Fren zel kur czo wo zgniótł w dło ni pejcz, lecz coś wstrzy ma ło go

Transkrypt

Fren zel kur czo wo zgniótł w dło ni pejcz, lecz coś wstrzy ma ło go
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 77
S ZTURM
W NIEŚMIERTELNOŚĆ .
W SPOMNIENIA
Frenzel kurczowo zgniótł w dłoni pejcz, lecz coś
wstrzymało go przed chlaśnięciem mnie wykonywanym
zwykle sto razy dziennie ruchem. Zagryzł zęby, odwrócił się ostro i poszedł.
Gdy zniknął nam z oczu, chłopaki podbiegli
do mnie:
– Czemuś nie wziął?
– Pobić cię mógł!
– Pobić? Zabić!
– I sam byś pojadł, i nam nie poskąpił – każdemu
po kęsie...
Ale inni mówili:
– Dobrześ zrobił!
Patrzyłem na mych kolegów, a serce rozdzierało mi
się w kawały. Chciałoby się rzec im: „Trzymajcie się,
chłopy! Wyżej głowy! Niech wróg poczuje, że wciąż jesteśmy ludźmi!”
Ale oni i tak rozumieli. Bez słów.
27 września
Przybył kolejny transport. Pracowaliśmy w północnym obozie, Niemcy byli zajęci nową partią więźniów
i nadzór nad nami osłabł. Z łopatami w rękach staliśmy,
patrząc, co się działo w tym lagrze, gdzie znajdowała się
„łaźnia”. Cisza, żadnego ruchu. Wtem rozległ się rozdzierający krzyk kobiety, mnóstwa kobiet, płacz dzieci,
okrzyki „mamo!” Wkrótce głosy ludzkie zmieszały się
z gęganiem spłoszonych gęsi. Dowiedzieliśmy się potem,
że w tym podobozie trzyma się trzysta gęsi i podczas
pracy „łaźni” płoszy je, by zagłuszały gęganiem przeszywające krzyki ludzkie.
Stałem jak sparaliżowany. Dręczyła mnie zgroza
bezsilności. Pierwszy wniosek – trzeba coś zadecydować.
77
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 78
A LEKSANDER P ECZERSKI
Podeszli do mnie Szlojme Lejtman i Borys Cybulski,
pobladli, zgnębieni. Cybulski powiedział:
– Sasza! Trzeba uciekać. Do lasu dwieście metrów.
Niemcy są zajęci. Wachę i ogrodzenie położymy toporami.
Odpowiedziałem:
– Nam może uda się uciec. Ale co z resztą? Z miejsca ich rozstrzelają. Jeśli uciekać – to wszyscy razem.
Żeby nikt tu nie został. Część oczywiście zginie, ale kto
ocaleje, ich pomści.
– Racja – zgodził się Cybulski – byle za długo nie
zwlekać. Zima za pasem. Na śniegu zostają ślady,
a w ogóle zimą trudniej żyć w lesie.
– Jeśli mi ufacie – odparłem – czekajcie i milczcie.
Nikomu ani słowa. Przyjdzie czas – powiem, co robić.
Z wieloma sobiborczykami związany byłem blisko
jeszcze od czasu mińskiego obozu. Zbliżyłem się zwłaszcza ze Szlojme Lejtmanem. Ów stolarz meblowy z Warszawy, komunista, wiele lat siedział w polskich więzieniach. Po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę
w 1939 roku wyjechał do Mińska. Niewysoki, chudy,
o głęboko osadzonych oczach. Posiadał bystry, żywy
umysł i niebywałą wewnętrzną energię. Miał świetne
podejście do ludzi i mógł wpływać na nich słowem.
W trudnych chwilach ludzie zwracali się doń po radę.
Już wcześniej kombinowaliśmy pospołu, jak uciec,
znaleźć drogę do partyzantów. Ale teraz szło o masową
ucieczkę. To bardziej odpowiedzialne. Należało wszystko dobrze obmyślić i ostrożnie przygotować.
Przybycie do Sobiboru radzieckich jeńców wzbudziło wśród więźniów wielkie zaciekawienie. Wiedziano
tu, że gdzieś toczą się boje z faszystami. I oto zjawili się
ludzie, co prawda oderwani od dawna od frontowych
wypadków, lecz bądź co bądź niosący ze sobą ich
78
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 79
S ZTURM
W NIEŚMIERTELNOŚĆ .
W SPOMNIENIA
powiew, doświadczenie bojowe. Patrzono na nas z nadzieją i ciekawością, wsłuchując się w każde nasze słowo, rozumiejąc, że muszą być pośród nas ludzie zdolni
do podjęcia inicjatywy.
Z rozmów ze starymi więźniami i własnych obserwacji wyrobiłem sobie ogólny pogląd na wewnętrzną
topografię podobozów. Wiedziałem, gdzie się mieszczą
zbrojownia, garaż, kwatery oficerskie. Lecz zaprzątała
mnie rzecz główna: co przedsięwziąć, aby ocaleć.
28 września
Podczas obiadu do Szlojmy Lejtmana podszedł Boruch.
– Dzieńdoberek, jak idzie?
– Pomalutku, jak w zegarku. Nakręcisz, to idzie.
O, gwiżdżą na obiad, szykujcie się.
– Poczekaj, muszę pogadać z twoim kolegą.
– Z którym to?
– Z tym, co nie rozumie po żydowsku. Przyjdź no
z nim wieczorem do kobiecego baraku51.
– Czemu do kobiecego?
– Chłopak niczego sobie. Dlaczego ma nie spędzić
trochę czasu z kobietkami?
Rozległ się drugi gwizdek i rozeszliśmy się na miejsca.
51
Więźniowie i więźniarki mogli się spotykać. Dwa baraki mężczyzn w lagrze I były oddzielone od baraku kobiet tylko budynkiem
kuchni. Niemcy nie starali się przebywać w tej części obozu. Przychodzili sprawdzić listę obecności, przeprowadzić kontrolę, śledztwo albo
zabrać któregoś z więźniów. Bardzo często mężczyźni przekradali się do
baraku kobiet i prosili o jedzenie. Mogli być ze sobą aż do godziny dziewiątej czy dziesiątej wieczorem, dopóki wolno było kręcić się po obozie.
Zazwyczaj miało to miejsce w ramach oficjalnie określonego przez
Niemców czasu wolnego od pracy.
79
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 80
A LEKSANDER P ECZERSKI
W trakcie roboty Szlojme szepnął, żebym w ślad za
nim poprosił o wyjście do latryny. Zrobiłem to. Powtórzył mi tam rozmowę z Boruchem.
– Dziewczęta chcą cię poznać – oznajmił Szlojme.
– Niech się dadzą wypchać.
– A ja myślę, że trzeba. Nie przychodziłby i mówił
o tym na darmo.
– A kim on jest właściwie?
– Powiadają, że krawiec, nazywa się Boruch.
– Dobra, pójdziemy razem.
Zrozumiałem, że pod pretekstem zalotów do jakiejś
dziewczyny utrzyma się z nim kontakt bez wzbudzania
podejrzeń...
Wieczorem wybraliśmy się do kobiecego baraku.
Było tam sto pięćdziesiąt żydowskich kobiet i dziewcząt
z wszystkich krajów. Ledwieśmy weszli, otoczyły nas ze
wszystkich stron. Na nasze powitanie odpowiedziały
po rosyjsku, po polsku, czesku, rumuńsku52, niemiecku,
francusku, niderlandzku.
Nie dalej jak kilka godzin temu zabrano stąd do lagru III te, które osłabły przy sortowaniu i pakowaniu
odzieży. Ale która z pozostałych w tym baraku kobiet
mogła być pewna, że i jej nie przytrafi się coś jutro?
A wtedy jedna droga: Himmelstrasse53.
Posypały się pytania o Związek Radziecki, o front,
kiedy skończy się wojna, kto zwycięży?
52
Żadne źródła historyczne nie podają informacji o tym, że Żydzi
z Rumunii zostali przewiezieni i zginęli w Sobiborze. Być może Peczerski
miał na myśli Romów.
53 Himmelfahrtstrasse (z niem.) – „droga do nieba”, określenie wymyślone i używane przez niemiecką załogę obozu. Była to wytyczona i zabezpieczona trasa przemarszu więźniów do komory gazowej. Swój początek miała
w lagrze II, a kończyła się bezpośrednim wejściem do komory gazowej. Z obu
stron była ogrodzona drutami kolczastymi, maskowanymi ciągle zmienianymi, świeżymi gałęziami sosnowymi. Nadawało jej to wygląd leśnej alei.
80
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 81
S ZTURM
W NIEŚMIERTELNOŚĆ .
W SPOMNIENIA
Przypatrywałem się im wszystkim. Zastanawiałem
się, od czego zacząć. Mój wzrok padł na młodą, niewysoką dziewczynę o krótko strzyżonych, kasztanowatych
włosach i wielkich, smutnych oczach. Podszedłem
do niej; posunęła się, robiąc koło siebie miejsce i zapraszając, by siąść.
– Jak masz na imię? – spytałem po rosyjsku.
– Was?54 – odpowiedziała.
Znając po trosze niemiecki, powtórzyłem pytanie.
– Luka. – I dodała: – Powiedz, co słychać na froncie. W was cała nadzieja.
Mówiłem po rosyjsku. Szlojme [Leitman] tłumaczył
na jidysz, inni – na resztę języków.
– Niemców rozbito pod Moskwą, Stalingradem,
Kurskiem – opowiadałem. – Radzieckie dywizje zbliżają
się do Dniepru. Na niemieckich tyłach – na Białorusi,
Ukrainie, w Polsce operują oddziały partyzanckie, w getcie
warszawskim było powstanie.
Prawdę mówiąc, informacje miałem skąpe, lecz te,
które słuchały, jeszcze skąpsze. Padło pytanie:
– Skoro tak wielu jest partyzantów, czemu nie zaatakują naszego obozu i nie uwolnią nas? Toż stąd do
lasu ręką sięgnąć...
– Nie zapominajcie – odpowiedziałem – że armia
niemiecka wciąż jest silna. A partyzanci mają własny cel:
bić faszystów. Wyprowadzić tylu ludzi z okupowanych
rejonów partyzanci nie daliby rady. O siebie musimy zatroszczyć się sami...
Te ostatnie słowa słyszały, jak się okazało, nie tylko
kobiety, ale i kapo Brzecki55, który kilka minut wcześniej wśliznął się niepostrzeżenie do baraku.
54
55
Co? (z niem.).
Chodzi o kapo Szymona Pożyckiego.
81
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 82
A LEKSANDER P ECZERSKI
29 września
O szóstej rano zebrano nas wszystkich, kto tylko był
w obozie – sześć setek mężczyzn i kobiet – ustawiono
w kolumnę i poprowadzono na wewnętrzną rampę kolejową. Stało tam osiem wielkich lor56 załadowanych cegłą. Padł rozkaz rozładowania cegieł. Każdy brał sześć,
osiem sztuk i biegiem przenosił na dystans 200 metrów,
składał tam i znów biegł po cegły. Za najmniejszą niezręczność smagano pejczem. Wszystko działo się pędem
i w ścisku. Do każdej lory skierowano 70–75 więźniów.
Deptaliśmy sobie po nogach, wpadaliśmy na siebie. Nie
złapiesz rzuconej z lory cegły – dostaniesz 25 plag57.
Przystaniesz na chwilę – także baty. W powietrzu
trwał świst szpicrut spadających na ludzi. Wszyscy zlani
potem, ciężko dyszący, z oczyma wbitymi w jeden punkt
– cegłę: schwytać, odnieść, położyć.
Pięćdziesiąt minut – i wszystkie lory były puste.
Po skończonej pracy ustawiono nas w kolumnę i odprowadzono. Niemcy spieszyli się: oczekiwano nowego
transportu ofiar.
2 października
Osiemdziesięciu ludzi skierowano do północnego
obozu. Tam rozdzielono nas na dwie grupy. Czterdziestce nakazano rąbać drwa, pozostali – w tej liczbie ja
i Szlojme [Leitman] – pracowali w baraku. Niebawem
podszedł do nas jeden z rębaczy i oznajmił:
– Sasza, postanowiliśmy pryskać, i to zaraz.
– Co? Co żeś powiedział?
– Dogadaliśmy się. Zostało tu raptem pięciu wachmanów. Powalimy ich i przebijemy się do lasu.
56
57
82
Odkrytych platform kolejowych.
Batów.
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 83
S ZTURM
W NIEŚMIERTELNOŚĆ .
W SPOMNIENIA
Taki lekkomyślny krok mógłby grubo zaszkodzić.
Starałem się chłopakowi wytłumaczyć, że tak robić nie
wolno.
– Łatwo się mówi. Wachmani nie stoją przecież razem. Załatwicie jednego, a drugi otworzy ogień. A czym
przetniecie druty? Jak przejdziecie pole minowe? Dość, że
zmarudzicie kilka minut, a wystarczy, żeby Niemcy
wszczęli alarm. Może i komuś z was uda się przebić, ale co
z tymi, którzy pracują w barakach? Oni nic nie wiedzą,
a zostaną niechybnie rozstrzelani. Mówisz, że teraz łatwo
uciec. Nie myślę, że tak łatwo. Jestem pewien, że przy dobrym przygotowaniu da się zdziałać więcej nawet w mniej
sprzyjających okolicznościach, niż w sposób nieprzemyślany w stosunkowo dogodniejszych warunkach. Róbcie co
chcecie, przeszkadzać wam nie będę, ale z wami nie pójdę.
Moje słowa jawnie przeważyły. Wszyscy znów wzięli się za robotę.
Wieczorem spotkałem się z Boruchem. Zaczął
od tego, że moje słowa w kobiecym baraku: „O siebie
musimy zatroszczyć się sami”, wywarły wielkie wrażenie. Wszyscy pojęli moją myśl. Tylko że w tym momencie wszedł do baraku wysoki, chudy kapo Brzecki. Ten,
co zawsze przymruża jedno oko.
Tym właśnie niepokoił się Boruch:
– To niedobry człowiek. Trzeba się przed nim pilnować.
– A ja nie mam powodu się przed nim pilnować.
Ani myślę robić cokolwiek poza tym, co mi każą.
– Jasne. Tak właśnie powinieneś był odpowiedzieć.
Ale jednak mimo wszystko musimy się dogadać – rzekł
Boruch. I mówił dalej:
– Frenzel dał do zrozumienia, że są rozkazy Hitlera,
by zachować pewien procent Żydów. I że niewykluczone,
iż my, więźniowie, stanowimy ten procent. Wyobraź
83
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 84
A LEKSANDER P ECZERSKI
sobie, że są idioci, którzy w to wierzą. O ile się orientuję,
nie będziesz siedzieć z założonymi rękoma. A pomyślałeś,
co z nami będzie, jeśli wy uciekniecie? Niemcy nie dopuszczą, by tajemnice tego obozu zagłady dotarły do międzynarodowej społeczności. Niech tylko ktoś wskaże drogę ucieczki, a wszystkich nas zlikwidują, to jasne.
– Powiedz, dawno jesteś tu w obozie? – spytałem.
– Około roku.
– Czyli sam wierzysz już Niemcom, że cię nie zabiją. I ja w to wierzę, nie inaczej niż ty. Więc skąd ci się
wzięło, że szykujesz się uciec?
– Nie tak szybko – schwycił mnie za rękę Boruch. – Poczekaj jeszcze chwilkę. Dziwisz się, czemuśmy
dotąd nie uciekli? Więc muszę ci powiedzieć, żeśmy nieraz
o tym myśleli, tylko nie wiedzieliśmy, jak się za to zabrać.
Ty jesteś człowiek sowiecki, wojskowy – weź to na siebie.
Powiesz, co robić, a my cię usłuchamy. Rozumiem – obawiasz się mnie. Tak mało się znamy. Ale tak czy owak musimy się dogadać. Zagrajmy w otwarte karty. Toż nie myślicie uciekać sami, zostawiając nas tu na łaskę losu.
– Ale sam siedzisz tu przecie dobry rok. I cóżeś
zdziałał?
– Ufam ci. Coś się zdziałało... Tylko że potrzebny
nam taki człowiek jak ty i chcemy, by twój kolega Szlojme [Leitman] też wszedł do naszego komitetu.
Wziąłem go za rękę.
– To w obozie jest tajny komitet?
– Nie, ale jest grupa. Właśnie z jej polecenia mam
skontaktować się z tobą.
– Kto do niej należy?
– Poza mną ci, z którymi pracuję w lagrze II: blokowy szwalni Józef58, szewc Jakub, stolarz Janek.
58
84
Józef Gżew.
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 85
S ZTURM
W NIEŚMIERTELNOŚĆ .
W SPOMNIENIA
Jakiś czas wpatrywałem się w niego. Stał naprzeciwko mnie – niewysoki, krępy, twarz rozumna, poważna. Spodobał mi się.
– W każdym razie jestem ci wdzięczny za ostrzeżenie przed Brzeckim – powiedziałem. – Jesteś w obozie
już od dawna. Więc może wiesz, jak jest zaminowany
pas przed ogrodzeniem, jak gęsto i w jaki sposób?
Okazało się, że więźniowie, a wśród nich Boruch,
pomagali kopać dołki pod miny. Ułożono je w szachownicę.
– A co to za trzypiętrowa ruina po tamtej stronie
ogrodzenia? Może to zamaskowany punkt obserwacyjny?
– Myślę, że nie. Kiedyś był tam młyn.
– Powiedz mi, Boruch: tyś także zauważył, że
Niemcy nie ufają wachmanom?
– Wiadoma rzecz, przy odprawie posterunków wydają im tylko po pięć nabojów. Naboje Niemcy trzymają w pomieszczeniu centrali telefonicznej, koło głównej
bramy. Stoi tam Niemiec-wartownik. Czego tylko
chcesz się dowiedzieć, powiedz, a my wszystko zrobimy.
– Przypatrzcie się młynowi, czy ktoś tam aby nie
chodzi. Można to robić ze strychu stolarni. Zbadajcie,
czy zmiany wart odbywają się zawsze o tej samej porze.
W przyszłości będziemy spotykać się w baraku kobiecym, u Luki. To, że ona nie rozumie po rosyjsku, może
nawet i lepiej.
Potem poszedłem do kobiecego baraku. Jego mieszkanki siedziały na dolnych pryczach. Spędzali z nimi
czas „wschodniacy”, jak zwano ludzi radzieckich.
Wygłodzeni, wyczerpani pracą nad siły, wysmagani pejczami, skazani na śmierć. Lecz dość im było nieco odsapnąć, a następowało ożywienie, zwłaszcza tu, w towarzystwie kobiet. Każdy starał się wyprostować grzbiet,
85
Peczerski:Peczerski 2013-10-08 11:37 Strona 86
A LEKSANDER P ECZERSKI
oczy błyszczały, rozbrzmiewał śmiech, zewsząd dobiegały
ożywione rozmowy.
O czym to nie było tu mowy... O wojnie i jak potoczą się wypadki na froncie, o krajach i miastach, o nauce
i technice, teatrze, muzyce, literaturze, o sprzecznościach natury ludzkiej, o przyszłości. Śmiano się, płakano, całowano. I ożywały dawno zapomniane uczucia:
miłość, zazdrość i inne – wszystko, czym żyje ludzkie
serce.
Podeszliśmy do Luki. Było w niej coś, co wzbudzało zaufanie. Wyjaśniło się, że jest z Holandii. Nie całkiem jasne było dla mnie tylko, jak się wzajem porozumiemy. Lecz zaraz też pomyślałem, że z początku to
i lepiej. Siedząc przy niej, będę mógł prowadzić z innymi swobodne rozmowy o wszystkim, co tylko chcę. Porozmawialiśmy. Ja mówiłem po rosyjsku. Luka – po niemiecku. Szlojme [Leitman] – w jidysz. Dogadywałem się
więc z Luką poprzez niego, i coraz to wywiązywała się
zabawna gmatwanina, budząca śmiech tych, którzy siedzieli w pobliżu i słyszeli naszą rozmowę „w trójkącie”.
Odtąd zaczęliśmy się widywać z Luką co wieczór.
Z wolna nauczyliśmy się nawzajem rozumieć. Domyślała się, co chcę powiedzieć, z jednego mego słowa.
Wbrew swej młodości przeżyła już niejedno.
5 października
Minęło kilka ciężkich dni, w trakcie których przybyły dwa nowe transporty ofiar. Znowu gęgały gęsi.
Jednego z tych wieczorów siedzieliśmy z Luką na dworze na sztapli desek59. Dużo paliła. Spytałem:
– Luka, ile masz lat?
– Osiemnaście.
59
86
Czyli na stercie ułożonych warstwowo desek.