PCFTAA0320s010

Transkrypt

PCFTAA0320s010
10// Magazyn
www.gk24.pl
www.gp24.pl
Głos Dziennik Pomorza
Piątek, 20 marca 2015
www.gs24.pl
b Oliwia z ogromną czułością przywitała na świecie młodszego brata Sławka
b Mimo, że rodzice planowali inaczej, Oliwia przyszła na świat w szpitalu. Rozwiązanie
nastąpiło w domu przy drugim porodzie, kiedy na świat przyszedł Sławek
b - Po narodzinach Sławka trzymałam na piersi aż
do końca tętnienia pępowiny - wspomina pani Joanna
b Pani Joanna w oczekiwaniu na drugie dziecko
wiedziała, że ponownie spróbuje porodu w domu
To naturalne. W domu życie się
Nie rodzą przecież na kamieniu przy drodze czy w polu. Są
w swoim domu, tak jak pozwala prawo, z położną. Mimo to
muszą się ukrywać. Ludziom wokół trudno jest zrozumieć, że
w swojej sypialni można czuć się bezpieczniej niż w szpitalu.
miała przyspieszyć poród. W rzeczywistości trwał jeszcze 8 godzin. Oliwia urodziła
się drogami natury. Dostałam ją od razu
na piersi, miałyśmy chwilę czasu dla siebie. Z perspektywy wiem jednak, że mogło
to wyglądać inaczej i nie żałuję, że ponownie spróbowaliśmy urodzić w domu.
W zwisie na mężu
Reportaż
Anna Folkman
[email protected]
N
igdy nie przepadałam
za lekarzami i szpitalami. Wiedziałam, że kiedy będę rodzić, na pewno nie będzie to szpital
- opowiada Joanna ze
Szczecina. - Zaczęłam interesować się alternatywnymi sposobami i natrafiłam
na książkę, która traktowała o porodach
w domu. Pomyślałam, że to właśnie coś dla
mnie. Mąż mnie poparł.
Pomysł ten jednak małżonkowie pozostawili dla siebie. Nie zdradzili go nawet
najbliższej rodzinie. Bali się ich reakcji. Wiedzieli, że mogą podejść do tego bardzo krytycznie. Po cichu skontaktowali się z położ-
ną, która w Szczecinie przyjmuje porody
domowe, chodzili do szkoły rodzenia. - Towarzyszył nam lekki stres związany z samym porodem. Na świat miało przyjść
pierwsze nasze dziecko – wspomina pani
Joanna. - Ale nie było nerwów związanych
z tym, że jest to poród w domu. Wiadomo,
że myśląc o porodzie w domu, nie brałam
pod uwagę żadnych farmakologicznych
znieczuleń.
Akcja porodowa rozpoczęła się. Przyjechała położna, ale poród nie postępował.
Kiedy już było jasne, że potrzebna będzie
interwencja medyczna, po 7 godzinach pani Joanna i jej mąż pojechali do szpitala.
- Niepotrzebnie przyznaliśmy się, że to
miał być poród domowy – dodaje pani Joanna. - Spotkaliśmy się z bardzo negatywną reakcją. Personel zwracał się do nas
obraźliwie, nie mogliśmy liczyć na jakikolwiek szacunek. Nie odpowiadano na moje
potrzeby, nie zaproponowano mi skorzystania z żadnego z dostępnych sprzętów,
prysznica. Podano mi oksytocynę, która
Po około dwóch latach pani Joanna znów
zaszła w ciążę. W styczniu tego roku urodził się Sławek.
- Nie wybieraliśmy specjalnego miejsca
– opowiada mama Oliwii i Sławka. - Brałam
pod uwagę, że urodzę tam ,gdzie będę miała ochotę – nie planowałam czy będzie to
łóżko, wanna czy inne miejsce. Kiedy zaczęły się regularne skurcze zatelefonowaliśmy po rodziców. Nadal nie wiedzieli, że
planujemy domowy poród. Kiedy urodziła się Oliwia, byli przekonani, że wszystko
odbywało się w szpitalu. Przyjechali po Oliwię i psa.
Kiedy za rodzicami zamknęły się drzwi,
paraniezapinałatorby,bywyruszyćdoszpitala tylko przygotowywała się na przyjęcie
nowego domownika na miejscu.
- Mąż zadbał o muzykę, były świece,
poszłam pod prysznic. Wcześniej wszystko
ustaliliśmy – wspomina kobieta. - Na miejscu pojawiła się położna i jej mąż ratownik
medyczny. Nikt mi nie przeszkadzał, nie
nakazywał, mogłam robić to, co podpowia-
da mi ciało i jakie miałam w danej chwili
potrzeby. Szukałam sobie najlepszej pozycji. Każdy skurcz przeżywałam na stojąco,
w zwisie podparta na mężu. Poród nie
trwał tyle, co za pierwszym razem. Położna była w pobliżu, ale nie narzucała się, nie
przeszkadzała, nie komentowała, wspierała. Badała mnie między skurczami.
Pani Joanna urodziła na stojąco.
Przy pierwszym porodzie, który odbył się
w szpitalu, także odczuwała taką potrzebę, ale wtedy położna w szpitalu powiedziała, że nie została przyuczona do ochrony krocza w pozycjach wertykalnych i nie
może pomóc. Poganiała.
- Po narodzinach leżałam dłuższy czas
z synkiem, trzymając go na piersi – dodaje
pani Joanna. - Przytulaliśmy się tak aż
do końca tętnienia pępowiny.
Położna przyznała małemu Sławkowi
10 punktów w skali Apgar, zważyła go,
zmierzyła, pobrała krew do badań
przesiewowych. Tego samego dnia przyjechał neonatolog.
- Byłam z siebie taka dumna – kończy
pani Joanna. - Urodziłam sama, wiedząc że
mam wsparcie, ale to ja decydowałam
o tym, jak wszystko ma się potoczyć. Kiedy chciałam być sama, uszanowano to, kiedy zawołałam, od razu miałam męża i położną przy sobie. To było idealne rozwiązanie. Kiedy o tym opowiadam, spotykam
się ze zdziwieniem. Większość młodych