Pobierz PDF

Transkrypt

Pobierz PDF
BR
AM
A
numer 1
warszawa
śródmieście
marzec 2016
2 | Brama numer 1 | marzec 2016
DRU
CZEMU
GA
ZAJMUJEMY
FALA PUSTOSTANY?
Kolektyw Syrena jest drugą falą dzikich lokatorów – pierwsza, masowa fala po wojnie, zimą
1945 roku złamała wojskowy zakaz wstępu na
lewy brzeg miasta i zasiedliła ruiny wielu domów,
w tym pozostałość po kamienicy na Wilczej 30.
Warunki życia były tragiczne – wokół same gruzy.
Poza zrujnowanym terenem getta warszawskiego,
Śródmieście ucierpiało przez wojnę najbardziej –
ubyło tu 65 proc. kubatury: prawie siedem mieszkań na dziesięć znikło zupełnie. Straty dzielnicy
szacuje się na 6,631 mld zł (wg raportu z 2004 r.).
Na podstawie inwentaryzacji stanu naszego kwartału między Wilczą, Hożą, Kruczą i Marszałkowską, BOS ocenił w 1945 ubytek niemal połowy
kubatury kamienic [dokładnie, ze 132,000 m3
ubyło 56,540 czyli 43 proc]. Wartość zniszczeń
oszacowano na 8.311.380 zł.
W naszej pierzei na Wilczej (nry parzyste) m. Kruczą a Marszałkowską na 10 kamienic cztery i pól
zniszczono doszczętnie, żadna nie ocalała w pełni.
Kamienicę Syreny – Wilczą 30 (hipoteka 1697A)
– przeznaczono pierwotnie do rozbiórki ze wzg.
na opłakany stan (połowa zrównana z ziemią,
zrujnowane klatki i poważnie uszkodzony front).
Jednak już w 1945 r. kamienicę na dziko zasiedliło 50 osób, które zaczęły ją remontować. Nie
dało się ich wyrzucić, stąd budynek ocalał. Warunki mieszkania i odbudowy były niezwykle
trudne, brakowało właściwie wszystkiego poza
drewnem na opał. Jak donosi Życie Warszawy 22.
lipca 1945 roku, po drugiej stronie ulicy doszło
do jednej z największych i zapomnianej dziś katastrofy: zawaliła się mocno uszkodzona kamienica
przy Wilczej 29, grzebiąc w ruinach pięćdziesiąt
osób… Tymczasem w pierwszym roku odbudowy mieszkań formalne środki przeznaczane były
przede wszystkim na lokale dla urzędników i pracowników ministerstw w nowej-starej Stolicy. Na
przełomie 1945/1946 na większą skalę ruszył
koncesjonowany remont mieszkań dla wszystkich za pieniądze z budżetu. Wraz z dekretem
o komunalizacji gruntów powstało mieszkalnictwo komunalne (pierwszy raz w historii miasta,
którego domy przed wojną w 97 proc. należało
do prywatnych kamieniczników). Zalegalizowano też pobyt ‚dzikich lokatorów’, którzy mieszkali
i sami remontowali swoje domy.
Syrena to autonomiczna przestrzeń inicjatyw,
mieszcząca się w odzyskanej kamienicy przy Wilczej 30
w Warszawie. Przestrzeń funkcjonuje jako miejsce działań
niekomercyjnych oraz wsparcia lokalnych inicjatyw
i mieszkanek_ńców. Kolektyw Syrena używa przestrzeni
jako źródła bezpośrednich interwencji i konfrontacji
z polityką miasta oraz prywatnych inwestorów, którzy
zgodnie z priorytetem zysku wspólnie negują prawa
mieszkanek_ńców do miasta. Odzyskujemy miasto na
różnych polach: od akcji bezpośrednich, takich jak blokady
częstych i bezprawnych eksmisji, wspieranie imigrantek_
ów i pracowniczek_ów zatrudnianych na umowach
śmieciowych, mieszkanek_ńców broniących przestrzeni
publicznych oraz wszystkich osób dyskryminowanych
przez wymiar sprawiedliwości i władze.
kontakt: [email protected] // www.syrena.tk
1. Bo nie chcemy utonąć
w długach
Czy zastanawiała/eś się czemu mieszkanie w Warszawie wciąż jest droższe niż w Berlinie, Wiedniu,
Kopenhadze, Lizbonie, mimo że zarabiamy tu nawet cztery razy mniej?
Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, przeciętna osoba w tym kraju, gdyby zdecydowała
się przeznaczyć całą swoją pensję na zakup mieszkania, mogłaby kupić niecałe pół metra kwadratowego
– prawie dwa razy mniej niż dziesięć lat temu.
W istocie, w wielu okresach w ciągu ostatnich
siedmiu lat ceny mieszkań prywatnych i czynsze
w lokalach komunalnych wzrastały niemal dwukrotnie. Tymczasem, średnie płace wzrosły zaledwie o jedną trzecią – wg danych GUS. Jak widać,
w parze za wysokim kredytem na trzydzieści lat
nie idą wysokie zarobki ze stałą umową o pracę.
W efekcie, zadłużamy się po uszy, chwytając się
każdej roboty, choćby za półdarmo i na tymczasowych umowach – tzw. „śmieciówkach”.
Według raportu NIK na temat zobowiązań władz
w polityce mieszkaniowej, aż 6,5 miliona osób
w Polsce mieszka w warunkach „nędzy mieszkaniowej” – w sporym przeludnieniu, ciasnych klitkach, uwłaczających godności. To jednak tylko pół
prawdy.
2. Bo puste domy to zyski
kosztem ludzi
Nawet połowa budowanych dziś mieszkań stoi
pusta i jest przeznaczona wyłącznie na spekulację:
jak szacuje Instytut Ekonomiczny NBP, w latach
2009-2010 liczba pustych nowych lokali w stolicy wynosiła niezmiennie 25 tysięcy. W dodatku
właściciele 7,5 spośród 15 tysięcy mieszkań sprzedanych w 2008 roku to nie mieszkańcy szukający
dachu nad głową, a firmy kupujące nawet po kilkanaście lokali, żeby po latach odsprzedać je potrzebującym, z większym zyskiem.
Na całym świecie można zauważyć ścisły związek
pomiędzy wysoką ceną mieszkań, a liczbą pustostanów. Tysiące lokali nie świecą pustką na marne:
utrzymywanie takiego stanu – przy powszechnie
palącej potrzebie zapewnienia dachu nad głową –
zabezpiecza zyski branży nieruchomości.
Wobec braku alternatywy w postaci wystarczającej
liczby dostępnych mieszkań komunalnych, ceny
prywatnych mieszkań są dyktowane tylko tym,
ile można z nas wycisnąć, jak mocno możemy się
zadłużyć. Rośnie bańka spekulacyjna a wraz z nią
– liczba ludzi zadłużonych po uszy i mieszkań, których nie da się spłacić, a także – liczba pustostanów
oraz ludzi bez dachu nad głową. Polityka mieszkaniowa nie ma nic wspólnego z demokracją – de
facto tworzą ją banki, deweloperzy i sympatyzujący z nimi urzędnicy.
3. Bo władze łamią nasze prawa
i tworzą głód mieszkaniowy
Powiedzieć, że ani rząd ani samorządy lokalne nie
są zainteresowane by zmniejszyć bańkę spekulacyjną, to mało. Władze zarządzają nami jak prywatna firma i tworzą te same patologie: domy bez
ludzi i ludzi bez domów.
Dziś w Warszawie pięć tysięcy niezamożnych rodzin (ponad 12 tys. osób) nawet dziesięć lat czeka
na liście na mieszkanie czynszowe. Połowa z nich
dysponuje wyrokiem sądowym na natychmiastowy
przydział lokalu komunalnego. Jednocześnie, miasto posiadało w 2011 roku sześć i pół tysiąca pustych lokali; dwa tysiące z nich zdążyło już popaść
w ruinę i nie nadaje się do mieszkania. Kolejny tysiąc ma nam zostać odebrany za darmo w ramach
dzikiej reprywatyzacji, mimo że to ludzie własnym
wysiłkiem wynieśli Warszawę z powojennych gruzów. Warszawski ZGN to nic innego niż Zarząd
Głodem Mieszkaniowym, który w dodatku nie
remontuje swoich kamienic, przejadając pieniądze
płacone mu przez najemców.
Władze lokalne i krajowe ignorują swój konstytucyjny obowiązek ochrony naszego prawa do
dachu nad głową, walki z głodem mieszkaniowym
i bańką spekulacyjną. Brakuje im woli, by sięgnąć
po rozwiązania, które stosują inne kraje dotknięte
kryzysem mieszkaniowym. Wiedeń aktywnie zmaga się ze spekulacją poszerzając zasób mieszkań
komunalnych – niemal jedna trzecia lokali należy
do miasta. W Warszawie jest odwrotnie – zasób
mieszkań miejskich się planowo kurczy. Już dziś
lokale komunalne stanowią marne dziesięć procent ogółu, a przyjęty przez ratusz wieloletni program mieszkaniowy zakłada dalszą redukcję liczby
miejskich lokali o 4,8 tys. w ciągu najbliższych 4
lat, głównie za sprawą dzikiej reprywatyzacji. Kolejne rządy krajowe, od prawa do lewa, zupełnie
ignorują potrzebę budowy mieszkań komunalnych
– w ostatnim roku władze wydały na to pół procent
budżetu państwa – równowartość budowy ćwierci
Stadionu Narodowego…
4. Bo okupując stawiamy opór
Największe kryzysy ostatnich lat – od USA po
Hiszpanię – zaczęły się właśnie od tragedii mieszkańców miast i masowych eksmisji. Bańki spekulacyjne pękają, wysokich kredytów nie da się spłacać.
To nie przypadek, że najczęstszym obrazkiem upadających miast są ulice wypełnione pustymi domami. W odpowiedzi na kryzysy wywołane przez
wieloletnią, nieodpowiedzialną politykę władz, coraz więcej miast postanawia przejmować w zarząd
i zasiedlać długo marniejące, opuszczone budynki
i mieszkania. Nierzadko sami mieszkańcy zajmują
opuszczone rudery, by je wyremontować własnym
wysiłkiem i zamieszkać.
W Polsce, popadające w ruinę pustostany są dobitnym obrazem marniejącej kondycji życia wielu
mieszkańców miast, którzy stoją przed dylematem
„wziąć kredyt, wyjechać, czy strzelić sobie w łeb?”.
Czy coś nam jeszcze zostało?
Wcielamy w życie i proponujemy inną drogę –
broń się, przejmij inicjatywę, weź swój los we własne ręce, wymów służbę, zajmuj pustostany, okupuj,
stawiaj opór!
Brama numer 1 | marzec 2016 | 3
JOLANTA BRZESKA
LOKATORKA I OBYWA
TELKA WYKLĘTA
Jola Brzeska walczyła do końca, walczyła nie tylko o siebie, ale także o innych lokatorów reprywatyzowanych stołecznych kamienic.
Istnieje nagranie z dnia 22 stycznia 2009 roku
dostępne na portalu YouTube. Właściciel sklepu
„Bazarnik” przy ul. Nowy Świat 66 po przejęciu kamienicy, chciał dokonać eksmisji czteroosobowej
rodziny do hotelu robotniczego, jako miejsca ich
tymczasowego pobytu. Prawo zakazuje wykonywania tej czynności od 1.11 do 31.3. Wśród osób
blokujących eksmisję była Jola Brzeska i to z tego
wydarzenia pochodzi jej znane zdjęcie, gdzie stoi
na balkonie w czarnym płaszczu. Eksmisja się nie
udała. Wówczas Jola Brzeska już od trzech prawie
lat walczyła z właścicielem kamienicy, w której
mieszkała wraz z mężem Kazimierzem Brzeskim.
Kamienica przy Nabielaka 9, jest jedną z wielu
warszawskich kamienic, które były elementem
dzikiej reprywatyzacji w stolicy. W ubiegłym roku
elewacja budynku została odnowiona, samą kamienicę nie zamieszkują już starzy lokatorzy, sąsiedzi
Brzeskich. Zostali zmuszeni do wyprowadzki. Ta
niesprawiedliwość, jaka ich spotkała, jest symbolem tragedii powojennej stolicy. Ojciec Jolanty
Brzeskiej, Franciszek Krulikowski, odbudowywał
tą właśnie kamienicę, która po wojnie była jedynie
wypaloną skorupą. Zamieszkał tam po odbudowie
wraz z żoną i córkami. Takie osoby, jak pan Franciszek, które odbudowywały miasto z gruzów, zostały kompletnie zapomniane. Ich trud, ich wysiłek
zostaje zniweczony, kiedy ich dzieci oraz wnuki są
wyrzucane z własnych mieszkań przez tzw. spadkobierców, ludzi najczęściej niemających nic wspólnego z przedwojennymi właścicielami budynków.
Tak było w i w tym przypadku. Pojawienie się nowego właściciela, opisuje przyjaciółka Joli: „Po 60
latach mieszkania w tym samym domu w pewne
sobotnie popołudnie 2006 r., podczas rodzinnego
obiadu, do mieszkania państwa Brzeskich wtargnął tłum obcych ludzi. Radośnie oświadczyli, że
właśnie odzyskali nieruchomość. Brzescy kończyli
jeść zupę. Gościnna zazwyczaj Jola nie podzieliła się z nimi obiadem. Nie zaproponowała nawet
herbaty. Jakby przeczuwała kłopoty. Oszołomiona
patrzyła, jak obcy myszkują po jej kątach i bawią
się we wspominki z dzieciństwa. Nikt z nich nie
zbliżał się jeszcze do emerytury, więc nie mogli
mieć wspomnień z tego mieszkania. Tylko jeden,
brzuchaty, nic nie wspominał. Rozparty w fotelu
w salonie wgapiał się łakomie w talerze z zupą“.
I rozpoczęła się gehenna Joli i Kazimierza Brzeskich
z Mossakowskim i Massalskim. W następnym roku
poznali ich metody działania, którego celem było
zastraszenie i wykurzenie z Nabielaka wszystkich lokatorów. Następne lata Jola Brzeska musiała spędzać
w sądach, na procesach wytaczanych jej przez właściciela. 14 grudnia 2007 roku umarł Kazimierz Brzeski.
W tym samym roku powstało WSL – Warszawskie
Stowarzyszenie Lokatorów. Jola nie była już sama
w walce z ratuszem i urzędnikami miejskimi oraz
kamienicznikiem, który nie przestawał jej dręczyć.
„Dorota Chróścikowska, zarządca budynku częściowo przejętego przez Mossakowskiego, wiedząc,
że przez trzy lata nie odprowadził on ani jednej
złotówki z czynszów pobieranych od lokatorów
za wodę czy wywóz śmieci, podjęła ryzyko popełnienia przestępstwa. Wydrukowała rozliczenie
mediów w mieszkaniu Brzeskich za 2006 r. i wręczyła je Joli. Rzeczywista kwota wynosiła 1445,11
zł“ – opisuje Ewa Andruszkiewicz.
Jola nie mogła liczyć na wsparcie urzędników czy
policji. Działano przeciwko niej, poprzez bierność
i zaniechanie działań względem właściciela kamienicy. Jola była obywatelką oraz lokatorką wyklętą. Urzędnicy miejscy oraz sama pani prezydent
Warszawy, bagatelizowali rozmiary reprywatyzacji
w mieście. Radni nie byli zadowoleni, gdy podczas
sesji zjawiali się działacze KOL oraz WSL i psuli
im dobre samopoczucie. Sprawa reprywatyzacji
była spychana na dalszy plan i zamiatana pod dywan. Jola Brzeska była tuż przed swoją tragiczną
śmiercią prawdopodobnie o krok od rozpracowania mafii, która przejmuje nieruchomości hurtowo.
Być może to sprawiło, że Joli Brzeskiej już nie ma.
Za dużo wiedziała i mogła swoją wiedzą przeszkodzić w intratnym interesie.
Ewa Andruszkiewicz o Joli oraz WSL: „Nie było
tygodnia, żeby nie napływały kolejne dramaty, cała
lawina nieszczęść. Eksmisja na bruk Anki z trójką
dzieci w środku zimy. Samobójstwo lokatora na
Wspólnej, który nie wytrzymał presji firmy deweloperskiej i z rozpaczy, że nie zapewnił rodzinie
dachu nad głową powiesił się. Zawał serca emerytowanego mistrza jeździeckiego trzy miesiące
po tym, jak nowy właściciel wyrzucił go z mieszkania do piwnicy. Serce nie wytrzymało upodlenia.
A dla kontrastu właściciel mieszkania Brzeskiej,
rozparty na skórzanej tapicerce luksusowego bmw,
wożony przez osobistego kierowcę, właściciel 60.
odzyskanych nieruchomości, z których żadna nigdy nie należała do jego przodków. Jemu miasto
przydzieliło komunalne mieszkanie na Krakowskim Przedmieściu z widokiem na Zamek Królewski. Dla niej, dla mistrza jeździectwa i tego
biedaka ze Wspólnej nie mieli nawet psiej budy“.
Nie zważano na tych, którzy potrzebowali pomocy.
Nie byli traktowani jak partnerzy do rozmów dla
warszawskich urzędników.
Dnia 1 marca 2011 roku w Lesie Kabackim znaleziono zwęglone ciało Jolanty Brzeskiej. Nawet po
tym makabrycznym odkryciu była ona traktowana
przez nich z lekceważeniem.
Ewa Andruszkiewicz o tym, co działo sie ze sprawą Joli Brzeskiej po odnalezieniu jej zwłok:
„Laboratoria kryminalistyczne wykonują badanie
DNA w ciągu dwóch tygodni. Rodzina Jolanty
Brzeskiej czekała dwa miesiące na potwierdzenie
identyfikacji zwłok. Dokładnie pół roku prokuratura
mokotowska zwlekała z zezwoleniem na wydanie
aktu zgonu. Przez następne cztery miesiące nie można było uzyskać zgody na pochówek. Przez dziesięć
miesięcy spalone ciało Jolanty Brzeskiej leżało w lodówce zakładu medycyny sądowej z przyczepioną do
nogi kartką NN. Za życia była traktowana jak Nic
Nieznaczący śmieć. Z takim samym szacunkiem odniesiono się do jej zmasakrowanych zwłok.
Absurdalna pierwotna teza o samobójstwie przy
użyciu oleju napędowego, używanego wyłącznie
przez gangsterów do skutecznego likwidowania
wszelkich śladów biologicznych w miejscu zbrodni,
na wiele miesięcy zwolniła organa dochodzeniowe
z obowiązku zabezpieczenia dowodów morderstwa: nie przeszukano mieszkania, nie przesłuchano sąsiadów, którzy widzieli moment uprowadzenia. Dopiero po manifestacji przed Prokuraturą
Generalną, jaką zorganizował Komitet Obrony
Lokatorów pół roku po zabójstwie Brzeskiej, policja zadała kilka pytań obu pełnomocnikom Barbary Zdrenki. Nic nie widzieli, nic nie słyszeli i ponieśli same straty…“.
Ta sytuacja dobitnie pokazuje, że sprawie próbowano nadać inny bieg, skierować go w stronę teorii
samobójstwa. W pierwszych dniach po śmierci Joli
Brzeskiej prokuratura oraz policja nie bardzo przejmowały się dowodami mogącymi świadczyć inaczej.
Po pięciu latach powstało jeszcze więcej pytań, na
które odpowiedzi wciąż brak. Dzika reprywatyzacja
dalej hula po stołecznych kamienicach.
1 marca jest Dniem Żołnierzy Wyklętych, dla mnie
jest Dniem Obywatelki oraz Lokatorki Wyklętej, bo
taką była Jola Brzeska. Przez te pięć lat musiała walczyć z władzami o chwilę uwagi dla siebie i innych
lokatorów, dręczonych przez kamieniczników - tak
jak ona sama. Ostatnie słowo niech należą do przyjaciela Joli z WSL, Andrzeja Smosarskiego: „Jola
była założycielką Warszawskiego Stowarzyszenia
Lokatorów, od samego początku pomagała innym
ludziom zrozumieć meandry sytuacji prawnych
związanych z terrorem wobec najemców mieszkań.
Miała niesamowity instynkt prawny, potrafiła szybko i bezbłędnie identyfikować wszystkie składniki
bardzo skomplikowanych sytuacji prawnych. Pełna
godności, samodzielna, solidarności wobec innych,
towarzyska, zawsze obecna na akcjach WSL, jedna z tych kobiet które są dla mnie o wiele bardziej
symbolem codziennej walki z wyzyskiem i okrucieństwem niż wszelkie rozreklamowane celebrytki.
Sama była obiektem agresji znanego warszawskiego
specjalisty od przejmowania budynków i wyrzucania ludzi, niestety sądy i władze miasta do końca
były odwrócone od jej problemu z kamienicznikiem.
Nie wiemy, czy jej śmierć była związana z konfliktem mieszkaniowym – zaginięcie nastąpiło kilka
dni przed kolejnym zapowiedzianym przez kamienicznika i komornika drastycznym uderzeniem
w dorobek jej życia. Kilka lat temu zmarł mąż Joli,
także aktywny działacz lokatorski, bardzo to przeżyła, ale zacisnęła zęby walcząc dalej o swoje i nie
tylko swoje: godność, mieszkanie, zmianę polityki
mieszkaniowej władz stolicy. Bardzo kochała swoją
córkę i wnuka, o których często opowiadała. Siedziałem wczoraj wiele godzin rozmawiając z córką
Joli. Podobnie – twarda dzielna kobieta, która nie
poddaje się w sytuacjach opresji”.
4 | Brama numer 1 | marzec 2016
OCALIĆ SZKOŁY,
POWSTRZYMAĆ
WIEŻOWCE!
Śródmieście Warszawy znajduje się pod ogromnym naciskiem „postępowych” polityków i polityczek, dla których postęp oznacza jedynie rozwój prywatnego kapitału. Potrzeby mieszkańców
i mieszkanek Śródmieścia są mniej istotne. Dba
się o przestrzeń dla banków, inwestycji oraz firm,
zamiast o przestrzeń dla rodziców, pieszych, lokatorów i lokatorek. Dobrym przykładem anty
społecznej polityki władz miasta jest los zespołu
szkół przy ul. Emilii Plater.
Władze miasta – mimo protestów rodziców, grup
lokatorskich i artystów – wystawiły na sprzedaż
działkę po dawnym zespole szkół im K. Hoffmanowej. W ratuszu trwa gorączkowe przeliczanie
pieniędzy, które można będzie uzyskać ze sprzedaży tej działki. Brak przestrzeni przeznaczonych
na szkolnictwo zdaje się w tych obliczeniach nie
przeszkadzać. Nie przeszkadza również fakt iż,
zgodnie z szacunkami, ponad sto kolejnych szkół
leży na terenach objętych roszczeniami i zagrożonych reprywatyzacją. Z jednej strony w Warszawie
jest ponad 660 tys. m2 pustej biurowej przestrzeni
(drapacze chmur świecą pustkami), z drugiej strony uczniowie i uczennice przeniesieni ze zlikwidowanych szkół im. K. Hoffmanowej dosłownie
mdleją z braku powietrza w budynku na ul. Hożej,
gdzie dołączono liceum im. K. Hoffmanowej do
Gimnazjum nr 43, tworząc zespół szkół. Siedziba
zespołu na Hożej nie wystarcza na zaspokojenie
obecnych potrzeb edukacyjnych śródmiejskiej
młodzieży. Brak placówek oświatowych to nie jedyny problem stolicy. Od lat dramatycznie spada
liczba lokali mieszkalnych na wynajem, czynsze
rosną, a w mieście szaleją spekulanci wyłudzający
działki (w imię reprywatyzacji „utraconego majątku”). Przez takie praktyki Warszawa stopniowo
traci szkoły, mieszkania, parki, a wraz z nimi swój
społeczny charakter.
Teren dawnego zespołu szkół im K. Hoffmanowej
nie jest objęty roszczeniami, działce tej nie groziła
również reprywatyzacja. Mimo tego szkołę zamknięto, przeznaczając w pełni użyteczny budynek do zburzenia, a teren, na którym stoi został
wystawiony na sprzedaż. W planie zagospodarowania tej przestrzeni ratusz przeznaczył działkę na
ul. Emilii Plater pod wysoką zabudowę. W miejsce
starej szkoły mają powstać wieżowce i przestrzenie biurowe. Nie ma miejsca na realizację potrzeb
mieszkańców – to oczywiste w logice miasta-firmy. Przy tym tempie prywatyzacji i wyprzedaży
miejskich nieruchomości Śródmieście stanie się
niedługo folwarkiem kilku najbogatszych krętaczy
i biznesmenów, a poziom usług publicznych i dostępu do przestrzeni wspólnych będzie zależał od
ich dobrej woli. Przecież nie ma się co łudzić, że
miasto przeznaczy którykolwiek z planowanych
biurowców np. na publiczną szkołę.
Taką samą polityką kieruje się również kardynał
prezbiter Kazimierz Nycz. Na terenie parafii św.
Barbary przy ul. Emilii Plater ma powstać 170-me-
trowy wieżowiec „Roma Tower”, przeznaczony na
biura oraz przestrzenie handlowe. Do zrealizowania inwestycji została powołana spółka składająca
się z dwóch podmiotów: BBI Development oraz
archidiecezji warszawskiej. Władze kościoła wniosą do spółki 10 tys. złotych w gotówce oraz grunt;
deweloper zaś 19 mln złotych. Po ukończeniu budowy kościół pobierać będzie 55% zysków związanych z przyszłym biurowcem, a BBI Development
45%. Kardynał Nycz od lat szlifuje swój biznesowy
„know-how” w zaprzyjaźnionym „Business Centre
Club”, największym w kraju klubie przedsiębiorców. Najwyraźniej potrzeby mieszkalne warszawiaków i warszawianek nie są tak istotne, jak potrzeby materialne archidiecezji. W efekcie powstał
w Warszawie nowy Triumwirat: ślepa na potrzeby
mieszkańców władza samorządowa, międzynarodowy kapitał oraz Kościół.
Deweloperzy zdają sobie sprawę, że mogą dyktować miastu swoje warunki – ekipy rządzących
ustalają wszystko pod dyktando biznesmenów,
począwszy od przyszłego charakteru miasta (ustalanie planów zabudowy), jak i oddając w prywatne
ręce to, co obecnie należy do miasta (reprywatyzacja). Rażąca niegospodarność urzędników z ratusza przestała już dziwić – ślepa wiara w prywatyzację usprawiedliwia w Polsce AD 2015 każdy
absurd. Założenie, że „prywatne jest zawsze lepsze
niż publiczne” w praktyce oznacza właśnie biurowce zamiast szkół, banki zamiast barów mlecznych,
centra handlowe zamiast parków i parkingi zamiast placów zabaw. Miasto, które przestaje służyć
ludziom, a zaczyna służyć zyskom.
Stopniowe prywatyzowanie kamienic i kolejnych
miejskich działek zostawia ludzi na łasce lub niełasce deweloperów i kamieniczników – powraca
koszmar przedwojennej Warszawy, gdzie ceny
za wynajem przekraczały możliwości większości
MIESZKAMY PO SĄSIEDZKU
JUŻ PIĘĆ LAT! CZAS NA PODSUMOWANIE.
Kolektyw Syrena wprowadził się na Wilczą
30 na wiosnę 2011.
Z tej okazji, w dniach 2-3 IV, chcielbyśmy
zaprosić na podsumowanie tego okresu,
i rozmowę na temat wspólnej przyszłości
w Śródmieściu.
W planach mamy projekcje filmów, oraz
dysuksje.
Kolektyw Przychodnia równiez powstał
na wiosnę, rok później. W dniach 1-2 IV
na Przychodni (ul. Skorupki) odbędą się
warsztaty, dyskusje, koncerty i spotkania.
Pełen plan wydarzeń na stronach syrena.tk
oraz facebook.com/przychodniasquat/
ZAPRASZAMY!
pracujących, a podstawowe usługi publiczne były
luksusem. Oczywiście ten stan rzeczy nie dotknie
miejskich radnych i ich biznesowych partnerów,
których stać na życie w zamkniętym osiedlu – ich
postawa rabowania tonącego okrętu ma osobiste
uzasadnienie.
Nie zgadzamy się na prywatyzację miejskiej działki
i żądamy przywrócenia zespołu im. K. Hoffmanowej na teren przy ul. Emilii Plater. Władze i kościół
inwestują w drapacze chmur by mnożyć własny kapitał, jednak te pieniądze nigdy do zwykłych ludzi
nie „skapną”. Walczymy o miasto dla ludzi, nie dla
zysku. Inwestujemy we wspólną przyszłość mieszkańców i mieszkanek Warszawy: stawiamy na organizowanie się w obronie mieszkań komunalnych
i szkół publicznych dla naszych dzieci.
Nie chcemy stolicy, w której uczyć się można
tylko w prywatnych szkołach, leczyć tylko w prywatnych klinikach, mieszkać tylko w mieszkaniu
wynajętym prywatnie za ¾ pensji. Nie stać nas na
dalszą politykę grabieży miasta, finansowanie deweloperów oraz banków z pieniędzy publicznych.
Nie dopuścimy do ustalenia planu zabudowy opartego na zysku i sprzyjaniu deweloperom.
Jakie są kolejne losy działki przy ul. Emilii Plater?
Opinia Rady Śródmieścia (negatywnie odnosząca
się do wysokiej zabudowy w tym rejonie) nie jest
wiążąca dla radnych Warszawy, którzy/które mają
ostateczne słowo. Sprawa zabudowania terenu
wieżowcami będzie prawdopodobnie rozpatrywana na kolejnej sesji rady miasta. Zapraszamy do
wspólnej obrony miejskich działek!