Mały Chłopiec

Transkrypt

Mały Chłopiec
Mały Chłopiec
Pewnego zwykłego dnia postanowiłam wybrać się na spacer. Nie było to żadną sensacją, nic
godnego specjalnej uwagi – ot, zwykły spacer po moim ulubionym parku w pewien letni dzień.
Nigdzie się nie spieszyłam, szłam równo noga za nogą. Głowę przechylałam lekko, patrząc kątem
oka w niebo, które przebijało się przez korony drzew. Wyraz twarzy, jak sądzę, miałam rozmarzony.
Od czasu do czasu przymykałam oczy, chroniąc je przed promieniami słońca. Było cicho i
spokojnie. Ludzi w parku można było policzyć na palcach jednej ręki. Cieszyłam się, że nie ma
tłumu. Wolałam pobyć chwilę sama; bez głośnych rozmów, szumu miasta. Przysiadłam na jednej z
ławeczek i oglądałam świat wokół. Udało mi się zauważyć rudą wiewiórkę, która zwinnie
przeskakiwała po konarach ogromnego dębu. Widziałam ptaki, które przysiadały na chwilę na
gałęziach drzew by po chwili, spłoszone choćby najmniejszym szelestem, odlecieć. Poczułam się
błogo i przymknęłam na chwilę powieki.
Po chwili jednak szybko otworzyłam oczy, wyprostowując się jak struna na ławce.
Rozglądnęłam się, szukając źródła mojego zaniepokojenia. Okazało się, że uderzył we mnie mały,
niebieski, styropianowy samolocik. Leżał koło mnie na ławce z naderwanym skrzydłem. Zdziwiona
rozglądnęłam się dookoła, szukając właściciela zabawki. Nagle, jakby spod ziemi, wyrósł przede
mną mały chłopiec. Miał jasną, rozwianą czuprynę i bystre, ciemnoniebieskie oczy. Ubrany był w
zieloną koszulkę z krótkim rękawem i dżinsowe krótkie spodenki. Na stopach miał brązowe
sandałki zapinane na rzepy. Dłonie splótł za sobą i patrzył na mnie nieśmiało.
- Dzień dobry, nie widziała Pani może mojego samolotu? – powiedział poważnie. – Rozbił się
gdzieś tutaj.
- Owszem. – odpowiedziałam przyjaźnie i podałam mu delikatnie samolocik, którego prawe
skrzydło ledwo trzymało się reszty zabawki. – Przykro mi, da się to jakoś naprawić? – dodałam,
widząc zmartwioną minę chłopca.
- Nie wiem. Ale mam nadzieję, że gdy spadał, nie zostawił nikogo w chmurkach. – spuścił wzrok.
- Słucham? Kto kogo miał zostawić w chmurkach? Co to znaczy? – zainteresowałam się.
Nie wiedzieć czemu, ten mały, na pierwszy rzut oka niepozorny kilkuletni chłopiec, mnie
intrygował. Wydawał się być bardzo mądry jak na swój wiek. Miał w oczach coś, czego nie dało się
w żaden sposób opisać. Trochę przypominał mi głównego bohatera książki pt. „Mały Książę”, którą
kiedyś czytałam.
Chłopiec nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, tylko podniósł głowę i spojrzał w niebo.
Przechylił zabawnie głowę, chociaż mnie w tym momencie nie było wcale do śmiechu. Głęboko się
nad czymś zastanawiał. Wyglądał bardzo poważnie. Czekałam cierpliwie, aż oderwał oczy od nieba
i spojrzał na mnie.
- Tata mi powiedział, że duży samolot zostawił moją mamusię w chmurkach, a sam spadł na ziemię.
O – wskazał na swoją małą zabawkę – jak ten.
To, co powiedział, wstrząsnęło mną tak, że nie mogłam wydobyć z siebie choćby jednego
słowa. Patrzyłam tylko na niego z troską w oczach.
- Mamusia leciała do cioci Ani do tego dużego miasta, gdzie stoi ta wielka pani, która trzyma ogień
w ręce. Tato mówi, że mama jest szczęśliwa na chmurkach i że cały czas na nas patrzy. I mówi,
żebym był grzeczny, to będzie jeszcze bardziej szczęśliwa i może wtedy wróci.
I że nas bardzo kocha i że za nami tęskni. – kontynuował. - Ale to wszystko wina samolotu.
To on ją zostawił na chmurkach. Nie powinien jej tam zostawiać samej, prawda? – zapytał z
nadzieją.
Spojrzałam na niego współczująco, uśmiechnęłam się gorzko i pochyliłam ku niemu.
- Tak, masz rację, nie powinien. – starałam się opanować gromadzące się we mnie emocje.
Poruszyło mnie to do głębi. Nie wiedząc czemu, położyłam dłoń na jego ramieniu. Chyba chciałam
go pocieszyć – nie wiem. W tym momencie nie panowałam nad własnymi emocjami. Ale on nie
miał łez w oczach. Nie miałam wrażenia, że zaraz się rozpłacze. Nie miał świadomości tego, co
stało się z jego mamą. Zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal.
Ten chłopiec, który Statuę Wolności nazwał „wielką panią, która trzyma ogień w ręce” był
tak nierealny w tej chwili, że miałam ochotę sprawdzić, czy moja ręka jest w stanie przez niego
przeniknąć. Patrzył nadal ciekawsko na samolocik i obracał go w dłoniach. Zapatrzył się na jego
kokpit i jakby zadał mu nieme pytanie, domyślałam się jakie.
- Myślisz, że moja mamusia wróci do mnie i mojego tatusia na ziemię? Przecież jak za nami tęskni,
powinna wrócić, prawda? Przecież byłem grzeczny. Słuchałem się taty.
Miałam już wilgotne oczy i lada chwila po policzkach miały mi spłynąć łzy. Jednak szybkim
ruchem dłoni obtarłam słone krople, pociągnęłam cicho nosem i spróbowałam się uśmiechnąć. Co
w takiej sytuacji mogłam powiedzieć temu chłopcu? Co mogłam powiedzieć, żeby zrozumiał, że
jego mama już nie wróci i jednocześnie nie stracił tej swojej dziecięcej nadziei? Nie chciałam, by
przestał ją mieć. A poza tym, to nie była moja sprawa. Nie znałam jego, jego matki i ojca. Nie
miałam prawa ingerować w sprawy jego rodziny bez zgody jego taty, który pewnie nie byłby tym
zachwycony.
Nagle usłyszałam z sąsiedniej alejki nawołujący głos. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i
spostrzegłam wysokiego mężczyznę, który stał kilkanaście metrów od nas.
- Chodź, synku! – zawołał. – Wracamy do domu!
Gdy mnie spostrzegł, popatrzył na mnie podejrzliwie, niepewnie i machnął na chłopca ręką.
Mały podniósł gwałtownie głowę i poderwał się, biegnąc ku tacie. Ojciec złapał go za rękę i powoli
się oddalili. Mały chłopiec tylko raz odwrócił się do mnie, napotkał mój wzrok i pomachał ręką na
pożegnanie. Zastygłam w bezruchu i trwałam tak przez minutę, dwie, a może przez godzinę. Nie
jestem pewna, ile czasu spędziłam na ławce w parku. Ale wiedziałam jedno: to, co przeżyłam,
rozmowa z tym chłopcem, towarzyszyć mi będzie w myślach zawsze. Nigdy nie zapomnę tego
Małego Chłopca, jak go później nazywałam. Nie dowiedziałam się, jak ma na imię, ale to nie jest
ważne. Pewnie on nie miał i nigdy nie będzie miał świadomości, ile mi dał i że ja, w
przeciwieństwie do niego, nie zapomnę naszej rozmowy i jego samego do końca życia. Smutku i
zagubienia w jego oczach, dziecinnej niewinności i powagi godnej dojrzałego człowieka na jego
twarzy.
Michalina Stachurska
kl. II G „a”