Igrce tożsamościowe

Transkrypt

Igrce tożsamościowe
Igrce to samo ciowe
W ksi ce Artura Przybysławskiego Coincidentia oppositorum, (Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gda sk 2004) na szczególn uwag zasługuje rozdział zatytułowany „Filozofia od A do A”. Autor, natchniony przez Heideggera,
przedkłada nam tu własn interpretacj ontologicznej zasady to samo ci zapisanej w postaci formuły:
A=A
utrzymuj c, e formuła ta „podwaja przedmiot”, „wprowadza w przedmiot ró nic ”, poniewa „uporczywie podsuwa dwa A tam, gdzie powinno by tylko jedno A”.
Dotkni ci wrodzon metafizyczn lepot nie dostrzegamy tu adnego podwojonego przedmiotu poza dwoma egzemplarze zmiennej A. Posłuchajmy zatem wyjanie i argumentacji Przybysławskiego:
„Aby stwierdzi to samo A ze sob , musimy je podwoi , a nast pnie stopi w jedno , podwajaj c za , odró niamy A od samego siebie, czyli od A.
Formuła A = A mówi o dwóch A, które jednak s jedno ci , a wi c jednym
A. W samym zapisie mamy to samo A, ale niejako w dwóch osobach — po
dwóch stronach równania. Mo na by powiedzie , e nawet w trzech, bo
formuła A = A mówi przecie o jednym A, o A rozumianym jako A = A, czyli
A = [A: A = A]. Ostatecznie zatem wyra enie identyczno ci ewokuje równie ró nic , a wi c mówi c A = A mówi si równie A ≠ A.” (s. 89)
Wywód ten ma charakter ogólny, co przy naszej ograniczonej zdolno ci pojmowania stwarza pewne trudno ci. Ale quidquit de omnibus, valet et de singulis,
zatem spróbujmy ustali , co powy szego wywodu wynika w odniesieniu do konkretnego przypadku.1 Poniewa autor posługuje si liter A jako zmienn indywiduow woln , mo emy za ni podstawi jakie imi własne, na przykład „Artur”, zakładaj c, e odnosi si ono wył cznie do jedynego wszak autora Coincidentia oppositorum. Otrzymamy wówczas tekst nast puj cy:
Aby stwierdzi to samo Artura ze sob , musimy go podwoi , a nast pnie
stopi w jedno , podwajaj c za , odró niamy Artura od samego siebie, czyli
od Artura. Zdanie Artur = Artur mówi o dwóch Arturach, którzy jednak
s jedno ci , a wi c jednym Arturem. W samym zapisie mamy tego samego
Artura, ale niejako w dwóch osobach — po dwóch stronach równania. Mo na
by powiedzie , e nawet w trzech, bo zdanie Artur = Artur mówi przecie o
jednym Arturze, o Arturze rozumianym jako Artur = Artur, czyli Artur =
[Artur: Artur = Artur]. Ostatecznie zatem wyra enie identyczno ci ewokuje
równie ró nic , a wi c mówi c Artur = Artur mówi si równie Artur ≠
Artur.
1
Na ladujemy tu metod Bogusława Wolniewicza, zastosowan przeze do tekstu W.
Descombesa traktuj cego o koncepcji „pierwotnego opó nienia” J. Derridy. Vide: B. Wolniewicz, „O sytuacji we współczesnej filozofii” w: J. Pelc (red.) J zyk współczesnej humanistyki, BMS,Warszawa 2000.
1
Mgła opadła! Widzimy teraz dlaczego zdanie Artur = Artur mówi o dwóch Arturach: poniewa mamy tego samego Artura po dwóch stronach równania. Ale Artur
jako osoba nie mo e stan
po dwóch stronach równania. Mo na tam umie ci
jedynie po jednym egzemplarzu jego imienia. Okazuje si , e taka prosta czynno
graficzna jest czarodziejsk sztuk , w wyniku której Artur zostanie podwojony,
chocia natychmiast „stopiony w jedno ” zapewne za spraw magicznego znaku
równo ci. (A gdyby tak imi „Artur” postawi po dwóch stronach znaku nierównoci, czy Artur pozostałby na wieki podwojony?) Interesuj ce jest, sk d si wzi ł
trzeci Artur (lub trzecia osoba tego samego Artura). Równie i to daje si wyja ni :
jest to Artur rozumiany jako Artur = Artur. Wynikałoby st d, e korelatem zdania
(jego denotacj ) te mo e by Artur, ale zapewne tak nie jest, poniewa ów trzeci
Artur jest identyczny z obiektem opisanym formuł [Artur: Artur = Artur]. Domy lamy si , e znaczy ona tyle, co „Artur, który jest identyczny z Arturem”, wi c
jednak ten trzeci Artur jest identyczny z Arturem (tym podwojonym, a potem scalonym). Wydawałoby si , e ostatecznie Artur jest po prostu jeden, co wynika z
zasady to samo ci rozumianej po ludzku. Jednak e, zdaniem Przybysławskiego,
mówi c Artur = Artur, mówi si równie Artur ≠ Artur. Zatem Artur jest identyczny z sob i zarazem nie jest identyczny z sob . Wynika st d, e Artur jest
obiektem sprzecznym, a zatem nie istnieje. Kto, wobec tego, napisał ksi k Coincidentia oppositorum?
A całkiem powa nie: wielokrotne u ycie tego samego imienia oboj tnie w
jakim kontek cie nie sprawia, e obiekt tak nazwany zostanie podwojony. Skuteczno naszej konwersacji opiera si na zało eniu, e wszystkie egzemplarze
danego wyra enia odnosz si do tego samego przedmiotu. Kiedy zało enie to nie jest spełnione, mamy do czynienia z wieloznaczno ci , która konwersacj zakłóca.
2