Maciej Krzanowski, senator pierwszej kadencji Nazywam się Maciej
Transkrypt
Maciej Krzanowski, senator pierwszej kadencji Nazywam się Maciej
1 Maciej Krzanowski, senator pierwszej kadencji Nazywam się Maciej Krzanowski, jestem lekarzem, jeszcze trochę czynnym zawodowo, choć już na emeryturze. No i tutaj, jeżeli mam się stosować do tych dyspozycji, to: mam żonę lekarkę i trójkę dzieci: najmłodszy syn jest też lekarzem, córka anglistką, no a najstarszy syn (z zawodu inżynier chemik) pracuje jako menedżer. W 1989 roku nie byłem jakoś szczególnie czynnym działaczem, należałem do „Solidarności" - jak połowa Polski. Natomiast to, że mnie wytypowano do startowania w wyborach do senatu, to wynikało być może z tego, że akurat nie było lepszych kandydatów po prostu na tym terenie, jakiś działaczy takich, którzy mieli za sobą jakieś obozy internowania i tak dalej. Zgłosił mnie Klub Inteligencji Katolickiej, dlatego że w ogóle, wie pani, w tym artykule, który pani tam dałem, to będzie dokładnie opisane mianowicie w Bielsku przyjęto formułę przed wyborami taką, że nie tylko „Solidarność" zgłaszała swoich kandydatów, ale różne inne organizacje społeczne, Kościół też zgłaszał, i tak dalej. No i były te prawybory, i w tych prawyborach wygrałem. Także w ten sposób się po prostu dostałem do senatu. Pan bardzo skromnie mówi o swojej historii przed Senatem, ale nie było lepszych kandydatów właśnie dlatego, że Pan się wyróżniał na ich tle - miał Pan trochę przeżyć związanych z działalnością opozycyjną. Proszę pani, ja nie miałem przeżyć z działalnością opozycyjną, natomiast nie byłem partyjny nigdy. No i miałem pewne kłopoty w pracy - dyrektor mnie wyrzucał, no, takie rzeczy, które miały może pewien podtekst polityczny, ale nie taki jakiś wyraźny podtekst polityczny. Tak że ja jakiś zasług - szczerze mówię - że tak powiem, dla obalenia komunizmu w Polsce nie mam. Natomiast kiedy już się dostałem do tego Senatu, no, to starałem się po prostu, mając tę świadomość, że nie jestem tam „za zasługi", starałem się możliwie wywiązać z tych nałożonych obowiązków, w ten sposób jakby zrekompensować to. No więc to polegało na czym? Że się dość przygotowywałem do tych wszystkich spotkań i wołałem ludzi z tego terenu, którzy mogli się na danej sprawie znać. Więc jeżeli mieliśmy opracowywać ustawę o lasach, to spotykałem się z leśnikami, pytałem, pokazywałem ten projekt: „Co wy o tym sądzicie?". O łowiectwie - no, to z myśliwymi. I tak dalej. Tak że wydaje mi się, starałem się dość porządnie przygotowywać do samych tych prac. Natomiast czy to się, że tak powiem, manifestowało jakimiś konkretnymi osiągnięciami? Nie wiem. Pan był w komisji zdrowia^ W Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej, Komisji Ochrony Środowiska i jeszcze relacji Polaków zagranicą. Tam byłem nawet wiceprzewodniczącym, w tych „Polakach". Tam zorganizowałem takie spotkanie z polonią czeską, oni wprawdzie nie lubią tego określenia „polonia" dlatego, że oni tam zawsze byli, prawda? A polonia to emigracja. Więc wtedy, pamiętam sobie, bo Reiff był przewodniczącym tej komisji, no i przyjechali tam. No i w ogóle reprezentowałem Senat na jakiś spotkaniach, na jakiś rocznicach tego Związku Polaków na Zaolziu, to była taka jakby moja działka - kontakt z Czechami. To było przypadek, że to akurat Czechy? No, bo tu mamy po prostu granicę z Czechami, ówczesną Czechosłowacją, dlatego mnie tu Stelmachowski zawsze posyłał, jak były jakieś problemy tego typu, no, to on mnie... Ale nie Czechy w sensie Praga, tylko Czechy w sensie Zaolzie. Tutaj dosyć czynny jest ten Polski Związek Kulturalno-Oświatowy w Czechach, co roku są jakieś święta, dożynki i tak dalej. Czy miałem jakieś obawy? Nie miałem żadnych obaw. Nie spodziewałem się, żeby, że tak powiem, były jakieś represje, żeby komuna wróciła. No, z pewnym entuzjazmem. Miałem 2 pewne wątpliwości, czy to aby nie zaburzy mojej pracy zawodowej, którą bardzo lubię. No, ale powiem szczerze, że żona mi powiedziała: „Masz jechać tam". I w ogóle żona jest człowiekiem bardziej politycznym ode mnie, słuchała cały ten okres Polski Ludowej to codziennie: „bububu!" - Wolna Europa szła w domu. No i ona ogromnie to przeżywała, więc nie było dyskusji - musiałem jechać. No i mam taką dyspozycję: relacje Sejm-Senat. Wydaje mi się, że były dobre i tu się łączy z tym problem, czy Senat jest potrzebny? Bardzo często się zdarzało, że posłowie przychodzili do nas i mówili wprost: „No, spieprzyliśmy tam coś, musicie tutaj to zmienić". I tak dalej. Także ta izba refleksji nie zawsze nawet była izbą refleksji tylko izbą podpowiedzianych po prostu przez autorów pewnych zmian. Posłowie bardzo często przychodzili, myśmy mieli dobre relacje jak najbardziej. Wybór Wojciecha Jaruzelskiego^ Ja powiem pani szczerze, że ja byłem za tym, żeby Jaruzelski był prezydentem. Pamiętam sobie, że w tym dniu, godzinę przed wyborami, przyszedł do mnie do pokoju Okrzesik, ówczesny poseł z Bielska, no i wymógł na mnie, żebym absolutnie głosował przeciwko niemu. A jakie były argumenty? Po prostu uważałem, że trzeba powoli te zmiany stwarzać. A dlaczego? Właśnie dlatego, proszę pani, żeby nie b y ł o ^ Wie pani co? Wszyscy dzisiaj, którzy mają jakieś pretensje do okrągłego stołu, myślą ahistorycznie. Zapominają o tym, że wojska radzieckie stały z Polsce, że w Czechach jeszcze n i e ^ , że jeszcze był Honecker i tak dalej. To różnie mogło być. Więc ja w ogóle już jako człowiek taki, no, starszy, uważam, że zmiany ewolucyjne lepiej rokują niż wszelkie rewolucje. Czyli jakieś obawy miał Pan, tak? Generalnie to jest mój stosunek do życia: powolutku, stopniowo. To są zmiany pewniejsze, wie pani, niż wszystko, co jest gwałtowne. Natomiast uważałem, że okrągły stół był zasługą obu stron. W gruncie rzeczy Kiszczak z Jaruzelskim zdradzili „swoich" tam, prawda? Dlatego można było mieć zaufanie, że tu się nic nie stanie złego, jeżeli będzie Jaruzelski tym prezydentem. Co więcej, wie pani, mieliśmy takie doświadczenie z Kiszczakiem pozytywne, mianowicie ja miałem kolegę ze studiów, który był lekarzem w tych Nadwiślańskich, jak to się nazywało? Nadwiślańskie Jednostki. On był w randze pułkownika i przyszedł do mnie raz, w Warszawie mieszkał, i mówi: „Słuchaj, u nas kadra czeka, prawda, żeby ktoś przyszedł do nas, bo tak są, nie wiedzą czy w tę czy we w tę". No i wtedy ja poszedłem do Wielowieyskiego. Wielowieyski do Kiszaczaka, wzięliśmy jeszcze Fiszbacha. I poszliśmy tam właśnie do tej jednostki. I to było nasze pierwsze, można powiedzieć, spotkanie nowej władzy z tymi ludźmi, którzy byli takimi, no, dla ustroju takimi można powiedzieć, poza jednostkami SB najważniejszymi formacjami. To było bardzo udane zresztą spotkanie. No,, takie politycznie w porządku. Także uważałem, że nie należy^ No, to, co powiedziałem przed chwilą, że należy stopniowo to wszystko wprowadzać. Ale dyskusja na ten temat była gorąca. Tak, ale, znaczy się, gorąca? Gdzie? Na temat Jaruzelskiego? Ponieważ jednak głosowałem przeciw Jaruzelskiemu, więc się nie naraziłem, wie pani, na pretensje tych, którzy tam wstrzymali się od głosu. Bo on dzięki temu przeszedł, że wstrzymali się od głosu. Ale dzisiaj, z perspektywy lat, już jest znacznie więcej ludzi, którzy, że tak powiem, oceniają pozytywnie to, że właśnie wtedy Jaruzelskie Nawiasem mówiąc, Wałęsa wtedy też nie chciał być prezydentem. Tak że właściwie nie było kontrkandydatury. Najlepszy dowód: był Kiszczak i 3 Wałęsa. No, to co? Ani na jednego, ani na drugiego. I co? I tak w kółko? Więc to była bez sensu sytuacja. W ogóle nie uznaję polityki jako formy demonstracji swoich przekonań, polityka ma służyć zmienianiu rzeczywistości. Jeżeli było dwóch kandydatów: Kiszczak i Jaruzelski (nawiasem mówiąc, Kiszczak się chyba potem wycofał), to jak nie głosować na nich? Pamiętam sobie, akurat stałem, Kozakiewicz był marszałkiem, liczyliśmy te głosy i tak stałem koło niego i tak się ważyło do końca: czy przejdzie Jaruzelski, czy nie. I Kozakiewicz mówi: „Widzicie, kolego, jednak Pan Bóg czuwa". Wojna na g ó r z e ^ No, wtedy się to zaczęło. W ogóle to się zaczęło w OKP, że OKP się podzielił. Ja poszedłem za Geremkiem, a Gil to właściwie było to środowisko, które potem tworzyło Porozumienie Centrum głównie. Nawiasem mówiąc, to już tak troszkę może wyprzedzę tę dyspozycję, z tego, co sobie najmilej wspominam z Senatu, to były posiedzenia klubu parlamentarnego Unii Wolności z Geremkiem. Właściwie początkowo to nie była jeszcze Unia Wolności, tylko ta część klubu OKP, która została przy Geremku. Bo tam przychodził Smolar, tam przychodził Kuroń, czasem Michnik, chociaż był posłem wtedy. Szczególnie Geremek, jestem w ogóle fanem Geremka, to był taki intelekt. Dziennikarz mu zadał dziesięć pytań skomplikowanych, to on bez kartki po kolei: dziesiąte, dziewiąte, ó s m e ^ odpowiadał. Niesamowita głowa! Żyd, to wie pani, musiał mieć głowę dobrą. Czy chodziło na tych spotkaniach właśnie o tę erudycję osób, które tam przychodziły? Dlatego tak Pan lubił te spotkania? Więc proszę pani, nie dlatego, że sobie myślałem: oni są erudytami, to mi się tam podoba. Była atmosfera wspaniała! Rozsądna, rzeczowa. Wie pani, no, Geremek to był też człowiek tak jak Wałęsa mówił o sobie: ja jestem praktyk - on był praktykiem. On powiedział na przykład raz takie zdanie, które potem w dalszej pracy zawodowej często sobie przypominałem, mianowicie „zwracajcie uwagę na ludzi, którzy nie najlepiej mówią, nie są najlepsi medialnie, wśród nich jest wielu takich, którzy są fantastyczni do roboty". I to się sprawdza! Że tacy wspaniali, że to potrafią gadać, wie pani, bez kłopotu wspaniale^ oczywiście nie zawsze te relacje są ścisłe takie: nie zawsze kobieta piękna jest równocześnie głupia, ale coś w tym jest. Ponieważ ja później już nie startowałem w następnych wyborach, tylko zostałem dyrektorem ZOZ-u w Cieszynie, gdy dobierałem sobie ludzi do pracy, bardzo często się sprawdzało to powiedzenie. Dlaczego w ogóle już potem się do Senatu nie pchałem? Ja w ogóle z natury jestem człowiekiem, który woli rozkazywać, działać, mieć władzę wykonawczą, niż sprzeczać się, dyskutować. Mnie to nudziło czasem. Wiedziałem, że mam r a c j ę ^ No, na przykład wiele miałem takich wzorów z Czech, pamiętam sobie, że tam coś przekroczyłem jakąś szybkość, popatrzył ten czeski policjant do notatnika i powiedział: „A za to się należy tyle i tyle koron". A u nas w Polsce wtedy było tak, że według uznania, można było za nic dostać duże pieniądze i odwrotnie. I mówię w wolnych wnioskach, że powinniśmy wprowadzić coś podobnego, a na to pan adwokat Piotrowski, już nieżyjący, świętej pamięci, wielka tyrada, że to nie ma sensu i tak dalej. To ja wiem, że ja mam rację, to jest sprawdzone, musi być jakaś norma: inaczej za złe parkowanie, a inaczej za wyprzedzanie na czerwonych światłach jeszcze do t e g o ^ Więc wie pani, prostych spraw czasem nie można było przeprowadzić dlatego, że ktoś był przekorny, ludzie lubili dyskutować, sprzeczać się dla zasady. Mnie to nie odpowiadało. Będąc dyrektorem po prostu wiedziałem, że do mnie władza cała należy i szło to. Nigdy nie miałem długu w szpitalu, rozbudowywaliśmy szpital, oddziały nowe stworzyłem - było to możliwe nawet w tamtych czasach. Które z prac Senatu tej kadencji najbardziej Pan pamięta? Niewątpliwie ustawę o samorządzie gminnym. Ja, szczerze mówiąc, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak Regulski powiedział, że jutro obudzimy się w innej Polsce, że to tak 4 będzie. A to tak jest. Tak się stało. Rzeczywiście, jak się jedzie przez kraj, widać te ogromne inicjatywy leżące w samorządach gminnych, które zmieniły kraj. Z tego względu ja też napisałem kilka artykułów, niestety bez oddźwięku. I pisałem do Komisji Zdrowia w Senacie, też bez oddźwięku. Moje spojrzenie na to, jak powinna być zorganizowana służba zdrowia w Polsce: te oddziały NFZ-tu powinny być maksymalnie zdecentralizowane, właśnie do powiatów. Znaczy, nie w tym sensie, że powiat ma zarządzać służbą zdrowia dokładnie tak samo, jak jest w tej chwili, tylko nasz oddział, który jest w Katowicach i obejmuje całe województwo śląskie, powinien się zdecentralizować na szereg oddziałów po 150 tys. ludności mających mniej więcej pod opieką. Bo właśnie tam mogłyby być te wszystkie inicjatywy lokalne, tam mogłaby być pewna polityka zdrowotna prowadzona. Zdrowotność w Polsce się bardzo różni między województwami, ludzie w łódzkim województwie żyją średnio o trzy lata krócej niż w rzeszowskim. Więc są pewne regionalne problemy do załatwiania, których się dzisiaj nie załatwi, bo nie ma polityki zdrowotnej lokalnej. Polityka zdrowotna powinna być lokalna. Są różnice w umieralności niemowląt olbrzymie między powiatami, w zgłaszalności się na przykład na badania cytologiczne, w zachorowalności na nowotwory złośliwe. I to by było możliwe wtedy, gdyby były - tak jak doświadczenie, że władza zeszła na dół, do samorządów ogromnie zmieniło Polskę. Coś podobnego można by uzyskać w służbie zdrowia. Pan był lekarzem jeszcze w tym czasie, kiedy został Pan senatorem. Nie miał Pan poczucia, że przez to, że taką dużą wagę przywiązywano do reform gospodarczych, samorządowych, reforma zdrowia była traktowana po macoszemu? Nie, proszę pani, ta reforma o Zakładach Opieki Zdrowotnej powstała w Senacie. Z tym że to nie była reforma systemu ochrony zdrowia, ale reforma Zakładów Opieki Zdrowotnej. System refundacji leków był też opracowywany w senacie, tak zwane „zielone recepty" (zresztą to był błąd, nawiasem mówiąc), takie, które były bezpłatne zupełnie. No i wreszcie, taką jedyną moją inicjatywą, osobistą ustawodawczą to była inicjatywa o zapobieganiu szkodliwości tytoniu. To było na ostatniej sesji wniesione, ta ustawa poszła, jak zwykle kiedy kończy się kadencja danego Senatu, to idą wszystkie projekty do kosza, niemniej następny Senat to podjął. To ostatecznie zostało uchwalone z czasem. Tak że ja uważam, że rzeczywiście jak na te dwa lata ogromnie dużo zrobiono. I rzeczywiście te ustawy gospodarcze Balcerowicza były znacznie ważniejsze, ale zdrowie nie było pomijane wtedy. Panie senatorze, a które z tych prac Senatu wzbudziły za duże emocje, patrząc z dzisiejszej perspektywy? No, na pewno jak zwykle to jest ta o tym życiu poczętym. Mnie też, wie pani, szlag trafiał, bo dam pani taki przykład, mianowicie ustawa się nazywała o ochronie życia poczętego i ja wnosiłem, aby wprowadzić do tej ustawy prawo do środków antykoncepcyjnych, bezpłatnie rozdawanych lub za niską opłatą, i oświatę seksualną. No, to pan mecenas Piotrowski (ten drugi, bo drugi był z Zielonej Góry) tak po adwokacku mnie spławił: „Tak, ale to jest inny problem, bo mówimy o ustawie o życiu już poczętym". No i to były powody, że ja się zrażałem w ogóle, uważałem, że nieraz to jest czas stracony, żeby po prostu dawać jakieś pomysły i tak dalej. To znaczy, że te dyskusje były trudne do prowadzenia? Proszę pani, więc tak: przede wszystkim lepiej sobie radzili w tych dyskusjach prawnicy. Raz, dzięki wykształceniu, a poza tym dzięki pewnym metodom. No, na przykład, to, co pani dałem, ten przykład to jest metoda, prawda? Mimo że się jak najbardziej problem nieniszczenia życia poczętego łączy z tym, ażeby były środki antykoncepcyjne, ażeby zapobiegać tym niepotrzebnym życiom poczętym, niezamierzonym. No, to on mnie 5 elegancko z uśmiechem na ustach spławił poprzez pewien trik adwokacki, prawda? Takie triki adwokackie są, że tak powiem, we wszelkich procesach. Między dobrym adwokatem a gorszym adwokatem bardzo często różnica polega na tej właśnie znajomości tych trików, no. Coś odsunąć, przesunąć w czasie i tak dalej. Ma Pan poczucie, że z powodu stosowania takiej retoryki albo rozbieżności poglądów, albo braku czasu czegoś się nie udało? Coś było dla Pana ważne, kiedy Pan przybył do Senatu, a nie wyszło? Wie pani co? Może nie chodzi o jakieś wielkie rzeczy, tym bardziej że byłem, wie pani, takim senatorem z drugiej, trzeciej linii. Ale choćby ten dany pani przykład w tej chwili, jak najbardziej uważam, ż e ^ Zresztą pani pytała o te emocje, przecież wtedy przychodził jakiś ksiądz do nas i te obrończyni życia z tymi laleczkami w kształcie płodu, i tak dalej. No i ja wtedy też walczyłem. „No, więc tutaj ja się mogę zgodzić, że rzeczywiście trudno jest znaleźć granicę pomiędzy dzieckiem urodzonym a zygotą, tą dwutygodniową czy tygodniową. I tutaj dyskusja z wami jest trudna. Ale to, że akurat prezerwatywa jest grzechem, to jest wasz pomysł tylko. Więc dlaczego się tutaj upierać?". I się nie dało, prawda, nic zrobić. Tak że ja w gruncie rzeczy byłem jednym z dwunastu senatorów, który głosował przeciwko tej ustawie. A jednocześnie należał Pan do KIK-u. Tak. I potem za dwa tygodnie księża z ambon mówili: „Krzanowski taki a taki". Z tym że ja trochę ich okłamywałem dlatego, że moje przemówienie nad tym projektem ustawy było takie, że ją poprę, ale żądałem tych środków antykoncepcyjnych. Ponieważ następnie mi to skreślili, moją poprawkę, więc dlatego ja głosowałem przeciwko ustawie. Tak że wie pani, to nie było głosowanie za ustawą dopuszczającą łatwość poronień sztucznych, tylko to była ustawa przeciwko konkretnemu kształtowi ustawy, która pozwalała na aborcję tylko w wypadku gwałtu i tak dalej. Nawiasem mówiąc, patrząc teraz (bo jestem katolikiem) od strony takiej ideowej, to ja uważam, że jedynie choroba matki ciężarnej powinna być podstawą do aborcji, a na przykład nie gwałt. Dlatego że co jest winne to dziecko, które się urodzi z tego, że akurat matka miała pecha. Chociaż to, co mówię w tej chwili, na pewno jest przeciwko feministkom, kobietom w ogóle i tak dalej. Miał Pan wyraźne poglądy, określone - to na pewno budziło jakieś kontrowersje i dyskusje. Czy Pan się wycofywał, bo miał poczucie, że to nie ma sensu? Nie, ja się nie wycofywałem, ja tylko przegrywałem czasem. Ma Pan poczucie, że to była bardzo intensywna i ciężka praca? Nie tylko należał Pan do kilku komisji, ale też organizował spotkania z osobami, których ta ustawa dotyczyła^ No, na pewno. Ja do tego podszedłem, nie chwaląc się, solidnie. Znaczy się, po prostu i tu pracowałem, i tam siedziałem. Tak się często mówi, że ludzie tam to tylko dla pieniędzy startują. Ja miałem bardzo dużą praktykę prywatną, a jeżeli wyskoczyłem na dwa lata, to automatycznie ci moi pacjenci poszli do innych lekarzy. Tak że ja na przykład finansowo straciłem na tym. Tego nie żałuję absolutnie, bo te dwa lata - przede wszystkim dzięki posiedzeniom klubu parlamentarnego i Geremkowi - to jest dla mnie najwspanialsze wspomnienie. To prawda, że się dopłacało do bycia senatorem? Nie, no, wie pani, to przesada. Może się nie dopłacało, ale to nie były jakieś lukratywne płace. Przez pierwszy okres senatorowie mieszkali w pokojach dwuosobowych. Z kim Pan dzielił pokój? 6 Ja mieszkałem, wie pani, tak na początku z Andrzejem Sikorą, który był posłem. A potem on się wyprowadził i mieszkałem sam. Tak że pod koniec mieszkałem już sam. Jak z perspektywy lat oceniam tę kadencję? Na pewno to była wspaniała kadencja, patrząc dzisiaj. Ale to dzięki przede wszystkim tej ustawie samorządowej, dzięki planom Balcerowicza. Tak że to, co zrobiono w ogóle w pierwszym parlamencie, to owocuje do dzisiaj. Kontakty z UB-owcami - to wspominałem. Wizyty zagranicznych gości. No, pani Thatcher zrobiła na mnie duże wrażenie. Mam nagrane jej przemówienie. Wspaniała kobieta. A chciałam Pana spytać o takie ustawy, które dotyczyły symboli, które dotyczyły orła w koronie, 22 lipca. Mnie to specjalnie nie interesowało, szczerze mówiąc. Nie, no, trzeba było to zrobić. Na pewno trzeba było wycofać z Konstytucji ten Związek Radziecki, prawda, to nie ulega wątpliwości. Natomiast orzeł w koronie? Orzeł legionowy nie był w koronie - piłsudczycy, kadrówka szła z orłami bez korony. Takie ważne akurat^ Natomiast ta korona z krzyżem to już mnie całkiem śmieszyła. To nie przeszło, ale były takie pomysły, żeby jeszcze na koronie był krzyż tutaj. Czy kogoś z senatorów znałem wcześniej? Nie znałem. Poza tym Kralczyńskim, którego poznałem właściwie już w kampanii wyborczej. W ogóle, co jeszcze powiem, że teraz sobie właściwie zdaję sprawę z tego - był pewien podział pomiędzy tymi senatorami, którzy już się znali wcześniej, właśnie z tego okresu, gdzie część z nich siedziała w jakiś tam obozach. Oni na przykład wszyscy byli na „ty" z sobą, prawda, a ja to z im nie powiem na „ty". Potem jak były jakieś wyjazdy zagraniczne, to oni jeździli. No, Kralczyński kupę jeździł za granicę a nie zna żadnego języka obcego, o ile wiem, prawda. Ja znam angielski i francuski. Pojechałem raz do Ameryki, ale to dzięki Kuratowskiej, to była podróż właściwie nie senacka, tylko taka trochę innego typu. Kuratowska też duże wrażenie na mnie zrobiła wspaniała kobieta. Zdarzało się, że przychodzili do Pana senatorowie z prośbą o poradę medyczną? Nie mieli czasu iść do lekarza, więc korzystali z t e g o ^ Nie. Raczej nie. A może ten Andrzej Sikora, z którym mieszkałem, ale to żeśmy się znali od dawna. Pan nie palił wtedy? Nigdy nie paliłem. Więc za tą słynną kotarką Pan nie bywał? Nie, nie. Czy pamiętam jakieś anegdoty? No przezywaliśmy panią senator Grześkowiak Matką Boską Senacką. To jest jedyne, co tam pamiętam. Wie Pan, że ona to miała za złe senatorom, którzy tak ją nazywali? Nie, nie wiedziałem. Ona jest religijna i bardzo związana z Kościołem katolickim, więc dla niej to było takie przykre. Tak, t a k e Ale podobno się dowiedziała z gazety o tym, że jest tak nazywana. Podobno nie wiedziała. 7 Ona w ogóle była na początku bardzo sympatyczna, jak przyszła, skromniutka, ja ją bardzo polubiłem. Natomiast potem jakoś się zmieniła. Nie wiem dlaczego, ale była mniej sympatyczna. Ona właśnie weszła do tej części gilowego tego OKP, takiego bardziej nacjonalistycznie-chrześcijańskiego. No, także gorsze były potem te układy. Największe osobowości wśród senatorów. To niewątpliwie Stelmachowski, Kuratowska, bardzo Zielińskiego ceniłem, tego, który był potem rzecznikiem praw obywatelskich, już nie żyje. Panie senatorze, jeśli Pan pozwoli, ja będę zadawać pytanie, bo kartka zasłania Panu twarz. No, dobrze. Pracownicy kancelarii. No, nie przypuszczałem, że tak wysoko zajdzie p a n _ Jak on się nazywa? Jest prezesem ZUS-u w tej c h w i l i - Derdziuk. No, on był wtedy takim pomagierem w naszej Komisji Zdrowia. Ale on bardzo ładnie mówił po angielsku, pamiętam sobie, jak jakaś wizyta zagraniczna, to on wtedy ratował sytuację. No, ale nie myślałam, że aż tak, w Cieszynie się mówi zasztajguje. Steigen z niemieckiego - wznosić się. A była taka osoba, z którą udało się Panu zaprzyjaźnić w trakcie kadencji? Wie pani co? Może najbardziej z Kaziem Brzezińskim. Nawiasem mówiąc, byliście już u niego? Czy on w ogóle będzie chciał rozmawiać? To jest lekarz z Gorzowa, ortopeda, który był przewodniczącym Komisji Zdrowia. Z Konina, tak, z Konina. I jak nawet zadzwoniłem do niego rok temu, czy będzie na tym spotkaniu rocznicowym, powiedział: „Nie, daj mi spokój, ja mam dość tego". Jakiś zrażony. Nie wiem dlaczego. W każdym razie z nim miałem może taki najbliższy kontakt. A chodzi bardziej o zbieżność poglądów czy o cechy charakteru? No, on był lekarzem, więc żeśmy mogli poza wszystkim jeszcze na ten temat mówić. No, wie pani, to jeszcze był okres, że wtedy na przykład, ja pamiętam sobie, w Cieszynie był taki zakład Celma, który produkował wiertarki. Wtedy kupić wiertarkę to jeszcze był problem, to ja mu wiertarkę przywiozłem z Cieszyna na przykład. No, ale żeśmy się dogadywali dobrze. Poza tym w Komisji Zdrowia był przewodniczącym, więc żeśmy szlifowali pewne sprawy czasem, jakieś przemówienia, w pokoju w hotelu. Z Bronisławem Geremkiem udało się utrzymać jakiś bliższy kontakt? Tak, miałem kontakt nawet, jak już był eurodeputowanym. Pisałem do niego. Wie pani, ja byłem w Unii Wolności, potem w tej Partii Demokratycznej, która nie wiem, czy jeszcze istnieje. On stale też był wierny i był w tej Partii Demokratycznej. I właśnie te moje pewne pomysły na reformę systemu ochrony zdrowia myślałem, że przez niego jakoś wprowadzę. I o n _ Pisywaliśmy do siebie. Tak że on, jak był w Bielsku przyjeżdżał. On ze Staniszewską blisko trzymał. Tak że wielokrotnie się z nim spotykałem. Byłem na pogrzebie jego. Ale tych reform się nie udało jakoś tam przeprowadzić? Nie, ale proszę pani, co najgorsze, to jest właściwie w tej chwili jeden z moich zarzutów w stosunku do aktualnego biura Senatu - w ogóle nie odpowiadają na listy. Pisze się do Komisji Zdrowia - nic. Tak samo, wie pani, „Gazeta Wyborcza" - posyła się do nich pismo, powinni odpisać. Byłem jakiś czas w Stanach Zjednoczonych, pracowałem, tam można najgłupsze pismo napisać i pani otrzymuje odpowiedź: „Dziękujemy za pismo, zachowamy to w pamięci, przy okazji wykorzystamy". Człowiek wie, że mają mnie w nosie, tak, ale przynajmniej wiem, że to doszło. Tu nic - ściana. Tak jak na przykład, no, w Kościele katolickim podstawowa zasada działania jest „nie odpowiadać", prawda. Nie reagować. Tam, gdzie się nie chce odpowiadać. Pamiętam sobie, i do tej Komisji Zdrowia w Sejmie nawet dwa artykuły 8 na ten temat, jeśli chodzi o tę ochronę zdrowia, były drukowane w pismach medycznych, ale dwa były też i w „Wyborczej". Nikt nie reaguje na to. Bo wie pani, można tam się sprzeczać, czy składka powinna być odrobinę wyższa, czy odrobinę niższa i tak dalej. Natomiast tu jest zasadnicza różnica: czy decentralizować, czy centralizować? Religa chciał jeszcze centralizować, chciał zrobić tylko cztery oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia w całej Polsce, prawda, no. Natomiast ja w tych swoich artykułach podaję przykłady, że zagranicą, w takiej Holandii jest 40 takich ośrodków i są właśnie pod opieką samorządów. W Stanach Zjednoczonych taką podstawową komórką jest HMO, Health Maintenance Organization, też stosunkowo małe grupy. Dlatego że tam można prowadzić pewną kontrolę, wie pani, nad lekarzami. Na czym to polega? Że się robi tak zwane profile świadczeń, na przykład bada się, który lekarz ile kosztuje. Z lekarzy podobnie pracujących, na przykład lekarzy pierwszego kontaktu. I tych bardzo tanich i bardzo drogich się bierze pod lupę. Tych bardzo tanich - czy nie robią szkody, a tych bardzo drogich - dlaczego? Może oni mają kontakty z firmami farmaceutycznymi, żeby zapisywać drogie leki. Więc są pewne systemy wypracowane zagranicą, które mogłyby zmniejszyć rozrzutność. Ale to jest możliwe tylko w mniejszych organizmach. Właśnie dzięki temu gmina dzisiaj pracuje - mając większe kompetencje, niż miała kiedyś, pracuje lepiej, niż pracowała kiedyś. Gdyby tamta kadencja pierwsza Senatu trwała tyle, ile powinna trwać, udałoby się dużo więcej zrobić, czy już te podziały by w tym przeszkodziły? Nie, no, na pewno by się udało. No oczywiście. Więcej niż zrobiły kolejne kadencje? Proszę pani, no, wie pani, ja w ogóle nie zajmowałem się potem do tego stopnia następnymi kadencjami Senatu. Natomiast wtedy był rozpęd i było duże przyzwolenie społeczne. Tak że w ogóle pierwszy parlament gdyby trwał dłużej e Na przykład była reforma samorządowa gminy, a nie było powiatu. Powiat znacznie później wszedł. Przypuszczam, że w ochronie zdrowia by więcej zrobiono. Po prostu był nastrój, były warunki do tego, żeby dużo wtedy zrobić. Właśnie. Jakie muszą być spełnione warunki, żeby dużo zrobić? No, przede wszystkim te warunki to jest początek, wie pani, każda zmiana, new age. Więc to był ten - coś jest nowego, przewrót jest nowy i wtedy ludzie czekają i m y ś l ą e Bo potem mówili następni, teraz mówi Tusk: „dajcie 500 dni, ileś tam". No, dobrze, ale ludzie są znudzeni. No, skąd wiadomo, że 500 dni będzie lepsze niż dotychczasowe? Natomiast tam były właśnie te warunki, nazwijmy to, psychospołeczne, które sprzyjały temu. Mimo że też tam były jeszcze, prawda, strajki i tak dalej. Ale łatwiej to było wszystko jakoś g a s i ć e A ten skład Senatu? To nie była jakaś szczególna siła? Wie pani co? Myśmy wtedy nie wyczuwali, mimo że było to rozdwojenie tego OKP, to ja sobie nie pamiętam, żeby były jakieś szczególne różnice przy głosowaniach. Może źle pamiętam, ale nie bardzo mi się to wydaje, że raczej b y ł a e W ogóle, wie pani, ten pierwszy parlament tak działał właściwie bezszmerowo, bo również ta największa jeszcze w parlamencie siła, czyli PZPR czy już potem się inaczej nazywało, oni nie przeszkadzali przecież w tym pierwszym parlamencie. Wie pani, byłem na tych takich spotkaniach rocznicowych, było takie spotkanie w ubiegłym roku chyba, nie, w tym chyba, na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie było czterech byłych premierów i Cimoszewicz. Mazowiecki nie był wśród tych premierów tylko siedział na widowni. I Cimoszewicz wtedy powiedział: „Gdyby oceniać wszystkie rządy, poza rządem pana premiera Mazowieckiego, który jest poza konkurencją (taki ukłon zrobił do niego), no, to t a m e " - tam wymieniał, 9 prawda, kto był jaki. Na pewno tym wielkim osiągnięciom tego pierwszego parlamentu pomógł pewien entuzjazm, który był. No i nadzieja. Może nadzieje trochę nadmiernie rozbudzone. Wprawdzie Balcerowicz ostrzegał, a l e ^ Ale to nikt nie wiedział, że to będzie aż tak. Zresztą na pewno było można pewne rzeczy bez szkody dla systemu zrobić mniej drastycznie. No, na przykład, wie pani, Balcerowicz^ W Cieszynie na przykład padła fabryka zamków błyskawicznych. Dlaczego? Dlatego, że zamki błyskawiczne z Tajwanu i tak dalej były zwolnione od cła, a materiały do polskich zamków były clone. Tak samo było z lekami - materiały do produkcji polskich leków były clone, a gotowe leki zagraniczne bez cła. I ja mówię Balcerowiczowi na takim posiedzeniu naszym, klubu: „Panie premierze, przecież to jest nonsens - ja mówię - no, każdy żydek prowadzący jednoosobową firmę by wiedział o tym, że tak nie można". On mówi: „Tak, powoli", tego. Ale on był po prostu... Ja zresztą też jestem fanem Balcerowicza wielkim i mam z nim pewien kontakt nawet też. Ale on był po prostu - może dzięki temu mu się to udało - to jest człowiek: „tak idę", niesłuchający rad po boku, z lewa, mający jedną drogę wytyczoną, idzie jak walec. Do przodu. Dzięki temu się mu tyle udało. Ale to była rewelacja, przecież po kilku miesiącach parlamentu, w jedną noc, prawda, się wszystko zmienia. A czym się Pan zajął po zakończeniu tej kadencji? No, byłem tym dyrektorem szpitala w Cieszynie. A praktyka prywatna przez ten czas zdążyła upaść? Tak, tak. No, w każdym razie bardzo mi się zmniejszyła. Zresztą potem też tym dyrektorem starałem się być t a k i m _ Zaangażowałem się bardzo w to, założyłem fundację potem, zdobywałem pieniądze na wszelkie sposoby, stworzyłem stację dializ, oddział psychiatryczny. Tak że dużo tu zrobiłem. No, więc po prostu mniej miałem nawet czasu na praktykę prywatną. No, ale dałem się jeszcze namówić, wie pani, jak powstawały te sejmiki wojewódzkie, to byłem jeszcze radnym sejmiku wojewódzkiego w Katowicach przez cztery lata, już potem. Znaczy, to nie bezpośrednio, bo zdaje się w 1995 roku dopiero. To też żona zachęciła czy to była Pana inicjatywa? Nie. Po prostu Staniszewska mnie tam namówiła, żeby t a m _ Wtedy Unia Wolności, gdzie należałem, była dosyć mocna -Staniszewska została senatorem i ja z naszego okręgu wtedy. Ale to też tak oceniam, jak radzenie. Wie pani co, po prostu ja takie mam wrażenie, że w tej chwili pomysły powstają w wąskich bardzo gronach a cały parlament potem jest swego rodzaju przykrywką. Znaczy się, cały w sensie: jeżeli wszyscy się na to zgadzają lub ta siła, która ma większość. Natomiast nie powstają pomysły, że tak powiem, w mózgach pojedynczych posłów czy senatorów. Ma Pan poczucie, że miał Pan mały wpływ na to, co się zmieniało^ Stosunkowo mały. Mimo że miałem, wie pani, tych wystąpień dużo. Wie pani, no, najbardziej mi żal inicjatywy następującej, tu nawet przygotowałem te „Zeszyty senackie". Mianowicie właśnie widząc, że uchwalamy pewne ustawy, które za chwilę się okazywały głupie, a mówiło się, że Senat ma być „izbą refleksji", „izbą kontroli", prawda, że to ma być wszystko mądrzejsze. Dałem taki pomysł mianowicie, żeby stworzyć przy Senacie Biuro Jakości Stanowionego Prawa. I tu jest właśnie dyskusja na ten temat. Jedynym senatorem, który mnie poparł, był właśnie ten Zieliński, profesor prawa, nawet znalazł grupę prawników, którzy by to byli gotowi stworzyć, stworzyli pewien już nawet budżet i tak dalej. Wyobrażałem sobie, że tak jak samochód ma gwarancję roczną czy dwuletnią i potem trzeba go dawać do przeglądu, tak byłby taki przegląd tych ustaw po dwóch latach^ Z tym, że tworząc ustawę, by się od razu decydowało, czy ta ustawa ma być sprawdzona za rok, za pięć, za dziesięć, za 10 dwadzieścia lat. To sprawdzenie polegałoby na tym, że po prostu to biuro by się pytało danego ministra, jeżeli na przykład istnieją jakieś grupy społeczne, które się danym problemem interesują, no, na przykład myśliwi - to Związku Łownego czy jak to się tam nazywa: „Co wy sądzicie o tym? O tej ustawie, która już funkcjonuje dwa lata". I wtedy byłyby powody do zmian, żeby nie czekać dopiero na sytuacjęe Bo tak: są pewne problemy, które same wołają, prawda, drastyczne, trudno mi w tej chwili znaleźć jakiś przykład, ale na pewno się powinno badać zdrowie prezydenta, tak jest za granicą, w Ameryce na przykład (wprawdzie tam prezydent to jest więcej niż w Polsce, bo to jest jednoosobowy szef rządu, można powiedzieć) i takie badanie lekarskie każdego kandydata na prezydenta jest w internecie, tu nie ma żadnej tajemnicy zawodowej i tak dalej. Żeby ludzie wiedzieli, czy on przypadkiem nie ma jakiegoś nowotworu, który sprawi, że za dwa lata on umrze i trzeba będzie nowe wybory robić na przykład. Są takie po prostu, że tak powiem, problemy, które na pewno powinny być lepiej zrobione. Wyobrażałem sobie to Biuro Kontroli Jakoście I co więcej - rok temu, bo była ta rocznica utworzenia Senatu, nie, co to była za rocznica? No, w każdym razie Borusewicz się tam chwalił, że on coś tworzył takiego właśnie przy Senacie, jakieś takie biuro, że to coś tam społeczeństwo może mieć jakiś wpływ i tak dalej. Ja napisałem znowu do Borusewicza, przytoczyłem, właśnie powołałem się na te - żadnej odpowiedzi. A co wtedy się stało z tym pomysłem? Z moim pomysłem? On upadł. I właśnie pani Grześkowiak, dlaczego sobie przypomniałem o tym - bo pani wspominała o Grześkowiak, Grześkowiak na przykład mówi w ten sposób: „No, dobrze, to będzie na przykład problem, czy ma być kara śmierci, to kogo pan będzie pytał?". W kodeksie tym. A ja mówię: „Właśnie panią senator!". Bo ona ma pracę z zakresu tej kary głównej, pisała artykuły na ten temat. Ja mówię: „Właśnie pani senator". Oczywiście to Biuro Jakości Prawa polegałoby na tym, że jacyś prawnicy zbierają te informacje. Dlatego, że na pewno byłby cały szereg głupich pretensji, to wiadomo, przecież ludzie piszą, co i m e Ale gdyby zauważyli, że jest coś do dyskusji, to wtedy się z tym zwracają do ekspertów i to przychodzi na daną komisję. I jeżeli rzeczywiście się stwierdzi, że w istniejącym przepisie prawnym jest jakaś zupełna głupota, to się to zmienia. A nie czeka się dopiero, aż powstaną większe konsekwencje właśnie tej głupoty. No, więc to właśnie są wszystko powody, że ja nie czuję się jakimś spełnionym. Nie żałuję tego okresu, ale po prostu ja się nie nadaję do tworzeniae do dyskutowania nad pomysłami moimi. Rządy dyktatorskie by Pan raczej wprowadził, gdyby Pan miał być na czele? Wie pani, trudno powiedzieć dyktatorskie dlatego, że ja zawsze się pytałem ludzi. Natomiast to, że ja się zapytałem i coś mi poradzili, to nie znaczy, że ja zawsze tak robiłem. Ale spytać się trzeba dlatego, że bardzo często zmieniałem w dyskusji pogląd, jeżeli ktoś mnie przekonał. Starałem się być labilny, wie pani, a nie taki sztywny, że musi być tak. Ale po prostu lepiej bym się czuł na przykład, że tak powiem, na urzędzie ministra niż senatora. Jak Pan dzisiaj ocenia pracę Senatu? Mało się tym interesuję, szczerze mówiąc. W ogóle polityką? Z jakiej strony? Że słucham pani Olejnik tych rozmów rozmaitych? Właściwie my nie oglądamy filmów, tylko żyjemy tymi wszystkimi dysputami. Natomiast nie interesują mnie wszystkie. Nawiasem mówiąc, jest bardzo mało tych sprawozdań z Senatu w telewizji albo o jakiejś bardzo późnej porze. Nie ma nic. Tak że ja nie wiem, co Senat robi. 11 A warto się jeszcze dzisiaj zajmować polityką? Proszę pani, na pewno warto, tylko jak mówię, trzeba mieć przebicie. No, na przykład gdyby mnie się udało trafić do Boniego z tym moim pomysłem, wie pani, to gdyby mnie się udało jego przekonać, no, to ja wiem, że to by było zrealizowane. Natomiast takie jakieś pisanie po gazetach, pisanie do komisji i tak dalej, to nic nie daje. Miał Pan więcej takich pomysłów? Jeden to jest reforma służby zdrowia, drugi pomysł to Biuro Kontroli Jakości Prawa. Było coś jeszcze? To były duże pomysły, ale cały szereg takich małych, na przykład, wie pani, my jesteśmy na granicy, tiry nam niszczą drogi, wagi nie , kurczę, na granicy, która by sprawdzała, czy tir nie jest przeładowany. No, to wnosiłem o to, żeby to zrobić - nic. Ale uważa Pan, że warto było? Proszę pani, warto było, ale nie w tym sensie, żebym ja miał przekonanie, że moja obecność zmieniła Polskę. Ja odniosłem dużą frajdę, wie pani, z tego okresu. Na pewno się dużo nauczyłem. No i być może to, że ruszyłem ten problem ustawy antynikotynowej, to było wprawdzie w następnym parlamencie, ale to weszło. Ja wierzę głęboko, że to ma znaczenie. Senat pierwszej kadencji zmienił Polskę? Kto zmienił Polskę? Na pewno Balcerowicz i na pewno Regulski ze Stępniem, którzy byli twórcami ustawy samorządowej. Ma Pan jeszcze jakieś wspomnienia, coś jeszcze, co chciałby Pan dodać? Chyba już nic. Może jeszcze o senatorach jakieś wspomnienia? Z tym Koziołem, właśnie w związku z tą ustawą o papierosach, z Zielińskim, to powiedziałem, z Wielowieyskim, z nieżyjącą Kuratowską. A te wyjazdy do Czech to były z kimś czy Pan jeździł sam? Sam. No, natomiast byłem na takiej wycieczce, właśnie w Stanach, właśnie po tej wycieczce do Stanów zrodził mi się ten pomysł, jak powinna wyglądać ochrona zdrowia w Polsce. Dlatego, że tam są właśnie te HMO - to są takie najtańsze systemy ubezpieczeniowe, dzięki temu są tanie, że tam pilnują żeby rozrzutności nie było. Bo towarzystwo ubezpieczeniowe, które zawsze jest obliczone na zysk, robi wszystko, żeby opieka zdrowotna była coraz droższa, bo wtedy są coraz większe składki, coraz więcej zarobią. A HMO to po prostu sami lekarze tworzyli, nie było tego trzeciego płatnika. Nie było tak, że pacjent, lekarz i ktoś, kto to finansuje, tylko ludzie się ubezpieczali u lekarzy. Po prostu lekarze tworzyli tę grupę, więc były mniejsze koszty. I oni ze względu na konkurencję starali się maksymalnie obniżać koszty. Więc mieli na przykład układy z konkretnymi szpitalami i za to, że oni posyłali tam swoich pacjentów, to szpitale im po prostu mniej liczą. Pamiętam sobie, po tym napisałem taki właśnie artykuł też, jakby wywiad z sobą, dlaczego mi się ten HMO tak podoba. Ale to mówię, to po prostu nie ma żadnych, dopóki się nie napisze w gazecie jakiejś strasznej rzeczy, no, na przykład gdybym napisał, że Komorowski ukradł komuś coś, prawda, to nie ma odzewu żadnego. Natomiast praca z ZOZ-ie, kiedy byłem tu dyrektorem - ja wiem, że jest oddział psychiatryczny, którego nie było, i ludzie nie muszą jeździć sto kilometrów stąd, tylko na miejscu się leczą i na przepustkę niektórzy, prawda, chodzą, rodziny ich odwiedzają; że jest stacja dializ której nie było, a jest. To stwarza frajdę, no.