Wszystkiego najlepszego
Transkrypt
Wszystkiego najlepszego
IzabelaSzolc WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO 8CZERWCA Telefonzadzwoniłwnajmniejodpowiednimmomencie. Aleczegomożnasięspodziewaćpotelefonach? „Zamknijplastikowydziób"modliłamsięinic.Dzwonił dalej. Próbowałamniesłyszećtegoprzeraźliwegodriiin,którezamieniałosięwdriiiiiiiiin,apotemwjeszcze cośgorszego. Najwyraźniej Bóg obraził się na mnie. To, że zesłał na mnie wszystkie plagi egipskie z wyjątkiem przydatnej od czasu do czasu głuchoty, dowodziło, iż niebo jest na dobre pogniewane na moją biedną osobę.Jednakzaco? Otarłamłzy,któreniagarąrozpaczystaczałysiępomojejtwarzy.Powiedziałamcośnapróbę,abypozbyć sięchrypyidodaćsobiefasonutwardziela.Brzmiałototak: -Jasnacholera! PotemsięgnęłamdopotworapanaBella. -Halo? -Cotyjeszczerobiszwdomu? Właśnie?!Zamartwiamsię,histeryzuję,plujęsobiewbrodę,rozpaczam,wylewampotokiłez,wpadam wdołek,łamięsię,uprawiamczarnowidztwo.Chcęumrzeć,chcęsięutopić(wtychłzachsięutopię,a co!),rozdzieramszatyiposypujęgłowępopiołem. -Ogłuchłaś?! -Niestetynie... -Przecieżczekamnaciebie! „Jużwiem,żeczekasz.Żebymiurwaćgłowę". - Yyyy... Ewa? A byłyśmy dzisiaj umówione? - Przez mój piłkarski stadion przeleciał jęk kibiców gospodarzy:właśniestrzelonopięknegosamobója. -Chceszpowiedzieć,żezapomniałaś? Otóżto.Nawetnaprzyjaciółkęsięnienadaję.Próbujęniechlipaćwsłuchawkę. -Miałyśmyiśćdokina.Czekampod... Zmojegogardławyrywasięrykgodnyrannegosłonia. Zwierzęuważaneponiekądzasymbolszczęściabuczy: -Ewka,niktmnieniekocha! Dojechałam do kina, starając się ignorować spojrzenia towarzyszy podróży. Jedno współczujące na dziesięć zaciekawionych. Po trzech przystankach zaczęłam się zastanawiać, czy powodem tłumnego zainteresowaniasąmojepiękneoczy: a)czerwonejakuhodowlanegokrólikaangory,ajaprzypominamheroinękanałuRomantica; b) przesadziłam z czarną kredką, którą chciałam zamaskować wściekły róż i teraz wyglądam jak niewolnicazharemu,aspojrzenianależądofanówegzotyki. Szkoda,żeniemogłamwysiąśćnapierwszymprzystanku. -Wychodziszzaszejka?-spytałaEwa,nieprzerywającnerwowegodreptania. Uff!WięcjednakniewyglądamjakfankaTrędowatej. -Woodymawiał...-Ewkajakowiecznastudentkakulturoznawstwazgwiazdamijestpoimieniu-...że jaksięniezobaczyłopoczątkufilmu,wogólemożnagoodpuścić. Pauza. -Alejanigdyniebyłamjegofanką.Pauza. - Chodźmy. - Wzięła mnie za łokieć i wepchnęła do środka. - Chociaż... - przystanęła na moment i cmoknęłamniewobapoliczki-...poradzimysobie. Z życiem? Gdyby nie fakt, że obie jesteśmy zdecydowanie heteroseksualne, powinnyśmy zostać małżeństwem.Alenawetjeślibyłybyśmyskłonnenagiąćniecoswojeseksualneprzekonania,toitaknici z tego związku. Primo: po wspólnie spędzonym dzieciństwie byłby on tak kazirodczy, że obrażone niebiosamusiałybywemnietrafićpiorunem.Secundo:Ewkawciążjestzakochanawswoimchłopaku. -Puściłmniekantem.-Rumienięsię,lecznicnatonieporadzę. -Zostałocicośponim? Stanąłmiprzedoczamitestciążówy. -Negatywny-mówię,starającsięrównocześnieniewybićzębównasztucznymmarmurzemultikina. Ewceznowuzaczęłosiębardzośpieszyć. Kiedyzagłębiamsięwciemnąsalęzdużymświatełkiemwtunelu(ekranemznaczy),zaczynampłaczliwie wspominać. Iżałować,żewyszłamitylkojednakreska.Byłabypamiątka(chociażniedopostawienianapółce). - Dobrze... - Oddycha Ewa, wskazując na monstrualnie wielką butelkę coca - coli. - Wciąż są jeszcze reklamy. -Niemamypopcornu-jęczęgłośno,gorszącprzyokazjidwaściślewypełnionerzędywokółnas. Siedzimy. - Nie chodziło mi o dziecko, stara kretynko! - Brawo. I na który epitet się obrazić? - Czy znów sobie czegośnie... Aha.Otojejchodziło. -Nie-odpowiadamzminąurażonejniewinności,którazawszeuczysięnabłędach. Miałamwtedyosiemnaścielatibyłambardzozakochana. Miłość znieczula (i robi inne takie); wiem że znieczula, bo heroicznie kazałam sobie wytatuować na ramieniuimiękochankainieuciekłamzwrzaskiemspodigły.No,możeszarpnęłamsięrazczydrugi... Literkiwyszłytrochękrzywo. Krzywizna facetowi nie przeszkadzała, bo zmył się, nim zdołałam ją na tyle wygoić, by móc mu ją pokazać. Zostałamnalodzie,alezyskałamlegendę-obcychmężczyznstraszniekręcitakadziara.Nadymamsięna imprezachimówię,żemojaukochanaaktorka-AngelinaJolie-teżwytatuowałasobieimiękochanka. Tyle,żejejtatuażwciążjestaktualny.Alecowtymdziwnego?KtórymężczyznazostawiłbyAngie? Filmsięzaczyna. Tytułnaekranieinformuje:DZIENNIKBRIDGET JONES. Pięknie,Ewka,pięknie... 9CZERWCA Budzę się raniutko niczym skowronek (mały, szary ptaszek). Nie wiem co prawda, po cholerę wstaję bladymświtem,skoroniemamnicdoroboty.Niewychodzędopracy,botypowejpracynieposiadam,a żadnejfuchynarazieminiezlecono.Głowabolimnietylkotroszeczkę-żadentokacpozalaniurobaka dwoma piwami (Ewce śpieszyło się do domu, do narzeczonego). Mojego eks tak obłożyłyśmy wiedźmowato -chmielowymiklątwami,żepewnieobudziłsiędzisiajzklejnotamidwunastolatka.Jakonieopierzeniec. Filmboski-dowódnato,cowpierwszej,mylącejchwili(miłośćodpierwszegowejrzenia,phi!)nie wydajesięoczywiste:żedoskonałaksiążkaświetniewykorzystakino. EwaprzezcałyseanskibicowałaBridget,aja-ozgrozoDanielowi.KiedyHughGrantwypadłzłódki,poczułam,żejestemrówniemokrajakon. -Hm,Anka...Gdybyśmogła,któregobyśwybrała?-Niemogłasobiedarowaćprzyjaciółka. Jeślibyłtotest,tojagonieprzeszłam. -Wiedziałam.-Popatrzyłamigłębokowoczy,nimwogólezdążyłamsięodezwać.-Zawszewybierasz nieodpowiednichfacetów. Omamusiu,ratuj!Czymuszędodawać,żekochaśEwyjestprawnikiem?Nomenomenspecjalizujesięw sprawachrozwodowych.Toznaczypomagapodzielićsięeksmałżonkomksiążkami,którychzawczasuprzezornieniepodpisali. -Aproposfacetów,cotenbiletertaksięnaciebiegapi? -Hę? Tylkonieto.Chłopaknibytoniechcącypodchodzi,apotemjakniewrzaśnie: -Pikachu!!!Hm. Szczerzęsię,jakbymwygrałamilionuUrbańskiego,ajednocześnieprzybieramkolorpurpuryjakktoś, ktoprzyporządkowałOslodopytania,cojeststolicąFinlandii. -Wzeszłymtygodniubyłamtunakreskówce.No,nafilmieanimowanym... -Wiem,cotojestkreskówka-mówicierpkoEwa-aleniewiem,cotoPikachu. -Pokemon-wyduszam.-Małyżółtypokemon. -Mojasiostratoogląda! - Aha. Właściwie mój ulubiony kieszonkowy potwór to Meowth. Jest zły, ale trzeba dać mu szansę chaotyczniezmieniamsięwMarkaKotańskiego. -Mojasiostratoogląda. -No... -Aleonamaosiemlat.Toodwadzie... -Wiem,oiletowięcej. Wychodzimyzkinaidrepczemydonajbliższegopubu. -Zkimbyłaś?! Oho,kroisięscenazazdrości? -ZMoniką-wyznaję.Nakłamstwiedalekosięniezajedzie.-Tożonamojegoeks-(paskudnesłowo)naczelnego. -A,ta!Przecieżonajestjeszczestarszaodciebie!Czyżbymwidziałajakiśgrymas? -Wiesz,Ewka,nastarośćsiędziecinnieje. -Rzeczywiście,mojababka... Ubarmanazamawiamnajwiększeinajciemniejszepiwo. -Ibezpiany! Umyłamjużzęby.Przeglądamsięwlustrze:możetakasauteniepowinnam?Ech,powinnam,wkońcunie brakmiodwagi.Więc...Otocowidzę:niezawysoka,aleiniezaniska.Blondynka-mężczyźniwolą blondynki.Ablondynkiwoląbarbiturany... Oczyzielone(trochętonaciągane-niechbędzie,żezielonewodpowiednimświetle).Dalejidzieciało: szyja do noszenia głowy, bynajmniej nie łabędzia. Piersi... Error, nie ma piersi. Nie ma? Muszą być! Muszą?! Dobrze, piersi... są (dwie dziecięce porcje lodów śmietankowych z rodzynką na szczycie każdej).Brzuchraczejpłaski,cellulitis(patrzoczy). Pupa-najlepszaczęśćwtejkonkretnejosobie.Mała,kształtnainabita.Zakolejnązłośliwośćboskiej instancjimożnauznaćto,żenieurodziłamsięzniąnatwarzy.Alemiałabymrwanie -przynajmniejteoretycznie.Gorzej,żewybranekmógłbymnienieprzedstawićteściom,aleskoroitak żadentegoniezrobił,problemjestczystoakademicki. Kłopotwtym,żejacałeżyciechciałamwyglądaćtakjakEwka.Śniada,cycatabrunetka.Matakąfigurę, jakbyjejrodzicezapatrzylisięnajakiśfilmzGinąLollobrigidą.Ech,życie,jaktomawialiwstarych, zbuntowanych czasach. Raz się żyje - nikt nie da mi szansy na powtórne narodziny w ciele seksownej Włoszki.Jeżelijednakreinkarnacjaistnieje,tomamprzynajmniejpewność,żeodkądzrezygnowałamz mięsa,nieodrodzęsiępośmierciwskórzeprosiaka. Najważniejszetodbaćokarmę(przepraszam-dbaćoKarmę). Taaa,zokazjiśniadaniakarmięsięwięcdzisiajpomidorem. Żadne to co prawda wyrzeczenie: od pomidorów w każdej postaci jestem uzależniona (od tych w Krwawej Mary również). I tylko ta zima... Zima to dla mnie traumatyczne przeżycie - adiós pomidory! Adiós,adiós,adiós... -Mapanichłopaka? -Pomidor. -Mapanipracę? -Pomidor. -Jestpaniszczęśliwa? -Pomidor. -JakzginęłaIndiraGandhi? -Pomidor?! PonieważzbrakukompanamożnapićdolusterkaKrwawąMary,zpodobnychprzyczynmogęteżjeśćdo lusterkakanapkę. Stawiam wszystko na kuchennym stole i zaczynam śniadanie. Przeżuwam (kurczę, naprawdę mam takie wypchanepoliki?Jakchomik!).Wysmarowałamgórnąwargęmasłem.Pac-kawałekpomidoraspadłmi nakoszulkę.Muszęsobiezakonotować,abywprzyszłości-kiedyznówbędęmiałachłopaka-nigdynie jadaćznimśniadań.Toznaczyzaproszenianaśniadaniabędęoczywiścieprzyjmowała,alenadranem, kiedy mój mężczyzna będzie jeszcze spał, ja zniknę cicho i po angielsku, pozostawiając za sobą tylko dyskretnyzapachperfumGabrieliSabatini.Facecipodobnouwielbiajątakiekomedie.Tylkocobędzie, jakonwprosisięnaśniadaniedomnie? Cozrobićztakdoskonalerozpoczętąbladymświtemsobotą? Odpowiedźnatopytanieprzychodzimizłatwością:wrócićdołóżkaijąprzespać. 10CZERWCA Niedziela. Słowem - Dzień Pański. Dzień, który należałoby święcić, leżąc brzuchem do góry. Dzień teoretyczniemiły,leczwpraktycenajwiększyupiórcałegotygodnia.Straszącyserialowymipowtórkami, wśród których prastary „Domek na prerii" traktował zmysły jeszcze najłagodniej. Dzień teleturniejów, których uczestnicy z mocno przesadzonym entuzjazmem reagują na taką wygraną jak plastikowy czajnik elektryczny.Wzasadzieokreślenie „przesadzony entuzjazm" nie oddaje w pełni euforii gospodyń domowych, które prosto z kuchni teleportujesiędostudiatelewizyjnego.Ciesząsięztego,jakbyobjawionoimwnętrzeArkiPrzymierza. Analizującdalejcieniesłonecznejniedzieli:wyprawadojedynegootwartegowpobliżusklepupojedną jedyną butelkę wody mineralnej (niezbędnej do ulżenia zeschniętemu, skacowanemu podniebieniu) kończysięstagnacjąwniemiłosiernymogonkudokasysupermarketu.Kolejkazakręca,wirujeizamienia sięwstugębnegopotwora.Potwórkomentuje,obgaduje,poucza,syczyjakstotysięcyszerszeniikrzyczy dziecięcym głosem: Ja chcę loda! Jak można się domyślać, lody lądują na rękawie czyjejś ulubionej bluzki. Kasjerkawrzeszczy,że„ono"zjadłoproduktprzedzapłaceniem,ataksięniegodzi,nawetkiedymasię sześćlatisześcioletniapetyt.Obślinionypapiersłużyzadowódwiny,podobniejakibluzka... Kiedywreszcieudajecisięuiścićopłatęzałykkrystalicznieczystejwody,czekacięjeszczeprzeprawaz harcerzem,któryzawzięciepakującbutelkędofoliowejtorby,próbujezarobićnaobóz.Zbrakudrobnych dajesz mu swojego szczęśliwego grosza, by nie zasłużyć na sprawność skąpca i nie poczuć na sobie surrealistycznego spojrzenia spaniela przebranego w szary mundurek. To jednak i tak nie wszystko: w drodze powrotnej może cię potrącić srebrzysta hulajnoga lub czyjś tatuś, który za dużo wypił do świątecznegoobiadu. Świątecznyobiad!Ha!Właśnie!Niedzielatodzieńzbieraniabłogosławieństwnacałyprzyszłytydzień. WtymcelumożnasięudaćwgościdoPanaBogaiodwiedzićGowkościele.Generalniejesttojednak pójścienałatwiznę,boBógjestmiłościąibłogosławikażdemu(no,niestety,prawiekażdemu).Oileż bardziejkarkołomnym(czytaj:ambitnym)zadaniemjestpoprosićotosamowłasnąmatkę. Mama,mamusia,matula,mameńka.Krępującesamowsobiejestjużto,żecięurodziła.Chceszczynie chcesz,oglądałaśwyściółkęjejmacicy,onarzygałaprzezciebieisprawiłaśjejwielebólu.Aprzecieżte dwieostatnierzeczynajczęściejniemijająwrazzporodem.Szczerośćtoszczerość,jakkolwiekbrzmi. Ona od czasu do czasu sądzi, że albo jesteś podrzutkiem, albo musiała cię adoptować. Zapewnia to spokójduszyprzynajmniejdonastępnejniedzieli. Niedziela,domrodzinny,świątecznyobiad. Mama:Kochanie,maszcośnabluzce. Ty:O? Mama:Zostanieplama. Ty(wpanice):Niemożliwe!ToMorgan(coprawdazwyprzedaży,alezawsze...). Mama:Dowyrzucenia.Dobrze,żetotylkozwykłaszmatka... Ty (przypominają ci się wszystkie koszmarne wyprawy na tekstylne zakupy z matką. Białe bluzki z koronkąispodniedzwony.Zaraz,zaraz-czydzwonyznowuniesąmodne?Są,inaczejniemiałabyśich dzisiajnasobie.Wwiększymrozmiarze,rzeczjasna):podajeszzdumącenębluzki. Mama:Ilezatozapłaciłaś?! Ty:milczenie. Mama:Toplamaodczekolady. Mama:Niepowinnaśtyletegojeść. Mama:Tyjeszodtego. Mama:Robiącisiępryszcze. Ty:Toniemojaczekolada! Mama:prychnięcie. Tato(tak,tak-maszjeszczetatę!):Dajdzieckuspokój! Ty (znowu w głowie): Jak fajnie, że ludzie nie rozmnażają się przez pączkowanie (tu następuje wizja twoichrodzicówrobiącychTO.Cholera,czujeszsięjakpodglądacz.Wdodatkuniewierzyszwto,co widzisz.Chociażtotylkooczyduszy). Tato:Sama? Ty: zastanawiasz się, skąd już wiedzą, że jesteś puszczona kantem, skoro ty się ciągle jeszcze nad tym zastanawiasz. Tato:PrzyszłaśbezRoberta... Uf. Ty(kłamiąc):Poszedłdoswoichrodziców. Tato:Powinniśmysięwkońcuwszyscyspotkaćrazem. Mama:Myijegorodzice. Tato:Postanowilibyściecoś... Ty:Co?! Mama:Latkalecą...Jawtwoimwiekujużcizmieniałampieluchy. Ty:Serio,mamo?Ajamyślałam,żechodziłaśnawywiadówki. Tato(dziwnie):Cóż... Mama:Apraca? Cisza. Tato:Zrealizujsięwreszcie,dziewczyno. Ijeszcze:Ilecipożyczyć? Mama:ŁapRoberta,bowkońcucięzostawi. Wtymmomencieplujeszrosołem. Tatoimama(prawiechórem):Córeczko,stałosięcoś,oczympowinniśmywiedzieć? Ty (ze świadomością, że za łganie z piekła nie wyjdziesz): To ta zupa. Mówiłam, że chcę rosół warzywny.Przecieżwiecie,żeniejemmięsa. Tato:spokojniesiępożywia. Mama (również uspokojona): A cóż ja tutaj tego mięsa włożyłam. .. To jakby krówka zanurzyła tylko kopytko(zachichotała). Cholera,kopytko!Takwogóle-czykrowymająkopyta? W każdym razie Poniatowski też zanurzył jedynie oficerek, ale się utopił. Zresztą krowa również nie uszłazżyciem. Kurczę,domoweobiadyzawszepsująmikarmę.Jestemwspółwinnamorderstwa! Tato... Mama... Aaaaaa! Niedzielawieczór:hopdołóżka.Pustego. 11CZERWCA Niedobrze-toporannewstawaniewchodzimiwnawyk. Wefekciezyskujęparędodatkowychgodzindospędzeniananiczym.Gdybymbyławlepszymnastroju (lubwyciągnęłajakieścharytatywnepieniądzeodrodziców-alepoco?),możenapisałabymjakieśCV albo... Albo podlała paprotkę. Gdybym oczywiście miała jakieś kwiaty... Cholera, nawet pomidory się skończyły.Znowutrzebabędzieiśćdosklepu. Nie, będę głodować i schudnę. Zagłodzę się do figury modelki, a potem zacznę się frustrować, że w moimwiekunawetnajchudszejniktbyniewpuściłnażadenwybieg;zwyjątkiemtakiegodlapsów. Wzwiązkuztymdzisiajwchodziwgrętylkowysiłekduchowy.Będęmyślećosensie-seksieżyciai mantrować. Ommm,ommm,ochchch... Będęmyślećpozytywnieiwyobrażaćsobieróżnerzeczy... Wyobrażę sobie osoby, które chciałabym, żeby do mnie zadzwoniły. Robi się to tak: wyobrażasz sobie twarz kogoś takiego, a potem umieszczasz w myślach na jego czole gwiazdę i nadajesz przez nią nazwisko,albojeszczelepiejimięszczęśliwca.Potembywa,żeondociebiezadzwonialbowejdziecie na siebie w spożywczym... Mantrowanie imienia jest lepsze od mantrowania nazwiska, bo nazwisko zawsze można przekręcić. Wiem, co mówię, nadawałam kiedyś przez gwiazdę do jednego faceta, a on ożeniłsięzinnąkobietą. Dopiero przy odczytywaniu przysięgi ślubnej okazało się, że on nazywa się Blusz, a nie Bluszcz, jak nadawałam.Cholernapolszczyzna. Driiiiiin. Dzwoni?!Rozwiedlisię?Niemożliwe... Jasne,cholera,żeniemożliwe! -Halo,Anka? -Akogosięspodziewałaśotejporze-mówiędoznajomejzdawnejredakcji.Redakcji,którakwartał temuwyciągnęłakopyta,posyłająccałyzespółnazielonątrawkę. -Pracujesz?-pytaMagda. -Askądcitoprzyszłodogłowy? -Jestwcześnie,atyjużnanogach...-Badasytuację. -Totylkobezsenność.Aty? -Właśniewtejsprawiedzwonię.Jestemterazw „Trzydziestolatce"izastanawiałamsię,czynienapisałabyśnamjakiegośtekstu.Najlepiejcośokinie... -Eee...Tytakzdobregoserca? -Pomyślałam,żezrozumiesznaszeczytelniczki. Trochępośpieszyłasięztymimoimiurodzinamiprezenciknatrzydziestkę.Jednaklepszywróbelwgarściniżorzełnadachu,jakmawiamojamatka.A propos,czymówiącowróblu,miałanamyślitatę? -Toco,wchodziszwto? -Takjest!Jużsięmelduję. -Nototekstnapiątek.Pa!-Rzuciłasłuchawką. Tak. Stęskniłam się za płynem na wrzody żołądka prawie tak samo jak za terminami. To podobno syndrombezrobotnych-najpierwchcecisięrobićabsolutniewszystko,apotemdługo,długoabsolutnie nic.Czytałamotymchybaw „Forum".Aterazpaniredaktor.„Trzydziestolatka".OK.OK. OK. Lakierowana okładka, duże litery (żeby do czytania nie trzeba było używać okularów) i markowe strojewstonowanychkolorach.Jakwidać,ktoranowstaje,temuPanBógdaje(prawaautorskierównież powinnynależećdomojejmatki).Ha!Amyślałam,żeoddelegowanomojegoaniołastróża.Jasne,żenie wolno jeszcze popadać w euforię ani przywoływać grymasu świętej Teresy z Avila, ale... Gdyby tak jeszczemałebzykanko?Koniecznieosmakubananowychprezerwatyw(truskawkoweładniejpachną,ale jamamuczulenienatruskawki).Możejednakznowuzdaćsięnagwiazdę?Wkońcutylemałżeństwsię rozwodzi. „Anno, zejdź na ziemię. Z ciebie jest egoistyczna i niewyżyta erotycznie świnia. Pokuta!" - twój anioł stróż. * Kupiłam pomidory. Zrobiłam to w godzinach bardzo popołudniowych, kiedy skręty pustych kiszek przypominały już skurcze wczesnoporodowe. To musiałoby być umuzykalnione dziecko (ciekawe po kim),bozmojegobrzuchaautentyczniedobiegałyurywanedźwiękiIX Symfonii.Kłopotwtym,żekiedyusiadłamdotete-a-tetezkanapkami,mójdomofondałgłos. Brzęknąłtrzyrazyiuciszyłsię.Znałamtenszyfr.Znałamteżtenwarczącygłos: -Złaźnadół! EwapomachaładomniezbajeranckiejczerwonejfuryswojegopanaPorządnego. -Cześć!-Uśmiechnąłsiędomnie,kiedyoparłamsięodrzwigestemJuliiRobertszPrettywoman. -Poprawiłcisięnastrój?-zapytałaEwka,pociągającnosem. Odpowiedziałamzgodniezprawdą,żerzeczywiście.Takjakby. - Choroba dwubiegunowa - burknął facet bardziej do kierownicy niż do nas. I taki był zmartwiony... OczywiściemartwiłsięoEwę,anieomnie.Hm,czytachorobadwubiegunowajestzaraźliwa?Jeślitak, toniemasprawy.Toznaczyjest,aleznaczytoteż,żetonierak,czylichybatrzebasięcieszyć. -Mamycośdlaciebie.-Uśmiechnęłasiędoswejdrugiejpołówkioimieniu...Zgadnijcie? JakiśAdam?Nie!Wenecjusz!Tak!Aletoniejejwina. Nieurodziłsięjeszczefacetidealny. -Cotojest?-pytam,kiedyprzyjaciółkawyciągacośzkoszykastojącegopomiędzyjejstopami. -Orany,tożyje!-mówię.-Ipiszczy. Ewkawciskamiprzezsamochodoweoknociepłyijasnykłębeksierści. -Niemogłaśzacząćodpaprotki? -Zapewnicitowarzystwo.Będzieciękochać. - My też cię kochamy - odzywa się Wenecjusz. - Ale sama rozumiesz, że siebie wzajemnie kochamy bardziej. Dostałamsunię! Znaczyniecałkiem.Zastanawiałamsięnadtymdochwili,gdymójwzrokspotkałsięzewzrokiemtego czegośzfutra. Toniesunia,alemusiałamwypalićcośniezłegoinajwyraźniejotymzapomnieć.Cholera,trzymamna rękachufoludka! Jakiebłękitneoczy! Piękne! -Wporadnikachpiszą-mówiWenecjusz-żeswymmruczeniemkotyświetniewpływająnapsychicznie chorych... Wielkiedzięki.Alemamkoteczkę! -Tozapachjejmamy.-Ewapodajemisłoiczekzeżwirkiem.-Wsypdokuwety,tonigdynieobszczaci parkietu. Zapachmamy! Orany,aletośmierdzi!Nieważne.Czytenkotjestkrzyżówkąpumyzyeti? - To kotka syjamska - informuje Ewka, podając jeszcze czerwoną kokardę. - Nie pozwoliła zawiązać sobienaszyi.Macharakterek! Zupełniejakpaprotka...Kwiatpaproci...Strażnikkwiatupaproci... -Toprezentnaurodziny.-Ewakichaporazpierwszy. Wszystkimcośsięśpieszydotychurodzin,tylkoniemnie. Wenecjusz korzystając z okazji, dziękuje mi za prezent na jego trzydziestkę - oczywiście poradnik, oczywiścieMarsjanieiWenusjankiwsypialni.Wszystkojesttakoczywistejakito,żetenfacetzarabia osiemdziesiątbaniekwswojejfirmie. TymczasemEwakichaikicha. -Jedź!-Trzepienarzeczonegowramię.-Mamalergięnakoty... Wynikaztego,żezyskałamkotazSyriusza-tej„psiejgwiazdy"-astraciłamprzyjaciółkę.Kotkęnazwę Luna. * Mammniejwięcejdwumiesięcznegokota„madeinTaiwan",składanegowPolsce. Pozbyłamsiętylkokokardki,łyknęłamplasterpomidora,bynieumrzećzgłodu,ipobiegłamdojedynej czynnej o tej porze (godzina dwudziesta zero zero) księgarni, to jest paru półek z książkami w hipermarkecieTesco.Musiałamsiędowiedziećczegośokimś,kogowpuszczonopodmójdach. Obsługatrochęsiękrzywiła,żenibyzezwierzętamidoTesconiewpuszczają.Wtedyimodszczeknęłam, żeLunatoniezwierzę,tylkoinnaformażycia. Przystojniakzbiuraobsługiwpuściłmnieprzezsłużbowąbramkę: -Wdrodzewyjątku,agentkoScully.Wiemjuż,jakwyglądapodrywnakota. Wdziale„Książki"znalazłamtylkojakiścholerniedrogialbumokotachrasowych(czybroszurkidotyczą tylko dachowców?), na który nie było mnie stać, więc ustawiłam się w cieniu gospodarczej kamery i zaczęłam czytać notatkę o Syjamach. Na początek mogłam porównać wściekle miauczącą Lunę ze zdjęciemprzedstawiającymdorosłegokotajejrasy. - Popatrz, kochanie, nawet jeśli będziesz grzeczna, to i tak będziesz tak wyglądać, gdy urośniesz. - Od razuzaczęłampopełniaćbłędywychowawczeswoichrodziców. Kotzamilkł. Zfotografiipatrzyłonanaszwierzęarystokratycznedoobrzydliwości.Miałomleczno-kawowąsierśćz ciemnoczekoladowym pyskiem i spiczastymi uszami. Dłuuugiekończyny,biczowatyogon-orientalnapiękność. Piękność, która patrzyła w obiektyw kobaltowymi, lekko zezującymi oczami. I nic na tym defekcie nie traciła.Ba! Zyskiwała!Zyskiwałatajemnicę. Dowiedziałamsię,żeLuna: -należydonajstarszejrasyhodowlanejuszlachetnionejprzezczłowieka...(???) jej praprapra(...) babki (nieuszlachetnione?!) wegetowaływogrodachzoologicznych... -Lunabędziemiała„ognistytemperament"(wporęzmienićimięnaCarmen,Scarlett,Alexis?)... -Lunę(czyzostanietoimię?)możnanauczyćaportować... -pocieszymniewsmutkuichorobie(bomba!)......jeśliniebędęnatylechoralubwpodeszłymwieku,że harcesyjamkimniezamęczą. Kupiłamkoloroweplastikowemiseczki(słyszałam,żealuminiumjestszkodliwe,więcodpuściłamsobie wszystkie miski w kolorze srebrzystym - pasowałyby do sierści, ale kto wie, czy to właśnie nie aluminium?).Dozdobytegogdzieśnasaliwózkazaładowałamteżkuwetę,bymócwsypaćdoniej „zapach mamusi". Do kompletu dodałam jeszcze potwornie ciężki worek ze żwirkiem, tuzin puszek z karmą,atakżemnóstwopudełekipudełeczek.Nawieczkukażdegoznichgościłomałekocię. Przykasiepomógłmisięspakowaćprzystojnyfan„Z ArchiwumX". Kiedy wyjmowałam i oglądałam każdą z zakupionych rzeczy (już w domu, w niemilknącej, drepczącej asyście Luny), znalazłam wypisany na paragonie numer telefonu. Kot wie - może się z nim umówię? Znaczyzowymmężczyzną.Z tegocopamiętam,miałkręconewłosy.Możenależysiępomodlić,żebytoniebyłatrwała? Opółnocyczułamsięzupełniejakkociamama! Lunaśliczniejeipije,ikupkęrobi! Oczywiście od razu wpuściłam ją do łóżka. Swoją drogą myślę, że mężczyźni nie lubią, jak dzieci gramoląimsiędowyrka.No,chybażeskończyłyszesnaścielatisącudzymicóreczkami...Mojekocie dzieckozostaniewmoimłóżkuchoćby...Choćby?!Choćby?! „Trwała"niemachybanicprzeciwkokotom? Janapewnonie.Lunawtuliłasięwmojąszyję.Niechciałamzasypiać,byniezrobićjejkrzywdyinie zamykaćoczunapięknotegośpiącegoobrazka. 12CZERWCA Obudziłsięwemniedziwnyinstynktbędącypołączenieminstynktumacierzyńskiegoiinstynktuhodowcy; jaksiędobrzezastanowić,wychodzi,żetojednoitosamo. Założyłam Lunie granatową (znaczy „rasowo" wyglądającą) obróżkę, która pasuje do koloru jej oczu. Wyszczotkowałam ją czymś, co się nazywa „kocie zgrzebło" i obsypałam ładnie pachnącym (bzem?), suchym kocim szamponem. Prawdę powiedziawszy, sierść Luny jest teraz napuszona i sterczy na wszystkiestrony,cobardziejpasujedopersaniżdosyjama,aleprzecieżnieodrazuRzymzbudowano. Narazieidęzkotkądoweterynarza.Pełnyprzegląd! Oooo!Atokto?Przedlecznicązatrzymałsięczerwonysportowysamochód,zktóregowyskoczyłistny Adonis.Facet,którywyglądałtak,eee,inaczejniżjakikolwiekdotądznanymifacet,żewogólebardzo trudnobyłobymigoopisać.Użyjętylkojednegozłożonegoprzymiotnika:nieprawdopodobnieseksowny. Mniam. Zaraz, zaraz, to zwierzę nie wyciągnęło z gabloty żadnej nieludzkiej istoty. Czyżby... Juuuuhuuuu!!!Toweterynarz! Poprzepuszczałam parę osób, aby w ostatecznym rozdaniu trafić na ten weterynaryjny ideał. Udało się, ale Luna wcale nie była zadowolona z przedłużającej się obecności w tym miejscu. Obce koty nie spuszczałyzniejoczuwielkichjakspodki,aprzedmomentemjakiświelkipies(dog?)wcisnął łebdotorby,wktórejjąprzyniosłam. -Comytutajmamy?-zapytałweterynarz,kiedyweszłamdogabinetu. Już chciałam wyrecytować swój życiorys, wymiary i średnią ze studiów oraz to, że nie dotyczy mnie żadneschorzeniegenetyczne(możezwyjątkiembabcinegoAlzheimera),alewporęochłonęłam:chodziło tylkooLunę. -Mamkota-mruknęłamiwyjęłammałąztorby.Jakośdziwnienamojegokotapopatrzył. -Syjamka. Kiwnęłamgłową. Luna wydawała się taka malutka na wielkim metalowym stole, że wyrwało mi się z ofeliowym przydechem: -Paniedoktorze,aleczyonajeszczeurośnie?Roześmiał się: -Oczywiście.Wszystkorośnie. Czy mówiąc to, miał coś na myśli? Robię się nieprzyzwoita, odkąd romantyczności w moim życiu za grosz. -Ślicznakotka,cudownymądrykoteczek.Obejrzymysobie...Jakazdrowa.Oho,chybacośsięzrobiłoz uszami... Ładniutkipyszczek.Ioczymatakieniebieskie... MówiłdoLuny,ajarozpływałamsięzrozkoszywcaleniematczynej. -Musipanibyćzniejbardzozadowolona? - O tak. - Roztopiłam się w jego oczach, które wyglądały jak oczy Paula Newmana (tego od filmów i majonezów-naopakowaniachtychostatnichlepiejwidaćjegooczyniżnastarymwyblakłymfotosie),co powinnamchybapotraktowaćjakodobryznak. 13CZERWCA ...aleniepiątek! W liceum miałam znajomego, no, prawie chłopaka... Tak, chłopaka... Znajomego, który „na wszelki wypadek"nigdynieprzychodziłdoszkołytrzynastego.Wogóleniewychodził wówczaszdomu,niegotował,niemyślałnawetoseksie.W sumieemocjonalnypopapraniec.Łgałwychowawczyni,żetojazmuszamgodowagarów,abytylkonie przyznaćsiędoswojegopotwornegozabobonu.Boteraz,podkoniecXX wieku,totakiepasse(jegomatkauczyłafrancuskiego).Takczyinaczej,niekiedy-zczystegosentymentu - brakuje mi tamtego chłopaka. Ilekroć sobie o tym przypominam, specjalnie przechodzę drogę, którą przebiegłczarnykot,zamiastczekaćnaodczyniającegopechałysegowokularach. Tym razem nie zwracając uwagi na datę, pobiegłam radośnie z kocicą do lekarza. Wyniośle minęłam pielęgniarkęijakwdympodeszłamdoniego-osobistegoweterynarzaLuny.Pocichuzastanawiałamsię, czygdybymzaczęłamiauczeć,teżbysięmnątakuroczozaopiekował.Wchwilępóźniejwszystkorunęło. Kanaaał! Dlaczegowcześniejniedojrzałamobrączkinatymuroczym,męskimpalcu?! O żesz cholera, przecież przysięgałam sobie, że nigdy nie będę zadawać się z mężami, wyjąwszy własnych. Nie będę suką i nie odbiję mężczyzny innej kobiecie! („Naprawdę?" - to głos wewnętrzny). Siostry!Mymusimysięwzajemniewspierać!Cholerajasna,ajeślionzałożyłtęobrączkę,bozabardzo siędoniegoprzystawiałam?Cozawstyd. Wychodzimyzgabinetu:Lunazoklapniętymiuszami,jazoklapniętąduszą. Postanawiamnadzisiaj: -niewychodzić, -niegotować, -niepisać. Postanowieńseksualnychniepodejmuję. 14CZERWCA Święto-cooznacza,żeniemogęiśćzLunądoczyszczeniauszu.Zdrugiejstronypowinnamprzełamać swoją egoistyczną postawę w obcowaniu z bliźnimi, nawet jeśli znajdują się oni na innym stopniu drabiny ewolucyjnej, w związku z czym miauczą i chodzą na czterech kudłatych łapach. Nie ma się co oszukiwać,odtegociągłegogmeraniawacikamiuszyLunyrozjechałysięnabokiiterazkotkawygląda jakfenek,zwanyteżpieskiempustynnym. Mrucząc,Lunaprzyszładomniedołóżka-poprzytulamysięchwilę. ŚwiętoBożegoCiała.Jeślidobrzepamiętam,czternastolub trzynastowieczne. W katedrze Canterbury (a może była to bazylika w Cluny?) świętemu Hugonowi (Hubertowi?)podczasmszyzaczęłakrzyczećhostia.Tenfaktrychłopostanowionouczcićiczczonyjest dodziś.Tylkocoztego... Niekiedy dziwi mnie (a nie powinno!), dlaczego nie można dogadać się z rodzicami. O naiwności przecież gdybym spróbowała porozumieć się z jakimś swoim trzynastowiecznym, naćpanym sporyszem (brak nawozów sztucznych) przodkiem, ten spaliłby mnie na stosie za mój makijaż. Ha! Trudno byłoby jednakmówićozaskoczeniukiedy którejś nocy, wracając z imprezy, zaczepiłam spojrzeniem o lustro, też zaczęłam wrzeszczeć: świecącewciemnościcienieipomadkiManhattanutopoparudrinkachryzykownegadżety. Wsumielubiętendzieńiposzłabymnaspacer-latarnieobwieszonekolorowymibibułkami,ulicetoną wkwiatach. Możnasięprzekonać,dlaczegożycieniejesttańcempopłatkachróż-zbytłatwosiępoślizgnąć. Wkompleksywpędzająmnieteośmioletniedziewczynki:wbiałych,komunijnychsukienkachwyglądają zupełniejakślubneoblubienice.Jasne,żekoronkowąbezętrzebabywciskaćnamniesiłą,aledoołtarza jestemskłonnapobiecjakmaratończyk.Cotorobizczłowiekatradycyjnewychowanie... - Włóż, kochanie, te skarpetki - cedziła moja matka, machając mi przed nosem dwoma kawałkami dzierganejbawełny. - Nie!!! - buntowałam się z całą mocą. Nie był to jednak bunt młodzieńczy dla samej zasady zagrania starszymnanosie.Miałamjużbiałerajstopy. -Będziecizazimno!Natychmiastproszęwłożyćteskarpety! Wczasach,kiedyjadreptałamdoPierwszejKomuniiŚwiętej,skarpetkinałożonenarajstopywyglądały naprawdęokropnie.NiebyłojeszczewtedysłynnegoGalliano,którynaFashionTVwytłumaczyłbymi, że jest na odwrót: że to szczyt paryskiego, duchowego szaleństwa. Niedoinformowana więc, zaprotestowałam raz jeszcze. Wcześnie nauczona doświadczeniemniebawiłamsięjużwtakieniuanse,że „wszystkie dziewczynki będą się ze mnie śmiały". Nikt nie bierze pod uwagę obserwacji społecznych kogoś,ktodowolnemumężczyźniemożeprzejśćpodpachą. -Anka!-matkadesperowała.-Spóźnimysiędokościoła. Milczałam. -Anula,jaknałożyszskarpetki,toniezakręcęcinaszczotceloczków. Hm,ewidentneprzekupstwo.Wolęwyglądaćjakpudelczyjakwariatka?Takiepytaniemożezaważyćna całymprzyszłymżyciu(głębokowierzę,żeczułamwtedytegoGallianoprzezskórę)! -Dobra,mamo.Wkładamskarpetki. Oczywiście wszystkie dziewczynki w kościele nabijały się z mojego ubraniowego ekscesu, a problem noszeniaskarpeteknarajstopynatrwalezagościłwkatechetycznejświadomości. Wypływał nawet w postaci docinków po wakacjach. Nie ma to jak niewinne istotki! Ja miłosiernie odpuszczam, kiedy one dwadzieścia lat później próbują rozprostować swojego nadpalonego trwałą pudla. Tamte skarpetki spowodowały dyskusję tak palącą, że wyparły nawet mój wcześniejszy eksces: na komunijnejpróbie,odurzonazapachemkwiatównieeleganckozaczęłamsiędusić,aprzeztorozpaczliwie szamotaćprzedsamymołtarzem.Dostałamwtedyksywkę„DziewczynaEgzorcysty". „DziewczynaEgzorcysty!"-wyośmioletniesamotnepudlice! Idęjednaknaspacer.Zkotem! 15CZERWCA Ludziedostająpiętnastegowypłatą,aja-okres.Jakjategonienawidzę!Toznaczy,żebyśmysięjasno zrozumiałyjeszcze bardziej nienawidziłabym ciąży (przypuszczam, że moja niechęć do pierwszej fazy macierzyństwawynikaztego,iżbędącwokresiepokwitania,ojedenrazzadużoobejrzałamObcegoÓsmego pasażera Nostromo). Czytałam ostatnio, chyba w „ELLE", że wymyślono już tabletkę antykoncepcyjną dla wyjątkowych, zawodowo zapracowanych kobiet. Takich, co to są prezesami wielkichkoncernówalbochoćbyfirm. Menedżerami i maklerami, finansistami - takie babki pracują jak faceci i nie chcą, by co miesiąc im przypominano,żewrzeczywistościsąkobietamiwprzebraniu(„Kobieto,puchumarny"). Chciałabymtakąpigułkę. Mójżonatyznajomystwierdził,żetakapigułkabyłabydodupy,boonnaprawdębardzosięcieszy,kiedy żonameldujemuokolejnejmiesiączce.„Wiesz,Anka,totakiwczesnysystemostrzegania"-powiedział. Niemogłampojąć,czyonajest,czyteżjejniema?Wkażdymrazieuniejjest.Sąrównieżodpowiednio wcześnieprzygotowanetamponynajmniejszyrozmiar.Najmniejszyizpotrzeby,izesnobizmu,idlabezpieczeństwa.Podobnosiostratego znajomego,októrymwspomniałamwcześniej,poszłanabasen,zaaplikowawszysobienajwiększeOB. NoijaktoOBzaczęłossaćchlorowanąwilgoć,todziewczynamałosięnieutopiła. Dno! Niewiem,dlaczegowłaśniepodczasokresuprzychodząmidogłowytakiekoszmarnetematy.Topewnie hormony... Błękitnawodazreklamrobiznasbezdzietneksiężniczki,amyjesteśmytylkosfrustrowanymisamotnymi samicami.Iniektórzytowidzą.Aniektóre-teniesfrustrowanenienawidząnaszato.Nietakdawno,kiedyspokojniewsiadałamdojakiegośautobusu,wtarabaniłasię przede mnie młoda matka z dwojgiem dzieci. Jedno, starsze, szło przed nią i robiło przejście. Drugie niosłanarękach.Toniesionepopatrzyłonamnieoczamiewidentniejeszczeztamtejstrony. Popatrzyłozobrzydzeniemizafascynowaniem,jakbymbyłaconajmniejkosmicznymrobalem,apotem jakbynigdynicwsadziłomipalecwoko.Iniktzcałegoautobusumnieniepożałował.Tylkofukali,żeod mojegowrzaskurównieżmałyLectereksięrozwrzeszczał.Ciekawecobybyło,gdybymtojazaczęłatak epatowaćimachaćnadgłowąswoimMarvelonem. Inna sprawa, że jeżeli dalej nic się nie zmieni w moim życiu osobistym, to z czystym sumieniem będę mogłałykaćzamiastpigułkiwitaminęC. Dodiabła,wtakichchwilachzawszemisięprzypominamojapierwszawizytauginekologa.Poszłamdo niego właśnie po tabletki, bo wyraźnie miało do czegoś dojść w moim wczesnolicealnym związku. WybrałamdoktoraPeonięprzekonana,żemusibyćkobietą,boktórynormalnymężczyznapogodzisięz takimnazwiskiem.Oczywiściepomyłkanacałejlinii. Peoniaokazałsięsympatycznym,siwymdziadkiem. -Noco,kwiatuszku?-zapytał,kiedystałamnaprzeciwkopurpurowaiprzerażona. Ztrudemwydukałam,ocomichodzi. Popatrzyłrazjeszczenatomojecałelatpiętnaścieipół. -Akwiatuszektoabyprzypadkiemniejestjeszczedziewicą? Głębokapurpuranamojejtwarzyprzeszławinny,bliżejnieokreślonykolor. -Spokojnie,kwiatuszku,toprzechodzi-uspokoiłmniedobroduszniedoktor.Zaprosiłnafotel. -Nafotel,kochanie,nienaoparcie!-Terazjagowystraszyłam. Kiedy w końcu schodziłam z tego narzędzia tortur przekonana, że jestem transseksualna, a ta trauma sprawi, że moje dziewictwo utrzyma się znacznie dłużej, niż sądzi doktor (ba! dłużej nawet, niż ja sądziłam),Peoniarzekł: -Alety,kwiatuszku,maszładnenogi. Wtamtejchwili-przynajmniejmentalnie-porazpierwszywżyciupoczułamsiękobietą. Alewprzyszłościporeceptychodziłamdokogośinnego. WitaminaCchybaniejestnareceptą? 16CZERWCA Zajęta wczoraj swoją bezpłodną kobiecością (oraz zdołowana równie bezpłodnym wieczorem piątkowym)zapomniałamodnotowaćpostępywswojejkarierze. Więc(zpełnąświadomościązaczynamtozdanieod „więc" - niektórzy mają własną interpunkcję i gramatykę) wysłałam wczoraj Magdzie do redakcji filmowąrecenzję. Dokładnie rzecz biorąc, wymailowałam ją supernowocześnie, jak nie przymierzając jakaś dziennikarka „New York Observera" czy „Timesa". Weszłam do kawiarenki internetowej i położyłam dyskietkę na blacie,przednosem „interaktywnego"barmana: -Proszę,czymógłbymipantowysłać,bowInternecieczujęsięjakdzieckowemgle. Spojrzałnamójpłaskibiust,którynajwyraźniejjestzapóźnionywstosunkudoresztyciaławprocesie dojrzewaniaimrucząccośointeligencjiblondynek,wziąłdyskietkę. Gdybynieto,żenaprawdęzależałomi,abytenplikdotarłdoMagdy,przedstawiłabymtemumęskiemu szowiniście najnowsze, statystyczne badania. Wykazują one jasno, że jedynie 13,3% osób uważa, że blondynkisąmniejbystreodbrunetek. 36%mężczyznwolibrunetki,a35,2%-blondynki.O cholerajasna,tracęprzewagę! -Gotowe.-Wróciłbarmanioskubałmniezdziesięciuzłotych.Gentlemanpieprzony! Ledwiezdążyłamdoczłapaćsiędodomu,atudzwoniMagda. - Słuchaj, nie przypominam sobie, byśmy się umawiały na tekst o Bridget Jones! - naskoczyła, psując wizję mnie jako recenzentki filmowej. A już widziałam siebie, jak siedzę na seansie i bazgrzę coś w notesietakimspecjalnymrecenzenckimdługopisem.Zżaróweczkąnakońcu. -Myzapowiadamyfilmy,anierecenzujemy! Możepowinnamwysłaćjej„Calms"?StraszniesiętanaszaMagdazestresowaławtejnowejpracy. -Atakwogóle,Anka,próbowałaśczytaćtogłośno?! Nie?!Tojaciprzeczytam! Oj! Oj! Magdazadzwoniłarazjeszcze,wpołudnie.Byławyraźnieprzygnębiona. -Cześć,Aniu. Mojaurażonagodnośćwzięłamnienazakładnikainiepozwoliłasięodezwać. -Widzisz,Anka...Szefostwutwójtekstsięjednakspodobał...Noitego,maszzieloneświatło...Unas. -Dziękuję-powiedziałam,bowiedziałam,ilemusiałojątokosztować. Tak szybko się rozłączyła, że zapomniałam zapytać, gdzie kupuje się te recenzenckie długopisy. Hej, a możemicośtakiegoprzyślezredakcji?! RecenzjaDziennikaBridgetJones(fragment)Autor:Ja „Eeee...CzyjatoBridgetJones?!Czytopytaniedowszystkichkinomanekczydowszystkichkobiet?Nie wiem. Itak,ciekawostka:Bridget-tęikonępopkultury-graAngielkaurodzonawTeksasie,którauczyłasię mówić, jedząc amerykańską kukurydzę i słuchając przemówień Elżbiety, to jest Elżbiety II (znanej: a) jakoprofilnabanknocie,b)jakozłateściowaDianySpencer,c)jakokrólowaAnglii).ReneeZellweger (ta z Teksasu) musiała zjeść wyjątkowo dużo tych kolb kukurydzy, żeby przytyć do swojej roli. W ogólnymrozrachunkuchybaprzesadziła-moiznajomiuznali,żejejłóżkowascena(afterłóżkowa)zHugh Grantem wypadła niewiarygodnie. To znaczy, że nie znaczy to, iż niewiarygodnie. Bridget była dla filmowegoDanielazagruba! Możliwe,żegdybybyłagrubąAfroangielkązTeksasu,sprawawyglądałabyzupełnieinaczej,ataknie. Wsumieśmiałamsięwkiniezzupełnieinnychrzeczyniżpozostaliwidzowie.Koniazrzędem,ktoto zrozumie. Awracającdotegotycia,to»Harper'sBazaar«,zewzględunazbytambitnąliczbęzbędnychkilogramów odmówiłoRenee/Bridgetprawadozaistnienianaokładceitobyłoświństwooooooooooooo!!! Ale odgryzła się, a właściwie nie gryzła już tej kukurydzy; schudła i sfotografował ją »Vogue« (zamieszczającnaokładce!),atotytułbardziejliczącysięwświecie.BrawoZellweger!Carreyzaśto dupekzmaskowatątwarzą(facet,któryrzuciłaktorkę,kiedytastałasięBridget.Takakarma). ZfilmowychmężczyznbardziejpodobałmisięDaniel,coskłoniłomojąprzyjaciółkędowypowiedzenia ważkich słów, że zawsze wybieram niewłaściwych mężczyzn. A co ja poradzę, że Hugh Grant, który rozkosznieprzeklinając,wypadazłódki,wyglądalepiejniżColinFirth(obajwmokrejkoszuli-patrz BBC:»Dumaiuprzedzenie«). Dobra.Oddajęgłosdostudia". 17CZERWCA Uwaga: Kanał! Ponieważ jest niedziela, a ja nadal nie mam faceta, u którego mogłabym ją spędzać, pojechałam do rodziców. Na chwilę, bo skoro mam kota, to muszę być odpowiedzialna i nie mogę malutkiej pozostawiaćzbytdługosamej.WdodatkuosamotnionaLunamatendencjędogłośnegomiauczenia,które wkońcusprowadzinamojągłowędziałaczyStowarzyszenianaRzeczOpiekinadZwierzętami.Gdybym jazaczęłapiszczećztakimnatężeniem,jedynecobymnieczekało,tomuskularnipielęgniarzezTworek. Otoprzykładwyższościkotkinadkobietą. Pojechałamdorodzicówijużkiedywysiadałamzwindy,miałamtoniepokojącewrażenie,żepomyliłam piętra.Spoddrzwirodzicielskiegodomunajwyraźniejwświeciedobiegałoszczekaniepsa.Itopsanie bylejakiego,jakmogłamsięprzekonaćnaocznie,kiedyojciecwkońcuusłyszałdzwonekimniewpuścił. -Wiesz,Aniu,mamakupiłasobieszczeniaczka!Pitbulla! Szczeniaczka? To przecież rasa, która już w psiej piaskownicy jest w stanie przegryźć ci gardło (nawiasem mówiąc, pies wyglądał całkiem sympatycznie, jeśli w ogóle jest to dobry przymiotnik w odniesieniudopsa).Byłamskłonnaprzypuszczać,żemamakupiłatozwierzę,abywawaryjnejsytuacji (mojej,jakbyjeszczektośniewiedział)mogławykręcićsięodopiekinadLuną.Itomabyćbabcia! - Mama kupiła tego pieska, bo nie możemy doczekać się od ciebie wnuka. - Spojrzał na mnie trochę złośliwie,aletrochęzpretensją.-Atenpsiaktomaimetrykę,irodowód. Czyżbymójwłasnyojciecinsynuowałcośaproposmojegoprowadzeniasię? -Mamawie,żeunikampsów-burknęłamurażona. Chodziłamkiedyśzpewnymfacetem,którypatologiczniebał się tych stworzeń, więc kiedy spotykaliśmy jakiegoś na ulicy, chował się za moimi plecami - oto przyczyna moich psich lęków. Nawiasem mówiąc, jego rodzice od zawsze hodowali jamniki i syn im wyszedłteżjakiśtaki...jamnikowaty.Został aktorem i się rozpił, kiedy w jakiejś popularnej sztuce co wieczór kazali mu grać z psem. Pies był szkolonyinawetwzawodachpolicyjnychzdobyłmedalzanajwiększą„ciętość". BiednyMariusz! -Atakwogóle,togdzieonajest? Tatowzruszyłramionamiipowróciłdorobieniazupyzpapierka.Zarazjednakdodał: -Wyszłarobićkarierę. - W niedzielę?! - Podskoczyłam, choć przecież wiedziałam, że mama miewa skłonność do przesady, cyklofreniczkajedna... -PoszłanaspotkaniekonsultantekAvonuczyjakośtak. Pięknie,pięknie.Jaknicbędęterazzmuszanadoużywaniacud-fluidu. -WogólechciałbymiśćzachwilędoTadka...SąważnezawodynaEurosporcie,aunasznówwywaliło kablówkę. „Oj,tato..." -Zostałabyśmożeunasipopilnowałapsa?-poprosił.ŻonaTadkakupiłasobiepersa-dodałjakbynausprawiedliwienie. „Tato, ja mam syjamkę" - chciałam warknąć, ale w porę przypomniałam sobie, że jest niedziela i nie powinnamwprowadzaćzłejatmosfery. Koniec końców wróciłam do domu, nie zobaczywszy mamy. Ojciec wziął Lorda (tak się wabi) do Tadków.Lepiejniechodmałegoprzyzwyczajapotworadokotów... 18CZERWCA Poszłamdoapteki. -Poproszęcośodczulającego. -Sierść,pyłki...? -Amapanimagistercośnamężczyzn?Kobietapopatrzyłanamniedłuższąchwilę: -Napewnomiałapaninamyśliodczulenie? -Miałamnamyślifutrokota. -Zyrtec.Małeopakowanie? -Nailetowystarczy? -Dużejestnareceptę. -Notojapoproszętrzy,temałeoczywiście. * Ewkapowitałamniepotężnymkichnięciem. -Jawiem,Ewa,jawiem.-Podałamjejopakowanialekarstwa.-Łykajto,niemogęprzezjakąśalergię stracićprzyjaciółki! -Teżcięlubię.-Kichnięcie.-Aodtegosięnietyje? Cholerajasna,niepomyślałam,niezapytałam! -Niemampojęcia.-Wlepiamwniąwzrokjakspaniel. -Nieważne.Co? -Czymjasobienaciebiezasłużyłam-znowusięrozklejam. -Uspokójsię,tojamiałamfatalnąkarmę.Cisza. -Hej,żartowałam! Ciężkaatmosferajednaknarosła.Przezemnie. -Ewa,dlaczegoRobertmniezostawił? -Niemambladegopojęcia. Nie wiem dlaczego, ale odpowiedź bardzo mnie rozśmieszyła. Nas obie. Tarzamy się po Ewkowej kanapiejakpijanenorki.Tarzanieprzerywatelefon. -Tak?-Ewapodnosisłuchawkę.-Nieprzeszkadzajnamteraz! O,nakrzyczała,niezważającnasłuchawkowemanitou. Znowudzwoni,nieodbieramy.Włączasięautomatycznasekretarka:„TuWenecjusz.Ewa,powiedzAnce (cześć, Anka!), że głowa do góry. Że odpowiedź znajdzie w Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus JohnaGraya. Cholera,wydawałomisię,żeonajużtoczytała...Widaćniedokładnie...Taaa.Aterazmówięwprostdo Anki:niechpamięta!»Mężczyźnisąjakfale,kobietyjaksprężynki«". -Naodwrót!-krzyczę,mimożeWenecjuszmnieniesłyszy. -Naodwrót-Ewkalitościwieodbiera,aleprzełączanapodsłuch. -Coooo,mężczyźnisąjaksprężynki?!-grzmizgłośnika. -Jestemfalą!Jestemfalą!-Przetaczamsięjakpijananorka,którazapatrzyłasięnamorze.Wstrętniejest niemiećfaceta.Jakstraszniebybyło,gdybyzabrakłoprzyjaciółki? Nawetniechcęotymmyśleć. 19CZERWCA -AgentMulder?-zapytałambardzoseksownymgłosem. Tak,tak.Wczorajzadzwoniłamwkońcudotegoprzystojniakazsupermarketu. -Jaktwojakocica,agentkoScully? Umówiłamsięnarandkę.Dzisiajwieczór.Najwyższapora,ostatnidzwonek. Znowu musiałam iść z Luną do czyszczenia uszu, a że nie chciało mi się już później przebierać i od początkumalować,wparowałamdoklinikiweterynaryjnejzrobionanabóstwo. Pielęgniarka prychnęła pod nosem, a jakiś psiak się rozszczekał. Jako kobieta pewna swojej atrakcyjnościzaczęłamintensywnieflirtowaćzwłaścicielemgłośnegopsa. Po paru minutach, w czasie których zdążyły mnie już rozboleć nogi wciąż zakładane jedna na drugą, byłamniemalpewna,żetakotospotkałamwswoimżyciudrugiegohomoseksualistę. Napewno-mamczujadoludzi,choćpoprzednikmojegopoczekalnianegosąsiadapoprostusięujawnił, ryczącnajakiejśimprezie,żekochainaczej. Awłaśnie,gdzietysięterazpodziewasz,Filipie? Nasza ławka poderwała się jednocześnie, kiedy w otwartych drzwiach gabinetu stanął Bardzo Żonaty Weterynarz. -Paniąpoproszę-powiedział,wskazującnaLunę,któraperwersyjniechowałasięwmoimimponującym dekolcie.-Apan-dodałmiękko-niechjeszczepożegnasięzpieskiem. Niemacosięśpieszyć. Tamtenpociągnąłnosem.Poczułam,żesięczerwieniępodjegospojrzeniem.-BiednaDiana.Rak,niedo zoperowaniarzuciłjakbyodniechcenia,alecierpiał. Zachwiałamsięnaobcasach. -Samjestemwrogiemusypianiazwierząt-mówiłdomniepochwiliweterynarz. - Zawsze, to znaczy do jakiegoś jedenastego roku życia myślałam, że raka dostają tylko ludzie, którzy połknęligowjakiejśwakacyjnejkąpieli.Ale,naBoga,niepsy... -Psyteżmająswojeniebo. Żałobnie kryłam pod papierowym ręcznikiem swoje nogi wyłażące całkiem bezwstydnie spod minisukienki.Weterynarzczyściłuszykotki. - Myślę, że ją zaszczepimy przeciwko świerzbowi, wtedy nie będzie pani musiała codziennie przychodzić. InadstawterazAnkadrugipoliczek...Ręcznikzsunąłmisięzdrżącychkolan. -Bardzoładneuszy-powiedziałweterynarzznadgłowysyjamki. Kiedy wychodząc, mijałam pana z Dianą, całkiem odeszła mi ochota na seks. Zatrzymałam się, by maksymalnieobciągnąćspódniczkę. -PanieAndrzeju,zdecydujęsięjednaknachemioterapięusłyszałamzzadrzwigabinetu. Więcjeszczejestnadzieja! NasypałamLuniedomiskitylekocichchrupek,żebynapewnostarczyłojejdoranaiposzłamnarandkę. Przezchwilężałowałam,żeniewymyślonobaby-sitterdlakotów,alepotemuświadomiłamsobie,że niezostawiłbymsyjamkizjakąśmałolatąprzechodzącąburzęhormonów.Oglądasiętefilmy... Ze Sławkiem siedzieliśmy w jakimś, hm, futbolowym pubie. Nie chcąc, by gość źle o mnie pomyślał, przesiedziałam te cholerne parę godzin przy jednym małym piwie, w dodatku zaprawionym sokiem. Bleee.Zawieszonynadbaremtelewizorbuczałtakgłośno,żewogóleniesłyszałam,coMuldermówi. Ciekawe,ilestraciłam?Żebyniestracićwięcej,nachylałamsiękuniemu,patrzyłamwoczy,araznawet potarliśmysięnosami.WsumiezeSławkastrasznyszczawik.Jużmiałmniepocałować,kiedyrozległsię wielkiryk: -GOOOOOOOOOOOL! Obróciłam się od gorących, spragnionych ust i mrużąc krótkowzroczne oczy (kontakty trzeba wyjąć po parugodzinach,aokularówsięwstydzę-wkońcutoproteza),popatrzyłamuważnienaekran.Nojasne, całypuboglądałzkasetyPiłkarskieMistrzostwaŚwiata1974. -Wychodzimy-pociągnęłamMulderazarękę.-Mamochotęnacośświeższego. Bezkompleksówzaprowadziłmniedoswojegomieszkania. -Ciii-upomniałmnie,kiedywtejfazierandkowaniaudawałambardzopijaną.-Dziadekjestgłuchyjak pień,alebabciamogłabycośusłyszeć. Proszę,proszę,jużmniezacząłprzedstawiaćswojejrodzinie. -Icowtedy?-zapytałamrezolutnie. -Jaktoco?-zdumiałsię.-Ślub! Przez parę kolejnych minut uporczywie milczałam i myślałam (nie wszystko naraz, w końcu jestem blondynką). Próbowałamznaleźćsięwsytuacji.JażonąMuldera? Podobnowprzyszłychscenariuszach„ZArchiwumX"Scullymamiećdzieckozeswoimpartnerem,ale nadaloślubieniematamżadnejmowy!ZresztąjaniejestemScully,tylkoAnia.OnnieMulder,tylko Sławek.Itejegowłosy...Trwała? Tupecik?Peruka?Wszczep? -Najakąmaszochotę?-Zminąakwizytorarozsypał przedemnązesto(sic!)opakowańprezerwatyw.Nieźlesięzaopatrzył,pracującwTesco. -Aczymogłabymnajpierwzobaczyć?Oj! Połowęnocyotwierałamgumki,oglądałamje,aonsprawdzałichszczelność,robiącznichkolorowe,a nawetkolczatkowatebaloniki.Kiedysięobudziłam(wtakimsamymstaniejakpołożyłamsięspać),noc bladła,awokółmniepodskakiwałyprzykażdymporuszeniudziesiątkibalonów. Zupełniejaknadgłowąpannymłodejwsmętnejremizie. 20CZERWCA Jestemniepocieszona-staramsięzapomniećocałymtym,no,incydencie. Jestemniepocieszonaporazwtóry-zaszczepionokotkę. Terazjaiświerzbniemamyżadnychszans.Pojutrzeostatniewejrzeniewuszyiserce. Lunie rozbito jakąś ampułkę centralnie pomiędzy łopatkami (a przynajmniej tak to wyglądało). Kotka próbowała wysuszyć sobie grzbiet, ale oczywiście nie sięgała do szczepionki językiem. W końcu odrobinalekarstwaspłynęłapofuterkuiLunasiorbnęłajejęzykiem.Brrr,alemusiałobyćgorzkie.Teraz ikociak,ijamamynosyspuszczonenakwintę. Chybapobawięsięzniąnowąmyszką.Powyjściuodweterynarzakupiłamjejtakiemałefutrzanecoś. Mysz „zbyrczy".Oprócztego,żehałasuje,kiedysięjąpotrąci,jestjeszczejaskrawozielonaimaróżoweuszy. Aaa, uszy. Lunie się to podoba - a to najważniejsze. Zresztą mnie kocia zabawka podoba się jeszcze bardziej. W sumie cały ten gadżet wziął się ze wspominatozy - kiedy mnie szczepiono, zawsze domagałamsięodmatkijakiegośprezentunaotarciełez.W drodze z poradni dla dzieci zdrowych mijałyśmy tylko jeden osiedlowy supersam; no i nie należy zapominać, że były to inne czasy. W sumie mogłam wybierać pomiędzy modelem rosyjskiego czołgu a pokrewnąrakietnicą,tyleżekierowcyrakietnicydysponowalibarwnymi,rumianyminibytwarzami.Kiedymiałamjużobiezabawki,przyszłaporanawodnenaklejkizkwiatami,tzw.kalkomanie, którymi wówczas upiornie zdobiono kafelki - częściej plastikowe niż porcelanowe. A kiedyś to nawet dostałamprawdziwenalepkizSindbademŻeglarzem. Wstanę, przywiążę do starej listewki długą gumkę, a do gumki - za ogon - myszkę. Rozruszam siebie i kota. Jabiegam,aLunagoniuciekającąmysz.Wszystkosobiezaplanowałam. Orany,alesięzmęczyłam.Kotteżleżynabokuiciężkodyszy.Humorymamydużolepsze. 21CZERWCA Pierwszy dzień lata i pierwszy dzień w Alcatraz. Kiedy wychodziłam rano do sklepu, ujrzałam, jak dwóchsmętnychpanówdemontujedrewnianedrzwinaszejklatkischodowej. W pierwszej chwili wzruszyłam ramionami - pomimo zainstalowanych domofonów i tak ciągle były otwarte, bo ludziom (właścicielom dzieci i psów) nie chciało się wciąż biegać do słuchawki, by otwieraćruchliwympociechom,niemówiącjużowarowaniuprzyokniewoczekiwaniunapuszczonego bezpańsko czworonoga. Potem jednak zobaczyłamoparteomurstalowepotwory,któremiałyzastąpićprzaśnąpoczciwinę.Zaczęłamsięnawet zastanawiać, jak lokatorzy poradzą sobie z tym „problemem" - zapałka w zamek? Cegła, aby się nie zatrzasnęły?Rozkręceniewysięgnika,którysprawiał,żezamykałysięsame? -Porządne-stwierdziłsąsiad,któryzciekawościwyszedł przedblok. -Rzeczywiście. -Bardzoporządne-otaksował.-Alezłodziejdałbyradę. Ja też - dodał z dumą. Oprócz niewyczerpanych pokładów wścibstwa miał też najwięcej dzieciaków i kundlispośródnaszychlokatorów. - O, nie wątpię - powiedziałam z przekąsem. Wieczorem okazało się, że wszyscy jesteśmy w „więzieniu". Wywrotowedziałaniapana(prawdopodobnie)Józkasprawiły,żezamekszlagtrafiłidrzwizacięłysię nadobre. -Trzebastolarza-burknął. - A są na gwarancji? - Na klatce zrobił się zjazd jeszcze dwóch sąsiadek, których psy nerwowo przestępowałyzłapynałapę-Noniewiem. -Todzwońsobiepansam...Klara!Dlaczegosiusiasznaklatkę!Wiepani,tonigdyniebyłaczystasuka.I zpyskajejśmierdzi... Chrząknęłamgłośno.Mojakotkaniepotrzebowaławieczornychspacerów,alejaiowszem,lubiłamsię przespacerować.PójśćdoEwki,któramieszkadwablokidalej. -Tojakbędziemywychodzić? -Panienkatotakanaiwna.Naraziestrychem,mapołączeniezdrugąklatką. -Aniechjąszlag!... Zniecierpliwionejsucezebrałosięnacośgrubszego. -Przynajmniejniebędzieakwizytorów.-Zacisnęłampalcenanosie. - A cóż pani od nich chce? Jak głupie to pracują. Panie Boże, proszę, niech Twoje Oko Opatrzności spojrzynamnie. Nieproszęodużo:tylkoofaceta,owięcejzleceńiomieszkaniewlepszejdzielnicy...Iżebytenpiesnie miał rozwolnienia.Zgórydziękuję,jakmawiałaBridget. 22CZERWCA Huraszczepionkasięnieprzyjęła(przepraszamLuna!),więczkotkąwciążtrzebachodzićnaczyszczenie uszu. Zdecydowanietrzebazniąiśćnaponowneszczepienia,apotem,żebysprawdzić,czytymrazemjestjuż dobrze...Czymożnakogoś„nadmiernie"zaszczepić?Tak,żemógłbysiępochorować?Dosprawdzeniaw Encyklopediiblondynki. Urauraura! Jest piątkowy wieczór, a ja znowu siedzę w domu. Chyba skończę to skrobanie i wciągnę drinka,nadobrypoczątekweekendu. Prosit! Napohybelwszystkim! Nazdrówko,Luna. Dlaczeegowmoimdomaniemiamłazienki.Napaskudzenadywanchyba... Trzwieźwieje? Nieee. 23CZERWCA „Wilią św. Jana niewiasty ognie paliły, śpiewały, diabłu cześć i modła czyniąc; tego obyczaju pogańskiegodotychczasówwPolszczeniechcąopuszczać,ofiarowaniezbylicyczyniąc,wieszającpo domachiopasującsięnią,czyniąsobótki,paląognie,krzeszącjedeskami"-koniecXVIwieku,Marcinz Urzędowa. Najważniejszawcelebracjinocyświętojańskiejjestpaprotka,dlategogdytylkowstałam,udałamsiędo kwiaciarni po paprotkę. Inni celebrujący też musieli na to wpaść, bo w kwiaciarni został jeno jakiś smętnydrapak,któregozpaprociąłączyłymożegeny,alenicpozatym;askorogentrudnozaobserwować gołymokiem,toipaprotkowatośćdrapakanierzucałasięwoczy.Żalmisięgozrobiło(mojaurodai inteligencja też nie rzucają się w oczy i co?), bo pomyślałam sobie o jego małym, sfrustrowanym manitou. Zresztą i tak nie miałam wyjścia, skoro chciałam poświętować. „Kto kupuje ostatki, ten jest ślicznyigładki".Kupiłamdrapaka. Świętuję sama, bo w ostatniej chwili wystawiła mnie Ewka i śmignęła gdzieś z Wenecjuszem. A taki odjazdowysabatmiałyśmyzrobić-czary,tajemniceinapojewyskokowe. AleprzynajmniejwiedźmaEwamaszansęnaorgię,czegoniemożnapowiedziećomnie... Kiedysięściemniło,puściłamMarlinMansona,bomójgłoszawodziniezależnieodwykonania:czymam śpiewaćwkościelnymchórze,czywykrzykiwaćsprośnościdiabłuznikąd pomocy. Tak w ogóle, aby nie schrzanić, próbowałam wspierać sobótkowy rytuał fragmentami kronikiMarcinazUrzędowa.Problemwtym,żeniewiem,cotojest„bylica" ani„czynieniesobótki".Codokrzesaniaognia,tomusiałogozastąpićzapalenieantynikotynowejświecy. Podwóchpiwachmogłamjużpląsaćwokółpaprociizasypywaćświecznikziołamiprowansalskimi. -Osobótkuję,sobótkuję,sobótkuję!-wyłamodczasudoczasu. -Moimżyczeniemjest-szepnęłam,wpatrującsięwpoglutowanązprzyprawamiświecę-miłość. Cholerajasna,ognikzadrgałwgwałtownymprzeciąguizgasł!Aaaa,ajakcośpoplątałamiwywołałam ducha?! Duchu,duchu,czyjesteśtu?Jeślitak,stuknijraz,jeślinie -dwa. Zabrzmiały dwa stuknięcia. Znaczy był to przeciąg, a nie siła nadprzyrodzona; a ja już liczyłam na towarzystwo-jeślinieCasanovytochoćbySkłodowskiej-Curie. * O, pierwsza w nocy, a tu telefon. Co mogło się stać? Coś złego? O nie, przecież życzyłam sobie dużo dobrego. - Cześć - ćwierknęła w ogóle niezaspana Ewa. Znowu robili „to" z Wenecjuszem. Albo, bo ja wiem, puszczaliwiankinawodzie?-Noijak,siostrowiedźmo? -„Dalej,dalejsiostrywiedźmy,czarodziejskikrągzawiedźmy"-przypomniałomisię. - Właśnie o to chodzi. Bo widzisz, Anka, kiedy, eee, przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że rezerwacjęmamydopieronajutro.Toznaczydostaliśmypokój,wiesz,niewieleosóbjeszczewyjeżdża. Todopieropoczątekurlopów... -Tak?-mamgłosKrólowejŚniegu. - No bo wyszło na to, że noc świętojańska jest dwudziestego czwartego czerwca - odpowiada jednym tchemEwa.-Przepraszamcię,alepomyliłam... - W porządku - mamroczę, patrząc smętnie na wciąż rozkiwaną paprotkę, na palące się świeczki i wdychamzapachparszywychziółek. OK,niebędęsiędenerwować.Idęspać,ajutroniemamzamiarupowtarzaćtegocałegocyrku.Niechsię dzieje,cochce!Niechsobieszukajątegojednorazowegokwiatupaproci -jasięprzerzucamnafeng-shui.Onoprzynajmniejmadłuższy„terminspożycia". Oooo,kwiatek! Nie,totylkoćma,któraprzysiadłanapaprotce. Ajednak... Jesttu... Jakiś... Kwiatek. Dziś... To... Się... Chyba... Nie... Liczy. Ojasnygwint! Co,znowućma?! Więcciąglemamyszansę,Luna! Fe,Luna,skrzydłocisięprzykleiłodowąsów.Brrr.Czyzkotamożnazrobićwegetarianina? 24CZERWCA Czuję się jak Kasandra - przynajmniej jeśli chodzi o moją matkę i Avon. Ledwie co skończyłam malowanie ust jakąś ulepą w kolorze ogrodowych róż (jeśli wierzyć mojej rodzicielce), a już mama zaczęłagorącogestykulowaćipokrzykiwać,jaktomiwniejdotwarzy.Cholera,zastanawiamsię,czy onataksięangażuje,bonaprawdęchcewłasnejcórcetępomadkęzhandlować,zamiast,bojawiem... Podarować!Skorodałamiżycie,tojednaszminkaniezrobijejróżnicy? -Tatuśku,zobacz,jaknaszejmałejdotwarzywtymkolorze!-wydarłasięnaojcaprzezcałądługość korytarza i Bóg wie jeszcze jakie wynikające z Einsteinowskiej teorii względności czasowo przestrzenne zawirowania. Ojciec oglądał Cyfrę Sport, co naprawdę umieszczało go w innym i bardzo obcymwymiarze. -Aha!-odkrzyknął. CyfraSporttodlamojegotatuśka(ijej„tatuśka",jaksięokazuje!)formabakszyszuwzamianzato,że zgodziłsiętolerowaćLorda. -Widzisz,podobamusię! -Mamo,ojciecnawetnamnieniespojrzał,chybażeposiadaumiejętnośćbilokacji. -Czego? -Nieważne.-Bezskuteczniepróbowałamwyjąćpsiłebspodswojejspódnicy.-Niemogłaśkupićsuki? -Kochanie,tobyłobyjeszczegorzej,prawda?-Zaśmiałasię.-Lord,chodźdopani! Komuśsiętudowcipwyostrzył,chybaoddługotrwałychspacerówzpsem.Pies-toznaczytlen-dobrze wpływanaszarekomórki:dotleniająsię. -Mała-ktośtupróbujezgrywaćsięnanastolatkęnaprawdęsuperciwtejpomadce! Jezu,jakbympodsłuchiwaławidownięCzesławaNiemena.Apozatymjanaprawdęwyglądałamwtym paskudnie.Wiem,żeprzeważającejczęściblondynekjestwróżowymdotwarzy.Namnieróżwyglądał ohydnie. Od zawsze, począwszy od śpioszek. Ba! Nawet wcześniej - od szpitalnych opasek z opisem: „Maria....(mama),...Anna.... (ja), ...urodzona: (tu data), godz. 17.15" (to też ja, a nie Teleexpress, choć przyszłam na świat w ich tempie.Czychoćbyzatomamaniepowinnamniepolubić?). -Wiesz,kiedyosiebiezadbasz,tocałkiemładnazciebiedziewczyna.Choćbyłobylepiej,żebyśażtak niewdałasięwojca.-Czułam,żematkadopieroszykujesiędorozstrzygającegoszturmu,któryrozniesie wpyłmojewątłesiły. Kasandraodsiedmiuboleści! -Aha,widziałamtegotwojegoRoberta... Serceścisnęłomisięzżalu. -Szedłzjakąśdziewczyną.Wydawałsięniąbardzozainteresowany,chociażonabyłatakaniepozorna... Skurczyłosiędorozmiarówmałegonasionka. -Powiedziałaśnamkiedyś,żenigdycięniezdradzi,żetotakiuczciwychłopiec.Więccozrobiłaś,żecię rzucił? Mamzawał. A tak w ogóle pytam znowu: Dlaczego nie możemy rozmnażać się przez pączkowanie? Bo seks jest przyjemny? Ha,ktomiprzypomni,cotoseks,pytam?!Pytamteż,czemuwysnutotuwniosek,żetomężczyznamnie zostawił?Czykobieta-znaczyja-niemożenikogopuścićwtrąbę? -Zastanawialiśmysięzojcem,dlaczegonicnamniepowiedziałaś? Właśniedlatego! -TojazostawiłamRoberta-głosminawetniezadrżał. -Niekłam,Aniu,bokurzycisięznosa. -Ha!-pisnęłam.-Niepowiedziałam,aletyteżniepowiedziałaśmiopsie. -Piestonietosamo.-PrzygarnęłaLordaobronnymgestem,jakbymchciałagozaszlachtowaćzsamej zemsty. -Owszem,tosamo. -Nie. - To samo! - wrzasnęłam. - Ty wzięłaś psa, bo byłaś samotna. I ja też tak bardzo pragnęłam czyjejś obecności,żeuwiązałamdosiebieRobertanałańcuchu.Iwiesz,cozrobił facet?Przegryzłłańcuchiuciekł! -Niemusiszpodnosićgłosu... -Naprawdęładniejejwtejpomadce!!!-ryknąłojcieczdrugiegopokoju. -Widzisz,mniezojcemjakośwciążdobrzesięukłada. Potarłamustawierzchemdłoni. - Nie ścieraj makijażu, tylko rozmażesz. - Ostatnie słowo zabrzmiało jak „mackijage". - Aha, nie zgadniesz,ktodzisiajprzyjdzienaobiad! Mamastwierdziła,żepowinnamwziąćtęszminkę,bowłaśniejestpromocja,aOgrodoweRóżekosztują tylko19,90. -Napewnosobiekogośznajdziesz-dodała,kiedybeznadziejnie wzburzona wygrzebywałam monetyz portmonetki. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Na obiad przyszła nowa przyjaciółka mamy (poznana na kosmetycznymsabacie)zsynem„nawydaniu". -TojestPiotr-usłyszałam.-Jesteścieprawierówieśnikami. Jeżeli przez chwilę liczyłam, że będzie wyglądał jak filmowy Mark Darcy, to potwornie się rozczarowałam.Kanał. 25CZERWCA LunaiLordbardzozaprzyjaźnieni.Więcej-Lunanajwyraźniejzaczynanaśladowaćpsa.Próbowałamsię uspokajać,żetojejwystawianiejęzykaiintensywnedrapaniepouszachtotylkoprzedrzeźnianie.Alenie -nieprzedrzeźniasięswojegoukochanego,bomiłośćjestślepa,aprzeztomałospostrzegawcza. Tak w ogóle nie doszłoby do tej Lunowej psomanii, gdyby Avon nie produkował „smacznych" kosmetykówwfikuśnychopakowaniach.Lordpoczęstowałsiępędzelkiemdocieni. Mamatwierdziłacoprawda,żebyłtopędzelekdoróżu,alemójweterynarzpowiedział,żenie-bonie wyszedłbyondrogą,którąwyszedł.Wzwiązkuzpowyższymmamdwawnioski: 1.MojąmatkąmożesięzainteresowaćTowarzystwoOpiekinadZwierzętami. 2.Weterynarzmusiałmiećsporodoczynieniazeswążoną(studenckamiłość?),skoropotrafirozróżnić pędzelek do cieni od pędzelka do różu. Facetom mniej oswojonym sukienka potrafi się pomylić ze spódnicą(ospodniachniewspomnę). Tobyłotak.Matkazadzwoniładomnieranoiwpanicezaczęłajęczeć,żeLordumiera,atatuśjązabije. Nie chciałam, żeby tato wylądował w więzieniu. Z jej opowieści wywnioskowałam, że pitbull wyjadł mamie cały kuferek konsultantki. Dla ratowania szczęścia rodziny, honoru domu, własnego zdrowia psychicznegoiinnychpierdół zabrałamjąijego(tj.mamęipsa)dolecznicydlazwierząt. Przepadło-przyokazjiwzięłamiLunę,adwamłodezwierzakipokochałysięodpierwszegowejrzenia. CzysąjakieśWalentynkidlazwierząt,naprzykładwurodzinyśw. Franciszka? Lunadostałaszczepionkębis,apsuzrobionoUSG.TymrazemLordaspotkałfart.Orzeczono,żepsanie trzeba „otwierać", wystarczy go naszpikować środkiem przeczyszczającym, a pędzelek wyskoczy niczym ifryt z wulkanu. I wyskoczył u stóp moich, mamy i weterynarza. Pochyliliśmysięwszyscynadwiadomymizaczęłasięiściekosmetycznadyskusja.Lordzbytniosięnie przejął. Odniosłamwrażenie,żemamabyłaskłonnajużzarazpołknąćcałązawartośćswojejkosmetyczki,byle doktorsięniązajął.Pragnienietowydałomisiębardzoswojskie. Jakbymsłuchaławłasnychmyśli.Apóźniejbyłojeszcze: -Oczywiście,paniedoktorze. -Tak,paniedoktorze. -Pandoktormatakiesprawneręce. -Mapantakiedobrepodejściedopiesków. -Mapantakiedobrepodejściedokotów. - Chciałabym bardziej zadbać o Lorda... Powinien chyba częściej odwiedzać lekarza, prawda? Prewencyjnie... -Ach. -Och! Doktorpoślizgnąłsięnapsiejkupieiwysyczał(bardzoseksownie!)tylkojednosłowo: -Merde! Ispojrzałnamobuwoczy,nierobiączeza. TymczasemLunanauczyłasięaportowaćszczoteczkędocieni.Błeee... Zabronięjejspotykaćsięzpsem,nawettakimolordowskichmanierach. 26CZERWCA Kolejnydzieńupływapodznakiemmojejmatki.Takmatki!Ha!Matki.Matkiwyrodnej! Jakonamogładaćmójnumertelefonutemuprzeklętemu „Markowi Darcemu"?! W dodatku „Darcy" zadzwonił. Jak śmiał?! Całe moje ciało począwszy od cebulekwłosów,askończywszynamałympalculewejstopy,wrzeszczało:„Niedlapsakiełbasa!". Itowłaśniedzisiaj,kiedyzamierzałampoczytaćjakieśpoważneksiążki(zbioryesejówalbodzienniki). -Halo? -Cześć,Aniu.Dostałemtwójtelefonodtwojejmamy. Witaj,rycerzuwsrebrzystejzbroi.Czekałamnaciebiecałeżycie.Twójnamiętnygłosjestjaktchnienie wiosnywmychpszenicznychwłosach.Ach,achmojesercedrżyniczymwyrywającysięnawolnośćz drapieżnychdłonigołąbek... -Aha-burczędosłuchawki. -Oszukałaśmnietroszeczkę,ha,ha.Powiedziałaś,żeniedaszminumerutelefonu,bogoniemasz.-To byłsłodkigłospastoranapominającegoniegrzecznedziateczki. Powiedziałamci,niedzielnyfiutku,żemamprzerwanąlinię. -Alecinieuwierzyłem,bomusiszwiedzieć,żenieżyjemywdziewiętnastymwieku,ajazniejednego piecachlebjadłem,więcbysięmniepozbyćpowiedziałaś... Żemamuszkodzenienalinii. - Że masz uszkodzenie na linii. Postanowiłem pomóc, a że mój znajomy pracuje jako informatyk w telekomunikacji,wystarczyłojednokliknięciewklawiaturękomputera,bywyszłonajaw... Tak,wiem„Darcy". -Żeżadnegouszkodzenianiebyło.Jezuuuuu! -Iconatopowiesz? -Słuchaj... -Zastanawiamsię,czywogóleprzyjąćteprzeprosiny... Ojaciękręcę!Zkimchciałamnieumówićmojamatka? -Twojamamastwierdziła,żezabardzoniemaszwyjścia. -Słucham?-Chybasięprzesłyszałamprzeztetrzaskinalinii. -...żesięstarzejeszinieukładacisięzfacetami.Atutik -tak... Nooooo,mamuśka...Jakmito,kurna,wytłumaczysz?! Czyrzeczywiściebyłamtakązłącórką?Nienawidziszmnie? Ajaciebie...Ha,zgadnij! - Z reguły, no wiesz, nie podejmuję się przypadków beznadziejnych, ale twoja mama była taka sympatyczna. -Niechcemisięztobągadać. -Słucham,Aniu?-pastorKnoxwrócił. -Mówię:spadaj!Trzaskinalinii. Głoszinnegomiejscaiprzestrzeni: -Toznaczy,żesięniechceszspotkać?Japrzecieżżartowa... -Znikaj,padalcu!Oj! -Taknaprawdę,to...To...Tatwojapomadkabyławstrętna!-jęknął„MarkDarcy". Odłożyłamsłuchawkę. Tak,wiem.Iwszystkiemojeorgazmybyłyudawane. Do kompletu brakuje mi tylko biura matrymonialnego. To niesprawiedliwe, że nie mam atrakcyjnego kuzynawsamrazdopodrywaniananiedzielnychobiadkach,weselachistypach. Zrezygnowałamzambitnychlekturibiłamsięzmyślami. Nicprzyjemnego. 27CZERWCA Awięcżegnaj,mójmiły!Szczepionkaprzyjęłasiędefinitywnie. Oho, a co ty tu jeszcze, Luna, dostałaś? Kalendarzyk szczepień? Książeczkę szczepień? Popatrz, ile w niejjeszczewolnegomiejsca...Otak,zamierzamdbaćoswojegokota. Zaraz,zaraz.Wtejksiążeczcecośsięwypełniasamemu. Hm:RYSOPIS.Gdziejamamcośdopisania... Notobach: RYSOPIS Rodzaj:Człowiek Imię:Anna Dataurodzenia:pewnerzeczylepiejprzemilczećPłeć:Kobieta Rasa:Biała Kolor:?(kolorczego?Zaraz,Luna!Chodźnotutaj... Cholera!) Znakiszczególne:Nieprzeciętnagłupota! Luna,kochanie.Takmiprzykro,żezapaprałamciksiążeczkę. Czytoznaczy...?! Luna:Miauuuuuu! 28CZERWCA Awszystkoprzezto,żezwyczajniebyłamgłodna! Zajrzałam do lodówki, gdzie napotkałam polarne pustki, przeciągi i kawałek zwiędniętego selera, z któregokiedyśmiałamzrobićsałatkę.Wszafkachzostałytylkomrówkifaraonkipożywiającesięnatak stęchłychherbatnikach,żetrzebabyćowadem,abyjeprzegryźć.Zresztą,coimbędęzabierać-przecież to moje zwierzęta hodowlane. A o zwierzęta trzeba dbać. Luna podejrzanie spojrzała na mnie, kiedy oglądałam jej kocie chrupki. Wydobywanie spośród kwadratowej jagnięciny i kulistej króliczyny trójkącików, które miały być suszoną marchewką, wydawało mi się zbyt skomplikowane. Robota dla współczesnegoKopciuszka.W piekarnikuteżnicsięnieuchowało.Iabsolutnieniebyłatosytuacjaprzypadkowa.Unikamkupowania jedzenia„nazapas"-toczęśćmojejniekończącejsięterapiiodchudzającej. „Niemasz,niejesz!"-lepszehasłood„Masz,niejedz". Koniec z podgryzaniem przy filmach, czytaniu, czy po prostu z nudów. Koniec z bulimiczką! Z dwojga złegowolęjużanoreksję(cholera,znowujestemgłodna!)-owieletrudniejskościotrupiećniżprzytyć. Tyjesięodsamegopatrzenianachipsy.Swojądrogąmojewrodzonelenistwojestnajlepszągwarancją tejdiety.Rzadkokiedymamochotęnawędrówkipozaopatrzenie.Alekiedyjużpójdę,zachowujęsięjak głodnywłóczykij. Byłdośćpóźnywieczór(okołogodziny23),więcposzłamdoTesco. Nawszelkiwypadekwzięłammałykoszyk:zbytwielesiędoniegoniezmieści.Tylkochleb,koniecznie ciemny, i może butelka wody mineralnej (powinnam kupić filtr, bo zbankrutuję na zwykłej H20). Promocjanabiszkopciki?Najajach,znaczytuczące...Alejataklubiębiszkopciki.Awięcbiszkopciki. Pędem minęłam półki z cukierkami i lodówki z barwnymi tekturkami lodowych tortów. Uff, i oto bezpieczny dział: zdrowa żywność. Do koszyka trafia paprykarz sojowy i sojowe flaczki (Moja Mona Lizanaścianieteżjesttylkoreprodukcją,aledajemijakąśkonsumpcyjnąradość). Kupiłam jeszcze dwa pomidory, kabaczka... Koszyk mi się zapełnił, ale mną targała już tylko jedna ochota:nakonserwowegoogórka.Godnieudałamsiędodziałumarynat. Stałytam(mnóstwo!)ogórkimarynowanenaostrozczereśniowymipapryczkamioraz„poprostu"ogórki. Niecodalejznalazłamzezgroząprawdziweogórkoweniemowlęta. Smakowite.Dreptałamwzdłużtychpółekiniemogłamsięnadziwić,żemożeistniećtylemarynowanych wariacji.Słoikistałyniczymnawarcie,wszpalerach.Szpalerywartownikówniknęływcieniużelastwa, zktóregozbudowanostojaki. Stojaki,opróczrodzinmarynatwytrzymałybysiedzenienanich,skakanieponich,bieganie-wszystko!O rany,takiepółkipowinnammiećwdomu!Naksiążki.Szerokie... Zobaczyliśmysięrównocześnie:jaiMulder.Próbowałamobrócićsięnapięcieizniknąćwinnejczęści marketu(przykosmetykach?),aleonjużmniedopadł. -Czemuwtedyuciekłaś,Aniu?-zapytał.Atakpiękniemogłobyć... -Wiesz,Sławek,tobyłagłupiasytuacja-powiedziałamdoMuldera.-Iwybacz,alejużmuszęiść. -Tebaloniki,co?-Roześmiałsię,seksownymgestemodgarniającloczekzczoła.-Trzebabyćbardziej zdecydowanym. -Tak-potwierdziłam,myślącoogórkach.Gdybymzłapałapierwszylepszysłoik,tojużdawnobymnie tuniebyło. -Jestemtakipodniecony.-Chuchnąłmiwucho. -Przepraszam?-Nawszelkiwypadekoparłamsiępośladkamiokawałekpustejpółki. -Takbardzociępragnę...Usiadłam. -Niewiesz,cotozarozczarowanieobudzićsię,kiedycięniemaprzymnie. Oj,chybaodkryłam,pocokobietomspódniczki. -Jesteśtakaniesamowita.Pococzekać,chodź...Cholera,czyjaczekałam? -Hej!Ktośtuprzyjdzie... Zamknąłmiustapocałunkiem.Potemwyciągnąłzkieszeni„balonik".Szybkoisprawnie. Orany! Nimsięzorientowałam,gryzłamgowucho.Półleżąc,pół siedząc,opasywałamMulderaswoiminogami.Alejaja! KochałamsięzMulderemwdzialemarynat. Naszeruchywprawiłypółkiwmocnewibracje. Uderzająceosiebiesłoikizaczęłygraćstaccato,cowtamtejchwilipodziałałonamniejakafrodyzjak. -Och!Muuuuuulder!-jęknęłam,apotemrozbiłsiępierwszysłój. Zanimposzłynastępne. Pamiętacie„makowąscenę"wMagnacie?Japamiętam. - Cali będziemy w ogórkach - jęczałam zachwycona tą perwersją. Słoiki spadały, ocet spływał po stalowychpółkach. Muldergniótłobcasamiogórkoweniemowlęta. Cozaprzygoda!Cozasensacja! -Gol!-wrzasnąłponiekądsłusznieSławek.„Chryste!Cobędzie,jakktośzarazprzybiegniezbadaćten hałas?"Chwilępóźniejzorientowałamsię,żektośnamniepatrzyprzekrwionymokiem. Byłtomałyobiektywprzemysłowejkamery. 29CZERWCA Dzieńupłynąłpodznakiemdzwonów,dzwonkówidzwoneczków. Na przykład takich dzwonków ostrzegawczych, rozlegających się w środku mojej głowy. Co ja zrobiłam! Przeze mnie Mulder straci pracęibędziemusiał zapłacićzamarynaty.Izaswojesłużboweubranie(wyjąwszyspodnie),któreocetspożywczycałkowicie zniszczył. Och!Jestemfemmefatale!Jestemkobietą,którejsięniemożnaoprzeć!Mójseksapilnakłaniamężczyzn dozbrodni,eee,niechbędzie,żedowybuchówgwałtownejnamiętności. Jestemzepsuta,jestemdzikimzwierzęciem.ZachowujęsięjakprawdziwaEwawraju...Niktmisięnie oprze: Salome, Kate Moss i Teresa Orlovsky w jednym?! O jasna cholera! A jak taśma z tej kamery pójdzie w obieg? Moim elektronicznym ciałem będą kupczyć handlarze porno na Stadionie Dziesięciolecia.Mojetekturowewizerunkizagoszcząwsexshopach.BędęłatwadościągnięciawInternecie.Ajaktatuśmniezobaczy? Nie,tatuśmnieniezobaczy. Muszę się poddać operacji plastycznej! Zmniejszę nos, powiększę usta, trochę się podciągnę. Hm, to będziecałkiem,całkiem...Nie!Niestaćmnienaoperację.Wdodatkubojęsięznieczulenia,anawidok igły zemdleję. Mogłaby mnie przekonać tylko promocja, w której do zrobienia twarzy dorzucają silikonowy biust. Inaczej - moja granica wstydu jest dość wysoka. Wiem, pójdę po taśmę jak dama. Powiem: - Proszą mi ją dać - zdecydowanie i wyniośle. Powiem, że to rozkaz. Postraszę ich policją. Padnę na kolanaibędębłagaćkierownikazmiany,ochroniarzyikogotamjeszczetrzeba. Nigdzieniepójdę,oniwszyscyjużmnienapewnowidzieliwtejkompromitującejsytuacji! Aniechtoszlag:jakmożnamyśleć,kiedyktośtakgwałtowniedobijasiędodomofonu?Obyczajówka? -Dzieńdobry.ZbieramydatkinaMatkęTeresęzKalkuty.Milczę. -Zbieramy... -Słyszałam-burczę,już,jużprawiewciskamprzyciskotwierającydrzwi(myślę:kupięsobieodpustod rozwiązłości,zostanąmisjonarkąitp.),kiedycośmisięprzypomina. -...MatkaTeresajestświętąosobą... Zdajesię,żeJolantaKwaśniewskabyłanajejpogrzebie. Atooznacza... Krzyczędodomofonu: -Naciągacze!MatkaTeresanieżyje! Cośmisięprzypomina.Nabieramgłębokopowietrzawpłuca: -IksiężnaDianaSpencerteżumarła. Ludzietakdługootymmówili.Ludziemówili...Mówią,będąmówić... Jakjamamwydobyćtonagranie?Jak?!Omamusiu... Dzwonekdodrzwi. -PrzyjdźciepoSądzieOstatecznym-gwałtownieotwieram. Zadrzwiamistoijakiśpicuś-glancuśizaczynamiwtykaćwręceczajnikelektrycznyitoster,ikomplet noży,ipluszowąpapugę... -Wygrałapani.Gratuluję!Towszystkonależydopani,zadarmo.Cozaoszałamiająceszczęście.Musi panitylkozapłacićpodatek.Idrobnasumadlakuriera... Miotanie przedmiotami w durnego akwizytora uspokaja, ale nie na tyle, aby tę metodę stosować w przyszłości.W ogóletowłaśnietestresysprawiają,żestajęsiętakaniesympatyczna.Chybasięprzejdę,popatrzęsobie natrawę,drzewa... Przechodzęsię. Dotarłam pod supermarket. Instynktowny przymus zawsze prowadzi przestępcę do miejsca zbrodni. „Kaseta,kaseta,kaseta"-tłoczysięwmojejgłowie.Ajeślijużjąprzekopiowali? Ktośklepiemnieporamieniu.Podskakujęjakoparzona. -Cześć,Scully!Jaktamściganiemarynowanychformżycia? -Toty?-piszczę.Smętniekiwagłową. -Tegoodcinka„ZArchiwumX"niebędzie-patrzynamnie.-Kamerawysiadła. Bożedrogi,ajednakszczęściegościnatymświecie. -Zwolnilicię?-Chcębyćmiła,więcpytam,bomożeonteżmiałfart? Mulderkręcigłową. -Toświetnie-szczebioczę. -Świetniejakświetnie.-Ponurak.-Cojasięchłopakomnaopowiadałem!Aoniniechcąuwierzyć,ale jakbyco,toprosząopowtórkę. Świnie! Przerzucamsięnamałesklepy. 30CZERWCA Comnieznowupodkusiłodozłego!Żebydozłego,aleznaczniegorzej-podkusiłomniedogłupoty.Bo czyjestcośgorszegoniżpójścienazjazdszkolnywwiekudwudziestuośmiulat?Jasne,żetakieimprezki są organizowane dla zramolałych pięćdziesięcioparolatków, którym skleroza łaskawie wymazała z pamięci wspomnienia szkolnych upiorów. W spokoju ducha mogą się śmiać ze swoich łysin, chwalić brzuchem i wnuczętami czy w wypadku kobiet wyrzucać z siebie na wyścigi nazwy specyfików łagodzącychmenopauzę.Wwiekudwudziestuośmiulatnaschool-balumożnatylkosiędowiedzieć,że znienawidzonakoleżankanazjazdnieprzyjechała,bo: -Wiecie,zostałaaktorkąikrecifilm.WWenecji,noztymkontrowersyjnymreżyserem,nojakmutam... Twójeks-chłopak,któregowciążwspominaszkażdegopierwszego września, przywiózł narzeczoną. Dwudziestoletnią,szczapowatąlaskęotwarzyWinonyRyderzesztucznymafro(amówiłci,jakkocha twojejasne(!),proste(!)włosy.Takprzekonywał,żespotykającsięznim,przestałaśsypiaćwwałkach, przezcogrzywkawciążzakrywałacioczy.Nieeeeeeeee).Ipobierająsięwsierpniu. Klasowego kaszalota nie ma, bo klasowym kaszalotem byłaś ty - choć im trudno uwierzyć w to, że wystarczydziesięćlat,byzkaszaloctwawyrosnąćniczymznocnychzmazów. - Cześć, Anka! Nie myślałam, że przy twojej pracy stać cię na operacje plastyczne! Ha, ha! Świetnie wyglądasz. Podobnopracujeszwjakimśsklepie? -Jejchłopak...-WypuszczamtakąsójkęwbokEwy,żetatracioddechiniekończy. -Toniejestmójchłopak,niebyłinigdyniebędzie! -Sama?-Znowutengłos.-Nieprzejmujsię,Aniu! Zawszebyłaśotwartananoweznajomości.Takazbuntowana. Nigdyniewybaczącinajładniejszychnógnastudniówce. Ewkawciążspoglądanamnieobrażona.Kiedyjarobiłammaturę,onakociławpierwszejklasie. „Amniewydawaliściesiętacysympatyczni". Tak,tak,towłaśnieschool-bal. Zaraz,kogośtubrakuje.Gdzieprzewodniczącamaturalnejklasy?Aha,jest! -Milena!-woładozezującejblondynkiEwa. -JednookonaMaroko-burczęizastanawiamsię,kiedyEwkazdołałasięzniąskumplować. -Hej,tylkociętroszkędrażnię-szepczeEwa,widzącmojąminę. Milenabrylujetak,byniktnieprzeoczyłosiłka,któryjejtowarzyszy. -CotozaFranki-Frankenstein?Złodziejsamochodów? - Och nie - prycha Ewa złośliwie. - To by się kłóciło z jego zręcznością. Ochroniarz. A jak chodzi o „inne"sprawy,toszkoda,żeniewzięłazesobąprześcieradła... Ewkawiewięcej,niżsięprzyznaje. -GłupiomiećnaimięMilena(Ukochana),anikogoniemieć,co? -Teżnikogoniemam-smętniemamroczęijużzazdroszczęEwceWenecjusza. -Aletymaszinaczejnaimię.Tojużwinachrzestnych. -Milenachciałatelefontwojegofacetaijakośsięzemnąpróbowałaspiknąć... -Janiemamfaceta! -Roberta.Widziaławaswpubie,apóźniejnasobie... DZIWKA!DZIWKA!DZIWKA!DZIWKA! -Dziwka. KiedyMilenaprzechodzikołonas,manifestacyjniesięodwracam. -PoznaliścieKubę?-pyta. -Jazamiastprześcieradłamusiałabymnieśćzbutwiałedeski... Ewkapatrzynamniezprzerażeniem. -Dlaczegotytakmnienielubisz?-oburzasięMilena. -Tomniezamknijiwyrzućklucz.-Odwracamsię.-IgratulujęprzebudzeniaŚpiącejKrólewny-rzucam naodchodne. Ewkaznajdujemnie,kiedywtempiekosmicznymopróżniambutelkęwina. -Dajno,egoistko,spróbować.TenKuba-zaczynasnućjakbajkę-miałładnądziewczynę,aleonanie chciałajużdłużejbyćzochroniarzem.Smutne.OchroniarznazłośćtamtejzacząłsięumawiaćzMileną. Milenamadwadzieściadziewięćlat,boprzeztenrokbyłaopóźnionawobowiązkuszkolnymwzwiązku zoperacjązeza.Madwadzieściadziewięćlatijeszczenigdy...Nowiesz... -Nie,niewiem. -MarokoiZgierz. -Aha. Pokładamysięześmiechu. -Chodźmydomnie-mówię.-Wypijemywlepszymtowarzystwie. Wypyłyśśśmy. 1LIPCA Wynurzam się ze snu w rzeczywistość niczym nurek, któremu nie dane było skorzystać z kabiny dekompresyjnej. Rany,alemamtrampka!ObokmniepochrapujeEwka. Obślinione, zapuchnięte, potargane i śmierdzące przetrawionymwinemwyglądamyjaksiostrybliźniaczki. Pić! Niemogęchodzić! Pełznęwięcdolodówki. Chybazapomniałamkupićmineralną... Jakidziśdzień? Niedziela. Nie,dosklepuniepójdę. Umrę. -Umieram!-ryczyEwazsypialni.-Jakmożnamiećtakiegokaca?! Zachwilęobieskładamypanieńskieśluby,żenigdyjużniewypijemygramaalkoholu. Ewkaposzładoubikacjirozmawiaćztygrysem. Jasiękładę. Dzwonitelefon. Odbieragomojasiławoli: -Słucham. -Ania?Obudziłamcię?-pytazostrożnąnadziejąMagda. Amnietadziewczynawydawałasiętakasympatyczna. -Któragodzina?-pytaminteligentnie. -Samopołudnie.Dopiero? -Notomnieobudziłaś. -Dzwonię,żebyzapytać... - Magda, czy dzisiaj nie jest przypadkiem niedziela? Mam nadzieję, że odpowie mi, iż w istocie prowadzimyponiedziałkowąrozmowęprzedsamymlunchem. -Nibyjest. W tym czasie krasnoludki otworzyły kopalnię nefrytu w mojej głowie. Mówcie o mnie Śnieżka. Nie, mówcieSierotkaMarysia. -Możeniepowinnamdzwonić... Taktowniemilczę,atacholernaEwkazaczynasmażyćjajecznicę.Niedobrzemi. - Chcę jutro złożyć materiały i zastanawiałam się, czy nie mogłabyś w drodze wyjątku oddać mi tekst dzieńwcześniej. Aaaa,jakitekst? (Aleprzecieżjestniedziela!) -DzieńPańskinależyświęcić.-Corazmocniejtrzymamsięsłuchawki. -Proszę,zależymi. -Kawiarenkainternetowabędziezamknięta-próbujęjeszcze,aletobeznadziejne. -Nie!Wjakimświecietyżyjesz... - Dobra, spróbuję - mój głos wewnętrzny wrzeszczy, że jestem nie tylko alkoholiczką, ale i pracoholiczką.-Aleniczegonieobiecuję... Jajecznicawystygła. Bardzodobrze,itaknieprzełknęłabymanikęsa.Dziwnieniemamochotynajedzenie......aninapisanie. Ewawychodzi.Dziwimnie,żejestjużdotegozdolna. -Jestemspóźniona...-Notak,biegniedoWenecjusza. Miłośćjestlekarstwemnawetnakaca. -Ewka,niebędziezaskoczony,jakprzyjdziesznarandkęwtakimstanie? Zatrzymujesięnachwilęwdrzwiach: -Nocośty,przecieżwie,żewczorajbyłamztobą. Najwyraźniejmójalkoholizmstajesięsekretempoliszynela. Włączyłamkomputer. Pijękranówę-nawetjaksięnałykamameb,toitakbardziejniebędziemniejużmdliło. Ooo,Ewkawróciła. Dejavu:Ewkapodajemijakiegośkota.Podobny... -Lunausnęławmojejtorbie-mówi. Odkryłam drugie oblicze niedzieli. Okazuje się, że w niedzielę można pracować i nie pojechać do rodziców. Kawiarenkiinternetowesączynne.Jednagrupaniedzielnychinternautów(chciałabymsklasyfikowaćją jako tę poniżej wieku dojrzewania, ale nie mogę) gra w takie kolorowe, migoczące na monitorach obrazki. Druga (wymykająca się generalnej klasyfikacji „po") przegląda strony internetowe, na których przewijasięsłowo„sex"-wprzeważającejwiększościpozbawionejakiegokolwiekcudzysłowu. Internetowybarmanwyraźnieucieszyłsięnamójwidok: -Cześć,blondynka!Późniejwysłałto,comiałmiwysłać. Zrobiłtozadychę.Czyjestemzdziwiona? Kolejny niedzielny telefon Magdy przyjęłam już z większym zrozumieniem. Ba, nawet optymistycznie, biorącpoduwagę,żezbliżałasięsiedemnasta,akaczorprawieodszedłzmojejsadzawki. -Coznowu? -(chrząknięcie)Czynaprzyszłośćmogłabyśbyćwswoichtekstachbardziej(chrząknięcie)naturalna?... Wiesz,nieszukamyideału. Oj,Magda,Magda. Apotemzaczęłamiznowucytowaćgłośnoto,cowypłodziłam. PigmaliogalateaAutor:Ja „Jestemmłoda,ładnaimądra-przefaksowałamzaprzyjaźnionemunaczelnemu,niezdającsobiesprawy, jaką burzę wywoła wydrukowanie tego zdania. Ostatecznie odnosi się ono do jakiejś astronomicznej ilości kobiet na całym świecie. »Jestem młoda, ładna i mądra - poinformowała mnie przyjaciółka. Dlatego nie dostałam tej pracy! Będę rozpraszać klientów...« Ostatnim kontrkandydatem, który ją pokonał, był dwudziestoparoletni czaruś z IQ predysponującym go do klubu MENSA. Zawiść najwyraźniej nie jest więc cechą męską, bo w komisji kwalifikacyjnejbylisamifaceci... KobiecejsamoświadomościwspółcześniPigmalionimówią»nie«,bogdybypowiedzieli»tak«,tonaco byliby potrzebni?! Wciąż w dobrym tonie należy udawanie skromnisi i robienie swojego. Podnoszenie przyłbicy stanowi dla kobiety czyn karygodny, to przywilej męskich rycerzy. Można się pogodzić z istnieniembandyhipokrytek,aletakaJoannad'Arcskończyłanastosiezaotwartąprzyłbicęwłaśnie.Za to,żepotrafiłagłośnokrzyczećoswojejprawdziwejnaturze.Jestniezaprzeczalnymfaktem,iżwymagato siły,alekobietysąsilne. »Tobyłarozmowakwalifikacyjna!Wymógwiekubyłjużwogłoszeniu!Nadodatekmiałamsiępaskudnie krzywićiniepuszczaćparyzust?!« »Czekaj,ażcięzapytają«-powiedziałabymojababka.To,żepytaćmogątylkomężczyźni,byłowtedy oczywisteiniestałowsprzecznościzichwszechwiedzą. »Jesteśmłoda,ładnaimądra?«-pokpiwalikoledzy. »Udowodnij mi, że jest inaczej« - odpowiadałam. Nikomu się nie udało, bo nikt nie próbował. To przecieżtychsamychfacetówzłościłowcześniej,żerobiękarieręzaszybkojaknaswójwiek;adorowali mój kształtny tyłek niczym ministrant Najświętszy Sakrament i przychodzili z nabrzmiałym problemem naturyjużintelektualnej. Problem z tym, że w pierwszej chwili chciałam to wszystko odszczekać. Przestępując z nogi na nogę, uśmiechnąćsięmilutkoiszepnąć,żetylkożartowałam... Wyrwało mi się... Krótko mówiąc, zaprzeczyć faktom, ku radości męskiego ogółu, z którego (jak dotychczas) startowałby co minutę jakiś początkujący Pigmalion, by nauczyć sierotkę mądrze mówić i ładniewyglądać.Samspijałbytowarzyskąśmietankę(»Skądjąwziąłeś? Niesamowita!«),apotembardzomożliwe,żezacząłbygrozić: »Wszystkiegocięnauczyłem«,»Bezemniebędziesznikim!«, »Jesteśmoimdziełem!«.Iuzależniał,uzależniał,uzależniał... NieczekamnaprawdziwegoPigmaliona-tostrataczasu. Jego oryginał można spotkać równie rzadko jak i tego Rycerza w Srebrnej Zbroi. Ich wciskające się kopiesąbardziejniżtrefne.Dostworzeniadziełasztukizsamejsiebiewystarczymidużelustroi»chęć szczera«. Mantrujęcodzienniedoswojegoodbicia:»Jestemmłoda,jestemładna,jestemmądra«.Takaszczerość na początku tylko wydaje się trudna - to co brałam za rumieniec zażenowania, przy bliższym poznaniu okazywało się rumieńcem podniecenia. Miła przygoda we własnych czterech ścianach - nauczyć się siebieoglądaćisiebiesłuchać. Myślenieżyczeniowe?WłaśnieopuszczamICHkrainę,krainękompleksów.Jestemmłoda,jestemładna, jestemmądra. Pamiętamtylko,żebynigdyniepomylićtegoz »lustereczkopowiedzprzecie,ktojestnajpiękniejszynaświecie«.Tozupełnieinnabajka.Dlaniektórych kiepskosiękończy... Odłóżcieterazmagazynibiegiemdolustra. Jestemmłoda... (wdech-wydech) ...jestemładna... (wdech-wydech) ...jestemmądra! Widzicie?Toszczeraprawda!" -CzymogęliczyćwprzyszłościnaniesilikonowąAnię?zapytałaMagda. Tak, możesz na mnie liczyć. Nie będę już tak cudownie pewna siebie jak nowojorska prawniczka. Cudownierozsądnajakwiktoriańskapanna.PorzucęzenizdejmękoszulkęzWisznu.Niebędęwyciągać wniosków i rozwiązywać zagadek wymagających logicznego myślenia. Porzucą uśmiech Mony Lizy i tolerancjęorazmiłosierdzieMatkiTeresy.NiebędęKrólowąLudzkichSerc.Niezrobięsobiepeelingu. Będęsięwściekaćiprzeklinać.Wystarczy? -NaprawdęnapisałaśtakwswoimCV? -Aoczywiście. -Idostałaśtępracę? -Aoczywiście,żenie. 2LIPCA WzięłamsobiedosercaradęMagdy.Obudziłamsięranoiodrazupostanowiłamspuścićztonu,daćna luz,byćmniejpoważnaitp.WtymceluwłączyłamtelewizoriprzełączyłamnaCartoonNetwork,aletam zamiast spodziewanego Królika Bugsa, Toma, Jerrego i innych animków szumiało tylko na szaro. Spróbowałamnanowozaprogramowaćtelewizor,alewciążznajdowałamwmiejscumojegoukochanego kanałutensamposępnywidok.Zniesmaczonazadzwoniłamdobiuraobsługiklientakablówki. -Zmieniamyprogramnaatrakcyjniejszy-powiedziałaniewiadomoczemuurażonapaniusia. -AleCartoonbyłatrakcyjny-ośmieliłamsięwypowiedziećswojezdanie. -Proszępani,dzwonilirodzice,aisamedzieci!WszyscyprosiliozmianęCartoona.Wedługwiększości siałonprzemocidemoralizację. O rany. Poczułam się, jakby otaczała mnie banda małych stalinowskich pionierów, którzy kablują na swoichniepoważnychstarych,żesłuchająWolnejEuropy... Z nudów włączyłam kanał informacyjny, a tam strzelanina i eksplozje, wojny i zamachy, burze i ścierającesięfrontyatmosferyczne.Ibądźtuczłowiekumądry. 3LIPCA Zrzucone kilogramy: 0, spożyte jednostki alkoholu: 0, wypalone papierosy: 0, satysfakcjonujące, sami wiecie co: 0, niesatysfakcjonujące: 0, chwile pełne radości życia: 0, odebrane telefony 1 (ale średnią poprawiajegowyjątkowadziwaczność). Wsłuchawceusłyszałamrzężeniaitrzaski,jakbyktośpróbowałdodzwonićsiędomniezinnejplanetyitoniesąsiedniej,aletakiejzagubionejgdzieśwodległejgalaktyce. Chciałamprzerwaćpołączenie,kiedyprzedarłsięwkońcudomojegousznegoślimakaikowadełkagłos Augusta. -Czołem,Anka! -MiałeśbyćwSzwecji,aniewSwierdłowsku!odwrzasnęłam. -Nigdyniezgadniesz,gdziejestem! Cozamęska,szowinistycznapewnośćsiebie! -Inigdyniezgadniesz,coterazrobię! -Dzwonisz,August!!! -Aletylkojednąręką!-Prawiemniezgorszył. -Acozdrugą? -Doję...Trrrr,piiiiiii,trrrr. -Powtórz!-Odtejrozmowyzaczęłamniebolećnietylkogłowa,aleigardło. -Dojęreniferzycę,nowiesz,klępę,paniąReniferową. -Jak,docholery,znalazłeśsięnaAlasce?!Tampotrzebawizy.-Szczerzesięzdumiałam. - Wizy - sryzy. Prrrr, malutka... - Tak się woła na renifera? - Jestem w Laponii. Może zostanę nawet ŚwiętymMikołajem.Jakbędzieszgrzeczna,toprzyślęciserekzreniferowegomleka. -Auguście,miałeśbyćwSzwecji.Najagodach!Słyszelimniechybasąsiedzi. -Stara,wtymrokunajagodyniemaurodzaju.W SzwecjiobrodziłotylkowbezrobotnychPolaków.Jednąjagódkędzielisięnaczteryczęści... Przynajmniejzpopulacjąreniferówwszystkojestwporządku.JaktenAugustpotrafimnieuspokoić. -Słuchaj,będękończył,bodzwonięzkomórki,chciałemcitylkopowiedzieć... -August...-przerwałammu.-Kiedywracasz? - I właśnie o to chodzi! - odwrzasnął mi. - - Ja nie wracam! Ja wybrałem kontakt z naturą! Porzuć tę obrzydliwącywilizacjęiprzyjeżdżaj!TuniemaMcDonald'sów,aleistaropanieństwa!Anka,tylkoty,ja irenifery... Żżżżżżżżżżżż. Przerwałopołączenie. O Augusta się nie bałam - może egzystencjalny wydaje mu się brak hamburgerów, ale wróci, kiedy posmakujelapońskiejzimy.Przyjedzienareniferze,zodmrożonąeldupą. Będęczekać. 4LIPCA DzieńNiepodległościwStanachZjednoczonych.Czycośtooznaczadlamnie? Niepracujęwambasadzieamerykańskiej,aninieznamnikogostamtąd,więcchybanic. Jestem...Jestembardzoniepodległa! Muszę to uczcić - choć jest środek tygodnia, a wszyscy pracują - jakby to wcale nie było święto Wielkiego Brata. Ja jako wegetarianka nie mogę skubnąć kawałka indyka, ale tak mocno wierzę w stosunki zagraniczne, że wystarczy mi listek sałaty. Listek sałaty, piwo i oczywiście fajerwerki - może zostałyjakieśzNowegoRoku? Czyoniniemieliwtedyjakiejśkonstytucji?Powinnamlepiejsłuchaćnauczycielkinalekcjachhistorii, alewtedyprzedmiottentakokropniemnienudził.Inaczejkiedyijastałamsięhistoryczna.Zadzwoniędo Ewki,możeionabędziemiałaochotęnaświątecznegodrynia? 5LIPCA Otwieramoko:orany,alejasno.Nietylkojestemsamotna,alewdodatkuzostałamchybaalkoholiczką, aleczyjajużtegokiedyśniemówiłam?Isufittakibiały;namoimpodczas jakiejś awantury z Robertem - rozbił się słoik z musztardą. Machnęłam nim, by wyładować złość. Ooo,ktośukradłmiżyrandol.Ściany,ściany.Gdziejestmojatapeta?Mama,tato,Ewa?Chybaotworzę drugieoko. Niemogęgootworzyć.Niemamoka?!Cośnanimsiedzi. Pomacajmy...Opatrunek? - Gdzie ja jestem?! - wrzasnęłam i próbowałam wstać, ale wtedy natychmiast ktoś do mnie podbiegł i ułożyłmniezpowrotem. -CozLuną?-pisnęłam. -JestzniąWenecjusz-odparłamiękkoEwa.Mojepalcepowędrowałyzpowrotemdotwarzy: -Czyjajestemślepa?Niemamoka?Okaleczona? -Nie.Tylkotrochęosmalona-odpowiedziałobcygłos. Siłąspróbowałamszerzejrozewrzećślepie:aha,piguła.Nie,podłuższymskupieniupigułaokazałasię lekarką.Nienosiłaczepka. -Tojawychodzę.-Zaświeciłamprzednimiswoimgołymtyłkiem. -Jutro.Musimycizrobićjeszczeparębadań. -Córeczko... - Wychodzą dzisiaj. Wracam do kota. - Łypnęłam groźnie swoim jednym przekrwionym okiem. Czy czarnepirackieopaskisąseksowne?Starzygwiazdorzypodobalimisięwnich. -Naszągwiazdątapani-lekarkawskazałanaEwkęprzywiozłatotalniezalaną. -Wcelowałaśsobiefajerwerkiemprawiewśrodekoka. -Prawie-powtórzyładoktorzaEwą. -Czytysobiecośchciałaśzrobić,dziecko?-zapytałtato. Matkapociągnęłanosem. Cisza. - Nie - odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu. - Nic nie chciałam. Wszystko w porządku. Nie będziewięcejżadnychbadań.-Odwróciłamtwarzwstronąlekarki,któraprzesunęłasiępozamójkąt wzroku.-Właśniesięwypisuję. CzyLuna... -Przestraszyłasię,alenietakbardzo.TociekawskikotodpowiedziałaEwa. Znowutacisza. - Co możemy dla ciebie zrobić? - Skarceni Bóg wie czym rodzice stali w kącie. Ojciec dreptał w miejscu. -Lordczekanatatąwsamochodzie?Chrząknięcie. -OK-burknęłam.Wkońcumiałamkaca. -Wyślęcięnawakacje.-Ojcieccmoknąłmniewobapoliczkiiwypadłzsali. -Czemujestemwjedynce?Cisza. Matkausiadłaprzymoimłóżku. -Jużnigdymnienieswataj-poprosiłam. -Dobrze-chlipnęła. -Onajestzmęczona,askorochcedzisiajwyjść...Dziękici,BiałaDamo. -Już,już.Tylkocośjejpokażę.-Wyciągnęłaztorby „Hallo". Mignęła mi jakaś znana, przystojna twarz. - To twój kuzyn. Nie wiem, czemu w ogóle o tym zapomniałam.Aletozdjęcie...Jegonapewnowciążboląnerkitaksamojakciebie. Niedorozwój kłębuszków... Przystojny, co? Szkoda, że nikt nie wybiera się na tamten świat, bo... Zmieszanazamilkła. -Obiecałaśmnienieswatać,żywączymartwą. -Chodźmypojejubranie.-Ewkapociągnęłamamęzałokieć. Lekarkawciążtkwiłapodoknem. -Czyfajerwerkiemmożnasięzastrzelić? -Nie-odparła. -Takwłaśniemisięwydawało. -Maszfart,dziewczyno.-Niebyładużostarszaodemnie.Jejkomórkazadzwoniła. Niepodsłuchiwałamtejrozmowy. -Mąż? -Pacjent.Niemammęża. -Iwystarcza? -Chcesz,żebymodpowiedziała:„musi"czy„toteżmiłość". -Todrugie. Poruszałasięcichojakcień. -CzytałapanidoktorDziennikBridgetJones?krzyknęłam,kiedybyłajużwdrzwiach. -Nie. -Toproszęprzeczytać. Pojakimśczasiezajrzaładomnieprawdziwapielęgniarka. Oczymiałaszerokootwartezezdumienia,kiedysobiemniedobrzeobejrzała. -Ażtakiejszopkinarobiłam? -Myślałyśmynaoddziale,żetojużświęta. Ewka powiedziała mi, że bredziłam (bardzo głośno) o podpisaniu Indyczej Konstytucji przez Dziadka Mroza.Niewszystkimtosięspodobało. Mamauparłasię,żeodprowadzinasdodomu.Kupiłateżstosczasopism(naraziemamsprawnejedno oko, ale jak tam z jedną półkulą mózgu?) i chrupki. Chrupki nazywają się Smily's i są w kształcie uśmiechniętychbuziek. Chrupnęłam: -Całkiemdobre. -Otwoimulubionymsmaku.-Albomisięwydawało,albomatkapuściładomnieoko.-Bananowym. Icotomaznaczyć? 6LIPCA Czułamsięjakzombie,więcwzięłamsięzasprzątanie. Szuruburu, szuruburu - nawet nie szło mi najgorzej. Od czasu do czasu sprzątanie bywa wysoce odprężające,acoważniejszenieuzależnia. PotemprzyszłaEwaicałyczassiędomniegłupkowatouśmiechała. - Ludzie tracą swoich ukochanych. Cierpią, ale to nie znaczy, że od razu muszą zachowywać się jak Werter. -Aktototaki?-burknęłamznadmopa. -Takiniepoukładanyfacet. -Znam,alesłabopamiętam... -Jużnieżyje.Zresztątobohaterksiążki. -Ha!-odpowiedziałam. -Tyoczywiściejesteśrzeczywista. -Doprawdy?-wyrwałomisię. -Życiemaswojeprawa. Jużmilczałam.Ewasięgnęłaposwojątorbęipodałamipakunekwróżowympapierze. -Ewa!Tojestwibrator!!! -Właśnie.-Pokiwałagłowąjakpiesek.-Zabawka,zgłowąnadrucie,trzymanawsamochodzie. -Dziękujęciwkontekście„prawżycia".-Rąbnęłamcałetosprzątanie.Poszłamrobićkawę. -Niepodobacisię?-Podreptałazamnądokuchni. -On?Ależnaprawdęmisiępodoba.Jestczarny,adotegotazłotagłówka...Uroczy. -Tenwydałmisiętakielegancki...Zresztąmyślę,żewzabawkachniechodzionaturalność. PomyślałamolalceBarbie.Usiadłyśmyprzyfiliżankach. -Mamcośjeszcze. -Baterie? -Nie.Nowidzisz,zapomniałam! -Wporządku,dzisiajsięjakośpowstrzymam. -Mamto.-Tymrazemwyjęłaztorebkiczekoladoweserduszkowzłotympapierze. Przełamałyśmy je na pół i zjadłyśmy, a potem analizowałyśmy różnice pomiędzy jednym a drugim narządem,chichoczącjaknastolatki. 7LIPCA EwkazałożyłajednoosobowyKomitetWalizkowy-zpozorudemokratyczny,wrzeczywistościabsolutnie autokratyczny. Komitet przejrzał moją załadowaną już torbę urlopową, rozpakowując ją przy tym całkowicie (nawiasem mówiąc, ekspres nie chciał się w niej zamknąć). Wszystko, co ja uważałam za cennebądźważne,Komitetodrzuciłwkąt. Całamasarzeczy,naktórejanieraczyłamspojrzeć,zostałaspakowana.Normalka!Widaćpisanemibyło jechaćnaobózprzetrwania,morskisurvival.Ewkawyjęłamójukochany,wielgachnykostiumkąpielowy i „pożyczyła" mi sznurowane czarne bikini. Cholera, czy ona jest szczęściarą, nie wiedzącą co to cellulitis?Jawłożętobikini,aledlaspokojuwłasnegoducha(innemamwnosie,przynajmniejnarazie), będęmusiaławyjąćzoczuszkłakontaktowe.Cozoczu,tozserca. Aitakbędępokonywałaplażęrakiem,chowającrozległytyłek. Ewkaspakowałamiteżparęniesamowicieseksownychkoronkowychstringów,cowkontekściefraszki Sztaudyngera: „Myjciesiędziewczyny,bonieznaciedniaanigodziny",oznaczadlamnieciągłepranie. -Ijeszczejedno,Anka.Możeszzdjąćjużtenopatrunek. Aokonieoprzemisięopoliczek,trzymającsiętylkonanerwiewzrokowym? Ściągnęłam bandaż. Co za ulga: tylko brew mam trochę osmaloną. Świat widziany w nowej perspektywie, „dwuocznej", nabiera wymiarów (a przede wszystkim odległości). Nie jestem taka brzydka, właściwie to...całkiemładna.Jaksiędobrzewpatrzeć. 8LIPCA Chciałam,żebytylkoEwaodprowadziłamnienapociąg. JechałamdoKołobrzegu. -Zobaczysz,teparędniminiejakzbiczastrzeliłpowiedziała,widzącmojąminę. -Więcjadętamtylkopoto,bysięrozpakowaćispakować. -Och,wiesz,comiałamnamyśli.Musiszodpocząć. Ocholera,grupkadzieciżegnającychsięzrodzicamidałamiwieledomyślenia-pociągkolonijny?Tak, aleskoroturnusysątrzytygodniowe,to...?TO! -Wciążodpoczywam. -Jesteśsfrustrowana.Noiwkońcusięopalisz.Obejrzałamniekrytycznie. -Mamuczulenienasłońce. -Popatrzysznamorze,uspokoiciętoibędziesz„zen". Rozglądałamsięzcorazwiększymniepokojem.Przybywaludziitobołków. -Niematamżadnegofestiwalu? -Jużnie,iżadnychżołnierzy.Zresztąitakbyśsięnienauczyłaśpiewać.No,chybażebyśbyłanamuszce. -Perliściesięroześmiała.-Aha,prezentodWenecjusza. Obejrzałam. -ClarissaPinkolaEstesBiegnącazwilkami.Będęwyć.Zbierałomisięnapłacz. -Teżbędziemytęsknić.Pociągwjeżdżałnaperon. -Porasiępchać. - Nigdzie nie chcę jechać bez Luny. - Już wiedziałam, czemu nigdy w życiu nie dałam się wkręcić w jakiekolwiekkolonie.Koszmar. -Dajkotuodpocząćodsiebie.ZresztąWenecjuszbędziecodzienniepokazywałjejtwojezdjęcie. Jedynemojezdjęcie,któremiałaEwa,zostałozrobionenajakiejśuczniowskiejprywatce.Byłowielce nieciekawejednak tym razem nie zaniepokoiło mnie to, że Luna będzie miała mnie za ekstrabrzydulę, co raczej za degenerata (obrzucamy się na zdjęciu tortem, a bita śmietana maskuje doskonale pryszcze. No proszę możnatensposóbopatentować).Dedukowałam,żeskoroEwabierzeLunęnaczasmojegowyjazdudo siebiedodomu,tomusiałanateparędniwziąćWenecjusza.Onimójkotjakopapużkinierozłączki?Nie. AleoniEwa.Zaraz! -Wprowadziłsiędociebie!-ryknęłam,kiedytorbąwpychałamniegoprzepełnionegowagonu.-Czemu miniepowiedziałaś?! -Niechciałamcirobićprzykrości. -Wszyscyźleinterpretujecie!-wrzasnęłam. -Co?!-zapytałaEwazperonu,kiedypociągruszał. Wrzasnęłamdrugiraz. -Tak!-odkrzyknęłaraźno.-Pójdędociebieipodlejękwiatki. -Janiemamkwiatków! -Co?! -Niemamkwiatków!!! -Tocikupię! -Niechcęjechać!!! -Mówiłamjuż,żecikupię! - Obiecanki cacanki - stwierdził autorytatywnie jakiś ryży gnojek, którego na siłę wciśnięto do grupy kolonijnej. Postanowiłam wracać, kiedy tylko to stalowe pudło się zatrzyma. W moim postanowieniu utwierdził mniesmródzWC(obokktóregonieszczęśliwiestanęłam)idziecięcewrzaski.Jacyśfaceciikonduktorzy coiruszzaczepialisamotnąkobietę,czylimnie.Powinnomnietopodnieśćnaduchu,alejeszczebardziej zdołowało. DotarłamdoKołobrzeguwieczorem,wdodatkubardzozmęczona.Postanowiłamwrócićdostolicy,jak odrobinkęodpocznę.Mamkwaterępośrodkuogromnegoblokowiska,zktóregonietylkoniewidać,alei niesłychaćmorza.Prześpięsiętylkotroszeczkęiwracam.Dobranoc,Luna. OLuno,takładnieświeciszzaoknem. Niemogęspać.Policzęowcę: -Owca. 9LIPCA Poprostumorze. 10LIPCA Morze,morzymniesenimarzę.Plaża.Gdzieśzgubiłamuczulenienasłońce. Znalazłosię!Alepomarzyćwolno. 11LIPCA DzieńWysyłaniaPocztówek-wzasadzietylkodwóch. Dla rodziców wybrałam standardowy widoczek z morzem i jakimiś łódkami. Na kartce dla Ewy co prawdateżjestiłódź,iBałtyk,alejestteżgrupkaumięśnionych,cycatych(skąpekostiumy)blondynek śmiejących się od ucha do ucha. Ewa oficjalnie przeklnie mnie za tę kartkę, ale w głębi duszy ją to rozbawi.Ischowają-namurbeton-przedWenecjuszem(uwaga:jestsamicą!).Znowuwyjdęupana mecenasanaanalfabetkę. Kochanirodzice! Morzeciepłe.Wogólebardzoładnie.Opaliłamsobieplecy. Pieniądzetuidąjakwoda.Odpoczywam.Całuję-Waszaczekoladka. Ewka! Sercawgórę!Pięknietuimarzymisięromantycznebara - bara. Tak spaliłam plecy, że śpię na brzuchu. Czemu cię tu nie ma? Czemu nie ma tu Luny (dbasz o mojegokota,co?)? Czemuniemożebyćciągletakfajnie?PozdrawiamCiebieiWenecjusza(maszmupowiedziećokartce!), Anka. PS Przypomniałamsobie,żewdomujednakmampaproć. 12LIPCA Zapragnęłam dotknąć „tajemnicy", bo większej części swojego ciała i tak nie mogę dotykać - poszłam więcdowróżki. Opuściłam ją bardzo zniesmaczona: tej „wiedźmy" nie należałoby spalić na stosie, ale uciąć jej szponiastąrękę(tipsy)zazłodziejstwo. Zastanawiające,alemójhumorcorazlepszy. 13LIPCA SpotkałamRęceKtóreLeczą.Chłopakpoderwałmnienaplaży-opalony,ostrzyżony.Ładnyitrochęza młody,alewkońcuniewiem,kiedybędęmogłapozwolićsobienanastępnewakacje.Nieposzliśmyani doniego,anidomnie. Zostaliśmy nad morzem. Chciałam z Rękami Które Leczą (dotykał mnie, a tu zamiast bólu same przyjemności)kochaćsięnapiasku.Totakieromantyczne,noiwidziałamnakasowymfilmie. -Ech,turystko.Awieszcotojestpiasek?-zapytałmnietubylec. Zmaterializował nie wiadomo skąd cienki śpiwór. Kiedy plaża opustoszała, rozłożył go tak, byśmy nie tracilizoczumorza. -Otrzepstopy.Apotem... Chybarobięsięperwersyjna. Obudziłamsięrano.Sama.Wcalemitonieprzeszkadzało(serio!),porzuciłamśpiwór(wduchuwierząc, żeRęceKtóreLeczągoznajdzie)iposzłamsięwykąpać.Zaspokojoneciałowyglądaoświciecałkiem, całkiem...Pierwsiplażowijoggingowcywpadlinataplającąsięgolaskęorozmarzonejjeszczetwarzy(o ileoczywiściepatrzylinatwarz). Aniechmnie! Ztegowszystkiegozapomniałam,żedziśtrzynastegoipiątek-alewszystkozrobiliśmychybadobrze. 14LIPCA Kurczę!Dopierocoprzyjechałam,ajużmuszęsiępakować! 15LIPCA Uff,wróciłam.Wszędziedobrze,alewdomunajlepiej. Home, sweet home. Dżungla znaczy (miejska - niemiejska): Ewka najwyraźniej się przejęła, bo całe mieszkaniezastałamwkwiatach.Araczejwroślinachdoniczkowych.Takichjeszczeładnych,zielonychniezeschniętychanignijących. Moja„sobótkowa"paprotkateżjakbyodżyła.Miłotubędzie,jaksobieuświadomię,żedużozieleninie oznaczaodrazuporydeszczowej. Brakujetylkomojejmałejpumy. Białapumabiegładomnietakszybko,żetylnełapyślizgałyjejsiępoparkiecieiwyprzedzałyprzednie. PrzynajmniejtaktowyglądałowEwkowymkorytarzu.Kotobwąchałmnieikichnął. Ewkaniekichnęłatylkopowiedziała: -Opaliłaśsię.AWenecjusz: -Ładniewyglądasz.-Zamiastzwykłegozagadkowego „dotwarzyciztym".-Dziękizakartkę. Człowiekwyjeżdżanatydzień,atufruuu-życiegoomija. -Byłamuwróżki-pochwaliłamsię. -Ico?-spytałWenecjusz,robiącmiherbatę. -WywróżyłamibrunetaalaDeląg. -Lubisz?...-ToEwka. -WolęŻebrowskiego.Jejzresztąteżtopowiedziałam.-Ico?-ToWenecjusz. -Powiedziała,żebyćmożewyglądajakŻebrowski.Żemogławpierwszejchwilisiępomylić,botakto polskichfilmównieogląda.Chyba,żeseriale.Jak„Czułościikłamstwa". -NaprawdęwolałabyśtozrobićzŻebrowskimniżzDelągiem?-dopytywałasięEwa. Cholera, nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. - Jak Boga kocham, nie wiem. Ale gdybym naprawdę mogławybrać,to... -Orany!-wybuchnąłWenecjusz.Ewauniosłabrewizmieniłatemat: -Teżbyłamkiedyśuwróżki. -Ico?Lubaszenko? -Powiedziała,żewidzidziecko,aleniewidziślubu.W tejchwiliręceEwyiWenecjuszaspotkałysię. -Imiałarację. -Słucham?-Nieuwierzyłam. Tak,tak,mówiłyichminy.Miau-powiedziałkot. -Chcemysiępobraćwewrześniu.Wpierwsząsobotę,pierwszego. -Jużpierwszego?-Wpierwszejchwilikojarzyłomisięto...zobowiązkowością.-Niezabardzowam sięśpieszy? - Anka, to jemu się śpieszy. - Ewa połaskotała swój pępek. O rany, o rany, o rany! Moja najlepsza przyjaciółkajestwciąży.Amnieniebyłoraptemparędni! 16LIPCA Niektórednisąjaksen.Naprzykładtenwczorajszy. Cholera,niepotrafiłamsiępowstrzymać,byniezadzwonićdonichrazjeszcze. -Słucham?-Jestdobrze,odebrałaEwa. -Toja.-Głosdrżałmizezdenerwowania,udawałamsamaprzedsobą,żekoncentrujęsięnadrapaniu kociegoucha. Luna,rozumiejącmojąsytuację,nieoponowałaprzeciwkotymdotkliwympieszczotom. -No? -Toniezręcznepytanie... -Tak,jestempewna,żetociąża. -Możecisięopóźnia? -Nie. -Możetogrypa? -Nie. -Jakiścholernywirus? -Nie,Aniu,tociąża. -Niestrawność,ciążaurojona?Jamnikitomają. Przechodziłaśświnkę,możetozadawnionachorobawiekudziecięcego? Wenecjuszwyrwałjejsłuchawkę: -Tonieświnkatylkodziecko,Anka.Jakośmusiszsięztympogodzić.-Iodłożyłsłuchawkę. Pogodzićsię,ha!Aontonibyjaktozrobił?Niedziecko,rzeczjasna,botowiemitooddawna'.Wiem też,jaktegoniezrobić,oczymtamtychdwojenajwyraźniejzapomniało. Ateraz-odpowiedzialnirodzice? Acobędziezemną? 17LIPCA Coś,kurna,nieprawdopodobnego... Przez pół godziny oglądałam swoje sutki i próbowałam zbadać, czy ściemniały chociaż o ton, choć w każdejchwilitejkontemplacjispodziewałamsięmlekatryskającegozmoichpiersi.CiążaEwywpędza mnie w ciążę urojoną, bo skoro jej się mogła przytrafić, to czemu nie mnie? Rozsądnym argumentem przeciwko byłby brak współżycia, ale nie o rozsądek tu chodzi, co raczej o pech, a ten jest zupełnie nieuporządkowany. Po drugie - jak zaświadczą najwyższe autorytety - co najmniej jedno niepokalane poczęcie już się odbyło... Żeby nie było wielkiego skandalu i niepotrzebnej cenzury: nie roszczę sobie prawadozostaniamatkąBoga.Nieroszczęsobieprawadozostaniamatkąwogóle,anawetstaramsię tego unikać, ale wszelkie nieszczęścia chodzą po ludziach, a z moich pleców to już zrobiły sobie autostradę. Bo i przypadek pierwszy: mając wielkość łuskanej fasolki i wciąż jeszcze siedząc w łonie matki,mogłamspotkaćjeszczemniejszegobraciszka,którego(jakietokrępujące...)połknęłam,aterazon próbujewydostaćsięnazewnątrz,podwudziestudziewięciulatach,transformującsięzmojegobrataw syna.Albo... Podobno białe niedźwiedzice są zapładniane przez swoich partnerów polarną jesienią i przez całą polarną zimę przechowują w swoich brzuchach małe embriony; wzrost małych misiów uaktywnia się dopieronawiosnę. Coróżniniedźwiedzicęodkobiety? AjeślizaszłamzRobertem,onzdążyłmniejużrzucić,aterazdzieckomisięuaktywni,tocojazrobię?! Zwykła ciąża urojona też może zaszkodzić, a jak mi się to mleko pojawi w towarzystwie albo brzuch urośnie i dostanę rozstępów, albo ciągle będę biegać do klopa? Żeby się chociaż od tego włosy poprawiałyischodziłypryszcze,alepodobnojestzupełnieodwrotnie...Jakjatoprzeżyję?JakEwkato przeżyje? A taki poród to jest jak pójście na wojnę. I niech mi tylko Ewka nie mówi, że rodzi bez znieczulenia.Wdech,wydechizenwmomencie,kiedy...Nie,niebędęotymmyśleć! Jesteśmyzakładniczkamiswoichhormonów!Dodiaska! SamaMurphyBrownzarzekałasię,żenigdyniezajdziewciążę,bolubispoglądaćnaswojebuty,abyw kolejnym odcinku potuptać świńskim truchtem do kliniki sztucznych zapłodnień (co prawda incognito szczęściemdlaobojgarodziców). Obiecałam,żepojadędodomurodzicówEwki-Ewkasiedzitamteraziuczysięodmatkijakdonosići urodzić dziecko. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że ma nie przytyć, a przynajmniej nie przytyć trzydzieścikilo-stanowitowiększywyczynniżsamo„wysmarkanieziemniaka",jakożeprzyszłababcia próbujewEwkowympiecykutakutuczyćsweprzyszłewnuczęjak,nieprzymierzając,wiedźmaJasiai Małgosię... Orany,ajakbędąbliźnięta?! Jechałam do niej takim dziwacznym autobusem, w którym byli. prawie sami faceci. Kiedy więc na kolejnym przystanku pojazd otworzył swe wierzeje, by wpuścić do środka drobną matkę z wielkim wózkiem,myślałam,żektóryśzpanówpomożejejchoćbywodruchusolidarnościzojcem.Dzwonek - pośpieszacz przy drzwiach pobrzękuje, ale nikt się nie kwapił do jakiegokolwiek ruchu i wtedy ta dziewczynakiwnęłanamnie. Cosięnamęczyłyśmy,żebytenwózekwciągnąćdośrodka... Ta część podróży godna była zapamiętania: mężczyźni milczą, ja milczę, a matka śpiewa dziecku kołysankę i to jakąś dziwnie skuteczną, bo sama przy niej przysypia. Potem dziecko w ryk, a kobieta pochylasiękonspiracyjniedomnieimówiznajwyraźniejmasochistycznąsatysfakcją,żeonomożetak całenoce.Pomyślałamsobiewtedy:Ewka,kiedytysięwyśpisz? WproguwitamniesiostraEwy,Alicja.AlicjazKrainyCzarów.Dziwnedziecko:oglądaPokemonyalbo zaplatasobiedredy.Dzieckobezwieku(przynajmniejdlamnie)iniedozrozumienia(tojużchybadla wszystkich). -Oj-mówię,widzącpobłyskującywjejnozdrzachkolczyk. -Aj-potwierdza.-Musiałamobkładaćlodem. -Rozumiem.-Teżmusiałamlodamiobkładaćgardło,kiedybarbarzyńcyprofilaktykiwycielimizdrowe migdałki.Byłdym? - Trochę się ojciec czepiał. Matka mówi, że taka dziura to dla krowy, ale ja ich czkam! - zauważyła wyniośle. Korciłomnie,żebyzapytać:razemczyosobno,aleniepotopalisięzwodzemfajkępokoju,byzachwilę krzyczeć,żebizonyśmierdząrówniemocnocostopywspomnianegowodza. Przypomniałamisięprzeczytanaostatnioksiążkahinduskiegoautora,wktórejgłównabohaterkawrazz całąrodzinaparadowałarówniepięknieprzyozdobiona,więcpalnęłam: - Czy to ma coś wspólnego z indyjską filozofią? Alicja pokręciła głową z niesmakiem (oj, potrafi to zrobić): -Mojasiostrajestwciąży,aletobiecosięstało?!NaodsieczprzyszłamiEwa. -Iconatowszystkomatka?-spytałam. -Mówi,żemamponiejszerokiebiodra,więcwszystkobędzieOK.Aojciecnalega,żejakbędziesyn,to mamgopodziadkunazwaćWłodzimierz.Alejachcę,żebytobyłKuba. -Kuba?-powtórzyłamtępo.-Ajakbędziedziewczynka? -Nocośty,Anka,terazsięsamichłopcyrodzą,bopodobnobędziewojna. Pochichotałyśmychwilkę. -Głupiprzesąd-stwierdziłam.-AgdzietenplakatzMickemJaggerem? -Mamazdjęła,bobałasię,żesięjeszczezapatrzęiKubaprzyjdzienaświatztakimipaskudnymiustami, nowiesz.Wykręciłasięwstrętnie. -Jaggermacórkętopmodelkę-napomknęłam. -AoglądałaśostatnioTVFashion?Znowuchichot. -PoprosiliśmytegogościaodUSG,żebyniemówiłnam,jakiejpłcibędziedziecko.Takaniespodzianka przyurodzeniu. -Wyszczerzyłazęby. -No!AjaksięKubazdziwi!Ico,zapisujeszsiędotejszkołyrodzenia,skoromaszszerokiebiodra?spytałamkąśliwie. -Ech,gdybyktośtodzieckomógłurodzićzamnie.Klapnęłanakanapęipopatrzyłanamnieznadzieją. -Chybadostanęciążyurojonej-pożaliłamsię.WidziałaśDzieckoRosemary? Spojrzałanamniedziwnie. -Nie...ZatowidziałamPierwszykrzyk...Oszlagbytotrafił!Alezemnieidiotka. -Cociępodkusiło?-Usiadłamobokniejiprzytuliłam. Ewkaszlochała. - Ja, ja... - trzęsła jej się broda - brałam wtedy pigułkę i ciąża wydawała mi się równie realna co kolonizacjaMarsa. -CzerwonaPlanetakusi-powiedziałamautorytatywnie,jakożezostałamwychowananakiniesf. -Skądwiesz?-Dostałaoczyjakspodki. Wzruszyłamramionami:-Niewiem.Aleto,kurna,niemożliwe. -Myślisz,żejasięztymnieoswajałam?-Nadąsałasię. -Aletobiewaląhormony,ajażyjęztymnasuchoodszczeknęłam. Potem przyszła mama Ewy z na wpół surową wątróbką na talerzu i Ewa tę wątróbkę na moich oczach pochłonęła.W tempiekosmicznym... 18LIPCA Miałam straszny sen. Obudziłam się roztrzęsiona i mokra od potu, z mentalnym zawałem. Przyłożyłam głowędopoduszki,żebynabraćsiłiuspokoićskołatanenerwy,atumasz!Cholera,żeteżpodpowiekami możesięczaićtakiebadziewie.PowinnamzadzwonićdoEwki.Jednaknie...Terazalbowisinadtoaletą, albonakładapantoflenaopuchniętestopyrozmiar40.Innasprawa,żeciekawimnie,jakirozmiarstanika nosi obecnie? Wielkie balony to jedyny plus ciąży i tycia; ja jednak nie jestem skłonna aż do takich poświęceńżebytylko„złapaćoddech". Notak,ajawciążdyszęzprzerażenia. Śniłmisiękosmos:wielki!Gwiazdyiterzeczy...Zregułytakiesnyodpoczątkumisięniepodobająwidokwszechświatawdosłownysposóbukazujemimojąmarność. Dlategoteż-przynajmniejwieczorami-postępujęwbrewrozsądnejradzie:„Niepatrzwdół". Zdrugiejstronysenmiałdrobnyaspektpozytywnyspełniało się w nim moje dziecięce marzenie: byłam astronautką jak taka ładniejsza Tiereszkowa albo brzydsza Łajka... Od czasu do czasu spoglądałam w okno kokpitu, za którym widziałam kicające pomiędzygwiazdamikróliki... Ciekawe,poczymśniąsiętakierzeczy? Ewka też była na pokładzie - obżerała się chlebem z cebulą i oliwkami. O ile jednak pierwszy kanapkowyskładnikmógłpasowaćdoradzieckiejastronautki,otyletendrugiwogóleniepasowałdo Ewy. Ewa nie cierpiała oliwek, zwłaszcza czarnych! Ponad wszystko! I wtedy zrozumiałam, że to nie Ewa tylko Obcy. Natychmiast wychyliłam się za burtę i muśnięta przez królicze skoki przeczytałam, że naszstatekkosmicznynazywasię„Nostromo". Ewa jadła i jadła i już myślałam, że rychło jakiś potwór rozerwie ją i pacnie krwawym ryjem obok talerza.Tymczasemona-wreszcienajedzona-głośnobeknęła. -Wiem,zdarzamisięostatnio.Totaupiornanadkwasota...-Rozpięłakombinezonipokazałamibrzuch zesterczącymfiluterniepępkiem-supełkiem. -Orany!Jakmożeszztymżyć?-wymknęłomisięzewzględunamójjaknajbardziejwklęsłypępek. -Samaniewiem...-Królikwzruszyłramionami.BrzuchEwy-królicyzrobiłsięprzezroczystyniczymw jakimśopowiadaniuGretkowskiej.Wewnątrz,jakwkapsule,siedział mały i nagi dzieciak z tak zielonymi oczami, że aż fosforyzowały niczym wskazówki budzika. Pociągał razporaz(dzieciak,niebudzik)zapalecswojejgołejstopy(miał dwie - normalnie). Pomyślałam wtedy, że koniecznie muszę wydziergać na drutach różowe buciki, aby dziecko Ewki nie było bosą dziewczynką. I obudziłam się z wrzaskiem, kiedy uświadomiłam sobie drastyczną prawdę: jestem beznadziejna w robótkach ręcznych. Z takiej niezdary jak ja ma być matka chrzestna? Mimowolnie zostaję chyba gwiazdą dziennikarstwa, bo co innego miałaby oznaczać ta rozmowa z Magdą?Swojądrogąmuszęzacząćwychodzićirozmawiaćzludźmipyskwpysk,boniedługowmiejscu dłoniwyrośniemisłuchawka... -Niemiałabyśochotynaetat?-zaświergotałaMagda. - A co, firma chce mnie kontrolować?! - ryknęłam i wybuchnęłam śmiechem, ale na przedłużającą się ciszępodrugiejstronierówniegwałtownieprzestałamrżeć. -Magda?... -Wydawałomisię,żetodobrapropozycja-mruknęła.Wiesz,służbowylunch,ubezpieczenie,komórka,kartykredytowe... -VISA? -Myślę,żeprzytym,copłacimagazyn,mogłabyśwystąpićoVISĘdobanku. „VISAVISĄ,acozWOLNOŚCIĄ?"-zajęczałocośwemnie.Żadnegoprzedłużającegosięleżakowania, piciaodrana,telenowel,symbiozyzLuną...Prawiejakwszkole. -Apółetatu?-napomknęłam. -Phi!-parsknęła.-NajwyżejVISAElectron. -Hm-chrząknęłam.Lunaocierałamisięokolana.Muszęsięzastanowić-stwierdziłamgodnie. -Gdybyśwzięłapełnyetat,tomogłabyśdostaćkredytnamieszkanie-rozsądniezauważyłaMagda,kiedy jamyślałamigłaskałamkota. -Alejamammieszkanie. -Niewynajmujesz? - No wynajmuję, ale opłacam za pieniądze z mieszkania, które wypuszczam komuś innemu. Mam je po babci (tak jak i skłonności do Alzheimera - dodałam w myślach), ale że mieszkanie znajduje się w odległości wzrokowej od okien moich rodziców (dla niegdysiejszego bezpieczeństwa pożarowego), stwierdziłam,iżpomieszkanietamsobiedaruję. -Rozumiem-przytaknęłaMagda.-Aha,niepochwaliłamcisięjeszcze.KupiłamM-3.Nakredyt,alew starejkamienicy. -Ijak? -Bardzoładne.Częściowojużspłaciłam. -Spadek?-Poczułamgwałtownyprzypływintuicji. -Takjakby-zgodziłasię.-Wmieszkaniuumarłajakaśstaruszka... Oho... -Noi? -Nieznaleźlijejodrazu... Przezkulturęniespytałam,czymiałaowczarkaalzackiego. -Deskinapodłodze-tepodciałem-zdążyłysiętrochęwypaczyć... -Tookropne! - I tak kładę parkiet. Zresztą cały „spadek" to w istocie ta zepsuta podłoga. Kolega mojego męża, taki alternatywnyartysta,wziąłodnastedeski.Oprawiłwramyinazwał Osamotnienie.PoszłyodrękinaaukcjiwJaponii.Itozajakąsumę!Ażetorównygość,więcpodzielił sięzyskiem.Niezłe,co? Zatkałomnie,więcpostanowiłampowrócićdoprzerwanegotematu: - No! A tak wracając do twojej propozycji, to dlaczego ja? - Musiałam o to zapytać dla świętego spokoju.Nielubięniejasnychsytuacji. -Wiesz,Anka...-odparłazeskupieniemwgłosie-będęszczera.Mnieteżtozastanawia. Ha...Kupięsobieowczarkaalzackiego. 19LIPCA DzwoniędoEwkiidzwonię,atamciąglezajęte.Czujęsięparszywieponaszejostatniejrozmowie.To, że jej nie rozumiem, nie znaczy... Cholera wie, co nie znaczy! Jest po prostu ofiarą bliskich spotkań trzeciegostopniazbocianem,ajajestemwścieklezazdrosna.Samazresztąniewiemdokładnieococzy czuję się jak skrzywdzona starsza siostra, która pewnego dnia wraca ze szkoły i natrafia na wrzeszczącytobołek,nadktórymsięwszyscypochylająicmokająradośnie?Amożezazdrosnaociążę pozostajemojagadziaczęśćmózgu-sterowanamacierzyńskimzegaremrychłowybuchniezestrachu,że mojejajnikizamieniająsięwwysuszoneziarnkafasoli(gdzietobyło?). Może jednak należałoby znaleźć lepiej płatną pracę? Nie żeby kupować kosmetyki, ale mieć kasę na zamrożeniesobiejajeczka? Nie, to nie wypali:„czynsz"zatakie przechowywaniejajkawbankupłodnościjestpewnieogromniedrogi.Będępłacićipłacić,ipłacić,a kiedywkońcudzieciaksięurodzi,będziesięwstydził,żemazamatkęBabęJagę,którazoczywistych przyczynniemiałapieniędzynakremprzeciwzmarszczkowy...Oj,jużmniebolitwarz. Ewkawciążnieodpowiada,więcchybasięwkońcudoniejprzejdę. Spotkałyśmysię!Telefonbyłciąglezajęty,boonadzwoniładomnie,ajadoniej.Uściskałyśmysięjak szalone. -Słuchaj,Anka!Miałamsen. -Oprzezroczystymbrzuchuikróliczkach?! -Nie.-Popatrzyłanamniedziwnieibardzopodejrzliwie. -Aprzynajmniejnictakiegoniepamiętam. -Notooczym?-zaciekawiłamsię.Możesamarozpocznękarieręwróżki„odsnów"albozrobiędrugi fakultetizostanęfreudystą?Wpełniuzasadnionebędziewówczaswypytywanieznajomychoichżycie seksualne czy zawieszenie nad łóżkiem reprodukcji obrazu Łempickiej (ulubiona malarka Madonny!) o tytuleMarchewki:wszystkie „warzywa"wyglądajątam,jakbydostałyerekcji-rządpenisów,grupapenisoidalna,martwanatura... -Słuchaszmnie?-Ewkaszturchnęłamniepodżebro. -Tak.Znaczyzamyśliłamsię.Alesłucham...Udała,żenicsięniestało: -Pachniałojakwkuchni,tylkożetoniebyłakuchnia,leczgóra.Właściwiegórka,łysa,aty,niewiedzieć czemu, spałaś na jej szczycie. To znaczy ja też tam byłam, przez chwilę (zabawne), ale zrobiło mi się zimnoipowiedziałamci,żewodawdomumiwykipi.Apotemmójduchunosiłsięnadtągórkąipatrzył na ciebie. Ty spałaś, aż nie weszła ci do śpiwora Skłodowska - Curie, tylko że ona była w tym śnie facetem,noisamawiesz.Przystojnybyła,aisławny,tobabyleciały.KiedytenSkłodowskisięzmył, nawetjeszczenieświtało,tyzaczęłaśświecićjakjakaśmiotłazCzarnobyla. Świeciłaśiświeciłaś,mocniejchybaodsłońca,którewkońcuwzeszło.Inatocałeświecenieprzyszły chłopy z cepami i powiedziały, że „wiedźmie dychać nie dozwolą". Zbudowali taki wysoki stos: dla ciebie. I podpalili go. Wcale ci się nie podobało... Chciałam zgasić ogień przegotowaną wodą, bo od surowej można dostać ameby i wtedy zorientowałam się, że w kwestii wody skłamałam i nie mam ani kropelki.Więcpóźniejjużniemiałamprzyjaciółki... Itensenuświadomiłmi,żetobieniemogękłamać. -Niejesteśwciąży!-zagęgałamradośnie,alezarazpalnęłamsięwczoło,botakiełgarstwobyłojednak nierealne. -Istotniejestem-napuszyłasię.-Całarzeczwtym,żejająsprowokowałam. Niebardzozrozumiałam,alesłuchałamzzapartymtchem. -Waptecemożnadostaćtakiemałetestyciążowe... -Dużeułatwienie-wyrwałomisięmentorsko.-Naszematkisikałydosłoików.Potemwymyślilijakiś test,doktóregobyłapotrzebnakrólica.Wiesz,najednąkobietęjedenzwierzak.Powszystkimotwierało siękrólicęisprawdzało,czypodwpływemkobietymazmiany-nibyciążyurojonej. Jeślitak,zostawałaśmamuśką.Przynajmniejtaktozapamiętałam... -Otwierałosiękrólicę-powtórzyłazezgroząta,któramójwegetarianizmuważałazafanaberię. -Nowiesz,takiecesarskiecięcie... Zbladłainawetjakbytrochęosunęłasięnachodnik. Ludziezaczęlisięnanasgapić,więcczymprędzejzaprowadziłamjądoswojegomieszkania. -Żartowałaś?-spytała,kiedyjużdoszładosiebie. -Troszeczkę,doktorku. - Mdli mnie - jęknęła. - Zupełnie jak na kacu... Aha, więc oprócz tych testów ciążowych są jeszcze owulacyjne. Sprawdzasz,czytwojejajeczkosięgrzeje. -Sikasz? -Nie,ślinisz...Ijaśliniłamtepaskizpremedytacją,żebywiedzieć,kiedymogęzajśćwciążę,apotem udawałam, że to tak przypadkowo wyszło, bo bałam się, że moje jajniki wyglądają już jak zdechłe rodzynki,aniejakieświnogrona... -Jakziarenkasuchejfasoli... -Inigdyniezostanęmatką. -Noalejużjestwszystkowporządku.-Przytuliłamją. -Apotemliznęłamwnocświętojańskąiwiedziałam,żetomusibyćto.Poprostugol! -Eee,wnocświętojańską?-Popatrzyłamnajejbrzuchicałkiempoważniezaczęłamsięzastanawiać,co wiedźmy robiły podczas tych sabatów i na ile to (ona czy on?) będzie podobne do Wenecjusza. Powiedziałaśmuotym? -Ależ,Aniu,mężczyźniniemusząowszystkimwiedzieć. Zastanawiamsię,czyodpowiedźdotyczyłalizaniaczynaprzykładznajomościfilmuOmen. 20LIPCA D-Dayczy,jakktowoli,DzieńOperacjiJerzyk! Udałam się na wyprawę po puszkę dla kota do osiedlowego sklepu, który nazywa się „Oaza" i rzeczywiściejestoaządlaokolicznychżulików. -Kopsniesz,panna,monetę? Kopsnęłam dwa złote - chyba za tę „pannę". W drodze powrotnej zaś znalazłam ptaszka: bezbronne pisklę,którebezzastanowieniawzięłamdodomu.Wzięłaminatychmiastschowałamwjakimśpudełku przed kotką, która była bardzo głodna. Dla bezpieczeństwa od razu nakarmiłam Lunę whiskasem. Zostawiłamjąnadmiską,żebysięniezorientowała,żeznówwychodzęizostawiamjąsamą(cholera, jednakzachowujęsięjaktoksycznamatka). Zadzwoniłampotaksówkęiodwiozłamptaszkadozoo... Pisklęwyglądałonapustułkę.Tooczywiścietakżewspominatoza-kiedybyłamdzieckiem,rzeczywiście znalazłyśmyzmamąpotworniezarobaczoneizabiedzonepisklętegogatunkuwstudnijakiegośpodwórka (zusowski budynek obok był wysokim biurowcem, gdzie pustułki ostentacyjnie zakładały gniazda, wspomagającswojąobecnościąegzotykęokolicy).Czymprędzejzawiozłyśmyjedomiejskiegoogrodu zoologicznego,wiedząc,żejeślitegoniezrobimy,ptasiorskończywpyskujakiegośkota(widzisz,Luna, jaką macie opinię?). Musiałyśmy wtedy niesamowicie wyglądać - dwie niewiasty przejęte swą misją samarytanek. Mamatrzymałapisklęwprawejręce,lewąkontrolowałamnie.Jatrzymałamsięmamyrękąprawą,aw swejlewicytrzymałamzabawkę:rudegoliskazrobionegozprawdziwejskóryuprzednioukatrupionego królika.Okropne! Późniejbyłyprzyjemniejszeaspektycałegozdarzenia. Mogłam zatrzymywać się przy klatce z pustułkami i zgadywać, która z nich jest moja. Konfabulując, pokazywałam mojego ptaka swojej klasie (wszystko działo się jeszcze w podstawówce), z którą bywałamwzoonaobowiązkowychwycieczkachpoznawczo-przyrodniczych. Aterazbyłamtuznowu,abyoddaćwbezpieczneręcedrugąswojąpustułkę!Rozpierałamnieduma. W budynku gospodarczo - hodowlanym (do którego wysłał mnie skacowany pracownik zamiatający alejkę) nie było nikogo z wyjątkiem głodnego kota, który bezczelnie zwieszając się z dachu klatki dla małychbocianiątek,najwyraźniejczekałnajedzenie... Postanowiłamposzukaćjakiegośopiekunanawłasnąrękę. Pokilkunastuminutachcorazbardziejchaotycznejbieganinynikogonieznalazłam. Ażnaglewpadłampodrowerdosiadanyprzezpotężnąwalkirię.Walkiriaokazałasięszefempielęgniarzy zwierząt,czylitym,kogoszukałam.Niestety,niebyłaosobąsympatyczną. -Jakpanichodzi?!Boczneścieżkiniesądlazwiedzających,niewidzipanitabliczek?! Wymruczałamjakieśprzeprosinyipowiedziałam,comnietusprowadza. -Proszępokazaćptaka!-rozkazała. -Ajakwyleci?-pisnęłam. -Topokłopocie! Miałamnadzieję,żetylkożartowałanaswójmałofinezyjnysposób. -Toniepustułka-żachnęłasię-tylkojerzyk. -Tak?-Przełknęłamślinęidentyczniejaknalekcjachbiologii. -Chodźmydowiwarium.Proszęzamną. Dowiwarium?Możeibyłamniedouczona,alewiwariumjakośkojarzymisięzwężami. -Piotrek,zajmijsiętym!-Przekazałamniejakiemuśszczawikowi.-Tojerzyk. Ów Piotr złapał za moje pudło - chciał je chyba włożyć pod pachę, ale ja wciąż ściskałam kurczowo drugikonieciniepuściłam.Uśmiechnąłsięlekkozłośliwieiwzruszył ramionami,alemojegoptakapuścił.Zrobiłomisiętrochęgłupio. -Czyty...-niewiedziałam,jakzapytać-opiekujeszsięptakami? -Nie,wężami. Wężami,Anka!Wężetoniejerzyki! -Najbardziejlubiępytony. -Czytakiepytony... -Otak,pytonybardzolubiąmałeptaki-odćwierknął wesoło,niespuszczajączemnieswoichpytonowatychoczu. „Niedamsięzahipnotyzować!-wrzasnęłocośwemnie.Zdrada!Niepotooderwałamjerzyka-pustułkękotomodpysków,byterazpożarłyjąwęże!" Stanęłamniezdecydowanie,anawetjakbymzaczęłasięlekkowycofywać.Miłośnikwężyznowuspojrzał jakośdziwnie,ajanaglepoczułam,żeopieramsięplecamiowalkirię... -Nie!-ryknęłam.-Niedamptaszka!Jarozumiemkryzysekonomiczny...-Otoczona,starałamsięznaleźć rozsądnekontrargumentydla„pożarcia".-Alewszystkomaswojegranice. Nie byłam przekonująca. Byłam przerażona! Trafiłam na zakamuflowanych w zdrowym społeczeństwie psychopatów. Bestie! -Hej,niechpanisięuspokoi! -Niezamierzamniedammojegoptaaaaka. -Żartowaaałem!Cisza. -Comiałbydorosłypytonztakichparupiór?Wiem,tobyłopytanieretoryczne.Niejestemgłupia... Piotr, który posiadał tytuł „pomocnik pielęgniarza zwierząt", zabrał mnie do swojej kanciapy za „wypełzem" (no bo przecież nie wybiegiem?) dla pytonów. Stało tam duże akwarium, w którym aż kotłowałosięodpiskląt-istnejerzykoweprzedszkole. -Trzymamyjetutaj,botujestnajcieplej.Wężelubiąprzerwa-ciepło. -Apotem?-Naprzerwędyplomatycznieniezwróciłamwiększejuwagi. -Poodchowaniuwypuszczamyjenawolność.Niemożemytrzymaćwszystkich. -Zadbapanomojegojerzyka?-zagruchałam. - Tyle ich tutaj - odgruchał. - Ale zrobię, co mogę. Znowu zaczynałam się czuć jak heroina romansu. Cholera,tochybajakaśchoroba?!Chociaż,czemunie... „Bonie-stwierdziłkategoryczniemójgłoswewnętrzny.Niebędzieszflirtowaćzfacetem,któryjestopiekunemwęży!" „Aleijerzyków". „Opiekunemjerzyków,aleiwęży"-głosuznałdyskusjęzazakończoną. -Takkarmimymaluchy.-Piotrwepchałpisklakowidogardławijącąsiędżdżownicę.Fuj!-Trzebaprzez chwilęprzytrzymaćdziób,żebyjerzyknapewnopołknął.Potemmasujemylekkopodgardle. Kiedywychodziłamzwiwarium,akuratpodjechaławalkiria,machającdużymtekturowympudłem: -Wiozęjeszczedwa!Pytonyczyjerzyki? Specyficznednitakłatwosięjednakniekończą.Kiedydreptałamwkierunkuwyjścia,otomoimoczom ukazałsięweterynarzLuny.Wdodatkuniesam,ale-jaksiędomyślałam-zżoną.Nadchodzilipowoli sąsiedniąalejką. -Niedosyćmazwierzątusiebie?-mruknęłamzaskoczona.Aponieważwciążwstydmibyłozarobienie maślanychoczudożonategomężczyzny,postanowiłamsięnieujawniać.Prawiemisiętoudało. Szczupakiem rzuciłam się za drewniany, swojsko wyglądający domek. Zanim zorientowałam się, co narobiłam,śmiertelnieprzerażonarodzinalamztupotemzaczęłamiotaćsiępowybiegu. -Lamy?-Małżeństwowyrosłoprzedemnąjakspodziemi. Bezodwrotu. -Pustułki-odpowiedziałam.Comitam... 21LIPCA Próbowałam jeszcze pospać, ale ostatnio nie ma na to szans. Odkąd bezrobocie skoczyło do piętnastu procent,wszyscybudząsięjeszczewcześniejniżwtedy,gdywstawali,idącdoswoichfabrykczyinnych zakładów.Chybapoto,abypozostawićsobiewspomnienie„normalności".Takaprzynajmniejjestmoja teoria.Jednakżedzisiaj-jeślidobrzekojarzę-jestsobota,asobotychybazawszebyływolne? Jasna cholera, w tej kakofonii dźwięków dobiegających z korytarza brakuje tylko stada pawianów. Czyżbymprzeoczyłajakąśmasowąucieczkęzzoo? Pójdętosprawdzić.Łup! -Ożeszty!... Potknęłamsięokotaijakdługagrzmotnęłamopodłogę. Kotkaspojrzałazzaciekawieniem,corobięnajejwysokości... Meblenauczyłamsięjużomijaćzzamkniętymioczami,aleLunajestmniejstabilna. Dzwonek! Dobrze,otwieram.Mamnasobiepiżamęwpajacyki,aletrudno... - Nadal jesteś sama, jak widzę. - Mama błyskawicznie obrzuciła wzrokiem bazyliszka mój „singlowy" strójnocny. -Mamo,cotyturobiszotejporze?ILord...-Pieszamiastobwąchaćmnie,bierzesięzaobwąchiwanie kotki. Luna-ozgrozo!-wyglądanaszczęśliwą. Rozglądamsiępoklatceschodowej:takmyślałam.Niemasąsiadówaniżadnegostadapawianów.Pusto, nieliczącwalizki.Walizki?! Matkawnosijądomojegomieszkania. -Mamo?... -Trzebatuzrobićjakiśremont. -Mamawie,którajestgodzina? Walizkalądujenaśrodkumojegopokoju(mamdwa„gabinet"i„sypialnię"). -Wprowadzamsiędociebie.Najakiśczas.-Aha,więcmamjużtylkosypialnię...-Nasztatusiekpuścił sięzjakąśPudlicą! Towłaśnienazywamciekawympoczątkiemdnia. 22LIPCA Nie do pomyślenia - niedzielny obiad z moją matką w moim własnym domu! I to jaki obiad! Matka wsuwachińskązupętrzyminutówkęiniekaprysi.Cud!Nieto,żebymojąrodzicielkęopuściłazłaenergia -odkądsiętylkoobudziła,jestwyraźnieprzygaszona.Nicwtymjednakdziwnego:Cojabymzrobiła, gdyby mój mąż - z którym jestem od trzydziestu pięciu lat - poszedł do innej? Najprawdopodobniej wykastrowałabym go, zyskując krótkotrwałą sławę na pierwszych stronach dzienników, a nie pociągałabymnosemnadYum-Yumką. -Mamo,twierdziłaś,żejeślitatuśwykręcicijakiśnumer,topuściszgowskarpetkach,ajaknarazieto tyzostałaśzjednązmianąbielizny-napomknęłam. Ojej!Poconapomknęłam?! Łyżkazatrzymałasięwpółdrogipomiędzytalerzemaustami. -Wiesz,Aniu,dorosłyczłowiekwięcejrozumie. -Jasne,atyrozumiesz?-Muszębrnąć.-Zresztąmyślałam,żenastarośćsiędziecinnieje,aniekoniecznie przepoczwarzawsłowiańskiegoBuddę. -Aniu! -Rozumiesz?!-Ażbrzęknęłamtalerzem. -Tak. -Oooo? -Aletocoinnego. ZalałamwodądwieOpychy,drugiedanie. -Czytałamksiążkę... -Przeminęłozwiatrem-zaburczałam. -MarsjanieiWenusjankiwsypialni.Boziu! -Twierdzą,żedlakobietynajwiększaprzyjemnośćjestpo.Orany!Przecieżrozmawiamzeswojąmatką! -Po?-Sprzątnęłamtalerze.-Kiedymożeszwreszciezapalićpapierosa?-Ażmnieścisnęłowdołkuna samowspomnienie:palaczemialkoholikiemzostajesięjużnacałeżycie.Takiepiętno. -Chodziłomioprzytulanie.-Zarumieniłasię.-Amężczyźnienajlepiejjestwtrakcie. - Interesujące... - No proszę! Wcześniej mama nie próbowała mi tego tłumaczyć nawet na przykładzie pszczółek,tylkoposzłanałatwiznąinapuściłanamnieszkolnąpielęgniarkę.Pielęgniarkapróbowałami wmówić,żenajlepszymprzyjacielemdziewczynyjestirygator.ZupełniejakwŚwieciewedługGarpa... -Podobnobywajednak,żekiedykobietaprzestajekochaćmężczyzną,toteżjestjejlepiejwtrakcieniż po. -Niewierzę-wyrwałomisię. -Mówięci,dziecko,żetobardzomądraksiążka. Bestseller.-Skubnęłaguzikbluzki.-Amnieostatnioztatusiemtojużbawiłotylkowtrakcie. -Toprzykre. -Jużgoniekocham.Naszeoczyspotkałysię. -Toprzykre... -Nowiesz,Aniu,„justsex". -Iknow. - You know? To dlaczego boli mnie to, że zostawił mnie dla tej pudlej zdziry?! - Rąbnęła moim ukochanymkubkiemzkaczuszkąopodłogę. Siławyższa-niestłukłsię.Szybkogopodniosłam,bomamanajwyraźniejzamierzałapoprawićbutem. Naraziejednakrozpłakałasię. -Niktmnieniekocha!Olala! Kiedy zadzwonił telefon, matka poruszyła się nerwowo i stwierdziła, żebym nie odbierała, bo to na pewnoon. -Mamo-powiedziałamgłosembardzocierpliwegorodzica.-Tomożebyćteżktośdomnie.Pamiętasz, żetomojemieszkanie? Wydęławargi,alaobrażonaBrigitteBardotiskrzyżowałaręcenapiersiach. -Tak?-Podniosłamsłuchawkę. -Onajestuciebie? -Tak,jest. Matkazamachałagwałtownierękami. -Iniechceztobąrozmawiać. -Spodziewamsię. -Tato,wcowysiębawicie?OburzenieB.B.sięgnęłozenitu. -Powiedz,żebyoddałamipsa-stwierdziłojciec.-Lordzostajezemną!-Trzasnąłsłuchawką. Przekazałam. -Coto,tonie-napuszyłasię.-Psiedzieckojestmoje. Dobrze,żeprzynajmniejomnieniemusząsiękłócić. 23LIPCA Dzieńjakcodzień.Wczorajwogóleniepołożyłamsięspać(niepróbowałamtakichpraktykodczasu studiów!),więckiedymatkajeszczepochrapywaławnajlepsze,wyszłamnaporannyspacerzLordem.A ktoczaiłsięwkrzakachprzedmojąklatką?Wymiętytato. -Cześć-wybąkał.-Przyszedłemzobaczyć,cosłychać. -Opiątejtrzydzieścirano?-Popatrzyłamsmętnienazegarek. -Właściwietooszóstej.-Złamałmamieserce,alesamteżwyglądałbardzonieszczęśliwie. -Masz.-Podałammusmycz.-Idź,alemaszwrócić. Rzeczywiście,byłzapółgodziny.SzczęśliwyLordlizałgoporęce.Ojcieckucnąłobokicmoknąłgow roześmianypysk. -Jakcisięterazmieszka? -Zmamą? Kiwnąłgłową. Jak mieszkało mi się z mamą? Strasznie. Przywiozła ze sobą stertę psich misek i drobiazgów gospodarstwadomowego.Zanimnakarmiłapsalubkotkę,oglądałapuszkędziesięćrazyzkażdejstrony. Ciągle pichciła jakieś niesłychanie skomplikowane potrawy (co niekoniecznie szło w parze z ich smakiem) i wyrzucała mnie sprzed telewizora, aby oglądać „Planete". A minęły dopiero dwa dni! Wczoraj znalazła pustą folię po zabawce Whiskasa (nie wyrzuciłam jej, bo strasznie podobał mi się zreprodukowany tam kot), a równocześnie zabrała Lunie jej ulubioną rybkę welonkę na wędce i z tym wszystkimprzyszładomnie. -Pozwalaszkotcebawićsięsamejzesobą,aspójrz,tunapisali,żejesttozabawkainteraktywna.Tyteż powinnaśwtymuczestniczyć! -Mamo...-Spojrzałamnaniąjaknararoga. Ale ona już demonstrowała, na czym polega to współuczestnictwo i obie z Luną szalały po całym mieszkaniu,dopókiniestraciłytchu. -Więcjak?-ojciecponowiłpytanie. -Dobrze.-Podniosłamgłowęizabrałam,musmycz.DlaczegojakaśPudlica?!-Niewytrzymałam. -Aczemutwojamatkawogóleniemadomniezaufania?!-zadudnił.-Itomiałbyćzwiązek?! Jestembardzociekawa,cotatkoostatnioporabiał,oprócz...Oprócztamtego... -Poprośją,żebyjednakoddałamiLorda.Piesbardzotęskni. Wszyscytęsknimy. Wdomuczekałanamniemamazowsianką. 24LIPCA Cholera! Muszę wstawać w środku nocy, jeśli nie chcę, by moja matka budziła mnie dyskretnym stukaniemweframugę,połączonymznieznoszącymsprzeciwurykiem: -Mlecznazupa! Kiedyrozczochranawchodzęwpiżamiedokuchni,onajużtamsiedziumalowanaiubrana.Nadodatekw butachnaobcasie-mojamatkanieznagorszejhańbyniżchodzeniepodomuwrozdeptanychkapciach. - Chyba powinnam zrobić sobie lifting - mruczy, a ja pochylam się jeszcze niżej nad mlecznym świństwem, które wmuszam w siebie jedynie dla zachowania dobrych stosunków. - Ty też powinnaś o siebiezadbać. -Mamo,mamdopierodwadzieściadziewięćlat.-Czynaprawdęprzezmojeustaprzeszłoto„dopiero"? -Nowłaśnie.Niejesteśjużnastolatką,którejwszystkieekscesyuchodząbezkarnie.Wtymwiekużycie odciskaswojepiętno... Phi!Jakieekscesy?Marzenie... -Niemożeszciąglesiedziećwdomu.Tocięniszczy. NapiszjakieśCV,poszukajczegoś.MożedobrybyłbyAvon. -Przyglądamisiębacznie. -Jakokrem? -Jakopraca. -Mamo,japracuję. -Dłubieszcośtaminicztegoniewyciągasz.Gdybymjamiałatwojelata... Notak,przyokazjizupypołknęłamteżżabę. -Wiesz-matkaciągnieswójmonolog,podkarmiającpodstołempsaszynką.-Jeśliniemożeszsięsama zebrać,napiszęcitoCV.Potemnapiszępowieść.Jużdawnochciałam...rozmarzyłasię. -Dobrze,mamo-mruczę. -Dobrzeco?-Patrzyzdziwiona. -No,ztąpowieścią.CVniejestmipotrzebne. -Kochanie-nachyliłasiędomnie-mamprośbę. Mogłabyś pójść na przeszpiegi i obejrzeć tę, no - prostuje się jak wielka cesarzowa Wszechrosji, Katarzyna-tęPudlicę. NawetLunaotwarłapyszczekzezdumienia. -Aniu,zawszecipowtarzałam:zamknijbuzię,bopszczółkatamwleci.Pamiętasz? 25LIPCA Niespodziewałamsię,żeżyciezmojąmatką,pozornieniezainteresowanąojcem(akcja„Pudlica"czeka, aż padnie mój hart ducha i zgodzę się na tę szopkę) może być jednym wielkim przeglądem scenek rodzajowych.Takprzyokazji:Jachcęodzyskaćswojeżycie!Mamdośćowsianki,harcówpsazkotem i...ukochanejmatkinaringumojegomieszkanialiczącego36metrów! „Przedzengórybyłygórami,adrzewadrzewami. Wczasiezengórybyłytronamiduchów,adrzewagłosamimądrości. Pozengórybyłygórami,adrzewadrzewami"-deklamujemama,wymachującBiegnącązwilkamipani Estes. -Bardzoładne-wzdycham. -ApójdzieszdoPudlicy? Dlaczego?Nodlaczegorodzicemusząbyćtakstraszniedziecinni?! -Nie. - „Dziesięć zasad rządzących życiem wilków: jeść, odpoczywać, wędrować, być lojalnym, kochać dzieci,błąkaćsięwświetleksiężyca,nastawiaćbacznieuszu,pilnowaćkości,kochaćsię,częstowyć. Auuu!" -Może...-wyraźniemięknę. -AjanapiszęciCV. -Dobra!Toznaczy:nie!Pójdę,aleniemówjużoCV. Zbieramsięwłaśniedowieczornejakcjiwywiadowczej,kiedywmoichdrzwiachzjawiasięEwa. -Przepraszam,alemuszęzostawićwassame-mruczęniechętnie. * Kiedy wracam z wielką, napuchniętą od myśli głową, obie kobiety mojego życia siedzą naprzeciwko siebie,pokazująsobiebrzuchyichichoczą: -Iwtedypoczujesztakie...takiebąbelkowanie.Kiedydzieckosięporuszy. -Bąbelkowanie-powtarzarozmarzonaEwa.Ups,chybaznalazłamsiępozaplemieniem. -Aniu!-krzyczymojamatka.-Ewabędziemiaładziecko!Czytoniecudowne?! -Pudlicateż. -Ztatuśkiem?-jęczymama. Wduchuperfidniezauważam,żeznowunależędoplemienia.Hipokrytkaiintrygantka-otoja.Córka. 26LIPCA Pudlicarzeczywiściejestwciąży,chybażetojestjakiśnowyparyskistylpreferującynoszeniejaśkapod sukienką. Zresztąiwiek-rozpłodowy-potwierdzaprawdziwośćspostrzeżenia.Gdzietatoprzygwizdałsobietaką małolatę? Łkając,mamawyjaśnia,żetojakaśnowalokatorkazsąsiedniegobloku.Pudlicaoczywiściemapudlabiałegoitakiegowychapanegowparumiejscach,żebysięlepiejprezentował.Wychodziztympsemna spacery.„Najedenustawicznyspacer"-tooczywiścieopiniamamy.Właśnienaspacerzepoznalisięz tatuśkiem.OjcieczacząłwychodzićpopołudniamizLordem,bomatkanarzekała,żejej„Klan" ucieka.Atunaglesiurpryza-zupełnieniepoklanowemuuciekłjejmąż. Kiedybawiłamsięwdługieimęczącepodchody,obserwującPudlicę,najpierwprzyczepiłsiędoniej jakiśobcy,dosyćmłodyfacet.Znaczyobcydlamnie,aledlaniejnajwyraźniejnie,boodrazulunęłago w pysk. Młody się zmył, ale nie minęło kolejne pięć minut, kiedy z domu - o stałej porze spacerów z Lordem-niczympiesPawłowawyszedłtatusiek!Najwyraźniejmiałneurologiczneproblemyzpustymi rękoma,którymbrakowałosmyczyzakończonejpsem... Tak,apotem-obrzydliwość!-nachyliłsiędoPudlicyipocałowałją!Wdodatkuztakimjęzyczkiem,że musiałgoumoczyćwjejkwasachżołądkowych. -Jamuumoczę!-ryknęłanawieśćotymmama(podługichrozterkachpostanowiłamjednakniczegonie taić),cobyłolepszeodstuporu,wktórymdotądtrwała.-Zabijęgo! Zabiję,anieoddamtejzdzirze! Stara,dobramama...Wzruszyłamsię.Ewaszturchnęłamniedyskretniewbok: -Wiesz,naprawdęcośztymtrzebazrobić,boonisągotowijeszczesięrozwieść. Rozwieść się? To znaczy, że mama i jej pies (który znowu obżera moją kotkę na przemian z moją lodówką)mielibyzemnązostaćnastałe? - Tak, Ewka - przytaknęłam energicznie. - Koniecznie trzeba coś zrobić. Koniecznie. Tyle wspólnie przeżytychlatniemożepójśćnamarne! 27LIPCA RozmowaI: -Tato-mówię-całowałeśją.Wzruszaramionami. -Wepchałeśjejcałyjęzykdogardła! -Błędnainterpretacja. -AchceszjeszczezobaczyćmamęiLorda?Głuchacisza. Mójojciecniemasumienia. -Tato,onajestwciąży.Jakbysięwzdrygnął. -WieszAniu,mynawetżebyzrobićciebie...Ranyboskie!Jakmaminterpretowaćto„nawet"?! -...musieliśmysięstarać.Bywałyproblemy-pauza. Mojeproblemy.Łatwosięstresuję. Tasąsiadkagostresowała? -Czystosunekoralnyjestzdradą?-pytanagle. -ZpunktuwidzeniaClintonowskiego...-zaczęłammentorskoiraptemzatkałomniezprzerażenia.-Czy ty?Z nią?Mamacitegoniewybaczy! -Ja?Znią?Nonie...Ciekawjestemtylko...Aztądziewczyną... -Romans. -Eee...nie.Totakasąsiedzkaprzysługa.Mamusiagojednakzabije.Będępółsierotą. -Wiesz-mówi.-Odpocząłemtrochę,ateraztomijużnawetzaczęłobrakowaćtwojejmatki... Nawetmójtatatoprzebrzydłysamiec. RozmowaII: SiedzimyzPudlicąprzyprawdziwejkawie,wprawdziwejkawiarni niczym bohaterki jakiegoś francuskiego melodramatu. Ona (Pudlica) nerwowo skubie skórki przy paznokciachiboleściwiespoglądawdal. -Niewiem,dlaczegozgodziłamsięzpaniąspotkać... -Dlajegodobra... -Czyjego?-ożywiasię. -Mojegoojca. -Aha. Pijetękawę,wyginającarystokratyczniemałypalec.Alejaja! -Wiepani,jawkażdejchwilimogęurodzić... -Wliceumprzeszłamkurspierwszejpomocy.Patrzynamnie. -Alejaniebędęumierać,tylkorodzić.Gdybytobył groźnywypadek-przerywa-bowzasadzietobyłwypadek,wpadka...-Zaczynapociągaćnosem. -Możekawapanizaszkodziła? -Myślipani...-„łamie"zgłośnymtrzaskiempalce,ignorującmojąuwagę-...żeonprzyjdziedoszpitala? -Mójojciec? -Nie,jego.-Klepiesiępobrzuchu.-Botochłopak. - Być może. - Ale numer! Gram w jakiejś paranoicznej farsie! - Chciałam jednak panią prosić, żeby zostawiłapanimojegoojcawspokoju. -A!TotakiuroczyczłowiekitaklubimojąMisię.-?! -Mojąpudliczkę. -Aha. -Taknaprawdę-znowupatrzymiprostowoczy-tojanicniewiedziałam. Ho,ho. -Związekmojejmatkiiojca... -TenpieprzonyAndrzej!-Huknęłapięściąwblat,ażzaciekawionykelnerwychyliłsięzzaplecza.-Nie dojrzałdoojcostwa.Chciałamwzbudzićwnimzazdrość!Paniojciecbył tylko...Toznaczyjestbardzomiły,ale... -Czytoznaczy-pytamznadzieją-żedoniczegopoważnegomiędzywaminiedoszło? -Twójtatołatwosięstresuje...OmójBoże! -Jednakbyłbyfajnymojcemchrzestnymdlamałego. Myślisz,żesięzgodzi? Tosięmamaucieszy! -AtakwogóleIlonajestem...-Podajemirękę. -Anka. -Proszępana!Jeszczedwiekawyprosimy.Słyszałaścośorodzeniusiłaminatury? * -Mężczyźnisąjaksprężynki. -Spiralki... -Odpływyiprzypływyuczuć. 28LIPCA Siedzę na murku przed własną klatką schodową i staram się nie reagować na dziwne spojrzenia sąsiadów.Aonemająprawobyćdziwne,bo: a) towarzyszy mi młody pitbull o imieniu Lord, starając się usilnie zahaczyć zębami każdego przechodzącego. Pomiędzymnąanimdrzemiemałasyjamskakotka,Luna,uwiązananapuszorku.Dlaczegodrzemie? Bo: b)siedzętujużtakdługo,żemisiębąbleporobiłynatyłku! O!Otwarłosięmojekuchenneokno. -Onie...-szepczę. Zoknawychylasiętato,bardzosięwychyla... Wiedziałam,żekochamamę,ależebyprzezczarnąpolewkępopełniaćsamobójstwo? -Wracamydodomu!-krzyczy.-Koniecseparacji!Terazwokniepojawiasięmama. OBoże!Wyprowadzamsię!Sąsiedzi...Mamajestwsamymstaniku. Dlaczegowszyscymająperwersyjnyzwyczajgodzeniasięwłóżku?!Wmoimłóżku?!Quovadis,homo sapiens... -Tatusiekkochamamuśkę!-wrzeszczymama.Stądwidać,żejestróżowanatwarzy. Namiłośćboską,prawiemusielisięrozstać,byojciecznalazłjejpunktG... Aterazzmojegooknalecąkwiaty:pewniezbukietu,którymatkadostałaodtaty.O,ipaprotkaleci,imój garnek... Co?!!!Cooni,docholery,robiązmoimmieszkaniem!!! 29LIPCA Kotwrazzpsemschowałysiępodłóżkoichoćkusząjewszystkim,comiprzychodzinamyśl,niechcą wyjść!Wcaleimsięniedziwię.Zobiektywnychwzględówwolałabymdonichwtymkurzuiciasnocie dołączyć.Alesięniezmieszczę! Pozatymniktzobecnychwdomuosobnikówmnieniezrozumie... Myślałam, że tylko ja jedna zorganizowałam oryginalny sabat czarownic (to znaczy sabat jednej czarownicy), ale najwyraźniej nie doceniłam swojej matki. Bo jak inaczej nazwać to, co się dzieje w moimmieszkaniu,jakniewściekłymibachanaliaminaŁysejGórze? Boże,tebabskazachwiląrozwaląmiparkiet! Korzystając do końca ze staropolskiej gościnności, mama postanowiła, że przed powrotem do tatuśka zorganizujewmoim„intymnym"mieszkankumałeprzyjęcie„panieńskie" dlaswoichkoleżanekzAvonu(własnasąsiadkaniezakablujeizmywaćposobienietrzeba-perfidia). Ja zaś zgodziłam się na wypożyczenie rodzicielce chaty, bo byłam święcie przekonana, że na bibkę przybędzie kilka starszych pań; usiądą przy kawie i koniaczku, aby poplotkować, a następnie wrócą o rozsądnejporzedoswoichmężów,dzieciiwnukówprzewidywałamgodzinędziewiątąwieczorem. Atutakiego! Przyniosłyzesobąwięcejalkoholu,niżjawidziałamwżyciu.Żebychociażudawałymieszczki,alenieodrazuzaczęłyciągnąćprzyniesionewinojakbibuły-prostozbutelki!-iodstawiaćhołubcedowtóru macareny(toniemojapłyta!Niemoja!). Późniejzamówiłypizzę.Roznosicielpizzyspałprzezostatniągodzinąwmoimłóżku,urąbanywtrupa.Z nagimtorsem.Omałogowszystkieniezgwałciły!O,właśniewstałpatrzynamnie,kiedypróbujęcośnapisać... -Hej-mówi.-Cojesteśtakadrętwa?Wyrodziłaśsię?! -Ażebyświedział.-Chociażjegomogęwyrzucićzadrzwi. -Aniu,dlaczegosięniebawisz?-Namocnoalkoholowejfalipodpłynęładomniemama. -Mamo... -Totakiepokolenie-słyszęodkolebiącegosiętrójmasztowcaoimieniuMarta.-AniWoodstock,ani Niemen,ani„Femigen",anikolejkipowatę.Niezrozumie. -Stałamwtychzasranychkolejkach!-odgryzamsię.- Stałam... -Inadalstoisz,awszystkietańcząalboleżą.-NaczelnawiedźmaKowalskapodsuwamipodnospuszkę zpiwem... Oj,samaatmosferasprawiła,żesięnarąbałam. Gdybytatuśtylkowiedział. AEwa(którapewnieterazdelikatniekochasięzWenecjuszem!)uważa,żemojamatkajestCholernym ChodzącymIdeałemMacierzyństwa! Ludzie,japadamnapysk! 30LIPCA Ja i moja matka; obie w mojej „sypialni", obie wyciągnięte na jednym, wąskim łóżku, obie ze śmiercionośnymkacem. Zielone,spoconeidrżące. -Nigdynietknęgramaalkoholu-jęczę. -Anija-matkapowtarzazamnąjakecho.-Zresztąjaprzecieżniepiję. Istotnie, mama dość skutecznie zaprzysięgła abstynencję, odkąd na swoich czterdziestych urodzinach zrobiłanastolestriptiz(naszczęścieniepełny-pozostaławbieliźnie),apotemzeswojąprzyjaciółkąz latszkolnych-kuucieszemężówimężczyznprzypadkowych-jeszczestójkęimostek(amożetobyła foka?). Matka nie wie do dzisiaj, że świadkowałam temu wydarzeniu. W końcu, zanim się urżnęła, położyła mnie spać, a to już nie jej wina, że zamiast śnić o Bolku i Lolku, wolałam na żywo oglądać rodzinnąsodomęigomorę. -Pić!-jęknęłależącaobokmnieżonaLota. -Mamyjużtylkowodęzkranu. Matkazamilkła-zapewnedeliberowałanadproblememsurowejwodyzkranu.Późniejpowiedziała: -Kochanie,przynieśmipustewiaderko.Masz? Przyniosłam. LordiLunazakryłychybałapamioczy.Zgroza! 31LIPCA Ojciecprzyjechałpomamęzsamegorana.Starą,alewypucowanąnapołyskrenówkęzaparkowałprzed klatką. Wszedłdomieszkania,rozejrzałsięistwierdził,żeurządziłamtu„całkiemładnelokum"-zabrzmiałoto dośćnaturalnie,borzeczywiściewcześniejumnieniebył(„Oczywiście,Aniu,odwiedzęcię,aletotak potworniedaleko!"). StarannieodwracałwzrokodłaszącegosiędońLorda. Najpierw pocałował mamę w rękę, a potem nasmarkał jej na szyję (naprawdę tak to wyglądało, gdy płakał).Zabrałwalizkęiparęreklamówek,wktórejmojabyławspółlokatorkaunosiłamojeporadniki. Matka zgrywała męczennicę, by za moment przepoczwarzyćsięwcesarzową. -Pojedzieszznami,żebytatuśniezrobiłmiterazżadnegoświństwa. -Niechcemisię!Niemamczasu,muszęposprzątać... -Kochanie,jatobieświństwo?!-RobiłsięztegoFredrowadaptacjiWajdy.-Nigdy! -APudlica?! -Toznaczy,JUŻnigdy! Przeprosiłam Lunę, że znowu ją zostawiam (Lord zapewne też ją przeprosił) i wgramoliłam się do samochodu, nie chcąc myśleć o tym, że czeka mnie powrót metrem. Mam niejaką klaustrofobię, więc jazda wagonikiem znajdującym się kilka metrów pod ziemią, ze średnio urozmaiconym krajobrazem za szybą,niewydawałamisięnajlepszympomysłem.Zdrugiejstronynaprzepychaniesię„górą"przezcałe miastowogóleniemiałamochoty. Wreszciedojechaliśmy.Wysiadłamiruszyłamwstronęrodzicielskiejklatkischodowej.Stwierdziłam,że przydamisiękubekporannejkawy. -Córeczko-matkazłapałamniezarękaw-przepraszamcię,alefaktycznielepiejbędzie,jakwróciszdo domu.Sątakiechwile,zwłaszczapodłuższymrozstaniu,kiedymężczyznaikobietapowinnizostaćsam nasam. Mocarstwoweambicjematkisprowadziłymnietu,gdziejestem,ajejchućwyrzucamniezpowrotem. -Cześć,tato!Kiwnąłmiręką. -Cześć,Lord. -Cześć,mamo. Patrzyłam,jakidą.Wyglądaliniczymjakzreklamygeriavitu.Trzymalisięzaręce.Onjejnadskakiwał, zanimiujadając,biegłpies. -Pięknie,prawda? Tengłospoznałabymwszędzie. -Cotyturobisz? -Niepamiętasz?Mieszkam. Przypomniało mi się właśnie, dlaczego przez długi czas wybierałam zabójcze i szybkie metro zamiast autobusów. -Arzeczywiście...Wybacz,aleśpieszęsiędokota. Zostałsam. -Maszkota?-Niewiedziećczemu,roześmiałsię. -Kotkę. -O!Ładna? Wpadłamwpułapkęiopowiedziałamoswoimkocie. PóźniejRobertodwiózłmniedodomu(miałpodrodzedopracy). -Znowujestemsam-stwierdziłnagle,gdyjużwysiadałamprzedswoimblokiem. -Nicmnietonieobchodzi. -Niepojechałabyśzemnąjutronamałąwycieczkę? -Ty,pracoholik,weźmieszjutrowolne?Takmnietozdumiało,żesięzgodziłam.Robertjestmaklerem giełdowym. 1SIERPNIA Pojechaliśmy w miejsce nazywane polskim Marconto, w którym pewien bardzo zdolny reżyser kreci swoje baśniowe filmy o chodzącej wodzie. Pięknie było wokół i tak dobrze, że już w połowie drogi tuliłamsiędoRobertowegoramienia. Właściwie cały kłopot przy wycieczkach z byłymi partnerami polega na tym, że zbyt dosadnie potrafią przypomnieć,jakbardzobyliściedosiebiedopasowani... Albo,żebyłozupełnienaodwrót... Zdziwiłamnieleżącatużprzedzjazdemdowsiwielkakupaobornika,alezrobiłosięjeszczeciekawiej, kiedyRobertpostawiłnieopodalsamochódiposzliśmynaspacer.Ludziewychodziliprzedswojedomy, żebynamsięprzyjrzećjakbyśmy byli Wiedźminem i Yennefer albo atakującymi Marsjanami. A kiedy zaczęła wyć trąba straży pożarnej, od razu wyobraziłam sobie, że trafiliśmy do takiego dziwnego miejsca, gdzie w jeszcze dziwniejszysposóbkończąturyści... Naprzykładwgarnkach.Jaksięokazało,alarmniezostał uruchomionyznaszegopowodu;gdzieśbyłpożariochotniczastrażpożarnadzielnieruszałanaratunek. Robertpokazałminaniebiepięknegoptaka,którywyglądałjakpterodaktyl. -Zobacz,czarnaczapla! -Aha-powiedziałam.-Atamkrowy!Roześmiałsię. -Byłaśkiedyśnawsi? Jakośniepotrafiłamsobieprzypomnieć. - Uważaj! - Złapał mnie za ramię i przytrzymał. - O mały włos rozdeptałabyś jelonka! - Wskazał na jakiegośdużego,czarnegorobakasunącegoprzymoimbucie. Naglewydałomisiętowszystkobardzośmieszne:jaznim,nawsi,razem. -Torzućmyjelonkiemwkrowę! Zaczął mnie przytulać i całować, a potem tuż koło nas przejechał bajerancki samochód terenowy z przystojnym gościem za kierownicą; zatrąbił na nas - całkiem słusznie, bo staliśmy na drodze. Robert pomachałdoniegoręką. -Vivat,Marconto!TowłaśniejesttenREŻYSERpowiedziałdomniezjakimśszacunkiem,zupełniejaknieRobert.MuszęotegogościazapytaćEwę.Ja nieoglądamambitnychfilmów,aonachybamusi-wkońcutakiemastudia. -Cotamjest?-Wskazałamnadomokobaltowychokiennicach,któremiwpadływoko. -Chodźmyizobaczmy!-Rany,jakfajniejestbyćturystką.Szkoda,żeniewzięłamaparatu... Kolorowe okiennice należały do ośrodka unasienniania bydła. Kiedy przeczytaliśmy tę informację na przybitejdobudynkutabliczce,Robertobjąłmniewpasie. -Oglądałemtenfilm,naktórychciałaśiść,alejużniezdążyliśmy... -Bomniezostawiłeś... -Bozerwaliśmy.Cisza. -OglądałeśDziennikBridgetJones?Kiwnąłgłową. -Toktóregobyśwybrał? -Słucham? -Któregobyśwybrał,gdybyśbyłkobietą:MarkaDarcy'egoczyDaniela?FinchaczyGranta? -Danieljestładniejszy. -Aleonmógłbycięrzucić. -O? -No,gdybyśwziąłpoduwagęto,żeDanielmożecięrzucić,tokogobyśwybrał? -Daniela.Aczyktośbyzrobiłinaczej? -Cholera,wszyscyjesteścietacysami! -Jacy?! Poszliśmy w bok, w przaśne krzaki i zaczęliśmy się migdalić. Było tak przyjemnie jak za najlepszych czasów. -Och,Robert,nieprzestawaj!-Iwłaśniewtedyjaknazłośćprzestał. Poderwałamsięjakoparzona. -Cojest? -Jatakniechcę.Towszystkojesttakiepłytkie...Płytkie? -Tylkoseksiseks.Tencholernypośpiech.Naszemupokoleniuzabrakłoczasunamiłość. -Jesteśodemniestarszyopięćlat,dodiabła!Spojrzałmiprostowoczy. -Wybacz,alenicztegoniebędzie.Jeślipotrafiszmniekochać,toja... -Przestań!-Conaszacywilizacjazrobiłatymchłopom?! Każdeznasruszyłowinnąstronę. -Chodź,odwiozęcię. -Wypchajsię! -Wporządku,tylkocięodwiozę... -Spadaj! -Anka,jacięnadalkocham. -Pocałujmniegdzieś-warczałam,niezwracającuwaginato,codomniemówi.Poczekałam,ażzniknie zazakrętemiwyszłamnaautostop.Myślałam,żemożefartemzatrzymasiętenreżyserek...Niktsięnie zatrzymał;domiastawróciłamgęgającymikwiczącymautobusem. Dziwnyjesttenświat. 2SIERPNIA Mamdośćmęskich,szowinistycznychświń.Czujęsięjakburainiechcianasuka.Tak-towcalenieza mocne stwierdzenie. Z drugiej strony sama chciałam pojechać na tę przeklętą (ocena osobista), choć piękną(osobistaocenaprzyrody)wycieczkę... Aleztego,cosobieprzypominam,zostałamohydniezmanipulowana! Niebędęsięobwiniać,animartwić!Udowodnię,żeichświatwcaleniejestichświatem!Zadzwoniędo Ewki!Alboniezadzwonię,gotowaporonić,jakusłyszyomojejgłupocie... Ten jeden raz będę samodzielna. Wyczuję prąd życia i dam mu się ponieść. A jak za bardzo będzie trzęsło,toiprądowipokażę.Ja,kobieta!KobietajakHilaryClinton!KobietajakCarlaBrani!Xena! Kobietajak...mama? IdępoReedsa,niemożnataknatrzeźwoprzyjmowaćżycia. Ciekawe,czywnaszejwypożyczalnimająfilmytegoprzystojnegoreżysera. W wypożyczalni mają filmy, tyle że ja nie mam magnetowidu, odkąd się zorientowałam, że Luna go obsikała (przez co szlag go trafił!), tj. od teraz. Idę po jeszcze jedno piwo, ale najpierw łazienka, bo samamogęniezdążyć... Prawo...Prawopiwa?PartiaPiwa?Cośpodobnegodziałosiękiedyśwtymkraju. Ciężkożyćfilozofom. 3SIERPNIA Niemogęuwierzyćwto,ktodomniedzisiajzadzwonił! Cholera,janawetniebyłampewna,żetoona,bosięnieprzedstawiła(ipotympowinnamjąpoznaćnigdytegonierobi). Cześć,rybko,potrzebujętwojejpomocyzaszczebiotała. Rybko? Czy dwudziestoośmioletnia kobieta, nie - prawie dwudziestodziewięcioletnia - powinna pozwalać,byktośdoniejtakmówił? -Zgódźsię,kochana,bardzomizależy... No,przynajmniejjestemkomuśpotrzebna.Zdrugiejstronytopodłe,żeabymniewyzyskać,takzagrano namoichkompleksach. -Cześć,Isabelle,ocochodzi?-nadęłamsięispecjalnieprzekręciłamjejimię,gdytylkouświadomiłam sobie,zkimrozmawiam. -Tomiłe,alejeszczejestemtąIzabeląprzezjednol... Niestety... Jedyny kompleks, jaki miała dzwoniąca do mnie bogini, dotyczył pisowni jej imienia. Jako aktorka zapatrzona w boską Isabelle Adjani pragnęła jak najbardziej upodobnić się do niej; z drugiej strony ciągłemylenieakcentutegoimieniapozwalałojej...Pozwalałojejwłaśnienato. -Wiesz,inaczejniżuAdjani...-Tupotrząsałazapewnegrzywączarnychwłosów(nastoprocentzrobiła to teraz, rozmawiając przez telefon), które - trzeba przyznać - w obłędny sposób kontrastowały z jej alabastrowąkarnacją.Nażywozawszenadstawiałasiędorozmówcytymprofilem,któryrzeczywiście miałapodobnydofrancuskiejgwiazdy. -Atakwogóletojużmogłabyśsięnauczyć... -Atyczęściejdzwonić. -Notak,alejaostatniodużograłam... Niesposóbbyłosięnaniąobrazić,choćzwyklejejzachowanieprowokowałodozłapaniazatąwiotką szyję i duszenia, duszenia, duszenia (brzmi to niekonsekwentnie, ale czy stłuklibyście wazę z dynastii Mingtylkodlatego,żewkurzaływasjejkolory?)... Jużwchwili,kiedyjąpoznałam(wtedyjeszczepracowałamwredakcjiiprzeprowadzałamznią-jakoz aktorką-dużywywiad),miałamochotęwyzbyćsiękulturowo - cywilizacyjnych naleciałości i stłuc tę Isabelle Ming tak, by żaden klej jej nie pomógł. Nie minęła jednak godzina, a gwiazda rozsypała się sama... Wyłączyłam dyktafon i zajęłam się wyprowadzaniem sobowtóraAdjanizotchłanirozpaczydzień wcześniej puścił ją w trąbę facet nie dość że przystojny, to w dodatku reżyser, co ponoć dla robiącejkarieręaktorkijestpostokroćbardziejbolesne.Nieukrywam,żecałatasprawanadośćdługo poprawiłamihumor(wiem,towstrętne!),boskoroktośzostawiłtakąIzę,toznaczy,żewszyscyfacecisą fanatycznymizwiązkofobami,nietylkocimoi. -Zagraszwfilmie-obwieściłaIza.CO?!Toznaczy,nie! -Wzasadzietoniefilm,tylkoserial... -Nie! Telenowela?Która?Powiedziałami. -Masznamyślimojąulubioną?-upewniałamsięjeszcze. -Wiedziałam,żecisięspodoba. Czymisięspodobało?Nodobrze,bandointelektualistówzachwycającychsięBergmanemiŻuławskim: lubiłamtelenowele,oglądałamtelenowele,rajcowałymnietelenowele. Co zresztą można robić w domu, będąc bezrobotną, jak nie oglądać - „Klan", „Na dobre i na złe", „Złotopolskich", „Plebanię",„Miasteczko",„Czułościikłamstwa"icokolwiektamjeszczebyło. -Znaczy,mogępowiedziećreżyserowi,żeprzyjedziesznaplan... -Tak-zgodziłamsięskwapliwie. -Izagrasz?Pułapka!Pułapka! -Nie. -Anka,niezachowujsięjakdziecko! -Niemamzkimzostawićkota!-wystękałam. -Byłamprzekonana,żezawszenosiszgoprzysobie. -Obrażamsię!-wykrzyknęłam,alezapobiegliwienieodłożyłamsłuchawki.Miałamprzeczucie,żebyłby tobłąd. -Wiesz,nakręciszscenęzM. Grzeczneprzeczucie,dobreprzeczucie,podrapiemyprzeczuciezauszkiem... M.Takiprzystojnyitakisamotny... -Dobra,zrobiętodlaciebie.Akogomamgrać? -Recepcjonistkę. -Co? -Widzisz,tesnobyzprodukcjimyśleli,żesięzgodzę. Fakt,żedobrzepłacą,ale... -Ile? -Tobiemniejniżmnie. Jakadelikatność! -Muszęzapłacićzatelefon-głośnopomyślałam. -Noiwtedyimpowiedziałam,żeznamdziewczynątrochępodobnąztwarzydomnie... Tymmnieniecoujęła. -Naprawdę? -Troszeńkępodobną...Nowięcsłuchaj:maszbyćnaplaniejutro,osiódmejrano.Podyktujęciadres, maszcośdopisania? Naprawdęniemamzkimzostawićkota. 4SIERPNIA Zostanęgwiazdą!Namurbeton!Obrzydliwąpewnośćdajemiogromnapraca,jakąwłożyłamwswoje ciało (Luna siedziała przez cały czas na brzegu wanny i przyglądała mi się dziwnie... Potem uciekła). Przypomniałamsobie,żebardzodobrzedeklamowałamwierszenaszkolnychapelach:atopierwszego września,tonaPierwszegoMaja,DzieńMatki,Barbórkę...Wiem,żeja-zwyczajnyczłowiek-mampo prostu światowy talent, który przemieni mnie z szarej dziewczyny w gwiazdę właśnie. Poćwiczyłam nawetdykcję: „stółzpowyła-powyła-powyłamywanyminogami". „Chrząszcz brzmi w szczecinie". Podobno tym testują narybek w szkole teatralnej. Wstaje taki Englert alboMachulskiikarzemówićtedziwnerzeczy.Chyba... Wcalesięniedenerwuję-skorojestemskazananasukces... Mamnadzieję,żedadząmijakiśseksownyciuchiumalujątak,żebymwyglądałajakMagdalenaCielecka alboMichelle Pfeiffer.Niemogęsiędoczekać! * Cholera,kotsięprzedemnąschował,kiedychciałamsiępożegnać! Itylkojednegowtejcałejsławienierozumiem. Myślałam,żegwiazdywylegująsięcałymidniamiwłóżku.Anatecholernezdjęciatrzebawstawaćw środkunocy! Będąmusielitodlamniezmienić.Niejestemnienormalna,aodhektolitrówpobudzającejkawymożemi siępopsućcera.Iktozatozapłaci?Producent? Czyoninaprawdęwyobrażająsobie,żeJAzagramrecepcjonistkęwczymśtakim?!Dalimiburąkiecęi zrobilicośtakiegoztwarzą...Noniewyglądatoźlezpunktuwidzeniadawnejmnie,aledowizerunku aktorki,którejpożądająwszystkiemęskieserca,trochębrakuje.Atakwogóletoczekamtuiczekam.O, jakiśmłodyzekipyidzie(jakdotądaniśladuM.)... Cooo?Co?!CzyjajestemwnuczkąHioba?!!!Wycięlimnie,zanimzdołalinakręcić! -ScenarzystaireżyserzrezygnowalizrecepcjonistkipowiedziałMłody,uśmiechającsięniezręcznie.Jakbymmiałazemdlećalboco... Miałam! - Ale jakoś panią zagospodarujemy. O, proszę stanąć tam... Boże, jak my, aktorki, nie lubimy dawać satysfakcjitymstatystom!Kręcisiętylkotakie,obgadujeiskamleoautograf... Orany!PrzyjechałM.,możepodpiszemisięnachusteczce!Rzeczywiścieprzystojny...Tojesttalent! Ranyboskie!Patrzynamnie! Uśmiechasię.Anie,jużgra...Ijachybateżgram.Stojąc. Teżsięuśmiechnę,comitam! - Chmury! No chmury wychodzą! Stoooop! - wrzeszczy taki w militarnej kamizelce. - Czekamy na światło! Piękniesięteserialekręci...Gdybymtojabyłaproducentem... -Oczympanimyśli?-M.odezwałsięnagle,wpędzającmniewpanikę.-Możepapierosa? Rzuciłam palenie niecały rok temu i wciąż mam odwykowe problemy, ale w tej sytuacji... Żegnaj siło woli! JestempartnerkąpanaM.Orany! Podrywamnie(toznaczynaprzerwach-wkońcujesteśmyprofesjonalistami).Cośsięświęci...Czyżby mojeporanneablucjenieposzłynamarne? 5SIERPNIA Aż wstyd się przyznać, ale wczoraj wieczorem zachowałam się jak cała banda rasowych, rozwrzeszczanychgrupieswjednymciele.M.niezabrałmniedoknajpy,tawerny,restauracjiczypubu, tylkoodrazudosiebie.Wcalemusięniedziwię-mojeustaprzemawiałyjakimiśpseudointelektualnymi frazesami,alecałaresztamiałaochotęnazajęciapraktycznezKamasutry.Ktobypomyślał,żetakiznany aktor ma takie małe mieszkanie... Jeszcze większe wrażenie jednak zrobił na mnie ogromny materac rozwleczonyodścianydościanywkawalerce.Jużnaproguzaczęliśmysiędzikocałowaćiściągaćte niepotrzebne „miejskie" ciuchy, kiedy do głosu doszły pierwotne instynkty. M. zdarł ze mnie bluzkę (a mogłamsięnaZPTnauczyćprzyszywaniaguzików!)izmieszaninąsatysfakcjiirozbawieniaspojrzałna mójfiszbinowystanik,któryrozmiaramiikonstrukcjąprzypominałpancernik„Potiomkin"... Posekundziezostałambezswojejzbroi.Miałwprawę... -Oszustka-uśmiechnąłsię,wyjmujączestanikabieliźnianepoduszki.-Niedobradziewczynka... Pokilkusekundachdobrałsiędomoichmajtek.Rany,naprawdębyłwtymdobry! -Przynajmniejtutajmożnanapatrzećsiędosyta!wychrypiał. Kiedy gwałtownie zmieniałam swoją pozycją z pionowej na horyzontalną, zgubiłam szpilki. Byłam jak malutkagruszka,caładlaniego. Nie wiedziałam, że z gruszkami można wyrabiać takie rzeczy. Ha! A to jabłko miało być zakazanym owocem. Nad ranem, kiedy M. jeszcze spał, wymknęłam się do domu. Zrobiłam to po to, by kultywować swój imagetajemniczej kochanki. Uprzednio jednak... Uprzednio powyklejałamjegomieszkaniekartkamizeswoimtelefonem. Przecież gdybym zostawiła tylko jedną gdzieś przy materacu, mógłby jej nie dostrzec, prawda?! Nakleiłam więc na czajnik bezprzewodowy, lodówkę i mikrofalę. Później na prysznic i kubek ze szczoteczkądozębów(naszczoteczceniewiedziećczemu,niechciałasiętrzymać).Kolejnązawiesiłam na desce klozetowej, telewizorze i fikusie. Jeszcze jedną włożyłam mu do buta. Podpisałam się też pomadkąnalustrze.Niewkładałamnicpodsamochodowąwycieraczkę,bouważałam,żetojużbyłaby przesada.Seksualnenarzucaniesię,ajajestemprzyzwoitąkobietą. Ciekawajestem,kiedyzadzwoni? Kiedypróbowałamodespaćmiłosnyaerobik,zadzwoniłamama. -Aniu,przyjdzieszdzisiajnaobiad? -Właściwietoniebardzo. -Jesteśchora? -Nonie...-Ugryzieniaiobtarciasięnieliczą. -Tocosięstało?Mieliśmynadzieję... -Chybasięzakochałam. Mama bardzo cicho odłożyła słuchawkę. Ciekawa jestem, czy rodzice uznają, że aktor to dobra partia. Jakbymjużsłyszałatatę:„Córeczko,ajesteśpewna,żetoniejakiśkomediant?". 6SIERPNIA Myślę, że powinnam znaleźć sobie jakieś hobby, to by mnie ubogaciło. I tak na przykład mogłabym zbieraćznaczki. Tylko z kim bym je oglądała? Albo kolekcjonować pocztówki z końskimi łbami. Zbieranie pustych pudełek po zapałkach zrobiłoby ze mnie dziewczynkę, która nie potrafi wykrzesać z siebie ani wokół siebieodrobinyciepła.Frygidajedna! Takiehobbytocholernietrudnasprawa,odkądskończyłosiędwanaścielat... Wiem! Zacznę kolekcjonować fotki z autografami aktorów, a jak mi się z nich ułoży niezła piramidka, będęjedrzećidrzeć,idrzeć!!!Czemutendupekniedzwoni?! Pójdęnazakupy. Jestem chora. Jestem zakupomaniczką i zakuponimfomanką.Dosklepuzeszkłem,któryprzecieżtylkomijałam,przyszładostawatakichfikuśnych kubkówpomalowanychwróżnezwierzątka.Towłaśnieprzeztezwierzątkaniemogłamsięzdecydować, który kupię. Bo, co wolę: lamy czy żyrafy? Krokodyla czy. hipopotama? Mewę czy boćka? Jak niedźwiedzia, to w jakim kolorze? Lew czy tygrys? Żółw czy tapir (właściwie z tapira mogłabym zrezygnować, bo ma nos zupełnie jak Milena, ale przecież to nie jego wina)? Kangur czy sroka? W rezultacie mam nie jeden kubek ze zwierzątkiem, ale cały ogród zoologiczny. Oto moje przypadkowo odkrytehobby-kolekcjonowaniekubków. BędęmiałacorozbijaćnagłowieM.,podwarunkiemżetenpopapranieczadzwoni! Wiecieco?Zadzwonił! 7SIERPNIA Ochtak,tak,tak!Zadzwoniłiumówiliśmysię.Dzisiajumnie!Awięckolacyjkaprzyświecach,apotem radosnefikimiki.Wtakichchwilachżałuję,żenieumiemgotowaćiżetencellulitisjesttakioporny. -O,widzę,żelubiszceramikę-powiedziałM.nawidokmoichkubków. -Tomojehobby. - Hobby? Myślałem, że wolisz znaczki - i już ruszył do wyściskiwania. Może nawet nie musiałabym kompromitowaćsięjakokucharka,alenagle: Aaaapsik! Ciiichhhk! Cśśśśik! Całasymfoniakichnięć. -Nierozumiem,cosięstało-mruknął,wycierającartystycznienoswtrzywarstwowechusteczki. PotemzobaczyłLunę. -Niewiedziałem,żemaszkota!-wrzasnął.-Czytywiesz,żejajestemalergikiem?!Czytywiesz,żeja mogę przez tego kota umrzeć?! - Wskazał myjącą sobie ucho kotkę z taką mocą, jakby była wściekłym tygrysembengalskim. -Zamknęjąwkuchni-powiedziałam,aleniewiem,czyusłyszał,kichając. Wróciłam,starającsięniesłuchaćmiauczeniaLuny. - Muzyczka? - Puściłam soundtrack z Niebieskiego: najbardziej snobistycznej płyty, jaką posiadam. Zamówićpizzę? Aleonnieodpowiadał-płakałikichałjednocześnie. -Tobyłtakismutnyfilm!Piękny...Kochajmysię,mojamała!Czymjestżyciebezmiłości. Zawszechciałambyćpocieszycielkąwierzących,wątpiącychiprzewrażliwionych. -Pijzkielichamegociała!-wyrecytowałam. -Co? -Nopocałujmnie. Okazałosię,żeseksjestwybitnymśrodkiemantyhistaminowym.Aprzynajmniejbyłnimdoczasu,kiedy wnocyLunawygryzłanajwyraźniejdziuręwkuchennychdrzwiachiwskoczyładołóżka.Popatrzyłamw jejbłyszczące,pełneoburzeniabłękitneoczyizrozumiałam,żedladupyzdradziłamprzyjaciela. 8SIERPNIA Maszcilos!Tencholernytelefonznowudzwoni(kiedyleżęwciśniętanosemwkudłatąklatkęM.).Moje zadowolonemruczenieurywasięwjednejchwili. Acomitam-nieodbiorę! Driiiiiiiiiiiiiiiiiiiin! Strasznienapastliwie...Całyaparatlekkodrży. Driiiiiiiiiiiiiiiiiiiin! M.otwierapijanesnem(i-mamnadzieję-seksem)oko. -Apaszoł-mówi,widzącnadrzwiachcieńLuny.Słuchaj,możeodebrałabyśtentelefon,jeślijużumieściłaśgowsypialnizamiastbudzika. Phi,wsypialni...Odebrałam. -Mmm,cześć.-PodrugiejstronierozkoszniepomiaukujeIsabelle. -Alesobieporęwybrałaś... - Coś ty taka skwaszona? - mruczy niezrażona. - Czekam na rozpoczęcie zdjęć na jakimś kurewsko zadupiastymplaniefilmowym-sapnięcie-więcpomyślałam,żetrochęsobieurozmaicęizadzwoniędo ciebienakosztproducenta. -Eee... -Hej!Zkomórydzwonię,słyszysz!ZjakiejśdziurypodLubieniowem,atyzemnąniechceszrozmawiać. -Jejgłos,choćgwiazdorski,brzmiałtrochępłaczliwie.-Opowieszmiotymplanie?Jakbyło? -Wzasadzie... -SwojądrogązM.jestniezłybufon,nonie?Milczę. -Przyznasz?Zmieniłaśzdanieoswoimidolu?-pytazprzekąsem. -Nie. -Czymogłabyśwyłączyćtenkurewskibudzikiwrócićdołóżka!-wydarłsięnagleM. Idiota! - Cooo? Co?!!! - Od wężowego syku Izy zawibrowała mi czaszka. - Ta świnia tam jest? Ten cholerny popieprzeniec?! Tagnida?!!Tencienkifiutnakaczychłapach!!!Aniechgocholera! -Iza-szepczęwsłuchawkę,żebyM.nieusłyszał.-Cośmisięwydaje... -Gównocisięwydajeijemuteż!-pienisięiwścieka.Piesmumordęlizał. -Kot-proponuję. -Jakmogliściemitozrobić?!-OJezu,onaterazpłacze. Naglewmoimskołatanymwczesnąporąmózgurozbłyskaatomoważarówka. -Todlategozałatwiłaśtozastępstwo... -Boionmniezastąpił!Gorzej,jegożeszmać,bodlazabawypuściłmniewtrąbę!!!Kutas. Wodzęwzrokiemodtelefonudołóżkazezdradzieckimkochankiem. -Jakdługotojużtrwa?-Izabelapociąganosem.Spotkamysięiwszystkomiopowiesz.Wszystko!Amożeciwybaczę-syczy.-Jemunieprzebaczęnigdy. Chybażewróci. -Gdybywrócił,tomusiałbyzostawićmnie,prawda?mówięzporażającąlogiką. -Askądwiesz,czy„jest"czytylko„pociupciał"?-Ciosponiżejpasa.Jeszczesiętylkozbóluzwinę.Anka,spotkajmysięwpiątekwieczorem... -Anka!-M.sięzirytował. -Wpiątekidziemy...napremierę.Dokina-mówięcichoidrżącądłoniąodkładamsłuchawkę. Po paru minutach, kiedy zatapiam się w tantrycznym seksie, którego M. jest mistrzem, aż trudno mi uwierzyć,żeprzytakiejtechnice-toznaczyduszy-możnabyćpopaprańcem.Atakwogóle,cotojest tantra?Jakaśodmianazen?TaoKubusiaPuchatka?GwaroweokreśleniepunktuG? MożeIzabędziewiedzieć? Brzydkiemyśli,brzydkiemyśli,bardzobrzydkiemyśli! 9SIERPNIA Jakzłapać: 1)chłopa, 2)M., 3)raz,adobrze, 4)raznazawsze. To trudniejsze od pytań maturalnych z matematyki! I ważniejsze od całego egzaminu dojrzałości: bez matury najwyżej nie dostałabym się na studia, a bez faceta czeka mnie psychopatologiczne, puste, singlowe życie w czterech odrapanych ścianach (kto mi zrobi remont?), w ciemności (kto wkręci przepalonążarówkęalbozmienikorek?),bezwodyigazu... Czujęsiętakabezradna. Muszęsięzdopingować. Uwaga,dopingujęsię: 1)M.byłzIzabelą, 2)robiliTO(„pobożemu",,jeździec",„69",„nahuzara", „rodeo", „na kobietę - nietoperza", „dwa w jednym", „na dziecioroba", „na pieska", „na supermana", „wyrafinowany misjonarz", „łyżeczki", „leniwy suwnicowy", „na chybcika" i co tam człowiek jeszcze wymyślił), 3)Izachcegoodzyskać, 4)żebyznowuTOznimrobić! Oblałymniezimnepoty. Och,znowumnieoblewają,kiedyuświadomiłamsobiewpełni,comuszęzrobić,żebyM.byłmójitylko mój:1)schudnąć, 2)zblednąć, 3)przefarbowaćsięnaczarno, 4)poprawićdykcję, 5)zostaćaktorką, 6)zostaćgwiazdą, 7)zlikwidowaćcellulitis, 8)przeczytaćSzekspira,obejrzećFelliniegoorazKrólowąMargot, 9)zrobićsobieoperacjęplastyczną: a)uwypuklićkościpoliczkowe, b)zwęzićtalię(tj.usunąćdważebrajakCher). Damsobieradę,prawda,PanieBoże? 10SIERPNIA Recenzja filmu Tomb Raider (która nie ujrzy prawdopodobnieświatładziennego)Autor:Ja „Zgadnijcie,ktoto? Oczy:piwne Włosy:Szatynka(wwarkoczyku...) Wzrost:176cm Waga:54kg Wymiary:91/61/86(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)Tak,toLara. Lara Croft oczywiście: nieustraszony archeolog i koneser sztuki, dziewczyna z komputera, posiadaczka takiegobiustu,żekiedysięnańpatrzy,łzyzazdrościsamenapływajądooczu. Cudowna Angelina Jolie, która na srebrnym ekranie wcieliła się w postać Lary, powiedziała o tych piersiach:»Sąnawetwiększeodmoich«.Zamiaststanikawnormalnymludzkimrozmiarzeaktorkanosiła na planie zdjęciowym ten wielkości D super. Podobno jeszcze na długo przed rozpoczęciem zdjęć wykonywała jakieś specjalistyczne ćwiczenia, po których schudła w żebrach, a przytyła trochę wyżej (wymógproducenta)...DzisiajpaniJoliepomagadzieciomwKambodżyiwykłócasięowielkośćbiustu plastikowychlaleczekLaryCroft. „Tomb Raider" to gra komputerowa, w którą nigdy nie grałam. Prawdę powiedziawszy, filmu Simona Westateżnieobejrzałamdokońca,choćnaprawdęsięstarałam.Niestarczyłomiczasu... TakwogóletowszyscywtymTombRaiderzemająobsesjęnapunkcieczasu.Tik-tak,tik-tak-oto zegar niejakich Illuminatów o tarczy odmierzającej minuta po minucie 5000 lat (czy jakoś podobnie mogłam oczywiście coś pokręcić). To chyba musi być zaskakująco dużo... Brrrr, przypomniały mi się słowaKoholeta.Teomarności... Prawdę powiedziawszy, Larze nie tylko zazdroszczę biustu, ale i tego, że ma jakiś swój system ostrzegania, który uprzedza ją o katastrofie. Informuje ten głos na przykład, że do wielkiego bum pozostało48godzinidodaje(coprawdabardzoogólnie),naczymtobummapolegać.Jaodrazudostaję pogłowie,noinigdyniemogękupićstanikasupersexy,botakierzadkoprodukująwrozmiarze70A,jaki torozmiarnosząopróczmnietylkonierozbudzoneseksualnietrzynastolatki(aprzynajmniejpowinnybyć chybanierozbudzone-zamoichczasówbyły). W filmie następuje pewien rozdźwięk, którego nikt w zasadzie nie zauważa: Angelina Jolie jest seksbombą, a Lara Croft dziewicą. W Tomb Raiderze obie kręcą mężczyznami w dowolnie wybraną stronę.Robiąimkołodupy,malowniczowaląpopyskachi...potrafiąchybabeztychmężczyznżyć! Zupełnieinaczejniżja. Niedająsięrolować.Dziewczynygórą,dziewczynywalczą.Więclepiejpozostańcieprzypodziwiedla idolkiLaryCroft,aleniebierzcieprzykładuzemnie...Mamtylkonadzieję,żelubiciemniechoćtroszkę, drogieczytelniczki,nawetjeślijestempłaskainiepotrafiępisać.Obiecuję,żenastępnyfilmobejrzęw całości. Inigdyjużniepójdędokinazżadnymfacetem.Nigdy!!!" 11SIERPNIA Postanowiłam najpierw napisać recenzję, a dopiero później zastanowić się głębiej nad tym, co mnie spotkało - w odwrotnej kolejności szlag mógł mnie trafić, a krew mogła zalać na samym wstępie, wówczaszaśnicizkarierydziennikarskiej. Atakjestemtylkobezfaceta:wsumieumnietostannormalny. Pojechaliśmy z M. na tę premierę. Wokół blichtr, glamour i towarzyska śmietanka - ogólnie raj dla łowcówautografów. Kilkakrotnie mogłam się przekonać, że osoby, które oglądałam na ekranie telewizora i uważałam za fikcyjne,istniejąnaprawdę. -Tomojaznajoma... -PoznajAnnę... -Mojaznajoma. -Tak,znajoma-powtarzałM.jakpapuga. Dlaczego wmawiał, że jestem jego „znajomą", a nie przedstawił mnie tym wszystkim bossom i bossównomjakPanBógprzykazał:„Tomojadziewczyna".Albo:„Kochamją,jesttakasłodka".Albo: „Żenięsięznią.Cudownababka...". Bardzota„znajomość"ubodłamojąkobiecądumę,alerychłoprzekonałamsiebie,żecałeteceregieleto pewnie taki zabieg marketingowy. M. jako obiecujący, młody i przystojny aktor nie mógł pewnie pozwolić sobie, żeby trwale kojarzono go z jakąś babką - mogłoby to zniechęcić jego fanki, które przestałybychodzićnafilmyzulubionymamantemigłosowaćnańwtelerankingach. Dobre,nie? Postanowiłamwięcsięodprężyćizasiąśćwspokojuduchadooglądaniafilmu. Jakaś kobieta za naszymi fotelami zaczęła kasłać. Kasłała i kasłała (co drażniło, bo film mnie nawet wciągnął)corazgłośniejigłośniej.Pewniemiałajakąśalergięnakurzalboperfumy,bowkońcumusiała wyjść.ChwilępóźniejM. nachyliłsięiszepnął: -Kochanie,wybacznachwilę...-Pokazałtrzymanąpaczkępapierosówiprzepraszającsiedzącychobok, opuścił rząd. Niemożewytrzymać?! Było mi trochę nieswojo siedzieć tak samej, a i chodziło mi po głowie, że coś tu nie gra. Sprawę rozwiązałmójpęcherz,któryostatnioniedziałałzbytdobrze...Tymbardziejżeprzedseansemwypiłam trzykubkicoca-coli(znerwów!). PrzepraszającpodobniejakM.zniecierpliwionychwidzów,udałamsiędotoalety... Hałastakichprzestraszył,żenamomentprzestaliwykonywaćteidiotyczneruchy... M.miałopuszczonespodnie,Izasiedziałanamarmurowymblacieumywalki. Zatrzymałamsięwproguigapiłam.Zamurowałomnie.Aposekundziewszystkiegomisięodechciało. -Anka,poczekaj!Bądźmydorośli...Wytłumacząci!wykrzyknąłpatetyczniejakmamybrazylijskiaktorzyna. Podciągnąłspodnieiruszyłwmoimkierunku,zapinającrozporek. Aja... Jauciekłam. Boże,czyjazawszęmuszębyćtakagłupia? 12SIERPNIA Upiornaniedziela. Nie,naprawdęupiornaniedziela! Nikogo nie ma w domu. To znaczy ja jestem, ale opustoszały domy wszystkich moich przyjaciół, znajomych i wrogów. Skąd wiem? Obdzwoniłam z nudów wszystkich (w podanej kolejności) i nie wydałamnawetzłamanejzłotówkinie odbierali. Właściwie mnie to nawet nie dziwi - lato przekroczyło półmetek i nadszedł czas nadrabianiawakacyjnychwyjazdów.Bladymświtemromantycznebarabara,soczekpomarańczowyihop:parkawyjeżdżanawieśalbo„nadwodę".Poopalaćsię,pogruchać, powypoczywać. Przyjaciele,znajomiiwrogowiealbo: a)niemająkomórek, b)wyłączylije, c)nieznamichnumerów(komórkowainformacjatelefonicznaoczywiścieniedziaławniedzielę). W pierwszej chwili pomyślałam, że może poczuję się wyzwoloną kobietą i pójdę sama na spacer do parku. Wkładając buty, zrozumiałam jednak, że to jeszcze większy obciach niż samotne wyjście do kina. To złamanie wszelkich konwenansów. Ludzie (nawet nastoletni) nie odbierają tego w kategoriach twojej prowokacji, lecz porażki. Będziesz słyszeć przez cały seans/spacer, jak pytlują za twoimi plecami o twojejsamotności.Idioci... Tak na marginesie: kupowanie jednego biletu do kina (oczywiście kiedy jest się kobietą) to czynność bardziej krępująca niż jednoczesny zakup fikuśnych prezerwatyw i ciążowego testu. Przeszłam przez jednoidrugie,więcdysponujępewnąskaląporównawczą.Gumkizużyłam,testnegatywnieobsikałam,a bilet?Niebyłamnastolatką,afilmbyłzBanderasem:Nigdynierozmawiajznieznajomym.Radawsam razdlasamotnych.Kiedytużprzedseansemzobaczyłamwszystkieteobejmującesiępary,zakręciłamsię napięcieiwyszłam.Tylkobiletercośzamnąkrzyczał... Traumatyczneprzeżycie. Ewkapowiedziała,żeprzynajmniejpowinnamoddaćbilet. Dorodzicówteżniepojadę-wybralisięnawycieczkęrowerową(!!!)zamiasto.Ranokochankowie,a późniejcykliści;uczestnicymałżeńskiegowyścigupokoju,którytrwajużwmniejlubbardziejdosłowny sposóbodtrzydziestupięciulat. -Wybacz,kochanie,alewtęniedzielęmusiszsięzatroszczyćosiebiesama-mama. -Kupiłemmamieochraniacze-tato. Tak,oniwciążsiękochają! -Kupiłemjejteżkolarki.-Puściłdomnieoko. Wciążniedzielaiwciążmożnapójśćdoparku.Żeobciach?Toco... Nie można. Po dobiegającym z klatki schodowej ryku zarzynanego bawołu wywnioskowałam, że do parkuwybrałasięmojasąsiadkazeswoimberbeciem. Parkjestzbytmały. Onamaprzynajmniejwymówkędlasamotnychspacerów. Jej mąż wciąż przebywa na czymś, co w starych czasach nazywano „delegacją". A dziecko potrzebuje tlenu. Wrzeczysamejtodzieckopotrzebujeitlenu,ineurologa. Ja przynajmniej bym go potrzebowała, gdyby matka uciszała moje wrzaski waleniem po głowie. No, chybażetasąsiadkawymarzyłasobiesyna,którywprzyszłościzostaniebokseremwagisuperciężkiejtakiewytrząsaniemózguspokojniezastępujetreningzeskakanką. Moja mama wymarzyła sobie, że będę taka jak moja sąsiadka - wyjdę za dzianego mężczyznę z odpowiedzialnąpracą,będęmiałasamochódidziecko(wszystkowtejkolejności).Albodwojedzieci. Dobrze,żewyszłotak,żeminiewyszło. Wsumietoniemamnawetprawajazdy. Anikartyrowerowej. Niedziela.Ciągleniedziela. Podjętepróbyprzespaniatejcholernejniedzielibyłynieudane.Ostatniozbrakuokazjidoseksuibraku innychnocnychpomysłównażyciewysypiamsię.Apóźniejwogóleniejestemśpiąca. ZaczynaimponowaćmipostaćŚpiącejKrólewny.Śpisztaksobie,śpisz,apotempojawiasięprzystojny królewiczibudziciępocałunkiem... Albodzwonkiemcięsukinsynbudzi! Któratakwogólejestgodzina?Nazegarkumiga23.32. Więcjeszczenieponiedziałek... -Wpuśćmnie!-StojącypodmoimidrzwiamiM.silisięnastanowczyton. Bezczelny. -Hej,tęsknię!Wpuśćmnie,bocośzrobię!-Ożesz,mendajedna,kopnąłwmojedrzwi! Nie mogę mu otworzyć, kiedy jestem taka spocona, potargana i mam nie umyte zęby. A tak w ogóle to przecieżcholernypopapraniec! Zdajesię,żepopapraniecpróbujewyważyćdrzwi! -Dzwonięnapolicję!-warczę,zapominając,żetakieskandalesąaktoromniezbędnedoreanimowania sławy. -...! Cośkrzyczy:„mojamiła"czymoże„tysuko"?Odkądprzemknęłamcichutkojakmyszkadoprzedpokoju, bydlapewnościzamknąćdrugiedrzwi,przezdwiewarstwysklejki,listewekiskórygorzejsłyszę. -...! To chyba jednak: moja miła. Myślę: z moim miłym moglibyśmy w letnie niedziele wyjeżdżać do lasu albo... Czasnazastanowienieminął.Odstąpionoodoblężenia. Nabudziku0.02. Ostrożniewychodzęnaklatkęschodową.Namojejwycieraczceleżynajprawdziwszaróża.Czerwonai... złamana. Orany! 13SIERPNIA Całydzisiejszydzień, Mojeżycieuczuciowe, Mojąpracę, Stosunkirodzinneisamopoczucie, Możnaokreślićjednym Pulsującyminabrzmiałym Słowem. Słowemtymjest: NIC. ChybapójdędowypożyczalniiobejrzęsobieSeks,kłamstwaikasetywideo. 14SIERPNIA Życie znowu serwuje mi jakiś koszmar! Najwyraźniej pod moim balkonem trwa cygańskie przyjęcie. Chybanarzucęcośnasiebieisięwychylę... Nie,Luna,tyzostajeszwmieszkaniu. Ooo? Kidiabeł?! M.! Najwyraźniej przyprowadził pod moje okna drużynę wędrownych skrzypków i jest z tego bardzo zadowolony... Tylkopocotozrobił?Cośdomniekrzyczy,aletrudnowtymhałasierozróżnić... -Kurwa,napolicjęzadzwonię!-wyjesąsiad,którysięzorientował,żejestbliskopółnocy. Zapalają się światła. Hej, ludzie, uspokójcie się. Czyżby w narodzie nie było już zapotrzebowania na odrobinęromantyki?Zdrugiejstrony,kogojabronię?! -Czegochcesz?!-krzyczędoM. - Jesteśmy dla siebie stworzeni! - odkrzykuje. Stoi, pośród nocy, w dźwiękach miłosnej (prawie) serenady. - Ty, patrz! Czy to nie ten aktor? - Słyszę z góry. Nie wiem, do kogo sąsiadka kieruje to pytanie, bo przecieżniedomnie.-Patrz,jakacwaniara,tatosięumieustawić.AprzecieżmojaDanusiaładniejsza... Danka,chodźnabalkon! -Aniu!Spróbujmyjeszczeraz! Chyba dostrzegam światła radiowozu. Tak, te niebieskie to koguty... W zasadzie widownia powinna zacząćklaskać,apowietrzerozbrzmiećnutamiMendelssohna. -„Czteryrazypodwarazy...Nie?Gdybyrybkabyła..."próbowałpotężnyCygan. -Jezu!Zacojapłacę?!-zirytowałsięM.-Miałybyćpiosenkiomiłości... Tak,tomnierozbawiło.M.zadarłgłowę. -Chciałbymporozmawiać.Wpuśćmnienagórę... -Niesądzę... -Niesprzeciwiajsięuczuciu!Kochamcię,kochaniemoje...Torozstaniaipowroty!Isercemipłonie...monorecytuje. -Możecijeugaszę!-KtośzsolistówcygańskiejkapelinaglewaliM.popysku. Toniesolista,toRobert!Coontu,docholery,robi?! -Robert!-Prawiewypadłamprzezparapet.-Zgłupiałeś?! Alemuprzyładował... -Jakiśtwójznajomy?-M.trzymasięzaoko. -Wserialubymutaknienakładli-powątpiewazgóryDanusia. -Jesteśzkimś,adomniemaszpretensje!Idziemy!-M. władczymgestemzagarniaorkiestrę. -Hej,tonietak!Tojakiśwariat... -Wariat?Jasne,żewariat!-Robertobrażasięiodchodzi. WinnąstronęniżM. * Onie,gliniarzeichspisują. Zostałyśmywedwie:jaiLuna.Takakarma. 15SIERPNIA ŚwiętoWniebowzięciaNajświętszejMariiPanny,czylidzieńwolny,cowmojejparszywejsytuacjiitak niewielezmienia.Alejasięniepoddam!Mamsercelwa,choćubolewam,zebrakujemilwiejgrzywy(a kiedy jestem sfrustrowana, przydałyby się jeszcze kły i pazury). Idę na bibkę do znajomej małżeńskiej pary.Onjestpisarzem,onajestcholernieatrakcyjna.Niemajądzieci,zatodwaczarnekoty.Będziemy pić, jeść chińszczyznę, grać w gry komputerowe i malować napoleońskie żołnierzyki do rozgrywki strategicznej.Możepoproszę,bywypożyczylijakiśfilmtakibardziej,hm,dladorosłych,boznowumam wrażenie(strasznewrażenie!),żezapomniałam,jaktosięrobi.Ktotomnieprzekonywał,żezseksemjest jakzjazdąnarowerze? Gdybymsobietylkoprzypomniała... Cipisarzetomająfajneżycie:siedzisobietakijedenzdrugimcałymidniamiwciepłymdomu,zżoną,z cichymizwierzątkamiipisze.Potemwydajepowieśćijuż! Alewracającdotematu-tenkolegapisarzobiecał,żekiedycałaPolskaprzejdzienaislam,tozostaną jego drugą zoną. Obserwując dzisiejszą reakcję ludności pod kościołami, to jednak mam na to małżeństwomarneszanse. Aczymamszansęnajakiekolwiekwogóle?! Chybapójdędonichtrochęwcześniej;łykwodyognistejprzywrócimiformę. Jestemlwicą.Jestemlwicą.Walczęjakpłowabestia.Sekspustyni! Ups,niedobrzemi.Ojzadużotej...tej...wody.Upiłamsiemwtrombe.Znaczywgrzywem... 16SIERPNIA Hurra,dostałamprzesyłkę! ZLaponii! Wśrodkusąrękawiczkizreniferaikartka. Nakartcekulfonamiwypisano: „Toja.KochamCięwielkąromantycznąmiłością. Nauczyłemsiędoićiwypasać.ZostańpaniąReniferową. Gdzie mój renifer, tam serce Twoje, luba, choć Ty jeszcze o tym nie wiesz. Dam Ci stado trzydziestu reniferów zamiast jednego fredrowsko - freudowskiego krokodyla, kiedy tylko zostaniesz moją żoną. Obiecuję:żadnejintercyzy!Tosąoświadczyny-August. PS:Pośpieszsięzodpowiedzią,botujużniedługozima,którawszystkoodcina". PanieBoże,dlaczego?Czydlatego,żepapieżjestPolakiem? 17SIERPNIA Poszłyśmywtango!Ja,Ewa,noiono,masięrozumieć. Ewkawpadławdepresjęprzedporodową:żeteraztowszystkoskończoneinicjejsięnienależy,aona biednawcalesobieniepożyła.Abyreanimowaćjejpoczuciewłasnejwartości,pojechałyśmydoŁodzitegozagłębiapubowego,gdziepostanowiłyśmyostatniraz(azarazempierwszywtymmieście)zaszaleć. OstatnipociągzWarszawypełenbył zmęczonychludzi,którzynanaszemaniakalno-depresyjnegębypatrzyliraczejniechętnie... -Orany,alekosmos. - O rany, ale dziura! - Zdecydowanie różniłyśmy się opiniami na temat miasta, kiedy wysiadłyśmy na dworcuŁódź Fabryczna. - Anka, nie siej ziarnem defetyzmu - skarciła mnie Ewka i ruszyła w stronę ichniej ulicy głównej ó nazwiePiotrkowska. Chciałamcośodszczeknąćapropostegosiania,alepokrótkichprzemyśleniachdałamspokój. Na Piotrkowskiej natychmiast przyczaiłyśmy się niczym dwie alkoholowe modliszki w najbliższym pubie.Nazywałsię „Łódź Kaliska", co brzmiało identycznie jak nazwa drugiego łódzkiego dworca. Łodzianie mają chyba komplekswyjazdów. Sprawiłyśmysiębłyskawicznie. Na tyle skutecznie, że jedyną osobą, która chciała nas poderwać w tym biseksualnym świecie, był mężczyzna z wężem (odniosłyśmy też dziwaczne wrażenie, że oprócz barmana i nas był to jedyny człowiekzdowodemosobistym). Pocałowałamogromnegoboadusicielawzimnągłówkęispławiłamnaszegowielbiciela,zasłaniającsię ciążąkoleżanki. -Świnia-wyrwałosięEwce,aleniewiedziałamwzwiązkuzczymidokogoskierowanybyłtenepitet. Potym,jakkurczowotrzymałastolik,zorientowałamsię,żechybazadużowypiła. -Ewka... -Jestemwyrodnąmatką!Urodzęmutanta! - Wyrzucą nas - mruknęłam, widząc niebezpiecznie zbliżającego się ochroniarza. - Wyrzucą albo i zamkną.- Przypomniałomisię,żechybawOmahaalbowjakimśinnymIdahozapuszkowanomatkęalkoholiczkęw ciążyzaszkodywywołaneujejnienarodzonegodziecka. -O,wmordę-stęknęłaEwka.-Wracamdodomu. I wróciłyśmy - jeśli oczywiście domem można nazwać przypadkową bramę zarośniętą bluszczem, w którejzaległyśmy. -TotusięuczyłPolański?-burknęłaEwa(wciążjeszczestudentkakulturoznawstwa.Przeddziekanką). -Tu. Późniejrzygałyśmyjakłódzkie,podwórkowekoty. -Jesteśmyzastarenatakieeskapady-biadoliłaEwa.Czypowinnamprzyznaćjejrację?Onabyłamatką, jaczułamsięjakniechcianadziewica. Wporannympociągukonduktorzyskasowalinaszabrakbiletów. - Będziesz moją druhną - stwierdziła nagle Ewa, wciskając równocześnie łapówkę zezującemu kontrolerowi. Tenciężkowestchnął.-Spokojnie,niemusiszubieraćsięnaróżowo-dodała,widzącmojąpanikę.-A kiedychlebeksięupiecze-poklepałaswójbrzuch-zostanieszmatkąchrzestną... Konduktorwybiegłzprzedziału,trzaskającdrzwiami(cobyłosztuką-zasuwałysiębardzocicho).Moja odpowiedzialnośćpobiegłazanim... -Myślałamraczejokolorzelila... CzekałamzutęsknieniemnastacjęWarszawaCentrum. 18SIERPNIA Zgadnijcie,ktowłaśniestoizaprogiemmoichotwartychdrzwi? -Anka,mogęwejść?-M.przygładzanerwowowłosy. -Nie.-Jestembladajakjakaświktoriańskaheroina. -Co? -Niewpuszczęcię. -Możemynegocjować? -Nieprzyniosłeśkwiatka. -Zostatniegosięnieucieszyłaś... -Skądwiesz? -Słuchaj... -Niemasznawetbombonierki-stwierdzamodrobinęzagłośno. -Przyniosłemserce.-Rozchylamarynarką. -Całe?Całedlamnie?! Milczyizzapamiętaniemoglądaczubkiswoichbutów. -Aha,tylkokawałek...Idiotkazemnie. -Słuchaj,dlaczegoniemoglibyśmysiędalejspotykać.Tolepszeniżsiedzeniecałydzieńwsamotności... AwkońcuniejestembylejakimpanemNikt.Wiesz...innymtonawetimponowało. -Powinno. -Więcmogęwejść? -Słuchaj,muszęzamknąć,bokotkagotowamiuciec... Zamknąćztobąnazewnątrz... -Aledlaczego? -Samaniewiem-mówiłamszczerze.-Możeniechcęwciążgraćwserialu... -Wporządku!Przytobiezrozumiałem,komumogędaćcałeserce.Aletoniejesteśty. Mocnotrzymałamsięfutrynyidrżałam.Robiłomisięsłabo.Niebyłdelikatny... -Inieproś,żebymwrócił!Nigdy!!!-OdszedłwkurzonyjakkaczorDonaldichybataki...samotny? Cojanarobiłam?! 19SIERPNIA Samarozkosz-niedzielnyobiadurodziców,którzyprzechodząuczuciowyrenesansswegomałżeństwa. Tuląsię,ćwierkająipatrząprostowoczy.Jezu!Ojciecnajwyraźniejjestgotówskopulowaćmamęna świeżo wykrochmalonym obrusie, a jedyne, co go powstrzymuje, to ogromna, odziedziczona po babci wazazzupą,boprzecieżniejegopełnoletnialatoroślznieuregulowanymżyciemseksualnym,prawda? Oilemoirodzicezachowująsięjakparaseksualnychbulimików,otylejawogólestraciłamapetytna cokolwiek. Mieszamwswoimtalerzugrubekluskiitępopatrzęwrosół. -Niesmakujeci,kochanie? -Mamo,kiedyzrozumiesz,żewegetarianizmniejestjakchwilowezauroczeniehrabiankiogrodnikiem? Przypominaraczejwswejegzystencjalnejtrwałościdrugorzędowecechypłciowe... - Buzia ci się nie zamyka, to i nie jesz! A nawet gdyby twoja teoria była słuszna, to co powiesz o transwestytach? Tumniema. Tatusiek dusi się ze śmiechu, a i Lord ma taki wyraz pyska, jakby bawił się równie dobrze. Pięknie, wszyscyprzeciwkomnie. -Mamo,niebędętegojadła!-silęsięnastanowczośćiodstawiamtalerz. -Torosółbezkury,wegetariański.Jakchcesz,topokażęciopakowanie... Rosółtranswestyta?Naprawdęcośdziwnegostałosięzmojąmatką.Rosółbezkurytonierosół. -OBoże,Aniu,jakmożeszbyćtakarasistowska-rzucatatoznadstołu. Mamdość.Zaczynamsiębać.ZamiastobiaduzrodzicamijemCOŚzparąkosmitów. -Byłunastwójchłopak-mówiodniechceniaojciec. -COOOOOOOOOOOOO??? -Uspokójsię,nieprzyszedłprosićotwojąrękę... -Niewiesz,tato,jakmiulżyło-mówięzprzekąsem. -TenM.nażywojestjeszczeprzystojniejszyniżwtelewizji-zachwalamama. Wtejchwilimojesercenajpierwagonalniesięzatrzymuje,byzamomentruszyćwtempieolimpijczyka. Czuję,żejestemtakczerwonanatwarzy,jakbymmiałafazęplateau. -Ibardzomiły... Dobijcie! -Zostawiłcośdlaciebie. -Tomiałabyćniespodzianka. Ojciecsięgadokredensuipodajemiksiążkęwczerwonejokładcezeskóry. Otwieramnastronietytułowej:nic,żadnejdedykacji. Tylkozłotydruk:WilliamSzekspirRomeoiJulia. -Orany!-wyrywamisię.Rodzicetrzymająsięzaręce. Boże,Boże,Boże,cojamamterazzrobić? Ijakudałomusiętodzisiajprzynieść,skorownocymiał jeszcze zdjęcia (problem znajomości adresu moich rodziców najmniej mnie nurtuje - może dlatego, że żyjęwromansie,aniewpowieścisensacyjnej)? -Kiedyontoprzyniósł? -Wewtorek... Nie!Wewtorek!Przedzerwaniem!Czyli„całatasprawa" jestnieaktualna! -Cośnietak?-Mamapatrzynamnieztroską. - Skąd. Wiecie, to nawet niewiele zmienia. - Biorę się za zupę. W dodatku nawet im nie skłamałam. Przecieżniebędęszukaćmiłościtam,gdziejejniema. Teraz,skoroniemamnicdoroboty,awwieczornymkinieniemażadnegodobregofilmu,zobaczę,jaka miłośćmnieominęła: Dwa wielkie domy w uroczej Weronie, Równie słynące z bogactwa i chwały, Co dzień odwieczną zawiśćodnawiały,Obywatelskąkrwiąbroczyłydłonie. Lecz gdy nienawiść pierś ojców pożera, Fatalna miłość dzieci ich jednoczy I krwawa wojna, co z wiekówsiętoczy,W cichymichgrobienawiekiumiera. Miłość, kochanków śmiercią naznaczona, Wściekłość rodziców i wojna szalona, Zerwana późno nad mogiłądzieci,Przedwaszymokiemnascenieprzeleci.Jeślinassłuchaćbędzieciełaskawi,Błędyobrazy chęćnaszanaprawi. Cośmnietknęło-podchodzędookna,żebyzobaczyć,czyniemazanim...Wiecieokimmówię...Aletam na zewnątrz nie ma nikogo oprócz nocy. Żadnej ludzkiej (męskiej) sylwetki. Pusto jak cholera - tylko ciemność... Klops,nawetintuicjamniezawodzi.Poczytamjeszczetrochę... Kotusnąłminakolanach. Taaa,tenRomeoiJuliatopotworniesmutnahistoria. 20SIERPNIA Moja kochana Luna śpi i równocześnie pomrukuje - coś jej się śni. Jak słodko przebiera łapami. O! Zamiauczała. Pewniewłaśniezłapałajakiegośszczurawielkiegojakwieżowieciterazsię: a)znimzabawia, b)nimzabawia, c)nadnimpastwi.Mojakrew!Łowczyni! Przewróciłasięnagrzbietiodkryłaswójjasny,puchatybrzuszek.Muszęjąpocałować... Ranyboskie!Chybapopędseksualnyprzerzuciłamnakota! Toźledlakota. 21SIERPNIA Jak pięknie pachnie w moim kibelku! Przesiedzę w nim cały dzień. Odprężę się. Na desce klozetowej będęsiedziećichłonąćtajemnicebytuwszechświata... Przypomniałamsobie,żepopijanemuwylałamtukroplelawendowe.Ajaodlawendyjestempoprostu uzależniona; jestem uzależniona od tego kwiatka naszych prababek, które wymyśliły wielodzietność i staropanieństwo.Amy,ichwnuczki,dokądidziemy?Skądprzychodzimy?Kimjesteśmy? Ojkiepskozemną,kiepsko... 22SIERPNIA -„Nawetbardzozakochanymężczyznaczasamimusinakrótkoodsunąćsięodpartnerki,nimznówsiędo niejzbliży. Mężczyźnisąjaksprężynki"-Wenecjuszwyrecytowałcytatz „biblii"JohnaGrayaisięgnąłdoszklankiponastępnegopaluszka. -Inibytym,żejestjakąścholernąsprężyną,mamusprawiedliwićto,żeporzuciłmniejużniejeden,ale dwóchfacetów,wtymobydwaj...podwójnie? - „Mężczyzna wciąż oscyluje między potrzebą bliskości i tęsknotą do niezależności" - znowu zaczął recytować. Swoją drogą, zawsze miałam wrażenie, że spotkania trzeciego stopnia kończą się katastrofą i miałam rację!Jasne! M.porzuciłmniedlaIzy,aprzynajmniejtakmyślę,choćwciążpróbujęsięoszukiwać,żemiejscejego sprężynkijestprzymnie.Robertzaśdlapowietrza. -„Będącprzezdłuższyczasbliskopartnerki,mężczyznadopewnegostopniazatracaswojątożsamość". -Ha!Niewpadłamnato!BiednyRobert!-Sarkazmminiewychodził. -NieczytałaśGraya? -Jasne,żeczytałam.Lećmydalejztymiodkryciami... -MówiłaśEwie,żecięodwiedzę? Popatrzyłamnaniegouważnie.Wyglądałjakośdziwnieibyłspięty. -Wiesz,onabywazazdrosna. -Nicjejniemówiłam.Jeszcze. -Toznaczy,żemaszzamiarpowiedzieć? -Jestmojąprzyjaciółką.Przyjaciółkomsięniekłamie. -Ajakimjestem?Jakbymbyłkimśinnym,tocobymuciebieterazrobił...-zjeżyłsięzupełniejaknie Wenecjusz. Pomyślałamprzezchwilę. -Dobrze,niepowiem.Choćtogłupie... - „Nastrój kobiety wznosi się i opada jak fala. Kiedy osiągnie dno, nadchodzi czas uczuciowych obrachunków". -Czyli,gorzejjużbyćniemoże.-Wzięłamgarśćpołamanychpaluchówiwcisnęłamjesobiedoust. - „Mężczyźni walczą o prawo do wolności, a kobiety o prawo do niepokoju. Mężczyznom potrzeba przestrzeni,kobietomzrozumienia". -Atyjaksobieradziszztąciążą? - Brakuje ci problemów? Chcesz cudze? Głowa mnie boli... - westchnął. - „Mężczyźni w swoich związkachwciążsięoddalająizbliżają,akobietyodczuwająnaprzemianwzrostiopadaniegotowości kochaniasiebieiinnych". -Alejachcęmiłości!-Jejku,czyjaprzypadkiemwciążniejestemzakochana... - „Mężczyznę bardzo obciąża świadomość, że jest dla partnerki jedynym źródłem miłości i pomocy" przerwał.-Ipomyśleć,żetoztejrasypochodziliOtelloiPiotruśPan. Zrobiłasiędziesiątawieczór. -Ewkajużpewnieczeka.Naprawdęjesttakazazdrosna? Tujejnieznałam... -„Kiedytłumiswojenegatywneuczucia,gasnąrównieżuczuciapozytywneimiłośćumiera".-Wenecjusz szybkozebrałsiędowyjścia.Trąconaprzezniegoresztkapaluszkówwgryzłamisięwdywankumałpiej ucieszekota. -Tocojamamwkońcuzrobić?!-krzyknęłamzanim. Odwrzasnąłzzaprogu: -„Kiedyfinansowepotrzebykobietysązaspokojone,stajesięonabardziejświadomaswoichpragnień emocjonalnych"! -Co?Jestemjużdośćnieszczęśliwa,aterazmamjeszczeiśćdopracyirobićkarierę?! Alejegojużniebyło.PewniegnałnazłamaniekarkudoEwki,ignorującczerwoneświatła. - A więc ja już ci nie wystarczam! Chcesz porad Wenecjusza?! - Parę minut później pieniła mi się do słuchawki.-Ikogojeszcze!Przestańsięoszukiwać!Przecieżtywciąż... -Histeryzuję,szczęśliwamężatko?!-wrzasnęłam. -KochaszRoberta-powiedziała. UciekamnaKsiężyc.Przysięgam:doróżowychkróliczkówiTwardowskiegonakogucie. 23SIERPNIA Wcaaaalesięniedenerwuję. Przed chwilą, w dodatku przed samym nosem, środkiem jak najbardziej publicznego chodnika przeparadowali objęci M. i Isabelle (brakowało tylko, by ktoś rzucił się do nich po autografy - na przykładja).Bezczelnieudawali,żemnieniewidzą.Albo,cogorsza,bylisobątakzajęci,żenaprawdę mnieniezauważyli!Dlaczegoakuratnamoimnieszczęściuonzrozumiał,żejąkocha,aonazrozumiała, żekochajego?! Jestem tylko statystką w ich porywającym, celuloidowym romansie. Celuloidowym do momentu, w którymniepomyślęowymianiepłynówustrojowych...Syf!WychodzimihardpornozamiastPrzeminęło zwiatrem! Wcalesięniedenerwuję. Jestem... JestemZEN. 24SIERPNIA Myślałam,żemojamatkapowienawieśćopracy: „Jestemzciebiedumna,córeczko!",aleonatylkomruknęła: -Najwyższyczas.Szkodatylko,żeniemyśliszopełnymetacie... Adalej,żeskoronierealizujęsięwmiłości,topowinnamwrobocie.Żeonasamazabrałasiędopisania książki:powieścioGeorgeSand(tobyłakobieta!AletenChopin... Bladydupek!).Żemężczyźnitoświnie(nawetodzyskanytatusiek)iżetoprzeznich(anieprzezMatkę Naturę) lądujemy na „przesłuchaniu", gdzie światło lampy bynajmniej nie świeci nam w oczy, ale jest skierowanewpunktponiżejpasa. -Onsięnacieszy,amymusimyTOurodzić!CzyjajestemtymCZYMŚ? Usłyszałam,żeonanierozumienaszychdepresji.Idajciejejnasze(mojealboEwy)lata,tozobaczymy, jakonapotrafijeimponującowykorzystać. -Wy,dziewczyny-zżymałasię-jesteścieprzynajmniejmłode,ajawyglądamkażdegorankajakstara nietoperzyca... Chciałam wtedy tę „nietoperzycę" przytulić, ale w końcu jestem jej nieodrodną córką, więc burknęłam tylko: -Nieprzesadzaj,mamo... Jednakpokraśniałazzadowolenia.Byłopołudnie... Wczesnepołudnie...Wzasadzietorano...Przynajmniejzmojejperspektywy. Tak. Zdecydowałam się na stałą pracę w „Trzydziestolatce". W celu wymiany pierwszych plot redakcyjnych Magda zaprosiła mnie wreszcie do siebie(swojądrogą,dlaczegoniepamiętałaomnie,robiącparapetówkę?). Jejmieszkaniejesttakwielkieipiękne,żewciążoczekiwałam,kiedydrzwisięotworząiwpłynieprzez nieduchdziewiętnastowiecznejsłużącejzpytaniem:„Panihrabinawzywała?". Nic takiego jednak się nie stało i mogłam we względnym spokoju żłopać herbatę Cejlon z poszczerbionych,wysłużonychkubków(zamiastszpanerskiejporcelanywielkościnaparstkaTociekawe -wwyższychsferachhasłemobowiązującymwydajesię:„Nigdydosyta").Mówięo „względnym" spokoju, bo Magda sprowadziła, Bóg wie skąd, kremową sofę, na której głupio mi było usiąść w moich nie pranych od tygodnia czarnych sztruksach. Wciąż drżałam także, że poplamię ją herbatąiMagdajużnigdymnieniezaprosi... -O,atuznaleźlibabcię.Opowiadałamci...-Wskazałanakątpodogromnymoknem.Późniejobejrzałam reprodukcjętegoobrazuzrobionegozwypaczonychklepek. -Interesujące-wydukałam. -Ech,Anka.Nigdyniedoceniałaśprawdziwejsztuki. Zupełniejak... Guzikmnieobchodzi,ktojesttakimniedoukiemjakja. Zawszeuważałam,żeobraznietylkopowiniencośwyrażać,aleiprzedstawiaćfiguratywnie.Malowano takprzezostatniedziewiętnaściestuleciiniktnienarzekał.ZresztąitakwolęvanGoghaodbeztalencia Matejki,zacomoglibymnieskopaćnarodowcy. - A tak babcia wyglądała przedtem... - No nie, jeśli Magda zamierza mi pokazywać zdjęcia na poły rozłożonegotrupa,tojazwymiotujęnatejejmodneluksusy. -Obejrzyj!Spodobacisię...Tozdjęciejestfiguratywne.Uśmiechnęłasięzłośliwie.-Iciepłe-dodałacicho. Fotografiabyłaczarno-biała,niedowołanaimiałaoślerogi;aleaniprzezchwilęniezastanawiałamsię, dlaczegoMagdajejniewyrzuciła.Niktbyjejchybaniewyrzucił... Widniałananiejbabcia,któraniczymprzekornawnuczkasiedziałanaparapecie.Szerokouśmiechałasię bezzębnymiustami,apoliczkimiałajakzwiędłerajskiejabłka.Spodchustkiwychylałsięzalotnysiwy lok. Nie była to babcia z reklamy, tylko ktoś naprawdę bliski, ktoś, kogo na pewno znamy. Ale to nie wszystko-fartuchstaruszkiobsypanybył ziarnem, a przynajmniej przypuszczam, że to było ziarno, bo na jej podołku kłębiło się od gołębi skalniaków.Siedziałyteżnaramionachiwyciągniętejbladejdłoni... -Ktozrobiłtozdjęcie?Magdawzruszyłaramionami. -Niemampojęcia... Obróciłamje.Ztyłuwykaligrafowano:KlaraGołębiarka. -Jakchcesz,tojezachowaj...-zaproponowałanagle. -Ale... -Weź,bomójmążwkońcuwyrzucijeprzyjakichśporządkach.Zresztąjamamtamtąreprodukcję. -Aha-zgodziłamsię. -Cozaśdo„Trzydziestolatki"... Myślę,żeKlaraumarłapodoknem,boostatnirazchciałapopatrzećnaswojegołębie.Czujęsię,jakby byłojakieśHalloween... Ludzie się nie zmieniają: środek nocy, ja zaspana jak suseł. Po telefonicznym drucie biegnie do mnie schrypniętygłosEwki: -Nieuwierzysz,tymrazemprzyszedłzsiekierą!Nozsiekierąmówięci!Prawdziwą...Najprawdziwszą, wielkąibłyszczącąjakudrwala.Jaktaztegofilmu... -Teksańskamasakrapiłąmechaniczną-bredzę. -Noprzecieżmówię,żezsiekierą.Siekierą!Niepiłą!!! -Kto? - No jak to kto? Facet od węża! - wyje przyszła mama, starając się przekrzyczeć jakiegoś ostrego i głośnegohardrockaorazniewielecichsząbójkę. -Ranyboskie,Ewa!Gdzietyjesteś?! - Jak to gdzie? No, mówię ci, że ten od węża... - przerwa na nabranie oddechu - w Łodzi jestem, w Łodzi! -Sama? -Co?!PewnieżezWenecjuszem.Acośtymyślała...Iontąsiekierą... Zmieniamnumertelefonu. 25SIERPNIA Serceniesługa. Ciało też nie sługa; nigdy mnie tak nie strzykało w kościach, kiedy miałam piętnaście lat i byłam dziewicą,adziś... To zapewne efekt depresji przedurodzinowej (bo chyba nie mam tak zaawansowanego starczego artretyzmu,anazłapaniegrypyjestzaciepło?),aleczujęsięprzeztopobolewanietakastara,stara,stara! Czytomożliwe? Nawet Luna mnie postarza - mój prezent urodzinowy, mój własny kot! Kiedy dostałam go od Ewy, był prawiebiały,ateraznajegosierścipojawiająsięciemniejącecętki...Jaktoprzeżywająrodzice,kiedy ichdzieckozaczynadojrzewać? Mają chyba więcej czasu do zastanowienia... Niedługo (no, za parę miesięcy) Luna będzie brązowa (ciemnastronaKsiężyca?)idorosła,ajabędęstara.Toznaczystarsza. Straszne. Chociaż może nie do końca: kocham Lunę i ona też będzie mnie kochała, gdy zostanę już trzydziestoletniąbabuleńką. Alenajpierwdwudziestodziewięcioletnią... * Luna,mojapiękna,mojacudowna,mojakochana,mojabogini... Codoświętychkrokodyliegipskich,tomogęsięniezgadzać,alecodoświętychkotów,tocikosmici latającywpiramidachtrafiliwsedno-onesąjakbogowie. O Wielka Luno, czy ty musisz rozrzucać po całym mieszkaniu swoje zabawki, bym ja, twoja nędzna wyznawczyni, musiała się na nich poślizgnąć i wybić sobie kły?! Zgoda, przynajmniej wiem, dlaczego mniestrzykawkręgosłupie,oWielkaLuno! 26SIERPNIA „Naucz się oglądać znaki" - to hasło z amerykańskiej komedii romantycznej. Oczywiście nie pamiętam tytułu. Wiem jednak, że nią była piękna Meksykanka, Salma Hayek, a nim gostek z serialu „Przyjaciele" (nie Włoch ani paleontolog, tylko ten trzeci). Kochali się i Hayek była nawet w ciąży, ale ich drogi rozchodziłysię,ażniezrozumieli,jak „czytaćznaki",bowtedywrócilidosiebie,aHayekrodziłanawetwramionachkochankanamościeprzy granicy meksykańsko - amerykańskiej. Owe „znaki" (posłyszane rozmowy, rzeczy znalezione, żywe symbole czy billboard, który akurat odnosi się do twojej sytuacji - niekoniecznie ten z pralką w cenie promocyjnej) to taki interaktywny poradnik dla zakochanych i zagubionych od samego Pana Boga. Coś takiegojakwierzgającykońdlaSzawła,zanimtenzostanieświętymPawłemzTarsu(samoświatłotojuż cud - w końcu uważałam na religii). Ciekawa jestem, jaka transformacja czeka mnie. Podejrzewam skromnie,żepewnieniejakaświelkaidoniosła,ale... Oto idę dziś aleją Niepodległości. Pusto, od czasu do czasu przejadą tylko jakieś tramwaje, autobusy albo samochody. Przejdzie ktoś skacowany albo zapracowany (naprawdę nie widać różnicy), któremu kapitalizmbądź mniejszydemonniepozwoliłwyrwaćsięzamiasto.Niebobłękitnenademną,ciepłoikojącaprzestrzeń urbanistyczna. O,jakaśkartkamałaipożółkłaprzyczepiłamisiędobuta. Fruuu,noproszę!Wokółpolatujewięcejkartek,najwyraźniejodkompletu.Podnoszęjedną,drugą-żal miich,takichpodartychizakurzonych;prowadząmniejakponitcedozamkniętegonagłuchokioskuz gazetami.Obokkioskuleżyzaśksiążkaniewielka,rozklejonaigubiswojestrony. Podnoszę ją, oglądam... A potem jak oszalała zaczynam zbierać resztki kartek. Możliwe, że wszystkich nieznajdę,aleobybrakowałoichjaknajmniej.Wbiegamzaniminajezdnię,kurcgalopkiemskręcamw przecznicę,bokilkaznichszybujepoNowowiejskiej,węszępotrawniku. -Przepraszambardzo...-Jednąodklejamkomuśodbuta. Trwatozpółgodziny,ażwydajesię,żemamprawie „komplet". Otwieramnachybiłtrafił: „Youaredancingwiththeonlyhandsomegirlintheroom",saidMr.Darcy,lookingattheeldestMiss Bennet... Aniechto!ZnalazłamPrideandPrejudiceJaneAusten.W dodatkuzprastarejserii„ThePocketLibrary". Zachwycona,pozostawiamtenZNAKbezkomentarza. Wogóletowyszłamzdomu,abypojechaćdorodzicówEwy.OdkądwprowadziłsiędoniejWenecjusz, właśnieurodzicówtrzymarzeczy,októrychonniepowinienjeszczewiedzieć. - Ale to obciachowe! - komentowała Alicja. - Może się nie żeń, rodzice nie są wieczni. W końcu będzieszmusiaławszystkopozabierać... -Alicja!-Ewazbladłazoburzeniaipopatrzyłanasiostręjaknaaniołkazagłady. -Małżeństwateżniesąwieczne...-szepnęłamzjadliwieiEwkapopatrzyłataksamonamnie. -Zresztąokobietachwtakiejsytuacjiniemówimy,że "siężenią",tylkoże„wychodzązamąż"-dodałam. -Wjakiejsytuacji?!-prychnąłaEwa. -Mojepokoleniezmienitonatyleradykalnie,żebędziemysiężenić-stwierdziłazdeterminacjąAlicja -Ijakmałąwychowałaś?-uśmiechamsięsłodko - Martw się o kota... - Jednak nie dążyła do kłótni; chciała mi coś pokazać i oczekiwała jak najmniej złośliwych„ochów" i„achów"komentarzy. -Podziwiaj!-huknęła. Głośno szeleszcząc, suknia spłynęła na dywan. Tkanina błyszczała i wydawała się delikatna jak pajęczyna. Tysiące kamyczków odbijały światło dnia. Koronki przy gorsecie przypominały skrzydełka motyli,któreprzysiadłytutajtylkonachwilę... -Itywtochceszwejść?-zarechotałaAlicja. -Odwalsię,anorektyczko!-Ewkawycelowaławsiostrębiałą,ślubnąszpilkę. -Jestpiękna-powiedziałamszczerze. -Rzeczywiścierobiniejakiewrażenie-mruknęłapolubownieAlicja. PóźniejEwaprzymierzyłaswojąślubnąsuknię. Wyglądaławniejjakksiężniczkazdużolepszejbajki. -Trzebabyłotroszkęprzerobić.Popuścićwpasie.Zaczerwieniłasięlekko.-Alejestdokładnietaka,jakchciałam.Bezkompromisowodługaizgłębokim dekoltem. Aleskorosięma...-Wybuchnęłyśmyśmiechem,kiedylekkouniosłaswójimponującybiust. -Jakprzyklękniesz,dowiemysięwreszcie,czyksiężatogeje... -ALICJA!-wrzasnęłyśmyjednocześnie.Miałanasgłębokownosie. - Och nie bądźcie takie prukwy. A suknia byłaby jeszcze piękniejsza, gdyby była czerwona jak wozy strażackie. -Wiesz,siostro...-Ewaznowuweszławdydaktycznąrolę.-Tradycjanakazuje,bypannamłodaszłado ślubuwbieli,botoznaczy... -Ewa,acocizależy-przerwałaAlicja.-Przecieżtyjużitakniejesteśdziewicą! W tym miejscu chciałam podziękować mamusi i tatusiowi, że wykazali się głębokim rozsądkiem, dalekowzrocznością i znajomością podstaw antykoncepcji, dzięki czemu jestem egoistyczną i denerwującą,alenaszczęścieniedenerwowanąjedynaczką. -Pamiętasz,jakmalutkaAlicjazjadłacipomadkęochronnązwitaminąE?-zaćwierkałam. -Chybaprzezte„witaminy"wyrosłatakawyszczekana. Alicjaznudziłasięnaszymtowarzystwemiposzłagraćw „TombRaidera". 27SIERPNIA Poniedziałek.Pojechałampodpisaćumowęopracę. Redakcja„Trzydziestolatki"znajdujesięnaostatnimpiętrzetakwysokiegobiurowca,żekiedytylkopod nim stanęłam, zadzierając wzrok, już zaczynało mi się kręcić w głowie i do głosu dochodził mój lęk wysokości. Wfirmiewszyscybiegająjakmrówki,którymjakieśdzieckowepchałopatykdokopca,askoromowao dziecku, to w samym centrum tego zamieszania stał wózek ze śpiącym maleństwem, na oko trzyletnim. Małe się chyba zgubiło, a mój alarmowy wiek rozrodczy tak rzuca się w twarz, że jedna z biegnących redaktorekprzystanęła,byzapytać: -Twojebobo? -Jakdlamnietozbytdużoszczęścia!-odparłam,niewiadomopoco.Naszczęściewtejsamejchwili znalazłsięojciec-siedzącyobokistukającywlaptopafacet,któryobrzuciłmniewzrokiemzłośliwego bazyliszka... Wszyscysiętuznają.UroczyHubert,którypróbował mnie zagadnąć i wyciągnąć na papierosa (byle choć na moment oderwać się od redagowania), przedstawiłswąosobęjakopostaćredakcyjnegobłazna.PopatrującynamniedziwnieblondyntoKamil, następcatronu-przynajmniejontakuważaiodczasudoczasugrzejetyłeknafotelunaczelnego,kiedy tenniewidzi...Jeślichodzionaczelnego,tozdziwiłamsię,żeniejestnaczelną.Wgłowiesięniemieści, że teraz Marsjanie piszą Wenusjankom, jak mają żyć... Sama Magda zmyła się akurat gdzieś „do grafików"izacholeręniemogłamjejznaleźć. Naczelnyokazałsięśniadym,potwornieskacowanymgościempoczterdziestce,którynajwyraźniejwcale niechciał zemnąrozmawiać. -A,topani? -Ja-potwierdziłamgrzecznie.Wkońcutoszef. -Zdecydowałasiępani? -Tak. -Napółetatu?-Złapałsięzagłowę.Mamnadzieję,żezewzględunakaca,anienamojąosobę. Kiwnęłamgłową,botobyłonajlepsze(czytaj:najcichsze),comogłamdlaniegozrobić. -Tepanifelietonysądobre,ale... -Ale? -Zwiększymijajamiprosimy!Topismofeministyczne. Cisza.Wibrującawredakcyjnymposzumiecisza. -Próbowałpanalkaselzer? -Copanisugeruje?-obruszyłsię. -Nic.Myślęjednak,żesmakowałabypanusałatkazkiszonejkapusty-pisnęłam. -Samarytanka? -Nie,zwykłakapusta... Roześmiał się, a potem jęknął. Gestem dał mi znać, że jestem wolna. Tylko z jego warg odczytałam: „Witamynapokładzie". Wkrótcemogłamsięprzekonać,wjakprzedziwnemiejscetrafiłam-dochoregosnuarchitekta.Tobyło miejsce, w którym telefony komórkowe nagle milkną, a człowiek z pełnym pęcherzem musi wprasowywaćsięwścianęklopa,abyniezaliczyćhigieniczno-septycznegotrafieniaod „pluwaczki" zsynchronizowanej z mechanizmem otwierania drzwi (nawet nie potrafię dokładnie tego wytłumaczyć)... Odnaleziona cudem Magda zabrała mnie na bezalkoholowepiwodoredakcyjnegobaru. -Spodobacisięunas-powiedziałaipomatczynemupoklepałamojądłoń. JezusMaria! 28SIERPNIA Pierwszydzieńwnowejpracy... Niedowiary:stałamsięmałymtrybikiemwmaszynieświatowegokapitalizmu.Parzydełkiemnamacce prasowejmeduzy. Zamiast pozostać outsiderem, zaczęłam „przystawać", a przynajmniej mam nadzieję, że przystaję, bo widząc mnie obudzoną o siódmej pięć, żadenszefbywtonieuwierzył-nawetskacowanyredaktornaczelny. Nadobrypoczątekdniasporyglutwybielającejpastydozębówpacnąłminaspodnie.Kiedyścierałam ją palcem, wraz z pastą zaczęła puszczać farba... Rany boskie, czym ja myję zęby?! Ha! A kupiłam właśnie tę, bo pasta jest angielska, znanej i renomowanej firmy - miałam nadzieję, że tą samą marką swojezębymyjeBridgetJones...Marzenie,przezktórewylądujęnatoksykologii. Praca,pracaipopracy-zepsułamkomputer. Zaproponowałamszefowi,żeskończęfelietonwdomu. Zgodziłsię,podwarunkiemżebędęutrzymywałakontaktintemetowo-telefoniczny. * Cześć,Luna!Wróciłamzdalekiejwędrówki. Jużprawiepółnoc,ajeszczeniktniezadzwonił,żebymipogratulować...Typowe. 29SIERPNIA Bardzoważnydzień-wigiliaurodzin.Wdodatkumoich! Jaktenczasleci!No,alechybajeszczewszystkoprzedemną,choćbytakaNowaZelandia...Kiedybyłam wokresiepokwitania, wygrałam radiowy konkurs poetycki, niemożliwym zresztą wierszydłem z panieńskiego sztambucha. Nagrodą była możliwość dukania na antenie własnych utworów. Na szczęście cała kompromitacjaodbywałasięwporzeduchów,alewtymwypadkubyłaszansa,żeusłyszymniedziadeki babcia. Jakby tego było mało, koziobrody gospodarz programu zadawał od czasu do czasu jakieś podchwytliwepytaniewrodzaju:„Oczymmarzysz?".„Oniczym,niemammarzeń"-odpaliłamwtedy, bo taka odpowiedź wydała mi się szalenie postmodernistyczna. Jednakwróciłamdodomukompletniezdołowana.Bojeśliniemammarzeń-dumałamfilozoficznie-to jestemjakślimakbezskorupkiinadzieinaprzyszłość.Towłaśniewtedywymyśliłamsobiemojewielkie marzenie: kiedy będę u szczytu kariery (nie wiem jeszcze jakiej), porzucę zbytki wielkiego świata i wyemigruję na Nową Zelandię. Będę budzić się bladym świtem i wychodzić ze swym owczarkiem na pastwisko,gdziewsielancewypasasiętysiącekupionychprzezemnieowiec(samahodowlajestbardzo romantycznainiemanawetmowyozarżnięciuktóregokolwiekkudłategostworzonka!).Rozglądamsię po nowozelandzkich bezkresach i czuję na twarzy powiew słonej bryzy od morza. Potem uruchamiam produkcję serków owczych „by Anna" i motków wełny „by Anna", z której dzierga sweterki sam Galliano.Otomojemarzenie,mójspokój,mojaharmonia... Wszystkowskazujenato,żesięniespełni,ajaumręsfrustrowana. Możejednaknie? Taknaprawdę,toilemamlatnakarku?Coznacząlataskończonerocznikiem?Czyjeśliwdniuurodzin kończę dwadzieścia dziewięć, to do następnych urodzin mam dwadzieścia dziewięć czy może już trzydzieści? Pytania, pytania i wciąż ten brak odpowiedzi... Spytałam kiedyś jednego z chwilowych partnerów,ilelatmaktoś,ktourodził sięw1959roku(chodziłomioaktora,któregowyobrażałamsobieprzytakiejintymnejscenie): -Policzsobie,kochanie-mruknął,odklejającustaodmojegosutka. -Todlamniezbytabstrakcyjne. Pomyślałprzezchwilęipodałmijakąśogromną,dwuczęściowąliczbę.Zbladłam. -Toniemożliwe. -No,no.-Ogarnąłmnieuważnymspojrzeniem.-Ajednak... -Co?... -Jednakdobrzesiętrzymasz. Ubrałamsięiwyszłam.Takiprzypadkowykontaktseksualnyczasaminaprawdęmożebyćpaskudny. Staropanieństwozaczynasiępotrzydziestce,boidotrzydziestkipozostajesię(wmyślgierkowskiejczy możegomułkowskiejzasady)takzwaną„młodzieżą".Innasprawa,żewniektórychdziwnychkrajach,za górami, za lasami, niezamężne dwudziestopięciolatki świętują w urodziny świętej Katarzyny staropanieńskie Katarzynki. Dziewica taka, ubrana na zielono (chyba że mylę ze świętym Patrykiem), z kapeluszem obwiązanym kolorowymi wstążeczkami, trzykrotnieprzejeżdżabryczkąwokółgłównegorynkumiasta. Słyszę,jakkrzyczy:„Ratunku!Pomocy!". Tokarazato,żeniesłuchałamamyiniedośćpilniepolowałanachłopa. „Promocja!-krzyczyprzydrugimokrążeniu.-Bezmamusi!" „Wyprzedaż!Zniżkastoprocent!"-toprzynastępnym. Horror. W sumie, czy nie lepiej by było, gdyby w ogóle nie świętowano urodzin? Po piętnastej świeczce na torcietracitosens...Wyjdękupićsobiecośdojedzenia. Pojechałam po zakupy do centrum i opuściłam sklep ze skłaniającym do przemyśleń łupem. Kasjerka patrzyła na mnie dziwnie, gdy wyjmowałam z koszyka dwie wielkie kolby kukurydzy. W myśl reklamowegohasłafilmuGodzilla(„Liczysięwielkość"),kupiłamtakdługie,żeabyjeugotować,obie musiałamprzycinaćdonajwiększegoposiadanegogarnka. UszczęśliwiłamchociażLunę-dopóźnegowieczorubawiłasiękukurydzianymi„włosami",rozwlekając jepocałymmieszkaniu. 30SIERPNIA Mojeurodziny. Odmamydostałamksiążkę-oczywiścieHelenFieldingDziennikBridgetJones. -Byliśmyzojcemnafilmie.Bardzonamsiępodobał,choćtatolekkoprzysnął.Pomyślałam,żeitobieta historianacośsięprzyda. Oj,przydasię,mamo. -AletamatkaBridget...-Nachyliłasię,bykonspiracyjnieszepnąćmidoucha.-Okropnakobieta.-I uśmiechnęłasięniczymanioł.-Wszystkiegonajlepszego. Ztatąnieposzłodużolepiej. - Chłopa ci życzę, chłopa. Czy jak to się w waszym pokoleniu mówi „faceta". I bądź moja krew, jak upolujesz, to już nie puszczaj. Życie wolnego mężczyzny... - przerwał, bo poczuł na sobie spojrzenie mamy. Wręczył mi wodę toaletową Naomi Campbell. - Nie wiedziałem, co ci kupić, a ta Campbell to ładnababka,więcpowinnoładniepachnieć. Pudlicachybanamjednakzamieniłatatuśka. Naglespostrzegłam,żemamaprezentujenaswojejkształtnejgłowiegodneuwagi,ciemnewłosy.Czyżby polatachtlenieniasięnaB.B.postanowiłazamienićimagewegzotycznąpiękność?Aczytonieoznacza, żedajmynatoja,powinnampomalowaćsięnagranatowo?Och,życie! Może to infantylne, ale już parę miesięcy temu, przy okazji jakiejś duchowej zapaści, odnalazłam w kalendarzudatęswoichurodzinibogatoozdobiłamjąbalonikami.Isamasobiedopisałamurodzinowe życzeniastulatżycia. Uśmiechałam się teraz mimowolnie i zapewne głupkowato do spreparowanego zapisu, ale jeszcze bardziejsamadosiebie. Wkońcuzrobiłamtowłaśniepoto,abymiećdziśdobryhumor,dobrydzień,atakżepoto-asekuracyjnie -żebysięnieokazało,żewszyscyłączniezemnązapomnieliourodzinach:przynajmniejjapamiętałami pozostałam niewinna. Niewinna była też Ewa, która prezent dała mi już przed kwartałem. Urodzinowa kotkawyczułaszczególnośćchwili,gdyżodranaszczególnienamiętnieocierałasięomojenogi.Dobra kotunia,ślicznakotunia,ajakamądra... Aha,chybapoprostujestgłodna. Skończyłam dwadzieścia dziewięć lat. Dobre w tym wszystkim jest to, że jeszcze nie skończyłam trzydziestki.Iżepojawiająsięcorazlepszekremyprzeciwzmarszczkowe,ajamamlepszeistałeźródło dochodów, więc jeśli utrzymam je przez następne dziesięć lat, to będzie mnie stać na lifting w szwajcarskiejklinice.Możejeszczerokczydwa,audamisiędorwaćjakiegośmęskiegomałolata?Tacy podobnolecąnadojrzałekobiety(PanieBoże,zokazjimoichurodzin,ja,Twojestworzenie,proszęCię, żeby małolat nie wyglądał jak Dustin Hoffman w Absolwencie, chociaż ja mogę wyglądać jak ta jego kochanka z tego filmu, której nazwiska nie mogę sobie przypomnieć). Dobre jest też to, że podobno w okolicach,hm,trzydziestkiskórawysuszasięnawetwokolicachbrodyinosaiwrazzprzybywaniemlat ubywa zaskórniaków. I dobre jest to, że już dla nikogo ani na nic nie jest się za młodym i można przygryzaćnastolatkom,bowszyscyzrozumieją,żetoniezawiść,tylkoatawizm.Imożnasiękochaćbez zobowiązań,botrudnowyjśćnalekkomyślną.Ibędęmiałaprzyszywanegosiostrzeńcaalbosiostrzenicę. Ichybasięrozpłaczę... -Gdziejesteś?!-Ewadrzesiędosłuchawki.-Znowuniewiem,czypamiętasz,aleumówiłyśmysięw knajpie„Roxana"iwłaśniedochodzigodzinazero. Gdziejest,udiabła,„Roxana"?Skończyłamdwadzieściadziewięćlat,ajużwyskoczyłamzpopkultury? Więcbuczę: -Niktmnieniekocha... Alezamiastgrzmiącego„Idiotka!",słyszę: -Jaciękochamimamaciękocha,itato,iWenecjuszteż! Lunaciękocha,iAlicja,iIza,iMagda,imojemałeteżciępokochaiTeodorciękocha,iAugustiBoi coca-colaiwieluinnych,jeślitylkodaszimszansę... Rozpływamsięzrozkoszy.Tolepszeniżorgazmjeszcze,mówmijeszcze... -Aterazchciałamciprzypomnieć,potwornaegoistko,żetonietylkotwojeurodziny,aleipreludiumdo mojegopanieńskiegowieczoru;dzwonięzkomórki,aponieważsiedzęsamaprzystoliku,przystawiasię domniejakiśpalant. Przepraszamnachwilę...Spadaj,debilu,niewidzisz,żejestemwciąży!-rozległsięwcalenietłumiony wrzaskEwki.Toco,przyjeżdżasz? -Jużlecę,powiedzmitylko,gdzietojest. „Roxana".Kelnerzy,stoliki,Stingicenykłującejakżądła. Podobamisię.Nimjeszczewchodzę,jakiśduży,łysygośćpyta: -Mógłbymzobaczyćpanidowód? -Toonapanukazała?!-napieramnaniegobrutalnieijużjestemwśrodku. Ewamachadomnie,sączącdziwnykoktajl. -Stolat,mojadroga!-Bardzotosnobistyczne. Weuforiipróbujętęgimłykiemtejjejmlecznejwódyiprychamjaknosorożec: -Tomleko! -Alezcynamonemibananami... Dobrze,żejestemtylko„ciotką",aniematką.„Z bananami"... Dobre sobie! Musiało tam być coś więcej niż banany, bo po dwóch godzinach Ewka jest bardziej wtrąbiona ode mnie. Szczęściem? Serotoniną? Wspominaniem starych czasów? Chyba nie tylko... -Notosiup!-Ano,skoroniemajużnastroju,byusiąśćipomyśleć...-Kelner! Ewkasięjakośdziwnieuśmiecha.Domnieitotego... kelnera? -Robert?!Cotyturobisz?-Musitugdzieśbyćukrytakamera,bo„Wybaczmi"chybaniekręcą.Alesię skułam... -Powiedziałemtemuprzybarze,żeterazjaobsługujetenstolik...-ZabrzmiałotojakwfilmowymLove Story,aleniekoniecznietym,gdzieonaumiera. -Gadaj,wiedziałaś? * Odjechanyzegarzkukułkąbijew„Roxanie"pełnągodzinę,samaniewiem,którą.Nieważne,chwila,w którejzerwiemisięfilm(aprzecieżjestempoważnądziewczyną),itakjestcorazbliższa.Niczymchór grecki w starożytnym spektaklu pojawiają się ci, którzy kochają mnie i Ewę, albo nie kochają, ale na krzywy ryj chcą załapać się na jej panieńską, a moją urodzinową wódkę. Inna sprawa, że połączenie panieńskiegowieczoruiurodzintoprawdziwyznaknaszychczasów,bo: a) mężczyzn ani na lekarstwo i w związku z ich niereprezentatywną nieobecnością na urodzinach na pewnoniezakłócąwieczorupanieńskiego, b) to samo co w wersji a), tyle że mniej globalnie - to pośród moich urodzinowych gości facetów ze świecąszukać. Wieczórpanieńskiprzedawniłsię,wzwiązkuzczymwdobiewiekuXXIwprowadzononajegomiejsce wieczór swatek. Obowiązujące hasło tych kilku godzin brzmi: „Ratuj się, kto może i... chwytaj, jak możesz". Wenecjusz jak zwykle obejmuje Ewę, Ewa kopie mnie pod stołem i potwornie się marszczy, bym w końcuzwróciłauwagęnakelnera,toznaczyRoberta.Unoszękuniemugłowę. Robijakiśnieskoordynowany,aleszarmanckigestimówi: -Czegosobiepaniżyczy?-Dramatycznapauza.-Dlamojejpaniwszystko! Itumniema... ATAKWOGÓLE,TOCZEGOJA,ANNA,BRIDGET PLIPRAWIETRZYDZIESTOLATKAWJEDNYM,CHCĘ ODŻYCIA,HA? Oj,miałoniebyćfilozoficznie! Notoimprezujmy! Spotkamysięnaślubie. EwkiiWenecjusza,oczywiście... Amożeimoim... Dobrze,żemnieLunaterazniewidzi. Borodzicesąitańczą.Nieźleimtowychodzi. MnieiRobertowiteż! Przewróciłamsię... Alejużwstaję! TableofContents Rozpocznij