Blogbank.pl 19-12-12
Transkrypt
Blogbank.pl 19-12-12
Podwójna rola rynków finansowych KsiąŜka Adama Fergusson „Kiedy pieniądz umiera” jest fascynującą lekturą, mimo tego, Ŝe po raz pierwszy wydana została w 1975 roku, czyli w zamierzchłych czasach. Pisał juŜ o niej na łamach „Gazety Wyborczej” bardzo interesująco Witold Gadomski. W latach siedemdziesiątych nie znano jeszcze neoliberalnych reform, nie panowała kultura kredytu i świat nie był tak zadłuŜony jak jest obecnie, więc zapewne publikacja tej ksiąŜki nie szokowała. Z pewnością jednak na początku lat osiemdziesiątych XX wieku była bardziej czytana. Wtedy to inflacja konsumencka (CPI) w USA przekraczała 13 procent, a to z zachęcało do czytanie ksiąŜek o hiperinflacji. KsiąŜka Fergussona opisuje właśnie hiperinflację panującą w Niemczech, Austrii i na Węgrzech po I Wojnie Światowej (dokładnie w latach 20. tych zeszłego wieku). Dla klarowności pojęć: według Fergussona ekonomiści mówią o inflacji, wtedy, kiedy przekracza ona 50 procent…. miesięcznie. Jeśli przyjąć tę definicję to hiperinflacja nam nie grozi. Przynajmniej nie z tych powodów, o których niŜej. Fascynujące było w tej ksiąŜce to, Ŝe bardzo często przewijał się motyw niezrozumienie przez polityków, ekonomistów, a nawet prezesa Banku Niemiec prostego faktu – tego, Ŝe drukowanie papierowego pieniądza, czyli znaczne zwiększenie podaŜy pieniądza, musi doprowadzić do inflacji. Bank Niemiec uwaŜał, Ŝe jego głównym celem jest dostarczenie wystarczającej ilości banknotów do potrzebującej tego gospodarki. Oczywiście teraz działałoby to zupełnie inaczej, ale w czasach przedkomputerowych obciąŜenie drukarń, transport gotówki do banków były potęŜnymi problemami logistycznymi. Mimo tego, Ŝe w trakcie tych 37 lat zaszły w finansach potęŜne zmiany, warto ją jednak przeczytać. MoŜna bowiem znaleźć w niej elementy przypominające to, co dzieje się w obecnych czasach. Są bowiem uniwersalne. Obecnie panująca „kultura kredytu” powoduje, Ŝe ubolewa się nad niemoŜnością sięgnięcia przez mniej zamoŜnych ludzi po kredyt. MoŜna by powiedzieć, Ŝe prawo do kredytu jest równie waŜne jak prawo do ochrony zdrowia czy edukacji. Za chwilę powstanie Ŝądanie wprowadzenie go do Konstytucji (Ŝart). Wprowadzenie przez Komisję Nadzoru Finansowego dyrektywy niepozwalającej na udzielenie kredytu osobie, która zarabia mniej niŜ średnią krajową i obsługuje kredyty pochłaniające 50. procent przychodów, spotkało się z dezaprobatą wszystkich mediów. Proszę sobie policzyć, ile pieniędzy zostaje takiej osobie i zastanowić się, co się z nią stanie (i z bankami) jeśli zacznie rosnąć bezrobocie. Prawo do prawie nieograniczonego zadłuŜania się przeniosło się juŜ dawno równieŜ na państwa, a co najgorsze sięgnęło instytucji finansowych (stąd pierwszy kryzys bankowy) „Kultura kredytu” i obecnie pojawiająca się wiara w to, Ŝe zawsze moŜna pieniądze dodrukować zaczyna rodzić niepokój i kaŜe stawiać pytania. W USA ukuto dość dawno temu powiedzenie „shop till you drop”, często z dodatkiem „dead” („kupuj do upadłości”/„kupuj aŜ do śmierci”). Teraz moŜna by strawestować to powiedzenie na „print till the end” – najchętniej z dodatkiem „of the world” (drukuj do końca świata). Tak oczywiście nie będzie (myślę o końcu świata), ale nie ulega wątpliwości, Ŝe świat wszedł na drogę, na której będzie mu się trudno zatrzymać. Drukuje amerykański Fed (juŜ ponad 2.300 mld dolarów, a przecieŜ rozpoczął niedawno nowy program), drukuje Bank Japonii i Bank Anglii. Europejski Bank Centralny swoim programem tanich poŜyczek dla banków (LTRO – 1.000 mld euro) rozpoczął coś, co moŜna nazwać pseudo-drukiem. Niedawno uruchomił teŜ program skupu obligacji krótkoterminowych (zakupy maja być sterylizowane, ale czy będą?). Bankowcy i politycy niepokojąco przypominają tych rządzących, którzy w latach hiperinflacji nie wierzyli, Ŝe druk pieniądza bez pokrycia doprowadzi do duŜego wzrostu inflacji. To prawda, Ŝe zasady konsensusu waszyngtońskiego z końca lat 80. tych XX wieku w połączeniu z globalizacją i delokalizacją (outsourcing), czyli przenoszeniem miejsc pracy do krajów takich jak Chiny, Indie czy Brazylia doprowadziły do importu dezinflacji, czyli do małego wzrostu inflacji. Nie bez powodu rentowność 30. letnich obligacji rządu USA spadała od 30 lat. Od dłuŜszego juŜ czasu sytuacja jednak się zmienia. To szersza sprawa i osobny temat, ale wystarczy spojrzeć na dynamiczny wzrost płac w Chinach czy w Indiach, Ŝeby zrozumieć, Ŝe koniec niskiej inflacji jest juŜ bliski. Gdyby nie było kryzysu, który rozpoczął się w 2007 roku to juŜ wtedy rentowność obligacji (a za nią koszty kredytu) pognałaby na północ. Kryzys doprowadził do spowolnienia gospodarczego, a to inflację ogranicza. Pamiętać jedna trzeba, Ŝe jeśli gospodarka światowa przyśpieszy to inflacja natychmiast zaatakuje. Jeśli nie przyśpieszy, a banki zmuszone przez rynki finansowe i polityków (wiara w ich niezaleŜność juŜ chyba dawno jest passé) będą nadal drukowały to skutkiem tego moŜe być stagflacja, czyli połączenie stagnacji z inflacją, co byłoby prawdziwym dramatem. To ostatnie zjawisko moŜe się pojawić, dlatego Ŝe od dłuŜszego juŜ czasu obowiązuje „teoria trzeciego elementu” (nazwa moja). W ksiąŜkach do ekonomii moŜna przeczytać, Ŝe jest popyt i podaŜ, a w środku, na skutek ich oddziaływania, pojawia się cena. Obecna praktyka jest zupełnie inna. Owszem, jest podaŜ i popyt, ale w środku są fundusze inwestycyjne. To one ustalają cenę, a podaŜ i popyt się do niej dopasowuje. Dlatego teŜ, jeśli pieniądz będzie łatwo dostępny, fundusze mogą podnosić ceny surowców nawet bez realnego popytu prowadząc świat ku stagflacji. Spójrzmy na dwa przykłady. Pierwszy to ropa. Od lat Arabia Saudyjska twierdzi, Ŝe moŜe dostarczyć ropę kaŜdemu, kto tego chce, a ceny szaleją. Od około 20 dolarów za baryłkę w 2002 roku do 147 dolarów w 2008 roku. Przy wzroście realnego popytu o dziesięć procent… Potem w ciągu niecałego roku cena spadła do 35 dolarów. Tylko dwa procent kontraktów na ropę kończy się dostarczeniem surowca. Reszta to spekulacja. Drugi to Ŝywność. Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw WyŜywienia i Rolnictwa (FAO) niedawno ostrzegła, Ŝe fundusze inwestycyjne weszły na rynek towarów rolnych, co moŜe sprowadzić głód na społeczeństwa w wielu krajach. Obserwowaliśmy to przecieŜ na przełomie lat 2007/2008. Wtedy to fundusze przechodziły z akcji w surowce i dostrzegły potencjał rynku towarów rolnych. Dziewięć miesięcy wystarczyło do wzrostu cen wielu towarów rolnych o dwieście i więcej procent. Potem oczywiście ceny gwałtownie spadły. W swojej ksiąŜce Fergusson pokazał, Ŝe na duŜej inflacji zyskiwały określone grupy społeczeństwa. Korzystali kredytobiorcy (bo zapewne nie znano jeszcze oprocentowanie ze zmienną stopą), przedsiębiorcy (bo zanim doszło do płacenie podatków to były one warte ułamek poprzedniej wartości), robotnicy (bo silne związki zawodowe doprowadzały do indeksacji płac), inwestorzy giełdowi (bo ceny akcji szalały na początku wyprzedzając inflację), eksporterzy (bo marka traciła do innych walut zwiększając konkurencyjność eksportu). Zatrudnienie było prawie pełne – dopiero w szczycie hiperinflacji i przy wychodzeniu z niej doszło do załamania rynku pracy. Kto od początku tracił? Zatrudnieni w sektorze publicznym, rentierzy, ludzie posiadający pieniądze, ale niepotrafiący nimi szybko obracać. Klasa średnia błyskawicznie zuboŜała. Ludzie myślący, Ŝe mają środki na zamoŜne spędzenie reszty Ŝycia stali się nędzarzami. Tracił tez oczywiście budŜet, bo zanim pieniądze do niego dotarły były juŜ warte duŜo mniej niŜ w momencie powstawania naleŜności. Wniosek? Nie ma juŜ w Polsce obrony „kredytowej”, bo banki stosują zmienną stopę procentową. W USA nadal zdecydowanie przewaŜa stała stopa – tam obrona jest moŜliwa. Nie ma ochrony ze strony związków zawodowych, bo ich rola i siła została zredukowana prawie do zera (w Polsce, bo juŜ na przykład nie w Niemczech, gdzie ludzie pamiętają o historii). Praca w sektorze publicznym moŜe w warunkach duŜej inflacji doprowadzić do nędzy. Po prostu w chwilach rodzącej się duŜej inflacji warto być blisko rynków finansowych. Oczywiście tylko wtedy, jeśli ktoś ma kapitał pozwalający mu na takie zaangaŜowanie. Cyniczne, ale prawdziwe. Czego jeszcze moŜemy się dowiedzieć z omawianej ksiąŜki? Po pierwsze tego (to jest oczywiście dyskusyjne), Ŝe bez względu na to, czy banki centralne (w tym przypadku niemiecki, węgierski i austriacki) drukowałyby pieniądze czy nie to wynik byłby mniej więcej taki sam tyle, Ŝe drukowanie katastrofę (Wielka Depresja, Hitler, wojna) opóźniło. Czy nie przypomina nam to obecnej sytuacji? Bez druku nowych pieniędzy zawaliłby się sektor finansowym, co doprowadziłoby do niewidzianej w dziejach katastrofy. Do czego doprowadzi druk? Przyjdzie nam to dopiero na własnej skórze przetestować. Mechanizm wychodzenie z hiperinflacji Adam Fergusson opisuje bardzo dokładnie, ale tym nie będę się w szczegółach zajmował. PotęŜne bezrobocie i mnóstwo bankructw było cena za stabilną walutę. Wspomnę tylko, Ŝe teŜ trzeba wtedy być blisko rynków finansowych. Po stabilizacji waluty i inflacji zarabiało się wtedy w Niemczech na odwrotnym procederze. Proceder „wprost” (w warunkach inflacji) polegał na zdobywaniu kredytów, kupowaniu cennych rzeczy (np. nieruchomości, fabryki) i spłacanie w zdeprecjonowanych markach. Proceder odwrotny polegał na sprzedaŜy „wszystkiego, co się dało”, Ŝeby uzyskać stabilne marki i poŜyczać je na wysoki procent (bo brak było pieniędzy). W obecnych czasach moŜna by jeszcze grać „na krótko” na rynku akcji, czyli obstawiać ich spadek. Jakie były dwa podstawowe filary planu wychodzenie z inflacji? Wprowadzony został nowy pieniądz (marka rentowa), w która ludzi zaczęli (bezpodstawnie) wierzyć. To był taki sam bezwartościowy papier, ale tak przedstawiony, Ŝe zaczął zdobywać zaufanie ludzi, którzy go gromadzili zamiast natychmiast wydawać. Gromadzili, mimo tego, Ŝe maszyny drukarskie pracowały na początku bez ustanku. Filarem było więc zaufanie. Drugim filarem, o którym Fergusson wspomina dwukrotnie, było to, Ŝe zniechęcili się spekulanci walutowi i poszli do Francji spekulować frankiem. JakŜe waŜny jest ten ostatni element teraz, kiedy rynki finansowe są tak potęŜne, Ŝe doprowadzają do bankructw państw. Gdyby rynki finansowe nie były tak potęŜne to nie byłoby bankructwa Grecji i zagroŜeń dla Hiszpanii czy Włoch, ale to jest osobny temat. Rynki zastępują demokrację, zmieniają premierów i nie powalają sobie narzucić kagańca. Doprowadzają teŜ do sytuacji bez wyjścia. Ratowanie banków, czyli fragmentu rynków finansowych, doprowadziło w latach 2008/2009 do zwiększenia zadłuŜenia państw. Kryzys bankowy, doprowadzając do stagnacji i recesji gospodarczej, zmniejszył przychody budŜetów państw, a te sięgały do poŜyczek jeszcze bardziej się zadłuŜając. Rynki finansowe Ŝyły z długów państw, ale jednocześnie doprowadzały (w przypadku gry na spadki cen obligacji) do potęŜnych problemów w posiadających te obligacje bankach. Utworzyło się bardzo trudne do przerwania sprzęŜenie zwrotne. Obawa o to, do czego doprowadzi upadek sektora finansowego zmusiła banki centralne do druku lawiny pieniędzy. Wtedy, w latach dwudziestych XX wieku, po części drukowano, dlatego Ŝe Niemcy mieli problem ze spłacaniem reparacji wojennych. Teraz drukujemy, dlatego Ŝeby uratować sektor finansowy (i nie narazić się mu) jednocześnie nie oddając władzy skrajnym partiom. Czy skutek będzie podobny jak w Niemczech? Nie, nie będzie. Mamy inne niŜ wtedy mechanizmy, więc do hiperinflacji nie dojdzie. UwaŜam jednak, Ŝe dojdzie do pojawienia się (w ciągu kilku lat) duŜej inflacji. W Polsce wyniosłaby kilkanaście procent. Po to, Ŝeby uratować swoje zasoby pamiętać wtedy trzeba będzie o naukach płynących z ksiąŜki Fergussona. Jest jeszcze jedna nauczka: jeśli nie opanujemy, nie uregulujemy rynków finansowych to duŜa inflacja będzie najmniejszym złem, które spotka świat. Konieczne jest wprowadzenie podatku Tobina na rynku walutowym (ale na całym świecie, nie lokalne), co drastycznie zmniejszyłoby wahania kursów walutowych. Konieczne jest teŜ (równieŜ na całym świecie) zabronienie handlu derywatami na dług państwowy w celach spekulacyjnych (nie ochronnych). To nie jest tylko moja idea. Trzy lata temu Paul Volcker, były szef Fed (przed Alanem Greenspanem – chyba najbardziej szanowany ze wszystkich szefów Rezerwy Federalnej), obecnie kierujący Radą Odbudowy Gospodarczej przy prezydencie Baracku Obamie powiedział, Ŝe CDS (derywaty ubezpieczające od ryzyka niewypłacalności), oraz CDO (instrumenty pochodne bazujące na kredytach) „zbliŜyły świat do katastrofy”. Tak, zbliŜyły i nadal zbliŜają. Wniosek jest prosty – rynki finansowe są zarówno zagroŜeniem (bo rodzą kryzysy i inflację) jak i nadzieją (bo dzięki nim niektórzy mogą się obronić). problem w tym, Ŝe obronią się tylko nieliczni…