Artykuł (6) do przeczytania na "kółko" dyskusyjne dla kl. 2

Transkrypt

Artykuł (6) do przeczytania na "kółko" dyskusyjne dla kl. 2
Artykuł (6) do przeczytania na "kółko" dyskusyjne dla kl. 2-ich na 17.10
- Ostatnia aktualizacja (czwartek, 11 październik 2007)
ARTYKUŁ - SPOŁECZEŃSTWOWiara, nadzieja, miłośćChciałam się dowiedzieć, jacy są maturzyści 2007.
Byłam ciekawa, co jest dla nich ważne, jak widzą swoją przyszłość, życie osobiste, współczesną Polskę.
Wybrałam trzy licea w małych miastach gdzieś w Polsce, z daleka od przemądrzałych elit, światowych i
filozoficznych nowinek. Pojechałam tam i zadałam uczniom klas maturalnych wiele pytań. Odpowiadając
na nie, szkicowali ten tryptyk.
WIARA
Opoczno: 150 kilometrów od Warszawy, 22 tysiące mieszkańców. W PRL jeździło się tu po płytki
ceramiczne wyrabiane w miejscowej fabryce. Dziś raczej się je omija. Miasto jest senne. Kilka pubów,
trzy kościoły i jedno państwowe liceum. Nie ma kina. Po zmierzchu ulicami przemykają tylko koty. Jadę
tu, by się dowiedzieć, jaką rolę w życiu ludzi wchodzących w dorosłość odgrywa wiara. Na rozmowę godzi
się kilkoro uczniów.
Anita - drobna, wygląd czternastolatki.
Norbert - rodzice są wyznawcami Jehowy.
Ola - pewna siebie, zadziorna.
Magda - tryskająca energią.
Julka - konkretna, rezolutna.
Lidka - opanowana, wyciszona.
Karol - typ harcerza.
Wszyscy deklarują, że są wierzący. Tylko Magda w Pana Boga zwątpiła, kiedy zachorował jej dziadek.
Gdy umarł, buntowała się przez tydzień, potem zrezygnowała.
Bo jednak strach tak żyć z plecami odwróconymi do Pana Boga.
Bóg, w którego wierzą, jest przepołowiony: z jednej strony surowy starzec z palcem groźnie uniesionym
do góry. Z drugiej - miłosierny Pan Bóg od próśb i przymykania oczu na grzeszki. Ale ta groźna strona im
nie przeszkadza. - Bo jakby człowiek Boga się nie bał, toby go olewał - mówi Anita. Norbert na ten boski
obraz kręci nosem: - Gdybyście Biblię czytali, więcej byście rozumieli. Wasz Bóg to żandarm z batem.
Jego Bóg jest tylko dobry.
Tak czy siak bez wiary w Boga świat byłby nie do wyobrażenia. - Bo ludzie - twierdzi Ola, a reszta ją
popiera - równaliby w dół, nie mieliby motywacji do działania.
Więc gdyby tutaj, do bezbarwnego Opoczna, wkroczyły okolczykowane nastolatki z czerwonymi włosami,
dajmy na to z Holandii, i powiedziały: "Wy staroświeccy jesteście w Unii Europejskiej z tą waszą
religijnością", toby usłyszeli: - A żyjcie sobie po swojemu. Zobaczymy, kto na tym lepiej wyjdzie.
Czyżby wierzyli po prostu dlatego, że im się to opłaca? - Tak, opłaca się równać w górę - mówi Ola. - To
jak wspinanie się po drabinie.
Kiedy pytam, czy do tego wspinania potrzebny im Kościół, odpowiadają: - Wcale nie. Owszem, na święta
i przed wielkimi wydarzeniami idą do spowiedzi i do komunii, bo wszyscy tak robią, no i żeby tej groźnej
stronie Pana Boga nie podpaść. Ale na przykład Julka, gdy spowiada się u jednego księdza, to śmiać jej
się chce. - Bo wiem, że on robi znacznie gorsze rzeczy niż ja - mówi. - My byśmy też chcieli, żeby księża
żyli tak, jak mówią - przytakują inni. - Jak Jan Paweł II.
Słucham ich i wiem, że trafnie wybrałam tę szkołę. Bo tu, w małym mieście, gdzie wszyscy się znają,
ludzie widzą i słyszą więcej. Słowa traktuje się bardziej serio. Tu przywołanie Papieża brzmi mniej
banalnie.
- Jak to się wszystko po jego śmierci rozpłynęło - wzdycha Ola. - Ta chęć, żeby coś poprawić. To było zastanawia się przez chwilę - jak wspinanie się po drabinie po dwa szczeble naraz.
Pytam, czy sami starają się wchodzić na tę drabinę tak po dwa szczeble naraz. - Tak.
W szkole były akcje zbierania podarków dla domu dziecka. Zbierali. Ci, co mogą, oddawali krew. Jednak
gdy Julka myśli o swoich dobrych uczynkach, to przede wszystkim o bezdomnym, którego spotkała raz,
wracając ze szkoły. Kup mi, poprosił, chleb. W łachmanach był, wyglądał na pijaka. Nie miała pieniędzy. Za godzinę tu wrócę - obiecała - niech pan czeka. Czekał. Kupiła mu jeszcze kiełbasę, ser. Wtedy rozkleił
się, całe życie swoje jej opowiedział. - I lekko jakoś mi się zrobiło - mówi Julka. Magda twierdzi, że
weszła na drabinę przy dziadku. Myła go, dźwigała. Sama jedna, bo babcia już nie miała siły. Nieraz
myślała, że nie da rady. Wytrzymała.
Anita nie wie, czy to by się władzom kościelnym podobało, ale uważa, że zwierzęta mają duszę. Ile razy
widzi psa czy kota potrąconego przez samochód, to go ratuje. Zabiera do weterynarza, pielęgnuje.
Dokarmia bezpańskie, porzucone. Psi anioł - mawiają o niej koledzy.
Karolowi utkwiła w pamięci pewna staruszka. Jechał z ojcem samochodem. Wybory jakieś się odbywały.
A tu ona wychodzi na drogę, laseczką macha. - Podrzućcie mnie, serdeńki, do domu. Poszłam głosować
na porządnego człowieka i dowodu zapomniałam. Potem wracają tą samą drogą, a staruszka jeszcze raz
parę kilometrów z tym dowodem do lokalu wyborczego kuśtyka. I znowu ją zabrali. - Jak się żegnaliśmy,
wycałowała mnie: serduszko ty moje. Poczułem, że mi serce rośnie - mówi Karol.
Nagle pojmuję sekret wiary młodych ludzi w zwyczajnym mieście: to wiara nieobrzędowa. Osadzona
http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 1 March, 2017, 22:23
głębiej, tam, skąd wypływa nakaz czynienia dobra. Z serca.
NADZIEJA
Bydgoszcz: prawie 300 kilometrów od Warszawy, ponad 350 tysięcy mieszkańców. Centrum rozkopane,
co rusz informacja: a to kamienica, a to most, ulica wyremontowane z funduszy Unii Europejskiej. Gdzie
spojrzeć, mieszanina starego z nowym, rozkładu z odrodzeniem. Jadę, żeby zapytać maturzystów, jak
widzą swoją przyszłość i gdzie: tu czy za granicą. W IX LO w ubiegłym roku na studia za granicę wyjechał
co czwarty absolwent. Większość do Szkocji i Anglii. Tamtejsze uczelnie zabijają się o Polaków, bo dzięki
nim dostają unijne dotacje na rozwój. Spotykam się tu z dziewięciorgiem maturzystów. Są to:
Wiktoria Śliwińska - podobna do Ani z Zielonego Wzgórza. Wyjeżdża. Chce pracować w porządnym
laboratorium.
Paweł Foryński - typ filmowego amanta. Zostaje. Chce być architektem.
Weronika Filinger - w stylu przedwojennej inteligentki. Wyjeżdża. Będzie fizykiem.
Dorian Sobołtyński - w stylu rockowego gitarzysty. Zostaje, bo musi. Zamierza być anglistą.
Ewelina Stodulska - typ matczyny. Zostaje. Idzie na budownictwo.
Agnieszka Halińska - chmurne spojrzenie. Wyjeżdża studiować lingwistykę i japonistykę.
Maciej Touer - intelektualista. Zostaje. Ma zamiar studiować ekonomię.
Anna Żmuda - typ do rany przyłóż. Wyjeżdża na rok. Też idzie na budownictwo.
Bartosz Knitter - typ klasyczny, budzący zaufanie. Zostaje. Chce być prawnikiem.
Zdumiewają mnie na samym wstępie: są dumni z Polski. I ci, którzy chcą wyjechać, i ci, którzy zostają.
Bo jesteśmy wyjątkowi; na każdym kontynencie znajdziesz rodaka, który zrobił coś znaczącego. Jak już
pracujemy, to sumiennie, potrafimy budować na zgliszczach i - co prawda na krótko - być solidarni.
Dajemy sobie radę w trudnych sytuacjach, w których statystyczny Anglik czy Francuz by skapitulował, bo
ma łatwiejsze życie. Wcale nie mamy więcej wad niż inne narody. No i żaden kraj na świecie nie ma tak
pięknego hymnu.
Próbuję zorientować się w ich motywach. Wyjeżdżający mówią, że tutaj lepiej nie będzie; rząd
beznadziejny, ucieka od reform, za parę lat okaże się, że Europa uciekła od nas. - Wybrać tu ścisły
kierunek to wydać na siebie wyrok - podkreśla Wiktoria. Człowiek latami dorabia się rzeczy, które tam
można mieć od razu. - W Norwegii - dodaje Dorian - za godzinę zbierania truskawek dają w przeliczeniu
70 zł. Więc na czekanie tu na wyrównanie płac z europejskimi to sobie mogą pozwolić naiwniacy.
Zostający protestują: - Przepraszam, mam pakować manatki, bo rząd jest do kitu? Na złość babci
odmrozić sobie uszy? To moja ojczyzna! - oburza się Ewelina. - A kto tu będzie tworzył inteligencję? wtóruje jej Bartosz, przekonany, że za granicą nawet wykształcony obcokrajowiec jest traktowany jak
obywatel drugiej kategorii. Lepiej być biedniejszym, ale pierwszym u siebie.
Spostrzegam pewną prawidłowość: pierwsi podają motywy bardziej praktyczne, drudzy - bardziej
patriotyczne. Czyżby to właśnie była dzieląca ich różnica? Jedni są materialistami, a drudzy idealistami?
Pytam, co jest dla nich najważniejsze, jakie mają marzenia.
Paweł, który zostaje, w ogóle się nad tym nie zastanawiał, bo żyje chwilą. Dla Ani, która wyjeżdża,
najbardziej liczy się samorealizacja. Na to protestuje Ewelina, która zostaje: - Dajcie spokój, modne
słówko i tyle. Najważniejsza jest rodzina. Marzy o domu na wsi i trójce dzieci. Na wsi - powiada - żyje się
wolniej, prawdziwej. Dorian odwrotnie: żadna wieś. On by pofrunął gdzieś daleko, uciekł, uczył
angielskiego w wyśnionej Norwegii, komponował muzykę i zdobywał nagrody. Ale nie pofrunie, bo musi
się tutaj opiekować mamą i babcią. I to jest teraz dla niego najważniejsze.
- A ja się widzę jako dobry lekarz - wyznaje Wiktoria, która wyjeżdża. Może jej artykuły w prasie
naukowej popchną medycynę do przodu. Maciej, który zostaje, też nie chciałby skończyć na poziomie
sklepowego z warzywniaka. Pozycja mu się marzy. Pieniądze. Miłość. - Z tym że trudno powiedzieć, ile
potrzeba jednego, a ile drugiego, żeby być szczęśliwym - stwierdza.
Wiercę dalej: a uczciwość popłaca? - No pewnie, że nie - odpowiadają chórem. Rany boskie, ale realiści.
Ale zapewniają, że na nieuczciwość w życiu nie postawią. - Bo trudno wyobrazić sobie poranki bez
patrzenia w lustro - tłumaczy Aga. - Takie życie - waha się przez chwilę - na krawędzi.
I już wiem: wcale nie jest tak, że wyjeżdżający to materialiści, a zostający idealiści. Nie jest tak, że jedni
są gorsi, a drudzy lepsi. Tęsknota do lepszego świata nie psuje. Bez względu na to, gdzie ma się nadzieję
go spotkać: tu czy tam.
MIŁOŚĆ
Ożarów Mazowiecki: 15 kilometrów od Warszawy, nieco ponad 19 tysięcy mieszkańców, przedzielony
niemiłosiernie zapchaną tirami trasą poznańską. Kiedyś życie koncentrowało się tu wokół fabryki kabli.
Dziś został po niej kompleks solidnych zabudowań. W jednym z nich mieści się liceum. Ma powodzenie.
Uczą się w nim hotelarze i kucharze. A mnie tu gna ciekawość, co się wie o miłości, gdy się ma 18 lat.
Spotykają się ze mną:
Krzysztof Szymański, który będzie kucharzem. Typ zawadiaki.
Paweł Nieborowski, też kucharz. Speszony, jakby na występie w telewizji.
http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 1 March, 2017, 22:23
Ania Dudek. Południowy rys w urodzie, charakterystyczny, szybki sposób mówienia.
Joasia Walencik. Cicha, rozważna.
Justyna Radulska. Typ szefowej, niski, dojrzały głos.
Dorota Zając. W filmie "Rozważna i romantyczna" grałaby romantyczną.
Wszyscy całowali się po raz pierwszy w wieku 12-14 lat. Krzysiek pamięta dokładnie: - Na kolonii.
Graliśmy w butelkę.
Mniej więcej sześćdziesiąt miesięcy po tym wydarzeniu pytam ich, czy już wiedzą, co to znaczy kochać.
Odpowiadają: ufać, poświęcać się. Czuć, że ktoś ci przesłania świat, mieć maślane oczy.
Jak odróżnić miłość od zauroczenia? Krzysiek kręci głową: - Oj, ciężko powiedzieć. Dlatego jeśli chodzi o
deklaracje z gatunku "ja cię nie opuszczę", byliby ostrożni. Ania sądzi, że człowiekowi mówi się "kocham",
żeby mu było miło, a to taniocha, więc nikomu jeszcze nie powiedziała. Tylko Krzysiek oponuje: - Mówić,
mówić. Jak się idzie do łóżka i jak się z niego wstaje.
Uderza mnie ich trzeźwość: gadają, jakby mieli piąty krzyżyk na karku. Z tą samą trzeźwością tłumaczą,
dlaczego planują założyć rodzinę. Bo nikt nie chce być samotny. Trzeba mieć się z kim dzielić szczęściem,
a nawet gdy nieszczęściem się człowiek dzieli, to też mu lżej.
Gdy pytam, jak oceniają nakaz czystości przedmałżeńskiej, odpowiadają głośnym pomrukiem: - Eee!
Dorota, poirytowana: - To jest moja sprawa, co robię w łóżku przed ślubem i po.
- No, ale jak para bardzo wierzy w Boga i chce z seksem czekać, to niech czeka - wzrusza ramionami
Paweł.
A czy ludzie powinni mieszkać ze sobą przed ślubem? Odpowiadają przeciągłym: - Taaak! Nie ma
lepszego sposobu na sprawdzenie, czy nie związałeś się z wiedźmą albo upiorem. Tylko Justyna
zastrzega, że wolałaby bez seksu. Pod jednym dachem, ale w oddzielnych pokojach. Na to Ania: - Nie
rozumiem. To po co mieszkać razem? Jak będzie mi się układało z facetem w łóżku, to w innych
sprawach też.
Joasia nie pojmuje, jak można podejmować decyzję o wspólnym życiu, spotykając się kilka razy w
tygodniu. Nie, nie chodzi o to, żeby trafić na ideał. Ideałów przecież nie ma - twierdzą zgodnie. Nawet nie
chodzi o to, żeby mieć te same poglądy - w takim związku byłoby nudno - ale żeby wiedzieć, czy z tą
osobą można zawierać kompromisy. - Co z tego - tłumaczy Ania - że obydwoje jesteśmy katolikami, gdy
on uparł się na firanki w oknach, a ja na żaluzje.
Tylko Justyna przyznaje, że bez ślubu by nie mogła: - Przysięga wiąże ludzi duchowo. W tym przeżyciu
jest jakaś magia, tajemnica. (A ja myślę: nareszcie jakiś wyłom w tej przezroczystej trzeźwości).
Gdy pytam, czy akceptują związki homoseksualne, podnosi się wrzawa. - O Jezu - jęczy Krzysiek i robi
taką minę, jakby zjadł cytrynę. - Co o Jezu? - wpada mu w słowo Ania i robi minę, jakby chciała go
udusić. Krzysiek podnosi głos. Zapewnia, że gdyby natknął się w szkole na taką parkę, toby ją wyśmiał. Pan Bóg - mówi - stworzył kobietę i mężczyznę, i dlatego świat się kręci. Kiedy człowiek zburzy ten
porządek, to po nim - krzywi się - i jak to wygląda: dwóch facetów trzymających się za rączki.
Na to Joasia: - Obłudnik!
Ania: - Ze średniowiecza się urwał!
Ania przyjaźni się z parą gejów. Są mili, kulturalni. - Miałabym nakazać im życie z kobietami, bo tak
wypada?
Krzysiek: - Tak.
Ania puka się w czoło.
W sprawie publicznego okazywania uczuć znów się godzą: trzeba znać granicę. Bo głupio jakoś, gdy
patrzy babcia czy dziecko. Zresztą, wielka miłość - uważają dziewczyny - nie wymaga ostentacji.
Gdy pytam, czy potrafią wskazać przykłady takiego uczucia w swoim otoczeniu, milkną. W końcu odzywa
się Ania. Obserwuje rodziców kolegi. Trzydzieści lat po ślubie, a gdy na siebie patrzą, to jakby nic więcej
nie widzieli. A przecież nie da się takiego spojrzenia zagrać. - Pierwszy raz z czymś takim się spotkałam mówi Ania.
Potem odzywa się Justyna. Jej znajomi stracili nowo narodzonego synka. Okazało się, że zawiniła wada
genetyczna żony. On strasznie chce dziecka, ale nie powiedział jej: to już koniec, odchodzę, bo znowu
urodzi się ułomne. Wsparł ją, wydźwignął z dołka. I jeszcze bardziej się zbliżyli. - To chyba jest
prawdziwa miłość - dochodzi do wniosku Justyna. A ja myślę, że jednak sporo się wie o miłości, mając 18
lat.
Imiona maturzystów z Opoczna zostały zmienione
wydania 18/07 ze strony 92
Elżbieta Isakiewicz Tekst główny artykułu z
http://www.lo8.wroc.pl - Liceum Ogólnokształcące nr VIII we Wrocławiu Powered by Mambo
Generated: 1 March, 2017, 22:23