Fajniejszy świat

Transkrypt

Fajniejszy świat
Ś W I AT
38
Fajniejszy świat
MONIKA ANDRUSZEWSKA Z GORLIC, LWOWA I KIJOWA
Mają po kilka-kilkanaście lat. Bawią się zwyczajnie. Ale to pozory.
Cały czas myślą o ojcach. Dzieci ukraińskich żołnierzy.
Przyjechały do Polski, by zapomnieć o wojnie.
G
orlice, u stóp Beskidu Niskiego, żyją
dziś rocznicą: sto lat temu, w maju
1915 r., słynna ofensywa gorlicka przerwała front rosyjski [patrz dział Historia w tym
numerze – red.]. Dzisiaj, w roku 2015, linia
frontu biegnie przez wschodnią Ukrainę.
Zbieg okoliczności: właśnie w Gorlicach
odpoczywało dwadzieścioro dzieci ukraińskich żołnierzy. Zaprosiła je Fundacja Braterstwo, przy wsparciu Stowarzyszenia Pokolenie i Urzędu Miasta Gorlice.
– Takie małe miasto, a tylu dobrych ludzi
– dziwiła się jedna z dziewczynek. Bo oto
w opiekę nad nimi zaangażowała się cała lokalna społeczność. Od starosty Karola Górskiego i pracowników urzędu miasta, przez
dziennikarzy regionalnej telewizji, proboszcza, miejscowych policjantów po właścicieli restauracji. Dzięki nim dzieci zwiedzały
muzeum i centrum kultury łemkowskiej,
rozlewnię wody „Wysowianka”, skansen,
straż pożarną i komendę policji.
Przyjechały z Lwowa, Kijowa i Chmielniszczyzny. Mają od pięciu do piętnastu lat.
Na pierwszy rzut oka nie widać, by różniły
się od rówieśników. Gdy spędzi się z nimi
więcej czasu, można zauważyć, że z własnej
inicjatywy nie wspominają o Ukrainie ani
o ojcach. Temat wojny nie istnieje. Przyjechały tu, by o tym nie myśleć.
Julianna
Ojciec Julianny, Sasza, służy w 8. Pułku
Wojsk Specjalnych; na wojnie od grudnia
2014 r.
– Widzisz, to taki nasz specnaz... Sformowany z biznesmenów, nauczycieli, budowlańców – opowiada mi Maryna, matka Julianny. – Także mój mąż przed wojną budował domy. A potem dostał kartę mobilizacyjną z informacją, że ma się stawić w trzy
dni. W ciągu trzech dni zostałam żoną żołnierza. Nawet nie miałam czasu, żeby to
przyswoić. A jak to wytłumaczyć ośmioletniemu dziecku?
Maryna przyjechała z dziećmi do Polski
jako tłumacz i opiekun. Gdy rozmawiamy,
Julianna podaje matce laurkę. Maryna chowa ją do torebki. – Wszystko zachowujemy
dla Saszy. Poogląda je, jak wróci.
tygodnik powszechny
18 | 3 maja 2015
Julianna codziennie przygotowuje laurki
dla ojca. Na niektórych opisuje, co robiła
w ciągu dnia. Żeby ojciec był na bieżąco z ich
codziennym życiem. Teraz jej rysunki opisują wyjazd do Polski. – Lepiej pokazać tacie, że
chodziłyśmy po parku, czy że byłyśmy na
basenie? – zastanawia się.
Obie, matka i córka, mają smutne podkrążone oczy. Są zmęczone niepokojem i czekaniem. Tym wielkim – na koniec wojny.
Tym mniejszym – aż Sasza przyjedzie na
przepustkę. I codziennym – aż zadzwoni, by
powiedzieć, że wszystko dobrze. Ma dzwonić każdego dnia, tak się umówili. Zawsze
to on dzwoni. To dlatego, że w strefie frontowej nie zawsze jest zasięg i gdyby Maryna
dzwoniła, a on nie odbierał, tylko by się denerwowała.
Gdy ojcu udaje się dodzwonić, komórkę
pierwsza chwyta Julianna.
– Tatusiu, co dziś jadłeś? – pyta. Marszczy
brwi, odpowiedź chyba jej nie zadowala.
Rozmawiają tak, jakby to ona była rodzicem.
Chce wiedzieć, gdzie ojciec będzie dziś spał
i czy jest mu ciepło. – Nie chodź bez czapki,
bo jeszcze chłodno. Żebyś się nie przeziębił
– poucza.
Maryna: – Tak, Julianka normalnie bawi
się z dziećmi. Ale wiem, że cały czas myśli
o ojcu. Zmieniła się przez te kilka miesięcy. Jakby coś w niej zgasło. Ona zawsze była
oczkiem w głowie tatusia. Bardzo źle przeżywa nieobecność Saszy. Nigdy wcześniej nie
chorowała. A odkąd wyjechał – infekcja za
infekcją. Lekarze mówią, że to na tle nerwowym. Boi się sama spać. Myślę, że nie czuje
się bezpiecznie.
W Polsce Juliannie najbardziej podobało
się spotkanie z Celestą – psem husky z gorlickiej fundacji „Beskidzka Zima”. Długo tuliła się do sierści zwierzęcia. – On jest taki
kochany. Taki duży. A wiadomo, że nie zrobi żadnej krzywdy – wyjaśniła mi.
Celesta to pies wyszkolony do dogoterapii.
Mykoła
Siedmioletni blondyn z aparatem na zębach. Jego ojciec służy w 24. Brygadzie Zmechanizowanej.
Pierwszego dnia w Gorlicach dzieci odwiedziły Państwową Straż Pożarną, strażacy opowiadali im o swojej pracy.
Mykoła powie potem, że ten wyjazd do
Polski to były najlepsze wakacje w jego życiu. Pytany, co zrobiło na nim największe
wrażenie, odpowie natychmiast – Wóz pożarny!
Gdy jeden z chłopców chce mu zabrać
samochodzik, Mykoła krzyczy: – Jak zabierzesz, będziesz Putinem!
W jego słowniku „Putin” to największa
możliwa obelga. To przez Putina tata musiał
iść na wojnę.
Matka Mykoły powie mi, że od wyjazdu
męża jej syn bardzo dużo się modli: – Wcześniej nie przywiązywał do modlitwy wielkiej wagi. Zabierałam go na niedzielne nabożeństwa, ale nie miałam poczucia, że cokolwiek z nich rozumie.
– Modlę się tylko za tatę, a za ciebie i za
mnie nie, bo jemu to jest najbardziej potrzebne – Mykoła tłumaczy poważnie matce.
W cerkwi poświęcił szmacianego aniołka,
którego zrobił specjalnie dla ojca.
Za każdym razem, gdy widzi, że matka
martwi się informacjami z frontu, mówi: –
Nie martw się, mamo. Tatę ochrania anioł
stróż, którego ma ode mnie.
39
MONIKA ANDRUSZEWSKA
– No to zostało mi już niewiele. Myślisz,
że wojna będzie tyle jeszcze trwała?
Nie wiem, co odpowiedzieć.
Jedno z ukraińskich dzieci w czasie pobytu w Gorlicach, kwiecień 2015 r.
Jura
15-letni Jura to lider grupki najstarszych
chłopców. Jest inicjatorem wszystkich żartów, takich jak dolanie octu do kompotu
koleżanki czy namalowanie na pisance żartobliwego napisu o Putinie. Wychowawczynie załamują ręce. Co zrobić z takim niegrzecznym dzieckiem? Nie wiadomo, jak
go poskromić. – To inteligentny i wrażliwy
chłopiec, tylko odreagowuje stres – tłumaczą wyrozumiale.
Umówiliśmy się, że z dziećmi nie rozmawiamy o wojnie. Ale gdy Jura słyszy, że na
froncie spędziłam dwa miesiące w poddonieckich Piskach, sam podchodzi i pyta, kiedy tam byłam. Po odpowiedzi zapada cisza.
– Przyjechałaś za późno – mówi w końcu.
To prawda, przyjechałam z późno. Ojciec
Jury, lwowski biznesmen, zginął w Piskach
przed moim przyjazdem. Żołnierze mówili mi potem o poważnym małym chłopcu
w okularach, który w Kijowie odbierał pośmiertne odznaczenia za poległego ojca.
Między kolejnymi żartami i graniem
w piłkę z polskimi kolegami Jura sam zaczyna temat.
– Masz zdjęcia z Pisków? Jak to tam wygląda? Pokażesz? – pyta niby mimochodem.
Pokazuję zdjęcia w laptopie. Zauważam, że
nie interesują go zdjęcia żołnierzy, tylko
zniszczonych budynków. Przesuwamy kolejne fotografie. – Na ten dom spadł grad, to
tuż koło sztabu oddziału OUN – mówię.
Jura zastyga, wpatrzony w zgliszcza. – Czy
ktoś tu zginął? – pyta drżącym głosem.
Dociera do mnie, że jego ojciec zginął we
śnie, gdy na budynek starego sztabu spadł
pocisk moździerza. – Kochanie, to nie ten...
– Aha... – uspokaja się. – To pokazuj następne.
– Jura, ja nie mam zdjęcia budynku, którego szukasz – mówię w końcu.
Milczymy. Chłopiec wstaje z ławki i podaje mi rękę, żebym też wstała. – To nic. Sfotografujesz następnym razem. Chodź, poszukamy chłopaków – mówi, nie patrząc mi
w oczy.
W dorosłym życiu chciałby zostać programistą. Choć po tym, jak dziennikarze Telewizji Gorlice pokazują mu sprzęt, zastanawia się: a może chciałby być fotografem?
Operatorem kamery? Zamyśla się: – Nie,
nie ma sensu rozmawiać o przyszłości. Zobaczymy, jak będzie z wojną. Jeśli przegramy i Rosja dojdzie do Lwowa, będę mógł zabrać mamę i pojechać do Polski. A może wyślę tylko ją, a sam zostanę? Ile miał najmłodszy ukraiński żołnierz, którego spotkałaś na
wojnie? – pyta.
– Najmłodsi miewali po 16 lat – mówię.
Maria
Opuszczamy Gorlice po siedmiu dniach.
Przy pożegnaniu organizatorzy i młodsze
dzieci nie kryją łez. Jura wstydzi się wzruszenia. 15-latkowi nie wypada płakać. Pochyla głowę, chowa twarz w kołnierzu kurtki. Znam ten gest. Widziałam go na wideo
z pogrzebu jego ojca.
Wcześniej mówił, że chciałby zostać
w Polsce. Polskich chłopaków, z którymi
grał w piłkę, prosił, by uczyli go polskiego.
Rozglądał się za dziewczynami, żartował, że
ożenek zagwarantuje mu Kartę Polaka. Teraz nie chce wyjeżdżać.
– Nie martw się, jeszcze tu przyjedziesz.
– Nie chcę wracać do domu.
– Ale mama za tobą tęskni.
– Nic nie rozumiesz. Jakby mama z nami
była, nie mógłbym tu oddychać – odwraca się.
Gdy odwiedzam dom Jury we Lwowie, zaczynam rozumieć, dlaczego tak powiedział.
Żyją w zadbanym mieszkaniu, w odnowionej kamienicy w samym centrum Lwowa.
Jura był wyraźnie jednym z nielicznych
dzieci w grupie, którego rodzina nie ma problemów materialnych.
Maria, jego matka, młoda i zadbana, częstuje ciastem własnej roboty. W kuchni, przy czajniku, stoi wielkie zdjęcie ojca
z czarną wstęgą. W kącie ramki wstawiono małą szkolną fotografię Jury. Matka widzi zdjęcie męża za każdym razem, gdy robi
sobie poranną kawę. Jura przeciwnie: jego
spojrzenie omija to miejsce. Maria odsyła
go do nadrabiania zaległości w szkole, więc
przemyka do swego pokoju.
Maria chce wiedzieć, jak Jura zachowywał
się w Polsce. Gdy opowiadam o jego żartach,
nie może uwierzyć. – Naprawdę? To takie
pochmurne, zamknięte w sobie dziecko. ģ
Dla dzieci z Ukrainy
Stowarzyszenie Pokolenie – skupiające ludzi,
którzy w czasach PRL działali w opozycji
(w sieci: www.pokolenie.org.pl) – zamierza organizować przyjazdy do Polski kolejnych grup
ukraińskich dzieci.
Przelew krajowy:
Stowarzyszenie Pokolenie,
ul. Drzymały 9/4, 40-059 Katowice
Numer konta:
ING Bank Śląski 89105012141000002319853707
Przelew zagraniczny: SWIFT/BIC: INGBPLPW
IBAN: PL89105012141000002319853707
Z dopiskiem: „Dla dzieci”.
tygodnik powszechny
18 | 3 maja 2015
Ś W I AT
40
ģ Jak traktował tam kolegów? Rozmawiał
w ogóle z kimś?
Opowiadam, że w Gorlicach trudno było
go uciszyć. Chwalę jego inteligencję. Mówię, że ciągnął do dorosłych, zwłaszcza mężczyzn, że zaprzyjaźnił się z Rafałem, dziennikarzem Telewizji Gorlice. Że o wielu sprawach rozmawialiśmy jak równy z równym.
– Wiem, że on ma 15 lat. Ale dla mnie zawsze będzie małym dzieckiem. Jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci? Sama dopiero
niedawno przestałam brać środki uspokajające.
Maria pyta, o czym rozmawialiśmy. Wymieniam Majdan. Jura zaskoczył mnie idealną znajomością topografii placu Niezależności i przebiegu zeszłorocznych wydarzeń.
Maria pochmurnieje. – Wszystko zaczęło się od Majdanu. Nie rozumiem tego,
mnie tam nie było, ale mąż zachorował na
ten Majdan. Wrócił do domu i mówił tylko
o tym. Po tym, jak zobaczył tam zabitych
studentów, w ogóle nie uwzględniał możliwości, by nie iść na wojnę. Mówił: „To dla
nich i dla nas, dla przyszłości naszego syna”.
To była dla niego naturalna kontynuacja
tego diabelnego Majdanu. Byłam przeciwna,
bałam się. I widzisz, miałam rację. Zginął siedem dni po tym, jak przyjechał na front. Prawie od razu. Błagałam, żeby nie jechał. A on
pojechał i już po tygodniu... Jura stracił ojca.
Odkąd męża nie ma, my prawie nie rozmawiamy. Nie wiem, jak do niego dotrzeć.
Gdy wchodzę do jego pokoju, Jura siedzi przy komputerze. Zwracam mu uwagę, że zachowuje się inaczej przy matce.
Wybucha: – Ona mnie nie rozumie, ojca
też nie rozumiała. Nie chcę tu być. Pytałaś,
co podobało mi się w Polsce? Czy już rozumiesz, czemu tak podobało mi się wszystko? W Polsce nie chodzi o to, że macie
piękne góry, świetne boiska, basen, super
jedzenie... W Polsce byłem wolny. Macie
tam fajniejszy świat.
©
MONIK A ANDRUSZEWSK A
Za pomoc w przygotowaniu tekstu dziękuję
Urzędowi Miasta Gorlice.
POŻEGNANIE
W Wielki Piątek, 3 kwietnia 2015 r., zmarła w Warszawie
†
Ś. P.
s. Maria Grażyna od Wszechpośrednictwa N.M.P.
Anna Jadwiga Teresa Izabela Jordan
ur. 12 stycznia 1924 r. w Grudziądzu.
W klasztorze przeżyła 71 lat.
Wybitna wychowawczyni i nauczycielka wielu pokoleń niepokalańskich.
Szerzyła metody wychowawcze założycielki
Zgromadzenia błogosławionej Marceliny Darowskiej.
Pogrzeb odbył się 9 kwietnia w Szymanowie.
Krysia
W dniu 22 kwietnia 2015 roku zmarł
†
Ś. P.
dr hab. inż. Henryk Zygmunt
emerytowany profesor AGH
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się w środę 29 kwietnia 2015 roku
o godzinie 13.40 w kaplicy cmentarza Rakowickiego w Krakowie,
o czym zawiadamiają pogrążeni w smutku
Żona z dziećmi, wnukami i rodziną
tygodnik powszechny
18 | 3 maja 2015
Moje dwie
ojczyzny
MICHAŁ HANDELZALC, IZRAELCZYK
I POLAK, KRYTYK LITERACKI:
W wewnętrznych dyskusjach
między mną-Polakiem
a mną-Żydem jedno jest
dla mnie pewne: gdy jeden
drugiego bije, to obu boli.
KAROLINA PRZEWROCKA: Jak się do
Pana zwracać: Michaelu, Michale?
MICHAŁ HANDELZALC: Po pierwsze, mów
do mnie per „ty”, jak na Izrael przystało.
Z imieniem sprawa się komplikuje. Urodziłem się w Polsce jako Michał, dopiero
w Izraelu stałem się Michaelem. Podobny kłopot jest z nazwiskiem: po polsku
brzmi Handelzalc. W gazecie pod moimi
artykułami piszą „Handelzalts”, żeby było
jasne, jak je wymawiać. Ale w paszporcie
i innych dokumentach mam polską, oryginalną pisownię nazwiska.
Co ojczyzna, to imię. Która z jego
wersji jest Ci najbliższa?
Michał oczywiście. Choć nikt już do
mnie się tak nie zwraca. Nazywali mnie
Michałem rodzice. Czasem mówi tak jeszcze siostra. To namnożenie imion jest jak
namnożenie moich jaźni.
O jaźniach za chwilę, teraz uporządkujmy informacje. Urodziłeś się
w Warszawie w 1950 r.
Przy Nowowiejskiej 28. Pamiętam dom,
ulicę, numer telefonu. Nic się nie zmieniło: dom stoi do dziś, numer telefonu różni
się zaledwie jedną cyfrą.
Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa?
Do mieszkania wszedł złodziej. Siedziałem w pokoju dziecięcym, tyłem do
drzwi, i malowałem w zeszyciku zaskrońca. Złodziej przeszedł za moimi plecami
i zabrał teczkę ojca, leżącą na stole. Opiekunka była w drugim pokoju i nic nie zauważyła, zorientowała się dopiero, gdy
przez otwarte drzwi usłyszała hałas na
klatce schodowej. Wiele lat później poszedłem do tego mieszkania, stanąłem
w progu dziecięcego pokoju i oczami wyobraźni zobaczyłem siebie z namalowa-