Poczet królów polskich Jana Matejki

Transkrypt

Poczet królów polskich Jana Matejki
Poczet królów polskich Jana Matejki - jak się to mówi z pewną przesadą - zna każdy
Polak, który przeszedł przez szkołę podstawową. Matejkowskie wizerunki władców
towarzyszą nam - i też wiele nie przesadzimy - stale i na co dzień, a to jako ilustracje
podręczników i książek historycznych, a to jako obrazy przywoływane w rozmaitych
programach telewizyjnych. Łatwo zauważyć, że te właśnie przedstawienia, w pierwotnym
kształcie narysowane przez mistrza polskiego malarstwa narodowego i współczesnego u
schyłku jego życia, czyli w okresie między 1890 a początkiem 1892 roku, pełnią rolę
powszechnie
akceptowanego,
graficznego
zapisu
naszych
dziejów
ojczystych.
Uzewnętrzniają w sposób plastyczny i komunikatywny dzieje narodowe, będąc ich
czytelnym i lakonicznym zarazem zapisem. Jeśli więc szybko i przekonywająco chcemy
unaocznić komuś polskie dzieje, te, które tworzą pień naszej historii, to sięgamy po
Matejkowski poczet.
Oczywiście, Jan Matejko nie wymyślił pocztu królów polskich, a tym bardziej nie mógł
być autorem takiej formy wypowiedzi historiograficznej. Przypomnijmy też, że mistrz dał
portrety władców polskich, ale - choć zdominowały one całe przedsięwzięcie - oprócz
ilustracji Poczet operował tekstem, opowieścią o czynach przedstawionych monarchów,
przygotowaną przez wspaniałego historyka, Stanisława Smółkę (praca Mieszko Stary i
jego
wiek
do
dziś
inspiruje
historyków),
i
współpracującego
z
nim,
również
profesjonalistę, Augusta Sokołowskiego. Obraz i w miarę zwarty, odniesiony do ilustracji
tekst stanowią razem całość i nadają specyficzny charakter tej interesującej nas prezentacji historii. Poczet jest ciekawą formą upowszechniania historii. Ujęcie dziejów poprzez
krótką narrację-opowieść podporządkowującą się wyobrażeniom ikonograficznym to
jednak niepełna recepta na tego rodzaju utwór. Kunszt artysty malarza i pióro historyka
wspiera tu jeszcze naturalna - prosta i skuteczna - zasada wykładu dziejów. Wizerunek
władcy daje nam go poznać niejako osobiście, a ta przyjemność intensyfikuje się, gdy
prawie jednym spojrzeniem ogarniamy cały szereg koronowanych głów i postaci
panujących, kiedy zjawiają się przed naszymi oczyma jeden za drugim, tak jak niegdyś
wchodzili na scenę historii. Ten moment bezpośredniego kontaktu widza i czytelnika z
kompletnym zestawem książąt i królów wygrywa w pełni Józef Swoboda w swoim
pochodzącym z połowy zeszłego stulecia Poczcie. Nasi władcy ustawieni zostali jak do
rodzinnej fotografii, stoją jeden obok drugiego, zgrupowani razem w przedsionku jakiejś
monumentalnej budowli gotyckiej. To królewskie zgromadzenie uporządkowane jest
wzdłuż osi czasu, od lewej ku prawej stronie, chociaż władcy średniowieczni znajdują się i
w środku za Henrykiem Walezym; usytuowano ich w drugim planie. Na dwu filarach i
przy ścianach
wspomnianej
budowli
dostrzegamy posągi
polskich
władców
doby
bajecznej. Podpisy z krótkimi informacjami widnieją pod spodem litografii-wizerunku
polskiej rodziny królów.
Znów łatwo się domyśleć, że taki królewski serial to pomysł nienowy. Chęć objęcia
jednym szybkim spojrzeniem wszystkich panujących w jakimś królestwie czy państwie
kazała nie tylko średniowiecznym (ale przy nich pozostaniemy) sporządzać podobne
poczty władców. Dalekim, ale pewnym i wspaniałym ich przodkiem jest - między innymi malunek z nie wielkiej rotundy należącej do zespołu pałacowego grodu i miasta
morawskiego Znojma - rezydencji jednej z udzielnych gałęzi rodu Przemyślidów. W tym z
zewnątrz niepozornym obiekcie sakralnym około 1134 r. miejscowy pan i książę,
aspirujący do tronu praskiego i władzy nad Czechami - Konrad -kazał przedstawić
wszystkich swoich przodków - 27, aż do fundatora dynastii legendarnego Przemysła
Oracza. Postacie dość zuniformizowanych książąt - wojowników, wyposażonych w tarcze i
włócznie z proporcami, układają się w dwu pasach obiegających kopułę kaplicy.
Znojemski poczet Przemyślidów potrzebny był jego fundatorowi do uzasadnienia
żywionych przezeń ogólnoczeskich pretensji politycznych, pokazywał jego prawo do
Pragi, jako członka rodu. Ilustrował też czytelnie i bez konieczności wdawania się w
dyskusje, czym, jakim kapitałem wartości nagromadzonych przez przodków i ojczystą
historię może dysponować również Konrad. Przed nim, właśnie w poczcie, stanęli i twórca
czeskiego królestwa, i wielki król Wratysław, i wreszcie cała plejada mężnych władców.
Odkrywamy następną ważną właściwość pocztu władców. Jednym z zasadniczych
przekonań patronujących sporządzaniu tego typu utworów (nieistotne teraz, czy są
opowiadaniami, zbiorem ilustracji, czy łączą oba rozwiązania) jest założenie o jedności,
czyli równoważności dziejów kraju z dziejami-dokonaniami władcy, historią jego panowania. Każdy król czy książę to określony etap ojczystej historii, każdy monarcha to
fragment - choć brzydko to brzmi - przeszłości kraju i ludu. Gdy więc średniowieczny
wieśniak przybywał do stolicy, do Paryża, to stojąc przed katedrą Notre Damę, w
centrum
ruchliwego
miasta,
wpatrywał
się
w
jej
fasadę,
bogato
zdobioną
i
rozczłonkowaną, szukając wzrokiem królewskich figur. W głównym mieście kraju, w
jednym z ważniejszych miejsc widniał dla wszystkich dostępny zapis przeszłości
wspólnoty, podzielony na swoiste rozdziały, którymi były figury-posągi władców.
Przybysz z prowincji w sposób namacalny niejako mógł doświadczać idei swojego
królestwa, mógł w pełni utożsamić się z ojczystą historią poprzez umieszczenie swojej
osoby, swojej współczesności, w perspektywie szacownej galerii królów jakby własnych
przodków. O tym, że tak naprawdę się działo, że 28 postaci z Notre Damę, władców
merowińskich, karolińskich i ich następców aż do Filipa Augusta, przyciągało uwagę
przybyszów, wiemy z uciesznej opowiastki z epoki, gdyż przy owym studiowaniu historii
pod kierunkiem paryskich wygów (ten to Pipin! nie, nie, tamten to Karol Wielki)
zaaferowanym ciekawskim często ginęły sakiewki.
Gdy zwyczajny człowiek przygląda się galerii królów, np. takiej jak poczet 24 rzeźbionych
popiersi Piastów śląskich, umieszczonych na budowli nabramnej zamku w Brzegu (poł.
XVI w.), to łatwy dostęp do rodziny władców oraz możliwość oglądania ich do woli i
wielokrotnie sprawia, że postacie te, kiedyś groźne, niedostępne i z zupełnie innej sfery,
stają się dobrze znanymi, zaprzyjaźnionymi lokatorami, jeśli nie naszej codzienności, to
naszego świata. Poczty władców doprowadzają do familiary-zowania się monarchów z
poddanymi i odwrotnie. Wielu poznaje - patrząc na Matejkowskie dzieło -Batorego,
Jagiełłę, trudno nie rozpoznać jedynaczki Jadwigi, a prawie każdy wie, który to Mieszko, a
który Bolesław Chrobry, bo mały poczet królów i małą historię tworzą ich wizerunki na
banknotach oraz przyporządkowane tym przedstawieniom nominały. W prozaiczny i
prosty sposób historia kraju i wspólnoty staje się własnością prawie osobistą, w każdym
razie bliską, swojską.
Talent Jana Matejki i czas schyłku XIX stulecia, gdy serca wymagały specjalnego
pokrzepienia, sprawiły, że wizja artystyczna krakowskiego mistrza przyjęła się na dobre
w kulturze polskiej, mimo iż w wielu wypadkach portrety władców są tylko malarską i
intelektualną wizją autora. Obraz, zwłaszcza gdy wychodzi spod ręki mistrza, często
zdobywa przewagę nad tekstem. Jednak opowiadania, które komentuje wizerunek
władcy, nie należy lekceważyć, zwłaszcza iż te właśnie krótkie wykłady historii,
pomieszczone kiedyś w różnych polskich pocztach królewskich, w sposób równie
wpływowy
co
obraz
kształtowały
świadomość
historyczną
wspólnoty.
Te
formy
przedstawiania dziejów ojczystych, liczne u nas już w XV w. i długowieczne, a
pojawiające się pod wieloma nazwami (Numeri regum, Arbores regum itp.), doprowadziły
do iście rewolucyjnej przemiany w dawnej polskiej historiografii.
To dzięki nim doszło do wykształcenia się kanonu ojczystej historii. Rzecz ujmując
prościej - te krótkie utwory, przypominające często laurki, dzięki niewielkiej objętości i
znacznemu odbiorowi ustaliły pewne zdarzenia i oceny charakterystyczne dla każdego
władcy jako obowiązującą - prawdziwą -wykładnię polskiej historii. Władcy polscy zostali
„uporządkowani" według kolejności sprawowania rządów, każdy otrzymał numer, by
łatwiej było docierać do bohatera i operować przynależnym mu materiałem historycznym.
Zaczęto ustalać przydomki odróżniające np. Bolesławów i Władysławów, wreszcie wyselekcjonowany został zestaw faktów
najlepiej charakteryzujących daną kadencję
monarszą i danego monarchę. Ta konieczność czytelnego i w miarę pełnego ukazania
władców dała też jeszcze inny efekt. Trzeba było jasno określić, z kim się ma do
czynienia, stąd pewni władcy stali się niekłamanymi herosami ojczystej przeszłości, jak
Chrobry, Łokietek, nie mówiąc o Mieszku I, zajęli bowiem etatowe miejsca władcówprymusów, którym wszystkie potknięcia lekką ręką darowano. Inni otrzymywali gorsze
zaszeregowania, często niezasłużenie, jak np. Mieszko II - w opinii dawnych pocztów król
gnuśny - na którym położył się cień wielkości ojca, no i na którego ocenie zaważyła
tendencja do wyrazistego ujmowania sylwetek monarszych.
Oczywiście, twórcy średniowiecznych pocztów władców polskich nie działali w próżni
kulturowej i nie musieli sami mierzyć się z zadaniem weryfikacji biografii dawnych
panów. Czerpali z dorobku poprzednich pokoleń, przejmując wyrobione już opinie o
monarchach Polski, ale jednocześnie to oni wyostrzyli galerię postaci Piastów i
Jagiellonów, i królów elekcyjnych. Oni także urabiali obowiązującą, a w każdym razie
potoczną, tę najlepiej znaną -„prawdziwą” przeto - wizję ojczystej historii.
W XV, XVI wieku, także później, interesujące nas przeglądy czy kompendia dziejów
ojczystych pełniły rolę swoistych podręczników historii polskiej. Niektóre z nich, krótkie
rymowanki, łatwo wpadały w ucho i, jak się przypuszcza, układane były z myślą o
ułatwieniu uczniowi pamięciowego opanowania tekstu.
Te wszystkie katalogi królów, czy jakkolwiek inaczej moglibyśmy je nazwać, nie
operowały
wyobrażeniami
plastycznymi.
Jednak
nurt
graficznego
uka
zywania
przeszłości, zwyczaj portretowania, zwłaszcza władców, którzy kiedyś rządzili krajem,
stawał się, w miarę rozpowszechniania się książki drukowanej, coraz ważniejszym
składnikiem narracji historycznej. W Kronice Macieja Miechowity (I ćwierć XVI w.) w
tekście pojawiają się ilustracje, w większości są to wizerunki osób panujących, które zaprezentowano pojedynczo w pełnej postaci lub w ujęciu do pasa, by czytelnik - patrząc
na to „zdjęcie do legitymacji” - wiedział, jak ów władca wyglądał. Także w Kronice świata
Marcina Bielskiego posłużono się wieloma drzeworytami, jednak prawdziwą galerię
polskich królów, włącznie z tymi z czasów bajecznych, przynosi dzieło Joachima
Bielskiego, syna wspomnianego autora powszechnodziejowej kroniki. Każdy z panujących
ma swój wizerunek wzięty w ramy ozdobne bordiurą, zwraca uwagę bogactwo
szczegółów tych przedstawień: kostiumy i odpowiednio dobrany kontekst-plan, w jakim
bohatera umieszczono. Nic dziwnego, że tak interesujący poczet wizerunków królewskich
uwolnił się od swego tekstu pierwotnego i za sprawą Jana Głuchow-skiego zaczął
funkcjonować od 1605 r. jako pozycja odrębna - Ikones książąt i królów polskich. Za
„podpisy” do portretów władców polskich posłużyły Głuchowskiemu pisane po łacinie
wiersze Klemensa Ja-nickiego, utwory zaczerpnięte z historycznego cyklu tego poety
Żywoty królów polskich. Sam natomiast był autorem polskojęzycznych krótkich opisów
dokonań poszczególnych władców. Oto jak ukazano Mieszka II, który stracił dobrą
reputację w oczach dawnych historyków: „Wyrodek niewaleczny, niewieściuch opiły,
Żony swej prawie sługa, plugawiec i zgniły”. Władcę pokazano w Ikones razem z
wpływową małżonką.
Powstawało wiele mniej czy bardziej podobnych, krótkich,
ilustrowanych przeglądów polskiej historii, systematyzujących dzieje ojczyste według
władców, według ich wizerunków. Powstają zresztą do dzisiaj, tyle że od schyłku zeszłego
stulecia z reguły posługują się Matejkowską galerią władców polskich. Zmieniają się
jednak teksty - opisy przyporządkowane poszczególnym portretom. Ale także pozostają
w mocy wszystkie i kiedyś wiążące twórców naszych pocztów ograniczenia i wymagania
formalne. Ilustracja wspierać ma wykład zwarty i oddający najważniejsze dokonania
władcy i jego czasu, by - postępując kolejno od jednego monarchy do drugiego -
czytelnik zyskał plastyczny i najbardziej z punktu widzenia epoki wydającej poczet
przekonywający obraz swojej historii, historii jego kraju i wspólnoty.
Poczet jest więc także formą dialogu prowadzonego z pozoru między czytelnikiem a
historią ojczystą, ale - w gruncie rzeczy - mamy do czynienia z dyskusją prowadzoną za
pośrednictwem historii przez nas o nas samych. W przypadku niniejszej edycji pocztu
pomagają nam w tym zadaniu trzej historycy związani z Instytutem Historycznym
Uniwersytetu Warszawskiego. Ich spojrzenie na poszczególne etapy polskich dziejów
wnosi, i musi wnosić, wiele nowego. Badania idą naprzód, one i współczesne upodobania
kształtują w specyficzny sposób materię historii ojczystej. Poczty wszakże mają jeszcze
jedną
wspaniałą
właściwość!
Ilekolwiek by
nowego do
wykładu
polskiej
historii
wprowadzić, one najoporniej zmieniają wizję przekazywanej przeszłości. Gdy nie ma dużo
miejsca na interpretacje, gdy pokazać trzeba najważniejsze, gdy racja kulturowa i
polityczna wspólnoty musi zarysować się jasno, bez intelektualnych rezerwacji i
wątpliwości, to okazuje się, że poczty władców najlepiej przechowują swe treści i
przesłania. Czytajmy przeto poczty władców w ogóle, a również ten, tak ciekawy, bo są
one naszymi małymi arkami przymierza między dawnymi a naszymi czasy!
Jacek Banaszkiewicz