rola zespołów pracowniczych w zarządzaniu, wprowadzaniu zmian i
Transkrypt
rola zespołów pracowniczych w zarządzaniu, wprowadzaniu zmian i
SPIS TREŚCI Leszek GAJOS, Joanna DŁUGOSZ: Rola zespołów pracowniczych w zarządzaniu, wprowadzaniu zmian i podejmowaniu efektywnych decyzji w organizacji ........................................... 5 Leszek GAJOS, Agnieszka ŁĄTKA: Dobór personelu jako element zarządzania zasobami ludzkimi. Status teoretyczny problemu i stan świadomości studentów ................................................... 31 Ryszard KLAMUT: Charakterystyka różnic w percepcji odrębnych sytuacji decyzyjnych ................................................................. 57 Adam LASKA: Działalność Narodowej Partii Robotniczej na terenie Małopolski w latach 1920-1937 ................................................ 67 Krzysztof MICHALSKI: Etyka a ryzyko. Ryzyko jako kryterium ewaluacyjne w etyce .................................................................. 87 Grzegorz OSTASZ: Alianckie wsparcie lotnicze w Podokręgu AK Rzeszów............................................................................... 113 Wiktor OSTASZ: Polityka Kapetyngów wobec Langwedocji w XIII wieku ............................................................................. 133 Renata PIĘTOWSKA-LASKA: Produktywność pracy w pomiarze efektywności ekonomicznej przedsiębiorstwa .......................... 171 Krzysztof PRENDECKI: Pozostałości Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w III Rzeczypospolitej ............................................................... 181 Krzysztof PRENDECKI: Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze w świetle postępującej integracji europejskiej .......................... 189 Hanna SOMMER: Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej w przedsiębiorstwie (na przykładzie rzeszowskiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego) ....................................................... 205 Hubert SOMMER: Terroryzm jako jedno z największych zagrożeń współczesnego świata – kilka uwag o zjawisku ........................ 221 RECENZJA Ze wspomnień hubalczyka Andrzej Lech Zdzienicki, Oficyna Wydawn. Politechniki Rzeszowskiej, Rzeszów 2005, s. 146 (Tomasz Majdosz) ................................................................. 231 4 ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Leszek GAJOS Joanna DŁUGOSZ Politechnika Rzeszowska ROLA ZESPOŁÓW PRACOWNICZYCH W ZARZĄDZANIU, WPROWADZANIU ZMIAN I PODEJMOWANIU EFEKTYWNYCH DECYZJI W ORGANIZACJI W poniższym artykule starano się udowodnić jak ważną rzeczą w organizacji są zespoły pracownicze, a w szczególności ich rola we wprowadzaniu zmian w organizacji. Artykuł opisuje proces powstawania zespołu, wyróżniona jest też postać lidera jako osoby pełniącej najważniejszą rolę w procesie powstawania i funkcjonowania zespołu. Wymieniono również wiele czynników efektywności zespołu oraz rodzaje zadań stojących przed zespołem. Najważniejsza część artykułu jest poświęcona indywidualnym rolom uczestników zespołu oraz temu, jaki wywiera to wpływ na działanie i efekty pracy zespołu. Pozostała część artykułu opisuje podejmowanie decyzji w zespole oraz przedstawia zalety i wady pracy zespołowej w organizacji. „Właściwi ludzie, we właściwych rolach, zarządzani przez odpowiednich menedżerów to klucz do zaangażowania pracowników.” M. Buckingham, C. Coffman 1. Wprowadzenie „Darwin głosił, że organizmami, które przetrwają, niekoniecznie będą te najsilniejsze i najbardziej inteligentne, lecz potrafiące dostosować się do zmian”1. W dynamicznie zmieniającym się w obecnych czasach otoczeniu zachodzi konieczność przystosowania się do tego dynamizmu działających na rynku organizacji. Nierzadko kończy się to dla nich porażką, gdy nie umieją pokonać kryzysu, który powstaje wskutek zmian w otoczeniu makro- i mikroekonomicznym firmy, lub nie mają do tego wystarczających środków. W związku z tym organizacje muszą nieustannie śledzić otoczenie wokół siebie: rynek, konkurencję, badać potrzeby klientów, poszukiwać nowych rynków zbytu dla swoich produktów. To dostosowywanie się organizacji wywołuje dużą potrzebę wprowadzania w jej wnętrzu zmian, często bardzo drastycznych. 1 Lekcja przyrody, „BenefIT”, 2004, nr 6, s. 4. 6 L. Gajos, J. Długosz Każde wprowadzenie lub próba wprowadzenia zmiany w przedsiębiorstwie stanowi dla niego ryzyko. „Ryzykować nie lubi nikt. A jednak ryzyko związane jest nierozerwalnie z wszelką działalnością biznesową” 2. Istnieje wiele rodzajów ryzyka. Najbardziej ryzykownym działaniem w przedsiębiorstwie jest wprowadzenie w nim jakiejkolwiek zmiany i nie zaskarbienie sobie przychylności pracowników tejże organizacji. „Zmiana jest dla przedsiębiorstwa jedynym stałym elementem działania. Ale każda wywołuje naturalny opór pracowników. Błędy w komunikacji między zarządem a podwładnymi mogą pogrążyć firmę równie szybko, jak brak ciągłego dostosowywania się do otoczenia”3. Ludzie jako najważniejszy zasób organizacji są czynnikiem wspomagającym proces zmian. Jednak w procesie wprowadzania zmian w organizacji to właśnie grupy pracownicze mogą sprawić menedżerom najwięcej kłopotów, stawiając opór wobec zmian. „Zmiana jest zdarzeniem wywołującym w nas zazwyczaj niepokój. Musimy dla niej porzucić naturalną skłonność do zachowywania stałości dającej poczucie bezpieczeństwa, zrezygnować z przyzwyczajeń, wygodnych nawyków. To niełatwe, nawet jeśli podejrzewamy, że efekty zmiany mogą być pozytywne”4. Wartości, które są kluczowym elementem wspólnoty, są najtrudniejsze do zakwestionowania. „Zmiana przynosi niepewność i powoduje, że ludzie przyjmują różne postawy wobec zmian”5. Najczęściej przyjmowaną postawą jest krytyk, który będzie szukać potencjalnych przyczyn niepowodzeń. Pozostałe postawy to: ofiara, biernie opierająca się wprowadzonej zmianie, bierny obserwator (stoi z boku, unika angażowania się, czeka na to, co zrobią inni), nawigator (dostrzega w zmianie szansę, aktywnie szuka sposobów wprowadzenia usprawnień, ograniczenia negatywnych reakcji, oferuje wsparcie). To nawigatorzy są bezcenni w każdej organizacji, bowiem każda z nich musi wprowadzać zmiany, jeśli chce przystosować się do otoczenia i nie zniknąć z rynku. Umiejętność przystosowania się do zmiany jest również zależna od etapu rozwoju pracownika w organizacji i stopnia wykorzystania jego potencjału. „Wyróżnia się cztery etapy rozwoju: R1 – entuzjastyczny debiutant – nowy, podekscytowany wyzwaniem pracownik, R2 – rozczarowany adept – zniechęcony, zadanie okazało się trudniejsze niż się początkowo wydawało, R3 – ostrożny praktyk – posiada niezbędne kompetencje, lecz ma swoje dobre i złe dni, R4 – samodzielny ekspert – stale osiąga wyjątkowe rezultaty”6. 2 3 4 5 6 M. Muszyński, Ryzyko w biznesie, „Biznes Raport. Miesięcznik Telekomunikacji Polskiej”, 2004, nr 17-18, s. 13. M. Kruszewska, Zmień się albo zgiń, „Businessman Magazine”, 2004, nr 10, s. 98. D. Minta, Informować i delegować, „Personel”, 2004, nr 9, s. 81. K. Kloskowska-Kustosz, Reakcje na zmiany, „Personel”, 2004, nr 6, s. 58. D. Chełmiński, Wszystko zaczyna się od stylu, przywództwa, „Personel”, 2004, nr 10, s. 6; The Ken Blanchard Companies, Decyduje styl przywództwa, „Biznes Raport. Miesięcznik Telekomunikacji Polskiej”, 2004-2005, nr 20-21, s. 13. Rola zespołów pracowniczych ... 7 Ale firma może sama „wychować” sobie pracowników, którzy nie będą stawiali oporu wobec zmian, a wręcz przeciwnie – pomogą w ich wprowadzaniu. Bardzo specyficznie wyraził to Sun Tzu w swoim traktacie: „Gdy generał uważa swoich żołnierzy za małe dzieci, będą z nim zapuszczać się w najgłębsze przełęcze. Gdy uważa swoich żołnierzy za ukochane dzieci, oddadzą za niego życie”7. To samo, ale innymi słowami, wyraził uznany praktyk – Les Hayman: „Jeśli firma zapracuje sobie na lojalność załogi, to ludzie dla ratowania takiej firmy zrobią naprawdę wiele. Jeśli nie szanuje się pracowników, to w trudnych czasach nie będzie miał kto ratować przedsiębiorstwa”8. 2. Proces tworzenia zespołu pracowniczego Aby pracownicy w całości popierali przedsiębiorstwo we wprowadzanych zmianach, konieczne jest informowanie ich o celach działania firmy, metodach realizacji celów i etapie, na którym obecnie firma w dążeniu do celów się znajduje. Informowanie pracowników to jeden z głównych celów komunikacji wewnętrznej w firmie9. Będąc informowanymi, uczestnicząc w życiu organizacji, pracownicy czują się za nią odpowiedzialni i na pewno będą stawiali mniejszy opór wobec wprowadzanych zmian. „Czyż nie byłoby cudownie, gdyby wszyscy nasi pracownicy byli w stanie w każdej chwili wyrecytować wszystkie cele, jakie nasza firma pragnie osiągnąć (...)? A na dodatek jeszcze szczegółowo opowiedzieć nam, co zamierzają zrobić, by przyczynić się do ich realizacji? Osiągając taki stan świadomości pracowników, osiągamy jednocześnie rzeczywistą przeźroczystość firmy: wszyscy widzą, jak pasują do siebie poszczególne elementy jej działalności”10. Słowa te potwierdzają, że najważniejszą rzeczą w dobrym funkcjonowaniu organizacji jest skuteczna komunikacja pomiędzy wszystkimi pracownikami. „Komunikacja jest jednym z kluczowych składników zarządzania przedsiębiorstwem, a dokładniej rzecz ujmując, porozumiewania się”11. Każda umiejętność, kolejne doświadczenie zdobyte w życiu zawodowym, wynagrodzenie, nagrody, kary i inne tego typu rzeczy stanowią kapitał pracownika. „Organizacje powinny pomóc pracownikom w gromadzeniu różnorodnych typów kapitału, nie tylko finansowego. Poprzez te działania organizacje cementują lojalność, identyfikują ludzi z celem przedsiębiorstwa i budują silniejszą firmę”12. 7 8 9 10 11 12 Sun Tzu, Sztuka wojny. Traktat, Wydawn. HELION, Gliwice 2004, s. 61. L. Hayman, M. Kruszewska, Constans nie istnieje, „Businessman Magazine”, 2005, nr 1, s. 14. GFMP Management Consultants, Nie listonosz, ale strateg, „Personel”, 2005, nr 1, s. 6. I.D. Bartczak, Zmierzmy przeźroczystość naszej firmy, „CXO”, 2004, nr 3, s. 26. K. Buczkowski, Przejrzyste infozmiany, „Manager”, 2004, nr 6, s. 28. A. Kleiner, Build Your Organizational Equity, „Strategy + Business”, 2003, nr 31, s. 29. 8 L. Gajos, J. Długosz Najważniejsze w organizacji nie są jednak grupy, których może być wiele, ale zespoły pracownicze – zgrane i dążące do tego samego celu. Mając takie zespoły, każda firma osiągnie cele, które sobie postawiła. Tworzenie zespołów w organizacji jest jednym z dziesięciu kluczy do sukcesu projektu w firmie13. W procesie tworzenia się zespół przechodzi przez szereg etapów rozwoju. Są nimi: • formowanie (faza ta jest również zwana fazą wzajemnej akceptacji) – w tym okresie gramy role niepewnych, chcemy się podobać, nie jesteśmy sobą, badamy, które nasze zachowania podobają się innym członkom grupy, a które są odrzucane, testujemy swoje działania i pomysły. Ustanawiane są podstawowe reguły gry, może się również zacząć tworzyć podstawowa struktura grupy, • buntowanie (inaczej zwane komunikacją i podejmowaniem decyzji lub ścieraniem) – w grupie następuje rozkład władzy i zawieranie przymierzy, wybijają się liderzy grupy, dochodzi do najbardziej burzliwych konfrontacji, konfliktów, oporu wobec propozycji innych członków grupy, wyznaczonych zadań, wyznaczonego lidera. Jest to etap krytyczny dla przyszłości grupy, mogą bowiem w niej powstać trwałe konflikty i podziały, • normowanie (faza motywacji i wydajności) – każdy poznaje swoją rolę w grupie, zwykle ta faza zaczyna się od gwałtownego wybuchu aktywności, członkowie grupy zaczynają się wzajemnie rozumieć i wykształcać poczucie jedności i spójności, • współdziałanie (stadium kontroli i organizacji) – jest to faza entuzjazmu, dzielenia się pomysłami, elastycznego i praktycznego podchodzenia do wyznaczonych celów, myślenia w kategoriach celów i zadań do wykonania, członkowie grupy wzajemnie się mobilizują, konflikty między członkami są szybko rozwiązywane zgodnie z wyznaczonymi normami i wartościami, cała energia jest koncentrowana na osiągnięciu celu14. Istnieją również inne określenia faz rozwoju zespołu: formowanie zespołu, burza i ścieranie się poglądów, normalizacja i realizacja15. Według innego autora faza buntowania nazywana jest również fazą konfrontacji, czyli czasem konfliktów interpersonalnych. W tej fazie „niebezpieczeństwo polega na tym, że konflikty mogą być źródłem gniewu, zaś ten – powodować zniechęcenie i rozczarowanie całej grupy”16. 13 14 15 16 J. Bielec, 10 kluczy do sukcesu projektu w wielkiej firmie, „CIO”, 2005, nr 1, s. 50. J. Zgud, M. Kossowska, Anatomia zespołu, „Personel”, 2000, nr 12, s. 8; E. Masłyk-Musiał, Zarządzanie zmianami w firmie, CIM, Warszawa 1996, s. 86. M. Kwarciak, Jak optymalnie dostosować swój styl kierowania do poziomu rozwoju zespołu, „Personel”, 2004, nr 10, s. 86. M. Wróbel, Jak wyprowadzić członków zespołu z marazmu i dopingować ich do pracy?, „Personel”, 2005, nr 1, s. 82. Rola zespołów pracowniczych ... 9 Obserwując grupę, jej współdziałanie, musimy zadać sobie pytanie: Kiedy grupa efektywnie współpracuje? Gdy stwierdzimy efektywność pracy grupy, możemy określić ją jako „zespół”. Grupa, aby osiągnąć największe korzyści, musi przekształcić się w zespół. Trwają tylko te zespoły, które uwierzyły w swe znaczenie w odnoszeniu sukcesu. Potwierdza to wcześniejszą tezę, że najlepszym i najbardziej wartościowym pracownikiem dla firmy jest osoba poinformowana o tym, co się dzieje w organizacji. Pracownik czuje się wtedy dowartościowany i w pełni identyfikuje się z organizacją. „Każda osoba wnosi do pracy zespołowej inne umiejętności, zdolności i doświadczenia. Jeśli są one zauważone i wykorzystywane, zyskują na tym jednostki, zespół i cała firma. Gdy jest inaczej, odbija się to na efektywności pracy, zyskach i morale zespołu”17. Zespoły są bardziej wydajne niż zwykłe grupy pracowników. Dlatego właśnie menedżerom powinno zależeć na tym, aby w organizacji wprowadzającej zmiany tworzyć wydajne i zgrane zespoły pracownicze. Takie zespoły mogą być również efektywnie oceniane18. Nie zawsze postawienie na czele zespołu menedżera kierującego grupą jest dla zespołu stymulujące. Mogą istnieć trzy takie przypadki: • gdy menedżer dobiera sobie osoby do zespołu może kierować się emocjami i być stronniczy. Na pewno nie wybiera wtedy osób, których nie lubi. Jest to wielkim minusem dla owego menedżera w przypadku, gdy osoby te wniosłyby od siebie coś do grupy, gdy są to osoby z bardzo dużym doświadczeniem i wiedzą, • gdy zespołowi zostanie narzucony menedżer „z góry”, którego nie szanuje i nie lubi kilkoro lub choćby jeden z członków zespołu. W tym momencie członkowie danego zespołu mogą przestać być dla grupy efektywni, przestać wnosić coś do grupy i pracować dla wspólnego osiągnięcia celu, choćby przez zwykłą złośliwość i chęć sprawienia, by menedżer odniósł porażkę, kierując tym zespołem, • gdy zespołem zaczyna kierować osoba nowa (np. nowo zatrudniona). W tym momencie zespół zaczyna dopiero przyglądać się nowej osobie i na pewno osiągnięcie przez niego celu opóźni się w czasie, co dla zespołu może okazać się zgubne. „Zintegrowany zespół tworzy znacznie łatwiej pozytywny wizerunek firmy w otoczeniu. Integracja pozwala odreagować negatywne doświadczenia z przeszłości (funkcja oczyszczająca zespół) i wzmocnić energię (motywację) indywidualną zespołu do podjęcia nowych wyzwań. Podstawą skutecznej integracji jest szacunek i wzajemna ciekawość, gotowość do lepszego poznania innych osób”19. 17 18 19 K. Kloskowska-Kustosz, Razem – nie osobno, „Personel”, 2004, nr 3, s. III. L. Gajos, S. Jacek, Systemy ocen pracowników jako element zarządzania zasobami ludzkimi. „Zeszyty Naukowe PRz. Ekonomia i Nauki Humanistyczne”, 2000, z. 8, s. 23 i nast. J. Dębczyński, C. Wilemajtys, Na dobre i złe z firmą, „Manager”, 2004, nr 6, s. 21. 10 L. Gajos, J. Długosz Aby zaistniał zespół, muszą być spełnione następujące warunki: a) między członkami zespołu musi istnieć interakcja, b) ludzie ci muszą mieć cel – wyznacza on kierunek pracy i nadaje sens ich działalności, c) wśród ludzi tych muszą istnieć normy, które określają sposoby i warunki funkcjonowania członków zespołu, d) ludzie ci muszą mieć wspólne wartości, które pozwolą koncentrować się na rzeczach ważnych i pomijać nieistotne, e) musi istnieć struktura zespołowa. Biorąc to wszystko powyższe pod uwagę, zespół można scharakteryzować jako co najmniej dwie osoby, które współdziałają ze sobą i są wzajemnie uzależnione w tym sensie, że zaspokojenie potrzeb i realizacja celów skłania je do wzajemnego zaufania i wpływania na postępowanie wobec siebie oraz poczucia odpowiedzialności. Stworzenie zgranego i efektywnego zespołu jest procesem długotrwałym i wymaga bardzo dużego wysiłku ze strony członków zespołu, jak i kierownika nimi zarządzającego. Główna rola kierownika w procesie tworzenia zespołu polega na wyzwalaniu energii członków zespołu i kierowaniu jej na rozwiązywanie wspólnych problemów, odwracaniu uwagi zespołu od małostkowych niepowodzeń, które mogą występować. Ważny jest również system wynagradzania stosowany przez kierownika20. „Dyrektor musi najpierw poznać ludzi, którymi będzie kierował. Najlepiej zrobi, gdy z każdym porozmawia indywidualnie – uzyskane tą drogą informacje pozwolą mu podjąć decyzje kadrowe” 21. Wszelkie działania kierownika powinny być przede wszystkim jasne. Istotne jest, aby pracownicy wiedzieli, jaki jest system wartości ceniony przez kierownika, a czego on akceptował nie będzie. Należy także zwrócić uwagę na właściwy proces adaptacji zawodowej pracowników w firmie. „Doświadczenie wykazuje bowiem jednoznacznie, iż ci pracownicy, którzy zostali objęci pomocą w okresie adaptacyjnym, dużo szybciej osiągają pełnię efektywności niż ci, którzy zostali takiej pomocy pozbawieni”22. Pracownik powinien być świadomy zadań, które go czekają w firmie aktualnie i w przyszłości. Zgodnie z tym powinna dla każdego być stworzona drabina kompetencji. Powinna być ona wykorzystywana przy tworzeniu zespołów w organizacji. Nie zawsze młody i chętny pracownik może być odpowiednią osobą do wcielenia go do zespołu. Punktem wyjścia w tworzeniu drabiny kompetencji jest stwierdzenie, że „w punkcie uczenia następuje przejście od nieświadomej niekompetencji (nie wiem, że nie potrafię), przez świadomą niekom20 21 22 L. Gajos, Restrukturyzacja systemu wynagrodzeń. Analiza na przykładzie Firmy X, [w:] Przedsiębiorstwo w procesie transformacji, red. K. Jaremczuk, Przemyśl 2000, s. 346 i nast. M. Moskała, Trzeba mieć pomysł na zmianę, „Personel”, 2004, nr 8, s. 55. M. Sidor-Rządkowska, Nie tylko duża może być uczącą się organizacją, „Personel”, 2005, nr 1, s. 55. Rola zespołów pracowniczych ... 11 petencję (wiem, że nie potrafię) i świadomą kompetencję (wiem, że potrafię), aż do nieświadomej kompetencji (po prostu robię)”23. Zespoły pracownicze dzielą się na różne typy. Różny ich skład i funkcja oznaczają różne sposoby działania i osiągane efekty. Z tego też powodu przy wyborze tworzonego typu zespołu należy uwzględnić między innymi: a) strukturę składu – stała liczebność i stały skład lub zmienna liczba uczestników i fluktuacja osób, b) czas funkcjonowania – zespoły stałe lub tymczasowe, c) formę zadania do wykonania – wytworzenie od nowa i praca nad utrzymaniem tego lub zmiana już istniejącego stanu rzeczy, d) zakres i sposób działania. Jarosław Zgud i Małgorzata Kossowska wyróżniają następujące typy zespołów: • „zespoły doskonalenia (koła jakości) – niewielkie grupy ochotników, których zadania w firmie są podobne. Zbierają się one regularnie, by pod opieką specjalnie przeszkolonych osób omawiać i opracowywać metody poprawiające i usprawniające pracę w określonej dziedzinie funkcjonowania przedsiębiorstwa. Uczestnictwo w kołach jakości zwiększa oddanie personelu dla zakładu pracy, daje szansę pełniejszego wykorzystania wiedzy i doświadczeń wszystkich pracowników, a także zacieśnia więzy między przełożonymi a podwładnymi, • zespoły problemowe – składają się z pracowników zwykle tego samego działu, którzy spotykają się regularnie w celu znalezienia rozwiązań problemów pojawiających się w ich dziale oraz w celu poprawy warunków działania i istniejących procedur pracy. Rzadko jednak takie grupy uprawnione są do samodzielnego wprowadzania w życie wypracowanych pomysłów, • samodzielne zespoły robocze – powstają jako jednostki wykonujące wspólną pracę. Funkcjonują w sposób niezależny od kierownictwa – często same wyznaczają sobie tempo pracy, metody samodoskonalenia i kontroli efektywności, a nawet niezależnie określają organizację przerw i decydują o przyjmowaniu nowych członków, • zespoły interfunkcyjne – składają się z pracowników podobnego szczebla hierarchii organizacyjnej, którzy pochodzą z różnych działów i dziedzin funkcjonowania. Zbierają się w celu rozwiązania konkretnych zadań i problemów. Dzięki wielopłaszczyznowej i wieloaspektowej perspektywie widzenia, umożliwiającej objęcie całości procesu pracy, osiągane rozwiązania są opracowane na podstawie pełnych informacji i uwzględniają zwykle punkt widzenia większości pracowników”24. 23 24 M. Kossowska, I. Sołtysińska, Szkolenia pracowników a rozwój organizacji, Oficyna Ekonomiczna, Kraków 2002, s. 87. J. Zgud, M. Kossowska, Narodziny zespołu, cz. II, „Personel”, 2000, nr 7, s. 23. 12 L. Gajos, J. Długosz Tworząc w organizacji zespoły, należy postępować według schematu ich powstawania. Należy wówczas określić wiele warunków. Aby zespół był efektywny, wszystkie te warunki muszą być jasno określone, o czym będzie wspomniane dalej. Cel – należy wyznaczyć to, co firma pragnie uzyskać poprzez stworzenie zespołu, czy są to cele długo-, czy krótkoterminowe, jakie są oczekiwania, jak się mają owe cele do już istniejących priorytetów organizacji, a jak do całościowej wizji i misji firmy. Zasoby – określenie zasobów ludzkich, finansowych, informacyjnych, technicznych i czasowych, określenie ich poziomu (zarówno zasobów wymaganych, jak i tych, którymi już dysponuje organizacja), opracowanie sposobów pozyskania brakujących zasobów (dodatkowe kredyty, zatrudnienie lub wynajęcie specjalistów, zakup technik i maszyn, podnoszenie kwalifikacji i umiejętności personelu). Sposoby pracy zespołu (zespołów) – czy działalność zespołu ma być ciągła, czy czasowa, czy ma być jedyną pracą istniejących w zespole osób, czy pracą dodatkową, co grupa powinna robić i od jakiego miejsca powinna zacząć swoją pracę, jaki będzie miała zakres możliwości działania i ingerencji w funkcjonowanie przedsiębiorstwa, czy zespół potrzebuje okresu próbnego przed ostatecznym przystąpieniem do działania. Sposoby motywowania członków zespołu – należy pracownikom pokazać korzyści z wprowadzenia takiej metody pracy, należy ich nagradzać za określone wyniki pracy (nagrody mogą być różne, w zależności od rodzaju motywatora, który jest najbardziej skuteczny dla danej osoby – od pochwały przełożonego do gratyfikacji pieniężnej). Sposoby oceny pracy zespołowej – ocena powinna być dokładnie określona, przetestowana i stosowana już od samego początku pracy zespołu, nieznajomość standardów wykonania rozbija pracę grupy, poważnym błędem jest nieinformowanie o wyznaczonych kryteriach oceny. Skład grupy – sposób rekrutacji musi być oparty na wymaganiach stawianych przed grupą, pod uwagę należy wziąć wiedzę, umiejętności i kompetencje osób, które mają wejść w skład zespołu, a także role grupowe, do których pełnienia są predestynowani, należy określić ich cechy i zdolności. Wybranie lidera (liderów) – przywódca nie musi być koniecznie odgórnie wyznaczony, ale zespół musi mieć przywódcę. Do jego obowiązków należy koordynacja pracy, tworzenie zaufania, delegowanie zadań, rozwiązywanie konfliktów itd. W dobrze działającym zespole nierzadko rola lidera może być przechodnia25. Wielu autorów wskazuje na pewne cechy i zachowania, które mogą dawać niektórym większe szanse na zostanie liderem. Oto one: „innowacyjność, umiejętność wywierania wpływu na ludzi, odwaga rozumiana jako zdolność podej25 Ibidem, s. 24. Rola zespołów pracowniczych ... 13 mowania ryzyka, determinacja, inteligencja intuicyjna – szczególna umiejętność dostrzegania i wykorzystywania nadarzających się szans, koncentracja na priorytetach, elastyczność”26. Cel postawiony przed zespołem nie powinien być za łatwy i jednocześnie zbyt nieosiągalny. W pierwszym przypadku pracownicy nie mają satysfakcji z osiągnięcia celu, w drugim zaś mogą się łatwo zniechęcić i ponowne ich zmotywowanie do działania będzie bardzo trudne. Najlepiej jest, aby cel był mierzalny. Łatwiej będzie wtedy określić wyniki takiego zespołu, porównać dwa zespoły, czy też przydzielić poszczególnym zespołom nagrody za osiągnięcia. W Japonii bardzo popularne jest tworzenie „kół jakości”, gdzie zebrani pracownicy wymyślają usprawnienia, jakie mogą być wdrożone na ich stanowiskach pracy, a także w firmie. Częstym rozwiązaniem jest ogłaszanie konkursów na najlepsze pomysły zgłaszane przez pracowników. Technika ta nazywa się „kaizen” i wychodzi z założenia, że to właśnie szeregowy pracownik najlepiej wie, w którym miejscu na jego stanowisku pracy należy wprowadzić ulepszenie, aby było ono najefektywniejsze. „Kaizen to jednak bardziej sposób życia, według którego pracownicy firmy nieustannie zachęcani są do poszukiwań możliwości zwiększenia swojej wydajności w przekonaniu, że nic nie jest wystarczająco doskonałe”27. Jednak są to „praktyki zarządzania odnoszące sukces pod warunkiem, że naczelne kierownictwo podejmie przywództwo w promowaniu ich”28. „Na sposób pracy i strukturę całego zespołu wpływa rodzaj stojących przed nim zadań: • zadania addytywne – działanie zespołu jest uzależnione od wkładu pracy wszystkich bez wyjątku członków, wszyscy są równie istotni i w jednakowym stopniu odpowiedzialni za osiągnięcie i polepszenie końcowego rezultatu, • zadania koniunktywne – wynik pracy zależy od najsłabszego, najmniej doświadczonego lub utalentowanego członka, wymusza to opracowanie metod kompensacji jego niedociągnięć przez resztę grupy i sposobów optymalnego wykorzystania tych umiejętności, które on już posiada, • zadania dysjunktywne – podczas ich realizacji wydajność całego zespołu zależy od wkładu najlepszych i najbardziej zdolnych jego członków, wymaga to opracowania taktyk optymalizacji pracy tych jednostek przy jednoczesnym zaplanowaniu najkorzystniejszej pomocy ze strony reszty grupy”29. 26 27 28 29 A. Olczak, Śmiertelne grzechy menedżerów, „Businessman Magazine”, 2004, nr 4, s. 106. R. Heller, Motywowanie pracowników, Wiedza i Życie, Warszawa 2000, s. 58. M. Imai, A. Góralczyk, KAIZEN – kolejny krok do przodu, „CXO”, 2005, nr 1, s. 15. J. Zgud, M. Kossowska, op. cit., s. 9. 14 L. Gajos, J. Długosz 3. Indywidualne role uczestników w zespole Obserwując grupę, można wyróżnić w niej osoby pełniące różne role. Rola w zespole zależy od pewnych umiejętności i wrodzonych dyspozycji (np. kreatywności, asertywności czy staranności). Ponieważ nie każdy te umiejętności posiada, poszczególne osoby zazwyczaj predestynowane są do pełnienia tylko określonego zakresu ról i związanych z tym obowiązków. Ważnym dla menedżera jest, aby znać predyspozycje swoich podwładnych i umieć obsadzić ich w odpowiednich rolach w zespole30. Nierzadko zdarza się bowiem, że osoba obsadzona w niewłaściwej roli lub wcielona do zespołu „za karę” zmniejsza efektywność działania zespołu lub powoduje jego rozpad. R.M. Belbin pisze tak: „Czym jest rola w zespole? To ujawniana przez człowieka tendencja do określonych zachowań, współpracy i interakcji z innymi członkami zespołu”31 i wyróżnia następujące role niezbędne do prawidłowego funkcjonowania zespołu: • koordynator – przewodniczy zespołowi, koordynuje jego wysiłki zmierzające do osiągnięcia celu, utrzymuje dyscyplinę pracy, ustala priorytety, podsumowuje oraz podejmuje główne decyzje, • lider – podejmuje wszelkie wyzwania, jest siłą napędową zespołu, wprowadza element współzawodnictwa oraz ożywienia, wspiera wszelkie pomysły i stara się je wprowadzać w czyn, jest przebojowy i stale aktywny, • badacz zasobów – dostarcza zespołowi nowych pomysłów i idei, nawiązuje kontakty z otoczeniem w celu poszukiwania nowości, dzięki improwizacji i prowokacji pobudza ludzi z grupy do znajdowania nowych możliwości, • pracownik zespołu – wspiera emocjonalnie zespół, reaguje na potrzeby jego członków, łagodzi konflikty, zwykle – dla dobra wszystkich – wykonuje czarną robotę, jednoczy grupę i dba o ducha pracy zespołowej, • pomysłodawca – jest Edisonem i MacGyverem zespołu, generuje dużą liczbę pomysłów, dzięki oryginalnym i bezkompromisowym ideom wybiega stale naprzód, przecierając nowe szlaki i pobudzając do fantazjowania i twórczego podejścia, • sędzia – racjonalista, stale na zimno ocenia pracę zespołu i możliwe konsekwencje kolejnych pomysłów, czuje się odpowiedzialny za grupę i dlatego – dzięki konstruktywnej krytyce – powstrzymuje ją od pracy nad nierealnymi pomysłami, • pracownik firmy – praktyk i organizator, na nim spoczywa zadanie przekładania idei zespołu na realia firmy, konkretyzuje pomysły i ukie30 31 L. Gajos, S. Jacek, Zasady polityki personalnej. Analiza na przykładzie firm budowlanych, „Zeszyty Naukowe PRz. Ekonomia i Nauki Humanistyczne”, 2001, z. 9, s. 56 i nast. M. Belbin, Dziewięć ról do obsady, „Personel”, 2004, nr 12, s. 54. Rola zespołów pracowniczych ... 15 runkowuje je na wyznaczone cele, utrzymując tym samym dyscyplinę pracy, • kontroler – sceptyk i wieczny krytykant, w pomysłach doszukuje się wiecznie niedociągnięć, co umożliwia ich dopracowanie i uszczegółowienie, dba o przestrzeganie procedur, porządek i utrzymanie odpowiedniego rytmu pracy32. Belbin stosuje również inne nazewnictwo tych ról: „kreator, poszukiwacz źródeł, koordynator, lokomotywa, oceniający, dusza zespołu, wdrożeniowiec, perfekcjonista, specjalista”33. Istnieje również wiele innych specyfikacji ról zespołowych. Anna Zarębska i Barbara Kożusznik tak charakteryzują poszczególne role w zespole: • naturalny lider (według Belbina – koordynator) – sprawuje pieczę i kontrolę nad sposobem, w jaki grupa stara się osiągnąć cele. Zaprzątnięty głównie celami nie należy do wybitnie kreatywnych myślicieli. Potrafi efektywnie wykorzystać zasoby zespołu, rozpoznaje, gdzie tkwią zalety, a gdzie słabości grupy. Potrafi wykorzystać potencjał indywidualny każdego członka grupy. Cechy: zrównoważony, dominujący, ekstrawertyk. Charakteryzuje go raczej zdrowy rozsądek aniżeli rozważania intelektualne, w kierowaniu nie jest agresywny, • człowiek akcji (według Belbina – lider) – kształtuje sposób, w jaki wykorzystany zostanie wysiłek grupy, kieruje swoją uwagę bezpośrednio na ustalanie celów i priorytetów, pragnie wywierać wpływ na kształt lub wzorzec dyskusji grupowej i na wynik aktywności grupowej. Cechy: niespokojny, dominujący, ekstrawertyk, impulsywny, łatwo się irytuje. Chce szybko widzieć rezultaty. Rywalizuje i bywa arogancki, ale dzięki niemu „coś się rzeczywiście dzieje”, • praktyczny organizator (według Belbina – badacz zasobów) – zamienia koncepcje i plany na praktyczne działania oraz realizuje uzgodnione plany w sposób systematyczny i efektywny. Cechy: zrównoważony i zdyscyplinowany. Dzięki niemu następuje praktyczne wdrożenie projektów i planów rozwiązań. Pragnie konkretów, nie lubi zmienności planów, • siewca (według Belbina – pomysłodawca) – wysuwa nowe pomysły i strategie ze szczególnym uwzględnieniem najistotniejszych problemów i próbuje „przedzierać się” ze swoją wizją przez grupowe podejście do problemu na zasadzie konfrontacji. Cechy: dominujący, inteligentny, introwertyk. Może gubić szczegóły i robić błędy, a może krytykować pomysły innych. Im większy problem, tym większe wyzwanie, żeby go rozwiązać. Uważa, że wszystkie dobre pomysły z początku dziwnie wyglądają. Roztacza wokół siebie aurę geniuszu, 32 33 J. Zgud, Spór w zespole, „Personel” 2001, nr 5, s. 6. M. Belbin, op. cit., s. 56. 16 L. Gajos, J. Długosz • człowiek kontaktów (według Belbina – pracownik firmy) – bada, anali- zuje i przytacza informacje na temat pomysłów, stanu wiedzy i działań na zewnątrz grupy, nawiązuje kontakty zewnętrzne, które mogą być użyteczne dla zespołu (jest on człowiekiem umożliwiającym zespołom łączenie się w sieci – uwaga autora), potrafi prowadzić niezbędne negocjacje. Cechy: zrównoważony, dominujący, ekstrawertyk. Popiera innowacje i jest dobrym improwizatorem. Trochę cyniczny w poszukiwaniu zysku dla grupy – często mówi: „Nowe możliwości powstają w wyniku błędu innych”, • sędzia (według Belbina – sędzia) – analizuje problem, ocenia pomysły i sugestie, dzięki czemu grupa startuje z lepiej przygotowanej pozycji do podjęcia wyważonej decyzji. Cechy: inteligentny, zrównoważony, introwertyk. Jest bardziej obiektywny, bezstronny i niezaangażowany emocjonalnie. Lubi mieć czas do namysłu, brak mu entuzjazmu, ale jego spokój pozwala na podjęcie wyważonych decyzji, • człowiek grupy (według Belbina – pracownik zespołu) – wspiera członków grupy, podbudowuje morale w grupie, jeśli są jakieś niedociągnięcia lub braki, potrafi zapobiegać konfliktom, kształtuje „ducha” grupy, wzmacnia współpracę i lepszą komunikację. Jest lojalny wobec zespołu. Cechy: ekstrawertyk, zrównoważony, ma niskie pragnienie dominacji i rywalizacji oraz zdolność empatii. Może jego wkład nie jest zbyt wyraźny, ale nieoceniona jest jego lojalność wobec grupy, nie lubi konfrontacji, • perfekcjonista (według Belbina – kontroler) – nastawiony na konkretny efekt – na zakończenie zadania w określonym czasie i zapewnienia mu jak najwyższego standardu wykonania, może być trudny w kontaktach ze względu na to, że jest wrogiem przypadku, grzęźnie w szczegółach, które nie są najistotniejsze dla ukończenia zadania, zawsze świadomy celu. Cechy: niespokojny, napięty, introwertyk, zdyscyplinowany34. Aby scalić wszystkie przedstawione role w jeden zespół w tab. 1 przedstawiono własne propozycje autorów dotyczące charakterystyki ról zespołowych. Dzieląc poszczególne role w zespole, należy najpierw przeprowadzić ćwiczenie: dać grupie zadanie do wykonania i dokonać obserwacji zachowania poszczególnych osób. Inna sytuacja jest wówczas, gdy daną grupę ludzi znamy już dosyć długo i wiemy jak się zachowają poszczególne osoby w takiej czy innej sytuacji. Ludzie bowiem niechętnie rozstają się z przydzielonymi im zadaniami, uważając zawsze, że poprzednie zadania były lepsze. Zmiana ról w zespole w trakcie zadania wprowadzi niepotrzebne zamieszanie i może doprowadzić do konfliktu, a nawet rozpadu zespołu. Na pewno przy przydzielaniu ról w ze- 34 Psychologia w pracy menedżera, red. B. Kożusznik, UŚ, Katowice 1994, s. 61; A. Zarębska, Zmiany organizacyjne w przedsiębiorstwie, Difin, Warszawa 2002, s. 230. Rola zespołów pracowniczych ... 17 spole należy zwrócić uwagę na typy osobowości, które posiadają poszczególne osoby35. Tabela 1. Charakterystyka ról w zespole Cechy Opis Przywódca Nazwa dominujący, wyzwalający szacunek u podwładnych, zrównoważony, staranny, inteligentny przewodniczy zespołowi, utrzymuje dyscyplinę pracy, podejmuje decyzje Lider otwarty, naturalny, szczery, odważny, przebojowy, impulsywny, często nie lubiany przez zespół, indywidualista, kieruje się emocjami najaktywniejszy członek zespołu, jest jego siłą napędową, ożywia jego pracę, kreuje nowe pomysły zdyscyplinowany, zrównoważony, inteligentny, posiada wiedzę z wielu dziedzin, konkretny, lubi stałość poszukuje nowości w celu osiągnięcia dobrych wyników przez zespół, pobudza zespół do szukania nowych rozwiązań dominujący, inteligentny, lubi wyzwania, ma aspiracje na przywódcę, może uważać się za geniusza to on najczęściej kreuje nowe pomysły, pobudza grupę do twórczego podejścia do problemów, może krytykować pomysły innych dobry negocjator, zrównoważony, wzbudza szacunek, dobrze improwizuje, cyniczny, konkretny, zdyscyplinowany jest osobą do kontaktu zespołu ze światem zewnętrznym, nawiązuje kontakty użyteczne dla zespołu Sędzia inteligentny, zrównoważony, spokojny, obiektywny, bezstronny, nie kieruje się emocjami, odpowiedzialny ocenia pomysły, analizuje problem, ale nie krytykuje, może wysuwać nowe pomysły Człowiek zespołu lojalny, zrównoważony, nie lubi konfrontacji, lubiany, niedominujący ani nierywalizujący podbudowuje morale w grupie, zapobiega konfliktom, wzmacnia współpracę i lepszą komunikację, nie kreuje nowych pomysłów, często poddaje się decyzjom większości Kontroler krytykant szczególarz, niespokojny, napięty, zdyscyplinowany, wieczny krytykant, sceptyczny, bywa skłonny do pesymizmu nastawiony na konkretny efekt, trudny w kontaktach, doszukuje się wiecznie niedociągnięć Organizator Pomysłodawca Człowiek kontaktów Źródło: opracowanie własne Jedną z najważniejszych postaci w grupie jest lider. „Cechy dobrego lidera: • umiejętność stworzenia zespołu i skutecznego kierowania nim, • zdolność przewodzenia zespołowi, • umiejętność rozwiązywania problemów oraz podejmowania trafnych de- cyzji, 35 G. Schenk, Profesjonalny sprzedawca, Oficyna Ekonomiczna, Kraków 2001, s. 110. 18 L. Gajos, J. Długosz • umiejętność integracji procesów zarządzania z otoczeniem korporacyj- nym, • zdolność celowego kierowania projektem w paraboli czasowej” 36. „Kluczowe dla osoby pełniącej tę funkcję jest oczywiście posiadanie wiedzy i doświadczenia, niezbędny jest również autorytet wśród innych pracowników, umiejętność strategicznego myślenia oraz umiejętność współpracy z zarządem i szeregowymi pracownikami”37. Wraz z dynamicznymi zmianami podczas współdziałania status poszczególnych członków zespołu może ulegać zmianie. Na czas pracy status ten powinien zanikać, gdyż może on ograniczać możliwości podejmowania się różnych zadań i możliwości komunikowania się z innymi członkami zespołu. Niestety ludzie bardzo niechętnie pozbywają się (nawet na chwilę) posiadanego statusu, ponieważ z odpowiednią pozycją wiąże się władza. Może to stanowić bardzo duże utrudnienie pracy zespołu, ponieważ w większości przypadków rola lidera jest w nim podzielona i różne są poziomy jej rozumienia. Są zespoły zarządzane przez jednego silnego przywódcę, ale w większości przypadków następuje samoistne wyłanianie się różnego typu liderów (w perspektywie czasu lub w zależności od stopnia skomplikowania wykonywanych zadań). „Jest to zjawisko korzystne, może jednak grozić pojawieniem się konfliktów interpersonalnych, ponieważ pomieszaniu ulegają trzy aspekty przywództwa: • osłabia się rola liderów formalnych, odpowiedzialnych za procesy integracyjne wewnątrz grupy i za formalne nadzorowanie i ukierunkowanie jej pracy, • pojawiają się przywódcy doraźni, którzy na podstawie posiadanych umiejętności, wiedzy i zdolności są w stanie usprawnić pracę reszty ludzi. Przywódcami doraźnymi mogą być zarówno przywódcy zadaniowi (na potrzeby konkretnych zadań), jak i przywódcy emocjonalni (dbający o spójność grupy i dobre relacje wewnątrz niej), • wyłaniają się liderzy w obrębie pełnionych ról grupowych, które również wymagają podejmowania określonych decyzji, przyjmowania za nie odpowiedzialności, a także kierowania działaniami innych”38. Trudno jest mówić o występowaniu pojedynczego przywódcy, dlatego że podczas pracy zespołu wszystkie te rodzaje przewodnictwa ulegają przemieszaniu i nakładają się na siebie. Jeśli nawet taki przywódca istnieje, to często pozostaje on niezauważalny, co jest dla zespołu bardzo niekorzystne. Często przywódca zespołu jest kojarzony z jego liderem, który nie tyle przewodniczy zespołowi, co jest jego siłą napędową do działania. 36 37 38 P.A. Bazylewicz, Sukces projektu zależy od jakości komunikacji, „Teleinfo. Tygodnik Użytkowników Teleinformatyki”, 2004, nr 46, s. 28. T. Jabłkowska-Fuska, J. Jakóbczyk, Wiedza na usługach strategii, „CXO”, 2004, nr 4, s. 58. J. Zgud, M. Kossowska, op. cit., s. 9. Rola zespołów pracowniczych ... 19 „Lider dawniej był człowiekiem, który umiał oznajmiać. Liderem w przyszłości będzie osoba potrafiąca zadawać pytania”39. Bardzo ważnym zadaniem lidera zespołu jest przekazywanie zadań zespołowi. Faza delegowania zadań może odbywać się w następującej formie: • Spotkaj się z zespołem. • Jasno przedstaw cel spotkania. • Wyraźnie określ, co zespół ma wykonać (zdefiniowanie zadania w kategoriach widocznych rezultatów). • Przedstaw korzyści, które wynikną z realizacji zadania (nie tylko dla zespołu, ale i dla poszczególnych jego członków). • Podaj konsekwencje nieosiągnięcia wytyczonych celów. • Wyznacz termin wykonania zadania i określ rezultaty, jakie mają być osiągnięte. • Określ lub wypracuj wspólnie z zespołem najlepsze sposoby realizacji zadania. • Podejmij decyzję o strategii, narzędziach, zasobach i harmonogramie działań. • Deleguj konkretne zadania (wyznaczenie zadań poszczególnym członkom zespołu, ustalenie harmonogramu prac, sprawdzenie zrozumienia zadań)40. Jednak lider – przywódca zespołu musi pamiętać o tym, by pytać zespół o zdanie, zanim podejmie decyzję. Kolejność powinna być następująca: zebranie pomysłów od poszczególnych członków zespołu, ich analiza, podjęcie decyzji. Nigdy odwrotnie41. Pytanie o pomysły, w momencie gdy decyzja została już przez przywódcę podjęta, może dodatkowo zniechęcić członków zespołu do wyrażania swojego zdania. Inny autor mówi również, że „do wspólnego planowania działań w zespole niezbędne są umiejętności analityczne i interpersonalne. Te pierwsze pozwalają określić etapy pracy, niezbędne dane i narzędzia. (...) Proces opracowywania planów przez zespół warto podzielić sobie na etapy i rozważyć, jakie proste narzędzia będą zespołowi na każdym z nich potrzebne. Krok pierwszy: wyznaczenie celu, analiza warunków (...). Krok drugi: opracowanie listy działań (...). Krok trzeci: wyznaczenie horyzontów czasowych i zakresów odpowiedzialności (...). Krok czwarty: opracowanie ostatecznej wersji planu (...). Krok piąty: weryfikacja planu w trakcie wdrażania (...)”42. 39 40 41 42 M. Goldsmith, H. Morgan, Przywództwo to sport kontaktowy, „CXO”, 2004, nr 10, s. 57. K. Kloskowska-Kustosz, W zastrzeżeniach siła, „Personel”, 2004, nr 9, s. 82. K. Kloskowska-Kustosz, Pułapka konformizmu, „Personel”, 2004, nr 7, s. 62. D. Karpeta, Jak rozwinąć umiejętność wspólnego planowania działań zespołowych, „Personel”, 2004, nr 8, s. 63. 20 L. Gajos, J. Długosz 4. Podejmowanie indywidualnych i grupowych decyzji w zespole pracowniczym Każdy przywódca zespołu i każdy zespół buduje kulturę organizacyjną firmy. Idealna kultura organizacyjna powinna łączyć „klasyczne wartości przywództwa z bardziej współczesnymi wartościami, włączając w to otwartość”43. „Każdego dnia pracownicy podejmują ogromną ilość drobnych decyzji (...). Od każdej z tych decyzji zależą wyniki, jakie osiągają oni, ich zespół lub cała firma. To, czy podjęta decyzja będzie korzystna z punktu widzenia celów firmy, zależy od zaangażowania pracowników”44. Istnieje wiele metod, które wykorzystujemy w zespole przy podejmowaniu decyzji. „Każda z metod ma określone zalety i potencjalne wady. Mamy do wyboru: decyzję mniejszości, decyzję większości, konsensus i aklamację”45. Metodę decydowania przez mniejszość stosuje się najczęściej wtedy, gdy w zespole jest uznany ekspert. O decyzji większości możemy mówić wtedy, gdy przynajmniej 51% członków zespołu zgadza się na zaproponowane rozwiązanie. „Konsensus to jest taki stan, kiedy zaproponowana decyzja jest wspierana przez wszystkich, chociaż nie wszyscy zgadzają się z nią w takim samym stopniu”46. Aklamacja oznacza podjęcie decyzji bez zbędnej dyskusji, bez głosowania, jednomyślnie. Najważniejszym procesem występującym w zespole jest grupowe podejmowanie decyzji. Jest to proces ciągły związany z warunkami w pracy, atmosferą, stosunkami interpersonalnymi panującymi w firmie i innymi czynnikami. Wymienione czynniki mają niebagatelny wpływ na podejmowanie decyzji. Oto niektóre z przyczyn nieracjonalnego podejmowania decyzji: • dążenie do rozwiązań satysfakcjonujących a nie optymalnych, • duży wpływ pozaracjonalnych czynników, takich jak emocje, normy, nakazy kulturowe, potrzeby, interesy, odgrywane role społeczne, kryteria wartości moralnych, • częste przeświadczenie o małej skuteczności własnego wysiłku i jego wpływu na poprawę sytuacji, • bezwarunkowe uznanie wyższych umiejętności i większej wiedzy swoich przełożonych, nierzadko nie poparte faktami, wzorowanie się na ich zachowaniu, przyjmowanie sposobu ich rozumowania i argumentacji, co powoduje unikanie jawnej krytyki, wymiany poglądów i modyfikacji ich pomysłów, 43 44 45 46 K.P. Gushurst, The New Leadership: Spirited and Spiritual, „Strategy + Business”, 2003, nr 32, s. 12. R. Rostek, W. Kurda, Dobrze poinformowany osiąga dobre wyniki, „Personel”, 2005, nr 2, s. 26. D. Karpeta, Jak osiągnąć w zespole zgodę, pozwalającą podjąć właściwą decyzję, „Personel”, 2004, nr 8, s. 67. Ibidem, s. 68. Rola zespołów pracowniczych ... 21 • brak rzetelnych i pełnych informacji, brak zrozumienia intencji zwierzch- ników, • zainteresowanie głównie aktualną sytuacją przedsiębiorstwa i warunkami pracy a nie problemami i rozwiązaniami perspektywicznymi, • intensywne dążenie do usunięcia niezgodności występujących między różnymi możliwościami działania, co powoduje dobieranie informacji i argumentacji w taki sposób, aby podnieść atrakcyjność wybranego wariantu, • hierarchiczny styl myślenia (tzw. posłuszne myślenie) i odczuwania, którego podstawą jest posłuszeństwo i źle rozumiana lojalność, występujący w wielu przedsiębiorstwach, wymuszony przez żądne bezkrytycznej aprobaty i pochlebstw kierownictwo, • rywalizacja (często niezdrowa) i uczucie wzajemnej niechęci, które powodują rozbieżność interesów, dążenie do celów osobistych nie zawsze pożytecznych dla firmy; osoby mające wpływ na decyzje podają tylko argumenty rzeczowe stymulujące ich wynik, a pozostawiają w ukryciu cele rzeczywiste, prowadzące do partykularnych korzyści. Najlepszą drogą do pokazania zatrudnionym, że są ważni i doceniani jest umożliwienie im współdecydowania. Jak pisze Józef Penc: „pracownicy osiągają dobre wyniki przede wszystkim dzięki własnemu zaangażowaniu, nie zaś dzięki wykonywaniu wyłącznie odgórnych poleceń, a najlepszym sposobem na wzbudzenie tego zaangażowania jest zapewnienie im udziału w podejmowaniu decyzji na szczeblu jednostki, w której są zatrudnieni”. Bardzo przypomina to opisaną wcześniej metodę kaizen. Jest wiele metod motywowania pracowników – umożliwienie im współdecydowania jest jedną z nich. Pracownik mówiący o swoim miejscu pracy „moja firma” to pracownik zadowolony, a przez to wydajny. Należy się starać, aby zapewnić pracownikom zadowolenie z własnej pracy, a najlepszym tego sposobem jest umożliwienie im współdecydowania i samodzielnego działania w obrębie swojego stanowiska pracy. Podejście „ojcowskie” do podjętej decyzji („sam to wymyśliłem, jestem autorem i czuję się z tego dumny”) sprawia, że pracownik nie cofnie się przed wprowadzeniem tej decyzji w życie, a nawet będzie jej najsilniejszym agitatorem. Aby zespół osiągnął cel, podjęte decyzje muszą być efektywne. Powszechnymi zjawiskami ograniczającymi efektywność decydowania są: presja czasu – gdy powodzenie zależy nie tylko od jakości decyzji, którą poweźmie zespół, ale i niezwłocznego wprowadzenia jej w życie; stres – przy decyzjach wielkiej wagi; nagła potrzeba, np. pożar, burza, strajk. Ograniczenia czasowe nie pozwalają na rozważenie większej liczby rozwiązań. W sytuacji stresowej dyskutanci wykazują mniejszą plastyczność zachowania i wyobraźni niż w innych okolicznościach. Nieoczekiwany kryzys prowadzi do błędnych decyzji, gdyż grupa nie potrafi w takich momentach w pełni wykorzystać swojego potencjału. Może również dojść do takiej sytuacji, w której błędnie przydzielono zakres decydowania danej grupie lub niewłaściwie określono jej skład. W konsekwencji pro- 22 L. Gajos, J. Długosz blem, który trzeba rozstrzygnąć, może okazać się zbyt trudny dla danego grona osób bądź też w ogóle ich nie dotyczyć. W obu przypadkach wystąpi zniechęcenie, a podjęta decyzja będzie nieprawidłowa pomimo wysiłków lub z powodu braku jakichkolwiek starań. Podstawą podziału ról w zespole jest również umiejętność podejmowania decyzji przez poszczególnych jej członków, a co za tym idzie, ich odporność na stres. Biorąc pod uwagę te czynniki, ludzi dzieli się na kilka kategorii. A. Odporni na stres (działacze) – lepiej znoszą porażki, szybciej przystosowują się do nowej sytuacji, lubią brać sprawy w swoje ręce. Odporność na stres i problemy jest kluczową cechą dla umiejętności podejmowania decyzji. Im mniej osoba jest podatna na stres, tym trzeźwiej ocenia wydarzenia w swoim życiu i jest w stanie lepiej wybrać. Jeśli osoba jest mniej odporna (takie osoby nazwalibyśmy niezdecydowanymi i asekurantami), łatwo popada w bezsilność, ucieka od podejmowania decyzji, jest przekonana, że inni mają lepiej, a ona zawsze stoi na straconej pozycji. Ci, którzy wielokrotnie stawiali czoła wyzwaniom, wiedzą jak walczyć. Co prawda wiele zależy też od cech wrodzonych, ale odwagi można się nauczyć. B. Niezdecydowani (tzw. osoby ambiwalentne) – nie są w stanie szybko podjąć decyzji. Zmuszeni – wpadają w panikę. Bardzo często wycofują się z podjętej już decyzji. Po fakcie dręczą się myślami, co by było, gdyby wybrali inne rozwiązanie. Tacy ludzie zbyt ambitnie planują. Cele, które sobie wyznaczają są tak odległe, że nie potrafią się zmotywować do działania. Łatwo się jednak usprawiedliwiają. Tacy pracownicy nie potrafią pracować samodzielnie, czekają, aż ktoś zadecyduje za nich, ale jednocześnie są wiecznie niezadowoleni. W opinii przełożonych mają destrukcyjny wpływ na atmosferę w pracy, są mało wydajni. To często najmniej cenieni pracownicy. Łatwo też ulegają złudzeniom: • nieuchronności – są przekonani, że „jest, jak jest i tak musi być”, są nieszczęśliwi, bo ich frustracja się pogłębia, ale myślą, że nic się nie da zrobić, • inni mają lepiej – z góry zakładają, że los potraktował ich po macoszemu. Zazdroszczą wszystkim, podobają się im rzeczy, których wartości nie są w stanie zweryfikować, • gracza – pechowy gracz po kolejnej porażce zakłada, że sukces w końcu się pojawi. Takie osoby myślą: „Przytrafiło mi się tyle złych rzeczy, teraz los musi się odwrócić”. I czekają, nie robiąc nic. C. Asekuranci (unikają ryzyka) – pod pretekstem podjęcia decyzji gromadzą ogromną ilość informacji. Jednak decyzji nie podejmują, bo ciągle uważają, że wiedzą za mało. W nieskończoność odwlekają moment ostatecznego wyboru. Dopiero przyparci do muru wybierają pierwszą lepszą możliwość. Potem zadręczają się wyrzutami, że powinni podjąć inną decyzję, żałują tego, co zrobili. W pracy taka osoba przyjmuje strategię Rola zespołów pracowniczych ... 23 „byle przeżyć”, cały wysiłek skupia na tym, aby nie wyróżniać się z tłumu, nie wychylać się. Asekuranci dość dobrze radzą sobie w zespole, bo ich szarość sprawia, że nie bywają przedmiotem ataku (inni zostawiają ich w spokoju), sami też nie zaczepiają innych. Nie są jednak kreatywni i nigdy nie będą kołem zamachowym grupy. Ich główna motywacja to unikanie porażek. Cele, które sobie wytyczają są zbyt łatwe lub zbyt wygórowane. Realizacja tych pierwszych nie przynosi satysfakcji, a próba realizacji tych drugich nie skłania do wytrwałości, a w tym wypadku nawet porażka nie obniża dobrego obrazu własnej osoby („bo innym też się to nie udało”). Sprawdzają się na stanowiskach podrzędnych i wykonawczych, pod warunkiem że nie będzie się od nich oczekiwać podejmowania decyzji. D. Działacze (nie boją się ryzyka) – są to ludzie zaradni, mają motywację do osiągnięcia sukcesu. Rozumieją świat, znają swoje możliwości, ale też nie boją się podjąć ryzyka. Nie są jednak szaleńcami, zanim zaryzykują, muszą ocenić sytuację. Są idealnymi kandydatami na menedżerów, zanim zdecydują się nawet na najbardziej ryzykowne rozwiązanie, rozważą możliwe wyjścia z sytuacji i wybiorą te optymalne. Takie podejście do życia to także kwestia treningu. Ryzykanci nawet bolesnym wydarzeniom potrafią nadać sens i wyciągnąć wnioski dla siebie. Nie raz zmagają się z sytuacjami, po których mogą powiedzieć: „Co mnie nie zabije, to wzmocni”. To dla nich źródło energii, nie boją się życia. Działacze mają poczucie: • zrozumiałości – świat wokół jest przewidywalny i spójny. Spójny, bo praca, mieszkanie, codzienne wybory współgrają z charakterem działacza, robi on to, czego chce i do czego się nadaje. Zawsze jest sobą. Potrafi także przewidzieć skutki swoich zachowań, rzadko rozczarowują go przyjaciele. Niewiele rzeczy jest w stanie go zaskoczyć, zbić z tropu, • sensowności – we wszystkim co się przydarzyło, lub co działacz robi, potrafi znaleźć sens. Kiedy szef zwróci mu uwagę w pracy, przyjmuje ją ze spokojem i wyciąga wnioski. Nie obraża się, bo wie, że szef może mieć rację, ale zastanawia się, co może w sobie poprawić, w jakim kierunku się rozwinąć, • zaradności (tzw. sterowalności) – wie, że każdy problem można rozwiązać i nie ma sytuacji bez wyjścia. W obliczu kłopotów mobilizuje siły i staje do walki, wie, że sobie poradzi. Ma magiczną moc odwracania na swoją korzyść trudnych sytuacji. W procesie budowania dobrego zespołu muszą uczestniczyć i pracownicy, i szef. „Kiedy już zespół powstanie, jego efektywność zależy od kilku czynników: a) jasność podziału ról i zadań – ważne jest, aby każdy członek zespołu otrzymał określoną funkcję lub mógł ją sobie sam wybrać, musi on ak- 24 L. Gajos, J. Długosz ceptować swoją rolę w zespole, a także być akceptowanym w tej roli przez innych członków zespołu. Niespełnienie tych warunków obniży jakość pracy i może spowodować nieporozumienia lub zniechęcenie, trudności we wzajemnej komunikacji, zastrzeżenia co do wzajemnych kompetencji itp., b) jasno określony cel – cel musi mieć wartość pozytywną dla każdego z członków zespołu, nie jest ważne, kto ten cel wyznaczy, musi mieć on tylko związek z potrzebami organizacji i musi być zaakceptowany przez cały zespół. Warunkiem tej akceptacji jest zgodność celu organizacji z celami osobistymi pracowników, c) sprawna komunikacja wewnętrzna – umożliwia ona wzajemne dzielenie się wiedzą i doświadczeniem pomiędzy członkami zespołu, za jej pomocą analizuje się i rozwiązuje problemy, podejmuje decyzje i koordynuje pracę w celu realizacji wyznaczonego dla zespołu celu. Komunikacja służy też podtrzymaniu kontaktów wewnątrz całego przedsiębiorstwa. Utrudniona komunikacja zagraża przede wszystkim sprawności zespołu. Dobrej komunikacji sprzyjają takie elementy, jak: brak oficjalności, przyjazna atmosfera, umiejętność wysłuchiwania innych, swoboda wyrażania poglądów, pomysłów itd.”47. Efektywność zespołu w dużej mierze zależy również od przełożonego zespołu, człowieka, który sam nie uczestniczy w działaniach zespołu, ale jest jego bezpośrednim przełożonym. Jego „opieka” nad zespołem powinna polegać przede wszystkim na ochronie jasności celu, rozwiązywaniu konfliktów (ale tylko w przypadku, gdy zespół nie jest już w stanie rozwiązać go samodzielnie), a także zapewniania nieingerencji innych osób w działania podległego mu zespołu. W związku z tym musi być to osoba o odpowiednich kwalifikacjach, przede wszystkim w zakresie kierowania podległym mu personelem. Ważne, aby zapamiętać, że „błędy popełniane przez członków zarządu rodzą problemy na średnim szczeblu zarządzania, co skutkuje z kolei niską efektywnością szeregowych pracowników”48. Wydajność zespołu jest czymś więcej niż sumą wydajności poszczególnych pracowników. Można wyróżnić następujące zalety pracy zespołowej: a) zespół aktywizuje – pobudza szersze myślenie poszczególnych członków zespołu, następuje wzrost poziomu wydajności i aktywności poszczególnych pracowników, b) zespół wie więcej – wiedza poszczególnych członków sumuje się, pracownicy uzupełniają się, mogą dojść do innych rozwiązań zadania, niż doszliby w przypadku pracy indywidualnej, c) zespół obiektywizuje – poprzez wyrażanie sprzeczności i dyskusji nad tematem zespół dochodzi do decyzji, która jest najbardziej racjonalna. 47 48 M. Mandził-Jeżyna, Górą zespół!, „Personel”, 2001, nr 17, s. 7. J. Mądry, R. Szczepanik, Siedemnaście grzechów głównych, „Personel”, 2005, nr 2, s. 6. Rola zespołów pracowniczych ... 25 Ważna jest tu jeszcze jedna zaleta – zespół uczy – pozwala nowym, młodszym pracownikom nabyć wiedzę, doświadczenie i obycie starszych, pracujących już w organizacji ludzi. I odwrotnie – często starsi pracownicy nie poszerzają swojej wiedzy o nowe rozwiązania i technologie – mogą więc w tym momencie nauczyć się tego od młodszych (jest to bardzo podobne do opisanego dalej mistrzostwa osobistego). Wszystko to jednak nie musi znaleźć potwierdzenia w praktyce. Weźmy np. człowieka, który został do zespołu wcielony na siłę. Jego zespół nie zaktywizuje, ani niczego nie nauczy, gdyż on sam nie będzie tego chciał. Dlatego najważniejszą cechą dobrego zespołu jest, aby wszyscy członkowie chcieli w nim być. „Wprowadzając system pracy zespołowej w organizacji można, według Petera Senge’a, osiągnąć następujące korzyści: a) mistrzostwo osobiste – zespół to grupa jednostek, które poprzez swój osobisty rozwój i samodoskonalenie potrafią wnieść do grupy nowe możliwości, lepsze umiejętności, dodatkową wiedzę, co przyczynia się do wzrostu jakości pracy i osiąganych rezultatów, b) modele myślowe – zastąpienie starych schematów myślenia nowymi umożliwia unikanie powtarzania na nowo starych błędów, c) wspólna wizja – każdy pracownik ma prawo mieć swoją wizję pracy, każdy powinien też mieć swoją szansę na budowanie wizji przedsiębiorstwa. Zespoły doskonale nadają się do zarażania ludzi istniejącymi pomysłami i do współtworzenia nowych, d) zespołowe uczenie się – jest ono lepsze od nauki indywidualnej, ponieważ efekt synergii jest wtedy doskonale widoczny. Praca w grupie uczy też wielu dodatkowych umiejętności, e) myślenie systemowe – dzięki pracy zespołowej pracownik nabywa szerszą perspektywę widzenia, dostrzega swoją działalność na tle funkcjonowania całego przedsiębiorstwa i dzięki temu jest w stanie podjąć działania zmierzające do poprawy nie tylko swojego zadania, ale też całego procesu”49. Z wprowadzenia pracy zespołowej w przedsiębiorstwie korzysta nie tylko sama organizacja, w której one powstają, ale również pracownicy, którzy są członkami zespołów oraz kierownicy zarządzający tymi zespołami. Z utworzenia zespołu płyną dla pracownika następujące korzyści: • wzrasta jego świadomość własnej wartości – czuje się doceniany, • usprawnia się komunikacja interpersonalna między pracownikami, • poprawiają się stosunki interpersonalne, zwiększa się zaufanie do współpracowników, • wzrasta świadomość niedostatecznych kompetencji, rodzi się chęć dokształcania się, • uaktywniają się mniej pewni członkowie zespołu, 49 J. Zgud, M. Kossowska, Funkcjonowanie zespołu, „Personel”, 2000, nr 11, s. 12. 26 L. Gajos, J. Długosz • zwiększa się tolerancja w stosunku do innych pracowników, • wzrasta poczucie bezpieczeństwa, kontakty stają się mniej formalne, Utworzenie zespołu ma również wpływ na kierownika, który: • skupia się na zadaniach, ma możliwość merytorycznej oceny pracy, • staje się silniejszy, częściej podejmuje decyzje, • zwiększa intensywność kontaktów z pracownikami, lepiej ich rozumie, • jest lepiej rozumiany przez współpracowników i podwładnych, • bardziej angażuje się w pracę podwładnych, sprawniej się z nimi komunikuje, bez niepotrzebnego oficjalnego dystansu. Korzyści z utworzenia zespołów płyną również dla firmy. Oto one: • praca zespołowa poprawia jakość produktów i usług, gdyż wymaga od wszystkich pracowników firmy lepszych pomysłów i dużo większego zaangażowania, • praca zespołowa polepsza produktywność – uczestniczący w całości procesu pracownicy mają szansę dostrzec możliwości jego usprawnienia nie tylko na drobnym wycinku, ale w całym jego przebiegu. Większa znajomość wszystkich etapów i elementów procesu pracy wpływa korzystnie na twórczy potencjał personelu przerastający możliwości jednostek i zamkniętych działów. Wynikiem tego jest lepsze rozwiązywanie problemów i głębsza analiza powstających kłopotów, • praca zespołowa usprawnia komunikację wewnątrz firmy, gdyż dobre współdziałanie zespołów jest związane z dobrą wymianą informacji i sprawną dystrybucją wypracowanych rezultatów. Należy zapamiętać, że: „w grupie rodzą się najlepsze pomysły, gdyż jej członkowie mogą ze sobą na bieżąco polemizować i konsultować się. Zaangażowanie pracowników w proces planowania zwiększa ich motywację i poczucie własnej wartości. (...) spotkania uświetniające sukcesy pomagają utrzymać dobrą atmosferę pracy w zespole”50. Ważnym czynnikiem powodzenia pracy w zespołach jest również umiejętne dobieranie członków zespołów i obsadzanie ich w odpowiednich rolach. Stres z niezrealizowania swoich zamierzeń i aspiracji może być bowiem tak wysoki, że osoba nie będzie się przyczyniała do prawidłowej realizacji zadania, a wręcz przeciwnie – może ją dodatkowo utrudniać. Chroniczny brak satysfakcji z pracy jest bowiem jednym z ośmiu najbardziej stresogennych dla człowieka okoliczności51. Jednak zarządzający firmami powoli się orientują, że zbyt duży stres i nierealistyczne wymagania mogą doprowadzić do odejścia najbardziej utalentowanych pracowników. Pomimo osiągania poprzez pracę zespołową wielu korzyści, przede wszystkim dla organizacji, w ramach której działa zespół, a także osobistych, występuje również wiele zagrożeń związanych z pracą w zespole: 50 51 R. Heller, op. cit., s. 36. W. Eichelberger, W. Żółcińska, Stres menedżera, „CXO”, 2005, nr 1, s. 28. Rola zespołów pracowniczych ... 27 • „myślenie grupowe – bardziej zaczyna się liczyć spójność grupy i soli- darność między jej członkami niż realizm pracy i tworzonych pomysłów, czego rezultatem może być pomijanie istotnych faktów i podejmowanie błędnych decyzji, • próżniactwo społeczne – osłabienie rezultatów pracy zespołu spowodowane przekonaniem o niemożności oceny pracy poszczególnych jej członków, pojawia się zwłaszcza przy prostszych zadaniach, • polaryzacja grupowa – skłonność do podejmowania decyzji bardziej skrajnych niż początkowe przekonania poszczególnych jej członków, • trudności komunikacyjne – u ich źródeł leżą zwykle źle opracowane systemy przekazywania informacji, nadmiar szumów, brak otwartości na argumenty innych, nadmierne emocje oraz różne rozumienie terminów i całej sytuacji, • konflikty – wynikają głównie z konieczności dzielenia się ograniczonymi zasobami, źle określonego podziału pracy, z różnicy celów indywidualnych i zajmowania odmiennych pozycji, • osobiste porachunki – często prowadzą do konfliktów, zwykle są przeniesieniem starych sporów i animozji do wnętrza zespołu, • walka o władzę – dotyczy liderów wyłaniających się w zespole samoistnie lub kandydatów na to stanowisko, może to też być związane z czynnikami pozagrupowymi, np. chęcią pokazania się kierownictwu, możliwością awansu itp.”52. Pomimo tak wielkiej pochwały pracy zespołowej, nie w każdej organizacji jej wprowadzenie jest korzystne. Nie jest to uzasadnione kiedy: • menedżerom zależy na utrzymaniu niskich kosztów produkcji i oszczędności czasu, a także gdy nie są oni nastawieni na duże zmiany w strukturze organizacyjnej i procesie produkcji – wprowadzenie zespołów to olbrzymie koszty, powolny proces zmian, a także konieczność poświecenia dużej ilości czasu na próby, szkolenia, wspólne wypracowanie metod pracy wszystkich zatrudnionych, • produkt jest standardowy i są małe szanse na jego zmianę – w takiej sytuacji główna siła zespołów, jaką są ich duże możliwości twórcze i elastyczność, nie może być wykorzystana, • pojawiające się problemy mogą być rozwiązane na poziomie jednostek (lub działów) za pomocą standardowych procedur – nowy sposób zarządzania to olbrzymi szok dla firmy i jej pracowników, choć w dłuższym okresie może być korzystny. Nie warto więc go doświadczać, jeśli nie zostały wykorzystane wszelkie mniej radykalne dostępne środki, • efekty pracy jednostek okazują się lepsze niż wyniki uzyskiwane przez zespoły – niektóre zawody (a także stanowiska) po prostu nie nadają się 52 J. Zgud, M. Kossowska, op. cit., s. 8. 28 L. Gajos, J. Długosz do wykonywania przez grupę ludzi i żaden zespół nie podwyższy w tym wypadku efektywności pracy, • praca zespołowa nie jest lekarstwem na problemy nierozwiązywalne – stosowanie jej jako ostatecznej deski ratunku bywa równie nieskuteczne, kosztowne, jak i bezcelowe. W sytuacji upadku przedsiębiorstwa dodatkowy wstrząs związany ze zmianą struktury, jak i metod pracy rzadko przynosi mu oczekiwane korzyści. Poważnym ograniczeniem wpływającym na szybkość i sposób wprowadzenia pracy zespołowej jest także opór pracowników wobec spodziewanych zmian, o czym wspomniano na początku tego artykułu. Po pierwsze ludzie niechętni są wszelkim nowościom, wnosi to bowiem do ich życia element zagrożenia. Dlatego bardzo rzadko spotyka się z pozytywnym przyjęciem taka fundamentalna zmiana sposobu działania firmy i sposobu myślenia pracowników oraz potrzebnych umiejętności i zasad współpracy. Po drugie funkcjonowanie zespołów obniża kierowniczą rolę kadry zarządzającej, której władza zostaje rozdzielona pomiędzy poszczególne grupy ludzi. Bywa to przyczyną niechęci, ponieważ nikt nie lubi rezygnować z władzy. „Dobry szef przede wszystkim szanuje swoich pracowników. Jest konsekwentny w egzekwowaniu wyników, a jednocześnie dba o dobrą atmosferę pracy i stały rozwój zespołu. Jeśli swoją postawą zdobędzie u podwładnych autorytet, będzie mógł traktować ich jak równych sobie partnerów. W przeciwnym razie, gdy władza będzie oparta na strachu, licznych rygorach i formalnych zależnościach, w firmie zablokowany zostanie przepływ komunikacji (...), co w konsekwencji doprowadzi do osłabienia kondycji całej firmy. Szacunek, otwartość, zrozumienie to bardzo ważne cechy każdego menedżera”53. Dlatego też przed przystąpieniem do zmiany strategii działania firmy oraz realizacji projektu wprowadzania zmian w organizacji warto przeanalizować, czy organizacja jest na tyle silna i ma niezbędne narzędzia, aby poradzić sobie z oporem ludzi tam zatrudnionych. Nie wolno dopuścić do tego, aby uczestnictwo pracownika w zespole traktowane było jako kara. Istnieją również inne zagrożenia i problemy związane z wprowadzeniem pracy zespołowej w organizacji. Pierwsza grupa problemów to trudności związane z błędami strukturalnymi i planowaniem. Są to m.in.: • brak celów, • złe systemy motywowania pracowników, • złe narzędzia, jakimi dysponują pracownicy, • niewystarczająca struktura kanałów informacji zwrotnej, • antyzespołowa kultura przedsiębiorstwa. Druga grupa kłopotów czyhających na osoby wspierające pracę zespołową jest o wiele trudniejsza do usunięcia, a wynika z problemów powstających wśród pracowników, np. opór wobec zespołów, brak zaufania w grupie, konflikty między członkami grupy. 53 M. Kruszewska, Przepis na szefa, „Businessman Magazine”, 2005, nr 2, s. 97. Rola zespołów pracowniczych ... 29 Reasumując, aby wprowadzić pracę zespołową oraz jakąkolwiek zmianę w organizacji, musi zaistnieć zmiana na poziomie myślenia i zachowania wszystkich uczestników: pracowników – aby lepiej zrozumieli pozytywne strony wprowadzanych zmian i korzyści z pracy zespołowej, menedżerów – aby potrafili tak pokierować podwładnymi, by pokonać ich opór wobec zmian, oraz by pomóc im rozwinąć wiedzę, umiejętności i kompetencje dla osiągnięcia sukcesu własnego zespołu. W nadchodzących latach firmy będą organizacjami stale przekształcającymi się, to znaczy zdolnymi antycypować przyszłe warunki funkcjonowania, stale i szybciej adaptującymi się do otoczenia niż konkurenci, aby coraz bardziej umacniać swoją pozycję na rynku54. Konieczność ciągłych zmian jest uznawana wszędzie, zarówno w gospodarce, jak i polityce czy sprawach społecznych. Jesteśmy świadkami powszechnego uświadamiania sobie, że konserwatyzm i powielanie istniejących modeli nie są zachowaniami zapewniającymi istnienie i rozwój przedsiębiorstwa oraz dającymi poczucie bezpieczeństwa w coraz szybciej i głębiej zmieniającym się otoczeniu. Tylko sprawne zespoły pracownicze, zdolne do szybkiej zmiany swoich zasad działania są w stanie sprostać otaczającej konkurencji oraz realizować efektywnie ciągle zmieniające się zadania stojące przed firmą wynikające z labilnego otoczenia. THE ROLE OF WORKER TEAMS IN MANAGEMENT, INTRODUCING MODIFICATIONS AND MAKING EFFECTIVE DECISIONS IN ORGANIZING Summary In the following article an effort has been made to prove the importance of worker teams in organizing and especially their role in modifying the organization. The article describes the process of making of teams. A leader is emphasized as the person who embodies the most significant role in the process of development and functioning of a team. A number of factors of team’s effectiveness and types of its tasks are also mentioned. The crucial section of the article is concerned with individual roles of particular team members and its influence on team’s operation and efficiency. The last part of the article describes making decisions in a team and presents the advantages and disadvantages of teamwork in organizing. Złożono w Oficynie Wydawniczej w lipcu 2005 r. 54 L. Gajos, A. Pałacki, Sterowanie zmianą jako element zarządzania, „Zeszyty Naukowe PRz. Ekonomia i Nauki Humanistyczne”, 2004, nr 219, s. 19. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Leszek GAJOS Agnieszka ŁĄTKA Politechnika Rzeszowska DOBÓR PERSONELU JAKO ELEMENT ZARZĄDZANIA ZASOBAMI LUDZKIMI. STATUS TEORETYCZNY PROBLEMU I STAN ŚWIADOMOŚCI STUDENTÓW W części teoretycznej artykułu podjęto problem metod doboru personelu do firmy. Omówiono również etapy selekcji pracowników. W części empirycznej dokonano analizy badań dotyczących wiedzy studentów na temat technik selekcji i naboru młodych pracowników. Zwrócono również uwagę na kryteria uwzględniane przez studentów w poszukiwaniu najlepszej dla nich pracy. 1. Wprowadzenie Staranny i odpowiedni dobór personelu jest kluczem do sukcesu każdej organizacji. Można powiedzieć, że najważniejszym kapitałem firmy są ludzie, a podstawą osiągania wysokiej efektywności pracy jest sposób kierowania ludźmi. Racjonalizacja decyzji kadrowych może przyczynić się do zmniejszenia niepewności życia organizacji. Dlatego tak ważna w przedsiębiorstwie jest funkcja personalna1. Można ją utożsamiać z zarządzaniem kadrami: jest to zbiór decyzji odnoszących się do człowieka, zmierzających do osiągania celów organizacji, ale również do rozwoju pracownika. Celem zarządzania kadrami jest dążenie do: • ukształtowania sprawnej kadry, • efektywności organizacji, • sprawiedliwego traktowania pracowników, • zaspokajania potrzeb i rozwoju zatrudnionych. 1 L. Gajos, S. Jacek, Rozumienie organizacji a idea strategii personalnej, „Zeszyty Naukowe PRz. Ekonomia i Nauki Humanistyczne”, 2001, z. 9, s. 43 i nast. 32 L. Gajos, A. Łątka Organizując w nowoczesnym przedsiębiorstwie funkcję personalną, pierwszą decyzją, jaką należy podjąć, jest wybór modelu polityki personalnej. Można wyróżnić dwa takie modele: • model sita, • model kapitału ludzkiego2. Model sita (tzw. bierne zarządzanie kadrami) opiera się na założeniu, że dorosły człowiek jest istotą w pełni już ukształtowaną i nie można jej zmienić. Organizacja, stosując ten model, opiera się głównie na zewnętrznym rynku pracy, stara się zapewnić sobie jak największą ilość jak najlepiej wyszkolonej kadry, której wiedza i umiejętności udokumentowane są dyplomami oraz innymi dokumentami. Pracownicy zarówno na starcie, jak też i w późniejszej pracy, przechodzą przez system „sit”, gdzie najlepsi są awansowani, a najsłabsi odrzucani. Awans jest tutaj traktowany jako cel każdego pracownika. Występuje tu głównie motywacja ekonomiczna: za solidną pracę otrzymuje się godne wynagrodzenie. Doskonalenie kadr nie ma tu dużego znaczenia, możliwe jest tylko ewentualne uzupełnianie kwalifikacji zawodowych. Charakterystyczna jest wysoka fluktuacja pracowników oraz zła atmosfera pracy związana z pracą w nadmiernym stresie i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Istotne jest również ciągłe ocenianie i wartościowanie zachowań pracowników3. Model kapitału ludzkiego (tzw. czynne zarządzanie kadrami) opiera się na założeniu, że człowiek rozwija się przez całe życie. Pracownicy przyjmowani są do pracy z myślą o ich długoletnim zatrudnieniu. Dobiera się ich nie na zasadzie jak najlepszego wykształcenia, ale na zasadzie jak najlepszego dopasowania kandydata do organizacji. Bardzo ważną rolę pełni tu system motywacyjny, który odbywa się nie tylko przez wynagrodzenia, ale także poprzez awanse, doskonalenie zawodowe, dostęp do informacji, uczestnictwo w ważnych projektach itp. W modelu kapitału ludzkiego awans jest traktowany jako cel i środek indywidualnego rozwoju. Pracownicy są zwalniani tylko w wyjątkowych sytuacjach. Nawet gdy nie są w stanie podołać swoim obowiązkom są przenoszeni na inne – mniej odpowiedzialne stanowisko. W organizacji wykorzystującej model kapitału ludzkiego panują warunki sprzyjające rozwojowi człowieka, a najważniejszą potrzebą człowieka jest potrzeba samorealizacji. Preferowane są tutaj wewnętrzne źródła pozyskiwania pracowników. 2. Istota doboru nowego personelu do firmy Dobór pracowników nie jest w literaturze przedmiotu jednoznacznie zdefiniowany, określony. Często termin ten bywa stosowany zamiennie z rekrutacją 2 3 M. Kostera, Zarządzanie personelem, PWE, Warszawa 1998, s. 25. L. Gajos, Etyczne problemy związane z systemem okresowych ocen pracowników w firmie, [w:] Etyka biznesu w działaniu. Doświadczenia i perspektywy, red. W. Gasparski, J. Dietl, PWN, Warszawa 2001, s. 310. Dobór personelu jako element ... 33 czy z selekcją. Trafnie pojęcie doboru zdefiniował J. Kozieł: to „(...) takie dostosowanie człowieka do pracy, aby mógł ją wykonywać najmniejszym nakładem sił i energii oraz osiągnął maksimum satysfakcji ze swej pracy zawodowej”4. Dobór jest procesem ciągłym, dostosowanym do zmieniających się warunków, w jakich funkcjonuje organizacja. B. Jamka twierdzi, że na proces doboru składają się następujące etapy: • określenie zapotrzebowania na pracowników, • ustalenie zakresu wymagań na stanowiskach przeznaczonych do obsady, • stworzenie profilu zawodowego i osobowościowego kandydata, • ustalenie kryteriów doboru kandydatów, • wybór źródeł rekrutacji, • wybór form rekrutacji, • przygotowanie narzędzi rekrutacji, • przeprowadzenie kampanii rekrutacyjnej, • ustalenie procedury selekcyjnej oraz wybór odpowiednich narzędzi selekcji, • przeprowadzenie selekcji kandydatów, • podjęcie decyzji o zatrudnieniu, • wprowadzenie do pracy5. Procedura doboru w tym ujęciu jest bardzo szeroko traktowana, ale mając na uwadze to, że dobór jest jednym z najważniejszych elementów funkcji personalnej (o ile nie najważniejszym), jest to jak najbardziej uzasadnione. Proces doboru pracowników posiada trzy aspekty: aby zagwarantować firmie ciągłe i efektywne funkcjonowanie, powinien on zapewniać odpowiednią liczbę pracowników (aspekt ilościowy) z odpowiednimi kwalifikacjami (aspekt jakościowy), w określonym wymiarze czasu, na właściwych stanowiskach (aspekt strategiczny)6. Aby wybrać odpowiednią osobę na wakujące stanowisko, należy wziąć pod uwagę takie czynniki, jak: filozofia i misja firmy, planowanie długoterminowe, aktualny opis stanowiska pracy, profil idealnego kandydata i kryteria selekcji, opis procedury selekcyjnej7. W zależności od źródeł można rozróżnić dwa modele doboru personelu: • otwarty, • zamknięty8. Dobór otwarty – do ubiegania się o dane stanowisko w organizacji dopuszcza się zarówno już zatrudnionych, jak i kandydatów spoza organizacji. 4 5 6 7 8 J. Kozieł, Wybrane elementy polityki kadrowej, Wydawn. AE w Krakowie, Kraków 1992, s. 37. B. Jamka, Dobór zewnętrzny i wewnętrzny pracowników. Teoria i praktyka, Difin, Warszawa 2001, s. 14. T. Listwan, Zarządzanie kadrami. Podstawy teoretyczne i ćwiczenia, Wydawn. AE we Wrocławiu, Wrocław 1999, s. 81. S. Celińska-Nieckarz, W pogoni za ideałem, „Personel i Zarządzanie”, 2001, nr 18, s. 24-25. A. Pocztowski, Zarządzanie zasobami ludzkimi, Antykwa, Kraków 1998, s. 76. 34 L. Gajos, A. Łątka Dobór zamknięty – prawie wszystkie stanowiska są obsadzane własnymi pracownikami, a dopływ z zewnątrz ogranicza się jedynie do przyjmowania absolwentów szkół czy uczelni. To właśnie od doboru odpowiednich ludzi zależy sukces przedsiębiorstwa. Dobór polega na tym, aby umieścić właściwego człowieka na właściwym miejscu w organizacji. Idealny kandydat na pracownika posiada odpowiednie cechy, umiejętności, wiedzę oraz potencjał, który jest niezbędny do dalszego rozwoju. Jak powiedział H. Kelleher z Southwest Airlines: „Dobór jest tym, gdzie się wszystko zaczyna. Jest to źródło rzeki i jeśli się je zanieczyści, stopniowo zanieczyści się cały jej bieg”. Pojęcie rekrutacji z łacińskiego oznacza dosłownie „przyjmowanie, werbowanie członków, uczestników danej organizacji, przedsięwzięcia”. Rekrutacja polega na takich działaniach przedsiębiorstwa na rynku pracy, które mają na celu poinformowanie potencjalnych kandydatów o warunkach uczestnictwa w tejże organizacji i korzyściach z tego płynących w celu wzbudzenia w nich chęci zatrudnienia9. Należy jednak pamiętać, że przyciągnięcie zbyt dużej liczby kandydatów jest niekorzystne dla organizacji, gdyż późniejsza ich selekcja będzie zbyt czasochłonna i kosztowna. Również zapewnienie sobie zbyt małej liczby kandydatów nie jest korzystne, gdyż wtedy mamy ograniczoną liczbę ubiegających się o pracę, którzy niekoniecznie będą posiadali interesujące nas cechy czy umiejętności. Można wyodrębnić różne typy rekrutacji, z punktu widzenia różnych kryteriów. A. Ze względu na rynek pracy, do którego jest adresowana oferta zatrudnienia, można rozróżnić rekrutację szeroką i segmentową: a) rekrutacja szeroka – polega na kierowaniu ofert zatrudnienia do szerokiego rynku pracy. Firma może podjąć próby rekrutacji nie tylko na lokalnym czy krajowym, ale także na międzynarodowym rynku pracy. Międzynarodowy rynek pracy staje się obecnie coraz bardziej dostępny dzięki integracji Polski z Unią Europejską. W szerokiej rekrutacji chodzi o uzyskanie jak największej liczby kandydatów. Stosowana jest głównie przy poszukiwaniu pracowników niższego szczebla. Używane procedury są standardowe i dosyć proste. Najczęściej korzysta się tu z różnego rodzaju ogłoszeń w prasie (głównie lokalnej), radiu, telewizji czy internecie. Rekrutacja szeroka bardzo często wymaga korzystania z usług biur pośrednictwa pracy, b) rekrutacja segmentowa – oferty kierowane są do wąskiego segmentu rynku pracy. Chodzi tu o uzyskanie kandydatów posiadających okre9 L. Gajos, Techniki doboru kandydatów do pracy. Wykorzystanie wiedzy teoretycznej w praktyce Firmy X, [w:] Prawo-administracja – gospodarka w procesie transformacji ustrojowej Rzeczypospolitej Polskiej, red. J. Buczkowski, J. Posłuszny, Przemyśl 2001, s. 238 i nast. Dobór personelu jako element ... 35 ślone cechy, predyspozycje czy kwalifikacje. Stosowana jest głównie przy poszukiwaniu kandydatów na wyższe, specjalistyczne stanowiska. Ta forma rekrutacji jest bardziej kosztowna i czasochłonna. Realizując rekrutację segmentową, firmy najczęściej utrzymują kontakt z różnymi szkołami, uczelniami czy organizacjami studenckimi. Często także zamieszcza się ogłoszenia w prasie specjalistycznej10. B. Ze względu na źródła można mówić o rekrutacji: a) z wewnętrznego rynku pracy – wewnętrzny rynek pracy tworzą osoby zatrudnione w przedsiębiorstwie. Gdy pojawia się wakat, w pierwszej kolejności jest on zapełniany przez własny personel, b) zewnętrznego rynku pracy – zewnętrzny rynek pracy tworzą wszystkie osoby w wieku produkcyjnym niezatrudnione w organizacji. Rekrutacja z zewnętrznego rynku pracy jest bardziej skomplikowana. Tabela 1. przedstawia porównanie najważniejszych cech rekrutacji wewnętrznej i zewnętrznej. Z zestawienia wynika, że trudno jednoznacznie określić, z którego źródła rekrutacji należy korzystać. Decyzja o wyborze jednego z nich jest zazwyczaj determinowana przez takie czynniki, jak: • model polityki personalnej stosowany w przedsiębiorstwie, • strategia przedsiębiorstwa, • szczebel obsadzanego stanowiska, • sytuacja na rynku pracy, • faza rozwoju przedsiębiorstwa, • poziom kompetencji pracowników. Tabela 1. Porównanie rekrutacji wewnętrznej i zewnętrznej Rekrutacja Wewnętrzna Zewnętrzna ograniczona – zawężone pole duża liczba potencjalnych kandydaLiczba kandydatów wyboru tów Rozpoznanie kwalifi- łatwe – pracownicy już zatrudnieni trudności w ocenie kwalifikacji kacji kandydata są sprawdzeni niskie – związane z „uproszczoną” wyższe – związane z pełną proceduKoszty procedurą rekrutacji, oszczędność rą rekrutacji, dodatkowo – koszty na dodatkowych kosztach adaptacji adaptacji nowego pracownika ograniczona – związana Innowacyjność większa szansa na nowe pomysły z konformizmem Oddziaływanie na motywujące, ale rywalizacja o wolne mogą pojawiać się konflikty dotychczas zatrudnio- miejsca prowadzi do zmniejszenia między „starymi” pracownikami nych pracowników poziomu motywacji zawiedzionych a nowo zatrudnionymi efekt domina, awansowanie możliwość zatrudnienia osoby Efekty uboczne w nagrodę niedopasowanej do organizacji Źródło: opracowanie własne. 10 M. Kostera, Zarządzanie..., op. cit., s. 59. 36 L. Gajos, A. Łątka Spośród wszystkich wad i zalet wcześniej wymienionych dwa określenia wymagają szerszego ich rozwinięcia, mianowicie: awansowanie w nagrodę i efekt domina. Awansowanie w nagrodę – w rzeczywistości jest skutkiem niestosowania przy doborze wewnętrznym precyzyjnych technik sprawdzających dopasowanie pracownika. Przy podejmowaniu tego typu decyzji bazuje się głównie na intuicji i przeczuciu. Faktyczne zdolności i możliwości awansowanego pracownika nie są znane. Efekt domina – objęcie przez pracownika nowego stanowiska wiąże się z tym, że pracownik ten musi opuścić swoje dotychczas zajmowane stanowisko, co powoduje pojawienie się innego wakatu, na które również konieczne jest przeprowadzenie doboru. Można stwierdzić, że im wyżej w hierarchii znajduje się stanowisko, na które pierwotnie jest przeprowadzany dobór, tym więcej może pojawić się „wtórnych” wolnych etatów. Zjawisko to często powtarza się aż do momentu, kiedy wakat powstanie na stanowisku, które musi zostać obsadzone z zewnątrz. Wewnętrzna rekrutacja pracowników może mieć charakter otwarty lub zamknięty. W pierwszym przypadku informacje o pojawiającym się wakacie są udostępniane wszystkim pracownikom, najczęściej przez: wywieszanie ogłoszeń na tablicach, ogłoszenia w gazetce zakładowej czy ogłoszenia przez radiowęzeł. Pracownicy, którzy uważają, że spełniają dane wymagania zgłaszają się sami, a spośród nich dokonuje się wyboru odpowiedniego kandydata. Przy rekrutacji o charakterze zamkniętym wiadomości o wolnych stanowiskach nie są podawane do publicznej wiadomości, lecz są kierowane bezpośrednio do wybranych kandydatów. Podstawę do ich wybierania stanowią posiadane już o nim informacje: dane biograficzne, wyniki ocen pracowniczych, plany rozwoju karier i inne. Zewnętrzna rekrutacja pracowników może się odbywać poprzez: • ogłoszenia w prasie, czasopismach fachowych, radiu, telewizji, internecie (e-recruitment), • korzystanie z danych, które posiada przedsiębiorstwo, • rekrutację w szkołach, • urzędy pracy, • prywatne biura pośrednictwa pracy, • firmy doradztwa personalnego, • zgłoszenia samoistne, • targi pracy, • dni otwarte, • konferencje i seminaria branżowe. Ogłoszenia o pracy należą do najpopularniejszych metod przyciągania kandydatów. Mogą być zamieszczane w gazetach codziennych, czasopismach fachowych, telewizji, radiu czy internecie. Prawidłowo opracowane ogłoszenie powinno przyciągnąć uwagę, wzbudzić zainteresowanie i stymulować działania. Dobór personelu jako element ... 37 Każde ogłoszenie o pracy powinno zawierać następujące informacje: nazwę przedsiębiorstwa, branżę, ewentualnie krótki opis, nazwę stanowiska, opis zadań na tym stanowisku, wymagania stawiane kandydatom, wynagrodzenie (płaca i inne świadczenia), lokalizację stanowiska pracy, zaproszenie do kontaktu. Wymagane kwalifikacje i doświadczenie powinny być podawane jasno i konkretnie, w zgodzie z rzeczywistością. Bardzo ważny jest dokładny opis zadań, gdyż stanowi on podstawę odpowiedzi na ogłoszenie. Ogłoszenie powinno kończyć się informacją, jak i gdzie należy składać swoje aplikacje. Ważne jest też określenie, jakie dokumenty są konkretnie wymagane (najczęściej życiorys i CV). Innym sposobem przyciągnięcia do firmy potencjalnych pracowników jest zamieszczanie ogłoszeń w prasie specjalistycznej. Docierają one do określonego segmentu rynku pracy. Stosuje się je w przypadku poszukiwania specjalistów o wysokich kwalifikacjach. Niestety wymagają przygotowywania z dużym wyprzedzeniem, gdyż czasopisma takie ukazują się najczęściej co miesiąc, a to wydłuża proces rekrutacji w czasie i zwiększa koszty. Internet jest najnowszą, ale bardzo dynamicznie się rozwijającą formą rekrutacji. Ma on nieograniczony zasięg pod względem geograficznym, dociera do dużej liczby potencjalnych kandydatów, co jest jego ogromną zaletą. Z drugiej jednak strony może to stać się problemem, zwłaszcza gdy ogłoszenie nie jest zbyt precyzyjne, gdyż zbyt duża ilość odpowiedzi może przysporzyć pracodawcy wielu kłopotów. Internet jest stosunkowo tani. Firmy za korzystanie z serwisów rekrutacyjnych zazwyczaj muszą uiścić niewielką opłatę, natomiast poszukujący pracy mogą z nich korzystać bezpłatnie. Umieszczając ogłoszenie na własnej stronie internetowej, przedsiębiorstwo może mieć pewność, że trafi ono do osób interesujących się firmą i aktywnie poszukujących pracy. Aby jednak ogłoszenie spełniało swoją funkcję, musi być odpowiednio wykonane: posiadać oprawę graficzną dostosowaną do standardów indywidualnej wizualizacji firmy. Czy jednak internet zastąpi tradycyjne formy rekrutacji? Jak twierdzi J. Hyman, jeden z największych znawców tej dziedziny, w wypowiedzi dla poważnego pisma z dziedziny rekrutacji internetowej: „(...) pomysły, by traktować rekrutację internetową jako niezależną, odrębną metodę, nie sprawdziły się. Nie należy jednak się poddawać. Internet wciąż jest i pozostanie ważnym narzędziem rekrutacyjnym”11. Rekrutacja w szkołach – wiele stanowisk pracy mogą objąć absolwenci szkół – najczęściej wyższych uczelni, które są źródłem dopływu kadry wysoko wykwalifikowanej. Głównym celem takiej rekrutacji jest wzajemne poznanie się studentów i pracodawców. Może się to odbywać poprzez: uczelniane targi pracy, uczelniane pośrednictwo pracy, spotkania rekrutacyjne, staże zawodowe czy programy stypendialne. 11 M. Suchar, Kandydat z przestrzeni wirtualnej, „Personel i Zarządzanie”, 2003, nr 1, s. 49. 38 L. Gajos, A. Łątka Urzędy pracy – pośrednictwem pracy zajmują się powiatowe urzędy pracy, które oferują swe usługi nieodpłatnie, opierając się na następujących zasadach: • dostępność usług pośrednictwa dla wszystkich osób poszukujących pracy oraz dla pracodawców, • dobrowolność – wolne od przymusu korzystanie z usług przez poszukujących pracy, • równość – obowiązek udzielenia wszelkich informacji wszystkim poszukującym pracy, bez względu na narodowość, płeć, przynależność do organizacji politycznych i inne okoliczności, • jawność – każde wolne miejsce podawane jest do wiadomości poszukującym pracy12. Pracownicy urzędów pracy są zobowiązani służyć pomocą zarówno pracodawcom, jak i pracobiorcom. Pracodawcy mogą liczyć na pomoc w doborze kandydatów na dane stanowisko. Pracobiorcy mogą natomiast skorzystać z pomocy przy rozpoznawaniu ich predyspozycji do określonego zawodu. Biura pośrednictwa pracy – pośrednictwo pracy polega na udzielaniu pomocy w uzyskaniu zatrudnienia wszystkim osobom poszukującym pracy oraz pracodawcom w znalezieniu odpowiednich pracowników. Klientami biur pośrednictwa pracy są zazwyczaj osoby posiadające co najwyżej wykształcenie średnie. Dlatego biura te zajmują się nie tylko wyszukiwaniem odpowiednich pracowników, ale także organizują kursy, warsztaty i pomagają bezrobotnym w napisaniu np. życiorysu czy listu motywacyjnego. Przedsiębiorstwa, korzystając z usług tychże biur, mogą zaoszczędzić czas związany z przeglądaniem podań o pracę czy przeprowadzaniem wstępnych rozmów kwalifikacyjnych. Firmy doradztwa personalnego – doradztwo personalne polega na współpracy konsultanta ze swoim zleceniodawcą w procesie poszukiwania i wyboru kandydata na dane stanowisko. Świadczone przez te firmy usługi można podzielić następująco: • „łowcy głów” – poszukiwania kandydatów na najwyższe stanowiska kierownicze, • rekrutacja i selekcja kadr kierowniczych i specjalistów, • doradztwo organizacyjne, • działalność szkoleniowa, • administracja kadrowa13. W przypadku poszukiwania pracowników na najwyższe stanowiska kierownicze firmy często korzystają z usług „łowców głów” (headhunting) – są to firmy profesjonalnie zajmujące się doborem. Firmy takie nie gromadzą ofert od osób poszukujących zatrudnienia, lecz działają na konkretne zlecenie – wtedy wyszukują odpowiednich kandydatów. Firma zlecająca znalezienie odpowiedniego pracownika określa warunki finansowe i materialne, a „łowcy głów” zo12 13 B. Jamka, Dobór..., op. cit., s. 58. Ibidem, s. 69. Dobór personelu jako element ... 39 bowiązują się znaleźć odpowiednią osobę (najczęściej podkupując ją z innego przedsiębiorstwa). Chociaż korzystanie z usług tego typu firm jest bardzo drogie, niektóre organizacje decydują się z nich skorzystać, gdyż korzyści z tego płynące mogą znacznie przewyższać koszty. Często decydują się na to małe firmy, które nie posiadają rozbudowanego działu personalnego. Zgłoszenia samoistne – kandydaci zgłaszają się sami, bez wiedzy na temat wolnego stanowiska pracy. Mogą przysyłać swoje aplikacje lub też przynosić je do firmy osobiście. Liczba zgłaszających się w ten sposób zależy przede wszystkim od wizerunku przedsiębiorstwa – im lepiej jest ono postrzegane na rynku, tym więcej takich zgłoszeń. Zaletą tej formy rekrutacji jest przede wszystkim to, że jest ona bardzo tania – właściwie nie wymaga ponoszenia żadnych nakładów finansowych. Bardzo ważne jest również to, że zgłaszający się w ten sposób najczęściej posiadają już pewną wiedzę na temat danej organizacji i z pewnością będą chcieli w niej uczestniczyć. Zgłoszenia samoistne są określane mianem „wejście bez pukania”, gdyż to osoba poszukująca pracy określa miejsce, w którym chce pracować. To pracownik podejmuje inicjatywę poprzedzającą proces doboru w firmie. Targi pracy – są organizowane przez różnego rodzaju organizacje, np.: Urząd Pracy, Kuratorium Oświaty i inne. Skierowane są do większej liczby osób niż w przypadku targów pracy organizowanych na uczelniach – często do konkretnej grupy odbiorców, takich jak: niepełnosprawni, absolwenci szkół średnich czy zawodowych. Dni otwarte – to dni, kiedy prawie każdy może wejść do środka przedsiębiorstwa, obejrzeć jego poszczególne działy, przyjrzeć się pracy na poszczególnych stanowiskach, a także zorientować się, czy istnieje możliwość zatrudnienia. Ta forma jest jednak rzadko stosowana ze względu na dezorganizację czasu pracy. Często ogranicza się tu liczbę odwiedzających do osób zaproszonych – potencjalnych kandydatów – co pozwala im się zorientować w warunkach panujących w organizacji. Stwarza to także okazję do spotkania z kierownikami czy liderami zespołów. Jest to forma pozyskiwania pracowników raczej do przedsiębiorstwa niż na dane stanowisko. 3. Selekcja jako końcowy etap doboru pracowników Selekcja to „proces zbierania informacji o kandydatach na uczestników organizacji i wyboru najbardziej odpowiedniego spośród nich na wakujące stanowisko pracy”14. Szybki wzrost stopy bezrobocia i konkurencyjność powodują, że obecnie selekcja nabiera coraz większego znaczenia. Poszukujący pracy są wręcz zmuszani do jak najlepszego zaprezentowania się pracodawcy i dlatego często wyolbrzymiają swoje kwalifikacje. Z tego powodu pracodawcy muszą stosować na14 A. Koźmiński, W. Piotrowski, Zarządzanie. Teoria i praktyka, PWN, Warszawa 1996, s. 468. 40 L. Gajos, A. Łątka rzędzia, które trafnie zweryfikują ubiegających się o pracę. Niestety prawie nigdy nie ma kandydatów idealnych, a poszukiwanie ideału może znacznie wydłużyć selekcję, przez co rosną koszty. Z tego właśnie powodu dobrym rozwiązaniem może być wyznaczenie pewnego obszaru akceptacji (na plus i na minus) dla poziomu kwalifikacji poszczególnych kandydatów. Kolejnym bardzo ważnym krokiem jest wybór odpowiednich osób przeprowadzających selekcję oraz uzasadniony wybór metod selekcyjnych. Osoba odpowiedzialna za proces selekcji powinna dobrze znać zarówno całą firmę, jak i to konkretne stanowisko, na które jest wybierany pracownik. Powinna ona także posiadać takie dodatkowe umiejętności, jak: odpowiednie reagowanie w różnych sytuacjach, odporność na stres i manipulacja ze strony kandydata, obiektywność. Powinna mieć doświadczenie w tej dziedzinie. Bardzo ważna jest umiejętność przewidywania, czy dany kandydat osiągnie na stanowisku sukces, oczywiście po przeanalizowaniu wszystkich dostępnych informacji. Wstępnej selekcji dokonuje się wśród kandydatów, którzy zgłosili się do przedsiębiorstwa w wyniku przeprowadzonej akcji rekrutacyjnej. Istnieją trzy alternatywne procedury selekcji: • kompensacyjna – jest najbardziej kosztowna, ale pozwala na kompleksową ocenę kandydatów. Do ostatniej fazy przechodzą wszyscy kandydaci, bez względu na uzyskane wcześniej oceny. Tam podejmowana jest ostateczna decyzja o zatrudnieniu, • „biegu przez płotki” – kandydaci są odrzucani przy poszczególnych etapach – każde „potknięcie” eliminuje ich z dalszego biegu w wyścigu o wolne miejsce pracy. Koszty tej procedury są znacznie niższe, • hybrydowa – w zależności od wagi przywiązywanej do poszczególnych technik selekcji stosuje się wybiórczo elementy wyżej wymienionych procedur. Uzyskuje się tu w miarę wszechstronną ocenę, przy ograniczeniu kosztów selekcji15. Narzędzia selekcji można podzielić na: • dokumenty aplikacyjne – życiorys, list motywacyjny, świadectwa, dyplomy, ankieta personalna, zaświadczenia, • referencje (pisemne, ustne), • wywiady, • testy, • centrum oceny (assessment center). Życiorys – obecnie najczęściej stosuje się nazwę CV (od łacińskiego curriculum vitae), rzadziej resumè (z języka francuskiego). Jest on bardzo ważnym dokumentem aplikacyjnym, gdyż bardzo często stanowi jedyną formę kontaktu poszukującego pracy z pracodawcą. Coraz trudniej jest jednak wybrać odpowiedniego kandydata na jego podstawie, ponieważ życiorysy przysyłane do firm 15 Potencjał pracy w przedsiębiorstwie. Kształtowanie i wykorzystanie, red. M. Gableta, Wydaw. AE we Wrocławiu, Wrocław 1998, s. 82. Dobór personelu jako element ... 41 są coraz bardziej podobne. CV dostarcza jednostronnego, pozytywnego spojrzenia na kandydata, więc aby na jego podstawie wybrać odpowiednią osobę, trzeba także nauczyć się „czytać między wierszami”. Dobry życiorys powinien stworzyć obraz dobrze zorganizowanego profesjonalisty. Jego forma powinna być przejrzysta, poprawna gramatycznie i ortograficznie. Powinien mieścić się na stronie, a w żadnym wypadku nie przekraczać dwóch. Każdy życiorys powinien zawierać pewne kluczowe elementy: dane personalne (imię, nazwisko, adres, numer telefonu, datę urodzenia, adres e-mailowy), wykształcenie, doświadczenie zawodowe, specjalne umiejętności związane z pracą, zainteresowania pozazawodowe czy referencje. List motywacyjny – jest uzupełnieniem życiorysu, ma mniej sformalizowaną formę, umożliwia kandydatowi bardziej swobodny kontakt z przyszłym pracodawcą. Pozwala na zaznaczenie osobowości, przekonanie pracodawcy, że to właśnie nadawca jest najodpowiedniejszą osobą do objęcia wolnej posady. Forma pisania tego listu jest dowolna, ale podczas pisania powinno zachowywać się określone standardy. W lewym górnym rogu zamieszcza się imię, nazwisko i adres nadawcy. W prawym górnym rogu – miejscowość i datę. Bardzo ważne jest zamieszczenie na środku nazwy i adresu przedsiębiorstwa. List powinno się zaczynać od grzecznościowych zwrotów, np.: „Szanowna(-y) Pani(-e)”. W dalszej części adresat powinien powołać się na źródło wiedzy o wakacie, następnie w nawiązaniu do życiorysu powinien „udowodnić”, że jest on najlepszym kandydatem, a posiadane przez niego umiejętności pozwolą mu jak najlepiej wykonywać pracę na danym stanowisku, on sam będzie bardzo cennym nabytkiem dla przedsiębiorstwa. Kwestionariusz osobowy – dostarcza konkretnych danych, które interesują pracodawcę. Jest on zazwyczaj stosowany w przypadku osób, które na podstawie CV i listu motywacyjnego zostały zakwalifikowane do kolejnego etapu. Formularz kwestionariusza musi być opracowany przez pracodawcę tak, aby znalazły się tam dane potrzebne do zatrudnienia pracownika na konkretne stanowisko. Kwestionariusze personalne mogą pełnić różną rolę: porządkującą dokumentację personalną, pisemnego wywiadu sformalizowanego, samodzielnego narzędzia selekcji kandydatów. Kwestionariusze personalne często opracowywane są w formie pytań z podawanymi wariantami odpowiedzi lub z ewentualnym miejscem na krótką odpowiedź, co pozwala na łatwe przejrzenie kwestionariuszy. Jego celem jest przede wszystkim uniknięcie przeoczeń i niedopatrzeń w danych osobowych kandydata. Świadectwa i dyplomy – niestety mówią one niewiele o rzeczywistych umiejętnościach kandydata. Zaświadczają jedynie o wynikach, jakie osiągał w nauce, a te niestety nie zawsze idą w parze z wynikami pracy. Referencje – polegają na uzyskiwaniu informacji na temat kandydata u osób, które go znają, np. przełożonych, współpracowników. Są one coraz częściej wykorzystywane. Zazwyczaj kandydaci już w swoich życiorysach wskazują osoby, które mogą ich udzielić. Gdy jednak nie wskazali takich, warto ich o to 42 L. Gajos, A. Łątka poprosić, gdyż „zachodnie badania wskazują, że dziewięćdziesięciu procent błędów popełnianych przy rekrutacji pracowników można by uniknąć, wprowadzając odpowiednie procedury sprawdzania referencji kandydatów”16. Referencje są bardzo przydatną formą sprawdzania uczciwości a także dostarczania opinii dotyczących charakteru kandydata. Ujemną stroną referencji jest to, że osoba starająca się o pracę, wyznaczając osoby mogące ich udzielić, najprawdopodobniej nie wybierze osoby oceniającej ją negatywnie. Wywiad – w procesie selekcji oznacza zazwyczaj rozmowę kwalifikacyjną przy ubieganiu się o pracę. Bardzo ważna jest atmosfera, w jakiej jest on przeprowadzany, gdyż jest to pierwsze spotkanie kandydata z organizacją. Musi on rozpocząć się punktualnie. Ważne jest też, aby osoby przeprowadzające go nie wychodziły i były w pełni skoncentrowane na kandydacie. Wywiady można podzielić w zależności od przyjętego kryterium: • miejsce w procedurze selekcji: wstępny i właściwy, • stopień sformalizowania: swobodny, semi-zorganizowany, zorganizowany, • liczba uczestników: indywidualny, panelowy, zbiorowy, • techniki przeprowadzania wywiadu: biograficzne, behawioralne, sytuacyjne, rozwiązujące problemy, osobowościowe, wydarzeń przełomowych, oparte na podstawowej liście kryteriów, stresowe i treningowe17. Wywiad wstępny – przeprowadzany przed właściwą selekcją. Ma na celu wstępny kontakt pracodawcy z kandydatem. Wywiad właściwy – służy zweryfikowaniu i uzupełnieniu danych przekazanych przez kandydata, a także uzyskaniu nowych informacji. Wywiad swobodny – nie jest zorganizowany. Jego podstawowym celem jest zaobserwowanie kandydata, jego zachowań, sposobu bycia. Wywiad semi-zorganizowany – niektóre fazy są przeprowadzane za pomocą narzędzi, takich jak: skala ocen, formularze z opracowanymi pytaniami i inne. Wywiad zorganizowany – przeprowadzany według ściśle ustalonego wzorca. Sprzyja to obiektywizacji oceny i umożliwia łatwe porównanie kandydatów. Może jednak stwarzać wrażenie sztywnej, nieprzyjaznej atmosfery w firmie. Rozmowy indywidualne – jedna osoba przeprowadza wywiad z jednym kandydatem. Daje to największą szansę nawiązania bliskiego kontaktu między tymi osobami. Istnieje tu jednak bardzo duże prawdopodobieństwo subiektywizmu w ocenie. Wywiad panelowy – minimum dwie osoby przeprowadzają wywiad z jednym kandydatem. Bardzo ważny jest tutaj dobór odpowiednich osób przeprowadzających wywiad oraz dobre zorganizowanie jego przebiegu. Podczas gdy jedna osoba zadaje pytania, inne mogą obserwować zachowanie kandydata. 16 17 L. Grensing, Jak rekrutować pracowników. Odszukaj, wybierz i zatrudnij właściwych ludzi, Książki Pomóż Sam Sobie, Lublin 1997, s. 93. K. Sedlak, Jak poszukiwać i zjednywać najlepszych pracowników, Wydawn. Profesjonalnej Szkoły Biznesu, Kraków 1998, s. 87-95. Dobór personelu jako element ... 43 Zmniejsza się tu subiektywizm oceny. Wywiad zbiorowy – jedna osoba przeprowadza wywiad z wieloma kandydatami. Dzięki temu można zaoszczędzić czas poświęcony na wywiady, ale można tu łatwo pomylić kandydatów, a przeprowadzający wywiad nie jest w stanie obserwować wszystkich. To może spowodować błędy w ocenie. Zupełnie innym rodzajem wywiadu jest wywiad telefoniczny. Może on stać się narzędziem wstępnej selekcji kandydatów, gdyż przeprowadzenie go wymaga jedynie poświęcenia kilku minut, a koszty z tym związane są bardzo niskie. Może być przydatny wówczas, gdy odległość geograficzna między pracodawcą a kandydatem jest bardzo duża. Wywiady umożliwiają obustronną wymianę informacji. Dzięki nim można uzyskać takie informacje, których zdobycie w inny sposób byłoby bardzo trudne, a nawet niemożliwe. Osoba przeprowadzająca rozmowę kwalifikacyjną powinna posiadać umiejętność zadawania pytań oraz ich interpretowania. Każdy wywiad powinien być ukierunkowany na wymagania konkretnego stanowiska, natomiast zadawane pytania powinny być wcześniej starannie opracowane. Testy – mechanizmy mające mierzyć, poprzez odpowiedzi na piśmie lub ćwiczenia symulacyjne, indywidualne zdolności lub cechy. Stosowane są głównie wtedy, gdy trzeba poddać badaniu większą liczbę kandydatów o podobnych kwalifikacjach, ubiegających się o stanowisko, od którego wiele w przedsiębiorstwie zależy. Dobry test powinien spełniać następujące kryteria: • być wrażliwy – właściwie rozróżniać badane podmioty, • być zestandaryzowany – powinien być opracowany na podstawie odpowiedzi reprezentatywnej próby populacji, tak aby wynik każdego badanego można było porównać do pozostałej części populacji, • być wiarygodny – powinien zawsze mierzyć to samo, nawet w różnych warunkach, • być trafny – powinien mierzyć właśnie tę cechę, której analizę założono, 18 a jego rezultaty muszą być uzasadnione statystycznie . Istnieje wiele rodzajów testów. Ze względu na mierzone cechy można rozróżnić: • testy zdolności – mierzą poziom inteligencji i uzdolnień. Za pomocą testów na inteligencję mierzy się sprawność umysłową, pamięć, szybkość myślenia oraz zdolność rozpoznawania wzajemnych zależności. Do najczęściej badanych uzdolnień należą: zdolności numeryczne, werbalne, postrzegania, manualne, • próbki pracy i symulacje pracy – kandydat proszony jest zazwyczaj o wykonanie części pracy, którą będzie wykonywał na stanowisku, o które się ubiega, w warunkach, w jakich będzie przebiegać. Symulacje pracy od próbek pracy różni to, że przebiegają w specjalnie wytworzonym otoczeniu, a nie na rzeczywistym stanowisku pracy. Do symulacji pracy za18 M. Armstrong, Zarządzanie..., op. cit., s. 356. 44 L. Gajos, A. Łątka licza się też: testy psychomotoryczne, testy umiejętności zawodowych i testy wiedzy zawodowej, • testy medyczne – badają ogólny stan zdrowia (analiza krwi, prześwietlenie płuc itp.), wydolność organizmu. Zalicza się tu także testy na zażywanie narkotyków, palenie papierosów, AIDS, choroby genetyczne oraz polygraf, czyli „detektor kłamstw”. Przeprowadzanie tego typu testów ma na celu obniżenie przyszłych kosztów związanych z zatrudnieniem pracowników. Jednak zasadność ich stosowania jest często dyskusyjna, ze względu na późniejsze dyskryminowanie kandydatów, • testy psychologiczne – można tu wyróżnić testy osobowości, uczciwości, 19 zainteresowań oraz grafologię i astrologię . Testy osobowości pomagają ocenić osobowość kandydata w celu przewidzenia przyszłych zachowań. Istnieje wiele różnych teorii osobowości, a tym samym wiele rodzajów testów osobowości. Najczęściej wykorzystuje się kwestionariusze samooceny. Testy uczciwości – są szczególnym rodzajem testów osobowości. Uczciwość można tu zbadać na dwa sposoby: za pomocą ogólnego testu osobowości (zakłada się tu, że osoby nieuczciwe od uczciwych odróżnia cała osobowość), za pomocą testu specjalnie skonstruowanego do pomiaru uczciwości (zadaje się tu pytania bezpośrednio dotyczące uczciwości). Testy zainteresowań – oceniają preferencje badanych dotyczące określonych rodzajów zajęć, które porównuje się z zainteresowaniami osób, które na danym stanowisku odniosły sukces. Za stosowaniem testów w procedurze selekcji przemawia to, że w krótkim czasie dają one w miarę zobiektywizowany obraz kandydata, pozwalają na dalsze jego weryfikowanie. Istnieją też argumenty przeciwko ich stosowaniu. Uważa się, że trafność przewidywań na ich podstawie jest niska, gdyż nie zostały one opracowane specjalnie na potrzeby przedsiębiorstw. Opieranie się wyłącznie na wynikach testów może spowodować odrzucenie dobrze wykwalifikowanych kandydatów. Assessment center (AC) – inaczej centrum oceny – zastosowano po raz pierwszy w American Telephon and Telegraph (AT&T) do selekcji kandydatów na niższe stanowiska kierownicze i prognozowania ich zachowań. Celem AC jest ocena umiejętności, zdolności i przydatności kandydatów na stanowisku, o które się ubiegają. U podstaw każdego centrum oceny leży „(...) zestawienie wszystkich typowych sytuacji, w których kandydat będzie musiał się odnaleźć na przyszłym stanowisku pracy, a następnie skonfrontowanie badanych osób 20 z tymi sytuacjami (...)” . AC (ocena zintegrowana) to odpowiedni program, w ramach którego grupa kandydatów (lub jeden kandydat) wykonuje zadania przedstawione przez komisję złożoną z wyszkolonych obserwatorów. Zespół badawczy liczy zazwyczaj 19 20 B. Jamka, Dobór..., op. cit., s. 117. P. Świder, Ocena naprawdę zintegrowana, „Personel i Zarządzanie”, 2001, nr 4, s. 20-22. Dobór personelu jako element ... 45 5-8 osób oddelegowanych do pracy w AC na okres 3-6 miesięcy. W procesie oceniania na jednego kandydata przypada od 1 do 4 oceniających. Do podstawowych ćwiczeń używanych w centrum oceny należą: • koszyk zadań, • dyskusja grupowa, • symulacja wywiadu, • odnajdywanie faktów, • pisemna analiza przypadku, 21 • ustna prezentacja . Ćwiczenia te są odpowiednio dobrane do stanowiska, na które kandydat aspiruje. Oceniający identyfikują zachowania, poziom wiedzy i motywację, jaka jest pożądana na danym stanowisku. Formułują oni sprawozdanie, w którym oceniają kwalifikacje, poziom wykonania poszczególnych zadań przez kandydatów. Sprawozdania te są przedstawiane na końcowym zebraniu oceniających, gdzie następuje opracowanie ostatecznego dokumentu, w którym podkreśla się mocne i słabe strony kandydata. AC przyniesie korzyści zarówno zlecającym badanie firmom, jak i uczestnikom tylko wtedy, gdy oceniani dostaną informację zwrotną. Każdy oceniany osobno powinien dowiedzieć się, co zrobił dobrze, jak oceniający odebrali jego zachowania podczas poszczególnych ćwiczeń, a gdzie istniałaby konieczność poprawy zachowań. Przekazanie tego typu informacji musi nastąpić w odpowiedni sposób, aby nie zniechęciło to kandydata do tego typu metod selekcji. Należy przekonać go, że takie ćwiczenia najlepiej ukażą mu jego mocne i słabe strony, a więc dowie się, nad czym, w swoim zachowaniu, powinien jeszcze popracować. Metodzie assessment center przypisuje się, w porównaniu z innymi metodami selekcji, większy obiektywizm, gdyż kandydaci są oceniani na podstawie różnych ćwiczeń ukierunkowanych na specyficzne cechy potrzebne do pracy na danym stanowisku. Za stosowaniem centrum oceny przemawia fakt, że opracowane za jej pomocą prognozy w 60-80% są trafne. Jednak metoda ta jest bardzo kosztowna i niestety nie jest powszechnie stosowana. Do wad oceny zintegrowanej zaliczyć można również to, że „(...) wymagania i problemy zakładu są przeniesione do sytuacji laboratoryjnej. Te „symulacje” są daleko idącym 22 uproszczeniem rzeczywistych problemów zakładowych” . 4. Praca i dobór pracowników w świadomości badanych studentów Dalej zostaną przedstawione wyniki ankiety przeprowadzonej wśród studentów Politechniki Rzeszowskiej w marcu 2004 r. Celem badań było uzyskanie 21 22 A. Kocurek, Asesor prawdę ci powie, „Personel i Zarządzanie”, 2002, nr 10, s. 19. A. Wziątek-Staśko, Bez gwarancji na wybór najlepszego, „Personel i Zarządzanie”, 2001, nr 3, s. 22. 46 L. Gajos, A. Łątka odpowiedzi na pytanie: Jak studenci różnych wydziałów tej uczelni postrzegają proces doboru pracowników. Badania obejmowały studentów różnych wydziałów i różnych lat studiów. Liczebność próby poddanej badaniu wynosiła 98 osób, z czego połowę stanowili studenci Wydziału Zarządzania i Marketingu, natomiast drugą połowę – studenci pozostałych wydziałów. Sformułowano kilka hipotez: • Przy poszukiwaniu pracy studenci biorą pod uwagę zmianę miejsca zamieszkania, nawet związaną z wyjazdem do innego kraju, natomiast w przyszłej pracy najbardziej cenią sobie bezpieczeństwo zatrudnienia i wysokość płacy. • Poszukując pracy, studenci korzystają najczęściej z ogłoszeń zamieszczanych w gazetach, ale również sami wykazują inicjatywę i aktywnie poszukują pracy. • Studenci już w trakcie studiów uczestniczą w rozmowach kwalifikacyjnych, przygotowując się do nich poprzez poszukiwanie informacji o firmie, w której chcą być zatrudnieni. • Studenci WZiM posiadają większą wiedzę na temat doboru pracowników niż studenci innych wydziałów. • Niekonwencjonalne metody doboru, takie jak grafologia, są mało popularne wśród studentów. Jak wynika z tab. 2. więcej niż połowa ankietowanych to mężczyźni (65,3%). Kobiety są natomiast mniej liczną grupą – stanowią 34,7% badanych. Ponad 36% respondentów to studenci V roku studiów, prawie tyle samo, bo ponad 33%, stanowią studenci III roku. Tylko 5 osób, spośród wypełniających ankietę, to studenci I roku. Z założeń przyjętych przed przeprowadzeniem badań wynikało, że 50% będą stanowili studenci Wydziału Zarządzania i Marketingu. Druga połowa to studenci innych wydziałów, z czego aż 32,7% to studenci Wydziału Elektrotechniki i Informatyki. Najwięcej studentów, którzy wypełniali ankiety, mieszka na wsi (36 osób), prawie tyle samo (32 osoby) w miastach od 10 000 do 60 000 mieszkańców. Tylko 5 osób mieszka w dużych miastach liczących powyżej 100 000 mieszkańców. Ponad połowa (aż 52% respondentów) pochodzi z województwa podkarpackiego. Drugą co do wielkości grupę stanowią studenci pochodzący z województwa lubelskiego (32,7%). Odpowiedzi na poszczególne pytania zamieszczone w ankiecie kształtowały się bardzo różnorodnie. Aż 57,1% badanych jest zdecydowanych zmienić miejsce zamieszkania, gdyby dostało atrakcyjną ofertę pracy. Z kolei 36,7% odpowiedziało „raczej tak”. Tylko odpowiednio 2% i 3,1% „zdecydowanie” i „raczej” nie zmieni miejsca zamieszkania, nawet gdyby dostało atrakcyjną ofertę pracy. Dobór personelu jako element ... 47 Tabela 2. Dane demograficzne badanych Płeć Mężczyźni Kobiety Razem: Rok studiów Piąty Trzeci Drugi Czwarty Pierwszy Razem: Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% 64 34 65,3 34,7 98 100,0 Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% 36 33 13 11 5 36,7 33,7 13,3 11,2 5,1 98 100,0 Nazwa wydziału Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% Wydział Zarządzania i Marketingu Wydział Elektrotechniki i Informatyki Wydział Budowy Maszyn i Lotnictwa Wydział Chemii Wydział Budownictwa i Inżynierii Środowiska 49 32 10 5 2 50,0 32,7 10,2 5,1 2,0 Razem: 98 100,0 Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% 36 32 15 10 5 36,7 32,7 15,3 10,2 5,1 Miejsce zamieszkania Wieś Miasto od 10 000 do 60 000 mieszkańców Miasto od 60 000 do 100 000 mieszkańców Miasto do 10 000 mieszkańców Miasto powyżej 100 000 mieszkańców Razem: Województwo Podkarpackie Lubelskie Małopolskie Inne Razem: 98 100,0 Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% 51 32 11 4 98 52,0 32,7 11,2 4,1 100,0 Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica 48 L. Gajos, A. Łątka Stosunek studentów Politechniki Rzeszowskiej do przyszłej pracy Prawie 60% studentów nie jest jeszcze zdecydowanych, czy w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej będzie się starało dostać pracę poza granicami naszego kraju. 35,7% odpowiedziało, że będzie się ubiegało o pracę w innym kraju niż Polska, a tylko 6,1% odpowiedziało, że nie. Co do wielkości przedsiębiorstwa oraz branży, w jakiej respondenci chcieliby pracować po ukończeniu studiów uzyskano następujące odpowiedzi. Największą popularnością wśród studentów cieszą się średnie przedsiębiorstwa – zatrudniające od 51 do 500 osób (55,1% odpowiedzi). Mniejszą – przedsiębiorstwa duże – zatrudniające powyżej 500 osób (26,5% odpowiedzi) najmniejszą natomiast przedsiębiorstwa małe – zatrudniające do 50 osób (tylko 18,4% odpowiedzi). Przedsiębiorstwa handlowe, usługowe i przemysłowe cieszą się prawie równą popularnością, gdyż chęć poszukiwania pracy w takich przedsiębiorstwach zadeklarowało odpowiednio: 31,6%, 30,6% i 29,6% studentów. Tylko po 3,1% badanych zamierza znaleźć pracę w przedsiębiorstwie rolnym i budowlanym. 56,1% 56 52 48 44 40 Liczba obs. 36 32 28 24 20 18,4% 17,3% 16 12 8 4 0 5,1% 1,0% 0% brak odp . szkolenia awans samochód płaca 0% 2,0% bezpieczeństwo internet podwyżka Rys. 1. Najważniejszy czynnik w pracy Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica Na pytanie, co jest najważniejsze w pracy oferowanej przez pracodawców ponad połowa studentów – bo aż 56,1% za najważniejszą w pracy uznała płacę. Z kolei 17,3% i 18,4% badanych uważa, że najważniejsze w pracy są odpowiednio: możliwość awansu i bezpieczeństwo zatrudnienia. Tylko 1% badanych na tym właśnie miejscu umieściło dostęp do internetu. 54,1% studentów uznało, że to właśnie dostęp do internetu jest najmniej ważnym elementem i umieściło go Dobór personelu jako element ... 49 na ostatnim miejscu. Także samochód służbowy nie jest elementem, którym studenci kierują się przy podejmowaniu pracy na danym stanowisku (20,4% odpowiedzi). Nikt z badanych na ostatnim miejscu nie umieścił płacy, a tylko 2% i 3,1% odpowiednio: awans i możliwość podwyżki. Rysunek 1. przedstawia właśnie te elementy, które są dla studentów najważniejsze i najmniej ważne w przyszłej pracy. Tabela 3. Miejsce, gdzie studenci szukają ogłoszeń o pracę Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% Internet 54 55,1 Gazety 52 53,1 Biura pośrednictwa pracy 35 35,7 Urzędy pracy 33 33,7 Czasopisma branżowe 13 13,3 Znajomi 4 4,1 Telewizja 3 3,1 Inne 1 1,0 Miejsce poszukiwań Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica. Dane nie kumulują się do 100,0, gdyż ankietowani mogli w tym pytaniu zaznaczyć więcej niż jedną odpowiedź. Na pytanie gdzie studenci szukają ofert pracy, odpowiedzi kształtowały się jak w tab. 3. Największa liczba studentów sięga do internetu (55,1%) oraz do gazet (53,1%). Trochę mniejszą popularnością cieszą się tu biura pośrednictwa pracy (35,7%) i urzędy pracy (33,7%). Bardzo często w gazetach można spotkać anonimowe ogłoszenia o wakatach, to znaczy takie, w których firmy nie ujawniają swojej nazwy, natomiast zgłoszenia należy przesyłać na adres biura ogłoszeń gazety lub do firmy zajmującej się doradztwem personalnym. Często można też spotkać ogłoszenia, w których podany jest jedynie numer telefonu stacjonarnego bądź komórkowego. Jedno z pytań zamieszczonych w ankiecie dotyczyło takich właśnie ogłoszeń. Największą grupę anonimowych ogłoszeń, na które studenci są zdecydowani odpowiedzieć, stanowią te, przy których zaznaczone jest, że dokumenty aplikacyjne należy przesyłać na adres firmy zajmującej się doradztwem personalnym – 52%. Prawie tyle samo – bo 50% – odpowiedziałoby na ogłoszenia, gdzie chcąc się dowiedzieć czegoś na temat wakującego stanowiska, należy dzwonić pod numer telefonu stacjonarnego. Prawie o 10% mniej odpowiedziałoby na ogłoszenie, gdzie oprócz nazwy wakującego stanowiska podany jest tylko numer telefonu komórkowego. Najmniejszą popularnością cieszą się anonimowe ogłoszenia, przy których podane jest, że dokumenty należy przesyłać na 50 L. Gajos, A. Łątka adres biura ogłoszeń gazety, w której ukazało się ogłoszenie – tylko 29,6% ankietowanych zdecydowałoby się na nie odpowiedzieć. Wśród grupy studentów, którzy nie odpowiedzieliby na ogłoszenie, gdzie oprócz nazwy wakującego stanowiska podany jest tylko numer telefonu komórkowego, 35,1% uważa, że firma taka posiada wątpliwą reputację, 31,6% stwierdza, że firma taka ma nieuczciwe intencje a 21,1%, że firma kieruje się poufną rekrutacją. Z osób, które odpowiedziały, że firma, decydując się na anonimowe ogłoszenia, posiada wątpliwą reputację, 42,9% mimo tego odpowiedziałoby na takie ogłoszenie. 21 18 15 12 9 6 3 nieuczciwe intencje oszczêdnoœci nie poufna rekrutacja w¹tpliwa reputacja PRZYCZYNA tak TYP_2 Rys. 2. Zależność między przyczyną decydowania się pracodawców na anonimowe ogłoszenia a chęcią odpowiedzi na ogłoszenie z podanym numerem telefonu komórkowego Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica. Wśród badanych, którzy stwierdzili, że firma poszukująca pracownika nie podaje swojej nazwy ma nieuczciwe intencje aż 62,1% nie odpowiedziałoby na takie ogłoszenie, ale 37,9% zdecydowałoby się na nie odpowiedzieć. Dokładnie zależności te przedstawia rys. 2. Większa liczba studentów jak dotąd nie uczestniczyła jeszcze w żadnej rozmowie kwalifikacyjnej – aż 68,4%, natomiast wśród wszystkich respondentów można zaobserwować, że około 1/3 uczestniczyła już w rozmowach kwalifikacyjnych. Wydawać by się mogło, że odsetek studentów już uczestniczących w rozmowach kwalifikacyjnych będzie wzrastał wraz z kolejnymi latami ukończonych studiów. Jednak można stwierdzić, że ta tendencja nie występuje: wśród studentów drugiego roku 38,5% brała udział w takiej rozmowie, wśród studentów trzeciego roku – 36,4%, czwartego roku – 27,3%, natomiast wśród studentów piątego roku – 30,6%. Spośród studentów pierwszego roku nikt nie był jeszcze na rozmowie kwalifikacyjnej, ale być może wynika to z faktu, że Dobór personelu jako element ... 51 wśród prawie stu respondentów tylko pięciu było studentami tego roku. Zależność tę przedstawia rys. 3. 24 20 16 12 8 4 Rys. 3. Zależność między rokiem studiów a uczestniczeniem studentów w rozmowie kwalifikacyjnej Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica. 5 4 nie 3 2 1 ROK tak ROZMOWA Spośród wszystkich studentów mieszkających na wsi aż 55,6% odpowiedziało, że zdecydowanie chcieliby zmienić miejsce zamieszkania, gdyby dostali atrakcyjną ofertę pracy. Z 57 osób, które zdecydowanie chciałyby zmienić miejsce zamieszkania w wypadku otrzymania atrakcyjnej oferty pracy, 35,7% pochodzi ze wsi, 33,9% z miasta od 10 000 do 60 000 mieszkańców. Spośród 51 osób zamieszkałych w województwie podkarpackim 52,9% stwierdziło, że jeszcze nie wie czy po ukończeniu studiów będzie się starać o pracę w innym kraju niż Polska. Również większość – bo 62,5% – ze studentów mieszkających w województwie lubelskim jeszcze nie zdecydowało, czy chce podjąć pracę poza granicami Polski. 35 osób stwierdziło, że chce wyjechać z kraju w poszukiwaniu pracy. Wśród nich największą grupę stanowią mieszkańcy województwa podkarpackiego – 62,9%, zaś 28,6% spośród tych osób to mieszkańcy województwa lubelskiego. Tylko 5,7% stanowią mieszkańcy z Małopolski. Poziom wiedzy dotyczącej doboru pracowników wśród respondentów Najwięcej ankietowanych studentów spośród tylko dwóch istniejących modeli zarządzania zasobami ludzkimi zna model kapitału ludzkiego, jednak jest to tylko 35,8% odpowiedzi. Model sita zaznaczyło tylko 9,2% badanych. Spośród wszystkich studentów WZiM tylko 38,8% stwierdziło, że model kapitału ludz- 52 L. Gajos, A. Łątka kiego jest modelem zarządzania zasobami ludzkimi, natomiast spośród studentów innych wydziałów tego samego zdania jest 32,6% badanych. Spośród wszystkich respondentów tylko 15 osób wie, co to jest Assessment Center. Wśród tych studentów 60% to studenci Wydziału Zarządzania i Marketingu, a 40% to studenci innych wydziałów. Aż 45,9% stwierdziło, że jest to firma, która zajmuje się doborem i oceną pracowników, a 17,3% badanych w ogóle nie udzieliło odpowiedzi na to pytanie. Dokładnie przedstawia to tab. 4. Tabela 4. Ocena wiedzy studentów na temat Assessment Center Liczność N = 98 Rozkład odpowiedzi w% Firma zajmująca się doborem i oceną pracowników 45 45,9 Brak odpowiedzi 17 17,3 Metoda doboru, na którą składają się liczne ćwiczenia 15 15,3 Ocena przydatności ludzi do zawodów z uwzględnieniem aspektów psychologicznych 13 13,3 Metoda doboru oparta na badaniu uczciwości kandydata 8 8,2 98 100,0 Odpowiedź Razem: Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica Przed przystąpieniem do rozmowy kwalifikacyjnej starało się przygotować do niej 56,1% studentów. Nie zamierza się do niej przygotowywać 42,9% ankietowanych. 21,4% respondentów przed przystąpieniem do rozmowy kwalifikacyjnej zamierza zdobyć jak najwięcej informacji o firmie, w której chcieliby być zatrudnieni. Odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania na tego typu rozmowach zamierza przygotować 15,3% badanych, natomiast 11,2% odpowiedziało, że przygotowując się do rozmowy kwalifikacyjnej, zadbają o odpowiedni ubiór i wygląd. Chcąc zdobyć informacje na temat doboru pracowników, ankietowani najchętniej udaliby się do firmy, która zajmuje się doradztwem personalnym – 53,1% odpowiedzi. Trochę mniejszym powodzeniem cieszą się tu: internet – 34,2% odpowiedzi, urzędy pracy – 32,6% odpowiedzi i znajomi – 29,6% odpowiedzi. Najmniej liczną grupę stanowią ci, którzy na ten temat staraliby się czegoś dowiedzieć z literatury – 13,3% odpowiedzi. Aby dowiedzieć się, czy studenci są aktywni podczas poszukiwania pracy, zadano im o to pytanie. 64,3% studentów wykazałoby swoją inicjatywę i czynnie poszukiwałoby pracy. 32,7% natomiast nie wykazałoby takiej inicjatywy (rys. 4.). Kolejne pytanie zawarte w ankiecie brzmiało: Jaka to inicjatywa? Stu- Dobór personelu jako element ... 53 denci, szukając pracy, najczęściej odwiedzaliby różne firmy i zostawiali tam swoje dokumenty lub zamieszczaliby ogłoszenia typu „szukam pracy” w gazetach (odpowiednio: 12,2% i 11,2% odpowiedzi). Inną inicjatywą, jaką wykazaliby się badani, jest pytanie wśród znajomych (10,2% odpowiedzi). brak odp, 3,1 % nie, 32,7 % Rys. 4. Własna inicjatywa wykazywana przez studentów w poszukiwaniu pracy Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica. tak, 64,3 % INICJATYWA Według 41,8% respondentów korzystanie z wewnętrznych źródeł rekrutacji jest raczej motywujące dla pracowników. 22,4% badanych twierdzi, że jest to zdecydowanie motywujące. Tylko jedna osoba udzieliła odpowiedzi, że wykorzystywanie wewnętrznych źródeł rekrutacji jest zdecydowanie niemotywujące. Mimo że autoprezentacja to proces, dzięki któremu ludzie starają się kontrolować swój wizerunek, a przez to wpływają na zmianę swojego wizerunku, to jednak aż 44,9% ankietowanych stwierdziło, że jest to zachowanie etyczne. 21,4% nie ma na ten temat zdania, a tylko 4 osoby twierdzą, że jest to zachowanie zdecydowanie nieetyczne. Prawie wszyscy (aż 91,8% badanych) są zdania, że tylko na podstawie listu motywacyjnego i życiorysu kandydata nie można wybrać odpowiedniego pracownika. Odmiennego zdania jest tylko 8,2% badanych. Aż 61,2% respondentów stwierdziło, że grafologia jest mało skuteczną metodą doboru pracowników. Po 19,4% badanych odpowiedziało, że jest ona skuteczna i nieskuteczna. Z osób, które odpowiedziały, że grafologia jest skuteczną metodą doboru 42,1% pochodzi z miast o liczbie mieszkańców od 10 000 do 60 000, 31,6% pochodzi ze wsi, 15,8% z miast od 60 000 do 100 000 mieszkańców, natomiast 10,5% z miasteczek o liczbie mieszkańców nieprzekraczającej 10 000. Dokładniej zależności te przedstawiono na rys. 5. Przeprowadzona ankieta dała również odpowiedź na pytanie: Czy studenci Wydziału Zarządzania i Marketingu lepiej wiedzą, co wchodzi w skład procesu doboru? Odpowiedzi, że selekcja jest elementem procesu doboru pracowników udzieliło 56 osób. Wśród tych osób 62,5% to studenci WZiM, a 37,5% to studenci innych wydziałów (rys. 6). 54 L. Gajos, A. Łątka 24 20 16 12 8 4 pow.100 60 do100 10 do 60 nieskuteczna ma³o skuteczna do 10tyœ wieœ skuteczna MIEJSCE ZAMIESZKANIA GRAFOLOGIA Rys. 5. Zależność między poglądem na skuteczność grafologii a miejscem zamieszkania Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica. 35 30 25 20 15 10 5 INNY tak WZiM WYDZIAŁ nie SELEKCJA Rys. 6. Zależność między wydziałem a odpowiedzią, czy selekcja składa się na proces doboru Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica Ze wszystkich studentów WZiM aż 71,4% odpowiedziało, że selekcja wchodzi w skład procesu doboru pracowników, natomiast ze studentów innych wydziałów tego zdania jest tylko 42,9% badanych. Dobór personelu jako element ... 55 35 30 25 20 15 10 5 Rys. 7. Zależność między odpowiedzą, czy testy psychologiczne są częścią doboru a wydziałem Źródło: opracowanie własne na podstawie przeprowadzonych ankiet i programu Statistica. INNY tak WZiM WYDZIAŁ1 nie TESTY PSYCHOLOGICZNE Tylko 44,9% ankietowanych jest zdania, że przeprowadzanie testów psychologicznych jest częścią procesu doboru personelu. Z tego 63,6% stanowią studenci Wydziału Zarządzania i Marketingu, a 36,4% studenci innych wydziałów (rys. 7). Spośród 48 badanych studiujących na Wydziale Zarządzania i Marketingu 57,1% jest zdania, że testy psychologiczne składają się na dobór pracowników, natomiast z 48 osób studiujących na innych wydziałach uważa tak tylko 32,6%. Na podstawie zależności zamieszczonych na rys. 6. i 7. można stwierdzić, że jednak studenci WZiM lepiej znają zagadnienie doboru pracowników i lepiej od innych wiedzą, co wchodzi w jego skład. Na podstawie przeprowadzonych badań i analizy wyników ankiety można sformułować następujące wnioski: • 57,1% respondentów chce zmienić miejsce zamieszkania, gdy dostanie atrakcyjną ofertę pracy, wśród nich jest 35,7% studentów pochodzących ze wsi, natomiast 35,7% badanych będzie się ubiegać o pracę w innym kraju Unii Europejskiej niż Polska. • Studenci najczęściej chcą pracować w przedsiębiorstwach handlowych (31,6%), usługowych (30,6%) i przemysłowych (29,6%). • Na pierwszym miejscu w nowej pracy studenci stawiają płacę (56,1%), natomiast najmniej ważny jest dla nich dostęp do internetu (54,1%). • Ogłoszeń o pracy studenci szukają w internecie (55,1%) oraz w gazetach (53,1%). • Aż 77,6% studentów twierdzi, że na uczelni powinno istnieć biuro zajmujące się wyszukiwaniem ofert dla absolwentów. 56 L. Gajos, A. Łątka • 31,6% badanych uczestniczyło już w rozmowie kwalifikacyjnej. • Najbardziej znany model zarządzania zasobami ludzkimi to model kapi- tału ludzkiego – 35,8%, przy czym model ten znają przede wszystkim studenci WZiM. • Według prawie 3/4 badanych pracowników do organizacji powinno się dobierać na podstawie umiejętności. • Źródło rekrutacji powinno zależeć od stanowiska, na które jest prowadzona rekrutacja (58,2%). • Znajomość nowoczesnych technik naboru jest niewielka. Tylko 15,3% studentów wie, co to jest Assessment Center. Dobór personelu nabiera coraz większego znaczenia w polskich firmach, zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, ponieważ chcąc konkurować z przedsiębiorstwami unijnymi, należy jeszcze większy nacisk kłaść na odpowiednich pracowników, którzy będą pracować w przedsiębiorstwie. O sukcesie firmy decydują ludzie w niej pracujący, a tylko odpowiednio dobrany, dopasowany personel może stać się podstawą osiągnięcia takiego sukcesu. CHOOSING EMPLOYEE AS THE PART OF HUMAN RESOURCE. STATUS OF THE THEORETICAL PROBLEM AND VISIONS OF THE STUDENTS Summary The theoretical part of the publication talks about methods of choosing employee to the company and parts of the worker’s selection. The subject of the empirical piece is researching analysis about student’s knowledge about selection’s techniques and employing the young workers. It also talk about student’s look important criteria for better job. Złożono w Oficynie Wydawniczej w lipcu 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Ryszard KLAMUT Politechnika Rzeszowska CHARAKTERYSTYKA RÓŻNIC W PERCEPCJI ODRĘBNYCH SYTUACJI DECYZYJNYCH Artykuł porusza problematykę podejmowania decyzji. Analizuje aspekt oceny sytuacji decyzyjnej przez osoby podejmujące decyzję dotyczącą własnego rozwoju oraz finansów. Przedstawia obrazy reprezentacji poznawczych obu badanych sytuacji decyzyjnych. Badania przeprowadzone zostały na grupie 83 studentów. Ludzie w odmienny sposób tworzą reprezentacje poznawcze analizowanych decyzji. Zastosowanie analizy czynnikowej dostarczyło informacji o odmiennych czynnikach i cechach budujących czynniki w zakresie obu opisywanych sytuacji decyzyjnych. 1. Wprowadzenie Podejmowanie decyzji jest aktywnością podstawową, codzienną. To czynność niezbędna do funkcjonowania w świecie rzeczywistym, realnym. Większość podejmowanych decyzji to decyzje rutynowe, niewymagające świadomej analizy sytuacji. Takie decyzje podejmowane są automatycznie, są oparte na wytworzonych w organizmie człowieka schematach poznawczych i automatyzmach ludzkiego zachowania porządkujących i upraszczających sposoby odnoszenia się człowieka do rzeczywistości. Są jednak również decyzje, które człowiek podejmuje, świadomie je analizując, oraz poświęcając na ich podjęcie dużo czasu i energii. J. Kozielecki (1977), opierając się na wcześniejszej literaturze przedmiotu, wskazał na trzy kryteria dające możliwość różnicowania decyzji: niepewność, dynamikę oraz złożoność. Na podstawie tego rozróżnienia, uwzględniając jedynie bieguny poszczególnych kategorii, można opisać osiem typów sytuacji decyzyjnych. Kategoria opisana przez bieguny: pewność – niepewność jest natomiast najistotniejszą kategorią opisu sytuacji decyzyjnych (Kozielecki 1977, Nosal 2001). O zróżnicowaniu decyzji można również mówić w aspekcie treści decyzji, czyli przedmiotu, którego konkretna decyzja dotyczy. W tym obszarze kategoryzacja wyników może odnosić się do kategorii treściowych problemów decyzyjnych, np. wartości, celów. Jedną z kategorii treści decyzji (wybór zawodu) analizuje M. Czerwińska-Jasiewicz (1979; 1991) oraz B. Wojtasik (2001). 58 R. Klamut Decyzja podejmowana jest zawsze w jakiejś określonej sytuacji decyzyjnej. Na podejmowanie decyzji ma wpływ określony kontekst. Sytuację decyzyjną można opisać jako zespół okoliczności zewnętrznych oraz czynników wewnętrznych decydenta, a także relacje występujące pomiędzy podmiotem a przedmiotem decyzji. Do czynników zewnętrznych można zaliczyć dostęp do informacji o przedmiocie decyzji, presję czasu, złożoność (wielość) elementów znaczących, możliwości działania, zagrożenia, możliwe konsekwencje, treść przedmiotu decyzji. Do czynników wewnętrznych mających znaczenie w podjęciu określonej decyzji należą m.in. cechy umysłowe i osobowościowe (np. racjonalność myślenia, typy umysłu, cechy osobowości, obraz siebie, napięcie psychiczne, autonomia decydenta, system motywacji, potrzeba osiągnięć), kompetencja, odpowiedzialność, odczuwane (przeżywane) w konkretnej sytuacji emocje i nastrój. Sytuacja decyzyjna, kontekst, w którym decyzja jest podejmowana, ma istotny wpływ na ostateczny wybór. Podejmowanie decyzji jest procesem umysłowym. Przebiega on w strukturach poznawczych i to one mają na ostateczny wybór zdecydowany wpływ. W procesie tym wyróżnić można kilka elementów (etapów). T. Szapiro (1993) wskazuje na trzy: 1) opis problemu – poprzedzony wyborem właściwej dla problemu decyzyjnego struktury opisu, 2) wybór strategii (metody analizy) – dającej możliwość podjęcia optymalnej decyzji w określonej sytuacji decyzyjnej, 3) wyznaczenie (wybór) rozwiązania. Bardziej uszczegółowić proces podejmowania decyzji można, wskazując, że rozpoczyna się on od wejścia w sytuację decyzyjną i postawienia pytania o problem. Następnie pojawia się analiza i ocena sytuacji decyzyjnej. To wartościowanie sytuacji, w której podejmowana jest decyzja, jest podstawą do wyboru określonej strategii decyzyjnej, racjonalnej analizy wariantów. Badania wskazują, że w różnych sytuacjach ludzie stosują różne reguły decyzyjne (Coombs, Dawes, Twersky 1977). W efekcie dochodzi do podjęcia ostatecznego wyboru. Aby uzyskać optymalny efekt, jakim jest właściwa, przynosząca największą korzyść decyzja, wszystkie elementy procesu podejmowania decyzji muszą przebiegać bez zakłóceń i być jak najskuteczniejsze, bowiem od każdego zależy ostateczny efekt. Pierwszym etapem podejmowania decyzji jest opis i ocena sytuacji decyzyjnej. To punkt wyjścia do uzyskania zamierzonego efektu – analogicznie jak odpowiednia percepcja jest podstawą efektywnego zachowania się w nowej sytuacji życiowej. Człowiek nie jest jednak istotą ściśle racjonalną, stąd ścisłe, normatywne modele podejmowania decyzji nie opisują rzeczywistości podejmowania decyzji przez człowieka (Coombs, Dawes, Twersky 1977). Czynią to raczej modele opisowe uwzględniające, że w aktywności decyzyjnej człowieka pojawia się Charakterystyka różnic w percepcji ... 59 wiele „błędów”, które modyfikują efektywność podejmowanych decyzji (Kofta, Szustrowa 1991, Lewicka 1993, Tyszka 2000, Tyszka, Zaleśkiewicz 2001). W jednych sytuacjach zmniejszają ją, w innych przeciwnie – efektywność decyzji wzrasta w porównaniu z racjonalną (normatywną) analizą sytuacji decyzyjnej (Tyszka 1986; 2000). Psychologia decyzji wskazuje, że dla każdego problemu decyzyjnego istnieje pewna właściwa struktura opisu. Autorzy wyróżniają kilka ważnych cech mających znaczenie w opisie podejmowania decyzji (Tyszka 1986). Cechy te wiążą się ze sposobem wartościowania sytuacji decyzyjnej i możliwych wyborów – ważność (znaczenie), trudność, ryzyko, świadomość decyzji, konsekwencje. W tworzeniu określonego stosunku do rzeczywistości podstawowe znaczenie ma określony, ale subiektywny, obraz tej rzeczywistości w strukturze poznawczej decydenta. Jeśli osoba rozpozna sytuację decyzyjną jako bardzo ważną i mogącą przynieść straty, czyli ryzykowną, jej sposób analizy decyzyjnej będzie inny niż osoby, która analogiczną sytuację decyzyjną oceni jako bezpieczną, bez możliwych negatywnych konsekwencji. Ocena sytuacji decyzyjnej zależy jednak nie tylko od czynników wewnętrznych, ale również od czynników zewnętrznych – cech charakterystycznych samej sytuacji decyzyjnej (np. kategoria treściowa czy formalna sytuacji decyzyjnej). Wydaje się, że różne osoby w podobny sposób opisują i oceniają decyzję finansową, jednocześnie odrębnie od sytuacji, w której nie ma tak namacalnie dostrzegalnej kategorii zysków i strat. Dotąd jednak większość badań dotyczących podejmowania decyzji przez człowieka opartych było na analizie wyników eksperymentów dotyczących decyzji finansowych (Kozielecki 1977, Tyszka, Zaleśkiewicz 2001). Odmienną kategorię sytuacji decyzyjnych analizuje Cz. Walesa (1988). Ten autor definiuje i charakteryzuje decyzje życiowo doniosłe, wskazując, że są to decyzje najbardziej znaczące dla człowieka w jego rozwoju i stanowiące wejście na nowy etap rozwoju. Wydaje się, że subiektywny obraz obu rodzajów decyzji – finansowych i decyzji życiowo doniosłych – będzie różnił się istotnie. Ta odrębność w opisie i ocenie sytuacji decyzyjnej wpływa na różne doświadczanie sytuacji decyzyjnej oraz stosowanie innych metod i reguł podejmowania decyzji. Efektem jest odrębny sposób podejmowania decyzji w obu sytuacjach. Problem badawczy stawiany w artykule dotyczy znaczenia czynników zewnętrznych, a ściślej mówiąc, oceny sytuacji decyzyjnej w zależności od kategorii treściowej przedmiotu decyzji. Określone treści decyzji wiążą się z określonymi wartościami – mają różne miejsce w systemie motywacyjnym poszczególnych decydentów, ale istnieją pewne prawidłowości wynikające z miejsca w systemie motywacyjnym określonych kategorii treści – wartości. Uwzględnione w części empirycznej sytuacje decyzyjne można odnieść również do podziału decyzji przedstawionego przez J. Kozieleckiego (1977): 60 R. Klamut SD1 – rozwój własny – to sytuacja otwarta i pewna, bowiem każde podjęte działanie dotyczące własnego rozwoju powinno taki rozwój powodować, SD2 – decyzja dotycząca własnych finansów – to sytuacja otwarta i ryzykowna, dotyczy bowiem spraw, gdzie najbardziej dostrzegalny jest element możliwej straty. Przedstawiane sytuacje decyzyjne zostały wybrane w ten sposób, że w punkcie wyjścia widoczna jest ich odrębność. Oczywiste wydają się więc różnice w ich opisie przez osoby podejmujące określone decyzje. Problem badawczy sprowadza się natomiast do analizy istotnych czynników uwzględnianych podczas podejmowania decyzji finansowych i rozwojowych. Można go sformułować w sposób następujący: Jak przedstawia się opis decyzji podejmowanej do realizacji w zależności od kategorii treści? Głównym czynnikiem różnicującym analizowane sytuacje decyzyjne jest niepewność. W decyzjach finansowych oczekiwany efekt jest w większym stopniu zależny od okoliczności zewnętrznych, niezależnych od aktywności własnej człowieka, w porównaniu z decyzjami dotyczącymi własnego rozwoju. Istotnym obszarem różnicującym badane sytuacje decyzyjne wydaje się więc być antycypowana konsekwencja podejmowanych wyborów. Przyjęte do weryfikacji hipotezy są następujące: 1) ważność decyzji charakteryzuje w większym stopniu decyzje dotyczące własnego rozwoju, 2) konsekwencje decyzji są bardziej istotne w ocenie decyzji finansowych, 3) oba analizowane rodzaje decyzji są opisywane jako świadome i przemyślane. 2. Procedura badawcza Większość badań w obszarze podejmowania decyzji dotyczy sytuacji wyboru jednej z możliwości i poszukiwania czynników wyjaśniających określony wybór (Tyszka 1986). Taka strategia badawcza powoduje ukierunkowanie aktywności osób podejmujących decyzję na te informacje, które różnicują ewentualne wybory między sobą. Pomijają natomiast te informacje, które są ważne w analizie sytuacji decyzyjnej, ale są charakterystyczne (wspólne) dla różnych możliwości. Strategia badawcza prezentowanych badań opiera się również na analizie różnicowej uzyskanych wyników, ale badani mieli za zadanie opisać niezależnie od siebie dwie odrębne sytuacje decyzyjne. Nie oceniali więc atrakcyjności alternatyw, a opisywali podejmowany przez siebie wybór. Do zbadania percepcji sytuacji decyzyjnych wykorzystano dyferencjał semantyczny Osgooda. W wersji przyjętej do badań składa się on z dziewięciu skal opisanych przez przeciwstawne określenia, które odnoszą się do istotnych aspektów oceny sytuacji decyzyjnej. Wybrane zostały takie określenia, które często pojawiają się w literaturze dotyczącej podejmowania decyzji, a więc: ważność, ryzykowność, trudność, Charakterystyka różnic w percepcji ... 61 złożoność, konsekwencje (duże oraz pozytywne bądź negatywne), potrzeba poświęcenia określonej ilości czasu oraz świadomość podejmowania decyzji (Kozielecki 1977, Walesa 1988, Tyszka 1986, Tyszka, Zaleśkiewicz 2001). Osoby badane miały za zadanie wybrać i zapisać decyzję, którą w ostatnim czasie podejmowały w zakresie finansów i rozwoju własnego. Następnie przedstawioną decyzję miały ocenić na każdej ze skal dyferencjału. Osoby badane opisywały więc dwie konkretne sytuacje decyzyjne, których same doświadczały. Taka procedura daje możliwość porównania przedstawionych ocen sytuacji decyzyjnych różniących się przedmiotem lub, inaczej mówiąc, treścią celu, który jest przedmiotem decyzji. Badania przeprowadzono na 83-osobowej grupie studentów III roku Wydziału Zarządzania i Marketingu Politechniki Rzeszowskiej w roku akademickim 2003/2004. Liczba ta stanowiła około połowę studentów tego roku. Badania odbywały się w grupach około 30-osobowych, trwały 10-20 min. Tyle czasu wystarczyło, by wszyscy zwrócili otrzymane ankiety. 3. Analiza wyników Zebrany materiał badawczy poddano analizie pod kątem zbadania różnic w ocenie odrębnych sytuacji decyzyjnych wybranych przez badaną grupę studentów. W tym celu najpierw zastosowano test t dla prób zależnych, ze względu na to, że oba cele były opisywane przez te same osoby, by porównać opis obu analizowanych sytuacji decyzyjnych w zakresie wyróżnionych skal. Uzyskane wyniki przedstawia tab. 1. Tabela 1. Średnie wartości i odchylenia standardowe oraz istotne różnice między kategoriami treści mierzone testem t Średnia (M) Cechy sytuacji decyzyjnej Prosta – skomplikowana Pewna – ryzykowna Nieistotna – istotna, ważna Łatwa – trudna Negatywne – pozytywne konsekwencje Minimalne – poważne konsekwencje Szybka – wymagająca długiego czasu Automatyczna – świadoma Impulsywna – przemyślana Odchylenie standardowe t p 2,10 2,08 1,12 1,85 2,02 2,20 3,59 3,25 1,60 4,50 0,05 0,001 0,01 ni 0,0001 1,80 1,77 0,40 ni 5,06 2,12 1,93 –1,31 ni 6,25 6,13 1,26 1,18 1,23 1,39 0,55 0,49 ni ni rozwój własny 4,14 3,53 6,60 4,48 5,39 finanse finanse 4,80 4,60 6,19 4,94 4,22 rozwój własny 2,3 2,18 0,66 2,18 1,74 4,58 4,48 4,67 6,34 6,22 62 R. Klamut Wyniki przeprowadzonych badań pokazują, że studenci różnicowali analizowane kategorie sytuacji decyzyjnych w czterech skalach opisu na poziomie istotnym. W pięciu skalach wyniki były bardzo podobne. Studenci obie sytuacje decyzyjne spostrzegali jako zdecydowanie świadome i przemyślane. Również wysoko studenci oceniają ważność sytuacji decyzyjnych, lecz w zakresie tej skali (nieistotność – ważność) widoczne jest istotne zróżnicowanie wyników (t = 3,25, poziom istotności < 0,01). Bardziej istotna jest decyzja dotycząca rozwoju własnego (M = 6,60), przy M = 6,16 w odniesieniu do decyzji finansowych. Bardzo istotne zróżnicowanie sytuacji decyzyjnych widoczne jest w skali pewna – ryzykowna (t = –3,59, poziom istotności < 0,001). Z zakresie tej cechy wynik jest istotnie różny – nie tylko ilościowo, ale i jakościowo. Decyzja dotycząca rozwoju własnego uzyskała wynik poniżej średniej dla skali (M = 3,53), natomiast wynik opisujący decyzję dotyczącą finansów znajduje się powyżej średniej dla skali (M = 4,60). Decyzja finansowa opisywana jest przez studentów jako o wiele bardziej ryzykowna w porównaniu z decyzjami dotyczącymi rozwoju własnego. Decyzja dotycząca finansów jest oceniana jako raczej ryzykowna, natomiast decyzja dotycząca rozwoju własnego raczej jako pewna. Interesujące wyniki widoczne są w zakresie oceny konsekwencji podejmowanych decyzji. Jeśli chodzi o wagę konsekwencji, obie sytuacje były opisywane bardzo podobnie. Badani dostrzegali fakt, że decyzje dotyczące rozwoju własnego oraz finansów to decyzje obciążone konsekwencjami (odpowiednio M = 4,58 oraz M = 4,48). Natomiast w zakresie oceny wartościowania konsekwencji (negatywne – pozytywne konsekwencje) widoczne są bardzo istotne różnice (t = 4,50, poziom istotności < 0,0001). Wyniki mieszczą się powyżej średniej dla skali, co wskazuje na dostrzeganie raczej pozytywnych konsekwencji podejmowanych decyzji, lecz istotne różnice wskazują na zdecydowanie bardziej pozytywne spostrzeganie decyzji dotyczącej rozwoju własnego, w porównaniu do decyzji dotyczących finansów (odpowiednio średnie M = 5,39 oraz M = 4,22). Istotne zróżnicowanie wyników charakterystyczne jest również dla skali prosta – skomplikowana (t = –2,20, poziom istotności < 0,05). Zdecydowanie bardziej skomplikowaną decyzją według osób badanych jest decyzja dotycząca finansów (M = 4,80). Decyzja dotycząca finansów opisywana jest jako skomplikowana, ryzykowna, mniej istotna oraz z mniejszymi pozytywnymi konsekwencjami, natomiast decyzja dotycząca rozwoju własnego jest spostrzegana jako raczej pewna, z małym ryzykiem, bardziej prosta, nieskomplikowana, bardzo ważna i z dużymi oraz znacząco pozytywnymi konsekwencjami. Tę sytuację cechuje większa ostrożność w ocenie. Do przedstawienia subiektywnych wymiarów opisu różnych sytuacji decyzyjnych zastosowano analizę czynnikową. Jak piszą M. Mańkowska i M.B. Mazurek-Kucharska (2004) otrzymane struktury czynnikowe stanowią źródło in- Charakterystyka różnic w percepcji ... 63 formacji na temat reprezentacji poznawczej badanej rzeczywistości. Wyniki przedstawionych analiz zawierają tab. 2. i 3. Tabela 2. Wyniki analizy czynnikowej opisu sytuacji decyzyjnej rozwój własny Czynnik I Trudność Czynnik II Świadomość Czynnik III Ważność 0,88 0,02 0,17 Pewna – ryzykowna 0,83 0,01 0,03 Nieistotna – istotna, ważna 0,01 0,01 0,93 Cechy opisu Prosta – skomplikowana Łatwa – trudna 0,87 0,05 0,12 Negatywne – pozytywne konsekwencje 0,64 0,51 0,03 Minimalne – poważne konsekwencje 0,64 0,11 0,48 Szybka – wymagająca długiego czasu 0,75 0,34 0,00 Automatyczna – świadoma 0,02 0,88 0,08 Impulsywna – przemyślana 0,33 0,59 0,37 W opisie sytuacji decyzyjnej rozwój własny otrzymano trzy czynniki, które łącznie wyjaśniają 72% wariancji wyników. Pierwszy, określony jako trudność, wyjaśnia 43,6% ogólnej wariancji i obejmuje skale prosta – skomplikowana, pewna – ryzykowna, łatwa – trudna, szybka – wymagająca długiego czasu oraz negatywne – pozytywne konsekwencje i minimalne – maksymalne konsekwencje. Czynnik drugi, określony jako świadomość (świadoma ocena sytuacji decyzyjnej), wyjaśnia 16,7% wariancji i obejmuje skale automatyczna – świadoma oraz impulsywna – przemyślana. Czynnik trzeci, określony jako ważność, wyjaśnia 11,8% wariancji i jest reprezentowany przez skalę nieistotna – ważna. Tabela 3. Wyniki analizy czynnikowej opisu sytuacji decyzyjnej finanse Cechy opisu Prosta – skomplikowana Czynnik I Trudność Czynnik II Świadomość Czynnik III Konsekwencje 0,93 0,05 0,10 Pewna – ryzykowna 0,78 0,05 0,27 Nieistotna – istotna, ważna 0,11 0,63 0,32 Łatwa – trudna 0,90 0,06 0,02 Negatywne – pozytywne konsekwencje 0,09 0,24 0,79 Minimalne – poważne konsekwencje 0,25 0,24 0,72 Szybka – wymagająca długiego czasu 0,57 0,44 0,20 Automatyczna – świadoma 0,07 0,80 0,24 Impulsywna – przemyślana 0,05 0,88 0,04 64 R. Klamut W odniesieniu do opisu sytuacji decyzyjnej finanse otrzymano również trzy czynniki wyjaśniające podobny procent wariancji ogólnej, bo 69,5%, lecz są one odmienne od charakteryzujących drugą analizowaną sytuację decyzyjną. Pierwszy czynnik – trudność – wyjaśnia 36,7% wariancji i reprezentowany jest przez mniejszą liczbę skal: prosta – skomplikowana, łatwa – trudna, pewna – ryzykowna oraz szybka – wymagająca długiego czasu. Czynnik drugi – świadomość – wyjaśnia 20,9% wariancji i obejmuje skale: impulsywna – przemyślana, automatyczna – świadoma oraz nieistotna – ważna. Czynnik trzeci – konsekwencje – wyjaśnia 11,9% i składa się ze skal: negatywne – pozytywne konsekwencje oraz minimalne – poważne konsekwencje. Porównanie czynników wskazuje podobieństwa w jednych obszarach i różnice w innych w zakresie reprezentacji poznawczej obu analizowanych sytuacji decyzyjnych. Ogólny poziom wyjaśnianej zmienności wyników jest wysoki i bardzo zbliżony. Do podobnych obszarów reprezentacji poznawczych odnoszą się dwa pierwsze czynniki. Pierwszy czynnik dotyczy oceny trudności sytuacji decyzyjnych. Analiza trudności decyzji jawi się więc jako główny obszar badania sytuacji decyzyjnej. Warto zaznaczyć, że analizowane decyzje to decyzje już wybrane, realizowane. Ocena trudności decyzji jest bardziej jednoznaczna w zakresie decyzji finansowych. Na czynnik I w zakresie decyzji dotyczących rozwoju własnego składają się cechy wskazujące wprost na trudność oraz cechy dotyczące oceny konsekwencji określonego wyboru. Inaczej, szerzej oceniana jest trudność decyzji rozwojowych. Czynnik I w obu sytuacjach decyzyjnych obejmuje również cechę odnoszącą się do oceny niepewności. Czynnik II w obu analizowanych sytuacjach decyzyjnych opisany jest przez cechy wskazujące na świadome, refleksyjne podejście do podejmowanych wyborów. Przy podejmowaniu decyzji finansowych dodatkowo czynnik II uzupełnia ocena ważności decyzji, co może wskazywać na większe znaczenie aspektu racjonalnej analizy decyzji finansowych. Czynnik III różni obie sytuacje decyzyjne. W decyzjach dotyczących rozwoju własnego dotyczy on ważności decyzji, natomiast w decyzjach finansowych – oceny konsekwencji. Możliwość straty jest istotnym aspektem decyzji finansowych (Zaleśkiewicz 2005). W reprezentacji poznawczej tego rodzaju decyzji możliwość straty uwidacznia się w odrębnym traktowaniu konsekwencji. 4. Podsumowanie Analiza różnych kategorii sytuacji decyzyjnej stanowi pierwszy krok w opracowaniu ogólnego schematu podejmowania decyzji uwzględniającego wyróżnione główne etapy procesu oraz czynniki mające znaczenie w tworzeniu ostatecznego efektu. Uzyskane wyniki wskazują na istnienie istotnych różnic w zakresie dostrzegania odrębności sytuacji decyzyjnych wyróżnionych na podstawie kategorii treści. Charakterystyka różnic w percepcji ... 65 Decyzje stały się przedmiotem zainteresowania psychologii w dużej mierze w latach 70. i 80. ubiegłego wieku, obecnie widoczne jest mniejsze zainteresowanie tą tematyką w obszarze badań. Obecnie widoczny jest proces aplikacji zdobytej wiedzy do różnych dziedzin życia i działania człowieka, np. do psychologii zarządzania (Bolesta-Kukułka 2003, Penc 1996). Nowe osiągnięcia psychologii poznawczej, jak na przykład wiedza na temat funkcjonowania umysłu czy też przeżywania czasu, może stanowić istotne uzupełnienie dotychczasowej wiedzy opisowej i modeli normatywnych tworzonych w ramach psychologii decyzji. Wiadomo już, jakie reguły analiz, jakie modele szacowania prawdopodobieństwa najbardziej przybliżają człowieka do oszacowania niepewności i zwiększenia pewności w ocenie sytuacji decyzyjnej. Występuje jednak zróżnicowanie w efektywności podejmowania decyzji, które z punktu widzenia procesu podejmowania decyzji może być związane już z etapem opisu i oceny sytuacji decyzyjnej. Stąd ważnym obszarem opisu problematyki podejmowania decyzji jest poszukiwanie kategorii reprezentacji poznawczych, które organizują istotne informacje ważne ze względu na podjęcie optymalnej decyzji. Uzyskane wyniki opisu dwóch analizowanych sytuacji decyzyjnych wskazują, że prócz zakładanych podobieństw widoczne są różnice w zakresie poznawczej oceny odrębnych sytuacji decyzyjnych. Nie tylko więc analizowane sytuacje decyzyjne różnią się ilościowo w zakresie nasilenia poszczególnych cech opisu, ale również, co bardziej interesujące, różnią się na poziomie jakościowym. Inaczej kategoryzowana jest ocena poznawcza decyzji dotyczącej rozwoju własnego (kategorie opisu: trudność, świadomość, ważność) niż decyzji finansowej (kategorie opisu: trudność, świadomość, konsekwencje). Inne informacje są istotne w opisie decyzji dotyczącej rozwoju własnego, inne natomiast w decyzjach finansowych. Odrębna percepcja wynika z innych obszarów wartościowania uaktywnionych w wyniku postawienia określonego problemu decyzyjnego (Mańkowska, Mazurek-Kucharska 2004). Interesujące wydaje się poznanie reprezentacji poznawczych innych sytuacji decyzyjnych. Ich znajomość może ułatwić tworzenie przekazów perswazyjnych w celu podania takich informacji osobom czy grupom, aby wytworzyły one pozytywny obraz sytuacji decyzyjnej i w konsekwencji podjęły określoną decyzję. Bibliografia Bolesta-Kukułka K. (2003), Decyzje menedżerskie, PWE, Warszawa. Coombs C.H., Dawes R.M., Twersky A. (1977), Wprowadzenie do psychologii matematycznej, PWN, Warszawa. Czerwińska-Jasiewicz M. (1979), Psychologiczna analiza cech decyzji zawodowych młodzieży szkolnej, Wydawn. UW, Warszawa. Czerwińska-Jasiewicz M. (1991), Psychologiczne problemy wyboru zawodu, Wydawn. UW, Warszawa. 66 R. Klamut Kofta M., Szustrowa T. (1991), Złudzenia, które pozwalają żyć, PWN, Warszawa. Kozielecki J. (1977), Psychologiczna teoria decyzji, PWN, Warszawa. Lewicka M. (1993), Aktor czy obserwator, PWN, Warszawa. Mańkowska M., Mazurek-Kucharska B.M. (2004), Percepcja czasu przyszłego: Dyferencjał Semantyczny C.E. Osgooda i Test Przymiotnikowy H.G. Gougha i A.B. Heilbruna w badaniach porównawczych nadziei, [w]: G.E. Kwiatkowska (red.): Wybrane zagadnienia psychologii współczesnej, Wydawn. UMCS, Lublin, s. 97-114. Nosal C.S. (2001), Psychologia myślenia i działania menedżera, Wydawn. AKADE, Kraków. Penc J. (1996), Decyzje w zarządzaniu, Wydawn. Profesjonalnej Szkoły Biznesu, Kraków. Szapiro T. (1993), Co decyduje o decyzji, PWN, Warszawa. Tyszka T. (1986), Analiza decyzyjna i psychologia decyzji, PWN, Warszawa. Tyszka T. (2000), Psychologiczne pułapki oceniania i podejmowania decyzji, GWP, Gdańsk. Tyszka T., Zaleśkiewicz T. (2001), Racjonalne decyzje, PWE, Warszawa. Walesa Cz. (1988), Psychologiczna analiza decyzji życiowo-doniosłych – empiryczne badania wybranych grup młodzieży, [w:] A. Biela, Z. Uchnast, T. Witkowski (red.): Wykłady z psychologii w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim 1985/86, RW KUL, Lublin, s. 277-350. Wojtasik B. (red.) (2001), Podejmowanie decyzji zawodowych przez młodzież i osoby dorosłe w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej, Instytut Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław. Zaleśkiewicz T. (2005), Przyjemność czy konieczność. Psychologia spostrzegania i podejmowania ryzyka, GWP, Gdańsk. THE CHARACTERISTICS OF THE DIFFERENCES IN THE PERCEPTION OF OTHER SITUATIONS OF DECISION Summary The article shows the issue to the decision making. It analizes how people estimate two situations of decision: their own progress and their own finance. It describes the images of the mental representation of the both analized situations. The research was taken in the group of 83 students. People make their own representation of the analized situations of decision in the other way. Application of the factor analysis provides interesting information about other factors which are characteristic in other situations of decision. Złożono w Oficynie Wydawniczej w listopadzie 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Adam LASKA Politechnika Rzeszowska DZIAŁALNOŚĆ NARODOWEJ PARTII ROBOTNICZEJ NA TERENIE MAŁOPOLSKI W LATACH 1920-1937 W artykule przedstawiono kształtowanie się struktur Narodowej Partii Robotniczej (NPR) na terenie Małopolski w okresie 1920-1937. Analizie poddano proces powstania i rozwoju organizacji NPR, zwracając szczególną uwagę na bazę społeczną tego ugrupowania. Obiektem zainteresowania uczyniono również stosunki wewnętrzne panujące w NPR, które w poważnej mierze przyczyniły się do niepowodzenia akcji organizacyjnej tego stronnictwa na terenach południowej i południowo-wschodniej Polski okresu dwudziestolecia międzywojennego. Działalności Narodowej Partii Robotniczej (NPR) na terenie Małopolski nie poświęcano do tej pory zbyt dużo uwagi. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest znikomy zasięg organizacyjny, liczebność i wpływ tej organizacji na życie polityczne i społeczne na tym terenie, jak również niewielka ilość i rozproszenie źródeł historycznych dotyczących tego zagadnienia. NPR została powołana do życia w 1920 r. i stanowiła próbę budowy ogólnokrajowego ugrupowania robotniczego o charakterze narodowosolidarystycznym. Nurt ten w ruchu robotniczym powstał na ziemiach polskich w okresie zaborów w dwóch niezależnych od siebie ośrodkach, tj. Królestwie Polskim, gdzie w 1905 r. powstał Narodowy Związek Robotniczy (NZR) i w zaborze pruskim, gdzie w 1917 r. powołane zostało do życia Narodowe Stronnictwo Robotników (NSR). Ugrupowania te w połączeniu ze związanymi z nimi związkami zawodowymi, organizacjami oświatowo-kulturalnymi i spółdzielczymi utworzyły tzw. narodowy ruch robotniczy (NRR). Na powstanie i działalność ruchu narodoworobotniczego – jak stwierdził jeden z jego czołowych ideologów K. Dagnan – największy wpływ wywarły dwa czynniki: polityczno-narodowy i społeczno-ekonomiczny. Pierwszy z nich był związany z sytuacją polityczną i narodową społeczeństwa polskiego znajdującego się pod zaborami a widzącego drogę wyzwolenia i samodzielności w odzyskaniu własnej państwowości. Drugi zaś związany był z sytuacją spo- 68 A. Laska łeczno-ekonomiczną rzesz robotników i chęcią wypracowania skutecznej metody ciągłego polepszania ich doli1. Należy jednak zauważyć, że pomiędzy organizacjami wyrosłymi w odmiennych uwarunkowaniach politycznych i społecznych występowały znaczące różnice w dziedzinie ideologii, struktury i praktyki działań politycznych. Jednak mimo zauważalnych różnic, naturalnym kierunkiem działań organizacji narodoworobotniczych było dążenie do zjednoczenia w momencie powstania państwa polskiego. Proces ten został w 1920 r. uwieńczony powodzeniem2. NPR opierała swój program na dwóch podstawowych filarach: solidaryzmie narodowym i walce o polepszenie sytuacji klasy robotniczej, z uznaniem walki klas jako realnego zjawiska życia społecznego, jednak nieposiadającego znaczenia decydującego w życiu społecznym zbiorowisk ludzkich. Nadrzędność czynnika narodowego nad klasowym powodowała, że w oswobodzonej ojczyźnie NPR była partią bardzo silnie eksponującą wątek państwowy w swej ideologii. Państwo według NPR było najwyższą formą bytu społecznego każdego narodu i to tylko ono mogło zapewnić warunki polepszenia życia warstwie robotniczej. Demokratyczno-republikańskie zasady ustrojowe, na których funkcjonowanie państwa powinno się opierać, były kolejnym aksjomatem ideologii NPR, i to aksjomatem, któremu NPR okazała się zawsze wierna mimo zmieniających się warunków politycznych w państwie polskim3. Takie założenia wskazywały na ewolucyjny charakter zmian, których wprowadzenia domagała się NPR. Do głównych z nich należało uspołecznienie środków produkcji (przede wszystkim strategicznych gałęzi gospodarki, jak np. górnictwo, hutnictwo, kolej, wielka własność ziemska – parcelacja dla bezi małorolnych), co miało dokonać się na drodze wzrostu znaczenia ruchu spółdzielczego i zawodowego. Dużą rolę w gospodarce narodowej miała również własność prywatna, która w całokształcie stosunków gospodarczych miała odgrywać nadal rolę dominującą. Wszelkie zmiany w ustroju społeczno-gospodarczym kraju miały być wprowadzone w powiązaniu z funkcjonującym systemem prawno-konstytucyjnym, tak więc głównym terenem działalności NPR był sejm oraz przedstawicielstwa samorządowe. 1 2 3 K. Dębiec (pseudonim Kazimierza Dagnana), Narodowy Ruch Robotniczy. Jego rola w życiu Polski i proletariatu polskiego, Warszawa 1922, s. 2-10. Por. A. Laska, Narodowa Partia Robotnicza 1920-1937. Studia z dziejów ruchów społecznych w Drugiej Rzeczypospolitej, Rzeszów 2004, s. 72 i nast. Jak stwierdzano w programie: „NPR żąda oparcia ustroju państwowego na zasadach, które by zapewniały wszechstronny rozwój narodu, a w szczególności klasy pracującej i były rzeczywistym wyrazem woli ogółu. NPR stoi na gruncie demokracji, tj. decydowania spraw państwowych na podstawie większości i odrzuca zasadę dyktatury. (…) NPR prowadzić będzie walkę o rządy parlamentarne, o bezstronne, sprawiedliwe, zgodne z prawem traktowanie wszystkich obywateli, szczególnie w zakresie poręczonych przez konstytucję praw i swobód obywatelskich”. Ideologia Narodowego Ruchu Robotniczego, Warszawa 1928, s. 34-35. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 69 NPR zajmowała centrowe miejsce na scenie politycznej II Rzeczypospolitej, a jej przedstawiciele kilkakrotnie piastowali funkcje ministerialne w rządach przedmajowych. Stanowiąc centrum sceny politycznej, przywódcy ugrupowania stawali wielokrotnie przed dylematem wyboru sojuszu z ugrupowaniami prawicowymi czy lewicowymi. Obok NPR i Zjednoczenia Zawodowego Polskiego (ZZP)4 w skład NRR wchodziły także organizacje kobiece, młodzieżowe i oświatowe 5. Do organizacji zawodowych wchodzących w skład NRR należały także Polskie Związki Zawodowe (PZZ) powołane do życia w zaborze rosyjskim przez NZR. Wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości podjęto na terenie organizacji zawodowych akcję scaleniową, jednak nie doprowadziła ona do stworzenia jednej centrali związkowej6. Narodowa Partia Robotnicza dysponowała na początku lat dwudziestych dużym potencjałem organizacyjnym, politycznym i społecznym w Wielkopolsce, na Pomorzu, Górnym Śląsku, w niektórych rejonach byłej Kongresówki7. Rozpoczynała ona również organizację swych struktur na terenie Małopolski. 4 5 6 7 W 1926 roku po zamachu majowym dokonano w NPR rozłamu, powołując do istnienia propiłsudczykowskie ugrupowanie pod nazwą Narodowa Partia Robotnicza Lewica (NPR Lewica). Przejęła ona opiekę nad niektórymi organizacjami zawodowymi, młodzieżowymi i oświatowymi. Również te organizacje powoływały się na przynależność do NRR. W artykule skupiono się tylko na działalności organizacji, które w dobie zamachu majowego opowiedziały się przeciwko akcji J. Piłsudskiego. Wśród organizacji kobiecych wymienić należy: działające na terenie Górnego Śląska Towarzystwo Polek przy Narodowej Partii Robotniczej oraz Związek Kobiecych Towarzystw Kulturalno-Oświatowych funkcjonujący na terenie Wielkopolski. Wśród organizacji młodzieżowych: Związek Młodzieży Pracującej „Jedność” i Zjednoczenie Polskiej Młodzieży Pracującej „Orlę” (do 1926 r.). Wśród organizacji oświatowych: Polskie Towarzystwo Kultury i Oświaty Robotniczej „Pochodnia” (od 1926 r. pod wpływami NPR Lewicy) i Narodowy Uniwersytet Robotniczy (powstały w 1927 r. w Poznaniu). Akcja scaleniowa polegała na wcieleniu PZZ do ZZP, co nie zawsze spotykało się ze zrozumieniem związkowców z byłego zaboru rosyjskiego. Wiele związków z tego terenu utrzymywało z centralą ZZP więzy czysto formalne. Po przewrocie majowym związki z byłego zaboru rosyjskiego w zdecydowanej większości przeszły na stronę NPR Lewicy. Szerzej o strukturze organizacyjnej NPR, zob.: R. Wapiński, Działalność Narodowej Partii Robotniczej na terenie województwa pomorskiego w latach 1920-1930, Gdańsk 1962; J. Przewłodzki, Narodowa Partia Robotnicza na Górnym Śląsku w latach 1918-1921, [w:] W Zagłębiu Dąbrowskim i na Górnym Śląsku u progu i na początku niepodległości, Katowice 1968; M. Paździora, Górnośląska Narodowa Partia Robotnicza po zamachu majowym 1926-1937, Katowice 1975; Cz. Demel, J. Krawulski, K. Rzepa, Działalność Narodowego Stronnictwa Robotników i Narodowej Partii Robotniczej w Wielkopolsce w latach 1917-1939, Warszawa– –Poznań 1980; H. Przybylski, Chrześcijańska Demokracja i Narodowa Partia Robotnicza w latach 1926-1937, Warszawa 1980; Ćwierć wieku pracy dla narodu i robotnika, Poznań 1927; T. Kotłowski, Zjednoczenie Zawodowe Polskie. Zasięg wpływów i działalność społeczno-polityczna w latach 1918-1939, Poznań 1977; R. Hermanowicz, Chrześcijański ruch zawodowy w Polsce 1918-1939, Rzym 1973; A. Laska, Narodowa Partia Robotnicza 1920-1937. Studia z dziejów ruchów społecznych w Drugiej Rzeczypospolitej, Rzeszów 2004. 70 A. Laska Kontakty ruchu narodoworobotniczego z terenem byłego zaboru austriackiego nastąpiły jeszcze w okresie zaborów. Nawet powstałe w 1902 r. w Westfalii ZZP nawiązało, jeszcze przed I wojną światową, bardzo luźne stosunki z organizacjami działającymi na terenie zaboru austriackiego. Choć nie przybrały one form głębszej współpracy, to jednak tereny te nie były dla ZZP całkowicie nieznane8. Główna rola w powstawaniu organizacji NRR na terenie Małopolski przypada jednak NZR. W okresie zaborów działacze NZR, zmuszeni prześladowaniami władz carskich, przenosili siedziby władz naczelnych partii, jak również redakcje organów prasowych do Lwowa i Krakowa. Jednak wraz z wybuchem I wojny światowej organizacje NZR na terenie Małopolski zanikły zupełnie. Ich reaktywowanie i dalszy rozwój był jednym z głównych celów działań NZR po odzyskaniu niepodległości. Działacze NZR od samego początku oceniali teren Małopolski jako bardzo trudny dla zaistnienia i rozwoju organizacji robotniczych opierających swą działalność na ideologii narodowej. Głównym powodem takiego stanu rzeczy było w ich ocenie to, że klasa robotnicza na terenie Małopolski była bardzo nieliczna, a w istniejących skupiskach robotników działały już organizacje socjalistyczne i chadeckie9. Wraz z odzyskaniem niepodległości od początku 1919 r. rozpoczęło się tworzenie oddziałów NZR i PZZ na terenie Małopolski. Pierwsze oddziały powstały we Lwowie, Tarnowie, Krakowie, Przemyślu, Nowym Sączu i Rzeszowie10. Ich organizacja przebiegała na tyle sprawnie, że już podczas obrad konferencji odbywającej się w Warszawie w dniu 9 lutego 1919 r., mającej na celu opracowanie podstaw zjednoczenia NZR i NSR, oprócz przedstawicieli Zarządu 8 9 10 Wspominając pierwsze kontakty ZZP z działaczami małopolskimi, zaznaczano, że zasady funkcjonowania ZZP próbowano przenieść na powstające na tym terenie w początkach XX w. organizacje zawodowe. Chodziło tu głównie o wizyty w Westfalii w 1908 r. takich działaczy, jak: Stanisław Zgórniak – pierwszy prezes utworzonego w 1906 r. Polskiego Związku Zawodowego Katolickich Robotników, jak również księdza Cz. Oraczewskiego. „Głos Zjednoczenia”, 1935, nr 4, s. 75. Kontakty z organizacjami z zaboru rosyjskiego, głównie Polskimi Związkami Zawodowymi, nawiązywano głównie za pośrednictwem działaczy ZZP, którzy byli wydalani z terenów państwa niemieckiego za swą działalność związkową i polityczną. Najwybitniejszym przykładem jest Jan Brzeskot, organizator związków zawodowych wśród polskiego wychodźstwa w Westfalii, a w 1902 r. pierwszy prezes Rady Nadzorczej Zjednoczenia Zawodowego Polskiego w Bochum. Prześladowany przez władze niemieckie w lutym 1906 r. przybył do Łodzi, gdzie był jednym z twórców Stowarzyszenia Zawodowego Robotników Przemysłu Włóknistego „Jedność” organizowanego przez NZR. W 1908 roku jako obywatel pruski został za działalność związkową wydalony za granicę zaboru rosyjskiego, osiadł na Górnym Śląsku, gdzie podjął dalszą działalność w ZZP, a następnie od 1920 r. w NPR. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 9, s. 1. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 6, s. 1. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 71 Głównego NZR, NSR i Związku Młodych Polaków byli wymieniani przedstawiciele małopolskiej organizacji NZR11. Dokonując pierwszego przeglądu organizacji NRR działających na terenie Małopolski, stwierdzano funkcjonowanie silnej organizacji NRR w Krakowie. Opierała się ona na rozwoju związków zawodowych kolejarzy (Polski Związek Kolejowców (PZK)), pocztowców (Polski Związek Zawodowy Pracowników Pocztowych (PZZPP)). Związki te albo przeszły na początku lat dwudziestych pod wpływy ZZP, albo pozostały samodzielne, skupiając w sobie również członków i sympatyków NPR12. Oprócz Krakowa PZZ rozwijały się w Wadowicach, Białej i Żywcu. Podjęto próbę włączenia w działalność NRR również organizacji zawodowych i politycznych funkcjonujących na gruncie krakowskim już od kilkunastu lat. Przykładem może być Polski Związek Narodowy (PZN)13, którego członkami byli wybitni działacze NPR w Krakowie: dr S. Klimecki, Możdżeński i Skulski. Organ prasowy PZN pn. Wawel wymieniano w Sprawie Robotniczej jako jeden z organów NZR a następnie NPR w Małopolsce. Zamieszczano również przedruki artykułów z Wawelu w prasie centralnej NRR14. W 1922 roku S. Klimecki doprowadził do zmiany nazwy i statutu PZN, włączając go w struktury ZZP. Spotkało się to z ostrą reakcją prezesa PZN dr. M. Nartowskiego, który podważał praworządność tej decyzji, zaś długoletni konflikt tym spowodowany paraliżował działalność organizacji 15. Na początku lat dwudziestych XX w. powstały w Zagłębiu Chrzanowskim oddziały ZZP (w Jaworznie, Sierszy, Brzeszczu), których liczebność wynosiła 570 członków skupionych w związku górników, kolejarzy i robotników chemicznych16. Kolejnym ośrodkiem NRR na terenie Małopolski był Nowy Sącz, gdzie zapoczątkowano tworzenie organizacji na początku 1919 r., a już w kwietniu tego roku donoszono, że skupia ona około 1500 członków i posiada własny sklep zaopatrujący tysiące osób (Spółdzielnia „Robotnik”)17. Do głównych dzia11 12 13 14 15 16 17 „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 7, s. 4. PZZPP pozostawał przez cały czas swojego funkcjonowania związkiem niezależnym. Jego członkami były przeważnie osoby bezpartyjne, ale również skupiał on w swoich szeregach przedstawicieli większości polskich ugrupowań politycznych PPS, PSL „Wyzwolenia”, NPR, ChD i ZLN. Por. „Pocztowiec”, 1925, nr 10, s. 2. Polski Związek Narodowy za główny swój cel obrał sobie skupianie rzesz robotniczych i inteligenckich w organizacjach o charakterze kulturalno-oświatowym i zawodowym. Pod jego kuratelą zorganizowano: Bratnią Pomoc (Kasę Chorych), Powszechną Kasę Zaliczkową oraz Związek Gospodarczy. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 19, s. 1. Konflikt toczył się przez kilka lat i był głównym tematem poruszanym na łamach Wawelu, który ukazywał się nieregularnie. A. Pilch, Dzieje ruchu robotniczego w Krakowskiem 1918-1939, Kraków 1987, cz. I, s. 105. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 18, s. 4. 72 A. Laska łaczy NRR na terenie Nowego Sącza należeli głównych S. Cudek i F. Bulsiewicz. Założono wówczas również związki zawodowe, głównie na terenie kolei – PZK, którego kierownikami byli: F. Bulsiewicz i inż. H. Suchanek18. Rozwój organizacyjny nastąpił również na terenie Tarnowa, gdzie 9 kwietnia 1919 r. odbyło się zebranie inicjujące działalność NRR w tym mieście. Głównym prelegentem był Piwowarczyk, który omówił program NZR. Wybrano Komitet Okręgowy składający się z K.B. Kubicza (przewodniczący), F. Pacocha (zastępca), S. Krupy (sekretarz), J. Zmarzłego (skarbnik), A. Patrońskiego, M. Klusika, J. Płuczka, J. Bujalskiego (wydziałowi)19. Również w Tarnowie zakładano Polskie Związki Zawodowe, głównie przemysłu spożywczego, konfekcyjnego i galanteryjnego, które to w 1921 r. liczyły nieco ponad 200 członków20. Jako jedna z pierwszych powstała placówka NZR w Przemyślu. Jej zebranie konstytucyjne odbyło się w dniu 23 lutego 1919 r. Obrady zagaił długoletni członek i kierownik NZR W. Robliczek, zalecając do przyjęcia program NZR z Królestwa Polskiego. Następnie przemówił I. Stęborowski, Piwowarczyk i inż. K. Osiński21. Do miejscowego komitetu NZR wybrano na przewodniczącego W. Robliczka, jako zastępcę przewodniczącego – M. Ziemiańskiego, jako sekretarza – M. Romaszewskiego, jako zastępcę sekretarza – A. Mikotza i inż. K. Osińskiego, na skarbnika – L. Fiałkiewicza, zaś na członków – S. Zajączkowskiego, prof. I. Żychowskiego, A. Różyckiego, M. Pikulskiego, W. Krasnopolskiego i S. Olszewską22. Działacze przemyscy zainicjowali również działalność NZR i PZZ w Rzeszowie (kwiecień 1919 r.)23 i Jarosławiu. Powstała również organizacja NZR na terenie Lwowa oraz kilka oddziałów PZZ (związki zawodowe: murarzy, robotników drzewnych, kucharzy, krawców, rymarzy i pracowników kolei). W lipcu 1919 r. we Lwowie wydano pierwszy numer organu prasowego NZR Przeglądu Robotniczego. Już 13 kwietnia 1919 r. odbył się w Tarnowie zjazd NZR dzielnicy Małopolskiej. Wzięło w nim udział 37 delegatów posiadających 58 głosów oraz dele18 19 20 21 22 23 T. Duda, Z dziejów ruchu robotniczego w Nowym Sączu w okresie międzywojennym, „Rocznik Sądecki”, 1971, t. XII, s. 239-240. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 18, s. 4. A. Pilch, Dzieje ruchu…, op. cit., cz. I, s. 105. Kazimierz Osiński był wybitnym działaczem społecznym i kulturalnym na terenie Przemyśla. Jego działalność w Towarzystwie Szkoły Ludowej (TSL) przyczyniła się do powstania licznych kół TSL w Małopolsce (np. Jarosław, Nowy Sącz). Jednoczesna działalność w NZR, a następnie w NPR pozwoliła na częstą współpracę na terenie lokalnym między TSL i NPR, opartą jednak wyłącznie na więzach personalnych. Działalność K. Osińskiego w NPR została zakończona w 1922 r., kiedy to związał się on z obozem Józefa Piłsudskiego. A. Sierszeń-Wójcik, K.M. Osiński (1883-1956). Materiały do bibliografii, „Rocznik Przemyski”, 1990, s. 380-388. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 13, s. 2. W Rzeszowie w dniu 14 grudnia 1919 r. odbyła się konferencja delegatów PZZ z Rzeszowa i okolic, na której postanowiono energicznie przystąpić do organizowania PZZ we wszystkich fachach oraz omówiono szczegółowo projekt tworzenia organizacji PZZ. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 73 gat Zarządu Głównego z Warszawy – B. Fichna wraz z przedstawicielem ekspozytury Zarządu Głównego na Małopolskę J. Bujalskim. Reprezentowane były miejscowości: Biała, Chrzanów, Kraków, Lwów, Nowy Sącz, Przemyśl, Rzeszów, Jarosław, Siersza Wodna, Tarnów. Zjazd miał charakter organizacyjny, choć uchwalono również kilka rezolucji politycznych24. W sprawach organizacyjnych uchwalono, że „1. Zjazd NZR Małopolski stwierdza połączenie wszystkich organizacji powstałych na swym terenie pracy z organizacją NZR w b. Królestwie i poddaje się tym samym zarządowi Głównemu NZR w Warszawie, 2. Dla przeprowadzenia należytej akcji organizacji na terenie Małopolski zjazd uchwala stworzyć zarządy okręgowe w miejscowościach: Lwów, Przemyśl, Rzeszów, Tarnów, Kraków, Nowy Sącz, 3. Dla kierowania pracami organizacyjnymi w b. zaborze austriackim zjazd zwołuje biuro wykonawcze”25. Dodatkowym celem zjazdu było również opracowanie założeń programowych PZZ działających na terenie Małopolski i podjęcie działań zmierzających do ich centralizacji26. Pobyt B. Fichny, jednego z naczelnych działaczy NZR, na terenie Małopolski nie ograniczył się tylko i wyłącznie do uczestnictwa w zjeździe tarnowskim. Odwiedzał on również mniejsze skupiska NZR-owskie. Pokłosiem tych wizyt było opublikowanie we wrześniu 1919 r., w centralnym organie NZR – Sprawie Robotniczej – artykułu pt. „Wrażenia z Małopolski”. B. Fichna zaprezentował w nim ocenę rozwoju i perspektywy narodowego ruchu robotniczego na terenie Małopolski. Stwierdził: „Cały szereg miejscowości, jak Nowy Sącz, Tarnów, Przemyśl, Rzeszów, Jarosław, Lwów, coraz potężniej odczuwają naszą robotę i nasz wpływ. W tych ośrodkach jednak ruch nasz nie posiada charakteru czysto robotniczego, bo ani tam wielkiego przemysłu nie ma, ani silniejszych skupień mas robotniczych. Poza robotnikiem są tu do opanowania rzemieślnicy, kolejarze, urzędnicy i oni też nadają charakter naszej organizacji. Już dziś takie miejscowości, jak Sokal, Sambor, Borysław, Drohobycz ideą naszą przesiąkają (…). O ile centrum roboty organizacyjnej wschodu jest bez24 25 26 Dotyczyły one: żądania od koła sejmowego i Zarządu Głównego, aby w kwestii kresów zachodnich, szczególnie Górnego Śląska, Śląska Cieszyńskiego, Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Prus Królewskich zajęły zdecydowane stanowisko i dążyły z całą stanowczością, posługując się wszelkimi środkami parlamentarnymi i dyplomatycznymi, aby ziemie te przypadły państwu polskiemu. Żądano również zaprowadzenia sądów doraźnych w sprawach dotyczących paskarzy oraz poruszono sprawę wzrastającego bezrobocia. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 26, s. 1. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 26, s. 1. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 24, s. 2-3 i nr 29, s. 2-3. Obecny na zjeździe jeden z czołowych działaczy NZR B. Fichna, relacjonując wydarzenia tarnowskie, stwierdzał: „krótkie pokłosie pracy organizacyjnej wydało obfite rezultaty. (…) Ruszyły się dawne placówki naszego ruchu, jak Lwów, nowe życie rozpoczęły tego rodzaju miejscowości, jak Rzeszów, Nowy Sącz, Jarosław, bujnie się krzewiący Przemyśl, Tarnów. Rąk naszych i naszej pracy, naszej literatury i żywego słowa z niecierpliwością wyczekują główne ogniska robotnicze, jak Zagłębie Chrzanowskie, Wieliczka itp.”. 74 A. Laska sprzecznie Lwów, dla środkowej Galicji Przemyśl, o tyle dla zachodu – Kraków. Posiada on pierwszorzędne znaczenie, bo centrala w Krakowie winna ześrodkować u siebie całą pracę dla Zagłębia Chrzanowskiego (węgiel), winna stworzyć ośrodki w Wieliczce i Bochni (sól), winna ręką sięgać po Bielsko-Białą (przemysł tkacki), wreszcie zbudować pomost do opanowania Śląska Cieszyńskiego”27. Drogą do realizacji tych planów było tworzenie oprócz organizacji politycznych również Polskich Związków Zawodowych. W tym samym czasie co zjazd w Tarnowie odbywał się w Warszawie zjazd PZZ, na którym wśród 149 delegatów reprezentujących 113 związków zawodowych znajdowali się również przedstawiciele związków małopolskich (Zachara z Krakowa i Kurowski ze Lwowa)28. Realizując uchwały zjazdu NZR dla Małopolski, w dniu 27 kwietnia 1919 r. zorganizowano nadzwyczajne walne zgromadzenie NZR w Przemyślu. Sprawozdanie z działalności komitetu miejscowego złożył W. Robliczek, który jednocześnie zamknął jego działalność. W jego miejsce powołano do życia obszerny wydział okręgowy dla Przemyśla. Zawiązano również spółkę spożywczą dla członków NZR29. W dniach 8-10 czerwca 1919 r. obradował w Warszawie XVII Zjazd NZR. Postawiono przed nim dwa główne zadania: po pierwsze uchwalenie nowego programu NZR, po drugie doprowadzenie do zjednoczenia NSR i NZR w jedną organizację polityczną. W tym celu powołano do życia komisję porozumiewawczą, w której skład weszli przedstawiciele NSR (W. Hertz i E. Bigoński), NZR (L. Waszkiewicz, W. Malangiewicz, K. Dagnan) i NZR z Małopolski (S. Kaszczuk i W. Robliczek). Postanowiono połączyć NSR i NZR, i w tym celu były prowadzone rozmowy między zarządami obu organizacji30. Szersza akcja NZR na terenie Małopolski miała miejsce w sierpniu 1919 r., kiedy to, odpowiadając na odezwę Głównego Komitetu Wykonawczego NZR (GKW) w sprawie powstania śląskiego, organizacje partyjne samodzielnie lub łącznie z innymi partiami urządzały wiece protestacyjne. Do jednego z takich wieców doszło we Lwowie. Urządzono go na dziedzińcu ratusza. Przemawiali 27 28 29 30 „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 53, s. 3-4. Według sprawozdania delegaci reprezentowali 31 216 członków. Zjazd otworzył E. Bernatowicz, prezes Rady Okręgowej PZZ. Do prezydium zjazdu weszli: S. Nowicki – Poznań, S. Hellich – Łódź, Flak – Zagłębie Dąbrowskie, Wójcik – Poznań, B. Jędralski – Będzin, I. Radlicki – Warszawa, Follcher – Poznań, W. Przybyła – Górny Śląsk, L. Leśniewski – Westfalia, Zachara – Kraków, Kurowski – Lwów. „Prawda”, 1919, nr 9, s. 1. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 26, s. 3. Otwarcie sklepu spółdzielczego NZR w Przemyślu odbyło się 1 czerwca 1919 r. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 38, s. 1; nr 39, s. 1. Por. T. Monasterska, Narodowy Związek Robotniczy, Warszawa 1973, s. 371-375. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 75 na nim mówcy NZR, m.in. Piwowarczyk, który imieniem NZR zgłosił rezolucję, którą po przyjęciu wysłano telegrafem do Warszawy31. W dniu 19 września 1919 r. odbyła się we Lwowie konferencja delegatów NZR sekcji małopolskiej. Obrady zagaił w imieniu Biura Wykonawczego jego przewodniczący a zarazem wiceprezes Rady Głównej – S. Kaszczuk. Reprezentowane były wówczas przez delegatów takie ośrodki, jak: Kraków, Tarnów, Rzeszów, Przemyśl, Jarosław, Sambor, Milatyn, Lwów. Na konferencję nie przybyli delegaci z Borysławia, Drohobycza, Stanisławowa i Tarnopola. Do prezydium konferencji zostali wybrani: W. Waller – przewodniczący NZR w Rzeszowie, W. Robliczek – prezes NZR w Przemyślu i Hałabut – prezes NZR w Jarosławiu, na sekretarza powołano Wolskiego prezesa NZR w Krakowie i S. Krupę – sekretarza NZR w Tarnowie. Omawiając działalność partii w ostatnim okresie, stwierdzono powstanie placówek w Samborze i Tarnopolu. Prace prowadzono głównie w trzech komisjach: komisji organizacyjnej (przewodniczący Rudkowski), komisji prasowej (przewodniczący W. Dąbrowski) i komisji związków zawodowych (przewodniczący S. Kaszczuk). Komisja prasowa postanowiła utrzymać Przegląd Robotniczy i w krótkim czasie przystąpić do wydawnictwa nowego, własnego organu. Celem zasilenia funduszu prasowego uchwaliła urządzić w całym kraju „Dzień prasy”. Zagadnienie posiadania przez organizacje NRR własnych czasopism było aktualne przez cały okres ich funkcjonowania. Podejmowano liczne próby stworzenia własnego organu prasowego: w Krakowie – Nasz Głos, w Tarnowie – Robotnik Tarnowski, w Nowym Sączu – Robotnik i Trybuna Społeczna, we Lwowie – Pochodnia, Przegląd Robotniczy i Głos Pracowników Fizycznych, Umysłowych, Emerytów i Inwalidów (ZZP). Jednak wszystkie te inicjatywy okazywały się nietrwałe lub przewidziane były na okres propagandy wyborczej w okresie wyborów parlamentarnych. W podjętych na konferencji uchwałach wzywano koło sejmowe NZR, aby odnośnie do kresów zachodnich i wschodnich zajęło zdecydowane stanowisko. Domagano się także nowych wyborów samorządowych w Małopolsce oraz apelowano o podjęcie działań, których efektem byłoby polepszenie bytu robotników. Konferencja delegatów NZR sekcji małopolskiej uznała potrzebę zakładania PZZ i w tym celu poleciła Komisji PZZ utworzenie centrali we Lwowie wraz z generalnym sekretariatem na Małopolskę32. Na czele komisji konsolidującej 31 32 „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 50, s. 1, 3. W celu prowadzenia szerszej akcji pomocy Górnoślązakom utworzono w Warszawie Robotniczy Komitet Obrony Śląska, w skład którego weszli: E. Bernatowicz, J. Bujalski, A. Chądzyński, W. Dunin, B. Fichna, J. Gacki, inż. S. Kaszczuk, R. Malangiewicz, M. Łaszczyński, E. Pepłowski, poseł A. Piekarski, poseł Sz. Rajca, I. Radlicki, G. Simon, L. Waszkiewicz, W. Wojewódzki, K. Wodzinowski, H. Wyrzykowski. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 54, s. 3. Pod koniec 1919 r., według oceny L. Hassa, w ruchu zawodowym Galicji i Śląska Cieszyńskiego nastąpiło przesunięcie. Wzrosła liczba związkowców zrzeszonych w związkach chrześcijańsko-społecznych (z 12% w 1914 r. do 18% w 1919 r.), pojawiły się związki narodowo-solidarystyczne, które skupiły 7% zrzeszonych, 76 A. Laska działania zarówno związków zawodowych, jak i kooperatyw stanął działacz lwowskiego NZR S. Kaszczuk. Dalszą akcję konsolidacyjną prowadzono również w latach następnych. Już w dniu 1 marca 1920 r. na podobnej naradzie we Lwowie podjęto uchwałę, która wzywała wszystkie spółdzielnie do połączenia się w jedną organizację spółdzielczą ze wspólną centralą33. W dniu 14 grudnia 1919 r. odbył się w klubie organizacji rzeszowskiej zjazd członków Rady Głównej NZR zamieszkałych w Małopolsce oraz członków Biura Wykonawczego i przedstawicieli koła sejmowego. Na zjazd przybyli delegaci z Lwowa, Przemyśla, Krakowa, Tarnowa, Rzeszowa, Jarosławia i ze Skalnego. Przewodnictwo nad obradami objął S. Kaszczuk. Referat o sytuacji politycznej wygłosił W. Michalak34. Na tym spotkaniu omawiano działalność Małopolskich starostów niechętnie patrzących na zakładane przez NZR kooperatywy i konsumy robotnicze35. Jednocześnie z obradami członków organizacji politycznej w drugiej sali odbywał się zjazd przedstawicieli kooperatyw i konsumów robotniczych pod przewodnictwem posła kujawskiego I. Postolskiego. Podjęto wówczas rezolucję, aby wszystkie kooperatywy i konsumy z Małopolski zorganizowały krajowy związek kooperatyw spożywczych36. Olbrzymią rolę jaką przypisywano rozwojowi ruchu spółdzielczego w Małopolsce potwierdzają konferencje zorganizowane przez NRR w Tarnowie i Lwowie. Pierwsza z nich miała miejsce 22 lutego 1920 r. i odbywała się pod przewodnictwem Piwowarczyka. Jednym z postanowień było utworzenie ze wszystkich Polskich Związków Zawodowych tzw. Tarnowskiego Zjednoczenia Zawodowego. Konferencja we Lwowie odbyła się w dniu 1 marca 1920 r. w sali biura wykonawczego NZR. Obrady trwały dwa dni, a ich głównym tematem było omówienie spraw aprowizacyjnych i kooperatyw spożywczych. W obradach uczestniczyli delegaci z okręgów NZR z całej Małopolski37. 33 34 35 36 37 natomiast skurczył się wpływ związków klasowych z 88% w 1914 r. do 75% w 1919 r. L. Hass, „Zasięg organizacyjny ruchu zawodowego robotników w Drugiej Rzeczypospolitej”, „Kwartalnik Historyczny”, 1991, nr 4, s. 45. Z. Pawluczuk, Narodowo-chrześcijańskie związki zawodowe a spółdzielczość w Polsce, „Kwartalnik Historii Ruchu Zawodowego”, 1982, z. 1-2, s. 30-31. Walenty Michalak był posłem Sejmu Ustawodawczego wybranym z okręgu nr 12 obejmującego miasto Łódź. Na terenie Łodzi prowadził całe swoje życie polityczne i społeczne w NZR, a następnie w NPR. W okresie zaborów pracował na terenie Galicji przy remontach mostów, jako podmajster robót żelazo-betonowych. Należał w tym czasie do rzeszowskiego „Strzelca”. T. Rzepecki, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej 1919 roku, Poznań 1920, s. 123. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 63, s. 3. „Sprawa Robotnicza”, 1919, nr 63, s. 3. W czasie przerwy obiadowej udano się do sali „Sokoła”, gdzie odbywał się wiec w sprawie ziemi Czerwieńskiej zorganizowany prze Obronę Narodową. Na wiecu przewodniczył prezes NZR w Rzeszowie W. Waller. Mowę wygłosił poseł W. Michalak. „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 11, s. 5. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 77 W maju 1920 r. miał miejsce kongres połączeniowy NZR i NSR w Warszawie, który powołał do życia nową organizację polityczną pod nazwą Narodowa Partia Robotnicza. Cała organizacja Małopolska NZR zgłosiła akces do NPR, choć jej przedstawiciele, a zwłaszcza reprezentant Nowego Sącza dr A. Benisz, opowiedzieli się w dyskusjach programowych za zradykalizowaniem programu politycznego38. Pierwszy okres działalności NPR miał na celu głównie konsolidację organizacji z ziem byłych zaborów, jak również wspólne wypracowanie podstaw programowych NPR i opracowanie statutu organizacji. Wraz z konsolidacją organizacji politycznych przygotowywano grunt pod zjednoczenie związków zawodowych. Do nowo wybranej Rady Naczelnej NPR z terenu Małopolski weszli: dr J. Bujalski z Tarnowa, W. Dąbrowski ze Lwowa, K. Kornicki z Krakowa, W. Robliczek z Przemyśla i Zakrzewski z Tarnopola39. Dnia 27 czerwca 1920 r. odbyła się we Lwowie, w klubie partyjnym konferencja delegatów NPR z Małopolski przy współudziale prezesa GKW NPR A. Chądzyńskiego i 29 delegatów reprezentujących 11 okręgów i 23 gniazda organizacyjne. Podjęto na niej rezolucję o treści następującej: „Konferencja delegatów NPR w Małopolsce wybierze Biuro Wykonawcze złożone z 10 osób. Biuro wykonawcze kieruje pracą organizacyjną NPR w Małopolsce. Biuro Wykonawcze dzieli się na dwie sekcje: zachodnią i wschodnią, każda jest złożona z 5 członków. Do sekcji zachodniej należą sprawy organizacji zachodniej części kraju, do sekcji wschodniej należą sprawy organizacji wschodniej części kraju. Konferencje Małopolski odbywają się co najmniej raz na rok lub częściej w razie potrzeby. Konferencje zwołuje Biuro Wykonawcze przy udziale obu sekcji. Siedzibą sekcji wschodniej jest Lwów, zachodniej Tarnów”. W kolejnym dniu obrad zapadły uchwały co do mającej powstać hurtowni kooperatyw NPR w Małopolsce40. Dnia 13 lutego 1921 r. odbył się w Przemyślu zjazd delegatów NPR na Małopolskę. Przewodniczył mu prezes NPR J. Jankowski i poseł J. Zagórski. Omawiając zagadnienia organizacyjne, stwierdzono, że NPR ma już w prawie wszystkich powiatach swoje struktury partyjne41. Z pewnością twierdzenie to mijało się z prawdą, gdyż rozwój organizacyjny co prawda następował, ale był 38 39 40 41 „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 22, s. 2. Na czele grupy radykalnej stał wywodzący się z Nowego Sącza K. Dagnan, który od samego początku walczył o nadanie NPR kierunku narodowosocjalistycznego (nie należy utożsamiać z ideologią narodowo-socjalistyczną w Niemczech). „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 23, s. 3. „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 30, s. 4. Do Biura Wykonawczego wybrano: Sekcja zachodnia: 1. Bujalski (Tarnów), 2. Kański (Tarnów), 3. Piwowarczyk (Tarnów), 4. Pełka (Kraków), 5. Robliczek (Przemyśl). Sekcja wschodnia: 1. Dąbrowski (Lwów), 2. Kaszczuk (Lwów), 3. Szlemiński (Lwów), 4. Szafran (Sambor), 5. Zakrzewski (Tarnopol). „Sprawa Robotnicza”, 1921, nr 9, s. 5. 78 A. Laska on bardzo powolny i obejmował ośrodki, w których już funkcjonowały filie partyjne. Aktywność NPR w Małopolsce na początku 1921 r. skupiła się głównie wokół organizacji wieców w sprawie przyłączenia Górnego Śląska do Polski42. Podjęto również akcję zakładania kooperatyw robotniczych. Dużą rolę przywiązywano do uczestnictwa przedstawicieli NPR w radach Kas Chorych. W 1921 roku znaczne powodzenie uzyskano w Tarnowie, gdzie przedstawiciele NPR i PZZ zdobyli prawie 30% mandatów43. Sprawdzianem organizacyjnym małopolskiej NPR był II Kongres partii, który odbył się w dniach 4, 5 i 6 września 1921 r. w Krakowie. Był on o tyle ważny, że miały na nim zapaść ostateczne decyzje co do programu i statutu ugrupowania. Jednym z najważniejszych czynników wskazania Krakowa jako miejsca kongresu była bliskość Górnego Śląska i możliwość przybycia na kongres delegacji tej jednej z najsilniejszych dzielnic NPR44. Przedstawiciele małopolskiej NPR wzięli czynny udział w obradach kongresu. Jako gospodarz występował K. Kornicki, który wszedł również w skład prezydium kongresu45. Przedstawiciele Małopolski mieli trzech przedstawicieli w 32-osobowej komisji programowej (S. Kaszczuk, dr S. Klimecki, K. Kornicki)46, jednego w komisji matce (Szlemiński ze Lwowa), jednego w komisji statutowej (S. Cudek z Nowego Sącza)47. W debacie kongresowej wziął udział Malinowski z Tarnowa, który według relacji prasowej „scharakteryzował reakcyjną politykę rządu Witosa w Małopolsce i samowolę administracyjną b. delegata Gałeckiego, apelując o wydatne poparcie akcji NPR w tej dzielnicy celem skutecznego przeciwdziałania szkodnikom państwowym”48. W końcowej dyskusji programowej w imieniu organizacji małopolskiej przemawiał S. Klimecki, który zarzucił projektowi programu rozwlekłość i nie42 43 44 45 46 47 48 Już 10 kwietnia 1921 r. zorganizowano taki wiec w Krakowie, następnie w Przemyślu, Tarnowie, Tarnopolu, Samborze, Lwowie i ponownie w Krakowie. „Sprawa Robotnicza”, 1921, nr 18, s. 5. A. Pilch, Dzieje ruchu…, op. cit., cz. I, s. 166-167. Delegacja górnośląska w drodze na kongres napotkała opór władz koalicyjnych, które nie chciały wypuścić członków NPR i ZZP do Polski. Było to możliwe dopiero po interwencji J. Rymera przewodniczącego górnośląskiej NPR, pełniącego w tym czasie funkcję prezesa Naczelnej Rady Ludowej na Górnym Śląsku. W skład prezydium, oprócz K. Kórnickiego, weszli: prezes J. Jankowski (z Warszawy), J. Rymer (z Katowic), prezes ZZP F. Mańkowski (z Poznania). Komisja programowa: Arczyński, Bartniczak, poseł A. Chądzyński, A. Ciszak, Drukarczyk, dr W. Eichler, J. Faustyniak, poseł W. Herz, prezes NPR J. Jankowski, Janus, B. Jędralski, Kamrowski, S. Kaszczuk, dr S. Klimecki, K. Kornicki, ks. dr T. Kubina, prof. L. Kulczycki, F. Mańkowski, Maciński, M. Milczyński, Milewski, E. Pepłowski, K. Popiel, W. Pawlak, M. Romaszewski, poseł J. Rymer, F. Roguszczak, Ślęzak, poseł L. Waszkiewicz, W. Wieczorek, W. Wojewódzki, H. Wawrzykowski. „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 38, s. 2. ”Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 38, s. 3. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 79 jasność49. Ostatecznie przedstawiciele Małopolski głosowali za przyjęciem programu. Uchwalono również statut partii, który od tej pory stał się główną wytyczną organizacji partyjnych. Na zakończenie kongresu wybrano nową Radę Naczelną, w której organizację małopolską reprezentowali: dr J. Bujalski z Tarnowa, S. Cudek z Nowego Sącza, S. Kaszczuk ze Lwowa, K. Kornicki z Krakowa, M. Romaszewski z Przemyśla. Wybrano również nową Radę Naczelną NPR, w skład której wszedł J. Bujalski jako jeden z trzech wiceprezesów NPR50. W okresie kongresu wybrano nowe kierownictwo krakowskiej organizacji NPR, w skład którego weszli: Możdzeński – prezes, Bobrowski, Dąbrowski, Kornicki, Klimecki, Kozioł, Madera, Ratyński, Sokołowski, Wolski51. Okres pokongresowy poświęcony był przygotowaniom do zmian organizacyjnych, których wprowadzenie wymuszał nowy statut partii. Jednocześnie koniec 1921 r. przyniósł ze sobą pojawienie się ponownie nierozstrzygniętego ostatecznie na gruncie międzynarodowym zagadnienia przynależności Małopolski wschodniej. NPR kategorycznie opowiedziała się za pozostaniem tych ziem w granicach państwa polskiego. W dniu 2 października 1921 r. odbyła się konferencja delegatów NPR z Małopolski wschodniej, na której był obecny prezes J. Jankowski i poseł W. Herz. Podjęte na niej rezolucje stwierdzały, że „konferencja Małopolskiej NPR uważa sprawę przynależności Małopolski wschodniej za przesądzoną i wzywa Klub Poselski do odparcia wszelkich zakusów kwestionujących tę przynależność”. Stwierdzono również, że: „wobec bratniego narodu ruskiego domagamy się sprawiedliwego postępowania, lecz należy zerwać z (…) systemem protegowania wrogich nam agitatorów ukraińskich”52. Stanowisko takie zostało potwierdzone również na konferencji okręgowej we Lwowie, która miała miejsce 6 listopada 1921 r. Poddano na niej ocenie projekt PPS dotyczący autonomii dla Małopolski wschodniej. Rezolucje podjęte na tej konferencji mówiły, iż „1. Komitet Okręgowy Lwów stwierdza, że projekt autonomii wniesiony przez PPS dla Małopolski wschodniej, tak ze względu na osnowę, jak i chwilę wybraną po wniesieniu jest dla interesów polskich szkodliwy. 2. Stosunki pomiędzy obu narodami dadzą się zupełnie pomyślnie ułożyć na gruncie autonomii wojewódzkiej. 3. Domaga się aktywnej akcji przeciwko agitatorom bolszewicko-ukraińskim. 4. Ponieważ zarządzenia policyjne w sprawie uchodźców żydowskich są dziwnie niedbale wykonywane, konferencja domaga się bardzo zdecydowanej w tym kierunku egzekucji”53. 49 „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 38, s. 3. „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 38, s. 4-5. 51 „Sprawa Robotnicza”, 1920, nr 38, s. 5. 52 „Sprawa Robotnicza”, 1921, nr 43, s. 4. 53 „Sprawa Robotnicza”, 1921, nr 50, s. 3. 50 80 A. Laska Dnia 4 grudnia 1921 r. w Krakowie odbyła się konferencja NPR województwa krakowskiego. Jej głównym celem była reorganizacja struktur organizacyjnych zgodnie z wymogami uchwalonego na II Kongresie NPR statutu. Konferencji przewodniczył dr S. Klimecki, na zjazd przybyli: prezes NPR J. Jankowski (przedstawił referat organizacyjny) i poseł W. Herz (przedstawił referat polityczny). Ze składanych sprawozdań wynikało, że w Nowym Sączu NPR liczy ponad 2 tys. członków, a w wyborach do Kasy Chorych zdobyła 9 mandatów. Rozwój organizacyjny NPR i PZZ nastąpił również w Bielsku, gdzie po wiecu, któremu przewodniczył poseł M. Tomczak z Pabianic, założono Polskie Związki Zawodowe Robotników Włókienniczych „Praca”, które miały liczyć ok. 3 tys. członków. Założono również Związek Metalowców ZZP skupiający 500 członków. Na zakończenie obrad wybrano nowy Zarząd Wojewódzki, w skład którego weszli: dr S. Klimecki (przewodniczący), Ratyński, Dereń, Bobrowski, Wolski z Krakowa, Obrzut z Bielska, Kudlik z Nowego Sącza, Bednarz z Tarnowa, Świder z Chrzanowa54. W 1921 roku rozpoczęto szerszą pracę na niwie zawodowej. Głównym bodźcem stało się włączenie Polskich Związków Zawodowych w skład Zjednoczenia Zawodowego na sejmiku ZZP w dniach 30 i 31 października oraz 1 listopada 1921 r.55. Dotyczyło to również powstałego w 1921 r. PZZ Robotników Rolnych i Leśnych, który szybko stał się dzięki wchłonięciu przez Związek Robotników Rolnych i Leśnych ZZP (ZRRiL ZZP) jednym z najsilniejszych ogniw NPR w Małopolsce. W 1922 roku wydarzeniem, któremu były podporządkowane wszystkie działania polityczne były wybory parlamentarne. Na terenie Małopolski NPR wystawiła własne listy w okręgach: nr 41 (miasto Kraków), nr 42 (Kraków, Chrzanów, Oświęcim, Olkusz i Miechów), nr 43 (Wadowice, Biała, Myślenice, Żywiec, Nowy Targ, Spisz, Orawa), nr 45 (Tarnów, Pilzno, Brzesko, Dąbrowa, Grybów, Gorlice), nr 47 (Rzeszów, Jarosław, Przeworsk, Łańcut, Nisko), nr 49 (Sambor, Stary Sambor, Liska, Rudki, Mościska, Gródek), w pozostałych okręgach, w których występowała, zblokowała się ze stronnictwami „Chjeny”. Kandydatami z listy NPR w okręgu 41 byli: K. Kornicki, dr S. Klimecki, dr S. Weiner, F. Cichy (kierownik parowozowni PKP), E. Hohenauer (emerytowany generał), M. Wojnarowa, natomiast w okręgu nr 43: F. Rogacki (sekretarz 54 55 „Sprawa Robotnicza”, 1921, nr 51, s. 2. Według oceny K. Dagnana w skład ZZP weszły następujące związki: Polskie Związki Zawodowe Robotników Rolnych z siedzibą w Warszawie (teren działania: były zabór rosyjski i austriacki) – 23 113 członków, Polskie Związki Zawodowe Robotników Browarów – Tarnów (teren działania: Tarnów) – 40 członków, Polski Związek Zawodowy Pracowników Młynarskich – Tarnów – 70 członków, Polski Związek Zawodowy Rymarzy i Siodlarzy – Tarnów – 41 członków, Polski Związek Zawodowy Robotników Miejskich – Jarosław – 50 członków, Polski Związek Zawodowy Podurzędników i Skomtystów – Lwów – 175 członków. K. Dagnan, Pracownicze związki zawodowe w Polsce w roku 1921, „Praca i Opieka Społeczna”, 1922, z. 1, s. 46-48. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 81 PZZ), J. Mrowec i W. Szumilska56. Kandydatem na senatora z województwa krakowskiego był Smyrczyński. Na liście państwowej NPR do sejmu z terenów Małopolski znaleźli się: K. Kornicki – urzędnik pocztowy z Krakowa, M. Ambros – profesor gimnazjum ze Lwowa, dr S. Klimecki – adwokat, prezes zarządu NPR na województwo krakowskie z Krakowa, M. Romaszewski – urzędnik pocztowy z Przemyśla, A. Bobrowski – urzędnik pocztowy z Krakowa, I. Burlaga – urzędnik kolejowy z Dakowca. Akcja przedwyborcza NPR była skierowana głównie przeciwko PPS i komunistom. W niektórych ośrodkach w okresie kampanii NPR rozpoczęła wydawanie prasy, która wkrótce po wyborach zaniknęła57. Ogółem na listy NPR w wyborach parlamentarnych w 1922 r. oddano na terenie Małopolski blisko 11 tys. głosów, jednak nie pozwoliło to na uzyskanie z tego terenu żadnego mandatu58. W 1923 roku krakowska organizacja NPR doznała silnego osłabienia poprzez przejście jednego z czołowych jej działaczy K. Kornickiego do PPS59. Rozwój ZRRiL ZZP na terenie Małopolski rozpoczął się w 1923 r. Doprowadził on w szybkim tempie do widocznych wyników. Już w 1924 r. doszło do zawarcia pierwszej umowy zbiorowej w rolnictwie małopolskim60. Związek ten utrzymywał w Małopolsce 16 sekretarzy i przekazywał na rozwój działalności swych oddziałów znaczne sumy pieniędzy61. ZRRiL ZZP nie był wyjątkiem wśród związków skupionych w ZZP. Według S. Rychlińskiego Zjednoczenie Zawodowe Polskie wśród robotników przemysłowych na terenie Małopolski zasługiwało na uwagę głównie w województwie krakowskim – w górnictwie62 oraz stanisławowskim – w kopalniach soli potasowych63. W 1924 roku rozpoczęto również organizację oddziałów 56 57 58 59 60 61 62 63 A. Pilch, Dzieje ruchu…, op. cit., cz. I, s. 150. Por. T. Duda, Z dziejów ruchu …, op. cit., s. 239-240. Okręg nr 41 – 1817 głosów, okręg nr 42 – 3476 głosów, okręg nr 43 – 1975 głosów, okręg nr 45 – 959 głosów, okręg nr 47 – 2107 głosów, okręg nr 49 – 574 głosów. T. i W. Rzepeccy, Sejm i Senat 1922-1927, Poznań 1923. A. Pilch, Dzieje ruchu…, op. cit., cz. I, s. 272. W 1924 roku ZRRiL ZZP założył filie w powiecie dobromilskim i samborskim. W Dobromilu kierownikami Związku byli Tomasz Koralewicz (zamieszkały w Hermanowicach pow. Przemyśl) i Leon Żurawicz (zamieszkały w Przemyślu). Dierżawnyj Archiw Lwowskoj Obłasti, fonda 1, opis 52, sprawa 140, k. 17 i 42v (dalej: DALO). Archiwum Państwowe w Poznaniu, Spuścizna F. Szymańskiego, sygn. 35, k. 2 (dalej: AP w Poznaniu). Według Sprawozdania z II Walnego Zebrania Związku Górników ZZP w Katowicach w 1926 r. związek ten w województwie krakowskim zrzeszał 200 członków (w 1925 r. tylko 81). Związek Górników Zjednoczenia Zawodowego Polskiego starał się o rejestrację w Urzędzie Wojewódzkim w Stanisławowie już w listopadzie 1922 r. (filia w Kałuszu). Spotkał się jednak z odmową z powodu uchybień formalnych. DALO, fonda 1, opis, 52, sprawa 135, k. 4v. 82 A. Laska Związku Górników ZZP w Zagłębiu Borysławskim64. Wśród robotników rolnych ZZP miało silne wpływy w Małopolsce środkowej (powiaty: tarnobrzeski, kolbuszowski) oraz wschodniej (województwo tarnopolskie). Związki ZZP zrzeszały przede wszystkim robotników – Polaków. Wpływy ZZP wśród robotników przemysłowych w 1925 r. w poszczególnych województwach S. Rychliński oceniał następująco: w województwie lwowskim na 7% zrzeszonych w związkach zawodowych, w województwie krakowskim na 8,4% zrzeszonych, w województwie stanisławowskim na 20,3% zrzeszonych65. Oprócz sukcesów NPR ponosiła także liczne niepowodzenia. Jednymi z pierwszych było zlikwidowanie sekretariatów Związku Pracowników Budowlanych ZZP w Bielsku i w Jarosławiu66. Bardzo często działacze związkowi ZZP uskarżali się na negatywny stosunek władz lokalnych do funkcjonujących i nowo tworzonych oddziałów ZZP, co stanowiło temat wielokrotnie poruszany na konferencjach i wiecach NRR67. Jednocześnie dało się zaobserwować zbliżenie ZZP do Chrześcijańskich Związków Zawodowych, w których upatrywano głównego sojusznika w prowadzonych działaniach zmierzających do polepszenia bytu robotników68. Zamach majowy przyniósł ze sobą znaczne osłabienie siły i pozycji NPR. Bezpośrednio po zamachu doszło w łonie partii do rozłamu. Zasadniczym źródłem rozbieżności w NPR były powiązania członków narodowego ruchu robotniczego z tzw. obozem belwederskim. Szczególnie dotyczyło to licznej grupy byłych działaczy NZR, jak również wcielonego do NSR Związku Młodej Polski (ZMP) z Poznania69. Grupa wywodząca się z NZR stała na gruncie ścisłego sojuszu z J. Piłsudskim i całkowicie go popierała. Postawy takie wynikały z ich udziału w Związku 64 65 66 67 68 69 Według wykazu związków i stowarzyszeń funkcjonujących w zagłębiu naftowym w Borysławiu z kwietnia 1924 r. liczebność ZZP określa się na ok. 150 osób. Członkami związku byli wyłącznie Polacy. W skład zarządu wchodzili: Stanisław Lipski, Maksymilian Fingerhut i inż. Jan Pawlak. DALO, fonda 1, opis 52, sprawa 140, k. 10. S. Rychliński, Zasadnicze kierunki robotniczego ruchu zawodowego w Polsce, Poznań 1928, s. 77-78. T. Kotłowski, Zjednoczenie Zawodowe Polskie. Zasięg wpływów i działalność społeczno-polityczna w latach 1918-1939, Poznań 1977, s. 38. Przykładem może być wiec ZZP i NPR zorganizowany przez posła M. Milczyńskiego w Jarosławiu dnia 12 stycznia 1924 r. Oprócz rezolucji dotyczących spraw bieżących, czyli: zakazu eksportu artykułów pierwszej potrzeby, nałożenia podatków na sfery posiadające, potępienia gospodarki w Kasie Chorych, żądania pozostawienia Inspektoratu Pracy w Jarosławiu, przedstawiono informację w sprawie sabotowania związków ZZP przez niektóre organy państwowe. „Głos Robotnika”, 1924, nr 20, s. 2. Lwowski organ ChD Głos Pracy donosił, że na posiedzeniu Rady Głównej ChZZ w dniu 12 lipca 1925 r. sekretarz generalny ks. W.A. Sadowski podał radzie fakt, że „NPR-owskie związki zawodowe w Małopolsce wschodniej odnoszą się życzliwie do chrześcijańskich organizacji, co mogłoby się stać podstawą do dalszej współpracy”. „Głos Pracy”, 1925, nr 30, s. 4. Szerzej: A. Laska, Narodowa Partia Robotnicza…, op. cit., s. 267 i nast. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 83 Młodzieży Polskiej, tzw. „Zecie”70, jak również w „Zarzewiu” (np. B. Fichna, L. Waszkiewicz i in.), organizacjach popierających obóz piłsudczykowski w okresie I wojny światowej, jak również po odzyskaniu niepodległości. Krytyka poczynań J. Piłsudskiego sformułowana przez Główny Komitet Wykonawczy NPR spowodowała, iż te środowiska utworzyły ugrupowanie propiłsudczykowskie pod nazwą Narodowa Partia Robotnicza Lewica (NPR Lewica). Trudno precyzyjnie określić wpływ rozłamu w NPR na jego organizację w Małopolsce. Z pewnością wielu spośród jej członków było zwolennikami J. Piłsudskiego71. Wydaje się, że głównym czynnikiem różnicującym była przynależność do określonego związku zawodowego. Niektóre z nich, wywodzące się z PZZ i posiadające łączność z podobnymi związkami w b. Królestwie opowiadały się za obozem sanacyjnym, natomiast związki należące do ZZP były zdecydowanie antysanacyjne, choć i tu nie brakowało jednostek, które przenosiły się do związków sanacyjnych. Jedną z takich organizacji był Związek Niższych Pracowników Poczt, Telegrafów i Telefonów w Krakowie, gdzie swą działalność prowadził K. Kornicki, który przeniósł się po zamachu majowym z PPS do NPR Lewicy. Jednocześnie zamach majowy dość znacznie zmienił sytuację polityczną we wschodniej Małopolsce, gdzie w wielu powiatach najsilniejsze dotąd polskie ugrupowanie polityczne jakim było PSL „Piast” musiało z czasem ustąpić miejsca BBWR72. Działalność NRR skupiła się przede wszystkim w organizacjach zawodowych. Głównym zagadnieniem było scalenie działań poszczególnych związków. W tym celu odbyły się w dniu 3 grudnia 1927 r. obrady Rady Okręgowej Związków Zawodowych ZZP we Lwowie z zakresem działań na całą wschodnią Małopolskę skupiającą przedstawicieli związków zawodowych: kolejarzy, górników (z Borysławia, Kałusza, Stebnika), robotników rolnych (z całej wschodniej Małopolski, aż po Rzeszów włącznie) i inteligencji pracującej ze Lwowa73. W okresie wyborów parlamentarnych w 1928 r. słabość organizacji politycznej nie pozwalała na podjęcie żywszej akcji agitacyjnej. Dlatego lwowski organ NPR i ZZP w artykule pt. „W obliczu wyborów” stwierdzał: „proletariat pracujący fizycznie i umysłowo a zorganizowany w szeregach narodowego ru70 71 72 73 Por. J. Rakowski, Zetowcy i piłsudczycy, „Zeszyty Historyczne”, Paryż 1980, t. 54, s. 13. Niejednokrotnie w czasie kampanii wyborczej kandydaci z NPR i ZZP opowiadali się po stronie marszałka J. Piłsudskiego, broniąc go przed atakami prawicy i propagując jego poglądy. A. Pilch, Dzieje ruchu…, op. cit., cz. I, s. 150. Ukazują to tzw. lustracje powiatów w województwie lwowskim przeprowadzane pod koniec lat 20. Przykładem może być lustracja powiatu samborskiego przeprowadzona w 1928 r. Według niej w powiecie tym po zamachu majowym niekwestionowany lider polityczny sprzed 1926 r. PSL „Piast” utracił swe wpływy na rzecz BBWR. Jednocześnie lustracja nic nie wspominała ani o funkcjonowaniu NPR, ani również o ZZP. DALO, fonda 1, opis 5, sprawa 16, k. 85-88. „Głos Pracowników Fizycznych, Umysłowych, Emerytów i Inwalidów”, 1927, nr 9, s. 1. 84 A. Laska chu robotniczego i w Zjednoczeniu Zawodowym Polskim Małopolski Wschodniej śledzić będzie z bronią u nogi, ażeby w odpowiednim momencie mógł wziąć w niej czynny udział w bloku z tymi stronnictwami, które stoją na stanowisku obrony interesów państwa, a nie osobistych lub partyjnych, będą nam pomocni w usunięciu krzywdy jaką wyrządza klasie pracującej w Polsce obecny ustrój polityczny”74. NPR szedł do wyborów pod hasłami zmian konstytucyjnych, które miały być dokonane w kierunku wzmocnienia władzy prezydenta Rzeczypospolitej (prawo rozwiązywania sejmu i senatu), zmian w ordynacji wyborczej, wymaganej kwalifikacji kandydatów do stanu poselskiego oraz obrad sejmu. NPR zdecydowanie opowiadało się przeciwko systemowi sanacyjnemu, choć tradycyjnie Rada Naczelna NPR pozostawiała swoim lokalnym organizacjom, funkcjonującym na terenach o dużej liczbie mniejszości narodowych, swobodę w doborze sojuszników wyborczych w sytuacji, gdy tworzono przedwyborcze bloki polskie75. W okresie przedwyborczym odbyły się również zjazdy sekretarzy związkowych, głównie ZRRiL ZZP wschodniej Małopolski, na które przybył były poseł NPR i przewodniczący tego związku L. Leśniewski76. Pierwotny plan zakładający zbudowanie na terenie wschodniej Małopolski polskiego bloku wyborczego obejmującego szeroką paletę polskich stronnictw politycznych nie doczekał się realizacji. NPR przyłączyła się pierwotnie do Bloku Katolicko-Narodowego skupiającego Związek Ludowo-Narodowy i Narodową Organizację Kobiet, a następnie wraz z Blokiem przyłączyła się do koalicji z PSL „Piast”77. Jest rzeczą niemożliwą, w tak szerokiej koalicji, wyodrębnić głosy, które oddali na nią zwolennicy NPR i ZZP. Jednak wybory 1928 r. jednoznacznie wskazują na znaczną utratę i tak znikomych wpływów. 74 75 76 77 „Głos Pracowników Fizycznych, Umysłowych, Emerytów i Inwalidów”, 1928, nr 1, s. 1. Odnośny fragment uchwały Rady Naczelnej NPR brzmiał: „Tereny, takie jak Górny Śląsk, Warmia, Małopolska i Kresy Wschodnie, uważa Rada Naczelna NPR za wyjątkowo ważne pod względem państwowym, na których to terenach miast ścierania się poglądów polityczno--partyjnych winna w akcji wyborczej istnieć solidarność ludności polskiej, wyrażona w jednolitej akcji wyborczej całego elementu polskiego, wymogom której winny zostać podporządkowane wszystkie interesy partyjno-programowe poszczególnych stronnictw”. „Obrona Ludu”, 1927, nr 142, s. 1. Zjazd sekretarzy ZRRiL ZZP Małopolski wschodniej z udziałem L. Leśniewskiego odbył się np. w Przemyślu 6 grudnia 1928 r. Oprócz spraw wyborczych omawiano kwestie związkowe. „Głos Pracowników Fizycznych, Umysłowych, Emerytów i Inwalidów”, 1928, nr 1, s. 4. „Warszawska Informacja Prasowa”, 1928, nr 5 (40), s. 76. Jak głosiło oświadczenie prezydium Zarządu Okręgowego PSL Piast na Małopolskę wschodnią: „Blok ten zawarto na następujących warunkach: 1. wszystkie stronnictwa zachowują swą pełną samodzielność i własny program, a łączą się dla uzyskania we wschodniej Małopolsce jak najwięcej polskich głosów i polskich mandatów, 2. stronnictwa zblokowane zobowiązują się prowadzić do wyborów członków jednolicie, bez względu na to, kto stoi na czele listy okręgowej, czy piastowiec, czy też członek innego stronnictwa polskiego”. Działalność Narodowej Partii Robotniczej ... 85 Aktywność central związkowych i organizacji partyjnych obejmowała swoim zasięgiem również działalność o charakterze oświatowym i kulturalnym. ZZP wielokrotnie przeprowadzało kursy dokształcające i szkoleniowe dla swych członków78. Przy siedzibach NPR i ZZP organizowano także kursy, szkolenia, zabawy i inne imprezy kulturalne dostępne dla szerszego kręgu odbiorców. Przykładem może być lwowska organizacja NPR i ZZP, której siedziba mieściła się przy ul. Ossolińskich 10, gdzie funkcjonowało Towarzystwo Szkoły Ludowej im. M.L. Borelowskiego79, którego jednym z głównych założycieli był inż. A. Tiger, a w zarządzie którego znajdowali się Weber, Szpindlerowa, Kaszczuk. Towarzystwo organizowało corocznie liczne zabawy, jasełka, przedstawienia dla dzieci80. Trudno wyodrębnić głosy oddane na NPR w Małopolsce w wyborach do sejmu 16 listopada 1930 r. z uwagi na utworzenie wspólnie z PPS, Chrześcijańską Demokracją, Stronnictwem Chłopskim, PSL „Piast” i PSL „Wyzwolenie” listy wyborczej „Centrolew”. W okresie wyborczym NPR poddana była nasilającym się represjom, choć w wypadku tej partii nie były one najsilniejsze81. Wraz z rozejściem się dróg NPR i ZZP pod koniec lat dwudziestych i na początku lat trzydziestych XX w. organizacje NPR zaczynały całkowicie zanikać z mapy politycznej Małopolski. Jedynym rozwiązaniem dla podupadającej organizacji NPR w całym kraju stał się sojusz z przeżywającą podobny kryzys Chrześcijańską Demokracją, co ostatecznie dokonało się w 1937 r., kiedy to powstało Stronnictwo Pracy. Działalność ZZP na terenie Małopolski trwała nadal. W połowie lat trzydziestych działalność ZZP na tym terenie tak scharakteryzował wybitny działacz ZZP F. Szymański: „Pominąwszy fakt istnienia kilku filii w zagłębiu naftowym Związku Górników, jak w Drohobyczu, Kołuniu, Hołyniu itd., które to placówki stale rosną, istnieje na terenie województw lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego ZRRiL ZZP”82. Według danych z 1933 r. ZRRiL ZZP posiadał w całej Polsce 772 filie i ośrodki płatnicze, w tym: na Pomorzu – 186, w Wielkopolsce: kasy dzielnicy Gniezno – Poznań – 256, kasa dzielnicy Jarocin – 280, na Śląsku – 31, we Lwowie – 1583, w byłym zaborze rosyjskim – 484. Przyczyn słabości organizacji NPR i ZZP na terenie Małopolski jest wiele. Z pewnością olbrzymią rolę odgrywała tu struktura społeczno-zawodowa ludno78 79 80 81 82 83 84 AP w Poznaniu, Spuścizna F. Szymańskiego, sygn. 35, k. 3. Powiązania pomiędzy TSL a NPR miały charakter czysto personalny. Związane były m.in. z takimi działaczami, jak: K. Osiński z Przemyśla, A. Benisz z Nowego Sącza i J. Harlandera z Jarosławia. „Głos Pracowników Fizycznych, Umysłowych, Emerytów i Inwalidów”, 1928, nr 1, s. 4. Z. Konieczny, Ruch robotniczy w regionie przemyskim 1878-1948, Rzeszów 1986, s. 94. AP w Poznaniu, Spuścizna F. Szymańskiego, sygn. 35, k. 2. Regulamin kasowy dla oddziału ZRRiL ZZP na Małopolskę we Lwowie uchwalono 7 sierpnia 1933 r. AP w Poznaniu, Spuścizna F. Szymańskiego, sygn. 15, k. 7. 86 A. Laska ści zamieszkującej te tereny, jak również brak tradycji ruchu narodoworobotniczego w Małopolsce. Jedną z przyczyn sformułował również wieloletni prezes NPR K. Popiel, który, opisując sytuację w Małopolsce, stwierdził: „Przejściowo wprawdzie, dzięki inicjatywie (…) doktora Jerzego Bujalskiego zanosiło się na to, iż teren Galicji wykaże się poważniejszymi osiągnięciami. Nieszczególny jednak dobór współpracowników i opuszczenie terenu przez Bujalskiego, który przyjętym wśród elity NPR obyczajem został wiceministrem zdrowia publicznego, spowodował, iż organizacja małopolska nie osiągnęła większych rezultatów”85. W tych czynnikach, jak również w postępującym procesie utraty wpływów w społeczeństwie po zamachu majowym86, należy upatrywać przyczyn braku większych efektów w prowadzonych akcjach organizacyjnych i nieosiągnięcia przez struktury NPR większego rozrostu organizacyjnego na terenie Małopolski. Innym zagadnieniem są dalsze losy osób zaangażowanych w działalność NPR i ZZP na terenie Małopolski. Znaczna ich część po 1926 r. przeszła na stronę obozu rządzącego. Organizacje związkowe posłuszne nakazom Rady Głównej ZZP zaprzestały udzielania organizacji politycznej jakiejkolwiek pomocy i skupiły się wyłącznie na działalności statutowej. Część działaczy Małopolskiej NPR wstąpiła do Stronnictwa Pracy, kontynuując w nim działalność również po II wojnie światowej, niejednokrotnie piastując w nim wysokie funkcje partyjne87. ACTIVITY OF THE NATIONAL LABOUR PARTY ON OF MAŁOPOLSKA TERRAIN IN PERIOD 1920-1937 Summary The article presents activity the National Labour Party (NPR) on terrain of Małopolska in period 1920-1937. Analysis was subjected the process of rise and the development of organization the NPR on terrain of Małopolska. Special attention was turned on social base this formation. The object of interest was made also the internal relations reigning in the NPR, which in serious measure contributed to failure of organizational action this party on terrains south and south-east of the Second People's Republic. Złożono w Oficynie Wydawniczej w maju 2005 r. 85 86 87 K. Popiel, Wspomnienia polityczne, Warszawa 1983, s. 35. Znaczny ubytek sił i społecznego poparcia NPR doznała po zamachu majowym, kiedy to systematycznie traciła swych członków, jak również i poparcie związanych z nią związków zawodowych. Przykładem może być W. Walter, przewodniczący NPR w Rzeszowie, który w okresie powojennym piastował funkcję prezesa Zarządu Wojewódzkiego Stronnictwa Pracy w Rzeszowie. J. Draus, Stronnictwo Pracy w województwie rzeszowskim 1945-1946-1950, Rzeszów 1998, s. 186. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Krzysztof MICHALSKI Politechnika Rzeszowska ETYKA A RYZYKO. RYZYKO JAKO KRYTERIUM EWALUACYJNE W ETYCE Klasyczne doktryny etyczne w równej mierze co współczesny utylitaryzm przesyca optymizm poznawczy: implikowanym adresatem etyki jest w pełni kompetentny poznawczo podmiot moralności dysponujący nieomylną wiedzą empiryczno-opisową, wiedzą sytuacyjno-operacyjną (jak jest i co mogę tu zdziałać?) i wymagający jedynie pouczenia w kwestiach aksjologiczno-normatywnych (jakie intencje, cele i skutki są właściwe z punktu widzenia przyjętych pryncypiów). I zwykle to właśnie wiedza aksjologiczno-normatywna jest źródłem kontrowersji i sporów w etyce, natomiast nieproporcjonalnie rzadko problematyzuje się wiedzę empiryczno-opisową i zgłasza potrzebę większej epistemologicznej samokontroli (co wiem, a czego nie wiem, dlaczego i co to oznacza dla działania?). Tymczasem pod wpływem wzrostu kompleksowości ludzkiego działania w epoce wysokich technologii, globalizacji i ekonomizacji (wystarczy wspomnieć o efektach synergicznych, kumulatywnych, kaskadowych i innych paradoksach znanych z teorii gier) słabnie kompetencja poznawcza indywidualnego aktora i zawodzą figury tradycyjnej indywidualistycznej etyki. Jak na fakt wzrostu znaczenia ryzyka i jego nowe wymiary winna reagować etyka, która nie chce stracić na aktualności? Czy w normalizacji etycznej i ewaluacji etycznej należy uwzględniać ryzyko jako kryterium? Czy włączenie takiego kryterium spowoduje rewizję przyjętych norm i reguł etycznych oraz przełom w rozwoju etyki? Wychodząc od podstawowej wiedzy o ryzyku zapożyczonej z nauk szczegółowych, poniższy przyczynek próbuje odpowiedzieć na te pytania. 1. Wzrost znaczenia ryzyka we współczesnej praktyce W języku potocznym „ryzyko” i „ryzykowanie” oznacza podejmowanie działań o nieznanym, niepewnym i niebezpiecznym wyniku. Wyrazami bliskoznacznymi są „zagrożenie”, „niebezpieczeństwo”, „niepewność”. Termin „ryzyko” ma wyraźną negatywną konotację, nie odnosi się do wszystkich możliwych skutków działania, lecz przede wszystkim do skutków niepożądanych. W odniesieniu do możliwych skutków pożądanych mówi się zaś o szansach, tak jak w kontekście gier losowych: korelatem ryzyka przegranej jest szansa wygranej. 88 K. Michalski Ze względu na niedoskonałą kondycję poznawczą człowieka ryzyka i szanse były, są i będą nieodłącznym elementem ludzkiego działania. W codziennej praktyce brakuje nam zwykle wiedzy nie tylko o tym, co, gdzie i kiedy wystąpi i czy w ogóle wystąpi, ale także pewności co do tego, co wiemy, a czego nie wiemy. Świat jest gigantycznym zbiorem olbrzymiej liczby wzajemnie oddziałujących na siebie układów, z których jedne mają charakter deterministyczny, inne nie, zachowanie jednych jest znane, innych nie, układów tworzących w każdym razie na tyle kompleksową i wieloaspektową całość, że każdy projekt całościowego poznania świata wymaga bardzo radykalnej redukcji tej kompleksowości, a kryteria do takiej redukcji zawsze mają w sobie elementy arbitralności, o czym świadczy sam rozwój nauk (w kierunku większej samoświadomości). Możliwość eliminacji ryzyka z ludzkiej praktyki jest zresztą w pewnym sensie niezależna od kwestii zasadniczej poznawalności czy niepoznawalności świata i adekwatności naukowych jego obrazów. Nawet bowiem, gdyby aktualny stan wiedzy naukowej był w zasadzie wystarczający do tego, aby wyeliminować ryzyko z indywidualnej praktyki ludzkiej, to i tak ze względu na rozległość tej wiedzy nie byłoby obecnie człowieka, który dysponowałby całą wiedzą swojej epoki na użytek własnej indywidualnej praktyki. Obok wiedzy opisowej o świecie równie istotnym elementem ludzkiej praktyki jest wiedza normatywna – wiedza o tym, jakie cele warto sobie stawiać i jakich reguł przestrzegać w działaniu. Wiedza normatywna ma wiele wzajemnie ze sobą konkurujących systematyzacji (szczególnie wyrazistym przykładem jest głębokie zróżnicowanie w obrębie etosu oraz istnienie wielu konkurujących ze sobą systemów etycznych). Każda z tych systematyzacji ma wiele zalet, ale także niejedną wadę, natomiast wybór jednej z nich zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem, bo nikt ostatecznie nie ma pewności ani co do tego, czy „projekt życiowy” realizowany przez niego jest właściwy, ani nawet co do tego, czy akurat to oto konkretne działanie jest zgodne z tak ogólnie nakreślonym ideałem. Można byłoby powiedzieć, że przecież tak było zawsze, a mimo to dawne społeczeństwa nie były tak wrażliwe na problematykę ryzyka jak współczesne pokolenia. Dlaczego dzisiaj problematyka ryzyka i bezpieczeństwa przewija się codziennie w środkach masowego przekazu i w dyskusjach publicznych? Dlaczego „ryzyko” urasta w teorii społecznej do kategorii właściwości definiującej współczesne społeczeństwo (zob. Beck 1986)? Co tak istotnie różni nowoczesne społeczeństwo od dawnych społeczeństw w aspekcie ryzyka? Wzrost znaczenia ryzyka obecnie ma przede wszystkim związek z gwałtownym postępem technologicznym i będącą jego efektem globalizacją – wraz z postępującą technologizacją świata wzrasta potencjał różnorodnych zagrożeń osiągających skalę globalną – dzięki intensywnej technologizacji ludzie osiągają nieznaną dotąd dominację nad światem i innymi ludźmi, której kresem jest możliwość totalnej i nieodwracalnej zagłady ludzkości, grożącej nie tylko za sprawą nadużyć, ale również jako niezamierzony przez nikogo i nieprzewidziany w porę rezultat pewnych procesów kumulacji czy synergii, taki jak kolaps ekologiczny lub re- Etyka a ryzyko ... 89 zultat awarii systemów technicznych, lub wymknięcia się procesów technologicznych spod ludzkiej kontroli, jakim byłaby tzw. zima nuklearna lub np. globalna erozja genetyczna jako skutek uboczny hybrydyzacji molekularnej (por. Kiepas 2000, 47n). W wymiarze społeczno-ekonomicznym wzrost znaczenia ryzyka wiąże się także ze współcześnie zachodzącymi zjawiskami ekonomicznymi: w odróżnieniu od dawnych epok obecnie na świecie – za sprawą postępu ekonomicznego i technologicznego – obszary nędzy są zjawiskiem marginalnym na tle powszechnego dobrobytu, a dystrybucja bogactw jest zagwarantowana przez stabilny porządek polityczno-prawny. Wobec tego potencjalnym źródłem konfliktu społecznego przestaje być niesprawiedliwy podział dóbr i bogactw, a staje się nim niesprawiedliwy podział szans i ryzyka, przy czym pewna część ryzyka z uwagi na swój globalny charakter nie daje możliwości ucieczki przed sobą. Społeczeństwo przemysłowe było społeczeństwem klasowym, w którym status społeczny wyznaczało posiadanie lub nieposiadanie własności lub środków produkcji. Społeczeństwo ryzyka jest społeczeństwem zainteresowanych stron, w którym solidarność społeczna nie jest wynikiem wspólnoty biedy i wspólnoty dążenia do bogactwa, ale wspólnoty strachu i obaw przed zagrożeniami, jakie dla wszystkich niesie ze sobą rozwój współczesnej cywilizacji (Kiepas 2000, 48). W wymiarze antropologicznym i kulturowym wzrost znaczenia ryzyka wiąże się z nową, pokartezjańską formą modernizacji, będącą wynikiem postępującej od czasów nowożytnych subiektywizacji świata i utraty pewności – dynamika świata ponowoczesnego jest wynikiem dynamiki ludzkiej świadomości, przez co nie jest ona w stanie wytworzyć na tyle trwałego porządku w kulturze, aby wyeliminować niepewność i ryzyko (Kiepas 2000, 48). Wyrazem wzrostu znaczenia problematyki ryzyka jest intensywność, z jaką ryzyko bada się ostatnio na gruncie różnych nauk (Banse, Bechmann 1998). 2. Ryzyko w świetle badań Pierwsze naukowe opracowanie zagadnienia ryzyka znane jest z ekonomii (risk theory, ubezpieczenia1 etc.). W drugiej połowie XX w. zagadnienie próbowano przeszczepić na grunt innych nauk, głównie nauk społecznych (teoria społeczna, teoria zachowań), przyrodniczych i technicznych (analiza ryzyka ekologicznego, badania czynników ryzyka w medycynie, badania ryzyka katastrof naturalnych w stylu Natural Hazards, badania i ocena bezpieczeństwa systemów technicznych), teorii decyzji i psychologii (psychologia poznawcza, teoria zachowań ryzykownych, psychologia społeczna), nauk politycznych (administrowanie ryzykiem), kulturoznawstwa oraz rozwijano w ramach gwałtownie rozbu1 Na Bliskim Wschodzie już 1800 lat p.n.e. ryzyko i bezpieczeństwo handlu oraz transportu było przedmiotem wymiany handlowej, zarządzania i teoretycznej systematyzacji. Kupcy uczestniczący w wyprawach morskich i karawanach zawierali wzajemne umowy asekuracyjne, istniały też wyspecjalizowane instytucje podobne do dzisiejszych produktów na rynku ubezpieczeń, takie jak np. „pożyczka morska”. 90 K. Michalski dowujących się szczegółowych i pomocniczych dyscyplin ekonomii (zob. szerzej na ten temat Banse, Bechmann 1998). Ryzyko jest przedmiotem percepcji, wartościowania, akceptacji, komunikacji i zarządzania, zatem każda dyscyplina naukowa badająca któreś z tych aktów jakoś reaguje poznawczo na problem ryzyka. Pod względem metodologicznym badania ryzyka na gruncie różnych nauk mają wiele cech wspólnych. Prowadzi się je zwykle według podobnego wzorca: teoria i definicja ryzyka (1) – identyfikacja ryzyka (2) – ewaluacja ryzyka (3) oraz ewentualnie – zarządzanie ryzykiem i strategie optymalizacyjne (4). (1) Dominuje klasyczna definicja ryzyka znana z ekonomii: ryzyko to obliczalne wielkości zależne od co najmniej dwóch zmiennych niezwiązanych: wartości zdarzenia (szkody) i prawdopodobieństwa wystąpienia (incydentalności)2. Funkcjonalną współzależność obu tych zmiennych można jednak ująć na różne sposoby, z których żaden nie wydaje się zadowalający: • jako iloczyn: R = q x W. Takie rozwiązanie nastręcza sporo problemów, wystarczy wspomnieć o kłopotliwej i kontrafaktycznej konsekwencji, że szkody o wysokiej wartości i niskiej incydentalności nadają ryzyku taką samą wartość jak szkody o niskiej wartości i wysokiej incydentalności (algebraiczne schematy sugerują, że to co pięciu ludzi zrobi w godzinę, zrobi jeden człowiek w pięć godzin, bo chodzi za każdym razem o osobogodziny), • jako sumę: R = q + W. Takie rozwiązanie jest jeszcze bardziej krytykowane, wytyka się mu m.in. problem niejednorodności składowych: dodając wielkość szkody do jej incydentalności, popełniamy taki sam błąd, co dodając na przykład 100 kg do 30oC. Tymczasem trzeba znaleźć trzecią wielkość i dwa współczynniki umożliwiające przeliczenie obu tamtych wielkości na tę trzecią, a tutaj – jak się okazuje – jest wiele możliwości i nie da się niearbitralnie wybrać jednej z nich. W praktyce dominuje więc pierwsze ujęcie. Jednak kwantyfikacja ryzyka jako iloczynu skali (rozmiaru) szkód i prawdopodobieństwa ich wystąpienia redukuje kompleksowość i stwarza mylne wrażenie, że pojęcia definiujące ryzyko są ostre. Sytuację komplikuje dodatkowo czynnik intencjonalny – nie można skwantyfikować i ująć w algorytm ewentualności lekkomyślnego użycia lub celowego nadużycia instrumentów technicznych. Ilościową formułę ryzyka należy rozumieć jako metaformułę, która umożliwia jednolite klasyfikowanie wszystkich możliwych ilościowych opisów. Tradycyjna teoria ryzyka walczy z poważnym problemem: czy w kontekście „prawdopodobieństwa wystąpienia” chodzi o incydentalność w sensie przedmiotowym, czy o przewidywalność w sensie podmiotowym (niepewność, 2 W niektórych teoriach ryzyko traktuje się jako kombinację co najmniej dwuelementową i obok prawdopodobieństwa wystąpienia określonego zdarzenia i skutków tego zdarzenia uwzględnia się na przykład czas ekspozycji na narażenie (Rak 2004, 19). Etyka a ryzyko ... 91 niewiedzę), czy raz o jedno a raz o drugie? Gdyby świat rządził się ściśle deterministycznymi prawami i był zasadniczo poznawalny, wówczas przyszłość mogłaby być przedmiotem wiedzy, a ryzyko wynikałoby wyłącznie z jej niedostatku i miałoby charakter subiektywny, czasami byłoby zawinione, czasami nie. W naukach przyrodniczych i inżynieryjnych, gdzie wciąż żywe jest deterministyczne wyznanie wiary, niepewność intuicyjnie traktuje się jako niedostatek informacji potrzebnej do prawidłowej oceny sytuacji (Rak 2004, 8), czasami jako stan niemożliwości opisania zdarzeń za pomocą znanych rozkładów prawdopodobieństw. W dyskusjach nad ryzykiem coraz częściej przyjmuje się jednak, że ryzyko ma, przynajmniej częściowo, obiektywny charakter wynikający albo z niedeterministycznej ontologii albo z akognitywizmu. Ryzyko traktuje się jako niepewność mierzalną, niemierzalna niepewność to niepewność sensu stricto. Na pewnych płaszczyznach niewiedza ma bardziej zasadniczy charakter: • nie wiadomo, co, gdzie i kiedy wystąpi, • nie wiadomo, czy w ogóle wystąpi, • nie wiadomo, co wiadomo, a czego nie wiadomo. Nawet jeśli wiadomo, co i gdzie może wystąpić, to sama znajomość prawdopodobieństwa nie mówi jeszcze nic o tym, kiedy, w którym momencie czasu należy się tego czegoś spodziewać. Różne teorie różnie na te problemy reagują. Tradycyjnej teorii ryzyka przyświeca niezłomna wiara w możliwość obiektywnej, czysto opisowej i aksjologicznie neutralnej identyfikacji ryzyka. Wrażenie solidnej naukowej podbudowy sprawiają przy tym wartości prawdopodobieństwa. Jednak typowe definicje ryzyka w teorii ryzyka opierają się na wielu nieprzekonujących założeniach: • że podobne sytuacje decyzyjne regularnie się powtarzają, • że pojęcie ryzyka jest pojęciem czysto opisowym, • że algebraiczne schematy do kwantyfikowania ryzyka i ilościowa wykładnia ryzyka są adekwatne, • że pojęcia szkody i straty dadzą się zdefiniować jako wielkości obiektywne. Bardzo interesujący jest fakt wieloznaczności i rozbieżności między specjalistycznym a potocznym użyciem terminów „ryzyko” i „bezpieczeństwo”. Ujawnia je prosta analiza pojęciowa tych terminów: np. w języku specjalistycznym czynnik prawdopodobieństwa wystąpienia odgrywa zdecydowanie ważniejszą rolę niż w języku potocznym, gdzie za wielkie ryzyko uważa się zarówno to o dużym, jak i to o niewielkim prawdopodobieństwie. Terminy „bezpieczeństwo”, „pewność” mogą być używane czysto opisowo, częściej jednak mamy do czynienia z użyciami zabarwionymi normatywnie. W znaczeniu czysto opisowym bezpieczeństwo oznacza niewystępowanie ryzyka określonego rodzaju, oznacza, że jakaś szkoda jest nie tylko subiektywnie, ale także obiektywnie wykluczona. Bezpieczeństwo i pewność są granicznymi przypadkami ryzyka, którego zdarzenie oczekiwane jest z prawdopodobieństwem równym zeru, wymaga więc realistycznej ontologii i realistycznej epistemologii. W większości obsza- 92 K. Michalski rów działania, zwłaszcza w technice, nie mamy prawdopodobieństw równych zeru, tak samo jak nie mamy prawdopodobieństw równych jeden. W sensie normatywnym „bezpieczeństwo” oznacza kulturowo uwarunkowane, umowne i arbitralnie ustanowione standardy akceptowalności ryzyka – to jest bezpieczne, co uchodzi za bezpieczne (Birnbacher 1996, 197). Wypowiedzi o istnieniu bądź nieistnieniu określonego ryzyka zawierają oceny, które trudno jest zobiektywizować (zintersubiektywizować). Nawet jeżeli możliwe byłoby dostatecznie precyzyjne określenie prawdopodobieństwa na mocy uzasadnionych statystycznych regularności tak, aby można je było uznać za obiektywne, to i tak o pojęciu szkody, straty nie da się pomyśleć bez interpretacji, które zawierają z konieczności subiektywne momenty oceny. (2) Przeciwko tradycyjnej teorii ryzyka przemawia ważny fakt empiryczny: rezultaty naukowej identyfikacji ryzyka znacząco odbiegają od faktycznej społecznej percepcji tych samych rodzajów ryzyka: nie da się potwierdzić żadnej korelacji pomiędzy wielkością percepcyjną ryzyka, którą ujawniają badania społeczne, a wysokością statystyczną i szacunkową wyznaczaną w teorii, np. ryzyka związane z wielkimi technologiami oceniane są zwykle bardzo negatywnie, mimo że incydentalność wypadków im towarzyszących ustępuje kilkoma rzędami wielkości incydentalności wypadków towarzyszących działaniom, z którymi jesteśmy oswojeni na co dzień (Irrgang 1997, 145). Ryzyko nie jest czymś jednorodnym. Można je identyfikować i badać w różnych aspektach i w związku z różnymi okolicznościami. Identyfikacja ryzyka wymaga pewnych ogólnosystemowych referencji, bo nie każde zdarzenie jest interesujące. Identyfikacja ryzyka odbywa się zwykle według podobnego wzorca: gromadzenie danych empirycznych (inwentaryzacja i indeksacja szkód) – doświadczenia i próby na modelach – ekstrapolacje i rozumowania. Ryzyko aprioryczne stanowi tutaj wyjątek, jest ono w praktyce rzadką formą ryzyka, bo dotyczy tylko skończonych zbiorów zdarzeń (np. gry losowe). W teorii decyzji ryzyko traktuje się jako przyporządkowanie zdarzeniom losowym w przyszłości określonych rozkładów prawdopodobieństw. O ryzyku mówi się wówczas, gdy wynik decyzji można obliczyć za pomocą rachunku prawdopodobieństwa z wykorzystaniem statystyki matematycznej. Miarą ryzyka są miary rozproszenia – statystyczne współczynniki zmienności (por. Rak 2004, 43). Znaczenie tych badań dla praktyki wydaje się być przeceniane. Zastosowanie nowoczesnych rachunków (teoria zbiorów rozmytych, teoria gier) i teorii modelowania umożliwia zbliżenie badań ryzyka do rzeczywistych potrzeb ludzi. Trzyetapowa procedura odnosi się do badań ryzyka aposteriorycznego (zbiory zdarzeń rzeczywiste). Każdy etap ma swoje specyficzne trudności metodologiczne. Na etapie inwentaryzacji i indeksacji szkód trzeba ustalić, jakie zdarzenie jest szkodą i przydzielić mu jakąś wartość liczbową. Zwykle nie jest to jednak możliwe w sposób niearbitralny. Zakłada się przy tym, że dysponuje się dostatecznie obszernym materiałem danych o interesującym zdarzeniu. Ale po to, aby był na Etyka a ryzyko ... 93 przykład wystarczająco obszerny materiał danych o skutkach awarii reaktora atomowego określonego typu, musiałoby się wydarzyć szereg takich awarii, więc lepiej byłoby nie mieć tej wiedzy. Alternatywą są prawdopodobieństwa i ryzyko subiektywne, ustalane na przykład w badaniach społecznych (jak ludzie odbierają ryzyko takiego a takiego zdarzenia?). Ale przecież ryzyko chcemy znać obiektywnie. Więc z pomocą pośrednich metod i doświadczeń na modelach ustala się tzw. prawdopodobieństwa syntetyczne. Na koniec dokonuje się ekstrapolacji, w których jest dużo nieokreśloności i mniej lub bardziej arbitralnych założeń. Nie wydaje się jednak, aby istniała inna droga. Mówi się tu wszędzie o identyfikacji ryzyka, ustalaniu ryzyka, co sprawia wrażenie, że ryzyko jest czymś dającym się określić obiektywnie, precyzyjnie, ilościowo i opisowo. Tymczasem w praktyce niemal wszędzie ryzyko jest pojęciem ewaluacyjnym a nie opisowym. Ryzyko się ocenia, a oceny te są zwykle mniej lub bardziej szacunkowe. Obecnie oceniania nie traktuje się już w nauce jako czegoś nieracjonalnego, przede wszystkim dlatego, że niemal żadna nauka nie może się bez niego obejść. Krytyka metodologiczna ujawnia, że w nauce bierne odbieranie przeplata się z czynnym wybieraniem, że wartościowanie i opisywanie to dwie nieodłączne, wzajemnie się uzupełniające czynności poznawcze. Ocenianie nie jest niczym nieracjonalnym pod warunkiem, że dokonuje się go świadomie i jawnie oraz posługuje przy tym powszechnie akceptowalnymi kryteriami. Pozytywistyczne wyznanie wiary jest jednak w nauce wciąż żywe i wartościowanie ryzyka próbuje się zamaskować, nadając badaniom formę matematycznych modeli, a rezultatom czysto ilościowy charakter. Tymczasem percepcja ryzyka i akceptacja ryzyka w praktyce nie odpowiadają matematycznym modelom. Wskazuje się na rolę jakościowych czynników ryzyka: potencjał katastroficzny, nieodwracalność szkód, stopień akceptacji ryzyka przez zainteresowanych, akumulacja ryzyka określonego rodzaju do poziomu przekraczającego granice dopuszczalności narażenia innych, kontrolowalność ryzyka, naturalność przyczyny, dystrybucja potencjalnych szkód (profitenci – poszkodowani). Centralny problem ocen ryzyka polega na wyjaśnieniu, czy i ewentualnie jak uwzględniać te jakościowe aspekty ryzyka. Podział na czynniki ilościowe i czynniki jakościowe nie pokrywa się z podziałem na czynniki obiektywne i subiektywne. W zależności od społecznego kontekstu badań ryzyka (cele, zamawiający, referencje normatywne itp.) czynnikom jakościowym przypisuje się różne znaczenie. Jeżeli w zamówionych przez samorząd lokalny badaniach ryzyka usytuowania składowiska uciążliwych odpadów przemysłowych w sąsiedztwie osiedla uporczywie nie uwzględnia się subiektywnych jakościowych czynników ryzyka ustalonych w badaniach demoskopowych, nie można się spodziewać, że wyniki opracowania odegrają znaczącą rolę w procesie decyzyjnym. Identyfikacja ryzyka pozostaje również pod wpływem wielu subiektywnych czynników – kognitywno-psychologiczne badania ryzyka ustaliły cały szereg takich czynników – wiele z nich prowadzi do irracjonalnych oszacowań: 94 K. Michalski 1) podobieństwo: im bardziej ryzyko budzi skojarzenia ze znanymi zdarzeniami, tym bardziej wyolbrzymia się ich prawdopodobieństwo, 2) równomierność: im równomierniej występują szkody i im bardziej wykluczone są katastrofalne konsekwencje, tym bardziej bagatelizuje się rozmiary przeciętnych szkód, 3) mentalna obecność: im silniej jakieś ryzyko przechowywane jest w pamięci jako ciągle obecne, tym bardziej wyolbrzymia się jego prawdopodobieństwo, 4) prezentacja: perspektywa, w jakiej prezentuje się możliwą szkodę, również może odegrać decydującą rolę. Jeżeli przypadek przedstawi się pod kątem możliwości ujścia z życiem, wówczas preferowana będzie strategia ryzykoawersyjna, jeżeli zaś pod kątem możliwości utraty życia, wówczas preferowana będzie strategia ryzykoafirmacyjna, 5) przyzwyczajenie: szkody, do których jesteśmy przyzwyczajeni, bagatelizujemy, a wyolbrzymiamy szkody, których nie znamy – wiele ludzi uważa wypadki śmiertelne w elektrowniach atomowych za gorsze niż takie same wypadki śmiertelne w kopalniach czy na autostradach, 6) czasowy dystans wystąpienia szkody: szkody występujące od razu akceptuje się rzadziej niż szkody „odroczone”. Właśnie dlatego skutki palenia papierosów wydają się palaczom mniej negatywne, bo występują z dużym opóźnieniem i każdy palacz ma cichą nadzieję, że do czasu ich wystąpienia będzie możliwość zapobieżenia im. Łatwiej o akceptację ryzyka podejmowanego dobrowolnie, ryzyka odwracalnego, ryzyka pozostającego pod kontrolą, ryzyka „oswojonego”, ryzyka niemającego makabrycznego charakteru, ryzyka oddalonego w czasie i przestrzeni, jak również ryzyka grupowego. Przecenia się zaś stosunkowo rzadkie zdarzenia (zwłaszcza wtedy, gdy niedawno wystąpiły), zdarzenia czysto losowe, zdarzenia o wyjątkowo dramatycznym przebiegu, zdarzenia pozostawiające nieodwracalne następstwa, zdarzenia dotykające indywidualnie. Krótko mówiąc, ludzie mają skłonność nie doceniać bardzo prawdopodobnych zdarzeń, a przeceniać bardzo nieprawdopodobne zdarzenia (Irrgang 1997, 148). To źródła błędów w potocznej, subiektywnej percepcji i ocenie ryzyka. Jest też znany cały szereg błędów permanentnie występujących w ocenach ekspertów. Innowacja techniczna zawsze idzie w parze z niewiedzą. Niewiedza bywa niebezpieczna. Do błędnego oszacowania skutków innowacji dochodzi wtedy, gdy: • nadmiernie ufa się kompletności współczesnej wiedzy naukowej i kompetencjom kognitywnym poszczególnych nauk, • dysponuje się bazą danych zbyt wąską, by móc oszacować incydentalność pewnych zdarzeń, • błędnie szacuje się rolę zewnętrznych czynników towarzyszących innowacji, • niedostatecznie uwzględnia się ludzką omylność, Etyka a ryzyko ... 95 • błędnie szacuje się reakcje ludzi na przedsiębrane środki bezpieczeń- stwa (tutaj można byłoby mówić o niewiedzy z konieczności lub niewiedzy niezawinionej przez badacza). Błędom w oszacowaniu ryzyka towarzyszy szereg trudności metodologicznych związanych z brakiem jednorodnych i spójnych standardów oceny ryzyka, niespójne i niekonsekwentne traktowanie statystycznie bardzo nieprawdopodobnych zdarzeń o bardzo wysokim potencjale szkodliwości, rozbieżności w ilościowej i jakościowej percepcji ryzyka, brak jednolitego „progu akceptowalności” ryzyka, brak jednorodności w kwantyfikowaniu rozmiaru szkód (np. brak standardów wartościwania straty życia lub pogorszenia jakości życia w jednostkach monetarnych) (Irrgang 1997, 148). Uporczywe pomijanie czynników jakościowych ryzyka jest uważane często za wyraz naukowości podejścia do ryzyka. Ale tak naprawdę uprawomocnienie pomijania aspektów jakościowych w badaniach ryzyka może mieć tylko charakter pragmatyczny (np. zbyt mało czasu i zbyt duże koszty). (3) Problem oceny ryzyka i społecznej normalizacji ryzyka ma zasadniczo trzy rozwiązania, bo w kwestii obiektywności takich ocen są możliwe trzy stanowiska: relatywizm kulturowy (kulturalizm), pozytywizm i proceduralizm. Relatywizm kulturowy traktuje ryzyko jako konstrukt społeczny i neguje jego obiektywny i faktualny charakter. Oceny ryzyka są uwarunkowane społecznie i kulturowo i zależą od historycznie i geograficznie zmiennych systemów wartości. Nawet jeśli istnieje jakiś obiektywny poziom ryzyka i zagrożeń, jest on nie do ustalenia, a w każdym razie nie od niego zależą rzeczywiste oceny ryzyka. Wzrost wiedzy o ryzyku i zagrożeniach nie czyni ludzi bardziej racjonalnymi w sytuacjach ryzyka. Ocena ryzyka przypomina bardziej sąd estetyczny aniżeli wyważony i racjonalny osąd naukowy. Człowiek współczesny nie różni się w ocenie ryzyka istotnie od człowieka kultur prymitywnych, i tu i tam można odnaleźć różne postacie myślenia magicznego i życzeniowego wpływające na ocenę ryzyka (Kiepas 2000, 54). Teza kulturalistów wydaje się jednak nieprzekonująca. Bezsprzecznie na identyfikację ryzyka wpływa kulturowo zdeterminowana percepcja, ale nie wynika stąd, że jego ocena jest również zdeterminowana przez struktury społeczne, w które oceniający jest „wrzucony” – z pewnością od socjalizacji zależy, czy jako zagrożenie odbiera się transcendentne siły, czy elektrownię atomową w sąsiedztwie, ale twierdzenie, że różnym ocenom ryzyka nie przysługują różne stopnie obiektywności, tylko wszystkie są równie arbitralne, nie jest wcale przekonujące. Naiwny pozytywizm uporczywie ignoruje czynniki jakościowe, aksjologiczne i kulturowe w ocenie ryzyka. Wyznaje wiarę w możliwość jednoznacznej, pełnej i społecznie użytecznej oceny ryzyka, dokonywanej przez ekspertów. Jednak praktyka tych możliwości nie potwierdza, bo z jednej strony żadne znane opracowanie nie wyczerpało całej złożoności badanych rodzajów ryzyka, z drugiej niewiele opracowań prezentujących abstrakcyjne dane liczbowe spotyka się w praktyce z szerszym rezonansem społecznym, 96 K. Michalski bo zalecenia fachowców zwykle znacząco odbiegają od społecznej percepcji problemu. Wbrew deklaracjom o „czystości” aksjologicznej ekspertyz, normatywność każdego pojęcia bezpieczeństwa wywiera wpływ na status ocen ryzyka dokonywanych przez ekspertów. Skoro eksperci w swoich ocenach bezpieczeństwa opierają się na określonych standardach bezpieczeństwa, to można słusznie zapytać, kto te standardy ustanawia i czy status eksperta rozciąga się na te normatywy, czy tylko na wypowiedzi opisowe, które tamte poprzedzają lub z tamtych wynikają. Wszystkie grupy zawodowe mające do czynienia z ryzykiem wykształcają określone standardy wartościowania ryzyka i oceny bezpieczeństwa, ale nie rozwiązuje to kwestii ważności i racjonalności tych standardów. Naukowcy zasadniczo potrafią wypowiedzieć się tylko o tym, jak wysokie jest ryzyko w danym przypadku i ewentualnie, jakie standardy postępowania z takim ryzykiem obowiązują w ich branży. Nie są jednak w stanie – jako eksperci – ocenić, czy racjonalnie jest podjąć takie ryzyko lub narazić na nie innych ludzi w imię pewnych innych wartości (Birnbacher 1996, 198). W kontekście rozbieżności występujących między naukową, ekspercką a potoczną identyfikacją, percepcją i oceną ryzyka przeciwko ekspertocentrycznemu, ekspertokratycznemu modelowi normalizacji ryzyka przemawia prosty fakt polityczny. W społeczeństwie demokratycznym to nie naukowa ocena ryzyka jest miarodajna dla praktyki politycznej, ale faktyczne zachowanie akceptacyjne społeczeństwa, nawet jeśli wpływają na nie czynniki irracjonalne i emocjonalne. W takim społeczeństwie polityczna normalizacja ryzyka może się zatem dokonać tylko w warunkach partycypacji – ilościowe, naukowe ujęcie ryzyka tego procesu nie zastąpi, może tylko dostarczyć mu argumentów. Syntezą i pewnego rodzaju kompromisem jest stanowisko proceduralizmu, które łączy walory procedur naukowych z praktyką społeczną i nie eliminuje czynników normatywnych i subiektywnych. Ponieważ ryzyko nie da się do końca opisać w kategoriach faktów, tradycyjne naukowe badanie ryzyka musi być uzupełnione o inne procedury opisu i oceny bardziej angażujące społeczeństwo. Jednostronną komunikację ryzyka w stylu „problem – nauka (eksperci) – społeczeństwo (laicy)” winna zastąpić obustronna, wzajemnie uzupełniająca się komunikacja w duchu partycypacyjnym „problem – nauka (eksperci) – społeczeństwo (laicy) – nauka (eksperci)”. Ocena ryzyka musi się stać procesem społecznym, w którym uczestniczą różne podmioty społeczne, a nauka jest tylko jedną ze stron. Celem nadrzędnym jest stworzenie warunków do rozwoju komunikacji ryzyka i demokracji bezpośredniej, a racjonalność ocen nie ma związku z ich treścią, obiektywnością czy faktualnością, ale ze sposobem ich formułowania. Wartościowanie ryzyka (Risk Assessment) wymaga porównywania różnego typu szkód, różnego typu ryzyka oraz różnego typu opcji działania i oparte jest głównie na metodach jakościowych niekorzystających z probabilistyki i rozkładów gęstości. Z braku wiedzy zakłada się, że każde zdarzenie jest prawdopodobne. We wstępnej analizie ryzyka (Preliminary Hazard Analysis, PHA) zdarzenia dzieli się prowizorycznie na kategorie incydentalności X (np. nieprawdo- Etyka a ryzyko ... 97 podobne (A), mało prawdopodobne (B), okazjonalne (C), wysoko prawdopodobne (D), częste (E)) i kategorie skutków Y (np. pomijalne (F), marginalne (G), znaczące (H), poważne (I), katastroficzne (J)), otrzymując matrycę łączącą punktową skalę prawdopodobieństwa wystąpienia ze skalą skutków i następstw. Ryzyko wylicza się według formuły r = X · Y. Otrzymuje się wtedy matrycę z 25 kombinacjami możliwych zdarzeń niepożądanych i ustala się, które tworzą ryzyko nieakceptowalne, które ryzyko kontrolowalne, a które ryzyko tolerowane. PHA uzupełnia się różnego rodzaju ankietami dostarczającymi dodatkowych danych o skalach skutków, monitoringu i dostępności alternatywnych opcji (por. Rak 2004, 55). Powszechnie stosowane są wskaźnikowe metody oceny ryzyka. W zarządzaniu ryzykiem i bezpieczeństwem systemów technicznych przyjmuje się istnienie wielu źródeł zagrożeń: naturalne (klęski żywiołowe), techniczne (awarie), cywilizacyjne (związane z zachowaniami masowymi), ludzkie (akty terroru i wandalizmu), wymagających zróżnicowanej oceny pod kątem incydentalności. W metodzie scenariuszy opracowuje się mapę wszystkich możliwych zdarzeń niepożądanych i dla każdego scenariusza oblicza się ogólne ryzyko danego zdarzenia przez przemnożenie indeksu prawdopodobieństwa i indeksu następstw. W przypadku scenariuszy o poziomie ryzyka przewyższającym próg akceptowalności wdraża się procedury zarządzania ryzykiem zmierzające do jego zmniejszenia. Czynniki ludzkie (terroryzm czy działania psychopatów) są przy tym najbardziej nie do przewidzenia, wszystkie jednak mają w dużej mierze charakter losowy, więc proces ich oceny zawsze jest w jakiejś mierze subiektywny, dlatego aby uzyskać rozsądne przybliżenia, dąży się do konsensu wielu ekspertów, a w nowszych partycypacyjnych podejściach uwzględnia się również opinie laików. Głównym problemem całościowego wartościowania ryzyka i wartościowania techniki jest – obok czynników jakościowych – wzajemna niekompatybilność różnego typu szkód i ryzyka. Utrudnia ona zwykle, a czasem wręcz uniemożliwia, jednolite całościowe wartościowania. (4) Teoria zarządzania interpretuje ryzyko jako możliwość nieosiągnięcia celu. Chodzi o prognostykę fiaska mimo prawidłowego zarządzania systemem. W punkcie wyjścia ustala się dopuszczalny (akceptowalny) poziom ryzyka i zarządza się systemem tak, aby go nie przekroczyć. Istotną rolę odgrywa monitoring ryzyka w postaci systemu wczesnego ostrzegania. Zarządzanie ryzykiem opracowuje szereg instrumentów redukcji i eliminacji ryzyka, dystrybucji ryzyka i transferu ryzyka. Są zasadniczo trzy instrumenty redukcji ryzyka: profilaktyka (działania prewencyjne), ratownictwo (działania interwencyjne) oraz reparacje i kompensacje (działania postwencyjne, „po szkodzie”). Dystrybucja i redystrybucja ryzyka jest zadaniem związanym ze sprawiedliwością – jeżeli ryzyko jest nie do uniknięcia, to trzeba zadbać o to, aby było rozłożone w miarę równomiernie, albo proporcjonalnie do pozycji na osi profitów. Dąży się do tego, żeby transfer ryzyka i związane z nim przeniesienie odpowiedzialności dokonywało 98 K. Michalski się w formie kontraktu (np. ubezpieczenia). Głównym problemem zarządzania ryzykiem jest niemożliwość sformułowania jakiejś generalnej strategii racjonalizacyjnej i operacjonalizacyjnej, co ma związek z jakościowymi czynnikami ryzyka. Dobrym przykładem jest tutaj tzw. rosyjska ruletka3. Preferowanie scenariuszy gry zależy w konkretnej sytuacji w większej mierze od czynników jakościowych niż ilościowych. Teorie decyzji są teoriami wyboru w sytuacjach, kiedy wszystkie możliwe opcje wiążą się z ryzykiem, oczekiwaniem zysków lub strat. Teorie decyzji podają metody optymalizacji działań z punktu widzenia różnych celów. Decyzje moralne są szczególnym przypadkiem decyzji – niezależnie od konkretnych sympatii filozoficznych chodzi w nich najczęściej o sprawiedliwą dystrybucję dobra i zła, wartości, szkód i korzyści, ryzyka i szans. Jak teoria decyzji może pomóc w ocenie moralnej działania ryzykownego? Jeśli podejmujący decyzję potrafi ocenić szanse realizacji skutków każdego z działań, sytuacja jest prosta. Ma do wyboru kilka strategii: maximin, kryterium Hurwicza, kryterium Bayesa, kryterium Laplace’a, utylitarystyczna zasada maksymalizacji użyteczności przy założeniu maksymalnie korzystnej sytuacji itd. Jeśli nie potrafi, wówczas nie ma kryterium, które można byłoby bezspornie uznać za najlepsze. Kryterium maksymalizacji minimalnej użyteczności (maximin) jest ostrożne, pesymistyczne, każe maksymalizować to, co się da osiągnąć na pewno. Kryterium Hurwicza należy maksymalizować sumę ważonej najmniejszej i największej użyteczności oczekiwanej. Podstawą kalkulacji prawdopodobnych skutków nie jest tylko najczarniejszy z możliwych scenariuszy, ale również możliwie najkorzystniejszy układ skutków. Kryterium Laplace’a: dąże3 Sześciu graczy może grać w rosyjską ruletkę na kilka sposobów niezróżnicowanych w sensie ilościowej matematycznej formuły ryzyka: • posługują się jednym rewolwerem o sześciu komorach nabitym jednym nabojem, ryzyko śmierci gracza A wynosi 1/6, jest pewne, że zginie jeden i tylko jeden, • posługują się sześcioma rewolwerami, z których jeden jest nabity do pełna nabojami, gracze losują jeden rewolwer z sześciu. Ryzyko śmierci gracza A wynosi 1/6, jest jednak bardzo prawdopodobne, że nie zginie nikt, jeśli zginą, to wszyscy, • każdy uczestnik dostaje pistolet, w każdym jest tylko jedna kula. Możliwa jest każda liczba trupów nie większa niż 6. Możliwe są również strategie „mieszane” (trzy pistolety są naładowane dwoma kulami, pozostałe trzy są puste itd.). Mimo że ryzyko przedstawia się we wszystkich takich sytuacjach jako ilościowo niezróżnicowane, w zależności od jakościowych czynników racjonalnie będzie preferować za każdym razem inne scenariusze. Pierwsza opcja zdaje się być problematyczna, bo z góry wiadomo, że będzie trup. W pewnych sytuacjach na preferowanie zasługują opcje zawierające możliwość zerowych szkód. Opcja druga wydaje się najgorsza pod względem potencjału katastroficznego, ale najlepsza pod względem dystrybucji: zginą wszyscy albo nikt. Jeśli zostanę zmuszony do gry w rosyjską ruletkę ze swoimi krewnymi, wtedy będę preferował raczej scenariusz drugi, nie będę go zaś preferował, grając z wierzycielami za długi, a także wtedy, gdy koniecznie ktoś musi przeżyć, aby na przykład zawiadomić rodzinę. Którą opcję racjonalnie wybrać? Wartość korzyści oczekiwanej jest dla wszystkich opcji taka sama, więc utylitaryzm (strategia maksymalizacji oczekiwanych korzyści) się tu nie nadaje. W zależności od kontekstu decyzyjnego mogą istnieć powszechnie zrozumiałe i powszechnie akceptowalne racje za wyborem którejś opcji. Etyka a ryzyko ... 99 nie do maksymalizacji średniej arytmetycznej użyteczności – to optymistyczna wersja. Indeks wyboru to wariant pesymistyczno-optymistyczny. Sformułowano wiele strategii racjonalizacji ryzyka, z których każda ma zalety i wady: • maximin, czyli minimalizacja maksymalnych możliwych szkód. Ma ona zalety jako strategia zapobiegania katastrofom, ale w przypadkach, kiedy maksymalna wartość szkody nie jest wysoka, a maksymalna wartość korzyści jest wysoka, zalecenia tej strategii są nieprzekonujące, • indeks optymizm–pesymizm. Polega ona na bilansowaniu maksymalnej wartości oczekiwanej szkody i maksymalnej wartości oczekiwanej korzyści. Wadą tej strategii jest to, że ignoruje szkody i korzyści o wartościach leżących pomiędzy punktami ekstremalnymi, a ich wpływ na ocenę i akceptację ryzyka jest przekonujący, • utylitarystyczna strategia maksymalizacji „zysku”. W tej strategii priorytet ma opcja wykazująca maksymalny „zysk netto”. Mimo że strategia ta w większości przypadków okazuje się najlepsza, jej jedyną wadą jest to, że nie uwzględnia jakościowych czynników ryzyka. Niezależnie od wyboru strategii trzeba się więc zdecydować, czy jakościowe czynniki ryzyka próbować ująć ilościowo, czy rezygnować z pojęcia ryzyka jako czegoś obliczalnego, czy też obrać „trzecią drogę”: zachować ilościowy charakter ryzyka, a czynniki jakościowe podawać dodatkowo. Każda z tych opcji ma zalety i wady, przede wszystkim nie można tutaj niczego wybrać niearbitralnie. Inny problem, z jakim walczy zarządzanie ryzykiem, polega na tym, że nawet jeśli udaje się w przybliżeniu określić poziom ryzyka, to prawdopodobieństwo wystąpienia szkody nic nie mówi o tym, w którym momencie należy się spodziewać jej wystąpienia. Jednym z instrumentów zarządzania ryzykiem jest ustalanie wartości np. dopuszczalnych emisji toksyn i innych typów presji na środowisko. Ustalanie tych dopuszczalnych wartości jest zadaniem społecznym, a nie czysto „technicznym” i wymaga szerokiej komunikacji ryzyka. Jej celem jest podniesienie świadomości i poczytalności obywateli. Powyższy przegląd badań ryzyka ujawnia szereg deficytów zarówno w zakresie opracowania pojęciowego, jak i metodologiczno-proceduralnego tego zagadnienia. Jest oczywiste, że zarówno identyfikacja i percepcja ryzyka, jak i jego ewaluacja i normalizacja nie mogą obejść się bez zewnętrznych normatywnych referencji. Czy takich referencji może teorii ryzyka dostarczyć etyka? Czy zależność mogłaby tu być obustronna? Czy włączenie zagadnienia bezpieczeństwa, pewności, ryzyka i niepewności do repertuaru etyki będzie wymagać rewizji jej tradycyjnych norm i figur argumentacyjnych? Jak różne systemy etyczne reagują na problem ryzyka? Problem ryzyka odgrywa implicite kluczową rolę w niejednej teorii filozoficznej, dotyczy to nie tylko teorii ostatniego dziesięciolecia. Najsłynniejszym 100 K. Michalski filozoficznym przykładem fascynacji ryzykiem jest tzw. zakład Pascala, nowożytny argument na istnienie Boga: racjonalnie jest uznać istnienie Boga, bo jeśli prawdopodobieństwo istnienia Boga jest większe od zera, wówczas ateistę czekają wieczne męki piekielne w razie Jego istnienia, których nie zrównoważą mu doczesne i przemijające przyjemności wynikające z jego zakwestionowania. Gorliwe praktykowanie chrześcijaństwa jest rozsądnym hazardem wynikającym z kalkulacji ryzyka. To nie jest jednak najważniejszy wkład filozofii w badania ryzyka. Zarówno samo zagadnienie ryzyka, jak i częściowo rezultaty badań ryzyka prowadzonych w innych dziedzinach nauki znalazły rezonans głównie w epistemologii (percepcja ryzyka) i metodologii nauk. Szeroka społeczna świadomość ryzyka związanego z nowoczesnymi technologiami (inżynieria jądrowa, inżynieria genetyczna) sprowokowała także dyskusję etyczną nad ich akceptowalnością. 3. Ryzyko a etyka Dzieje etyki europejskiej mniej więcej do połowy dwudziestego wieku nie znają terminu „ryzyko”. Klasyczne doktryny etyczne w równej mierze co współczesny utylitaryzm przesyca optymizm poznawczy. Zakłada się, że ludzie zasadniczo wiedzą, co robią: że rozumieją swoje cele, potrafią rozpoznać, które środki lepiej, a które gorzej nadają się do ich realizacji, są w stanie kontrolować przebieg swojego działania etap po etapie, ocenić, w jakim stopniu i czy w ogóle cel działania został osiągnięty itd. Warunkiem poczytalności i odpowiedzialności moralnej jest w każdej racjonalistycznej etyce dobrowolność i świadomość działania, natomiast jeśli w ogóle porusza się problem działania w niepewności i w niewiedzy, to przypadki takie traktuje się jako stany wyjątkowe w etyce. Nawet nowsze prace w etyce reagujące na problem ryzyka sprowadzają niewiedzę i niepewność skutków do tego, że każde z praktykowanych dzisiaj rutynowo działań ktoś kiedyś zastosował po raz pierwszy (Chyrowicz 2002, 205). We współczesnej etyce rozbieżne są opinie co do tego, co do dyskusji nad ryzykiem może wnieść etyka: jedni oczekują wytycznych orientujących w stylu ponadczasowych wartości i kanonu nienaruszalnych zasad, inni wolą coś skromniejszego w stylu option presentation czy własnych propozycji rozwiązań korzystniejszych pod względem jasności i przejrzystości, ale bez pretensji do ostatecznej ważności (Birnbacher 1996, 196). Największe znaczenie zagadnieniu ryzyka nadał Hans Jonas (Jonas 1996), wprowadzając do etyki zwyczaj szczególnego traktowania działań grożących globalną i nieodwracalną katastrofą ludzkości. Jego zdaniem należy sprzeciwiać się użyciu każdej techniki grożącej nawet tylko czysto teoretycznie, hipotetycznie dalszemu istnieniu ludzkości (preferencja złej prognozy, heurystyka lęku), obojętnie jak nieprawdopodobna byłaby w konsekwencji zagłada ludzkości. Uzasadnienie podparte jest tu transcendentalistyczną figurą: etyka nie może domagać się czegoś innego, bo bezpieczeństwo dalszego trwania ludzkości jest Etyka a ryzyko ... 101 warunkiem koniecznym jej własnej możliwości. Współczesne podejścia często nawiązują do Jonasa, większość autorów zgadza się, że należy unikać nawet mało prawdopodobnych rodzajów ryzyka technicznego o charakterze katastrofalnym dla człowieka i środowiska. Niezależnie od teoretycznych ustaleń w kwestii ryzyka, jest oczywiste, że ograniczanie potencjału zagrożeń, i to nie tylko zagrożenia globalną i nieodwracalną zagładą człowieczeństwa, stanowi wartość samą w sobie, niezależnie od tego, jak prawdopodobna jest konkretna szkoda. To, że wartości prawdopodobieństwa (i ryzyko) są ważne dla wartościowania, w praktyce najczęściej się po prostu zakłada. Tymczasem można argumentować, że ktoś, kto podejmuje określone działanie, liczy się z wystąpieniem wszystkich możliwych skutków tego działania i bierze za nie odpowiedzialność niezależnie od tego, jak prawdopodobne są te skutki. To tylko częściowo słuszny argument. To prawda, że nawet niewielkie prawdopodobieństwa nie chronią przed negatywną oceną moralną. Jeśli jednak jakieś działanie ma dwa możliwe skutki, z których jeden uważa się za korzyść, a drugi za szkodę, wówczas prawdopodobieństwa wystąpienia tych skutków mają duże znaczenie nie tylko w ocenie racjonalności tego działania, ale także w osądzie jego moralnej dopuszczalności. Gdyby było inaczej, wówczas niemal każde działanie byłoby z konieczności moralnie problematyczne, bo zawsze można wskazać pewne łańcuchy przyczynowe łączące to działanie z mniejszymi lub większymi szkodami, nawet skrajnie nieprawdopodobnymi. Nawet użycie ekspresu do kawy byłoby wówczas niedopuszczalne, bo w skrajnie rzadkich przypadkach zwarcie w instalacji elektrycznej mogłoby wywołać pożar całego budynku i kosztować życie wielu niewinnych ludzi (Mehl 2001, 237). Przy wyborze spośród dwóch opcji działania podobnych do siebie pod względem okoliczności i skutków wartości prawdopodobieństwa mogą mieć decydujące znaczenie. Jakościowe czynniki ryzyka, takie jak akumulacja, nieodwracalność, potencjał katastroficzny i dystrybucja ryzyka z pewnością również są relewantne dla etycznej oceny ryzyka i można je bez większych problemów zintegrować w ilościowe wartościowanie ryzyka. Przy tym realna możliwość globalnej i nieodwracalnej katastrofy kategorycznie wyklucza moralną dopuszczalność danego zastosowania techniki. Pozostałe kryteria jakościowe nie mają tak kategorycznego charakteru (Mehl 2001, 242). Główny problem etyki ryzyka wyraża się w pytaniu, na jakie ryzyko wolno nam narażać siebie i innych? Na płaszczyźnie metaetyki problem dotyczy tego, jakie są szanse sformułowania tych kryteriów tak, aby cieszyły się powszechną ważnością, były wiążące dla wszystkich? Czy istnieje w tym sensie racjonalne kryterium bezpieczeństwa? Czy jest z nim podobnie jak z dobrami w ekonomii, których wartość zależy od popytu, czyli geograficznie i kulturowo zróżnicowanych preferencji? Bezpieczeństwo jest ważnym dobrem podstawowym, ale nie jedynym. Stoi w relacjach do innych dóbr i musi być przedmiotem kalkulacji i bilansowania. Dobra konkurują ze sobą o rangę w porządku preferencji, na który wpływa wiele czynników, m.in. to, na ile dane dobro jest zagrożone. Już to 102 K. Michalski świadczy o tym, że nie ma jakiejś absolutnie słusznej miary bezpieczeństwa, a istnieje jedynie słuszność jakiegoś określonego poziomu bezpieczeństwa w relacji do danego poziomu zaspokojenia potrzeb. Wynika stąd niepokojąca konsekwencja, że zastosowanie jednej i tej samej ryzykownej techniki w jednej sytuacji może być odpowiedzialne, a w innej nie. Konieczność relatywizacji standardu bezpieczeństwa do danej sytuacji oznacza, że ludziom mogącym sobie pozwolić na większy poziom bezpieczeństwa własnego, na przykład poprzez zakup „auta roku” w kategorii auto bezpieczne, nie wolno zabraniać użytkowania dwudziestoletniego volkswagena golfa w imię bezpieczeństwa tych, którzy z przyczyn ekonomicznych nie mogą sobie pozwolić na takie samo zwiększenie własnego bezpieczeństwa. W imię bezpieczeństwa należałoby zresztą zaniechać szeregu działań, które ze względu na oczekiwane skutki wydają się być moralnie nakazane. Jaki poziom bezpieczeństwa jest rozsądny? Trzeba znaleźć arystotelesowski „złoty środek” między nadmiarem a niedostatkiem bezpieczeństwa. Jakie preferencje odnośnie do bezpieczeństwa należy sobie przyswoić? Miara racjonalności takich preferencji zależy znowu od innych preferencji, na przykład preferencji związanych z wyobrażeniami o udanym życiu. Ale nie jest jasne, czy tego rodzaju preferencje znowu aby nie suponują preferencji związanych z bezpieczeństwem. Problem etyki indywidualnej dotyczy właściwego stosunku do ryzyka osobistych szkód i strat. Problem etyki społecznej dotyczy narażania innych na ryzyko szkód. Czy działania niosące ze sobą ryzyko szkód należy traktować tak samo jak działania na pewno wyrządzające szkody? Czy probabilistyczny charakter ryzyka wymaga osobnych, swoistych rozwiązań? Niektórzy autorzy są zdania, że na pytanie, pod jakimi warunkami wolno innych narażać na ryzyko, nie da się odpowiadać po prostu analogicznie do pytania, pod jakimi warunkami nie wolno innym wyrządzać pewnych szkód (Birnbacher 1996, 204). W etyce rozbieżności poglądów na ryzyko i postaw wobec ryzyka związane są z jednej strony z immanentną ambiwalencją ryzyka, z drugiej z odmiennymi teoriami działania przyjmowanymi w punkcie wyjścia (głównie kontrowersja deontologizm – konsekwencjalizm). Należy pamiętać, że nie można utożsamiać ryzyka wyłącznie z zagrożeniami i niebezpieczeństwami, bo sytuacja ryzyka jest właściwie przemieszaniem pewności i niepewności, bezpieczeństwa i zagrożeń. Ryzyko to pewne napięcie między poziomem bezpieczeństwa a poziomem zagrożenia. Ta ambiwalencja jest właściwą istotą ryzyka. Pozytywnym korelatem prawdopodobieństwa wystąpienia jakiejś szkody (utrata zdrowia czy życia) jest prawdopodobieństwo niewystąpienia tej szkody i szansa na jakieś korzyści (ujście z życiem, wyleczenie), tak samo jak korelatem niepewności skutków działania jest niepewność skutków zaniechania. To sprawia, że ryzyko dopuszcza postawy awersyjne i afirmacyjne. Źródła niewiedzy i niepewności leżą między innymi: 1) w poznawczej niedoskonałości podmiotu (konstytucja neurofizjologiczna człowieka – zbyt powolne, mało wydajne i niedostatecznie pojemne Etyka a ryzyko ... 103 procesy przetwarzania informacji, długotrwałe procesy rozwoju intelektualnego i rozwoju osobowości itp.), 2) w poznawczej niedostępności przedmiotu (argumenty idealistyczne, nadmierna kompleksowość stanów rzeczy, poznawcza niedostępność przyszłości i ograniczona dostępność przeszłości, społeczny i kolektywny charakter ludzkiego działania itp.), 3) w metodologicznej niedoskonałości teorii etycznych (niemożliwość uprawomocnienia w stylu ostatecznościowym praktyki moralnej w ogóle – argumenty amoralisty, wiele rywalizujących szkół i teorii, niemożliwość pogodzenia w teorii i w praktyce wymogów legitymizacyjnych i operacjonalizacyjnych – im większy nacisk kładzie się na uprawomocnienie poszczególnych norm i całego systemu, tym mniej wydajny jest system ewaluacyjny itp.). Z uwagi na to, że etyka nigdy nie występuje w liczbie pojedynczej i jest wiele konkurujących ze sobą teorii, mówienie o jakiejś jednolitej etycznej wykładni ryzyka nie ma sensu. Lepiej pokazać znaczenie tego zagadnienia osobno dla różnych podejść. Ze względu na brak miejsca nie sposób omawiać szczegółowo wszystkich ważniejszych współczesnych teorii moralności, na potrzeby niniejszego przyczynku rozsądna wydaje się redukcja do trzech podstawowych typów: • etyk deontologicznych, • etyk konsekwencjalistycznych, • etyk proceduralistycznych. Etyki deontologiczne uznające zasadę bezwzględnej nienaruszalności dobra osoby sprzeciwią się tak pojętemu rozdzieleniu i nie będą wrażliwe na wartości prawdopodobieństwa, zgodnie z zasadą, że nie wolno poświęcić niewinnej osoby ludzkiej, nawet gdyby miał przez to zginąć cały świat z tą jedną osobą włącznie. Deontologiści uznają istnienie grupy dóbr elementarnych, których nie wolno ryzykować w imię żadnych szans, niezależnie od tego, jak obiecujące byłyby potencjalne korzyści ryzykownej decyzji i wierzą, że zasady tej da się przestrzegać w każdej sytuacji. Szansa uratowania życia innych nie tłumaczy narażenia życia innej indywidualnej osoby. Deontologiści traktują działania niosące ryzyko szkód tak samo jak działania faktycznie powodujące szkody i uważają, że sama „ryzykowność” nie przesądza jeszcze o moralnej ocenie działania (Chyrowicz 2002, 223). Istotny dla moralnej oceny ryzykownego działania jest najpierw rodzaj ryzykowanego dobra. Podejścia deontologiczne deklarują raczej awersyjną postawę wobec ryzyka. Wyrazem tej postawy jest m.in. argument równi pochyłej (Chyrowicz 2002). Argument ostrzega przed akceptowaniem działań, które w sekwencji i kumulacji podobnych im działań mogą zmusić do zaakceptowania takich działań, na które początkowo nie wyrazilibyśmy zgody. Ryzyko towarzyszące działaniom w punkcie wyjścia traktuje się jako wystarczającą rację do powstrzymania się od działania. Jest to możliwe pod warun- 104 K. Michalski kiem, że skutkom działania przypisuje się większe znaczenie niż skutkom zaniechania i nieprzeciwdziałania, co wymaga specyficznej podbudowy ontologicznej, umożliwiającej zrzucenie odpowiedzialności za te skutki na Absolut, przyrodę czy zły los. Deontologiści przyznają, że wiele ryzykownych decyzji winny poprzedzać kalkulacje potencjalnych korzyści i strat, wszystko jednak zależy od charakteru korzyści i strat poddawanych kalkulacji. Rezultaty teorii decyzji mogą pomóc we wskazaniu, jak postępować w warunkach niepewności skutków i ryzyka przy założeniu, że pomyślnie rozstrzygnięto problem wartościowania tych skutków (Chyrowicz 2002, 214). W istocie mamy więc do czynienia z dwoma kryteriami: obok kryterium dopuszczalności ryzyka pojawia się kryterium dopuszczalności samych skutków, któremu w etyce przysługuje priorytet. Deontologiczne systemy moralne reagujące na problem ryzyka i niepewności różnią się od siebie stopniem prawdopodobieństwa słuszności działania wymaganym, aby można było uznać działanie za dopuszczalne (Chyrowicz 2002, 210). Gdy działający ma wątpliwości co do słuszności swoich decyzji, system moralny ma mu pomóc wyeliminować ryzyko z decyzji. W razie wątpliwości nakazuje powstrzymać się od działania zgodnie z zasadą większego bezpieczeństwa. Deontologiczne podejścia, nie mogąc nie uznać aspektów ryzyka, prawdopodobieństwa i niepewności za czynniki znaczące z etycznego punktu widzenia, wykonują najprzeróżniejsze akrobacje, aby nie położyć bezwzględnej ważności swoich zasad na szali konsekwencjalistycznej kalkulacji. Fakt, że ryzyka nie da się oszacować, pomijając konsekwencje, nie znaczy jeszcze, że musi ono podlegać konsekwencjalnemu bilansowi; natomiast z faktu, że kalkulacja skutków podporządkowana jest kryterium rozumności, nie wynika jeszcze, że można ją zupełnie pominąć (Chyrowicz 2002, 218). Przyjmuje się więc, że kalkulacja skutków jest w etyce przydatna, ale zastrzega się zaraz, że tylko w ocenie sytuacji z tzw. szarej strefy, a więc przypadków, które trudno zaklasyfikować w sztywne kazuistyczne schematy (Chyrowicz 2002, 218). Etyki konsekwencjalistyczne posługujące się ekonomicznymi metodami kalkulacji dóbr, korzyści i szkód są z natury bardziej wrażliwe na problem ryzyka i niepewności skutków. Konsekwencjaliści deklarują raczej postawę afirmacyjną wobec ryzyka. Jej wyrazem jest tzw. argument symetryczny (Irrgang 1997, 139nn). Argument wychodzi od teorii działania, na gruncie której skutki działania kwalifikuje się tak samo jak skutki zaniechania i nieprzeciwdziałania. W sytuacji niewiedzy i niepewności skutków równie ryzykowne co działanie jest zaniechanie. Takie stanowisko zmusza do symetrycznego bilansowania skutków i ryzyka. Dla jednych autorów problem oceny prawdopodobnych skutków działania sprowadza się tylko do ilościowego rachunku szkód i korzyści, dla innych to nie wystarczy. Samo ryzyko i niepewność skutków mają różny stopień lub poziom, z uwagi na to niektórzy autorzy wyróżniają skutki realnie możliwe i hipotetycznie Etyka a ryzyko ... 105 możliwe (Mehl 2001). Skutki realnie możliwe to takie skutki, których prawdopodobieństwo można oszacować (w przybliżeniu) metodami naukowymi. Natomiast o możliwościach wystąpienia skutków hipotetycznie możliwych nie można powiedzieć niczego, co czyniłoby zadość kryteriom naukowym (Mehl 2001, 233). Możliwości ich wystąpienia nie można ani potwierdzić, ani wykluczyć albo zasadniczo, albo tylko przy obecnym stanie nauki. Nie można więc z zasady ustalić ich prawdopodobieństwa. Dlatego właśnie te ostatnie w naukowych szacunkach ryzyka najczęściej się ignoruje. Jest to postępowanie z wielu względów nie do zaakceptowania. Nie można oczywiście uwzględniać w ocenie ryzyka każdego możliwego przyszłego stanu świata, bo takie skomplikowanie uniemożliwiałoby jakiekolwiek pragmatycznie sensowne oceny. Które więc są relewantne? Wystarczy spojrzeć na skutki hipotetycznie możliwe przez pryzmat różnych typów niewiedzy, bo nie wszystkie skutki hipotetycznie możliwe reprezentują ten sam jej typ. To, czego zasadniczo nie możemy wiedzieć, bo przekracza nasze zdolności poznawcze, nie może być relewantne dla oceny moralnej. Jeśli jednak jakiś hipotetycznie możliwy skutek można dołączyć do naszej obecnej wiedzy (np. poprzez dodatkowe badania eksperymentalne), wówczas jego nieuwzględnianie nie dałoby się usprawiedliwić. Drugim kryterium jest wsparcie wskazaniami czy przeciwwskazaniami, że skutki hipotetycznie możliwe mogą się stać realnie możliwe. Trzecim kryterium jest możliwość, że znacząco wzrośnie ryzyko określonego typu w przypadku, jeśli skutki hipotetycznie możliwe okażą się być realnie możliwe. Tylko jeśli są podstawy do przypuszczeń, że w takim przypadku szkody lub ich prawdopodobieństwa wystąpienia znacząco wzrosną w porównaniu do wcześniej stwierdzonego ryzyka, uwzględnianie tych skutków hipotetycznie możliwych w ocenie ryzyka jest rozsądne (Mehl 2001, 246). Skutki hipotetycznie możliwe cechują się dwojaką niepewnością: nie tylko nieznana jest wartość prawdopodobieństwa ich wystąpienia, nie wiadomo też, czy w ogóle jest większa od zera. Dlatego trudno w wyborze opcji działania posługiwać się tu znanymi strategiami, na przykład utylitarystyczną strategią maksymalizacji użyteczności oczekiwanej. Ta niepewność jest także rozsądną racją, aby skutkom hipotetycznie możliwym nadawać mniejszą rangę niż skutkom realnie możliwym. O ile mniejszą, to zależy od drugiego kryterium: wskazań i przeciwwskazań. W kontekście ryzyka większość etyków widzi swoje zadanie w określaniu poziomu dopuszczalnego ryzyka lub dopuszczalnego poziomu ryzyka. Może przy tym chodzić raz o dopuszczalne prawdopodobieństwo, dopuszczalne szkody albo jakąś ich współzależność. Niektórzy konsekwencjaliści proponują, aby zamiast ustalać ogólny poziom akceptowalności ryzyka, ustalić go dla obu składowych osobno: poziom akceptowalności dla wartości szkód (racjonalnie nieakceptowalne ryzyko katastrofy) oraz poziom akceptowalności dla wartości incydentalności (szkody realnie możliwe – szkody hipotetycznie możliwe). Oba czynniki osobno muszą być na pewnym akceptowalnym poziomie. 106 K. Michalski Konsekwencjalny rachunek dóbr, czyli szkód i korzyści, deontologiści nazywają czasem „równią pochyłą” (Chyrowicz 2002). Widzą w nim niebezpieczeństwo „destrukcji etyki” i obawiają się „odrzucenia stałej hierarchii wartości i zastąpienia jej przeliczaniem korzyści”. Tymczasem w praktyce większość konsekwencjalistów uznaje pewne stałe antropologiczne: nienaruszalne wartości, podstawowe potrzeby czy obiektywne interesy za bezdyskusyjne. A ponieważ formułowane przez siebie nakazy i zalecenia poddają jakimś testom powszechności czy bezstronności, można założyć, że bezstronne poświęcenie jakiegoś dobra jednej osoby, np. życia, w imię tego samego dobra wielu innych nie narusza wolności tej poświęconej osoby, bo – jak twierdzą sami przeciwnicy rachunku dóbr – prawdziwa wolność polega na rozumnym wyborze, więc poświęcona osoba zachowuje wolność, gdy ten wybór zaakceptuje jako racjonalny na zasadzie samopoświęcenia niebudzącego moralnych zastrzeżeń albo jej wcale nie traci, gdy bezwzględnie upiera się przy swoich egoistycznych interesach. Ryzyko i prawdopodobieństwo, gdyby tylko udało się je ustalić, byłoby w konsekwencjalizmie w tym sensie ważnym kryterium decyzji, że gdyby we wspomnianej sytuacji pewne (realne, przesądzone) dobro jednej osoby konkurowało z porównywalny, ale niepewnym (np. hipotetycznie możliwym) dobrem wielu osób, wówczas konsekwencjalista z pewnością nie zalecałby z takim samym przekonaniem poświęcenia tego pierwszego. Są jednak autorzy powątpiewający w możliwość obiektywizacji ryzyka ze względu na zasięg możliwych skutków ryzykownego działania, który można traktować jako potencjalnie nieskończony (Chyrowicz 2002, 209). Konsekwentne rozwinięcie tego stanowiska uniemożliwia pozostawanie na gruncie konsekwencjalizmu, bo próba uwzględnienia dalekosiężnych skutków działania prowadziłaby do czegoś w rodzaju moralnej impotencji. Konsekwencjalizm musi dokonywać pewnych redukcji kompleksowości skutków, dotyczy to wszystkich typów działania. Dla większości autorów pytanie o kryteria dopuszczalności ryzyka jest zarazem pytaniem o to, na ile akceptowalne są potencjalne złe skutki działania (Chyrowicz 2002, 210). Podstawą uznania działania za ryzykowne jest możliwość pojawienia się złych skutków. Etyki proceduralistyczne są najbardziej eleganckim sposobem obejścia problemu kryterium moralnej dopuszczalności narażenia na ryzyko. Odchodzą od kognitywizmu etyk materialnych i przyjmują w punkcie wyjścia fakt aksjologicznego pluralizmu. Większość autorów spod znaku kognitywizmu próbuje wychodzić od sytuacyjnie niezmiennego kryterium dopuszczalności narażania na ryzyko i postuluje albo ostrożnościowy (Jonas 1996, Chyrowicz 2002), albo neutralny wariant strategii. Oba podejścia walczą z trudnościami, pierwsze z niemożliwością stosowania zindywidualizowanych standardów bezpieczeństwa w działaniach mających w strukturze wielu adresatów, drugie z problemami legitymizacyjnymi. Etyka a ryzyko ... 107 Strategia ostrożnościowa przedwcześnie suponuje określone pojęcie moralności w sytuacjach ryzyka, strategia neutralna prowadzi co prawda do optimum użyteczności, które okazuje się jednak suboptymalne, bo jej zastosowanie w wielu wypadkach idzie „pod prąd” faktycznych indywidualnych, przeważnie ostrożnych postaw wobec ryzyka, a tym samym pozostawia niezaspokojone potrzeby większości w zakresie bezpieczeństwa. Tymczasem jeśli oceny szkód, potrzeby bezpieczeństwa i akceptacja ryzyka są ostatecznie subiektywnymi parametrami, podobnie jak inne potrzeby, postawy, wartościowania a nawet emocje zawierają elementy kognitywne, ze względu na które podlegają krytycznemu sprawdzeniu w świetle minimalnych powszechnie akceptowalnych standardów racjonalności. Zachowania akceptacyjne w obliczu ryzyka obserwowane na co dzień wprawiają w zakłopotanie: wykrycie śladowych, nawet niemierzalnych ilości toksyn w produktach żywnościowych wywołuje w społeczeństwie panikę, podczas gdy codziennie na drogach toczy się „wojna wszystkich przeciw wszystkim” – nigdzie poza systemem transportu drogowego z takim spokojem i opanowaniem nie akceptuje się dwudziestu kilku trupów ludzkich dziennie – mimo że niemal każdy ma w swojej bliższej lub dalszej rodzinie albo w kręgu znajomych jakąś ofiarę wypadku drogowego, a tylko nieliczni z nas znają podobne ofiary, np. ekotoksyczności – obawy przed toksynami przybierają formy histeryczne, podczas gdy limity prędkości, surowe zakazy prowadzenia w stanie nietrzeźwym czy postulaty rezygnacji z posiadania własnego samochodu na rzecz transportu publicznego spotykają się z niewielką akceptacją społeczeństwa (por. Birnbacher 1996, 199). Rejestruje się wzrost nietolerancji wobec ryzyka, na które ludzie narażani są niedobrowolnie przy wzroście tolerancji wobec ryzyka podejmowanego dobrowolnie. Numerycznie to samo ryzyko (np. zdrowotne) raz jest akceptowane (uprawianie niebezpiecznych sportów), a raz nie (spożywanie zanieczyszczonej żywności), zależnie od tego, czy mają dobrowolny charakter. Z punktu widzenia etyki kryterium dobrowolności uznaje się – jak wiadomo – za jedno z głównych kryteriów ewaluacyjnych – śmierć pieszego, który na przejściu dla pieszych pada ofiarą pijanego kierowcy jest oceniana w etyce jako znacznie gorsze zdarzenie niż śmierć tego pijanego kierowcy, który dalej na łuku drogi uderza w drzewo. Obok rodzaju i rozmiaru szkód i prawdopodobieństwa ich wystąpienia postulują uwzględniać każdorazowo postawę, jaką sami zainteresowani przejawiają wobec ryzyka. Wychodzenie w ocenie etycznej dopuszczalności narażenia kogoś na jakieś ryzyko od własnego nastawienia do ryzyka w myśl „złotej reguły” (czy chciałbym być narażany na takie ryzyko, gdybym był w skórze drugiego?) jest błędem, bo nie wolno nam narzucać innym naszych własnych standardów bezpieczeństwa. Nie na wszystko, na co bylibyśmy gotowi narazić samych siebie, wolno nam narażać innych, bo w przeciwnym razie dochodziłoby do sytuacji, w których osoba lubiąca ryzyko imputowałaby swoje wzorce akceptacyjne osobom przesadnie ostrożnym, co byłoby trudno racjonalnie zaakceptować. Ostrożny lekarz, który określonej ryzykownej operacji nigdy sam by się nie 108 K. Michalski poddał, może mieć moralny obowiązek przeprowadzić taką operację na pacjencie, który po rozważeniu za i przeciw dobrowolnie ryzyko takie zaakceptuje. Uznaje się, że wolno innych narazić na jakieś ryzyko zawsze wtedy, kiedy dadzą na nie przyzwolenie albo narażenie odpowiada preferencjom, jakie tamci wyrażają w jakiś inny sposób. Do grupy narażonych należą jednak niejednokrotnie jednostki, których opinii nie można zbadać, bo na przykład nie potrafią dostatecznie wyartykułować swoich preferencji (dzieci, zwierzęta, przyszłe pokolenia). Ryzyko jest źródłem uciążliwych kolektywnych skutków ubocznych, których nie da się przyporządkować indywidualnie i uprawomocnić czyimś przyzwoleniem. Siła legitymizująca przyzwolenia ograniczona jest jednak przede wszystkim występującymi powszechnie deficytami kognitywnymi, rozciągającymi się także na percepcję i ocenę ryzyka. Typowe błędy mają związek z niedostatecznym uwzględnianiem prawdopodobieństw, poufałością z pewnymi rodzajami ryzyka, manipulacjami i sposobem sformułowania pytań w badaniach ankietowych, preferowaniem zdarzeń bliskich w czasie, spektakularnością itd. (Birnbacher 1996, 206). Z powodów pragmatycznych narażenie kogoś na ryzyko bez przyzwolenia tego kogoś, a czasami nawet wbrew jego woli, musi być zasadne i racjonalne. Dzieje się tak na przykład wtedy, kiedy narażenie na ryzyko jest konieczne z uwagi na zapobieżenie jeszcze większym szkodom i większemu ryzyku dla samego zainteresowanego czy innych, albo wtedy, kiedy jakieś uprawomocnione ryzyko z przyczyn technicznych obejmuje swoim zasięgiem wszystkich na danym terenie i nie można wyłączyć z niego osób niedających na nie przyzwolenia. To co dla jednych oznacza większe bezpieczeństwo, dla innych może oznaczać większe niebezpieczeństwo i nie wiadomo z góry, na czyją korzyść wypadnie tu bilans. W perspektywie międzypokoleniowej można dojść do wniosku, że na płaszczyźnie etycznej powinniśmy akceptować więcej niepewności, niż akceptujemy obecnie – choćby w celu uniknięcia sytuacji, w której przyszłe pokolenia zostaną zmuszone do zaakceptowania jeszcze uciążliwszych niepewności. Wymownym przykładem jest polityka energetyczna – niektórzy argumentują, że mamy moralny obowiązek rozwijać i wypróbowywać możliwie najróżniejsze techniki pozyskiwania energii użytkowej i tolerować wynikające z nich ryzyko po to, aby w sytuacji systematycznie kurczących się zasobów paliw nieodnawialnych pozostawić przyszłym pokoleniom więcej opcji zaspokojenia ich zapotrzebowania na energię użytkową, kiedy zasoby ropy i gazu się skończą (Birnbacher 1996, 207). A zatem wszystko, z czym walczą etyki materialne, odpada, trzeba ustalić faktyczne zachowania akceptacyjne i posłużyć się zasadą dyskursu albo zasadą pragmatycznej konsystencji (dezaprobatę dla ryzyka mniejszego od tego, które podejmuje się dobrowolnie, traktuje się jako przejaw nieracjonalności). Liczy się normatywność tego, co faktyczne: wartości średnie, przeciętne albo normatywność presuponowana w tym, co faktyczne. Etyka a ryzyko ... 109 Akceptowalność ryzyka (normatywność) dla danej populacji ustala się na podstawie faktycznego zachowania akceptacyjnego tej populacji (opisowe badania społeczne) – ale ta procedura obok wielu słabości metodologicznych opiera się na założeniu, że populacja zna ryzyko, na które jest narażona i że jego percepcja jest adekwatna. W tym względzie rezultaty psychologii percepcji nastrajają raczej pesymistycznie (Birnbacher 1996, 210). Czy chodzi o akceptację ryzyka czy akceptowalność? Jako kryterium legitymizacji ryzyka akceptacja ze strony narażonych wydaje się atrakcyjna. Powodowanie ryzyka i narażanie innych na ryzyko należy usprawiedliwiać dyskursywnie. Każdy narażony na dane ryzyko powinien mieć równe szanse i obowiązki związane z uczestnictwem w dyskursie. Materialiści zarzucają jednak, że faktyczna akceptacja nie zastąpi etycznej legitymizacji, bo legitymizacja nie dokonuje się na płaszczyźnie przekonań, tylko na płaszczyźnie obiektywnych interesów i obiektywnych potrzeb. Ale proceduraliści je właśnie kwestionują. Czy narażenie własnego życia i narażenie życia innych mają tę samą rangę moralną? Konsekwencjalistyczny rachunek ryzyka nie widzi różnicy. Dla deontologisty i proceduralisty różnica jest oczywista. Czy można ustalić jakiś górny próg tolerancji dla szkód? W etyce nie wolno ignorować szans będących korelatem ryzyka o charakterze katastroficznym. Wybór strategii ostrożnościowej może być nieoptymalny i nieostrożny, bo na przykład korzyści w zakresie bezpieczeństwa wynikające z ostrożności i powściągliwości wobec inżynierii genetycznej trzeba skonfrontować z korzyściami w zakresie bezpieczeństwa wynikającymi z mniej ostrożnego, ale być może uwieńczonego sukcesem jej praktykowania. Prawdopodobieństwo, że rozwój i upowszechnianie inżynierii genetycznej w rolnictwie doprowadzi do katastrofy ekologicznej jest większe od zera, ale większe od zera jest też prawdopodobieństwo, że dojdzie do takiej katastrofy, gdy zrezygnujemy z inżynierii genetycznej w rolnictwie. Nie można bowiem z góry wykluczyć, że pod wpływem antropogennych zmian klimatu w nieodległej perspektywie czasowej uprawa transgenów okaże się jedyną sensowną opcją na pewnych obszarach (Birnbacher 1996, 208). Prawdopodobieństwa katastrof związane z konwencjonalnymi technikami nierzadko nie są pomijalne, a ich niedocenianie bardzo drogo kosztowało Amerykę pamiętnego dnia 11. września 2001 r. W ocenie ryzyka wynikającego z implementacji innowacyjnych technik należy uwzględniać ryzyko dostępnych konwencjonalnych alternatyw. Doświadczenie pokazuje, że nigdy nie udaje się antycypować wszystkich rodzajów faktycznie istniejącego ryzyka, zwłaszcza w kompleksowych systemach, takich jak na przykład ekosystemy, albo tam, gdzie eksperymentalne symulacje ryzyka są niemożliwe ze względów bezpieczeństwa (Birnbacher 1996, 208). Nieznajomość czyichś preferencji w zakresie ryzyka i bezpieczeństwa nie upoważnia jeszcze do imputowania tej osobie własnych preferencji i narażania jej na takie ryzyko, jakie podjęłoby się dobrowolnie, będąc w sytuacji tej osoby, chociażby z tego powodu, że dobrowolność i przymus są kryteriami różnicują- 110 K. Michalski cymi oceny. Jedyna możliwość legitymizacji takiego narażenia to ustalenie przypuszczalnych preferencji tej osoby. Są sytuacje, w których preferencje te są całkowicie nie do ustalenia, wtedy nie ma innej możliwości, jak tylko przyjąć preferencje, jakie manifestuje większość ludzi w porównywalnych sytuacjach. Zdarza się jednak, że można je ustalić opierając się na „konkluzywnych” zachowaniach tej osoby w porównywalnych sytuacjach (revealed preferences). Jeżeli pacjent już raz kiedyś odmówił zgody na jakąś operację, to jest to wystarczająca racja, aby nie poddawać go podobnej ryzykownej operacji, jeśli jest nieprzytomny. „Zasada pragmatycznej konsystencji” mówi, że jeśli ktoś wybrawszy jakiś styl życia wybrał zarazem jakąś ogólną postawę wobec ryzyka, to wolno tę postawę uznawać za wyraz jego preferencji w kwestii ocenianej opcji działania (por. Gethmann 1993, 44). Dezaprobata dla ryzyka mniejszego od ryzyka, które się dobrowolnie podejmuje, jest przejawem nieracjonalności. Takie ekstrapolacje są jednak dopuszczalne tylko wtedy, kiedy sytuacje są faktycznie porównywalne, to znaczy nie różnią się od siebie pod żadnym ważnym z punktu widzenia postaw wobec ryzyka względem. Pozostaje także do rozwiązania tzw. dylemat kumulacji, bo z akceptacji jednostkowego przypadku ryzyka nie wynika automatycznie akceptacja jego wielokrotnego powtarzania się. Mimo tych i innych ograniczeń przy ocenie akceptowalności ryzyka zawsze lepiej jest trzymać się takich ekstrapolacji indywidualnych postaw niż wartości przeciętnych. Z zasady pragmatycznej konsystencji wynikają następujące reguły etyczne: • bądź gotów podjąć lub zaakceptować dane ryzyko, jeśli z podobnym ryzykiem się pogodziłeś, wymagałeś tego od innych lub uważałeś za możliwe do udźwignięcia, • działaj tak, aby tym, których narażasz na ryzyko, zapewnić możliwie proporcjonalny udział w szansach, • wybieraj takie opcje działania, dzięki którym osoby mające dotąd najmniej szans najbardziej skorzystają, • działaj tak, aby ci, co ponoszą ryzyko związane z twoimi szansami, w przypadku szkody mogli liczyć na zadośćuczynienie (Kiepas 2000, 59n). Bibliografia Banse G., Bechmann G. (1998), Interdisziplinäre Risikoforschung. Eine Bibliographie, Opladen – Wiesbaden. Beck U. (1986), Risikogesellschaft. Auf dem Weg in eine andere Moderne, Frankfurt/M. Birnbacher D. (1996), Risiko und Sicherheit – philosophische Aspekte, [w:] Banse G. (red.): Risikoforschung zwischen Disziplinarität und Interdisziplinarität, Berlin, 193-210. Chyrowicz B. (2002), Bioetyka i ryzyko. Argument „równi pochyłej” w dyskusji wokół osiągnięć współczesnej genetyki, Lublin. Etyka a ryzyko ... 111 Gethmann C.F. (1993), Zur Ethik des Handelns unter Risiko im Umweltstaat, [w:] Gethmann C.F., Kloepfer M. (red.): Handeln unter Risiko im Umweltstaat, Berlin, 1-54. Irrgang B. (1997), Forschungsethik Gentechnik und neue Biotechnologie. Entwurf einer anwendungsorientierten Wissenschaftsethik unter besonderer Berücksichtigung von gentechnologischen Projekten an Pflanzen, Tieren und Mikroorganismen, Stuttgart – Leipzig. Jonas H. (1996), Zasada odpowiedzialności, Kraków. Kiepas A. (2000), Człowiek wobec dylematów filozofii techniki, Katowice. Mehl F. (2001), Komplexe Bewertungen. Zur ethischen Grundlegung der Technikbewertung, Münster. Rak J.R. (2004), Istota ryzyka w funkcjonowaniu systemu zaopatrzenia w wodę, Rzeszów. ETHIK UND RISIKO. RISIKO ALS BEWERTUNGSKRITERIUM IN DER ETHIK Zusammenfassung Für die klassischen Ethiken im gleichen Maße wie für den modernen Utilitarismus ist der Erkenntnisoptimismus kennzeichnend: der implizite Adressat der Ethik ist ein Moralsubjekt, das über die vollständige Erkenntniskompetenz sowie über empirisch-deskriptives Wissen und Handlungswissen (wie ist die Situation und wie kann ich hier handeln?) verfügt und das nur in normativen Fragen (welche Intentionen, Ziele und Folgen sind moralisch richtig im Lichte der vorausgesetzten ethischen Prinzipien?) unterrichtet werden muss. Und gerade dieses Normen- und Wertewissen ist meistens der Streitpunkt in der Ethik, selten wird dagegen das empirisch-deskriptive Wissen thematisiert und eine verstärkte erkenntnistheoretische Selbstkontrolle (was ich weiß und was ich nicht weiß, warum und welche Bedeutung hat das für mein Handeln?) gefordert, während die Erkenntniskompetenz des einzelnen Akteurs durch die Zunahme der Komplexität des menschlichen Handelns im Zeitalter intensiver Technologisierung, Globalisierung und Ökonomisierung der Handlungskontexte (genannt seien hier Synergien, Kumulationseffekte und viele andere Paradoxien des kollektiven Handelns, die durch Spieltheorie ins öffentliche Bewusstsein erst rücken) immer schwächer ist, wodurch auch die Figuren der traditionellen Individualethik versagen. Wie soll eine jede Ethik, die ihre Aktualität heute nicht verlieren will, auf die Zunahme der Bedeutung der Risikofragen und auf die neuen Dimensionen der Risikowahrnehmung reagieren? Soll Risiko in die ethische Normenbildung und ethische Bewertung als Kriterium eingebunden werden? Sind nach dem Einbezug des Risikobegriffs eine durchgreifende Revision der Normengrundlagen und Regelwerke der Ethik und ein Umbruch in der Ethikentwicklung zu erwarten? Ausgehend vom Grundlagenwissen über Risiko in den Einzelwissenschaften wird in dem Beitrag versucht, diese Fragen zu beantworten. Złożono w Oficynie Wydawniczej w grudniu 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Grzegorz OSTASZ Politechnika Rzeszowska ALIANCKIE WSPARCIE LOTNICZE W PODOKRĘGU AK RZESZÓW Sojusznicza armia, która podczas drugiej wojny światowej prowadziła podziemną walkę na terenie okupowanej Polski, otrzymywała wsparcie od aliantów zachodnich. Artykuł ukazuje organizację oraz przebieg akcji zrzutów lotniczych dla Podokręgu AK Rzeszów. Omówiono przygotowania do wsparcia lotniczego AK na terenie Rzeszowszczyzny oraz przedstawiono kolejne akcje zrzutowe. Dokonano analizy skuteczności tej formy pomocy wojskowej dla AK. Artykuł zawiera także wykaz placówek odbioru zrzutów w Rzeszowskim Podokręgu AK. Pomoc drogą powietrzną dla Armii Krajowej (AK) stanowiła swego rodzaju – używając określenia przyjętego przez Kajetana Bienieckiego – „barometr polityki brytyjskiej i amerykańskiej w stosunku do Polski”1. Łącznie, do końca okupacji niemieckiej alianci zachodni przeprowadzili blisko tysiąc lotów z wsparciem dla podziemnej armii w Polsce2. Choć zrzuty lotnicze nie spełniły oczekiwań Komendy Głównej AK oraz dowództw jej struktur terenowych, to jednak miały niepodważalne znaczenie dla morale podziemnej armii. W pewnym – niestety tylko symbolicznym – stopniu poprawiły też stan uzbrojenia i wyposażenia oddziałów Armii Krajowej. Znaczenie łączności utrzymywanej drogą powietrzną oraz zaopatrzenia lotniczego podkreślano od początku drugiej wojny światowej. Już 28 listopada 1939 r. gen. Władysław Sikorski, Naczelny Wódz oraz premier Rządu RP na uchodźstwie, rozkazał zorganizować „stałą tajną komunikację lotniczą z głównymi centrami okupowanego Kraju (Lwów, Warszawa, Kraków [...], Poznań)”3. Nad wyraz ciężka sytuacja militarna aliantów po klęsce Francji latem 1940 r. nie ułatwiała tego zadania4. Dość stwierdzić, iż dopiero 15 października 1941 r. gen. 1 2 3 4 K. Bieniecki, Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, Kraków 1994, s. 5. Nie uwzględniając akcji lotnictwa sowieckiego. Organizacja zrzutów materiałowych dla Armii Krajowej w wybranych dokumentach, wybór i oprac. J. Tarczyński, Londyn 2001, s. 1. W jakimś stopniu problemy ze sprzętem lotniczym oraz trudności kadrowe wynikały z podjętych niemal równolegle prac nad formowaniem polskiej jednostki spadochronowej (znanej potem jako 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego). Zob. Polscy spadochroniarze. Pamiętnik żołnierzy, Londyn 1949. 114 G. Ostasz Stefan Rowecki („Kalina”), Komendant Główny Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), otrzymał informację o przygotowywaniu w Anglii ledwie trzech samolotów – „dalekosiężne, czteromotorowe”5 – do akcji lotniczych nad okupowaną Polską. Tym niemniej optymistyczne nastroje budził zasięg owych samolotów, który umożliwiał loty „do linii Grodno – Brześć n/B[ugiem] – Włodawa – Zamość – Rzeszów”6. Z czasem coraz większą rolę w planowanych akcjach lotniczych zaczynało odgrywać – obok „stałej tajnej komunikacji”7, przerzutu ludzi, kurierów, oficerów przeszkolonych w zadaniach dywersyjnych, wywiadowczych – regularne i masowe zaopatrzenie konspiracyjnego wojska w broń i inne materiały wojskowe. W ten sposób oddziały polskiej armii podziemnej miały zdecydowanie powiększyć stan uzbrojenia przed planowanym powstaniem powszechnym. Jesienią 1941 r. płk Józef Smoleński („Łukasz”), szef Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza, informował gen. Stefana Roweckiego, iż „rozszerzony zasięg samolotów pozwoli [...] na zorganizowanie [...] większej ilości placówek odbiorczych i tym samym umożliwi większą częstotliwość lotów”. Wedle płk. Józefa Smoleńskiego w październiku 1941 r. istniała szansa, by przeprowadzać nawet „do dwunastu lotów miesięcznie, w tym często po dwa samoloty w jednej turze”8. W praktyce jednak aż do kwietnia 1942 r. trwał okres próbny akcji lotniczego wsparcia. Dopiero od września 1942 r. rozpoczął się pierwszy sezon zrzutowy o kryptonimie „Intonacja”9. W 1942 roku wszystkie obwody AK czterech wschodnich inspektoratów Okręgu AK Kraków, to jest rzeszowskiego, mieleckiego, przemyskiego i jasielskiego, otrzymały rozkaz wstępnego wyznaczenia i przygotowania placówek zrzutowych. Spośród nich przedstawiciel komendy Okręgu AK Kraków wybrał po dwie placówki dla każdego obwodu. Zgodnie z instrukcjami każda placówka była dublowana, to znaczy składała się z dwóch zrzutowisk, głównego i zastępczego. Zrzutowiska znajdowały się w odległości 7-10 km od siebie, tak by w razie „spalenia” zrzutowiska głównego możliwa była akcja odbioru zrzutu na placówce zastępczej. Podobnie jak w całym Krakowskim Okręgu AK wszystkie placówki z omawianego terenu otrzymały kryptonimy wywodzące się od nazw ptaków. Na przykład w Obwodzie Rzeszowskim AK były to: „Rybitwa” i „Me- 5 6 7 8 9 Do lotów nad okupowaną Polskę używano przerobionych wersji bombowców: brytyjskich Handley Page „Halifax” oraz amerykańskich Consolidated B-24 „Liberator”. R. Kaczkowski, Samoloty bombowe II wojny światowej, Warszawa 1987, s. 117-118, 173-174. Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945 [dalej: AK w dokumentach], t. II, Czerwiec 1941 – kwiecień 1943, Londyn 1973, s. 128; Organizacja zrzutów..., s. 42. AK w dokumentach, t. I, Wrzesień 1939 – czerwiec 1941, Londyn 1970, s. 9. AK w dokumentach, t. II, s. 128. H. Myśliński, Zrzuty lotnicze w Obwodzie Busko – „Borsuk”, Warszawa 1995, s. 144. Alianckie wsparcie lotnicze ... 115 wa”, w Obwodzie Kolbuszowa „Głuszec”, natomiast w Obwodzie AK Dębica „Raszka” i „Drozd”10. Placówki musiały spełniać kilka – obok wcześniej wspomnianych – ważnych ze względów konspiracyjnych, warunków. Przede wszystkim musiały być oddalone od większych skupisk ludności, a także dróg, traktów, tras kolejowych oraz co oczywiste od okupacyjnych posterunków policji i wojska11. W praktyce nie było to takie proste, skoro jednocześnie położenie placówki musiało gwarantować „dogodny dojazd dla furmanek ewakuujących sprzęt”12. Nie mniej ważny warunek, jaki musiały spełniać placówki zrzutowe, to dobra widoczność wybranego miejsca z powietrza – stąd wybierano zbocza wzgórz lub, częściej, duże leśne polany. W myśl wytycznych nadchodzących z Londynu ustalano specjalny kod sygnałów do kontaktu ziemia–powietrze. Wytypowane zostały również te placówki, które uznano za przygotowane do jednoczesnego odbioru zrzutu z dwóch lub więcej samolotów – takie placówki określano mianem bastionów. Wiosną 1943 r. wspomniane cztery inspektoraty rejonowe Armii Krajowej – to jest Inspektorat Rzeszów, Mielec, Przemyśl, Jasło – zostały wydzielone z Krakowskiego Okręgu jako Podokręg AK Rzeszów. W tym czasie – wiosną i latem 1943 r. – placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu Rzeszowskiego były rzetelnie kontrolowane przez inspektorów przerzutów powietrznych z Komendy Głównej AK. Inspektorzy z KG AK przede wszystkim sprawdzali, czy placówki odpowiadają wymaganym warunkom terenowym. We wrześniu 1943 r. płk Kazimierz Putek („Zworny”), komendant Podokręgu AK Rzeszów, uznał, że podległe mu inspektoraty i obwody są w pełni przygotowane do odbioru zrzutów. Nadal jednak szkolono żołnierzy obsługi placówek odbiorczych, prowadzono wyrywkowe kontrole specjalnej sieci łączności. Nad całością prac czuwał oficer zrzutowy komendy Podokręgu AK Rzeszów, kpt. Władysław Niemczyk („Korwin”)13. Pierwsze alarmy dla placówek odbiorczych odnotowano już w pierwszych miesiącach 1943 r. Wiadomo, że nocą z 13 na 14 marca 1943 r. placówka „Wrona” z Obwodu AK Mielec była przygotowana do podjęcia desantu „cichociem- 10 11 12 13 Studium Polski Podziemnej w Londynie [dalej: SPP], Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; M. Maciąga, Zrzuty Lotnicze w Obwodzie AK Mielec, [w:] Mielec. Studia i materiały z dziejów miasta i regionu, t. 3, pod red. F. Kiryka, Mielec 1994, s. 310; G. Ostasz, Alianckie wsparcie lotnicze w Inspektoracie AK Rzeszów. Sprawozdanie ppor. Jana Łopuskiego, „Studia Rzeszowskie”, 2002, t. 9, s. 137. Przy zatwierdzaniu placówki zrzutowej uwzględniano ustalenia konspiracyjnego kontrwywiadu. Relacja ustna Mieczysława Wałęgi, Londyn, 27 sierpnia 1998 r. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 137. G. Ostasz, A. Zagórski, Podokręg AK Rzeszów. Plan zbrojnego ujawnienia w świetle dokumentów (sierpień – wrzesień 1944 roku), Rzeszów 1999, s. 194-195. 116 G. Ostasz nych”; akcja nie powiodła się, bowiem samolot nie odnalazł zrzutowiska14. Od lata 1943 r. (a dokładnie od września tego roku) rozpoczęły się na terenie Podokręgu Rzeszowskiego regularne, tak zwane czuwania do odbioru zrzutów na zatwierdzonych placówkach. Owe czuwania obejmowały kilka zadań. Po pierwsze polegały na przygotowaniu stanowisk dla ubezpieczeń „dalekich” i „bliskich”. Ubezpieczenia „dalekie” odpowiadały za ścisłą kontrolę, a właściwie zamknięcie, w promieniu 4-5 kilometrów wszelkich dróg wiodących w stronę placówki odbiorczej. Ubezpieczenie „bliższe” stanowiły zaś bezpośrednią ochronę zrzutowiska. W ramach czuwania wyznaczano stanowiska obserwacyjne i sygnalizacyjne, przygotowywano również „meliny” (co najmniej dwie) dla żołnierzy AK. Musiały pomieścić radiowe stacje nadawczo-odbiorcze, niezbędny sprzęt sygnalizacyjny, tabor konny. Ponadto, niezależnie, organizowano magazyny broni oraz kwatery dla obsługi placówki odbiorczej. Opracowywano również plan rozmieszczenia i zabezpieczenia odebranego zrzutu, a także ukrycia skoczków. Czuwanie obejmowało również organizację sieci łączności alarmowej pomiędzy dowódcą placówki odbiorczej15 a ubezpieczeniami i dowódcą grupy transportowej. Względy bezpieczeństwa wymuszały, by wszyscy żołnierze konspiracji, którzy zostali wyznaczeni do organizacji czuwania, złożyli dodatkową, specjalną przysięgę16. Wedle instrukcji charakter podejmowanych działań nie mógł być znany wszystkim zaangażowanym do tej akcji żołnierzom AK. Niewtajemniczeni mieli pozostać na przykład furmani oraz żołnierze ubezpieczeń „dalekich”. Liczebność obsady placówki odbiorczej nie była ściśle określona. Według kpt. Józefa Modrzejewskiego, w latach 1940-1944 komendanta Obwodu AK Jasło, ubezpieczenie „bliskie” wraz z ludźmi przeznaczonymi do obsługi zrzutowiska i środków transportowych (furmanek) stanowiło około 60 ludzi. Ubezpieczenie „dalekie” miało siłę od plutonu (około 30 żołnierzy) do kompanii (około 100 ludzi)17. Spodziewane wsparcie lotnicze wymagało specjalnego rozdziału funkcji. Zgodnie z wytycznymi podanymi przez kpt. Władysława Niemczyka, wspomnianego już oficera zrzutowego komendy Rzeszowskiego Podokręgu AK, dowódcą placówki zrzutowej stawał się komendant obwodu szykującego się do podjęcia lotniczego wsparcia. Komendant obwodu miał też koordynować całość działań związanych z akcją odbioru zrzutu. Zadanie organizacji ubezpieczenia spoczywało na oficerze dywersji obwodu, natomiast transport otrzymanej broni, amunicji oraz innego sprzętu wojskowego i medycznego, a także odpowiednie „meliny” przygotowywał oficer broni obwodu. Na nim spoczywało też zadanie prowadzenia inwentaryzacji całości materiału zrzutowego. 14 15 16 17 J. Tucholski, Cichociemni, Warszawa 1988, s. 147. Na miejscu postoju dowódcy placówki winien znajdować się jeden radioodbiornik. Relacja ustna Andrzeja Zagórskiego, Kraków, 14 marca 2005 r. J. Modrzejewski, Akowcy na Podkarpaciu, Brzozów 1990, s. 52. Alianckie wsparcie lotnicze ... 117 Każda akcja odbioru zrzutu przygotowywana była przez „delegata” – to jest specjalnie wyznaczonego oficera – z komendy Podokręgu Rzeszowskiego, który podawał hasła zrzutowe (melodie, numery) oraz terminy czuwania. Przedstawiciel komendy podokręgu prowadził również kontrolę placówki odbiorczej i zazwyczaj uczestniczył w podjęciu zrzutu. Tylko wyznaczeni oficerowie mieli prawo do podejmowania paczek z pieniędzmi oraz z pocztą. Z braku kompletnych materiałów źródłowych nie sposób obecnie precyzyjnie ustalić, kiedy i które placówki oczekiwały na samoloty z zaopatrzeniem, a które były w fazie czuwania. Należy jednak pamiętać, iż zdecydowana większość placówek odbiorczych była właściwie przez cały czas przygotowana do akcji – jeżeli nie jako główny cel działań lotniczych, to jako zrzutowisko zapasowe. Przeważająca część konspiratorów zaangażowanych przy organizacji placówek odbiorczych nie miała nigdy okazji uczestniczyć w podejmowaniu spadochroniarzy lub zasobników z zaopatrzeniem18. Przygotowanie do akcji zaopatrzenia z powietrza obejmowało nie tylko wyznaczanie i organizowanie bezpiecznych, o odpowiednich wymiarach zrzutowisk, ale również wszechstronne przeszkolenie żołnierzy, którzy mieli stanowić obsługę placówek odbiorczych. Niebagatelną rzeczą była sygnalizacja świetlna podczas samej akcji. Do nawiązania łączności z załogą samolotu służyły latarki elektryczne, a rezerwowo także lampy naftowe. Oświetlenie zrzutowiska zapewniały ogniska, były ułożone w umówiony znak świetlny19. Bardzo ważna rola przypadała oddziałom ubezpieczającym zrzutowisko oraz grupom przeznaczonym do transportu otrzymanej broni, sprzętu wojskowego, spadochronów. Według spisanej czterdzieści lat po wojnie relacji Władysława Składzienia początkowo do zadania odbioru zrzutów w Rzeszowskim Podokręgu AK wyznaczone zostały oddziały o charakterze „drugorzutowym”20, natomiast oddziały „liniowe” AK miały się szykować do powstania powszechnego21. Jednak już od jesieni 1943 r. to właśnie bezpieczeństwo akcji lotniczych stało się priorytetem dla podziemnego wojska i do przeprowadzania takich działań kierowano swego rodzaju elitarne i sprawdzone pododdziały konspiracyjnej armii. 18 19 20 21 Ze wspomnień oraz relacji wynika, że takie odwoływane pogotowia do odbioru zrzutów miały negatywny wpływ na morale żołnierzy podziemia. Każda akcja niosła też ze sobą oczywiste zagrożenie dekonspiracją. Na przykład: znak świetlny „Teresa” – światła ułożone w kształcie wydłużonej litery Y; znak „Krystyna” – światła w kształcie krzyża. W. Składzień, Wspomnienia, t. II, cz. 2, s. 149-150. Składzień wspomina między innymi o zleceniu zadań odbioru zrzutów lotniczych scalonym z Armią Krajową formacjom „Racławic”. Ściśle rzecz biorąc, z AK została scalona (latem 1942 r.) Polska Organizacja Zbrojna „Znak”, która stanowiła strukturę paramilitarną Chłopskiej Organizacji Wolności „Racławice”. Informacja Składzienia nie wydaje się jednak w pełni wiarygodna, bowiem siatka „Racławic” na terenie Rzeszowszczyzny nie stanowiła poważniejszej siły. W. Składzień, op. cit., t. II, cz. 2, s. 150. 118 G. Ostasz Teren Rzeszowskiego Podokręgu AK posiadał dobre warunki terenowe oraz był dobrze przygotowany pod względem organizacyjnym do podejmowania zrzutów lotniczych. W rezultacie stał się miejscem kilkunastu takich, zakończonych sukcesem, akcji. Do lata 1944 r. referatem zrzutów lotniczych w podokręgu kierował kpt. inż. Niemczyk. Pod jego nadzorem wytypowano w każdym obwodzie zrzutowiska główne oraz zapasowe, a także zorganizowana została specjalna służba zrzutowa obejmująca sieć łączności i obsługę. System tajnych haseł nadawanych przez Polskie Radio za pośrednictwem BBC przed akcją zrzutową nosił kryptonim „Jodoform”22. Na zrzutowiska wybierano przeważnie pola oraz duże łąki23 przylegające do kompleksów leśnych. 1 lipca 1944 r. funkcję oficera przerzutów powietrznych, a jednocześnie oficera broni Inspektoratu AK Rzeszów objął ppor. Jan Łopuski, dotychczasowy oficer broni Obwodu Dębickiego. Na rozkaz komendy Okręgu AK Kraków placówki odbioru zrzutów otrzymały wówczas dodatkowe – cyfrowe – kryptonimy. Od jesieni 1943 do sierpnia 1944 r., to jest podczas trzeciego lotniczego sezonu operacyjnego o kryptonimie „Riposta”24, na terenie Podokręgu AK Rzeszów dokonano odbioru 17 udanych akcji zrzutowych. W ich rezultacie inspektoraty i obwody tego podokręgu uzyskały około 30 ton broni, amunicji, różnego rodzaju materiałów wybuchowych (na przykład plastiku), min przeciwpancernych i przeciwpiechotnych, „radiotelegrafów” typu MR3 i AP4, prądnic, zestawów antenowych, lamp, radioodbiorników, lontów, detonatorów, spłonek saperskich, zapalników elektrycznych, czasowych, zaciskowych, narzędzi minerskich i saperskich, zegarków, lornetek, map, regulaminów, mundurów, koców, odzieży, materiałów opatrunkowych i zestawów sanitarnych25. Dodajmy, że blisko połowa zrzutów z 8 samolotów została odebrana na terenie Rzeszowskiego Inspektoratu AK. Wszystkie akcje odbiorcze zakończyły się szczęśliwie i bez strat dla placówek naziemnych26. Ponadto wielu oficerów i żołnierzy z placówek 22 23 24 25 26 J. Garliński, Politycy i żołnierze, Warszawa 1991, s. 102-107; Organizacja zrzutów..., s. XXXII; Relacja pisemna Władysława Niemczyka (w zbiorach G. Ostasza). Według Stanisława Pasterza zrzutowiska musiały mieć co najmniej długość 400 m i szerokość 150 m. Relacja pisemna Stanisława Pasterza (w zbiorach G. Ostasza). Z.K. Wójcik (Rzeszów w latach drugiej wojny światowej. Okupacja i konspiracja 1939-1944-1945, Rzeszów – Kraków 1998, s. 199) podaje, że zrzutowiska winny mieć powierzchnię większą niż 500 m2. Jeśli tak, to chyba dużo większą niż 500 m2, bowiem nie wydaje się prawdopodobne, by piloci podczas nocnych lotów mogli namierzyć zrzutowiska o wymiarach zaledwie 50 m na 10 m. Od francuskiego riposte – szybkie uderzenie odwetowe. K. Bieniecki, op. cit., s. 83-85. Relacja pisemna Stanisława Pasterza (w zbiorach G. Ostasza); S. Pasterz, Bez tytułu. Wspomnienia, Strzyżów 1994, s. 112; Archiwum A. Zagórskiego (Kraków), T-4; M. Maciąga, op. cit., s. 317. „Poza drobnymi wypadkami kradzieży popełnianymi przez naszych ludzi”, jak wspomina oficer zrzutowy inspektoratu. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; Archiwum A. Zagórskiego (Kraków), T-4, k. 35, 012 do m9, 21 VIII 44, Protokół, Obuch; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 139. Alianckie wsparcie lotnicze ... 119 Inspektoratu AK Rzeszów brało udział w szkoleniu i przyjmowaniu zrzutów dokonywanych na terenie pozostałych inspektoratów Podokręgu AK Rzeszów. Pierwsze akcje lotniczego wsparcia – określane jeszcze jako szkolne – dla podziemnego wojska na terenie Podokręgu AK Rzeszów zostały przeprowadzone w grudniu 1943 r. Loty odbywały się tak zwaną trasą południową aż z Afryki, a dokładnie z lotniska Sidi Amor w Tunisie. Do podjęcia zrzutu przygotowywała się wówczas placówka odbiorcza „Rybitwa I” w okolicach Gwoźnicy Górnej (na tak zwanych „działach dworskich”). Placówka miała odebrać zrzut nocą z 15 na 16 grudnia 1943 r. Obserwatorami akcji byli płk Kazimierz Putek („Zworny”), komendant Rzeszowskiego Podokręgu AK i kpt. Edward Brydak („Andrzej”), komendant Obwodu AK Rzeszów. Z powodu złej widoczności krążący nad placówką „Halifax” z polską załogą27 nie wykonał zadania28. Zakończona sukcesem operacja zrzutowa została przeprowadzona na terenie tej samej placówki – „Rybitwa”– dopiero kilka dni później, to jest nocą (około godziny 1) z 18 na 19 grudnia 1943 r. Odebrano wówczas zrzut z jednego „polskiego” samolotu (typu „Halifax”) – 6 zasobników i 6 paczek. W efekcie tej akcji rzeszowska AK została wzmocniona pewną ilością broni strzeleckiej – steny, breny, colty – moździerzy angielskich, materiałów saperskich, granatów, min przeciwpiechotnych i przeciwpancernych itp. Zgodnie z rozkazami trzecia część sprzętu została przekazana do obwodów Inspektoratu Rzeszowskiego AK do celów szkoleniowych. Reszta trafiła do specjalnych, inspektorackich, magazynów broni29. Bezpośredni nadzór nad rozdziałem odebranego zaopatrzenia sprawował wyznaczony na tę akcję oficer zrzutowy por. Władysław Miciek („Mazepa”), „cichociemny”30, jednocześnie oficer dywersji Inspektoratu AK Rzeszów. Cała akcja z 18 na 19 grudnia 1943 r. została pozytywnie oceniona przez przełożonych i obserwatorów31. Od 22 grudnia 1943 r. samoloty polskiej eskadry 1586 zostały przeniesione z Tunisu na lotnisko Campo Casale koło Brindisi w południowych Włoszech32. 27 28 29 30 31 32 Pilotem samolotu był Zbigniew Sancewicz, nawigatorem Władysław Krywda. K. Bieniecki, op. cit., s. 100. Mimo to część relacji oraz publikacji naukowych zalicza błędnie tę akcję do udanych, zakończonych odebraniem zrzutu. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 139-140. Jako oficer 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej zgłosił się do służby w kraju. Po zaprzysiężeniu do AK zrzucony na spadochronie nocą z 25 na 26 stycznia 1943 r. Poległ w Warszawie 6 sierpnia 1944 r. K.A. Tochman, Słownik biograficzny cichociemnych, t. II, Rzeszów 1996, s. 116-117; G. Ostasz, A. Zagórski, Akcja „Burza” w Inspektoracie AK Rzeszów, Kraków 2003, s. 606-607. Dokładny opis okoliczności towarzyszących akcji odbioru zrzutu podaje S. Panek (Wspomnienia..., s. 62-63). J. Tucholski, op. cit., s. 100-102. 120 G. Ostasz Nocą z 5 na 6 stycznia 1944 r. pomyślnie zakończyła się akcja odbioru zrzutu na placówce „Pardwa” („Pardwa 110”)33, położonej 15 km na południowy zachód od stacji klejowej Przeworsk34. Placówką odbiorczą dowodził kpt. Jan Wisz („Grom”), komendant Obwodu AK Przeworsk. Pilotowany przez Witolda Bohuszewicza „Liberator” dostarczył dla Inspektoratu AK Przemyśl 12 zasobników i 10 paczek35. Niestety w drodze powrotnej – jeszcze w okolicy Przeworska – samolot został uszkodzony przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą. Po kilku godzinach lotu wpadł do morza w porcie Brindisi, niedaleko macierzystego lotniska, z całej załogi uratował się jedynie drugi pilot, Kazimierz Dobrowolski36. W marcu 1944 r. – dokładnie w nocy z 17 na 18 – „Halifax” z brytyjską załogą, który miał problem ze zbiornikami z paliwem, próbował dokonać zrzutu na jedną z zapasowych placówek odbiorczych na terenie Podokręgu AK Rzeszów: „Pardwa”, „Paszkot” lub „Raszka”. Z powodu całkowitego zachmurzenia i braku kontaktu z ziemią akcja została odwołana i samolot wrócił do bazy37. Nocą z 3 na 4 kwietnia 1944 r. „Rybitwa” w Obwodzie AK Rzeszów, która pełniła wówczas rolę placówki zapasowej, odebrała zrzut z polskiego „Halifaxa”38. Personel placówki „Rybitwa” podjął 8 zasobników i 12 paczek; jeden zasobnik nie został odnaleziony39. Przeprowadzona tej nocy operacja lotnicza nad Polską była największą z dotychczasowych. Jednak, wbrew sugestiom Władysława Składzienia, nie wydaje się by miała stanowić przygotowanie materiałowe do szykowanej na rozkaz Naczelnego Wodza dużej akcji dywersyjnej AK pod kryptonimem „Jula”. Na kilka dni przed uruchomieniem tej akcji było już za późno na gromadzenie materiałów wybuchowych40. 33 34 35 36 37 38 39 40 Był to jedyny udany zrzut na terenie okupowanej Polski w styczniu 1944 r. Był to zrzutowisko zapasowe zlokalizowane na polach pomiędzy Lipnikiem, Sieteszą a Markową, na tak zwanej „spalonej babie”. Zasadnicza placówka odbiorcza znajdowała się w lesie łapajowskim. Podlegała kpt. Teofilowi Banachowi („Bogusz”, „Skrzydłowski”), inspektorowi Przemyskiego Inspektoratu AK. Relacja ustna A. Zagórskiego, 7 czerwca 2005 r., Kraków. Dwie z 12 zrzuconych paczek zaginęły. Zwiększenie udźwigu samolotów wynikało ze skrócenia trasy lotu; z Włoch zamiast z Tunisu. K. Bieniecki, op. cit., s. 105; SPP, sygn. 3.10.1.5. K. Bieniecki, op. cit., s. 116. Głównym celem samolotu była placówka „Ścigacz” z Okręgu AK Lwów; placówka była położona koło wsi Stojańce, 34 km na wschód od stacji kolejowej Przemyśl. K. Bieniecki, op. cit., s. 120. W. Składzień, op. cit., t. II, cz. 2, s. 171, 173-174. Akcja „Jula” była bardzo skutecznym sprawdzianem dyspozycyjności AK zarówno wobec Naczelnego Wodza, jak i sztabu wojsk brytyjskich. Polegała na jednoczesnym przerwaniu i zablokowaniu komunikacji niemieckiej na kilku „dofrontowych” liniach kolejowych między Krakowem a Lwowem. W ramach „Juli” 6 kwietnia 1944 r. zniszczony został most kolejowy na Wisłoku w Tryńczy. Tej samej nocy wysadzono też jeden, a uszkodzono drugi pociąg towarowy na kolejowym przepuście w Rogóżnie. 9 kwietnia żołnierze AK wykoleili pociąg towarowy w Pisarowcach koło Nowosielec (pod Sanokiem). Szybkość, precyzja, skuteczność znalazły uznanie ze strony gen. Kazimierza Sosnkowskiego oraz wywołały podziw ministra wojny ekonomicznej (Minister of Economic Warfare) rządu Wielkiej Brytanii, lorda Selborne’a. W realizację „Juli” zaangażowani byli – obok Kedywu KG Alianckie wsparcie lotnicze ... 121 Nie udała się pierwsza próba zrzutu na placówkę odbiorczą „Jaskółka” na terenie Obwodu AK Jasło. Placówka znajdowała się 7 km na północ od stacji kolejowej Jasło, w okolicy wsi Bieździadka. Niestety już podczas lotu dwóch „Halifaxów”41 – nocą z 8 na 9 kwietnia 1944 r. – żołnierze AK musieli zasygnalizować znak niebezpieczeństwa. Okazało się bowiem, że 2 km od Bieździadki pojawił się silny oddział niemiecki. Jeden z samolotów wrócił z zaopatrzeniem do bazy, drugi dokonał zrzutu na placówce zapasowej „Palma” w okolicach Osieku nad Wisłą. Za co najmniej zaskakujący należy uznać fakt, że następnej nocy – to jest z 9 na 10 kwietnia – ponowiona została operacja lotnicza nad jasielską „Jaskółką”. Nad placówkę ponownie został skierowany „Halifax” kanadyjskiego pilota A.V. Dunphy’ego. Mimo że obsługa placówki sygnalizowała, tak jak poprzedniej nocy, znak niebezpieczeństwa, samolot w trzech nalotach zrzucił 12 zasobników i 12 paczek. Na szczęście wszystkie zasobniki i paczki zostały przejęte przez AK. Udało się też uniknąć starcia z Niemcami 42. Komendant Główny AK, gen. Tadeusz Komorowski („Bór”) poinformował jednak „centralę” w Londynie, że „placówka była b. zagrożona, sprzęt tylko cudem ocalał” 43. Z kolei tej samej nocy, z 9 na 10 kwietnia 1944 r., nie doczekali się przybycia samolotu żołnierze AK z placówki „Perliczka” z Obwodu AK Przeworsk. Samolot, który miał awarię jednego z silników, nie dotarł nad placówkę główną, nie był też w stanie odszukać „Perliczki”, która pełniła wówczas rolę placówki zapasowej44. Placówka odbiorcza „Paszkot 239” Obwodu AK Łańcut stała się nocą z 15 na 16 kwietnia 1944 r. celem zrzutu dokonanego przez „Halifaxa” pilota Michała Goszczyńskiego. Pilot miał do wyboru trzy placówki, z tego dwie na terenie Obszaru Lwowskiego AK. „Paszkot”, zlokalizowany koło Rakszawy, 7 km na północ od stacji kolejowej Łańcut, odebrał 9 zasobników i 10 paczek. Po powrocie do bazy lotnicy poinformowali, że nie zdołali zrzucić wszystkich zasobników i paczek, bowiem po ich „pierwszym nalocie placówka przestała nadawać odzew” i zgasiła sygnalizację świetlną45. Tej samej nocy nad placówkę „Paszkot” leciał jeszcze jeden „Halifax”, ale z powodu mgły nie wykonał zadania. 41 42 43 44 45 AK – żołnierze obwodów AK Rzeszów, Łańcut, Przeworsk, Sanok. G. Ostasz, Walka bieżąca rzeszowskich struktur ZWZ-AK. Dywersja i sabotaż, „Zeszyty Naukowe Politechniki Rzeszowskiej”, 2001, z. 9 (178), s. 61. Po drodze do Jasła jeden z samolotów – z załogą kanadyjską – zrzucił ulotki nad Belgradem oraz skoczka i paczkę w okolicy węgierskiego Szegedu. K. Bieniecki, op. cit., s. 125. J. Modrzejewski, op. cit., s. 53-55. K. Bieniecki, op. cit., s. 130-131. Z powodu kłopotów technicznych podczas powrotu do Włoch załoga wyrzuciła zasobniki nad Jugosławią. W okolicach Bari wszyscy (siedmiu) członkowie załogi uratowali się skokiem na spadochronach; samolot wpadł do Adriatyku. K. Bieniecki, op. cit., s. 128. K. Bieniecki, op. cit., s. 140. 122 G. Ostasz Miejscem, rzec można, nieplanowanej akcji lotniczej był nocą z 23 na 24 kwietnia 1944 r. Rudnik nad Sanem. Brytyjski „Halifax”, którego celem był bastion „Klacz” na terenie Lubelszczyzny, został uszkodzony przez niemieckiego myśliwca i po dokonaniu „dzikiego” zrzutu spadł właśnie na terenie Placówki AK Rudnik (kryptonim „Regina”) z Obwodu Nisko. Czterech bądź pięciu członków załogi „Halifaxa” trafiło do oddziału AK46. W środku nocy z 27 na 28 kwietnia 1944 r. udał się odbiór zrzutu z brytyjskiego „Halifaxa” na placówkę „Wrona 411” położoną na terenie przysiółka Giełda koło Podborza, 12 km na południowy zachód od Mielca. Samolot dostarczył 12 zasobników i 12 paczek; z kraju potwierdzono odbiór zrzutu z wyjątkiem jednej paczki. Funkcję oficera zrzutowego sprawował „cichociemny” ppor. Stanisław Sołtys („Sowa”, „Wójt”). Do ubezpieczenia akcji zaangażowanych zostało około 100 żołnierzy AK z Obwodu Mielec. Sztab wraz z radiostacją umieszczono w pobliskim Schabowcu47. W tym samym czasie, z 27 na 28 kwietnia, zrzut odebrał także bastion „Raróg 422” w okolicach Bachórza i Harty koło Dynowa nad Sanem. Samolot pilotowany przez Kanadyjczyka D.E. Hillmana dostarczył 12 zasobników i 12 paczek. Miejscowe dowództwo AK pokwitowało odbiór 12 zasobników i tylko 7 paczek. Do Obwodu AK Rzeszów trafiło 39 sztuk broni palnej, 33 000 sztuk amunicji, 244 granatów oraz sprzęt saperski. Funkcję oficera zrzutowego sprawował ppor. Stanisław Pasterz („Mara”, „Podgaj”). Do transportu broni zrzutowej furmanki dostarczał sołtys gromady Harta Stanisław Kocaj („Ząb”). Od wiosny 1941 r. był członkiem „Chłostry”, a potem Batalionów Chłopskich. Po scaleniu z AK współpracował z Barciem i ppor. Julianem Skwirzyńskim („Twardy”)48. Bastion „Raróg” oczekiwał tej nocy jeszcze dwóch samolotów; jeden musiał zawrócić z drogi na skutek oblodzenia, drugi, który nie wykonał zadania z nieustalonych przyczyn, podczas powrotu został strącony przez Niemców nad Albanią. Z powodu zachmurzenia nie doszedł do skutku zrzut nocą z 12 na 13 maja 1944 r. nad bastionem „Papuga” na terenie Obwodu AK Dębica49. Wyjątkowo „obfita” w loty ze wsparciem dla Rzeszowskiego Podokręgu AK okazała się noc z 30 na 31 maja 1944 r. W pogotowiu do podjęcia zrzutów znajdowało się wiele placówek i bastionów odbiorczych. 46 47 48 49 S. Puchalski, Partyzanci „Ojca Jana”, Stalowa Wola 1996, s. 289-291; K. Bieniecki, op. cit., s. 474. M. Maciąga, op. cit., 313-317. Archiwum Państwowe w Rzeszowie [dalej: APR], Sądy Wojskowe, Sr. 971/47, Protokół przesłuchania podejrzanego Kocaja Stanisława, Rzeszów, 1 września 1947 roku. Według M. Maciągi (op. cit., s. 317-319) placówka odbiorcza „Papuga”, wzmocniona oddziałami z Obwodu AK Mielec, daremnie oczekiwała zrzutu nocą z 4 na 5 maja 1944 r. Tej nocy na terenie Obwodu Mieleckiego rozbił się brytyjski „Halifax”; 5 członków załogi zginęło, 2 dostało się do niemieckiej niewoli. Być może „Papuga” pełniła wówczas rolę placówki zapasowej. Alianckie wsparcie lotnicze ... 123 Bastion „Paszkot 106” (w okolicy Rakszawy koło Łańcuta) z Łańcuckiego Obwodu AK był celem trzech polskich samolotów. Dwa wypełniły swoją misję. „Halifax” pilotowany przez Władysława Szmaciarza zrzucił jako pierwszy 12 paczek i tylko 6 zasobników, bowiem zacięły się wyrzutniki w komorze ładunkowej samolotu. Niestety, żołnierze AK nie byli w stanie odszukać dwóch paczek. W kilkanaście minut później kolejny „Halifax” (z Gerardem Kunowskim jako pilotem) desantował sześcioosobową ekipę „cichociemnych” oraz 12 zasobników i 4 paczki50. Wszak, jak wiadomo, akcje lotnicze miały na celu również wsparcie kadrowe armii podziemnej. Oba samoloty bezpiecznie wróciły do Włoch. Trzeci „Halifax” (z pilotem Janem Zabłockim), który leciał nad bastion „Paszkot 106” już niedaleko celu dołączył do brytyjskiego „Halifaxa” (pilot J.D. McColl) i razem dokonali zrzutu na bastion „Perkoz 103” położony koło Woli Żarczyckiej (31 km na północny wschód od dworca kolejowego w Rzeszowie). Łącznie do „Perkoza” trafiły 24 zasobniki i tyle samo paczek. Oficer zrzutowy potwierdził odbiór wszystkich „przesyłek”. Natomiast nie zdołał odnaleźć bastionu „Perkoz” inny brytyjski samolot pilotowany przez Kanadyjczyka S.R. Frencha, który po raz pierwszy leciał do Polski. Obwód Dębicki AK miał od września 1943 r. co najmniej raz w miesiącu alarmy do akcji lotniczej. W listopadzie 1943 r. delegatem komendy Okręgu AK Kraków obserwującym stan przygotowań był ppor. Stanisław Michałowski („Junosza”)51. Cztery razy odebrano umówione sygnały radiowe i obsługa zrzutowiska wychodziła „w pole”. Oczekiwany zrzut doszedł w końcu do skutku nocą z 30 na 31 maja 1944 r.52. Bastion odbiorczy koło Niedźwiady (kryptonim „Raszka 107”) był przygotowany do przyjęcia zrzutu z 3 samolotów (sprzętu i sześciu skoczków – „cichociemnych”53). Do akcji przygotowano 30 furmanek i zmobilizowano około 150 żołnierzy, z których 15 posiadało broń maszynową. O godzinie 1 w nocy nad placówką pojawił się pierwszy samolot, na którego pokładzie znajdowało się oprócz sześciu skoczków także 12 zasobników i 4 paczki. Piloci „Halifaxa” nie zauważyli jednak świateł bastionu. Na domiar złe50 51 52 53 Była to operacja lotnicza o kryptonimie „Weller 30”. Grupę skoczków stanowili: kpt. Adolf Łojkiewicz („Ryś”), ppor. Maksymilian Klinicki („Wierzba 2”), ppor. Karol Pentz („Skała 2”), pchor. Feliks Perekładowski („Przyjaciel”), ppor. Tadeusz Stanisław Tomaszewski („Wąwóz”), kpt. Stanisław Trondowski („Grzmot”), który w czasie lądowania na spadochronie złamał nogę. J. Garliński, Politycy..., s. 363; K.A. Tochman, Słownik biograficzny cichociemnych, t. I, Zwierzyniec–Rzeszów 2000, s. 62-63 i 82-83; J. Tucholski, op. cit., s. 163 i 176. A. Stańko, Gdzie Karpat progi... Armia Krajowa w powiecie dębickim, Warszawa 1990, s. 99-100. A. Stańko (op. cit., s. 101) pisze, że zrzut odbył się z 31 maja na 1 lipca 1944 r. Wedle J. Łopuskiego akcja miała miejsce w nocy z 1 na 2 czerwca 1944 r. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 138. W ramach operacji o kryptonimie „Weller 28”. 124 G. Ostasz go nad Rzeszowem samolot został celnie ostrzelany przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą. Uszkodzony zdołał jednak powrócić do bazy. W ciągu następnej godziny przyleciały dwa kolejne polskie „Halifaxy”, które zrzuciły łącznie 24 zasobniki z bronią i sprzętem wojskowym i 24 paczki. Niestety, pojawiły się trudności. Okazało się, że bastion przesunięty o około 5 km od właściwej pozycji nie posiadał – zdaniem lotników – najlepszej sygnalizacji, a precyzyjne podejście do zrzutu utrudniała ponadto silna nieprzyjacielska obrona przeciwlotnicza z okolic Rzeszowa. Do tego doszły jeszcze kłopoty innej natury – na ziemi rozbiły się 3 zasobniki, gdyż pękły czasze ich spadochronów, oraz 4 paczki, które oderwały się od spadochronów54. Z powodu silnego wiatru „sprzątanie” zrzutowiska przeciągnęło się do świtu. Cały odebrany sprzęt zamelinowano pod kontrolą oficera zrzutowego, ppor. Jana Łopuskiego („Mariusz”), w leśnych schronach na terenie Obwodu AK Dębica55. Do bastionu „Bocian 104” koło Domaradza leciały tej samej nocy – z 30 na 31 maja 1944 r. – dwa brytyjskie „Halifaxy”. Zadanie wykonał tylko jeden samolot, pilotowany przez J. Pogsona. Jednak wyjątkowo duży rozrzut (ponad 3 km) desantowanego sprzętu spowodował, że spośród 12 zasobników i 12 paczek nie udało się odnaleźć 1 zasobnika i 4 paczek. Drugi samolot nie doleciał do celu – został zestrzelony niedaleko jugosłowiańskiego miasta Sečanj, a cała załoga zginęła56. Oficerem zrzutowym bastionu był por. Stanisław Pasterz („Mara”, „Podgaj”). Przejęte zaopatrzenie trafiło do Obwodu AK Brzozów. Dwa inne polskie samoloty, pilotowane przez Jana Drobnego i Tadeusza Niezręckiego, wykonały w pełni swoje zadanie i dostarczyły z 30 na 31 maja 1944 r. po 12 zasobników i po 12 paczek dla bastionu „Jastrząb 105” w Obwodzie AK Jasło. Jeden z samolotów aż siedmiokrotnie „nalatywał” na bastion; według relacji lotników był to wynik słabo widocznych świateł stanowisk odbiorczych57. Wyjątkowo długo, bo aż do kolejnej nocy, trwało zbieranie zasobników i paczek. Ostatecznie udało się zgromadzić cały ładunek. Otrzymana broń i inny sprzęt wojskowy – o łącznej masie około 3 ton – w całości trafił do szykujących się do akcji „Burza” oddziałów Jasielskiego Obwodu AK58. Natomiast daremnie na samolot z zaopatrzeniem czekali w ostatnią noc maja 1944 r. żołnierze AK z placówki „Pelikan 102” w Obwodzie Przemyskim. „Halifax” Józefa Klęczańskiego nie odnalazł zrzutowiska i po 9 godzinach lotu powrócił do bazy. 54 55 56 57 58 K. Bieniecki, op. cit., s. 177-178. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 138. J. Łopuski podaje, że „delegatem zrzutowym” podczas owej akcji był N.N. „Krzysztof”. K. Bieniecki, op. cit., s. 179. Tamże, s. 178. J. Modrzejewski, op. cit., s. 55-57; W. Hap, Obwód ZWZ-AK Jasło, Tuchów 1997, s. 33-35; Organizacja zrzutów..., s. XXXVI. Alianckie wsparcie lotnicze ... 125 Nocą z 7 na 8 lipca 1944 r. zrzut z „Halifaxa” z polską załogą (pilotowanego przez Henryka Jastrzębskiego) otrzymał Kolbuszowski Obwód AK. Broń i sprzęt odebrano w bastionie „Głuszec 301” pomiędzy wsiami Poręby Kupieńskie i Budy Głogowskie (22 km na północny zachód od dworca kolejowego w Rzeszowie). Cała akcja trwała niespełna kwadrans; samolot pozbył się ładunku w trzech nalotach. Niestety drugi samolot – z pilotem Władysławem Szmaciarzem – mający takie samo zadanie, przez 40 minut bezskutecznie szukał bastionu „Głuszec”; ostrzelany przez artylerię powrócił na lotnisko we Włoszech. Za sprawą zrzutu dla „Głuszca” Inspektorat Rzeszowski AK dostał wówczas po raz pierwszy angielskie granatniki przeciwpancerne Piat i amerykańskie pistolety maszynowe Tommy gun (Thompson)59. Tej samej nocy – z 7 na 8 lipca – zrzut z „Halifaxa” pilotowanego przez Kazimierza Szrajera odebrał bastion „Czyżyk 302” w Obwodzie AK Rzeszów. Bastion ten był oddalony zaledwie o 10 km od bastionu „Głuszec” z Obwodu Kolbuszowskiego. Według informacji pilota podczas pierwszego nalotu nad „Czyżyka” zasobniki i paczki spadły o 50 metrów od świateł bastionu, a przy drugim nalocie o 1,5 km60. Mimo półgodzinnego krążenia nie zauważył świateł bastionu „Czyżyk” drugi samolot (jednym z pilotów był Zygmunt Radecki) i odleciał z powrotem do bazy. Znaczne wsparcie otrzymał nocą z 7 na 8 lipca 1944 r. Jasielski Inspektorat AK. Na bastion „Jerzyk 303” pomiędzy Sieklówką a Lublą, około 10 km na północny wschód od Jasła, poleciały z zaopatrzeniem trzy brytyjskie samoloty. Wszystkie sprawnie wykonały swoje zadanie. Cała operacja zrzutu na bastion „Jerzyk” trwała zaledwie 34 minuty. Podjęciem zrzutu w Lubli dowodził oficer zrzutowy por. Stanisław Pasterz („Mara”, „Podgaj”). Sprzęt, który podjęto z brytyjskich „Halifaxów”, został przekazany w całości dla Krośnieńskiego Obwodu AK61. Na cztery dni przed rozkazem o rozpoczęciu akcji „Burza” w Podokręgu AK Rzeszów dwa brytyjskie samoloty transportowe podjęły próbę dostarczenia zasobników i paczek dla placówek odbiorczych Obwodu Rzeszowskiego. „Halifax” D. Browna krążył nad placówką „Wróbel 105” zlokalizowaną w lasach na północ od Głogowa Małopolskiego, a „Halifax” K.J. Bettles’a starał się wykonać zrzut dla placówki „Derkacz 103” koło Markuszowej nad Wisłokiem, 6 km na zachód od stacji kolejowej w Strzyżowie. Oba samoloty nie zdołały jednak odnaleźć świateł placówek odbiorczych. Na przeszkodzie stanęła zła widocz59 60 61 K. Bieniecki, op. cit., s. 186; H. Dudzińska, Czas „Burzy” w Kolbuszowkim Obwodzie Armii Krajowej. Rok 1944, Kolbuszowa 1994, s. 3-4; Marek Gabriel, Zrzut, kopia w zbiorach G. Ostasza; A. Buczak, Wspomnienia, Rzeszów 1994, s. 3. Typowy problem przy odtwarzaniu akcji lotniczych polega na dokładnym ustaleniu miejsca zrzutowiska. K. Bieniecki podaje, iż zrzut nastąpił w pobliżu wsi Zembrza; A. Buczak – uczestnik akcji – pisze natomiast o Kłapówce, w pobliżu której znajdowało się kilka stawów rybnych. K. Bieniecki, op. cit., s. 187. S. Pasterz, op. cit., s. 121-132; J. Modrzejewski, op. cit., s. 57; K. Bieniecki, op. cit., s. 187. 126 G. Ostasz ność, a być może placówki, które znajdowały się już w strefie przyfrontowej nie podjęły czuwania62. Nocą z 25 na 26 lipca 1944 r. dwa polskie „Halifaxy” poleciały na bastion „Nietoperz 305” położony w pobliżu Baranowa nad Wisłą, około 11 km na południowy zachód od stacji kolejowej Tarnobrzeg. Pierwszy krążył w rejonie zrzutu przez 40 minut, ale nie zlokalizował bastionu i odleciał do bazy. Drugi samolot, który przyleciał później, zrzucił ładunek w jednym nalocie w okolicach Przykopu i Zadusznik. Niestety, jak się okazało był to tak zwany zrzut „dziki”. Zasobniki i paczki nie trafiły do tych, dla których były przeznaczone. Pod placówkę odbiorczą podszył się oddział Batalionów Chłopskich – jego dowódca prawdopodobnie uczestniczył w podjęciu zrzutu końcem kwietnia 1944 r. i stąd znał zasady sygnalizacji z samolotami63. Ostatni zrzut w Podokręgu Rzeszowskim odebrał – już w warunkach bojowych akcji „Burza” – Obwód AK Dębica. Zadanie wykonano na placówce odbiorczej Mokre (kryptonim „Papuga 114”) nocą z 30 na 31 lipca 1944 r.64. Nad „Papugę” przyleciał brytyjski „Halifax” pilotowany przez S.R. Frencha. Cały otrzymany sprzęt – 12 zasobników i 12 paczek – został na miejscu rozdzielony pomiędzy zmobilizowane do „Burzy” oddziały Obwodu AK Dębica. Funkcję oficera zrzutowego pełnił ppor. Witold Niemtus („Kruk”), a delegatem komendy Dębickiego Obwodu AK był ppor. Tadeusz Lazarowicz („Zabawa”)65. Wszystkim akcjom zrzutowym podejmowanym w Podokręgu AK Rzeszów towarzyszyły, co zrozumiałe, specjalne zasady bezpieczeństwa. Mimo to nie wszędzie udało się uniknąć wpadek. Największe zagrożenie – w skali całego podokręgu – spowodowało wytropienie i zlikwidowanie przez Niemców 20 maja 1944 r. bazy odbioru zrzutów lotniczych w majątku Przybysz koło Mielca. Niemiecka operacja uniemożliwiła podjęcie zrzutu. Aresztowany został wówczas cichociemny ppor. Stanisław Sołtys („Sowa”, „Wójt”), oficer zrzutowy Inspektoratu Mieleckiego AK – 8 czerwca 1944 r. zamordowano go w celi więziennej na zamku w Rzeszowie66. Dbałość o przestrzeganie zasad konspiracji powodowała, że do maja 1944 r. obowiązywał bezwzględny nakaz niszczenia (palenia) spadochronów zrzutowych. Przykładem może być komisyjne spalenie w połowie kwietnia 1944 r. w piecu chlebowym spadochronów z zrzutu dokonanego kilka dni wcześniej na terenie Obwodu AK Rzeszów. Wykonanie rozkazu nadzorował kpt. Władysław 62 63 64 65 66 K. Bieniecki, op. cit., s. 192. M. Maciąga, op. cit., s. 325; K. Bieniecki, op. cit., s. 193-194. Niektóre publikacje podają błędnie, że zrzut miał miejsce już w sierpniu 1944 r. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; List Władysława Niemczyka do autora; S. Pasterz, op. cit., s. 109-140; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 138; A. Stańko, op. cit., 103. K.A. Tochman, Słownik, t. I, s. 126-127; S. Dąbrowa-Kostka, Hitlerowskie afisze ..., s. 258-259; M. Maciąga, op. cit., s. 321-322. Alianckie wsparcie lotnicze ... 127 Składzień („Twardy”, „Orzech”), nowo mianowany komendant Rzeszowskiego Obwodu AK i ppor. Jan Chyłek („Kruk”, „Debrza”), dowódca Placówki AK Niebylec. Najczęściej było jednak inaczej i spadochrony znajdowały praktyczne zastosowanie; najczęściej służyły jako bielizna dla żołnierzy AK lub członków ich rodzin67. Dopiero od czerwca 1944 r., w przededniu „Burzy”, przełożeni zaakceptowali taki stan rzeczy68. Obok drobnych kradzieży, jakie – niestety dość często – zdarzały się po akcjach lotniczych, dochodziło również do przypadków „przywłaszczania” broni i sprzętu zrzutowego na dużą skalę69. Ostatni przed „Burzą” taki wypadek w Podokręgu Rzeszów miał miejsce nocą z 25 na 26 lipca 1944 r. Do incydentu doszło podczas wspomnianego już tak zwanego „dzikiego” zrzutu na terenie Obwodu AK Mielec, kiedy to większość zasobników dostała się w ręce BCh. Formalnie scaleni już z wojskiem podziemnym – AK – bechowcy próbowali wykorzystać okazję i dozbroić „własne”, partyjne szeregi 70. Dochodzenie w sprawie owego lipcowego zrzutu na terenie obwodu Mieleckiego prowadził – już po akcji „Burza”, końcem sierpnia 1944 r. – kpt. Władysław Niemczyk, oficer zrzutów komendy podokręgu71. Specjalne ustalenia dotyczyły rozdziału i dysponowania sprzętem zrzutowym. Zasobniki „Ł” (łączności) pozostawały nieotwarte aż do przybycia oficera łączności radiowej komendy podokręgu. Nadzór na paczkami „MR” i „DR” na bieżąco – podczas akcji lotniczej – przejmował oficer zrzutowy obecny na terenie placówki odbiorczej. Pozostałe zasobniki z bronią i sprzętem wojskowym rozpakowywał oficer broni obwodu. On też sporządzał inwentarz, który odsyłano następnie do inspektoratu. Dopiero na szczeblu inspektoratu ustalano ostateczny rozdzielnik sprzętu. Większość broni i sprzętu trafiała do specjalnych schronów – magazynów. Pewna zmiana nastąpiła w lipcu 1944 r., kiedy przystąpiono do końcowych przygotowań do „Burzy”. Odtąd sprzęt – z wyjątkiem zasobników „Ł”, „MR”, „DR” – mógł być rozdzielany na miejscu akcji odbiorczej między żołnierzy AK72. 67 68 69 70 71 72 Relacja ustna A. Zagórskiego, 7 czerwca 2005 r., Kraków. Relacja pisemna Stanisława Pasterza (w zbiorach G. Ostasza). Takie sytuacje dotyczyły nie tylko broni zrzutowej. Na przykład już w listopadzie 1942 roku por. Łukasz Ciepliński informował, że „do jednego z naszych członków wtargnęli w nocy jacyś osobnicy, żądając wydania broni. W wypadkach takich należy postępować zdecydowanie, traktować ich jak wrogów”. APR, zespół 922, sygn. 1, Rzemiosło, 23 XI 42, Rozkaz okresowy, Pług. Archiwum A. Zagórskiego (Kraków), T-4, k. 35, 012 do m9, 21 VIII 44, Protokół, Obuch. Zob. M. Maciąga, op. cit., s. 326. Archiwum A. Zagórskiego (Kraków), T-4, k. 38, 012 do m9, 22.8.1944, godz. 7.00, Obuch. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 139. 128 G. Ostasz Do lata 1944 r. dowództwo Podokręgu AK Rzeszów preferowało „melinowanie” broni w akowskich magazynach zlokalizowanych w miejscowościach. Konspiracyjna praktyka pokazywała bowiem spore niebezpieczeństwo przypadkowego odkrycia schronów leśnych. W toku „Burzy” okazało się jednak, że część magazynów broni zrzutowej, które umieszczono w schronach pod budynkami, stała się niedostępna dla oddziałów AK po zajęciu miejscowości przez Niemców. Ponad półroczne doświadczenie w odbiorze zrzutów lotniczych pozwoliło na wyciągnięcie szeregu praktycznych wniosków. Odpowiednia odprawa odbyła się 22 sierpnia 1944 r. w jednym z rzeszowskich lokali komendy podokręgu. Na polecenie płk Putka kpt. Niemczyk zestawił spostrzeżenia swoje oraz uwagi przekazane przez oficerów zrzutowych w inspektoratach i niektórych obwodach. W efekcie uznano, iż specjalna uwaga oraz środki bezpieczeństwa dotyczyć muszą samego przygotowania do akcji, czyli fazy czuwania. Właśnie wówczas placówki odbiorcze narażone były na „spalenie”; tę fazę uznano za większe zagrożenie dekonspiracją niźli odbiór samego zrzutu. W związku z tym płk Putek zarządził, by podczas ewentualnych kolejnych zrzutów unikać melinowania większej liczby ludzi w rejonie placówki odbiorczej. Będące w pogotowiu pododdziały miały zajmować wyznaczone wcześniej stanowiska dopiero po otrzymaniu potwierdzenia o akcji lotniczej. Niebagatelną rolę miała zatem spełniać sprawnie i szybko działająca sieć łączności alarmowej 73. Podczas odprawy 22 sierpnia 1944 r. poruszono również uwagi sygnalizowane przez oficera zrzutów Inspektoratu Rzeszowskiego. Opierając się na doświadczenich własnych oraz swego poprzednika, ppor. Łopuski zauważył, iż „poważnym błędem w organizacji zrzutów było [...] to, że [...] placówki Insp[ektorat]u R[zeszów], które zasadniczo gros zrzutów odebrały z wiosną 44, przez całą jesień 43 i zimę 44 miały czuwania i po parę razy uruchamiały cały aparat odbiorczy [...]. Rezultatem tego było to, że praktycznie wszystkie te placówki były już »spalone« zanim cokolwiek odebrały. Tylko dzięki ostremu terrorowi stosowanemu przez nas w stosunku do niepewnych elementów tych osiedli mieliśmy ostateczne powodzenie. Należy to jednak uważać raczej za szczęśliwy zbieg okoliczności, a nie brać jako zasadę”74. Odpowiednie wnioski z realizacji akcji zrzutowej, a przede wszystkim z „Burzy” w Podokręgu Rzeszowskim, pozwoliły na weryfikację zapotrzebowania zgłaszanego przez komendę Okręgu AK Kraków. 28 listopada 1944 r. płk Przemysław Nakoniecznikoff („Kruk II”), komendant Krakowskiego Okręgu 73 74 Relacja pisemna Władysława Niemczyka (w zbiorach G. Ostasza); SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 139-140. SPP, Okręg Kraków (materiały nieuporządkowane), Ppor. Jan Łopuski, 3 DSK, Sprawozdanie z akcji przerzutów powietrznych na terenie Inspektoratu AK Rzeszów „Rzemiosło”, Bellaria-Rimini, 13 XII 45; G. Ostasz, Alianckie wsparcie..., s. 140. Alianckie wsparcie lotnicze ... 129 AK – opierając się na doświadczeniach rzeszowskich – depeszował do głównej bazy przerzutowej nr 11 (kryptonim „Jutrzenka”) we Włoszech: „Przysyłajcie gammony i amunicję do brenów, pm-y, lekkie moździerze [...], amunicję do piatów, mieszankę zapalającą do butelek, thompsony [...]. Zrzuty podnoszą nastroje; pomyślcie o sprzęcie radiofonicznym dla oddziałów walczących – duże ułatwienie dla d-cy zgrupowania”75. Wykaz placówek (bastionów) odbioru zrzutów w Podokręgu AK Rzeszów: „Bekas” – kryptonim placówki odbioru zrzutów, którą zamierzano uruchomić dla zgrupowania „Pług” podczas akcji zbrojnego ujawnienia we wrześniu 1944 r.76; placówka znajdowała się na północny wschód od Krosna. „Bocian” („Bocian 104”) – kryptonim placówki (bastionu) odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Brzozów (Inspektorat Jasielski AK); placówka znajdowała się 20 km na wschód od stacji kolejowej Krosno, koło Starej Wsi. „Czyżyk” – kryptonim bastionu odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów; koło Bud Głogowskich, 13 km na północny zachód od dworca kolejowego w Rzeszowie. „Derkacz” („Derkacz 103”) – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów; koło Markuszowej nad Wisłokiem, 6 km na zachód od stacji kolejowej Strzyżów. „Drozd” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Dębica. „Flądra” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Gawron” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Inspektoratu AK Przemyśl. „Gęś” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Inspektoratu AK Przemyśl. „Gil” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Inspektoratu AK Przemyśl. „Głuszec” („Głuszec 301”) – kryptonim placówki (bastionu) odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Kolbuszowa (Inspektorat Rzeszowski); placówka znajdowała się 22 km na północny zachód od dworca kolejowego w Rzeszowie, pomiędzy wsiami Poręby Kupieńskie i Budy Głogowskie. „Jaskółka” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Jasło, w okolicy Bieździadki. „Jastrząb” („Jastrząb 105”) – kryptonim placówki (bastionu) odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Jasło (Inspektorat Jasielski); placówka znajdowała się 7 km na południe od stacji kolejowej Jasło, koło wiosek Świerchowa, Zarzecze, Łajsce, Łężyny. 75 76 SPP, sygn. 3.9.2.11.1, Nr 430, 28.11.44, Jutrzenka – Garda. Zob. G. Ostasz, A. Zagórski, Podokręg AK... 130 G. Ostasz „Jerzyk” („Jerzyk 303”) – kryptonim placówki (bastionu) odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Jasło (Inspektorat Jasielski); placówka znajdowała się 10 km na północny wschód od stacji kolejowej Jasło, koło Sieklówki (N49°49’ E21°33’). „Jelec” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Jesiotr” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Lelek” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Inspektoratu AK Rzeszów. „Leszcz” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Mewa” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów. „Miętus” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Nietoperz” („Nietoperz 305”) – bastion odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Tarnobrzeg; położony w pobliżu Baranowa nad Wisłą, około 11 km na południowy zachód od stacji kolejowej Tarnobrzeg. „Okoń” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Papuga” („Papuga 1”) – kryptonim placówki (bastionu) odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Dębica, w okolicy Mokrego. „Pardwa” („Pardwa 110”) – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Przeworsk (Inspektorat Przemyski); placówka znajdowała się 15 km na południowy zachód od stacji kolejowej Przeworsk, pomiędzy Sieteszą, Manasterzem, Handzlówką. „Paszkot” („Paszkot 1”) – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Łańcut, w okolicach Rakszawy. „Pelikan” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Przemyśl, nad Sanem, 10 km na północny zachód od przemyskiego dworca kolejowego. „Perliczka” („Perliczka 126”) – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Przeworsk; placówka znajdowała się 14 km na południowy zachód od stacji kolejowej Przeworsk, w pobliżu innej placówki odbiorczej „Pardwa 110”. „Puchacz” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Inspektoratu AK Przemyśl. „Raróg” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów, w okolicy Harty koło Dynowa. „Raszka 1” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Dębica, pomiędzy Niedźwiadą a Małą. Alianckie wsparcie lotnicze ... 131 „Raszka 2” – kryptonim zapasowej placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Dębica, w okolicach Budziszu koło Wielopola. „Rybitwa I” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów; placówka znajdowała się około 25 kilometrów na południe od Rzeszowa, pomiędzy Gwoźnicą Górną a Baryczą (tak zwane działy dworskie)77. „Rybitwa II” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów. „Szczupak” – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Podokręgu AK Rzeszów. „Wrona” („Wrona 411”) – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Mielec, w okolicy przysiółka Giełda obok Podborza, 12 km na południowy zachód od Mielca. „Wróbel” („Wróbel 105”) – kryptonim placówki odbioru zrzutów na terenie Obwodu AK Rzeszów, pomiędzy Głogowem Małopolskim a Przewrotnem, 21 km na północ od rzeszowskiego dworca kolejowego. THE ALLIED AIR BACKUP IN THE HOME ARMY SUBDISTRICT RZESZÓW Summary The allied army that led an underground warfare in occupied Poland during the World War II was receiving air support from her western partners. The article shows the organisation and the course of air drops for the Home Army Subdistrict Rzeszów. It discusses the preparations involved and presents the succeeding drop missions. An efficiency analysis of this method of military backup for Home Army has been made. The article contains also a list of the outposts receiving the drops in the Home Army Subdistrict Rzeszów. Złożono w Oficynie Wydawniczej we wrześniu 2005 r. 77 K. Bieniecki (op. cit., s. 100) zlokalizował „Rybitwę I” w odniesieniu do Krosna („25 km na północny wschód od stacji kolejowej Krosno”). ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Wiktor OSTASZ Uniwersytet Jagielloński POLITYKA KAPETYNGÓW WOBEC LANGWEDOCJI W XIII WIEKU Artykuł przedstawia francuski podbój Langwedocji w pierwszej połowie XIII wieku jako istotne zagadnienie w polityce monarchów z dynastii kapetyńskiej. Proces centralizacji królestwa Francji wiązał się z wchłanianiem usamodzielnionych baronii – okruchów powstałych z rozpadu karolińskiego imperium. Langwedocja – bogaty, lecz rozbity politycznie obszar na południu, gdzie rolę hegemona pełniło hrabstwo Tuluzy – stała się celem monarszej ekspansji w połowie XII wieku. Kapetyngowie musieli rywalizować tam z Aragonią i Anglią oraz przezwyciężyć silny separatyzm południowców, tkwiący w ich etnicznej, językowej i obyczajowej odmienności. Podbój trwał więc długo – blisko półwiecze – i przybrał wygodną formę krucjaty przeciw heretykom. Dyplomatyczne, militarne i administracyjne działania, które złożyły się na królewskie przedsięwzięcie, stanowią etapy odpowiadające w znacznym stopniu polityce kolejnych władców. Artykuł jest w głównej mierze analizą przemian i zwrotów w stosunku królów do problemu Langwedocji, uwypukla specyfikę polityki każdego spośród nich. Opisuje fazy procesu, który z jednej strony uczynił z Francji monarchię śródziemnomorską i nadał jej obecny w przybliżeniu kształt, z drugiej jednak zahamował tworzenie się nowego państwa u stóp Pirenejów i zniszczył kwitnącą kulturę, która zwiastowała już narodziny langwedockiego Renesansu. Wprowadzenie Artykuł jest próbą spojrzenia z perspektywy interesów francuskich królów na schyłek unikalnej kultury istniejącej równolegle z samodzielnym organizmem państwowym do XIII w. na południu obecnej Francji. Okrutna rozprawa z heretykami, która starła z politycznej mapy Europy feudalne państewka Midi (Południe), była rezultatem działań papieża i międzynarodowego zastępu rycerstwa; największe korzyści z tej wojny wyciągnęli jednak monarchowie Francji. Ziemie Langwedocji trafiły ostatecznie w obręb granic francuskiej Korony. Czas trwania krucjaty objął rządy trzech kolejnych władców: Filipa II Augusta (1180-1223), Ludwika VIII Lwa (1223-1226) i Ludwika IX Świętego (1226-1270). Niepełnoletniość Ludwika IX, kiedy obejmował tron, pozwoliła odgrywać ważną rolę w podboju Midi również królowej-regentce Blance Kastylijskiej. Motyw główny artykułu wskazuje linię polityczną działań owych czworga monarchów 134 W. Ostasz wobec Langwedocji, jak najbardziej różną dla każdego z nich, choć cel okazywał się jeden. Dwudzielna kompozycja pracy, sygnalizowana przez tytuł, wynika z potrzeby naszkicowania tła dramatu, jaki rozegrał się w trzynastowiecznej Langwedocji. Część pierwsza ma charakter przygotowania analizy polityki królewskiej na Południu i ukazuje rozkwit autonomicznych – samorządnych, formalnie zależnych od francuskiego tronu – struktur politycznych u stóp Pirenejów w kontekście słabości kapetyńskiej monarchii nadwątlonej feudalnym rozprzężeniem. Ten obraz dopełnia krótka charakterystyka langwedockiej kultury i społeczeństwa, ujawniająca wyraźne znamię bliskości Langwedocji z katalońskim sąsiadem i przepaść dzielącą ją od francuskiej Północy. Dopiero wówczas staje się zrozumiałe, dlaczego powrót ziem Midi pod królewskie berło nie mógł przybrać postaci pokojowej inkorporacji. Część pierwsza wyjaśnia zatem, skąd zaistniała idea podboju Langwedocji i jak z biegiem lat stała się naturalnym krokiem w procesie reorganizacji i krzepnięcia francuskiej monarchii feudalnej. Część druga, główna, omawia rolę krucjaty przeciwko albigensom w realizacji królewskiej polityki wobec Południa. 1. Apogeum i zmierzch langwedockiej autonomii 1.1. Pozycja Kapetyngów w okresie feudalnego rozdrobnienia Francji Polityczny pejzaż jedenastowiecznej Francji układał się w mozaikę udzielnych księstw i hrabstw, baronii i kasztelanii. Kilka rozproszonych wysepek królewskiej domeny przypominało karły osaczone przez olbrzymy. Odkąd imperium Karola Wielkiego przestało zapewniać skuteczną obronę przed normańskimi, arabskimi i węgierskimi najazdami, rola lokalnych dowódców, szczególnie pogranicznych margrabiów, wzrosła niepomiernie. Na mocy kapitularza z Quierzy-sur-Oise (877 r.) ich lenna stały się dziedziczne1, a uzurpacja monarszego monopolu na wydawanie rozporządzeń (tzw. banu) spowodowała przekazanie im pełni władzy w otrzymanych włościach2. Intronizowany w 987 r. Hugo Kapet i jego potomkowie odziedziczyli po karolińskich poprzednikach władztwo spięte jedynie osłabionymi więzami zależności lennej. Samodzielne państewka feudalne krzepły szybko w warunkach językowego i obyczajowego zróżnicowania ziem królestwa Francji. Książęta Normandii, Burgundii i Akwitanii, hrabiowie Flandrii, Bretanii, Blois, Anjou, Tuluzy i Barcelony dawali wprawdzie powierzchowne dowody wierności, składając hołd, a nawet służąc królowi przyrzeczoną radą i pomocą, gdy uznali to za stosowne. Nie przeszkadzało im to w sprawowaniu niepodzielnych rządów w obrębie własnego dziedzictwa i gor1 2 Karol Łysy, planując ekspedycję koronacyjną do Italii, uznał piastowane przez wasali godności za podlegające dziedziczeniu. Michèle Aué, Cathar Country, Vic-en-Bigorre 1999, s. 15; Jan Baszkiewicz, Historia Francji, Wrocław 1999, s. 31. J. Baszkiewicz, op. cit., s. 38. Polityka Kapetyngów ... 135 liwym jego poszerzaniu kosztem sąsiadów. Hrabia Blois połakomił się nawet na monarszą domenę3. Król mógł sprawować zarząd ledwie nad swym „księstwem Île-de-France” i tylko stamtąd mógł czerpać fiskalne korzyści. Przed degradacją do poziomu feudalnego księstwa uchroniły monarchię zdolności jej sterników. Nowa dynastia dowiodła, że potrafi wykorzystać atuty na pozór bardzo efemeryczne. Król uosabiał powagę i stabilizację, co czyniło go pożądanym sprzymierzeńcem Kościoła, zainteresowanego wewnętrznym pokojem. Współpraca została nawiązana – ludzie w służbie Boga zrewanżowali się cenną monetą. Władcy uświęceni królewską sakrą – jej rytuał przypominał łudząco namaszczenie biskupa4 – dysponując na terenach wasali przyczółkami, jakimi stały się beneficja duchownych, i czerpiąc z kościelnej szkatuły, mogli rozpocząć zręczną grę o powiększenie sfery wpływów i przeistoczenie honorowej pozycji primus inter pares w faktyczną hegemonię. Kościół był propagatorem „religii monarszej”, której symbolami stały się: Święta Ampułka z niebiańskim olejem z Reims, proporzec oriflamme z opactwa Saint-Denis, otoczony kultem i uznawany za królewską chorągiew od czasów zajęcia hrabstwa Vexin przez Filipa I, oraz przypisywany władcom dar uzdrawiania skrofułów5. Ta aura świętości przydawała niemal kapłańskiego charakteru Kapetyngom, czyniła ich nietykalnymi pomazańcami Bożymi i uzasadniała roszczenia do zwierzchności nad duchowieństwem6. Było to jednak wciąż za mało, by władza królewska mogła we Francji zatriumfować, wdzierając się do włości książąt i hrabiów. Monarchowie zmagali się z tymi samymi problemami, które trapiły ich możnych wasali – musieli choćby liczyć się z pretensjami młodszych synów – a dysponowali szczuplejszymi środkami niż najpotężniejsi panowie. Z wolna jednak budowali zwarty terytorialnie kształt domeny, posługując się chętniej dyplomacją – pieniędzmi i korzystnymi mariażami czy aliansami – niż militarną siłą i przymusem. Terytorialne nabytki bywały rychło przeznaczane na uposażenie młodszych synów monarchy, jak w przypadku Burgundii, aby zapobiegać rodzinnym waśniom. Koncepcja apanaży7, która nabrała ostatecznego kształtu za sprawą Ludwika VIII, mimo różnych negatywnych skutków, jakie miała przynieść w XIV-XV w., umożliwiała kumulację lenn w rękach dynastii, co przecież oznaczało silniejsze związanie regionalnych społeczności z domem panującym. 3 4 5 6 7 Ibidem, s. 45 i 47. Marc Bloch, Królowie cudotwórcy: studium na temat nadprzyrodzonego charakteru przypisywanego władzy królewskiej zwłaszcza we Francji i Anglii, Warszawa 1998, s. 183. Ibidem, s. 201-210; Philippe Contamine, Wojna w średniowieczu, Warszawa 1999, s. 307-308. M. Bloch, op. cit., s. 173-176. Koncepcja apanaży zaistniała wskutek precedensu, którym było odstąpienie księstwa Burgundii przez Henryka I na rzecz brata Roberta w 1034 r., a osiągnęła ostateczną formę, kiedy Ludwik VIII potwierdził w lutym 1224 r. nadanie hrabstwa Boulogne swojemu bratu, Filipowi Hurepel, zastrzegając jednak, że po śmierci jego bezpośrednich potomków hrabstwo wróci do domeny królewskiej. Charles T. Wood, The French Apanages and the Capetian Monarchy 1224-1328, Cambridge 1966, s. 6-13. 136 W. Ostasz Wygaśnięcie lokalnej gałęzi Kapetyngów w linii bezpośredniej pociągało za sobą powrót ziem do Korony, co bynajmniej nie było regułą, kiedy wymierał ród hrabiowski czy książęcy, aczkolwiek Kapetyngowie wyzyskiwali taką sposobność do poszerzenia własnej domeny, zwłaszcza odkąd stali się wystarczająco silni, by egzekwować swe uprawnienia suzerena. Apanaże znalazły stałe miejsce w dynastycznej polityce Kapetyngów jako instrument centralizacyjnych działań tronu8. Zostały wykorzystane po śmierci Ludwika VIII do związania z francuską Koroną świeżej zdobyczy – niedawnego langwedockiego hegemona, hrabstwa Tuluzy. Na skutek iluzoryczności wasalnych więzi królowie uciekali się do zawierania z potężnymi panami aliansów, które – zazwyczaj równoznaczne z uzyskaniem przez tych ostatnich wpływów na dworze – ułatwiały Kapetyngom egzekwowanie lennych powinności. Sojusz z księstwem Normandii i hrabstwem Flandrii, najbardziej scentralizowanymi wśród królewskich lenn organizmami politycznymi, pozwolił monarchom zażegnać realną groźbę agresji ze strony hrabiów Blois9. Alians był niejednokrotnie owocem królewskiego małżeństwa – przykładowo Robert II Pobożny zacieśnił więzi z domem andegaweńskim przez ożenek z Konstancją, hrabianką Arles. Wybór „rodzimej” kandydatki na żonę wikłał jednak króla w waśnie między jego lennikami, a unieważnienie małżeństwa, jakie nastąpiło w wypadku wspomnianego Roberta II i Berty, wdowy z Blois, groziło rozbiciem świeżo osiągniętego kompromisu 10. Mimo to współpraca polityczna feudalnych dynastii północnej Francji, wzmocniona podobieństwem kultury i surowszych niż na Południu obyczajów sprawiła, że nad Sekwaną i Loarą wykształciło się poczucie jedności i został przygotowany grunt pod późniejsze sukcesy Filipa II Augusta11. Równocześnie narastała przepaść dzieląca Północ od Południa (Midi), silnie w czasach rzymskich zromanizowanego, gdzie obecność germańskich Franków zaznaczyła się słabiej i powstał odmienny język, rozsławiony przez trubadurów langue d’oc. Etniczna i lingwistyczna odrębność południowców, znajdująca wyraz w imponującym dorobku kulturalnym, na którym odcisnęło się piętno rzymskie, wizygockie i arabskie, zaowocowała niechęcią do „barbarzyńców” z północnej Francji. Ci z kolei, czemu świadectwo dał kronikarz z przełomu X i XI w. Raul Glaber, czuli odrazę 8 Istotną rolę grało tu ograniczenie dziedziczenia do bezpośrednich potomków apanażysty; nie było zresztą pomysłem oryginalnym, już na wiek przed Ludwikiem VIII północno-francuscy baronowie bronili się w ten sposób przed rozdrobnieniem swych lenn. Ch.T. Wood, op. cit., s. 11. 9 J. Baszkiewicz, op. cit., s. 44-45. 10 Andrew W. Lewis, Royal Succession in Capetian France. Studies on Familial Order and the State, Harvard University Press 1981, s. 21-22. 11 Filip August podwoił zasięg terytorialny władzy Kapetyngów, odnosząc zwycięstwa w wojnach z Anglią. Przyłączył do Korony francuskiej Normandię, Bretanię, Anjou, Maine, Touraine i Poitou. Jego działalność administracyjna, w tym reforma monarszych finansów, stała się kamieniem węgielnym pod fundamenty nowożytnej monarchii francuskiej. Polityka Kapetyngów ... 137 do rozmiłowanych w rozrywkach galantów z Akwitanii, Prowansji i Langwedocji12. 1.2. Rozdrobnienie feudalne Francji a ziemie langue d’oc Wiek XI był dla Okcytanii13 okresem koniunktury politycznej. Przebrnąwszy trudności feudalnego rozdrobnienia, postkarolińskie hrabstwo Tuluzy skupiło wokół siebie większość utraconych w drugiej połowie X w. ziem, potwierdzając hegemonię w rejonie Midi. Tamtejszą dynastię, która z czasem przybrała miano Saint-Gilles, zapoczątkował w 840 r. hrabia Rouergue Frédelon, władał wprawdzie Tuluzą jako desygnowany urzędnik królewski, lecz w 852 r. Karol Łysy, uznawszy zasługi Frédelona, przyznał sukcesję po nim jego bratu, hrabiemu Quercy Wilhelmowi14. Zręczni dziedzice Frédelona wykorzystali rychły upadek władzy centralnej, aby stworzyć wokół Tuluzy samodzielne państewko sięgające wschodniego brzegu Rodanu. Kryzys, który wywołał rozczłonkowanie hrabstwa, rozpoczął się wraz ze śmiercią ostatniego z Robertynów na francuskim tronie (hrabiowie byli ich wiernymi stronnikami) i oddaniem pola zmagań o ideologiczne i terytorialne dziedzictwo królów Akwitanii rywalom z Poitou. Trudności, jakie musiał pokonywać Rajmund IV (1094-1105), odbudowując potęgę Tuluzy, nie różniły się specjalnie od trudności napotykanych przez ówczesnych Kapetyngów. Podobne były też metody jego działania: alians z Kościołem, mariaże i sojusze z ościenną elitą. Hrabiowie Saint-Gilles doświadczyli nielojalności i krnąbrności ze strony wasali, a wojny prywatne rujnowały kraj w nie mniejszym stopniu niż na północy Francji. Hrabstwo Tuluzy przypominało królestwo Francji w miniaturze, również na niższych szczeblach feudalnej drabiny. Rajmund IV opanował kryzys ledwie przejściowo – kiedy ruszył na wyprawę do Palestyny, bunty i waśnie ożyły z powrotem. Anarchia w Midi była w zestawieniu z północno-francuską groźniejsza, gdyż feudalny system – pomimo wysiłków hrabiów Saint-Gilles – nie zdołał się na Południu dobrze zakorzenić. Zadecydowały o tym trojakie czynniki, specyficzne dla społeczeństw południowej Francji i Katalonii15. Po pierwsze, żadna z centralistycznych instytucji nie wytrzymała konkurencji z tradycyjnym systemem władzy, zdominowanym przez rodzinę, i nie zdołała przejąć kontroli nad prywatną własnością. Lenno stanowiło własność rodu: przepisy o dziedziczeniu, będące reliktem prawa 12 13 14 15 Ibidem, s. 42. Okcytania, inaczej Langwedocja (obie nazwy pochodzą od bliskiego łacinie języka zwanego langue d’oc lub Occitan), rozciąga się od Garonny po Zatokę Lwią – akwen Morza Śródziemnego – i Rodan oraz od Masywu Centralnego po Pireneje. W czasach pierwszych Kapetyngów na zachodzie graniczyła z księstwem Gaskonii, na północy z księstwem Akwitanii, na wschodzie z księstwem Burgundii i na południu z hrabstwem Barcelony. M. Aué, op. cit., s. 15. Zbieżność mechanizmów społecznych w obu regionach wykazał Archibald Ross Lewis w monografii The Development of Southern French and Catalan Society 718-1050, University of Texas 1965. 138 W. Ostasz rzymskiego, sankcjonowały swobodę testatora (głowy familii) w dysponowaniu majątkiem – oznaczało to nieustanne dzielenie włości między potomków (udział otrzymywały często kobiety, co podkreśla fakt demilitaryzacji systemu lennego). Po drugie, Okcytańczycy i Katalończycy wykazywali szczególne przywiązanie do alodialnej formy własności i masowo buntowali się przeciw lennym zależnościom. Do 900 roku feuda niemal zanikły. Dokumenty z przełomu X i XI w. rejestrują ich zaledwie siedem procent wśród majątków Langwedocji i Katalonii. Istnienie włości alodialnych podkopywało i tak już chwiejący się fundament feudalnego centralizmu. Właściciele alodiów nie byli zobowiązani do służby żadnemu panu, a sami nie mogli od nikogo oczekiwać wsparcia w obliczu zagrożenia samowolą sąsiadów. Feudalna armia praktycznie nie funkcjonowała na Południu; siłę zbrojną tworzyły załogi obsadzanych zubożałymi dziedzicami zamków, gdzie wasale czuli się na tyle silni, by drwić z żądań seniora. Plagą okazywali się najemnicy, okrutni łupieżcy, rekrutowani w prywatnych wojnach. Za trzeci wreszcie z wyróżników langwedocko-katalońskiego społeczeństwa należy uznać pojmowanie feudalnej więzi bardziej na zasadzie szczególnego kontraktu niżeli – jak było na Północy – na zasadzie osobistego zobowiązania, którego świętości strzegł moralny imperatyw16. Jednolita struktura społeczna, wspólne tradycje, językowe pokrewieństwo i ścisłe związki historyczne spajały Langwedocję z ościenną Katalonią w kulturowy monolit17. Zarówno hrabstwo Tuluzy, jak i hrabstwo Barcelony wiodły rodowód od karolińskich marchii – zapór przeciwko Maurom. W latach 801-811 oba hrabstwa miały władców jednej krwi – Tuluzą rządził Wilhelm z Gellone, późniejszy święty, a Barceloną jego syn, Berà. Później hrabstwa weszły razem w skład królestwa Akwitanii, którego utworzenie odzwierciedlało silny separatyzm ziem langue d’oc18. Tradycja wspólnych walk z muzułmanami pozostała żywa i rycerstwo Midi gremialnie uczestniczyło w kampaniach rekonkwisty u boku hrabiów Barcelony i królów Aragonii. Hrabia Tuluzy Rajmund IV (1094-1105) zyskał w bojach z Saracenami sławę wybitnego wodza19. Pomimo bliskich związków Langwedocji i Katalonii ich integracja w ramach większego organizmu politycznego nie nastąpiła – tendencje antyfeudalne i decentralizacyjne były zbyt silne. Od XI wieku władcy Aragonii i Barcelony rywalizowali z władcami Tuluzy, największej potęgi Midi, w hołdowaniu mniejszych hrabstw regionu. Za czasów Rajmunda Berengara I Starego (1035-1076) Barcelona podporządkowała sobie przejściowo rozległe wicehrabstwo Carca- 16 17 18 19 A.R. Lewis, op. cit., s. 383 i 403-404; Jonathan Sumption, The Albigensian Crusade, London 1999, s. 18-22. Por. Henry John Chaytor, A History of Aragon and Catalonia, London 1933, s. 62-64. B. Zientara, Świt narodów europejskich. Powstawanie świadomości narodowej na obszarze Europy pokarolińskiej, Warszawa 1985, s. 100-101. Steven Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, Warszawa 1987, t. 1, s. 106. Polityka Kapetyngów ... 139 ssonne-Razès, należące do rodu Trencavelów. Wielu panów, jak owi Trencavelowie, lawirowało wówczas między Tuluzą a Barceloną20. Hrabstwo Barcelony umocniło się w toku rekonkwisty, natomiast dzieło odbudowy tuluzańskiej potęgi zostało zaprzepaszczone przez gorliwych krzyżowców, jakimi okazali się trzej kolejni hrabiowie: Rajmund IV, Bertrand i Alphonse-Jourdain. Kiedy w 1097 r. Rajmund IV wojował na Wschodzie, wtedy Tuluzę na dwa lata opanował jego zięć, wzięty poeta-trubadur Wilhelm IX Akwitański, który rościł prawa do hrabstwa w imieniu żony Filippy21. W 1137 roku Akwitania wraz z Poitou na piętnaście lat trwania małżeństwa Ludwika VII z Eleonorą, wnuczką Wilhelma IX, przeszła w ręce Kapetyngów. Eleonora podjęła pretensje dziadka i zaczęła naciskać męża, by dochodził ich mieczem. Na szczęście do wojny nie doszło. Król Francji niedługo pozostawał sąsiadem hrabiów Tuluzy, w 1152 r. zastąpił go angielski Henryk II (1154-1189). Dwa lata wcześniej niejako wróciła groźna dla rodu Saint-Gilles sytuacja z połowy XI w. Otóż Raimon Trencavel, wicehrabia Carcassonne, zerwał z Tuluzą i złożył hołd Rajmundowi Berengarowi IV (1131-1162) z Barcelony. Posiadłości aliantów niemal rozpołowiły tuluzańskie dominium. Henryk II, dążąc do poszerzenia swych francuskich włości, nie zwlekał z przystąpieniem do sojuszu wymierzonego w Tuluzę. Presja militarna, pod jaką znalazł się hrabia Rajmund V (1148-1194)22, zmusiła go do złożenia w 1173 r. hołdu angielskiemu królowi23. Nie oddaliło to zagrożenia ze strony zasiadających od 1162 r. na aragońskim tronie hrabiów Barcelony, którzy nie zaprzestali ekspansji (w 1167 r. zajęli Prowansję, w 1172 r. zhołdowali Roussillon)24. Bezlitosne walki prowadzone przez pół stulecia rękami najemników spustoszyły kraj nie mniej niż regularna wojna, jaka toczyła się o hrabstwa wschodniej Langwedocji w latach 1179-1185, i udaremniły przeprowadzenie reform wewnętrznych. Pokój w Perpignan z 1198 r. zastał Okcytanię osłabioną i podzieloną. Aragonia uzyskała hrabstwa Montpellier, Narbonne, Béarn, Bigorre i Comminges – cenne przyczółki po północnej stronie Pirenejów25. 20 21 22 23 24 25 H.J. Chaytor, op. cit., s. 42; Manuel Tuñón de Lara, Julio Valdeón Baruque, Antonio Domínguez Ortiz, Historia Hiszpanii, Kraków 1997, s. 131. The Encyclopædia Britannica. A Dictionary of Arts, Sciences, Literature and General Information, 11th edition, Cambridge 1911, t. V27, s. 101; B. Zientara, op. cit., s. 192. Rajmund V po 1166 r. był ostatnim, trzecim – po królu Kastylii Alfonsie VII i hrabim Prowansji Rajmundzie Berengarze – mężem Ryksy (zm. 1185), córki Władysława II Wygnańca. Carl Magnus Allstrom, Dictionary of Royal Lineage of Europe and Other Countries from the Earliest Period to the Present Date, Ann Arbor 1902. Malcolm Barber, The Cathars. Dualist Heretics in Languedoc in the High Middle Ages, Pearson 2000, s. 45. H.J. Chaytor, op. cit., s. 68. M. Tuñón de Lara, J.V. Baruque, A.D. Ortiz, op. cit., s. 104 i 131-132; J. Sumption, op. cit., s. 22-23; M. Aué, op. cit., s. 16. 140 W. Ostasz Langwedocka cywilizacja zawdzięczała swą żywotność prężnej ekonomice opartej na handlu. Okcytańskie miasta w myśl tradycji rzymskich cieszyły się autonomią – władza spoczywała w rękach konsulów. Korzystne położenie na łuku zwężającego się kontynentu, między Zatoką Lwią a Zatoką Biskajską, u nasady Półwyspu Iberyjskiego, na szlaku wiodącym do sanktuarium św. Jakuba w Composteli sprawiało, że Langwedocję odwiedzali tłumnie kupcy, zwłaszcza włoscy i hiszpańscy, oraz pielgrzymi z całej Europy. Tuluza wyrosła na centrum finansowe, jej bankierzy i kupcy uzyskali wpływ na rządy, wchodząc od 1152 r. jako konsule w skład miejskiej rady zwanej Capitouls. Ożywienie gospodarcze pociągnęło za sobą „rewolucję handlową” – autarkiczną ekonomię dworską zastąpiła ekonomia rynkowa, wymiana pieniężna wzięła górę nad wymianą towarową. Jedno z miast Midi, Cahors, stało się symbolem nowego nurtu ekonomicznego, a nazwa jego mieszkańców – Cahorsins – synonimem finansistów i lichwiarzy26. Pieniądz stworzył nową warstwę socjalną: langwedocką burżuazję, która zrównała się z feudałami władzą i znaczeniem 27. Handel okazał się uniwersalną drogą ku bogactwu, dostępną dla wszystkich, wyzwalał pociąg do luksusu, piękna i nauki. Podobnie jak w komunach włoskich rozwój ekonomiczny splótł się ze swobodnym przepływem myśli i idei, a duch mieszczańskiego pragmatyzmu kazał przywrócić wagę starannemu wykształceniu. Sławna szkoła lekarska w Montpellier dała początek jednemu z najstarszych uniwersytetów28. Arabskie osiągnięcia z zakresu nauk ścisłych, muzułmańska literatura oraz dzieła filozofów greckich w przekładzie czcicieli Proroka promieniowały z emiratu Kordoby przez pasmo Pirenejów, otwierając w Langwedocji drogę tolerancji religijnej, sprzyjając rozkwitowi nauki i wyrafinowanej poezji miłosnej trubadurów29. Przez cały wiek XI i znaczną część następnego hrabiowie Tuluzy kontrolowali obszar bardziej rozległy niż ich kapetyńscy suzereni z Île-de-France. Zakres władzy sprawowanej przez jednych i drugich na terytoriach własnych domen był tak samo ograniczony, ale gdyby Rajmund IV nie zostawił hrabstwa na pastwę sąsiadów porównanie mogłoby wypaść na korzyść Tuluzy. Ten hrabia był pierwszym w Europie władcą, który zgłosił akces do krucjaty ogłoszonej w Clermont przez Urbana II. Znał plany papieża jeszcze przed sławną mową z 27 listopada 1095 r. i gościł go w lecie następnego roku, próbując uzyskać świeckie przywództwo wyprawy30. Pretendował do roli, o którą w przyszłości będą zabiegać cesarz Fryderyk Barbarossa oraz król Anglii Ryszard Lwie Serce. 26 27 28 29 30 J. Sumption, op. cit., s. 24-25; M. Aué, op. cit., s. 16 i 53. A.R. Lewis, op. cit., s. 400. B. Zientara, op. cit., s. 192. Do najsłynniejszych wędrownych poetów języka oc należeli: Bernard de Ventadour, Bertrand de Born (którego Dante wtrącił do piekła w Boskiej komedii), Folquet z Marsylii (późniejszy biskup Tuluzy i pogromca katarów), Peire Cardenal, Guilhem Figuera, Peire Vidal, Raimon de Miraval, Rainbaut de Vaqueiras, Marcabrun czy Perdigon. J. Sumption, op. cit., s. 28-30 i 248. S. Runciman, op. cit., t. 1, s. 106-109. Polityka Kapetyngów ... 141 To świadczy o ambicjach rodu Saint-Gilles. Hrabia Tuluzy czuł się głową niezależnej jednostki politycznej, która zaistniała na mapie południowo-zachodniej Europy i była zamieszkana przez społeczność świadomą swej odrębności językowej, obyczajowej oraz kulturowej, co stanowiło fundament dla nowego organizmu państwowego. Umowny krąg interesów politycznych Kapetyngów, którzy zajmowali się opanowywaniem hrabstw przyległych do domeny, był oddalony od Pirenejów o kilkaset mil. Gdyby hrabiowie Tuluzy lub ich rywale z Barcelony zdołali związać ziemie Midi w całość polityczną i administracyjną, tworzenie niezależnego państwa byłoby ułatwione dzięki jednolitemu, różnemu od francuszczyzny językowi, który miał szansę stać się językiem narodowym. Langue d’oc liczył 450 tysięcy słów, w przybliżeniu tyle, co dzisiejszy angielski. Swoją rolę odegrał mecenat panów feudalnych, którzy hojnie nagradzali trubadurów tworzących w języku okcytańskim, a według znawcy problematyki narodowej, Benedicta Andersona, katalizatorem procesu powstawania narodów jest właśnie język literacki. Chociaż teza Andersona odnosi się do języka ujednoliconego i rozpowszechnianego przez druk, a zatem dotyczy czasów po 1450 r., trzeba pamiętać, że wędrowni poeci również, w pewnym zakresie, musieli dokonywać standaryzacji języka, aby był zrozumiały dla najszerszych kręgów dworskich. Trubadurzy umacniali więc poczucie wspólnoty kulturowej słuchaczy. W langwedockich realiach zdaje się sprawdzać ważny element teorii Andersona. Więź narodowa, poczucie jedności z ludźmi tego samego języka, wypiera obowiązujący system kulturalny: chrześcijański uniwersalizm31. Za przejaw preświadomości narodowej można uznać przesłanki, które w 1209 r. kazały mieszkańcom Béziers odrzucić ultimatum żądające wydania heretyków i stawić czoła krzyżowcom32. Ten akt solidarności w obliczu zagrożenia przez wrogów z pogardzanej Północy nie był odosobniony. Pełną unifikację Langwedocji w formie państwa uniemożliwił partykularyzm. Quasi-narodowy monolit okcytański pękał pod wpływem wewnętrznych konfliktów. Tego stanu rzeczy nie zmieniło nawet zagrożenie z zewnątrz. Raimon-Roger Trencavel, wicehrabia Béziers i Carcassonne, odrzucił w przededniu krucjaty przeciw albigensom ofertę przymierza ze strony swego wuja, hrabiego Tuluzy Rajmunda VI (1194-1222). Rajmund VI przystąpił więc do krucjaty, ogłoszonej przeciw niemu samemu, i skierował ją w ziemie krnąbrnego siostrzeńca33. 1.3. Geneza kwestii Południa w polityce Kapetyngów Podczas gdy Langwedocję w XII w. trawiły konflikty, potęga Kapetyngów rosła. Krucjaty, które odbiły się ujemnie na rozwoju hrabstwa Tuluzy, okazały 31 32 33 Benedict Anderson, Imagined Communities: Reflections on the Origin and Spread of Nations, London–New York 1991, s. 5-46. J. Sumption, op. cit., s. 92-94. Ibidem, s. 81 i 103. 142 W. Ostasz się zbawienne dla monarchii. Baronowie wyruszyli na Wschód; ucichły więc wojny prywatne. Król Filip I (1060-1108) zajął zbrojnie część spornych ziem. Ludwik VII (1137-1180) rozszerzył swoją domenę po Rodan, a sąsiadujące z Langwedocją hrabstwo Velay w Owernii objął zależny od niego biskup34. Jako protektor Kościoła Ludwik VII rościł sobie prawa do zwierzchnictwa nad duchowieństwem Langwedocji35. Nowa sytuacja, odkąd zaistniała bezpośrednia granica między hrabstwem Tuluzy a obszarem monarszych wpływów, wywołała skutki bardzo szybko; sfery politycznej aktywności królów i hrabiów zazębiły się. W 1159 roku Ludwik VII wsparł swego szwagra Rajmunda V w wojnie z Henrykiem II i Rajmundem Berengarem IV z Barcelony36. W 1173 roku arcybiskup okcytańskiego Narbonne – pominąwszy swego bezpośredniego seniora, hrabiego Tuluzy – nakłaniał listownie Ludwika VII do podjęcia na Południu zbrojnej akcji przeciw albigensom. Rajmund V – władca wrogi kacerzom – był zbyt wyczerpany wojnami z Aragonią, by zareagować na pleniącą się herezję, i obiecał, że otworzy bramy swych miast przed królem, wskaże heretyków, a nawet przyłoży rękę do wytępienia ich mieczem. W kontekście wydarzeń o czterdzieści lat późniejszych propozycja hrabiego zdaje się niewiarygodna. Pomysł krucjaty w Midi podchwycił opat Clairvaux, Henry de Marcy, i przedstawił go Ludwikowi VII i Henrykowi II, gdy zawierali pokój we wrześniu 1177 r. Jednak siły obu francuskojęzycznych monarchów37 były zbyt nadwątlone zmaganiami, by mogli oni skorzystać z okazji do interwencji na terenie, który budził ich apetyty. Do Langwedocji wyruszyła jedynie kaznodziejska misja z udziałem opata de Marcy38. Druga połowa XII w. okazała się przełomem w aktywności politycznej Kapetyngów na Południu. Zawiązanie zależności lennej między Plantagenetami a Tuluzą musiało niepokoić i zwracać uwagę na Midi – po raz pierwszy od wielu lat. Królestwo Francji, przytłoczone przez potężny blok krajów imperium andegaweńskiego (tworzyły je Normandia, Bretania, Anjou, Blois, Maine, Touraine, Poitou, Akwitania i Owernia), musiało przystąpić bezzwłocznie do ekspansji, by zniwelować angielską przewagę i zagrożenie. Zhołdowanie przez Henryka II hrabstwa Tuluzy, uznającego zwierzchność Kapetyngów39, pozbawiło ich ostatniego, zresztą iluzorycznego, bastionu wpływów na Południu. U schyłku panowania Ludwika VII przewaga Plantagenetów nad Kapetyngami była miażdżąca. Istniały jednak szanse na odwrócenie tego bilansu i wykorzystał je syn Ludwi34 35 36 37 38 39 J. Baszkiewicz, op. cit., s. 60-61. Jim Bradbury, Philip Augustus: King of France, 1180-1223, New York 1999, s. 22. M. Barber, op. cit., s. 45. Dynastia Plantagenetów wywodziła się z rodu hrabiów Anjou. Należy dodać, że sprawy francuskie zaprzątały Henryka II w znacznie większym stopniu niż angielskie. J. Sumption, op. cit., s. 54-55. Hrabstwo Barcelony zerwało więź wasalną za długich rządów Borrella II (948-992) – w roku 988 (M. Tuñón de Lara, J.V. Baruque, A.D. Ortiz, op. cit., s. 92-93). Francja jednak zaakceptowała ten stan rzeczy dopiero w traktacie z Corbeil (1258). Polityka Kapetyngów ... 143 ka VII, Filip II August, usprawniając metody rządów i zręcznie podsycając konflikty wewnątrz wrogiego imperium. Wyposażona w lojalny aparat urzędniczy, zasobny skarb i silną armię dynastia kapetyńska mogła przystąpić do odzyskiwania kontroli nad odległymi lennami i egzekucji powinności wasalnych. Jasnym stało się, że zechce ustanowić supremację nad Langwedocją, która mogłaby stanowić strategiczną przeciwwagę dla będącej w rękach Plantagenetów Akwitanii40. Masyw Centralny, rzadko zaludniony i stanowiący zaporę w komunikacji, przestał odgradzać królewską domenę od hrabstwa Tuluzy, gdy Filip II August zajął resztę Owernii pod koniec lat osiemdziesiątych XII w. Niedługo potem król uzyskał zwierzchność lenną nad kilkoma obszarami zależnymi od Tuluzy. Rok 1200 przyniósł jeszcze jeden triumf: kres hołdów składanych Plantagenetom przez dynastię Saint-Gilles41. Rozwinięta gospodarczo Langwedocja, strategicznie usytuowana u nasady Półwyspu Iberyjskiego, nad pociętym handlowymi szlakami akwenem, stanowiła obiecujący łup nie tylko dla królów francuskich, ale także dla angielskich i aragońskich. Łup o tyle łatwy, że militarna dezorganizacja Midi czyniła je bezbronnym w razie agresji ze strony państw dysponujących silną armią feudalną i dobrze opłaconymi najemnikami (jak Francja i Anglia). Handel okcytański okazał się w 1166 r. wart wojny między Pizą a Genuą, a targi miejskie Carcassonne, Muret i Saint-Gilles, jeśli chodzi o obroty, mogły iść w zawody ze sławnymi szampańskimi jarmarkami42. Tymczasem monarchie Kapetyngów, Plantagenetów i domu barcelońskiego, konsolidując się, potrzebowały obfitego dopływu gotówki – pieniądze stały się nieodzownym instrumentem sprawnych rządów. Zainteresowanie Langwedocją ze strony trzech sąsiednich królestw nie zaowocowało jednak poważniejszymi krokami politycznymi i dopiero antyheretycka krucjata otworzyła drogę do objęcia bogatych ziem Południa kuratelą królewską. Sytuacja nie sprzyjała podjęciu ekspansji w Midi przez żadną z wymienionych dynastii. Konflikty dynastyczne i bunty baronów zepchnęły Plantagenetów we Francji do defensywy, a Filip August wolał skoncentrować wojska na Północy, by wykorzystać zaistniałą okoliczność. Król Aragonii, Piotr II Katolicki (1196-1213), zadowolił się zdobyczami potwierdzonymi pokojem w Perpignan. Wydawał się bardziej skłonny do obrócenia oręża przeciw muzułmanom z Balearów niż Rajmundowi VI, który był jego szwagrem43. Działania, które podjął Ludwik VII na Południu, świadczyły o zamiarach rozciągnięcia pełnej zwierzchności na hrabstwo Tuluzy. Filip August nie zamierzał wcale wyrzec się poszerzania zdobyczy ojcowskich w Midi; jednak długo40 41 42 43 Sama tylko Akwitania przewyższała w XII w. rozległością każdą z prowincji królestwa Francji, a także obszar królewskiej domeny. G.S.P. Freeman-Grenville, The Book of Kings & Queens of Britain, Ware 1997, s. 54. J. Baszkiewicz, op. cit., s. 79-86. J. Sumption, op. cit., s. 24. H.J. Chaytor, op. cit., s. 69-72. 144 W. Ostasz letnia perspektywa pokojowego podporządkowania hrabstwa Tuluzy francuskim królom nie wydawała się łatwa do realizacji. Dynastia Saint-Gilles miała szeroko rozgałęzione powiązania lenne: hrabiowie składali hołd papieżowi z hrabstwa Melgueil blisko Montpellier, cesarzowi zaś z margrabstwa Prowansji; Trencavelowie z Carcassonne cieszyli się opieką aragońskich królów. Nici powiązań biegły ku zbyt istotnym punktom ówczesnej Europy, by przez nieostrożne ich zerwanie sprowokować kryzys polityczny o znacznej skali. Dotychczasowe nabytki domeny królewskiej leżały w obrębie niemal jednolitej strefy językowej i kulturowej. Inkorporacja ziem langue d’oc o specyficznej strukturze społecznej mogła napotkać silny opór i poważne problemy organizacyjne. Przykład Akwitanii, gdzie baronowie co rusz buntowali się przeciw angielskim monarchom44, mógł uświadamiać Kapetyngom, jak niestała i rebeliancka jest natura ludzi Południa i ile trudności w umacnianiu władzy królewskiej mogą przysporzyć lokalni panowie. Okcytania ciążyła bardziej ku Katalonii zjednoczonej z Aragonią niż ku Północy i nigdy nie stanowiła spójnej części królestwa Francji. Kapetyngom sprzyjał jednak los. Kulturalna atmosfera tolerancji i dialogu, do której poprowadził Langwedocję dobrobyt gospodarczy, sprowadziła na nią zgubę. Hrabstwo Tuluzy ogarnął ruch religijny zwany kataryzmem. Jego dualistyczny, czerpiący z chrześcijaństwa, ale bardzo odeń odległy światopogląd zakładał odwieczny konflikt duchowego „dobra” z materialnym „złem”. Potępiał cielesne aspekty życia, od prokreacji po pracę i kary fizyczne, oraz cały świat ziemski, stworzony w myśl dualistycznej teologii przez szatana. Wywodził się z gnostycznych sekt, takich jak rzymscy marcjonici z II w. czy perscy manichejczycy z III w. Wierzenia uczniów Maniego przyjęły się w Armenii wśród wojowniczych paulicjan, którzy, przesiedleni w X w. do Tracji przez bizantyjskich cesarzy, przenieśli dualizm w granice Europy. Na dogmatach paulicjan oparł swą naukę bułgarski pop Bogomił; jego uczniowie, wyszkoleni na misjonarzy, dotarli do Italii i Prowansji, dając początek kataryzmowi 45. Doktryna zawierała antysocjalne pierwiastki podważające fundamenty średniowiecznego państwa feudalnego – ten właśnie fakt, obok oczywistych zysków polityczno-gospodarczych, jakie niosło z sobą wystąpienie przeciw herezji na Południu, zaważył na stosunku królów Francji do kataryzmu i, co się z tym wiąże, do samej Langwedocji. 44 45 Król Anglii Ryszard Lwie Serce (1189-1199) strawił połowę swego panowania (1194-1199) na zaprowadzaniu ładu we francuskich prowincjach, zresztą najbardziej dochodowych w całym władztwie Plantagenetów. Ani francuskie korzenie i wychowanie, ani młodość spędzona w Akwitanii nie ułatwiły mu zadania. W kwietniu 1199 r. zginął, oblegając akwitański zamek Châlus. G.S.P. Freeman-Grenville, op. cit., s. 54-57. J. Sumption, op. cit., s. 32-36; M. Aué, op. cit, s. 13; Aubrey Burl, Heretycy. Krucjata przeciw albigensom, Wrocław 2003, s. 37-39; Andrzej Michałek, Wyprawy krzyżowe. Francuzi, Warszawa 2004, s. 166-171. Polityka Kapetyngów ... 145 2. Langwedocja w cieniu kapetyńskiego berła 2.1. Herezje zagrożeniem dla władzy świeckiej. Ferment religijny w Langwedocji Aby ujawnić dysonans między ówczesną monarchią feudalną a istotą herezji, warto sięgnąć do genezy zjawiska. Nowe nurty religijne pojawiły się na fali sprzeciwu wobec moralnego upadku duchowieństwa. Dostojnicy kościelni, będąc trybami w machinie feudalnego państwa od czasów jego twórcy, Karola Wielkiego, jako zeświecczeni w obyczajach urzędnicy królewscy i zarazem udzielni władcy w obrębie własnych beneficjów, budzili niechęć i krytykę. Na niewiele się zdała próba odnowy obyczajów inspirowana reformą z Cluny. Utrzymanie status quo leżało w interesie monarchów – suzerenów kleru z tytułu jego posiadłości ziemskich – ponieważ znajdowali w duchownych szafarzy sakry gwarantującej autorytet królewski, wykształconych doradców i dyplomatów oraz oddanych, a niekiedy i walecznych wasali. Koronowanym głowom odpowiadała symonia, jako źródło dochodów umożliwiające manipulację obsadą godności kościelnych, oraz wyposażanie duchowieństwa we władzę świecką. Królowie byli radzi finansowemu prosperowaniu Kościoła, gdyż sami z jego funduszy czerpali – przedłużanie wakansów i „wieczyste” pożyczki należały do monarszego modus operandi. Inne postulaty reform, inspirujące poprawę reputacji kleru, na przykład walkę z nikolaityzmem, zyskały poparcie władców – lecz na ich realizację trzeba było czekać do pontyfikatu potężnego Innocentego III. Ruchy religijne średniowiecza, zwracając się przeciw Kościołowi rzymskiemu, który dla nich był „nierządnicą–Babilonem” i „synagogą szatana”46, godziły w ewidentny filar feudalnej monarchii i samej władzy królewskiej. Jako poważne zarzuty wobec ówczesnej organizacji państwowej musiały brzmieć – głoszone przez manichejczyków, bogomiłów, waldensów, beginów (południowofrancuscy begardowie) – hasła potępienia wojen i wszelakiego przelewu krwi, składania przysiąg, a nawet (w wypadku waldensów) instytucji sądownictwa47. Tę samą anarchizującą wymowę miało kwestionowanie hierarchii kościelnej i każdej władzy; zaistniało przekonanie, że źródłem władzy powinna być osobista zasługa, a nie piastowany urząd48. W średniowiecznych państwach dostojnicy duchowni i świeccy tworzyli jeden spójny aparat administracyjny, nic dziwnego, że nie tylko pierwsi poczuli się zaniepokojeni kacerskimi postulatami. Za główną zbrodnię kacerzy w oczach władców uchodziła obraza majestatu, z którą od czasów późnoantycznych cesarzy zaczęto utożsamiać herezję. Kacerstwo, będąc obrazą Boga, godzi w autorytet Jego pomazańca – uświęconego 46 47 48 Bernard Gui, Księga Inkwizycji, Kraków 2002, s. 109 i 141. Ibidem, s. 112-114, 121-122 i 161-162; A. Michałek, op. cit., s. 166-169. J. Baszkiewicz, op. cit., s. 87. 146 W. Ostasz sakrą cesarza lub króla. Heretyk podważa ustanowiony przez Stwórcę i władców ziemskich ład, narusza należną im cześć. Na tej podstawie król aragoński Piotr II wydał w 1197 r. dekrety przewidujące dla kacerzy karę spalenia na stosie, stosowaną już zresztą podczas starożytnych prześladowań manichejczyków. Jak na ironię szesnaście lat później Piotr II zginął pod Muret, broniąc swoich okcytańskich wasali, którzy byli protektorami heretyków. Podobne dekrety wyszły z kancelarii cesarza Fryderyka II w 1224 r. i króla Francji Ludwika IX w 1229 r. Oficjalne zrównanie ze zbrodnią obrazy majestatu „zawdzięczały” herezje bulli Vergentiis in senium Innocentego III z 1199 r. Prawo przewidywało wspólne sankcje ze strony państwa i Kościoła przeciw kacerzom – był to owoc obrad synodu w Veronie w 1184 r. i dekretu Ad abolendam Lucjusza III. Kościół, nie mogąc plamić rąk krwią heretyków, korzystał z usług „ramienia świeckiego”49. W ten sposób władza ziemska została wprzęgnięta do walki z religijnymi odstępcami, co znalazło odbicie w polityce dwóch kapetyńskich królów: Ludwika VIII i Ludwika IX. W Langwedocji ziarno herezji padło na podatną glebę. Sukces kataryzmu przesądziła społeczna specyfika Południa i panująca tam swoboda intelektualna. Rozkwit miast i bardziej liberalne niż na Północy stosunki społeczne wciągnęły masy do życia publicznego i kulturalnego, natomiast kontakty z islamem przy słabości miejscowego Kościoła i wyraźnym braku silnych ośrodków teologicznych umożliwiały wykraczanie w nurtach umysłowych i religijnych poza chrześcijańską ortodoksję50. Szczególnym rodzajem egalitarnej wspólnoty, podejmującej decyzje drogą narad i dysput, było castrum, typowe dla Midi miasteczko warowne ulokowane na trudno dostępnym wzniesieniu wokół masywnego donżonu. W castrum równy udział we władzy przypadał wszystkim spadkobiercom feudalnego właściciela miasteczka. Znaczna liczba sukcesorów wpływała osłabiająco na ich pozycję i uprawnienia – przez to byli skłonni współpracować w rządach z mieszkańcami, w dużej mierze zamożnymi i wykształconymi51. Analogiczne stosunki panowały zresztą w wielkich miastach; w 1126 r. szesnaście zubożałych rodzin rycerskich dzierżyło poszczególne partie murów Carcassonne52. Municypalna quasi-demokracja stanowiła dobry grunt rozwoju katarskiej herezji. Wzorem innych przodujących gospodarczo rejonów Europy walka gmin grodzkich o samorząd bywała zazwyczaj skierowana przeciw duchownym panom miast – biskupom. Rewolucja komunalna rozniecała antyklerykalne nastroje, sprzyjając herezji. Nowy nurt religijny, kontrastując z doktryną Kościoła, nie potępiał lichwy, co spotkało się z uznaniem langwedockich ludzi handlu 49 50 51 52 J. Sumption, op. cit., s. 41-42 i 80; B. Gui, op. cit., s. 25-26. The Encyclopædia Britannica, t. V16, s. 181; Fernand Niel, Albigensi i katarzy, Warszawa 1995, s. 51. M. Aué, op. cit., s. 16. J. Sumption, op. cit., s. 21. Polityka Kapetyngów ... 147 i interesu, tak rycerzy, jak i mieszczan 53. Szlachetnie urodzeni wiedzieli, że katarzy nie będą pobierać od nich dziesięciny. Surowa moralność dualistów kontrastowała z zepsuciem kleru katolickiego. Dlatego, jeśli nawet większość mieszkańców hrabstwa Tuluzy pozostała przy chrześcijaństwie, ich stosunek do katarów był przychylny. Oprócz katarów pojawili się w XII w. również inni apostołowie ubóstwa i czystości: waldensi (sekta Pierre’a Valdèsa), arnoldyści (uczniowie Arnolda z Brescii), petrobruzjanie (naśladowcy Piotra z Bruys, radykalnego kaznodziei, zlinczowanego w Saint-Gilles w 1140 r.), henrycjanie (sekta Henryka z Lozanny – ex-benedyktyna i ucznia Piotra z Bruys – który nauczał na Południu)54. Rozmiar zjawiska herezji przy stosunkowo niewielkich sukcesach św. Dominika Guzmána, nawracającego odszczepieńców na katolicyzm metodą dysput teologicznych – to przyczyna, dla której papież Innocenty III począł zachęcać króla Francji, Filipa II Augusta, by podjął krucjatę przeciw albigensom, jak zwano okcytańskich dysydentów. 2.2. Filip II August: meandry królewskiej dyplomacji Podbój ziem Południa przez Północ w ramach krucjaty usuwałby wiele trudności, na jakie proces mniej krwawego podporządkowywania hrabstwa Tuluzy mógł natrafić. Przede wszystkim znalazł się nie byle jaki powód do otwartej interwencji w Okcytanii. Krucjata rządziła się szczególnymi zasadami: król, wojując w „chwalebnej”, „miłej Bogu” sprawie, mógł usunąć elitę feudalną Południa – element niepewny i buntowniczy – i zastąpić ją nowymi ludźmi, zapewniając sobie lojalność tych ziem wobec Korony. Zwycięski król–krzyżowiec, pogromca heretyków, wzmocniłby autorytet w oczach wasali. Materialne zdobycze krucjaty otrzymywały akceptację w formie gwarancji papieskich, co nabierało znaczenia wobec faktu, że Langwedocja miała wielu potężnych suzerenów. Posługiwanie się hasłem jedności świata chrześcijańskiego w argumentowaniu idei krucjatowej stanowiło zręczną przykrywkę podboju Midi przez króla Francji. Pozwalało uruchomić i wykorzystać trzy swego rodzaju żywioły: zapał krzyżowy, który szeroko rozprzestrzenił się wśród mas, wrogość wobec innowierców rozbudzoną przez wyprawy do Palestyny i głód ziemi odczuwany wśród ówczesnego pokolenia rycerskiego wyżu demograficznego. To wszystko współtworzyło odpowiednie warunki do ekspansywnej migracji, która podobnie 53 54 Stosunek Kościoła zarówno do czerpania procentów od pożyczek, jak i do handlu, był długo negatywny – por. Jacques Le Goff, Sakiewka i życie. Gospodarka i religia w średniowieczu, Gdańsk 1995. „Wyłom” w tym nastawieniu poczynił dopiero w drugiej połowie XIII w. św. Tomasz z Akwinu, wprowadzając pojęcie „ceny sprawiedliwej” – iustum pretium. Wacław Stankiewicz, Historia myśli ekonomicznej, Warszawa 1998, s. 76-80. Stanisław Bylina, Dobrowolni ubodzy w konflikcie z Kościołem, [w:] Kościoły, wspólnoty, herezje. Szkice z tradycji chrześcijańskiej pod red. Mariusza Dobkowskiego, Warszawa 1997, s. 54; J. Sumption, op. cit., s. 44. 148 W. Ostasz jak rekonkwista czy niemieckie podboje na zachodniej Słowiańszczyźnie usprawiedliwiałaby się koniecznością obrony i rozszerzania christianitas55. Kapetyngowie nie odczuliby typowych trudności, żądając od wasali stawienia się na zagraniczną wyprawę; rycerstwu nie brakło bodźców, by ruszyć na Południe. Papież Innocenty III obiecywał zdobywcom – jak Urban II w Clermont przed pierwszą krucjatą – ziemię mlekiem i miodem płynącą, odpusty, dla uzyskania których ludzie średniowiecza potrafili przemierzać tysiące mil, i rozgrzeszenie z wojennych zbrodni. Okcytańczycy byli pogardzaną przez Francuzów nacją; teraz, gdy przylgnęła do nich etykietka heretyków, stali się „wrogami publicznymi” chrześcijańskiej Europy. Na rycerstwie Północy ciążył obowiązek rozprawy z nimi – wielu krzyżowców tak to niewątpliwie pojmowało. A jednak Filip II August odrzucił kuszącą perspektywę przywództwa krucjaty przeciw albigensom. W jego konsekwentnej polityce, która uczyniła z Francji mocarstwo, Langwedocja znalazła się na planie dalszym. Pochłonięty zdobywaniem andegaweńskiego imperium nie zamierzał wyświadczać przysługi królowi angielskiemu Janowi Bez Ziemi (1199-1216) przez odkomenderowanie części sił na papieską krucjatę. Wszak od zajęcia Normandii, Bretanii czy Poitou zależał los kapetyńskiego państwa; bogate i odległe Midi było tylko apetycznym kąskiem, który zbyt pośpiesznie połknięty mógł utkwić Francji w gardle. Filip August, wyrachowany i przebiegły, rozumiał, że tuż na początku XIII w. krucjata w Langwedocji nie leżała w jego interesie. Być może w innym czasie wykorzystałby papieską sankcję na podbój Południa z właściwym sobie makiawelizmem – jednak w latach 1204, 1205 i 1207, kiedy Innocenty III ponawiał apele, wojna z Anglią stanowiła priorytet. Względy religijne nie odgrywały większej roli: Filip August otrzymał już odpust jako krzyżowiec w Palestynie, a jego stosunki z papiestwem odbiegały od tradycyjnej zażyłości łączącej Paryż i Rzym. Gwałtowność i upór czyniły Filipa Augusta kłopotliwym współpracownikiem sukcesorów świętego Piotra, o czym zdawał się przypominać dwuletni interdykt z wczesnego okresu jego panowania56. Sam wcześniej wyklęty, nie był skłonny do poczytania ekskomuniki, która spadła na Rajmunda VI w 1207 r., za powód do agresji na hrabstwo Tuluzy. Tym mniej palił się do krucjaty w 1204 i 1205 r., gdy Rajmund VI nie był jeszcze oficjalnie potępiony57. Kataryzm nie zagrażał ładowi w państwie Filipa Augusta – tylko na Południu znalazł warunki rozkwitu. W oczach króla nie tyle potrzeba wykorzenienia herezji mogła uzasadniać podbój Langwedocji, ile sam podbój dopiero mógł uzasadniać taką potrzebę. Jeśli w pierwszym przypadku korzyści odnosiło papiestwo, którego potężnienie nie 55 56 57 Bronisław Geremek, Więź i poczucie wspólnoty w średniowiecznej Europie, [w:] Dziesięć wieków Europy. Studia z dziejów kontynentu pod red. Janusza Żarnowskiego, Warszawa 1983, s. 38-41. William Holden Hutton, Philip Augustus, New York 1896, s. 159; J. Sumption, op. cit., s. 74. M. Barber, op. cit., s. 109-110. Polityka Kapetyngów ... 149 wydawało się interesem Kapetyngów, to w drugim przypadku głównym beneficjentem byłby król. Filip August nie pobłażał heretykom i kazał ich palić w swym kraju58, ale religijny fanatyzm był mu obcy. Wprawdzie Kościół był cennym współpracownikiem i król trzymał jego stronę – delegacji gnębionych przez paryską kapitułę poddanych miał rzec: „Przekleństwo kapitule, jeśli nie ciśnie was do latryny”59 – nie czuł się jednak wobec niego na tyle zobowiązany, by ponieść gorliwie krzyż przeciw „szkodliwemu plugastwu”, jak o katarach napisał doń 12 listopada 1207 r. Innocenty III. Zwykł maczać palce w tym, w czym upatrywał korzyści; krzywił się na myśl o roli papieskiego kondotiera szczutego na heretyków. Nie chciał, by Innocenty III odniósł wrażenie, że król Francji jest jednym z koronowanych pionków. Filip August udowadniał, że to nie papieska łaska, lecz egzekwowanie praw monarchy, uzasadnionych wywodami legistów („król jest cesarzem we własnym królestwie”), możliwe dzięki administracji, armii i pieniądzom, czyniło z kapetyńskiego władcy rzeczywistego pana swego królestwa60. Francja zaczęła uwalniać się spod papieskiej kurateli61; otwarta została droga do buńczucznych poczynań Filipa IV Pięknego wobec Piotrowego następcy. Filip August odłożył interwencję na Południu do stosowniejszej pory. Dowiódł już nieraz dyplomatycznej zręczności i ufał, że zrealizuje kapetyńskie plany wobec hrabstwa Tuluzy bez odwoływania się do papieża. Obiecującą alternatywą dla krucjaty pozostawał sposób działań zastosowany w konflikcie z Janem Bez Ziemi. Wyrok, który skazał Andegawena na konfiskatę francuskich posiadłości, dał podstawę do zajęcia tych ziem w majestacie prawa – Filipa Augusta musiała nawiedzać myśl, by podobnie postąpić wobec hrabiów Tuluzy. Odpowiedzi króla Francji na listy papieskie z lat 1204 i 1205 nie zachowały się; zapewne oferta Innocentego III nie spotkała się z oczekiwanym odzewem, skoro papież w 1205 r. przeniósł zabiegi na osobę króla Aragonii. Piotr II, lennik Stolicy Apostolskiej, który w 1204 r. angażował się w kwestię katarską, organizując dysputę w Carcassonne, tym razem ograniczył się do odbicia z rąk katarów zamku L’Escure. Heretycy, przeciw którym Innocenty III słał Piotra, żyli na terytoriach wasalnych króla. Papież obiecywał ziemie i majątki kacerzy – ale po cóż Piotr II miałby budzić demona wojny domowej, skoro pobierał z tych ziem feudalną rentę? Całkowita bierność, jak wskazywał przykład Rajmunda VI, groziła posądzeniem o sprzyjanie albigensom. Piotr II zwrócił więc papiestwu L’Escure, a potem wstrzymał działania, decydując się, podobnie jak Filip August, zyskać na czasie62. 58 59 60 61 62 J. Baszkiewicz, op. cit., s. 87. J. Baszkiewicz, op. cit., s. 86. Robert Fawtier, The Capetian Kings of France (987-1328): Monarchy & Nation, New York 1960, s. 110. W.H. Hutton, op. cit., s. 112. H.J. Chaytor, op. cit., s. 71-72; J. Sumption, op. cit., s. 69-70. 150 W. Ostasz Drugi list papieski w lutym 1205 r. zastał Filipa Augusta oblegającego Loches i Chinon. W jego głowie kiełkował plan inwazji na Anglię. Trzeci, z 12 listopada 1207 r., trafił w jego ręce w trudnym momencie kampanii, gdy Jan Bez Ziemi wzniecił rebelię w Poitou. Filip August nie odrzucił oferty Innocentego III wprost. Wynegocjowanie przez papieża rozejmu z Janem Bez Ziemi uczynił conditio sine qua non swego udziału w krucjacie, dobrze wiedząc, że Rzym nie ma wpływu na Plantageneta63. Wkrótce jednak papieskie plany nabrały cech realności. Zagadkowy mord legata Pierre’a de Castelnau 14 stycznia 1208 r. nad Rodanem, przypisywany Rajmundowi VI, dał asumpt do ponownego wyklęcia hrabiego i ogłoszenia przeciw niemu krucjaty. Orędownicy wojny, opat Cîteaux Arnaud Amaury i biskup Tuluzy Folquet z Marsylii, uwieczniony przez Dantego w Boskiej Komedii, zdołali zwerbować Odona III, księcia Burgundii, najpotężniejszego z baronów Filipa Augusta, a także Hervégo de Donzy, świeżo upieczonego hrabiego Nevers, oraz hrabiów Saint-Pol i Auxerre. Innocenty III wysłał Filipowi Augustowi list, w którym gratulował wojennych sukcesów, aby dodać uwagę, że najlepsze zastosowanie francuska potęga znalazłaby w Langwedocji. Król Francji musiał być zirytowany doprowadzeniem do skutku krucjaty. Południe, wobec którego żywił własne plany, miało zostać spustoszone i zajęte przez międzynarodową zgraję krzyżowców. Nie omieszkał wytknąć Innocentemu III, oferującemu ochotnikom ziemię w Midi, że nie ma prawa dysponować jego – Filipa Augusta – lennami. Gdyby papież powiadomił go o skazaniu Rajmunda VI za herezję, wtedy on sam, jako jedynie uprawniony, mógłby skonfiskować włości hrabiego64. W maju 1208 r. do obozu Filipa Augusta przybył podczaszy z Cîteaux, by prosić o pozwolenie na wzięcie krzyża dla Odona III i Hervégo de Donzy. Król zgodził się, choć zastrzegł, że inni baronowie nie będą mogli pójść w ich ślady65. Musiał przekonfigurować stanowisko wobec krucjaty, gdyż nie dało się jej zatrzymać – nie pozwoliłby na to Innocenty III. Przy désintéressement Filipa sprawy Południa mogły wymknąć się spod francuskiej kontroli. Nawet jeśli król aragoński – senior dla sporej części Langwedocji – i inni władcy wydawali się nie kwapić do udziału w krucjacie, trudno było przewidzieć, jak się zachowają ich baronowie. Wobec militarnej dezorganizacji Okcytańczyków zwycięstwo najeźdźców było raczej pewne. Przewidywany rozdział zdobytych ziem wśród krzyżowców oznaczał, że nowymi feudalnymi dzierżawcami Langwedocji mogą stać się cudzoziemcy, którzy przysporzą Filipowi Augustowi trudności z egzekwowaniem hołdu. Biorąc pod uwagę polityczną siłę Kościoła w tego rodzaju wojnach, Filip August mógł żywić uzasadnione obawy, że jeśli odetnie się od 63 64 65 J. Sumption, op. cit., s. 70 i 75-76. J. Sumption, op. cit., s. 76-78; Stephen O’Shea, Herezja doskonała. Światoburcze życie oraz zagłada średniowiecznych katarów, Poznań 2002, s. 66-68; A. Burl, op. cit., s. 59-62. J. Sumption, op. cit., s. 78-79. Polityka Kapetyngów ... 151 krucjaty, to potężny Innocenty III zechce dysponować feudami Midi wedle uznania. Najbardziej niebezpieczna była perspektywa udziału Aragończyków – oznaczała uszczuplenie lenn królestwa Francji na korzyść południowego sąsiada. Filip August postanowił więc zezwolić, by podbój Południa dokonał się za sprawą jego wasali i przy jego poparciu, a jednocześnie małym kosztem własnym. Ponieważ odmówił finansowania wyprawy, Innocenty III złożył ciężar przedsięwzięcia na barki francuskiego kleru. Panowie świeccy mieli zaopatrzyć swoje poczty w broń i żywność. Filip August wobec sukcesów w wojnie z Janem Bez Ziemi mógł pozwolić na osłabienie francuskiej armii66. Pod koniec maja 1208 r., gdy Poitou wpadło w jego ręce, cofnął restrykcję uniemożliwiającą wyprawę innych baronów do Langwedocji. Krucjata zyskała tym samym sankcję monarszą. Jesień 1208 r. prawdopodobnie utwierdziła Filipa Augusta co do zasadności poparcia krucjaty. Wyklęty kuzyn, Rajmund VI, złożył mu wizytę i próbował odwieść od zgubnych dla hrabstwa Tuluzy zamiarów. Filip August odprawił go z niczym. Nie zamierzał wycofywać się z planów i ustępstw wobec papieża, zresztą mógł wciąż żywić urazę do Rajmunda VI z powodu jego ślubu – w 1196 r. w czasie wojny francusko-angielskiej – z Joanną, siostrą Ryszarda Lwie Serce i z powodu faktu, że w garnizonie zdobytego w 1204 r. Falaise znaleźli się Tuluzańczycy. Zdesperowany Rajmund VI spróbował szczęścia u innego ze swych seniorów, cesarza Ottona IV Welfa, który właśnie paktował z Janem Bez Ziemi przeciw Filipowi Augustowi. Obietnice Ottona IV wobec jego słabości pozostały słowami bez pokrycia, za to król Francji z pewnością wyzbył się ostatnich skrupułów, widząc hrabiego Tuluzy we wrogim obozie67. W lutym 1209 r. Innocenty III zaproponował Filipowi Augustowi, aby jego syn Ludwik objął przywództwo nad krucjatą. Król, zagrożony porozumieniem Jana Bez Ziemi i cesarza, wyraził sprzeciw, tłumacząc, że „dwa groźne lwy nękają jego flanki”68. Francusko-angielski konflikt mocarstw znów wziął górę nad sprawami Langwedocji w chłodnych kalkulacjach monarchy. Filip zdecydował jednak wysłać kontyngent zbrojnych na Południe, by podkreślić, że królewska dłoń kontroluje puls wydarzeń69. Wykazał się niezwykłą zręcznością: nie odrywając się od własnych działań i umywając ręce od krwawego przedsięwzięcia, mógł zyskać bardzo wiele. Ten otyły, przedwcześnie wyłysiały, skryty i surowy w obejściu człowiek, antyteza charyzmatycznego, rycerskiego monarchy ze średniowiecznych eposów, okazał się mistrzem dyplomacji. Gdyby Machiavelli żył trzysta lat wcześniej, byłby zachwycony rządami Filipa. 66 67 68 69 Książę Burgundii i hrabia Nevers mogli wspólnie wystawić około pięciuset rycerzy (J. Sumption, op. cit., s. 78). Dla porównania, w 1214 r. do walnej rozprawy z Niemcami i Flamandami pod Bouvines stanęło 1300-2000 rycerzy (A. Michałek, op. cit., s. 99). J. Sumption, op. cit., s. 81-82. J. Sumption, op. cit., s. 83; A. Burl, op. cit., s. 62. J. Sumption, op. cit., s. 83. 152 W. Ostasz Nie mniejszej chytrości dowiódł wszakże królewski kuzyn, hrabia Tuluzy. Dwa dni przed ustaloną na 24 czerwca 1209 r. datą koncentracji wojsk w Lyonie Rajmund VI wziął krzyż, dołączając do wyprawy. Liczył, że krucjata obali wrogiego Trencavela i wytraci impet, a wtedy on zyska w dwójnasób70. Ten niespodziewany krok Rajmunda VI zmącił nie tylko plany papieża, ale i Filipa Augusta, co nie oznaczało jednak, że na takim obrocie sprawy król nie mógł skorzystać. Od początku był niechętny krucjacie przeciw własnemu lennikowi, jakkolwiek nie darzył Rajmunda VI sympatią; poparł projekt czynnie dopiero, gdy jego realizacja stała się nieuchronna. Teraz zaistniała szansa, że hrabstwo Tuluzy uniknie zniszczeń wojennych i to lenna Piotra II aragońskiego wpadną w ręce baronów Filipa Augusta. Ci zaś, jeśli nawet złożą hołd Piotrowi, nie przestaną być zależni od Kapetynga i ułatwią osłabienie więzi Langwedocji z Aragonią. Armia krzyżowa przetoczyła się krwawym szlakiem przez Béziers i Carcassonne. Zawiodły próby mediacji ze strony Piotra II, seniora Trencavelów, i hrabstwo uwięzionego Raimona-Rogera miał objąć jeden z krzyżowców71. Filip August obawiał się elekcji księcia Burgundii bądź hrabiego Nevers – samowola możnych wasali była dla Kapetyngów wciąż zagrożeniem – użył więc dyplomatycznych nacisków, by skłonić tych dwóch potężnych panów do odmowy przyjęcia godności72. Wybór padł na Simona de Montfort, pana Montfort, Épernon i Amicji, zadłużonego, podatnego więc na manipulację fanatyka religijnego, o nieprzeciętnej jednak charyzmie i talentach militarnych, dzięki którym zyskał wkrótce przydomek Lew Krucjaty. Pochodził z Północy, z terenów świeżo utraconych przez Plantagenetów, i był synem hrabiny Leicester. Zatarg z Janem Bez Ziemi pchnął go do obozu Filipa Augusta i spowodował konfiskatę angielskich włości73. Pełna legalizacja władzy Montforta wymagała jeszcze, by Piotr II, suzeren wicehrabstwa Béziers-Carcassonne, przyjął odeń hołd lenny. Król aragoński zachowywał wszakże rezerwę wobec nowego lennika. Nie mógł otwarcie stanąć po stronie swych wyzutych z włości wasali – „heretyków”, był jednak świadom topnienia krucjatowej armii – rycerstwo, zyskawszy odpust, wracało gremialnie na Północ – i rozdrażnienia papieża okrucieństwami Simona de Montfort. W listopadzie 1209 r., wobec fiaska rozmów z nowym wicehrabią, Piotr II zachęcił panów Midi, na czele z Pierre-Rogerem z Cabaret, do stawiania oporu uzurpatorowi74. Wojna szarpana na Południu ujawniła słabość tak krzyżowców, jak i Piotra, co na równi z ich skłóceniem było na rękę Filipowi Augustowi. Aragonia traciła wpływy w Langwedocji, a Montfort legalne oparcie swej władzy w Béziers i Carcassonne. Król Francji nie akceptował niekontrolowanego 70 71 72 73 74 Ibidem, s. 84-85. Ibidem, s. 97-99. A. Michałek, op. cit., s. 184. H.J. Chaytor, op. cit., s. 74; J. Sumption, op. cit., s. 100 i 176; M. Aué, op. cit., s. 37. H.J. Chaytor, op. cit., s. 75; J. Sumption, op. cit., s. 109 i 114-115; A. Burl, op. cit., s. 97. Polityka Kapetyngów ... 153 rozrostu posiadłości żadnego z wasali i dlatego krzywo patrzył na błyskotliwą karierę Montforta, mimo że wódz krzyżowców przewyższał Rajmunda VI lojalnością wobec Korony. W każdym razie interesy kapetyńskie w Midi nie zostały zagrożone i Filip August mógł skoncentrować się na wojnie toczonej na Północy. Wiosną 1210 r. Alice de Montfort sprowadziła posiłki mężowi – odtąd szala zmagań zaczęła się przechylać na jego stronę. Padły górskie twierdze Minerve i Termes, bastiony oporu faidits wydziedziczonych panów Midi. Jesienią Piotr II przyjął w Narbonne hołd Montforta i uzgodnił małżeństwo swego syna Jakuba z Amicie, córką Simona. Królewicz został oddany w opiekę Montfortowi. Zdawało się, że krucjata dobiegła kresu, lecz tydzień później legaci Arnaud-Amaury i Thedisius wyklęli Rajmunda VI, który odrzucił ich upokarzające ultimatum. Innocenty III, zwiedziony krętactwem legatów, nie oponował – w Midi znów rozpętała się wojna. Z perspektywy kapetyńskich interesów sytuacja stała się wyjątkowo niekorzystna: karierowicz Montfort związał się z domem aragońskim, a nim minął rok jego łupem padło hrabstwo Tuluzy – w tym Agenais, wiano Joanny Plantagenet uzyskane przez Rajmunda VI w 1196 r. Ostała się tylko stolica hrabiów i Montauban75. Filip August, zirytowany sukcesami Montforta, miał powiedzieć: „Wciąż żywię nadzieję, że zanim będzie za późno, ten hrabia de Montfort i jego brat Guy mogą polec w boju”76. Kategorycznie odmówił, gdy papiescy legaci prosili o wypowiedzenie umowy lennej Rajmundowi VI i zatwierdzenie Montforta jako dziedzicznego hrabiego Tuluzy. Król wytknął (papieżowi/im?!), że nie proponował Kościołowi, by wybierał mu wasali. Uwaga poskutkowała: Innocenty III (z kolei) upomniał legatów, że do usunięcia Rajmunda VI potrzebny byłby wyrok skazujący, a praw jego dziedziców nie wolno im kwestionować77. Mimo że Filip August dysponował ważnym atutem w rozgrywce o Midi, zdecydował się go tymczasem nie wykorzystywać; kontynuował rywalizację z Plantagenetami. Tym atutem mogła być wyprawa królewicza Ludwika do Langwedocji pod znakiem kapetyńskich lilii. Agitacja prowadzona przez biskupów Tuluzy i Carcassonne na paryskim dworze zimą 1212/1213 r. spotkała się z odzewem. Dwudziestopięcioletni królewicz złożył śluby krzyżowe. Filip August sprzyjał najpierw zamysłowi, za jego zgodą ustalono datę koncentracji wojsk na 21 kwietnia, w marcu jednak powziął decyzję o inwazji na Anglię, by osadzić tam Ludwika w charakterze apanażysty. Pomimo klęski tego przedsięwzięcia nie od razu wrócił do planu krucjaty78. Filip August nie był jedynym monarchą, którego niepokoił rozmiar zwycięstw Montforta. Król aragoński Piotr II wiedział, że jeśli nie podejmie odpo75 76 77 78 J. Sumption, op. cit., s. 126-154. Zoé Oldenbourg, Cities of the Flesh, London 1963, s. 171. J. Sumption, op. cit., s. 156; J. Bradbury, op. cit., s. 330. Ibidem, s. 160; J. Bradbury, op. cit., s. 329. 154 W. Ostasz wiednich działań, szansa na zachowanie wpływów w Langwedocji zniknie bezpowrotnie. Jego ambasadorowie uzyskali w Rzymie zawieszenie krucjaty; armia Montforta stopniała do minimum. Mimo że papież rychło wziął stronę krzyżowców, Piotr II zdecydował się wykorzystać słabość przeciwnika. Połączywszy siły z tuluzanami, obległ Montforta w Muret79. Zaistniała groźba nawrotu aragońskiej dominacji w Midi, prysła jednak równie nagle, jak się pojawiła. Lew Krucjaty uderzył z zamku na rozluźniony szyk południowców i rozgromił ich, kończąc kryzys po myśli Filipa Augusta80. Aragoński pionek wypadł z gry na długo, a Montfort, pod którego władzą znalazła się niemal cała Langwedocja, mógł teraz oczekiwać protekcji jedynie z Paryża. Rajmund VI, przytłoczony porażką, wybrał wygnanie w Anglii, zaś nowy legat, Robert Curzon, sprowadził na Południe świeże zastępy krzyżowców – lecz władza Montforta napotykała trudności wskutek langwedockiego partykularyzmu. Może i byłby faktycznym hrabią Tuluzy i najpotężniejszym baronem Francji, gdyby niezdobyte mury miasta nad Garonną nie urągały temu tytułowi. W takich okolicznościach nie stanowił zagrożenia dla króla. Schronienie się Rajmunda VI za kanałem La Manche dało pretekst do wtrącania się w sprawy Langwedocji trzeciemu monarsze, Janowi Bez Ziemi, który stanął w obronie praw siostrzeńca, młodego hrabiego Rajmunda VII, do Agenais – wiana jego matki Joanny. Rebelia w Agenais była częścią wspólnej kampanii Jana Bez Ziemi i cesarza Ottona IV w 1214 r. Z powodu konieczności stawienia czoła dwustronnemu najazdowi na Francję powstało swoiste braterstwo broni między Filipem Augustem i jego synem Ludwikiem a Simonem de Montfort. Podczas gdy król rozbił Niemców i Flamandów pod Bouvines, Ludwik i Montfort zatrzymali Jana Bez Ziemi nad Loarą i Dordogne. Zwycięska wojna rozstrzygnęła o losie nie tylko cesarskiej korony i andegaweńskiego imperium, ale również Langwedocji. W nowym ładzie politycznym nie było już miejsca dla sprzymierzonych z Anglią hrabiów Saint-Gilles. Nawiązana została współpraca Kapetyngów z Montfortem, która miała w przyszłości zaowocować rozciągnięciem królewskiej władzy nad ziemiami Midi. Pierwszym krokiem na drodze do tego celu była wyprawa księcia Ludwika w kwietniu 1215 r.81. Wiktoria pod Bouvines rozwiązała Filipowi Augustowi ręce w sprawach Langwedocji. Mógł teraz pozwolić pobożnemu synowi Ludwikowi wypełnić śluby krzyżowe złożone dwa lata wcześniej. Moment zdawał się odpowiedni: czas żmudnych oblężeń i męczącej wojny podjazdowej dobiegał końca, a zabezpieczenie korzyści z podboju dokonanego przez krucjatę wymagało, by zakończyć jej dzieje królewskim akcentem. Ludwik wykazywał większe niż ojciec zainteresowanie Południem, bodaj za sprawą swego małżeństwa z Blanką Kastylijską. Oboje żarliwi katolicy, wyraża79 80 81 J. Sumption, op. cit., s. 156-164. Ibidem, s. 164-169; A. Michałek, op. cit., s. 190-197. J. Sumption, op. cit., s. 176-178; A. Burl, op. cit., s. 174-181. Polityka Kapetyngów ... 155 jąc zapał w zgodny z duchem epoki sposób, pragnęli stłumić religijny ferment albigensów. W 1215 roku Ludwik jako następca tronu myślał o zapewnieniu przyszłemu panowaniu oparcia w nowych prowincjach, gdzie od wieków nie postała stopa francuskiego monarchy. Przybył do Langwedocji już po zawartym rozejmie, gdy hrabiowie Tuluzy, Foix i Comminges, poprosili Kościół o przebaczenie. Wyprawa nabrała charakteru demonstracji siły wobec Kościoła, który pod przewodem Innocentego III zorganizował krucjatę i zmusił Midi do subordynacji, a teraz miał utracić prestiżowe zdobycze. Ludwik, z Montfortem u boku, skłonił kolejno Narbonne, stolicę udzielnego księstwa Arnauda-Amaury’ego, oraz Tuluzę będącą pod protekcją Stolicy Apostolskiej do poddania się jego władzy i zburzenia sporej partii murów. Królewska obecność budziła respekt wśród południowców. Lew Krucjaty omal nie połamał zębów, próbując skruszyć opór Tuluzy – tymczasem książę otworzył bramy powagą swej osoby, co zdawało się wskazywać, że Langwedocja nie oprze się mocy Kapetyngów82. W tymże 1215 roku Czwarty Sobór Laterański uznał fakty dokonane, skazując Rajmunda VI na wygnanie i przyznając jego synowi tylko nietknięte przez krzyżowców margrabstwo Prowansji. Uzyskawszy od Kościoła potwierdzenie prawa do włości zdobytych na Południu, Montfort pośpieszył w kwietniu 1216 r. do Paryża, by złożyć z nich hołd swemu świeckiemu zwierzchnikowi, królowi Francji. Filip August przyjął go nadspodziewanie ciepło83. Wyprawa syna utwierdziła go w przekonaniu, że Langwedocja nie wymknie się mu z rąk. Montfort był hrabią Tuluzy, księciem Narbonne i Carcassonne – ale i Tuluza, i Narbonne, i Carcassonne miały teraz króla, suzerena zdolnego do egzekwowania feudalnych praw. Jak złudna była trwałość nowego porządku, okazało się wpierw, nim Montfort zdążył opuścić Paryż. Rajmund VII wylądował w Marsylii i z miejsca ruszył nad Rodan, by oblegać Beaucaire, a jego ojciec, na czele aragońskich ochotników, wraz z Rogerem-Bernardem z Foix przedarł się do Tuluzy. W Okcytanii zawrzało, faidits chwycili za broń. Montfort rzucił wszystkie siły do szturmowania stolicy Rajmunda VII, jednak wobec powszechnej rewolty w Midi nawet posiłki ściągnięte z północy Francji przez żonę Lwa Krucjaty nie na wiele się zdały. Langwedocja odrodziła się niczym feniks z popiołów, dumna, niezależna i wciąż głęboko gardząca Północą. Rozpętany żywioł mógł zdawać się z perspektywy Paryża wyjątkowo niebezpieczny, skoro Filip August uznał, że nie warto ponosić jakichkolwiek kosztów dla ratowania Montfortów. Wrócił do polityki nieinterwencji z pierwszych lat krucjaty i, jak dawniej, pozwolił ledwie kilku wasalom ruszyć na Południe, w ślad za Alice de Montfort. Zaangażowanie Ludwika w wojnę domową na Wyspach Brytyjskich wiązało znaczną część francuskiej armii i Filip August, analogicznie jak w 1209 r., nie chciał ryzyko82 83 J. Sumption, op. cit., s. 178-179; A. Burl, op. cit., s. 181-182. J. Sumption, op. cit., s. 181-182; M. Aué, op. cit., s. 34; A. Burl, op. cit., s. 184. 156 W. Ostasz wać działań na dwa fronty. W cieniu inwazji angielskiej mogły tkwić inne jeszcze przyczyny, dla których król zostawił lojalnego Montforta własnemu losowi. Filip zawsze zdawał się pobłażliwy wobec kuzyna Rajmunda VI, mimo że ten szukał wsparcia u cesarza i zawitał do Anglii w 1214 r. Zwlekał z wydziedziczeniem go na korzyść Montforta tak długo, jak długo nowy lennik nie budził zaufania. Być może teraz pragnął dać hrabiom Saint-Gilles, swym powinowatym, członkom znakomitego rodu, szansę na odwrócenie losu i widział ich w rolach wasali nie mniej chętnie niż Montforta. Rajmundowie cieszyli się w Midi większym autorytetem niż on i powrót ich rządów przyniósłby oczekiwaną stabilizację. Może właśnie dlatego, kiedy resztki laterańskiego ładu w Langwedocji prysły, razem z czaszką Montforta zdruzgotaną pociskiem z mangoneli pod murami Tuluzy 25 czerwca 1218 r., Filip pozostał głuchy na papieskie apele o królewską krucjatę. W zmęczonym i zniechęconym nieudaną inwazją Anglii księciu Ludwiku koncepcja interwencji także nie wzbudziła zapału; dziedzictwo Amaury’ego de Montfort, syna Simona, spustoszone, ogarnięte rewoltą i bezprawiem nie wydawało się już obiecującą zdobyczą84. Działający z ramienia papieża Honoriusza III (1216-1227) kardynał-legat Bertrand wywiódł w pole Filipa Augusta jego własnym ulubionym środkiem – zagraniem dyplomatycznym. W listopadzie 1218 r. zaoferował przywództwo wyprawy młodemu i ambitnemu hrabiemu Szampanii Tybaldowi IV, dziedzicowi Nawarry. Groźba połączenia Langwedocji z pirenejskim królestwem usunęła sceptycyzm Filipa Augusta wobec idei krucjaty. Ludwik VIII otrzymał od ojca rozkaz poprowadzenia odsieczy Amaury’emu. Okazał jednak tyleż ociągania, co pięć lat wcześniej entuzjazmu i odwlókł termin wymarszu do 16 maja 1219 r. W zimie Filip August był już bliski przychylenia się do starań obu Rajmundów o uznanie ich z powrotem za hrabiów Tuluzy – wciąż najwyraźniej wolał załagodzić sytuację na Południu – ale odwiódł go od tego surowy list Honoriusza III. Druga krucjata królewska z Ludwikiem na czele nie stanowiła chwalebnej karty w dziejach Kapetyngów. Książę przyzwolił w zdobytym Marmande na rzeź pięciu tysięcy bezbronnych mieszkańców, a potem dał się upokorzyć tuluzanom skuteczną obroną miasta i po czterdziestu pięciu dniach oblężenia, gdy wygasł kontrakt najemników, zawrócił do Paryża. Zdołał ledwie wynegocjować od Rajmunda VII wymianę dowódcy garnizonu z Marmande na braci de Berzy, zbójów terroryzujących okolice Tuluzy85. Amaury, zostawiony sam sobie, mógł liczyć tylko na drobne subsydia ze strony papieża. Nowy legat, Konrad z Urach, podjął grę rozpoczętą przez poprzednika. W imieniu młodego Montforta próbował dokonać cesji jego praw na Południu na rzecz Filipa Augusta. Oferta włączenia Langwedocji do królewskiej domeny brzmiałaby w innych okolicznościach niewiarygodnie korzystnie; teraz 84 85 J. Sumption, op. cit., s. 182-201; J. Bradbury, op. cit., s. 330; M. Aué, op. cit., s. 36-37; A. Burl, op. cit., s. 185-193. Z. Oldenbourg, op. cit., s. 203; J. Sumption, op. cit., s. 201-205; J. Bradbury, op. cit., s. 330. Polityka Kapetyngów ... 157 jednak równałaby się zapewne wypowiedzeniu wojny obu Rajmundom w sytuacji, gdy antyfrancuskie nastroje w Midi sięgały zenitu. W maju 1222 r. pamięć o sromotnej porażce Ludwika pod murami Tuluzy była wciąż świeża. Król odmówił i nie przekonały go nawet błagalne listy legata. Latem 1223 r. Rajmund VII zwrócił się do króla i papieża o uznanie go legalnym spadkobiercą hrabstwa Tuluzy. Konferencja pokojowa w Saint-Flour nie przyniosła rezultatów. Amaury palił się wprawdzie do oddania ojcowizny królowi, ale nie zamierzał jej odstępować młodemu hrabiemu. Filip August podjął się mediacji, wyczuwając szansę na pokierowanie losami Langwedocji stosownie do własnych interesów. Niestety nie zdążył rozegrać swoich senioralnych atutów – zmarł 14 lipca 1223 r. w czasie zwołanej do Sens konferencji86. Wraz z nim zeszła ze sceny politycznej powściągliwość. 2.3. Ludwik VIII: zbrojny wariant polityki Nowy król Francji, Ludwik VIII Lew, różnił się od ojca przede wszystkim żarliwą religijnością i szczerą odrazą do herezji. Nie żywił też żadnych sentymentów wobec dynastii Saint-Gilles i uważał Langwedocję za należny sobie łup. Umiał być chłodnym politykiem i okazał to już w początkach panowania. Nie skusił się na przyjęcie od Amaury’ego praw do Okcytanii, dopóki nie umocnił świeżo uzyskanej władzy. Wysłał młodemu Montfortowi dziesięć tysięcy srebrnych marek z sumy zapisanej przez Filipa Augusta na pobożne cele – krucjata była dla Ludwika VIII takim właśnie celem. Jednak porażki zmusiły Amaury’ego do wycofania się z Midi na mocy pokoju w Carcassonne z 14 stycznia 1224 r. Faidits powrócili do swoich włości, ale Montfort nie wyrzekł się praw do dziedzictwa i pałając żądzą zemsty, w dalszym ciągu był gotów przekazać je Ludwikowi87. W lutym 1224 r. król zdecydował się skorzystać z tej oferty. Rozczarował się jednak, żądając od Honoriusza III krucjatowych przywilejów, jakie papież obiecywał: odpustów, ekskomunikowania południowców i tych lenników królewskich, którzy nie stawią się na wyprawę, oraz pokrycia wysokich kosztów. Honoriusz III zwątpił w sens przedsięwzięcia wraz z wycofaniem się Amaury’ego z Langwedocji i był teraz zajęty organizowaniem krucjaty do Ziemi Świętej. Ludwik VIII, otrzymawszy odpowiedź odmowną, zareagował gniewem i oświadczył, że nie chce więcej słyszeć o tej sprawie. Był to zwykły blef. Podczas gdy Ludwik 5 maja 1224 r. ruszył na angielskie Poitou i Saintonge zamiast do Midi, Amaury pilnował, by langwedocka zdobycz nie wymknęła się z rąk królowi. Pojednanie panów Południa z Kościołem na synodzie w Montpellier w sierpniu 1224 r. stanowiło cios w ideę krucjaty, ale młody Montfort i biskupi Midi po mistrzowsku odegrali rolę advocati diaboli. Papież uznał aktualność 86 87 J. Sumption, op. cit., s. 205-209; M. Aué, op. cit., s. 39; J. Baszkiewicz, op. cit., s. 89; A. Burl, op. cit., s. 195-200. F. Niel, op. cit., s. 71; S. O’Shea, op. cit., s. 152-153; A. Burl, op. cit., s. 200-201. 158 W. Ostasz planów krucjaty przeciw Rajmundowi VII. Nowy legat, kardynał Romano Frangipani di San Angelo, szybko zdobył zaufanie królewskiej pary, Ludwika VIII i Blanki Kastylijskiej. Ekskomunikował Rajmunda VII na synodzie w Bourges w listopadzie 1225 r. i powtórzył klątwę podczas posiedzenia królewskiej rady 28 stycznia 1226 r. Amaury przekazał Ludwikowi prawa do Langwedocji, a kardynał Romano ogłosił, że Kościół uznaje tego monarchę za jedynego zwierzchnika Tuluzy i oczekuje odeń interwencji w obronie wiary na Południu88. Ludwikowi VIII obce były obiekcje Filipa Augusta co do królewskiej krucjaty. Propozycje legata przyjął z zapałem i rozpoczął realizację korzystnego planu, bardzo podobnego temu, który wcześniej Innocenty III przedstawił jego ojcu. Aneksja Midi przez kapetyńską Francję uzyskała najlepszą z możliwych sankcji, koszt ekspedycji był stosunkowo niewielki dzięki uzyskaniu na ten cel dziesiątej części dochodów francuskiego duchowieństwa, a choć duch krzyżowy upadł, rycerze musieli się stawić pod groźbą klątwy. Okoliczności zdawały się sprzyjać Ludwikowi VIII – opowiedział się za nim nawet król aragoński Jakub I (1213-1276). Tym razem chroniczne niebezpieczeństwo ze strony Anglii, sprzymierzonej sekretnie z Rajmundem VII, nie podcięło skrzydeł wyprawie. Henryk III nie interweniował. Ludwik VIII sądził, że był to rezultat listu Honoriusza III, w którym papież przestrzegł króla Anglii przed działaniem na szkodę świętego przedsięwzięcia. Na decyzję Henryka III miała jednak wpłynąć przepowiednia nadwornego astrologa: Ludwik VIII nie wróci żywy z ekspedycji, jeśli pozwoli się mu ją poprowadzić. W niewiarygodny sposób wróżba się spełniła89. Zgromadzona pod presją klątwy feudalna armia Ludwika była imponująca. Kiedy we wrześniu zdobyła Awinion, jedyne miasto, które ośmieliło się stawić opór, wyprawa zmieniła się w triumfalny przemarsz przez Langwedocję. Panowie Midi ukorzyli się przed królem, a bramy Arles, Nîmes, Saint-Gilles, Béziers, Narbonne, Carcassonne, Castelnaudary i Pamiers stanęły otworem. Wyjątkiem okazała się Tuluza. Król nie dotarł tam z powodu dezercji, zainicjowanej w armii przez Tybalda Szampańskiego. Zostawił problem do rozwiązania kuzynowi, młodemu Humbertowi de Beaujeu, którego mianował seneszalem90. Oznaczało to włączenie Midi w obręb królewskiej administracji. Langwedocja stała się własnością francuskiej Korony. Wracając do Paryża, Ludwik VIII zachorował i zmarł w Montpensier w Owernii 8 listopada 1226 r. Testament oddawał włości króla czterem najstarszym z jego synów; Poitiers i Owernię otrzymał Alfons, który miał wkrótce odegrać kluczową rolę w dziejach Midi. Zgodnie z ostatnią 88 89 90 Régine Pernoud, Królowa Blanka, Warszawa 1989, s. 90-91; J. Sumption, op. cit., s. 212-215; M. Barber, op. cit., s. 139; A. Burl, op. cit., s. 201-202. R. Pernoud, op. cit., s. 91 i 96; J. Sumption, op. cit., s. 216-217; A. Burl, op. cit., s. 203. Seneszal, urzędnik równy w hierarchii bajlifowi, reprezentował króla w sprawach politycznych, sądownictwie i wojskowości. Stał na czele administracji lokalnej, kierując wymiarem sprawiedliwości, pełniąc funkcje policyjne i dowodząc jednostkami militarnymi. Achille Luchaire, Manuel des institutions françaises. Période des Capétiens directs, Paris 1892, s. 549-552. Polityka Kapetyngów ... 159 wolą męża rządy objęła Blanka Kastylijska, która czym prędzej postarała się o koronację małego Ludwika IX91. 2.4. Blanka Kastylijska: ku stabilizacji w Midi Przed królową regentką stanęły trudne zadania. Śmierć Ludwika VIII okazała się sygnałem do buntu baronów Północy pod wodzą hrabiego Bretanii Pierre’a Mauclerca. Rajmund VII wykorzystał zaangażowanie Blanki na Północy i wystąpił zbrojnie przeciw seneszalowi de Beaujeu. W zaistniałym kryzysie kapetyńskiej monarchii dojrzał szansę na wyzwolenie hrabstwa Tuluzy spod królewskiej zwierzchności. Podczas gdy tłumienie buntu na Północy pochłaniało wszystkie fundusze, jakimi dysponowała królowa, de Beaujeu został zepchnięty do defensywy i przegrał batalię pod Castelsarrasin w 1228 r. Blanka rozwiała nadzieje Rajmunda VII, żelazną ręką przywracając naruszony przez baronów porządek. Przesłała seneszalowi podatek krucjatowy ściągnięty od opornego kleru z pomocą kardynała Frangipaniego. Okazała się władczynią potężną jak poprzednicy i Rajmund VII zrozumiał, że dalsza walka jest niemożliwa. Seneszal nie był groźniejszym przeciwnikiem niż dawniej Montfortowie, lecz teraz, kiedy okazało się, że Blanka potrafi twardo rządzić, Rajmund VII miał przeciw sobie cały potencjał umocnionego przez Filipa Augusta królestwa Francji. Kiedy nowy papież, Grzegorz IX (1227-1241), wezwał Francuzów do krucjaty przeciw hrabiemu Tuluzy, ten – poprzez Eliego Guérina, opata Grandselve – zaproponował Blance, że przed nią skapituluje. Królowa, wykazując polityczny rozsądek i umiar, zgodziła się. Nie dążyła do bezkompromisowego podboju Langwedocji, choć mogła tego dokonać. Wykorzenić herezję postanowiła później. Jej warunki były surowe, ale z pewnością łagodniejsze niż gdyby podyktował je Ludwik VIII. 12 kwietnia 1229 r. w katedrze Nôtre-Dame Rajmund VII zaprzysiągł – zgotowany w szampańskim Meaux i Paryżu – traktat, który włączał większą część Langwedocji z Carcassonne i Narbonne do kapetyńskiej domeny. Okolice Tuluzy – w połączeniu z Rouergue i partiami Albigeois, Quercy i Agenais – miały tworzyć nowe, zredukowane do jednej trzeciej terytorium wasalnego hrabstwa Rajmunda VII. Jego dziedziczka, dziewięcioletnia Joanna, została oddana na dwór paryski i zaręczona z Alfonsem z Poitiers, młodszym bratem Ludwika IX. Rajmund zobowiązał się prześladować katarów i odbyć pielgrzymkę do Palestyny. Tuluzańska cytadela Château-Narbonnais stała się na dziesięć lat kwaterą królewskiej załogi, a mury Tuluzy i innych miast hrabstwa uległy zburzeniu. Langwedoccy faidits uzyskali jednak zgodę na powrót do swych włości – a zatem łaskę, jakiej odmawiano im od wybuchu wojny na Południu – i zdawało się, że pokojowe dzieło Blanki ma solidne podstawy, by przetrwać. Wspomnianej łaski nie otrzymał Raimon Trencavel, który nie zaprzy- 91 A.W. Lewis, op. cit., s. 161-162; R. Pernoud, op. cit., s. 91-96; J. Sumption, op. cit., s. 217-222; A. Burl, op. cit., s. 204-208; A. Michałek, op. cit., s. 200-202. 160 W. Ostasz siągł traktatu. Ponowne wydziedziczenie kazało mu szukać sposobności do odwrócenia losu w nadchodzących latach92. Królowa zebrała plon kapetyńskich zabiegów o podporządkowanie Południa. Domena monarsza uzyskała cenne nabytki; ziemie, co prawda, spustoszone, lecz atrakcyjne ze względów handlowych i politycznych. Morze Śródziemne otworzyło się przed francuskimi królami, zaistniał strategiczny przyczółek przeciw odwiecznemu wrogowi – Anglii. Tuluza stała się lennem i sądzony był jej los królewskiego apanażu w rękach Alfonsa z Poitiers, jeśli Rajmund VII nie będzie miał syna. Mariaż hrabiego Tuluzy z Sanchą, siostrą Piotra II, a ciotką ówczesnego króla aragońskiego Jakuba I, nie należał do udanych. Sancha opuściła męża i przebywała w Prowansji. Starania Rajmunda VII o unieważnienie małżeństwa odbiłyby się od muru wrogości, jaką żywiło wobec niego papiestwo, gdyby nie wsparcie ze strony Jakuba I. Król aragoński był zainteresowany pokrzyżowaniem dynastycznych planów Kapetyngów i obiecał Rajmundowi protekcję w Rzymie, a ciotce pensję jako rekompensatę za zerwanie małżeństwa. Rajmund VII miał poślubić inną Sanchę, córkę hrabiego Prowansji, Rajmunda Berengara IV. Nowe małżeństwo uczyniłoby Rajmunda VII spadkobiercą Prowansji, ponieważ Rajmund Berengar nie miał synów, a przy tym stworzyłoby hrabiemu Tuluzy nadzieję na męskiego potomka, który zniweczyłby perspektywę objęcia Tuluzy przez Alfonsa z Poitiers. Te rachuby spaliły jednak na panewce. Rajmund VII początkowo prowadził wojnę z niedoszłym teściem, a kiedy za pośrednictwem Blanki zawarł pokój i negocjacje w Rzymie zostały uwieńczone sukcesem, zmarł Grzegorz IX. Odtąd osiemnaście miesięcy Tron Piotrowy pozostawał pusty, a sprawa Rajmunda, który nie zdążył uzyskać dyspensy małżeńskiej, utknęła w martwym punkcie. Sancha tymczasem poślubiła Ryszarda z Kornwalii. Hrabia Tuluzy zawarł wkrótce małżeństwo z Małgorzatą z La Marche, lecz odprawił ją, gdy w 1245 r. nadarzyła się druga okazja przejęcia Prowansji – ogłoszono bowiem zaręczyny młodszej córki hrabiego Prowansji. Niszcząc związek z Małgorzatą, który mógł dać mu syna, Rajmund VII popełnił błąd. Zamążpójście Beatrice, najmłodszej córki Rajmunda Berengara IV, zostało uzgodnione przez arbitrów chrześcijańskiego świata: Ludwika IX i papieża Innocentego IV, przy udziale królowej Blanki, autorki intryg krzyżujących szyki Rajmundowi VII. Rękę hrabianki otrzymał brat Ludwika IX, Karol Andegaweński93. Królowa była czujna na knowania hrabiego Tuluzy przeciw interesom francuskim, mimo to Rajmund cieszył się jej względami, był przecież kuzynem. Pisywali do siebie, podejrzewano ich nawet o romans. Blanka wstawiała się za Rajmundem VII u papieża, kiedy zabiegał o zwrot marchii Prowansji, pośredni92 93 R. Pernoud, op. cit., s. 118-121; M. Aué, op. cit., s. 39-41; J. Sumption, op. cit., s. 222-225; S. O’Shea, op. cit., s. 160-162; A. Burl, op. cit., s. 212-215. H.J. Chaytor, op. cit., s. 87-88; R. Pernoud, op. cit., s. 161 i 197-198. Polityka Kapetyngów ... 161 czyła w rozwiązywaniu jego konfliktów z lokalnym Kościołem i z Rajmundem Berengarem94. Jej polityka wobec Rajmunda VII była konsekwentna i wyważona: cechowała ją wyrozumiałość i surowość zarazem. Świadczy o tym dobrze zwrot z listu hrabiego oznaczonego datą 20 października 1242 r., kiedy po raz drugi przyszło jego autorowi prosić o pokój. „Po Bogu, tylko do łaski waszej wysokości najwięcej mam zaufania, do ciebie, pani, która otwarcie kochałaś nas w największej niewinności twojej duszy – i kochasz, nie możesz nas nie kochać, gdyż zachowujesz w pamięci miłość do twojej matki sławnej pamięci, przez którą połączeni jesteśmy z tobą, pani, węzłem pokrewieństwa” 95. Ton listu wyrażał pokorę, lecz Rajmund wiedział, że wolno mu liczyć na pobłażliwość. Aby wyjaśnić okoliczności powstania tego listu, należy cofnąć się do zdarzeń z 1229 r. Pokój paryski, mądry krok polityczny Blanki, mógł przynieść Langwedocji stabilizację i integrację z resztą królestwa, gdyby nie przekonanie władczyni i jej doradców z kardynałem Frangipanim o konieczności rozprawy z herezją albigenską. Jeszcze w 1229 r. piętnastoletni Ludwik IX, będący faktycznie w cieniu matki, wydał dekret, który obligował wszystkich panów feudalnych do ścigania heretyków z własnej inicjatywy i karania konfiskatami majątków oraz banicją96. Ta dość łagodna procedura uległa zmianie, gdy w 1233 r. Grzegorz IX – za aprobatą króla Ludwika IX – powołał trybunały inkwizycyjne w południowej Francji. 2.5. Ludwik IX: Langwedocja częścią „świętego królestwa” Ludwik Święty, wychowany przez matkę w głębokim przeświadczeniu o Bożym namiestnictwie króla, czuł się obrońcą chrześcijańskiej wiary i „świeckim ramieniem Kościoła”. Obowiązek usunięcia „zgnilizny herezji” ze zjednoczonego królestwa Francji traktował z całą powagą. Edykt z 1229 r., przewidujący dla heretyków banicję, zdawał się oczyszczać monarchę z zarzutu religijnego fanatyzmu. Ludwik IX powierzył wszakże niebawem rząd dusz inkwizytorom i zatwierdzał orzeczone przez nich wyroki śmierci97. Przeciw umiarkowaniu króla świadczą także jego słowa zanotowane przez seneszala Joinville’a: „Człowiek świecki, słysząc złorzeczenia przeciw wierze chrześcijańskiej, nie może jej inaczej bronić niż mieczem, który powinien wbić aż po rękojeść w brzuch bluźniercy”98. Ludwik nie tolerował żadnej dyskusji z kacerzami, ponieważ zaprzeczali jego idei „świętego królestwa” – scalonego autorytetem moralnym i pozycją władcy jako pomazańca Bożego. Langwedocja została wydana na łup inkwi94 95 96 97 98 R. Pernoud, op. cit., s. 120, 136-137 i 161. List ze zbiorów Archives Nationales, Fonds de Toulouse, t. V, J 309, nr 20, opublikowany w: Teulet, Layette du Trésor des chartes, t. II, s. 482-483 – cytat za: R. Pernoud, op. cit., s. 172. B. Gui, op. cit., s. 26. Jacques Le Goff, Święty Ludwik, Warszawa 2001, s. 634-636. Jean de Joinville, Czyny Ludwika Świętego, X, 53, przekład Marzeny Głodek, Warszawa 2004, s. 26. 162 W. Ostasz zytorom finansowanym z monarszej szkatuły – ich listę otwierają Guillaume Arnaud i Pierre Seilha – którzy wszczęli śledztwa w styczniu 1234 r.99. Wtedy to kardynał Frangipani wezwał Rajmunda VII na synod w Melun, by tam odnowił przed królem i jego matką Blanką zobowiązanie prześladowania katarów100. Dominikański terror, jaki w majestacie prawa zapanował w Langwedocji, budził opór wyczerpanego wojną społeczeństwa. Aparat śledczy inkwizycji, uruchamiając i rozbudowując siatkę denuncjatorów, stanowił potężne narzędzie władzy. Groźba aresztowania, tortur i śmierci na stosie zawisła również nad katolikami, ponieważ donosy rzadko były weryfikowane. Represje wywołały powszechną reakcję Okcytańczyków, którzy przeprowadzali zamachy na inkwizytorów, zaopatrywali w żywność ukrywających się katarskich „doskonałych”101. Niepokój znów ogarnął Południe, wróciły nastroje buntu i nienawiści wobec Północy. Burzliwą atmosferę w Langwedocji wykorzystał ostatni faidit, Raymond Trencavel. Z niewielkim oddziałem Aragończyków wtargnął na Południe i 7 września 1240 r. przystąpił do oblężenia swej dawnej stolicy, teraz siedziby królewskiej administracji w Midi, bronionej przez seneszala Guillaume’a des Ormes. Reakcja Paryża nastąpiła rychło. 11 października korpus szambelana Jeana de Beaumont osaczył rebeliantów i zdobył ich twierdzę – arcydzieło, Peyrepertuse. Tymczasem Rajmund VII zachował pozory neutralności, starając się utrzymać równowagę na niepewnym gruncie. Z jednej strony inspirował buntownicze działania, wymierzone w alians monarchii z Kościołem, z drugiej musiał gorliwie okazywać lojalność zgodną z przysięgami. Antyklerykalne rozruchy 1235 r. w Tuluzie odbyły się z udziałem jego ludzi; w 1241 r. natomiast oblegał katarski zamek Montségur na wyraźne życzenie kościelnych dostojników102. W 1242 roku okoliczności do tego stopnia sprzyjały próbie zrzucenia znienawidzonego jarzma Korony i Świętego Oficjum, że Rajmund VII podjął ryzyko. Tajny pakt wiązał go z królem angielskim Henrykiem III i zatwardziałym buntownikiem Huguesem de Lusignan, hrabią La Marche. Inwazja Henryka III stwarzała szansę na wywalczenie ustępstw od Kapetyngów, jeśli nie niezależności. Armia Plantageneta musiała jednak w lipcu ustąpić pola Francuzom pod Taillebourgiem i Saintes. Rozpętana na Południu rebelia, której dodał skrzydeł samosąd na inkwizytorze Guillaume Arnaudzie w Avignonet, nie miała szans powodzenia. Rajmund VII, zdradzony przez hrabiego Foix, zdał się na łaskę Blanki, prosząc o pokój. 99 100 101 102 J. Sumption, op. cit., s. 230; A. Burl, op. cit., s. 220 i 229-231. A. Burl, op. cit., s. 222. James Buchanan Given, Inquisition and Medieval Society: Power, Discipline, and Resistance in Languedoc, Cornell 1997, s. 111-140. R. Pernoud, op. cit., s. 160-161; J. Sumption, op. cit., s. 230-237; M. Aué, op. cit., s. 43. Polityka Kapetyngów ... 163 Traktat z Lorris (1243 r.) położył właściwie kres orężnemu etapowi wcielania Langwedocji w obręb królestwa Francji. Tylko górskie warownie katarów stawiały jeszcze pewien czas opór. Montségur skapitulował przed seneszalem Huguesem des Arcis rok później, a inny z królewskich zarządców, Pierre d’Auteuil, wkroczył do Puylaurens i Quéribus w 1255 r.103. Stało się to nie bez pomocy Oliviera de Termes, uczestnika rebelii 1240 r., nawróconego katara, który po zdjęciu zeń ekskomuniki zaciągnął się w 1247 r. na służbę królewską wraz z innymi panami Midi. Walczył u boku Ludwika IX pod Damiettą w 1250 r., a później zrobił karierę w Palestynie jako dowódca garnizonu Akry i seneszal Królestwa Jerozolimskiego. Jean de Joinville nazwał Oliviera „najbardziej śmiałym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widział” 104. Ludwik IX był ideałem wielu pokoleń Europejczyków. Umiał zjednać i przyciągnąć do służby ludzi tak wcześniej wrogich wobec kapetyńskiej monarchii, jak Olivier de Termes. Nie traktował nowych prowincji na zasadzie ziem podbitych, choć były nimi w istocie. Dbałość Ludwika o sprawne i sprawiedliwe funkcjonowanie państwowej administracji umożliwiła odbudowę i ponowny rozkwit gospodarczy Południa. W królewskiej części Langwedocji funkcjonowały dwie seneszalie: w Carcassonne i Beaucaire, każda składała się z kilku wikarii. Urzędy – z wyjątkiem hrabstwa Tuluzy – obsadzili Francuzi z Północy. Choć za sprawą królewskiego centralizmu minęła bezpowrotnie epoka samorządności miast, to wraz z nią odeszła w przeszłość feudalna anarchia, prywatne wojny i bezprawie. Poprzedzony objazdem seneszalii Carcassonne-Béziers przez Ludwika IX, Wielki Ordonans z 1254 r. zainicjował nowy system władzy na Południu. Seneszale utracili nadzwyczajną, nieograniczoną w praktyce władzę. Odtąd zakres ich obowiązków był jasno określony, a specjalni wysłannicy króla – na wzór karolińskich missi dominici – mieli likwidować korupcję i inne nadużycia, przyjmując skargi bezpośrednio od ludności. Specjalne zarządzenie przypominało seneszalom Południa o zakazie stosowania tortur105. Nowe prawa respektowały tradycje Midi, co nadawało pozór ciągłości przemianom politycznym. Dzięki temu Ludwik IX umocnił związki Langwedocji z Koroną. Położył kres niezależności biskupów Południa, korzystających – podobnie jak seneszale – z oddalenia od Paryża i z nadzwyczajnych uprawnień, motywowanych represjami wobec herezji. Posunięcia króla miały wywołać zabliźnianie ran po kataklizmie z pierwszej połowy XIII w.106. 103 104 105 106 M. Aué, op. cit., s. 43; A. Burl, op. cit., s. 235 i 242-253; A. Michałek, op. cit., s. 204-226. J. de Joinville, op. cit., III, 16, s. 15 oraz CXXIII, 629, s. 179; Michael Costen, The Cathars and the Albigensian Crusade, Manchester 1997, s. 182. Tekst zarządzenia został opracowany przez królewską kancelarię po łacinie – świadczy to o poszanowaniu Ludwika dla językowej odrębności Langwedocji, jako że mowa oc była bliższa łacinie niż francuszczyźnie. J. Le Goff, Święty Ludwik, s. 181. J. de Joinville, op. cit., CXI, 693-714, s. 198-202; M. Costen, op. cit., s. 180; J. Le Goff, Święty Ludwik, s. 175-186 i 440. 164 W. Ostasz Ludwik IX doprowadził gotowany przez poprzedników triumf północnej Francji nad południową do finalnego akordu. Zainstalował na Południu aparat królewskiej władzy, który pozwalał mu czerpać z bogactw Langwedocji i wyznaczał krainie języka oc nowe miejsce w politycznym krajobrazie Europy. Mimo że zadbał najpierw o spacyfikowanie, a potem o zrównanie w prawach zdobytej prowincji z całym krajem, nie przywiązywał do niej specjalnej wagi. Zaszczycił ją ledwie jednym objazdem, podczas gdy w Île-de-France trasy jego podróży kontrolnych tworzyły gęstą sieć. Langwedocja istniała dla niego jako brama na Morze Śródziemne i prywatna baza wypraw do Ziemi Świętej – poprzez założony w tym celu port Aigues-Mortes107. Alfons z Poitiers, hrabia Tuluzy w latach 1249-1271, również nie bywał na Południu, jeśli nie liczyć dwóch objazdów w latach 1251 i 1269-1270. Wydaje się to ewidentnym uchybieniem w administrowaniu włościami, na które apetyt miało wcześniej aż trzech monarchów, i o które przelano tyle krwi. Rezydując w Paryżu, Alfons rządził hrabstwem pośrednio, za pomocą oficjałów, śląc im drobiazgowe instrukcje. Jego pedanteria i skąpstwo były powszechnie znane. Zdradzał też autorytaryzm, łamiąc przywileje Tuluzy, gwarantowane paryskim pokojem i zaprzysiężone przez królewskiego bajlifa w 1249 r. – odebrał tuluzanom prawo uchwalania podatków i wyboru konsulów108. Proces ograniczania miejskich i feudalnych swobód, do których południowcy tak przywykli, był nieuchronny w miarę postępu integracji Midi z monarchią. Francja wkroczyła na drogę szybkiej przemiany w najbardziej scentralizowane państwo Europy. W nowej rzeczywistości politycznej nie było miejsca dla samorządnych miast ani dla niezależnych panów feudalnych. Urząd konsula został ograniczony bądź to w zakresie uprawnień, liczebności obsady, bądź też po prostu zlikwidowany. W Nîmes, na przykład, wyznaczanie konsulów leżało w gestii seneszala. Miejskie oligarchie doceniały jednak władzę królewską, gdyż zapewniała pokój i oparcie dla patrycjatu w konfliktach z pospólstwem. Monarcha i jego brat Alfons zakładali miasta według nowego, specyficznego dla Południa modelu warownych bastides. Podstawą fundacji był kontrakt między królem, który zapewniał osadników, a panem lub opatem, udostępniającym grunt pod zabudowę; obie strony zachowywały udział w pobieranej rencie. Zakładanie bastides szło w parze z demograficznym i ekonomicznym rozwojem zniszczonych wojną obszarów Południa. Szczególną rolę w ich fundacji odegrały opactwa cysterskie109. Król podjął w Langwedocji wysiłek umacniania fortyfikacji, czego dowodem są prace w Carcassonne, ukończone dopiero za rządów Filipa 107 108 109 J. Le Goff, Święty Ludwik, s. 88, 126, 438 i 715-716. John Mundy, Liberty and political power in Toulouse, 1050-1230, New York 1954, s. 160; R. Pernoud, op. cit., s. 151-152 i 218; J. Sumption, op. cit., s. 244-245. M. Costen, op. cit., s. 183-185; J. Sumption, op. cit., s. 245; Julie Roux, The Cistercians, Vicen-Bigorre 2005, s. 246. Polityka Kapetyngów ... 165 III Śmiałego (1270-1285) i Filipa IV Pięknego (1285-1314). Mury dawnej stolicy władztwa Trencavelów przybrały mniej więcej kształt, w jakim można oglądać je dziś, po dziewiętnastowiecznej restauracji Viollet-le-Duca: zyskały zewnętrzny pierścień obwarowań, fosę, sztuczne skarpy, palisady, liczne baszty i imponujące barbakany przy dwóch bramach głównych. Dziełem Ludwika Świętego było bastide przylegające do murów, mające pełnić rolę dolnego miasta110. Do odmiennej roli w nowym porządku musiało przystosować się również rycerstwo Midi. Faidits odzyskali tylko część włości. Zdarzało się, że ci, których nie zrujnowały podatki lub szykany prawne ze strony seneszali, poszerzających domenę Ludwika IX, wybierali zamianę swych majątków ziemskich na stałą pensję wypłacaną przez króla. Wielu przyjęło monarszą służbę, by z różnym szczęściem wspinać się po szczeblach kariery wojskowej lub administracyjnej. Żywe na Południu tradycje prawa rzymskiego, w którym monarchowie – za przykładem Fryderyka Barbarossy – coraz to częściej dostrzegali teoretyczne podstawy swej władzy, sprawiły, że na paryskim dworze karierę robili langwedoccy legiści. Wilhelm de Nogaret, choć pochodził z katarskiej rodziny, stał się za Filipa IV Pięknego (1285-1314) najbardziej wpływowym ministrem111. Natomiast przykładem loteryjnej kariery u monarszego boku były doświadczenia Oliviera de Termes, któremu Ludwik zwrócił część majątku, lecz koszty udziału w krucjacie pochłonęły niemal wszystko112. Rajmund VII, ostatni męski przedstawiciel rodu Saint-Gilles, zmarł we wrześniu 1249 r. Jego sukcesor, młody Alfons z Poitiers, walczył w Egipcie u boku Ludwika IX. Przysięgę wierności od nowych poddanych odebrali w Tuluzie, zastępując Alfonsa, królewscy wysłannicy. Nawiązano do precedensu z 1226 r., kiedy panowie Midi dobrowolnie przyjęli władzę Ludwika VIII i tym samym zagwarantowali jej pełną legalność. Więź z Koroną musiała się utrwalić w świadomości Okcytańczyków nader wyraźnie w 1271 r., gdy cała Langwedocja przeszła pod królewskie berło wskutek śmierci bezdzietnych hrabiów Joanny i Alfonsa, a urzędnicy Filipa III Śmiałego przemierzali kraj wzdłuż i wszerz, odbierając od każdego miasta i wsi przysięgę na wierność królowi113. W ciągu półwiecza Langwedocja z zespołu feudalnych państewek stała się prowincją europejskiego mocarstwa. Na rumowisku okcytańskiej kultury, spod 110 111 112 113 M. Aué, op. cit., s. 112; P. Contamine, op. cit., s. 115 i 232. Nogaret zorganizował we wrześniu 1303 r. niesławny napad na papieża Bonifacego VIII w Anagni. Cztery lata później w imieniu Filipa IV przeprowadził podręcznikowo sprawną operację aresztowania francuskich templariuszy. M. Costen, op. cit., s. 182. Ibidem, s. 181. 166 W. Ostasz dyskoidalnych krzyży utożsamianych z herezją114 wykwitły królewskie lilie Kapetyngów115. Bogate związki Langwedocji z Aragonią uległy zerwaniu. Ludwik IX zadbał o stworzenie gwarancji dla cennego nabytku terytorialnego ojca i dziada, jakim były ziemie hrabstwa Tuluzy. 11 lipca 1258 r. w Corbeil zawarł z Jakubem I traktat, w którym król Aragonii zrzekał się praw względem posiadłości na południu Francji, w tym zwierzchności lennej nad hrabiami Tuluzy i Foix, zawiązanej w 1211 r., oraz tytułów m.in. do hrabstwa Prowansji i wicehrabstwa Carcassonne – za śmiesznie niską cenę unieważnienia fikcyjnej zależności hrabiów Barcelony od królów Francji. Umowa położyła kres granicznym konfliktom i wysuwaniu przez Jakuba roszczeń do ziem języka oc, bliskiego językowi katalońskiemu. Faworyzowała, co godne podkreślenia, zasadę granic naturalnych – a ściślej Pirenejów – wobec kryterium feudalnych powiązań. Pozostał tylko problem Montpellier – Ludwik IX zajął je siłą sześć lat później – i Roussillonu. To drugie hrabstwo pozostało kością niezgody aż do pokoju pirenejskiego w 1659 r., kiedy znalazło się wśród ziem Okcytanii przynależnych królestwu Francji116. W drugiej połowie XIII w. Langwedocja stała się częścią składową francuskiej monarchii. Jako prowincja współtworzyła administracyjną i wojskową strukturę królestwa. Kiedy w 1302 r. Filip IV Piękny zwołał Stany Generalne, nie zabrakło delegatów z Langwedocji. Dwa lata później król zażądał od feudałów Midi kontyngentu zbrojnych, a właściwie pokrycia kosztów jego wystawienia. Instytucja Stanów Generalnych, podobnie jak królewscy kontrolerzy, miała w XIV w. przyczynić się głównie do wzmożenia wyzysku fiskalnego. Ten wiek okazał się dla Południa nie mniej krwawy i burzliwy jak poprzedni. Jesienią 1355 r. najemnicy Czarnego Księcia Edwarda, przemierzając w niszczycielskim, błyskawicznym marszu tereny między Zatoką Biskajską i Lwią, dali się we znaki Okcytańczykom nie mniej niż kiedyś krzyżowcy Simona de Montfort. Oparły się im tylko potężne mury Carcassonne wzniesione przez kapetyńskich królów117. Duch langwedockiej niezależności dawał o sobie znać bardzo długo, aż do rewolucji francuskiej w XVIII w. Funkcjonowały dotąd Capitouls – czyli tuluzańska rada miejska, złożona z dwudziestu czterech obieralnych konsulów i zaakceptowana jeszcze decyzją Rajmunda V – które miały znaczne uprawnienia samorządowe. Wraz z ich likwidacją znikł ostatni ślad po autonomii Midi. 114 115 116 117 M. Aué, op. cit., s. 18-19. Lilie, fleur de lys, figurowały w pieczęci królów francuskich od czasów Filipa Augusta. W XIV w. przypisano im nadprzyrodzone pochodzenie związane z legendą o Klodwigu. M. Bloch, op. cit., s. 205. H.J. Chaytor, op. cit., s. 88-89; J. Le Goff, Święty Ludwik, s. 206-207. The Encyclopædia Britannica, t. V16, s. 181; M. Aué, op. cit., s. 112; P. Contamine, op. cit., s. 126 i 232. Szczegółowe opracowanie na temat łupieżczej wyprawy księcia Edwarda: H.J. Hewitt, The Black Prince’s Expedition of 1355-1357, Manchester 1958. Polityka Kapetyngów ... 167 Proces inkorporacji hrabstwa Tuluzy do królewskiej domeny trwał sześćdziesiąt dwa lata – od wymarszu krzyżowców z Lyonu na Południe 24 czerwca 1209 r. do śmierci Joanny, ostatniej z dynastii Saint-Gilles, 25 sierpnia 1271 roku118. Karczowanie herezji katarskiej trwało dłużej – ostatni znany parfait119, Guillaume Bélibaste, zginął na stosie w Villerouge-Termenès w 1321 r.120 – a zduszenie poczucia odrębności Okcytańczyków nigdy się naprawdę nie dokonało. Separatyzm langwedocki objawił się w okresie wojen religijnych, kiedy na Południu hugenoci uzyskali przewagę, a także przed niespełna wiekiem, w 1907 r., podczas pokojowej rewolty właścicieli winnic z Midi121. Przepaść między ludźmi języka oïl z północy a południowcami używającymi langue d’oc pozostała – i jeszcze dziś język trubadurów rozbrzmiewa w malowniczych ziemiach dawnego hrabstwa Tuluzy. Podbój Południa ciągnął się długo, przez trzy pokolenia Kapetyngów, Filipa II Augusta, Ludwika VIII, Ludwika IX. Każdy z owych trzech władców – rządzili łącznie dziewięćdziesiąt lat – odegrał inną rolę w krwawej historii. Niejedno ich wszakże łączyło – silny charakter, umiejętność trzymania w ryzach wasali świeckich i kościelnych oraz opinia wielkiej pobożności, o której świadczy niedoszła kanonizacja Filipa Augusta i wyniesienie na ołtarze jego wnuka Ludwika IX122. Dla wszystkich trzech Kapetyngów wspólna była świadomość sakramentalnego, a nawet kapłańskiego charakteru władzy królewskiej123, która znalazła wyraz choćby w błogosławieństwie udzielonym przez Filipa Augusta rycerzom pod Bouvines124 – i która nie pozwalała władcom przymykać oczu na herezję. Chociaż polityka Kapetyngów wobec Langwedocji pozostawała zawsze w cieniu rywalizacji francusko-angielskiej, trzeba przyznać za Robertem Fawtierem, że królowie nie zaniedbywali żadnej okazji, by czynić Francję potężniejszą125. Zręczne wykorzystanie moralnego autorytetu papiestwa i potencjału możnych lenników pozwalało Filipowi Augustowi i jego następcom konse- 118 119 120 121 122 123 124 125 Ibidem, s. 181. Parfait – „doskonały” – takim mianem określano katarów, którzy przyjęli consolamentum, porównywalne z sakramentem chrztu, i zobowiązali się do życia w ścisłej czystości i ascezie. Parfaits byli elitą katarskich społeczności i pełnili funkcje analogiczne do chrześcijańskich duchownych. M. Aué, op. cit., s. 9. M. Aué, op. cit., s. 45. The Encyclopædia Britannica, t. V16, s. 181. J. Le Goff, Święty Ludwik, s. 30. Tego rodzaju świadomość odpowiadała przekonaniom z epoki; akceptowali je w swych pismach nawet Thomas Becket i Pietro Damiani, szermierze reformy kościelnej i rzecznicy wyzwolenia duchowieństwa spod świeckiej dominacji. M. Bloch, op. cit., s. 180. Według świadectwa królewskiego kapelana, Wilhelma Bretończyka (Guillaume le Breton, Philippide, I, 184, wyd. H.-F. Delaborde, 1882-1885, s. 273). R. Fawtier, op. cit., s. 156. 168 W. Ostasz kwentnie wzmacniać wpływy w Midi i jednocześnie nie rezygnować z zaangażowania na Północy. Pierwszy z królów, Filip August, cyniczny pragmatyk, wzdragał się zaangażować w rozprawę z heretykami – ale kiedy krucjata, na którą patrzył krzywym okiem, rozszalała się w jego lennach, potrafił obrócić jej skutki na własną korzyść. Podtrzymywał kruchą równowagę między niebezpiecznie rosnącym w siłę Montfortem a nielojalnym hrabią Tuluzy Rajmundem VI, który szukał sojuszników za Pirenejami i kanałem La Manche. Dzięki zręcznej dyplomacji król zażegnał obce wpływy w Langwedocji i przygotował grunt pod śmielsze działania następców. Ludwik Lew zrealizował orężny podbój ziem języka oc. Uzyskawszy błogosławieństwo papieża, przeprowadził kampanię, która przybrała charakter skutecznego pokazu siły. Dobrowolne akty oddania się pod królewską władzę ze strony wielu feudałów Midi odnowiły i pogłębiły związki polityczne Langwedocji z francuską Koroną. Po nagłej śmierci Ludwika polityczną inicjatywę przejęła królowa Blanka, która z należytą rozwagą doprowadziła do pokojowego rozstrzygnięcia spraw Południa. Kapetyngowie nie mogli jednak – i nie chcieli, co wynikało zarówno z monarszego interesu, jak i z faktu, że liberalizm langwedockich hrabiów był im obcy – dłużej zachowywać obojętności na herezję, skoro ta stała się wewnętrzną sprawą Francji. Popierana przez nich inkwizycja opóźniła i utrudniła proces integracji ziem Południa z Koroną. Ludwik Święty dokończył dzieła poprzedników. Zabiegi administracyjne i ostrożna, umiarkowana polityka ułatwiły wcielenie większości ziem samodzielnego politycznie organizmu, jakim było dotąd hrabstwo Tuluzy, do królestwa Francji. Bogobojny monarcha przypieczętował również inkorporację Langwedocji na arenie międzynarodowej, składając podpis pod traktatem z Corbeil. Francja osiągnęła dzięki temu unifikację w granicach zbliżonych do dzisiejszych. Królestwo Kapetyngów zatriumfowało, potężne i skonsolidowane jak nigdy wcześniej. THE CAPETIAN KINGS’ POLICY TOWARDS LANGUEDOC IN THE 13TH CENTURY Summary The article presents the French conquest of Languedoc in the first half of 13th century as a significant element of Capetian monarchs’ policy. The process of centralisation was bound with the absorption of independent baronies, which originated from the collapse of the Carolingian empire. Languedoc – a rich but politically disintegrated southern region under the hegemony of the counts of Toulouse – became a target of royal expansion in mid-12th century. The Capetians had to compete there with the Aragonese and the English, and, moreover, to vanquish the deep separatism of the southerners, based on ethnic, linguistic and social differences. The conquest was therefore strenuous and half a century long. It took a convenient shape of a anti-heretical crusade. This royal Polityka Kapetyngów ... 169 venture can be divided into three main stages, covering the diplomatic, the military and the administrative measures, which correspond with the respective policies of three subsequent monarchs. The analysis of change and development in the royal attitude towards the issue of Languedoc constitutes the core of the article. An emphasis is put on the distinctive features in each king’s policy. The author recalls in detail the phases of the process which transformed France into a Mediterranean monarchy and brought her territory close to the present shape but, on the other hand, thwarted the formation of a new state north of the Pyrenees and ruined the flourishing culture that could have otherwise given birth to a Languedoc Renaissance. Złożono w Oficynie Wydawniczej w grudniu 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Renata PIĘTOWSKA-LASKA Politechnika Rzeszowska PRODUKTYWNOŚĆ PRACY W POMIARZE EFEKTYWNOŚCI EKONOMICZNEJ PRZEDSIĘBIORSTWA W artykule zaprezentowano model analizy i mierniki efektywności ekonomicznej przedsiębiorstwa. Przedstawiono produktywność pracy na tle innych miar efektywności ekonomicznej, a zwłaszcza w powiązaniu z rentownością, skutecznością i wydajnością. Podkreślono również ważną rolę produktywności pracy w dynamizacji efektywności gospodarowania oraz w osiąganiu potrzebnej przewagi konkurencyjnej przedsiębiorstw na rynkach krajowych i międzynarodowych. Ludzie zawsze dążyli do pomiaru wyników swojej pracy w celu opracowywania norm i metod pracy, określania skutków wprowadzonych zmian organizacyjno-technicznych, ekonomicznych, technologicznych, kadrowych, czy też w zakresie zastosowania nowych materiałów bądź do opisania i wyznaczania stanu istniejącego oraz poszukiwania dróg poprawy niezadowalającego stanu rzeczy. Spełniając przez swą pracę wiodącą i twórczą rolę w procesie produkcji, człowiek ciągle dokonuje oceny sprawności swojego działania. Przedmiotem tej oceny może być zespół czynności, czyli przebieg procesu pracy, bądź efekty powstałe w jego wyniku, albo też łącznie zarówno działanie, jak i jego efekty. Ocena ta stanowi z jednej strony podstawę refleksji podmiotu pracującego nad dotychczasowym przebiegiem procesu pracy, z drugiej zaś jest punktem wyjścia przyszłych działań prowadzących do usprawnienia procesu produkcji1. Działalność systemów produkcyjnych – którymi, w zależności od stopnia agregacji, mogą być całe przedsiębiorstwa, wydziały, oddziały, gniazda, a także pojedyncze stanowiska pracy – można określić poprzez ocenę ich efektywności działania. Kategoria efektywności2 należy do grupy zagadnień, które w obszarze 1 2 Por. J. Unolt, Kwalifikacje a wydajność i jakość pracy w przemyśle, Zeszyty Naukowe – Seria II, z. 101, Wydawn. AE w Poznaniu, Poznań 1990, s. 14-15. Efektywność organizacji nie jest pojęciem jednoznacznym, jak można wnioskować na podstawie opracowań naukowych, zarówno tych o charakterze ogólnopoznawczym (encyklopedie, słowniki), jak i specjalistycznym (publikacje z dziedziny nauk ekonomicznych, nauk o zarządzaniu). A. Melich definiuje efektywność dość ogólnie, jako wyraz stosunku efektów do nakładów. 172 R. Piętowska-Laska nauk ekonomicznych są jednymi z najczęściej przytaczanych i wykorzystywanych do opisu procesów gospodarowania3. Efektywność ekonomiczna jest rezultatem działalności gospodarczej wyrażającym się relacją wartości osiągniętych wyników do nakładu czynników nieodzownych do ich uzyskania4. Analiza efektywności ekonomicznej jest zagadnieniem złożonym. Za klasyczne podejście do tej problematyki uznaje się model analizy efektywności ekonomicznej zaproponowany przez D.S. Sinka i T.C. Tuttle’a. Autorzy ci wskazali siedem podstawowych mierników, na podstawie których można dokonać analizy efektywności. Zaliczyli do nich: skuteczność, wydajność, jakość, produktywność, jakość warunków pracy, innowacyjność oraz rentowność. Model ten przedstawia również zależności występujące pomiędzy zakresami tych mierników (por. rys. 1.). 3. Jakość Strumień wejścia Wejście Procesy transformacyjne 2. Wydajność Wyjście Strumień wyjścia Satysfakcja klienta 1. Skuteczność 6. Innowacyjność 5. Jakość warunków pracy 4. Produktywność 7. Rentowność Rys. 1. Model analizy efektywności ekonomicznej według D.S. Sinka i T.C. Tuttle’a Źródło: opracowanie własne na podstawie: D.S. Sink, T.C. Tuttle, Planning and measurement in your organization of the future, Industrial Engineering and Management Press, Norcross (Georgia) 1989, rozdz. 5, s. 170-184. 3 4 Natomiast L. Pasieczny i J. Więckowski określają efektywność jako stosunek osiągniętych wyników do nieodzownych nakładów poniesionych w celu uzyskania tych wyników. M. Bielski podaje wielowymiarową interpretację pojęcia efektywności organizacji, wymieniając efektywność: rzeczową, ekonomiczną, systemową, „polityczną” (odnoszącą się do relacji organizacji z otoczeniem, np. pozycja przetargowa zewnętrzna i wewnętrzna, pozycja monopolisty), polityczną – bez cudzysłowu – (odnoszącą się do efektywności organizacji w utrwalaniu lub naruszaniu istniejącego w danym kraju ładu polityczno-społecznego, np. trwałość systemu politycznego), kulturową, behawioralną. Por. M. Bielski, Organizacje. Istota, struktury, procesy, Wydawn. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1996, s. 112-123; A. Melich, Efektywność gospodarowania. Istota – metody – warunki, PWE, Warszawa 1980, s. 17; L. Pasieczny, J. Więckowski, Ekonomika i analiza działalności przedsiębiorstwa, PWE, Warszawa 1987, s. 14. Por. R. Matwiejczuk, Efektywność – próba interpretacji, „Przegląd Organizacji”, 2000, nr 11, s. 27. Por. Popularna Encyklopedia Powszechna, t. 5, Wydawn. FOGRA, Kraków 1995, s. 21. Produktywność pracy ... 173 Mimo że model ten powstał pod koniec lat osiemdziesiątych XX w., nadal można uznawać go za obowiązujący, chociaż w świetle zmian jakie zaszły w gospodarce światowej w okresie ostatniego dziesięciolecia wymaga pewnych uzupełnień5. Dotyczą one zwłaszcza uwzględnienia w analizie efektywności potrzeby dużej elastyczności w działalności przedsiębiorstw, która powiększyła się znacznie podczas ostatniej dekady. Jednocześnie w większym zakresie efektywność ekonomiczna jest uzależniona od zadowolenia i satysfakcji klientów, pracowników i akcjonariuszy, jakości warunków pracy oraz pozycji rynkowej przedsiębiorstwa itd. Miary ilościowe i jakościowe efektywności ekonomicznej przedstawia tab. 1. Tabela 1. Miary efektywności ekonomicznej Miary efektywności ekonomicznej 5 mierniki kwantytatywne (ilościowe) mierniki kwalitatywne (jakościowe) Produktywność (ujęcie techniczne) – stosunek ilości produkcji wytworzonej (wykonanej) i sprzedanej w danym okresie do ilości wykorzystywanych lub zużytych zasobów wejściowych (pracy, kapitału, materiałów, energii). Wydajność – stosunek całkowitej ilości produktów (wyrobów lub usług), wytworzonych przez pracownika lub grupę pracowników, urządzenie techniczne, przedsiębiorstwo itd. do czasu jego pracy. Produktywność (ujęcie ekonomiczno-społeczne): • stan świadomości, • sposób myślenia ukierunkowany na postęp, ciągłe ulepszanie tego, co istnieje, • wola poprawiania stanu obecnego, niezależnie od tego, jak dobre sprawia on wrażenie lub jak dobry jest naprawdę, • ciągłe dopasowywanie się do zmiennych warunków w sferze ekonomicznej i społecznej, • organizowanie i wspieranie wszelkiego rodzaju przedsięwzięć mających na celu ciągłe podnoszenie efektywności działania organizacji, poprawianie jej pozycji rynkowej oraz zwiększanie zadowolenia pracowników z warunków pracy i poziomu życia, • dążenie do stosowania nowych technik i nowych metod, • wiara w postęp ludzkości. Niedomogi modelu D.S. Sinka i T.C. Tuttle’a legły u podstaw określenia przez K.F. Crossa i R.L. Lyncha tzw. piramidy efektywności. Stanowi ona prezentację związków zachodzących między celami przedsiębiorstwa odnoszącymi się przede wszystkim do satysfakcji klienta z systemem pomiaru efektywności na różnych hierarchicznych poziomach organizacji. Podstawową zaletą piramidy efektywności jest próba połączenia celów strategicznych przedsiębiorstwa ze sprawnym pomiarem wskaźników efektywności. Obie te sfery działalności organizacji powinny wpływać na siebie wzajemnie, warunkując funkcjonowanie przedsiębiorstwa. Jednakże podejście to ma również wady, do których należy zaliczyć brak mechanizmu identyfikacji kluczowych wskaźników efektywności. Por. K.F. Cross, R.L. Lynch, For good measure, „CMA Magazine”, 1992, April, s. 20-23; A.M. Ghalayini, J.S. Noble, T.J. Crowe, An integrated dynamic performance measurement system for improving manufacturing competitiveness, „International Journal of Production Economics”, 1997, vol. 48, s. 207-225. 174 R. Piętowska-Laska Tabela 1. (cd.) Miary efektywności ekonomicznej mierniki kwantytatywne (ilościowe) mierniki kwalitatywne (jakościowe) Rentowność – stosunek zysku osiągniętego przez przedsiębiorstwo do wartości sprzedaży, wartości zaangażowanego majątku (aktywów) lub do wartości kapitału własnego. Skuteczność – stopień osiągnięcia przez system założonego celu, mierzony stosunkiem wyniku osiągniętego (np. wykonanej produkcji) do wyniku założonego (np. planowanej wielkości produkcji). Sprawność – określana stopniem, w jakim system wykorzystuje zasoby; mierzona jest stosunkiem oczekiwanego zużycia zasobów (normatywy, oszacowania, prognozy) do zasobów faktycznie zużytych (system księgowości i ewidencji). Pozycja rynkowa przedsiębiorstwa – miernik silnie determinujący uzyskiwanie sukcesów w działalności bieżącej; decyzje w tym obszarze są podejmowane w warunkach niepewności, ale określają kierunki rozwoju przedsiębiorstwa pod kątem pozyskania nowych rynków zbytu i ugruntowania swojej pozycji na rynkach już opanowanych. Jakość – stopień spełnienia przez system wymagań i oczekiwań odbiorców. Zadowolenie klientów, pracowników i akcjonariuszy. Motywacja i rozwój organizacji – odpowiednia strukturalizacja pracy może spowodować bardziej produktywne wykorzystanie personelu, prowadząc do realizacji dwóch celów: poprawy wyników uzyskiwanych przez przedsiębiorstwo oraz indywidualnego rozwoju pracowników; to, jak ludzie pracują, podnoszą swoje kwalifikacje, rozwijają się i jak zorganizowana jest ich praca będzie determinowało sukces przedsiębiorstwa. Jakość warunków pracy – sposób, w jaki uczestnicy systemu reagują na aspekty socjotechniczne tego systemu; psychologiczne reakcje na pracę w danym systemie są czynnikiem wpływającym na uzyskiwane wyniki. Innowacyjność – zdolność systemu do kreowania nowych, lepszych i bardziej funkcjonalnych produktów lub usług, nowych metod zarządzania kadrami, nowych technologii i organizacji produkcji na podstawie rozeznania sytuacji rynkowej; jest to miernik dotychczas niedoceniany. Źródło: opracowanie własne na podstawie: S. Lis (red.), Vademecum produktywności, Wydawn. PLACET, Warszawa 1999, s. 31-35; D.S. Sink, T.C. Tuttle, Planning and measurement in your organization of the future, Industrial Engineering and Management Press, Norcross (Georgia) 1989, rozdz. 5, s. 170-184; S. Tangen, Demystifying productivity and performance, „International Journal of Productivity and Performance Management”, 2005, vol. 54, nr 1, s. 34-46. Zaprezentowane w tab. 1. podstawowe mierniki efektywności ekonomicznej potwierdzają pogląd, że wynik działania organizacji jest wielowymiarowy, a produktywność ma wśród pozostałych wskaźników efektywności działania czołową, ale nie jedyną, pozycję. Wielu autorów uważa, że w ocenie systemów produkcyjnych podstawowe znaczenie mają wskaźniki rentowności i produktywności. Wskaźniki produktywności charakteryzują działalność operacyjną systemu produkcyjnego, natomiast wskaźniki rentowności odzwierciedlają efektywność całej działalności gospodarczej przedsiębiorstwa. W związku z tym, że podstawowym źródłem przychodów większości przedsiębiorstw jest działalność Produktywność pracy ... 175 operacyjna, analizę poziomu produktywności można uznać za wskaźnik wcze6 snego ostrzegania o poprawie lub pogarszaniu się sytuacji firmy . Kolejnym terminem wymagającym omówienia jest skuteczność, która jest nieodzownie związana z systemem planowania. Porównuje ona uzyskiwane wyniki działalności gospodarczej z tymi, które mogłyby być uzyskiwane przy lepszym wykorzystaniu dostępnych zasobów. Zarysowuje się zatem istotna różnica pomiędzy skutecznością a wydajnością i produktywnością, która sprowadza się do stwierdzenia, że skuteczność oznacza „zdolność dotarcia do pożądanego celu”, wydajność symbolizuje „robienie rzeczy dobrze”, natomiast produktywność „wyszczególnia i wyjaśnia strategiczne cele organizacji” 7. Skuteczność jest zatem terminem bardzo nieprecyzyjnym i trudnym do ilościowego określenia, który koncentruje się głównie na „wyjściu” systemu. Powiązania produktywności z omawianymi miernikami efektywności ekonomicznej przedstawia rys. 2. Dystrybucja, szybkość, elastyczność Cena wyrobów Efektywność Rentowność Produktywność Wyjście Skuteczność Wejście Wydajność Jakość Rys. 2. Powiązania produktywności z innymi miernikami efektywności ekonomicznej Źródło: opracowanie własne na podstawie: S. Tangen, Demystifying productivity and performance, „International Journal of Productivity and Performance Management” 2005, vol. 54, nr 1, s. 43. 6 7 Por. A. Kosieradzka, S. Lis, Programowanie poprawy produktywności, Wydawn. ORGMASZ, Warszawa 1998, s. 27-28. Por. D.S. Sink, T.C. Tuttle, Planning and measurement in your organization of the future, Industrial Engineering and Management Press, Norcross (Georgia) 1989, rozdz. 5, s. 170-184. 176 R. Piętowska-Laska Jak wynika z rys. 2. produktywność zajmuje centralne miejsce w układzie, przy czym jest ona rozumiana jako relacja między ilością wyjścia (np. wyprodukowane produkty, które spełniają wymogi jakościowe) i ilością wejścia (np. zasoby, które są zużyte w procesie transformacji). Rentowność jest również pojmowana jako relacja między wyjściem i wejściem, ale jest ona wyłącznie relacją monetarną, na którą duży wpływ mają czynniki wyceny wyjścia. Natomiast terminem nadrzędnym jest efektywność zawierająca w sobie zarówno rentowność, jak i produktywność. Wśród mierników efektywności ekonomicznej znalazło się także pojęcie wydajności. Należy jednak podkreślić, że wydajność i produktywność, to na ogół nie to samo, chociaż w przypadku wydajności i produktywności pracy obydwa te pojęcia mogą być wyrażone tymi samymi wskaźnikami. Wydajność jest cechą obiektu biorącego udział w procesie produkcyjnym (np. pracownik, maszyna) i to czy wyprodukowane wyroby zostaną sprzedane, czy też nie, nie ma na nią wpływu. Natomiast o produktywności możemy mówić tylko wtedy, gdy wyprodukowane wyroby zostaną sprzedane. Producent wytwarzający wyroby, na które nie ma nabywcy, może być bardzo wydajny, ale jednocześnie nieproduktywny. Stąd też, wykorzystując analizę produktywności pracy w przedsiębiorstwach, na których produkty istnieje duże zapotrzebowanie, i które mają nabywców, bardziej zasadnym wydaje się używanie terminu produktywność pracy niż jej wydajność. Obecnie trudno jest, tak jak było to dawniej powszechne, traktować wydajność pracy jako podstawowy cel działalności firmy i upatrywać w niej głównego, syntetycznego wskaźnika efektywności ekonomicznej. W obecnych warunkach takie rozumowanie bardzo często można uznać za nieodpowiadające rzeczywistości lub wręcz anachroniczne8. Nie negując istotnej roli wydajności pracy w procesie zarządzania przedsiębiorstwem, możemy obserwować częste przypadki dysproporcji, kiedy wzrost wydajności pracy nie idzie w parze z obniżeniem kosztów produkcji, poprawą rentowności, produktywności kapitału i konkurencyjności na rynku krajowym i międzynarodowym. Wydajność pracy w odróżnieniu od produktywności pracy ma zastosowanie tylko w odniesieniu do pracy produkcyjnej, to znaczy do pracy wykonywanej w sferze produkcji materialnej9. Natomiast produktywność pracy, aby w pełni przedstawiała pozycję przedsiębiorstwa, rozpatruje łącznie zarówno pracę produkcyjną, która tworzy dobra wchodzące w skład dochodu narodowego, jak i pracę nieprodukcyjną, wywierającą pośrednio wpływ ilościowy i jakościowy na tworzenie tych dóbr. Zatem, aby przedsiębiorstwo było produktywne musi współdziałać ze sobą zarówno dział produkcyjny, kontroli jakości, ale także 8 9 Por. S. Chajtman, Produktywność, wydajność, efektywność. Systematyka czynników, „Ekonomika i Organizacja Przedsiębiorstwa”, 1992, nr 12, s. 11-12. Na ten aspekt wydajności pracy zwraca uwagę F. Michoń. Por. Ekonomika pracy. Zarys problematyki i metod, red. F. Michoń, PWN, Warszawa–Kraków 1991, s. 309-312. Produktywność pracy ... 177 dział marketingu, mający na celu kształtowanie produkcji, obrót towarowy i usługowy z punktu widzenia potrzeb rynku krajowego i międzynarodowego. Stąd też nie ulega wątpliwości, iż na kształtowanie się produktywności pracy ma wpływ poziom i struktura zatrudnienia pracowników w firmie. Analiza tych dwóch terminów prowadzi ostatecznie do wniosku, że produktywność pracy jest kategorią ekonomiczną o znacznie szerszym zakresie poznawczym niż wydajność pracy i o adekwatniejszym podejściu do zagadnień pracy w obecnych warunkach rynkowych, wyrażając ekonomiczność wydatkowanych w procesie produkcji nakładów pracy żywej. W ujęciu matematycznym produktywność pracy ma postać ułamka, którego licznik wyrażający określony rezultat pracy jest podstawą obliczenia tego miernika, natomiast mianownik stanowi odpowiadającą temu rezultatowi podstawę odniesienia. W przypadku produktywności pracy treść licznika to całkowite rezultaty pracy, reprezentujące zarówno wartość nowo wytworzoną, jak i wartości przeniesione (w postaci zużytych surowców i materiałów oraz maszyn i urządzeń). Wielkość ta może być ujmowana w dwojakim znaczeniu, po pierwsze jako ilość wytworzonych produktów i usług materialnych, po drugie jako suma ilości wytworzonych wartości użytkowych10. Pomimo konieczności pokonania wielu trudności związanych z sumowaniem ilości wytworzonej produkcji, co okazuje się sprawą szczególnie skomplikowaną, zwłaszcza gdy produkcja obejmuje różnorodny asortyment wyrobów i usług, pierwsze ujęcie wydaje się bardziej adekwatne i konkretne, a tym samym bardziej przydatne do potrzeb analizy w skali mikroekonomicznej. Odrębnego wyjaśnienia wymaga mianownik relacji określający poziom produktywności pracy. Wyraża on wielkość nakładów pracy żywej poniesionych w celu osiągnięcia danych rezultatów produkcyjnych. Przyjmując to pojęcie, należy podkreślić, że praca żywa jest z reguły pracą zorganizowaną i wykonywaną w określonych układach techniczno-społecznych. Stąd też wszelkie zmiany w obszarze techniki, organizacji pracy oraz stosunków społecznych znajdują swój wyraz w obniżeniu lub we wzroście ponoszonych nakładów pracy żywej, a w konsekwencji tego w odpowiednich zmianach produktywności pracy. 10 Produkty i usługi materialne stanowią rezultaty ilościowo policzalne, natomiast wartość użytkowa (użyteczność) nie jest wymierna ilościowo, a zatem nie można jej bezpośrednio zmierzyć. Por. Z. Fiejka, Wydajność pracy w przemyśle polskim, PWE, Warszawa 1962, s. 12-14; J. Jagas, Czynniki determinujące wydajność pracy, Wydawn. WSP w Opolu, Opole 1975, s. 9-10. Walory ujęcia ilościowo przeliczalnego akcentują szczególnie: J. Kordaszewski, O. Lange, A. Banasiński. Por. J. Kordaszewski, Praca i zatrudnienie w przemyśle, PWE, Warszawa 1969, s. 8-9; O. Lange, Ekonomia polityczna, t. I, PWN, Warszawa 1967, s. 26; O. Lange, A. Banasiński, Teoria statystyki, PWE, Warszawa 1968, s. 216-218. W wielu rozważaniach stosuje się również szersze ujęcie rezultatów produkcyjnych, rozumiejąc przez nie ilość wytworzonych wartości użytkowych. Przedstawicielami takiego poglądu są m.in.: J. Jagas, B. Minc. Por. J. Jagas, Czynniki determinujące wydajność pracy, op. cit., s. 12-13; B. Minc, Systemy ekonomiczne, t. I, PWN, Warszawa 1975, s. 429-430. 178 R. Piętowska-Laska Nakłady pracy, o których mowa, mogą być ujmowane dwojako – w sposób kosztowy lub zasobowy11. Ujęcia te nie wykluczają się, lecz uzupełniają, toteż w badaniach oba zasługują na uwzględnienie12. W ujęciu kosztowym nakłady te wyraża faktycznie zużyty czas pracy bądź koszty pracy, natomiast w ujęciu zasobowym są one określone przez wielkość zasobów siły roboczej zaangażowanych w procesie produkcyjnym w ciągu pewnego okresu. Reasumując przeprowadzone rozważania na temat produktywności pracy jako kategorii ekonomicznej, wypada sformułować ostatecznie jej określenie. Wydaje się to tym bardziej potrzebne, że pojęcie to rozumiane jest w literaturze przedmiotu niejednoznacznie, a niejednokrotnie bywa nawet stosowane zamiennie z wydajnością pracy13 bądź efektywnością pracy, jak podają: J. Jagas, F. Krawiec, A. Łukaszuk14. W. Fronczak, M. Minc i J. Zieleniewski15 uważają jednakże, iż nie należy utożsamiać produktywności pracy z wydajnością pracy. Zatem produktywność pracy oznacza stosunek ilości wytworzonych w danym okresie produktów do poniesionych w tym celu nakładów pracy żywej. Poniesione nakłady pracy żywej odnoszą się do rozpatrywanego okresu, w którym wytworzone zostały wspomniane produkty, z drugiej zaś strony do zespołu wytwórców, którego dotyczy pomiar produktywności pracy. 11 12 13 14 15 Por. A. Melich, Efektywność gospodarowania, op. cit., s. 74. Twierdzenie takie jest zgodne ze stanowiskiem Międzynarodowej Organizacji Pracy. Por. Mierzenie wydajności pracy, ILO, Warszawa 1973, s. 25-33. Pojęcie produktywności było utożsamiane z wydajnością głównie z tego powodu, gdyż w większości słowników angielsko-polskich, a także publikacji z ostatnich dziesięcioleci, a zwłaszcza do 1990 roku, angielski termin productivity był tłumaczony jako wydajność, a gdy występował w odniesieniu do pracy żywej traktowano go jako wydajność pracy. Jednakże w obecnych warunkach jest to niewystarczające. Na przestrzeni ostatnich czternastu lat nastąpił szybki rozwój technologii, automatyzacji, a także robotyzacji procesów produkcyjnych, co pociągnęło za sobą zmianę roli pracowników, ich wielkości zatrudnienia, jak również struktury kadry pracującej, dlatego też zachodzi konieczność nowoczesnego pojmowania produktywności, zwłaszcza w aspekcie związanym z pracą żywą. Wydajność pracy oznacza stosunek ilości wytworzonych w danym okresie produktów i usług materialnych do poniesionych w tym celu nakładów pracy żywej (bądź czasu pracy żywej), efektywność pracy zaś to odpowiadający tej ilości stosunek nowo wytworzonej wartości produkcji do tychże nakładów pracy. Por. J. Unolt, Kwalifikacje a wydajność i jakość pracy w przemyśle, op. cit., s. 17-18; J. Jagas, Czynniki determinujące wydajność pracy, op. cit., s. 11-12. Stosowanie zamiennie pojęć produktywności pracy, wydajności pracy oraz jej efektywności podaje wielu autorów, jak np. J. Jagas, Wydajność pracy. Uwarunkowania systemowe, Wydawn. TiT, Opole 1995, s. 15-22; F. Krawiec, Wpływ czynników osobowych na wydajność pracy robotników w przemyśle, PWE, Warszawa 1971, s. 15; A. Łukaszuk, Wydajność i efektywność pracy, „Życie Gospodarcze”, 1980, nr 3, s. 4. Por. W. Fronczak, Problemy zatrudnienia i płac w roku 1966, „Gospodarka Planowa”, 1967, s. 1; M. Minc, Problemy mierzenia i analizy wydajności pracy, „Przegląd Technologiczny”, 1959, nr 11 (numer specjalny), s. 4; J. Zieleniewski, Produktywność pracy, „Materiały i Studia”, z. 7, Wydawn. TNOiK, Warszawa 1959, s. 3-4, 17-18; tenże, Prakseologiczne problemy wydajności i produktywności pracy, [w:] Dynamika wydajności pracy w świetle prakseologii, Zakład Prakseologii PAN, PWN, Warszawa 1972, s. 34-35. Produktywność pracy ... 179 Można oczekiwać, że tak sprecyzowane pojęcie będzie przydatne do analizy czynników produktywności pracy w procesie zarządzania produkcją. Poddane analizie zagadnienie produktywności pracy wydaje się uzasadnione tym, że jest ona kategorią ekonomiczną, która przedstawia bardziej syntetyczne i ekonomiczne, niż wydajność pracy, zastosowanie pracy produkcyjnej i nieprodukcyjnej. Jak można wywnioskować z opracowania, produktywność to zagadnienie niezwykle rozległe, interdyscyplinarne i wielowątkowe. Jest ono zatem w sposób oczywisty związane zarówno ze sferą techniczną, organizacyjną, jak i społeczną każdego przedsiębiorstwa. Szczególne znaczenie w ogólnym dążeniu do wzrostu produktywności posiada produktywność pracy związana ze stanem i strukturą zatrudnienia w każdym przedsiębiorstwie. To właśnie w zakresie czynnika ludzkiego upatruje się współcześnie największych rezerw w podnoszeniu efektywności i konkurencyjności przedsiębiorstwa. Mówiąc o produktywności pracy, nie należy jednak zapominać o tym, że nadal pozostaje istotne pytanie o sposoby uzyskiwania jej wzrostu. Nadal żywe są obawy przed nadmierną eksploatacją sił pracowników. Ich wynikiem są silne opory przed wprowadzaniem mechanizmów powodujących wzrost poziomu produktywności. Zaprezentowane w opracowaniu podejście do produktywności pracy i jej mierniki powinny być rutynowymi narzędziami kadry kierowniczej w zarządzaniu przedsiębiorstwem. Prawidłowy rozwój i tworzenie programów poprawy produktywności powinny przyczyniać się do powstawania tzw. kultury produktywności oznaczającej specyficzny zbiór norm, wzorów działania oraz klimat w organizacji, jak i w całym społeczeństwie. Dlatego też, jak wskazują doświadczenia krajów dobrze rozwiniętych, tylko na tej drodze jest możliwy szybki i powszechny wzrost poziomu życia społeczeństw. PRODUCTIVITY OF WORK IN MEASUREMENT OF ECONOMIC PERFORMANCE OF INDUSTRIAL ORGANIZATION Summary The article presents the model of analysis and the measures of economic performance of enterprise. This paper describes the productivity of work on the background different measures of economic performance, and especially in connection with profitability, effectiveness and efficiency. It was underlined also the important role of productivity of work in dynamization of performance management as also in achieving the necessary competitive superiority of enterprises on national and international markets. Złożono w Oficynie Wydawniczej w maju 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Krzysztof PRENDECKI Politechnika Rzeszowska POZOSTAŁOŚCI POLSKIEJ RZECZYPOSPOLITEJ LUDOWEJ W III RZECZYPOSPOLITEJ Z wieloma elementami PRL-owskiego okresu wciąż mamy do czynienia w III Rzeczypospolitej. Zjawiska, które miały miejsce już wcześniej w historii czy w innych krajach, zwłaszcza tzw. drugiego i trzeciego świata, takie jak: korupcja, biurokracja czy zanik etyki pracy, w minionym ustroju, na terenie naszego kraju przybrały formę na skalę masową. Powstanie III Rzeczypospolitej stwarzało nadzieje na pozbycie się błędnych zachowań i zmianę mentalności społeczeństwa. Jak wykazano, w okresie transformacji wiele negatywnych zjawisk wcale nie znikło, a wręcz jeszcze bardziej się rozwinęło i nasiliło, tak jak ma to miejsce w przypadku biurokracji. 1. Wprowadzenie Co jakiś czas odżywają różnorakie tęsknoty za PRL-em, a sytuacja naszego kraju w dużej mierze swoimi korzeniami sięga poprzedniego ustroju, chociaż wydawałoby się, że spór o ocenę Polski Ludowej mamy już za sobą (główna debata przypadła na początek lat 90.), i że obecnie przechodzimy do dyskusji nad oceną polskiej transformacji. To wszystko w czasie, gdy mówi się o budowie IV RP, która na dzień dzisiejszy może okazać się niczym innym, jak kolejnym wcieleniem PRL-u. 2. Blaski i cienie systemu realnego realizmu Oceny dorobku minionego okresu dokonywało już wielu. Czy jest tak, jak sądzi I. Sierakowska, jakoby „PRL był okresem bezprzykładnego rozwoju w całej historii Polski”, czy tak, jak w dyskusji z postsolidarnościowcami wyraża się J. Oleksy, że „nie wszystko było takie złe w socjalizmie”? Oponenci wyżej wymienionych racji zwracają uwagę na analizę historyczną gospodarki PRL-u. Przykładowo: produkt krajowy, liczony w dolarach, na jednego mieszkańca w 1938 r. w Polsce wynosił 167, a np. w Portugalii 127. W 1989 roku w Polsce – 4728, a w Portugalii 80421. 1 zob. Ł. Czuma, Ekonomia miedzy socjalizmem a liberalizmem, Białystok 2001, s. 68; S. Michalkiewicz, Ulubiony ustrój Pana Boga, Warszawa 1996, s. 113. 182 K. Prendecki Okres PRL-u nie tylko nie skrócił dystansu dzielącego Polskę od krajów rozwiniętych, ale go powiększył. Aby dogonić gospodarczo Portugalię, potrzebujemy 20-25 lat. J. Fedorowicz przyznaje rację J. Oleksemu – nie wszystko było złe – ale dodaje, że w tym samym czasie kraje niedotknięte socjalizmem rozwijały się szybciej, bardziej i sensowniej2. L. Kołakowski twierdzi: „postęp cywilizacyjny (...) był mniejszy albo znacznie mniejszy niż w krajach o porównywalnym poziomie cywilizacyjnym przed wojną i nie zaletom ustroju PRL-owskiego trzeba go przypisać, ale raczej za tego postępu powolność i za gigantyczne marnotrawstwo go potępiać”3. O tym co pozostało, pisał F. Adamski w artykule „Sytuacja społeczno-moralna kraju u zarania Trzeciej Rzeczypospolitej i jej aspekty wychowawcze”. Autor sądzi, że kryzys społeczno-moralny powstały po PRL-u przejawiał się m.in.: zanikiem etyki pracy, brakiem poszanowania prawdy i zobowiązań, korupcją na dużą skalę, nieposzanowaniem życia nienarodzonych, alkoholizmem, wygórowanymi wymaganiami społeczeństwa nastawionego na branie, a jednocześnie niechętnego do ponoszenia trudów4. Przedstawiciele wielu dyscyplin naukowych ciągle jeszcze doszukują się pozostałości PRL-u. Architekt A. Basista pisze: „wiele się zmieniło, aczkolwiek w różnych dziedzinach stopień zmian nie jest jednakowy. Najszybsze i największe zmiany zaszły w dziedzinie handlu i podstawowych usług. Zupełnie inne są media. Można wyobrazić sobie czas, gdy wszystko będzie funkcjonowało normalnie, gdy ludzie nauczą się myśleć inaczej, ale nawet wówczas wokół nas wciąż pozostanie betonowe dziedzictwo – szara architektura czasu komunizmu”5. W kraju zauważalna jest przy tym wszystkim tęsknota Polaków za czasami minionymi, która wyraża się: • w kultowych produktach minionej epoki, takich jak: szampon Zielone jabłuszko, żyletki Rawa Lux, proszek Ixi, mydełko Jacek i Agatka, motocykl Junak, płyn Ludwik, napój Polokokta, cukierki Krówki, • w niezapomnianych serialach telewizyjnych: „Stawka większa niż życie”, „Czterej pancerni i pies” czy „07 zgłoś się”, których bohaterowie z braku porównania z idolami zachodu mogli się cieszyć ogromną popularnością, • w eksploatowaniu PRL-owskiej rzeczywistości na różnorakich wystawach, które wywołują niesłabnące zainteresowanie. 2 3 4 5 J. Fedorowicz, Wielka encyklopedia kapitalizmu, Warszawa 1997, s. 57. L. Kołakowski, PRL – wesoły nieboszczyk? [w:] Spór o Polskę 1989-1999. Wybór tekstów prasowych, red. P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 136. F. Adamski, Sytuacja społeczno-moralna kraju u zarania Trzeciej Rzeczypospolitej i jej aspekty wychowawcze, [w:] Socjologia i wyzwania społeczne, Kraków 2000, s. 64. A. Basista, Betonowe dziedzictwo, Warszawa – Kraków 2001, s. 7. Pozostałości Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej ... 183 Nostalgia za PRL-em rośnie wraz z nienajlepszą, „delikatnie” pisząc, sytuacją gospodarczą kraju. Według badań CBOS-u w 1996 r. co piąty Polak wróciłby do czasów PRL-u, w 1999 r. co trzeci, a na dzień dzisiejszy – co drugi badany opowiada się za cofnięciem minionego czasu. Zdając się na fakt, że zapominamy rzeczy złe, a pamiętamy dobre, w ramach wybiórczej pamięci czy amnezji narodowej – chcielibyśmy, jak podaje J. Winiecki: „kapitalizm na półkach sklepowych i socjalizm w pracy”. To właśnie jest nasza mentalność roszczeniowa i niechęć do obecnego systemu – kapitalizmu. Ultrasi liberalizmu uważają, że nie mogli się Polacy zniechęcić do kapitalizmu, bo takiego nie zaznali, a obecny ustrój to nic innego, jak połączenie władzy feudalnej i socjalistycznej. Czysty kapitalizm został wprowadzony ustawą o działalności gospodarczej w 1998 r. przez ministra M. Wilczka i premiera M.F. Rakowskiego6. A potem było już coraz gorzej – liczba koncesji z kilku nielicznych obowiązujących zwiększyła się (tylko do roku 1998) do 28. 3. Etyka pracy Święty Paweł mawiał: „kto nie chce pracować, ten niech nie je”. Natomiast w systemie PRL-owskim spłycono to określenie, a nawet zdeformowano: „kto nie pracuje, ten niech nie je”. Dalej w swych rozważaniach idzie M. Weber, który uważa, że słynna sentencja św. Pawła „obowiązuje bezwarunkowo każde7 go. Niechęć do pracy jest oznaką braku stanu łaski” . Jak zauważa W. Wilczyński: „Polski etos pracy, rozwijający się zupełnie nieźle miedzy dwiema wojnami, czyli w drugiej Rzeczypospolitej, załamał się w ostatnim półwieczu. Zanikła duma w wykonywanej pracy, zawodu, zanikło utożsamianie się pracownika z miejscem pracy. (...) Wszyscy wiedzieli, że w tym obozie nie liczyła się rzeczywista praca, a zwłaszcza indywidualny sukces. Ważne były „ideologiczne” deklaracje i odpowiednie znajomości”8. Wśród głównych grzechów polskiego pracownika wymienia się: niskie kwalifikacje, małą mobilność, negowanie potrzeby zdobycia kwalifikacji, niechęć do zmiany kwalifikacji, złą jakość pracy, brak samodzielności i zły stan zdrowia. Najistotniejsze problemy to: A. Zanik klasy robotniczej w Polsce. Tylko w latach 90. status robotnika straciło w Polsce co najmniej 5 mln osób. Odsetek robotników pracujących w wielkomiejskich fabrykach spadł w ostatnich pięciu latach z 40 do 27%. Ci, którzy pozostali to grupa 4-5 mln osób. Nie chcą oni być już nazywani robotnikami – są specjalistami, operatorami, asystentami9. 6 7 8 9 zob. A. Dudek, Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-2001, s. 25. Ł. Czuma, op. cit., s. 73. W. Wilczyński, Wrogie państwo opiekuńcze, Warszawa – Poznań 1999, s. 223. zob. A. Filas, Umarła klasa, „Wprost” z dnia 15.10.2000, s. 32. 184 K. Prendecki B. Mobilność Polaków. Jak podaje CBOS w 2000 r. w ciągu ostatnich 5 lat tylko 22% naszego społeczeństwa zmieniło pracę. Osoby, które decydują się na zmianę miejsca pracy, czynią to głównie z powodu niekorzystnej lokalizacji (7%), zmian organizacyjnych w firmie (22%), niezadowalającego wynagrodzenia (39%) i chęci zdobycia nowych doświadczeń zawodowych (65%). C. Wydajność pracy a płace. Polska jest krajem, w którym więcej się zarabia niż produkuje. Po części jest to dziedzictwo PRL-u. Jeżeli kilkadziesiąt lat żyliśmy w systemie, w którym gromadzenie majątku było nonsensem, ponieważ w każdej chwili można go było człowiekowi zabrać (przez pierwsze kilkanaście lat zabrać mogli także i człowieka), to musiało to wywoływać odruch psa Pawłowa. Dobrze oddaje to prawdziwie ludowa sowiecka czastuszka, której refren brzmiał: „Da jeliby, da piliby, da nie rabotaliby ni...”10. Przeciętny Polak pracuje niecałe 30 godzin tygodniowo (formalnie 42 godziny). Dzieje się tak dlatego, że nie pracuje aż przez trzecią część roku, czyli przez 122 dni11. Przez następne 11 dni w roku przebywa na zwolnieniu lekarskim. Prawie dwie godziny pracy traci codziennie na posiłki, świętowanie urodzin czy imienin, kosmetykę, czytanie gazet czy gry komputerowe. Pracownicy sektora publicznego dodają do tego pół godziny na zainstalowanie się do miejsca pracy rano oraz przygotowanie do wyjścia po południu. Zastanawiające jest to, że co szósty badany przez Pentor uważa, iż pracuje efektywnie 15 minut dziennie. Mimo że minęło 14 lat od upadku PRL, w Polsce, w sektorze państwowym, nadal się nie pracuje, lecz „chodzi do pracy”. Pracuje w nim co czwarty zatrudniony Polak (26,3%). Wytwarza on jedną trzecią tego, co produkuje jego kolega w sektorze prywatnym, a pensję dostaje prawie o 15% wyższą! Po prywatyzacji tę samą pracę mogłoby wykonywać trzy razy mniej osób. D. „Chorowitość” Polaków. Polscy pracownicy częściej przebywają na zwolnieniu lekarskim niż ich koledzy z krajów OECD. Koszty, jakie ponosi Polska z tego powodu, należą do jednych z wyższych w Europie. Autorzy najnowszego raportu Banku Światowego zwrócili uwagę na fakt, że w 1995 r. na zasiłki chorobowe wydano w naszym kraju dwa razy więcej niż w Niemczech i Belgii oraz pięć razy więcej niż w Wielkiej Brytanii, a wydatki na renty inwalidzkie są najwyższe w Europie12. Z analiz ZUS wynika, że ubezpieczeni coraz dłużej chorują. W 1991 roku przebywali na zwolnieniu średnio 18 dni, a pod koniec lat dziewięćdziesiątych już 20. Alarmujący wzrost absencji chorobowej zanotowano wśród prowadzących działalność gospodarczą. W 1991 roku chorowali oni średnio 14 dni, a w 1998 r. aż 38 dni. Zwiększa się także przeciętne wynagrodzenie wypłacane podczas choroby. 10 11 12 zob. M. Zieliński, Ojczyzna utracjuszy, „Wprost” z dnia 10.12.2000, s. 40. zob. J. Blikowska, Święto pracy, „Wprost” z dnia 04.05.2003, s. 60. D. Romanowska, Raj symulantów, „Wprost” z dnia 26.09.1999, s. 70. Pozostałości Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej ... 185 Częstsza niż w innych krajach Europy nieobecność w pracy nie wynika ze złej kondycji zdrowotnej Polaków. Wręcz przeciwnie. Wedle danych Światowej Organizacji Zdrowia, w latach 90. średnia długość życia Polaków wydłużyła się prawie o trzy lata. Przyczyna musi tkwić w kształcie i sposobie funkcjonowania systemów świadczeń chorobowych i inwalidzkich. Co piąta dokumentacja medyczna budziła wątpliwości kontrolerów pod względem zasadności kierowania pacjenta na zwolnienie. W 1998 roku Polacy chorowali ponad 252 mln dni. Najczęściej ze zwolnień lekarskich korzystają pracownicy państwowych firm oraz budżetówki – chorują prawie trzykrotnie częściej niż zatrudnieni w firmach prywatnych. W badaniu przeprowadzonym przez OBOP w 1999 r. tylko 17% ankietowanych uznało, że korzystanie z lewych zwolnień jest czymś nagannym. Lewe zwolnienie traktujemy tak: „jeśli jest okazja, to należy z niej skorzystać”. E. Bezrobocie z wyboru. Co drugi Polak w wieku produkcyjnym nie pracuje. W USA na jedną niepracującą osobę przypadają trzy pracujące, w krajach UE – dwie. Na cele socjalne Polska wydaje więcej niż słynące z rozbudowanej opieki socjalnej Szwecja, Norwegia, Luksemburg czy Niemcy!13 Z badań „Diagnoza 2003” wynika, że z trzech milionów zarejestrowanych bezrobotnych aż milion pracuje na czarno. Znaczyłoby to, że bezrobocie w Polsce wynosi 13,5%, a więc jest aż o sześć punktów procentowych niższe od rejestrowanego przez GUS14. W ostatnim roku nie sposób było znaleźć chętnych na 200 tys. stanowisk – wynika z szacunkowych danych urzędów pracy. W rzeczywistości wakatów może być znacznie więcej, gdyż nie wszystkie są zgłaszane. Brzmi to jak ponury żart, ponieważ pracy nie ma prawie trzy miliony Polaków. K. Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha mówi: „bezrobocie działa na takie osoby jak wirus żółtaczki: na początku wydaje się poważnym zagrożeniem, z czasem okazuje się, że można z nim żyć”. Im dłużej pobiera się zasiłek, tym mniejsza jest motywacja do podjęcia pracy – wynika z badań przeprowadzonych w 24 krajach na zlecenie Rady Europy – stąd tylu tam „etatowych” bezrobotnych. To cena, jaką płaci się za państwo opiekuńcze, powodujące, chociaż wolniej od komunizmu – korozję moralną. 4. Korupcja A. Kojder pisze o korupcji: „istotnym jej źródłem jest odziedziczone po PRL (i rozbudowane w RP) prawo przyznawania i udzielania przez ministerstwa i urzędy centralne rozmaitych dotacji, zezwoleń, koncesji, uznaniowych ulg, limitów, zwolnień oraz ustanawianie kontyngentów. Ta rozległa sfera uznaniowości, dowolności i nadmiaru kompetencji, którymi często dysponuje minister, wiceminister, dyrektor czy pojedynczy urzędnik, oddziałuje na kilkadziesiąt 13 14 zob. A. Piński, J. Piński, Zakład opieki aspołecznej, „Wprost” z dnia 20.04.2003, s. 45. zob. J. Solska, Plus minus bezrobotny, „Polityka” z dnia 10.11.2003, s. 21. 186 K. Prendecki gałęzi gospodarki narodowej. Jeśli zaś uzyskanie bardzo dochodowego kontraktu, limitu importowego, inwestycji rządowej czy koncesji zależy od podpisu ministra czy wiceministra, to jest oczywiste, że inwestorzy, importerzy, producenci lub przedsiębiorcy będą o ten podpis wszelkimi sposobami zabiegali. I tak też czynią, a wysocy urzędnicy o zużytym morale łatwo ulegają pokusie szybkiego wzbogacenia się”15. Przez cały czas zjawiskom korupcyjnym sprzyjał niedobór towarów na rynku i ich biurokratyczne rozdzielnictwo. Szczególnie widoczne jest to w przypadku dwóch dziedzin – zaopatrzenia w mięso i mieszkań. Największy zasięg miała afera mięsna w Warszawie, w wyniku której ostatecznie aresztowano ponad 400 osób. W 1972 roku straty spowodowane korupcją w przemyśle mięsnym szacowano na ok. 80 mln zł, a śledztwem objęto ponad 1000 osób. W znacznej części spółdzielni panowały zwyczaje, że 20% mieszkań oddawano do dyspozycji rad narodowych, 30% MO i wojska, a 20% przydzielało kierownictwo za łapówki. Oprócz afer na większą skalę istniała drobna korupcja i była zjawiskiem powszechnym (wręczanie czekolad, wódki, papierosów itd.). E. Wnuk-Lipiński pisze: „korupcja i złodziejstwo (w tym spektakularne afery gospodarcze) zdarzają się często, co nie oznacza, iż w PRL-u zjawiska te nie były równie silnie (a może nawet silniej) obecne, czego opinia publiczna nie była świadoma, bo nie istniała wolna prasa”16. Uświadamiamy sobie fakt, że to za czasów PRL-u powstały popularne polskie przysłowia ludowe, tj. „Jak się daje – to się kraje”, albo „Dziś tylko ryba nie bierze”, „Ręka rękę myje”. O ile wtedy odnosiły się one do drobnego cwaniactwa, o tyle w ostatnich latach stały się one regułami w polityce i biznesie. W III Rzeczypospolitej umarło śmiercią naturalną najbardziej rozpowszechnione z przekupstw PRL-u – przekupstwo w handlu i usługach. Nadwyżka podaży sprawiła, że klient już coś może. Wolny rynek i ograniczenie wpływu państwa okazało się lekarstwem nie do zastąpienia. Według organizacji międzynarodowej pod nazwą Transparency International Polska oceniana jest jako najbardziej skorumpowany kraj wśród krajów kandydujących do Unii Europejskiej z zaznaczeniem, że ta sytuacja z roku na rok się pogarsza. Obecnie Polska przesunęła się o 19 pozycji i wylądowała na 64 miejscu. Wynika z tego, że nasz kraj jest bardziej skorumpowany od Brazylii, Botswany czy Kuby. Dokonana w 2000 r. przez Najwyższą Izbę Kontroli ocena skuteczności ustawodawstwa antykorupcyjnego wypadła niezadowalająco. Do najbardziej zagrożonych korupcją obszarów, które powinny zostać objęte szczególnym nadzorem, zostały zaliczone: prywatyzacja, gospodarowanie majątkiem publicznym, 15 16 A. Kojder, W aurze korupcji, „Rzeczpospolita” z dnia 19.07.2001, s. 8. E. Wnuk-Lipiński, Kac po wygranej rewolucji, [w:] Spór o Polskę 1989-1999. Wybór tekstów prasowych, red. P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 161. Pozostałości Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej ... 187 działalność funduszy celowych i agencji, działalność służb celnych i administracji skarbowej. Wśród ankietowanych CBOS-u w 2000 r. najczęstsze jest przekonanie, że afery i korupcja nie są związane z rodzajem systemu politycznego, ani z tym jaka ekipa sprawuje władzę. Niemal jedna trzecia badanych (30%) sądzi, że – niezależnie od okresu – zawsze było tak samo. Prawie jedna czwarta (23%) uważa natomiast, że korupcji urzędników państwowych najbardziej sprzyjają obecne czasy. Odsetek osób sądzących, iż pod tym względem najgorzej było w okresie PRL-u, jest nieco wyższy niż liczba uważających, że w czasie rządów solidarnościowych w latach 1990-1993. 5. Podsumowanie Przypomina się jak L. Stomma pisał jak mało, nikczemnie mało zmieniliśmy się. III Rzeczpospolita ma na wytłumaczenie swoich bolączek i skarłowaciałego poczucia obywatelskiego wytłumaczenie w postaci derywującego dziedzictwa komunizmu – II Rzeczpospolita oskarżała o spuściznę zaborców. Aczkolwiek w czasach „władzy ludowej” prawie wszyscy prywatnie stwierdzali, że lepiej było przed wojną. Dziś większość Polaków uważa, że jest gorzej niż za komunizmu. W myśl zasady przypomnianej przez E. Skalskiego: „zawsze jest gorzej niż wczoraj”. Obecny rząd narzekał na poprzedni głównie za reformę służby zdrowia (kasy chorych), afery i dziurę budżetową. Dzisiaj sam zmienił służbę zdrowia w jeszcze gorzej funkcjonujący scentralizowany twór (NFZ), zadłużył się jeszcze bardziej, przewyższając w tym poprzedników, a w liczbie afer niechlubnie przegonił. REMAINS OF POPLE'S REPUBLIC OF POLAND IN THE THIRD REPUBLICK OF POLAND Summary We are still in close contact with many factors of PRL times. Occurrences, for example: corruption, bureaucracy, decay of work ethics which were already present in the earlier history of our country or in the third world countries, in the former political system took on the form on massive scale. The formation of III Rzeczpospolita created hopes for riddance of misleading attitudes and changes in social mentality. As it was proven during the transformation period, a large number of negative occurrences have not disappeared but they have improved and become more intense. Bureaucracy would be the perfect example for that. Złożono w Oficynie Wydawniczej w czerwcu 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Krzysztof PRENDECKI Politechnika Rzeszowska TĘSKNOTA ZA PRL-em A PAŃSTWO OPIEKUŃCZE W ŚWIETLE POSTĘPUJĄCEJ INTEGRACJI EUROPEJSKIEJ W artykule wykazano problem Polski po 15-stu latach transformacji. Okazuje się, że połowa naszego społeczeństwa tęskni za czasami opiekuńczego realnego socjalizmu, pomimo wejścia do Struktur Europejskiej. Wejście naszego kraju do Europy nie wiąże się z większym ryzykiem, gdyż kraje UE są państwami opiekuńczymi. Jednak nadmiernie rozbudowane państwo socjalne nie przynosi w dłuższym okresie sukcesów w gospodarce, z czym mamy do czynienia obecnie we Francji i Niemczech. „Lecz aby drogę mierzyć przyszłą, Trzeba nam pomnieć, skąd się wyszło.” Cyprian Kamil Norwid 1. Wprowadzenie Co jakiś czas odżywają różnorakie tęsknoty za PRL-em, a sytuacja naszego kraju w dużej mierze swoimi korzeniami sięga poprzedniego ustroju, chociaż wydawałoby się, że spór o ocenę Polski Ludowej mamy już za sobą (główna debata przypadła na początek lat 90.), i że obecnie przechodzimy do dyskusji nad oceną polskiej transformacji. To wszystko w czasie wejścia Polski do struktur europejskich i modelu, jaki Polska przyjmie lub przyjmuje w zjednoczonej Europie. S. Golinowska zauważa, że dyskusja nad modelem państwa opiekuńczego w Polsce była raczej wątła. W kręgach akademickich albo skupiała się na obronie koncepcji państwa opiekuńczego w ogóle (częściej), albo w zasadzie lekceważyła potrzebę sprawowania przez państwo funkcji socjalnych (wariant skrajnie liberalny). Poważnej debaty o modelu polityki społecznej nie przeprowadzono. W. Morawski zastanawia się, jaki mutant kapitalizmu wyłoni się w świecie postsocjalistycznym. 190 K. Prendecki 2. Tęsknota za PRL-em – próba rozumienia W najnowszym i wzbudzającym wielkie poruszenie sondażu „Gazety Wyborczej”, TVN i Radia Zet E. Gierek został uznany za polityka, który zrobił najwięcej dla kraju po drugiej wojnie światowej. Badania wskazujące na większe zasługi E. Gierka nie powinny dziwić. Już wcześniejsze badania wskazywały, iż większość Polaków akceptuje wprowadzenie stanu wojennego w większym stopniu niż w 1982 r., a gen. W. Jaruzelski jest uważany bardziej za bohatera i patriotę niż płk. R. Kukliński. Więc kolejnym krokiem było wyniesienie na piedestał pierwszego sekretarza nad wolnościowego noblistę. Już w 2001 r., tuż po śmierci E. Gierka, kiedy CBOS zapytał Polaków o ocenę działalności byłego I sekretarza PZPR, z sympatią wspominała go połowa respondentów. Wśród osób, które w 1980 r. miały co najmniej 18 lat, aż 63% oceniło go pozytywnie. Tym samym L. Wałęsa podzielił też los samej Solidarności negatywnie ocenianej przez rodaków. N. Davis zauważył, iż w stosunku do Solidarności wyraźnie widać fenomen polskiego paradoksu – miłości i jednoczesnej nienawiści do narodowych bohaterów. Doświadczyli tego król Stanisław August, marszałek J. Piłsudski, generał W. Sikorski. Im wyżej ktoś wystawał ponad narodową przeciętność, z tym większą siłą starano się go ściągnąć na bruk. A czasami ideał sam sięgał bruku. Z ostatniego sondażu zadziwia jedno. Jak pisze J. Anderman: „Dziś ludźmi wolnymi czuje się 71% uczestników sondażu (jedyny pozytyw III RP). Ograbieni z pieniędzy, poczucia bezpieczeństwa, przyjaciół, czasu, poczucia sensu życia, oblepieni łajnem wszechobecnego kłamstwa, czują się wolni. Mamy tu do czynienia albo z błędem, albo z przewrotnością, albo z gorzką ironią przepytywanych. Ewentualnie z szajbą”1. W. Kuczyński pociesza się, że „lepiej tęsknić niż smakować”, a T. Żukowski sądzi, że ten pośmiertny sukces PRL-u nie byłby możliwy bez śmierci samej PRL. Gdyby nie nastąpiła zmiana ustroju, nie wspominalibyśmy tamtych czasów tak dobrze. Mówimy, że przegraliśmy bitwę o pamięć, pojawiają się głosy o figlach czy pułapkach pamięci. A. Smolar pisze: „Pamięć nie jest historią. Pamięć jest z natury swej subiektywna, zmienna, cząstkowa. Każda grupa inaczej przeżywa przeszłość. Wymazuje wielkie jej połacie, nadaje nieproporcjonalne znaczenie jakimś fragmentom dla innych nieważnym. (...) Więc mamy pamięć kombatancką, dysydencko-radykalną – bardzo prawicową, jest pamięć tych, którzy domagają się uznania dla PRL-u, jest pamięć tych, którzy wolą o PRL-u nie mówić, bo teraźniejszość i przyszłość ważniejsze”2. 1 2 J. Anderman, Sens życia, „Gazeta Wyborcza” z dnia 08.06.2004, s. 16. zob. A. Smolar, Co będzie, jeśli wygra SLD? „Gazeta Wyborcza” z dnia 4-5.09.1993, cyt. za Spór o Polskę 1989-1999, red. P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 122. Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 191 E. Wnuk-Lipiński pisze: „Mamy tendencję do wypierania z pamięci tych fragmentów przeszłości, które mogłyby obniżyć naszą samoocenę, a idealizacji tych, które tę samoocenę podwyższają”3. Z badań OBOP-u z 2000 r. wynika, że tęsknimy za opiekuńczym państwem socjalizmu, obowiązkiem pracy i darmowymi wczasami pracowniczymi. Nie znaczy to jednak, że kusi nas powrót do pustych półek i kolejek przed sklepem. Z każdej epoki lubimy wziąć to co najlepsze. Tęsknotę za minionym systemem można dostrzec nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej. W Warszawie w 2002 r. odbyło się Międzynarodowe Spotkanie Pisarzy pt. „Pamięć, nostalgia, wymazywanie”. Intelektualiści zwrócili uwagę na dwie tęsknoty: „Czy jednak tęsknimy tylko za czasami komunizmu? Oczywiście nie. Nie mniej wyraźna bywa – nie do końca nazwana – inna tęsknota: za szczęśliwym początkiem, czasami przełomu, kiedy wierzyliśmy w nasze zwycięstwo. Pytano wtedy: Czy budować nową, własną wersję Europy postkomunistycznej? Wybrano jednak zwrot ku wartościom zachodnim: demokracji, wolnemu rynkowi, porzucając pomysły >>trzeciej<<, środkowoeuropejskiej drogi. Czy w tej >>westernizacji<< nie ponieśliśmy klęski, nie zatraciliśmy naszej tożsamości? Słowo >>kolonizacja<< pojawiało się w dyskusjach zaskakująco często. Może to poczucie bezradności wynika stąd, jak zauważył ironicznie jeden z uczestników spotkania, że <<nie znamy się sami, nie wiemy, czego chcemy<<”4. R. Markowski, politolog, sądzi: „W tej tęsknocie za socjalizmem, a głównie za czasem gierkowskim, przejawia się po pierwsze to, co widzimy w strukturze demograficznej. Po drugie to jest fenomen znany na całym świecie. Są takie badania z Ameryki Łacińskiej, w których się pokazuje, że w takim Paragwaju w najgorszych czasach dyktatury, ludzie po 30. latach tęsknili za pewnymi dziennikarzami, którzy byli apologetami tej dyktatury. To jest wspomnienie młodości. Ja wcale nie wierzę, że te 43% badanych Polaków chce powrotu socjalizmu. Gdybyśmy nie pytali dla zabawy, a ogłosili referendum, to myślę, że tych którzy by zagłosowali nawet za powrotem socjalizmu było by 5-10%. PRL już nie wróci na szczęście, bo to była z punktu widzenia różnych wartości ogólnoludzkich, jak i gospodarczych jedna wielka katastrofa. Ci, którzy poważnie teraz mówią, że w PRL-u było coś cennego, pokazują, że tak naprawdę są w naszym kraju ogromne zasoby niewiedzy ekonomicznej”5. J. Szacki pisze z kolei o „utopii czasu, kiedy odczuwamy stosunki istniejące jako stosunki złe, naturalnym niejako odczuciem jest ich porównywanie z innymi znanymi nam stosunkami, czego rezultatem jest najczęściej konkluzja: dawniej było zupełnie inaczej. Wykazujemy zadziwiającą skłonność do ideali3 4 5 E. Wnuk-Lipiński, Kac po wygranej rewolucji, „Dziennik Życie” z dnia 23.12.1996, cyt. za Spór o Polskę 1989-1999, red. P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 61. http://www.tygodnik.com.pl/numer/276022/kosiewski.html http://www.radio.com.pl/jedynka/news.asp?iID=3307 192 K. Prendecki zowania przeszłości. Chociaż nie potwierdzają tego przeważnie żadne fakty, trzymamy się uporczywie przesądu, że kiedyś ludzie byli zdrowsi i bardziej długowieczni, że kiedyś wszystko było tańsze, że kiedyś powszechniejsza była solidność i uczciwość itd. Okazujemy się przy tym oporni na wszelkie rzeczowe informacje. Alfred Sauvy powracał do tego mitu różowej przeszłości, pisał bez zgrozy, że ludzie nawet wtedy, gdy powracają wspomnieniami do okropności wojny, skłonni są do przyjmowania postawy: To były czasy!”6. Historyk prof. J. Eisler zauważa: „To nie jest nostalgia za Gierkiem, ani nawet za latami 70. To tęsknota za czasami, kiedy się mogło wbiec na czwarte piętro bez zadyszki. Dziś ludzie mojego pokolenia, którym młodość wypadła w latach gierkowskich, są ministrami, profesorami, redaktorami naczelnymi i z rozrzewnieniem wspominają młodzieńcze popijawy, randki i zabawy. Pokolenie AK-owców też wspomina wojnę. Przecież nie dlatego, że tęsknią do nazizmu i okupacji, ale do czasów, kiedy to oni mogli wbiec na czwarte piętro bez zadyszki”7. Prof. J. Wilkin konkluduje: „Część osób marzących o cofnięciu wskazówek zegara dokonuje konfrontacji obecnego systemu z poprzednim. W ich przypadku PRL wygrywa z III RP. Wśród niezadowolonych są co najmniej dwie grupy: ci, którzy faktycznie żyją gorzej niż piętnaście lat temu i mają problemy z zapewnieniem sobie środków potrzebnych do normalnego egzystowania, oraz ci, których standard życia nie jest niższy, a często nawet wyraźnie wyższy niż w PRL-u, ale nie podoba im się, że ten system wymaga od nich zwiększonego wysiłku i zaradności. Woleliby sytuację, gdy – jak w okresie PRL-u – to państwo gwarantowało bezpieczeństwo socjalne, eliminując strach przed jutrem”8. 3. Niespełnione oczekiwania Pozytywny obraz tego okresu mąci przekonanie samych robotników, którzy jak wynika z badań z 1979 r., narzekali na utrudnienia w wykonywaniu codziennej pracy: 1) kolejki – 72,8%, 2) braki w dostawach surowców, narzędzi, energii, 3) płace – 55,3%, 4) zaopatrzenie bufetów, kiosków zakładowych – 53,4, 5) Warunki pracy – 52, 8%, 6) jakość maszyn – 51,2%. Do tej listy problemów związkowcy dorzucali oczekiwanie na poprawę swojej sytuacji w zakresie spraw płacowych – 47,3%, sytuacji mieszkaniowej – 38,8%, wielu wymieniało też pakiet spraw socjalnych9. 6 7 8 9 J. Szacki, Spotkania z utopią, Warszawa 2000, s. 91-92. http://www.nowe-panstwo.pl/nr_32_2001/32_temat_tygodnia.htm http://www.trybuna.com.pl/200405/d.htm?id=2931 Zmierzch socjalizmu państwowego. Szkice z socjologii ekonomicznej, red. W. Morawski, Warszawa 1994, cyt. za W. Widera, „Stare” związki zawodowe, s. 140. Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 193 I choć powszechnie się sądzi, że PRL była państwem opiekuńczym, to należy zwrócić uwagę na to, że wydatki socjalne na 1 mieszkańca w Polsce były najniższe. Na przykład w 1985 r. w Niemczech państwo wydawało na cele społeczne 3,7, a Austria 3,3 razy więcej niż w Polsce, Czechosłowacja 15, i Węgry 1,8 razy więcej. Generalnie można zatem stwierdzić, że zacofanie gospodarstw Polski znajduje swoje odzwierciedlenie również na poziomie wydatków socjalnych, oraz że niski, w przekroju krajów europejskich, poziom rozwoju gospodarstw idzie w parze z relatywnie niskim stopniem realizacji celów społecznych. Inaczej mówiąc, w przypadku Polski polityka społeczna czy też czynnik systemowy, któremu w przeszłości przypisywano duże znaczenie, nie niwelują, przynajmniej w sposób widoczny, negatywnych skutków zacofania gospodarczego w sferze społecznej10. Stwierdzić można, iż w świetle porównań międzynarodowych nieuprawniona jest teza o „nadopiekuńczym” charakterze państwa w Polsce. „Państwo socjalistyczne niewątpliwie nosiło charakter paternalistyczny, nie przeznaczało jednak na świadczenia społeczne większej części środków aniżeli rozwinięte państwa kapitalistyczne”11. Nadopiekuńczość państwa zachodnioniemieckiego ma inny charakter niż pozorowana nadopiekuńczość w Polsce minionego okresu, dotyczy bowiem nieznacznej części ludności kraju – w przeciwieństwie do nas. W Niemczech nadopiekuńczość jest dodatkiem państwa do aktywności gospodarczej i społecznej obywateli12. PRL-u już nie ma, nazwę wycofano, ale istnieją i przeszkadzają nam pozostałości PRL-u, takie jak prawo, własność, gospodarka, wytworzone przez PRL nawyki i obyczaje13. W „Nowym Życiu Gospodarczym” można było przeczytać artykuł I. Dryll „Zmierzch i... powrót robola”, a w nim znaleźć tezę, że brak w 1989 r. aktywnych „solidarnościowych” tłumów – podobnych tym z 1980 r. – „przesądził o... odejściu od zapowiadanej w roku 1989 przez pierwszy niekomunistyczny rząd społecznej gospodarki rynkowej na rzecz szokowego planu Balcerowicza”, odmiennego od programu wyborczego Komitetu Obywatelskiego, co sprawiło, że wkrótce po tym „klasa robotnicza (...) ustawiała się po zasiłek dla bezrobotnych”14. Tak jak słusznie zauważył A. Szczypiorski, że wielu ludziom się zdawało, że zmiana ma polegać na czymś innym. Czyli chcieli Polski realnego socjalizmu w sferze socjalnej i jednocześnie chcieli Polski kapitalistycznej w sferze pozio10 11 12 13 14 Państwo opiekuńcze. Polska na tle... s. 7-9. Ibidem, s. 25. J. Auleytner, Polityka społeczna pomiędzy ideą a działaniem, Radom 1994, s. 158. J. Karpiński, Wielka fikcja, „Tygodnik Powszechny” z dnia 08.01.1995, cyt. za Spór o Polskę 1989-1999, red. P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 135. W. Kuczyński, Czy robotników zdradzono, „Wprost”, 931/2000, s. 56. 194 K. Prendecki mu życia, wolności obywatelskich oraz wpływu jednostki na stan spraw publicznych. Autor „Początku” trafił w dziesiątkę – tego ludzkość na razie nie wymyśliła. Czyli, jak mawiał J. Winiecki, chcielibyśmy socjalizmu w pracy a kapitalizmu na półkach sklepowych. Czasem zdarzają się efemerydy systemowe typu Chiny, umiejętnie łączące komunizm z kapitalizmem. A na naszym kontynencie podaje się przykład Szwecji jako odpowiednika marzeń niektórych Polaków. Wolność odzyskana zawsze jest mniej piękna od tej ze zbiorowych marzeń. Podobnych rozczarowań doświadczali mieszkańcy II Rzeczypospolitej, gdy dość szybko okazało się, że nie spełnią się wizje idealistów i nie będzie to kraj szklanych domów, do których klucze dostaną wszyscy. W międzywojennej literaturze występował silny nurt rozrachunkowy, dyskredytujący „radość z odzyskanego śmietnika”. Z badań przeprowadzonych w połowie lat 80. wśród robotników przemysłowych wynika, że gospodarkę rynkową (ostra konkurencja pomiędzy przedsiębiorstwami, bankructwa, ograniczenie do minimum funkcji socjalnych państwa, brak gwarancji zatrudnienia, duże zróżnicowanie płacowe) popierało 30,8% badanych. Gospodarkę etatystyczno-opiekuńczą, pełne zatrudnienie, zmniejszenie różnic płacowych, likwidację sfer ubóstwa, umocnienie funkcji socjalnej państwa wspierało wówczas 50% badanych robotników15. Solidarność obiecała im inną Polskę niż obecna III RP: mniej wolnorynkową, bardziej opiekuńczą, zapewniającą pracę i wczasy nad morzem. 81% badanych przez CBOS w marcu 2003 r. oświadczyło, że oczekuje od państwa wysokiego poziomu świadczeń socjalnych. Z kolei z badań OBOP-u wynika, że prawie dwie trzecie Polaków uważa, iż za los ich rodziny przede wszystkim odpowiedzialne jest... państwo16. Do tego elektorat najbardziej liberalnej Platformy Obywatelskiej w 75% uważa, że państwo powinno spełniać szereg funkcji społecznych (maj 2003 r.). „Większość ludzi państwo dobrobytu identyfikuje z PRL-em, chociaż takie utożsamienie jest sztuczne. Tamto państwo nie spełniało podstawowych warunków welfare state – nie było państwem prawa, nie było demokratyczne i pluralistyczne, nie zezwalało na gospodarczą działalność prywatną, co powodowało biurokratyczny centralizm gospodarczy. Większość ludzi nie popiera państwa opiekuńczego jako idei, chcieliby go jedynie jako antidotum na własne problemy. Państwo dobrobytu interesuje ich tylko dlatego, że znajdują się w trudnej sytuacji i nie potrafią sobie z nią poradzić. Gdyby ich sytuacja się poprawiła, nie chcieliby wcale wspierać słabszych poprzez płacenie wysokich podatków”17. 15 16 17 L. Gilejko, M. Czarzasty, G. Nowacki, Robotnicy, reforma, rzeczywistość, Warszawa 1997, cyt. za Społeczeństwo w gospodarce, s. 171. A. Piński, J. Piński, Polak Polakowi pasożytem, „Wprost”, 1070/2003, s. 48. http://www.lewica.pl/?dzial=teksty&id=79 Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 195 Poseł A. Mańka w dyskusji pt. „Tęsknoty za państwem opiekuńczym” mówił: „Opiekuńczość PRL-u kojarzy się z opiekuńczością klawisza w więzieniu, który wprawdzie więzień jest otoczony troską o opierunek, o wyżywienie, ale niestety musi się stosować ściśle do pewnego więziennego reżimu i stosować się do widzimisię klawisza. I otóż jakie są skutki takiej sytuacji? No to, że żeby takiego więźnia potem przywrócić do normalności, trzeba go resocjalizować. (…) Polskie społeczeństwo jest w okresie takiej bolesnej resocjalizacji i musi ją po prostu przejść, wrócić do jakiejś normalności”18. 4. Świadomość ekonomiczna jako dziedzictwo minionego ustroju W kwietniu 2005 r. Instytut Spraw Publicznych przedstawił raport: „Świadomość ekonomiczna społeczeństwa i wizerunek biznesu”19. Wydawałoby się, że jest to optymistyczna wiadomość, gdyż około 40% badanych uważa, że „gospodarka rynkowa jest najlepszym systemem gospodarczym dla naszego kraju”, przeciwników wolnego rynku jest 25%. Niestety wraz z tym przekonaniem nie idą w parze dalsze poglądy wolnościowo-gospodarcze. Przykładowo: Ceny: Na pytanie czy ceny powinny być kształtowane przez rynek, czy regulowane przez państwo, większość opowiedziała się za rynkiem. Jednocześnie ceny rynkowe poparł co czwarty przeciwnik kapitalizmu, a regulacje państwowe – co siódmy zwolennik wolnego rynku. Zarobki: „Badani (77%) opowiadają się zdecydowanie za koniecznością ograniczenia zarobków osób najwięcej zarabiających”. Bezrobocie: Od 1991 roku o 20 punktów proc. zwiększył się odsetek twierdzących, że nie wolno w żaden sposób dopuszczać do bezrobocia (1991 – 29%, 2001 – 49%, 2003 – 48%), tylko dla niespełna 15% jest ono zjawiskiem normalnym w zdrowej gospodarce. Przekonania Polaków o funkcjonowaniu gospodarki nie zmieniły się wiele od czasów minionego systemu. Z analizy dokonanej przez A. Borkowskiego20 wynika, że byli tacy Polacy, którzy uważali, że nie należy zwalniać nieefektywnych pracowników, co prawda stanowili oni zdecydowaną mniejszość – 6,3% w 1980 r. (5,4% w 1989 r.). Jednak już inne zapatrywania mogą zastanawiać. Zasada, według której władze centralne powinny ustalać ceny detaliczne (jest ona wszak jedną z podstawowych cech gospodarki centralnie sterowanej), znalazła w 1984 r. 41,4% zwolenników, a w 1989 r. aż 72,2% (co tłumaczy się protestem przeciwko stałemu wzrostowi cen). A. Borkowski zauważa, że znaczna 18 19 20 http://www.radio.com.pl/jedynka/debaty/default.asp?idn=36 http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34474,2236014.html A. Borkowski, Zmiany przekonań na temat pożądanego ładu gospodarczego, [w:] Zmierzch socjalizmu państwowego. Szkice z socjologii ekonomicznej, red. W. Morawski, Warszawa 1994, s. 260-263. 196 K. Prendecki część respondentów uważa za pożądane zarówno elementy gospodarki centralnie sterowanej, jak i rynkowej, i używa terminu „niespójne preferencje ekonomiczne”, czyli w skrócie jest to dylemat „jak zjeść ciastko i je mieć”. Z kolei badania B. Cichowskiego i W. Morawskiego w latach 1986-1990, m.in. na temat opinii społeczeństwa polskiego w sprawach, którymi powinno zajmować się państwo, wynika, że państwo powinno: • zapewnić pracę każdemu, kto chce pracować – 90,2%, • kontrolować ceny – 87,8%, • kontrolować podwyżki cen – 81,7%, • kontrolować zyski przedsiębiorstw prywatnych – 72,3%, • pomagać przedsiębiorstwom, które mają trudności produkcyjno-ekonomiczne21. Z badań tych wynika również, że aż trzy czwarte społeczeństwa odrzuca ograniczenia wydatków na cele socjalne22. J. Winiecki przytacza i porównuje następujące badania. „Na pierwszy rzut oka odpowiedzi zasmucają bezmyślnością, czy – używając wcześniejszego, bardziej dyplomatycznego sformułowania – rozłącznością myślenia. Dobrzy ludkowie odpowiadają więc pozytywnie na przykład na pytanie: >>Czy państwo powinno dopłacać do górnictwa, aby chronić kopalnie przed bankructwem?<< (62% mówi tak, a tylko 27 nie). Ale kiedy okazuje się, że wspomniane w pytaniu państwo to także oni – to znaczy państwo Kowalscy – emocje słabną, a umacnia się rozum. I na pytanie: >>Czy zgodziłbyś się płacić dodatkowy podatek na ochronę miejsc pracy w górnictwie?<< 61% ankietowanych ludków mówi twardo – nie (tylko 28% – tak)”23. Zauważamy: po pierwsze – brak wiedzy. W tym względzie mamy dużo do zrobienia. Ponad 60,5% respondentów CBOS-u nigdy nie słyszało o Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), mimo to 46% Polaków twierdzi, że członkostwo w niej przyniesie nam więcej korzyści niż strat 24. Po drugie – nieskończone paradoksy: „Z sondażu PBS z maja 2003 r. widzimy pewien konflikt. Z jednej strony Polacy po wejściu do Unii oczekują wzrostu cen, wysokiego bezrobocia, spadku dochodów, spadku wartości złotego, braku możliwości oszczędzania, a z drugiej strony zdecydowana większość jest za wejściem do Unii”25. 21 22 23 24 25 W. Morawski, Modele reformy a zmiana systemowa w Polsce, [w:] Zmierzch socjalizmu państwowego. Szkice z socjologii ekonomicznej, red. W. Morawski, Warszawa 1994, s. 292. Ibidem, s. 294. J. Winiecki, Załatwione odmownie – pochwała głupoty, „Wprost”, 1051/2003, s. 51. M. Kłusak, Polityczne uwarunkowania polityki społecznej w okresie przejściowym, cyt. za „Wprost”, 754/1996, s. 29. zob. K. Rybiński, Czego Polak oczekuje po wejściu do UE, „Rzeczpospolita” z dnia 30.05.03, nr 125, s. 6. Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 197 Ale dlaczego mielibyśmy się dziwić, skoro wśród profesorów uniwersyteckich panują bardzo rozbieżne opinie na temat nurtujących współczesnych rozwiązań. Według S. Zawadzkiego polityka neoliberalizmu nie tylko nie dała spodziewanych rezultatów gospodarczych, lecz ponadto obniżyła poziom życia warstw żyjących z pracy najemnej. W rezultacie można zaobserwować w skali światowej tendencję do odchodzenia od modelu państwa liberalnego i tworzenia się modelu, w którym państwo ingeruje w życie gospodarcze i społeczne w interesie społecznym26. Prof. E. Leś z Instytutu Polityki Społecznej UW sądzi, że istnieje jednak inna opcja niż paradygmat neoliberalny. Zamiast demontażu publicznego systemu zabezpieczenia społecznego, transformacja systemu państwa opiekuńczego i formuła państwa subsydiarnego oparta na wzajemnej odpowiedzialności jednostki, wspólnoty, państwa i sektora prywatnego za bezpieczeństwo socjalne obywateli27. Jednak ta „transformacja systemu zabezpieczenia społecznego” odbywa się w stronę owego paradygmatu neoliberalnego, gdyż we wspólnej Europie pojawiają się rozwiązania, które zmniejszają wymiar opiekuńczy państwa. Takie kraje, jak Francja czy Niemcy, już w tej chwili niemogące udźwignąć ciężaru polityki socjalnej, szukają rozwiązań liberalizujących, zmniejszających te obciążenia, o czym informuje prof. B. Błaszczyk – prezes Centrum Analiz SpołecznoEkonomicznych CASE28. Na potrzebę głoszenia haseł liberalnych zwraca uwagę B. Urbaniak: „Upowszechnienie haseł liberalnych w polityce społecznej ma się przyczynić do stworzenia lepszej atmosfery dla nieuchronnych cięć w wydatkach socjalnych”29. Z kolei F. Fukuyama sądzi, że „pogłębia się różnica między amerykańskim a europejskim modelem gospodarczym. Czy zdominowana przez socjaldemokratów Europa może utracić konkurencyjność? Państwa europejskie znajdują się pod ogromną presją społeczną, gdyż starają się sprostać oczekiwaniom związanym z państwem opiekuńczym, zagwarantować jego powrót lub utrzymanie. Ograniczenia krajów zachodnioeuropejskich wynikają z >>opiekuńczego<< ustawodawstwa oraz wysokich oczekiwań społeczeństw przyzwyczajonych do rozmaitych świadczeń, długich urlopów etc. Tymczasem Polska, Węgry i Republika Czeska nie mają tych tradycji, mogą się więc opowiedzieć za bardziej liberalnymi rozwiązaniami gospodarczymi”30. 26 27 28 29 30 S. Zawadzki, Państwo o orientacji społecznej, Warszawa 1996, cyt. z recenzji J. Kowalskiego, „Polityka Społeczna”, 3/1997, s. 28. http://www.nowe-panstwo.pl/06_2003_miesiecznik/06_2003_opinie.htm http://www.radio.com.pl/spoleczenstwo/dyskusje.asp?id=62 B. Urbaniak, Zmiany w polityce społecznej po przejściu do gospodarki rynkowej, „Polityka Społeczna”, 3/1997, s. 8. K. Zieliński, Wiek demokracji, „Wprost”, 906/2000, s. 46. 198 K. Prendecki Ekonomista prof. P. Bożyk jest przekonany, że Polsce jest obecnie potrzebne rozsądnie działające państwo opiekuńcze, co oznacza odejście od realizowanego obecnie liberalnego monetaryzmu, a więc odstąpienie od gospodarki typu podażowego i przejście do gospodarki popytowej. 5. Krytyka państwa opiekuńczego L. von Mises, klasyk liberalizmu, już w 1953 r. pisał o „agonii państwa dobrobytu”. T. Congdon, główny ekonomista w londyńskiej firmie badawczo-konsultingowej Lombard Street Research, uważa „współczesne państwo opiekuńcze” za system rozwiązań politycznych umożliwiający rządom podnoszenie podatków i przeznaczanie ponad 40% dochodu narodowego na różnego typu świadczenia socjalne31. Dzisiejsze państwo bezpieczeństwa, babcine, czy też nazywane przez Z. Baumana „nianiusiowym” opiera się na bezpieczeństwie32. Eurolewica, która ze swej natury zawsze promowała programy socjalne, dzisiaj musi ciąć wydatki socjalne. Ironią losu jest fakt, że prawie wszędzie rola „bezwzględnych niegodziwców” przypadła rządom lewicowym33. Często przeciwieństwem „państwa opiekuńczego” jest „dziki kapitalizm”. I jak słusznie zauważa J. Sierpiński – nikt nie mówi o dzikim socjalizmie, choć z pewnością socjalizm w wydaniu Lenina, Stalina, Mao czy Pol Pota był o wiele bardziej barbarzyński i okrutny niż najbardziej bezwzględny kapitalizm. Amerykański filozof i religioznawca M. Novak mówi o szybkim rozwoju ekonomicznym, który jest sprawą systemu. Ludzie zdolni są do twórczości wszędzie, na całej ziemi. Jednak systemy, które wyzwalają tę twórczość, nie są już tak powszechne. W swojej encyklice poświęconej ekonomii „Centessimus Annus”, Papież Jan Paweł II zauważa, że nowoczesne państwo opiekuńcze jest często zbyt kosztowne, biurokratyczne i przynosi rezultaty przeciwne do zamierzonych. Stwierdza, że państwo takie zastępuje działalność charytatywną prywatnego sektora, przewyższającego je skutecznością. W 1842 roku M. Gogol w „Martwych duszach” doszedł do wniosku: „Ni z tego, ni z owego, niech tylko wiatr powieje, założymy nagle towarzystwo dobroczynności, opieki i licho wie jakie. Cel będzie piękny, a przy tym wszystkim nic z tego nie wyjdzie. Na przykład, przystępując do tworzenia jakiegoś towarzystwa dla biednych i ofiarowawszy znaczne sumy, natychmiast dla uczczenia tak chwalebnego postępku, wydajemy obiad dla wszystkich dygnitarzy miejskich, naturalnie za połowę ofiarowanych sum; za resztę wynajmuje się zaraz dla komitetu wspaniałe mieszkanie z opałem i stróżami, za czym z całej 31 32 33 http://abcnet.com.pl/pl/artykul.php?art_id=1424&dz_id=2&token Por. Z. Bauman, Ponowoczesny świat i jego wyznania, „Res Humana”, marzec – kwiecień 2003, nr 2(63), s. 26-32. J. Giziński, Koniec raju na ziemi, „Newsweek Polska”, 51-52/03, s. 106. Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 199 sumy pozostaje dla biednych pięć i pół rubla, a i tu co do podziału tej sumy nie wszyscy członkowie się ze sobą zgadzają i każdy wypycha jakąś swoją protegowaną”34. W rozprawie „O rządzie ograniczonym” jeden z czołowych współczesnych znawców liberalizmu – J. Gray – napisał: „państwo opiekuńcze w znanej nam postaci nie ma żadnej racjonalnej podstawy, idei przewodniej ani rzeczywistego uzasadnienia. Nie jest ono ani zespołem zabezpieczeń społecznych, ani instrumentem włączania klas niższych do społeczeństwa obywatelskiego, ani też skutecznym narzędziem służącym redystrybucji. Państwo opiekuńcze nie zmniejsza ubóstwa, lecz je instytucjonalizuje. Nie emancypuje klas niższych, lecz je uzależnia i zamyka w gettach (takich jak zespoły mieszkań komunalnych)”35. Z jednej strony pojawia się tęsknota za państwem, które odpowiada za godne życie obywateli: W. Churchill, odnosząc się do warunków życia Brytyjczyków, mówił „Widzę mało powodów do chwały dla imperium, które włada [morskimi] falami, a niezdolne jest spłukać wody w kanałach miejskich”36, a z drugiej ostra krytyka rządzących, w tej samej materii, tego samego męża stanu: „Każdy rząd, który jest dość silny, by dać ci wszystko, czego pragniesz, jest dość silny, by zabrać ci wszystko, co posiadasz”37. Jak trafnie spostrzega A. Gidens, nowoczesne państwo opiekuńcze nie powinno żywić, ubierać lub zapewniać mieszkań, lecz zabezpieczać warunki, w których obywatele są w stanie na własną rękę zapewnić sobie wszystko, co jest potrzebne do obywatelskiej efektywności. Państwo opiekuńcze zdaje się stać na straży bezczynności, nie tyranizuje – krępuje, ogranicza, osłabia, gasi, ogłupia i zamienia w końcu każdy naród w stado onieśmielonych i pracowitych zwierząt, których pasterzem jest rząd. W 1980 roku w Stanach Zjednoczonych obliczono, że gdyby cały budżet przeznaczony przez rząd na opiekę społeczną przeznaczono rzeczywiście na potrzeby ubogich z pominięciem kosztów utrzymania administracji – to przeciętna uboga rodzina osiągnęłaby dochód w wysokości 70000 dolarów rocznie. Na przełomie lat 60. i 70. państwo dobrobytu najostrzej krytykowała polityczna lewica. Jej główne zarzuty są następujące: • świadczenia nie docierają do tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy, ponieważ należą do grupy, która nie umie sformułować swoich żądań, • urzędnicy opieki socjalnej zapominają o najbardziej potrzebujących, • brak świadomości swoich uprawnień przez potrzebujących38. 34 35 36 37 38 M. Gogol, Martwe dusze, [w:] Zbiór opowiadań, Zielona Góra 2000, s. 134. P. Paliwoda, Antyliberalna Polska, „Dziennik Życie” z dnia 31.10.2000, s. 14. J. Wiśniewski, Pewniej i równiej, „Tygodnik Powszechny”, 21/2003, s. 15. A. Filas, S. Janecki, Wrogie państwo opiekuńcze, „Wprost”, 950/2001, s. 52. zob. Nordycki model, s. 107. 200 K. Prendecki Dziesięć lat później polityczna lewica stała się najgorętszym obrońcą państwa dobrobytu, a w ostatnim czasie państwo dobrobytu jest coraz ostrzej krytykowane przez polityczną prawicę39. Im więcej bezpieczeństwa socjalnego i nowych uprawnień socjalnych, tym bardziej człowiek staje się ubezwłasnowolniony i niesamodzielny, tym mniejsza jest gotowość do odpowiedzialności i samopomocy40. Państwo, które przyucza człowieka do tego, że nie musi się troszczyć o swój własny los, wychowuje ludzi biernych bądź agresywnych41. Według R. Ziemkiewicza: „System redystrybucji nie tworzy żadnej solidarności, ale wręcz przeciwnie – rozbija społeczeństwo na grupy interesów, zamieniając demokrację w swego rodzaju łupieski targ, a państwo – w pole starcia grupowych egoizmów. W starciu takim istnieją oczywiście grupy mające pozycję silniejszą od innych, mogące przeforsować swoje interesy kosztem grup słabszych – nie tylko więc nie realizuje państwo socjalne żadnego >>solidaryzmu<<, ale wprowadza wręcz swoisty, biurokratyczny darwinizm” 42. Duże wydatki na cele socjalne – to problem i najważniejsze wyzwania dla państw europejskich. A dla wielu ekonomistów rozwiązaniem jest ograniczenie roli państwa poprzez reformy, co już się dokonuje z wielkimi oporami. Jak zauważa o. M. Zięba w „Tertio Millennio adveniente” Jan Paweł II „krytykuje też państwo opiekuńcze, które – jak czasem wciąż chcielibyśmy wierzyć, kierując się naszym sentymentalizmem – rozwiąże wszystkie problemy społeczne. Nie rozwiąże. Natomiast Papież stawia przed nami zadanie trudniejsze, ale bardziej realistyczne: nie państwo, lecz społeczeństwo opiekuńcze”43. Niemiecki socjolog R. Dahrendorf zaznaczył: „Przez lata pomaganie słabszym, chorym, starym, bezrobotnym stawało się coraz droższe, aż wreszcie przekroczyło nasze możliwości. Nie stać nas na spełnianie wcześniejszych obietnic. Ludzie żyją zbyt długo, zbyt wcześnie przestają pracować, zbyt wielu jest bezrobotnych i zbyt wielkie są minimalne oczekiwania dotyczące naszej stopy życiowej, by ci, którzy pracują, mogli na to zarobić, płacąc choćby najwyższe podatki”44. Powstało błędne koło – z jednej strony zapewnia się wszystkim wykształcenie z wyższym włącznie, powszechny dostęp do opieki medycznej oraz zasiłki dla bezrobotnych z przymusu i wyboru. Z drugiej zaś nakłada nowe lub podwyższa dotychczasowe podatki, zwiększa składki i inne zobowiązania obywateli 39 40 41 42 43 44 Ibidem. J. Auleytner, Polityka społeczna..., s. 157. A. Lindbeck, cyt. za Nordycki model, s. 109. http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/EkonLit/030604publicystyka_a_1.html http://free.ngo.pl/wiez/6-99zieb.htm R. Dahrendorf, Nie o takiej śniliśmy Europie, „Gazeta Wyborcza” z dnia 1-2.06.1996, wywiad przeprowadził J. Żakowski, s. 27. Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 201 pracujących, którzy muszą utrzymywać coraz większą rzeszę ludzi pozostających pod opieką państwa45. Cele społeczne są często z natury sprzeczne z celami ekonomicznymi i gospodarczymi46. Obrazu pełnej krytyki dokonała S. Golinowska: • od końca lat 70. to państwo jest za drogie, co oznacza zbyt duży zakres redystrybucji, niszczy mikroekonomiczne bodźce do samodzielności, aktywności, przedsiębiorczości, • krytykuje sens prowadzenia polityki społecznej przez państwo (pozostawić inicjatywie prywatnej, samozaradności i instytucjom dobroczynnym), • uważa za wadliwe rozwiązanie kwestii socjalnych i strukturę interwencji socjalnej, • wytyka marnotrawstwo, • wysoki koszt – wysokie podatki i składki w krajach UE stanowią 42% PKB i mają tendencję wzrostową. W 1980 roku wskaźnik ten był o pięć punktów procentowych niższy niż obecnie (kraje skandynawskie – 50%, Wielka Brytania, Irlandia – 35%, USA – 28,5%), • konsekwencje zbyt dużej skali redystrybucji to podwójny negatywny skutek – po pierwsze powiększa się deficyt budżetowy, po drugie przedsiębiorstwa płacą wysokie podatki i nie mają dostępu do kapitału, • problemy w sferze socjalnej, rozbudowana opieka osłabiają indywidualną przezorność, zmniejszają zdolności adaptacyjne do trudniejszych warunków życia, a to obniża oszczędności i w konsekwencji inwestycje (ludzie nie muszą oszczędzać, bo państwo chroni je przed ryzykiem socjalnym), • rozbudowana polityka społeczna osłabia też więzi społeczne, zmniejsza rolę rodziny, prowadząc do pełnego zapewnienia bytu w sytuacji ryzyka choroby i starości. Uwalniając rodzinę od obowiązków w tej dziedzinie, ogranicza jej funkcje opiekuńcze i rodzina jako główna instytucja opieki w takiej sytuacji przestaje być potrzebna. To m.in. osłabia motywację do zawierania małżeństw i rodzenia dzieci. Przyczynia się do starzenia społeczeństwa. S. Golinowska, podsumowując, stwierdziła: „Potrzeba zachowania i(lub) uzyskania konkurencyjności gospodarczej w świecie znacznie bardziej otwartym na niż kiedyś świecie globalnym, wymusza mniejszą redystrybucję i mniejsze wydatki socjalne”47. 45 http://www.1praca.gov.pl/przeglad.php?id_doc=1299&archiwum=1 M. Księżopolski, Modele polityki społecznej, Katowice 1998, s. 25. 47 por. S. Golinowska, Od państwa opiekuńczego (welfare state) do państwa wspierającego prace (work fare state), [w:] Praca i polityka społeczna wobec wyzwań integracji, B. Balcerzak-Paradowska, Warszawa 2003, s. 18-19. 46 202 K. Prendecki 6. Podsumowanie U zarania III RP postsolidarnościowa elita uznała, że wzorcem transformacji nie będzie dla nas Ameryka czy Wielka Brytania, ale Europa Zachodnia. Cel został zrealizowany. Akurat w chwili, gdy nowy polski rząd myśli, jak załatać ogromną dziurę budżetową i zlikwidować bezrobocie, ministrowie krajów strefy euro głowią się nad... niekontrolowanym wzrostem deficytów budżetowych i dwucyfrowym bezrobociem48. Stany Zjednoczone nie starały się nigdy ustanawiać prymatu potrzeb społecznych nad zasadami gospodarki. „Właśnie dlatego przed każdym amerykańskim domem stoi samochód, a przeciętny Amerykanin kupuje rocznie kilka par butów. W Indiach, których rząd walczy o sprawiedliwość społeczną, większość społeczeństwa chodzi boso” – napisał L. von Mises49. Poziom polskich wydatków socjalnych w stosunku do PKB jest bliski całym wydatkom USA i o wiele wyższy od poziomu wydatków krajów wysoko rozwiniętych, kiedy te były na podobnym etapie rozwoju co teraz Polska. W 1997 roku w Niemczech czy w Holandii wydatki nie przekraczały poziomu 25% PKB, w Wielkiej Brytanii nieznacznie przekraczały 20% PKB, a w USA wynosiły 16% PKB. W Polsce w 1997 r. wyniosły 28,4% PKB. Wysoki udział wydatków socjalnych w dochodzie narodowym wynika przede wszystkim z tego, że większość programów socjalnych jest źle adresowana. Polski system świadczeń społecznych jest jednym z najbardziej „nieszczelnych” w Europie. Problem polskiej gospodarki wynika naprawdę nie z tego, że panuje u nas „wilczy kapitalizm”, ale z tego, że Polska jest państwem socjalnym, w którym wiele świadczeń trafia nie do tych, którzy ich najbardziej potrzebują50. Doszło również do wielkich zmian socjalnych – staliśmy się państwem patologicznie opiekuńczym: o połowę wzrosła liczba osób utrzymujących się z rent, emerytur i zasiłków. Na 100 pracujących Polaków przypada 87 emerytów, rencistów i klientów opieki społecznej. W co drugim gospodarstwie domowym pieniądze, które wypłaca państwo, stanowią główne źródło dochodu rodziny. O 5 mln zmniejszyła się także liczba osób utrzymujących się z pracy. Taki obraz Polski wyłania się z danych spisu powszechnego przeprowadzonego w maju 2002 r.51. R. Gwiazdowski wyjaśnia: „Od początku istnienia III RP nie umiano zerwać z największym kłamstwem PRL-u, że państwo i samorząd są od tego, aby nieść obywatelom pomoc. Zapomniano, albo wręcz nie chciano pamiętać, o mądrych słowach T. Jeffersona, że Pan Bóg pomaga tym, którzy potrafią pomóc sobie sami. Opowiadano zaś o tym, jak państwo ma pomagać najuboż48 49 50 51 R. Ziemkiewicz, Kapitalizm bez kapitalizmu, „Wprost”, 987/2001, s. 21. J. Giziński, T. Zachurski, Ameryka głupcze, „Wprost”, 964/2001, s. 36. R. Petru, Polska – państwo socjalne, „Gazeta Wyborcza” z dnia 30.11.2001, s. 30. A. Piński, J. Piński, Naród socjalholików, „Wprost”, 1074/2003, s. 24. Tęsknota za PRL-em a państwo opiekuńcze ... 203 szym i potrzebującym, i że jest to jego powinność. Założono, niestety, że wszyscy działacze państwowi i samorządowi poświęcą się działalności publicznej, a nie prywacie. Jak pokazuje dzisiejsza rzeczywistość, było to założenie błędne”52. „Polska składa się z trzech nierównych połówek” – żartobliwie ocenił S. Żeromski powstałą w 1918 r. II Rzeczpospolitą. Pisarz miał na myśli to, że każdy z byłych zaborów wykształcił w praktyce odrębną grupę etniczną (mimo że wszyscy byli Polakami), odrębne prawo, obyczaje, infrastrukturę. Czternaście lat po obaleniu komunizmu nasz kraj składa się z dwóch nierównych części53. Badania opinii publicznej ujawniają bardzo niepokojący rys polskiego społeczeństwa – trwały podział na tych, którzy są ze zmian ustrojowych zadowoleni, i tych którzy są głęboko niezadowoleni54. Do UE wchodzą dwie Polski. Pierwsza jest zasobna, nieźle wykształcona, zna Europę i teraz uważa, że otwiera się wielka szansa. Druga ma wykształcenie podstawowe lub zawodowe, niskie dochody, mieszka w małym miasteczku lub blokowisku większego miasta, w którym upadły wszystkie zakłady pracy. Czasami żyje z niezarejestrowanego handlu lub pracy na czarno. Jest sfrustrowana, gdyż nie dostrzega w swym otoczeniu żadnych szans na życie. W pierwszej Polsce mieszka co czwarty Polak, w drugiej ponad połowa55. Możliwe są dwa scenariusze przyszłości UE. Pierwszy to izolowanie się Europy podnoszącej podatki i chroniącej swój styl życia. Drugi to niestety nierealna, radykalna realizacja strategii lizbońskiej. NOSTALGY TO PRL VS. MODEL OF „WELFARE STATE” IN THE LIGHT OF PROGRESSING EUROPEAN INTEGRATION Summary In the article there are described the problems of Poland after 15 years of transformation. It proves that the half of our sociaty is missing the: „welfare state” times of real socialism. The entrance of aur country to europe is not linked to any risc as the countries of EU are „welfare state” countries. However overdeveloped social country is not successful too as we can presently find out in France and Germany. Złożono w Oficynie Wydawniczej w czerwcu 2005 r. 52 53 54 55 R. Gwiazdowski, Polskie kłamstwa, „Wprost”, 1082/2003, s. 18. A. Piński, J. Piński, op. cit., s. 24. E. Mokrzycki, Młot związkowy, kowadło demokracji, „Gazeta Wyborcza” z dnia 28-29.10.2000, s. 10. zob. W. Gadomski, Pasażerowie Arki Noego, „Gazeta Wyborcza” z dnia 30.04-03.05.2004, s. 15-16. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Hanna SOMMER Politechnika Rzeszowska SYMBOLICZNE ASPEKTY KULTURY ORGANIZACYJNEJ W PRZEDSIĘBIORSTWIE (NA PRZYKŁADZIE RZESZOWSKIEJ WYTWÓRNI SPRZĘTU KOMUNIKACYJNEGO) W artykule omówiono najbardziej widoczne formy kształtowania się kultury organizacyjnej w przedsiębiorstwie, związane z jej symboliką. Pojawiają się aspekty rytualne funkcjonujące w firmie, zwyczaje i obyczaje, a także opowieści z życia organizacji. 1. Wprowadzenie Organizacja tworzy swoją specyficzną kulturę, której elementami wyróżniającymi ją spośród innych kultur są symbole, mity, rytuały, normy i wartości. Elementy te wytwarzają specyficzną atmosferę, kształtują stosunki pomiędzy pracownikami, pracownikami a kierownictwem, pracownikami a klientami, uczą reagowania na zachodzące w organizacji i jej otoczeniu zmiany oraz pozwalają odróżnić członków jednych grup od drugich. 2. Aspekty rytualne funkcjonujące w firmie – święta zakładu Problem rytuału jest definiowany w literaturze przedmiotu na wiele sposobów i jak słusznie stwierdza A. Marcinkowski (2000, 136) zarówno „rytuały, jak i symbole występujące w przedsiębiorstwie, są ważnym źródłem symptomów kulturowych”. Jeden z pionierów zajmujących się zjawiskiem kultury organizacyjnej w przedsiębiorstwie G. Hofstede (2000, 377) pisze, że „rytuały – to zbiorowe zachowania, postrzegane przez członków danej grupy jako społecznie niezbędne, mimo iż odgrywają jedynie rolę obrządku niemającego bezpośredniego wpływu na osiąganie celów”. „Dzięki rytuałom (Strategor, 1999, 517) społeczność czuje się całością, a dokładne ich przestrzeganie służy jednostkom do zaspokajania potrzeby bezpieczeństwa przez manifestowanie swojej przynależności 206 H. Sommer do grupy”. Z kolei S.P. Robbins (1998, 419) zauważa, że „rytuały są to powtarzane sekwencje działań, wyrażające i wzmacniające podstawowe wartości organizacji, wskazujące na to, które cele są ważne i którzy ludzie są potrzebni, a którzy zbędni”. W najciekawszy sposób powyższą kwestię analizuje K. Konecki (1994, 123), posiłkując się H. Tricem i J. Beyerem (1985, 372), który pisze, że „pojęcie rytuału (...) odnosi się do zorganizowanego i zaplanowanego działania, które posiada konsekwencje zarówno praktyczne, jak i ekspresyjne. Działania te są względnie zestrukturalizowane i posiadają elementy teatralne (dramatic) oraz łączą różne formy kulturowej ekspresji w jednym wydarzeniu, będącym ogniwem w sieci społecznych interakcji, zwykle przedstawionych wobec jakiejś publiczności”. Powyższe działania są zdaniem B. Turnera, (1971, 18) „stylizowane i często sformalizowane oraz powtarzalne w czasie”. Konecki dokonuje ponadto wyróżnienia sześciu głównych typów rytuałów organizacyjnych. Wymienia on: • „rytuały przejścia, w których jednostka w uroczysty sposób zmienia swój status i zostaje wprowadzona w nowy wzór stosunków społecznych odmienny od tego, w którym do tej pory uczestniczyła (...), • rytuały degradacji, których celem jest odebranie pewnym członkom organizacji niektórych społecznych tożsamości oraz władzy, • rytuały nagradzające osiągnięcia, dostarczające kierownictwu sposobności, by udramatyzować i podkreślić osiągnięcia i zachowania pracowników, które kierownictwo szczególnie ceni i które są zgodne z wartościami kultury danej organizacji. Rytuały te są mechanizmami wzmacniającymi zachowania pożądane z punktu widzenia kierownictwa. Podczas rytuału ich bohaterzy otrzymują nagrody, dyplomy awansu itp., które informują, motywują i inspirują nie tylko samych zainteresowanych w danej chwili, ale także innych pracowników (...), • rytuały redukcji konfliktu, ceremonie te pozwalają utrzymać równowagę w stosunkach społecznych, które nabierają charakteru konfliktowego. Przykładami takich rytuałów mogą być spotkania zespołów rozwiązujących konflikty pomiędzy menedżmentem a związkami zawodowymi (...), • rytuały integracyjne, zmniejszające animozje wewnątrzgrupowe w miarę jak rośnie intensywność interakcji podczas rytuału. Zwykle rytuały te związane są ze wspólnym spożywaniem posiłków, piciem alkoholu, tańcem, słuchaniem muzyki oraz innymi działaniami rekreacyjnymi organizowanymi z okazji rocznic, festiwali itp. Podczas rytuału dąży się do wywołania uczucia wspólnoty, które wiąże członków danej grupy i motywuje ich do podtrzymywania ciągłości grupy (...), • rytuały odnowienia, służą odświeżeniu społecznej struktury i zwiększają efektywność jej funkcjonowania. Szczególne ma to znaczenie w chwili, gdy organizacja zmienia swą kulturę i wartości. Często rytuały te wzmacniają istniejący system władzy. Mają one raczej charakter kon- Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 207 serwatywny niż kreatywny (...). Często rytuały te przekazują publiczności znaczenia o społecznych dystansach i hierarchii” (Konecki 1994, 123-124). Cytowany badacz powyższe rodzaje rytuałów odniósł do organizacji i przedsiębiorstw funkcjonujących w jednym z najpotężniejszych (jeśli nie najpotężniejszym) gospodarczo kraju globu, a mianowicie Japonii. W tym artykule skupiono się na wybranych aspektach rytualizacji życia w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Rzeszowie. Stąd też pierwsze pytanie zadane respondentom dotyczyło świąt zakładowych obchodzonych cyklicznie w firmie (tab. 1.). Tabela 1. Święta zakładowe a pochodzenie społeczne badanych respondentów (w %, dla N = 456 = 100%) Święta zakładowe obchodzone w przedsiębiorstwie Pochodzenie społeczne chłopskie robotnicze inteligenckie ogółem N = 162 = 100% N = 234 = 100% N = 60 = 100% N = 456 = 100% Tak; jeżeli tak, jakie (proszę podać nazwę) – Dzień WSK (Lotnictwa) – sierpień, święto obchodzone jest w każdym roku 85,2% 94,9% 100,0% 92,1% Nie 3,7% 2,6% - 2,6% Nie wiem 11,1% 2,6% - 5,3% Źródło: badania własne dla Chi^2, 20,7; p = 0,0004; V. Cramera 0,150498; C. Pearsona 0,254959; df = 4. Absolutna większość badanych szeregowych pracowników WSK (niezależnie od pochodzenia społecznego) udzieliła odpowiedzi na postawione w ankiecie pytanie. Zakład ma bowiem swoje święto, obchodzone niezwykle uroczyście i cyklicznie każdego roku. Jest to „Dzień WSK (Lotnictwa) – impreza odbywa się w drugiej połowie sierpnia”. Powyższą kategorię odpowiedzi zaznaczyło 85,2% respondentów legitymujących się pochodzeniem chłopskim, 94,9% – pochodzeniem robotniczym i aż 100% badanych o pochodzeniu inteligenckim. Jest to – jeśli można użyć takiego zwrotu – absolutny rekord w tych badaniach, bowiem nie udało się odnotować dotychczas takiej jednomyślności wśród ankietowanych pracowników WSK. Powyższe rezultaty świadczą dobitnie, jak ogromną rolę przypisują badani zakładowemu świętu. Widać, że jest ono mocno wpisane w kalendarz uroczystości obchodzonych w przedsiębiorstwie. Ponadto powyższe wypowiedzi świadczą o tym, iż wśród przebadanych jest niewiele takich osób, które w tej imprezie nie biorą czynnego udziału. Odsetek respondentów jest tu zbyt mały, aby wysnuć jakieś głębsze uogólnienia. Menedżerowie, z którymi przeprowadzono wywiady w bardzo zbliżony sposób wypowiadają się na powyższy temat. 208 H. Sommer „Ta firma ma swoje święto raz do roku, które odbywa się w okolicy święta lotnictwa – 22 sierpnia (ta data nie jest jednak sztywna, bowiem bywa, że uroczystości mają miejsce w końcu sierpnia lub nawet na początku września). To odbywa się najczęściej w ten sposób: jest niedziela, przed południem między godziną 9.00 a 12.00 są tak zwane otwarte dni. Wówczas pracownicy mogą wchodzić z rodzinami na teren fabryki i zwiedzać swoje wydziały. Na wydziałach wszystko jest zabezpieczone. To jest zwyczaj, który występuje już od bardzo dawna. Natomiast po południu na stadionie „Stali” odbywa się ogromny festyn. Są różne konkursy, zabawy, zawody, w których uczestniczą wszystkie wydziały, w tym również pion dyrekcyjny. Drużyny są wystawiane w różnych konkurencjach, między innymi piłce nożnej, biegach, skokach, rzucie piłeczką palantową itp. Z funduszu socjalnego kupuje się mnóstwo nagród. Ich wartość nie przekracza stu złotych. Można więc wygrać radio, żelazko, pościel, serwis do kawy, ciekawe książki (bywa, że wydania encyklopedyczne) itp. Ludzie mogą je również wylosować, niekoniecznie wygrać, np. w biegu z przeszkodami. Tych nagród jest bardzo dużo: bywa, że 500 a może nawet 900. Ponadto w czasie tej imprezy występują znani artyści i zespoły artystyczne. Zabawa najczęściej jest znakomita. Rzadko zdarzają się jakieś niepożądane zachowania. Ludzie z reguły trzymają poziom, dając przykład innym zakładom w mieście, jak należy się bawić. Ważne jest również to, że impreza ma masowy charakter, co zbliża ludzi do siebie, zarówno tych, którzy pracują na stanowiskach kierowniczych, jak i tych, którzy stanowią podrzędną załogę WSK. W przekonaniu większości pracowników takich imprez powinno być więcej, zwłaszcza że właściwa atmosfera w ich trakcie przenosi się do zakładu, co w konsekwencji rzutuje na efektywność w pracy. Dobrze, że zdają sobie z tego sprawę Amerykanie, którzy zapowiadają w przyszłości podtrzymanie tej tradycji i wprowadzenie nowych ceremonii”. Inny z badanych menedżerów dodał jeszcze, że „... święto WSK ma bardzo osobliwy charakter. Jest ono prawie tak ważne dla tego miasta jak juwenalia studentów Uniwersytetu czy Politechniki. I co jest istotne, mimo że serwowany jest alkohol (głównie piwo), nie powoduje to żadnych zakłóceń. Stąd uczestnictwo w imprezie całych rodzin”. Zdecydowana większość wypowiadających się kierowników podzieliła poglądy wcześniej wymienionych menedżerów, stąd nie przytaczano innych wypowiedzi. Wniosek, jaki może się tu nasunąć, oscyluje wokół stwierdzenia, iż tak ważny aspekt kultury organizacyjnej, jakim bez wątpienia są rytuały, a więc święta obchodzone w zakładzie, w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Rzeszowie odgrywają ogromną rolę. Świadczy to o tym, że pracownicy tej organizacji potrafią nie tylko dobrze pracować, ale również dobrze i kulturalnie się bawić. To bez wątpienia istotny czynnik integrujący kadrę zakładu. Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 209 3. Zwyczaje i obyczaje występujące w przedsiębiorstwie Zwyczaje, które występują w organizacji są „nierozerwalnie związane z kulturą, oczekuje się ich akceptacji, utrzymywania, popierania. Wzbogacają życie firmy, ucząc jednocześnie pracowników, jak postępować w zgodzie z kulturą organizacji” (L. Zbiegień-Maciąg 1999, 48). Wynika z tego, że rola obyczajów ogólnie przyjętych w firmie jako ważnych aspektów symbolicznych funkcjonowania instytucji jest tutaj zasadnicza. Dzięki nim bowiem ludzie integrują się w grupy, co zresztą sprzyja utrzymywaniu właściwej atmosfery w pracy. Nie inaczej jest w rzeszowskiej WSK, w której (co zobrazują wyniki badań) jest wiele zwyczajowych ceremonii obchodzonych wspólnie przez pracowników danych wydziałów. Tabela 2. Zwyczaje (obyczaje) występujące w grupach pracowniczych (brygadach) a wyuczony zawód badanych respondentów (w %, dla N = 456 = 100%) Zawód wyuczony badanych respondentów Zwyczaje (obyczaje) występujące w poszczególnych grupach pracowniczych w firmie Tak: jeżeli tak – czego dotyczą, proszę opisać przykład (przykłady): są to przede wszystkim imieniny, opłatki, opijanie awansów kolegów i czasami niestety pogrzeby Nie Nie wiem średnie i wyższe szkoły średzasadnicze wyższe szkoły szkoły ekoszkoły zawo- nie technicztechniczne nomiczne dowe (ślusa- ne i ogólno(inżynierowie (planiści, kształcące rze, tokarze, itp.) ekonomiści, frezerzy itp.) (technicy itp.) referenci itp.) ogółem N = 96 = 100% N = 222 = 100% N = 90 = 100% N = 48 = 100% N = 456 = 100% 6,3% 10,8% 26,7% 12,5% 13,2% 31,3% 62,5% 51,4% 37,8% 46,7% 26,7% 62,5% 25,0% 47,4% 39,5% Źródło: badania własne dla Chi^2, 44,6; p = 0,0001; V. Cramera 0,221091; C. Pearsona 0,354732; df = 6. Na pytanie sformułowane w kwestionariuszu ankiety odpowiedziało ogółem niewiele ponad 13% respondentów. Trochę to dziwne, ponieważ w przypadku pozostałych wyników udział wzięła absolutna większość badanych (dotyczyło to np. zakładowych świąt – 92,1%). Okazuje się jednak, iż ceremonie obchodzone w małych grupach pracowniczych nie mają takiego wymiaru jak te, które dotyczą społeczności całego przedsiębiorstwa. Patrząc jednak z drugiej strony, trudno się temu dziwić, bowiem uroczystości o charakterze masowym, przygotowywane nierzadko miesiącami zawsze były i będą bardziej popularne aniżeli te, które pracownicy zakładu obchodzą w swoim kameralnym gronie (nawet wówczas, gdy mają one utarty, zwyczajowy charakter). Do takich zwyczajowych ceremonii respondenci zaliczyli przede 210 H. Sommer wszystkim imieniny koleżanek i kolegów z działu, opłatki w okresie świątecznym, awanse pracowników, ale również i pogrzeby (odpowiednio: tokarze, ślusarze, frezerzy itp. – 6,3%; technicy i absolwenci LO – 10,8%; inżynierowie – 26,7%; planiści, ekonomiści, referenci itp. – 12,5%). Odsetek respondentów, którzy nie potrafili bądź nie chcieli na sformułowane w ankiecie pytanie odpowiedzieć jest bardzo znaczący (ogółem: 47,4% i 39,5%). Widać więc wyraźnie, iż wśród badanych szeregowych pracowników WSK dominuje przekonanie, że w firmie nie występują żadne obyczaje godne odnotowania, stąd nie warto poświęcać im specjalnej uwagi. W sposób bardzo zbliżony powyższą kwestię widzą badani menedżerowie. Dostrzegają oni między innymi to, że „ważnym zwyczajem wpisanym w kalendarz działu przykładowo odlewniczego jest Dzień Odlewnika. Jest to impreza wyłącznie tych pracowników, którzy pracują na odlewni. Wiąże się to przede wszystkim z karczmą piwną, której rola jest niezwykle integracyjna. Ważne jest to, że w imprezie nie biorą udziału żadne kobiety, niezależnie od tego czy pracują w tym dziale czy nie. W trakcie samej zabawy odbywają się tak sympatyczne zwyczajowe konkursy, jak: skoki przez skórę, pasowanie, mianowanie na odlewnika. Na innych wydziałach takich imprez jest niewiele. Zdarza się, że pracownicy obchodzą czyjeś imieniny czy urodziny, ale nie jest to specjalnie częste. Brakuje na przykład wprowadzeń, czyli inicjacji pracownika na nowym wydziale. Coraz częściej zanikają nawet zwyczaje związane z odejściem pracownika na emeryturę. Rzadsze i mniej uroczyście obchodzone są wesela pracownicze. Z reguły jest to symboliczne ciastko, kawa, wędlina, bardzo rzadko alkohol. Można odnieść wrażenie, że zanika w załodze ludyczny charakter życia, a to nie jest specjalnie nobilitujące”. Wypowiedzi w tym duchu zdarzały się w wywiadach bardzo często, co może świadczyć o tym, że Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w Rzeszowie nie może pochwalić się jakimiś wyszukanymi elementami związanymi z obyczajowością zakładu. Zwyczaje występujące w firmie odgrywają bowiem rolę raczej śladową i nie zmieni tego opisany Dzień Odlewnika. Imieniny, urodziny i tym podobne tradycyjne ceremonie również zaczynają (na co wskazują badani kierownicy) zanikać. Wydaje się więc, że jest to duży problem w przedsiębiorstwie, bowiem brak ogólnie przyjętych zwyczajów i obyczajów (obchodzonych w niewielkich grupach pracowniczych) może spowodować w konsekwencji zanikanie elementów rytualnych, które przecież są ważnym czynnikiem każdej kultury organizacyjnej. Nie najlepiej rokuje to na przyszłość. 4. Sposoby witania i żegnania pracowników obowiązujące w zakładzie Badanych szeregowych pracowników firmy zapytano, czy istnieje w niej jakiś ogólnie przyjęty sposób witania nowych pracowników bądź też żegnania Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 211 tych, którzy odchodzą na emeryturę. Dopełniło by to rytualnego aspektu funkcjonowania firmy. Wyniki obrazuje tab. 3. Tabela 3. Sposoby witania nowych pracowników bądź żegnania tych, którzy odchodzą na emeryturę a uczestnictwo badanych w szkoleniach organizowanych przez zakład (w %, dla N = 456 = = 100%) Sposoby witania bądź żegnania pracowników ogólnie przyjęte w firmie Uczestnictwo w kursach tak N = 257 = 100% nie ogółem N = 199 = 100% N = 456 = 100% Zarówno powitanie, jak i pożegnanie odbywa się w ten sposób, że osoba taka dostaje od kolegów upominek, jest oprócz tego kawa, ciastko, czyli drobny poczęstunek 79,4% 78,4% 78,9% Nie ma takiego zwyczaju 9,3% 15,1% 11,8% Nie wiem, trudno powiedzieć 11,3% 6,5% 9,2% Źródło: badania własne dla Chi^2, 5,9; p = 0,0529; V. Cramera 0,113553; C. Pearsona 0,148107; df = 2. Nie można powiedzieć, aby ceremonie powitań bądź pożegnań w WSK były specjalnie wyszukane. Co prawda znakomita większość badanych (ogółem 78,9%) stwierdziła, iż istnieje taki zwyczaj, niemniej jednak jego forma (upominek, kawa, ciastko, czyli drobny poczęstunek) zdaje się być tradycyjna, obowiązująca w innych rzeszowskich zakładach. Nie ma więc jakiejś innowacyjności w tym rytuale. Godne odnotowania jest również to, że wśród respondentów nieuczestniczących w szkoleniach organizowanych przez firmę ponad 15% stwierdziło, iż w przedsiębiorstwie nie ma takiego zwyczaju. Z kolei 11,3% osób biorących udział w takich kursach nie potrafiło na sformułowane w ankiecie pytanie odpowiedzieć. W zbliżony sposób (choć nie do końca identyczny) powyższą kwestię dostrzegają badani menedżerowie. Zdaniem większości z nich „moment przyjścia do pracy nie jest specjalnie nagłaśniany, nie robi się też tradycyjnego chrztu takiej osobie. Nie przyjęła się w tej firmie taka obyczajowa tradycja. Poza tym, jeśli ktoś się przyjmuje do pracy, to indywidualną sprawą pozostałych pracowników w danym dziale jest, jak go należy przyjąć. Zwyczajowo przedstawia się taką osobę innym pracownikom. Ale to jest ogólnie przyjęte wszędzie. Natomiast nie ma jakiejś specjalnej formy wyszukanego i uroczystego przywitania. Żegnanie odchodzących na emeryturę to zupełnie inna sprawa. Wtedy jest impreza, która najczęściej jest organizowana w danej placówce poza zakładem. Tak jest prawie zawsze. Wiąże to się wówczas z suto zastawionym stołem, alkoholem, serdecznymi życzeniami, różnymi (nierzadko drogimi) upominkami, które emeryt otrzymuje od kolegów, koleżanek, a jeśli jego pozycja jest znacząca w zakładzie, to również i kierownictwa. Pożegnanie to ma charakter niezwykle uroczysty 212 H. Sommer i bardzo sympatyczny”. I jeszcze inne wypowiedzi, które utrzymane są w nie do końca identycznym tonie. „W tej firmie nie ma tradycji powitań. Nikt się tutaj nie wkupuje. Nikt nie stawia alkoholu, nie wspominając o ciastkach czy kawie. Jeśli zaś chodzi o oficjalne przejście na emeryturę, to rzeczywiście mają miejsce imprezy, które jednak organizowane są poza terenem firmy. Warto też dodać, że w tej instytucji ma miejsce błyskawiczny sposób wymuszania od niektórych przejścia na emeryturę. Odbywa się to tak szybko, iż zainteresowany nie jest w stanie przygotować żadnej imprezy pożegnalnej, a zresztą często nie ma na to ochoty. Taka jest prawda. Wielu ma żal do kierownictwa, że podjęta została taka decyzja w ich sprawie. Jest to swoista nauczka dla takich osób, aby w życiu nie kierować się sentymentami, zwłaszcza gdy dotyczą one miejsca pracy. Im mniej się człowiek przywiązuje, tym mniejszy jest później żal po opuszczeniu danego miejsca”. Wystąpiły również i takie wypowiedzi: „O witaniu pracownika w tej firmie to raczej się nie słyszy. Pożegnania natomiast mają miejsce i to dość często. Mają one charakter oficjalny (najczęściej organizowany przez dyrekcję) i mniej oficjalny (robiony przez załogę danego wydziału). W drugim przypadku taki pracownik dostaje coś, co ma postać okrągłej blachy (forma medalu) z wypisanymi różnymi sentencjami. Wszyscy pracownicy danego pionu na tym się podpisują. Ponadto pracownicy składają się na jakiś atrakcyjny prezent. Oczywiście jest impreza, ale poza zakładem. Z reguły jest na niej sympatycznie, chociaż to zależy w dużej mierze od tego, jak lubiany jest odchodzący na emeryturę. Bywa i tak, że jeśli taka osoba nie była specjalnie lubiana w gronie współpracowników, to wszystko kończy się na tym, co zorganizuje dyrekcja przedsiębiorstwa. Trochę to smutne, ale niestety takie są typowe międzyludzkie interakcje”. Ostatnia z wymienionych wypowiedzi wskazuje, iż rytuał pożegnań (o powitaniach badani kierownicy niespecjalnie chcieli z nami rozmawiać) ma charakter dwustopniowy, pierwszy związany jest z oficjalną drogą aprobowaną przez dyrekcję i drugi, mający zdecydowanie mniej oficjalny charakter. Sprowadza się on do sympatycznej imprezy w gronie najbliższych współpracowników, najczęściej w lokalu poza terenem zakładu. Ma to jednoznacznie integrujący charakter, pokazujący, że osoba odchodząca na emeryturę nie była w tym gronie obojętna. To bardzo ważny element kultury organizacyjnej w tej firmie. Wskazuje on wyraźnie, iż obyczaj pożegnań jest tutaj poważnie traktowany i z reguły ma bardzo uroczysty charakter. 5. Opowieści z życia firmy wspominane przez pracowników Opowieść organizacyjna z życia firmy stanowi podobnie jak rytuał swoisty element symbolizmu organizacyjnego. Uznać ją można, mówiąc konkretnie, za formę komunikatu symbolicznego. K. Konecki (1992, 132) uznaje opowieść organizacyjną za symbol przekazywany werbalnie. Pisze on również, że każdą opowieść charakteryzują trzy cechy: 1) treść opowieści dotyczy organizacji, 2) jej bohaterami są członkowie organizacji, 3) w symbolicznej formie odnosi Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 213 się jej treść do istotnych problemów danej organizacji. Stąd też można przyjąć, iż analizę opowieści organizacyjnych należy traktować jako integralny element badania kultury organizacyjnej, ponieważ wykorzystane mogą być one jako wskaźnik wartości podzielanych przez uczestników danej organizacji, ponadto są one także „przepisami społecznymi”, jak powinno się działać, oraz ukazują konsekwencje pełnej podległości bądź dewiacji organizacyjnej. Opowieści mogą też wskazywać kategorie społeczne i statusy, które są prawomocne w organizacji i są tym samym ważną wskazówką, kto co ma robić w organizacji. Takie informacje są niezbędne do skutecznego uczestnictwa w organizacji (Wilkins 1983, 82). Wspomniany K. Konecki (1992, 138-161) w badaniu kultur organizacyjnych wyróżnia dziewięć typów opowieści organizacyjnych: 1. Opowieści o etosie pracy. Etos będzie tu definiowany jako system znaczeń dotyczący stosunków międzyludzkich charakteryzujących i nurtujących jakąś grupę społeczną (pisze o tym szerzej L. Smircich 1983, 57-58). Pojęcie etosu daje nam wgląd w wartości uznawane w danej grupie społecznej (tutaj: organizacji). Zatem opowieści tego typu będą nośnikiem wartości regulujących stosunki międzyludzkie w organizacji. 2. Opowieści o bohaterach (legendy organizacyjne). Opowieści tego typu dotyczą opisów pewnych wzorców osobowych godnych naśladowania, osób, które się podziwia ze względu na jakąś cechę wyróżniającą je z otoczenia. 3. Opowieści degradujące zwierzchników. Opowieści tego rodzaju mają na celu ośmieszenie czy skompromitowanie osób zajmujących wyższe szczeble w hierarchii organizacyjnej niż ich narratorzy. 4. Opowieści typu „ja zwyciężyłem”. Zawierają one opis walki występującej w zakładzie pracy, w której narrator jest zwycięzcą, przy tym element walki oceniany jest pozytywnie. 5. Opowieści rekreacyjno-humorystyczne. Dotyczą one zabawnych wydarzeń związanych z wykonywaniem pracy. Opowiadane są dla rozweselenia, odprężenia współpracowników. 6. Opowieści o ciężkiej, niebezpiecznej pracy. Narratorzy tych opowieści podkreślają trudności i złożoności wykonywanej pracy. 7. Opowieści o postępie. W opowieściach tego typu zestawiana jest dla kontrastu przeszłość z teraźniejszością, przy czym stan obecny w odróżnieniu od minionego prezentowany jest w pozytywnym świetle. 8. Opowieści o „drugim życiu”. Opowieści tego rodzaju zwierają opis nieformalnych aspektów życia organizacji i krzyżować się mogą z innymi typami opowieści, np. o rytuałach inicjacyjnych czy „ja zwyciężyłem”. 9. Opowieści o rytuałach inicjacyjnych. Opowieści tego rodzaju dotyczą uświęconych tradycją rytuałów, w których pracownik zakładu przechodzi próbę wskazującą jego zdolność do uczestnictwa w życiu i pracy grupy roboczej. W badanej firmie opowieści organizacyjne są istotnymi elementami komunikacji między członkami, mają one jednak charakter bardziej indywidualny niż 214 H. Sommer publiczny. W kwestionariuszu ankiety zapytano szeregowych pracowników zakładu, czy wspominają z przeszłości jakiegoś pracownika, może kierownika, który wyróżniłby się w jakiś znaczący sposób. Uzyskane wyniki obrazuje tab. 4. Tabela 4. Osoby znaczące dla WSK w przeszłości wspominane przez szeregową załogę zakładu a płeć badanych (w %, dla N = 456 = 100%) Osoby pracujące w WSK w przeszłości wspominane przez szeregowych pracowników firmy Tak – jest taka osoba (osoby) wspominana przez pracowników: są to zarówno kierownicy czy nawet dyrektorzy, jak i prości pracownicy, mówi się o nich często nie tylko z powodu ich humoru, uczciwości, pracowitości, kultury osobistej, koleżeńskości czy bezinteresowności, ale również (i to nie tak rzadko) złośliwości, intryganctwa czy nawet zwykłej ludzkiej głupoty Nie ma takich osób Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym Płeć badanych respondentów mężczyźni kobiety ogółem N = 360 = 100% N = 96 = 100% N = 456 = 100% 25,0% 31,3% 26,3% 11,7% 63,3% 18,8% 50,0% 13,2% 60,5% Źródło: badania własne dla Chi^2, 6,2; p = 0,0441; V. Cramera 0,11699; C. Pearsona 0,15253; df = 2. Co prawda większość badanych pracowników niezależnie od płci nie potrafiła na sformułowane w ankiecie pytanie odpowiedzieć (ogółem 60,5%), niemniej jednak znaczący jest odsetek respondentów, którzy wielokrotnie słyszeli od dłużej pracujących o osobach, które odcisnęły wyraźne piętno swoimi postawami i zachowaniami w dziejach firmy. Wymieniani są tutaj w jednym rzędzie zarówno kierownicy czy dyrektorzy, jak i prości pracownicy firmy. Z reguły charakteryzowali się oni nie tylko humorem, uczciwością, pracowitością, kulturą osobistą czy bezinteresownym niesieniem pomocy, ale również dość często (jak piszą ankietowani) złośliwością, intryganctwem, ignorancją czy zwykłą ludzką głupotą. Taki pogląd podzieliło 25% badanych mężczyzn i ponad 31% ankietowanych kobiet. Wynika z powyższego, że ten symboliczny element kultury organizacyjnej jest tutaj mocno akcentowany i dostrzegany przez załogę zakładu. Menedżerów, z którymi przeprowadzono wywiady pytano o znacznie więcej kwestii dotyczących opowieści organizacyjnych w firmie. Proszono ich bowiem, aby zwrócili uwagę nie tylko na te podstawowe opowieści funkcjonujące w firmie, ale również (trzymając się typologii K. Koneckiego) dotyczące etosu organizacji, spraw rekreacyjno-humorystycznych, rytuałów inicjacyjnych, legend o charakterze heroicznym, opowieści degradujących zwierzchników czy w końcu dotykających kwestii samej pracy w zakładzie, jej trudności i niebezpieczeństwa, jakie ze sobą niesie. Warto przytoczyć najciekawsze i najczęściej spotykane wypowiedzi kierowników. Zobrazują one jeszcze lepiej analizowaną kwestię. Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 215 „Nie sposób przytoczyć wszystkich opowieści poruszanych w firmie przez pracowników zakładu. Są one bowiem rozmaite. Obowiązuje na przykład taki mit, z którego wynika, że za komuny było lepiej. Oznacza to przede wszystkim, że więcej ludzi wtedy pracowało, sama praca była pewniejsza i nie było z nią takich kłopotów jak obecnie. Ludzi wręcz było tyle, że jak się ktoś spóźnił do zakładu, to nie miał potem gdzie pracować. Były lepsze normy zatrudnienia i, co wielu wspomina z utęsknieniem, większe normy braków. Do wesołych historii, jakie miały miejsce w tym zakładzie, warto zaliczyć tę o wężu, który rzekomo miał się pojawić na jego terenie. Szukano go ze strzelbą. Brało w tym udział wielu pracowników, znaleźć jednak się go nie udało. Inną sprawą jest to, że w związku z tym, że ludzi pracujących w firmie było więcej, niektórzy spali na zakładzie, bez szkody dla produkcji. Temu pracownikowi, który spał robiono różne dowcipy, i tak malowano go grafitem na czarno, czasami olejem lub pastą do zębów itd. Wychodziły z tego niesamowite hece. Ponadto zatrudnionych było znacznie więcej kobiet, aniżeli ma to miejsce obecnie. Praca miała charakter trzyzmianowy, stąd też bywało, że niektórzy bardzo dowcipni mężczyźni podglądali myjące się kobiety, nieraz nawet dochodziło do aktów seksualnych. Osoby przyłapane na czymś takim były powodem niemiłosiernych drwin ze strony współpracowników. Inną ważną kwestią jest to, że kierownicy mieli większy autorytet, ponieważ mogli na terenie swojego wydziału załatwić wszystko. Taki kierownik przykładowo działu kontroli był uznawany za fachowca w każdym calu. Nie bez znaczenia jest również to, że zarobki w latach komuny były wysokie. Przykładowo trzynasta pensja wynosiła 850% średniej płacy, tak że w chwili obecnej jest to kwota około 20 tys. złotych. Były też prace akordowe i związane z tym niemałe zarobki, w tym także praca w soboty. Wielu pracowników i dzisiaj opowiada, jak w soboty po pracy chodzili na zabawy do okolicznych miejscowości, na których wiele się działo. Większość zatrudnionych o dużym stażu miło wspomina tamte czasy, może się wydawać, że milej niż obecne. Inne ciekawe i godne przypomnienia historie przekazywane między pracownikami dotyczą konkretnych osób, które dodatkowo czegoś dokonały. Znana jest opowieść o sankach. Jeden z pracowników zrobił sobie w godzinach wolnych od pracy w zakładzie niewielkie sanki, których jednak z firmy wywieźć nie miał szans. Postanowił więc nałożyć na nie jakieś połamane gałęzie i deski, które nazbierał i w ten sposób chciał je wywieźć poza bramę. Strażnik jednak nie chciał pozwolić mu na wywiezienie tego, pomimo iż zainteresowany tłumaczył, że ma zgodę kierownika. Zaczęli się przekomarzać, co doprowadziło do tego, że ów pracownik zdenerwowany zrzucił te deski i gałęzie koło strażnicy, wziął sanki pod pachę i spokojnie opuścił zakład. To jest jedna z takich opowieści, pokazująca, jak można sprytnie załatwiać niektóre sprawy. Co do etosu organizacji, to warto przypomnieć, że obecnie przy zatrudnieniu cztery razy mniejszym produkuje się tylko dwa razy mniej wyrobów. Sama wydajność pracy jest teraz znacznie większa niż mogło by się wydawać zwłasz- 216 H. Sommer cza tym, według których to za komuny produkowano tak bardzo dużo. Wynikało to może z tego, że wytwarzano dużo małych, lżejszych pozycji, co mogło sugerować, że całe hale są zastawione po trzy piętra towarami”. Co do opowieści rekreacyjno-humorystycznych, to badani kierownicy wspominają zwłaszcza tę, której bohaterem był jeden z dyrektorów. „Była taka sytuacja, która doprowadziła do komicznych wydarzeń w zakładzie. Otóż jeden z dyrektorów przyszedł kiedyś na teren zakładu w stanie nietrzeźwym, na dodatek jeszcze z pieskiem. Chodził po zakładzie, strugał ważniaka i koniecznie chciał wszystkich pozwalniać. Efekt był taki, że ów fakt trafił na łamy lokalnej prasy, która zrobiła z tego nielichą aferę. Jego stan określono mianem >>pomroczności jasnej<<. Nie było osoby w zakładzie, która nie mówiłaby o tym, samo zaś wspomnienie tego wydarzenia wzbudzało ironiczne uśmieszki całej załogi. Co więcej, niektórzy bardziej dowcipni pracownicy zaczęli opowiadać o tym dyrektorze kapitalne dowcipy. Historia ta jest przestrogą, zwłaszcza dla tych, którzy uważają się za ważniejszych i lepszych od innych”. Według innych, śmieszna jest historia związana z jakąś okolicznościową imprezą, na której to „w czasie pieczenia barana żona pana dyrektora siedziała bardzo smutna. Jeden z kierowników (notabene bardzo poważny i stateczny jegomość), który jej nie znał, ale chciał ją rozbawić, zaczął fikać przed nią koziołki. Udało mu się w końcu ją rozbawić. Gdy zorientował się, że to żona samego naczelnego, zrobiło mu się dość głupio, uznał to za lapsus salonowy, zwłaszcza że gros zgromadzonych zaczął sobie pokpiwać z tego. Okazało się jednak, iż sam dyrektor nieźle się przy tym ubawił, a w konsekwencji pochwalił swojego kierownika za inwencję i to, że w końcu jego żona zaczęła się uśmiechać”. Ciekawie badani kierownicy opisują rytuały inicjacyjne, jakie miały miejsce w przeszłości. „Przyjmowanie bądź zwalnianie pracowników nierzadko było powodem do oblewania. Był wtedy czas, były pieniądze i jakiś humor. Do tego jeszcze alkohol i zabawa gotowa. Ludzie byli wtedy chyba bardziej zintegrowani (np. wspólne załatwianie materiałów budowlanych do budowy domu). Prace były mniej stechnicyzowane, a to powodowało, że bardziej liczyła się siła ramion, stąd też młody pracownik w kwestii nauki oczekiwał od pracownika starszego, aby ten go nauczył, jak daną pracę wykonać lżej i szybciej. Teraz można zdać się na wózek, na suwnicę, na przenośnik, na inne urządzenia. Wracając jednak do inicjacji, to teraz tego typu kwestie są rzadziej praktykowane. Żegna się co prawda pracowników odchodzących na emeryturę, niemniej jednak powitań jako takich osób zaczynających pracę w firmie to nie ma. Imprezy z minionych lat były takie, że pół Rzeszowa o nich mówiło. Pracownicy WSK uchodzili przykładowo w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku za wyjątkowo rozrywkowych, którzy nadają się do przysłowiowego „tańca i różańca”. Przykro o tym mówić, ale ten ważny rytuał zdaniem wielu obecnie powoli zanika”. Heroizm w opowieściach zdarza się wyraźnie rzadziej, stąd też nie jest tak mocno akcentowany w opowieściach kierowników. Zauważają oni jednak, że „na pewno każdy z pracowników chce dodać sobie siły i bohaterstwa. Opowiada Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 217 się o takich, którzy bez wytchnienia pracowali na dwie zmiany, co dzisiaj wśród zwłaszcza młodej załogi zakładu jest nie do pomyślenia. Mówi się o takich herosach, że robili oni przez dwie godziny więcej niż współcześni pracownicy przez cały dzień. Wiązało się to jednak z pracą na akord. Stąd ludzie tak dynamicznie i wydajnie pracowali. Teraz z kolei jest dniówka zadaniowa, która ogranicza, co wiąże się z tym, że nie zarobi się więcej. Przy wykazaniu nadwyżki następuje obniżka normy czasu pracy, tak że w następnym miesiącu ta nadwyżka będzie już normą. Stąd nie opłaca się przesadzać z dynamicznością w pracy. A zresztą prędkość wózka czy suwnicy jest dziś stała, dlatego też od pracownika zależy takie zorganizowanie i rozplanowanie pracy, aby ten wózek wziął nie dwie paczki a trzy itp. Dzisiaj bohaterów, którzy by wykonywali 500% normy po prostu nie ma”. W WSK funkcjonują również opowieści degradujące samych kierowników. „Takich historii jest wiele. Biorą się one stąd, że w obecnych czasach kierownicy nie mają już takiego autorytetu, popełniają dużo więcej błędów. Wcześniej również popełniali, ale ich pozycja była niepodważalna. Dzisiaj kierownik na pewno ma coś w głowie, ale nie ma czasu tego zrealizować. Dokłada się obowiązków, różnych wykazów, planów, zestawień, harmonogramów. Stąd biorą się głupstwa, błędy i lapsusy przemysłowe. To powoduje, że szeregowa załoga zakładu kpi sobie z takiego kierownika, który jest nierzadko „merytoryczną miernotą”. Bywa, że taki menedżer jest ośmieszany w gronie nie tylko współpracowników zakładu, ale również osób niezwiązanych w żaden sposób z WSK. Z tym jednak trzeba się liczyć, zajmując kierowniczy stołek”. Ciężka i niebezpieczna praca również jest tematem opowiadań między pracownikami firmy. „W tak dużym przedsiębiorstwie jest wiele miejsc pracy. Ja jak przyszedłem do tej firmy, od razu trafiłem do działu badań, a tam były silniki do samolotów MIG-15. Ten myśliwiec był robiony w Mielcu. Wtedy robiło się takie samoloty, które z Mielca leciały do Korei. Tak zwane agregaty płatowcowe zakładało się dopiero w Mielcu. W Rzeszowie były zakładane tylko atrapy, aby zatkać otwory na specjalnych skrzynkach. Następnie, aby wymienić taką skrzynkę, trzeba było cały samolot rozpołowić, tzn. kadłub, rozkręcić wszystkie śruby. Trwało to bardzo długo. Trzeba było aż 48 godzin ciągłej pracy zespołu ludzi. Rozwiązywaliśmy to jednak inaczej. Był bowiem taki jeden pracownik niedużego wzrostu, bardzo szczupły i sprytny. On był na tyle mały, że mógł przez wlot wejść do środka. Tam na sznurkach podawano mu narzędzia, a on mógł tę skrzyneczkę wyjąć przez wlot i wszystko pozakładać jak trzeba. Następnie był przywiązany za nogi i wyciągnięty na zewnątrz. W związku z tym cała operacja trwała nie 48 godzin, tylko 2 może 3 godziny w sumie. Ten pracownik był osobą, która była wożona specjalnym samochodem do Mielca czy do różnych jednostek wojskowych, gdzie trzeba było coś szybko zrobić w samolocie, a dostęp do tego był utrudniony. Była to wbrew pozorom bardzo ciężka i nie tylko odpowiedzialna, ale i niebezpieczna praca. Bez niego bowiem nie można było zrobić tego solidnie i szybko, stąd jego rola była ogrom- 218 H. Sommer na”. Niektórzy twierdzą również, że „...nie brakuje opowieści o ciężkiej i niebezpiecznej pracy, zwłaszcza gdy dochodzi do tragicznych w skutkach wypadków. Jest to wtedy powód do dyskusji na forum całego zakładu. Przykładem jest sytuacja, w wyniku której młodego chłopaka wciągnęło wrzeciono za ubranie. Nie stosował on przepisów BHP. Zdawał sobie przecież sprawę z tego, że w tak niebezpiecznej pracy ostrożność jest wręcz obligatoryjna. Okazało się jednak, że nie do końca musi być to prawda. Opowieść ta stanowi przestrogę dla innych młodych pracowników tej firmy. Szczególnie gdy zaczynają oni pracę na tak zwanych gorących wydziałach zakładu. Bardzo ciężka praca miesza się tutaj z dużym ryzykiem utraty zdrowia”. Inny z badanych kierowników zwraca również uwagę na to, że „w firmie mówi się często o skutkach chorobowych ciężkiej pracy, czego dowodem są pylice i krzemice. Taka sytuacja ma miejsce od początku funkcjonowania firmy. Jest to na tyle niebezpieczne, że w konsekwencji rzutuje na zdrowie pracownika po odejściu z firmy na emeryturę”. Przytoczone przez badanych menedżerów opowieści organizacyjne funkcjonujące w firmie wskazują dość jednoznacznie, że ten ważny symboliczny aspekt kultury organizacyjnej przedsiębiorstwa w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego występuje, co więcej stanowi on ważny element życia przedsiębiorstwa. Pracownicy chętnie opowiadają sobie historie i wydarzenia z przeszłości, zwłaszcza gdy ich zabarwienie ma humorystyczne konotacje. Potrafią docenić fakt bycia zatrudnionym w tak znaczącej dla całego przemysłu lotniczego w Polsce instytucji jak rzeszowska Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego. Opowieści z życia organizacji stanowią również czynnik integrujący załogę firmy, pokazując jej pozytywne i negatywne aspekty. Uczą zwłaszcza młodych pracowników szacunku do tego, co miało miejsce w przeszłości. 6. Symbolika znaku firmowego WSK w opiniach badanych G. Hofstede (2000, 377) pisze, że „symbole to słowa, obrazy, gesty lub przedmioty, które reprezentują ukryte znaczenia, przy czym znaczenia te są rozpoznawalne tylko przez członków danej kultury”. Z kolei S.P. Robbins zauważa, że „...materialne symbole przekazują określone treści (...) pracownikom”. Natomiast A. Koźmiński i W. Piotrowski (2001, 386) stwierdzają, że „sposobem wyrazu znaczeń są symbole. Są one jakby znakami, które ludzie kojarzą z czymś, co ma dla nich sens”. Przez symbole uczymy się odczytywania i rozumienia znaczeń. Są one z reguły łatwo przez nas spostrzegane dzięki wykorzystaniu kontaktu wzrokowego. Bywa i tak (Zbiegień-Maciąg 1999, 44), że ludzie przyjmują treści symboli i zaczynają działać zgodnie z nimi. Jest to ewidentny element kultury organizacyjnej każdej szanującej się instytucji. Rzeszowska Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego posiada swój symboliczny znak, który załodze zakładu może się różnie kojarzyć. Jak zobrazują to wyniki naszych badań, skojarzenie wydaje się być tutaj jednoznaczne (tab. 5.). Symboliczne aspekty kultury organizacyjnej ... 219 Tabela 5. Symbolika znaku firmowego zakładu a pochodzenie społeczne badanych respondentów (w %, dla N = 456 = 100%) Pochodzenie społeczne Symbolika znaku firmowego Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego chłopskie robotnicze inteligenckie ogółem N = 162 = 100% N = 234 = 100% N = 60 = 100% N = 456 = 100% Znak firmowy kojarzy się przede wszystkim z branżą lotniczą, jest symbolem polskiego przemysłu lotniczego 77,8% 84,6% 80,0% 81,6% Ten znak nie oznacza zupełnie nic, stąd trudno przypisać mu oznaczenie czegokolwiek 11,1% 7,7% 20,0% 10,5% Nie potrafię odpowiedzieć na postawione pytanie 11,1% 7,7% - 7,9% Źródło: badania własne dla Chi^2, 14,4; p = 0,0061; V. Cramera 0,125636; C. Pearsona 0,214252; df = 4. Absolutna większość badanych respondentów, niezależnie od pochodzenia społecznego uznała, że znak firmowy symbolizuje przede wszystkim przynależność przedsiębiorstwa do branży lotniczej, jest on więc kojarzony z przemysłem lotniczym. Aprobatę takiego twierdzenia wyraziło 77,8% respondentów legitymujących się pochodzeniem chłopskim, 84,6% – robotniczym oraz równo 80% badanych pochodzenia inteligenckiego. Warto odnotować tu jednak, że dla ponad 10% ogółu badanych znak ten nie kojarzy się zupełnie z niczym, natomiast niecałe 8% ogółu nie potrafiło na sformułowane w ankiecie pytanie odpowiedzieć. Rezultat wydaje się tutaj prosty. Znacząco większy odsetek badanych pracowników WSK opowiada się za ujęciem znaku firmy w ramy ważnego symbolu lotniczego. Jest on tutaj traktowany jak bardzo ważny element kultury organizacyjnej firmy. Nie jest może tak rozpoznawalny dla wszystkich członków społeczności zakładowej, niemniej jednak wyniki wskazują, że jego wymowa jest czytelna dla większości członków organizacji. Członkowie organizacji w swoim postępowaniu i zachowaniu kierują się określonymi regułami. Bardzo często mają one charakter niepisany, chociaż moralnie oddziałują na zachowania i stosunki koleżeńskie w pracy. Te reguły funkcjonujące w świadomości i podświadomości jej członków decydują o kulturowych wzorcach zachowania się w określonej sytuacji i o ocenie uczestnika organizacji, zarówno jego pracy, jak również jego samego. Podsumowując, należy zaznaczyć, że: • zdecydowana większość badanych, niezależnie od pochodzenia społecznego święto WSK uznała za ważny element integrujący załogę; pogląd ten podzielili badani kierownicy firmy, 220 H. Sommer • większość badanych uważa, że uroczystości obchodzone w małych gru- pach pracowniczych (np. imieniny, opłatek, awanse) nie mają takiego wymiaru jak te, które obchodzone są przez społeczność całego przedsiębiorstwa; menedżerowie z kolei uważają, że zwyczaje występujące w firmie odgrywają raczej rolę śladową, • wśród badanych menedżerów panuje przekonanie, iż funkcjonujące w firmie opowieści dotyczące życia zakładu to ważny aspekt kultury organizacyjnej WSK, • znacząco większy odsetek badanych pracowników WSK opowiada się za ujęciem znaku firmy w ramy ważnego symbolu lotnictwa. Bibliografia Hofstede G. (2000), Kultury i organizacje, Warszawa. Konecki K. (1992), Nowi pracownicy a kultura organizacyjna. Studium folkloru fabrycznego, [w:] Folia Sociologica, t. XXIV, Łódź. Konecki K. (1994), Kultura organizacyjna japońskich przedsiębiorstw przemysłowych – studium socjologiczne, Łódź. Koźmiński A.K., Piotrowski W. (2001), Zarządzanie – teoria i praktyka, Warszawa. Marcinkowski A.S. (2000), O diagnozowaniu kultury organizacyjnej, [w:] Borkowski T., Marcinkowski A., Oherow-Urbaniec A. (red.) W kręgu zarządzania, Kraków. Robbins S.P. (1998), Zachowania w organizacji, Warszawa. Smircich L. (1983), Studying Organizations as Cultures, [in:] G. Morgan (ed.) Beyond Method Strategies for Social Research, London. Strategor (1999), Zarządzanie firmą, Warszawa. Turner B. (1971), Exploring the Industrial Subculture, The Macmillan Press Ltd., London. Wilkins A.L. (1983), The Culture Audit. A Tool for Understanding Organizations, „Organizational Dynamics”, Autumn. Zbiegień-Maciąg L. (1999), Kultura w organizacji. Identyfikacja kultur znanych firm, Warszawa. SYMBOLIC ASPECTS OF ORGANIZATIONAL CULTURE IN BUSINESS (WITH THE EXAMLE OF THE MANUFACTURER OF TELECOMMUNICATION EQUIPMENT IN RZESZÓW) Summary The article the most visible aspects of the process of forming the organizational culture in business as well as the symbols connected with the culture. Also, certain rituals which exist in business, functioning customs and traditions as well as the tales of a company’s life are examined. Złożono w Oficynie Wydawniczej w czerwcu 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z.15 Nr 224 2005 Hubert SOMMER Uniwersytet Rzeszowski TERRORYZM JAKO JEDNO Z NAJWIĘKSZYCH ZAGROŻEŃ WSPÓŁCZESNEGO ŚWIATA – KILKA UWAG O ZJAWISKU Artykuł stanowi przyczynek do głębszej dyskusji, w której zjawisko terroryzmu stanowi najważniejszy punkt odniesienia. Zagadnienie to, tak mocno komentowane przez przedstawicieli nauk społecznych (zwłaszcza socjologów i politologów), urosło w ostatnich trzech dekadach do problemu o randze globalnej. Stąd określenia niektórych ekspertów, iż wiek XXI jest i będzie wiekiem terroryzmu. 1. Teoretyczne próby wyjaśnienia zjawiska terroryzmu Wielu z nas próbuje zadawać sobie pytanie o to, czym właściwie jest terroryzm. I okazuje się, że z reguły mamy tylko niewielkie pojęcie o tym, jak sprecyzować powyższą kwestię. Trudno też oczekiwać od autora tego krótkiego tekstu, aby wyczerpał w jakikolwiek sposób definicyjne aspekty powyższego zagadnienia. Warto jednak spróbować, zwłaszcza, że nierzadko różne formy przemocy stosowane przez jednych ludzi wobec innych zwano obligatoryjnie terroryzmem. Doprowadziło to w konsekwencji do nadużywania pojęcia i co się z tym wiąże mylnej jego interpretacji. Na potwierdzenie tych słów wystarczy wziąć gazetę lub włączyć telewizję, by przekonać się, że nawet w ramach tej samej audycji czy artykułu tak rozmaite poczynania jak wysadzenie budynku, morderstwo głowy państwa, masakra cywili przez oddział wojska, zatrucie produktów na półkach supermarketu czy świadome skażenie leków sprzedawanych bez recepty określa się jako przypadki terroryzmu. Stąd praktycznie każdy szczególnie odrażający akt przemocy, postrzegany jako działanie przeciw społeczeństwu, zostaje często zaszufladkowany jako „akt terroru”. Niewiele pomagają w tym zakresie definicje słownikowe. Terroryzm, zgodnie z najszerzej obecnie akceptowaną interpretacją tego terminu, jest pojęciem politycznym, co stanowi jego cechę zasadniczą i nieodłączną. Także w sposób nieuchronny wiąże się z władzą – z dążeniem do niej, jej zdobyciem i wykorzystaniem do przeprowadzenia politycznych zmian. Z powyższego wynika, iż terroryzm jest przemocą lub groźbą przemocy zmierzającej do osiągnięcia celów 222 H. Sommer politycznych lub służenia takim celom. Terrorysta został zdefiniowany jako ktoś, kto próbuje promować swoje poglądy za pomocą wymuszonego zastraszenia. Takie określenie wyraźnie podkreśla jeszcze inną zasadniczą cechę terroryzmu: jest to czyn dokładnie przemyślany, zaplanowany, wykalkulowany, dokonany z premedytacją i pełną świadomością. Dlaczego więc, mimo tych stosunkowo prostych wyjaśnień, tak trudno zdefiniować terroryzm? Może najbardziej przekonująca przyczyna sprowadza się do tego, że znaczenie terminu ulegało tak częstym zmianom w ciągu dwustu lat1. Słowo „terroryzm” zostało spopularyzowane po raz pierwszy w okresie rewolucji francuskiej. W odróżnieniu od współczesnego potocznego znaczenia – wówczas terroryzm miał znaczenie pozytywne. Za regime de la terreur lat 17931794 przyjęto sposób zaprowadzania porządku w okresie niepokojów, jakie nastąpiły w następstwie wielu rewolucji. Toteż w przeciwieństwie do współczesnego pojmowania terroryzmu jako rewolucyjnej czy antyrządowej działalności podejmowanej przez twory niepaństwowe lub subnacjonalne, regime de la terreur stanowił instrument zarządzania stworzony przez niedawno powstałe państwo rewolucyjne. Miał na celu konsolidacje władzy nowego rządu przez zastraszenie kontrrewolucjonistów, wywrotowców i wszystkich dysydentów, których nowy reżim postrzegał jako „wrogów ludu”. Terroryzm w swym początkowym kontekście wiązał się ściśle również z ideami cnoty i demokracji. Rewolucyjny przywódca Maksymilian Robespierre głęboko wierzył, że cnota jest główną cechą ludowego rządu w czasach pokoju, natomiast w okresie rewolucji musi się wiązać z terrorem, by demokracja mogła zatriumfować. Wsławił się odwoływaniem do „cnoty, bez której terror jest złem; do terroru, bez którego cnota jest bezradna” i głosił, że „terror to jedynie sprawiedliwość, szybka, surowa i niezłomna, jest więc emanacją cnoty”2. Wkrótce terroryzm stał się jednak pojęciem wiązanym z nadużyciem urzędu lub władzy i nabrał wyraźnie „kryminalnych” implikacji 3. W ciągu roku od obalenia Robespierre’a słowo to spopularyzował w Anglii Edmund Burke, który w swej sławnej polemice z rewolucją francuską opisał „tysiące tych piekielnych psów zwanych terrorystami swobodnie kąsających lud”4. Terroryzm to, najprościej rzecz ujmując, postawa i zjawisko społeczne polegające na zastosowaniu przemocy i zastraszenia w celu osiągnięcia określonych celów, najczęściej politycznych. Współcześnie, zwłaszcza od końca lat sześćdziesiątych, terroryzm przybrał znaczne rozmiary, ponieważ upowszechnił się nie tylko w poszczególnych krajach (grupy mniejszościowe, które dążą do wyzwolenia i samostanowienia), ale także w płaszczyźnie międzynarodowej 1 2 3 4 D. Rapoport, Terroryzm, Londyn 1992, s. 1061. R.R. Palmer, The Age of the Demokratic, Nowy Jork 1970, s. 126. W. Laqueur, The Age of Terrorism, Boston 1987, s. 11. Oxford English Dictionary, Compact Edition, s. 3268. Terroryzm jako ... 223 (różne formy współdziałania grup terrorystycznych, choćby w zakresie porywania samolotów). Celem terroryzmu jest zniszczenie za pomocą różnych środków zastanego porządku politycznego, szerzenie anarchistycznych idei, realizacja utopijnych modeli ustrojowych. Najczęściej wiąże się to z ekstremizmem i fanatyzmem. Cele i środki terroryzmu nie mieszczą się w żadnym uporządkowanym systemie politycznym. Jest on jednak związany raczej z pluralistycznymi demokracjami aniżeli z państwami totalitarnymi i autorytarnymi (co jednak w ostatnich latach coraz częściej ulega zmianom). Terroryzm jest zwalczany zarówno w skali krajowej, jak i międzynarodowej. Najlepsze efekty daje tu międzynarodowa współpraca, opierająca się na zasadzie bądź natychmiastowego karania, bądź ekstradycji zgodnie z Europejską Konwencją Zwalczania Terroryzmu z 27 stycznia 1977 r.5. 2. Odmiany terroryzmu 2.1. Terroryzm polityczny Współczesny terroryzm polityczny sam w sobie jest zjawiskiem wielce różnorodnym i o wiele bardziej skomplikowanym niż sto czy dwieście lat temu. Jako jeden z aspektów walki politycznej jest wciąż aktualną formą osiągania własnych celów. W epoce coraz większego i szybszego rozwoju technologii, a co za tym idzie udoskonalania środków i sposobów masowego zabijania, sprawcy aktów terroryzmu mogą coraz silniej ingerować w politykę wewnętrzną i zewnętrzną państw. Ostatnia dekada XX w. zapoczątkowała zmiany środowiska międzynarodowego. Rozpad ZSRR i upadek systemu bipolarnego przyczyniły się do wzrostu aktywności etnicznych i nacjonalistycznych ruchów społecznych, które, wyrażając swoje dążenia separatystyczne, sięgnęły po brutalną przemoc (republiki kaukaskie, była Jugosławia). Tego typu walka polityczna umożliwia gwałtowny wzrost przestępczości zorganizowanej oraz przerodzenie się konfliktu w wojnę domową. Z drugiej strony dynamiczny rozwój technologii informatycznych, a co się z tym wiąże globalizacja systemów informacyjnych, powoduje zmiany technologiczno-operacyjne terroryzmu oraz zmiany w motywacjach i celach terrorystów. Wzrost konfliktów i napięć na tle etnicznym, religijnym, ideologicznym bądź społecznym sprawił, że terroryzm zaczął przybierać nowe formy i stał się sposobem na rozwiązanie zaistniałych problemów na skalę międzynarodową. Spirala agresji narasta, zmniejsza się co prawda ilość aktów terroru, ale wzrasta zwłaszcza liczba ofiar śmiertelnych (w 1998 r. miały miejsce 273 ataki terrorystyczne, podczas których zginęło 741 osób, a 5952 zostało rannych. Dla porównania: w 1997 r. podczas 304 ataków zginęły 221 osoby, a 695 zostało ran5 www. http://info.onet.pl/149486,77,item.html 224 H. Sommer nych)6. Tu warto jednak zaznaczyć, iż absolutny szczyt barbarzyństwa terroryzm osiągnął w 2001 r., gdy doszło do ataku na Światowe Centrum Handlu i Pentagon. Czy coś jest, czy też nie jest terroryzmem, nie zależy od słuszności czy niesłuszności sprawy, ani od tego, czy osoby występujące w jej imię mają możliwość przedstawienia swych żądań w sposób demokratyczny, czy też nie mają takiej możliwości. Terroryzm jako swoiście rozumiana polityka nie może być rozważany w kategoriach moralno-etycznych, nie może być też uznawany za słuszny. Jest to przemoc, która z zasady uderza w najmniej winnych. Terroryzm jako pewien rodzaj walki jest sposobem, po który sięgają różni jego wykonawcy: przedstawiciele środowisk kryminalnych, ekstremiści motywowani różnorodnymi problemami socjalno-społecznymi (np. ekologiczni i antyaborcyjni ekstremiści), uczestnicy etnicznych konfliktów czy tradycyjnych walk politycznych, a skończywszy na powstaniach przeciwko władzy. Relatywnie do innych form przemocy politycznej terroryzm pozostaje sposobem osiągania celów przy niskim ryzyku dla sprawcy. Kooperatywne zwalczanie międzynarodowego terroryzmu politycznego zaczyna zatem odgrywać coraz większą rolę w polityce zagranicznej państw. Pojawienie się nowych regionalnych sił, dla których terroryzm jest najłatwiejszym sposobem na osiągnięcie własnych korzyści, może zachwiać strukturą międzynarodowego bezpieczeństwa. Dlatego też wzmożenie współpracy w wymiarze regionalnym, jak i globalnym nabiera coraz istotniejszego znaczenia. W sferze militarno-politycznej problem terroryzmu został uwzględniony w Dokumencie Podstawowym Euroatlantyckiej Rady Partnerstwa (EAPC) przyjętym na sesji ministerialnej NATO 29 maja 1997 r. w Sintrze. W październiku 1997 r. miało miejsce posiedzenie Specjalnego Komitetu NATO, na którym dyskutowano o zakresie konsultacji z państwami zainteresowanymi kwestią zwalczania terroryzmu i sabotażu. 2.2. Terroryzm prawicowy Terroryzm prawicowy często charakteryzowano jako mniej selektywny, bardziej bezsensowny rodzaj współczesnej przemocy politycznej. Dorobił się takiej reputacji w wyniku pozornie bezmyślnej „ulicznej” przemocy i prymitywnych ataków, których celem ostatnio coraz częściej padają imigranci, uchodźcy, pracownicy sezonowi i inni cudzoziemcy w wielu krajach europejskich, szczególnie w byłej NRD i dawnych państwach bloku komunistycznego7. Na początku lat 80. na krótko wstrząsnęła Europą Zachodnią kampania bombowa. Jeśli nawet sposoby działania prawicowych terrorystów wydają się czasami przypadkowe i spontaniczne, ich dążenia nie stają się przez to bardziej wyraźne. Zasadniczo ostentacyjnym celem jest zniszczenie liberalno-demokratycznego państwa, 6 7 www. http://www.peoplenet.pl/ B. Hoffman, Oblicza terroryzmu, Warszawa 1999, s. 157. Terroryzm jako ... 225 by oczyścić drogę do odrodzenia państwa narodowosocjalistycznego (nazistowskiego) czy faszystowskiego. Trudno jednak ocenić, w jakim stopniu jest to tylko wymówka, by czerpać egocentryczne przyjemności z bójek i bomb, puszenia się i paradowania w religiach nazistowskich z lat 40., zważywszy na fakt, że większość prawicowych grup nie wyznaje określonego programu reform, ukrywając się chętniej za niejasnymi sloganami zażartego nacjonalizmu, potrzeby rasowej czystości i umocnienia siły rządu. W sumie ataki niemal instynktownie kierują się na demokratyczne państwo z powodu jego wielorakich słabości, szczególnie liberalnej polityki opieki społecznej, tolerowania różnych poglądów, a także przyjmowania ciemnoskórych imigrantów w szeregi siły roboczej, a Żydów i członków innych mniejszości na wpływowe stanowiska. Prawicowi terroryści wierzą, że przetrwanie ich narodu zależy od pozbycia się tych elementów. Jedynie państwo homogeniczne politycznie, rasowo i kulturowo może odzyskać swą siłę i funkcjonalność dla dobra swoich naturalnych obywateli, a nie dla nakrapianego zbioru intruzów i pasożytów, którzy obecnie wysysają siły i wielkość narodu. Należy zauważyć, że grupy europejskie mają wiele cech wspólnych z amerykańskimi (rasizm, antysemityzm, ksenofobia i nienawiść do liberalnego rządu), ale zupełnie inaczej legitymują i usprawiedliwiają swoje istnienie. Działania grup z USA można zakwalifikować raczej jako terroryzm religijny niż ściśle prawicowy, ponieważ liturgia, boskie wkręty i sankcje duchownych odgrywają zasadniczą rolę w podtrzymywaniu i motywowaniu ich przemocy. Natomiast podstawy europejskiej prawicy są wyraźnie świeckie, pozbawione jakichkolwiek teologicznych imperatywów czy wpływu duchowieństwa. W istocie niesprecyzowane, rozpływające się kontury filozofii politycznej współczesnej skrajnej prawicy w Europie dobrze podsumowuje refren popularnej piosenki brytyjskiego zespołu White Nosie: „Dwa kufle piwa i paczka chrupków. Kolorowi won! Biała władza”8. Być może właśnie dlatego europejski terroryzm prawicowy rzadko wykraczał poza bójki uliczne czy prymitywne koktajle Mołotowa rzucane pospiesznie w schronisko dla uchodźców czy sypialnie gastarbaiterów (choć oczywiście tak prymitywne akty przemocy mają takie same możliwości zabijania i okaleczania, jak bardziej wyszukane operacje terrorystyczne). Niemniej jednak błędem byłoby postrzeganie prawicowego skrzydła jako całkowicie nieracjonalnej formy terroru. W istocie kilka przypadków, kiedy neonaziści zdecydowali się na bardziej ambitne operacje, zbulwersowało cały kontynent. Na przykład w sierpniu 1980 r. potężny wybuch wysadził zatłoczoną stację kolejową w Bolonii we Włoszech w pełni turystycznego sezonu. Zginęły wówczas 84 osoby (180 zostało rannych), więcej osób w pojedynczym zamachu terrorystycznym zginęło przedtem tyko po podłożeniu przez Irgun bomby w hotelu King David (92 osoby) trzydzieści cztery lata wcześniej. Niecały miesiąc później wybuchła bomba na 8 B. Buford, Among the Thugs, Londyn 1992, s. 154. 226 H. Sommer popularnym Oktoberfest w Monachium, zabijając 14 osób, a raniąc 215. Obawiano się wówczas nowej kampanii terrorystycznej, bardziej groźnej i przypadkowej niż akcje europejskich lewicowych organizacji terrorystycznych czy grup etniczno-nacjonalistycznych. Jednak obawy te się nie sprawdziły. Sposób działania prawicowych terrorystów w Europie niewiele się zmienił od lat 70.: sporadyczne ataki skierowane na szczególny typ celów – przede wszystkim obozy dla uchodźców, hotele dla imigrantów, domy anarchistów i biura partii politycznych, idący ulicą imigranci arabscy czy afrykańscy, a także nieruchomości czy przedsiębiorstwa należące do Żydów. Choć ta kategoria terrorystów może się wydać prymitywna, stosunkowo nieskomplikowana i intelektualnie niezbyt rozwinięta, jednak podobnie jak cały terroryzm, tak i przemoc z prawego skrzydła nie płynie z patologicznej obsesji zabijania czy chęci pobicia możliwie największej liczby osób. Jest to wynik świadomej polityki zastraszenia opinii publicznej, by poszła na określone ustępstwa. Prawicowi terroryści postrzegają siebie może nie tyle jako rewolucyjną awangardę, ile jako katalizator wydarzeń, które mają doprowadzić do narzucenia autorytarnej formy rządu. Toteż podobnie jak inne ruchy terrorystyczne oni też modelują swoją przemoc tak, by przemawiała do tych, których uważają za swój elektorat – a więc do równie skrajnych nacjonalistów, nieprzejednanych rasistów i ksenofobów, reakcyjnych konserwatystów czy wojujących antykomunistów. Starają się poza tym, z wyjątkiem kilku odizolowanych zamachów bombowych, utrzymać swoją przemoc w granicach tolerancji aktualnego rządu, bez narażania się na zmasowane działania represyjne ze strony władz9. 2.3. Terroryzm lewicowy Podstawowym nakazem taktycznym – a również etnicznym – lewicowych terrorystów było np. skonstruowanie aktów przemocy, by przemawiały do ich rzekomego „elektoratu”. W wywiadzie z 1978 r. niemiecki lewicowy terrorysta Michael „Bommi” Baumann określił porwanie samolotu pasażerskiego Lufthansy w poprzednim roku przez terrorystów domagających się uwolnienia uwięzionych członków Frakcji Czerwonej Armii jako szaleństwo. Dla Baumana świadome wplątanie niewinnych obywateli w tę terrorystyczną operację było nie tylko szkodliwe, ale zwłaszcza niesłuszne. Było szkodliwe, ponieważ plamiło wizerunek lewicowych terrorystów jako prawdziwej „awangardy rewolucji” przez użycie przemocy, która miała zwrócić uwagę na nich samych i ich sprawę i „edukować” publiczność, uświadomić jej, co w pojęciu terrorystów było nierównością w demokratyczno-kapitalistycznym państwie. Było także złe samo w sobie, ponieważ niewinne osoby, bez względu na polityczne uzasadnienia, nie powinny padać ofiarą aktów terrorystycznych wymierzonych przeciwko państwu10. 9 10 B. Hoffman, op. cit., s. 159. Ibidem, s. 152. Terroryzm jako ... 227 Z tego powodu użycie przemocy przez terrorystów lewicowych było bardzo ograniczone. Ich samozwańcza krucjata za sprawę społecznej sprawiedliwości jest skierowana przeciwko instytucjom rządowym czy komercjalnym lub poszczególnym jednostkom, które ich zdaniem reprezentują kapitalistyczny wyzysk i represje. Starają się nie podejmować działań, które mogłyby wyalienować potencjalnych zwolenników. Toteż lewicowa przemoc na ogół jest bardzo selektywna, sprecyzowana i ograniczona. Jednostki – symbole koncentrują całą ideową wrogość, bogaci przemysłowcy, jak Hans Martin Schleyer, czy parlamentarzyści, jak Aldo Moro, zostają celowo wybierani na cel ataku. Porywając tak ważnego przywódcę i tak wyraźny symbol, Czerwone Brygady dążyły do pobudzenia włoskiej lewicy i tym samym przekształcenia sytuacji politycznej na swoją korzyść. Nawet jeśli są stosowane mniej selektywne taktyki, jak podkładanie bomb, przemoc ma być równie „symboliczna”. To znaczy, choć wyrządzone szkody są jak najbardziej realne, to głównym celem terrorystów lewicowych nie jest zniszczenie mienia czy zlikwidowanie namacalnych aktywów, ale udramatyzowanie sprawy politycznej i zwrócenie na nią uwagi. Proces podejmowania decyzji w lewicowych grupach terrorystycznych chyba najwyraźniej opisał Bauman, mówiąc o planowanym w 1969 r. ataku Tupamaros Berlina Zachodniego (prekursora zarówno Ruchu Drugiego Czerwca, jak i oryginalnej Frakcji Czerwonej Armii). Baumann i jego koledzy chcieli przeprowadzić operację, która jednocześnie zwróciłaby uwagę na ich sprawę i na nich samych, nabrałaby rozgłosu niedola Palestyńczyków i zademonstrowana zostałaby solidarność i sympatia lewicy zachodnioeuropejskiej dla walki narodu palestyńskiego. I tak narodził się pomysł podłożenia bomby w Żydowskim Ośrodku Dzielnicowym, dodatkowo jeszcze w rocznicę Nocy Kryształowej z czasów Trzeciej Rzeszy. Do wybuchu, co prawda, nie doszło, ale szum medialny w całym świecie odbił się szerokim echem. Wybierając tę szczególną datę i szczególny cel, o głębokim niewątpliwie symbolicznym znaczeniu, grupa starała się przeprowadzić świadome porównanie między uciskiem Palestyńczyków przez Izrael a nazistowskim prześladowaniem Żydów. Stosowanie przez lewicowych terrorystów „zbrojnej propagandy” (czyli ataków przemocy o wyraźnym znaczeniu symbolicznym) jest więc zasadniczym elementem ich operacyjnej kalkulacji. Jest to także podstawowy środek „edukacji” mas, podejmowanej przez organizację, która ustawiła się w roli „awangardy rewolucji”. Pierwsza oficjalna „rezolucja strategiczna” Czerwonych Brygad podkreślała właśnie ten temat. „Nie jest to problem organizowania walk klas na terenie walki zbrojnej – stwierdzał dokument z 1975 r. – ale włączenia organizacji do walki zbrojnej i politycznej do realizacji tej dziejowej konieczności w ruch klasowy”11. 11 Ibidem, s. 161. 228 H. Sommer 2.4. Terroryzm religijny Wiele dawnych i współczesnych grup terrorystycznych powstało na podłożu elementów religijnych. Niemal od razu na myśl przychodzą antykolonialne, nacjonalistyczne ruchy typu żydowskich organizacji terrorystycznych, działających w okresie przed niepodległością Izraela, i zdominowany przez muzułmanów Front Wyzwolenia Narodowego w Algierii, podobnie jak przykłady z późniejszego okresu: katolicka IRA, jej protestanckie odpowiedniki skupione w rozmaitych paramilitarnych grupach lojalistycznych, jak Bojownicy o Wolność Ulsteru, Ulsterskie Oddziały Ochotnicze i Komando Czerwonej Ręki, a także w głównej mierze ugrupowania OWP. Jednak we wszystkich tych ugrupowaniach dominują motywacje polityczne, nie religijne – nie ulegają również wątpliwości ich przede wszystkim etniczno-nacjonalistyczne i buntownicze cele. Dla innych ugrupowań najważniejsza jest jednak motywacja religijna, imperatyw religijny stał się bowiem główną cechą charakterystyczną obecnej działalności terrorystycznej. Jedną z konsekwencji rewolucji, która w 1979 r. przekształciła Iran w republikę islamską, jest jej kluczowa rola w odróżnieniu tej odmiany terroryzmu, ale pojawienie się terroryzmu religijnego nie ogranicza się wyłącznie do Iranu, a w jeszcze mniejszym stopniu do Bliskiego Wschodu czy islamu. Od lat 80. obejmuje elementy wszystkich najważniejszych religii świata, a czasami również pomniejszych kultów i sekt. „Nie żałuję. Działałem z rozkazu Boga” – powiedział policji Igar Amir, młody żydowski ekstremista, który zamordował izraelskiego premiera Icchaka Rabina. Słowa Amira mogli również wypowiedzieć islamscy terroryści z Hamasu odpowiedzialni za samobójcze zamachy bombowe na autobusy pasażerskie i zatłoczone miejsca publiczne, które to zamachy wstrząsnęły Izraelem12. Terroryzm motywowany w całości lub częściowo przez religijny imperatyw, kiedy sprawcy traktują przemoc jako boski obowiązek lub akt sakramentalny, stosuje wyraźnie odmienne sposoby legitymacji i usprawiedliwienia niż terroryzm świecki, a to z kolei prowadzi do znacznie większego przelewu krwi i destrukcji. Związek pomiędzy religią a terroryzmem nie jest nowy. Ponad dwa tysiące lat temu fanatycy religijni popełniali pierwsze akty, które dzisiaj zasłużyłyby na miano terroryzmu. Niektóre słowa używane w języku angielskim na określenie terrorystów i ich działań wywodzą się od nazw żydowskich, hinduskich i muzułmańskich grup terrorystycznych działających dawno temu. 12 Ibidem, s. 194. Terroryzm jako ... 229 3. Wnioski końcowe Nie sposób w tym krótkim artykule omówić zjawiska terroryzmu kompleksowo. Zarysowano tutaj raczej śladowo ów problem, zwracając szczególną uwagę na jego teoretyczne uzasadnienie i odmiany. Warto tu jednak nadmienić, prognozując niejako, iż terroryzm jest zjawiskiem, które będzie występowało w przyszłości. Świadczą o tym liczne sygnały o zamachach nadchodzące ze wszystkich zakątków świata. Pojawienie się nowych organizacji terrorystycznych dotychczas nieznanych świadczy, iż „moda” na terroryzm nie zanika. Dwoista ocena moralna tych samych czynów popełnionych przez „swoich” i „wrogich” terrorystów jest główną przyczyną tego, że terroryzm obejmuje swym zasięgiem cały świat. Ktoś uznany za zwyrodniałego zbrodniarza w jednym kraju, bywa uznawany za bohatera walki wyzwoleńczej w drugim. Nie zasługuje ich zdaniem na karę, bo walczy o moralnie wartościową i szlachetną sprawę. Rolą poszczególnych państw i całej społeczności międzynarodowej jest zatem odpowiednie, racjonalne i przede wszystkim skuteczne przygotowanie się do walki z tym zjawiskiem. Nie jest to bynajmniej kwestia prosta, co najlepiej pokazuje sytuacja w Iraku, niezwykle trudna do rozwiązania, w której partycypują również Polacy. Pokazuje to w sposób niezwykle czytelny, z jak niebezpiecznym zjawiskiem mamy do czynienia. TERRORISM AS THE LARGEST THREAT TO THE CONTEMPORARY WORLD – A FEW OBSERVATIONS ON THE PHENOMENON Summary The article delves into a deeper discussion in which the phenomenon of terrorism is the center point. This issue, so widely commented upon by the faculty of social studies (especially sociologists and political scientists), has arisen over the last three decades to become a problem if global proportions. Hence, some experts define the 21st century as the century which is and will be that of terrorism. Złożono w Oficynie Wydawniczej w czerwcu 2005 r. ZESZYTY NAUKOWE POLITECHNIKI RZESZOWSKIEJ Ekonomia i Nauki Humanistyczne z. 15 Nr 224 2005 Recenzja książki ZE WSPOMNIEŃ HUBALCZYKA Andrzej Lech Zdzienicki, Oficyna Wydawn. Politechniki Rzeszowskiej, Rzeszów 2005, s. 146 Czy można uznać książkę inżyniera architekta Andrzeja Lecha Zdzienickiego Ze wspomnień hubalczyka za lekturę na studiach polonistycznych? Takie pytanie zadałem sobie po przeczytaniu tego krótkiego „pamiętnika wojennego”. Od razu odpowiedź nasunęła się jednoznaczna – tak. Nim jednak przejdę do meritum, słów kilka wypada poświęcić autorowi, a ściślej dwóm autorom. Ze wspomnień hubalczyka, jak sam tytuł sugeruje, to reminiscencje z wojny żołnierza Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego będącego pod dowództwem majora Henryka Dobrzańskiego („Hubala”), żołnierza Związku Odwetu działającego w formacjach AK, który swoje „wspomnienia”, już jako emerytowany prof. Politechniki Rzeszowskiej, zaczął spisywać rok przed śmiercią, tj. w 1997 r., o czym po kilkakroć informuje jako narrator. Jednak książka – z inspiracji senatora Bolesława Fleszara – w obecnej formie, z przypisami, korektą, umieszczonymi zdjęciami i rysunkami Zdzienickiego mogła ukazać się dzięki prof. Gustawowi Ostaszowi. To właśnie prof. Ostasz nadał wspomnieniom hubalczyka formę książkową, ubolewać jedynie można na niski nakład (100 egz.), co już jest tylko wynikiem perturbacji finansowych. Niemniej obcowanie z książką rekompensuje tego typu niedogodności, bo, jak czytamy w Posłowiu: „Wystarczy ją czytać”1. Stopniowe zgłębianie wspomnień Zdzienickiego wprowadza czytelnika na dość już znany teren literatury dotyczący próby rekonstrukcji przeszłości związanej inherentnie z krwawą kartą historii drugiej wojny światowej. Wiarygodności dodaje fakt, o czym wspominałem, że autor był jednym z bezpośrednich uczestników opisywanych wydarzeń. Jednakże Zdzienicki nie zaczyna swojego pamiętnika od września 1939 r., czy od jakiegoś charakterystycznego zdarzenia związanego z wojną, tak jak czyniło to wielu pisarzy tego nurtu. Autor dokładnie przedstawia swój rodowód szlachecki sięgający aż czasów piastowskich, by potem przejść do prezentacji swojej najbliższej rodziny, czyli m.in. ojca, żołnierza Józefa Piłsudskiego, a także ułana Władysława Beliny. Dalej autor (rocznik 1919) oprowadza czytelnika po swoim dzieciństwie spędzonym najpierw we wsi Rząbiec, następnie w Knyszynie, Radomiu, Niekłaniu, opowiada o przygodach 1 G. Ostasz, Posłowie, [w:] A.L. Zdzienicki, Ze wspomnień hubalczyka, Rzeszów 2005, s. 141. 232 Recenzja dorastania wraz z dwoma braćmi, Tomaszem i Władysławem. Potem dopiero narrator (autor) zdaje relacje z pierwszych dni wojny, swojej i brata Tomasza roli w oddziale „Hubala”2, później licznych akcjach zbrojnych w Okręgu Radomsko-Kieleckim AK, tragicznych losach przyjaciół, czasem już tylko znanych z pseudonimów. Ciekawie opowiada też o solidarności ludzkiej, młodzieńczych miłościach, bo przecież rówieśnicy autora to pokolenie, któremu przyszło dojrzewać intelektualnie i emocjonalnie w ferworze walk i nieustającym strachu. Jak pisze Zdzienicki: „Rok 1941 nie obfitował w akcje. Pozwalał nam, młodzieży urodzonej w latach 1916-1925, nabrać pewności, że zaabsorbowanie płcią odmienną stanowi bardzo ważny wyróżnik natury ludzkiej”3. Książka kończy się w momencie niby radosnym dla Polski, to maj 1945 r., bezpośrednie zakończenie działań wojennych, autor zaś po demobilizacji zapisuje się na studia w Akademii Górniczo-Hutniczej. Nie sposób tutaj w kilku zdaniach oddać całości „substancji” wspomnień, po prostu trzeba je przeczytać. Książka wręcz kipi od samych tylko opisów działań partyzanckich, w których brał udział autor. Mamy również do czynienia z ogromnym zagęszczeniem faktów. Dowiadujemy się na przykład, ile kosztował obiad w akademickiej stołówce, który młody Andrzej zjadł na dzień przed wybuchem wojny (60 groszy!). Ponadto autor precyzyjnie podaje uzbrojenie wojska, nawet niemieckiego. Jednakże dlaczego na samym początku pokusiłem się wciągnąć książkę Zdzienickiego na listę lektur? O tym decyduje przesłanie, jakie ona niesie. Wspomniałem, w jaki sposób Zdzienicki rozpoczyna swą podróż w przeszłość – od ukazania rodzinnych korzeni. Tym samym autor daje sygnał czytelnikowi, wyczula jego intelekt na to, że kwestia tożsamości człowieka to proces długofalowy, nierozerwalnie związany z tradycją narodu. Stąd również Zdzienicki przedstawia postać swego ojca – piłsudczyka, pośmiertnie odznaczonego Złotym Krzyżem Niepodległości, jego morale (mimo że on sam nie doczekał wybuchu wojny) silnie oddziaływało na całą trójkę synów. Najstarszy, Andrzej (autor), na wieść o wybuchu wojny reaguje w następujący sposób: „Wyrywam się i biegiem wpadam na dworzec. Jestem pewny, że w domu czeka na mnie karta mobilizacyjna”4. Tomasz złożył największą ofiarę – życie, z kolei najmłodszy z braci, Władysław, najpóźniej przyjęty do AK, ciągle uskarżał się, że nie może prochu powąchać. Podobnież rówieśników ciągnęło do wojaczki, bynajmniej nie dla samej przygody. Takie postępowanie zostało wywołane imperatywem patriotyzmu. Choć już Wyspiański ostrzegał w Warszawiance, że nie wolno pochopnie przelewać „młodej krwi”, generacja, do której należał Zdzienicki, wiedziała, że jej trud nie jest daremny. Dlatego książka Ze wspomnień hubalczyka w znakomity sposób może dopełniać wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Tadeusza 2 Major Henryk Dobrzański poległ w czasie noclegu w 1940 r. A.L. Zdzienicki, op. cit., s. 53. 4 Ibidem, s. 16. 3 Recenzja 233 Gajcego, Wacława Bojarskiego, Tadeusza Borowskiego etc., może też stanowić uzupełnienie historii tamtego okresu. Już w pierwszych zdaniach książki widzimy, że spisujący swoją przeszłość autor w dość charakterystyczny sposób prowadzi narrację. Przeważają zdania krótkie, pojedyncze, coś na wzór gorąco podawanych relacji. Jakby autor obawiał się, że nie zdąży przekazać, że bezwład czasu pochłonie jakże ważne świadectwo historii poświęcenia młodych ludzi za ojczyznę. Pomimo iż taka narracja zdradza ekspresywność, prawie w ogóle w książce nie spotkamy komentarzy odautorskich, przeważa obiektywizm. Świadczy to zapewne o tym, że Zdzienicki pozostawił czytelnikowi własny osąd historii, ten osąd należy do młodszych pokoleń. Dlatego wspomnienia hubalczyka powinny być lekturą obowiązkową na studiach polonistycznych. Jeszcze jeden ważny aspekt książki Zdzienickiego zwraca na siebie uwagę. Mianowicie problematyka utworu każe przyjrzeć się przeszłości, bez której nie jest możliwa teraźniejszość i przyszłość. Są to bardzo istotne elementy historii naszej i najbliższych sąsiadów. Przypominam, narracja książki urywa się na momencie zakończenia wojny, dalsze losy Polski zostały ustalone bez udziału jej przedstawicieli5, suwerenność została zaś zdana na łaskę „braci ze wschodu”. O hegemonii ZSRR mówi też omawiana właśnie książka hubalczyka, autor jeszcze w czasie wojny – za sprawą cioci Toni – wiedział, kto był faktycznym sprawcą mordu katyńskiego. Barwnie opisuje „wyzwolicieli”, ich mentalność, ścisłą współpracę AL z NKWD. Zdzienicki dobrze zapamiętał zdanie widniejące na jednym z afiszy tuż po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny Rzeczpospolitej: „Bandytów z AK wymieciemy żelazną miotłą” 6. Tak oto w Polsce zaczynała się nowa okupacja, „wspomnienia” musiały się więc zakończyć na okresie, kiedy młodzi wiedzieli, że walczą o niepodległość. Ginęli, poświęcali się, ale mieli nadzieję, cieszyli się młodością, skrępowaną fizycznie, lecz nie duchowo. Dlatego książka Andrzeja Lecha Zdzienickiego jest świadectwem niezwykłej ofiarności i, paradoksalnie, radości życia. Tomasz Majdosz 5 6 Mam na myśli głównie konferencję Wielkiej Trójki w Jałcie, 4-11 lutego 1945 r. A.L. Zdzienicki, op. cit., s. 129.