PS Po egnanie
Transkrypt
PS Po egnanie
MWKFZTJ język norweski pośrednictwo norsk norwegia kompetansesenter.pl PS Pożegnanie Zmieniony 16.03.2007. Pożegnanie Witam się z Januszem i wchodzę. Na środku małego, wąskiego pokoiku stoją dwa długie stoliki. Witam się ze wszystkimi. Starzy znajomi. Na stołach torty. Na ścianie - brak krzyża. Jest już spakowany. Jutro o świcie Janusz wyjeżdża na Zachód. Wyjeżdża do obcych krajów, które tak obrosły w naszych myślach marzeniami o wolności, że wydają się stąd niemal swojskie. Dostaję swoją porcję torciku. Dostaję kieliszek wina. Dostaję kanapkę. Przestawiam talerzyk. Przekładam widelec z lewej ręki do prawej. Biorę kawałek ogórka. Więcej ruchów nie da się już wykonać, więc patrzę na Janusza. Jak to dali mu paszport? Tak. Janusz opowiada teraz o państwie, które choć tak lubi wszystko mieć zrezygnowało z Janusza. Opowiada jak przez wiele tygodni chodził po pokojach państwa, które rozpaczliwie usiłowało przywiązać do Janusza choćby jakiś sznureczek, za który pociągając, wiedziałoby gdzie Janusz jest, z kim i oczym rozmawia. Tak trudno było zorganizowanym ludziom pogodzić się z myślą, że tracą pełnowartościowego opozycjonistę, którego tak przyjemnie było ścigać, kopać i przesłuchiwać. A on nie chce się nawet zobowiązać, że kartkę zza granicy przyśle. W końcu pan z kontrwywiadu marszczy się, wychodzi. Ten z policji kiwa głową: sam pan chciał. Wstaje i otwiera drzwi. A paszport? - pyta Janusz patrząc na leżący na stole paszport. - Ma pan tydzień czasu aby zastanowić się nad naszymi propozycjami - mówi człowiek z tajnej policji. Patrzy zimno i głośno zamyka drzwi. A jednak po tygodniu Janusz dostał paszport, pomimo że nie zgodził się zostać agentem tajnej policji ani kontrwywiadu. Bardzo mu zależało na tym, żeby pozostać sobą. Więc pozostał. - I nic? Nie chodzą za tobą? - pytamy. Janusz śmieje się. - Sprawdź, może za oknem wisi kapitan Bodnar? Śmiejemy się. Kapitanie Bodnar! - wołamy w kierunku okna. - Niech pan wejdzie! Co się pan będzie męczył i wisiał? Nie tu wołaj - mówi Andrzej - tylko do kontaktu. - Kapitanie! Ręce panu nie mdleją? - wołamy. Śmiejemy się. Śmiejemy się i radość nasza wyłazi ustami i nosami. Radość jest w twarzach. Radość nasza przycicha i chowa się w oczach. - Co tam będziesz robił bez kapitana? - mówi Andrzej. - Kto cię będzie szpiegował? - mówi Andrzej. Radość nasza chowa się w głąb, nagle jest cicho. Twarze patrzą nie wiadomo gdzie. Co się stało? Milczenie trwa. - No... co tak siedzicie? - mówi nagle, trzeźwo, Janusz. Przecież nie wiadomo nawet czy mnie puszczą. Mogą mnie zawrócić z granicy, mało takich było? Napijecie się? - pyta Janusz chwytając wino. - Mnie nie nalewaj - mówi Renata. - Mnie też - mówię. Może tortu jeszcze komuś? - pyta Janusz. Jest cisza. Wyczerpały się pomysły na nic nie znaczące ruchy. - Co ty tam będziesz robił w ogóle? - pytam. Wszyscy patrzą na Janusza. To jest człowiek, który będzie gdzieś, tam, pracował. Myślimy, że będzie za to dostawał dużo pieniędzy i będzie za nie kupował dużo rzeczy. Nie tak jak my. Myślimy też, że będzie bardziej wolny. My, którym prawo obejmuje nogi w biegu i ciasno owija gardła przypuszczamy, że tam jest inaczej. Nasza wyobraźnia dopisuje coraz to nowe zalety Nowego Świata Janusza. - Nie wiem - mówi Janusz. - Jadę i to jest dla mnie wielka przygoda. - Janusz niewiedząco potrząsa głową. Ręce jego wykonują gestykulację niezbyt pewną. Sztywną. Okazują dziecinne wzruszenie przed wejściem do Krainy Wymarzonej. -No... co tak siedzicie? co to -stypa? - mówi nagle Janusz - Może jeszcze tortu? - Renata, nie? Może wina? - zachęca gwałtownie Janusz. Czyjeś ręce grzebią niemrawo w torciku. Czyjeś palce niezdarnie składają przewróconą kanapkę. Janusz - czemu wyjeżdżasz? Po wolność od kapitana Bodnara i komunistów? Przecież tam też będziesz musiał czymś żyć. Czym? Jakimi sprawami będziesz żył tam, w Krainie Wymarzonej? Czy sądzisz, że będą one bliższe twojej duszy, twojemu powołaniu? - Ciągnie mnie do tej wolności... - mówi Janusz. Mówi, choć nie bardzo wyobraża sobie swoją nową wolność. Ale czy my sami wyobrażamy sobie naszą przyszłą wolność? Czy my sami, protestując przeciwko życiu w rzeczywistości nasyconej przez komunistów kłamstwem, wyobrażamy sobie wolność w kraju wolnym od tych kłamców i oszustów? Czyż wolność nie jest tylko niejasnym przeczuciem, które pociąga? - No bo po co właściwie żyjesz zastanowiłeś się? - myśli Maciek - Poza duszą, która może wszędzie żyć, masz ręce i usta, które żyją dla innych wokoło ciebie. Czy sądzisz, że tam ktoś czeka na twoje ręce? Na twoje serce? - Myślę, mówi Renata, że Janusz wyjeżdża żeby być lepszym i pełnym miłości do innych. Tylko jeszcze nie zna tych innych i nic nie może o nich powiedzieć. Może Janusz znajdzie jakieś nowe dobro? Rodzina, dzieci? mówi Renata. - Rodzinę i dzieci można mieć i tu. Sama masz. - zauważa Maciek. - Chyba, że to Bóg czegoś od niego chce. Może brak tam Janusza. - Nie łudźcie się - mówi Krzysiek - On nie będzie już żył tymi samymi sprawami, co my. To nas rozdzieli. - mówi Krzysiek wbijając wzrok w torcik. - Jeszcze ci się oczy nie otwarły na ludzi wokół, dlatego umiesz wyjechać. - myśli Andrzej. - Może kiedy zapomnisz o biciu, przesłuchaniach i więzieniu, przypomnisz sobie ludzi. Takich dużych i wyraźnych, na tle mglistych organizacji, drukarni, aresztów. Tego ci życzę. - myśli Andrzej. - Skreślam cię - mówi Andrzej. - Ludzie, którzy cię potrzebują, są tu. Opuszczasz ich, więc cię skreślam. Tu inni potrzebują ciebie. Tam ty będziesz prosił o coś innych. Zimne i zacięte są myśli Andrzeja. - On odejdzie od nas - żywych ludzi. I zapomni o nas. To, co dla nas jest prawdą, stanie się dla niego banałem, to co normalnością - odległą nędzą - mówi cicho Krzysiek. Krzysiek boi się bardzo. Boi się jak średniowieczny żeglarz, który dopłynął do brzegu swojego płaskiego świata i widzi, że poza nim jest jakiś inny świat. Żeglarz nie rozumie go, bo inny świat żyje czym innym. Dlatego żeglarz nazywa ten inny świat przepaścią i zawraca swój okręt. Rozdrażniony Krzysiek wychyla do dna swój kieliszek i z widocznym, rozszerzającym się pęknięciem na http://www.mwkfztj.bdl.pl Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 00:39 MWKFZTJ język norweski pośrednictwo norsk norwegia kompetansesenter.pl duszy, rzuca pytanie: - Jaka przykra tajemnica w nas drzemie - Krzysiek toczy ręką wokół - i w tym wszystkim, że trzeba od tego uciekać do Wymarzonego Świata? -Och! - mówi Janusz - Ja nie uciekam. Ja szukam. O! Nie śmiemy tego wypowiedzieć, ale nasze myśli krzyczą chórem: Czego szukasz?! Czy nie dość znalezisk w tym skarbcu wokoło nas? Myślimy o sensie naszej pracy w opozycji. O wykopywaniu wolności zasypanej i przydeptanej. - Ja wiem, tu robię - mówi Krzysiek. - Drukuję wolne słowo tym, którzy go potrzebują. I tym, których może ono obudzić z letargu. Jeśli przestanę to robić, stanę się nikim. Tak jak Janusz jutro. - Nie przesadzaj - mówi Maciek. - Nie wszystko robimy dla innych. Drukując wolne słowo przede wszystkim ty sam stajesz się wolny. Choćby skonfiskowano i spalono cały nakład tego, co wydrukowałeś, choćby cię aresztowano - ty pozostajesz wolny. Ja czuję się wolny. Od lat spotykamy się, aby poczuć wolność. Ja jej nie muszę szukać w innym kraju. Ręce Andrzeja drżą. - Jest coś takiego jak wierność. Wierność tym, którym jakby dałem słowo. To jest skarb, którego nie porzucę. - A ty, Renata? pyta Krzysiek - Gdzie jest twój skarb? Czy jesteś szczęśliwa? Może chociaż ty powiesz, że nie. Że chcesz też stąd wyjechać? Czy daje ci szczęście to, że mieszkasz z dwójką dzieci w jednym pokoju, a twój mąż siedzi w więzieniu? Walka z tym państwem dawała mu chyba wolność, ale wam, teraz? Renata spuszcza oczy. -Biedny Krzysiu, myśli, gdybyś ty wiedział, co to znaczy mieć dom, własny dom. Opiekować się małymi, wesołymi ludźmi. Gdybyś wiedział, nie zadawałbyś takich głupich pytań. Gdybyś wiedział, co czuję kiedy modlę się co dzień o dziesiątej i wiem, że mój mąż robi to samo w więzieniu... -Szczęście bierze się z każdego uśmiechu radości. Z każdego przyjaznego słowa. Z myśli uratowanych przed upodleniem. Z ust uratowanych od zdrady. Ja szukam szczerości. Ja chcę zrozumieć ten świat aby ominąć zło i uczynić dobro. Na chwilę zapada milczenie, ale oto weszła mama Janusza i postawiła nowy tort. Milczenie rozproszyło się. Wybuchło w gwarze. Usta nasze znowu mówią coś bezładnie i wesoło. Ktoś zauważył, że Janusz zabiera ze sobą worek polskich monet. Po co? Śmiejemy się z tych pieniędzy, z których okrada nas nasza władza. Nasza władza musi okradać obywateli, choćby po to, żeby mieć się za co reklamować. Ustrój naszego państwa wymaga nieustannej reklamy i reanimacji - bez tego by go w ogóle nie było. Śmiejemy się. Znamy się. Jesteśmy u siebie. Śmiejemy się - jak gdyby było wesoło. Śmiech nasz spływa powoli stokami myśli, ogrodami marzeń, ku dolinie ciszy, zamyślenia. Wstajemy i żegnamy się z Januszem po kolei. Mówimy mało. Jednym łzy, drugim wściekłość, ściskają gardła. Co go tam czeka? Co nas tu czeka? -Nie wiem - myśli Janusz. - Jadę i to jest dla mnie wielka przygoda. -Nie wiemy- myślimy. - Zostajemy i to jest dla nas wielka przygoda. -Droga do szczęścia jest tutaj, w Polsce - mówi Andrzej i daje Januszowi maleńki, bardzo stary krzyżyk. - To po powstańcu. Ciebie już.... jakby nie ma - mówi Krzysiek, trochę pijany, usiłując zmrużonymi oczyma dostrzec Janusza, kiedy ściska jego rękę. Jakby widział go coraz gorzej. - Zostaliśmy sami - mówi Krzysiek i wytacza się na korytarz. Słychać, jak mówi do siebie: - Jutro rano Janusz zapakuje swoją teraźniejszość do pociągu i odjedzie. Jego zastygłe ruchy, wszystko to, co zrobił wkleimy do albumów naszej pamięci i podpiszemy: Janusz. Jego obraz będzie kamieniał, poruszany raz na kilka miesięcy krótkim listem. Ten album... będzie teraz udawał żywego Janusza... -Miej nadzieję w Bogu. - mówi Maciek ściskając Janusza. - Pewnie znajdziesz sprawy ważniejsze od tej naszej pracy. Dobro można dawać ludziom na wiele sposobów mówi Renata. - To dla twojej przyszłej rodziny - mówi a Janusz otwiera pudełko, które mu dała. Na wierzchu leży stary, używany elementarz. -Masz tam jeszcze Pismo Święte dla dzieci - mówi szybko Renata. - Cześć - wspina się na palce, całuje Janusza w policzek i ucieka. Na korytarzu otarłem oczy. Wyszedłem pod niebo. Wieczór już nieco podesechł po deszczu i czarne piękno wyzierało z kałuży. W cichej ciemności patrzyłem na niebo. Renata pobiegła szybko do swoich dzieci. Maciek wsiadł już do autobusu, zamyślony. Andrzej odszedł szybkim, zdecydowanym krokiem. Krzysiek, w rozchełstanym płaszczu, ze zmierzwionymi włosami. Każdy poszedł w swoją stronę. Do tej pory, przez osiem lat, pracowaliśmy razem. Działaliśmy razem. Baliśmy się razem. Czy coś się stało pomiędzy nami z powodu wyjazdu Janusza? Czy to już przyszedł czas, żeby każdy pożeglował swoim życiem w stronę swojego własnego skarbu? http://www.mwkfztj.bdl.pl Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 00:39