Doktooraaa!
Transkrypt
Doktooraaa!
UCZNIOWSKI
BIULETYN
HISTORYCZNO – MEDYCZNY
KWIECIEŃ
2014
Vivitur ingenio caetera mortis erunt
Biblioteka Cyfrowa - Regionalia Ziemi Łódzkiej
bc.wimbp.lodz.pl/
1
Tosia Gaj
KRÓTKA I ZARAZEM DŁUGA HISTORIA BRUDU
Starożytność
Higiena w pewien sposób pełni rolę działa, które można było wytoczyć przeciwko
cywilizacji inaczej ją pojmującą, a w naszym mniemaniu – nie pojmującą w ogóle.
Egipt
Grecki historyk, Herodot, żyjący w V wieku p.n.e. wypowiedział się o Egipcjanach
„Noszą płócienne szaty, zawsze świeżo wyprane, o co najwięcej dbają.” Gorący klimat
powodował, że mieszkańcy Egiptu nosili lekkie ubiory, zwykle wykonane z lnu. Po domach
chodzili nago. W Starożytnym Egipcie podejście do ciała człowieka było zupełnie inne niż u
nas. Nie było podziału na części ciała przyzwoite i nieprzyzwoite (jak w judaizmie,
chrześcijaństwie, islamie), ciało człowieka było jednolitą całością. Mieszkańcy kraju nad
Nilem skrupulatnie przestrzegali higieny, ponieważ wysokie temperatury i duża wilgotność
panujące w Egipcie zwiększały prawdopodobieństwo rozwoju chorób. Do codziennych
kąpieli zamiast mydła używano rodzaju kremu oczyszczającego składającego się z oliwy,
cytryny i olejków zapachowych, usta płukano wodą z solą. W ruinach pałaców egipskich
faraonów można napotkać resztki wanien i urządzeń sanitarnych. Aby zapewnić sobie
pachnący oddech, żuto małe kulki z miodu zmieszanego z ziołami i pachnidłami. Stosowano
również rodzaj dezodorantu – maść powstrzymująca zapach potu. Każdego ranka mężczyźni
udawali się do golarza, kobiety natomiast do fryzjera, który zazwyczaj był sługą domowym.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni usuwali zbędne owłosienie i korzystali z usług
manikiurzystów i pedikiurzystów. Ludzie bogaci nie mieli za dużo zajęć. Przez cały dzień
(od godziny 12.) przygotowywali się do kolacji.
Co ciekawe, już wtedy znano sposób na leczenie objawów bielactwa.
Roślinę Ammi Majus (Aminek Większy, z rodziny selerowatych) należało sproszkować,
spożyć a następnie wyjść na słońce. Miało to swoje środki uboczne, gdyż powodowało silne
mdłości i pęcherze, ale jednocześnie likwidowało plamy. Preparat stosowany jest do dzisiaj w
postaci tabletek i ma takie same działania uboczne. Kosmetyki tworzono na bazie tłuszczy
zwierzęcych. Kremowano się więc: gazelą, wężem, krokodylem a także kotem.
Najdroższym składnikiem preparatów kosmetycznych były... czosnek i cebula.
Potrafiono już robić sztuczne zęby i sztuczne szczęki, ale były one bardzo niewygodne,
dlatego kobiety, aby ukryć brak przednich zębów, nosiły nezem - duże kółko w nosie, które
zasłaniało ubytki. Kółko to unoszono podczas jedzenia i picia…
Grecja
Starożytna Grecja jest ojczyzną kąpieli towarzyskich i higieny w ogóle. Znane są
poranne zwyczaje Greków, które w kilku prostych słowach ujął Hezjod:
„Z wina szklistego nie składaj Zeusowi ofiary o świcie
Ani też niebianom, nim rąk nie nastąpi umycie.”
Już w VIII wieku p.n.e., a więc w czasach kiedy na naszych terenach najbardziej
ucywilizowani ludzie mieszkali w ciemnych jaskiniach czy dziuplach w Grecji rozwinął się
zwyczaj witania gościa kąpielą. W większości przypadków służące myły i namaszczały
przybysza, ale zdarzały się takie przypadki kiedy to wybitnie znamienitemu gościowi
2
usługiwały córki gospodarza. Miało to w symboliczny sposób pokazać że gospodarz chce
oddać gościowi to co ma najlepsze. Hipokrates tak mówi o rytuale kąpieli:
„Zażywający kąpieli winien zachować spokój i daleko posuniętą powściągliwość, nie
powinien nic robić, inni mają oblewać go wodą i szorować”
Starożytni Grecy myli się z tych samych powodów co my: aby poczuć się lepiej i
zwiększyć swą atrakcyjność [nie zapominajmy, że prokreacja jest kluczem istnienia].
Kolejnym ważnym powodem są względy zdrowotne. I tak, Hipokrates, ojciec medycyny, a
zarazem orędownik kąpieli zalecał między innymi: ciepłe kąpiele na zatrzymanie moczu i
migreny, zimne bicze na bóle stawów, aromatyczne kąpiele parowe na kobiece dolegliwości.
W V stuleciu p.n.e. ustaliły się pewne normy dotyczące higieny wśród arystokracji i
plebsu. Tak więc zamożniejsi Grecy mieli w domach wanny lub wielkie umywalki, w
korzystaniu z których pomagał służący. Rano obmywali się na stojąco, czas na dłuższe
kąpiele rezerwując na „przed kolacją” czyli tuż po obiedzie.
Biedniejsi musieli zadowolić się kąpielami przy studni lub w publicznych łaźniach. I
tu zaczyna się historia kąpieli jako rozrywki. Łaźnie w Grecji były zazwyczaj bezpłatne lub
bardzo tanie, co powodowało że każdy mógł sobie na nie pozwolić.
Ośrodki takie oferowały kąpiele w szerokiej gamie temperatur,
w kadziach kąpielowych, basenach i pod natryskami [które działały
tylko dzięki służącemu nalewającemu wody do otworów po
drugiej stronie ściany]. Pojawiły się pierwsze środki myjące –
glinki i popiół dla biedniejszych lub perfumowane substancje
mydłopodobne dla bogaczy. Całość, która
miała stać się niewiarygodnie wystawna w
cesarskich łaźniach Rzymu, w Grecji była
jeszcze skromna i kameralna, choć
rekreacyjna oprawa, wino, przekąski i gry
stawały się równie ważne jak sama kąpiel.
Jednym z ciekawszych miejsc w ówczesnej Grecji
były gimnazjony – miejsca gdzie mężczyźni spotykali się
aby rozwijać tężyznę zarówno fizyczną jak i umysłową. Na
początku natłuszczali swoje ciało oliwą i nacierali pyłem aby
zapobiec wyziębieniu. Dlaczego? Gdyż ćwiczono zupełnie
nago [gymnasion – gołe miejsce, konkluzję dotyczącą
powiązania znaczenia tej nazwy z naszymi polskimi
gimnazjami pozostawiam czytelnikowi do samodzielnej
interpretacji ]. Po zakończeniu ćwiczeń powstałą na skórze
skorupę zdrapywano za pomocą skrobaczki zwanej strigilem.
Po jej użyciu myli ciało zimną wodą. Choć użycie ciepłej wody
znacznie ułatwiłoby zmycie z siebie oliwy i błota, Grecy
uważali
takie
kąpiele
za
szczyt
zniewieścienia
(w domach takie zwyczaje jeszcze uchodziły, natomiast w
gimnazjonie, w otoczeniu samych mężczyzn... Hańba nie z
tej ziemi).
Greckie wyobrażenie
Hygene
3
Joanna Jędrzejewska
Ufajcie memu szkiełku i oku
Okulary. Dawniej symbol mądrości i bogactwa. Dziś, dla jednych ozdoba i atut, dla
innych przedmiot nienawiści. Wbrew wszystkim możliwym opcjom nastawienia
emocjonalnego, szkła są przede wszystkim pomocą w normalnym funkcjonowaniu ludzi
z większymi, bądź mniejszymi wadami narządu wzroku, tj. nadwzroczność,
krótkowzroczność, astygmatyzm (niezborność), czy starczowzroczność. Do korekcji
tych wad nie zawsze używane są tradycyjne szkła w plastikowej bądź metalowej
oprawce, coraz częściej ludzie wybierają dyskretniejsze i wygodniejsze soczewki
kontaktowe.
Wiele wskazuje na to, iż już nasi
starożytni przodkowie podejmowali
próby korygowania niedoskonałości
oczu. Egipskie hieroglify mówią o
wielkiej wartości soczewek szklanych,
używanych do powiększenia obrazu.
Później w Grecji zauważono tą same
właściwość w kulistych naczyń z
wodą, co przyczynił się do powstania
prostych przyrządów
„lupopodobnych”. By wyostrzyć
wzrok w starożytności używano
również kryształów. Stąd
niekoniecznie prawdziwe twierdzenie,
iż Neron - Rzymski władca wykorzystywał szmaragdy do
polepszenia jakości obrazu walk
gladiatorów. Dziś wiadomo, iż
szmaragdy nie posiadają zdolności
korygujących... W takim wypadku, po
co Neronowi to zielone szkiełko?
Podejrzewa się, że stanowiło ono filtr łagodzący dla zmęczonych oczu oraz/lub stanowiło
gustowny element ozdobny. Odkrycie narzędzi powiększających i obserwacja
korzystnego wpływu niektórych kryształów na wadliwe oko
przyczyniło się do wynalezienia soczewek, której utorowały drogę do
powstania okularów jakie znamy.
Wynalazcą, a raczej osobą, która pierwsza uporządkowała
dotychczasowe informacje na temat soczewek i opisała jej
właściwości był arabski uczony Abu Ali Hasan Ibn alHajsam, w skrócie Alhazen. Żył on na przełomie IX i
X wieku w Egipcie. Jego największym dziełem jest
Al-Manzil (Optyka). Wytłumaczył on proces
widzenia, mówiąc, że widziane przedmioty świecą
lub odbijają promienie światła z innego źródła. Jego
wiedza pomogła w pracy naszemu polskiemu
uczonemu Witelonowi oraz niemieckiemu matematykowi i fizykowi
Janowi Keplerowi. Stąd mówi się, że obecność okularów w Europie zawdzięczmy Arabom,
4
którzy jednak pomysł zaczerpnęli z Chin. W 1270 Marco Polo donosił, że na dworze cesarza
Chin Kubiłaja do czytania używa się szkieł utrzymywanych na miejscu dzięki drutom
zaczepianym za uszy. Według chińskiej legendy pewien pustelnik żyjący w świętych górach
Shen-si - Cho Tso, użył skorupy świętego żółwia do zrobienia oprawek do szkieł. Chińskie
słowo yan-jing, którym je określano oznacza „lustra oka”. Chińscy optycy uważają go za
swego patrona.
Wróćmy jednak do Europy. W XI w. zaczęto z przezroczystego szkła lub kryształu
kwarcu wytwarzać fragmenty kuli. Kładzione je płaską stroną na kartach ksiąg i
powiększano optycznie ich zawartość. Taką półkule nazywano kamieniami do czytania.
Znacznie to poprawiło jakość czytania ówczesnych ludzi (głównie duchownych, gdyż
głównie to im były potrzebne, i głównie ich było stać na takie „ulepszacze”). Kiedy
dokładnie powstały okulary nie wiadomo. Legenda głosi, iż ich wynalazcą jest Salvino
d’Armato degli Armati, a na jego grobie widnieje napis „Tutaj leży Salvino d’Armato degli
Armati z Florencji, wynalazca okularów. Niechaj Bóg zapomni mu winy”. Niby dokonał tego
w XIII w. w Toskanii, kiedy to dostępne stały się wspomniane wypukłe szkła. Jednak
badanie genealogiczne zaprzeczają, by człowiek ten w
ogóle żył. Pierwsza
wzmianka o użyciu binokli w
Europie pochodzi z 1282 r.
Wspomina ona księcia
Nicolasa Bulleta, który
podobno używał ich podczas przepisywania dokumentów.
Natomiast w Kronice Łacińskiej Zakonu Dominikanów
można znaleźć wzmiankę o niejakim Alessandro de Spina zakonniku, który wykonał
pierwszą europejską parę okularów, kopiując oczywiście arabską wersje. Potwierdzić to
wydarzenie mogłyby słowa Giordano da Rival na jednej z mszy świętych z roku 1306 (lub
1305): " Minęło dopiero 20 lat, odkąd wynaleziono sztukę robienia okularów po to, żebyśmy
mogli widzieć wyraźnie". Jednak zakonnik nie podał dokładnego imienia wynalazcy...
Pierwsze binokle
były wypukłe, służyły do
pisania i
czytania, co znaczy że
przeznaczone były tylko
dla dalekowidzów.
Dopiero w XV w. w
Niemczech zaczęto
wytwarzać soczewki dla
krótkowidzów.
Jak można zauważyć na ilustracjach wszystkie szkła musiały być przytrzymywane przez
właściciele przy oczach. Było to uciążliwe i niewygodne. Dopiero zmieniło się to w 1760 r.
po wynalezieniu przez londyńskiego optyka soczewek wprowadzanych w ramkę z
5
nausznikami. Takim sposobem szkła pozostawały cały czas przy twarzy, a ręce były wolne.
Wraz ze zmianą ramki, modernizacji uległy również soczewki. Uczony i polityk amerykański
Benjamin Franklin miał złożoną wadę.
Prócz krótkowzroczności cierpiał również na prezbiopie inaczej starczowzroczność,
doprowadziło to do stworzenia przez
niego okularów dwuogniskowych. W
roku 1784 kazał on przeciąć dwie pary
soczewek o różniej mocy i skleić ze
sobą. Pozwolił to otrzymać ostre
widzenie do dali i bliży, bez potrzeby
ciągłej zmiany jednej pary na drugą.
Mimo to aż do XX w. używano
monokli, korygujących jedno oko.
Kolejnym przełomem w optyce było
stworzenie przez Georga Bidella Airy'a
w 1827 r. okularów cylindrycznych.
Znacznie poprawiały one widzenie
osobom cierpiącym na astygmatyzm.
Optyka wciąż się rozwija. Do
korekcji wzroku używane są również
stosunkowo młode soczewki
kontaktowe, nakładane bezpośrednie na
gałkę oczną. Plany stworzenia takiego
„cuda" zrodziły się już w renesansie,
6
jednak wydały się one
nazbyt zuchwałe i
ekstremalne do
wykonania. Dopiero w
1827r. brytyjski
astronom John Herschel
powrócił do prób
korekcji wad wzroku na
powierzchni oka
podejmowanych przez
samego Leonarda da
Vinci. Brytyjczyk podał
pomysł wykonywania
soczewek na miarę, z
wykorzystaniem w tym
celu odlewu gałki
ocznej. Jednak nie
zrealizował go. Dopiero 60 lat później F.A. Muller techniką, nieco inną niż sugerował
Herschel, bo techniką dmuchania stworzył pierwszą na świecie soczewkę kontaktową.
Pokrywała ona całą powierzchnie oka pacjenta i wykonana był cała ze szkła. Nieco później
A.E. Fick ze Szwajcarii oraz Edouard Kalt z Francji skonstruowali soczewki dla
krótkowidzów i dalekowidzów, które tworzone było z początku tym samym sposobem co
soczewki Muller, jednak w dość krótkim czasie zastosowano nierealizowany wcześniej plan
Herschela, by odlewać gałkę oczną. Pierwsze szkła kontaktowe były bardzo ciężkie, dość
niewygodne i mogły być noszone jedynie przez kilka godzin dziennie. Co gorsza były
nietrwałe, a co za tym idzie niebezpieczne dla oka.
Później dla soczewek czas na chwilę stanął w miejscu. Dopiero ok. 1939 roku w USA
odkryto nowy materiał polimetakrylanu metylu (PMMA), który zaczęto wykorzystano do
produkcji soczewek (dziś wykorzystywany on jest do kul do kręgli!) Kilka lat później
wprowadzono nową formę, które do dziś jest stosowana. Mianowicie zamiast całego oka
kontakty pokrywały tylko część źrenicy z tęczówką. Za początek ery współczesnych
soczewek kontaktowych możemy uznać przygotowane w 1960 roku żelowe soczewki
kontaktowe wykonane z hydroksyetylometakrylanu (HEMA). W latach 70tych XX wieku
szkła kontaktowe zostały spopularyzowane. Powstała ich miękka odmiana (dziś również
obecna). Wciąż rozwijano technologię produkcji soczewek z PMMA. Po wynalezieniu
hydrożelu, skupiono się na wydłużeniu czasu przydatności szkieł oraz rozwoju produktów ich
pielęgnacji. W 1987r na rynek wprowadzono pierwsze soczewki kosmetyczne, których miały
na celu względy estetyczne (zmiana koloru oczu). W latach 90tych rozpoczęło się
wprowadzanie soczewek systematycznej wymiany (np. soczewki jednodniowe). Roku
później, wprowadzono do produkcji soczewek nową technologię, umożliwiającą ochronę
oczu przed promieniami UVA i UVB. Pojawiły się również soczewki dwuogniskowe,
używane przy starczowzroczności.
Sama także jestem długoletnią właścicielką nie pierwszej i nie ostatniej pary okularów w
życiu. Z każdą wymianą szkieł zadziwiają mnie ich nowe właściwości. Mimo wielkiego rozwoju
medycyny okulary chyba zawsze będą stanowiły element pomocniczy w korekcji wzroku i niestety
chyba na zawsze wpisywać się będą w życiorys prawie każdego młodego czy starszego człowieka.
Ciekawe jak za parę lat optycy będą radzili sobie z problemem krótkowzroczności czy
starczowzroczności
7
Bitwa po czesku – czyli na oślep ?
Czeski król – rywal Władysława Łokietka do korony polskiej , Jan Luksemburski na koniec swego
panowania w trwającej we Francji wojnie stuletniej poparł króla francuskiego Filipa VI przeciwko
Anglikom. W sierpniu 1346 roku król Czech znalazł się w obozie francuskim pod Crecy.
Przyprowadził ze sobą 500 rycerzy dowodzonych przez Henryka Mnicha Bazylejskiego i Henryka z
Klingenbergu. 26 sierpnia 1346 roku król czeski stanął ze swoim rycerstwem na lewym skrzydle
armii francuskiej. Szybko jednak okazało się, że bitwa nie przyniesie sukcesu Francuzom. Najpierw
kuszników genueńskich rozbili angielscy łucznicy, a chwilę potem kwiat francuskiego rycerstwa
został zdziesiątkowany przez strzały tychże łuczników. Wojska zaciężne i rycerstwo francuskie
zostały rozbite gdy szarżowały na pozycje obsadzone przez angielskich łuczników.
Wobec pogromu Francuzów, Jan Luksemburski nakazał odesłać następcę tronu królewicza Karola na
tyły wojsk, a sam kazał się zaprowadzić na pole bitwy. Chciał umrzeć po rycersku aby nikt nie mówił
o nim , że haniebnie uciekał. Stary król był już niewidomy. Rycerze wzięli go więc między siebie,
przywiązali do siebie konie i tak połączeni ruszyli z
pochylonymi kopiami na Anglików. Nie zdążyli
jednak zetrzeć się z przeciwnikiem, gdyż dosięgły ich
strzały. Najpierw zginęli wierni rycerze Luksemburga,
Henryk z Rožemberka i Jan z Lichtemburka. Jan
Luksemburski trafiony strzałą żył jeszcze kilka godzin,
gdy przyniesiono go do angielskiego obozu. Króla
czeskiego pochowano w pobliżu pobojowiska. Kilka
miesięcy później ciało Luksemburga przeniesiono
i pochowano w klasztorze św. Marii w Luksemburgu.
[Okolicznościowa moneta o nominale 20 franków z
1946 roku upamiętnia 600 rocznicę śmierci Jana I
Luksemburskiego (nazwanego Ślepym z powodu
utraty wzroku) (10 VIII 1296 - 26 VIII 1346) - hrabiego Luksemburga, króla Czech i tytularnego
króla Polski]
Historia czeskiego jednookiego wodza, którego geniusz wojskowy nie pozwolił na przegranie żadnej
bitwy, a niekwestionowany autorytet spajał różne nurty w ruchu husyckim w chwilach zagrożenia jest
jeszcze
ciekawsza.
Jan
Žižka
z
Trocnova,
urodzony
najprawdopodobniej w 1360 roku, jest jednym z największych
czeskich bohaterów narodowych. Był najemnikiem i w tym charakterze
walczył pod Grunwaldem po stronie polskiej. Chorągiew Św Jerzego w
której walczył zachowała się dość dziwnie w czasie bitwy . Jej
dowódca próbował przejść z wojskiem na stronę, krzyżacką. Žižka miał
być wśród tych Czechów co pozostali wierni Jagielle. Był przywódcą i
strategiem taborytów w czasie rewolucji husyckiej. stanął na czele
radykalnego odłamu taborytów (ich nazwa pochodziła od góry Tabor,
gdzie zakładali swoje obozy). Lata 1420-1424 były latami ciągłych
walk. Žižka walczył z krzyżowcami sprowadzonymi przez Zygmunta
Luksemburskiego do Czech, potem prowadził akcje pacyfikacyjne
przeciwko sojusznikom króla w południowych Czechach. W lipcu 1421
roku Žižka trafiony pociskiem z kuszy traci drugie oko, zaś już w
październiku wybija i niszczy zwolenników najbardziej radykalnego odłamu husyckiej rewolucji Pikardów. Tworzy również "Manifest Žižkowego Braterstwa" będący regulaminem wojskowym
opisującym zasady taktyki husyckiej. W 1424 roku Žižka staje pod Pragą z zamiarem zniszczenia
"zdradzieckiego Babilonu", jednakże Prażanie sprzyjający Luksemburgom pod wpływem
duchownych przywódców husyckich zawierają z Žižką pokój. Jest to szczyt potęgi i wpływów Žižki.
8
Niewidomy wódz dowodził wojskami opierając się na słownym opisie topografii terenu oraz
uszykowania wojsk nieprzyjacielskich.
Oto próbka jego możliwości z tego okresu w opisie czeskiego kronikarza. Tłumaczenie wydaje się
zbyteczne:
Léta Páně 1423 v úterý po sv. Jiří, když Žižka byl na tažení v hradeckém kraji a podmaňoval si tam
lidi, shromažďovali se proti němu páni. Když se to dozvěděl, ustoupil před nimi k Hořicím; měl tehdy
jen dva řády vozů. Rozložil se s vozy u kostela sv. Gotharda, aby mohl svá děla postavit na kopci a
aby páni, kteří byli na koních, museli s koní sesedat a neměli je kde uvázat. Když potom páni
sesedali s koní a útočili pěšky, měli na sobě víc zbroje než pěší, kteří mají lehčí zbroj, aby mohli
bojovat pěšky. Když došli nahoru a zaútočili na vozy, byli už unavení a Žižka na ně čekal s děly
a lidmi neunavenými a bil je, jak chtěl. Když je odrazil od vozů, pustil na ně čerstvé lidi. Pán
Bůh mu pomohl a on pana Čeňka z Vartenberka a Pana Arnošta z Černic i s jejich vojskem
porazil a jejich vozy a děla jim pobral. Pan Čeněk utekl z bojiště s malým počtem vojáků.
Jan Žižka stał się ucieleśnieniem walki Czechów o niepodległość, i główną postacią wielu utworów
literackich, które uzupełniły jego biografię epizodami legendarnymi. Przygody Žižki były częstym
tematem czeskich podań ludowych, a jednym z najciekawszych jest "Žižkove oko", które rycerz
stracił, a które miało być odnalezione jakoby w miejscowości Rabi (w dobrym stanie, „wyglądało
przy tym tylko jak przestraszone…”). Znane są też czeskie opowieści o zbroi Žižki, bębnie ("Žižkov
buben"), stole ("Žižkove stoly") i in. ("Žižkuv dub", "Žižkove homoli", "Žižkove valy" itd.) W
cegielni Knovizske znajdywano podkowy, które przypisywano oddziałowi Żiżki, podobnie - w
Mladoboleskav znano podanie, że Żiżka
ścigany, zatarł ślady, odpinając podkowy
koniom. Wzmianki o Žižce w poezji nie tylko
czeskiej były dość liczne np.: Wacław
Potocki: "Stawając na sejmikach przy
wolności nacji, \ Dawał skórę na bęben jako
drugi Żyżka" (Panu Stefanowi Księskiemu...
Nagrobek).
Jan Žižka rozpoczął naukę wojennego
rzemiosła jako raubritter, czyli rycerz
rozbójnik. Są różne wersje historii, będącej
powodem utraty przez niego pierwszego oka.
Jedna głosi, że stracił je we wczesnym
dzieciństwie podczas zabawy. Druga, że
zdarzyło się to, gdy walczył jako najemnik w
bitwie pod Grunwaldem. Trzecia zaś i
najbardziej prawdopodobna, że stracił oko w
roku 1414 podczas tzw. wojny głodowej. Stoi
za nią fakt, że po powrocie do Czech kupił
sobie dom w Pradze, co oznaczałoby, że
dodatkowo do żołdu, którego dorobił się na
służbie u Władysława Jagiełły, uzyskał
odszkodowanie za stracone w czasie tego
zaciągu oko. W malarstwie Jana Matejki (z
pochodzenia Czecha) Žižka znalazł się dwa
razy: na obrazie „Bitwa pod Grunwaldem” i
"Ślepy Żyszko dowodzący pod Kutną Horą".
Matejko dobrze znał historię i wiernie starał
się ją oddawać. Dlatego na jego obrazie pod
Grunwaldem Žižka nie jest ślepy !
Konkurs: Może ktoś zechce wyjaśnić o co chodzi z tą skórą na bęben ?
9
JACEK ŻAK
SPNN DAJE ULGĘ (SKONSULTUJ Z FARMACEUTĄ)
Przy każdej operacji pacjent otrzymuje znieczulenie. Czy zawsze tak było? Zapewne nie. Ale
wbrew pozorom anestezjologia nie jest wcale taką nową dziedziną medycyny. Już w
starożytnym Egipcie używano naturalnych środków znieczulających.
Pierwszą z roślin używaną przez Egipcjan był mak. Jak każdy doskonale wie uzyskuje się z
niego tzw. opium. Był już doskonale znany Egipcjanom. W jednej z recept zawartej w
papirusie Ebersa pisze: "Spnn z spn i kał much znajdujących się na ścianach należy
ugnieść na masę, odcisnąć, pić przez cztery dni". Warto nadmienić że recepta przeznaczona
była dla egipskich matek i dzieci „dla powstrzymania nadmiernego krzyku". Co do kału
much można mieć różne zdania, odnośnie jego działania leczniczego… Natomiast słowo spn
najprawdopodobniej oznacza mak co udowadnia nam że mamy do czynienia z
wykorzystaniem środka odurzającego do znieczulenia. Opium uzyskiwane z maku zawiera
25 substancji leczniczych miedzy innymi morfinę, kodeinę, narkotynę, papawerynę. W
dalszym ciągu mak uprawia się aby pozyskać niektóre z wymienionych substancji
leczniczych.
Kolejna roślina używana przy znieczulaniu aż do czasów nowożytnych osnuta była legendą.
Mowa o mandragorze. Jej mistycyzm w głównej mierze polegał podobieństwie jej splątanych
korzeni ludzkiego ciała. Nie stwierdzono jednoznacznie czy owa roślina była używana przez
starożytnych Egipcjan ale biorąc pod uwagę, że wiele egipskich słów jeszcze nie
przetłumaczono jest to wysoce prawdopodobne… Zawiera ona atropinę i skopolaminę.
W papirusie Ebersa była zawarta także ciekawa recepta na uśmierzenie bólu wywołanego
przez pasożyty układu trawiennego. Do sporządzenia tego medykamentu używano
sproszkowanego lulka egipskiego który jest blisko spokrewniony z wyżej opisywaną
mandragorą. Przez tysiąclecia używany był w postaci napoju do odurzania się przez
wróżbitów czy czarownice. Jednakże zdecydowanie najistotniejszym zastosowaniem lulka
było używanie go przy znieczuleniach przez średniowiecznych chirurgów. Zawarta w nim
skopolamina poraża ośrodkowy układ nerwowy i nadaje się do wprowadzenia pacjenta w
stan półsnu.
Ważnym aspektem egipskiej medycyny jest fakt , iż zdawali sobie sprawę, że leki w
nadmiarze szkodzą i wprowadzili precyzyjne dawkowanie. Niestety wzrost wiedzy
medycznej niósł ze sobą także
śmierć wielu niewolników i
jeńców wojennych na których
przeprowadzane były badania
nowych ziół i leków. Tę
tradycję kontynuowano za
czasów panowania w Egipcie
macedońskiej
dynastii
Ptolemeuszy. Mieli oni w
zwyczaju oddawać lekarzom
osoby skazane na śmierć dla
dokonywania
doświadczeń.
To zapewne podniosło poziom chirurgii w Aleksandrii…Należy mieć nadzieję, że skazańcom
nie skąpiono w takich okolicznościach spnn ze spn z …odrobiną czegoś do picia.
10
Magdalena Greiner
Gorąca, a zimna Olunia
Opowieść o madame Zayonscek
Lifting, botoks, silikon, implanty, liposukcja, naciąganie, wstrzykiwanie, odsysanie- dla wielu
kobiet to chleb powszedni. Aż chce się krzyczeć: pomocy! Czego to współczesna kobieta nie zrobi dla
pięknego, a przede wszystkim młodego wyglądu? Spójrzmy prawdzie w oczy, natura kobiety nie
zmieniła się od tysiącleci. Od zawsze eksperymentowałyśmy byleby tylko zachować piękny oraz
młody wygląd. Dla większości z nas uroda gra główną rolę w życiu. W najmniejszym stopniu nie
odstraszają nas kolejne doniesienia o pooperacyjnych powikłaniach. Uroda jest najważniejsza. Tylko
jak tu się dziwić? Kobieta zawsze była stworzeniem, które jest na każde skinienie mężów, czy ojców,
którzy chętniej brali za żony piękne młode dziewice niż brzydkie kaczątka, które już nigdy nie staną
się pięknymi łabędziami. Kolejne potwierdzenie, że mężczyźni są wzrokowcami, a my zrobimy dla
nich wszystko. Trucizna na trwałe zrosła się z kobiecym pięknem. Dlaczego? Otóż przeczytałam
wiele artykułów oraz materiałów odnośnie medycyny estetycznej na przestrzeni lat i trafiłam na kilka
szokujących rzeczy, m.in. o stosowanie arsenu, o zgrozo, do depilacji oraz jako środek
przeciwzmarszczkowy czy pudru z dodatkiem białego tlenku ołowiu, pomadki doprawioną pszczelim
woskiem i cynobrem (dla niewtajemniczonych- jest to siarczek rtęci) czy krioterapię, którą stosowała
pewna pani. To właśnie jej historia zainteresowała mnie najbardziej!
Urodziła się w ok. 1754 (jak to w
historii bywa, znajdujemy różne informacje
na temat jej dokładnej daty urodzenia) w
Słonimie koło Grodna i pochodziła z rodziny
uchodźców hugenockich: była córką
pułkownika wojsk litewskich Jakuba
Franciszka Pernetta, który ochrzcił ją
imieniem Aleksandra. Jej pierwszym mężem
był nadworny lekarz Jana Klemensa
Branickiego- Isaure. Bardzo niewiele wiemy
na temat ich związku, który skończył się
dość wcześnie, gdyż jak mówią źródła,
niedługo po ślubie, Aleksandra poznała
Józefa Zajączka, do którego zapałała tak
mocnym uczuciem, że była zdolna poruszyć
niebo i ziemię, żeby tylko otrzymać rozwód
od papieża. Na szczęście dzięki wpływom
protektora Józefa (był nim Ksawery
Branicki – tak, ten zdrajca!) w Rzymie
poprzedni ślub został unieważniony,
pomimo, że w momencie poznania go ta
miała dziewięcioletniego syna, a Aleksandra
nie zrobiła niczego co mogłoby pogorszyć
jej reputację, a oto nie było trudno w tych
czasach. W 1786 r. Aleksandra stała się
panią Zajączek.
Pytanie, co ona takiego robiła, że przeszła do historii? Po części dlatego, że w 1818 r. wraz z
mężem otrzymała tytuł książęcy i była wtedy w siódmym niebie! Zyskała jeszcze większą sławę, stała
się rozrzutna, a jej dość drastyczne metody na utrzymanie pięknego i młodego wyglądu (z tego
słynęła już od najmłodszych lat i miała wielu adoratorów, którzy byli w stanie zrobić wszystko, by
urodziwa młoda Pernettówna zwróciła na nich uwagę) zaczęły być jeszcze bardziej rygorystyczne! Co
takiego robiła? Otóż nasza Ola każdy dzień rozpoczynała od zimnej, co ja plotę, lodowatej kąpieli, po
11
której służące nacierały ją kostkami lodu oraz woskiem, ten zabieg, który napinał skórę oraz sprawiał,
że ciało lekko puchło wypełniając zmarszczki, a także oblewało lico Zajączkowej pięknym
rumieńcem, stosowała także przed wieczornymi balami. Na śniadanie, obiad i kolację jadała surowe
lub ugotowane, ale mocno schłodzone owoce i warzywa, które musiała spożywać sama, gdyż Józef,
uwielbiający zrazy z kapustą, zbuntował się małżonce i nie dał się namówić na jej dietę. Po posiłkach,
które moim zdaniem nie były zbyt sycące, ani zdrowe, Ola wybierała się na dziesięciokilometrowe
marsze, często w śniegu, deszczu i przenikającym do szpiku kości mrozie, po których nie można było
liczyć ani na ciepłą kąpiel, ani nawet na filiżankę parującej herbaty, koszmar! Tyle, że to jeszcze nie
koniec! Po spacerach Księżna wybierała się na długie jazdy konne, by po nich wrócić do pałacu, by
przygotować się do wieczornych bankietów, których była gospodynią. Potem szła spać, co było
kolejnym koszmarem-w sypialni stały wiadra z lodem, a na łożu zamiast miękkiej, ciepłej i puszystej
pościeli leżało samo prześcieradło, a na siebie zarzucała cienką skórkę, ważne było, żeby pochodziła z
młodej sarny!
Przesada, prawda? Za to efekty były obłędne! Dzięki temu generałowa Aleksandra
Zajączkowa przeszła do historii. Zachwyceni współcześni pisali o niej tak, jak jeden z bywalców jej
salonu: "Pamiętam panią Zajączkową [wtedy 65-letnią] w gazowej sukni z różą we włosach,
wachlarzem w ręku na balach i wyznam, że jeśli nie zachwycony, to zdziwiony stanąłem na jej widok.
Zachowała czerstwość, wdzięk i ubiór młodego wieku, ... Czuła i kochała, jak piętnastoletnia
panienka", inny stwierdził, iż "czuła się na tyluletnią kobietą, na iluletnią wyglądała", co muszę
przyznać, było trafnym osądem.
Co więcej, wieku Aleksandry Zajączkowej nie odgadł nawet koneser kobiecej urody
Honoriusz de Balzac - powieściopisarz poznał ją dopiero w 1836 roku i zachwycony dawał jej
najwyżej 35 lat (a miała wtedy 82 lata !). Jego zdaniem nie wyglądała więcej niż na 35 lat. „Podrwiwa
ze śmierci, śmieje się z życia - pisał Balzac. - Niegdyś zadziwiła [cara] Aleksandra, dziś prześciga
Mikołaja wspaniałością przyjęć. Zaprawdę to jest bajka o wróżce, jeśli to nie jest w ogóle żywa
wróżka z bajki - madame Zayonscek”.
Wdawała się w romanse z mężczyznami, którzy mogliby być jej wnukami, a najgłośniejszy
był ten z przystojnym Wojciechem Grzymałą, referendarzem stanu w Królestwie Polskim. Ona miała
wtedy siedemdziesiąt lat, on zaledwie trzydzieści, a ich skandalizujący związek rozgrzewał wszystkie
plotkarki europejskich dworów. Co na to Józef? Tak naprawdę nie zwracał na to uwagi, gdyż sam
aniołkiem nie był i posiadał na swoim koncie wiele zdrad. Jednymi słowy- jedno drugiego warte.
Po śmierci męża (w 1826 r.) car przyznał jej dożywotnią pensję w wysokości 75 230 złotych
polskich rocznie, poza przysługującą jej jako wdowie wojskową pensją emerytalną (24 770 złp).
Małżeństwo nie miało dzieci, więc spadkobiercą wszystkich dóbr stał się brat generał. Ola dożyła
sędziwego wieku. Przeżyła Józefa o dwadzieścia lat, a zmarła w wieku dziewięćdziesięciu lat (źródła
podają czasami nawet i liczbę 98) w pałacu Mniszchów przy ulicy Senatorskiej. Jej, pewnie nadal
piękne, szczątki zostały pochowane w kościele Przemienienia Pańskiego przy ul. Miodowej w
Warszawie. Ale nawet w wieku prawie stu lat, nie wyglądała na starszą niż pięćdziesięcioletnią
kobietę...
To teraz trochę teorii i naukowego podejścia do działalności Aleksandry, czyli:
co na to lekarze?
Lekarze są zgodni co do tego, że ujemne temperatury mają wspaniałe działanie odmładzającestymulują krążenie krwi w skórze, poprawiają jej jędrność i opóźniają procesy starzenia się komórek.
Wyjaśnienie tego fenomenu wytłumaczy nam specjalista medycyny estetycznej – dr n. med. Maria
Noszczyk
Jak zimno działa na naszą skórę?
Dr n.med. Maria Noszczyk: Zimno powoduje zwężenie naczyń skóry a następnie reakcje
przekrwienia - niezwykle dla skóry korzystną bo dokrwienie to jednocześnie odżywienie i dotlenienie
skóry a naczynia z wiekiem doprowadzają do skóry coraz mniej potrzebnych składników. Poza tym
zimno poprawia kondycję immunologiczną organizmu i skóry, a te procesy jak wiemy z wiekiem
także są coraz słabsze. Każdy na pewno widział na własnej skórze i wie że zimno napina skórę i
zwężają się pory skóry. Ciepło z kolei powoduje że staje się ona bardziej "luźna", czyli wiotka.
Współczesnym pacjentom zaleca się przebywanie w kriokomorze przez czas od 3 do 5 minut, a
generałowa spała w zimnie przez całą noc.
12
M.N.: W kriokomorze panuje temperatura rzędu -100 stopni C, generałowa stosowała zimno
umiarkowane, ale przewlekłe. Wtedy naczynia krwionośne pozostają przez dłuższy czas zwężone,
ukrwienie jest gorsze i dużo słabszy jest metabolizm. I w tym upatrywałabym "tajemnicy"
generałowej- bo wolniejszy metabolizm, na co się coraz częściej zwraca uwagę i na co jest coraz
więcej dowodów naukowych spowalnia procesy starzenia się. Tłumacząc bardziej obrazowo - zimno
konserwuje organizm podobnie jak lodówka. Po nocy w lodówce generałowa dostawała "zastrzyk"
składników odżywczych, bo w cieple poszerza się światło naczyń - pewnie miała wtedy lekko
zaróżowioną w związku z tym cerę, może nawet trochę podpuchniętą, a w pewnym wieku mały
obrzęk jest korzystny, bo na chwilę wypełniają się zmarszczki.
Czy współcześnie w dermatologii estetycznej i kosmetologii stosuje się zabiegi zimnem?
M.N.: są zabiegi wykorzystujące zimno, poprawiają one dokrwienie, napinają i w efekcie bardzo się
paniom podobają. I jeszcze jedno- generałowa bardzo chciała się podobać i prawdopodobnie czuła się
młodszą niż była, a nie ma nic bardziej atrakcyjnego jak pewność siebie.
Taka to historia, nieprawdopodobna, a jednak! Tylko rada na przyszłość: NIE PRÓBUJCIE TEGO W
DOMU! ;)
No właśnie, przez całe długie noce. Jak wyglądałoby życie Aleksandry, gdyby je opowiedzieć z jej
perspektywy, a nie zachwyconych nią mężczyzn i młodszych o dwa wieki z górą lekarzy? Pewnie
byłaby to opowieść o udręce zimnych nocy
wypełnionych płytkim, przerywanym,
nie
przynoszącym ukojenia snem. I równie
koszmarnych dni, skoro ich głównym punktem
były wyczerpujące marsze, często w śniegu,
deszczu i przenikającym do szpiku kości mrozie,
po których nie można było liczyć na ciepłą kąpiel.
Codzienność Namiestnikowej była ujęta w
rygorystyczne ramy, jak życie rekruta, nieustannie
czuwającego w pogotowiu na sygnał do ataku.
Ona miała swój front - był nim warszawski salon i
wystawne przyjęcia w pałacu na Krakowskim
Przedmieściu, którego była gospodynią.
Jako żona generała Józefa Zajączka, mianowanego przez
cara Namiestnikiem Królestwa Polskiego, za wszelką
cenę chciała stanąć na wysokości zadania. Rozkwitała
wieczorami. W swoich gazowych sukniach, z różami we
włosach i wachlarzem w dłoni, podejmowała
zachwyconych gości, czarowała dowcipem, uśmiechem i
niezmiennie olśniewającą urodą. W całej Europie było
głośno o tłumach wielbicieli generałowej, z których wielu
mogło być jej wnukami. Wdawała się często w romanse,
a najgłośniejszy był ten z przystojnym Wojciechem
Grzymałą, referendarzem stanu w Królestwie Polskim.
Dodać jednak należy ze Namiestnikowa otwarcie
rywalizowała z Joanną Grudzińską, żoną Wielkiego
Księcia Konstantego dla której ten zrezygnował z
rosyjskiej korony i doprowadził do nadania tytułu
Księżnej Łowickiej.
A
Wojciech
Grzymała
był
opozycjonistą
znienawidzonym przez Wielkiego Księcia Konstantego…
Gen. Józef Zajączek
13
Trudno jest dziś ocenić, czy fascynacja generałową wynikała faktycznie z jej niecodziennej urody,
czy tylko z jej pozycji. Była przecież żoną namiestnika, pierwszą damą Królestwa Polskiego, a blask
władzy nawet z miernoty jest w stanie uczynić osobę o magnetycznej sile przyciągania. Tak czy
inaczej romans z Grzymałą nie trwał długo. On przeniósł uczucia na George Sand, francuską pisarkę
młodszą o pięćdziesiąt lat od Aleksandry, a ona wróciła do wyrozumiałego męża (nota bene też
romansującego na prawo i lewo – biograf Księcia Namiestnika Marian Brandys pisze że liściki jakie
pisywał do swoich „przyjaciółek” mogłyby być wzorem tego typu korespondencji co do stylu i taktu).
Przeżyła Józefa Zajączka o dwadzieścia lat. Dzieci nie mieli. Aleksandra doczekała sędziwego wieku
(ach, te dobrodziejstwa krioterapii!), umarła jako dziewięćdziesięcioletnia staruszka, choć niektórzy
twierdzą nawet, że mogła mieć już lat 98. Ponoć i wtedy nie wyglądała staro, przypominała najwyżej
pięćdziesięciolatkę. Ale czy umarła szczęśliwa - historycy nie wspominają.
Jej mąż też nie znał pokory co do majestatu śmierci – w końcu był
wojskowym, a jego poglądy na temat medycyny tak oto bezlitośnie
wyszydzał Julian Ursyn Niemcewicz :
Coś źle koło mnie, mówi Xiążę chory
do stojącego służalca,
wszystko mnie boli od głowy do palca,
a te przeklęte doktory, choć dają krople
Enemy i proszki, nie polepszają ni troszki*
(*Zajączek pochodził z Podola więc i zaciągał kresowo jak Słowacki).
Używałem wprawdzie świata, lecz jakież to moje lata?
Osiemdziesiąty rok człeku to najlepsza pora wieku,
cóż że paraliż nagabać zaczyna?
I że już w piersiach puchlina?
Że w oddychaniu ciężkości (...)
od czegóż ich lekarstwa i umiejętności?
W żadnej chorobie nie ma śmierci bez przyczyny;
a jeśli kto umiera, to z doktorów winy.
Cóż tak strasznego w tej mojej chorobie?
Jeszcze lat trzydzieści mogę pożyć sobie.
Tu ciężki kaszel głos Xięcia przerywa,
a stary sługa tak się doń odzywa: (...)
Tak jest mój Xiążę - i wielki i mały,
co żyje tylko na tym świecie całym, nic nie jest trwałym,
wszystko wywraca czas w locie swym rączy wszystko się kończy…
- albo zaczyna!
O tym, że Zajączek jednak cenił lekarzy nie wolno wątpić – zwłaszcza, że przeżył kampanię 1812 roku tylko dzięki
błyskawicznej decyzji amputacji zgruchotanej nogi. We wrześniu 1820 roku zwrócił się do namiestnika Zajączka z prośbą
o dopuszczenie do urzędu w instytucji publicznej niejaki Tobiasz Pietruszka. Jako Żyd nie mógł korzystać z praw
politycznych i zarówno Komisja Rządowa Sprawiedliwości, jak i Rada Administracyjna Królestwa Polskiego odpowiedziały
odmownie. Ale Namiestnik żywo poparł jego starania! Ukończył więc studia na wydziale
lekarskim i w roku 1825 uzyskał tytuł magistra medycyny, a rok później chirurgii. Ukończył
również wydział filozoficzny. W latach 1825-27 mieszkał przy Franciszkańskiej na
warszawskim Starym Mieście. Od 7 do 9 rano przyjmował za darmo ubogich chorych. Jego
ojciec Herszek Mejer Helman był cyrulikiem z Wieniawy, wówczas samodzielnego miasta pod
Lublinem. Tobiasz Pietruszka zmienił więc swoje nazwisko na Tadeusz Wieniawski, żeby się
lepiej wkomponować w polskie otoczenie. Nazwisko przyjął od
dzielnicy w której mieszkał. Przed otrzymaniem dyplomu lekarskiego,
ochrzcił się. Zasłużył się w powstaniu listopadowym, za co po
dwakroć został odznaczony Krzyżem Wojskowym. Ze związku dr.
Wieniawskiego i córki żydowskiego lekarza z Warszawy dr. Józefa
Wolffa – Reginy (była siostrą zamieszkałego w Paryżu pianisty i
kompozytora Edwarda Wolffa) przyszedł na świat geniusz skrzypiec – Henryk Wieniawski.
Gdyby zatem genialny chirurg Wielkiej Armii gen. Jean Dominique Larrey szybko (ale co to
znaczy szybko ? Larrey w czasie bitwy pod Borodino przeprowadził w 12 godzin 200 amputacji !)
nie amputował Zajączkowi swego czasu nogi nad Berezyną… resztę można by dośpiewać albo
dograć sobie na skrzypcach ( lub jak kto woli dociąć?)
14
U wód i w wielkim świecie. Z Karolowych Warów,
z Piotrkowa i z Paryża…
Tydzień, 15 czerwca 1884 r. donosi…
Ponieważ do Warów Karolowych jedzie się po zdrowie, zatem
niejeden może z czytelników zechce się zapytać, na co też chorują i umierają przeważnie miejscowi
mieszkańcy? Odpowiedź na to pytanie najprędzej znaleźć można w statystyce śmiertelności, w
statystyce, jakie w zachodniej Europie w cokolwiek większych miastach, opracowuje i sporządzają
urzędy lekarskie. Otóż, korzystając z łaskawie udzielonych takich za rok przeszły wykazów,
dowiadujemy się, że w omawianym roku wszystkich w Karol. War. pochowów podano 345: w tej
liczbie cudzoziemców 124, miejscowych 221. W roku zeszłym zanotowano przybyłych osób 27,000;
wypada więc, że z pomiędzy przybyszów zmarło 4 z tysiąca , zaś z miejscowych (około 12 tysięcy
ludności) zmarło z tysiąca 18 (Przed dwoma laty śmiertelność była dwa razy większą 35 z tysiąca;
rok ubiegły może jest wyjątkowo lepszym); śmiertelność to bardzo niewielka; podobną, notabene
przed laty, raz jeden i w Piotrkowie odnaleźliśmy. Jak niemal wszędzie, tak i tutaj największą plagę
stanowią suchoty; piąta bowiem część zmarłych tej choroby padła ofiarą. Z pomiędzy miejscowych
dużą rubrykę przedstawiają (zapewne u dzieci) drgawki (26), szkoda tylko, że niema objaśnienia, czy
drgawki występują tu przeważnie z porodu, cierpień mózgowych, czy też żołądkowo- kiszkowych.
Rubryka wprawdzie tych cierpień, które na przykład w Warszawie przeważnie pochłaniają dzieci cierpień żołądkowo-kiszkowych - jest tu prawie żadna, chociaż śmiertelność dzieci wcale nie jest
małą; do roku 5-go życia zmarłych dzieci podano 123, nieżywo urodzonych 33, Jest w tej ostatniej
cyfrze z pomiędzy przybyszów 7-ro. Wielka jak i wszędzie zachodzi różnica w śmiertelności
pomiędzy dziećmi z klasy biednej, a zamożnej: jeżeli z klasy biednej starszych zmarło 94, a z
dostatniej - 84, natomiast dzieci do 15-go roku życia z pomiędzy pierwszych zmarło 125, z pomiędzy
drugich 42; trzeba też wiedzieć, że biedna ludność tutejsza pracuje bardzo ciężko, a żyje nawet i w
lecie w warunkach wcale nie do pozazdroszczenia, ustępując miejsca przybywającym. Widocznem
jest także z wykazów, że w mieście w roku zeszłym panowała ospa, pojawiała się szkarlatyna i
błonica -ostatnia teraz mniej, aniżeli przed laty zabrała ofiar. Jest także do zanotowania, że zalewy
mózgowe (13 z miejscow.) i zapalenia płuc do rzadkich tu nie należą; koroną wszelako tych
pobieżnych uwag, niech będzie ten dający się wyciągnąć wniosek, że cierpienia żołądkowo-kiszkowe
są tu stosunkowo rzadkie, zaś płuc bardzo częste. Jednoroczny wykaz nie dostarczył nam przykładu
ludzi późnej dożywających starości: na 70 -80 lat pokaźna wypada cyfra; natomiast od 81 do 88 roku
(najwyższa) -zmarło tylko 5-ro; musieli to być miejscowi, bo starców do wód tutejszych nikt by
chyba nie wysyłał. Trzeba także wziąć pod uwagę, że miasto jest w części skanalizowane, a od lat 2ch posiada wodociąg, prowadzający z Ohry (Eger) czystą, przefiltrowaną wodę; może też w części
lepsza niż dawniej do ogólnego użytku woda i na zmniejszenie śmiertelności wpłynęła. (…)
Niedostają jeszcze jednakże Karol. Wary do tej wziętości - pod względem odwiedzin- jaką już się
dziś cieszy Wisbaden; tam do 10-go czerwca w roku bieżącym zapisano 30,000 przybyszów, chociaż
tu nadmienić wypada, że wodę Karolowych Warów, naturalną i sztuczną, piją co rok po domach
własnych, u innych źródeł i w zakładach, setki tysięcy chorych, co przy przeciętnej wód Karol. War.
wydajności - 2037 litrów na minutę -dość jest ułatwionem. W miarę przyrostu przybyszów, wzrasta
też i ilość lekarzy; tych jalco leczących, w roku bieżącym jest 52; z mówiących po polsku wiemy
o 5-ciu. Każden z lekarzy uważa za swój obowiązek napisać choć maluchną broszurkę o
dyjetetycznem zachowaniu się podczas użycia tutejszych wód; broszurki te widzieć można na
wystawach w tutejszych księgarniach.
Ceny w rozmaitych jadłodajniach me są jednakowe, jakkolwiek w jednych i tych samych od lat kilku
utrzymują się bez zmiany; opłata od kąpieli cokolwiek została zwiększoną. Jak zawsze -w
mieszkaniach, domach i obok domów, utrzymują wielką czystość i porządek; nic nie słychać o żadnej
w mieszkaniu kradzieży; wszystko zostaje na odpowiedzialności służby; nie czyta się nawet, żeby kto
zameldował o grubszem nadużyciu zaufania. Nieznający języka i choć cokolwiek miejscowych
zwyczajów, tak jak i wszędzie, od wyzyskiwania nie jest zabezpieczonym. W stosunku do wszelkiego
rodzaju zwierząt w ludzie prostym wyrobione już tu bardzo łagodne postępowanie; prawie nie da się
spostrzedz, żeby woźnica, lub dorożkarz bił zaprzężone zwierzę, a o psach, które wspólnie z
człowiekiem ciągną wózek, i mowy w tem znaczeniu chyba być nie może.
15
Reklama z kart piotrkowskiego Tygodnia
16
Publikacje medyczne gazety piotrkowskiej „Tydzień” z 3 września 1893r.
Z Miasta i Okolic.
Stan sanitarny Piotrkowa w obecnej chwili, o ile wiemy od lekarzy jest wybornym. Panująca zwykle
w tej porze biegunka krwawa, w tym roku nie tak często się pojawia. Zapadają na nią tylko ci, którzy,
dzięki chłodom, zaziębiają organa brzuszne lub spożywają nadmierną ilość owoców niedojrzałych,
których, mówiąc nawiasem, znaczna ilość codziennie bywa konfiskowaną przez władzę policyjnolekarską. Czystość w mieście jest niebywała, dzięki nieustającej czynności komisyi sanitarno wykonawczej. Panująca w maju i czerwcu ospa naturalna, zupełnie obecnie wygasła.
Mięta w czasie epidemii cholerycznej, jest jednym z ważniejszych środków leczniczych i
zapobiegawczych; odnosi się to jednak do mięty pieprzowej nie zaś do dzikiej, czyli tak zwanej
wodnej, która nie tylko nie jest pomocna ale nawet bywa szkodliwą. Miętę dziką sprzedają naraz
włościanie na targach , a jest ona kupowana albo przez nieświadomych, nie znających się na
właściwościach mięty pieprzowej i wodnej, lub też w celach oszukaństwa , przez przymieszanie
drugiej do pierwszej, pierwszej . Ta bowiem jest znacznie droższą, a niekiedy nawet w czasie
epidemji zbywa na niej, jak to było i w roku zeszłym, w którym za funt płacono po kop. 60. a nawet
i drożej . Mięta pieprzowa udaje się wybornie w naszych ogrodach (…)
Różne talmudyczne przesądy
nie wykorzeniły się jeszcze w niższej sferze żydowskiej za dowód służyć może incydent następujący.
W krótkim czasie po pojawieniu się cholery w Kole, Gmina żydowska w tem mieście postanowiła
urządzić wesele na cmentarzu cholerycznym, jako niezawodny środek do uśmierzenia epidemii. W
tym celu drogą dobrowolnych składek zebraną została suma rubli 600 jako pomoc dla ubogiej
dziewczyny kolskiej. Pan młody znalazł się niezwłocznie i dnia 14 b.m. odbyło się z muzyką i
śpiewami wesele żydowskie na cmentarzu.
Publikacje satyryczne z medycznym kontekstem…
17
Piotrkowska gazeta donosi o nowej chorobie
Tydzień. 30 lipca 1899 r., nr 31
Nowa choroba... damska. Świat lekarski łamał sobie od dłuższego czasu głowę nad zbadaniem
przyczyny pewnego stanu chorobowego, spotykanego wyłączcie tylko u kobiet. Stan ten objawiał się
opuchnięciem i bólem stawów w prawej lub lewej ręce. Jeden wreszcie z lekarzy wpadł na domysł, te
przyczyna choroby tkwi w... sukniach. Oto młode i hołdujące modzie panie mają zwyczaj, czy w
deszcz czy w pogodę, unosić lekko tren swej sukni, ażeby przechodniom pokazać piękniejszy nieraz
jej spód niż wierzch, a przytem zaprezentować zgrabną nóżkę w braku rozumnej główki!... Przy
czynności tej, ręka i tak już krępowana nadmiernie obcisłą rękawiczką, przybierać musi pozycyję
nienaturalną i niewygodną. Obieg krwi zostaje utrudniony, a przy częstszem i dłuższem
wykonywaniu tej czynności, następują objawy chorobowe, powyżei opisane.
[Dziś choroba ta znana jest jako cieśń nadgarstka i powoduje ją najczęściej długotrwałe napięcie ścięgien i stan zapalny
nerwów okolicy nadgarstka w związku z wielogodzinnym używaniem myszki komputerowej… ;)]
Tydzień z 6 sierpnia 1899 donosił
Od szesnastu lat śpi trzydziestopięcioletnia dziś Małgorzata Bogeval w Paryżu, pochodząca z
departamentu de L’Aisne. Małgorzata, córka rodziców histerycznych, oddanych pijaństwu, mając
organizm również silnie histeryczny, ulegała od dziecka ciężkim bardzo przypadłościom. 19-go roku
życia wpadła w stan histeryczny, w czasie którego usnęła. Od owej chwili już się nie przebudziła i
dziś uważają za rzecz prawdopodobną, iż cały dalszy okres swego życia przebędzie w śpiącym tym
stanie. Odżywiana za pomocą sondy buljonem, mlekiem, wyciągiem mięsnym i pepsyną, dotąd mało
straciła na wadze. Tłomaczy się to doświadczeniem, iż człowiek w stanie letargicznym mało
potrzebuje pożywienia, skutkiem znacznego zwolnienia czynności organicznych, co się wyraża
nieznaczną ilością wydychanego kwasu węglowego.
W jednym z dzienników amerykańskich pomieszczono w tym czasie następujące ogłoszenie:
Poszukuje się człowieka, który by za 5,000 dolarów wynagrodzenia poddał się operacji „ którą
życiem przypłacić może”. Osobnika takiego poszukiwało dwóch doktorów w Guayaquil w
Equadorze. Mieli oni zamiar swemu dobrowolnemu pacjentowi otworzyć żołądek i rankę założyć
tafelka szklaną, by módz obserwować działalność żołądka. Na ogłoszenie to 142 osób złożyło swoje
oferty. Szczęśliwym „wybrańcem” był pewien siłacz, który natychmiast do Guayaquilu wyjechał…
Tydzień z 25 lutego 1900 r. Wskrzeszanie umarłych.
Dr. Jan Prus. chlubnie znany lekarz i profesor uniwersytetu we Lwowie, wpadł, jak donosi „Słowo
Polskie”, na pomysł formalnego wskrzeszania po śmierci w wypadkach, w których ona nastąpiła
pomimo dostatecznych jeszcze zapasów sił w organizmie, jak np. skutkiem uduszenia, zatrucia
chloroformem, porażenia prądem elektrycznym i t. p. Akcyię wskrzeszania dr. Jau Prus prowadził na
psie, wobec grona zaproszonych lekarzy, w sposób następujący:
Otwiera on po lewej stronie klatkę piersiowa, przecina dwa lub trzy żebra i rozszerza je hakami.
Odsłonięte w ten sposób osierdzie (worek sercowy) leży bez, ruchu, co dr. Prus pozwala skonstatować
obecnym. Wtedy otwiera operator kaniule traheotomijną i puszcza w ruch miech, który wprowadza
do płuc powietrze, równocześnie zaś poczyna masować serce, naśladując jego funkcyje rytmiczne.
Powoli serce zaczyna samo bić pod palcami. Najpierw poczyna się ruch w przedsionkach, następnie w
komórkach przy równoczesnym powrocie normalnego oddechu. Dr. Prus czeka jeszcze chwilę, dla
przekonania się, czy życie wróciło na stałe; zaszywa ranę w okolicy serca, wyjmuje kaniulę, zaszywa
ranę powstałą wskutek traheotomii, a opatrzywszy ją odwiązuje psa i puszcza. Biedne psisko przez
18
pierwszych pierwszych parę godzin czuje się nieswoje, jakby otumanione; potem wraca jednak
zwolna do stanu względnie normalnego i wtedy nastaje już tylko leczenie ran pooperacyjnych.
Ospa ochronna w Piotrkowie - apel.
Pomimo wszelkich usiłowań władz lekarskich, rozpowszechniających przymusowe szczepienie ospy
ochronnej, wciąż się tu i owdzie pojawia ospa naturalna. Z nadchodzącą zatem wiosną ma być -o ile
wiemy - rozwinięta w naszej gubernii jak najściślejsza kontrola nad dziećmi tak nowourodzonemi, jak
i temi, którym dotąd ospa szczepiona nie była.
W tym celu uformowano być mają, przez właściwe władze powiatowe, gminne i miejskie,
odpowiednie listy i wyznaczeni w każdej gminie jak również i powiatach, felczerzy, których
obowiązkiem będzie przymusowe szczepienie ospy. Lud nasz dotąd nie może zrozumieć
konieczności zastosowania tego niezbędnego środka zapobiegawczego i zupełnie niemal lekceważy
sobie; obowiązkiem więc wszystkich, bliższe i częstsze z ludem stosunki mających, objaśniać go i
namawiać do dobrowolnego pod dawania się szczepieniu ospy ochronnej.
Tymczasem Tydzień donosi, że na świecie pojawiają się ….
Głosy przeciw rutynie… ( czyżby narodziny ekologizmu ?)
19
REKLAMA MEDYCZNA I
DONIESIENIA MEDYCZNE W „TYGODNIU”
”
20
Leczenie alkoholizmu prawie jak leczenie wścieklizny…Z Paryża donoszą!
(Tydzień z 11 marca 1900 roku)
Doktorzy Broca, Sapelinau i Tibaut zawiadomili akademję lekarską w Paryżu, iż udało im się
przyzwyczaić konie do przyjmowania wyskoku przez jamę ustną i że surowica krwi takiego
konia, wstrzyknięta zwierzętom, które poprzednio przyzwyczajono do wyskoku, ma wywoływać
wstręt do niego, tak, iż zwierzęta wolą być głodne, niż jeść pokarmy napojone alkoholem. Próby
kliniczne dokonane u nałogowych pijaków, potwierdziły wyniki doświadczeń na zwierzętach.
Pijak, leczony anthetyliną (nazwa surowicy), traci skłonność da napojów spirytusowych, a
nawet ma nabierać wstrętu do niego, nadto odzyskuje łaknienie i siły. Antiethylina ma działać
tylko w przypadkach przewlekłego zatrucia wyskokiem, zwyrodnień jednak spowodowanych
nie usuwa.
(Gazeta lekarska).
(Tydzień z marca 1905 roku)
PRAWDZIWE HITY REKLAMOWE Z WARSZAWY W „TYGODNIU” UMIESZCZONE
A ŁATWO DOSTĘPNE DLA PUBLICZNOŚCI DZIĘKI
HYŻOŚCI KOLEI WARSZAWSKO - WIEDEŃSKIEJ
21
22
PRASA KOBIECA I REKLAMY W TEJ PRASIE
23
Higiena
Dietetyka
Komfort życia
24
25
26
Lekarstwo z nienawiści do próżnowania czyli „Apteka dla tych co iey, ani lekarza nie maią”
Nauka Doktorow
Salernitańskich,
o sposobie zachowania
zdrowia dobrego:
z dawna Krolowi
Angielskiemu
przypisana.
A teraz przez
Hieronyma
Olszowskiego na Polski
iezyk przełożona y do
druku podana.
Doktorom, Cyrulikom,
Aptekarom, y
wszystkim zgoła
ludziom tak zdrowym
aby nie chorowali, tako
y chorym, aby do
zdrowia przyjść mogli,
dziwnie potrzebna.
Przydane y Sposoby
pomiarkowania
zdrowia y Apteka.
Lubo nauka
rozeznania cnoty
rożnych zioł y materyi
które w Aptekach
przedaią.
Y Species simplices
zowią.
W Krakowie w
Drukarni Waleryana
Piątkowskiego Roku
Pańskiego 1640
Ryśku myj rączki…
27
28
Szkoła salerniańska miała kilka tłumaczeń z łaciny na język polski – najciekawsze Hieronima Olszowskiego
, Józefa Załuskiego i Ferdynanda Chotomskiego.
„Apteka dla tych co iey, ani lekarza nie maią. Sposób konserwowania zdrowia, mianowicie dla tych
spisana, co lekarza nie maią. Apteki nie znaią. To iest Szkoła Salernitańska i Łacińskiego wiersza metrem
Ojczystym przełożona w podróży z nienawiści próżnowania, a z miłości ku ubogim chorym po wsiach
mieszkającym do druku podana przez tego, który iest Ziemianów Rodaków kochajacy, który oprócz Dyskursu o
dawności zacności Auttorach y edicyach Szkoły Salernitańskiej dołożył kilka ciekawych do konserwacji
zdrowia ludzkiego y gospodarstwa należących informacji. Sine lletione dedici, sine invidia communico
Sapentiae cap. 4). w Warszawie. W Druk. J. K. Mci y Rzeczypospolitey. Collegium Soc. Jezu. Roku od
Narodzenia Lekarza Dusznego MDCCL.
To długie w tytule tłumaczenie „Regimen Sanitatis Salernitanum" dokonane przez biskupa kijowskiego
i słynnego bibliofila Józefa Załuskiego w książce, pod tytułem: „Apteka dla tych co iey ani Lekarza nie maią...",
wydanej w Warszawie w r. 1750 i dedykowanej królewiczowi polskiemu, synowi króla Augusta III Sasa.
Którego to królewicza (kandydata do polskiego tronu) autor nazywa górnolotnie i czołobitnie „Spei et
expectationis publicae Alumno", „Piastowiczem Feliciiatis publicae Piastuna synem", „Królewiczem polskim,
mówiącym po polsku i kochającym Polskę", oraz „Panem mu Miłościwym". Zawiera ono , prócz tekstu
łacińskiego „Szkoły Salernitańskiej" i jego tłumaczenia, rozdziały nie mające bezpośredniego związku z tym
utworem, jak również komentarze własne autora, dość obszerne, na samą Szkołę i jej „wiersze", a mianowicie:
„Dyskurs o Szkole Salernitańskiej dla Literatów samych" i „Prefacya Wersyi Francuskiey B. L. M, wydaney w
Hadze 1743 r. przełożona po polsku.”
Tłumaczenie z kolei Chotomskiego brzmi w tytule: „Sztuka zachowania zdrowia ułożona przez Szkołę
Salernitańską, tłumaczenia Ferdynanda Dinnheim Prawdzic ze Szczawina Chotomskiego". Warszawa. 1858
(Bibl. Warsz. Tow. Lek. )
Chotomski (ur. 1797 zm. 1880 r.) przedstawiał niecodzienny typ człowieka, zdolnego i bardzo utalentowanego.
Był on: żołnierzem, publicystą, literatem, pamiętnikarzem, poetą, lekarzem, komediopisarzem, rysownikiem,
historykiem, przyrodnikiem, etnografem i archeologiem, jak na to wskazują jego prace, dzieła, atlasy i
publikacje. Był członkiem korespondentem Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem towarzystw literackich
krakowskiego i polskiego i wielu innych, jakiś czas nawet był, jak podają jego biografowie, kuratorem szkół
okręgu krakowskiego i kuratorem wydziału prawa Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Cytowane w
poprzednim numerze fragmenty pamiętników walczącego przeciw powstańcom kościuszkowskim rosyjskiego
generała Pistora – także są jego autorstwa. Chotomski po powstaniu listopadowym 1831 r, w którym brał
aktywny udział, udał się do Paryża, gdzie wstąpił na wydział medyczny i ukończył go ze stopniem doktora nauk
lekarskich. Praktykował następnie we Francji, a po powrocie do kraju, w r. 1857, był lekarzem szpitala w
Szczebrzeszynie (Ordynacji Zamoyskich) do r. 1860, kiedy to znów opuścił Polskę i zaciągnął się do szeregów
wojska włoskiego, zerwawszy już odtąd do końca życia z zawodem lekarskim. Niektóre artykuły publicystyczne
Chotomskiego, jak również komedie, satyry, trawestacje (np. Eneidy Wergiliusza) odznaczały się lekkością,
żartobliwością, dowcipem i sarkazmem. Być więc może, iż również tłumaczenie wierszem „Sztuki zachowania
zdrowia" podjęte zostało przez niego w przystępie zapału historyczno-literackiego i prześmiewczego. Miał on
bowiem rzadki dar wyłuskiwania tekstów rzeczywiście ciekawych, ale też traktował je z pewną dozą ironii .
Oto wstęp do publikacji Szkoły Salernitańskiej - próbka tego stylu.
DO CZYTELNIKA.
„Prześwietna publiczności. Panie i Panowie!
Oto, o Waszą czerstwość troskliwy i zdrowie,
Księgę Wam w upominku małą złożyć śpieszę,
Niegdyś wypracowaną wśród trudów mozołu,
Dla Króla Angielskiego przez Doktorów rzeszę,
Przesławnej owej niegdyś Salerneńskiei Szkoły,
Według wszystkich lekarzy i sądu i zdania
Jest to skarb doświadczenia jedyny i rzadki.
Uczy zdrowia zachowania
I ma na wszystkie wypadki
Pewne leki i przepisy,
Które czy siwy, czy łysy
Młodzian, lub wąsem pokryty,
Bez lekarzy swych wizyty
Zastosować łatwo może
We właściwym czasie i porze".
29
Załuski:
Nic ci bardziej nie szkodzi, jako przedłużona
Wieczerza, pijatyka, długa i szalona,
Wieczerza krótka, skromna, pomierna y głodna
Letkim, zdrowym cię czyni, rzecz iest wiarygodna.
Chotomski:
Kto wiele je na wieczerze
Pożałuje tego szczerze.
By się smacznie w nocy spało
W wieczór trzeba jadać mało,
Bo kto się nadto przeżera,
Uczy nas to medycyna
Że bardzo prędko umiera,
W czem jest jego własna wina…
Polecamy lekturę:
http://www.kpbc.ukw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=24208
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=45260&from=FBC
30
Polecamy inne dzieła Chotomskiego:
"Trawestacja Eneidy", fragmenty ogł.: Tygodnik Polski i Zagraniczny 1818-1819;
Dziennik Warszawski 1818, 1829;
Wanda 1828; fragm. z księgi VI: Wieniec. Pismo zbior. ofiarowane S. Jachowiczowi, t. 2,
Warszawa 1858; trawestacja ukończona w latach 1860-1870; fragmenty ogł. K. W.
Wójcicki: Kawa literacka w Warszawie (r. 1829-1830), Warszawa 1873, s. 59; przedr. K.
Bartoszewicz: Księgi humoru polskiego, t. 3, Petersburg 1897; przedr. A. Bar:
Kumoszki na Parnasie, Kraków 1947, s. 273-274
Opis ptaków Królestwa Polskiego, zeszyt 1-2, Warszawa 1830, (tekst i tytuł w jęz.:
polskim, francuskim i niemieckim)
List ziemianina polskiego do emigracji. Okólnik o komitecie narodowym polskim do
kraju (Paryż 1844); list drugi z datą 1845, wyd. 1846, (wyd. anonimowe)
Obrona Rybińskiego, Paryż 1845
Atlas, do krótkiego rysu chorób skórnych, wykonany (własnoręcznie) przed rokiem 1858,
(w roku 1858 egz. darowany Towarzystwu Lekarzy Warszawskich
Molière: Górno uczone kobiety. Komedia w 5 aktach (wierszem), Lwów 1822
Sztuka zachowania zdrowia. Ułożona przez szkołę salernitańską. Tłumaczenie wierszem,
Warszawa 1958, wg Estreichera autorem oryginału jest Jan z Mediolanu lub ks. Paga
(około roku 1100).
Wiadomość o własnoręcznym liście marszałka Davout do jenerała dywizji wojsk pol.
Amilkara Kosińskiego pisanym z obozu pod Rygą 1812, rękopis: Ossolineum, sygn.
2386/II.
31
Coś z dzieł Chotomskiego na wiosnę…
32
33
Ludwika Perzyny LEKARZ DLA WŁOŚCIAN – GORĄCZKA
w pytaniach i odpowiedziach
34
Na terenach dawnej Rzeczypospolitej w
aptekach miejskich sprzedawano leki
proste i złożone. Surowce lecznice, tj. leki
proste, nosiły łacińską nazwę simplicita
i dzieliły się na trzy grupy, ze względu na
przynależność do jednego z trzech
królestw natury: vegetabilia - surowce
lecznicze pochodzenia roślinnego,
animalia - surowce lecznicze pochodzenia
zwierzęcego, oraz mineralia - surowce
lecznicze pochodzenia mineralnego.
Zgodnie z hipokratejską nauką o
czterech humorach, wszystkie surowce ze
względu na funkcję, jaką pełniły, można
było dodatkowo pogrupować w cztery
klasy: surowce rozgrzewające, surowce
oziębiające, surowce nawilżające i
surowce osuszające.
Zastanówmy się do jakich kategorii zaliczyć
te opisane na następnej stronie:
35
SKUTECZNE LEKARSTWA
Z DAWNEJ POLSKIEJ APTEKI
(XVII w.)
Środek na zatwardzenie
„Zatwardzenie kiedy kto ma, nazbieraj
wróblich łajen albo szczurzych, namocz je
w piwie ciepłym, niech ten wypije, a będzie
go purgować”.
W tych okolicznościach…
Coś na nerwy
„Najzdrowsze z nich [win francuskich], a
mianowicie dla osób choroby nerwowe
cierpiących, pontak, muszkatel, prawdziwe
szampańskie i frontyniak.
Najskuteczniejsze z win niemieckich jest
ryńskie, ile że najlepiej umacnia nerwy i
siły wycieńczone powraca”.
Na zatrucie
„Niech się zaraz napije masła
roztopionego jak najwięcej, aż póki nie
zwonituje jak najprędzej, albo mleka
słodkiego, albo oliwy, a tego wszystkiego
jak najwięcej i jak najprędzej być może,
albo jakimkolwiek sposobem wonit niech
poruszony, bo na tym zdrowie zawisło”.
Zatrzymanie krwotoku
„Krew, z którejkolwiek części ciała
płynąca, natychmiast ustaje, obwinąwszy
w cienką i rzadką jedwabnicę ciepłego
gnoju świniego i włożywszy w to miejsce, z
którego krew płynie”.
Rada dla osób cierpiących na duszności
„Póki się nie zestarzeje, weź rumianku
pachniącego, włóż w woreczek, uwarzaj z
octem i ciepło na podeszwy u nóg
przykładaj”
Środek na biegunkę.
„Jęczmiennej kaszy w occie bez soli
ugotować, tego kilka łyżek zjeść, chociaż to
niesmaczno, ale bardzo pomocno .Czosnek
warzony mocno zastanawia wszelką
biegunkę”.
Na przepuklinę i nie tylko
„sadłem bobrowym żyły narwane i suche
smarować, także członki narwane w
junkturach, jest znaczną pomocą; wielką
chorobę dzieciom przypadającą
smarowaniem uskramia, nawet od nagłej
śmierci tym przenikającym otrzeźwia i
ożywia smarowaniem.”
Na choroby kobiece – „strój bobrowy”
pomieniony strój zatłumienie macice
białym głowom przez różne sposoby
umacnia i do skutku dobrego przywodzi,
pod nosem trzymając i wąchając, pod
pachami nosząc, przywiązaniem,
kadzeniem od spodu nad wąglikami
wprzód wypalonymi, zdrowi, czerstwi i
znacznie pomaga.
Dodamy, tu że strój bobrowy nie jest futrem…
a czym jest, lepiej nie pytać!
Na ból zębów
wychędożyć [ząb] piórkiem lub
zębodłubkiem, potem wpuścić do niego
kroplę goździkowego olejku lub spiritus
vitrioli (tj. uwodniony siarczan miedzi
bądź żelaza), a następnie zalepić ubytek z
wierzchu jasnym woskiem.
Jako źródło ciekawszych jeszcze informacji
gorąco polecamy adres Muzeum króla Jana
Sobieskiego w Wilanowie:
http://www.wilanowpalac.art.pl/lekarstwa.html
36
„Skład albo skarbiec znakomitych sekretow oekonomiey ziemianskiey...”
Jakub Kazimierz Haur (XVII w.) [Księga dedykowana Janowi III Sobieskiemu]
- Sekrety chłopskiego zdrowia…
37
Przepisy ogrodnictwa ekologicznego z XVII w :
„Będą głowy kapusty z urodą iako Turecki zawoy”, „sposób aby Kreci
sadów y ogrodów nie ryli”
38
Pasjonująca i czasem zaskakująca zawartością podróż w głąb
ludzkiego „muzgu” (tak w tekście zapisano) za podręcznikiem anatomii
z epoki oświecenia (1790)
„lubo bez wyobrażeń” – to znaczyło tyle że, bez poglądowych ilustracji…
39
40
41
42
43
44
Polecamy dobry film z fabułą psychiatryczną…
Do psychiatry w szpitalu publicznym policja kieruje zatrzymanego na dworcu mężczyznę ,
który utrzymuje, że pochodzi z planety K-PAX. Mężczyzna ów, o imieniu Prot, utrzymuje, że
jest na misji zwiadowczej i zbiera informacje o naszej planecie. Porównuje warunki
atmosferyczne obu planet, przy czym ziemskie światło jest dla niego zbyt jasne. Twierdzi, że
powróci do domu przed końcem lata i zachęca pozostałych pacjentów do podążenia za nim.
Czy rzeczywiście jest kosmitą, czy też tylko żyje w innym świecie? Dla człowieka, który
utrzymuje, że jest przybyszem z kosmosu, oddział Instytutu Psychiatrii na Manhattanie
wydaje się najodpowiedniejszym miejscem. Jednak ów pacjent w niczym nie przypomina
tych, z którymi dr Gene Brewer miał wcześniej do czynienia.
K-PAX
Główny bohater filmu, McMurphy, złodziejaszek i szuler, chcąc uniknąć więzienia udaje
psychicznie chorego, tym samym idąc do zakładu psychiatrycznego zamiast do celi. Jednak
powoli przekonuje się, że szpital wcale nie jest bezpiecznym azylem, gdzie można przyjemnie
spędzić czas. Całym oddziałem rządzi despotyczna siostra Ratched, która nie unika
psychicznych i fizycznych ataków na pacjentów, stosując okrutne i bolesne metody
zaprowadzające spokój. McMurphy widząc swoich zastraszonych współtowarzyszy,
postanawia się zbuntować i pokazać, kto tu rządzi. Jednak jego bunt przynosi niespodziewane
i drastyczne skutki dla niego samego i innych pacjentów.
Lot nad kukułczym gniazdem
Oryginalna polska mieszanka love story i kina gangsterskiego. Fabio symuluje chorobę
psychiczną, szykując sobie alibi przed planowaną egzekucją na zlecenie. W klinice
psychiatrycznej poznaje Luizę wrażliwą córkę małomiasteczkowego polityka , który dla
dobra kariery nie waha się przed ubezwłasnowolnieniem ...
Ogród Luizy
Ptasiek to młody chłopak, którego pasją są ptaki. Marzy o tym, aby kiedyś wznieść się, tak
jak one, w powietrze i latać. Nie ma przyjaciół poza Alem Columbato. Razem dzielą chwile
radości i smutku. Po latach spotykają się w szpitalu psychiatrycznym, każdy z innym piętnym
odciśnietym przez wojnę w Wietnamie.
BIRDY
Napisz recenzję jednego z tych filmów. Nagroda.
45
46