„Gwiazd naszych wina” – powieść o tym, jak życie może być

Transkrypt

„Gwiazd naszych wina” – powieść o tym, jak życie może być
„Gwiazd naszych wina”
– powieść o tym, jak życie może być nieprzewidywalne
Życie, jak bardzo kruche mogą być jego losy. Nikt nie jest w stanie przewidzieć,
z czym będziemy musieli się zetknąć w późniejszych latach. Ile razy będziemy musieli się
podnieść po porażce, ile razy i tak upadniemy, ile razy nasze serce będzie złamane lub ile razy
będziemy musieli się zmagać z naszymi problemami zdrowotnymi i rodzinnymi. W życiu
jednak bywają i te chwile, kiedy spotykamy się z wielkim szczęściem, sukcesami w szkole
lub w pracy, poczuciem bezpieczeństwa ze strony bliskich, z radością, którą nie jest się
w stanie opisać.
Książka pod tytułem "Gwiazd naszych wina" autorstwa Johna Greena jest powieścią
o tym, jak życie może być nieprzewidywalne. Opowiada o losach Hazel Grace Lancaster
i Augustusa Watersa, którzy uczęszczają na zajęcia w kościele, gdzie spotykają się ludzie,
którzy chorowali, bądź dalej chorują na raka. Hazel ma nieuleczalnego raka tarczycy,
z którym zmaga się od dziecka, a według lekarzy jej dni są policzone. W okresie swojej walki
z chorobą poznała Augustusa, w czasie kiedy uważała, że nie ma po co wychodzić z domu,
mieć kontaktu z ludźmi, bo jej los jest już przypieczętowany. Chłopak, który wygrał walkę
z rakiem szpiku kostnego, jest jej kompletnym przeciwieństwem, nawet amputacja nogi nie
jest
w
stanie
przeszkodzić
mu
w
czerpaniu
radości
z
życia.
Nastolatek,
spotykając Hazel, podjął się zadania upiększenia jej ostatnich chwil, przy czym bohater
stopniowo zakochuje się w umierającej dziewczynie. Jego atrybutem jest papieros, który
trzyma w ustach, nie paląc go, cytując: "Jest to metafora trzymania w zębach czynnika
niosącego śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał." Nastolatka stara się trzymać na
dystans Augustusa, ponieważ uważa się za „granat”, im bliżej jej jesteś, tym otrzymasz
większe obrażenia, gdy ,,wybuchnie". Nie udaje jej się to jednak, gdy zakochani udają się w
podróż do Amsterdamu, by spełnić ostatnie marzenie dziewczyny, by ta mogła porozmawiać
z autorem jej ulubionej książki i dowiedzieć się, jakie są dalsze losy bohaterów z jej
ukochanej powieści. Jednak ich szczęście niszczy tragiczna wiadomość o nawrocie choroby
nastolatka. Z bohatera życie ucieka coraz bardziej każdego dnia, traci siłę do dalszej walki,
jego ukochana wspiera go w trudnych chwilach, chociaż sama jest jedną nogą w niebie.
Augustus trafia do szpitala i wychodzi z niego tylko po to, by spotkać się z jego najlepszym
przyjacielem i ze swoją dziewczyną. Chce on usłyszeć mowę pogrzebową, którą napisała
dwójka najważniejszych dla niego osób. Przemowa nastolatki jest tak wzruszająca, że
pozwolę sobie ją zacytować: "Mam na imię Hazel. Augustus Waters był wielką, przeklętą
przez gwiazdy miłością mojego życia. Przeżyliśmy prawdziwie epicki romans i nie uda mi się
powiedzieć nawet jednego zdania o nim bez wylania morza łez. Gus wiedział. Gus wie. Nie
przedstawię wam historii naszej miłości, ona umrze z nami, gdyż tak być powinno. Miałam
nadzieję, że to on będzie przemawiał na moim pogrzebie. (...) Nie mogę opowiadać o naszej
miłości, więc będę mówiła o matematyce. Nie jestem matematyczką, ale tyle wiem:
istnieje nieskończony szereg liczb między zero a jeden. Jest jedna dziesiąta, dwanaście
setnych, sto dwanaście tysięcznych i nieskończony zbiór różnych innych. Oczywiście, między
zero i dwa, czy między zero i milion znajduje się większy nieskończony szereg liczb.
Ponieważ niektóre nieskończoności są większe od innych. Nauczył nas tego pisarz, którego
kiedyś lubiliśmy. Bywają dni, a jest ich wiele, kiedy mam pretensje o rozmiar
nieskończonego szeregu, który przypadł mi w udziale. Chcę mieć więcej liczb niż te, które
zapewne dostanę, i, Boże, chcę ich więcej dla Augustusa Watersa. Ale, Gus, miłości moja, nie
potrafię nawet wyrazić, jaka jestem wdzięczna za tę naszą maleńką nieskończoność. Nie
oddałabym jej za skarby świata. W ciągu tych nielicznych dni dałeś mi prawdziwą wieczność
i
za
to
dziękuję."
Z tego, co zdążyliśmy już wszyscy zauważyć, życie jest nieprzewidywalne, wszystko może
się wydarzyć w dalszej części książki, więc lepiej przeczytać ją samodzielnie, ale przejdźmy
do konkretów.
John Green podjął się trudnego zadania napisania książki o ludziach zetkniętych
z rakiem, o przemijaniu ludzkiego życia i o bezgranicznej miłości dwójki nastolatków, dla
których śmierć jest tylko początkiem ich wspólnej historii. Nie da się ukryć, że to nie
pierwsza książka o śmiertelnej chorobie wśród młodych ludzi, a także o ich miłosnych
uniesieniach. To, co jednak ją wyróżnia, to podejście autora. Temat tak poważny jak rak
często przedstawia się w sposób „upiększony”. Dzielne cierpienia chorego utożsamia się
z jego wyjątkowością – kogoś, kto pomimo swego młodego wieku posiadł już życiową
mądrość stulatka, kogoś, czyje życie ma niezwykłe, głębokie znaczenie. Prawda, którą głosi
Green, jest inna. Dzieci, które walczą z chorobą, zostały ciężko doświadczone, lecz mimo
tego nadal pozostają tylko dziećmi. Ich życie
z pewnością w jakiś sposób zapisane
zostaje w sercach osób, które były im bliskie, jednak istnieje niewielkie prawdopodobieństwo,
że dokonają czegoś wyjątkowego. Hazel jest więc zwykłą nastolatką, ani szczególnie
utalentowaną, ani szczególnie mądrą. Już sam fakt, że od lat z uporem maniaka próbuje
uzyskać odpowiedź na pytanie, co stało się z bohaterami jej ulubionej książki, jest po prostu
naiwny. Większość z nas zna to uczucie, gdy książka kończy się, pozostawiając nas
z pytaniami, na które nie uzyskamy już odpowiedzi. Czujemy bezradność, jednak mamy dość
dystansu do całej sytuacji, by przejść nad nią do porządku dziennego. Hazel tego dystansu
brakuje. Jest normalną dziewczyną, którą miotają różne emocje. Bywają chwile, gdy bardzo
by chciała, by otoczenie wreszcie przestało patrzeć na nią jak na chorą, a zobaczyło
"normalnego" człowieka. Czasem zdarza się i tak, że dziewczyna wyjawia swoją chorobę
i wychodzi z założenia, że skoro ma tak mało czasu, ma prawo decydować, co z nim zrobić.
Bardzo
potrzebuje
uczucia,
jednak
strasznie
boi
się
krzywdzić
bliskich.
Moim zdaniem książka pod tytułem "Gwiazd naszych wina" jest w stanie wzruszyć
największego twardziela. Wywoła na Waszych twarzach uśmiech, gdy będziecie czytać
o miłości tej dwójki zakochanych ludzi. Jest to powieść życiowa i ponadczasowa, mówiąc
potocznie, zwykłe "romansidło" nie jest w stanie się z nią równać. Jest ona warta wydania
tych czterdziestu złotych, by zrozumieć, że zbliżająca się śmierć nie jest w stanie
przeszkodzić w codziennym życiu, kochaniu, spełnianiu marzeń, chociaż mogą się wydawać
niewykonalne. Dla niektórych ludzi nieskończoność nie liczy się w latach, miesiącach
godzinach. Czasem to tylko ostatnie minuty.
Julia Kowal