeniktniezadzwonił,żebymipogratulować...Typowe.
29SIERPNIA
Bardzoważnydzień-wigiliaurodzin.Wdodatkumoich!
Jaktenczasleci!No,alechybajeszczewszystkoprzedemną,choćbytakaNowaZelandia...Kiedybyłam
wokresiepokwitania,
wygrałam
radiowy
konkurs
poetycki,
niemożliwym
zresztą
wierszydłem
z
panieńskiego
sztambucha. Nagrodą była możliwość dukania na antenie własnych utworów. Na szczęście cała
kompromitacjaodbywałasięwporzeduchów,alewtymwypadkubyłaszansa,żeusłyszymniedziadeki
babcia. Jakby tego było mało, koziobrody gospodarz programu zadawał od czasu do czasu jakieś
podchwytliwepytaniewrodzaju:„Oczymmarzysz?".„Oniczym,niemammarzeń"-odpaliłamwtedy,
bo
taka
odpowiedź
wydała
mi
się
szalenie
postmodernistyczna.
Jednakwróciłamdodomukompletniezdołowana.Bojeśliniemammarzeń-dumałamfilozoficznie-to
jestemjakślimakbezskorupkiinadzieinaprzyszłość.Towłaśniewtedywymyśliłamsobiemojewielkie
marzenie: kiedy będę u szczytu kariery (nie wiem jeszcze jakiej), porzucę zbytki wielkiego świata i
wyemigruję na Nową Zelandię. Będę budzić się bladym świtem i wychodzić ze swym owczarkiem na
pastwisko,gdziewsielancewypasasiętysiącekupionychprzezemnieowiec(samahodowlajestbardzo
romantycznainiemanawetmowyozarżnięciuktóregokolwiekkudłategostworzonka!).Rozglądamsię
po nowozelandzkich bezkresach i czuję na twarzy powiew słonej bryzy od morza. Potem uruchamiam
produkcję serków owczych „by Anna" i motków wełny „by Anna", z której dzierga sweterki sam
Galliano.Otomojemarzenie,mójspokój,mojaharmonia...
Wszystkowskazujenato,żesięniespełni,ajaumręsfrustrowana.
Możejednaknie?
Taknaprawdę,toilemamlatnakarku?Coznacząlataskończonerocznikiem?Czyjeśliwdniuurodzin
kończę dwadzieścia dziewięć, to do następnych urodzin mam dwadzieścia dziewięć czy może już
trzydzieści? Pytania, pytania i wciąż ten brak odpowiedzi... Spytałam kiedyś jednego z chwilowych
partnerów,ilelatmaktoś,ktourodził
sięw1959roku(chodziłomioaktora,któregowyobrażałamsobieprzytakiejintymnejscenie):
-Policzsobie,kochanie-mruknął,odklejającustaodmojegosutka.
-Todlamniezbytabstrakcyjne.
Pomyślałprzezchwilęipodałmijakąśogromną,dwuczęściowąliczbę.Zbladłam.
-Toniemożliwe.
-No,no.-Ogarnąłmnieuważnymspojrzeniem.-Ajednak...
-Co?...
-Jednakdobrzesiętrzymasz.
Ubrałamsięiwyszłam.Takiprzypadkowykontaktseksualnyczasaminaprawdęmożebyćpaskudny.
Staropanieństwozaczynasiępotrzydziestce,boidotrzydziestkipozostajesię(wmyślgierkowskiejczy
możegomułkowskiejzasady)takzwaną„młodzieżą".Innasprawa,żewniektórychdziwnychkrajach,za
górami, za lasami, niezamężne dwudziestopięciolatki świętują w urodziny świętej Katarzyny
staropanieńskie Katarzynki. Dziewica taka, ubrana na zielono (chyba że mylę ze świętym Patrykiem), z
kapeluszem
obwiązanym
kolorowymi
wstążeczkami,
trzykrotnieprzejeżdżabryczkąwokółgłównegorynkumiasta.
Słyszę,jakkrzyczy:„Ratunku!Pomocy!".
Tokarazato,żeniesłuchałamamyiniedośćpilniepolowałanachłopa.
„Promocja!-krzyczyprzydrugimokrążeniu.-Bezmamusi!"
„Wyprzedaż!Zniżkastoprocent!"-toprzynastępnym.
Horror.
W sumie, czy nie lepiej by było, gdyby w ogóle nie świętowano urodzin? Po piętnastej świeczce na
torcietracitosens...Wyjdękupićsobiecośdojedzenia.
Pojechałam po zakupy do centrum i opuściłam sklep ze skłaniającym do przemyśleń łupem. Kasjerka
patrzyła na mnie dziwnie, gdy wyjmowałam z koszyka dwie wielkie kolby kukurydzy. W myśl
reklamowegohasłafilmuGodzilla(„Liczysięwielkość"),kupiłamtakdługie,żeabyjeugotować,obie
musiałamprzycinaćdonajwiększegoposiadanegogarnka.
UszczęśliwiłamchociażLunę-dopóźnegowieczorubawiłasiękukurydzianymi„włosami",rozwlekając
jepocałymmieszkaniu.
30SIERPNIA
Mojeurodziny.
Odmamydostałamksiążkę-oczywiścieHelenFieldingDziennikBridgetJones.
-Byliśmyzojcemnafilmie.Bardzonamsiępodobał,choćtatolekkoprzysnął.Pomyślałam,żeitobieta
historianacośsięprzyda.
Oj,przydasię,mamo.
-AletamatkaBridget...-Nachyliłasię,bykonspiracyjnieszepnąćmidoucha.-Okropnakobieta.-I
uśmiechnęłasięniczymanioł.-Wszystkiegonajlepszego.
Ztatąnieposzłodużolepiej.
- Chłopa ci życzę, chłopa. Czy jak to się w waszym pokoleniu mówi „faceta". I bądź moja krew, jak
upolujesz, to już nie puszczaj. Życie wolnego mężczyzny... - przerwał, bo poczuł na sobie spojrzenie
mamy. Wręczył mi wodę toaletową Naomi Campbell. - Nie wiedziałem, co ci kupić, a ta Campbell to
ładnababka,więcpowinnoładniepachnieć.
Pudlicachybanamjednakzamieniłatatuśka.
Naglespostrzegłam,żemamaprezentujenaswojejkształtnejgłowiegodneuwagi,ciemnewłosy.Czyżby
polatachtlenieniasięnaB.B.postanowiłazamienićimagewegzotycznąpiękność?Aczytonieoznacza,
żedajmynatoja,powinnampomalowaćsięnagranatowo?Och,życie!
Może to infantylne, ale już parę miesięcy temu, przy okazji jakiejś duchowej zapaści, odnalazłam w
kalendarzudatęswoichurodzinibogatoozdobiłamjąbalonikami.Isamasobiedopisałamurodzinowe
życzeniastulatżycia.
Uśmiechałam się teraz mimowolnie i zapewne głupkowato do spreparowanego zapisu, ale jeszcze
bardziejsamadosiebie.
Wkońcuzrobiłamtowłaśniepoto,abymiećdziśdobryhumor,dobrydzień,atakżepoto-asekuracyjnie
-żebysięnieokazało,żewszyscyłączniezemnązapomnieliourodzinach:przynajmniejjapamiętałami
pozostałam niewinna. Niewinna była też Ewa, która prezent dała mi już przed kwartałem. Urodzinowa
kotkawyczułaszczególnośćchwili,gdyżodranaszczególnienamiętnieocierałasięomojenogi.Dobra
kotunia,ślicznakotunia,ajakamądra...
Aha,chybapoprostujestgłodna.
Skończyłam dwadzieścia dziewięć lat. Dobre w tym wszystkim jest to, że jeszcze nie skończyłam
trzydziestki.Iżepojawiająsięcorazlepszekremyprzeciwzmarszczkowe,ajamamlepszeistałeźródło
dochodów, więc jeśli utrzymam je przez następne dziesięć lat, to będzie mnie stać na lifting w
szwajcarskiejklinice.Możejeszczerokczydwa,audamisiędorwaćjakiegośmęskiegomałolata?Tacy
podobnolecąnadojrzałekobiety(PanieBoże,zokazjimoichurodzin,ja,Twojestworzenie,proszęCię,
żeby małolat nie wyglądał jak Dustin Hoffman w Absolwencie, chociaż ja mogę wyglądać jak ta jego
kochanka z tego filmu, której nazwiska nie mogę sobie przypomnieć). Dobre jest też to, że podobno w
okolicach,hm,trzydziestkiskórawysuszasięnawetwokolicachbrodyinosaiwrazzprzybywaniemlat
ubywa zaskórniaków. I dobre jest to, że już dla nikogo ani na nic nie jest się za młodym i można
przygryzaćnastolatkom,bowszyscyzrozumieją,żetoniezawiść,tylkoatawizm.Imożnasiękochaćbez
zobowiązań,botrudnowyjśćnalekkomyślną.Ibędęmiałaprzyszywanegosiostrzeńcaalbosiostrzenicę.
Ichybasięrozpłaczę...
-Gdziejesteś?!-Ewadrzesiędosłuchawki.-Znowuniewiem,czypamiętasz,aleumówiłyśmysięw
knajpie„Roxana"iwłaśniedochodzigodzinazero.
Gdziejest,udiabła,„Roxana"?Skończyłamdwadzieściadziewięćlat,ajużwyskoczyłamzpopkultury?
Więcbuczę:
-Niktmnieniekocha...
Alezamiastgrzmiącego„Idiotka!",słyszę:
-Jaciękochamimamaciękocha,itato,iWenecjuszteż!
Lunaciękocha,iAlicja,iIza,iMagda,imojemałeteżciępokochaiTeodorciękocha,iAugustiBoi
coca-colaiwieluinnych,jeślitylkodaszimszansę...
Rozpływamsięzrozkoszy.Tolepszeniżorgazmjeszcze,mówmijeszcze...
-Aterazchciałamciprzypomnieć,potwornaegoistko,żetonietylkotwojeurodziny,aleipreludiumdo
mojegopanieńskiegowieczoru;dzwonięzkomórki,aponieważsiedzęsamaprzystoliku,przystawiasię
domniejakiśpalant.
Przepraszamnachwilę...Spadaj,debilu,niewidzisz,żejestemwciąży!-rozległsięwcalenietłumiony
wrzaskEwki.Toco,przyjeżdżasz?
-Jużlecę,powiedzmitylko,gdzietojest.
„Roxana".Kelnerzy,stoliki,Stingicenykłującejakżądła.
Podobamisię.Nimjeszczewchodzę,jakiśduży,łysygośćpyta:
-Mógłbymzobaczyćpanidowód?
-Toonapanukazała?!-napieramnaniegobrutalnieijużjestemwśrodku.
Ewamachadomnie,sączącdziwnykoktajl.
-Stolat,mojadroga!-Bardzotosnobistyczne.
Weuforiipróbujętęgimłykiemtejjejmlecznejwódyiprychamjaknosorożec:
-Tomleko!
-Alezcynamonemibananami...
Dobrze,żejestemtylko„ciotką",aniematką.„Z
bananami"... Dobre sobie! Musiało tam być coś więcej niż banany, bo po dwóch godzinach Ewka jest
bardziej wtrąbiona ode mnie. Szczęściem? Serotoniną? Wspominaniem starych czasów? Chyba nie
tylko...
-Notosiup!-Ano,skoroniemajużnastroju,byusiąśćipomyśleć...-Kelner!
Ewkasięjakośdziwnieuśmiecha.Domnieitotego...
kelnera?
-Robert?!Cotyturobisz?-Musitugdzieśbyćukrytakamera,bo„Wybaczmi"chybaniekręcą.Alesię
skułam...
-Powiedziałemtemuprzybarze,żeterazjaobsługujetenstolik...-ZabrzmiałotojakwfilmowymLove
Story,aleniekoniecznietym,gdzieonaumiera.
-Gadaj,wiedziałaś?
*
Odjechanyzegarzkukułkąbijew„Roxanie"pełnągodzinę,samaniewiem,którą.Nieważne,chwila,w
którejzerwiemisięfilm(aprzecieżjestempoważnądziewczyną),itakjestcorazbliższa.Niczymchór
grecki w starożytnym spektaklu pojawiają się ci, którzy kochają mnie i Ewę, albo nie kochają, ale na
krzywy ryj chcą załapać się na jej panieńską, a moją urodzinową wódkę. Inna sprawa, że połączenie
panieńskiegowieczoruiurodzintoprawdziwyznaknaszychczasów,bo:
a) mężczyzn ani na lekarstwo i w związku z ich niereprezentatywną nieobecnością na urodzinach na
pewnoniezakłócąwieczorupanieńskiego,
b) to samo co w wersji a), tyle że mniej globalnie - to pośród moich urodzinowych gości facetów ze
świecąszukać.
Wieczórpanieńskiprzedawniłsię,wzwiązkuzczymwdobiewiekuXXIwprowadzononajegomiejsce
wieczór swatek. Obowiązujące hasło tych kilku godzin brzmi: „Ratuj się, kto może i... chwytaj, jak
możesz".
Wenecjusz jak zwykle obejmuje Ewę, Ewa kopie mnie pod stołem i potwornie się marszczy, bym w
końcuzwróciłauwagęnakelnera,toznaczyRoberta.Unoszękuniemugłowę.
Robijakiśnieskoordynowany,aleszarmanckigestimówi:
-Czegosobiepaniżyczy?-Dramatycznapauza.-Dlamojejpaniwszystko!
Itumniema...
ATAKWOGÓLE,TOCZEGOJA,ANNA,BRIDGET
PLIPRAWIETRZYDZIESTOLATKAWJEDNYM,CHCĘ
ODŻYCIA,HA?
Oj,miałoniebyćfilozoficznie!
Notoimprezujmy!
Spotkamysięnaślubie.
EwkiiWenecjusza,oczywiście...
Amożeimoim...
Dobrze,żemnieLunaterazniewidzi.
Borodzicesąitańczą.Nieźleimtowychodzi.
MnieiRobertowiteż!
Przewróciłamsię...
Alejużwstaję!
TableofContents
Rozpocznij