Magia liczb
Transkrypt
Magia liczb
Magia liczb Utworzono: czwartek, 13 lutego 2003 OBSERWACJE: Nie warto zasłaniać się brakiem fartu Magia liczb Któż z nas choć raz w życiu nie puścił totolotka? Jeszcze w latach siedemdziesiątych mieliśmy na Śląsku Karolinkę, regionalną grą liczbową. O zdobiącej kupony i przynoszącej szczęście pannicy w śląskiej kiecce ułożono nawet piosenkę, którą do znudzenia emitowano później w lokalnej telewizji. Nadszedł jednak dzień, w którym Karolinka opuściła swych miłośników na zawsze i to bynajmniej nie ze starości. Zwyczajnie splajtowała. Wydatki przewyższyły wpływy, lecz do tej pory nie wiadomo, czy to gracze rozbili kasę, czy może dyrekcja. Jak by nie było, na Śląsku zapanował wszechmocny Totolotek i już tak pozostało. W środę po szychcie, albo jak kto woli przed, puszczenie przynajmniej trzech zakładów jest obowiązkiem każdego, kto optymistycznie spogląda w przyszłość. Niektórzy próbują szczęścią sami, inni organizują pary, a nawet całe zespoły. Będzie już z piętnaście lat, jak Henryk, przodowy z „Wujka”, skrzyknął czterech kolegów. Grają razem do dziś – i jak sami powiadają – raz po raz trafiają im się większe sumki. – Puszczamy setki kuponów. Jeden gracz nie wytrzymałby tego finansowo, no to połączyliśmy siły – wyjawia. O jakie sumki chodzi? O tym nie chce mówić. Po chwili przyznaje jednak, że suma wygranych stanowi zaledwie jedną czwartą pieniędzy zainwestowanych w grę w ciągu piętnastu lat. Do niedawna skreślali na chybił trafił, teraz wszyscy posługują się systemem na 20 numerów. O co w nim chodzi, to tajemnica. Henryk jednak w kółko powtarza, że posiadł złoty środek na zdobycie fortuny. Tymczasem liczba szczęśliwych zakładów zawartych w naszym regionie z roku na rok wzrasta. W ciągu minionych dziewięciu miesięcy kolektury zanotowały już 18 wygranych na kwoty powyżej 100 tys. zł oraz jedną szóstkę w Dużym Lotku opiewająca na prawie 6 mln 20 tys. zł. Wśród szczęśliwców nie brakuje kolegów Henryka po fachu. Roman Czekaj – dyrektor katowickiego Oddziału Totalizatora Sportowego poznał ich osobiście. W pamięci utkwiły mu trzy spotkania. – Nie zapomnę energicznego emeryta-górnika poruszającego się o lasce. Kasjerce tłumaczył, że trafił „piątkę”. Po sprawdzeniu kuponu okazał się, że chodziło o „szóstkę”. Gdy usłyszał, jaką sumę otrzyma, osunął się na ścianę. Doszedł do siebie dopiero w moim gabinecie. Powiedział, że pieniądze rozda wnukom i rodzinie. W końcu wyszedł zupełnie zapominając o czekającym na niego w kasie czeku. Któryś z pracowników pobiegł na sędziwym emerytem i wszystko dobrze się skończyło – wspomina Czekaj. Zupełnie inny finał miała sprawa „szóstki” innego górnika. Ten dobrze sprawdził kupon i przybył do siedziby Totalizatora wyraźnie podekscytowany. Ponieważ nie mógł zdecydować się, w jaki sposób odebrać wygraną, czekiem, gotówką lub na konto, postanowił, że wstrzyma się jeszcze z decyzją i wróci nazajutrz. – Sam widziałem ten kupon. Wszystko się zgadzało. Pieniądze już czekały, tymczasem ów górnik przedstawił następnego dnia inny kupon. Owszem, wygrane liczby się zgadzały, ale data losowania była nieprawidłowa. W końcu wyszło na jaw, że nieszczęśnik postanowił przeprowadzić czystkę w stercie kuponów i przez pomyłkę wyrzucił prawidłowy. W tej sytuacji o wypłaceniu wygranej nie mogło być mowy – tłumaczy dyrektor katowickiego Oddziału Totalizatora Sportowego. Sztygar spod Rybnika nie powielił błędu swego poprzednika. Do rana trzymał kupon pod poduszką i nie odważył się opuścić swej sypialni nawet za potrzebą. Sumkę opiewająca na okrągłe trzy miliony, polecił przekazać na specjalnie założone konto, a składającemu mu gratulacje Romanowi Czekanowi zakomunikował, że w życiu zawsze marzył o najnowszym modelu BMW i daczy na Mazurach. Przyznał też szczerze, że „krucho” u niego z prawem jazdy. – O ile zrealizowanie dwóch pierwszych marzeń nie mogło stanowić już żadnego problemu, to kwestia uzyskania prawa jazdy urosła w jednym momencie do rangi problemu nie do pokonania – dowcipnie pointuje spotkanie dyrektor Czekaj. Totkowe szaleństwo jak trwało, tak trwa. Nastroje graczy sięgają zenitu, gdy następuje kulminacja wygranej. Jak skreślać, żeby wygrać, a może szczęście przyniosą zakłady systemowe? – padają pytania bez odpowiedzi. O dziwo szczęściarze – jak wynika z ich wypowiedzi – puszczają swe typy na chybił trafił. Jednak ten sposób gry nie przekonuje zagorzałych graczy. Naukowcy z Instytutu Matematyki Uniwersytetu Śląskiego studzą gorące pomysły domorosłych ekspertów od szczęśliwych numerków. – Systemu nie ma, bo zniszczyłyby w szybkim tempie każdy totek na świecie. Z punktu widzenia matematycznego dobranie liczb w oparciu o rachunek prawdopodobieństwa jest jednak możliwe, ale cóż z tego skoro ciąg o nieskończonej liczbie doświadczeń robi z tej zabawy czystą abstrakcję. Szanse wygranej są minimalne – argumentują. Szef katowickiego Totalizatora Sportowego o systemach woli nie dyskutować. Jeśli zatem przyjąć, że totolotkiem rządzi jedynie ślepy los, to wypada po prostu systematycznie skreślać kupony. Już samo złożenie zakładu w kolekturze zwiększa prawdopodobieństwo wygranej. Zasłanianie się brakiem fartu, z góry te szanse przekreśla. Kajetan Berezowski