Czytaj wywiad
Transkrypt
Czytaj wywiad
Polska-Unia Sieci handlowe nie doceniły patriotyzmu lokalnego Rozmowa z Waldemarem Brosiem, prezesem Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Jak określiłby Pan relacje branży mleczarskiej z sieciami handlowymi? Jest to temat, którym zajmujemy się od dość dawna, szczególnie podnosiliśmy kwestię wielu opłat dodatkowych. Te relacje są bardzo trudne, docierają do nas informacje, że żąda się wysokich opłat, nawet 200-300 tys. zł w przypadku dużych producentów, by tylko znaleźć się na półce sklepowej – to jest nie do przyjęcia. Nadal stoimy na stanowisku, że handel nie może w ten sposób się zachowywać. Jednak ze względu na specyfikę mleczarstwa (oferujemy towar, który trzeba szybko sprzedać), ogromną konkurencję i kryzysowe otoczenie indywidualni producenci nie przyznają się do utrudnionych kontaktów z sieciami, po prostu każdy płacze i płaci, bo nie ma innego wyjścia. Zwróciłbym uwagę na inny problem, szczególnie ważny społecznie, a mianowicie dotyczący współ- 34 pracy sieci z mniejszymi producentami. Z kilku powodów nie rozumiem, dlaczego spora część sektora handlowego nie chce współpracować z tymi podmiotami: sama UE namawia przecież na wspieranie małych i średnich firm, środki w ramach PROW otrzymuje przeważnie sektor MŚP, co więcej, rząd polski również wiele mówi o wspieraniu tego segmentu rynku. Z jednej strony te podmioty uwierzyły w zapewnienia polityków unijnych i krajowych i próbują niu była to niechęć lub wygodnictwo. Nikt mnie nie przekona, że logistyka polega na zwożeniu towarów do centralnego magazynu i ponownej ich dystrybucji do poszczególnych punktów sprzedaży. Dzisiaj, w dobie całościowych rozwiązań informatycznych, można te systemy logistyczne małych zakładów i handlu sieciowego zintegrować. Obecnie wiele dużych uczestników rynku rolno-spożywczego musi dowieźć towar do małych miejscowości. Dlaczego nie dać szansy Nie rozumiem, dlaczego spora część sektora handlowego nie chce współpracować z mniejszymi producentami utrzymać się na tym niełatwym rynku, a przecież sytuacja dotyczy nie tylko firm mleczarskich. Z drugiej strony sieci handlowe mówiły do tej pory, że te zakłady są za małe, że pod względem logistycznym nie pasują do nich. W moim przekona- mniejszym podmiotom i nie wykorzystać tej luki w zaopatrzeniu poprzez rozwój lokalnych przetwórni, czy to mleka, czy np. mięsa? Musimy stworzyć im normalne warunki sprzedaży na miarę XXI w. Oczywiś-cie nie mówię o tym, żeby produk- Bezpieczeństwo i Higiena Żywności 02/103/2012 POLSKA-UNIA ty regionalne były sprzedawane w całym kraju, to byłoby nielogiczne, one mają swoją specyfikę i trafiają na rynki lokalne, bo są wytwarzane w zbyt małej ilości. W tym przypadku to klient musi przyjechać po ten asortyment do pobliskiego punktu sprzedaży, a to może być miejscowa Biedronka czy Lidl. Wydaje mi się, że decydenci z sieci handlowych nie docenili, że Polacy lubią miejscowe wyroby, patriotyzm lokalny jest przecież nad Wisłą bardzo duży. Co więcej, nie wolno zapominać, iż nawet ci mniejsi wytwórcy spełniają wszystkie wymogi i standardy, a ich żywność jest bezpieczna. Generalnie więc nie godzimy się na to, by mniejszym podmiotom, które często są jedynym pracodawcą w danej okolicy, płacą podatki i składki ZUS, skupują surowiec i dają utrzymanie rolnikom oraz ich rodzinom, rzucać kłody pod nogi. fić do zakładów i rolników, którzy ciągle inwestują w podnoszenie standardów, tak jak to uczynili w okresie wchodzenia Polski do UE. Tym bardziej, że po 8 latach od akcesji zachodzi konieczność ponownych inwestycji i modernizacji, a mleczarstwo operuje na niskiej rentowności ok. 2,5%. Dlatego każda złotówka jest bardzo ważna i kierowana jest na odtworzenie produkcji, nie na konsumpcję. Czy liderzy handlu sieciowego zaczynają dostrzegać mniejszych dostawców artykułów mleczarskich? W tym względzie po wymianie opinii między KZSM a Jeronimo Martins Dystrybucja sporo się poprawiło. Biedronka zmienia się na lepsze, co mnie cieszy, i liczę, że będzie to trwała zmiana. Do tej pory Biedronka niezbyt przyjaźnie ustosunkowywała się do naszych małych zakładów, które przecież dominują na rynku, a teraz z góry już nie odrzuca zrzeszonych w KZSM zakładów. Oczywiście pozostaje kwestia negocjacji handlowych, ale to już sprawa pomiędzy siecią a producentem. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie kontynuowana na zasadach partnerskich. Póki co jesteśmy na dobrej drodze, gdyby jednak ten kierunek się załamywał, jako KZSM będziemy domagać się zdecydowanego uregulowania tych relacji. Pan minister Sawicki obiecał, że w nowym rządzie po wyborach ponownie przedstawi próbę uregulowania ustawowego współpracy pomiędzy handlem a przemysłem rolno-spożywczym. Wartość sprzedaży polskiej żywności wyniosła w 2011 r. ok. 250 mld zł, a mleczarstwa ok. 26,5 mld zł. To olbrzymie sumy, z których zyski powinny przede wszystkim tra- W przyszłym roku zaproponujemy akcję promującą walory masła. Jego spożycie nie przekracza w Polsce 4 kg na osobę rocznie, gdy w innych bogatszych krajach wynosi 9 kg Proszę opowiedzieć o wynikach eksportu polskiego nabiału. Jakie rynki są przyszłością dla krajowego mleczarstwa? Eksport ratuje polskie mleczarstwo praktycznie od momentu wejścia do UE. Od tego czasu jego poziom wzrósł niemal 4-krotnie. Szacujemy, że wartość eksportu polskich artykułów mleczarskich w ub.r. wyniosła ok. 1,35 mld euro. Zawsze to powtarzam: środki zarobione na eksporcie były przeznaczane na rynek wewnętrzny, czyli na inwestycje, ale i zmniejszenie presji cen na rynku. Dzięki temu poziom wzrostu cen nabiału na rynku krajowym wynosił niewiele ponad 5%, a w eksporcie 15%. Te ceny nadal nie są wysokie, a w porównaniu do cen na rynkach chociażby krajów tzw. starej Unii są dość niskie, np. w Danii czy Szwecji cena mleka jest niemal 3-krotnie wyższa. Zmienia się również struktura eksportu. Zaraz po wstąpieniu do Unii w handlu zewnętrznym dominowało mleko w proszku, dzisiaj przewagę zdobyły sery i masło, mleko w proszku spadło na trzecią pozycję. Jednak nie osiągniemy znacznego postępu w eksporcie, jeśli nie podejmiemy silniejszych działań promocyjnych polskiego eksportu, i to na szczeblu rządowym. Musimy bardziej zainteresować świat naszą żywnością, myślę tu o Azji, głównie o Chinach, Indiach, ale i o Rosji czy niedocenianej Turcji – kraju, który Bezpieczeństwo i Higiena Żywności 02/103/2012 się rozwija, ma duży rynek wewnętrzny i staje się proeuropejski. Chińczycy prawie nie piją mleka, ale stawiamy tam pierwsze kroki, sprzedając coraz więcej mleka w proszku, serwatki, a import nabiału przez to państwo szybko rośnie. Nie ma tam również tradycji spożywania serów, ale aspirująca klasa średnia chińska coraz chętniej po nie sięga. 15-20% eksportu naszej serwatki i mleka w proszku trafia do Państwa Środka. Z kolei do Federacji Rosyjskiej w 2011 r. potroiliśmy wartość eksportu, ale nasz udział w tamtejszym rynku wciąż jest niesatysfakcjonujący, choć oni są olbrzymim odbiorcą, a my dużym producentem. Marzy mi się, by wrócić na ten rynek z 30-pro-centowym udziałem jak kiedyś. Rosjanie oferują dobre ceny, koszty transportu nie są zbyt wygórowane i jest to kraj słowiański – tamtejsi odbiorcy mają podobne gusty co my i dobrze wyrażają się o polskich wyrobach. Jest to jednak bardzo czuły kraj na wszelkie krytyczne opinie pod adresem swoich przywódców. Te rynki są przyszłością, bo w Unii produkcja mleka jest kwotowana, a rynek jest zbilansowany. W tym kontekście chciałbym również, by Unia odwiesiła dopłaty eksportowe. Jakie są główne założenia „pakietu mlecznego”, czyli nowych regulacji na rynku mleka przedstawionych przez Komisję Europejską? W jaki sposób ten projekt wpłynie na polski rynek, bo zakłada m.in. wzmocnienie grup producenckich? Celem powstania grup producenckich jest konkurowanie, ale tylko w skupie mleka. W ustawie o grupach producentów rolnych zabrakło bowiem słowa „przetwórstwo”, co powoduje, że nie można być jednocześnie członkiem grupy producenckiej i spółdzielni. W tym więc względzie ta propozycja KE może poważnie za- 35 POLSKA-UNIA grozić istnieniu polskich spółdzielni mleczarskich, a to przecież kapitalna i dobrze zorganizowana forma współpracy i współwłasności rolników, tak mocno zakorzeniona w historii naszego kraju. Grupy producenckie mają sens na terenach, na których nie funkcjonują spółdzielnie, np. w pasie od Szczecina po Dolny Śląsk. A że nie mogą one przetwarzać, to muszą gdzieś mleko sprzedać, czy do podmiotu z kapitałem polskim, czy z zagranicznym. Sam „pakiet mleczny” nie spełnił niestety oczekiwań środowiska mleczarskiego. Co on oferuje w zamian za likwidację kwot mlecznych? Jest to m.in. wzmocnienie potencjału negocjacyjnego producentów oraz tzw. umowy przyszłościowe, określające warunki współpracy spółdzielni z handlem. Ale te pomysły wydają mi się mało realne. W „pakiecie mlecznym” pominięto zasadniczy problem, czyli kwestię współpracy wytwórców z handlem sieciowym, i ogólnie wezwano do łączenia się z handlem, by stabilizować rynek. Ale to może zagwarantować jedynie określona cena mleka dla rolnika. Na jakim poziomie kształtuje się spożycie mleka w kraju? Czy KZSM planuje kolejne działania promujące polskie wyroby mleczarskie? Od 3-4 lat udaje nam się hamować spadek spożycia mleka, pomogła w tym kampania „Stawiam na mleko” sfinansowana w 50% ze środków unijnych. Szacujemy, że wzięło w niej udział 300 tys. dzieci, rodziców i nauczycieli. Dzięki niej wstrzymaliśmy spadek spożycia, które wzrosło o ok. 10 l na osobę. To jest spora wielkość, ale to ciągle niecałe 200 l na osobę. Brakuje nam do najlepszych Szwedów czy Finów, gdzie spożycie dochodzi do 500 l, ale też Francuzów i Niemców, którzy statystycznie wypijają 400 l mleka rocznie. Z tego powodu nadal należy mówić o walorach mleka, co czyni Fundusz Promocji Mleka. Jednak jego roczny budżet to 9 mln zł, a to ciągle skromna suma w porównaniu z reklamowymi budżetami zagranicznych koncernów mleczarskich. Należy więc śmiało sięgać po środki unijne. Mogę ujawnić, że w przyszłym roku zaproponujemy akcję promującą walory masła. Jego spożycie nie przekracza w Polsce 4 kg na osobę, gdy w innych bogatszych krajach wynosi 9 kg, a nikt tam nie mówi, że masło jest niezdrowe, tłuste, nawet w dobie mody na produkty fit. Nie chcemy, by Polacy odwrócili się od masła, także w kontekście nowych zasad znakowania żywności, które zaczną obowiązywać za kilka lat. W jakim kierunku powinna pójść koncentracja branży mleczarskiej? Konsolidacja rynku trochę w tej chwili wyhamowała, głównym tego powodem jest osiągnięcie przez liderów odpowiedniej wielkości. Chociaż Mlekovita nie zwolniła tempa, przyłączyła w ub.r. dwie firmy, być może będą kolejne akwizycje. Mlekovita jest liderem i mam nadzieję, że w 2012 r. jej przychody osiągną poziom ok. 3,2-3,3 mld zł. Uważam, że temat koncentracji powinny obecnie podjąć mniejsze i średnie zakłady, tu musi nastąpić przełom. Bo jeśli zakładamy, że liderzy doszli do określonego poziomu, mają określoną bazę i potencjał, więc teraz powinna nastąpić konsolidacja mniejszych podmiotów, a zwłaszcza tych firm, które mocno różnią się pod względem asortymentu, np. spółdzielni specjalizującej się w produkcji twarogu i działającej po sąsiedzku firmy, która ma tylko dwa produkty: sery dojrzewające i serwatkę w proszku. W takim wypadku aż się prosi o połączenie i zmniejszenie kosztów. Należy pamiętać, że tempo koncentracji rolników wyprzedziło tempo koncentracji przetwórców. Liczba producentów mleka spadła do 160 tysięcy, a skup z ich gospodarstw zwiększył się o 1,5 mld l. Jednocześnie wiele naprawdę małych firm udowadnia dziś, że można istnieć na rynku pod warunkiem, że się dba o koszty, oferuje produkty tradycyjne i bezpieczne. Dodatkowym atutem jest tworzenie platform handlowych, takich hurtowni spółdzielczych, gdzie handluje się nie tylko swoimi produktami, ale i całego sektora rolno-spożywczego. To jest właśnie szansa i przyszłość mniejszych zakładów mleczarskich. Dziękuję za rozmowę Rozmawiał Wojciech Michalski 36 Bezpieczeństwo i Higiena Żywności 02/103/2012